Źródła teorii opieki Zdzisława Dąbrowskiego 15
niej uzyskał tytuł magistra pedagogiki. Równocześnie pracował w Kuratorium Okręgu Szkolnego w Szczecinie na stanowisku wizytatora placówek opiekuńczo--wychowawczych (1955-1958). W latach 1959-1963 pełnił funkcję kierownika Domu Dziecka w Człuchowie i Białogardzie. Już w czasie studiów starał się łączyć refleksję teoretyczną z praktyką. Wspominając ten okres swojej działalności zawodowej, mówi o różnych inspiracjach, które miały wpływ na jego pracę pedagogiczną.
Powiem coś, co może jest dziś mało popularne i mało kto się do tego przyznaje. Mnie zafascynował Makarenko Jego aktywność na rzecz wychowanków i z wychowankami. Najwartościowszy rodzaj wychowania człowieka to wychowanie przez pracę, przy czym rozumiem to pojęcie w szerokim znaczeniu, nie tylko pracy fizycznej. Jeżeli dziecko siedzi nad lekcjami, jeżeli robi porządki wokół siebie, to jest jego praca. Jeżeli rozwiązuje swoje problemy, to także jego praca.
Otóż właśnie mnie zafascynowało to pobudzanie aktywności dzieci przez pracę. Placówki, które Makarenko prowadził, były samowystarczalne ekonomiczne. Najwięcej uwagi i to w sposób najbardziej rzeczowy i merytoryczny poświęcił jemu Aleksander Lewin. Ale ponieważ Makarenko działał w czasach komunistycznych, to został całkow icie wykreślony. Gdyby jednak wziąć jego elementy działalności, to do dziś mają one swoją wartość. Gdzieś jest studnia pełna wody, ale nikt z niej nie czerpie. To źródło jest do wzięcia. I tak jest z wieloma zapomnianymi pedagogicznymi teoriami i koncepcjami. Jeśliby pominąć konteksty ideologiczne, światopoglądowe, systemowe, to wiele rzeczy ja praktycznie robiłem tak jak Makarenko. Na przykład, w Domu Dziecka w Wierzchowie Czluchowskim zbudowałem z dziećmi salę gimnastyczną. Nie sam, bo miałem na szczęście wychowawców, którzy się w to przedsięwzięcie włączyli. Poza tym, że ktoś zatw ierdził plan budowy, to my tę salę sami z wychów ankami zbudowaliśmy i ona do dziś dnia tam stoi. Do dziś mam bliznę na palcu, który uszkodziłem, przybijając własnoręcznie gwoźdźmi deski podłogi. Dorn Dziecka nie istnieje, ale sala stoi. Spotkałem niedawno ostatniego kierownika tej placówki, a w ubiegłym roku byłem zaproszony na spotkanie wychowanków tej placówki. Ja hodowałem tam świnie, to samo robiłem później w Białogardzie.
Przy każdej okazji kiedy dziewczyny wychodziły za mąż, to ja nie czekałem, aż mi w sklepie przydzielą produkty, tylko braliśmy swoje tuczniki i wyprawialiśmy wesele. Mieliśmy kawałek łąki, mieliśmy swoją krowę, swoje mleko, ziemniaki sadziliśmy, były prace połowę. My mieliśmy duży wkład własny w utrzymanie domu dziecka. I mieliśmy duży kredyt zaufania u władz, że wszystko to robimy dla dzieci, bez zbędnej biurokracji [...].
W 1965 roku otrzymał propozycję pracy w okręgowym Ośrodku Metodycznym, później przekształconym w Instytut Kształcenia Nauczycieli i Badań Oświatowych w Koszalinie, gdzie został kierownikiem Sekcji Opieki i starszym wykładowcą. Praktyka pedagogiczna była ważnym źródłem dla rozwoju naukowego Profesora. Doświadczenia zawodowe, najpierw w roli pedagoga-opiekuna,