238 • PRZEŁOM: WARUNKI, OZNAKI, OMAMY
cza. Kto uważa, że po roku 1989 warto czytać tylko „bruLion",
ulega omamom.
Po trzecie, należy odnotować rozstanie z ideą arcydzieła jako
książki absolutnie oryginalnej. Pisarz dzisiejszy wyzbył się awan-
gardowej intencji stworzenia języka pierwszego, towarzyszy mu
bowiem świadomość, że każde dzieło jest kolejnym ogniwem
tekstowego łańcucha, dopiskiem na marginesie nie istniejącego
oryginału. Arcydzieło, jeśli powstanie, będzie idealnym upodob-
nieniem do dzieła oryginalnego, doskonałą - - jak np. muzyka
Zbigniewa Preisnera, filmy Petera Greenawaya, proza Umberto
Eco — stylizacją na nowość.
Wspomniane powyżej rozstanie z koncepcją języka pierw-
szego oznacza przecież w odniesieniu do światopoglądów rzecz
arcypoważną — odmowę uznania dominacji jakiegokolwiek dys-
kursu. Jeśli wszystko jest tekstem i jeśli żadnemu tekstowi nie
przysługuje autorytet określania znaczeń, tedy żaden język -ani
ideologia, ani religia, ani historyzm -- nie może objąć roli
naczelnej. Wszystko okazuje się przedmiotem negocjacji. Dzięki
temu, paradoksalnie, literatura wynurza się ze swojej nieważności
i staje gotowa do podpowiadania języków, w których negocjować
będziemy najważniejsze sprawy dotyczące naszej wolności i
tożsamości.
Proza na przełomie — panorama
Proza lat dziewięćdziesiątych: Polaków portret nowy,
krainy mityczne, obraz rodziny we wnętrzu; tożsamość lokalna
i bohater niezakorzeniony; powrót fabuły i jej parodie; nieepicki
model prozy i sylwy ponowoczesne
Panorama prozy schyłku lat osiemdziesiątych i lat dziewięćdzie-
siątych wyłoni się przed nami, gdy dostrzeżemy problemy, wobec
których po roku 1989 stanęli twórcy. W największym skrócie
sprowadzały się one do trzech: określić swój stosunek do świata,
przedstawić siebie i porozumieć się z czytelnikiem. Były to zatem
problemy rzeczywistości, tożsamości i formy.
Kwestia rzeczywistości
Problem pierwszy wiąże się w znacznej mierze z etycznymi dyle-
matami prozy schyłku lat siedemdziesiątych i całego okresu stanu
wojennego. Odsyłając do rozdziału Kłopoty z realizmem, krótko
tylko przypomnimy, że ówczesna sytuacja społeczna blokowała
krytyczne zapędy twórców, skazując na dwuznaczność zarówno
osądzanie społeczeństwa, jak i dystans do powieści, polegający
na ujawnianiu ograniczeń narracji. Pisarze nie tyle stawali przed
koniecznością wykreślenia ze swego repertuaru wszelkich środ-
ków polemicznych, ile musieli się liczyć z tym, że negatywny ob-
raz społeczeństwa narazi ich na podejrzenia o sprzyjanie władzy,
która — chcąc podzielić się odpowiedzialnością za stan kraju
-zawsze szukała kozłów ofiarnych i sprawców zastępczych. Podej-
rzenia takie spotkały, nie najgorszą przecież, powieść Józefa
Ło-zińskiego Sceny myśliwskie z Dolnego Śląska (1985), w której
autor zawarł wyjaskrawiony obraz wewnętrznych sporów w
„Solidarności" lat 1980-1981. Obok pochlebnych opinii na jej
temat poją-
240 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
wiły się też i wyraźne oskarżenia: o tendencyjność, o mimowiedne
wspieranie propagandy, a także o próbę wyjścia poza „rewolucję
artystyczną", z którą Łoziński był kojarzony, ścieżką wskazywaną
przez władzę. Nie powinno dziwić, że to samo przewrażliwienie na
krytyczne ukazywanie „Solidarności" zadecydowało o natychmia-
stowym wychwyceniu negatywnego portretu związku w powieści
Siejaka Pustynia i (krzywdzącym) skojarzeniu jej z powieścią
Kazbala Klucz. Miarą chorobliwości tamtej sytuacji - - wytwo-
rzonej dychotomicznym podziałem świata — może być fakt, że
każdy, kto wykorzystywał wówczas prozę do wymierzania spra-
wiedliwości społecznemu światu, lądował automatycznie w pobliżu
wrednej i głupiej powieści Romana Bratnego Rok w trumnie, która
przedstawiała społeczeństwo polskie roku 1980 jako bezro-zumne
kłębowisko istot zmierzających w stronę politycznej katastrofy.
Stłumienie powieściowego krytycyzmu, choć zrozumiałe, było więc
niekorzystne dla czytania, ale też i dla prozy samej, jako że owocowało
schematyzmem świata przedstawionego, biało-czar-nym rozkładem
wartości i przewidywalnością przebiegu zdarzeń. Druga połowa lat
osiemdziesiątych - - z Pomarańczową Alternatywą, narodzinami
trzeciego obiegu, „bruLionem", poszukiwaniem języka
przekraczającego dychotomię „propagando-we-opozycyjne",
próbami wyjścia poza literackie schematy prozy zaangażowanej (T.
Konwicki, Rzeka podziemna, podziemne ptaki, 1984; Ch.
Skrzyposzek, Wolna Trybuna, 1985), odradzaniem się groteski (J.
Pilch, Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej, 1988) —
wskazywała strategie przekroczenia niewygodnej sytuacji i niosła w
zalążku propozycje późniejszych poetyk. Rok 1989 okazał się w tym
względzie pomocny, ponieważ zmieniając położenie całej literatury,
wyzwolił układ literacki z dwuznacznych uwikłań politycznych,
uwalniając również powieściowy krytycyzm. Związek pomiędzy
powrotem krytycyzmu a odzyskaniem niepodległości nie jest
oczywiście automatyczny, ale nie będzie chyba błędne wyjaśnienie
najprostsze: społeczeństwo wolne składa się z ludzi ponoszących
odpowiedzialność za swoje czyny, postawy i słowa, a literatura
społeczeństwa wolnego dysponuje prawem do osądzania, co
społeczeństwo ze swoją wolnością robi — jak i czy potrafi ją
zagospodarować.
KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 241
Kwestia rzeczywistości: demitologizacje
Nie potrafi. Tak na wcześniejsze pytanie odpowiedziały narracje
przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Pierwszą re-
akcją prozy tego czasu było sięgnięcie do tradycji realizmu saty-
rycznego jako poetyki najkorzystniejszej dla skrótowego przed-
stawienia całej listy różnic. Bo też satyra żywi się różnicą, im
zaś większy rozdźwięk między deklaracjami i praktyką, między
sztandarami i tłumem, między techniką i mentalnością, między
słowem i czynem, tym większa jej siła. A na początku lat dziewięć-
dziesiątych nasze życie składało się ze zmian rodzących niemal
wyłącznie rozbieżności, napięcia i różnice. Zmieniał się nasz sto-
sunek do przeszłości, do czasów nam współczesnych, zmieniały
się nasze nadzieje i ideały. Znaczna część prozy tamtego czasu
poczęła sumować owe różnice, konfrontując wczorajsze marzenia
z aktualnymi spełnieniami.
Było w tej reakcji coś ze zdrowego odruchu śmiechu, dzięki
któremu proza zdejmowała — z siebie i czytelnika — coraz bar-
dziej niewygodny i coraz mniej wiarygodny gorset przeszłości,
czyli zbiór sposobów myślenia o polityce i władzy („my" i „oni"),
obowiązkach jednostki wobec zbiorowości (czy możliwy jest etos
walki w czasach wolności?), o relacjach między członkami spo-
łeczeństwa (co oznacza solidarność społeczna w warunkach wol-
nego rynku?). Wcale nie jest tak — o czym dość prędko się prze-
konaliśmy --że gorset ów zasługiwał na odrzucenie; raczej na
przewietrzenie. Zaczęło się więc od krytycznego przeglądu naj-
bardziej żywotnych mitów krajowych i emigracyjnych. Spadkiem
po latach osiemdziesiątych była dla prozy między innymi hero-
iczna legenda „Solidarności", jej członków i ich biografii, metod
walki z „komuną" i sposobów na życie. Przełom lat osiemdzie-
siątych i dziewięćdziesiątych obfitował w oficjalne wydania
-dokumentarnych bądź biograficznych — tekstów wcześniej opu-
blikowanych w drugim obiegu, przedłużających niejako trwałość
tamtych hierarchii. W wyraźnej opozycji do książek wspomnie-
niowych o wymowie heroicznej czy nawet hagiograficznej usytu-
ował się Janusz Anderman jako autor Choroby więziennej (1992), w
której dokonał gorzkiego rozrachunku z kompleksem komba-
242 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
tanckim. Przedstawił bowiem byłego „internatowca", który po
1989 roku próbuje znaleźć sobie miejsce w nowej rzeczywistości:
jego pomysłem na życie staje się nakręcenie filmu o internowa-
nych, jednak rychło przekonujemy się, że głównym motorem jego
działań nie jest ani chęć sporządzenia dokumentu o tamtych cza-
sach, ani wymierzenia sprawiedliwości, lecz zamiar poprawienia
własnego wizerunku czy nawet — ustawienia sobie biografii. Po-
nadto bohaterowi wydaje się, że powzięty cel uzasadnia wszelkie
metody, dopuszcza się więc w samym filmie szeregu upiększeń,
przekłamań, a w końcu - - po zatarciu granicy między życiem i
filmem — najzwyklejszych łajdactw.
Powieść filmowa Andermana wydaje się dziś najpoważniejszą
książką spośród całego zbioru utworów realizmu satyrycznego czasu
przełomu. Przede wszystkim dlatego, że problem znaleziony przez
autora był prawdziwy i wieloraki: mieściła się tu rewindykacyjna
postawa części członków „Solidarności" (zaledwie rok czy dwa
później jeden z nich zażądał od państwa odszkodowania za straty
poniesione w wyniku internowania, zmuszając sąd do
przeliczania cnoty na pieniądze), mieściło się wcale nie tak
rzadkie przekonanie, że „zwycięzca bierze wszystko", a wreszcie
faktyczne zagubienie w nowej rzeczywistości, która — choć
wymarzona i wywalczona — nie kwapiła się z uznawaniem za-
sług i obezwładniała wolnością. Dużo prostsze obrazy serwowali
inni pisarze. Osobną grupę tematyczną w tym względzie stanowiły
utwory poświęcone emigracji. Podobny co u Andermana zabieg
demitologizacji zwracał się tu przeciwko idealistycznym obrazom
życia poza krajem. W paszkwilanckim stylu Jacek Kaczmarski,
pieśniarz podziemnej Rzeczypospolitej, degradował w powieści
Autoportret z kanalią (1994) mit emigracji jako posłannictwa wy-
bieranego przez ludzi, którzy z dala od ojczyzny, wolni od strachu i
manipulacji, próbują nadal jej pomagać. Emigracyjny patriotyzm
— rytualny, odprawiany z nudów i bez wiary — jako obiekt
demitologizacji odnaleźć można było też w opowiadaniach Janusza
Rudnickiego Można żyć (wyd. 1992; powst. 1984), przedsta-
wiających środowisko młodych, zagubionych emigrantów przeby-
wających w Niemczech Zachodnich, przybyłych do tego kraju bez
konkretnego powodu i bez jakiegokolwiek celu, skazanych przeto
KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 243
na żywot nieznośnie wolny, sterowany przypadkiem, pełen roz-
maicie leczonych egzystencjalnych udręk, w których bohaterowie
odnajdują całą mizerię życia krajowego. Edward Redliński w po-
wieściach Dolorado (1985) i Szczuropolacy (w drugiej wersji autor
zmienił tytuł na Szczurojorczyków, 1997), odświeżając dawne wątki
Emigrantów Mrożka, próbował stworzyć emigracyjną Konopielkę,
czyli rozstanie z mitem zagranicy: przekreślał tedy (trudno po-
wiedzieć, czy jeszcze wtedy powszechne) wyobrażenia o emigracji
jako czasie szybkiego i uczciwego zarobkowania, ukazując Pola-
ków jako zakładników mitu popcornowej Ameryki i niewolników
każdych — zarówno małych, jak i brudnych — pieniędzy, którzy
wyzbywają się zasad moralnych szybciej niż złudzeń. Jeszcze dalej
w pasji demitologizacyjnej posunął się Krzysztof Maria Załuski,
który w Tryptyku bodeńskim (1996) i Szpitalu Polonia (1999)
spor-tretował świeżo upieczonych obywateli niemieckich polskiego
pochodzenia. Młody, debiutujący pisarz maczał pióro na
przemian w resentymencie i stereotypie, sporządzając iście
gogolowską menażerię postaci — pazernych ksenofobów
obrastających w dobra „drugiej świeżości": zdemoralizowani
prawami socjalnymi, i spustoszeni wewnętrznie, nie kultywując
pamięci przeszłości, ale i nie usiłując wejść w nową kulturę, gotują
następnemu pokoleniu los wykorzenionych.
Kolejną grupę tematyczną w obrębie realizmu satyrycznego
utworzyły teksty poświęcone teraźniejszości krajowej. Podobnie
jak w powieściach o emigracji, wspólna im była pasja
demitolo-gizacyjna. Marek Nowakowski w opowiadaniach Homo
Polonicus (1992) i Grecki bożek (1993) przedstawił rozpad
wszelkich — religijnych, rodzinnych czy „solidarnościowych" - -
więzi wspólnotowych, które pękają pod naporem zdziczałej
gospodarki wolnorynkowej; nasz rynek w obrazie Nowakowskiego
prezentował się jako sfera aktywności zaradnego marginesu —
przemytników, łapów-karzy, mafiosów — czyli „cwaniaków",
którzy nie znając obyczaju i nie szanując prawa korzystają z
bezsilności państwa i naiwności społeczeństwa. W opowiadaniu
Homo Polonicus Nowakowski na przykładzie „bohatera naszych
czasów" pokazał, jak mitologizo-wane w jego wcześniejszej
twórczości peryferia wkraczają do centrum nowej rzeczywistości,
tworząc poważny, ale przecież nie po-
244 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
tężny, mechanizm rozwoju gospodarczego. Podstawowe przykaza-
nia owego „rynku alternatywnego" mówią, by omijać państwowe
kanały dystrybucji, unikać płacenia podatków, znaleźć nielegalne
źródła tanich towarów i stworzyć nieoficjalne rynki zbytu. Tworzą
go więc ludzie zainteresowani gospodarczą anarchią i skutecznie
ją podtrzymujący.
