ROZDZIAŁ 13 : POD ZNAKIEM BOGÓW
Kiedy Sri Aurobindo opuścił więzienie w Alipore, zastał scenę polityczną oczyszczoną poprzez egzekucje i masowe deportacje rządu brytyjskiego. Podjął jednak swą pracę, wydając bengalski tygodnik, a następnie — w języku angielskim — „Karmayogin” z bardzo symbolicznym mottem z Gity: „Joga to umiejętność w akcji”. Ryzykując ponowne uwięzienie, Sri Aurobindo potwierdził raz jeszcze ideał kompletnej niepodległości oraz odmowę współpracy z Brytyjczykami; teraz nie zajmował się jedynie przeznaczeniem Indii, ale już przeznaczenie świata. Osiągnął ponadumysłową świadomość, z poziomu której widać „wielkie obszary czasu i przestrzeni”. Ciekawiła go też przyszłość człowieka — co człowiek może uczynić?
Osiągnął limity ludzkiej świadomości. Tam w górze wydawało się, że nic nie istnieje poza wysubtelnioną białością, odpowiednią dla innego rodzaju istot lub innego rodzaju egzystencji, ale nie dla płuc Ziemian. Gdy ktoś wchodzi na mistyczną ścieżkę lub wolniejszą ścieżkę — poety, artysty czy wszystkich wielkich twórców — świadomość ostatecznie wydaje się tak samo zanikać gdzieś na granicy tej bieli, gdzie wszystko się kasuje. „Ktoś”, kto mógł służyć jako pomost, zanika — wszystkie pulsacje zamierają, wszystkie wibracje ustają w mrozie tego światła. Trochę wcześniej lub nieco później istota ludzka rozpływa się w Nie-ludzką, jakby celem tego ewolucyjnego wznoszenia się było jedynie pozostawienie małości człowieka poza sobą i powrót do Źródła, którego przede wszystkim nie powinniśmy nigdy opuszczać. A nawet, przyjmując, że istniał jakiś nieznany nam stopień świadomości poza Nadumysłem, czyżby nie była to już bardziej subtelna, bardziej zanikająca pozycja? Człowiek wznosi się coraz wyżej w coraz to większą boskość, ale i coraz to dalej od Ziemi. Jednostka może być przemieniona, ale świat pozostaje ten sam. Jaka zatem jest nasza ziemska przyszłość, jeżeli nie istnieje nic poza ponadumysłową świadomością?
Wszyscy mamy nadzieję, że rozwój świadomości i nauk połączonych razem, przyniesie lepszy, bardziej ludzki świat i bardziej harmonijne życie. Ale życia nie zmieniają cuda, jest ono zmieniane przy pomocy instrumentów. A mamy tylko jeden instrument — Umysł; nasze idee przyniosły naukowe odkrycia. Jeśli więc pragniemy patrzeć w przyszłość, nie pozwalając podnosić się naszym obecnym okolicznościom i ich pozornym triumfom — inni triumfowali już przed nami w Tebach, Atenach, Ujjainie — wtedy powinniśmy przyjrzeć się bliżej naszemu instrumentowi, czyli Umysłowi. Bo jaki on jest — taka będzie nasza przyszłość. Wydaje się, że wszystko — najpiękniejsze idee, najwyższe schematy twórczości, najczystsze akty miłości ulegają zniekształceniu i skażeniu w tej samej minucie, w jakiej osiągną one poziom życia. Nic nie dociera do nas w czystej postaci. Umysłem — wynaleźliśmy już najpiękniejsze systemy, ale Życie ich nie zaakceptowało. Mówiąc tylko o obecnej naszej cywilizacji — co pozostało z czystego komunizmu dwadzieścia lat po śmierci Lenina? Co pozostaje nawet z Chrystusa pod masą dogmatów i zakazów? Sokratesa otruto, a Rimbaud uciekł na pustynię abisyńską; znamy los następców Fouriera — tych od zaniechania gwałtu; Katarowie skończyli na stosie. I historia powraca wciąż jak Moloch. Możemy teraz nawet tryumfować po wielu upadkach, ale jakiego następnego tryumfu jesteśmy już upadkiem? Czy jest to chronologią zwycięstw czy klęsk? Życie wydaje się być zrobione z jakiejś beznadziejnie zniekształcającej substancji, w której wszystko jest połykane, jak na piaskach Egiptu wszystko jest zrównywane w nie odpartym przyciąganiu grawitacyjnym. „Rzeczą jasną jest — zauważa Sri Aurobindo — że Umysł nie był w stanie radykalnie zmienić ludzkiej natury. Można iść dalej, zmieniając w nieskończoność ludzkie instytucje, a jednak niedoskonałość będzie przełamywać się przez nie wszystkie… Musi istnieć inna potęga, która będzie w stanie nie tylko oprzeć się, ale i przezwyciężyć to ciążenie do dołu…”1
Ale nawet gdyby nasze idee dosięgły życie w swej czystej formie, wciąż jeszcze nie byłyby zdolne do stworzenia czegoś innego — za wyjątkiem może wojskowego, albo może świętego, wygodnego i religijnego porządku — zawsze jednak jakiegoś bardzo podobnego porządku, ponieważ Umysł zna jedynie systemy i pragnie zamknąć wszystko wewnątrz nich.
„Powód, dla którego człowiek zmaga się z życiem, staje się albo empiryczny, albo doktrynalny”.2 Chwyta ziarenko prawdy, kroplę boskiej iluminacji i przemienia w prawo dla wszystkich — ciągle myli jedność z uniformizmem. I nawet jeśli jest zdolny pojąć potrzebę różnorodności, to praktycznie nie jest zdolny wprowadzić jej w życie, ponieważ wie jak radzić sobie z tym, co skończone i podobne, podczas gdy świat zatłoczony jest nieskończoną różnorodnością. „Idee same w sobie są częściowe, zatem — niewystarczające. Nie tylko odnoszą częściowy triumf, ale nawet gdyby sukces ich był totalny, ciągle jeszcze rozczarowywałyby; ponieważ nie są całościowymi prawdami życia, nie mogą zatem bezpiecznie rządzić i doskonalić życia. Wymyka się ono regułom i systemom, które nasz pracowity rozum usiłuje narzucić. Okazuje się ono zbyt złożone, pełne nieskończonej ilości potencjałów, aby być tyranizowane przez arbitralny intelekt człowieka… Korzenie trudności tkwią w tym, że u podstawy życia i egzystencji, wewnętrznej i zewnętrznej, istnieje coś, czego intelekt nigdy nie jest w stanie uchwycić i skontrolować, czyli — Absolut, Nieskończoność. Poza wszystkim istnieje w życiu Absolut, którego dana rzecz szuka na swój własny sposób. Wszystko, co skończone, dąży niezmiennie do wyrażenia tego, co nieskończone, co do którego czuje, że jest jego rzeczywistą prawdą. Więcej — nie tylko każda z klas, typów czy tendencji w Naturze prze w kierunku poszukiwania własnej, ukrytej prawdy,na swój własny sposób, ale i każda indywidualna jednostka wnosi w ten proces swe własne wariacje. Nie jest to więc tylko Absolut, Nieskończoność sama w sobie, która rządzi swoją własną ekspresją w tak wielu formach i tendencjach, ale jest tam również zasada nieskończonego potencjału i wariacji niepojętej dla rozumującego intelektu; gdyż rozum ma do czynienia tylko z tym, co ustalone i skończone. W człowieku trudność ta osiąga szczyt (acme). Nie tylko rodzaj ludzki nie jest ograniczony w swym potencjale, nie tylko każda z jego potęg i tendencji szuka swojego własnego absolutu — a zatem jest w naturalny sposób niespokojna pod sztywną kontrolą rozumu — ale również w każdym człowieku te stopnie, metody i kombinacje różnią się, każdy człowiek należy nie tylko do wspólnej ludzkości, ale i do Nieskończoności w sobie samym i jest przez to unikalny. Dzieję się tak, gdyż rzeczywistością naszej egzystencji jest, iż intelektualny rozum i inteligentna wola nie mogą ustosunkowywać się do życia jako jego niezawiśli władcy, nawet jeśli obecnie mogą być naszymi najlepszymi instrumentami i mogą być w naszej ewolucji także najważniejsze i najbardziej pomocne…”3
Jeżeli ewolucja ma być — jak podkreśla Sri Aurobindo — ewolucją świadomości, możemy założyć, że ludzkość nie ugrzęźnie na zawsze na obecnym mentalnym poziomie. Jej umysł stanie się bardziej oświecony i bardziej intuicyjny i może ostatecznie otworzy się dla Nadumysłu. Można by pomyśleć, że ludzkość otwarta dla Nadumysłu mogłaby być już zdolna do radzenia sobie ze skomplikowaną różnorodnością życia. Nadumysł jest wszak boską świadomością, tą samą świadomością największych proroków, jakich znał świat, masą stabilnego światła; wydawałoby się więc, że wszystko powinno być zharmonizowane w tym wszechobejmującym świetle. Na nieszczęście, dwa fakty rozbijają tę nadzieję. Pierwszy ma związek z nierównym rozwojem różnych jednostek, a drugi — z samą naturą Nadumysłu. Nadumysł rzeczywiście wydaje się zadziwiająco potężny w porównaniu z naszym umysłem, ale jest to wyższość stopniowana w ramach tego samego typu; nie przechodzi się poza samo zjawisko umysłu, tylko staje się na jego szczycie. Nadumysł może więc poszerzyć ludzki zakres, ale go nie zmienia. Może człowieka wywyższyć do boskości, ale również „ukolosalnić”,4 jak to ujmuje Sri Aurobindo; gdyż jeśli człowiek wzbogaci swoje ego zamiast duszy o te nowe potęgi, stanie się po prostu Supermanem Nietschego, a nie bogiem. Nie potrzebujemy superświadomości, potrzebujemy innej świadomości. A nawet — gdyby człowiek zgodził podporządkować się swojej duszy zamiast ego — Nadumysł wciąż nie byłby w stanie zmienić życia z tego samego powodu, dla którego ani Chrystus, ani wszyscy wielcy prorocy zmienić go nie mogli. Nadumysł nie jest nową zasadą świadomości — jest w końcu tym, który przewodniczył ewolucji od czasu pojawienia się człowieka. To z niego pochodziły wszystkie wyższe idee i siły twórcze; żyliśmy pod znakiem bogów przez tysiące lat, czasami dzięki głosom naszym proroków i religii, czasami zaś dzięki głosom naszych poetów i wielkich twórców. Wystarczająco jasne jest, że żaden z nich nie zmienił świata — choć na pewno znacznie go polepszyli. Czy możemy choć powiedzieć, że nasze życie jest bardziej „żywe” niż życie Ateńczyków?
Niedostatki Nadumysłu biorą się z kilku powodów. Pierwszym z nich jest zasada podziału.( Jednak nadmieniliśmy wcześniej, ze nad-umysłowa świadomość jest „masą stałego światła”, ma wizję kosmicznej harmonii, kosmicznej jedności, ponieważ widzi światło we wszystkim, jako swoje własne. Jako taki, nie jest to zasada podziału wewnątrz podziału, jak w normalnym umyśle ; jest to zasada podziału wewnątrz jedności). Nadumysł jasno widzi, że wszystko jest jednością, ale z powodu własnej struktury świadomości, w praktyce nie może się powstrzymaś od dzielenia jedności; „Widzi wszystko, ale spostrzega to z własnego punktu widzenia”.5 Musimy tylko przypomnieć sobie pozornie sprzeczne głosy naszych proroków, aby zdać sobie sprawę, że każdy z nich spostrzegał jedność, ale widział ją z własnego punktu widzenia. Ich świadomość jest jak reflektor omiatający świat i obejmujący wszystko wiązką swego bezcieniowego światła kończącą się w jednym punkcie. I tak oto znajdujemy się przed serią pozornie trudnych do pogodzenia doświadczeń lub wizji boskości. Niektórzy widzą kosmiczną boskość wszędzie, inni zaś — Transcendent wszędzie poza kosmosem, a jeszcze inni — wszędzie wewnętrzną boskość. Wyznają też np. prawdę osobowego Boga, Boga bezosobowego, prawdę Nirwany, Miłości, Potęgi, Piękna, Intelektu — czyli prawdy niezliczonych mędrców, sekt, kościołów, wizjonerów, którzy przekazali Słowo. I wszystkie boskie prawdy są całkowicie prawdziwymi i szczerymi doświadczeniami, ale każda z nich jest jedynie pojedynczym promieniem całkowitego Światła. Naturalnie ci wielcy prorocy są wystarczająco mądrzy, aby rozpoznać prawdę w innej z boskich ekspresji; są mądrzejsi od ich własnych kościołów i wiernych! Ale są nadal jeszcze związani przez zasadniczą niezdolność świadomości, która nie może powstrzymać się od dzielenia — tak jak pryzmat dzieli światło na kolory. Czy to umysłowa, czy nadumysłowa — świadomość może doświadczyć tylko jednej prawdy w jednym czasie. To jest właśnie to, co wyrażają wszystkie dawne i obecne mitologie. Każdy z bogów jest wcieleniem pojedynczej kosmicznej potęgi — miłości, mądrości, destrukcji, wzrostu… Budda wyraża transcendentne Zero i widzi tylko Zero; Chrystus wyraża kochającą Dobroczynność i tylko Ją widzi — i tak dalej. Niezależnie jak wysoko każda z tych prawd jest umieszczana, jest tylko jedną z Prawd. Im bardziej Nadumysłowa prawda schodzi z płaszczyzny na płaszczyznę, aby wcielić się w życie, tym bardziej staje się ona rozczłonkowana — zaczynając od prostych podziałów, nieodmiennie kończy się ona w superpodziałach. Od Buddy do „wehikułów” i od Chrystusa do chrześcijańskich sekt — proces jest bardzo widoczny. Nie stosuje się to jedynie do dziedziny religii, ale do wszystkich obszarów życia, ponieważ funkcją Nadumysłu jest właśnie wprowadzanie do gry jednej i tylko jednej możliwości w danym czasie: „Daje on każdej możliwości jej pełny, oddzielny rozwój i satysfakcję… Może dać intelektowi jego najostrzejszy intelektualizm i logice — jej najbardziej nieugiętą logikę. Może dać pięknu najwspanialszą pasję najbardziej świetlistych form i świadomości, która je odbiera — najwyższe wyżyny i głębię ekstazy…”6 To właśnie w taki sposób miliony idei sił podzieliły nasz świat: komunizm, indywidualizm, pacyfizm, wojowniczość, epikureizm, ascetyzm etc. Każda z nich jest jedną z twarzy boskiej Prawdy, każda jest promieniem bóstwa. Nie istnieje coś takiego jak absolutny błąd, istnieją jedynie części Prawdy. Oczywiście — możemy widzieć tę Jedność, Prawdę w innych i dążyć do sformułowania syntezy, ale nawet nasze syntezy nie przywrócą Jedności, ponieważ będą ciągle syntezami mentalnymi, „zaschniętymi kwiatami, a nie jednością”, jak powiada Matka. Będzie to wciąż pryzmat zabawiający się wmawianiem sobie, że wszystkie kolory pochodzą z jednego Światła, tymczasem jednak w praktyce wszystkie kolory są rozszczepione w świecie. Wszystkie sprzeczne siły, emanowane przez płaszczyznę nadumysłową, są rezultatem tego początkowego podziału. I znów musimy tu podkreślić, że nie jest to sprawą intelektualnych spekulacji, filozoficznym problemem do rozwiązania, ale kosmicznym faktem, organiczoną rzeczywistością, jak igły na grzbiecie jeża. Aby podziały zniknęły — pryzmat musi zniknąć. Świat jest podzielony i pozostaje podzielony tak długo, jak długo zasada mentalnej świadomości — wysoka czy niska, zwyczajna lub nadzwyczajna — pozostanie rządcą tego świata.
Możemy sobie jednak wyobrazić, że w stosunkowo bliskiej przyszłości ewolucyjnej, jedna doskonała istota nadumysłowa lub nawet kilka takich jednocześnie mogą ucieleśnić się na Ziemi. Każda część mniej ewoluowanej ludzkości, która skupiłaby się wokół tych oświeconych centrów, byłaby w stanie żyć bardziej harmonijnym życiem i do takiego stopnia życie uległoby zmianie — byłoby to więc coś w rodzaju jedności. Ale byłaby to jedność wewnątrz pojedynczej, świetlistej wiązki światła; niektórzy byliby skąpani w tej wiązce czystego piękna, np. podczas gdy inni pozostaliby w wiązce integralnego komunizmu, opartego na rzeczywistej braterskiej miłości (biorąc pod uwagę obecne trendy ewolucyjne, wiązki te byłyby raczej wiązkami twardego światła, skupionymi wokół jakiejś ekonomicznej lub tytanicznej ideologii). Ale nawet gdyby takie boskie centra miały pojawić się na Ziemi, to nie tylko ich zakres byłby sprzeczny z różnorodnością życia, ale byłyby one ciągle zagrożone przez otaczające ciemności — ludzie są na nierównych poziomach wzrostu, to fakt, o którym dość często zapominamy. Jest to stałą słabością we wszystkich naszych wielkich strukturach. Nasze centra łaski byłyby jak gdyby „wyspami światła”7 pośrodku mniej ewoluowanej ludzkości, która naturalnie miałaby tendencje do inwazji, tamowania lub „wyrównywania w dół” uprzywilejowanego światła. Wszyscy znamy losy Grecji i Rzymu pośrodku barbarzyńskiego światła. Wydawałoby się zatem, że świat idzie naprzód w oparciu o mądrzejsze ewolucyjne prawo, gdzie nic nie może być zbawione, jeśli wszystko nie będzie zbawione. Ekskomuniki i piekła są dziecinnym produktem Ignorancji, naszymi własnymi fantastycznymi przypuszczeniami na temat Ziemi i tego, co ponad nią; nie mógłby istnieć raj, gdyby był choć jeden człowiek w piekle! Ponieważ istnieje tylko jeden Człowiek. W dodatku, zakładając, że jedna z owych „wysp światła” mogłaby — poprzez potęgę swego centrum — zapobiec przeciekom z zewnątrz, nic nie gwarantowałoby przetrwania tej opieki poza czas istnienia Potęgi centrum. Historia wszystkich religii, wszelkiego okultyzmu, inicjatorów, przywódców lub innych ruchów masowych w świecie jest ewidencją faktu, że po śmierci Mistrza i jego bezpośrednich uczniów, wszystko ulega rozproszeniu, zwulgaryzowaniu, spłaszczeniu, zniekształceniu lub — po prostu umiera. Aż dotąd prawo grawitacji zawsze wydawało się nie do obalenia. Jeśli ma zatriumfować ewolucja — życie musi zostać transformowane w całej swej rozciągłości, a nie tylko jeden jego fragment, nie tylko uprzywilejowana wiązka światła czy błogosławiona wyspa. Do tego celu potrzebny jest inny rodzaj potęgi: Potęga zdolna oprzeć się prawu ciążenia; innymi słowy — niepodzielne lub globalne pryncypium świadomości zdolne do zawarcia w sobie niezliczonej różnorodności życia, bez obcinania z niej czegokolwiek.
Jeśli spojrzymy na ewolucyjną przyszłość z indywidualnego punktu widzenia — zamiast kolektywnego — zobaczymy, że nadumysł nie przynosi nam i tej żywej pełni, do której aspirujemy. Jeśli celem ewolucji miałoby być li tylko wyprodukowanie kilku więcej Beethovenów i Shelley'ów, i może nawet kilku Super-Platonów, nie możemy się jakoś oprzeć wrażeniu, że jest to jakąś marną kulminacją tylu milionów lat i tylu miliardów jednostek zużytych po drodze. Beethoven czy Shelley, czy nawet Święty Jan nie mogą być celem ewolucji, bo inaczej życie nie miałoby sensu; dla kogo nie jest jasne, że ich dzieła dlatego są tak warte podziwu, ponieważ są niejako odcięte od kontaktu z ziemskim życiem? Wszyscy oni mówią nam, że jest o tyle piękniej tam w górze, niż tu na dole, z milionami złotych ptaków i boską muzyką. Wszystko wydaje się wydarzać tam na górze — ale co dzieje się tutaj? Tutaj życie toczy się po staremu. Niektórzy być może powiedzą, że te ulotne, wzniosłe myśli, te poezje, kwartety, te boskie momenty wizji warte są o wiele więcej niż wszystkie godziny naszego życia razem wzięte. I mają w tym rację. Ale właśnie o to tu chodzi! Jest to przyznaniem, że życie jest bolesnym brakiem, że cel życia nie istnieje w życiu. Potrzebujemy prawdy, która łączy się z ciałem i Ziemią, a nie tylko prawdy ponad naszymi głowami. Nie szukamy rekreacji, ale re-kreacji.
Aż do obecnej chwili było to tak, jak gdyby indywidualny postęp ewolucji stanowiło odkrycie wyższych poziomów świadomości i — gdy się już tam dostanie — zbudowanie własnego, prywatnego gniazdka z odcięciem się od reszty świata. Wyspy światła na oceanie ekonomicznego filistynizmu — ta z muzyką, tamta z poezją, inna znów z matematyką czy religią i jeszcze inne na samotnej łodzi lub w mnisiej celi, a każda miałaby swoje własne niebo lub hobby, jakby jedynym celem życia w ciele było uciec od życia i od ciała. I tak naprawdę, potrzebujemy tylko spojrzeć na nasze własne życie — nigdy nas w nim nie ma! Jesteśmy zwykle przed lub po, zaabsorbowani we wspomnieniach lub nadziejach, a owo tutaj i teraz jest mizerne i nudne, nie wiemy nawet, czy w ogóle istnieje, z wyłączeniem tych jedynie momentów, które nie należą do życia jako takiego. Nie możemy winić Kościołów; wszyscy żyjemy w „tym, co poza”, cały czas; one jedynie nauczają większego „poza”. Nawet Rimbaud mówi: „Prawdziwe życie jest gdzieś tam jeszcze”. Sri Aurobindo szukał prawdziwego życia tu, na dole: „Życie — a nie odległe, wysoko wzniesione ekstatyczne Poza-Życie — jest polem naszej jogi”.8 I zdawał sobie sprawę, że szczyty świadomości nie są wystarczające, aby uczynić z życia prawdziwe życie. Możemy dotykać Nadumysłu, znaleźć jego radość i dzwoniący bezkres, ale nie stosuje się to do życia, które nadal jedynie zgrzyta. „Kiedy jesteś tak wysoko w górze świadomości — zauważa Matka — widzisz rzeczy i wiesz, ale kiedy schodzisz w dół, w Materię — jest to jak woda wylewana na piasek…” Wysłaliśmy nasze rakiety hen, wysoko w duchowe nieba, skupiliśmy nasze energie na tym, co w człowieku najlepsze, nie zwracając zbytniej uwagi na najniższe poziomy, zadowoleni już z tego, że ta prymitywna natura w nas była wystarczająco uśpiona, aby nie przeszkadzać w snach o boskości; ale właśnie dokładnie dlatego życie pozostaje prymitywne, tak jak my sami:
„Żywić nadzieję na prawdziwą zmianę ludzkiego życia bez zmiany ludzkiej natury — jest irracjonalną i nie duchową propozycją; jest to prośba o coś nienaturalnego i nierealnego: o niemożliwy cud”.9 Jest to również przyczyną, dlaczego nasze wyspy światła podlegają okresowym inwazjom naszego własnego wewnętrznego barbarzyństwa i ukrytych zrakowaceń, tak jak podlegały im inne wyspy Aten lub Teb. Oto dlaczego umierają znowu i znowu, jak gdyby Władca ewolucji wycierał nam nos o ziemię, aby za każdym razem przypominać, że nie znaleźliśmy jeszcze całego światła, jeśli znajdujemy je tylko gdzieś tam „ponad”. Życie nie umiera z wyczerpania; umiera, ponieważ nie znalazło siebie. Przez całe wieki zmierzaliśmy wszelkie ścieżki „w górę”, podbijaliśmy wyspę po wyspie, ale znaleźliśmy jedynie połowę Tajemnicy i za każdym razem byliśmy niszczeni. Być może dzieje się tak nie dlatego, że historia jest beznadziejna czy żeby nas karać za nasze „grzechy” lub domagać się ekspiacji za jakąś wątpliwą Winę — wszystko to może być po to, abyśmy znaleźli tutaj w Materii tę drugą połowę Tajemnicy. Ścigani przez Śmierć i Nieświadomość, ujarzmieni przez cierpienie i zło — posiadamy jedyne wyjście, które nam pozostaje: nie ucieczka, ale odnalezienie w głębinach Śmierci i Nieświadomości, w samym sercu Zła — klucza do boskiego życia. Oznacza to transformację barbarzyństwa i wiecznej nocy w dole, a nie odgrodzenie jej li tylko od naszych wysp. Po wzniesieniu się świadomości, musi nastąpić zejście; po iluminacji tam w górze - radość tu w dole oraz transformacja Materii. „Można powiedzieć, że kiedy koło to jest prawdziwie ukończone i dwa ekstrema zostaną połączone, kiedy to, co najwyższe objawi się w tym, co najbardziej fizyczne — najwyższa Rzeczywistość w sercu atomu — wtedy doświadczenie osiągnie swoją prawdziwą konkluzję. Wydaje się — mówi Matka — że nie można rozumieć naprawdę, dopóki nie rozumie się całym własnym ciałem”.
Gdyż Sekret, który Sri Aurobindo zwie Supramentalnym, nie jest jedynie czymś o jeden stopień wyżej od nadumysłu; nie jest to super-umysł, albo super wzlot — jest to nowy Znak, nie związany z bogami i religiami, ale od którego zależy sama przyszłość ewolucji.
Pewnego wieczoru, w lutym 1910 r., w mniej niż rok po jego uwolnieniu z więzienia w Alipore, pojawił się ktoś w biurze „Karmayogin”, aby ostrzec Sri Aurobindo, że ma być on ponownie aresztowany i deportowany na Wyspy Andamańskie. Nagle usłyszał on Głos, wymawiający trzy wyraźne słowa: „Jedź do Chandernagore”. W dziesięć minut później Sri Aurobindo był na pokładzie pierwszej łodzi płynącej w dół Gangesu. Był to koniec jego politycznego życia, koniec integralnej jogi i początek jogi supramentalnej.
ROZDZIAŁ 14 : SEKRET
Możemy podjąć próbę powiedzenia czegoś o tym Sekrecie, chociaż należy pamiętać, że eksperyment ciągle jeszcze trwa. Rozpoczął go Sri Aurobindo: odkrył Sekret w Chandernagore w 1910 r. i pracował nad nim przez 40 lat. Poświęcił mu całe swe życie. I podobnie uczyniła Matka.
Sri Aurobindo nigdy nie zdradził nam okoliczności swego odkrycia. Był zawsze nadzwyczaj milczący na temat samego siebie — nie z jakiejś rezerwy, ale po prostu dlatego, że „Ja” nie istniało. „Czuje się — relacjonuje jego gospodarz w Chandernagore z naiwnym zdumieniem — czuje się, że kiedy on przemawia, to jakby coś jeszcze mówiło poprzez niego. Postawiłem przed nim talerz z jedzeniem, a on tylko spojrzał nieobecnym wzrokiem, potem trochę zjadł, jakoś tak mechanicznie! Wydawał się być zaabsorbowany nawet w trakcie jedzenia; zwykł medytować z otwartymi oczyma…”1 Tylko z dużo późniejszych jego prac i konwersacji możemy uchwycić nić jego doświadczenia. Pierwsze clue pochodzi z jego przypadkowej uwagi rzuconej jednemu z uczniów. Ukazuje ona, że — poczynając od Alipore — był już na nowej drodze: „Byłem mentalnie poddawany różnym rodzajom tortur przez 15 dni. Musiałem oglądać obrazy wszelkich rodzajów cierpienia”.2 Musimy tu pamiętać, że w tych światach — „widzenie” jest jednoznaczne z „doświadczaniem”. Tak więc, w miarę jak Sri Aurobindo wznosił się w kierunku nadumysłu, jego świadomość schodziła w głębiny tego, co zwykliśmy nazywać piekłem.
Jest to również jeden z pierwszych fenomenów, których doświadcza poszukiwacz w różnych stopniach. „To nie jest joga dla słabych” — powiedziała Matka i to prawda. Gdyż jeżeli pierwszym namacalnym rezultatem jogi Sri Aurobindo jest ujawnienie nowych poetyckich i artystycznych zdolności, to drugą, może nawet i natychmiastową konsekwencją jest bezlitosne odsłonięcie wszelkich dennych warstw podświadomości, najpierw tych indywidualnych, a potem tych w świadomości uniwersalnej. To bliskie i zaskakujące powiązanie pomiędzy superświadomością a podświadomością, stało się oczywiście punktem wyjściowym w przełomie dokonanym przez Sri Aurobindo.
Stopnie podświadomości
„Podświadomość” — we współczesnej psychologii — jest jedynie zewnętrznym konturem świata, nieomal tak rozległego jak Superświadomość, z wieloma poziomami, siłami, istotami (albo istotami-siłami, jeśli wolimy). Jest to zarówno nasza obecna, jak i najbardziej odległa ewolucyjna przeszłość, z wszelkimi śladami naszego obecnego życia i wszystkich naszych przeszłych żywotów — tak samo jak Superświadomość jest naszą ewolucyjną przyszłością. Wszelkie mętne zawiesiny i moce, które rządziły naszym ewolucyjnym wznoszeniem się od nieożywionej materii do zwierzęcia i od zwierzęcia do człowieka, nie tylko są zakodowane — są one ciągle żywe i mają na nas wpływ. Jeżeli rzeczywiście jesteśmy bardziej boscy niż nam się wydaje — z powodu zalety naszej superświadomej przyszłości, która ciągnie nas w górę — to również jesteśmy bardziej podobni do bestii, niż możemy to sobie wyobrazić z uwagi na podświadomą i nieświadomą przeszłość, którą ciągniemy za sobą. Ta podwójna tajemnica jest w posiadaniu klucza do totalnego Sekretu. „Nikt nie może osiągnąć nieba, kto nie przeszedł wpierw przez piekło”.3
To prawda, że można osiągnąć duchowe nieba, nie znając nawet tych nędznych miejsc, chyba że jedynie przelotnie i przypadkowo. Ale są różne rodzaje niebios, tak samo jak są różne rodzaje piekieł (każdy z poziomów naszego bytu ma swoje „nieba” i „piekła”). Ogólnie rzecz biorąc, religijny człowiek pozostawia za sobą indywidualną istotę i tym samym pozostawia za sobą podświadomość. Jedynie musi przekroczyć jedno „przejście-bramę”, ze strażnikami wystarczająco nieprzyjemnymi, aby można ich zaliczyć do wszystkich „nocy” i „pokus” wspominanych w żywotach świętych. Lecz istnieje tylko jedno pojedyncze przejście. Rodzaj niebios, do których taki człowiek aspiruje, oznacza po prostu pozostawienie za sobą zewnętrznej egzystencji i zanurzenie się w ekstazie. Jak już powiedzieliśmy, celem niniejszej jogi jest nie tracić świadomości ani „pod”, ani „ponad”, a w szczególności — niezamykanie oczu na warunki tam w dole. Integralny poszukiwacz nie dąży ani do całkowitej ciemności, ani do oślepiającego światła. Wszędzie, gdzie się porusza, musi widzieć. Jest to najważniejszy warunek mistrzostwa. Nie poszukujemy bowiem jedynie „przejścia” do lepszej egzystencji, ale możliwości przekształcenia tej obecnej.
Podobnie jak istnieje kilka stopni w superświadomości, istnieje również kilka poziomów lub światów w podświadomości: kilka „ciemnych jaskiń”, jak je zowie Rig Veda. Faktycznie — istnieje podświadomość poza każdym poziomem naszego bytu: mentalna, witalna i fizyczna podświadomość, otwierająca swoje bramy w materialną Nieświadomość.* Znajdziemy tam, odnośnie, wszystkie elementarne i prymitywne mentalne formy i moce, które po raz pierwszy pojawiły się w świecie Materii i Życia; wszystkie agresywne impulsy początków Życia, wszystkie jego refleksje strachu i cierpienia i ostatecznie — siły choroby i dezintegracji; I Śmierć, która podświadomie przewodniczy naszemu fizycznemu życiu. Oczywiste jest zatem, że żadne prawdziwe życie na Ziemi nie jest tak długo możliwe, jak długo światy te są mistrzami naszego fizycznego przeznaczenia. Jednak — to my jesteśmy polem, na którym toczy się walka; wszystkie te światy spotykają się wewnątrz nas — od najwyższego do najniższego. Nie możemy więc od tego uciec, trzymając się za nos i czyniąc znak krzyża — musimy odważnie wejść na tę arenę i ją podbić:
„Musi on też nieść brzemię, które przybył rozwiązać,
Musi też znosić ból, który ma leczyć…”4
Ograniczenia psychoanalizy
Współczesna psychologia uświadomiła sobie również ważność dziedziny podświadomości i potrzebę jej oczyszczenia. Ale psychologowie zobaczyli tylko połowę obrazka: podświadomość bez superświadomości; sądzili, że ich maleńkie mentalne przebłyski byłyby w stanie rozświetlić tę jaskinię zbójców. Mogliby równie dobrze próbować znaleźć drogę w najciemniejszej dżungli, uzbrojeni jedynie w latarkę! Aktualnie, w większości przypadków, spostrzegają podświadomość jedynie jako ukrytą stronę małej, fasadowej osobowości. W rzeczywistości zaś istnieje fundamentalne psychologiczne prawo, od którego nie sposób uciec; brzmi ono, że zejście w głąb jest proporcjonalne do wzniesienia się wzwyż. Nie można zejść głębiej niż zdołało się wznieść, ponieważ siła potrzebna do zejścia jest tą samą siłą, która pozwala się wznieść. Jeśli, przez jakiś przypadek, udałoby nam się zejść niżej niż pozwalają nasze zdolności do wzniesienia się, zaowocowałoby to natychmiast jakimś nieszczęściem, jak np. opętanie lub szaleństwo, ponieważ brakowałoby nam tej niezbędnej protekcji. Im bliżej dochodzimy do początków Prawdy tu na dole, tym więcej odkrywamy niezgłębionej mądrości. Zwykłe strachy pana Jonesa są zaledwie parę centymetrów pod powierzchnią, moglibyśmy powiedzieć, tak samo jak jego świadome życie jest zaledwie parę centymetrów ponad powierzchnią. Dopóki nasi psychologowie nie będą szczególnie oświeceni, dopóty nie będą w stanie rzeczywiście zagłębić się w podświadomości, a zatem — nie będą w stanie uleczyć czegokolwiek, za wyjątkiem paru powierzchniowych „odchyleń”, a nawet i w takim przypadku pozostaje ciągle ryzyko, że owe „odchylenia” wypuszczą pędy w innych miejscach i w innej jakiejś formie. Nie można prawdziwie uleczyć, nie lecząc jednocześnie do samej głębi, a nie można zejść do samej głębi, jeśli najpierw nie wzniosło się na same szczyty. Bowiem im niżej się schodzi, tym potężniejsze światło jest potrzebne — inaczej jest się po prostu żywcem pożartym.
Jeśli psychoanaliza zadowoliłaby się pozostaniem w swoich ciasnych granicach, nie byłoby się czego obawiać; mogłaby w końcu zdać sobie sprawę z własnych ograniczeń, wypełniając jednocześnie użyteczną funkcję społeczną, lecząc drobniejsze zakłócenia. Na nieszczęście jednak, psychoanaliza stała się dla wielu czymś w rodzaju nowej ewangelii; poprzez uparte koncentrowanie się na naszych raczej ciemnych niż boskich możliwościach, jest ona potężnym instrumentem mentalnej korupcji. Niewątpliwie, na kursie ewolucji nasze „błędy” ewentualnie znajdą swoje miejsce i swój cel; nasza moralna, drobnomieszczańska przyzwoitość musiała być wstrząśnięta, ale wybrana metoda jest niebezpieczna, gdyż wywołuje ona demony choroby, nie posiadając odpowiedniej potęgi, aby ją uleczyć: „…Ma ona tendencje — mówi Sri Aurobindo — czynić umysł i wital bardziej — a nie mniej — fundamentalnie zanieczyszczonymi niż poprzednio…5 Współczesna psychologia jest nauką w powijakach, jednocześnie powierzchowną, pompatyczną i prymitywną. Jak we wszystkich rodzajach nauk w zarodku — uniwersalny nawyk ludzkiego umysłu bierze tu górę — bierze się cząstkową lub lokalną prawdę, niewłaściwie uogólnia i próbuje się wyjaśniać całe pole Natury w tych zawężonych terminach, co powoduje duże zamieszanie… Psychoanaliza, a specjalnie Freuda… bierze pewną część — najciemniejszą, najtrudniejszą, najmniej zdrową część Natury jaką jest najniższy pokład podświadomości witalu* — izoluje z niej najbardziej patologiczne fenomeny i przypisuje im wszelkie akcje nieproporcjonalnie do ich prawdziwej roli w naturze… Przedwczesne lub niewłaściwe odgrzebywanie tych pokładów w celach doświadczalnych, oznacza ryzyko zanieczyszczenia również i świadomych części tym ciemnym i brudnym materiałem, a zatem — zatrucie całego witalu, a nawet i samej natury umysłu. Zawsze więc powinno się zaczynać od pozytywnych, a nie negatywnych doświadczeń poprzez zniesienie na dół czegoś boskiego z natury: spokoju, światła, równowagi, czystości, boskiej siły w tę część świadomej istoty, która musi być zmieniona. Jeżeli tylko zostanie to zrobione w wystarczający sposób, będzie istnieć silna, pozytywna baza; bezpieczniej jest wznieść zamknięte, podświadome, wrogie elementy po to, aby zniszczyć i wyeliminować je za pomocą siły boskiego spokoju, światła, potęgi i wiedzy”.6
Istnieje inny, nawet poważniejszy, uboczny efekt psychoanalizy. Przypuśćmy że przez przypadek psychoanalityk miałby rzeczywiście potęgę zejść w podświadomość; nie tylko nie mógłby tam niczego uzdrowić, ale zaryzykowałby uruchomienie sił, których nikt nie byłby w stanie kontrolować — jak uczeń czarnoksiężnika. I nawet gdyby było się w posiadaniu potęgi pozwalającej na zdobycie przewagi i zniszczenie tych sił, za jednym zamachem uległyby zniszczeniu zarówno te dobre, jak i złe, nieuleczalnie okaleczając naszą naturę. Psychoanalitycy bowiem nie posiadają wiedzy. Ze swej mentalnej pozycji nie mogą spojrzeć dalej w przyszłość, aby zrozumieć dobro przygotowywane przez dzisiejsze zło, ani też nie widzą dynamicznej Siły ukrytej pod grą sprzeczności. Inny typ potęgi jest tutaj potrzebny, aby przesortować tę dziwaczną mieszaninę, a ponad wszystko — inna wizja: „Trzeba poznać całość zanim będzie się w stanie poznać jej części i trzeba znać najwyższe zanim będzie się w stanie prawdziwie zrozumieć najniższe. Oto obietnice większej psychologii oczekującej na swą godziną, w której te nędzne utykania znikną i rozpłyną się w nicości”.6
Dotykamy tutaj zasadniczego błędu naszej psychologii. Nie jest zdolna zrozumieć cokolwiek, ponieważ szuka tylko „pod” w naszej ewolucyjnej przeszłości. To prawda, że połowa Sekretu tam faktycznie jest, ale potrzebna nam jest siła „z góry”, aby otworzyć drzwi „na dole”. Nigdy nie mieliśmy patrzeć poza siebie, ale przed siebie i w górę, w światło superświadomości, ponieważ to jest nasza przyszłość, i tylko ta przyszłość może wyjaśnić i uzdrowić przeszłość. „Mam wielką trudność — napisał Sri Aurobindo do jednego z uczniów — z traktowaniem psychoanalityków w miarę poważnie, ale może tak być powinno, gdyż
pół- wiedza jest potęgą i może być wielką przeszkodą w nadejściu prawdziwej Prawdy… Oni zaś spoglądają z dołu w górę i wyjaśniają wyższe światło przez niższe wulgaryzmy. Lecz fundamenty tego wszystkiego są ponad, a nie pod. To superświadomość, a nie podświadomość jest prawdziwym fundamentem rzeczy. Znaczenia lotosu nie odnajduje się przez analizę sekretu mułu, z którego tutaj wyrasta. Jego sekret spoczywa w niebiańskim archetypie lotosu, który na zawsze kwitnie w Świetle, tam w górze”.6
Zdajemy się postępować „od dołu do góry”, od przeszłości do przyszłości, od ciemności ku świadomemu światłu, ale jest to tylko nasze małe, chwilowe zrozumienie, które ogranicza całość; inaczej wiedzieliśmy jasno, że to nie jest przeszłość, która nas popycha, ale przyszłość, która nas ciągnie oraz światło z góry, które stopniowo przesiąka w nasze ciemności — bo jak sama ciemność mogłaby kiedykolwiek stworzyć jakieś światło? Gdybyśmy byli zrodzeni z ciemności, moglibyśmy skończyć tylko w ciemności. „Oto jest wieczne Drzewo z korzeniami w górze i gałęziami w dole” — mówią Katha Upaniszady (VI.1). Posiadamy wrażenie wielkiego wysiłku, by zrozumieć i poznać rzeczy; mamy poczucie napięcia wobec przyszłości. Ale jest to nasza ograniczona perspektywa. Gdybyśmy dysponowali inną, może bylibyśmy w stanie widzieć superświadomą Przyszłość dążącą do wejścia w nasz czas teraźniejszy. I zdalibyśmy sobie sprawę, że nasze wrażenie wysiłku jest jedynie oporem stawianym przez naszą gęstość i ciemność. Przyszłość nie porusza się jedynie z dołu w górę, inaczej nie byłoby żadnej nadziei dla Ziemi, która zakończyłaby swoje istnienie, eksplodując w nieba w najwyższym ciśnieniu psychicznym, albo wpadając na powrót w głębiny swoich ciemności. Porusza się ona również z góry do dołu, schodzi coraz głębiej w naszą umysłową mgłę, w nasze witalne zamieszanie, w podświadomą i nieświadomą noc, dopóki nie rozświeci wszystkiego, odsłoni i uzdrowi wszystko i — ostatecznie — wszystko wypełni. Im głębiej schodzi, tym większy opór — jesteśmy bowiem w Wieku Żelaza, w czasach Wielkiego Buntu i Trudności: to Czas Nadziei. W tym najwyższym punkcie, gdzie Przyszłość dotyka skalnego podłoża przeszłości, gdzie Światło wybucha na poziomie największej nicości, tam — dzięki Bogu — znajdziemy Sekret Śmierci i nieśmiertelnego Życia. Jeżeli jednak będziemy patrzeć w dół i tylko w dół — znajdziemy błoto i tylko błoto.
