WIELKA EMIGRACJA
Nazwą „Wielka Emigracja” zwykliśmy określać polityczne wychodźstwo polskie po powstaniu listopadowym, zogniskowane głównie we Francji. Nazwa wyodrębnia tę właśnie formację emigracyjną od wcześniejszej, porozbiorowej, która wydała Legiony Dąbrowskiego, i wszelkich innych, późniejszych już znanych i zdarzyć się dopiero mogących. Niezależnie jednak od powtarzalności zjawiska emigracji w dziejach Polski dla wychodźstwa polistopadowego zarezerwowane zostanie owo kwalifikujące określenie: „Wielka Emigracja”. Nie przez nich samych nadane i nie od razu zaproponowane przez badaczy (nie używał go np. pierwszy monografista emigracji polistopadowej L. Gadon). To raczej wzrastające oddalenie kolejnych pokoleń od dziejów emigracji polistopadowej zmieniało perspektywę spojrzenia, pozwalając właściwiej ocenić rozmiary zjawiska i jego znaczenie dla kultury polskiej. Znaczenie wielkie, nieprzecenione, choć chyba jeszcze nie do końca uświadamiane. Na tyle wszakże już pojmowane, aby utrwalić się w powszechnym obiegu kwalifikujący termin „Wielka Emigracja”.
Albowiem przymiotnik „wielka” zawiera ocenę wartości, nie wielkości w sensie szacunku ilościowego. Pod tym drugim względem emigracja popowstaniowa nie stanowiła zjawiska wyjątkowego. Jej liczebność utrzymywała się w granicach 6—7 tys. ludzi. Wrażenie masowości mogło powstawać wskutek znacznej koncentracji wychodźców na tym samym terenie — Francji. Inne ośrodki emigracyjne były bowiem nieliczne (Belgia) bądź bez większego znaczenia dla całości zjawiska (Szwajcaria). Jedynie na terenie Anglii istniało liczące się skupisko Polaków o wyraźnej osobowości zbiorowej, określonej przez ideologie lewicowe i żołnierski skład socjalny. Toteż przez pewien czas tutaj właśnie aktywnie działało Towarzystwo Demokratyczne Polskie, szczególnie wśród żołnierzy, oraz powstały radykalne Gromady Ludu Polskiego:
Grudziąż w Portsmouth i Humań — na wyspie Jersey (1835). A po upadku Wiosny Ludów i wydaleniu działaczy TPD z Francji Londyn stał się siedzibą władz centralnych Towarzystwa Demokratycznego.
Nie podważało to w niczym roli Francji jako ogniska emigracji polskiej, a w niej decydującej roli Paryża, mimo wydanego przez władze zakazu osiedlania się przybyszów w stolicy i celowej polityki sytuowania wychodźców na prowincji, głównie w rejonach południowej Francji. Paryż też był siedzibą kolejnych komitetów narodowych o ambicjach reprezentowania ogółu, tu działały emigracyjne towarzystwa naukowo-literackie, instytucje dobroczynne i biblioteki, tu w Hotelu Lambert na wyspie Św. Ludwika osiadł ks. A. Czartoryski, wyznaczając tym samym punkt skupienia sił konserwatywnych.
W tej geografii emigracyjnej nie zaszły większe zmiany — poza likwidacją bądź rozproszeniem tzw. Dćpóts (Zakładów) grupujących w początkach nie tylko Wojskowych, ale także osoby cywilne — mimo że dzieje Wielkiej Emigracji są znacznie rozciągnięte w czasie. Powszechnie uważa się, iż granice jej trwania Wyznacza r. 1863. Między datami obu wielkich powstań — listopadowego i styczniowego — dokonało się uformowanie, rozkwit I zmierzch Wielkiej Emigracji. Odeszły jej przywódcze duchy, genialni poeci Słowacki, Mickiewicz Krasiński, wymarli wielcy starcy: Niemcewicz i Kniaziewicz wykruszyło się wielu działaczy politycznych, a tuż przed powstaniem styczniowym zmarł A. Czartoryski — znakomita postać emigracyjnej sceny politycznej. Można powiedzieć, że odeszła do historii emigracja zdominowana przez romantyzm — pokoleniowo i światopogląo0 także jako styl politycznego myślenia. Styl ów zakładał pierwszeństwo idei insurekcyjnej nad wszelkimi innymi formami działań oraz przywódczą rolę emigracji wobec kraju. Była to rola wysnuta z przekonania o wadze starszeństwa duchowego, charyzmy świętych nazwisk I wielkich postaci zgromadzonych na wychodźstwie, także z doświadczenia w walce wyniesionego przez uczestników powstania. Upływ lat wiele zmienił w mniemaniu emigracji o rychłości czynu zbrojnego i o własnym w nim udziale. Okazało się, że walka o Polskę dokonuje się przede wszystkim w Polsce, i ta codzienna, utrwalająca życie pod zaborami, i ta konspiracyjna niepodległościowa. Bez materialnej i duchowej gotowości kraju emigracja niczego zdziałać nie mogła, a jeśli mimo wszystko rzucała hasło walki, prowadziło to do klęski i nowych prześładowań Przykładem takiego aprioryzmu idei powstańczej emigracji była wyprawa Zaliwskiego w 1833 r., zakończona kompletnym wyniszczeniem insurgentów, oraz wiele innych niefortunnych akcji spiskowych organizowanych głównie przez TDP, jak choćby przygotowania do zrywu powstańczego w 1846 r. Niezależnie od licznych i ważkich powiązań przywódców powstania styczniowego z emigracją, był to pierwszy ruch, który bazował na konspiracji krajowej, jej kadrach i kierownictwie, samodzielnie też podjęto decyzję walce. Spodziewanych owoców nie przyniosła również żmudna akcja dyplomatyczna na rzecz Polski, jaką cały czas prowadził ks. Czartoryski, ani zbrojny udział Polaków w Wiośnie Ludów, a później w wojnie krymskiej. Z dużym też uzasadnieniem można powiedzieć, że impet działalności politycznej Wielkiej Emigracji załamał się właśnie na wojnie krymskiej. Przyniosła ona fiasko ambicji stronnictw emigracyjnych, stała się osobistą klęską Czartoryskiego jako polityka i ruiną romantycznych marzeń o niepodległości wywalczonej dla Polski na szerokich drogach wygnańczej wędrówki. We Francji i świecie pozostali nadal polscy emigranci polistopadowi i świeższej daty, wyrzucani poza kraj przez kolejne fale zaburzeń politycznych oraz represji. Przeżyć oni mieli we Francji jeszcze niejedne ciężkie chwile, jak oblężenie Paryża w czasie wojny Prusko-francuskiej i likwidację Komuny Paryskiej, co fizycznie zniszczyło wielu emigrantów, pchnęło ich w nędzę i śmierć. Wszakże są to już dzieje emigrantów, nie zaś Wielkiej Emigracji jako zjawiska o odrębnej podmiotowości historycznej i kulturalnej. Podstawowym dylematem Wielkiej Emigracji — intelektualnym, ideowym i organizacyjnym zarazem — stał się dylemat jedności. Jedności upragnionej, postulowanej i niemożliwej zarazem. Sporo energii tej społeczności zużyto na propagandę jedności, na wykazywanie wszelkich możliwych korzyści płynących ze zjednoczenia się i osiągnięto zbiór z tych upraw więcej niż skromny. Emigracja była i pozostała podzielona. Mimo że drogę tych działań będą znaczyły coraz nowe ciała organizacyjne już w nazwie kładące kategorię jedności: Komitet Narodowy Polski zawiązany przez Lelewela w grudniu 1831 r., Komitet Narodowy Emigracji Polskiej z gen. Dwernickim na czele (1832—1834), Komisja Korespondencyjna w Poitiers dla jednoczenia emigracji (styczeń — sierpień 1834), Komisja Korespondencyjna w Lyonie (czerwiec 1837), która dała początek Zjednoczeniu Emigracji Polskiej. I wcześniej, i później prowadzone były liczne inne akcje zjednoczenjo niejednokrotnie o wyraźnych ambicjach ideowych. Taką działalność jednoczącą uprawiał obóz ks. A. Czartoryskiego i — na drugim biegunie — Towarzystwo Demokratyczne Polskie, któremu