Fever, Fan Fiction, Dir en Gray


Fever, fever, fever!

- Kyo... Kyo...! - wołanie dochodziło z bardzo daleka, głos wydobywał się jakby z głębokiej studni, świdrując uparcie jego znękany umysł. Wokalista skrzywił się mimowolnie, podnosząc dłoń do czoła.
- Gdzie jestem? - spytał słabo, nieświadomie cytując wszystkie księżniczki świata. Pochylający się nad nim Toshiya skrzywił się ironicznie, gdy szczęki Kyo niemal rozerwały się w potężnym ziewnięciu.
- W studiu, nasza etatowa księżniczko - skomentował zgryźliwie lider, przesuwając palcami po strunach gitary. Kyo jęknął, gdy głuchym echem przetoczyły się w jego głowie wibrujące tonacje. - Wstawaj. Próba.
Brutalnie wyrwany z przyjaznych objęć snu, gdzie nie było długonogich basistów, ani głębokich dźwięków akustyka Kaoru, usiadł powoli na kanapie, drapiąc się po głowie. Od dawna przestało być dla niego zagadką jakim cudem potrafi zasnąć wszędzie i jakim cudem z żadnego z dziwacznych niekiedy i niestabilnych atrap łóżka nie spadł, ale wielką niewiadomą pozostało, czemu zazwyczaj budzi się kompletnie rozkojarzony, skoro taki Shinya potrafi po przespaniu kilku godzin w kołyszącym pociągu natychmiast po wejściu do studia zmienić się w zimnego wampa na sesję i prężyć swoje chude ciało w jaskrawym świetle jarzeniówek.
- Głowa mnie boli - poskarżył się nagle, dotykając opuszkami palców rozgrzanego czoła. Maleńka kropelka potu zsunęła się niepostrzeżenie w dół, spadając na udo. Kaoru spojrzał na niego przenikliwie, marszcząc brwi.
- Masz gorączkę, czy kaca? - spytał niespokojnie, stawiając gitarę koło stołu. - Wolałabym kaca, jak mam być szczery.
- Mówisz i masz - mruknął Die, patrząc na niego z wyrzutem. - Moralnego ci proponuję. To ty nas wczoraj przegoniłeś dwa kilometry przez las, bo ci się zdawało, że leśniczówka w drugą stronę. Nic dziwnego, że się teraz rozłożymy na grypę wszyscy.
- Rozłożyłeś to się wczoraj ty, jak długi na łóżku - skomentował sarkastycznie Kaoru, wykrzywiając się złośliwie do drugiego gitarzysty. - Jak ktoś ma mieć grypę, to prędzej ja, bo spałem na podłodze...
- Skoroś się bał, że ci cześć dziewiczą pokalam...
- ... co próbowałeś zrobić potem na podłodze...
- ... a ty się zaciekle broniłeś, też coś!
- Głowa mnie boli...- wyjęczał Kyo w odruchu obronnym organizmu. - I sypiacie w końcu ze sobą, czy nie?
- Tak.
- Nie - dwie odpowiedzi padły jednocześnie. Kaoru strzelił w Die'a zabójczym spojrzeniem, a Shinya zachichotał, zasłaniając usta dłońmi.
- Ja was nie rozumiem - zastanowił się głośno Toshiya, wyciągając papierosy. - Wszyscy wiedzą, że jesteście razem, że...
- Wszyscy jesteśmy razem! - warknął zakłopotany lider. - Zespołem jesteśmy.
- Ale nie wszyscy rżniemy się przy każdej okazji!
- Niektórzy tylko przy nielicznych...
- ...
- Co mu się stało? - zapytał szczerze zaciekawiony Die, patrząc na Kyo, który z malowniczo rozrzuconymi rękami osunął się na podłogę. Toshiya błyskawicznie ukucnął obok, odwracając go na plecy. Na szczupłych policzkach widniały malinowe wypieki, a po bladym czole spływały krople potu.
- Nic. Jak na etatową księżniczkę przystało, zemdlał. Czy możemy odwołać próbę?
- A jaka jest szansa, że pozbawiony świadomości sprawdzi się jako wokalista? - zapytał zirytowany Kaoru, grzebiąc w kurtce Kyo w poszukiwaniu kluczy. - Totchi, zadajesz idiotyczne pytania. Odwieziesz go?
- Jasne, szefie - mruknął zaniepokojony basista, bez problemu biorąc Kyo na ręce. - A co do świadomości, to on właśnie jako nasz wokalista często zachowuje się tak, jakby ją stracił.

