88
ÂWIAT NAUKI KWIECIE¡ 2004
Sà tacy uczeni, którzy w wiedzy na-
ukowej wy∏awiajà niejasnoÊci i sprzecz-
noÊci, dok∏adnie je analizujà i poszukujà
nowych dróg ich wyjaÊnienia i pogo-
dzenia. Profesor Wilson do nich nie na-
le˝y. Dysponujàc ogromnà wiedzà i
swobodnie si´ nià pos∏ugujàc, potrafi
dostrzec powiàzania i zale˝noÊci, które
wyjaÊniajà otaczajàcà nas rzeczywi-
stoÊç. Widaç to by∏o w jego najwa˝niej-
szym dziele, Socjobiologii. Gdy je pisa∏,
wÊród biologów trwa∏y dyskusje, w ja-
kich specjalnych warunkach, jeÊli w
ogóle, dobór grupowy mo˝e mieç ja-
kieÊ znaczenie. Zastanawiano si´ tak˝e,
czy teoria doboru krewniaczego zosta-
∏a dostatecznie jasno sformu∏owana, czy
nie ma w niej sprzecznoÊci i czy nie wy-
maga uzupe∏nieƒ. W Socjobiologii Wil-
son obszernie pisze o obu rodzajach
doboru, ale prawie nic z tych kontro-
wersji nie przenikn´∏o do jego ksià˝ki.
Sukces Socjobiologii wskazuje, ˝e po-
trzebni sà tak˝e badacze nieszukajàcy
dziury w ca∏ym.
Podobnie jest w Przysz∏oÊci ˝ycia.
Optymistyczne przewidywania w ostat-
nim rozdziale, sprzeczne z apokalip-
tycznà wizjà we wczeÊniejszych rozdzia-
∏ach, k∏ócà si´ z optymistycznymi
przewidywaniami w koƒcowych frag-
mentach. SprzecznoÊç ta zniknie jednak,
gdy potraktujemy ksià˝k´ jako rodzaj
tekstu propagandowego, zach´cajàcego
do dzia∏aƒ na rzecz ochrony przyrody.
W tej dziedzinie jednym z najwa˝niej-
szych problemów sà aspiracje ludnoÊci
krajów ubogich do ˝ycia na poziomie
krajów bogatych, zjawisko nie do unik-
ni´cia w epoce globalnego przep∏ywu
informacji. Wilson wzywa swych ro-
daków do finansowania rezerwatów
przyrody w lasach tropikalnych, ale nie
namawia ich do rezygnacji z rozbu-
chanej konsumpcji, bo chyba nie liczy
na odzew.
Przysz∏oÊç ˝ycia to ksià˝ka godna uwa-
gi, bo nie tylko przynosi wiele cennych
informacji dotyczàcych globalnej ochro-
ny przyrody, ale daje te˝ szczegó∏owe
odnoÊniki do êróde∏, z których ta wie-
dza pochodzi. To zaÊ pozwala te infor-
macje sprawdziç i krytycznie si´ do nich
odnieÊç. Nie musi to wcale oznaczaç
oboj´tnoÊci na losy naszej planety. Na-
le˝y si´ nimi przejmowaç na równi z pro-
fesorem Wilsonem.
n
WÊród piszàcych o astronautyce zdaje si´
obowiàzywaç zwyczaj wywodzàcy si´
jeszcze od jej pionierów, z Konstantym
Cio∏kowskim na czele, aby traktowaç
kosmos prawie w kategoriach obowiàz-
ku, który ludzkoÊç musi wype∏niç. We-
d∏ug tej szko∏y kosmos jest prawdziwym
przeznaczeniem ludzkoÊci i niemal sen-
sem jej istnienia. W kosmicznych bez-
miarach powinniÊmy widzieç swà przy-
sz∏oÊç, nadzieje na rozwój i rozwiàzanie
ziemskich problemów.
Tego rodzaju podejÊcie reprezentuje
te˝ Robert Zubrin w ksià˝ce Narodziny
cywilizacji kosmicznej. Autor jest in˝ynie-
rem, by∏ym wspó∏pracownikiem NASA,
jego egzaltacja jest wi´c równowa˝o-
na przez w∏aÊciwe in˝ynierom poczucie
technicznego realizmu. W znanej równie˝
w Polsce ksià˝ce Czas Marsa przedstawi∏
na tyle rozsàdnà koncepcj´ wyprawy
na Marsa, ˝e po zmodyfikowaniu przej´-
∏a jà od niego NASA. Omawiajàc plany
posuwania si´ przez ludzi coraz dalej, naj-
pierw w Uk∏ad S∏oneczny, a potem w
naszà Galaktyk´, Zubrin nieustannie je
weryfikuje – odwo∏uje si´ do dzisiejszego
poziomu techniki i dajàcego si´ przewi-
dzieç rozwoju, zw∏aszcza systemów na-
p´dowych. OczywiÊcie ani przez chwil´
nie ma wàtpliwoÊci, ˝e problemy, które
dziÊ wydajà si´ nie do przezwyci´˝enia,
uda si´ w koƒcu pokonaç. Przyjdzie taki
czas, kiedy Ziemia znajdzie si´ wreszcie
w luksusowej sytuacji, ˝e ca∏oÊç albo prze-
wa˝ajàcà cz´Êç swych zasobów b´dzie
chcia∏a i mog∏a przeznaczyç na realiza-
cj´ wypraw ku gwiazdom.
