Na początku było idyllicznie. Żeromski występował w krytykach Czepiela w roli emblematu. I to począwszy od deklaracji My młodzi. Przeczytamy tam, że „ta sama obojętna próżnia wchłania w siebie powieści Grot-Bęczkowskiej i Stefana Żeromskiego”1 2. Ta drobna uwaga wypowiedziana w tekście, któremu przypisano po latach ambicje manifestu pokoleniowego, jest swego rodzaju wzorcem roli, w jakiej zwykle Żeromski występował w pismach Brzozowskiego. Punktu orientacyjnego dla błąkających się po bezdrożach literatury modernistycznej, trwałej tarczy chroniącej przed zakusami niechętnej krytyki, oręża zaczepnego, by pokonać przeciwnika, rozproszyć pełzającą inercję. Retoryczna postać obecności młodego jeszcze wówczas pisarza w pismach młodszego odeń krytyka nie ulega wątpliwości. Choćby w upodobaniu do wyliczeń reprezentantów najdoskonalszych, zdaniem Brzozowskiego, wyrazicieli epoki; konfiguracje się zmieniały, ale zawsze (prawie zawsze) nazwisko Żeromskiego było tam obecne.
Doczytamy się w przywołaniach krytyka takich oto uzasadnień: „Myśl publiczna może być owinięta bawełną, watą i fla-nelą”12, ale trzeba wiele złej woli, by nie dosłyszeć indywidualnego, bezkompromisowego głosu autora Promienia („drogowskaz”). To pomieszanie kryteriów bądź ich brak pozwala czytać wedle tego samego wzorca lektury na przykład Mechesy Gawalewicza i Ludzi bezdomnych. A różnice przecież są nieredukowalne („tarcza”). W kampanii antysienkiewiczowskiej, bo i tu przykład Żeromskiego okazał się pomocny, uzasadniał obcość Noblisty:
W imię czego przemówić on może do dra Judyma, czy w imię perkalików przez Połanieckiego umiejętnie farbowanych, czy w imię Petroniuszowej wytworności? Ale na pierwsze dr Judym zaklnie, na drugie westchnie może, ale zakryje oczy i odejdzie13.
Dialog jest niemożliwy („oręż zaczepny”).
210
w pewnym momencie — uczynię dygresję — że ton agresywny Wyki może po chodzi od Brzozowskiego właśnie. Bez wątpienia, przywołanie przez Marków skiego przykładu istotnie nieprzystojnego ataku Wyki i Napierskiego na Schulza było spowodowane nie tylko tym, „by było ciekawiej", ale właśnie polityką. Ale Markowski, oczywiście, doskonale wie, że przed zawłaszczaniem reprezentacji przez politykę umknąć się nie da!
S. Brzozowski: My młodzi W: Idem: Wczesne prace krytyczne.
Warszawa 1988, s. 55.
12 Ibidem.
13 S. Brzozowski: Tb la’s coulu. Georges Dandui... W: Idem: Wczesne prace krytyczne..., s. 121.