41
czasy dalekie. Otwierają się przedemną cele klasztorne. Widzę postacie mnichów, pochylonych nad rękopisami lub oddanych pracy ręcznej, mnichów, którzy jednak w tych czasach ogólnego zamętu i ciemności umieli dzięki znakomitej organizacyi ująć także władzę w swe ręce. — Ku niwom ojczystym myśl leci. W mroku czasów wyłaniają się ku mnie kontury klasztorów z Tyńca, z gór świętokrzyskich, czy sądeckiej ziemi. Zda się słyszę dzwonienia melodyjne na wieczorne Ave Maria, ową modlitwę błagalną, co z duszy św. Franciszka z Assyżu dobyta, echem stokrotnem odbiła się w sercach wiernych po dalekich ziemiach, aż z murów starosądeckich wyleciała na szeroki świat polski surową pieśnią rycerską:
„Bogarodzica dziewica",
„Bogiem sławiona Marya...".
Zaciszne ustronie klasztorne w dalekie czasy myśl mą poniosło, budząc wrażenia o nastroju łagodnym, kojącym.
Na Watykanie ukazała się nam w całym blasku potęga papieży w czasie Odrodzenia i w wiekach późniejszych. Kościół św. Piotra jest jej najwyższym wyrazem. Ogrom, potęga, przepych. Ale brak tej mrocznej powagi kościoła, do jakiej się u nas przywykło. Trudno o nastrój i skupienie. Mnóstwo ludzi wchodzi i wychodzi. To z różnych stron świata przybysze, którzy na czas Wielkiejnocy tłumnie ściągnęli do Piotrowego grodu. — Jedno jest tylko miejsce, jeden ołtarz po prawej stronie niedaleko wejścia, gdzie każdy człowiek zatrzyma się jakby siłą jakąś przykuty, i stać będzie długo do głębi przejęty i wzruszony. Na tym ołtarzu ustawiona grupa marmurowa, Pieta. To Marya, skamieniała z bólu, ciało Syna swego w ramionach trzymająca. A ciało to tak piękne, martwe i żywe zarazem, głowa Chrystusowa, jak gdyby śniąca tylko, a jednak umarła, że na ten widok dziwny żal ściska serce. Twarz Maryi piękna i młoda, cich)m smutkiem owiana, dłoń boleśnie bezradnym ruchem wzniesiona, a druga podtrzymująca Syna. A Syn ten spoczywa bezwładnie na jej łonie