coraz więcej, bo często spotkać ich można na ulicach Białegostoku. Ostatnio nawet prowadzili autobusy zastępczej komunikacji miejskiej, kiedy wojsko wspomagało miasto w związku ze strajkiem kierowców MPK.
Kiedy są długie wiosenne dnie, „szczecińskim” — jak nazywają go również pasażerowie, podróżuje się przyjemniej; aż do Giżycka jest widno, za oknem przesuwa się zmienny krajobraz, początkowo pola i łąki, potem lasy, a gdzieś za Ełkiem jeziora. Wśród pasażerów trwa ożywienie, długie rozmowy, dyskusje, a jeśli znajdzie się jakiś interesujący rozmówca, często Kresowiak, to można przegadać całą podróż. Ale zmęczenie daje o sobie znać i większość pasażerów usypia w okolicach Giżycka i Kętrzyna.
Budzimy się zwykle około północy, kiedy „Włóczęga Północy” przybywa do Olsztyna. Ktoś wysiada, ktoś wsiada. I znowu w drzemkę. Do Trójmiasta jest jeszcze daleko. Ja oddaję się rozmyślaniom - jak silne były związki Białostocczyzny z Morzem i Pomorzem? Wygląda na to, że były to raczej luźne kontakty. Uważam jednak, że należałoby zbadać to dokładniej; być może natrafilibyśmy na jakieś interesujące fakty powiązań naszego regionu z Wybrzeżem, poznalibyśmy sylwetki Białcsto-ćzan, którzy niegdyś wyruszyli nad Bałtyk i pozostali tam na zawsze.
Wiadomo bowiem, że wiele osób ze wschodu tj. z Kresów położyło duże zasługi w latach międzywojennych w rozwoju floty polskiej, tak wojennej jak i handlowej. Byli kapitanami statków, kierowali przedsiębiorstwami morskimi, kształcili przyszłych marynarzy. Po morzach i oceanach pływały statki o nazwach miast kresowych: „Wilno”, „Lwów” (początkowo żaglowiec szkolny, później statek towarowy) oraz „Lida”. Co prawda Białostocczyzna w tamtym czasie nie należała do Kresów, bowiem stanowiła jedno z centralnych województw Rzeczypospolitej Polskiej. Ale przecież z krajobrazu, z życia codziennego mieszkańców bardzo je przypominała.
— 4 —