chylność i posiadał ją, a często przecież trapił się autentycznie coraz brutalniejszą rzeczywistością. Dał się poznać jako wspaniały wzór dla młodzieży harcerskiej. Harcmistrz Stanisław miał wielu kochających go młodych ludzi. Będąc jeszcze w szkole bardzo często prowadził nas na szlaki turystyczne. To dzięki niemu, mając w plecaku tylko trochę chleba i kaszankę, wędrowaliśmy przez Beskid Sądecki, Pieniny i Tatry. To właśnie pan profesor uczył nas wrażliwości na piękno przyrody. Staszek wiedział, że tymi samymi drogami poprowadzimy później naszych wychowanków.
Z Tarnowem był związany szczególnie. Kochał to miasto. Jego doktorat opisujący dzieje tarnowskiego rzemiosła jest cennym materiałem dla wielu jeszcze pokoleń historyków badających dzieje tego historycznego grodu. Nie zerwał też bynajmniej kontaktu z prowincją. Życie południowej Polski, jej dzieje, dramat tych ziem ciągle były przedmiotem jego intelektualnych i uczuciowych doświadczeń. W latach 90. udało mi się związać Staszka z tygodnikiem „Temi”. Zamieszczał tam teksty historyczne. Myślę, że cennym, popularnym wykładem o historii Tarnowa uczył młodych czytelników swoistego rodzaju satysfakcji, że tutaj mieszkają. We wrześniu ubiegłego roku przyszedł Stanisław na spotkanie z klasą, która obchodziła 35-lecie egzaminu maturalnego w Liceum Pedagogicznym. Byłem przygnębiony, patrząc na cierpiącego, ciężko chorego mojego drogiego wychowawcę. Przyniósł ostatnio wydaną swoją książkę, prosząc o rozprowadzenie jej wśród uczestników spotkania. Kilkanaście książek złożonych w reklamówce po sprzedaniu dawało mu możliwość zakupu jakiegoś niezbędnego leku. Józef! Sprzedaj mi te książki” Nie zapomnę tej sytuacji do końca życia! Widziałem jak Staszek gaśnie. W czasie spaceru mówił, jak bardzo cierpi. Przed Świętami Bożego Narodzenia odwiedziłem Go z Henrykiem Walusem. Wiedziałem już, że żegnam się z człowiekiem, który wywarł na mnie wielki wpływ. Wiedziałem też, że ból i udrękę w końcówce życia łagodziła jego żona, o której w czasie naszego wrześniowego spotkania wyrażał się z najwyższym uznaniem i szacunkiem. Odszedł z Tarnowa i od nas żywych wychowawca wielu pokoleń nauczycieli. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że Staszek kochał ludzi uczuciem solennym. Był dobrym i ciepłym człowiekiem. Chciałoby się rzec: pełnym wdzięku, który dzięki sile charakteru zobowiązał nas wszystkich, którym świadczył swą bezkompromisową przyjaźń, do trwałego smutku, do trwałej pamięci.
JózefTrędowicz