Były to jednak utwory „krótkiego oddechu": obraz, który
z nich się wyłaniał, zbyt wiele sugerował kosztem rzetelnego
przedstawienia, opierał się na „balzakowskiej", a przez to anachro-
nicznej, analizie przejściowego, sockapitalistycznego rynku, nie
dorastał do ujawnianych przez prasę afer gospodarczych, a wreszcie
pomijał suplementarną rolę szarej strefy, która pomimo swej
nielegalności uzupełniała luki rynku oficjalnego i ośmieszała po-
zostałości gospodarki państwowej.
Podobne niedostatki dostrzec można było w pozostałych
powieściach demitologizujących polską współczesność. Tadeusz
Koń wieki w Czytadle (1992) sporządził portret społeczeństwa,
które nie potrafi rozumnie zagospodarować demokracji, mnoże-
niem partii reaguje na wolność, po staremu jest podejrzliwe, a po
nowemu lekceważy tradycję (co pisarz przedstawił w nieco żenu-
jącej scenie bazarowej licytacji, na której kupić można biustonosz
Emilii Plater i szczoteczkę do zębów księdza Skorupki), jednym
słowem społeczeństwa trywialnego jak „czytadło" i śmiesznego
jak farsa. Konwicki chciał, aby romans polityczny był
oskarży-cielską powieścią polityczną i w tym celu niemiłosiernie
uprościł obraz naszej rzeczywistości. Równie bezlitosny okazał się
Piotr Wojciechowski; w powieści Szkota wdzięku i przetrwania
(1994) ukazał parę oszustów, którzy dzięki sprytowi (szykowny
ubiór, język przetykany ekonomicznymi terminami z angielskiego,
rekwizyty biurowe) naciągają naiwnych i nawiązują całkiem
poważne kontakty handlowe. Ich zachowanie — taki był
realistyczny sens powieści -- odzwierciedlało reguły, które
zapanowały w społeczeństwie, reguły powierzchniowego
uczestnictwa w nowej historii, opartego na powszechnym
aktorstwie, nie zakładającym ani zrozumienia, ani produktywności.
Według Konwickiego, u progu lat dziewięćdziesiątych byliśmy
bezwolnymi i przez to mocno śmiesznymi narzędziami wła-
KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 245
snych głupstw i furii politycznych, według Wojciechowskiego na-
tomiast, byliśmy aktorami w rynkowym spektaklu dla naiwnych
odgrywanym według wzorów, które pochodziły z amerykańskich
seriali telewizyjnych.
Chłosta śmiechu, jaką zafundowały polskiej rzeczywistości
i polskiemu społeczeństwu wymienione utwory, nie była najlepszą
lekcją. Raz dlatego, że zdecydowana większość pisarzy, posługując
się realizmem satyrycznym, popadała w łatwiznę literacką,
tworząc uproszczoną wersję groteski: ich powieści raziły ubóstwem
rysunków postaci i schematyzmem środków przedstawiających
rzeczywistość. Kompromitowali oni świat najtańszym kosztem,
wybierając na ofiary bohaterów zredukowanych do stereotypu i
odsłaniając wąski wycinek życia poddany mocno ograniczonej
interpretacji. Niemal każdy z nich uznawał, że nowym światem i
człowiekiem rządzi jedna siła: pieniądz (Nowakow-ski,
Redliński),
pozoranctwo
(Wojciechowski),
resentyment
(Za-łuski), żądza przewodzenia (Konwicki). W rezultacie
powstały mało przekonujące obrazy rzeczywistości, do których
łatwo było się zdystansować, czyli osłabić — jeśli nie
zneutralizować — siłę działania satyry. Powieści te stanowiły więc
świadectwo trudności pisarskich i intelektualnych w obliczu nowej
rzeczywistości, która raczej przybierała kształty hybrydyczne niż
jednolite, a zmiennością swoją utrudniała zadanie realistyczne.
Znacznie wartościowsze wydają się powieści spod znaku
kpiny solidarnej, w których autor wciela się w bohatera lub przy-
najmniej zachowuje wyczuwalną dla niego sympatię, co powo-
duje, że nawet gdy czyni z niego ofiarę, sam nie przyznaje sobie
pozycji nadrzędnej. Utwory te — a można tu wymienić Jerzego
Pilcha Spis cudzolożnic (1993) i Monolog z lisiej jamy (1996), Ja-
nusza Rudnickiego Cholerny świat (1994) oraz Tam i z powrotem
po tęczy (1998) — choć nie pozbawione społecznego krytycyzmu,
bliższe były dziedzictwu groteski niż satyry, a ich zasadnicza cecha
polegała na charakteryzowaniu społeczeństwa poprzez prezentację
zbiorowych stylów mówienia i myślenia. Podkreślić tu należy
pierwszą — mimetyczną — różnicę pomiędzy kpiną satyryczną i
kpiną solidarną: ta pierwsza tworzy iluzję rzeczywistości, ta druga
przedostaje się niejako do świata poprzez obrazy rze-
246 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
czywistości zawarte w ideach i języku; w tej pierwszej jednostka
jest narażona na bezpośrednie działania zbiorowości, w tej dru-
giej — jednostkę krępują formy, czyli konwencje mówienia, my-
ślenia i zachowań narzucane w ramach codziennych kontaktów.
Janusz Rudnicki w tomach opowiadań Cholerny świat oraz
Tam iż powrotem po tęczy stylizuje siebie na współczesnego „łazika
z Hamburga", bohatera powieści łotrzykowskiej. Autor, umiejęt-
nie zacierając granicę między prawdą biograficzną i bezczelnym
zmyśleniem (jak choćby w pysznym opowiadaniu Z teki korespon-
denta zajebistego, w którym opisuje swoją przebierankę za księdza),
ukazuje bohatera, który w rozmaitych — często typowych — sy-
tuacjach wciela się w role ludzi szanowanych, sprawdzając tym
samym społeczną uległość wobec autorytetów. Pisarz nie oszczę-
dza ani środowisk emigracyjnych, ani krajowych, ale przy całej
pasji demaskatorskiej komizm pełni tu funkcję zabawową, a nie
sądową. Ponadto czytelnik czuje życzliwość pisarza dla nowej Pol-
ski, w której Rudnicki docenia ludzkie starania; tym zjadliwiej
reaguje na wyniosłość emigracji, ale i na ojczyźnianą głupotę, bez-
myślność, uleganie zbiorowym popędom i fobiom.
Najważniejszą książką posługującą się demitologizacją grote-
skową była powieść Jerzego Pilcha Spis cudzołożnic. Pilch, podob-
nie jak Rudnicki, mocno upodobnił bohatera (o wielce znaczącym
imieniu Gustaw) do siebie i wyposażył go w cechy typowego inte-
ligenta połowy lat osiemdziesiątych, ukazując, jak w jego głowie
zalągł się frazes patriotyczny i opozycyjny, który pozbawia moż-
liwości porozumienia. Spis cudzołożnic opowiadał o tym, że wybór
języka ofiar historii, języka patetycznego i odświętnego, wpędził
nas w pułapkę komunikacji zastępczej: zdominowani przez
tradycję bohaterowie Pilcha muszą budować „wtórny język czo-
powy", wyrażający najzwyklejsze — i właśnie dlatego jakby zaka-
zane, wstydliwe — treści życiowe. Tragiczna historia skazała nas
na poszukiwanie życiowych spełnień w sferze wzniosłej, gdy to
zaś okazało się niemożliwe, wepchnęła nas w patriotyczne gadul-
stwo jako spełnienie zastępcze. Gustaw nie może i nie chce zostać
Konradem, zostaje więc przewodnikiem po muzeum polskich
cierpień. Równocześnie jednak patrzy na siebie z boku, ironicznie
komentując swoje postępki i budując konieczny dystans do na-
KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 247
rodowych ról. Dzięki ironii i łączeniu sprzecznych stylów Pilch
dołączał do grona prześmiewców „kompleksu polskiego" (Gom-
browicz, Dygat, Konwicki), oferując swemu czytelnikowi rzecz
najważniejszą — groteskę jako metodę wyzwalania się z języko-
wego spętania.
Dostrzec tu można kolejną różnicę pomiędzy realizmem gro-
teskowym i satyrycznym. Satyrycy bronili ukrytego ideału — wy-
marzonego obrazu emigracji, wyśnionej wolności, idealnej demo-
kracji, tolerancyjnego społeczeństwa, rozumności historii; dlatego
powieści Konwickiego, Nowakowskiego, Wojciechowskiego,
Za-łuskiego sprawiały wrażenie, jakby autorów dotknęła do
żywego banalność Polski niepodległej - - połowiczność jej
kapitalizmu, idiotyzm niektórych polityków czy zdziczenie części
społeczeństwa. Natomiast kpiarze spod znaku realizmu
groteskowego bronili zdrowego rozsądku — umiaru w
demitologizacji, w wyznawaniu prawd dotąd skrywanych,
wylewaniu żalów i frustracji, w odcinaniu się od przeszłości i
egzorcyzmowaniu rynkowych tudzież politycznych demonów
teraźniejszości. Umiar, samoograniczenie, szary złoty środek jest
bowiem pochodną samokrytycyzmu, ironii i dystansu do
rzeczywistości, a dystans ten stanowi gwarancję, że uczestnictwo w
życiu społecznym nie pożre indywidualności, indywidualność zaś
nie stłumi całkowicie odruchu obywatelskiego. Tracimy ów
dystans — razem ze zdrowym rozsądkiem — gdy ulegamy
zbiorowym ideologiom i dyskursom. Rola, jaką powierzyli sobie
kpiarze groteskowi - - rola błaznów, drwiących komentatorów
życia społecznego, praktykantów niezaangażowania — polegała
właśnie na ironicznym kwestionowaniu nadrzędności każdego
języka, a tym samym na wyposażaniu każdego z nas w narzędzia
obrony przed ideą czy słownikiem, które chciałyby osiągnąć
dominację w życiu społecznym.
Kwestia rzeczywistości: mityzacje
Na przeciwległym biegunie demitologizacji dostrzec można
w prozie najnowszej zabiegi mityzacyjne. Celowo używamy
słowa „mityzacje", a nie „mitologizacje", gdyż mit w literaturze
współczesnej rozrywany jest wewnętrzną sprzecznością: z jed-
248 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
nej strony jest to przemożne pragnienie odzyskania ładu, z drugiej
— świadomość stereotypowości mitów śródziemnomorskich
(zawłaszczonych przez sztukę masową) i ich nieprzystawalności
do współczesnego życia. Pierwsza cecha sprawia, że mit gości
-panoszy się — w literaturze najnowszej we wszystkich obszarach
opisywanych doświadczeń. Natomiast zjawisko drugie powoduje,
że mitologie klasyczne zasadniczo nie występują w funkcji pod-
stawowego tworzywa, ponieważ ich naiwne użycie spycha dzieło
w obszar sztuki trywialnej i odbiera mu znamiona autentyzmu,
przede wszystkim zaś oddala od konkretnej rzeczywistości, okre-
ślonego „gdzieś i kiedyś", lokując narrację w uniwersalnym
bez-czasie. Dlatego właśnie niezmiernie rzadkie są bezpośrednie
odwołania do mitów europejskich, niezmiernie (nadmiernie)
częste natomiast — mityzacje. Kształtowanie mityczne okazało się
bowiem wyjściem ze wspomnianej sprzeczności: pisarze pożyczają
techniki literackie służące budowaniu mitycznej atmosfery czy
aury, przywołują niejako ducha mitów, a zarazem tworzą mity
własne, stanowiące mieszankę legend, eposów i mitologii różnego
pochodzenia. Korzystają z nich do przedstawiania wszelkich do-
świadczeń — dzieciństwa, dojrzewania, pierwszej miłości, małej
ojczyzny — uzyskując dzięki temu kilka wyrazistych profitów.
Przede wszystkim mityzacja pozwala spożytkować tradycje
epickie, a zarazem ominąć pułapki realizmu. Bo też ogół
mityza-cyjnych zabiegów, jakie pojawiły się w prozie polskiej,
odnieść wypada do kwestii realizmu — żywotnej, choć dla wielu
niemożliwej już tradycji. Oznacza to, że w dalszym ciągu — i
pewnie w każdym z- nas — drzemie gdzieś, ukształtowane
lekturami Prusa, Balzaca, Flauberta, Stendhala, Tołstoja,
Dąbrowskiej i wielu innych, oczekiwanie na wielką powieść epoki,
na „zwierciadło", które odbije rzeczywistość i ukaże nam nasze
twarze, nazwie sens czasu, zaproponuje fabułę zbiorowej historii. I
pewnie właśnie ze względu na ową niemożność realizmu, na to, że
każdy, kto podejmie próbę wielkiej epiki społecznej czy
historycznej popadnie w naiwność, proza polska w pierwszym
odruchu wybrała satyrę. Jej przeciwwagą natomiast, tworzącą się
na przeciwległym biegunie, okazała się mityzacja.
KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 249
„Czas dzisiejszej prozy powrócił jak gdyby do literatury, stał się
«cza-sem fabuly», metrum wewnętrznym, organizującym strukturę utworu
— nie próbującym objąć całości świata inaczej, jak za pośrednictwem in-
strumentu literaturze właściwego, a mianowicie mitu. [...] Mit wchodzi
do prozy najnowszej na bardzo dużą skalę i pod rozmaitymi postaciami, a
czas mityczny zastępuje najczęściej czas historyczny" (J. Jarzębski, Apetyt
na Przemianę, Kraków 1997, s. 174).
