5521244288

5521244288



obsesje, może na skutek zachęty Paułiny. Ale gdy już wreszcie wyszedł, z trudem zmuszał się do patrzenia.

Koszmarne wieżowce nowej dzielnicy były niezachwiane w swej pewności siebie. Nie myśląc wiedział, że ich stałość boli go fizycznie Jego. architekta. Brzydota, zgrzebność tych kolosów, ich przymus trwania, cóż za cierpienie dla człowieka, który w młodości wymarzył sobie miasta — ptaki, miasta — ogrody. A tu szarość, szarość. Odwracał głowę, aby nie widzieć.

Piłka kopnięta nogą dziecka potoczyła się na asfalt pod wartki nurt samochodów. Odskakuje od opon, turla się coraz dalej. Piegowaty chłopczyk biegnie, lecz nie ma odwagi wkroczyć na jezdnię Wreszcie zmieniają się światła, rzeka cywiltzacji na moment zamiera, malec w rozchełstanej koszulce podrywa swoją własność i gwiżdżąc niknie w bramie.

Na ścianie domu pociemniałe plamy wilgoci Hasła, slogany. Nieco na prawo ogromny napis na wetkniętych w trawę tablicach, każda litera osobno: ..Polak potrafi**. Z przychodni dentystycznej wychodzi staruszek. spluwa .krwią. Dwie dziewczynki czytają w gazecie horoskop tygodnia: „Nie lekceważ przestróg Wagi Czeka cię długa podróż. Nowe znajomości** — wykrzykuje brunetka. Rozlega się łoskot drucianych koszy, przywieziono do sklepu pieczywo. Codzienność.

Okno na parterze dwupiętrowej kamienicy szeroko otwarte. Wiatr wpycha firankę do wewnątrz. Widać stół nakryty obrusem Stoją dwie filiżanki, obok szklany wazon z wiechciem zeschniętych kwiatów. Na ścianie rogi jelenia, lustro w owalnej ramie. „Krystyna lubiła owal" — niespodziewanie przemyka przez głowę Franciszka bezbolesna myśl. Zbliżył się do okna. w nozdrza buchnęła mieszanina dymu papierosów i naftaliny, resztek pożywienia i przepoconej pościeli. Regal z czasopismami w głębi pokoju. Nieśmiertelny „wałek" na tle zielonej ściany

.Jakież wszystko byłoby nudne, gdyby nie to. że jest takie ulotne" — Franciszkowi robi się niewesoło. Usiłuje cichutko zagwizdać dla dodania sobie odwagi, ale akurat przejeżdża tramwaj i zagłusza gwizd przeraźliwym jazgotem.

Spojrzał w górę. ponieważ uderzył go w głowę maleńki kamyczek skądś strącony. Na balkonie o stalowo pomalowanej barierce stała może ośmioletnia dziewczynka, wydrapywała z muru drobiny tynku i celowała we Franciszka. Poczuł dziwne zmieszanie, fala ciepła oblała go od stóp do głowy. Szare pręty balkonu, po obu stronach skrzynki z czerwonymi pelargoniami, dziewczynka o popielatych włosach i oczach w ciemnej oprawie Stanął jak wryty, ale zaraz ruszył rześkim krokiem, jakby przestraszył się sam siebie.

Bo jak żywą robaczył Terenię i jej perłowobiały brzuch, i szczuplutkie kolana, i różowe majteczki z koronką, i usłyszał cienki perwersyjny głosik: „Popatrz. Franciszku, ładny mam brzuszek, prawda?" Poczuł się czegoś winien, usilowa! odwrócić uwagę od napierających na niego scen i skojarzeń. Daremnie. Prawic biegnąc wykięcił szyję i znowu zadarł głowę do góry. Dziewczynka wciąż stała na balkonie, lecz celowała już kamykami w innego mężczyznę, a gdy len przeszedł, ponowiła zabawę z kobietą pchającą dziecinny wózek. „Co za dureń ze mnie" — pomyślał i jeszcze raz odwrócił się patrząc na małą

W domu zaczął się zastanawiać nad tym, że właściwie nie jest pewien, ile razy Europa mogłaby zmieścić się na kontynencie amerykańskim Północnoamerykańskim. Południowy nigdy go jakoś nie interesował. Wyciął kontur Starego Lądu z niepotrzebnego atłasu, porównywał czy zgadza się skala, przykładał do zarysów Ameryki. „No. no — mruczał — nic przyszloby mi to do głowy". Potem odgrzebał z pamięci melodię zasłyszaną w dzieciństwie i wstawił własne, naprędce sklecone słowa. Wreszcie zaczął wyliczać pracowicie, ile też lal miałyby osoby, z którymi stykał się za młodu. Ta ostatnia zabawa zdenerwowała go jednak

Można powiedzieć, że ostatnimi czasy zdradzały Franciszka nawet drobiazgi, odkrywając przed sobą nieskończone perspektywy. Wymęczony bezczynnością, skazany na nieprzewidziane refleksje, od których kręciła mu się w głowie barwna karuzela, chwytał jakąkolwiek gazetę, czytał nagłówki, czytał, co w oczy wpadnie. O cenie mięsa wieprzowego o powodzi w Bangladeszu, o ratowaniu topielca Przeglądał kronikę wypadków z dziką zajadłością, podobnie jak nekrologi Pomijał jednak skrupulatnie artykuły analizujące sytuację w kraju, nie dlatego, iżby go me obchodziła, lecz jak zwykle z lęku przed historią.

