Pozorne Zwycięstwo[1 13]

background image

Tytuł: Pozorne zwycięstwo (The Semblance of Peace)
Autor: Maeglin Yedi
Link do oryginału: http://www.walkingtheplank.org/archive/viewstory.php?sid=1222&warning=4
Tłumaczenie: Gobuss & Ariel Lindt
Beta: Kaczalka
Ilość: 12 części
Pairing: Harry/Voldemort, Harry/Tom, Harry/Snape, Harry/Voldemort/Snape, inne pomniejsze (het &
slash)
Rating: NC-17
Ostrzeżenia: manipulation, mind-fucking, threesome
Opis: Voldemort jest nareszcie martwy, a przynajmniej wierzy w to czarodziejski świat. Niestety, Harry wie
lepiej.




Pozorne zwycięstwo (The Semblance of Peace)



Część 1




- Harry? Słyszysz nas?

To zabrzmiało jak Hermiona, gdyby Hermiona mówiła przez metalową rurę z drugiego końca pokoju.

Chwila, jakiego pokoju?

- Harry?

Pojawiło się światło, przebłyskujące przez jego zmęczone, uchylone powieki. Harry nie był pewien, gdzie
się znajdował i co się działo. Wiedział jedynie, że wcześniej było ciemno. Teraz jest jasno. Podejrzewał,
że to oznaczało poprawę.

- Spójrzcie na jego oczy! - Wciąż słyszał dziwnie zniekształcony głos Hermiony, ale teraz także więcej
głosów rozbrzmiało wokół niego. Wszystkie, z jakiegoś niezrozumiałego powodu, rozprawiające o jego
oczach.

Czuł, że czyjaś dłoń dotykała jego dłoni. Ścisnęła go, więc odwzajemnił uścisk, tak mocno, jak tylko był w
stanie. Niezbyt silnie, ale wystarczająco, by wywołać pisk u tego, kto go dotykał. A zabrzmiało to, jak pisk
Ginny.

- O boże, Harry. Tak, no dalej, otwórz oczy.

Słowa Hermiony wystarczyły, aby jego ciało posłuchało. Powieki Harry'ego uniosły się i na chwilę został
oślepiony. Zbyt wiele światła. Zbyt jasnego. Moment później w polu jego widzenia pojawiły się rozmazane
kształty i następną rzeczą, jaką poczuł, był przygniatający go ciężar i puszyste włosy Hermiony
łaskoczące jego twarz. Jej ciężar został zastąpiony ciężarem Ginny. Nadal pachniała kwiatami. Złożyła
delikatny pocałunek w kąciku jego ust. Był dziwnie suchy.

- Harry, słyszysz nas teraz? - To był głos Rona i Harry zdołał odwrócić głowę i zobaczyć sylwetkę swojego
najlepszego przyjaciela, stojącego przy jego łóżku.

background image


Chwila, jego łóżku?

- Jesteś u Św. Munga - powiedziała Hermiona. Przez cały czas gładziła ramię Harry'ego, jakby obawiała
się, że jeżeli przestanie, to straci go ponownie.

Ale nie straciła go, prawda?

- Co... - Harry nie potrafił wydać z siebie niczego więcej, poza tym cichutkim dźwiękiem. Wszystko - jego
gardło, język, wargi - wydawały się bezużyteczne.

- Masz, wypij to. - Ginny przyłożyła szklankę do jego ust i przez gardło Harry'ego przepłynęła woda. To
była najwspanialsza rzecz, jakiej kiedykolwiek skosztował. Słodka i czysta. Harry jęknął, kiedy zabrała
szklankę. - Przykro mi, ale nie możesz wypić zbyt dużo naraz.

- Czy pamiętasz bitwę w Hogsmeade? - zapytała Hermiona. Harry'emu udało się wykonać niepewne
kiwnięcie, a jego broda oparła się o klatkę piersiową. - Stawiłeś czoła Voldemortowi. Zabiłeś go, Harry. Ale
uderzył w ciebie jakimś zaklęciem. Nie jesteśmy do końca pewni, co to było, nawet tutejsi uzdrowiciele nie
byli w stanie prawidłowo tego zdiagnozować...

- Ona stara się powiedzieć... - przerwał Ron, a Harry niemal wyczuwał uśmiech w jego głosie - ...że przez
ostatnie cztery tygodnie byłeś w śpiączce.

- Trzy i pół - poprawiła go Ginny, ponownie ściskając dłoń Harry'ego.

Był w śpiączce? Niczego z tego nie pamiętał. Pamiętał bitwę, pamiętał walkę z Voldemortem na
wzgórzach nieopodal Hogsmeade, w blednącym świetle zapadającego zmierzchu. Pamiętał rzucenie
Klątwy Uśmiercającej. A później wydarzenia stały się nieco zamglone.

Najwidoczniej zapadł w śpiączkę.

- Panie Potter. Miło widzieć, że w końcu się pan obudził. - Ten nowy głos pochodził od kobiety, której
Harry nie rozpoznawał, ale zielone szaty, w które była ubrana, mówiły mu, że jest, najprawdopodobniej
uzdrowicielką. - Jeżeli tylko dalibyście nam kilka chwil - zwróciła się do przyjaciół Harry'ego - mogłabym
się upewnić, czy wszystko z nim w porządku.

Jego przyjaciele opuścili pokój, a Harry leżał cicho, kiedy uzdrowicielka rzucała zaklęcie po zaklęciu.

Był w śpiączce. Ale Voldemort nie żyje. Cóż, to było warte o wiele więcej, niż spanie przez kilka tygodni.

Podczas, kiedy uzdrowicielka skończyła i wypisywała listę eliksirów, które będzie musiał przyjmować,
Harry zdołał się uśmiechnąć.


***

- ...a Neville przebywał w szpitalu przez kilka dni, ale uzdrowiciele całkowicie go wyleczyli - opowiadała
Hermiona. - Jestem pewna, że wkrótce cię odwiedzi.

Harry pokiwał głową. Cieszył się słysząc, że większość jego przyjaciół wyszła cało z bitwy. Zginął tylko
Moody, niestety. I całe mnóstwo Śmierciożerców, ale Harry odczuwał znacznie mniejszy żal z tego
powodu.

Po nocy przespanej prawdziwym snem, mógł już siedzieć. Wszystkie funkcje jego organizmu wracały do
normy. Oczy były w porządku, chociaż, oczywiście, wciąż potrzebował swoich okularów. Głos brzmiał już
normalnie. Jego koordynacja ruchowa także znacznie się poprawiła; mógł pić wodę ze szklanki nie

background image

rozlewając ani kropli.
- Co ze Snape'em? - zapytał. Tamtego wieczoru w Hogsmeade chciał własnoręcznie dorwać Snape'a, ale
nie mógł go nigdzie znaleźć, a Voldemort był znacznie ważniejszy.

Hermiona odchrząknęła.

- Jest kilka rzeczy, o których jeszcze nie wiesz - powiedziała przepraszająco. Harry był pewien, że
czegokolwiek nie wiedział, nie spodoba mu się to. - Odbył się proces i Snape przedstawił dowody, które
dał mu Dumbledore. Wspomnienia z myślodsiewni i pisemne świadectwo.

- Co się z nim stało? - zapytał Harry, zniecierpliwiony. - Proszę, powiedz mi, że został przynajmniej
skazany na dożywocie w Azkabanie.

- Został oczyszczony ze wszystkich zarzutów. - Hermiona patrzyła w dół na swoje dłonie, więc Harry
spojrzał na Rona i Ginny, błagając ich bezgłośnie, by powiedzieli mu, że Hermiona żartuje.

Musi żartować.

- Dumbledore rozkazał Snape'owi, żeby go zabił - powiedziała Ginny. Jej głos brzmiał znacznie mniej
przepraszająco, jednak nie patrzyła Harry'emu w oczy. - Kazał mu złożyć Przysięgę Wieczystą. Snape nie
miał wyboru.

- Och, do jasnej cholery! - powiedział Harry. - Byłem tam! On zabił Dumbledore'a!

- Zrobił to - potwierdził Ron, kiwając głową z powagą. - Ale Dumbledore i tak był już umierający. Klątwa,
która sprawiła, że jego ręka sczerniała, powoli zabijała go. Nie dożyłby do wakacji.

Harry spojrzał w dół. Nagle poczuł się senny i rozbolała go głowa, jakby spędził cały dzień na piekącym
słońcu, zamiast czterech tygodni w śpiączce.

- Snape był przez cały czas po stronie Dumbledore'a? - Jego głos przeszedł w szept, ale nadal brzmiał
chłodno. Tak chłodno, iż poczuł ciarki na plecach.

- Tak, był. Te wszystkie informacje, które Shacklebolt przekazał nam o dwóch ostatnich Horkruksach,
pochodziły od Snape'a. - Hermiona pocierała swoje ramiona, wyglądając, jakby czuła się niezręcznie. -
Najwyraźniej Shacklebolt był jedynym, który wiedział, albo raczej odkrył, komu tak naprawdę Snape był
lojalny. Bez tych informacji nie odnalazłbyś Horkruksów.

- Wiem o tym! - warknął Harry, sam zaskoczony, jak nieprzyjemnie zabrzmiał jego głos. - Pieprzyć to!

- Nikt nie jest z tego zadowolony - powiedział Ron, wzruszając ramionami. - Ale nie mogli skazać go za
coś, do czego został zmuszony. Za coś, czego Dumbledore sam chciał.

- Pewnie - odparł Harry, nadal nieprzekonany. Wyobrażał sobie Snape'a wijącego się u jego stóp pod
klątwą Cruciatus. Opadł z powrotem na poduszkę.

- Powinniśmy już iść - powiedziała Hermiona. - Potrzebujesz wypoczynku. Wrócimy jutro.

- W porządku - westchnął Harry. Czuł się zmęczony. Jego ciało nie przyzwyczaiło się jeszcze do
funkcjonowania przez cały dzień. Hermiona i Ginny pocałowały go w policzek, a Ron poklepał po
ramieniu, a następnie pokój opustoszał i Harry pozostał sam ze swoimi myślami.

- Cholerny Snape - wymamrotał. Jego powieki opadły, kiedy starał się znaleźć sobie wygodną pozycję pod
szpitalną pościelą.

Plugawy zdrajca.

background image


- Tak. Pieprzony zdrajca.

Zasługuje na śmierć za to, co nam zrobił.

- Tak - powiedział Harry, ponownie widząc u swych stóp zakrwawionego i złamanego Snape'a.

Musimy zabić tego zdrajcę.

- Taa... co? - Harry gwałtownie otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju. Było pusto.

Czy to nie jakiś głos słyszał przed chwilą? Był pewien, że tak. Prawdopodobnie umysł płatał mu figle. Był
tak strasznie zmęczony.

Sen mu pomoże, był tego pewien.

Harry ponownie zamknął oczy. Tak, pragnął zobaczyć Snape'a martwego, ale teraz, po jego
uniewinnieniu, nie może go zabić. To uczyniłoby z niego przestępcę, a nie miał zamiaru spędzić reszty
swojego życia w Azkabanie.

Poza tym, Voldemort nie żyje. Harry wmawiał sobie, że to właśnie jest najważniejsze. Martwy, raz na
zawsze.

Głośny śmiech rozbrzmiał w głowie Harry'ego tuż przed tym, zanim pogrążył się we śnie.


***

Minął tydzień od wybudzenia się ze śpiączki, kiedy Harry wyszedł z kominka w Norze. Pani Weasley
przycisnęła go do piersi, a pan Weasley potrząsał jego dłonią tak mocno, iż Harry obawiał się, że ramię
wyskoczy mu ze stawu.

- Przygotowujemy uroczystą kolację dla uczczenia tego wspaniałego wydarzenia. Wszyscy przyjdą -
oświadczyła pani Weasley, powracając do pieca, gdzie zamieszała w kilku garnkach i rondlach.

- A Minerva przysłała list - powiedział pan Weasley, odbierając bagaże Harry'ego. - Cała wasza trójka
dostała zaproszenia do rozpoczęcia siódmego roku nauki. Hogwart został ponownie otwarty.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

- To jeszcze tylko dwa tygodnie.

Ron jęknął i pociągnął Harry'ego za rękaw.

- Chodź, zatrzymasz się w moim pokoju. Musimy cię tam ulokować.

Przyjaciel wciągnął po schodach bagaże Harry'ego, a kiedy byli już w pokoju, Harry wypakował kilka
swoich ubrań, podczas gdy Ron paplał o tym, co bliźniacy zrobili w domu Billa kilka dni temu.

To było przyjemne uczucie móc zajmować się takimi błahymi sprawami, po całym roku poszukiwań
kawałków duszy Voldemorta po całym kraju. To było więcej, niż przyjemność wiedzieć, że nareszcie może
zacząć żyć własnym życiem, bez ciągłego obawiania się Voldemorta, bądź też bez prób sprostania
oczekiwaniom wszystkich innych.

Jego życie nareszcie należało do niego i Harry zamierzał dobrze to wykorzystać.

background image

- Z czego się tak cieszysz? - zapytał Ron, spoglądając na niego podejrzliwie.

- Z niczego - odparł Harry, a jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. - Ze wszystkiego.


***

- Spotkajmy się w moim pokoju, kiedy Ron zaśnie - wyszeptała mu do ucha Ginny, kiedy wszyscy
wstawali od stołu.

Harry, który właśnie słuchał tego, co mówił Lupin, przewrócił swoją szklankę z sokiem dyniowym. Ginny
zachichotała, a Harry posłał jej szeroki uśmiech, rzucając jednocześnie zaklęcie czyszczące.

Pani Weasley nie kłamała, kiedy mówiła, że wszyscy pojawią się na kolacji. Lupin i Tonks siedzieli
naprzeciwko Harry'ego, Shacklebolt mówił panu Weasleyowi, co powinno teraz zrobić Ministerstwo, Bill
kłócił się z bliźniakami o ich ostatni tak-zwany psikus, Hermiona i Fleur pogrążyły się w rozmowie na
temat OWTMów, a pani Weasley zaczęła odsyłać puste misy i rondle do kuchni.

Brakowało jedynie wciąż przebywającego w Rumunii Charliego, oraz Percy'ego, który nadal nie
przyznawał się do swojej rodziny.

Kiedy stół był już pusty, Harry także wstał. Bill klepnął go w ramię, bliźniacy podarowali mu torebkę swoich
najnowszych wyrobów, a Tonks uścisnęła go.

- Kontaktuj się z nami częściej, Harry - powiedział Lupin, potrząsając jego dłonią.

Następnie podszedł do niego Shacklebolt.

- Mogę więc oczekiwać cię w swoim departamencie pod koniec tego roku?

- Przemyślę to - odparł Harry i uścisnął dłoń Kingsleya.

- Zmykajcie do łóżek. - Pani Weasley zagoniła Harry'ego i jego przyjaciół do środka, a następnie po
schodach na górę.

Harry wszedł za Ronem do pokoju, czując się jednocześnie nasycony i zdenerwowany. Ron wskoczył w
piżamę i zasnął niemal natychmiast po tym, jak jego głowa dotknęła poduszki. Harry również się przebrał i
z łomoczącym sercem usiadł na łóżku czekając, aż ucichną hałasy na zewnątrz pokoju.

Policzył kilka razy do stu, a następnie wyśliznął się na palcach z pokoju, pokonał wąski korytarz i wszedł
do pokoju Ginny.

- Hej - powitał go jej głos. Siedziała na łóżku, a jedynym przedmiotem oświetlającym pokój była niewielka
lampka stojąca na stoliku obok.

- Cześć. - Harry zamknął za sobą drzwi, a Ginny poklepała materac, zapraszając Harry'ego, aby do niej
dołączył. Zrobił to, ale zachował pewien dystans, siadając nieco dalej. Był zdenerwowany, tak jak się tego
spodziewał, ponieważ nigdy wcześniej nie był z Ginny sam w jej sypialni.

Dziewczyna miała na sobie białą koszulę nocną, ozdobioną maleńkimi, żółtymi kwiatami. Zdjęła ją przez
głowę, odsłaniając skórę, która miała kremową barwę nawet w tym przytłumionym świetle. Wzięła rękę
Harry'ego i położyła na swojej piersi. Harry westchnął, kiedy dotknął miękkiego wzniesienia, a następnie
zaczął się do niej przysuwać, coraz bliżej i bliżej, aż Ginny położyła się na plecach i pozwoliła Harry'emu
ułożyć się na sobie.

Jego usta odnalazły jej wargi, a dłoń zsunęła się wzdłuż jej ciepłego brzucha, aż palce dotknęły

background image

bawełnianej bielizny.

- Nie lubię rudzielców.

Mrugając oczami, Harry spojrzał w dół na zaczerwienioną twarz Ginny.

- Co?

- Nie lubię rudzielców. - Jego oczy rozszerzyły się, gdy usłyszał swój własny głos wypowiadający słowa,
których nie pomyślał.

- Co? - zapytała ponownie Ginny, marszcząc brwi.

- Nic. - Harry usiadł, przesuwając się nieznacznie, by ukryć swą oczywistą erekcję, uwięzioną w
spodniach od piżamy.

Poza tym, preferuję moją własną płeć. Nie mam zamiaru uczestniczyć w twoich żałosnych próbach
odbycia stosunku seksualnego z kobietą, Harry.

