To prawda, że, w typowo politycznie paradoksalny sposób, Goldwater - który był generałem dywizji (Major General) w Rezerwie Sił Lotniczych - mówił o zmniejszaniu siły państwa, jednocześnie popierając jej zwiększenie na potrzeby Zimnej Wojny. Nie jest pacyfistą. Uważa, że wojna jest dopuszczalnym działaniem państwa. Dla niego Zimna Wojna nie wiąże się w żaden sposób z amerykańskim imperializmem, lecz jest rezultatem imperializmu sowieckiego. Wielokrotnie jednak powtarzał, że nacisk ekonomiczny, dyplomacja i propaganda („wojna kulturowa") są zawsze lepszymi rozwiązaniami niż przemoc. Mówił również, że wrogie ideologie „mogą być pokonane tylko przez lepsze idee, nigdy przez pociski.”
Nie można jednak posuwać się za daleko w obronie Goldwatera. Jego libertariańskie przekonania w sferze polityki wewnętrznej nie przekładają się na jego idee dotyczące polityki zewnętrznej. Libertarianizm w czystej postaci jest stanowczo izolacjonistyczny w swoim całkowitym sprzeciwie wobec instytucji państwa narodowego, które są obecnie jedynymi agencjami na świecie zdolnymi toczyć wojny i interweniować w sprawy zewnętrzne.
W innych kwestiach jednak zabarwienie libertariańskie kampanii Goldwatera było bardziej wyraźne. To, że zaatakował wprost nieodpowiedzialność fiskalną Social Security przed podstarzałą publicznością i skrytykował Tennessee Valley Authority w Tennessee nie było przykładem nieznajomości realiów politycznych. Pokazywało po prostu pogardę Goldwatera dla polityki, ładnie podsumowaną w jego wypowiedzi, iż powinno się mówić wyborcom „co potrzebują słyszeć, nie co chcą słyszeć”.
W kampanii Eugene’a McCarthy dało się wyczuć nutkę libertarianizmu, szczególnie w jego celnej krytyce siły prezydenta. Jego niejednoznaczna, lecz dostrzegalna obrona władzy rządu jako takiego dyskwalifikowała go jednak. W kampaniach i wypowiedziach żadnych innych polityków z zeszłego roku nie było praktycznie żadnego śladu libertarianizmu.
Pisałem przemówienia dla Goldwatera w 1964. Pamiętam, że w czasie kampanii pewnego razu, podczas konferencji, która miała określić „strategię rolniczą”, pewien bardzo szacowny i bardzo konserwatywny Senator wstał i powiedział: „Barry, musisz jasno orzec, że uważasz, że każdy amerykański rolnik ma prawo do godziwego zarobku.”
Senator Goldwater odparł, z typową dla niego uprzejmością: „Ale on nie ma takiego prawa. Ja też nie. Mamy jedynie prawo próbować”. I to było na tyle w tej sprawie.
A teraz, dla kontrastu, weźmy takiego Toma Haydena z Students for a Democratic Society. W „The Radical Papers” napisał, że jego „rewolucja” chce ustanowić „instytucje poza istniejącym porządkiem". Jedną z takich instytucji miałyby być „publiczne organizacje do walki z biedą walczące o Federalne fundusze”.
Z tych dwóch polityków, który jest radykałem, rewolucjonistą? Hayden de facto oświadcza, że zamierza wbić się do wewnątrz establishmentu. Goldwater twierdzi, że chce obalić establishment, by na zawsze zniszczyć jego moc pomagania czy szkodzenia komukolwiek.
Celem nie jest obrona kampanii Goldwatera jako libertariańskiej, lecz wskazanie, że zawierała ona zdrową dozę tego typu radykalizmu. Poza tym jednak, kampania służyła utrzymywaniu typowych partyjnych interesów, wizerunków, mitów i manier.
Szczególnie w sprawach polityki zagranicznej istnieje bariera, przeszkadzająca libertariańskiemu skrzydłu w wyłonieniu się w którejś z głównych partii. Domagający się zniesienia państwowego autorytetu w każdej innej sprawie utrzymują, że powinien on służyć, by budować machinę wojenną, przy pomocy której można trzymać komunistów na odległość. Dopiero niedawno logiczne rozumowanie - oraz rozwój sił antypaństwowych w Europie Wschodniej - sprawiły, że odpowiedź na pytanie, czy państwo militarne wymagane do kontynuowania Zimnej Wojny nie byłoby gorsze niż zagrożenie, przed którym ma nas chronić, nie jest już taka oczywista. Goldwater nigdy nie podjął tego toku rozumowania i możliwe, że nigdy nie podejmie, ale spośród zwolenników Zimnej Wojny jest jednym z bardziej skłonnych do rewizjonizmu, dzięki jego podatności na libertariańskie idee.
To nie jest jedynie dygresja na rzecz figury politycznej (albo wręcz antypolitycznej), wobec której żywię ogromny szacunek. Chcę jedynie podkreślić bezużyteczność tradycyjnych, popularnych sposobów rozumowania w ocenie reakcyjnej natury dzisiejszej polityki i poznaniu prawdziwej natury rewolucyjnej antypolityki. Partie polityczne i