Doczekaliśmy czasów, gdy psychologia trafiła pod strzechy: nieomal każda gazeta zamieszcza
rubrykę „psycholog radzi”, publiczne i niepubliczne przychodnie lekarskie dbają o to, by w
szeregach zatrudnianych specjalistów znalazł się psychoterapeuta, a w telewizji prawie codziennie
można usłyszeć wypowiedź czy komentarz psychologa do bieżących wydarzeń w życiu społecznym
i publicznym. Nic więc dziwnego, że psycholog zagościł też w placówkach kształcących i
wychowujących młode pokolenie Polaków czyli w szkołach. Długo można by wymieniać korzyści,
jakie płyną z tego dla samej szkoły, nauczycieli, uczniów i ich rodziców. Ja jednak chciałabym
spojrzeć na pracę psychologa szkolnego z punktu widzenia jego właśnie i postawić tezę, że
stanowisko to w szkole domaga się ustalenia kryteriów i standardów wykonywania.
Nauczyciel-psycholog czyli problemy z tożsamością
Każdy psycholog w szkole (w ogóle w oświacie) zatrudniony jest na stanowisku nauczyciel –
psycholog. Zgodnie z tą nazwą jest więc traktowany w całej oświatowej machinie. Tak więc przede
wszystkim zmuszony jest do realizowania poszczególnych ścieżek awansu zawodowego.
Rozpoczynając pracę w szkole otrzymuje tytuł stażysty i rozpoczyna drogę przez mękę o nazwie
„awans zawodowy nauczyciela”. Awans zawodowy nie jest niczym złym, moim zdaniem bardzo
dobrze wpłynął na jakość pracy nauczycieli i podnoszenie ich kwalifikacji, ale przeznaczony jest
dla nauczycieli – do psychologa po prostu nie przystaje. Cała ścieżka awansu polega na
udowadnianiu przez psychologa, że nie jest wielbłądem, podczas, gdy wszyscy wokół każą mu
zabierać toboły i gnać przez pustynię. Zacznijmy od naszego stażysty. Na początku pracy w szkole
przedkłada on dyrektorowi plan swego rozwoju zawodowego i zostaje mu przydzielony opiekun
stażu, który w realizacji tego planu ma stażyście dopomóc. Opiekunem stażu nie jest jednak
psycholog (nie znam szkoły, która zatrudniałaby dwóch psychologów), lecz nauczyciel, w
najlepszym wypadku pedagog szkolny. Osoba ta, pomimo na pewno dużej wiedzy i bogatego
doświadczenia zawodowego, nie ma tak naprawdę pojęcia o tym, jak swą pracę powinien
wykonywać psycholog. Można szukać pomocy u doradcy metodycznego, ale i on w bardzo wielu
wypadkach jest również pedagogiem. W myśl przepisów odnośnie awansu nauczyciel-psycholog,
jak każdy stażysta, ma w trakcie trwania stażu:
•
uczestniczyć jako obserwator w zajęciach prowadzonych przez opiekuna stażu lub innych
nauczycieli, w wymiarze co najmniej jednej godziny zajęć w miesiącu i omówić z
prowadzącym obserwowane zajęcia;
•
prowadzić zajęcia z uczniami, w obecności opiekuna stażu lub dyrektora szkoły, w
wymiarze co najmniej jednej godziny w miesiącu oraz omawiać je z osobą, w obecności
której zajęcia zostały przeprowadzone;
•
uczestniczyć w wewnątrzszkolnych formach doskonalenia zawodowego nauczycieli - z
uwzględnieniem specyfiki typu i rodzaju szkoły, w której odbywa staż.
Pytam, jakie to zajęcia ma obserwować i prowadzić psycholog, by uzyskać kompetentną pomoc i
opinię ze strony opiekuna stażu i pozostałych osób? Która wewnątrzszkolna forma doskonalenia
zawodowego odpowiada swą treścią temu, czym zajmuje się w swej pracy psycholog? Który
dyrektor szkoły ma tak bogatą wiedzę z zakresu psychologii stosowanej, by oceniać ścieżkę
rozwoju zawodowego i kompetencje psychologa? A to właśnie „...dyrektor szkoły w oparciu o
projekt oceny opracowany przez opiekuna stażu oraz po zasięgnięciu opinii rady rodziców ustala
ocenę dorobku zawodowego nauczyciela z uwzględnieniem stopnia realizacji planu rozwoju
zawodowego nauczyciela ... i powołuje komisję kwalifikacyjną dla nauczycieli ubiegających się
o awans na stopień nauczyciela kontraktowego, w skład której wchodzą: dyrektor (wicedyrektor),
jako jej przewodniczący; przewodniczący zespołu przedmiotowego (wychowawczego), a jeżeli
zespół taki nie został w tej szkole powołany - nauczyciel mianowany lub dyplomowany zatrudniony
w szkole; opiekun stażu.” Podejrzewam, że żadna z tych osób nie ma zbyt wiele wspólnego z
psychologią, niemniej jednak to one decydują, czy można psychologowi szkolnemu staż „zaliczyć”.
