W Kriegseisen Sejmiki Rzeczypospolitej Szlacheckiej w XVII i XVIII wieku

Biblioteka Instytutu Historii UAM



Wojciech Kriegseisen



SEJMIKI RZECZYPOSPOLITEJ SZLACHECKIEJ

W XVII i XVIII WIEKU



Wydawnictwo Sejmowe

Warszawa 1991



Opracowanie graficzne

Krzysztof Racinowski

Na okładce wykorzystano fragment rysunku

Józefa Wahla, Sejmik w kościele OO. Augustianów

Wybór ilustracji

Urszula Augustyniak

Redaktor

Katarzyna Iwanicka

Redaktor techniczny

Witold Motyl



*«,¦•© Copyright by Wydawnictwo Sejmowe 1991

ISBN 83-7059-009-8





SPIS TREŚCI

Wstęp.......................................... 7

Część I. OBRAZ IDEALNY

I. Instytucja - definicja, geneza, „geografia"...15

II. Formalne podstawy działania. Kompetencje...36

Część II. PRAKTYKA SEJMIKOWANIA

I. Zasady i miejsce sejmikowania...51

II. Zakres zainteresowań...80

III. Uczestnicy sejmików...102

IV. Sejmikowa walka polityczna...137

V. Polityka sejmikowa poza granicami prawa...170

VI. Na pograniczu prawa i bezprawia. Sejmiki świętem „narodu szlacheckiego" 203

Część III. SCHYŁEK I PRÓBY NAPRAWY

I. Specyfika rządów sejmikowych na przełomie XVII i XVIII wieku...231 Reformy sejmikowania w czasach stanisławowskich...253

III. Sejmiki po utracie niepodległości...271

Wykaz skrótów...276

Słowniczek terminów staropolskich...277

Nota bibliograficzna...281

Indeks nazwisk...285

Źródła ilustracji...294





WSTĘP

W maju 1790 roku posłom obradującego już prawie dwa lata sejmu,

który wkrótce miał być nazwany Sejmem Wielkim albo Czteroletnim,

przedstawiono projekt „Prawa o sejmikach". W intencji autorów tego

projektu miała to być namiastka przygotowywanego od dłuższego

czasu zbioru zasad reformy państwa, który ostatecznie po wielu

zmianach i przeróbkach uchwalono w rok później jako Konstytucję

3 Maja. Nowe prawo sejmikowe uznano więc za wstęp do generalnej

reformy ustrojowej, kładło ono bowiem kres istnieniu sejmików szla-

checkich w tych formach, do jakich przez pokolenia przywiązani byli

szlacheccy obywatele Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Jednak ta gruntowna reforma sejmikowania, uchwalona ostatecznie

24 marca 1791 roku, tylko o parę lat poprzedziła upadek państwa i na

dobrą sprawę nie wiemy, jak funkcjonowałaby w praktyce życia

politycznego. Przez następne dwieście lat w świadomości Polaków

sejmiki nieodmiennie kojarzyły się z wadami ustrojowymi państwa

szlacheckiego, któremu kres przyniosły rozbiory.

W 1918 roku, na progu Niepodległości, krakowscy historycy

przygotowali i opublikowali cykl wykładów pod zbiorowym tytułem

„Przyczyny upadku Polski". Wśród najpoważniejszych przyczyn wy-

mieniono tam wady ustrojowe, a więc i system sejmikowy, który

stanowił istotną cechę tamtego ustroju. Tak więc szlacheckie sejmiki,

które usiłowano jeszcze reformować w przededniu utraty bytu państ-

wowego, wpisano ostatecznie do długiego rejestru negatywnych zjawisk

w dziejach ojczystych. Tę ujemną ocenę utrwaliły w świadomości

szerokich rzesz Polaków programy szkolne, szczególnie te układane po

drugiej wojnie światowej, które przydały samemu słowu „sejmik"

jednoznacznie negatywną konotację.

Nie jest naszym zadaniem rozstrzyganie, czy sejmiki szlacheckie to

zjawisko ustrojowe „postępowe" - a więc pozytywne, czy„reakcyjne"

- a więc negatywne. Jednym z celów tej pracy jest próba prze-

ciwstawienia się pochopnemu ferowaniu wyroków i przeklejaniu

wartościujących etykietek.

Oto od dawna utarła się niedobra maniera pisania o szlacheckich

sejmikach - mamy tu na uwadze przede wszystkim publicystykę

historyczną i polityczną różnych kierunków i ugrupowań ideowych,

choć i w pracach zawodowych historyków, nie wolnych przecież od

politycznych zaangażowań, dostrzec można jej wpływy. Maniera ta to

nieznośne nadużywanie określeń negatywnych, łatwe wyśmiewanie

takich zjawisk społecznych i ustrojowych, o których w gruncie rzeczy

wie się niewiele albo zgoła nic. Ten latami bezmyślnie powielany

stereotyp spowodował, że samo słowo „sejmik" ciągle jeszcze niesie

z sobą negatywne raczej skojarzenia, nie tylko zresztą w języku polskim.

Nie jest naszym celem beznadziejna zaiste walka z mitami i stereotypa-

mi myślowymi zaszczepianymi i podtrzymywanymi w świadomości

Polaków przez szkolne podręczniki i domowe tradycje, mamy tylko

nadzieję, że rzeczowa informacja oparta na źródłach historycznych

pozwoli czytelnikom wyrobić sobie zdanie w kwestii oceny systemu

sejmikowego, jak i jego funkcjonowania w praktyce ustroju Rzeczypos-

politej szlacheckiej.

Genezę powszechnego negatywnego stosunku do różnych instytucji

państwa szlacheckiego dostrzegamy już w oświeceniowej publicystyce

w XVIII wieku. Tezy te i opinie z upodobaniem powielano w nowej

formie po drugiej wojnie światowej bez oglądania się na wyniki badań

naukowych. Przekonanie, że ustrój pierwszej Rzeczypospolitej był zły

czy zacofany „w ogóle", jak każdy schemat myślowy, pociąga za sobą

następne uproszczenia. Jednostronny obraz życia sejmikowego do-

prowadził do powstania innego, jaskrawo już tym razem fałszywego

przekonania. Otóż w szerokich kręgach deklarujących zainteresowanie

historią (wiadomo zaś, że dyletanci szczególnie chętnie formułują

teorie) dość powszechnie utarła się opinia, że sejmiki szlacheckie

należały do osobliwości charakterystycznych dla staropolskiego ustro-

ju. Miały nas one odróżniać od reszty Europy, tak jak i inne

„sarmackie" osobliwości ustrojowe, obyczajowe i artystyczne.

Wbrew temu schematowi, który zresztą wiele cech charakterystycz-

nych dla życia sejmikowego w XVIII wieku zdaje się uznawać za normę

dla całych dziejów szlacheckiej Rzeczypospolitej, od dawna już wiado-

mo, że sejmik nie był polską osobliwością ani nie stanowi dowodu

anarchicznego charakteru narodowego. Nie tylko w Rzeczypospolitej

samorząd szlachecki odgrywał istotną rolę w drugich okresach dziejów.

Ustrój stanowy był powszechny swego czasu w całej Europie, od Polski

po Hiszpanię, i zwykle tworzył system szlacheckiej reprezentacji i samo-

rządu. Nie były więc wymysłem Polaków - szczególnie ponoć skłon-

nych do warcholstwa - ani sejmiki, ani nawet konfederacje, co dawno

już udowodnili Aleksander Rembowski i Władysław Konopczyński.

Podobne do polskich sejmów i sejmików instytucje reprezentacyjne

i samorządowe funkcjonowały u bliższych i dalszych sąsiadów pod

różnymi nazwami i bywały czasem widownią równie gorszących scen

jak te, które niżej wypadnie nam relacjonować. Osobliwością polską

było więc nie tyle samo istnienie sejmików, ile raczej ogromna liczba

osób cieszących się szlacheckimi przywilejami i całkowite odepchnięcie

przez nie mieszczan i chłopów poza nawias „narodu politycznego".

Szlachecki samorząd terytorialny w państwach sąsiadujących

z Rzeczpospolitą przybierał formy podobne do polskich. Dzięki

badaniom historyków Śląska wiele wiemy o tamtejszym sejmie,

istnieją też prace poświęcone lokalnym sejmikom śląskim. Brak

natomiast opracowań porównujących sejmikowy ustrój Rzeczypo-

spolitej z ustrojem samorządu komitatowego na Węgrzech. Od dawna

wiadomo, że w krajach Korony św. Stefana i w Siedmiogrodzie

wiele procesów społecznych i ustrojowych przebiegało podobnie

jak w państwie polsko-litewsko-ruskim. Wśród analogii najbardziej

frapujące są właśnie podobieństwa w zakresie ustroju sejmikowego

i samorządu szlacheckiego.

Instytucji funkcjonujących na zasadach podobnych do sejmiku

można z powodzeniem szukać i gdzie indziej, na przykład w krajach

uchodzących w naszej publicystyce za wzór centralizmu i porządku, jak

Prusy i Brandenburgia. To właśnie tam szlachta prowincjonalna,

gromadząca się na sejmikach w XVI i XVII wieku, przysparzała

elektorom niemałych kłopotów. Już tylko przykłady śląskie i węgierskie

wystarczą do zakwestionowania pochopnych tez różnych specjalistów

od wyszukiwania domniemanych osobliwości w ustroju Rzeczypos-

politej i charakterze narodowym jej mieszkańców, przy czym chętnie

zapomina się, ile naprawdę narodowości składało się na tę mozaikę

- tak nietrafnie nazwaną Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

Tak więc zamiast rzetelnego obrazu życia społeczeństwa i fun-

kcjonowania ustroju, często z upodobaniem powiela się ten sam

wizerunek. Pijany jegomość z twarzą jak z portretu trumiennego,

koniecznie w czerwonym kontuszu, owinięty pasem słuckim i z karabelą

w ręku - oto nie najtrafniejszy obraz szlachcica polskiego na sejmiku,

utrwalany do dziś przez niedobrą literaturę i marną publicystykę.

Gromada osobników zataczających się pod kościołem to obraz rodzący

się w głowie przeciętnego Polaka na dźwięk słowa „sejmik". Rządy

sprawowane przez taką szlachtę na sejmikach możliwe były ponoć

tylko w anarchicznej Rzeczypospolitej, co musiało doprowadzić do

niesławnego końca. Najpierw władzę objęła magnacka oligarchia,

a gdy ta w obronie swych materialnych interesów szukała opieki

za granicą, doszło do rozbiorów i końca państwa kontuszowców

wymachujących karabelami po kościołach.

Inny stereotyp to przenoszenie obrazu życia sejmikowego z XVIII

wieku na epoki wcześniejsze. Takie anachronizmy dowodzą tylko

powszechnego braku znajomości genezy sejmiku i niezrozumienia

zasad jego funkcjonowania. Z przykrością trzeba zauważyć, że pewną

rolę w tworzeniu takiego, nie liczącego się z rozwojem w czasie, obrazu

odegrali swego czasu historycy prawa polskiego. Dążąc do odtworzenia

schematu i opisania funkcji instytucji ustrojowych, w tym sejmików,

często posługiwali się w swych pracach przykładami z różnych, czasem

odległych od siebie epok. Niekiedy wykazywali skłonności do brania

litery prawa za społeczną rzeczywistość, co tworzyło obraz życia

sejmikowego oderwany nie tylko od tej rzeczywistości, ale i od

politycznego tła, które w ogromnym stopniu kształtowało praktykę

sejmikowania.

Pisząc te słowa zdajemy sobie sprawę, że pewne uproszczenia

w popularyzacji wiedzy o sejmikach są nieuniknione, szczególnie

w książce o życiu sejmikowym od XVI po XVIII wiek. Posługiwanie się

zaczerpniętymi ze źródeł przykładami zawsze w pewien sposób znie-

kształca rzeczywistość historyczną, każdy bowiem autor stara się

dobrać przykłady i anegdoty najbarwniejsze i najciekawsze, a te nie

zawsze przecież muszą być najbardziej typowe. Opisując funkcjonowa-

nie systemu sejmikowego staraliśmy się trzymać rozsądnego środka

- nie popadać w historyczne czarnowidztwo, kiedy to dzieje Rzeczypos-

politej są ciągiem bezsensownych, nie związanych ze sobą scen prowa-

dzących do smutnego, ale zasłużonego końca - nie chcieliśmy też

znaleźć się po przeciwnej stronie, wśród tych, którzy nasze dzieje

społeczne i polityczne widzą jako tryumfalny pochód męstwa, mądrości

10

i tolerancji, zakończony katastrofą tylko przez przypadek i złą wolę

sąsiadów.

Jeśli nie zawsze udało się spełnić te założenia - odpowiedzialni za to

są pospołu: autor, stan badań historycznych i last but not least źródła,

z których czerpaliśmy przykłady do opisywanych procesów i faktów.

Autor - bo często nie potrafił uwolnić się od spoglądania na dzieje

sejmików z perspektywy najbliższego mu i najlepiej znanego okresu,

przełomu XVII i XVIII wieku. Stan badań - bo nie do końca

wyjaśniono niektóre interesujące zjawiska i fakty, choćby z tak jeszcze

mało znanej, a obfitej źródłowo epoki saskiej. Wreszcie źródła - bo

zachowało się w nich to, co wzbudzało sensację, a nie to, co traktowano

jako normę, a więc na przykład raczej opisy bójek i gwałtów niż relacje

ze spokojnych, żmudnych i solennych obrad sejmikowych, które

zapewne przeważały.

Mimo wszystko mamy nadzieję, że praca ta okaże się pożyteczna dla

tych czytelników, dla których historia jest polem intelektualnych

dociekań, a nie zbiorem osobliwości nadających się do efektownego

uzasadniania takich czy innych poglądów. Praktyki te mniej są szkod-

liwe, gdy badacze charakteru narodowego Polaków ograniczają się do

ogólnych, bardzo zwykle intelektualnych refleksji, gorzej, gdy his-

torycznego kostiumu używa się do dyskusji o współczesności, z uporem

godnym lepszej sprawy obstając przy prostacko odczytywanej zasadzie

historia magistra vitae.

Kończąc te wstępne uwagi autor chciałby jeszcze podziękować

wszystkim, dzięki którym rzecz ta mogła powstać. A więc przede

wszystkim licznym badaczom dziejów szlacheckiej Rzeczypospolitej,

z których ustaleń tu korzystano, a których nazwisk nawet w niewielkiej

części nie można by z braku miejsca wyliczyć. Podziękowania należą się

też wszystkim pracownikom bibliotek i archiwów, którzy cierpliwie

pomagali wyszukiwać materiały i mało znane źródła do dziejów

sejmików. Wreszcie szczególne zobowiązania autor ma wobec tych,

którzy krytycznymi uwagami przyczynili się do powstania ostatecznej

wersji tej książki, przede wszystkim wobec pani doc. dr hab. Anny

Filipczak-Kocur oraz pana prof. dr hab. Jacka Staszewskiego. Ich

łaskawe wskazówki pozwoliły uniknąć wielu błędów i zlikwidować

przynajmniej część niedociągnięć.

Warszawa, listopad 1988

11

Część I

OBRAZ IDEALNY

Maciej Rejchan, Personifikacja „gotowości obywatelskiej".

Fragment polichromii w kolegiacie w Opatowie

I. INSTYTUCJA - DEFINICJA,

GENEZA, GEOGRAFIA

Nim rozpoczniemy opisywać i analizować działanie instytucji tak

ważnej dla życia społecznego i politycznego dawnej, przedrozbiorowej

Rzeczypospolitej, warto się chwilę zastanowić nad tym, cóż to takiego

było to, co zwykło się krótko, a niekiedy i pogardliwie, nazywać

sejmikiem szlacheckim. Sejmiki, ich definicja, początki i działanie

obrosły sporą literaturą historyczną, której streszczenie mogłoby z po-

wodzeniem wypełnić ten tom. Nie to jest jednak naszym zadaniem,

spróbujmy więc ustalić krótką roboczą definicję instytucji będącej

głównym tematem tej książki.

\~Sejmik był dobrowolnym zgromadzeniem członków stanu uprzywi-

lejowanego - szlachty danej ziemi, województwa czy prowincji i pełnił

dwojaką rolę. Był podstawową instytucją szlacheckiego samorządu

lokalnego i jednocześnie głównym sposobem uczestnictwa szlachty

w życiu politycznym państwami warto pamiętać, że warstwa ta w wieku

XVII stanowiła zapewne około 10% społeczeństwa Rzeczypospolitej.

{Szlachecki samorząd lokalny, czyli samorząd ziemski, uformował

się w wyniku wzrostu znaczenia szlachty i ostatecznego zdominowania

przez nią innych warstw - chłopstwa, mieszczan, duchowieńg^a;

Znaczenie samorządu najlepiej wyrażało się w kontroli sprawowanej

nad ziemskim systemem fiskalnym, co doprowadziło do wytworzenia

skarbowości ziemskiej, a co za tym idzie w praktyce - do normowania

życia lokalnej społeczności. Zarządzenia wydawane przez sejmikującą

szlachtę nie ograniczały się do szlachty, obowiązywały wszystkich

zamieszkujących na terenie objętym sejmikową jurysdykcją.

Udział w życiu politycznym realizował się przede wszystkim na

sejmikach przedsejmowych, tzw. poselskich, \ kiedy to każdy szlachcic

mógł wziąć udział w wyborze repreżeńtanTów swojej ziemi do sejmu,

a także - teoretycznie rzecz biorąc - mógł zostać wybrany takim

reprezentantem, czyli posłem sejmowym.

15

Uczestnicy sejmików formułowali „instrukcję poselską" - rodzaj

zestawienia życzeń i postulatów pod adresem króla, ministrów i sejmu.

Obrani posłowie zobowiązani byli do stosowania się do tych instrukcji

podczas obrad w sejmie. Tak więc, przynajmniej w teorii, każdy

szlachcic mógł przedstawić sejmowi swe postulaty, o ile tylko wywalczył

pomieszczenie ich w instrukcji. Mógł też zażądać od posła ziemskiego

zdania sprawy z jego działalności po sejmie. W 1589 roku sejm uchwalił

nawet konstytucję nakazującą składanie relacji z sejmu na sejmikach

deputackich. Dla „rozliczania" posłów wytworzył się z czasem specjal-

ny rodzaj zjazdu sejmikowego, tzw. sejmik relacyjny, zwoływany po

zakończeniu sejmu.

Wokół sejmiku skupiło się życie polityczne na prowincji, od sejmiku

do sejmiku toczyła się egzystencja aktywnych politycznie członków

uprzywilejowanego stanu. Ile więc i jakie sejmiki odbywano? Wyżej

wspomniano już trzy ich rodzaje: poselskie, deputackie i relacyjne.

Zbierały się także inne zgromadzenia - obradowano na sejmikach

„elekcyjnych i gospodarskich, czyli boni ordinis.

Wszystkie sejmiki dawniejsi badacze ustroju Rzeczypospolitej stara-

li się opisywać, klasyfikować i rozgraniczać ich kompetencje. Powodo-

wało to nieporozumienia i nie kończące się dyskusje między specjalis-

tami. Ten gordyjski węzeł klasyfikacji sejmików ziemskich przeciął

dopiero niedawno badacz problematyki samorządu szlacheckiego,

Adam Lityński, stwierdzając po prostu, iż sejmik był jeden. Różne były

tylko rodzaje zgromadzeń sejmikowych, jak różne były cele obrad

i zadania stawiane przed obradującymi.

I tak gdy sejmik gromadził się dla obrania posłów na sejm

- nazwano go sejmikiem poselskim lub przedsejmowym. Gdy zbierano

się dla wysłuchania relacji posłów powracających z sejmu - było to

zgromadzenie relacyjne. Sejmik zwołany w celu wyboru sędziów do

najwyższego sądu szlacheckiego nazywał się sejmikiem deputackim

i obradował zawsze w pierwszy poniedziałek po święcie Narodzenia

Najświętszej Marii Panny (8 września), od 1768 roku - 15 lipca

w Koronie, zaś na Litwie w święto Matki Boskiej Gromnicznej (2

lutego), a od 1685 roku w dzień po nim.

Na sejmiku elekcyjnym wybierano kandydatów na wakujące nie-

które urzędy sądowe, lecz ostateczne ich zatwierdzenie należało do

króla. Jednym z najważniejszych zgromadzeń był sejmik gospodarski,

na którym regulowano sprawy porządkowe, a przede wszystkim

16

finansowe ziemi, tam też obierano komisarzy delegowanych w XVII

wieku do trybunału skarbowego. Wszystkie te sejmiki mogły niejako

prolongować swoje obrady, a takie zjazdy nazywano obradami „z

limity", samą tę, ważną i ciekawą formę, określano krótko „limitą".

Terminy sejmików „z limity" ustalali sami sejmikujący na poprzednim

zjeździe.

Wszystkie te nazwy określały różne funkcje sejmiku ziemskiego, nie

można więc twierdzić, że w ziemi czy powiecie istniały różne sejmiki

obok siebie - instytucja była jedna, zaś wiele rodzajów zgromadzeń.

Problemem dużo trudniejszym niż definicja sejmiku, do dziś w pełni

nie rozwiązanym, jest ustalenie jego genezy. W krajach europejskich,

które tak jak Polska wytworzyły w średniowieczu ustrój stanowy,

powstawały reprezentacje grup społecznych - stanów, posiadających

wspólny dla wszystkich członków status prawny. Omawiane tu zjawis-

ko nie jest więc charakterystyczne tylko dla Polski.

Spróbujemy przedstawić rozwój sejmiku ziemskiego aż do mo-

mentu, gdy uzyskał on ostateczną, znaną z historii Rzeczypospolitej

XVI-XVIII wieku formę. Jednocześnie musimy pamiętać, iż sejmiki

zrodziły się w Polsce, w Koronie, zaś na obszarach przyłączonych

później - w Wielkim Księstwie Litewskim, na Ukrainie, w Prusach

Królewskich - były instytucją powstałą pod wpływem polskich wzo-

rów.

Wydaje się, że sejmik ziemski ukształtował się na przełomie XIV

i XV wieku w Wielkopolsce. Było to w sposób oczywisty związane ze

wzrostem znaczenia szlachty, która w owym okresie poczęła zdobywać

kolejne przywileje. Nie miejsce tu na przedstawianie drugiej dyskusji

specjalistów, z których jedni dopatrywali się genezy sejmiku w przywile-

ju koszyckim Ludwika Węgierskiego z 1374 roku, inni upatrują

początków w roku 1404, gdy szlachta wezwana została na zjazdy

ziemskie, by uchwalić podatek na wykup ziemi dobrzyńskiej z rąk

Krzyżaków. Próbowano też udowadniać, iż początki tej instytucji

należy wiązać z przywilejami nieszawskimi z 1454 roku.

Jest rzeczą niewątpliwą, iż sejmiki miały poprzedników w wywodzą-

cych się jeszcze z wczesnego, piastowskiego średniowiecza wiecach.

Wiec, czyli zgromadzenie dorosłych mężczyzn decydując o spra-

wach plemienia i potem państwa, przekształcił się z biegiem wieków

17

w zjazd najwyższych dostojników, którzy w okresie rozbicia dziel-

nicowego obradowali i współdecydowali wraz z księciem. Za czasów

Ludwika Węgierskiego i po jego śmierci wiece dzielnicowe ograniczały

się do rozpatrywania spraw lokalnych, problemy ogólne pozostawiając

radzie koronnej lub zjazdom generalnym. Tak więc stara instytucja,

tracąc wiele ze swych kompetencji, zamienia się powoli w organ

samorządu lokalnego.

U- Wiece poczęły się dzielić na sądowe, gdzie rozpatrywano spory

i karano przestępców, oraz na zjazdy urzędników danej ziemi. Te

właśnie zgromadzenia, zwane w ówczesnej łacinie urzędowej conven-

ciones lub consilia dominorum seniorum z czasem uległy przekształceniu

w sejmiki ziemskie. Dokonywało się to powoli, nikt nigdy nie wydał

aktu prawnego powołującego do życia sejmik w Wielkopolsce - metodą

powtarzającej się praktyki zrodziło go prawo zwyczajowe.

Z powodu rosnącej roli szlachty, ograniczającej władzę królewską,

musiało dojść do wytworzenia forum, na którym również ziemianie,

a nie tylko dygnitarze ziemscy, mogliby formułować swe opinie

i postulaty. Jednocześnie potrzebny był organ dbający o interesy ziemi,

gdy władza królewska za pierwszych Jagiellonów osłabiła kontrolę nad

życiem wewnętrznym poszczególnych ziem.

Królowie zwoływali zjazdy całej prowincjonalnej szlachty wtedy,

gdy zmuszały ich do tego względy ogólnopaństwowe - tak jak w przy-

padku konieczności zgromadzenia gotówki na wykup ziemi dobrzyńs-

kiej w 1404 roku, czy też jak potrzeba potwierdzenia przez całą szlachtę

przywileju jedlneńskiego w 1430 roku, regulującego sprawę następstwa

tronu po Władysławie Jagiełłę.

Na prowincji - ziemiach wielkopolskich, a potem małopolskich

- szlachta korzystała z ustalonej od dawna praktyki zjazdów wiecowych

dla regulacji spraw ważnych, ale lokalnych. Na terminy tych zjazdów,

zwanych „roczkami", zjeżdżali licznie ziemianie nie należący do warst-

wy lokalnych dygnitarzy, ale cieszący się prawem obywatelstwa danej

ziemi i roszczący sobie prawo do decydowania ojej sprawach wewnętrz-

nych. Oto kilka przykładów.

Gdy w roku 1406 zmarł podsędek łęczycki Dersław i opóźniał się

wymiar sprawiedliwości, szlachta łęczycka zebrała się pod przewodem

swego starosty Szafrańca w Łęczycy i obrała na opróżniony urząd

Włodzimierza ze Sławoszowa. Akt ten stał się zaczątkiem późniejszych

sejmików elekcyjnych.

18

W sześć lat później w tej samej ziemi łęczyckiej dygnitarze i szlachta

zmuszeni byli poradzić sobie ze znacznie bardziej skomplikowaną

sprawą. Jesienią 1412 roku powołano przed sąd starosty łęczyckiego

w imieniu ogółu ziemian - Michała i Piotrasza ze Strykowa, synów

zmarłego miecznika łęczyckiego Mikołaja z Żelaznej. Oskarżenie głosi-

ło, że Mikołaj, obrany poborcą podatku z ramienia szlachty, wybrał 100

grzywien (4800 groszy) i zamiast się z nich rozliczyć, zebrane pieniądze

„zdził", czyli sprzeniewierzył.

Pozwanych, jako spadkobierców, miecznikowiczów i wdowy bronił

brat Mikołaja utrzymujący, że zmarły nie postąpił nieuczciwie, bo przed

wyjazdem na Węgry (gdzie zapewne dosięgnęła go śmierć) przekazał

zebraną sumę drugiemu poborcy - podsędkowi łęczyckiemu. Wobec

tego, że sprawa była skomplikowana, a zamieszane osoby związane

z wymiarem sprawiedliwości (podsędek), oddano ją do rozpoznania

i rozwiązania gromadzącemu się właśnie wiecowi łęczyckiemu.

Oskarżeni, postawieni przed zgromadzeniem ziemskim, przyznali

się do posiadania 11 grzywien pieniędzy podatkowych i jeden z braci,

Michał, potwierdził to przysięgą przed obliczem szlachty i dostojników

ziemskich. Gotówkę zwrócono, zaś synowie zmarłego a nie bardzo

skrupulatnego poborcy zwolnieni zostali od odpowiedzialności przez

sejmik łęczycki.

Mamy tu do czynienia z konfliktem charakterystycznym dla skar-

bowości ziemskiej. W następnych stuleciach, a szczególnie w XVII

wieku, uchwały sejmików gospodarskich pełne będą rozliczeń z uczci-

wymi i nieuczciwymi poborcami.

Uczestnikami zjazdów wiecowych przekształcających się właśnie

w sejmiki byli oczywiście dygnitarze ziemscy, ale w aktach zjazdów

znajdujemy wpisane również imiona szlachty nieurzędniczej. Należy

zakładać, że licznych, a mniej znanych uczestników, pomijano. Oto na

przykład nazwiska obecnych na sejmiku, odbytym przy okazji sesji

sądowej w Poznaniu 1 lutego 1420 roku: Sędziwój z Ostroroga starosta

generalny, Mikołaj z Baworowa wojewoda poznański, Paszko z Gogo-

lewa sędzia poznański, Mroczko z Pleszewa podsędek, Dobiesław

podsędek kaliski, Przybysław z Gryżyny podstoli poznański oraz

nieutytułowani: Mikołaj z Marki, Marko „de Zelandcho", Mikołaj

Radłowski, Dobrogost Poprawski i inni nie wymienieni z nazwiska.

Jednocześnie z sejmikami w poszczególnych ziemiach kształtowały

się sejmiki prowincjonalne, które później będziemy omawiać jako

19

* sejmiki generalne. Były to zjazdy szlacheckie pośrednie pomiędzy

zgromadzeniami ziemskimi a sejmem walnym. Dobrym przykładem

jest sejmik generalny szlachty wielkopolskiej odbyty w Poznaniu 26

stycznia 1403 roku. Wywołany nagłą potrzebą zabezpieczenia prowincji

przed wrogami zewnętrznymi zjazd odbył się pod nieobecność króla;

Jagiełło bawił bowiem w Małopolsce.

Kolebką sejmików ziemskich była zatem Wielkopolska. W Mało-

polsce instytucja ta ukształtowała się podobnie, lecz z pewnym opóź-

nieniem. Jednak już w 1447 roku działał np. sejmik chełmski w Kras-

nymstawie i regulował powinności chłopskie.

Ostatecznie znaczenie sejmików szlacheckich potwierdziły nadane

im przywileje: nieszawski (1454) dla Wielkopolski i w mniejszym

stopniu korczyński (1456) dla Małopolski - ustalały one, że nie wolno

bez zgody szlachty na sejmikach zwoływać pospolitego ruszenia ani

dokonywać zmian w prawie ziemskim. Połączyło to i zespoliło sejmiki

z sejmem walnym. Wzbogacono więc samorządowy raczej do tej pory

charakter sejmików o aspekt polityczny, a niektórzy historycy są nawet

zdania, że ciężar życia politycznego przeniósł się wtedy na sejmiki.

Znaczenie ich ugruntowała ostatecznie radomska konstytucja Nihil

* Novi (1505), która pośrednio uzależniła od ich zgody wszelkie działania

prawodawcze.

Poza terytorium Korony w dawnych jej granicach sejmiki rozwinęły

się stosunkowo szybko na Rusi Czerwonej. Rok 1435 jest datą

ostatecznego wprowadzenia prawa polskiego na teren późniejszego

województwa ruskiego, a zarazem datą nadania tamtejszemu zie-

miaństwu praw politycznych, które dotąd były udziałem szlachty

polskiej. Dla obrony nowo uzyskanych przywilejów szlachta ruska

zorganizowała w roku 1436 konfederację, czyli związek ziem ruskich

- Rusi Czerwonej, Podola, ziem chełmskiej i bełskiej. W akcie

tej konfederacji mowa jest o ruskich sejmikach ziemskich jako

0 instytucji już działającej.

Wśród sejmików odbywających się w XV wieku na terenie później-

szego województwa ruskiego, tj. ziem: lwowskiej, przemyskiej, halickiej

1 sanockiej, należy odróżnić generalne od partykularnych. Zjazdy

_ generalne zajmowały się sprawami całej Rusi, zjeżdżali się na nie

dygnitarze, urzędnicy i ziemianie tych wszystkich ziem, aby pode-

jmować uchwały, które miały obowiązywać całą Ruś Czerwoną. Poza

tym każda ziemia miała swój własny sejmik partykularny, który był dla

20

niej tym, czym generał (jak w skrócie nazwano sejmik generalny) dla

Rusi. W skład sejmiku partykularnego wchodzili urzędnicy i ziemianie

poszczególnych ziem.

Między sejmikami partykularnymi a zjazdem generalnym nie

zachodził stosunek podporządkowania, nie istniała też wewnętrzna

łączność - jeden sejmik istniał niezależnie od drugiego, tak więc

generał ruski był sumą czterech sejmików partykularnych. Od połowy

wieku XVI po 1773 rok działały stale na Rusi Czerwonej dwa

równorzędne sejmiki - ruski dla województwa ruskiego i osobno

halicki dla ziemi halickiej, powołany przez sejm w 1563 roku ze

względu na znaczną odległość między Haliczem a Sądową Wisznią,

gdzie gromadził się sejmik wojewódzki. Osobny sejm mieli również

obywatele ziemi chełmskiej.

Inaczej rzecz się miała w Prusach Królewskich, prowincji

przyłączonej do Korony w 1454 roku. Akt inkorporacji ziem

pruskich datowany w Krakowie 6 marca tr. stał się podstawą

prawną szerokiej autonomii i samorządu terytorialnego nowej

prowincji.

Wprowadzenie do Prus sejmików generalnych i partykularnych, na

podobieństwo sejmików polskich, przypada na czasy panowania Zyg-

munta I Starego. W statutach wydanych przez niego dla ziem pruskich

(Toruń 1521) zobowiązano wszystkich senatorów i urzędników do

zjeżdżania dwa razy w ciągu roku na sejmiki i sądy - do Malborka

w dniu św. Stanisława (8 maja) oraz do Grudziądza w dzień po św.

Michale (29 września).

W konstytucjach gdańskich z 1526 roku zawarto postanowienie

o sejmikach partykularnych w poszczególnych województwach prus-

kich. Przed każdym generałem winny się odbyć zjazdy szlacheckie

w województwach: chełmińskim, malborskim i pomorskim w celu

wyboru posłów do Malborka lub Grudziądza. Dwa pierwsze wojewó-

dztwa były małe i do połowy XVIII wieku nie dzieliły się na powiaty,

sejmik partykularny był tu zarazem sejmikiem wojewódzkim. Szlachta

chełmińska zbierała się w Kowalewie lub w Radzyniu, malborska

- zwykle w Sztumie. Inaczej wyglądała organizacja sejmików par-

tykularnych w województwie pomorskim. Tam każdy powiat miał

prawo urządzić własny zjazd, następnie odbywał się sejmik wojewódzki

w Starogardzie - dopiero tam wybierano posłów i przygotowywano

instrukcję na sejmik generalny.

21

Wpływowa rodzina Działyńskich usiłowała w pierwszej połowie

XVII wieku przekształcić wojewódzki sejmik pomorski w sejmik

niezależny od generału, posyłający posłów prosto na sejm. Zostało to

udaremnione uroczystym protestem stanów pruskich w 1632 roku.

Instytucją ciekawą, której warto poświęcić nieco uwagi, był generał

pruski, jedyny z sejmików prowincjonalnych, który przetrwał aż do

drugiej połowy XVIII wieku. Dzielił się on, inaczej niż inne generały, na

dwie izby. W wyższej, tzw. senacie pruskim, zasiadali: biskupi - war-

miński i chełmiński, wojewodowie - chełmiński, malborski i pomorski,

kasztelanowie - chełmiński, elbląski i gdański, podkomorzowie - cheł-

miński, malborski i pomorski oraz po dwóch przedstawicieli Torunia,

Gdańska i Elbląga. Izba niższa dzieliła się na dwa koła: szlacheckie

i mieszczańskie. W drugiej połowie XVII wieku mieszczanie z małych

miast pruskich przestali uczestniczyć w zjazdach prowincji pruskiej.

Aby zjazd mógł obradować, musiały dojść do skutku 3 sejmiki

wojewódzkie, konieczna była obecność przynajmniej jednego delegata

miejskiego, jednego senatora i posła królewskiego.

Sejmik obradował w ratuszach Malborka lub Grudziądza, zdarzało

się jednak w XVII wieku, że obradował w Toruniu, Gdańsku, Chełmie,

Tucholi i Radzyniu, zaś w 1710 roku generał z powodu zarazy

wędrował z Malborka do Oliwy, a z Oliwy do Szkotów pod Gdańskiem.

W 1735 roku ustalono, że co trzeci sejmik odbywać się będzie

w Gniewie.

Miasta specjalnie przygotowywały się do przyjęcia sejmikujących.

Zdarzyło się jednak w styczniu 1670 roku, że organizacja w Grudziądzu

zawiodła i trzeba było przenieść obrady do gmachu kolegium jezuic-

kiego - w ratuszu nie przygotowano opału i zimno wypłoszyło

obradujących. Czasem, gdy na generał zjechało się szczególnie wiele

osób, obrady przenoszono do kościoła.

Generał pruski był jedynym sejmikiem posiadającym potwierdzoną

przez króla w 1647 roku procedurę obrad, która nie ulegała zmianie aż

do końca istnienia Prus Królewskich jako części Rzeczypospolitej. Do

przepisów tych szczególną wagę przykładały miasta, choć i one nie

protestowały, gdy nagminnie łamano zasadę kończenia obrad w ciągu

trzech dni. W zjazdach uczestniczyło zwykle 100-120 osób, z których

najważniejszą rolę odgrywali: biskup warmiński - z urzędu prezydent

sejmiku, senatorowie i przedstawiciele wielkich miast. Głos zabierali na

sesjach także urzędnicy ziemscy, zaś pospolita szlachta z „koła rycers-

22

. Vv.'u;i.„ i.elriULoj t-l

pitet.-nt.-j

1. Obrady sejmiku generalnego Prus Królewskich.

Miedzioryt, XVIII w.

kiego" najmniej miała do powiedzenia. O takiej formie obrad decydo-

wał wzrost znaczenia zamożnego mieszczaństwa pruskiego, z którym

liczyć się musiały największe nawet tuzy magnackie, a i sam dwór

królewski.

Na Mazowszu, które stopniowo wcielano do Korony (1462

- ziemie rawska i gostyńska, 1476 - sochaczewska, 1495 - płocka),

dość szybko wprowadzono prawo i instytucje polskie, w tym i sejmiki,

które zresztą funkcjonowały tu na innych nieco zasadach już za

czasów książęcych. Gdy w latach 1524-26 wcielono resztę Mazowsza

po śmierci ostatnich książąt, przywilejem piotrkowskim z roku

1529 powołano organizację sejmików we wszystkich ziemiach ma-

zowieckich.

W Wielkim Księstwie Litewskim pozostającym do roku 1569 w unii

personalnej z Koroną Królestwa Polskiego samorząd lokalny i instytu-

cje przedstawicielskie mają nieco inną genezę. Ani szlachta, ani

duchowieństwo i miasta litewskie nie były pytane o zgodę, gdy

w pierwszej połowie XV wieku wielcy książęta nakładali podatki

nadzwyczajne na wszystkie warstwy społeczne.

Parlamentaryzm litewski kształtować się począł dopiero po 1447

roku, kiedy to król i wielki książę litewski Kazimierz Jagiellończyk

uwolnił bojarów od większości świadczeń. Przywilej ten porównuje się

z przywilejem koszyckim z 1374 roku. Od 1447 roku źródła przynoszą

informację o uchwaleniu podatków na Litwie, jednak większość tamtej-

szej szlachty nie korzystała z przysługujących uprawnień, tak więc

władza wielkiego księcia ograniczona była tylko przez grupę najzamoż-

niejszych panów i kniaziów litewskich.

Dopiero w XVI wieku nadzwyczajne podatki i świadczenia począł

uchwalać ogół bojarów z całego obszaru państwa, tzn. z Litwy, Rusi

Czarnej, Rusi Białej, Wołynia i Kijowszczyzny. Uprawnienia dotyczyły

także elekcji wielkich książąt - po śmierci Kazimierza Jagiellończyka

rada wielkoksiążęca wezwała bojarów, by przysyłali na sejm po 10-12

przedstawicieli z każdej dzielnicy.

Sejmiki jeszcze nie istniały, ale dzięki zacieśniającym się więziom

z Koroną szlachta Wielkiego Księstwa powoli uświadamiała sobie swe

prawa, widząc jak korzysta z nich szlachta polska. Jednocześnie

postępowało uaktywnienie się tej warstwy w życiu sejmikowym Litwy

- zapewne szczególną rolę odegrały tu sejmy obozowe w czasie wojny,

gromadzące znaczną liczbę ziemian.

24

Wreszcie pojawiły się sejmiki na wzór polskich - najwcześniejsze

0 nich dane pochodzą z Podlasia, do 1569 roku dzielnicy Wielkiego

Księstwa, która nie tylko graniczyła z Polską, ale w dużym stopniu była

zasiedlona przez ludność pochodzącą z Korony. Dla całego terytorium

Księstwa sejmiki wprowadzono aktem jednorazowym - powołał je do

życia przywilej wileński Zygmunta Augusta w 1565 roku.

O tym, że instytucja ta powstała na mocy jednorazowego aktu,

świadczy organizacja, odmienna od koronnej, gdzie sejmiki rodziły się

powoli, w sposób naturalny. Organizacja ta wiąże się z wielką reformą

sądownictwa litewskiego z 1564 roku. Całe Księstwo podzielono na 30

obwodów - powiatów sądowych - w każdym funkcjonowało sądownic-

two ziemskie, grodzkie, podkomorskie i każdy powiat miał swój sejmik

zbierający się w stolicy okręgu. Obierano tam dwóch posłów opat-

rywanych instrukcjami sejmowymi na wzór polski. Do udziału w ob-

radach sejmików miał prawo ogół szlachty danego powiatu; urzędnicy

1 członkowie rady wielkoksiążęcej zamieszkali na tym terenie byli

zobligowani do udziału pod karą grzywny.

Odgórnie nadany Litwie ustrój sejmikowy charakteryzował się dużą

systematycznością geograficzną - w odróżnieniu od Korony, gdzie sejmiki

gromadziły szlachtę z jednego, dwóch województw lub zasięgiem swym

obejmowały jedną tylko ziemię. Pamiętać też trzeba, że sejmiki litewskie

długo jeszcze pozostaną zdominowane przez tamtejszą potężną magnaterię.

Tak więc w drugiej połowie XVI wieku zakończył się proces

formowania ustroju sejmikowego w obu państwach, które na sejmie

lubelskim w 1569 roku połączyły się w jeden organizm tworząc

Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Jednak musiały minąć dziesięcio-

lecia, by system ten okrzepł - i w dalszym ciągu tej pracy, pisząc

o sejmikach w wieku XVI, mamy raczej na myśli schyłek stulecia.

Druga jego połowa to apogeum rządów szlacheckich, symbolizowa-

nych przez wprowadzoną właśnie wtedy zasadę elekcji viritim. Wraz ze

wzrostem znaczenia ziemiaństwa rosło też znaczenie sejmików, choć

szczyt „rządów sejmikowych" przypadnie na okres o 100 lat późniejszy.

Zanim przejdziemy do rekonstrukcji „geografii" sejmikowania

w Rzeczypospolitej, kilka słów o ich hierarchii - tak formalnej, jak

uznaniowej. Organizacja życia sejmikowego była dość trwała i jedynym

elementem, który uległ destrukcji, był szczebel najwyższy - sejmiki

25

generalne. Powstałe ze zjazdów generalnych w poszczególnych prowin-

cjach Korony, od końca XV wieku stały się zgromadzeniami przedsej-

mowymi dla senatorów i posłów na sejm walny.

Uczestnicy tych zgromadzeń (Wielkopolanie w Kole, Małopolanie

w Nowym Mieście Korczynie, Mazowszanie i Podlasianie w War-

szawie, Prusacy w Malborku lub Grudziądzu, Litwini w Wołkowysku,

a potem w Słonimiu) przygotowywali program, z jakim reprezentacja

prowincji miała wystąpić w sejmie. Głównym zadaniem było „uciera-

nie" postulatów sejmikowych, czyli łagodzenie niezgodności i ustalanie

wspólnej, kompromisowej linii działania.

Sejmiki generalne, zwane „generałami", funkcjonowały aż do pierw-

szej polowy XVII wieku. Wraz z osłabieniem roli sejmu spadła ranga

generałów, które zbierały się sporadycznie w drugiej połowie XVII wieku,

głównie w czasach bezkrólewi. Prawie całkowicie zanikały generały:

kolski, korczyński i słonimski. Częściej obradowały - pruski i mazowiec-

ki, przy czym ten pierwszy utrzymał swe znaczenie jeszcze nawet w XVIII

wieku, co wynikało ze specyficznej organizacji pruskiego sejmikowania.

Z upadkiem sejmików generalnych umacniała się pozycja stojących

0 stopień niżej w hierarchii - sejmików ziemskich, zwanych w Wielkim

Księstwie powiatowymi. I tu występowały różnice oraz pewne hierar-

chiczne porządki. Najprostsza była sytuacja na Litwie, najbardziej

skomplikowana - w Prusach Królewskich.

W Koronie bywało różnie - były sejmiki obejmujące swym zasię-

giem dwa województwa: sejmik radziejowski dla województwa brzes-

kokujawskiego i inowrocławskiego oraz średzki dla poznańskiego

1 kaliskiego z ziemią wschowską. Działają sejmiki obejmujące jedno

województwo: opatowski dla sandomierskiego, łęczycki dla łęczyc-

kiego, kamieniecki dla podolskiego i inne. Nieco niżej szacowano

sejmiki ograniczone do niewielkich ziem, np. w Lipnie dla ziemi

dobrzyńskiej, czy liczne zgromadzenia mazowieckie.

Bardziej skomplikowana sytuacja wytworzyła się tam, gdzie istniały

równolegle sejmiki ziemskie i sejmik wojewódzki. Na przykład w woje-

wództwie ruskim obradowały osobno dwie ziemie: halicka i chełmska,

pozostałe gromadziły sie w Sądowej Wiszni, a oprócz tego zbierały się

zgromadzenia partykularne w Sanoku, Przemyślu czy Lwowie. Obrady

sejmiku halickiego, od 1563 roku samodzielne, musiały się odbywać

przed sejmikiem wiszeńskim, aby umożliwić pobyt tam posłom ob-

ranym w Haliczu.

26

Podobnie sejmik księstw zatorskiego i oświęcimskiego w Zatorze na

mocy konstytucji z roku 1564 miał się odbywać przed sejmikiem

proszowickim województwa krakowskiego, aby poseł zatorski mógł

być tam obecny i razem z posłami krakowskimi udać się na sejmik

generalny do Nowego Miasta Korczyna, a potem na sejm. Podobnie,

mimo funkcjonowania sejmiku województwa lubelskiego - przeniesio-

nego z Urzędowa w roku 1532 do stolicy województwa - sporadycznie

obradował partykularny sejmik ziemi łukowskiej w Urzędowie lub

Łukowie.

Tak więc o miejscu w hierachii sejmikowej, jak się wydaje, decydo-

wały termin obrad i zasięg terytorialny. Najmniejsze znaczenie miały

sejmiki partykularne, nie posiadające prawa wyboru posła, wyżej stały

(sejmiki powiatowe czy ziemskie, podporządkowane w pewnym sensie

zgromadzeniom szczebla wojewódzkiego, jak halicki czy zatorski.

Największe znaczenie miały w pełni samodzielne sejmiki wojewódzkie,

ziemskie i powiatowe, wreszcie na szczycie znajdowały się zanikające

z czasem generały, a w Wielkim Księstwie Litewskim odbywane

niekiedy tzw. „konwokacje". O politycznym znaczeniu sejmiku decydo-

wała przede wszystkim aktywność szlachty danej ziemi oraz liczba

posłów sejmowych delegowanych przez sejmik.

Istniała też inna hierarchia ważności sejmików - dość dokładnie

odwzorowywał ją porządek zasiadania posłów w izbie poselskiej

w sejmie. Był on związany ze starszeństwem, dostojeństwem ziem

i województw Rzeczypospolitej. Wymieńmy najgodniejsze wśród nich,

Ic które określano jako województwa „górne". W Koronie zaliczano do

nich: krakowskie, sandomierskie, poznańskie i kaliskie, a w Wielkim

Księstwie - wileńskie. Wydaje się, że największym uznaniem cieszył się

w Koronie sejmik opatowski województwa sandomierskiego, a w Wiel-

kim Księstwie - sejmik oszmiański. Potwierdza to szlachecki kronikarz

/ początków XVIII wieku, tzw. Anonim Otwinowski, uznając oba te

sejmiki za pierwsze w faktycznej, a nie formalnej hierarchii. Nie

mniejsze znaczenie miały uchwały zjazdów średzkich, wiszeńskich,

proszowickich. Tak więc wśród formalnie równych wybijała się grupa

sejmików cieszących się największym autorytetem w opinii publicznej.

Przystępując do ukazania „geografii" życia sejmikowego zreasu-

mujmy podstawowe informacje. Sejmik ziemski był władzą dla teryto-

ii

rium, które obejmował swym wpływem. Zgromadzeni ziemianie wybie-

rali i opatrywali instrukcjami oraz wysyłali na sejmy posłów - sejmik

poselski, wybierali deputatów do trybunału - sejmik deputacki, typo-

wali kandydatów na elekcyjne urzędy ziemskie - sejmik elekcyjny. Na

sejmikach gospodarskich uchwalano tryb wybierania podatków, regu-

lowano całość spraw samorządu ziemskiego. Od roku 1588 na sej-

mikach relacyjnych wysłuchiwano posłów powracających z sejmów. Te

ostatnie zjazdy miały się odbywać w ciągu miesiąca od zakończenia

sejmu. Sejmiki poselskie miały miejsce na 6 tygodni przed sejmem

zwyczajnym i na 3 przed sejmem nadzwyczajnym. Sejmiki koronne

zbierały się wcześniej od litewskich, a zjazdy halicki i zatorski wy-

przedzały o tydzień wiszeński i proszowicki.

Na 44 sejmiki koronne 2 obejmowały swym zasięgiem dwa wojewó-

dztwa, 12 jedno województwo, 19 ograniczonych było do jednej ziemi,

a wiszeński gromadził szlachtę trzech ziem: lwowskiej, przemyskiej

i sanockiej; 5 sejmików gromadziło szlachtę jednego powiatu, a w Sta-

rogardzie obradowała szlachta powiatów gdańskiego, tczewskiego i, od

1641 do 1657 roku, bytowskiego oraz lęborskiego. W Urzędowie

gromadziła się szlachta ziemi łukowskiej, a w Wieluniu - ziemi

wieluńskiej oraz powiatu ostrzeszowskiego.

W Wielkim Księstwie Litewskim przez większość omawianego

okresu obradowały 24 sejmiki, z czego 19 powiatowych. Województwa

mścisławskie, połockie i księstwo żmudzkie nie wytworzyły powiatów

sądowych, a więc sejmiki gromadziły tu ziemian z całego obszaru

województwa lub księstwa. W zdobytej przez Zygmunta III, a ostatecz-

nie przyłączonej przez Władysława IV, ziemi smoleńskiej zorganizowa-

no dwa sejmiki: wojewódzki smoleński i powiatowy starodubowski.

Ziemianie z Inflant, wcielonych do Korony przez Zygmunta Augus-

ta, obradowali w Wenden (Kies), a gdy większość terytorium odpadła

od Rzeczypospolitej po traktacie oliwskim w 1660 roku, ustalono

miejsce sejmikowania tzw. Inflant polskich w Dyneburgu.

Schemat powyższy ulegał pewnym modyfikacjom wraz z kur-

czeniem się terytorium państwa w XVII wieku. Istotne jednak zmiany

przyniosła dopiero epoka rozbiorów, kiedy to duże obszary odpadły

bezpowrotnie, a reformy stanisławowskie przyniosły zmiany ustrojowe.

Omówimy je jednak dopiero w rozdziale poświęconym sejmikowaniu

w drugiej połowie XVIII wieku.

28

„GEOGRAFIA" SEJMIKÓW RZECZYPOSPOLITEJ

OD XVI DO PIERWSZEJ POŁOWY XVIII WIEKU

(układ alfabetyczny)

I. Korona

1. Wielkopolska właściwa:

- województwo brzeskokujawskie - sejmiki w Radziejowie wraz z inowrocławskim.

Elekcyjne osobno w Brześciu Kujawskim

- ziemia dobrzyńska - sejmiki w Lipnie, elekcyjne w Dobrzyniu. W latach 1768-76

deputackie z województwem płockim w Raciążu lub Rypinie

- województwo inowrocławskie - sejmiki w Radziejowie wraz z brzeskokujawskim.

Elekcyjne w Inowrocławiu

- województwo kaliskie - sejmiki w Środzie wraz z województwem poznańskim.

Elekcyjne w Kaliszu

województwo łęczyckie - sejmiki w Łęczycy

województwo poznańskie - sejmiki w Środzie wraz z województwem kaliskim.

Elekcyjne w Poznaniu. Elekcyjne ziemi wschowskiej we Wschowie

- województwo sieradzkie - sejmiki w Szadku, deputackie w Sieradzu

- ziemia wieluńska z powiatem ostrzeszowskim - sejmiki w Wieluniu

- sejmiki generalne w Kole

2. Mazowsze:

- ziemia ciechanowska - sejmiki w Ciechanowie

- ziemia czerska - sejmiki w Czersku

- ziemia gostyńska - sejmiki w Gąbinie. W latach 1667-73 relacyjne i poselskie wraz

z ziemiami rawską i sochaczewską w Bolimowie

- ziemia liwska - sejmiki w Liwie

ziemia łomżyńska - sejmiki w Łomży

ziania nurska - sejmiki w Nurze. W latach 1641-47 przeniesione do Ostrowi Mazowieckiej

województwo płockie — sejmiki w Raciążu

ziemia rawska - sejmiki w Rawie, deputackie w Bolimowie od 1578 roku. W latach

1667-73 wraz ze szlachtą sochaczewską i gostyńską poselskie i relacyjne w Bolimowie

ziemia różańska - sejmiki w Różanie

ziemia sochaczewską - sejmiki w Sochaczewie. W latach 1667-73 poselskie i relacyjne

w Bolimowie

ziemia warszawska - sejmiki w Warszawie

ziemia wiska - sejmiki w Wiznie

ziemia wyszogrodzka - sejmiki w Wyszogrodzie

ziemia zakroczymska - sejmiki w Zakroczymiu

sejmik generalny województwa mazowieckiego w Warszawie

1 Prusy Królewskie:

województwo chełmińskie - do lat 30. XVII wieku w Radzyniu następnie w Kowalewie.

Deputackie i gospodarskie w Radzyniu. Elekcyjne w miejscach sesji sądów ziemskich:

w Kowalewie, Brodnicy, Nowym Mieście Lubawskim

29

----------- granice województw

granice ziem

• stolice województw, ziem

o inne miasta

JS Z W E C 1 A

miejsce odbywania sejmików

L212 generalnych



= \= = = S>Mitawa.:

miejsce odbywania sejmików

partykularnych

Skróty:

B.K. - Brześć Kujawski

D. — Dobrzyń

— Gostynin

— Płock

— Raciąż

. — Różan

— Sochaczew

— Wyszogród

H

. MiHSbflWSl I Gdańsk

111 i i mmmmMmm

Opracował K. Chlapowski

SBURSKIE

Korona przed 1569 r.

ziemie inkorpowane do Korony w 1569 r.

(woj. czernihowskie 1648 t.)

granica miedzy Koroną a Wlk. Ks. Litewskim

województwo inflanckie

= | lenna

granica Rzeczypospolitej po rozejmie w Altmarku (1629 r.), pokoju w Pola nowie

M634 O. inkorporacji Lęborka i Bytowa (1637 r.)

Mapa sejmików koronnych i litewskich w XVI i XVII wieku

- województwo malborskie - do 1610 Sztum lub Dzieżgoń (Kiszpork). Następnie tylko

w Sztumie z wyjątkiem roku 1635

- województwo pomorskie - sejmiki wojewódzkie w Starogardzie. Zjeżdżała tam

bezpośrednio szlachta powiatów gdańskiego, tczewskiego i nowskiego, a w latach

1641-57 także lęborskiego i bytowskiego. Inne powiaty tego województwa obradowały

od 1605 roku na sejmikach powiatowych i do Starogardu przysyłały posłów. I tak:

- powiat świecki - w Świeciu

- powiat pucki - w Pucku

- powiat człuchowski - w Chojnicach

- powiat tucholski - w Tucholi

- powiat mirachowski - we wsi Strzepcz. W 1766 przeniesiony do Kościerzyny

- powiat kościerzyński powstał w 1764 roku - sejmik obradował w Kościerzynie razem ze

szlachtą mirachowską.

Od 2 połowy XVII wieku szlachta świecka ignorowała sejmik wojewódzki posyłając posłów

wprost na generał pruski. Sejmiki deputackie i gospodarskie województwa pomorskiego

odbywały się w Starogardzie, zaś elekcyjne w Tucholi, Kościerzynie, Świeciu, Starogardzie,

Pucku, Tczewie i Chojnicach. Pisarza ziemskiego wybierano na sejmiku w Starogardzie

- sejmik generalny w Grudziądzu lub Malborku. W 1735 ustalono, że co trzeci ma się

odbywać w Gniewie, co wobec permanentnego zrywania nie miało praktycznego

znaczenia.

II. Małopolska:

- województwo bełskie - sejmiki w Bełzie

- ziemia bielska - sejmiki w Brańsku

- województwo bracławskie - sejmiki w Bracławiu do 1598, następnie w Winnicy.

W 1659 jako egzulancki przeniesiony do Włodzimierza Wołyńskiego

- ziemia chełmska - sejmiki w Chełmie

- województwo czernihowskie - sejmiki w Czernihowie dla województwa z powiatem

nowogrodzkim-siewierskim do 1648. Po 1659 jako egzulancki we Włodzimierzu

Wołyńskim

- ziemia drohicka - sejmiki w Drohiczynie

- ziemia halicka - od 1563 w Haliczu

- województwo kijowskie - sejmiki w Kijowie, Żytomierzu i Owruczu. W 1659

przeniesione do Włodzimierza Wołyńskiego jako egzulanckie, następnie w Żytomierzu

- województwo krakowskie - sejmiki w Proszowicach

- województwo lubelskie - sejmiki przeniesione w 1532 roku z Urzędowa do Lublina.

Ziemia łukowska sporadycznie obradowała w Urzędowie

- ziemia lwowska - sejmiki wspólne z innymi ziemiami ruskimi w Sądowej Wiszni.

Elekcyjne i sporadycznie inne we Lwowie

- ziemia mielnicka - sejmiki w Mierniku

- województwo podolskie - sejmiki w Kamieńcu Podolskim. W latach 1673-98 z powodu

okupacji tureckiej przeniesione do Halicza, a po 1677 we Lwowie w kościele

franciszkańskim

- ziemia przemyska - sejmiki w Sądowej Wiszni. Elekcyjne i sporadycznie inne

w Przemyślu

32

- województwo sandomierskie - sejmiki na początku XVI wieku w Skrzynnie i San-

domierzu. W 1519 zlikwidowano zjazdy w Skrzynnie, a następnie sandomierskie

przeniesiono do Opatowa

- ziemia sanocka - sejmiki w Sądowej Wiszni. Elekcyjne i sporadycznie inne w Sanok

- województwo wołyńskie - sejmiki pierwotnie we Włodzimierzu Wołyńskim, od 1576

roku w Łucku

- księstwa zatorskie i oświęcimskie - sejmiki w Zatorze

- sejmik generalny w Nowym Mieście Korczynie.

III. Wielkie Księstwo Litewskie:

- powiat brasławski - sejmiki w Brasławiu. W 1659 przeniesione na czas okupacji

rosyjskiej do Szat

- powiat brzeskolitewski - sejmiki w Brześciu Litewskim

- powiat grodzieński - sejmiki w Grodnie

- powiat kowieński - sejmiki w Kownie. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej

do Gielnów

- powiat lidzki - sejmiki w Lidzie. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej do

Wasiliszek

- powiat miński - sejmiki w Mińsku

- powiat mozyrski - sejmiki w Mozyrzu. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej

do Kobrynia

- województwo mścisławskie - sejmiki w Mścisławiu. W 1659 przeniesione na czas

okupacji rosyjskiej do Krynek

- powiat nowogródzki - sejmiki w Nowogródku

- powiat orszański - sejmiki w Orszy. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej do

Mińska, a w razie zagrożenia Mińska - do Słonimia. Po 1773 część pozostała przy

Rzeczypospolitej wraz z egzulantami witebskimi obradowała w Chłopieniczach

- powiat oszmiański - sejmiki w Oszmianie. W 1659 przeniesione na czas okupacji

rosyjskiej do Grodna

- powiat piński - sejmiki w Pińsku

- województwo połockie - sejmiki w Połocku. W 1659 przeniesione na czas okupacji

rosyjskiej do Kobrynia. Od 1773 część pozostała przy Rzeczypospolitej sejmikowała

w Uszaczu

- powiat rzeczycki - sejmiki w Rzeczycy. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej

do Kiejdan

- powiat słonimski - sejmiki w Słonimiu

- województwo smoleńskie - sejmiki w Smoleńsku. W 1659 przeniesione na czas

okupacji rosyjskiej do Grodna. W 1667 jako egzulanckie na stałe przeniesione

do Wilna na zamek

- powiat starodubowski - sejmiki w Starodubie. W 1659 przeniesione na czas

okupacji rosyjskiej do Wierzbołowa. W 1667 jako egzulanckie na stałe przeniesione

do Wilna na zamek

- powiat trocki - sejmiki w Trokach. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej

do Siemna

- powiat upicki - sejmiki w Poniewieżu

33

- powiat wileński - sejmiki w Wilnie. W 1659 przeniesione na czas okupacji rosyjskiej do

Kamieńca Litewskiego

- powiat wiłkomierski - sejmiki w Wiłkomierzu

- województwo witebskie - sejmiki w Witebsku. W 1659 przeniesione na czas okupacji

rosyjskiej do Bezdzieża

- powiat wołkowyski - sejmiki w Wołkowysku

- księstwo żmudzkie - sejmiki w Rosieniach

- sejmik generalny w Wołkowysku następnie w Slonimiu.

IV. Inflanty:

Terytorium to należało zarazem do Korony i Litwy. Sejmiki zbierały się w Wenden (Kies).

W 1659 na czas wojny przeniesione do Dziewałtowa, a w 1673 na stałe do Dyneburga dla

ziemian z Inflant pozostałych przy Rzeczypospolitej. Po 1773 sejmiki zamarły, reak-

tywowały się w 1789 na lewym brzegu Dźwiny, naprzeciw Dyneburga dla egzulantów

inflanckich i kurlandzkich.

Powyższa „geografia" sejmikowa nie uwzględnia wszystkich zmian,

jakie przyniosła połowa XVIII wieku, a także tych oczywistych

odstępstw od zwyczajów, które były wywołane różnymi okolicznoś-

ciami. Często odbywano zgromadzenia poza miejscem ustalonym przez

zwyczaj lub prawo, chroniąc się od zagrożeń i klęsk elementarnych.

Zmieniano miejsce obrad wtedy, gdy w zwykłym miejscu grasowała

zaraza, a sejmik musiał się odbyć. Przenoszono obrady w miejsca

bezpieczne w czasie wojen, czasem na mocy konstytucji sejmowej, takiej

jak wyżej wzmiankowana konstytucja z 1659 roku. Odbywano również

sejmiki w pospolitym ruszeniu - koło sejmikowe gromadziło wtedy

teoretycznie całą szlachtę danej ziemi obowiązaną do służby w polu,

a działo się to często daleko od zwykłego miejsca sejmikowania.

Czasem wreszcie władza zwołująca sejmik (król) wyznaczała inne

miejsce niż przewidziane zwyczajem. Spotykało się to z protestami

szlachty, tak jak to miało miejsce w 1615 roku, kiedy Zygmunt III złożył

sejmik inflancki nie w Wenden, a w Rydze. Oburzona szlachta, mimo

uniwersału, przybyła do Wenden, założyła protest i wybrała 4 posłów.

Pozostałych dwóch posłów obrała w Rydze szlachta inflancka po-

chodzenia niemieckiego.

Generalnie rzecz biorąc wszelkie zmiany w zwyczajach, a szczegól-

nie ingerencje władzy państwowej, były widziane bardzo niechętnie.

Zgodnie z przekonaniem, iż wszelka zmiana jest szkodliwa, trzymano

się uporczywie ustalonych zwyczajem miejsc. Zmieniano je tylko wtedy,

gdy zajął je nieprzyjaciel, jak to miało miejsce w drugiej połowie XVII

34

wieku na stałe z Kijowem, Smoleńskiem, Czernihowem, Starodubem,

a z Winnicą, Kamieńcem Podolskim i licznymi stolicami powiatów na

Litwie przejściowo.

Tradycja regulowała też w dużym stopniu liczbę posłów delegowa-

nych na sejmy w Koronie. W Wielkim Księstwie Litewskim ustalono

ostatecznie ich liczbę na dwóch z każdego sejmiku. Sejmik wendeński

(dyneburski) wybierał sześciu posłów - 2 Polaków, 2 Litwinów,

2 Niemców. W Koronie liczba posłów wahała się od jednego do

nieograniczonej w teorii liczby w wypadku Prus Królewskich. W prak-

tyce liczbę posłów pruskich ograniczano uchwalając odpowiednią

wysokość diet poselskich na sejmikach generalnych, jednak szacunek

dla tradycji odrębności pruskich długo nie pozwalał wprowadzić limitu

posłów z Prus w sejmie.

Nieliczna szlachta uzależniona feudalnie pozostawała na marginesie

systemu sejmikowego Rzeczypospolitej. Istniały samorządy zależnego

od biskupów ziemiaństwa warmińskiego i siewierskiego, np. biskupi

warmińscy zwoływali sejmiki szlachty warmińskiej do Lidzbarka lub

Nowego Miasta, ale nie odgrywały one takiej roli, jak gdzie indziej,

i szlachta ta - jak i obywatele tzw. „powiatu szczebrzeskiego" uzależ-

nieni od ordynatów zamojskich - nie miała prawa delegować posłów na

sejm. Oczywiście ziemianie ci nie byli w praktyce wykluczeni z udziału

w sejmikach odbywających się zwykłym trybem i gromadzących ogół

s/lachty z okolicy, powiatu, ziemi czy województwa.

II. FORMALNE PODSTAWY DZIAŁANIA.

KOMPETENCJE

Rozpoczniemy od przeglądu przepisów i zwyczajów, które regulo-

wały zwoływanie, tak zwane „składanie", sejmików. Jest to problem

zasadniczy, jako że zgromadzenia zwołane zgodnie z prawem (legalne)

podejmowały uchwały, które oczywiście nie mogły być kwestionowane.

Najbardziej znane zgromadzenia sejmikowe - wybory posłów

sejmowych składane były przez władzę królewską. Sejmiki elekcyjne

zwoływał najwyższy rangą urzędnik danej ziemi - wojewoda lub

kasztelan. Sejmiki deputackie odbywały się na podstawie konstytucji

sejmowej zawsze w tym samym terminie. Sejmiki posejmowe, tzw.

(relacyjne na Litwie obradowały z mocy postanowień /// Statutu

{Litewskiego, a w Koronie uchwalał je każdorazowo sejm.

/- Inne rodzaje zgromadzeń: sejmiki komisarskie i gospodarskie

obradowały albo za uniwersałem królewskim albo składane były przez

lokalnego dygnitarza czy senatora, lub wreszcie łączono je z innym

sejmikiem. Na przykład w drugiej połowie XVII i pierwszej XVIII

wieku sejmik gospodarski, tzw. boni ordinis (dobrego porządku),

odbywał się często w dzień po sejmiku deputackim, niejako przy okazji

wyborów sędziów trybunalskich.

Sejmiki zwoływane były często przez prowincjonalnych dygnitarzy,

"a motywacją było zwykle zagrożenie: wojna domowa czy zewnętrzna,

rozbójnictwo, bunt żołnierzy itp. Jeśli zgromadzenie zwołane było dla

załatwienia spraw istotnie tak palących, że nie mogły one czekać na

uniwersał królewski, to ani dwór, ani miejscowa opinia publiczna nie

protestowały. Inaczej bywało, gdy pod pretekstem obrad samorządo-

wych kryła się akcja opozycji politycznej - wtedy zarówno władze

centralne, jak i miejscowi przedstawiciele stronnictwa dworskiego ostro

protestowali przeciw nielegalnym obradom i ich uchwałom.

Sprawa komplikowała się w okresie bezkrólewia, kiedy brakło

osoby uprawnionej do zwoływania sejmików. Rolę tę przejmował

36

na siebie interrex - prymas Rzeczypospolitej, pierwszy senator, ar-

cybiskup gnieźnieński. On wraz z senatem zwoływał sejmiki przed

sejmami konwokacyjnymi i elekcyjnymi. Zjazdy zajmujące się wy-

hicznie sprawami partykularnymi składane były często samodzielnie

przez przywódców ziemiaństwa i nie budziło to raczej wątpliwości

natury formalnej.

W połowie XVII wieku, w miarę przejmowania przez samorząd

odpowiedzialności za sprawy podatkowe i mnożenia liczby zgromadzeń

sejmikowych, wymienione wyżej metody składania zjazdów okazały się

niewystarczające. Ani zgromadzenia w terminach stałych, ani zjazdy za

specjalnie uzyskiwanymi w Warszawie uniwersałami nie były w stanie

rozwiązać wszystkich lokalnych problemów. Wytworzyła się wtedy

nowa forma zwoływania zjazdów, tzw. „limita" sejmików.

Polegała ona na tym, że sejmik mający legalną podstawę działania,

np. uniwersał królewski, ustalał termin następnego zjazdu. Uznawano,

że zawieszono tylko na pewien czas obrady, a następny zjazd jest

kontynuacją pierwotnego. Symbolem ciągłości był fakt, iż sejmiki

/ limity odbywały się zwykle pod kierunkiem, „pod laską" jak to wtedy

określano, tej samej osoby - marszałka pierwotnego zgromadzenia.

Szczególną popularnością cieszyła się limita w początkach XVIII

wieku, kiedy to w okresie wojny północnej, w zawierusze wojny

domowej i podczas częstych nieobecności w kraju obu zwalczających się

królów - była to jedyna możliwość obradowania bez narażania się na

zarzut nielegalnej działalności. Ciągi limit liczyły wtedy i po kilkanaście

zjazdów, a trwały całymi miesiącami. Była to praktyka niechętnie

widziana przez władze centralne, jako że uniezależniała zwoływanie

zjazdów szlacheckich od wpływu i decyzji dworu, co mogło być i bywało

wykorzystywane przez opozycję polityczną.

Od prawa zwoływania przejdźmy teraz do techniki składania

i terminów sejmików. Wiemy, że^jazdy sejmikowe podzielić można na

dwie grupy - o terminach stałych i niestałe^

(jkałe terminy miały w całej Rzeczypospolitej tylko sejmiki deputac-

kie. Od czasu utworzenia w 1578 roku Trybunału Koronnego corocznie

Odbywały się wybory sędziów - deputatów) Okręgi sejmików deputac-

Icich w zasadzie pokrywały się z obszarami objętymi przez sejmiki

przedsejmowe i inne. Tylko w kilku województwach szlachta zjeżdżała

się na wspólny sejmik deputacki - wojewódzki, a posłów sejmowych

obierała na sejmikach partykularnych. W zasadzie z każdego sejmiku

2. Laudum rokoszowe powiatu drohickiego z 1606 r.

Zapis w księdze grodzkiej

delegowano jednego sędziego, ale większe obszary cieszyły się przywile-

jem obierania dwóch deputatów.

<¦' W Koronie sędziów wybierano w pierwszy poniedziałek po święcie

Narodzenia Panny Marii wypadającym 8 września, tak więc sejmiki

odbywały się między 9 a 16 września. Wyjątkowo w województwie

podlaskim i ziemi dobrzyńskiej wybory te odbywano w poniedziałek

przed dniem św. Bartłomieja (24 sierpnia).

W Wielkim Księstwie Trybunał ustanowiono w roku 1582 i sejmiki

deputackie wyznaczone były na dzień Matki Boskiej Gromnicznej, czyli

2 lutego.

Gdy sejmik deputacki zbierający się z mocy prawa z jakiejś

przyczyny nie doszedł do skutku, mógł się odbyć powtórnie, w terminie

dodatkowym, ale już za królewskim uniwersałem/Deputatem wolno

było obrać każdego obecnego na sejmiku szlachcica, nie mającego

sprawy w trybunale i nie będącego jednocześnie posłem sejmowym.

Nie wolno było być deputatem rok po roku - między jednym

a drugim obiorem musiały upłynąć 4 lata. Prawo to, wprowadzone

na początku XVII wieku, zapobiegało" tworzeniu się grupy „za-

wodowych" sadowników i ze szkodą dla wymiaru sprawiedliwości

preferowało amatorstwo.

¦ (Drugim sejmikiem mającym prawny termin był sejmik relacyjny

w Wielkim Księstwie. /// Statut Litewski z 1588 roku stanowił, że

odbywać się on ma w 4 tygodnie po zakończeniu sejmuPSzlachta

zwoływana była przez wojewodów, starostów grodowych lub ich

zastępców za pośrednictwem woźnych. Bywało, że sejmik relacyjny

zwoływali posłowie powracający z obrad sejmowych.

<W Koronie terminy sejmików relacyjnych nie były ustalone i od

1591 roku terminy tych zjazdów uchwalał sejm^ Zwykle potwierdzano

to jeszcze uniwersałem królewskim. Na zgromadzeniach tych słuchano

relacji posłów i omawiano konstytucje sejmowe, szczególnie podat-

kowe. Wraz z upadkiem sejmu podupadły i związane z nim sejmiki

relacyjne. Gdy w czasach Augusta III sejmy całymi latami nie do-

chodziły do skutku, przerzedziły się i sejmiki relacyjne, nie było bowiem

uchwał sejmowych do relacjonowania.

(^Pozostałe rodzaje zgromadzeń sejmikowych nie miały stałych ter-

minów i ich zwołanie zależało od różnych okoliczności])

Najwięcej emocji i zainteresowania budziły sejmiki poselskie, któ-

rych zwoływanie zależało od decyzji monarchy. Tylko wtedy, gdy król

39

naruszył prawo i nie wydał uniwersału przed sejmem, mógł go w tym

zastąpić wojewoda lub starosta.

Uniwersały, które powinny dotrzeć do każdej ziemi i powiatu

w Koronie i na Litwie, zawierały doniesienie o zwołaniu sejmu

i sejmiku oraz terminy obrad. Poza uniwersałami rozsyłanymi według

formularza i szablonowymi w treści, kancelaria królewska przy-

gotowywała też listy - zamknięte i opieczętowane do senatorów

i nie zapieczętowane (tzw. „otworzyste") do znaczniejszej szlachty.

W pismach tych król zachęcał do przybycia na sejmik i prosił

zwykle o poparcie swych planów.

Uniwersały i listy pisane były (rzadziej drukowane) w kancelariach

koronnej i litewskiej, a do grodów dostarczane przez dworzan królews-

kich. Był to niebagatelny wysiłek organizacyjny, wystarczy podać dla

przykładu, że w burzliwym 1538 roku, a więc we wczesnym jeszcze

okresie, tylko dla trzech województw wielkopolskich: poznańskiego,

kaliskiego i sieradzkiego przygotowano i dostarczono 214 listów

i uniwersałów różnych w formie i treści; wszystkie były starannie

wykaligrafowane w kancelarii i podpisane osobiście przez Zygmunta

Starego.

Dostarczane do grodu uniwersały musiały być tam oblatowane,

tzn. wpisane do ksiąg grodzkich, a następnie publikowano je w mieście

- siedzibie sądu i urzędu grodzkiego - i w innych większych miej-

scowościach okolicznych. Publikacja polegała na „otrębywaniu" i „o-

bębnianiu" - odczytywano je głośno zapowiadając to dźwiękiem

trąb i bębnów, ogłaszano także z ambon, przybijano do drzwi ko-

ściołów.

Czasem przepisywaniem uniwersałów zajmowali się sekretarze

dygnitarzy, do których je kierowano, a dopiero potem, już w wielu

egzemplarzach, uniwersały wysyłano do grodów. W 1703 roku Jędrzej

Radomicki kasztelan kaliski donosił podkanclerzemu koronnemu Ja-

nowi Szembekowi, że otrzymane odeń uniwersały kazał przepisać i po

20 egzemplarzy posłał do grodów swojego województwa.

Czasem kontrowersje wywoływał sposób publikowania uniwersału.

W Bibliotece Czartoryskich w Krakowie zachował się list zrywacza

sejmiku, niejakiego Stanisława Gąsowskiego, który donosił kanclerzo-

wi wielkiemu koronnemu, że zerwał sejmik w Brańsku w 1724 roku

dlatego, że „nie jest promulgowany per parochiam (ogłoszony po

parafiach)1".

40

Sejmiki przedsejmowe zwoływano w różnych terminach, wyraźne

jednak było dążenie Zygmunta III Wazy do zwoływania ich w jednym

dniu w całej Koronie - uniemożliwiało to ziemianom porozumiewanie

sie między zjazdami. Sejmiki litewskie zbierały się też w jednym terminie

i wyprzedzały koronne. Powyższe zasady nie były ściśle przestrzegane

i znamy wiele odstępstw od nich.

Szczególne opóźnienia miały miejsce przy ekspedycji sejmikowej

tlo Prus Królewskich, czemu sprzyjała opieszałość kancelarii grodzkich,

np. w roku 1710 dwa razy uniwersały dla powiatu świeckiego

dotarły tak późno, iż nie zdążono odbyć sejmików. W 1718 roku

uniwersał dla szlachty chełmińskiej wydano z kancelarii grodzkiej

w Kowalewie na 3 dni przed terminem zjazdu wojewódzkiego,

ii na 6 dni przed generałem. Powodowało to oburzenie, protesty

ziemian oskarżających dwór o celowe dezorganizowanie kampanii

przedsejmowej przez zmuszanie do odbywania zjazdu i w pośpiechu,

i w obecności małej liczby osób.

W okresie, gdy zbierały się jeszcze sejmiki generalne, dwór prze-

strzegał zasady, iż jako pierwszy obradował generał litewski, potem

zbierał się małopolski, a tuż przed sejmem na swój sejmik zjeżdżali się

Wielkopolanie. Sejmiki partykularne miały odbywać się na 6 tygodni

przed sejmem w Koronie i 4 tygodnie na Litwie. W wypadku sejmu

nadzwyczajnego dopuszczalne było skrócenie tych terminów.

Terminy pozostałych rodzajów zjazdów ustalane były przez zwołu-

liicego tak sejmiki gospodarskie z uniwersału króla, jak i elekcyjne

/ uniwersału wojewody. Terminy sejmików z limity ustalane były

oczywiście przez samych sejmikujących.

Sejmikujący - użyliśmy wyżej określenia, które wymaga sprecyzo-

wania. Czy oznacza ono tylko tych, co czynnie uczestniczyli w obradach

zabierali głos? Czy dotyczy ogółu obecnych na zjeździe? A przede

wszystkim, kto miał prawo udziału w sejmiku ziemskim?

Lauda, czyli uchwały zjazdów, udzielają jednoznacznej odpowiedzi

iui to ostatnie pytanie. Na sejmik przybyć mógł każdy, „ktokolwiek

lylko klejnot szlachecki w osobie swojej nosi", czyli każdy, „co się

N/.lachcicem mieni", jako że nie prowadzono żadnych urzędowych

apisów szlachty w Rzeczypospolitej. Na sejmik przybywała głównie

n/Jachta z ziemi czy powiatu „przypisanego" do tego sejmiku, ale ani

41

prawo, ani zwyczaj nie bronił obecności ziemianom z innych, odległych

nawet okolic.

Próbowano konstytucjami sejmowymi i laudami ograniczać rolę

ubogiej, nie posiadającej ziemi szlachty i przybyszów z innych woje-

wództw, lecz wysiłki te spełzły na niczym. Nie udało się zamknąć

dostępu do koła sejmikowego i ograniczyć uczestnictwa tylko do kręgu

tzw. „terrigenów".

Należy jednak pamiętać, że przybycie na sejmik i obecność na nim

to nie to samo, co aktywny udział. Wyjąwszy burdy i zajścia, których

celem było zerwanie zgromadzenia, rej na sejmikach wodziła zamożna

i osiadła szlachta. Główną rolę odgrywali ci, których zwyczajowo

wymieniano na początku każdego laudum: „My rady koronne, urzęd-

nicy, dygnitarze", a dopiero potem pisano: „i wszystko rycerstwo",

mając na myśli szlachtę nieutytułowaną.

Nie ulega wątpliwości, że pierwsze miejsca w kole sejmikowym

zajmowali dygnitarze i urzędnicy, a gołota i obcy przybysze tłoczyli się

z tyłu i nie brali udziału w dyskusji. Zresztą i tych utytułowanych

wystarczyło, by w „pierwszych rzędach" było tłoczno. Niewielkie

województwo łęczyckie w drugiej połowie XVIII wieku samych urzęd-

ników ziemskich, nie licząc grodzkich, miało ponad siedemdziesięciu

i wszyscy oni mieli prawo do honorowych miejsc i do zabierania głosu.

Na szczęście nie wszyscy przybywali na sejmiki, podobnie jak senatoro-

wie, którzy niewiele sobie robili ze swego obywatelskiego obowiązku

i na zjazdach często byli nieobecni.

Ograniczenie prawa uczestniczenia aktywnego i biernego w sej-

mikach do szlachty miało jeden wyjątek. W Prusach Królewskich, gdzie

potęga i zamożność mieszczaństwa zmuszała do liczenia się z nim,

dopuszczono je do udziału w generałach.

Inne wielkie miasta Rzeczypospolitej, takie jak Kraków, Lwów czy

Wilno, nie miały prawa uczestnictwa na równych prawach ze szlachtą

- delegowały jednak na sejmiki swych przedstawicieli jako obser-

watorów. Wysłannicy Krakowa zasiadali więc jako goście w proszowi-

ckim kościele, tak jak delegaci Lwowa asystowali obradom w Sądowej

Wiszni. Jednak rola ich nie da się porównać ze znaczeniem mieszczan

Prus Królewskich.

Kończąc te rozważania, warto jeszcze zwrócić uwagę na to, że

o prawie uczestnictwa nigdy nie decydowała narodowość szlachcica czy

to w ówczesnym, czy dzisiejszym znaczeniu. Istotne było tylko prawo

42

obywatelstwa i szlachectwo. W sejmikach uczestniczyli wraz z Polakami

na południowym wschodzie Rusini (dziś powiedzielibyśmy Ukraińcy)

i na północy Niemcy (Inflantczycy oraz szlachta pomorska i pruska).

Nawet nieznajomość języka polskiego nie wykluczyła od uczestnictwa;

zbierały się w Rzeczypospolitej sejmiki, które nie obradowały po

polsku. Co prawda na większości mówiono i pisano po polsku, nawet

w Wielkim Księstwie, gdzie długo językiem urzędowym pozostawał

ruski. Tak w Prusach Królewskich, jak w Inflantach, na Białorusi

i Ukrainie obrady toczyły się w XVI wieku na ogół w językach

potocznie używanych przez większość obecnych, a więc po rusku i po

niemiecku. (W Prusach ze względu na niemieckojęzycznych przed-

stawicieli miast). Akta sejmikowe pruskie w oficjalnej wersji spisywano

po łacinie, choć prowadzono je także w wersji polskiej i niemieckiej, aby

/ nich mogli korzystać różni użytkownicy.

Podobnie względy wyznaniowe nie miały wpływu na prawo uczest-

nictwa w sejmiku. Dopiero w pierwszej połowie XVIII wieku polscy

ewangelicy w Małopolsce poczęli się skarżyć na próby usuwania ich

/. sejmików jako innowierców. Charakterystyczne jednak, że z prowin-

cji, gdzie protestantyzm nie podupadł tak jak w Małopolsce, to znaczy

/, Litwy, a przede wszystkim z Prus Królewskich informacje takie nie

dochodziły. Tylko bracia polscy, po pozbawieniu ich praw obywatels-

kich w 1658 roku, usunięci zostali tym samym od udziału w sejmikach

szlacheckich.

Powracając do spraw językowych trzeba stwierdzić, że nie tylko

praktyczne względy decydowały o języku obrad. Ekspedycja sejmikowa

ilu Prus Królewskich pisana była w kancelarii koronnej aż do czasów

Augusta II po łacinie. Za Augusta III pojawiają się uniwersały

królewskie dla województw pruskich pisane po polsku (co było tym

il/iwniejsze, że sam August III znał polski bardzo słabo). Po polsku

pisano też w XVIII wieku listy instancjonalne do urzędników i dyg-

nitarzy pruskich; tylko korespondencja z miastami odbywała się

w dalszym ciągu po łacinie. Sądzić można, że w tym też czasie obrady

sejmików i generału pruskiego toczyły się już po polsku. Nawet delegaci

na generał z wielkich miast znali często ten język, choć na co dzień

posługiwali się niemczyzną. Dopiero w czasach Stanisława Augusta

pisanie uniwersałów po polsku stało się regułą.

Akta sejmikowe ukraińskie w pierwszej połowie XVII wieku spisy-

wuno jeszcze po rusku. Uznać można bez ryzyka pomyłki, iż na

43

terenach wschodnich Rzeczypospolitej nawet w czasach, gdy wśród

tamtejszego ziemiaństwa przeważyła już tendencja polonizacjna, sej-

mikowicz zabierający w kole głos po rusku nie wzbudzał sensacji.

W wieku XVIII tego rodzaju przypadki należały zapewne do rzadkości,

ale sporadyczne wystąpienia sejmikowe uboższej szlachty ukraińskiej

czy polskiej odbywały się w języku ruskim lub w bardzo do niego

podobnej polszczyźnie, nie budząc niczyjego zdziwienia, a tym bardziej

oburzenia.

Spróbujemy teraz pokrótce przedstawić formalne ramy, w jakich

mogli działać i podejmować decyzje gromadzący się na sejmikach

ziemianie. Podkreślić trzeba jeszcze raz, że omawiamy tu tylko formalne

ograniczenia, a nie faktyczne granice sejmikowego stanowienia. Opiera-

my się na konstytucjach sejmowych, a nie na źródłach ukazujących

praktykę życia sejmikowego, czym zajmiemy się w następnych roz-

działach.

, W omawianym okresie należy wyróżnić trzy epoki. Lata 1572-1648

to czas, kiedy rola samorządu umocnionego w okresie walki o „egzeku-

cję praw" rosła, ale ograniczana była prerogatywami władzy królews-

kiej i sejmu.

Po roku 1648 zarówno centralna władza wykonawcza, jak i powoli

podupadający sejm, oddały samorządom wojewódzkim kontrolę nad

istotnymi sferami życia publicznego, m.in. sprawy skarbowe, a co za

tym idzie - wpływ na obronność państwa.

Stan ten istniał do 1717, a po części do 1764 roku i nazwano go

kiedyś okresem rządów sejmikowych. Dyskusyjna jest tylko odpowiedź

na pytanie, czy rządy te trwały do 1717, czy do 1764 roku.

Od tej ostatniej daty rozpoczęła się w dziejach samorządu

szlacheckiego epoka wielkiego porządkowania i powrotu do zasad

leżących u podstaw rozwoju samorządu w XVI wieku. Reformy

1717 roku i czasów stanisławowskich przywróciły równowagę, po-

ważnie w poprzednim okresie zakłóconą na rzecz samorządu lokalnego.

Teraz zaczęto dążyć do przywrócenia znaczenia władzy centralnej,

m.in. sejmu.

Wiemy już, że dla Korony nie istniał żaden akt ustanowienia

sejmików; przywilej wprowadzający je na teren Wielkiego Księstwa

Litewskiego też nie zawierał żadnego regulaminu precyzującego ich

44/

kompetencje. Od dawna było przyjęte, że sejmiki odpowiadały w formie

instrukcji poselskiej na „kwestionariusz", którym w pewnym sensie był

tekst królewskiego poselstwa na sejmik przedsejmowy. Początkowo

bardzo zabiegano o to, by instrukcje te nie krępowały woli posłów

w trakcie obrad w izbie.

W pierwszym okresie starano się też, aby uchwały, które podejmo-

wano na sejmikach bez związku z instrukcją, uzyskały jednak akceptac-

ję parlamentu. Tak postąpiło województwo podolskie, które na sejmiku

w Kamieńcu Podolskim uregulowało sprawy związane z bezpieczeńst-

wem publicznym w tej przygranicznej krainie. Mimo że była to sprawa

lokalna i samorządowa, przesłano ją do akceptacji sejmowi i ten w 1590

roku podjął uchwałę zatwierdzającą laudum kamienieckie konstytucją:

Aprobacyja postanowienia województwa podolskiego.

Podobne uchwały dotyczące sejmików relacyjnych i deputackich

/ lej epoki brzmią bardzo lakonicznie i upoważniają sejmikujących

lylko do wysłuchania relacji lub obrania sędziów - przykładem krótka

konstytucja: Dawanie sprawy posłów ziemskich o sprawach przeszłych

sejmowych z roku 1589.

Inaczej rzeczy się miały w następnej epoce, gdy za panowania Jana

Kazimierza władza królewska godziła się na dalszy wzrost znaczenia

Niwnorządu - mimo że starano się utrzymać pewną kontrolę sejmu nad

mejmikami i ich postanowieniami finansowymi, czego przykładem

konstytucja o sądach skarbowych, w której sejm potwierdził jednak

władzę sejmiku w sprawach podatkowych. Był to ogromny krok na

drodze do „rządów sejmikowych" - samorząd uzyskał kontrolę nad

nvrvus rerum, nad skarbem, więc i nad armią, a co za tym idzie - nad

polityką państwa. Powyższa konstytucja sankcjonowała ostatecznie

iNlnienie sądów skarbowych, czyli ziemskich „urzędów finansowych"

nadzorujących tryb wypłacania podatków.

Wzrost znaczenia samorządu, ugruntowany konstytucjami, począł

budzić wątpliwości już za panowania Augusta II Mocnego. Uchwały

Walnej Rady Warszawskiej - sejmu konfederackiego w 1710 roku

między innymi postanowieniami, mającymi uporządkować sytuację

w kraju po najeździe Karola XII i wojnie domowej ze Stanisławem

I eszczyńskim, zamieściły zakaz odbywania „sejmików bez uniwer-

ków naszych" (naszych, tj. królewskich). Celem uchwały było ograni-

czenie swobody działania samorządu sejmikowego, często w tej epoce

utożsamianego z opozycją antysaską.

45

Dalej jeszcze w tej tendencji posunął się Sejm Niemy, który w 1717

roku zabronił powtórnie odbywania sejmików bez zgody króla i zlik-

widował limitę, czyli odebrał samorządowi prawo gromadzenia się

i podejmowania uchwał bez kontroli władz. Sejm ten pozbawił też

sejmiki wpływu na wojsko i skarb państwa. Uchwalona wtedy „stała

płaca wojsku" pozostawiła samorządowi tylko wpływy z podatku od

wyszynku trunków. Osłabiło to poważnie władzę i znaczenie sejmików,

dotrwały jednak one w dawnym kształcie do czasu, gdy na tron wstąpił

Stanisław Poniatowski. Zmiany prawne z lat 1764-1793 omówimy

w rozdziale poświęconym specjalnie tym czasom.

Ustawodawstwo regulujące kompetencje sejmików było wątłe

i w praktyce decydowały względy zwyczajowe oraz fakty dokonane.

Sferę praktyki sejmikowania podzielić można na dwie części: aktywno-

ści politycznej i administracyjnej.

Kompetencje sejmiku jako części systemu reprezentacyjnego omó-

y wiono powyżej. Dużo szersze były kompetencje administracyjne. Na

sejmikach przede wszystkim zajmowano się podatkami, uchwalano

sposoby i terminy pobierania podatków państwowych, a także na-

kładano podatki lokalne, tzw. wojewódzki^. Powoływane przez sejmiki

sądy skarbowe, w drugiej połowie XVII wieku powszechne, zajmowały

się kontrolą sprawności i rzetelności szlacheckich poborców podat-

kowych i płatników. Działalność sądów skarbowych kontrolował

sejmik. Zajmował się też dystrybucją pieniędzy wpływających do

skarbu wojewódzkiego z tytułu podatków lokalnych. Wiele kłopotu

miał też samorząd z realizacją jednego z istotniejszych przywilejów

szlacheckich - z rozdziałem „soli suchedniowej", czyli taniej soli

przeznaczonej dla szlachty, a dostarczanej przez saliny w Wieliczce.

(^Nieobca była obradom sejmików sprawa bezpieczeństwa w danej

ziemi i problemy wojskowoścjLjSamorząd lokalny w praktyce od-

powiadał za stan bezpieczeństwa i decydował o użyciu w razie za-

grożenia lokalnego pospolitego ruszenia lub o zaciągnięciu „wojska

wojewódzkiego" - oddziałów na żołdzie sejmiku strzegących spokoju

w ziemi czy powiecie.

