Media głównego nurtu zaczynają zauważać Słońce jako czynnik globalnego ocieplenia
Trwające przez bardzo długi okres czasu, zmiany orbity Ziemi, kształtują, kiedy i gdzie światło słoneczne dociera do planety. Okazało się to główną przyczyną zlodowaceń, ale nie ma to zastosowania do naszej aktualnej sytuacji.
To prawda, że Słońce wyprodukowało więcej plam słonecznych w ostatnich dziesięcioleciach niż to miało miejsce na początku dziewiętnastego wieku jednak to odzwierciedla wzrost promieniowania w ultrafiolecie, który jest tylko niewielką częścią widma słonecznego.
W rzeczywistości, całkowita energia słoneczna docierająca do Ziemi zmienia się w czasie bardzo mało. W całym 11-letnim cyklu słonecznym, waha się o mniej niż 0,1 procenta, a nawet w okresie czasu od małej epoki lodowcowej z 1750,według Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu licząc do 2007 roku energia słoneczna wzrosła nie więcej niż około 0,12 procenta.
Kolejne szacunki Judith Lean z Naval Research Laboratory pokazują, że słoneczny wkład w ocieplenie w dwudziestym wieku, to 10 procent lub mniej. I ostatnie analizy trendów słonecznych sugerują, że w ciągu ostatnich kilku dekad Słońce rzeczywiście przyczyniło się do słabego działania ochładzającego, a nie wpłynęło na obserwowane ocieplenie.
Jest jeszcze znak zapytania lub dwa, jeśli chodzi o promieniowanie ultrafioletowe, gdzie lwia część energii słonecznej podlega zmienności. Jest możliwe, że promienie UV wchodzą w interakcję z ozonem w stratosferze w sposób, który hamuje tworzenie chmur o niskim pułapie, a tym samym pozwalają na więcej światła słonecznego docierającego do Ziemi, ale w praktyce nie ma żadnych dowodów na to, że jest to istotny czynnik.
Do mainstreamowych mediów zaczyna nieśmiało przenikać oczywistość, że głównym czynnikiem wpływającym na ocieplenie na Ziemi jest słońce a nie gazy produkowane przez człowieka. Ale dla wspomnianego w artykule IPCC to coś nie do pomyślenia, więc brną w oczywiste nonsensy podpierając się wyłącznie wygodnymi zestawami danych.