Harry cofnął się, jakby Ginny go sparzyła, i gwałtownie spadł z łóżka.

- Co się stało? - Dziewczyna usiadła i sięgnęła po swoją nocną koszulę.

- Nic. - Harry myślał gorączkowo. Słyszał głosy. Zaczynał wariować.

Najwyraźniej.

O, znowu to słyszał! Popatrzył na Ginny, jakby miał nadzieję, że będzie znała odpowiedź, ale ona tylko mu
się przyglądała, przyciskając koszulę do swych nagich piersi.
- Przepraszam - powiedział, zrywając się na nogi. - Myślę, że... eee... śpiączka... Nie jestem jeszcze
zupełnie sobą.

- Och. - Ginny spojrzała w dół i Harry usłyszał rozczarowanie w jej głosie. Skrzywił się.

Przestań dramatyzować, Harry.

Zdecydowanie zaczynał wariować. Musiał się stąd wydostać.

Nareszcie słuszna decyzja.

- Przepraszam - powtórzył Harry i w pośpiechu opuścił pokój Ginny. Zszedł po schodach, pomimo tego, że
wolałby zbiec, wypadł na zewnątrz przez kuchenne drzwi i pobiegł w noc. Nie zatrzymywał się, biegł i
biegł tak długo, aż Nora stała się odległym punktem, a on stracił oddech.

Staw był niemal czarny w porównaniu z ciemnogranatowym niebem i Harry spoglądał w nieruchomą
wodę, próbując złapać oddech.v
Coś było w jego głowie. Ktoś.

- Kim jesteś? - zapytał. Jego głos brzmiał niezwykle cicho w otaczającej go ciemności. - Co się dzieje?

Harry, jestem tobą rozczarowany. Do tego czasu z pewnością powinieneś już to odkryć.

Tym razem głos nie wydobył się z jego ust. Usłyszał go w swojej głowie.

- To nie jest wcale trudna zagadka.*

background image

Jego usta ponownie wypowiedziały słowa, które nie należały do niego, i Harry pozostawił je otwarte. Co
powiedziały? Że to nie była...

- Nie - odezwał się, potrząsając głową.

No dalej, Harry.

- Nie, zabiłem cię.

Próbowałeś.

- Zniszczyłem twoje Horkruksy. Wszystkie.

Śmiech, który rozbrzmiał mu w głowie zdawał się łaskotać jego umysł, sprawiając, że się skrzywił. I wtedy
ostry rozbłysk bólu przeszył jego czoło, bólu, o którym myślał, że nigdy już go nie poczuje. Harry upadł na
kolana i złapał się za głowę.

- Nie możesz tu być!

Naprawdę?

- Nie możesz opętać mnie na dłuższy okres czasu. Dumbledore tak powiedział! - Ból odpłynął i Harry
spojrzał w górę, jakby oczekiwał, że zobaczy stojącego przed nim Voldemorta. Ale widział jedynie
ciemność.

Ach tak, mogę sobie wyobrazić wszystko, co Dumbledore ci o mnie opowiadał. Ale ty nie jesteś tym
samym chłopcem, którym byłeś dwa lata temu.

- Co? - Harry zamrugał i upadł na tyłek. Był zbyt otępiały, żeby się podnieść.

Teraz jesteś zabójcą, Harry Potterze. Mordercą.

- Jak mogę być mordercą, skoro tak naprawdę cię nie zabiłem?

Parsknięcie w jego umyśle sprawiło, że Harry poczuł drżenie za oczami.

Rzucenie Klątwy Uśmiercającej oddziela duszę od ciała, a to robi z ciebie mordercę. I nie ma znaczenia,
że moja dusza jest wciąż tutaj, bezpieczna w tobie.

Żołądek Harry'ego wywrócił się na drugą stronę, doprowadzając do tego, że zwrócił kolację wprost na
trawę.

Twoja własna dusza jest rozdzielona. Twój umysł ma teraz w sobie mrok. Jesteś zanieczyszczony. I
idealnie dopasowany do tego, by być moim gospodarzem przez bardzo długi czas.

Musi komuś powiedzieć! Hermiona, ona będzie wiedziała, co zrobić.

Nie bądź głupcem. Jak myślisz, co cię czeka, kiedy ludzie odkryją, że jesteś Lordem Voldemortem?
Najpewniej poślą cię do Azkabanu, albo nawet skażą na Pocałunek, żeby wyssać obie nasze dusze.

To było to! Może się utopić w jeziorku, właśnie w tej chwili. Zabije siebie i Voldemort nie będzie...

Pomyśl, Harry! Ty zginiesz, a ja znajdę nowego gospodarza. Och, moja dusza jest już całkiem dobrze
zaznajomiona z twoją mała dziewczynką, prawda?

- Nawet się nie waż! - Harry odnalazł w sobie dość siły, żeby zerwać się na nogi. - Nawet się nie waż

background image

zbliżyć do Ginny!

Jakie to przykre. W takim razie będziesz musiał zerwać ze swoją ukochaną, żeby trzymać mnie od niej z
daleka.

Do diabła. Tak naprawę, to nie rozważył jeszcze tej kwestii. Jeżeli teraz zbliży się do Ginny, to zabierze do
niej także Voldemorta. Jego, pusty teraz żołądek, ponownie się wywrócił.

Zawrzyjmy układ. Ty nie zrobisz niczego głupiego i pochopnego, a ja nie zbliżę się do twoich drogich
przyjaciół.

- Nie wchodzę z tobą w żadne układy!

Dlaczego nie mógłbym złożyć teraz wizyty twojej dziewczynie? Jak mnie powstrzymasz? Zabijesz ją?
Powiesz komuś ważnemu? Jestem pewien, że nie będzie miała nic przeciwko spędzeniu reszty życia w
Azkabanie.

Kurwa. Kurwa. Harry kopnął trawę, chociaż tak naprawdę to wolałby skopać coś innego. Voldemort mógł
opętać kogokolwiek tylko zechce, każdego z jego przyjaciół, tak, jak to zrobił z Quirrellem.

- W porządku. Zawrzyjmy układ - powiedział w końcu. Poza tym, i tak mógł powiedzieć o tym Hermionie, a
ona znalazłaby jakiś sposób na wypędzenie z niego Voldemorta.

Już myślisz o zdradzeniu mnie, Harry?

- Możesz słyszeć wszystkie moje myśli, prawda? - zapytał Harry, pomimo tego, że znał już odpowiedź.

Mądry chłopiec. Mogę widzieć wszystkie twoje myśli, wszystkie twoje wspomnienia. Nawet sobie nie
wyobrażasz, jak świetnie bawiłem się spędzając te kilka tygodni w twoim umyśle i oglądając wszystko ze
szczegółami, kiedy ty byłeś pogrążony w śpiączce.

Harry zwiesił głowę. Po raz pierwszy w całym swoim życiu, czuł się naprawdę pokonany.


***

Kiedy wracał do Nory, wiedział już dokładnie, co zrobi. Nie, to nie była do końca prawda. Wiedział
dokładnie, czego nie zrobi.

Nie mógł nikomu powiedzieć. Nie miał wątpliwości, że Ron i Hermiona będą trzymać się przy nim i
próbować znaleźć rozwiązanie, ale nie był pewien, co zrobiliby inni. Nie potrafił sobie wyobrazić, by Lupin
albo Shacklebolt, ani nawet pan Weasley byli tak cierpliwi, kiedy odkryją, że w głowie Harry'ego
zamieszkał Voldemort.

A Ginny... cóż, nie chciał narażać Ginny ponownie na tę straszliwą gehennę, przez którą musiała przejść,
kiedy był na drugim roku. Nie był pewien, jak zareagowałaby, gdyby odkryła, że Harry został opętany.

Może mógłby powiedzieć Ronowi albo Hermionie... nie, Voldemort by ich dopadł.

Pełen satysfakcji chichot odbił się echem w jego umyśle, kiedy otworzył drzwi i wśliznął się do pogrążonej
w mroku kuchni.

To był też powód, dla którego nie mógł pozostać w Norze. Nie chciał narażać swoich przyjaciół na
niebezpieczeństwo. Radził sobie z Voldemortem przez całe życie. I teraz też tak będzie.

Jesteś bardzo pewny siebie, prawda, Harry?

background image


- Zamknij się - wymamrotał Harry. Bezszelestnie wszedł po schodach i wśliznął się do pokoju Rona, gdzie
spakował ubrania do kufra i pomniejszył go. Następnie ponownie zszedł na dół. Znalazł pergamin oraz
pióro i napisał krótki liścik.


Przepraszam, że odchodzę w taki sposób, ale wszystko stało się trochę zbyt przytłaczające. Potrzebuję
trochę czasu, aby odpocząć i przemyśleć parę spraw. Wszystko ze mną w porządku, nie martwcie się.
Przyślijcie mi sowę, jeżeli będziecie mieć jakieś pytania.

Harry


Zostawił liścik na kuchennym stole i użył kominka, aby przenieść się siecią fiuu na Grimmauld Place.
Kiedy zielone płomienie opadły, Harry wszedł do pogrążonej w ciemności, znajdującej się w suterenie
kuchni, niepewny, co powinien teraz zrobić. Zorientował się, że nadal ma na sobie piżamę, a w ręku
pomniejszony kufer, więc zdecydował, że równie dobrze może pójść spać i pomyśleć nad rozwiązaniem
rano.

Voldemort był dziwnie cichy i Harry’emu przemknęło przez głowę, że może na starym domu wciąż działa
zaklęcie Fideliusa, które trzyma go z daleka.

Pomyśl jeszcze raz.

A więc dobrze - chyba jednak nie działa. Po rzuceniu szybkiego Lumos, Harry odnalazł drogę na górę, do
swojej sypialni, tej samej, której używał od poprzedniego lata, kiedy dom był dla niego bazą do polowania
na Horkruksy.

Kiedy znalazł się już w pokoju, machnięciem różdżki włączył stojącą na szafce nocnej lampkę, a
następnie powiększył swój kufer i umieścił go w nogach łóżka. Westchnął i położył się na chłodnej
pościeli, cały czas ściskając różdżkę w dłoni. Umieścił ją na swoim brzuchu i zapatrzył się w sufit.

- Czego chcesz? - zapytał.

Poza dominacją nad światem?

Pomimo kłopotów, w jakich się znalazł, Harry się roześmiał. A może śmiał się właśnie z nich. Jakaś jego
część trzęsła się z nerwów, inna była tak wściekła, że miał ochotę zrobić komuś krzywdę, a jeszcze inna
chciała po prostu zachichotać z absurdalności tego wszystkiego.

- Tak, poza tym oczywistym faktem.

Myślę, że odpowiedź jest całkowicie jasna. Chcę odzyskać moje ciało.

- Przykro mi, ale wydaje mi się, że to ostatnie zostało spopielone kilka tygodni temu - odparł Harry,
szczerząc się. - Może powinieneś bardziej uważać na swoje ciała. Ciągle je tracisz.

A ty, być może, powinieneś zwracać większą uwagę na to, w jaki sposób się do mnie odzywasz,
dzieciaku. Wciąż mogę cię zranić.

I aby zademonstrować sedno swoich słów, bliznę Harry'ego przeszyła eksplozja bólu.

- Kurwa! Przestań! - Harry zacisnął powieki i zaczął trzeć czoło.

Zwracaj się do mnie z odpowiednim szacunkiem, to zostawię twoją bliznę w spokoju.

background image

- Dzień, w którym będę cię traktował z szacunkiem, będzie dniem, w którym Armaty z Chudley zdobędą
Międzynarodowy Puchar w Quidditchu. - Jeszcze większy ból przeszył jego umysł i Harry zerwał swoje
okulary, by móc przycisnąć dłonie do oczu, zaciskając jednocześnie zęby. - Dobra! Zrozumiałem! Po
prostu powiedz mi, czego ode mnie oczekujesz. Potrzebujesz mojej krwi? Chcesz, żebym poszedł na ten
cmentarz i ponownie pomógł w przeprowadzeniu rytuału?

Jedyne, czego na razie od ciebie chcę, to abyś był moim gospodarzem.

- Świetnie - wymamrotał Harry. Przewrócił się na bok i odłożył różdżkę na szafkę nocną. - Jak długo
potrwa to "na razie"?

Dopóki nie wymyślę sposobu na odzyskanie swojego ciała.

- I myślisz, że się na to zgodzę? Wydaje ci się, że pozwolę, abyś je odzyskał?

Oczywiście. Jedynym wyjściem, jakie masz, jest życie ze mną do końca twoich dni.

Harry wzdrygnął się na myśl o utknięciu z Voldemortem aż do późnej starości. Nie, nie chciał, żeby
Voldemort odzyskał swoje ciało. Ale z drugiej strony, Harry pragnął żyć własnym życiem, a to było
niemożliwe, dopóki intruz tkwił w nim. I znowu, jeżeli Voldemort odzyska swoje ciało, to i tak nie będzie
miał normalnego życia.

Nie wygrasz z tym, Harry. Najlepiej będzie, jeżeli to po prostu zaakceptujesz.

- Dobra - westchnął chłopak, pomimo iż wiedział, że i tak nigdy się z tym nie pogodzi. Na pewno musi być
jakieś wyjście, bez pozwalania Voldemortowi...

Ciekaw jestem, co porabia teraz twoja śliczna dziewczynka. Musi być zdruzgotana po tym, w jaki sposób
uciekłeś od niej dzisiejszej nocy. Z pewnością ucieszyłaby się z małego towarzystwa.

- Przestań! - Harry złapał palcami poduszkę, ściskając ją tak mocno, iż zabolały go dłonie. Nie mógł
obmyślić planu, żeby pozbyć się Voldemorta. Nie mógł nikomu powiedzieć. Nie mógł nawet zrobić albo
pomyśleć czegokolwiek, bo Voldemort i tak poznałby każdy szczegół.

Tak, jak powiedziałem, najlepiej będzie, jeżeli to po prostu zaakceptujesz.

- Nigdy - wyszeptał Harry i zgasił światło. - A teraz zamknij się i pozwól mi spać.

Dobranoc, Harry.

- Dobranoc, Tom - odpowiedział Harry, uśmiechając się kpiąco w duchu. Niewielka iskra bólu zapłonęła
wokół jego blizny, ale było to niczym w porównaniu z bólem, którego doznał wcześniej. Możliwe, że
Voldemort był także zmęczony.

Jestem zmęczony. A teraz przestań myśleć, żebym mógł się przespać.

- Możesz spać w takim stanie?

Oczywiście.

Harry sięgnął po kołdrę i podciągnął ją pod brodę, wtulając głowę w poduszkę. W jego ciele był uwięziony
jego największy wróg. To było dziwaczne i jeżeli myślał o tym zbyt długo, miał ochotę wziąć gorący
prysznic i wyszorować się do czysta, ale był zbyt zmęczony, żeby się poruszyć. Skoncentrował się
najlepiej, jak potrafił, kiedy jego umysł odpływał w krainę snu, i spróbował odszukać w sobie Voldemorta,
jak gdyby był jakimś pasożytem gnieżdżącym się w jego mózgu. Nie wyczuł nic, jedynie swoje głębokie
oddechy i własne myśli, które nie pozwalały mu zasnąć.

background image


- Jak to się dzieje, że cię nie czuję?

Porozmawiamy o wszystkim jutro. Teraz śpij.

- A może tak naprawdę zaczynam wariować i tylko wyobrażam sobie, że mam w sobie Voldemorta. -
Harry doznał wrażenia, jakby przez jego ciało przepłynął podmuch udręczonego westchnienia.
Uśmiechnął się.


***

Kiedy się obudził, doświadczył jednej wspaniałej chwili spokoju, kiedy jego umysł odtwarzał wszystkie
ostatnie wydarzenia. Pokonał Voldemorta. Był wolnym człowiekiem. Nareszcie mógł robić...

Dzień dobry, Harry.

Harry wcisnął głowę w poduszkę i rozważał rozerwanie jej zębami na kawałki.

Takie dramatyczne przedstawienie od razu po przebudzeniu?

Biorąc głęboki oddech, Harry usiadł i zapatrzył się na zakrywające okno zasłony. Było jasno. Czy
naprawdę przespał całą noc? Dziwne. Spodziewał się, iż wiedząc, że Voldemort tkwił w jego głowie,
godzinami będzie się wiercił i przewracał.

I miałbym pozwolić ci zrujnować mój odpoczynek? Zdecydowanie nie.

- Co? - Harry opuścił nogi na podłogę i przetarł dłonią twarz. - A co ma wspólnego jedno z drugim? To
wciąż moje ciało.

Ależ oczywiście.

Harry zmarszczył brwi. Ani trochę nie ufał nagłym potakiwaniom Voldemorta.

- Chwila. Zmusiłeś mnie, żebym przespał całą noc? I kiedy byłem w śpiączce? To także twoja sprawka,
prawda?

Potrzebowałem jedynie trochę czasu, żeby poukładać wszystko w twoim umyśle, Harry. Uporządkować
moje własne myśli i zastanowić się, co robić dalej.