W latach bezkrólewi, kiedy wymiar sprawiedliwości ferowanej

w imieniu króla zamierał, cała odpowiedzialność spoczywała na samo-

rządzie, który organizował sądy „kapturowe" - specjalnie powoływane

w tym niespokojnym okresie do sądzenia przede wszystkim przestępstw

kryminalnych.

("46

Widzimy więc, że pod nadzorem sejmików pozostawał ogół spraw

łtilmimistracyjnych ziem i powiatów, szczególnie widoczne jest to

w latach 1648-1764. Praktyczną stronę działań sejmikowych przed-

stawimy niżej w części poświęconej praktyce sejmikowania w Rzeczypo-

spolitej i szerszej charakterystyce okresu „rządów sejmikowych".

Trzeba dodać, że wobec ogromnej różnorodności i wagi zagadnień,

jakie stawały przed sejmikującymi, często nie starczało czasu choćby na

ich omówienie. Problem ten próbowano rozwiązywać w dwojaki

Nposób, tak w jednym, jak i w drugim wypadku nie bez naruszania

prawa, szczególnie prerogatyw władzy królewskiej. Dla podejmowania

uchwał o znaczeniu samorządowym, co zresztą nie kłóciło się z aktami

0 /nuczeniu politycznym, wykorzystywano wszelkie możliwe preteksty,

np. zamieniano sesje sądowe w obrady samorządu. Na zjazdy takie,

c/yli „roki" sądowe grodzkie i ziemskie, zjeżdżało wielu ziemian i ich

obecność można było wykorzystać do podjęcia ważnych uchwał.

Bywało tak, że w okresie szczególnego napięcia i zamieszania

zwoływano sejmiki „dzikie", bez żadnego zezwolenia i pretekstu.

l'o/a tym w czasie konfederacji - czy to za życia monarchy, czy

w okresie bezkrólewia - obradowały liczne sejmiki konfederackie,

WCNio nie legitymujące się uniwersałem, czyli zezwoleniem na obrady.

Nawyk sejmikowania i społecznego podejmowania decyzji był tak

głęboki, że zgromadzenia odbywano nawet w czasie pospolitego

itiN/cnia, gdy ziemianie powołani zostali do służby wojennej - były

lo „sejmiki w polu". ¦—,

Rozwój instytucji samorządu w XVII wieku szedł nie tylko w kie- '

1 unku zwiększenia liczby zgromadzeń - ten swego rodzaju ekstensywny /

10/wój próbowano uzupełnić intensywnym. Stąd próby powoływania/

nrganów wykonawczych, które uwolnić miały ziemian od kłopotu/

ciągłych obrad i zjazdów. j

Znamy dwie takie instytucje: jako pierwsza powstała wyspec-

|*ll/.owana izba skarbowa, czyli sąd skarbowy. Drugim organem

wykonawczym sejmików miały być rady wojewódzkie, powoływane .

w różnych ziemiach Korony na początku XVIII stulecia, w okresie

" MH/du szwedzkiego i wojny domowej. Zanikły one, jak się wydaje, po \

¦ yllkacji 1717 roku razem z sądami skarbowymi, które straciły rację

iii po odebraniu ziemskiej skarbowości kompetencji w zakresie

> .'ymania wojska. Widać wyraźnie, że tendencje do intensyfikacji prac

norządu nie były silne i powstały pod naciskiem chwilowych potrzeb

47

i przemijających okoliczności. Gdy te ustały, znikła też potrzeba

intensywnej pracy administracyjnej i powrócono do starego systemu

obrad - od zjazdu do zjazdu. Nie wyłoniła się więc stała administracja

ziemska, choć wydaje się, że efemeryczna instytucja rad wojewódzkich

tworzyła taką szansę.

Można jednak zaryzykować tezę, że niedostatek stałej kadry ad-

ministracyjnej nie był tak dotkliwy, jak wydaje się to nam z dzisiejszej

perspektywy. Zarówno niedorozwój, jak przerost biurokracji bywa

szkodliwy i trudno wyrokować, co jest gorsze - brak urzędników czy ich

nadmiar. W czasach, które omawiamy, funkcję urzędników spełniali

ludzie zaangażowani dobrowolnie w prace samorządu. Nie tworzyli oni

żadnej sformalizowanej grupy, nie pracowali na „etacie", ale istnieli

i często traktowali swą działalność jako pomocną w karierze publicznej

i majątkowej. Sądzić też można, iż ta grupa szlacheckich administ-

ratorów czy działaczy samorządowych w pewnym stopniu wypełniała

lukę, jaką stanowił brak w Rzeczypospolitej struktury władzy w dzisiej-

szym rozumieniu tego terminu.

Przedstawiliśmy powyżej definicję i genezę, „geografię" i formalno-

prawne podstawy działania instytucji, która tak wiele miejsca zajęła

w naszej historii, i do dziś potrafi budzić emocje i kontrowersje. Jeszcze

raz należy podkreślić, że przedstawiony wyżej obraz lokalnego samo-

rządu - zarysowany przez prawo i zwyczaj, przez opisy i analizy

- ukazuje go w świetle niejako oficjalnym i nie oddaje całego bogactwa

rzeczywistości. W drugiej części tej pracy będziemy się starać tę

rzeczywistość zaprezentować w świetle źródeł mniej jednostronnych.

Na bok odłożymy tomy Yolumina legum i prawnicze opisy funkc-

jonowania idealnego ustroju Rzeczypospolitej szlacheckiej. Sięgniemy

do prywatnej korespondencji i danych nieurzędowych, do diariuszy

sejmikowych i zapisek szlacheckich, czasem do literatury oraz do

pamiętników, by ukazać to, co się na sejmikach działo naprawdę, tak

jak jesteśmy to w stanie dziś odtworzyć. Nie rezygnując oczywiście

z oglądania i opisywania fasady gmachu sejmikowego - posłużymy się

bogatymi w informacje tomami laudów, czyli uchwał sejmikowych,

i innymi oficjalnymi źródłami.

Rps B. Czart. 517.

Część II

PRAKTYKA SEJMIKOWANIA

i

Józef Wahl, Sejmik w kościele OO. Augustianów.

Rysunek piórem, 2 poł. XVIII w.

I. ZASADY I MIEJSCE SEJMIKOWANIA

Zasady i procedura obrad sejmikowych słabo są znane. Pod-

stawowe źródła badań nad samorządem ziemskim - lauda zjazdów

i instrukcje poselskie nie wnoszą wielu informacji; po prostu o rzeczach

tuk oczywistych dla współczesnych, jak formy obrad, nie warto było

wspominać. Informacje musimy rekonstruować na podstawie zwykle

dość lakonicznych wzmianek o przebiegu obrad rozproszonych w lau-

dach, diariuszach, relacjach sejmikowych i korespondencji.

Na pewno można stwierdzić tylko jedno/ćTile sejmy po prostu nie

przestrzegały uchwalonego w 1690 roku regulaminu obrad, tak też nie

posiadały go sejmiki, z jednym tylko wyjątkiem - generału pruskiego^)

do którego powrócimy jeszcze niżej. (Inne sejmiki, tak koronne jak

litewskie, obradowały w oparciu o pewne zasady zwyczajowe i nikt (do

polowy wieku XVIII) nie odczuwał potrzeby spisywania ich i for-

nuilizowania. W tym świetle wydaje się oczywiste, że wysiłki historyków

prawa, kuszących się o ustalenie wspólnej dla całej Rzeczypospolitej

procedury sejmikowania, skazane są na porażkę. Po prostu nie da się

takiej procedury odtworzyć dlatego, że jej nigdy nie było - każdy sejmik

wytwarzał własny obyczaj obrad i choć były one bardzo podobne, to

znajdujemy też w źródłach liczne szczegóły różniące formy obrad

poszczególnych sejmików. Na domiar złego obyczaje te nie były stałe,

zmieniały się i z czasem ewoluowały zupełnie niedostrzegalnie nawet dla

samych uczestników zjazdów. Poza tym trzeba pamiętać, że inaczej

wyglądały te sejmiki, na których dokonywano wyborów posłów,

deputatów czy komisarzy na trybunały skarbowe, a inaczej przebiegały

obrady zjazdów gospodarskich i innych, gdzie nie miały miejsca tak

ważne wybory.

Pokusimy się tu, mimo wszystko, o dokonanie rekonstrukcji po-

rządku obrad sejmiku „idealnego", ale z całą mocą należy podkreślić, że

będzie to zabieg sztuczny - rekonstrukcja oparta o dane z różnych

51

sejmików i mająca tylko pomóc w uporządkowaniu materiału. Przed-

stawimy opis sejmiku wyborczego, który bogatszy był o pewne elemen-

ty od innych zgromadzeń.

Zacznijmy od przygotowań do obrad. Omówiono już wyżej

kroki urzędowe, które wykonać musiały kancelarie koronna i litewska

oraz ziemscy dygnitarze i urzędy grodzkie przed sejmikami. Pamiętać

jednak trzeba, że pewne przygotowania musieli także wykonać ucze-

stnicy przyszłego zgromadzenia. Zjazdy odbywały się w miastach

- gdy sejmik miał obradować nad sprawami szczególnie ważnymi

i spodziewano się dużej liczby uczestników, powstawał oczywiście

problem zakwaterowania. Nieliczni zamożni ziemianie posiadali na

miejscu własne dworki, inni - a była ich większość - liczyli na

kwatery w domach mieszczan, reszta, szlachta najuboższa i tłumy

służby, obozowały często pod gołym niebem.

Jak ważny był to problem, uświadamiają nam liczne informacje

o sporach i burdach, do jakich dochodziło przy zajmowaniu kwater.

Czasem, z tego błahego wydaje się powodu, sejmiki ulegały zerwaniu,

czy raczej rozjeżdżały się bez podjęcia dyskusji i uchwał. Oto relacja

z awantury o kwatery, jaka wybuchła 3 czerwca 1632 roku w Pro-

szo wicach.

„A wprzód pocznę (pisał nieznany autor diariusza sejmiku) od jegomości wojewody

krakowskiego (Jan Tęczyński), który jeszcze wczora przyjechał a dziś rozgniewawszy się

na pana wojewodę ruskiego (Stanisław Lubomirski) z panem Firlejem (Mikołaj kasztelan

wojnicki) odjechał. Pan Firlej dom ten w którem zawsze pan wojewoda ruski stawał i izbę

obić kazał. Wczora zaś przyjechawszy słudzy pana wojewody ruskiego na obiciu jego

swoje obicie przybili, sługi pana Firlejowe od tej gospody odsądziwszy. Czego się pan

wojewoda dowiedziawszy, dziś z panem Firlejem odjechali"1.

A więc nawet najwięksi senatorowie miewali kłopoty z kwaterami,

próbowali je sobie podkupić, kłócili się i obrażali. Tym razem zresztą

skończyło się na obrazie, sejmik przed konwokacją zbyt był ważny, by

go zrywać. Jednak w początkach XVII wieku rodzina Stadnickich

notorycznie prowokowała awantury o kwatery („gospody" lub „stan-

cje") i odnosimy wrażenie, że był to tylko pretekst, za którym kryła się

destrukcyjna działalność opozycji politycznej.

Gdy już sprawy kwater uzgodniono i panowie zamieszkali w „gos-

podach" przygotowanych przez służbę, a reszta rozlokowała się, gdzie

kto mógł, nadchodził moment najważniejszy - ranek dnia wyznaczone-

go przez uniwersał na rozpoczęcie obrad. Zarówno publiczne, jak

52

prywatne życie ówczesne przeniknięte było elementami religijności.

Wszelkie ważniejsze wydarzenia łączono z praktykami religijnymi

i sejmiki nie były tu wyjątkiem. Obrady były poprzedzane na-

bożeństwami i modlitwami. Jeśli sejmik odbywał się w kościele,

co często miało miejsce, przed rozpoczęciem obrad słuchano mszy.

Jeśli obradowano w innym miejscu, uczestnicy sejmiku rano podążali

do kościoła. Pamiętać przy tym trzeba, że do połowy XVII wieku

duża część sejmikujących to nie katolicy, lecz wyznawcy prawosławia

i ewangelicy. Nie brali oni zapewne udziału w katolickich nabo-

żeństwach poprzedzających obrady w kościołach tego wyznania (a

nic znamy przykładu, by sejmik odbywał się w kościele ewangelickim

lub prawosławnym), ale sądzić można, że byli obecni, nie chcąc

demonstrować i podkreślać różnic.

Być może innowiercy w miastach takich jak Wilno, gdzie sejmiki

c/csto odbywały się w zamku, udawali się przed zgromadzeniem do

kościoła swego wyznania, skoro szlachta rzymskokatolicka szła do

k;iledry. W miasteczkach pozbawionych świątyń niekatolickich przed-

sejmikowe nabożeństwa ewangelickie odprawiać mogli przyjezdni du-

chowni, tak jak to miało miejsce przed sejmami w Warszawie.

Informacje o przedsejmikowych nabożeństwach posiadamy tak

/ XVI, jak z XVIII wieku - nie był to zwyczaj wprowadzony późno,

wraz z narastaniem dewocji. Modlono się najczęściej o jedność serc

i poglądów, o co wśród ziemian bywało trudno i interwencja Ducha

świętego była najpotrzebniejsza. Dewocja sejmikowa w wieku XVIII

przybierała wymiary przesadne - obrady poprzedzane były długimi

nabożeństwami, nierzadko mowa jest w źródłach o odprawianiu kilku

mszy dla zgromadzonych w kościele uczestników zjazdów (wtedy już

prawie wyłącznie katolików).

Między mszą a zagajeniem obrad miał miejsce, mało może istotny,

;ilc charakterystyczny moment. Duchowny wynosił z kościoła mon-

slrancję z konsekrowaną hostią, by nie stała się ona obiektem przypad-

kowej profanacji w czasie burzliwych niekiedy obrad. Niżej przekona-

my się, że zapobiegliwość ta była wynikiem smutnych doświadczeń.

Po wyniesieniu sanetissimum kościół stawał się niejako miejscem

bardziej świeckim, być może przenosiny takie symbolizowały rezerwę,

/ jaką duchowieństwo odnosiło się do tak bardzo doczesnej uroczysto-

ści. Nie było podobnych problemów tam, gdzie sejmiki zbierały się poza

kościołami, w budynkach nie poświęconych.

53

„Tandem po mszy św. i po wyniesieniu sanctissimi do zakrystyji zagaił wojewoda

brzeski (Karol Józef Sapieha) sejmik. Zaraz tumult się zaczął..."

- wspominał jeden z sejmików, w którym uczestniczył w Brześciu

Litewskim, Marcin Matuszewicz, pamiętnikarz, do którego informacji

przyjdzie nam jeszcze często się odwoływać. Sejmik „zagaił" wojewoda

- to znaczy rozpoczął oficjalnie obrady. Prawo do tego miał najstarszy

rangą na miejscu dostojnik: senator, dygnitarz lub urzędnik ziemski.

W okresie kiedy wyłoniła się już i ustabilizowała funkcja marszałka

sejmikowego, a więc w XVI wieku, rola zagajającego zmalała, choć

nigdy nie straciła całkiem na znaczeniu. Zabierając głos jako pierwszy,

mógł on proponować kandydata na marszałka, a wybór ten miał duże

znaczenie dla dalszego przebiegu obrad. Nieco inaczej było na Litwie,

gdzie marszałkowie urzędowali stale, nie trzeba ich było każdorazowo

wybierać - znamy jednak przypadki, kiedy litewski sejmik zagajał

urzędnik ziemski, a marszałkiem obierano senatora niejako w zastępst-

wie nieobecnego marszałka powiatowego.

Zagajenie przez senatora było reliktem dawnych uprawnień na

wiecach pierwszego dostojnika ziemskiego - wojewody. Po obiorze

marszałka, a propozycja zagajającego nie była dla obecnych wiążąca,

choć często się z nią liczono, kierownictwo obejmował nowo obrany,

a zagajający przekazywał mu symbol godności - laskę marszałkowską

i ustępował na miejsce, które wyznaczała mu jego godność urzędowa

lub tytularna.

Miejsce odpowiadające godności - to problem, który powraca

ciągle w diariuszach sejmikowych. Ziemianie wyczuleni byli ogromnie

na tzw. precedencję, czyli kolejność zajmowania miejsc w stallach czy

ławach. Kolejność ta miała oddawać hierarchię urzędniczą w ziemi, ale

cóż z tego, kiedy ciągle toczono spory o to, który dygnitarz ziemski

siedzieć ma wyżej, a który niżej.

Czas na wyjaśnienie tych wątpliwości następował zwykle po obiorze

marszałka i najczęściej radzono sobie sprawnie z tymi problemami,

chyba że dochodziło do sytuacji takiej, jaka wystąpiła w Wilnie 28 maja

1681 roku, kiedy to do miejsca podczaszego wileńskiego zgłosiło

pretensje aż trzech ziemian. Gdy przyszło do wyjaśniania, okazało się,

że wszyscy trzej legitymują się autentycznymi przywilejami królewskimi

na ten honorowy urząd. Skandal był wielki, potwierdziły się bowiem

oskarżenia od dawna wysuwane pod adresem kancelarii, a poprzez nią

dotyczące i samego króla Jana III Sobieskiego, że za odpowiednią

54

3. Johann Nepomucen Passini, Kościół w Środzie. Wyobrażenie sejmiku.

Staloryt, ok. 1857 r.

opłatą można było uzyskać dwa, a jak się okazało, i trzy przywileje

na jeden urząd. Nie mogąc sobie z tą sprawą poradzić, Wilnianie

postąpili zręcznie i rozstrzygnięcie, który z trzech pretendentów

może „zasiadać stallum" jako prawdziwy podczaszy wileński, odesłali

do sądów królewskich.

Czasem spfawa precedencji stawała się przyczyną zerwania sejmiku

- tak jak to miało miejsce w Środzie w roku 1724. Wtedy spór rozgorzał

nie o miejsce dla podczaszego, ale dla dygnitarza koronnego (niskiego

co prawda stopnia, ale zawsze chorążego nadwornego koronnego)

Macieja Myciełskiego, któremu zarzucono, że bezprawnie zasiadł przed

podkomorzym poznańskim. Była to oczywista szykana, podkomorzy

był, co prawda, najwyższym urzędnikiem szlacheckim, ale w wojewódz-

twie poznańskim, i stał niżej od dygnitarza koronnego, który formalnie

rzecz biorąc, stał niżej od każdego senatora, ale wyżej od wszystkich

dygnitarzy i urzędników ziemskich. Były oczywiście senatorie i dyg-

nitarstwa lepsze i gorsze i w tym wypadku, mając do czynienia

z koronnym dygnitarzem stosunkowo niskim w hieriarchii, szlachta

powołując się na jakieś stare precedensy domagała się od Myciełskiego

ustąpienia. Ten zaś, chcąc ratować sejmik, postanowił ustąpić i tu

rozpoczęła się scena iście komiczna - oddajmy głos protagoniście.

„Dałem się był nakłonić adpropositionem (do wniosku o ustąpienie podkomorzemu),

ale mniejsi urzędnicy ziemscy dato exemplo (za danym przykładem) na jegomości panu

podkomorzym, suo ordine (w swym porządku) jeden po drugim, tak się trzymali swego

miejsca, że żaden do najmniejszego, ani w poznańskim, ani w kaliskim dać mi nie chciał

precedencyji (pierwszeństwa)"2.

Mycielski znalazł się w beznadziejnej i śmiesznej zarazem sytuacji,

ustąpiwszy miejsca podkomorzemu usiłował usiąść za nim, ale tu

dotknięty poczuł się następny w hierarchii urzędnik ziemski, który nie

chciał być zdegradowany o jedno miejsce dalej i tak pan chorąży

nadworny koronny usiłował wcisnąć się choćby między najniższych

urzędników - skarbników i mieczników, a i na to mu nie pozwolono.

Każdy zajmujący już honorowe miejsce bronił go i tuląc się do sąsiada,

nie chciał wpuścić chorążego i tym samym dać się zdegradować. Walka

o miejsce dla spostponowanego dygnitarza trwała cały tydzień i skoń-

czyła się jego klęską. Powiedziano mu, że chorąży nadworny „nie ma

w prawie suum stallum" (swego miejsca honorowego) i zdesperowany

Mycielski - nie chcąc dać się wypchnąć do szeregów nieutytułowanych

ziemian, stojących za plecami urzędników - zerwał sejmik, o co

56

/tipcwne od początku szło organizatorom tej awantury. List chorążego

iiiulwornego opisujący całą aferę kończy się wzruszającym apelem do

luinelerza wielkiego koronnego: „abyś kochany dobrodzieju podał mi

lii kies dokumenta na utrzymanie honoru mego" - tak więc koronny

dygnitarz czuje się poniżony, ośmieszony i, co gorsza, bezsilny.

, Po uporaniu się ze sprawami natury formalnej - jak byśmy to dziś

określili - na sejmikach poselskich i czasem na innych, ale zawsze tych

/wołanych przez uniwersał królewski, następowało uroczyste wprowa-

dzenie posła królewskiego na sejmik i słuchanie tzw. „instrukcji

królewskiej". Stanowiła ona teoretycznie punkt wyjścia do dyskusji

i późniejszego formułowania uchwał w laudum. Instrukcję przywoził na

.f|inik poseł, którym często bywał miejscowy posesjonat cieszący się

wśród szlachty wpływami i mogący zapewnić postulatom królewskim

przychylne przyjęcie. Na tej właśnie zasadzie posłem królewskim na

•u-pnik opatowski był w 1576 roku poeta Jan Kochanowski - człowiek

/liany w całym kraju, a jednocześnie sąsiad i terrigena sandomierskich

ziemian.

Legat królewski wprowadzany był uroczyście do koła sejmikują-

t yih i witany stosownymi mowami. Po wysłuchaniu powitań i treści

(MNlrukcji odczytanej przez posła dziękowano mu kolejnymi perorami,

|u> czym przedstawiciel króla opuszczał koło sejmikowe w honorowej

nłtyście dygnitarzy ziemskich. To tzw. „odprawienie legacyji królews-

kiej" było jednym z najważnieszych punktów w procedurze obrad

/)n/.dów. Ziemianie zgromadzeni na sejmiku, na który legacja „ode

dworu" nie przybyła, czuli się zlekceważeni i upokorzeni - zwykle

mocno protestowali w laudach przeciw praktyce przesyłania do urzędu

gtodzkiego instrukcji królewskiej przez gońców razem z resztą eks-

pedycji sejmikowej. Ta prostacka forma pozbawiała bowiem sejmikują-

rych miłego złudzenia, że pertraktują z władzą jak równi z równymi.

Formalnie rzecz biorąc - rola posła kończyła się na doręczeniu

iiislrukcji, jego nieformalne obowiązki omówimy jeszcze poniżej, opisu-

|i|ce technikę i „kuchnię" sejmikowej polityki. W niektórych laudach

koronnych znajdujemy informacje o przyznawaniu posłom królewskim

niewielkich wynagrodzeń.

Po instrukcji królewskiej czytano listy, jeśli takowe wpłynęły „do

IttNki". Pisma owe pisali dygnitarze i ministrowie, magnaci i uboga

»/.luehta prosząc sejmik o popracie dla spraw prywatnych i przed-

Kluwiając swe poglądy w sprawach publicznych. Często listy miały

57

zastąpić glosy w dyskusji tych, którzy osobiście na sejmiku nie byli

obecni. Wiemy, że magnaci, mający po temu środki, potrafili obsyłać

swymi listami wiele sejmików i w ten sposób kształtować po swej myśli

opinię publiczną. Tak uczynił na przykład przed sejmem 1628 roku,

pomówiony przez Zygmunta III Wazę o zdradę, Krzysztof II Radziwiłł,

hetman polny litewski. Rozesłał na sejmiki listy, zapewniając o swej

niewinności, i część opinii publicznej sobie pozyskał. Inna sprawa, że

nie był tak winien, jak to przedstawiał dwór królewski i jak zdawał się

uważać Zygmunt III, który sam nie cieszył się szczególną miłością

poddanych.

Czytanie listów nie było bynajmniej obowiązkiem i wielokrotnie

zdarzało się, że sejmik odmawiał słuchania pisma niepopularnego

magnata lub odrzucał jego postulaty, jak to się zdarzyło w 1665 roku

osławionemu bohaterowi sienkiewiczowskiego Potopu, księciu Bogu-

sławowi Radziwiłłowi, do którego tak pisał jego wileński rezydent

i sługa, Krzysztof Dobkiewicz:

„List waszej książęcej mości kazałem oddać swemu czeladnikowi (słudze) i uczyniw-

szy go kozakiem waszej książęcej mości. Po którego przeczytaniu, nie tylko aby miała od

kogo być interpositia (wstawiennictwo) za waszą książęcą mością, ale cale krzyknęli

- „Żadnych prywat nie promować"3.

Inna sprawa, że zręczny Dobkiewicz łatwo sobie z niechętnymi

księciu koniuszemu litewskiemu poradził i sprawy swego pryncypała

załatwił na tym sejmiku pomyślnie - jakim sposobem, to znów

zagadnienie z zakresu taktyki sejmikowej, którą jeszcze przyjdzie nam

się zająć.

Czytaniu listów towarzyszyć mogło słuchanie poselstw. Przybywały

one do sejmików najczęściej od sąsiadów obradujących w ościennych

ziemiach, przysyłały je także miasta, duchowieństwo i wojsko - najczęś-

ciej w sprawie zaległego żołdu. Ta sejmikowa dyplomacja swój rozkwit

osiągnęła w pierwszej połowie XVIII wieku, kiedy to samorządy

ziemskie starały się wypracować wspólne stanowisko wobec różno-

rakich zagrożeń.

Po wysłuchaniu poselstw i odczytaniu listów przychodził wreszcie

czas na dyskusje. Zabierano głos, czyli wotowano (od łac. vołum

- życzenie, żądanie) w porządku określonym miejscem zasiadania

w kole, a więc godnością. Mimo to dyskusja przebiegała zwykle

chaotycznie; wotów pierwszych, najwyższych godnością i zwykle mają-

cych coś ciekawego do powiedzenia osób - senatorów i dygnitarzy

58

słuchano z uwagą. Natomiast wota niżej stojących urzędników

i s/lachty nieutytułowanej ginęły zwykle w hałasie i zamieszaniu.

W lody właśnie dochodziło najczęściej do „mieszania sejmików"

głośnych kłótni i przekrzykiwań, wreszcie sporów, w uciszeniu

których tylko energiczny marszałek, wspomagany przez miejscowe

iiwtorytety, potrafił sobie poradzić. W teorii każdy obecny szlachcic

mógł zabrać głos, w praktyce bywało z tym różnie - nie dla

każdego starczało czasu i cierpliwości zebranych, a nie znano jeszcze,

lakże obecnie wygodnej, praktyki składania głosów do protokołu,

lak zresztą i nie znano samego protokołu w ścisłym znaczeniu

lego terminu.

Do obowiązków marszałka i towarzyszącego mu zwykle przy

iloliku marszałkowskim sekretarza należało zapisywanie nie tyle może

wotów w całości, ile wynikających z nich postulatów, będących

Kołowymi projektami uchwał, gromadzonych potem w laudum sejmiku

i instrukcji poselskiej. Mowy bywały rozwlekłe i mało treściwe, często

dukano je z „karteluszów", nie najlepsza akustyka, ciągłe hałasy

wszystko to uniemożliwiało prowadzenie normalnego protokołu.

Po zakończeniu wotów przystępowano albo do proponowania

kandydatów na posłów, albo - jak na sejmiku wiszeńskim wo-

icwództwa ruskiego - do spisywania i „ucierania" artykułów laudum

i instrukcji.

Nieco inaczej rzecz wyglądała w Wielkopolsce, gdzie miejscowy

obyczaj kazał wszystkim wysłuchiwać w kościele średzkim wotów

uGiiatorskich, a potem dochodziło często do podziału sejmiku na dwa

koła: senatorskie pozostające i obradujące w prezbiterium kościoła

i N/.lacheckie „rycerskie", które z wotami urzędników przenosiło się na

cmentarz przykościelny lub, przy złej pogodzie, do głównej nawy tej

na mej świątyni. Obyczaj ten nie był wynikiem jakichś szczególnych

animozji między senatorami a szlachtą, choć nie można wykluczyć, że

niiiiny tu do czynienia z obyczajowym reliktem szesnatowiecznych

szlacheckich walk z senatem o „egzekucję praw". Wydaje się jednak, że

lakie postępowanie dyktowały po prostu warunki obrad: ciasny kościół

i często duża liczba zebranych, tak szlachty jak „braci starszych"

sejmik średzki gromadził przecież senatorów i ziemian z dwu dużych

województw wielkopolskich. W Środzie po wotach proponowano

kandydatów na posłów, a dopiero potem ustalano treść instrukcji-dłą

nich, choć taki porządek pracy sejmiku nie musiał być regułą/"A# **>

59 \% ttSr

Inaczej w Wiszni, gdzie zgromadzeni ziemianie województwa

ruskiego, obradując wspólnie z senatorami, najpierw „ucierali"

- czyli uzgadniali punkty instrukcji - a dopiero potem przystępowali

do wyborów. Podkreśla ten fakt relacja z sejmiku wiszeńskiego

z 1664 roku:

„Posły obieramy, bo u nas po utarciu artykułów aż ich obierają"4.

Taki tryb obrad przedłużał niewątpliwie trwanie sejmiku, ale

wykluczał też pokątne spisywanie instrukcji.

Niektóre sejmiki powoływały ze swego grona specjalne komisje do

redagowania uchwał i instrukcji. Konstytucja sejmowa z roku 1616

zatwierdziła taki obyczaj w województwie krakowskim, przyjęły go też

na pewien czas sejmiki średzkie.

Po ogłoszeniu przez marszałka zakończenia wotów i po „utarciu"

artykułów przystępowano do najbardziej emocjonującej części obrad

- do wyborów. Mimo że sejmiki bywały często manipulowane, a nawet

reżyserowane przez polityków, to jednak wybory mogły przynieść różne

niespodzianki i toczyła się tam ostra walka, tak jak na wyżej wspo-

mnianym sejmiku wiszeńskim, kiedy do walki o mandaty poselskie

stanęło piętnastu kandydatów, a każdy cieszył się poparciem grupy

klientów i przyjaciół.

Podobnie jak w sejmie, tak i na sejmikach panowało dążenie do

uzyskania jednomyślności, do „konkludowania unanimitatem". Gdy

jednak ideał decydowania jednomyślnego był nie do osiągnięcia,

przystępowano ad turnum, czyli do „kreskowania", oddawano głosy

- owe „kreski" - w kolejności godności i liczono je, przy czym

decydowała prosta większość. Obowiązek wyborów większością głosów

zaprowadziło u siebie wiele sejmików na przełomie XVI i XVII wieku:

m.in. mazowieckie, sieradzki, wieluński, chełmski, kijowski, krakowski,

pruskie (bez chełmińskiego), województwo podlaskie, rawskie, całe

Wielkie Księstwo Litewskie i wreszcie w 1685 roku województwa

kujawskie: brzeskie i inowrocławskie. Nie zawsze uchwały te były

stosowane w praktyce, a wyborów większością nie przyjęły tak ważne

sejmiki, jak średzki, opatowski czy wiszeński.

Gdy szczęśliwie udało się przebrnąć przez wybory, marszałek

uroczyście „nominował", czyli ogłaszał nazwiska wybranych, i w stoso-

wnej mowie żegnał zgromadzonych. Owo pożegnanie było oficjalnym

zamknięciem obrad sejmiku. Na tym nie kończyły się oczywiście



I. Zapis głosowania w wyborach na posłów na sejmiku w Proszowicach ok. 1689

/^obowiązki marszałka i aktywniejszych ziemian, np. w Proszowicach pełnili

V)ni rolę deputatów do instrukcji. Przystępowali do spisywania laudum

i instrukcji dla posłów - konstytucje sejmowe nakazywały marszałkom

spisywać te dokumenty na bieżąco i zaraz po sejmiku przedstawiać do

wglądu i podpisu obecnym. Chciano w ten sposób zapobiec nagminnemu

nadużyciu, polegającemu na wpisywaniu do akt sejmikowych spraw

publicznie nie dyskutowanych. Poza laudami i instrukcjami spisywano

czasem instrukcje wybierania podatków, pokwitowania dla poborców

podatkowych i szafarzy ziemskich, wywody szlachectwa i tzw. „instancje

sejmikowe", czyli prośby i interwencje w sprawach całkiem już prywatnych.

Po ukończeniu redagowania akt sejmikowych (w Środzie odbywało

się to tradycyjnie w „gospodzie" wojewody poznańskiego, a potem

starosty generalnego wielkopolskiego) wyznaczona przez sejmik grupa

osób składała pod nimi podpisy i przykładała pieczęcie dla ich

uwierzytelnienia. W wieku XVI dążono do tego, by akta podpisywali

wszyscy obecni, potem z tego nierealistycznego postulatu zrezyg-

nowano. W XVII i XVIII wieku ogół zgromadzonych podpisywał akta

sejmikowe tylko wtedy, gdy chciano im nadać szczególne znaczenie lub

obawiano się zakwestionowania ich ważności - dotyczy to akt sej-

mików „rozdwojonych", manifestów i protestacji oraz laudów sej-

mików konfederackich, kiedy to do podpisów zapraszano nawel

niepiśmiennych, stawiających pod aktem krzyżyki. Zawsze jednak

laudum i instrukcję podpisywał marszałek sejmiku.

Ostatnim aktem sejmikowej procedury było „oblatowanie" i opub-

likowanie dokumentów. Oblata, czyli „aktykowanie" było to wpisanie

uchwały do ksiąg grodzkich, co nadawało jej cechę prawomocności

i broniło przed próbami podważenia. Wpis ten odpowiadał dzisiej-

szemu publikowaniu aktów prawnych przez ogłaszanie w dziennikach

urzędowych. Od momentu obiaty każdy zainteresowany mógł zapoz-

nać się z treścią uchwały w urzędzie grodzkim a nawet, za niewielka

opłatą, otrzymać kopię aktu. Poza tym urzędy grodzkie, w których

oblatowano akty sejmikowe, mogły je publikować, najczęściej w stresz

czeniu - dopominały się tego czasem same sejmiki. Publikacja polegała

na wywieszeniu kopii aktu w urzędzie grodzkim lub na obwołaniu go

w miejscach publicznych. Na oblatowaniu aktów kończyła się procedu

ra działań sejmikowych. Czasem tylko, gdy doszło w trakcie obrad dc

bijatyki i „zakrwawienia kościoła", ciąg dalszy miał miejsce w izbie

sejmowej.

62

( Konstrukcje sejmowe, dla zapobieżenia przelewowi krwi na zjaz- -y

ilnch szlacheckich, zabraniały przybywania na nie z bronią palną: „coby

"•no strzelbą nazywać a rozumieć mogło". Sprawców zabójstw na

lach dokonywanych bronią palną lub z łuku karać miano śmiercią

ile oczywiście dali się złapać. Kanclerz wielki litewski, Albrycht

i /iwiłł, zanotował w swym diariuszu pod dniem 25 lutego 1645 roku

>i .i./y ciąg sprawy, która rozpoczęła się na sejmiku ziemi nurskiej

w miasteczku Ostrów, gdzie 2 stycznia 1645 roku doszło do strzelaniny

w kościele. Było trzech zabitych i około 50 rannych spośród zgroma-

dzonej szlachty. Sprawą zajął się sąd sejmowy i w wyniku postępowania

mjduwego uwięziono prawie dwudziestu szlachty, a zamieszany w spra-

wę strzelania do posła królewskiego na ten sejmik podkomorzy

lozański Walerian Petrykowski, nie czekając na wyrok - a groziła mu

kura śmierci - „schronił się pod habit św. Dominika", tzn. wstąpił do

/tikonu dominikanów w Warszawie.

O ile przybycie na sejmik z rusznicą, a tym bardziej użycie jej, mogło

grozić wyjątkowo surowymi konsekwencjami, o tyle nikt nikomu nie

/Mhruniał pojawiać się na zjazdach z szablą przy boku, a jak się jeszcze

|ii/.ekonamy, szlacheckie szerpentyny były doskonałym narzędziem

it»/.strzygania nierozwiązywalnych w inny sposób problemów.

Powróćmy jeszcze na chwilę do spraw procedury, aby przypomnieć,

>e istniał w Rzeczypospolitej jeden sejmik, który cieszył się wydanym za

pilnowania Władysława IV, uroczyście przez króla zatwierdzonym,

icmilaminem obrad. Mamy tu na myśli oczywiście sejmik generalny

h us Królewskich.1 Generał rozpoczynano od wysłuchania mszy w któ-

lyniś z miejskich kościołów, następnie uczestnicy udawali się na

mtilborski lub grudziądzki ratusz, gdzie do obowiązków biskupa

wiirmińskiego należało zagajenie sejmiku. Po zagajeniu nie obierano

iniirszałka, lecz dalszym obradom przewodniczył właśnie ten kościelny

dostojnik jako prezydent stanów pruskich. Następnie odbierano przy-

<icgc od nowo mianowanych senatorów pruskich - o ile tacy byli

i wprowadzano posła królewskiego, który zasiadał na honorowym

miejscu po prawej ręce prezydenta. Instrukcję królewską odczytywał

-ckretarz delegacji Torunia. Po odprowadzeniu posła do jego kwatery

w mieście sekretarz toruński kontynuował lekturę pism, które wpłynęły

ilo sejmiku, i odbywało się rozłączenie izb generału.

Izba szlachecka udawała się do osobnej sali na obiór marszałka

izlucheckiego i na obrady - do tej chwili przewodniczył jej marszałek

63

„starej laski", czyli poprzedniego sejmiku, albo miecznik pruski. Do

roku 1660 istniało koło delegatów małych miast pruskich i obradowało

ono osobno w trzeciej sali, łącząc się z izbą szlachecką tylko dla ułożenia

wspólnego stanowiska. Po obraniu marszałka i doniesieniu o tym

senatorom, którzy wraz z delegatami wielkich miast pozostawali w sali

głównej, w kole rycerskim rozpoczynały się wota. Po ich zakończeniu

(do roku 1660 po połączeniu z delegatami małych miast) koło rycerskie

powracało do pierwszej sali, aby ponownie połączyć się z senatem.

Odbywała się wtedy wspólna dyskusja, układano odpowiedź dla posła

królewskiego, treść laudum oraz spisywano instrukcję dla posłów

sejmowych. Wszystko to notowali na gorąco pisarze miejscy, a uzgod-

nione punkty odcztywano głośno, by po akceptacji obecnych polecić

przepisywanie ich „na czysto". Na zakończenie jeszcze raz wprowadza-

no posła królewskiego i wręczano mu odpowiedź stanów pruskich na

królewską instrukcję. Na tym kończyły się posiedzenia generału - na

przepisanych w siedmiu egzemplarzach aktach (3 dla wojewodów, 3 dla

wielkich miast, 1 do archiwum stanowego) przystawiano pieczęć

stanów przechowywaną na kwaterze Elblążan.

Wszystkie te czynności miały zakończyć się w ciągu trzech dni, tak

stanowiła uchwała z 1648 roku. Jak jednak stwierdził Stanisław

Achremczyk, z którego ustaleń tu korzystamy, nieliczne tylko generały

kończyły się w ustawowym terminie. Problem ten prowadzi nas do

ostatniego zagadnienia w tej części rozdziału, do pytania, jak długo

trwały szlacheckie sejmiki.

Odpowiedź na powyższe pytanie wydaje się prosta - zachowała się

przecież duża liczba laudów sejmikowych. Otóż szkopuł w tym, że daty

podane w laudach odnoszą się zwykle do zakończenia obrad, a nie ich

rozpoczęcia. Aby ustalić czas trwania zgromadzenia, trzeba by porów-

nać datę zakończenia z datą podaną w uniwersale zwołującym, przy

założeniu, niesłusznym jak wiemy, że sejmiki zbierały się zawsze

w wyznaczonym dniu. Gdyby nawet tak było, to tą drogą można

ustalać czas trwania sejmików zwoływanych uniwersałami - wszystkie

inne pozostają poza kontrolą; zresztą uniwersałów zwołujących za-

chowało się dużo mniej niż laudów.

W dotychczasowych publikacjach nie omawiano dokładnie tego

problemu - przyjmowano zwykle, że sejmiki trwały jeden dzień.

64

Sugerowano się chyba obyczajem dotyczącym sejmiku deputackiego,

Ktunowiącym, że powinien on być unius diei, czyli że powinien skończyć

nic jednego dnia. Ostatnio autorka monografii sejmiku sandomiers-

kiego w Opatowie, Zofia Trawicka, zwróciła uwagę na tę sprawę

i skonstatowała, iż sejmiki opatowskie, szczególnie przedsejmowe

w latach 1615, 1661, 1666, 1685 i 1722, trwały kilka dni. ,

Otóż(z_diariuszy i relacji sejmikowych wynika wyraźnie, że sejmik •

Uwający dłużej niż jeden dzień nie był żadnym ewenementem. Oczy-

wiście dotyczy to sejmików ważniejszych, wzbudzających większe

zainteresowanie, omawiających sprawy, których nie udało się załatwić

w jeden dzień)- z takich też sejmików pisano zwykle relacje i spra-

wozdania.

Oto na początek cztery przypadkowo dobrane informacje o czasie

l rwania obrad. Pierwsza z roku 1600, kiedy to na styczniowy sejmik

Ńrcdzki wybrał się w charakterze obserwatora proboszcz płocki, And-

i/ej Opaliński. W znanym liście donosił on biskupowi warmińskiemu

Piotrowi Tylickiemu o bałaganie i działaniach opozycji (w tym in-

nowierców) na forum zjazdu. Zdegustowany ksiądz Opaliński doniósł,

/e wota trwały przez piątek i sobotę, obrady przeciągnęły się na

niedzielę i z wielkim trudem udało sieje zakończyć w poniedziałek 17

nlycznia 1600 roku. W tym okresie tak długo trwający sejmik budził

pewną niecierpliwość, skoro Opaliński wspominał, że:

„Ta sejmiku przewloką wielu ludzi dobrych, spokojnych odsądziła, którzy wczas

"iljechali..."5.

W 52 lata później kuzyn księdza Andrzeja Opalińskiego, Krzysztof

Opaliński, zawarł w liście do brata Łukasza lakoniczną i pozbawioną

komentarza informację:

„Sejmik bawił półtrzecia dnia. Posłów nie obierano, bo są obrani na przeszłym

wjmiku..."6.

W połowie XVII wieku sejmik, na którym nie odbywały się wybory

u który mimo to trwał dwa i pół dnia, nie budził już zdziwienia.

W następnej relacji, dotyczącej sejmiku oszmiańskiego w lutym

1683 roku, też nie wyczuwa się żadnego zniecierpliwienia. Poczo-

hut-Odlanicki po prostu informuje:

„Dnia 2 miesiąca februarii (lutego) byłem na sejmiku w Oszmianie, który się

ic»pektem dwóch elekcyji przez trzy dni odprawował"7.

65

Podobnie w relacji Tomasza Ignacego Gintowta dla Karola Stanis-

ława Radziwiłła z sejmiku lubelskiego zaczętego 24 września 1703 roku:

„Pierwszy dzień preliminaris materia (sprawy wstępne) to jest listów i suplik czytanie

zabrała. [...] Nazajutrz 25 et subseąuenter (a następnie) aż do piątku 28 septembris

(września) materiał o obieraniu komisarza i poborcy i ich konkurencyja [...] zabrała"8.

A więc w XVII i XVIII wieku sejmik dłuższy niż jeden dzień nie

budził sensacji, dopiero bardzo długie obrady uważano za anormalne.

W rękopisie Biblioteki PAN w Krakowie zachowała się interesująca

relacja z sejmiku wiszeńskiego, który trwał pełne dwa tygodnie.

Relacjonujący obrady marszałkowi wielkiemu koronnemu, Jerzemu

Lubomirskiemu, chorąży przemyski Jan Wojakowski nie ukrywał, że

zaskoczony jest tak długimi obradami - dopiero więc zjazd trwający tak

długo uważano za niezwykły. Rozumiemy teraz, że wojewoda kaliski

Stefan Leszczyński miał się czym chwalić kanclerzowi Janowi Szem-

bekowi w roku 1720, gdy donosił, że sejmik średzki:

„Nie trwał tylko 3 dni, bom się o to starał wszelkiemi siłami, prosząc ichmościów

wszystkich, aby na niem długo nie bawili..."9.

W porównaniu z wiszeńskim, sejmik średzki odbył się wprost

błyskawicznie.

Przyczyny tak długo ciągnących się sejmików leżały chyba: po

pierwsze w rozszerzaniu się zakresu zainteresowań i kompetencji

samorządu, a po drugie w barokowym wielomówstwie, które w XVII

wieku powoli ogarniało sejmikowiczów. Przesławne polsko-łacińskie

„quamquam" - obyczaj wygłaszania długich, ozdobnych a często

beztreściowych przemówień tryumfował. Głos zabierano niezależnie od

tego, czy było coś nowego do powiedzenia, czy nie. Perorowano dla

popisu, dla błyśnięcia erudycją, wreszcie dla przyjemności wygadania

się - a czas płynął. Z jednej z relacji Krzysztofa Dobkiewicza dla

Bogusława Radziwiłła dowiadujemy się, że na sejmiku w lutym 1666

roku jeden tylko mówca - kanclerz wielki litewski, Krzysztof Pac:

„Cztery godziny continue (bez przerwy) mówił"10.

A poza nim wotowali jeszcze: biskup żmudzki, ksztelan nowogró-

dzki, sufragan wileński i wielu innych urzędników i obywateli. Nic

dziwnego, że sejmik ten trwał pięć dni i skończył się późną nocą.

Kończąc rozważania nad procedurą i długością trwania zjazdów,

należy stwierdzić wbrew utartym poglądom, że parodniowe sejmiki nie

66

hyty niczym wyjątkowym - zdziwienie budziły raczej zjazdy odbywane

uprawnię i szybko, lub też obrady parotygodniowe.

Odpowiedziawszy w miarę możliwości uzyskania informacji źród-

łowej na pytanie postawione na wstępie: -jak obradowano, spróbujmy

*if teraz zastanowić nad odpowiedzią na pytanie - gdzie obradowano?

I znów, jak poprzednio, porównanie dotychczasowych obiegowych

poglądów ze źródłami doprowadza do wniosku, że nad tymi pierwszymi

ini/.ą stereotypy powielane od końca XVIII wieku. Przyjęło się bowiem

ii/nawać, że sejmiki odbywały się w małych miasteczkach, co tłumaczo-

no różnie - najczęściej animozjami szlachecko-mieszczańskimi. W wy-

jpndku małego miasteczka, jak Proszowice, Szadek, Środa czy Raciąż,

ylaehta nie musiała liczyć się z radą miejską. Inaczej byłoby w Krako-

vic, Poznaniu czy Lwowie. Historycy byli też skłonni sądzić, że sejmiki

ibicrały się tam, gdzie można uniknąć nadzoru starostów grodowych

przedstawicieli władzy królewskiej. Uznając wagę tych argumentów,

jr/.ynajmniej dla wieku XVI, przyjrzyjmy się jednak uważnie, jak to

jylo naprawdę z sejmikowaniem w owych małych miasteczkach.

Przede wszystkim nasuwa się pytanie, co to znaczy w Rzeczypos-

politej XVI-XVIII wieku określenie „miasteczko"? Wiadomo powsze-

chnie, że ta część Europy nigdy nie należała do najbardziej zur-

bimizowanych i przytłaczająca większość miast odpowiada kategorii

u^ólnej „małe". Nie tylko zresztą w granicach Rzeczypospolitej - rzad-

ko się pamięta, że stołeczny Berlin w czasach Wielkiego Elektora

w roku 1680 liczył (wraz z garnizonem wojskowym) raptem 10 tysięcy

mieszkańców i w skali europejskiej też nie zaliczał się do miast wielkich.

To prawda, że sejmiki nie obradowały w największych miastach

Rzeczypospolitej, ale odnosi się to do Prus Królewskich i do Małopol-

tki, a i to z wyjątkiem Lublina, który w naszej skali zaliczał się do

tlużych miast. W ogóle wydaje się, że sądy na ten temat przyjęło się

Cerować uogólniając małopolską praktykę sejmikowania. W zachodniej

i/cści tej prowincji tylko szlachta lubelska obradowała w stolicy

województwa. Ale już bardziej na wschód często napotykamy sejmiki

obradujące w stolicach ziem i województw. A że te miasta, obiektywnie

t/ccz biorąc, były małe - trudno. Oto przykłady: sejmik województwa

bełskiego obradował w Bełzie, ziemi chełmskiej w Chełmie, ziemi

halickiej w Haliczu, województwa podolskiego w Kamieńcu

67

jyftffr



V.

5. Józef Wahl, Sejmik w małym miasteczku.

Rysunek piórkiem i pędzlem, 2 poł. XVIII w.

Podolskim, czernihowskiego w Czernihowie, wołyńskiego w Łucku.

Nawet sejmiki ziem podlaskich, też przecież zaliczanych do Małopolski,

obradowały w swych miastach stołecznych, jak Drohiczyn czy Mielnik;

nie były to rzeczywiście metropolie, ale powtarzamy - większych miast

nie było.

Przenieśmy się do Wielkopolski: w części zachodniej w stolicy ziemi

obradowali tylko Łęczycanie, ale czy w ówczesnych kategoriach

Szadek, Środa czy Radziejów to były takie małe miasteczka? Na owe

czasy były to całkiem przyzwoite miasta i wiele można było znaleźć

w tamtej okolicy miejscowości będących najwyżej nędznym oppidum,

a szczycącym się dumnym tytułem civitas w wyniku ambicji miasto-

twórczych szlacheckiego właściciela.

68

Schemat sejmików w miasteczkach łamie się już na Mazowszu, gdzie

miastami sejmikowymi bywały stolice województw: Rawa i Warszawa

(Iii ostatnia w XVII wieku liczy się już do miast dużych) oraz stolice

/icm w województwie mazowieckim.

Z teorią obrad sejmików poza dużymi miastami rozstać się musimy

ostatecznie w Wielkim Księstwie Litewskim, gdzie sejmiki obradowały

konsekwentnie w stolicach powiatów, będących jednocześnie siedzibami

wludz starościńskich. Były to najczęściej największe miasta w okolicy - od

Klołecznego Wilna poczynając, a na Starodubie czy w błota zapadłym

I'i lisku kończąc. I znowu pióro się wzdraga, by pisać o Rzeczycy, Pińsku,

Slarodubie czy nawet stolicy województwa - Nowogródku w kategoriach

wielkomiejskości, kwalifikować je jako duże miasta. Taka była jednak

rzeczywistość i porównanie Słonimia z Gdańskiem nie ma żadnego sensu,

można go ostatecznie porównywać z Lida czy Trokami. Skala tu była inna

niż w Koronie i zupełnie nieporównywalna ze Śląskiem czy Pomorzem.

Trzeba więc z żalem zrezygnować z patrzenia na całość problemu

/ perspektywy zachodnich połaci Korony, zrezygnować z takich czy

innych uzasadnień, by uznać, że Iviększość sejmików w Rzeczypos-

politej odbywała się w miastaehjT~to - toutes proportion gardees

((Tużycli^Zresztą i w Krakowie, i we Lwowie, co prawda sporadycznie,

również gromadziły się sejmiki. Wydaje się, że jakiekolwiek próby

N/ulladkowania są w wypadku życia sejmikowego skazane na porażkę,

lak samo jest przy ustalaniu miejsc sejmikowania - o tym decydowała

wygoda, tradycja, przypadek, a dopiero potem inne, wyrozumowane

w/ględy. Tylko wobec samorządów w zachodniej części Korony

postawić można hipotezę, że miejsce ich obrad związane było ze starą

tradycją zjazdów i sądów wiecowych, tradycją jeszcze średniowieczną.

Aż tam chyba należałoby szukać przyczyn wyboru na miejsce

zjazdów Środy, Szadku czy Radziejowa. Wydawać by się mogło, że do

lej teorii najbardziej pasuje Opatów ze swą dwunastowieczną kamienną

kolegiatą pod wezwaniem Św. Marcina, która znakomicie nadawała się

na miejsce zjazdów wiecowych. Jest to jednak przykład uczący ostro-

żności w wyciąganiu pochopnych wniosków z apriorycznych założeń

- wiadomo na pewno, że pierwsze sejmiki sandomierskie miały miejsce

nic w Opatowie, lecz w Wiślicy, też szczycącej się wielkim jak na owe

c?.asy i murowanym kościołem, fundowanym przez Kazimierza Wiel-

kiego, gdzie odbywały się wiece i zjazdy ogólnopolskie, potem w San-

domierzu, a nawet w malutkim dziś Skrzynnie.

69

6. Jacąues-Adrien Lavieille, Kościół kolegiacki pw. Św. Marcina w Opatowie.

Drzeworyt, 1849 r.

W opatowskiej romańskiej kolegiacie sejmikujący pojawili się

dopiero na przełomie XV i XVI wieku, a w 1519 roku wyznaczono

sejmikom miejsce w Sandomierzu - właśnie po tej uchwale, jakby mi

przekór, zaczęły się one coraz częściej gromadzić w Opatowie. Trudno

dziś udzielić odpowiedzi na pytanie, dlaczego właśnie tam?

Kolegiata w Opatowie i związane z nią problemy łączą się z następ

nym zagadnieniem z zakresu sejmikowej „topografii". Mianowicie

z próbą odpowiedzi na pytanie, w jakich budynkach i wnętrzach toczył)

się obrady? I kolejny raz przyjdzie polemizować z tradycją powtarzany

przez literaturę przedmiotu, tradycją zresztą stosunkowo wczesną, bo

osiemnastowieczną. Jest to problem ogólniejszy, dotyczący nie tylko

70

nnmorządu i życia sejmikowego szlachty, wiele bowiem aspektów

egzystencji społeczeństwa staropolskiego widzimy przez okulary osiem-

miNtowiecznych i dziewiętnastowiecznych krytyków sarmackiego zaco-

liuiia. Za moralistami, pamiętnikarzami, za sugestywnymi rysunkami

Norblina zwykło się przyjmować, że: „Wszystkie prawie w Polsce

wjmiki zbierały się w kościołach" -jak ujęła to Zofia Trawicka w swej

monografii sejmiku sandomierskiego.

Z tezą tą zgodzić się możemy tylko częściowo, zastanówmy się więc

itrtd tym frapującycm „prawie" z cytowanego wyżej zdania. Rzeczywiś-

vic, I większość zgromadzeń sejmikowych odbywała się we wnętrzach

kościelnych z przyczyn dość oczywistych - nawy i kaplice już w średnio-

wieczu służyły za miejsca obrad zjazdów, były to zwykle największe

I nnjfunkcjonalniejsze budynkTj7 Tak było w Polsce i tak samo było

w średniowiecznej Francji, gdzie wnętrza słynnych gotyckich katedr też

»łu/yły różnym, niekoniecznie świątobliwym celom.

Poza wielkością i funkcjonalnością miały kościoły tę jeszcze zaletę,

^e były niejako terenem neutralnym, a gospodarze - duchowieństwo

ktilnlickie, przynajmniej ex definitione - nie powinni ingerować w bieg

ind publicznych. Inaczej rzecz mogła się przedstawiać w innych

budynkach, np. w zamkach, gdzie gospodarzami czuli się miejscowi

łlmostowie królewscy lub ich oficjaliści, i fakt ten mógł być nie bez

CMitc/enia dla wolności szlacheckiego głosu.

Mimo iż kościoły jawią się jako najwygodniejsze (z wielu przyczyn)

miejsce sejmikowych spotkań, nie wszystkie sejmiki w Rzeczypospolitej

giomadzily się w ich wnętrzach. Wymieńmy tylko te, co do których

mttmy dane źródłowe dokumentujące odbywanie się (stałe lub okreso-

»vr) obrad poza kościołami. Regionem, gdzie obyczaj ten utrzymywał

ile (Hugo, były Prusy Królewskie. Sejmik województwa chełmińskiego

tfinmadził się na zamku w Radzyniu do lat trzydziestych XVII wieku,

kiedy to przeniósł się do kościoła w pobliskim Kowalewie. Aż do

pierwszego rozbioru sejmiki powiatowe województwa pomorskiego

•hrmlowały w budynkach nie poświęconych: sejmik świecki na ratuszu

»v kwieciu, pucki na ratuszu w Pucku, człuchowski na ratuszu w Choj-

nicach, a tucholski na ratuszu w Tucholi. Ten ostatni jednak gromadził

ile c/asem w tucholskiej karczmie, gdzie na swych regularnych sesjach

-naiudał tamtejszy sąd ziemski. Po pożarze miasta w 1730 roku sejmiki

mrholskie odbywały się przez jakiś czas w ocalałym domu jednego

» mieszczan. Jedynie powiat mirachowski w województwie pomorskim

sejmikował w kościele - był to jedyny w Rzeczypospolitej sejmik w wiejskim

kościele we wsi Strzepcz. By jednak za bardzo nie odstawać od sąsiedzkiej

normy, szlachta mirachowska sejmiki elekcyjne potrafiła odbywać w domu

burmistrza Kościerzyny, jak to miało miejsce w 1730 roku.

W prowincji małopolskiej sejmiki poza kościołami zdarzały się

na Ukrainie; szlachta bracławska obradowała czasem w Winnicy

na zamku, choć nie stroniła też od tamtejszego kościoła. Podobnie

na Wołyniu, gdzie sejmik łucki gromadził się w kościele jezuickim

lub na zamku.

W Wielkim Księstwie Litewskim w województwie brzeskolitewskim

obradowano w zamku nad Muchawcem, lecz często dla wygody

przenoszono sejmik do któregoś z licznych kościołów w Brześciu

Litewskim, do jezuitów, bernardynów lub augustianów. W powiecie

słonimskim w XVII wieku miejscem obrad był kościół bernardynów,

ale w XVIII wieku, jak świadczy Matuszewicz, zamek słonimski

- przyczyn tej przeprowadzki nie znamy.

Szczególna sytuacja panowała w stolicy Wielkiego Księstwa Litews-

kiego, gdzie od drugiej połowy XVII wieku odbywały się trzy sejmiki:

miejscowy wileński oraz dwa „egzulanckie" - smoleński i starodubow-

ski. Wszystkie one odbywać się miały w zamku wileńskim, jednak

wiadomo z wcześniejszych relacji, iż w pierwszej połowie XVII wieku

sejmik wileński gościł w kościołach miejskich. Jak daleka istniała tu

dowolność, świadczy zamieszanie w maju 1627 roku, kiedy to zgroma-

dzeni na sejmik wileński dygnitarze udali się do różnych kościołów,

a w wyznaczonym na miejsce obrad kościele Św. Stanisława znalazła się

mniejszość przybyłych11.

Z innych relacji dowiadujemy się, że miejscem obrad na zamku

wileńskim w 1681 roku była „grodowa izba", a więc pomieszczenie sądu

czy urzędu grodzkiego. W tym właśnie roku „izbę grodową" re-

staurowano i przystosowano jakoś zapewne do roli pomieszczenia dla

sejmikujących. Podobnie rzecz się miała w Brześciu Litewskim, gdzie

w pierwszej połowie XVIII wieku panowało przekonanie, iż właściwym

„placem sejmikowania" jest zamek. Z relacji dowiadujemy się nawet, iż

starosta brzeski remontował przed sejmikiem most wiodący na zamek

i kazał na dziedzińcu ustawić ławy drewniane dla szlachty: „nim izba

sądowa i sejmikowa wybudowane będą"12.

Z dowodów na lokowanie zjazdów w komnatach zamkowych, czy

to wileńskich czy brzeskich, daje się wyciągnąć jeszcze jeden in-

72

\J



lercsujący wniosek - nie mogły one być zbyt liczne, skoro mieściły się

w szczupłych zwykle pomieszczeniach zamkowych. Do problemu

liczebności sejmikowych zgromadzeń przyjdzie nam jeszcze wrócić.

Z paru przytoczonych powyżej przykładów zdaje się wynikać jedno:

imiki w Rzeczypospolitej nie musiały obradować w kościołach. Tam

Izie tak czyniono, a była to większość ziem i powiatów, wypływało to

ilogodności wnętrz kościelnych. Często jednak obradowano w budyn-

ich świeckich. Na przykład sejmik generalny pruski, który z zasady

•midował w ratuszach, też czasem przenosił się do kościoła, jak to

mło miejsce w 1710 roku. Ewangelicy pruscy żądali jednak zawsze

ipewnień, iż te przenosiny do świątyni katolickiej będą aktem wyjąt-

>wym i nie naruszą na przyszłość obyczaju obrad w „wyznaniowo

neutralnym" ratuszu miejskim.

Stosunkowo najmniej zachowało się przekazów dotyczących zwy-

i /.ujowej „topografii" obrad w kościelnych wnętrzach. Są to zwykle

lukic ciekawostki, jak przekazany przez Kazimierza Jarochowskiego

obyczaj zamykania pisarza sejmiku średzkiego w bocznej kaplicy

kościoła, skąd spokojny i bezpieczny za kratą mógł notować przebieg

"iMiid toczących się w głównej nawie. Skądinąd jednak wiemy, że

icmianie w Środzie obradowali na cmentarzu^ co przy tłumnych

m/dach naśladowały też inne sejmiki. Cmentarze przykościelne były

białym miejscem obrad w Proszowicach i Opatowie, gdzie na murach

kościoła do dziś pozostały ślady po szlacheckich szablach, które

/gromadzeni ostrzyli o kamienne narożniki.

Wydaje się też, że pewnych elementów wyposażenia wnętrz baro-

kowych kościołów, które mogły być przydatne w trakcie obrad, nie

wykorzystywano. Myślimy tu przede wszystkim o ambonach, z których

chyba nie wygłaszano mów sejmikowych, choć wyśmienicie się do tego

nadawały. Uznawano zapewne, że kazalnice zastrzeżone są dla głoszą-

cych Słowo Boże, a nie dla sejmikowych popisów retorycznych. I choć

mi rysunkach Norblina widzimy mówców sejmikowych na ambonach,

In w źródłach pisanych nie znaleźliśmy o tym ani jednej wzmianki.

Pod koniec XVI wieku koło sejmikowe województwa krakowskiego

zbierało się w lewej nawie proszowickiego kościoła, dowiadujemy się

¦t tym z relacji o strzelaninie, która wybuchła w tym kościele 26 stycznia

1587 roku:

„A tymczasem w kościele panowie Stadniccy kaplicę nad lewem, w którym koło

#wyklo bywać hajduki i strzelbą osadzili..yl"13.

73

7. Ślady po szablach szlacheckich na murach kolegiaty w Opatowie

Można też sądzić, że wykorzystanie wnętrza kościoła zależało od

liczby szlachty i długości obrad oraz od poziomu emocji zebranych.

Gdy dochodziło do takich ekscesów, jak wyżej wspomniana akcja

Stadnickich, wszelki porządek w kościele znikał i mało kto już pamiętał,

gdzie się znajduje.

Władze kościelne starały się przeciwdziałać i nie dopuszczać do zajść

mogących budzić zgorszenie, a nawet stać się powodem zamknięcia

kościoła, co musiało mieć miejsce w wypadku jego „okrwawienia" lub

zabójstwa tam dokonanego. Ponowne poświęcenie budynku i przy-

wrócenie mu funkcji kultowych związane było z szeregiem kosztownych

i kłopotliwych zabiegów. Mimo tych starań do profanacji świątyń

dochodziło, a czasem przykład dawali sami duchowni, jak biskup

74

Wojciech Baranowski, ordynariusz płocki, którego protestacja ziemian

województwa płockiego oskarżała w 1592 roku takimi m.in. słowami:

„ ksiądz biskup wszedł do kościoła racięskiego, którego przed sobą żadnemu otworzyć

nic kazał. Tu kiedy ichmość panowie wojewodowie, kasztelani, dygnitarze, urzędnicy

i mszak rycerstwa wielgi jegomości przywitać i w rzeczach konferowaciechmy chcieli, quo

msu (dlaczego) nie rozumiemy [...] na miejscu Bożem w kościele, na miejscu Rzeczypos-

politej traktatów spokojnych, właśnie od ołtarza strzelać z rusznic tuż od formy jegomości

(l/.ii. osoby biskupa) poczęto, aklamacyje ludzi różnych wielkie czynić, podobno in

dlsturbmionem (na zamieszanie) aktu tak potrzebnego"'4.

Nie wiemy, ile jest prawdy w oskarżeniach wymierzonych w biskupa

i jego orszak, ale jeśli rzeczywiście biskup Baranowski, znany zresztą ze

nwych politycznych zaangażowań, dopuścił się podobnego występku, to

jnkiego zachowania spodziewać się można było po innych, często

niekatolickich uczestnikach obrad w kościołach?

Nie mamy jednak żadnych źródłowych danych, by podejrzewać, iż

obrady w świątyniach katolickich dawały pretekst do nieporozumień,

r/y choćby zadrażnień, na tle religijnym. Przeciwnie, ostre dyskusje

w sprawach religii toczyły się swobodnie między duchownymi senatora-

mi katolickimi a przedstawicielami ewangelików i prawosławnych

właśnie we wnętrzach kościelnych pełnych symboli kultu obcego liturgii

i obyczajowości protestanckiej. Jednak do połowy XVII wieku nikt nie

próbował niekatolikom zabraniać głoszenia swych poglądów w spra-

wach polityki religijnej we wnętrzach katolickich świątyń i wobec

katolickich ołtarzy.

Uznać jednak trzeba, że tam gdzie zjazdy gromadziły się we

wnętrzach kościelnych, ich specyfika, rodzaj wywoływanych skojarzeń,

czytelny dla wielu charakter wystroju manierystycznych i barokowych

wnętrz, nie mogły pozostawać bez wpływu na zachowanie obecnych, na

ich reakcje emocjonalne, nawet na sposób wypowiedzi, choć w znanych

nam mowach sejmikowych nie znajdujemy bezpośrednich nawiązań do

sakralnego miejsca obrad.

Mimo, że charakter wnętrz kościelnych wpływał na postawę obec-

nych, nie znaczy, by zawsze pamiętali o powadze miejsca. Wystarczy

przytoczyć tu jedną z wielu relacji o zachowaniach nie licujących

zupełnie z tą powagą. W tym wypadku rzecz działa się zresztą nie na

mało ważnym sejmiku w odległym od centrum powiecie, lecz w stołecz-

nym mieście Warszawie, na sejmiku ziemi warszawskiej w kościele tzw.

„Marcinków", czyli w świątyni pod wezwaniem Św. Marcina na

75

staromiejskiej ulicy Piwnej, gdzie zbierały się zwykle warszawskie

sejmiki.

10 stycznia 1697 roku odbył się tu zjazd...

„[...] na którym chciał królewicz Jakub (Sobieski) dokazać żeby było dano eksklusią

(wykluczenie od udziału w elekcji) księciu de Conti. Artykuł napisano żeby pan poseł

francuski był relegowany, jako domowi królewskiemu niebezpieczny, ex quo (z tego

powodu) że kandydat którego promowuje (książę de Conti) grzeczny i żołnierz bogaty,

czego wszystkiego nie masz u innych. Do skarbu swego sprowadził (królewicz Jakub)

kilkunastu szlachty prosząc i do nóg upadając, aby przy nim stawali. Biegał po tym

Wolski i inni po kościele dając po kilka talerach i temu i owemu, aby przy nim potężnie

stawali, bo już i sam nie chce być królem, byle tylko nie Francuz"15.

Widzimy tu kandydata na tron Rzeczypospolitej, Jakuba Sobies-

kiego i jego dworzan, jak zabiegają o przychylność „panów braci" nie

wstydząc się rozdawać łapówek i to nie tylko przed sejmikiem, ale

i w trakcie, już wobec ołtarzy kościoła Św. Marcina. Otóż nie wchodząc

w rozważania nad ewentualną i bardzo prawdopodobną tendencyjnoś-

cią powyżej cytowanego tekstu, który wyszedł zapewne z kręgów

zbliżonych do forsującej kandydaturę księcia de Conti francuskiej

ambasady, uznać trzeba, iż oddaje ona dobrze sejmikową atmosferę.

A przecież obrady toczyły się wobec ołtarzy i w gronie wyłącznie

prawowiernych katolików - rzecz działa się w stolicy ortodoksyjnego

Mazowsza. Na marginesie warto też zwrócić uwagę na wysokość owych

„korupcji", które rozdawał pan Wolski - na owe „kilka talarów" ze

skarbca Sobieskich.

Kończąc te rozważania należy poświęcić chwilę uwagi formie

i miejscu obrad w sytuacjach nadzwyczajnych, w okresach szczególnych

zagrożeń, które tak często w wieku XVII nękały prowincje Rzeczypos-

politej. Wielokrotnie zdarzało się, że sejmik ziemski odbywał się poza

miejscem swych zwyczajnych obrad. Czasem były to wręcz zjazdy „w

polu", to znaczy poza budynkami, na powietrzu, pod gołym niebem.

Trzy były podstawowe tego przyczyny: zaraza, czyli „morowe powiet-

rze", zagrożenie ze strony zbrojnego nieprzyjaciela oraz związane

z wojną pospolite ruszenie.

Fale epidemii różnego rodzaju nawiedzały Rzeczpospolitą, jak

i inne kraje europejskie, regularnie i występowały w mniejszym czy

większym zasięgu terytorialnym w całym interesującym nas okresie.

Sądząc z doniesień, główne nasilenie „morowego powietrza" miało

miejsce w pierwszych latach XVIII stulecia w czasach wojny północnej.

76

lalyną skuteczną metodą obrony i profilaktyki było izolowanie cho-

i vch i unikanie przez zdrowych większych skupisk ludności. Tak więc,

gdy na terytorium objętym zarazą zebrać się miał sejmik, a nie można

Itylo odroczyć jego obrad, starano się przynajmniej uniknąć niebez-

piecznego pobytu w mieście, które w świadomości ówczesnych ziemian

było siedliskiem wszelkiego zła, a więc i choroby.

Odbywano zatem sejmiki „w polu" - na wsi, poza murami miast

I miasteczek. Z czasem w niektórych ziemiach wytworzyły się na tym tle

jwyezaje i powstały stałe, niejako awaryjne miejsca sejmikowania. Na

przykład Krakowianie ze strachu przed zarazą w drugiej połowie XVII

*vicku zjeżdżali się pod Brzeskiem Słomianym, a Lublinianie odbywali

sejmiki za miastem: „w polu nad rzeką Bystrzycą" lub w podlubelskich

llronowicach. Były to zwykle te same miejsca, które wykorzystywano

tllu zjazdów sejmikowych w pospolitym ruszeniu i dla odbywania

popisów szlacheckich.

VGdy epidemia obejmowała cały kraj, wtedy przenosiny sejmików

ftu wieś odbywały się w wielkiej skaH^Przed sejmem warszawskim

l(>2h roku, z przełomu lat 1625/26 zachowały się liczne informacje

n sejmikach gromadzących się poza zwykłym miejscem obrad. I tak

np, sejmik lubelski obradował tym razem w Chodle, sieradzki w Ty-

u/ynie (choć część ziemian zjechała do Szadku i podejrzewać można,

to to rozbicie przyczynę swą miało w konkurencji politycznej, a nie

W strachu przed chorobą), wileński w Radoszkowicach, kowieński

w Kormiałowie, nowogródzki we wsi Rebanska Horodczyna, osz-

miański w Żupranach.

Czasem zaraza była pretekstem do odbycia sejmiku w gronie

/u u lanych osób, poza zwyczajnym miejscem, co służyło wymanew-

inwaniu politycznej konkurencji. Miało to miejsce w 1604 roku w ziemi

łęczyckiej, gdzie poseł królewski Wojciech Krzykowski, powołując się

im zarazę, zgromadził szlachtę i odbył szybko sejmik w odległym

•i kilkanaście kilometrów od Łęczycy Dzierzbiętowie. Nic o tym nie

wiedzący opozycjoniści oczekiwali posła w łęczyckim tumie, a dowie-

dziawszy się o podstępie ogłosili protestację, z której dowiadujemy się

n całej sprawie.

Podobnie rzecz się miała w czasie licznych w XVII wieku wojen

Hdy zwykłe miejsce sejmikowania było zagrożone, przenoszono

obrady w bezpieczniejsze okolice. W czasie, gdy duża część Wielkiego

Knięstwa Litewskiego i Ukrainy zajęta była po 1655 roku przez wojska

77

I

Y

rosyjskie, konstytucja sejmowa wyznaczyła licznym sejmikom kreso-

wym nowe „place sejmikowania". Również sejmiki białoruskie i ukraiń-

skie, z ziem ostatecznie odpadłych od Rzeczypospolitej w drugiej

połowie XVII wieku, obradowały stale jako „egzulanckie", czyli

uchodźcze. Gdy po 1673 roku Podole zajęte było przez Turcję, sejmik

podolski obradował jako egzulancki w Haliczu, a następnie po 1677

roku w kościele franciszkanów we Lwowie. Wiemy na pewno, że sejmiki

te odbywały się w nowych miejscach aż do ustania zagrożenia.

W 1660 roku los uchodźców dotknął nawet szlachtę podlaską, która

zagrożona przez zbliżające się wojska rosyjskie, odbyła 27 lutego tr.

sejmik we wsi Jędrzejów koło Węgrowa, na samym już pograniczu

Podlasia i Mazowsza.

Ostatnim sejmikiem egzulanckim w dziejach Rzeczypospolitej był

sejmik bełski utworzony na Sejmie Czteroletnim dla resztek tego

województwa pozostałych w granicach Korony po pierwszym roz-

biorze. Odbywać się miał w Dubience i raz przynajmniej się odbył,

bowiem na sejmie grodzieńskim zasiadali posłowie bełscy. Sejm ten

zlikwidował zresztą problem, wcielając resztki Bełszczyzny do nowych

województw - wołyńskiego i chełmskiego.

(^Częściej poza granicami ziem zdarzało się obradować sejmikom

zbierającym się w czasie wojny, przy okazji pospolitego ruszenia.

Gromadziło ono, przynajmniej teoretycznie, całą szlachtę z terenu, dla

którego było ogłoszone, a więc było doskonałą okazją do „zatoczenia

koła" sejmikowego i podjęcia uchwał. Znane są liczne przykłady takich

sejmików obradujących daleko poza granicami macierzystych ziem.

Rusinom zdarzało się obradować pod Warszawą, a Mazowszanie

odbywali sejmiki w Małopolsce, co nie miało żadnego znaczenia dla

prawomocności uchwał - o tym decydowały uprawnienia uczestników,

a nie miejsce obrad.

Znając już zasady i miejsca obrad spróbujmy na podstawie za-

chowanych a dostępnych obecnie relacji z obrad i zapisów postanowień

zgromadzeń szlacheckich odpowiedzieć na pytanie o zakres zaintereso-

wań sejmikujących.

Tematem kolejnego rozdziału będą problemy omawiane i eks-

cytujące szlachtę w czasie sejmików, a nie zaś to, co było w polu jej

zainteresowania i uwagi na co dzień.

78

1 ASWK, t. II, s. 145.

2 Rps B. Czart. 517.

3 Rps AGAD, AR V nr 3089.

4 Rps BPANKr. 1065.

5 H. Malewska, Listy staropolskie z epoki Wazów, Warszawa 1977, s. 60.

6 Listy Krzysztofa Opalińskiego do brata Łukasza 1641-1653, wyd. pod red.

Ił. Pollaka, Wrocław 1957.

7 Jan Władysław Poczobut-Odlanicki, Pamiętnik 1640-1684, oprać. A. Rachuba,

Warszawa 1987.

8 Rps AGAD, AR V nr 4204.

9 Rps B.Czart. 517.

111 Rps AGAD, AR V nr 3089.

" Rps AGAD, AR V nr 6956.

l: Rps BJ nr 1151, rps AGAD, APP nr 55, t.II.

1' Rps AGAD, APP nr 6.

14 Scriptores rerum polonicarum, t. XXI, Kraków 1911, s.135.

'¦ Rps B. Czart. 188.

II. ZAKRES ZAINTERESOWAŃ

Chcąc zwięźle przedstawić to, co było przedmiotem dyskusji

na sejmikach, jesteśmy w niemałym kłopocie. Łatwiej bowiem wyliczyć

te sprawy, którymi się sejmiki nie zajmowały, niż te, które były

dyskutowane i wpisywane do instrukcji posłom na sejmikach przed-

sejmowych.

Generalnie można twierdzić, ii.różnorodność i zakres problematyki

omawianej na sejmikach rosły - szczególnie w drugiej połowie XVII

i w początkach XVIII wiekiD Zawsze przy tym pamiętać trzeba

0 zasadzie sformułowanej swego czasu przez Józefa Andrzeja Gierows-

kiego, który badając sejmiki mazowieckie doszedł do wniosku, że:

„życie sejmikowe było przede wszystkim wyrazem poglądów i nastawień małej grupy

rodzin, których pozycja w ziemi zapewniała wpływ na szlachtę".

Sądzimy, iż zasadę tę, odnoszącą się do Mazowsza, bezpiecznie

uogólnić można na wszystkie sejmiki Rzeczypospolitej1.

Tak jak funkcje sejmiku dzieliły się na polityczne i administracyjne,

tak i jego zainteresowania w pierwszym zakresie koncentrowały się

wokół wyboru posłów, zaopatrzenia ich w instrukcje, a następnie

wysłuchania relacji z sejmu. Zakres drugi obejmował sprawy ziemi i jej

mieszkańców - była to domena sejmików gospodarskich, choć sprawy

te poruszano na wszystkich niemal zjazdach. Zaliczyć tu można

następujące zagadnienia: skarbowość - podatki sejmowe i sejmikowe,

czyli wojewódzkie, taryfy, czyli wykazy obciążeń podatkowych, pub-

likowanie, czyli podawanie zainteresowanym do wiadomości uchwał

podatkowych, pobór podatków i jego kontrolę. Ponadto zajmowano

się: kontrol§__wydatków skarbu wojewódzkiego oraz rozdzielaniem

taniej soli szlacheckiej „suchedniowej". Ważnym działem były sprawy

wiijskowości - przede wszystkim troska o żołnierza powiatowego

1 odpowiedni przebieg pospolitego ruszenia, a także problemy związane

80

' wymiaiem_.spraw4edliw«ŚGi - elekcje deputatów i kandydatów na

ilnnowiska w sądach ziemskich i podkomorskich oraz nadzór nad

powoływanym niekiedy sądownictwem specjalnym.

Spróbujemy teraz wyjaśnić, co kryje się w powyższym schemacie

pod pojęciem „pierwszy zakres", co omawiano na sejmikach poselskich

I co wpisywano posłom do instrukcji. Nie mamy oczywiście możliwości

przedstawienia obrazu całościowego, opartego na badaniach nad

WK/.ystkimi aktami sejmikowymi - dokonać tego nie można ze

względu na znikome źródła informacji. Posłużymy się tu przykładami

Ink dobranymi, by dawały jak największe gwarancje reprezenta-

tywności.

Zaczniemy od przedstawienia instrukcji wręczonej przez szlachtę

województwa krakowskiego, zgromadzoną na sejmiku w Proszowicach

ł czerwca 1632 roku, posłom na sejm konwokacyjny po śmierci

Zygmunta III Wazy. Rozpoczynamy od instrukcji na sejm konwokacyj-

tiy dlatego, iż wydaje się oczywiste, że w czasach bezkrólewia szczególną

wilgę przywiązywano do spraw politycznych i problemów zasadni-

iyycli. Zagadnienia lokalne schodziły wtedy siłą rzeczy na dalszy plan.

I'o długoletnim i burzliwym panowaniu Zygmunta III nadszedł czas na

uregulowanie wielu problemów, które nagromadziły się za życia króla.

Instrukcja wręczona posłom krakowskim: Marcjanowi Chełms-

kiemu chorążemu krakowskiemu, Hieronimowi Przyłęckiemu stol-

nikowi krakowskiemu, Markowi Stadnickiemu podczaszemu krakows-

kiemu, Franciszkowi Dębińskiemu, Zygmuntowi Tarle oraz Stanis-

ławowi Zielińskiemu składała się z 13 punktów. Już w pierwszym

powołano się na dawny zwyczaj ograniczania obrad na konwokacji do

•tprnw elekcji nowego władcy i ta wytyczna określiła kształt instrukcji

krukowskiej. Punkt drugi postulował sprawne i szybkie odprawienie

«jmu konwokacyjnego oraz ułożenie programu sejmu elekcyjnego.

Punkt trzeci domagał się, aby przed elekcją dokonana została

„rewizja", to znaczy inwentaryzacja skarbu i archiwum koronnego

mieszczącego się na Wawelu. To samo w punkcie czwartym postulowa-

no w stosunku do floty i „armaty", czyli artylerii przechowywanej

w ursenałach.

W punkcie piątym domagali się Krakowianie stwierdzenia, czy

/murły władca wypełnił wszystkie obietnice i warunki zawarte w aktach

jego elekcji. Był to projekt udzielenia Zygmuntowi III rodzaju „po-

imiertnego absolutorium". Punkt szósty dotyczył spraw podatkowych,

81

JLAVDVM PROSZOWSKIE

WOIKWODZTWA KRA Iv

Ni picrrfeymScymikii,

Po śmierci K.lM.Swiętcy pkmięći

ZyGMVNTAiII-

Lic 4 Mat;, i 6 p.

Approbovanc G>n(a:deracyą

fciwPą Generalna,

At> Offieiitm Ik Aft* p

!kcr vi-!iie«es,tirntf ofi, Masmtfenus fa

C.hon\,okt;!crwm Mitem Oibtio pf*fffi:C*W«-6:C.*jśi?p.'Vit«»wfl:

foo, 8f to«iw KobSkai: P*lbłinMwiCr*coi>kfl: in C łVi

«t<rm ! .afiiiim z fc ofłrtmtAiu»<uići|-i, St ht AtlajwrfeniHi iiAtJ rt. jd.

* p, te

fb d

3

nie/ pilnw

p j;

trAr*

8. Laudum proszowskie województwa krakowskiego.

Druk, 1632 r.

n siódmy proponował przygotowanie porozumienia między stanem

duchownym a szlachtą, zwanego compositio inter status; miało ono

dotyczyć głównie finansowych świadczeń kleru.

Punkt ósmy wyznaczał termin zbrojnego „okazowania" szlachty

k rakowskiej, a dziewiąty wzywał hetmana wielkiego koronnego, Stanis-

ława Koniecpolskiego, by na czas elekcji wyprowadził wojsko koronne

im Ukrainę.

W punkcie dziesiątym Krakowianie postulowali zobowiązanie pod-

ukurbiego wielkiego koronnego, Jana Daniłowicza, by przejął dochody

/ dóbr stołowych zmarłego króla i przeznaczył je na potrzeby Rzeczy-

pospolitej. W punkcie jedenastym proponowali wyznaczenie komisji do

imprawy i udoskonalenia żup wielickich i bocheńskich. Punkt dwunasty

ilotyczył bezpieczeństwa publicznego w państwie, a trzynasty zastrze-

gał, że wszelkie sprawy związane z obiorem nowego monarchy mają być

omawiane na elekcji.

Była to, jak widać, instrukcja krótka i zawierająca punkty od-

noszące się wyłącznie do spraw ogólnopaństwowych. Tylko fragment

poświęcony żupom solnym zamieszczony na prośbę podkomorzego

krakowskiego, Kaspra Wielopolskiego, z trudem może być uznany za

oprawę lokalną, choć troska o kopalnie soli była problemem ważnym

nic tylko dla Krakowian.

Rzecz inna - to jakość tej instrukcji. Szlachta zgromadzona

w Proszowicach, mimo zainteresowania polityką, dowiodła braku

politycznej kompetencji, gdy, zresztą zgodnie z literą prawa, domagała

•le - w czasie bezkrólewia - ograniczenia wydatków na wojsko; działo

»ie to w przeddzień wojny z Moskwą o Smoleńsk.

Porównajmy teraz omówiony wyżej dokument z instrukcją sejmiku

lego samego województwa krakowskiego, ale o 56 lat późniejszą,

uch waloną 5 listopada 1688 roku. Wręczono ją w Proszowicach

imstępującym posłom: Marcjanowi Chełmskiemu oboźnemu koron-

nemu, Przecławowi Szembekowi staroście bieckiemu, Adamowi Lubo-

wieckiemu staroście oświęcimskiemu, Jędrzejowi Żydowskiemu chorą-

żemu krakowskiemu, Franciszkowi Lanckorońskiemu staroście stop-

nickiemu i Michałowi Jordanowi staroście dobczyckiemu.

Instrukcja ta liczy 97 punktów - nie będziemy ich tu szerzej

umawiać, spróbujemy tylko pogrupować materiał i scharakteryzować

główne zagadnienia interesujące sejmikujących Krakowian w pełnym

politycznego napięcia roku 1688.

83

I tak 4 pierwsze punkty to kurtuazyjne wyrazy szacunku i wdzię-

czności dla króla Jana III i hetmanów - pamiętajmy, że trwała

wojna z Turcją. Punktów, które uznać możemy za dowodzące

istnienia wśród szlachty krakowskiej zainteresowania polityką za-

graniczną, znajdujemy 3 - dosłownie trzy, a i to jeden z nich

odnosił się do obecności ambasadorów państw obcych, których

ziemianie uznawali za zbędnych.

Więcej znajdujemy tu zagadnień z zakresu polityki wewnętrznej,

dotyczy to głównie trybu wymiaru sprawiedliwości -jest tych punktów

aż 26. Skarbowość i sprawy celne omówiono w 19 miejscach, wojskiem,

a szczególnie dyscypliną żołnierską, zajęto się 5 razy. Reszta tej

instrukcji to sprawy drobne i lokalne - 10 postulatów oraz sprawy

prywatne - 30 punktów.

Spotykamy się tu z dwoma zaskakującymi zjawiskami: z brakiem

zainteresowania polityką międzynarodową oraz ze znaczną ilością

spraw lokalnych czy wręcz prywatnych ziemian krakowskich. Porów-

nanie tej instrukcji krakowskiej z poprzednio omówioną wykazuje, że

zainteresowania sejmikujących uległy dużemu zróżnicowaniu, przy

jednoczesnym zawężeniu do problematyki wewnętrznej, a nawet pry-

watnej, partykularnej.

By nie zostać posądzonym o celowe dobranie przykładów skraj-

nych, podamy tu proporcje występowania spraw prywatnych i publicz-

nych w instrukcjach krakowskich z lat dwudziestych XVII wieku. Na

sejm 1622 roku przygotowano: spraw publicznych 29, lokalnych

i prywatnych 11; na sejm 1624: odpowiednio 46 i 10; na sejm 1625: 37

i 20; na sejm 1627: 44 i 16; na sejm 1628: 39 i 14; na sejm 1629: 10 i 5;

wreszcie na sejm 1630 roku: publicznych 50 i prywatnych 13.

Różnica między sejmikami z lat dwudziestych i osiemdziesiątych jest

wyraźna - we wszystkich instrukcjach z lat dwudziestych dominują

sprawy wagi ogólnopaństwowej. W końcu XVII i w pierwszej połowie

XVIII wieku proces dominowania instrukcji przez problematykę lokal-

ną będzie narastać. Pojawią się w nich tzw. „petita", czyli sprawy

drobne, najczęściej właśnie prywatne prośby i interesy wpisane do

instrukcji na wyraźne, a często poparte szantażem, życzenie zaintereso-

wanych osób. Znaczy to oczywiście, że problemy te nie były nawel

dyskutowane na sejmiku, a o wpisaniu zadecydować mógł marszałek.

Były jednak i takie sprawy prywatne, które budziły powszechne

zainteresowanie, jak skandale obyczajowe, czasem tak głośne, że

84

musiały być na sejmikach omawiane, jeśli nie oficjalnie, to na pewno za

kulisami. Przykładem może tu być budząca namiętność w ziemi bieckiej

;iwa o pobicie wytoczona na sejmiku przeciw oficjałowi bieckiemu,

1,-dzu Szmoniewskiemu. Duchownego tego oskarżył tamtejszy zie-

niin o to, że pod jego nieobecność naszedł dwór i ciężko pobił żonę

i rżącego.

Podobny do sprawy księdza Szmoniewskiego casus miał miejsce na

iniku wiłkomierskim 29 listopada 1670 roku. Zacytujmy pamięt-

ni kurza Jana Poczobuta-Odlanickiego:

„Przez trzy dni traktowała się materyja niesłychana sprawy takowej. Iż pan

Mtmsalski młody syn podkomorzego szołohumnego (?) grodzieńskiego, wziąwszy szlach-

» u lak dobrego, jako sam nigdy nie był lepszym, pana Samuela Szołkowskiego z domu

'Iwinego, kańczugiem, w białym odzieniu (tzn. w bieliźnie - WK) zostającego, dał plag

set, czyli też batogami, ni precz, ni zacz. O co to się cały powiat ujął...".

Szlachta wiłkomierska, oburzona gwałtem, podjęła przeciw pod-

i "tnorzycowi uchwałę, a wykrywszy wśród obecnych w kościele sługę

i issalskiego, niejakiego Kurowskiego, postanowiła zbrodnię pana

mścić na słudze. Tylko interwencja obecnego na miejscu kuchmistrza

•Ikiego litewskiego, Kazimierza Dowmonta Siesickiego, uratowała

ic domniemanemu szpiegowi Massalskich. Zresztą sprawa ta i lau-

¦ ni wiłkomierskie nie bardzo zaszkodziły karierze krewkiego pod-

morzyca, który z biegiem lat został chorążym, a następnie marszał-

in grodzieńskim.

Równie drastyczna sprawa zatamowała bieg obrad sejmiku relacyj-

no w Wilnie 28 lutego 1681 roku, kiedy to marszałek oszmiański,

inuel Hieronim Kociełł, domagał się od sejmiku interwencji i obrony

¦ed komisją królewską, która wyjaśnić miała sprawę spalenia w dob-

h pana marszałka Żydówki posądzonej o czary.

Takie i podobne sprawy prywatne, zatargi lokalne, konflikty,

¦wżdy, bójki stawały się często przedmiotem obrad na sejmikach

\ pisywane były do instrukcji poselskich. Oczywiście w dalszym ciągu

był to margines i nikt poważnie nie liczył na to, by sejm miał się

ujmować sprawą księdza Szmoniewskiego i podobnymi. Uznać trzeba

(wlnak, że sejmiki przedsejmowe - poselskie - nie do końca dały się

dominować przez sprawy lokalne i prywatę. Ich uczestnicy pamiętali

o tym, że na sejmiku muszą przede wszystkim odpowiedzieć na pytania

zwarte w królewskim piśmie sejmikowym, a nie zajmować się sprawa-

mi lokalnej administracji i wymiaru sprawiedliwości.

85

Bywały czasem i takie instrukcje, które spraw prywatnych nie

zawierały, ale punkty dotyczące spraw publicznych były tak sfor-

mułowane, iż trudno było znaleźć chętnych do poselstwa. W korespon-

dencji wybitnego reformatora szkolnictwa, pijara księdza Stanisława

Konarskiego, znajdujemy relację z sejmiku wielkopolskiego w Środzie

w 1740 roku.

Do instrukcji - wrogowie Augusta III i ministra Heinricha Bruhla,

zapewne związani z opozycyjnymi akcjami rodu Potockich - wsunęli

takie postulaty, że już obrani posłowie odmówili zabrania jej na sejm,

bojąc się widocznie zemsty ze strony partii dworskiej. Rzeczywiście

propozycje te były bardzo ostre i mogły posłów narazić na królewski

gniew. Domagano się tam m.in. zapewnienia, że synowie Augusta III

nie będą się starać o koronę Rzeczypospolitej, podpisania nowych

paktów konwentów oraz przypomniano okoliczności elekcji Augusta

III, sugerując, iż była ona nielegalna.

Nie wiemy na pewno, czy opozycja liczyła na poruszenie tych

spraw na sejmie; jeśli tak, to mocno się zawiodła - nie znalazł

się na sejmiku sredzkim odważny, który by taką instrukcję przedstawił

izbie sejmowej. Sejmik więc zerwano i być może o to właśnie

tylko chodziło autorom tej oryginalnej odpowiedzi na królewski)

„ankietę".

Inaczej bywało na innych zgromadzeniach ziemskich, tam gdzie

posłów nie wybierano, gdzie wielka polityka nie odrywała obecnych od

tego, co ich naprawdę interesowało. Tam z zapałem zajmowano sie

lokalną administracją, przede wszystkim skarbową i wojskową. Im

dalej w wiek XVII, tym więcej w laudach sejmików deputackich,

komisarskich i gospodarskich znajdujemy uchwał regulujących te

sprawy, naprawdę dla prowincjonalnych ziemian najważniejsze.