co prawda nie udało się skupić wokół siebie całej emigracji — mimo dużych wpływów i popularności — udało mu się natomiast skutecznie kompromitować inne hasła zjednoczeniowa i rozbijać powstałe struktury organizacyjne np. Zjednoczenie Emigracji Polskiej. Inicjatywy te rozpatrywać można jako szereg wysiłków zmierzających do zjednoczenia emigracji, ale wolno też spojrzeć na nie jako na samoistny dramat niemożności zjednoczenia który ma swoją logikę, swój rytm wydarzeń, swoje motywacje psychosocjologiczne także swój język publicystyczny i literacki. Stanowi więc fenomen, który nazywamy tu niemożnością zjednoczenia, o wiele ważniejszy i bogatszy niż chwilowe sukcesy konsolidacyjne a być może istotniejszy także od samego zjednoczenia, gdyby się ono dokonało. Te ciągłe i płonne wysiłki konsolidacyjne odsłaniają najpewniej esencję emigranckości jako zjawiska psychosocjologicznego zjawiska, w którego zasadzie tkwi podział i dezintegracja, przewaga energii odśrodkowych nad skupiającymi. Ale niemożność jedności ma także wymiar światopoglądowo-polityczny. Wskazuje na rolę nowoczesnego, złożonego myślenia o rzeczywistości polskiej rozpatrywanej w kategoriach teorii nowożytnego narodu, konfliktów interesów społecznych, rozbieżnych zasad ideowych mimo wspólnoty celu nadrzędnego — wolnej Polski. Doświadczenie emigracji w tym względzie, nazwijmy je z grubsza doświadczeniem politycznym, ma ogromne znaczenie dla wszelkich nowoczesnych myśli o jedności i funkcjonowaniu mechanizmów konsolidacyjnych. Mechanizmy te ujawniają swą siłę w momencie ewidentnego zagrożenia wspólnej całości, w walce z wrogiem zewnętrznym itp. Natomiast emigracja działała w warunkach niejako laboratoryjnie czystych, na swoistej wyspie emigranckiej wyjętej z miąższu polskiej rzeczywistości historycznej, stawała się przeto terenem permanentnej dyskusji o Polsce i w ogóle dyskusji politycznej, rządzącej się niejako własnymi regułami sztuki myślenia i szermierki polemicznej.
Bezpośredni kontakt z politycznymi doktrynami Zachodu i rzeczywistością społeczną, która rodziła te doktryny, sprawił, że sprawę polską i przyszłość kraju poczęto rozważać w kontekstach i perspektywach, w których ona pierwej nie pojawiała się i tak wyraziście nie była uświadamiana. Teorie polskiej emigracyjnej demokracji, czasem tak radykalne jak lewica TDP, nie tylko „pożyczały głosu” od socjalistów utopijnych, od angielskich czartystów, a nawet od twórców naukowego socjalizmu, lecz stosowały te założenia i kategorie do myślenia o Polsce, zwłaszcza o Polsce jutra.
Teorie bliskie walce klas jako istocie bytu społecznego muszą rezygnować z pojęcia zjednoczonej całości, chyba że będzie to całość podporządkowana jednemu hegemonowi. Dla demokratów emigracyjnych takim hegemonem był polski lud. Nie mógł być nim dla zwolenników ks. Czartoryskiego, którym marzyła się restytucja monarchii związanej z rodem Czartoryskich. Zatem zgoda i jedność wykraczały poza dobrą wolę jednostek i grup, tkwiły u fundamentów politycznego działania emigrantów. A właśnie społecznością polityczną nazwała siebie emigracja, w działalności politycznej widziała sens swego bytu i historyczne przeznaczenie.
„Kiedy pięć tysięcy Polaków mocą politycznego wstrząśnienia wywędrowało z rodzinnej i osiadło docześnie na obcej ziemi, trudno by było przypuścić nawet, aby polityka nie stała się głównym żywiołem ich myśli, ich nadziei, ich życzeń, ich mów, ich pism — jakoż stała się!” (O centralizacjach demokratycznych, „Kronika Emigracji Polskiej” 1837, t. VI).
Cytat przywołuje historyczną genezę wspólnoty emigracyjnej, fundament jej istnienia — powstanie listopadowe. Wszakże to wspólne doświadczenie stało się równocześnie czynnikiem dezintegracji, jątrzących podziałów, śmiertelnych nienawiści. W paradoksalny sposób powstanie listopadowe łącząc tych ludzi — gruntownie i od początku ich podzieliło. W decydującej mierze zaważyło też na psychicznym i socjalnym obrazie emigracji, na sposobie, w jaki ukształtowała się ta społeczność, powszechnie przez współczesnych i potomnych uznawana za skłóconą, pełną negatywnych namiętności i braku wzajemnej tolerancji.
Uchodźcy z Polski 1831 r. byli ludźmi wielkiej klęski. Nieśli z sobą świadomość katastrofy ojczyzny, ruiny własnego życia, ale także gotowi byli do wewnętrznej dyskusji o szansach powstania listopadowego, do poszukiwania winnych porażki, do rozrachunków. Te namiętne spory toczyły się już w trakcie powstania, finalna klęska tylko je nasiliła, spór o przeszłość czyniąc główną namiętnością, tworzywem intelektualnym i ową paradoksalną jednością niezgody. Na emigracji zaś nie brakowało warunków dla prowadzenia sporu o powstanie. Znaleźli się na niej bowiem wszyscy, z wyjątkiem kilku generałów i K. Lubeckiego, który osiadł w Petersburgu, znaczący uczestnicy powstańczej sceny polityczno-militarnej. Początkowy sposób rozlokowania uchodźców wojskowych w sporych Zakładach na prowincji francuskiej (Avignon, Besanęon, Bourges i in.) także sprzyjał koncentracji zainteresowań wokół niedawnej przeszłości i przekształcał te administracyjnie zaprogramowane ośrodki w kuźnice dyskusji politycznej. W ogóle koncentracja uchodźców na terenie Francji, widoczna już w I. 1832—1833, stwarzała znaczące zagęszczenie sceny politycznej, prowokujące wprost do podjęcia wewnątrzpolskich akcji politycznych.
Wreszcie czynnik o dużym znaczeniu stanowiła dostępność druku, techniczna łatwość, publikacji, która oddawała wypowiedź drukowaną na usługi jednostek, grup, stronnictw. Nie chodzi tylko o znaną obfitość prasy emigracyjnej, publikacji periodycznych, których bujny żywot rozpoczyna w lipcu 1832 r. „Pamiętnik Emigracji”. Mowa przede wszystkim o broszurach i drukach ulotnych, które prawdziwie bombardowały emigrację, stając się instrumentem walki politycznej, wpływu na opinię środowiska i zarazem rysem charakterystycznym publicznego stylu życia. Te właśnie druki ulotne pierwej jeszcze niż prasa odsłoniły rozmiary zjawiska, które można nazwać dążnością rozrachunkową emigracji. Rozrachunek obejmował przede wszystkim przeszłość powstańczą, ocenę ludzi, wskazywanie winnych. Fala rozrachunkowa zagarniała szeroką publiczność, tych zwłaszcza, którzy plasowali się w strefie wpływów byłego rządu powstańczego lub mieli do czynienia z funduszami narodowymi. Oskarżenia o nadużycia finansowe, defraudacje bądź marnotrawienie mienia publicznego stanowią częstą podstawę ataku zmierzającego do dyskredytacji moralnej i cywilnego uśmiercenia. Atakowani korzystali niejednokrotnie z tej samej broszurkowej możliwości obrony, co dawało w efekcie ciąg dość niskiej w tonie publicystyki pełnej obelg i pomówień, gruntującej atmosferę dwuznaczności moralnej i powszechnej podejrzliwości. Emigracja, która stworzyła szereg własnych instytucji, nie miała i mieć nie mogła instytucji państwowo-administracyjnych, takich jak np. sądy. Toteż quasi-sądem stawała się cała publiczność emigracyjna i przed jej trybunał wyciągano te sprawy ani do końca nie zbadane, ani rzeczywiście wyjaśnione.
