Studiowała geografię w latach 1967-71
Były Małopolski Kurator Oświaty w Krakowie, poprzednio dyrektor Zespołu Szkół Ekonomicznych nr 1 w Krakowie; pełniła różnorodne funkcje kierownicze w oświacie
Październik 1967 r. Krakowski rynek. Stara kamienica. Po skrzypiących schodach wspinała się na piętro grupa około 70 studentów pierwszego roku... Wstępowałam w progi Uczelni z obawą przed nowym wyzwaniem, ale równocześnie z przekonaniem, że Uczelnia ta dobrze mnie przygotuje do wykonywania wybranego już wówczas zawodu nauczyciela. Z radością mogę dziś stwierdzić - po 40 niemal latach od tamtej chwili - że moje nadzieje zostały przekute w jasną rzeczywistość, a zdobyta wiedza i umiejętności umożliwiły mi wędrówkę po ścieżkach małopolskiej oświaty z sukcesem. Pragnę jednak podkreślić, że na wybór tej Uczelni miało również wpływ niezwykle życzliwe przyjęcie w dziekanacie w czasie rekrutacji. Przyciągała nas niezwykle ciepła atmosfera, życzliwość i wypracowana przez wykładowców metoda pracy ze studentami, która już od pierwszego dnia pozwoliła nam czuć się niezwykle ważną częścią społeczności uczelnianej. Niewątpliwie ogromnie ważną rolę w tym procesie odgrywał opiekun roku, traktujący po ojcowsku każdego z nas.
Został nim wówczas dr Sławomir Piskorz, który od pierwszego spotkania do końca studiów z żelazną konsekwencją i życzliwością wy-tykał błędy, dodawał otuchy i wskazywał drogi 42 wyjścia z trudnych sytuacji, a także docierał pod - każdy adres studenta, gdy uznał, że jest taka potrzeba. To właśnie jemu miedzy innymi zawdzięczam, że nie pozwoliłam sobie na urlop dziekański, który mi się „marzył” po drugim roku studiów. Serdeczne przyjęcie przez kadrę nie uchroniło nas od zimnego prysznica starszych studentów, którzy powitali nas takimi słowami: „dzień dobry studencie” mówimy nowoprzyję-tym dopiero po zdaniu egzaminu u mgr S. Czep-pe (z kartografii), a „witaj u progu magistra” po zdaniu egzaminu z geografii fizycznej u doc. dr. J. Flisa. Istotnie: „mierzenie” w Parku Jordana było żmudne, pracochłonne; rysunki wielokrotnie poprawiane, egzaminy o dużym stopniu precyzji i trudności, ale progi te okazały się do pokonania. Najwięcej trudności napotykaliśmy w geografii fizycznej, bowiem ta dominowała w programie; na 20 egzaminów 10 zdawaliśmy z różnych dziedzin geografii fizycznej (2 z regionalnej, 3 z geografii ekonomicznej, 2 z dydaktyki geografii i 3 z innych przedmiotów). Większość egzaminów zdawaliśmy ustnie i spotkania te trwały często dość długo, bowiem egzaminatorzy pozwalali studentom wykazać się zdobytą wiedzą i przedyskutować z wykładowcą wątpliwości. Czasem, niestety, nie była to najszczęśliwsza metoda dla studenta.
Najwięcej radości dostarczały nam jednak ćwiczenia terenowe, wycieczki naukowe i praktyki. Przemierzaliśmy wiele kilometrów w podkrakowskich rejonach (Tyniec był moim ulubionym miejscem). Zajęcia te prowadzili dr S. Bukowy, mgr J. Lach, czasem dołączał dr B. Pydziński lub obserwował nasze prace doc. dr T. Ziętara. Chociaż podczas wycieczek było wesoło i spełniały one niezhiiernie ważny cel integracyjny, mgr J. Lach z rozbrajającym uśmiechem stwierdzał „nie ma zmiłuj się”, i zaliczał zadanie dopiero po spełnieniu wszystkich wymagań.
Dr Z. Zioło z żelazną konsekwencją analizował zebrane przez nas materiały z fabryki kłódek ze Świątnik Górnych, a dr W. Nowak z niezwykłą precyzją podejmował trud nauczenia nas
Konspekt nr 1/2006 (25)