*****

- Kyo, obudź się. Otwórz oczy. Nie usta. Kyo. Kyo...! - Toshiya z westchnieniem zmienił zanurzony w zimnej wodzie kompres, kładąc go na rozpalonym czole wokalisty.
Nie odzyskał przytomności odkąd przywiózł go tutaj, wzywając od razu lekarza. Miły, siwowłosy mężczyzna w białym kitlu, o ciepłych, zatroskanych oczach ukrytych w siatce zmarszczek, zmęczonym głosem wyjaśnił, że nie ma powodu do niepokoju, aczkolwiek Kyo faktycznie ma grypę. Osłabiony organizm, zmagający się z gorączką, wyczerpany w końcu ogniem, trawiącym całe ciało - poddał się na chwilę. Toshiya przez grzeczność nie popukał się w głowę, gdy zrezygnowany przedstawiciel dzielnej służby zdrowia zaproponował miejsce w szpitalu. Kyo był dziwnym człowiekiem, dziwnie reagującym i źle znoszącym bieg wydarzeń, na który nie miał wpływu.
Teraz Toshiya pogratulował sobie w duchu przezornego wysłania po podstawowe zakupy rozchichotanych gitarzystów, wyekspediowania Shinyi po wino do sklepu i delikatnie dotknął policzka Kyo. Wokalista był rozpalony, jego ciałem co jakiś czas wstrząsały lekkie dreszcze, a spierzchnięte wargi poruszały się, jakby szeptał niesłyszalne słowa. Zaintrygowany basista pochylił się nad Kyo, prawie przytykając ucho do jego ust. Poczuł leciutkie mrowienie w całym ciele, gdy rozgrzany oddech musnął jego szyję. Jakby skuszony nagłym pragnieniem, oparł delikatnie głowę na klatce piersiowej Kyo, unoszonej niespokojnym, szybkim oddechem. Przymknął oczy, rozkoszując się uspokajającym biciem serca i ciepłem, bijącym od leżącego nieruchomo wokalisty. Zamarł, niczym złapany na gorącym uczynku złodziej, gdy usłyszał nad sobą jak Kyo zachłysnął się powietrzem, a nadspodziewanie chłodna dłoń nagle pogłaskała go po ramieniu. Toshiya bardzo powoli uniósł głowę, patrząc na Kyo z winą wymalowaną na twarzy.
- Totchi - wychrypiał wokalista, patrząc na niego nieprzytomnie. - Co ty, u licha, wyczyniasz? I daj mi pić... i gdzie ja jestem?
- W swoim mieszkaniu, masz grypę, opiekuję się tobą i idę po wodę - wyrzucił z siebie basista na wydechu, gorączkowo zrywając się z łóżka. Przyniósł z kuchni szklankę z letnią herbatą, przeklinając w myślach swoją głupotę. Nie patrząc Kyo w oczy, podał mu parę pigułek i paczkę chusteczek, po czym, wyczerpany, opadł na stojący w rogu pokoju fotel. Wokalista popatrzył na niego zagadkowo, po czym, wzruszając ramionami, połknął tabletki, krzywiąc się na kwaśną od cytryny herbatę.
- Witamina C - wymruczał Toshiya, skubiąc nitki od swetra. Zapadła niezręczna cisza, gdy Kyo odstawił szklankę na stolik, ocierając usta.
- Wygodnie ci było? - zapytał uprzejmie, ściągając z siebie przepoconą koszulkę. Usiadł na łóżku, spuszczając nogi na ziemię i wstał, zaskoczony w połowie ruchu silnym zawrotem głowy. - Co u diabła...
- Nie wstawaj - powiedział zaniepokojony basista podchodząc do niego. Złapał go za ramiona w momencie, gdy jego głowa bezwładnie poleciała w bok. Ostrożnie ułożył go na łóżku, odsuwając z czoła zlepione potem kosmyki włosów. Śpiący Kyo wyglądał jak dziecko, pozbawiony wątpliwych ozdób scenicznych, nieco bez makijażu bledszy i dużo bardziej bezradny. Patrząc na niego z krzywym uśmieszkiem rozczulenia, mimowolnie pogładził palcem jasne włosy, muskając ustami czoło. Poczuł na wargach smak soli, gdy delikatnie zlizał językiem pot.
- Toshiya, ja nie chcę nic mówić - powiedział bardzo powoli i bardzo dziwnym głosem Kyo, unieruchamiając basistę z wyciągniętym językiem i otwartymi w niemym przerażeniu ustami - ale zachowujesz się jakoś dziwnie. Dobrze się czujesz?
- Jaka jest szansa, że uda mi się zwalić to na twoje majaki podczas gorączki? - zapytał markotnie Toshiya, unosząc się lekko na łokciach, tak że prawie dotykał swoim nosem nosa wokalisty. Kyo spojrzał na niego bez słowa, po czym przymknął oczy. Kiedy już się nad nim pochylał, niemal dotykając swoimi wargami jego ust - zorientował się, że znów zemdlał, zastygając w bezruchu, z pionową zmarszczką, przecinającą czoło.