Wolna gra rozrachunkowa podnosiła nie tylko temperaturę życia emigracyjnego — pojedynki obrażonych, bicia paszkwilantów — ale stawała się siłą ważącą na ośrodkach emigracyjnej władzy i na próbach konsolidacji ogółu wokół byłych przywódców powstania. Taki, wydaje się, cel i charakter miała permanentna akcja rozrachunkowa, obejmująca przeszłość i teraźniejszość, prowadzona przez „Nową Polskę” (1833—1844), redagowaną, a w dużej mierze także pisaną, przez J. B. Ostrowskiego. Z pióra tego zdolnego dziennikarza, świadomego poetyki pomówienia i pamfletu, lał się jad przeżerający pozłotę obywatelskiej cnoty, okrywającej wielkie historyczne nazwiska Czartoryskiego, Kniaziewicza, Niemcewicza i in. „Nowa Polska” mierzyła przede wszystkim w tuza emigracji — ks. Czartoryskiego, ale przy okazji Ostrowski oczyszczał pole ze współpracowników i moralnych filarów koterii. Komu mógł, podrzucał podejrzenie o niekontrolowane korzystanie z funduszów narodowych, także samemu Kniaziewiczowi, o wystawne życie za nie swój grosz, o koteryjne dzielenie zasiłków emigranckich — kupowanie zwolenników — a Niemcewicza wyświstał pamfletowo jako „miodopłynnego pisarza arystokracji” i zarazem „bezwstydnego potwarcę najnieskazitelniejszych obywateli”. Nawet próbę towarzyskiej konsolidacji wybranych kręgów emigracji próbował przedstawić jako przejaw brudu moralnego sytych morderców ojczyzny, obojętnych na los głodujących współbraci.
Propagandowe zasady dziennikarskiej roboty J. B. Ostrowskiego to atakowanie wyobraźni czytelników, mobilizowanie ich gniewnych emocji i moralnego oburzenia, stwarzanie przeświadczeń o tak głębokim znieprawieniu arystokratycznej części emigracji, iż każdy miał prawo poczuć się jej sędzią. A w języku ideowej polityki pisma rzecz ujmując, porządny i moralny emigrant winien przystąpić do niszczenia wszelkich starych więzi i struktur przeniesionych na emigrację:
„Musiemy [...] wyrąbywać drogę naszym wyobrażeniom, niszczyć mniemania, odsłaniać szanowne imiona, burzyć co jest, robić czystą i wolną przestrzeń, odsunąć rumowiska nim położem węgielne kamienie [...] zupełnie nowej budowy”.
J. B. Ostrowski zarysów tej „nowej budowy” nigdy nie przedstawił, ale też nie po to powoływał „Nową Polskę” do istnienia. Przeznaczył pismu rolę destruktora ładu pojmowanego przezeń jako ład ufundowany na „ „hienizmie”, czyli interesach arystokracji, oraz na martwocie idei sprzecznej z istotą życia — ruchem. M. in. w wyniku fanatycznej działalności tego romantycznego ekstremisty doszło do przejściowego, lecz gwałtownego upadku autorytetu ks. A. Czartoryskiego. Książę już w czasie powstania listopadowego był postacią kontrowersyjną, jako zaś prezes Rządu Narodowego między styczniem a 15 VIII 1831 r. skupił na sobie wrogość sił rewolucyjnych. Niemniej liczne pozostało grono ludzi wpływowych a bliskich mu ideowo, którzy na emigracji chętnie widzieliby w nim sztandarową postać orientacji konserwatywnej w myśleniu społecznym i tzw. gabinetowego stylu uprawiania polityki polskiej. W owym systemie gabinetowym książę upatrywał jedyne realne źródło wpływania na los Polski i uczynienia z jej spraw przedmiotu uwagi rządów Europy. Podstawę prawną zasadności takich działań znajdował w podziale stref wpływów w Europie ustalonym na Kongresie Wiedeńskim. Kongres przyznawał Polakom określone uprawnienia polityczne i społeczno-obywatelskie, przede wszystkim tej części ich terytorium, która stała się Królestwem Polskim, a była niedawnym teatrem powstania niepodległościowego. Zobligowanie sygnatariuszy postanowień Kongresu Wiedeńskiego do renegocjacji z Rosją łamanych przez nią zobowiązań i — bć może — poszerzenie uprawnień polskich stanowiło fundament owej „gabinetowej” polityki Czartoryskiego, którą tuż po powstaniu książę podjął na terenie Anglii, gdzie początkowo często przebywał. Ten wyrazisty rys jego akcji dyplomatycznych, sytuujący zabiegi o Polskę w ramnch legalizmu układów międzynarodowych, bardzo szybko stał się osią krystalizacyjną emigracji, przyciągając do księcia wszystkich zniechęconych do zrywow orężnych i wrogich rewolucyjnym ‚„szaleństwom motłochu”. Z równą energią stanęli przeciwko polityce Czartoryskiego, a poniekąd i jego osobie, nie tylko ludzie liczący na sojusz ludów jako ratunek dla Polski, ale także wszyscy ci, którzy uważali, że „Polski się przez gabinety nie postawi na nogi”. Zapalczywi i radykalni uważali wręcz, że jest to zbrodnicza, podwójna zdrada: Polski i emigracji.
Poniekąd efektem tych sporów o politykę i osobę Czartoryskiego stało się oświadczenie opublikowane we francuskim czasopiśmie „Le Messager” i szeroko kolportowane wśród emigrantów, w których odmawiano Czartoryskiemu prawa działania w imieniu emigracji i reprezentowania jej interesów na zewnątrz. Pod tym Aktem przeciwko Adamowi Czartoryskiemu, wyobrazicielowi systematu polskiej arystokracji (1834) zebrano niemałą liczbę 2840 podpisów. Ponadto wiele skupisk emigranckich, zwłaszcza Zakłady wojskowe, formułowały własne akty oskarżycielskie, obciążające księcia odpowiedzialnością za przeszłe nieszczęścia ojczyzny i obecne niedole wygnańców.
O rozmiarach kryzysu zaufania do reprezentantów byłych władz powstańczych i — szerzej — do linii politycznej księcia świadczą wyniki wyborów do Komitetu Narodowego Emigracji Polskiej gen. Dwernickiego (1832). Niemcewicz otrzymał 2 głosy, gen. Dembiński 9, Kniaziewicz 317, Czartoryski 378, podczas gdy Worcell 1291, Mickiewicz 1160, J. B. Zaleski 827. Zaufanie ludzkie przesunęło się ku niezawodowcem politycznym, ku postaciom nowym, skromnym lub ku autorytetom duchowym — Mickiewicz — nie skompromitowanym udziałem we władzy. Tak m. in. rozpoczęła się kariera emigracyjna Zaleskiego, który symbolizował tyle ceniony w powstaniu sojusz liry i miecza. Ludziom o takich biografiach chciano ufać, ich nie obejmowała nerwica podejrzliwości o służenie koteriom, partiom lub — jak mawiano — sektom politycznym. Zarazem wstręt do „systematu arystokrackiego” ogólnie radykalizował emigrację, czyniąc tę ciężko znerwicowaną społeczność otwartą na hasła lewicy, stąd często powtarzający się w ówczesnej publicystyce sąd, że większość emigrantów ma poglądy republikanckie.