—    To jeszcze nie historia, mój drogi — śmiała się Janina, gdy jei kiedyś próbował wykładać swoje teone. — To dopiero nasza codzienność.

—    Ani się nie spostrzeżemy, kiedy codzienność stanie się historią — odpowiadał zeżlony.

Patetyczny jesteś, daj spokój, mam inne kłopoty.

Wreszcie poczuł się żle. Wzywani przez Janinę lekarze utrzymywali jednak, że popadł w bezwład myśli, w zwyczajne lenistwo, które pozwala wiotczcć mięśniom i usychać odruchom obronnym organizmu Zalecali wyjazd i dużo świeżego powietrza, ale on podejrzał, że mówią ze specyficznym uśmiechem, który u chorego od razu sprowadza myśl iż sądzone mu jest niedługo rozstać się ze światem. Wydawało mu się, że wystarczająco uważnie podpatrywał swą drugą żonę, aby nauczyć się takiego rozumowania. Dla mego zresztą choroba stanowiła zawsze coś mistycznego, trochę egzotycznego, coś. do czego należy podchodzić z nabożeństwem należnym zjawiskom żywiołowym Jak do huraganu, piorunów, zarazy (jest więc i tamto częstokroć wspominane choleryczne wzgórze z dzieciństwa, tamte ręce. trzymania, szepty). Dla Janiny choroba była realnym faktem powodowanym przez konkretne przyczyny. czasem trudne do uchwycenia, ale zwykle w ostateczności sprawdzalne. Dlatego on poddawał się chorobie ulegle. Byl przekonany, że skoro zio już jest w człowieku, to i tak go zniszczy. Janina walczyła do upadłego dla samej pasji walki.

Tak było podczas ostatnich miesięcy. Zarzucano mu. że jako dyrektor żle dysponował funduszami, że kupował dzieła zbyt drogie i me na gusta mieszkańców małego miasta. Że nie potrafił tym dziełom zagwarantować bezpieczeństwa. Że istnieje prawdopodobieństwo, iż miał jakiś cel dopuszczając do zniszczenia portretu „Kobiety w Czerni" Nie na darmo do muzeum tak często przychodziła córka Franciszka, nic na darmo oglądali obraz lak dokładnie. Może chciał go wywieźć za granicę? Może chciał uciec z kraju? Jakieś fakty zatrzeć, zakamuflować’ A gdy się me udało... Miasto rozsadzała wrzawa plotek

86



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
myśli na Wielki Post jpeg Ale pewnego dnia człowiek stwierdził Teraz zaczął wkładać do swojego worka
5 ale są nieciekawe dla dzieci, nie przyczyniają się do rozwoju myślenia. Nuda wkraczająca na lekcj
img011 (65) zmianie na skutek ponownej fimliii rylacji (ryc.5.19). Transport lęka tozy wyjaśnia
DSC07149 (4) manowców, na które schodziła myśl naukowa197. Ale jego zasługą pozostanie to, iż odnos
Zresztą na skutek tych licznych zjazdów i obrad sprawą tworzenia floty handlowej zaczęło się interes
Rysunek 12.3 Wpływ ekspresji mimicznej na emocje Gdy trzymasz długopis w zębach, co zmusza Cię do uś
226 (51) ktnga: Tak było w moim życiu. Dawałam, dawałam. Na początku jeszcze dostawałam, ale teraz j
X3e50dd739p06 i na kolor ciemnobrunatny. Gliny zawierające większą ilość szkodliwych domieszek nie n
WRZESIEŃ - Jestem na spacerze, Wrzesień! Żegnam lato, witam jesień... I pozdrawiam wszystkie dzieci,
71826 skanuj0005 (321) MyJacek Podsiadło Ale dosyć już o mnie. Mów jak Ty się czujesz i moim bólem -
waszym przedsiębiorstwie 100 wagonów porzeczek. Gdy już wszystko zostało ustalone okazało się. że wa
CCF20090704061 124 Część I w ruchu, na coś czekamy, co nie-jest-jeszcze lub też, przeciwnie, odnosi
tytus24 1 CZVU ZE <£-~ JESTEM 0U2 CZŁOWIEKIEM$&F£*A ALE NIE EL El f NłCZNE. • A<3E3LI

więcej podobnych podstron