- Trzymałeś mnie w śpiączce przez cztery pieprzone tygodnie, bo potrzebowałeś czasu do namysłu? -
Harry zerwał się na nogi, marząc o tym, żeby móc przywalić Voldemortowi. Ale nie miał zamiaru uderzać
siebie, więc zamiast tego kopnął stojące przy biurku krzesło.

Trzy i pół tygodnia.

Z jego ust wyrwał się zduszony okrzyk. Harry wkroczył do łazienki i szarpnięciem ściągnął z siebie
piżamę, a następnie wszedł pod prysznic i odkręcił tak gorącą wodę, iż niewiele brakowało, aby poparzył
sobie skórę. Oparł obie dłonie o wyłożoną kafelkami ścianę, opuszczając głowę, tak, iż woda spływała na
jego kark i plecy.

- Dlaczego nie mógłbyś po prostu zdechnąć, ty skurwielu?

Odpowiedź nie nadeszła i Harry podniósł głowę, mrugając oczami, kiedy woda spływała mu po czole.

- Och, teraz siedzisz cicho, ty żałosny draniu?

background image


Przeszył go nieprzyjemny ból, ale Harry zignorował go. Sięgnął po szampon i wylał na włosy ilość, która
wystarczyłaby dla małej armii. Boże, jak bardzo potrzebował się umyć. Myśl, że miał w sobie Voldemorta,
w swojej głowie, mięśniach, kościach, sprawiała, że dostawał gęsiej skórki.

- Miałem nadzieję, że to zakończyłem - wymamrotał, trąc wściekle włosy, tak, iż wszędzie fruwały mydliny.
- Sądziłem, że będę miał długie, miłe wakacje, zanim w końcu rozpocznę nowe życie.

Nikt nie zabrania ci mieć wakacji.

- Poza szaleńcem w mojej głowie! - Kolejna eksplozja bólu przeszyła jego bliznę i Harry zacisnął zęby.

Zrób sobie wakacje, Harry. Z pewnością nie będę cię przed tym powstrzymywał.

- Ale i tak się nie odpieprzysz.

Nie, dopóki wszystko się nie ułoży.

Harry, wzdychając, spłukał włosy. Sięgnął po mydło i przejechał nim w dół, poprzez klatkę piersiową, aż
do krocza. Cóż, i to by było na tyle, jeżeli chodzi o jego poranne obciąganko. Nie było nawet mowy, żeby
dotknął tamtej części siebie, kiedy Voldemort patrzył.

Cóż za skromność. Chociaż naturalnie, nie będę wymagał od ciebie celibatu. Śmiało, nie krepuj się.

Harry'emu zrobiło się niedobrze na myśl o dzieleniu orgazmu z kimś pokroju Voldemorta. Zakręcił szybko
wodę i wytarł się. Nie chciał spojrzeć na swojego penisa nawet, kiedy ustawił się naprzeciwko toalety,
żeby się załatwić, wiedząc, że Voldemort także by go zobaczył.

- Wiesz co? - powiedział, kiedy próbował okiełznać przed lustrem swoje włosy. - Będę miał wakacje. Nie
powstrzymasz mnie przed robieniem rzeczy, które sobie zaplanowałem.

Nawet o tym nie marzyłem. - Szczera kpina wyczuwalna w głosie Voldemorta sprawiła, że Harry zadrżał.
Umył zęby, a następnie pospiesznie poszukał ubrań, by zakryć swoje ciało.

Czy mogę zasugerować, żebyś lato rozpoczął od odwiedzenie naszego starego znajomego?

Harry zmrużył oczy, wkładając swoje dżinsy.

- Kogo?

Snape'a. Chciałbym zamienić z nim słówko.

- Nie! - Harry siłował się ze sznurówkami, ponieważ jego dłonie zaczęły nagle drżeć. - Nie, nie i jeszcze
raz nie. Nie pójdziemy spotkać się ze Snape'em tylko po to, żebyś mógł torturować jego tyłek.

Ach, ale czyż nasz zdrajca nie zasłużył na odrobinkę Cruciatusa?

- A więc Aurorzy mają wsadzić mój tyłek do Azkabanu tylko dlatego, że ty pragniesz zemsty? Kolejny raz
odmawiam. I nie zmusisz mnie.

Cisza, która nastała, potwierdziła, że Voldemort, na szczęście, nie może go do niczego zmusić, za co
Harry był niezwykle wdzięczny. Musiał odkryć, jak dużą kontrolę może on nad nim sprawować. I dopóki
tego nie zrobi, nie może spotkać się z żadnym ze swoich przyjaciół. Myśl, że Voldemort mógłby zmusić
Harry'ego do skrzywdzenia Hermiony, Rona albo Ginny wystarczyła, żeby jego żołądek się wywrócił.

Harry zszedł na dół, do kuchni. Voldemort mógł kontrolować jego sen, jego bliznę i czasami jego głos. Ale

background image

nie jego ciało. To już było coś.

Nie zaprzeczyłeś.

- Co? - Harry przyniósł do stołu płatki i mleko.

Nie zaprzeczyłeś temu, że Severus zasługuje na tortury. - Voldemort brzmiał na całkiem z siebie
zadowolonego.

- Bez komentarza. - Harry wsypał płatki do miski i zalał je mlekiem.

W jego umyśle rozbrzmiał pełen satysfakcji chichot. Ach, ale tutaj widzę, że z przyjemnością zobaczyłbyś
naszego drogiego Severusa wijącego się w agonii. Cóż za małe, przyjemne marzenie, Harry. Nie
podejrzewałem cię o fantazjowanie na temat torturowania bezbronnego człowieka.

- Snape nie jest bezbronny - odparł Harry, pomiędzy kęsami śniadania.

Och, ale będzie, kiedy dorwę go w swoje ręce.

- Chyba masz na myśli moje ręce.

W rzeczy samej.

- W twoich snach.

I w twoich, Harry. Tych cudownych, mrocznych snach.

Harry odepchnął od siebie miskę. Nagle stracił cały apetyt.



CDN




* w org. "riddle" = zagadka. Nieprzetłumaczalna gra słów.

Część 2



No więc dokąd zamierzasz mnie zabrać na wakacje?

Harry wzruszył ramionami.

- Jeszcze nie wiem. Zobaczymy. - Sprawdził, czy ma w kieszeni portfel i różdżkę, a następnie zamknął
drzwi. - Chcę po prostu robić normalne rzeczy. Wszystkie te rzeczy, których nigdy nie mogłem robić,
ponieważ ciągle deptałeś mi po piętach.

A teraz będziesz je robił ze mną. Wyobraź to sobie.

- Taa, wyobrażam - odparł Harry. Wyprostował ramiona, jeszcze bardziej zdeterminowany, by nie
pozwolić Voldemortowi zepsuć swoją obecnością jego planów. Zniszczył już wystarczająco dużo. Harry
będzie miał wakacje i będzie robił normalne rzeczy, a jeżeli Voldemort się na to nie zgadza, to może się
odpieprzyć.

background image


Zatrzymał się przy najbliższym kiosku i kupił przewodnik turystyczny. Pomimo tego, że był w Londynie
wiele razy - a teraz nawet w nim mieszkał - nigdy tak naprawdę go nie zwiedził. Poza wycieczką do
Londyńskiego Zoo z Dursleyami, kiedy miał jedenaście lat, ale o nich wolał w ogóle nie myśleć.

Opowiedz.

- Dlaczego? - zapytał Harry. Zatrzymał się i przekartkowywał przewodnik.

Oszczędzi mi to kłopotu z przeszukiwaniem twojego umysłu, by znaleźć wspomnienia.

Harry, wzdychając, zamknął książkę i przypomniał sobie, jak Dursleyowie zabrali go ze sobą wbrew swej
woli. Uśmiechnął się mimowolnie.

- Rozmawiałem wtedy z wężem - powiedział. - Jeszcze nawet nie wiedziałem, że jestem czarodziejem.

A oni ukarali cię za to, prawda? Twoja rodzina?

- Więc w końcu znalazłeś moje wspomnienia.

Nie, po prostu wiem, jacy są mugole.

Harry postanowił nie skomentować tego i ponownie otworzył przewodnik.

- To wygląda interesująco. Muzeum Historii Naturalnej.

Mugolskie muzeum? Pewny sposób na wyrzucenie pieniędzy w błoto.

- W zasadzie to napisali, że wejście jest darmowe. - Harry wyszczerzył się w odpowiedzi na prychnięcie
Voldemorta, a następnie uśmiechnął, kiedy na odwrocie przewodnika zobaczył podręczną mapę
Londyńskiego Metra. - Stacja South Kensington - wymamrotał do siebie, zamknął przewodnik i włożył go
do tylnej kieszeni dżinsów.

Zamierzasz jechać metrem? Jesteś czarodziejem. Aportuj się!

- Jedziemy w mugolskie miejsce. Jeżeli nie lubisz metra, to dlaczego po prostu nie znajdziesz sobie kogoś
innego, żeby mu zawracać głowę?

Nagły, ostry ból blizny był tego wart, powiedział sobie Harry, i poszedł szukać najbliższej stacji.


***

To są kości. Bardzo stare kości. Naprawdę, Harry, nawet mugole muszą mieć coś ciekawszego do
pokazywania, niż to.

- To dinozaury - wyszeptał Harry, przypatrując się imponującej szczęce Tyranozaura Rexa. - I są ciekawe.

Wymarłe.

- Właśnie.

To jest twój sposób na spędzanie wakacji? Gapienie się na kości martwych zwierząt?

- To więcej niż ty zdołałeś po sobie zostawić. - Harry nie był przygotowany na falę bólu, która nagle go
zalała, zgiął się wpół i chwycił za głowę.

background image


- Wszystko w porządku? - zapytała stojąca nieopodal kobieta.

- W porządku, dzięki. To tylko migrena - odparł Harry, prostując się. Szybko znalazł odosobnione miejsce,
zdjął okulary i przetarł oczy. - Nie rób tego w miejscu publicznym, do jasnej cholery.

Trzymaj język pod kontrolą, to zostawię twoją bliznę w spokoju.

- Posłuchaj, to moje wakacje i chcę zobaczyć to muzeum. - Harry założył okulary z powrotem i wydał z
siebie zmęczone westchnienie. Przebywanie z Voldemortem, który bez przerwy komentował wszystko, co
robił, było niezwykle męczące.

W porządku, jeżeli pozwolisz mi wybrać popołudniową rozrywkę.

- Której części "to są moje wakacje" nie zrozumiałeś?

Tej części, w której ciągasz mnie po bezsensownych mugolskich muzeach.

- To nie moja wina. Możesz się odpierdolić, kiedy tylko zechcesz.

O tak, podejrzewam, że mógłbym spędzić to popołudnie zapoznając się ponownie z twoją śliczną, małą
dziewczynką.

- Nawet się, kurwa, nie waż! - Harry wzdrygnął się, kiedy jego głos odbił się echem w pomieszczeniu i
kilka głów odwróciło się w jego stronę. Zdołał uśmiechnąć się przepraszająco i rozważył pomysł, by kupić
sobie jeden z tych nowoczesnych telefonów komórkowych, więc mógłby przynajmniej udawać, że
rozmawia z kimś innym.
Książka. Otwórz ją tam, gdzie znalazłeś te mugolskie monstra.

Harry otworzył przewodnik i odnalazł prawidłową stronę. Zmarszczył brwi, próbując odkryć, czego chciał
Voldemort.

O, to muzeum pod spodem. Brzmi znacznie ciekawiej, niż oglądanie przez cały dzień wymarłych zwierząt.

- Loch Londyński? Przywraca do życia ponad 2000 lat przerażająco prawdziwej historii? Żartujesz sobie?
- Harry zatrzasnął przewodnik. - Nie idę do żadnego muzeum tortur.

A dlaczego by nie? Mają wystawę o Kubie Rozpruwaczu.

- Czego, do diabła, chcesz od Kuby Rozpruwacza?

Jak dobrze wiesz, dorastałem w East End.

Harry'ego wypełniło ciepło, jak gdyby Voldemort wspominał coś wyjątkowo przyjemnego.

Często przed snem opowiadałem młodszym chłopcom z sierocińca historie o Kubie Rozpruwaczu.
Zawsze udawało mi się nastraszyć tych tępaków tak, że sikali ze strachu.

- Och, z pewnością - wymamrotał Harry. Wakacje, które nareszcie mógł mieć i na które z pewnością
zasłużył zaczynały zamieniać się w farsę. Utknął z Voldemortem, nie ważne jak bardzo próbował udawać,
że tak nie jest. Musiał znaleźć sposób, żeby uwolnić się od niego, ale on ciągle tu był, do cholery...

- Przestań!

Harry zacisnął oczy. Nagle zaczął mieć problemy z oddychaniem i zaczęło świerzbić go, by wyciągnąć
różdżkę, chociaż nie wiedział, dlaczego.

background image


To jest jedyny wybór, który ci daję. Albo zabierzesz mnie do Severusa dzisiejszego popołudnia, albo
pójdziemy do tego muzeum tortur.

- Nie pójdziemy spotkać się ze Snape'em - powiedział Harry. Jego głos brzmiał ochryple, jakby krwawił w
środku. Jakby obecność Voldemorta sprawiała, że jego ciało psuło się i jątrzyło. Jakby jego mięśnie gniły i
mogły w każdej chwili oddzielić się od kości i odpaść...

Zbierz się do kupy, Harry! Dla żadnego z nas nie będzie to zbyt przyjemne, jeżeli postradasz zmysły.
Zaakceptuj to, co jest i przestań marzyć o niemożliwym!

Harry wziął głęboki oddech.

- Pójdziemy do tego muzeum - powiedział. Jak to możliwe, że czuł się taki pusty, jeżeli Voldemort był w
nim? - Ale jeszcze nie skończyliśmy zwiedzać. Mam zamiar spędzić tu przedpołudnie.

Zgoda.

To było jego ciało. Jego pieprzone wakacje. Nie powinien ustępować Voldemortowi w żadnej sprawie. A
oto był tutaj, dyskutując o mugolskich muzeach ze swoim największym wrogiem. Harry potrząsnął głową i
pospacerował z powrotem ku dinozaurom na wystawie.

Podobał mu się Tyranozaur Rex. Ciężko było wyobrazić sobie, że coś tak ogromnego i potężnego
przemierzało kiedyś Ziemię. No, jeżeli nie liczyć smoków. Voldemort był cicho, więc Harry spróbował
ponownie. - Jestem pewien, że był świetnym zabójcą.

- Taa, jest odjazdowy, nie? - powiedział stojący po jego prawej stronie chłopiec, patrząc na Harry'ego
błyszczącymi oczyma i uśmiechając się szeroko.

- Tak - zgodził się Harry, odpowiadając słabym uśmiechem.


***

Harry był zły, że musiał to przyznać, ale Loch Londyński okazał się całkiem interesujący. Dowiedział się
sporo o wielkiej zarazie i o wielkim pożarze Londynu i nawet specjalna wystawa dotycząca Kuby
Rozpruwacza była intrygująca w pewien niepokojący sposób.

Voldemort naturalnie wydawał się dobrze bawić, co oznaczało, że przez większość czasu był cicho i
pozostawiał spacerującego po muzeum Harry'ego jego własnym myślom.

A ludzie twierdzą, że wszyscy mugole są niewiniątkami - powiedział Voldemort, kiedy przyglądali się
wystawie, na której uwięziony szczur wyżerał sobie drogę przez wnętrzności człowieka. - Ja, naturalnie,
nigdy nie używałem takich barbarzyńskich metod, kiedy...

- Zabiłeś moich rodziców, ty cholerny draniu! - wyszeptał Harry żarliwie. - Nie waż się rozpowiadać
naokoło, że jesteś niczym wybawienie, w porównaniu z czymkolwiek, co mugole robili wieki temu!

Śmierć twoich rodziców była niefortunna, ale przynajmniej zrobiłem to szybko i bezboleśnie.

- Przestań - powiedział Harry przez zaciśnięte zęby. - Przestań usprawiedliwiać to, co nam zrobiłeś. -
Odwrócił się na piętach, zderzył się z kilkoma turystami i pomaszerował do najbliższego wyjścia. -
Skończyliśmy tutaj - powiedział. Voldemort nie protestował, ale Harry wiedział, że w tym przypadku jego
milczenie nic nie znaczyło.

background image

***

Kolacja w McDonald's niezbyt spodobała się Voldemortowi, ku radości Harry'ego. Jeżeli nie mógł wykopać
drania, to mógł z pewnością irytować go folgowaniem trywialnym, mugolskim obyczajom. Harry pochłonął
Big Maca i dużą porcję frytek, a następnie pojechał metrem do Leicester Square, popijając od czasu do
czasu swoją colę.

W jakim celu się tu znaleźliśmy?

- Idziemy obejrzeć film - odpowiedział Harry. Ze spuszczoną głową odnajdował drogę w tłumie turystów i
miejscowych, poszukujących sposobu na miłe spędzenie czasu. Voldemort prychnął głośno, co sprawiło,
że usta Harry'ego zadrżały.

Litości. Odwiedzanie muzeów, nawet tych mugolskich, ma jakieś wartości edukacyjne, ale film?
Kompletna strata czasu.