Drugą korzyścią osiąganą dzięki mityzacji jest szansa prze-
ciwstawienia się światu współczesnemu. Świat ten, postrzegany
rozumem czy odbierany sercem, mało komu wydaje się przyja-
zny. Jest raczej przeciwnie: jego podstawową cechą wydaje się ab-
solutne zmieszanie jakości i doświadczeń, powodujące, że nie ma
takiej rzeczy, której on sam by nie przeczył i której by nie udo-
wadniał. Jawność jego powierzchni i struktur głębokich sprawia,
że świat ten przedstawia nam się jako zdesakralizowany, pozba-
wiony sensu, odczarowany albo przynajmniej łatwy do odczaro-
wania. Takiego właśnie zabiegu odczarowania rzeczywistości,
de-mitologizacji zbiorowych iluzji, destrukcji społecznych
złudzeń dokonywała satyra. Mówiła ona, że ani tu, ani tak nie da
się żyć. Powieści Olgi Tokarczuk, Piotra Szewca, Włodzimierza
Paźniew-skiego, Magdaleny Tulli wynikały, jak się wydaje, z
intencji przeciwnej — z chęci powtórnego zaczarowania świata.
Mit przywracał bowiem rzeczywistości cechy życzliwe życiu,
mówił, że świat daje się zamieszkać, pod warunkiem stworzenia
mikrorzeczywi-stości, odgraniczonej od reszty świata. Ponowienie
mitu w prozie jest aktem zgody jednak nie ze światem takim,
jakim jest, lecz takim, jakim chcemy, aby był.
Za cenę tej osobności świata pisarz — i to wydaje się ko-
lejnym atutem narracji mitycznej - - zyskuje prawo do snucia
opowieści kompletnej, do narracji całościowej, nawiązującej do
tradycji epickich. Rzeczywistość jest domeną niegotowości, czasu
otwartego, sensów znajdujących się w ciągłym stwarzaniu; dla
narracji mitycznej sens jest dany, historia zamknięta, rzeczywi-
stość -- określona. Ale powieści mityczne -- składane z wielu
mitów, odsyłające do książek Grassa, Marąueza, Schulza — nie
mają charakteru eposów bohaterskich opowiadających zamknięte
~
250 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
dzieje społeczności. Ten typ narracji pozostaje — chwilowo? na
trwałe? - - poza możliwościami aktualizacji, przede wszystkim
dlatego, że pisarze współcześni z nieufnością odnoszą się do wiel-
kich narracji (fundowanych na koncepcji postępu, naturalnej ewo-
lucji czy zbawienia), które stanowią warunek epopei. Trzeba, mia-
nowicie, wiedzieć, skąd wywodzi się historia danej społeczności i
według jakiego wzoru zmierza ku swemu przeznaczeniu, aby
snuć epopeję. Współczesność to raczej czasy narracji małych, opo-
wiadających dzieje mikrospołeczności i opartych na strukturze
biografii pojedynczego człowieka, rodziny bądź miejsca. W po-
wieściach Tokarczuk czy Pilcha, w opowiadaniach Stasiuka czy
Huellego mit służy wyodrębnieniu przedmiotu narracji i umiesz-
czeniu go w idealizującym świetle.
Niepoślednią rolę w popularności narracji mitycznej pełni
zatem wizja spełnionej czasoprzestrzeni — w każdym swoim frag-
mencie nasyconej znaczeniami i niczym księga otwartej dla uważ-
nego czytelnika-mieszkańca. Z jednej więc strony dzięki zabiegom
mityzacyjnym przestrzeń, nie tracąc w całości historycznego i
geograficznego konkretu, nabiera cech niezwykłości, odsłania
przed nami swój genius, co czyni z każdego mieszkańca owej
przestrzeni jakby uczestnika magii, człowieka naznaczonego i
wtajemniczonego. Z drugiej zaś, w czasoprzestrzeni mitycznej
każda cząstka biografii nabiera znamion doświadczenia
inicjacyj-nego, staje się bezcennym bagażem na przyszłość, jakby
depozytem sensu zmagazynowanym w pamięci i odtwarzanym —
niczym modlitwa - - we wspomnieniach. Dzięki temu autorzy
powieści mityzowanych zapraszają nas do świata uspokojonego,
przenikniętego
wewnętrznym
ładem:
wileńska
Bohiń
Konwickiego, Zamość z powieści Piotra Szewca Zagłada, Gdańsk
Pawła Huellego i Stefana Chwina, Wrocław Andrzeja Zawady
(Bresław), podolskie Kuromęki Anny Boleckiej z powieści Biały
kamień, rodzinna miejscowość na Śląsku Cieszyńskim z powieści
Jerzego Pilcha Inne rozkosze i Tysiąc spokojnych miast, wsie
beskidzkie z Opowieści galicyjskich Andrzeja Stasiuka, Prawiek
wykreowany przez Olgę Tokarczuk, Ściegi z przypowieści
Magdaleny Tulli W czerwieni -to wszystko przestrzenie bogate i
kompletne, nasycone ładem, uwznioślone swoją historyczną
odległością bądź zamkniętością,
KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 251
życzliwie wpuszczające do siebie pamięć i podpowiadające wielość
porządków wspominania. W przestrzeniach tych nie ma obszarów
znaczeniowo pustych, ponieważ mit wyposaża każdą cząstkę rze-
czywistości w znaczenie, likwidując podział na przedmioty i istoty
żywe. Wszystko w tym świecie mówi i słucha, stanowiąc stronę
dialogu, w którym może uczestniczyć każdy, kto wierzy (umie
wiedzieć?), że serce mitu bije w mowie.
Ale współczesne mityzacje przenika od wewnątrz wirus zwąt-
pienia i niewiary. Objawia się to pod różnymi postaciami. Czytel-
nicy Snów i kamieni oraz W czerwieni Magdaleny Tulli napotykają
w narracji zabieg deziluzji, polegający na ujawnieniu wyłącznie
literackiego statusu kreowanej rzeczywistości, która składa się ze
słów. Z kolei odbiorcy pięknej powieści Prawiek i inne czasy Olgi
Tokarczuk musieli zauważyć, jak autorka wprowadza do swego
kieleckiego Macondo czas historyczny, co powoduje, że mit po-
czyna ulegać erozji, że mityczny czas wiecznego powtórzenia do-
biega swego końca. Z kolei Konwicki, Pilch, Szewc, Paźniewski
nadają światu mitycznemu cechę absolutnej niedostępności, co
skazuje autorów na rozkosz wspominania i mękę alienacji. Na
straży mitycznego świata stoi więc świadomość literacka, histo-
ryczna i egzystencjalna, a przekroczyć tę granicę można wyłącznie
za cenę celowej naiwności.
„W najlepszym razie dochodzi więc do rekonstrukcji mitu prywatnego — i
tym były zarówno Bohiń, Weiser Dawidek, jak i znaczna część debiutów z
początku lat 90. W najgorszym — ukazuje się niemożność mitu, zderzenie
religijnej lub (częściej) ąuasi-religijnej potrzeby z szyderczą pamięcią o
konwencjonalności literatury" (J. Klejnocki, J. Sosnowski, Chwilowe za-
wieszenie broni. O twórczości tzw. pokolenia „bruLionu" [1986-1996], War-
szawa 1996, s. 106).
Pożytki mityzacji zdają się zatem dorównywać zagrożeniom
z nią związanym: konfrontacja marzenia o ładzie z bezładem
współczesności odbywa się kosztem idealizacji, wzniosłość osiąga
się za cenę izolacji, a budowanie świata spełnionego nie odwołuje
się do wyobraźni sakralnej, lecz literackiej. Mityzacje są sa-
mowystarczalne, więc umykająca im współczesność nie martwi
252 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
pisarzy. Pod tym względem ich książki wydają się symetryczne
względem realizmu satyrycznego, który przeciwstawia się
ideali-zacji, ale w swej pasji demaskatorskiej poprzestaje na wizji
świata j ednoznacznego.
Kwestia rzeczywistości: światy wewnątrz- i międzyludzkie
W prozie najnowszej pojawiła się jeszcze jedna odpowiedź na
pytanie „Co jest rzeczywiste?", odpowiedź, która brzmiała: „Ja".
Albo „Ja wobec innych". Była to zatem propozycja podobnie jak
wcześniejsze naznaczona tradycjonalizmem, w większym jednak
stopniu zakładająca pomijanie rzeczywistości historycznej. Ofertę
tę można dostrzec w skromnych, acz ciekawych kontynuacjach
prozy psychologicznej i socjologicznej.
Rok 1989 nie odgrywa tu większej roli, choć trudno zaprze-
czyć, że nasilenia tendencji psychologicznych w prozie przypadały
w Polsce zawsze na okresy silnych zawirowań historycznych
-około roku 1956, 1968 i 1980. Jest to zrozumiałe o tyle, że mo-
menty przesilenia w naszych dziejach skłaniały pisarzy zarówno
do sporządzania panoram społecznych, rozrachunków politycz-
nych, jak i do zaglądania w głąb psychiki, aby obraz człowieka z
perspektywy historii poszerzyć o historię z perspektywy jednostki.
Jednakże w żadnym z tych momentów nie powtórzyła się w
polskiej literaturze wspaniała erupcja powieści psychologicznej z
lat trzydziestych naszego stulecia — momentu przez wielu badaczy
uważanego za początkowy w dziejach gatunku, gdy jedno po
drugim powstawały dzieła dojrzałe, nowatorskie, odważne: Za-
zdrość i medycyna Michała Choromańskiego, Cudzoziemka Marii
Kuncewiczowej, Adam Grywald Tadeusza Brezy, Cale życie Sabiny
Heleny Boguszewskiej.
Wtedy to wykształciły się cechy, które ustanowiły zasad-
nicze bogactwo prozy psychologicznej i jej wkład w przyszły
rozwój gatunku. Była to przede wszystkim koncentracja na do-
świadczeniu wewnętrznym jednostki, na zapisie procesu zgłębia-
nia siebie. Światem przedstawionym powieści psychologicznej są
przeżycia wewnętrzne bohatera, jego myśli, odczucia i doznania,
a w skrajnym przypadku — zasady funkcjonowania sił psychicz-
KWESTIA RZECZYWISTOŚCI w 253
nych, czyli działanie pamięci, świadomości, wyobraźni. W tym
zakresie - - sondowania psychiki ludzkiej - - szczególnie wiele
dała proza młodopolska, zainteresowana „odmiennymi starmami
świadomości"; pisarze tamtej epoki sądzili, że prawda o czło-
wieku ujawnia się w stanach osłabionej kontroli rozumu, a \viec
w czasie snu, choroby, maligny, hipnozy. Ogromne były —_ j
a
fc
na tamte czasy - - innowacje kompozycyjne i językowe,
wjjro-wadzane do prozy przez powieść psychologiczną. Przede
wszystkim zakwestionowała ona ciągłość czasu (w końcu
pamięć nie zna odległości, jest przerzutna, porusza się w ślad za
skojarzeniem),
wprowadzając
fabułę
achronologiczną,
pokawałkowaną,
0 odwróconej bądź radykalnie zakłóconej kolejności zdarzeni., co
wymagało nowej postawy lekturowej - - współtwórczej, polega
jącej na przywracaniu pierwotnej kolejności i na odnajdywa
niu więzi między poszczególnymi zdarzeniami. Klucz do tego
zadania tkwił w psychice jednostki, ponieważ kamieniem wę
gielnym prozy psychologicznej było przeświadczenie o ducho
wej autonomii człowieka, czyli o tym, że jest on istotą nie
zależną od bodźców historycznych, socjologicznych czy biolo
gicznych, istotą, której rozwój wynika z wzajemnego zazębia
nia się doświadczeń duchowych. Takie właśnie przeświadczenia
sprawiły, że proza psychologiczna — za co spotykało ją najwię
cej zarzutów zarówno w dwudziestoleciu międzywojennym, jak
1 w okresie realizmu socjalistycznego — odchodziła od ujmowa
nia bohatera na tle społeczeństwa, od obrazów obiektywnych, od
przedstawiania społeczności bądź historii jako uwarunkowań jed
nostkowego rozwoju. Daleka od realizmu społecznego, powieść
psychologiczna okazała się nadspodziewanie bliska powieści de
tektywistycznej: drugim jej fundamentem jest bowiem przeko
nanie, że człowiek stanowi - - tak dla siebie, jak i dla swo
jego otoczenia — zagadkę (połączenie obu tych konwencji odna
leźć można w powieści Tadeusza Brezy Adam Grywald). Dlatego
przedmiotem starań prozy psychologicznej była zawsze tajemnica
skryta we wnętrzu człowieka, a skrajną metodą służącą wydo
byciu tej tajemnicy stał się bodaj najgłośniejszy wynalazek lite
rackiego psychologizmu, czyli -- kojarzony z powieścią Jarnesa
Joyce'a Ulisses (1922), choć użyty po raz pierwszy przez francu-
254 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
skiego pisarza Edouarda Dujardin w utworze Wawrzyny już ścięto
(1887) - - strumień świadomości, a więc monolog wewnętrzny
prowadzony w języku prywatnym, w najbardziej intymnym i wła-
snym idiolekcie, lekceważącym składnię, nadającym jednostkowe
znaczenia słowom, które tworzy każdy z nas na użytek komu-
nikacji wewnętrznej; technikę tę w prozie polskiej znajdziemy u
Andrzejewskiego (Bramy raju, 1960; Idzie skacząc po górach,
1963), Kazimierza Brandysa (Jak być kochaną, 1960), Włodzimierza
Odojewskiego (Zmierzch świata, 1964) czy Andrzeja Kuśnie-wicza
(Strefy, 1971).