W początkach emigracji istniał moment, w którym zarysowało się coś w rodzaju negatywnej jedności przeciwko obozowi arystokracji. Ten ruch jednoczący wzmagało także realne zagrożenie bytu emigracji jako wychodźstwa politycznego, wnoszone przez werbunki wojskowe do Portugalii, do Algieru, proponowane bądź prowadzone przez gen. Bema, W. Zamoyskiego, przez władze francuskie, a w sumie spisywane na konto ks. Czartoryskiego. Stąd podejrzenie, iż perfidnie działa on na zgubę emigracji, pragnie osłabić jej polityczny charakter i fizycznie wyniszczyć ludzi, czyniąc z nich zaciężnych żołnierzy w różnych punktach świata.
Ta ncgatywna konsolidacja emigracji powiodła się jedynie do pewnego stopnia, m. in. wskutek taktycznej zręczności ks. Czartoryskiego i ludzi jego orientacji. Nie tylko podjęto kontrakcję rezolucji w obronie księcia, również podpisywanych przez masy wychodźcze. W efekcie nad emigracją przetoczyła się walka „podpisowa”, a sygnowana lista emigrancka stała się miernikiem opinii publicznej. Więcej, książę dokonał paru istotnych zmian w swoim programie, wysuwając na czoło tzw. ideę insurekcyjną, co w dużej mierze osłabiło zarzut gabinetowego, dyplomatycznego manipulowania sprawą polską.
Orędownikiem nowej koniunkcji walki o niepodległość z konserwatywnym prograem Czartoryskiego stał się pod koniec życia M. Mochnacki. Jego publicystyka z tego czasu, zwłaszcza głośne wśród wychodźców Pismo okólne ojicerów, podojkerów i żolnierzy z zakladu Auxerre do rodaków w emigracji (1834), podnosiła konieczność walki o Polskę własnymi siłami, w porozumieniu z narodem, bez czekania na interwencje dyplomatyczne bądź na rewolucję powszechną ludów. Z biegiem czasu ten program samodzielnej insurekcji pocznie odgrywać coraz większą rolę w wewnętrznej konsolidacji czartoryszczyków i w ich wyobrażeniach o docelowości działań emigracyjnych. Po takim przeformułowaniu poglądów na niepodległość program księcia Adama stawał się najpoważniejszą kontrpropozycją dla założonego w 1832 r. Towarzystwa Demokratycznego Polskiego i drugim — obok demokratów — centrum polaryzacji ideowej wychodźców. Równolegle z uświadamianiem sobie głębokich różnic dzielących emigrację poczęto zarazem pojmować swoistą jałowość procesów rozrachunkowych. W tej poważnej sprawie powiedziano wiele, gorzko i często zasadnie, dotykając zarazem granicy sensowności rozciągania w czasie tematu, który stopniowo drobniał, zamieniając się w permanencję sporów, intryg, a nawet awantur, w nieznośną atmosferę konfliktów i napięć, które ludzie odczuwali jako piekło emigranckie, jako społeczny stan chorobowy. Publicystyka ówczesna analizowała nawet objawy „chorób” emigracji sądząc, że ich skutki mogą być złowrogie dla całego organizmu wychodźstwa. Mówiono o samozniszczeniu, podejrzewając zresztą, że kryje się za tym życzeniowy bądź działany plan Moskwy. Przysłowiowe stały się zwłaszcza dyskusje w siedzibie Komitetu Narodowego Polskiego, potem „Ogółu paryskiego”, przy ulicy Taranne, zwane potocznie Taranem, gdzie w toku namiętnych polemik dochodziło do miotania ciężkich oskarżeń i równie głębokich obraz kończonych wyzwaniami na pojedynki. Najbardziej radykalnych i krzykliwych bohaterów Taranu — T. Krępowieckiego, J. Czyńskiego, A. Gurowskiego, ks. A. K. Pulawskiego — uczynił Mickiewicz obiektami paru satyrycznych wierszy, które nawet jeśli nie są sprawiedliwe wobec ludzi, dobrze trafiają w atmosferę miejsca i czasu: „,Pies i wieprz gryzły się z sobą, / Kto z nich jest trzody ozdobą, J Gryzła się kotka ze świnią, / Kto z nich w domu gospodynią, / Kłócili się hrabia z popem, / Kto z nich jest poczciwszym chłopem”.
Toteż w pewnym momencie wiele środowisk emigracyjnych na pierwszy plan poczyna wysuwać potrzebę i sposoby ocalenia tej społeczności. Politycy nadal chętnie będą używali terminologii, czasem zgoła frazesu, jedności. Wszakże nie polityczna płaszczyzna konsolidacyjna przynieść miała zjednoczenie temu, co było i pozostać miało podzielone. Jeśli emigracja uzyskała swego rodzaju odrębną osobowość i ukształtowała się jako organizm o widocznych rysach spójności, stało się to w dużej mierze dzięki literaturze, jej potężnemu wpływowi na życie, jej scalającemu działaniu. Jednoczenie emigracji miało zatem przede wszystkim duchowy charakter.
Trzeba tu wskazać na kilka ważniejszych propozycji duchowego zjednoczenia, budowania
więzi scalających niejako ponad racjonalnymi argumentami podziałów.
Propozycją o małym stopniu skomplikowania była podnoszona przez publicystykę konserwatywną 1 przez literaturę, np. przez S. Witwickiego w Wieczorach Pielgrzyma (1833—1835), idea wspólnoty rodzinnej. Polacy na wygnaniu są rodziną połączoną miłością do wspólnej matki, dla niej cierpią i ponoszą ofiary, zatem „serce rozrzewnione i podniesione” powinno być jedynym rozumem wygnańców, kierującym nimi we wszelkich sprawach Polski i Polaków dotyczących.
W jakiejś mierze konsekwencją tego myślenia był zamiar zwolenników Czartoryskiego lansowania go na króla Polski, „króla de facto”, króla bez państwa, Polska bowiem stanowiła ciągle jeszcze ideę przyszłości. Propagujące tę koncepcję stronnictwo Trzeciego Maja działało jak ugrupowanie polityczne, organizacyjny wyraz skupionych wokół Czartoryskiego sił konserwatywnych. Ale pomysł powoływania króla bez królestwa miał swój wymiar duchowy, silniejszy bodaj niż polityczna realność tej koncepcji władzy. Odwoływał się właśnie do wyobrażeń o rodzinie, do jej porządku paternalistycznego z królem-ojcem i królową-matką, obejmującego wszystkie dzieci mitycznej matki ojczyzny: i te w kraju, i te „w rozproszeniu”. wiadomi rzeczy bądź tylko trafną intuicją wiedzeni publicyści czasopisma „Trzeci Maj” (1839—1848) ze smakiem wydobywali ojeowskomatczyne rysy małżonków Czartoryskich. Tradycyjna „familia” powiązana interesami rodowymi Czartoryskich transfigurowała w rodzinę polską symbolizującą godność i jedność narodu. Stąd też rozbudowana rola królewskiej małżonki — księżnej Anny, poniekąd patronki wszystkich Polaków: „Widzieliśmy i podziwialiśmy tę matkę swojego rodu, tę matkę Polski, na przemiany czuwającą nad chorą córką i pracującą przy krosnach dla osłodzenia losu biednych Polaków; to było godnym kochającego serca matki i małżonki człowieka, który przez czyn stał się naczelnikiem polskiego narodu” (Księżna Anna Czartoryska, „Trzeci Maj” 1839). Sam Czartoryski z podanego na wzgardę emigracji człowieka „partii” i „sekty politycznej” przeradzał się w króla-ojca i w tym nowym wcieleniu stawał się wielką postacią emigracji.