- Ten będzie edukacyjny. Oparty na prawdziwych wydarzeniach. Spodoba ci się. Ginie mnóstwo ludzi. -
Harry wziął następny łyk coli i zatrzymał się pod drzewem, naprzeciwko kina Odeon. - To film o Titanicu.
To taki duży statek, który...

Wiem, co to jest Titanic. Nie jestem kompletnym durniem.

Harry prychnął.

- Cóż, to mugolska rzecz. Myślałem, że mogłeś to po prostu zignorować.

Poznaj swojego wroga, Harry. Nigdy go nie ignoruj.

- Taa, jasne - odpowiedział Harry bez zbytniego przekonania. Wypił resztę coli i wrzucił papierowy kubek
do najbliższego kosza. - Pamiętaj, że to moje wakacje. Planowałem obejrzeć ten film z przyjaciółmi.
Hermiona od jakiegoś czasu paplała o tym, że chce go zobaczyć, ale skoro utknąłem z tobą, to musisz to
przecierpieć.

I z pewnością będę cierpiał. - Harry miał dziwaczne wrażenie, jakby uwięziony w nim Voldemort wzruszył
z rezygnacją ramionami. - W porządku. Pójdziemy i obejrzymy ten film. Zobaczenie tysięcy mugoli
ginących w lodowatej wodzie może być, ostatecznie, całkiem zabawne.

Harry westchnął i stanął w kolejce, aby kupić bilet.


***

To nie dowodzi niczego, poza tym, że miłość robi z ciebie kompletnego imbecyla i sprawia, że kiedy jesteś
już stary i zniedołężniały, wyrzucasz fortunę do oceanu.

Harry zachichotał. Film nawet całkiem mu się podobał, chociaż wątek romantyczny nie przypadł mu do
gustu. Możliwe, że Hermiona, i pewnie Ginny także, byłyby bardziej zadowolone. Sam uważał, że na
tonącym statku cała ta romantyczność była czymś nieco dziwacznym.

Widzisz? Nawet ty nie możesz się ze mną nie zgodzić. Miłość sprawia, że jesteś słaby. Mogliby przeżyć,
gdyby nie starali się tak uparcie ratować siebie nawzajem.

Harry rozważał to, kiedy wsiadał do metra. Nie rozmawiali podczas podróży do domu, tak jakby wokół było
zbyt wielu ludzi, co stanowiło dla Harry'ego świetną okazję na zebranie myśli. Czy Syriusz nadal by żył,
gdyby nie starał się tak uparcie go ratować? Prawdopodobnie. Ale Harry kochał Syriusza i nie było w
ogóle mowy o tym, żeby go nie ratował. Jeżeli nie kochałby Syriusza, to czy próbowałby go ocalić?

background image


Harry nie był tego pewien. Uratował Ginny, kiedy był na drugim roku i był pewien jak diabli, że wtedy
jeszcze nie odwzajemniał jej miłości. Jak to określiła Hermiona? Że miał syndrom ratowania ludzi.

Tak, masz. I to jest twoją największą słabością, na wypadek, jeżeli jeszcze do tego nie doszedłeś.

- Cóż, wybacz, że nie jestem całkowitym egoistą - odparł Harry, wysiadając z metra. Czuł, że ma nogi z
kamienia, kiedy wychodził na ulicę. To był długi dzień, a stale towarzyszący mu Voldemort sprawiał, że
wydawał się jeszcze dłuższy.

Pewna dawka egoizmu jest potrzebna, by utrzymać się przy życiu.

- To był tylko mugolski film. Wątpię, by miał za zadanie udzielać jakichś filozoficznych odpowiedzi.

A więc to była kompletna strata czasu, tak, jak przewidziałem.

- Och, przestań, nie było aż tak źle. To tylko rozrywka. Chciałeś poznać swoich wrogów? Teraz wiesz, jak
wyglądają ich filmy. - To był kiepski argument, ale to wszystko, na co Harry potrafił wpaść. Ziewnął i
szybko zasłonił usta dłonią.

Muszę ci powiedzieć, że byłem już kiedyś w kinie.

- Naprawdę? - Harry wyciągnął różdżkę i dotknął nią frontowych drzwi. - Kiedy? Na jakim filmie?

W dzieciństwie. Zabrali nas na Królewnę Śnieżkę.

- Masz na myśli film Disney'a? - Harry zamknął za sobą drzwi i machnął różdżką w stronę kilku lamp
gazowych. - Ze śpiewającymi krasnoludkami i całą resztą?

Niestety, tak. Oryginalna baśń jest dużo ciekawsza, niż...

Harry wybuchnął głośnym śmiechem, ucinając jego dalszą wypowiedź. Wyobrażenie sobie Voldemorta,
oglądającego Królewnę Śnieżkę, to było zbyt wiele i musiał oprzeć się ręką o ścianę, żeby zachować
równowagę.

- Harry? To ty?

Zamknął usta i spojrzał w kierunku kuchni. Serce zaczęło dudnić mu w piersi. To był głos Hermiony i
usłyszenie go sprawiło, że Harry zapragnął uciec. Jego przyjaciele nie mogli zobaczyć go w tym stanie.
Nie mógł się z nimi spotkać, ponieważ jeżeli Voldemort zrobi...

Och, cichutko, dziecko. Będę się zachowywał, jeżeli ty także będziesz. Ufam, że taka była nasza umowa.

Harry nie ufał Voldemortowi, ale nie miał czasu, żeby obmyślić lepszy plan, gdyż w holu pojawiła się
Hermiona, patrząc na niego zdezorientowanym wzrokiem. - Gdzie się podziewałeś przez cały dzień?
Wysłaliśmy dwie sowy i siedzieliśmy tu przez cały wieczór.

- Wyszedłem - odpowiedział Harry. Podszedł do niej na sztywnych nogach i z napiętymi ramionami. -
Musiałem pozbierać myśli.

- Och, chodź już. Przygotowaliśmy herbatę w kuchni. Możemy tam porozmawiać. - Hermiona zeszła do
piwnicy, więc Harry podążył za nią i jego serce drgnęło, kiedy zobaczył Rona i Ginny siedzących przy
kuchennym stole.

- Cześć, Harry - powiedział Ron. Ginny nie odezwała się, rzuciła mu jedynie niepewne spojrzenie.

background image

- Cześć. - Harry zatrzymał się przy stole i w czasie, kiedy Hermiona nalewała mu herbaty, popatrzył na
swoich przyjaciół. Teraz miał szansę! - Słuchajcie, to bardzo ważne! Voldemort nie... - Harry zamknął
usta, kiedy zorientował się, że jego różdżka znalazła się w jego dłoni, a nie pamiętał, aby po nią sięgał.

Dwa słowa, Harry. Klątwa Uśmiercająca ma dwa słowa, które z łatwością mógłbym uformować w twoich
ustach.

Harry spróbował poluzować zaciśnięte palce, ale wydawały się przyklejone do różdżki. Jeżeli mógłby ją
upuścić, miałby czas, żeby...

Życie twoich przyjaciół znajduje się w twoich rękach. Nie zawaham się ich wykończyć, jeżeli mnie
zdradzisz.

- Co z tym Voldemortem? - zapytała Hermiona, siadając obok Rona.

Harry przełknął ślinę i spojrzał na nią.

- Nie żyje - wyszeptał. - Voldemort jest martwy. A ja byłem w śpiączce. I dlatego potrzebuję trochę czasu,
żeby przemyśleć parę spraw.

- Ginny powiedziała, że ostatniej nocy zachowałeś się tak, jakbyś był totalnym gnojkiem - powiedział Ron.

- I wciąż nim jest - dodała Ginny, mrużąc oczy. - Dlaczego celujesz w nas różdżką?

- Ee... - Harry zamrugał, a wtedy Voldemort odezwał się za niego. - Chciałbym mleka do herbaty. Accio
mleko.

- Mogłeś powiedzieć - zbeształa go łagodnie Hermiona. Wzięła do ręki mleko i nalała trochę do filiżanki
Harry'ego.

A więc kontrola, którą nad nim sprawował Voldemort, poszerzyła się. I mógł rzucać zaklęcia jego różdżką.
Harry stał jak zmrożony. Nie usiadł, dopóki Voldemort nie pozwolił mu w końcu opuścić ręki.

Wszystko jest w porządku, Harry. Po prostu wypij herbatkę z przyjaciółmi. Opowiedz o tych cudownych
rzeczach, które dzisiaj widziałeś. Opowiedz o mnie, a oni zginą. Czy to jasne?

Jak kryształ, pomyślał Harry i sięgnął po filiżankę.

- Dzięki, Hermiono.

- Dobrze się czujesz? - Przyjaciółka przechyliła głowę. - Jesteś bardzo blady.

- Jestem po prostu zmęczony. Miałem dzień pełen wrażeń. - Harry napił się herbaty, starając się
powstrzymać drżenie dłoni. Jego druga ręka, ukryta pod stołem pomiędzy kolanami, wciąż ściskała
różdżkę i nieważne, jak bardzo próbował, nie potrafił przejąć nad nią kontroli.

- Ale gdzie byłeś przez cały dzień? - zapytała Hermiona.

- Ta, myślałem, że będziemy spędzać czas razem - dodał Ron.

- Po prostu chciałem być sam. Poszedłem do Muzeum Historii Naturalnej i do Lochu Londyńskiego, a
później obejrzałem Titanica w Odeonie. - Starał się, by jego głos brzmiał spokojnie i naturalnie, tak jakby
nie miał uwięzionego w sobie Czarnego Pana. Wziął kolejny łyk herbaty.

- Oglądałeś Titanica? I jaki był? - Z podekscytowania Hermiona prawie przewróciła filiżankę.

background image

- W porządku.

- I nie mogłeś poczekać na nas, żebyśmy zrobili wszystkie te rzeczy razem z tobą? - Ginny wyglądała na
urażoną i coś w piersi Harry'ego szarpnęło się. - Co z ciebie za chłopak? Wymykasz się, żeby robić
wszystko samemu.

- A więc wy dwoje znowu jesteście razem? - zapytała Hermiona, uśmiechając się zachęcająco. - Zawsze
wiedziałam, że kiedy już zabijesz Voldemorta, oboje powinniście...

- Nie jesteśmy - powiedział Harry, w pośpiechu wbijając wzrok w swoją herbatę. Czuł pieczenie w
przełyku, ale nie zwracał na to uwagi. Lubił taki rodzaj bólu. To powstrzymywało odczuwanie bólu w
innych miejscach. - Przykro mi, Ginny, ale nie sądzę, by to się teraz udało.

Dziewczyna wpatrywała się w stół, a jej usta zacisnęły się w cienka linię.

- Czy jesteś pewien, że dobrze się czujesz? - Troska Hermiony zaczęła grać Harry'emu na nerwach. Nie
mógł im nic powiedzieć. Chciał po prostu, żeby sobie poszli, aby Voldemort nie mógł ich skrzywdzić. -
Może powinieneś pójść do Św. Munga. To znaczy, wciąż nie jesteśmy pewni, czym zostałeś trafiony i to
mogłoby...

- NIE! - Harry trzasnął ręką w stół. - Po prostu chcę, żebyście zostawili mnie w spokoju. Miałem
Voldemorta na karku, od kiedy tylko sięgam cholerną pamięcią, a teraz chcę po prostu mieć trochę czasu
dla siebie. Jestem już śmiertelnie zmęczony ludźmi, którzy wtykają nos w nie swoje sprawy, a konkretnie,
w moje życie!

Hermiona gapiła się na niego.

- Harry, daj spokój, po prostu się martwimy - powiedział z zakłopotaniem Ron.

- Wiem, ale tracicie czas. - Harry oparł się z powrotem na krześle. - Wszystko ze mną w porządku. Po
prostu potrzebuję teraz trochę czasu dla siebie.

- Ale wciąż wracasz z nami do Hogwartu, prawda? - zapytała Hermiona.

Harry spojrzał na nią, marszcząc brwi. Nawet nie pomyślał o powrocie do szkoły, teraz, kiedy wiedział, że
ma w sobie Voldemorta.

Wracamy do Hogwartu.

- Nie jestem pewien - powiedział szczerze Harry.

Powiedz im, że wracasz! Przedyskutujemy to później. W przeciwnym razie będą tu siedzieć przez całą
noc, próbując cię przekonać.

- Ale myślę, że chyba tak - dodał Harry. Uśmiechnął się, pomimo że kąciki jego ust zadrżały. - Po prostu
potrzebuję teraz trochę samotności, ale później będę wypoczęty i gotowy do rozpoczęcia siódmego roku.

Hermiona odpowiedziała mu uśmiechem i wstała.

- Już późno. Śpij dobrze, Harry. I jeżeli będziesz chciał rano o czymś z nami porozmawiać, to wiesz, gdzie
nas szukać. - Szarpnęła Rona za ramię i on także wstał.

- Ta, chcielibyśmy, żebyś wrócił do Nory. Moglibyśmy zagrać w Quidditcha z bliźniakami i Billem. Co o tym
myślisz? - Ron spojrzał na niego z nadzieją.

To brzmiało naprawdę zachęcająco, ale Harry potrząsnął głową.

background image


- Jeszcze nie wiem, Ron. Dam ci znać.

Ginny nie odezwała się. Nawet nie spojrzała na Harry'ego, kiedy wychodziła z kuchni.

- W takim razie, dobranoc - powiedziała Hermiona. Razem z Ronem podążyli za nią i kiedy Harry usłyszał
trzask zamykających się, frontowych drzwi, opuścił głowę na stół.

Dobrze się spisałeś, Harry.

- Zamknij się - Harry wymamrotał wprost w drewnianą powierzchnię. Nareszcie zdołał unieść rękę i
pozwolił różdżce opaść ze stukotem na stół. Jego palce zdrętwiały. - Po prostu się zamknij.

Chodźmy do łóżka.

Coś pociągnęło go za plecy, jakby Voldemort przyczepił sznurek do jego kręgosłupa. A Harry był zbyt
wykończony, by protestować. Wstał i, potykając się, ruszył do swojej sypialni.

Jutro złożymy wizytę Severusowi.

- Nie, zdecydowanie nie. - Harry opadł na łóżko. Nie przejmował się nawet zdejmowaniem ubrań.


***

Harry usiadł na łóżku, świeżo wykąpany i ubrany, przeglądając leżący na jego kolanach przewodnik i
próbując zdecydować, gdzie spędzić dzień.

Czy mogę coś zasugerować?

- Nie, nie pójdziemy spotkać się ze Snape'em - powiedział Harry, przeglądając strony. Był już trochę
zmęczony sugestiami Voldemorta, by odszukać Snape'a tylko po to, żeby drania torturować.

Nigdy nie powiedziałem, że chcę go tylko...

- Co powiesz o Muzeum Wiktorii i Alberta? - wypalił Harry.

A co tam można obejrzeć?

- Ee... - Harry przyjrzał się stronie. - Szczyci się największą i najbardziej zróżnicowaną kolekcją sztuki i
rzemiosła artystycznego.

Chcesz zmarnować ten dzień na oglądanie mugolskiej sztuki?

- Masz rację. Nie chcę - prychnął Harry. - A co powiesz o tym? Imperialne Muzeum Wojny. Powinno ci się
spodobać.

Brzmi o wiele ciekawiej, niż bezużyteczna sztuka. Tak.

- Dobrze, pójdziemy tam. - Harry zerwał się z łóżka. - I wybiorę film na dzisiejszy wieczór.

Preferowałbym coś z mniejszą ilością romantyzmu, jeżeli nie masz nic przeciwko.

Harry nie mógłby się z tym nie zgodzić.

- Zobaczymy, co grają. - Złapał portfel oraz różdżkę, włożył przewodnik do tylnej kieszeni i powoli zszedł

background image

po schodach. Nie miał pojęcia, co jeszcze będzie robił, poza odwiedzeniem kolejnego muzeum i
obejrzeniem kolejnego filmu. W pewien sposób, tak długo, jak się tym zajmował, nie musiał myśleć o tym,
co przyniesie wieczór, albo jutrzejszy dzień, albo nawet najbliższe dwa tygodnie, przed powrotem do
Hogwartu.

Wkrótce będziemy musieli wysłać Severusowi wiadomość o odwiedzinach, Harry.

Chłopak zacisnął dłoń na klamce i spojrzał w dół, na swoje buty.

- Już mówiłem, że nie pozwolę ci tam pójść tylko po to, żebyś mógł go torturować i sprawić, by mnie za to
aresztowali.

To nie jest powód, dla którego chcę się z nim zobaczyć.

- Ach, więc kiedy się z nim spotkasz, to nie będziesz go torturował?

Tego nie powiedziałem. Ale mam inne dobre powody.

- Takie jak?

Takie jak ten, że jest jedynym Śmierciożercą, który nie jest martwy, nie siedzi w Azkabanie, albo nie jest
kompletnie bezużyteczny.

Harry poczuł niewielki przypływ satysfakcji.

- On nigdy nie był Śmierciożercą. Nigdy nie był ci lojalny.

Rzecz łatwa do sprawdzenia, zapewniam cię. On może mi pomóc. Nam.

- Przemyślę to. - Harry otworzył frontowe drzwi. - To wciąż są moje wakacje, więc nie spodziewaj się
odpowiedzi zbyt szybko.

Będę jej oczekiwał z zapartym tchem. Im szybciej się z nim spotkamy, tym szybciej się ode mnie uwolnisz.