Teoretycznie była to domena powstałych późno, bo dopiero w dru-

giej połowie XVII wieku, sejmików gospodarskich, ale sprawy te

omawiano przy każdej możliwej okazji. I trudno się dziwić - dla

przeciętnego ziemianina litewskiego czy małopolskiego dużo ważniejsza

była wiedza o tym, jak wysokie trzeba będzie płacić podatki i czy

w dobrach jego nie zagoszczą budzący strach i niechęć żołnierze

Rzeczypospolitej, niż to, kto z „wielkich ludzi" zostanie posłem,

dygnitarzem, senatorem lub ministrem. A już związku pomiędzy

sejmikową codziennością a polityką międzynarodową nie rozumieli

tacy obywatele zupełnie.

86

Znakomicie za to rozumiano realia dnia powszedniego i one właśnie

wzbudzały równie wielkie emocje, jak wybory posłów sejmowych.

Sięgnijmy znowu do laudów sejmiku krakowskiego - 12 września 1690

toku szlachta krakowska zebrała się w Proszowicach, aby wybrać

delegatów województwa do trybunałów skarbowych we Lwowie i Ra-

domiu. Po wyborach przystąpiono do obrad nad ekonomicznymi

problemami województwa. Podjęto uchwały, ale na tym się nie skoń-

ivyło - wyraźnie problemy gospodarcze domagały się trwalszej regula-

cji, Już 9 grudnia tego roku posłowie sejmowi z województwa krakows-

kiego złożyli w grodzie na Wawelu uroczysty protest przeciwko

niektórym, właśnie dotyczącym spraw ekonomiki, uchwałom przyję-

tym na zakończonym właśnie sejmie 1690 roku.

Wiosną następnego roku - 20 kwietnia ogłoszony został kolejny

inunifest, tym razem starosty brzeźnickiego, Marcina Mieleckiego.

/.» powiadał on rozpoczęcie sesji sądu skarbowego województwa krako-

wskiego i wzywał poborców podatków do rozliczenia się z zebranych

Mim. Obwieszczenie to musiało zaniepokoić poborców zalegających

/ rozliczeniami, skoro przysłowiowe „nożyce" wkrótce się odezwały

i rzecz stała się nieco jaśniejsza. Czwartego maja, a więc w dwa tygodnie

po manifeście Mieleckiego, dwaj poborcy krakowscy: Adam Wierzbięta

i .Inn Wiktor zaprotestowali manifestami złożonymi w grodzie w Bieczu

przeciwko obradom sądu skarbowego, którego nota bene sami byli

członkami. Odpowiedział na to marszałek sądu skarbowego, onże

Marcin Mielecki, składając w towarzystwie innych osób - sędziów sądu

skarbowego - kontrmanifest w urzędzie grodzkim na Wawelu, gdzie

protestował przeciw opozycji Wierzbięty i Wiktora.

Nie wiemy, jak zakończyła się ta wojna na manifesty, która swym

zasięgiem objęła znaczną część województwa, i nie jest dla nas istotne,

kto miał rację - marszałek sądu skarbowego czy poborcy? Roznamięt-

uiujacy Krakowian spór jest natomiast śladem tego, jak ogromną wagę

przykładano ówcześnie do mało dla nas dziś zrozumiałych spraw

gospodarczych i finansowych ziemiańskiego samorządu.

Przed rokiem 1572 udział sejmików w administracji skarbowej

polegał tylko na obiorze poborców. W pierwszej połowie XVII

wieku obserwujemy szybki wzrost tak zainteresowań, jak i kompetencji

cjmików w tym zakresie. Uchwalanie podatków zaczęto przenosić

sejmu na sejmiki, wreszcie wytworzyły się zarządzane przez samorząd

karby wojewódzkie, do których wpływały pieniądze z lokalnie

/uchwalanych podatków. Na sejmikach ustalano też rozdział rycza-

I łtowych sum przydzielanych na sejmie ziemiom i województwom.

i Decydowano, ile i jak mają płacić poszczególne kategorie dóbr.

/ Sejmik też odpowiadał za dostarczenie tych sum do skarbu centralnego,

j co spowodowało konieczność powołania organów kontroli finansowej

oraz przymusowej egzekucji od opornych podatników - powstały

sądy skarbowe.

Na początku drugiej połowy XVII wieku zaczęły też sejmiki

uczestniczyć w szafowaniu pieniędzmi skarbu publicznego - za asyg-

nacjami podskarbiego i hetmana wypłacano pieniądze bezpośrednio

wojsku ze skarbu wojewódzkiego, omijając w ten sposób pośrednictwo

skarbu centralnego - koronnego czy litewskiego.

U schyłku panowania Zygmunta III Wazy sejmiki poczęły przy-

właszczać na swe potrzeby niektóre rodzaje podatków. „Ulubionym"

podatkiem wojewódzkim było czopowe - opłata wymierzana od

wyszynku i sprzedaży alkoholu, głównie piwa. Za panowania Włady-

sława IV Wazy stało się to normalną praktyką - w 1642 roku sejmik

ziemi czerskiej na Mazowszu żądał, aby czopowe było „w wolnej

dyspozycji sejmiku", a więc nie było odsyłane do skarbu koronnego.

W 1650 roku województwa pruskie „w dyspozycją swoje czopowe

brały". Brały w dyspozycję, a więc zarządzały podatkami - zobaczymy

jak to wyglądało w sejmikowej praktyce początku XVIII wieku.

W Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie zachowały się

relacje jednego z administratorów dóbr radziwiłłowskich na Wołyniu.

Jakuba Hulanickiego. W tych drobiazgowych sprawozdaniach z czyn-

ności zarządcy, przesyłanych do przebywającego często w swym

starostwie człuchowskim lub w Gdańsku księcia kanclerza wielkiego

litewskiego, Karola Stanisława Radziwiłła (dziada sławnego Karola

Radziwiłła „Panie Kochanku"), znajdujemy też sprawozdanie z sej-

mików wołyńskich, a w nich sprawy podatkowe. Seria relacji o sej-

mikowych kłopotach z fiskusem zaczyna się 16 października 1702 roku,

kiedy to rozpoczął się sejmik wołyński w pospolitym ruszeniu - na

Ukrainie zbuntowali się właśnie Kozacy pod wodzą Palija, a więc

obrady odbywały się nie w Łucku, lecz „w polu" pod Zasławiem. Gdy

przyszło do rozdziału obciążeń podatkowych, było wiele protestów,

więc obrady solwowano (odłożono) na dzień następny.

„Nazajutrz jedne ustali (protestować) a gdy drugie nastali, tych nie mógłszy inaczej

uspokoić - item solwowano do dnia 21 (października)".

Sejmikujący dali sobie trzy dni na rozwiązanie konfliktów, co

niewiele pomogło, bo gdy wznowiono obrady, znowu zaszły kontrower-

<|e, Przekładano sejmik raz jeszcze, wreszcie go zerwano

i umysłu dla niektórych ichmościów panów szlachty".

Sporów wokół rozkładu podatków nie dało się rozwiązać i sejmik

ikończył się niczym. Nie był to jednak koniec problemów. Już na

początku stycznia 1703 roku zebrał się następny sejmik wołyński

i Ilulanicki doniósł, że ustalenie sposobów wydobycia pieniędzy na

»>>|sko, to jest na wyprawę wojewódzką, zabrało półtora tygodnia,

w rezultacie i tak ziemianie nie doszli do porozumienia.

Kolejny więc sejmik zebrał się w Łucku 13 marca i też nic na nim nie

¦ ' lalono, odkładając dalsze obrady do 18 maja. Charakterystyczne

pi/y tym, iż z relacji Hulanickiego wyraźnie wynika, że równolegle

zwoływane w sprawach nie związanych z finansami sejmiki szły gładko

I uprawnię. Tak było, gdy w Łucku 18 marca zebrał się i skończył

Mikccsem w ciągu jednego dnia sejmik, którego celem było wybranie

ilodiitkowego przedstawiciela województwa wołyńskiego do rady kon-

Imleracji sandomierskiej. Widać więc, że czasem łatwiej szły sejmiki

•lekcyjne niż te, na których rozważano sprawy administracyjne i pora-

tt(i się ze skarbowością.

Nie wiemy, jak odbył się ów sejmik 18 maja - list Hulanickiego

łrtgmął - mamy za to jego sprawozdanie z następnego zgromadzenia

w sprawach podatkowych: z sejmiku relacyjnego łuckiego z dnia

16 sierpnia 1703 roku. Na zjeździe tym ustalono sposoby wydobycia

podatków uchwalonych przez sejm, który w trakcie obrad w Lublinie

/decydował się rozpisać pobór dużych sum na wojnę ze Szwecją

nnnia Karola XII przebywała już przecież w Rzeczypospolitej

ml dłuższego czasu.

()brady w Łucku trwały cztery dni, nie powzięto żadnych decyzji, bo

wątpliwości obecnych wzbudził sposób pobierania innego podatku od

alkoholu, tzw. szelężnego. Największe zaś oburzenie na sejmiku wzbu-

dził dyskutowany w Lublinie projekt prawa, które pozwalałoby nie

uwzględniać sprzeciwów sejmików, a nawet zapobiegać ich zrywaniu

ł powodów podatkowych. Ten zamach na wolności obywatelskie

odparto z wielkim hałasem, ale podatków nie uchwalono, a sejmik

piolongowano na 7 września. Nawet ta zwłoka była sukcesem; z listu

wynika wyraźnie, że sejmik zagrożony był zerwaniem - zrywaczem

89

chciał być sam Hulanicki, uznał bowiem, że wymiar obciążeń administ-

rowanych przez niego dóbr ołyckich jest niesprawiedliwy.

Nasz informator pisze otwarcie:

„Chciałem był na tym sejmik rwać, bo inaczej być nie mogło, ale mi nie życzy)

jegomość pan wołyński".

Tak więc administrator radziwiłłowski tylko na interwencję kasz-

telana wołyńskiego, Franciszka Ledóchowskiego, powstrzymał się od

uniemożliwienia Wołynianom wypełnienia postanowień sejmu lubels-

kiego 1703 roku.

Nie wiemy, jak ostatecznie wybrnięto w Łucku z tego kłopotu.

Relacje Hulanickiego mają luki. Wystarczy jednak i tych informacji

- przez prawie rok sejmik wołyński męczył się z problemem podatków

na wojsko i nie mógł wybrnąć, a trzeba pamiętać, że trwała wojna

i każdy dzień był ważny.2

W Łucku przynajmniej próbowano rozwiązywać problemy finan-

sowe, bywało jednak tak, ze sejmikujący nawet nie podejmowali takiej

próby. Regent kancelarii koronnej, Jakub Dunin, donosił 4 kwietnia

1713 roku z Opatowa swemu szefowi - kanclerzowi wielkiemu koron-

nemu, Janowi Szembekowi:

„Zaczęliśmy dnia wczorajszego szczęśliwie cursum (przebieg) sejmikowania naszego

z wielkim oporem, bo żadną miarą nie tylko na dalszych obrad progres (postęp), ale i n;i

obranie marszałka pozwolić nie chciano ob metum (z obawy) uchwały podatków"3.

Z relacji Dunina wynika, że obradujący w Opatowie Sandomierza-

nie tak bali się podatków i związanych z nimi kłopotów, że usiłowali nie

dopuścić do obrad sejmiku. Przynajmniej część obecnych uważała

najwyraźniej, że lepiej zerwać zgromadzenie sandomierskie, niż wdawać

się w sprawy finansowe i ryzykować zgodę na nowe obciążenia.

Dobraliśmy tu przykłady w pewnym sensie skrajne, reakcje szcze-

gólnie jaskrawe, ilustrują one jednak dobrze problemy, jakie stały przed

sejmikową administracją skarbową w drugiej połowie XVII i na

początku XVIII wieku. Jakoś jednak dawano sobie radę, dokonywano

repartycji - czyli rozdziału sum podatkowych na poszczególne dobra

ziemskie, wyznaczano poborców, powoływano sądy skarbowe, ścigano

retentorów, czyli zalegających z płaceniem sum podatkowych.

Jak zawsze jednak, tak i wtedy powyższe działania dawały jedno-

stkom nieuczciwym ogromne pole do nadużyć. Dotykamy tu kolejnego

ważnego problemu, który ciągle absorbował sejmiki gospodarskie.

90

•tałym kłopotem byli nieuczciwi podatnicy, zdarzali się też nieuczciwi

poborcy - o jednej z takich spraw wspominaliśmy już wyżej. Nawet

>virńd osób obdarzonych zaufaniem sejmikujących i powołanych

• In kontroli ziemskich finansów zdarzali się nadużywający tego

W latach dwudziestych XVIII wieku wsławił się np. w Małopolsce

matactwami Franciszek Tarło, staroście, a potem starosta

|ill/neński, wywodzący się ze znakomitej magnackiej rodziny. Staroście

pil/neński był chyba osobą dość niesympatyczną, około 1713 roku

łliiiiił się o urząd starosty pilznenskiego i został posłusznym narzędziem

dworu Augusta II - odgrywał wtedy w województwie sandomierskim

tolc mocno dwuznaczną. Cieszył się jednak początkowo zaufaniem

/Irmian i w 1714 roku został komisarzem do repartycji sum podat-

kowych w województwie sandomierskim. Popisał się tu wyjątkową

nierzetelnością - zwalniając od podatków dobra swych przyjaciół i tych,

klór/.y mu się opłacili, a nadmiernie obciążając tych, którzy nie chcieli

płacić mu łapówek lub byli jego wrogami.

W związku z tą działalnością na marcowym sejmiku w Opatowie

w 1715 roku doszło do awantury - pokrzywdzeni przez Tarłę,

głośno zgłaszali pretensje i zarzucali mu korupcję. Uniesiony honorem

p«n staroście nie widział innego wyjścia, jak tylko zerwać sejmik,

ro zresztą było w tym wypadku bardzo na rękę jego dworskim

mocodawcom. Tylko interwencja wojewódzkich „wielkich ludzi" i ar-

gument że: „ta labes (hańba) na imieniu tarłowskim nie była,

teby kiedy sejmik rwać mieli" powstrzymała go od zniszczenia

obrad. Na wszelki wypadek próbował jednak Tarło w parę dni

później oblatować w grodzie w Bieczu manifest przeciw postano-

wieniom sejmiku, który tak mu dokuczył. Miała to być też forma

wywiązania się z obowiązków wobec dworu, za co też uzyskał

wkrótce upragniony urząd starosty pilznenskiego.4

Tarło był postacią dość typową, może tylko działał zbyt otwarcie

i złodziejstwo grosza publicznego łączył z polityką, stąd właśnie

/uchowały się informacje o jego działalności na samorządowej niwie.

Na podstawie źródeł sądzić można, że podobnych większych i mniej-

szych „działaczy" było w sejmikowej administracji wielu. Pewną tamę

lego rodzaju nadużyciom położyły dopiero reformy Sejmu Niemego

w 1717 roku, które ograniczając dostęp do publicznych pieniędzy,

ograniczyły też pole do najjaskrawszych nadużyć.

91

Tak jak w opisanym powyżej przykładzie, szczególne pole de

ladużyć, z którymi walczyły sejmiki, stwarzał zwyczaj przyznawania

/zwolnień od płacenia podatków w uzasadnionych przypadkach. Zainte

'resowani, aby uniknąć kar za nieuiszczanie w terminie sum należnych

z ich dóbr, przedstawiali poborcom tak zwane „libertacje", czyli właśnie

zwolnienia od przymusu płacenia.

— Podstawą do uzyskania libertacji mogły być straty spowodowani'

przez klęski elementarne, działania wojenne, a najczęściej starano sii;

o zwolnienie powołując się na straty wywołane pożarem. Dotknięci

tymi nieszczęściami właściciele dóbr ziemskich lub nieruchomości

miejskich składali oświadczenie poparte przysięgą i otrzymywali czaso-

we zwolnienie od opłat. Zwyczaj przyznawania libertacji podatkowych

na cztery lata potwierdziła w 1635 roku specjalna konstytucja sejmowa,

W myśl tego prawa pogorzelcy starali się o ulgi i zwykle je otrzymywali.

Czteroletnie libertacje podatkowe bywały lepsze lub gorsze, mogły

dawać zwolnienie od jednego lub od wszystkich rodzajów podatków.

Łatwo sobie wyobrazić, jakie powstawało pole do nadużyć, gdy

prawo wydawania libertacji dostało się w ręce nieuczciwych administ-

ratorów sejmikowych, takich jak Franciszek Tarło. Wiele mieli też

kłopotów ci uczciwi komisarze i poborcy, delegowani przez sejmiki,

z ustaleniem faktycznego stanu w miasteczku czy wsi, które prosiły

0 libertacje. Mimo niedoskonałości, prawo to stosowano dość szeroko:

sejmik radziejowski na przykład zwolnił w 1711 roku hurtem 21 wsi

w obu województwach kujawskich na cztery lata od wszelkich opłai

- była to rekompensata za zniszczenia spowodowane przez pożary

1 maszerujące wojska.

Czasem libertacji udzielano na krótsze okresy, jak to miało miejsce

w 1733 roku z miasteczkiem Kowal, które sejmik zwolnił od podatków

na rok, motywując to dość oryginalnie. Mianowicie uznano, że ulgi

konieczne są wskutek zniszczeń, których dopuściła się w mieście

szlachta gromadząca się tam na pospolite ruszenie. Przyznać trzeba, że

uchwała ta dobrze świadczy o zdolności sejmikujących do samo-

krytycyzmu, co było wtedy zjawiskiem dość wyjątkowym.

Czasem libertacje podatkowe były formą nagrody za zasługi dla

ziemi. Adolf Pawiński w swej fundamentalnej pracy o sejmiku kujaws-

kim przytacza przykłady zwolnień z tego terenu. Znajdujemy między

nimi bardzo oryginalną libertacje podatkową inowrocławskiego miesz-

czanina, Pawła Nowackiego, z roku 1766. Nagrodzony, „który z niedo-

'). Kościół parafialny pw. Matki Boskiej i św. Jana Chrzciciela w Proszowicach

- wg rysunku Szatkowskiego (?) z końca XIX w. (fot. ok. 1920 r.)

winrstwa żydowskiego chrzest święty przyjął", zasłużył sobie tym

ittmym na specjalne względy sejmikowego fiskusa. Mamy tu do

ynienia z konwertytą i czymś w rodzaju „bodźców materialnego

i interesowania".

Nie tyle konwertyci, ale przede wszystkim kler katolicki, klasztory

' kościoły korzystały ze zwolnień od opłat. Czasem podstawą do

ml/ielenia zwolnień są rzeczywiste szkody, czasem jest to wynik

powodowania się sejmikujących zelo divino (świętym zapałem). Przy-

kłady tego można by mnożyć w dziesiątki i setki tylko na podstawie

93

wydanych drukiem laudów sejmikowych. Przytoczymy tu tylko jeden

doprowadzi on nas bowiem do następnego zagadnienia, kolejnego

zakresu zainteresowań sejmików. Z laudów kujawskich dowiadujemy

się, że szlachta sejmikująca w 1691 roku uwolniła na cały rok od

wszelkich podatków klasztor w Strzełnie. Nie ten jednak fakt przyciąg-

nął naszą uwagę - oryginalna i rzadka była motywacja tej libertacji:

udzielono jej jako zasiłku na utrzymanie kapeli, czyli muzyków

kościelnych.

Wkraczamy tu na grunt bardzo słabo zbadany - sejmikowy

mecenat nad kulturą, opiekę nad szkolnictwem, szereg zagadnień

z pogranicza spraw ducha i ciała. Wiąże się z tym także stosunek

sejmików do duchownych, problematyka wyznaniowa i tym podobne

trudno uchwytne problemy. Lepiej znany jest tylko, tak żywo od-

czuwany przez polskich i litewskich ziemian, problem przechodzenia

dóbr szlacheckich w ręce duchowne drogą zapisów i fundacji. Wiemy,

że takim praktykom sejmiki przeciwstawiały się silnie, tak w okresie

żywych prądów reformacyjnych, jak i potem, po zwycięstwie kontr

reformacji katolickiej.

Najłatwiej zauważyć ślady kulturalnych zainteresowań sejmików n;i

polu oświaty. Wyniesiony z doby renesansu szacunek dla wyksztal

cenią, jako wartości samej w sobie, długo trwał w świadomości ziemian

mniejsząjuż uwagę zwracano na jakość tego wykształcenia^ Najbardziei

troszczyły się sejmiki o dobro funkcjonujących w Rzec^ypospoliUi

wyższych uczelni - akademii, przede wszystkim Akademii Krakows

kiejyktóra w swym siedemnastowiecznym sporze z jezuitami o monopol

nauczania w Krakowie liczyć mogła na przychylność małopolskich

sejmików.

Podobną - choć zwykle do werbalnych deklaracji ograniczon.i

- opieką otaczano inne wyższe zakłady naukowe: jezuickie akademi*

w Wilnie i Lwowie, Akademię Lubrańskiego w Poznaniu oraz Akadc

mię Zamojską. Realna pomoc sejmików dla uczelni stopnia najwy/

szego ograniczała się zwykle do pomocy w staraniach szkół o zatwiei

dzenie przez sejm uczynionych na ich rzecz fundacji lub wyegzek

wowania płynących z nich dochodów. Na tej właśnie zasadzie ciekaw;i

inicjatywę poparł w roku 1671 sejmik wiszeński - zwrócił się on do

sejmu z prośbą o zatwierdzenie projektowanej przez wojewodę kijows

kiego, Jędrzeja Potockiego, akademii, która miała być powołań;'

w Stanisławowie, stolicy ruskich dóbr Potockich. Z inicjatywy tej nic nn

94

wyszło, czasy były niespokojne, szczególnie w tamtych stronach, ale

*ttm zamiar dobrze świadczył o kulturalnych aspiracjach wojewody

kijowskiego i popierających go uczestników sejmiku.

Konkretniejszej pomocy udzielały sejmiki szkołom średnim - głów-

nie kolegiom jezuickim, które rychło po powołaniu stały się ulubionymi

^/kołami katolickiej szlachty. Jak ulubionymi - świadczą liczne w lau-

'liteh informacje o dotacjach i libertacjach. Główną w oczach ziemian

/•iletą tych uczelni było to, że nauka w nich była bezpłatna. Początkowo

poparciem sejmików cieszyły się szkoły jezuickie, potem do łask trafili

Itłkże księża pijarzy, którzy skutecznie przełamywali jezuicki monopol

mu kształcenie synów szlacheckich.

Zupełnie inaczej układały się stosunki ze szkolnictwem pozos-

-' mcym w rękach innowierców - tak prawosławnych, jak ewangelików.

prezentujące wysoki poziom gimnazja miast pruskich: Gdańska,

i unia, Elbląga, szkoły ewangelickie w Koronie i na Litwie oraz

iwosławne na Ukrainie - nie cieszyły się zainteresowaniem i popar-

m sejmików, zwłaszcza w okresie narastającej w XVII wieku fali

nlrreformacji i łączącej się z nią ksenofobii wyznaniowej i narodowej.

iwcl generał pruski nie zajmował się szczególnie pilnie szkolnictwem

Prusach, wychodząc zapewne z założenia, że jest to sprawa miast,

irc i tak są bogate, nie trzeba więc ich wspomagać w utrzymywaniu

i ół o jednoznacznie mieszczańskim i protestanckim charakterze.

(Jromadzący się na sejmikach ojcowie rodzin przejawiali także żywe

interesowanie sprawą tak zwanej „szkoły rycerskiej". Wiemy, że

¦'.lulat zorganizowania takiej szkoły był stary, powtarza się on

liuidach sejmikowych przez cały XVII wiek, wpisywano go także

pukla konwenta poszczególnych władców -jednak zrealizował go

picro Stanisław August Poniatowski. W rozumieniu sejmikującej

lemnastowiecznej szlachty szkoła rycerska miała przygotowywać

¦tów szlacheckich do zawodu wojskowego, a jednocześnie na wzór

11 od nich uczelni tego typu - kształcić w językach i nadawać dworską

Mile. Powołanie jej w kraju miało ułatwić sytuację tym, którzy

i/yli o takim wykształceniu dla synów, a nie mogli posłać ich do

¦•runicznych uczelni, jak najbliższa Akademia Rycerska w śląskim

¦ i'Hii. czy chętnie odwiedzane przez ziemiańskich synów z Polski

XVIII wieku stołeczne saskie Drezno.

Sejmiki popierały i zabiegały o sejmowe zatwierdzenie różnych

fundacji prywatnych, przychodzących z pomocą ubogiej uczącej się

95

młodzieży. Tylko sejmik w Sądowej Wiszni w sześćdziesiątych latach

XVIII wieku popierał dwie takie fundacje: biskupa hebrońskiego

i sufragana lwowskiego, Samuela Głowińskiego, dla „22 szlachty

uboższej" oraz tegoż filantropa dla „30 młodzi szlacheckiej". Nie-

przypadkowo chyba sejmik tak pilnie popierał inicjatywy dotyczące

wyłącznie ubogich synów szlacheckich.

Poza opieką nad szkolnictwem, i to szlacheckim, trudno znaleźć

w laudach dowody świadczące o kulturalnych zainteresowaniach czy

ambicjach wykraczających poza przypadki jednostkowe, a więc mówić

o jakiejś sejmikowej polityce kulturalnej. Nie można przecież uznać za

świadomą formę mecenatu mnożących się uchwał o dotacjach na

budowę, rozbudowę i remonty kościołów i klasztorów. Był to raczej

wyraz dbałości o stan, odgrywających niebagatelną rolę w życiu

ówczesnego społeczeństwa, instytucji religijnych oraz objaw naras-

tającej - aż po znane z XVIII wieku karykaturalne formy - dewocji

szlacheckiego społeczeństwa prowincji ówczesnej Rzeczypospolitej.

Znajdujemy w laudach nieco rozsianych uchwał popierających

zakładanie drukarń czy troszczących się o rozpowszechnianie książki.

Dobrym tego przykładem jest podjęta przez sejmik średzki w 1712 roku

uchwała:

„Bacząc znaczny upadek p. Kielera mieszczanina i bibliopoli (księgarza) poznańs

kiego przez rozbieranie dworca jego i insze ruiny, pozwalamy mu piwowara jednego

z cechu poznańskiego do lat dwóch"5.

Sejmikujący w Środzie ziemianie wykazali się tu rzadką trosk;|

o interesy księgarza-mieszczanina i przyznali mu, tytułem odszkodowa-

nia za straty poniesione w czasie wojny, podatek płacony przez jednego

z licznych poznańskich piwowarów. W rozumieniu sejmikujących suma

ta miała iść na odbudowę księgarni i pomoc w zaspokojeniu popytu na

książki, gazety i kalendarze, którymi - obok innych artykułów - hand-

lowali ówcześni księgarze, dumnie nazywający się bibliopolami.

Przykład Wielkopolski bardzo dobrze mógłby świadczyć o kultural-

nych potrzebach tamtejszego ziemiaństwa, gdyby nie to, że istnieje

podejrzenie, iż uchwała ta była wynikiem usilnych starań samego

zainteresowanego.

Gorszego wyobrażenia o pojęciach kulturalnych szlachty ruskie i

nabieramy po lekturze laudów wiszeńskich, gdzie w uchwale po

chodzącej z 1645 roku znajdujemy żądanie wprowadzenia i ścisłego

96

przestrzegania cenzury druków. Podobne smutno brzmiące dla dzisiej-

szego ucha uchwały znajdujemy w laudach wiszeńskich ponad 100 lat

później, kiedy to na tle aktualnych wtedy nieporozumień w gminach

Żydowskich, związanych z ruchem tak zwanych frankistów przyj-

mujących chrześcijaństwo, szlachta domagała się zakazu druku, a na-

wet palenia wszystkich książek tłoczonych „hebrajskim albo żydows-

kim stylem". Bezsensownego tego projektu na szczęście nie potwierdziły

konstytucje sejmowe i nie został on wprowadzony w życie.

Reasumując - zainteresowania kulturalne sejmikujących były bar-

tl/o wątłe i tylko troska o oświatę ratowała nieco honor samorządu

R/.lncheckiego. Lepiej przedstawiała się sprawa z instytucjami szeroko

pojętej opieki humanitarnej czy filantropii. Tu znajdujemy liczne

ilowody zainteresowania sejmików pracą na rzecz ubogich: szpitalami,

¦ichroniskami, zwanymi ówcześnie „xenochodiami". Wiązało się to

/ zamierzoną przez lokalny samorząd dbałością o ład i porządek

w ziemiach.

Regulowano więc uchwałami zgromadzeń szlacheckich sprawy tak

lulolne a jednocześnie drobne, jak ilość miejsc w schroniskach dla

ubogich, ale interesowano się też budową mostów, brukowaniem ulic

miejskich, wytyczaniem traktów i dbałością o nie. Zabiegano o regula-

c|c w tak nieszlacheckich wydawałoby się sprawach, jak miary i wagi

uniż. przepisy handlowe na targach miejskich i jarmarkach. Ustalano

wreszcie przepisy porządkowe w miastach, co było już bardzo wyraźną

ingerencją szlacheckiego samorządu w uprawnienia rad miejskich.

Najciekawszą może inicjatywą, podejmowaną przez sejmiki w tym

zakresie, była dbałość o regularny dopływ informacji do ziem i woje-

wództw oddalonych od centrów politycznych. Sejmiki gospodarskie

finansowały, a czasem nawet organizowały systemy pocztowe, których

głównym zadaniem było oczywiście przewożenie korespondencji. Wia-

domo jednak, że poczta ówczesna zajmowała się też przesyłaniem

i rozpowszechnianiem tak zwanych „gazet pisanych", zastępujących

d/isiejsze drukowane dzienniki i tygodniki. Nim w XVIII wieku

drukowane gazety nie przestały być w Rzeczypospolitej rzadkością,

gn/ety pisane przynosiły swym prenumeratorom informację polityczną

I towarzyską z kraju i z zagranicy.

Szczególnie w okresach niepokojów i wojen na czas dostarczona

informacja miewała dużą wartość - stąd sejmikowa dbałość o skuteczne

d/iułanie już istniejących poczt i organizacja doraźnych połączeń

pocztowych, jak to miało miejsce w Małopolsce w drugiej połowie XVII

wieku czy w Wielkopolsce w latach wojny północnej, kiedy to sejmik

średzki udzielał specjalnych dotacji zarządzającym pocztą poznańską:

wdowie Barczewskiej i mieszczaninowi poznańskiemu Winklerowi.

p" Czas podsumować to, mimo wszystko wybiórcze i skrótowe,

1 przedstawienie rzeczywistych problemów i zainteresowań sejmikującej

vw Rzeczypospolitej szlachty. Nasuwa się nieodparty wniosek, że

Zainteresowania te kształtowała przede wszystkim praktyka dnia po-

wszedniego ziemiańskiego partykularza. Najpierw codzienność - spra-

wy gospodarcze, samorządowe, administracyjne, skarbowość, porzą-

dek i bezpieczeństwo publiczne, a dopiero potem była wielka polityka.

Zapewne błędny jest stereotypowy obraz sejmiku, na którym szlachta

sieka się szablami w obronie takich czy innych programów politycznych,

nie mówiąc już o ideowych. Jedyne różnice ideologiczne - to różnice

wyznaniowe, a one właśnie najmniej powodowały napięć i konfliktów na

zjazdach prowincjonalnych. Co do reszty, to od początku XVII po połowę

XVIII wieku konfliktów ideowych trudno się w laudach doszukać.

Różnice polityczne, owszem, wzbudzały emocje i czasem dochodziło do

sejmikowych walk programów i stronnictw, były to jednak najczęściej

rozgrywki taktyczne, w które zaangażowana była w drugiej połowie XVII

wieku naprawdę stosunkowo nieliczna szlachta. Polityka stawała się

powoli w tym stuleciu domeną magnaterii i związanych z nią grup szlachty,

czyli klienteli magnackiej. Żywiołem średniej szlachty pozostał samorząd

lokalny i „polityka powiatowa", a tylko sporadycznie aktywność na tym

polu wiodła do awansu i zaangażowania w „wielką politykę".

Zresztą i okazji do owego politycznego zaangażowania było coraz

mniej. Wraz z upadkiem sejmu podupadło i znaczenie sejmików

poselskich, tak jeszcze ważnych w pierwszej połowie XVII stulecia.

Pozwoliliśmy sobie proces ten przedstawić wycinkowo na przykładzie

województwa sandomierskiego, uważanego za pepinierę szlacheckich

polityków, województwa, w którym tradycje ziemiańskiego zaangażo-

wania w politykę - wyniesione z okresu walki o „egzekucję praw" - było

niewątpliwie najsilniejsze w Koronie.

Otóż z lat 1572-1696 (wiek XVII uległ tu pewnemu przesunięciu

i rozszerzeniu) zachowały się informacje o 223 zgromadzeniach szlache-

ckich województwa sandomierskiego. W latach 1572-1649, a więc

w ciągu 77 lat, odbyto 97 zjazdów sejmikowych, z tego 42 były to

sejmiki poselskie.

98

W latach 1659-1696, w ciągu tylko 46 lat, liczba sejmików san-

domierskich wzrosła do 124, ale sejmików poselskich odbyto w tym

okresie tylko 32. Mniej istotny jest może spadek liczby sejmików

przedsejmowych - odbywały się one przecież zawsze po ogłoszeniu

/wołania sejmu, zjeżdżano na nie nawet za panowania Augusta III,

kiedy to sejm praktycznie nie działał - ile ważny jest wzrost liczby

zgromadzeń innego typu, zwoływanych w sprawach luźno lub w ogóle

mc związanych z ogólnopaństwową polityką. Po prostu coraz rzadziej

przyjeżdżał na sejmiki poseł królewski z instrukcją rzeczywiście ważną

w pojęciu ziemian i coraz rzadziej mieli oni nadzieję, że wyrażone przez

mdi w instrukcji poselskiej postulaty zostaną zrealizowane.

O całkowitym braku prawdziwie politycznych zainteresowań szla-

t lily w późnym okresie rządów sejmikowych świadczy dobitnie fakt, że

/ukazane przez prawo „sejmiki prywatne", zwoływane bez uniwersału

kiólewskiego (a była to na początku XVIII wieku naprawdę częsta

|uiiktyka), nie zajmowały się prawie wcale zagadnieniami stricte

politycznymi. Zupełnie inaczej niż to miało miejsce jeszcze sto lat

wcześniej na nielegalnych zjazdach za czasów Zygmunta III Wazy,

klóre nosiły charakter w oczywisty sposób opozycyjny.

Nielegalne zjazdy z czasów Augusta II Mocnego zwoływane były

pod naciskiem okoliczności i nie zawsze kryły się za tym polityczne

Intrygi antysaskiej opozycji. Najczęściej organizowali je doprowadzeni

ilo desperacji ziemianie, jak to miało miejsce w roku 1708 w województ-

wie wołyńskim. Szlachta zjechała do Łucka na sesję sądów skarbowych

i y września zamieniła ją w sejmik - wystraszona wkroczeniem na

Wołyń oddziałów armii litewskiej pod komendą Hrehorego Ogińs-

kirgo, wycofującego się przed spodziewanym wtargnięciem armii

i/wcdzkiej maszerującej na Rosję. Zgromadzeni na tym sejmiku

ziemianie nie zajęli żadnego stanowiska politycznego, wysłali tylko

prośbę do hetmana wielkiego koronnego, Adama Sieniawskiego, by

•¦ubrał sobie z ich dóbr żołnierzy litewskiego komputu.

W początkach XVIII wieku jedna tylko sprawa angażowała napra-

vde szlachecki ogół - problemy wymiaru sprawiedliwości. Sądy i trybu-

nały Rzeczypospolitej poddawały się powolnej erozji, której ulegał też

łp|m. Poddawały się nieco wolniej i choć walki koterii magnackich

pi/rnosiły się powoli z izby sejmowej na sesje trybunalskie, to jednak

wliahta średnia w dalszym ciągu wiązała z trybunałami nadzieję na

rozwiązanie trapiących ją problemów wymiaru sprawiedliwości.

99

Siad też zdarzały się zjazdy sejmikowe poświęcone specjalnie

wymiarowi sprawiedliwości i jego niedomaganiom. Zachowała się

charakterystyczna informacja w „gazecie pisanej" z Lublina z lipca

1711 roku:

„Województwo lubelskie w tym tygodniu nie sejmik, ale prywatne miało conven-

ticulum (zgromadzenie) na którym mieli uformować protestacyje przeciwko translacyjej

(przeniesieniu) Trybunału Koronnego do Jarosławia..."6.

Tak więc przeniesienie obrad trybunalskich do Jarosławia, wywoła-

ne pojawieniem się w Lublinie oznak epidemii, tak przestraszyło

miejscową szlachtę, że odważyła się zwołać w mieście ogarniętym

zarazą nielegalny sejmik po to, by przeciw tej przeprowadzce protes-

tować. Lublinianie obawiali się zapewne, że Trybunał Koronny, ra/

zagościwszy w Jarosławiu, pozostanie tam na dłużej, a może i na zawsze

- jako że prowizorki i wtedy były w Rzeczypospolitej bardzo trwałe,

łatwo stając się zwyczajem.

Za to sejmiki w sprawach mniej dla ziemian ważnych odbywały sie

w tych właśnie czasach z dużymi oporami i niechętnie były widziane.

Wspominaliśmy już wyżej o sejmiku poselskim, na którym nie możn;i

było znaleźć chętnych na posłów. O podobnym przypadku doniósł

w roku 1713 Tomasz Ignacy Gintowt informujący regularnie kanclerz;!

Karola Stanisława Radziwiłła o lubelskich nowościach. Na sejmiku

lubelskim, odbywającym się zgodnie z prawem za uniwersałem Augusl.i

II we wrześniu 1713 roku, powstała tak skomplikowana sytuacja, że-

marszałek tego zjazdu, pan Pszonka, załamał się i wycofał z obrad

zasłaniając się chorobą - zapewne przypadłością rzędu tzw. dyp-

lomatycznych. Okazało się, że na jego miejsce nie ma chętnych, nikt sia-

nie kwapił, by objąć to prestiżowe stanowisko. Czy był to dowód apatii

i zupełnego politycznego marazmu, czy po prostu bojkot sejmiku ze

strachu np. przed nowymi podatkami - nie da się już pewnie nigdy

ustalić. Fakt pozostaje faktem, że w roku 1713 w Lublinie nie było

chętnych do zajmowania się polityką; oczywiście odstręczały uwarun-

kowania zewnętrzne, ale samo zjawisko uznać trzeba za interesujące,

Podobna w skutkach sprawa miała miejsce w województwie sierad/

kim w latach dwudziestych XVIII wieku. Tam wojewoda Franciszek

Wielopolski doszedł do wniosku, że nie ma po co zwoływać sejmikóu

jesienią 1724 roku. Prywatne animozje pewnych rodzin w wojewód/i

wie dominowały wszelkie obrady i nie zostawiały miejsca na spraw\

100

ll/l«yę, że porożu skarżac się kanclerzowi koronnemu miał na-

W()jewództwa mom'enie CUm Promoribus (z pierwszymi dostojnikami)

<fh właściwą funk? JfrZCZe uratować sytuację i przywrócić sejmikom

lM"i sieradzkieeo ^ razie Jednak odradzał posyłanie do wojewódz-

'erwane7. uniwersałów na sejmiki, które i tak musiały być

'""Heresowań^noTr' ^ CZasÓW' w których sejmiki odchodzące od

Personalnych zaste y°Znych ~ powoli wyradzające się w arenę walk

il() Problemów sam P^ rywaIizacJC polityczną, ograniczające się

'ułatwiać sprawy • ~ staiy sie forum, gdzie próbowano już tylko

dominowane prze "ajP°trzebnieJsze i najważniejsze, a one często były

"""adorów. Tak wf^^^ WOJny wi^szych i mniejszych lokalnych

111 wie w latach c ^"^ Jak tO miało miejsce w Sieradzkiem czy na

''owoli sejmiki ,ta e5ych i P^^siątych XVIIJ wieku-

"M deklaracji o z S1? karykatura samych siebie, mimo głoś-

""*• ich uczestników S°WaniU J°Sem °Jczyzny, prawdziwa aktyw-

..pnnów". Obraz • tO °Sraniczała się do picia i jedzenia na koszt

"""orską i oświer"' Jaskrawymi barwami podkreślony przez refor-

•'""¦wał niestety bez^ ^^W? drugiej połowy XVIII wieku,

'ło omówieniu rod SZy°h retuszów d° naszych czasów,

nia przyszedł cza 3?W' mie-jsc zJazdów oraz procedury sejmiko-

'torzonymi ponoć n ł ^'^ Się ich uczestnikami, owymi ob-

*»rln,ożnymi, a takż fWanackimi animuszami" jaśnie wielmożnymi,

¦'P'i'iiirni braćmi" szlachetnymi i urodzonymi ichmościami

H-nni

•' ¦ A. GicrowsJci c ¦

*'" Mazowsza Wrocfaw f^ralny

Mazowieckiego na tle ustroju sej-

s B. Czart. 5962.

Jarochowski / j

**......""'" Augusta II AtenlLPO/%CZOnyc/t woJewództw kaliskiego i poznańskiego

:KAGeUS3'2-3'1884-

za

AD,AR

s B. Czart. 517.

III. UCZESTNICY SEJMIKÓW

„W kilka niedziel, na parę dni przed nadchodzącym sejmikiem, ojciec mój, ja z nin

wraz ze starszym bratem jechaliśmy w jednym pojeździe do Lublina. Wyjechawszy z;.

Wrotków spostrzegliśmy gęste dymy tułające się ponad rzeką na łąkach. Zbliżywszy siv

i przebywszy most na grobli lubelskiej uderzył nasz wzrok na łąkach po prawej stronic

grobli ku Tatarom niezmierny obóz jak koczowisko hordy Tatarów, którym siv

zbłękitniała cała ogromna przestrzeń. Ujrzeliśmy białe namioty - szatry na kijach

płachtami okryte, budy z gałęzi, przed nimi gorejące płomieniem ogniska, przy których

zarzynano i pieczono na rożnach całe ćwierci wołów. A w środku to przy stołach, to przy

zydlach, to na ziemi w kuczkach siedzące tłumy pożerające strawę. Inni przy beczkach

piwa i miodu, przy kufach gorzałki, z wrzaskiem i hałasem, szklankami, garnkami,

dzbankami raczący się trunkiem i wykrzykujący wiwaty. Były i koła próbujące pałaszów

i ścinające się w nie. Tabor kilkuset koni pasł i wałęsał między tą zgrają, a rozstawione

powózki podlaskie w liczbie kilkuset, jednokonne, hołoblami do góry otaczały po bokach

i formowały tabor. (...) Ledwieśmy wjechali na przedmieście ku dominikanom, spotkaliś-

my taczające się po drodze tłumy szlachty w kapotach, opończach przy szablach; ledwie

z trudnością dostać się mogliśmy przed kamienicę"1.

Tak wspominał przygotowania do sejmiku lubelskiego i jego

uczestników Kajetan Koźmian w rozdziale VI pierwszego tomu swych

Pamiętników. Opis ten, odnoszący się do sejmiku przed sejmem 178K

roku i przygotowań stronnictwa Czartoryskich, którzy sprowadzili dc

Lublina gromady szlachty zaściankowej z okolic Łukowa, jest jedn;i

z najbardziej znanych relacji o życiu sejmikowym w Rzeczypospolitej

Przytoczyliśmy ten długi a znany fragment na początku rozdziału

poświęconego uczestnikom sejmików dlatego, że na podstawie (q

i podobnych wypowiedzi kształtuje się niestety od lat wiedza i opinii

o uczestnikach zjazdów szlacheckich, obraz - powiedzmy to od ra/u

- karykaturalny.

Jak wiele innych elementów życia codziennego i kultury staropol;.

kiej, tak i sejmiki postrzegamy zwykle poprzez relacje oświeconych

moralistów i dziewiętnastowiecznych pamiętnikarzy, a czasem z cal,i

powagą traktujemy przekazy cudzoziemskich podróżników, którzy p<

102

10. Jan Piotr Norblin, Zebranie sejmikowe.

Ołówek, sepia, 1794 r.

t ml kim pobycie w Rzeczypospolitej publikowali opisy pełne pomyłek

¦ il/iwactw.

Czytamy więc o „koczowisku hordy Tatarów" i „taczających się po

bigach tłumach szlachty", oglądamy znakomite, lecz z zacięciem

i uykaturzysty robione rysunki Norblina i łatwo zapominamy, że

iMHiny tu do czynienia z obrazem tak samo tendencyjnym, jak siedem-

hhnI o wieczne apologie złotej wolności i rządów sejmikowych.

W opisie moralizującego Koźmiana sejmik staje się na wpół

wnicsznym a na wpół strasznym reliktem zamierzchłych i nieco bar-

łmi/yńskich obyczajów przodków. Otóż na pewno nie wszystkie sejmiki

mlbywały się tak, jak to zapamiętał pamiętnikarz z czasów wczesnej

młodości, a już zdecydowanie nie wszystkie były zdominowane przez

llumy niepiśmiennych „panów braci" z zaścianków, zwiezionych za

103

pieniądze magnata i służących mu gardłem, a czasem i szablą, jak to

miało miejsce w Lublinie w 1788 roku.

Rozważania o uczestnikach rozpocznijmy od spraw formalnych,

choć zasadniczo omówione zostały one w części pierwszej. Ważni)

barierą mogącą uniemożliwić udział w sejmiku był brak terrigenatu,

czyli osiadłości w ziemi, w której zwołano właśnie zjazd. „Terrigeni"

to ci, którzy w województwie czy powiecie posiadali mały choćby

kawałek ziemi, współobywatele, ziemianie. Jak wykazują liczne przy-

kłady, znane z relacji i laudów sejmikowych, terrigenat obejmował

nie tylko właścicieli, ale również zastawników i dzierżawców, a nawel

tych posiadaczy, których vox populi uznawał za swoich. Ten ostatni

wypadek miał miejsce wtedy, gdy komuś zaprzeczano prawa ter-

rigenatu - tak jak przy dowodzeniu szlachectwa - wystarczyło

wtedy świadectwo paru osób, aby uznać pomówionego pełnoprawnym

współziemianinem. Procedura ta otwierała szeroko możliwości ucze-

stnictwa w sejmiku ludziom pochodzącym z różnych stron kraju

Do końca istnienia szlacheckiej Rzeczypospolitej nie stosowano w ża-

dnej formie rejestrów szlachty - projekty i postanowienia z czasów

Sejmu Czteroletniego w praktyce nie zdążyły wejść w życie - nit-

prowadzono „ewidencji ruchu ludności szlacheckiej". Wszystko oparte

było na znajomości, pokrewieństwie, sąsiedztwie - kryteria to bardzo

płynne i pozwalające na duże, choć nie takie, jak gotowiśmy sobie

dziś wyobrażać, dowolności.

Przyjąć jednak trzeba za pewnik, że czynne i decydujące ucze-

stnictwo w sejmiku ograniczało się do wspólnoty „rodowych" sąsiadów

z danej ziemi. Inaczej traktowano biernych, stojących poza urzę-

dniczym kołem, ubogich i mało znanych „panów braci". Tych

zwykle nikt nie pytał, ale i nie kwestionował ich terrigenatu. Gdyb\

sprawdzić prawa szlacheckie w tym tłumie tłoczącym się w kościele,

to mogłoby się okazać, że wielu wśród owej „milczącej większości"

sług i pańskich klientów jest „mieszczańskich i chłopskich synków"

Tak jak plebejusze „szrubowali się" do stanu szlacheckiego, tak

gołota, a nawet podejrzana szlachta, wciskała się na obrady sejmików

bo było to jedno z nielicznych miejsc, gdzie łatwo i tanio mogłu

potwierdzić swą stanową wyższość. Nim jednak omówimy rolę „szła

checkiego proletariatu" na sejmikach, nieco uwagi należy poświęcił

szczytom hierarchii społecznej - „radom, dygnitarzom i urzędnikom"

- jak elitę zjazdów określały lauda.

104

Istniała pewna kategoria ziemian, co do której nie było wątpliwości

In potwierdzały to konstytucje sejmowe), _ŻL__ma ona obowiązek

uczestniczyć w sejmikach - byli to lokalni świeccy i duchowni senatoro-

wie. Oczywiście nie wszyscy członkowie senatu mający osiadłość np.

w województwie poznańskim, lecz tylko biskup, wojewoda i kasztelan

poznańscy oraz wszyscy kasztelanowie tego województwa.

Jak wyglądała frekwencja senatorów, na początek - duchownych?

ltcv przeprowadzenia żmudnych badań specjalistycznych trudno udzie-

lić całkowicie pewnej odpowiedzi. Utarta w literaturze historycznej

inia, jak i wyrywkowe dane źródłowe skłaniają do twierdzenia, że

t,v.a biskupi nadmiernie się w życie sejmikowe nie angażowali;'

wrzało im się bywać na bardzo ważnych zjazdach w bezkrólewiu

• w czasie zaburzeń wewnętrznych, a także wtedy, gdy przychodziło

Itronić praw i interesów Kościoła. Zarówno obrona materialnych

interesów kleru, jak i obowiązek przeciwstawiania się zwolennikom

irlormacji zmuszał biskupów (głównie zresztą w XVI wieku) do

uczestniczenia w obradach, w których powaga ich i autorytet łatwo

mogły być narażone na szwank.

W cytowanym już wyżej liście Andrzej Opaliński pozostawił nam

i"11111/. senatora duchownego w sejmikowych opałach:

„Ho jegomość ksiądz biskup in publico artes et conspirationes (publicznie sztuki

> «|t(/ysieżenia) ich odkrywał, finem ąuam spectabant (cel przez nich zamierzony)

-liti/ywał, i summa cum laude (z najwyższą chwalą) TważdA ich artykuły i racje

"lundował"2.

luk to dzielnie na sejmiku średzkim stawiał czoła ewangelickim

¦|to/.ycjonistom - domagającym się w 1600 roku przepisów wykonaw-

i-#ych do sławnej, ale powoli stającej się martwą literą konfederacji

*«rN/,awskiej - biskup poznański, Jan Tarnowski.

Zdarzało się też biskupom osobiście apelować do szlachty w obronie

•iilrrcsów Rzeczypospolitej, tak jak czynił to na sejinikach proszowic-

'i w 1652 roku biskup krakowski, Piotr Gembicki. Ale bywały też

miale sejmikowe z udziałem biskupów, jak opisany powyżej, które-

iiiechlubnym bohaterem był kolega Jana Tarnowskiego - biskup

iMoiki, Wojciech Baranowski.

W miarę postępów kontrreformacji w drugiej połowie XVII stulecia

• diibilizacji majątkowej Kościoła, wizyty biskupów na zjazdach

¦rheckich ograniczały się do specjalnych okazji - wiązały się z po-

/.nym zaangażowaniem hierarchów. Dobrym przykładem takich

105

działań na poziomie lokalnym, ale i ogólnokrajowym, była aktywność

krewkiego eks-żołnierza i partyzanta, Krzysztofa Żegockiego, biskupa

chełmskiego, który wraz ze swym poznańskim kolegą, biskupem

Hieronimem Wierzbowskim, był podporą szlacheckiego ruchu w obro-

nie Michała Korybuta Wiśniowieckiego - konfederacji gołąbskiej

Były to jednak wyjątki w ówczesnych czasach - biskupi angażowali

się raczej w „wielką politykę", sejmiki i sprawy samorządu pozostawiali

innym.

Nieco inaczej rzecz się miała z senatorami świeckimi, tak większymi

i mniejszymi, tzw. „drążkowymi", jak też z koronnymi i litewskimi

dygnitarzami, którzy, co prawda, do senatu nie wchodzili, ale często

traktowani byli na równi z pośledniejszymi senatorami. Ci bywali n;i

sejmikach i to chyba częściej, niż sądzić można po narzekaniach na ich

absencję w laudach sejmikowych, które zresztą przepełnione są licznymi

skargami „na wyrost".

Dopiero niedawno, nieżyjący już znakomity znawca przedmiotu

Józef Leszczyński zwrócił uwagę, że w sprawie aktywności senatorów

świeckich istniały duże rozbieżności pomiędzy poszczególnymi sej

mikami. Absencja senatorów była duża tam, gdzie ich wpływy byl\

decydujące, a magnaterii w pełni udało się opanować samorząd

i kierować nim z pomocą oddanej klienteli. Tam gdzie panowie nic

potrafili tego dokazać, np. na sejmikach średzkich czy opatowskicli

udział ich w obradach bywał częsty i aktywny.

Przykładem takiego magnata-senatora regularnie bywającego n.i

zjazdach średzkich był Krzysztof Opaliński, wojewoda poznański

który deklarował w listach do brata, że woli jeździć na sejmiki niż n.i

sejm. Na sejmikach bowiem - jego zdaniem - decydowały się spraw\

które na sejmie były już tylko potwierdzane. Na sejmiku być trzeba, b>

„już ten przegra, co nie stanie" - pisał w 1644 roku do brata Łukasza

Na sejmikach opatowskich często bywali i odgrywali znaczną roli

senatorowie mniejszej rangi - kasztelanowie „drążkowi" tego wojewo

dztwa. Pojawiali się też i bywali marszałkami i posłami przedstawiciele

magnackich rodów Oleśnickich, Ossolińskich czy Firlejów. Nie było

tam rzadkością spotkanie kilku senatorów świeckich. Podobnie bywało

na Litwie, gdzie ważniejsze sejmiki - wileński czy oszmiański - leł

często gościły przedstawicieli senatu.

Nawet w okresie uznanym za klasyczny dla magnackiej dominacji,

w pierwszej połowie XVIII wieku, znajdujemy informacje o sejmikach

106

licznie nawiedzanych przez senatorów. W Środzie 13 września 1701

roku byli obecni i głos zabierali: wojewoda poznański Stanisław

Leszczyński (od 1704 król Stanisław I), wojewoda łęczycki i starosta

Hcneralny wielkopolski, Rafał Leszczyński, kasztelan kaliski Maciej

Rudomicki, kasztelan gnieźnieński Hieronim Adam Poniński, kasz-

Iclan nakielski Adam Gruszczyński. Jeszcze większy zjazd „jaśnie

wielmożnych" miał miejsce 4 kwietnia 1713 roku w Opatowie, gdzie

/juwili się: wojewoda sandomierski Stanisław Morsztyn, kasztelan

kijowski Feliks Czermiński, kasztelan wiślicki Franciszek Aleksander

S/,cmbek, kasztelan zawichojski Karwicki, kasztelan żarnowski Miko-

łaj Ścibor Marchocki, kasztelan połaniecki Jerzy Ossoliński. A trzeba

dodać, że poza senatorami obecni byli także dygnitarze i to tak

/nuczący, jak Stanisław Denhoff, miecznik koronny i marszałek kon-

federacji sandomierskiej, oraz autor relacji, którą tu wykorzystujemy,

Jakub Dunin, regent koronny.

Wreszcie trzeci i ostatni przykład, tym razem z województwa

niskiego, gdzie na sejmik wiszeński 12 listopada 1696 roku przybyli

następujący senatorowie i dygnitarze koronni: wojewoda podolski

1'innciszek Dzieduszycki, wojewoda bełski Adam Mikołaj Sieniawski,

podskarbi wielki koronny Hieronim Augustyn Lubomirski, kasztelan

lwowski Bogusław Fredro, cześnik koronny Jan Sobieski, chorąży

nadworny koronny Jan Stadnicki. Obok wymienionych tłoczyło się

w kole sejmikowym mnóstwo starostów i dygnitarzy ziemskich.

lak bywało na sejmikach ważnych, w czasach politycznego napię-

• Ih, wtedy gdy magnateria osobiście kaptowała sobie stronników przed

Mi/ującym się ważnym sejmem czy nawet elekcją, jak to było w 1696

i u. Na zjazdach mniej ważnych, zajmujących się sprawami samo-

ilowymi, bywało pusto i na pierwszych miejscach zasiadali wcale nie

miazynowi" ziemianie. Bywały nawet kłopoty ze znalezieniem

i»owiedniego godnością kandydata na dyrektora sejmiku. Oddajmy

. ii u torowi relacji z takich właśnie zapomnianych przez senatorów

¦ i\'Hiiitarzy obrad.

.1 )nia 2 miesiącafebruarii (lutego) byłem na sejmiku w dzień gromnic w Wiłkomierzu

i Nit którym, że się przebrało urzędników ziemskich i mnie upraszali na dyrektora. Nie

•uległszy się, wymówiłem się, czegom potem żałował"4.

lak wspominał z melancholią w swym Pamiętniku Jan Władysław

| jlHa/obut-Odlanicki zaprzepaszczoną okazję z 1674 roku. W 36 lat

107

później Jakub Hulanicki donosił z Ołyki Karolowi Stanisławowi

Radziwiłłowi o podobnej sytuacji na sejmiku województwa wołyńs-

kiego w Łucku 9 grudnia 1710 roku.

„Na sejmik die (dnia) 9 w Łucku przypadłym, gdy żaden z ichmościów urzędników

starszych nie przybył, ledwie szlachta uprosili jego mości pana Pepłowskiego podstaroś-

ciego grodzkiego łuckiego za dyrektora"5.

Na obradach tych „absencją świecili" nie tylko senatorowie, ale

i urzędnicy wyżsi powiatowi, więc marszałkostwo proponowano nasze-

mu pamiętnikarzowi, który do karmazynowej szlachty się nie zaliczał,

a w Łucku dano je nie urzędnikowi wysokiej rangi, tylko podstaroś-

ciemu grodzkiemu, a więc zastępcy starosty łuckiego.

Ukazujemy tu celowo sytuacje ekstremalne: sejmiki zdominowane

przez senatorów i zjazdy, na których z trudem znajdowano utytułowa-

nego ziemianina na funkcję marszałka. Pomiędzy tymi skrajnościami

mieściła się zapewne większość zgromadzeń, gdzie rej wodziła średnia

szlachta, reprezentowana przez dygnitarzy i urzędników ziemskich.

W tym samym 1674 roku, kiedy w Wiłkomierzu marszałkiem omal

nie został Poczobut-Odlanicki, w Warszawie na powtórnym (po

pierwszym zerwanym) sejmiku pokonwokacyjnym w kościele poci

wezwaniem Św. Marcina zjawił się komplet urzędników grodzkich

i ziemskich warszawskich - spośród nich wybrano reprezentację posels

ką tej ziemi na zbliżający się sejm elekcyjny.

Poza tymi, którzy na sejmikach mogli bywać i bywali, istniały

w Rzeczypospolitej duże i znaczące grupy społeczne w sejmikach formalnie

nie uczestniczące, ale pośrednio w życiu sejmikowym biorące udział. Byli

też i tacy, którzy ze swych uprawnień sejmikowych prawie zupełnie nie

korzystali, choć je mieli, i na życie samorządów wywierali duży wpływ

Ci ostatni to magnateria polska, litewska i ruska. Byli to ludzie

majątkami, ambicjami, a czasem i horyzontami wyrastający ponad

sejmikowy partykularz. Ta ogromnie interesująca warstwa społeczna

nigdy sejmików nie lekceważyła, ale też nie poświęcała im zbyt wiele

osobistego czasu. Prowadząc politykę często na skalę ogólnopolska,

a czasem i międzynarodową, nie mieli wielcy tamtego świata czasu n;i

zbyt częste pojawianie się na zjazdach. Mając zwykle dobra rozrzuconr

na dużych przestrzeniach Rzeczypospolitej magnaci uprawnieni byli dn

czynnego głosu na wielu sejmikach, ale z prawa tego korzystali rzadko

posługując się w sejmikowych kampaniach licznymi klientami, dworza

108

11. Jan Piotr Norblin, Magnat i jego klienci.

Sepia, 1802 r.

i i sługami szlacheckiego zwykle, a czasem i karmazynowego

piichodzenia. I tylko wtedy, gdy na największych panów i dostojników

H/cezypospolitej przychodziły „ostatnie termina", zjawiali się na sej-

mikach, by szukać tam szlacheckiej pomocy w walce z zagrożeniem,

ii IiSrym zwykle bywał dwór królewski.

W len właśnie sposób odwoływał się do „braci szlachty" książę

Krzysztof Radziwiłł, hetman polny litewski, pan na Birżach i Dubin-

109

kach, gdy pod koniec lat dwudziestych XVII wieku popadł w niełaskę

na dworze Zygmunta III Wazy. I tak samo udał się do łaski ziemian

Jerzy Sebastian Lubomirski, marszałek wielki koronny, gdy król Jan

Kazimierz Waza na sejmiku proszowickim kazał ogłosić pozew przeciw

niemu, oskarżając go o zdradę stanu i obrazę majestatu monarszego.

/^^Zwykle stosunki magnat - samorząd były dużo chłodniejsze i odleg-

lejsze. Na zjazdach bywali magnaccy klienci i dworzanie; czytano

przywożone przez nich listy od ich pryncypałów. Czasem nawel

okazywało się, że większość zgromadzonych to ludzie tak czy inaczej

związani z miejscowym potentatem, choćby byli to tacy panowie

szlachta, jak opisywani przez Koźmiana w cytowanym na początku

tego rozdziału fragmencie Pamiętnika. Bywało wreszcie, że „panowie"

podporządkowywali sobie sejmikujących siłą, z użyciem wojsk nadwor-

nych lub specjalnie do tego celu zaciągniętych oddziałów. Wszystkie te

techniki sejmikowego politykowania postaramy się omówić w następ-

nych rozdziałach. Tu, zajmując się uczestnikami zjazdów, przypomina-

my tylko, że to uczestnictwo nie musiało być dosłowne i osobiste.

-' Poza magnaterią o wielkich nazwiskach i jeszcze większych mająt-

kach, która swą rolę na sejmikach odgrywała per procura, zakulisowymi

wpływami cieszyły się też inne grupy. Myślimy tu o wojskowych ora/

0 duchowieństwie Kościoła Rzymskokatolickiego, a także o różnowier

cach, mieszczanach i Żydach.

Wojskowi i duchowieństwo - dwie specyficzne i właściwie do dziś

mało znane grupy staropolskiego społeczeństwa - oficjalnie w sej-

mikach nie uczestniczyli. Przede wszystkim dlatego, że samorząd byl

instytucją stanową, szlachecką, a przynależność do obu tych grup nii

była ograniczona do szlachty, choć zarówno wyższe stanowiska ducho

wne, jak i wojskowe były zastrzeżone dla herbowych. Było to jednak

ograniczenie formalne - wspominaliśmy wyżej o udziale biskupów jaku

senatorów, nikt też nie bronił uczestniczyć w obradach ziemia

nom-oficerom. Tak biskupi, jak sejmikujący towarzysze husarsc\

1 pancerni bez wątpienia w trakcie obrad reprezentowali interesy swoich

konfratrów i towarzyszy broni.

Zresztą wojsko miało - poza nieoficjalnym reprezentowaniem go ru

sejmikach przez oficerów -jeszcze jeden, wspomniany już wyżej, sposól'

docierania do sejmików. Pojawiały się na nich i były oficjalnie przyj

mowane poselstwa „od wojska". Sejmik lubelski rozpoczęty 6 maj.i

1704 roku w drugim dniu obrad udzielił żołnierzom audiencji:

110

„wiedząc za tym o posłach wojska skonfederowanego, posłano zapraszając ichmościów

ild congressum"6.

Lauda i relacje sejmikowe roją się od tego typu informacji i uznać

trzeba, że choć wojsko nie brało oficjalnie udziału w sejmikach, to

0 sprawy swoje mogło dbać bez przeszkód, tak jak duchowni, którzy

choć poselstw nie wysyłali, to innymi metodami zapewniali sobie wpływ

na sejmikujących ziemian.

Do jakiego znaczenia doszli wojskowi w XVIII wieku świadczy

nieoceniony znawca „biegów i praktyk sejmikowych", Marcin Matu-

¦./ewicz. Oddajmy głos pamiętnikarzowi:

„Jechał zaś brat mój pułkownik pod Grodno na popis wojska litewskiego (w 1764

mku - WK), gdyż tymże sposobem jak na sejmiki przed sejmem convocationis

(konwokacyjnym) ordynanse wszystkim wojskowym dane były, aby oficerowie i towarzy-

ilwo przy chorągwiach znajdowali się. I którym wojskowym książęta Czartoryscy nie

ililliili, tych przy chorągwiach zatrzymywali, którym zaś dufali, tym egzempta (zwol-

nienia) hetman wielki litewski podawał, że byli na sejmikach. Tak podobnie i podczas

wirników przedelekcyjnych wojskowymi dysponowali, naznaczywszy podczas samych

wirników popisy"7.

Jeśli skłonny do przesady i niechętny Czartoryskim pamiętnikarz

nic wyolbrzymił tego problemu, to mamy tu dowód znaczącej roli

.rycerstwa" na sejmikach - skoro politycy uciekali się do takich

podstępów dla wyeliminowania opozycjonistów spośród „oficerów

1 towarzystwa" komputowego.

Inną ciekawą grupą o swoistym charakterze i znaczącej roli w sa-

morządzie byli polscy ewangelicy, tworzący w wieku XVII wyraźne

„lobby" sejmikowe. O ile w wieku XVI protestanci polscy stanowili

po prostu część szlacheckiej wspólnoty „panów braci", często grupę

»litarną i wyrażającą postulaty ideologiczne całego stanu, to w wieku

XVII - szczególnie po wojnach szwedzkich, w dobie narastającej

knenofobii tak narodowej, jak przede wszystkim religijnej - byli

powoli spychani na margines stanu szlacheckiego. Postrzegani jako

linio obce i sami się po trosze separujący, nie stracili przecież ewan-

(eliey-szłachta prawa do udziału w zgromadzeniach sejmikowych.

Nic stracili prawa uczestnictwa, lecz utracili przodujące stanowisko.

Nic byli już ani koryfeuszami ruchu średnioszlacheckiego, ani nawet

Hrupą znaczącą w samorządzie. Przykłady takich wybitnych przy-

wódców średniej szlachty, jak Stanisław Dunin Karwicki, pisarz

polityczny i podkomorzy sandomierski, należały na początku XVIII

111

wieku do wyjątków. A jednak protestanci potrafili, na niektórych

przynajmniej sejmikach, utrzymać swą pozycję, co było zaskakujące

w dobie jawnej nietolerancji i upadku kultury politycznej.

W czasie gdy na sejmikach mazowieckich do stałego repertuaru

należały napastliwe filipiki antyróżnowiercze katolickich zelantów,

w rodzaju sławnego w drugiej połowie XVII wieku podkomorzego

różańskiego Petrykowskiego, gdy ostatni poseł-dysydent wyrzucony

został z izby sejmowej w 1718 roku - na sejmikach litewskich,

w Środzie, a czasem nawet na niektórych małopolskich, dysydenci

okazywali się siłą, z którą należało się liczyć.

Działający tam przedstawiciele ewangelickiej, reformowanej czy

luterańskiej szlachty reprezentowali w XVIII wieku interesy tak swoje,

jak swych mieszczańskich współwyznawców. Narastająca ze strony

katolickiego duchowieństwa presja powodowała zbliżenie interesów

ziemiańskich z mieszczańskimi. Nie bez znaczenia był też fakt, że nie

dopuszczani do samorządu ziemskiego mieszczanie dysponowali znacz-

ną często gotówką. Takie szlacheckie rody ewangelickie, jak Goltzowie

i Unrugowie na Pomorzu i w Wielkopolsce, Chrząstowscy, Karwiccy,

Stanowię, Suchodolscy czy Rożyccy w Małopolsce, czasem odgrywali

ze swymi klientami rolę języczka u wagi w sejmikowych przetargach.

Pozwalało im to nawet w początkach XVIII wieku bronić interesów

zagrożonych współwyznawców.

Przykładem takiego znaczenia dysydentów na jednym z najważniej-

szych sejmików jest uchwała podjęta w Środzie 19 sierpnia 1720 roku

pod laską Franciszka Ponińskiego, starosty kopanickiego.

„Obligujemy ichmościów panów posłów naszych, aby się o to serio starali i tu

utrzymywali, żeby bracia nasi ichmość panowie dysydenci in religione christiana (w wierze

chrześciańskiej) przy dawnych prawach byli inviolabiliter konserwowani (niewzruszenie

zachowywani)"8.

Zostało to napisane - przypominamy - w dwa lata po usunięciu

z sejmu ostatniego w tej dobie posła-ewangelika: miecznika wieluńs-

kiego i starosty buczniowskiego, Andrzeja Kromno Piotrowskiego. Nic

bez znaczenia jest tu też osoba marszałka - Franciszek Poniński znany

był ze swego pragmatycznego i tolerancyjnego stosunku do różnowier-

ców - osadzał w swych dobrach kolonistów niemieckich-luteran,

z czego spodziewał się ciągnąć spore zyski materialne.

O solidarności i skuteczności działania ewangelików w Wielkim

Księstwie Litewskim, gdzie znajdowali oni oparcie w bogatych fundac-

112

juch magnackich z XVI wieku, świadczy zachowany do dziś, choć

niestety nie wydany drukiem fragment diariusza jednego z ich świeckich

przywódców - Stanisława Niezabitowskiego.

Mieszczanie - choć symboliczne ich reprezentacje uczestniczyły

w obradach sejmików, np. proszowickiego czy wiszeńskiego - musieli,

podobnie jak ewangelicy, korzystać z pośrednictwa szlachty, która

niebezinteresownie podejmowała się popierania interesów „łyków" na

Hcjmikach. Drukowane i nie drukowane akta sejmikowe zawierają

często postulaty, które wyrażały dążenia i interesy mieszczan. Wpisy-

wano posłom do instrukcji punkty dotyczące ceł i stanu dróg oraz

Iwzpieczeństwa na nich, zdarzały się postulaty dotyczące miejskich

przywilejów, a nawet popierano mieszczańskie wnioski o ulgi lub

uwolnienia podatkowe. Mimo zasadniczej sprzeczności interesów mię-

dzy zawodowo trudniącą się kupiectwem elitą majątkową miast a dora-

biającą się na podobnym handlu szlachtą, w praktyce jednak miało

miejsce współistnienie, a nawet współdziałanie. Często wspólnota

partykularnych interesów danego terytorium górowała nad stanowymi

ttntagonizmami. Sejmiki ujmowały się za „swoimi" miastami i popierały

Ich wnioski, dysponujący zaś gotówką mieszczanie znajdowali od-

powiednie formy, by wyrazić swą wdzięczność wiecznie poszukującym

„gotowego grosza" ziemianom.

Inna była sytuacja w Prusach Królewskich, gdzie, jak już wspomi-

naliśmy, przedstawiciele dużych miast, a do połowy XVII wieku

I małych, mieli obowiązek uczestniczyć w sejmiku generalnym. Zresztą

rola i znaczenie mieszczan Gdańska, Torunia czy Elbląga były tak

znaczne, iż nie potrzebowali oni pośrednictwa sejmików, by dotrzeć do

»cjmu czy dworu królewskiego.

Ostatnią grupą mającą na sejmikach pewne, w tym wypadku

wyłącznie zakulisowe wpływy, byli Żydzi. Nim jednak przejdziemy do

umówienia ich działań na szlacheckich sejmikach, godzi się przypom-

nieć, że w Rzeczypospolitej Żydzi mieli własne sejmiki. Były to organa

mimorządu stojące pomiędzy gminami a zjazdem generalnym, tzw.

wjmem krajowym waadarba aracot. To pośrednie ogniwo żydowskiego

wimorządu ma w pewnym sensie wspólną z sejmikami szlacheckimi

genezę - powstało około 1519 roku dla właściwego rozdziału podatków

pobieranych od Żydów. Oczywiście „sejmiki" te zasadniczo różniły się

od szlacheckich - nie było tu mowy o powszechnym prawie uczestnict-

wa. I tak na przykład żydowski sejmik prowincji wielkopolskiej liczył

113 ,

od 6 do 11 uczestników, na jego czele stał marszałek; sejmik wybierał

urzędników: wiernika, pisarza, szacownika, szkolnika, czyli szamesa,

i woźnego krajowego.

Do kompetencji tego ciała należało, poza rozdziałem obciążeń

podatkowych, dbanie o przywileje żydowskie, odpieranie ataków ze

strony chrześcijan, kontakty z sejmikami innych prowincji, wybór

delegatów na waad arba aracot. Sejmik nadzorował też żydowskie

sądownictwo, handel, administrację poszczególnych gmin, tzw. kaha-

łów, szkolnictwo, dobroczynność publiczną, a nawet obyczajność życia

prywatnego.

Posiadanie własnego samorządu było dla społeczności żydowskiej

w Rzeczypospolitej bardzo ważne. Jednak co najmniej równie istotne

było wpływanie na uchwały samorządu szlacheckiego, a nawet sejmu.

Sejmik żydowski i sejm krajowy dzieliły podatki, sejm Rzeczypospolitej

i sejmiki ziemskie decydowały o tym, jak wysoki będzie ten podatek.

Publicystyka polityczna, szczególnie osiemnastowieczna, przynosi

trochę informacji o tym, iż wpływ Żydów na uchwały sejmu i sejmików P

nie był tajemnicą. Wszystko tu jednak obraca się w sferze plotki

i pomówienia o korupcję, dopiero sięgnięcie do źródeł żydowskich

przyniosło nieco konkretnego materiału 9. Przede wszystkim dowiadu

jemy się z ksiąg kahałów, że próby wpływania na uchwały sejmików

miały miejsce już na początku XVII wieku, a można się domyślać, /i

zdarzały się wcześniej. Z biegiem lat w samorządzie żydowskim

wyłoniła się specjalna funkcja, obieralny urząd tzw. „sztadlana" - by);i

to osoba ciesząca się autorytetem w środowisku i mająca wpływy wśród

szlachty. Do jej obowiązków należało pośredniczenie między organami

władzy państwa szlacheckiego a społeczeństwem żydowskim. Istniah

dwie kategorie sztadlanów: niżsi obsługiwali sejmiki, wyżsi reprezen-

towali interesy Żydów w czasie sejmów. Znamy np. imiona trzech

sztadlanów sejmowych obranych w 1628 roku w Prużanie na zjeździe

gmin żydowskich Wielkiego Księstwa Litewskiego - byli to Szajn

z Wilna, Bejrach z Brześcia Litewskiego oraz Mordoch z Łomży.

Sztadlanów niższych było oczywiście więcej - musieli oni obsłużyć

większość sejmików i byli obierani przez lokalne gminy żydowskie. Ich

zabiegi dotyczyły przede wszystkim sejmików przedsejmowych, n;i

których miano pisać instrukcje na sejm, oraz gospodarskich, gdzie

ustalano wymiar podatków. W protokołach zjazdów przedstawicieli

gmin litewskich zachował się obraz aktywności tych żydowskich

114

„ipecjalistów od sejmików", pozwalają one wglądnąć dość dokładnie

w ich działalność. Już w 1623 roku znajdujemy uchwałę kanałów

pińskiego i brzeskiego, której treścią jest postanowienie, iż przełożeni

¦min mają dbać, by na sejmikach nie uchwalono niczego złego dla

Żydów. Dotyczyło to gmin mających siedziby w miejscach sejmikowa-

niu. Gmina nie dbająca o sejmiki i nie wyznaczająca sztadlana miała

/u płacić 100 czerwonych złotych grzywny.

Uchwała z 1628 roku nieco otwarciej stawiała sprawę:

„Na trzy albo cztery tygodnie przed sejmikiem powinni przełożeni krajowi w każdej

wielkiej rezydencji rozsyłać pisemne wezwania do przebywających w pobliżu zbierania się

ir|miku mężów, by czuwali ażeby broń Boże nie postanowiono czegoś nowego i by

#«nulzili, czemu się jeszcze da zaradzić. Posłom zaś do sejmu, którzy zostaną wybrani

iiHlc/y złożyć podarunki i prosić ich, aby nam byli na sejmie przychylni (...)".

„Złożyć podarunki" i „prosić o przychylność" - można to interp-

retować dowolnie, ale źródła pozostałe po kahałach uzasadniają

podejrzenie, że mamy tu do czynienia ze śladami stałego przekupywania

ł/lacheckich „decydentów". Nie zawsze zresztą były to zabiegi skutecz-

ne, w tymże 1628 roku, mimo starań i korupcji, sejm uchwalił wysokie

„pogłówne żydowskie". Wiele było wokół tego procederu rozgłosu, na

i'o nakładał się żywy w niektórych warstwach społeczeństwa Rzeczypo-

ipolitej antyjudaizm, poprzednik nowoczesnego antysemityzmu. Chęt-

nie w XVIII wieku oskarżano Żydów o dawanie łapówek, ale łatwo

/upominano o winie tych, którzy je brali. A wiadomo, że karać należy

raczej biorącego, bo często wymusza on datek... Na ile staropolscy

„działacze" domagali się opłat od Żydów, a na ile oni sami nastręczali

«ic /. gotówką - nie wiemy. Znamy za to wysokość datków, zachowały

tlę odpowiednie zapisy w pinkasach, czyli w księgach gmin żydowskich.

Nie zawsze były to sumy duże, np. w 1627 roku starszyzna gminy

poznańskiej oświadczyła, że wydała na dwa ostatnio odbyte sejmiki

iredzkie sumę 130 złotych. Nie jest to suma wielka, choć niebagatelna;

gurniec drogiego wina w Polsce kosztował wtedy około złotówki, więc

m pieniądze wyłożone przez kahał poznański można sobie było nieźle

„zaprószyć głowę". Z dalszych zapisek kahalnych wynika, że apetyty

icjmikujących rosły, choć warto pamiętać, iż inflacja nie jest wynalaz-

kiem XX wieku i mocno dawała się już we znaki w tamtych czasach.

len sam kahał poznański wydał w roku 1646 już 1500 złotych;

pieniądze przeznaczono dla osób liczących się na sejmiku średzkim oraz

11 Iii posłów sejmowych.

115

Prawdziwie wielkie pieniądze wchodziły w grę dopiero wtedy, gdy

szło o przeciwstawienie się zwiększeniu podatków od Żydów, tzw.

„pogłównego żydowskiego". W 1688 roku sztadlani na sejmiku w Śro-

dzie kosztem 8000 złotych osiągnęli odrzucenie projektu podwyżki tego

podatku. Nie udało się powtórzyć tego w sprawie podymnego i „nie

pomogły żadne skarby". Łapówki żydowskie powoli stawały się stałym

ubocznym źródłem dochodów aktywistów politycznych. Pinkas kahału

opatowskiego zawiera w dziale rozchodów wiele pozycji, które wskazu-

ją na to, że opłaty sejmikowe stały się normalnym elementem budżetu

Zapisywano, że w czasie sejmiku zapłacono marszałkowi, wicemarszał-

kowi, pisarzowi, dwóm deputatom, sługom marszałka, obrońcom

w komisji i tak dalej.

Wreszcie dowiadujemy się ze źródeł żydowskich, że istniał ogólno-

krajowy fundusz korupcyjny - w 1627 roku wydatki sejmikowe

rozliczano już centralnie i powstawały spory o parytet świadczeń

poszczególnych gmin i okręgów na ów fundusz sejmikowy - nacaoi

sejmiks. W 1670 roku zjazd gmin litewskich w Sielcu ustalił, że gminy

duże płacić miały 50 złotych, a małe 30 kóp groszy litewskich.

Poświęciliśmy tu nieco więcej uwagi korupcji sejmikowej, choć do

tematu tego jeszcze powrócimy, by zwrócić uwagę na to, iż na sejmiku

liczyć się mogły też wpływy środowisk oficjalnie nie mogących sobie

rościć najmniejszych do tego pretensji. Trudno znaleźć grupę bardziej

odległą od naszego wyobrażenia o życiu sejmikowym, a jednak nic

można nie uznać, że lekceważeni „starozakonni" wiele miewali n;i

sejmikach do powiedzenia, oczywiście ustami opłaconych przez siebie

„panów braci".

Wróćmy jednak do tych, którzy w sejmikach uczestniczyli bezpo-

średnio i których były one domeną - do szlachty średniej. To socjo-

graficzne pojęcie jest często używane, ale pozostaje bardzo nieprecyzyj-

ne. Do dziś badacze szlacheckiego społeczeństwa spierają się, kogo do

owej średniej szlachty zaliczyć, a kogo nie. Podobnie zresztą jesl

z magnaterią, o której wiemy na pewno, że istniała, ale ściśle wyznaczyć

ram tej grupy nie potrafimy. Łatwiej dziś powiedzieć, kto do szlachty

średniej, owego jądra stanu sejmikującego, nie należał. Z jednej strony

„panowie" - większa i mniejsza magnaterią, z drugiej drobiazg szlache-

cki: szlachta gołota, zaściankowa, „brukowcy" - osiedli w mieście,

służba magnacka i ziemiańska, wreszcie zdeklasowani i grawitujący

w kierunku grupy tzw. ludzi luźnych i marginesu społecznego byli

116

12. Jan Piotr Norblin, Głosujący szlachcic. Fragment sejmiku w kościele.

Sepia, 1808 r.

ziemianie, powoli gubiący nawet świadomość przynależności do „naro-

du szlacheckiego".

Pomiędzy tymi dwiema grupami plasuje się liczna warstwa średnio-

zamożnych właścicieli ziemskich, mających w całym tu opisywanym

okresie silną świadomość swej roli społecznej, choć nie zawsze stan

świadomości odpowiadał rzeczywistym możliwościom realizacji teore-

tycznych założeń ustrojowych. Tak czy inaczej, czy to w XVI wieku,

kiedy średnia szlachta odgrywała rzeczywiście znaczną rolę, czy w wie-

ku XVIII, kiedy zdominowana została przez magnaterię, sejmiki były

jej żywiołem. Panowie królowali na swych prowincjonalnych dworach

lub bawili w stolicy przy dworze monarszym, gołota pracowała lub

wieszała się u pańskiej klamki, a dobrze się mający prowincjonalny

ziemianin miał akurat tyle czasu i pieniędzy, by bywać na sejmikach

- podróż na sejm do odległej Warszawy czy Grodna przekraczała

czasem jego możliwości.

Nie będziemy się rozpisywać na temat politycznego znaczenia owej

szlachty „miernie się mającej" w XVI i na początku XVII wieku. Wzrósł

znaczenia tej warstwy w XV i XVI wieku, efekty ruchu egzekucyjnego,

wreszcie zmierzch szlacheckiej świetności za panowania Wazów - wszy

stko są to sprawy znane i wielokrotnie opisywane. Ciekawszy wydaje siv

problem następujący: czy spadek znaczenia ziemianstwa w XVII wieku

i pełna, jak się wydaje, preponderancja magnaterii w wieku XVIII

osłabiły powagę średniej szlachty na sejmikach, czy może to same

sejmiki straciły na ważności w politycznym krajobrazie Rzeczypos

politej? Wydaje się, że przeciwnie - rola ziemian na zjazdach sej

mikowych nie uległa drastycznemu ograniczeniu, a znaczenie samych

zjazdów być może wzrosło. Adolf Pawiński upowszechnił nawet dl;i

końca XVII wieku nazwę „epoka rządów sejmikowych", a znawca

problematyki ustrojowej Rzeczypospolitej, Henryk Olszewski uważa,

że rządy sejmikowe rozpoczęły się w 1669 roku.

Rządy sejmikowe były ograniczone do spraw lokalnych i silnie

kontrolowane przez magnaterię, która ochoczo wzięła na siebie role

stanu pośredniczącego między szlachtą a dworem królewskim. Jedna

z podstawowych przyczyn tej sytuacji, kiedy pozory władzy miało

sejmujące i sejmikujące ziemiaństwo, a prawdziwa polityka odbywała

się ponad jego głowami, leżała w tym, że władcy Rzeczypospolitej

w XVI i XVII wieku bywali zwykle „królami senatorskimi". Jeden tylko

Zygmunt August dostrzegł i przez pewien czas wykorzystywał politycz-

118

uy potencjał szlachty przeciwstawionej magnaterii. Rychło jednak, już

m Zygmunta III Wazy, utrwalił się sojusz szlachecko-magnacki,

w którym ta ostatnia grupa, jako silniejsza, dyktowała warunki.

Symbolem takiego stanu rzeczy może być to, że na czele szlacheckiego

przecież rokoszu sandomierskiego stali tacy „prości szlachcice", jak

Janusz Radziwiłł i Mikołaj Zebrzydowski.

Gdy za panowania Jana Sobieskiego - magnata przecież - zaryso-

wały się pewne możliwości konstruktywnego wykorzystania szlachty,

hurzącej się na małopolskich sejmikach przeciw wrogom monarchy,

było już chyba za późno. Panowie, wyrastający wysoko ponad teorety-

cznie równy stan szlachecki, wytworzyli tak skuteczne mechanizmy

kontroli, że nawet najaktywniejsi intelektualnie ziemianie głównego

wroga widzieli w monarsze, który niejako z natury niechętny był

wolnościowemu ustrojowi Rzeczypospolitej.

Władza magnatów nie była oczywiście wszechwładzą, grubo uproś-

cili sobie sprawę ci badacze, którzy w Rzeczypospolitej szlacheckiej

doszukali się władzy oligarchii magnackiej. Władzę „panów" ograni-

czały różne elementy: prerogatywy monarchy, a przede wszystkim jego

prawo rozdawnictwa dóbr i urzędów, konkurencja między „fakcjami"

magnackimi i wreszcie to, co interesuje nas najbardziej - konieczność

liczenia się z opinią sejmików, która była zwykle opinią średniej

szlachty.

Antymagnackie wystąpienia w czasie konfederacji gołąbskiej i tar-

nogrodzkiej wykazały, że szlachtą można manipulować bezpiecznie

lylko wtedy, gdy nie lekceważy się kilku świętych dla niej zasad. Nie

wolno było przekraczać granic przyzwoitości politycznej, rozumianej

|nko utrzymywanie obowiązującego decorum, i lekceważyć jawnie

opinii publicznej.

Owo decorum, do którego społeczeństwo było tak przywiązane, to

właśnie sejmiki, na których trzeba było dać się ziemianom wygadać

i wykrzyczeć oraz zachować stosowny umiar w narzucaniu im projek-

lów i poglądów. Gdy się tę konwencję lekceważyło, uczestnicy sej-

mikowych zgromadzeń z własnej inicjatywy lub z poduszczenia polity-

cznej konkurencji boleśnie potrafili dać odczuć „panom", że są granice,

kiórych przekroczyć nie wolno.

Wespazjan Kochowski pozostawił przejmujący opis takiego sej-

miku, na którym bardzo gwałtownie ujawniły się skrywane w głębi

tluszy animozje. Przytoczymy tu tekst Kochowskiego w polskim

119

tłumaczeniu, choć traci on trochę z powagi i napięcia dominującego

w łacińskim oryginale. Rzecz dzieje się przed drugim sejmem

w 1670 roku:

„Przedsejmowe po prowincyjach zjazdy zwołane pod złą gwiazdą, w krytycznych

okolicznościach nie skończyły się bez zamieszek. Jakoż widząc przybycie do Proszowk

magnatów otoczonych takim dworem, że stek zbrojnych i służby zajmował wszystkii

gospody w mieście, jako też po wsiach przyległych, można by wnioskować iż przyjdzie do

zaciętej walki, jeżeli ci, nie słuchając sprawiedliwości i przepisu praw, zechcą, wsparci

mnóstwem posłusznych sobie rębaczów, sprawy publiczne podług siebie rozstrzygać. N;i

pierwszej tedy sesyji szlachta, która tam i liczna i śmiała, zapytywała magnatów w jakim

zamiarze naprowadzili tłum uzbrojonych ludzi oraz dlaczego przybywszy na obrady

wojewódzkie nie zachowali spokojnej postawy, co byłoby zgodne z przyjętymi zwyczaja-

mi i nie podawałoby w wątpliwość ich gorliwości o dobro Rzeczypospolitej. Jeżeli zas

- mówiła szlachta - magnaci przyprowadzili z sobą zbrojnych popleczników w celu

zgwałcenia naszych wolnych głosów, niechajże zaprobują. Wtem zamknięto podwoji-

kościoła - krok ten dał przewagę nie tym, co ufali w pomoc cudzego żelaza i cudzych rąk.

lecz tym co sami byli silni gorącą miłością Ojczyzny.

Byłem tam kiedy się to działo, pamiętam twarze a nade wszystko uważałem oczy

obecnych magnatów wówczas, gdy po zamknięciu podwoi ujrzeli wzbroniony popiec/

nikom swoim wstęp do kościoła. Wielu z nich niepróżny strach ogarnął, niejeden rażony

szlachetnym głosem podnoszonym w obronie praw krajowych oniemiał z osłupienia..."l0.

Incydent ten zdarzył się w 1670 roku, w przededniu szlacheckiej

i antymagnackiej konfederacji gołąbskiej. Zawiązano ją w obronie

jedynego może w XVII wieku króla naprawdę „szlacheckiego" - Mi-

chała Korybuta Wiśniowieckiego. Pech i ironia losu chciały, że energići

szlacheckiego protestu kierowała się wtedy w obronie monarchy

niewielkiego formatu a przeciwko hetmanowi wielkiemu koronnemu,

Janowi Sobieskiemu, późniejszemu królowi Janowi III. Coś z nastrojów

gołąbskich trwało jeszcze w Małopolsce w latach panowania tego

wybitnego władcy, lecz nie mógł się on zdecydować na wykorzystanie

ziemian przeciwko magnackiej opozycji. Być może obezwładniały króla

wspomnienia z czasów, kiedy sam był potężnym magnatem i zwalczał

Michała Korybuta na czele „fakcji" malkontentów?

Doniesienia o „wyzwalaniu się" szlachty średniej spod magnackiej

preponderancji trafiają się w korespondencji także w pierwszej połowie

XVIII wieku, w czasach uznanych za klasyczną niemal dobę rządów

„oligarchii". Na "przykład w cytowanym już liście Macieja Myciels-

kiego, pechowego chorążego nadwornego koronnego tak spostpono-

wanego w Środzie, znajdujemy informację, że w 1724 roku sejmik

średzki opanowany był przez dwie rodziny: Kowalskich i Potockich - ci

120

ostatni nic poza nazwiskiem nie mieli wspólnego z małopolskim rodem

mugnackim herbu Pilawa. Obie rodziny nieznane, najwyżej średnio-

w.lacheckie, a jednak potrafiły uzyskać wpływy na jednym z najważniej-

n/.ych sejmików koronnych. Co więcej - w czasach, kiedy krzyżowały się

im nim konkurencyjne tendencje potężnych rodów z góry wykluczające

znaczenie średniaków.

Na czele owych wielkopolskich Potockich złączonych z Kowalskimi

(nie da się ustalić z którymi, bo nazwisko to już w XVII wieku było bardzo

popularne - herbarze znają kilkanaście rodzin szlacheckich tego

iiuzwiska) stał ów Andrzej Potocki, który zapisał się w historii jako

oskarżyciel Zygmunta Unruga. Była to bardzo znana sprawa - oskarżenie

Potockiego zmusiło domniemanego „bluźniercę", luterańskiego wyzna-

nia ziemianina wielkopolskiego, starostę obornickiego do emigracji.

Zapewne ów Potocki był na miarę swych czasów epigonem grupy,

która w dziejach szlacheckiego parlamentaryzmu odegrała znaczącą

mle. Myślimy o tak aktywnych i twórczych w drugiej połowie XVI

wieku przywódcach szlacheckich, jak Sienniccy, Kazimirscy czy Pękos-

luwscy. Jedni zrobili olśniewające kariery, drudzy powoli tracili powagę

i wpływy angażując się ciągle w walkę inter maiestatem et libertatem.

Wiek XVII, szczególnie pierwsza jego połowa, zna jeszcze wybit-

nych przywódców średniej szlachty, parlamentarzystów, którzy na

forum sejmowym potrafili składnie reprezentować jej stanowisko,

odrębne jeszcze czasem od interesu „panów". Być może jednym

/ ostatnich takich „wybitnych średnich" był Stanisław z Brzezia

('hrząstowski, wielokrotny poseł na sejm z województwa krakowskiego

I putron zborów ewangelicko-reformowanych w Małopolsce. On to,

obok młodszego, choć nie tak popularnego i wpływowego Stanisława

I >unin Karwickiego, łączył jeszcze tak charakterystyczne dla szesnasto-

mecznych „popularystów" cechy - nonkonformizm religijny oraz

polityczne zaangażowanie w służbę własnej warstwie, ziemiaństwu.

Następcą ich był właśnie Andrzej Potocki - człowiek na miarę

epoki, która go wydała - pieniacz, łowca kaduków, prześladowca

olkiej nieprawowierności. Ale w tym smutnym obrazie pozostał

n rys interesujący - potrzeba demonstrowania niezależności. Poto-

był niesympatyczny, ale był sobą na własny rachunek. Jego

¦>dolne i nieudane próby wyzwolenia sejmiku średzkiego spod

wagi magnaterii stanowią charakterystyczny gest, typowy dla

<>w i działań pewnej grupy ówczesnej średniej szlachty.

