7293648810

7293648810



571    ^

Głowa ciąży mi coraz bardziej i rozbiegane myśli wymykają się logice rozumowania.

Coraz to nowe obrazy przesuwają się w mej wyobraźni wywołując Jakieś reroinescencje i kojarząc się z doznanymi ostatnio wrażeniami.

Przyćmione światło żarówki raz razi mnie słonecznym blaskiem,to znów przechodzi w łagodną poświatę bladego księżyca.

r/ydaje mi się że siedzę w Mosquito,obok siebie mam zgarbiony sylwetkę mojego pilita.Lecimy pewnie na Jakiś patrol i talko dni i nocy zmieniają się cięgle w zwarjowanyrn porz^tku.

Odnoszę wrażenia Jakbyśmy gnali rzymską kwadrygę,trzymając cugle trzech tysięoy koni mknących po rozpalonych do białości promieniami słońca obłokach.

Ryk silników,to tupat ich kopyt walących o arenę niebieskiego cyrku, a postrzępione cirrusy,to ich rpzwiane grzywy.

.7 drążku sterowym raamy ściągnięte wszystkie lejce;Ogro:nna szybkość tamuje nam oddech.

Zapadamy się w przepaść chmury.

Mleko oblewa nas dookoła i cały świat kurczy 3ię do rozmiarów kabiny; nie widzę nic poza nią,ledwie końce skrzydeł rysuję się w śnieżno-białej powodzi.Czujemy się za7/ieszeni gdzieś w przestrzeni,gdzie wszystkie prawa grawitacji przestaję być istotne.Brak punktu feaczepienie dla wzroku łudzi nas brakiem ruchu i w podświadomość naszę wdziera się śmieszne podejrzenie, że Już nigdy nie wydobędziemy się z tej mglistej matni.

A potyra w swej kalejdoskopowej kolejnościprzychodzi lot w burzy. Cala przyroda sprężony w szale wirujęcego wichru wysila się na każdym calu aerodynamicznej linii srebrnego Mosquita aby go zepchnęć,zdusić,zetrzeć na miazgę tego zuchwalca,który ma czelność spojrzeć w zagniewane oczy wszechwładnej dotychczas bogini pogody. Gdy inne maszyny zakotwiczone stalowymi linkami,tulę swe skrzydła do murawy lotniska,wdzięczne losowi który Je oszczędza raęczęcej walki z rozhukanym żywiołem.Mosąuito występuje do akcji. go smukła sylwetka wije się pomiędzy strumieniami przelewaJęcego się powietrza. Podrzucane do góry Jak piłka,to znowu zwalaJęce się w przepaść setkami 3tóp głębokiej próżni,wydaje 3ię igraszkę w porywistym podmuchu Neptunows-kiej gęby.

Nie raogęo znaleść oparcia o ziemski fundament,odurzeni plęsami polarnego frontu,Jak Kojący się grzesznik szukamy ucieczki w niezachwianych do^aatach lotniczej religji.Pierwszym Jest moc silnika,drugim odporność maszyny. Raz po raz rzucamy wdzięczne spojrzenie na miarowe obroty trzyramien-nego śmigła,Praca każdego przewodu oliwnego,każdej świecy potężnego motoru, to kwestja naszej egzystencji.Uświadamiamy sobie że nasze życie Jest przymocowane do wirującego globu przy pomocy najmniejszej śruby Jednego z tysięcznych złęczy wielkiego HRolls-loyceś.Jeżeli ono zawiedzie,życie załogi zostanie wyrzucone 3iłę odsrodkowę poza granice materjalnego świata.

Pilot patrzy na zegary,bada tętno bezkr^iszego ptaka,Tuż obok ma instrumenty,najważniejsze miejsce nowoczesnej maszyny,jej mózg.Lecęc w nocy odrywamy się kompletnie od ziemskiej elipsy. Gubimy się pod sobę i Już żadnym zmysłem ludzkim nie możemy wyczuć gdzie się znajduje jej chro-po'wata powierzchnia. Nasza Jedyna orientacja to instrumenty. Mimo,że błyszczące gwiazdy na cicunnym atlasie niaba daję niezliczone złudzenia,nafosfo-ryzowane tarcze mówią dokładnie gdzie i Jak mamy lecieć. Choć 7ielka Niedźwiedzica zdaje 3ię uciekać nam pod nogi,Orion zaczyna dziwnie przechylać swoje rozwarte ramiona,Mleczna droga zaprasza aby spróbować jej dobrze ubitego miliardami szlaku,a księżyc rnagnetyzuje nasz wzrok swą pozłacaną kulą,my zawsze wiemy Jak mamy lecieę.Odpędzamy p *ecz wszelkie złudzenia,ich zwodnicze podszepta 3ą nam zupełnie obojętne.Sztuczny horyzont skrętoraierz,szybkościomierz, busola, to sę rzeczy,które przykuwają naszą całą uwagę. Przy ioh pomocy Jedynie możemy utrzymań w normalnej pozycji nasz samolot,gdy zmysł równowagi oderwany od ziemi zaczna w swej bezsilności czepiać się gwiazd i księżyca. Biada nam gdy zapomnimy choć na chwilkę o świecącej strzałce sztucznego horyzontu i zatopimy wzrok w gwiezdnej poświacie. Jej srebrne promienie wyściełają drogę,która prowadzi w otchłań morskiej fali.

Odrywam wzrok od gwiazd i patrzę w dół,gdzie w regularnych o<L-stępach czasu łyskają swymi krwawymi oczyma beacony. Ich zadaniem Jest przypominać nam,że Jednak Jesteśmy ciągle tylko mieszkańcami ziemskiego globu, a nie niezalożnam atcsnem w międzyplanetarnej przestrzeni.Patrzymy na nie i odczuwamy ulgę;Ziemia pamięta o nas. Zuchwalstwo pozornej nawet niezależności w powietrzu Jest ponad nasze siły. Noc oblepia nasze skrzydła swoim



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
571    ^ Głowa ciąży mi coraz bardziej i rozbiegane myśli wymykają się logice
IMG945 był coraz bardziej zaniepokojony. Kiedy udai się w dalszą drogę, spotka! kurkę z kurczętami.
pdl 4 Podrzutek darł się coraz bardziej, a mamona, wiecie, skryła się za drzewem i czekała, co będzi
23 (399) 212 społeczeństwa szlacheckiego, które w coraz bardziej jednoznaczny sposób wypowiada się n
chciałem jak najprędzej obejrzeć dokładnie statek, którym dowodzenie wydawało mi się coraz bardziej
shazniczc. co mi dodaje otuchy wobec tego. ze silnik mój zaczyna być coraz bardziej niedokładny Patr
SL270679 a „widz stawał się coraz bardziej statyczny i pasywny, gotowy do odbioru wirtualnych, skon
ZĄB (07) .~:33i ■-.r3^.,^ Ząb jednak bolał coraz bardziej. Co robić? Parasol jk)stanowi! wyrwać ząb
img020 (60) między tymi dwiema metodami coraz bardziej zaciera się. Tendencja do ilościowego ujmowan

więcej podobnych podstron