Ciemna połowa prawdy
Jesteśmy już bliżej celu. Poszukiwacz rozpoczął swoją wędrówkę z pozytywnym doświadczeniem. Wyruszył na swą drogę, ponieważ potrzebował czegoś jeszcze, czegoś więcej. Dążył do wyciszenia umysłu i odkrył, że sam jego wysiłek dał mu już Odpowiedź. Czuł schodzącą nań Siłę, nową wibrację wewnątrz siebie, która uczyniła jego życie bardziej czystym, żywszym. Być może doświadczył nagłego rozwarcia się granic i nagle wynurzył się na innej wysokości. Oznaki tego mogą pojawić się na tysiące sposobów, wskazując, że nowy rytm zaczyna się stabilizować. A potem, po tym pełnym nadziei starcie wszystko stało się mgliste, jakby to był sen, albo też jakby unoszony był jakimś dziecinnym entuzjazmem — coś w nim zaczyna się dziać, biorąc nieomal zemstę za te chwile, poprzez przypływy sceptycyzmu, niechęci i buntu. To będzie tą drugą oznaką, może właśnie tą prawdziwą, wskazującą na jego postęp i na zmaganie się z rzeczywistością własnej natury — albo raczej na fakt, że zstępująca Siła zaczęła przeżuwać tę naturę. Ostatecznie, postęp nie jest aż w takim stopniu sprawą wznoszenia się — jak raczej usuwania przeszkód, bo kiedy jesteśmy czyści — wszystko nagle tam jest. Poszukiwacz więc odkrywa swoje liczne przeszkody. Na drodze integralnej jogi odczuwa się, że znajduje się to co najgorsze, kiedy pragnęliśmy tego co najlepsze; znajdowaliśmy wojny, kiedy szukaliśmy spokoju i światła. Spójrzmy temu w twarz — to jest walka. Jak długo płyniemy z prądem, możemy oglądać siebie jako bardzo miłych, bardzo poprawnych ludzi o najlepszych intencjach, ale gdy tylko zaczniemy iść w przeciwnym kierunku — wszystko zaczyna stawiać opór. Zaczynamy niemal w namacalny sposób doceniać gigantyczne siły, które ciążą na człowieku i unieruchamiają go — próbując im uciec, możemy w pełni zdać sobie sprawę z ich wagi. Kiedy poszukiwacz doznał pierwszego znaczącego otwarcia się, kiedy zobaczył Światło, poczuł też prawie równocześnie kopniaka w goleń, jak gdyby ciągle miał w sobie ból. Wtedy też wie, co Sri Aurobindo miał na myśli mówiąc o „ranionym ponuraku narzekającym na światło”.7 Nauczył się pierwszej lekcji, że każdemu krokowi w górę towarzyszy konieczny krok w dół.
Zamiast więc postrzegać te ostre „objazdy” jako jakieś fatalizmy, poszukiwacz uczyni z nich podstawę swojej pracy. Ten podwójny ruch wznoszenia się i opadania jest fundamentalnym procesem integralnej jogi: „Na każdej wysokości jaką zdobędziemy, musimy zawrócić i znieść na dół jej potęgę i jej iluminację w niższy, śmiertelny ruch…”8 Taka jest bowiem cena transformowania życia, inaczej jedynie poetyzujemy i wznosimy się na szczytach, podczas gdy tam w dole — stare życie istnieje nadal w swych rozterkach. W praktyce — to „zejście w dół” nigdy nie jest stymulowane przez arbitralną decyzję umysłu; im mniej umysł tu przeszkadza, tym lepiej. A poza tym, wydawałoby się dziwne, jak Umysł mógłby kiedykolwiek „zejść w dół” upozowany tak jak jest, za swoim małym biurkiem… To tylko rozbudzona i zindywidualizowana świadomość — siła w nas, która wykonuje tę pracę automatycznie. Jeśli tylko uda nam się dotknąć pewnego natężenia świadomości i światła, automatycznie wywiera ono ciśnienie na resztę naszej natury, która wytwarza odpowiednie reakcje przeszkód i oporów. To jakby nadmiar tlenu został nagle wpompowany na dno oceanu: stworzenia żyjące w głębinach zaczęłyby się miotać w panice czy wręcz eksplodować. Ten odwrót świadomości jest prawdziwie ciekawą rzeczą, tak jak przejście z oświetlonego pokoju do takiego samego, ale zupełnie zaciemnionego, z radosnego pokoju — do napełnionego bólem; wszystko byłoby niby takie samo, a jednak wszystko się zmieniło. To jakby siła była tą samą siłą, jakby natężenie wibracji było takie samo — może nawet i same wibracje byłyby takie same — tyle, że nagle pojawiłyby się one poprzedzone znakiem minus. Możemy wtedy widzieć z największą dokładnością jak miłość zmienia się w nienawiść na przykład, lub czyste w nieczyste; jest to ta sama rzecz, ale odwrócona. Ale jak długo nasze stany psychologiczne są jedynie odwrotnościami innych stanów, a nasze „dobro” jedynie tylną stroną „zła” (a może powinniśmy powiedzieć „przednią stroną zła”), tak długo nasze życie nigdy nie będzie transformowane. Potrzeba nam czegoś drastycznie innego — innego typu świadomości. Wszyscy poeci i ludzie o twórczych umysłach dobrze znają te wahania świadomości. Nawet po swoich „Iluminacjach” — Rimbaud przeszedł do dziwnych, nieznanych lądów, które napełniły go terrorem; on również przeszedł przez prawo „ciemnej inwersji”. Zamiast być nieświadomie przerzucanym z jednego bieguna na inny, bezwiednego wznoszenia się i opadania wbrew woli — integralny poszukiwacz pracuje metodycznie, świadomie, nigdy nie tracąc swej równowagi i — ponad wszystko — z rosnącym zaufaniem do Świadomości-Siły, która nigdy nie inicjuje większych oporów niż takie, z którymi może on sobie poradzić, ani też nigdy nie odsłania większego światła niż takie, który mógłby znieść. Żyjąc wystarczająco długo, od jednego kryzysu do następnego, ostatecznie dostrzegamy i rozróżniamy metodę w działalności Siły i zauważamy, że za każdym razem, kiedy zjeżdżamy znowu w dół po łuku lub tracimy osiągnięte wyżyny — w końcu jednak znajdujemy z powrotem te same z naszych osiągnięć, ale o stopień wyższe, rozszerzone i bogatsze o tę część, którą dodał nasz „upadek”. Gdybyśmy nie „upadali” — ta niższa część nigdy nie zostałaby włączona w naszą wyższą. W terminach społecznych był to może identyczny proces, który w efekcie przyniósł upadek Aten, tak aby niektóre ze starych barbarzyńskich ludów mogły również doświadczyć Platona. Integralna joga nie idzie w linii prostej — coraz to wyżej w górę, aż zaniknie w coraz to mniejszym punkcie gdzieś tam — ale stosownie do Sri Aurobindo, jest to rozwój po spirali, która rozwijając się obejmuje coraz to większe części naszej istoty w coraz to szerszym ruchu „otwierania się” na coraz to głębszych podstawach. Rozróżniamy nie tylko metodę ukrytą poza tą Siłą, albo raczej Świadomością-Siłą, ale również i regularne cykle i rytm tak pewne, jak cykle Księżyca i przypływów. Im bardziej się rozwijamy, tym szersze i więcej obejmujące stają się te cykle, tym bliższe staje się ich powiązanie z samym kosmicznym ruchem, aż pewnego dnia, w naszych własnych „zejściach w dół” ujrzymy okresowe zejścia świadomości na Ziemię, a w naszych trudnościach — zamęt, opór i rewoltę samej Ziemi. W końcu wszystko będzie tak wewnętrznie powiązane, że będziemy zdolni wyraźnie czytać w najdrobniejszych rzeczach, w najbardziej znaczących wydarzeniach codziennego życia i pobliskich obiektach — oznaki o wiele szerszej depresji, które przejdą nad całą ludzkością i wymuszą jej wzniesienie się lub upadek wewnątrz tej samej spirali ewolucyjnej. Wtedy też zobaczymy, że jesteśmy w nieugięty sposób prowadzeni do Celu, że wszystko ma znaczenie, nawet najdrobniejsze rzeczy, że nie można uczynić tylko małego zamieszania nie czyniąc zamieszania we wszystkim i że jesteśmy na drodze do daleko większej przygody, niż kiedykolwiek moglibyśmy to sobie wyobrazić.
Wkrótce uderzy nas drugi paradoks, który nadal może być tym samym: że istnieje nie tylko wznoszenie się i upadek, ale również, jak się wydaje, coś w rodzaju centralnej sprzeczności. Wszyscy mamy cel w życiu i przez wszystkie nasze żywoty mieliśmy do wyrażenia coś unikalnego, ponieważ każdy człowiek jest unikaly — to nasza centralna prawda, nasza własna, specjalna, ewolucyjna walka. Cel ten pojawia się stopniowo, po wielu doświadczeniach i „rozbudzeniach” — w miarę jak zaczynamy być osobą o pewnym stopniu wewnętrznego rozwoju. Dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę z czegoś w rodzaju nici snującej się przez nasze życie i wszystkie nasze życia — jeśli stajemy się ich świadomi; nici wskazującej pewną szczególną orientację, jak gdyby wszystko i zawsze prowadziło nas w tym samym kierunku, w narastająco ostrym i precyzyjnym kierunku w miarę, jak postępujemy naprzód. Gdy już stajemy się świadomi naszego celu, odkrywamy również pewną szczególną trudność, która wydaje się być przeciwieństwem, zaprzeczeniem naszego celu. Jest to dziwna sytuacja: jak gdybyśmy nosili dokładny cień naszego światła, ten szczególny cień czy trudność, czy też problem, który coraz częściej objawia się nam z nadzwyczajną natarczywością, zawsze ten sam pod różnymi tylko maskami i w najbardziej odległych okolicznościach; cień, który powraca po każdej wygranej walce z narastającą siłą, w dokładnej proporcji do naszego nowego natężenia świadomości, jakby trzeba było staczać tę samą walkę znowu i znowu, na każdym kroku z nowo podbitych poziomów świadomości. Im czystszy staje się cel, tym silniejszy jest cień. Tu właśnie spotkaliśmy Nieprzyjaciela:
„Tego ukrytego wroga, zamieszkałego w ludzkiej piersi
Człowiek musi pokonać, albo umknie mu jego wyższy cel
Oto wewnętrzna walka, od której nie ma ucieczki”.9
Sri Aurobindo nazywa tego wroga również: „Zła Persona”. Czasami możemy nawet w negatywny sposób odgadnąć nasz cel, zanim jeszcze odnajdziemy go w sposób pozytywny poprzez samo powtarzanie się tych samych trudnych okoliczności; poprzez takie same upadki, które wydają się wskazywać na jeden, pojedynczy kierunek, jak gdybyśmy się ciągle poruszali w nieprzyjaznym, uciskającym kole, coraz to bliżej centralnego punktu, który jest zarazem celem, jak i jego przeciwieństwem: „Osoba znakomicie wyposażona do tej pracy — napisał Sri Aurobindo — miewa zawsze lub prawie zawsze (może nie powinno się ustalać zbyt sztywnej uniwersalnej zasady w tych kwestiach) istotę przyczepioną do siebie, czasami objawiającą się jako część tej osoby, będącej akurat przeciwieństwem rzeczy, które dzięki koncentracji ta osoba stara się osiągnąć. A nawet, jeśli tego adwersarza z początku nie ma, jeśli nie istnieje on w tej osobowości — to taka siła pojawia się w otoczeniu poszukiwacza, gdy tylko zdoła uświadomić sobie własną drogę rozwoju. Zadaniem tej siły jest oponować, stwarzać przeszkody i złe warunki, jednym słowem — stawiać przed nim cały problem pracy, którą właśnie rozpoczyna. Wydaje się wtedy, że problem ten nie może być rozwiązany w okultystycznej ekonomii rzeczy inaczej, niż przez z góry przeznaczony instrument biorący trudności na siebie. To wyjaśniałoby wiele spraw, które na powierzchni wydają się być bardzo zagmatwane”. 10 W swych rozmowach z uczniami, Matka podkreśliła ten sam fenomen: „Jeżeli reprezentujecie sobą możliwość zwycięstwa, to zawsze macie również w sobie przeciwieństwo tego zwycięstwa, które jest waszą stałą udręką. Kiedy jesteście w stanie zauważyć jakiś bardzo czarny cień w was samych, czasami naprawdę bolesny, możecie być pewni, że posiadacie również odpowiednią możliwość światła. — I dodaje: — Posiadacie specjalny cel, specjalną misję, swoją własną szczególną realizację i nosicie również w sobie wszelkie przeszkody, które są niezbędne, aby tę realizację uczynić doskonałą. Zawsze jednak zauważycie, że ciemność i światło znajdują się w was obok siebie; macie możliwości, ale macie również negacje tych możliwości. I jeżeli odkryjecie jakiś bardzo gęsty i głęboko zakorzeniony cień w sobie, możecie być pewni, że jest tam też gdzieś wielkie światło. To do was należy używanie jednego po to, aby zdać sobie sprawę z drugiego”.
Tajemnica życia może po prostu dlatego się nam wymyka, że nie zdołaliśmy uchwycić tego podwójnego prawa światła i ciemności i enigmy naszej podwójnej natury, zwierzęcej i boskiej równocześnie. Wytrenowani w manichejskiej koncepcji egzystencji widzieliśmy w niej, zgodnie z naukami naszych religii i etyk, nieustanną walkę między Dobrem i Złem, Prawdą i Fałszem, w której ważne było być po dobrej stronie, po prawej ręce Pana. Pocięliśmy wszystko na dwoje: Królestwo Boże przeciw Królestwu Szatana, niższe życie na ziemi przeciw wyższemu życiu w niebie. Próbowaliśmy pozbyć się przeciwieństwa naszego celu, ale jednocześnie pozbywaliśmy się i samego celu, gdyż cel nie oznacza amputacji żadnej ze stron — ani dołu, ani góry. Jak długo odrzucamy jedno na rzecz drugiego, tak długo będziemy ponosić nieustanne klęski i rozmijać się z celem egzystencji. Wszystko jest jednością: jeżeli usuniemy z tego cokolwiek — wszystko się rozpada. Czyż byłoby możliwe usunąć „zło” bez wysadzenia całego świata? Jeśli pojedynczy człowiek miałby uwolnić siebie od „zła”, to cały świat rozsypałby się w kawałki, ponieważ wszystko jest jednym. Istnieje jedna jedyna substancja na tym świecie — nie dwie: dobra i zła. Nie można niczego usunąć, ani też niczego dodać. To jest powodem, dlaczego żaden cud nie może uratować świata; Cud już jest na świecie, wszystkie możliwe światła już są na świecie, wszystkie wyobrażalne nieba już tam są — coś z zewnątrz tylko zepsułoby formułę. Wszystko jest, a my akurat tkwimy w samym środku cudu, tyle tylko, że nie posiadamy do niego klucza. Może więc nie ma nic, co moglibyśmy usunąć lub dodać, może nawet nie ma nic do odkrycia poza tą samą rzeczą — tyle, że inaczej widzianą.
Jeżeli pragniemy odnaleźć Cel, musimy odsunąć na bok nasz manicheizm i dotrzeć do realistycznej oceny tego, co Sri Aurobindo nazywał „ciemną połową prawdy”11. „Wiedza ludzka — napisał on — rzuca cień, który ukrywa połowę globu prawdy przed jej własnym światłem… Odrzucenie fałszu przez umysł poszukujący ostatecznej prawdy, jest jedną z głównych przyczyn, dlaczego umysł nie jest w stanie osiągnąć stałej, okrągłej i doskonałej prawdy…12” Jeżeli wyeliminujemy wszystko co złe — a Bóg świadkiem, że świat ten pełen jest zła i nieczystości — możemy dotrzeć do jakiejś prawdy, ale będzie to prawda pusta. Faktycznym początkiem Sekretu jest najpierw zrozumienie, a potem zobaczenie, że każda rzecz na tym świecie, najbardziej groteskowy lub najdalej idący błąd13, zawiera okruch prawdy pod swą maską, gdyż wszystko tutaj jest Bogiem poruszającym się w kierunku samego siebie i nie istnieje nic na zewnątrz Niego. „Gdyż błąd jest jedynie połową prawdy, która przeszkadza z powodu swoich ograniczeń; często bywa to Prawda, która tylko nosi przybranie po to, aby nie rozpoznana mogła przybyć w pobliże swego Celu”.13 Jeżeli choćby jedna rzecz na tym świecie była całkowicie zła, to cały świat byłby totalnie zły. Jeżeli więc poszukiwacz rozpoczyna z tym założeniem — pozytywnym założeniem, wznosząc się krok po kroku i za każdym razem akceptując odpowiedni krok w dół, nie pozostawiając niczego na zewnątrz po to, aby wyzwolić to samo światło14 ukryte pod każdą maską, w każdym elemencie, nawet w najciemniejszym błocie, najbardziej oczywistym błędzie lub brudnym występku, zobaczy on jak wszystko staje się wyraźniejszym przed oczyma i odkryje on nie tylko szczyty, ale i przepaście Prawdy 15 . Wówczas zda sobie w pełni sprawę z tego, że ten Nieprzyjaciel był jego najpilniejszym pomocnikiem, najbardziej zainteresowanym w zapewnieniu skuteczności tej jego realizacji. Po pierwsze dlatego, że każda walka wzmacniała jego siły, a następnie — że każdy upadek zmuszał go do wyzwolenia odpowiedniej miary prawdy na dole, zamiast wzlatywania na puste szczyty. Ostatecznie przekona się, że ten jego Problem był też tym samym problemem naszej matki Ziemi, również dążącej do swej części światła. Książęta Ciemności są już uratowani! Są już w Działaniu, są skrupulatnymi wymusicielami raczej wszechobejmującej Prawdy niż takiej, która wszystko wyłącza:
„Nie tylko jest nadzieja na czyste bóstwo
Zeskoczyli z piersi w dół w szale, by odszukać
To, co pominęli jaśni bogowie; Oni też są bezpieczni…”16
I poszukiwacz zda sobie sprawę, że wszystko ma swoje nieuniknione miejsce. Nie tylko nic nie może być pozostawione „na zewnątrz”, ale również nic nie jest bardziej lub mniej ważne — jakby całość problemu zawarta była w najdrobniejszym incydencie, najmniejszym codziennym geście w takim samym stopniu, jak w kosmicznych przewrotach. I może totalność Światła i Radości w takim samym stopniu jest w najmniejszym atomie, jak w superświadomych nieskończonościach. Wtedy ciemna połowa prawdy się rozświetla. Każde potknięcie lub błąd roznieca płomień bólu, który wydaje się borować otwór dla światła głęboko w dole. Każda słabość gromadzi odpowiednią siłę, jakby siła upadku była siłą wznoszenia się. Każda niedoskonałość jest krokiem w kierunku większej pełności — nie ma grzechów ani błędów, a jedynie niezliczone potknięcia, które zmuszają nas do przeszukania całej przestrzeni naszego królestwa i objęcia w nim wszystkiego po to, aby je uzdrowić i wypełnić. Przez małe pęknięcia w naszej zbroi weszły miłość i współczucie dla świata, których żadna z tych świetlistych czystości nie jest w stanie zrozumieć; czystość jest nieprzepuszczalna, zabarykadowana, zamknięta jak forteca — jakieś pęknięcie jest potrzebne, aby Prawda mogła wejść!
„Uczynił on błąd drzwiami, przez które Prawda mogła wejść…”17
Istnieje prawda Miłości poza złem. Im głębiej schodzi się w kierunku piekielnych kręgów, tym ogromniejszą znajduje się potrzebę w głębinach Zła; odkrywa się wtedy, że niczego nie można uzdrowić bez podobnej intensywności. Płomień rozpala się wewnątrz — coraz to potężniejszy i palący się pod duszącym ciśnieniem; nic nie istnieje oprócz Tamtego, nic, tylko Tamto, jak gdyby tylko Miłość mogła stawić czoła Nocy i wyjaśnić tę Jej świetlistą połowę. Jakby cały ów cień był konieczny po to, by Miłość mogła się narodzić, gdyż samo serce każdego cienia i zła przechowuje odwróconą tajemnicę. Każdy z nas nosi swą specjalną trudność, która jest zarazem przeciwstawieniem i oznaką naszego przeznaczenia. Podobnie może wszystkie wielkie „błędy i upadki” i tysiące starożytnych ran na Ziemi, która jest tak otwarta, grzeszna i wypełniona cierpieniem, są oznaką jej przeznaczenia i że pewnego dnia ma ona ucieleśnić doskonałą Miłość i Radość, ponieważ wycierpi wszystko i wszystko zrozumie.
W miarę postępowania naprzód — linia superświadomości znika w górze, a linia podświadomości zanika w dole. Wszystko staje się oświecone, rozszerza się, ale jednocześnie wszystko się zamyka, koncentruje na pojedynczym, ostrym i ciemnym punkcie, coraz bardziej wymuszającym i naciskającym, jak byśmy się obracali przez całe lata i przez wszystkie życia zawsze wokół tego samego Problemu, nawet nigdy go nie dotykając. I nagle jest, uchwycony na samym dnie dziury, miotający się pod presją Światła — całe zło świata skupione w jednym punkcie. Oto nadchodzi godzina Sekretu, gdyż prawo schodzenia w dół nie jest prawem opresji, grzechu czy upadku bardziej, niż jest ono prawem skruchy i ucieczki w kierunku nieba. Jest to właściwie złote Prawo, niezgłębiona Premedytacja, która ciągnie nas zarówno w dół, jak i w górę, w głębiny podświadomości i Nieświadomości — do centralnego punktu18, który jest węzłem życia i śmierci, cienia i światła, gdzie czeka na nas Sekret. Im bliżej dochodzimy Szczytu, tym bardziej dotykamy Dna.
Wielkie przejście
Ostatnie kroki schodzenia w dół stawiamy poza Podświadomością, w naszej ewolucyjnej przeszłości — w naszej wcześniejszej, prehistorycznej świadomości na poziomie, gdzie po raz pierwszy w świecie życie wyłoniło się z tego, co wydaje się Śmiercią. Oznacza to linię graniczną w naszym ciele, między materialną Nieświadomością i fizyczną świadomością w tej części, która pierwotnie uczestniczyła w pierwszych narodzinach i została odrzucona na bok. Organy i komórki naszego ciała posiadają swój własny typ wysoce zorganizowanej i skutecznej świadomości, która wie jak wybierać, otrzymywać lub odrzucać i może być kontrolowana, jeśli osiągnęliśmy w ramach jogi właściwy poziom rozwoju. Gdyby istniała jedynie kwestia usprawnienia obecnych warunków życia — zwyczajna świadomość jogina byłaby zupełnie wystarczająca: przedłużanie życia zależnie od woli, odporność na choroby, a nawet wieczna młodość są niektórymi z najczęstszych produktów ubocznych tej dyscypliny. Ale, jak już powiedzieliśmy, naszym celem jest zmienić życie, a nie zreperować jego fasadę. Tuż pod naszą fizyczną świadomością leży warstwa fizycznej podświadomości, która jest rezultatem ewolucji życia w Materii i która utrzymuje wszystkie stare nałogi życia — wśród nich najgorszy nałóg umierania — a także wszelkie jego refleksy, lęki, kontrakcje i ponad wszystko: swój nawyk zamykania się, jak gdyby warstwa ta pamiętała wiele protekcyjnych osłon, które musiała wokół siebie budować po to, by móc rozwijać się i wzrastać. Na samym dnie fizycznej podświadomości, gdzie wydaje się zamierać każda forma świadomości i wszelka pamięć, dochodzi się do skalnego podłoża — pierwszej Skorupy, fundamentów Śmierci, z których życie oderwało się na wolność Jest to coś bardzo twardego i rozległego, tak twardego i rozległego, że Riszowie z Ved nazwali to „Nieskończoną Skałą”. To jest właśnie Nieświadomość. Jest to ściana — a może drzwi? To dno — a może tylko membrana? Być może nie jest to zupełnie martwe i nieświadome, gdyż nie jest to coś nieruchomego w sposób negatywny, co człowiek napotyka, ale coś pozytywnie negatywnego — coś co odmawia, mówi życiu „Nie”.
„Uparte, bezgłośne odrzucenie głębin Życia
Ignoranckie Nie w samych początkach rzeczy…19”
Gdyby na samym dnie była całkowita Nicość — nie byłoby żadnej nadziei. Co więcej — nic nie mogłoby nigdy z niczego wyrosnąć, podczas gdy skała na dole jest „czymś”. Jeśli jest tam „Nie”, to musi zawierać również „Tak”. Jeśli jest tam Śmierć, to musi zawierać ona Życie. I ostatecznie — jeżeli jest tam koniec, to musi być i początek po drugiej stronie. Każda negacja jest z konieczności drugą połową afirmacji. Każda z naszych najgłębszych przepaści jest powierzchnią czegoś jeszcze. Znaczeniem jogi Sri Aurobindo jest odkopywanie tego, co pozytywne spod tego, co negatywne, w każdym elemencie i na każdym poziomie świadomości i — jeśli Bóg pozwoli — najwyższe Pozytywne (które jest ani pozytywne, ani negatywne, ale po prostu jest), które rozwiąże nasze dualizmy raz na zawsze, zarówno te na dnie, jak również i sam dualizm Życia, które ciągle umiera i dualizm Śmierci, która ciągle żyje.
W Chandernagore Sri Aurobindo osiągnął ostatnie poziomy fizycznej podświadomości. Stanął przed tą ścianą: „Nie, nie zajmuję się teraz Empirią, chciałbym, aby to było to. Jestem raczej przy przeciwnym krańcu wszelkich rzeczy”20. Ktoś, kto już wie na jaki rodzaj oporu i gwałtownych reakcji napotyka się, próbując zaledwie dotknąć podświadomości umysłu czy witalu — tej „jamy z rojowiskiem węży” — może zrozumieć, czym takie zejście może być. Im głębiej schodzimy, tym wyższa świadomość jest nam niezbędna i silniejsze światło, gdyż zejście jest w dokładnej proporcji do wzniesienia się. I jeśli zrozumiemy, że świadomość jest siłą tak namacalną jak prąd elektryczny, możemy sobie wyobrazić, jakie traumy i męki może spowodować na przykład nadumysłowa potęga i światło, kiedy zaczynają się wlewać jak katarakta w szczelinę fizycznej podświadomości — jest to „zamach eteru i ognia21”. Są tam niezliczone trudności i niebezpieczeństwa, do których powrócimy przy dyskusji o Transformacji. Jak długo mamy do czynienia jedynie z mentalnym i witalnym oporem, czy naszymi moralnymi kłamstwami, tak długo potrzebujemy jedynie silnej woli i cierpliwości, ale kiedy schodzimy niżej — musimy stanąć twarzą w twarz z „kłamstwami ciała”, jak mówi Matka, czyli z chorobami i Śmiercią. To dlatego Sri Aurobindo i Matka kładli taki nacisk na zdrową fizyczną postawę u swoich uczniów.„Pracować trzeba z obydwu krańców, a nie zaniedbywać jednego na rzecz drugiego”.
Kiedy osiągnął najdalsze granice Nadumysłu, gdzie „wielkie kolorowe fale” zanikają w bieli — Sri Aurobindo w ten sam sposób dotknął czarnej skały na samym dole:
„Kopałem długo i głęboko
W horrorach bagna i plugastwa…
Głos wołał: Idź, gdzie nie szedł nikt!
Kop głębiej, jeszcze głębiej
Aż sięgniesz ponurej skały fundamentu
I zastukasz w bramę bez klucza…”22
A potem, pewnego dnia w 1910 r., w Chandernagore — zdarzyła się dziwna rzecz… Zanim jednak przejdziemy do dalszego opisu doświadczenia, które zmienia kurs naszej ewolucji, zatrzymajmy się na chwilę, aby przyjrzeć się i przeglądnąć pokrótce nasze obecne warunki jako ludzkości. To zupełnie proste — jesteśmy tutaj, uwięzieni w Materii, w Czarnym Jaju, które ogranicza nas ze wszystkich stron w każdej sekundzie dnia. Nie ma setki dróg wydostania się z niego, bo faktycznie są tylko dwie: jedna to — sen (senne marzenia, ekstaza, medytacja są tylko różnymi stopniami snu, mniej lub bardziej świadomymi bądź boskimi), drugą drogą jest — umrzeć. Doświadczenie Sri Aurobindo daje trzecią możliwość, która pozwala nam wydostać się bez wzlatywania w ekstazie i bez umierania — to znaczy właściwie bez wydostawania się; doświadczenie, które odwraca kurs duchowej ewolucji człowieka, gdyż cel nie jest już gdzieś ponad lub na zewnątrz, ale właśnie tu — wewnątrz. Doświadczenie, które na dodatek otwiera drzwi życia na jawie do wszystkich snów, do wszelkich ekstaz i specjalnie — do wszystkich potęg, które mogą pomóc nam ucieleśnić nasze marzenia i transformować Czarne Jajo w otwarte, czyste i pełne życia miejsce… Tego dnia w 1910 r. w Chandernagore Sri Aurobindo osiągnął dno, przebył wszystkie brudne i nędzne warstwy, na których wzrastało życie jak jakiś niewytłumaczalny kwiat. Było tam nad nim w górze tylko Światło, świecące coraz to intensywniej w miarę, jak zstępował na dół, wydobywając stopniowo w jego blasku coraz to więcej nieczystości, jak gdyby cała tamta noc pochłaniała coraz to większą ilość Światła, jakby granice podświadomości cofały się coraz to głębiej na dół, zacieśniając się w coraz większej koncentracji proporcjonalnej do koncentracji światła na górze, pozostawiając tylko pojedynczy szaniec ciemności w promieniach jedynego Światła. I wtedy, nagle i bez ostrzeżenia, w głębinach „nieświadomej” Materii, w ślepych komórkach tego ciała — Sri Aurobindo wrzucony został w najwyższe światło, bez transu, utraty indywidualności, bez kosmicznego rozpłynięcia się — z szeroko otwartymi oczyma:
„Przebił się w inną Przestrzeń i Czas”23
Noc, Zło, Śmierć — są jedynie maskami. Ostateczna Opozycja budzi ostateczną Intensywność i w ten sposób staje się Sobą; istnieje tylko Jedno, tad ekam. Słoneczny świat, najwyższa boska świadomość, supramentalne — którego wszystko pozostałe jest tylko oddzielonymi promieniami — okazało się być właśnie tam, w samym sercu Materii. Krok ponad Nadumysł nie jest gdzieś w górze, jest tutaj i we wszystkich rzeczach — drzwi na samym dole otwierają drzwi na samej górze i wszędzie:
„Bezdenne zamknięte zdumienie Światła24
Wielkie odwrócenie Dnia i Nocy
Wszystkie wartości świata zostały zmienione…25
Wysokie spotyka niskie, wszystko jest jednym planem”26
Najbardziej odległa Przeszłość dotyka serca Przyszłości, która je poczęła, Bóg-Duch spotyka Boga-Materię i oznacza to boskie życie w ciele: Sat-Chit-Ananda tam w górze jest Sat-Chit-Ananda na samym dole, Istnienie-Świadomość-Potęga-Radość. Ewolucja nie usuwa ani czarnego, ani białego snu, nic nie jest połykane przez Ciemność, nic nie wzbija się w niebo, wszystko jest powiązane z sobą w doskonałym kole. Radość na górze jest Radością tu na dole.
„Egzaltacja w głębinach snu
Serce zachwytu wewnątrz świata bólu”27
Skuteczna radość, potężna iluminacja w naszych żyłach, zamiast sterylnej błogości ponad głowami:
„Wszechmocne potęgi zamknięte w komórkach Natury…28”
Gdyż Supramentalne nie jest jedynie eteralną świadomością, ale o wiele gęstszą — jest to ta sama Wibracja, która nieskończenie organizuje i reorganizuje Materię i światy; to jest ta Wibracja, która może zmienić Ziemię:
„Na samym dnie nieświadomości, najtwardszym, najsztywniejszym, ciasnym i duszącym — napisała Matka — wpadłam na wszechmocne źródło, które wyrzuciło mnie w górę w bezkształtną i bezgraniczną Przestrzeń, wibrującą zarodkiem nowego świata…”
Taki jest ten klucz do Transformacji, klucz do przezwyciężenia praw Materii poprzez użycie Świadomości w Materii — Świadomość na górze jest Świadomością na dole. Są to drzwi do przyszłego świata i do nowej Ziemi, anonsowanej przez Pismo dwa tysiące lat temu:
„Nowa Ziemia, którą zamieszkiwać będzie Prawda” (2 Św. Piotr, 3.13). Gdyż tak naprawdę, to Ziemia jest naszym zbawieniem, miejscem Zwycięstwa i doskonałych osiągnięć. Nie ma potrzeby uciekać do nieba, wszystko jest tutaj, całkowicie tu, w samym ciele — najwyższa Radość, Świadomość, Potęga; jeśli tylko będziemy mieli odwagę otworzyć nasze oczy i zejść w dół, śnić żywe sny, zamiast snu zwykłego:
„Muszą oni wejść w ostatnią skończoność, jeśli pragną osiągnąć ostateczną nieskończoność…”29
Sri Aurobindo odkrywał jednocześnie zagubiony Sekret Ved i wszystkich mniej lub bardziej zniekształconych tradycji, od Iranu do Ameryki Centralnej i Doliny Renu; od misteriów eleuzyjskich do Katarów i od Okrągłego Stołu do Alchemików — Sekret wszystkich poszukiwaczy doskonałości. Wyprawy po skarb ukryty w głębinach jaskiń, walki z siłami podświadomości, ogrami, karłami i wężami, opowieści o Apollo i Pytonie, Indrze i Wężu Vritra, Torze i olbrzymach, Zigurdzie i Fafnerze; słoneczny mit Majów, Zejście Orfeusza, Transmutacja. Jest to wąż połykający swój ogon. I przede wszystkim — jest to sekret wedyckich riszów, będącymi prawdopodobnie pierwszymi, którzy odkryli tak zwane „wielkie przejście”, „mahas pathah świat nie rozszczepionego światła” (II.24.60), Swar — wewnątrz skały Nieświadomości: „Nasi ojcowie za pomocą słowa — łamali silne i niewzruszone miejsca, jasnowidze Angira* rozbijali skalne ściany swoim krzykiem; oni wyrabiali w nas tę drogę do Wielkiego Nieba, oni odkryli Dzień i słoneczny świat” (Rig Veda I.71.2), oni odkryli „Słońce zamieszkujące w ciemności” (III.39.5). Oni odnaleźli „skarb niebiański, ukryty w tajemnej jaskini jak młode ptaszę we wnętrzu nieskończonej skały” (I.130.3).
Ciemność i Światło, Dobro i Zło — przygotowały boskie narodziny w Materii; „Dzień i Noc na równi karmią boskie Dziecię”30. Nic nie jest przeklęte, nic nie dzieje się na próżno, Noc i Dzień są „dwoma siostrami nieśmiertelnymi, ze wspólnym kochankiem… są tym samym, choć różne są ich formy” (I.113.2.3). Na końcu pielgrzymki wznoszenia się i upadania, poszukiwacz staje się „synem dwu Matek” (III.55.7), jest synem Aditi — białej Matki,** superświadomej nieskończoności i synem Diti — ziemskiej Matki, ciemnej nieskończoności; posiada dwojakie narodziny — ludzkie i boskie, „wiecznie i w jednym gnieździe… raduje się swymi żonami” (I.62.7). „Zawartość brzemiennego wzgórza*** — daje najwyższe narodziny… Bóg otwiera ludzkie drzwi”. (V.45) „A wtedy naprawdę rozbudzili się oni i zobaczyli wszystko poza sobą i szeroko wokół i wtedy, naprawdę spłynęła na nich ekstaza, którą się cieszy w niebiosach. We wszystkich domach z bramami**** byli bogowie”. (Rig Veda IV.1.18)
Spełniły się nadzieje człowieka, jak również modlitwy riszów: „Niech Niebo i Ziemia staną się jednym i tym samym”31. Wielka równowaga zostaje przywrócona.
„Niebo w swym zachwycie marzy o doskonałej ziemi
Ziemia w swoim smutku śni o doskonałym niebie
Dzielą ich od tej jedności rozdmuchane strachy…”32
I oto jest Radość — Ananda. Jest ona na początku stworzenia i na końcu, i wszędzie, jeśli tylko kopiemy wystarczająco głęboko. Jest to „studnia miodu przykryta skałą”. (Rig Veda II.24.4)
ROZDZIAŁ 15 : ŚWIADOMOŚĆ SUPRAMENTALNA
Trudno jest zdefiniować supramentalną świadomość w terminach umysłu, gdyż jest ona pozaumysłowa już w samej definicji i wymyka się wszystkim naszym trójwymiarowym prawom i perspektywom. Być może już samo słowo jest mylące, ponieważ jest to raczej już inny typ świadomości niż szczyt świadomości ludzkiej. Możemy próbować opisywać ją przez rozróżnienie aspektów; jednym — byłaby to świadomość-wizja, drugim zaś — potęga. Ale to oznacza dać się ponownie złapać w pułapkę umysłową, ponieważ te dwa aspekty są nierozdzielne — świadomość jest potęgą i jest aktywną wizją. Często, gdy Sri Aurobindo i Matka próbowali opisywać swoje doświadczenia, ich uwagi odbijały się echem czy to w jęz. angielskim, czy francuskim: Inny język byłby tu konieczny, une autre langue.
Wizja supramentalna
Supramentalna wizja jest wizją globalną. Umysł wycina tylko małe fragmenty i przeciwstawia jeden drugiemu; Nadumysł łączy wszystko wewnątrz pojedynczej wiązki światła, ale jego promień kończy się w jednym punkcie i widzi wszystko ze swego własnego, szczególnego punktu widzenia. Jest on jednoczący i uniwersalny dzięki wyłączeniu wszystkich innych punktów widzenia lub przez ich wcielanie. Supramentalne lub Superumysł nie tylko widzi cały świat rzeczy i istot w pojedynczej wizji, która łączy wszystkie promienie razem bez przeciwstawiania czegokolwiek, ale widzi również punkt widzenia każdej oddzielnej rzeczy, każdej istoty, siły; jest to zaokrąglona wizja, która nie kończy się w jakimś szczególnym punkcie, ale w miriadach takowych punktów:
Jedno, niepoliczalne spojrzenie1...
