Źródła teorii opieki Zdzisława Dąbrowskiego 17
dzenie do nauki, może to zabrzmi nieskromnie, dokonywało się poprzez refleksyjną praktykę. To niekoniecznie polega na powtarzaniu schematów metodycznych, bo, nawiasem mówiąc, mogą być one nawet poprawne, ale raczej towarzysząca temu refleksja. Dlaczego tak jest? Do czego to służy? Od czego zależy? Co się nie udało? Jest to o wiele ważniejsze niż samo działanie. Jako pedagodzy musimy to łączyć. To wciąga, o czym wiedzą wszyscy rodzice i refleksyjni pedagodzy. Ja na przykład w tym ostatnim domu dziecka miałem 110 dzieci. I człowiek nie jest w stanie obojętnie przejść wobec tych wszystkich ich spraw. Proszę spróbować czynić zadość potrzebom tych wszystkich dzieci. Codzienne życie gromady dzieci może całkowicie wyeksploatować, jeżeli chce się rzeczywiście z nimi pracować [...].
Profesor Dąbrowski ma jasno sprecyzowane poglądy na temat tego, na czym polega rola pedagoga i kim pedagog w istocie powinien być. Zwraca uwagę na czy nniki związane z wiedzą i kompetencjami, które są do tego niezbędne, ale także mocno akcentuje rolę predyspozycji do uprawiania tego zawodu.
Z jednej strony, można tak powiedzieć, że pedagogiem się staje, z drugiej jednak pewne predyspozycje są konieczne. Między innymi można je łączyć z taką cechą, jak wrażliwość na potrzeby innych ludzi albo skłonność do pomagania wszędzie tam, gdzie ktoś tej pomocy potrzebuje, albo to że nas satysfakcjonuje, że coś idzie ku dobremu, że coś się rozwija w człowieku. Nie da się tego jednak wyuczyć, nawet gdyby chodziło o pewne standardy metodyczne, to nie jest możliwe. Jeżeli nie będzie tego tchnienia emaptycznego, rozumienia potrzeb, bo do tego, w gruncie rzeczy, praca pedagoga się sprowadza, to stawanie się pedagogiem - w sensie praktycznym, działalności praktycznej - może nie spełniać założonego modelu pedagoga. Jeśli patrzeć na te konieczne dyspozycje do spełniania roli pedagoga, to oczywiście łączę ją z rolą opiekuna, tak jak to określił Kotarbiński - opiekuna spolegliwego. Otóż jeśli ktoś tego nie ma tego, co jest przedmiotem potrzeby dzieci, czyli nie dysponuje przedmiotami potrzeb, to nie może, z natury rzeczy, tego dać. Kotarbiński ujmuje to dosłownie: chodzi tu o człowieka dobrego serca. Jak w książce Marii Łopatkowej pod tytułem Pedagogika serca - tu właśnie trzeba mieć serce. W tym symbolicznym znaczeniu, to znaczy wrażliwości na potrzeby i ich zaspokajania u osób, które są od nas zależne. Jeżeli tego nie ma, to można rzecz sprowadzić tylko to pewnych technik działania, które mogą być poprawne, mało tego, mogą być słownie opisane w kwiecisty sposób, ale jeżeli nie ma tej dyspozycji - być dobrym człowiekiem - to nie wyjdzie. Ja osobiście w to nie wierzę, w sensie praktycznym, ale i sensie poznawczym, bo występują wtedy luki w pedagogice i roli pedagoga. Jeśli temu nie towarzyszy to, o czym mówię, co poniekąd dane jest nam przez naszych dziadów, rodziców: nastawienie do czynienia czegoś dobrego dla drugiego człowieka. Może to jest banalne, ale cieszymy się nie z tego, co dostajemy, ale co dajemy. I znowu to, co powiem, będzie banalne, ale ma to głęboki sens życiowy, że bogacimy się tym, co dajemy, a nie tym, co bierzemy. Ten bogatszy, kto więcej daje, a nie kto więcej ma.