121

P^^I

Każda epoka idealizowała swoich własnych „popularystów". Dl;i

Marcina Matuszewicza - po uszy siedzącego w bagnie sejmikowych

intryg i intryżek w województwie brzeskolitewskim, wysługującego

się jaśnie wielmożnym - takim ideałem był marszałek kowieński

Mikołaj Zabiełło, któremu pamiętnikarz zazdrościł domniemanti

niezależności. Oto obraz idealnego ziemianina-obywatela w pierwszej

połowie XVIII wieku:

„Od nikogo tenże wielki człowiek nie był dependujący (uzależniony). O królewsz-

czyzny się nie starał. Żył swoją intratą umiarkowanie. Na sejmiki zawsze gromadnie się

stawiał [...]".

Gdy w Kownie na sejmiku doszło do bijatyki:

„skoro się odezwał marszałek sam kowieński, ganiąc te tumulta Krzywkowskiemu, zara/

ten ferwor, jak mówią, jakby po uchu dał, ucichł. Taka była jego powaga"11.

Co składało się na ten obraz niezależnego przywódcy szlacheckiego'

Cztery elementy: niezależność od magnatów (niedependujący), niezale-

żność od dworu (nie starał się o królewszczyzny), mierność ziemiańska

(żył intratą) oraz autorytet u szlachty. W oczach mającego świadomośe

swej zależności Matuszewicza był to wzór obywatela realizującego n;i

kowieńskich sejmikach staropolskie ideały ustrojowe.

Nam jednak skądinąd wiadomo, że Zabiełło Katonem nie był i te/

„dependował" - był tylko bardzo dobrym pasem transmisyjnym, który

niedostrzegalnie a skutecznie przenosił na sejmiki idee polityczne

tworzone wysoko ponad głowami kowieńskiego ziemiaństwa.

Tacy właśnie Zabiełłowie byli najskuteczniejszym narzędziem maj.'

nackiej dominacji wżyciu sejmikowym. Wystarczy sięgnąć do kore-

spondencji wielkich panów z różnych lat, aby przekonać się, /i-

najlepszą metodą panowania nad sejmikami było korzystanie z usłut-

takich pseudo-niezależnych. Oto fragment listu magnata - starosta

wilkowski Jerzy Sapieha pisał do innego wielkiego pana, Jerzego

Radziwiłła, 27 lipca 1733 roku:

„Dnia wczorajszego stanąwszy u siebie zastałem jego mości pana Żeleńskiego

skarbnika mozyrskiego, który był ode mnie tam destinatus ut imigilet (posłany dl.i

nadzoru) tam temu sejmikowi dla jego mości pana Oskierki starosty" n.

Dowiadujemy się z tego jednego zdania, że Jerzy Sapieha, nie chcąc

osobiście interweniować na sejmiku powiatu mozyrskiego, posłał tani

skarbnika Żeleńskiego, by pilnował interesów sapieżyńskich przeciw

122

tturoście mozyrskiemu Gerwazemu Ludwikowi Oskierce. Ten zaś

iwlntni, wiadomo to z innych źródeł, nie reprezentował na sejmiku

wyłącznie siebie, był w tym okresie na usługach Czartoryskich. I tak

polityczna walka między magnackimi rodzinami, Sapiehami z jednej

« Czartoryskimi z drugiej strony, przybrała na sejmiku mozyrskim

formę konkurencji pomiędzy dwoma ziemianami - Żeleńskim i Oskier-

kil Tylko wtajemniczeni w polityczne arkana wiedzieli, o co tu chodzi,

icitzla szlachty mogła się tylko domyślać, że za plecami obu konkuren-

tów stoi ktoś mocniejszy - decorum było jednak zachowane.

Narzędziem Sapiehów w powiecie mozyrskim był skarbnik - urząd

nic najwyższy. Zajrzyjmy jednak do Małopolski, gdzie na sejmiku

opatowskim podobną rolę pełnił w 1719 roku nie kto inny, jak sam

wojewoda sandomierski Stanisław z Raciborska Morsztyn. Tu jednak

l mocodawcą był ktoś znacznie możniejszy niż starosta wilkowski.

W Opatowie jaśnie wielmożny wojewoda intrygował na zlecenie same-

go dworu królewskiego, reprezentowanego w tym wypadku przez

ministra Rzeczypospolitej, kanclerza wielkiego koronnego Jana Szem-

!>rka. Przeciwnikiem Morsztyna był inny jaśnie wielmożny - oboźny

koronny Jerzy Aleksander Lubomirski.

Oto jak relacjonował Morsztyn przebieg interesującego nas sejmiku:

„Nie mogę tylko naprzód nie zaszczycić się wielką łaską jegomościów panów

•emitorów tego województwa mnie wielce miłościwych panów - oprócz jegomości pana

lnu/iclana sandomierskiego, bo ten nie był - i urzędników wszystkich tudzież wielu civem

i obywateli) tego województwa. Ale jegomość pan oboźny koronny wzniecał foment

» nicktóremi - których nad kilkanaście nie było więcej - podpoiwszy wprzód. Tak tedy

niinult ten cały dzień wziął, że i do zagajenia nie przyszło. W kościele jednak byliśmy aż do

mroku i nikt z ichmościów mnie wielce miłościwych panów zagajać me presente (w mej

obecności) nie chciał, lubo z wrzaskiem i hałasem reąuisiti (żądano). Nazajutrz sejmik

-.podarski pariter (podobnie) nie doszedł, alem ja już nie był i podobno moi dobrzy

yjaciele tego nie dopuścili cum hac expressione (z tym wyjaśnieniem), że jeżeli dzień

orajszy zszedł bez zagajania, toć i dzisiejszy nie może być [...] póki go ten zagajać nie

. i/.ie cui competit (kto powinien - tzn. Morsztyn) z łaski pana naszego miłościwego..."l3.

Widzimy dwie rywalizujące ze sobą na sejmiku grupy: jedną pod

komendą Morsztyna, drugą - Lubomirskiego. Wojewoda sandomier-

iki, odmawiając zagajenia sejmiku deputackiego, popsuł szyki oboź-

ncmu koronnemu i na następnym sejmiku, gospodarskim, nie musiał

już być obecny. „Dobrzy przyjaciele" wojewody sami załatwili sprawę,

nic dopuszczając do obrad pod nieistotnym pretekstem. Interesów

Lubomirskiego próbowali wtedy bronić przedstawiciele rozrodzonej

123

w Sandomierskiem rodziny Borowskich, którzy za pretekst do ataków

na swego wojewodę wybrali leżącą w jego gestii sprawę wyznaczania

podwojewodzich, czyli zastępców wojewody, w poszczególnych powia-

tach województwa sandomierskiego.

„Podwojewodzych i po dziesiąci małoby było po powiatach, jako się napierają

Osobliwie jegomoście panowie Borowscy excitati (wzburzeni) o podwojewództwo

pilzneńskie".

Taki złośliwy dopisek znajdziemy na marginesie listu wojewody,

który wobec kanclerza wielkiego Szembeka grał rolę posłusznego

klienta i wykonawcy dworskich poleceń.

Liderem szlacheckim pośredniczącym między magnaterią a dworem

królewskim mógł być równie dobrze drobny urzędnik powiatowy, jak

jeden z pierwszych senatorów świeckich. Wszystko zależało od jakości

kontaktów z ziemiaństwem, ową szlachtą średnią. Wyjątkowo uzdol

niony krętacz, jakim był Stanisław Morsztyn, miał duży kredyi

zaufania u szlachty swego województwa, mógł więc wobec dworu grai

rolę wpływowego „popularysty" i próbować sprzedawać swe usługi

W tym samym okresie równą jak Morsztyn estymą cieszyli się wśród

ziemian inni dygnitarze, jak starosta kopanicki Franciszek Poniński

w Wielkopolsce, podkomorzy krzemieniecki Stanisław Ledóchowski

- wkrótce kasztelan i wojewoda wołyński, na Rusi Stefan Humiecki

wojewoda podolski. W Małopolsce, poza Morsztynem, liczyli siv

wtedy: kasztelan sądecki Franciszek Dembiński, pisarz grodzki krako

wski Franciszek Frezer, a także najmniej zamożny Franciszek Dezydc

riusz Jagniątkowski, który pod koniec życia dobił się stanowisk ;i

kasztelana czechowskiego.

Mniejszą rolę przywódcy średniej szlachty odgrywali na Litwie

gdzie tradycyjnie uzależnienie od magnaterii było większe i gdzie łatwiei

dochodziło do takich wynaturzeń życia sejmikowego, jakich opisy

pozostawił Matuszewicz. Oczywiście rola tych „działaczy" szlacheckich

na przełomie XVI/XVII i w pierwszej połowie XVIII wieku byhi

zupełnie inna. Pozostały podobieństwa formalne, a miejsce niezależny

polityki, wyrażającej interesy własnej grupy, często zajmowały sterowa

ne przez magnackich protektorów rozgrywki personalne. Polityka

szlacheckich „popularystów" robiona w skali państwa zamieniła si</

w politykę samorządową ograniczoną do sejmikowego partykularni

w najlepszym razie w skali prowincji. Nieliczne i bardzo nieporadni

124

liyły próby przywrócenia szlachcie wpływu na bieg wypadków poza

własnym podwórkiem. Konfederaci gołąbscy, litewscy „ichmościowie"

/ końca XVII wieku czy konfederaci tarnogrodzcy nie potrafili

pr/.ywrócić znaczenia grupie, która sama nie żywiła autentycznych

ambicji, wychodzących poza problemy sejmików gospodarskich i są-

dów skarbowych.

Powtórzmy jednak jeszcze raz - średnia szlachta, ziemianie „dobrze

ile mający" byli podstawową grupą decydującą o charakterze rządów

icjtnikowych.

Powyższej tezie wydaje się przeczyć tak często podkreślana rola

„gołoty" szlacheckiej, która „czapką i papką" niewolona, rozstrzygała

lejmikowe batalie na korzyść więcej i zręczniej dającego patrona.

W dyskusjach historyków przewijała się nawet teza, że tłumny udział

gołoty w zgromadzeniach sejmikowych organizowany przez magnatów

był praktyką późną, osiemnastowieczną, wynikającą z daleko posunię-

tej degeneracji staropolskich zasad ustroju i kultury politycznej. Wyda-

|r się, że zbyt pochopnie postawiono tę tezę. Zwożenie tłumów gołoty,

/miciankowców, klienteli i dworzan magnackich na sejmiki nie było

wynalazkiem XVIII wieku. Obrazki podobne do cytowanego na

początku tego rozdziału opisu można było obejrzeć i w XVII wieku.

Kzecz nie w tym, kto i kiedy pierwszy wpadł na pomysł przeparcia

uwych kandydatów i postulatów przy pomocy tłumów zwiezionej

a/lnchty, lecz w tym, jakie okoliczności decydowały o masowym

nnpływie gołoty na sejmikowe zgromadzenia.

Nim odwołamy się do źródła najkompetentniejszego, do relacji

Mutuszewicza - specjalisty od takiego organizowania sejmików - sięg-

nijmy do relacji wcześniejszych niż pochodzące z połowy XVIII wieku.

W aktach tzw. Metryki Litewskiej, przechowywanej w Archiwum

(Jłńwnym Akt Dawnych w Warszawie, zachowały się informacje

ii prawdziwej wojnie, jaka na przełomie lat 1602-1603 rozgorzała

w ziemi sochaczewskiej. Przedmiotem sporu była godność podkomo-

uego sochaczewskiego. Po śmierci starego podkomorzego, Hieronima

Irzeińskiego, wojewoda rawski Zygmunt Grudziński zwołał sejmik

elekcyjny, na którym wybrano zgodnie z prawem czterech kandydatów

mi opróżniony urząd - ostatecznego wyboru podkomorzego dokonać

mini król. Rychło okazało się jednak, że nie był to jedyny sejmik

elekcyjny - wrogowie wojewody zwołali własny zjazd pod laską

kusztelana sochaczewskiego Stanisława Plichty. W rezultacie doszło do

12D

waśni, w której role głównych antagonistów grali: starosta sochaczew-

ski Stanisław Radziejowski i stolnik sochaczewski Trzciński. Oto

niewątpliwie stronnicza relacja Radziejowskiego z sejmiku, na którym

doszło do strzelaniny:

„[...] bacząc że pan stolnik przyjechał gromadno, zbrojno, ludzi obcych z sob;|

nabrawszy namniej do naszego sejmiku należących, prosili ichmościów o dwie rzeczy. 1"

Aby żaden prywat nie ważył się mieszać z prawami Rzeczypospolitej na co otrzymali

upewnienie. 2° Aby rusznice doma zostawili, albo w zakrystyji zamknęli [...]".

W trakcie obrad stolnik Trzciński nie dotrzymał ponoć obu

warunków i wyciągnął „prywatę", tzn. sprawę elekcji podkomorskiej,

na co Radziejowski przypomniał warunki umowy.

„Za tą mową moją już tamta strona, jako na to zgotowana poczęła się niechętnie ruszać

Pan stolnik do broni a jego powodem na to już zasadzony Ojrzanowski powinny jego,

wymierzywszy z pułhaku do mnie strzelił a za niem i wszelka fakcyja strzelać poczęła.[..,)

W tem zamieszaniu, tak ten co naprzód strzelił, jako i kilku inszych zostało zabitych [...]""

Jak tam było naprawdę, nie da się już ustalić, frapuje tylko, że

przedstawiający się jako ofiara zamachu i spisku starosta sochaczewski

nie doznał żadnego uszczerbku, a zabici zostali jego przeciwnicy - prze

kogo? Ważniejsze od ustalenia winy jest jednak to, że opis Radziejows

kiego jest historią jakby żywcem wyjętą z osiemnastowiecznych źródeł

Rywalizujące fakcje spierają się o prestiżowy urząd podkomorzego

dochodzi do rozdwojenia sejmików, na kolejny zjazd konkurent i

przybywają w otoczeniu licznych orszaków, pojawiają się w nich ludzii

którzy dotąd na sejmikach nie bywali. Mamy tu do czynienia /•

schematem, który choć użyty w 1603 roku, stosowany będzie przez cal\

wiek XVII, a w następnym stuleciu jego użycie będzie tak częste, /

zostanie uznany za typowy właśnie dla tej epoki. W Sochaczew

w początkach XVII wieku przygotowywano się do sejmików tak, .

nawet Matuszewicz byłby zadowolony. Z jednym tylko, ale jak.

charakterystycznym wyjątkiem - rodzaju broni. W czasach Trzcin

kiego i Radziejowskiego często na sejmiku były w robocie rusznu

i „pułhaki", wiek XVIII - to raczej czasy stosunkowo niegroźn

rąbaniny szablami, do użycia broni palnej posuwano się tylko w ostał

czności. Do tego „technicznego" problemu wrócimy jeszcze w nastep

nych rozdziałach.

Nie wiemy, ilu ludzi przyprowadził do Sochaczewa Trzcińsl

przeciwko Radziejowskiemu. W niecałe 80 lat później generał wielk.

126

polski Piotr Opaliński miał do swej dyspozycji na sejmiku średzkim

w 1681 roku kilkuset szlachty. Tak relacjonował to Stefan Niemirycz,

wojewoda kijowski, w liście do króla Jana III Sobieskiego:

„Po śniadannych godzinach wczora, gdy z różnych stron flaszami i kuflami różnymi

likworami zagrzano i bez tego dosyć ciepłe głowy, niektórzy głosami swemi sejm zerwany

uprobującemi adeam impatientiam (do tej niecierpliwości) przywiedli byli jegomości pana

wojewodę łęczyckiego (Piotra Opalińskiego), że na te wypadł słowa:

- Gdyby to nie pan Przyjemski z którymi mi sanguinis intercedit nexus (nie pozwala

/wiązek krwi) zerwał sejm, ale kto inszy, tedybym szablę moje w nim utopił. - Na co pan

Morawski odezwał się temi słowy:

- Że pan Przyjemski sejm rozerwał to mu to uchodzi, ale gdyby to był który inszy

t nas uczynił, toby w nim szable topiono. A takoż to między nami ma być aeąualitas

(lowność)? Sisto (zatrzymuję) na tym activitatem (czynności sejmiku - właśnie ta formuła

nfiuiczała skorzystanie z prawa wolnego głosu, czyli liberum \eto i mogła w wypadku

nlcwycofania oznaczać zerwanie obrad - WK).

Stąd się wziął huczek i tumult, tak że się aż do szabel brać poczęto i kilkuset szlachty

iln pana generała wielkopolskiego skupiwszy się temi go excitabant (zachęcała) słowy:

- Zaczni jeno dobrodzieju a my już nie głosami, ale szablami zerwany sejm będziemy

wlndykowali (tu: mścili).

Co usłyszawszy pan kasztelanie młodszy (Przyjemski -zrywacz sejmu w 1681 roku)

utlwował się do zamku, czym tumult uśmierzony"15.

Owi skupiający się przy Opalińskim w momencie kryzysu w sej-

mikowych obradach „panowie bracia" - to zapewne dworzanie, klienci

i /mobilizowana uboga szlachta, którzy samą swą liczbą i wyglądem

li odstraszyć i obezwładnić wrogów i konkurentów. Nie znaleźli się

w Środzie przypadkiem - atmosfera polityczna w tym czasie, po

vanym sejmie, była bardzo napięta. Opozycja w Wielkopolsce,

owana przez wojewodę poznańskiego Krzysztofa Grzymułtows-

r.o, była dość aktywna i Piotr Opaliński zabrał ze sobą na sejmik,

lągnął", jak przez analogię do wojskowej terminologii wówczas

viono, kogo tylko mógł - spodziewał się bowiem zamieszania

•potów.

/wożono na sejmiki różną szlachtę, ale dość wyjątkowym przypad-

mi było sprowadzenie na sejmik chłopów. Mówi o tym relacja

imiku żmudzkiego w Rosieniach zapewne w 1695 roku.

.Me Sfebruarii (dnia 5 lutego) wjechał jegomość pan starosta żmudzki (Piotr Michał

i icgomość pan stolnik litewski (Jerzy Sapieha) z południa w kilkaset koni kawalkaty

/ swoich dworskich asystencyji a ksiądz Kirszensztein (Jan Hieronim Kryszpin

cnstein biskup żmudzki) we 400 koni w kopieniakach, oprócz chłopów szawelskich

inijiłr płongiańskich"16.

127

Oczywiście chłopi z królewskiej ekonomii szawelskiej nie mieli

w intencji biskupa żmudzkiego uczestniczyć w sejmiku. Byli mu

potrzebni jako siła zbrojna i ochrona przed ludźmi sprowadzonymi do

Rosień przez jego wrogów - Sapiehów. Kryszpinowie - magnaterki

stosunkowo świeżej daty - wyrośli za panowania Jana III i uciekać siv

musieli do chłopskiej pomocy, widać brakowało im szlacheckich słuy

i klientów, a na zaciągnięcie zbrojnych zbrakło funduszów.

O tym, jak mobilizowano i organizowano owe tłumy szlacht \

szaraczkowej, informuje nas niezawodny Matuszewicz, który wielo

krotnie korzystał z usług „szlachty braci" i w którego pamiętnikach

znajdujemy materiał z pierwszej ręki. Tak oto przygotowywano w woje

wództwie brzeskolitewskim sejmik deputacki w 1743 roku:

„Nie dufałem wprawdzie sobie, nieprzyjaciele całe ziemstwo, koligacyji żadnej nic

było. Przecież kogo rozumiałem, że gdy mu kiedy usłużyłem, może być na mnie łaskaw,

rozpisałem listy zapraszając na sejmik, a sam do Rusieckiego, kasztelanka mińskiego

(Franciszek Rusiecki tytułował się kasztełanicem mińskim, a był prawnukiem kasztelami

mińskiego) pobiegłem, z nim chcąc przyjaźń zawrzeć et unum sentire (i działać jednomyśl

nie), który mi przyjaźń swoją przyrzekł i także począł zbierać przyjaciół. Byłem w Kodniu

iniocando auxilium (prosząc o pomoc) kanclerza (Jan Fryderyk Sapieha) [...]. Potem

w Tokarach szlachtę częstowałem i tak, rozesławszy trochę pieniędzy na msze święte i im

szpitale, wybierałem się do Brześcia na sejmik. [...]

Tandem zgromadziwszy tokarzewską szlachtę do Minkowicz jak Włodek, mó|

przyjaciel i jakoby wódz szlachty pisał do mnie, że z kawalerią przyjedzie do Minkowio,

a infanteria, to jest szlachta bracia nie mająca koni, prosto ciągnie na Terebuń,

wyjechałem do Brześcia. Gdzie gdy stanąłem, a ze wszystkich stron za prośbami mymi

napłynęła wielka liczba szlachty, tedy nad nadzieję moją obaczyłem się populariorem (lu

potężniejszy) nad wszystkich. Chodziłem bardzo gromadnie z wizytami do wszystkich,

oprócz ziemskich urzędników. A nazajutrz po zagajeniu podkomorskim wszysik.*

szlachta okrzyknęła mię marszałkiem sejmikowym i gwałtem wziąwszy, zanieśli iih<

i posadzili na krześle marszałkowskim"17.

Tak organizował dla siebie i dla swoich kandydatów tłumu'

poparcie sejmikujących Marcin Matuszewicz w latach czterdziestyi i

XVIII wieku, polityk jeszcze powiatowego szczebla. Posługiwał m

podległymi sobie organizatorami, którzy tłumy ubogiej szlachty grom

dzili, karmili i poili, a wreszcie prowadzili na obrady. Tam ii

dyrygowali działaniami „kawalerii i infanterii" szlacheckiej aranżuj,

takie sceny, jak niby spontaniczne sadzanie Matuszewicza na krzo

marszałkowskim. Wodzami drobnej szlachty na usługach polityki

bywali ziemianie mniejszego znaczenia, w tym przypadku Rusieci

i Włodek.

128

Bywało i tak, że politycy większego kalibru niż ci dwaj, osobiście

prowadzili podległą sobie nieformalnie szlachtę na sejmiki, pełnili rolę

„duktorów" szlacheckich, czyli przewodników, tak bowiem tych spec-

jiilistów od organizowania mas szlacheckich nazywają źródła. Zarówno

Rusiecki, jak i Włodek, byli tylko ogniwem, trybem w wyborczej

maszynie sejmikowej, podobnie zresztą jak sam Matuszewicz, który dla

większych od siebie jaśnie wielmożnych panów organizował publicz-

ność na sejmikach.

Tak właśnie krzątał się on w 1764 roku, kiedy to w szeregach

stronnictwa radziwiłłowskiego usiłował przeciwstawić się Czartorys-

kim, których maszynerię sejmikową w województwie brzeskim tak

opisuje:

„A najprzód, że strona przeciwna (Czartoryscy) rzuciła najmniej dwa tysiące

i wrwonych złotych, jak miarkujemy z różnych pewnych wiadomości, co któremu ex

ilucloribus populi (z przywódców szlachty) dano. Namiestnikowie ekonomiczni wszyscy,

Ink/c namiestnicy kodeńscy, rateńscy z ziemi chełmskiej i międzyrzeccy dóbr księcia

wojewody ruskiego (Aleksander August Czartoryski) z Podlasia i z ziemi łukowskiej, ile

lylko mogli, naprowadzili szlachty.

Przy tym ruszono całą szlachtę sielecką, szlachtę ekonomiczną (tzn. z dóbr stołu

kiólcwskiego - WK), okolice Huszczą, Tuczną, Wiski, Chmielów, Przewlokę i inne,

klńr/.y przedtem do sejmikowania nie bywali dopuszczani, że nie w grodzie brzeskim, ale

w dworach swoich sądzą się. Nawet ksiądz rektor brzeski jezuicki Wyganowski (Józef),

lii nI pisarza grodzkiego brzeskiego, słyszeliśmy, że kazał, czy też dozwolił, studentom

ilmoślejszym poprzypasowywać szable i być w partyji Flemingowskiej (Jerzy Detlov

Mrming podskarbi wielki litewski i starosta brzeski był szefem czartoryszczyków

* brzeskim - WK) na sejmiku. Słowem ta partia rachowała w regestrze swoim osób 996,

» w samej rzeczy mogło ich być więcej 800. My zaś prawdziwych patriotów województwa

ln/cskiego osiadłych rachowaliśmy czterysta trzydzieści osób..."18.

Widzimy więc, jak w momencie szczególnego napięcia związanego

i bezkrólewiem i planami reform, następowała generalna moblizacja

lVi'h wszystkich, którzy mogli rościć sobie prawo do udziału w sejmiku,

>ćby to nawet była tak wątpliwa szlachta, jak owi ziemianie sieleccy

szlachta - poddani z ekonomii królewskich. Duktorzy otrzymywali

bagatelne sumy na koszta transportu i wyżywienia, bowiem sej-

mikujących do Brześcia prowadzono nawet spod Łukowa czy Ratna

w ziemi chełmskiej. Oczywiście cała suma 2 tysięcy dukatów nie może

hyi1 uznana za fundusz korupcyjny - były to pieniądze przeznaczone na

luiH/.ta, a przede wszystkim wynagrodzenie owych duktorów szlachec-

kich. Czartoryscy zainwestowali 2 tysiące dukatów i za tę sumę

przyprowadzono na sejmik prawie 1000 ludzi, czyli koszt jednego

129

wyborcy wynosił około 2 czerwonych złotych, a więc 36 złotych

polskich. Być może różnica pomiędzy liczbą wykazaną w regestrzc

a liczbą rzeczywiście obecnych stanowiła dodatkowy zarobek or-

ganizatorów tego zjazdu.

Szlachta gołota służyła swymi głosami, a czasem i szablami, za

możliwość najedzenia się, a przede wszystkim napicia na koszt or-

ganizatorów. Jeżeli wchodziły tu w grę jakieś datki pieniężne, były to

sumy tak niewielkie, iż trudno mówić o korupcji. Sądzić można, żi

większości ziemian obecnych na sejmiku dość obojętne były spon

magnackich pryncypałów, a o programach politycznych mieli nadei

mętne pojęcie. Atrakcją zaś był sam udział w sejmiku, podkreślenie-

swych praw stanowych, otarcie się o „wielki świat" Brześcia Litews

kiego. Wszystko to traktowano zapewne jako organizowaną na kos/i

panów rozrywkową wycieczkę, która ubarwiała i przerywała mono

tonie wiejskiej egzystencji zagrodowego szlachcica, niewiele różniącci

się od życia chłopskiego.

Poza akcjami organizowanymi przez polityków, uboga szlacht;)

rzadko pojawiała się na sejmikach w większej liczbie. Być może wyjątek

stanowiły zgromadzenia sejmikowe w dużych miastach, takich jak

stołeczna Warszawa. Gromadziło się tu wokół dworu królewskiego

i rezydencji magnackich wielu zdeklasowanych ziemian, żyjących

w mieście z resztek kapitału czy pełniących służbę, lub wreszcie po

prostu pracujących. Istnieją dane, że ta „brukowa" szlachta bywała n;i

sejmikach w kościele pod wezwaniem Św. Marcina na ulicy Piwnej, ni<

odgrywała jednak jakiejś szczególnej roli w sejmikowych rozgrywkach

Osiadłym na miejskim bruku stołecznej Warszawy eks-ziemianom c/\

egzystującym czasem od pokoleń w mieście szlacheckim „kapitalistom

wystarczało samo pokazanie się wśród sejmikujących dla podkreśleni!

swej przynależności do stanu rządzącego. Uczestniczenie w sejmiku

nawet bierne, odróżniało przecież od sąsiadów-mieszczan, którzy nawi i

jeśli bywali zamożniejsi i lepiej wykształceni, w dniu sejmiku nie mii li

czego szukać u Św. Marcina.

Szlachta-mieszczanie czy wieszający się u pańskiej klamki byl

właściciele ziemscy nie cieszyli się szczególną estymą prawdziwy^

ziemian-posiadaczy. Oto jak, z nie ukrywaną pogardą, donosił księciu

Bogusławowi Radziwiłłowi o obecności na warszawskim sejmiku i<

kategorii szlachty jego stołeczny korespondent. (Był nim Szczęsn

Morsztyn, też klient magnacki, ale właściciel ziemski, a w lata< i

130

13. Jan Piotr Norblin, Pijany szlachcic. Fragment sejmiku w kościele.

Sepia, 1785 r.

1673-1683 nawet dygnitarz - podkoniuszy Wielkiego Księstwa Li-

tewskiego).

„Dnia wczorajszego (19 lutego 1665 roku - WK) odprawił się tu sejmik

iimfowiecki zwyczajnie w kościele u Marcinków. Szlachty znaczniejszej mało co

Mo, miśków (od viris - mieszkańcy) i zgubikordzików z wyciętymi na krzyż

Utwmi ze sto"19.

W dwóch ostatnich cytowanych relacjach Matuszewicza i Morsz-

tyna znalazły się liczby - prowadzi nas to do ostatniego już w tym

iti/il/iale zagadnienia, do próby odpowiedzi na pytanie, jak liczne

hywuły sejmiki, ilu ludzi uczestniczyło, tak biernie jak czynnie, w ob-

mdiich. Oczywiście podane wyżej przez obu autorów relacji liczby nie

131

mogą stanowić żadnej podstawy do uogólnień, warto się jednak chwilę

zatrzymać nad tymi przykładami, nim sięgniemy do innych danych.

Tak jak u MatuszewiczaCliczbę uczestników sejmiku podawano

zwykle wtedy, gdy była onaTuezwyczajna, a więc bardzo duża lub

bardzo małaT)Pewniejsze dane pochodzą z tych sejmików, na których

uczestnicjTByli na czyimś „regestrze", a więc byli policzeni - w Brześciu

Litewskim, jeśli wierzyć pamiętnikarzowi, było w 1764 roku około 1200

szlachty, czyli liczba bardzo pokaźna - była to jednak sytuacja zupełnie

nadzwyczajna, stąd i taka frekwencja oraz dane o niej.

Informacje Morsztyna znowu sprawiają wrażenie mało pewnych,

nie liczył on obecnych - „zgubikordzików" było „ze sto", a więi

wszystkich razem zapewne stu kilkudziesięciu. Liczba to jednak, tak jak

wiele innych danych szacunkowych, bardzo mało wiarygodna. Musimy

więc pamiętać, że dokładniejsze dane o liczebności zjazdów mamy

z okresów szczególnego napięcia politycznego, kiedy często organizo-

wano sejmiki, a liczba uczestników rosła.

Na przykład w aktach średzkich znajdujemy taką informacji,

o liczebności sejmikujących 2 stycznia 1618 roku:

„Na tym sejmiku beł konkurs ludzi wielki nad zwyczaj inszych sejmików a mianowi

de panów ewangelików, którzy prawie wszyscy beli z tych dwóch województw [...]""

Gremialne przybycie protestantów, którzy przyjechali, by broni*

swych zagrożonych przez politykę Zygmunta III praw, uczyniło sejm i \

średzki 1618 roku wyjątkowo licznym. Jednak taki zjazd sejmikowy byi

zwykle imprezą jednorazową, zdarzał się co jakiś czas.

Próbowano obliczać liczebność sejmików na różne sposoby: wedłu

ilości majątków szlacheckich w danej ziemi, lub na podstawie podpisó\

pod aktami sejmikowymi. Wszystkie te metody okazały się bard/

zawodne i historyk uzbrojony we wszelkie narzędzia badawczej'

warsztatu do dziś nie jest w stanie odpowiedzieć precyzyjnie na pytam

o liczbę uczestników szlacheckich zgromadzeń. Być może ten bnii

odpowiedzi wynika ze źle postawionego pytania. Nie można bowiem

zakładać istnienia jakiegoś „przeciętnego" sejmiku, którego „przecie

na" liczebność oddawałaby „przeciętną krajową". Żadne próby staty

tyk nie mają sensu, gdy mamy*do czynienia z materiałem tak różnorod

nego pochodzenia, jak akta i źródła do historii sejmików.

Dane zawarte w monografiach sejmików poszczególnych ziem

oparte o nieprecyzyjne informacje źródłowe, zdają się wskazywać, >

132

r

sejmikujących bywało zwykle od kilkudziesięciu do 200-300 osób na

dużych sejmikach koronnych i ważnych litewskich. Kresowe zjazdy

białoruskie i ukraińskie, a także mniejszych ziem Korony, gromadziły

na pewno mniejszą publiczność. Starsi autorzy, Pawiński i Siemieński,

mieli tendencję do wyolbrzymiania liczby sejmikujących, opierając się

na danych dotyczących zjazdów wyjątkowych, np. przedelekcyjnych.

Już jednak prowadzone po II wojnie badania Wacława Urbana

i Jerzego Włodarczyka skorygowały ten obraz. Dla sejmiku proszowic-

kiego ustalenia ich mówią, iż zjazdy kilkusetosobowe uważano w końcu

XVI wieku za bardzo liczne i wyjątkowe. Tak właśnie traktowano

Mjjmik deputacki województwa krakowskiego w Proszowicach odbyty

K września 1590 roku, a było na nim zapewne około 150 uczestników. -

<vZa wyjątkowo wielki zjazd, tak wielki, że nawet żywności w Pro- ~"

»Aowicach zabrakło, uznano sejmik rozpoczęty 31 marca 1593 roku, na

klórym było około 500 ziemian^Zbliżone wielkości podają autorzy

monografii innych dużych sejmików - średzkiego i opatowskiego.

Największa liczba uczestników zanotowana kiedykolwiek w Hali-

czu to 130 osób w 1615 roku. W tym samym jednak okresie bywały

Ncjiniki tłumne; Anna Filipczak-Kocur odnalazła dane mówiące o tym,

to np. na sejmiku elekcyjnym pisarza sieradzkiego w 1603 roku

głosowało aż 781 wyborców. Czterech było kandydatów do urzędu

pimirza i każdy z nich przywiódł ze sobą na zjazd wyborczy wszystkich

iwych krewnych i znajomych.

Im mniejsze i mniej ważne sejmiki, tym liczba uczestników była

mniejsza. Zdarzały się zjazdy, które trzeba było przekładać lub zamy-

k ttć bez obrad z powodu małej frekwencji uprawnionych do uczestnict-

i Bywało tak często w czasach wojen i zamieszek wewnętrznych na

t/,atku XVIII wieku. 13 stycznia 1710 roku na sejmik do Łucka

i hało tylko kilkanaście osób i marszałek, podkomorzy nowogrodzki

<K;ski, zamknął obrady. Jeszcze mniej uczestników stawiło się na zjazd

ichty do Krakowa w kwietniu 1704 roku, choć ten miał się odbyć

v okazji popisu, a więc był obowiązkowy. Obrady przełożono, „bo

nikli tylko zjechało się ichmościów". /_

Jcdnak(wydaje się, że w XVIII wieku liczba uczestników zjazdów '

i»|itiikowych rosła. Częściej zdarzały się sejmiki organizowane przez

kiwkurujące ze sobą magnackie fakcje, tak za panowania obu Sasów,

luk m Stanisława Augusta.^uż na początku tego stulecia sejmik

lubelski, na który zjechało tylko 40 osób, uznano - według relacji

133

przechowywanej w Bibliotece Czartoryskich - za odbyty przy malej

frekwencji. Inna sprawa, że w tym województwie liczba osób upraw-

nionych do uczestnictwa w obradach była znaczna, większa zapewne

niż gdzie indziej w Małopolsce. Wszelkie więc generalizowanie w spra-

wie liczby uczestników zjazdów na podstawie źródeł jest bardzo

zawodne.

Zastanówmy się jeszcze przez chwilę nad przyczynami słabej fre-

kwencji szlachty na zjazdach. O ile szczególnie gromadne obrady

dają się zwykle łatwo wytłumaczyć, o tyle absencja wytłumaczalmi

jest trudniej. Najprościej można złą frekwencję usprawiedliwić nie-

bezpieczną sytuacją wojenną, zamieszkami itp. Często jednak przy-

czyny nagłej i znaczącej absencji ziemian leżały w sferze, dziś po-

wiedzielibyśmy, technicznej.

„Popis odprawiony w małej frekwencyjej ludzi, gdyż z naszych Podgórzanów żaden

przeprawiać się nie mógł...".

„(Sejmik) ruski w Wiszni, na którym tylko sami lwowianie byli, bo z przemyskie i

i sanockiej ziemi zjechać nikt nie mógł dla złych bardzo dróg i wód inwazyji, limitowam

ad 9 maii..."21.

To tylko dwie wzmianki wyjęte z korespondencji i obrazujące fakl,

iż o uczestnictwie w zjeździe decydowały często siły wyższe. Wiosenni-

powodzie, stan gościńców wiosną i jesienią, odległość od miejsca obrad

- były to bardzo ważne elementy, z którymi liczył się każdy ziemianin

Czasem przybycie na zjazd było wręcz niemożliwe, zapewne dlatego nic

znalazły poparcia podnoszone w XVII wieku projekty uczynieni;;

z obecności na sejmiku obowiązku każdego szlachcica - obywatelu

danej ziemi. Przekształcenie prawa do udziału w samorządzu

w obowiązek udać się mogło tylko na papierze, tak jak w sfer/r

teorii pozostawało stawiennictwo na obowiązkowe popisy czy udzi;il

całej szlachty w pospolitym ruszeniu.

Uczestniczyli czynnie - często z pożytkiem dla Rzeczypospolitą

i ziemi, czyli „ojczyzny bliższej" - ci, którzy mieli czas, pieniądze

a przede wszystkim ochotę i potrzebę kształtowania społecznej rzec/y

wistości. Jedni angażowali się z wewnętrznej potrzeby aktywności, inni

wiedzieli, że przez sejmik prowadzi jedna z dróg awansu. Udam

wystąpienia w kole braterskim, pełnienie funkcji marszałka, a przed'

wszystkim posła i deputata trybunalskiego było dla jednostek ambii

niejszych, szczególnie w XVI i XVII wieku, szansą wybicia się z prowin

cjonalnego partykularza do „wielkiej polityki".

134

Kariera rozpoczęta w ziemskim samorządzie zakończyć się mogła

różnie, ważny był przecież poziom startu: majątek, koneksje, koligacje.

Czasem było to wejście w szeregi politycznej elity Rzeczypospolitej,

czasem krzesło w senacie, wreszcie mogła to być kariera majątkowa

dzięki uzyskaniu dochodowych królewszczyzn. Wszystkie te nęcące

możliwości niosło z sobą aktywne uczestniczenie w życiu sejmikowym

i motywacji tych nie należy lekceważyć.

Poczucie obowiązku obywatelskiego, silne w XVI wieku, w później-

szych stuleciach osłabło, wpływ na rzeczywistość polityczną też często

okazywał się iluzoryczny. Pozostawały zatem dwie motywacje najistot-

niejsze: konieczność dbania o własny interes, choćby finansowy, np.

przy rozdziale obciążeń podatkowych, oraz szansa na karierę i zrobie-

nie majątku.

Wielu z uczestników życia sejmikowego, którym poświęciliśmy

powyższy rozdział, uważało że „brać udział" po prostu się opłaca.

Opłacało się zawsze magnaterii, często szlachcie średniej, najrzadziej

/agrodowcom i gołocie - wszyscy oni jednak uważali instytucję sejmiku

/u swoją.

1 K. Koźmian, Pamiętniki, Wrocław 1972, t. I, s. 132.

2 H. Malewska, op. cit., s. 61.

' Listy Krzysztofa Opalińskiego, wyd. cyt. s. 245 (Pozostałe cytaty z listów

Opalińskiego podajemy za tym wydaniem).

* J. W. Poczobut-Odlanicki, Pamiętniki, s. 273.

1 Rps AGAD, AR V nr 5533.

6 Rps B. Czart. 532.

7 M. Matuszewicz, Diariusz życia mego, opr. B. Królikowski, Z. Zieliński, War-

1986, t. II, s. 555. (Pozostałe cytaty za tym wydaniem).

* IC. Jarochowski, Lauda połączonych..., loc. cit., s. 434.

'' Korzystamy tu z ustaleń I. Lewina, Z historii i tradycji. Szkice z dziejów kultury

tydowskiej, Warszawa 1983.

111 W. Kochowski, Roczników polskich klimakter IV, wyd. J. N. Bobrowicz, Lipsk

IIW. s. 79.

" M. Matuszewicz, Diariusz..., t. I, s. 114-115.

" Rps AGAD, AR V nr 13841.

" Rps B. Czart. 517.

14 Rps AGAD, ML IX 55 - za zwrócenie uwagi na to źródło dziękuję pani Jolancie

• holńskiej.

n Rps. BJ 1151.

1(1 Rps BN. BOZ 1809/2.

135

17 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. I, s. 203.

18 Ibidem, t. II, s. 435^36.

19 Rps AGAD, AR V nr 10038.

20 ASPK, t. I, nr 206, cyt. za S. Płaza, Sejmiki i zjazdy szlacheckie województw

poznańskiego i kaliskiego. Ustrój i funkcjonowanie (1572-1632), Warszawa 1984, s. 89.

21 Rps B. Czart. 5966 i 467.

IV. SEJMIKOWA WALKA POLITYCZNA

„Jeszcze my tu sejmikujemy a to dla nieszczęsnych, których sam u nas pełno fakcyji.

Atoli dziś już kończymy i posły obieramy, bo u nas po utarciu artykułów aż ich obierają.

[...] Pan sędzia rodzony mój posłem także pewnie będzie, grożą się rugować go na sejmie,

ale tymczasem aut bos, aut asinus (albo wół, albo osioł, tzn. wóz albo przewóz - WK),

piętnaście ich jest co się pną na poselstwo wielkim gwałtem - szachmet (awantura) będzie

jak do kresek przyjdziem. Pan starosta lubelski zakłóciwszy chełmski sejmik po toż i tu

przyjechał, ale aza się niepowiedzie. Waszmości mnie wielmożnemu panu dobrym się

opowiada być przyjacielem, jego cooperatione (z jego przyczyny) kładziono nam

mandaty, ma membranów (akt in blanco) na nie jeszcze kilkanaście..."1.

Tak informował rokoszanina Jerzego Lubomirskiego, marszałka

wielkiego koronnego i hetmana polnego, o przebiegu sejmiku wojewó-

dztwa ruskiego w Wiszni jego klient, chorąży przemyski Jan Wojakow-

ski, w liście z dnia 30 października 1664 roku.

Tekst ten wprowadza nas w sam środek sejmikowej rozgrywki

o czysto politycznym charakterze. Analizą podobnych źródeł będziemy

»ic w tym rozdziale posługiwać dla zilustrowania mechanizmów walki

politycznej na zjazdach szlacheckich. Istotny jest tu przymiotnik

„politycznej" - wszystkim bowiem, co wykracza poza dzisiejsze pojmo-

wanie walki politycznej, a więc bezprawiem, przymusem i przemocą,

/ujmiemy się w następnym rozdziale.

Polityka była w Rzeczypospolitej Obojga Narodów zajęciem szla-

iheckim - „naród polityczny", zgodnie z rozwijaną w XVII wieku

ideologią sarmatyzmu, był powołany do rządzenia państwem na mocy

wywalczonych przez mitycznych przodków zasług i przywilejów, pie-

r/olowicie pielęgnowanych i przekazywanych kolejnym pokoleniom

potomków starożytnych, bohaterskich Sarmatów. Teoria wykluczająca

ud polityki - pojmowanej jako sztuka rządzenia państwem - plebeju-

iaów nie mogących się wywieść od sarmackich przodków, jak każda

«sada ogólna, w praktyce dopuszczała sytuacje wyjątkow^rTBywali

w Rzeczypospolitej politycy pochodzenia nieszlacheckiego, zwykle

137

K

jednak nie odgrywali zasadniczej roli i im dalej w głąb wieku XVII, tym

rzadziej ich spotykamy^

Politycy o plebejskim rodowodzie to zwykle specjalistyczny per-

sonel „średniego szczebla", skupiający się w wieku XVI wokół dworu

i kancelarii monarszej oraz działający w służbie dyplomatycznej. Często

kariera takiego „klerka", pochodzącego z mieszczaństwa lub nawet ze

wsi, kończyła się nobilitacją i jego potomstwo, uznając się za rodowitą

szlachtę, mogło uczestniczyć w życiu politycznym bez ograniczeń.

Pojawiali się więc na sejmach i sejmikach „mieszczańscy i chłopscy

synkowie" - było to jednak zjawisko marginalne.

Sukcesy ruchu egzekucyjnego ogromnie podniosły polityczne zna-

czenie zjazdów sejmikowycłtTDopóki Jagiellonowie - królowie senator-

scy - rządzili przy pomocy mianowanego senatu, dopóty rola ziemskicli

zgromadzeń sejmikowych była nieznaczna. Gdy jednak za panowania

Zygmunta Augusta wzrosła rola izby poselskiej, musiało to pociągnąć

za sobą wzrost znaczenia zgromadzeń, na których obierano posłów

i przygotowywano im instrukcje.^;

Samorządowe funkcje sejmików ulegały rozszerzeniu proporcjonal-

nie do znaczenia sejmu, a gJy w połowie XVII wieku rozpoczęła się

degeneracja rządów sejmowych, sejmiki przejęły wiele z prerogatyw

władzy centralnej i nie tylko nie straciły, ale nawet zyskały na znaczeniu.

Sejmiki były niejako „z góry skazane" na polityczną wielkość, wynikało

to z logiki systemu. Choćby dlatego, że były owe zjazdy właściwie

jedynym forum dla kształtowania wspólnych poglądów, opinii w spra

wach publicznych ziemian na prowincji ogromnie rozległego państw,i

polsko-litewsko-ruskiego.

7 (_Sejmiki powiatowe, ziemskie, wojewódzkie, wreszcie zanikając

w XVII wieku generały były dla większości szlachty jedyną szansą czynnep

uczestniczenia w życiu politycznym w XVI i XVII wieku, w czasach, kied

warstwa ta przeżywa apogeum swego znaczeniayW okresie późniejszyn>

- wraz z powrotem magnaterii do utraconej w XVI wieku roli warstw

decydującej o polityce państwa - rola sejmików i formy uprawiania na nici ¦

polityki ulegną zmianie. W XVIII stuleciu będzie już często oczywiste, że i ¦

nie szlachta na sejmiku decyduje o sprawach ziemi czy województw

- rozstrzygano o wszystkim na magnackich dworach. Wiedza o tyn¦

w orbicie którego z prowincjonalnych wielmożów konkurujących ze soli

pozostawał dany sejmik, ma zasadnicze znaczenie dla zrozumiem

wewnętrznych dziejów chylącej się do upadku Rzeczypospolitej.

138

Wiadomo od jakiegoś czasu, że prawdziwa polityka, to polityka

personalna. Walka idei i programów zdarzała się na sejmikowym

partykularzu, szczególnie w XVI wieku, kiedy renesansowe ożywienie

intelektualne wydawało jeszcze swoje owoce. W latach późniejszych,

w miarę postępującego upadku kultury politycznej, tryumfować po-

częła zasada (o wiele później zresztą sformułowana) ograniczająca sens

polityki do pytania „kto kogo". Nie tak ważne było więc to, co się

mówiło na sejmiku, raczej kto to mówił, a zwłaszcza przeciwko komu.

W całym okresie - i we wspaniałych początkach i na smutnym końcu

najwięcej emocji i zainteresowania wzbudzały te zgromadzenia, które

połączone były z wyborami. I choć często istotniejsze były dla ziemian

sprawy omawiane na sejmikach gospodarskich, to wydaje się, że

wybory - przedsejmowe, deputackie i na urzędy - gromadziły najwięk-

h/ą publiczność.

One też w pierwszej fazie rządów sejmikowych najczęściej stawały

się miejscem zaciętej rywalizacji stronnictw, coraz częściej kończącej się

hurdami i zrywaniem obrad. Już w drugiej połowie XVII wieku

współzawodnictwo fakcji, częściej reprezentujących osoby niż pro-

gramy polityczne, przenosić się poczęło na nowe sejmiki samorządowe.

Zrywano więc obrady już nie tylko w walce o funkcję posła na sejm, ale

dla niedopuszczenia rywali do znacznie mniej prestiżowych stanowisk.

Na przełomie XVII i XVIII stulecia prym w tej zażartej konkurencji

o każdy urząd i stanowisko wiedli Lublinianie. Oto parę doniesień

* sejmiku lubelskiego, pierwsze z czerwca 1693 roku:

„Sejmik lubelski zagaiwszy się 4 praesentis (bieżącego miesiąca) przy powadze jaśnie

wielmożnego jegomości pana podkomorzego lubelskiego, zerwał się 6 eiusdem (tegoż

mieniąca) na rotmistrzostwie łanowym, które gdy jegomość pan stolnik łukowski

Ko/wadowski intebatur in partes suorum asserere (zamierzał uzyskać dla siebie) drudzy

kimlradykując temu zerwali. Tamże 2 eiusdem na rotmistrzostwie potkał casus (przypa-

iłfk) jegomości pana starostę żytomierskiego, gdy w nocy pan Woliński instygator

Itukurżyciel) trybunalski z jegomościa panem Molskim, synem jegomości pana vi-

iłinarszałka nadszedłszy, posiekali w rękę razy kilka i coś w głowę..."2.

Konkurowano tu o stanowisko niewysokie, ale dochodowe - dowó-

dcy oddziału wojskowego zaciąganego na koszt województwa; w walce

o lc synekurę doszło do bójki, w której dostało się samemu staroście

»Vlomierskiemu, a jeden z wojewódzkich matadorów, Andrzej Roz-

*«dowski stolnik łukowski, tak parł do stanowiska, że aż konkurenci

musieli zerwać sejmik, by nie dopuścić go do funkcji.

139

,4

14. Daniel Chodowiecki, Bójka dwóch senatorów polskich.

Akwaforta, 2 poł. XVIII w.

W dziesięć lat później rywalizacje podobne trwały nadal i do-

prowadziły do podjęcia przez sejmik lubelski iście kuriozalnej uchwały.

Oddajmy głos radziwiłłowskiemu korespondentowi w Lublinie, Toma-

szowi Ignacemu Gintowtowi, który tak zrelacjonował rzecz całą swemu

chlebodawcy:

„Nazajutrz 25 et subseąuenter (i dalej) aż do piątku 28 septembris (września) materia

0 obieraniu komisarza i poborcy i ich konkurencyja [...] cały czas zabrała. Tandem

(wreszcie) tegoż dnia jest skończona za obraniem na komisarstwo do trybunału

radomskiego jegomości pana Kiełczewskiego, na poborstwo jegomości Stoińskiego,

którym iniungebat (polecono) wykonanie przysięgi u stolika jegomości pana marszałka,

luko się o to nie starali. [...] Na co jegomość pan chorąży lubelski odpowiedział, że

województwo zabiegając emulacjom (rywalizacjom) to prawo postanowiło, bo kto

hałasów, rwania sejmików przyczyną, jeżeli nie staranie...?"3.

Z przekazanej przez Gintowta wypowiedzi chorążego lubelskiego

wynika, że postanowiono owym „emulacjom i hałasom" zapobiec,

odbierając od starających się o funkcje i godności elektów przysięgę,

>.c... wcale się o nie nie starali. Mamy tu do czynienia z anachronicznym

1 graniczącym z aberracją polityczną przekonaniem, że zabiegi o urząd

mi|. w rzeczy samej podejrzane i uwłaczające, a obiór powinien na-

Mcpować w uznaniu zasług i niejako wbrew woli zainteresowanego,

którego szlachta powinna „upraszać" o przyjęcie godności. Tego typu

naiwne próby regulowania sejmikowego mechanizmu ułatwiały tylko

przemianę go w pole walk stronnictw i jednostek ubiegających się już

i/csto nie o godność posła, mogącą być wstępem do szerszej politycznej

kariery, ale o urząd rotmistrza powiatowego czy poborcy ziemskiego.

11 rzędy te dawały niewielkie polityczne wpływy, ograniczone do ziem-

*kiego partykularza, stwarzały za to szansę wzbogacenia się kosztem

skarbu ziemskiego i państwowego.

Jakąż bowiem zaporę dla pozbawionych skrupułów powiatowych

polityków per fas et nefas prących do dochodowych funkcji był

obowiązek złożenia ustnej przysięgi, że im na tej godności nie zależało?

Kozdźwięk pomiędzy rzeczywistością sejmikowej codzienności a naiw-

nie idealistyczną tendencją sejmikowej uchwały o przysiędze był tak

duży, że musiał odbierać jej w oczach współczesnych całą powagę

I / góry czynił ją martwym i niepoważnym aktem formalnym.

W tej jednak atmosferze zewnętrznego legalizmu i dbałości o za-

chowanie fasadowych, a rzadko w praktyce realizowanych ideałów

rozkwitała sejmikowa polityka. Ukształtowała się od początku XVII

141

wieku praktyka sejmikowania, na którą w równej mierze składał się

szumny frazes przywołujący chętnie „cnoty i zasługi przodków" (gdy

brakło własnych), jak i całkiem niecnotliwe kombinacyjki, jak prywata,

korupcja, protekcjonizm, czyli zwykłe wady każdego systemu demo-

kratycznego.

Spróbujmy wrócić teraz do analizy owej sejmikowej polityki,

w której arkana wprowadza nas cytowany na początku rozdziału

fragment listu Wojakowskiego do Lubomirskiego. Już w wieku XVII,

w czasach, gdy znaczne były jeszcze wpływy szlachty średniej - a jej

domeną, jak to wyżej staraliśmy się wykazać, były sejmiki - rolę

przywódców politycznych, którzy chętnie brali na siebie obowiązek

wyrażania postulatów szlachty, pełnili „bracia starsi" albo po prostu

„panowie" - magnateria o senatorskich ambicjach. Wraz z przej-

mowaniem przez nią roli wyraziciela interesów szlachty jako całości,

kończyło się znaczenie sławnych w XVI stuleciu trybunów i parlamen-

tarzystów szlacheckich. Ordo intermedius - stan pośredniczący, senato-

rowie, którzy już za Zygmunta III Wazy poczęli przyswajać sobie

tajniki polityki sejmikowej, wkrótce owładnęli też umysłami sejmikują-

cych. Tak zakończyły się czasy walk programów politycznych, a roz-

poczęła się epoka polityki ograniczonej do rozgrywek personalnych,

programy - jeśli je w ogóle formułowano - były zwykle pretekstami.

Wkrótce też więksi i mniejsi panowie przestali grać rolę pośred

ników i bez ogródek poczęli wykorzystywać wpływy na sejmikach dl;i

swych prywatnych, czasem żadnym frazesem już nie osłoniętycli

interesów. Listy nadsyłane na zjazdy przez owych personatów zawierał?

często prośby o poparcie przez zgromadzonych spraw najzupełnk-i

z celem zjazdu nie związanych. Leży przed nami opis sejmiku relacyi

nego województwa wileńskiego, rozpoczętego 28 lutego 1681 roku

Czasy to były na Litwie burzliwe, rywalizacja wielkich rodów: Paców

Sapiehów, Radziwiłłów doprowadzić miała do wojny domowej, sejm 11

był liczny, zjechał nań sam wojewoda wileński Michał Kazimierz Pćh

Na ręce marszałka nadesłano wiele listów, m.in. nadszedł od marszałk.i

powiatu oszmiańskiego Kociełła - osoby znanej i cieszącej się znacznym

autorytetem. Być może zgromadzeni liczyli, iż marszałek oszmiańsk

przedstawi w liście swoje stanowisko w sporach rozdzierających pn>

wincję. Jakież więc musiało być zaskoczenie, gdy dowiedziano się, i

sprawa, która skłoniła Kociełła do wysłania listu, nie ma nic wspólnej"

z polityką. Pisał on:

142

„prosząc o instancyję do jego królewskiej mości, aby komisyja nie była w majętności tego,

od jego królewskiej mości naznaczona, o spalenie Żydówki"4.

Za sprawą tą kryje się zapewne tragedia kobiety oskarżonej o czary

czy może o mord rytualny, ale jest to także jaskrawy przykład

^yk^rzy^tyjwajńajejmjku^pbrad w sprawach_p_ublicznych - do obrony >,

prywatnych interesów, w tym wypadku zagrożonych interwencją króle-

wską i karą za samowolne wymierzenie sprawiedliwości. Kociełł nie

uzyskał poparcia sejmiku - nie dlatego jednak, iżby jego prośbę uznano

za niestosowną, ale dlatego, że w ferworze dyskusji nad sprawami

wojskowymi i skarbowymi rzecz cała umknęła uwadze zgromadzonych

na zamku wileńskim. Zresztą Kociełł nie przywiązywał do tej sprawy

większej wagi, skoro ograniczył się do listu. Bardziej od niego zapobieg-

liwi lepiej potrafili dbać o swe interesy na sejmikach. Przyjrzyjmy się,

jak to robił znany wielu z kart Potopu, osławiony książę Bogusław

Radziwiłł, koniuszy wielki litewski.

Zasadniczą sprawą dla magnata, który sam przecież nie mógł być

obecny na wszystkich sejmikach pozostających w orbicie jego zaintere-

sowań, było mieć na nich swoich ludzi. Zachowała się korespondencja

Bogusława Radziwiłła z Krzysztofem Dobkiewiczem, który w latach

sześćdziesiątych XVII wieku był jego agentem in rebus w Wilnie.

W sprawach sejmikowych był odpowiedzialny za dostarczanie księciu,

rezydującemu wtedy głównie w pruskim Królewcu, informacji o sytua-

cji na sejmikach. Poza tym przekazywał tam listy radziwiłłowskie i, co 1

najważniejsze, starał się, by znalazły one wśród sejmikującej szlaehty^J

właściwy oddźwięk.

Nie były to zadania łatwe. Jak wynika z listów Dobkiewicza, musiał

«ic on czasem mocno napocić, by zadowolić swego mocodawcę. Oto na

przykład w lutym 1665 roku listy książęce na sejmik lidzki i wiłkomier-

iki dotarły do Wilna 18 lutego, a zgromadzenia rozpoczęły się w dzień

później.

„Atoli przecież starałem się o takich, co zbiec mogli na dzień 19 do Wiłkomierza

11 .idy. Rozsyłając te listy pisałem do tych, na których waszej książęcej mości zależy, sam

ml siebie, aby desideria (postulaty) waszej książęcej mości były promowane, bo bez tego

(mi przeczytaniu listu nic by nie było. [...] List waszej książęcej mości (na sejmik wileński

W K) kazałem oddać swemu czeladnikowi, uczyniwszy go kozakiem (posłańcem) waszej

kiln>.ccej mości. Po którego przeczytaniu nie tylko aby miała być od kogo interpositia

IW»Uiwiennictwo) za waszą książęcą mością, ale cale krzyknęli: - Żadnych prywat nie

promować.

143

kl

X

Czekałem [...], aż kiedy poczęto promować mniszki i jezuitów i inszych [...], sam się

odezwałem i kontradykowałem (sprzeciwiłem się) temu [...]. Okrzyknęli mnie, że dla tych

prywat sejmy rwą - powiedziałem, że książę jegomość dobrodziej mój nie dlatego prosi

0 instancyją, aby nią o całość Rzeczypospolitej koncernujące (starające się) rady przez

delegatos suas (przedstawicieli swych) rwać i impediować (zakłócać) miał, ale abyście

tylko, jako za tejże synem Ojczyzny i współbratem swoim interponowali (wstawili się)

w słusznej rzeczy. Gdy tedy nie było na to żadnej kontradykcyji jegomość ksiądz biskup

(Jerzy Białłozor biskup wileński, prowadzący obrady - WK) rzekł: - Dobrze, każę

napisać"5.

Widzimy więc, że Dobkiewicz nie ograniczał się do bycia „okiem

1 uchem" książęcym, ale występował w jego interesach na sejmiku; nie

wahał się nawet szantażować zerwaniem obrad w celu uzyskania

poparcia dla swojego zleceniodawcy. Takie [grożenie liberum veto dla

uzyskania ustępstw należało zresztą do najpopularniejszych metod

walki politycznej na sejmikach^ W tym wypadku wiemy, że Dobkiewicz

odniósł sukces w Wilnie i udało mu się też umieścić dezyderaty

radziwiłłowskie w instrukcjach lidzkiej oraz wiłkomierskiej, mimo

opóźnienia poczty z Królewca. Wiemy o tym z listów „ludzi Radziwił-

ła" w Lidzie i Wiłkomierzu: Macieja Olszewskiego podsędka lidzkiego

i Jana Kościałkowskiego pisarza ziemskiego wiłkomierskiego, którzy

wypełnili prośby Dobkiewicza. Kościałkowski domagał się tylko, aby

na przyszłość książę zwracał się doń bezpośrednio - widać zależało mu

na awansie do grupy klientów bezpośrednio związanych z patronem,

a nie podległych jednemu z jego pełnomocników.

Sytuacja pełnomocnika radziwiłłowskiego w tym okresie była tym

trudniejsza, że reprezentował on interesy magnata o małej popularno-

ści, wyznawcę kalwinizmu; a i sam Dobkiewicz zaliczał się do ciągle

malejącej w sile i znaczeniu grupy ewangelików w Wielkim Księstwie

Litewskim. Mimo to radził sobie i utrzymał się na tym stanowisku aż tln

śmierci Bogusława Radziwiłła w 1669 roku. Dbał nie tylko o przepływ

informacji sejmikowej, ale starał się ciągle forsować interesy książęce,

a nawet próbował wysuwać radziwiłłowskich kandydatów do funkii

poselskich.

Tak oto w styczniu roku 1666 instruował księcia koniuszego:

„Na blisko następujące sejmiki chciej wasza książęca mość panie mój wielmożny

wcześnie listy swe ekspediować i o tym pomyśleć abyś też wasza książęca mość swoje miin'

mógł subiecta (posłusznych ludzi) w izbie poselskiej [...]. Tu jeżeli jegomość pan kanclni

(Krzysztof Pac) nie będzie na sejmiku naszym wileńskim, jakoż ma odjechać pewnie, lcd»

będziemy się starać żebyśmy jegomości pana podkomorzego wystawili, lubo wiem, że pwt

144

kanclerz ma naznaczonych jegomości pana referendarza (Cyprian Paweł Brzostowski)

i jegomości pana pisarza Poźniaka. Jegomość pan Zienowicz marszałek oszmiański

pewnie posłem będzie, nie wadzi go waszej książęcej mości udać listem swoim, bo tego

człeka godność nie jest tajna waszej książęcej mości"6.

Jakże wyraźnie przedstawił autor tych listów swą rolę w działaniach

politycznych na sejmiku wileńskim, robionych przecież na rachunek

Bogusława Radziwiłła. Warto też zwrócić uwagę, że z listów

łych daje się odczytać charakter wzajemnych stosunków między

księciem a jego wileńskim sługą. Dobkiewicz miał mocne poczucie

własnej godności, pisał do księcia koniuszego grzecznie, ale nie

uniżenie i pozwalał sobie czasem na pouczenia i instrukcje. Dość

I o wszystko odległe od popularnych wyobrażeń na temat stosunków

pomiędzy magnackim patronem a szlacheckim sługą w drugiej

połowie XVII wieku.

Inny list Dobkiewicza wprowadza nas głębiej w tajniki sejmikowej

konkurencji personalnej. Zacytujmy więc jeszcze jeden fragment, tym

razem pochodzący z 13 stycznia 1669 roku.

„Atoli i ja odjeżdżając stąd na sejmik do Wiłkomierza daję znać, że się potężnie ligują

(icdnoczą) niechętni domu waszej książęcej mości z różnymi, przeciwko waszej książęcej

mości i księciu jegomości panu podkanclerzemu (Michał Kazimierz Radziwiłł). Dnia

piątkowego była konsulta (narada) sekretna u jegomości księdza biskupa wileńskiego

(Aleksander Sapieha) na której wszytka starszyzna co tu na ten czas była w Wilnie

wsiadała i tam podobno uczyniwszy między sobą koniuratią (spisek), w sobotę rozesłano

wojskowych do wszystkich powiatów i województw z instrukcyjami..."7.

Ostatnie zdania tego listu przenoszą nas od stosunkowo niewinnych

/ubiegów o przychylność sejmików i obieranych na nich posłów, do

«praw dużo bardziej skomplikowanych. W relacji tej dostrzegamy

bowiem część mechanizmu staropolskiej „maszyny wyborczej", która

im bliżej XVIII stulecia, tym lepiej funkcjonowała pod nadzorem swych

magnackich konstruktorów i kierowników.

Nim spróbujemy opisać działanie takich mechanizmów, tworzo-

nych często dla potrzeb centrów dyspozycyjnych polityki w skali całego

puństwa - dworów magnackich i dworu królewskiego, które w XVIII

wieku często zamieniały wybory sejmikowe w farsę - zastanówmy się,

juk rzecz się miała wcześniej, w początkach XVII wieku. Historyk,

/nawca mechanizmów władzy rządzących staropolskim społeczeńst-

wem w czasach Zygmunta III, tak charakteryzował warunki walki

politycznej w tym okresie.

145

„Co sprawiało, że społeczeństwo szlacheckie desygnowało na swoich przywódców,

wybierało posłami, proponowało kandydatury na urzędy tych a nie innych ludzi1'

Decydował o tym przede wszystkim autorytet osobisty. [...] Przy analizie szlacheckiej

polityki personalnej wyłania się pytanie, czy była ona rezultatem woli szlachty, czy te/

raczej wynikiem układów politycznych. Wspomniany wojewoda poznański Hieronim

Gostomski chełpił się, iż bez jego zgody nikt nie zostanie posłem na sejmiku średzkim

Jednak wypowiedź ta charakteryzowała jedynie zamiary Gostomskiego a nie realia

polityczne panujące w województwach poznańskim i kaliskim"8.

Zacytowaliśmy tu fragment książki Edwarda Opalińskiego, aby

zwrócić uwagę na szybko zachodzące w tej materii przemiany. Autor

tych słów dowodzi dużej jeszcze niezależności sejmiku średzkiego

w końcu XVI i na początku XVII wieku. W kilkadziesiąt lat później

obraz ten nie będzie już tak sielankowy, a za czasów cytowanego wyżej

Dobkiewicza rozwiną się mechanizmy, które w wieku XVIII w dużym

stopniu odbiorą podjętym na sejmikach decyzjom personalnym wiary-

godność. Próbie przedstawienia tego procesu poświęcimy kilka następ-

nych stron. Po polityku małego formatu - Dobkiewiczu, teraz oddamy

głos wielkim tego świata, którzy osobiście angażowali się w sejmikowa

walki i rywalizacje.

Starania o uwzględnienie własnych postulatów przez sejmik, próbii

wprowadzenia ich na forum sejmowe za pośrednictwem przychylnych

posłów - wszystko to musiało prowadzić do starań o takie podporząd-

kowanie sejmikujących, aby obrady przebiegały po myśli dworskiego

lub magnackiego dysponenta. Zdarzało się, że owo posłuszeństwo

wymuszano po prostu siłą, jednak bywało tak rzadko, szczególnie

w pierwszej połowie XVII wieku.

W wydanej w 1957 roku korespondencji wojewody poznańskiego

Krzysztofa Opalińskiego z bratem Łukaszem z lat 1641-1653 znaj

dujemy wiele materiału obrazującego metody, jakimi ambitny możno

władca w czasach panowania Wazów zabiegał o utwierdzenie swci

pozycji, m.in. poprzez aktywność na sejmikach. Krzysztof Opaliński

o wpływy na zjazdach średzkich rywalizował z drugim wielkopolskim

potentatem tej epoki - starostą generalnym wielkopolskim, Bogu

sławem Leszczyńskim. Dość szczegółowo relacjonował wojewoda po

znański swemu stroniącemu od polityki bratu Łukaszowi sposoby,

jakich imał się dla zdobycia zaufania i poparcia licznej wielkopolskie i

szlachty, a przede wszystkim powiatowych, średnioszlacheckich per

sonatów.

(146

cPodstawowe zasady polityczne Opalińskiego zawierały się w niewie-

lu punktach:

po pierwsze - nigdy nie opuszczać sejmików,

I po drugie - znać i zwalczać intrygi wrogów,

po trzecie - promować konsekwentnie „swoich ludzi",

po czwarte - „listami, prezencikami, ludzkością eta, eta" zabiegać

o przychylność opinii publicznej.)

Obecność na sejmikach w "Środzie wiązała się z nieuniknionymi

nakładami finansowymi i wysiłkiem organizacyjnym. Pan wojewoda

zwykł był stawać w miasteczku w klasztorze dominikanów i tam też

organizował „centrum dowodzenia" partii Opalińskich. Skarżył się

wo

ewoda w 1644 roku:

„W klasztorze stołów, ław i inszych rzeczy potrzeba, bo tego mniszy nie mają"9

Na meblowaniu klasztoru się nie skończyło, ale gdy w 1649 roku

Krzysztof zachęcał swego brata do przybycia na sejmik średzki,

zapewniał go o niewielkich kosztach tych przygotowań.

„O sumpt (wydatek) na sejmiku nic a nic się waszmość nie kłopoc. Srodze to sam już

imlało. Bankieciku ani pytaj. Ja też będę miał z sobą assystencyją przystojną i piechotę.

Wołu którego kazawszy z Poznania przywieść a wiadro jedno i drugie wina odprawisz to

wnszmość..."10.

Były to jednak tylko próby zwabienia na sejmik brata-mizantropa.

Hliższe prawdy wydają się być relacje z 1641 roku, kiedy to wojewoda

hołdował w Środzie zasadzie „zastaw się a postaw się" i każdego

ilnia zapraszał na śniadania i bankiety. Obok dworzan i żołnierzy

lowarzyszyły mu wszędzie tłumy klientów, a dla efektu sprowadził

niiwet na zjazd własną „muzykę", która przygrywała w kościele

i na bankietach.

Zapraszani listami prywatnymi, częstowani na ucztach „panowie

hiacia" potrzebni byli magnatowi do przeforsowania własnych kan-

dydatur na posłów i do umieszczenia w aktach sejmiku własnych

postulatów.

,.[...] pan Witosławski, pan Niegolewski którychem porobił posłami, tak że sam

Wilosławski miał 103 głosy. Gdybym był i Proskiego chciał mieć posłem, dokazałbym był

l»go, bo go wszystkie fakcyje miały na kartkach, tylko że wolał poborcą zostać..."11.

Taki sukces był skutkiem przezornego przestrzegania zasad sej-

mikowej polityki tej doby.

147

15. Jan Piotr Norblin, Grupa szlachty.

Ołówek, sepia, pędzel, 1802 r.

Ale czasem ani obecność magnata, ani stronnicy kaptowani listami

i „bankiecikami" nie byli dostateczną gwarancją zwycięstwa. Najtrud-

niej było przewidzieć intrygi przeciwników. Taki zawód przeżył Krzysz-

tof Opaliński na początku 1643 roku. Jeszcze w grudniu roku poprze-

dniego donosił bratu, że doskonale orientuje się w działaniach Bogu-

sława Leszczyńskiego, a tu na styczniowym sejmiku średzkim okazało

się, że wróg przechytrzył pana wojewodę „cudowne czyniąc praktyki".

Gdy w trakcie obrad tego zjazdu przyszło do zasadniczej kont-

rowersji, stronnicy Opalińskiego zawiedli:

„[...] aż owi panowie, którzy ode mnie pobrali wielkie jurgielty (pensje), jedni milczą,

drudzy płaza a trzeci aperte (otwarcie) za generałem..."12

Opuszczonego przez przekupionych klientów wojewodę poparli

lylko krewni i przyjaciele domu, ale pokonać Leszczyńskich się nie

udało i trzeba było iść na niekorzystny kompromis albo rwać sejmik.

Ponieważ w tej epoce rwanie nie należało jeszcze do metod powszechnie

stosowanych a nigdy chluby nie przynosiło, Opaliński zdecydował się

ustąpić dla ocalenia obrad.

Opisywane wyżej praktyki dotyczyły tylko jednego sejmiku, co

pniwda bardzo ważnego - średzkiego. Wyraźnie jednak widzimy, że

jeszcze w końcu pierwszej połowy XVII wieku magnat tak bogaty

i cieszący się taką popularnością, jak wojewoda Opaliński, z dużym

wysiłkiem podporządkowywał sobie obrady.

W następnym stuleciu apetyty autorów-wlelkiej polityki wyraźnie

w/rosły, stosownie do możliwości. Szczególnie w Wielkim Księstwie

Litewskim - gdzie, jak już wspomniano, średnia szlachta zawsze

t IcN/.yła się mniejszą niezależnością - kampanie sejmikowe planowano

nic w skali jednego powiatu, lecz w skali całej prowincji.

W zbiorach radziwiłłowskich w Archiwum Głównym Akt Dawnych

echował się list, w którym Jerzy Sapieha starosta wilkowski przed-

iluwiał Annie z Sanguszków Radziwiłłowej plan akcji sejmikowej

ułożony w styczniu 1733 roku. Ustalono między innymi osoby od-

|H)wiedzialne za właściwy przebieg sejmików gromnicznych. Nadzór

I odpowiedzialność tak była podzielona: największy ciężar spoczął na

kobiecie, Annie Radziwiłłowej kanclerzynie wielkiej litewskiej, wdowie

po Karolu Stanisławie Radziwille, która troszczyć się miała o zgodny

t interesami tego stronnictwa przebieg zjazdów w Upicie, Kownie,

Utl/ie, Nowogródku, Brześciu i Mińsku. Łatwiejsze zadanie zlecono,

149

\

przewidywanemu na marszałka sejmu, generałowi artylerii litewskiej

Kazimierzowi Leonowi Sapieże, który odpowiadał za wyniki sejmików:

wileńskiego, oszmiańskiego, wiłkomierskiego, trockiego, smoleńskiego

i starodubowskiego. Zadanie było o tyle prostsze, że trzy z tych

zjazdów, tj. wileński, smoleński i starodubowski, odbywały się w jed-

nym miejscu - w Wilnie - co znacznie obniżało koszta działania

generała.

Pozostali nadzorcy zająć się mieli mniejszą liczbą sejmików; czasem

dzielili się pracą z kolegami. I tak starosta skirstymoński Eperyeszy

(Michał lub Antoni) zajmował się sejmikiem żmudzkim w Rosieniach

i pomagał klientom radziwiłłowskim w Upicie. Podkomorzy brasławski

Antoni Rudomina odpowiadał za przebieg wyborów w Brasławiu

i pomagał w organizowaniu obrad w Połocku, którymi zająć się miał

również wojewoda witebski Marcjan Ogiński, nadzorujący poza tym

jeszcze zgromadzenia w Witebsku, Orszy i Mścisławiu. Starosta merę-

cki Ignacy Sapieha miał dbać o wybory w Słonimiu, Wołkowysku.

Mozyrzu i Rzeczycy, a podskarbi nadworny litewski Józef Franciszek

Sapieha zająć się miał Grodnem, Pińskiem i, w spółce z poprzednikiem,

zjazdem wołkowyskim.

Ten całościowy „dyspartyment" Wielkiego Księstwa pomiędzy

matadorów fakcji sapieżyńsko-radziwiłłowskiej, tuż przed śmierci;|

Augusta II Mocnego, ukazuje nam poziom ambicji, o jakim sto lal

wcześniej nawet marzyć nie mógł Krzysztof Opaliński. Inna rzecz, iż

brak nam danych, by stwierdzić, czy ten podział sejmików i tak

pieczołowicie zaplanowana opieka dały rezultat. Rychła zresztą śmieri

króla i przygotowania do elekcji przetasowały karty, a stare układy

przestały być istotne.

Sama jednak^ząsada „układania sejmików" pozostała w mocy

i stosowana była z powodzeniem do końca ich istnienia. Układano

nawet bardzo szczegółowe plany kampanii, z listami osób mających

zostać posłami^W 1764 roku Marcin Matuszewicz uczestniczył w nara

dzie, na której postanowiono obsadzić ważniejsze sejmiki litewskie

następującymi politykami: w Wilnie posłami dać się mieli obnu

- podstoli litewski Ignacy Pac i podkomorzy wileński Jan Antoni

Horain, sejmik lidzki obrać miał starostę wilejskiego Józefa Paca

a kowieński - Antoniego Michała Paca pisarza wielkiego litewskiego

Kolejny Pac - Michał Jan starosta ziołowski - miał być wybrany na

sejmiku mińskim, a z sejmiku brzeskiego posłem miał zostać Józel

150

Sosnowski, pisarz litewski. Najważniejsze sejmiki na Litwie mieli

obsadzić czterej Pacowie w towarzystwie Horaina i Sosnowskiego,

a o stosunku do całej tej kombinacji narratora, Matuszewicza, świadczy

pełna żalu uwaga:

...,,a mnie, abym był jego kolegą (Sosnowskiego „kolegą" - drugim posłem z Brześcia

- WK) zapomniano"13.

Najzabawniejszy zresztą jest tu fakt, że cały ten tajny podział

sejmikowych stref wpływów i mandatów poselskich był intrygą „o

podwójnym dnie" - miał bowiem oszukać i zneutralizować patrona

Matuszewicza, wojewodę wileńskiego Karola Radziwiłła „Panie Ko-

chanku", którego przyjaciółmi byli Pacowie.

Po tych przykładach, obrazujących udane i nieudane próby pod-

porządkowywania sobie przez „wielkich ludzi" życia sejmikowego,

przejdźmy do przedstawienia techniki walki politycznej na szlacheckich

/jazdach. W całym okresie ich funkcjonowania istniały pewne, czasem

powielane z pokolenia na pokolenie mechanizmy, zwyczaje, a nawet

podstępy czy „kruczki", które współcześni nazywali „skokami sej-

mikowymi". Wytworzone stosunkowo wcześnie - wraz z ukształ-

lowaniem się pisanego i zwyczajowego prawa sejmikowego - owe

ogólnie znane i często akceptowane techniki politykowania ograniczały

nic tak naprawdę do paru stosowanych w różnych kombinacjach

ohwytów.

W XVII stuleciu, a pewno i wcześniej, najczęstszym zabiegiem było

Pozyskiwanie sobie liderów szlacheckich i wpływanie przez nich na tok

obrad. Wspominano już o tym, jak przez cieszących się autorytetem

ti|współziemian przywódców średniej szlachty można było doprowadzić

ilf) uchwalenia potrzebnych - z punktu widzenia danego centrum

politycznego - punktów laudum czy instrukcji poselskiej, jak również

tlo obrania odpowiednich ludzi na posłów sejmowych czy sędziów

Irybunalskich. ^.

Metoda ta, najprostsza i wymagająca najmniejszych nakładów,

była jednak o tyle niebezpieczna, że oddawała losy zgromadzenia

w ręce ludzi kierujących się często własnymi interesami i ambicjami.

1'owodować to mogło sytuacje, kiedy działający w imię własnych

ittcji prowincjonalni politycy odmawiali wypełniania poleconych im

/tidań. Podobna rzecz zdarzyła się właśnie Opaliriskiemu na wyżej

opisywanym przez niego sejmiku. Gdy zawiedli wykonawcy planów,

i 151

cała gra była przegrana, nie było bowiem przez kogo dotrzeć do

sejmikujących.

„Wielcy ludzie" powiatowej polityki bywali przekonywani do

programu dworu lub opozycji nie tylko przez wyłożenie racji. Nic

zawadziło nigdy wywodów i retoryki poprzeć „brzęczącym argumen-

tem", choć i to nie zawsze gwarantowało wierność „jurgieltników".

(^ Zdobywanie stronników lub neutralizowanie ludzi działających dla

politycznych przeciwników odbywało się zwykle tuż przed zjazdem i nic

ograniczało się do prostego przekupstwa mniejszą lub większą sum;)

pieniędzy, przekazywaną „na koszta" urabiania opinii. Można też było

działać metodą „bezgotówkową55?^?

„Siła tu panowie partyzanci króla Stanisława in partes suas (na swoją stronę)

obietnicami, przywilejami ludzi ppdementowali" (tu: poprzeciągali)M

donosił hetmanowi Sieniawskiemu z województwa krakowskiego Jerzy

Lubomirski, oboźny wielki koronny, w roku 1708. Prosił też, by hetman

przyznał cześnikowi rawskiemu Stefanowi Wielogłowskiemu

„list przypowiedni na frajkompanię dragońską, aby mu gembą zatkać bo jest to

wielki na sejmiku huczek".

Spodziewając się „huków" Wielogłowskiego na sejmiku, chciał go

oboźny listem zneutralizować.

Jak tego rodzaju przedsejmikowe zabiegi korupcyjne wyglądały

niejako z zewnątrz, od strony konkurencji, świadczy sprawozdanie

kasztelana kijowskiego Feliksa Czermińskiego, który relacjonował

również Sieniawskiemu działalność marszałka konfederacji sandomier-

skiej, Stanisława Denhoffa, przed lipcowym sejmikiem lubelskim

w 1714 roku.

„Wiesz waszmość pan dobrodziej dobrze, że jegomość pan miecznik koronny

(Stanisław Denhoff) z przywilejami ziemskimi lubelskimi na sejmik tutejszy dla robienia

machinacyji i fakcyji zjechał.[...] Robił przez te obligowane sobie subiekta (narzędzia)

osobliwie przez jegomościów panów Kiełczewskich molimina (starania) i fabryki do czego

jegomość pan wojewoda czernihowski (Mikołaj Krosnowski) maximam partem contribuit

(najbardziej się przyczyniał). Nihil (nic) jednak ta impreza effecit (nie dała) i owszem

konfuzyję odniosła"15.

Kasztelan kijowski, który trudnił się identyczną jak Denhoff

działalnością na małopolskich sejmikach, potępił konkurencję, okreś-

lając jej akcję słowami o wyraźnie pejoratywnym znaczeniu: „machina-

cje, fakcje, fabryki". Nie dziwimy się Czermińskiemu - działał z ramie-

152

ma hetmana Sieniawskiego, a Denhoff - na polecenie dworu, stąd ten

ustatni mógł kaptowac sobie stronników przywilejami królewskimi na

lytularne urzędy lubelskie. Jego konkurent nie miał takich „środków

perswazji" na podorędziu.

Mimo tej przewagi miecznika koronnego, Czermińskiemu udało się

pokrzyżować szyki i nie dopuścić do opanowania przezeń sejmiku

województwa lubelskiego. Było to jednak osiągnięcie czysto destrukcyj-

ne, rodzaj pyrrusowego zwycięstwa - nie pozwolił podporządkować

ubrad ludziom realizującym polecenia dworu, ale i sam nie mógł

przeprowadzić swoich postulatów.

Sejmik zdominowany przez „swoich" ludzi, którzy zdobyli przy-

chylność zgromadzonych, politycznie nieobytej i niedoświadczonej

szlachty prowincjonalnej, „swój" człowiek marszałkiem oraz laudum

i instrukcja zgodne z założeniami - to było marzenie człowieka

parającego się polityką w „terenie" szlacheckiej Rzeczypospolitej.

Czasem te starania, by wszystko szło zgodnie z planem, posuwano za

daleko - dochodziło do absurdów, do obrad zgromadzeń od początku

do końca wyreżyserowanych, włącznie z przygotowanymi uprzednio

i skontrolowanymi wystąpieniami mówców.

Relacja z takiego zgromadzenia, wypranego z wszelkich cech

spontaniczności, zachowała się w korespondencji księcia koniuszego

wielkiego litewskiego, Bogusława Radziwiłła. Jego warszawski agent

i korespondent, cytowany już tu Szczęsny Morsztyn, tak opisał

stołeczny sejmik u „Marcinków" zaczęty 18 lutego 1665 roku.

„Pan podkomorzy tuteczny (warszawski) w absentacyji kasztelana Marcina Obor-

skiego onego pieniacza - zaczynał. Marszałkiem obrano pana Pigłowskiego człowieczka

małego i młodego, który musiał we wszystkim wprzód brać lekcyje od pana pisarza

grodzkiego Prazmowskiego, dlaczego przy nim siedział z szpakowatą brodą, jak bakałarz

przy żaczku. Posłem od króla był pan Wiszowaty Aleksander, który nadsługuje księdzu

kanclerzowi koronnemu (Mikołaj Prażmowski), który gdy instrukcyję królewską prze-

czytał, naprzód ozwał się pan podkomorzy różański (Walerian) Petrykowski i długo nie

perorował poglądając coraz w pugilares na punkta ponotowane. Po panu Petrykowskim

«den nie wotował, tylko się wszyscy na jego mowę referując posłów mianowali"16.

Obrady te, mimo że odbywały się w początkach drugiej połowy

XVII wieku, żywo przypominają opisywane przez Matuszewicza sej-

miki z połowy XVIII wieku. Zupełna bierność zgromadzonych, reżyse-

rowana niby-dyskusja, w której zasadniczy głos odczytywany był

z kartki, wybory przez aklamację, brak jakiejkolwiek opozycji - wszyst-

153

ko to dowodzi nieautentyczności tego zgromadzenia. Fakt takiego

właśnie wczesnego wystąpienia paraliżu sejmikowego mechanizmu,

który kojarzyć zwykliśmy z upadkiem kultury politycznej w czasach

saskich, skłonni jesteśmy w tym wypadku tłumaczyć miejscem akcji

Warszawa, miasto rezydencjonalne króla, siedziba dworu monarszego

i związanych z nim urzędów centralnych - wszystko to powodowało, że

pozostający w służbie dworskiej panowie Prażmowcy i Petrykowscy

łatwo opanowali zgromadzenie szlacheckie.

Jakże charakterystyczny jest ten ładnie przez Morsztyna zarysowa-

ny obrazek - marszałek sejmiku, niedoświadczony pan Pigłowski

i siedzący obok „jak bakałarz", posiwiały w sejmikowych bojach

urzędnik warszawskiego grodu, pan Prażmowski. Marszałek - figurant

wysunięty na pierwszy plan - przykryć miał swym nazwiskiem i opinią

niezbyt czystą grę innych, ważniejszych i bardziej doświadczonych

polityków. Nieprzypadkowo młodemu Pigłowskiemu przypadł

w udziale honorowy właściwie urząd marszałka sejmikowego, a po-

słami na sejm zostali inni - drugi, obok Prażmowskiego, reżyser obrad

podkomorzy różański Petrykowski i jeszcze jeden stołeczny urzędnik,

sędzia warszawski Kotowski.

Opisywany wyżej sposób radzenia sobie z problemem tak trudnym,

jak sejmikowe wybory, był tym właśnie ideałem, do którego wielu

lokalnych matadorów wzdychało, ale niewielu tylko zakosztowało. Do

podstawowych zalet tej metody należała oszczędność środków - wy-

starczyło pozyskać parę osób, a one już radziły sobie z resztą szlachec-

kiej publiczności. Ważna była też sprawność samego aktu sejmikowego

- wyreżyserowany trwał krótko, nie trzeba było wysłuchiwać mów

opozycji, a i same wybory przez aklamację były szybkie, bo nie bawiono

się w liczenie głosów.

Gdy jednak nie udało się sejmiku właściwie przygotować i kon-

kurujące ze sobą strony przyjeżdżały z zamiarem wywalczenia zwycię-

stwa dla swych kandydatów w czasie obrad - wtedy liczyć się

należało z większymi wydatkami czasu i energii, a przede wszystkim

gotówki.

Wiemy z pamiętników Matuszewicza, że w połowie XVIII wieku

koszta organizacji sejmiku wahać się mogły od 100 do 400 dukatów,

w zależności od wagi spraw będących przedmiotem zbliżających się

obrad. W pierwszym wypadku 100 czerwonych złotych rozdzielić mieli

pomiędzy szlachtę - według „notacyji" Matuszewicza - wyspecjalizo-

154

wani w organizowaniu takich zjazdów w Brzeskiem panowie Jan

i Hieronim Dąbrowscy, rotmistrzowie wojewódzcy, oraz pułkownik

Piotr Paszkowski.

400 dukatów kosztowały wybory deputackie w tym samym 1758

roku, na które Matuszewicz wyasygnował osobiście pieniądze do

dyspozycji organizatorów korupcji: Piotra Paszkowskiego i strażnika

brzeskiego Antoniego Borzęckiego.

Nie znamy źródeł relacjonujących dokładnie koszta życia sej-

mikowego w XVII wieku. Musiały one jednak rosnąć tam, gdzie

0 zwolenników walczyć trzeba było otwarcie już w czasie obrad

zgromadzenia czy w przerwach między nimi. Starania te przebiegały

różnie i rozmaitych imano się sposobów przeciągnięcia do własnego

obozu większości obecnej szlachty.

Najpospolitszą techniką były wspomniane już przez Krzysztofa

Opalińskiego „bankieciki". W zbiorach rękopisów Biblioteki Ja-

giellońskiej zachowała się, cytowana już wyżej, relacja bardzo

ciekawej postaci: wojewody kijowskiego Stefana Niemirycza, wy-

wodzącego się ze znanej, do niedawna jeszcze ariańskiej rodziny

magnackiej z Wołynia. Niemirycz relacjonował samemu królowi

Janowi III Sobieskiemu przebieg sejmiku w Środzie Wielkopolskiej

17 lipca 1681 roku. Na zjeździe doszło do ostrych sporów za-

kończonych tumultem, choć jednak udało się sejmik doprowadzić

do szczęśliwego końca. Bystry obserwator, jakim był niewątpliwie

autor tej relacji, nie pozostawia nam jednak żadnych wątpliwości

co do sposobów, jakimi posłużyli się ci, którzy „skleili" rozlatujące

się obrady średzkie.

Wydawało się już, że (po wspomnianym wyżej tumulcie) sejmiku nie

uda się uratować. Co prawda, szlachta uspokoiła się po ucieczce

z kościoła oskarżonego o zerwanie sejmu Przyjemskiego, ale protest

Morawskiego, urażonego wypowiedzią wojewody łęczyckiego, nadal

obowiązywał. W tak napiętej atmosferze nawet jednostkowy sprzeciw

mógł doprowadzić do zerwania obrad.

Jednak następnego ranka, 17 lipca, w średzkim kościele farnym

1 wśród zgromadzonej na cmentarzu szlachty panowała już zupełnie

inna atmosfera. Groźby i łajania ucichły, „zgoda stała się między

wszystkimi". Czemuż przypisać tak zaskakującą metamorfozę na-

strojów, że nawet zaperzony wczoraj pan Morawski odwołał protest

i sejmik toczyć się mógł gładko do szczęśliwego końca?

155

Nasz sprawozdawca Stefan Niemirycz wyjaśnił rzecz całą:

„sprawił to kulig nocny pana kuchmistrza koronnego (Franciszek Gałecki), który

z kupą szlachty i z szałamajami zastawszy nas u pana wojewody łęczyckiego (Pioti

Opaliński) dał okazyją żebyśmy wesoło tę noc strawili jedno do drugich chodząc

i namawiając każdego na prędką i szczęśliwą sejmiku naszego konkluzyją, co dobrze

successit (nastąpiło)..."17.

Sejmik uratowany został dla dobra stronnictwa dworskiego prze/

dostojnika, który zainicjował całonocne powszechne pijaństwo. Jedna

noc spędzona przy kielichach oraz muzyce wystarczyła, aby rano

w zmęczonych i obolałych głowach sejmikujących tkwiło tylko zawoła-

nie „kochajmy się" i nadzieja na rychłe zakończenie bardzo tera/

męczących obrad.

C_Metoda zdobywania sobie stronników przez wyprawianie uczi

i pijatyk była bardzo kosztowna, ale zwykle dawała dobre skutki,

ponieważ na zjazdy sejmikowe przybywało dużo takich „panów braci",

dla których walki stronnictw były bez znaczenia, a liczyła się tylko

sposobność do darmowego opilstwa.\Feśli więc przeciwnicy mieli węż;i

w kieszeni i skąpili kosztu na beczki piwa oraz antałki wina, wted\

zręcznie zaaranżowany „kulig nocny" mógł fundatorom przysporzyć

mnóstwo wdzięcznych stronników, a nawet - jak w wyżej opisanym

wypadku - zneutralizować wrogów.

Często też stosowano inną metodę - zamiast gotówki na szale

rzucano w ostatniej chwili autorytet któregoś z „wielkich ludzi''

Senator czy dygnitarz o głośnym nazwisku, najlepiej związany z lokal

nymi układami i popularny w ziemi, przybywszy na sejmik w odpowied

nim momencie mógł wiele zdziałać. Szlachta prowincjonalna łasa była.

mimo wszystkie deklaracje o równości, na zbliżenie z wielkimi tego

świata i imponowało jej obcowanie z możnymi.

Jak ważna bywała czasem obecność panów na sejmikach, świadczy

historia, która wydarzyła się w kwietniu 1701 roku na przedsejmowym

zjeździe ziemi bielskiej w Brańsku. Wobec licznie zgromadzonej szlach-

ty podlaskiej zatamowała obrady konkurencja do laski marszałkows-

kiej - spierało się o nią dwóch miejscowych matadorów. Gdy wyczer

pano inne możliwości pogodzenia - „pokombinowania przeciwników'

- wypadło odwołać się do łaski wojewody podlaskiego Stefana Branie

kiego. Magnat przybył nagle na sejmik i, wobec jego autorytetu, obaj

zacietrzewieni konkurenci skapitulowali, a wojewoda objął przewód

nictwo obrad.

