Fakty i Realia - gazeta żolyńska
"Człowiek pragnie podróży..." - czyli jak żołyńscy gimnazjaliści i licealiści poznają Polskę w ramach projektu "Nasza Szkoła"
Przez Podkarpacie i Matopolskę do zimowej stolicy Polski
Była połowa sierpnia. Niektórzy już tę sknili za szkołą, inni wręcz przeciwnie. Dziesiątego sierpnia do kilkudziesięciu osób (uczniów klas drugich liceum i przyszłych pierwszoklasistów) zadzwonił telefon. Nie, to żaden horror czy kryminał - tak po prostu zaczęła się nasza wakacyjna przygoda. W poniedziałek 13 sierpnia spotkaliśmy się w szkole. Pan dyrektor, Stanisław Panek, powitał nas słowami: "No kochani, dla was skończy ły się już wakacje". Zaśmialiśmy się niepewnie. Oczekiwaliśmy jakiś hiobowych wieści, ale okazało się, że wiadomości są więcej niż dobre. Otóż -organizowana jest wycieczka do Zakopanego na trzy dni (22.08-24.08.2007). Co więcej, wszystkie koszty wyjazdu pokrywa unijny program "Nasza Szkoła".
22 sierpnia o 5.00 na parkingu przed szkolą zrobiło się tłoczno. Wśród tego "tłumu" znalazło się: czterech opiekunów - nauczycieli (p. Zofia Szpila, p. Katarzy na Wróbel, p. Ryszard Niemiec, p. Stanisław Panek), pilot wycieczki i kierowca autobusu. I my- czterdziestu farciarzy!
Byliśmy trochę senni, w ięc w autobusie panowała dziwna cisza. Na szczęście nie trwała długo. O każdej mijanej miejscowości dowiadywaliśmy się ciekawych rzeczy od p. Roberta Szury, pilota naszej wycieczki. W drodze do Zakopanego zwiedziliśmy zamek (a właściwie miny) w Czorsztynie rozciąga się z jego balkonu piękny widok na Jezioro Czorsztyńskie, a także XV-wieczny kościółek pw. św. Michała Archanioła w Dębnie Podhalańskim.
Na miejscu czekał pan Marek, nasz przewodnik. To z nim wyruszyliśmy na odkrywanie "perełek" Tatrzańskiego Parku Narodowego, a dokładnie Doliny Kościeliskiej. Zaczęliśmy od Jaskim Mroźnej. To była niesamowita frajda przejść tymi chłodnymi, śliskimi tunelami. Później przyszła kolej na Smoczą Jamę. do której dostaliśmy się przez Wąwóz Kraków: Tam również było ciekawie, choć trochę mniej wygodnie i zbyt krótko, bo tylko 37 m.
Zwiedziliśmy także Jaskinię Mylną i podziwialiśmy przepiękne widoki z Okien Pawlikowskiego. Około 20 - tej przy jechaliśmy do pensjonatu w Murzasichlach, zjedliśmy kolację i porozchodziliśmy się do pokojów.
Następnego dnia pobudka o siódmej, śniadanie o ósmej, a później zwiedzanie. Ko-„Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie". Stanisław Jachowicz
lejką krzesełkową wjechaliśmy na Butoro-wy Wierch, przeszliśmy na Gubałówkę, schodziliśmy z niej już "własnonożnie". Następnie wybraliśmy się na skocznię (tutaj dopisało nam szczęście - trafiliśmy na trening juniorów). Kolejnym etapem naszej trasy' był wodospad Siklawica, a następnie Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach (kościół ten został zbudowany jako wotum za ocalenie życia papieża Jana Paw ia II w czasie zamachu w 1981 r.). Odwiedziliśmy także piękny cmentarz na Pęksowym Brzyzku z grobami Polaków, którzy w jakiś sposób przyczynili się do rozwoju Zakopanego, z Tytusem Chałubińskim na czele. Mieliśmy także trochę czasu, żeby' pochodzić po Krupówkach. Krupówki to był ostatni punkt programu przewidzianego na czwartek.
Po bardzo smacznej (częste przebywanie na świeżym powietrzu poprawia apetyt, a my przebywaliśmy wyłącznie na świeżym powietrzu) obiadokolacji, mieliśmy chwilę wytchnienia, a później ognisko. Towarzyszył nam Wojtek Łukaszczyk - syn naszej gospodyni. Słuchaliśmy jego gry na skrzypcach i ciekawie opowiadanych gaw ęd. Ognisko skończyło się dość wcześnie, bo następnego dnia wyruszaliśmy na ostatnią już wędrówkę. Ostatnią, ale nie byle jaką, bo aż nad Morskie Oko. Naszym przewodnikiem była pani Marta. Wyruszyliśmy o ósmej. Zaprawieni w górskich wędrów kach daliśmy sobie radę z taką "ogromną" ilością kilometrów. Po odpoczynku nad Morskim Okiem większość z nas zdecydow ała się na zobaczenie Czarnego Stawu. Każdy, kto choć raz wchodził na Czarny Staw, wie, że nie jest to zbyt proste. Ale naszej grupie udało się tego dokonać, w dość krótkim czasie zresztą, bo około 15 minut. Wyczyn godny uwagi. Cala wyprawa nad Morskie Oko zajęła nam około dziewięciu godzin. O siedemnastej opuszczaliśmy Zakopane i Tatry. Muszę przyznać, że z żalem wyjeżdżaliśmy stamtąd. Z wielką chęcią zostalibyśmy jeszcze kilka dni...
W drodze powrotnej "zahaczyliśmy" o Bunkier Hitlera w Stępinie. Pora była dość intrygująca, bo trafiliśmy tam około 20 - tej, może 21-ej. Niestety dużo nie zobaczyliśmy. I to nie z powodu ciemności, ale dlatego, że eksponaty na noc są chowane. Do Żołyni przyjechaliśmy po dwudziestej trzeciej. Na większość z nas czekali stęsknieni rodzice. Trzeba przyznać, że pogoda nam sprzyjała - przez cały czas trwania wycieczki świeciło piękne słońce, temperatura dochodziła do 30°C.
To była napraw dę fantastyczna wycieczka, świetnie zorganizowana, perfekcyjnie przy gotowana i zrealizowana. Bardzo dobrze się bawiliśmy, poznając jednocześnie cudowne zabytki, perełki Zakopanego, ziemi małopolskiej i podkarpackiej.
Ci wszyscy, którzy uważają, że podróże kształcą, a przez zabawę można wiele się nauczyć, mają rację.
Justyna Stopyra