Co z tego całego bogactwa objawia się w prozie najnow-
szej? Niewiele. Korzysta ona raczej z psychologizmu konwen-
cjonalnego. Mało w niej prób pogłębienia eksperymentów z za-
pisem mowy wewnętrznej, nawiązań do strumienia świadomości,
penetracji odmiennych stanów jaźni. A mimo to zarówno samo
pojawienie się prozy psychologicznej, jak i jej zawartość można
uznać za zjawisko ciekawe i warte zauważenia. Powrót tego
gatunku dowodzi bowiem, że proza najnowsza, poszukując form
wyrazu w tradycji, usiłuje wypowiedzieć nowe doświadczenia
poprzez konwencjonalne środki. A doświadczenia te wydają się
wcale ważne. Oto Grzegorz Musiał w powieściach W pta-szarni
(1986) i Al fine (1997) szuka języka, w którym mógłby „do
końca" wypowiedzieć prawdę uwięzienia w formach kulturowych,
jakiemu podlega każdy odmieniec (w tym również, a może
przede wszystkim, odmieniec seksualny). Krzysztof Mysz-kowski w
utworze Pasja wg świętego Jana (1991) stworzył groteskową
opowieść, poprowadzoną w technice Beckettowskiego monologu, o
konieczności całkowitego zerwania kontaktów z ludźmi jako
warunku nawiązania kontaktu z samym sobą i z sakralnym
wymiarem istnienia. Grzegorz Strumyk w utworach Zagląda fasoli
(1992), Kino-lino (1995) i Podobrazie (1997) przedstawia rozwój
jednostki jako proces nieustannych narodzin, związanych za
każdym razem z traumą odrywania się od matki. Według Strumyka
człowiek poddany jest presji dwojakich sił: dążenia do kreacji,
która możliwa jest wyłącznie w aktach wychodzenia na zewnątrz
siebie, i dążenia do stanu spokoju, którego warunkiem jest
„pozostawanie w sobie". Ruch pierwszy na-
KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 255
rażą jednostkę na rany zadawane przez świat, ale przynosi
sa-mowiedzę, drugi daje schronienie, ale nie pozwala
zrealizować się popędowi twórczemu. Pisarz szuka zatem,
zwłaszcza w utworze Kino-lino, jedności, którą zdaje się stanowić
tworzenie literatury - - szczególna forma osiągania samowiedzy,
nie narażająca na kontakty ze światem. W utworach Strumyka
dostrzec można skrajne — trudne w odbiorze, oparte na języku
asocjacyjnym, obsesyjne w swej tematyce — spełnienie projektu
analizy związków międzyludzkich widzianych przez pryzmat
wrażliwości (i nadwrażliwości) jednostki. Warto też odnotować u
Strumyka przekształcone przez prywatny język symboliczny
figury Ojca, Matki i Dorosłego-Dziecka, figury częste w prozie o
nastawieniu
psychologicznym,
a
podstawowe
dla
prozy
analizującej „efekt rodzinny". Efekt ten to odciśnięte w człowieku
ślady oddziaływania rodziny rozumianej jako (nigdy nie winny)
układ międzyludzki.
Właśnie zestaw literackich i archetypowych figur Rodziny
pozwala dostrzec, jak z omawianej prozy psychologizującej, zo-
rientowanej na rzeczywistość wewnętrzną jednostki i na jej relacje
wobec innych ludzi, wypączkowała w pewnym momencie ten-
dencja swoista — charakterystyczna dla prozy lat dziewięćdziesią-
tych i nie mająca wyrazistych odniesień do literatury wcześniej-
szej. Można ową doraźną całostkę, wyodrębnianą z racji tematu,
stosowanej taktyki powieściowej i zakładanych celów (raczej nie
cech gatunkowych), nazwać „prozą rodzinną" („prozą interakcji
rodzinnych"). Uzasadnia takie wyodrębnienie -- które nie wy-
czerpuje charakterystyki poszczególnych utworów! — grupa tek-
stów, które od pewnego momentu poczęły między sobą dialogo-
wać: Zyty Rudzkiej Biale klisze (1993)
;
Izabeli Filipiak Absolutna
amnezja (1995), Adriany Szymańskiej Święty grzech (1995), Małgo-
rzaty Saramonowicz Siostra (1997), Małgorzaty Holender Klinika
lalek (1997), Kingi Dunin Tabu (1998). Utwory te mówią o wpły-
wie, jaki na każdego człowieka wywiera „bycie w rodzinie". Świa-
tem przedstawionym są tu więc: rodzina jako społeczna instytucja
edukacyjna (budująca osobowość), dziecko jako obiekt kształto-
wania, postawy edukacyjne i wreszcie psychologiczne skutki wy-
chowania. Akcja najczęściej układa się w tych powieściach jako
256 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
rekonstrukcja „fabuły rodzinnej" (co wiąże je z teorią Freuda),
rekonstrukcja dokonywana w aktach autoanalizy. Przywracanie
ładu chronologicznego, odtwarzanie kolejności wpajanych prawd,
wsączanych przesądów i wyrządzanych krzywd staje się — niejed-
nokrotnie edypalnym — procesem dochodzenia do siebie, proce-
sem odkrywania najbardziej mrocznych prawd rodzinnych
(Sara-monowicz, Dunin: kazirodztwo; Rudzka: porzucenie,
zabójstwo; Holender: poczucie winy za śmierć matki;
Szymańska: poczucie winy za życie własne) i autoanalitycznym
seansem odsłaniania psychologicznych skutków ujawnianych
doświadczeń.
Sa-mopoznanie
utrudniają
jednak
„rany
dzieciństwa" bądź wpojony dziecku język rodzinnych hegemonów,
który z definicji uniemożliwia nazwanie krzywdy czy osiągnięcie
samoświadomości. W takich przypadkach narracja przedstawia
proces tworzenia prywatnego języka (Filipiak) bądź próby
osiągnięcia samowiedzy dzięki rozluźnieniu kontroli rozumu
(Szymańska). Różne są poetyki i finały tych powieści i różne
wyłaniają się z nich cele: dydaktyczne w odniesieniu do jednostki
(Filipiak: można „przypomnieć sobie" wolność), dydaktyczne dla
rodziny (Dunin: katolicyzm nie jest jedynym — ani najlepszym —
modelem
wychowania),
rewizjonistyczne
(Saramonowicz:
najgłębszą prawdę ludzkości potrafi odkryć jednostka najbardziej
pokrzywdzona; Holender: poczucie winy wytrawia człowieka i
prowadzi do przemiany w lalkę), re-witalistyczne (Szymańska:
poczucie winy za własne życie można przezwyciężyć).
Utwory te (dla których kontekstem pożądanym bywają pod-
ręczniki typują^ przeżyć w toksycznej rodzinie, negatywnym zaś
-powieści Musierowicz), choć oscylują między horrorem i sielanką,
miotając się między udramatyzowanym efekciarstwem i dydakty-
zmem, warte są zauważenia zarówno dlatego, że pozbawiają oczy-
wistości zjawisko pozornie naturalne i bezproblemowe, jak i dla-
tego, że mają w sobie najwięcej powieściowego charakteru (fabuła,
akcja, intryga), tak jakby tendencja socjologizująca (obok
mityzu-jącej) sprzyjała tworzeniu regularnej i bogatej prozy.
Do
tych
pisarzy
dodać
można
kolejnych
—
psychologizują-cych, przejawiających tendencje psychologiczne
czy wreszcie posługujących się elementami konwencji
psychologicznych: Jacka
KWESTIA RZECZYWISTOŚCI • 257
Baczaka (Zapiski z nocnych dyżurów, 1995), który przedstawiając
własną pracę w hospicjum, sporządził studium śmierci i umiera-
nia, analityczną i autoanalityczną narrację o poszukiwaniu w sobie
akceptacji dla cielesności jako jedynego wymiaru życia; Krystynę
Sakowicz (Sceny miłosne, sceny miłosne, 1986; Jaśmiornica, 1987),
pisarkę o wyraźnych inklinacjach psychoanalitycznych, która
jednak w powieści Po bólu (1995) raczej posłużyła się metodą
zapisu społecznego gadania, traktując ludzkie wnętrze jako swego
rodzaju stację rejestrującą wszystkie odgłosy; Waldemara Bawołka,
który w opowiadaniach Delectatio morosa (1996) przedstawił
przeżycia inicjacyjne jako oscylację między groźnym światem
zewnętrznym i labiryntowym światem wewnętrznym; Ewę
Kuryluk (Wiek 21,1995), Tomasza Małyszka (Światło i cień, 1996),
Daniela Karpińskiego (I jak Inni, 1997).
Wszyscy ci pisarze, choć reprezentują psychologizm w róż-
nym stanie skupienia, uznają za rzeczywiste to, co psychiczne.
Dlatego skoncentrowali się na przedstawianiu doznań intymnych,
na rekonstrukcji śladów i ran odnoszonych przez psychikę w trak-
cie doświadczeń kluczowych dla rozwoju człowieka, na nieciągłości
rozwoju, na konfliktach pomiędzy społecznym wymiarem do-
rosłości a jego psychologicznymi odpowiednikami. Parafrazując
tytuł książki Bawołka, można by powiedzieć, że w prozie tej często
panuje swoista delectatio neurosa — szczególny rodzaj satysfakcji
czerpany z analizy własnych cierpień, własnej nieprzystawalności
do wszelkich form życia społecznego, własnego outsiderstwa.
Out-sider ten, szukając środków ekspresji, z niejakim przerażeniem
odkrywa, że również i język jest narzędziem nacisku wywieranego
przez społeczność. I tu pojawia się bodaj najpoważniejszy dylemat
psychologizmu, tkwiący, jak się zdaje, w kwestiach stricte
literackich, dylemat bliski romantycznemu: polega on na prze-
konaniu, że literatura może wyrażać prawdę za cenę
niezrozu-miałości albo też może być zrozumiała za cenę mówienia
prawd konwencjonalnych. Wejście w świat, osiąganie dojrzałości
(również pisarskiej) traci swój naturalny charakter, nabiera zaś
cech rytuału inicjacyjnego.
-
258 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
Kwestia tożsamości: proza inicjacyjna i edukacyjna
Pytanie „Kim jestem?" to dla pisarza problem autoprezentacji -a
zatem pozornie problem debiutantów.
Jednak lata dziewięćdziesiąte w paradoksalny sposób wyrów-
nały szansę pisarzy młodszych i starszych. Zmieniona sytuacja i
wyrazistość cezury historycznej sprawiały, że każdy mógł -a
poniekąd i musiał - - zaczynać od nowa, to znaczy na nowo
przedstawiać siebie. Z możliwości tej skorzystali, o czym była już
mowa, zarówno Kazimierz Orłoś (Niebieski szklarz), jak i Julian
Kornhauser (Dom, sen i gry dziecięce) - - obaj sięgnęli bowiem w
książkach do doświadczeń dzieciństwa, poszerzając swój wizerunek
pisarza zaangażowanego, który mógł się utrwalić w świadomości
czytelnika za sprawą ich twórczości wcześniejszej.
Utwory te włączyć można do szerszej grupy dzieł, dla któ-
rych zagadnieniem podstawowym była kwestia tożsamości. Ich
cechą wspólną okazała się fabuła inicjacyjna — prawdziwa moda
literacka lat dziewięćdziesiątych -- rozgrywana zasadniczo we-
dług dwojakiego modelu. W pierwszym, nasyconym pierwiast-
kami autobiograficznymi (E Huelle, Weiser Dawidek, 1987; Opo-
wiadania na czas przeprowadzki, 1991; Pierwsza miłości inne opowia-
dania., 1996; A. Jurewicz, Lida, 1990; Pan Bóg nie słyszy głuchych,
1995; S. Chwin, Krótka historia pewnego żartu, 1991; Hanemann,
1995; J. Kornhauser, Dom, sen i gry dziecięce, 1995; K. Orłoś, Nie-
bieski szklarz, 1996), sięgano do tradycji prozy edukacyjnej dla
przedstawienia nieskończonego procesu dojrzewania, który spój-
ność swą zawdzięcza osiągniętej przez autora literackiej zdolności
nieograniczonego powracania do czasu minionego.
W modelu drugim, wyraźniej fikcjonalnym (T. Tryzna,
Panna Nikt, 1994; M. Gretkowska, Kabaret metafizyczny, 1994;
O. Tokarczuk, Podróż ludzi Księgi, 1993; E. E., 1995; A. Stasiuk,
Biały kruk, 1995; Przez Rzekę, 1996; I. Filipiak, Absolutna amnezja,
1995; G. Strumyk, Zagląda fasoli, 1992, Kino-lino, 1995; E
Cza-kański-Sporek, Pierrot i Arlekin, 1991), nakładającym na
wzorzec
prozy rozwojowej schematy thrillera, powieści
sensacyjnej, kryminalnej czy przygodowej, ukazywano wyraźną
dwudzielność biografii (etap przed inicjacją i po niej) i
radykalnie wywyższano
KWESTIA TOŻSAMOŚCI: PROZA INICJACYJNA I EDUKACYJNA • 259
etap niewinności względem etapu dojrzałego. Model ten przybierał
postać prozy antyedukacyjnej, która deprecjonowała społeczne
(szkoła, dom) przymusy dojrzewania i jego efekty, a także akcen-
towała bezpowrotność utraty młodości jako wartości samoistnej.
Z obu tych grup wyłaniała się — często w postaci przemie-
szanej — diagnoza tożsamości współczesnego bohatera. Zasad-
nicza zmiana, jaka zaszła w określaniu tej tożsamości po roku
1989, polegała na tym, że „polskość" (rozumiana jako wiązka
identyfikatorów, jako „kompleks polski") okazała się kryterium
mocno niewystarczającym. Raz dlatego, że straciło ono na swojej
wyrazistości, że w zmienionych warunkach wymagało jakiegoś
przedefiniowania, że nie nadawało się do oczywistych deklaracji.