*****

Zapalił światło, mrużąc przyzwyczajone do mroku sypialni oczy. Kuchnię Kyo umeblował tak bardziej ascetycznie, wstawiając do niej lodówkę, zmywarkę i parę szafek z jasnego drewna. Co zdumiało Toshiyę, od kiedy znalazł się w tym mieszkaniu - to niemal sterylny porządek. Kiedy mieszkali razem, jeszcze na początku działalności zespołu, w mieszkaniu walały się nieodmiennie sterty kostiumów, jakieś czasopisma, pomięte kartki papieru i popielniczki, szczerzące się stertami niedopałków. On sam był bałaganiarzem, ale nie przypuszczał, że zawsze roztrzepany Kyo jest takim pedantem. Z westchnieniem zabrał się za rozpakowywanie przyniesionych przez kolegów toreb. Wstawił do lodówki czteropak piwa i porozkładał do szafek szeleszczące pakunki. Na dnie torby odkrył małą puszkę z jakimiś francuskimi napisami, kuszącą ciemnozieloną etykietą z fotografią półmiska i mięsnych, jakby nadziewanych kuleczek. Zaintrygowany, sięgnął po otwieracz i ostrożnie rozciął wieczko, znając dziwny gust perkusisty i nie bardzo wiedząc, czego może się spodziewać. Zapachniało czosnkiem, jakimiś ziołami i podsmażonym mięsem. Z przyjemnością wciągnął w nozdrza apetyczny zapach, sięgając po nóż. Odkroił kawałek i przeżuwał, z zachwytem delektując się delikatnością przysmaku. Nie wiedział, co to, ale było dobre. A ciepłe, miał wrażenie, będzie jeszcze lepsze.
Rozespany Kyo został obudzony po paru próbach, przy czym Toshiya przezornie nawet go nie dotykał. Śpiący, zarumieniony i potargany, stanowił tak rozkoszny obrazek, że basista miał wrażenie, ze tym razem nie potrafiłby się w porę powstrzymać. Poinformowany o przygotowanym obiedzie najpierw wyraził lekką nieufność i dopiero gdy śmiertelnie urażony kucharz podetknął mu pod nos talerz z ziemniaczanym puree i oblanymi pomidorowym sosem rulonikami, ostrożnie zgodził się je zjeść. Najpierw jednak zażyczył sobie stanowczo ciepłej kąpieli i dalszy kwadrans upłynął im na bardzo przyjemnej awanturze, przy czym ścięty gorączką Kyo, jako strona bardziej aktywna, zdążył już nawet władować się do łazienki z czystym ręcznikiem, gdy znów zrobiło mu się ciemno przed oczami i tylko szybka interwencja basisty uchroniła jego czoło przed bliskim spotkaniem z marmurową posadzką. Złorzecząc na czym świat stoi, basista zajrzał z bliska w rozkoszne, czekoladowe oczy i sam wstawił wokalistę pod prysznic, przytrzymując szczupłe ciało ramionami i mocząc swoje ubranie w jednej sekundzie. Starając się przekonać w miarę szybko samego siebie, że ręce, dotykające mokrego Kyo, którego ciało błyszczy od lawendowego olejku, a którego niektóre... atrybuty... są niebezpiecznie pokaźnych rozmiarów, nie są jego, umył go i wytarł do sucha białym ręcznikiem.
- Dzięki - wymamrotał Kyo z ustami pełnymi ziemniaczano-mięsnej papki. - Sam nie dałbym rady.
- Nie ma za co - odpowiedział automatycznie Toshiya, pakując do ust następny kawałek mięsa. - Wyglądasz już lepiej.
- I co, zbierasz już się do domu? - zapytał pozornie obojętnym tonem wokalista, grzebiąc niemrawo w talerzu. Toshiya rzucił mu krótkie, zdziwione spojrzenie.
- Skąd - powiedział, jakby nie zauważając ulgi na twarzy Kyo. - Jeszcze u ciebie zostanę, chyba, że chcesz sam zostać...?
- Nie, nie, jeszcze słaby jestem - zaprotestował natychmiast Kyo, uśmiechając się nagle. - Ale nie tak, żeby nie napić się z tobą wina.