„Po uzyskaniu akceptacji komisji w drodze decyzji administracyjnej dyrektor szkoły nadaje
nauczycielowi stopień nauczyciela kontraktowego” i cała zabawa toczy się dalej.
Awans zawodowy to oczywiście nie jedyny formalny wymóg, z jakim musi się zmierzyć szkolny
psycholog. Polonista naucza języka polskiego, matematyk – matematyki, katecheta wprowadza w
świat religii, plastyk – w świat sztuki. Te i inne nauczycielskie specjalizacje mają jasno określone
zadania, programy, zakres treści, ścieżki realizacji. Każdy dyrektor może łatwo sprawdzić, czy
wykonują oni swoją profesję zgodnie z wymogami. Co powinien robić w szkole psycholog? Tu
odpowiedź nie jest tak prosta i jednoznaczna. Z pomocą przychodzi Rozporządzenie Ministra
Edukacji Narodowej i Sportu z dnia 7 stycznia 2003 r. w sprawie zasad udzielania i organizacji
pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach.
Czytamy w nim, że „do zadań psychologa należy w szczególności:
•
prowadzenie badań i działań diagnostycznych dotyczących uczniów, w tym diagnozowanie
potencjalnych możliwości oraz wspieranie mocnych stron ucznia;
•
diagnozowanie sytuacji wychowawczych w celu wspierania rozwoju ucznia, określenia
odpowiednich form pomocy psychologiczno-pedagogicznej, w tym działań
profilaktycznych, mediacyjnych i interwencyjnych wobec uczniów, rodziców i nauczycieli;
•
organizowanie i prowadzenie różnych form pomocy psychologiczno-pedagogicznej dla
uczniów, rodziców i nauczycieli;
•
zapewnienie uczniom doradztwa w zakresie wyboru kierunku kształcenia i zawodu;
•
minimalizowanie skutków zaburzeń rozwojowych, zapobieganie zaburzeniom zachowania
oraz inicjowanie różnych form pomocy wychowawczej w środowisku szkolnym i
pozaszkolnym ucznia;
•
wspieranie wychowawców klas oraz zespołów wychowawczych i innych zespołów
problemowo-zadaniowych w działaniach wynikających z programu wychowawczego szkoły
i programu profilaktyki, o których mowa w odrębnych przepisach.”
Jak widać zakres obowiązków sformułowany jest dość szeroko i ogólnie. Myślę, że to dobrze, gdyż
można dostosowywać swoje działania do potrzeb i warunków placówki, w której się pracuje oraz
zgodnie z tym je akcentować. Dlaczego jednak Ministerstwo nie pozostawiło tyle swobody, jeżeli
chodzi o formy tych działań? W Rozporządzeniu czytamy: „Pomoc psychologiczno-pedagogiczna
w szkole jest organizowana w szczególności w formie:
•
zajęć dydaktyczno-wyrównawczych;
•
zajęć specjalistycznych: korekcyjno-kompensacyjnych, logopedycznych,
socjoterapeutycznych oraz innych zajęć o charakterze terapeutycznym;
•
klas wyrównawczych, z zastrzeżeniem ust. 3;
•
klas terapeutycznych, z zastrzeżeniem ust. 4;
•
zajęć psychoedukacyjnych dla uczniów;
•
zajęć psychoedukacyjnych dla rodziców;
•
zajęć związanych z wyborem kierunku kształcenia i zawodu;
•
porad dla uczniów;
•
porad, konsultacji i warsztatów dla rodziców i nauczycieli”.
