6770510934

6770510934



symulacją bezpośredniości”3, z pewnością też obietnicy tej nie dotrzymuje: „Wydawało mi się, że to ja wywołałem Geneta, ja go sobie wymyśliłem, jak wymyśliłem sceny z moich książek... A jeśli przewyższał mnie, to jak twór własnej mojej wyobraźni. Ale poczułem się niewyraźnie... ta bratnia dusza była, hm, kompromitująca... Nie tylko to jednak. Ta ręka, która próbowała dotykać mnie w sposób niedozwolony pod latarnią, była tak zimna!” (Dz III, s. 134). Zarówno w świecie Gombrowicza, jak i - o ileż trudniej to wyjaśnić - Geneta w istocie nikt nikogo nie dotyka, a każde spotkanie odbywa się w serii ukradkowych spojrzeń, które dotykają najgłębiej. Oznacza to, że podmiot w istocie nie nawiązuje relacji z innym podmiotem, lecz zamienia go od razu w przedmiot (ikonę, obraz, fetysz), pozbawia twarzy i tak od-twarza bez końca. Podmiot miłosny, powie Barthes, wycofuje się z rzeczywistości i zamyka w świecie stworzonych przez siebie obrazów nieobecnego Ukochanego, do których pragnie przylgnąć. Fragmenty dyskursu miłosnego Gombrowicza i Geneta opatrzone są jednak wstydliwą dedykacją , dlatego porządek Wyobrażony okazuje się ledwie wątłą przesłoną, spod której zawsze wyziera bolesna rzeczywistość, nadmiar obrazów ujawnia brak fundujący pragnienie, całość okazuje się częścią. Genet, natrętny i irytujący nie daje spokoju, daje znaki, które odnoszą podmiot wprost do tego, co w nim i w świecie potworne, obrzydliwe, przeklęte.

M.P. Markowski, Występek. Eseje o pisaniu i czytaniu. Warszawa 2001, s. 26-27.

J Pisze Barthes o dedykacji: ..Muszę więc uznać, że nie mogę dać ci lego. co, jak wierzyłem, dla ciebie napisałem: miłosna dedykacja jest niemożliwa (nic zadowolę się światowym podpisem, udając, że dedykuję ci dzieło, które wymyka się nam dwojgu). Operacja w którą uwikłany jest inny, nie jest podpisem. Jest czymś głębszym, wpisem: inny zostaje wpisany, wpisał siebie w tekst: zostawił w mm zwielokrotniony siad. Gdybyś był tylko odbiorcą dedykacji w tej książce, nie wyszedłbyś poza twój ciężki los obiektu (miłości) - boga; ale twoja obecność w tekście, z racji tego choćby, że jesteś w nim nic do rozpoznania, nie jest obecnością figury analogicznej, lecz obecnością siły. która staje się wówczas nader aktywna. Nieistotne jest zatem, że czujesz się ciągle zmuszony do milczenia, że twój własny dyskurs zdaje ci się zdławiony pod ciężarem monstrualnego dyskursu podmiotu miłosnego” (R. Barthes, Pragniemy dyskursu miłosnego, przel. M. Bieńczyk, Warszawa 1999, s. 130) Nieistotne zatem, że Gombrowicz w przeciwieństwie do Geneta nikomu swych dziel nie dedykuje, istotne, że same te dzieła są właśnie dedykacją (wpisem a nie podpisem), albowiem - postaram się to pokazać - wstydliwy obiekt pragnień zostawia w nich zwielokrotniony ślad swej obecności i choć nie ma nawet swego imienia, jest wszędzie i zewsząd się wylania. Inny, wpisany w tekst, jest moim sobowtórem, wyobrażonym obrazem mnie samego, nad którym już nie panuję. Spotkanie z nim daje rozkosz i zarazem wzbudza wstręt, to moment pierwszy historii uwiedzionego podmiotu a zarazem zapowiedź dialcktyki przy ciągania i odpychania, w którą wpisane są wszelkie napięcia i natręctwa narracji Gombrow icza i Geneta. Oto miara jego obecności w tekście - bez niego żadna opowieść się nic rozpocznie, ale ta którą rozpoczyna, rozpadnie się niechybnie na fragmenty a będą to, rzecz jasna, fragmenty dyskursu miłosnego. Nie ulega zatem wątpliwości, że ów obiekt pragnień, który jest zarazem obiektem dedykacji, ma zawsze charakter wyobrażony i fantazmatyczny, dlatego nic powinno dziwić, że Matka Boska Kwietna, podobnie jak i poemat Le Condamne a mort dedykowana jest (w sensie podpisu) Maurice‘owi Pilorge'owi. dwudziestoletniemu mordercy, straconemu 12 marca 1939 roku, mimo. że Genet nigdy go nie poznał (a jednak „nigdy nie napisałbym tej książki, gdyby nie Maurice Pilorge. którego śmierć wciąż jeszcze znaczy moje życie goryczą. Jego pamięci książkę tę poświęcam") a jednocześnie dedykowana jest (w sensie w'pisu) wielu innym, których nie da się właściwie rozpoznać: „A zatem korzystając z pomocy moich nieznanych ko-chanków, zamierzam napisać tę opowieść. Bohaterami będą właśnie oni. przy klejeni do ściany, oni i ja. który tu jestem, zamknięty" (J. Genet, Matka Boska Kwietna, przel. i poslowicm opatrzył K. Zabłocki, Warszawa 1994, s. 9).




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Drodzy edytorzy! Jedyne opracowanie tej lektury, jakie udało mi się znaleźć, to posłowie Marka Zales
IMGq35 (2) odp: nie mogę wykluczyć, że kiedyś go widziałem. Wydaje mi się, że gdzieś go widziałem, a
Wydaje mi się, że te nauki, których źródło nie Cezy w doświadczeniu, matce pewności i które ni
DSC08 (8) Jąć się tego rodzaju problematyką. Nie wezmę też nikomu za złe, jeśli wyda mu się, że poś
CCI00076 (2) człowieka51. Koncepcji tej nie bez racji stawia się dwa zarzuty. Pierwszy, że nie bierz
[Hayate]Mahou Sensei Negima vol17 ch158 pg154 JED NAKŻE NIE ZOSTANĘ TEZ TWOIM SPRZYMIERZEŃCEM/.
178czorów; a gdy wspomnę ile ich przebyłam, zdaje mi się iż to niepodobna, i że teraz jużbym tego ni
skanuj0005 (181) —    Po jakimś koncercie... w Wiedniu czy Berlinie... wydało mi
112 Synteza dziejów Polski... pojęć i tez, lecz jako ideologię. W tym sensie twierdzi się, że jest t
RZYM 10 5 -    Bones... - Zawahałam się. No dobra, nie miałam pu wa pytać, bo to
page0099 89Zjawiska transfertu. Wreszcie w tym dziale zjawisk, zdaje mi się, że najwłaściwiej pomieś
skanuj0005 (181) —    Po jakimś koncercie... w Wiedniu czy Berlinie... wydało mi
Trwa klasówka. Nauczyciel chodzi po sali i sprawdza, czy nikt nie ściąga. Nagle mówi: - Wydaje mi si
510-Konstrukcje murowe W przypadku filara docisk nie jest sprawdzany, zakłada się, że obciążenie sku
Poznaj C++ w$ godziny0023 Zaczynamy 7 C++ to nie tylko lepsze C Prawdą jest, że C++ to rozbudowane C

więcej podobnych podstron