Harry niemal potknął się o własne nogi. Pragnął się uwolnić od Voldemorta, choć naprawdę nie chciał
spotkać się ze Snape'em. Ale czyż konfrontacja z tym tłustowłosym draniem nie jest warta powrotu do
normalnego życia? Prawdopodobnie tak, mimo że Harry nie był jeszcze gotowy, aby to zaakceptować.


***

I czego to dowodzi? Że próba uratowania kogoś doprowadzi ciebie albo pozostałych do śmierci.

Harry parsknął, idąc przez Leicester Square i oddalając się od kina Odeon, w którym obejrzeli właśnie
Szeregowca Ryana.

- Ale przynajmniej nie było w nim romansu - wymamrotał.

Naprawdę? Myślisz, że w grupie takich sprawnych, młodych mężczyzn, pod przykryciem nocy, nie
pojawiła się odrobina romansu?

Harry zarumienił się i zwolnił kroku.

- Nie to miałem na myśli. Po prostu przestań. To obrzydliwe, aby chociaż sugerować, że ci żołnierze byli...
po prostu się zamknij.

background image

"Och, zdaje mi się, że ta dama przyrzeka za wiele" * Wiesz, przestałem już liczyć, ile razy pomyślałeś, że
jestem przystojny, kiedy spoglądałeś w myślodsiewnię Dumbledore'a.

- Ja nie jestem taki! To nic nie znaczy! - Harry zobaczył, że kilka głów odwróciło się w jego stronę, więc
wlepił wzrok w chodnik i pomaszerował w kierunku najbliższej stacji metra. Rozbawiony chichot połaskotał
jego wnętrzności, ale zignorował to.

W metrze nie odezwali się do siebie ani słowem. W ten sposób zawiązała się pomiędzy nimi
niewypowiedziana umowa. Dzień minął dosyć dobrze, jeżeli dla wygody zapomni się o szczególe w
postaci niechcianego gościa. Muzeum było wystarczająco ciekawe i chociaż Voldemort ocenił obiad w
KFC równie wysoko, jak ten w McDonald's, to nie uskarżał się. Za bardzo.

A film, oczywiście, zrobił na nim wrażenie. Harry sądził, że opowiadał o poświęceniu, chociaż Voldemort
wydawał się tego nie rozumieć.

To, że nie podzielam twojej opinii odnośnie wagi poświęcenia, nie oznacza, że go nie rozumiem.

Racja, pomyślał Harry. Właśnie dlatego kompletnie zapomniałeś, że poświęcenie mojej mamy ochroniło
mnie.

Myślałem, że nie chcesz rozmawiać ze mną o swoich rodzicach.

A ja myślałem, że nie będziemy rozmawiać w metrze. Poczekaj, aż wyjdziemy na zewnątrz.

To było zdecydowanie dziwaczne uczucie mówić do Voldemorta w myślach, zamiast na głos. Nawet,
jeżeli Voldemort i tak słyszał wszystko, o czym pomyślał. Harry podrapał się w czubek nosa. Dzielenie
ciała z kimś innym było po prostu cholernie skomplikowane.

Pociąg zatrzymał się na stacji i Harry przepuścił kilka osób, zanim sam wyskoczył. Kiedy wdrapywał się po
schodach, ponownie powrócił myślami do filmu. Ciężko było o nim zapomnieć i Harry coś sobie
uświadomił.

- Czy nie dorastałeś w trakcie II Wojny Światowej? - zapytał, kiedy znalazł się na ulicy.

Tak. Doskonale pamiętam dźwięk niemieckich bombowców przelatujących późną nocą nad Tamizą. Czy
to właśnie chciałeś wiedzieć?

- Tylko się zastanawiałem - odpowiedział Harry, przechodząc na drugą stronę ulicy. - Czy to właśnie
dlatego tak nienawidzisz mugoli? Ponieważ widziałeś, do czego potrafią być zdolni? Ponieważ cię
przerażają?

Jedyną odpowiedzią, jaką otrzymał, było ostre ukłucie bólu, które przebiegło przez jego bliznę.

- Nie ma potrzeby stawać się nagle tak nieprzyjemnym. - Harry potarł czoło. - Po prostu zadałem pytanie.

To oczywiste, że mugole mnie nie przerażają. Jak mogliby? Są godni pożałowania.

- "Zdaje mi się, że ta dama przyrzeka za wiele." * - wyszeptał Harry i w odpowiedzi otrzymał kolejny
przebłysk bólu. - Przestań! Oni mnie także przerażają, wiesz?

Mugole cię przerażają?

- No, nie przez cały czas - powiedział Harry, zataczając ręką łuk, by wskazać cichą ulicę, która ich
otaczała. - Nie, kiedy przechadzam się tak, jak teraz. Ale przeraża mnie myśl o tym, do czego są zdolni.
Oni także, podobnie jak ty, są zdolni do robienia całkiem strasznych rzeczy.

background image

Voldemort nie odezwał się więcej i Harry nie był pewien, co o tym sądzić. Stuknął różdżką w drzwi
frontowe i wszedł do środka. Powitał go oświetlony hol i szybkie kroki dobiegające z salonu.

- A oto i on! Co słychać, Harry? - stojąca w drzwiach Tonks wyszczerzyła się do niego.

- Ee... - Harry zamknął drzwi i spojrzał na Tonks z zaskoczeniem. - Jest prawie północ. Co tu robisz?

To kuzynka Lucjusza, prawda? Jest Aurorem?

Tak, ciii, pomyślał Harry i starał się wyglądać na uprzejmie zainteresowanego całą sytuacją.

- Witaj, Harry. - Za Tonks pojawił się Lupin i Harry zaczął się martwić.

- Coś się stało? Czy wszyscy dobrze się czują? - Przeszedł przez hol i spojrzał na Lupina szeroko
otwartymi oczami. - Coś z Ronem? Albo z Hermioną?

- Nie, Harry. Nic się nie stało. Wszyscy są cali i zdrowi. Cóż, słyszeliśmy, że nie za dobrze się czujesz. -
Lupin położył rękę na ramieniu Harry'ego i zaprowadził go do salonu.

- Co? Kto wam to powiedział? Czuję się świetnie.

- To dlatego włóczyłeś się przez cały dzień po Londynie? - zapytała Tonks, uśmiechając się zawadiacko. -
Ponieważ świetnie się czujesz?

Harry usiadł na kanapie, a Tonks i Lupin po obu jego stronach.

- Nareszcie mam zasłużone wakacje, to wszystko. Po raz pierwszy w życiu nie muszę się martwić o to, że
zostanę porwany albo ukatrupiony przez Voldemorta.

Merlinie, ileż ironii było w tej wypowiedzi. Voldemort zachichotał; wyglądało na to, że się z tym zgadzał.

- Mogę iść do muzeum albo na film. Nigdy wcześniej nie miałem takiej możliwości. - Harry zmrużył oczy i
spojrzał na Tonks, a następnie na Lupina. - Kto was tu przysłał?
- Nikt nas nie przysłał - odparł Lupin, uprzejmie, jak zwykle. - Ron i Hermiona podzielili się swymi obawami
z Molly, a ona podzieliła się z nami, więc zdecydowaliśmy, że zobaczymy, jak się miewasz.

Harry westchnął.

- Wszystko ze mną w porządku, naprawdę. Nie potrzebuję opiekunki. Mam siedemnaście lat.

- Już osiemnaście - podpowiedziała pomocnie Tonks.

- Racja. - Harry zmarszczył brwi. Przegapił urodziny, kiedy leżał w śpiączce, i jeszcze tak naprawdę to do
niego nie dotarło. - W każdym razie, planuję mieć wakacje i zamierzam wrócić do Hogwartu za dwa
tygodnie, a na razie chcę po prostu robić wszystkie te normalne, nudne rzeczy, których nie mogłem robić
wcześniej. Wszystko ze mną w porządku. A więc możecie już sobie iść.

- Nie sądzę, by było w porządku - powiedział Lupin, uśmiechając się troskliwie. - Przeszedłeś tak wiele i w
ogóle nie dałeś sobie czasu...

Harry zerwał się z kanapy.

- Chcesz rozmawiać o tym, przez co przeszedłem? Chcesz rozmawiać o tym, jak stałem się mordercą? O
tym, jak rzuciłem pieprzoną Klątwę Uśmiercającą? O tym, jak cały cholerny, czarodziejski świat oczekiwał
ode mnie pokonania najpotężniejszego czarodzieja na świecie?

background image

Cóż, dziękuję ci, Harry.

- ZAMKNIJ SIĘ!

Tonks i Lupin gapili się na niego w całkowitym szoku.

Harry jeszcze nie skończył. Nie rozważał żadnej z tych rzeczy, od kiedy wybudził się ze śpiączki, ale
teraz, kiedy to wszystko z siebie wyrzucał, nie mógł przestać.

- Więc wybaczcie mi chęć spędzenia kilku dni samotnie, a nie w towarzystwie osób, którzy oczekiwali ode
mnie, że stanę się mordercą i którzy w każdej pieprzonej minucie będą przypominali mi o tym, co
zrobiłem!

- Harry - zaczął Lupin, ale chłopak mu przerwał.

- I jeszcze jedno - co ma oznaczać to włamywanie się do mojego domu? To mój dom! Syriusz mi go
podarował. Mieszkam tutaj. Jeżeli chcecie wpaść bez zapowiedzi, to możecie, do cholery, poczekać na
zewnątrz, aż wrócę, zamiast rozgaszczać się w moim pieprzonym salonie. To już nie jest kwatera główna
Zakonu Feniksa!

- Przepraszamy za to, Harry. Naprawdę nie przyszło mi to do głowy. - Lupin uśmiechnął się z wahaniem.-
Rozumiem, że to musi...

- Nic nie rozumiesz!

Uspokój się, Harry, zanim zamkną cię w u Św. Munga. Rozumiem, że taki wybuch może być całkiem
oczyszczający, ale naszym celem jest, aby ci ludzie odczepili się od ciebie, a nie przyczepili.

Harry zwiesił głowę i wziął głęboki oddech.

- Po prostu chcę, żeby wszyscy zostawili mnie na trochę w spokoju, żebym mógł robić wszystkie te głupie,
mugolskie rzeczy, które powinienem był zrobić lata temu.

- Wybacz - powiedział Lupin, wstając. - Sadzę, że nikt z nas nie pomyślał o tym, jak bardzo pragniesz być
normalnym chłopcem.

Voldemort roześmiał się.

Następnym razem będzie cytował Pinokia.

Z pewnością polubiłeś te filmy Disney'a, prawda?, pomyślał Harry.

To nie tylko jakiś wybrakowany, mugolski film. To tradycyjna włoska baśń dla czarodziejów.

Harry zmarszczył brwi.

Ktoś naprawdę zamienił kukiełkę w prawdziwego chłopca?

Cóż, to nieco bardziej skomplikowane, ale tak, to sedno tej baśni.

- Harry? - Lupin położył dłoń na jego ramieniu.

- Przepraszam, zamyśliłem się. - Harry strząsnął jego dłoń i podszedł do drzwi. - Proszę, po prostu dajcie
mi dla siebie te dwa tygodnie. Dam sobie radę.

- Tak właśnie myślimy. - Lupin dał znak Tonks, by wstała z kanapy.

background image


- Ale jeżeli będziesz potrzebował towarzystwa, będziemy szczęśliwi mogąc pójść z tobą. Nie mam nic
przeciwko odrobinie mugolskiej kultury. Mój tata w kółko powtarzał, że powinnam lepiej poznać tę stronę
siebie.

- Nimphadoro - powiedział Lupin, łagodnie łapiąc ją za ramię. - Myślę, że Harry wie, gdzie szukać, jeżeli
będzie nas potrzebował.

- W porządku. - Tonks rzuciła Harry'emu promienny uśmiech.

- Dobranoc - powiedział. Chciał po prostu, żeby wyszli z jego domu, by mógł pójść do łóżka i na chwilę o
wszystkim zapomnieć.

- Dobranoc, Harry. - Lupin wyprowadził Tonks z salonu. Kiedy trzasnęły frontowe drzwi, Harry opadł na
kanapę.

Ojej, nie miałem pojęcia, że jesteś tak wrażliwy, Harry. Cała ta frustracja z powodu jednej, maleńkiej
Klątwy Uśmiercającej.

- Jedyny powód, dla którego jestem sfrustrowany to fakt, że po prostu nie zdechłeś tak, jak powinieneś, i
teraz moja dusza jest rozdarta, a ty urządziłeś się w moim pieprzonym umyśle, jak we własnym domu! -
wyrzucił z siebie Harry i cisnął na kolana okulary, a następnie przetarł dłońmi twarz.

Chichot Voldemorta ześlizgnął się wzdłuż pleców chłopca.

Jesteś świetnym zabójcą, Harry. Po prostu wybrałeś nieodpowiedniego przeciwnika.

- Na wypadek, gdybyś zapomniał, to ty wybrałeś mnie, a nie na odwrót.

Tak, zawsze miałem dobre oko do wyjątkowego talentu.

Harry nie mógł uwierzyć, że tak swobodnie dyskutował o zabijaniu z Voldemortem - ze wszystkich ludzi.
Przyprawiło go to o mdłości.

- Napiszę do Snape'a ten list. Chcę mieć tę sprawę z głowy - powiedział Harry, a po chwili jęknął. -
Cholera. Hedwiga została w Norze.

A więc z samego rana pójdziemy na pocztę.

- Masz na myśli tę na Ulicy Pokątnej?

Albo tę na Nokturnie. Wszystko mi jedno.

Harry parsknął.

- W porządku. I tak miałem wstąpić do Gringotta po trochę pieniędzy. - Wstał z kanapy i zgasił różdżką
światła. Z pewnością nie czekał na wizytę na Ulicy Pokątnej z niecierpliwością. Ale ta myśl nie była tak
przerażająca, jak wizja spotkania ze Snape'em. Przez ostatni rok dwie rzeczy trzymały go przy życiu:
pragnienie zabicia Voldemorta i pragnienie zabicia Snape'a.

A teraz nie mógł zrobić ani jednego, ani drugiego. Voldemort urządził sobie kemping w jego przeklętym
ciele, a Snape'a potrzebował, żeby się od niego uwolnić.

- Wiesz, życie było o wiele łatwiejsze, kiedy po prostu mogłem was obu zabić - powiedział Harry,
wspinając się mozolnie po schodach.

background image

Jesteś małym, mściwym chłopczykiem, prawda?

- Nie bardziej, niż ty.

W odpowiedzi poczuł rozlewającą się w jego brzuchu falę śmiechu. Przebrał się w piżamę i wśliznął pod
kołdrę, wycieńczony i więcej, niż gotowy na porcję długiego, mocnego snu.

- Dobranoc, Tom.

Dobranoc, Pinokio.

Harry, zirytowany, kopnął pościel, ale był zbyt zmęczony, żeby wydobyć z siebie jakikolwiek rzeczywisty
gniew. Nie, powinien go raczej zachować na jego nadchodzące spotkanie ze Snape'em.



CDN



* w oryg. "I think the lady doth protest too much" - cytat z Hamleta, Williama Szekspira. Tłumaczenie za
przekładem.



Część 3




- Na Merlina, spójrz, to Harry Potter!

Już nie po raz pierwszy tego dnia Harry pożałował, że na wypad na Ulicę Pokątną nie zabrał ze sobą
peleryny niewidki. Rzucał szybkie uśmiechy wskazującym go palcami czarodziejom i czarownicom, po
czym oddalał się w pośpiechu. Minął jeszcze kilka sklepów, zanim udało mu się dotrzeć do poczty. Na
szczęście, już nikt więcej nie poprosił go o autograf.

To zabawne, jak szybko i chętnie ludzie zaczynają wierzyć w to, w co chcą wierzyć, prawda?

- Hmm?

Przecież oni wszyscy wiedzą, że nie umarłem za pierwszym razem, więc co każe im sądzić, że tym razem
ci się udało?

- Widzieli ciało. Podejrzewam, że wyglądało dla nich na wystarczająco martwe - wyszeptał Harry,
spuszczając głowę.

Voldemort prychnął.

Ludzie są słabi i zdecydowanie zbyt chętni, by wierzyć w coś niemożliwego, jeżeli tylko pozwala im to
spać spokojniej w nocy.

- Nie teraz - wymamrotał Harry. - Zachowaj to do czasu, kiedy nie będziemy otoczeni przez ludzi, którzy
wiedzą, kim jestem.

To niesamowite, jak bardzo nie znosisz swojej sławy. Ja zawsze byłem raczej zadowolony z mojej.

background image


- Ty nie byłeś sławny. Byłeś niesławny. A to różnica.

Już mówisz o mnie w czasie przeszłym, co, Harry? Jesteś równie naiwny, jak cała reszta.

- Nie, doskonale wiem, że nadal tu jesteś. - Harry podniósł wzrok i ucieszył się, widząc szyld Urzędu
Pocztowego.

- Cześć, Harry

Harry odwrócił się na piętach i zobaczył szeroką klatkę piersiową. Kiedy spojrzał w górę, uświadomił
sobie, że należy ona do Kingsleya Shacklebolta.