W podejÊciu do cywilizacji kosmicz-
nych – równie˝ i naszej – obowiàzuje
typologia narzucona w latach szeÊçdzie-
siàtych przez rosyjskiego astronoma
Miko∏aja Kardaszewa, dzielàca hipote-
tycznych kosmitów na trzy rodzaje. Cy-
wilizacje pierwszego stopnia dysponujà
zasobami energetycznymi w∏asnej plane-
ty, drugiego – zasobami w∏asnego uk∏a-
du gwiezdnego, trzeciego zaÊ – rodzimej
galaktyki. Kardaszew podawa∏ precyzyj-
nie, ile to jest w ergach; Zubrin przyjmu-
je dla uproszczenia podzia∏ „terytorial-
ny”. ¸atwiej wszak okreÊliç, gdzie ju˝
dotarliÊmy, ni˝ obliczaç ergi. Podzia∏ ów
jest wygodny tak˝e dlatego, ˝e penetra-
cj´ w∏asnej planety, w∏asnego uk∏adu i ga-
laktyki oddzielajà wyraêne granice. Chcàc
je przekroczyç, trzeba si´ wspiàç na no-
wy pod wzgl´dem jakoÊciowym etap roz-
woju, przede wszystkim technicznego.
Zubrin widzi ziemskà cywilizacj´ jako
formacj´ zbli˝ajàcà si´ do granicy pierw-
szego etapu, czyli utworzenia cywilizacji
globalnej. Po opanowaniu w∏asnej plane-
ty wystawiliÊmy czu∏ki w przestrzeƒ wo-
kó∏ziemskà i stan´liÊmy na Ksi´˝ycu,
obecnie zaÊ Amerykanie oficjalnie szyku-
jà si´ do podró˝y na Marsa. Ksi´˝yc jako
stacja przesiadkowa nie b´dzie tu spe-
cjalnie u˝yteczny. KorzyÊci ze startów ze
Srebrnego Globu w porównaniu do star-
tów z niskich orbit ziemskich sà bowiem
wàtpliwe. Przy okazji Zubrin przypomi-
na swój projekt Mars Direct (Prosto na
Marsa). Polega∏by on na dostarczeniu
na Marsa w sposób automatyczny statku
powrotnego, modu∏ów mieszkalnych dla
za∏ogi oraz instalacji chemicznej do pro-
dukcji paliwa z ditlenku w´gla, wody (oba
surowce z miejscowych zasobów) i przy-
wiezionego z Ziemi wodoru. Dopiero
póêniej ruszy∏aby wyprawa za∏ogowa,
wiozàca ze sobà ∏azik na wypadek, gdyby
nie uda∏o si´ wylàdowaç precyzyjnie.
Gwiazdy naszym przeznaczeniem
IN˚YNIER ENTUZJASTA O WYPRAWIE NA MARSA I POZA UK¸AD S¸ONECZNY. MAREK ORAMUS
NARODZINY CYWILIZACJI
KOSMICZNEJ
Robert Zubrin
T∏um. Piotr Moskal
i Marek Zawisza
Prószyƒski i S-ka
Warszawa 2003
RECENZJE
KWIECIE¡ 2004 ÂWIAT NAUKI
89
Podobnie jak inni wizjonerzy Zubrin
uwa˝a, ˝e dopiero Mars stanie si´ bazà
wypadowà w g∏àb Uk∏adu S∏onecznego.
