Ula milczała, wyraz jej twarzy wyrażał gwałtowny sprzeciw. Bała się obcych, Pestka wiedziała o tym dobrze.
— Ja przecież zaraz wrócę!
Głos przyjaciółki zdawał się przywoływać Ulę do porządku. Chodziło o obowiązek solidarności i Ula poczuła, że nie może sprawić Pestce zawodu.
— No więc idź!... Ale się pośpiesz!
— Oczywiście! — Pestka wsunęła się w zarośla i już jej nie było.
Co teraz z sobą począć?... Chyba najlepiej zaszyć się w krzaki gdzieś w pobliżu i śledzić z ukrycia, co będzie działo się dalej. Pragnęła, żeby nie działo się nic, żeby do powrotu tamtych chłopak wcale się nie przebudził. Myśl o zetknięciu i rozmowie z przybyszem, który wziął się nie wiadomo skąd i nie wiadomo, jakie miał zamiary, wywoływała w niej prawdziwy popłoch. Niezdecydowana, dłuższy czas stała pod krzakiem tarniny prawie bez ruchu. Było zupełnie cicho, Dunaj położył się na trawie i drzemał. Ula zaczęła zastanawiać się nad sytuacją. Wszystko to było przecież bardzo dziwne. Zjawienia się kogoś obcego można się było prędzej czy później spodziewać — ale dlaczego wybrał sobie taką złą pogodę? Dlaczego schronił się w ich „namiocie" i spał tam w biały dzień? Nie wierzyła, żeby mógł być pijany. Okrążyła polankę, trzymając się brzegu zarośli, i podszedłszy na palcach do leszczyny, stanęła w taki sposób, żeby w każdej chwili móc się cofnąć, nie będąc widzianą.
Leżał teraz zwrócony ku światłu. Twarz, szyja i ręce miały przykry, szarawy kolor, właściwy ludziom po długotrwałej podróży bez możliwości umycia się i zmiany ubrania. Ula zauważyła chude policzki i szeroko rozłożone ładne brwi. Na spocone czoło spadały dawno nie strzyżone ciemne włosy, pozbawione połysku, jak sierść niedożywionego kota. Podniszczona wiatrówka i drelichowe spodnie były zmięte i pociemniałe od wilgoci.
Chłopiec poruszył się. Drgnęła, gotowa do ucieczki, ale zatrzymał ją cichy jęk. Znowu spojrzała między gałęzie. Zobaczyła, że lewa stopa leżącego jest owinięta brudnym gałganem.
17