„Supramentalna istota spostrzega rzeczy nie jako ktoś na poziomach otoczonych przez dżunglę obecnych faktów i fenomenów, ale jak gdyby odgórnie, nie z zewnątrz, osądzając po powierzchni rzeczy, ale od wewnątrz i spostrzega prawdę samego centrum rzeczy”2. Zatem nie możemy czegokolwiek zrozumieć o Supramentalnym, jeśli nie będziemy mieć stale na myśli zupełnie innego rodzaju perspektywy. Ale możemy zrozumieć, że jest to sama wizja Mądrości, ponieważ każda rzecz, każda istota, kazda siła na tej ziemi wyraża specjalną, absolutną jakość — mniej lub bardziej dokładnie, a czasami zupełnie perwersyjnie — ale niezależnie od wszelkich usterek i perwersji każda z tych rzeczy podlega wewnętrznemu prawu kierującemu ją w stronę esencjalnej prawdy swego własnego istnienia; nawet liście tego samego drzewa są wszystkie unikalne. Gdyby nie było tej absolutnej i unikalnej prawdy w centrum każdego z nas — po prostu rozpadlibyśmy się. To jest też powód, dla którego jesteśmy tak bardzo przywiązani do naszej własnej małości i upadków, ponieważ czujemy tę prawdę, która się za nimi kryje, a która za nimi wzrasta, jak gdyby właśnie zabezpieczana 3— mówi Sri Aurobindo — przez tę samą małość i upadki. Gdybyśmy mieli otrzymać całą Prawdę naraz — zamienilibyśmy ją w coś na kształt gnoma, na nasz obecny obraz i podobieństwo! Prawda nie ma nic wspólnego z myślami i dobrymi uczynkami — choć mogą one być postępem na drodze — ale ma do czynienia z rozmiarem istnienia. A wzrost jest powolny i bolesny. „Błędy, fałsze, potknięcia! — wołają. — Jakże jasne i piękne są Twoje błędy, o Panie! Twoje fałsze ratują życie Prawdy; przez Twoje potknięcia — świat jest doskonały!”4 Ale umysł, który spostrzega tylko widzialną powierzchnię rzeczy, chciałby wyrównać wszystkie szorstkie kanty, oczyścić w próżni i zredukować świat do uniformistycznej, prawej i moralnej prawdy. Ogłasza on: „to jest dobre, a to jest złe; to jest przyjacielskie, a tamto jest wrogie”. Mógłby zapragnąć eliminacji wszystkich nazistów z tego świata, albo na przykład wszystkich Chińczyków, sądząc, że są oni niepotrzebnym zanieczyszczeniem. I ma rację, już z samej definicji, ponieważ zadaniem umysłu jest być rozsądnym i ponieważ wyraża on również mentalny lub moralny absolut, który ma swoje miejsce i cel. Ale nie jest to całą prawdą, jest tylko jednym z punktów widzenia*. I oto dlaczego brakuje nam potęgi, gdyż gdybyśmy ją posiadali — uczynilibyśmy, zgodnie z naszymi najlepszymi intencjami, okropny bałagan dzięki naszej ignorancji i krótkowzroczności. Nasze ograniczenia są koniecznymi ograniczeniami. Supramentalna świadomość jest w stanie uchwycić nie tylko wszystkie punkty widzenia, ale również głębiej ukryte siły w działaniu poza każdą rzeczą i prawdę w każdej rzeczy; jest to Świadomość-Prawda, a ponieważ widzi ona wszystko, ma też automatycznie Potęgę. Jeśli my tej potęgi nie posiadamy, to tylko dlatego, że my nie widzimy. Widzenie, widzenie całościowo — z konieczności oznacza posiadanie potęgi. Ale supramentalna potęga nie podlega naszej logice, ani też naszej moralności; widzi daleko, daleko w przestrzeni i czasie. Nie probuje ona wykorzeniać zła po to, aby uratować dobro, nie działa poprzez cuda. Ona uwalnia dobro, które jest w sercu każdego zła, stosuje swoje światło i siłę do ciemnej połowy rzeczy, tak że są one w stanie zaakceptować swoją świetlistą część. Gdziekolwiek i cokolwiek penetruje — jej pierwszym i natychmiastowym efektem jest wywoływanie kryzysu, to znaczy umieszczanie cienia przed swoim własnym światłem. Jest to niewiarygodnie ewolucyjny ferment.
Pisemne prace Sri Aurobindo, chociaż są one umysłowym wyrażeniem supramentalnych faktów, są też praktycznym przykładem tej globalnej wizji. Są one dla wielu klopotliwe, gdyż nie posiadają tych wszystkich kantów, które czynią myśl łatwą do zaakceptowania — tak łatwo jest przecież być doktrynerem. Sri Aurobindo zaś dosłownie przemierza wszystkie punkty widzenia, wyciągając z każdego z nich głębszą prawdę, ale nigdy nie nakłada na to swojej prawdy (może dlatego, że takowej nie posiada, albo też posiadał je wszystkie!), jedynie wskazuje, jak każda z prawd jest sama w sobie niekompletna i w jakim kierunku powinna zostać poszerzona. Superumysł nie przeciwstawia prawdy przeciwko innej prawdzie, aby sprawdzić, która z nich przeżyje i się ostoi, ale uzupełnia jedną prawdę o drugą w świetle tej jednej Prawdy, której pozostałe są jedynie cząstkowymi aspektami…6 I mawiał on o „świetle Myśli, które niesie w sobie swoje własne sprzeczności7. To jest to, co Matka nazywa „myśleniem sferycznym”. Człowiek czuje się jakoś straszliwie dogmatycznym i umysłowym, kiedy mówi o Sri Aurobindo, z uwagi na nieadekwatność naszego języka, który skupia się na jednym raczej punkcie niż na drugim i przez to „rzuca cienie”, podczas gdy Sri Aurobindo obejmuje wszystko nie poprzez tzw. tolerancję, która jest jedynie umysłowym substytutem Jedności, ale poprzez swą niepodzielną wizję, jednoczy się z każdą rzeczą w sercu każdej z tych rzeczy. Może jest to samą wizją Miłości?
Ta niepodzielna wizja jest tak realna, że nawet fizyczny wygląd świata jest zmieniony; albo raczej nie jest zmieniony — fizyczny świat przedstawia się takim, jakim rzeczywiście jest. Separatystyczna iluzja optyczna w jakiej zwykle żyjemy, zanika: kij nie jest już złamany w szklanym naczyniu, wszystko z powrotem ma sens — swiat nie jest taki, jakim go widzimy: Dla supramentalnych zmysłów nic nie jest rzeczywiście skończone; jest ono zbudowane na czuciu każdego jednego we wszystkim i wszystkiego w każdym jednym: jego poczucie definicji… nie tworzy żadnych ścian ograniczeń; jest to oceaniczne i eteralne czucie, w którym każde szczególne poczucie wiedzy i wrażeń jest falą czy ruchem, czy prysznicem, a może kroplą, która jest zarazem jakby kroplą z tego całego oceanu, a jednak niepodzielną od niego… Jest to tak, jakby oko poety i artysty zastąpiło niejasną i trywialną, niewidzącą normalną wizję, ale pojedynczo uduchowioną i gloryfikowaną — jakby była to rzeczywiście wizja najwyższego boskiego Poety i Artysty, w której uczestniczymy i dano by nam pełne widzenie tej Jego prawdy i zamiaru w Jego aranżacji wszechświata i każdej rzeczy w tym wszechświecie. Istnieje nieograniczona intensywność, która czyni wszystko, co się „widzi” jakimś objawieniem chwały jakości i idei, formy i koloru. Fizyczne oko wydaje się wtedy nosić w sobie ducha i świadomość, która spostrzega nie tylko fizyczne aspekty obiektu, ale duszę jakości we wszystkim, wibracje energii, światła i siły, i duchowej substancji, z której dany obiekt jest zrobiony… Jest jednocześnie subtelną zmianą, pozwalającą widzieć w czterowymiarowej przestrzeni, której charakter jest czymś wewnętrznym; jest to widzenie nie tylko powierzchni i zewnętrznej formy, ale tego wszystkiego, co ją napełnia informacją i co subtelnie rozciąga się wokół niej. Materialny obiekt staje się dla jego wzroku czymś zupełnie innym niż jest to, co obecnie spostrzegamy, nie jest to już oddzielny obiekt na tle lub w otoczeniu reszty Natury, ale jest jej niepodzielną częścią i nawet w subtelny sposób — wyrażeniem jedności wszystkiego, co widzimy. I ta jedność… jest jednością identyczności z tym, co wieczne, jednością Ducha. Gdyż supramentalna wizja materialnego świata i przestrzeni i obiektów materialnych — przestaje być materialną w sensie, w którym obecnie ją otrzymujemy na mocy niezbitej ewidencji naszych ograniczonych fizycznych zmysłów… pojawiają się one i są widziane jako sam Duch w swojej formie i w swych świadomych przedłużeniach…8
Globalna wizja, wizja niepodzielna i również — wizja wieczności. Czas jest pokonany. Podczas gdy nadumysłowa świadomość spostrzegała „wielkie przedłużenia czasu i przestrzeni” — świadomość supramentalna obejmuje kompletnie wszystkie trzy czasy: wiąże przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w ich niepodzielnym związku, w jednej ciągłej mapie wiedzy, obok siebie.9*
„Cały Czas jest jednym ciałem, Przestrzeń pojedynczą księgą…10”
Świadomość nie jest już wąską migawką, która musi być tak wąsko utrzymywana, by nie eksplodowała; jest wielkim, spokojnym Spojrzeniem: „Jak oko rozciągnięte w niebie” — mówi Rig Veda (I.17.21). „Zwyczajna indywidualna świadomość jest jakby osią — mówi Matka — i wszystko obraca się wokół tej osi. Jeśli poruszy się ona trochę — czujemy się zagubieni. Jest to jakby wielka oś (relatywnie wielka, bo może być też zupełnie mała) umieszczona w czasie i wszystko obraca się wokół niej. Świadomość może rozciągać się bliżej lub dalej, być mniej lub bardziej wysoka, silna, ale wciąż obraca się ona wokół tej osi. Dla mnie nie ma już tej osi — zniknęła! Tak więc świadomość może poruszać się na północ czy południe, naprzód lub do tyłu, w przyszłość lub przeszłość — gdziekolwiek. Bo osi już nie ma…”
Trudno jest sobie wyobrazić jaka też może być wizja takiej uniwersalnej istoty. Z naszymi umysłowymi poglądami aż kusi, aby myśleć, że całkowita wiedza o wszystkich trzech czasach natychmiast usuwa wszelką nieprzewidzialność egzystencji. Byłoby to jednak stosowaniem do supramentalnej świadomości cech i reakcji, które należą wyłącznie do umysłu. Sposób widzenia i doświadczania świata jest zupełnie inny. Supramentalna świadomość nie jest ochotnie i niecierpliwie zwrócona w kierunku przyszłości, jak my jestesmy. Wszystko rozciaga sie przed jej oczyma, ale żyje ona swój czas w sposób boski; każda sekunda jest absolutem tak wypełnionym wielością, jak gdyby tysiąclecia były złożone razem. Jest to ostateczna perfekcja czasu — w zwyczajnym życiu nigdy nie żyjemy w obecnym momencie: jesteśmy pociągani w stronę przyszłości przez nasze nadzieje, albo też skupieni na przeszłości przez nasze żale. Obecny moment nigdy nie jest tym, czym być powinien, zawsze mu czegoś brak — jest zatem straszliwie pusty. Dla supramentalnej świadomości zaś, z drugiej strony, każda rzecz jest w każdym momencie pełnią tego, czym być powinna i jaka być powinna. Jest to stały i nie zakłócony błogostan. Każda porcja, każdy obraz wielkiego kosmicznego Filmu zawiera wszystkie poprzednie obrazy i wszystkie te, które po nim nastepuja, nie brak mu ani przyszłej perspektywy, ani też przeszłych pamięci: „Ten błogostan, który jest największy i najpełniejszy i bez jednej luki” — mówi Rig Veda (V.62.9), ten „nie zadraśnięty Zachwyt11” — mówi Sri Aurobindo. Jest to również ostateczna perfekcja przestrzeni. Zawsze poszukujemy nowych rzeczy czy obiektów, ponieważ każdej rzeczy brakuje tych wszystkich innych cech, które nie są w niej obecne; nasze obiekty są tak puste, jak nasze momenty, podczas gdy każdy obiekt, każdą rzecz, której dotyka supramentalna świadomość, odczuwa się jako totalny i nieskończony, jako wizję niezmierzoności lub też sumę wszystkich możliwych obiektów. „Absolut jest wszędzie… wszystko co skończone jest nieskończonością…12” I jest też tam poczucie wiecznie nowego zachwytu, który bierze się nie ze zdumienia, ale ze stałego odkrywania tej wiecznej nieskończoności, tego bezczasowego Absolutu w każdym ograniczonym przestrzenią obiekcie i w każdej sekundzie czasu. Jest to najwyższa obfitość życia. Rzeczywiście — nasze skończone, czasowe życie nie jest pełne, jest zawsze w straszliwej potrzebie, pragnieniu. Musimy albo odwracać się tyłem do tymczasowości, by znaleźć bezczasowość, albo też zrezygnować z naszej potrzeby nieskończoności, by móc doświadczyć skończoności, podczas gdy supramentalna obfitość znajduje nieskończoność w tym, co skończone i bezczasowość w tymczasowości. Żyje ona spontanicznie każdą sekundę, każdy obiekt, jak również całą tę niezmierzoność, która zawiera wszystkie sekundy i wszystkie obiekty — są to dwa jednoczesne sposoby doświadczania i „widzenia” tej samej rzeczy.
Supramentalna świadomość zajmuje nie tylko pozycję kosmiczną, ale i transcendentalną i te dwie nie wykluczają się wzajemnie. Co więcej — nie tylko nie są ze sobą sprzeczne, ale ich równoczesność jest kluczem do prawdziwego życia. Gdyż życie nie tylko dlatego jest spragnione, że jego obiekty są puste i czas podzielony, ale również z powodu braku spoczynku i zawartości. Wszystkie religie i wszystkie spirytualizmy zostały zrodzone z tej fundamentalnej potrzeby w człowieku: znalezienia permanentnej Bazy, schroniska spokoju nie tkniętego przez cały ten chaos, niepewność i cierpienie świata — czegoś na zawsze na zewnątrz tego świata i bezpiecznego. A potem, nagle na kursie naszych poszukiwań wynurzamy się z obezwładniającej Ciszy w Bezkresie, na zewnątrz świata, który nazywamy Bogiem, Absolutem czy Nirwaną — słowa nie są ważne — i wreszcie osiągamy wielkie Wybawienie. To jest podstawowe z naszych doświadczeń. Jeśli nawet trochę zbliżymy się do wielkiej Ciszy, wszystko się zmienia — jest tam nagle Pewność, Spokój; jesteśmy jak rozbitek, który wreszcie zdołał uchwycić się skały. W życiu zaś wszystko jest niepewne: tylko Skała nigdy nas nie zawiedzie. Oto, dlaczego mówiono, że Królestwo Boże nie jest z tego świata. Doświadczenie Sri Aurobindo również zaczęło się od Nirwany, ale zakończyło się pełnią obfitości tego świata. Sprzeczność ta jest centrum naszego praktycznego zrozumienia sekretu prawdziwego życia.
Umysł, a nawet Nadumysł naszych proroków jest nieodwracalnie związany z dualizmami (dualizmami wewnątrz Jedności): jeśli Bóg jest na górze, to nie może być On na dole; jeżeli to jest białe — to nie jest czarnym. W supramentalnym doświadczeniu wszystko jest jakoś zaokrąglone. „Jest to zawsze TAK i NIE jednocześnie” — zauważa Matka, dwa bieguny każdej rzeczy są stale obejmowane razem wewnątrz innego „wymiaru” („tajemne wewnętrzne przestrzenie”, jak nazywali je riszowie z Ved, II.4.9.).A zatem Transcendent nie jest gdzieś tam, na zewnątrz. W ten sam sposób supramentalna świadomość jest w pełni świata, jest wszędzie — jednocześnie w pełni wewnątrz i w pełni na zewnątrz świata; jest w wiecznej Ciszy i także pośrodku wszelkiego zamętu; jest usadowiona na niewzruszonej Skale, a jednocześnie w samym środku nurtu. I dlatego właśnie może się naprawdę cieszyć życiem i być jego mistrzem, gdyż jeśli tylko jesteśmy w nurcie, nigdy nie znajdziemy ani spokoju, ani mistrzostwa — jesteśmy rzucani w każdą stronę bezwolnie. Możemy nieco zrozumieć czym jest supramentalne doświadczenie przez powrócenie do bardzo małych pierwszych doświadczeń z samych początków jogi. Zdajemy sobie sprawę, i to raczej szybko, że przez świadome cofnięcie się o krok byliśmy w stanie wejść w ten bezmiar ciszy poza nami, jak gdyby była tam jakaś część naszej istoty na zawsze wpatrująca się w wielką, białą Północ. Na zewnątrz istnieje ciągłe zamieszanie, również i cierpienia i problemy, ale jeśli jest tylko ten mały ruch do wewnątrz, przekraczający jakby jakąś niewidzialną bramę wewnątrz siebie — natychmiast znajdujemy się na zewnątrz wszystkiego (albo wewnątrz?), odlegli o tysiące mil od tego wszystkiego i już nic nie ma większego znaczenia, gdy spoczywamy na welwetowym śniegu. To doświadczenie w końcu staje się tak naturalne, że pośrodku najbardziej absorbujących czynności, na ulicy czy podczas dyskusji lub w pracy, możemy zanurzyć się w owym „wewnątrz” (lub na zewnątrz) i nic już nie istnieje prócz uśmiechu — to zajmuje tylko sekundy. Wtedy zaczynamy widzieć, czym jest prawdziwy Spokój. Wtedy mamy niezawodny Azyl, wszędzie i w każdych okolicznościach. I spostrzegamy w coraz bardziej konkretny sposób, że ta Cisza nie jest tylko wewnątrz nas — jest wszędzie, jak gdyby była jedyną zasadniczą substancją we wszechświecie, jak gdyby każda rzecz istniała na jej tle, wychodziła z niej i do niej powracała. Jest to niczym studnia słodyczy w sercu każdej rzeczy, jak welwetowy płaszcz otulający wszystko. I ta Cisza nie jest pustką, jest absolutną Pełnią, ale Pełnią bez niczego w sobie samej, albo raczej — Pełnią, która zawiera esencję wszystkiego, co może zaistnieć tuż na sekundy przed powołaniem do istnienia. Nie istnieje to jeszcze tam, ale jest już cały potencjał, jak w piosence, którą ma się właśnie zaśpiewać. Człowiek czuje się w niej (lub na zewnątrz niej) nadzwyczaj bezpiecznie i jak w domu. Jest to pierwsza refleksja Transcendentu. Jeden krok dalej i po prostu wpłynęlibyśmy w Nirwanę. Nic już dłużej nie istnieje poza tą Ciszą. Ale w Superumyśle nie ma już „przejść” do przekroczenia, nie przechodzi się już z jednego stanu w drugi, z Ciszy do zamieszania, z Wewnątrz do zewnątrz, z Boskiego w nie-boskie — obydwa bieguny są z sobą stopione w pojedynczym doświadczeniu: Cisza, która istnieje na zewnątrz wszystkiego ze Stawaniem Się, które płynie wszędzie. Jedno nie wyklucza drugiego, jedno nie może istnieć bez drugiego. Gdyby bowiem Najwyższa Cisza nie mogła w sobie zawrzeć przeciwieństwa tejże Ciszy, nie byłaby nieskończoną. Gdyby ta Cisza nie mogła być całkowicie wolna i na zewnątrz wszystkiego, co wydaje się jej przeciwieństwem, wtedy byłaby więźniem swego przeciwieństwa. Królestwo Boże jest z tego świata i zarazem nie jest. Całą tajemnicą jest połączenie tych dwóch doświadczeń w jedno: nieskończoności w skończoność, bezczasowości w czasowość i transcendentalnego w immanentne. Wtedy poznaje się Spokój w akcji i Radość w każdym sposobie bycia:
„Na nieruchomym, głębokim morzu — śmieje się on w toczących się falach,
Uniwersalny, jest on wszystkim — transcendentalny, niczym…”13
Supramentalna świadomość reprodukuje tajemnice wielkiego i spokojnego Światła, które zdecydowało „pewnego dnia”, gdzieś tam poza czasem, spojrzeć na siebie czasowo, w sekwencji z niezliczonych punktów widzenia, ale też nie przestając być jednym i całkowitym, zwartym wewnątrz siebie, wewnątrz wiecznej sekundy. Jedynym celem ewolucji jest odkrycie na nowo, na samym dnie, tej odgórnej totalności oraz odnalezienie tu, na ziemi, właśnie pośrodku tych dualizmów i najbardziej bolesnych sprzeczności — nadrzędnej Jedności, najwyższej Nieskończoności, najwyższej Radości - Ananda. To po to, aby odnaleźć ten Sekret jesteśmy ściągani na dół za każdym razem, gdy zrobimy krok w górę.
Supramental potęga
Spirytualiści rezygnują z potęgi jako broni niegodnej poszukiwacza prawdy; Nie jest to jednak punkt widzenia Sri Aurobindo. Wręcz przeciwnie, koncept Potęgi - Shakti jest jednym z kluczowych konceptów jego jogi, ponieważ bez potęgi — niczego nie można zmienić. „Ja wielbię Boga-Ogień, a nie Boga-Sen” — wykrzykuje Savitri.14
„Ogień przyzywa Wieczność w Czas
czyni radość ciała tak żywą, jak radość duszy…”15
„Jest błędem etycznego lub religijnego umysłu osądzać Potęgę jako rzecz samą w sobie nie do zaakceptowania i nie wartą poszukiwań, ponieważ miała ona być sprzedajna i zła; wbrew jej powierzchownym osądom większości instancji, jest to ślepe i irracjonalne uprzedzenie. Jak by nie była skorumpowana i źle używana, podobnie jak Miłość i Wiedza bywają skorumpowane i źle używane — Potęga jest boska w swej naturze i dana nam tutaj do boskiego użytku. Shakti, Wola, Potęga — jest woźnicą światów i czy pojawia się jako Potęga-Wiedza, Potęga-Miłość, Potęga-Życie, Potęga-Akcja, czy Potęga-Ciało jest zawsze duchowa w swych początkach i boska w swym charakterze. To jedynie użytek czyniony z Niej przez Ignorancję, przez brutalnych ludzi czy Tytanów, który musi być odrzucony na bok i zastąpiony przez jej większe naturalne — jeśli są one dla nas supernormalne — akcje kierowane wewnętrzną świadomością zgraną z Nieskończonością i Wiecznością. Integralna joga nie może odrzucić pracy Życia i zadowolić się jedynie wewnętrznym doświadczeniem; musi ona iść do wewnątrz po to, by móc zmienić to, co na zewnątrz…”16 Ten aspekt „siły” czy „potęgi” świadomości jest reprezentowany w Indiach przez wieczną Matkę. Bez świadomości nie ma Siły, a bez Siły nie ma stworzenia — On i Ona, dwoje w jednym, nierozdzielni. „Ten cały szeroki świat jest jedynie Nim i Nią”17. Ewolucja jest opowieścią o Niej, odkrywającej Go i dążącej do Jego materializacji we wszystkim. Nie możemy zrezygnować z jednego na rzecz drugiego — bez Niego jesteśmy więźniami ślepej Siły, bez Niej jesteśmy więźniami oślepiającej Próżni — musimy zintegrować obydwoje wewnątrz spełnionego świata. „W ślepą ciemność wchodzą ci, którzy idą w ślad za Ignorancją, a jakby w jeszcze większą ciemność wchodzą ci, którzy oddają się jedynie Wiedzy” — mówią Isha Upaniszady (9).
Supramentalne jest potęgą ponad wszystkim, oszałamiającą potęgą. Jest ono bezpośrednią potęgą Ducha w Materii. Cała świadomość jest potęgą; im wyżej się w niej wznosimy, tym potęga ta staje się większa, ale też coraz dalej znajdujemy się od ziemi. Jeśli zatem pragniemy zastosować naszą Nadumysłową potęgę np. do spraw tego świata, musimy znieść ją w dół przez wszystkie poziomy i musi ona przezwyciężyć determinizmy wszystkich pośrednich poziomów zanim będzie mogła osiągnąć samo dno, czyli Materię. Na samym dole tego schodzenia pozostaje jedynie zamglona i osłabiona refleksja Nadumysłu, której przypadło staczać walki z coraz to cięższymi i bardziej buntowniczymi determinizmami. Oto dlaczego spirytualiści nigdy nie byli w stanie zmienić życia. Ale Supramentalne jest najwyższą Świadomością-Siłą w samym sercu Materii, bez jakichkolwiek przejść. Jest to „słońce w ciemnościach” z Ved, miejsce spotkań Szczytu z Dnem. Zatem — wszystko może zmienić. Jak powiedziała Matka: „Prawdziwą zmianą świadomości jest taka, która zmieni fizyczne warunki w świecie i uczyni go całkowicie nową kreacją”.
Wyjaśnijmy sobie od razu, że supramentalna potęga nie działa ani dzięki cudom, ani w gwałtowny sposób — sama wzmianka o cudzie jest absurdem, jak często powtarzał Sri Aurobindo: „Nie ma takich rzeczy jak cuda”18 — są jedynie fenomeny, których procesów jeszcze nie rozumiemy. A dla tego, kto widzi — jest to jedynie interwencją determinizmów wyższych płaszczyzn w determinizmy niższych poziomów. Umysł wygląda jak coś w rodzaju cudu dla determinizmu gąsienicy, choć wszyscy wiemy, że nasz umysłowy cud następuje zgodnie z pewnymi procesami. To samo stosuje się do Superumysłu: nie narusza żadnych z istniejących praw, on po prostu przeskakuje ponad nimi (lub wewnątrz nich… ) do poziomu, na którym one już nie istnieją; podobnie prawa gąsienicy nie istnieją dla człowieka. Bądźmy tu nieco bardziej konkretni: zwyczajowe powtarzanie pewnych wibracji, które uległy koagulacji — jak to się stało wokół każdej osoby — daje w rezultacie pozory pewnej stabilnej struktury; mówi się wtedy, że dana osoba podlega „prawom” swojej natury. Lecz to tzw. prawo nie jest bardziej nieodwołalnym prawem niż np. wybór jednej drogi do domu spośród kilku możliwych — to po prostu kwestia nawyku. To samo dotyczy również całego kosmosu — wszystkie nasze przypuszczalnie „absolutne fizyczne prawa” są jedynie nawykami, które uległy koagulacji i nie ma w tym niczego absolutnego. Mogą one zostać „odrobione”, pod warunkiem, że zechce się wybrać inną drogę, to znaczy — zmienić świadomość. „Naturalne prawo — napisał Sri Aurobindo — oznacza zaledwie równowagę ustabilizowaną przez Naturę — równowagę sił. Jest to jedynie szablon, w którym Natura już przywykła działać w celu wytworzenia pewnych rezultatów. Ale jeśli zmieni się świadomość, to wtedy szablon również musi się zmienić”.19 Bywały już liczne „zmiany szablonów” na kursie naszej ewolucji, rozpoczynając od wprowadzenia Życia w Materię, które zmodyfikowało „szablon materialny”, potem wprowadzając Umysł w Życie, który zmodyfikował i witalny, i materialny szablon. Superumysł jest trzecią zmianą szablonu, który zmodyfikuje Umysł, Życie i Materię. Proces ten już się rozpoczął, doświadczenie się rozwija. Zasadniczo, supramentalna świadomość wyzwala świadomość zawartą w każdym elemencie. Nie zakłóca ona porządku Wszechświata, nie gwałci niczego, stosuje tylko swą potęgę dla rozszczepienia ciemności tak, by mogła ona wyzwolić swoje własne światło. „Rozdzielił on ciemności szeroko, jak się rozdziela skórę, którą można pokryć całą ziemię, pod jego oślepiającym słońcem” — mówi Rig Veda (V.85.1). Ponieważ ta sama boska, słoneczna świadomość jest wszędzie, świat i każdy atom na świecie są boskie — Pan wszystkich rzeczy jest również „Owym świadomym w nieświadomych rzeczach”, o którym wspomina Rig Veda. Materia nie jest prymitywną substancją niezdatną do zmiany, za wyjątkiem gdy popełniamy gwałt na niej naszymi rękoma i głowami, które i tak nie wyprodukowały niczego poza monstrami. Jest to boska substancja, która może być podatna zamiast być oporną i może być zmieniona zamiast wciągać nas w nasze stare nałogi grawitacji i rozkładu. Ale jest to zamglona lub śpiąca boskość, „somnambulik” — jak powiada Sri Aurobindo lub „zagubione, pogrzebane słońce”, jak mówi Veda. „Nieświadomość jest jedynie snem Superświadomości…20 Pozorna Nieświadomość materialnego Wszechświata trzyma w sobie w ciemnościach wszystko to, co jest wiecznie samo-odsłonięte w świetlistej Superświadomości”.21 Supramentalne użyje po prostu swego własnego światła, aby rozbudzić takie samo światło — to samo światło — w Materii.
„Prawda na górze zbudzi prawdę w dole”22
Gdyż prawo jest odwiecznie to samo; tylko podobne może oddziaływać na podobne. Tylko najwyższa potęga może uwolnić najniższą.
Czym zatem jest ta Potęga? Każda koncentracja uwalnia subtelne gorąco, dobrze znane tym, którzy praktykowali dyscypliny jogi (tapasya lub dyscyplina jogi jest „tym, co produkuje gorąco”). Supramentalna potęga jest „gorącem” tego rodzaju, tylko nieskończenie bardziej intensywnym, w komórkach ciała. Gorąco, uwalniane przez rozbudzenie świadomości-siły w Materii: „Jest to tak, jak gdyby nasze duchowe życie zrobione było ze srebra — wyjaśnia Matka — podczas gdy życie supramentalne jest zrobione ze złota. Jak gdyby całe duchowe życie tutaj było srebrną wibracją, nie zimnem, ale tylko światłem; światłem, które wznosi się aż do szczytu, światłem całkowicie czystym i intensywnym. Ale to drugie, supramentalne światło posiada pełnię, potęgę, ciepło, które czyni taką właśnie różnicę”. To ciepło jest obecne we wszystkich supramentalnych transmutacjach. Prawdę mówiąc, gorąco uwalniane dzięki spalaniu i innym reakcjom chemicznym, nie wspominając już o daleko większym gorącu uwalnianym reakcją nuklearną — jest jedynie fizycznym tłumaczeniem podstawowego fenomenu duchowego, który dobrze znali riszowie z Ved i nazywali Agni, duchowym Ogniem w Materii. „Inne płomienie są jedynie gałęziami z Twego pnia, o Ogniu…, o Agni, o Bóstwo Wszechświata, Ty jesteś pępkiem ziem i ich mieszkańców: wszystko, co zrodzone Ty kontrolujesz i wspierasz, jak kolumna… Ty jesteś głową Niebios i pępkiem Ziemi… Ty jesteś potęgą, która wprawia w ruch działanie w dwu światach…” (Rig Veda I.58) „Twoja wspaniałość, o Ogniu, który jesteś w Niebie i na Ziemi, w roślinach i w wodzie, który rozprzestrzeniasz się w powietrzu — jest żywym oceanem światła, które widzi wszystko wzrokiem boskim”.23
„Agni wszedł w Ziemię i Niebo, jak gdyby były one jednym”. (Rig Veda III.7.4) To jest ten najwyższy Agni, który Sri Aurobindo i Matka odkryli w Materii i w komórkach ciała — i to właśnie on jest przekładnią dla transformacji ciała i fizycznej zmiany w świecie. Zamiast więc być „ubijaną” przez zniekształcone i zamglone przedstawicielstwa wszelkich pośrednich mentalnych i witalnych determinizmów — Materią rozbudzoną dla świadomości swojej własnej siły — wykonuje swe własne transmutacje. Zamiast ewolucji na zawsze rozdartej pomiędzy dwoma biegunami — świadomością pozbawioną siły wiodącą do błogiej ekstazy a siłą bez świadomości, wiodącą do prymitywnej radości atomu — Superumysł przywraca równowagę wewnątrz totalnego istnienia: najwyższą świadomość w najpotężniejszej sile, ogień Ducha w Materii — „O Płomieniu z setkami skarbów” — wykrzykuje Rig Veda (I.59).
Może się tu przydać przypomnienie, że Sri Aurobindo dokonał tego duchowego odkrycia w 1910 r. — zanim po raz pierwszy przeczytał Vedy — w czasie, kiedy fizyka nuklearna była ciągle jeszcze w stadium teoretycznym. Nasza nauka wyprzedza świadomość, stąd ten niebezpieczny kurs naszego przeznaczenia.
Podobieństwo do fizyki nuklearnej staje się nawet o wiele bardziej uderzające, jeśli opisujemy potęgę supramentalną tak, jak przejawia się komuś, kto widzi. Powiedzieliśmy już, że im wyżej wznosimy się w świadomości, tym światło staje się bardziej stabilne, bez załamań; od intuicyjnych „iskierek” do „stałych błyskawic” nadumysłu światło staje się bardziej jednolite. Można wtedy pomyśleć, że supramentalne światło jest czymś w rodzaju świetlistej totalności, niezmiernie zwartej i nieruchomej, bez najmniejszej szczeliny. Ale, co jest godne uwagi, jakość tego supramentalnego światła jest całkowicie różna od innych poziomów świadomości; łączy w sobie zarówno zupełną nieruchomość jak i najszybszy ruch — również i tutaj dwa przeciwne bieguny są połączone. Możemy jednak tylko ogłosić ten fakt, bez możliwości jego wyjaśnienia. Oto jak Matka opisuje swoje pierwsze doświadczenie supramentalnego światła: „Było tam całe wrażenie potęgi, ciepła, złota; nie było to płynne, odczuwało się to jak coś w rodzaju pudru. I każdy z tych elementów (nie można nazwać ich cząstkami, czy fragmentami, czy nawet punktami, chyba, że użyje się słowa „punkt” w sensie matematycznym: coś, co nie zabiera żadnej przestrzeni) był jakby żyjącym złotem; ciepły złoty kurz — ani jasny, ani ciemny, nie było to też światłem, raczej mnogością maleńkich, złotych punktów, tylko to. Czułam jakby dotykały one moich oczu, mojej twarzy. I jak ogromna potęga w tym tkwiła! I równocześnie poczucie obfitości, spokoju i wszechpotęgi. Było to bogate. Było to pełne. Był to ruch nieskończenie szybszy w swej ostateczności niż cokolwiek można sobie wyobrazić, a jednocześnie był tam absolutny spokój, doskonała nieruchomość…”* Wiele lat później, kiedy doświadczenie to stało się już dobrze jej znane, Matka opisywała je następująco: „Jest to ruch, który jest wieczną Wibracją, bez początku i bez końca. Coś, co istnieje przez całą wieczność, nie zna żadnych podziałów czasowych; tylko kiedy zostaje rzucone na ekran, zaczyna przybierać podziały czasowe. Nie można powiedzieć o tym „sekunda” lub „moment”… to bardzo trudno jest wyjaśnić. Zaledwie zdążyło się to spostrzec, a już tego nie ma — coś bez granic, bez początku, bez końca. Ruch tak totalny i stały, że dla jakiejkolwiek percepcji sprawia wrażenie całkowitej nieruchomości. Jest to absolutnie nie do opisania, a jednak jest to Początkiem i Wsparciem całej ziemskiej ewolucji… I zauważyłam, że w tym stanie świadomości Ruch ten jest większy niż siła czy potęga, która utrzymuje komórki w indywidualnej formie…” W dniu, w którym nauczymy się stosować tę Wibrację, ten „Ruch” dla naszej własnej materii, będziemy mieć praktyczny sekret przejścia z prymitywnej Materii do Materii bardziej subtelnej i będziemy mieć pierwsze supramentalne i wspaniałe ciało na Ziemi.
Ta nieruchomość wewnątrz ruchu jest podstawą wszelkiej aktywności istoty supramentalnej. Jest praktycznym założeniem każdej dyscypliny prowadzącej do Superumysłu, a może nawet założeniem każdej efektywnej akcji w tym świecie. Powiedzieliśmy już, że wewnętrzna nieruchomość, jeśli się ją osiągnie, ma potęgę rozpuszczania wibracji — że jeśli jesteśmy w stanie pozostać wewnątrz doskonale nieruchomi, bez najmniejszej reakcji, możemy nawet powstrzymać ataki zwierząt lub ludzi. Ta potęga nieruchomości jest naprawdę osiągnięta tylko wtedy, gdy zaczęliśmy już wchodzić w kontakt z wielką Ciszą, która ją poprzedza, podczas gdy możemy za pomocą woli wycofać się daleko, daleko, na zewnątrz wszelkich istniejących okoliczności, tysiące mil od nich. Musimy być jak najdalej od życia po to, by udoskonalić wewnętrzny składnik życia. Godnym zauważenia i w końcu naturalnym jest to, że Supramentalna Potęga nie może zostać osiągnięta, póki nie jest się całkowicie i kompletnie na zewnątrz — usadowionym na wiecznym Fundamencie, na zewnątrz czasu i przestrzeni, jakby najwyższy Dynamizm mógł nadejść tylko w najwyższej Nieruchomości. Fakt ten może wydać się paradoksalnym, ale praktycznie ma wiele sensu. Możemy zrozumieć, że gdyby zwyczajna świadomość, którą jest w stanie zmienić najlżejszy powiew, miała wejść w kontakt z „ciepłym, złotym kurzem”, to rozpadłaby się natychmiast na kawałki i uległa dezintegracji. Tylko całkowita Nieruchomość może znieść ten Ruch. I to jest właśnie to, co tak uderzało tych, którzy widzieli Sri Aurobindo. To nie było tylko światło w jego oczach (co też miało miejsce u Matki), ale coś w rodzaju nieruchomej niezmierzoności, którą czuło się w pobliżu niego, nieruchomości tak zwartej, nieomal dotykalnej, jak gdyby wchodziło się w fizyczną nieskończoność. Wtedy spontanicznie rozumiało się, bez potrzeby dalszych praktycznych wywodów, dlaczego cyklon nie mógł wtargnąć do jego pokoju. Ta jego mała fraza nagle posiada doskonały sens: „Silna nieruchomość nieśmiertelnego ducha”24. Dzięki właśnie tej potędze nieruchomości pracował przez 40 lat i był w stanie pisać przez 12 godzin co noc, spacerować po 8 godzin co dzień („aby znieść światło w Materię” — jak mawiał) i staczać niewyobrażalne walki w Nieświadomości bez odczuwania zmęczenia: „Kiedy dokonując wielkich akcji, odnosząc olbrzymie rezultaty nie możesz nawet odczuwać, że coś robisz, wtedy wiedz, że Bóg usunął bielmo z twoich oczu… Jeśli siedząc samotnie, nieruchomo i bezgłośnie na szczycie góry możesz spostrzegać rewolucje, którym przewodzisz, wtedy posiadasz boską wizję i jesteś uwolniony od złudy pozorów…”25
Nieruchomość jest podstawą supramentalnej potęgi, ale cisza jest warunkiem jej doskonałego działania. Supramentalna świadomość nie zważa na mentalne lub moralne kryteria, które miałyby określać jej akcje — nie ma już więcej dylematów — jej akcje są naturalne i spontaniczne. Spontaniczność jest szczególną cechą Superumysłu, spontaniczność życia, wiedzy, potęgi. W zwyczajnym życiu próbujemy „wiedzieć” co jest dobre lub prawidłowe i gdy tylko myślimy, że to znaleźliśmy — próbujemy to wmontować w nasze myśli. Supramentalna świadomość wręcz przeciwnie — nie próbuje niczego wiedzieć, nie próbuje rozszyfrowywać co musi, a czego nie może zrobić, pozostaje w doskonałej ciszy i nieruchomości, żyjąc spontanicznie w każdej sekundzie, nie troszcząc się o przyszłość, ale w każdej sekundzie czasu, dokładna wiedza, która jest potrzebna — spada jak kropla światła w ciszy świadomości; to musi być zrobione, to należy powiedzieć, zobaczyć, zrozumieć. „Supramentalna Myśl jest strzałą zrobioną ze Światła, a nie pomostem do osiągnięcia”26. „Na szerokiej płaszczyźnie spotykają się oni razem i znają się doskonale” — mówi Rig Veda (VII.76.5). I za każdym razem, gdy myśl lub wizja pojawia się w świadomości, nie jest to spekulacją na temat przyszłości, ale natychmiastową akcją.
„Tam każda myśl i uczucie są działaniem”27.
Wiedza jest automatycznie wyposażona w potęgę. Jest to bowiem ta prawdziwa wiedza, która obejmuje wszystko — prawdziwa wiedza jest wiedzą potężną. My nie posiadamy potęgi, ponieważ nie spostrzegamy całego obrazka, podczas gdy totalna wizja wychodzi daleko poza nasze chwilowe rozumowania. Widzi przedłużenie każdej rzeczy w czasie. Nie jest to arbitralne „fiat” przeciwstawiające się normalnemu kursowi rzeczy, ale świetliste ciśnienie, które przyspiesza ruch i dąży do tego, aby zetknąć każdą rzecz, każde wydarzenie, każdą istotę w bezpośrednim kontakcie ze swą świetlistą esencją, jej własnym boskim potencjałem i samym Celem, który wprawił je w ruch. Jest to cudowny ewolucyjny ferment, jak już to powiedzieliśmy. Może powinniśmy dodać, w jaki sposób potęga ta objawia się praktycznie w życiu i w akcjach tych, którzy je uosabiają — jak dotąd byli to Sri Aurobindo i Matka. Ale ponieważ żadne wyjaśnienie nie jest w stanie nas w pełni zadowolić zanim się świadomie go nie zobaczy — doświadczenie zacznie być przekonywujące dopiero wtedy, gdy będzie zachodzić na większą skalę społeczną — to może lepiej przemilczeć tę kwestię. Faktem bowiem jest, że ich akcje najczęściej wymykały się nawet i tym, którzy z nich korzystali z prostego powodu, że jedynie wtedy możemy się ustosunkowywać do pewnych zjawisk i rzeczy, jeżeli osiągniemy ten sam poziom. Zazwyczaj widzimy tylko moment obecny, a nie przyszły cud przygotowywany przez pojedyncze spojrzenie, sekundę światła, która będzie dojrzewać przez następne dwadzieścia lat lub trzy wieki pod naszymi nieświadomymi warstwami, zanim staną się „czymś naturalnym”. „Ani ty, ani nikt inny nic nie wiecie o moim życiu — napisał Sri Aurobindo do jednego z jego biografów — bo nie było ono na powierzchni, aby je ludzie mogli widzieć”28. Gdy mówi się o tym rodzaju potęgi, wiele przysparza trudności fakt, że posiadamy całkowicie błędne wyobrażenie o potędze. Kiedy mówimy o „potęgach”, natychmiast myślimy o czymś cudownym; ale to nie jest to, czym jest prawdziwa Potęga, ani nie jest to prawdziwym cudem wszechświata. Supramentalna akcja nie stwarza cudów w mgnieniu błyskawicy; jest spokojna jak sama wieczność, popychająca świat i każdą w nim rzecz w kierunku jej własnej perfekcji poprzez wszystkie maski niedoskonałości. Prawdziwym cudem jest nie czynić gwałtu na rzeczach, ale potajemnie je napędzać, prawie potajemnie i podstępnie w kierunku ich własnego centrum tak, aby głęboko w sobie mogły rozpoznać tę Twarz jako swoją własną. Istnieje tylko jeden cud — natychmiastowe rozpoznanie, kiedy już nic nie jest „inne”.
