398 OJCZE KASZ.
Nie mam litości. Niechaj ginie dzicz przeklęta!
Obliczyć niepodobna ilu krzywd sprawcami,
ile krwi natoczyli!. . . Więc zemsta jest święta!. . .
W końcu — liczba ich mordów jest mi obojętną;
Jeden tylko rachunek zaszedł między nami,
I ten rachunek muszę obliczyć z tą wstrętną Czernią. Ja wiein to jedno : zabili mi brata!
Mego brata zabili — czy ksiądz to rozumie P —
Więc słuszna, by ginęli! Niech śmierć wszystkich zmiata!
Ha, strzały, huk granatów pryskających w tłumie,
Jakże mnie to upaja!. .. Hej! na te złoczyńcę,
Jeśli trzeba do rzezi zachęcać żołnierza,
Jeśli broni nabijać nie starczą im ręce,
Ot jestem ! Kto pomocy żąda, niech tu zmierza,
KS. PROBOSZCZ.
Niewieście — tak przemawiać!. . .
PANNA RÓŻA.
To motłoch nikczemny!
Przecież lud ten przedmiejski: kobiety, mężczyźni,
Dzieci, z którymi brat mój chleb łamał codzienny,
Lud, któremu łzy ścierał, koił serca blizny,
Ten właśnie w dzień komuny pierwszy jął się noży,
Gotów świat cały wyrżnąć, obrócić w perzynę! . .
A Jan mój tak ich kochał, mój baranek boży!
Godzień szedł gdzieś w poddasza, z jałmużną w gościnę,
Chleb im niosąc i grosze, bieliznę, odzienie,
Wszystkiem dzieli się z nimi co tylko posiada —
I od nich właśnie bratu takie wywdzięczenie:
Z ich własnych rąk w to serce strzał morderczy pada!...
Ile czynił dobrego brat dla tych nędzników,
Któż policzy ? Ot, widzisz!
(Oticiera gwałtownie szafę i dobywa z niej wytartą rewerendę i księży kapelusz)
Tu się przechowuje Rewerenda, kapelusz dwóch nie wart srebrników.
Mawiam nieraz do brata : „Aż wstyd mię przejmuje Z takiego jak ty księdza. Twa odzież zbyt lichą.
Trzeba już nową sprawić. Pieniądze w komodzie".
Lecz on na się spojrzawszy, odpowiada cicho:
„Różo! wczoraj widziałem biednych ludzi wT głodzie.