156

16. Jan Piotr Norblin, Magnat z klientami. Fragment sejmiku przed kościołem.

Ołówek, sepia, 1790 r.

„Uprosiwszy tedy ichmoście zgodnie jegomości pana wojewodę podlaskiego Branic-

kiego za marszałka [...] przystąpiono do sejmikowania"18.

Oczywiście Branicki w Brańsku nie zjawił się przypadkowo, spo-

dziewał się takiej sytuacji i przybył, by pomóc swoim stronnikom

i klientom.

Podobnie postąpił w 10 lat później książę wojewoda krakowski

Janusz Wiśniowiecki, kiedy osobiście zjawił się na ważnym dla jego

stronnictwa sejmiku proszowickim przed walną radą warszawską.

7 stycznia 1710 roku obrady w Proszowicach odbywały się pod

157

dyktando magnatów-opozycjonistów, bowiem na zjeździe obok Wiś-

niowieckiego pojawili się też, ku ogólnemu zaskoczeniu, aż dwaj

Lubomirscy: podkomorzy koronny i oboźny koronny.

„Po skończonym sejmiku książę jegomość Wiśniowiecki zaprosiwszy do siebie

urzędników et nobilitatem (szlachtę) lautissime (ochoczo) traktował..."19.

Zapewne opijano sukces i wybór właściwych ludzi na deputatów

województwa krakowskiego na walną radę warszawską.

Opozycjoniści sami chodzili koło swoich politycznych interesów.

Gorzej bywało w szeregach stronnictwa dworskiego - niektórych

senatorów trzeba było wręcz przynaglać, by w kryzysowych sytuacjach

fatygowali się osobiście na szlacheckie zgromadzenia. Takim zanied-

bującym swe obowiązki człowiekiem dworu w Wielkopolsce był w po-

czątkach XVIII wieku kasztelan śremski Adam Naramowski, którego

kanclerz wielki koronny Jan Szembek musiał „animować" w 1711 roku

surowymi ponagleniami do wyjazdów na sejmiki średzkie, gdzie akcje

dworskie gwałtownie spadały.

W rezultacie jaśnie wielmożny kasztelan tak raportował do

Warszawy:

„[...] dniem i nocą z przyjaciółmi memi zbiegałem in locum consiliorum (na miejsce

obrad). Ale że mnie pridie (w przeddzień) tegoż niedoszłego popisu doszedł ordynans, nic

mogłem tylko na samą limitę sejmiku na miejscu stanąć. Co się jednak ad praesens (n;i

teraz) opóźniło, infuturum (na przyszłość) z koligatami i przyjacioły memi omni possibih

modo et conatu (wszelkimi możliwymi sposobami i wysiłkiem) starać się będę..."20.

Wskutek opieszałości nie udało się wypełnić dworskich poleceń

i w liście Naramowskiego do kanclerza słyszymy wyraźnie skruchę

i obietnicę poprawy.

Nadrabianie autorytetem obecnego na sejmiku senatora czy dyg

nitarza miało i swoje złe strony. Przede wszystkim niejako pospolitowa

ło, zużywało autorytet wielkich ludzi, a poza tym był to sposób, któr)

nie mógł jednak zastąpić regularnej pracy przygotowawczej na niższych

szczeblach hierarchii stronnictw i ugrupowań.

Czytając korespondencję Stanisława Denhoffa, marszałka kon

federacji sandomierskiej, który przed wybuchem konfederacji tarno

grodzkiej objeżdżał małopolskie sejmiki starając się zapobiec konflik

towi, widzimy jak wielkiego wysiłku fizycznego wymagała taka praca

od jednego, nawet wpływowego i zamożnego polityka. Na przykład

latem 1714 roku Denhoff musiał w ciągu paru tygodni być obecny n;i

158

czterech sejmikach (każdy trwał po parę dni) oraz korespondencyjnie

nadzorować akcję stronnictwa dworskiego na pozostałych zjazdach

małopolskich.

Rozumiemy więc doskonale rezerwę innego magnata-polityka,

Hieronima Augustyna Lubomirskiego, który 20 maja 1695 roku tak

z Kolbuszowej pisał do Adama Sieniawskiego:

„Na sejmiku wisińskim(!) jeżeli być, albo nie - deliberować jeszcze będę i w tych

dniach zniosę się z przyjaciółmi memi, jaka dyspozycyja tego przyszłego sejmiku speratur

(jest spodziewana). Będzie u mnie w Rzeszowie w te święta jegomość pan chorąży sanocki,

z nim i inszymi ichmość obywatelami tego województwa naradziwszy się de circumstantiis

(o okolicznościach) interesów sejmikowych miarkować się będę jeżeli expediet (wypadnie)

mi być na sejmiku - będę, sin secus (jeśli nie) to tylko ześlę kogo..."21.

A więc Lubomirski obecność na sejmiku w Wiszni uzależniał od

opinii swych klientów - polityków niższej rangi. Gdyby uznali oni, iż

obecność podskarbiego wielkiego koronnego może być konieczna,

musiałby się pofatygować na zjazd, na co wyraźnie nie miał chęci - była

to z jego punktu widzenia strata czasu i pieniędzy, zło konieczne.

Choć obecność senatora czy nawet ministra znacznie wzmacniała

popieranych przez niego sejmikowych polityków, to bywało czasem

i tak, że emocje okazywały się silniejsze niż urok magnackich splen-

dorów i poczęstunków. W roku 1708 w województwie lubelskim

rywalizacja o funkcję deputata na trybunał koronny zaszła tak daleko,

że nawet osobista interwencja i zabiegi wojewody lubelskiego Adama

Tarły nic nie dały.

O politycznej klęsce wojewody tak donosiła do Warszawy wdowa

po pocztmistrzu lubelskim, Anna Maria Schultzowa, w liście wysłanym

tuż po zakończeniu sejmiku deputackiego 10 września tego roku.

„Sejmik dzisiejszy deputacki rozchwiał się, nie będziemy ich (deputatów) mieli tego

roku z województwa lubelskiego. Jedni chcieli konfirmować dawniejszych: jegomości

pana Bielskiego podstarościego naszego i jegomości pana Jezierskiego. Drudzy zaś chcieli

aby inszych obierano. Jegomość pan wojewoda lubelski traktował szlachtę i to nie

pomogło, niejaki pan Soból wyszedł z protestacyją..."22.

Zdecydowanie jednego tylko szlachcica wniwecz obróciło zabiegi

wojewody, który wobec weta pana Sobola pogodzić się musiał z poraż-

ką i zerwaniem obrad.

Podstawową metodą, stosowaną zwykle dla dojścia sejmiku, był

kompromis. Osiągano go na podobnej, jak w czasie obrad sejmowych,

drodze - tak długo „ucierano" postulaty konkurentów, aż stanowiska

159

uległy możliwemu do zaakceptowania zbliżeniu. W wypadku rywaliza-

cji personalnych zawsze możliwy był podział mandatów. Skoro wybie-

rano paru posłów i po dwóch deputatów trybunalskich, można było

podzielić stanowiska i funkcje pomiędzy konkurujące ugrupowania.

Sztuka dochodzenia do kompromisu należała do podstawowych cech

staropolskiej kultury politycznej. Trudności z jego osiągnięciem, a po-

tem dążenie do bezwzględnej dominacji lub uniemożliwienia aktywnoś-

ci przeciwnikom przez zerwanie obrad, było jednym z objawów upadku

w epoce saskiej tej kultury, która w XVI wieku osiągnęła swe apogeum.

Oczywiście fałszywe byłoby twierdzenie, że wiek XVI i początki

XVII to epoka kompromisu doskonałego, wynikającego ze zrozumie-

nia przez szlachtę nadrzędności spraw ogólnych nad partykularnymi,

a druga połowa XVII i XVIII stulecie to czasy zupełnej zatraty

zdolności do rozumnego politycznego kompromisu.

I Dla zilustrowania tezy, że różnie bywało w praktyce, odwołajmy się

do korespondencji biskupa płockiego, Stanisława Łubieńskiego. Tak

oto wspominał on sejmik elekcyjny, na którym wybrać miano pisarza

ziemskiego dobrzyńskiego:

„Szesnastu stanęło elektorów (kandydatów) - żaden drugiemu ustąpić nie chciał

a najuporczywiej ten, który zawołał, że ma obietnicę od dworu i że już drogo zapłacił"

Podobnie w tym samym 1634 roku przebiegała elekcja pisarzu

ziemskiego drohickiego:

„Ci którzy przed tym albo nadzieję mieli, albo już sobie przywilej uprosili, chcą nam

za powodem pana wojewody podlaskiego (Paweł Szczawiński lub Stanisław Niemira)

wichrzyć elekcyję"23.

W obu tych przypadkach osiągnięcie kompromisu było utrudnione

z powodu dużej liczby konkurentów i wykorzystywania personalnych

animozji przez wojewodę podlaskiego, prowadzącego swą własn;i

politykę.

Inne przyczyny uniemożliwiły zawarcie kompromisu na sejmiku

w czasie bezkrólewia w 1733 roku w województwie ruskim. Doszło tam

do konfliktu interesów politycznych i prywatnych ziemian ruskich

Politycy - w tym wypadku stronnicy „familii" Czartoryskich z księciem

wojewodą ruskim, Aleksandrem Augustem Czartoryskim na czek

- chcieli na zbliżającą się warszawską elekcję wyprawić jak najwięks/i

liczbę szlachty i dlatego usiłowali przeforsować pospolite ruszeń n

obowiązujące wszystkich ziemian.

160 \

Większość szlachty chciała się wykręcić od udziału w zjeździe

wyborczym, co łączyło się z kosztowną i męczącą podróżą do odległej

stolicy, protestowali więc przeciwko obowiązkowej wyprawie na elekcję

pospolitym ruszeniem. Doszło do impasu w obradach w dniach 15 i 16

lipca - drugiego dnia obradowano już w dwóch grupach w dwóch

wiszeńskich kościołach, u reformatów i w farze. Kompromisowe

propozycje urzędników ziemskich oraz podobny projekt mediującej

delegacji szlachty halickiej spełzły na niczym:

„coraz większe dysenzyje i kolizyje wszczęły się, że ledwie do tumultów wielkich nie

przyszło"24.

I tak sejmik ten rozszedł się bez uchwał - walczący o swe interesy

Rusini nie byli skłonni pójść na żaden kompromis.

Po przykładach obrazujących trudności związane z próbami kom-

promisowego wybrnięcia z sejmikowych potyczek, przytoczmy parę

przykładów porozumień udanych, które pozwoliły doprowadzić ob-

rady do szczęśliwego końca. Wróćmy więc do korespondencji Krzysz-

tofa Opalińskiego, który z wzruszającą szczerością zwierzał się bratu ze

swych sejmikowych „biegów i praktyk". W 1641 roku zawarł on przed

wyborami deputackimi „dżentelmeńskie porozumienie" ze swymi wro-

gami, Leszczyńskimi. Nie mogąc się wzajemnie wyeliminować, ustalili

podział mandatów deputackich i przyrzekli popierać wzajemnie swych

kandydatów. Opalińskiego wsparł nawet

„pan Tuczyński, którego zawzięli się Leszczyńscy promovere (popierać) i hoc conditione

(pod tym warunkiem) na moich pozwalają"25.

Bywały też takie kompromisy, które stanowiły dla obserwatorów

zaskoczenie i powód do żartów. W Proszowicach na sejmiku poselskim

w ostatnich dniach kwietnia 1672 roku:

„Owo zgoła przez te dwa dni albo trzy wielka się stała metamorphosis w województwie

naszym, bo ab Ula die (od tego dnia) jako sąfacti amid (uczynieni przyjaciółmi) wszystkie

consilia (obrady) zgodnie in fraternitate (po bratersku) odprawują się. Co nam dnia

wczorajszego okazyją dało do śmiechu, gdy dwóch nieprzyjaciół głównych, pana starostę

oświęcimskiego (Stanisław Odrowąż Pieniążek) z panem podstolim sandomierskim (Michał

Chehnski), widzieliśmy z sobą po społu siedzących i bardzo się z sobą ofiarujących"26.

Obaj przywódcy wrogich partii przyjechali do Proszowic z zamia-

rem przeprowadzenia wyboru własnych kandydatów na posłów, a gdy

okazało się to niemożliwe, zawarli porozumienie, które pozwoliło

dokończyć obrady.

161

Czasem konkurenci nie mogli dojść do zgody aż do ostatniej chwili,

a mimo to obrady sejmiku kończyły się sukcesem. Bywało tak, gdy

ostateczną decyzję, kto ma obsadzić wakujące stanowisko czy mandat

posła lub deputata, odsyłano do decyzji sejmu lub trybunału. Stanisław

Niezabitowski, wybitny działacz ewangelicki w Wielkim Księstwie

Litewskim, zanotował w swym diariuszu takie właśnie wydarzenie. Na

sejmiku deputackim nowogródzkim o mandat konkurowali ze sobą

panowie Mirski i Wołk. 11 lutego

„rano dla podpisów do zamku się zszedszy, gdy się nie mogli konkurentes do deputacyji

pan Mirski z panem Wołkiem pogodzić, przyszło obiema partiom do szabel. Przecie Bóg

z łaski swej zachował, że do wylania krwi nie przyszło. Tandem stanęło obu contro\ersos

do dyscernencyji (przeciwników do rozsądzenia) odesłać na trybunał wileński"27.

Bywało, że przeciwnik był tak silny, iż nie udało się go w trakcie

obrad wyeliminować ani dojść z nim do porozumienia na zasadzie

podziału korzyści. Najgorszym wyjściem w takiej sytuacji, jednak

zwykle stosowanym, było zerwanie obrad po to, aby nie dopuścić do

triumfu wrogów. Nim jednak zdecydowano się na zerwanie, dobrze

było jeszcze popróbować szantażu dla wymuszenia choćby drobnej

koncesji na pewnych wygranej przeciwnikach. Zaczynała się ta często

stosowana gra od zatamowania obrad pod byle pozorem. Jeden

z przygotowanych uprzednio „swoich ludzi" wykrzykiwał sakramental-

ną formułę prawa liberum. veto: „sisto activitatem..." i rozpoczynały się

zakulisowe przetargi. W ten sposób nawet słaba mniejszość mogła

wymusić ustępstwa, na które godziła się większość, chcąc ocalić sejmik

i wprowadzić do sejmu czy trybunału przynajmniej część politycznych

przyjaciół. W wypadku bowiem braku zgody na rokowania ze zrywa-

czami, groziła większości sejmikowej utrata wszystkiego, co już udało

się osiągnąć.

Opis klasycznej sytuacji tego typu zachował się w korespondencji

kanclerza wielkiego koronnego, Jana Szembeka, z czasów Augusta 11

Mocnego. Wojewoda kaliski Stefan Leszczyński donosił kanclerzowi,

że na nadzorowanym przezeń w interesie partii dworskiej sejmiku

średzkim, odbywającym się 20 sierpnia 1720 roku, pojawiła się grup;i

szlachty ewangelickiej, tzw. dysydentów. Przyjechali oni z zamiarem

wprowadzenia jednego ze swoich współwyznawców do grona posłów

sejmowych. Działo się to po sejmie 1718 roku, kiedy to usunięto z izby

poselskiej ostatniego przez długie lata posła niekatolika, miecznik;!

wieluńskiego Andrzeja Piotrowskiego, i szlachta protestancka starała

f 162

się bardzo o wybranie posłem przynajmniej jednego ewangelika, by

potwierdzić tym samym swe prawa polityczne. Próbę taką podjęto

właśnie w Środzie przed sejmem 1720 roku.

„Unicus (jeden) tylko metus (strach) jest, żeby ichmość panowie dysydenci per

ambitum (przez dążenie) na poselstwo in ąuantumby (w razie gdyby) ich, albo którego

z ichmościów nie obrano za posła, nie chcieli interturbare consiliapublica (zakłócać obrad

publicznych)".

Tak więc jeszcze przed rozpoczęciem obrad spodziewano się, że

nieliczni dysydenci będą wymuszali obiór jednego z nich posłem, grożąc

zerwaniem sejmiku. W parę dni potem wiadomo jednak było, że sejmik

doszedł, bowiem ewangelicy wielkopolscy ograniczyli się do szantażu

i nie odważyli się zerwać obrad średzkich, mimo że posłem nie został

nikt z ich grona. Zasługę doprowadzenia obrad do szczęśliwego końca

przypisał sobie oczywiście wojewoda kaliski:

„Multum contribuit (wiele dała) bytność moja w Środzie, że ten sejmik stanął, bo

gdybym tam był nie był, to niepochybnie zerwałby się był, a najbardziej z okazyji

ichmościów panów dysydentów, którychem przecie umolifikował (ułagodził), że lubo

żadnego z nich województwa za posła nie obrały, przecie pokazali w tym suant

equanimitatem (swą wielkość), że tak potrzebnego Ojczyźnie sejmiku nie zerwali..."28.

Stefan Leszczyński trochę się tu pochwalił - skądinąd wiemy, że

protestanci zrezygnowali z forsowania własnego posła wtedy, gdy

marszałek zjazdu, starosta kopanicki i stolnik poznański Franciszek

Poniński, zaproponował przyjęcie uchwały potwierdzającej prawa

i przywileje szlachty niekatolickiej w Rzeczypospolitej.

^Zdarzało się też, że grożono zerwaniem sejmiku dla celów zupełnie

prywatnych i przyziemnych. Bezczelność niektórych sejmikowych „hu-

czków" posuwała się w poczuciu bezkarności tak daleko, że szan-

tażowali oni zgromadzonych zerwaniem obrad dla uzyskania datku

w gotówce tytułem odczepnegCyW połowie XVIII wieku w tego rodzaju

działalności wyspecjalizował się na sejmach i sejmikach niejaki Michał

Franciszek Dylewski stolnik smoleński, stały bywalec sejmików litew-

skich i poseł na sejmy. Tak wspomina go Matuszewicz:

„A tak sejmik z wielkim wszystkich aplauzem i ukontentowaniem doszedł. Zaniósł

był manifest contra actum (przeciw sejmikowi) Dylewski stolnik smoleński, ale i ten

wziąwszy złotych dwieście od swego manifestu odstąpił"29.

Podobne wymuszenia zdarzały się częściej wtedy, gdy przeciwnika

usiłowano z walki sejmikowej wyeliminować przez zastosowanie kon-

163

demnaty. Ten właśnie wybieg wspominał w swym liście cytowany na

początku rozdziału Wojakowski. Kondemnata, czyli wyrok sądu po-

zbawiający praw publicznych, uniemożliwiała pełnienie funkcji polity-

cznych. Prawo staropolskie dopuszczało wniesienie pozwu i uzyskanie

takiej kondemnaty bardzo łatwo, w trybie prawie zaocznym, szczegól-

nie w pierwszej instancji. W niczym to nie wpływało na los zaocznie

skazanego, poza tym że uniemożliwiało mu bycie posłem lub deputa-

tem. Z tego właśnie korzystali ci, którzy chcieli swych wrogów

pozbawić czynnego prawa wyborczego.

Ale bywali i tacy biegli w jurystowskich sztuczkach, którzy celowo

uzyskiwali kondemnaty na polityków pod błahymi pozorami, by ich

potem szantażować. Tuż przed lub w trakcie obrad sejmiku ogłaszali, że

mają kondemnatę i proponowali zaangażowanemu ziemianinowi rezy-

gnację z walki wyborczej w zamian za odpowiednie odszkodowanie.

Aktywny polityk szlachecki musiał więc wiedzieć nie tylko, co słychać

na sejmikach, ale i dowiadywać się, czy w którymś z sądów ziemskich

lub grodzkich nie zapadł przeciwko niemu dekret, uzyskany prze/

politycznych przeciwników lub zwykłych naciągaczy.

Dla utrudnienia życia politycznym przeciwnikom - już w trakcie

obrad szlacheckiego zgromadzenia, gdy nie chciano się posunąć aż do

zerwania - „zagadywano" zgromadzenia. Na kolejnych sesjach zabierali

głos przygotowani mówcy i godzinami pletli o niczym, aż do wyczerpania

cierpliwości partii przeciwnej. Jej przedstawiciele widząc, że sejmik sie

„rozłazi", że szlachta znużona gadulstwem opuszcza miejsce obrad, co

groziło utratą popleczników, załamywali się i proponowali czasem

kompromis wyborczy czy programowy. Technika ta, sama w sobie dosyć

skuteczna, warunkowana była tylko jednym - po stronie dokonującej

akcji obstrukcyjnej musiał stać marszałek, bo to on w dużej mierze

wpływał na przebieg obrad i mógł nie udzielić głosu obstrukcjonistom.

W zachowanej w Bibliotece Ossolińskich relacji ze zjazdu średzkiego

w 1702 roku znajdujemy informację o tego rodzaju rozpasanym

gadulstwie*, które zmusiło obradujących do zalimitowania się:

„Zasiedli tedy o godzinie ósmej na której ante omnia (przede wszystkim) upominano

się relationem panów posłów do króla jegomości, ale zabranie częste głosów wlekło

relacyją do kilku godzin, a tak wiele ichmościów głosów zabierało, że circiter (blisko) prze/

trzy godziny trwały, aż po kilka razy jegomość pan sędzia poznański (Jan Malechowski i

eiuravit (narzekał). Po uczynionej relacyji jeszcze gęstsze głosy nastąpiły, lubo drudz>

domawiali się żeby solito morę (zwykłym obyczajem) podziękować, nic nie pomogło..."3"

164

17. J. P. Norblin, Szlachcic przemawiający.

Ołówek, koniec XVIII w.

18. J. P. Norblin, Krzykacz sejmikowy.

Sepia, koniec XVIII w.

I tak sejmik spełzł na gadaniu - nie dopuszczono do uchwał. —>

Być może najrzadziej stosowanym w taktyce walk sejmikowych

wybiegiem było manipulowanie informacją. Granie na nastrojach

zgromadzonych, zręcznie dawkując i komentując wiadomości, wyma-

gało dużego kunsztu i nie każdy z prowincjonalnych matadorów

zdobywał się na takie subtelności. Wiemy jednak na pewno, że

skutecznie posługiwano się podstępami na dużych sejmikach oraz

w sytuacjach, kiedy o wyniku miała przesądzić opinia publiczna. Na

przykład w diariuszu sejmiku średzkiego, zaczętego 13 grudnia 1672

roku, znajdujemy opis takich właśnie praktyk. W trakcie obrad ważył

się stosunek szlachty wielkopolskiej do konfederacji gołąbskiej i szcze-

brzeszyńskiej. Stronnicy Michała Korybuta Wiśniowieckiego i kon-

federacji gołąbskiej nie mogąc pokonać oporu tzw. malkontentów, czyli

opierających się o zawiązaną w Szczebrzeszynie konfederację wojskową

165

polityków spod znaku antydworskiej opozycji, w pewnym momencie

zręcznie rozpuścili w kole sejmikowym wieść, że chorągwie kwarciane

skonfederowane pod Szczebrzeszynem rozpędzają szlacheckie zaciągi

wojskowe popierające króla.

Autor diariusza twierdził, że:

„ [...] arte (sztucznie) wiadomość tę przypuszczano, kilka dni towarzysza tego

przytrzymawszy, co chorągwi tej (szlacheckiego zaciągu) rozgromienia relacyję czynił.

Przeniknęła nie pomału braciej relacyja i to zakrwawienie hostilitatem (wrogość)

pokazujące i ta absanguindencyja (przesiąknięcie krwią) sukien jego, jako w kole

prezentował, co towarzysza wedle niego zabito a krew na suknie jego pluszczała. I wziął

ich niemały ferwor..."31.

O ten właśnie ferwor chodziło tym, którzy w odpowiednim

momencie wprowadzili w koło zwiastuna bratobójczych zbrodni,

a dodatkowo jeszcze dla powiększenia wrażenia pokazywali zakrwa-

wioną odzież. Takie teatralne efekty zawsze skutkują w podnieconym

tłumie i na relacjonowanym sejmiku zwolennicy konfederacji gołąbskiej

odnieśli sukces.

Inną nieco sytuację wspomina Matuszewicz, który w 1761 roku

organizował na rzecz partii radziwiłłowskiej wybory deputackie w Brze-

ściu Litewskim. Tuż przed rozpoczęciem sejmiku dowiedział się od

komisarza radziwiłłowskiego z Białej, Jana Bogumiła Jasińskiego, że:

„skomponował sobie [...] nowinę fałszywą [...] że książę Adam Czartoryski, wojewo-

dzie ruski zapewne jest na Terespolu u Fleminga, podskarbiego wielkiego litewskiego,

ukryty i że nazajutrz ma się starać o deputacją. Nie chciałem wierzyć tej nowinie, ale kiedy

się Jasiński pod przysięgą asekurował, tedy konkludowaliśmy, że jutrzejszy sejmik zerwać

potrzeba..."32.

Nowina okazała się rzeczywiście fałszywa, a wieść o ukrytym

Adamie Czartoryskim rozpuszczona została zapewne przez samych

czartoryszczyków, którzy w ten sposób pomieszali szyki partii radziwił-

łowskiej, zmuszając Matuszewicza do gwałtownej zmiany planów

i poniechania walki o przeforsowanie własnych deputatów, na rzecz

niedopuszczenia do obioru Czartoryskiego. Strach przed opanowaniem

sejmiku przez przybyłego z Warszawy księcia i jego popleczników

popchnął klientów radziwiłłowskich do podjęcia decyzji najgorszej

i ostatecznej. Lepiej było zniszczyć wszystko - zerwać sejmik - niż

dopuścić do zwycięstwa rywala.

Praktyka rwania sejmików tak zagęściła się na początku XVIII

wieku, że na niektórych zgromadzeniach poczęto zastanawiać się, jak

166

temu liberum rumpo przeciwdziałać. Gdzieniegdzie podejmowano

uchwały uznające każdego rwacza z pobudek prywatnych - już z góry

za wroga Ojczyzny. Czasem podejmowano kroki radykalne i na

początku obrad zapowiadano potencjalnym zrywaczom natychmias-

towe rozsiekanie w kole za próbę zatamowania obrad.

Najciekawszą jednak metodę stosowano w początkach tamtego

stulecia na sejmiku opatowskim, gdzie wiele już razy próbowano

przeciwdziałać chorobom toczącym ustrój Rzeczypospolitej.

„Po obraniu marszałka zaraześmy sobie obwarowali, że jeżeliby nam chciano rwać

sejmik lub tamować, tedy pod konfederacyją go kontynuować będziemy"33.

Tak wspominał opatowskie obrady w czerwcu 1708 roku miecznik

koronny, Stanisław Denhoff, dumny z faktu, że rzeczywiście udało mu

się nie dopuścić do zerwania obrad tego zjazdu.

Inna rzecz, że zachowały się też głosy uznające ten zjazd za nieważny

- bo zerwany. Bowiem mimo ogłoszenia konfederacji sejmikowej,

dwóch protestujących wyszło z kolegiaty opatowskiej, manifestując

swój sprzeciw wobec dalszych obrad i podejmowania wszelkich uchwał.

Wśród raczej neutralnych w tych sporach klientów rodu Sobieskich

- dworzan i urzędników synów Jana III, zarządzających małopolskimi

dobrami rodowymi - krążyła następująca opinia:

„Prawdę rzekłszy że się zerwał, tylko że pierwszego dnia po obraniu marszałka zaszła

deklaracyja, że in hoc casu (w tym wypadku) pod konfederacyją kończyć go zdało się"34.

Mamy tu potwierdzenie relacji Denhoffa przez osoby postronne,

które jednak zdawały się wątpić w prawomocność tak obronionego

sejmiku.

Można tu zaryzykować sąd, żcjak jak na sejmie, tak i na sejmiku

- o uznaniu protestu za ważny decydował marszałek. Wtedy gdy była to

osoba zdecydowana doprowadzić obrady do końca, rwacze mieli ciężki

orzech do zgryzienia, bowiem ich protesty bywały ignorowane i po

prostu przechodzono nad nimi do porządku dziennego^ ^/

Na zakończenie kilka słów o rezultatach udanych obrad, szczegól-

nie tych połączonych z wyborami. Jak dalece wybrani bywali ludźmi

przypadkowymi wtedy, gdy sejmik zdominowany był przez magnaterię,

do jakiego stopnia posłowie tacy zależni byli od swych mocodawców

zapewniających im wybór, świadczy relacja -jedna z wielu podobnych

- z sejmiku wileńskiego z lutego 1681 roku.

167

„Tandem do obrania posła przystąpili, którego po propozycji jegomości pana

wojewody wileńskiego (Michał Kazimierz Pac) jako dyrektora, zgodnie cum aclamationf

(z powszechnym poparciem) obrali do jego królewskiej mości, privatum kominem

(zwyczajnego człowieka) pana Bielskiego, który nie wiem jeśli sufficiet tanto oneri (podoła

takiemu obowiązkowi). Nie chciano mu dać nic na drogę, ale widzę deklarował się

jegomość pan wojewoda wileński obmyślić mu suknie i prowizyją (zasiłek) na drogę..."35.

Wojewoda Pac polecił zapewne do „funkcyji" swego klienta,

któremu potem musiał zapewnić środki na wypełnienie misji. Nic

można się dziwić, że tak wybierani i ekwipowani delegaci samorządu

często uważali się raczej za posłów magnackich i zapominali o właściwej

reprezentacji interesów tych, którzy przynajmniej formalnie powierzali

im funkcje i godności. Jak dalece posłowie ziemscy wierni byli instruk-

cjom sejmikowym, a na ile ściśle podporządkowywali się dyrektywom

stronnictw, które dopomogły w ich wyborze -jest to już raczej problem

należący do dziejów sejmu.

Zakończywszy rozważania, których celem było zilustrowanie legal-

nych metod walki politycznej na sejmikach, w kolejnym rozdziale

spróbujemy przedstawić te mniej legalne, a za to bardziej znane sposoby

radzenia sobie na zjazdach. Ilustrując rzecz przykładami z diariuszy

sejmikowych, starać się będziemy przybliżyć te barwne fragmenty życia

sejmikowego, które są dziś najbardziej spopularyzowane, choć może nie

najlepiej poznane.

1 Rps BPANKr.1065.

2 K. Sarnecki, Pamiętniki z czasów Jana Sobieskiego. Diariusz i relacje z lat

1691-1696, oprać. J. Woliński, Wrocław 1958, s. 243.

3 Rps AGAD, AR V nr 4204.

4 RpsBJ 1151.

5 Rps AGAD, AR V nr 3089. ,,

6 Ibidem.

7 Ibidem.

8 E. Opaliński, Elita władzy w województwach poznańskim i kaliskim za Zygmunta

III, Poznań 1981, s. 73.

9 Listy Krzysztofa Opalińskiego..., s. 238.

10 Ibidem, s. 451.

11 Ibidem, s. 62-53.

12 Ibidem, s. 113.

13 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 432.

14 Rps B. Czart. 5874.

15 Rps B. Czart. 2899.

168

s. 12.

16 Rps AGAD, AR V nr 10038.

17 RpsBJ 1151.

18 Rps B. Oss. 233.

i " Rps AGAD, AR II księga 25.

20 Rps B. Czart. 459.

21 Rps B. Czart. 2518.

22 Rps AGAD, AR V nr 14100.

23 Rps B. Oss. 157.

24 Rps B. Oss. 2620.

25 Listy Krzysztofa Opalinskiego..

26 Rps BPANKr. 368.

27 Rps BN. BOZ. 911.

28 Rps B. Czart. 517.

29 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. I, s. 625.

30 Rps B. Oss. 233.

31 Rps BN. BOZ. 1188.

32 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 130.

33 Rps B. Czart. 5790.

34 Rps AGAD, AR V nr 14159.

35 Rps BJ 1151.

V. POLITYKA SEJMIKOWA

POZA GRANICAMI PRAWA

Jednym z popularniejszych terminów w staropolskim języku polity-

cznym było słowo „exorbitancje" - czyli to, co uległo zepsuciu, co

„wypadło z kluby starego, dobrego prawa". W licznych laudach

i instrukcjach sejmowych domagano się likwidacji owych exorbitancji

przez cały wiek XVII i jeszcze w wieku XVIII, nim w umysłach

oświeconych nie powstała wreszcie rewolucyjna myśl, że nie wystarczy

naprawa i powrót do idealnej formy ustroju, lecz konieczna jest reforma

i poszukiwanie nowego, lepszego „systematu".

Exorbitancji pełne były sejmiki, a im bliżej oświeceniowego przeło-

mu, tym częściej się o nich mówiło i pisało. Tym właśnie bolączkom

życia sejmikowego poświęcony jest niniejszy rozdział. Przedstawiamy

go z pełną świadomością, iż nie uda się ukazać wszystkich, mniej czy

bardziej karygodnych, a często zupełnie bezkarnie stosowanych, metod

zdobywania sobie posłuszeństwa czy blokowania inicjatywy innych na

sejmikowych zjazdach. Źródła stosunkowo często wspominają o za-

kłóceniach w normalnym trybie funkcjonowania zgromadzeń szlachec-

kich, ale rzadko znajdujemy w nich szczegóły, nazwijmy to techniczne.

Po prostu o sprawach powszechnie znanych i oczywistych nie wspomi-

nano, bo nie było warto, a jedyny pamiętnikarz, który w swych

wspomnieniach zamieścił wiele owej technicznej informacji - Marcin

Matuszewicz - jest dziś aż do znudzenia cytowany wszędzie tam, gdzie

mówi się i pisze o polityce sejmikowej. Nie uda się nam obejść bez relacji

pana kasztelana brzeskolitewskiego. Staraliśmy się jednak większość

przykładów zaczerpnąć z innych, rozproszonych często i trudniej

dostępnych źródeł po to, by wspomnienia Matuszewicza nie zdomino-

wały tekstu i by uniknąć niebezpieczeństwa uogólnienia zjawisk z lat

czterdziestych i pięćdziesiątych XVIII wieku, występujących w zachod-

nich połaciach Wielkiego Księstwa Litewskiego, na całą Rzeczpospolitą

i na cały omawiany tu okres. Obejmuje on przecież nie tylko czasy

170

degeneracji i upadku życia sejmikowego, ale i czasy jego świetności

w epoce, która nawet dla Matuszewicza była już na poły legendarną

- myślimy tu o końcu XVI wieku.

Relację z sejmikowych exorbitancji rozpoczniemy od próby analizy

praktyki najgłośniejszej, od zrywania sejmików. Co prawda, już w po-

przednim rozdziale pisaliśmy o zrywaczach i ich procederze, ale tu

zajmiemy się tym nie jako metodą walki politycznej, lecz omówimy na

kilku przykładach techniczną stronę zagadnienia.

Zacząć należy od tego, że czasem łatwiej było nie dopuścić do

rozpoczęcia, niż zerwać już toczące się obrady. Ta szczególna forma

destrukcji stosowana była na sejmikach wcześnie, znacznie wcześniej

niż na sejmie, który w XVIII wieku też zrywano jeszcze przed

formalnym rozpoczęciem obrad, tj. przed obiorem marszałka. .....Z"

CjN celu niedopuszczenia do rozpoczęcia obrad zrywacze lub

ich mocodawcy zwykle wyszukiwali przyczyn natury formalnej - mógł

to być błąd urzędnika kancelarii w uniwersale, opóźnienie w jego

opublikowaniu itd) Najoryginalniejszy z pretekstów, jakie zastosowano

i o jakich udało nam się odszukać informację, to wątpliwość natury

prawnej, którą posłużył się w maju 1686 roku bliżej nam nie

znany pan Żółtowski nie dopuszczając do rozpoczęcia obrad sejmiku i

poznańskiego, zgromadzonego w stolicy województwa dla obioru j

podkomorzego.

6 maja tego roku zjawił się w Poznaniu spory zastęp szlachty

gotowej wybierać pierwszego godnością urzędnika województwa i gdy

kasztelan międzyrzecki Melchior Gurowski usiłował zagaić obrady,

jeden z obecnych - pan Krzyszkowski - wysunął wątpliwość natury

czysto formalnej. Zapytał on, czy ważny jest uniwersał zwołujący ten

sejmik, skoro datowany jest spoza granic Rzeczypospolitej. (Wojewoda

poznański Krzysztof Grzymułtowski bawił w misji dyplomatycznej

w Rosji i stamtąd nadesłał zapewne inkryminowany uniwersał). Pretek-

stu tego uczepił się następny ziemianin, poparł Krzyszkowskiego i uznał

sejmik za bezprawny, a następnie wyszedł z kościoła cum protestatione.

Opuszczenie koła sejmikowego przez „protestanta" jeszcze przed

zagajeniem sejmiku stworzyło ciekawy casus prawny, rozpoczęto więc

dyskusję nad prawomocnością tego protestu. Uznano w końcu, że

należy odszukać Żółtowskiego i przedyskutować z nim sprawę jeszcze

raz. Wysłana na poszukiwania delegacja wróciła oczywiście z niczym,

bowiem zrywacz albo dobrze ukrył się w mieście, albo po prostu już

171

wyjechał, by uniknąć nagabywania. Nie udało się przywrócić sejmiku

przez odwołanie protestu i, po kolejnych wielogodzinnych rozważa-

niach, szacunek dla „głosu wolnego" zwyciężył zdrowy rozsądek.

Zgromadzeni rozeszli się uznając sejmik za niebyły.

Wybory powtórzono w jesieni tego samego roku, tym razem

rywalizacja między chętnymi na urząd nie uniemożliwiła wyborów.

Zwyciężył Andrzej Gembicki, ale po jego rychłej śmierci w 1688 roku

„konkurencja wielkich imion i ludzi" do tytułu podkomorzego poznań-

skiego przez wiele lat nie dopuściła do wyborów. Następny pod-

komorzy, Franciszek Radzewski, został wybrany dopiero 18 grudnia

1719 roku.

Nie mamy wątpliwości, że akcja Krzyszkowskiego i Żółtowskiego

była przygotowana przez tych, którym sejmik ten był niewygodny, zaś

miejsce datowania uniwersału było tylko nic nie znaczącym pretekstem.

W osiem lat później w Małopolsce też nie dopuszczono do roz-

poczęcia obrad, a informacja o przyczynach zachowała się w cytowanej

już wyżej poufnej korespondencji podskarbiego wielkiego koronnego,

Hieronima Augustyna Lubomirskiego, z wojewodą bełskim Adamem

Sieniawskim. Oto jak instruował podskarbi swego politycznego sojusz-

nika w liście datowanym w Rzeszowie 28 grudnia 1694 roku, a dotyczą-

cym mających się odbyć obrad powtórnego (po zerwanym już raz)

sejmiku województwa ruskiego w Wiszni.

„[...] tedy wiele proszę racz waszmość pan mieć a latere sui (u boku swego) dobrych

przyjaciół kilku, na ten przypadający sejmik aby się imieniem waszmości pana i moim

odezwali przy zagajeniu pomienionego sejmiku tymi słowy: - Ponieważ po pierwszym

rozerwanym sejmiku tak jegomość wojewoda bełski, jak i jegomość pan podskarbi

koronny na powtórny nie pozwalali, na to i my nie pozwalamy i solennie się protestujemy,

aby ten sejmik skutku żadnego nie wziął.

Niech wynidą cum protestationibus (z protestami) z kościoła, racz ich waszmość pan

informować, aby co praeiudiciosum in absentia nostri (niesłusznego w nieobecności naszej

w instrukcyją nie weszło, bo ten uniwersał powtórny do naszego województwa ad

sinistram (wedle fałszywej) jego królewskiej mości informationem (informacji) jesl

wydany..."1.

W liście tym interesujące jest nie tylko zlecenie niedopuszczenia do

sejmiku wbrew woli obu magnatów, ale przede wszystkim zamiesz-

czona tam przez Lubomirskiego drobiazgowa instrukcja dla zrywacza.

któremu wystarczyło się już teraz nauczyć na pamięć słów pana

podskarbiego i wyrecytować je w wiszeńskim kościele. Jak widać,

ingerencja w sprawy sejmikowe, wtedy gdy uznano ją za niezbędną.

19. Jan Piotr Norblin, Sejmik w kościele.

Sepia, 1785 r.

bywała bardzo głęboka, nawet wręcz drobiazgowa. Minister Rzeczypo-

spolitej osobiście ułożył tekst nie dopuszczający do rozpoczęcia obrad

jednego z wielu sejmików ziemskich. W tym wypadku zagrała urażona

ambicja magnata, który na terenie uznanym za jego strefę wpływów nie

chciał tolerować żadnej niezależnej inicjatywy politycznej.

Nie zawsze jednak niedopuszczanie do rozpoczęcia sejmikowych

obrad szło tak łatwo, często protest i wyjście cum manifestatione

nie wystarczało. Dla zilustrowania prawdziwej batalii stoczonej o nie-

dopuszczenie do dyskusji i wyborów odwołamy się do przykładu

sejmiku brzeskolitewskiego i zaszłych na nim w 1756 roku perturbacji.

173

Dla uzyskania pełnego obrazu konfliktu nie ograniczamy się do

relacji Matuszewicza, ale konfrontujemy ją z zachowanym w Archiwum

Publicznym Potockich w AGAD sprawozdaniem rękopiśmiennym

autorstwa, spowinowaconego z naszym pamiętnikarzem, Świejko-

wskiego.

Na sejmik deputacki zjechało się do Brześcia Litewskiego wielu

ziemian z dwu przeciwstawnych stronnictw. Jednemu przewodził obec-

ny na zjeździe wojewoda brzeski Karol Sapieha - jego współpracow-

nikami byli Matuszewicze, w tym konkretnym wypadku dwaj bracia

pamiętnikarza Marcina. Już w przeddzień sejmiku stronnictwo an-

tysapieżyńskie - ziemianie i sprowadzona do Brześcia szlachta za-

grodowa - ostro protestowało przeciw forsowanym przez wojewodę

i Matuszewiczów kandydatom.

Gdy w wyznaczony na wybory poniedziałkowy ranek Sapieha

usiłował zagaić sejmik w kościele bernardynów w Brześciu, opozycja

zażądała obrad na zamku i uniemożliwiła zagajenie.

„A w tym urzędnicy, dowiedziawszy ^się o zamysłach jegomości pana wojewody,

z całym województwem więcej tysiąca szlachty zebranym, szli do bernardynów i tam mszy

odprawiającej się dosłuchawszy, prosili jegomości pana wojewody, żeby praeiudicium

(bezprawia) nie czynił województwu i na zamek razem szedł sejmikować. W tym czasie

księża bernardyni wyszli z remonstracyją (oświadczeniem), że sejmikować nie pozwolą

w swoim kościele. [...] Jegomość pan wojewoda u księży bernardynów bawiąc się, na

prezencyją sacratissimi (obecność najświętszego sakramentu), na msze święte jedne po

drugich wychodzące i odprawujące się, śpiewanie kursów nabożeństwa nie zważając, po

kościele przechadzał się, bo szlachta, ani siedzieć nie dopuszczała, ani zagajać, ani nawel

mówić głośno jegomości panu wojewodzie nie dopuszczała..."2.

Tak więc jedno stronnictwo chciało odbyć sejmik w kościele,

a drugie do tego nie dopuszczało, domagając się sejmiku na zamku.

Oczywiście spór o miejsce obrad krył dużo ważniejszy konflikt między

zwolennikami Sapiehów i Radziwiłłów z jednej, a występującymi tu

w roli opozycji stronnikami Czartoryskich z drugiej strony. Rezultat byl

łatwy do przewidzenia. Sapieha, widząc swych przeciwników zdeter-

minowanych i gotowych nie dopuścić do obrad nawet siłą - Matusze-

wicz twierdzi, że zachęcano szlachtę do użycia szabel przeciw stron-

nikom wojewody - zrezygnował z wyborów i rozwiązał zgromadzenie.

Ani strona sapieżyńska, ani czartoryszczycy nie przeforsowali w tym

roku swoich deputatów do trybunału litewskiego z województwa

brzeskiego. Łatwo jednak wyczytać z obu relacji napięcie i emocje, jakie

panowały wśród zgromadzonych przedstawicieli obu magnackich „par-

174

f.

tii". Obie przybyły, by przeprowadzić wybór „swoich ludzi" i obie

musiały zrezygnować, kontentując się połowicznym sukcesem - niedo-

puszczeniem do triumfu konkurencji.

Podobne metody blokowania inicjatyw przeciwników były w woje-

wództwie brzeskim stosowane często - nie wiemy, czy była to osob-

liwość tego regionu, czy sejmiki rwano przed rozpoczęciem obrad

równie często gdzie indziej. W dwa lata po opisanym starciu w kościele

bernardynów, w tej samej świątyni uniemożliwiono podobną metodą

obrady sejmiku gospodarskiego.

Oddajmy tym razem głos samemu Matuszewiczowi:

„Gdy przyszedł Sosnowski (Józef, pisarz wielki litewski, potem hetman polny

litewski i niedoszły teść Tadeusza Kościuszki), siadł przy mnie i zaraz ostatnia msza przed

sejmikiem wyszła [...]. Tandem po mszy świętej i po wyniesieniu Sanctissimi do zakrystii

zagaił wojewoda brzeski (Karol Sapieha) sejmik. Zaraz tumult się zaczął. Zaraz szlachta

Buchowieckiego (Franciszek), koniuszego brzeskiego, junaka wołczyńskiego (tj. stron-

nika Czartoryskich z Wołczyna), zaczęła szarpać, a Sosnowski pisarz zaraz z kościoła

wyszedł do zakrystii. Skoczyłem do szlachty szarpiącej Buchowieckiego. Ledwo z wielką

pracą ich umitygowałem. Na resztę tumult ucichł, gdy głośno zacząłem mówić, że te jest

fałszywe rozgłoszenie o podatku na Moskwę (na utrzymanie wojsk rosyjskich) i tak

wojewoda brzeski, choć z nieukontentowaniem, pożegnał sejmik gospodarski jako

zerwany"3.

Bezpośrednią przyczyną zerwania tych obrad przed obraniem

marszałka było wzburzenie szlachty, wśród której rozpuszczono fał-^

szywą wieść o obłożeniu województwa podatkiem na koszta utrzyma-

nia armii rosyjskiej. W ten sposób całą niechęć ziemian, zmęczonych

ciągłymi marszami i kwaterunkami wojsk sąsiedniego mocarstwa,

zwalono na głowy klientów Czartoryskich - znanych jako notorycz-

nych zwolenników orientacji rosyjskiej.

W tym województwie podobne wypadki często miały miejsce

dlatego, że było tu duże nasilenie walk stronnictw w połowie XVIII

wieku. O wpływy konkurowali ustawicznie Radziwiłłowie, Sapiehowie,

Czartoryscy, a i mniejsi „panowie" - Suzinowie, Paszkowscy, Sosnow-

scy, Matuszewicze - robili co mogli, by zjazdy szlacheckie nie przebie-

gały w spokoju. W tych czasach łatwo można było przewidzieć, który

sejmik ma szansę dojścia, a który z góry skazany jest na zerwanie.

Gdzie indziej jednak zdarzały się niespodzianki -^zrywano sejmiki

z zaskoczenia i w nieprzewidzianych okolicznościach. Bywało i tak, że

wszystko na zjeździe układało się pomyślnie, obrady rozpoczęte bez

kłopotów toczyły się szybko i spokojnie, aż nagle jeden z uczestników,

175

z bliżej nie wyjaśnionych przyczyn, wychodził z protestem uniemoż-

liwiając zakończenie. Dzisiaj możemy się już tylko domyślać, że

pobudkami takich działań bywały prywatne animozje, personalne

rozgrywki pomiędzy prowincjonalnymi politykami, zupełnie dla nas

nieczytelne i nie dające się odtworzyć. W wielokrotnie już cytowanej

korespondencji kanclerza wielkiego koronnego, Jana Szembeka, znaj-

dujemy ślad takiego właśnie, zaskakującego dla wszystkich zaintereso-

wanych wydarzenia na sejmiku żmudzkim w 1724 roku.

Starosta upicki Krzysztof Dominik Puzyna zwrócił się do kanclerza

o uniwersał na powtórny sejmik, ponieważ pierwszy został niespodzie-

wanie zerwany. Zaskoczony Puzyna pisał:

„Niespodziewany przybył do nas na sejmik elekcyjny poselski gość, jegomość

pan Kościuszko oberburgraf kurlandzki, który przez subtelny instrument zerwał

sejmik [...]"".

Nie wiemy jednak, jakiego to „instrumentu" użył pan Kościuszko,

by nie dopuścić do obioru posłów żmudzkich na sejm 1724 roku.

Znamy natomiast powody, dla których usiłowano zerwać sejmik

ziemi bielskiej województwa podlaskiego w tym samym roku. Za-

chowała się do naszych czasów relacja zrywającego, przesłana również

do Szembeka w formie informacji o powodach działania, czy też może

raczej w formie usprawiedliwienia. Takie sprawozdania osób, które

osobiście zerwały obrady, są w źródłach stosunkowo rzadkie. Mimo

wszystko nie" był to chlubny proceder i nie chciano się nim chwalić. Stąd

częstsze relacje mocodawców i inspiratorów zrywaczy, takie jak wspo-

mnienia Matuszewicza, zaś rzadsze informacje bezpośrednie od tych,

którzy wykrzykiwali owo sakramentalne „sisto activitatem", a potem

wychodzili z koła, by do najbliższego urzędu grodzkiego zanieść

manifest o przyczynach swego protestu.

We wrześniu 1724 roku w Brańsku, gdzie zgromadził się powtórny,

po pierwszym zerwanym, sejmik bielski, pojawił się niespodziewanie

Stanisław Gąsowski i usiłował przerwać obrady. Oddajmy głos samemu

panu Gąsowskiemu, który w liście do Szembeka skarżył się, że:

•»[¦••] Je8° wielmożność jegomość pan chorąży koronny (Jan Klemens Branicki)

obrany posłem z ziemi bielskiej za powtórnym uniwersałem jego królewskiej mości, który

że nie jest promulgowany per parochiam i omnem adacta (ogłoszony po parafiach i cały do

akt) tego dnia podany, kiedy ichmość panowie zjechali ad locum (na miejsce) obrad

publicznych i ci tylko byli, którzy są per litteras prhatis con\ocati (wezwani prywatnymi

listami). Ja casualiter (przypadkowo) jadąc do mego folwarku pod Brańskiem (gdzie zjazd

176

do obrad publicznych bywa) zostającego, dowiedziałem się i tam zjechałem. Że szlachty braci

wielu nie było, protestowałem się i wyszedłem z protestacyją, którejże ichmość panowie

7. jegomościa panem podstarościm grodzkim nie słuchając i owszem postponując sobie

ubogiego szlachcica głos wolny jego, zaniosłem protestacyją osobliwie na jego wielmożność

sędziego grodzkiego brańskiego, który w ziemi naszej arbitriam potestatem (decydującą

władzę) uzurpuje sobie in contemptum (ze zniewagą) szlachty. Co donosząc suplikuję

wielmożnego waszmość pana i dobrodzieja, abyś pupillam libertatis (źrenicy wolności) głosu

wolnego szlacheckiego na osobie mojej contemnare (lekceważyć) nie pozwolił"5.

Zacytowaliśmy ten dłuższy fragment listu Gąsowskiego dlatego, że,

jak wyżej powiedziano, rzadkie są osobiste relacje zrywaczy, a także i po

to, by na tym przykładzie wskazać różne okoliczności towarzyszące

sejmikowemu liberum veto. Przede wszystkim nie wiemy, czy autor tego

listu działał w dobrej wierze. Być może jego oburzenie jest sztuczne,

a był on narzędziem wrogów Branickiego pragnących nie dopuścić go

do izby sejmowej.

Załóżmy jednak, że rzeczy się miały tak, jak je opisał „prosty

szlachcic" pan Gąsowski. Co było przyczyną jego protestu? Zasadniczo

to, żeCsejmik zwołany został nieformalnie, bez ogłoszenia uniwersału ">-•

zwykłą metodą per parochiam(zi obecni zjechali sproszeni prywatnymi

listami oraz że szlachty było mało, I trudno mu odmówić pewnych racji,

skoro wyraźnie mamy tu do~~ćzynienia z przypadkiem tzw. „kradzieży

sejmiku" -jednej z technik eliminacji konkurencji na zjazdach, o czym

pisać będziemy jeszcze w tym rozdziale. Przyczyny były więc poważne,

protestujący był terrigeną (folwark pod Brańskiem), spodziewać się

więc należało jego sukcesu i rozejścia się zjazdu. A jednak nie - Branicki

został obrany, protestu Gąsowskiego nie wzięto pod uwagę i dopiero

listownie (nota bene z Lublina) zamawiał on sobie poparcie kanclerza

Szembeka. Być może było to przygotowanie do usunięcia Branickiego

z izby sejmowej, w trakcie tzw. „rugów poselskich", przez wykazanie

nieprawomocności jego obioru.

Historia ta wskazuje, jak różne mogły być okoliczności rwania

i jak różne były na to reakcje - od rozejścia się bez protestu,

gdy było to na rękę większości obecnych, aż po zignorowanie

prawomocnego sprzeciwu opartego o, tak wielbioną w teorii, zasadę

liberum veto. To właśnie okoliczności, a nie norma prawna, dyktowały

każdorazowo reakcję szlachty na protest, a w sytuacji takiej jak

w Brańsku zrywacz nie miał wielkich szans uzyskania natychmia-

stowego posłuchu u zgromadzonych na sejmiku klientów i przyjaciół

potężnych na Podlasiu Branickich.

177

Wspominaliśmy już wyżej, jak wiele w takich momentach zależało

od marszałka sejmiku. W sprawie pana Gąsowskiego marszałek nie

miał wyboru. Pikanterii tej historii dodaje bowiem fakt, że marszałkiem

owym był podstarości grodzki brański, a protest godził w Jana

Klemensa Branickiego, który był nie tylko chorążym wielkim koron-

nym, ale i starostą brańskim, a więc zwierzchnikiem oraz pracodawcą

marszałkującego podstarościego. Widzimy więc, że pobudki przewod-

niczącego sejmikowym obradom były praktycznej natury, choć trudno

mieć do niego pretensję, skoro do obowiązków marszałka należało

doprowadzenie sejmiku do szczęśliwego końca.

Nie zawsze jednak tak bywało - czasem marszałek robił „dobrą złą

robotę" i starał się jak mógł o zdezorganizowanie obrad, a nawet

zerwanie sejmiku. W korespondencji magnackiej z lat trzydziestych

XVIII wieku znaleźliśmy nawet przykład zupełnego już sprzeniewierze-

nia się sejmikowego dyrektora swoim podstawowym obowiązkom.

Zdarzyło się bowiem tak, że sejmik mozyrski w Wielkim Księstwie

Litewskim zerwany został przez samego marszałka.

Działo się to, co prawda, w wyjątkowo burzliwym czasie, bo przed

elekcją nowego króla, po śmierci Augusta II Mocnego. Z koresponden-

cji zwolenników syna zmarłego monarchy, a więc i przeciwników

kandydatury Stanisława Leszczyńskiego, dowiadujemy się, że na sej-

miku mozyrskim w lipcu 1733 roku zdecydowaną przewagę zdobyli

klienci Czartoryskich, popierający Leszczyńskiego. Na szczęście dla

partii saskiej, udało się jej na początku obrad wprowadzić na funkcję

marszałka swojego człowieka, pana Bohusza. Ten już drugiego dnia

obrad widząc, że znikąd nie ma ratunku i szykuje się przygniatające

zwycięstwo czartoryszczyków, szukał okazji do uznania zgromadzenia

za nieważne. Jednak, jak wynika z zachowanej relacji, nie było chętnego

do rwania w interesie stronników saskich, bowiem:

„[...] marszałek zasiadając dwa dni, sam widząc extra orbitom (poza granicami) że się

działo dawnych praw, porzuciwszy laskę, publico ore (mową publiczną) manifestował się

i za nim cały sejmik gdy wyszedł [...], pars malevolorum (partia nieżyczliwych, tu;

zwolennicy Leszczyńskiego) do domów swoich rozjechali się..."6

Rzeczywiście, zaskoczonym takim obrotem spraw stronnikom „fa-

milii" nie pozostało nic innego, jak zrezygnować, skoro sam marszałek

opuścił miejsce obrad, a bez niego trudno było utrzymać działalność

zgromadzenia. W tym wypadku mamy do czynienia z sytuacją, kiedy

o sukcesie mniejszości decydowała pozycja i determinacja jednego

178

człowieka. Gdyby marszałkiem został zwolennik Leszczyńskiego, zape-

wne żadne pojedyncze protesty, manifestacje i inne próby zakłócenia

obrad nie byłyby tolerowane. Trudno jednak było zignorować protest

samego przewodniczącego obrad.

Przedstawiony wyżej wypadek był jednak wydarzeniem szczegól-

nym. Podobne wystąpienia marszałków nie zdarzały się często, tak jak

i samo zrywanie sejmików. Zapewne większość zerwanych sejmików

były to zgromadzenia wyborcze, gdzie ważyły się losy karier, choć nie

mamy takiej pewności, nie da się przecież, z braku pełnych danych,

sporządzić żadnej statystyki. Można jednak z jakąś dozą pewności

postawić hipotezę, że częściej ofiarą liberum veto padały sejmiki

poselskie i deputackie, a rzadziej rwano zgromadzenia gospodarskie czy

relacyjne, choć i takich przykładów znajdujemy w źródłach wiele.

Dla ukazania zakresu występowania zjawiska destrukcji szlachec-

kiej samorządności sejmikowej - przedstawiamy relację z przebiegu

sejmików litewskich, zwołanych na styczeń 1685 roku. Był to okres,

w którym napięcie walki politycznej można uznać za duże - konflikt

dworu z magnacką opozycją szczególnie silnie przebiegał właśnie na

Litwie, ale daleko jeszcze było do stanu permanentnego kryzysu,

charakterystycznego dla początków panowania Augusta II, następcy

Jana III Sobieskiego.

Oto jak wyglądała kampania sejmikowa w Wielkim Księstwie

w dwa lata po triumfie wiedeńskim:

„Z Wilna die 10 ianuarii (dnia 10 stycznia) 1685. Sejmik wileński w niedzielę po

Trzech Królach szczęśliwie się skończył. Stanęli posłami jegomość pan Czyż podkomorzy

wileński i jegomość pan marszałek, podwojewodzy wileński. Z Oszmiany jegomość pan

starosta i jegomość pan marszałek oszmiański. Z Lidy jegomość pan starosta lidzki

i jegomość pan podkomorzy lidzki. Wiłkomierski sejmik zerwał się i posiekli się, jegomość

pan Komorowski z jegomościa panem Zienowiczem kasztelanicem nowogródzkim

powadzili się i nieladajako z obu stron poranili. Z Brasławia jeszcze wiadomości nie masz.

Na trockim sejmiku stanął posłem jegomość pan Ogiński starosta stokliski i jegomość pan

Remer starosta sumiliski. Jegomość pan wojewoda trocki teraźniejszy (Cyprian Paweł

Brzostowski) ustanowił urząd grodzki na sejmiku trockim [...] Grodzieński sejmik zerwał

się i posiekli się - naszli na jegomości pana kasztelana trockiego, bywszego marszałka

trockiego (Jan Kazimierz Kierdej), tamże z obu stron było rannych niemało, ale więcej

z inwazorów strony.

Kowieński sejmik zerwał się. Także księstwa żmudzkiego zerwał się. Smoleński

sejmik stanął, posłem na nim jegomość pan starosta boryszewski (Jerzy Sapieha), syn

starszy jegomości hetmana Wielkiego Księstwa Litewskiego stanął, ale jegomość pan

hetman ex quo (ponieważ) pan starosta chory, podał na to miejsce jegomości pana

179

Dąbrowskiego podstolego wileńskiego za posła, którego akceptowano. Także jegomości

pana Ciechanowicza pisarza ziemskiego smoleńskiego posłem obrano. Ze Starodubn

jegomość pan Giełgud (Andrzej Kazimierz) pisarz Wielkiego Księstwa Litewskiego

i jegomość pan marszałek rzeczycki Pogirski. Nowogródzki rozerwał się, bo jegomość pan

starosta słonimski, cum protestatione (z protestem) wyszedłszy, nie wrócił się. Miński,

mozyrski, słonimski zerwały się, o drugich jeszcze nie masz wiadomości"7.

Z tej niemal dziennikarsko skrótowej relacji wynika, że nagminnie

wtedy zrywano zgromadzenia elekcyjne. Jak wyżej wspomniano, wiąza-

ło się to z dużym napięciem w polityce wewnętrznej. Na 14 przedsej-

mowych zjazdów, wymienionych w przytoczonym doniesieniu z Wilna,

doszło - to znaczy zakończyło się obraniem posłów - tylko 6 sejmików.

Aż 8 uległo zerwaniu, a na dwóch: wiłkomierskim i grodzieńskim

dopuszczono do rozlewu krwi. Charakterystyczne przy tym, że 3 sej-

miki odbywające się w stolicy Litwy: wileński, smoleński i starodubow-

ski doszły. Skłonni jesteśmy przypisywać to wpływom i staraniom

szefów antykrólewskiej opozycji - Sapiehom: Kazimierzowi Janowi,

hetmanowi wielkiemu litewskiemu oraz jego bratu Benedyktowi Paw-

łowi, podskarbiemu wielkiemu litewskiemu. Obaj ministrowie prze/

utrzymanie sejmików w stołecznym Wilnie i przez obsadzenie ich

własnymi stronnikami demonstrowali wpływy i potęgę na prowincji, co

miało być zapewne znaczącym sygnałem dla dworu królewskiego i jego

litewskich stronników.

Nie wiemy, kto w 1685 roku był odpowiedzialny za zerwanie tak

wielu zjazdów szlacheckich na Litwie. Zrywać mogli równie dobrze

klienci Sapiehów, jak ludzie dworu - symptomatyczne jest to, że

zrywanie poczęło zastępować starania o kompromis. Tak niegdyś

popularne „ucieranie" programów i postulatów zastąpiła zasada:

wszystko albo nic. Gdy było to możliwe, dominowano wrogów na

sejmiku i zbierano wszystkie korzyści, gdy niemożliwe, zrywano go

i niweczono wszystko. To zjawisko bezkompromisowości w polityce

znamionuje zaawansowany już stan upadku kultury politycznej w Rze-

czypospolitej, który łatwiej był dostrzegalny na wschodnich obszarach

państwa polsko-litewsko-ruskiego.

Przyjrzyjmy się teraz mechanizmom rządzącym sejmikiem, o któ-

rym z góry było wiadomo, że jest zagrożony zerwaniem. Przede

wszystkim pamiętać trzeba o tym, że im kto miał silniejszą intencje

niedopuszczenia do szczęśliwego końca, tym bardziej podkreślał swe

starania o dojście i potępiał potencjalnych zrywaczy. Sztuka polegahi

18'

na tym, aby sprowokować do zerwania stronę przeciwną i na nią zwalić j

całe odium za szkodzenie dobru publicznemu. Następną zasadą było to, '

że osoba rzeczywiście decydująca o zerwaniu pozostawała w cie-

niu., ,Sisto activitatem" wykrzykiwał wynajęty lub, co było tańsze,

namówiony prostaczek. Jednak i od tej reguły, jak od każdej, bywały

wyjątki.

Sejmik zagrożony zerwaniem miał zwykle pewne cechy chara-

kterystyczne - obrady szły jak po grudzie, a konflikty powstawały

w najmniej spodziewanych momentach. Każdy pretekst był bowiem

dobry, by przeciwników prowokować do nie kontrolowanej reakcji.

Taki właśnie zjazd toczył się z trudem w Zatorze w 1729 roku.

Obrady rozpoczęto rano 8 grudnia i od razu zaczęły się kłopoty.

Sejmik próbowano zniszczyć przed obraniem marszałka - niejaki

pan Starowieyski nie zgadzał się na dalsze obrady, a nawet na

wystąpienia passive, tzn. bez prawa stanowienia i zgłaszania wniosków

pod głosowanie.

Nim usunięto tę trudność i ponownie zagajono obrady, upłynął

dzień i zapadł wczesny zimowy zmierzch. Obecni na sejmiku doświad-

czeni ziemianie zdawali sobie sprawę z tego, że obrady są zagrożone, ale

jeszcze w tym dniu udało się wybrać marszałkiem Stanisława Russoc-

kiego, a poseł królewski, kasztelanie sandomierski Czerny przeczytał

instrukcję, przesłaną przez kancelarię koronną w imieniu Augusta II.

Gdy nie udało się od razu przystąpić do obierania posłów, limitowano

obrady na następny dzień.

9 grudnia radzono od rana, aż do godziny drugiej po południu

udawało się zabawić zgromadzonych sprawami proceduralnymi i od-

wlekać wybory. Powoli stawało się jasne, iż uformowały się dwie grupy

prące do uzyskania mandatów poselskich. Na czele jednej stał oboźny

koronny Jerzy Ożarowski, drugiej przewodził starosta stopnicki Waw-

rzyniec Lanckoroński. Obaj udawali jednak, że nie są zainteresowani

wyborami, a Lanckoroński deklarował nawet głośno swe poparcie dla

kandydatury Ożarowskiego.

Tak „dysymulując" obaj konkurenci starali się krzyżować sobie

szyki przy pomocy oddanych klientów. Aby odwlec wybory i jeszcze

bardziej skomplikować sytuację, wywleczono wygodną sprawę czytania

listów, które napłynęły na sejmik. Odgrywający rolę porte parole

Lanckorońskiego, młody podstolic sandomierski, Łodziński, wdał się

w tej sprawie w długi spór z braćmi Jaklińskimi.

181

Wreszcie wieczorem Ożarowski zdecydował się użyć podstępu

i zgłosił takie kandydatury, które były do przyjęcia dla Lanckorońs-

kiego i jego stronników. Gdy tylko uzyskano zgodę na tych kan-

dydatów, obaj jednocześnie zrzekli się głosów na rzecz Ożarowskiego,

którego jego klienci i zdezorientowany tłum okrzyknęli posłem. W imie-

niu zaskoczonej opozycji natychmiast zaprotestował podczaszy oświę-

cimski, grożąc nawet opuszczeniem koła, co byłoby jednoznaczne

z zerwaniem obrad. Wobec tej groźby partia oboźnego koronnego

powróciła do taktyki przewlekania. Powrócono do sprawy listów

i zażądano czytania pisma prymasa, arcybiskupa gnieźnieńskiego

Teodora Potockiego. Na czytaniu posłania prymasa zakończył się drugi

dzień obrad.

Dnia trzeciego, 10 grudnia, koło rozpoczęło prace po południu,

już pacatius (spokojniej), jak wyraził się był autor relacji, na

której się opieramy. Sądzimy, że przed południem prowadzono

rokowania dotyczące obsadzenia mandatów poselskich. Nie doszło

chyba do ostatecznego porozumienia, skoro wkrótce po wznowieniu

obrad głos zabrał Jakliński i powtórzył swe wczorajsze żądania,

grożąc zerwaniem w razie ich nieuwzględnienia. Okazało się, że

tym razem domaga się on wpisania do instrukcji proponowanych

przez siebie punktów w dosłownym brzmieniu. Marszałek ustąpi!

i osobiście zapisał dezyderaty Jaklińskiego, ale to nie zaspokoiło

malkontentów - tym razem wysunęli żądanie wydelegowania do

prymasa Potockiego specjalnego poselstwa, zaopatrzonego w in-

strukcję sejmiku.

Wokół tego projektu rozpętała się prawdziwa awantura, nikt już nic

wiedział, kto stoi po czyjej stronie i w czyim działa interesie. Zamiesza-

nie trwało do późnego wieczora, kiedy to wreszcie grupa szlachty pod

wodzą Jaklińskich opuściła kościół i już na cmentarzu ogłosiła manifesi

o zerwaniu sejmiku:

„[...] turmatim (tłumnie) z kościoła wyszedłszy, zaraz contrarium (przeciwnie) ogłosili, />

na te punkta nie było zgody"8.

Nie wdając się w dalsze targi „protestanci" pojechali do grodu, ab\

tam złożyć i obiatować manifest o zerwaniu. Trzy dni trwał sejmik

w Zatorze, nim politykom lokalnym udało się tak zagmatwać sytuację

że wielu z obecnych uznało ją za beznadziejną i pogodziło się z akcj;i

zrywaczy.

182

w.

Opisywane powyżej skomplikowane „biegi i praktyki" nie zdarzały

się oczywiście zawsze na sejmikach. Sam fakt, iż je współcześnie

relacjonowano z upodobaniem, jako swego rodzaju sensację, dowodzi,

że ciągle jeszcze sejmik pełen kunsztownych intryg był osobliwością. Być

może wynikało to z faktu, że w tej schyłkowej epoce częściej zrywano

zjazdy przy użyciu brutalnej siły, niż stosując „subtelne instrumenta".

Nim przejdziemy do innych metod sejmikowej destrukcji i walki,

wyjaśnić należy poruszaną już parę razy sprawę manifestu zrywającego

obrady. Zarówno przy zrywaniu sejmu, jak i sejmiku, zasadą było, że

protestujący uzasadniał swój sprzeciw na piśmie i polecał go wpisać do

akt publicznych w najbliższym urzędzie grodzkim, nadając tym samym

manifestowi o zerwaniu obrad moc prawną. W zachowanych do dziś

aktach grodzkich i ziemskich znajdujemy trochę tego rodzaju oświad-

czeń zrywających sejmiki lub uznających ich uchwały za nieważne.

Manifest mógł być aktem indywidualnym lub wyrazem woli zbioro-

wej i wtedy (a miało to miejsce w czasie lub tuż po zakończeniu obrad)

podpisywało go kilku lub więcej zrywających i protestujących de

nullitate uchwał.

Spośród dostępnych manifestów tego rodzaju wybraliśmy jeden,

dobrze, jak się wydaje, reprezentujący formę takiego dokumentu,

a jednocześnie wyróżniający się niebanalną treścią. Oto najważniejszy

fragment manifestu uznającego sejmik województwa nowogródzkiego

za nieważny. Rzecz oblatowano w grodzie w Nowogródku 10 czerwca

1689 roku:

„My urzędnicy ziemscy, grodzcy, obywatele szlachta województwa nowogródzkiego,

którzyśmy się adfamampublicam (za wieścią powszechną) zjechali na sejmik relacyjny po

sejmie zerwanym warszawskim za uniwersałem jego królewskiej mości pana naszego

miłościwego, czynimy wiadomo tą manifestacyją naszą, iż gdyśmy przed obraniem

dyrektora sejmikowego, fraterne expostulowali (po bratersku przedkładali) niezależną

tego uniwersału jego królewskiej mości przed jegomościa panem Janem Uniechowskim

wójtem nowogródzkim, jakoby surrogatorem (urzędnik grodzki) nowogródzkim a nie

w grodzie nowogródzkim, jako uczynić należało i według prawa uczynić trzeba było,

aktykacyją (wpisanie do akt). Actus (obecny) tam jegomość pan Bogusław Uniechowski,

przeszły pisarz ziemski nowogródzki, mianując się być wojewodą - raz trockim, drugi raz

nowogródzkim, sejmiku tego przeciw braciej szlachty kontradykcyji, dyrekcyją sobie

przywłaszczył a jako nas urzędników grodzkich, którzyśmy przy jurysdykcyji naszej

zaprzysiężonej i offlcium (obowiązku) naszego należycie postrzegali, dowodząc nienależ-

nej i nieprawnej przez surrogatoryją już aktykacyji, tak i wielu z nas szlachty obywatelów

województwa nowogródzkiego, słowy uszczypliwymi i honorowi szlacheckiemu detk-

liwemu lżył i łajał, grożąc zabiciem i przez okno wyrzuceniem.

183

Nie mogąc tedy swobodnie, według praw i wolności naszych ojczystych, sejmiku tego

odprawować i relacyji słuchać, gdy uniwersał jego królewskiej mości pana naszego

miłościwego nie był należycie w grodzie nowogródzkim publikowany, ale u jegomości

pana wójta nowogródzkiego aktykowany był. Gdy jegomość Uniechowski przeszły pisar?

ziemski nowogródzki przeciw kontradykcyji nas wielu braciej dyrekcyją sobie przywłasz-

czył i wsparty sposobionym na to hukiem i ludźmi sporządzonemi na to nad prawa

i wolności postępował. Manifestujemy się de nullitate (o nieważności) dyrekcyjej

jegomości pana Uniechowskiego, de nullitate sejmiku tego et de expressione libertatis et

securitatis publicae (i o ucisku wolności i bezpieczeństwa publicznego) w osobach naszych

poniesionej..."9.

Pod aktem powyższym znajduje się kilkanaście podpisów, m.in.

cytowanego już wyżej autora diariusza, podstolego kaliskiego Stanis-

ława Niezabitowskiego.

Spróbujmy przeanalizować powyższy tekst, aby z plątaniny stylis-

tycznej i pomieszania faktów dowiedzieć się, co się stało w Nowogród-

ku. Zacznijmy od ustalenia stron. Z jednej mamy tu Bogusława

Aleksandra Uniechowskiego, w manifeście tytułowanego konsekwent-

nie „przeszłym pisarzem nowogródzkim", który przedstawia się raz

jako wojewoda nowogródzki, raz jako trocki. Przeciwnikami jego byli

urzędnicy grodu w wojewódzkim mieście Nowogródku, którzy przecież

podlegali wojewodzie, jako że na Litwie większość wojewodów łączyła

swój tytuł z urzędem starosty w mieście wojewódzkim. Tak więc albo

Uniechowski podszywał się pod tytuł wojewody, albo jego podwładni

zbuntowali się przeciw niemu i nie chcieli uznać jego praw.

Sytuacja była bardziej skomplikowana. Oficjaliści nowogródzcy nie

chcieli uznać sejmiku zagajanego przez Uniechowskiego, bo tym

samym musieliby go uznać nowym wojewodą nowogródzkim i pogo-

dzić się z utratą stanowisk, które w urzędach grodzkich nie były

dożywotnie. Każdy nowy starosta mógł usuwać personel mianowany

przez swego poprzednika. Dlaczego personel grodu, urzędnicy jurys-

dykcji niskiego przecież szczebla ośmielali się negować prawo Uniecho-

wskiego do sprawowania wysokiego, senatorskiego urzędu pochodzą-

cego z osobistej nominacji królewskiej?

Otóż uczepili się oni zapewne tego, że w danym momencie,

w czerwcu 1689 roku, pan Uniechowski posiadał jednocześnie dwie

królewskie nominacje senatorskie, wykluczające się wzajemnie. Naj-

pierw mianowany został wojewodą nowogródzkim, a zaraz potem - po

śmierci wojewody trockiego Jerzego Radziwiłła - awansował na woje-

wództwo trockie. Ponieważ w Rzeczypospolitej nie można było dzier-

184

żyć jednocześnie dwóch urzędów senatorskich, urzędnicy nowogródz-

cy, zagrożeni na swych posadach, nie uznawali Uniechowskiego w ogó-

le senatorem, tytułując go tylko „bywszym pisarzem ziemskim".

Odmówili oni przyjęcia do akt grodzkich uniwersału sejmikowego

i nie chcieli uznać obiaty tego dokumentu, dokonanej u krewnego

wojewody, wójta nowogródzkiego Jana Uniechowskiego, szybko teraz

awansującego na surrogatora grodzkiego. Gdy mimo to Uniechowscy

ze swymi stronnikami rozpoczęli obrady, protestujący opuścili koło

i wpisali w pozostające pod ich opieką akta grodzkie manifest uznający

sejmik za nielegalny. Nie wiemy, jakie były dalsze losy zbuntowanych

przeciw zwierzchności urzędników. Na to, że nie spotkały ich żadne

represje wskazuje fakt, że Bogusław Uniechowski ostatecznie został

wojewodą trockim, a nie nowogródzkim. Rządy zaś w Nowogródku

objął Stefan Tyzenhauz, który nie miał chyba powodów do niechęci

wobec oficjalistów, którzy tak bardzo narazili się jego poprzednikowi.

Zwróćmy jeszcze uwagę na „poetykę" tego manifestu. Tak jak inne

staropolskie akta sądowe został on sformułowany przesadnym języ-

kiem, zarzucającym przeciwnej stronie mnóstwo przewinień, których

być może nie popełniła. Charakterystyczna i wzbudzająca podejrzenie

na pierwszy rzut oka jest tu maniera nadużywania przymiotników.

Zarówno przy lekturze tego rodzaju manifestów, jak i akt sejmikowych,

zalecać należy szczególną ostrożność. W powyższym tekście mamy np.

zabawny skądinąd opis zachowania wojewody, który: „słowami uszczy-

pliwymi i honorowi szlacheckiemu dotkliwemi, lżył i łajał grożąc

zabiciem i przez okno wyrzuceniem". Zapewne w kole sejmikowym

doszło do ostrych kontrowersji, ale daleko było do rozlewu krwi

- w rezultacie nic się nikomu nie stało i protestujący odeszli spokojnie,

przez nikogo z ludzi wojewody Uniechowskiego nie napastowani.

Jest to jeszcze jeden przykład tego, jak nieskuteczne były próby

rwania, gdy przeciwstawiano im się energicznie. Mimo, że część

obecnych opuściła koło, to jednak sejmik odbył się, a manifest

skierowany był zarówno przeciw sejmikowi, jak i jego uchwałom.

W tym wypadku zrywacze mieli łatwy dostęp do akt grodzkich i nikt im

nie bronił wpisania owego manifestu.

Bywało jednak tak, że nie tylko ignorowano protest przeciwko

dalszym obradom wygłoszony w kole, ale i odmawiano zrywaczom

prawa wpisania ich manifestu do akt grodzkich. Było to ważne przede

wszystkim dla dalszych losów wybranych na takim sejmiku posłów czy

185

deputatów. Obłatowany bowiem legę artis manifest, sprzeciwiający się

ich wyborowi, mógł służyć za podstawę do niedopuszczenia ich do izby

sejmowej czy koła trybunalskiego.

Taka właśnie sytuacja miała miejsce w marcu 1715 roku w Małopols-

ce. Agent dworski, staroście pilzneński Franciszek Tarło, wspomniany

już wyżej jako rozbijacz sejmików w tej prowincji, usiłował zerwać obrady

województwa sandomierskiego w Opatowie, do czego nie dopuszczono.

Zaskoczenie Tarły było tym większe, gdy okazało się, że urzędnicy

grodzcy w Nowym Mieście Korczynie nie chcieli przyjąć do akt jego

manifestu przeciw sejmikowi. Powtórzyło się to w grodzie w Bieczu - oba

urzędy opanowane były przez urzędników-opozycjonistów, którzy nie

chcieli nadać mocy prawnej manifestowi notorycznego zrywacza.

Zdesperowany staroście, obawiając się narazić swym mocodawcom,

postanowił udać się do Krakowa - słusznie liczył na to, że oficjaliści

znajdującego się na Wawelu urzędu grodzkiego będą się bali odmówić

słudze dworskiemu. Tak więc manifest przeciwko sejmikowi opatow-

skiemu oblatowano na Wawelu po paru tygodniach od zakończenia

obrad oprotestowywanego sejmiku - mocno to osłabiło znaczenie

i wymowę tego dokumentu. Szybko zresztą o całej sprawie zapom-

niano, konfederacja tarnogrodzka odwróciła uwagę od Tarły i jego

podstępnych działań, a i on sam, rychło nagrodzony przez Augusta II

urzędem starosty pilzneńskiego, przestał tak pilnie zabiegać o łaski

dworu królewskiego.

Walki na papierowe argumenty, wojny manifestów i uniwersałów,

protestacji i reprotestacji, zamieniały się czasem w prawdziwe starcia

zbrojne, w których błyskały szable i w kościołach grzmiały muszkietowe

strzały. W momentach przełomowych szlachtę na sejmikach zastępowa-

li żołnierze i obrady odbywały się pod dyktando ich dowódców - aureu

libertas szła w kąt, a o wyborach i uchwałach decydowała naga siła

szlacheckich szabel i żołnierskich bagnetów.

To, co źródła zwykły nazywać oprymowaniem sejmików oraz

burdami i tumultami, nie było wynalazkiem czasów saskich. Siła była

elementem życia sejmikowego zapewne tak starym, jak sama instytucja

sejmiku, lecz może w początkach funkcjonowania szlacheckiego samo-

rządu rzadziej się nią posługiwano. Warto pamiętać, iż ustawy za-

braniające pojawiania się z bronią na zjazdach pochodzą z wczesnego

okresu, zaś opisy krwawych zajść we wnętrzach kościołów posiadamy

zarówno z XVIII, jak i z XVI stulecia.

186

rs

r$

20. Jan Piotr Norblin, Bójka szlachty na sejmiku. Fragment sejmiku w miasteczku.

Tusz, sepia, 1803 r. (Bronice)

Początkowo, gdy przychodziło do użycia siły, bywała to zwykle

demonstracja mająca na celu upewnienie przeciwników o zdecydowa-

niu opozycji. Manifesty z przełomu XVI i XVII wieku często wspomi-

nają o „krwie rozlaniu", ale rzadko podają bliższe szczegóły, np.

nazwiska poszkodowanych. Wnosić można, że na ich treści ciążyła

wspomniana już wyżej maniera stylistyczna, wyolbrzymiająca małe

incydenty przy użyciu wielu przymiotników. By nie wpaść w pułapkę,

której nie uniknął autor tak popularnych do dziś książek, jak Życie

polskie w dawnych wiekach czy Prawem i lewem, Władysław Łoziński,

trzeba te opisy i oskarżenia czytać bardzo uważnie, tak by oddzielić

prawdę od afektacji stylistycznej.

Tak właśnie rzecz się ma w przypadku opisu sejmiku proszowic-

kiego z 1592 roku. W związku z napiętą sytuacją - nie bez przyczyny

sejm, przed którym odbywał się ten sejmik, nazwany został później

187

sejmem inkwizycyjnym - doszło tam do starcia opozycji z prokrólewsk;)

mniejszością, usiłującą bronić stanowiska Zygmunta III, oskarżonego

0 knowania z dworem cesarskim w Wiedniu.

Manifest stronników dworu oskarża opozycję o to, że:

„[...] ichmoście niektórzy różnego od nas zdania, przygotowawszy się na to z domów

swoich i osadziwszy osoby swe gwardyją wielką, sługami i hajduki cudzoziemskiemi n;i

króla jegomości pana naszego praktyki kładli [...]. Gdyśmy broniąc dignitatem (dostojeńs-

twa) jego królewskiej mości pana naszego miłościwego, naprzód strzelaniem po mieście,

potem aklamacyjami (okrzykami) i porywaniem się do broniej głosy nasze wolne

oprymowali, przywodząc bracią nasze do rozlania krwie [...]. Naszych racyji strona

przeciwna przypuścić nie chciała i owszem im dalej tym więcej z pośrodka koła per

acclamationes i fuki byliśmy wyciśnieni, w czym wszystkim oświadczamy się Panu Bogu

1 waszmościom wszytkim..."10.

Ten oblatowany 22 sierpnia 1592 roku w grodzie w Bieczu manifest

podpisało 25 osób i na pierwszy rzut oka wydaje się on dowodzić, iż na

proszowickim zjeździe doszło do walki w dosłownym znaczeniu. Po

dokładniejszej analizie tekstu dochodzimy jednak do nieco innych

wniosków. Prawdopodobnie była to skarga usuniętej z sejmiku opozy-

cyjnej mniejszości, która chcąc usprawiedliwić czymś swą polityczną

przegraną, oskarżyła przeciwników o użycie siły.

Wyraźnie widzimy, że zwolennicy Zygmunta III ustąpili z koła pod

naciskiem „aklamacyji i fuków", a zwrot o rozlewie krwi sformułowany

jest tak dwuznacznie, że nie wiemy, kto ją naprawdę rozlewał. Być może

do krwawych zajść w ogóle nie doszło i wzmianka o tym miała służyć

tylko udramatyzowaniu opisu prześladowań stronników, ostro wtedy

atakowanego, dworu królewskiego. W tekście oskarżenia nie padają

żadne nazwiska, ani napastników ani poszkodowanych, i mamy

wrażenie, że dokument powstał, by usprawiedliwić tych, którzy nie

potrafili w Proszowicach obronić honoru monarchy. Oblatowany

w Bieczu manifest miał stanowić w takim razie rodzaj alibi wobec ich

dworskich mocodawców.

Z burzliwych czasów sejmu inkwizycyjnego przenieśmy się w lata

panowania Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Był to okres równie

obfity w napięcia i sejmikowe walki pomiędzy dworem, mającym za

sobą tym razem większość szlachty, a opozycją reprezentowaną przez

magnatów, na czele której stali: prymas Mikołaj Prażmowski oraz

hetman wielki koronny Jan Sobieski. Były to czasy, do których już

w pełni odnosi się wprowadzony przez Adolfa Pawińskiego termin

188

„rządy sejmikowe". Na zgromadzeniach szlacheckich toczyła się zażar-

ta walka pomiędzy zwolennikami króla „szlacheckiego" i jego proaust-

riackiej polityki a „malkontentami", pozostającymi w związkach poli-

tycznych z dworem Ludwika XIV.

Najgłośniejsze starcie miało miejsce 20 maja 1670 roku na sejmiku

średzkim. Opisy nie pozostawiają żadnej wątpliwości - szable były

w robocie i kościół średzki zakrwawiono. Między innymi ofiarą tłumu

padł sam pan kasztelan poznański Krzysztof Grzymułtowski, który

poraniony, z trudem ocalił życie. Relacja zachowana w rękopisach

Biblioteki Ossolińskich potwierdza wersję, że tumult był sprowokowa-

ny przez wrogów Grzymułtowskiego i celem jego było chyba usunięcie

z areny politycznej tego zdolnego, choć pozbawionego zasad, politycz-

nego arrywisty. Pretekstem, który zwrócił opinię tłumu przeciwko

kasztelanowi poznańskiemu, było przedstawienie w kole przejętej

korespondencji jego z Janem Andrzejem Morsztynem, lepiej zresztą

zapisanym w historii literatury niż w dziejach politycznych. Okazało się,

że fragmenty listów Morsztyna były szyfrowane - rozbudziło to

ciekawość szlachty, nie lubiącej tego rodzaju „utajniania" informacji.

Zdaniem ówczesnych, sam fakt korzystania z „cyfry" dowodził nie-

cnych intencji i nieczystego sumienia.

Oliwy do ognia dolał jeszcze sprzeciw Grzymułtowskiego, zupełnie

przecież zrozumiały, dotyczący wydania sejmikującym szkatuły z osobi-

stymi papierami, m.in. z kluczami do szyfrów. Zgodził się tylko na

udostępnienie klucza do inkryminowanego szyfru, wydelegowanej

przez sejmik komisji, w gospodzie, w której stanął na czas obrad.

Upewniło to szlachtę o udziale kasztelana w antykrólewskim spisku

wraz ze skompromitowanym już doszczętnie w szlacheckich oczach

Morsztynem. Bezpośrednim sprawcą zajść był kasztelan śremski, Piotr

Przyjemski, który wygłosił ostrą mowę przeciwko malkontentom,

oskarżając ich o „mieszanie w województwach i na sejmikach". Obok

Grzymułtowskiego, pomówił o należenie do spisku zasiadającego także

w kole łowczego koronnego, Jana Żelęckiego. To podnieconej i zapew-

ne nie najtrzeźwiejszej szlachcie wystarczyło.

„Za takową mową zaraz stał się huczek, sunął się wprzód pan Grąbczewski i pan

Błeszyński (Jakub?) i tamta wszystka od kruchty ławica ku panu poznańskiemu

z obuchami, z dobytemi szablami na które umknął się pan poznański z koła a za nim ci, co

się porwali z furią poszli i tam cięty w lewą stonę w gębę i w głowę z tyłu raz i w głowę

obuchem. Kość przetrącono i cięto go w bok prawy przez żebra aż do wnętrzności

189

i w nogę nad kolanem, na podwórzu plebaniji. Aż go ledwie hajduk uprowadził

i młodziana jednego w rękę zacięto. W tym tumulcie skoczywszy pan wojewodzie

kaliski do pana łowczego koronnego dał mu w gębę, aż mu peruka spadła, mówiąc:

- Dla ciebie mój brat cierpi, pogański synu. - Pan Krzycki (Stanisław) podkomorzy

kaliski, zasłoniwszy pana łowczego do kruchty wepchnął, gdzie kratę ksiądz otworzył

i zamknął per fugunt (dla ucieczki). W kościele, gdzie tumult chciał go dobywać,

ale powiedziano, że już z kościoła uszedł inszemi drzwiami. Pan Cikowski przez

mur uszedł, pan Smogulecki starosta lipiński (Marcin Franciszek?), pan starosta

osiecki (Franciszek Bieliński) także uszedł z panem chorążym łęczyckim. Pana starostę

pobiedziskiego pan podkomorzy kaliski zastawił. Po krótkiej konfuzyji artykuły napisali

[...], protestacyją, jeżeliby kto chciał przeciwko sejmikowi czynić, w żadnym grodzie

nie przyjmować"''.

Rolę narzędzia usuwającego z sejmiku malkontentów wzięła na

siebie tym razem podburzona masa szlachecka, owa „ława" cisnąca się

w kruchcie, daleka zwykle od prezbiterium, gdzie zasiadało senatorskie

i urzędnicze koło sejmikowe. Być może wśród napastujących Grzymuł-

towskiego i Żelęckiego znajdowały się też osoby do udziału w sejmikach

nie upoważnione, np. służba ich politycznych przeciwników. Jednak

w relacjach z tego zjazdu głucho o użyciu „środków zewnętrznych", tj.

wojska - nadwornego i komputowego. W innych sprawozdaniach z tej

epoki pojawiają się dane o użyciu ludzi, którzy nie byli do udziału,

a nawet do obecności na sejmikach upoważnieni.

Obecność w sejmikowych starciach często wspominanych nadwor-

nych hajduków, czy nawet żołnierzy, ułatwiał silnie zakorzeniony

w Rzeczypospolitej, szczególnie w XVII wieku, zwyczaj utrzymywania

przez magnaterię wojsk nadwornych, a przez zamożnych ziemian

-licznej i dobrze zbrojnej służby, nierzadko szlacheckiego pochodzenia.

Te oddziały, często uzbrojone i wyszkolone nie gorzej od zawodowców,

zjawiały się wraz ze swymi panami na sejmikach czasem ze względów

reprezentacyjnych, a czasem z przyczyn bardzo prozaicznych.

Jedną z rodzin najzamożniejszych w Koronie i utrzymujących

najliczniejsze oddziały prywatne byli w drugiej połowie XVII wieku

Lubomirscy. Co prawda większość ich oddziałów służyła na Ukrainie,

chroniąc tamtejsze majątki, ale wystarczało im zbrojnych i na to, by

szarogęsić się na małopolskich sejmikach. W 1672 roku dwaj braci;i

Lubomirscy: starosta sądecki Aleksander Michał i kawaler maltański,

znany nam już z korespondencji, Hieronim Augustyn - synowie

rokoszanina Jerzego - zerwali sejmik w Proszowicach przy użyciu

swego wojska nadwornego.

190

I

Przyczyna była natury osobistej, choć starano się to uzasadnić

względami politycznymi - obaj Lubomirscy byli malkontentami a kra-

kowski samorząd stał po stronie króla Michała. Były to jednak

okoliczności dla tej sprawy drugorzędne. Przyczyną konfliktu i ze-

rwania sejmiku w dniu 16 stycznia 1672 roku była uchwała samorządu,

zobowiązująca stryja młodych magnatów - wojewodę krakowskiego

Aleksandra Lubomirskiego - do zapłacenia zaległych od 1633 roku

podatków z tytułu dzierżawienia dóbr królewskich, tzw. ekonomii

sandomierskiej. Ta prywata zmusiła solidarnych Lubomirskich do

zerwania sejmiku, by nie dopuścić do powtórzenia uchwały lub, co nie

daj Boże, do wpisania jej do sejmowej instrukcji.

Operacja rwania styczniowego zjazdu w Proszowicach przebiegła

w dwu etapach. Najpierw, przed sejmikiem, przygotowano grunt:

„Chium bene meritorum (obywateli dobrze zasłużonych) honory listownie i ustnie

przez mowę jegomości pana starosty sądeckiego obelżyli i strzelania gwałtowne

sprowadziwszy gromadne piechoty na ustraszenie wolnych głosów i inne przegróżki

i postrachy..."

Tak opisali to w swej protestacji przeciwnicy Lubomirskich do

których zaliczał się też poeta Wespazjan Kochowski, natenczas sędzia

skarbowy krakowski. W przeddzień obrad „piechoty" Lubomirskich

ostrzelały gospodę przyjaciół Jana Pieniążka, starosty oświęcimskiego,

przywódcy stronnictwa dworskiego.