Po drugie dlatego, że zewsząd poczęły wyłaniać się tożsamości
lokalne. I właśnie ten drugi czynnik okazał się najbardziej
charakterystyczny — co wcale nie znaczy, że nowatorski — dla
prozy lat dziewięćdziesiątych i dla problemów identyfikacyjnych
bohatera. „Lokalność" niosła w sobie nieoczekiwane, lecz bardzo
silne wsparcie w poszukiwaniu tożsamości indywidualnej. Kto
chciał udzielić odpowiedzi na pytanie „kim jest?", mógł powie-
dzieć „skąd jest". Równą pomoc w tym zakresie -- tak można
wyjaśnić wcześniej wspomniany brak nowatorstwa — niosła prze-
bogata tradycja „małych ojczyzn", opisywanych przez wielu pisa-
rzy emigracyjnych i krajowych. Były to, o czym wspomnieliśmy
w rozdziale poświęconym nostalgii, najczęściej ojczyzny utracone,
jednak zawartość tych opisów stała się cenną lekcją literacką,
jaką młodsi i najmłodsi pisarze przejęli od starszych. Lekcja ta
obejmowała nie tylko antyhistoryzm, przedstawianie społeczności
zróżnicowanej, lecz przepojonej tolerancyjnością, kultywującej
pamięć przeszłości, ale także związek tożsamości z miejscem.
W krótkim czasie powstał zatem szereg dzieł przedstawiają-
cych nowe małe ojczyzny, mityczne obszary pojednania człowieka
z historią, czasoprzestrzenie spełnione: rodzinna Wisła Pilcha,
Prawiek Olgi Tokarczuk, podolskie Kuromęki Boleckiej, Beskid
Niski Stasiuka, Lida Jurewicza, Gdańsk Huellego i Chwina (choć
Hanemann nie mieści się bez reszty w prozie „małych ojczyzn").
Ich prezentacja w powieściach wykorzystujących konwencje prozy
edukacyjnej pozwalała zaakcentować harmonijność procesu dój-
260 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
rzewania, a także osiągniętą dzięki intymnemu związkowi z własną
przestrzenią zdolność współodczuwania z istnieniem i wyczulenie
na metafizyczny aspekt bytu. Tożsamość narratora wspomi-
nającego, choćby współcześnie najbardziej zakłócona (jak u
Jure-wicza), otrzymywała wsparcie idące z tamtej przestrzeni i z
ini-cjacyjnych doświadczeń dzieciństwa. Dzięki prywatnej
ojczyźnie mógł on w każdym momencie swego życia budować
sens na nowo — dzięki „tożsamości mieszkańca" i dzięki
zakorzenieniu.
Najbardziej własną kreacją bohatera i przez to najbardziej
charakterystyczną cechą prozy najnowszej okazał się jednak wi-
zerunek bohatera niezakorzenionego. Wizerunek dla wielu kry-
tyków niepokojący, trudny do zaakceptowania, najgłębiej chyba
jednak powiązany ze swoimi czasami.
Pojawił się w utworach workowatych, niejednokrotnie odna-
wiających tradycje groteski (M. Gretkowska, My zdies' emigranty,
1991; Tarot paryski, 1993; Kabaret metafizyczny, 1994; Podręcznik do
ludzi, 1996; N. Goerke, Fractale, 1994; Księga pasztetów, 1997; I.
Fi-lipiak, Śmierci spirala, 1992; Absolutna amnezja, 1995; Z. Rudzka,
Biale klisze, 1993; Uczty iglody, 1995; Paląc cezarów, 1997; A.
Sta-siuk, Biały kruk, 1995; J. Rudnicki, Cholerny świat, 1994; M.
Bień-czyk, Terminal, 1994), utworach hybrydycznych, mieszających
fabułę z esejem, często przedstawiających losy Polaków za granicą.
Właśnie w tych dziełach dostrzec można głębokie przyswojenie
stanu niezakorzenienia, czyli wolności od miejsca urodzenia, tra-
dycji, religii i obyczajowości. Różne są przyczyny takiego stanu
bohatera. Niektórych wyjałowił obłudny i przymusowy patrio-
tyzm socjalistyczny czy też — szerzej — praktyki komunistyczne
niszczące wszelkie autentyczne więzi. Innych, jak bohaterów opo-
wiadań K. M. Załuskiego, wykorzeniło barbarzyńskie wychowanie
albo, jak bohaterów powieści Kruszyńskiego Schwedenkrduter,
celowe wyzbycie się cech narodowych w pospiesznym dążeniu
do jak najszybszego wrośnięcia w nową glebę. Wydaje się jednak,
że najbardziej charakterystyczny jest portret zupełnie inny.
Bohater niezakorzeniony to ktoś, kto wybrał swój stan, wybrał
obcość względem własnego pochodzenia i względem nowego
-każdego -- miejsca zamieszkania. Uczynił to w świecie, w którym
nikt nie jest „swój" czy „tutejszy", a wybierając wolność od
KWESTIA TOŻSAMOŚCI: PROZA INICJACYJNA I EDUKACYJNA • 261
korzeni, osiągnął wolność od tożsamości. Tożsamość jawiła mu
się bowiem jako społeczna forma przemocy, jako narzucone zo-
bowiązanie i pozorna charakterystyka jednostki. Bohater ten
-przypominający odkrytych przez Młodą Polskę „pobytowców",
albo późniejszych rezydentów, „tranzytowców", kuracjuszy z
Da-vos, albo wreszcie rodzimych outsiderów z utworów Stachury
-przebywa w międzynarodowych metropoliach Europy i Ameryki,
na przedłużających się stypendiach i wielodniowych wycieczkach,
w bezosobowej i niezróżnicowanej przestrzeni współczesnej. To
również ktoś, kto, jak Rudnicki, wybiera stan zawieszenia, stan
„pomiędzy" (pomiędzy Wrocławiem i Hamburgiem), pielęgnując
go jako podstawę zachowywania dystansu do obu kultur i jako
układ znoszących się napięć. Szerzej rzecz ujmując: bohater ten,
oswoiwszy doświadczenie obcości, odkrył, że może być każdym;
normy i wartości życia społecznego postrzega jako możliwe, nigdy
zaś konieczne czy absolutne, a cele życiowe — ograniczające
wolność — zawsze traktuje doraźnie. Wolność, która przed nim
się odsłania, przeżywa jako doświadczenie zatrważające i eksta-
tyczne, dające szansę całkowicie nowego, samodzielnego kształto-
wania własnej tożsamości.
Zaowocowało to utworami literackimi — dotyczy to zwłasz-
cza prozy Gretkowskiej, Goerke, Bieńczyka, Rudnickiego -w
których napotykamy migotliwe „ja" autora, ustawicznie zmie-
niające swoje wcielenia, określające się wobec nietrwałych
-innych nie ma - - układów znaczeniowych. W konsekwencji
zmienna, nietrwała, gatunkowo nieustalona bywa też forma tych
dzieł: fikcja w sposób niewykrywalny miesza się tu z faktografią
(jak u Gretkowskiej), literatura służy rekonstruowaniu przeszłości
(Rudnicki), dyskurs naukowy następuje po partiach narracyjnych,
w które - - na dodatek - - wstawione zostają wymyślone utwory
literackie (Bieńczyk, Gretkowska, Filipiak), podrabiające jakąś
powszechnie znaną poetykę.
Dzieła te dowodziły, że kreacja doświadczenia inicjacyjnego,
która ma objąć biografię autora, wymaga nie tyle zatarcia granicy
między fikcją i faktami, lecz przede wszystkim ciągłego zacie-
rania i ujawniania granicy między tekstem własnym i cudzym,
wciągnięcia odbiorcy w grę rozpoznawania podobieństw do form
262 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
wcześniejszych. Nie było to konieczne przy narracjach konwen-
cjonalnych, o czym przekonywał początek lat dziewięćdziesiątych.
Kwestia formy: powrót fabuły — pastisze
U progu lat dziewięćdziesiątych pisarz — czując rosnące wyma-
gania warsztatowe czytelnika, rozkapryszonego literaturą masową
i lawiną świetnych przekładów — musiał zadawać sobie pytanie,
jak przedstawić swoją historię, jakimi chwytami się posłużyć, jakie
atuty z tradycji wykorzystać.
Pierwszym zjawiskiem, jakie dało się zaobserwować w za-
kresie wyborów formalnych w prozie schyłku lat osiemdziesiątych
(pod tym względem rok 1989 jedynie intensyfikuje omawiany pro-
ces), był powrót fabuły.
„[...] wygasa lub traci na naszych oczach istotność [...] pewien typ prozy,
która za rzecz najważniejszą miała prezentację autora jako enigmy, towa-
rzyszenie jego życiowym przypadkom, zapisywanie, tropienie ich sensu
czy wykładni. Tak jakby pisarze — zakochani dotychczas w autentyku —
pokochali na nowo fikcję, kreację, jednym słowem — literaturę" (J.
Ja-rzębski, Apetyt na Przemianę. Notatki o prozie współczesnej, Kraków
1997, s. 144).
Dostrzegli to czytelnicy Weisera Dawidka, Panny Nikt czy
Podróży ludzi Księgi. Wraz z tymi książkami wkraczał do prozy
po okresie fabularnej posuchy duch opowieści — ożywczy duch
nieskrępowanego zmyślania, tworzenia historii, sięgania po cie-
kawe wydarzenia i komponowania z nich atrakcyjnej fabuły. Ów
okres posuchy był, jak pamiętamy, związany głównie z obowiąz-
kami, jakie przyjęła na siebie proza w latach osiemdziesiątych. Po
pierwsze, miała ona mówić prawdę, a prawdę pojmowaną życiowo
cechuje najczęściej dbałość o szczegóły, nie zaś o artystyczne
ujęcie w ramy fabuły. Po drugie, miała mówić prawdę również w
znaczeniu zgodności z potocznym doświadczeniem życiowym, co
także skutecznie hamowało fabularyzowanie, jako że w latach
siedemdziesiątych i osiemdziesiątych jedną z najbardziej dojmu-
KWESTIA FORMY: POWRÓT FABUŁY — PASTISZE • 263
jących cech naszej rzeczywistości była niezmienność. Natomiast
wskazaniem odwrotnym, wiodącym w stronę fabuły i rynkowego
sukcesu, była rosnąca poczytność polskich twórców prozy popu-
larnej — Andrzeja Szczypiorskiego, Marii Nurowskiej, Andrzeja
Sapkowskiego.
Andrzej Sapkowski (ur. 1948), ekonomista, publicysta, autor horrorów
(Tandaradei, Muzykanci), opowieści z gatunku political fiction (W leju po
bombie) oraz opowiadań i powieści fantasy. Debiutował w „Fantastyce" w
1986 opowiadaniem Wiedźmin, które zapoczątkowało — najpopularniejszy
w polskiej fantasy — cykl prozatorski o wiedźminie Gieralcie, pogromcy
potworów. Do cyklu tego należą tomy opowiadań: Wiedźmin (1990), Miecz
przeznaczenia (1992), Ostatnie życzenie (1993), oraz powieści: Krew Elfów
(1994), Czas pogardy (1995), Wieża jaskółki (1997), Pani Jeziora (1999).
Sapkowski, najbardziej poczytny twórca polskiej odmiany fantasy,
początkowo odwołuje się do słowiańskiej mitologii, potem coraz silniej jego
narracje przybierają charakter prozy apokryficznej, „dopisywanej" do
legend i mitów średniowiecznej Europy — zwłaszcza legend kręgu
arturiańskiego. Dzięki grze z konwencjami literackimi i umiejętności
budowania atrakcyjnej fabuły, ale też dzięki prowadzeniu ironicznej gry z
oczekiwaniami czytelników i wyposażaniu swoich bohaterów w
szczególną nadświadomość, Sapkowski przekracza konwencję heroic fantasy,
zmierzając w stronę moralitetowej przypowieści o walce dobra ze złem. W
walce tej zwycięstwo odnoszą istoty (ludzie, elfy, krasnoludy, gnomy,
driady, wampiry, smoki) zdolne kierować się zasadą męstwa. Bo swoistym
minimum moralnym jego świata — rozrywanego przez ambicje
polityków, chciwość bogaczy, okrucieństwo najemnych żołnierzy, na-
miętności zawiedzionych kochanków — okazuje się właśnie ahistoryczne
męstwo albo przyzwoitość, czyli zdolność czynienia dobra, dla którego
podłożem nie jest żadna z wiar, doktryn etycznych czy ideologii.
Powszechny, z roku na rok przybierający na sile powrót fa-
buły polegał jednak nie tylko na odnowieniu powieści poprzez
wprowadzanie do niej najstarszego bodaj składnika, czyli zmyśle-
nia. Polegał również na atrakcyjnym szeregowaniu zdarzeń w zgo-
dzie ze znanymi, wypróbowanymi konwencjami literackimi. Nie
były to jednak powroty naiwne i niewinne. Rzecz nie wyrażała
się bowiem w infantylnym regresie do zabaw z czasu niewinności
prozy. Fabuła, jak wszystkie żywotne problemy współczesności,
264 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
mieści w sobie wewnętrzną sprzeczność pomiędzy niewątpliwą
atrakcyjnością i równie oczywistą staroświeckością.
„Jeżeli zapomnimy o niezliczonych teoriach zbudowanych wokół powieści
jako rodzaju literackiego, będziemy zmuszeni przyznać, że jej istotą jest
sztuka interesującego opowiadania, fabulacji i że tam, gdzie tego nie ma,
zaczyna się państwo «literatury» dla, coraz zresztą liczniejszych, spe-
cjalistów i smakoszów. [...] Trzeba dodać, że fabulacja wymaga pewnych
sposobów uznanych przez krytyków w naszym stuleciu za prostackie"
(Cz. Miłosz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1992, s. 12).
Największą energię procesowi wchłaniania fabuły nadawały
zatem próby połączenia ludyczności z doniosłością. W tłumaczeniu
na terminy socjologiczne moglibyśmy powiedzieć o pojednaniu
sztuki wysokiej z niską, o współistnieniu, które charakteryzuje się
obustronnym pasożytnictwem: literatura niska dostarcza
schematów fabularnych, wzorców kształtowania postaci i akcji, a
także gwarancji atrakcyjności, wysoka natomiast albo powierza
przejętym konwencjom doniosłe treści, albo też odnajduje ukrytą
w nich powagę, przeczącą niejako trywialności schematu.
Jaskółkami tego procesu były książki Stefana Chwina, który
ukrywszy się pod pseudonimem Max Lars, opublikował
Czlo-wieka-literę (1988) i Ludzi-skorpionów (1989) - - utwory
wyrosłe z młodzieńczych czy nawet dziecięcych fascynacji
podróżniczo--przygodowymi lekturami i filmami, ale nasączone
parabolicznymi
sensami
i
problematyką
egzystencjalną.