Diametralnie odmienna była jednocząca zasada Mickiewicza zawarta w Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego (1832). Formuła Mickiewicza była etyczna i polityczna zarazem. Skupiała ludzi wokół tych samych idei — służby wolności, równości, obowiązku, braterstwa walczących, wspólnej osobowości żołnierskiej. Każdy emigrant stawał się bowiem żołnierzem wolności. Nie był wygnańcem skazanym na degradującą i uciążliwą formułę losu, lecz dostojnym pielgrzymem, wędrownikiem ku wolnej ojczyźnie własnej i ku wolności ludów zarazem.
Księgi ukazały się dostatecznie wcześnie (grudzień 1832), aby zaważyć na formowaniu się płynnej masy emigranckiej, a przede wszystkim utwierdzić polityczny charakter pielgrzymstwa jako rys dominujący wychodźstwa polskiego. W tym sensie Księgi pośrednio wypowiadały się przeciwko rozpraszaniu emigrantów po świecie w charakterze żołnierzy najemnych lub biedaków poszukujących chleba, a także wtapianiu się w społeczność ich goszczącą. Prawdą jest bowiem, że procesy asymilacyjne ogarnęły nikły procent wychodźców. Niewielu ożeniło się z Francuzkami, większość niechętnie uczyła się zupełnie nowych zawodów bądź podejmowała pracę dla chleba.
Oczywiście wielorakie były przyczyny tych zachowań, ale można przypuszczać, że na ukształtowanie się statusu emigranta jako żołnierza wolności — a jest to wyobrażenie dominujące — wywarły wpływ także Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego.
Wracając emigrantom godność żołnierzy w Księgach, w Panu Tadeuszu (1834), Mickiewicz podarował im łaskę nadziei. Nadziei na triumfalny, radosny powrót do ojczyzny. Dla wychodźców ówczesnych o wiele bliższa i bardziej uchwytna niż dzisiaj była więź między nimi a t7w. pierwszą emigracją, która wydała Legiony Dąbrowskiego. Zył przecież między nimi gen. Kniaziewicz, jeden z bohaterów tamtej emigracji. Także publicystyka chętnie odwoływała się do dziejów swych znakomitych poprzedników. Mickiewicz o tym wiedział, świadom był też siły analogii, wymowy znaku profetycznego, jakiego nabierała historia tamtych ludzi i działań. Toteż w Panu Tadeuszu nie tylko wspomina się minione już dzieje, ale przywołuje je jako zapowiedź przyszłości, jako rytm możliwy do powtórzenia, jako finał wpisany w logikę polskiej emigracji. Tę wiarę, tę nadzieję ożywiał Pan Tadeusz wówczas, gdy zamierało przeświadczenie pierwszych lat o rychłym, niejako z marszu, powrocie do ojczyzny, gdy z koniunkcji gwiazd na politycznym niebie coraz bardziej wyzierała zapowiedź długiego czekania.
Pan Tadeusz dotyka też innej kwestii, ważnej z emigranckiego punktu widzenia: pewnych rysów zbiorowej osobowości wychodźców związanych z ich losem, określonych przez przymus wspólnego przebywania poza krajem. Publicystyka emigracyjna i literatura rozpoznawały to zjawisko, częstokroć uciekano się do terminu choroby, sugerując, że cechy odbiegające od normy stanowiły o rysach tego zbiorowego portretu.
Wszyscy niemal odnotowywałi zjawisko, które można by określić jako zwichnięcie właściwej perspektywy w ocenie spraw i ludzi. Drobiazgi własnego mikrośrodowiska urastały do rangi poważnych wydarzeń, angażując energię i emocje ludzkie. Tu biło dodatkowe źródło drażliwości i kłótliwości, które rzucały się w oczy przybyszom z kraju, a dotkliwie utrudniały egzystencję samym emigrantom. Niemniej były tej egzystencji niezbywalną cechą. Mickiewicz sądził, że emigracja wypacza ludzi, że jest „złym” powietrzem dla ich organizmów i najlepszym lekarstwem okaże się „zdrowe obozowe powietrze” przyszłej walki o Polskę, które uzdrowi ludzi, przywracając właściwą perspektywę życiu.
Także pisma satyryczne próbowały kpić z emigranckiego zwaśnienia, a moralistyczne — piętnowały owo zwichnięcie proporcji spraw i wartości, konfrontując skalę lokalną z ogółnokrajową. Taki sens miały np. Bajki Marcinowej (1845) J. Czyńskiego, a zwłaszcza uzupełniająca je fingowana korespondencja z kraju, przynosząca ocenę społeczności emigranckiej alegorycznie reprezentowanej w bajkach.
Emigracja rozwinęła formy życia, zwłaszcza grupowego, rzadziej występujące w społecznościach tzw. normalnych, zdominowanych przez życie rodzinne. Uprzywilejowała grupowe związki z wyboru, przede wszystkim religijno-moralne. Stanowiły one odpowiedź na emigracyjną samotność i dezintegrację, zarazem wszakże potwierdzały przekonanie o skłonności tego środowiska do dziwactw, manii, osobliwości. Sąd ten w mniejszej mierze da się odnieść do tzw. Domku Jańskiego (nazwanego tak od osoby założyciela, B. Jańskiego), jednoczącego samotnych mężczyzn powiązanych zamiarem doskonalenia wewnętrznego. Ta wspólnota religijno-moralna przerodziła się w zakon świecki, wreszcie w stowarzyszenie zakonne braci zmartwychwstańców. Natomiast z pełną zasadnością o osobliwościach i dziwactwach obyczajowych można mówić przy towiańczykach, grupie wyznawców nauk i czcicieli osoby A. Towiańskiego, posiadających wyraźne cechy sekty religijno-moralnej. Poglądami, przede wszystkim mesjanizmem osobowym, dążeniami, a nade wszystko stylem zachowań, towiańczycy ostro wyodrębniali się z emigracyjnej codzienności ogółu.
Rys powszechny życia emigracji tworzyła natomiast nostalgia, którą już współcześni uważali za naczelną chorobę emigracji. Im silniejsze było poczucie jedności z krajem w czasie walk powstańczych, tym gwałtowniej odczuto na wychodźstwie uderzenie obcości owocujące rozpaczliwą tęsknotą za Polską, która stawała się po trosze tęsknotą za piękną miarą własnego życia. Z perspektywy „paryskiego bruku”, z oglądu wygnańczego nędznego żywota, ojczysta przeszłość dość rychło zamieniła się w mit szczęścia doskonałego, w krainę idealną o nieporównywalnych zaletach i pięknie.
Sytuacja ta owocowała nie tylko objawami emocjonalnymi, ale również przemyśleniami intelektualnymi charakterystycznymi dla emigracji, lecz ważącymi również na całej kulturze polskiej. Chodzi o szczególną rolę pamięci przeszłości i pamiątek z kraju rodzinnego. Te pamiątki zamieniały się rychło w rekłiwie, a pamięć o kraju w religię patriotyczną. W zachowaniach emigrantów, ich stylu życia pojawiła się pewna ostentacja swojszczyzny, wyodrębniająca ich spośród ogółu jako swoistość kulturową. Były to zapewne świadomie budowane więzi jednoczące emigrantów, ale zarazem linia demarkacyjna dzieląca ich od kraju dobrowolnego wygnania. Emigracja ówczesna na skalę dotąd dziejom polskim nieznaną zetknęła się bowiem z problemami ksenofobii, fetyszyzmu narodowego, ze stosunkiem między swojskim i obcym. Mogły się te zawiłe problemy ograniczać do sfery niejako bezrefleksyjnej owocując nostalgią, która w skrajnej postaci prowadziła — jak sugerują pamiętnikarze — do depresji nerwowych, przedwczesnych zgonów, samobójstw oraz rytuałów życia i śmierci wśród pamiątek-relikwii. Mogły się manifestować w ciekawostkach obyczajowych, epatujących Francuzów, jak polskie osobliwości kulinarne w rodzaju „patisserie nationale, supćrieure en qualitć et en goót” — les babas i les ponchki, sprzedawanych w Patisserie Polonaise.