- Cześć - odpowiedział, zastanawiając się, czy Kingsley usłyszał cokolwiek z tego, co przed chwilą mówił.

Nie usłyszał. Ostrzegłbym cię, gdyby ktokolwiek nas podsłuchiwał.

- Idziesz na pocztę? Ja też właśnie tam szedłem. - Mężczyzna przytrzymał dla niego otwarte drzwi, ale
Harry zawahał się. Nie mógł napisać do Snape'a, kiedy wokół kręcił się ten człowiek. Kingsley był
Aurorem i na pewno zadawałby pytania, dlaczego Harry chce się skontaktować ze Śmierciożercą.

Wejdź do środka. Wymyślę coś.

Harry nie był pewien, czy chce pozwolić Voldemortowi wymyślić jakiś plan - pewnie zawierałby w sobie
zabijanie albo tortury - ale nie mógł też tak po prostu uciec, gdyż wyglądałoby to podejrzanie.

- Dzięki - odpowiedział i wśliznął się do niewielkiego lokalu. Od razu został ogłuszony pohukiwaniem
tuzinów podekscytowanych sów.

- Ty pierwszy - powiedział Kingsley, uśmiechając się uprzejmie i wskazując kontuar.

- Nie, ty idź pierwszy - odparł Harry, gorączkowo poszukując wymówki. I wtedy jego ręka gwałtownie
uniosła się w górę, łapiąc Kingsleya za ramię i odciągając go na stronę.

Nie rób mu krzywdy!, pomyślał Harry. Brakowało im jeszcze tylko martwego Aurora. Poza tym, lubił
Shacklebolta.

Uspokój się. Nie skrzywdzę go.

- Co się stało? - zapytał Kingsley, kiedy zatrzymali się wciśnięci w kąt.

- Wiadomość, którą chciałbym wysłać, jest prywatna - powiedział Voldemort, a Harry starał się nie
wyglądać na zbyt spiętego. Nigdy nie przywyknie do intruza używającego jego strun głosowych. - To
delikatna sprawa.

- Chyba nie masz żadnych kłopotów? - zapytał Kingsley, mrużąc oczy.

- Nie, po prostu jestem gejem i chciałbym wysłać sowę mojemu szczególnemu przyjacielowi, a nie chcę,
żeby dowiedział się o tym cały świat. Ludziom i tak już wystarczająco odbija na moim punkcie - powiedział
Voldemort i Harry poczuł, że jego oczy rozszerzają się, zanim Voldemort powstrzymał to i zmusił jego
twarz do przybrania bardziej normalnego wyrazu.

- Och. - Kingsley uśmiechnął się szeroko. - Nie martw się. Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna.

- Dziękuję.

background image

- Do zobaczenia, Harry. - Mężczyzna klepnął go w ramię i podążył w stronę kontuaru, żeby załatwić
własne sprawy.

NIE JESTEM PIEPRZONYM GEJEM! - Harry pomyślał to tak intensywnie, jak potrafił. Wątpił, że wywoła u
Voldemorta odczucie jakiegokolwiek dyskomfortu, ale po prostu nie mógł uwierzyć, że to powiedział.

Spokojnie. Dzięki mnie Auror się od nas odczepił, prawda?

Teraz nie, ale później na pewno o tym pogadamy, ty cholerny draniu! Harry zacisnął usta, żeby tego nie
wykrzyczeć.

- W czym mogę pomóc? - zapytał stojący za kontuarem urzędnik, kiedy Kingsley już odszedł. Harry
podszedł bliżej i wziął głęboki oddech.

- Chciałbym wysłać sowę.

Urzędnik podał mu pergamin i atrament i wskazał na stojący obok łokcia Harry'ego słoik pełen piór.

- Miejscowa czy międzynarodowa?

- Miejscowa. - Harry zmarszczył brwi i napisał krótką notkę.


Snape,

muszę z tobą porozmawiać. To ważne. To dotyczy naszego wspólnego "przyjaciela".

Harry Potter


- Dobrze? - wyszeptał.

Idealnie.

Harry pokiwał głową i zwinął pergamin w rulon.

- Do Severusa Snape'a - powiedział urzędnikowi, który przywiązał zwój do nóżki płomykówki.

- To będzie pięć sykli.

Harry zanurzył dłoń w kieszeni, by wyjąć odpowiednia sumę, podczas gdy sowa wyfrunęła przez otwarte
okno.

- A teraz czekamy - wyszeptał, kiedy opuścił lokal.

W rzeczy samej.


***


- Jest bardzo wysuszona. - Rozważał Harry, patrząc w dół.

Jest bardzo stara.

- No, ale myślałem, że będzie wyglądać trochę bardziej... mięsiście.

background image


Voldemort prychnął.

To mumia, nie inferius. Jednakże możemy ją ożywić, jeżeli chcesz.

- Jesteśmy w mugolskim muzeum, na litość boską. Nie możemy pozwolić na to, żeby egipska mumia
tańczyła sobie wokoło.

Podejrzewam, że nie, ale to i tak byłoby zabawne.

Harry wyobraził to sobie i poczuł, że uśmiech wypływa mu na usta.

- No - zgodził się i podszedł do kolejnej szklanej trumny. To był świetny pomysł, by wybrać się do Muzeum
Brytyjskiego. Jego egipski dział był niesamowity i nie tylko Harry dobrze się bawił. Najwidoczniej antyczne
artefakty były ekwiwalentem raju dla Czarnego Pana.

Voldemort wiedział dużo o historii starożytnego Egiptu. Nie, to nie tak. On w ogóle wiedział BARDZO
DUŻO. Wiedział, że połowa zgromadzonych na wystawie artefaktów należała tak naprawdę do
czarodziejów, znał dokładną historię każdego z nich i opowiedział o nich Harry'emu z najdrobniejszymi
szczegółami.

A Harry pochłonął to wszystko jak czekoladę.

- Jak to możliwe, że tyle o tym wiesz? - zapytał, podążając do następnej sali.

Spędziłem dużo czasu w Egipcie, studiując jego kulturę. Starożytny Egipt był jedyną znaną, wymieszaną,
mugolsko-czarodziejską kulturą na tej planecie.

- To znaczy, że czarodzieje i mugole żyli razem? I mugole wiedzieli o magii?

Tak. Ale wtedy, oczywiście, jeszcze sobie tego nie uświadamiali. Lecz gdy studiujesz ich historię, mając
wiedzę magiczną, wszystko nabiera znakomitego sensu.

- Wow.

Pomysł na tworzenie mumii tak naprawdę pochodzi od czarodziejów. Za pomocą magii można było
sprawić, by żyjąca w ciele dusza powróciła do niego. Starożytni Egipcjanie sporo z tym eksperymentowali
i wiele opisów ich badań jest do tej pory zachowanych na ścianach ich świątyń.

Kiedy Voldemort kontynuował wyjaśnienia na temat starożytnego Egiptu, Harry pomyślał, że byłby całkiem
dobrym nauczycielem, gdyby Dumbledore dał mu kiedykolwiek posadę. Poza tym, że pewnie nauczałby
Czarnej Magii, zamiast obrony przed nią, to na pewno wiedział, jak sprawić, by wykład był interesujący.

Uważasz, że jestem dobrym nauczycielem?

Harry zarumienił się, jakby został przyłapany na bardzo osobistych myślach.

- No, tak myślę. Z całą pewnością jesteś lepszy, niż Binns.

Voldemort parsknął śmiechem.

Miałem z nim do czynienia, kiedy uczyłem się w Hogwarcie. Niemal każdy jest lepszy od niego.

- Taa. - Harry usiadł na drewnianej ławce. - Ale czy naprawdę chciałeś zostać nauczycielem, czy
potrzebowałeś tej posady tylko po to, żeby...

background image

Żeby co? Żeby utworzyć moją własną armię wyszkoloną w Czarnej Magii? Nie potrzebowałem pracy w
Hogwarcie, aby tego dokonać.

- Więc dlaczego się o nią starałeś?

Voldemort nie odzywał się przez chwilę.

Dobrze się bawiłem w Hogwarcie. I myśl, że mógłbym przekazać całą moją wiedzę innym, była niezwykle
kusząca.

- Pewnie. Raczej napełnianie niewinnych umysłów wiedzą o Czarnej Magii.

Czy to, co ci teraz opowiadam, jest aż takie złe? Wszystko, co się wiąże z Magią Duszy, jest uznawane za
Czarną Magię. Ale pomimo tego, nadal stanowi fascynujący temat. Czarna Magia nie zawsze musi być
tak niebezpieczna, jak Zaklęcia Niewybaczalne.

Harry rozważył to.

- Podejrzewam, że nie. Ale jednocześnie wydajesz się być niezwykle zainteresowany tymi zaklęciami.

A ty jesteś takim świętoszkiem? Czy mam ci przypomnieć, jak rzuciłeś na Bellatrix klątwę Cruciatus?

Harry zwiesił głowę.

- Byłem wtedy zły. Zabiła Syriusza.

I to cię usprawiedliwia? Byłeś zły, więc wszystko w porządku? Ale jeżeli ja albo Severus, albo ktokolwiek
inny by ich użył, to zostalibyśmy wysłani do Azkabanu. Lub ty próbowałbyś nas zabić.

- Nie wiem - odpowiedział szczerze Harry. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał.

To się nazywa hipokryzja, Harry. Rzucasz klątwę Cruciatus. Rzucasz klątwę Uśmiercającą. Przez rok
marzysz o torturowaniu Severusa Niewybaczalnymi i wciąż jesteś określany mianem bohatera. Ja
używam Zaklęcia Niewybaczalnego i od razu zasługuję na śmierć.

- Przestań - powiedział Harry, skupiając wzrok na swoich butach. - Zabiłeś moich rodziców.

To ty tak to postrzegasz. Ja widzę to inaczej. Broniłem się przed twoim ojcem, a twojej matce dałem
wybór.

- Próbowałeś mnie zabić!

A ty próbowałeś zabić mnie!

Harry wziął głęboki, drżący oddech.

Właśnie próbuję ci przekazać, Harry, że świat nie jest podzielony tylko na dobro i zło.

- Jest tylko potęga i ci, którzy są zbyt słabi, by po nią sięgnąć - wyszeptał Harry, przypominając sobie
słowa, które usłyszał będąc na pierwszym roku. - Cóż, nie uwierzyłem ci wtedy i teraz nadal nie wierzę.

A jednak ciągle tu jesteś. Chłopiec-bohater, który używał Zaklęć Niewybaczalnych, ponieważ jest tak
przekonany o własnej dobroci.

- Merlinie, mam nadzieję, że dostaniemy odpowiedź od Snape'a już niedługo. Jestem cholernie zmęczony
tobą i twoimi wymówkami. - Harry tupnął w podłogę.

background image


Nie, po prostu nie jesteś gotowy na to, by spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy.

- Nie bardziej, niż ty - odparł Harry.

Chodź, Pinokio. Wciąż mamy tutaj wiele rzeczy do obejrzenia.

- Przestań mnie tak nazywać, Tommy. - Harry ruszył w stronę najbliższej gabloty wystawowej. - To
znaczy, serio, co masz do swojego imienia? Tom to naprawdę świetne imię. Voldemort brzmi idiotycznie...
au! Przestań!


***

Chyba zaczynam pojmować motyw.

- Co? - zapytał Harry. Już trzecią noc z rzędu przemierzał Leicester Square, idąc do stacji metra. Podobał
mu się Armageddon.

Najpierw było dwoje próbujących się nawzajem ocalić kochanków, później grupa mężczyzn próbująca
uratować nieznajomego, a teraz banda niekompetentnych idiotów próbująca ocalić całą planetę. Masz
problem, Harry.

- Nie mam - odpowiedział Harry uparcie. - To był po prostu głupi film akcji.

Możliwe, że mówię ci to jako pierwszy, ale nie musisz wciąż ratować świata.

- Gdybym chciał ocalić świat, to rzuciłbym się pod pociąg, a nie wsiadał do niego.

Ale ty jesteś inteligentnym chłopcem i wiesz, że to by mnie nie zabiło. Tylko ciebie. Wielka szkoda, moim
zdaniem.

Harry westchnął.

- To po prostu filmy. Nie ja je wymyśliłem.

Skoro tak twierdzisz.

Podczas podróży do domu Harry próbował nie myśleć o tym, co powiedział Voldemort, ale nie udało mu
się. Co sprawiało, że chciał ratować ludzi? Naprawdę nie wiedział.

Był pewien jak diabli, że nie potrafił uratować siebie przed Dursleyami, kiedy był młodszy. Był tylko
bezradnym dzieckiem. Czy właśnie dlatego nie jest teraz w stanie patrzeć na bezradność innych?

A może to rezultat tego, co spotkało go na pierwszym roku? Powstrzymał wtedy Voldemorta. Chociaż,
prawdę mówiąc, został do tego zmuszony. Nie, to nie tak. W Hogwarcie było mnóstwo dorosłych, których
mógł zawiadomić, nawet, jeżeli nie było akurat Dumbledore'a. W rzeczywistości powinien pójść do Sprout,
albo Pomfrey, lub do kogokolwiek innego. A pomimo to rzucił się głową w dół w cały ten bałagan i nie miał
pojęcia, dlaczego.

Po prostu pomyśl o tym, jak o rażącej wadzie charakteru, Harry. Nie ma potrzeby roztrząsać tego aż do
śmierci.

A teraz utknął z Voldemortem i nie miał już kogo ratować, więc czuł się tal, jakby wypadł ze swojej roli.

Tak, zrozumiałem to dzięki twojej nagłej obsesji mugolską kulturą.

background image


Harry potrząsnął głową i wysiadł z pociągu. Kiedy był już na ulicy, na otwartej przestrzeni, spojrzał w
niebo. Otaczające go światła sprawiały, że trudno było mu dostrzec większości gwiazd, ale widział nad
swoją głową ubywający księżyc.

- To wszystko sprawia, że czujesz się nieważny, prawda?

Rzadko czuję się nieważny. O czym ty mówisz?

- O wszechświecie. O tym, że asteroid może zetrzeć nas wszystkich z powierzchni ziemi. To sprawia, iż
patrzy się na pewne rzeczy z innej perspektywy.

Oglądaliśmy film o bandzie idiotów na kawałku skały w kosmosie, a teraz zaczynasz prowadzić ze mną
filozoficzne rozmowy?

Harry wzruszył ramionami i ruszył wzdłuż cichej ulicy.

- Jestem tylko pyłem w kosmosie. I ty także. I być może cała ta sytuacja wcale nie jest taka istotna w
wielkim planie wszechrzeczy.

Jesteś w depresji? Mają na to eliksiry. Ty możesz czuć się nieistotny, ale ja z pewnością nie będę.

- To dopiero niespodzianka - wymamrotał Harry i otworzył frontowe drzwi. Na szczęście nie powitała go
horda czekających na niego przyjaciół, chcących ocalić go od jakiejkolwiek katastrofy, w którą uważali, że
się wpakował. Dom wyglądał na pusty, więc Harry odetchnął z ulgą, kiedy zamykał za sobą drzwi.

Nie jesteśmy sami.

- Co?

Wyciągnij swoją różdżkę!

Harry wykonał polecenie i dokładnie w tym samym momencie w pobliskim salonie poruszył się jakiś cień.

- Chciałeś się ze mną zobaczyć, panie Potter. Chociaż nie mam pojęcia, dlaczego kazałeś mi czekać na
twoją szanowną osobę przez cały wieczór.

- Snape. - Palce Harry'ego zacisnęły się mocniej na różdżce i dopiero teraz zauważył, że mężczyzna
trzymał w ręce swoją.

- Porozmawiamy tutaj? - Mistrz Eliksirów machnął różdżką i w salonie włączyły się światła.

- Pewnie. - Harry obserwował, jak Snape znika w pokoju i zanotował w pamięci, że w ani jednym
momencie nie odwrócił się do niego plecami.

Idź naprzód. Ale bądź czujny.

Harry wszedł do salonu. Snape stał obok jednego ze skórzanych krzeseł.

Przez cały czas stój w takim miejscu, aby pomiędzy nim i tobą znajdowała się kanapa, Harry. Zrób to! On
jest Śmierciożercą, który nie będzie miał skrupułów przed rzuceniem na ciebie klątwy.

Dobrze, pomyślał Harry i przesunął się wolno, aby kanapa częściowo go zasłoniła.

- O czym chciałeś porozmawiać, Potter?

background image

Jak wiele mam mu powiedzieć?, pomyślał Harry i przesunął się trochę bliżej do mebla.

Wszystko. Musi wiedzieć wszystko, jeżeli mamy uzyskać jego pomoc.

Harry patrzył na Snape'a. W otaczającym go świetle mężczyzna wyglądał jak wielka, ciemna plama.
Długa, czarna szata i równie czarne włosy okalające większość jego twarzy. I czarne oczy, wpatrujące się
intensywnie w Harry'ego.

- Cóż, nie jest łatwo mi to powiedzieć - zaczął Harry, starając się brzmieć pogodnie, a nie desperacko,
zważywszy na to, że był opętany. - Voldemort...

- Nie wymawiaj jego imienia!

Harry gapił się na Snape'a przez chwilę, a następnie wybuchnął śmiechem.

- Merlinie, nie masz o niczym pojęcia. - Odchrząknął. - Przestań, Snape, skąd ta paranoja? On nie żyje,
prawda?

