Senność na równinie
|W połowie drogi na połowic czasu
raz jeszcze się buntuje przeciw temu prawu .
że wszystko maleje razem z odległością i zaczyna zasypiać ale nie ipi Może
wszystko co robi i czego nie robi |
to absurdalny dowód na istnienie świata I żadnych rewolucji Co mogłoby być przygodą I
I przeczekać jak deszcz lub więzienie Jednak I
będzie ci brakowało — odwagi chłopczyku — I
itego deszczu Od teraz Przed zaśnięciem Na płyciznach snu' iTo zdanie nic nie znaczy powiedział jak gdyby gasił papierosa lub kończył rozmowę
Być może w szybach hotelowych okien i wind odbija się wieczność Teraz możesz mnie fotografować I Najmniej mam zdjęć tych których kochałem najbardziej J to by było tyk Dokładniej mówiąc wszystko I
Prześwietlone zdjfcia
Głębię nieba widać dopiero na równinie — i
znajomości zbiegi okoliczności chm.iry gwiazdy rośliny podobne a trochę inne i ptaki bardziej ufne a może tylko bardziej senne I
Jeśli zdarzają się dnie aseptyczne w tym sensie że bez skazy i podlewając trawnik lnie płoszysz szpaków a w każdej chwili możesz 'położyć na murawie luk tęczy ,
nie od rzeczy będzie zapytać Kiedy i jak za to zapłacisz Lub kto Bo nic za darmo I iCos w tym musi być jeśli chwile I
udają wieczność Wiersz jest cierpliwy I To prawda Ale nie jest osłem Jakkolwiek ' byś go poganiał nie uniesie wszystkiego l
- - - - Bohdan Zadura
I JACEK DĄBAŁA
(fragmeni powieści)
Lihwirk tyje równie* dla spokceAsrma i matę tył dlatego, te ryoketen.irwo iyfe-I
Po uciążliwej wędrówce stanęli Gudlajowie przed budynkiem, który u góry miał dumny napis: „Hotel Viciona". Ojciec wyjaśnił rodzinie, żel i był już kiedyś w hotelu i można tam było dobrze zjeść. Ten spodobał im I się wyjątkowo — duże błyszczące szyby, obok piękne samochody ii służba przy wejściu; jak w dawnych pałacach I
Raźnym krokiem ruszyli do przodu Drzwi same się przed nimi otworzyły, na co matka powiedziała, że nie wejdzie. Ojciec też ugiął się I i w kolanach i jęknął:
I — Chryste Panic, zwidy... ,
Tylko Derek, który miał inżynierską duszę me uląkł się I
I — Co wy. ojciec, techniki nie widzieliśta? Toż tam na dole tu pokazał kratę pod drzwiami — siedzi taki jeden kurdupcl i patrzy na I i nas. Jak chcesz wejść, to musi pociągnąć dzyndzcl jak przy studni li gotowe. Co wy. piwniczniaka się boicie? ,
Zlani potem ze strachu znaleźli się wreszcie wewnątrz. Derek | I przytomnie spojrzał na zegarek ojca i wydał komendę.
— Cztery godziny jeszcze będzicm czekać, a potem pogonimy te I wszystkie kapele.. He. hc... Teraz trza się oporządzić. Ojciec, ile
I zarobiliśmy? Nooo. na tych występach. .
Stary podrapał się za uchem i wyszeptał: |
I — Dużo synu. Sześćdziesiąt pięć badyli
Poczuli się lepiej. Tuż naprzeciwko wejścia otworzyły się nagle drzwi I i Gudlajowie zobaczyli ogromną salę zastawioną stolami z jedzeniem. 1 | — Wesele — ocenił krótko Derek i pociągnął tam rodziców Pudła
złożyli na kupę w rogu sali. a sami zasiedli do stołu. Wtedy zaczęli | I wchodzić tam inni goście, uczestnicy — o czym Gudlajowie nie mogli wiedzieć — Międzynarodowego Zjazdu Firm Polonijnych. Towarzy- I siwo było dystyngowane, różnej pici i rasy. Kolo Derka usiadła jakaś ' |korpulentna dama o zdecydowanie negroidalnych rysach Chłopak popatrzył na nią z wyraźnym niesmakiem, po czym włożył głowę w Ipółmisek i zajął się jedzeniem. Murzynce jednak spodobał się ten ogromny, brodaty „biznesmen", bowiem przechyliła się w jego stronę i i zaskowyczala: I
— How are you**
Derek oniemiał na moment. Miał wrażenie, że żle usłyszał, bo rzucił jkrótko:
I — Weż no jeszcze raz zagadnij, czarna. I wypluj, co tam w gębie i masz... Nic nie rozumiem. _ _ _ _ _ _ I