Wszakże sytuacja wyosobnienia unaoczniała również z całą powagą problemy intelektualne i moralne związane z koniecznością określenia się wobec innych. Te delikatne kwestie świadomości niemal zupełnie nie są zbadane, niemniej ze sposobu, w jaki ukształtowała się literatura na emigracji, można sądzić o żywotności relacji „swoi — obcy” dla całej społeczności wychodźczej.
Wybitna część tej literatury związana jest wprost z chorobą nostalgiczną: jest jej wytworem, wskazuje na rozmiary zjawiska i stanowi swoiste na nie remedium. To przede wszystkim Pan Tadeusz i większość emigracyjnej twórczości Zaleskiego, żeby wskazać przykłady najbardziej znamienne. U Mickiewicza rodzimość jest zarówno pamięcią doskonałą tego, co swojskie, jak też estetyczną i moralną tej swojszczyzny nobilitacją. Nie tyle angażuje się w walkę przeciwko innym wzorcom, ile formuje wizerunek własny polskości z troską o jej wyrazistość, intensywność i urodę mierzoną polską miarą gustu. Ten gust będzie się objawiał w upodobaniu do szczegółów, drobiazgów życia i krajobrazu, typów ludzkich i rysów obyczaju. Do tego wszystkiego, co jest zanurzeniem w bycie, daje złudzenie autentyczności polskiego istnienia. Estetyka rodzimej autentyczności odpowiada sposobowi emigracyjnego chorowania na polskość. Przynosi też stosunkowo prosty, może skuteczny, sposób terapii: wykorzenionym i chorym z tęsknoty pozwala w przeżyciu estetycznym połączyć się z ojczyzną, „zażyć” esencję rodzimości.
Ten sposób widzenia własnego kraju miał wówczas i długo potem namiętnych przeciwników, wystarczy wymienić Słowackiego i Norwida, których drażniła w Panu Tadeuszu „wieprzowatość” życia, bezmyślność egzystencji, estetyka flamandzkiej karczmy w opisie detali obyczajowych. A istnieje przecież jeszcze swoisty autokomentarz Mickiewicza do Pana Tadeusza, tekst ówcześnie nie publikowany, dziś zwany Epilogiem. Dokonuje się w nim wręcz moralnej kwalifikacji swojszczyzny-polszczyzny jako nieporównanie wartościowszej od znanej emigrantom rzeczywistości francuskiej: „Tam, gdzie do pana przywiązańszy sługa / Niż w innych krajach małżonka do męża, / Gdzie żołnierz dłużej żałuje oręża / Niż tu syn ojca; po psie płaczą szczerze / I dłużej, niż tu lud po bohaterze” (Epilog, w. 95—99). Niewykluczone, że emigracja w ogóle stwarza warunki dla kariery partykularyzmu. Właśnie wskutek lęku przed wykorzenieniem i utratą pamięci doskonalej — gwaranta więzi z ojczyzną.
Ale partykularyzm nie jest jedyną perspektywą spojrzenia emigracyjnego na polskość i bynajmniej nie najważniejszą. Już Pan Tadeusz odsłania całe skomplikowanie tego zjawiska. Nie tylko wskutek wieloznaczności utworu, także dzięki istnieniu w nim projektu polskości idealnej, bardziej mitycznej niż realnej, bardziej śnionej i marzonej niż istniejącej gdziekolwiek. Regionalny partykularyzm jest w tej konstrukcji jedynie budulcem, współkomponentem ojczystości idealnej, całości równie konkretnej i nieuchwytnej jak romantyczny symbol świata odrodzonego — Jeruzalem Słoneczna.
Każdy naród posiada taki projekt idealny własnej osobowości zbiorowej — podstawę identyfikacji, wzór stymulujący, źródło stereotypów. Dla Polski w niewoli, zarazem Polski nowożytnej, taki projekt stworzyła właśnie literatura romantyczna, zwłaszcza powstająca na emigracji. Wydaje się, że sytuacja emigracyjna nie tylko podsycała potrzebę istnienia owego projektu idealnego, ale wręcz umożliwiała takie mityczne widzenie ojczyzny — ekspresję jej ducha.
Do istoty emigranckiego spojrzenia na Polskę i na siebie samych należał także mesjanizm. Można powiedzieć, że wśród masy wychodźstwa istniała atmosfera mesjanistyczna. Sens emigracji pojmowali bowiem jako dopełnienie misji rozpoczętej powstaniem listopadowym, czynem orężnym, zamienionym obecnie na cierpienie i ofiarę. „Nasze cierpienia tak są w istocie wielkie, że ich nie godzi się kłaść na karb zwyczajnych wypadków. Albo jeszcze naród nie odpokutował, albo cierpienia jego potrzebne są dla sprawy ludzkości” (Emigracja polska, broszura, 1833). „Tak tedy tułactwo polskie we Francji jest powołane do głoszenia wolności i odbywa pielgrzymkę apostolstwa w sprawie ludzkości” (Całoroczne trudy Komitetu Narodowego Polskiego na dniu 8 grudnia 1831 r. we Francji zawiązanego, Paryż 1831—1833; jest to sprawozdanie autorstwa Lelewela). „Lud polski był ludem, który się dla wolności Europy wydał cały: zwyciężając byłby zbawcą, pokonany jest męczennikiem” (Adres tulaczów polskich we Francji do Izby Deputowanych francuskich przez Ogól paryski proponowany, [w:] Całoroczne trudy...). Mesjanizm też stanowić będzie wyrazistą barwę literatury polskiej na emigracji, jej sposobu widzenia przeszłych i przyszłych losów narodu. Mesjanizm religijno-polityczny, którego klasyczne upostaciowanie przynoszą Dziady drezdeńskie (1832) Mickiewicza, polityczny mesjanizm wolności zawarty w idei Polski jako Winkelrieda narodów z Kordiana (1834) Słowackiego, wreszcie mesjanizm pokutnej ofiary J. B. Zaleskiego.
Zarówno literacki, jak też inaczej wypowiadany mesjanizm powodował doniosłe konsekwencje w świadomości zbiorowej Polaków, szczególnie w zakresie rozważanego tu stosunku do innych. Są to konsekwencje różnorakie, z trudem poddające się jednoznacznym ocenom. Na pewno sprzyjał nadmiernej samoafirmacji, przekonaniu o wyjątkowości roli przeznaczonej każdemu Polakowi: „Nie wszyscy jesteście równie dobrzy, ale gorszy z Was lepszy jest niż dobry cudzoziemiec; bo każdy z Was ma ducha poświęcenia się” (Mickiewicz, Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego). Upowszechniał także więź identyfikacyjną między cierpieniem a polskością, patriotyzmem a martyrologią, przyczyniając się do dosyć trwałych przemian w świadomości i zachowaniach zbiorowych, co nasunęło później Norwidowi porównanie Polski do kaplicy cmentarnej.