Autor wykazuje tu podejÊcie ekonomicz-
ne, wymieniajàc korzyÊci z eksploatacji
poszczególnych obiektów, choç nie bie-
rze pod uwag´ kosztów transportu na
kosmiczne odleg∏oÊci. Nawet gdyby Mars
by∏ us∏any diamentami, to i tak nie op∏a-
ca∏oby si´ ich woziç na Ziemi´. Ale tak
sprawy wyglàdajà dziÊ; w dajàcej si´
przewidzieç przysz∏oÊci koszty te majà
znacznie si´ obni˝yç. Optymizm Zu-
brina wydaje si´ niewzruszony, gdy in-
formuje, jak to b´dziemy czerpaç hel-3
z atmosfer Jowisza i Saturna (na potrze-
by nap´dów termojàdrowych). W tym
celu trzeba by si´ jednak maksymalnie
zbli˝yç do powierzchni obu planet, a wte-
dy wi´cej energii poch∏on´∏aby walka
z ich polem grawitacyjnym. Zubrin nie
uznaje te˝ kierunku odwrotnego – ku
S∏oƒcu. Wenus i Merkury nie zas∏ugu-
jà na tyle uwagi co peryferie Uk∏adu
S∏onecznego, aczkolwiek autor przyta-
cza pomys∏y na terraformowanie (stwo-
rzenie warunków zbli˝onych do ziem-
skich) Wenus poprzez bombardowanie
jej powierzchni sprowadzonymi spo-
za Uk∏adu S∏onecznego górami lodowy-
mi (trzeba by ich zrzuciç 92 mln, ka˝da
o masie miliarda ton).
Z astronautycznego punktu widzenia
ludzkoÊç mia∏a szcz´Êcie, ˝e blisko Ziemi
znalaz∏ si´ stosunkowo ∏atwo osiàgalny
Ksi´˝yc. Jego brak utrudni∏by drog´
na przyk∏ad na Marsa, gdy˝ trzeba by
od razu, bez ˝adnych doÊwiadczeƒ, làdo-
waç na innym odleg∏ym ciele kosmicz-
nym. Bezu˝yteczny ekonomicznie Ksi´-
˝yc pos∏u˝y jako poligon badawczy.
„Ciemna strona Ksi´˝yca to jedyne miej-
sce w Uk∏adzie S∏onecznym, do którego
nie docierajà sygna∏y radiowe z Ziemi” –
pisze Zubrin. Z kolei brak atmosfery czy-
ni naszego satelit´ idealnym miejscem
do zaawansowanych obserwacji astrono-
micznych. Mars natomiast przydatny b´-
dzie pod wzgl´dem gospodarczym, jako
baza do wypraw ku planetoidom i wiel-
kim planetom (Jowisz, Saturn), a z cza-
sem jako obiekt kolonizacji. Przy tej oka-
zji Zubrin postuluje utworzenie tam
nowego typu demokracji, znacznie roz-
szerzajàcej zakres praw obywatelskich
(wolnoÊç od przymusowej s∏u˝by wojsko-
wej, prawo do darmowej oÊwiaty, do ko-
rzystnego zatrudnienia, do przejrzystego
systemu prawnego opartego na sprawie-
dliwoÊci i równoÊci, do informacji o
wszystkich dzia∏aniach rzàdu itp.) Jakkol-
wiek utopijnie by to zabrzmia∏o, tamtejsza
kolonia rzàdziç si´ b´dzie po swojemu
i z czasem wybije si´ na niepodleg∏oÊç.
Z jednego powodu nasza obecnoÊç w oko-
licach Marsa jest wysoce po˝àdana: otó˝
w przypadku wykrycia masywnej plane-
toidy gro˝àcej uderzeniem w Ziemi´ trze-
ba b´dzie przedsi´wziàç lot dalekosi´˝ny,
aby zepchnàç intruza z kolizyjnego toru.
Bez technologii umo˝liwiajàcej lot za∏ogo-
wy przynajmniej na orbit´ Marsa b´dzie
to niemo˝liwe.
Posuwajàc si´ coraz dalej, ludzkoÊç
si´gnie w koƒcu obrze˝y naszego uk∏a-
du planetarnego i naturalnà kolejà rzeczy
stanie przed nast´pnà otch∏anià, tym ra-
zem dzielàcà jà od najbli˝szej gwiazdy.
Oznaczaç to b´dzie zarazem przejÊcie
do cywilizacji typu III. G∏ówna prze-
szkoda to iÊcie astronomiczne odleg-
∏oÊci. Uk∏ad S∏oneczny koƒczy si´ z grub-
sza na Plutonie, odleg∏ym o 40 j.a. od
S∏oƒca (jednostka astronomiczna rów-
na si´ odleg∏oÊci Ziemi od S∏oƒca, czyli
150 mln km), natomiast od najbli˝szego
uk∏adu gwiezdnego, czyli alfy Centauri,
dzieli nas 270 000 j.a. Voyagery, obecnie
najszybsze statki, jakie zbudowa∏ cz∏o-
wiek, opuÊci∏y uk∏ad z pr´dkoÊcià oko∏o
3.4 j.a. na rok; w takim tempie dotarcie
do Centauri zaj´∏oby 79 tys. lat.