Czy trzymając się tej litery prawa psycholog może w szkole prowadzić terapię rodzinną? I, co może
ważniejsze, czy może prowadzić terapię indywidualną dziecka? W rozporządzeniu mieści się ona
pod nazwą „zajęcia socjoterapeutyczne oraz inne zajęcia o charakterze terapeutycznym”, a przecież
takowe „organizuje się dla uczniów z dysfunkcjami i zaburzeniami utrudniającymi funkcjonowanie
społeczne; zajęcia prowadzą nauczyciele posiadający przygotowanie w zakresie pracy o charakterze
terapeutycznym lub socjoterapii; liczba uczestników zajęć wynosi od 3 do 10 uczniów. W
szczególnie uzasadnionych przypadkach, za zgodą organu prowadzącego przedszkole, szkołę lub
placówkę, zajęcia specjalistyczne mogą być prowadzone indywidualnie.” Wynika z tego, że by móc
pomagać dziecku indywidualnie, trzeba pytać o zgodę urzędnika w gminie. Jeżeli ktoś chciałby mi
zarzucić, że się czepiam, to pragnę powiedzieć, iż właśnie w taki sposób interpretuje ten przepis
dyrekcja w szkole, w której pracuję.
Oprócz zadań stanowiących sedno pracy każdego nauczyciela, ma on do wykonania różne inne
zadania dodatkowe, o których nikt nie przeczyta w przydziale czynności. Nauczyciel – psycholog
również jak najbardziej jest nimi objęty. Przydzielając niektóre pyta się psychologa o zdanie (np.
wyjazd na „zieloną szkołę”), inne są po prostu poleceniem służbowym (zastępstwo za nieobecnego
nauczyciela, opieka nad klasą podczas rekolekcji wielkopostnych, uczestniczenie w komisji przy
sprawdzianie klas szóstych, przygotowywanie akademii okolicznościowych itp.). Dla mnie
osobiście najbardziej uciążliwy jest wymóg pełnienia dyżuru na korytarzu podczas przerw.
Rozumiem, że bezpieczeństwo dzieci w szkole jest sprawą priorytetową, ale mnie zdecydowanie
utrudnia to pracę (nieraz zdarzało mi się przerywać w połowie ważną rozmowę z dzieckiem, czy
rodzicem i gnać co sił na korytarz, by spędzić 15 minut na strofowaniu goniących się po korytarzu
uczniów).
Pozostają jeszcze kwestie czasu pracy psychologa (nieomal w każdej gminie wymiar godzin
przeznaczonych na pracę z klientem jest ustalony inaczej), dodatków motywacyjnych (większość
wprowadzanych systemów przyznawania dodatków nauczycielom nie uwzględnia specyfiki pracy
psychologa), wynagrodzeń dodatkowych (trudno porównać wymierne osiągnięcia nauczyciela z
dużo mniej wymiernymi osiągnięciami psychologa i nagrodzić tego drugiego np. nagrodą
dyrektora) czy odpowiedniego zaplecza (gabinet położony w ustronnym miejscu szkoły,
przestronny, wyposażony w narzędzia potrzebne do prowadzenia diagnozy i terapii).
Doświadczając od wielu lat na własnej skórze, co oznacza bycie nauczycielem-psychologiem
czekam z utęsknieniem na regulację prawną, która pozwoliłaby mi być tylko psychologiem. Marzę,
że nadzór nad moją pracą będzie należał do doświadczonego psychologa, że będę pracować w
ściśle określonym wymiarze godzin, a czas pracy zagospodarowywać będę zgodnie z własnym
osądem.
Przyglądam się nieraz, jak moja roczna córeczka usiłuje włożyć kwadratowy klocek do otworu w
kształcie rombu. Niby to samo, a jednak... To tak jak nauczyciel-psycholog.