Ale zarazem ani horyzont dążeń, ani skutki mesjanizmu nie ograniczały się do polskiego partykularyzmu, choćby najwznioślej wypowiadanego. Mesjanizm stanowił również, a może przede wszystkim, otwarcie się wobec innych, wobec Europy, wobec ludów. Jednoczył się z nimi w wielkiej idei czasu — wolności, życia dla wolności, umierania dla wolności jako wspólnego dobra narodów. Polska mesjanistów była dowodem, że uniwersalizm wolności nie jest tylko programem wylęgłym w głowach teoretyków, że jest praktyką życia całego narodu, jest moralną obligacją dla innych, zakładem powszechnej etycyzacji polityki.
Dlatego też można uznać, że nie ma odrębnej literatury emigracyjnej, w sensie zjawiska partykularnego. Jest to literatura, w której znajdują odbicie pewne problemy, sprawy, zjawiska wyłącznie wychodźcze, wszakże generalnie ma ona charakter ogólnonarodowy, jest normalną, wielką sztuką polską. Normalną w takim mianowicie znaczeniu, że rozwijała się w warunkach wypowiedzi nieskrępowanej cenzuralnie, nie dotkniętej represjami i wszelkimi możliwymi zagrożeniami dzieł i autorów, jakie stałyby się ich udziałem w kraju. Dawało to szansę takiego traktowania wielkich problemów epoki — historii i metafizyki, Polski i człowieka oraz Polaka w człowieku, jaki podsuwała intelektualna potrzeba twórców, ich własne decyzje i wybory. A te potrzeby i wybory nie były tożsame w kraju i na emigracji.
Starano się wyżej wykazać, jak dalece sposób mówienia o Polsce zależał od kontekstu emigracyjnego, od możności pojmowania idei uniwersalnych i związku łączącego to, co własne, z powszechnym i ogólnoludzkim. Nawet chorobliwe nachylenie literatury tworzonej na emigracji ku pamięci doskonałej, które owocowało tak drażniącym Norwida zalewem rodzajowości, znajdowało przeciwwagę w centralnym usytuowaniu etyki jednostki i zbiorowości. Właściwie wielości etyk, obok bowiem bardzo powszechnej społecznej etyki obowiązku znajdzie swe znaczące miejsce moralność indywidualna aż po chrześcijański personalizm Norwida. Obok etyki zemsty etyka miłości i przebaczenia.
Zwłaszcza chrześcijańska zasada miłości wybaczającej nie bardzo miała szanse rozwinąć się w literaturze polskiej poza emigracją. Wchodziła bowiem w bezpośredni kontakt z realnością historii i mogła być posądzona o moralny, a nawet polityczny konformizm wobec prześladowców, wręcz o zdradę narodową. Posądzenia takie spotykały etyczne principium wybaczenia, także na emigracji, tam zwłaszcza, gdzie w sposób bezpośredni komunikowało się ono z polityką. Ducha rusofilskiego dopatrywano się w Prelekcjach paryskich, a list Towiańskiego do cara Mikołaja 1, proponujący duchową wspólnotę w miłości, spowodował rozłam wśród towiańczyków i uznano go za akt plugawiący krew poległych żołnierzy listopada. Tak np. szczególne warunki bytu emigracji, jako „ziemi wyłączonej” spod bezpośredniej presji zła historycznego, stworzyły szansę dla pluralizmu etyki i dla ewolucji języka etyki. Na emigracji etyka buntu mniej będzie etyką zemsty, bardziej — rewolucji, przyjmując styl i argumenty od współczesnych rewolucji socjalnych Zachodu. Etyka miłości także znajdzie różnorakie wypowiedzenia, od pokory ks. Piotra poprzez dziejotwórczą zasadę Irydiona (wyd. 1836) Krasińskiego do miłości ku osobie ludzkiej Norwida.
Szczególne zagęszczenie wielkich dzieł i wybitnych indywidualności na tym samym terenie emigracyjnym stworzyło sytuację daleko przekraczającą ramy najszerzej pojętego pluralizmu.
Utwory dialogują ze sobą, polemizują, walczą. Zdarza się, że do tych sporów i walk stają też sami pisarze (konflikt Słowacki — Mickiewicz, namiętne spory Krasińskiego z Mickiewiczem, niedoszły pojedynek Słowackiego), ich listy, wypowiedzi, zachowania. Stwarza to drugi poziom życia literatury określanej przez własne konteksty, literatury z literatury, osobliwy przykład polemicznej osmozy dzieł. Warunkuje też intensywność odbioru literatury i jej wpływu na życie. Znajdowało to wyraz różnoraki, od niebywale silnego poczucia związku z osobą twórcy poczynając. Autorstwo w dużej mierze decyduje o sposobie odbioru dzieła. Toteż nie bez racji mówi się o koteryjności życia literackiego emigracji, do pewnego momentu zdominowanego przez „koterię litewską” zwolenników Mickiewicza. Właściwie czcicieli wieszcza. Pojęcie wieszcza jako duchowego przywódcy — choć wcześniejsze — jest także jedną z ważkich odrębności emigracyjnego życia literackiego i społecznego, skoncentrowanego wokół autorytetów nieformalnych, niezinstytucjonalizowanych. Z osobą wieszcza kojarzono tradycje religijne, kapłańskie i prorockie zarazem, te wszystkie dary spirytualne, jak zdolność widzenia przyszłości, „oko potężne”, moc duchową, które kultura romantyczna chętnie przyznawała magom i poetom. Były to racje, dla których wieszcz miał prawo przewodzić, sprawować „rząd dusz”.
Z tak pojętej roli wieszcza płynęły istotne konsekwencje dla całej kultury polskiej, utrwalając w niej potrzebę poetyckich duchów przywódczych i szczególną wiarę we wpływ ich słowa na rzeczywistość. Ale naprawdę ogromne znaczenie odgrywało wieszczostwo w życiu i kulturze emigracyjnej. Przede wszystkim wskutek niezwykłej osobowości Mickiewicza, ponadto dzięki rzadko spotykanemu „zagęszczeniu” wieszczów na tym samym terenie. Bywały okresy, w których w Paryżu przebywali równocześnie Mickiewicz, Słowacki i Krasiński. W konsekwencji emigracja poznała, poświadczone twórczością poetycką, zjawisko antagonizmu wieszczów, walki o prymat przywódczy, wreszcie pojęcie wieszcza fałszywego, który zdradził swą misję. To przypadek Mickiewicza po konwersji towianistycznej. Gwałtowna reakcja większości emigracyjnej na towianizm Mickiewicza nie miałaby najpewniej miejsca, gdyby nie rozwinięty uprzednio kult przywódczy jego osoby i przeświadczenie, że wieszcz jest własnością całego narodu, nigdy partii bądź sekty. Problem wieszczostwa wiąże się ściśle z mesjanizmem osobowym charakterystycznym dla kultury romantycznej, ale znowu zczególnie aktywnym na emigracji. Dzięki tej atmosferze, iejako zapotrzebowaniu środowiska, zrodziła się kariera A. Towiańskiego, a postać jego mogła przybrać rysy religijno-mistyczne mesjasza, zbawcy nie tylko dusz ludzkich, ale duszy narodu. Osobliwe dary, takie jak dar proroczy, wróżebny, dar snów, moce magnetyczne, posiadało zresztą wielu bądź uważano, że je posiadają, co rodziło szeregi pomniejszych autorytetów (np. przypadek Matki Makryny Mieczysławskiej) ważących na życiu emigracji, atmosferze środowiska, systemach ocen i wartości, także na literaturze. Emigracja to również erupcja publicystyki. Tej w bardzo licznych dziennikach i tej broszurowej, ulotkowej, ulotnej. Publicystyczny urodzaj gleby emigracyjnej tłumaczy się