Gdy zastraszono już bojaźliwych a rozjątrzono odważnych, po

zagajeniu i obraniu marszałkiem koła przyjaciela magnatów, stolnika

koronnego i starostę krakowskiego Jana Wielopolskiego, Aleksander

Michał Lubomirski zażądał skasowania uchwały wymierzonej w jego

stryja i imiennika. Wniosek spotkał się z burzliwą opozycją zwolen-

ników Pieniążka: panów Gołuchowskiego, Dembińskiego, Oraczows-

kiego, Korycińskiego, Męcińskiego i innych, wywodzących się ze

znanych i szanowanych w województwie rodzin. Wobec tego starosta

sądecki zaprotestował przeciw dalszym obradom, a jego sojusznik

Wielopolski bez oporu pożegnał sejmik. Zgromadzeni, wobec takiej

postawy marszałka, a przede wszystkim licząc się z interwencją goto-

wych „piechot" Lubomirskich, zrezygnowali z oporu na miejscu.

Jednak rozsierdzeni strzelaniną i obecnością wojska, postanowili doku-

czyć magnatom, przenosząc sprawę na forum sejmu - w tym celu

delegacja szlachty udała się do Krakowa, by w urzędzie grodzkim na

191

Wawelu oblatować protest z opisem „\iolencyji", jakich dopuścili sie

żołnierze.

Na Wawelu wydelegowanych ziemian przyjął sam starosta i wielko

rządca krakowski, onże marszałek sejmikowy Jan Wielopolski i grzecz

nie, ale stanowczo, odmówił przyjęcia do akt manifestu. Przepełniło lo

kielich goryczy i działacze krakowskiego samorządu wysmażyli jeszcze

jeden manifest protestacyjny. Zorganizowali zbieranie podpisów - ze

brali 76 - i oblatowali ten solenny akt aż w grodzie w Nowym Mieście

Korczynie. Dzięki tej właśnie protestacjil2, zawierającej szczegóły

sprawy, jesteśmy dziś w stanie prześledzić bieg wypadków i dojść do

prawdziwych przyczyn tak brutalnego rwania krakowskich sejmików

w tym czasie.

Prawdziwą kopalnią informacji o opresjonowaniu sejmików szla-

checkich przez zorganizowane grupy magnackiej klienteli i wojsk ;i

nadworne są źródła dotyczące wojny domowej na Litwie w latach

dziewięćdziesiątych XVII stulecia. Konflikt ten, słabo jeszcze zbadany

przez historyków, współcześni nazywali „wojną Sapiehów z ichmoś-

ciami". Potem przyjęło się mówić o „wojnie olkiennickiej", a to od

krwawego, bratobójczego starcia pod Olkiennikami na Litwie, gdzie

w 1700 roku walcząca o wyzwolenie się spod magnackiej dominacji

szlachta litewska - owi pogardzani „ichmościowie" - rozbiła armię

sapieżyńską. Nim jednak pod Olkiennikami okrutnie rozprawiono się

z potęgą Sapiehów, przez wiele lat sejmiki Wielkiego Księstwa były

widownią zajść, w których o palmę pierwszeństwa w bezwzględności

walczyli tymi samymi metodami sapieżyńscy i ich przeciwnicy.

Spośród wielu relacji, ukazujących zbrutalizowanie ówczesnego

życia politycznego, wybraliśmy dwie: obie ilustrują metody, jakimi

Sapiehowie, trzęsący od lat Litwą wbrew polityce Jana III, panowali

nad tutejszym samorządem ziemskim. Obie przedstawiają sejmiki, na

których opozycja antysapieżyńska przegrała, bo tak zwykle bywało.

Jednak pierwsza ukazuje konflikt pomiędzy Sapiehami a ludźmi dworu,

zaś druga - walkę tych pierwszych z opozycją wewnętrzną, szlachecką.

Relacja pierwsza dotyczy sejmiku gromnicznego (lutowego) księst-

wa żmudzkiego w Rosieniach, dokładna data trudna jest do ustalenia.

Wszystko wskazuje jednak na to, że działo się to w 1695 roku, a więc

w końcu panowania Jana III, zaciętego wroga Sapiehów. Narzędziem

królewskiej polityki na Litwie stała się wtedy m.in. rodzina Kirchs-

tein-Kryszpinów, pisząca się czasem też Kryszpin-Kirszenstein; jednego

192

/ jej przedstawicieli zobaczymy tu w akcji. Opis wypadków jest

lakoniczny, autor stał raczej po stronie Sapiehów, ale wyraźnie stara się

zachować obiektywizm. Być może mamy tu do czynienia z opisem

naocznego świadka, a więc niejako reportażem z pierwszej ręki.

Po opisie wjazdów dygnitarzy otoczonych orszakami sług i żoł-

nierzy autor relacji przechodzi do opisu sejmikowania.

„[...] Rano przysłał ksiądz biskup (Jan Hieronim Kirchstein-Kryszpin biskup nominat

/mudzki) do jegomości pana starosty (Piotr Michał Pac starosta żmudzki) księdza Lwowicza

i księdza Mongalego z wizytą, chcąc i sam być. A że już jegomość pan starosta wyjeżdżał do

kościoła, wymówił się, że czekać w stancyji nie może. [...] Po mszy zaraz ruszyli się i on także,

.ile się żaden z urzędników do niego nie przygarnął i tak samowtór z księdzem Lwowiczem

wsiadszy, jechali do koła w pole. Po zagajeniu sejmiku przez pana sędziego, prosili unanimi

voce (jednogłośnie) za dyrektora jegomości pana starostę (P.M. Paca), sam tylko ksiądz

biskup bronił dyrekcyjej jegomości panu staroście. Od którego spytany dlaczego by nie chciał,

odpowiadał biskup tymi słowy: - Bo ja nie chcę, żebyś waszmość pan był.

Pan Narkiewicz szlachcic udał się do Statutu, dowodząc, że prerogatywy nie powinny

być dawane takim, którzy indygenatu nie mają [...]- A że waszmość księże biskupie nie

jesteś indygeną, nie możesz być biskupem, pogotowiu (a zatem) u nas mieć activitatem

(głosu czynnego).

Podziękował mu (biskup), że mu to zarzucił i prosiwszy do siebie rękę jego pocałował.

On odpowiedział: Kiedy będziesz biskupem i ja twoją w ten czas pocałuję.-

A gdy jegomość pan starosta począł mówić, już przyjąwszy na się dyrekcyją, biskup

protestował się, ale nie odchodził. Pan Stankiewicz podkomorzyc i pan Iwaszkiewicz

poczęli panu Narkiewiczowi odpowiedać (grozić), że ty marnie za to zginiesz. Ten

wspomniawszy laudum o to na nich formowane, że się przy Kryszpinie wiązali, rzucił się

do nich i z drugą szlachtą, aż na nich z koła wyjechali.

Ledwie się po tym w pół godziny uspokoił ten hałas. Obrano tedy deputatów: pana

Gieździa, pana Kęsztorta, i pana Gurskiego a biskup siedział. Aż po tym z jego partii

zrazu kamieniami poczęli do koła ciskać ku jegomości panu staroście i jegomości panu

stolnikowi litewskiemu (Jerzy Sapieha). Kilkaset po tym na pana Narkiewicza dobyto

szabel a jeden z nich z muszkietu, czy to do pana Narkiewicza, czy to do starszych strzelił

i z swojejże partyji szlachcica zabił. Drugiego w tym tumulcie porąbano, pewnie by się

i biskupowi dostało, do którego się wszystek tumult rzucił, gdyby go nie wyprowadził

jegomość pan stolnik litewski i jegomość pan marszałek wiłkomierski do wozu jego, ale go

szlachta kijami okładali a jeden z nich mucet (pelerynkę) z niego zdarł..."13.

Przebieg tego sejmiku daje się sprowadzić do trzech etapów:

zbrojnego wjazdu stron, który zbudował atmosferę spotkania, słow-

nych potyczek w kole, kiedy to biskup nominat żmudzki zdobywał się

na gesty - owo całowanie rąk przeciwnika - ale nie zdecydował się na

wyjście z koła i zerwanie obrad; wreszcie wybory sapieżyńskich

deputatów, którym stronnicy Kryszpinów usiłowali przeszkodzić i w re-

zultacie zostali przegnani już na dobre z pola obrad.

193

O atmosferze i poziomie tej walki najlepiej świadczy obicie

kijami biskupa. Takie fakty nie zdarzały się na sejmikach nawet

za czasów najzaciętszych sporów religijnych i przewagi różnowierców.

W końcu XVII wieku katolicka przeważnie szlachta żmudzka obiła

katolickiego biskupa żmudzkiego, senatora i kapłana. Można się

tu doszukiwać różnych przyczyn, odwoływać się do ciągle wśród

ziemian żywego antyklerykalizmu, szukać uzasadnień w reakcjach

tłumu - fakt jednak pozostaje faktem. W arcykatolickiej Rzeczy-

pospolitej z sejmiku „świętej" Żmudzi kijami przegnano biskupa

żmudzkiego.

Zdziwienie budzi też bierność i niezdecydowanie stronnictwa Krysz-

pinów i samego biskupa. Wiemy jednak dziś, dlaczego zachowywał się

on tak ospale. Po prostu ciągle czekał na posiłki, które na sejmik miał

przyprowadzić jego brat, Andrzej Kirchstein-Kryszpin, niedawno mia-

nowany wojewodą witebskim. Ten jednak na czele szlachty i kilkuset

ludzi nadwornych nie zdążył na czas, zatrzymał się o 4 mile od pola

sejmikowego. Gdyby nie to opóźnienie, można sądzić, że zwycięstwo

nie przyszłoby sapieżyńcom tak łatwo, a rozlew krwi byłby dużo

większy.

Przemoc tak na stałe zagościła na zjazdach szlacheckich tej epoki, że

fiie budziła już niczyjego zdziwienia, tak jak nie dziwił nikogo widok

duchownego senatora udającego się na zjazd w otoczeniu tłumów

zbrojnych żołnierzy, dworzan i klientów. Wiadomo było, że bez tego

rodzaju asysty nie ma po co przyjeżdżać na sejmiki - przeciwnicy też

zjawiali się uzbrojeni, a zwycięstwo należało do tego, który potrafi!

zmobilizować więcej ludzi. Argumenty prawne i racje rozumu powoli

przestawały się liczyć.

~~ Druga relacja, pochodząca z lutego 1697 roku, jest dużo obszerniej-

sza i sporządzona została przez stronników Sapiehów, a więc jest też

nieobiektywna. Jednak oddaje dość dobrze przebieg wypadków, bo

autor jej nie wstydził się użycia przemocy przez własne stronnictwo

i z pewnym zadowoleniem opisywał krwawy tumult, do jakiego doszło

4 lutego na sejmiku brzeskolitewskim.

Konflikt między stronnictwami przebiegł na sejmiku szybko i ostro

jednak przygotowania trwały dość długo. Po stronie spieżyńskici

działali: podkanclerzy litewski Karol Stanisław Radziwiłł (wkrótce

opuścił on szeregi tego stronnictwa) oraz strażnik wielki litewski Michu!

Józef Sapieha - obaj obecni na zjeździe.

(194,

Opozycję animowali głównie Słuszkowie: Józef Bogusław, kasztelan

wileński, który posłał swe wojska nadworne do Brześcia, i jego żona

Teresa z Gosiewskich, która osobiście zjawiła się Błotkowie (dziś

Terespol) i organizowała opozycję. Przeciw Sapiehom na sejmiku

stawał przede wszystkim podkomorzy brzeskolitewski Ludwik Kon-

stanty Pociej, osoba bardzo interesująca; zrobił on na walce z Sapieha-

mi wielką karierę - zmarł w 1730 roku jako wojewoda wileński i hetman

wielki litewski. Na marginesie warto przypomnieć anegdotę, ilustrującą

metodę, jaka posłużyła do zrobienia tej kariery. Nim Pociej został

hetmanem, był podskarbim wielkim litewskim, a na monetach bitych

pod jego nadzorem znajdował się monogram L.P. W pieniądzach tych

tak niewiele było srebra, że litery tłumaczono sobie wtedy jako „ludzki

płacz". Temu, znajdującemu się wtedy u początków drogi, politykowi

sekundowali w Brześciu: Krzysztof Dunin Rajecki oraz panowie

Sadowscy.

Już na początku obrad, odbywających się w brzeskim zamku nad

Muchawcem, doszło do starcia, gdy Pociej, jako najstarszy obecny

urzędnik, chciał zagaić dyskusję. Ostro przeciwstawił mu się inny

Brześcianin, Ambroży Kościuszko, i jak zapisał autor relacji:

„Pan podkomorzy tak pokorną minę złożył się, żeby się zdało quasi mundus corde et

rectus animi esset (jakoby był człowiekiem najserdeczniejszym i najprostoduszniejszym

w świecie), ale panowie Sadowscy, którzy to po Kobryńszczyźnie od domu do domu

z pieniędzmi i z puzdrem gorzałki do szlachty jeżdżąc buntowali, właśnie paszkwilując

dom sapieżyński i radziwiłłowski - ufając tedy tej piechocie i rajtaryji, którą na to

jegomość pan wileński (Józef Bogusław Słuszka) w Brześć wprowadził krzyknęli [...]. Po

tym pan Chrzanowski Zygmunt towarzysz jegomości pana wileńskiego husarski,

obywatel tutejszy, na pana Kościuszkę wsieść chciał za pana podkomorzego, ale pan

Kościuszko jak prędko do szabli porwał się, pan Chrzanowski i on też nie żałując ręki

począł [...]".

Bójka ta smutno skończyła się dla przeciwników Sapiehów. Sam

Chrzanowski musiał się ratować ucieczką przyparty dosłownie do

muru, bo przez

„dosyć wał wielki w zamku brzeskim i wysoki, obces na głowę z wału w Muchawiec

•koczył. W tym się też szlachta porwała do szabel, na pana podkomorzego i panów

Sadowskich tak natarli, że choć stary Sadowski i chromy, przed synami z kopyta umknął

lie na most, ale nadal z jegomościa panem podkomorzym młodzi Sadowscy tak darli, że

nicladajaki dogoniłby ich. Wszystka partia, która za pryncypałami swemi pierzchnęła, bo

jedni z wałów do bernardynów, drudzy z wałów do Błotkowa, insi na most. Pan

podkomorzy chybiwszy mostu stłukł dużo głowę o czyjąś karabelę, toż panu Sadows-

195

I

kiemu staremu i młodym bez folgi dostało się, że czupryny z mięsem po moście walały się

Zafarbowali most i Muchawiec [...].

Nie było tej tragedyji i kwadransa, pan podkomorzy dużo w głowę raniony. Panu

Zaklikę, który u jegomości pana wileńskiego pisuje, letaliter (śmiertelnie) porąbano

Także pana Białłozora, ten iusto Deo iudicio (sprawiedliwym wyrokiem Bożym), bo

zawsze paszkwilowa! wyuzdaną gębą ichmościów panów Sapiehów - wziął plag kil

kadziesiąt, nie wiem, czy dotąd żyje?".

Po krwawym przepędzeniu opozycji sapieżyńscy od nowa roz-

poczęli obrady i oczywiście wszystkie uchwały skierowane były przeciw

stronnictwu szlacheckiemu, a w interesie magnackiego domu. Po

krótkich obradach syci chwały zwycięzcy pospieszyli świętować triumf.

„[...] szlachta na dwoje rozeszła się do księcia jegomości podkanclerzego (K.S.

Radziwiłł) i do jegomości pana strażnika (M. J. Sapieha), tam znowu przy dobrej myśli mi

szable poprzysięgali ciż wszyscy i sam książę jegomość. Jedni drugich kulikiem ob-

chodzili, tam też w Błotkowie jejmość pani wileńska swoje rozproszone, jako maciorka

kuropatwy, zwabiała nie bez lamentów i płaczów..."14

Oba wyżej przytoczone opisy nie wymagają szerszego komentarza

- w obu wypadkach strony zjawiły się w miejscu sejmikowania

uzbrojone i gotowe do starcia. Trudno tu doszukiwać się winy po

stronie Sapiehów, skoro ich przeciwnicy - co prawda w obu wypadkach

przegrani - posługiwali się analogicznymi metodami. Gdy wreszcie

w roku 1700 pod Olkiennikami szlachta litewska zdobyła się na

desperacki wysiłek i pokonała Sapiehów stojących na czele oddziałów

wojskowych, sceny, jakie miały miejsce na pobojowisku i w noc po

bitwie, dowodziły wyjątkowego bestialstwa tłumów walczących prze-

cież w słusznej intencji wyzwolenia się spod ucisku domu możnowład-

czego, trzęsącego od lat całym Wielkim Księstwem.

Nim przejdziemy do relacjonowania kolejnego stopnia w hierarchii

przemocy stosowanej na sejmikach, przez chwilę warto się zastanowić

nad przyczynami, jakie prowokowały wybuch tumultów. Poza pobud-

ką generalną, którą była rywalizacja o władzę, pieniądze, wpływy

i zaszczyty, były jeszcze przyczyny mniej uchwytne a ważne. W pamięt-

niku Jana Władysława Poczobuta-Odlanickiego znajdujemy opis jego

zatargu na sejmiku relacyjnym w Wiłkomierzu, 20 sierpnia 1669 roku,

z cześnikiem wiłkomierskim Władysławem Białłozorem. Z narracji

pamiętnikarza wynika, że spór wybuchnął przypadkowo, obaj panowie

tak naprawdę nic przeciwko sobie nie mieli, ale dali się ponieść

temperamentom. Przyszło do szabel, na szczęście bójkę przerwano

196

i konflikt rozpłynął się w groźbach i wyjaśnieniach, lecz błahy ten

incydent, bez żadnego politycznego „drugiego dna", omal nie do-

prowadził do zerwania ważnego - wybierającego posłów na sejm

koronacyjny - zjazdu.

Bywało, że powodem burdy była obecność na sejmiku osoby

szczególnie niechętnie przez szlachtę widzianej. Tak było w 1753 roku

w Brześciu Litewskim z podskarbim wielkim litewskim, Jerzym Det-

lovem Flemingiem. Nie był on popularny wśród ziemian litewskich;

z pochodzenia Niemiec i ewangelik, niedawno naturalizowany, śmieszył

i złościł Litwinów swą mową i obyczajami.

W pamiętnikach Matuszewicza zachował się kapitalny opis sejmiku,

na którym niezręczny minister oburzył szlachtę, traktując ją pogard-

liwie i zwracając się do każdego po imieniu. Zezłościwszy obecnych,

doczekał się Fleming tego, że przyciśnięty do stołu marszałkowskiego

musiał z zagrożeniem zdrowia wysłuchiwać obelg i niewybrednych

anegdotek o „skurwysynach Sasach". j

Częstą też i równie „niepolityczną" przyczyną tumultów było

zachowanie licznej a niezdyscyplinowanej służby szlacheckiej, która

pobyt na sejmiku traktowała jako okazję do wyszumienia się. Wiemy,

że np. w Opatowie do stałego repertuaru „zabaw" w XVIII wieku

należało napastowanie Żydów. Tłumy czeladników szlacheckich, wed-

ług „starego obyczaju", rabowały kramy i domy żydowskie. W 1713

roku doszło na tym tle do krwawych zajść, a nawet zabójstwa.

„W Opatowie sejmik nie doszedł deputacki, na którym sejmiku jegomości pana

Romera zabito z tej przyczyny. Chłopcy sejmikowi Żydów napastowali, którym Żydom

dał protekcyję jegomość pan miecznik koronny (Stanisław Denhoff) i rajtaryję swoje in

tuitionem (dla ochrony) Żydom przydał. Rajtaryja chłopców gromiąc, złapała chłopca

pana Romera i ocieli go (wychłostali). Jegomość pan Romer zebrawszy sobie szlachty

niemało na rajtaryję uderzył, rajtaryja ognia dała i sam pan Romer tamże na placu poległ,

którego ciało szlachta wziąwszy zanieśli do jegomości pana miecznika o co fremitus

(hałas) między szlachtą na jegomości pana miecznika..."15.

Przypadkowa śmierć ziemianina zbrojnie występującego w obronie

swego sługi dała asumpt do wzniecenia niechęci wobec Denhoffa i łatwo

mogła się zmienić w konflikt polityczny na skalę całej prowincji.

A przyczyną było przestępstwo owego „chłopca" brutalnie, ale zgodnie

z obyczajem epoki, ukaranego za rabunek. ~ -,

Ostatnią wreszcie pozycją w katalogu przyczyn zajść i burd na!

sejmikach była odwieczna sprawa gospod. Wspominaliśmy już, jakim

4

197)

problemem w małych miasteczkach było zakwaterowanie zjeżdżaj ącycli

na obrady „panów braci". Kłócili się oni i spierali o lepsze gospody

; i stancje; często w obronie zdobytych kwater dochodziło do zwad

\ między służbą i nawet samymi panami. Spory o gospody i honorowe

| urazy bywały też znakomitym pretekstem do rwania niewygodnych

| sejmików. W końcu XVI wieku w tych konfliktach o gospody niejako

I „wyspecjalizowała się" w Małopolsce rodzina Stadnickich, osławiona

I przez jednego z najbardziej znanych staropolskich awanturników

i - „łańcuckiego diabła", starostę zygwulskiego Stanisława Stadnickiego.

^~ To właśnie Stadniccy wywołali sławną awanturę, niemalże formaln;|

bitwę, w kościele w Proszowicach 26 stycznia 1587 roku, w czasie

bezkrólewia po śmierci Stefana Batorego. Już w dzień przed sejmikiem

zjawili się oni w Proszowicach i wyrzucili z zajętej uprzednio gospody

służbę starosty krakowskiego, Mikołaja Zebrzydowskiego. Próba inter-

wencji podjęta przez samego wojewodę krakowskiego, Andrzeja Te-

czyńskiego, spełzła na niczym, jego słudzy:

„[...] z tym się wrócili, że nie mieli z kim sprawy mieć, bo jako u pijanych perswazyjc

miejsca nie miały. Ten tylko pretekst postępku swego niesłusznego najdowali, że ich

siostra Włodkowa (Katarzyna ze Stadnickich zamężna za Krzysztofem Włodkiem) ma na

tym domu kilkadziesiąt złotych i za tym prawem do niego wjechali [...]".

Tak rozpoczął się ten zjazd i wrogość między stronnictwami ora/

napięcie wśród gromadzących się na przedkonwokacyjny sejmik rosło.

„Stadniccy (Samuel i Stanisław, być może też Andrzej i Marcin) onę wszystką noc

pijąc, strzelając, wszetecznym a uszczypliwym z gospod wołaniem, tak króla świętej

pamięci zmarłego, jako i wiele inszych znacznych ludzi szkalowali

Rano w

;go, jaiŁU i wicie mszycn zuacinycii luun sznaiowan [...j .

proszowickiej farze rozpocząć się miały obrady:

isem w kościele (StadniccvY kanlice nad lewem w którvm k(

„A tymczasem w kościele (Stadniccy), kaplicę nad lewem w którym koło zwykło

bywać, hajduki i strzelbą osadzili, a zebrawszy sobie towarzystwo z ludzi lekkicli

i z banitów do koła niezbrojnego wszyscy z rusznicami przyszli. Zaczym poszli wszyscy do

kościoła, do którego drzwi gdy przychodzili, wyszedł jeden przeciwko jegomości panu

staroście krakowskiemu (Mikołaj Zebrzydowski) z temi słowami:

- Prawię waszmości [...] jest zasadzka na górze a w chórze we zbrojach z rusznicami

rozsadziwszy się na wszytkie strony, siedzą.

A on na to: - Si Dens pro nobis, quis contra nos? (Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko

nam - cytat z Listu św. Pawia do Rzymian 8,31)

Szedł pan starosta sądecki (Spytek Jordan) do onych strzelców i pospołu z nimi

wszedł drugimi drzwiami a jegomość pan starosta krakowski temi szedł, które beły prawu-

przeciwko kaplicy onej, gdzie zasadzka beła, nic się takowego a przynajmniej tak prędko

nie spodziewając. W tym, gdy napośród kościoła beł, ku chórowi przychodząc, tam gdzie

198,

21. Scena sejmikowa. Fragment ryciny ze zbiorów Pawlikowskich.

Miedzioryt (?)

najlepiej strzelba z kaplicy strzela, jeden z tamtej strony k'niemu (na to tam beł

postawiony) w tyle za jegomościa strzelił, dawając znak o nim, co na kaplicy beli, którzy

zaraz ku jegomości strzelać poczęli także z chóru.

Jakoż Samuel Stadnicki do pana Oleśnickiego (Mikołaja), mniemając go być

jegomościa panem starostą krakowskim, bo też beł tak ubrany, strzelił aż mu wąs kulą uciął

i twarz prochem opalił. W tym też hajducy zaraz do onych, co z kaplicy strzelali, strzelać

poczęli a owi, co w chórze beli wszyscy na ziemię upadli i tak onę złą chwilę przeleżeli. Za

tym jegomość panowie starostowie (Zebrzydowski i Jordan) widząc, że tam braciej i ludzi

niewinnych siła w chórze między nimi beło, iść się pomścić mogli i słuszność mieli, jednak

wszystkim swoim z kościoła czem prędzej wychodzić kazali i one wyganiali..."16.

Oczywiście prawdziwy konflikt przebiegał tu wokół spraw przyszłej

elekcji, zaś gospody były tylko pretekstem. Stadniccy reprezentowali

stronnictwo wrogów Jana Zamoyskiego, a Zebrzydowski i Jordan

byli stronnikami kanclerza wielkiego koronnego. Jednak walka zaczęła

się od gospod, a zakończyła usunięciem zamoyszczyków z pro-

szowickiego kościoła, co jasno wynika nawet z tej relacji, sporządzonej

przez wroga Stadnickich, być może sługę Zebrzydowskiego. Oba

ugrupowania przywiodły na ten zjazd zastępy uzbrojonych ludzi

- „hajduków i strzelców". Podobnie wyglądały przygotowania do

następnego sejmiku województwa krakowskiego 8 maja tego roku.

Tym razem jednak kasztelan biecki Mikołaj Firlej uzyskał tyle,

że konkurenci pozostawili zbrojne orszaki pod Proszowicami i po-

wtórny zjazd przebiegł spokojnie.

Te zbrojne gromady służby i hajduków, bliskie w charakterze

wojskom nadwornym, prowadzą nas do kolejnego zagadnienia: do

opresji wojskowej na sejmikach. Ci, którzy dysponowali zbrojnymi

oddziałami armii koronnej lub litewskiej, i ci, którzy liczyć mogli na

wojska obce - często używali żołnierzy do podporządkowywania sobie

uczestników szlacheckich zjazdów.

Praktyka ta była szczególnie popularna na przełomie XVII i XVIII

wieku. Wojna domowa na Litwie pozostawiła wiele przykładów użycia

armii Wielkiego Księstwa, pozostającej pod komendą Sapiehów, prze-

ciw nieposłusznym samorządom ziemskim. Podobnie w okresie wojny

północnej i walk na terenie Rzeczypospolitej - stronnictwo szwedzkie

posługiwało się oddziałami Karola XII w interesie Stanisława Lesz-

czyńskiego, a zwolennicy Augusta II odwoływali się do pomocy armii

koronnej, wojsk saskich i rosyjskich.

Już w czasie konfliktu po podwójnej elekcji 1696 roku głośna stała

się sprawa interwencji wojskowej na sejmiku krakowskim. Ukazało si^

200

nawet pisemko ulotne, wydrukowane przez popleczników księcia de

Conti i opisujące saskie gwałty w Proszowicach, na co stronnicy

Augusta II odpowiedzieli rękopiśmiennym zaprzeczeniem.

Po wkroczeniu armii szwedzkiej Karola XII sejmiki odbywały się

pod lufami muszkietów szwedzkich, a nawet armat - szczególnie lata

1706-1708 pełne były takich przykładów.

„[...] Po odbyciu się sejmiku krakowskiego in favorem (na rzecz) wojewody

poznańskiego (Stanisław Leszczyński), Szwedzi udali się do Sandomierza, gdzie gwałtem

chcieli tego samego dokonać. Już byli dopięli celu swego, bo szlachta rada nie rada czyniła

co żołdactwo chciało. Już sejmik się agitował (odbywał), aż tu pan Śmigielski (Adam

starosta gnieźnieński) wpadł do miasta i bramy osadził. [...] Zabrano instrukcyje

i wszystkie akta sejmiku. Całą tę zdobycz pan Śmigielski odesłał do Brześcia a sam rozbił

trzysta ludzi kawaleryji szwedzkiej, która miasta bronić miała..."17.

Tak opisywał sejmik sandomierski podkanclerzy koronny Jan

Szembek. Szwedom tylko dlatego nie udało się tam wymusić uznania

Leszczyńskiego królem, iż interweniował partyzant Augusta II na czele

oddziałów wiernych Sasowi.

Już jednak w parę tygodni później, w sierpniu 1706 roku, Szwedzi

odnieśli sukces w Lublinie.

„[...] Sejmik lubelski, jakom miał relacyją, w małej frekwencyjej odprawować się miał,

bo nie było nad 40 osób [...] jednak pro tunc (wobec) wielu będących na sejmiku Szwedów

i zda mi się, że się do konfederacyjej wielkopolskiej (antysaskiej) musiał schylić..."18.

Doszło wtedy do tego, że senatorowie i dygnitarze, tak jednej jak

i drugiej strony, obawiali się pojawiać na zjazdach szlacheckich bez

wojskowej asysty.

„Sejmik opatowski zerwany z instynktu (za sprawą) pana miecznika koronnego

(Stanisław Denhoff), który był przyjechał armata manu (zbrojnie) w kilkuset rajtaryji

i dragoniji, oprócz towarzystwa [...] bo się obawiał konsekwentiej z przykładu niegdyś

jegomości pana wojewody kaliskiego (Feliks Aleksander Lipski rozsiekany został przez

szlachtę w kole pod Sandomierzem w 1702 roku - WK) [...]"".

Czasem ta wojskowa asysta nosiła zupełnie symboliczny charakter,

ale i to wystarczyło, by przypomnieć zgromadzonym, kto naprawdę

decydował. Na sejmik lubelski w lipcu 1708 roku wojewodzie lubels-

kiemu, Adamowi Tarle, towarzyszyło tylko kilkunastu dragonów

z oficerem - ich obecność powstrzymała zapały ziemian lubelskich.

Podobnie przeciwna strona - stanisławczycy - przybywali na sejmiki

z wojskiem, jak to miało miejsce w Brzesku Słomianym we wrześniu

tego samego roku. Na zjazd szlachty krakowskiej przybyli: Jerzy

201

Aleksander Lubomirski oboźny koronny i Michał Jordan łowczy

koronny w asyście dragonów. Sejmik przebiegł spokojnie i żołnierze nie

musieli interweniować - wystarczył ich widok, aby ostudzić gorliwość

zwolenników Augusta II Mocnego.

Po roku 1717 i Sejmie Niemym tego rodzaju ekscesy stały się

rzadsze. Wojsko na sejmikach pojawiło się ponownie w czasie bez-

królewia i walk po śmierci Augusta II; na dłużej powrócono do takich

praktyk w początkach panowania Stanisława Augusta. Było to już

jednak wojsko obce - rosyjskie - i działało nieco innymi metodami.

Sprawy te omówimy w rozdziale poświęconym życiu sejmikowemu za

panowania ostatniego monarchy Rzeczypospolitej.

Rps B. Czart. 2518.

Rps AGAD, APP nr 55, t. II.

M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 10..

Rps B. Czart. 517.

Ibidem.

Rps AGAD, AR V nr 13841.

Rps AGAD, AR II nr 1733.

Rps BN. III. 6655.

9 Rps AGAD, AR II nr 1766.

10 Scriptores Rerum Polonicarum, loc. cit.

11 Rps BN. Oss. 245.

12 Rps BPANKr. 368.

13 Rps BN. BOZ. 1809/2.

14 Rps AGAD, AR II nr 1827.

15 Rps AGAD, AR V nr 4204.

16 Rps AGAD, APP nr 6.

17 Archiwum tajne Augusta II, wyd. E. Raczyński, Wrocław 1843, t. I, s. 124—5.

18 Rps B. Czart. 450.

19 Rps AGAD, AR V nr 4204.

VI. NA POGRANICZU PRAWA I BEZPRAWIA.

5EJMIKI ŚWIĘTEM „NARODU SZLACHECKIEGO"

W dwóch poprzednich rozdziałach opisywaliśmy techniki walki

ejmikowej prowadzącej często aż do destrukcji. Próbowaliśmy analizować

rodła mówiące o metodach podporządkowywania sobie przez polityków

przybywającej na sejmiki szlachty, wreszcie staraliśmy się odtworzyć realia

oddać atmosferę zgromadzeń, na których decydowała przemoc.

Ten rozdział poświęcony jest dwom, w pewnym tylko sensie

łączącym się problemom. Jako pierwsze będziemy się starali omówić

- stojące na niewyraźnej granicy prawa i bezprawia - techniki polityko-

rania połączone ze specyficzną sejmikową obyczajowością. Następnie

spiszemy barwną oprawę sejmikowych zgromadzeń.

Każda kultura polityczna wytwarza swoiste, mniej lub bardziej

sryginalne formy, w których objawia własną odrębność. Musiała je

item wytworzyć i kultura Rzeczypospolitej szlacheckiej. W miarę

popularyzowania się ideologii sarmatyzmu, obejmowania przez nią

coraz szerszych kręgów ziemiaństwa nie tylko Korony, ale i Wielkiego

Lsięstwa Litewskiego oraz Ukrainy, rodziły się obyczajowe cechy

skreślane później jako „charakter sarmacki". Szczególne przyspiesze-

lie tego procesu nastąpiło w drugiej połowie XVII wieku, dokładniej na

jrzełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tego stulecia, co dość

wyraźnie nakładało się na początek i rozwój zjawiska rządów sej-

likowych, wywołanych gwałtownym załamaniem się sprawności sej-

iu. Powstało w ten sposób nieuniknione skojarzenie, obecne w wielu

sracach poświęconych kulturze polskiego baroku: ideologia sarmatyz-

iu - rządy sejmikowe. Związek ten pogłębiany jest jeszcze przez to, że

barokowej kulturze ogromną rolę odgrywało oratorstwo, a wyma-

Irzonym polem do popisu dla szlacheckich mówców były właśnie zjazdy

(sejmikowe.

Tak więc do dziś żywy jest w naszej świadomości stereotypowy obraz

staropolskiego Sarmaty - kontuszowego i po tatarsku podgolonego

203

szlachcica perorującego w kole sejmikowym. Nie jest to jednak wizja

powstała współcześnie, ani nawet produkt dziewiętnastowiecznej ideali-

zacji barokowej kultury.

Już w wieku XVIII, w ustach oświeconych, „sarmatyzm" nie oznaczał

popularnej szlacheckiej ideologii odwołującej się do legendarnych

dziejów plemienia dzielnych Sarmatów, którzy podbiwszy tereny później-

szej Rzeczypospolitej, zamienili się w szlachtę polską, roszczącą sobie

prawo do politycznej dominacji w państwie. W oczach ludzi pokolenia

Stanisława Augusta - Sarmata był to najczęściej nieokrzesany jegomość,

mówiący strasznym językiem pełnym makaronizmów, upijający się do

nieprzytomności na sejmikach i rąbiący się tam szablą z sąsiadami. Te

uproszczenia, funkcjonujące do dziś - przyjęte od Bohomolca, Niemcewi-

cza, Koźmiana - być może bliższe są prawdy niż romantyczne idealizacje

poetów i pisarzy tworzących „ku pokrzepieniu serc". Warto jednak

podjąć próbę oderwania się od tych schematów, by obejrzeć własnych

przodków - wiadomo przecież powszechnie, że wszyscy Polacy wywodzą

się ze szlachty - w działaniu, które dziś nazywalibyśmy „społecznym".

Nie będą to już jednak sytuacje ekstremalne, ale charakterystyczne

dla tej kultury politycznej metody pośrednie, półśrodki często skutecz-

niejsze od „akcji bezpośrednich", opisywanych w poprzednim roz-

dziale. Owe sejmikowe sposoby i sposobiki wymanewrowywania prze-

ciwników bez odwoływania się do ostateczności - rwania czy tumultu

- które pozwalały jednocześnie większości zgromadzonych traktować

zjazdy jako rodzaj dość specyficznej formy rozrywki.

Nie mamy wątpliwości, że wielu uczestników traktowało sejmiki jak

święta - okazję do spotkania z ludźmi na co dzień nie widywanymi, do

darmowego często obżarstwa i opilstwa, a wreszcie do wyżycia się

w „prawdziwej" polityce. Rozrywką bowiem było obserwowanie celo-

wo aranżowanych wystawnych uroczystości, świeckich i kościelnych,

łączonych z obradami. Podobnie jak rozrywką bywało obserwowanie,

a nawet uczestniczenie w zmaganiach stronnictw.

Zacznijmy jednak od „małej polityki" sejmikowej. Na kilku przy-

kładach postaramy się przedstawić metody zwalczania przeciwnika

- techniki stojące na pograniczu pomiędzy prawem i zwyczajem

a nadzwyczajnymi działaniami, wymagającymi specjalnych przygoto-

wań i dużych nakładów.

/ Najbardziej znanym wyjściem z często powstającej w trakcie obrad

sytuacji kryzysowej, w której animozje personalne czy programowe nie

V

204

22. Jan Piotr Norblin, Sejmik przed kościołem.

Ołówek, sepia, 1790 r.

dawały się przezwyciężyć, było rozdwajanie sejmiku. „Rozdwoić ob-

rady" znaczyło to zwykle zrezygnować z dążenia do zdominowania

przeciwników. Obie konkurujące na zjeździe grupy zakładały, a wła-

ściwie „zataczały" odrębne koła sejmikowe, w których obrady szły

łatwiej, skoro panowała już względna jednomyślność. Pamiętać zresztą

trzeba, że tradycja takich podziałów była stara i szacowna - dzieliły

się na osobne, konkurujące ze sobą koła nie tylko sejmiki, ale

r sejmy elekcyjne. Do najbardziej znanych sejmów tak obradujących

należał zapewne zjazd elekcyjny z 1587 roku. Wtedy właśnie wzajemna

niechęć stronnictw - zamoyszczyków i maksymilianistów - była tak

wielka, a nadzieja na porozumienie tak nikła, że szlachta i senatorowie

bojąc się, by sobie konkurenci „po łbie nie dali" - jak to sformułował

diariusz sejmu - postanowili obradować w osobnych kołach. Większe

z nich gromadziło stronników kandydata austriackiego pod kierunkiem

205

Zborowskich, drugie, zwane „czarnym" od żałoby noszonej po królu

Stefanie Batorym, skupiało przyjaciół i zwolenników polityki kanclerza

i hetmana wielkiego koronnego, Jana Zamoyskiego.

Mimo tego podziału, na polu elekcyjnym omal nie doszło do

regularnej bitwy między obozami Zamoyskiego i Zborowskich. Tak też

bywało na sejmikach - gdy nie dawało się przekonać lub przymusić do

posłuchu inaczej myślących, dzielono się na koła obradujące osobno, co

nie znaczy jednak, że nie dochodziło do nieporozumień i zajść. Zwykle

konkurencyjne koła obradowały w pewnym od siebie oddaleniu, np.

jedni w kościele, drudzy na cmentarzu, lub też w różnych kościołach.

Obierano osobno marszałków, powstawały osobne akta sejmikowe:

laudum, a w wypadku zjazdu przedsejmowego - także instrukcja.

Wreszcie gdy w grę wchodziły wybory, obierano po dwa komplety

posłów czy deputatów na trybunały.

Pozostawał oczywiście problem ustalenia, który sejmik i który

komplet posłów jest tym właściwym, upoważnionym do zasiadania

w izbie sejmowej. Jak już wspominaliśmy wyżej, kłopot ten pozos-

tawiano samym zainteresowanym - musieli oni bronić prawidłowości

swego obioru przed obliczem izby w trakcie tzw. „rugów sejmowych",

lub w trybunale w trakcie formowania kompletu sędziów, od których

odbierano potem przysięgę deputacką. Oczywiście dla udowodnienia

prawomocności obioru nie bez znaczenia były okoliczności rozdwoje-

nia sejmiku - a więc fakt, czy posłowie lub deputaci obrani zostali ;'//

loco soliło, czyli w zwykłym, tradycyjnym miejscu obrad, czy też

wypchnięci przez konkurencję sformowali koło w jakimś niezwyczaj-

nym miejscu.

Ważne było też to, czy przeciwko rozpatrywanemu obiorowi zaszły

jakieś podważające go manifesty konkurencji, która podkreślała, jak

tylko mogła, wszelkie formalne i proceduralne uchybienia aktów

wyborczych - jeśli przy okazji staropolskich elekcji w ogóle możn;i

mówić o takich zasadach. Najmniejsze chyba znaczenie miała liczbu

głosów, które padły na poszczególnych, rywalizujących kandydatów.

Nie wiemy nawet, czy takim argumentem się posługiwano, choć

przechowywano karty z zapisanymi przez marszałka i asesorów „kres-

kami", oznaczającymi liczbę głosów.

Różne bywały przyczyny obradowania sejmików w rozdwojeniu.

Wśród wielu takich przypadków znajdą się i motywy poważne,

programowej wręcz natury, jak te, które doprowadziły do rozdwojenia

206

obrad sejmiku w Proszowicach 26 stycznia 1587 roku, opisywanego już

w poprzednim rozdziale. Bywały i pobudki banalne - niechęci osobiste,

przypadkowe nieporozumienia, partykularne intrygi powiatowego lo-

tu. Spośród zachowanych przykładów wybraliśmy do omówienia jeden,

o tyle interesujący, że przyczyną rozdźwięku były tu różnice wy-

znaniowe, co w wielonarodowej i wielowyznaniowej Rzeczypospolitej

wcale nie należało do zjawisk najczęstszych.

Do rozbicia obrad i powstania dwóch konkurencyjnych kół doszło

w roku 1641, w dalekim Witebsku na sejmiku deputackim. Relacja

z tych wydarzeń, pióra stolnika witebskiego Krzysztofa Chrapowic-

kiego, ewangelika, zachowała się w papierach Radziwiłłów w Ar-

chiwum Akt Dawnych w Warszawie. Chrapowicki, opisując przebieg

wypadków swemu politycznemu i wyznaniowemu protektorowi - het-

manowi wielkiemu litewskiemu Krzysztofowi Radziwiłłowi, również

ewangelikowi reformowanemu, czyli tzw. kalwiniście - nie ukrywał, że

powodem rozbicia sejmiku były niechęci wyznaniowe.

Stolnik witebski - wypełniający funkcje zlecone mu w pewnym

sensie przez Radziwiłła, który nie życzył sobie, by deputatem z Witebs-

ka został katolik - zachęcał do przyjazdu na sejmik jak największą

liczbę szlachty ewangelickiej i prawosławnej. Niestety, w wyznaczonym

dniu pojawiło się w wojewódzkim Witebsku tylko trzech ziemian

kalwinistów i „Ruś stara przy nich", tzn. prawosławna szlachta

białoruska. Większą frekwencję prawosławnych uzasadniał Chrapowi-

cki tym, że ci właśnie cierpią szykany i „nabożeństwa wolnego nie

mają". Na marginesie warto więc zauważyć, że kalwiniści nie uważali

się widocznie za prześladowanych, skoro nie przybyli bronić swych

praw - w przeciwieństwie do wyznawców dyzunickiego prawosławia,

którym, co prawda, polityka panującego Władysława IV przywróciła

formalną tolerancję, ale gorzej zapewne było z praktyką w tym zakresie.

Wobec oczywistych wśród zgromadzonych animozji, i to przebiegają-

cych właśnie wzdłuż linii dzielącej wyznawców rzymskiego katolicyzmu

od „religii greckiej", nie próbowano nawet zagaić wspólnych obrad.

„Rzymianie" udali się do gospody podwojewodziego witebskiego

Kazimierza Horodyskiego - klienta protegującego witebskich katolików,

wojewody miejscowego Krzysztofa Kiszki; było to „miejsce niezwyczaj-

ne", co podkreślił w swej relacji Chrapowicki. „Ruś stara" i nieliczni

obecni ewangelicy spotkali się we dworze sędziego ziemskiego Samuela

Starosielskiego, „gdzie sądy odprawują i sesje wielkie publiczne".

207

Mimo, że do dworu tego udał się nawet poprzedni deputat witebski,

Samuel Sanguszko, i garść szlachty katolickiej, to nie przybył żaden

urzędnik wyższy rangą od Chrapowickiego, który w takim stanie rzeczy

obrany został dyrektorem obrad. Sprawnie wybrano deputatów: pana

Krzysztofa Żabę, skarbnego witebskiego - ewangelika oraz pana

Siemiona Pysznickiego - prawosławnego, „Rusi starej człowieka,

poczciwego i prawa dobrze umiejętnego", jak podkreślał autor relacji

z Witebska.

W konkurencyjnym kole marszałkiem wybrano, oczywiście, pod-

wojewodziego Kazimierza Horodyskiego i szybko wysłano delegację do

urzędu grodzkiego, gdzie złożył on przysięgę. Wybrano też konkuren-

cyjnych deputatów, w tym również Jana Wasilewskiego, zięcia pisarza

grodzkiego witebskiego, Bazylego Szapki-Chotolskiego, którego Chra-

powicki uważał za „papistę oszalałego, jadowitego Rzymianina" i uznał

za głównego winowajcę niesnasek religijnych w województwie. Ten to

właśnie pisarz grodzki wraz z zięciem Wasilewskim miał być głównym

prześladowcą prawosławnych, którym nie pozwalał budować cerkwi na

placu będącym własnością szlachty „ruskiej" w stolicy województwa.

Nie wiemy, który komplet deputatów witebskich utrzymał się

ostatecznie przy funkcji, katolicki czy różnowierczy. Sprawa ta jest

jednak swego rodzaju signum temporis - nadchodziły lata, gdy coraz

częściej o karierze i możliwościach działania obywatela Rzeczypos-

politej decydować miało to, do jakiego kościoła chodził w niedzielę:

katolickiego, ewangelickiego czy prawosławnego.

Powracając jednak do obrad w Witebsku - podział na osobne koła

szedł tu tak sprawnie i bezkonfliktowo, że autor relacji nie wspomina

o żadnych zajściach czy komplikacjach. Oczywiście poszukiwanie

głębszych czy ubocznych motywów tego konfliktu nie pozostało bez

efektu, a konfrontacja relacji Chrapowickiego z listem Bazylego Sza-

pki-Chotolskiego do wojewody witebskiego Krzysztofa Kiszki wyjaś-

niła, że poza motywacjami wyznaniowymi pewną rolę odegrała tu

rywalizacja o stanowisko podwojewodziego witebskiego.

Klienci Krzysztofa Radziwiłła uważali, że stanowisko to im się

należy, a słudzy nowo mianowanego wojewody Krzysztofa Kiszki

chcieli ich wykluczyć z podziału korzyści i stanowisk. Sprawę kom-

plikował fakt, że był to niejako spór „w rodzinie", bowiem Kiszka był

bratankiem żony Krzysztofa Radziwiłła, Anny. Animozje rodzinne

przeniosły się na środowisko klientów i sług magnackich. Stąd ludzie

208

1

WKi:

iszki, Jarosz Mackiewicz i Bazyli Szapka-Chotolski, psuli szyki

Chrapowickiemu i Żabie - klientom bezpośrednio zależnym od hetmana

Radziwiłła. Skądinąd wiadomo, że rywalizację ostatecznie wygrali ludzie

starszego i potężniejszego Radziwiłła, a podwojewodzim wileńskim został

nie aspirujący do tego Szapka-Chotolski, ale protegowany radziwiłłows-

ki, ewangelik Jan Wilbutowicz Papłoński. Okazuje się, że mimo sukcesów

katolickiej kontrreformacji, jeszcze w połowie XVII wieku gdzieniegdzie

w Rzeczypospolitej ciężko szło robienie sejmikowej i politycznej kariery

„papistom oszalałym". Zawiedziony w swych nadziejach Szapka-Chotol-

ski nie doczekał się nagrody po 20 latach służby Kiszkom, których

wspomagał nawet swymi skromnymi zasobami pieniężnymi.

Podobnie jak w Witebsku miała się na pozór rzecz w Oszmianie

w 1678 roku. Na listopadowym sejmiku doszło do sporu o funkcję

dyrektora obrad, awanturę sprowokował kasztelan nowogródzki, Mi-

kołaj Władysław Przeździecki, któremu wyraźnie zależało na jej spra-

wowaniu. Ponieważ chętnych było więcej, nie doszło do porozumienia

i sejmik uległ podziałowi. Jednak powstały nie dwa, ale aż trzy

obradujące równolegle koła, pod dyrekcją trzech różnych marszałków.

Nie można tu więc mówić o rozdwojeniu sejmiku, a raczej o jego

„roztrojeniu". Takie wypadki nie zdarzały się zapewne często i wyraźną

przyczyną tej kuriozalnej sytuacji na zjeździe oszmiańskim były ambicje

lokalnych wielkości politycznych, pragnących osiągnąć zaszczyt prze-

wodniczenia obradom „koła rycerskiego" na tym najważniejszym

litewskim sejmiku powiatowym.

Szczególnie liczne przypadki rozdwojonych sejmików miały miejsce

po śmierci Augusta III Sasa, przed sejmem konwokacyjnym w 1764

roku. Czytając relacje z tych sejmików odnosi się wrażenie, że kon-

kurujące strony, a więc Czartoryscy i stronnictwo sasko-hetmańskie,

zawarły rodzaj niepisanego porozumienia i starały się sobie nie prze-

szkadzać. Klasycznym przykładem takiego rozdwojenia, z zachowa-

niem pewnej kultury obrad, był zjazd średzki, na którym wrogowie

„familii" zatoczyli koło na cmentarzu po jednej stronie kościoła farnego

i obradowali pod kierunkiem wojewody poznańskiego Antoniego

Jabłonowskiego oraz kuchmistrza koronnego Adama Ponińskiego,

podczas gdy po przeciwnej stronie tego samego kościoła rozpoczęli

obrady czartoryszczycy pod wodzą biskupa poznańskiego Teodora

Kazimierza Czartoryskiego oraz starosty czerwonogrodzkiego Kazi-

mierza Raczyńskiego.

209

Podobnie odbył się sejmik przedkonwokacyjny województwa płoc-

kiego w Raciążu. Miejscowi senatorowie - wojewoda Józef Podoski

i kasztelan płocki Ignacy Zboiński - zasiadali ze swymi stronnikami we

wnętrzu kościoła, a ich przeciwnicy spod znaku „familii" odbyli sejmik

oraz wybrali posłów obok kościoła. Też nie doszło do żadnych

gwałtów, mimo bezpośredniej bliskości konkurentów.

Mniej kurtuazyjnie, ale równie skutecznie, poczynano sobie w woje-

wództwie sieradzkim. W Szadku pojawiły się dwa stronnictwa: Czar-

toryskich reprezentowali starosta piotrkowski Jacek Małachowski

i starosta sieradzki Stanisław Kossowski, a po stronie opozycji, wrogiej

planom koronacyjnym „familii", rej wodził wojewoda sieradzki Kazi-

mierz Dąmbski, którego spotkać tu miała przykra niespodzianka.

Małachowski i Kossowski uznali, że przeciwników nie należy dopuścić

do obrad w kole i udali się do kościoła wcześniej, zamknęli się tam ze

swymi stronnikami i odbyli sejmik. Oczywiście zmusiło to konkurencję

do obradowania na zewnątrz i oprotestowania obrad we wnętrzu

kościoła jako nieważnych. Ten zastosowany w Szadku wybieg uznać

można za połączenie metody rozdwojenia sejmiku z równie popular-

nym chwytem - zwanym „kradzieżą" zjazdu. Inne jeszcze przypadki

takich „kradzieży" obrad sejmikowych omawiać będziemy niżej.

Ze szczególnym przypadkiem rozdwojenia sejmiku spotykamy się

w opisie Matuszewicza dotyczącym obrad w Wilnie w 1764 roku. Tam

przyjaciel Czartoryskich, biskup wileński Ignacy Massalski:

„[...] tak ludnie postawił się sam jako senator na sejmiku, że Pac, podstoli litewski

(Ignacy), ze swoją mniejszą partią nie mógł być na sejmiku [...]. Bawili się na sejmiku

(stronnicy Massalskiego) aż do trzeciej po południu, aż póki wszystko nie zrobili, a gdy

biskup z swoją partią wyszedł z zamku ex loco consiliorum (z miejsca obrad), tedy dopiero

Pac, podstoli litewski, z swoją partią poszedł na sejmik"1.

W tym więc wypadku oba sejmiki odbyły się w tym miejscu, ale

w różnym czasie. Częściej jednak rozdwojone obrady odbywały się

w tym samym czasie w różnych miejscach.

/"Zajmijmy się teraz kolejną, wspomnianą już wyżej, metodą wy-

prowadzania w pole przeciwnika sejmikowego, bez konieczności dziele-

nia uczestników na dwa koła, co łatwo mogło się zamienić w tumult.

/Myślimy tu oczywiście o najsubtelniejszym „instrumencie" w arsenale

/sejmikowych graczy, o „kradzieży" sejmiku. Na czym ta metoda

polegała? Otóż mówiąc najogólniej na odbyciu sejmiku tak, by wrogo-

się o tym nie dowiedzieli, a więc i nie zjawili się w kole.

1

I

Jak jednak można było zatrzymać dla siebie i swych przyjaciół

informację o zjeździe, jego terminie i miejscu, skoro były to wiadomości

publikowane, czyli ogłaszane publicznie np. w kościołach parafialnych?

Najczęściej stosowany fortel był dość prymitywny. Wiemy przecież, że

kancelarie koronna i litewska przesyłały uniwersały z wieścią o sejmiku

pośrednio lub bezpośrednio do urzędów grodzkich na prowincji. A więc

wystarczyło dojść do porozumienia z personelem kancelarii grodzkiej

i uzyskać „zagubienie" uniwersału lub tylko opóźnienie jego publikacji.

Pisarze i inni oficjaliści grodzcy Katonami najczęściej nie byli i „brzę-

czące argumenty" łatwo ich przekonywały.

Po uzyskaniu zatajenia informacji o sejmiku wystarczyło pocztą

pantoflową powiadomić o miejscu i terminie spotkania krewnych

i przyjaciół, aby sprawa była na najlepszej drodze. Wrogowie, nawet

jeśli w ostatniej chwili gród dla przyzwoitości opublikował uniwersał,

byli bez szans - zaskoczeni i beznadziejnie spóźnieni.

Trudniej przychodziło radzić sobie wtedy, gdy wieść o zwołaniu

zjazdu już się rozeszła, a zwarta i gotowa konkurencja pojawiła się

w wyznaczonym miejscu. Pozostawała wtedy „kradzież" przez za-

skoczenie porą odbycia obrad. Zwykle koło sejmikowe zataczano

- przynajmniej pierwszego dnia, kiedy to dokuczliwe skutki nocnych

uczt i kuligów mniej jeszcze odczuwano - wczesnym przedpołudniem,

a więc posługując się dzisiejszą miarą, około godziny dziewiątej.

Sprawni i wprawni „złodzieje" sejmikowi w takiej sytuacji po prostu

wstawali wcześniej, budzili stronników i cicho, by nie pobudzić

przeciwników, przemykali się na zwykłe miejsce obrad. Tam w pośpiechu

zagajano sejmik np. o godzinie szóstej, szybko wybierano czy uchwalano

to, co już przedtem było ustalone, i zamykano obrady. Wtedy dopiero, na

znak zwycięstwa i w podzięce Duchowi Świętemu, rozpoczynały się

głośne śpiewy religijne, potem wiwaty, okrzyki, czasem kanonada.

Wszystko oczywiście po to, by obudzeni przeciwnicy, zaspani i w dezabi-

lu wpadający na miejsce obrad, mogli oglądać triumfatorów. Tym zaś

animuszu dodawała myśl o bezkarności, nie było bowiem ustalonych

prawem godzin rozpoczynania obrad i trudno było uznać za nielegalny

sejmik rozpoczęty właśnie o szóstej, a nie o dziewiątej.

Jak takim „kradzieżom" zapobiegano? Oddajmy jeszcze raz głos

Marcinowi Matuszewiczowi, który na podobnych „zabawach" zjadł

zęby i we wspomnieniach swych wiele wyjaśnił. Był rok 1755, Matusze-

wicze przyjechali do Brześcia Litewskiego na sejmik deputacki:

211

23. Jan Piotr Norblin, Głosujący szlachcic. Fragment sejmiku w kościele.

Tusz, sepia, 1801 r.

„[...] Ja z bratem moim pułkownikiem (Józef Matuszewicz) stałem u augustianow

w klasztorze. Całą prawie noc pilnowała nas strona przeciwna, abyśmy sejmiku tamże

u augustianow, gdzie sejmiki bywali, nie zrobili. My wzajemnie ich, mających przy sobie

najpierwszego urzędnika, chorążego brzeskiego Wereszczakę (Felicjana), pilnowaliśmy.

Tandem nazajutrz zebraliśmy się na sejmik do kościoła augustiańskiego, gdzie radziłem

chorążemu brzeskiemu, aby, unikając tumultu, w jednym że głosie [...], zagaił i pożegnał

sejmik..."2.

Widzimy, jak w obawie przed „kradzieżą" sejmiku, oba stronnictwa

pilnują się wzajemnie tak skutecznie, że powstał rodzaj pata w tej

rozgrywce - ani jedni, ani drudzy nie mogą uczynić ruchu, w rezultacie

Felicjan Wereszczaka obawiając się tumultu, którym wyraźnie groził

Matuszewicz, zakończył obrady, nim się jeszcze zaczęły.

Przyjrzyjmy się teraz z bliska technice „kradzenia" na kilku

wybranych przykładach. Cytowano już wyżej, przy omawianiu przy-

czyn zrywania zjazdów, list Stanisława Gąsowskiego do kanclerza

wielkiego koronnego, Jana Szembeka. Gąsowski zerwał sejmik, który

był typowym zjazdem „ukradzionym". Jan Klemens Branicki - or-

ganizator powtórnego sejmiku ziemi bielskiej województwa podla-

skiego - chcąc zostać posłem, uzyskał od dworu powtórny uniwersał

Ha sejmik poselski, po pierwszym zerwanym. Następnie nie dopuścił

lo opublikowania tego uniwersału, a na zjazd zwołał swoich klientów

prywatnymi listami. I rzecz cała udałaby się zapewne znakomicie,

gdyby nie ów pan Gąsowski, który zgodnie z własną, nie potwierdzoną

fco prawda wersją, zupełnie przypadkiem usłyszał o owych obradach

w Brańsku i natychmiast - posłuszny obywatelskiemu instynktowi

- postanowił je zerwać.

Wydaje się, że szczególnie często próbowano takiej metody wtedy,

gdy szło o sejmiki wyborcze: poselskie, deputackie, a przede wszystkim

elekcje na urzędy. Zwoływanie tych ostatnich leżało w gestii wojewo-

dów i ci dość często przymykali oczy, gdy ich faworyci dokonywali

przedziwnych manipulacji w walce o tytuł podkomorzego czy urzęd-

nika sądu ziemskiego, a na Litwie - marszałka czy chorążego.

W kolekcji rękopisów Biblioteki Czartoryskich w Krakowie za-

chowała się drobiazgowa relacja opisująca taką „kradzież" sejmiku

elekcyjnego podkomorskiego w ziemi sochaczewskiej. Zaczęło się od

tego, że urząd podkomorzego dłuższy czas w Sochaczewie wakował,

a był to urząd prestiżowy. Podkomorzy, jako princeps nobilitatis,

tytułowany był „jaśnie wielmożnym" i wielu było gotowych ubiegać się

o ten zaszczyt. Wakans ten nie był jednak w pierwszej połowie XVIII

213

wieku niczym szczególnie dziwnym - urzędy sądowe ziemskie i pod-

komorskie wakowały latami, elekcji nie zwoływano, bo zwykle koń-

czyły się one zerwaniem.

Tę właśnie sytuację postanowili wykorzystać urzędnicy ziemscy

sochaczewscy i zdecydowali się przeprowadzić elekcję podkomorzego

metodą „kradzionego" sejmiku. Przede wszystkim postarali się o in-

notescencje wojewody, czyli uniwersał zwołujący sejmik. Wydał go

wojewoda rawski Aleksander Załuski, którego jurysdykcji podlegała

ziemia sochaczewska jako część województwa rawskiego. Jednak

wojewodzińskie oznajmienie o sejmiku nie zostało oblatowane we

właściwym tu grodzie sochaczewskim, lecz w leżącym poza granicami

tego województwa urzędzie wyszogrodzkim. Wpisano je do akt w urzę-

dzie grodzkim, bo tego domagało się prawo, ale uniwersału nie

opublikowano, tzn. nie podano do wiadomości powszechnej ogłaszając

w kościołach na terenie zainteresowanej ziemi.

Tak przygotowawszy teren, spiskowcy przystąpili do działania, tzn.

do „kradzieży" sejmiku i obioru czterech, jak tego wymagało prawo,

kandydatów do urzędu podkomorzego - jednego z nich miał wybrać

i mianować podkomorzym sochaczewskim król. Oddajmy głos oburzo-

nemu tymi praktykami autorowi relacji datowanej 29 stycznia 1718

roku. Rzecz działa się tuż przed Bożym Narodzeniem 1717 roku, a więc

porę też wybrano odpowiednią:

„[...] W kilka dni potem sędzia ziemski sochaczewski (Wilkowski) zmówiwszy siv

z jegomościa panem Izbińskim stolnikiem, jegomościa panem Łaźniewskim podczaszym,

jegomościa panem Goiszewskim podsędkiem, urzędnikami sochaczewskimi, zjechali się

we czwartek na noc pod sam Sochaczew do Trojanowa, wioski jegomości pana sędziego.

Tam przybrawszy sobie in societatem (do towarzystwa) jegomości pana Rusieckiego

i marszałkiem electionis (sejmiku elekcyjnego) postanowiwszy, laudum electionis sfor-

mowawszy (ułożywszy laudum sejmiku elekcyjnego), nazajutrz w piątek, to jest w wilii)

Bożego Narodzenia, przededniem zjechali do Sochaczewa. I tam rzecz prywatnie

sformowaną w kilku osobach, sine minima notitia (bez jakiegokolwiek powiadomienia)

ziemi obywatelów i innych oficjalistów sochaczewskich, authorisarunt (oficjalnie przep-

rowadzili) i siebie samych za kandydatów na podkomorstwo obrawszy, actum electionis in

privato formatum constituerunt (postanowili akt elekcji prywatnie ułożony). Laudum

pomienionej elekcyji v; et violenter (siłą i przymusem - zwrot typowy dla retoryki

prawniczej - WK) panu regentowi grodzkiemu sochaczewskiemu ad acta (do akt) przyjąć

kazali...".

Na tym się jednak zabiegi spiskowców nie zakończyły, postanowili

oni zdobyć potwierdzenie faktu dokonanego u osoby bardzo w Socha-

214

czewskiem wpływowej - sędziego grodzkiego pana Zembrzuskiego.

Zdecydowali chyba, że najlepszą obroną będzie atak i udali się do

sędziego przebywającego w majątku.

„[...] Tegoż samego dnia ekspediowawszy się (załatwiwszy sprawę) w Sochaczewie,

jegomość pan sędzia ziemski z jegomościa panem podczaszym, z jegomościa panem

Rusieckim i jegomościa panem Mikołajewskim zjechali do jegomości pana Zembrzus-

kiego, na ten czas sędziego grodzkiego sochaczewskiego. W domu którego zastawszy,

w osłabłym zdrowiu, po uczynionym komplemencie, żaląc się niby na to, że tenże

jegomość Zembrzuski nie dopomógł kompaniji na tejże elekcyji. [...] Na co jegomość pan

Zembrzuski reposuit (odparł), jeżeli o innotescencyjach żadnej, lubo oficjalista grodzki,

nie miał wiadomości, daleko bardziej o elekcyji i o takowej, jaka się stała akcyji, mniej

wiedzieć chce.

Tandem po długich susceptacyjach i racyjach ab utrinąue (wywodach i argumentach

z obu stron), jegomość pan Wilkowski iactantur (pochwalił się) przywilejem i demonst-

rował go, złożony trzymając w ręku, że się inaczej stać nie mogło, kiedy po kilka razy

składana elekcyja non succesit (nie doszła do skutku). Musiało się na ostatek et per hac

media (i tym sposobem) postąpić. Na ostatek ten, jegomość pan Wilkowski a sędzia

ziemski sochaczewski, importunitate et molestia (usilnie i z naciskiem) z ichmościami

przytomnymi, stimulavit (nakłaniał) tegoż jegomości pana sędziego grodzkiego do pisania

extractu laudi (wyciągu z laudum), które między sobą wyżej wyrażeni ichmościeformarunt

(ułożyli)..." \

Poza interesującym opisem „kradzieży", i to skutecznej, sejmiku

elekcyjnego znajdujemy w tym opisie przedstawienie argumentów

organizatorów akcji. Gdy nie udało się im zmusić sędziego grodzkiego

Zembrzuskiego do uznania faktu dokonanego, spiritus movens akcji

- sędzia ziemski Wilkowski - powołał się na przywilej królewski, zresztą

nielegalny, przyznający mu z góry urząd podkomorzego. Tak więc rzecz

cała zaaranżowana była po to, by formalności stało się zadość

i Wilkowski mógł wreszcie objąć urząd, który mu obiecano, a na który

nie mógł się doczekać obioru. Historyjka ta odsłania kulisy polityki

nominacyjnej dworu, gdzie za gotówkę można było nabyć dyplom na

wakujący urząd ziemski, a potem już samemu należało zorganizować

pseudoelekcję.

Na marginesach cytowanego rękopisu znajdujemy jeszcze dwa

dopiski, dodające całej sprawie pikanterii. Otóż nieznaną ręką umiesz-

czono tam informację, że elekcja na zwolniony przez Wilkowskiego

urząd sędziego ziemskiego (nie mógł on być jednocześnie sędzią

ziemskim i podkomorzym) zorganizowana została w taki sam sposób,

a więc była to już stała praktyka. Nie wiemy zresztą, czy Wilkowski

utrzymał się na tak per nefas zdobytym urzędzie. Zapewne tak, zaś fakt,

215

że cytowana relacja nie była niczym innym, jak rodzajem staropols-

kiego donosu, i to kierowanego do prymasa Stanisława Szembeka,

wskazuje na bezsilność wrogów nowo kreowanego podkomorzego. Być

może prymas, rezydujący często w Łowiczu, sam był zainteresowany

obsadą urzędów w sąsiednim Sochaczewie.

Kończąc te rozważania, nie możemy się powstrzymać od jeszcze

jednego odwołania się do wspomnień Marcina Matuszewicza. Jego

opisy sejmikowego życia na litewskiej prowincji w połowie XVIII wieku

pełne są mimowolnego czasem komizmu. Autor z powagą opisuje fakty

głęboko przeczące deklarowanemu przez niego samego systemowi

wartości, nie dostrzega większych rozbieżności między teorią ustrojową

państwa szlacheckiego a codzienną praktyką. Nawet jednak tam, gdzie

Matuszewicz widział ten rozdźwięk i starał się go usprawiedliwiać

ukazywaniem pozytywnych przykładów funkcjonowania prawdziwej

szlacheckiej demokracji, tam też mylił się i popadał w zabawne wręcz

idealizacje.

Wzorem prawdziwego szlacheckiego, od magnatów „nie depen-

dującego", polityka był dla pamiętnikarza, zmarły w 1739 roku,

marszałek kowieński Mikołaj Zabiełło. Była to ideałizacja całej rodziny

Zabiełłów, którzy Matuszewiczowi, jako trochę nuworyszowi, im-

ponowali zasiedziałością i pozycją wśród litewskich rodów. Wszystko,

co robili Zabiełłowie, wzbudzało respekt i podziw naszego pamięt-

nikarza - nawet jeśli były to budzące wątpliwość akcje. Bezkrytycznie

też zrelacjonował „kradzież" sejmiku, której dopuścił się w Kownie

w 1761 roku Antoni Zabiełło, też marszałek kowieński, bratanek

i dziedzic „wielkiego człowieka" - Mikołaja Zabiełły.

Ten sejmik deputacki postanowił zerwać kanclerz wielki litewski,

Michał Fryderyk Czartoryski, wbrew Zabiełłom. Wobec tych przygoto-

wań Czartoryskich, musiał się pan marszałek kowieński zdobyć na

fortel i przyznać trzeba, że udało mu się wybrnąć bardzo zręcznie. Oto

pełna podziwu relacja Matuszewicza:

„[...] Tak tedy Zabiełło, marszałek kowieński, postąpił sobie, że gdy się ruszył

z kamienicy swojej z kasztelanem witebskim [Szymon Siruć] na sejmik, tedy umyślnie

powoli szedł, a tymczasem partia księcia kanclerza [Michał Fryderyk Czartoryski]

przodem dla zabrania wygodniejszego miejsca poszła do kościoła bernardyńskiego, gdzie

się ordynaryjnie sejmiki odprawują. Zwyczaj jest, że przed marszałkiem niosą laskę

marszałkowską podniesioną na sejmik, a że kościół bernardyński jest pod tym samym

zamkiem i jak idą do drzwi kościelnych, między murem a kościołem jest niewielka ulica,

przez które obmurowanie jest forta na zamek kowieński, chociaż już in ruderibus [w

216

ruinie] będący, zaczym ta laska już na wejściu do kościoła zatrzymana, prędko potem ową

fortą na zamek wniesiona była, gdzie marszałek kowieński spiesznie zagaił, deputatów

nominował, deputaci podziękowali i to zrobiwszy, wszedł marszałek z całą partią do kościoła.

Partia księcia kanclerza o niczym nie wiedziała. Wyszła według zwyczaju msza święta przed

wielki ołtarz, po mszy świętej wyszli bernardyni i według sekretnej marszałka kowieńskiego

informacji zaśpiewali Te Deum laudamus na podziękowanie Panu Bogu za szczęśliwie doszły

sejmik. Po skończonym tym hymnie marszałek kowieński, w krótkich słowach doniósłszy

0 doszłym sejmiku i obranych deputatach, zaprosił do siebie wszystkich na obiad.

Dopiero partia księcia kanclerza jak ze snu obudzona i zadumiona nie wiedziała, co

czynić, a gdy się zaczęli już po sejmiku, po mszy świętej, po Te Deum laudamus

z protestacją odzywać, tedy najpierwszego śmiałka odzywającego się z protestacją, osobę

dosyć ogromną, Koziorowskiego, porwała partia marszałkowska, w pyski nabiła

1 wyczubiła. Dostało się toż samo i Mejerowi. Drudzy ucichli i tak nawet protestacji nie

zanieśli ani w grodzie kowieńskim, ani w drugim pobliższym..."4.

Tak zachwycająca Matuszewicza zręczność Zabiełły była raczej

dowodem jego sprytu w prowincjonalnych potyczkach stronnictw, niż

przejawem jakichkolwiek wyższych politycznych kwalifikacji. Podstęp,

tak zręcznie użyty w Kownie, był sprytną sztuczką, ale tylko na raz

- niczego nie rozwiązywał i o niczym nie decydował. Dalsze polityczne

dzieje Zabiełłów zaprowadziły jednego z nich - Józefa - najpierw

w szeregi konfederacji targowickiej, a potem na szubienicę w czasie

insurekcji kościuszkowskiej. Zapewne nie ma bezpośredniego związku

między „kradzieżą" sejmiku w 1761 a szubienicą w Warszawie w 1794

roku - wspólny był tylko żałosny poziom kultury politycznej prowinc-

jonalnych „wielkich ludzi" obu epok.

Wracając do spraw bezpośrednio związanych z techniką sejmikowej

polityki, na zakończenie chcemy zwrócić uwagę na jeszcze jeden

interesujący, a często pomijany, aspekt tej sprawy. Myślimy tu o szla-

checkiej skłonności do uzyskiwania zgody - problem ten poruszany był

już wyżej i przewijał się przez cytowane teksty. Idea powszechnej zgody

była jednym z podstawowych elementów ideologii szlacheckiej Rzeczy-

pospolitej, to z niej przecież wypływała osławiona zasada liberum veto,

czyli honorowanie każdego, nawet pojedynczego protestu. Na sej-

mikach zaś bardzo popularna była mediacja, próba doprowadzenia

- w zakulisowych czasem lub oficjalnie prowadzonych rokowaniach

- do kompromisu pomiędzy rywalami. Podejmowano je nawet wtedy,

gdy szansę porozumienia były znikome, a strony wykazywały wyraźną

złą wolę. Inicjatywy mediacyjne były rodzajem alibi, dowodem na to, że

wyczerpano wszystkie możliwości porozumienia i niejako konieczne

jest chwycenie się innych, radykalniejszych środków.

217

Mediacyjność, skłonność do kompromisu - bardzo często fał-

szywego - była też charakterystyczna dla wszystkich sporów, zarówno

cywilnoprawnych jak i kryminalnych. Właśnie dlatego tak wielki)

popularnością cieszyły się „sądy kompromisarskie". Pochodzące z wy-

boru stron, sądziły bez prawa apelacji, a swą powagę opierały na

autorytecie członków - sędziów. Bywały oczywiście sytuacje, kiedy

usiłowano nadużywać autorytetu owych sądów lub adhoc wyłanianych

delegacji do „kompozycji" zwaśnionych stronnictw sejmikowych. Ta

irracjonalna skłonność do osiągania zawsze pełnej zgody ze wszystkimi,

utopijna w założeniu i demoralizująca w praktyce, wyradzała się

w XVIII wieku w karykaturę samej siebie. Często ignorowano zasad-

niczą przyczynę sporu, kompromisowość posuwano aż do rezygnacji

z podstawowych zasad, aby tylko dopiąć doraźnie ważnego celu, jakim

było np. dojście sejmiku.

Taką przedziwną sytuację opisuje pochodząca ze zbiorów Os-

solineum relacja rękopiśmienna z czernihowskiego sejmiku w 1733

roku. Nim przejdziemy do opisu wydarzeń na tym ważnym, przedkon-

wokacyjnym zjeździe we Włodzimierzu Wołyńskim, kilka informacji

wprowadzających, bez których obejść się nie można.

W latach trzydziestych XVIII wieku wśród ziemian i ustosun-

kowanej szlachty wołyńskiej na czoło wysuwały się dwie rodziny:

Orańscy z przydomkiem Woyna i Cieszkowscy. Nie aspirując jeszcze do

odgrywania roli prowincjonalnej magnaterii, co pozostawiali Czackim,

Krasickim czy Ledóchowskim, obie te rodziny posiadały znaczne

majątki i poważne wpływy wśród średnio zamożnego ziemiaństwa.

Liczono się więc z nimi i zabiegano o ich względy nie tylko w rezydenc-

jach magnackich, ale nawet w stolicy.

Pierwszy akt dramatu, który chcemy zrelacjonować, odegrano

właśnie w Warszawie, jeszcze za życia powszechnie znienawidzonego,

ale i podziwianego, króla-diabła Augusta II. Stałym punktem w reper-

tuarze zarzutów, wysuwanych przeciwko temu monarsze i jego otocze-

niu, był handel nadaniami i przywilejami królewskimi oraz bardzo stara

praktyka wystawiania przez kancelarię wielu nadań na ten sam urząd

- i to często za życia aktualnego posiadacza godności. Nazywano to

wydawaniem ekspektatyw na urzędy i majątki. Formalnie było to

zakazane, choć machina kancelaryjna, grubo zwykle smarowana,

funkcjonowała w najlepsze nie przejmując się zakazami i narzekaniami.

I rzeczywiście, często były to głosy pełne hipokryzji, narzekania tych,

218

którzy już wcześniej tylną furtką, właśnie przez kancelarię, „załatwili"

sobie dumny tytuł lub dochodowe nadanie, a teraz podnosili krzyk dla

odstraszenia naśladowców i konkurentów.

Podobny konflikt na początku lat trzydziestych posiał śmiertelną

prawie nienawiść pomiędzy Orańskimi a Cieszkowskimi. Zaczęło się po

śmierci podkomorzego czernihowskiego, Manieckiego. Wojewoda

zwołał sejmik elekcyjny i pierwszym kandydatem do podkomorstwa

czernihowskiego inpartibus infidelium został Aleksander Orański, do tej

pory cieszący się równie pustym tytułem podkomorzego nowogrodz-

kiego. Trzeba pamiętać, że tak województwo czernihowskie, jak będący

jego częścią powiat nowogrodzki-siewierski, już od 1667 roku leżały

poza granicami Rzeczypospolitej. Wszystkie tytuły tych ziem, w tym

i podkomorskie, były zupełnie honorowe, dawały tylko prawo do

zasiadania na pierwszych miejscach w kole sejmikowym czernihowskim

we Włodzimierzu Wołyńskim.

Obrany kandydatem na urząd podkomorzego pan Orański udał

się był do Warszawy, aby uzyskać potwierdzenie królewskie i wydobyć

z kancelarii koronnej dyplom potwierdzający nadanie godności. Jakież

było jego zaskoczenie, kiedy w stolicy dowiedział się, że dyplom

na podkomorstwo czernihowskie wydano już wcześniej panu Sta-

nisławowi Cieszkowskiemu, staroście kleszczelowskiemu. Oszukany

i oburzony Orański powoływał się przede wszystkim na to, że jego

konkurent nie był obecny na sejmiku elekcyjnym, nie został obrany,

a więc wciska się na urząd bezprawnie. Jednak z Wołynia do Warszawy

daleko i nikt w kancelarii jakoś nie brał pod uwagę przedłożeń

podkomorzego elekta. Widać od racji prawnych silniejsze okazały

się wymierne argumenty, którymi bronił swej sprawy starosta kle-

szczelowski.

Aleksander Orański, w ostatecznej desperacji, postanowił uciec się

do pośrednictwa brata swego współzawodnika, do chorążego nowo-

grodzkiego Cieszkowskiego. Ten nawet próbował przekonywać swego

brata, że się przy wyłudzonym tytule nie utrzyma, ale jednocześnie

wpadł na lepszy pomysł.

„Bierze przez usilną perswazyję służący wielmożnemu jegomości panu staroście

kleszczelowskiemu przywilej pomieniony. Jegomość pan chorąży nowogrodzki (brat

okradzionego - WK) skrobie we czterech miejscach [...], w tychże zeskrobanych

miejscach, gdzie było Stanisławowi, Stanisława, Cieszkowskiemu, Cieszkowskiego et

similiter (i podobnie), pisze Aleksandrowi, Aleksandra, Orańskiemu, Orańskiego etc...".

219

Fałszując w ten sposób dokument, chorąży nowogrodzki Cieszkow-

ski skomplikował sprawę o tyle, że dokonał tego fałszerstwa na rzecz

Orańskiego, który był w swoim prawie. Żeby jednak nie wyjść z niej

z gołymi rękami i jeszcze bardziej ją zagmatwać, postarał się chorąży

nowogrodzki o przywilej na opuszczone przez swego wspólnika pod-

komorstwo nowogrodzkie. Cała rzecz była oczywiście robiona w poro-

zumieniu z Orańskimi, którzy doszli do wniosku, iż prościej będzie

wykraść i sfałszować nieuczciwie zdobyty przywilej, niż formalną drogą

zabiegać o jego skasowanie, a potem dopiero wydanie nowego dla

prawowitego podkomorzego czernihowskiego. Coś jednak musiało

zajść między wspólnikami, bowiem gdy fałszerz chorąży nowogrodzki

Cieszkowski oblatował w grodzie włodzimierskim oba przywileje: na

podkomorstwo czernihowskie dla Aleksandra Orańskiego (podskroba-

ny) i na podkomorstwo nowogrodzkie dla siebie (autentyczny) - Orańs-

cy zaprotestowali i całą rzecz wyjawili.

Na Wołyniu aż się zatrzęsło. Tak się złożyło, może nieprzypadkowo,

że ujawnienie całej afery fałszersko-łapówkarskiej zbiegło się z począt-

kiem bezkrólewia po śmierci Augusta II. Na sejmiku poselskim przed

konwokacją pojawiło się wielu dygnitarzy i oba rywalizujące rody

w otoczeniu stronników. Cóż się wtedy okazało? Mimo jawnej zbrodni

fałszerstwa dokumentu królewskiego, rodzina i przyjaciele fałszerza,

a i on sam, nic nie stracili na autorytecie i popularności w województ-

wie. Prowincjonalni matadorowie, zabiegający o „właściwy" przebieg

sejmików, starali się również o względy panów Cieszkowskich.

Siły rodzin były równe, od przyjaciół i stronników zależało, kto

weźmie górę, choć wydawać by się mogło, że wobec jawnego przestępst-

wa, pozycja Cieszkowskich była słaba. O przegranej Orańskich zadecy-

dowali jednak nieuczciwi mediatorzy, którzy interes postawili ponad

prawem - podczaszy koronny Seweryn Rzewuski, kasztelanice chełms-

cy Feliks i Jacek Krasiccy, Franciszek Ledóchowski, generał Antoni

Bekierski oraz stolnik wołyński Michał Czacki.

Wszyscy oni zjechali do Włodzimierza Wołyńskiego po to, by dać

się obrać posłami na konwokację, a konflikt Orańscy versus Cieszkows-

cy psuł im plany. Przed rozpoczęciem formalnych obrad - a były z tym

kłopoty, bo nie było wiadomo, kto jest najstarszym urzędnikiem

czernihowskim - postanowiono pro publico bono pogodzić przeciw-

ników. Ta decyzja już była zwycięstwem klanu Cieszkowskich, bowiem

milcząco przechodzono do porządku dziennego nad ich przestępst-

220

I wami. Zgromadzeni „wielcy ludzie" prowincjonalnego Wołynia po-

stanowili dalej mediować. Oto jak to wyglądało w świetle relacji

źródłowej:

„[...] Ci tedy ichmościowie, chcąc niby amicu persuasione (przyjacielską perswazją)

złączyć roztrychnione i w dyferencyji zostające serca, dość perswadując co od jednej

usłyszeli strony, to drugiej cum rhetorice hiperboli (z retoryczną przesadą) donosili"...

Pierwszy próbował godzić generał Antoni Bekierski i wrócił: „z

napełnionym cholerą responsem", potem próbowali inni, ale cały ich

wysiłek skierowany był nie na rozwiązanie, a na załatanie sprawy, tak

by Orańscy nie przeszkadzali w wyborach. Wywierano na nich naciski,

straszono nawet. Pośrednicy napomykali, że Cieszkowscy zgromadzili

zbrojnych i gotowi są siłą usunąć przeciwników z włodzimierskiej

cerkwi katedralnej obrządku greckokatolickiego (unickiego), gdzie

odbywał się sejmik.

Wreszcie mediatorzy uznali, iż zrobili co mogli i spokojnie udali się

do koła, zostawiając Orańskich i ich popleczników samych sobie.

Obrady zagaił chorąży czernihowski Cieszkowski, brat fałszerza, a gdy

wreszcie stolnik nowogrodzki Orański odważył się stanąć w kole

i zaprotestować, akt ten zignorowano. Wobec tego cały klan protes-

tując poszedł do grodu i złożył solenny manifest przeciwko sejmikowi.

0 to tylko szło zgromadzonym w cerkwi politykom - pod pretekstem

obrony tak ważnego a zagrożonego sejmiku - ogłoszono konfederację.

„W tym jegomość pan Jasitkowski [...] dobywszy głosu i oręża, wielu innym, którym

kotły miód warzące nabiły głowę, ad strepitum armorum (do zbrojnego tumultu),

pełniejszy pustego krzyku, aniżeli poważnych słów, głosem pobudziwszy, wybiegł

z cerkwi zapraszając na konfederacyję. I tym sposobem zamąciwszy bene sententium

(dobrze myślącym) zbawienne koło dobra pospolitego obrady, jegomości panu Cieszkow-

skiemu chorążemu nowogrodzkiemu piscandi in turbido prebuit beationem (łapiącemu

ryby w mętnej wodzie wyrządził przysługę)..."5.

Najszczęśliwsi byli zapewne Rzewuscy, Czaccy i Krasiccy, którzy

nie dość, że bez kłopotów obrani zostali przez stronników Cieszkows-

kich posłami, to jeszcze popisali się swoją gotowością do mediowania

1 zgody w imię - dość oryginalnie, co prawda, pojętego - dobra

publicznego.

Cała ta skomplikowana historia nie świadczy oczywiście o cał-

kowitej nieprzydatności mediacji w staropolskiej polityce. Wielokrotnie

bywało inaczej i można by wyliczać pozytywne przykłady osób cieszą-

cych się ogólnym poważaniem właśnie dlatego, że potrafiły uczciwie

221

pośredniczyć w głośnych sporach. Generalnie rzecz jednak ujmując,

w ostatnim okresie istnienia samorządu szlacheckiego zgoda powszech-

na - mediacja pojmowana jako lekarstwo na wszystko - była groźną

fikcją. Póki bowiem mniejszość ustępowała większości dla „kochanej

zgody", było dobrze, choć nie zawsze owa mniejszość nie miała racji.

Wtedy, gdy dla zachowania pozorów zgody, większość mająca słusz-

ność musiała ustępować mniejszości, wykorzystującej bez pardonu

straszak liberum veto, zaczęło się dziać źle.

Nieprzeparta skłonność do „ucierania" stanowisk - to rys z po-

granicza kultury politycznej i obyczajowości, tak jak szlachecki

legalizm i demokratyzm wewnątrzstanowy. Te trzy słowa, rozumiane

oczywiście na szlacheckich sejmikach inaczej niż dziś przywykliśmy

je pojmować, zakreślały w pewnym sensie ramy akceptowanych

tam zachowań. Naganne było więc i „niepolityczne" dążenie do

honorów i godności - trzeba było „dysymulować", czyli stwarzać

pozór obojętności na zaszczyty. Rys to nieobcy i dzisiejszym czasom,

kiedy niejeden żądny władzy i godności daje się „upraszać" i obłudnie

się wykręca. Legalizm pojmowano jako wymóg wypełniania wszystkich

zasad, nawet najmniej istotnych, w procedurach opisanych prawem

i tych ustalonych przez zwyczaj. Do środków nadzwyczajnych uciekano

się często, ale zawsze z naciskiem podkreślano, że zwyczajne zostały

już wyczerpane, lub też obarczano przeciwników zarzutem prze-

kroczenia prawa.

Wreszcie ów szlachecki demokratyzm stanowy wyrażany popular-

nym, lecz w oczywisty sposób nieprawdziwym, porzekadłem o szlach-

cicu na zagrodzie, co miał być równy wojewodzie. Równy wojewodzie

bywał czasem inny wojewoda, ale dygnitarze i najwięksi nawet magnaci

- za nic mający szaraczkowych „ichmościów" - strzegli się głośnego

wyrażania swej pogardy wobec tłumów sejmikowych. Niewielu senato-

rów odważało się wprost zanegować ową równość, tak jak uczynił to

w pisemku Skrupuł bez skrupułu..., ciężko doświadczony w politycznych

i sejmikowych bojach, wojewoda ruski Jan Jabłonowski na początku

XVIII wieku.

W tak zakreślonych ramach toczyło się sejmikowe życie i one

kształtowały zachowania, zmuszając magnatów do pospolitowania sic

ze szlachtą, do zabiegania o jej przychylność, do podkreślania równości.

Tworzyło to atmosferę stanowego święta szlacheckiego na zjazdach,

gdzie - na co dzień oddzieleni trudnymi do przebycia barierami -

222

1

24. Jan Piotr Norblin, Sejmik w kościele.

Sepia, 1808 r.

spotykali się we wzajemnej komitywie szarak z magnatem, urzędnik

ziemski z ministrem. Było to zapewne jedną z największych atrakcji

zjazdów sejmikowych przez cały czas ich istnienia.

Atmosferę święta „panów braci" kształtowały też przyjemności

mało wybredne i czasem dla nas niezrozumiałe. Spróbujemy, korzys-

tając ze źródeł, dać próbę krótkiego katalogu sejmikowych rozrywek,

dostępnych wszystkim obecnym herbowym.

Zaczynało się od przyjazdów, a właściwie wjazdów na sejmik. Słowo

„wjazd" brzmi dziś banalnie, wtedy były to jedne z najbarwniejszych

i najpopularniejszych uroczystości. Wszyscy słyszeli o uroczystych

wjazdach dyplomatów polskich do Rzymu czy Paryża. Trzeba wiedzieć,

że podobne, choć nieco skromniejsze, lecz jednak kapiące bogactwem

parady odbywały się przy okazji ważniejszych sejmików. Gdy na

obrady przyjeżdżał magnat, musiał roztaczać takie splendory, jakie

przywiązane były do jego społecznego stanowiska. Oczekujący po

223

prostu spodziewali się barwnego widowiska i wjazd bez atrakcji

przyjęty byłby jako wyraz lekceważenia.

Dla wielu magnatów godne pokazanie się w otoczeniu licznych

przyjaciół, klientów i sług, w orszaku poprzedzanym przez nadwornych

żołnierzy, pełnym drogich koni i ekwipaży, było punktem honoru.

Krzysztof Opaliński tak wspominał swój wjazd na sejmik średzki

w 1642 roku:

„[...] Naprzód wjechałem srogą kupą, jaką ani pan poseł wjechał. Wjeżdżało gwałl

paniąt, szlachty etc. eto."

Po powitaniach i zakończeniu uroczystości wjazdu, parady nic

kończyły się - przecież magnat wchodził i wychodził z kościoła czy

zamku, odwiedzał innych panów - wszędzie towarzyszył mu barwny

orszak i tłumy gapiów. Zadowolony z siebie Opaliński tak pisał:

„Do kościoła każdego dnia sroga trcia (tłum) prowadziła mię i pan poseł także'"1.

Tylko najmożniejsi i najwyżej utytułowani mogli sobie pozwolić na

unikanie tych kosztownych i w gruncie rzeczy męczących popisów.

Udało się to, co prawda nieomal podstępem, kanclerzowi wielkiemu

litewskiemu, księciu Dominikowi Mikołajowi Radziwiłłowi, gdy 12

listopada 1696 roku przybył na sejmik do Opatowa. By uniknąć

uroczystości Radziwiłł:

„[...] ruszył się nad wieczór unikając najbardziej tego, że ichmoście panowie obywateli-

tameczni, całym prawie województwem, spotykać księcia jegomości gotowali się, ak

książę jegomość nie chcąc tej fatygi ichmościów, zmrokiem dobrym wjechał do Opatowa

Jednak więcej 30 koni o ćwierć milę od miasta spotkali książęcia jegomości. Wysiadł tedy

do stancyji swojej w rynku i tych wszystkich ichmościów, którzy go wprowadzili, mini

u siebie na wieczerzy. Nazajutrz [...] chciał być u jegomości podkanclerzego koronnego

(Karol Tarło), ale jegomość pan podkanclerzy i wielu z nim ichmościów witało książęciii

jegomości winszując adventum (przybycia) onego. Ruszyli się hurmem z stancyji księciu

jegomości i szli do kościoła...".

Unik taki darowano Radziwiłłowi, ale jak widać już rano roz-

poczęły się korowody, a dzień zakończono wielką ucztą, wydaną prze/

kanclerza wielkiego litewskiego dla wszystkich obecnych na sejmiku.

„Książę jegomość wszystkich ichmościów prosił na bankiet do siebie, jakoż wszyscy

zaraz szli z księciem piechotą. Częstował solenissime (najuroczysciej) na kilku stancyjach,

wina dawano dostatkiem, przy kapeli, trębaczach, fajfrach, kozłach trwała ochota..."7

Ta uczta naprawiła wszystko, i żal tych, którzy nie obejrzeli wjazdu

ministra, wyparował. Oczywiście uroczystość ta i jej kosztowne przygo-

224

towania wiązały się z polityką - zbliżała się elekcja i Radziwiłł skarbił

sobie stronników w Małopolsce.

Uczta wydana w Opatowie i jej opis prowadzi nas do kolejnej

atrakcji sejmikowania. Wieczerze, uczty, bankiety, bale - wszystko to

synonimy tego samego - obżarstwa i opilstwa, które w świadomości

naszych przodków, ale może jeszcze bardziej w naszej, łączą się

z pojęciem sejmikowania. Wacław Potocki pisał:

„Rzekę, bom wolny szlachcic, że dla pijatyki

Większa nas połowica jeździ na sejmiki;"8

Może to prawda, może licentia poetica - nie wiemy dla ilu

z regularnych bywalców zjazdów były one okazją tylko do wypitki. Na

pewno dla wielu, a zapewne większość uważała bankiety za miłe

urozmaicenie i uzupełnienie świątecznego dnia.