Kluczem do supramentalnej potęgi jest jednostka. Supramentalna istota posiada nie tylko transcendentalny i kosmiczny status, ale również status indywidualny. Potrójna luka doświadczenia, które dzieliło monistę, panteistę i indywidualistę — zostaje zabliźniona. Jego transcendentalny status nie odcina świata i jednostki bardziej, niż jego kosmiczny status pozbawiałby go Transcendentu lub wszechświata. Nie odrzucił on drabiny, wspiąwszy się na szczyt, świadomie bowiem poznał wszystkie szczeble ewolucyjne od szczytu do samego dołu i nie ma nigdzie przerwy, nie ma brakującego ogniwa. A ponieważ utrzymywał cały czas swą indywidualność zamiast rozpraszania się w świetlistej ziemi niczyjej, może się nie tylko wznieść po wielkiej drabinie, ale i zejść w same doły egzystencji i użyć swego indywidualnego istnienia jako materialnego pomostu pomiędzy samą górą i samym dołem. Jego pracą na ziemi jest ustalenie bezpośredniego kontaktu pomiędzy najwyższą Siłą i jednostką, pomiędzy najwyższą Świadomością i Materią, czyli „połączyć dwa krańce” — jak mówi Matka. Jest on przyspieszającym katalizatorem Rzeczywistego na ziemi. Oto dlaczego istnieje nadzieja, że wszystkie te ślepe determinizmy, które obecnie rządzą światem jak Śmierć, Cierpienie, Wojna mogą być zmienione przez ten najwyższy Determinizm i dać początek nowej, świetlistej ewolucji. „To duchową rewolucję przewidujemy, a materialne rewolucje są tylko jej ciśnieniem i refleksją”29.
Po dwóch miesiącach w Chandernagore, Sri Aurobindo usłyszał znowu Głos: „ Jedź do Pondicherry”. Kilka dni później żeglował potajemnie na pokładzie „Dupleix”, przechytrzywszy brytyjską policję, opuszczając północne Indie na dobre. „Zaakceptowałem prawo… poruszania się tylko tam, gdzie poruszany byłem przez to, co Boskie”30. Ostatnie 40 lat jego życia z Matką miały być poświęcone przerabianiu tej indywidualnej realizacji w ziemską: „Pragniemy znieść w dół Superumysł jako nową jakość. Tak jak obecnie umysł jest permanentnym stanem świadomości w ludzkości, tak samo pragniemy stworzyć rasę, w której Superumysł będzie permanentnym stanem świadomości”31. I aby jego intencje nie były źle zrozumiane, Sri Aurobindo wielokrotnie podkreślał następujący punkt: „Dalekie jest od mojego celu propagować jakąkolwiek religię, nową lub starą, dla przyszłej ludzkości. Musi być otwarta droga, która ciągle jeszcze jest zablokowana, a nie założona nowa religia — oto moja koncepcja”32. Trudno nam powiedzieć, czy supramentalna przygoda zwycięży. Riszowie z Ved nie byli w stanie „odblokować drogi”, nie mogli otworzyć „wielkiego przejścia” dla wszystkich i przemienić swych osobistych realizacji w permanentne i kolektywne. Musiał być w tym jakiś powód. Pozostaje nam jedynie sprawdzić, czy powód ten ciągle jeszcze istnieje.
ROZDZIAŁ 16 : CZŁOWIEK — ISTOTA PRZEJŚCIOWA
Podczas swych pierwszych lat w Pondicherry Sri Aurobindo żył w wielkiej biedzie. Był na czarnej liście, daleko od tych, którzy mogliby mu pomóc. Jego korespondencja była cenzurowana, a każdy ruch śledzony przez brytyjskich szpiegów, którzy próbowali uzyskać jego ekstradycję wszelkimi możliwymi sposobami, włączając podrzucenie kompromitujących papierów do jego domu i denuncjując go francuskiej policji*. Próbowano go nawet porwać. Sri Aurobindo nie miał spokoju aż do dnia, kiedy superintendent francuskiej policji przybył przeszukać jego dom i znalazł w szufladzie dzieła Homera. Po zapytaniu, czy była to „rzeczywiście greka”, nabrał takiego szacunku i podziw dla owego dżentelmena — jogina, który czytywał uczone księgi i mówił po francusku — że po prostu wyszedł, aby już nigdy nie powrócić. Od tej pory nowo przybyły mógł przyjmować wszelkie wizyty różnych osób i swobodnie się poruszać, według własnego upodobania. Kilku jego towarzyszy broni przybyło za nim, czekając aż ich przywódca podejmie walkę polityczną, ale ponieważ „Głos” w tej kwestii się nie odzywał — nie uczynił też i on żadnego ruchu. Poza tym, Sri Aurobindo zobaczył, że proces polityczny toczy się już własnym torem. Duch niepodległości został rozbudzony i rzeczy miały się toczyć nieuchronną drogą aż do całkowitego wyzwolenia — tak jak to przewidział. On zaś miał inne rzeczy do wykonania.
Pisemne prace
Głównym punktem jego pierwszych lat wygnania było czytanie Ved w oryginale. Aż do tej chwili Sri Aurobindo czytał jedynie angielskie lub hinduskie tłumaczenia i — razem z innymi uczonymi w sanskrycie — widział w nich jedynie raczej zwyczajne, rytualne teksty „o małej wartości lub ważności dla historii czy przeżywania duchowych doświadczeń”1. Ale nagle, w oryginale odkrył „…stałą żyłę najczystszego złota myśli i duchowego doświadczenia…2 Odkryłem, że mantry Ved oświecone były czystym i precyzyjnym światłem moich własnych psychologicznych doświadczeń, dla których nie znalazłem jeszcze wystarczającego wyjaśnienia ani w europejskiej psychologii, ani też w naukach Jogi czy Vedanty…”3 Można sobie z łatwością wyobrazić, jak Sri Aurobindo mógł być zakłopotany przez swoje własne doświadczenia, których przez kilka lat nie mógł dokładnie zrozumieć, ani też tego, co mu się zdarzało. Opisaliśmy supramentalne doświadczenie z Chandernagore jako jasne i precyzyjne działanie krok po kroku, ale faktem jest, że wyjaśnienia przychodziły często o wiele później. W tamtym czasie nie miał żadnych znaków, które wskazywałyby mu drogę. I właśnie najstarsza z czterech Ved *— Rig Veda — niespodziewanie sygnalizowała, że nie był całkowicie samotny i zagubiony na tej planecie. Że Zachodni i nawet hinduscy uczeni nie zrozumieli nadzwyczajnej wizji tych tekstów. Nie jest to czymś zastanawiającym gdy zdamy sobie sprawę, że korzenie sanskrytu mają podwójne lub nawet i potrójne znaczenia, a te z kolei zaopatrzone są w podwójny symbolizm: ezoteryczny i egzoteryczny. Hymny te mogą być czytane na dwóch lub trzech różnych poziomach znaczenia i nawet gdy się odkryje prawidłowe znaczenie, ciągle trudno jest zrozumieć np. „ogień w wodzie”, „górę brzemienną najwyższymi narodzinami” czy też „poszukiwania zagubionego słońca”, które następuje po odkryciu „słońca w ciemnościach” — chyba że ktoś już doświadczył duchowego Ognia w Materii, eksplozji skały Nieświadomości lub iluminacji w komórkach ciała. Sami riszowie wspominali o „sekretnych słowach, mądrości jasnowidzów, która zdradzała swoje ukryte znaczenie tylko tym, którzy mogli widzieć”. (IV.3.16) Z uwagi na swe doświadczenia, Sri Aurobindo natychmiast znał prawidłowe znaczenie i rozpoczął tłumaczenie dużych fragmentów Rig Vedy, zwłaszcza cudownego „Hymnu do Mistycznego Ognia”. Zadziwiające jest, że riszowie sprzed pięciu czy sześciu tysięcy lat wspominali nie tylko o swoich własnych doświadczeniach, ale i o doświadczeniach swoich „przodków”, „ojców ludzi” — jak ich nazywali — sprzed ilu to tysięcy lat? Były one powtarzane z pokolenia na pokolenie bez pojedynczych nawet zniekształceń, bez pominięcia jednej sylaby, ponieważ efektywność mantry zależała akuratnie od dokładności jej wymawiania. Stoimy więc przed najbardziej starożytną tradycją w świecie, zupełnie nietkniętą. To, że Sri Aurobindo ponownie odkrył Sekret początków naszego ludzkiego cyklu (bo może byli inni przed nim) i to w wieku, który hindusi nazywają „czarnym”, czyli Kali-yuga — nie jest bez znaczenia. Bo jeśli prawdą jest, że Dno sąsiaduje z nową warstwą, wtedy bliscy musimy być czegoś prawdziwego.***
Błędem byłoby jednakże identyfikować Sri Aurobindo z wedyckimi rewelacjami. Chociaż są one dla nas tak uderzające, dla niego były jedynie znakiem na drodze, potwierdzeniem po fakcie. Zmartwychwstanie Ved w dwudziestym wieku, jak by miało ono uosabiać totalną Prawdę raz na zawsze, byłoby próżnym przedsięwzięciem, ponieważ Prawda nigdy się dwa razy nie powtarza. Sri Aurobindo napisał w humorystyczny sposób, że „rzeczywiście ów szokujący szacunek dla przeszłości jest zarazem cudowną i straszną rzeczą! W końcu, Boskość jest nieskończona i rozwinięcie Prawdy może być nie kończącym się procesem… a nie rzeczą w skorupie orzecha, którą się rozbija i zawartość wyczerpuje pierwszy jasnowidz lub mędrzec, podczas gdy inni muszą religijnie rozbijać jedną i tę samą skorupę bez końca…4” Sri Aurobindo zamierzał pracować nie tylko nad indywidualną realizacją jak riszowie, ale również nad kolektywną, w warunkach, które nie są już warunkami prehistorycznych pasterzy. Najpierw miał poświęcić znaczną część czasu na pisanie, które jest w tej chwili prawdopodobnie najbardziej widoczną oznaką tej jego kolektywnej akcji. W 1910 r. przybył do Pondicherry francuski pisarz, Paul Richard, gdzie spotkał się ze Sri Aurobindo, którego zakres poglądów wywarł na nim ogromne wrażenie. Ponowił zatem swą wizytę w 1914 r., zachęcając tym razem Sri Aurobindo, aby przelał na papier swe myśli. Założony został więc dwujęzyczny „Przegląd Wielkiej Syntezy” („Arya”), a Richard został odpowiedzialnym za sekcję francuską. Wybuchła jednak wojna, Richard wezwany został do powrotu do Francji i Sri Aurobindo znalazł się sam z 64 stronicami do zapełnienia filozofią, co miesiąc. Nie był filozofem: „Ah, filozofia! Pozwólcie mi wyjaśnić w zaufaniu, że nigdy, przenigdy nie byłem filozofem, choć pisywałem utwory filozoficzne, co jest zupełnie inną sprawą. Niewiele wiedziałem o filozofii zanim rozpocząłem jogę. Przed przybyciem do Pondicherry byłem poetą i politykiem, nie filozofem. Jak zdołałem zrobić to, co robię i dlaczego? Po pierwsze, ponieważ Paul Richard zaproponował mi współpracę w przeglądzie filozoficznym i — stosownie do mojej teorii — jogin powinien być w stanie zając się tym, co w danym momencie wypada zrobić. Nie mogłem odmówić. A potem on musiał iść na wojnę, pozostawiając mnie samego z 64 stronicami do zapełnienia co miesiąc filozofią. Po drugie, ponieważ musiałem spisywać w terminach intelektualnych wszystko to, co zaobserwowałem i poznałem przez codzienne praktykowanie jogi, a filozofia była tam niejako automatycznie. Ale nie oznacza to bycia filozofem!”5 Tak to Sri Aurobindo został pisarzem. Miał 42 lata. Typowe — nie podjął tej decyzji sam; „zewnętrzne” okoliczności skierowały go na tę ścieżkę.
Przez 6 lat bez przerwy, aż do 1920 r., Sri Aurobindo publikował nieomal wszystkie swoje prace — blisko 5 tysięcy stron. Ale pisał w niezwykły sposób: nie jedną książkę po drugiej, ale cztery lub nawet sześć jednocześnie na różne tematy, jak np. „Boskie życie” — swoją fundamentalną „filozoficzną” pracę i duchową wizję ewolucji, „Syntezę Jogi”, w której opisywał różne stopnie, stadia i doświadczenia integralnej jogi i porównywał wszystkie przeszłe i obecne dyscypliny, „Eseje na temat Gity”, które uwydatniały jego filozofię akcji, „Sekrety Ved” wraz ze studiami nt. początków języka oraz „ Ideał Ludzkiej Jedności” i „Cykl Ludzki”, w których podchodził do ewolucji z socjologicznego i psychologicznego punktu widzenia i badał przyszłe możliwości ludzkich społeczeństw. Znalazł on
„pojedynczy znak tłumaczący każdy znak”.6
Dzień po dniu, spokojnie, Sri Aurobindo zapełniał swoje stronice. Każdy inny być może byłby wyczerpany, ale on nie „myślał” o tym, o czym pisał. „Nie wytężam sił aby pisać — wyjaśnia Sri Aurobindo uczniowi — po prostu pozostawiam to zadanie wyższej Potędze i kiedy ona nie działa, ja sam nic nie robię. To było dawno temu, w czasach panowania intelektu, kiedy to czasami próbowałem wymuszać rzeczy, ale nie już potem, kiedy zacząłem doskonalić prozę i poezję poprzez jogę. Pozwól sobie również przypomnieć, że kiedy pisywałem do „Arya” czy gdy odpisuję na listy — nigdy nie myślę… To z wyciszonego umysłu piszę, cokolwiek nadchodzi z góry już uformowane…”7 Często ci spośród uczniów, którzy byli pisarzami lub poetami, prosili go o wyjaśnienie procesu jogi w zakresie literackiej twórczości. Wyjaśniał to szeroko, wiedząc, że twórcze aktywności są potężnymi środkami do rozszerzania granic superświadomości i wszczepiania w Materię świetlanych możliwości jutra. Jego listy są wielce instruujące: „Najlepszą ulgą i relaksem dla mózgu — pisze do jednego z uczniów — jest, gdy myślenie zachodzi na zewnątrz ciała i ponad głową (albo też w przestrzeni lub na innych poziomach, ale wciąż poza ciałem). W każdym razie tak bywało ze mną; i jak tylko to się zdarzało — czułem natychmiastową ulgę. Czasami czułem fizyczne zmęczenie, ale nigdy nie czułem żadnego rodzaju zmęczenia umysłowego…” 8 Pozwólmy sobie podkreślić tu, że „myślenie poza ciałem” nie jest wcale supramentalnym fenomenem, ale bardzo prostym doświadczeniem dostępnym na początkach umysłowego wyciszenia. Prawdziwą metodą, stosowanie do Sri Aurobindo, jest osiągnąć stan pozbawiony jakiegokolwiek osobistego wysiłku, odstąpić na bok od siebie tak daleko, jak to tylko jest możliwe i po prostu pozwolić, aby prąd przepływał przez tak opróżniony kanał. „Istnieją dwa sposoby przybycia na Wielki Główny Trakt. Jednym z nich jest wspinaczka, walka i wysiłek (jak u pielgrzyma, który przemierza Indie w trudzie i mierzy wszelkie drogi swoim własnym ciałem; to jest droga wysiłku) — pewnego dnia, nagle znajdujecie się na Wielkim Głównym Trakcie, gdy najmniej się tego spodziewacie. Innym zaś sposobem jest uciszyć umysł do tego stopnia, aby Większy Umysł mógł przezeń przemawiać (i nie mówię tu jeszcze o Supramentalnym)”.9 Ale później, zapytał jeden z uczniów, jeśli to nie jest nasz własny umysł, który myśli, jeśli myśli nadpływają z zewnątrz, jak to się dzieje, że istnieje taka różnica pomiędzy myślami jednej a drugiej osoby?: „Przede wszystkim - odpowiedział Sri Aurobindo - owe fale myślowe czy ziarna myśli, czy też formy myślowe, czymkolwiek by one nie były — posiadają różne wartości i pochodzą z różnych poziomów świadomości. I ta sama substancja myślowa może przybrać wyższe lub niższe wibracje, stosownie do poziomu świadomości, przez który do nas przychodzi (umysł myślący, witalny, fizyczny, podświadomy), jak też stosownie i do siły świadomości, która podchwytuje te formacje myślowe i „wciska” je niejako w tego czy innego człowieka. Co więcej, istnieje już w każdym człowieku filtr umysłu, którego nadchodząca myśl używa dla ostatecznego uformowania samej siebie i transkrypcji, ale filtr ten może być drobniejszy lub grubszy, silniejszy lub słabszy, etc, etc w zależności od indywidualnego umysłu. Istnieje również energia umysłowa, aktualna lub potencjalna, która u każdego jest różna i może być ona w procesie otrzymywania myśli świetlista lub pospolita, jasna i pogodna (sattwa), roznamiętniona (rajas) czy też w stanie inercji (tamas), czego konsekwencje są za każdym razem bardzo różne”10. I Sri Aurobindo dodaje: „Intelekt jest absurdalnie hiperaktywną częścią natury. Zawsze myśli, że niczego nie da się dobrze wykonać bez jego udziału i zawsze musi we wszystko wsadzać swoje trzy grosze. Tak więc instynktownie przeszkadza on inspiracji, blokuje ją w połowie lub jeszcze bardziej i trudzi się potem, aby brak ten zastąpić swoimi podrzędnymi wypocinami dla wyrażenia prawdziwej mowy i rytmu, które miały nadejść. Poeta trudzi się w boleściach, aby znaleźć jedno prawdziwe słowo, autentyczny rytm, rzeczywiście boską substancję dla tego, co chce przekazać, podczas gdy przez cały czas to wszystko czeka na niego już w stanie gotowym, tuż za nim”11. „Ale wysiłek pomaga — zaprotestował znów uczeń. — Przez naciskanie na nasze mózgi nadchodzi inspiracja”. „Otóż to! Kiedy ukazuje się jakikolwiek prawdziwy efekt, to nie dlatego, że waliło się młotem w mózg, ale dlatego, że inspiracja prześliznęła się mimo wszystko pomiędzy kolejnym wzniesieniem młota a jego opadnięciem i dostała się do wewnątrz pod pokrywą tego diabelnego hałasu”12. Po napisaniu tak wielu książek dla swoich uczniów, Sri Aurobindo zwykł mawiać, że jedynym celem książek i filozofii tak naprawdę nie jest oświecić umysł, ale raczej uciszyć go tak, aby mógł otrzymywać rzeczy i inspiracje bezpośrednio i wprost. Podsumował rolę umysłu w ewolucyjnej podróży: „Umył jest niezdarnym przejściem pomiędzy ogromem Natury i dokładną podświadomą akcją a szerszą i niezawodną superświadomą akcją Boskości. Nie istnieje nic, co może zrobić umysł, a czego nie można by dokonać o wiele lepiej w stanie nieruchomości umysłu i zamrożenia wszelkich myśli”.13
Pod koniec tych sześciu lat, w 1920 r. Sri Aurobindo poczuł, że powiedział już wystarczająco dużo jak na ten czas. „Arya” została zamknięta. Reszta jego pisemnych prac składa się prawie wyłącznie z listów do swoich uczniów — tysięcy listów zawierających praktyczne porady wszelkiego rodzaju na temat doświadczeń jogi, trudności i postępów, a co najważniejsze: przez 30 lat pisał i przepisywał swój nadzwyczajny epik o 28.813 wersach, „Savitri”, podobny do piątej Vedy — jego najżywszą wiadomość, w której mówi o doświadczeniach w wyższych i niższych światach, o swych własnych walkach w Podświadomości i Nieświadomości, o całej okultystycznej historii ewolucji na ziemi i we wszechświecie i o swej własnej wizji przyszłości:
„Interpretując wszechświat poprzez oznaki duszy,
odczytywał od wewnątrz tekst zewnętrzny…”14
Matka
Sri Aurobindo przybył nie tylko aby pisać, miał też inne rzeczy do wykonania. Zamknął „Arya” w 1920 r., czyli w roku, kiedy Matka przybyła do Pondicherry, aby już pozostać. „Kiedy przybyłem do Pondicherry — powiedział raz Sri Aurobindo swoim uczniom — został mi podyktowany wewnętrzny program dla mojej dyscypliny (sadhana). Wykonywałem go i sam się rozwijałem, ale nie mogłem wiele uczynić w sprawie pomocy innym. Wtedy przybyła Matka i z jej pomocą znalazłem potrzebną metodę”15.
Niełatwo jest mówić o Matce; prawdopodobnie dlatego, że osobowości takie jak jej nie mogą być, ot tak, uchwycone w słowach — była Siłą w ruchu. Wszystko, co zdarzyło się wczoraj, co zostało powiedziane, zrobione lub doświadczone, nawet ostatniego wieczora — było dla niej zbyt stare i nieciekawe. Była zawsze w przedzie, zawsze na czele. Urodziła się, aby przełamać wszelkie limity, jak Savitri. Trudne i niewłaściwe by więc było próbować uwięzić ją w jakimkolwiek życiorysie. Powiedzmy po prostu: urodziła się w Paryżu, 21 lutego 1878 r. i również posiadała supramentalną wizję. Nie jest więc zaskakujące, że z taką świadomością wiedziała o istnieniu Sri Aurobindo na długo przed fizycznym spotkaniem się z nim, przed przybyciem, aby z nim współpracować. „Pomiędzy 11 a 13 rokiem życia — mówi ona — seria psychicznych i duchowych doświadczeń objawiła mi nie tylko istnienie Boga, ale również ludzkie możliwości odnalezienia Go, całkowitego odsłonięcia Go w świadomości i w akcji oraz zamanifestowania Go na ziemi w boskim życiu. Zarówno to objawienie, jak i praktyczne dyscypliny dla jego osiągnięcia zostały mi dane w czasie, gdy moje ciało było uśpione, przez kilku nauczycieli, z których paru spotkałam potem na płaszczyźnie fizycznej. W miarę, jak postępował wewnętrzny i zewnętrzny rozwój, moje duchowe związki z jednym z tych bytów stawały się bardziej czyste i wyraźniejsze, bogatsze… W momencie kiedy zobaczyłam Sri Aurobindo, wiedziałam, że to był ten, który przybył wykonać pracę na ziemi i że z nim miałam współpracować”. Proces Transformacji się rozpoczynał. To Matka objęła zarządzanie Ashramu, kiedy Sri Aurobindo wycofał się w zacisze kompletnego odosobnienia w 1926 r., i to ona kontynuowała pracę po jego odejściu w 1950 r. „Świadomość Matki i moja własna — są takie same”.16 Znaczącym faktem jest, że żywa synteza pomiędzy Wschodem i Zachodem, którą Sri Aurobindo już symbolizował, została udoskonalona przez spotkanie się Wschodu z Zachodem, jak gdyby świat mógł wypełnić się tylko przez zejście dwóch biegunów egzystencji: Świadomości i Siły, Ducha i Ziemi, Jego i Jej — na zawsze.
Zarys ewolucji
Tego czy innego dnia prawdopodobnie wszyscy przyłączymy się do prac nad transformacją, którą przedsięwzięli Sri Aurobindo i Matka, ponieważ jest to nasza ewolucyjna przyszłość. Jeśli pragnęlibyśmy zrozumieć czym naprawdę jest ten proces, zarówno jego trudności, jak i szanse upadku czy sukcesu, musimy wpierw zrozumieć znaczenie naszej własnej ewolucji, by móc wziąć w niej aktywny udział zamiast pozwolić wiekom i tysiącleciom wykonywać za nas tę pracę w nie kończących się zakrętach i błędnych manowcach. Sri Aurobindo nie ma nic wspólnego z teoriami, jego wizja ewolucji opiera się głównie na doświadczeniu. Jeśli nawet próbował wyrazić ją w terminach, które mogą wydawać się nam teoretycznymi — gdyż nie posiadamy (jeszcze) tego doświadczenia — to nie po to, aby dodawać jeszcze jedną ideę do miliona idei-sił tego świata, ale po to, by pomóc nam uchwycić przekładnię naszego własnego dynamizmu i przyspieszyć nasz ewolucyjny proces. Niewątpliwie obecna sytuacja ludzkości nie jest specjalnie warta tego, aby zbytnio do niej lgnąć.
Tą przekładnią jest Agni, świadomość-siła. Rozpoczynając od wiecznego Centrum i wewnątrz Niego, całą ewolucję można by opisać jako podróż Agni w czterech ruchach: inwolucja — dewolucja — inwolucja — ewolucja. Ten poczwórny ruch jest Nim w rzeczywistości. Wszystko jest Nim. „On sam jest grą, graczem i polem gry”17. To On — na zewnątrz czasu i przestrzeni, czyste Istnienie, czysta Świadomość, wielka biała Cisza, gdzie wszystko jest w stanie inwolucji, zwarte w sobie, ciągle bez formy. I On jest tym, który się staje: Siła oddziela się od Świadomości, Ona od Niego i podróż Agni się rozpoczyna;
„…rozproszony po zamkniętych głębinach jej świetlisty uśmiech
pielęgnuje ogień ciszy światów…”18
Ona odrywa się od Niego w wybuchu radości, aby bawić się w odszukiwanie Go znowu w Czasie — On i Ona, dwoje w jednym. „Kiedy zatem był początek całej materii? Istnienie, które podzieliło siebie dla czystej radości istnienia i rozpadło się na niezliczone tryliony form tak, aby mogło odnajdywać siebie w niepoliczalny sposób”19. Ale początek ten jest stały, nie jest nigdzie umiejscowiony w Czasie. Kiedy mówimy „najpierw” Wieczności i „potem” Stawaniu Się — wpadamy ponownie w iluzję naszego czasoprzestrzennego języka, podobnie jak mówimy „wysoki” czy „niski”. Nasz język jest tak samo fałszywy, jak nasza wizja świata. W rzeczywistości Istnienie i Stawanie Się, On i Ona są dwoma jednoczesnymi twarzami tego samego Wiecznego FAKTU — wszechświat jest stałym fenomenem, tak stałym jak Cisza poza czasem: „Na początku, jak zostało powiedziane, była Wieczność, Nieskończoność, Jedność. Pośrodku, jest powiedziane, istnieje skończone, przejściowe i wielość. Na końcu, jest powiedziane, będzie Jedność, Nieskończoność, Wieczność. Bo kiedy istniał początek? Nie w żadnym określonym momencie w czasie, gdyż początek jest w każdym momencie, początek zawsze był, jest i będzie. Boski początek jest przed Czasem, w Czasie i poza Czasem na zawsze. Wieczne, Nieskończone i Jednolite jest niekończącym się początkiem. A gdzie jest to, co środkowe? Nie istnieje środkowe, gdyż nie istnieje tylko połączenie wiecznego końca i wiecznego początku; jest to znak kreacji, która jest w każdym momencie nowa. Kreacja zawsze była, jest i zawsze będzie. Wieczne, Nieskończone i Jedno jest magicznym średnim terminem jego własnej egzystencji — to ono jest kreacją bez początku i bez końca. A gdzie jest koniec? Nie ma końca. Nie istnieje wyobrażalny moment, kiedy miałaby nastąpić przerwa. Każdy koniec rzeczy jest początkiem nowych rzeczy, które są ciągle tą samą Jednością w zawsze rozwijającej się i powtarzającej się figurze. Nic nie ulega zniszczeniu, gdyż wszystko jest Nim — który istnieje zawsze. Wieczne, Nieskończone i Jedno jest niewyobrażalnym końcem, który nigdy nie zamyka się na nieokreślonych horyzontach swej chwały”20. I Sri Aurobindo dodaje: „Eksperyment ludzkiego życia na Ziemi nie rozgrywa się po raz pierwszy. Był już przeprowadzany miliony razy i ten długi dramat będzie jeszcze powtarzany miliony razy. We wszystkim co teraz robimy — w naszych snach, odkryciach, płynnych lub trudnych osiągnięciach — korzystamy podświadomie z doświadczeń niezliczonych prekursorów i nasze prace rodzić będą owoce na planetach nam jeszcze nie znanych i w światach jeszcze nie stworzonych. Plany, perypetie, rozwiązania stale się różnią, a jednak zawsze rządzi nimi konwencja wiecznej Sztuki. Bóg, Człowiek, Natura są trzema stałymi symbolami. Idea wiecznego powtarzania się dźwięczy alarmująco dla umysłu uchwyconego w minuty, godziny, lata, wieki, we wszystkich skończonych i nierzeczywistych obronach. Ale silna dusza, świadoma swej nieśmiertelności i niewyczerpanego oceanu zawsze płynnych energii, pochwycona jest drżeniem niewyobrażalnego zachwytu. Słyszy ona poza zasłoną myśli dziecięcy śmiech i ekstazę Nieskończoności”21.
Ten nieustanny ruch od Istnienia do Stawania Się jest tym, co Sri Aurobindo nazywa „dewolucją”. Przejście jest stopniowe; najwyższa Świadomość nagle i w całości nie staje się Materią. Materia jest ostatecznym „wtrąceniem”, końcowym produktem narastającej fragmentacji lub „materializacji” świadomości, która jest powoli wypracowywana, jeden poziom w danym czasie. Na „szczycie” tego dewolucyjnego kursu — chociaż nie jest to żaden szczyt, ale najwyższy Punkt, który jest wszędzie naraz — stoi supramentalna Świadomość-Siła, która obejmuje pojedynczym spojrzeniem wszystkie nieskończone możliwości Stawania Się. Tak jak słoneczny Ogień zawiera wszystkie promienie w swoim centrum: „Oni uwolnili rumaki Słońca — mówi Rig Veda (V.62.1) — dziesięć setek stało razem, był tam ten Jeden tad ekam”. Potem przychodzi Nadumysł: „wielkie rozwarcie” świadomości zaczyna się, promienie Słońca rozgałęziają się; pojedyncza Świadomość-Siła jest zatem rozproszona na tryliony sił, a każda szukająca swej własnej absolutnej realizacji. Raz rozpoczęta gra nie kończy się, póki wszystkie możliwości nie zostaną wyczerpane, włączając te, które wydają się być samym zaprzeczeniem wiecznego Gracza. Siła zostaje wrzucona w coraz to bardziej namiętny ruch, jakby pragnęła sprawdzić swoje najdalsze granice, schwytać siebie samą w zamiarze zastąpienia Jedności niemożliwą sumą. I świadomość się rozprasza. Dzieli na coraz to mniejsze fragmenty, stając się coraz to cięższa i prymitywniejsza, formując się w warstwy światów zaludnianych własnymi istotami i siłami, a każdy ze swym szczególnym życiem. Wszystkie tradycje je opisywały. Możemy spostrzegać je w naszych snach lub na jawie, gdy już raz otworzy się nasza zapieczętowana wizja. Od bogów do symbolicznych gnomów, świadomość kruszy się, kurczy i rozpada w pył — nadumysł, intuicyjny umysł, oświecony umysł, wyższy umysł, wital i subtelne fizyczne coraz to bardziej łapią się i topią w swojej sile, rozpraszają się na małe, maleńkie instynkty, na małe tropizmy nastawione tylko na przetrwanie, aż do ostatecznego rozproszenia w Materii, w której wszystko jest podzielone: „Na początku — powiada Veda (X.129.1-5) — ciemność była ukryta przez ciemność, wszystko było jednym oceanem nieświadomości. Uniwersalny byt został ukryty przez fragmentację”. Dewolucja jest kompletna; jest to zatopienie się Światła w swoim własnym cieniu22, tj. w Materii. Stoimy oto przed dwoma biegunami. Na samym szczycie — Najwyższe Negatywne (lub Pozytywne, zależnie od osobistego upodobania), gdzie Siła wydaje się być anihilowana w świetlistej Nicości; zatoka spokoju, bez jednej zmarszczki, gdzie wszystko jest w sobie zwarte i gdzie nie potrzeba nawet najlżejszego ruchu po to, aby być — to jest. Na drugim zaś biegunie — Najwyższe Pozytywne (lub Negatywne, jeśli wolimy), gdzie Świadomość wydaje się być zatopiona w ciemnej Nicości, przepaść ślepej Siły na zawsze pogrążonej w swoim ciemnym wirze — nieodmienne i stałe stawanie się. Ten pierwszy dualizm z konieczności prowadzi do wszystkich następnych dualizmów: Jedności i Niepoliczalności, Nieskończoności i Skończoności, Świadomości i Siły, Ducha i Materii, braku formy i wielości form, Jego i Jej. Cała nasza egzystencja złapana jest pomiędzy tymi dwoma biegunami. Niektórzy z nas pragną widzieć tylko Transcendent, nazywane Najwyższym Pozytywem, i odrzucają Materię jako coś w rodzaju tymczasowego fałszu, który trzeba przetrzymać w oczekiwaniu na Wielki Powrót (ale gdzie ten Powrót może mieć miejsce, jeśli nie wszędzie, we wszystkich punktach pod i nad, na prawo i lewo!); Inni znów zaklinają się tylko i wyłącznie na Materię, którą również zwą Najwyższym Pozytywem i odrzucają Ducha jako ostateczny i negatywny fałsz, gdyż stosownie do ludzkiej logiki — pozytywne nie może być zarazem negatywne i odwrotnie. Lecz to nie jest prawdą. Świadomość nie stanowi zaprzeczenia Siły, ani też Materia — Ducha, ani Nieskończoność — Skończoności bardziej niż wierzchołek przeczy dnu. To jest dno, które znajduje się „pod” tylko dla nas, a każda sprzeczność zawiera swoje wieczne zaprzeczenie. „W świecie, jakim go postrzegamy przy pomocy naszej mentalnej świadomości — jakkolwiek wysoka by ona nie była — znajdujemy, że każdy pozytyw ma odpowiadający sobie negatyw. Ale negatyw nie jest zerem; rzeczywiście to, co wygląda nam na zero jest naładowane siłą, roi się potęgą egzystencji… Również istnienie negatywów nie czyni korespondującego pozytywu nie istniejącym lub nierzeczywistym, a jedynie niekompletnym świadectwem prawdy o rzeczy i nawet — można powiedzieć — własną prawdę pozytywu. Gdyż to, co pozytywne i negatywne, istnieje nie tylko bok przy boku, ale i w relacji do każdego innego i przez każdego innego; uzupełniają się stanowiąc pogląd, którego ograniczony umysł nie może dosięgnąć ni wyjaśnić. My jedynie zaczynamy to poznawać w jego głębszej prawdzie, kiedy możemy wczytywać się w sugestie jego oczywistej negacji…23” Na samym szczycie jest Ona, jak gdyby uśpiona wewnątrz Niego, na samym dnie; On jest jak gdyby uśpiony wewnątrz Niej. Siła rozproszona w Świadomości i Świadomość rozproszona w Sile. Nieskończoność zawarta w Skończonym jak drzewo wraz z gałęziami jest już zawarte w ziarnie. To jest właśnie to, co Sri Aurobindo nazywa „inwolucją”. „Nieświadomość Materii jest zasłonięta, zwinięta w sobie; somnambuliczna świadomość, która zawiera wszystkie późniejsze potęgi Ducha. W każdej cząstce, atomie, molekule, komórce Materii — żyje w ukryciu i pracuje nieznana wszechwiedza Wieczności i wszechpotęga Nieskończoności24”. Po inwolucji na górze następuje inwolucja nowa inwolucja na dole, gdzie wszystko jest w uśpieniu zawarte wewnątrz Nocy w ten sam sposób, jak wszystko było zawarte w uśpieniu w Świetle na górze. Jest tam Agni jak „ciepły, złoty kurz”, „Agni wszedł w ziemię i niebo jak gdyby były one jednym” — mówi Rig Veda (III.7.4). „W jakimś sensie, całość stworzenia można by nazwać ruchem pomiędzy dwoma inwolucjami: Ducha, w którym wszystko jest zawarte i z którego wszystko ewoluuje w dół (lub dewoluuje) — do drugiego bieguna, Materii; Materii, w której również wszystko jest włączone i z której wszystko ewoluuje w górę, do przeciwnego bieguna, Ducha”25.
Bez tej inwolucji żadna ewolucja nie byłaby możliwa; bo jak mogłoby powstać coś z niczego? Aby ewolucja mogła mieć miejsce, coś musi wzrastać od środka! „Nic nie może ewoluować z Materii, co nie jest już w niej zawarte”26. To Agni, który prze i popędza w głębinach tej budzącej się martwoty poza ewolucyjną eksplozją form. To jest właśnie ta Siła w poszukiwaniu Świadomości, Ona szukająca Jego, szukająca form bardziej odpowiednich dla Jego manifestacji. To Ona, wychodząca ze swej nieświadomej Nocy i borykająca się z milionami prac i gatunków w nieprzerwanym wysiłku ponownego odkrycia we wszystkim piękna tej jednej utraconej Formy, odkrycia niezmierzonej Radości, która kiedyś była jednością — „błogością miliona ciał”27 — zamiast pustą ekstazą. Gdybyśmy posiadali to „ucho uszu” wspomniane przez Vedy, może moglibyśmy usłyszeć Noc wzywającą Światło, zamurowaną Świadomość wzywającą Radość, ten „głęboki duchowy krzyk w tym wszystkim, co jest”28 — bo to jest właśnie to, co popycha głęboko wewnątrz, Ogień, płomień w Materii, płomień Życia, płomień w naszym umyśle, płomień w naszej duszy. To jest ten Ogień, który musimy uchwycić. To jest ta nić, przekładnia, tajemna ewolucyjna przekładnia, dusza i płomień świata. Gdyby ten świat był zrobiony jedynie z nie ożywionego i bezwładnego kamienia, nigdy nie stałby się czymś innym niż takim samym, nieżywym i bezwładnym kamieniem. Jeśli dusza nie byłaby już w Materii, nie mogłaby się nigdy z niej wynurzyć w człowieku. „Ale czymże w końcu, poza pozorami, jest ta pozorna tajemnica? Możemy przecież zauważyć, że to jest Świadomość, która zagubiła siebie i z powrotem do siebie powraca, wynurzając się ze swego ogromnego samozapomnienia powoli, boleśnie, jako życie nierozumne, półrozumne, całkiem rozumne i ostatecznie walczące o to, aby być więcej niż rozumne, aby stać się na powrót boską samoświadomością: wolną, nieskończoną, nieśmiertelną”.29
Aż do dziś Życie nadchodzi do Jej świadomego instrumentu — człowieka, w którym, poprzez którego i za pomocą którego będzie Ona mogła odnaleźć Go znowu: „Ludzkość jest świadomym miejscem spotkania tego, co skończone i nieskończoności oraz wzrastanie coraz to wyżej w kierunku Nieskończoności jest naszym przywilejem — nawet w tych fizycznych narodzinach”.30 Szczególny fenomen ma miejsce, kiedy Agni osiąga ludzkie stadium swej podróży. Podczas poprzednich stadiów ewolucyjny płomień wydaje się sam w sobie słabnąć, gdy zostaje zapewnione nowe wynurzenie się gatunku. Eksplozja życia roślinnego wydaje się zamierać, kiedy królestwo zwierzęce ustabilizowało się już w Życiu. Podobnie rojowisko zwierzęcego życia zdaje się słabnąć po definitywnym ustaleniu ludzkości w ewolucji — nie wydaje się, aby Natura stworzyła jakiekolwiek nowe zwierzę czy roślinę odkąd człowiek zaczął zajmować szczyt ewolucji. Innymi słowy — gatunki ustaliły się, osiągnęły pewien stopień doskonałości, każdy we własnym porządku, i tam już pozostają. Jednak na człowieku ewolucyjna potrzeba nie osłabła, choć jego rodzaj jest już silnie ustabilizowany w ewolucji. Nie jest do końca wypełniony, zadowolony jak inne gatunki, nie ma spokoju i radości, które są rezultatem osiągnięcia równowagi: „Człowiek nie jest jednostką anormalną, która nie znalazła jeszcze swojej normalności — może sobie wyobrażać, że ją posiada, może wydawać się normalny dla swego własnego gatunku, ale ta normalność jest jedynie czymś w rodzaju prowizorycznego porządku. Zatem choć człowiek jest nieskończenie większy niż roślina czy zwierzę, nie jest doskonały w swej własnej naturze jak roślina czy zwierzę”.31
Nad tą niedoskonałością nie należy jednak ubolewać, powiada Sri Aurobindo. Wręcz przeciwnie, jest to przywilej i obietnica.31 Jeśli bylibyśmy doskonali i harmonijni pośród naszego gatunku, bez grzechu i wad — już bylibyśmy stacjonarnym gatunkiem jak stworzenia ziemnowodne, czy mięczaki. Ale w nas — którzy duplikujemy wielką kosmiczną Grę — siła jeszcze niezupełnie odnalazła swoją świadomość, albo nasza natura swego ducha. Ona nie znalazła Jego. Czy Platon był kiedykolwiek w pełni zadowolony, czy Michał Anioł znalazł kiedyś spokój? „Pewnej nocy wziąłem Piękność na kolana i odkryłem nagle, że jest gorzka!” — wykrzyknął Rimbaud. Oto oznaka, że szczyt umysłowej inteligencji i estetycznego wyrafinowania nie są końcem podróży, nie są całą obfitością ani też wielką Równowagą Jej i Jego znów razem. Duch, który z wolna się budzi i rośnie wewnątrz — On w Niej — mały płomień w centrum, najpierw dotknął małych fragmentów, molekuł, genów, protoplazmy i psychologicznie stężał w oddzielnym i fragmentarycznym „ego”. Nie widzi zbyt dobrze, potyka się w ciemności, jest zbyt „podwójnie uwiązany” i może widzieć tylko przez wąski umysłowy obiektyw, pomiędzy bezdenną podświadomością i przeogromną superświadomością. To ta dziecięca fragmentacja — bo rzeczywiście należy ona do dzieciństwa ludzkości — która jest przyczyną wszystkich naszych błędów i cierpień. Nie ma innego „grzechu”, całe nasze zło bierze się właśnie z ciasnoty owej wizji, która jest fałszywą wizją nas samych i świata. Gdyż tak naprawdę — świat i każda komórka w naszym ciele są Sat-Chit-Ananda, Egzystencją-Świadomością-Błogością - jesteśmy światłem i radością. „Nasz zmysł, przez swą niezdolność, wynalazł ciemności. Nic naprawdę nie istnieje oprócz światła, tylko że ta potęga światła istnieje albo ponad, albo pod naszym zakresem ubogiej i ograniczonej wizji”.32 Wszystko jest radością: „Bo któż mógłby żyć i oddychać, gdyby nie było tego całego zachwytu istnienia, jakby eteru w którym żyjemy?” — mówią Upaniszady.* To nasza kiepska wizja, która ukrywa przed nami „absolutne szczęście w sercu każdej rzeczy”33, to nasze „zamglone zmysły”34, ciągle jeszcze niedojrzałe, które nie wiedzą jak objąć całą tę niezmierzoność — Duch w nas jeszcze siebie w nas zupełnie nie odkrył, podróż Agni jeszcze się nie skończyła. Jak powiada Sri Aurobindo — człowiek nie jest ostatecznym etapem ewolucji, jest on „istotą przejściową”35. „Mówimy o ewolucji Życia w Materii, o ewolucji Umysłu w Materii, ale ewolucja jest słowem, które stanowi jedynie o jakimś fragmencie, lecz go nie wyjaśnia. Zdaje się bowiem nie mieć powodu, dla którego Życie miałoby ewoluować z elementów materialnych lub Umysł — z żywych form; chyba, że zaakceptujemy fakt, że… Życie już istnieje w Materii i Umysł w Życiu, ponieważ w swej esencji Materia jest formą zawoalowanego Życia, a Życie formą zawoalowanej Świadomości. I wtedy wydaje się istnieć nieco obiekcji co do następnego kroku w tej serii i przyznanie, że umysłowa świadomość może być w sobie jedynie formą i woalem wyższych stanów, które znajdują się poza Umysłem. W tym wypadku, niezwalczony impuls człowieka ku Bogu, Światłu, Błogości, Wolności, Nieśmiertelności jest na swoim miejscu, w łańcuchu, jako prosty imperatywny impuls, przez który Natura szuka ewolucji poza Umysłem i wydaje się to być tak naturalne, prawdziwe i właściwe, jak impuls w kierunku Życia, który posiała w formach Materii lub impuls w kierunku Umysłu, który posiała w pewnych formach życia… Zwierzę jest żywym laboratorium, w którym Natura — jak powiedziano — wypracowała człowieka. Sam zaś człowiek może być myślącym i żywym laboratorium, w którym i z którego świadomą pomocą Natura wypracowuje superczłowieka, boga. Albo może powinniśmy powiedzieć — zamanifestuje Boga”.36 Jeśli ewolucja odniesie sukces dokonując tego trudnego przejścia, Wielka Równowaga zostanie osiągnięta i wejdziemy „w obszerny dom” (Rig Veda V.68.5). Siła znajdzie ponownie swoją Świadomość, zamiast wędrówki na oślep i Świadomość odzyska całą swoją Siłę, zamiast bezsilnego rozumienia i kochania.
Ale riszowie wiedzieli również, że podróż nie była zakończona; mówili, że Agni „zamyka w ukryciu swoje dwa ekstrema”, że jest „bez głowy i bez stóp” (Rig Veda IV.1.7.11). Jesteśmy małym, zagubionym płomieniem pomiędzy superświadomą Agni niebios i podświadomą Agni ziemi, więc cierpimy, rzucamy się i przewracamy na naszym łożu boleści, niektórzy w poszukiwaniu swego nieba, inni w poszukiwaniu swej ziemi, nigdy jednak nie wiążąc tych dwóch końców razem. Pomiędzy nami musi się narodzić inna rasa, kompletny Człowiek, jeśli się tylko na to zgodzimy. „Snuj nienaruszalną pracę, stań się istotą ludzką, stwórz boską rasę… Jesteś jasnowidzem Prawdy, wyostrz błyszczącą lancę, którą przerąbiesz drogę do tego, co jest Nieśmiertelne; znając tajemne poziomy uformuj je w stopnie, dzięki którym bogowie osiągnęli nieśmiertelność…” (Rig Veda X.53) Wtedy ponownie zdobędziemy naszą słoneczną totalność, nasze dwa ukryte końce, nasze dwie Matki w jednej: „O, Płomieniu, O Agni, Ty przemierzasz ocean niebios w kierunku bogów; Ty sprawiasz, że bóstwa różnych poziomów spotykają się razem — wody, które są w dziedzinie światła ponad słońcem i wody, które są na nizinie”. (Rig Veda III.22.3) Wtedy tylko będziemy posiadać radość dwóch światów i wszystkich światów, Ananda ziemi i niebios, tak jakby były jednym. „O Płomieniu, Ty znajdujesz śmiertelne w najwyższej nieśmiertelności… gdyż dla poszukiwacza, który pragnie podwójnych narodzin, Ty stwarzasz boską błogość i ludzką radość”. (Rig Veda I.31.7) Gdyż taki jest ostateczny cel naszej ewolucji — radość. Ludzie mówią o miłości, ale czy istnieje słowo bardziej zafałszowane przez nasze sentymentalizmy, przez nasze polityczne partie i kościoły? Podczas gdy nikt i nic nie może zafałszować tej radości, bo jest to dziecko śmiejące się do słońca: ono kocha, pragnie zmieść wszystko w swym tańcu. Tak, radość, jeśli mamy odwagę jej pragnąć. „Laury, a nie krzyże powinny być celem podboju duszy ludzkiej37 — ale ludzie ciągle jeszcze kochają się w bólu… Tak więc Chrystus ciągle jeszcze wisi na krzyżu w Jerozolimie…”38 Radość istnienia, radość istnienia w pełni, we wszystkim co jest, było i będzie; tutaj, tam i wszędzie, jak „gdyby miód mógł próbować samego siebie i wszystkich swoich kropli razem, i każda z jego kropli mogła próbować drugiej, i całego plastra miodowego…”39 Wtedy ewolucja wynurzy się z Nocy, aby wejść w cykl słoneczny. Będziemy żyć pod Znakiem Jednego. Ukrzyżowany Bóg w nas zejdzie ze swego krzyża i człowiek w końcu będzie Sobą — normalnym sobą. Bo być normalnym — znaczy być boskim. „Istnieją jedynie dwa spontaniczne, harmonijne ruchy: ruch życia — nieświadomego lub w większości podświadomego, czyli harmonia, którą znajdujemy w kreacji zwierzęcej i w niższej Naturze, oraz drugi — ruch Ducha. Ludzkie warunki są stadium tranzycji, wysiłku i niedoskonałości pomiędzy jednym i drugim, pomiędzy tym, co naturalne i ideałem, albo duchowym życiem”.40 *
ROZDZIAŁ 17 : TRANSFORMACJA
Manifestacja Ducha w supramentalnej świadomości i w nowym ciele, nowej rasie, jest czymś tak nieuniknionym, jak nie do uniknięcia było pojawienie się homo sapiens po człekokształtnych. Jedynym prawdziwym problemem jest, czy ta nowa ewolucja będzie miała miejsce z naszym udziałem czy bez nas. Oto jak Sri Aurobindo wyraził ten dylemat: „Jeżeli duchowy rozwój na ziemi jest ukrytą prawdą naszych narodzin w Materii, jeśli jest to fundamentalnie jedynie ewolucją świadomości, która zachodzi w Naturze, wtedy człowiek — jaki jest — nie może być produktem końcowym tejże ewolucji. Jest on bowiem zbyt niedoskonałym wyrażeniem Ducha, sam umysł jest zbyt ograniczoną formą i instrumentem. Umysł jest jedynie pośrednim terminem świadomości, więc umysłowa istota może być tylko istotą przejściową. Jeśli zatem człowiek nie będzie zdolny wyjść poza swoją mentalność, to zostanie zdystansowany, a superumysł i superczłowiek będzie musiał pojawić się i objąć przywództwo stworzenia. Ale jeśli umysł człowieka będzie w stanie otworzyć się dla tego, co go przerasta, wtedy nie ma powodu, dla którego sam człowiek nie mógłby dotrzeć do superumysłu i superczłowieczeństwa, albo chociażby oddać swoją mentalność, życie i ciało wyższej ewolucji Ducha manifestującego się w Naturze”.1 Stoimy przed czymś, co Sri Aurobindo nazywa nowym „kryzysem transformacji”2, tak drastycznym, jak kryzys znaczący pojawienie się Życia w Materii lub pojawienie się Umysłu w Życiu. I nasze własne nastawienie będzie niezmiernie istotne, ponieważ tym razem — zamiast pozostawić Naturze pracę nad transmutacją do wykonania — bez zbytniej troski o istniejące koszty, możemy stać się „świadomymi współpracownikami w procesie naszej własnej ewolucji”. I jak powiada — możemy podjąć to wyzwanie, albo pozwolić mu przejść mimo nas.
Przyszłe perspektywy
Jaka będzie ta nowa rasa? Zrozumienie końcowego rezultatu jest już dużym krokiem na drodze, ponieważ zrozumienie i aspiracje do tamtej Przyszłości otwierają nam niewidzialne drzwi w nas samych, przez które większa siła niż tylko nasza własna może wejść i wtedy naprawdę zaczynamy współpracę. Bo to nie są tylko nasze własne ludzkie siły, które wywrą efekt na przejściu do superumysłu, ale narastająco świadome poddanie się odgórnej Sile.
Opisaliśmy już świadomość istoty supramentalnej, ale może warto tu ponownie przypomnieć za Sri Aurobindo, że „…superczłowieczeństwem nie jest wdrapanie się człowieka na jego własny, naturalny zenit, nie największy stopień ludzkiej wielkości, wiedzy, potęgi, inteligencji, woli, charakteru, geniuszu, dynamiki siły, świętości, miłości, czystości czy doskonałości. Superumysł jest czymś poza umysłowym człowiekiem i jego ograniczeniami”.3
Popchnięty do ekstremum, Umysł może jedynie utwardzić człowieka, a nie uczynić go boskim lub nawet, po prostu, dać mu radość, gdyż Umysł jest instrumentem podziału i wszelkie hierarchie są nieodłącznie oparte na dominacji, czy to będzie dominacja religijna, moralna, polityczna, ekonomiczna, czy emocjonalna — Umysł już ze swej własnej struktury nie jest zdolny do objęcia totalności ludzkich prawd. A nawet gdy jest — nie jest zdolny zaprowadzić ją w życiu. Jeśli zaś, ostatecznie, kolektywna ewolucja nie miałaby nam nic więcej do zaoferowania — poza przyjemną mieszanką ludzkiej i społecznej „wielkości” (czegoś, jak Święty Vincenty a'Paulo i Ghandi z przerywnikiem marksizmu-leninizmu i płatnymi wakacjami) — wtedy nie możemy przestać myśleć, że taki koniec jest być może nawet bardziej mdły i bez smaku, niż miliony „złotych ptaków” lub kwartetów smyczkowych na szczytach indywidualnej, mentalnej ewolucji. Jeśliby tyle lat cierpienia i dążeń miało kulminować tylko w tego rodzaju karnawale na ziemi, wtedy Pralaya lub jakakolwiek inna kosmiczna dezintegracja obiecywana przez starożytne tradycje nie byłaby w końcu taka najgorsza.
Jeśli nasze mentalne możliwości nie są jeszcze adekwatne — nawet w swym zenicie — to nasze witalne i fizyczne możliwości są jeszcze mniejsze. Wątpliwe jest czy Duch, kiedy zamanifestuje się supramentalnej świadomości, będzie zadowalał się ciałem podlegającym fizycznym prawom rozpadu i grawitacji i czy zaakceptuje — jako jedyny sposób wyrażania — ograniczony zakres naszego mentalnego języka, pióro, akwafortę czy pędzel. A oznacza to, że Materia będzie musiała się zmienić. Oto, co rozumie się przez „Transformację”. Zaczniemy z naszą najbliższą, własną materią — ciałem: „W duchowej tradycji ciało uważane było za przeszkodę niezdolną do uduchowienia lub transmutacji i jako ciężką wagę przytrzymującą duszę w ziemskiej naturze i nie pozwalającą na jej wzloty ani w celu duchowego spełnienia w Najwyższym, ani też do rozpuszczenia się indywidualnego bytu w Najwyższym. I chociaż taka koncepcja roli ciała w naszym przeznaczeniu jest wystarczająco odpowiednia dla ucznia (sadhana), który spostrzega Ziemię tylko jako padół ignorancji, a ziemskie życie jako przygotowanie się do wybawiającej zeń ucieczki… to koncept ten nie jest wystarczający dla sadhana, który pojmuje boskie życie na Ziemi i wyzwolenie ziemskiej natury jako część totalnego celu ucieleśnienia się ducha właśnie tutaj, na Ziemi. Jeśli totalna transformacja istnienia jest naszym celem, transformacja ciała musi być nieodłączną częścią procesu; bez tego — żadne w pełni boskie życie na Ziemi nie byłoby możliwe…”4
Według Sri Aurobindo, zasadniczą cechą supramentalizowanej Materii jest jej odbiorczość, podatność. Będzie ona z łatwością modelowana przez świadomą wolę i zmieniać się stosownie do jej życzeń w sposób, w jaki glina ugina się pod palcami garncarza. Uwalniając śpiącą w sobie duchową potęgę i stając się otwarcie świadomą Materią, będzie zdolna do odbioru odpowiednich wibracji supramentalnej świadomości, tak jak my odpowiadamy na wibracje gniewu — gniewem, czy na wibracje miłości — ciepłem w naszym sercu. Świadoma podatność będzie zasadniczym atrybutem supramentalizowanej Materii. Wszystkie inne jakości wezmą się z tej podstawowej cechy: a więc — nieśmiertelność (lub co najmniej zdolność do modyfikowania własnej formy albo nawet całkowitej jej zmiany), lekkość, piękno, świetlistość. Takie będą naturalne atrybuty supramentalnej Materii. „Ciało będzie mogło stać się objawiającym naczyniem najwyższego piękna i błogości rzucając piękno światła ducha, zalewające i promieniujące z niego, jak lampa odbija i rozprasza swoją własną świetlistość w swym płomieniu, niosąc w sobie szczęśliwość ducha, jego radość z widzącego umysłu, radość życia i duchowego szczęścia, radość Materii uwolnionej w duchową świadomość i napełnioną stalą ekstazą”.5 Veda już to stwierdzała: „wtedy twoja ludzkość stanie się jak gdyby dziełem bogów; to jest tak, jak gdyby widzialne nieba światła były w tobie założone” (Rig Veda V.66.2).
Przed tymi widowiskowymi i zauważalnymi zmianami, które nastąpią prawdopodobnie przy samym końcu procesu, Sri Aurobindo przewiduje bardzo istotne zmiany w naszej fizjologii. Powrócimy do tego tematu przy dyskusji nad praktycznymi pracami nad transformacją. W tym momencie wspomnijmy tylko o kilku funkcjonalnych zmianach, które Sri Aurobindo zaobserwował w swoim własnym ciele: „Będzie musiała zajść zmiana w operatywnym procesie samych materialnych organów i może się zdarzyć w samej ich konstytucji i ważności. Nie będą mogły już imperatywnie nakładać swoich ograniczeń na nowe fizyczne życie… Mózg będzie musiał być kanałem komunikacji form myślowych i baterią ich nacisku na ciało i świat zewnętrzny, gdzie będą mogły natychmiast stać się skuteczne, komunikując siebie bez użycia fizycznych środków bezpośrednio z umysłu do umysłu, produkując z podobną bezpośredniością efekty na myślach, akcjach i życiu innych, albo i nawet na rzeczach materialnych. Serce będzie zarówno bezpośrednią komunikacją i środkiem wymiany uczuć i emocji, wyrzucanych na świat przez siłę psychicznego centrum (duszę). Serce może odpowiadać bezpośrednio sercu, siła życiowa może przyjść z pomocą innym żyjącym i odpowiedzieć na ich wezwania niezależnie od odległości i nieznajomości siebie nawzajem. Wiele istot, bez jakiejkolwiek zewnętrznej komunikacji może być poruszanych taką wiadomością i spotkać się w sekretnym świetle z jednego boskiego centrum. Wola może kontrolować organy, które mają do czynienia z żywnością, strzegąc automatycznie zdrowia, eliminując chciwość i pożądanie, zastępując subtelniejszymi procesami lub ciągnąć swą siłę i substancje z uniwersalnej siły życiowej tak, aby ciało mogło być utrzymywane przez długie swe okresy swoją własną siłą i substancją, bez strat i zniszczenia, nie pozostawiając tym samym żadnych potrzeb wspierania się materialnymi alimentami, a jednak kontynuując akcję wymagającą wysiłku beż żadnego zmęczenia lub przerw na odpoczynek czy sen… Zauważalnie też można by ponownie odkryć i ustabilizować na szczytach ewolucji życia fenomeny, które widzimy u jej podstawy — potęgę, aby czerpać z wszystkiego naokoło środki do podtrzymania egzystencji i samoodnawiania się”.6 Poza Umysłem, kompletny człowiek świadomie odkrywa, czym Materia już nieświadomie jest — Energią i Spokojem — gdyż Materia jest rzeczywiście tylko snem Ducha.
W dalszym stadium transformacji Sri Aurobindo przewiduje, że nasze organy byłyby zastąpione przez bardziej dynamiczne funkcjonowanie naszych centrów świadomości — czakr. Byłoby to aktualnie przejście od człowieka-zwierzęcia, poczętego przez niższą ewolucję, do ludzkiego człowieka nowej ewolucji. Jest to jedno z zadań przedsięwziętych przez Sri Aurobindo i Matkę. Od najwcześniejszych stadiów jogi poczynając, odkrywaliśmy, że każda z naszych aktywności, od najwyższych do najbardziej przyziemnych, była zapoczątkowywana i wprawiana w ruch przez rząd świadomości-siły, która wydawała się zbiegać na pewnych poziomach naszego bytu, wewnątrz odpowiednich centrów o różnej intensywności, zależnie od dawnego typu aktywności. Kiedykolwiek próbowaliśmy się skupić i użyć tego prądu, odkrywaliśmy, że zawiera on nadzwyczajną energię ograniczoną tylko przez nasze własne możliwości. Nie do pomyślenia więc jest, że nasze organy, które są tylko fizyczną transkrypcją materialnej koncentracji tego prądu kryjącego się za nimi — mogą być zastąpione na kursie ewolucji przez bezpośrednią akcję centrów świadomości, które będą po prostu promieniować własną energią przez nowe ciało, tak jak serce, krew i nerwy promieniują obecnie przez nasze ciało. Oto jak Matka raz objaśniała przyszłe ciało dzieciom: „Transformacja implikuje, że wszystkie te czysto fizyczne organizacje będą zastąpione przez koncentrację siły, każdy o szczególnym typie wibracji; zamiast organów powstaną centra świadomej energii aktywowane przez świadomą wolę. Nie będzie już żołądka, serca, cyrkulacji krwi, płuc — wszystko to zniknie i będzie zastąpione grą wibracji wyrażającą to, czym te organy symbolicznie są. Gdyż organy są jedynie materialnymi symbolami centrów energii; nie są esencjonalną rzeczywistością — one po prostu dają im formę lub materialną bazę w pewnych okolicznościach. Transformowane ciało będzie wtedy operować poprzez swoje rzeczywiste centra energii, a nie swych symbolicznych przedstawicieli, tak jak zostały one rozwinięte w zwierzęcym ciele. Zatem — musicie najpierw wiedzieć, co reprezentuje wasze serce w terminach kosmicznej energii, a co wasza cyrkulacja krwi, wasz mózg i płuca; musicie być w stanie doskonalić oryginalną wibrację, którą te organy symbolizują i stopniowo koncentrować wszystkie te energie w waszym ciele i zmieniać każdy organ w centrum świadomej energii, które zastąpi symboliczne funkcjonowanie prawdziwym. Na przykład, poza symbolicznym ruchem płuc istnieje prawdziwy ruch, który daje lekkość i w ten sposób wymykacie się grawitacji *. I tak dalej z każdym organem. Istnieje prawdziwy ruch poza każdym symbolicznym. Nie oznacza to, że nie będzie już dłużej żadnych rozpoznawalnych form; forma zrobiona będzie z jakości raczej, niż solidnych cząstek. Będzie to — że tak powiem — praktyczna lub pragmatyczna forma: smukła, zwinna i lekka, podatna woli, w kontraście do obecnej stałości ordynarnych materialnych form…” I tak Materia stanie się boską ekspresją. Supramentalna Wola będzie w stanie przełożyć cały zakres swego wewnętrznego życia na odpowiadające zmiany w swojej własnej substancji w taki sam sposób, w jaki nasza twarz teraz się zmienia (niewiele i niedoskonale) pod wpływem naszych emocji. Ciało będzie zrobione ze skoncentrowanej energii podlegającej woli. Zamiast być, według dosadnych słów Epiketa, „małą duszą dźwigającą ciało”** — będziemy żyjącą duszą w żyjącym ciele.
To nie tylko ciało i umysł, które będą musiały ulec zmianie wraz z nadejściem supramentalnej świadomości, ale również samo tło życia. Jeżeli istnieje jeden znak, który symbolizowałby naszą umysłową cywilizację, to jest to sztuczność. Nic już nie zachodzi w naturalny sposób: jesteśmy więźniami grubej sieci substytutów; samoloty, telefony, telewizja i cała paleta instrumentów i urządzeń, które są przebraniem naszej własnej impotencji. Zapominamy nawet o wszystkich naszych naturalnych zdolnościach, które kurczą się z generacji na generację na skutek lenistwa i ignorancji. Po prostu zapominamy, że nasze fantastyczne wynalazki są jedynie materialnym przedłużeniem potęg, które w nas istnieją — gdyby już ich tam nie było, nie bylibyśmy w stanie nigdy ich odkryć. Jesteśmy tym „cudotwórcą wątpiącym w cuda”7, o którym wspomina Sri Aurobindo. Oddawszy maszynom zadanie patrzenia za nas, słyszenia i podróżowania — staliśmy się bez nich bezsilni. Nasza ludzka cywilizacja, powstała dla radości życia, uczyniła siebie niewolnikiem środków wymaganych do tego, aby móc cieszyć się życiem — 60 procent naszego życia spędzamy na osiąganiu środków, a następne 30 procent na spaniu. „Największym tutaj absurdem — mówi Matka — są wszystkie sztuczne urządzenia, których musimy używać. Każdy idiota ma więcej potęgi pod warunkiem, że ma środki osiągania potrzebnych urządzeń. Ale w prawdziwym świecie — świecie supramentalnym — im bardziej świadomym się jest i w stanie harmonii z prawdą rzeczy, tym więcej posiadać się będzie autorytetu w substancji, gdyż substancja podlega woli. Tutaj więc autorytet jest prawdziwym autorytetem. Jeśli zapragniesz ubrania, musisz mieć potęgę zrobienia go, rzeczywistą potęgę. Jeśli jej nie posiadasz — cóż, będziesz chodził nago! Nie ma tu żadnej sztuczności, aby nadrobiła brak potęgi. Ale w obecnym życiu, nawet raz na milion nie zdarza się, aby autorytet był wyrażeniem czegoś prawdziwego. wszystko jest niewiarygodnie głupie…” Ten supramentalny „autorytet” nie jest czymś w rodzaju supermagika, nic podobnego. Jest to niezmiernie dokładny proces — tak dokładny i precyzyjny, jak eksperyment chemiczny. Tylko że zamiast mieć do czynienia z zewnętrznymi obiektami, supramentalna istota oddziaływuje na prawdziwe wibracje w centrum każdej rzeczy i kombinuje je z innymi wibracjami po to, aby osiągnąć szczególny efekt, jak malarz mieszający kolory dla danego obrazu lub poeta komponujący dźwięki dla poezji. Autorytet jest prawdziwym poetą, gdyż tworzy to, co nazywa; prawdziwym imieniem rzeczy jest wibracja, która je stanowi. Nazwać ją — to znaczy mieć potęgę obudzić ją lub zniszczyć.
Spontaniczna i naturalna jakość supramentalnego życia — gdyż ostatecznie tylko Prawda jest naturalna — będzie również wyrażona w supramentalnej sztuce, która będzie bezpośrednią i dokładną reprezentacją naszej szczególnej duchowej tonacji; w sztuce, w której oszukiwanie będzie niemożliwe, ponieważ nasze wewnętrzne światło będzie w stanie dotykać i grać na tych samych światłach istniejących w Materii i wyciągać z tego korespondujące formy. Jeśli nasze wibracje będą szare, nasza twórczość będzie szara i wszystko czego dotkniemy będzie szare. Nasze fizyczne, zewnętrzne otoczenie będzie dokładnym obrazem naszego środowiska wewnętrznego; będziemy mogli manifestować tylko to, czym jesteśmy. I samo życie będzie dziełem sztuki, a nasze zewnętrzne domeny — zmiennym odzwierciedleniem naszym wewnętrznych stanów. Podobnie nasz język, będzie miał potęgę tylko dzięki prawdziwej duchowej sile wewnątrz nas, będzie żyjącą mantrą, widzialnym językiem, jak gra emocji na ludzkiej twarzy. Wszystkie zakłamania skończą się, czy to polityczne, religijne, literackie, artystyczne czy emocjonalne. Kiedy sceptyczny uczeń skomentował, że Superumysł jest niemożliwym wynalazkiem — po pierwsze dlatego, że nigdy wcześniej nie zaistniał — Sri Aurobindo odpowiedział z typowym humorem: „Cóż za cudowny argument! Ponieważ to nigdy nie istniało, to znaczy, że nie może zaistnieć! W ten sposób cała historia Ziemi musiałaby zatrzymać się przed epoką protoplazmy. Kiedy była masą gazów, nie było na niej żadnego życia; tak więc — życie nie mogło być zrodzone. Kiedy zaś było tam życie, a nie było jeszcze umysłu — umysł nie miał prawa powstać. Tymczasem gdy Umysł już jest, ale nie istnieje nic, co go przekracza — gdyż Superumysł nie zamanifestował się jeszcze w nikim — Superumysł nigdy nie może powstać. Sobhanallah! Chwała, chwała, chwała ludzkiemu rozumowi! Na szczęście — Boski lub Kosmiczny Duch, Natura lub cokolwiek tam jest, nie dba nic o ludzki rozum. On, Ona lub Ono czyni co On, Ona lub Ono musi czynić — czy to może lub też nie może być uczynione.8 Tysiące lat temu wedyccy riszowie wspominali już o pechu sceptyków: `W nich nie ma ani Zachwytu, ani Mocy'”.(Rig Veda VII.61.5).
Praca ( faza pierwsza)
Praca, aby choć osiągnąć zauważalny, końcowy rezultat, jest skromna, niewidoczna i wymaga dużo cierpliwości — dokładnie jak praca naukowca z jego wszystkimi probówkami i testami; „mikroskopijna praca” — powiada Matka. Nie jest to bowiem kwestią czynienia cudów, ale zabezpieczania nowej, fizycznej bazy poprzez uwalnianie w każdym atomie i komórce świadomości-siły. Można by pomyśleć, że taka praca z ciałem wymaga psychofizycznych metod podobnych do hatha jogi; ale nie o to tu chodzi. Świadomość jest i pozostaje głównym narzędziem. „Zmiana świadomości będzie głównym czynnikiem, początkowym ruchem, fizyczna zaś modyfikacja będzie czynnikiem podrzędnym, raczej konsekwencją9 — wyjaśnia ze zwykłą sobie jasnością Sri Aurobindo. — W poprzednich stadiach ewolucji pierwszą troską i wysiłkiem Natury było ukierunkowanie zmian w fizycznych organizacjach, bo tylko taka nastąpić mogła zmiana świadomości; była to konieczność uwarunkowana niewystarczającą siłą świadomości w istniejącej już formacji, aby wymusić zmiany w ciele. Ale w człowieku rzeczywiście odwrotna sytuacja jest możliwa, a raczej- nie do uniknięcia. Ewolucja może i musi być wymuszona poprzez jego świadomość wraz z jej transmutacją, ale już nie poprzez nowy, jako pierwszej klasy instrument, cielesny organizm. Zmiana świadomości była zawsze w wewnętrznej rzeczywistości rzeczy znaczącym faktem, ewolucja zawsze posiadała duchowe znaczenie, a fizyczna zmiana — była tylko zmianą instrumentalną. Reakcja ta była ukrywana przez pierwszy nienormalny balans dwóch czynników: ciało zewnętrznej Nieświadomości przeważające i zaciemniające element duchowy, czyli świadome istnienie. Ale gdy już raz przywrócona została równowaga, to nie jest to już samą zmianą ciała, która musi poprzedzać zmianę świadomości — sama świadomość poprzez swoją mutację wymusi i przeprowadzi wszelkie mutacje jakich potrzebować mogłoby ciało”.10
W pracy tej możemy rozróżnić trzy fazy pracy, które odpowiadają postępom i własnym odkryciom Sri Aurobindo i Matki. Trzy fazy, które zdają się przechodzić od jasności do ciemności, od cudu do znaczącej normalności, od indywidualnej komórki do Ziemi. W pierwszej fazie jesteśmy świadkami testowania potęg świadomości. To jest to, co niektórzy uczniowie nazywali „jasnym Okresem”. Trwał on od 1920 do 1926 roku, czyli do momentu, gdy Sri Aurobindo wycofał się w swe kompletne odosobnienie na 24 lata, aby wyłącznie koncentrować się na pracy. Sri Aurobindo i Matka przeprowadzili najpierw kilka eksperymentów na swoich własnych ciałach z nową, supramentalną potęgą, którą odkryli. Sprawdzanie, testowanie — to kluczowe słowa w słowniku Sri Aurobindo: „Testowałem dzień i noc, rok po roku, bardziej skrupulatnie, niż jakikolwiek naukowiec sprawdza swoją teorię lub metodę na płaszczyźnie fizycznej…11” Z tej ogromnej masy doświadczeń, które przepełniały pracę i korespondencję Sri Aurobindo, moglibyśmy wyciągnąć może kilka symbolicznych przypadków ilustrujących potęgę świadomości i „testowanie” przeprowadzane przez Sri Aurobindo, pamiętając jednak, że są to przypadki jedne z wielu i ani Sri Aurobindo, ani Matka nie przywiązywali do nich żadnej specjalnej wagi. Ujrzały światło dzienne tylko dzięki przypadkowym konwersacjom i korespondencjom. Zaledwie Sri Aurobindo wylądował w Pondicherry, rozpoczął dłuższy post — „po to, by tylko sprawdzić”. Wiele lat później, kiedy uczeń zapytał go, czy można przeżyć bez żywności, tak mu odpowiedział: „Tak, jest to możliwe. Kiedy pościłem raz przez 23 dni lub dłużej (…) byłem nieomal bliski rozwiązania już tego problemu. Mogłem spacerować 8 godzin dziennie, jak zwykle, kontynuować moją pracę umysłową i sadhanę i odkryłem, że nie byłem wcale pod koniec owych 23 dni słabszy niż zwykle. Ale ciało zaczęło niszczeć i nie znalazłem sposobu zastąpienia tego samego materiału, który został w ciele zredukowany. Gdy przerwałem post, również nie zaobserwowałem tej zwykłej zasady, której podlegają ludzie po dłuższych postach, czyli — rozpoczynania od niewielkiej ilości pożywienia. Ja rozpocząłem od tej samej ilości, jaką zwykle wcześniej spożywałem… Próbowałem raz pościć w więzieniu, ale trwało to tylko 10 dni — spałem wtedy zwykle tylko przez jedną noc na trzy kolejne. Straciłem 10 funtów wagi, ale pod koniec tych 10 dni czułem się silniejszy niż na początku, zanim rozpocząłem post… Byłem w stanie podnieść kubeł wody ponad swoją głowę — coś, czego zwykle nie mogłem wykonać”12. Inne doświadczenie sięga pobytu w więzieniu w Alipore: „Byłem całkowicie skoncentrowany. I mój umysł zadawał pytanie: `Czy takie siddhis (potęgi) były w ogóle możliwe?', kiedy nagle poczułem się jakby uniesiony w górę… Nie mógłbym utrzymać ciała w takiej pozycji nawet gdybym chciał, a tymczasem odkryłem, że moje ciało było zawieszone w powietrzu bez jakiegokolwiek z mojej strony wysiłku…13” Innym razem Sri Aurobindo był w posiadaniu większej ilości opium, nabytego na bazarze w Pondicherry — ilości wystarczającej do zabicia kilku ludzi i całą tę ilość jednorazowo sobie zaaplikował (nie odczuwając żadnych nadzwyczajnych efektów) po to tylko, aby sprawdzić kontrolę swej świadomości. Czwarty przypadek zawdzięczamy jednemu z uczniów, który narzekał na to, że nie otrzymał odpowiedzi na swój list wystarczająco wcześnie. „Nie zdajesz sobie sprawy — odpisał Sri Aurobindo — że muszę spędzić 12 godzin dziennie nad normalną korespondencją. Pracuję nad nią 3 godziny po południu i całą noc, aż do 6 rano… nawet kamienne serce ucznia powinno to zrozumieć…”14
Sen, żywność, grawitacja, przyczyny i skutki: Sri Aurobindo testował jedno po drugim — wszystkie tzw. prawa natury — aby odkryć, że są one tak długo ważne, jak długo w nie wierzymy. Jeśli świadomość się zmienia, owa „koleina” również się zmienia. Wszystkie nasza prawa są tylko „nawykami”: „Jej silne i niezmienne nawyki małpujące Prawo”15 — mówi Savitri o Naturze. Rzeczywiście, istnieje tylko jedno prawdziwe Prawo — Prawo Ducha, które może modyfikować wszystkie niższe nawyki Natury: „Duch to stworzył i Duch może to ulepszyć, ale najpierw musimy otworzyć drzwi naszego więzienia i nauczyć się żyć mniej w Naturze, a bardziej w Duchu”16. Sri Aurobindo nie ma żadnych magicznych formuł; cała jego joga opiera się na bardzo prostej, podwójnej pewności: pewności Ducha, który w nas jest i jego ziemskich manifestacji — to jest jedyna przekładnia, jedyna rzeczywista baza pracy Sri Aurobindo. „W każdym człowieku jest Bóg i dążenie do Jego ujawnienia jest celem boskiego życia. Wszyscy to możemy zrobić”17. Kiedy jeden z uczniów spierał się, że jest to łatwe dla tak wyjątkowych osób, jak Sri Aurobindo lub Matka, by lekceważyć naturalne prawa, podczas gdy zwykli śmiertelnicy mają tylko swoje zwyczajne możliwości, Sri Aurobindo zaprotestował gorąco: „Moja sadhana nie jest przypadkiem niezwykłym czy zwyrodnieniem albo cudem nie podlegającym prawom Natury i warunkom życia na ziemi. Jeśli ja mogę robić te rzeczy, albo jeżeli mogą one się zdarzać w mojej jodze, znaczy to tylko, że mogą one być dokonane, a zatem ten rodzaj rozwoju i transformacji jest możliwy dla ziemskiej świadomości… Ja nie miałem żadnych ciągot duchowych, ja tylko rozwinąłem duchowość. Niezdolny byłem zrozumieć metafizykę, a rozwinąłem się w filozofa. Nie miałem talentu do malowania — rozwinąłem go dzięki jodze. Transformowałem moją naturę z tego, czym była do tego, czym nie była. Zrobiłem to w specjalny sposób, a nie przez jakieś cuda i zrobiłem to, aby pokazać, co może być zrobione i jak tego można dokonać. Nie czyniłem tego z jakiejś wewnętrznej konieczności czy też przy pomocy cudów, bez żadnego procesu. Jeśli to nie jest tak, jak mówię, to wtedy moja joga jest bezużyteczna i moje życie — pomyłką, zwykłym absurdem, wybrykiem Natury bez znaczenia i konsekwencji”.18 Dla Sri Aurobindo kluczem jest zrozumienie, że Duch nie jest przeciwieństwem życia, ale jego wypełnieniem, że wewnętrzna realizacja jest kluczem do zewnętrznej realizacji:
„Dotyk Nieba wypełnia, a nie kasuje naszą Ziemię”.19
Gdy już raz ludzkość zrozumie ten prosty fakt, gdy już raz porzuci swój wiekowy nawyk zamykania Ducha w niebie, wiary w swoje własne prawa, w swoją małość i w śmierć - wówczas będziemy na właściwej drodze i gotowi do boskiego życia. Oto, co Sri Aurobindo przybył pokazać nam przede wszystkim - że nie ma żadnej potrzeby fruwania do nieba, aby odnaleźć Ducha, jesteśmy wolni, jesteśmy silniejsi niż wszystkie prawa, ponieważ żyje w nas Bóg. Musimy w to wierzyć, to wszystko. Ponieważ wiara przyspiesza nadejście tej fantazji świata. „To byla ta rzecz, która pomagała mi przez całą drogę, mam na myśli doskonałą równowagę. Co najważniejsze, wierzyłem, że nic nie było niemożliwością, a jednocześnie byłem w stanie wszystko kwestionować.” 20 Pewnego razu, kiedy zachęcano go do podjęcia jego walki politycznej, Sri Aurobindo odpowiedział, że to, co było bardziej potrzebnym, to „…nie rewolta przeciw brytyjskiemu zarządowi, którą każdy może poprowadzic …(ale) rewolta przeciwko całej uniwersalnej Naturze.” 21
Podczas tej pierwszej fazy, kilku uczniów - było ich tam około piętnastu - meldowało, że istniała tam bardzo specjalna, wysoce skoncentrowana atmosfera. Miewali oni oszałamiające doświadczenia nieomal na mocy woli, manifestacje boskości były czymś zwyczajnym i naturalne prawa wydawały się być nieco w zawieszeniu. Innymi słowy, zasłona pomiędzy światem fizycznym i innymi poziomami świadomości, stawała się coraz cieńsza, tak więc istoty, które my nazywamy bogami, lub też potęgami nad-umysłu, były w stanie manifestować się, naginać prawa i produkować tak zwane cuda. Gdyby ten trend kontynuował się dalej, Sri Aurobindo i Matka byliby na najlepszej drodze do założenia nowej religii a Pondicherry mogłoby stać się jednym z owych „miejsc świętych”, w których duchowe wonności pokrywają bardziej zwyczajne odory. Ale pewnego dnia, gdy Matka opisywała ostatnie z nadzwyczajnych wydarzeń, Sri Aurobindo zauważył z humorem: „Tak, jest to bardzo interesujące, ty będziesz czynić cuda, które nas rozsławią na całym świecie, będziesz w stanie faktycznie wywracać światowe wydarzenia ( uśmiechnął się ) , będzie to wielki sukces”. I dodał: „Ale jest to kreacja nad-umysłowa, nie jest to najwyższa prawda. Nie jest to sukces, którego pragniemy; my chcemy ustabilizować super-umysł na ziemi, stworzyć nowy świat”. W pół godziny później, jak relacjonuje Matka, „wszystko było skończone: Nie powiedziałam nic, ani słowa, w pół godziny odrobiłam wszystko, przecięłam połączenia pomiędzy bogami oraz uczniami, zniszczyłam wszystko. Gdyż wiedziałam, że tak długo, jak to tam istniało, było to tak atrakcyjne ( widywało się nadzwyczajne rzeczy cały czas), że bylibyśmy kuszeni to kontynuować… Odczyniłam więc wszystko. Od tego punktu, zaczęliśmy od nowa, już na zupełnie innym podłożu.”
Taki był koniec fazy pierwszej. Sri Aurobindo i Matka zweryfikowali potęgę świadomości i odkryli, że „cuda z metodą”, czy też interwencje wyższych potęg świadomości, jedynie słodzą gorzką pigułkę, nie dotykając esencji rzeczy. Są one bezużyteczne z punktu widzenia zmiany świata. Rzeczywistym problemem, rzeczywistą rzeczą, jak mawiała Matka, nie jest zmienić Materię z zewnątrz, poprzez ulotne „supernaturalne” interwencje, ale zmienić ją od wewnątrz, w sposób trwały, aby ustabilizować nowy porządek fizyczny. Historia jest przepełniona „świętymi miejscami” i wszystkie one nas zawiodły. Zyliśmy wystarczająco długo pod znakiem bogów i religii; „Nie mam zamiaru dać mojej sankcji nowemu wydaniu starego fiasko, - pisał Sri Aurobindo, cząstkowemu i przejściowemu otwarciu duchowemu, które nie niesie żadnych prawdziwych i radykalnych zmian w prawach zewnętrznej natury”.22 Lewitacje oraz pokonanie snu i głodu, a nawet choroby - jedynie dotykają powierzchni problemu. Jest to negatywny wysiłek, skierowany przeciwko przeważającemu porządkowi, który w rezultacie rozpoznaje stare prawo, chociażby i w negatywny sposób, podczas, gdy to sam porządek musi się zmienić, niezależnie, czy jest on dobry, czy zły, jako że z konieczności dobro w nim idzie ze złem. Wszelkie cuda są jedynie odwrotną stroną naszej impotencji. To, czego potrzebujemy, to nie lepszego świata, ale nowego świat, nie „wysoce skoncentrowanej” atmosfery, ale „nisko” skoncentrowanej, przenośnie mówiąc. Wszystko tutaj na dole musi stać się świętym. I nagle, 24 listopada, 1926 r. Sri Aurobindo zaanonsował, iż przenosi się on w kompletne odosobnienie: Ashram został oficjalnie przekazany pod zarząd Matki. Nie było potrzeby powiadamiania uczniów, że joga od tej pory będzie miała miejsce „ w podświadomości i w Nieświadomości”: Wszyscy oni stoczyli się już ze swych cudownych doświadczeń, aby przygotować się na o wiele trudniejsze realia. Tak zaczęła się druga faza prac nad transformacją.
Fundamentalny Agni
Po rozpoczęciu fazy drugiej, znajdujemy raczej dziwną konwersację, którą Sri Aurobindo przeprowadził w 1926 r. z francuskim fizykiem. Te kilka jego słów, które musiały wówczas wydawać się raczej enigmatyczne, wskazują na szczególną orientację jego doświadczeń. Tematem była „współczesna” nauka:
Istnieją dwa oświadczenia współczesnej nauki, które poruszyłyby głęboko okultystę:
Atomy są wirującymi systemami, podobnie jak system słoneczny.
Atomy wszystkich elementów zrobione są z tych samych składników. Jedynie różna aranżacja tychże składników powoduje ich różne właściwości.
Jeśli te oświadczenia rozważane są w ich prawdziwym aspekcie, mogłyby one poprowadzić naukę do nowych odkryć, o których nie ma ona obecnie pojęcia I w porównaniu z którymi nasza obecna wiedza jest ubogą. Musimy pamiętać, że jest to rok 1926.
Sri Aurobindo kontynuuje: „Według doświadczenia starożytnych joginów … Agni jest trojaki:
zwyczajny ogień , jada Agni
elektryczny ogień, vaidyuta Agni
słoneczny ogień, saura Agni
Nauka odkryła pierwszy i drugi z rodzajów tego ognia. Fakt, że atom jest podobny do układu słonecznego, mógłby poprowadzić ją do poznania tego trzeciego rodzaju ognia.”23
Do czego nawiązywał Sri Aurobindo ? I skąd mógł on wiedzieć ( nie mówiąc już o riszach sprzed sześciu tysięcy lat) wcześniej, niż wszystkie nasze laboratoria naukowe, że gorąco słoneczne - Saura Agni - posiada inne początki, niż to, co zwykle nazywamy ogniem lub elektrycznością, że jest produkowane przez fuzję nuklearną i jest to ta sama energia, która jest zawarta w atomach ? Jest to fakt - być może kłopotliwy dla nauki, która rozważa wszystko w terminach „konkretnych” realiów - że wszelkie fizyczne realia, jakiejkolwiek natury, są połączone z rzeczywistością wewnętrzną, która jest zarazem ich przyczyną i podstawą; nawet najmniejsze elementy materialne posiadają swoje wenętrzne odnośniki i jednymi z pierwszych są nasze własne organy wewnętrzne, które są jedynie materialną wyściółką lub bazą centrów świadomości. Wszystko tutaj jest projekcją lub symbolicznym tłumaczeniem światła lub potęgi, która się za nimi kryje, na inny poziom. Cały ten świat jest jedynie rozległym Symbolem. Nauka obserwuje i analizuje fenomena, ujmuje w równaniach grawitację, wagę, rozszczepianie jąder, etc , ale spostrzega ona jedynie efekty, a nigdy ich prawdziwą przyczynę. Jogin zaś widzi przyczynę przed skutkiem. Naukowiec może wydedukować przyczynę ze skutku; jogin zaś skutek z przyczyny. Może on również wydedukować skutki, które jeszcze nie istnieją z przyczyny, która już istnieje, np. wypadek, który zdarzy się jutro - z siły kryjącej się poza wypadkiem, która już istnieje na zapleczu. Naukowiec manipuluje efektami i czasami powoduje katastrofy: Jogin widzi przyczynę, albo raczej utożsamia się z Przyczyną i może zmienić skutki, lub, jak mówi Sri Aurobindo, „nawyki”, które my nazywamy prawami. Gdyż ostatecznie, wszystkie nasze fizyczne skutki, które my skodyfikowaliśmy w prawa, nie są niczym więcej, niż wygodną podstawą dla manifestacji sił, które się poza nimi kryją, w dokładnie ten sam sposób, jak magik na scenie potrzebuje pewnych rytualnych diagramów, pewnych składników i formułek, aby moce, których on przyzywa były w stanie się zamanifestować. Cały ten świat jest gigantycznym przedstawieniem magicznym, stałym aktem magii. A ziemski diagram i wszystkie składniki, które tak poważnie i niezmiennie skodyfikowaliśmy, wszystkie nasze niezawodne reguły, są po prostu konwencją. Ziemski rytuał może ulec zmianie, jeśli zamiast pozostawać zahipnotyzowanymi przez skutki, powrócimy do przyczyny, która się poza nimi kryje, czyli staniemy po stronie Magika. Istnieje opowieść o pewnym hinduskim Braminie, który codziennie, podczas odmawiania modłów, przywiązywał kota, aby ten nie zakłócał jego rytuałów. Bramin umarł, kot zdechł, a syn, który objął tę funkcję po ojcu, zakupił kota i sumiennie przywiązywał go nadal podczas ofiary. Z ojca na syna, kot stał się nieodzownym elementem efektywnego odbywania rytuału. Nasze nienaruszalne prawa również mogą zawierać w sobie parę małych kotków. Jeśli powrócimy do oryginalnej siły, ukrytej poza fizyczną aranżacją, do tego „prawdziwego ruchu”, jak go nazywa Matka, zaczniemy oglądać Wielką Grę i zdawać sobie sprawę z tego, jak różna ona jest od sztywnych pojęć, które o niej mamy. Poza fenomenem grawitacji, aby zacytować jeden z rytuałów, istnieje coś, co starożytni joginowie nazywają Vayu, który powoduje grawitację, jak również pole elektromagnetyczne ( co również wspominał Sri Aurobindo podczas tej konwersacji z 1926 r.); oto jak jogin jest w stanie pokonywać grawitację. Poza słonecznym lub nuklearnym ogniem istnieje fundamentalny Agni, ten duchowy Agni, który jest wszędzie, „dzieckiem wód, dzieckiem lasów, dzieckiem rzeczy stałych i ruchomych. Jest on nawet w kamieniu” powiada Rig Veda (I.70.2). To jest ten „ciepły złoty pył”, o którym mówi Matka, rzeczywista przyczyna poza skutkiem, oryginalna siła poza materialną, atomową podstawą, „inne płomienie są jedynie twymi odgałęzieniami” (I.59). A ponieważ Sri Aurobindo i riszowie widzieli tego duchowego Agni w Materii, owo „słońce w ciemnościach”, tak więc byli oni w stanie zapoznać się z jego materialnymi, atomowymi skutkami, jak również z nuklearną fuzją, na długo przed naszymi eksperymentami naukowymi. Oto również dlaczego - jako że znali już przyczynę - ośmielali się oni mówić o transformacji.*
Faktycznie, to cały wszechświat, od szczytu do dna, zrobiony jest z jednej substancji boskiej Swiadomości-Siły i Agni jest elementem siły lub energii w świadomości: „O Synu Energii” powiada Rig Veda (VIII.84.4). Jest to Siła-Swiadomość. Jest to gorąco, płomień, na jakimkolwiek poziomie je odczuwamy. Kiedy koncentrujemy się w umyśle, wyczuwamy subtelne gorąco mentalnej energii lub mentalnego Agni; kiedy zagłębiamy się w naszej duszy, doświadczamy subtelnego gorąca duszy, lub psychicznego Agni. Istnieje tylko jeden Agni, od szczytu do dna, pojedynczy strumień Swiadomości-Siły, lub też świadomości-energii, czy świadomości-gorąca, przybierający różne natężenia na różnych poziomach. A następnie jest tam fundamentalny Agni, lub materialny Agni, który jest ostatecznym stanem energii świadomości, tuż przed jego konwersją lub zagęszczeniem w Materię. Oto jest stadium przejścia ( przypomnijmy tu słowa Matki: „Jest to ruch szybszy, niż siła, czy potęga, która utrzymuje komórki w indywidualnej formie”). Współczesna nauka również ostatecznie doszła do tego, że Materia i Energia mogą być wzajemnie wymienne: E = mc2 jest jej wielkim przełomem, ale nie widzi ona jeszcze, że Energia jest świadomością, że Materia jest świadomością i że przez użycie świadomości człowiek jest w stanie oddziaływać na Energię i na Materię. Aby transformować Materię w Energię, współczesna nauka zna jedynie procesy fizyczne, które produkują gorąco, podczas gdy jeśli pozna się fundamentalny Agni, który jest samą esencją Energii lub Swiadomości-Siły, można w zasadzie oddziaływać bezpośrednio na Materię i osiągnąć tę samą transmutację, bez przechodzenia procesu stosu pogrzebowego.
Owa konwersacja z 1926 r. zapoznaje nas z dwoma materialnymi faktami ( oraz ich duchową podstawą), które są nadzwyczaj ważnymi z punktu widzenia transformacji. Pierwszy z nich, to fakt, że wszelkie ziemskie formy zrobione są z tych samych elementów, których różne cechy biorą się jedynie z różnej aranżacji atomowej ( jest to fizyczny odpowiednik duchowej, boskiej Jedności świata; świat jest zrobiony z jednej substancji, substancji boskiej: „Ty jesteś mężem i kobietą, chłopcem i dziewczyną, stary i zmęczony chodzisz zgięty o lasce; ty jesteś błękitnym ptakiem, zielonym i szkarłatno-okim” - Swetaswatara Upaniszady IV.3.4). Bez tej jedności substancji żadna transformacja nie byłaby możliwa, ponieważ coś nowego musiałoby się zmieniać za każdym razem. Drugim faktem jest ten, że słoneczny ogień w Materii jest materialnym odpowiednikiem fundamentalnego Agni, który, jak Sri Aurobindo podkreśla w innej części tej samej konwersacji, jest budowniczym form. Manipulować Agni, znaczy być w stanie zmieniać formę, czyli transformować Materię: „Nie próbuje tej wspaniałości ( podwójnych narodzin) ten, kto nie jest dojrzały i którego ciało nie wycierpiało w gorącu ognia”, powiada Rig Veda; „tylko ci są w stanie znieść go i cieszyć się nim, którzy zostali przygotowani przez płomień (IX.83.1). Jest to ciepły złoty pył, który przeistoczy swój materialny odpowiednik, nuklearny pył w naszym ciele, w sposób, w jaki deuter przeistacza się w hel w reakcji nuklearnej: „Ten subtelny proces będzie bardziej potężny, niż proces zwyczajny, tak że subtelna akcja Agni będzie w stanie dokonać dzieła, dla którego obecnie potrzebowalibyśmy fizycznej zmiany, takiej jak np. wyższa temperatura.”24 Nasze atomy są również wygodnym tłumaczeniem odwiecznego rytuału - nic nie jest utrwalone, nic nie jest nieuniknione, nie ma końca możliwym kombinacjom i nie ma końca nowemu Człowiekowi.
Druga faza - Ciało
Druga faza rozpoczęła się w 1926 r. i kontynuowała do 1940. Była to faza indywidualnej pracy nad ciałem oraz w podświadomości. Posiadamy wszystkie clue, wszystkie nici, aby móc sami osiągnąć supramentalną zmianę świadomości; znamy podstawową zasadę transformacji; jest to Agni, „który wykonuje pracę”, powiada Rig Veda (I.1.5). Ale jak w praktyce zamierza Agni zmienić Materię ? Nie możemy jeszcze tego powiedzieć, wiemy jeszcze bardzo mało: „Jeślibyśmy znali proces, powiada Matka, już by to było zrobione”. Wszelkie inne realizacje zostały drobiazgowo zapisane z naukową precyzją poprzez tradycję hinduską; znamy wszelkie metody osiągania Nirvany, osiagania kosmicznego Ducha, odnajdywania duszy, pokonywania grawitacji, głodu, zimna, snu i choroby, opuszczania ciała na mocy woli i przedłużania życia - każdy może osiągnąć te wyczyny, droga jest dobrze oznakowana, a stadia opisane przez jasnowidzów lub hinduskich shastra od tysięcy lat. Jest to po prostu kwestia dyscypliny i cierpliwości - jak i również odpowiedniego ustawienia w czasie. Ale transformacja jest czymś, czego nie dokonał jeszcze nikt. Jest to droga całkowicie nieznana, jak podróżowanie w kraju, który jeszcze nie istnieje. Być może, jest to coś równoważnego temu, co zdarzyło się, kiedy to pierwsze wibracje mentalne rozpoczęły zamieszanie w świecie Materii i Zycia - jak mógłby pierwszy organizm wpół-zwierzęcy, otrzymujący owe wibracje mentalne, zrozumieć i opisać co się wydarzało i jak mógłby on wyrazić, co należy czynić w celu doskonalenia myśli ? Cytując Matkę: „Nie wie się, czy to lub tamto doświadczenie jest częścią drogi, czy też nie jest, nie wie się nawet, czy dokonuje się postępu, czy nie, ponieważ gdyby się wiedziało, że jest to postęp, oznaczałoby to, że się zna drogę -ale droga jeszcze nie istnieje ! Nikt tam jeszcze nie był ! Nie będziemy w stanie faktycznie powiedzieć co to jest, dopóki to nie zostanie dokonane. Jest to przygoda w nieznanym”, jak też zwykł mawiać Sri Aurobindo. Jesteśmy faktycznie, jak nasi małpi przodkowie, przed tym nowym stworzeniem. Tak więc, poczynając od tego punktu, możemy jedynie dawać jakiś ogólny zarys linii rozwoju, albo raczej trudności, nie będąc pewnym, czy faktycznie są one częścią tej drogi. Doświadczenie trwa. Gdy już raz się powiedzie, choćby raz jeden w jednej ludzkiej istocie, wówczas warunki transformacji się zmienią, ponieważ ścieżka zostanie przetarta, oznakowana i podstawowe przeszkody usunięte. W dniu, kiedy Platon stworzył Fedrę, wzniósł on całą ludzkość do możliwości Fedry; w dniu kiedy pierwszy człowiek przezwycięży trudności transformacji, wzniesie on całą ludzkość do możliwości świetlistego, nieśmiertelnego i prawdziwego życia.
Można jednak, pomimo wszystko, mieć pojęcie o głównym problemie, będącym wyzwaniem dla poszukiwacza. Kiedy Agni pali się w naszym umyśle, w naszych momentach inspiracji, wiemy, iż powoduje on wielkie napięcie, nieomal fizyczne gorąco; kiedy pali się on w naszym sercu, w naszych momentach duszy, wiemy, że nasze piersi stają się podobne do rozpalonego pieca, tak gorącego, iż nawet skóra może zmienić kolor i nawet niedoświadczone oko może zauważyć coś w rodzaju świetlistego promieniowania wokół jogina; kiedy Agni pali się w naszym witalu, w momentach, kiedy przyzywamy siłę, lub otwieramy się dla kosmicznego świata, istnieje tam coś w rodzaju skoncentrowanej pulsacji na poziomie pępka, nieomal drżenie febry przenikające ciało, gdy większa ilość siły przepływa przez maleńki kanał. Ale co z tym ciepłym złotym pyłem, tym winem błyskawicy25 w komórkach ciała ? Zaczyna to wrzeć wszędzie, powiada Matka w swych prostych słowach, jak bojler bliski eksplozji. Riszowie również wspominali o byciu roztrzaskanym „jak źle wypalony dzban”, jeżeli idzie się zbyt prędko. Co więcej, jeśliby to tylko była kwestia stworzenia czegoś całkowicie nowego, problem byłby jakoś uproszczony, ale my musimy używać tego, co posiadamy, musimy przejść z naszego obecnego stanu, do innego stanu, ze starej formy organizacji do nowej; a wciąż tam istnieje stare serce, stare płuca - w jakim momencie, zastanawiała się Matka, ma się zatrzymać serce i wprawić w ruch Moc ? Ten przejściowy moment jest całą trudnością. Mnóstwo doświadczeń, małych dozowanych doświadczeń jest zatem niezbędne, aby przyzwyczaić komórki, tak aby nie wpadały one w panikę w momencie tej tranzycji. Tak więc pierwszym problemem jest przygotowanie ciała, a to wymaga wielu, wielu lat, a może nawet wieków. Sri Aurobindo pracował przez czterdzieści lat, a Matka przez pięćdziesiąt, nad tym przygotowaniem. Praktyczną, natychmiastową koniecznością jest więc przetrwanie, wyprzedzenie śmierci. Zasadniczo, powiedziała Matka, kwestią w tym wyścigu w kierunku transformacji, jest wiedzieć, który z tych dwóch przybędzie pierwszy: osoba, która pragnie transformować ciało na obraz boskiej Prawdy, czy też stary cielesny nawyk dezintegracji.
Gdyż, naturalnie, praca musi zostać wykonana w ciągu jednego życia. Jest możliwe, z jednego do następnego życia, odzyskanie zdobyczy duszy, umysłu a nawet witalu, które w obecnym życiu owocują spontanicznym rozkwitem, wrodzonymi talentami, lub osiągniętym już rozwojem. Potrzebuje się tylko powtórzyć te lekcje przez dziesięć lub dwadzieścia lat, aby odzyskać nić poprzednich żywotów - jest tam nawet raczej uderzające doświadczenie, w którym spostrzega się dokładnie punkt odcięcia, w którym to praca wykonana już w przeszłym życiu kończy się i nowa faza zaczyna. Po prostu podejmuje się tę nić dalej. Lecz komórkowy postęp w ciele, postęp fizycznej świadomości, w sposób oczywisty nie może przejść do następnego życia; wszystko zostaje rozproszone na stosie pogrzebowym lub w ziemi. Tak więc, jeśli pragniemy ciągłości ludzkiej ewolucji, jeśli chcemy, aby istota supramentalna objawiła się w naszym własnym ciele, a nie w jakimś nowym i nieznanym organiźmie, który prześcignie naszą mentalną ludzkość, jest sprawą konieczną, aby jedna jednostka ludzka dokonała tego dzieła w ciągu jednego życia. Jeśli odniesie ona sukces, może on zostać przekazany innym ( wrócimy do tego punktu później). Sri Aurobindo zwykł mawiać, że zabrałoby to ze trzy stulecia ( i posiadał on czystą wizję) aby mogła się pojawić w pełni supramentalna istota, świetlista, lekka, etc, jak próbowaliśmy to już opisywać. Stąd konieczność, z braku całkowicie supramentalnej istoty (nawet Platon nie został stworzony w ciągu jednego dnia), stworzenia w naszym ciele istoty przejściowej, ogniwa pomiędzy człowiekiem oraz super-człowiekiem. To znaczy, istoty, która nie tylko zrealizowałaby supramentalną świadomość, ale również której ciało osiągnęłoby wystarczającą nieśmiertelność, mówiąc przenośnie, aby było w stanie przetrwać okres tranzycji i posiadać wystarczająco wiele mocy i elastyczności, aby uskutecznić swoją własną transmutację, lub też dać początek supramentalnej istocie poprzez swą własną energię, bez użycia narodzin zwyczajnego typu; ciężkie dziedzictwo zwierzęce i ludzkie, które waży na naszej pod-świadomości i jest automatycznie transmitowane poprzez fizyczną koncepcję - jest jedną z największych przeszkód dla transformacji, przynajmniej tak trudną, jak wrzący Agni, o ile nie trudniejszą. Jest też inny problem. Może jest to faktycznie prawdziwy problem, daleko większy niż poprzedni - oczywisty problem ciała. Oto dwa fundamentalne problemy, oczekujące poszukiwacza: obdarzenie komórek ciała świadomością nieśmiertelności, która tam już istnieje w naszej duszy, a nawet w umyśle oraz kompletne oczyszczenie podświadomości. Postęp Agni w ciele zależy, jak się wydaje, od tych dwu warunków. Tak więc, ponownie, praca musi mieć do czynienia ze świadomością.
Pierwsza rzecz, to zdolność do przetrwania. W praktyce zwykle przekonujemy się, że nieśmiertelność jest zawsze blisko związana z prawdą: to, co prawdziwe jest nieśmiertelne. Jeśli bylibyśmy kompletnie prawdziwi, bylibyśmy również kompletnie nieśmiertelnymi, od szczytu do dna. Do tej pory, za wyjątkiem duszy, nie ma w nas nic nieśmiertelnego, ponieważ jedynie dusza jest prawdą Ducha wewnątrz nas; to dusza, która przechodzi z jednego życia do drugiego i rośnie, ewoluuje, stając się coraz to bardziej świadomą. Umysł również, jak tylko zostanie on wystarczająco zintegrowany wokół centralnej Prawdy naszego istnienia, jak tylko myśli Prawdę oraz pragnie Prawdy - staje się nieśmiertelny. Można całkiem łatwo zapamiętać nasze przeszłe formacje; niektóre prawdy wydają się nadzwyczaj znajomymi, niektóre tęsknoty za prawdą bywają w niezwykły sposób spotęgowane. Wital jest również zdolny do nieśmiertelności, jak tylko stanie się wystarczająco zintegrowany z centralną psychiczną Prawdą - wynurzamy się wówczas w innym wymiarze, tak znajomym, jak sama wieczność; ale jest to raczej rzadkością, gdyż nasza siła życiowa jest generalnie zatopiona we wszelkiego rodzaju niskich aktywnościach, zamiast na skonstruowaniu prawdziwego życia. Im niżej się schodzi na skali świadomości, tym grubszy staje się fałsz i tym więcej rzeczy umiera, oczywiście, gdyż fałsz jest w swej esencji zgnilizną. Wital bywa już całkiem przyciemniony, ale ciało jest już pełne fałszu. Wiek starczy i choroby są pomiędzy jego najoczywistszymi fałszami -jak mogłoby to, co jest Prawdą, kiedykolwiek stać się stare, brzydkie, znoszone, czy chore ? Prawda jest promienna, jest ona piękna, świetlista i wieczna. Jest to oczywiste. Prawda jest niepokonana. Smierć i starość mogą nas jedynie dotknąć z powodu naszego braku Prawdy.
Przyznajmy, że Smierć jest mądrym wyjściem przez dłuższą część drogi; nieśmiertelny Pan Jones byłby totalnym zmarnowaniem nieśmiertelności. Rozważając wszystko razem, Smierć jest wiernym strażnikiem Prawdy. Jest godnym uwagi, jak wszystko zawsze ma podwójne oblicza; jeśli patrzymy pod pewnym kątem, musimy się borykać, walczyć, mówić Nie: Jeśli spojrzymy pod innym kątem, możemy jedynie dziękować bez przerwy i powtarzać Tak. A musimy być w stanie czynić i jedno i drugie. Zatem walka przeciwko „fałszom ciała”, chorobom, nieświadomości, starości, może jedynie mieć miejsce, gdy już zapewniona zostanie transformacja wyższych poziomów mentalnych oraz witalnych, kiedy reszta naszego bytu żyje w Prawdzie i jest w niej silnie ustabilizowana. Byłoby wielkim błędem myśleć, iż można przedsięwziąć supramentalną jogę przed zakończeniem poprzedzających etapów - jak już wiemy, musi się wspiąć na sam szczyt, zanim się będzie w stanie zejść na samo dno.
Jako, że cisza jest podstawowym warunkiem dla mentalnej transformacji, a spokój podstawowym warunkiem transformacji witalnej, tak nieruchomość jest podstawą dla transformacji fizycznej - nie zewnętrzna nieruchomość, ale wewnętrzna, w świadomości komórkowej. Poprzez mentalną ciszę oraz witalny spokój, byliśmy w stanie przesortować niezliczone wibracje świata, tajemne bodźce, które wprawiają nas w ruch i powodują nasze uczucia i myśli. Podobnie, poprzez bezruch w świadomości fizycznej, zaczynamy odsłaniać szczególny węzeł rojących się wibracji i zdawać sobie sprawę, z czego jesteśmy sporządzeni. W terminach komórkowych - żyjemy w kompletnym chaosie; jest to ciągły wir silnych, przyjemnych, bolesnych, dotkliwych sensacji o różnych natężeniach i jeśli przypadkowo ten jazgot zatrzyma się na moment, istnieje tam bolesna przerwa, która musi być natychmiast zapełniona, poprzez więcej wrażeń i coraz to więcej. Czujemy, że żyjemy jedynie, kiedy się w nas wszystko miesza. Pierwszym zadaniem jest zatem zatrzymanie tego chaosu - nie oznacza to spokoju duszy, ale spokój komórek. Jedynie wtedy może się rozpocząć prawdziwa praca. W tej komórkowej równowadze, nasze ciało stanie się jak gdyby przejrzystą taflą wody, na której najlżejsze wibracje staną się widoczne, a zatem łatwiejsze do kontrolowania. Wszelkie siły choroby, rozkładu i fałsze, wszelkie podświadome zniekształcenia i zakłócenia z ich okropnymi małymi żyjątkami, zaczną się w widoczny sposób wić na owej tafli i tak będziemy w stanie je wychwytać. Prawdę mówiąc, burzliwość Agni nie jest aż w takim stopniu efektem podstawowej niezdatności komórkowej, jak raczej efektem oporu naszych „własnych” ciemności. Jedynie ten oczyszczający bezruch jest w stanie przeciąć drogę i pomóc w uwolnieniu przytłaczającego Ruchu Agni, nie powodując jednocześnie wibracyjnego oddźwięku paniki i gorączki.
Gdy już raz ten komórkowy bezruch zostanie stosunkowo dobrze ustabilizowany, dokonamy pierwszego odkrycia: napotkamy pierwszą większą przeszkodę, która jest równie wielką pomocą w pracy nad transformacją, gdyż jak zawsze, na wszystkich poziomach, każda napotkana sprzeczność - koresponduje dokładnie z siłą, niezbędną do zrobienia kolejnego kroku naprzód. Jest to zarazem balast i przekładnia. Rozpoznaliśmy już, że tuż pod naszym myślącym umysłem istnieje „umysł witalny”, który wynajduje cudowne usprawiedliwienia dla wszystkich naszych pożądań i impulsów, a jeszcze niżej „umysł fizyczny”, który powtarza te same incydenty tysiące razy, jak uszkodzona płyta. Ale istnieje tam jeszcze na głębszym poziomie coś w rodzaju mentalnego podłoża skalnego, które Sri Aurobindo nazywa umysłem komórkowym. Jest to faktycznie umysł komórek, lub też grup komórkowych, bardzo podobny do fizycznego umysłu w swej niewyczerpywalnej zdolności do powtarzania w kółko tego samego refrenu, ale który nie jest ograniczony do terenu mózgu lub też mechanicznego mielenia fragmentów myśli; znajduje się on wszędzie w ciele, w postaci milionów małych głosików, które można łatwo usłyszeć w momencie, gdy pozostałe poziomy mentalne zostaną już oczyszczone. Przeżuwa on bez końca już nie odpadki naszych mentalnych aktywności, ale wszystkie nasze wrażenia zmysłowe; jedyne, czego mu potrzeba, to tego, aby pewna grupa komórek uderzona została przez jakiekolwiek wrażenie, lęk, szok, czy chorobę - a on już będzie powtarzać w nieskończoność ów strach, owe kontrakcje, owe szczególne skłonności w kierunku zaburzeń lub też pamięć o chorobach. Jest to stadny, absurdalny umysł, który rozprzestrzenia się z jednej komórki do następnej i drży, drży wszędzie, bez końca, zawsze odbierając te same długości fal, te same sugestie rozpadu i zawsze odpowiadający na ten sam bodziec, jak pies Pawłowa na dźwięk dzwonka. Jest to sam lęk przed życiem głęboko osadzony w Materii. Jest to pierwszy świadomy wysiłek Materii. I naturalnie, cała ta mała inicjatywa, którą on posiada używana jest dla przyciągania każdej z możliwych katastrof poprzez tenże lęk, traktując ostateczną nieświadomość śmierci, jako ulgę. Jednakże, ten komórkowy umysł, który może być całkiem straszny, jak armia mrówek w ataku na słonia, jest w stanie użyć swej głupiej rutyny w służbie prawdy w taki sam sposób, jak jej używa w służbie fałszu. Gdy już raz dostroi się on do wibracji światła, będzie on je powtarzał z uporem muła i co najbardziej zauważalne, będzie je powtarzał dzień i noc, bez spoczynku.* Cokolwiek możemy czynić na zewnątrz, pracując, rozmawiając, czy śpiąc, powtarza on swe własne wibracje w kółko, automatycznie i niezależnie. Stąd jego wielka wartość dla celów transformacji; może on stać się wyjątkowym środkiem umocowania supramentalnej wibracji w ciele. Oto, co Sri Aurobindo powiada o nim: „Istnieje również ciemny umysł ciała, umysł samych komórek, molekuł, cząstek. Haeckel, materialista niemiecki, wspominał gdzieś o woli w atomie, a współczesna nauka, mająca do czynienia z niepoliczalnymi indywidualnymi wariacjami w aktywności elektronu, jest bliska odkrycia, że nie jest to figura, ale cień rzucany przez tajemną rzeczywistość. Ten komórkowy umysł jest bardzo dotykalną prawdą; dzięki jego niejasności i mechanicznemu ciążeniu ku przeszłym ruchom oraz łatwemu zapominaniu i odrzucaniu wszystkiego co nowe, znajdujemy w nim główną przeszkodę do przeniknięcia przez Moc supramentalną oraz transformacji funkcjonowania ciała. Z drugiej zaś strony, gdy już raz zostanie skutecznie przekształcony, stanie się on najcenniejszym instrumentem stabilizacji supramentalnego Swiatła i Siły w materialnej Naturze.” 26
Ta praca jest tak mikroskopijna, że jest trudna do opisania. I jedynym sposobem wykonywania jej nie jest wchodzenie w głębokie medytacje, które mają wpływ jedynie na same szczyty naszego istnienia, lub też dążenie do nadzwyczajnych koncentracji i ekstaz, ale pozostawanie pośrodku rzeczy, działanie na cielesnym poziomie, na samym dole drabiny, w każdej minucie dnia i nocy. Oto, dlaczego Sri Aurobindo nastawał na potrzebę zewnętrznej pracy oraz bardzo podstawowych ćwiczeń fizycznych, ponieważ jest to jedyny sposób przeciwstawienia się Materii i wprowadzenia w nią odrobiny prawdziwej świadomości, a raczej pozwolenia na wynurzenie się Agni. Oto dlaczego zwykł on spacerować codziennie przez tyle godzin i pracować w nocy. W tej zewnętrznej pracy i na skutek właśnie niej, poszukiwacz będzie w stanie zauważyć pojawianie się wszytskich fałszywych wibracji, wszystkich złych nawyków ciała, jak powiada Matka. I każda z fałszywych wibracji będzie musiała zostać wyprostowana. Ale jest to wciąż negatywny sposób ujmowania zagadnienia: Gdyż istnieje jedna tylko, pojedyncza Wibracja boskiej radości w świecie i w rzeczach - Ta Wibracja - ponieważ Bóg jest Radością; jak tylko fałsz zacznie się osadzać, ta sama wibracja zaczyna się zanieczyszczać, staje się twardą i napiętą - i wszystko zaczyna zgrzytać. Cierpienie jest najpewniejszą oznaką fałszu. Ból jest Fałszem tego świata. Zadaniem poszukiwacza jest zatem nie tyle zwalczanie tak zwanych złych wibracji, jak podtrzymywanie prawdziwej wibracji, boskiej radości w ciele, ponieważ ta właśnie radość ma potęgę przywrócenia porządku w rzeczach, zrelaksowania, zharmonizowania i uzdrowienia wszystkich tych napiętych, męczących, zwodniczych małych wibracji, w których nasze komórki żyją nieustannie. Byłoby nudne, tak nudne, jak sama praca, opisywanie tych niezliczonych, małych fałszów ciała, poprzez które starość, choroba i śmierć, mają szanse się wślizgnąć. Niech każda rzecz czyniona będzie w prawdziwy sposób, powiada Matka, jako że istnieje tak wiele fałszywych sposobów wykonywania najmniejszych codziennych gestów. Jako przykład, podajemy jeden z kierunków pracy, pomiędzy wieloma; my czynimy wszystko w stanie napięcia, pośpiesznie, nieuważnie, nieświadomie, w odpowiedzi na tysiące i jeden wymogów zewnętrznego życia ( nie wspominając już kryzysów); zachowujemy się fizycznie, jak pacjent na krześle dentystycznym; jesteśmy napięci i nerwowi, ponieważ zawsze się spieszymy, zawsze niespokojni, zawsze podnieceni - jest to dziedzictwo kilku milionów lat zwierzęcej natury, nasza substancja przechowuje pamięć wszystkich naszych walk o przetrwanie i jej natychmiastową reakcją jest natężenie. Owo natężenie jest jedną z przyczyn śmierci, jak również poważną przeszkodą w ustabilizowaniu prawdziwej wibracji. Kiedy się natężamy z powodu ciosu, skupiamy całą naszą siłę witalną w jednym punkcie, jako obronę; potężny strumień przepływa wówczas raczej nagle poprzez maleńki otwór, który zaczerwienia się i boli. Jeśli bylibyśmy w stanie rozszerzyć naszą fizyczną świadomość i zaabsorbować cios, zamiast go odrzucać, wówczas cierpienia by nie było, gdyż wszelkie cierpienie jest jedynie zawężeniem świadomości na każdym poziomie. W podobny sposób, jeśli ten ciepły, złoty supramentalny pył miałby nagle wypełnić nasze komórki i ciało zareagowałoby swymi zwykłymi skurczami, wówczas wszystko by eksplodowało. Innymi słowy, nasza komórkowa świadomość, podobnie jak nasza mentalna oraz witalna świadomość, musi nauczyć się ekspansji i uniwersalizacji. Musi tam być również przedstawiona świadomość kosmiczna. W mentalnej ciszy, mentalna świadomość staje się uniwersalną; w witalnym spokoju, świadomość witalna staje się uniwersalną.; w bezruchu ciała, uniwersalną staje się świadomość fizyczna. Bezruch, odbiorczość i ekspansja komórkowa, wydają się być podstawowymi warunkami dla substancji cielesnej, aby była ona w stanie znieść Agni i przetrwać.
Ale natychmiast za tym pojawia się olbrzymia trudność. Uniwersalizacja świadomości fizycznej ? Bo przecież, kiedy istnieje tylko jedno ciało, jest ono automatycznie stopione z wszystkimi innymi ciałami; wszelkie fałsze świata są momentalnie w jego zasięgu ! … Nie jest to już dłużej zmaganie jednego człowieka, staje się to zmaganiem całego świata. Teraz docieramy do prawdziwego problemu. W tym świeżo zdobytym oczyszczeniu fizycznym, poszukiwacz czyni inne, raczej brutalne odkrycie; jego wszystkie zdobycze jogi i potęgi padają w gruzy. Pokonał on już choroby, może nawet i grawitację, udoskonalił swe cielesne funkcjonowanie, mógł nieszkodliwie pić trucizny - pokrótce, był on panem swego domu, ponieważ jego świadomość stała się mistrzem. Ale w momencie, kiedy zdecyduje się na transformację ciała, wszystkie jego potęgi znikają, jak woda w piasku. Uderza go choroba, jak gdyby był początkującym, jego organy zaczynają ulegać deterioryzacji, wszystko idzie na opak. Wydawałoby się, że ciało musi zapomnieć swe stare, fałszywe i powodujące rozpad funkcjonowanie, po to, aby mogło nauczyć się wszystkiego na nowy sposób. A wówczas śmierć pojawia się w tle. Pomiędzy dwoma funkcjonowaniami, starym i nowym, w którym symboliczne organy zastępowane są przez prawdziwą Wibrację, linia dzieląca życie od śmierci bywa często bardzo cieniutka - może nawet musimy być w stanie przekroczyć tę linię i powrócić po to, aby faktycznie móc dokonać podboju. Oto, co Matka nazywała umieraniem dla śmierci, po przebyciu doświadczenia, z którego nieomal nie powróciła. Pokrótce, musi się stawić czoło wszystkiemu - a wszystko stawia opór. Znamy już podobny fenomen na wyższych poziomach świadomości. Kiedy poszukiwacz wyrusza na swoją ścieżkę, wszystko się komplikuje; był on przekonany, iż umysł jego jest silnie zakotwiczony w prawdzie i nagle bywał nawiedzany przez najbardziej agresywne sugestie i wątpliwości; sądził on, że był czysty i uczciwy - i nagle doświadczał całego zakresu witalnych horrorów, wystarczających dla odstraszenia najgorszych łajdaków w tym świecie oraz paru spoza tego świata. Innymi słowy, jak już to powiedział Sri Aurobindo, nie jesteśmy w stanie rozwiązać problemu na jakimkolwiek poziomie, nie konfrontując jednocześnie wszystkich przeciwieństw naszego Celu. Inaczej nie byłoby tam żadnego zwycięstwa, a jedynie opresja. Nigdzie i na żadnej płaszczyźnie nie jest to kwestia oddzielenia zła od reszty, ale kwestia przekonania go o swym własnym świetle. Jogin, który przy pomocy swych potęg pozbył się choroby, nie rozwiązał faktycznie problemu, a jedynie nałożył kaganiec siłom choroby. I można łatwo zrozumieć dlaczego żadna transformacja nie będzie możliwa tak długo, jak długo owe siły pozostają po prostu w kagańcu, czając się w pobliskich ciemnych kątach i oczekując swej godziny. Jako, że nic nie może zostać usunięte z wszechświata, muszą one zostać przekształcone. Ale w jaki sposób ? Smierć i choroby obecne są wszędzie, istnieją one w podświadomości naszych ciał, we wszystkich ciałach tego świata. Jogin, który pokonał chorobę i odsunął śmierć (nie na zbyt długo, co jest jednak w porządku), dokonał tego jedynie dla siebie i oto dlaczego nie może on odnieść tryumfu całkowicie - jakże mądre jest to Prawo ! Zbudował on jedynie protekcyjną osłonę, zamykając się w niej, jak embrion światła w skorupie i pozwalając wszystkiemu innemu wrzeć po staremu. Ale w momencie, gdy skorupa się otwiera, wszystko wpada weń z powrotem ! Istnieje tylko jedno ciało ! Przykład Ramakriszny, krwawiącego od bata, który uderzał wołu obok niego, lub Matki zmagającej się z krwotokiem, którego doznał jej uczeń odległy o kilkaset mil, a o którym w tym czasie nie wiedziała nic, umieszcza nas przed rzeczywistym problemem - ciało jest wszędzie! - wykrzykuje Matka. Podbój musi być osiągnięty wszędzie, dla wszystkich ciał oraz dla całej ziemi. Nic nie może zostać transformowane, chyba że wszystko ulegnie transformacji. Inaczej jednostka pozostaje samotna w swej małej dziurze światła. I czemu to miałoby służyć ? Na cóż się przyda transformacja jednego człowieka, podczas gdy cała reszta ludzkości będzie nadal umierać? Ciało pioniera transformacji jest zatem podobne do pola bitwy, bo toczy się na nim zmaganie o cały świat, gdzie wszystko się spotyka i wszystko stawia opór. Istnieje tam jeden zasadniczy punkt na samym dnie, węzeł życia i śmierci, w którym przeznaczenie świata przybiera swój kształt. Wszystko jest zebrane w tym jednym punkcie.
Kopałem długo w głębiach, do dna
Przez horror plugastwa i brud
Łoże dla pieśni złocistej rzeki
Dom dla nieśmiertelnego ognia…
Tysiącem ran otwartych krwawię…27
Pionier musi stawić czoła każdej trudności, nawet Smierci, nie po to, aby je zniszczyć, ale po to, by je przeistoczyć. Nic nie może ulec transformacji, chyba, że przyjmie się to na siebie: „Będziesz znosić wszystko, po to, by wszystko mogło się zmienić”, powiada Savitri.28 Oto dlaczego Sri Aurobindo opuścił swoje ciało 5 grudnia 1950 r. oficjalnie, na skutek uremii - on, który był w stanie leczyć innych w sekundach. Umieranie na krzyżu jest wzruszającym, na pewno, ale ukrzyżowania, specjalnie kiedy się je wielbi, uwieczniają prawo śmierci. „To nie ukrzyżowane ciało zbawi świat, powiada Matka, ale gloryfikowane ciało.”
Nie, nie jest to spektakularna praca, jest to faktycznie „mikroskopijna praca” i musi się ją wykonywać przekopując Brud świata.
Druga Faza - Podświadomość
Istnieje zatem inna kategoria trudności ( jest to wciąż ta sama, ale pod inna maską), która nie jest następstwem oporu jednostkowej, cielesnej materii, ale podświadomym oporem całej ziemi. Oto właśnie, gdzie Sri Aurobindo spotkał się ze Smiercią. I od tego właśnie punktu Matka przejęła pracę. Jeśli pragniemy zrozumieć gdzie się rozgrywa ta historia - nasza historia - oraz docenić pracę, która się tam wykonuje, musimy powrócić do samego procesu ewolucyjnego. Nadejście nowego stadium w ewolucji, czy to stadium Zycia w Materii, czy też Umysłu w Zyciu, bywało zawsze rezultatem podwójnej presji; presji od wewnątrz, czy od dołu, od wcielonej zasady pragnącej się urzeczywistnić oraz presji z „zewnątrz” lub „z góry”, tejże samej zasady, istniejącej już na swym własnym poziomie. Koniunkcja tychże dwu sił, na przykład siły umysłu uwikłanego w pewnych żywych formach oraz Umysłu, jaki został stworzony na swej własnej płaszczyźnie w trakcie zstępującej ewolucji, czy dewolucji - doprowadziła w końcu do przerwania witalnych granic i nagle umysł wynurzył się w Zyciu. Wszystko istnieje w stanie wstecznego rozwoju (inwolucji), wszystko jest już tam w Materii, ale inwolucja nie może zostać od-czyniona inaczej, jak poprzez presję odgórną, która odpowiada na oddolne wezwanie i przełamuje pieczęć, podobnie jak słońce przełamuje skorupę ziarna. W obecnym czasie, superumysł utajony w Materii naciska od wewnątrz w formie duchowych tęsknot, ludzkich aspiracji do Nieśmiertelności, Prawdy, Piękna, etc; jednocześnie naciska też z góry, ze swej własnej, odwiecznej płaszczyzny, w formie intuicji, objawień oraz iluminacji. Oto, co Pisma wyrażały na swój własny sposób, kiedy wiążą one pojawienie się „nowej ziemi” z „nowymi niebiosami” (nowe nieba i nowa ziemia, na której zamieszkiwać będzie Prawda), ponieważ bez tych „nowych niebiosów”, a raczej nowego, supramentalnego poziomu świadomości, wynurzenie się nowej ziemi nie byłoby możliwe. Nowa ziemia będzie rezultatem nowych „niebios” supramentalnej świadomości, podobnie, jak obecna ziemia jest rezultatem starych, mentalnych i nad-umysłowych „niebiosów” bóstw i religii. I dotyczy to wszystkich ewolucyjnych stadiów: szczyty i dno zawsze idą w parze. Ale wynurzenie się nowego „szczytu” lub nowego poziomu świadomości w szczególnym stadium ewolucji - nie jest magicznym wyczynem, zmieniającym naraz wszystkie poprzednie poziomy. Od pojawienia się pierwszej ameby w świecie Zycia do czasu pierwszych ssaków, wiemy ile milionów lat potrzebnym było, aby przezwyciężyć inercję Materii oraz ją „używotnić”. Podobnie, od czasów neandertalczyka do Platona, zabrało tysiące lat przezwyciężenie dwu poprzednich stadiów oraz „mentalizowanie” Zycia, aby stworzyć kompletnie mentalnego człowieka. Nawet dzisiaj, ileż to ludzi tak naprawdę żyje pod znakiem mentalnym, zamiast pod znakiem witalnych namiętności Zycia ? Całym zadaniem pionierów ewolucji, na wszystkich poziomach, jest właśnie połączenie nowego szczytu do uprzedniego dna; kiedy ten szczyt dotyka dna, ewolucyjny cykl się kończy. Tak więc, kiedy pionier ewolucji mentalnej wynurza się w Supramentalnym, jego przełom nie jest magicznym wyczynem, który nagle obali wszystkie wcześniejsze prawa. Nie staje się on natychmiast całkowicie supramentalnym człowiekiem w większym stopniu, niż neandertalczyk nie został od razu Platonem; musi on „supramentalizować” wszystkie przejściowe poziomy. Oczywiście, jego własna świadomość łączy najwyższy Szczyt z najgłębszym Dnem, Ducha i Materię, Pozytyw i Negatyw, a jego własne zdolności są w sposón naturalny znacznie zwiększone, ale są one zwiększone jedynie w proporcji do nowych oporów, które ma on napotkać. Gdyż w miarę, jak ewolucja postępuje naprzód, pragnie ona dotknąć coraz to głębszych warstw: Zasada Zyciowa skolonizowała jedynie materialną pokrywę świata, podczas, gdy Zasada Umysłowa w mniejszym lub większym stopniu skolonizowała swoją najbliższą przeszłość, mentalną podświadomość oraz stary nieporządek Zycia; Zasada Supramentalna nie tylko skonfrontuje mentalną i witalną podświadomość, ale i nawet bardziej odległą przeszłość, fizyczną podświadomość oraz Nieświadomość - im wyżej człowiek się wznosi, tym głębiej w dół bywa pociągany. Ewolucja nie zmierza coraz to wyżej, w kierunku coraz to bardziej niebiańskich niebiosów, ale coraz to głębiej. Każdy z ewolucyjnych cykli zamyka się nieco niżej, coraz to bliżej Centrum, gdzie najwyższy Szczyt oraz Dno, niebo i ziemia, ostatecznie się spotkają. Pionier musi zatem oczyścić przejściowe mentalne, witalne oraz materialne poziomy, tak, aby te dwa bieguny mogły się skutecznie spotkać. Kiedy połączenie jest kompletne, nie tylko mentalnie i witalnie, ale również materialnie, wówczas Duch wynurzy się w Materii, w kompletnie supramentalnej istocie i w supramentalnym ciele.
…ziemia się stanie Ducha oczywistym domem 29
Oczyszczanie poziomów pośrednich jest całą historią Sri Aurobindo oraz Matki. Trudności z przyzwyczajaniem ciała do supramentalnego Agni, mają, być może, swój powód i cel. Może nie jest to na tyle kwestia materialna, jak raczej czysto strategiczna. Gdyż podczas tej drugiej fazy, Sri Aurobindo i Matka mieli odkryć, iż transformacja nie jest jedynie problemem indywidualnym, ale takim, który obejmuje całą ziemię, tak że żadna indywidualna transformacja nie jest możliwa ( a przynajmniej kompletna) bez pewnego stopnia kolektywnego przeistoczenia. Gdy już raz kolektywna ewolucja dokona pewnego postępu, jest rzeczą prawdopodobną, iż obecne materialne trudności transformacji, które wydają się nie do przebycia, znikną wszystkie naraz. Niemożliwości tak naprawdę nie istnieją, ale jedynie kwestia, czy właściwy czas już nadszedł, czy jeszcze nie. Wszelkie przeszkody, jakiejkolwiek natury, zawsze okazują się być później pomocnymi sprzymierzeńcami Prawdy, których znaczenia i celu jeszcze nie znamy. Dla naszej zewnętrznej, powierzchownej wizji, transformacja wydaje się być wyłącznie fizycznym rodzajem problemu, ponieważ my zawsze umieszczamy wóz przed koniem, ale wszelkie trudności są faktycznie wewnętrzne i psychologiczne. Widoczne i dramatyczne trudności przyzwyczajania ciała do wrzącego Agni, są być może, jak zobaczymy później, mniej praktycznym czy materialnym problemem, niż ten, który się wiąże z całą ziemską świadomością. Ale mówimy zagadkami, a problem, z którym Sri Aurobindo i Matka mieli być wkrótce skonfrontowani, będzie można zrozumieć lepiej przy pomocy tej prostej uwagi, którą Sri Aurobindo zrobił wobec jednego z uczniów: „ Draguję, draguję I draguję błoto podświadomości… Ono (supramentalne światło) spływało aż do listopada (1934), ale potem cały muł się spiętrzył I zatrzymało się.30 Jeszcze jeden raz Sri Aurobindo zweryfikował, tym razem nie indywidualnie, lecz kolektywnie, że jeśli się ściąga w dół zbyt silne światło, to cała ciemność tam w dole zaczyna jęczeć, czując się pogwałconą. Ciekawe, że za każdym razem kiedy Sri Aurobindo i Matka miewali doświadczenie, wskazujące na nowy postęp w transformacji, automatycznie odbijało się ono w świadomości uczniów, bez ich najmniejszej wiedzy o nim, w okresach narastających trudności, a nawet buntów oraz chorób, jak gdyby wszystko zaczynało zgrzytać. Wtedy zaczynało się rozumieć ukryte działanie rzeczy. Gdyby zbyt nagle poddać Pigmeja prostemu mentalnemu światłu człowieka wykształconego, prawdopodobnie obserwowalibyćmy w nim wewnętrzne rewolucje, które traumatyzowały by biednego człeka na dobre i doprowadzały do szaleństwa. Istnieje wciąż zbyt wiele dżungli tam na dole. Ten świat jest wciąż przepełniony dżunglami, oto cały problem. Nasza mentalna kolonizacja jest bardzo cienką pokrywą na ledwie obeschniętej Erze Czwartorzędu.
Mówiąc o podświadomych siłach i podświadomych istnieniach, wedyccy riszowie nazywali je „tymi, którzy pokrywają”, „tymi, którzy pożerają” lub „złodziejami słońca”. Nie można by ich lepiej opisać; są oni bezlitosnymi złodziejami. Jak tylko uczynimy najmniejszy postęp, przyciągniemy nowe światło lub bardziej intensywną wibrację, bywamy nagle łapani i wciągani pod duszny klosz, gdzie wszystko ulega dezintegracji w okropnym zaduchu. Harmonijne wibracje z poprzedniego dnia, tak czyste, tak świetliste i podatne, bywają nagle pokryte gęstą, lepką warstwą; musimy się przedzierać poprzez całe mile woodorostów, aby odnależć odrobinę światła. Wszystko co widzimy, czego dotykamy lub co robimy, jest zgniłe, rozpadające się na skutek owej oddolnej inwazji. Nic już dłużej nie ma sensu. A jednak zewnętrzne warunki są takie same, nic się nie zmieniło. „Istnieje coś w rodzaju zamkniętej walki, pisał Sri Aurobindo, w której żadna ze stron nie może uczynić zauważalnego postępu ( coś w rodzaju wojny okopowej w Europie), duchowa siła naciska na opór fizycznego świata, ten opór dyskutujący każdy inch I dokonujący mniej lub bardziej efektywnych ataków…….. I gdyby nie było tam siły i Radości wewnątrz nas, byłaby to uciążliwa i odrażająca praca. 31
Walka wydaje się nie mieć końca. „Kopie się i kopie”, jak mawiali wedyccy riszowie, a im więcej się kopie, tym dalej wydaje się odsuwać dno: „ Kopałam i kopałam…. Wiele jesieni trudziłam się dzień i noc, a poranki mnie postarzały. Wiek rujnuje glorię naszych ciał.” Oto, jak przed tysiącami lat lamentowała Lopamudra, żona riszi Agastya, która również poszukiwała transformacji: „Nawet mężczyźni starego wieku, którzy posiedli mądrość Prawdy i rozmawiali z bogami… tak, nawet oni nie dotarli do końca.” Ale Agastya nie jest łatwo zniechęcony; jego odpowiedź jest we wspaniały sposób charakterystyczna dla zdobywców, którymi owi riszowie byli; „Praca, którą bogowie mają w opiece, nie idzie na próżno. Spróbujmy na równi wszystkich współzawodniczących sił, odnieśmy zwycięstwo nawet i tutaj, weźmy udział w tym wyścigu bojowym o stu prowadzących” (I.179). Jest to faktycznie hydra. Noc po nocy, czy to we śnie, czy z otwartymi oczyma, poszukiwacz odkrywa bardzo dziwne światy. Wpada on na kolebki wszelkich ludkich perwersji, ludzkich wojen, ludzkich obozów koncentracyjnych, gdzie wszystko to, co przeżywamy tutaj, bywa przygotowywane; zaskakuje on wszelkie rodzaje brudnych sił w ich legowiskach, sił, które są napędem małostkowych i okrutnych ludzi.
Samotny poszukiwacz w tych groźnych dziedzinach
Strzeżonych tak przed słońcem, jak kopce termitów. 32
Im więcej posiada on światła, tym bardziej jest w stanie rozjaśnić ciemności. Noc po nocy tropi on podstępną zgniliznę, która podminowuje Zycie - jak cokolwiek mogłoby się zmienić dopóki ta gangrena jest tutaj ? A ponieważ do tej pory umysł oraz wital poszukiwacza są już zbyt dobrze ustabilizowane w prawdzie, zbyt czyste, aby zostać dotknięte przez te podziemne siły, tak więc to jego ciało zostaje atakowane, gdyż jest ono ostatnią przystanią Fałszu. Poszukiwacz widzi wówczas w najmniejszym detalu wszystkie współdziałania, które umożliwiają chorobie oraz śmierci wejść w ciało - każda klęska tam, oznacza klęskę tutaj - i rozumie on w namacalny sposób, konkretnie, całą tę kolosalną próżność tych, którzy udają, iż leczą świat poprzez zewnętrzne środki i nowe instytucje: Jak tylko zło zostaje uzdrowione w jednym miejscu lub wykorzenione w innym, odżywa ono natychmiast gdzieś indziej, w jakimś innym miejscu lub w innej formie. Zło nie istnieje na zewnątrz, jest ono wewnątrz i głęboko i tak długo, jak ta szczególna Choroba nie zostanie uleczona, świat nie bądzie uleczony również. Jak to Sri Aurobindo ujął: „Starzy bogowie … wiedzą, jak się przemieszczać.33
Na samym już dole, poza wszelkimi zaburzeniami i lękiem - wielkim przewodniczącym Lękiem na samym dnie - odnajduje on ogromne Zmęczenie, coś, co odmawia, co mówi NIE dla całego tego bólu życia, tego gwałtu światła. Czuje on, że próba przejścia głębiej, do końca owego Nie, zakończyłaby się roztopieniem w wielkiej uldze kamienia, podobnie, jak ekstaza tam w górze była roztopieniem się w wielkiej uldze Swiatła. Ale śmierć nie jest przeciwieństwem życia ! Jest ona drugą stroną, drzwiami do świetlistej Superświadomości - na samym końcu owego Nie istnieje Tak i ponownie Tak, które wciąż wpycha nas w jedno ciało po drugim - dla radości. Smierć jest żalem owego Tak, wielkim Zmęczeniem na samym dnie, cieniem tamtej Błogości. Smierć nie jest przeciwieństwem Zycia ! Jest ona ciemnym uwolnieniem ciała, które jeszcze nie odnalazło świetlistej wolności wiecznej Radości. Kiedy ciało odnajdzie tę ekstazę, ten bezmiar światła i radości wewnątrz swej własnej substancji, jak również ponad nią, nie będzie ono dłużej potrzebowało umierać.
I gdzie jest „ja”, gdzie jest „mnie” w tym wszystkim ? Gdzie jest „moja” trudność, „moja” śmierć, „moja” transformacja ? Poszukiwacz przebił cienką pokrywę osobowej podświadomości i wynurzył się w totalności świata - bo to cały świat stawia opór: „ To nie my prowadzimy walkę, to wszystko walczy przeciwko nam ! Sądzimy, że jesteśmy wszyscy oddzieleni, każdy w swej własnej małej otoczce skóry, z jaimś „wewnątrz” i „zewnątrz”, jednostka i kolektyw, podobnie, jak te głupie małe granice wokół naszych państw - ale wszystko jest powiązane z sobą ! Nie ma ani jednej perwersji, ani jednej choroby w świecie, która nie miałaby w nas swych korzeni, ani jednej śmierci, w której nie bylibyśmy wspólnikami. Jesteśmy wszyscy na równi winni i uwikłani, nikt nie zostanie zbawiony, jeśli nie zostaną zbawieni wszyscy ! Nie jest to problem jednego ciała, powiada Matka, ale problem Ciała, i nie używa ona nawet wielkiego C. Sri Aurobindo i Matka odkryli zatem materialnie oraz doświadczalnie podstawową jedność substancji świata: nie można dotknąć jednego punktu, nie dotykając jednocześnie wszystkich punktów; lub też zrobić kroku naprzód lub wzwyż, aby cały świat nie czynił ich wraz z nami. Mówimy o „strategicznej” kwestii; może tak być również, że boską strategią jest zapobiec, aby pojedynczy punkt dokonywał sam postępu, bez angażowania wszystkich pozostałych punktów. Oto dlaczego wedyccy riszowie nie odnieśli sukcesu przed sześciu tysiącami lat. Nie może zaistnieć kompletna i trwała indywidualna transformacja bez minimum transformacji światowej.
Tak więc zakończyła się druga faza prac nad transformacją. Po przepracowaniu czternastu lat, od 1926 - 1940 w indywidualny oraz skoncentrowany sposób, z garstką ostrożnie wybranych uczniów, Sri Aurobindo i Matka stanęli przed ścianą. Jak tylko supramentalne światło dosięgnęło ziemi, aby połączyć się z tym samym światłem, zagrzebanym w Materii, całe wiry mułu wzniosły się z kolektywnej podświadomości i zatopiły z powrotem wszystko. Aby pomóc ludzkości, zauważył Sri Aurobindo, nie wystarcza, aby jednostka, jakkolwiek wielka, osiągnęła ostateczne rozwiązanie indywidualnie, (ponieważ) nawet kiedy Swiatlo jest gotowe do zejścia, nie może ono zejść na stałe, dopóki niższe płaszczyzny nie są gotowe, aby znieść ciśnienie takowego Zejścia. 34 Jest głęboko znaczącym fakt, że kulminacja drugiej fazy prac nad transformacją koincydowała z wybuchem drugiej wojny światowej. Kiedy ciśnienie Swiatła schodzi w jedno ludzkie ciało, ciało świata również zaczyna się rozpalać. Co my faktycznie wiemy o dobru tego świata, albo o jego źle?
Konfrontowani z całym tym kolektywnym oporem, Sri Aurobindo i Matka wahali się; zastanawiali się oni, czy nie odciąć się od reszty świata i ruszyć naprzód samotnie, jedynie z paroma uczniami, uskutecznić transformację, a następnie powrócić do kolektywnej pracy, aby zakomunikować reszcie ziemi, że transformacja została osiągnięta ( lub częściowo osiągnięta) w nich samych. (Jest to ta sama idea, która napędzała wiele duchowych, okultystycznych i rycerskich grup, aby wybrać sekretne miejsce z dala od reszty świata, dla wykonania swej pracy, w odosobnieniu od zarazy kolektywnych wibracji.) Ale wkrótce zdali sobie sprawę, że była to iluzja, że po czymś takim przerwa, lub zatoka atmosferyczna 35 jak ją nazywał Sri Aurobindo, pomiędzy nowymi osiągnięciami i starym światem, byłaby zbyt wielka, aby zbudować przez nią pomost. A jakiż jest pożytek z indywidualnego sukcesu, jeśli nie można go transmitować do reszty świata ? Oznaczałoby to sytuację króla z bajki Andersena, wspomnianego wcześniej. Jeśliby supramentalna osoba miała się nagle pojawić na ziemi, nikt by jej nie zobaczył ! Nasze oczy muszą się najpierw otworzyć na inny sposób życia. Jeśli idziecie drogą, która się przed wami otwiera, powiedziała Matka, ( to samo jest z drogami, co z osobami, niektóre są otwarte) nie czekając cierpliwie na reszę stworzenia, to jest, jeśli osiągniecie sami coś bardzo zbliżonego do Prawdy, w porównaniu z obecnym stanem świata, co wówczas się zdarzy ? Zakłócacie całość: nie tylko harmonia, ale i równowaga całości zostaje zachwiana, ponieważ pewna część stworzenia nie będzie w stanie iść za wami. I zamiast pełnej realizacji Boskości, bądziecie mieć małą, lokalną, mikroskopijną realizację i nic z celu nie zostanie osiągnięte. Co więcej, podkreśla Matka, jeśli pragniecie wykonywać pracę w sposób samodzielny, absolutnie nie możecie jej wykonać totalnie, ponieważ każda osoba fizyczna, jakkolwiek kompletną mogłaby nie być, nawet jeśli należy ona do wyjątkowego gatunku, jeśli nawet została odgórnie przewidziana do tej specjalnej pracy - jest jedynie częściowa i ograniczona. Ucieleśnia ona jedynie jedną prawdę, jedno prawo w świecie - może to być bardzo złożone prawo, ale ciągle jest ono tylko jednym - a pełna transformacja nie może być osiągniąta poprzez tę jedną osobę, poprzez pojedyncze ciało… Samotnie, można osiągnąć swoją własną doskonałość, można stać się nieskończonym i doskonałym w swej świadomości. Wewnętrzna realizacja nie ma żadnych granic. Ale zewnętrzna, wręcz przeciwnie, jest z konieczności ograniczona i wymagana jest minimalna liczba fizycznych reprezentantów, aby akcja w większym zakresie mogła mieć miejsce.
W 1940 r. po czternastu latach indywidualnej koncentracji, Sri Aurobindo i Matka otwarli drzwi swego ashramu. Rozpoczęła się trzecia faza transformacji, faza, która ekspandowała dziś na skalę światową.
Faza Trzecia - Ashram
Nota autora:
Następujący podrozdział posiada jedynie wartość historyczną ( niestety). Dziś, po odejściu Matki w 1973 r. warunki w ashramie drastycznie się zmieniły. „Ashram Sri Aurobindo” nie jest niczym więcej, niż pełną sukcesu, dobrze prosperującą instytucją. Dla zainteresowanych szczegółami własnej pracy Matki, po odejściu Sri Aurobindo w 1950, jak również wypadkami otaczającymi jej odejście w 1973, polecamy „Agendę Matki” ( jej własne, nagrywane sprawozdanie z prac nad ciałem, od 1951 do 1973 r. w 13 tomach) oraz biografię Matki autorstwa Satprema w 3 tomach: 1)Boski Materializm, 2)Nowy Gatunek, 3)Mutacja Smierci.
W Indiach „ashram” jest normalnie duchową lub religijną społecznością, której członkowie są zebrani wokół Mistrza i porzucili świat, aby poświęcić się medytacji, koncentracji i ćwiczeniom jogi, w celu osiągnięcia „wyzwolenia”. Jak można to sobie wyobrazić, ashram Sri Aurobindo miał niewiele wspólnego z tą definicją, za wyjątkiem faktu, że uczniowie zebrani byli wokół Sri Aurobindo oraz Matki. Nie był to jakiś zakon w egzotycznym stylu, a jeszcze w mniejszym stopniu miejsce ucieczki I spokoju; była to raczej kuźnia: Ten ashram został stworzony… nie dla porzucenia świata, ale jako centrum i pole praktyki dla ewolucji innego rodzaju i formy życia 36. Nawet przed aresztowaniem Sri Aurobindo w Bengalu, w czasach, kiedy nie myślał on nawet o założeniu ashramu, powiedział on już wówczas: „Duchowe życie znajduje swą najpotężniejszą ekspresję w człowieku, który żyje zwyczajnym życiem w sile jogi… To przez taką unię wewnętrznego i zewnętrznego życia, ludzkość będzie ewentualnie podniesiona i stanie się potężna i boska .37 Z tego powodu , chciał on, aby jego ashram był w pełni zaangażowany w codziennym życiu, tuż pośrodku zwyczajnego świata, gdyż to jest miejsce, gdzie musi zajść transformacja, a nie na jakimś szczycie w Himalajach. Za wyjątkiem głównego budynku, w którym zamieszkiwała Matka i gdzie ulokowany jest grób Sri Aurobindo, 1200 dziwnych uczniów wszelkich narodowości oraz klas, mężczyzn, kobiet i około400-500 dzieci rozproszonych było po całym mieście Pondicherry w ponad 300 różnych domach. Nie miało się innych ścian protekcyjnych w ashramie, za wyjątkiem własnego wewnętrznego światła; tuż za następnymi drzwiami rozbrzmiewał bazarowy szum.
Przybysz z Zachodu, który zawitał tam z zamiarem znalezienia spokoju i nauczenia się „jogi” był oczywiście bardzo rozczarowany. Przede wszystkim, nikt nie próbował go czegokolwiek uczyć (to raczej „od-uczanie” które jest tu potrzebne), nie było tam żadnych klas, żadnych wykładów, za wyjątkiem prac Sri Aurobindo oraz „Pytań i Odpowiedzi” Matki, które były do dyspozycji każdego ( jak również wszelkie inne nauki, faktycznie, zarówno tradycyjne jak i nie-tradycyjne). Nie było też tam żadnych reguł. Uczeń musiał odkrywać wszystko sam, wewnątrz siebie, pośród bardzo aktywnego życia. Pozostawiony był samemu sobie. Bowiem jak można byłoby nakreślić mentalne reguły dla zadania obejmującego wszystkie poziomy ewolucji - mentalne, witalne oraz psychiczne - wszystkie ludzkie typy i tradycje (niektórzy uczniowie wychowani byli po chrześcijańsku, inni jako taoiści, muzułmanie, buddyści, ateiści, etc)? Każdy z nich miał znaleźć swoją własną prawdę, która nie jest tym samym, co prawda następnego człowieka. Niektórzy z tamtejszych ludzi wierzyli w zalety ascetyzmu - wbrew wszystkiemu, co Sri Aurobindo powiedział na ten temat - i żyli oni na emeryturze, jako asceci; inni woleli judo czy football; znowu inni woleli książki i studia, a jeszcze inni tego nie znosili; niektórzy byli aktywni w biznesach lub produkowali nierdzewną stal, perfumy a nawet tony cukru we współczesnej cukrowni. Było tam zawsze coś, co mogło zaspokoić każdy smak. Ci, co lubili malarstwo - malowali; ci, co lubili muzykę - mieli każdy z możliwych instrumentów, hinduskich czy zachodnich, do swej dyspozycji; ci, którzy lubili uczyć - stawali się nauczycielami w Międzynarodowym Centrum Edukacji, które obejmowało całe akademickie spektrum, od przedszkola do szkoły wyższej. Były tam również drukarnie, laboratoria, ogrody, pola ryżowe i zakłady mechaniczne dla samochodów, traktorów oraz ciężarówek, był oddział Roentgena i sala operacyjna. Każda z możliwych ludzkich aktywności była tam reprezentowana. Był to mikrokosmos. Można było również zostać piekarzem, czy pomywaczem, lub też próbować swych talentów w stolarce, jeśli się wierzyło w zalety prostej pracy. Ale nie istniała żadna hierarchia pomiędzy tymi aktywnościami; żadna z nich nie była wynagradzana, ani też żadna uważana za lepszą od drugiej. Wszelkie praktyczne potrzeby życiowe były zapewniane przez Matkę, dla każdej osoby, stosownie według jej lub jego potrzeb. Jedynym prawdziwym zadaniem było odkrywanie prawdy własnego istnienia, dla której ta zewnętrzna praca była jedynie środkiem. Godnym uwagi było obserwowanie ludzi zmieniających swe aktywności w miarę budzenia się świadomości; wkrótce, wszystkie wartości przywiązywane do wcześniejszego zawodu odpadały, a jako że pieniądze nie miały już dłużej żadnego znaczenia, ten który sądził, że jest doktorem, np. poczuł się wygodniej, jako rzemieślnik, podczas, gdy człowiek bez żadnego specjalnego wykształcenia, nagle odkrywał w sobie talent dla poezji, lub malarstwa, albo też zagłębiał się w studiach nad sanskrytem czy medycyną Ayurvedy. Było to kompletne przetasowanie zewnętrznych wartości stosownie do kryterium wewnątrznego jednostki. Kiedy uczeń pewnego dnia zapytał Matkę o najlepszy sposób współpracy w supramentalnej transformacji, otrzymał on taką odpowiedź: „Jest to zawsze ta sama rzecz: realizacja naszej własnej istoty, w jakiejkolwiek formie, jakimikolwiek środkami - nie ma to znaczenia - ale jest to jedynym sposobem. Każda osoba nosi w sobie prawdę; to właśnie z tą prawdą musi się ona jednoczyć, tę prawdę musi ona żyć w swoim życiu; kiedy bowiem to czyni, droga którą idzie w celu odkrycia i zrealizowania tej prawdy, jest równocześnie drogą, która prowadzi go najbliżej w kierunku Transformacji. To znaczy, te dwie rzeczy są nierozdzielnie połączone; osobista realizacja oraz transformacja. Może jest to nawet ta różnorodność podejścia, która odsłoni Sekret i otworzy drzwi, kto wie ?”
Nie istniało tam żadne życie komunalne również, jedynie wewnętrzna więź. Niektórzy uczniowie utrzymywali nawyk, datujący się do czasów, kiedy to Matka zwykła przemawiać do dzieci ashramu, zebranych dwa razy na tydzień dla kolektywnej medytacji. Ale zebrania odbywały się przeważnie dla celów sportowych ( była tam wspólna jadłodajnia, ale wielu wolało jadać w domu, z rodzinami, lub samotnie). Istniały tam sporty wszelkiego rodzaju, od tradycyjnej hatha jogi do tenisa i boksu, a prawie każdy z uczniów poświęcał godzinę albo dwie codziennie dla sportu. Morze było blisko, ale była tam również pływalnia w rozmiarze olimpijskim; były korty dla koszykówki i piłki ręcznej, tory wyścigowe, sale gimnastyczne, ringi bokserskie, dojo dla judo, etc. Każdy z możliwych sportów był tam praktykowany, od wieku lat 5 do 80. Był tam również teatr i kino. Ale sport również nie był artykułem wiary; nic nie było artykułem wiary, za wyjątkiem oczywiście wiary w boskie możliwości człowieka i w prawdziwsze życie na ziemi. „Wszyscy z was tutaj, moje dzieci, żyjecie w wyjątkowej wolności, mawiała Matka do najmłodszych… Nie ma żadnych ograniczeń społecznych ani moralnych, żadnych ograniczeń intelektualnych, żadnych reguł; nie ma tu nic, za wyjątkiem Swiatła”. Ale było to bardzo wymagające Swiatło. Było ono tam, aby ziemska praca mogła się rozpocząć.
Jak jednak może cokolwiek być „ziemskim” z 1200 uczniami, lub nawet ze stu tysiącami ? Ashram był właściwie jedynie skoncentrowanym miejscem dla pracy - ashram jest faktycznie wszędzie na świecie, gdziekolwiek ludzie tęsknią za prawdziwszym życiem, czy też znają oni Sri Aurobindo, czy nie, ponieważ ich wewnątrzna orientacja, ich wewnątrzna potrzeba, umieszcza ich automatycznie w tym samym kotle. Transformacja nie jest prerogatywą jednej osoby; wręcz przeciwnie, wymaga ona wielu ludzi i tak różnych, jak jest to możliwe. Ashram był jedynie symbolicznym miejscem pracy, w sposób, w jaki laboratorium jest symbolicznym gruntem testowania szczepionki, z której skorzystają miliony ludzi. Sam Sri Aurobindo często nazywał go laboratorium. Można to lepiej docenić, jeśli zrozumiemy, że każda jednostka reprezentuje pewien agregat wibracji i jest w kontakcie z pewną strefą w Podświadomości. Owe światy, w sposób oczywisty całkiem różne, są faktycznie zrobione z kilku typowych wibracji; wielość form ( lub raczej zniekształceń), wielość istot, miejsc i wydarzeń wewnątrz danej strefy, jedynie maskuje tę samą identyczną wibrację. Jak tylko zaczynamy być nieco świadomi i zaczynamy schodzić w Podświadomość, nie będąc przez nią przytłaczanym, aby wykonać w niej pracę, bywamy zdumieni, a czasem nawet rozbawieni, zdając sobie sprawę z faktu, że osoby, które znamy, a które są całkiem różne w terminach mentalnych oraz witalnych, są prawie takie same i zamienne w Podświadomości ! Trudno je czasem rozpoznać. Tak więc, ludzie podzieleni poprzez różne religie, różne zaplecza, różne klasy społeczne, a nawet różne etyki, mogą należeć do tego samego typu i być bardzo podobni w Podświadomości, jak gdyby widziało się jednego poprzez drugiego, powiada Matka; jest to dziwny rodzaj nakładania się na siebie cech. Widzimy jedynie dwoje, lub troje ludzi, jednego poprzez drugiego, ponieważ nasza wizja jest ograniczona, ale jeśli byśmy posiadali wizję totalną, widzielibyśmy tysiące tysięcy więcej, poza nimi, zgrupowanych w dobrze określonych kategoriach. Niektórych ludzi nigdy nie widuje się razem w Podświadomości, chociaż mogą oni żyć całkiem blisko w zewnętrznym życiu i vice versa. I wówczas rozumiemy, jak praca może przybrać światowe rozmiary: „Każda jednostka, powiada Matka, jest instrumentem kontrolowania pewnego zakresu wibracji, które reprezentują jej własne, szczególne pole pracy”. Każdy z nas, z powodu naszych jakości oraz naszych wad, ma dostęp do szczególnej strefy ziemskiej świadomości, która reprezentuje nasz wkład w ogólnej transformacji. Tak więc rozumiemy dlaczego transformacja nie może nastąpić w pojedynczej jednostce, gdyż niezależnie, jak wielką ona by nie była, jak złożona nie byłaby jej wewnątrzna organizacja, jak rozległe jej mentalne, witalne i podświadome kolonizacje, to jednak reprezentuje ona tylko jeden zestaw wibracji. W najlepszym wypadku może ona transformować ten typ wibracji, które sama reprezentuje - jeśli nawet to, gdyż w ostatecznej analizie wszystko jest powiązane z sobą. Rozumiemy również, dlaczego transformacja nie może zostać osiągnięta przez świętych; to nie ze świętości czyni się szczepionki, ale z tej porcji ludzkiej choroby, której ma się odwagę stawić czoła i wziąć na siebie. W obydwu przypadkach choroba tam jest; jeden typ jednostki zamyka na nią swoje oczy i ucieka w ekstazy, podczas gdy inny zakasuje rękawy i rozpoczyna pracę w swych probówkach. Kiedy stary z uczniów narzekał raz gorzko na ludzką mieszaninę w ashramie i tych wszystkich „niemożliwych” ludzi, którzy w nim przebywali, Sri Aurobindo odpowiedział: „Jest to konieczne albo raczej nie do uniknięcia, że w Ashramie, który jest `laboratorium'… dla duchowej i supramentalnej jogi, ludzkość powinna być w różnorodny sposób reprezentowana. Gdyż problem transformacji musi mieć do czynienia z wszelkimi rodzajami elementów korzystnych i niekorzystnych. Ten sam człowiek faktycznie dźwiga w sobie mieszanką tych obojga. Jeśli by jedynie cnotliwi (sattvic) i kulturalni ludzie kandydowali do jogi, ludzie bez większych witalnych trudności, wówczas, jako że trudność witalnego elementu w ziemskiej naturze nie została skonfrontowana i pokonana, całe przedsiewzięcie mogłoby upaść. 38 W momencie żalu, inny z uczniów napisał do Sri Aurobindo, „Cóż to za uczniowie z nas ! Powinieneś był wybrać lub wezwać kogoś lepszego - może kogoś jak Z….” Sri Aurobindo odpowiedział: „Co do uczniów, zgadzam się! - Tak, ale czy owi lepsi, zakładając, że tacy istnieją, byliby typowymi przedstawicielami ludzkości? Mieć do czynienia z kilkoma wyjątkowymi typami nie rozwiązałoby problemu. A czy zgodzili by się oni iść moją drogą - to już odmienne pytanie. I gdyby zostali oni poddani próbom, czy zwyczajna ludzkość nagle nie odsłoniła by się w nich - oto inne pytanie. 39 Nie pragnę setek tysiący uczniów. Wystarczające będzie, jeśli dostanę setkę kompletnych ludzi, pozbawionych małostkowego egoizmu, którzy staną się instrumentami Boga.40
Praktycznie mówiąc, praca jest wykonywana poprzez każdą jedną z naszych psychologicznych trudności, a każda symbolizująca tę samą trudność w świecie - jeśli dana wibracja bywa dotknięta w jednej jednostce, ta sama wibracja dotykana jest jednocześnie na całym świecie. „Każdy z was reprezentuje jedną z trudności do przezwyciężenia, po to, aby transformacja była kompletna - a to oznacza mnóstwo trudności ! - powiedziała Matka. Jest to nawet więcej, niż trudność. Sądzę, że powiedziałam wam już wcześniej, że każdy jeden reprezentuje niemożliwość, którą musi się rozpracować; kiedy wszystkie te niemożliwoćci zostaną rozpracowane, Praca będzie wykonana,” Jak już mówiliśmy, każda osoba posiada cień, który za nią idzie i wydaje się stanowić przeciwieństwo samego celu jej egzystencji. To właśnie tę szczególną wibrację musi ona transformować, to jest jego pole pracy, jego niemożliwy do rozwiązania węzeł. Jest to jednocześnie wyzwanie jej życia oraz zwycięstwo, jest to jej udział w postępie kolektywnej ewolucji na ziemi. Ale coś szczególnego zdarza się w naszym laboratorium: w zwyczajnym życiu, lub indywidualnej jodze, ow cień jest mniej lub bardziej uśpiony, mniej lub bardziej kłopotliwy i zwykle rozpływa się sam, albo raczej zatapia się głębiej w zapomnienie; ale jak tylko zaangażujemy się w ziemskiej jodze, odkrywamy, że nie rozpływa się on w ogóle; wychodzi na wierzch nieustannie, niestrudzenie, jak gdyby walka nigdy nie została wygrana - jest to rzeczywiście, jak gdybyśmy walczyli przeciwko temu szczególnemu węzłowi wibracji dla całej ziemi. Wydaje się, jak gdyby poszukiwacz stawał się specjalnym polem bitwy dla zażartej i symbolicznej walki przeciwko temu samemu węzłowi ciemności w całej reszcie ludzkości. „Nie czyni się już jogi wyłącznie dla siebie, czyni się ją dla wszystkich, w sposób niezamierzony, automatycznie,” powiada Matka. Poszukiwacz weryfikuje in vivo zasadę światowej zasadniczej jedności; próba wyprostowania maleńkiej wibracji w nim samym, uruchamia reakcję miriadów maleńkich siostrzanych wibracji na całym świecie. Oto, co Sri Aurobindo nazywa „jogą dla ziemskiej świadomości”.41 Akceptując życie, musi on (poszukiwacz integralnej jogi) znosić nie tylko swój własny ciężar, ale ciężar wielkiej części świata na sobie również, jako kontynuację swego własnego, wystarczająco ciężkiego ładunku. Zatem jego Joga ma bardziej charakter walki, niż inne jogi; ale nie jest to tylko walka indywidualna, jest to kolektywna wojna toczona na znacznym terytorium. Nie tylko musi on pokonać w sobie siły egoistycznego fałszu i nieporządku, ale pokonać je, jako przedstawicieli tych samych przeciwstawnych i niewyczerpywalnych sił w całym świecie. Ich reprezentatywny charakter daje im o wiele więcej upartej zdolności oporu, prawie niekończące się prawo nawrotów. Często przekonuje się on, kiedy nawet już wygrał swe osobiste walki, że wciąż musi na nowo je wygrywać w pozornie niekończącej się wojnie, ponieważ jego wewnętrzna egzystencja została już tak powiększona, że nie tylko zawiera ona jego własną istotę, ze swymi dobrze określonymi potrzebami i doświadczeniami, ale jest w solidarności z istotą innych, ponieważ zawiera w sobie cały wszechświat.42
Czy kiedykolwiek ktoś zdoła dotrzeć do końca zadania ? Moglibyśmy sądzić, że Podświadomość jest niekończącym się ściekiem - riszowie nazywali ją „otchłanią bez dna” - i że jeślibyśmy musieli czekać aby została ona totalnie oczyszczona, zanim będziemy w stanie osiągnąć supramentalną pozycję, to moglibyśmy tak czekać bardzo, bardzo długo. Ale jest to jedynie pozór. Narodziny nowej jednostki nie przynoszą nowego ładunku podświadomego lub nieświadomego materiału; czerpią jedynie ze wspólnego źródła i jednostka powtarzać będzie te same wibracje, które wirują bez końca w ziemskiej atmosferze. Człowiek nie jest w stanie stworzyć nowej ciemności w większym stopniu, niż mógłby on stworzyć nowe światło. Jest on jedynie instrumentem - świadomym lub nieświadomym - jednego lub drugiego (najczęściej obydwu). Zadne nowe wibracje nie są przynoszone na świat, za wyjątkiem tych z superświadomej Przyszłości, które stopniowo stają się obecnymi i rozpuszczają albo transmutują wibracje z naszej ewolucyjnej przeszłości. Dzisiejsza Posświadomość i Nieświadomość są w sposób oczywisty mniej podświadome i nieświadome, niż były one dwa tysiące lat temu, a my wszyscy zapłaciliśmy cenę, aby tak się mogło stać. Ten nacisk Przyszłości na teraźniejszość jest kluczem do transmutacji świata. Joga jest procesem przyspieszania Przyszłości i pionier ewolucji jest instrumentem, który ściąga w dół coraz to potężniejsze wibracje. Zadanie poszukiwacza jest zatem nie w takim stopniu negatywne przedsięwzięcie czyszczenia Podświadomości, jak pozytywne przyzywanie światła; znosi on w dół wibracje Przyszłości aby przyspieszać proces oczyszczania. Oto, co Sri Aurobindo nazywa „zejściem” i co jest główną charakterystyką jego jogi, jak już powiedzieliśmy wcześniej. „Jeśli zejście następuje w innych rodzajach jogi, to jest ono jednak incydentem ubocznym lub skutkiem wznoszenia się - gdyż wznoszenie się jest rzeczą prawdziwą. Tu zaś, wznoszenie się jest pierwszym krokiem, ale jest on środkiem dla zejścia. To właśnie zejście nowej świadomości, osiągniąte przez wzniesienie się, które jest marką pieczęcią dyscypliny (sadhana)… tutaj celem jest boskie wypełnienie życia. 43 Kiedy Sri Aurobindo mówi o „zejściu”, nie ma on na myśli nagłego i szybkiego zwrotu w górę, po którym następuje nagły i szybki zwrot w dół. Nie ma on na myśli schodzenia w dół dla krótkiego wyczynu ciężkiej pracy pozamiatania trochę; jego zamiarem jest, aby dno faktycznie przestało być dnem,. Weźmy przykład bardzo prozaiczny - a Bóg świadkiem, że transformacja jest wystarczająco prozaiczna - że robimy zakupy w sklepie pośród raczej ciemnej i szarej ludzkości, czy też podróżujemy w nocy w raczej ponurych regionach podświadomości i czynimy obydwie te rzeczy z podobnym natężeniem świadomości, światła i spokoju, jak wówczas, gdy siedzimy sami w naszym pokoju z zamkniętymi oczami, w głębokiej medytacji. Oto, co się rozumie przez „zejście”. Nie istnieje dłużej żadna różnica pomiędzy szczytem a dnem, to co wysokie i niskie jest równie świetlistym i spokojnym. I w taki to sposób transformacja działa na światową skalę, gdyż jedność substancji świata działa w obydwu kierunkach. Nie można dotknąć pojedynczego cienia, nie dotykając jednocześnie wszystkich korespondujących cieni świata, ale odwrotność tegoż jest równie prawdziwa: Nie można schwytać samemu światła, nie wpływając na wszystkie otaczające cienie. Wszystkie wibracje są zaraźliwe, włączając również te dobre. Każde zwycięstwo, jest zwycięstwem dla wszystkich. I faktycznie, przeciwieństwo byłoby zdumiewające ! To wszystko jest tą samą Istotą ! , wykrzyknęła Matka, istnieje tylko jedna świadomość, jedna substancja, jedna siła i jedno ciało w świecie. I oto dlaczego Sri Aurobindo mógł powiedzieć o Matce i sobie: „Jeśli Superumysł zejdzie w nasze fizyczne ciało, bądzie to znaczyło, że zszedł on w Materię i wówczas nie ma powodu, aby nie miał się zamanifestować w uczniach (sadhaks).44
Im wyżej poszukiwacz się wspina, tym szerszy jest jego dostęp do najniższych stref - Przeszłość, z którą może on wejść w kontakt jest w dokładnej proporcji do Przyszłości, którą odkrył - oraz tym większa jego zdolność dla kolektywnej transformacji. Aż do obecnej pory, jedyną potęgą znoszoną na dół bywała potęga umysłowa, lub w najlepszym przypadku nad-umysłowa, która nie była w stanie dosięgnąć najniższych poziomów, ale obecnie, jako że supramentalna lub duchowa potęga zeszła w świadomość ziemską, dzięki realizacji Sri Aurobindo i Matki, możemy w sposób zrozumiały oczekiwać, że ta najwyższa Przyszłość dotknie najgłębszego dna i przyspieszy oczyszczanie, a ostatecznie, ewolucję całej ludzkości. Joga jest procesem przyspieszonej ewolucji i postęp jest geometryczny: „Pierwszy ciemny ruch materialny Siły ewolucyjnej znaczony jest przez odwieczne stopniowanie; postęp ruchu życia odbywa się powoli, ale już w nieco szybszym tempie iskoncentrowany jest w tysiącleciach; umysł jest w stanie więcej zacieśnić ociężałe lenistwo Czasu, czyniąc długie kroki w przeciągu wieków; ale kiedy świadomy duch interweniuje, najbardziej skoncentrowany krok ewolucyjnego tempa staje się możliwy,”45 Osiągnęliśmy właśnie ten punkt. Konwulsje obecnego świata są prawdopodobnie oznaką, iż zstępujące Ciśnienie narasta i że zbliżamy się do rzeczywistego rozwiązania. „Może tak być również, iż raz rozpoczęte (supramentalne) przedsięwzięcie, może nie postępować zbyt szybko naprzód, nawet do swego pierwszego decydującego stadium; może tak być, że zajmie całe wieki wysiłku osiągnięcie pewnego rodzaju permanentnych narodzin. Ale nie jest to zupełnie nie do uniknięcia, gdyż zasada takowych zmian w Naturze wydaje się być długim, ukrytym przygotowywaniem, po którym następuje szybki zryw i opad elementów w nowe narodziny, nagła konwersja, transformacja, która w swym świetlistym momencie pojawia się jak cud. Nawet kiedy pierwsza, decydująca zmiana zostaje osiągnięta, jest rzeczą pewną, że cała ludzkość nie będzie w stanie wznieść się na ten poziom. Nie będzie można uniknąć podziału na tych, którzy są w stanie żyć na duchowym poziomie i tych, którzy są jedynie w stanie żyć w świetle, które zstępuje z niego na płaszczyźnie mentalnej. A poniżej tych może ciągle istnieć wielka masa, odczuwająca odgórne wpływy, ale nie gotowa jeszcze na przyjęcie światła. Lecz nawet taki stan byłby transformacją i początkiem czegoś dotąd jeszcze nie osiągniętego. Ta hierarchia nie oznaczałaby, jak w naszym obecnym witalnym życiu, egoistycznej dominacji bardziej ewoluowanych nad mniej ewoluowanymi, ale opiekę starszych braci rasy nad młodszymi i stałą pracę nad podniesieniem ich na wyższy stopień duchowości oraz szersze horyzonty. A dla wiodących również owo wzniesienie się na pierwszy z duchowych poziomów, nie byłoby końcem boskiego marszu, kulminacją, która nie pozostawiałaby nic więcej do osiągnięcia na ziemi. Gdyż będą ciągle wyższe poziomy w supramentalnej dziedzinie*, o których wiedzieli wedyccy poeci, kiedy mówili o duchowym życiu, jako stałym wznoszeniu się,- 46
„ Kapłani świata wspinają się do Ciebie, jak po drabinie, O stukrotnie-potężny. Tak jak człowiek wspinając się ze szczytu na szczyt, widzi jasno, że wiele jeszcze jest do dokonania”**
Spędziliśmy faktycznie wszystkie te wieki przygotowując Podstawy: Podstawę bezpieczeństwa i dobrobytu poprzez naszą naukę, podstawę dobroczynności poprzez nasze religie i morale, podstawę piękna i harmonii poprzez nasze sztuki i mentalną podstawę rygorystycznej dokładności - ale jest to podstawa dla czegoś jeszcze. Zaabsorbowani w naszych wysiłkach osiągnięcia doskonałości, spostrzegamy jedynie jeden aspekt wielkiego Dzieła - aspekt ziemskiej nieśmiertelności, jak riszowie, aspekt wiecznej Trwałości, jak Budda, aspekt dobroczynności, dobrobytu, wszelkiego rodzaju aspekty - ale przecież nie będziemy tak na zawsze bawić się klockami, jak dzieci ! Zadne z powyższych nie jest końcem, ale jedynie negatywnym warunkiem Gry. Nic się jeszcze rzeczywiście nie zaczęło ! Bo co się zaczęło ?… Być może, oczekuje się od nas, abyśmy najpierw stali się świadomymi Gry, tak na początek. Wyczerpaliśmy wszelkie rodzaje przygód od Juliusza Verne, które wszystkie zamieniły się w nicość przed naszymi oczami. Jakaż wojna, jakaż rewolucja jest ciągle warta, aby przelewać za nią krew ? Nasze Everesty zostały wszystkie pozbawione dziewictwa a wysokie morza są dobrze strzeżone - wszystko jest monitorowane i skalkulowane, nawet stratosfera. Czy może to być celowym, aby doprowadzić nas do jedynej możliwości, która nam jeszcze pozostała w tym narastająco duszącym świecie ? Sądziliśmy, że jesteśmy małymi turkuć podjadkami, które nie są w stanie widzieć za daleko w tym wielkim wszechświecie, tak więc skorygowaliśmy wielkie Oko wewnątrz, oraz nasze skrzydła obejmujące cały świat, poprzez produkowanie maszyn, które jedynie miażdżą nas na śmierć - może i po to, aby zmusić nas do wiary w siebie, tak jak wierzymy w nasze maszyny oraz zdania sobie sprawy z tego, że możemy być od nich lepsi. „Kręcą się oni w kółko, pobici i potykający się, jak ślepi prowadzeni przez ślepego”, powiadały Upaniszady dawno temu.*** Czyż nie nadszedł czas, aby spojrzeć poza nasze małe konstrukcje i rozpocząć Grę ? Zamiast bawić się z łopatami, buldożerami, ewangeliami i neutronami, zacznijmy karczować świadomość i rzućmy to ziarno na wiatry czasu, aby życie mogło się zacząć.
O, przymuszana Siłą, wiedziona Losem raso ziemska,
O mali awanturnicy w nieskończonym świecie
I więźniowie skarlałej ludzkości,
Jak długo krążyć chcecie w spirali umysłu
Wokół swych małych istot I rzeczy nieważnych ?
…
Lecz nie dla wiecznej małości byliście stworzeni
Nie dla próżnych powtórzeń was tu zbudowano…
Wszechmocne potęgi są zamknięte w komórkach Natury
Większe doświadczenie czeka wciąż przed wami…
Zycie, które wiedziecie, kryje światło, którym jesteście…47
Zerkając ponad płotem, widzimy, że wszystko tam już jest, oczekujące tylko na nas, abyśmy go zapragnęli:
Widziałem, jak zmierzch wieku oni przekraczali,
Słonecznookie dzieci cudnego poranka…
Silni łamacze barier tego świata…
Architekci nieśmiertelności…
Ciała upiększone światłem Ducha,
Niosący magiczne słowo, mistyczny ogień,
Niosący dionizyjski puchar radości… 48
* * *
Era Zelaza jest zakończona 49
Wymogi wstępne wieku Prawdy mogą się wydawać ścisłe - niebezpieczne zejście w Nieświadomość, walka przeciwko Ciemności i Smierci na każdym zakręcie. Ale czyż nie ryzykowaliśmy naszego życia już dla mniejszych spraw ? „Wielkość człowieka nie leży w tym, czym on jest, ale w tym, co on czyni możliwym,” 50, powiedział Sri Aurobindo. Zwycięstwo musi zostać osiągnięte raz, w ludzkim ciele. Kiedy jeden człowiek odniesie zwycięstwo, będzie to zwycięstwo dla całej ludzkości i we wszystkich światach. Gdyż ta mała ziemia, tak z pozoru nieznacząca, jest symbolicznym polem walki, obejmującym wszystkie kosmiczne hierarchie, podobnie, jak świadoma jednostka ludzka jest symbolicznym polem walki dla całego rodzaju ludzkiego - jeśli odniesiemy zwycięstwo tutaj, odniesiemy je wszędzie; to my jesteśmy zbawicielami zmarłych, my jesteśmy zbawicielami życia. Poprzez stawanie się świadomym, każdy z nas staje się budowniczym nieba i odkupicielem ziemi. Oto dlaczego to życie na ziemi przybiera tak wyjątkowe znaczenie pomiędzy wszelkimi innymi formami życia i oto dlaczego strażnicy Fałszu upierają się nauczać nas o życiu pozagrobowym. „Nie powinniśmy marnować ani minuty aby wykonać naszą pracę tutaj, powiada Matka, ponieważ tylko tutaj możemy ją faktycznie wykonać. Nie oczekujcie niczego od śmierci; życie jest waszym zbawieniem. To w życiu transformacja musi zostać osiągnięta; to na ziemi dokonuje się postępu, na ziemi realizuje się siebie. To w ciele Zwycięstwo bywa osiągane.” Wówczas prawo ewolucji nie będzie już dłużej zrobione ze sprzeczności, zawsze napędzających nas do wyrwania się z naszej ludzkiej dziecinności. Bądzie to prawo światła i nieustającego postępu - nowa ewolucja w radości Prawdy. Zwycięstwo musi być odniesione raz. Jedno wspaniałe ciało - jedno ciało musi złamać żelazne prawo dla wszystkich ciał. I wszyscy ludzie muszą współpracować, aby osiągnąć to jedno Zwycięstwo. Strategiczna trudność transformacji jest w pełni przed nami. „Jeśli Ziemia przyzywa i Najwyższe odpowiada, ta godzina może być nawet teraz.”*
Zakończenie
Koniec, który zawsze rozpoczyna się od nowa *
Realizacja wedyckich riszów stała się kolektywną. Superumysł wszedł w ziemską świadomość, zstąpił on na sam dół aż do fizycznej podświadomości, do granic Materii. Tam pozostaje jedynie jeden ostateczny pomost do przekroczenia, aby łączność została ustabilizowana. „Nowy świat się narodził, powiedziała Matka. W obecnym momencie jesteśmy pośrodku okresu tranzycji, w którym te dwa światy są z sobą przemieszane: stary świat wciąż się trzyma kurczowo, wciąż bardzo potężny, wciąż kontrolujący zwyczajną świadomość, ale nowy świat już się wślizguje, tak skromny i niezauważalny, że zewnątrznie niewiele zmienia w tym momencie… Ale on działa, on rośnie aż do dnia, kiedy będzie wystarczająco silny, aby zaprezentować się w sposób widoczny.” Nie wszystkie trudności pochodzą z podświadomości. Jeden, w szczególności, jest bardzo świadomy i przeciwstawia się nowemu światu jak masywne drzwi z brązu - i nie jest to nasz materializm, jak często myślimy - jeśli będą szczerzy, naukowcy mogą być pierwszymi, którzy wynurzą się w prawdzie, ale jest to gęsta skorupa duchowości, pod którą pogrzebaliśmy Ducha. Faktyczną intrygą diabła nie jest sianie fałszu i nienawiści w świecie, jak to czynił Atylla i naziści - jest on na to o wiele za mądry - ale uchwycenie ziarna prawdy i przekręcenie go troszeczkę. Nic nie jest twardsze niż wykrzywiona prawda, ponieważ fałsz natychmiast zdobywa całą potęgę tej cząsteczki prawdy, którą w sobie zawiera. Mówiono nam w kółko, że zbawienie jest w niebie - i jest to prawda, nie ma zbawienia dla człowieka tak długo, jak długo jego nos jest zagrzebany w Materii; jego zbawienie jest w superświadomym niebie. Prawdopodobnie było koniecznym nauczanie nas o niebie, aby wyciągnąć nas z naszej pierwotnej ewolucyjnej sklerozy - ale jest to tylko pierwsze stadium ewolucji, które my zamieniliśmy w ostateczny i sztywny koniec. I teraz ten koniec zwraca się przeciwko nam. Zaprzeczyliśmy Boskości w Materii, aby ją zamiast tego ograniczyć do naszych miejsc świętych i obecnie Materia się mści - nazwaliśmy ją szorstką i jest ona faktycznie szorstka. Tak długo, jak długo tolerujemy tę Nierównowagę, nie ma dla ziemi żadnej nadziei. Będziemy jedynie wahać się od bieguna do bieguna - obydwu równie fałszywych - od materialnych radości do duchowej surowości, nie znajdując kiedykolwiek prawdziwego spełnienia. „Starożytne kultury intelektualne Europy skończyły w rozdarciu wątpliwości i sceptycznej impotencji, a kapłaństwo Azji w stagnacji i upadku.1** My potrzebujemy na równi wigoru Materii, jak i świeżych wód Ducha, podczas gdy nasze materializmy są ogłupiające a nasze wierzenia są jedynie odwrotnością naszego niedowiarstwa. „Ateista, to Bóg bawiący się w chowanego z samym Sobą; ale czy Teista jest w czymkolwiek lepszy ? Cóż, być może; gdyż ten zobaczył cień Boga i uczepił się go. 2
Jeśli pragniemy uzdrowić tę Nierównowagę - jako, że wszystko, czemu brak równowagi w naszych ciałach, w naszych społeczeństwach, czy w naszych kosmicznych cyklach, ewentualnie ginie - musimy stać się przejrzyści. Zagubiliśmy Hasło, taka jest podstawowa prawda naszej ery. Zastąpiliśmy prawdziwą potęgę instrumentami oraz prawdziwą mądrość dogmatami. Są to rządy gnomów na każdym poziomie. I będą one się stawały w coraz to większym stopniu rządami gnomów, chyba, że porzucimy te uśmiercające półprawdy, czy to z dołów, czy z góry i pójdziemy do prawdziwego źródła, Wewnątrz, po to, aby ponownie odkryć praktyczny sekret Ducha w Materii. „Tym, co jest nieśmiertelne w śmiertelnych… jest bóg - ustabilizowany wewnątrz jako energia działająca w naszych boskich potęgach” (Rig Veda IV.2.1). Ponieważ znali ten Sekret, ani riszowie, ani też mędrcy starożytnych Tajemnic nie czynili tego okropnego rozróżnienia, które podminowuje nasze życia . „Nasz Ojciec - niebo, nasza Matka - ziemia” - oni nie próbowali rozwiązać problemu poprzez odsyłanie ludzkiego spełnienia w życie pozagrobowe - „Odnieśmy zwycięstwo nawet tutaj, prowadząc wyścig bojowy o setkach czołówek”. Osiągnąwszy szczyt świadomości nie rozpływali się oni w bladej ekstazie: „Jestem synem Ziemi, ziemia jest moją matką…” (Atharva Veda XII.1); podróżując do granic Nieskończoności, nie uważali oni małych rzeczy tutaj, za małe: „O Boskości, strzeż dla nas Nieskończoność i obdarz hojnie tym, co skończone” (Rig Veda IV.2.11), „Czy możemy wypowiedzieć twoje piękno, o Ziemio, które jest w wioskach i lasach, zgromadzeniach, wojnach i bitwach” (Atharva Veda XII,44.56). Oni walczyli, byli niezwyciężeni, gdyż wiedzieli, że Bóg jest w nas: „ O, Synu ciała… pełen szczęścia i światła, zwycięski, którego nic zranić nie może” (III.4.2,9..1). Zwycięska prawda uczciwych ludzi, dla których śmierć jest fałszem i klęską. Prawda boskiej radości na ziemi. Oczywiście, ich prawda była zbyt wczesną dla europejskiej hordy, która potrzebowała słyszeć o niebie, zamiast ziemi, ale może w końcu nadszedł czas, aby odsłonić Tajemnice, czy to wedyckie, orfickie, alchemiczne, czy kataryjskie i odzyskać kompletną prawdę o dwu biegunach w ramach trzeciej pozycji, która nie jest ani pozycją materialistśw, ani też spirytualistów: „ Wznoszenie się człowieka w niebo nie jest kluczem, ale raczej jego wznoszenie się tutaj w duchu, jak również zejście ducha w jego zwyczajne człowieczeństwo i transformacja tejże ziemskiej natury. Gdyż jedynie to, a nie jakieś pośmiertne zbawienie, jest faktycznie nowymi narodzinami, których oczekuje ludzkość, jako koronnego ruchu swej długiej, ciemnej i bolesnej podróży.3
Sri Aurobindo przynosi nam wiadomość pełną nadziei. Nasze obecne rządy gnomów są ostatecznie jedynie oznaką nowych narodzin. Nasza ciemność i upadek zawsze sygnalizują nadejście większego światła, które musiało zejść, aby poszerzyć panujące limity. Istnieją tylko dwa sposoby poszerzania limitów, poprzez super-obfitość światła, lub też super-obfitość ciemności. Wyciąga się naszą ciemność na światło i rozpuszcza, albo też wpuszcza się światło w naszą ciemność i ją transmutuje. W pierwszym przypadku wyzwala się kilka jednostek, podczas gdy ci drudzy, wyzwalają całą ziemię. Dziesięć tysięcy lat temu, kilku gigantów pomiędzy ludźmi, wyrwało Sekret świata, ale był to tylko przywilej kilku inicjowanych, podczas gdy to my wszyscy musimy stać się inicjantami. Dziesięć tysięcy lat temu istniał wiek złoty, podczas gdy teraz wszystko wydaje się być pochłonięte przez ciemność. Ale faktycznie, noc nie zapadła na świat, jak kaznodzieje zagłady usiłują nam wmawiać: światło zostało zagrzebane w świecie. Sekret musiał zostać zapomniany, ludzkość musiała zejść po ciemnym łuku wieku rozumu i religii, po to aby mogła odzyskać Sekret, całą dojrzałą istotę oraz światło wszędzie, ukryte pod tą całą ciemnością, całą nędzą, całą małością, zamiast w wysokiej mosiężnej wiecznej lampce jakichś wedyckich czy irańskich sanktuariów. Jesteśmy na początku Czasu. Ewolucja nie postępuje po jakiejś narastająco sublimowanej i zanikającej trajektorii, ale po spirali. „Ta bolesna droga nie wiedzie was z powrotem, nieco pobitych, do punktu wyjściowego; wręcz przeciwnie, pragnie ona przynieść całemu stworzeniu radość istnienia, piękno istnienia, wielkość istnienia i stały rozwój, stały postęp tejże radości, tego piękna i tej wielkości. Wówczas wszystko ma sens”. Wieczna spirala, która nie kończy się w ostatecznym punkcie - Ostateczne jest wszędzie w świecie, w każdym istnieniu, w każdym ciele, w każdym atomie - ale stopniowe wznoszenie się, sięganie coraz to wyżej, po to, aby zejść coraz to niżej i objąć coraz to więcej, odsłonić coraz to więcej. Jesteśmy na początku „Bezkresu” który będzie coraz to bardziej nieskończony. Pionierzy ewolucji już odkryli więcej stopni w ramach Super-umysłu i nowy kurs rozpoczął się wewnątrz wiecznego Stawania Się. Każdy zdobyty szczyt przynosi nową zmianę, kompletny przewrót świadomości, nowe niebo, nową ziemię; sam fizyczny świat wkrótce zmieni się tuż przed naszymi niedowierzającymi oczyma. I może to nie być pierwsza zmiana w historii - ileż ich już bywało przed nami ? Ile więcej będzie z nami, jeśli tylko zgodzimy się być świadomi ? „Sukcesywne przewroty świadomości, które przyniosą zawsze odnawiane bogactwo stworzenia, będą zachodzić pomiędzy kolejnymi stopniami”. Za każdym razem Magik w nas przekręci kalejdoskop i wszystko stanie się zdumiewająco szersze, prawdziwsze, piękniejsze. Musimy jedynie otworzyć oczy, a radość świata zastuka do naszych drzwi, jeśli tylko jej chcemy.
Bóle ziemi były okupem za jej uwięzioną rozkosz
… dla radości, nie smutku, ziemia została stworzona. 4
Taki jest Sekret. Jest on tutaj, wszędzie, w sercu świata. „Studnia miodu przykryta skałą”, „dziecięcy śmiech Nieskończoności”, którym faktycznie jesteśmy, świetlista Przyszłość, która odpycha naszą przeszłość. Ewolucja nie jest skończona. Nie jest ona absurdalną karuzelą, nie jest upadkiem, ani jarmarkiem próżności, jest ona
…. Przygodą świadomości i radości 5
Pondicherry,
14 kwietnia 1963
ODNIESIENIA
Większość cytatów ze Sri Aurobindo pochodzi z kompletnej edycji jego dzieł w 30 tomach (Wydanie Rocznicowe). Grubsze cyfry oznaczają numer tomu. Inne cytaty pochodzą z następujących wydań i książek:
Sri Aurobindo: Eseje na temat Gity (1959)
O Jodze II, Tom2 (1958)
Zycie, Literatura i Joga (1952)
Zagadka tego świata (1951)
Listy, seria 3 (1949)
Poematy przeszłe i obecne (1952)
Cykl ludzki (1949)
Na temat Wedy (1956)
Zycie Boskie (1960)
Ideał Karmajogina (1950)
A.B. Purani Wieczorne rozmowy ze Sri Aurobindo (1959)
Zycie Sri Aurobindo (1958)
D.K.Roy: Sri Aurobindo przyszedł do mnie (1952)
G.Monod-Herzen: Shri Aurobindo (1954)
Nirodbaran Korespondencja ze Sri Aurobindo (1959)
Większość cytatów Matki wzięta jest z „Agendy Matki”
Rozdział 7;
Esseje nt. Gity, 193
Myśli i aforyzmy, 17:138
Savitri, 28:74
Myśli i aforyzmy, 17:124
Synteza Jogi, 20:353
Problem powtórnych narodzin, 16:111
Ibid, 16:110
Synteza Jogi, 20:294
Rozdział 8;
Zycie Boskie, 18:63
Synteza Jogi, 21:833
Listy o jodze, 22:314
Synteza Jogi, 20:328
Rozdział 9;
Zycie Boskie, 18:193
Matka Indie (Miesięcznik)
Savitri, 28:120
O Jodze II, tom 2,110
Savitri, 28:30
Myśli i aforyzmy, 17:137
Rozdział 10;
Savitri, 28:64
Ibid; 28:169
Cykl ludzki, 301
O Sobie, 26:98
Ibid, 26:22
Esseje nt. Gity, 55
Ideał jedności ludzkiej, 15:320
Listy o jodze, 22:153
Savitri, 28:256
O sobie, 26:375
Ibid, 26:279
Ibid, 26:79
Savitri, 28:82
O sobie, 26:101
Ibid, 154
Listy o jodze, 22:273
Ibid, 71
Cykl ludzki, 15:177
O sobie, 26:102
Zycie Sri Aurobindo, 109
O sobie, 26:49
Przemówienia, 1:664
Rozdział 11;
Przemówienia, 2:3
Ibid, 2:7
Synteza Jogi, 29:109
Przemówienia, 2:4
Ibid, 2:5
Synteza Jogi, 20:285
Esseje nt. Gity, 59:516
Zycie Boskie, 19:805
Savitri, 28:66
Synteza Jogi, 20:313
Savitri, 28:66
Ibid, 29:625
Zbiór poezji i dramatów, 5:311
Zycie Boskie, 677
Problem powtórnych narodzin, 16:272
Zycie Boskie, 19:1023
Savitri, 28:24
Synteza Jogi, 20:348
Superman, 16:289
Listy o jodze, 22:316
Wieczorne rozmowy, 180
Synteza Jogi, 20:48
Savitri, 28:325
Rozdział 12;
Godzina Boga, 17:62
Synteza Jogi, 20:320
Savitri, 29:454
Synteza Jogi, 20:162
Savitri, 29:686
Synteza Jogi, 20:110
Zycie Boskie, 19:761
Esseje nt. Gity, 646
Synteza Jogi, 20:185
Ibid, 20:14
O Jodze II, tom 2, 739
Myśli i aforyzmy, 17:79
Savitri, 28:143
Synteza Jogi, 29:315
Savitri, 28:239
O Jodze II, tom 2,246
Synteza Jogi, 20:281
Listy o jodze, 23:743
Synteza Jogi, 20:281
Korespondencja, tom II, 119
Listy o jodze, 22:235
O Jodze II, tom 2, 197
Savitri, 28:143
Ibid, 28:279
Cykl ludzki, 209
Godzina Boga, 17:15
Listy, seria III, 124
Ibid, 124
Sri Aurobindo przyszedł do mnie, 127
Savitri, 28:315
Zycie Boskie, 1127
Listy o jodze, 22:264
Synteza Jogi, 21:772
O Jodze II, tom 2, 263
Poezje przeszłe i obecne, 1
Cykl ludzki, 15:5
Poezja przyszłości, 9:233
Ibid, 9:9
Listy, seria III, 97
Savitri, 28:120
Przemówienia, 2:6
Rozdział 13;
Wieczorne rozmowy, 120
Cykl ludzki, 133
Ibid, 131,136
Zycie Boskie, 19:954
Synteza Jogi, 20:82
Zycie Boskie, 19:1159
Rozdział 14;
Zycie Sri Aurobindo, 132
Ibid, 122
Savitri, 28:227
Ibid, 29:446
O Jodze II, tom 2, 686
Ibid, 689
Savitri, 28:172
Synteza Jogi, 20:123
Savitri, 517
O Jodze II, tom 2, 733
Savitri, 28:192
Myśli i aforyzmy, 17:15
Zycie Boskie, 18:12
Synteza Jogi, 20:123
Cykl ludzki, 133
Savitri, 29:613
Ibid, 29:625
Matka Indie (Mies.) 03.1962
Savitri, 29:317
O Sobie, 26:153
Savitri, 28:7
Poezje przeszłe i obecne, 5, 99
Savitri, 28:91
Ostatnie poezje, 5:150
Savitri, 28:91
Ibid, 29:541
Ibid, 28:169
Ibid, 29:370
Listy o jodze, 22:388
O Jodze II, tom 2, 34
O sobie, 26:684
Savitri, 29:684
Rozdział 15;
Savitri, 29:566
Synteza Jogi, 21:808
Ibid, 20:234
Myśli i aforyzmy, 17:133
Listy o jodze, 22:451
Zycie Boskie, 19:983
Synteza Jogi, 20:316
Ibid, 21:835
Ibid, 20:464
Savitri, 29:660
Synteza Jogi, 20:393
Ibid, 20:408
Savitri, 29:657
Ibid, 29:614
Ibid,28:196
Synteza Jogi, 20:393
Savitri, 20:63
Zycie, literatura i joga, 11
Wieczorne rozmowy, 91
Savitri, 29:600
Zycie Boskie, 19:642,766
Savitri, 29:600
Listy, seria III, 103
Synteza Jogi, 20:95
Myśli i aforyzmy, 17:92
Godzina Boga, 17:12
Savitri, 28:183
O sobie, 26:378
Ideal Karmajogina, 2:17
O sobie, 26:58
Listy o jodze, 22:69
Ibid, 22:139
Rozdział 16
O Wedzie, 42
Ibid, 47
Ibid, 46
Listy o jodze, 22:93
O sobie, 26:374
Savitri, 28:97
Sri Aurobindo przyszedł do mnie, 247
O sobie, 26:361
Korespondencja, tom II, 154
Ibid, 155
Listy, seria III, 5
Korespondencja, tom II, 150
Godzina Boga, 17:11
Savitri, 28:76
Mies. Anilbarana - nie publikowany
O sobie, 26:455
Zycie Boskie, 18:103
Savitri, 28:4
Myśli i spojrzenia, 16:384
Godzina Boga, 17:148
Ibid, 17:149
Zycie Boskie, 18:162
Ibid, 18:378
Godzina Boga, 17:15
Zycie Boskie, 18:129
Ibid, 18:87
Synteza Jogi, 20:151
Savitri, 28:90
Zycie Boskie, 18:243
Problem powtórnych narodzin, 16:241
Cykl ludzki, 290
Godzina Boga, 17:48
Synteza Jogi, 20:216
Savitri, 28:235
Godzina Boga, 17:7
Zycie Boskie, 18:3-4
Myśli i spojrzenia, 32
Myśli i aforyzmy, 17:82
Myśli i spojrzenia , 16:384
Synteza Jogi, 21:798
Rozdział 17;
Zycie Boskie, 109
Cykl ludzki, 292
Godzina Boga, 17:7
Manifestacja Supramentalna, 15:24
Ibid, 16:8
Ibid, 16:29,37
Savitri, 28:338
Korespondencja, tom 1, 56
Zycie Boskie, 19:842
Ibid, 19:843
O sobie, 26:469
Zycie Sri Aurbindo, 142
Ibid, 121
O sobie, 26:186, Koresp.tom II,152
Savitri, 28:20
Myśli i aforyzmy, 17:93
Zycie Sri Aurobindo, 167
Korespondencja, tom I,53,71
Savitri, 29:719
Wieczorne rozmowy, 198
Ibid, 45
O Jodze II, tom 2,406
Francja-Azja (Mies. Kwiecień 1953)
O Jodze II, tom 2, 340
Savitri, 29:383
Listy o jodze, 22:340
Poezje przeszłe i obecne, 6
Savitri, 29:700
Ibid, 29:707
Sri Aurobindo przyszedł do mnie, 73
O sobie, 26:425
Savitri, 28:216
Ideał ludkiej jedności, 15:80
Sri Aurobindo przyszedł do mnie, 251
Synteza Jogi, 20:348
Listy o jodze, 23:847
Ideał Karmajogina, 10
Listy o jodze, 22:856
Korespondencja, tom 1, 101
Zycie Sri Aurobindo, 167
O sobie, 26:109
Synteza Jogi, 20:71
O sobie, 26:109
Ibid, 26:450
Zycie Boskie, 19:932
Cykl ludzki, 332
Savitri, 29:370
Ibid, 28:343
Zbiów poezji i dramatów, i, 5-61
Godzina Boga, 17:9
Zakończenie;
Cykl ludzki, 278
Myśli i aforyzmy, 17:82
Cykl ludzki, 329
Savitri, 28:43; 29:629
Ibid 28:2
* Dla Sri Aurobindo podziały psychologiczne w człowieku naśladują naszą ewolucyjną podróż, co wydaje sie logicznym, jako że odbywa się ona w Materii I w niej się rozpoczyna, manifestując coraz wyższe stopnie świadomości. Nieświadomość zatem reprezentuje nasze materialne, cielesne podstawy; ( Sri Aurobindo woli nazywać je Nescience - Niewiedzą, jako że ta Nieświadomość nie jest faktycznie zupełnie nieświadoma) podczas gdy Podświadomość obejmuje naszą ziemską przeszłość, a Superświadomość - naszą przyszłość. Wewnątrz tych trzech zon, istnieją różne uniwersalne zasięgi świadomości ( które Sri Aurobindo nazywa czasem „subliminalnymi”, po to, aby je jasno odróżnić od podświadomości, których świadomość jest bardzo ograniczona, lub przyćmiona, pod-świadoma, podczas gdy płaszczyzny subliminalne wypełnione są wysoce świadomymi siłami). „Osobista” frakcja tych różnych zon jest jedynie cienką warstwą - naszym własnym ciałem, plus tym wszystkim, co byliśmy w stanie zindywidualizować lub skolonizować w tym życiu lub w przeszłych żywotach.
* Jak już powiedzieliśmy, istnieją liczne stopnie I pod-stopnie w podświadomości. Rozmyślnie, nie zatrzymywaliśmy się dłużej na opisie tych niższych światów, poszukiwacz doświadczy ich sam, kiedy nadejdzie czas. Nadawanie specyficznych form mentalnych tym niższym siłom, nie pomaga ich egzorcyzować, jak niektórzy to sobie wyobrażają, ale daje im silniejszy uchwyt na naszej świadomości. Umysł jet po prostu niezdolnym do uleczenia czegokolwiek.
* Pierwsi riszowie
** Ta starożytna tradycja, znana również Hebrajczykom, zdaje się dosłownie odżywać wraz z chrześcijaństwem I niepokalanym poczęciem Dziewicy Maryi.
*** Materialna Nieświadomość
**** Na wszystkich poziomach naszego bytu lub we wszystkich centrach świadomości
* Niektórzy powiedzą, że nasza stronniczość, nasz umysł i nasze morale - są niezbędnymi instrumentami życia w obecnym świecie i to jest prawdą. Musimy wybierać strony. Ale jest to również powodem, dla którego świat nie jest całością. Nie powinniśmy nigdy tracić z oczu faktu, że są one jedynie przejściowymi instrumentami i że musimy dążyć do zastąpienia tych prowizorek, jak je nazywa Sri Aurobindo, poprzez świadomość, która jest wizją i która jest potęgą.
* Może być interesujące nakreślenie pewnych paraleli z teorią względności Einsteina. Według Einsteina, im bardziej przybliża się do prędkości światła, tym bardziej zwalnia się upływ czasu i skraca dystans. Przy szybkości światła, nasze zegary stanęłyby w miejscu i nasze taśmy pomiarowe zostałyby zredukowane do zera. Supramentalna świadomość, która jest samym Swiatłem, jest również podbojem czasu i przestrzeni. Być może, istnieje mniej różnic, niż to sobie możemy wyobrazić, pomiędzy światłem fizyków i światłem jasnowidzów.
* Przy szybkości światła zauważamy również kombinację totalnego bezruchu wewnątrz najwyższego ruchu - bezruch, kiedy obserwujemy fenomen od wewnątrz, ruch - kiedy patrzymy nań z zewnątrz.
* Pondicherry było wówczas pod zarządem francuskim
* Rig Veda, Sama Veda, Yajur Veda, Atharva Veda.
*** Wg tradycji hinduskiej, każdy cykl ma cztery okresy; Satya-yuga - wiek prawdy (lub wiek złoty) , po którym następuje wiek o trzech-cczwartych prawdy, Treta-yuga, a następnie wiek połowy prawdy Dwapara-yuga i ostatecznie wiek, w którym cała prawda zanika Kali-yuga, kiedy hasło zostaje zagubione. Po wieku Kali-yuga następuje kolejny wiek Satya-yuga, ale istnieje kompletna dezintegracja pomiędzy tymi dwoma, pralaya, kiedy Wszechświat bywa „połykany z powrotem”. Dla Sri Aurobindo odkrycie Superumysłu otwiera nowe możliwości.
* Taittiriya Upaniszady, II.7.
* Według Matki, wąż ziemskiego raju jest symbolem ewolucyjnej siły, która wywiodła człowieka ze zwierzęcej błogości, aby odzyskał on ponownie stan boskiego szczęścia, przez spożycie owocu wiedzy i rozwinięcie swych mentalnych zdolności, aż zdoła osiągnąć punkt zwrotny … W starożytnej Grecji również uskrzydlone węże ciągnęły karocę Demeter. Wąż nie jest jedynie symbolem kosmicznej ewolucji, ale również symbolem indywidualnej siły ewolucji w jednostce. Kiedy wznosząca się siła (kundalini) budzi się u podstawy kręgosłupa I wynurza z naszej fizycznej świadomości, gdzie była uśpiona, zwiniąta w kłębek w swym gnieździe, jak wąż (kundalini znaczy „zwinięta w kłąb”), kiedy wznosi się od centrum do centrum, ewoluowany człowiek wynurza sie z normalnej nieświadomości, aby wynurzyć się w świadomości kosmicznej; wówczas w procesie otwierania się na szczycie głowy, wchodzi on w boską, słoneczną świadomość. Dla Sri Aurobindo , riszów oraz prawdopodobnie innych mądrości , które już wymarły - odkrycie tej słonecznej świadomości w górze, jest jedynie pierwszym stadium ewolucyjnym, po którym musi nastąpić odkrycie tejże samej słonecznej świadomości w dole, w Materii. Jest to wąż połykający swój własny ogon, lub to, co Sri Aurobindo nazywa „Transformacją”.
* Ten prawdziwy ruch poza oddechem jest, wg Sri Aurobindo, tym samym, który rządzi polami elektrycznym i magnetycznym. Jest to , co starożytni joginowie nazywają vayu, energią życiową. Dobrze znane ćwiczenia oddechowe (pranayama) są po prostu jednym systemem (pomiędzy innymi) kontrolowania vayu, który ewentualnie pozwala uniknąć grawitacji.
** Cyt. Przez Sri Aurobindo
* Fizyczne światło, skrajna kombinacja szybkości i bezruchu, jest godnym uwagi symbolem najwyższej Swiadomości. Podobnie, fizyczne słońce jest innym z symboli najwyższej Potęgi - jak wiele starożytnych tradycji (nie aż tak dziecinnych, jak przywykliśmy myśleć) widziało. „Ale hinduscy joginowie, którzy przeszli te doświadczenia, nie rozpracowali ich mentalnie, aby zamienić je w wiedzę naukową” - zaobserwował Sri Aurobindo. „Jako że inne pola działania i żródła wiedzy były przed nimi otwarte, zaniedbali oni to, co dla nich było jedynie najbardziej zewnętrznym aspektem manifestacji.”
* Stąd użyteczność mantry, która jest w stanie kanalizować wibracje o danym natężeniu do jakiegokolwiek punktu w ciele, lub do wszystkich punktów, jeśli komórkowy umysł raz je pochwyci.
* Sri Aurobindo wspomina o trzech stopniach lub płaszczyznach świadomości, w ramach Superumysłu. Nie wydaje sią koniecznym w tym punkcie objaśniać ich szerzej.
** Rig Veda I.10.1
*** Upaniszady Mundaka, I.2.8
* Cyt. Z „Godziny Boga”, pośmiertnej kolekcji dzieł Sri Aurobindo
* Z Savitri
** Zostało to napisane w 1914 r. Być może, rzeczy uległy poprawie od tamtego czasu, chociaż nie jest to ewidentne.
97