^Późniejsze lata pokazały, że poszukiwanie podobnych sposobów
odciążenia literatury poważnej i dociążenia niskiej były
powszechne. W debiutach młodych pisarzy, ale też i książkach
twórców starszych zaczęły pojawiać się wyraziste nawiązania do
wzorców prozy popularnej: romansu historycznego w Bohini
(1986) oraz romansu kryminalnego w Czytadle (1992)
Konwickiego, powieści kryminalnej w Weiserze Dawidku (1987)
Pawła Huellego, romansu i powieści przygodowej w Podróży ludzi
Księgi (1993) oraz powieści o duchach w E. E. (1995) Olgi
Tokarczuk, romansu w Terminalu
(1994) Marka Bieńczyka, powieści sensacyjnej w Białym kruku
(1995) Andrzeja Stasiuka, powieści kryminalnej w Hanemannie
KWESTIA FORMY: POWRÓT FABUŁY — PASTISZE • 265
(1995) Stefana Chwina, sensacyjnej powieści historycznej w opo-
wiadaniach Tadeusza Zubińskiego Dotknięcie wieku (1996), thril-
lera w Siostrze (1996) Małgorzaty Saramonowicz, romansu i ghost
story w Mojrze (1996) Christiana Skrzyposzka, opowieści detek-
tywistycznej w opowiadaniach Gustawa Herlinga-Grudzińskiego
Gorący oddech pustyni (1997), romansu, powieści detektywistycznej
i edukacyjnej w Madame (1998) Antoniego Libery. Czytelnik tych
książek -- i wielu innych, bo przecież zestaw daleki jest od
kompletności — mógł dostrzec związek pomiędzy dwoma zja-
wiskami: powrotem fabuły i jej niewystarczalnością. Oto trium-
falne wkraczanie intrygi do powieści i osadzanie rozbudowanej
fabuły w wyrazistej konwencji rozgrywało się w poetyce pastiszu,
pastisz zaś -- jako naśladownictwo gatunku — wywoływał
oczekiwanie na „coś więcej", na przekroczenie konwencji i zapeł-
nienie szczeliny tworzącej się pomiędzy narracją i świadomością
powtórzenia. Niewystarczalność fabuły skłaniała zatem pisarzy do
włączania w utwory pewnego gatunkowego naddatku — w postaci
refleksji, dygresji, opisu. I chyba dopiero nierozłączność obu tych
zjawisk charakteryzuje prozę lat dziewięćdziesiątych — korzysta-
jącą z konwencji dla wciągnięcia odbiorcy w niekonwencjonalne
rozważania.
Przyczyny fabularnego tradycjonalizmu wydają się zrozu-
miałe. Decydowała o tym, przede wszystkim, chęć odnowienia
przymierza z czytelnikiem, przymierza opartego miedzy innymi
na atrakcyjności opowiadanych historii. W literackim dekalogu
jedenaste przykazanie mówi „Nie nudź", a wierna temu przy-
kazaniu była właśnie proza trywialna. Czytelnicy sięgali po nią,
ponieważ mieli pewność, że znajdą w niej to, czego oczekują
-spełnienie gatunkowej obietnicy pod postacią sensacyjnej akcji,
łzawego romansu, pasjonującej intrygi politycznej, wciągającego
śledztwa. Nie należy się zatem dziwić, że gdy w 1985 roku ukazała
się jedna z najgorszych powieści Alistaira MacLeana Tabor z
Va-cares, fatalnie przetłumaczona i wydana na papierze
toaletowym klasy szóstej, jej nakład w wysokości 350 tyś.
egzemplarzy (!) roz-szedł się w ciągu tygodnia. Podobnie
znamienne dla owego głodu powieści trywialnej było pojawienie
się Andrzeja Rodana - - rodzimego twórcy literatury
pornograficznej: jego książki (Okolice
266 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
KWESTIA FORMY: POWRÓT FABUŁY — PASTISZE • 267
porno-shopu, 1987; Życie seksualne Papagejów, 1988), przypomina-
jące swym stylem pokątne pisanie licealisty, który obejrzał nieod-
powiedni dla siebie film, rozchodziły się w stutysięcznych nakła-
dach. Wystarczyło jednak kilku lat, by w księgarniach powieści
MacLeana leżały przecenione, po Rodanie zaś pamięć zaginęła.
Zadecydowało o tym nie tylko udostępnienie wartościowej lite-
ratury obcej i wznowienia polskiej, lecz także coraz powszech-
niejsze opieranie doniosłych historii na znanych i atrakcyjnych
konwencjach. Lust zu fabulieren było zatem tyleż wyjściem z
anty-fikcyjnego impasu, co odpowiedzią na oczekiwania
czytelników, spragnionych ciekawej literatury.
Fabularyzacja — i to służyć może jako kolejne wyjaśnienie
zacierania się granicy między prozą wysoką i niską — pociągnęła
za sobą wykorzystywanie schematów prozy trywialnej, która pod-
powiadała sposoby porządkowania zdarzeń, a także zabiegi służące
sterowaniu procesem lektury. I właśnie ten ostatni aspekt wydaje
się odgrywać kluczową rolę. Pisarze sięgnęli bowiem po wzorce
powieści kryminalnej czy romansu również i dlatego, że tkwiła w
nich gwarancja porozumienia z odbiorcą — poprzez konwencję
bądź ponad nią, dzięki spełnieniu wzorca bądź dzięki prze-
kroczeniu schematu, ale zawsze w oparciu o tradycję literacką.
Tradycja, pamięć gatunkowa pozwala czytelnikowi przewidywać
przebieg zdarzeń, pisarzowi — grać z oczekiwaniami czytelnika.
Obie strony zdają się być świadome uczestniczenia w pewnego
rodzaju rytuale komunikacyjnym. Powrót fabuły w epoce, gdy pi-
sanie i czytanie utraciło swoją naiwność i spontaniczność, nie ma
bowiem charakteru bezrefleksyjnego. Wszystkie wymienione po-
wieści mają przecież w zakresie nawiązań gatunkowych charakter
pastiszu, czyli podróbki danej konwencji wyposażanej w sensy
niezgodne z jej tradycyjnym charakterem. Żadnemu z pisarzy nie
zależało na dostarczeniu schematycznego romansu czy powieści
kryminalnej. Przeciwnie, ich dzieła to świadectwa sporych ambicji
filozoficznych: towarzyszące akcji komentarze, dygresje, dysputy
bohaterów dotyczą często ważkich zagadnień — postaw wobec
niepoznawalnego (Huelle), sensu teraźniejszości (Konwicki),
możliwości odczytania świata (Tokarczuk), konfliktu między ra-
cjonalizmem i irracjonalizmem (Skrzyposzek) czy zagadki me-
lancholii (Bieńczyk, Chwin, Libera) — a sama akcja bywa ich
wynikiem, ilustracją bądź dynamicznym przedstawieniem.
Dominujące w tym zestawie konwencje powieści kryminalnej
i romansu wydają się osobną prawidłowością literatury polskiej lat
dziewięćdziesiątych. Pierwsza z tych konwencji odzwierciedla
bodaj najistotniejsze zjawiska dotyczące nowego podejścia do
literatury i relacji pomiędzy rzeczywistością i sztuką. Przede
wszystkim, dzięki powieści kryminalnej świat odzyskuje cudowną
potencję tajemniczości, a równocześnie ta sama konwencja uzmy-
sławia, że nasza rzeczywistość po roku 1989 naprawdę stała się w
wielu wymiarach zagadką. Po wtóre, powieść kryminalna -a
zwłaszcza jej odmiana detektywistyczna -- doskonale nadaje się
do sprawdzania indywidualnych zdolności poznawczych: spo-
tkanie ze światem nabiera charakteru próby sił, pasowania na
uczestnika tajemnic i użytkownika wiedzy. W spotkaniu z wiedzą
tkwi kolejny atut narracji kryminalnej, która pozwala testować
nowe metody poznawcze: gnoza, feminizm, irracjonalizm -każdy z
tych światopoglądów w nowej prozie pojawia się jako hipotetyczny
klucz do zagadek rzeczywistości, występując niejednokrotnie w
charakterze głównego składnika świata przedstawionego. Z tego
względu niektóre z wymienionych utworów -Weisera Dawidka,
Mojrę, E. E., Siostrę — nazwać można „interpretacyjnymi
powieściami kryminalnymi", jako że spotkanie z rzeczywistością,
przekształcone
w
intrygę
kryminalną,
prowadzi
do
wyeksponowania wysiłku poznawczego, swoistej walki rozumu o
prawdę: świat staje się więc zbiorem poszlak, znaczenie całości --
poszukiwanym „przestępcą", bohater detektywem, a jego metodą
— wypróbowywanie nowych szyfrów interpretacyjnych.
„Widać teraz, między jakimi biegunami waha się powieść kryminalna i jak
chciałaby jednocześnie pochlebić ambicjom inteligencji i apetytom zmy-
słów. Niemniej musi zawierać zawsze oba składniki: morderstwo i śledz-
two. Dlatego też podoba się na równi każdej publiczności i zaspokaja u
każdego czytelnika bardzo różne życzenia. Łączy uroki baśni, której wy-
słuchuje on biernie, z urokami badania, w którym bierze czynny udział.
Rozbudza najróżniejsze wzruszenia, zwłaszcza zaś te, które wywołać naj-
łatwiej, te więc, które odpowiadają pierwotnym instynktom; zarazem jednak
podnieca intelekt, który jednoczy i bierze górę. Zachwyca, opętuje,
268 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
przynosi wytchnienie, sprawiając wrażenie postępu myśli, płodnej pracy,
nagrodzonego wysiłku" (R. Caillois, Powieść kryminalna, [w:] tegoż, Odpo-
wiedzialność i styl. Eseje, przeł. J. Błoński, wybór M. Żurowski, Warszawa
1967, s. 204-205).
Nieco inaczej wyjaśnić można popularność schematu roman-
sowego. Wydaje się, że stanowi on gatunkowe podłoże thrillerów,
ghost story, jak i powieści psychologicznych, ponieważ proza naj-
nowsza, w odmienny sposób patrząc na świat, rewiduje dotychcza-
sowe obrazy relacji międzyludzkich. Przedmiotem jej obserwacji i
obiektem podejrzeń stały się nie tylko stosunki społeczne, lecz
także formy „międzyludzkiego", sposoby nawiązywania kontaktu,
budowania więzi i wzajemnego odnoszenia się do siebie, a także
miejsce, jakie miłość zajmuje w społecznych hierarchiach i na-
stępstwa jej instytucjonalizacji. Dlatego właśnie opowieść o miłości
bywa papierkiem lakmusowym stanu społeczeństwa i kultury: w
Czytadle Konwicki ostentacyjnie przeciwstawił romans swego
bohatera zdziczałemu rozpolitykowaniu, jakiemu wszyscy ulegli
po odzyskaniu niepodległości; w Terminalu Bieńczyk korzysta ze
schematu romansu, by ukazać kryzys, w jakim pogrąża się kultura (a
razem z nią powieść), gdy poczyna w niej dominować post-
modernistyczny mit pośredniości — w komunikowaniu się czło-
wieka ze światem, z innymi ludźmi i z samym sobą; Skrzyposzek w
Mojrze skorzystał z romansu, by oskarżyć niszczycielską moc
rozumu; Libera w Madame posłużył się romansem edukacyjnym
dla ukazania, iż pośredniość — ta sama, z której kpił Bieńczyk
-stanowić może rozwiązanie dla kogoś, kto wyznaje ideał miłości
niespełnionej.
Rola fabuły jest więc w najnowszej prozie polskiej ogromna:
wychodzi na plan pierwszy jako zasadniczy atut utworu (dopiero
później okazuje się, że zakrywa rzeczy istotniejsze), zachęca czy-
telnika do głębszej lektury, przenosi paraboliczne sensy związane
z przygodą, podróżą bądź śledztwem, urastającymi nieoczekiwanie
do archetypicznych doświadczeń człowieka stykającego się z nie-
bezpieczeństwem, obcą przestrzenią bądź tajemnicą. U schyłku
lat osiemdziesiątych fabuła pozwoliła odnowić kontakt z czytelni-
kiem, lecz także ożywiła dialog z tradycją: niemożność naiwnego,
KWESTIA FORMY: PRZECIW FABULE — PARODIE • 269
bezpośredniego wykorzystania czystej opowieści sprawiła, że pi-
sarze nagminnie tworzą pastisze, a więc niejako narracje drugiego
stopnia. Dzięki takiej podwójnej zabawie — w fabułę i w jej ko-
mentowanie -- czytelnik zapraszany jest do podwójnej lektury,
w ramach której poznaje wydarzenia i obejmującą je konstrukcję
literacką, staje się uczestnikiem akcji i znawcą literackim. Zrozu-
mieć więc można, że fabuła — a szerzej: pastisze gatunków prozy
dawnej i popularnej — w gruncie rzeczy pozwoliły naszej prozie
wyjść z jednego kryzysu i uniknąć następnego. Ten pierwszy wy-
nikał z nadmiaru antyfikcyjności w literaturze lat osiemdziesią-
tych i polegał na powolnym odwracaniu się czytelnika polskiego
od prozy rodzimej -- dokumentarnej, sylwicznej, niefabularnej,
pisanej językiem protokolarnym, nieatrakcyjnej dla kogoś, kto
poszukiwał w prozie zmyślenia; kryzys drugi wiązał się z post-
modernistyczną utratą niewinności, czyli równoczesnym końcem
wiary w możliwość wymyślenia nowych gatunków i końcem prze-
świadczeń o możliwości bezrefleksyjnego korzystania z gatunków
wcześniej stworzonych. Fabuła pomogła wyjść z kryzysu pierw-
szego, pastisz, a także ironia — z kryzysu drugiego.
Kwestia formy: przeciw fabule — parodie
Nie wszyscy jednak obdarzali Jabułg tak wielkim zaufaniem.
