francuzem z Francji — odpowiedział.
,,A ja polakiem z Polski" — odrzekłem.
Policjant, którego zapytałem o drogę, zadziwił mnie wiadomościami o Polsce; wiedział między innemi o tern, że mamy dużo węgla, który wywozimy przez port Gdańsk.
Z otaczających Algier okolic bardzo ciekawy jest las na górach, zamieszkały przez gromady małp. Ponieważ ludzie ich nie krzywdzą, a nawet często przynoszą im łakocie, przeto małpy nie unikają dość częstych gości.
Po paru dniach pobytu w Algierze musiałem wracać na ..Wartę" do Bóne. Noc w wagonie minęła możliwie, po której nastał prawdziwie afrykański, upalny dzień, powietrze bez ruchu ziało piekielnym żarem. Wychylanie się przez okno pędzącego pociągu nie chłodziło zupełnie.
Na „Warcie" wyładowali już węgiel (własnemi windami) i statek przeprowadzono do transporterów, ładujących fo-sfaty. Ładowano bardzo szybko. Biały, gryzący pył nie pozwalał oddychać; do zamkniętych kabin wchodziło się. jak do łaźni rzymskich.
O godz. 8 wieczorem 28 czerwca byliśmy już gotowi do wyjścia w drogę po- A/gier. Las na górach, zamieszkały wrotną. Wszyscy z radością mówili o tym przez oswojone małpy.
powrocie.
Algier. Jedna z uliczek Kasby.0 Opuszczamy wreszcie rzęsiście oświetlony, zaciszny port. czące jest czyszczenie palenisk. Długim
znikają. Skaliste wzgórza i usypiska zaj- Powietrze duszne. W maszynach tern- drągiem należy odbić i wygarnąć żużel, mują ich miejsce. Roślinność dość skąpa. peratura dochodzi do 45° C. Załoga ma- gdy palaczem rzuca o ściany kotłowni.
Trawa doszczętnie spalona. Deszcz pa- szynowa spływa potem. Temperatura przytem dochodzi do 50° C.
dał ostatni raz w styczniu. Jedynie tysią- Zwykle spokojne o tej porze roku mo- Doglądanie i smarowanie maszyn w tych ce kwitnących nad wodą oleandrów uro- rze Śródziemne rozkołysało się i opóźni- warunkach jest nadzwyczaj trudne i nie-
zmaica szary, smutny krajoboraz. Termo- ło nasze przyjście do Gibraltaru o 1 dzień. bezpieczne.
metr w cieniu pokazuje + 35" C. A na oceanie wzięła nas w obroty ,,mar- Na pokładzie również wesoło. Fale raz
Po paru godzinach mijamy kuracyjną twa" fala od zachodu. Statek kładł się na po raz wdzierają się na pokład i pieniąc
miejscowość. Wśród urwisk i skał bije boki, dając odchylenie od pionu do 45°. się z hukiem rozbijają się o luki i windy,
kilkanaście gorących mineralnych źródeł. Wszystko nieprzymocowane zaczęło z Można z łatwością wytrzymać taką dja-Widać ogrody i zamożniejsze budynki. hałasem przetaczać się po statku. Ku- bełską huśtawkę przez 2—3 dni, ale po
Wspinamy się ciągle w górę. Po sied- charz, klnąc w straszliwy sposób, uga- pięciu dniach załoga miała już tego do-
miu godzinach jedziemy już po wysokim. n‘al za uciekającymi produktami. syć.
falistym płaskowzgórzu o glebie mało brzęczącemi pokrywkami od rondli i in- Dopiero pod brzegami Anglji uspokoiło
urodzajnej. Całe połacie kamieniste po- nYm sprzętem swego kunsztu. Jedzenie— się i odetchnęliśmy wszyscy z ulgą. Tcm-
kryte nędzną trawą i niskimi krzakami. to dość trudne ekwUibrystyczne ćwiczę- peratura znacznie spadła — opalający się
Tam i ówdzie porozrzucane szałasy ko- nia. A spać — to już wogółc nie było zniknęli z pokładu. Jak powiedział bos-
czowników. stada baranów i owiec. Po można. Kto miał łóżko wzdłuż statku — man: „letnicy wyciągnęli do domu",
zakurzonych drogach poważnie kroczą to trzymał się oburącz, aby nie wypaść. Musimy zajść po drodze po węgiel,
wielbłądy. lub jeśli zasnął — bardzo prędko budził Statki „Żeglugi Polskiej" zaopatrywa w
Słońce zachodzi. Szarożółty step ciem- na podłodze. Kto zaś spał wpoprzek paliwo holenderska firma, posiadająca
nieje. Na pagórku stoi wielbłąd, obok statku, ten stawał na zmianę raz na no- swe składy w kanale, prowadzącym z mo-
odprawia modły biała postać araba. gach, drugi raz dla rozmaitości na głowie. rza do Rotterdamu.
Zapada szybko noc i dokuczliwy chłód Szczególnie ciężka jest w czasie takiej Idziemy tym kanałem 14 mil, przyglą-r.ie daje zasnąć. Z zazdrością patrzę na pogody praca palacza; węgiel rozbiega dając się Holandji. Krajobraz jednostajny
sąsiada berbera, zawijającego się w ciep- się po całej kotłowni. Wrzucić go tak. i płaski: kanały, sylwety kościołów, chały wełniany burnus. by trafił na palenisko — to ogromna rakterystyczne wiatraki. Liczne stocznie
Wschodzące słońce zastaje nas znów zręczność i wysiłek. Lecz najbardziej mę- i Utftniczne urządzenia mówią o wysoce
w wąwozach rozmytego ku morzu płaskowyżu. Skały, urwiska i mętny potok.
Mijamy małe stacyjki. Pociąg z hałasem mknie w dolinę. W oddali błyska morze. Jeszcze parę stacyj i jesteśmy w Algierze.
Miasto leży w zatoce na wzgórzach.
Wspaniałe gmachy, bogate sklepy, kościoły, minarety. Miasto, ufortyfikowane, posiada 250.000 mieszkańców, z których trzecią część stanowią tubylcy.
W dzielnicy arabskiej — labirynt wąskich uliczek; moc prymitywnych kawiarni. winiarni i specyficznych jadłodajni.
Algier posiada 3 ładne parki. W jednym z nich za miastem mieści się zwierzyniec. znacznie uboższy od naszego w Poznaniu.
Polskich rodzin w Algierze jest kilkadziesiąt.
Francuz, fryzjer, dowiedziawszy się, że jestem polakiem zapytał mnie. czy jestem rosyjskim, czy też niemieckim polakiem?
Ogromnie się zdziwił, usłyszawszy na to moje pytanie: „A pan jest angielskim, czy
leż arabskim francuzem?" „Ja jestem S s „Wor/a” w Bonę. Ładowanie lyloniu.
6