Nim oddamy głos źródłom, jedno tylko zastrzeżenie. Wbrew

tradycji utartej od XIX wieku, włóżmy między bajki opisy uczt

gargantuicznych, na których setki szlachty zajadały się wyszukanymi

potrawami i wypijały beczki wina. Ani żołądki gości, ani mieszki

gospodarzy nie były przystosowane do konsumpcji w takich ilościach

i takiej jakości, jak to sobie wyobrażali ich potomkowie. Oczywiście

niejeden Sarmata potrafił zjeść dobrze, a jeszcze lepiej wypić, ale

niekoniecznie musiały być to dania wyszukane. Czasem wystarczyć

musiał bigos lub kiełbasa z grochem, a i ¦ winem nie częstowano

bez umiaru, pośledniejsi goście zadowalali się piwem i miodem.

Dobre wino węgierskie, nie mówiąc już o francuskim, było zawsze

napojem bardzo drogim. Gdy podawano je szlachcie na bankietach

sejmikowych, to w ograniczonej ilości, i darujmy sobie opowieści

o tym, jak to jedna osoba na jednym posiedzeniu wypijała kilku-

: dziesięciolitrowe antałki wina.

Czasem popisywano się jednak wykwintem na najwyższym pozio-

mie wiedzy kulinarnej. Wiadomo, że jedyną gałęzią tej ezoterycznej

sztuki, która stała w dawnej Polsce na dobrym poziomie, było

przyrządzanie ryb. Oczywiście słodkowodnych, bo śledź nie aspirował

jeszcze do potraw elitarnych. Bankietem rybnym, wydanym w piątek,

zadziwił sejmik średzki Krzysztof Opaliński:

„Ale ąuod waszmość pan miraberis (czym będziesz zdziwiony), że walny bankiet

w piątek rybami szumnemi odprawiłem z podziwieniem wszystkich, którzy wiedzą

o odległości wiosek moich. [...]"'.

225

Takich kosztownych wystąpień bywało niewiele, przeważały takie

bankiety, których opisy znajdujemy w Pamiętnikach Koźmiana, gdzie

szlachta zaściankowa karmiona jest flakami, pierogami i bigosem,

a pojona piwem i gorzałką. Tak często u Potockiego wspominane wino

rezerwowano dla elity.

Poza okazją do darmowego najedzenia się i napicia, sejmikowe

bankiety przyciągały jeszcze jedną atrakcją - wielu uczestnikom przyje-

mność sprawiało zasiadanie do stołu z dygnitarzem, senatorem, minist-

rem. Szlachta, hurtowo goszczona przez Radziwiłła w Opatowie, mogła

potem do końca życia opowiadać, że bywała na książęcych ucztach.

Wydaje się, że była to rzecz co najmniej tak samo ważna, jak jakość

i ilość potraw.

O innych przyjemnościach ciała nie wiemy wiele. Ze źródeł sądo-

wych wiadomo, co prawda, że większe zjazdy szlacheckie „obsługiwa-

ne" były przez wędrowne prostytutki, ale śladu tego rodzaju uciech nie

zawierają relacje ze zjazdów sejmikowych. Być może dlatego, że owe

„amory z małpami" nosiły, z natury rzeczy, nieco bardziej intymny

charakter, niż szeroko opisywane wjazdy i bankiety.

Mało też wiemy o uciechach ducha. W relacji z pobytu Dominika

Radziwiłła w Opatowie zachowała się wzmianka o muzyce. Wspominał

też o niej Opaliński:

„Na mszy dopiro czytanej muzyka moja u dominikanów litaniją i koncerty cum eo

applausu (z takim powodzeniem) odprawowała, że wszyscy ją nad biskupią przedkładali,

a w kościele nie było gdzie i stąpić dla pełności ludzi. [...]"10.

A więc w Środzie jednocześnie koncertowały dwie kapele nadworne:

Opalińskiego i biskupa poznańskiego Andrzeja Szołdrskiego. I znów

pamiętać trzeba, że dla wielu z obecnych była to jedyna okazja

posłuchania muzyki instrumentalnej na profesjonalnym poziomie.

Zwykle muzyczne doświadczenia i gusta ziemian kształtowała muzyka

organowa w kościołach oraz występy chóralne czy instrumentalne na

poziomie, który dziś kwalifikowalibyśmy do tzw. folkloru. Zjeżdżające

na sejmiki magnackie kapele, stojące czasem na dobrym poziomie

i konkurujące z muzykami kościelnymi nieco bardziej świeckim reper-

tuarem, musiały robić duże wrażenie, i nie dziw, że ścisk na koncertach

bywał wielki.

Swego rodzaju rozrywką były też towarzyszące sejmikom nabożeń-

stwa. Uroczyste msze śpiewane z muzyką, a przede wszystkim kaz-

226

nodzieje silący się przy tej okazji na interesujące kazania - wszystko to

było niemałą atrakcją dla monotonnie żyjącej wiejskiej szlachty.

Podobnie rozrywkowe, jeśli można użyć tego słowa, znaczenie miały

sejmikowe popisy retoryczne. Retoryka była sztuką najwyżej może

cenioną w staropolskim społeczeństwie. Dziś, w dobie zupełnego

upadku kultury słowa, trudno zrozumieć ludzi godzinami z przyjem-

nością słuchających przemówień. A tak bywało na sejmikach, gdzie

mówcy prześcigali się w retorycznych popisach, chcąc tym udowodnić

swe polityczne kwalifikacje. Oczywiście w miarę upadku tej formy

barokowej kultury, sejmikowe popisy olśniewające słuchaczy zamienia-

ły się w dziwaczne a nudne ąuamąuam. W XVIII wieku forma

zdecydowanie przerosła treść, a mimo to na ważniejszych zjazdach

pojawiali się ciągle mówcy, którzy potrafili słuchaczy zainteresować

swymi - wypowiadanymi z pamięci, lub też częściej czytanymi „z

kartelusza" - mowami. Domagano się długich mów, wręcz uważano, że

dobry polityk powinien mówić „wbród", a nie ograniczać się do

konkretów, co było oceniane jako dowód braku kultury.

Trzeba też pamiętać, że sejmikowe wystąpienia mówców przybyłych

specjalnie z daleka pełniły rolę informacyjną. To z nich prowincjonalny

ziemianin usiłował się dowiedzieć, co słychać w wielkim świecie, na

dworze królewskim i za granicami. Tak jak sejmy, trybunały i jarmarki,

zjazdy sejmikowe były targowiskiem informacji, najczęściej zresztą

plotkarskiej, ale ta właśnie najlepiej zaspokajała głód wiedzy o tym „co

słychać".

Z czasem, gdy w XVIII wieku sejmiki, szczególnie te poselskie, wiele

straciły na znaczeniu, strona obyczajowa zgromadzeń zaczęła górować

nad treścią polityczną. Zjazdy stały się przede wszystkim miejscem

spotkań towarzyskich, okazją do bezpiecznego oddawania się politycz-

nym namiętnościom, imprezą bez praktycznego wpływu na funkc-

jonowanie państwa i społeczeństwa. A jednak to właśnie wtedy

dochodziły do szczytu rozgrywki stronnicze i ukształtowały się te formy

sejmikowania, które w karykaturalnym zniekształceniu poznajemy za

pośrednictwem literatury, niemiłosiernie do dziś piętnującej sarmackie

zdziczenie obyczajów.

W połowie XVIII wieku sejmikowa obyczajowość nabrała rysów

tak charakterystycznych, jak nigdy dotąd. Niektóre praktyki, łączące

barokowe parateatralne formy z działaniami z pogranicza magii,

budziły zdziwienie ludzi nawet tak pilnie praktykujących życie

227

sejmikowe, jak Marcin Matuszewicz. Zostawił on np. taki opis

przygotowań do sejmiku deputackiego w Kownie w 1762 roku:

„[...] ruszyliśmy się w niedzielę na noc do Kowna, gdzie także różne przeciwko

Niesiołowskiemu (Józef, starosta cyryński, podkomorzy nowogródzki) były opozycje,

osobliwie Skorulskiego, pisarzewicza grodzkiego kowieńskiego, który tracąc fortunę,

miał gromadę przyjaciół i wjeżdżając do Kowna, trumnę z sobą publicznie prowadził, że

albo być zabitym, albo deputatem miał koniecznie zostać. Wziął przy tem patynę

z kościoła kolacji swojej Skorulskiego i trzymał ją za nadrą.[...]"".

O tym, że wszystko to było na pokaz, stanowiło rodzaj zabawy

- w niezrozumiałej dla nas, co prawda, a często niesmacznej konwencji

- świadczy fakt, że ów Skorulski łatwo zrezygnował z ambicji deputac-

kich pod wpływem obecnych na sejmiku dygnitarzy i wraz z trumną

i pateną wrócił do rodzinnych Skorul na Żmudzi.

Sądzimy, że wiele z tak dla nas dziś niepojętych zachowań brało się

właśnie z atmosfery świątecznej, z potrzeby zwrócenia na siebie uwagi

„panów braci", z chęci pokazania się i „postawienia a zastawienia się"

w dosłownym i przenośnym znaczeniu. Temperament, tamowany przez

długie miesiące monotonnej egzystencji w dworach i dworkach, wybu-

chał na sejmikach. Tam dokazywano po to, aby było co wspominać

przy kolejnych okazjach towarzyskich. To, co z perspektywy stolicy czy

magnackich dworów - Białychstoków, Nieświeżów czy Łańcutów

- było grą polityczną, z perspektywy żyjących na głębokiej prowincji

„panów braci" stawało się podniecającą zabawą.

1 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 449.

2 Ibidem, t. I, s. 467.

3 Rps B. Czart. 519.

4 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 136.

5 Rps B. Oss. 290.

6 Listy Krzysztofa Opalińskiego.. ., s . 59-60.

7 Rps BN. II 6900.

8 W. Potocki, Moralia (w:) Dzieła, oprać.

III, S. 67-68.

9 Listy Krzysztofa Opalińskiego.. ., s . 59.

10 Ibidem, s. 60.

11 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 189.

L. Kukulski, Warszawa 1987, t.

Część III

SCHYŁEK I PRÓBY NAPRAWY



Maciej Rejchan, Personifikacja Polski z portretem Stanisława Augusta.

Fragment polichromii w kolegiacie w Opatowie

I. SPECYFIKA RZĄDÓW SEJMIKOWYCH

NA PRZEŁOMIE XVII I XVIII WIEKU

Tytuł tego rozdziału przywołuje wielokrotnie już cytowaną książkę

I Adolfa Pawińskiego wydaną w 1888 roku. Był to obszerny wstęp do

I opublikowanych jednocześnie tzw. laudów kujawskich, czyli uchwał

instrukcji sejmiku obu województw kujawskich w Radziejowie.

opinii Pawińskiego rządy sejmikowe trwały bardzo długo, bo od

|czasu pierwszej wolnej elekcji, aż po utratę niepodległości.

Wkrótce jednak czas trwania rządów sejmikowych poczęto zawężać

li obecnie kojarzy sieje, dość zresztą paradoksalnie, z epoką tzw. rządów

[oligarchii magnackiej, a więc z drugą połową XVII i pierwszą XVIII

[wieku. Tak zakreślone ramy chronologiczne zjawiska „sejmikokracji"

[budzą poważne wątpliwości, tak jak i istnienie owej władzy oligarchii

[magnackiej, której trudno się w dziejach Rzeczypospolitej dopatrzyć.

IW naszym przekonaniu, opartym zresztą na najnowszych pracach

[specjalistów^^rządy sejmikowe rozpoczęły się w końcu lat sześćdziesią-

Itych XVII wieku, a zakończyły po wejściu w życie ograniczających

|władzę sejmików ustaw Sejmu Niemego z 1717 roku.

Czasy, które będziemy tu omawiać, to okres szczególnej aktywności

Iszlachty i jej instytucji samorządowych w latach pomiędzy szwedzkim

[„potopem" a okresem rekonstrukcji po wojnie północnej. Przedstawi-

my zarys rozwoju samorządu sejmikowego, cechy charakterstyczne

j władzy sprawowanej przez szlacheckie zgromadzenia, a także metody,

jakimi te bardzo niedoskonałe rządy były sprawowane. Nim rozpocz-

iniemy opis funkcjonowania sejmikowej władzy, spróbujmy najpierw

¦zastanowić się, jak doszło do takiego wzrostu znaczenia samorządu

(szlacheckiego.

Zaryzykować można stwierdzenie, że była to prosta konsekwencja

Jrozwoju systemu demokracji szlacheckiej stworzonego w XVI wieku.

miarę jak szlachta średnia, a potem i magnateria, osłabiły znaczenie

yładzy centralnej - w obawie przed zagrożeniem, w dużej mierze

231

zmistyfikowanym, królewskim dążeniem do absolutum dominium

- rosło znaczenie wszelkich ośrodków władzy lokalnej. W połowie

XVII wieku obserwujemy nawet, jak władza prawodawcza - sejm

- poczęła zrzekać się części swych uprawnień na rzecz przedstawicielstw

lokalnych, czyli właśnie sejmików. Niczym innym nie był, przestrzegany

co prawda tylko formalnie, nakaz realizowania przez posłów sejmowych

zaleceń zawartych w instrukcjach sejmikowych. Wiemy, że posłowie

pod naciskiem okoliczności wielokrotnie działali w izbie wbrew in-

strukcjom. Jednak formalny przymus, ograniczający aktywność usta-

wodawczą do ram zakreślonych na sejmiku, funkcjonował.

Co więcej, od momentu powołania do życia sejmików relacyjnych

każdy poseł wiedział, że może być pociągnięty do politycznej odpowie-

dzialności za przekroczenie instrukcji firmowanej przez wyborców. Ta

świadomość, jeżeli nie blokowała jego sejmowej aktywności w sensie

pozytywnym, to na pewno bywała dogodną wymówką, furtką, pozwala-

jącą pod pretekstem instrukcji uniemożliwić niewygodne z partykularne-

go punktu widzenia sejmowe inicjatywy. Od spraw wyznaniowych do

problemów podatkowych - wszędzie i zawsze można się było powołać na

brak poleceń w instrukcji, po prostu odmówić dyskusji. W ten sposób

sejmiki decydowały o tym, co może być omawiane w sejmie. Oczywiście

zręczni politycy omijali te przeszkody; król Zygmunt III i jego

ministrowie znani byli z tego, że przeprowadzali skutecznie na sejmach

postanowienia, na których im zależało, a ignorowali postulaty sejmikowe.

Jednak ta praktyka, posuwana aż tak daleko, wedle oskarżeń

opozycji, że wpisywano między konstytucje uchwały, o których w ogóle

nie było mowy na posiedzeniach, była działalnością krótkowzroczną.

W dłuższej perspektywie prowadziła do większej jeszcze utraty zaufania

społecznego wobec władzy centralnej.

W tych właśnie czasach, za panowania pierwszego Wazy, pojawił się

/ obyczaj - im dalej w wiek XVII, tym częściej stosowany - przekazywa-

nia ostatecznej decyzji z sejmu na sejmiki. Nazywano go „braniem

uchwał do braci", a dotyczył spraw finansowych. Wyglądało to tak, że

posłowie, którym zaproponowano „od tronu" uchwalenie podatków,

odmawiali podjęcia decyzji, odwołując się do opinii sejmików relacyj-

nych, na których zobowiązywali się rzecz przedstawić. Rezultat był

taki, że na uchwały o najważniejszych dla państwa sprawach wpływ

miały lokalne zgromadzenia szlacheckie, które z natury rzeczy cecho-

wała mocno zawężona perspektywa widzenia.

232

Po raz pierwszy w początkach XVII stulecia sejmiki wyłamały się

w ten sposób spod powagi sejmu. Wraz z decentralizacją decyzji

podatkowych szło osłabienie administracji skarbowej. Powoli sprawy

wymiaru podatków, ich podziału na poszczególne dobra, rozliczanie

tak podatników, jak i poborców, wzięły na siebie samorządy. Powstały

wreszcie skarby wojewódzkie, bowiem niektóre rodzaje podatków były

uchwalane bezpośrednio przez sejmiki i zatrzymywane w skarbie

lokalnym. I tak kontrola dochodów powoli wymykała się władzy

centralnej, dostając się w ręce samorządów, a więc i lokalnych „wielkich

ludzi" - magnatów prowadzących zwykle własną politykę, niekoniecz-

nie zgodną z zamierzeniami dworu.

System ten, mimo że niebezpieczny, odpowiadał właściwie wszyst-

kim. Szlachta cieszyła się przekonaniem, że pozbawiła przyrodzonego

wroga wolności - monarchę - środków służących mu do podstępnego

ograniczania „złotej wolności". Magnateria uzyskała znakomite narzę-

dzie nacisku na dwór dzięki kontrolowaniu uchwał zgromadzeń sej-

mikowych, a i samej władzy centralnej było na rękę pozbyć się

kłopotów z organizacją coraz trudniejszego podatkowania.

Ostatecznie w latach pięćdziesiątych ugruntowało się przekonanie

o kompetencji sejmików w sprawach administracji skarbowej na

swoim terytorium i w stosunkach z tymi oddziałami wojska, które

opłacano z pieniędzy podatników danego terytorium. Był to czynnik

najważniejszy, bowiem lwią część budżetu Rzeczypospolitej szlache-

ckiej stanowiły koszta utrzymania wojska. Wreszcie w roku 1658

władza królewska chętnie pogodziła się z kompetencjami samorządu

w sprawach finansowych.

Kryzys rozpoczęty w 1648 roku wybuchem powstania Chmielnic-

kiego - a pogłębiony zbrojnymi konfliktami najpierw z Moskwą,

a potem ze Szwecją - obnażył wszystkie słabości ustroju Rzeczypos-

politej. Zachwiana została równowaga między królem, szlachtą-zie-

miaństwem a magnateria lokującą się w senacie. Władza centralna

okazała się niezdolna do wypełniania swych obowiązków i zapewnienia

społeczeństwu bezpiecznych warunków egzystencji. Z kryzysu władzy

wyłoniła się więc potrzeba zastąpienia jej - początkowo doraźnie,

a potem już na stałe - działaniem na poziomie partykularnym, a więc

sejmikowym.

W pierwszym etapie sejmiki wspomagają i wyręczają niewydolną

administrację skarbową i starościńską, potem, w kryzysach lat

233

siedemdziesiątych XVII wieku i w pierwszych kilkunastu latach

wieku XVIII, często zastępują władzę, przejmując jej prerogatywy.

Tymi okresami „stanu wyjątkowego" w państwie szlacheckim za-

jmiemy się niżej, by próbować odpowiedzieć na pytanie: jak radziły

sobie szlacheckie samorządy w skrajnie trudnych sytuacjach?

Na początek krótka charakterystyka kryzysów. Opisanie ich, nawet

pobieżne, przerastałoby ramy tej książki. Posłużymy się tylko, mamy

nadzieję dostatecznie wymownymi, przykładami.

Okres 1655-1717 rozpoczął się wojną szwedzką, która dołączywszy

swą grozę do trwającego już od paru lat powstania na kresach

wschodnich, ogarnęła całe terytorium kraju. Konflikt trwał do 1660

roku, a wojna na ^Ukrainie toczyła się właściwie bez przerwy. Walki

polsko-tureckie z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ograniczone

były, co prawda, do terytorium Podola i Rusi, a potem toczyły się za

Dniestrem, ale wysiłek finansowy, materiałowy i ludzki wycieńczał całe

państwo. Czasy po zakończeniu wojny szwedzkiej i odparciu najazdu

siedmiogrodzkiego nie stały się latami odbudowy. Rzeczpospolitą

rujnowały walki wewnętrzne, konfederacje wojskowe, rokosz Lubomir-

skiego, konfederacje gołąbska i szczebrzeszyńska z początku lat siedem-

dziesiątych.

Gdy po zwycięstwie wiedeńskim niebezpieczeństwo tureckie od-

sunęło się od południowych granic Korony, zaczął nabrzmiewać

konflikt wewnętrzny na Litwie, który pod koniec stulecia przemienił się

w wojnę domową. Zamieszki litewskie, wojna między zwolennikami

Augusta II i księcia de Conti, rywalizujących o koronę, ucichły na

chwilę, by po rozpoczęciu wojny północnej rozgorzeć na nowo.

Okres, nazywany epoką rządów sejmikowych, zamyka wielka

wojna północna, która na terytorium Polski, Litwy i Ukrainy

trwała do 1709 roku. Po niej nastąpiło jeszcze 7 lat zamieszek

wewnętrznych, zakończonych konfederacją tarnogrodzką i Sejmem

Niemym w 1717 roku.

Dwie wojny, w których obok Rzeczypospolitej uczestniczyły jeszcze

Szwecja i państwo moskiewskie, nie licząc Saksonii, zamykają okres

pełen konfliktów wewnętrznych, kryzysów władzy politycznej i per-

manentnego kryzysu gospodarczego. Dość dokładnie zbadano straty

i zniszczenia, jakie przyniosła wojna lat 1655-1660. Mniej wiemy

o stratach spowodowanych działaniami zbrojnymi w latach 1702-1709;

były one co najmniej tak samo znaczne, a wojna trwała dłużej.

234

Wojna ówczesna to nie tylko starcia zbrojne - najbardziej wynisz-

czyło gospodarkę utrzymywanie potężnie rozbudowanych armii włas-

nych i cudzych. Wyniszczenie gospodarki przez maszerujące, stac-

jonujące i walczące wojska - polskie, litewskie, szwedzkie, kozackie,

rosyjskie, austriackie, siedmiogrodzkie, tureckie i tatarskie, które

w różnych latach nawiedzały obszary państwa - było tak wielkie, że np.

straty ludności po 1660 roku oblicza się na 40 do 70% w różnych

rejonach. Podobne straty (przy mniejszej już podstawie wyjściowej)

przyniosły zapewne działania wojenne następnego stulecia.

Wojna - to rujnujące ludność podatki na utrzymanie własnych

wojsk, kontrybucje wymuszane przez wrogów i sojuszników, a także

zniszczenia i rabunki. Maszerujące armie to także groza morowego

powietrza, które ciągnęło się za wojskiem. Największa z periodycznie

nawiedzających Rzeczpospolitą epidemii miała miejsce w latach

1707-1711 i dosłownie wyludniła niektóre okolice, szczególnie w Koro-

nie. Mniejszej skali fale morowego powietrza rozchodziły się po kraju

w latach wojny z Turcją, kiedy to choroby przywlekane były przez

oddziały walczące na Podolu czy w Mołdawii, od dawna uważanej za

teren, z którego „mór" rozchodził się najczęściej.

Choroby powodowały wymieranie i ucieczki chłopów pańszczyź-

nianych, co uniemożliwiało właścicielom ziemskim wywiązywanie się

z obowiązków podatkowych i z nałożonych arbitralnie kontrybucji.

Zaleganie z opłatami pociągało za sobą egzekucję wojskową, która

niszczyła to, co jeszcze pozostało w majątkach i wsiach. Błędne koło

przemocy i przymusu, wyzysku fiskalnego i zwykłego rabunku kręciło

się z niewielkimi przerwami przez cały ten okres.

Z jednej strony lokalne samorządy miały do czynienia z wymagania-

mi wojska, równie dokuczliwymi czy były to armie swoje, sojusznicze

czy wrogie, a z drugiej strony - z odruchami zniecierpliwienia społe-

czeństwa szlacheckiego, które w chwilach desperacji gotowe było do .

- z góry skazanych na porażkę - działań protestacyjnych i obronnych.^

Zestawmy dwa skrajne przykłady tendencji, między którymi musia-

ły działać samorządy i ich organa wykonawcze w czasach szczególnego

natężenia kryzysów. W archiwum rodziny Wodzickich w Bibliotece

Ossolińskich zachował się uniwersał niemieckiego generała w służbie

rosyjskiej, nazwiskiem von Behme, który na czele swych oddziałów

posiłkował w roku 1707 zwalczających Stanisława Leszczyńskiego

konfederatów sandomierskich w Małopolsce. Rozzuchwalony bezkar-

(235

nością oficer pozwolił sobie wydrukować i rozesłać uniwersał, żądający

- pod karą egzekucji wojskowej - dostarczenia do Krakowa na-

stępujących produktów:

„Mąki żytniej z dymu krakowskiej półtora korca, mąki pszennej z dwóch dymów

jeden korzec, grochu zdymów czterech jeden korzec, wół jeden z dziesięciu dymów, kaszy

korzec jeden z dwóch dymów, owsa korcy dwa z dwóch dymów, słodu z czterech dymów

półtora korca, baran jeden z czterech dymów, połeć słoniny z sześciu dymów, 6 funtów

masła z czterech dymów, siana z jednego dymu wóz czterokonny, drzewa fura jedna

z dymu czterokonna, oleju garniec z dwóch dymów, ryb co można z dymu. Kapusty

beczka z czterech dymów, lub inszej jarzyny, soli garniec z dymu, beczka piwa z sześciu

dymów, gorzałki garniec z trzech dymów, kura jedna i kapłon jeden z dymu, gęś jedna

z dwóch dymów, sieczki z dymu korcy trzy, słomy kłociastej pęk a prostej snop

z dymu..."1.

Kuriozalność tego dokumentu polega na jego drobiazgowości. Inni

oficerowie żądali porcji mąki, piwa, gorzałki, czasem słoniny czy oleju.

Generał von Behme, zapewne wyrafinowany smakosz, życzył sobie

różnych gatunków mięs, drobiu, kaszy, różnych tłuszczów i jarzyn,

a wręcz rozczulające jest zamówienie „ryb co można". Rok 1707 byl

rokiem klęski nieurodzaju i morowego powietrza w wyniszczonej wojną

Małopolsce. Nie wiemy, jak dużo pan generał dostał owych ryb,

baranów i kapłonów, ale sądzić można, że miał z tym trudności.

Szlachta i jej poddani, którym przedstawiano tego rodzaju zamó-

wienia, coraz częściej uważali, że jedynym ratunkiem jest zbrojny opór,

opędzanie się szablą przed egzekwującymi świadczenia w gotówce

i naturze wojskowymi. Dochodziło do konfliktów, prób zbrojnego

oporu, gdzie przewaga znajdowała się oczywiście po stronie wojska,

z łatwością radzącego sobie z nie skoordynowanymi wybuchami.

Konsekwencją było represyjne zwiększanie obciążeń spadających na

całe okolice i województwa.

Tak postępowali z broniącymi swego dobytku Szwedzi w latach

wojny północnej. Największym wśród nich specjalistą od terrorystycz-

nych egzekucji był generalny kwatermistrz armii Karola XII, generał

Magnus Stenbock. Tak też ze szlachtą radzili sobie Sasi Augusta II,

którzy stacjonując w Koronie po powrocie elektora saskiego na tron

polski, doprowadzili małopolskich ziemian do desperacji i zbrojnego

oporu, zakończonego względnym sukcesem konfederacji tarnogrodz-

kiej w 1716 roku.

Jak wyglądały stosunki w województwie bełskim na rok przed

wybuchem tam konfliktu, relacjonował wojewoda bełski Adam Alek-

236

sander Łaszcz w listach do hetmana wielkiego koronnego, Adama

Sieniawskiego. Łaszcz donosił, że szlachta bełska, nie mogąc znieść

opresji ze strony stacjonujących w małym województwie regimentów

saskich, „wsiadła na koń", co znaczy, że zwołano pospolite ruszenie

wojewódzkie. Podobnie czynić chciało województwo wołyńskie, od

którego ziemianie bełscy spodziewali się pomocy. Sasi zaś zdecydowali

się ściągnąć nowe siły z okolic Lublina i stłumić ruch w zarodku.

Wojewoda próbował wyperswadować swym krajanom akcję zbrojną,

ale nie było to łatwe:

„[...] bo wiesz waszeć jaka jest trudna perswazyja, kiedy idzie o ostatnie pożywienie,

tu w polu cale się nie urodziło a tu koniecznie daj. Starać się przecie będę wszystkimi

siłami, aby wszystko się ad mentem (po myśli) waszeci dobrodzieja stało. Lubo wierz mi

dobrodzieju, że taka jest w szlachcie rezolucja, że gwałtem śmierci szukają, bo już ostatnia

bida dokuczyła..."2.

Sytuację samorządu komplikował jeszcze fakt, że w tych latach

sejmikowy mechanizm ulegał dalszej dezorganizacji. Rwano sejmiki ze

strachu przed uchwałami podatkowymi. Relację z takiego zjazdu

cytowaliśmy już wyżej, miało to miejsce w 1713 roku. Był to dość

[jaskrawy przykład, ale dezorganizacja sejmików rozpoczęła się już

: w latach sześćdziesiątych XVII wieku, a pierwszy szczyt osiągnęła

w początkach lat siedemdziesiątych. Zadaniem stojącym przed działa-

S czarni samorządu było stworzenie forum podejmowania decyzji w waż-

! nych sprawach lokalnych. Rozpoczęto więc oddolne niejako przeciw-

[ działanie rwaniu zjazdów, chwytając się początkowo środków iście

I desperackich.

W Opatowie, w ogniu walki stronnictwa królewskiego z opozycją

1 w lipcu 1672 roku, rozpoczęto zgromadzenie sejmikowe od uchwały, że

kto nawet „najmniej na rwanie ciągnąć będzie, takiego rozsiekać".

Ostrzegano potencjalnych zrywaczy i z góry grożono im śmiercią.

Chwytano się też przemyślniejszych metod - bywało, że dla dojścia

j sejmiku ogłaszano go w trakcie obrad zjazdem skonfederowanym, co

j wykluczało zerwanie przez mniejszość lub pojedyncze osoby.

Zabieg ten z powodzeniem zastosowano już 18 maja 1688 roku na

! sejmiku opatowskim, gdzie stronnictwo królewskie i miejscowa elita nie

I dopuścili do zerwania ważnego sejmiku relacyjnego. Podobnie przeciw-

j działano w drugiej połowie XVIII wieku zrywaniu sejmików, jednak

I pomysł ten narodził się prawie sto lat wcześniej w Opatowie. Kon-

' federacje zawiązywane dla dojścia jednego sejmiku były praktyką

237

wyjątkową, stosowaną wtedy, gdy nie było innej możliwości podjęcia

uchwały ważnej dla lokalnej społeczności.

Stałą tendencją było natomiast zabieganie o zwiększenie liczby

zgromadzeń sejmikowych dla podejmowania uchwał w sprawach

skarbowych, administracyjnych i związanych z wewnętrznym bez-

pieczeństwem. Obradowano pod różnymi pretekstami: podejmowano

uchwały na popisach pospolitego ruszenia, na „rokach" sądowych,

zwoływano zjazdy tzw. prywatne. Wyżej już wspominaliśmy o sposo-

bach szukania nowych form obrad dla załatwiania spraw samo-

rządowych. Tak właśnie w XVII wieku powstał sejmik gospodarski,

obradujący często in crastinum - w dzień po deputackim.

Z czasem i sejmiki gospodarskie nie mogły podołać potrzebom, gdyż

coraz częściej je rwano. Szukano więc ciągle nowych okazji do

podejmowania decyzji. I tak w województwie ruskim w 1708 roku

zerwano sejmik deputacki, a mimo to szlachta ponownie zgromadziła

się w kościele pod pretekstem tzw. „dedukcji nobilitacji", czyli wywie-

dzenia szlachectwa osób podejrzanych o podszywanie się pod szlachtę.

W trakcie tego zgromadzenia podjęto ważne decyzje, nic wspólnego nic

mające z wywodem szlachectwa. Uchwały tego zgromadzenia podpisał,

niejako je sankcjonując, senator Stanisław Józef z Pleszewie Fredro,

kasztelan lwowski.

Rok wcześniej w Proszowicach odbyto jednego dnia dwa sejmiki.

Na jednym obierano deputatów, a obrady drugiego poświęcone były

kłopotom, jakich samorządowi krakowskiemu przysporzyły oddziały

wojskowe spod komendy podkomorzego litewskiego, generała Bogu-

sława Ernesta Denhoffa. Rozdzielono w ten sposób sprawy wyborcze,

zawsze bardziej narażone na rwanie, od samorządowych. Tym razem

jednak, dziwnym trafem, oba zgromadzenia zakończyły się szczęśliwie.

Niejasna podstawa prawna niektórych zgromadzeń sejmikowych

budzi wątpliwości nie tylko wśród historyków. Ówcześni świadkowie

meandrów życia sejmikowego też mieli podobne wątpliwości. Często

nie wiedzieli, na jakiej właściwie podstawie odbywają się obrady i czy

w ogóle przysługuje im nazwa sejmiku. W takiej sytuacji znalazł sie

biskup krakowski, Kazimierz Łubieński, relacjonując kanclerzowi

Janowi Szembekowi prace krakowskiego samorządu szlacheckiego.

„Czy sejmik, czy kongres, czy konferencyja województwa krakowskiego nazajutrz po

sejmiku deputackim była..."3.

238

Nieformalne zjazdy i podejmowane na nich uchwały budziły też

wątpliwości ziemian, dla których było to znakomitym pretekstem, by

odmówić podporządkowania się takim postanowieniom. Dlatego też

dużo skuteczniejszą metodą zapewnienia potrzebnej liczby zjazdów

w czasach zagrożeń i kryzysów okazała się limita, o której wspominano

już wyżej.

Co do genezy limity między specjalistami trwają spory. Sporadycz-

nie limitowano sejmiki, czyli odkładano obrady do innego spotkania,

już w pierwszej połowie XVII wieku. Jednak rozkwit limity przypadł na

drugą połowę tego stulecia. W czasach, kiedy przed samorządem

stanęły liczne i trudne zadania, niewykonalne w zwykłym trybie obrad,

musiały ukształtować się formy pozwalające odbywać w praktyce

dowolną liczbę zgromadzeń.

Oczywiście limitowano sejmiki z różną częstotliwością w różnych

prowincjach i ziemiach, w zależności od natężenia kryzysu. Henryk

Olszewski wyliczył, że dla całej Korony sejmiki „z limity" były pięć razy

liczniejsze niż sejmiki zwoływane uniwersałami. Limitę uchwalano

przez głosowanie, a w laudum umieszczano motywację. Przyczyny

podawano bardzo różne - od małej frekwencji szlachty, po ogólne

sformułowania typu: „ponieważ potrzeba nam rady".

Na przełomie wieku, kiedy limita bardzo się rozwinęła, normalnym

zjawiskiem stały się łańcuchy limit. W ziemi halickiej jeden sejmik

limitował się aż 19 razy. Znaczy to, że raz limitowane obrady

wznawiano - w różnym oczywiście składzie osobowym - 18 razy.

Powodowało to chaos, łańcuchy limit plątały się, jednocześnie bowiem

odbywały się sejmiki z uniwersału, które też się limitowały.

Odkładając obrady i tworząc fikcję ich ciągłości, którą symbolizo-

wał ten sam marszałek, ustalano zwykle termin kolejnego zjazdu.

Czasem ustalenie terminu pozostawiano wyznaczonym osobom lub

uzależniano od zewnętrznych okoliczności. Być może zdarzały się

sejmiki z powołaniem na fikcyjną limitę, ale w zamieszaniu wojny

północnej nikt nie dochodził prawnego tytułu obrad.

Cios praktyce limitowania zadały uchwały Sejmu Niemego, surowo

jej zakazując. Limita pojawiła się jeszcze w zamieszaniu przedostat-

niego bezkrólewia - w latach 1734-1735 - było to już tylko echo jej

dawnej świetności. Próbowano z limita walczyć już wcześniej. Głów-

nym przeciwnikiem tej praktyki był dwór królewski, bowiem limita

godziła bezpośrednio w prerogatywy monarchów w stosunku do

239

zjazdów szlacheckich. Widziano w niej też narzędzie działań opozycji

politycznej - szczególnie za czasów Augusta II, choć i Jan III nie by)

Unitom przychylny. W instrukcji danej posłowi królewskiemu Stanis-

ławowi Dowgialle, jadącemu na sejmik wileński w 1680 roku, umiesz-

czono zapowiedź konstytucyjnego zakazu limit. W enuncjacjach dworu

za Augusta II znalazły się twierdzenia, że limita zakazana jest prawem.

Byc może dwór tak interpretował konstytucje z czasów Zygmunta III,

zakazujące samowolnych zjazdów szlacheckich.

Mimo grymasów, a nawet zakazów dworskich, limita cieszył;!

się popularnością i wtedy, gdy nie popadano w przesadę w jej

użyciu, zawsze odgrywała dodatnią rolę. Usprawniała działanie sa-

morządu szlacheckiego, umożliwiając podejmowanie decyzji w spra-

wach lokalnych bez czekania na królewski uniwersał czy termin

sejmiku deputackiego.

W okresie panowania Augusta II limita doczekała się nawet uznania

za jednasz ważniejszych prerogatyw szlacheckich w obronie „złotej

wolności". Wybitny działacz krakowskiego samorządu, poseł sejmowy

i marszałek sejmiku proszowickiego w 1710 roku, Stanisław Łętowski

(zmarły w 1735 roku jako chorąży krakowski) pozostawił w swej sylwie

dwie mowy sejmikowe gloryfikujące praktykę limity. W jednej z nich

czytamy, że:

„[...] limitować sejmik dla uczynienia porządku w województwie, obmyślić internam

etexternam securitatem (bezpieczeństwo wewnętrzne i zewnętrzne), zabiegać różnym

intconwemencyjom (nieporządkom) a któż broni wolnemu jeszcze sobie radzić o sobie

narodowi - wszak i sam Bóg nie łamie liberum roluntatem (wolnej woli) człowiekowi

i radzie pozwala o sobie..."4.

W latach wojny północnej liczba zgromadzeń sejmikowych bardzo

wzrosła, doszło do tego, że w jednym roku odbywano kilkanaście

sejmików, a więc przypadały co kilka tygodni. Zdarzały się też

nadzwyczajne i nonsensowne zbitki terminów obrad, tak że w ciągu

paru dni wypadało odbyć kilka zjazdów. Miało to miejsce m.in.

w województwie wołyńskim we wrześniu 1711 roku. Cześnik wołyński

Jakub Hulanicki donosił o tym kanclerzowi wielkiemu litewskiemu

Karolowi Stanisławowi Radziwiłłowi:

„Sejmików circa 14 et 18 septembris (około 14 i 18 września) trzy przypadało-

pierwszy deputacki we Włodzimierzu - ten zerwano. Drugi w Łucku za uniwersałem

mtymującym (wzywającym) do prędkiego wydania podatków na radzie uchwalonych

i prędkiego wyprawowania żołnierza, jako i gotowości samego województwa. Ten

240

złączywszy się z sejmikiem trzeciem ex prorogatione (z odroczenia, tzn. z limity)

przypadłym, uchwalili..."5.

W ciągu pięciu dni trzy sejmiki - było to oczywiście niewygodne

i prowadziło do dewaluacji znaczenia zgromadzeń. Większość ziemian,

szczególnie zamieszkałych na ogromnych obszarach Wołynia czy

Ukrainy, nie mogła sobie pozwolić na spędzanie czasu w ciągłych

podróżach. Frekwencja była więc mała, pojawiali się ciągle ci sami

ludzie, szczególnie zainteresowani w podejmowaniu decyzji. Musiało to

doprowadzić do powołania sejmikowych organów wykonawczych

- ograniczonych co do liczby uczestników, a za to sprawniej działają-

cych. Skupiały one samorządową elitę, ludzi typu cytowanego wyżej

Stanisława Łętowskiego.

Opis samorządowych instytucji wykonawczych podległych sej-

mikowi rozpoczniemy od najdłużej i najskuteczniej działających sądów

skarbowych. Gdy w połowie XVII stulecia zakończył się proces

usamodzielniania się sejmików w dziedzinie skarbowości, okazało

się, że marszałek przestał już wystarczać jako jedyna władza wy-

konawcza. Nowe kompetencje i różnorodne obowiązki, jakimi poczęto

obciążać samorząd, zmusiły do powołania specjalnych komisji do

spraw skarbowych.

Początkowo działały one pod nazwą „deputacji do rozliczeń" lub

„deputacji skarbowych". W latach pięćdziesiątych XVII wieku w Koro-

nie pojawiły się - jako kontynuacja działalności tych komisji - sądy

skarbowe. Znawca problematyki samorządu Adam Lityński ustalił, że

w ostatecznej postaci sądy powstały najpierw na Mazowszu, gdzie już

bardzo wcześnie, bo w 1635 roku próbowano je powołać.

Pierwszy sąd skarbowy powstał dopiero w 1652 roku w ziemi

łomżyńskiej, a w roku następnym w wiskiej, liwskiej, sochaczewskiej

oraz w bardzo od Mazowsza odległej - ziemi lwowskiej. W 1655

roku, uzyskawszy aprobatę sejmu, Sandomierzanie powołali sądy

i stały się one potem wzorcem dla innych ziem i województw.

Ostatecznie dopiero w 1690 roku konstytucja sejmowa powołała

sądy skarbowe w całym państwie; widać nie wszyscy naśladowali

przykład sejmiku opatowskiego.

Głównym zadaniem nowo powstałych jurysdykcji było rozliczanie

i sądzenie poborców podatkowych. Poza tym obiektem zainteresowa-

nia sądów byli „retentorzy", czyli płatnicy zalegający z podatkami.

W zależności jednak od sytuacji sąd skarbowy, w oparciu o prawną

i 241

delegację sejmiku, podejmował samodzielne decyzje w sprawach nale-

żących nie tylko do sfery skarbowej. Poza rozliczaniem poborców

i podatników sejmiki zlecały sądom, zwanym także często fiskalnymi

lub komisarskimi, różne sprawy administracyjne. Były to: przede

wszystkim stała regulacja zobowiązań finansowych ziemi wobec opła-

canych z jej podatków oddziałów komputowych wojska, a także

zawieranie umów z dzierżawcami podatków od alkoholu, tzw. czopo-

wego i szelężnego, jak też sporządzanie taryf podatkowych.

Sądy udzielały pomocy obywatelom dotkniętym klęskami elemen-

tarnymi, rozdzielały diety dla posłów sejmowych i wynagrodzenia za

różne prace w służbie samorządu, tzw. salaria. Powierzano im też

dbałość o stały dopływ należnej szlachcie „soli suchedniowej" - taniej

soli z królewskich salin w Wieliczce. W kompetencji sądów leżało nawet

udzielanie ulg podatkowych, np. właścicielom dóbr ziemskich zruj-

nowanych przez maszerujące wojska. Trudno rozdzielić sprawy skar-

bowości od administracji i stwierdzić, które z nich górowały w zajęciach

sądów skarbowych.

Zapewne najaktywniejsze były w swej działalności sądy w Małopol-

sce, jako że prowincja ta w omawianym okresie najboleśniej przeżywała

kryzysy polityczne i gospodarcze. Mazowsze i Wielkopolska, przynaj-

mniej w drugiej połowie XVII wieku, znajdowały się w lepszej kondycji

gospodarczej i ich sądy koncentrowały się raczej na działalności w sferze

finansów ziemskich. Nic prawie nie wiemy o aktywności tych instytucji

w Wielkim Księstwie Litewskim.

W sądach zasiadali urzędnicy i dygnitarze ziemscy - osoby

cieszące się zaufaniem społeczności lokalnych. Zdarzali się w kom-

pletach sądów skarbowych lokalni mniejsi senatorowie, zwykle też

dołączano urzędników reprezentujących sąd grodzki i starostę. Skłonni

jesteśmy przypuszczać, że działalność tych izb prowadziła do wy-

łonienia się grupy szczególnie aktywnych w sprawach skarbowości

i kompetentnych w rozliczeniach „finansistów" staropolskich. Wie-

lokrotnie spotyka się w źródłach ślady aktywności ludzi podobnych

do wymienionego już Stanisława Łętowskiego, zasiadającego przez

całe życie w różnego rodzaju ciałach wykonawczych krakowskiego

samorządu szlacheckiego.

Ostatecznie w zamieszaniu wojny północnej kompetencje sądów

skarbowych bardzo się rozwinęły - prowadziły one nawet w imieniu

sejmików rokowania z dowódcami obcych wojsk stacjonujących w Rze-

242

czypospolitej oraz wysyłały poselstwa. Na Sejmie Niemym dokonano

zmiany systemu opłacania wojsk komputowych, co pociągnęło za sobą

reformę ziemskiej skarbowości.

Zlikwidowano zatem sądy skarbowe uznając, że były one szkodliwe,

a w nowych warunkach są niepotrzebne. Opinia o nadużyciach

i bałaganie, która zadała śmiertelny cios sądom w 1717 roku, oparta

była zapewne na doświadczeniach kilku ostatnich lat ich funkcjonowa-

nia. Kiedy działały w normalnych warunkach, były przydatne i pożyte-

czne; świadczy o tym fakt, iż po 1717 roku odrodziły się pod starą

nazwą „deputacji do rozliczeń" i bywały powoływane przez sejmiki

w razie potrzeby.

Podobny los spotkał po 1717 roku rady wojewódzkie, mniej znane,

ale może najciekawsze z instytucji powoływanych przez sejmiki w cza-

sach, gdy potrzebne było operatywne działanie. Był to rodzaj stałych

komisji sejmikowych, a ponieważ zwykle zasiadali w nich najpoważ-

niejsi lokalni politycy i działacze samorządu, uznać je można za swego

rodzaju prezydia sejmików.

Opisanie rad wojewódzkich nastręcza wiele trudności, nie za-

chowały się bowiem żadne źródła bezpośrednio relacjonujące ich

działalność. Przez długie lata uważano rady wojewódzkie za mało

interesujący epizod w życiu sejmikowym początków XVIII wieku.

Była to opinia Pawińskiego - wbrew jego ustaleniom dotyczącym

Kujaw, wydaje się że rady wojewódzkie, szczególnie aktywne w Ma-

łopolsce, były niedoceniane.

Wiemy, że powstały one na Kujawach oraz w województwach:

krakowskim, sandomierskim i ruskim. Jakże charakterystyczny jest

fakt, że pierwszeństwem wykazało się województwo sandomierskie. Na

początku 1707 roku na sejmiku opatowskim powołano organ, który

miał dbać o interesy całego województwa, a jego facultatem ograniczo-

no do okresów pomiędzy sejmikami. Laudum sandomierskie ustalało

system organizacji tego ciała wykonawczego, odwołując się do sposobu:

„w całej Rzeczypospolitej praktykowanego" - a więc w przekonaniu

sejmikujących było to posunięcie zgodne z ogólną tendencją. W skład

rady sandomierskiej weszli z urzędu wszyscy senatorowie województwa

i 17 osób ze stanu rycerskiego, głównie urzędnicy grodzcy, oraz

podkomorzy sandomierski jako princeps nobilitatis.

Rada krakowska miała swą genezę w instytucji sejmikowych

komisarzy do rokowań z dowódcami wojsk stacjonujących w Krakow-

243

skiem. Sądzimy, że zaczęła ona funkcjonowanie już jesienią 1707 roku,

a znamy jej skład z początków 1708 roku. W odróżnieniu od sandomier-

skiej był tu tylko jeden senator - bardzo aktywny na lokalnej niwie

kasztelan sądecki (od 1709 - wojnicki) Franciszek Dembiński. Obok

niego zasiadało 15 utytułowanych „karmazynów" z najlepszych rodów

od dawna osiadłych w ziemi krakowskiej.

Obie rady „odnowiono" w 1710 roku, po powrocie Augusta II na

tron Rzeczypospolitej. W nowym kształcie działały one aż do czasów

konfederacji tarnogrodzkiej. Sejmikowa reforma uchwalona przez

Sejm Niemy położyła kres istnieniu tych bardzo interesujących ciał,

skupiających elitę średniego ziemiaństwa, i w pewnych momentach

odgrywających znaczącą rolę polityczną.

Być może gruntowniej sze badania nad aktami sejmikowymi innych

dzielnic, np. Wielkopolski, pozwoliłyby ustalić, czy w tych wojewódz-

twach samorządowa elita potrafiła pod naciskiem okoliczności wy-

tworzyć organa wykonawcze na podobieństwo rad małopolskich.

Przejdźmy do najbardziej charakterystycznych form, w jakich

działał samorząd w epoce rządów sejmikowych. Ulubioną metodą

pracy była dyplomacja - sejmikowe poselstwa. Autor diariusza opisują-

cego życie dworu Jana Sobieskiego zanotował taką historię, która

wydarzyła się w Żółkwi w kwietniu 1694 roku.

„Die 1 aprilis (kwietnia). Jegomość pan Lazowy (Samuel Lazowy, wojski grodzień-

ski, potem kasztelan smoleński) i Jezierski cześnik (grodzieński) posłowie grodzieńscy

przyjechali. [...].

Die 4 eiusdem. (Dnia 4 tegoż miesiąca). [...] Gdy tedy do pokoju królowej

przyprowadziliśmy królestwo ichmościow, zaraz do króla jegomości ichmoście pomienie-

ni z swoją prowincyją pospieszyli się. Chciał tedy jegomość pan Lazowy mówić oracyją,

król jegomość na to, zadyszawszy się po schodach, niby z furyją rzekł do nich:

- Nie mogę ja tu waszmościów słuchać, bo nie jesteście debite (z obowiązku) obrani,

praecise (właściwie) ten sejmik należał do obierania deputatów na trybunał, nie do

takowych legacyji i senatus consilium (rada senatu) zakazało onych przyjmować.

- Jegomość pan Lazowy na to odpowiedział królowi jegomości:

- Nie pierwszy raz mi tu bywać na tej funkcyjej i odbierać łaskawe ucho pańskie

waszej królewskiej mości. -

Na to król jegomość: - Gdy waszmość debite do mnie przyjedziesz, zawsze będę rad. -

Tak tedy na tym zakończywszy oddali instrukcyję jegomości panu referendarzowi, który

nie chciał odebrać, mówiąc do króla jegomości: - Miłościwy królu, oto oddają instrukcyją. -

Obróciwszy się tedy król jegomość odebrał onę od ichmościow i zaraz poszedł do

gabineciku królowej jejmości i tam obiad kazał dać sobie, ichmoście zaś panowie posłowie

do jegomości pana podskarbiego (podskarbi nadworny koronny - Atanazy Miączyński)

poszli na obiad..."6.

244

Ta dworska scenka obrazuje dole i niedole sejmikowych dyplo-

matów, którzy w różnych misjach i do różnych potentatów wysyłani,

spotykali się czasem z gościnnym przyjęciem i wracali nagrodzeni,

a czasem byli witani - tak jak pan Lazowy - „z furyją" i liczyć mogli

tylko na obiad u dworzanina, jako jedyną nagrodę trudów.

Sejmiki i ich organa rozsyłały posłów na wszystkie strony. W trud-

nych czasach starano się zabiegać o interwencję i protekcję króla,

prymasa, ministrów i senatorów - wszystkich, którzy mieli coś do

powiedzenia. Żywy posłaniec lepiej przemawia do przekonania niż

najlepsze pismo, stąd przyjęło się wysyłać najczęściej dwuosobowe

delegacje ze sformułowanymi na piśmie postulatami-instrukcjami.

Posłów od sejmików wybierano na zjazdach i tam też ustalano

treść instrukcji, które zawieźć mieli do adresata. Z efektów misji

zdawali oni sprawę na sejmikach lub informowali o nich sejmikowe

organa wykonawcze: sądy skarbowe, rady. Cele takich misji bywały

różne, od próśb o powtórne uniwersały sejmikowe, które kierowano

do monarchów, po rokowania finansowe z komendantami wojsk.

Obok dworu najczęstszymi adresatami poselstw sejmikowych byli

hetmani, którzy musieli wysłuchiwać skarg na niekarność podko-

mendnych.

Najstarszą i najciekawszą formą dyplomacji sejmikowej były poro-

zumienia pomiędzy poszczególnymi samorządami ziemskimi w skali

prowincji, a nawet Rzeczypospolitej. Tak zwane sejmiki górne chętnie

informowały o swych uchwałach sąsiednie ziemie i zachęcały do

podjęcia podobnych postanowień. Była to stara praktyka, datująca się

co najmniej od czasów Zygmunta III i rokoszu Zebrzydowskiego, kiedy

to opozycja w porozumieniu ziem i województw widziała znakomite

remedium na absolutystyczne zakusy dworu królewskiego.

Tworzenie takich porozumień było stałą praktyką opozycji, prze-

ciwstawiającej sojusze pacyfistycznie nastawionej szlachty, dworskim

planom politycznym.

Cytowany już wielokrotnie Tomasz Ignacy Gintowt donosił

w 1711 roku:

„Województwa krakowskie, sandomierskie, lubelskie posłów z sejmików do siebie

posyłając unanimiter (jednolicie) trzymają, nie pozwalając na wojnę turecką bez sejmu..."

Była to reakcja samorządów małopolskich na pogłoskę o szykowa-

nej przez Augusta II wojnie z Turcją, popierającą interesy Karola XII.

245

W latach wojny północnej samorządy posuwały się nawet dalej

i pozwalały sobie na prowadzenie dyplomacji zagranicznej. Znamy

przykłady poselstw sejmikowych kierowanych w tych czasach wprost

do króla Szwecji Karola XII i do ministrów Piotra I. Prezentowano

w nich, co prawda, sprawy lokalne, proszono o ulgi i ochronę przed

wojskami „gospodarującymi" w dobrach szlacheckich. O tym jednak,

że sejmiki uznawano za zdolne do prawdziwych rokowań dyplomatycz-

nych, świadczy plotka zanotowana w 1715 roku przez autora kroniki,

tzw. Anonima Otwinowskiego:

„Tak dalece się była bytność Sasów naprzykrzyła w Polsce, że województwa

krakowskie i sandomierskie posłali potajemnie ex medio sui (od siebie) do Wiednia

i poddawały się domowi rakuskiemu, aby owego jarzma saskiego mogły pozbyć. Płocha

to była w prawdzie desperacyja...".

kończy kronikarz, ale sam fakt umieszczenia wiadomości świadczy, że

uznawano tego rodzaju posunięcie za możliwe, niezależnie od oceny

samego pomysłu7.

Gdy prośby i interwencje zawodziły, pozostawiony samemu sobie

samorząd musiał się udawać do prowadzonych bezpośrednio działań

obronnych. Powoływano zwykle oddziały samoobrony terytorialnej,

organizowane i opłacane siłami miejscowego ziemiaństwa. Szlachecka

obrona terytorialna miała wiele kształtów i w różnych okresach

uciekano się do różnych form jej organizacji.

Najczęściej organizowano zaciągi tzw. żołnierza powiatowego.

Robiono to albo klasyczną metodą zaciągu, tzn. wyznaczony rotmistrz

ziemski za pieniądze podatników formował chorągiew, lub też ziemia-

nie zamiast podatków dostarczali uzbrojonych pachołków w wy-

znaczonej liczbie. Zwykle tak sformowane chorągwie powiatowe pod-

porządkowywano hetmanom lub łączono z pospolitym ruszeniem

szlacheckim. Ale zdarzało się, że oddziały te pozostawały na terenie

ziemi, która je wystawiła, i służyły interesom obrony lokalnej.

Chorągwie nie były liczne, a ich bojowa przydatność też wydaje się

problematyczna. Na największy wysiłek zdobywano się w momentacli

jaskrawego kryzysu państwowości. Na przykład w 1655 roku, wobec

najazdu szwedzkiego, oba małe województwa kujawskie wystawiły

kontyngenty 620 ludzi: 400 kawalerzy stów i 220 piechurów, którzy mieli

być utrzymywani kosztem Kujawian przez „jedną ćwierć", czyli kwartał.

Podobne oddziały zaciągano w okresach zagrożeń dla ochrony

wewnętrznej. W czasie bezkrólewia 1632 roku województwo san-

246

domierskie uchwaliło w Opatowie dwa pobory łanowe i podatek od

Żydów w wysokości 9 tysięcy złotych na zaciąg 650 żołnierzy pod

dowództwem rotmistrzów, wyznaczonych osobno dla każdego powia-

tu. Rotmistrzami bywali przedstawiciele najznaczniejszych rodów.

W powiecie sandomierskim setką husarzy dowodził Michał Tarnowski,

podobne chorągwie husarskie objęli: w powiecie radomskim Jan

Oleśnicki, wojewodzie lubelski, w pilzneńskim Jan Karol Tarło, staro-

sta zwoleński, w wiślickim Abraham Gołuchowski, starosta stężycki

i wiślicki. W powiatach Chęcińskim i opoczyńskim chorągwiami kozac-

kimi dowodzili Jan Branicki starosta Chęciński i Adam Strzembosz,

a w ziemi stężyckiej pięćdziesięcioma kozakami komenderował Stanis-

ław Łęcki.

Liczba zaciąganego wojska zależna była od potrzeb i zamożności

ziemian opłacających oddziały obrony terytorialnej, pozostające w dys-

pozycji samorządu. W zamożnym i dużym województwie krakowskim

w 1702 roku wystawiono przeciw Szwedom 300 koni jazdy i 130

piechoty, a więc niewiele. Byli to jednak żołnierze przeznaczeni do

obozu, pod komendę króla lub hetmana. Gdy w 1705 roku uchwalano

zaciąg oddziału powołanego dla obrony dóbr ziemskich przed rabun-

kiem chorągwi Jerzego Dominika Lubomirskiego - liczebność tego

wojska ziemiańskiego ustalono aż na 1000 głów. W województwach

mniej zamożnych lokalne wyprawy, przeznaczone do obrony teryto-

rium, były mniej liczne i oczywiście rzadziej powoływane.

Konieczność nadzwyczajnych wydatków na wojska wojewódzkie

często wywoływała na sejmikach duże emocje. Wybory rotmistrzów

przebiegały w atmosferze ostrej rywalizacji, jako że było to stanowisko

dochodowe. Czasem sprzeciw dotyczył samej idei powoływania

własnego wojska, które mogło dostać się pod kontrolę władz

niezależnych od szlacheckiego samorządu. Tak było w kwietniu

1716 roku w momencie organizowania konfederacji tarnogrodzkiej

w Wielkopolsce. W kole szlacheckim, zwołanym pod Kościan

przez przybyłego z Małopolski regimentarza konfederacji Jana

Chryzostoma Gniazdowskiego, doszło do niesłychanego incydentu.

Niektórzy obecni, być może stronnicy królewscy, byli przeciwni

akcesowi Wielkopolski do konfederacji i wydatkom na oddziały

przeznaczone do zwalczania Sasów. Dyskusję przeciął brutalnie

Gniazdowski, zabijając wystrzałem z pistoletu na oczach zgro-

madzonego ziemiaństwa głównego oponenta, dziedzica Łagowic

247

Wojciecha Sczanieckiego. Wobec takich „argumentów" opozycja

ucichła, a zjazd kościański uchwalił zaciąg dla wzmocnienia oddziałów

Gniazdowskiego. Ten zresztą okazał się dobrym żołnierzem, zdo-

bywając na czele oddziałów konfederackich ufortyfikowany i broniony

przez wojska saskie Poznań.

Ostatnią ucieczką bywało pospolite ruszenie. Źródła zawierają wiele

informacji o tym, że na sejmikach w momentach kryzysowych roz-

ważano możliwość zwołania lokalnego pospolitego ruszenia. Choć

formalnie zwoływanie zastrzeżone było dla sejmu, a dowodzenie dla

króla, to jednak w okresie rządów sejmikowych powoływano częściowe

lub lokalne pospolite ruszenie szlachty dla przeciwstawienia się miej-

scowym niebezpieczeństwom. Staropolskie prawo przewidywało nawet

egzekwowanie wyroków sądowych przy udziale lokalnego pospolitego

ruszenia - nazwano to mota nobilitate.

Z tą też sprawą wiąże się spoczywający na samorządzie problem

bezpieczeństwa w okresie, gdy cała lub prawie cała szlachta wyruszała

na wyprawę, wezwana przez wici na pospolite ruszenie, tak jak to miało

miejsce parokrotnie w XVII wieku.

W normalnym czasie dbałość o publiczne bezpieczeństwo spoczy-

wała na urzędzie grodzkim i jego szefie staroście. Gdy cała szlachta

ruszyła na wojnę, nawet uwolnienie urzędników grodzkich od po-

spolitego ruszenia nie zabezpieczało w pełni pozostawionych bez

gospodarzy dworów i majątków. Istniał osobny urząd powołany do

ochrony dóbr i rodzin uczestników pospolitego ruszenia - funkcja

Wojskiego.

Zwykle wojskich bywało kilku, w niektórych województwach

była nawet hierarchia, potwierdzona ostatecznie w 1765 roku dla

całej Rzeczypospolitej - wojscy mniejsi i więksi. Jednego z nich

sejmik wyznaczał gospodarzem terenu opuszczanego przez szlachtę,

czasem dawał mu do pomocy kontyngent oraz upoważniał do

łapania przestępców i sądzenia ich. Wojski powinien rezydować

w stolicy ziemi czy powiatu, gdzie wraz z sądem grodzkim zasiadał

w jurysdykcji, zwanej sądem wojskim, i nadzorował ściganie prze-

stępców aż do powrotu pospolitego ruszenia, kiedy to ze stanowiska

pierwszego w powiecie dygnitarza spadał znów do rzędu mniej

znacznego urzędnika ziemskiego.

Specyficzną formą obrony terytorialnej, wartą bliższego scharak-

teryzowania, była - występująca tylko na południowym i południo-

248

wo-wschodnim pograniczu - policja ziemska, której głównym za-

daniem było zwalczanie zbójnictwa. Samorządy księstw śląskich,

województwa krakowskiego, powiatu pilzneńskiego województwa san-

domierskiego oraz ziem ruskich w całym okresie istnienia szlacheckiej

Rzeczypospolitej borykać się musiały ze zjawiskiem, które dziś na-

zywamy zbójnictwem góralskim, a ówcześnie zwano ruchem be-

skidników, opryszków, tołhajów, hultajów, a czasem po prostu

„licencyją chłopską".

O przyczynach i formach karpackiego zbójnictwa napisano już

wiele i do dziś potrafi ono budzić emocje. Tu zajmiemy się tylko drugą

stroną medalu, a więc metodami, jakimi szlachecki samorząd lokalny

radził sobie z chłopskim zbójowaniem. Podstawową metodą przeciw-

działania było powoływanie w wyżej wymienionych ziemiach lokalnej

policji. Oddziały te - ich członków zwano smolakami lub harnikami

- były nieliczne, sejmiki wyznaczały im dowódców i płace.

Cechą charakterystyczną tej służby było jej ograniczenie do letniej

połowy roku. Zimą harnicy nie byli potrzebni, bowiem zbójnicy

zawieszali swą działalność. Piesi, nieliczni i słabo opłacani ziemscy

policjanci radzili sobie jak mogli, często jednak byli bezsilni wobec band

rabujących chaty, szałasy i dwory po polskiej stronie granicy, a chronią-

cych się na terenie Górnych Węgier, czyli w dzisiejszej Słowacji.

Tamtejsi ziemianie węgierscy, oskarżani przez stronę polską o współ-

pracę i czerpanie korzyści z rozbójniczego procederu beskidników,

odbijali piłeczkę, oskarżając właścicieli i administratorów po polskiej

stronie o wspomaganie zbójów rabujących na Słowacji.

W oskarżeniach tych musiało być ziarno prawdy, obie strony wolały

zapewne kierować swoich „chłopców" do sąsiadów. Rozwojowi zbój-

nictwa sprzyjała też niestabilna sytuacja polityczna. Zbójnictwo od

„ściany węgierskiej" narastało wyraźnie w latach walk wewnętrznych za

południową granicą. Oczywiście kryzysy wewnętrzne w Rzeczypos-

politej też wpływały na aktywność bezpieczniej się wtedy czujących

góralskich tołhajów.

W 1685 roku doszło do tego, że sejmik proszowicki uznał swą

bezsilność i zamiast wyznaczyć pieniądze na zaciąg „prezydium" do

podgórskich powiatów, wyznaczył czterech komisarzy. Mieli oni zor-

ganizować gospody dla:

„braci naszych powiatów podgórskich od ściany węgierskiej, aby w pobliższych fortycach

bracia reclinatorium et depositorium commodius (wygodne oparcie i schronienie) mieli...8.

249

Tak więc osoby wyznaczane poprzednio do ścigania opryszków zająć

się teraz musiały przygotowywaniem schronienia dla ich ofiar. W No-

wym Sączu zlecono to burgrabiemu Janowi Skrzetuskiemu i rotmistrzo-

wi załogi zamkowej Pawłowi Miłkowskiemu, a w Bieczu komornikowi

ziemskiemu Olbrachtowi Jurkowieckiemu oraz Janowi Wiktorowi.

Jednak w zwykłych czasach prezydia ziemskie, złożone z doświad-

czonych i znających teren górali, dawały sobie radę lepiej, czasem nawet

zbyt dobrze, skoro zachowały się oskarżenia o ściganie zbójników tylko

w celu odbicia im łupów. W takich wypadkach, schwytani przez

żądnych dopuszczenia do udziału w zyskach harników, przestępcy nie

trafiali oczywiście w ręce okrutnej dla nich sprawiedliwości, reprezen-

towanej przez „magdeburgie" podgórskich miasteczek.

Sprawy finansowe i bezpieczeństwo publiczne były to najważniejsze

problemy dla ziemskiego samorządu, czasem bardziej absorbujące niż

udział w życiu politycznym, którego symbol - wybory posłów sej-

mowych - tracił wiele ze swej powagi i znaczenia. Gdy jednak te

problemy nie absorbowały całkowicie ludzi aktywnych w samorządzie,

zajmowano się i innymi zagadnieniami. Sądy skarbowe uzurpowały

sobie prawo do ingerencji w życie stanu mieszczańskiego, wydawały

bowiem rozporządzenia porządkowe dla miast królewskich. Samorząd

próbował też zajmować się sprawami, które dziś należą do zagadnień

kultury i oświaty. Ograniczało się to, co prawda, do finansowego

wspomagania szkół przeznaczonych dla szlachty, tzn. kolegiów jezuic-

kich, a potem pijarskich, ale czasem sejmiki poważniej angażowały się

w problemy szkolnictwa. Tak jak to miało miejsce w pierwszej połowie

XVII wieku, kiedy sejmik proszowicki zdecydowanie poparł Akademię

Krakowską, zagrożoną przez rozwój szkolnictwa jezuickiego i próbę

powołania w Krakowie uczelni zakonnej.

Na pograniczu troski o bezpieczeństwo i kulturę stały też starania

organów samorządu o zorganizowanie poczt lokalnych, których głów-

nym zadaniem było sprawne przekazywanie - cennej w latach szybko

zmieniających się koniunktur - informacji politycznej. Poczty te

przewoziły (lub przenosiły, bo bywały organizowane też poczty ob-

sługiwane przez pieszych „kursorów") listy prywatne, broszury i ksią-

żki, a przede wszystkim rozchwytywane gazety - te rzadkie jeszcze

w XVII wieku drukowane i te droższe, pisane. Wszystko to, poza

zaspokajaniem naturalnej ciekawości prowincjonalnego społeczeństwa,

pełniło też ważną rolę kulturotwórczą.

250

Wymienione wyżej główne nurty działania samorządów lokalnych

na przełomie XVII i XVIII wieku nie wyczerpują oczywiście całokształ-

tu zagadnienia. Sejmiki i ich instytucje wykonawcze pełniły też swego

rodzaju służbę interwencyjną - zgromadzenia szlacheckie zajmowały się

czasem najdziwniejszymi rzeczami: od spraw małżeńskich monarchów,

po prywatne, rodzinne kłopoty współobywateli. Od spraw polityki

zagranicznej przechodzono do problemów spływu rzecznego i zaopa-

trzenia w sól. Wszystko, co niosło życie społeczeństwa Rzeczypos-

politej, trafiało pod obrady zgromadzeń, a te jeśli nawet nie pode-

jmowały decyzji, to czuły się uprawnione do dyskusji. Stąd też lauda

i relacje sejmikowe są, obok korespondencji prywatnej, najlepszym

źródłem poznania wszystkiego, czym żyło społeczeństwo szlacheckie

i jakie prezentowało poglądy wobec różnorodnych spraw będących

obiektami sejmikowych roztrząsań.

Samorząd szlachecki przeżył rodzaj wstrząsu w 1717 roku. Tę datę

uznaliśmy za końcową dla okresu nazwanego epoką rządów sej-

mikowych. Jest to uzasadnione przede wszystkim tym, iż spod kom-

petencji sejmików wyjęto wtedy sprawy finansowe. Zabroniono powo-

ływania sądów skarbowych, konfederacji, potępiono limitę. Oczywiście

respektowanie tych zakazów, jak wielu innych w Rzeczypospolitej,

zależało od dobrej woli szlachty. Ponieważ jednak równocześnie

wprowadzono system stałego finansowania wojska i rozpoczął się okres

stabilizacji politycznej trwający aż do czasów przedostatniego bez-

królewia, ziemianie łatwo pogodzili się z ograniczeniami, tym bardziej

że, po części słusznie, przedstawiano je jako powrót do „starych,

dobrych praw".

Reasumując - przełom XVII i XVIII wieku to etap rozwoju systemu

sejmikowego, będący kulminacją procesu rozpoczętego w pierwszej

połowie XVII wieku i zakończony w 1717 roku. To epoka, w której pod

pozorami żywiołowego rozkwitu różnorodnych form i funkcji, kryły się

degeneracja i upadek. Nieprzypadkowo rozdział powyższy znalazł się

w części trzeciej naszej książki - apogeum życia sejmikowego było

jednocześnie początkiem końca. Po roku 1717 nierealna okazała się

tendencja powrotu do „dawnych, dobrych czasów". Zbyt wiele się

zmieniło, by marzenie o odbudowie życia sejmikowego w formach

sprzed wojen połowy XVII wieku mogło się spełnić.

Druga połowa panowania Augusta II i rządy jego syna to

w życiu sejmikowym epoka najsmutniejszego upadku. Atrofia funkcji

251

samorządowych, nasilenie walk stronnictw - wszystko to ilustrują

wspomnienia Marcina Matuszewicza. Tak więc od opisu upadku

i degeneracji systemu przejdziemy bezpośrednio do prób reorganizacji

i naprawy niesprawnego i, w czasach Augusta III, wegetującego

organizmu.

Prawdziwa reforma życia sejmikowego przyszła wraz z panowaniem

ostatniego króla Rzeczypospolitej. Wstępem do panowania tego mona-

rchy, który w swych pamiętnikach zaświadczył, jak bardzo obca była

mu staropolska obyczajowość sejmikowa, stała się reforma sejmikowa-

nia - panowanie to zakończyło się po przeprowadzeniu ostatniej

zmiany w systemie zgromadzeń szlacheckich. Jest to już jednak temat

kolejnego rozdziału.

1 Rps B. Oss. 11916.

2 Rps B. Oss. 5825.

3 Rps B. Czart. 460.

4 RpsB. Oss. 701.

5 Rps AGAD, AR V nr 5533.

6 K. Sarnecki, Pamiętniki..., wyd. cyt., s. 225.

7 tzw. Anonim Otwinowski, Dzieje Polski pod panowaniem Augusta II, Kraków 1849.

8 ASWK, t. V, Kraków 1984, s. 45.

II. REFORMY SEJMIKOWANIA

W CZASACH STANISŁAWOWSKICH

Długie, prawie trzydziestoletnie panowanie Augusta III Sasa,

lata rządów zręcznego intryganta, ale miernego polityka, ministra

Heinricha Bruhla - to okres największego upadku instytucji sejmiku

szlacheckiego zarówno w politycznym, jak i w samorządowym aspe-

kcie. Politykę zdominował gabinet drezdeński, a w kraju zwalczające

się bezwzględnie koterie magnackie uporczywie walczyły o osiągnięcie

władzy i ustabilizowanie prawdziwych rządów oligarchicznych. Sa-

morządowe działania ziemiańskich elit ograniczały uchwały Sejmu

Niemego, choć przyznać trzeba, że w tym właśnie zakresie kołatało

się trochę życia.

Jak każdy kryzys, tak i anarchia czasów Augusta III nosiła w sobie

zarodki poprawy, była jednocześnie początkiem odrodzenia. Odrodze-

nie w upadku czasów saskich to przede wszystkim refleksja nad tym, co

jest, i próby formułowania recept ratujących gasnące życie państwowe.

Nie miejsce tu na drobiazgowe omawianie refleksji poświęconych

sejmikom, znajdujemy je u pisarzy politycznych tej doby, tych najbar-

dziej znanych i tych prawie zapomnianych, jak podkomorzy poznański

Franciszek Radzewski, który pod koniec życia publikował interesujące

myśli o formach sejmikowania.

Radzewski był aktywnym politykiem, pisząc wykorzystywał kilka

| dziesiątków lat doświadczeń zdobytych podczas działalności w Wielko-

polsce. Mimo to nad doświadczenie praktyka przełożymy myśli teorety-

ka, człowieka, który na sejmikach mógł bywać tylko jako obserwator.

Mamy tu oczywiście na myśli księdza Stanisława Konarskiego, zapew-

ne najbardziej znanego teoretyka reformy politycznej w Rzeczypos-

politej przed Sejmem Czteroletnim. Konarski znany jest jednak bardziej

jako „specjalista od sejmu". Najczęściej wymieniany jego traktat

poświęcony jest „skutecznemu rad sposobowi", czyli metodom ratowa-

nia nagminnie nie dochodzących w czasach Augusta III sejmów. Jednak

253

zainteresowanie sejmem prowadzić musiało do problematyki sejmiko-

wej i mało kto pamięta, że w czwartym tomie O skutecznym rad

sposobie... znajdujemy trzy rozdziały poświęcone głównie sejmikom.

Stanisław Konarski, którego idee reformy sejmikowej były tak

przekonywające, że zostały zaakceptowane przez stronnictwo reformy,

doczekał się największej satysfakcji, jaka może spotkać pisarza po-

litycznego - widział, jak niektóre jego pomysły wprowadzane były

w życie. Swą reformę sejmikowania chciał ksiądz Konarski rozpocząć

od uregulowania liczby posłów sejmowych wysyłanych przez wo-

jewództwa i powiaty. Słusznie zauważył, że jedne wysyłały liczne

delegacje poselskie, a inne po dwóch posłów. Zaradzić temu miało

zwiększenie liczby sejmików tak, aby każdy powiat wybierał swych

przedstawicieli na osobnym zjeździe. Liczba sejmików w wojewó-

dztwach koronnych znacznie by wzrosła, w tych przede wszystkim

województwach małopolskich i wielkopolskich, które dzieliły się na

liczne powiaty.

Konarski tak daleko posuwał program zwiększenia liczby zgroma-

dzeń wyborczych, że projektował nawet podział dużych powiatów

litewskich, np. oszmiańskiego, na kilka mniejszych okręgów.

Nowe sejmiki powiatowe obierać miały raz na dwa lata czterech

posłów i dwóch zastępców. Wybory deputatów i komisarzy do trybuna-

łu skarbowego odbywać się miały kolejno - na poszczególnych sej-

mikach powiatowych w całym województwie. Aby zaś szlachta całego

obszaru mogła się co jakiś czas spotkać, projektował Konarski powrót

do zupełnie już anachronicznej praktyki - popisów wojewódzkich

ziemian obowiązanych do służby w pospolitym ruszeniu.

Kolejną propozycją niemal rewolucyjnej zmiany był pomysł, aby

wszystkich spraw wyborczych i administracyjnych nie załatwiać na

wielu zjazdach, a na jednej dłuższej sesji sejmiku - zaczynać się ona

miała 16 sierpnia, tuż po żniwach. Obradami miał kierować dożywotni

marszałek, którego funkcję chciał projektodawca przeszczepić z Litwy

do Korony. Marszałkowi pomagać mieli czterej asesorzy mianowani

przez najwyższego obecnego na sejmiku senatora.

Projektował też Konarski wprowadzenie rejestrów sejmikujących,

spisywać je miano w przeddzień obrad, spóźnialscy mieli się zapisywać

zaraz po przyjeździe, a przyjeżdżający po rozpoczęciu pozbawieni

byliby głosu w wyborach. Od udziału w obradach chciał też Konarski

odsunąć szlachtę nieposesjonatów, czyli tzw. gołotę. Rejestry upraw-

254

INSTRUKCYA

MOWACH

Na Seymikadi y Seymach *

w krótkie Punkta

Dla wiadomości) poiytku j h

Jzej MOIP m C&nęręjPu

tlahraM

Zaczynający, albo«

Publikę traktom

UŁO 7

Zadającym mieć

P

g

Infor

Doup

ODA

EOKW PAŃSKIEGO

w W I L N I

25. Instrukcja o mowach na sejmikach i sejmach.

Strona tytułowa druku SJ, Wilno 1742 r.

nionych do głosowania miały być w czasie sejmiku do wglądu u mar-

szałka, a pomiędzy sejmikami - w urzędach grodzkich.

W rozdziale trzydziestym traktatu O skutecznym rad sposobie... omówił

autor przede wszystkim procedurę obrad zreformowanych sejmików.

Dopuszczał wybory jawne przez wpisywanie się do zeszytów - „sekster-

now" założonych przez marszałka dla każdego kandydata. Wybory tajne

odbywać się miały przy użyciu kartek z nazwiskami kandydatów,

przygotowywanych przez wyborców i wrzucanych publicznie

„w otwartą szufladę, przed wotowaniem próżną, tak aby każdy widział, że elektor

spuszcza jedną, potym drugą, potym trzecią, potym czwartą etc. kartę"1.

Jak widzimy, projektodawca przewidywał możliwość jednoczes-

nego głosowania na wiele funkcji będących do obsadzenia, stąd jeden

elektor wrzucał po kilka kartek.

Publicznie wyjmowane i liczone głosy miały być wpisywane do

seksternow, powtórnie liczone, a zwycięzcy od razu ogłaszani. Oficjalną

formą było zaproponowane tu głosowanie per discessionem, czyli przez

rozejście się. Można je było stosować tylko wtedy, gdy głosowanie

odpowiedzieć miało „tak" lub „nie" na jasno sformułowane pytanie.

Było to więc swego rodzaju referendum, w którym sejmikujący głosują-

cy „za" ustawiać się mieli po jednej stronie, a przeciwnicy po drugiej.

Warto może w tym miejscu przytoczyć ze wspomnień Matuszewicza

jeszcze jeden fragment, który świadczy o tym, że dzieło uczonego pijara

trafiło pod strzechy poleskich dworków, ale z jego zrozumieniem

ziemianie miewali kłopoty. Narracja odnosi się do brzeskiego sejmiku

poselskiego z 1764 roku.

„[...] Druga zatem ex limitatione sesja daleko żwawsza była. Partia utrzymująca

jegomości pana Wisłoucha in confuso (w zamieszaniu) krzyczała. Potem jegomość pan

Sosnowski marszałek i poseł dał głos jegomości panu Wisłouchowi, który proponował

kreskowanie się i zwyczajem Rzymian z książki księdza Konarskiego wyczytanym, co

miał mówić „per discessionem in partes" (przez rozejście się na strony), powiedział: „per

secessum" (przez odejście), i ruszył się z całą Flemingowską partią siebie utrzymując;)

tłumem przed wielki ołtarz..."2.

Wszystkie proponowane przez autora traktatu formy wyborów

z góry zakładały, że na sejmikach musi obowiązywać decydowanie

większością, co w dotychczasowej praktyce wcale nie było takie jasne.

Szczególne znaczenie systemu większościowego podkreślone zostało

w tym rozdziale traktatu, który był projektem konstytucji sejmowej,

czyli prawa ustalającego organizację obrad według nowych zasad.

256

Konarski proponował, aby instrukcje poselskie spisywać zawsze

przed wyborem posłów - jak wiemy praktyka bywała odwrotna

i spisywano je często już po sejmiku. Projekty do instrukcji miały być

przyjmowane albo przez aklamację, albo per pluralitatem. Sesje sejmi-

kowe zaczynać się miały rano, nie wolno ich było poprzedzić „trakta-

mentami", a obecni na obradach nietrzeźwi mieli być odsuwani od

uczestnictwa. „Po sesjach dość czasu na uczty" - zakończył kostycznie

ten fragment projektu reformy sejmikowej jej duchowny autor.

Końcowa część rozdziału poświęcona jest metodom przekonywania

szlacheckiej opinii publicznej do nowego prawa sejmikowego. Autor

dość optymistycznie zakładał, że aby przekonać przeciwników więk-

szościowego głosowania, wystarczy braterska perswazja i prawo za-

braniające przyjmowania do grodów minifestów zrywaczy. Reszty

miało dokonać samo życie, wykazując wyższość nowego systemu

sejmikowania.

Radykalne, jak na tamte czasy, projekty Konarskiego nigdy oczywi-

ście nie weszły w życie w całości, choć członkowie oświeconej elity

politycznej chwalili autora i jego pomysły. Z relacji Matuszewicza

dowiadujemy się nawet, iż próbowano niektóre pomysły wcielać w życie

z zabawnym skutkiem.

Jednak autor doczekał się realizacji niektórych przynajmniej ze

swych postulatów. Ogłoszone w wydanym w 1764 roku ostatnim

tomie traktatu projekty dotyczące sejmików, wprowadzono w życie

na odbytym w maju tego roku sejmie konwokacyjnym po śmierci

Augusta III.

Forsujący reformy ustrojowe Czartoryscy, którzy opanowali ten

sejm, musieli je ukrywać przed nadzorującymi sytuację wewnętrzną

w Rzeczypospolitej sojusznikami: dyplomatami rosyjskimi - przed-

stawicielami Katarzyny II, której nie zależało na zbyt daleko idących

zmianach, mogących wzmocnić państwo polsko-litewskie. Stąd też

ważne zmiany ustrojowe starano się przemycać niejako między

wierszami niewinnie dla ucha rosyjskiego brzmiących postanowień.

Tak właśnie ukryto zasadę głosowania większością w sejmie w spra-

wach skarbowych, nazywając ją wotowaniem figura iudiciaria (spo-

sobem sądowym), czyli na wzór trybunału, który wyroki ferował

większością głosów.

Podobnie postanowienie o głosowaniu większością na sejmikach

deputackich i elekcjach na urzędy umieszczono w konstytucji

257

reorganizującej trybunały koronne. Postanowienie głosowania per

pluralitatem na sejmikach poselskich i wprowadzenie spisów szlachty

uprawnionej do głosowania umieszczono w konstytucji formalnie

dotyczącej tylko województwa bracławskiego, choć w zamyśle

autorów prawa miał to być wzorzec dla wszystkich sejmików

Rzeczypospolitej. Poza tym na sejmie konwokacyjnym w 1764

roku ograniczono liczbę posłów z Prus Królewskich do dwóch

z każdego powiatu, ujednolicono terminy sejmików halickich oraz

oświęcimskich i zatorskich z resztą sejmików poselskich Korony,

a także potwierdzono obyczaj odbywania sejmiku gospodarskiego

w dzień po deputackim.

Tak jak zawsze, tak i w czasach stanisławowskich, teoria i praktyka

życia politycznego lubiły chodzić różnymi drogami. Wprowadzenie

w 1764 roku reform nie znaczyło jeszcze, że zaczną one natychmiast

funkcjonować w praktyce. Przeciwnie - pierwsze dziesięciolecie pano-

wania ostatniego króla Rzeczypospolitej pełne było takich napięć,

kryzysów i walk wewnętrznych, że o autentycznej reformie w praktyce

życia samorządu szlacheckiego mówić jest bardzo trudno. Wertując

relacje sejmikowe z tego właśnie okresu, przede wszystkim z lat

1764-1768 (bowiem w latach konfederacji barskiej o normalnym

funkcjonowaniu sejmików nie było mowy), łatwo dojść do wniosku, iż

właśnie wtedy praktyka sejmikowania przechodziła największy kryzys.

W roku 1767 odbyć się miał kolejny sejm skonfederowany, sejmiki

poselskie odbywano również pod węzłem antykrólewskiej, antyrefor-

matorskiej i sterowanej przez ambasadora rosyjskiego, Mikołaja Re-

pnina, konfederacji radomskiej. Wbrew poprzednim uchwałom stały się

one widownią niesłychanych nadużyć, wynikających z bardzo skom-

plikowanej sytuacji politycznej, w której taktyka ambasady rosyjskiej

polegała na wygrywaniu antagonizmów w trójkącie: Stanisław August

- Czartoryscy - opozycja skonfederowana w Radomiu.

Sejmiki zwołano uniwersałem królewskim oraz osobnym manifes-

tem marszałka konfederacji radomskiej, Karola Radziwiłła „Panie

Kochanku", w sierpniu 1767 roku. Odbywały się pod dyktando

oficerów delegowanych przez Repnina, grożących przy próbach oporu

użyciem siły zbrojnej przeciw sejmikom. Atmosfera tych zjazdów, jako

żywo, przypomina lata wojny północnej i obrady sejmików pod saskimi

czy szwedzkimi bagnetami. O ile jednak na początku XVIII wieku

oprymowanie zgromadzeń siłą zbrojną zdarzało się na terenie paru

258

województw czy w jednej prowincji, o tyle w 1767 roku dyktat

ambasadorski objął cały kraj.

Dla zobrazowania praktyki sejmikowania w tych latach odwołamy

się do rękopiśmiennych relacji z sejmików sierpniowych przed sejmem

delegacyjnym 1767 roku.

Na niektórych zgromadzeniach polecenia Repnina nie napotykały

żadnego oporu, tak było np. na sejmiku województwa czernihowskiego,

odbytym 24 sierpnia we Włodzimierzu Wołyńskim.

Tak informował nieznanego adresata uczestnik tego sejmiku:

„Dnia wczorajszego stanęliśmy późno w noc we Włodzimierzu z jegomościa panem

Złotnickim podczaszym i Tyborowskim miecznikiem. Żądał tego jegomość pan pułkow-

nik Szyrkow abyśmy się z nim jak najprędzej widzieć mogli. Będąc u niego, pokazał nam

punkta do instrukcji księcia Repnina takie, jakieśmy od Pana mieli, przydał zaraz, że

najmniejszej litery odmienić nie dopuści. Przyłączył i to, że ma wyraźny rozkaz księcia

jegomości Repnina, aby nie dopuścić żadnych listów czytać, in speciali (szczególnie)

biskupa krakowskiego (Kajetan Sołtyk) i hetmana wielkiego koronnego (Jan Klemens

Branicki). [...] Dnia dzisiejszego zaś (24.08.1767), otworzywszy instrukcyją, jaśnie

wielmożnemu kasztelanowi czernihowskiemu (Józef Ludwik Podhorodeński), aby zasia-

dłszy nie bawił długo..."3.

O ile we Włodzimierzu Wołyńskim pułkownik Szyrkow nie miał

kłopotów ze szlachtą, to z relacji marszałka sejmiku chełmskiego

wynika, że delegowany przez Szyrkowa do Chełma, nie znany z nazwis-

ka major, z trudem radził sobie z ziemianami protestującymi przeciw

krępującym wolność zaleceniom Repnina.

„Także tu jaśnie wielmożny pisarz litewski (Józef Sosnowski), ichmościów panów

urzędników i szlachty, zastał dla siebie jakoś zajątrzone serca (z rozkazu Repnina miał być

posłem z Chełma - WK), że żadną miarą pozwalać na niego nie chcieli. Pół dnia

chodziłem koło tego i zabierałem głosy po kilkakrotnie ustępując. Żadną miarą, ale tylko

jeżeli nie ja, to kogo inszego ż jegomościa panem starostą drohobyckim chcieli obrać.

Tak widząc dnia pierwszego już ku nocy taką zaciętqść, zalimitowałem sejmik do

dnia drugiego, spodziewając się, że [...] pisarz litewski weźmie się do sposobu najpewniej-

szego, to jest na szlachtę powiatową rozrzucenia pieniędzy. I tak na dniu wczorajszym ad

vota przystąpiłem, ale że nic dać nie chciał szlachcie, bardzo mało miał votów a jegomość

pan major tutejszy szlachtę animował, aby poważali księcia Repnina instancyje. Żadną

miarą na to uważać nie chcieli z oświadczeniem, że i zginąć gotowi. Jam prosił, obligował

- nic wskórać nie mogłem. [...] Wieczorem pan major tutejszy, odebrawszy ordynans od

swego pułkownika, postawił warty w okolicy, odwachy dwa w mieście i opowiadał, że

nikogo nie wypuści, póki koniecznie jegomości pana Sosnowskiego nie obiorą..."4.

W Chełmie wybory wskazanych w instrukcjach Repnina posłów

odbywały się z oporem - trzeba było grozić i naciskać, ale szlachta nie

259

sprzeciwiała się zbyt zdecydowanie uroszczeniom opiekunów i or-

ganizatorów konfederacji radomskiej. Już jednak w niedalekim Łucku

doszło do czynnego oporu i w kościele błysnęły szable. Oto fragment

relacji sporządzonej dla Krzysztofa Olizara, starosty łojowskiego:

„W poniedziałek za powtórnym wniesieniem, aby jaśnie wielmożnego podczaszego

koronnego (Feliks Czacki) podać posłem, jegomość pan sędzia łucki dopominał się

o nominacyją. Gdy zasiadł jaśnie wielmożny marszałek, po zagajeniu i przeczytaniu

kandydatów, zaraz jegomość pan sędzia ziemski łucki począł prosić o głos [...], jegomość

pan kasztelaniec Stępkowski począł fomentować szlachtę, którzy pana majora od-

stępować poczęli a nareszcie pan sędzia ziemski, Maniecki podstoli wołyński i drugi

Maniecki, Potocki podwojewodzi, Jałowicki regent ziemski krzemieniecki porwali się do

szabli. Obskoczyli jegomości pana majora, przecie jak można salwowaliśmy go.

To jest najgorsze, że ci którzy nie przystąpili do konfederacji równie się implikowali

(mieszali) i wota dawać chcieli. Po uspokojonym tym hałasie jaśnie wielmożny marszałek

przeczytawszy pierwszy punkt instrukcyji, gdy widział do podobnego rozruchu aparen-

cyja (skłonność) - pożegnał. W tym żegnaniu kilku we drzwiach z szablami stanęli

odgrażając, że nie wypuścimy jaśnie wielmożnego marszałka i koło wielkiego ołtarza

także kilku dobyło szabel, lecz jaśnie wielmożny marszałek, gdy się ruszył z miejsca, ode

drzwi stojący umknęli się i marszałek spokojnie poszedł na obiad do siebie ze wszystkimi

dobrze rozumiejącymi..."5.

Wynika jasno z tych relacji, że warunki, w jakich odbywały się

skonfederowane sejmiki na Wołyniu i na Rusi, nic nie miały wspólnego

z reformami sejmowymi omówionymi powyżej - po prostu nie mogły

one wejść w życie.

Przenieśmy się teraz do Wielkopolski i zobaczmy, co działo się

w tym samym czasie na jednym z najważniejszych sejmików Rzeczypos-

politej, odbywającym się w Środzie. Nie tylko nie szanowano tam zasad

wypływających z ducha reformy sejmikowej, ale otwarcie pogwałcono

wszelkie utarte formy obradowania.

„W niedzielę w nocy, die 23 augusti (dnia 23 sierpnia), przyszedł jaśnie wielmożny

kasztelan gnieźnieński (Józef Starzenski) do jaśnie wielmożnego marszałka (podkomorzy

poznański Michał Skórzewski). Ten mu w głos odpowiedział przy wszystkich, że: - Ja nie

mam się z czym znosić, boja mam 12 posłów podanych i gotową instrukcyję, przeczytam

je i kończę.

- Na to wszyscy: - A po coć my tu na sejmik, kiedy nam ani instrukcyji układać nie

wolno, ani posłów obierać?

- Na to odpowiedź: - Chcecie bądźcie, chcecie jedźcie, ja choć tylko w pięć osób, to

swoje zrobię. - [...]

W poniedziałek ceremonie się zaczęły, przyjęty poseł jego królewskiej mości,

przeczytany uniwersał na sejmiki w kościele, po tym udaliśmy się do koła (na cmentarz

przy kolegiacie - WK), gdzie obejmującego jaśnie wielmożnego marszałka gospodarstwo,

260

wielmożny jegomość pan Kożuchowski (Franciszek) cześnik i konsyliarz konfederacyji

województwa kaliskiego, upraszał o czytanie uniwersału jaśnie oświeconego księcia

jegomości marszałka konfederacyji generalnej (Karol Radziwiłł „Panie Kochanku").

Na to jaśnie wielmożni ichmoście: Poniński (Adam) kuchmistrz, Gurowski (Włady-

sław) pisarz koronny, Raczyński (Kazimierz) czerwonogrodzki, Radoński (Michał?),

Dąbski (Ludwik? Stanisław?) starostowie odezwali się z kontradykcyją, że nie masz zgody

na to, bo my za dwoma uniwersałami sejmikować niepowinni. [...]

Nastąpiła ceremonia czytania listów na sejmiki, zaczyna się od czytania listu jaśnie

oświeconego księcia jegomości Repnina, pełnomocnego posła protegującej nas monar-

chini najjaśniejszej imperatorowej jejmości całej Rosji. Po przeczytanym tym liście

dopiero się jaśnie wielmożny marszałek pyta:

- Jestże zgoda waszmość panów na czytanie listu? (Chodziło tu o list biskupa

krakowskiego Kajetana Sołtyka, głównego obrońcy staroszlacheckiej wolności i wroga

Stanisława Augusta - WK).

