kanie. Po załatwieniu minimalnych formalności przybijamy i cumujemy się.
Na statek wpada chmara południowców; przeważnie hiszpanie. Ludek drobny. ciemny, hałaśliwy i chętnie uszczuplający nasz dobytek. Rozsypało się to bractwo po statku, jak szarańcza, myszkując. gdzie się dało. Majestatyczny stróż porządku w korkowym hełmie uprzedza nas, że nawet zamknięcie kajut na klucz nie chroni od przedsiębiorczości tych ludzi. Na pokładzie pojawiają się morele, figi, brzoskwinie i pomidory.
Miasto Gibraltar pnie się po skalistej górze, na której anglicy wybudowali swą fortecę. Góra łączy się wąskim przesmykiem z lądem. Na tym wąskim pasku ziemi widać ogród z pióropuszami palm. Za ogrodem na stożkowatym pagórku ulokowało się miasteczko.
Węgiel wjeżdża na statek na ludzkich karkach w koszykach. Po załadowaniu odbijamy poraź ostatni od brzegów Europy i „Waita" pruje już fale morza Śród-
Brzeg afrykański cieśniny Gibraltar-skiej tworzy wysoka, skalista góra o bardzo stromym spadku ku morzu. No jej szczycie jakby w zadumie zatrzymało się kilka srebrzystych obłoków. W kierunku wschodnim widać miasto. Białe budynki.
druciku. Miejscowy ten przysmak przypomina kaukaski „szaszłyk".
Pomimo późnej pory ruch w mieście duży. Ulice pełne przechodniów. Rozmaitość typów nadzwyczajna. Więc piękny arab o klasycznych rysach, zgrabnej po-
Algier.
Jedtn z uroczych zakątków Algieru.
ziemnego, o cudownym wprost szafirowym kolorze wody. Wesołe delfiny urządzają gromadne polowania na ryby, wyskakując na powierzchnię wody. lub ścigają się ze statkiem, płynąc tuż przed jego dziobem. Dość często z lazurowej fali zrywają się latające ryby, srzebrząc się w jaskrawem słońcu, przelatują kilkadziesiąt metrów i znów giną w morzu. Ruchome białe plamy mew urozmaicają szafir nieba i morza.
Algier. Żebrak arabski.
płaskie dachy, strzeliste meczety. Zieloności prawie niema. Opodal na wzgórzu warowne mury i ciężkie wieże. Tło stanowią brunalno-szare. skaliste góry. Obramowanie — lazurowe morze i błękitne niebo. Na brzegu przytłaczający upał.
Trzydniowa podróż po morzu śródziem-nem przechodzi, jak miły spacer. Cudow-na pogoda, bajeczne wprost wschody i zachody słońca, czarujące noce księżycowe. Idziemy wzdłuż brzegów Afryki. Mijamy Algier. Ogromne miasto malowniczo położone na stokach wzgórz. Wspaniałe gmachy, świątynie, pomniki. Duży port.
Piętnastego dnia podróży o godzinie 8
wieczorem wchodzimy do portu Bóne w Algierze. Dość dużo świateł na brzegu i w mieście, które amfiteatralnie wspina się ku górze. Na tle jeszcze jasnego, wieczornego nieba zarysowują się ostro grzbiety dalszych wyniosłości. Chwila, kiedy po długiej morskiej podróży schodzi się na nieznany, egzotyczny ląd jest zaiste wiele warta.
Dobrze brukowania ulica prowadzi do bardzo szerokiego bulwaru w centrum miasta. Palmy rozmaitych gotunków, platany, magnolje i inne egzotyczne drzewa, rosnąc w czterech rzędach, tworzą ten piękny bulwar. Białe burnusy i zawoje na głowach. Brązowe oblicza mężczyzn. Kobiety z zakrytemi twarzami. Muły. osły i wielbłądy na ulicy. Malownicze stroje żuawów. Murzyni. Wszystko to w mocnem świetle elektrycznem stanowi fantastyczny obraz. Sklepy w domach z podcieniami otwarte do późnej nocy. Stoliki licznych kawiarń wystawione na bulwar pod palmy. Gdzieś gra orkiestra. Poprzez wieczorny gwar miasta słychać klekot bocianów, których jest tu bardzo dużo.
Miasto, otoczone wysokim murem ze strzelnicami i żelaznemi bramami, mieści w sobie europejską i arabską dzielnicę. Arabska ma kręte, wąskie uliczki z ta-jemniczemi przejściami i nagłymi skrętami. W szerszych przejściach pełno ulicznych sprzedawców słodyczy i owoców. Często spotyka się piecyk z żarzącemi się węglami, na których stary arab piecze kawałeczki mięsa przymocowanego na
stawie w egzotycznym stroju, to znowu jakiś czarny dżentelmen o dzikim wyrazie twarzy, wydatnych kościach policzkowych, małych skośnych oczkach i szerokim spłaszczonym nosie.
Daje się rażąco wyczuwać uprzywilejowane stanowisko białej rasy. Kolorowy zawsze ustępuje z drogi białemu. Biały zwraca się do tubylców wyłącznie per ,.ty“ i tonem rozkazującym. Robotnik biały otrzymuje większe wynagrodzenie, niż kolorowy, za tę samą pracę. Przykre to sprawia wrażenie.
Drugiego dnia pobytu w Bóne wyjechałem koleją do Algieru.Wagony bardzo przyzwoite; jeździ niemi dużo tubylców. Dziwacznie wyglądają ich postacie w odwiecznych strojach na tle nowoczesnego wagonu.
Tor kolejowy wije się wśród winnic i plantacyj tytoniu doliną między wzgórzami. Tuż płynie mętna rzeczka. Winnice
Algier. Cmentarz zasłużonych w Kośbie.
5