przede wszystkim nieograniczoną swobodą wypowiedzi, wolną grą piór i talentów, wreszcie walką racji światopoglądowych odmiennych ugrupowań ideowo-politycznych. W tej wyjątkowo korzystnej sytuacji, zupełnie nieznanej prasie krajowej, wykształciły się polskie współczesne gatunki publicystyczne, takie jak pamflet, ucinek polemiczny, nawet paszkwil. Formował się także język publicystyki światopoglądowej, głównie za sprawą pism Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, i styl szermierki ideowej. Nie dziwi więc, że właśnie emigracja wydała jeden z największych talentów publicystycznych — J. Klaczkę. Odrębność emigracji przejawiła się również w zorganizowanych formach życia społecznego, w instytucjach socjalnych i kulturalnych. Pominiemy tu liczne organizacje pomocy doraźnej bądź charytatywne o dużych zasługach dla emigrantów i długim trwaniu, jak Towarzystwo Dobroczynności Dam Polskich pracujące od 1834 r. pod prezesurą ks. A. Czartoryskiej. Miały one bowiem zasięg lokalny i dotyczyły elementarnych warunków egzystencji ludzkiej, choć np. Towarzystwo Dobroczynności Dam Polskich ważyło na obyczajach emigracyjnych, na stylu zachowań publicznych, przez połączenie dobroczynności z mecenatem arystokratycznym i formami wytwornego życia towarzyskiego. Natomiast trwały i znaczący dla kultury wkład wniosły towarzystwa naukowe, biblioteki i księgarnie. Mniejsze znaczenie miały emigracyjne zakłady oświatowe, takie jak szkoła polska umieszczona w nasyconej Polakami dzielnicy Batignolles, po której do dziś pozostał ślad w postaci drugiej jej siedziby przy ulicy Lamandć. W 1832 r. rozpoczęto długi żywot Towarzystwo Literackie Polskie pod prezesurą ks. A. Czartoryskiego. Nie miało ono samodzielnego programu literackiego ani gruntownych ambicji badawczych. W spisach dorobku Towarzystwa znajdziemy n. Mazepę (1840) i Beniowskiego (1841) Słowackiego, powieści M. Czajkowskiego itp. Podpierano się zatem indywidualnym dorobkiem członków Towarzystwa. Prace wykonywane w ramach programu tej instytucji miały charakter doraźnie użytkowy: wypisy z prasy zagranicznej poświęcone Polsce, zamieszczanie w niej artykułów na tematy polskie i redagowanie pism do izb parlamentu francuskiego. Bardziej unaukowioną działalność prowadził Wydział Historyczny tego Towarzystwa, który wyszukiwał źródła archiwalne dotyczące Polski, rejestrował je i robił z nich wyciągi. Wszakże i ten Wydział, od r. 1851 używający samodzielnej nazwy Towarzystwa Historycznego Polskiego, nie tyle badania naukowe miał na względzie, ile dbałość „o tradycję naszą, o pomniki jej pisane, o rozkrzewienie i ożywienie powszechnej dbałości na przeszłość naszą [...]„ (z deklaracji programowej THP).
Toteż wysiłek obu towarzystw, a także innych o mniejszym znaczeniu, np. Towarzystwa Pomocy Naukowej, koncentrował się wokół idei biblioteki polskiej na emigracji, która stanowiłaby fundament przyszłej biblioteki narodowej w wolnej Polsce. 0w cel wymierzony w przyszłość spowodował, że zbiory biblioteczne miały charakter co najmniej dwojaki — „archiwum wychodźstwa”, „pomnika epoki emigracyjnej”, i zarazem zakrój encyklopedyczny, właściwy dla normalnych bibliotek publicznych. Fundamentem zbiorów stały się połączone zasoby książkowe towarzystw naukowych i dary prywatne, co w momencie podpisywania aktu fundacyjnego w 1838 r. dało lic7hę 2000 woluminów. Szybko rosnące zbiory postawiły przed kuratorami Biblioteki Polskiej dwa poważne problemy — własnej siedziby i funduszów bieżących. Siedzibę Biblioteki traktowano nie tylko utylitarnie, jako pomieszczenie dla książek, ale jako Dom Polski — symbol kultury narodowej ijej trwały majątek. Toteż wystosowano apele o składki na kupno domu i wkrótce zebrano pokaźny fundusz, który umożliwił nabycie nieruchomości na Wyspie św. Ludwika w Paryżu, w pobliżu Hotelu Lambert — siedziby ks. Czartoryskiego. Dom trwa do dziś, mieszcząc zbiory Biblioteki Polskiej oraz Muzeum Adama Mickiewicza. Codziennym kłopotem finansowym związanym z funkcjonowaniem Biblioteki i powiększaniem księgozbioru próbowano zaradzić m. in. poprzez pozyskanie dotacji rządu francuskiego dla bibliotek publicznych. Dotację taką otrzymano i odtąd po dziś dzień Biblioteka Polska zachowuje status biblioteki publicznej. Było to wielkie wspólne osiągnięcie emigracji, jej niepodważalny wkład w kulturę narodową. Także wskutek istnienia owego Domu Polskiego jako symbolu duchowego trwania Polaków. Natomiast współczesny obieg książki, wymagania rynku czytelniczego i autorskie potrzeby druku dzieł polskich (choć niektórzy wydawcy francuscy dysponowali polską czcionką i zecerami) rozwinęły na emigracji ruch księgarski zajmujący się drukiem oraz kolportażem książek, także dla kraju. Czołową postacią tego rynku księgarskiego był E. Januszkiewicz, rzutki wydawca i w ogóle pomysłowy animator kulturalnego życia emigracji.
Toteż on właśnie okazał się inicjatorem pierwszej księgarni polskiej założonej w 1833 r.
w spółce z wydawcą francuskim, a dwa lata później wraz z A. Jełowickim otworzył Drukarnię
i Księgarnię Polską, która znacząco zaważyła na sytuacji książki polskiej. Była bowiem oficyną
wydawniczą pomyślaną nie tylko jako dochodowy interes — choć obaj wydawcy znani byli
z talentu do interesów — ale także jako świadomie profilowana instytucja kulturalna.
W społecznych wyobrażeniach o roli i znaczeniu Wielkiej Emigracji trzeba odnotować ostrą próbę przewartościowania ocen, jaka nastąpiła po klęsce powstania styczniowego. Na emigrację spadła lawina oskarżeń o błędy polityczne, przede wszystkim o podsycanie insurekcyjnych dążeń kraju i o przywódcze wobec niego ambicje. Jej wystawiono rachunek za niepowodzenia i klęski ery międzypowstaniowej, a zwłaszcza za rok 63. Dokonywał się ten negatywny osąd w publicystyce „stańczyków”, w pracach poświęconych powstaniu styczniowemu, które wyszły z warsztatu konserwatystów (np. S. Koźmiana Rzecz o roku 1863) i — jak zaświadcza Kraszewski w Rachunkach (1867) — także w potocznej świadomości społeczeństwa dotkniętego skutkami klęski.
Ważne to zjawisko miało co najmniej dwojaką motywację. Mieściło się w ogólnej strategii walki konserwatystów i organiczników z tradycją rewolucyjno-romantyczną, ale zarazem sygnalizowało odwrót od życiodajnej dla wielu pokoleń idei duchowej całości Polski jako wspólnoty ponadrozbiorowej, która była kamieniem węgielnym myśli i działań Wielkiej Emigracji.
Toteż odżycie dążeń niepodległościowych w początkach XX w., a zwłaszcza odzyskanie przez
Polskę bytu państwowego nie pozwoliło na ugruntowanie się upowszechnionejo zepołu na,ywirycrf wyy6razr(o emigracjipoIistopa6owe jej „czarnego” wizerunku. Przeciwnie, przyjęło się
o niej mowie z przymiotnikiem „wielka”.