- Ciężko odzwyczaić się od starych nawyków. A teraz przejdź do rzeczy. - Oczy Snape'a zmrużyły się. To
nigdy nie był dobry znak.

- Wobec tego w porządku. Twój kochany Czarny Pan nie umarł. Koniec.

Snape zamilkł na czas trzech uderzeń serca... Harry czuł w uszach ich echo.

- Czy to twój pomysł na dowcip, Potter?

- To nie jest dowcip.

Snape uniósł różdżkę nieco wyżej.

- Chcesz mi powiedzieć, że zawaliłeś kolejną sprawę? Nie potrafiłeś zabić Czarnego Pana nawet wtedy,
kiedy dosłownie podałem ci go na tacy?

Harry wzdrygnął się. Wiedział, że Snape będzie chciał zwalić winę na niego.

- To twoje beznadziejne informacje wszystko spieprzyły!

- Moje informacje na temat dwóch ostatnich horkruksów były pewne.

- Najwyraźniej nie, ponieważ to pewne jak diabli, że on nie umarł!

Szczęka Snape'a drgnęła.

- Co się stało? Gdzie on jest? Jeżeli odkryje...

- Za późno - wyszeptał Harry i poczuł, jak zmienia się jego postawa. Ciało wyprostowało się, jak gdyby
Voldemort kontrolował każdy jego mięsień.

- Witaj, Severusie, mój drogi przyjacielu - odezwał się Voldemort. - Czy może powinienem powiedzieć,
mój drogi zdrajco?

Twarz Snape'a stała się trupio szara.

- Muszę przyznać, że udało ci się mnie oszukać - kontynuował Voldemort. - Zabijając Albusa
Dumbledore'a. Pomyślałem, że tylko prawdziwy przyjaciel zrobiłby to dla mnie. Przechytrzyliście mnie, ty i

background image

ten stary głupiec. Ale popatrz tylko. Albus Dumbledore umarł, a ja żyję. Zdecydowanie.

Trzymająca różdżkę dłoń Snape'a zadrżała, a jego oczy rozszerzyły się tak bardzo, iż można było
dostrzec biel otaczającą czarne tęczówki, i wtedy...

- Avada Kedavra!

Harry po raz drugi w życiu zobaczył te słowa formujące się na ustach Snape'a, ale stał, jak przyklejony do
podłogi. Jakiś ciężar pociągnął go, ręce szarpnęły nim w dół i Harry upadł na podłogę za kanapą. Klątwa
uderzyła w nią, a wokół eksplodowały kawałki tkaniny i gąbki.

Na sekundę w pokoju zapadła martwa cisza, dopóki Harry nie odzyskał ponownie swojego głosu.

- Kurwa! Dlaczego on to zrobił?

Ponieważ Severus uważa, że coś odkrył, ale myli się. Pozwól, że mu to wytłumaczę.

- Jesteś w błędzie, Severusie! - krzyknął Voldemort, kiedy Harry podniósł się i oparł na dłoniach i
kolanach. - Chłopiec nie jest ostatnim! Miałem go w planach znacznie wcześniej, niż sądzisz. Zniszczył
zwykłe świecidełka, nie moją duszę.

- Co? - Harry nie mógł się skupić na tym, co mówił Voldemort. - Nie jestem ostatnim... czym?

- Horkruksem, Potter - odpowiedział Snape. - Jesteś horkruksem.

- CO? - Harry wystawił głowę nad kanapę, ale natychmiast zanurkował z powrotem, spodziewając się
kolejnego wybuchu zielonego światła. Jednak ten nie nastąpił. Ostrożnie wyjrzał za krawędź
zrujnowanego mebla.

Snape wciąż stał obok krzesła. Na jego policzki powróciło nieco koloru, ale wyglądał na dziwnie
niewzruszonego.

- Nie jestem... nie mogę być... to niemożliwe.

Możliwe, Harry. Wytłumaczę ci to później ze wszystkimi szczegółami, jeżeli będziesz sobie tego życzył,
ale na razie musimy dogadać się ze Snape'em.

- Pieprzyć Snape'a! Chcę wiedzieć, co jest grane, do diabła!

Snape uniósł jedną brew.

- Nie mówiłem do ciebie - powiedział Harry, wolno podnosząc się na nogi. Wciąż celował w mężczyznę
różdżką. - On mówi w moim umyśle. Rozmawiałem z nim.

- Rozumiem. - Snape skłonił głowę przed Harrym. - A więc, co proponujesz, żebyśmy teraz zrobili, mój
Panie?

- Nie nazywaj mnie tak!

- Nie mówiłem do ciebie, Potter. Zwracałem się do niego.

- Jeżeli wy dwaj już skończyliście... - powiedział Voldemort.

- Tak - odparł Snape dokładnie w tym samym momencie, kiedy Harry krzyknął:

- Nie!

background image


Uspokój się, Harry.

- Nie uspokoję się! Rzucił na mnie pieprzoną Klątwę Uśmiercającą! I, Merlinie, och Merlinie, ty uratowałeś
mi życie.

Tak, ale możemy porozmawiać o tym później.

- Czyli mam teraz u ciebie dług?

Tak mi się wydaje. A teraz pozwól mi porozmawiać z Severusem.

Harry jęknął i wolną ręką przytrzymał się kanapy. Nie chciał mieć u Voldemorta długu za uratowanie życia.
To nie może być prawdą.

- Severusie, potrzebuję twojej pomocy.

- Tak, domyśliłem się tego po braku frunących w moją stronę Klątw Uśmiercających - powiedział Snape. -
Jestem na twoje rozkazy, mój Panie.

- Nie możesz mu ufać! - wypalił Harry. - On nas zdradzi!

- Nie, nie zrobi tego - odpowiedział Voldemort. - Ponieważ wiem coś o Severusie. On uwielbia wolność,
prawda Severusie? I jeżeli powie komukolwiek, że nie jestem martwy i dzielę ciało z Harrym Potterem,
ministerstwo natknie się niespodziewanie na pewne dowody. Widzisz, Severus może być uwolniony od
zarzutu zamordowania Albusa Dumbledore'a, ale jego dusza ma na sobie więcej skaz. Przecina ją
znacznie więcej pęknięć.

Harry zamrugał. Usta Snape'a zacisnęły się tak mocno, iż stały się niemal niewidoczne.

- Wątpię, by ministerstwo uwolniło go od zarzutu zabicia mugola imieniem Patricia Walters. Albo Aurora
Philipa Meadowsa. Jak myślisz, Severusie? Czeka cię dożywocie w Azkabanie, czy też pocałunek
Dementora?

Snape ponownie schylił głowę.

- Nikomu o tym nie powiem, mój Panie.

- Nie możesz mu ufać! - Harry krzyknął ponownie, nie wierząc, że Voldemort jednak to robi. - Zdradził nas.
Zdradził ciebie. On zdradził wszystkich. Zabił Dumbledore'a!

Harry...

- CRUCIO!

Snape upadł na podłogę, jego ciało wiło się i drgało, włosy opadły z twarzy, odsłaniając obnażone zęby i
mocno zaciśnięte oczy. Z jego gardła wyrywały się ciche jęki. Harry był tak zafascynowany tym widokiem,
że ledwie zdawał sobie sprawę, że to on rzucił na niego klątwę.

To właśnie mój chłopak. - Voldemort zarechotał w umyśle Harry'ego głosem wysokim i przeszywającym.

Usta Snape'a otworzyły się i uwolniły ochrypłe krzyki, jego ciało rzucało się na drewnianej podłodze.

Czyż nie to pragnąłeś zobaczyć przez cały rok, Harry? Severus u twoich stóp, wijący się w agonii?

Harry opuścił różdżkę i ciało Snape'a znieruchomiało. Rzucił Niewybaczalne - skuteczną klątwę Cruciatus.

background image

I nawet nie czuł się winny z tego powodu. Snape zasłużył na to. Snape zasłużył na o wiele więcej, niż to.

Nie, nie, potrzebujemy go zdrowego na ciele i umyśle.

- Severusie, mój drogi zdrajco - powiedział Voldemort, przemieszczając ciało Harry'ego zza kanapy. - Jak
widzisz, już nie masz jednego pana. Teraz masz dwóch. Spróbuj nas zdradzić, a obaj cię dopadniemy.

- Tak, moi Panowie.

- Naprawdę wolałbym, żeby on mnie tak nie nazywał - powiedział Harry.

- Tak, Potter.

- Już lepiej. Co teraz?

- Przejdziemy do kuchni i przedyskutujemy nasze plany nad filiżanką herbaty - oświadczył Voldemort. -
Czyż nie w taki sposób zawsze gościł cię Dumbledore, Severusie? Na pamiątkę starych czasów.

Snape uniósł się i oparł na dłoniach i kolanach, czarne włosy przysłoniły mu twarz. Jego różdżka
odtoczyła się od niego na pewną odległość i Harry pochylił się, żeby ją podnieść.

- Nie mogę uwierzyć, że rzuciłeś na mnie Klątwę Uśmiercającą, ty draniu - wymamrotał, chowając różdżkę
Snape'a do kieszeni.

- Zabiłem Dumbledore'a dla własnych celów, Potter. Co kazało ci sądzić, że nie zrobiłbym tego samego z
tobą? - Snape spojrzał do góry na Harry'ego. Niewielka strużka krwi spływała z jego nosa.

Tak, niech to będzie dla ciebie lekcją, Harry. Nigdy nie odwracaj się do Severusa plecami. Za bardzo lubi
wbijać w nie nóż.

Wychodząc z salonu, Harry uważnie obserwował Snape'a.


***

Harry czuł się niezręcznie wiele razy w swoim życiu. Jego randki z Cho Chang, przykładowo, niezwykle go
krępowały. Jednakże były one niczym w porównaniu z zakłopotaniem, które odczuwał teraz, siedząc
naprzeciwko Snape'a przy swoim kuchennym stole, z Voldemortem balansującym pomiędzy nimi niczym
jakiś organiczny miecz Damoklesa.

Poza tym, że Voldemort był bezpiecznie schowany wewnątrz niego, gdzie z pewnością nie powinno go
być. Nie wspominając nawet o całej tej sprawie z "Harrym-który-jest-horkruksem", o której odmawiał
nawet myśleć.

Tak, po dokładnym rozważeniu wszystkiego, znajdował się w najbardziej niezręcznej sytuacji ze
wszystkich możliwych.

- Czego ode mnie oczekujesz, mój Panie? - Snape upił łyk herbaty. Wyglądał na niezwykle opanowanego,
zważając na to, że jeszcze mniej niż dziesięć minut temu znajdował się pod klątwą Cruciatus. Jego dłonie
drżały nieznacznie.

- Eliksiru - odpowiedział Voldemort. Harry przez cały czas mieszał herbatę. Pomyślał, że napicie się jej
teraz, kiedy Voldemort używał jego ust, nie byłoby najlepszym pomysłem. - Czy słyszałeś kiedykolwiek o
Pucharze Sekema?

Snape zmarszczył brwi i opuścił filiżankę.

background image


- Czytałem o nim.

- Tak własnie myślałem. Potrzebuję eliksiru, który znajdował się w tym pucharze.

- Ale Puchar Sekema nigdy nie został odnaleziony - powiedział Snape, jeszcze bardziej marszcząc brwi.
Wpatrywał się w Harry'ego. - I nigdy w życiu nie słyszałem o przepisie na tę miksturę.

- Ja zajmę się odszukaniem Pucharu Sekema. Ty musisz odtworzyć dla mnie ten eliksir.

- Nie mam nawet pojęcia, gdzie zacząć, mój Panie.

- Och, ale ja mam. Dzięki Harry'emu odnalazłem kilka kluczowych składników. - Voldemort uniósł rękę
Harry'ego i upił herbaty. Była cholernie gorąca. - Krokodyle serca, krew ibisa, jad kobry, łzy feniksa oraz
kość buhorożca.

- Oczywiście - wyszeptał Snape, najwyraźniej do siebie. Harry był pod wrażeniem sposobu, w jaki
Voldemort i Snape rozmawiali ze sobą. Tak, jakby byli starymi, dobrymi przyjaciółmi, którzy spotkali się
przy filiżance herbaty.

Och, ależ my jesteśmy starymi przyjaciółmi. A co znaczy mała zdrada pomiędzy przyjaciółmi?

- Skonstruowanie tej mikstury zajmie mi bardzo dużo czasu, mój Panie. Tygodnie, może nawet miesiące.
Muszę odbudować ją od podstaw. Nie wspominając o kosztach składników.

- Problem pieniędzy pozostaw mnie, Severusie. Chcę, żebyś stworzył dla mnie ten eliksir. A mam na to
cały czas tego świata. Jest mi całkiem wygodnie tu, gdzie się teraz znajduję.

- Po prostu świetnie - wymamrotał Harry. Snape prychnął i Harry zerknął na niego. - Co to jest ten
puchar? Co on robi?

- Jeżeli zadziała prawidłowo, to sprawi, że odzyskam ciało - odpowiedział Voldemort.

- Ale dlaczego musisz użyć pucharu? - zapytał Harry. - Nie można zrobić tego, co ostatnio? Chodźmy na
tamten cmentarz, nawet teraz. Ja oddam ci trochę swojej krwi, Snape obetnie sobie rękę, ty odzyskasz
ciało i wszyscy będą szczęśliwi.

Oczy Snape'a zwęziły się.

- Nie obetnę sobie ręki, Potter.

- Widzisz, i tutaj napotykamy na pierwszy problem - powiedział Voldemort. Harry powrócił do wgapiania
się w swoją herbatę. - Dłoń sługi musi być oddana dobrowolnie. A Severus może zostać... zmuszony do
oddania mi swojej. Z kolei krew mojego wroga musi zostać odebrana siłą. To nie zadziała, jeżeli mi ją
ofiarujesz, Harry. Poza tym, nie byłem do końca zadowolony z rezultatu tamtego rytuału. Puchar Sekema
jest znacznie lepszym wyborem.

- Ale miesiące? - jęknął Harry. - Nie dam rady robić tego miesiącami.

- Ależ oczywiście, że dasz. Przez większość swojego życia nosiłeś w sobie część mojej duszy.

- Ale ja chcę wrócić do Hogwartu. Nie mogę zabrać cię tam ze sobą. Wiem! Mógłbyś opętać Snape'a,
kiedy ja wyjadę do szkoły.

Snape zakrztusił się herbatą.

background image

- Nie, Harry. Ty jesteś idealnie przygotowany do bycia moim gospodarzem przez bardzo długi okres
czasu. Snape nie jest. Jeżeli opętam go na kilka miesięcy, to z pewnością zacznie okazywać pewne
fizyczne oznaki.

- Nie mam zamiaru nosić turbanu - oświadczył Snape. - Nie potrafiłeś go zabić, Potter, to teraz się z nim
męcz.

Voldemort zachichotał.

- Wracam z tobą do Hogwartu, Harry.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się.

- Nie możesz! Tam są wszyscy moi przyjaciele. Nie pozwolę ci ich skrzywdzić.

- Czy skrzywdziłem twoich przyjaciół?

- Straszyłeś mnie, że ich zabijesz!

- Tak, ponieważ ty straszyłeś, że mnie wydasz. Zawarliśmy umowę, pamiętasz? Ty powstrzymasz się od
ujawnienia mojego sekretu, a ja powstrzymam się przed zrobieniem krzywdy twoim przyjaciołom. Poza
tym, chciałbym zobaczyć, czy znajdę jakieś przydatne informacje w Dziale Ksiąg Zakazanych.

Harry zagryzł wargę. Nie chciał Voldemorta w Hogwarcie. Ale nie chciał również rezygnować ze swojego
ostatniego roku. Musiał zdać OWTMy, jeżeli chciał kiedykolwiek zostać Aurorem.

- Byłem świetnym uczniem, pamiętasz, Harry? Mogę zapewnić ci fantastyczne wyniki na OWTMach.

Snape z głośnym brzękiem odstawił filiżankę na spodek.

Harry zamrugał. Nie rozważał wcześniej tej kwestii.

- Pomógłbyś mi z pracami domowymi? Z Eliksirów? Nie jestem w nich zbyt dobry.

Snape wyglądał tak, jakby bardzo wiele kosztowało go powstrzymanie się od komentarza.

- Oczywiście. Pomogę ci ze wszystkim, jeżeli będziesz chciał.

- Ale nie możesz skrzywdzić moich przyjaciół. Nigdy. Snape pracuje nad swoją miksturą, ty wracasz ze
mną do Hogwartu i zachowujesz się dobrze, a potem odzyskujesz swoje ciało. Ale jeżeli tylko tkniesz
moich przyjaciół, to przysięgam, że utopię się w jeziorze i będziesz miał o jednego horkruksa mniej!

- Zgoda - powiedział Voldemort, a Harry wziął głęboki oddech. - Nie martw się, mój mały horkruksie.
Wszystko będzie dobrze.

- Wybacz, że pytam, mój Panie - odezwał się Snape, patrząc z zaciekawieniem na Harry'ego. - Ale jak do
tego doszło? W jaki sposób chłopiec stał się horkruksem?