Część pisarzy uznawała ją za przestarzały środek literacki, za ko-
munikacyjną łatwiznę. Można powiedzieć, że fabuła — a szerzej:
forma — stanowiła dla literatury polskiej schyłku lat osiemdzie-
siątych podobny problem co rzeczywistość. Jak rzeczywistość jed-
nych skłaniała do mityzacji, a drugich do zabiegów
demitologi-zacyjnych, tak też fabuła jednych przyciągała, innych
zaś odpychała. Reakcja druga nie była jednak wewnętrznie
jednolita: wydaje się, że niechęć do fabuły zaowocowała dwoma
zróżnicowanymi sposobami poszukiwania innych atutów
powieści. Pierwszy z nich polegał po prostu na parodiowaniu
fabuł, czyli na zabijaniu śmiechem przeciwnika, którego nie
potrafi się ani usunąć, ani niczym zastąpić. Drugi sposób —
nazwijmy go nieepickim modelem prozy i odłóżmy jego
omówienie na dalsze strony niniejszego
270 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
rozdziału — wyrażał się w rozwijaniu narracji jako ciągu wyda-
rzeń słownych.
Parodyści natomiast (E Dunin-Wąsowicz, Rewelaja, 1994; M.
Wroński, Obsesyjny motyw babiego lata, 1994; A. Tuziak, Księga
zaklęć, 1996; C. Domarus, Caligań express, 1996; M. Gajdziński,
Głowa konia, 1996; A. Burzyńska, Fabulant, 1997; K.
Turaj-Kaliń-ska, Bliskie spotkanie, 1997) byli mniej więcej tak samo
potrzebni, jak burzyciele społecznych mitów. Ich wysiłki,
mieszczące się w obrębie „odruchu śmiechu", zwróciły się tyleż
przeciwko literaturze, co przeciw społecznym -- naszym --
przekonaniom, jakoby fabuła była obowiązkowym wyposażeniem
powieści. Pisarze ci, mający do fabuły stosunek prześmiewczy,
zbuntowani przeciw fabularyzowaniu, uważali, że wymyślanie
akcji, łączenie zdarzeń w ciągi przyczynowo-skutkowe, budowanie
intrygi, konstruowanie bohaterów — że to wszystko jest mocno
zużyte, nie-oryginalne, wielce podejrzane. Nie tworzyli jednak
własnej formy, jakiegoś zastępnika kompozycyjnego, jakiegoś
modelu spójności, który związałby narrację równie silnie, jak czyni
to fabuła. Poprzestawali na wykpieniu wszystkich stosowanych w
prozie sposobów ukazywania świata. Ich nastawienie zaowocowało
więc utworami, które ukazywały powieść jako gatunek niezdolny do
ukrycia własnej fikcyjności i wyplątania się z nieskończonych
uwikłań in-tertekstualnych, bezsilny mimetycznie i pogłębiający
sztuczność porozumienia z czytelnikiem, przestarzały jak operetka i
jak ona ograniczony. Były to w znacznej mierze powieści celowo
popsute, pełne dygresji i wtrętów przerywających akcję,
spełniające się w destrukcji wszystkich elementów, które służyć
mogą tworzeniu iluzji. Wybierając te elementy — fabułę, akcję,
bohatera — demontowali podstawy złudzenia, jakoby narracja
przedstawiała wydarzenia wcześniejsze od siebie samej i jakoby do
nich, jako wierne odbicie, odsyłała.
Parodyści bawili się kosztem iluzji, ale czytelnik miał z tego
niewiele (może z wyjątkiem Fobulanto). W gruncie rzeczy powieści
te były bardzo bliskie parodiom modernistycznym — podobnie
jak one zwracały się bowiem głównie przeciwko naśladowaniu i
stąd, być może, wrażenie ich staroświeckości. Anachronizm tych
utworów, zamierzony czy nie, wynikał w znaczne] mierze z bardzo
KWESTIA FORMY: BEZ FABUŁY — NIEEPICKI MODEL PROZY • 271
ograniczonego postrzegania prozy - - jako gatunku albo ideolo-
gicznego, albo opartego na akcji. Parodystom nie udało się wzbu-
dzić żywszego zainteresowania ani stworzyć ciekawszych utwo-
rów również i dlatego, że żaden z nich nie ukazywał powieści
jako przeszkody w opowiedzeniu własnej historii — w ich utwo-
rach j?roza była przeciwnikiem dość abstrakcyjnym, składającym
się z całej swojej przeszłości, monstrualnym, więc łatwym do bi-
cia. Trzeba jednak powiedzieć, że parodyści w skromnym — zbyt
skromnym -- stopniu kwestionowali nie tylko literacką formę,
lecz także pewnego rodzaju nabożeństwo społeczne, które wokół
powieści się rozgrywa. Spełniali w ten sposób rolę prowokatorów,
którzy zmuszają do powtórnego przemyślenia przyczyn popular-
ności prozy.
Kwestia formy: bez fabuły — nieepicki model prozy
Dla wielu czytelników fabuła i powieść stanowią jedno. Czytel-
nicy ci skłonni byliby powiedzieć: „Tyle powieści, ile opowieści".
Sprawa jednak nie przedstawia się — a i dawniej nie przedstawiała
się tak prosto.
Oprócz scharakteryzowanego przy okazji parodystów
ob-śmiewania fabuły istnieje bowiem w literaturze polskiej bogata
tradycja prozy, która inaczej obywa się bez fabuły. Proza ta posłu-
guje się opowieścią, jednak zasadą jej rozwoju czyni związek słów, a
nie następstwo przygód — związek oparty na traktowaniu wszel-
kiego typu spotkań słownych właśnie jako zdarzeń narracyjnych.
Do tradycji tej należą utwory najwybitniejszych pisarzy dwudzie-
stolecia międzywojennego -- Brunona Schulza (Sklepy cynamo-
nowe, Sanatorium Pod Klepsydrą), Witolda Gombrowicza
(Ferdy-durke), Stanisława Ignacego Witkiewicza (Pożegnanie
jesieni, Nienasycenie, Jedyne wyjście) — a także dzieła wielu pisarzy
literatury
powojennej: Mirona Białoszewskiego, Leopolda
Buczkowskiego, Janusza Głowackiego, Józefa Łozińskiego,
Ryszarda Schuberta, Donata Kirscha. Tak odległych twórców i tak
zróżnicowane dzieła zdaje się łączyć jedna, za to bardzo pojemna
zasada: znaczeniowe aktywizowanie wszystkich elementów
narracji. Zazwyczaj prze-
272 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
cięż w prozie „działa" jeden element (na przykład bohater, akcja,
przestrzeń), reszta natomiast pełni funkcję służebną, skrywając
swoje możliwości semantyczne. Dotyczy to przede wszystkim dro-
bin narracji mieszczących się w obrębie zdania. Rym, ciągi
alitera-cyjne, rozbudowana metaforyka — to wszystko wydaje się w
prozie zbędne, ponieważ odrywa nas od „dalszego ciągu", nie
pozwala śledzić wydarzeń, a przede wszystkim zwraca naszą
uwagę na sam język. Uświadamia nam, że opowieść — każda
opowieść, i ta najbardziej kreacyjna, i ta skończenie realistyczna —
składa się przede wszystkim ze słów, a dopiero edukacja literacka,
jaką odebraliśmy, i dominująca w prozie tradycja powodują, że
uznajemy słowo za przezroczysty odpowiednik rzeczy, za idealne,
nie wprowadzające żadnych zakłóceń i zapośredniczeń odesłanie do
świata. Tymczasem język nie jest niewinnym narzędziem
opisu, a fabuła nie jest jedynym atutem prozy. Według pisarzy,
którzy wzbogacili tradycję modelu nieepickiego, celem prozy jest
przede wszystkim sondowanie możliwości narracyjnych tkwiących
w języku — możliwości wysnuwania opowieści z samego języka,
opowieści autonomicznej względem świata. Chodzi więc o taką
narrację, która rodzi się z pokrewieństwa słów, o poszukiwanie
języka dla rzeczywistości wymyślonej, o ukazywanie nieskończonej
wielości stylów dostępnych prozie, o ujawnianie statycznego
charakteru istnienia, o demistyfikowanie rzekomej uprzedniości
świata względem słowa i eksponowanie roli języka nie jako
zasłony od-
dzielającej nas od rzeczywistości, lecz jako tkanki owej rzeczywi-
stości — miąższu, bez którego świat nie daje się rozumieć.
Nieepickość tego modelu prozy polega więc nie tylko na
przeniesieniu fabularności z płaszczyzny zdarzeń na płaszczyznę
języka, lecz także na odwróceniu zależności, która wydaje nam się
podstawowa i oczywista w epice, zależności — wtórności,
później-szości — słowa względem świata. W prozie zazwyczaj
opowiada się o czymś, co było; w nieepickim modelu stwarza się
byty, powołuje światy do istnienia w samym akcie mówienia. W
modelu epickim naczelną formą przekazu jest opowiadanie,
poszukiwanym środkiem stylistycznym — słowo przezroczyste,
preferowanym wiązaniem narracji -- wynikanie zdarzeń; w
modelu
nieepickim
formą przekazu staje się opis,
uprzywilejowanymi figu-
KWESTIA FORMY: BEZ FABUŁY — NIEEPICKI MODEL PROZY • 273
rami opisu są wszelkie tropy poetyckie, a ukochanym środkiem
zakłócania ciągłości opowieści jest wszelkiego rodzaju spowolnie-
nie (retardacja, dygresja, komentarz).
Takie właśnie cechy odnaleźć można było w utworach Marka
Bieńczyka (Terminal, 1994), Nataszy Goerke (Fractale, 1994; Księga
pasztetów, 1997), Aleksandra Jurewicza (Lida, 1990; Pan Bóg nie
słyszy głuchych, 1995), Zbigniewa Kruszyńskiego (Schwedenkrduter,
1995; Szkice historyczne, 1996), Jerzego Pilcha (Inne rozkosze, 1995;
Tysiąc spokojnych miast, 1997), Zyty Rudzkiej (Białe klisze, 1993;
Uczty i głody, 1995), Grzegorza Strumyka (Zagłada fasoli, 1992;
Kino-lino, 1995), Magdaleny Tulli (Sny i kamienie, 1995; W czer-
wieni, 1998), Adama Wiedemanna (Wszędobylstwo porządku, 1997).
Krytycy bardzo szybko wskazali na związki Jurewicza z
Konwic-kim (Jan Walc nazwał dzieła tego ostatniego
„powieściami nie-epickimi"), Nataszy Goerke z Borisem Yianem,
Pilcha z Hraba-lem czy Magdaleny Tulli z Schulzem,
podpowiadając tym samym rodzime i obce tradycje „nieepickości".
Warto może jednak przerzucić krótszy most, aby odzyskać ciągłość
historii prozy polskiej. Oto przecież u części pisarzy spod znaku
„rewolucji artystycznej", pisarzy praktykujących realizm
lingwistyczny, pojawiały się podobne chwyty: język jako świat
przedstawiony, spowolnienie narracji, komentowanie słów,
wiązanie tożsamości bohatera z wyborem języka. Jedna z dróg
rozwojowych prozy polskiej wiodła więc od Schuberta, Kirscha i
Łozińskiego do — na przykład -Zbigniewa Kruszyńskiego,
Christiana Skrzyposzka, Tadeusza Komendanta czy Jakuba
Szapera.
Wspólne dla dwóch ostatnich pisarzy, lecz także łączące ich z
tradycją lingwizmu i z postawą wcześniej omówionych kpiarzy,
wydaje się portretowanie społeczności poprzez ukazywanie
języków, którymi ona się posługuje. W książce Lustro i kamień
(1994) Komendant przedstawił - - w stylu bliskim satyrycznej
audycji 60 minut na godzinę — poplątaną, wyrażoną nieporadnym i
skrajnie niepoprawnym językiem biografię człowieka uległego
frazeologii społecznej, „człowieka bez właściwości językowych",
więc posługującego się — wybieranymi na zasadzie „odruchu ję-
zykowego" — stylami zbiorowymi (mickiewiczowskim, sienkie-
wiczowskim, nacjonalistycznym, patriotycznym), po czym, wy-
274 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
stępując jako autor, skomentował ową biografię językiem
dekon-strukcyjnym. Z kolei Jakub Szaper (właściwe nazwisko:
Jakub Bulanda) w powieści Narogi i patrochy (1994), przy podobnej
metodzie ukazywania bohatera przez pryzmat języków społecznych,
wybrał dwa style -- sienkiewiczowski i partyjny -- aby przed-
stawić rozpad świata komunistycznego. Groteska Szapera miała
charakter nieco nostalgicznego obrazu końca utopii, która przez
lata całe poszerzała swoje dominium zawłaszczając kolejne seg-
menty tradycji narodowej, aż wreszcie zatraciła wszelki — już nie
tylko marksistowsko-leninowski — charakter i roztopiła się w
historycznym niebycie. Narogi i patrochy dołączyć więc można z
jednej strony do dzieł rozrachunkowych, rozliczających się z ko-
munizmem, z drugiej zaś do utworów, które owego rozrachunku
dokonywały poza zasadniczą poetyką surowego realizmu, doku-
mentu, prokuratorskiego oskarżenia. Celem Szapera, jak każdego
autora groteski, było wyzwolenie czytelnika od koszmaru językowej
i myślowej bzdury, która stanowiła istotę partyjnego obrzędu.