Między młotem a kowadłem
Zgodnie z wspomnianym już rozporządzeniem MENiS pomoc psychologiczna w szkole udzielana
jest uczniom, nauczycielom i rodzicom. Wszystko jest więc jasno określone, ale do momentu, gdy
nie dochodzi do konfliktu interesów. Konflikt ten rozgrywa się najczęściej na linii nauczyciel –
uczeń (czasem uczeń wraz z rodzicami). Zgodnie z tym, czego uczono mnie na studiach, tym, co
powtarzają doświadczeni wykonawcy tego zawodu psycholog szkolny powinien zawsze wspierać
ucznia. Nie zawsze jednak jest to tak proste i oczywiste. Pracując w każdym zawodzie, oprócz
realizowania swych zadań, chcąc nie chcąc wchodzi się też w strukturę nieformalną, nawiązuje
znajomości, czasem nawet przyjaźnie. Psycholog szkolny w tym względzie na pewno bliżej ma do
nauczycieli niż do uczniów. Może to czasem rzutować na jego percepcję pewnych spraw, które
dzieją się w relacjach uczniowie – nauczyciele, zwłaszcza, że ci drudzy umiejętniej formułują
zarzuty i obudowują swe stanowisko odpowiednimi teoriami. Wiem, że psycholog szkolny możne
ten problem rozwiązać w twórczy sposób i z korzyścią dla wszystkich i znam przykłady takich
rozwiązań. Chciałam jednak wskazać, że jest on narażony na różnego rodzaju „dylematy
lojalnościowe” wynikające z charakteru jego pracy.
Kłopotliwy kontrakt
Każdy psycholog podejmując się pracy z danym człowiekiem zaczyna od zawarcia z nim kontraktu
terapeutycznego, który obejmuje szereg kluczowych dla terapii ustaleń. W szkole niejednokrotnie
próbuje się ten kontrakt narzucać: „trzeba z nim coś zrobić, bo na lekcji nie można już wytrzymać”,
„to dziecko trzeba wyciszyć”, „on powinien na stałe chodzić do psychologa” itd. Gdy uczeń
prezentuje nieakceptowane zachowania, utrudnia nauczycielom prowadzenie lekcji, zdarzy mu się
jakiś „wyskok” to zgodnie z szkolną procedurą „należy mu się” pomoc psychologiczna (oczywiście
za zgodą rodziców). Taki „skierowany” do psychologa uczeń unika go jak diabeł święconej wody, a
jak się pojawi stosuje wszelkie znane sposoby oporu. Dla pewnej grupy uczniów „straszonych”
psychologiem jest on więc nieodmiennie postrzegany w kategoriach wojennych, jako
sprzymierzeniec nauczycieli. W końcu należy do rady pedagogicznej... Takie myślenie nie jest też
niestety obce niektórym spośród rodziców. Oni nie przychodzą do psychologa po pomoc, co więcej
– nie oczekują żadnej pomocy, odpowiada im istniejące status quo, a przychodzą, bo „pani kazała”,
przychodzą spełnić swój rodzicielski obowiązek wobec szkoły.
Wstydliwa przypadłość
Innym problemem, z którym musi zmierzyć się szkolny psycholog jest wstyd związany z pójściem
do jego gabinetu. Choć świadomość dzieci odnośnie pomocy psychologicznej jest nieporównanie
wyższa niż kilka lat temu, nadal kontakt z psychologiem jest niesłychanie wstydliwą przypadłością.
Dotyczy to głównie uczniów starszych klas, którzy np. przychodząc do psychologa załatwić jakąś
drobną sprawę zawsze zabierają ze sobą kolegę, żeby mieć świadka, że nie chodzi tu o żadne
porady. Wiele dzieci czeka kilka minut po dzwonku, aż ich rówieśnicy pójdą do domu, żeby nikt
nie widział, że wchodzą do pokoju psychologa; potem proszą, żeby, z tego samego powodu, mogli
wyjść przed dzwonkiem.
Praca psychologa szkolnego jest na pewno potrzebna i pożyteczna. Nie mam co do tego żadnych
wątpliwości. Ostatnio przy toczonej w naszym mieście dyskusji o potrzebie zatrudniania
psychologa w szkole ktoś powiedział, że psycholog szkolny jest jak pogotowie ratunkowe: szybko,
na miejscu rozpoznaje problem i decyduje o pomocy. Wydaje mi się, że łatwiej i skuteczniej można
by było wykonywać ten zawód w szkole, gdyby ustalone były pewne wyraźne reguły i standardy.
Przy odrobinie wysiłku można przecież wyeliminować wiele niedogodności związanych z
funkcjonowaniem psychologa w ramach placówki oświatowej. Problem w tym, że psychologowi
brak jest w szkole sprzymierzeńca, stąd też duża rola powstających np. przy poradniach
psychologiczno – pedagogicznych grup wsparcia dla psychologów pracujących w szkole. Wydaje
mi się, że grono psychologów szkolnych w Polsce jest już tak liczne, że pora rozpocząć działania, w
efekcie których będzie można wykonywać zawód psychologa szkolnego, a nie nauczyciela –
psychologa.