Na to wszyscy wykrzyknęli: - Prosiemy, prosiemy...!

Podnoszą się już wzmiankowani ichmoście z kontradykcyją, a widząc oburzenie

wszystkich na siebie, olijem ogień zalewają, oświadczając, że:

- Jak waszmość panowie będziecie chcieli czytania listów, tedy jegomość pan generał

Apraksin (Piotr - generał major rosyjski) ma ordynans sprzeciwić się temu i z całą tu

komendą przybędzie obaczymy kto się oprze. -

Wszyscy mieli to za pogróżkę płonną, ani się tego spodziewali - w tym limitowali

sesyją nazajutrz.

We wtorek sesyja zaczęła się od proszenia o czytanie listów. Ciż ichmoście znów

kontradykują i kiedy nie mogą wszystkim wyperswadować, posyłają do jaśnie wielmoż-

nego grafa Apraksina, żeby przybywał z całą komendą. Przypadają Kozacy i dragonija,

na ostatku piechota z armatami, zapalają lonty, czyniąc co tylko do zastraszenia mogli,

przytomnych (obecnych) ostatnia rozpacz bierze. [...]

Tandem (wreszcie) w piątek Moskwa koło sejmikujących obtoczyła, strzelbę publicz-

nie nabijała, armaty na koło sejmikujące wyrychtowała. Na końcu marszałek kon-

federacji (Michał Skórzewski) widząc, że się nie dała ustraszyć szlachta, nie mianując

posłów, ani instrukcji czytawszy wychodził z koła z swemi przyjacioły. Któremu, gdy

obywatele od wrót i drzwi cmentarza zastąpili, tedy przez mur cmentarza przechodzić

chciał, wołając, że żegna i posłów nominuje. Szlachta go tedy nie puszczała, aby wychodził

i lazł przez mur a Moskwa rozpychając szlachtę do góry go windowała.

I tak sejmik zakończył się bez nominacji w kole i bez ułożenia instrukcji. Potem

instrukcyja i laudum prywatnie są złożone..."6.

Tak zakończył się ostatni średzki sejmik w dawnym kształcie,

bowiem decyzją sejmu dełegacyjnego z przełomu lat 1767/1768 - w mar-

cu 1768 roku utworzono nowe województwo gnieźnieńskie z powiatów

gnieźnieńskiego i kcyńskiego województwa kaliskiego. Sejmik przedsej-

mowy, już teraz trzech województw wielkopolskich: poznańskiego,

kaliskiego i gnieźnieńskiego, przeniesiono do Poznania, a w Środzie

odbywać się miały tylko wybory deputatów.

261

Uchwały sejmu delegacyjnego nie ograniczały się do zmian w Wiel-

kopolsce. Uchwalona w drugiej fazie obrad tego sejmu konstytucja pt.

Porządek sejmikowania wprowadziła przepisy obowiązujące na terenie

całej Rzeczypospolitej. Ustalono wreszcie zasadę większości głosów na

wszystkich zgromadzeniach sejmikowych - większością wybierać też

miano marszałków i asesorów, posłów, deputatów i elekcyjnych urzęd-

ników ziemskich. Większością głosów miano też uchwalać instrukcje

sejmikowe i lauda.

Zakazano sejmikom podejmowania uchwał podatkowych, czyli

zlikwidowano podatki ziemskie, które wpływały do skarbu samo-

rządowego w województwie. Prawa wyborcze ograniczono cenzusem

wieku - czynne od 18 roku życia, bierne od lat 23 i to tylko do

szlachty-posesjonatów, a więc tych, którzy wykazać się mogli posiada-

niem własności nieruchomej.

Nie udało się natomiast usunąć ze zgromadzeń szlachty-gołoty, która

mogła uczestniczyć po uznaniu przez sejmik za „dawnych familiantów",

a więc niejako byłych obywateli ziemskich, którzy choć utracili posesję, nie

utracili praw. Sprawa ta nabrała nowego znaczenia wobec wprowadzenia

zasady głosowania większością i żmudnego „kreskowania". Stronnictwo

liczniej na zjeździe reprezentowane miało zapewnione zwycięstwo,

a opozycja nie mogła zerwać obrad. Stąd w latach osiemdziesiątych

powrócono do praktyki zwożenia na ważne sejmiki ubogiej szlachty, której

jedynym zadaniem było zapewnienie kresek kandydatowi popieranemu

przez organizatorów takiej wyborczej „wycieczki".

Tak ostatecznie wyglądała reforma sejmikowania z początków

panowania Stanisława Augusta. Pierwsze dziesięciolecie jego rządów

tak zdominowane było przez walki - najpierw polityczne, a potem

zbrojne - że nie było szans na wprowadzenie w życie pozytywnych

pomysłów naprawy rozregulowanych od dawna mechanizmów życia

sejmikowego. Dopiero lata pacyfikacji po pierwszym rozbiorze - sej-

miki przed sejmami skonfederowanymi, a przede wszystkim wolnymi

drugiej połowy lat osiemdziesiątych - przyniosły powolną ewolucję

ku porządkowi i powrót sejmików do zadań zgodnych z ich prze-

znaczeniem. Ostatecznie pozbawione resztek uprawnień w sferze

podatkowej, co automatycznie osłabiało znaczenie samorządu, w dobie

odrodzenia sejmu - mogły sejmiki zrezygnować z rozwiązywania

problemów, które niegdyś spadły na ich barki wraz z upadkiem

staropolskiego parlamentu.

262

Przed Sejmem Czteroletnim sejmiki pełne były oczywiście nadużyć

i ekscesów, całymi arkuszami można by cytować ich źródłowe opisy,

jednak sejmikowy środek ciężkości wyraźnie przeniósł się teraz na

wybory - przede wszystkim sejmowe. Zwykłym zaś obrazkiem stawało

się głosowanie, które ówcześni nazywali wotowaniem, kreskowaniem

lub najczęściej „turnusem" - od kolejnego oddawania głosów na

projekt lub kandydata.

Porządek sejmikowania, zatwierdzony w 1768 roku, z niewielkimi

zmianami dotrwał do czasów Sejmu Czteroletniego i dzięki niemu

właśnie ukształtowały się te obyczaje i odruchy, które po dwudziestu

latach umożliwiły dalszą reformę systemu. Paradoksem niewątpliwie

stało się to, że sejm delegacyjny, jeden z najgorzej zapisanych w naszej

historii - zdominowany przez rosyjski dyktat, naznaczony aktami

brutalności, z których najgłośniejsze było porwanie i wywiezienie

opozycyjnych wobec Repnina senatorów - stworzył warunki pozwala-

jące później reformować szlacheckie życie sejmikowe.

Istotne przemiany nastąpiły natomiast w „geografii" sejmików.

Spowodowały je zmiany terytorialne, które przyniósł pierwszy rozbiór.

Tak więc już w 1773 roku nie odbywały się sejmiki przed „sejmem

Ponińskiego", te które zebrać się miały na terenach zajętych przez

zaborców. Poseł rosyjski Otto Magnus Stackelberg sprzeciwił się też

odbywaniu sejmików egzulanckich - na wzór zgromadzeń szlacheckich

z ziem odpadłych po traktacie Grzymułtowskiego w 1686 roku.

W wyniku sporów przed sejmem 1776 roku obrano posłów z zakor-

donowanych Inflant, nie pojawili się natomiast w izbie posłowie

z sejmików: generalnego pruskiego - zabór pruski, witebskiego i mścis-

ławskiego - zabór rosyjski, oraz bełskiego, halickiego, zatorskiego

i wiszeńskiego - zabór austriacki. Sejmiki tych województw, których

tylko część dostała się pod obce panowanie, odbywały się normalnie

- dotyczyło to zjazdów: połockiego (w Uszaczu), sandomierskiego,

krakowskiego i kujawskiego.

Kampania sejmikowa przed tym sejmem zapisała się zresztą w pa-

mięci bardzo szczególnie. Powszechnie wtedy uważano, że opresja

wojskowa była jeszcze brutalniejsza niż w 1767 roku. Na niektórych

zjazdach doszło do otwartej interwencji wojsk rosyjskich, zwalczają-

cych antykrólewską opozycję. Szeroko kolportowano opisy starć

z użyciem broni palnej na sejmiku w Ciechanowie, gdzie wśród

sejmikującej szlachty były ofiary śmiertelne.

263

Sejm 1776 roku prawie się sprawami sejmików nie zajmował.

Uchwalono tylko konstytucję, na mocy której przeniesiono na powrót

z Poznania do Środy wspólny sejmik poselski dla trzech województw

wielkopolskich.

Tak jak i w wielu innych sprawach, tak i w sprawie reformy

sejmikowania, posłowie na Sejm Czteroletni długo nie mogli dojść do

porozumienia. Obradując od jesieni 1788 roku, prawo o sejmikach

uchwalili dopiero 24 marca 1791 roku. Streścimy pokrótce najważniej-

sze postanowienia tej konstytucji.

Ustalono stałe miejsca i czas obradowania zgromadzeń powiato-

wych. Sejmiki poselskie odbywać się miały co dwa lata, w dniu 18

sierpnia, gospodarskie i deputackie rokrocznie 14 lutego, sejmiki

relacyjne w ciągu dwóch miesięcy po sejmie. Zjazdy elekcyjne na urzędy

ziemskie odbywać miano tak jak dotychczas - wedle potrzeby.

Ustalono sztywne ramy czasowe obrad - od godziny 9 rano do 3 po

południu. Skrócenie lub wydłużenie czasu obrad wymagało jednomyśl-

nej zgody obecnych.

Od udziału w sejmikach wyłączono, co zresztą przyszło nie bez

trudu: nieposesjonatów, a więc gołotę i szlachecką służbę magnacką,

szlachtę zależną od właścicieli ziemskich, np. tzw. ordynacką, czyli

trzymającą ziemię w zamian za obowiązek służby na rzecz właściciela

ordynacji. Wyłączono też dzierżawców trzymających dobra w dzier-

żawie terminowej, a zastawników (tzn. dzierżących dobra w zastaw za

pożyczoną gotówkę) i dzierżawców dożywotnich dopuszczono pod

warunkiem płacenia co najmniej 100 złotych podatku dziesiątego

grosza, tzn. 3 grosze od każdej złotówki dochodu (staropolska złotów-

ka liczyła tylko 30 groszy). Tak jak poprzednio - wyłączeni byli skazani

lub uwikłani w procesy i nieletni poniżej 18 roku. Wybieralność na

funkcje i urzędy ograniczona była do osób, które ukończyły 23 lata

i płaciły podatki z dóbr ziemskich, a więc były posesjonatami.

Wprowadzono też bardzo skomplikowane przepisy proceduralne,

które zakładały tworzenie przez urzędników na początku obrad sej-

miku tzw. koła porządkowego, potem następowały wybory marszałka

i asesorów oraz procedura zgłaszania kandydatów, a potem dopiero

wybory spośród nich.

Procedura wyborcza dopuszczała aklamację. W wypadku braku

oczywistej jednomyślności wszystkich obecnych, obowiązkowe były

wybory tajne przy użyciu gałek oraz „naczynia elekcyjnego", czyli urny

264

wyborczej - bardzo wymyślnej, podzielonej na dwie komory, malowanej

na dwa kolory i wymagającej od głosujących wprawy i zręczności. Nie

wchodząc w szczegóły dość skomplikowanego systemu tajnego głosowa-

nia, przy użyciu urny i gałek, uznać trzeba, że był on zbyt wymyślny i, jak

się jeszcze dowiemy z relacji, w praktyce sprawdzał się nie najlepiej.

Największą może osobliwością tego systemu było to, że przy tajnych

głosowaniach niezbędne było „dziecię", jemu to prawodawcy - z całą

powagą i w stylu epoki - powierzali funkcję osoby losującej kolejność

kandydatów, na których miano głosować gałkami. Podobnie przez

losowanie wybierać miano marszałka i asesorów i tu również rolę

narzędzia losu odgrywało „dziecię".

Po wyborach posłów i funkcjonariuszy samorządowych następować

miały, według nowego prawa, obrady nad treścią instrukcji, zaś

głosowanie nad przedstawionymi projektami odbywać miano jawnie.

Spośród innych przepisów szczególnie ważny wydaje się ten, który

zabraniał nakładania przez sejmiki jakichkolwiek podatków i opłat na

ziemian, co zresztą nie wykluczało zbierania dobrowolnych składek.

Powtórzenie tego zakazu świadczyło o utrzymaniu się antysamorządo-

wego kursu ustawodawstwa w tym zakresie, co było oczywiście zgodne

z ideałami epoki, a na pewno było reakcją na decentralizację władzy

w czasach saskich.

Nowe przepisy procedury wyborczej zabezpieczały przed naduży-

ciami opisywanymi wyżej. Prawodawcy starali się z góry wykluczyć

wszelkie możliwe zakłócenia i nieporządki. Niewątpliwie najważniej-

szym osiągnięciem tej reformy było usunięcie goło ty i szlachty zależnej,

a największą wadą - wprowadzenie zbyt skomplikowanych procedur

wyborczych.

Drugą, być może ważniejszą, zmianą w życiu sejmikowym schyłku

Rzeczypospolitej było wprowadzenie nowej „geografii" obrad. Mimo

że reforma ta nie zdążyła utrwalić się w praktyce - sejmiki w nowym

układzie i wedlej nowej procedury odbyły się tylko raz, w lutym 1792

roku - to jej kształt wskazuje wyraźnie na tendencje i drogi, którymi

rozwijać się miało zmodernizowane życie sejmikowe Rzeczypospolitej

rządzonej przez „oświeconych".

Prawo, uchwalone również w 1791 roku, pt. Rozkład województw, ziem i powiatów

z oznaczeniem miast a w nich miejsc konstytucyjnych dla sejmików w prowincjach

koronnych i Wielkiego Księstwa Litewskiego, wprowadziło następującą „geografię"

obierania posłów:

265

I. Małopolska

1. Województwo krakowskie:

a) powiat krakowski i księstwo siewierskie w Krakowie w kościele pw. Św. Anny

b) powiat proszowski w Proszowicach w kościele famym

c) powiat księski w Żarnowcu w kościele farnym

d) powiat lelowski w Starej Częstochowie w kościele farnym

2. Województwo sandomierskie:

a) powiat sandomierski w Opatowie w kolegiacie

b) powiat radomski i ziemia stężycka w Radomiu w kościele farnym

c) powiaty wiślicki i pilzneński w Stopnicy w kościele farnym

d) powiaty opoczyński i Chęciński w Opocznie w kościele farnym

3. Województwo kijowskie:

a) powiat kijowski w Pawołoczy w kościele farnym

b) powiat żytomierski w Żytomierzu w kościele farnym

c) powiat owrucki w Owruczu w kościele bazyliańskim

d) powiat naddnieprski w Bohusławiu w kościele farnym

4. Ziemia chehnska z powiatem krasnostawskim: - w Chełmie w kościele pijarskim

5. Województwo wołyńskie:

a) powiat łucki w Łucku w kościele katedralnym

b) powiat krzemieniecki w Krzemieńcu w kościele franciszkańskim

c) powiat włodzimiersko-czernihowski - sejmik m.in. dla potomków „egzulów" z Czer-

nihowszczyzny - we Włodzimierzu w katedrze grekokatolickiej

d) powiat włodzimiersko-nowogrodzki - sejmik m.in. dla potomków „egzulów" z powia-

tu nowogrodzkiego - w Rafałówce w kościele farnym

e) powiat horyński w Równem w kościele farnym

f) powiat nadsłucki w Krasiłowie w kościele farnym

6. Województwo podolskie:

a) powiat kamieniecki w Dunajowcach w kościele farnym

b) powiat czerwonogrodzki w Grodku w kościele farnym

c) powiat latyczowski w Latyczowie w kościele dominikańskim

d) powiat rowski w Barze w kościele bazyliańskim

7. Województwo lubelskie:

a) ziemia lubelska w Lublinie w kościele dominikańskim

b) ziemia łukowska w Łukowie w kościele bernardyńskim

c) powiat urzędowski w Urzędowie w kościele farnym

8. Województwo bełskie:

- sejmik dla resztki województwa reaktywowano w Dubience w kościele farnym,

prawo udziału mieli obywatele ziemi chełmskiej i województwa wołyńskiego

9. Województwo podlaskie:

a) ziemia drohicka w Drohiczynie w kościele farnym

266

b) ziemia mielnicka w Mielniku w kościele zamkowym

c) ziemia bielska w Brańsku w kościele farnym

10. Województwo bracławskie:

a) powiat braclawski w Bracławiu w kościele farnym

b) powiat winnicki w Winnicy w kościele dominikańskim

c) powiat zwinogrodzki w Zwinogrodce w cerkwi parafialnej

d) powiat nadbohski w Granowie w kościele farnym

11. Wielkie Księstwo Litewskie

1. Województwo wileńskie:

a) powiat wileński w Wilnie na zamku

b) powiat oszmiański w Oszmianie na zamku

c) powiat zawilejski w Postawach w kościele

d) powiat lidzki w Lidzie w kościele

e) powiat ejszyski w Ejszyszkach w kościele

f) powiat wiłkomierski w Wiłkomierzu w „zamkowym budynku"

g) powiat braslawski w Brasławiu na zamku

2. Województwo trockie:

a) powiat trocki w Trokach na zamku

b) powiat merecki w Mereczu w kościele parafialnym

c) powiat grodzieński w Grodnie w kościele pojezuickim

d) powiat kowieński w Kownie w kościele parafialnym

e) powiat preński w Prenach w kościele parafialnym

f) powiat upicki w Poniewieżu w kościele pijarskim

3. Księstwo żmudzkie:

a) powiat rosieński w Rosieniach w kościele pijarskim

b) powiat szawelski w Szawlach w kościele parafialnym

c) powiat telszewski w Telszach w kościele bernardyńskim

4. Województwo smoleńskie i powiat starodubowski: sejmiki egzulanckie

- egzulanci smoleńscy w Olicie w kościele parafialnym

- egzulanci starodubowscy w Żyżmorach w kościele parafialnym

5. Województwo połockie (część pozostała po I rozbiorze przy Rzeczypospolitej):

- w Czasznikach w kościele dominikańskim (poprzednio po 1773 roku w Uszaczu)

6. Województwo nowogródzkie:

a) powiat nowogródzki w Nowogródku na zamku

b) powiat słucki w Słucku w kościele parafialnym

c) powiat słonimski w Słonimiu w kościele bernardyńskim

d) powiat wołkowyski w Wołkowysku w kościele pojezuickim

7. Województwo witebskie (sejmiki egzulanckie):

a) powiat witebski w Czerei w kościele parafialnym

b) powiat orszański w Chłopieniczach w izbie sądowej

267

8. Województwo brzeskolitewskie:

a) powiat brzeski w Brześciu Litewskim w kościele pojezuickim

b) powiat kobryński w Kobryniu w kościele parafialnym

c) powiat piński w Pińsku w kościele parafialnym

d) powiat pińsko-zarzeczny w Płotnicy w kościele parafialnym

9. Województwo mińskie:

a) powiat miński w Mińsku w kościele pojezuickim

b) powiat mozyrski w Mozyrzu na zamku

c) powiat rzeczycki w Bobrujsku w kościele pojezuickim

10. Księstwo inflanckie (sejmiki egzulanckie):

a) szlachta inflancka i kurlandzka w Iłhikszcie w budynku sejmikowym

b) powiat piltyński w Hasenpot w kościele parafialnym

III. Wielkopolska

1. Województwo poznańskie:

a) powiat poznański w Poznaniu w kościele pojezuickim

b) powiat kościański w Kościanie w kościele famym

c) powiat międzyrzecki w Międzyrzeczu w kościele famym

d) ziemia wschowska we Wschowie w kościele famym

2. Województwo kaliskie:

a) powiat kaliski w Kaliszu w kościele kanoników regularnych

b) powiat koniński w Koninie w kościele farnym

c) powiat pyzdrski w Pyzdrach w kościele farnym

d) powiat średzki w Środzie w kościele farnym

3. Województwo gnieźnieńskie:

a) powiat gnieźnieński w Gnieźnie w kościele famym

b) powiat kcyński w Wągrowcu w kościele famym

4. Województwo sieradzkie:

a) powiaty sieradzki i szadkowski w Szadku w kościele famym

b) powiaty piotrkowski i radomszczański w Piotrkowie w kościele famym

c) ziemia wieluńska z powiatem ostrzeszowskim w Wieluniu w kościele famym

5. Województwo łęczyckie:

a) powiaty łęczycki i orłowski w Łęczycy w kościele famym

b) powiaty inowłodzki i brzeziński w Brzezinach w kościele farnym

6. Województwo brzeskokujawskie:

- w Brześciu Kujawskim w kościele famym

7. Województwo inowrocławskie:

- w Radziejowie w kościele famym

8. Ziemia dobrzyńska."

- w Lipnie w kościele parafialnym

268

9. Województwo płockie:

a) powiaty płocki, bielski, sierpecki w Bielsku w kościele parafialnym

b) powiaty raciąski i płoński w Raciążu w kościele parafialnym

c) powiaty szreński, niedzborski, mławski w Mławie w kościele pw. Św. Trójcy

10. Województwo mazowieckie:

a) ziemie czerska w Czersku w kościele parafialnym (14 lutego 1792 roku sejmik

obradował w Górze Kalwarii)

b) ziemia warszawska w Warszawie w kościele bernardyńskim na Krakowskim

Przedmieściu

c) ziemia wiska w Wiźnie w kościele parafialnym

d) ziemia wyszogrodzka w Wyszogrodzie w kościele bożogrobców

e) ziemia zakroczymska w Zakroczymiu w kościele farnym

f) ziemia ciechanowska w Ciechanowie w kościele farnym

g) ziemia łomżyńska w Łomży w kościele pw. Św. Michała

h) ziemia różańska w Różanie w kościele parafialnym

i) ziemia liwska w Liwie w kościele parafialnym

j) ziemia nurska w Ostrowi w kościele parafialnym

11. Województwo rawskie:

a) ziemia rawska w Rawie w kościele pojezuickim

b) ziemia sochaczewska w Sochaczewie w kościele dominikańskim

c) ziemia gostyńska w Gąbinie w kościele farnym.

Według takiego układu odbywać się miały sejmiki w zreformowanej

Rzeczypospolitej, w której obowiązywała już ustawa z 3 maja 1791

roku. W praktyce szlachta zebrała się w nowych miejscach tylko raz 14

lutego 1792 roku. Obrady wyglądały różnie, dochodziło do nieporozu-

mień, ziemianie, szczególnie licznie przybywający na sejmiki mazowiec-

kie, sarkali na system głosowania, który przedłużał obrady. Na

Podlasiu na przykład sejmiki rozpoczęte 14 lutego, kończyły się

w marcu - sejmik ziemi bielskiej skończył się 2 marca, ziemi drohickiej

dopiero 10 marca, a więc prawie po miesiącu.

Lepiej z nowymi procedurami radzono sobie na mniej tłumnych

zgromadzeniach wielkopolskich - w Piotrkowie skończono obrady już

17 lutego, w Wieluniu 19 lutego, a w Sieradzu 27 lutego. Zaskoczeni

katastrofą drugiego rozbioru urzędnicy ziemscy nie zdążyli nabrać

wprawy i opanować nowego sposobu obrad i wyborów. Sądzić można,

że z czasem uległby on uproszczeniu i zracjonalizowaniu, przynajmniej

w części dotyczącej tajnego głosowania.

Obradujący w Grodnie ostatni sejm Rzeczypospolitej rozpoczął obrady

17 czerwca 1793 roku i miał zatwierdzić przede wszystkim drugi rozbiór.

Wobec znacznego okrojenia terytorium Rzeczypospolitej zmodyfikowano

269

na nim „geografię" sejmikowania. Podzielono terytorium pozostałe po

drugim rozbiorze na 18 województw (10 koronnych i 8 litewskich), a każde

z nich na 3 ziemie. W województwie istnieć miał jeden sejmik obierający po

dwóch posłów z każdej ziemi (razem 6 z województwa). Na Mazowszu,

Podlasiu i Litwie pozostawiono odrębne sejmiki dla każdej ziemi. W ten

sposób izba poselska, według ustaw grodzieńskich, składać się miała ze 108

posłów: 60 z Korony i 48 z Litwy. Ten schemat sejmikowania pozostał na

papierze. Insurekcja i trzeci rozbiór nadeszły tak prędko, że odbyto na

początku 1794 roku tylko sejmiki wyborcze deputatów i komisarzy

cywilno-wojskowych. Były to ostatnie sejmiki Rzeczpospolitej.

Koniec Rzeczypospolitej był też ostatecznym kresem staropolskiego

systemu reprezentacyjnego i samorządowego, a więc też kresem sej-

mików takich, jakie staraliśmy się tu opisywać. Nie był to jednak koniec

funkcjonowania samej nazwy, którą po utracie niepodległości często

określano różne formy wyborczych i samorządowych instytucji pod

zaborami. Tak więc w pewnym sensie sejmiki przeżyły Rzeczypospolitą,

której służyły jako jedna z najbardziej charakterystycznych instytucji.

Krótkie omówienie najciekawszych zgromadzeń, działających pod

nazwą sejmików w XIX wieku, przedstawimy w ostatnim rozdziale tej

książki.

1 Stanisław Kotlarski, O skutecznym rad sposobie albo o utrzymywaniu ordynaryjnych

sejmów. Część czwarta i ostatnia, Druk anastatyczny, Warszawa 1923, s. 275 i n.

2 M. Matuszewicz, Diariusz..., t. II, s. 439.

3 Rps B. Oss. 714.

4 Ibidem.

5 Ibidem.

6 Ibidem.

III. SEJMIKI PO UTRACIE NIEPODLEGŁOŚCI

Krótkie omówienie instytucji samorządowych i wyborczych, które

w XIX wieku nawiązywały do tradycji sejmikowania z czasów Rzeczy-

pospolitej, rozpoczniemy, nieco wbrew chronologii, od ustroju Księst-

wa Warszawskiego. Należałoby zacząć od charakterystyki sytuacji

w zaborze rosyjskim po powstaniu kościuszkowskim - tam bowiem,

szczególnie w dawnym Wielkim Księstwie Litewskim, zachowało się

najwięcej z dawnego ustroju szlacheckiej wolności - jednak rzecz tę

pozostawiamy chwilowo na boku.

Podstawowe zasady systemu ustrojowego Księstwa Warszawskiego

przejęte zostały oczywiście z Francji, która w tej epoce służyła wzorem

wielu organizmom państwowym pozostającym w orbicie wpływów

napoleońskich. Nadana przez cesarza Francuzów konstytucja Księstwa

przewidywała dwa rodzaje zgromadzeń wybierających posłów do

sejmu: sejmiki i zgromadzenia gminne. W odniesieniu do tych pierw-

szych stwierdzić trzeba, że najmocniej nawiązano tu do żywej jeszcze

tradycji z czasów Rzeczypospolitej szlacheckiej.

Namiastka państwowości polskiej, powstała po traktacie w Tylży,

podzielona została na departamenty, a te składały się z powiatów.

W każdym z nich szlachta osiadła i posiadająca prawa polityczne

wybierała na sejmiku jednego posła sejmowego. O prawie udziału

w sejmiku decydował podwójny cenzus: tradycyjny cenzus urodzenia

i nowoczesny - posiadania. Uczestniczyć w sejmiku powiatowym

Księstwa mogli tylko ci spośród szlachty, którzy zostali umieszczeni

przez prefekta departamentu na liście sejmikowej na podstawie ksiąg

obywatelskich. Znaleźć się na niej mogli jedynie: właściciele dóbr

ziemskich - szlachta, ich dorośli synowie oraz trzymający majątki

prawem zastawu. Posiadanie jednak takich dóbr przez osoby po-

chodzenia nieszlacheckiego nie uprawniało do uczestniczenia w sej-

mikach powiatowych.

271

To nawiązywanie do ustawodawstwa Sejmu Czteroletniego i wpro-

wadzenie w życie nowoczesnej zasady, że urodzenie, co prawda, czyni

szlachcicem, lecz dopiero posiadanie czyni obywatelem, wyeliminowało

z udziału w sejmikach Księstwa Warszawskiego znaczną liczbę szlach-

ty-nieposesjonatów. Posesjonaci zjeżdżali się na sejmiki, których liczbę

ustalono w 1808 roku na 60. Po przyłączeniu części zaboru austriac-

kiego, tzw. Nowej Galicji, liczba powiatów i sejmików wzrosła do 100.

Zupełną nowością były, wprowadzone konstytucją napoleońską,

zgromadzenia wyborcze dla obywateli Księstwa- nieszlachty. Nazywa-

no je zgromadzeniami gminnymi i uczestniczyć w nich mogli właściciele

nieruchomości lub przedsiębiorstw o wartości co najmniej 10 tysięcy

złotych. Do udziału w zgromadzeniach gminnych na pełnych prawach

dopuszczano także: duchownych różnych wyznań chrześcijańskich,

artystów i uczonych, kupców i specjalistów różnych dziedzin, np. z tzw.

wolnych zawodów. Przewidywano też udział emerytowanych żołnierzy

i podoficerów oraz żołnierzy i podoficerów w służbie czynnej - posiada-

czy odznaczeń. Zarówno w sejmikach, jak i w zgromadzeniach gmin-

nych brali udział oficerowie, z tym jednak zastrzeżeniem, że zabroniono

im głosowania tam, gdzie pełnili służbę czynną.

O uprawnieniach do udziału w zgromadzeniach gminnych de-

cydowały władze miejskie - magistraty, które układały listy upra-

wnionych, kontrolowane następnie i zatwierdzane przez władze ska-

rbowe i państwowe.

Każde gminne zgromadzenie wybierało jednego deputowanego,

a minimalna liczba uczestników upoważniająca do rozpoczęcia wybo-

rów miała wynosić 600 osób - warunku tego jednak nie przestrzegano.

W dużych miastach, takich jak Warszawa, gdzie obradowało 8 dziel-

nicowych zgromadzeń, liczyły one i po kilka tysięcy uprawnionych, zaś

w małych miastach bywały zgromadzenia liczące mniej niż 600 upraw-

nionych, jednak i one wybierały deputowanych.

W 1808 roku obradowało w Księstwie Warszawskim 40 zgroma-

dzeń gminnych, a w 1810 liczba ich zwiększyła się o 24 zgromadzenia

z terenów Galicji i tyluż tamtejszych deputowanych zasiadło w sejmie.

Tak więc sejm Księstwa, w czasie gdy terytorium państwa było

największe, liczył 100 posłów szlacheckich i 64 deputowanych.

Zarówno sejmiki, jak i zgromadzenia gminne zwoływał uniwer-

sałami król saski, będący jednocześnie księciem warszawskim. Pod-

pisane przez ministra spraw wewnętrznych uniwersały rozsyłano do

272

prefektów departamentów, którzy mieli je publikować co najmniej

na 15 dni przed terminem zgromadzeń wyborczych. Od roku 1812

prawo wydawania uniwersałów uzyskała Rada Ministrów Księstwa,

czyli jego rząd.

Na sejmikach powiatowych, oprócz posłów, obierano także kan-

dydatów do rad departamentowych i powiatowych oraz kandydatów

na sędziów pokoju. Dowodem obioru posła było wręczane mu po

zakończeniu obrad laudum sejmikowe. Zgromadzenia gminne wybiera-

ły najpierw deputowanych do sejmu, a potem kadydatów do rad

municypalnych, czyli miejskich, tam gdzie owe rady zostały powołane.

W trakcie obrad sejmików i zgromadzeń zabronione były wszelkie

„roztrząsania". Ograniczać się miano do wyborów i spraw objętych

uniwersałem królewskim. Za przebieg obrad odpowiedzialny był,

mianowany przez króla saskiego, na sejmiku - marszałek i na zgroma-

dzeniu gminnym - przewodniczący. Sejmik odbyć się musiał w ciągu

trzech dni, a zgromadzenie, jako liczniejsze, obradować mogło przez dni

sześć. Posiedzenia obu ciał były zamknięte dla publiczności. Nie można

ich było oczywiście zerwać, obowiązywało bezwzględnie głosowanie

i decydowała większość. Jedyną instytucją mogącą unieważnić obrady,

a więc i wybory, był senat Księstwa Warszawskiego.

W porównianiu z postanowieniami Sejmu Czteroletniego system

wyborczy Księstwa był ogromnym krokiem naprzód, dopuszczał do

wyborów i do sejmu mieszczan, a nawet zamożnych chłopów, uczest-

niczących i wybieranych - przynajmniej w teorii - na zgromadzeniach

gminnych. W praktyce nad wyborami ciążyła tradycja sejmu szlachec-

kiego i takich sejmików. Liczba plebejuszów w sejmie Księstwa była

niewielka - pamiętać jednak należy, że państwo to funkcjonowało

krótko, a wybory odbyto tylko parokrotnie w przedziale lat 1808 i 1812.

Stosunkowo niewielkie zmiany w organizacji systemu wyborczego

wprowadziła - nadana przez cesarza i króla polskiego Aleksandra I

w 1815 roku - Konstytucja Królestwa Polskiego i rozwijający jej

postanowienia Statut Organiczny. Znaczącą zmianą było tylko ode-

branie praw wyborczych wojskowym, a przyznanie ich nauczycielom

i profesorom szkół i uczelni.

Tak jak za czasów Księstwa, tak i w Królestwie Polskim przed

obradami sejmu nowej kadencji odbywano sejmiki i zgromadzenia

gminne. Utrzymała się przewaga ziemian w sejmie, bowiem sejmików,

a więc i posłów, było po 1815 roku aż 77, a zgromadzeń gminnych

273

tylko 51. Przewagę szlachty zwiększało jeszcze częste obieranie osób

pochodzenia szlacheckiego deputowanymi na zgromadzeniach gmin-

nych, czego prawo nie zabraniało. Podobną przewagę mieli członkowie

stanu szlacheckiego w radach wojewódzkich, które powstały w miejsce

rad departamentalnych.

Różnicę pomiędzy posłem obieranym przez szlachtę na sejmiku

a deputowanym wybieranym głównie przez mieszczan na zgromadze-

niu gminnym uważano - wedle określenia senatora-wojewody Królest-

wa Polskiego, Antoniego Ostrowskiego - za „nic nie znaczącą i chyba

tylko ostatnią dla klejnotu szlacheckiego koncesyję".

Jak dalece zmieniła się praktyka życia publicznego w tej dobie, niech

zaświadczy fakt, iż w latach dwudziestych XIX wieku w Warszawie

jednym z przewodniczących zgromadzeń gminnych bywał duchowny

ewangelicko-reformowany (kałwinista), pastor Karol Diehl. A więc nie

tylko plebejusz, ale i dysydent - ewangelik występował w roli od-

powiadającej funkcji marszałka sejmikowego. Była to rzecz jeszcze

kilkadziesiąt lat temu nie do pomyślenia, a w tej epoce, zbierającej

owoce myśli i edukacji oświeceniowej, nie budziła już emocji ani nawet

niczyjego zdziwienia.

Czasy Królestwa Polskiego to lata, w których nie tylko nazwa

„sejmik" była już tylko szacownym echem przedrozbiorowej Rzeczypo-

spolitej, ale i samo słowo „szlachic", tak z instytucją sejmiku związane,

zaczęło tracić ostrość znaczeniową. Ostatecznie przestaną one funkc-

jonować w starym znaczeniu w epoce po Powstaniu Listopadowym,

kiedy to na ziemiach zaboru rosyjskiego skończyła się epoka szlachec-

kiego samorządu: zlikwidowano sejm, sejmiki i zgromadzenia gminne.

Przez parę jeszcze lat istniały sejmiki szlacheckie w tzw. zachodnich

guberniach Cesarstwa Rosyjskiego, tzn. na ziemiach dawnego Wiel-

kiego Księstwa Litewskiego i Ukrainy. System sejmikowy na tych

ziemiach reaktywowano wcześniej i na innych nieco zasadach niż

w zachodniej, koronnej części dawnej Rzeczypospolitej. Po trzecim

rozbiorze najmniejsze zmiany w sytuacji szlachty nastąpiły w zaborze

rosyjskim. Katarzyna II zezwoliła na przykład na zachowanie sądow-

nictwa ziemskiego, z prawem obioru przez szlachtę sędziów i pisarzy,

a więc utrzymano tu namiastkę sejmików elekcyjnych.

Wkrótce po wstąpieniu na tron Pawła I przywrócono w zaborze

rosyjskim cały system szlacheckiego samorządu wraz z sejmikami.

W sądownictwie, zorganizowanym według dawnych wzorów, obowią-

274

zywalo też prawo litewskie, tak jak za czasów Wielkiego Księstwa.

Wprowadzono jedynie dwustopniową apelację - na miejsce odwołania

do trybunału litewskiego zwracać się można było do sądów gubernial-

nych, a potem do Petersburga. Nic dziwnego, że w ówczesnych ocenach

zabór rosyjski i panujące w nim rządy uważano za najmniej przykre, zaś

największą nienawiścią darzono biurokratyczne rządy austriackie

w Galicji, które całkowicie zlikwidowały szlachecki samorząd.

W zaborze pruskim sejmiki, jako część systemu reprezentacyjnego,

pojawiły się po kongresie wiedeńskim w dobie Wielkiego Księstwa

Poznańskiego. W latach 1823-1824 powołano tu do życia sejm stano-

wy, złożony z przedstawicieli szlachty, mieszczan i bogatych chłopów.

W sejmie tym Polacy przeważali wśród reprezentantów ziemiaństwa,

mieszczanie i chłopi byli to zwykle osadnicy niemieccy. Sejm poznański

zbierał się co trzy lata - po raz pierwszy w 1827 roku - jako organ

doradczy rządu pruskiego, z prawem petycji do tronu królewskiego.

Aby umożliwić szlachcie w zaborze pruskim wyłonienie swych

reprezentantów, powołano do życia w Wielkim Księstwie Poznańskim

sejmiki powiatowe. Oprócz wybierania posłów, zgromadzenia te miały

pewien wpływ na lokalną administrację - sejmiki wypowiadały się

w sprawie mianowania landratów, czyli starostów powiatowych. Szla-

checkie zgromadzenia w Poznańskiem, tak zresztą jak i sejm stanowy,

całkowicie straciły na znaczeniu po Powstaniu Listopadowym, kiedy to

władze pruskie przestały liczyć się z ludnością polską i całkowicie

lekceważyły jej reprezentację. Generalne zmiany w ustroju tego zaboru

nastąpiły po 1848 roku, kiedy ruchy rewolucyjne zwane Wiosną Ludów

wstrząsnęły Europą.

WYKAZ SKRÓTÓW

AGAD - Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie

APP - Archiwum Publiczne Potockich w AGAD

AR - Archiwum Radziwiłłów w AGAD

ASPK - Akta sejmikowe województw poznańskiego i kaliskiego

ASWK - Akta sejmikowe województwa krakowskiego

B.Czart. - Biblioteka Czartoryskich w Krakowie

BJ - Biblioteka Jagiellońska w Krakowie

BN - Biblioteka Narodowa w Warszawie

BN.BOZ. - rękopisy Biblioteki Ordynacji Zamoyskich

w Bibliotece Narodowej w Warszawie

B.Oss. - Biblioteka Ossolińskich we Wrocławiu

BPANKr. - Biblioteka Polskiej Akademii Nauk w Krakowie

ML - zespół akt tzw. Metryki Litewskiej w AGAD

rps - rękopis

SŁOWNICZEK TERMINÓW STAROPOLSKICH

absentacja - nieobecność

agitować - odbywać

aklamacja - zgoda ogólna lub okrzyki

aktykacja - wpis do akt

animować - zachęcać

aparencyja - skłonność

armata - artyleria, broń

asesor - pomocnik marszałka sejmiku

assystencja - orszak

beskidnik - rozbójnik pogórski w Ma-

łopolsce

bibliopola - księgarz

branie do braci - praktyka odkładania

uchwał sejmowych do decyzji sejmików

relacyjnych

brukowiec - ubogi szlachcic żyjący

w mieście

civitas - miasto

cursum - przebieg

cyfra - szyfr

czerwone złote - dukaty

czopowe - podatek od wyszynku trun-

ków

dekret - wyrok sądu

dependencja - zależność

deputacja - delegacja, komisja

deputat - obierany na sejmiku deputac-

kim sędzia trybunalski

diariusz - chronologiczny zapis czynnoś-

ci, np. sejmu, sejmiku

dobra stołowe - majątki przeznaczone

na utrzymanie dworu królewskiego,

ekonomie

dom rakuski - Habsburgowie austriaccy

duktor - przewodnik

dyferencja - różnice w poglądach, spór

dygnitarze - dostojnicy koronni i litewscy

niżsi w hierarchii od senatorów, ale wyżsi

od urzędników i dygnitarzy ziemskich

dyrektor sejmiku - prowadzący obrady,

marszałek

dyscemencja - rozsądzenie

dysenzja - nieporozumienie

dyspartyment - rozdział, podział

dysymulować - udawać

egzekucja - realizacja aktu prawnego, np.

wyroku sądu czy nakazu podatkowego

egzulanci - uchodźcy z ziem odpadłych

od Rzeczypospolitej, zbierali się na

specjalnych sejmikach egzulanckich

ekonomia - majątki przeznaczone na

utrzymanie dworu królewskiego, dob-

ra stołowe

ekspedycja sejmikowa - oficjalna kore-

spondencja i dokumenty przygotowy-

wane z okazji sejmiku

ekspektatywa - obietnica nominacji na

urząd za życia jego posiadacza

ekstrakt - urzędowy wypis z akt ziems-

kich lub grodzkich

elekcja - wybory

elekcja viritim - wybór króla przy udziale

szlachty z całej Rzeczypospolitej

emulacja - rywalizacja

exorbitancja - przekroczenie prawa, pra-

ktyka niezgodna z prawem

fajfer - grający na flecie lub piszczałce

fakcja - stronnictwo

familiant - osoba znana i skoligacona

w danej ziemi

277

foment - zaburzenia, rozruchy

generał - sejmik generalny, urzędnik są-

dowy, tzw. woźny generalny, oczywiś-

cie także stopień oficerski

gołota - szlachta nieposesjonaci

gospoda - stancja

gród - sąd i urząd grodzki podległe staro-

ście królewskiemu

grzywna - obliczeniowa jednostka mone-

tarna

hajduk - nieregularny żołnierz, zwykle

pieszy, także służący szlachecki

harnik - zbrojny zaciągany do służby

policyjnej przeciw zbójnikom w Ma-

łopolsce

impediować - zakłócać

implikować - mieszać się

indygenat - uznanie szlachectwa zagra-

nicznego

infanteria - piechota

innotescencja - zaproszenie do odbycia

sejmiku, zawiadomienie

instancja - wstawiennictwo

instrukcja - oficjalny dokument określa-

jący uprawnienia posła

instygator - oskarżyciel

interponować - wstawić się

interrex - głowa państwa w bezkrólewiu,

arcybiskup gnieźnieński jako pierwszy

senator Rzeczypospolitej

jurgielty - pensje

jurysdykcja - urząd

kańczug - batog

kawalkata - orszak konny, kawalkada

klient - szlachcic zależny od magnata

komisarz - urzędnik nadzorujący sprawy

finansowe z ramienia sejmiku

koncernować - starać się

kondemnata - kara sądowa, utrata praw

publicznych

konfederacja - związek szlachty dla

obrony praw i wolności

konfirmacja - potwierdzenie np. przywi-

leju, urzędu

koniuracja - spisek

konkluzja - zakończenie obrad sejmiku

konstytucja - uchwała sejmu o randze

prawa

konsulta - narada

kontradykcja - sprzeciw

konwokacja - sejm obradujący przed ele-

kcją króla

kopieniak - gruby kaftan zastępujący

zbroję

kreska - głos

kreskować - głosować

kuban - łapówka

kursor - pieszy lub konny posłaniec po-

cztowy

landrat - starosta powiatowy pruski

laudum - uchwała sejmiku

libertacja - zwolnienie np. od podatku

czy kwaterunku

ligować się - jednoczyć

likwor - trunek

limita - praktyka prolongowania obrad

sejmików

magdeburgia - sąd miejski

małpa - prostytutka

mandat - pozew sądowy

manifestacja, manifest - oświadczenie

publiczne

marszałek sejmu - prowadzący obrady

z wyboru współsejmikujących

matador - ironicznie: polityk, osobistość

membran - blankiet, in blanco

mucet - pelerynka

namiestnik ekonomiczny - zarządca eko-

nomii

oblata - wpisanie dokumentu do ksiąg

wieczystych w urzędzie grodzkim lub

ziemskim dla nadania mu znaczenia

urzędowego, inaczej aktykacja

odwach - posterunek

okazowanie - doroczny popis pospolite-

go ruszenia szlachty

okolica - zaścianek

oppidum - miasteczko

ordynans - rozkaz

pakta konwenta - układ zawierany z no-

278

wo obieranym królem określający jego

zobowiązania

papista - katolik

partyzanci - stronnicy polityczni

per pluralitatem - większością głosów

petita - sprawy drobne

plagi - rózgi, baty

podementować - poprzeciągać, „skoło-

wać"

podstarości - urzędnik zastępujący staro-

stę grodowego w obowiązkach sądo-

wych i politycznych

podwojewodzi - urzędnik zastępujący

wojewodę w obowiązkach sądowych

podymne - podatek wymierzany od licz-

by zagród, czyli „dymów"

pogłówne - podatek wymierzany od licz-

by osób, czyli „od głowy"

popis - doroczny zjazd pospolitego ru-

szenia szlachty, okazowanie

popularysta - polityk cieszący się po-

wszechnym uznaniem szlachty

poseł królewski - delegat przedstawiają-

cy na sejmiku postulaty królewskie

poseł sejmowy - delegat szlachty na sejm,

obierany na sejmikach poselskich, czyli

przedsejmowych

praktyki - tajne działania polityczne,

knowania, intrygi

preponderancja - przewaga

promulgata - nominacja

prorogacja - prolongata

protestacja - sprzeciw

prywata - sprawa prywatna

publikacja - ogłoszenie dokumentu

pugilares - portfel dużego formatu na pa-

piery, portofolio

pułhak - ręczna, krótka broń palna

referendarz - sądowy dygnitarz koronny

regent ziemski - urzędnik sądu ziemskie-

go

regestr - spis

remonstracyja - oświadczenie

repartycja - rozdział np. obciążeń po-

datkowych

respons - odpowiedź

retenta - zaległość podatkowa

rezolucja - determinacja

roki, roczki - sesje sądów szlacheckich

rotmistrz łanowy - oficer dowodzący za-

ciągiem łanowym, czyli zbrojnymi

opłacanymi przez samorząd ziemski

rugi - procedura usuwania z izby sejmo-

wej lub trybunalskiej osób nieprawnie

obranych

salaria - zasiłki, pensje

salwować się - ratować się np. ucieczką

sąd grodzki - sąd szlachecki najniższego

stopnia kompetentny pierwotnie

w sprawach kryminalnych

sąd kapturowy - sąd szlachecki powoły-

wany w bezkrólewiu przez sejmik

sąd podkomorski - sąd szlachecki kom-

petentny w sprawach sporów o granice

dóbr ziemskich

sąd skarbowy - organ wykonawczy sej-

miku do nadzoru nad sprawami finan-

sowymi samorządu ziemskiego

sąd ziemski - sąd szlachecki kompetent-

ny w sprawach cywilnych

seksterny - zeszyty

składanie sejmiku - procedura zwoływa-

nia sejmiku

smolak - zbrojny zaciągany przez samo-

rząd ziemski do służby policyjnej prze-

ciw rozbójnikom podgórskim w Mało-

polsce, harnik

solwować - odkładać, prolongować

sól suchedniowa - tania sól przeznaczona

dla szlachty

srogi - wielki

starosta grodowy - przedstawiciel władzy

królewskiej w ziemi, w XVII i XVIII w.

dygnitarz szlachecki

subiekta - narzędzia

sumpt - wydatek

surrogator - urzędnik, zastępca urzędni-

ka

sylwa - zbiór zapisek różnych

szałamaja - instrument dęty

279

szelężne - podatek od produkcji i wy-

szynku trunków

szrubować - wciskać się

sztadlan - przedstawiciel społeczności ży-

dowskiej wyspecjalizowany w kontak-

tach z instancjami państwowymi

taler - talar

terrigena - szlachcic pochodzący z danej

ziemi i cieszący się w niej pełnią praw

politycznych

tołhaj - rozbójnik

traktament - poczęstunek, uczta

trcia - tłum

trybunał - najwyższy sąd szlachecki, oso-

bny dla Wielkopolski, Małopolski

i Wielkiego Księstwa Litewskiego

tumult - zamieszki

turnus - w XVIII wieku nazwa procedury

głosowania

ucieranie - procedura uzgadniania poglą-

dów i propozycji legislacyjnych na sej-

mach i sejmikach

umolifikować - ułagodzić

unanimitatem - jednogłośnie, bez sprze-

ciwu

uniwersał - urzędowe ogłoszenie

wiązać się - organizować się, stowarzy-

szyć się

windykować - odzyskiwać, mścić

wiolencja - użycie siły, gwałt

wotum - głos, mowa na sejmie lub sej-

miku

woźny - urzędnik sądowy niskiej rangi

wybieranie - procedura pobierania świa-

dczeń: opłat, podatków itp.

xenochodia - schronisko, szpital

zasiadać stallum - zajmować miejsce wła-

ściwe dla godności urzędowej

zelent - wierny stronnik

zgubikordzik - drobny szlachcic, gołota

ziemstwo - urząd ziemski, kancelaria są-

du ziemskiego

złoty - jednostka monetarna licząca 30

groszy

NOTA BIBLIOGRAFICZNA

Informacje poniższe nie roszczą sobie pretensji do wyczerpania zagadnienia. Ich

celem jest jedynie najkrótsze omówienie podstawowej literatury i wydawnictw źród-

łowych, których znajomość niezbędna jest wszystkim, poważniej interesującym się życiem

sejmikowym i samorządem szlacheckim w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej.

Zacznijmy od omówienia podstawowych wydawnictw źródłowych. Są to zbiory

laudów i instrukcji sejmikowych niektórych ziem koronnych. Jako pierwsze ukazały się

wydane przez Franciszka Kluczyckiego Lauda sejmikowe ziemi dobrzyńskiej, w Acta

Historica Res Gestas Połoniae Illustrantia, t. X, Kraków 1887. W następnym roku Adolf

Pawiński wydał Dzieje ziemi kujawskiej oraz akta historyczne do nich służące, t. I-V,

Warszawa 1888.

Po dłuższej przerwie, w ukazującym się we Lwowie wydawnictwie źródłowym "Akta

grodzkie i ziemskie....", ukazały się Lauda sejmikowe wiszeńskie, wyd. A. Prochaska,

Lwów 1909-1914. W tej samej serii wydano Lauda sejmikowe halickie, t. 1 pod red. A.

Prochaski, t. 2 pod red. W. Hejnosza, Lwów 1931-1935. Mało znany jest fakt, iż wydawcy

przygotowali do edycji w tej serii następny komplet laudów i instrukcji, mianowicie Lauda

sejmikowe bełskie. Wybuch wojny w 1939 roku udaremnił ten zamysł, ale ocalały odbitki

tych laudów, przechowywane są obecnie w Bibliotece Ossolińskich we Wrocławiu.

Wspomnieć też trzeba, że lauda i instrukcje sejmików ukraińskich wydane zostały

przez historyków rosyjskich i znajdują się w trudno dziś dostępnym wydawnictwie

źródłowym Archiv Jugozapadnoj Russi izdavaemyj Vremennoju Kommisieju dlja rozbora

drevnich aktov, ć. II, t. I, II, Kijev 1861, 1888.

Po I wojnie z inicjatywy S. Kutrzeby rozpoczęto wydawanie Akt sejmikowych

województwa krakowskiego, tom I ukazał się w 1932 roku, edycja kontynuowana jest

obecnie pod redakcją A. Przybosia. Po II wojnie powrócono do idei publikacji laudów

i instrukcji sejmików koronnych. W. Dworzaczek rozpoczął w Poznaniu edycję Akt

sejmikowych województw poznańskiego i kaliskiego, doprowadzona ona została tylko do

roku 1632, tom pierwszy ukazał się w Poznaniu w 1957 roku.

Większość laudów i instrukcji sejmikowych spoczywa do dziś w rękopisach. Część

z nich zebrał w odpisach Adolf Pawiński i znajdują się obecnie w tzw. Tekach Pawińskiego

w Bibliotece PAN w Krakowie. Inne akta, szczególnie litewskie, rozproszone są po

licznych zbiorach rękopisów w różnych polskich i zagranicznych bibliotekach i ar-

chiwach.

Literatura dotycząca sejmików i samorządu szlacheckiego jest bardzo obfita

i przedstawimy tu tylko prace podstawowe. Genezą systemu sejmikowego zajmowali się

281

właściwie wszyscy badacze początków polskiego parlamentaryzmu w dobie Jagiellonów.

Prace dotyczące sejmików publikowali: H. Chodynicki, Sejmiki ziem ruskich w wieku XV,

Studia nad historią prawa polskiego, t. III, z. 1, Lwów 1906 oraz B. Soból, Sejm i sejmiki

ziemskie na Mazowszu Książęcym, Warszawa 1968.

Pierwszą dużą pracą poświęconą wyłącznie samorządowi szlacheckiemu w epoce

nowożytnej była książka Adolfa Pawinskiego, Rządy sejmikowe w Polsce 1572-1795 na tle

stosunków województw kujawskich. Dzieło ukazało się jako pierwszy tom wyżej wspo-

mnianego wydawnictwa Laudów kujawskich, a drugie wydanie w serii Klasycy historio-

grafii polskiej wyszło w Warszawie w roku 1978 pod redakcją H. Olszewskiego.

Wydawca klasycznej pracy Pawinskiego jest też autorem podstawowego opra-

cowania: Sejm Rzeczypospolitej epoki oligarchii 1652-1763. Prawo, praktyka, teoria,

programy, Poznań 1966. Rzecz poświęcona jest sejmowi, zawiera jednak wiele informacji

0 funkcjonowaniu systemu sejmikowego. Kolejną pracą o walorach syntetycznych

jest A. Lityńskiego, Szlachecki samorząd gospodarczy w Malopolsce (1606-1717),

Katowice 1974. W odróżnieniu od innych opracowań autor skupił się na przedstawieniu

działań samorządu w sferze gospodarczej, zagadnienia polityki pozostawiając na

drugim planie. Ten sam autor opracował ostatnio rozprawę poświęconą historii

reform sejmikowych za Stanisława Augusta; A. Lityński, Sejmiki ziemskie 1764-1793.

Dzieje reformy, Katowice 1988.

Obok stosunkowo nielicznych prac o ambicjach syntetycznych istnieje znaczniejsza

liczba opracowań monograficznych poszczególnych sejmików koronnych, tak książek jak

artykułów. Wymienimy najważniejsze: J. Siemieński, Organizacja sejmiku ziemi dobrzyńs-

kiej, Rozprawy Akademii Umiejętności, Wydział Hist.- Filolog., ser. II, t. XXIII, Kraków

1906; S. Sochaniewicz, Z dziejów sejmiku wiszeńskiego (1673-1732), Kwartalnik His-

toryczny, R. XXIX, 1915; S. Średniowski, Organizacja sejmiku halickiego, Studia nad

historią prawa polskiego, t. XVI, z. 3, Lwów 1938. Wszystkie wyżej wymienione prace

bazowały na wydawnictwach źródłowych laudów i instrukcji.

Trudniejsze zadanie mieli historycy opracowujący monografie sejmików, które nie

doczekały się wydania swych akt: J.A. Gierowski, Sejmik generalny Księstwa Mazowiec-

kiego na tle ustroju sejmikowego Mazowsza, Wrocław 1948 i J. Włodarczyk, Sejmiki

łęczyckie, Łódź 1973.

Ostatnio ukazały się: K. Przyboś, Sejmik województwa krakowskiego w czasach

saskich (1697-1763), Kraków 1981; S. Płaza, Sejmiki i zjazdy szlacheckie województw

poznańskiego i kaliskiego. Ustrój i funkcjonowanie (1572-1632), Warszawa 1984; tenże,

Sejmiki i zjazdy szlacheckie województwa sieradzkiego. Ustrój i funkcjonowanie

(1572-1632), część I, Warszawa 1987; oraz Z. Trawicka, Sejmik województwa sandomiers-

kiego w latach 1572-1696, Kielce 1985.

Obok całościowych ujęć monograficznych pojawiły się też prace zajmujące się

niektórymi tylko zagadnieniami życia sejmikowego. M.in. W. Urban, Skład społeczny

1 ideologia sejmiku krakowskiego w latach 1572-1606, Przegląd Historyczny, t. XLIV,

1953, z. 3; W. Śladkowski, Skład społeczny, wyznaniowy i ideologia sejmiku lubelskiego

(1572-1648), Annales UMCS, sec. F, vol. 12, Lublin 1957.

Pracą poświęconą po części działaniu systemu sejmikowego w Prusach Królewskich

jest S. Achremczyka, Reprezentacja stanowa Prus Królewskich w latach 1696-1772. Skład

społeczny i działalność, Olsztyn 1981. Sejmiki powiatowe województwa pomorskiego

282

w czasach sasakich i stanisławowskich (1696-1772) omówił w artykule opublikowanym

w zeszycie 4 Zapisków Historycznych w 1987 roku Jerzy Dygdała.

T. Kostkiewicz, Działalność kulturalna sejmiku ruskiego, Pamiętnik Historycz-

no-Prawny, t. XIII, z. 2, Lwów 1939 poświęcił wiele uwagi niedocenionym kulturalnym

i oświatowym zainteresowaniom samorządu sejmikowego, a A. Prochaska opublikował

m.in. dwie prace o samorządzie województwa ruskiego: A. Prochaska, Samorząd

województwa ruskiego w walce z opryszkami, Rozprawy Akademii Umiejętności, Wydział

Hist.-Filolog., t. XLIX, Kraków 1907 i Z dziejów samorządu ziemi chełmskiej, Przegląd

Historyczny, t. VI, 1908.

Najlepszym niewątpliwie opracowaniem sejmikowej polityki w XVIII wieku pozos-

taje artykuł Z. Zielińskiej, Mechanizm sejmikowy i klientela radziwiłłowska za Sasów,

Przegląd Historyczny, R. LXII, 1971, z. 3.

Opracowaniem ogólnym poświęconym sejmikom w XVIII wieku jest artykuł J.

Michalskiego, Les dietines polonaises au XVIIIe siecle, Acta Poloniae Historica, t. XII,

1965. R. Łaszewski, Sejmiki przedsejmowe w Polsce stanisławowskiej. Problemy or-

ganizacji i porządku obrad, Acta Univ. Nicolai Copernici, Nauki Hum.-Społ., z. 83, Prawo

15, Toruń 1977 oraz J. Sobczak, Sejmiki województwa podlaskiego po reformie w roku

1791, Studia Historyczne, R. XXIX, 1986, z. 4 przedstawili funkcjonowanie sejmików

w czasach Stanisława Augusta.

Zainteresowanych organizacją i działaniem parlamentu i sejmików na Śląsku odesłać

możemy do podstawowych prac K. Orzechowskiego, Ogólnośląskie zgromadzenie stano-

we, Warszawa 1979 oraz tegoż autora, Sejmik legnicki w opisie J. Schweinichena. Kilka

refleksji. Sobótka, t. XXVI, 1971, z. 2.

Krótki ten przegląd podstawowej literatury i źródeł pragniemy zakończyć uwagą

o rażącej dysproporcji powstałej w badaniach nad życiem sejmikowym Rzeczypospolitej.

Myślimy tu o prawie całkowitym braku (poza artykułem Z. Zielińskiej i przyczynkami H.

Wisnera) opracowań dotyczących sejmików Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pub-

likowane w XIX w., przestarzałe już prace rosyjskie, nie są w stanie wypełnić tej luki.

O tym stanie badań decydują zapewne trudności w dotarciu do rozproszonych akt

sejmików tych ziem. Dalej więc podstawowym źródłem wiedzy o życiu sejmikowym

Wielkiego Księstwa w XVIII wieku pozostają, wielokrotnie w tej książce cytowane, opisy

Marcina Matuszewicza, którego opus magnum wznowione zostało ostatnio

w PlW-owskiej serii Biblioteki Pamiętników Polskich i Obcych: M. Matuszewicz,

Diariusz życia mego, t. 1: 1714-1757, t. 2: 1758-1764, oprać, i wstęp B. Królikowski,

komentarz Z. Zielińska, Warszawa 1986.

INDEKS NAZWISK

Aleksander I 273

Anonim Otwinowski 27, 246, 252

Apraksin Piotr, generał major ros. 261

Archemczyk Stanisław 64

August II Mocny 43, 45, 91, 99-101,

150, 162, 178, 179, 181, 186, 200-202,

218, 220, 234, 236

August III 39, 43, 86, 209, 252, 253, 257

Baranowski Wojciech, biskup płocki 105

Barczewska, mieszczka poznańska 98

Batory Stefan zob. Stefan Batory

Behme von, generał niem. w służbie

ros. 235, 236

Bejrach z Brześcia Litewskiego 114

Bekierski Antoni, generał 220, 221

Białłozor Jerzy, biskup wileński 144

Białłozor Władysław, cześnik wiłkomierski

196

Bieliński Franciszek, starosta osiecki 190

Bielski, podstarości lubelski 159, 168

Błeszyński (Jakub?) 186

Bobrowicz Jan Nepomucen 135

Bohomolec Franciszek 204

Bohusz 178

Borowscy, rodzina 124

Borzęcki Antoni, strażnik brzeski 155

Braniccy, rodzina 177

Branicki Jan Klemens, chorąży wielki ko-

ronny 176, 177

Branicki Jan, starosta Chęciński 247

Branicki Stefan, wojewoda podlaski 156,

157

Brzostowski Cyprian Paweł, wojewoda

trocki 145, 179

Bruhl Heinrich 86, 253

Buchowiecki Franciszek, koniuszy brzeski

175

Chełmski Marcjan, chorąży krakowski 82,

83

Chełmski Michał, podstoli sandomierski

161

Chodowiecki Daniel 140

Chmielnicki Bohdan 233

Choińska Jolanta 135

Chrapowicki Krzysztof, stolnik witebski

207-209

Chrzanowski Zygmunt 195

Chrząstowscy, rodzina 112

Chrząstowski Stanisław z Brzezia 121

Ciechanowicz, pisarz ziemski smoleński

180

Cieszkowscy, rodzina 218-221

Cieszkowski Stanisław, starosta kleszcze-

lowski 219

Cieszkowski, chorąży nowogrodzki 219,

220, 221

Cikowski 190

Conti, Franciszek Ludwik de Bourbon,

książę 76, 201, 234

Czaccy, rodzina 218, 221

Czacki Feliks, podczaszy koronny 260

Czacki Michał, stolnik wołyński 220

Czartoryscy, rodzina 40, 102, 111, 123,

129, 134, 160, 174, 175, 178, 209,

210, 213, 216, 257, 258

Czartoryski Adam, wojewodzie ruski 166

Czartoryski Aleksander August, wojewo-

da ruski 129, 160

285

Czartoryski Michał Fryderyk, kanclerz

wielki litewski 216

Czartoryski Teodor Kazimierz, biskup po-

znański 209

Czermiński Feliks, kasztelan kijowski

107, 152, 153

Czerny, kasztelanie sandomierski 181

Czyż, podkomorzy wileński 179

Daniłowicz Jan, podskarbi wielki koronny

83

Dąbrowski, podstoli wileński 180

Dąbrowski Hieronim, rotmistrz 155

Dąbrowski Jan, rotmistrz 155

Dąbski (Ludwik? Stanisław?) 261

Dąmbski Kazimierz, wojewoda sieradzki

210

Dembiński 191

Dembiński Franciszek, kasztelan sądecki

124, 244

Denhoff Bogusław Ernest, podkomorzy

litewski 238

Denhoff Stanisław, hetman polny litewski

107, 152, 153, 158, 167, 197, 201

Dersław, podsędek łęczycki 18

Dębiński Franciszek 82

Diehl Karol, pastor 274

Dobiesław, podsędek kaliski 19

Dobkiewicz Krzysztof 58, 66, 143-146

Dowgiałło Stanisław 240

Dowmont Siesicki Kazimierz, kuchmistrz

wielki litewski 85

Dunin Jakub, regent koronny 90, 107

Dunin Krawicki Stanisław, podkomorzy

sandomierski 111, 121

Dunin Rajecki Krzysztof 195

Dylewski Michał Franciszek, stolnik smo-

leński 163

Działyńscy, rodzina 22

Dzieduszycki Franciszek, wojewoda po-

dolski 107

Eperyeszy (Michał lub Antoni), starosta

skirstymoński 150

Filipczak-Kocur Anna 11, 133

Firlej Mikołaj, kasztelan wojnicki 52

Firlej Mikołaj, kasztelan biecki 200

Firlejowie, rodzina 106

Fleming Detlov Jerzy, podskarbi wielki

litewski 129, 166, 197

Flemingowie, rodzina 129, 256

Fredro Bogusław, kasztelan lwowski 107

Fredro Stanisław Józef z Pleszewie, kasz-

telan lwowski 238

Frezer Franciszek, pisarz grodzki kra-

kowski 124

Gałecki Franciszek, kuchmistrz koronny

156

Gąsowski Stanisław 40, 176-178, 213

Gembicki Andrzej, podkomorzy poznań-

ski 172

Gembicki Piotr, biskup krakowski 105

Giełgud Andrzej Kazimierz, pisarz litewski

180

Gierowski Józef Andrzej 80, 101

Gieźdź 193

Gintowt Tomasz Ignacy 66, 100, 141, 245

Głowiński Samuel, biskup hebroński, suf-

ragan lwowski 96

Gniazdowski Jan Chryzostom 247, 248

Goiszewski, podsędek 214

Goltzowie, rodzina 112

Gołuchowski 191

Gołuchowski Abraham, starosta stężycki

i wiślicki 247

Gostomski Hieronim, wojewoda poznań-

ski 146

Grąbczewski 189

Grudziński Zygmunt, wojewoda rawski

125

Gruszczyński Adam, kasztelan nakielski

107

Grzymułtowski Krzysztof, wojewoda po-

znański 127, 171, 189, 190, 263

Gurowski Melchior, kasztelan między-

rzecki 171

Gurowski Władysław, pisarz koronny 261

Gurski 193

286

Horain Jan Antoni, podkomorzy wileń-

ski 150, 151

Horodyski Kazimierz, podwojewodzi wi-

tebski 207, 208

Hulanicki Jakub, cześnik wołyński 88-90,

101, 108, 240

Humiecki Stefan, wojewoda podolski 124

Iwaszkiewicz 193

Izbiński, stolnik 214

Jabłonowski Antoni, wojewoda poznański

209

Jabłonowski Jan, wojewoda ruski 222

Jagiellonowie, ród 138

Jagniątkowski Franciszek Dezyderiusz,

kasztelan czechowski 124

Jaklińscy, bracia 181, 182

Jakliński 182

Jałowicki, regent ziemski krzemieniecki

260

Jan Kazimierz Waza 45, 110

Jan III Sobieski 54, 84, 119, 120, 127, 128,

155, 167, 168, 179, 188, 192, 240, 244

Jarochowski Kazimierz 11, 101, 135

Jasiński Jan Bogumił, komisarz radzi-

wiłłowski 166

Jasitkowski 221

Jezierski 159

Jezierski, cześnik grodzieński 244

Jordan Michał, starosta dobczycki, łowczy

koronny 83, 202

Jordan Spytek, starosta sądecki 198, 200

Jurkowiecki Olbracht, komornik ziemski

250

Karol XII 45, 89, 200, 201, 236, 245, 246

Karwiccy, rodzina 112

Karwicki, kasztelan zawichojski 107

Katarzyna II 257, 274

Kazimierz Jagiellończyk 24

Kazimirscy, rodzina 121

Kęsztort 193

Kieler, księgarz poznański 96

Kiełczewscy, rodzina 152

Kiełczewski, komisarz trybunalski 141

Kierdej Jan Kazimierz, kasztelan trocki 179

Kirchstein-Kryszpin Andrzej, wojewoda

Witebski 194

Kirchstein-Kryszpin Jan Hieronim, biskup

żmudzki 127, 193

Kirchstein-Kryszpinowie lub Kryszpin-

-Kirszensteinowie, rodzina 192, 194

Kiszka Krzysztof, wojewoda Witebski

207-209

Kiszkowie, rodzina 209

Kochanowski Jan 57

Kochowski Wespazjan 119, 135, 191

Kociełł Samuel Hieronim, marszałek osz-

miański 85, 142, 143

Komorowski 179

Konarski Stanisław 86, 253, 255-257, 270

Koniecpolski Stanisław, hetman wielki

koronny 83

Konopczyński Władysław 9

Koryciński 191

Kossowski Stanisław, starosta sieradzki

210

Kościałkowski Jan, pisarz ziemski wiłko-

mierski 144

Kościuszko, oberburgraf kurlandzki 176

Kościuszko Ambroży 195

Kościuszko Tadeusz 175

Kotowski, sędzia warszawski 154

Kowalscy, rodzina 120, 121

Koziorowski 217

Kożuchowski Franciszek, cześnik kaliski

261

Koźmian Kajetan 102, 103, 110, 135, 204,

225

Krasiccy, rodzina 218, 221

Krasicki Feliks, kasztelanie chełmski 220

Krasicki Jacek, kasztelanie chełmski 220

Kromno Piotrowski Andrzej, starosta bu-

czniowski 112

Krosnowski Mikołaj, wojewoda czerni-

howski 152

Kryszpinowie, rodzina 128

Krzycki Stanisław, podkomorzy kaliski

190

287

Krzykowski Wojciech, poseł 77

Krzyszkowski 171, 172

Krzywkowski 122

Kurowski, sługa Massalskiego 85

Lanckoroński Franciszek, starosta sto-

pnicki 83

Lanckoroński Wawrzyniec (syn), starosta

stopnicki 181, 182

Lavieille Jacąues-Adrien 70

Lazowy Samuel, kasztelan smoleński 244,

245

Ledóchowscy, rodzina 218

Ledóchowski Franciszek, kasztelan wo-

łyński 90, 220

Ledóchowski Stanisław, podkomorzy

krzemieniecki 124

Leszczyńscy, rodzina 149, 161

Leszczyński Bogusław, starosta generalny

wielkopolski 146, 149

Leszczyński Józef 106

Leszczyński Rafał, wojewoda łęczycki

i starosta generalny wielkopolski 107

Leszczyński Stanisław zob. Stanisław Le-

szczyński

Leszczyński Stefan, wojewoda kaliski

66, 162, 163

Lewin Izaak 135

Lipiński Feliks Aleksander, wojewoda ka-

liski 201

Lityński Adam 16, 241

Lubomirscy, rodzina 158, 190, 191

Lubomirski Aleksander, wojewoda kra-

kowski 191

Lubomirski Aleksander Michał, starosta

sądecki 190, 191

Lubomirski Hieronim Augustyn, podskar-

bi wielki koronny 107, 159, 172, 190

Lubomirski Jerzy Aleksander, oboźny wiel-

ki koronny 123, 152, 201

Lubomirski Jerzy Dominik 247

Lubomirski Jerzy Sebastian, marszałek

wielki koronny 66, 110, 137, 142, 190,

234

Lubomirski Stanisław, wojewoda ruski 52

Lubowiecki Adam, starosta oświęcimski

83

Ludwik XIV 189

Ludwik Węgierski 17, 18

Lwowicz, ksiądz 193

Łaszcz Adam Aleksander, wojewoda beł-

ski 237

Łaźniewski, podczaszy 214

Łęcki Stanisław 247 '

Łętowski Stanisław, chorąży krakowski

240-242

Łodziński, podstolic sandomierski 181

Łoziński Władysław 187

Łubieński Kazimierz, biskup krakowski

238

Łubieński Stanisław, biskup płocki 160

Mackiewicz Jarosz 209

Malechowski Jan, sędzia poznański 164

Malewska Hanna 79, 135

Małachowski Jacek, starosta piotrkowski

210

Maniecki 260

Maniecki, podkomorzy czernihowski 219

Maniecki, podstoli wołyński 260

Marchocki Mikołaj Ścibor, kasztelan żar-

nowski 107

Marko „de Zelandcho" 19

Massalski Ignacy, biskup wileński 210

Massalski, syn podkomorzego grodzień-

skiego 85

Matuszewicze, bracia 174, 175, 211

Matuszewicz Józef, brat Marcina 213

Matuszewicz Marcin 54, 72, 111, 122, 123,

125, 126, 128, 129, 131, 132, 135, 136,

150, 151, 153-155, 163, 166, 168-171,

174-176, 197, 202, 210, 211, 213, 216,

217, 228, 252, 256, 257, 270

Mejer 217

Męciński 191

Michał Korybut Wiśniowiecki 106, 120,

165, 188, 191

Michał ze Strykowa, syn miecznika łęczy-

ckiego 19

288

Mielecki Marcin, starosta brzeźnicki 87

Mięczyński Anastazy, podskarbi nadwor-

ny koronny 244

Mikołajewski 215

Mikołaj z Baworowa, wojewoda poznań-

ski 19

Mikołaj z Marki 19

Mikołaj z Żelaznej, miecznik łęczycki 19

Miłkowski Paweł, rotmistrz 250

Mirski 162

Molski 139

Mongali, ksiądz 193

Morawski 127, 155

Mordoch z Łomży 114

Morsztyn Jan Andrzej 189

Morsztyn Stanisław z Raciborska, woje-

woda sandomierski 107, 123, 124

Morsztyn Szczęsny 130-132, 153, 154

Mroczko z Pleszewa, podsędek 19

Mycielski Maciej, chorąży nadworny ko-

ronny 56, 120

Naramowski Adam, kasztelan śremski 158

Narkiewicz 193

Niegolewski, poseł 147

Niemcewicz Julian Ursyn 204

Niemira Stanisław (wojewoda podlaski?)

160

Niemirycz Stefan, wojewoda kijowski

127, 155, 156

Niesiołowski Józef, starosta cyryński, pod-

komorzy nowogródzki 228

Niezabitowski Stanisław, podstoli kaliski

113, 162, 184

Norblin Jan Piotr 71,73,103,109,117,131,

148, 157, 165, 173, 187, 205, 212, 223

Nowacki Paweł, mieszczanin 92

Oborski Marcin, kasztelan 153

Odrowąż-Pieniążek Stanisław, starosta

oświęcimski 161, 191

Ogiński, starosta stokliski 179

Ogiński Hrehory, chorąży wielki litewski

99

Ogiński Marcjan, wojewoda Witebski 150

Ojrzanowski 126

Oleśniccy, rodzina 106

Oleśnicki Jan, wojewodzie lubelski 247

Oleśnicki Mikołaj, kasztelan małogoski

200

Olizar Krzysztof, starosta łojowski 260

Olszewski Henryk 118, 239

Olszewski Maciej, podsędek lidzki 144

Opalińscy, rodzina 147

Opaliński Andrzej, proboszcz płocki 65,

105

Opaliński Edward 146, 168

Opaliński Krzysztof, wojewoda poznański

65, 79,106,135, 146,147,149-151, 155,

161, 168, 169, 224-226, 228

Opaliński Łukasz, brat Krzysztofa 65,

79, 106, 146

Opaliński Piotr, wojewoda łęczycki 127,

156

Oraczowski 191

Orańscy (z przydomkiem Woyna), rodzina

218-221

Orański Aleksander, podkomorzy nowo-

grodzki 219-221

Oskierka Gerwazy Ludwik, starosta mo-

zyrski 122, 123

Ossolińscy, rodzina 106, 189, 235

Ossoliński Jerzy, kasztelan połaniecki 107

Ostrowski Antoni, senator 274

Otwinowski Anonim zob. Anonim Otwino-

wski

Ożarowski Jerzy, oboźny koronny 181,

182

Pac Antoni Michał, pisarz wielki litewski

150

Pac Ignacy, podstoli litewski 150, 210

Pac Jan Michał, starosta ziołowski 150

Pac Józef, starosta wilejski 150

Pac Krzysztof, kanclerz wielki litewski 66,

144

Pac Michał Kazimierz, wojewoda wileński

142, 168

Pac Piotr Michał, starosta żmudzki 127,

193

289

Pacowie, rodzina 142, 151

Palij Semen, pułkownik kozacki 88

Passini Johan Nepomucen 55

Paszkowscy, rodzina 175

Paszkowski Piotr, pułkownik 155

Paszko z Gogolewa, sędzia poznański 19

Paweł I 274

Pawiński Adolf 92, 118, 133, 188, 231, 234

Pawlikowscy, rodzina 199

Pepłowski, podstoli grodzki łucki 108

Petrykowscy, rodzina 154

Petrykowski Walerian, podkomorzy ró-

żański63, 112, 153, 154

Pękosławscy, rodzina 121

Pieniążek Odrowąż Jan zob. Odrowąż-Pie-

niążek Jan

Pigłowski 153, 154

Piotr I 246

Piotrasz ze Strykowa, syn miecznika łę-

czyckiego 19

Piotrowski Andrzej, miecznik wieluński

162

Plichta Stanisław, kasztelan sochaczewski

125

Plaża Stanisław 136

Pociej Ludwik Konstanty, podkomorzy

brzeskolitewski 195

Poczobut-Odlanicki Jan Władysław 65,79,

85, 107, 108, 135, 196

Podhorodeński Józef Ludwik, kasztelan

czernihowski 259

Podoski Józef, wojewoda płocki 210

Pogirski, marszałek rzeczycki 180

Poniatowski Stanisław August zob. Stani-

sław August Poniatowski

Poniński Adam, kuchmistrz koronny 209,

261

Poniński Adam, podskarbi wielki koronny

263

Poniński Franciszek, starosta kopanicki

112, 124, 163

Poniński Hieronim Adam, kasztelan gnie-

źnieński 107

Poprawski Dobrogost 19

Potoccy, rodzina magnacka 86, 94

Potoccy, rodzina szlachecka 120, 121, 174

Potocki Andrzej 121

Potocki Jędrzej, wojewoda kijowski 94

Potocki, podwojewodzi 260

Potocki Teodor, prymas 182

Potocki Wacław 225, 226, 228

Poźniak, pisarz 145

Prażmowscy, rodzina 154

Prażmowski Mikołaj, prymas 153, 188

Prażmowski, pisarz grodzki warszawski

153, 154

Proski, poborca 147

Przeździecki Mikołaj Władysław, kaszte-

lan nowogródzki 209

Przybysław z Gryżyny, podstoli poznański

19

Przyjemski, kasztelanie młodszy 127, 155

Przyjemski Piotr, kasztelan śremski 189

Przyłęcki Hieronim, stolnik krakowski 82

Pszonka, marszałek sejmiku lubelskiego

100

Puzyna Krzysztof Dominik, starosta upi-

cki 176

Pysznicki Siemion 208

Raczyński Kazimierz, starosta czerwono-

grodzki 209, 261

Radłowski Mikołaj 19

Radomicki Jędrzej, kasztelan kaliski 4C

Radomicki Maciej, kasztelan kaliski 107

Radoński (Michał?) 261

Radzewski Franciszek, podkomorzy po-

znański 172, 253

Radziejowski Stanisław, starosta socha-

czewski 126

Radziwiłł Albrycht Stanisław, kanclerz

wielki litewski 63

Radziwiłł Bogusław, koniuszy wielki litew-

ski 58, 66, 130, 143-145, 153

Radziwiłł Dominik Mikołaj, kanclerz wiel-

ki litewski 224-226

Radziwiłł Janusz, kasztelan wileński 119

Radziwiłł Jerzy, wojewoda trocki 122, 184

Radziwiłł Karol „Panie Kochanku" 88,

151, 258, 261

290

Radziwiłł Karol Stanisław, kanclerz wielki

litewski 66, 88, 100, 108, 149, 194,

196, 240

Radziwiłł Krzysztof II, hetman polny lite-

wski 58, 109, 207-209

Radziwiłł Michał Kazimierz, podkanc-

lerzy 145

Radziwiłłowa Anna z Sanguszków, wdo-

wa po Karolu Stanisławie 149

Radziwiłłowa Anna, żona Krzysztofa 208

Radziwiłłowie, rodzina 142, 174, 175, 207

Rajecki Dunin Stanisław zob. Dunin Raje-

cki Stanisław

Rejchan Maciej 14, 230

Remer, starosta sumilski 179

Repnin Mikołaj, ambasador rosyjski 258,

259, 261, 263

Romer 197

Rozwadowski Andrzej, stolnik łukowski 139

Rożyccy, rodzina 112

Rudomina Antoni, podkomorzy brasław-

ski 150

Rusiecki 214, 215

Rusiecki Franciszek, kasztelanie miński

128, 129

Russocki Stanisław 181

Rzewuscy, rodzina 221

Rzewuski Seweryn, podczaszy koronny

220

Sadowscy, rodzina 195

Sadowski 195

Sanguszko Samuel, deputat Witebski 208

Sapieha Aleksander, biskup wileński 145

Sapieha Benedykt Paweł, podskarbi wielki

litewski 180

Sapieha Ignacy, starosta merecki 150

Sapieha Jan Fryderyk, kanclerz 128

Sapieha Jerzy, starosta boryszewski 179

Sapieha Jerzy, starosta wilkowski 122,149

Sapieha Jerzy, stolnik litewski 127, 193

Sapieha Józef Franciszek, podskarbi na-

dworny 150

Sapieha Karol Józef, wojewoda brzeski

54, 174, 175

Sapieha Kazimierz Jan, hetman wielki

litewski 180

Sapieha Kazimierz Leon, generał 150

Sapieha Michał Józef, strażnik wielki lite-

wski 194, 196

Sapiehowie, rodzina 123, 128, 142, 174,

175, 180, 192-196, 200

Sarnecki Kazimierz 168, 252

Sasi, dynastia 133, 197, 236, 237, 246, 247

Schulzowa Anna Maria, wdowa po pocz-

mistrzu lubelskim 159

Sczaniecki Wojciech, dziedzic Łagowic 248

Sędziwój z Ostroroga, starosta generalny 19

Siemieński Józef 133

Sieniawski Adam, hetman wielki koronny

99, 152, 153, 159, 237

Sieniawski Adam Mikołaj, wojewoda beł-

ski 107, 172

Sieniccy, rodzina 121

Siruć Szymon, kasztelan witebski 216

Skorulski 228

Skórzewski Michał, podkomorzy poznań-

ski 260, 261

Skrzetuski Jan, burgrabia 250

Słuszka Józef Bogusław, kasztelan wi-

leński 195

Słuszkowa Teresa z Gosiewskich 195

Smogulecki (Marian Franciszek?), staro-

sta lipiński 190

Sobiescy, rodzina 76

Sobieski Jakub, królewicz 76

Sobieski Jan, cześnik koronny 107

Sobieski Jan zob. Jan III Sobieski

Soból 159

Sołtyk Kajetan, biskup krakowski 259,261

Sosnowscy, rodzina 175

Sosnowski Józef, pisarz wielki litewski

151, 175, 259

Sosnowski 256

Stackelberg Otto Magnus, poseł rosyjski

236

Stadniccy, rodzina 52, 73, 74, 198, 200

Stadnicki Andrzej 198

Stadnicki Jan, chorąży nadworny koronny

107

291

Stadnicki Marcin 198

Stadnicki Marek, podczaszy krakowski 82

Stadnicki Samuel 198, 200

Stadnicki Stanisław, zw. „Diabłem łańcuc-

kim", starosta zygwulski 198

Stanisław August Poniatowski 43, 46, 95,

133, 202, 204, 230, 258, 261, 262

Stanisław Leszczyński 45, 107, 152, 178,

179, 200, 201, 235

Stankiewicz, podkomorzyc 193

Stanowię, rodzina 112

Starosielski Samuel, sędzia ziemski 207

Starowieyski 181

Starzeński Józef, kasztelan gnieźnieński 260

Staszewski Jacek 11

Stefan Batory 198, 206

Stenbock Magnus, kwatermistrz armii

szwedzkiej 236

Stępkowski, kasztelanie 260

Stoiński, poborca trybunalski 140

Strzembosz Adam 247

Suchodolscy, rodzina 112

Suzinowie, rodzina 175

Szafraniec z Łęczycy 18

Szajaz Wilna 114

Szapka-Chotolski Bazyli, pisarz grodzki

Witebski 208, 209

Szatkowski 93

Szczawiński Paweł (wojewoda podlaski?)

160

Szembek Franciszek Aleksander, kaszte-

lan wiślicki 107

Szembek Jan, podkanclerzy, a potem kan-

clerz wielki koronny 40, 66, 90, 123,

124, 158, 162, 176, 177, 201, 213, 238

Szembek Przecław, starosta biecki 83

Szembek Stanisław, prymas 216

Szmoniewski, ksiądz 85

Szołdrski Andrzej, biskup poznański 226

Szyrkow, pułkownik 259

Śmigielski Adam, starosta gnieźnieński

201

Świejkowski, powinowaty Matuszewicza

174

Tarło Adam, wojewoda lubelski 159, 201

Tarło Franciszek, staroście pilzneński

91, 92, 186

Tarło Jan Karol, starosta zwoleński 247

Tarło Karol, podkanclerzy koronny 224

Tarło Zygmunt 82

Tarnowski Jan, biskup poznański 105

Tarnowski Michał 247

Teczyński Andrzej, wojewoda krakowski

198

Teczyński Jan, wojewoda krakowski 52

Trawicka Zofia 65, 71

Trzciński Hieronim, stolnik, podkomorzy

sochaczewski 125, 126

Tuczy ński 161

Tyborowski, miecznik 259

Tylicki Piotr, biskup warmiński 65

Tyzenhauz Stefan, wojewoda nowogródz-

ki 185

Uniechowski Bogusław Aleksander, pisarz

ziemski nowogródzki 183-185

Uniechowski Jan, wójt nowogródzki

183-185

Unrugowie, rodzina 112

Unrug Zygmunt, starosta obornicki 121

Urban Wacław 133

Wahl Józef 50, 68

Wasilewski Jan 208

Wazowie, dynastia 79, 117, 146

Wereszczaka Felicjan, chorąży brzeski

213

Wielogłowski Stefan, cześnik rawski 152

Wielopolski Franciszek, wojewoda siera-

dzki 100, 101

Wielopolski Jan, starosta krakowski i stol-

nik koronny 191, 192

Wielopolski Kasper, podkomorzy krako-

wski 83

Wierzbięta Adam, poborca krakowski 87

Wierzbowski Hieronim, biskup poznański

106

Wiktor Jan, poborca krakowski 87, 250

Wilbutowicz Papłoński Jan 209

292

Wilkowski, sędzia ziemski sochaczewski

214, 215

Winkler, mieszczanin poznański 98

Wisłouch 256

Wiszowaty Aleksander 153

Wiśniowiecki Janusz, wojewoda krakow-

ski 157, 158

Wiśniowiecki Michał Korybut zob. Mi-

chał Korybut Wiśniowiecki

Witosławski, poseł 147

Władysław Jagiełło 18

Władysław IV Waza 28, 63, 88, 207

Wlodarczyk Jerzy 133

Włodek 128, 129

Włodek Krzysztof 198

Włodkowa Katarzyna ze Stadnickich 198

Włodzimierz ze Sławoszowa 18

Wodziccy, rodzina 235

Wojakowski Jan, chorąży przemyski 66,

137, 142, 164

Woliński, instygator trybunału koronnego

139

Wolski, dworzanin Jakuba Sobieskiego 76

Wołk 162

Wyganowski Józef, ksiądz rektor brzeski

129

Zabiełło Antoni, marszałek kowieński,

bratanek Mikołaja 216

Zabiełło Józef, hetman polny litewski 217

Zabiełło Mikołaj, marszałek kowieński

122, 216, 217

Zabiełłowie, rodzina 122, 216, 217

Zaklika 196

Załęski, podkomorzy nowogrodzki 133

Załuski Aleksander, wojewoda rawski 214

Zamoyski Jan, kanclerz i hetman wielki

koronny 200, 206

Zboiński Ignacy, kasztelan płocki 210

Zborowscy, rodzina 206

Zebrzydowski Mikołaj, starosta krakow-

ski 119, 198,200, 245

Zembrzuski, sędzia grodzki sochaczewski

215

Zieliński Stanisław 82

Zienowicz, kasztelanie nowogródzki 179

Zienowicz, marszałek oszmiański 145

Złotnicki, podczaszy 259

Zygmunt I Stary 21, 40

Zygmunt II August 25, 28, 118, 13?

Zygmunt III Waza 28, 34, 41, 58, 82, 88,

99, 110, 118, 132, 142, 145, 168, 188,

232, 240, 245

Żaba Krzysztof, skarbny witebski 208,209

Żegocki Krzysztof, biskup chełmski 106

Żeleński, skarbnik mozyrski 122, 123

Żelęcki Jan, łowczy koronny 189, 190

Żółtowski 171, 172

Żydowski Jędrzej, chorąży krakowski 83

ŹRÓDŁA ILUSTRACJI

Ze zbiorów:

Archiwum Instytutu sztuki PAN w Warszawie (ilustr. nr 9)

Archiwum Głównego Akt Dawnych w Warszawie (ilustr. nr 2)

w: Księgi grodzkie drohickie, S. II, 13.

Zbiorów Ikonograficznych Biblioteki Narodowej w Warszawie (ilustr. nr 6) w: T. A.

Działyński, Liber geneseos illustria Familiae Schidloviciae, s. przed tab. II (negatyw);

ilustr. nr 3, w: E. Raczyński, Kościoły ze wspomnień wielkopolskich, Poznań 1857

(negatyw).

Zbiorów Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego:

- Gabinet Rycin - ilustr. na II karcie działowej i nr 5 (negatyw),

- Stare Druki - ilustr. nr 1, w: G. P. Schultz, Historia interregni novissimi et comitiorum in

Prussia Palona anno 1733, Gedani 1738.

Zbioru prywatnego B. Mackiela - ilustr. nr 7.

Z książek:

M. Karpowicz, Sztuka sejmikowa w kolegiacie opatowskiej, w: Władza i społeczeństwo

w XVI i XVII w. Prace ofiarowane Antoniemu Mączakowi w 60 rocznicę urodzin.

Warszawa 1989 (ilustr. na I i III karcie działowej)

A. Kępińska, Sejmiki w rysunkach J. P. Norblina, Warszawa 1958 (ilustr. nr 10,

11, 12, 13, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 22, 23 i 24)

W. Łoziński, Prawem i lewem. Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII

wieku, wyd. 5, Kraków 1957, t. 1 (ilustr. nr 21)

J. Maciszewski, Szlachta polska i jej państwo, wyd. 2, Warszawa 1986 (ilustr. nr 4)

A. Pawiński, Rządy sejmikowe w Polsce 1572-1795 na tle stosunków województw

kujawskich, wyd. 2, Warszawa 1978 (ilustr. nr 8, 14, 25)

^' Reprodukcje ilustracji (poza zdjęciami na II karcie działowej i o numerach 2, 3, 5, 6, 7 i 9)

/j§ CIMW*]"-' wykonał Andrzej Bodytko.

1 *» llł*^feap|' sejmików koronnych i litewskich w XVI i XVII w. opracował Krzysztof

\ HW* Shłapowski.

\\

294

i

KANCELARIA SEJMU

Wydawnictwo Sejmowe

Wydanie 1

Arkuszy wydawniczych 19,4

Arkuszy drukarskich 18,5

Druk ukończono w grudniu 1991

Łódzka Drukarnia Dziełowa

Zam. nr 395/1100/91


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
16. Specyfika kultury rosyjskiej XVII i XVIII wieku na podstawie analizy wybranych zjawisk, 35 specy
16. Specyfika kultury rosyjskiej XVII i XVIII wieku na podstawie analizy wybranych zjawisk, 35 specy
POLSKIE DZIEJE, Przemiany gospodarki w XVII i XVIII wieku, Przemiany gospodarki w XVII i XVIII wieku
Przykłady inicjatyw opiekuńczych nad dzieckiem w Polsce w XVII i XVIII wieku, resocjalizacja
Kontynuacja i zmiany w polskim republikanizmie XVII i XVIII wieku
POLITYKA FRANCJI W XVII I XVIII WIEKU
4 Nowe prądy w pedagogice europejskiej XVII i XVIII wieku
Baranowski B Ludzie gościńca w XVII XVIII wieku Historia marginesu społecznego
Zygmunt Szultka HANDEL MORSKI I PORTY BRANDENBURGII PRUS W DRUGIEJ POŁOWIE XVII I W XVIII WIEKU
Z dziejów bractw religijnych w Polsce w XVII i XVIII wieku esej
Polski strój męski w XVII XVIII wieku

więcej podobnych podstron