Radykalne wykorzystanie tradycji lingwizmu — w prozator-skiej
(wspomnianej wcześniej) i poetyckiej (związanej z twórczością
pokolenia '68) odmianie — stanowiły natomiast dwie powieści
Zbigniewa Kruszyńskiego. W Szkicach historycznych, przedsta-
wiających życie w Polsce lat siedemdziesiątych i osiemdziesią-
tych, pisarz poddał próbie adekwatności niemal wszystkie spo-
łeczne i literackie języki, jakie wówczas funkcjonowały. U źródeł tej
próby tkwiło pytanie, czym była rzeczywistość PRL? Dla tych,
którzy ją przeżyli, nie zabrzmi chyba nieprawdziwie stwierdzenie, że
w znacznej mierze była nierzeczywistością: w sklepach kupo-
waliśmy zastępcze towary, w szkołach pobieraliśmy zbędne nauki, w
telewizji oglądaliśmy nieznaną nam Polskę, która zupełnie nie
pasowała do kolejek sklepowych, nieprzyjaznych urzędów i nisz-
czejących krajobrazów. Żyjąc w tej nierzeczywistości, marzyliśmy
0
innej — prawdziwej, trwałej, normalnej. To, co było, traktowaliśmy
jako świat zastępczy, udawany, tymczasowy. Sprzyjały takiemu
przejściowemu postrzeganiu kluczowe języki tamtych czasów:
propagandowy, ujmujący rzeczywistość jako społeczny postęp
spowalniany przejściowymi trudnościami; opozycyjny, przed-
stawiający socjalizm jako naczelną przeszkodę w rozwoju społe-
KWESTIA FORMY: BEZ FABUŁY — NIEEPICKI MODEL PROZY • 275
czeństwa i samorealizacji jednostek, uwzględniający jednak ko-
nieczność społecznej samoedukacji i samoorganizacji jako wa-
runki przejścia do normalnego życia; wreszcie potoczny -kowy,
rozbity, pozbawiony jednolitego słownika, reagujący zmiennością i
niekonsekwencją na rozmaite sytuacje, zasadniczo jednak oparty na
wierze w samoczynny rozkład socjalizmu lub zwycięstwo dobra
nad złem. Niemożliwe jest pogodzenie tych trzech języków, nie
wyczerpujących ogółu ówczesnych sposobów myślenia o świecie,
ale niemożliwe jest też pominięcie któregoś z nich przy odtwarzaniu
tamtych czasów. Kruszyński zwraca więc uwagę, że rzeczywistość
jest sumą — choćby i sprzecznych - - języków, których używamy do
jej nazwania, po drugie zaś, z finezją dorównującą chwilami
wierszom Barańczaka, sporządza antologię tych języków, czyniąc z
ich przeplotu i wymiany zasadniczą siłę napędową akcji. Od słowa
droga wiedzie u niego zawsze do słowa, nigdy zaś — do świata. Im
pełniejszy staje się zestaw stylów, tym bardziej rzeczywistość się
oddala.
Podobny zamysł, konsekwencję i ludyczność dostrzec można
było w mikro-arcydziełku Magdaleny Tulli Sny i kamieme.Na. po-
zór niewiele łączy narrację Tulli z powieściami Kruszyńskiego,
warto jednak zauważyć bliski u obojga punkt wyjścia. Tulli pytając
bowiem, podobnie jak autor Szkiców historycznych, czym była pewna
przeszłość, czyli powojenna odbudowa Warszawy, wskazuje, że
odpowiedź nie jest możliwa bez stworzenia języka, który tkwił u
podstaw tamtej rzeczywistości. Dla obojga pisarzy język jest więc
fundamentem świata. Różnica pomiędzy nimi polegałaby na tym, że
Kruszyński uważa język za nieprzekraczalny horyzont bytu
społecznego, Tulli zaś — za pochodną pierwotnych obrazów
(archetypów) decydujących o naszym postrzeganiu świata.
Oni-ryczność Snów i kamieni wyraziła się w ukazaniu związku
między odbudową miasta i snami o idealnym kształcie
stolicy..Lmgwizm natomiast ujawnił się w przekonaniu, że
marzenia o idealnym kształcie wynikają z naszej wyobraźni
językowej. W niej gnieżdżą się geometryczne, architektoniczne i
biologiczne wzorce doskonałości naszej urbanistyki. W rezultacie
Miasto — utkane ze snów i słów — zawdzięcza swój kształt, rozwój
i rozpad potencji tkwiącej w języku: odmiany gramatyczne,
różnicowanie się cza-
NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
2 7 6 "
r
'
.pwstawanie nowych słów — to fragmenty rzeczywistości, sów^
?yjimienie są więc w równej mierze przypowieścią o miejscu, Sny" '.
tatem
o naturze języka. Związek pomiędzy rzeczywistością co V a w
tym traktacie wyraża się w skrajnym przekonaniu on-a nf
0
^ „
nvm:
nie ma niczego w bycie, czego uprzednio nie byłoby
ld
Si
u
> wszystko
zaś, co tkwi w języku, już potencjalnie istnieje. '^ A/iożna więc
stwierdzić, że wspólna dla fabulacyjnego i nie-ki^go modelu
prozy energia snucia opowieści kieruje się - !f£lu nieepickim
w stronę inną niż fabularna: ku spowolnie-w
TÓ
°.
^rego
mistrzami stali się Pilch (retardacja), Bieńczyk (dy-_:„„
KI
£fa
w
i
n
(
O
pis); ku wyprowadzaniu całościowych opowieści iynczych
metafor (Tulli), ku ujawnianiu literackich i ję-/ch zapożyczeń w
odtwarzaniu przeszłości (Jurewicz) czy zyk^
w
-^
e
ku przedstawianiu
świata jako sumy języków, którymi
wre
f
ZC
tljemy się w aktach
nazywania (Kruszyński). Konieczne posf
ug
miejscu będzie jednak
zastrzeżenie: jak nie ma czystej fa-w t/
m
. (wzbogacanej sygnałami
dystansu do pastiszowanych kon-bul^
0
.'.
1
^ tak też i nie ma czystej
nieepickości. Najwartościowsze weiij^.^się zatem książki sytuujące
się na pograniczu obu tych wy<S utwory rezygnujące z
fabulacyjnych atutów prozy, lecz mor ^ ukazujące, że światy ze
słów budowane w narracji są realne co światy przedmiotowe.
Nieepicki model nie tyle unieważnia naśladowczy aspekt prozy, ile
problematyzuje ukazując że byt i język są jednym, a
zatem,_że;J>ło_wp^nie przedstawiać świata.
formy: bez formy — sylwy ponowoczesne
iek
awszym i najtrudniej pochwytnym wyborem formalnym
Na
J'
v
lat dziewięćdziesiątych wydaje się sylwa. Podobnie jak
pro/.y . f
a
bulacyjne i parodystyczne sylwa nie jest niczym nowym
ksis}
2
l
turze
polskiej- Karierę sylwy, jak pamiętamy, wywołała nie w
lr ,
r
j
a
znakomitych dzieł (Białoszewski, Brandys, Buczkow-tym°
c
s
m
b
r
o
w
icz, Gomolicki), ale też, jak się wydaje, ciśnienie ski, ^
s
ił
Oto w latach siedemdziesiątych czytelnikowi zbrzy-
d
fikdi
a
>
a
pisarzom — fabuła. Czytelnik, karmiony propagan-
dlH
KWESTIA FORMY: BEZ FORMY — SYLWY PONOWOCZESNE • 277
dowym kłamstwem i sztuczną sztuką, szukał „prawdziwej litera-
tury" i bliskości autora. Prawdziwej w sensie zawartości (a więc
nie uciekającej w fikcję przed teraźniejszością), prawdziwej, czyli
nie stwarzającej nadmiernych problemów rozdętą literackością,
prawdziwej wreszcie w sensie moralnym, czyli podlegającej takim
samym kryteriom, jak zachowania życiowe. Z drugiej strony
pisarze, mocno poróżnieni z epoką i wszelką ponadindywidualną
ideologią (postępu w życiu, konwencji w literaturze), przeciwsta-
wili zachłannej Historii swoją prywatność: jednostkowy punkt
widzenia jako metodę, własną pamięć jako źródło wiedzy, obrazy
pojedynczych przeżyć jako rozwiązanie tematyczne, swobodną re-
fleksję jako sposób uprawiania literatury, prywatny styl (inteli-
gencki idiom) jako spełnienie językowe. W efekcie sylwa, ocalając
cząstkową prawdę świata i przekazując prawdę świadka, pogodziła
prywatność z prawdziwością.
Sylwy najnowsze przy całym swoim tradycjonalizmie, od-
słaniają jednak cechy wcześniej nieobecne. Pierwszym sygnałem
zmian w kontynuacji była sylwa Tadeusza Konwickiego Pamflet
na siebie (1995). Autor Bohini nie dostarczał czytelnikowi czegoś
nowego — ani w kontekście literatury polskiej, ani w kontekście
własnego dorobku. Był to przecież piąty „łże-dziennik": zaczynało
się od świetnego Kalendarza i klepsydry (1976), książki, która
stanowiła wydarzenie w życiu literackim połowy lat siedemdzie-
siątych j potem zaś następowały: Wschody i zachody księżyca (1982),
Nowy Świat i okolice (1986), Zorze wieczorne (1991). Wszystkie one,
podobnie jak liczne sylwy innych autorów, należały do tradycji
pisania niezobowiązującego. Mówiąc najprościej,^utor sylwy od
pierwszej do ostatniej strony podkreśla, że czytana przez odbiorcę
książka nie stanowi żadnej całości: ani tematycznej, ani gatunko-
wej, ani wreszcie estetycznej. W ramach -syiwkźncgó kontrak-tu,
pisarz nie podejmuje -w4ęe żadnego zobowiązania — nie pettpu
auje umowy, że w dygresyjne j -ł-k-aptyśnej- narracji rozwiąże od
początku do końca jakiś problem, spełni wymogi jakiejś kon-
wencji, albo zapewni odbiorcy przeżycie estetyczne określonego
rodzaju (wzniosłości, której oczekujemy w tragedii, śmieszności,
spodziewanej w komedii, przestrachu, którego ---- hłbiąc-s-ię bać--^
-doświadczamjLJW horrorach i -thrillerach). Sylwa niczego takiego
w
bo
278 • PROZA NA PRZEŁOMIE — PANORAMA
nie obiecuje i nie spełnia. Cechą podstawową jej kompozycji jest
niekompletna całość (nigdy nie możemy powiedzieć, że sylwa po-
winna się kończyć w jakimś miejscu, ale zarazem, że powinna
ciągnąć się dalej), przerośnięta fragmentaryczność (nie możemy
określić zamysłu całościowego, więc każda cząstka sylwy jest za-
razem nadmierna i niedostateczna). Brak wyrazistego zobowią-
zania komunikacyjnego, tak charakterystyczny dla sylwy, sprzyja
przecież swobodzie autora i czytelnika: narracja sylwiczna rozwija
się od przypadku do przypadku, napędzana skojarzeniami, wspo-
mnieniami, a przede wszystkim możliwościami. W trakcie czytania
— równie swobodnego jak pisanie, nie obarczonego obowiązkiem
ogarnięcia całości fw-gatuafeewym, tematyezayffl-t-estetyez-nym
znaczenia) — odkrywamy, że sylwa prezentuje się jako antologia
szans tkwiących w narracji, szans nasuwających się w trakcie
pisania i spełnianych w ramach sondowania pojemności
niegoto-wej formy. Może się w niej pomieścić portret, anegdota,
szkic, esej, opowiadanie, mikrodramat, komentarz, obrazek, a
wreszcie po prostu zapis pomysłu na dzieło^ egyli coś w rodzaju
literatury
konceptualnej.
Pomimo tak wielu zalet sylwa u schyłku lat osiemdziesiątych i na
początku dziewięćdziesiątych przeżywała wyraźny kryzys. Widać
to było po niechętnym, a potem jeszcze gorszym, bo obojętnym
przyjęciu, jakie spotkało Zorze wieczorne (1991) Kon-wickiego,
Charaktery i pisma (1991) oraz Zapamiętane (1995) Kazimierza
Brandysa, Głód sensu (1994) Tadeusza Siejaka czy Ujrzane, w czasie
zatrzymane (1996) Zbigniewa Żakiewicza. O małym powodzeniu
tych książek zadecydował w pewnej mierze nadmiar wierności, jaki
pisarze wykazali w stosunku do stylów wypracowanych przez siebie
wcześniej albo zbyt mała dyscyplina w komponowaniu sylwy.
Przede wszystkim zmianie uległy bowiem kryteria oceny literatury.
Sylwa należała do sztuki spod znaku „etyki nad poetyką", a więc
literatury, której nie rozlicza się z kunsztu, narracyjnej
potoczystości czy atrakcyjności. Autor sylwy miał wszelkie prawa
do niezgrabności, pod warunkiem, że opowie, co widział, słyszał,
przeżył. Tymczasem w latach dziewięćdziesiątych naczelne
kryteria oceny to „sprawność warsztatowa", a nie autentyczność,
„zmysł fabulacji", a nie prawdziwość, „rzemiosło opo-
PROZA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH — SKRÓT PANORAMY • 28:
spełnianiu kilku, często zupełnie arbitralnych, zasadniczo, acz za-
bawnie obcych literaturze zamysłów przebiegu całości,
prawidłowością dawnych sylw była prezentacja możliwo: kowych
literatury, to cechą sylw ponowoczesnych wydaje się prezentacja
wielości porządków, jakby testowanie zestawów kompo zycyjnych
dostępnych literaturze. Dzięki temu sylwa komę wszelki ład —
zarówno literacki, jak i ontologiczny.
Proza lat dziewięćdziesiątych — skrót panoramy
Proza polska lat dziewięćdziesiątych zdaje się w przysp" tempie
poszukiwać własnej tożsamości — stąd szybkie przy wanie i
odrzucanie tradycji powieściowych, powroty do dawnych
konwencji i śmiałe eksperymenty. Drążenie tożsamości oznacza
jednak nie tylko przepatrywanie tradycji, lecz także szukan
powiedzi na pytanie, co jest celem istnienia prozy: opis świata,
odnajdywanie zakrytego (np. mitycznego) sersu, o cię narracji
istniejących w świecie, podrobienie języka który świat
przemawia, czy wreszcie uczenie dystansu do wszelkich wencji.
Niemożność pogodzenia wszystkich tych zadań, cześnie
niekwestionowana wartość każdego z nich powoduje, z proza ta
dąży coraz wyraźniej do narracji pojemnej -mieścić w sobie wtręty
autobiograficzne i ostentacyjne zmyślenie, erudycyjny esej i
klasyczną fabułę. Chodzi więc o formę przekraczającą fikcyjność,
odzwierciedlającą wielość porządl a zarazem tak fikcyjną, jak
nieskrycie fikcyjna jest dzisiejsza rzeczywistość.