Gdy padły słowa: silni, zwarci i gotowi - przekonał się świat cały, że nie sq to ani hasła, ani programy, lecz kipiąca swą tężyzną charakterystyka polskiego narodu. Nasza niesforna słowiańska natura przez dwadzieścia lat niepodległości, szukała swego moralnego sensu i zgodnie z tradycją tych czasów, które nas stawiały w obliczu doniosłych momentów dziejowych odnalazła go w zdecydowanej, jasnej i konkretnej postaci.
Gdy trzeszczą stropy podtrzymywane słabym rusztowaniem pokoju, a świat, bladym strachem okryty, ściera się w wielkim młynie dyplomatycznych knowań i przetargów, czekamy pełni zewnętrznego spokoju i wewnętrznego napięcia na chwilę, która pozwoli podjąć pracę nad wymianą zbutwiałych słupów na Łabie i Sali, stłumienia buty do szczętu bez powtarzania procedury hołdów, oswobodzenia poniewieranej moralnie wielkiej rzeszy rodaków, żyjących w hańbiącej niewoli na okupowanej prastarej słowiańskiej ziemi.
Spotęgowaliśmy nasze siły duchowe i fizyczne, spotęgować powinniśmy akcent naszych wypowiedzi. W naszym narodowym słownictwie takie wyrazy, jak obrona czy defenzywa, powinny być zastąpione innymi, obrazującymi naprawdę nastroje chwili i potrzebę dziejowych przeobrażeń.
Z szeregów zbankrutowanego pacyfizmu, który w obecnych czasach jest równoznaczny z pozwoleniem nałożenia sobie kajdan i rezygnacją z niezależnego bytu, musimy przejść na tradycyjny szlak dziejowy Chrobrego, Batorego i Wielkiego Marszalka. Musimy stąpać takim krokiem marszowym, aby rytm naszego pochodu usłyszeli ci, którzy nas teraz chcą zastraszyć swymi podkutymi butami.
Już słychać daleko poza granicami Polski nasz pochód zwycięski. Słowa przetapiają się w śpiż armat, warkot silników, w groźny brzęk oręża rozstawionych na rubieżach Rzeczypospolitej żołnierzy. I w tym marszu zbliżamy się do pierwszego etapu. Pierwszy przystanek dla zaczerpnięcia jeszcze szerszego oddechu, wyznaczony na dzień 5 maja, będzie jednocześnie selekcją tych, którzy naprawdę nadają się do spełnienia historycznego posłannictwa polskiego narodu. Musimy umieć po męsku spojrzeć nie tylko we własne serca, sumienia i kieszenie, ale mocą ducha pociągnąć innych za sobą.
Niechaj każdy wyrobi sobie świadomość, że nie ma takiej daty, która by określiła ostatecznie granicę ofiarności dla Państwa i że o tym nie wolno nam zapomnieć. —