- Przez przypadek. Tamtego wieczoru przygotowywałem się do stworzenia horkruksa, ale kiedy moja
klątwa odbiła się, w jakiś sposób ten kawałek mojej duszy wylądował w Harrym. Nie zdawałem sobie z
tego sprawy, dopóki nie opętałem go w Ministerstwie i nie zobaczyłem, co się wydarzyło.

- To było pod koniec mojego piątego roku - wtrącił Harry. - Wtedy nagle przestałeś próbować mnie zabić i
zastanawiałem się, dlaczego.

- Teraz już wiesz. Zdecydowanie bardziej wolę cię żywego, Harry.

background image


- A pozostałe horkruksy? - zapytał delikatnie Snape.

Voldemort roześmiał się.

- Daj spokój, Severusie. Bierzesz mnie za głupca? To by wszystko wyjaśniało.

Snape opuścił głowę i Harry przysiągłby, że zobaczył niewielki uśmiech wypływający na jego usta.

- Jeżeli to już wszystko, mój Panie, natychmiast rozpocznę pracę nad eliksirem. Będę cię informował na
bieżąco. Sowy mają być kierowane do Pottera, jak przypuszczam?

- Oczywiście - odparł Voldemort. Skinął głową w stronę Snape'a, który podniósł się z miejsca.

Ja mu wciąż nie ufam, pomyślał Harry. Nie wierzę w to, że nie pobiegnie do Lupina albo Shacklebolta,
kiedy tylko znajdzie się za drzwiami.

To będzie go kosztować życie. Wie o tym.

Harry zacisnął wargi. I jestem pewien jak diabli, że zabije mnie od razu, kiedy tylko będzie miał okazję.

Tak, już udowodnił, że nie jest wart zaufania, jeżeli chodzi o twoje życie, prawda?

- Severusie - powiedział Voldemort. Snape, który był już przy drzwiach, odwrócił się powoli. - Ostatnia
sprawa. - Voldemort zmusił ciało Harry'ego do podniesienia się z miejsca i wyciągnął jego rękę. - Harry
może posłużyć jako nasz Gwarant.

- Mój Panie?

- Tylko niewielka przysięga dla zapewnienia twojej lojalności. A poza tym, pewnie chcesz odzyskać swoją
różdżkę, prawda? - Voldemort sięgnął do kieszeni Harry'ego. Uniósł rękę w stronę Snape'a i trzymał ją
tak, dopóki mężczyzna nie przyjął jego wyciągniętej dłoni i nie uścisnął jej. Podał Snape'owi jego różdżkę,
a sam trzymał różdżkę Harry'ego tak, jakby należała do niego.

Harry zrozumiał plan Voldemorta i nie mógł się z nim nie zgodzić. Wieczysta Przysięga zmusi Snape'a do
posłuszeństwa.

- Co mam robić? - zapytał i poczuł nagle, jak do jego ręki powraca kontrola.

- Po prostu trzymaj swoją różdżkę nad naszymi dłońmi. My załatwimy resztę.

Robiąc tak, jak mu kazano, Harry spojrzał na Snape'a. Na jego twarzy nie widział niczego, niczego, co
mogłoby zdradzać żal z powodu legnięcia w gruzach planów o zdradzie. Snape wyglądał tak, jakby
spokojnie godził się z sytuacją. Ale, tak naprawdę, nie miał żadnego, innego wyboru.

- Czy ty, Severusie, przysięgasz, że nie zranisz ani nie zabijesz Harry'ego Pottera?

- Przysięgam.

Języczek jasnego płomienia wystrzelił z różdżki Harry'ego i owinął się wokół ich zaciśniętych dłoni.

- I czy ty, Severusie, przysięgasz, że nie wyjawisz nikomu wiedzy o moim aktualnym stanie i położeniu?

- Przysięgam.

Drugi płomień dołączył do pierwszego i zacisnął się wokół ich dłoni. Harry był nieco zaskoczony tym, że to

background image

działało, zważywszy na to, iż nadal nie miał pojęcia, co robić.

- I czy ty, Severusie, przysięgasz, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy, aby uwarzyć dla mnie eliksir w
Pucharze Sekema?

- Przysięgam.

Trzeci języczek ognia otoczył ich dłonie i wszystkie trzy zaczęły się zaciskać coraz bardziej, aż Harry
wystraszył się, że poparzą jego skórę. Jednak zanim dotknęły jego dłoni, rozpłynęły się w obłoczku dymu.
Voldemort wciąż przytrzymywał rękę Snape'a.

- Czy wymagasz jeszcze czegoś ode mnie dzisiejszego wieczoru, mój Panie? - zapytał Snape, pochylając
lekko głowę. Wyglądał, jakby na coś czekał.

- Nie, nie dzisiaj. Ale już niedługo, jak podejrzewam. - Voldemort w końcu wypuścił dłoń Snape'a, który
cofnął się, kłaniając się nieznacznie. Chwilę później zniknął za drzwiami.

Czy teraz jesteś zadowolony, mój mały horkruksie?

- Nie nazywaj mnie tak. Ale owszem, teraz jest w porządku. To znaczy, jeżeli Snape spróbuje nas
zdradzić, to padnie martwy, prawda?

Tak, coś w tym rodzaju.

- To dobrze. - Harry szybko dopił letnią już herbatę, ciesząc się, że z powrotem ma kontrolę nad swoimi
mięśniami.

Śmiech Voldemorta rozlał się po całym ciele Harry'ego, sięgając aż do palców u stóp. Harry zadrżał i
pospiesznie opuścił kuchnię. Miał zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień: rzuconą w niego Klątwę
Uśmiercającą, Snape'a pod klątwą Cruciatus - nareszcie u jego stóp - i nowiny o tym, że jest horkruksem.

Teraz pragnął tylko snu, niczego więcej.

Ale kiedy leżał już pod przykryciem i wpatrywał się w sufit, sen nie nadchodził. W jego głowie krążyło zbyt
wiele myśli i nie wiedział, co z nimi począć.

- A więc jeżeli opętasz mnie na kilka miesięcy, to też zaczniesz wyrastać z tyłu mojej głowy?

Nie. Jesteś moim horkruksem. Opętanie ciebie to jak uczucie przebywania w moim własnym ciele.

- Aha. - Harry rozważył to. - To dobrze. Ponieważ, jeżeli zacząłbym nagle nosić turban, to ludzie
zadawaliby niewygodne pytania.

Idź spać, Harry.

Harry przez kilka chwil nie odzywał się, ale jego umysł odmawiał uspokojenia się.

- Więc jakie to było uczucie, kiedy opętałeś Quirrella?

Niezbyt miłe. Tak, jakbym nosił parę niepasujących na mnie butów.

- Aha. - Harry przygryzł dolną wargę. - Mówiłem poważnie. Jeżeli chociaż spojrzysz podejrzanie na moich
przyjaciół, to utopię się w jeziorze.

Mamy umowę. Nie zranię twoich przyjaciół tak długo, jak długo zachowasz w tajemnicy mój sekret. Poza
tym, jezioro nie jest zbyt dobrym pomysłem na zabicie się.

background image


- Nie?

Wielka kałamarnica od razu by cię wyłowiła. Jest tam po to, aby zapobiegać takim wypadkom.

- Aha.

Śpij już, Harry. Obaj tego potrzebujemy.

Harry zamknął oczy, ale po chwili otworzył je ponownie.

- To dlatego nie starałeś się tak bardzo podczas naszego ostatniego pojedynku? Ponieważ jestem twoim
horkruksem?

Myślisz, że się nie starałem? - Voldemort brzmiał na urażonego. Harry prychnął. - Zapewniam cię, że tak.
Po prostu nie miałem powodu, by rzucać na ciebie Klątwę Uśmiercającą. A to dało ci niewielką przewagę.

- Taa. - Harry przewrócił się na bok. - A więc to dlatego znam mowę węży? Ponieważ wewnątrz mnie jest
cząstka ciebie? I to dlatego mieliśmy to dziwne umysłowe połączenie ze sobą?

Tak sądzę.

- Co się stanie, kiedy odzyskasz ciało? - wyszeptał Harry, podciągając kołdrę nieco wyżej.

Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Śpij.

Harry westchnął.

- No dobrze. Branoc, Tom.

Dobranoc, mój mały horkruksie.

- Nie jestem wcale taki mały, wiesz?

Wiem. - Voldemort zabrzmiał tak, jakby się uśmiechał.





Część 4




Harry obudził się czując rękę poruszającą się na jego członku. Potrzebował kilku mrugnięć powiekami,
aby pozbierać myśli oraz zorientować się, gdzie jest i co się dzieje.

Czyżby onanizował się we śnie? Ale miał wrażenie jakby dłoń, która gładziła jego penisa, tak naprawdę
nie należała do niego.

Zerknął w dół na swoje ciało. Obraz przed jego oczami nadal był nieco zamazany, ale nie na tyle, żeby
Harry nie zauważył kilku kluczowych elementów. Leżał odkryty, spodnie od piżamy miał zsunięte, a jego
dłoń poruszała się na twardym członku.

I wtedy umysł dogonił ciało, tak, jakby ktoś otworzył mu bramę w głowie, i zalała go fala gorąca. Jego

background image

plecy wygięły się w łuk, pięty wbiły się w materac i ciężkie krople spermy wytrysnęły wprost na jego
brzuch.

Harry miał wcześniej wiele orgazmów, ale żaden z nich nie był tak intensywny, jak ten. Żar, który
zazwyczaj odczuwał w pobliżu krocza, teraz opanował go całego, od czubka nosa, aż po palce u nóg i
sprawił, że jego skóra drżała, mięśnie bolały, a powieki zacisnęły się tak mocno, iż miał wrażenie, że
mogą się już nigdy więcej nie otworzyć.

Przyjemność zaczęła powoli odpływać, aż nie pozostało nic, poza zwiotczałym ciałem Harry'ego i jego
zdezorientowanym umysłem.

Cóż, to z pewnością był najdziwniejszy sen erotyczny, jaki kiedykolwiek mu się przyśnił.

Co? I nie dostanę za to ani słowa uznania?

Oczy Harry'ego natychmiast się otworzyły i chłopak usiadł gwałtownie.

- Co... czy ty... do cholery... dotknąłeś mojego penisa?!

Technicznie rzecz biorąc, teraz to jest także mój penis.

- Jeszcze czego! - Harry zerwał się z łóżka tak nagle, że wylądował na czworakach. - Molestowałeś mnie
we śnie!

Nieprawda. Mieliśmy ostatnio trochę za dużo stresów. Po prostu pomyślałem, że to pomoże nam się
uwolnić od części z nich. Całkiem dobrze się bawiłem i, z tego, co czułem, ty także.

Harry usiadł na piętach i wyciągnął palec w górę, jakby chciał pogrozić Voldemortowi.

- Nie waż się nigdy - NIGDY - więcej dotykać mojego penisa! On jest mój!

A co w takim razie z moimi potrzebami, Harry? Nie jestem przyzwyczajony do tego rodzaju celibatu, do
którego nas zmuszasz.

Harry próbował wykrzyczeć swoje obiekcje, ale jedynym, co wydobyło się z jego gardła, był zachrypnięty,
zduszony wrzask. W połowie doszedł, w połowie doczołgał się do łazienki. Dopiero tam, kiedy zdejmował
swoją piżamę, udało mu się odzyskać głos.

- Mam gdzieś twoje pieprzone potrzeby. Ostatnią rzeczą, jakiej od ciebie potrzebuję, jest dotykanie tamtej
części mnie.

To nie wstyd być prawiczkiem. Mógłbym ci pomóc.

Harry obrócił się gwałtownie do tyłu, tak, jakby Voldemort stał za nim.

- Nie byłbym teraz pieprzonym prawiczkiem, gdybyś nie przeszkodził mi tamtej nocy w Norze! A zresztą,
co to ma wspólnego z czymkolwiek?

Zachowujesz się trochę zbyt nerwowo. Ktoś mógłby pomyśleć, że nikt ci wcześniej nie obciągnął. I wciąż
myślisz o tym rudzielcu? Daj spokój, Harry, ona nie jest w twoim typie.

- Ona jest w moim typie!

Dobra, ale zdecydowanie nie jest w moim. Utknęliśmy ze sobą, ale ja przynajmniej jestem bardziej pewny
siebie i dojrzalszy, niż ty, wiec mogę ci pomoc. Byłbym wdzięczny, gdybyś zrobił to samo dla mnie.

background image

- Ta rozmowa się nie odbyła - wymamrotał Harry. Wszedł pod prysznic i przez pierwszą minutę nie
zorientował się, że zapomniał odkręcić zawór z gorącą wodą. Przestał szczękać zębami dopiero, kiedy
dodał ciepłej. - Nigdy więcej nie będziemy o tym rozmawiać. O moim penisie, mojej orientacji, albo o moim
doświadczeniu seksualnym. Nigdy, przenigdy!

Wygląda na to, że przebywam wewnątrz jedynego, wypierającego się swojej seksualności nastolatka w
całej Wielkiej Brytanii.

- Nie rozmawiam z tobą - powiedział Harry w stronę ściany i zaczął zawzięcie szorować włosy.

I, podtrzymując swoje słowa, już ani razu nie odpowiedział Voldemortowi. Tak było, dopóki w połowie
zakładania dżinsów nie usłyszał odgłosu aktywowanej sieci Fiuu na dolnym piętrze.

Czy to było...?

- Tak, mój kominek. - Harry wciągnął dżinsy, założył koszulkę, zabrał różdżkę i wymknął się z sypialni.
Kiedy był w połowie schodów, usłyszał znajomy głos wołający go z kuchni.

- Harry? Jesteś jeszcze na górze?

- Tak - odkrzyknął, wkładając różdżkę do kieszeni. - Zaraz zejdę, Hermiono.

Jest okropnie natarczywa, prawda? Czego ona znowu chce?

- Nie mam pojęcia - wyszeptał Harry. - Zachowuj się.

Czy nie robię tego zawsze?

Harry postanowił to zignorować i zszedł po schodach do kuchni, gdzie zobaczył Hermionę i Rona.

- Dlaczego nigdy nam nie powiedziałeś? - zapytał Ron. - Albo przynajmniej, dlaczego nigdy nie
powiedziałeś Ginny? Płacze odkąd tylko to zobaczyła.

- Co?

- Och, Harry, nie czytałeś Proroka? - zapytała Hermiona.

- Nie - odparł Harry nie mając pojęcia, o czym mówią jego przyjaciele.

Nie? Powinniśmy go zaprenumerować. Lubię być na bieżąco z wiadomościami.

Zamknij się, pomyślał Harry.

- Tak też pomyślałam. - Hermiona wyciągnęła kopię gazety zza pleców i przytrzymała ją przed Harrym.
Ciężko było nie zauważyć ogromnego tytułu:

ŁZAWE WYZNANIE HARRY'EGO POTTERA: JESTEM GEJEM.

Zamorduję cię, pomyślał Harry, wysyłając mentalnie kilka wizji tortur.

Ciągle to powtarzasz. Ale jakoś nie spełniasz tych obietnic.

- I? - ponagliła go Hermiona.

- Ja... eee... co jest napisane w artykule? - Harry podrapał się w głowę.

background image

- Że powiedziałeś naszemu drogiemu przyjacielowi, aurorowi Kingsleyowi Shackleboltowi o tym, jak
zmagałeś się ze swoją orientacją tuż przed tym, zanim wysłałeś przepełniony namiętnością list do
swojego szczególnego przyjaciela - wyjaśnił Ron.

Hermiona spojrzała na niego z podziwem.

- Nie mogę uwierzyć, że to wszystko zapamiętałeś.

A więc wygląda na to, że twój przyjaciel auror nie był tak godny zaufania, jak sądziłem.

Nie, Kingsley nigdy by tego nie zrobił. Myśli Harry'ego zostały przerwane odgłosem uderzającego w okno
dzioba. Szybko wpuścił nieznajomą sowę i odwiązał niewielki rulonik.


Harry,

właśnie dostałem Proroka. Bardzo mi przykro, ale zapewniam Cię, że nie puściłem pary z ust. Złożę
dzisiaj po południu wizytę temu urzędnikowi z poczty i zobaczę, co ma do powiedzenia.

Kingsley Shacklebolt


Harry westchnął z ulgą. A nie mówiłem?

- Czy to od twojego... ee... chłopaka? - zapytała łagodnie Hermiona, rumieniąc się.

- Nie! - Harry szybko spalił notkę zaklęciem. - Od Kingsleya, który zapewnia, że nikomu nie powiedział.
Podejrzewa, że za tym wszystkim stoi urzędnik pocztowy.

- Och. - Ron spojrzał na swoje buty. - A więc to prawda.

- Cóż...

Nie zaprzeczaj. To świetne wytłumaczenie dla twojego wcześniejszego dziwacznego zachowania.

Nie mam zamiaru mówić moim przyjaciołom, że jestem gejem, pomyślał Harry, jednocześnie desperacko
próbując zachować kamienną twarz.

Ja nie widzę żadnego problemu. Jeszcze chwilę temu stanowczo sprzeciwiałeś się jakiejkolwiek formie
seksu, więc to nie powinno mieć żadnego wpływu na twoje życie erotyczne.

Harry wywrócił oczami.

- Cóż, powiedziałem Kingsleyowi. - O! