Głębia coachingu.
„Coaching jest wewnętrznym procesem.
Głównym celem tego procesu jest wzmacnianie Klienta,
w samodzielnym dokonywaniu zamierzonej zmiany.”
KefAnn
Ten artykuł dojrzewał dość długo. Wiele myśli pojawiało się, by znów zniknąć, wiele razy. W
międzyczasie powstał artykuł
„Piękno coachingu”
, lecz był jedynie „delikatnym muśnięciem
subtelnych strun Ducha”. Mimo tego bardzo szybko stał się liderem wśród artykułów na
stronie. Okazuje się, że być może wielu ludzi poszukuje głębiej, niż się na pierwszy rzut oka
może wydawać. Być może…. Więc…, nadszedł czas na głębię.
Oczywiście nasze pierwsze dziś skojarzenia ze słowem „coaching” odnoszą się do biznesu,
ale to tylko jedna z wielu dziedzin. Tak naprawdę coaching nie ogranicza się do jakiejś
konkretnej dziedziny. Jest obecny wszędzie tam, gdzie obecny jest człowiek. Tak, człowiek
jest jedynym, niezbędnym „elementem”, by mógł dziać się coaching. Człowiek jest
podmiotem tego procesu.
Wiemy, że wszystko zaczęło się od sportu. To dziedzina, w której bardzo często dochodzi do
„przeskoków kwantowych”. Każdy rekord jest rekordem tylko przez jakiś czas. Lecz wciąż
pojawia się jakiś człowiek, który pracując nad sobą, nad swoim potencjałem, nad swoją
techniką, nad swoim wnętrzem dokonuje „niemożliwego”. Prawdopodobnie istnieją jakieś
granice możliwości, ale któż wie, gdzie one są?
O wielu sportowcach można przeczytać niesamowite rzeczy. Każdy ma jakiś swój sposób na
ów „przeskok”. Trenują czasem latami, aby dokonać owego „przeskoku” i niektórzy tego
dokonują. W tym czasie pojawia się właśnie coaching i coach. Ten czas, to praca nad sobą w
specyficzny, indywidualny, wyjątkowy, a często zupełnie niepowtarzalny sposób. Coaching
ma przeróżne oblicza, ale jego cel jest zawsze ten sam. Dokonać „przeskoku kwantowego” –
przeskoku jakościowego.
Jeden sportowiec dokonuje „niemożliwego”, biorąc zawsze tylko jedną piłkę. Żadnego zapasu
w kieszeni. Może być „net”, ale i tak piłka jest jedna. Istnieje dla niego tylko ten jeden raz,
teraz i tu – tylko to się liczy.
Drugi dokonuje „niemożliwego”, bo gdy zjeżdża ze skoczni, to jedynie zjeżdża, najlepiej jak
potrafi – jest zjeżdżaniem. Gdy odbija się z progu, to odbija się najlepiej jak potrafi – jest
odbijaniem się. Gdy leci – jest tylko lotem, gdy ląduje – jest tylko lądowaniem. Jest tylko tu i
teraz. Jest aż tu i teraz. Żadnych zakłóceń, spraw, reklam, biznesów, telefonów w
międzyczasie, żadnych obciążeń, żadnych nadziei. Żadnej przeszłości, żadnej przyszłości – tu
i teraz – jedynie wieczna teraźniejszość.
Trzeci idzie sam ze sobą kilkadziesiąt kilometrów. Krok za krokiem. Jedna wielka medytacja,
relaks – sam na sam ze sobą – w doświadczeniu. W doświadczeniu ciszy – ciszy na zewnątrz,
ciszy we wnętrzu, ciszy serca, ciszy umysłu. Patrzącym tylko się wydaje, że ten człowiek idzie
– on nie idzie, on jest chodzeniem. Chód jest niezmiernie wymagająca dyscypliną sportu,
bardzo techniczną i wymagająca wielkiej kondycji. Nie jest możliwe utrzymać się w
świadomej koncentracji przez tak długi czas, trzeba przekroczyć umysł, by temu podołać. I
aby tego móc dokonać trzeba wiele pracy nad swym wnętrzem.
I tak dalej i dalej. Przykładów można mnożyć wiele.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
1
My widzimy „chwilę na płaskim ekranie”, ale nie bierzemy pod uwagę, umyka nam cała
wewnętrzna głębia tego, co się właśnie dokonuje i co się musiało dokonać wcześniej.
Umykają naszej uwadze miesiące, lata żmudnej pracy nad wewnętrzną dyscypliną i nad
zewnętrznym efektem. Umyka nam cała wartość dokonania, jego cudowność, jego heroizm.
Mamy czasem łzy w oczach, ponieważ energia jest tak czysta, tak wielka, że można jedynie
zapłakać. To chwila, gdy przejawia się nieprzejawione i jest naszym udziałem. To nie jest
zwyczajne wzruszenie. Teraz, gdy piszę te słowa – na samą myśl, na samo wspomnienie tej
(takiej) chwili – czuję napływające do moich oczu łzy. Zdarzało mi się i nadal wciąż się
zdarza, że płaczę, gdy ktoś dokonuje tego przeskoku. Ciekawe jest to, że nie ma znaczenia
narodowość zwycięzcy, zupełnie nie ma to żadnego znaczenia. Ciekawe jest też to, że nie z
każdą wygraną coś takiego przychodzi – tylko czasem. Nie odróżniam tego w sposób
świadomy. To się samo dzieje. Patrzę na ekran telewizora i się po prostu dokonuje –
niesamowita energia – Kaszpirowski i Jego świadomie wysyłana energia (chociaż silna
niezmiernie), to jedynie łezka w Oceanie. Szkoda porównywać.
Wróćmy do coachingu. Wróćmy do tego czasu „przed przeskokiem”. Czym jest coaching?
Czym jest ów proces? Na czym polega? Po co jest?
Pytań jest wiele.
Oczywiście podejść również jest wiele, sposobów jest wiele. Wiele rodzajów aktywności
nazywa się dziś coachingiem. Lecz gdzie, kiedy mamy do czynienia z coachingiem?
Nie ma potrzeby dokonywać wartościowania, który coaching jest lepszy lub gorszy. Warto
jedynie wiedzieć, kiedy mamy w ogóle do czynienia z coachingiem, lub z jaką jego formułą.
Dziedzina jest niezmiernie szeroka, a ludzie, którzy jej poszukują potrzebują różnych rzeczy
(rodzajów aktywności) w danym (konkretnym) momencie, etapie (rozwoju) pracy nad sobą
lub w ogóle w danym momencie życia.
Po prostu jedni potrzebują ćwiczeń z poziomu zachowań lub umiejętności, drudzy pracują z
tym, co dotyczy wartości w ich świecie, w nich samych – co wypełnia, tworzy ich istotę.
Jeszcze inni potrzebują okiełznać jedynie umysł z całym jego bełkotem, wierzeniami,
wątpliwościami, ograniczeniami. Jeszcze inni chcą odkryć aspekt „po co?” wiele różnych
poziomów.
Ale….
Są też i tacy, którzy chcą „objąć”, dotknąć każdego z poziomów swego istnienia, każdego
poziomu bytu, by mieć zupełne i kompletne poczucie jedności, pełni. Ci ludzie chcą „dotknąć
czegoś więcej”, chcą dokonać swoistego dla siebie (wcześniej wspomnianego) „przeskoku
kwantowego, a nie tylko ulepszyć jakiś jednostkowy element. Chcą całego siebie
doświadczyć, zintegrować. Przeczuwają, że jest to możliwe. Chcą tego doświadczyć, chcą się
rozwinąć wielopoziomowo, w sposób pełny i całkowity, a przy okazji jeszcze coś ewentualnie
osiągnąć, zyskać, by dać Światu. Ci ludzie poszukują podejścia całościowego, holistycznego.
I tu pojawia się właśnie coaching.
Być może też z tego powodu pojawiają się przeróżne nazwy (mówiące o zakresie): coaching
kariery, liderski, przywódczy, business, cxecutive, life, art., itd. Oczywiście w połączeniu z
tymi zakresami czasem mówi się o podejściu holistycznym, a czasem nie, ponieważ
rzeczywiście działa się w obrębie jedynie jednego obszaru (jakby wyizolowanego z całości).
W moim odczuciu ma to zupełnie nie wielki sens – jeśli w ogóle jest możliwe, ale to tylko
moje zdanie. Coaching wyizolowany z całości jest raczej bliższy mentoringowi lub treningowi,
nauczaniu. To tylko moje zdanie, nic poza tym. Ja również mam swoje ograniczenia. Być
może można to traktować zupełnie inaczej.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
2
W moim odczuciu, należy mieć tego świadomość, że nie wszystkie proponowane podejścia
traktują człowieka jako całość. To nie jest ostateczny standard coachingowy. Podkreślam, że
nie ma w tym niczego złego – nie każdy tego poszukuje lub potrzebuje. Jedynie warto to
wiedzieć, że tak jest, by móc świadomie dokonać swojego suwerennego wyboru.
Większość znanych mi coachów informuje swoich potencjalnych klientów o używanej
metodzie pracy, o podstawach ideologii, o reprezentowanym podejściu. To bardzo dobry
zwyczaj, bardzo elegancki i uczciwy. Myślę, że powinno to być wręcz wymagane, jako
element zawierania kontraktu. To właściwie dotyczy płaszczyzny etyki zawodu.
Wróćmy teraz do definicji coachingu, do zadanych nieco wcześniej pytań.
Kiedy zaczniemy porównywać definicje proponowane przez duże, uznane, międzynarodowe
lub nawet lokalne, ale liczące się organizacje coachingowe, zauważymy, że „definicyjne
stwierdzenia” w dużym stopniu powielają się wzajemnie. Czasem gdzieś pojawia się inne
określenie, jakieś dodatkowe (specyficzne wyjaśnienie danego zwrotu), ale generalnie baza
definicyjna wydaje się być ta sama.
Więc, zamiast przytaczać którąś z definicji w całości, zwrócimy uwagę na owe słowa, zwroty,
które są wspólne dla podejść holistycznych. Ewidentnie bowiem profesjonalny coaching jest
związany z podejściem holistycznym – to dla wszystkich jest wspólne.
Co wynika z definicji?
Wynika wiele, zarówno dla procesu coachingu, jak i dla klienta oraz coacha. Będziemy
odnosić się krótko do każdego z tych trzech „elementów” – trudno w ogóle wyobrazić sobie
ich rozdzielenie. Tworzą całość.
Zwroty definicyjne będziemy wyróżniać i wypunktujemy, by mieć w każdej chwili klarowność,
o którym jest właśnie mowa.
1.
COACHING JEST METODĄ ROZWOJOWĄ
Można powiedzieć, że jest to żywy i dynamiczny proces. Wciąż się rozwija, narasta, jakby
„sam się wciąż stwarza”. Czasem zmierza po horyzont, a czasem skupia się na jednym
wąskim elemencie, aspekcie i zmierza w głąb tego aspektu – szerokość i głębia w dialogu.
Dla coacha jest to ogromne wyzwanie, bowiem trudno jest przewidzieć, który kiedy się
wyłoni. Trzeba to poczuć, spostrzec. Dodatkowo czasem trudno jest „wyłączyć swój świat”,
trudno jest zachować dystans do spraw klienta i do swoich spraw. Czasem to wymaga
ogromnej dyscypliny wewnętrznej, a czasem po prostu na zwykłym treningu. Sztuka polega
na zadawaniu pytań, na ciągłym budowaniu doświadczeń, stwarzaniu użytecznych
kontekstów i ciągłym „znikaniu”. Tak, bycie coachem, to zgoda na bycie „niewidzialnym”
towarzyszem.
Od coacha wymagany jest również ciągły rozwój własny – inaczej się nie da. Coach „ekspert”
jest zbyt martwy, by pomóc żywej osobie.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
3
Dla klienta oznacza to podjęcie wyzwania, a nawet ryzyka bycia odkrywcą. Rozwój wymaga.
Nie można przyjąć od kogoś – trzeba samemu odkryć. Wiedzę można otrzymać z zewnątrz,
ale mądrość trzeba samemu odkryć w sobie.
Klient musi czasem przejść przez własną „pustynię”, przez prywatną „mgłę”. Nikogo tam nie
będzie do pomocy. Tylko klient, sam ze sobą „w mroku”.
Trzeba czasem pójść w zupełne nieznane i w rzeczywistości dokonać tego samemu. Niby
ktoś jest obok, niby jest towarzysz, ale mimo wszystko jest to całkowicie pozorne, ponieważ
ten towarzysz nie ma dostępu do wewnętrznej głębi. Nikt tam nie ma wstępu, poza samym
klientem. To wygląda mniej więcej tak: jeden pilnuje liny na szczycie góry, gdy drugi
„zjeżdża” po tej linie do głębokiej jaskini, 100 metrów w dół. Słyszą się, mają kontakt, ale
człowiek w jaskini i tak jest sam.
Rozwój jest ciągłą integracją, wchłanianiem i przetwarzaniem w nowe, by znów zintegrować,
wchłonąć i przetworzyć, przekroczyć. Rozwój to ten proces. Ken Wilber mówi o „zawieraniu i
przekraczaniu”. O to właśnie chodzi. Krok za krokiem, na wciąż wyższe poziomy, ku wciąż
głębszej głębi. Kiedyś, gdy nie miałem jeszcze pojęcia o coachingu, wiele lat temu,
określałem to dla siebie, jako zmierzanie do głębi przebóstwionej.
Nie oszukujmy się, jest to proces niezmiernie wymagający. Tak, to wiele wymaga od
człowieka. Być może z tego powodu, tak niewielu ludzi wybiera rozwój. Po pierwszych
zachwytach, gdy pojawiają się owe „wymagania”, po prostu rezygnują.
Życie wśród „rzeczy” znanych ma wiele „plusów” – wszystko jest takie „poukładane”,
przewidywalne. Jednak jest też wielki minus (bez cudzysłowie) – to wszystko jest takie
martwe, jałowe, płaskie, nudne.
2.
COACHING JEST SKONCENTROWANY NA RZECZACH
WAŻNYCH DLA KLIENTA
Kolejna ważna spraw. Proces zmierza „za klientem”, nie za coachem. Coach zmierza za
klientem, nie klient za coachem. To nie coach decyduje o tematach, lecz klient. To klient
stwarza swój proces i wyznacza ścieżkę, kierunek – właściwie jedynie odkrywa swój proces,
nie stwarza go. Proces jest jakby „oddechem klienta” – jest zawsze przy kliencie, jest zawsze
z nim, zawsze w nim.
Coach decyduje o tym, jakich sposobów użyć, z jakich narzędzi warto skorzystać, jakie
specyficzne doświadczenie zaproponować, by klient odkrył to, czego chce.
Coach dba o pewne zasady, reguły, by proces był efektywny, pełny, wielopoziomowy i
ekologiczny. Jednak robi to w taki sposób, by zawsze pozostawał procesem klienta, by
pozostał procesem indywidualnym, suwerennym i nienaruszonym z zewnątrz.
Metaforycznie można powiedzieć tak. Klient mówi: „o…, w tym pokoju jeszcze nie byłem”.
Coach mówi: „skoro tu już jesteś, to spójrz i tu i tam, zajrzyj jeszcze tu, zajrzyj w każdy kąt.
Pobądź tu, poczuj to miejsce, wysyć to. A spojrzałeś tam, za tą „szafą”, a w niej ….”
Coach mówi: „Nie wiem, co tam jest, nie wiem nawet, czy w ogóle tam coś jest, sam to
sprawdź – to „twój pokój”. Coach nie wie i nie może udawać, że jest inaczej. Coach zachęca
do eksplorowania. Oto jego rola.
Coach dba, by klient wyszedł z tego doświadczenia mądrzejszy, bardziej świadomy i bez
szwanku.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
4
3.
COACHING POMAGA W OSIĄGANIU CELÓW
To dość oczywiste. Wynika z poprzednich stwierdzeń. Jest jakiś cel, dla tego procesu, lecz do
tej pory z jakichś przyczyn nie mógł zostać osiągnięty. Brakowało jakiegoś wglądu,
brakowało świadomości.
Więc jeśli klient będzie miał odpowiednie wglądy, to w ślad za nimi pojawią się adekwatne
działania – same się pojawią, a to zaowocuje osiągnięciem zamierzonych celów.
W rzeczywistości cele nie zawsze są celem. Są pretekstem, są zewnętrzną reprezentacją
jakieś głębszej potrzeby klienta. Materializacją tej potrzeby, jej miernikiem.
Dlatego jest napisane „pomaga w osiąganiu celów” – to jest dodatkowa sprawa, a nie sedno
procesu. (o pomaganiu jako zjawisku będzie później)
4.
COACHING WSPIERA I INSPIRUJE
To znów kontynuacja poprzedniego wątku.
Każde odkrycie może stać się początkiem wielkiej lawiny inspiracji. To częste, ponieważ
umysł lubi się „rozpędzać”. Daj mu odpowiedni kierunek, użyj go odpowiednio, a wszystko
będzie proste. Umysł lubi zagadki, lubi wyzwania. Pozwól mu działać, ale nadaj temu
kierunek. Czasem go „wyłącz”, a będzie doskonale.
Jest oczywiste, że zaowocuje to poczuciem wsparcia. Czyjego wsparcia? Przede wszystkim
swojego wsparcia – wewnętrznego.
Wsparcie coacha jest tu tylko dopełnieniem, dodatkiem. Ewentualnie ma spełnić rolę
pierwszej iskry rozpalającej wewnętrzny ogień – ma zadziałasz jak „cyngiel”, „wyzwalacz”.
Ma wzbudzić energetyczny rezonans, wzniecić identyczną wibrację, by klient doświadczał
niezależności, własnej mocy. Tak naprawdę, klient ma doświadczyć wewnętrznego wsparcia
– wsparcia całej jego Istoty. Nic więcej nie będzie potrzebne, to w zupełności wystarczy.
5.
COACHING OPIERA SIĘ NA RELACJI
To oczywiste, ale czy odpowiednio doceniane, rozumiane?
Bez głębokiej relacji, bez wzajemnego zaufania, z którego wypływa również poczucie
bezpieczeństwa, jak wchodzić w nieznane i odkrywać? Jak się w ogóle można samemu przed
sobą odkryć? Jak „zjechać po linie” 100 metrów w dół bez zaufania wzajemnego?
Relacja spełnia tu naprawdę ważną relację.
Wierzenie w klienta, szacunek dla niego, jako osoby i dla jej świata, akceptacja, wrażliwość,
zrozumienie, miłość – nie bój my się tu użyć tego słowa, bo jest wielce adekwatne – to są
niektóre tylko z wielu filarów coachingowej relacji. Nie można tego udawać. To może
wypłynąć jedynie z serc, albo tego nie będzie. A jeśli nie ma, to co możemy „razem”
osiągnąć? Nie można, a nawet więcej – nie wolno tego udawać.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
5
Tak, to jest kwestia obopólna, a nie jednostronna. Nazywa się to często „chemią relacyjną” –
każdy wie o to chodzi.
Test to kwestia bardzo wymagająca zarówno dla coacha i dla klienta.
Klient ma być ze sobą, a nie z coachem, ma podejmować działania dla siebie, a nie dla
coacha, ze względu na siebie, a nie ze względu na coacha lub umowę. To bardzo ważne, a
nawet kluczowe. Ma pozostać zawsze wolny, a wspomniane powyżej aspekty relacyjne
stwarzają jakby warunki, środowisko do bycia zawsze wolnym. Jeśli nie ma wolności, to nie
może się również pojawić świadomość, ponieważ jest napięcie. Jeśli jest napięcie nic się nie
pojawi, na pewno nic nowego. Relaks jest niezbędny dla nowych wglądów, dla
doświadczenia świadomości. Więc filary, to naprawdę filary. Będziemy to wciąż rozszerzać w
omówieniach, w wielu wzajemnych powiązaniach, odniesieniach.
Od strony coacha jest podobnie. Wysokie są tu wymagania.
Adekwatność, czystość wewnętrzna, zupełna klarowność i uczciwość – to i wiele więcej – a
efekt natychmiast widać na płaszczyźnie procesu. Tu nie da się oszukać nikogo. Oczywiście
też nie ma najmniejszego sensu kogokolwiek oszukiwać.
Coaching jest pracą z otwartym sercem i na otwartym sercu – to nie jest jakaś zabawa dla
zabawy.
6.
W COACHINGU TRAKTUJE SIĘ KLIENTA JAKO CAŁOŚĆ,
JEDNOŚĆ
Oczywiście - holistyczne podejście – nie ma podzielenia, jest jedność.
To ma również wiele wspólnego z podejściem systemowym. Każdy element wpływa na każdy
element i na system, jako całość. Nic nie jest w izolacji. Wszystko powiązane jest ze
wszystkim. Każdy problem – jeśli jest – wyświetla się, ma wpływ na wszystkie elementy
składowe systemu i widać go wszędzie. Reprezentuje się czasem na różne sposoby, ale
reprezentuje się w każdej części systemu, w całym systemie.
Podobnie każdy zasób można zastosować na różnych płaszczyznach, a jego efekt będzie
wszechobecny w systemie. Tak musi się stać, bo wszystko połączone jest ze wszystkim. To,
co nazywamy sferami naszego życia, tworzy jedną całość. Umysł wszystko dzieli, ale w
rzeczywistości jest tylko jedność.
Nie ma żadnego prywatne i zawodowe. Nie ma żadnego tu lecz nie tam. Jest całość, jest
jedna kompletna osoba. Wszelkie idee, wszelkie maski, wszelkie nazwy, wszelkie konteksty
mają część wspólną – to ten człowiek. Tworzą go jako całość. On jest ostatecznym punktem
styku wszelkich aspektów – jest całością.
Podziały stwarza umysł – ego, ale Istota jest jedna, niepodzielna.
Nie można dokonać zmiany w prezesie, nie dokonując zmiany w mężu, ojcu, przyjacielu, bo
to jeden i ten sam wielki system, ten sam człowiek.
To chyba oczywiste, wystarczy.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
6
7.
W COACHINGU KORZYSTA SIĘ Z ZASOBÓW I
MOŻLIWOŚCI KLIENTA
Zasoby są zawsze, są nieskończone, są niewyczerpane. Problem polega na tym, że czasem
nie ma się do nich dostępu. Są jakby zablokowane – ale jednak są. Jeżeli nie są dostępne, to
stają się chwilowo potencjałem, który można uruchomić. Zmieniają nazwę na chwilę, ale
nadal są tym, czym są – zasobami.
Coaching jest między innymi po to, by je „odblokować”, by zyskać do nich dostęp i je
uruchomić. W trakcie coachingu ma zostać odkryta strategia docierania do nich, a co za tym
idzie, korzystania z owych zasobów.
Trzeba to zrozumieć. Żaden człowiek niczego nie potrzebuje z zewnątrz, a nawet jeśli, to są
to jedynie drobiazgi. Wszystkiego innego ma pod dostatkiem w sobie. Gdyby było inaczej,
już byłby martwy. Skoro żyje, to oznacza, że ma zasoby (nie tylko potencjał), lecz nie zawsze
jest ich świadomy i nie zawsze wie, że z nich wciąż korzysta. W każdej chwili, mniej lub
bardziej. Wystarczy się zastanowić, w jak różnorodnych warunkach człowiek jest zdolny nie
tylko przeżyć, ale w ogóle żyć. W jak różnych warunkach. To niby dzięki czemu tego potrafi
dokonać, jeśli nie własnym zasobom.
Dodatkową tajemnicą jest, dlaczego ten sam człowiek w jednym kontekście korzysta z
danego zasobu, a w innym kontekście (za chwilę dosłownie) już nie ma do niego dostępu.
Wygląda to tak, jakby tego zasobu zupełnie nie posiadał. Ale go ma, skoro w jednym
kontekście ów zasób występuje. To niezmiernie ciekawa tajemnica. Trzeba to tylko odkryć.
Jeżeli człowiek zacznie używać swoich zasobów zawsze, gdy tego będzie potrzebował –
stanie się wolny, celowo sprawczy, pełen mocy, zwycięski.
To jeden z powodów mojego stałego zachwytu procesem coachingowym. Nic nie dajesz z
zewnątrz, a masz poczucie, jakby ktoś „ożył na nowo”. To jest coś wspaniałego, coś
cudownego. Towarzyszenie temu procesowi jest prawdziwym zaszczytem. Trudno to nawet
wyrazić słowami. Tylko zachwyt i wdzięczność w ciszy.
8.
W COACHINGU, KLIENT PONOSI ODPOWIEDZIALNOŚĆ
ZA SWÓJ WYNIK
Kolejna ważna kwestia. 100% odpowiedzialności za efekt jest po stronie klienta. Klient sam
decyduje; Co? Ile? Kiedy?
Ilekolwiek chce osiągnąć – może.
Ilekolwiek osiągnie – sobie zawdzięcza.
Ilekolwiek chce dziękować – to sobie samemu.
To klient podejmuje decyzję. Jeżeli tego chce – staje się sprawczy.
Coaching dzieje się w atmosferze wolności. Żadnego przymusu, żadnej formy szantażu,
żadnego straszenia, żadnych obietnic – wolna wola. To jest bardzo ekologiczny i czysty
proces.
Oczywiście coach ma tu ważną rolę do odegrania, bowiem czasem na tym elemencie proces
może się „zawiesić”, w tym punkcie może „utknąć”. Wielu ludzi przejawia „syndrom Oni”,
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
7
który polega na częściowym lub całkowitym pozbywaniu się odpowiedzialności i cedowaniu
go na zewnątrz, poza siebie. To naprawdę częste zjawisko. Każdemu czasem się zdarza, ale
niektórych nigdy wręcz nie opuszcza. Można powiedzieć, że stało się jakby częścią osoby.
Dlaczego tak się dzieje?
Otóż, oduczono nas brania odpowiedzialności za swoje życie. Od dziecka nas tego uczono.
Zdarzało się, że Pani w szkole karała psotnika, nawet wtedy, gdy sam przyszedł i się
przyznał, że coś zbroił. Więc następnym razem zaczął mówić: „to oni są winni”. Podobnie
było w domu. I tak dalej i dalej. Tysiące doświadczeń.
Więc, nauczyliśmy się wreszcie tego, co wygodniejsze i mniej kosztowne (przynajmniej tak
się nam najczęściej wydaje). Niech winni będą politycy, rodzice, nauczyciele, partie, kościoły,
rząd – ktokolwiek lub cokolwiek, ale nie my. To wygodne. Zawsze ktoś jest dostępny. I jasne
jest, że „gdyby Oni się zmienili …”. Nie trzeba nic robić, niech Oni się zmienią. I można tak
narzekać bez końca. I można też czekać bez końca. I to jest ten minus. Prawda jest niestety
taka: niedoczekanie nasze.
Ewentualnie nabyliśmy po drodze negatywne skojarzenia z odpowiedzialnością. Prosty
przykład, jeden z wielu: „Kto jest za to odpowiedzialny?” Proste pytanko. Słyszałeś kiedyś
takie pytanko? Tak, każdy to kiedyś usłyszał i nawet nie jeden raz.
To proste zdanko, ale fałszywe. W tym zdaniu w ogóle nie chodzi o odpowiedzialność, lecz o
winę. To spora różnica. A przecież nie lubimy czuć się winni. Z jakiegokolwiek powodu. To
jest wbrew naszej naturze. A jeśli ktoś to lubi, to jest wynaturzony. Zauważ, poczucie winny,
a lubienie go, to również dwie różne kwestie. Wolę to dodać. Podkreślam więc, „winny” nie
znaczy tego samego, co „odpowiedzialny”.
Wina jest efektem, jest potrzebna jakaś reguła, aby istniał punkt odniesienia dla dokonania
oceny. Tak nam to wdrukowano, że nikt z zewnątrz nawet nie jest potrzebny – sami robimy
to sobie tak doskonale. Osiągnęliśmy mistrzostwo. Zanim pomyślimy, już czujemy się winni.
To działa jak jakiś magiczny odruch.
Odpowiedzialność jest związana z decyzją, wolnym wyborem, świadomością. Poczucie winy
nie. Nawet za swoje poczucie winy czas wziąć całkowitą odpowiedzialność. To nie Oni nam
to zrobili, sami to sobie robimy. Wzięcie odpowiedzialności, to wejście w prawdę. Prawda
owocuje rozkwitaniem następnej prawdy, a fałsz rodzi fałsz. To taki wybór i
odpowiedzialność każdego indywidualnie. Ponieważ w sprawie twojego życia, nikomu nie
wolno podejmować żadnej decyzji. Twoje życie, to twoja sprawa – wyłącznie twoja
odpowiedzialność.
I z tego właśnie powodu, to klient ponosi 100% odpowiedzialności za swój efekt. Nie winy,
lecz odpowiedzialności. To chyba jest już jasne.
Coach również w 100% ponosi odpowiedzialność, ale za co innego. Nikt go w tym nie
wyręczy, ponieważ to on podejmuje się być w tej sytuacji coachem i on sam odpowiada.
Odpowiada za to, co jest po jego stronie. Ma znać narzędzia, ma rozumieć proces, ma być w
szerokim znaczeniu gotowy, a jeśli nie jest, to powinien to również rozumieć, wziąć za to
odpowiedzialność i zrezygnować z pełnienia roli coacha. To jest jedyne uczciwe i dojrzałe
podejście do tej sprawy. Mało jest możliwe, by coach mógł pracować z każdym klientem –
czasem nie jest to możliwe i tyle. Wtedy powinien to uczciwie przyznać, wziąć
odpowiedzialność i odmówić pracy. Klient wybiera coacha, ale i coach wybiera klienta. Ten
wybór jest obustronny.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
8
9.
COACHING BUDUJE ŚWIADOMOŚĆ, COACHING
WZMACNIA WYBÓR I PROWADZI DO ZMIAN
Buduje świadomość. Tak, ten proces ma być stale połączony z odkrywaniem, wzrostem,
uświadamianiem sobie. To ważne, ponieważ dopiero świadomość umożliwia dokonywanie
jakichkolwiek wyborów. Jak może dokonać wyboru i cokolwiek zmienić ktoś, kto nie ma
świadomości? To niby co miałby zmieniać, w czym? Najpierw jest potrzebna świadomość, że
coś jest nie tak, jak powinno być. Dopiero w następstwie tego pojawia się idea, że coś może
być w ogóle inaczej. Czasem czujemy głęboko w sobie, że coś nie działa dobrze – to nam
często pomaga – świadomość w ciele często „wyprzedza” pełną świadomość. Ciało nam
pomaga.
Jak możesz wybierać, zmieniać, jeśli żyjesz w martwych przekonaniach z przeszłości, a
dodatkowo, większość tych wierzeń, to nie są nawet twoje wierzenia – tylko to, czego cię
przez lata nauczono? Ile z nich sam odkryłeś, by w nie uwierzyć? O większości z nich
mówimy: „Tak przecież jest, każdy to wie, zawsze tak było.” Nawet nie jesteśmy w stanie
tego poddać krytyce. Więc pytanie: Jak może wybierać ktoś, kto jest zupełnie
zahipnotyzowany? Jak ma wybierać ktoś, kto nie jest w stanie sam na siebie i na swoje
myślenie spojrzeć krytycznie?
Coaching uczy na nowo dawno utraconych zdolności, lub przynajmniej zbytnio stłumionych.
Potrafimy recytować, przypominać sobie i powtarzać w kółko to samo w wielu formach. Ale
przypominanie sobie i bezkrytyczne powtarzanie tego samego, nie jest myśleniem. Myślenie
wymaga wysiłku, wymaga odwagi wątpienia w to, co już odkryte. To nieodzowne. Jeśli
bowiem coś przyjmujesz i masz o tym wyrobione zdanie, to nie masz potrzeby stawiać w tej
sprawie żadnych pytań, nie ma w tym żadnej tajemnicy i nie masz impulsu, by w tej sprawie
myśleć – wszystko jest już „wymyślone”, więc po co?
Coaching zbudowany jest na bazie pytań. Chodzi o zadawanie pytań, o budowanie
doświadczeń, o zadania, które obudzą na nowo ciekawość odkrywania. To jedno wielkie
pytanie. Cały coaching jest jednym wielkim archetypem „znaku zapytania”, który już dawno
przestaliśmy dodawać do naszych wypowiedzi. Wybraliśmy „wykrzykniki”. Znaki zapytania to
„kwiat”, wykrzykniki to „beton”. Coaching jest kruszeniem „betonu” i sadzeniem kwiatów. To
burzenie ciemnego, głuchego, „betonowego schronu”, by wyjść na „łąkę” pełną zapachów,
kolorów, dźwięków – łąkę pełną życia.
W coachingu chodzi o wzbudzić uśpioną zdolność – myślenie. Kiedy człowiek zaczyna myśleć,
zaczyna sam docierać do swojej świadomości. Zaczyna być samoświadomy.
„Buduje świadomość” oznacza, że sam dziejący się proces, dokonuje w człowieku zmiany.
Nikt z zewnątrz tego nie robi. Nie ma takiej możliwości, by coach przyszedł i uleczył, oświecił
lub coś komuś uświadomił. To nie jest możliwe, ponieważ świadomość jest wewnętrznym,
indywidualnym, własnym procesem w każdym człowieku, w każdym z nas. Jeżeli ktoś
twierdzi, że dzięki jego działaniu ktoś inny poza nim samym zyskał świadomość, to albo
kłamie, albo sam nie jest jeszcze świadomy. To nie ta zewnętrzne interwencja wniosła
świadomość, ale wewnętrzna reakcja, wewnętrzny proces danej osoby zaowocował
świadomością. Cokolwiek zrobisz, ktoś może to wewnętrznie odrzucić i po sprawie. Nie
możesz dać komuś świadomości z zewnątrz. Można zbudować doświadczenie, można
zaaranżować spotkanie ze świadomości – to wszystko, co można zrobić od zewnątrz. Lecz
stąd daleko jeszcze do powiedzenia: „to dzięki mnie” lub „to ja mu uświadomiłem”. Jedyną
możliwością jest uświadomienie sobie, a nie komuś.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
9
Świadomość jest w każdym już teraz i zawsze była (ostatecznie jako potencjał). Potrzebny
jest jedynie impuls, by mogła się wyłonić z głębin. Świadomość może jedynie wyłonić się z
wnętrza. Owszem, aby się to nieco przyśpieszyć, pomocne są pytania z zewnątrz, pomocne
są doświadczenia. Trudno samemu sobie zadać zaskakujące pytanie, czasem trudno też jest
zobaczyć siebie z dystansu i zaproponować sobie jakieś celowe doświadczenie. Pytania,
doświadczenia pomagają się przebudzić, pomagają uruchomić proces myślenia, pomagają
wyrwać się własnej iluzji, w której się tkwi. Czasem mówię, że samo życie stawie przed nami
najważniejsze pytania i zaprasza nas do kluczowych dla naszego życia doświadczeń – życie
jest najdoskonalszym istniejącym coachem. Problem w tym, że bardzo oślepliśmy, że
otoczyliśmy się „murem”, że zbyt często zamiast pomyśleć, mówimy „przypadek” – i szansa
znika. Oczywiście będzie nowa szansa, ale będzie już nieco inna, nowa – raczej nie podobna
do poprzedniej. Życie się nie powtarza. To żywy proces – na tym właśnie polega życie.
A coaching? Coaching podobnie, ma w sobie to wielkie piękno, tą cudowną świeżość. W
coachingu również nie zdarza się coś dwa razy – cechą coachingu jest niepowtarzalność. Nie
ma dwóch takich samych procesów.
Każdy tkwi w jakiejś swojej, niepowtarzalnej iluzji. Każdy potrzebuje sam i po swojemu wyjść
ze swego „magicznego labiryntu”, tego, w którym tkwi i w który sam się „wpakował”. Każdy
człowiek jest inny, każdy labirynt ma swoją „magię”, choć reguły „hipnozy” są jednakowe.
Kiedy wyłania się świadomość, kończy się nieskończona podróż w labiryncie. Labirynt znika.
Unosisz się ponad labirynt. Bez znaczenia, w jaki sposób to określimy, jak to wyrazimy.
Znika, nie ma go już – przynajmniej tak długo, jak utrzymujesz się w stanie świadomości.
Trzeba wiedzieć, że choć ów labirynt jest jeden, to utkany jest z niepoliczonej ilości
labiryntów. To jest raczej labirynt labiryntów. Trzeba również wiedzieć, że jeśli utrzymywany
jest stan świadomości, to żaden labirynt się nie przejawi – nigdy. To nie jest możliwe,
ponieważ owocem świadomości jest wolność. Dopiero świadomość.
Co z tego wynika dla klienta i dla coacha?
Dla klienta jest to ogromna szansa na Życie. Nie na nowe, w ogóle na życie. Wielu ludzi ma
takie wierzenie, że żyje, ale to wcale nie jest takie oczywiste. Większość ludzi śpi i śni swój
sen o życiu. W czasie snu nie potrafimy być krytyczni, więc nawet nie wiemy, że to sen. Aby
być krytycznym, trzeba być przebudzonym – to domena rzeczywistości, a nie snu. Sen
charakteryzuje się brakiem krytyczności.
Każdy z nas czasem śpi w nieświadomości, jednak niektórzy wciąż się budzą, wciąż wracają
do świadomości. Wciąż ćwiczą. To jedyna różnica między ludźmi. Jedni śpią i nie podejmują
wysiłku myślenia, świadomości – przebudzenia. Drudzy podejmują decyzję wciąż i wciąż,
wciąż podejmują ów wysiłek.
Nie ma w tym, co tu piszę, żadnego wartościowania ludzi. Mówię jedynie o indywidualnym
wyborze każdego człowieka. Każdy ma prawo do swojego wyboru – jakikolwiek by on był.
Problem polega ewentualnie na tym, że skoro śpi, to w jaki sposób ma w ogóle dokonać tego
wyboru? – jest właśnie bezkrytyczny.
Dla coacha wynika z tego ogromne wyzwanie. Wiem, to wielkie słowa i pojawiają się co
chwila, ale tak właśnie jest. Wiem też, że są tak samo prawdą, co fałszem. Nic na to nie
poradzę. Traktuję to z należytym szacunkiem i bardzo poważnie.
Otóż, dla coacha świadomego nie jest to żadnym szczególnym wyzwaniem – po prostu jest
obecny i robi to, co trzeba lub jest obecny i nie robi, co trzeba. W rzeczywistości sam fakt
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
10
bycia wystarczy, jeśli jest się świadomym, ponieważ stan świadomości jest „zaraźliwy”. Jeśli
coach jest w stanie świadomości, nawet nie chcąc, wzmacnia ten sam aspekt w kliencie. Z
tego powodu coach z wątpliwościami wewnętrznymi, ma wciąż wątpiących klientów wokół
siebie. To kwestia energii, a nie działań. Nie to co mówisz lub robisz ma znaczenie –
znaczenie ma to kim jesteś, znaczenie ma twoja energia.
Pomyśl, co musi robić dziecko chore na grypę, by zarazić inne dzieci. Właściwie nic, no
właśnie, nic nie potrzebuje robić – po prostu jest i zaraża. Tu jest troszkę podobnie, a nawet
bardzo podobnie – tyle, że w sposób zupełnie pozytywny i zdrowy. To takie zdrowe
zarażanie.
Jeśli coach jest tylko dobrym „rzemieślnikiem”, nie „artystą” i dodatkowo bez głębszej
świadomości w sobie, to nic wielkiego się nie wydarzy. Wyjmie kilka kartek z narzędziami,
zada parę pytań – rzemiosło, to rzemiosło. Jest wielu super rzemieślników na świecie. Efekty
mogą być przeróżne, ale nic wielkiego się właściwie nie wydarzy. Istnieją oczywiście wyjątki,
ale to normalne. Jednak wyjątki nie mają nic (lub niewiele) wspólnego z coachem, a jedynie
z samym klientem. pokazują ewentualnie, że coach nie może stać się przeszkodą (nie do
przejścia) – pokazują, że coach nie przeszkodził klientowi, nie zdołał. To wszystko. Lecz to i
tak duża zasługa dla coacha rzemieślnika. I jednocześnie szansa. Uczestniczył w czymś
cudownym. Ciekawe czy dostrzegł w ogóle to zjawisko? Mógł nie zauważyć „przeskoku” lub
zauważyć, ale przypisać go swoim działaniom – wtedy stracił też szansę dla samego siebie.
Pokorę zostawił w domu i nie może skorzystać z cudu, który się właśnie „w jego obecności”
wydarzył. Lecz jego tam nie było, nie był prawdziwie obecny. Cóż….
Coach „artysta” również nie przeszkadza klientowi, tyle, że on jest tego świadomy. Może
czasem pomóc, ale tego również jest zupełnie świadomy. Wie również, w jaki sposób może
pomóc (czyli, co będzie naprawdę pomocne), a czego robić nie powinien, a nawet nie wolno
mu zrobić i kiedy. To jest właśnie stan świadomości.
Wróćmy jeszcze na chwilę do coacha bez stanu głębokiej świadomości. W pracy z nim będzie
wiele mniejszych lub większych zewnętrznych osiągnięć, wiele bardziej lub mniej sensownych
aktywności – to również ma wartość. Nie każdy musi za pierwszym razem odkryć Amerykę.
Potrzebne są też czasem kroki pośrednie. To ma swój głęboki sens – jak wszystko inne. Być
może w innym czasie dla tej osoby najlepsze będzie odkrywanie Ameryki. Może to jeszcze
nie ta chwila. Tego nie wiemy – to tajemnica.
Dlaczego to „coś” głęboko się nie wydarzy? Oczywiście można to mimo wszystko choć trochę
wyjaśnić.
Nie wydarzy się, ponieważ człowiek z tego samego lub niższego poziomu świadomości, nie
jest w stanie pokazać innej perspektywy, niż jest mu dostępna lub poniżej dostępnej. Nie
może wskazać na coś, co nie jest mu dostępne, czego nie spotkał. A jeśli perspektywa
coacha jest taka sama, jak klienta, to powinni obaj zadzwonić do kogoś innego, powinni
wezwać innego coacha. Może jest na wyższym poziomie i im pomoże.
W normalnych warunkach jest tak, że uczeń zadaje pytania, a nauczyciel potrafi mu wyjaśnić
wątpliwości, ponieważ jest na wyższym poziomie – to jasne. Kolega z ławki nie zrobi tego,
ponieważ jest na tym samym poziomie, co pytający kolega. Oczywiście (jak mówiłem)
możliwe są wyjątki, ale to oznacza, że kolega z ławki jest już na innym (wyższym) poziomie.
Reguła jest prosta. Musisz być przynajmniej na II piętrze, by spojrzeć z góry, z dystansu na I
piętro. Możesz być też na V piętrze, ale nie na I, a już na pewno nie na parterze lub w
piwnicy. „Ślepy prowadzący ślepego” – to jest ten sam poziom. W jaki sposób zobrazować
parter i I piętro – nie wiem. Może „obłąkany ślepy prowadzący ślepego”. Mało obiecujące.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
11
10.
COACHING, TO POMOC W DOKONYWANIU ZMIAN W
TAKI SPOSÓB, W JAKI OCZEKUJE TEGO KLIENT I
POMOC W PODĄŻANIU W KIERUNKU W KTÓRYM
KLIENT CHCE
Kiedy już wyłoni się świadomość, pojawi się zmiana – to zupełnie naturalne. Pojawi się
również odpowiedni sposób. Sposób, który będzie skuteczny, efektywny, ekologiczny dla
osoby i jej świata, dla jej celu, misji życiowej, dla jej relacji. Całkowicie ekologiczny sposób
działania.
Wraz z poszerzeniem świadomości horyzont się poszerzy. Kierunek stanie się oczywisty.
Wszystkie elementy ułożą się w całość, a zmiana będzie łagodna, jak powiew wiatru,
wytworzony poruszeniem się skrzydeł motyla.
Mała zmiana jakościowa – świadomość. Jest to w rzeczywistości największa zmiana, która
jest możliwa. I nagle cały Wszechświat stoi otworem, cały Wszechświat daje wsparcie.
Zresztą zawsze daje, tyle, że nie zawsze człowiek to wie. Czasem nie jest świadomy, że sam
nadaje temu wsparciu kierunek. Często kieruje to stałe wsparcie Wszechświata przeciwko
sobie samemu poprzez swoje lęki. I o tym też często nie wie.
Wraz z pojawieniem się świadomości, znikają wszelkie problemy, przeszkody. To jedyna
możliwość.
Chyba wystarczy wyjaśnień w tej sprawie na ten moment. To wszystko układa się w jedną,
dość logiczną całość. Jedno powiązane jest z drugim, jedno wynika z drugiego, jedno
wywołuje drugie.
11.
COACHING POMAGA LUDZIM UCZYĆ SIĘ, A NIE JEST
PO TO, BY ICH UCZYĆ (w ścisłym sensie uczenie, to
przekazywanie wiedzy)
Tu mamy do czynienia z aspektem czystości metody. Coaching nie jest treningiem,
szkoleniem, mentoringiem. Nie jest jego celem również leczenie – tym zajmuje się terapia.
Każda z wymienionych wyżej dziedzin jest ważna i użyteczna, rządzi się własnymi regułami i
jest odpowiednia w konkretnych sytuacjach. Każda ma swoją metodologię, własne narzędzia.
Uzupełniają się w pewnym sensie. Każda z nich, ma swoje miejsce w całym rozwojowym
procesie. Ważne, aby umieć je odróżnić, niekoniecznie oddzielić lub którąś przedkładać nad
inną. Każda ma znaczenie i jest pomocna w procesie rozwoju osoby.
Wciąż wracamy do wewnętrznego rozwoju, wciąż wracamy do wewnętrznych zasobów, które
są zablokowane lub niewykorzystywane w stopniu zadawalającym. I jedyne, co jest do
zrobienia, to uwolnienie tych zasobów.
Każde działanie w coachingu temu właśnie służy. Klient ma odnaleźć swoją moc, ma tej
mocy doświadczyć i ma zbudować/odbudować połączenie z ową mocą. Klient nie ma
doświadczać mądrości coacha i od niego coś dostawać z zewnątrz. Klient ma doświadczać
swojej mocy, swojej mądrości. Celem coachingu jest odbudowanie lub wzmocnienie Osoby, a
nie jedynie osiągnięcie kilku zewnętrznych celów. Owszem, chodzi o cele, ale jakby przy
okazji. Właściwie cele są pretekstem do pracy z Osobą, która jest całością.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
12
Ta osoba wciąż realizuje swoje cele. Również w tej chwili, tyle, że nie ma świadomości wielu
swoich celów. Teraz jest świadoma jedynie tych celów, których nie osiąga, ale nie ma
dostępu do wiedzy o tych celach, które (równocześnie, właśnie w ten sposób) osiąga. Może
one są ważniejsze, może chwilowo sprzeczne – okaże się. Klient sam to odkryje, gdy błyśnie
światło świadomości. Klient sam znajdzie przyczyny.
To wszystko wygląda prosto, ale to czasem prostota pozorna. Czasem nie – czasem jest to
rzeczywiście proste. Duże znaczenie ma fakt różnicy poziomów świadomości klienta i coacha.
Powtórzmy:
Nie może się zdarzyć, by coach pracował z kimś, kto jest już na wyższym poziomie niż on. To
nie wiele wniesie. To będzie nudne. To będzie męka dla obu stron.
Nie jest też skuteczne praca, gdy coach i klient są na tym samym poziomie. To będzie być
może wspólne odkrywanie – oby chociaż to. Ale też czasem następuje syndrom „kręcenia się
w kółko”, sprzeczka, dyskusja lub cokolwiek innego (zupełnie teoretyczna i mentalnie jałowa
dysputa) – zamiast coachingu. Każdy powie to, co wie i na tym się skończy. Klient i coach
udzielą sobie kilku wspaniałych rad, które są jedynym ogólnie dostępnym darmowym
towarem, ale żadna nie zostanie nigdy i tak zastosowana. Kto stosuje cudze rady?
Ma być tak, że coach jest na wyższym poziomie świadomości w stosunku do klienta. Dzięki
temu może patrzeć z dystansu na nawet najtrudniejsze w świecie klienta sprawy. Taki coach
będzie empatyczny, ale nie sentymentalny. Sentymentalność jest fajna, miła, ale nie jest
skuteczna. Sentymentalny klient i sentymentalny coach posiedzą sobie, wspólnie sobie
popłaczą i tyle się zdarzy. Będą bardzo sobie „bliscy”, ale nie wiele to zmieni. Empatia nie
polega na użalaniu się nad kimś lub nawet wraz z nim. To nic nie daje. Dwóch „siłaczy” chce
przesunąć „głaz z waty” i nie mogą, bo żaden nie wie jak. Nawet nie wstali z miejsca.
Zobaczyli „głaz”, jest ogromny, paskudnie wygląda z daleka – więc, tak siedzą i płaczą. To
nic nie da.
Z tego aspektu coachingu wynika ciągła potrzeba rozwoju osobistego coacha. Coach, który
sam nad sobą nie pracuje, nie odkrywa wciąż siebie, który nie czyta, który nie odpoczywa,
tylko biega od jednego klienta do drugiego – taki coach jest mało pomocny. Może robi dużo
szumu, ale cóż z tego. Wszędzie go pełno, a powinien „zniknąć”.
O to właśnie chodzi. Ma się przejawiać świadomość coacha w jego najmniejszych możliwych
działaniach. Ma być wyczuwalna, stale obecna, ale coach ma być „niewidzialny”. To wielka
rzadkość.
Słowo „niewidzialny”, to oczywiście przenośnia, metafora pewnej struktury obecności (bycia),
a nie zewnętrznej, fizycznej obecności lub jej braku. Wolę to wyraźnie powiedzieć. Coach ma
być bardzo obecny i jednocześnie bardzo przeźroczysty. Jego świadomość zupełnie
wystarczy.
12.
COACHING WYZWALA LUDZKI POTENCJAŁ (DANEJ
OSOBY) , ABY ZMAKSYMALIZOWAĆ AKTYWNOŚĆ
Co to oznacza? Pierwsza część tego zdania jest dość prosta, przewijała się już wcześniej.
Gdy człowiek jest zaplątany, zablokowany, nie ma dostępu do swojego potencjału. Chodzi w
koło zasłoniętej gazetą studni i szuka wody. Nawet nie widzi, jak jest blisko źródła wody.
Źródło jest ukryte w studni, a studnia zasłonięta gazetą – i on chodzi w koło.
Coaching jest po to, by to dostrzegł (świadomość). Przecież, kiedy zauważy, to zdmuchnie
gazetę albo odpali jedną małą „zapałeczkę” i pozwoli zadziałać żywiołom. Po wszystkim.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
13
Zwróć uwagę, „wyzwala” coś, co jest ukryte, zamknięte, ale tego nie stwarza. Coaching nie
jest procesem kopania studni, jest jedynie procesem odkrywania, że studnia już jest.
Przecież jest to oczywiste, że gdy człowiek odkryje swoją studnię potencjału, to natychmiast
z niej zaczerpnie. To wszystko. Reszta, to już tylko „kosmetyka”.
Druga część zdania brzmi: „zmaksymalizować aktywność”. To nie musi oznaczać większej
aktywności – może, ale nie musi. Może chodzić o inną jakość, a nie ilość. Może chodzić o
większą aktywność w byciu nieaktywnym. Któż to wie? Różnie to bywa.
Czasem nadmiar aktywności jest głównym problemem.
Znasz tę anegdotę o pomocniku murarza, który zasuwał po budowie z pustą paczką. Wciąż
zasuwał. I wreszcie zatrzymał go jakiś murarz, który czekał na zaprawę i pyta: „Co ty z tą
pustą taczką tak zasuwasz i zasuwasz? Ja tu na zaprawę czekam.” I pada odpowiedź: „Nie
widzisz człowieku, jest taki zapieprz – nie ma czasu załadować.” Tak to właśnie jest z tą
naszą aktywnością (zbyt często).
Jest to naturalnie wynik zablokowanej mądrości, świadomości lub kilku innych energii. Albo
wszystkich jednocześnie. Ostatecznie przyroda uwielbia reakcje łańcuchowe.
Wyobraź sobie rolnika, który co chwilę biega na pole i przekopuje zasiane zborze, by
sprawdzić, czy już zaczęło kiełkować. Zniszczyłby w ten prostu sposób cały swój plon, bo
zniszczyłby potencjał. To właśnie byłby nadmiar aktywności w czystej postaci – to oczywiste.
Wystarczy, że zasiał, czasem wyrwie chwasty lub doda nawozu. Odpowiednia, adekwatna
aktywność – to jest to, to jest mądrość, to jest świadomość.
Więc w tym elemencie chodzi o aktywność, a nie o nad-aktywność.
Sporo tego wyszło. Nie spodziewałem się. A oczywiście można omawiać to zdecydowanie
szerzej. Takich kluczowych definicyjnych przekazów jest więcej. Celem było, aby wyłonić te
najczęstsze, te najbardziej powtarzalne i wspólne – kluczowe z kluczowych.
Do tego dorzućmy jeszcze kilka definicji nieformalnych – raczej krótkich stwierdzeń, które są
przenośniami, metaforami lub sloganami, których celem jest wyjaśnić coaching krótko i „po
ludzku”, bez tego całego zagłębiania się w zbytnie filozofie. Chodzi o proste wyrażenie
charakteru i celu tego procesu.
Oto kilka z nich:
„Celem coachingu jest wydobywanie z człowieka tego, co w nim najlepsze.”
„Celem coachingu jest odkrywaniem nie odkrytego.”
„Coaching jest równoważeniem wglądów i działania.”
„Coaching jest poszukiwaniem wyjątkowego skarbu. Jest jak wyprawa archeologiczna.”
Wszystkie te i wiele innych im podobnych, uzupełniają się i wskazują na to samo, wciąż i
zgodnie w tym samym kierunku. Zastanówmy się, co najpiękniejszego można wydobyć z
człowieka? Po co ta większa świadomość? Co, kto jest właściwie tym skarbem?
Może chodzi właśnie o to, by z człowieka wydobyć samego siebie – samą czystą Istotę. Może
to jest ów największy skarb, ukryty pod milionami ról, masek, zmartwień, wierzeń,
ograniczeń, utożsamień, nawyków, nałogów. Może chodzi o wydobycie samego siebie, z tej
całej „góry zbędności”.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
14
Gdy przejawi się nasze czyste piękno, reszta dokona się sama. Wszystko samo się ułoży
doskonale. Lecz, by to mogło się dokonać, trzeba poszerzyć świadomość, trzeba przejrzeć
własną ułudę, wiele iluzji. Po wglądach pojawią się adekwatne działania. Po, nie przed.
Działania bez świadomości nic nie zmienią, ewentualnie pogłębią stan obecny – czyli to, co
już jest.
Może chodzi o wydobycie własnej Jedności z całego tego bałaganu wielu niby „części”. Być
może nasze podzielenia wewnętrzne tak nam doskwiera. Może tylko o to chodzi?
W ten sposób zakończyliśmy omawianie zwrotów definicyjnych.
Jest jednak – w moim odczuciu – przynajmniej jeszcze jedna bardzo ważna kwestia do
omówienia. Przyznaję, że pomija się ten aspekt w definicjach (w każdym razie nie natrafiłem
na zapis lub wyjaśnienie dotyczące tej kwestii). Może wydaje się to taką oczywistością, a
może dzieje się tak z jakichś innych powodów. Na przykład nikomu do głowy nie przyszło lub
bezpieczniej jest tego nie ruszać. Nie wiem.
Chodzi mi w tej chwili o aspekt religijny, a może raczej wyznaniowy. Dodaje słowo
wyznaniowy, ponieważ nie jest to dla mnie tożsame. Nie ma o tym mowy, a warto o tym
powiedzieć.
Jest jasne, że wpływy wyznaniowe można odnaleźć w każdym ludzkim dziele. Coaching jest
dziełem człowieka, więc i tu można. W samym sposobie używania słów, w strukturach,
strategiach, konstrukcjach myślowych – można znaleźć wpływy wyznaniowe. To oczywiste,
że każdy człowiek coś sobą wnosi do wspólnego dzieła, a wnosi to, co ma w sobie, to, czym
jest w swym wnętrzu wypełniony. W to wierzy i tym się dzieli z innymi. To jest zupełnie
naturalne i normalne. Twórcy podwalin definicyjnych również mają jakieś wierzenia,
przyjmują jakieś podejście, jakąś ideologię, choć wydaje się, że jedyną ideologią w coachingu
jest stwierdzenie: „Coach zna pytania, klient zna odpowiedzi”.
Tak więc, można znaleźć wpływy myśli wschodniej i zachodniej. Można znaleźć wpływy
buddyjskie, filozofii zen, chrześcijaństwa – wiele różnych. Lubię na to patrzeć i traktuję to
raczej jak bogactwo, a nie problem czy ograniczenie. Lecz w gruncie rzeczy – tak myślę i to
jest moje zdanie – coaching jest ponad-wyznaniowy. Celowo używam tu słowa ponad-
wyznaniowy, a nie ponad-religijny, ponieważ wyznań, czyli modeli jest na świecie bardzo
wiele, natomiast religijność, to religijność. Religijność zaś, to coś więcej niż wyznaniowość.
Jest ponad-wyznaniowa. Tak uważam. Można nie być członkiem żadnego wyznania
(kościoła), a być bardzo religijnym człowiekiem. Życie – samo w sobie – jest wydarzeniem
głęboko religijnym.
Wróćmy do meritum sprawy.
Z moich spostrzeżeń wynika, że ludzie różnych wyznań, o odmiennych ideologiach i
przeróżnych wierzeniach, świetnie czują się w procesie coachingowym. Również ludzie
niewierzący.
Mam wrażenie, że jest, istnieje jakaś ogólnoludzka płaszczyzna porozumienia, gdzieś na
płaszczyźnie Ducha, która daje możliwość pracy tymi samymi narzędziami, tym samym
procesem w różnych kulturach, obszarach wyznaniowych, w różnych podejściach
filozoficznych. Uważam, że jest to całkowicie wspaniała sprawa. Coaching świetnie się
„aklimatyzuje” – tak to można określić.
Cała tajemnica zawiera się w tym, że to klient decyduje – zawsze tylko klient. Coach podąża
za klientem. To klient ustanawia granice dla procesu i jest oczywiste, że weźmie pod uwagę
swoje wartości, swoje wierzenia. Nikomu nic do tego. Coach wie, w jaki sposób zadawać
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
15
pytania, a klient zna odpowiedzi. Coach nie dokonuje oceny świata klienta – nie ma takiego
prawa. Coach nie zmienia klienta w zgodzie z jakimś swoim wydumanym pomysłem. Zadaje
pytania, buduje doświadczenia, dba o przestrzeń i ekologię klienta – to i kilka innych rzeczy.
Ale nigdy nie ocenia i nie wpływa – nie zmienia cudzego świata. Jeśli pod wpływem wglądów
coś się w tym świecie zmieni, bo klient zechce, to w porządku. Lecz jest to jedyna
akceptowalna możliwość dokonywania zmian. Jedyną upoważnioną osobą do podejmowania
decyzji i wdrażaniu zmian w świecie klienta, jest on sam – nikt inny – tylko sam klient.
Moje doświadczenie jest takie, że im dłużej zajmuję się coachingiem, tym bardziej zaczynam
dostrzegać w nim aspekty duchowe. Jeden z poziomów funkcjonowania człowieka, opisanych
przez Roberta Dilts’a, to właśnie Duchowość. Każdy z nas ma ów aspekt w sobie. Więc
naturalne, że czasem tam się w coachingu pracuje – jeśli klient sam zdecyduje i tam
„pójdzie”. W coachingu nie istnieje pojęcie przymusu. Przy okazji, to również niezmiernie mi
się podoba – nie ma przymusu, nie ma też zakazu.
Kontynuując poprzednią myśl, myślę, że coaching (w jakimś głębokim sensie) ma wiele
wspólnego z Naturalną Religijnością. Naturalna religijność ma wiele wspólnego z Naturą, z
tym, co Naturalne. Nie jest to nawet dziwne, ponieważ wiele wyznań (jeśli nie wszystkie)
bazuje na tych samych regułach, które przejawiają się we Wszechświecie i w oparciu o które
Wszechświat funkcjonuje i wszystko w nim. Nazywa się te reguły PRAWAMI NATURALNYMI.
Dla przykładu, ostatnio bardzo rozpowszechnione za przyczyną książki „Sekret” zostało
Prawo Przyciągania. Już jasne o czym mowa. Tych praw jest więcej: Prawo Przyczyny i
Skutku, Analogii, Jedności, Kreacji, Zmiany i Transmutacji, Równowagi, Manifestacji,
Synchroniczności, Wzajemności. Wszystkich jest podobno 33, ale nie dotarłem nigdy do tylu.
Prawa dotyczą wszystkich i wszystkiego tak samo, wszyscy i wszystko jest dla nich równe.
Działają zawsze i wszędzie.
Coaching nie musi dotykać tego (Duchowego) poziomu, lecz może. Myślę, że ma wiele z nim
wspólnego – bardzo często. I mimo tego, nie odczuwam, aby mógł być to jakikolwiek
problem. Nie ma w tym żadnego napięcia – ani dla klienta, ani dla coacha.
Dodatkowo zachwyca mnie, że coaching jest dla tych wszystkich, którzy go chcą. Nie ma
znaczenia wyznanie. Nie ma znaczenia ideologia. Uważam, że to wspaniałe. Żadnego
oceniania, wartościowania. Żadnej formy fanatyzmu, żadnych ograniczeń tego typu.
Z tej perspektywy ważne jest, że coaching sam nie jest żadnym wyznaniem, religią, sektą,
itp. Jest czystym procesem, którego celem jest pomoc w rozwoju osobie tak, jak tego
oczekuje, tak, jak sama tego chce – adekwatnie do jej potrzeb, w zgodzie z wierzeniami,
wartościami, z całkowitym szacunkiem i w atmosferze akceptacji.
Coaching, również sam siebie nie pozycjonuje wyżej lub niżej. Jest porostu jedną z
dostępnych dziedzin rozwojowych. Dla jednych jest dobry i pomocny, a do innych nie pasuje.
To wszystko. Nie wypiera innych dziedzin, nie chce ich zastąpić – ma po prostu swoje
miejsce i innym pozostawia ich miejsce.
Nikt rozsądny nie mówi: „Coaching jest najlepszy”. Żaden coach tego nie powie (świadomy
coach), bo natychmiast w jego głowie pojawią się coachingowe pytania:
„Dla kogo najlepszy?”
„Kiedy, w jakich warunkach najlepszy?”
„Według kogo najlepszy?”
Po prostu natychmiast pojawią się pytania. Oto, w jaki sposób działa coaching.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
16
Na koniec, jeszcze kilka zdań o pomaganiu. Słowo „pomoc” przewija się bowiem w definicji
bardzo często i różnych odmianach. Jednocześnie jest to słowo, z którym bez wątpienia
wiąże się ogromna ilość wątpliwości. Czym jest pomaganie? Co jest pomaganiem? Jak być
pomocnym? Jest to kwestia niezmiernie delikatna i subtelna. Sama w sobie wymaga
definiowania. Związanych jest z nią wiele nieporozumień i pomieszania. Trudno bowiem,
jednoznacznie wyznaczyć jej granice. W różnych kontekstach i dla różnych ludzi może
znaczyć coś trochę lub zupełnie innego.
Pokuszę się o kilka refleksji i proszę potraktuj to, jedynie jak refleksje – konteksty do
własnego przemyślenia. Raczej jest to zaproszenie do zadumy, niż jakakolwiek recepta. Mówi
coś na temat mojego postrzegania „pomocy”. I nie jest to postrzeganie „skończone”,
ponieważ każdego niemal dnia, w różnych sytuacjach z ludźmi odkrywam i uczę się czegoś
nowego w tej sprawie. Mam nawet nadzieję, że to się nigdy nie skończy.
Jeśli ktoś wie, a innych traktuje tak, jakby nie wiedzieli i mówi im, zamiast pomóc im
samemu odkryć – nie pomaga. To nie jest pomocne, ani twórcze. To tylko frustracja ego,
które chce się poczuć wciąż ważniejsze. Problem, że nigdy się nie nasyci – tam ma. To nie
jest szklanka, którą można napełnić do pełna, a nawet przelać. Ego nie jest czymś realnym,
więc nie traktuj tego realnie – ego nie jest realne. Ilekolwiek nalejesz – pomieści, i wciąż
rośnie. Jest wielkie i staje się wciąż większe, a gdy zechcesz je odnaleźć gdzieś w sobie, to
nigdzie go nie znajdziesz, ponieważ właściwie nie istnieje.
Ważne jest, by zachowywać świadomość. Ślepy nie może pomóc ślepemu. Same dobre
intencje, to zbyt mało. Zadawanie pytań i czekanie, cisza. Nie ma sensu podpowiadać, nie
ma sensu wyprzedzać, nie ma sensu doradzać, nie ma sensu pchać lub ciągnąć. To niczemu
dobremu nie służy. Te rzeczy są wszędzie i za darmo. Każdy je potrafi i rozdaje każdemu – i
co z tego? Za coaching się płaci, więc nie rób tego, co robią wszyscy i wszędzie – za darmo.
Szkoda czasu. Ten człowiek, już się wystarczająco nasłuchał cudzych mądrości (być może, z
tego powodu z nim teraz pracujesz). Cudze mądrości nikomu do tej pory nie pomogły, a
wielu zaszkodziły, ponieważ przyjęli je bezkrytycznie. Mądrość, to jedno, ale droga do niej
jest również potrzebna, by dojrzeć do zrozumienia owej mądrości. Inaczej to tylko puste
słowa – tylko tyle. To mogą być rzeczywiście najmądrzejsze słowa na świecie, ale bez
doświadczenia wewnętrznego są to jedynie puste słowa. Trzeba uczyć się dyscypliny
powstrzymywania w wygłaszaniu mądrości.
Dopiero gdy zostanie uznana czyjaś mądrość, niezależność, wolność – dopiero wtedy w ogóle
można temu komuś w czymś pomóc. Jeżeli oczywiście po drodze (w międzyczasie) czegoś
nie zniweczy sentymentalizm lub zwyczajna nadgorliwość.
Liczy się obserwacja, otwarte oczy, umysł i serce. Trzeba stać się „lustrem”, w którym się
wszystko „odbija”. Nie trzeba nic dodawać od siebie – to zbędne, to tylko dodatkowo
komplikuje to, co i tak proste nie jest. Poza tym, wszystko co coach dodaje od siebie, należy
do jego świata. Nie musi być obecne w życiu tego konkretnego klienta.
Owszem, to wymaga dyscypliny – pomagać komuś w tym, by sam, w swoim tempie, siebie
odkrywał. Zauważ „siebie”, a nie kogoś innego i jego świat. To mogłoby doprowadzić do
„przekierowania procesu” lub zmienić coaching w jakiś sztuczny proces dostosowawczy.
Coach nie jest maszyną do robienia ksero.
Wolno dzielić się z drugim człowiekiem, korzystać ze wszystkich swoich zasobów, by być
pomocnym. Lecz zawsze należy dbać, by klient pozostał wolny i niezależny. Klient decyduje o
kierunku i tam zmierza – to jego prawo i odpowiedzialność – jego proces, jego życie.
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
17
Warto zawsze to pamiętać: każdy jest wyjątkowy. Każdy jest niepowtarzalny. Taki jest i
niech taki pozostanie po coachingu (po spotkaniu z coachem). Więcej, niech się w trakcie i
dzięki temu procesowi (spotkaniu) stanie bardziej świadomy swojej wyjątkowości. To
dodatkowo go wzmocni.
Trzeba dbać o relację, o atmosferę szczerości, zaufania, akceptacji. Trzeba być obecnym i
świadomym, a swoje racje i ideologie pozostawić za progiem. To jest początek.
Jedyna ideologia brzmi: „klient zna odpowiedzi, coach zna pytania”. Inne ideologie można
sobie w tej chwili odpuścić. Nie ma tu miejsca na wartościowanie, wystarczy ześrodkowanie,
świadomość, obiektywizm w patrzeniu i słuchaniu – dbałość o zrozumienie.
Działania wyłaniają się ze zrozumienia. Skoro zrozumienie dokonuje zmiany, to na nim należy
się skupić. Pytanie: „co z tym zrobisz?”, można zostawić na później. Przyjdzie na to pytanie
czas, gdy wszystko, co było na ten moment możliwe do odkrycia, zostało odkryte. Zasada
pomaga ni jest prosta: „Najpierw zrozumienie, świadomość i wglądy, a dopiero później
działanie.” Taka jest reguła i kolejność w regule.
Jeśli jesteś coachem, zapamiętaj:
Zawsze liczy się tempo klienta, a nie tempo coacha. Należy je uszanować. Klient nie jest tu
po to, by nadążać, lecz po to by zmierzać. Nie jest po to, by spełniać czyjeś oczekiwania w
tej lub innych sprawach. Nie oczekuj nawet odpowiedzi, bo możesz jej nie usłyszeć lub
usłyszeć inną, niż się spodziewałeś. Taki wynik. Nie ma sensu tego oceniać i szufladkować
człowieka. Jeśli to zrobisz, również nie będziesz po mocny.
Jeśli nie ma w tobie ufności, nie zaczynaj pracy. Jeśli nie wierzysz klientowi i w niego, w jego
możliwości, w jego uczciwość i mądrość, to co chcesz z nim robić? Na czym ma polegać
twoja pomoc? Czym i w czym możesz pomóc?
Zostaw wszystko, co zbędne. Zostaw wszystkie głupoty. Masz bardzo mało czasu i wiele w
tym czasie do zrobienia. Jednak nie za klienta, lecz z nim – a właściwie dla niego. Dla siebie
rób rzeczy w innym czasie.
Podmiotem procesu coachingowego jest klient, człowiek i tylko on. Żadne sprawy nie są
ważniejsze od człowieka. Nawet jego cele nie są ważniejsze od niego (człowieka) – nawet
one są mniej ważne niż on sam. Cele dziś są takie, a jutro mogą nagle się zmienić, mogą być
inne. Lecz człowiek nadal będzie kluczowym i centralnym punktem całego jego świata.
Klient ma dotrzeć do swojej wrodzonej inteligencji, do swojej wewnętrznej mądrości – na to
pracuje coach i po to jest proces coachingu. Wszystko, co temu będzie służyć, będzie też
pomocne.
Jedno z największych ludzkich cierpień tkwi w poczuciu bycia głupim człowiekiem – głupim i
bezwartościowym. Więc, jeśli coach wciąż będzie błyszczeć w oczach klienta i udawać kogoś,
kim nie jest, to istnieje niebezpieczeństwo, że klient zacznie się porównywać. To niezmiernie
groźne zjawisko – najeży o tym pamiętać. To nigdy nie jest pomocne, a umysł lubuje się w
porównywaniu. Właściwie niczego innego nie potrafi robić. Co więcej, w 50% przypadków
porównuje pozytywnie, a w 50% negatywnie (to teoria, w rzeczywistości jest znacznie gorzej
– działa zasada pareto 20/80). Skąd możesz wiedzieć, skąd możesz mieć pewność, jakiego
porównania dokona umysł tego konkretnego klienta? To zbyt ryzykowne.
To wszystko wydaje się dość oczywiste, ale mimo tego, nazbyt często zapominamy o
oczywistościach, zapominamy o tym, że pomaganie różni się zasadniczo od pomagactwa. Ta
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
18
różnica nie jest subtelna. To jest kolosalna różnica. Chyba każdy potrafi odróżnić zwykłą
szybę od kryształowego lustra. I to jest właśnie taka różnica. W coachingu chodzi o
pomaganie, nie chodzi o pomagactwo.
Coach ma być kryształowym lustrem i wtedy na pewno będzie pomocny.
KefAnn
Artykuł pobrany z www.KefAnn.pl
19