Kluczowà sprawà jest tu nap´d.
Przy nap´dzie chemicznym, jakim dziÊ
dysponujemy, podró˝ do Centauri po-
trwa∏aby w najlepszym przypadku 7700
lat. Przy nap´dzie jàdrowym czas ten
uda∏oby si´ mo˝e skróciç do 215 lat.
Przy termojàdrowym do 43 lat, a w∏aÊci-
wie do 86, gdybyÊmy w ten sam sposób
chcieli wyhamowaç statek. Anihilacja an-
tymaterii, czyli hipotetyczny dziÊ nap´d
fotonowy, skróci∏aby t´ podró˝ do pi´ciu
lat. K∏opot w tym, ˝e nie dysponujemy
antymaterià, a jej wyprodukowanie po-
ch∏on´∏oby wi´cej energii, ni˝ to warte.
˚agiel kosmiczny o Êrednicy 343 km, na-
p´dzany laserem o Êrednicy soczewek
400 m, pozwoli∏by za∏atwiç spraw´ w 15
lat, ale wymaga∏oby to zaanga˝owania
energii, jakà obecnie ludzkoÊç zu˝ywa
w ciàgu trzech lat. Natomiast do wyha-
mowania statku mo˝na by u˝yç tzw. ˝a-
gla magnetycznego, wykorzystujàcego
efekt nadprzewodnictwa. W ten sposób,
zdaniem Zubrina, mog∏yby wyglàdaç
pierwsze kroki ludzkoÊci poza Uk∏adem
S∏onecznym.
Im bli˝ej koƒca, tym bardziej Narodzi-
ny cywilizacji kosmicznej przypominajà
powieÊç science fiction. Szacujàc liczb´
zaawansowanych cywilizacji w Galakty-
ce, Zubrin dochodzi do wniosku, ˝e ze
wzgl´du na olbrzymie odleg∏oÊci ˝ad-
na z nich nie by∏aby w stanie opanowaç
jej ca∏kowicie. Tu jednak autor nie mo˝e
si´ powstrzymaç przed okazaniem sto-
sownej porcji entuzjazmu. Jako analogi´
przytacza dwa wydarzenia z historii: wy-
marsz ludzi pierwotnych z ciep∏ej Afryki
na niegoÊcinnà i zimnà Pó∏noc, co zaowo-
cowa∏o wynalazkami i stworzeniem pier-
wocin cywilizacji, oraz Chiny z poczàtku
XV wieku, które majàc wszelkie dane
do ekspansji, zamkn´∏y si´ na Êwiat i w re-
zultacie popad∏y w wielowiekowà stagna-
cj´. Nieustanna ekspansja jest wi´c po-
niekàd naszym obowiàzkiem, jeÊli chcemy
si´ rozwijaç.
Ów „urz´dowy” astroentuzjazm w ta-
kim nat´˝eniu mo˝e dra˝niç czytelnika
jako swoista propaganda. Zubrin nie si-
li si´ na obiektywizm i demonstruje pe∏-
ne zaanga˝owanie w eksploracj´. Choç
nieustannie pisze o ludzkoÊci, nie istnie-
je obecnie ˝adne centrum dysponujàce
w pe∏ni zasobami planety, w∏adne podej-
mowaç decyzje w jej imieniu. I nie za-
nosi si´ na to w bliskiej przysz∏oÊci. Za-
letà natomiast Narodzin cywilizacji
kosmicznej jest zarysowanie drogi, jakà
ludzie mogà podà˝yç w bliski i daleki
kosmos, a tak˝e symulacje konkretnych
problemów, jakie przy tej okazji wystà-
pià. B´dzie trudno, ale w koƒcu opanu-
jemy spory obszar Galaktyki. Jest tylko
jeden warunek: ludzkoÊç musi jakimÊ
cudem przetrwaç najbli˝sze sto lat.
n
W K S I ¢ G A R N I AC H
Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne
Lekcje Marii Sk∏odowskiej-Curie. Notatki
Isabelle Chavannes z 1907 roku
W y d a w n i c t w o Pr ó s z y ƒ s k i i S - ka
Mimesis Erich Auerbach
Paƒstwowy Instytut Wydawniczy
Dzieje staro˝ytnego Egiptu Nicolas Grimal
Narkotyki. Niemyte dusze Stanis∏aw Ignacy
Witkiewicz
Wyzwolenie zwierzàt Peter Singer
W y d a w n i c t w o Z y s k i S - ka
Droga od nauki do Boga Arthur Peacocke
W y d a w n i c t w o R E B I S
Emocjonalne wampiry Albert J. Bernstein
Czyje to w∏aÊciwie ˝ycie Nina Brown