- Bierzesz antybiotyki - powiedział Toshiya, odsuwając pusty talerz. Na widok naburmuszonej twarzy Kyo złagodniał, przelotnie dotykając palcami jego ręki. Wokalista spojrzał na niego bez większego zdziwienia, za to jego przychylny uśmiech sprawił, że basista poczuł nagle, że jego zaloty są odwzajemniane. - Żadnego alkoholu.
- Jesteś gorszy, niż moja matka - wymruczał Kyo, nie protestując, gdy brał go na ręce i niósł do łóżka. - Posiedzisz ze mną?
- Jasne - uśmiech Toshiyi przypominał nieco szalony wyszczerz pijanego Kapelusznika. - Tylko zrobię jeszcze herbatę.
- Uhm - zgodził się sennie wokalista, z ulgą wtulając się w miękkie poduchy. Sięgnął w bok i znalazł pilota od video, leżącego za małą lampką. Odpalony magnetowid zamruczał cicho, rozpoczynając odtwarzanie. Toshiya wkroczył do sypialni z dwoma kubkami w rękach, gasząc czołem górne światło. W milczeniu położył się obok Kyo, ściągając z siebie spodnie i sweter. Nie protestował, gdy wiercący się wokalista oparł się o jego klatkę piersiową, obejmując go w pasie. Pocałował jasne włosy, pachnące miętą i uśmiechnął się, gdy Kyo uniósł głowę patrząc na niego z niemym pytaniem w oczach. Z lekkim wahaniem pochylił się, przymykając oczy. Pocałunek trwał chwilę, przerwany nagle ostrym kaszlem Kyo. Toshiya zaśmiał się, podając mu herbatę.
- A ty wina nie pijesz? - zapytał Kyo, ogrzewając w dłoniach fajansowy, ciepły kubek. - Malinowa herbatka z cytryną?
- Profilaktycznie - odpowiedział mu z krzywym uśmieszkiem. - A z winem poczekam na ciebie. Dwa dni i będziesz jak znalazł. Napijemy się, a potem...
- A potem? - spytał Kyo, wściekły na siebie za zdradziecki rumieniec, wypełzający mu na twarz. Toshiya pocałował go w nos, obejmując ramionami.
- A potem cię zbałamucę i wykorzystam - wymruczał mu prosto do ucha, delikatnie przesuwając językiem po jego krawędzi. Kyo drgnął lekko, ale wymamrotał coś niewyraźnie i wojowniczo w jego szyję. - I do końca życia nie zapomnę, by szczepić cię przeciwko grypie.
- Bo? - mruknął Kyo, kichając nagle. Wytarł nos, spoglądając na basistę zaczerwienionymi oczami.
- Bo nie dopuszczę, by ktokolwiek prócz mnie się tobą jakkolwiek opiekował, Maleństwo.
- Toshimasa Hara, jak ja ci...!
- Tak, kochanie - ja też cię kocham.
Zatkawszy tym prostym stwierdzeniem usta rozzłoszczonemu Kyo, Toshiya oparł się wygodnie o poduchy i przyciągnął go do siebie, zamykając oczy. Nagle wszystko było tak, jak powinno. Nawet z zarazkami w powietrzu. Bo ta choroba niedługo przejdzie, myślał sennie, słuchając spokojnego oddechu wokalisty, byle nie przechodziła ta, którą go zarazić zamierzam. Bo ja cię, cholera, kocham.

Epilog

Zdenerwowany Shinya grzebał w rozbebeszonej na kuchennym stole torbie, metodycznie opróżniając wszystkie kieszenie. Piszcząca Miyu plątała mu się między nogami, skomląc żałośnie i całą sobą udowadniając, że jest biednym, głodzonym szczeniakiem. Perkusista zaklął paskudnie, sięgając po leżący na stole, pomiędzy puszkami, portfel. Narzucił na siebie kurtkę i zatrzaskując drzwi za sobą, pognał do całodobowego sklepu po karmę dla swojej ślicznotki. Nie miał pojęcia, gdzie zgubił poprzednią puszkę, może zostawił u Kyo?
A przecież dziś piątek, dzień z jadłospisem na smażone bycze jądra dla Miyu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray
Są takie noce, Fan Fiction, Dir en Gray
Perwersja o smaku truskawek, Fan Fiction, Dir en Gray
No nie, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystko inaczej, Fan Fiction, Dir en Gray
Sprawdź mnie, Fan Fiction, Dir en Gray
Niech mówią, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron