5521244285

5521244285



We dnie dużo przesiadywał w głębokim fotelu przy oknie. Nadeszła wiosna i nawet go to cieszyło. Próbował czytać, lecz szybko odkładał książkę. Zbyt fikcyjny wydawał mu się teraz świat stworzony przez pisarzy. Wolał obserwować życie toczące się w niewielkim zasięgu oczu: P4ki rozwijające się na drzewach, kola wędrującego po dachu garaży, parapet okna z opadłymi płatkami koralowej pelargonii, ptaka unoszącego w dziobie zeszłoroczną suchą gałązkę, pierwszą, jeszcze senną muchę tłukącą się na oślep o ściany pokoju. Te drobiazgi wypełniały go niemal całkowicie. Aż sam się dziwił: „Więc to może wystarczyć?** I czyżby mu było dane już tylko wracać?

Nic. Tamtędy nie pójdzie nigdy, chociaż tak blisko. Nie pragnie wiedzieć, czy jabłonki w ogrodzie Majewskiego zdziczały do reszty, czy je wycięto Nie chce sprawdzać, czy rozebrano komórki, czy w czerwcu zakwita karminem drzewko głogu. A może uschło lub rozsypało się w proch? Pień przecież dawno próchniał, gałęzie odpadały

Nic ma ochoty zobaczyć lśniących po deszczu kocich łbów podwórza ani dosłuchać się wyłażącego z kątów jazgotu fajerek, który stal się dla niego czymś tak ważnym jak dla innych symfonie Bccihovcna. Nic ma zamiaru ujrzeć z okien drugiego piętra kołyszącej się postaci ojca. pana mecenasa Korzona, który wraca do domu wcześniej niż zwykłe i pilnie rozgląda się wokół, czy też nic zastanie syna na zabawie z „tymi mewychowanymi łobuzami". Nic chce Franciszek dojrzeć jego cienia, ani zastanawiać się, czy na podwieczorek będzie parująca czekolada, czy seans z motywem pięści na stole. Pogoda wskazuje raczej na to drugie. Jednak on jest już poza tym kręgiem. Nie będzie go przekraczał.

Na progu Fełkowcj iżby też nie przysiądzic. za stary na wysiłek. Zastanawia się przez chwilę, czy smakowałaby mu teraz kartoflanka na dwóch marchewkach, kawałku selera i pietruszki, z jednym skwarkiem pływającym po wierzchu zupy dumnie jak żagiel po cichej zatoce. Kartoflanka z kuchni Fclkowej matki. Aż go w gardle ścisnęło wzruszenie, rychło się jednak opanował

Nie ma ochoty zaglądać w tamte strony i już. Zresztą od dawna tak było. że jeżeli wybierał się dokądś pociągiem, szedł do dworca inną drogą. Jeżeli odwiedzał znajomych, kluczył, aby ominąć tę swoją psychiczną barykadę Zbyt dobrze pamiętał wilgotny, chmurny dzień odwilży, dzień własnej klęski.

Tylu innych miejsc, gdzie kiedykolwiek bywał, leż me odwiedzi, trzeba się z tym faktem pogodzić. Bo przecież me pojedząe ani do Paryża, ani do Budapesztu, ani na Krym. ani do Niemiec, gdzie jeszcze parę lal temu dotarł w okolice dobrze znane, lecz obecnie jakże odmienione. Nie pojedzie do Grecji, skąd przywiózł Paulinie liść niezwykłej rośliny wyostrzony jak nóż do przecinania książek. Nie zatrzyma się w Słowacji nad krętą rzeką, aby zjeść śniadanie spoglądając jednocześnie na góry w ruchomej mgle. Tego wszystkiego nigdy już nie zobaczy, me odświeży w sobie inaczej niż w wyobraźni.

Najbardziej ciągnie go skromna nadodrzańska wieś. okolice krótkiego szczęścia. Jeszcze raz przejść szeroką drogą. Po obu stronach murowane domki w ogródkach. Wszystko tonie w kwiatach i w zielem. Ach. nie. Gdyby pojechał o jesiennej porze roku. tylko nagie drzewa i gwizd wiatru w gałęziach, ale lo nieważne Ludzie leż inni. Z tamtych — jedni powyjeżdżali, drudzy dorośli, mają swoje dzieci lub wnuków. Nikł by go nic poznał, lym lepiej. Polem skręciłby od lej drogi na lewo. w stronę rzeki, gdzie zarośla i rozlewiska. To lu utopiło się pierwszego powojennego lata troje dzieci. Rodzina przyjechała aż gdzieś z wileńszczyzny po swój los. Lecz kiedy Franciszek rozmawuł z matką tych dzieci zaraz po tragedii, kiedy próbował ją jakoś pocieszyć, powiedziała swoim śpiewnym głosem:

—    Cóż. panie. Bóg dal. to i wziął

Nie mógł wtedy zrozumieć tej kobiety, dziś i on nauczył się sztuki rezygnacji. „Nic. nigdzie nic ma już sensu jechać" — upewnia się. Jego teraźniejszość jest przecież podtrzymywana coraz mniej zamaszystym gestem, coraz bardziej skracającą się perspektywą. Pozostała mu nieciekawa egzystencja starszego łysiejącego pana o sterczącej grdyce. Liczenie godzin od oczekiwania na poranny huk śmieciarki połykającej zawartość pojemników, do oczekiwania na wieczorne szczekanie psów zostawiających przed nocą kidbaskowatc gówienka pod okolicznymi krzakami Od irzaimęcia drzwi w mieszkaniu na parterze do odgłosów małżeńskiej awantury na drugim piętrze. Egzystencja człowieka zbytecznego.

Przedpołudnia spędzał samotnie Potem wracała ze szkoły Paulina i zaraz kąty huczały od jej głośnej, wesołej paplaniny. Dawniej drażniło go lo, dzisiaj bawiło. Ze zdumieniem stwierdził, że stał się ostatnio cierpliwszy, czy może bardziej tolerancyjny. Nawet kiedy nieświadomie czymś go dotknęła

—    Tato, czy ty musisz dodawać sobie lat tym siedzeniem w domu? Możemy przecież wyjść razem na spacer — prosiła

—    Kiedy indziej, córeczko, dziś jestem zmęczony.

—    Czym? — pytała z bezwzględną szczerością, a on zastanawiał się: „No. właśnie, czym?"

Były dni. kiedy nic go naprawdę nie interesowało. Wtedy zmuszał się do wykonywania prostych czynności albo do rozwiązywania matematycznych zadań dla córek. Zauważył z udręką, że zaczyna dziwaczeć. Bo czymże zajmował się oprócz lego on. poważny przecież człowiek? Wstyd się przyznać Przeglądał stare podręczniki Pauliny. z których dowiadywał się ku swemu zdumieniu o sprawach lak oczywistych i lak zepchniętych przez codzienność na samo dno świadomości, jak to. źc dwa razy dwa jest cztery, że „Ala ma kota", że „na naszych łąkach rosną różne zioła", że „Ziemia jest kulą nieco na biegunach spłaszczoną", że „człowiek należy do ssaków". Układał książki według klas i konstatował, że najtrudniejsze, najgłębiej zapomniane przez niego prawdy zawarte są w pozornie najprostszych podręcznikach z pierwszych lat nauki. Później wszystko się komplikowało i przez to ułatwiało mu odbiór Stwierdziwszy ten fakt poczuł się odarty ze świeżości widzenia, on, którego obie profesje domagały się odrzucenia balastu cudzych przemyśleń. „Gdybym miał zaczynać od nowa..." coraz częściej wymykało mu się to zdanie, ale prawdę rzekłszy w dalszym ciągu me wiedział, od czego by zaczął

Na początku za nic me chciał wychodzić do miasta, wydawało mu się. że wszyscy zerkają na niego z politowaniem Potem przezwyciężył te



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Obraz5 3 97 98 przy oknie na stole 97 98 przy fotelu pod stołem 97 98 przy stole na
IMG23 (15) Podsumowując, można stwierdzić, że zwiększenie głębokości wtopienia przy zastosowaniu to
IMGV54 (2) Zochna stała wciąż jeszcze przy oknie i tłumiła z wysiłkiem płacz. Mąż zaciął się w pochm
page0093 PRZYMIOTY BOGA. 91 dzenia Opatrzności światło słoneczne we dnie, a księżyc 1 i gwiazd po n
scandjvutmp19101 10* Przyjdźcie! Ja tu zawsze na was oczekuję. Wzywam we dnie, w nocy, by wam laski
IMG619 Bolek i Lolek siedzieli przy oknie i z przyklejonymi Hj do szyby nosami wypatrywali Świętego
koc6 Potem wyszedszy, czarnoksięskie karty Podług zwyczaju we dnie przeglądała, A on sam został w og
15194 Turbo #130 WE DNIE W NOCY BĄDZMIZAWSZŁ KU POMOCY / FANIELE BOŻY STRÓŻU MOJ TY ZAWSZE PRZY
być następstwem ograniczenia głębokości wdechu przy zapaleniu osierdzia, zapaleniu opłucnej, w stani
IMGP4836 — Marynarz w noc się bawi, w hamaku we dnie śpi tra-la-la! Na spacer jedzie do New Yorku, d
Obraz0 (67) 37 dnia wykonanym otworze. Ponieważ głębokość skrawania przy pogłębianiu Jest dość duże
46933 str146 147 (3) Rys. 10. Linki z haczykami i podrywka, na dnie zbiornika wodnego cie sznurka pr

więcej podobnych podstron