Marzec i reszta Rok 1968 nie był - wbrew temu, co sugerują pewni przywódcy ówczesnych studenckich protestów i pewni intelektualiści, którzy wtedy właśnie otrzeźwieli - najczarniejszym rokiem PRL. W roku 1968 nie mordowano ludzi w więziennych celach, nie strzelano do działaczy chłopskich, nie torturowano oficerów, nie masakrowano stoczniowców ani górników. W porównaniu z terrorem, jaki panował w Polsce w latach 1944-1955, esbeckie harce roku 1968 to było coś zdecydowanie łagodniejszego. W roku 1968 komunistyczna agresja skierowana przeciw społeczeństwu koncentrowała się głównie na nienawistnej, przeżartej kłamstwem, nikczemnością i donosicielstwem propagandzie. Ale kto nie urodził się 8 marca 1968, tylko nieco wcześniej, kto przeżył PRL od początku, ten dobrze wie, że również ta nienawistna, przesiąknięta kłamstwem, nikczemnością i donosicielstwem marcowa propaganda to była sielanka w porównaniu z rykiem, jaki z peerelowskich i pezetpeerowskich tub rozlegał się w czasach pierwszego Gomułki i Bieruta. Rok 1968 był dla nas szokiem z dwóch tylko bardzo specyficznych powodów: bo nastąpił po latach względnego popaździernikowego spokoju, bo komuniści, dotychczas zawsze, również wtedy, gdy popełniali swe największe zbrodnie, szczelnie ubrani w szaty ideologicznej ortodoksji, odsłonili wtedy po raz pierwszy swe nieznane dotąd zbójecko-cyniczne oblicze, pokazali, że dla utrzymania się przy władzy gotowi są wyrzec się własnej doktryny, chwycić się każdej innej i krzyczeć choćby „Heil Hitler!”. Ale również te paszkwile marcowych polityków i publicystów, skierowane przeciw polskim obywatelom żydowskiego pochodzenia (a mające na celu zohydzenie protestów studenckich w oczach mniej wykształconych warstw społeczeństwa), nie biją krajowych rekordów osiągniętych w XX wieku na tym polu. Narodowo-radykalne pisma „Sztafeta” i „Falanga” (lata trzydzieste) posunęły się w tej odmianie chamstwa i wołającego o pomstę do nieba zdziczenia zdecydowanie znacznie dalej. Na czymże polegała zatem wyjątkowość Marca 1968 na tle historii PRL i całych dziejów Polski? Na tym, że po raz pierwszy w naszej historii antyżydowski zabobon stał się wtedy urzędową doktryną państwa. Za antyżydowskie ekscesy lat trzydziestych odpowiada młodzieżowa frakcja opozycyjnej partii zwalczanej zdecydowanie przez rząd. Nagonkę marcową organizował partyjny i państwowy aparat PRL nie tylko w tym sensie, że to z góry szły instrukcje dla moczarowskich pismaków, lecz również w tym, że za tekstami pismaków szła rządowa akcja wypędzania tysięcy polskich obywateli, aresztowania studenckich przywódców, niszczenia nauki (docenci marcowi), pacyfikowania wyższych uczelni, represjonowania kultury (łącznie z zakazem nie tylko puszczania przez radio nagrań Artura Rubinsteina, lecz nawet wymieniania jego nazwiska!). Młodzieżowi aktywiści, którzy robili kariery na fali moczarowskich czystek, nie byli największymi potworami komunistycznego reżimu; w końcu to nie oni mają na rękach krew żołnierzy AK, robotników Poznania, stoczniowców, górników z Wybrzeża. Marzec 1968 to był haniebny okres rządów PRL. Ale haniebne były całe rządy PPR i PZPR. Skończył się Marzec, przyszła masakra na Wybrzeżu, skończył się Gierek, przyszły zbrodnie stanu wojennego. Więc można zrozumieć kłopoty Eseldowskiego Pana Prezydenta, który przyjmując współpracowników do swej kancelarii musi stale wybierać między marcowym młodzieżowcem, bezpieczniakiem od Jaruzelskiego i Kiszczaka i gierkowskim młotem. Ale to jest jego problem, nie nasz. Piotr Wierzbicki |
|
|
|