Człowiek nie rodzi się z poczuciem humoru. Jego pierwszy uśmiech pojawia się dopiero w szóstym tygodniu życia i wyraża zadowolenie z pełnego brzuszka i miękkiej poduszki. Pierwsze kontakty z matką oprócz zaspokajania potrzeb fizjologicznych mają charakter przyjemnościowy, to jest witalny. Matka bowiem dotyka i głaszcze główkę, brzuszek i nóżki dziecka wygłaszając przy tym często coś w rodzaju recitativo, czyli melodyjne, rytmiczne, pełne ciepła frazy. Kornel Czukowski, znakomity rosyjski pedagog i poeta, zanotował w swojej książce Od dwóch do pięciu te niezwykłe, mamine „utwory poetyckie”, z którymi styka się dziecko:
Bucusie, mucusie, ducusie,
Rucusie, pucusie, bum!
Kucusie wy, tarakucusie,
Pucusie, cucusie, bum!1
Jak widać z tego przykładu, pierwsza mowa dziecka - ekstatyczna mowa ciała - wyzwalająca matczyne asemantyzmy - zawiera w sobie zalążki zabawy i humoru. Również późniejsze dziecięce klaskanki, tupanki, łaskotki i patataje tworzą ścisły związek słowa i gestu, w którym „sroczka kaszkę waży”, „myszka chodzi po kościele”, a „biedroneczka leci do nieba”.
Te proste zabawy manualne, wywołując lawiny dziecięcego śmiechu, uczą najmłodszych reagować radością na zdarzenia nagłe, głośne i dotyczące właśnie ciała (upadł, rozbił, popchnął, wpadł nosem do tortu). Stąd w literaturze dla najmłodszych, która ma rozbawić, rozśmieszyć dziecko, wysuwa się na pierwszy plan zdarzenie wydobyte z dziecięcego folkloru, z uporządkowaniem naddanym, dostosowanym do wieku odbiorcy.
' K. Czukowski, Od dwóch do pięciu, przeł. W. Woroszylski, Warszawa 1966, s. 309.
33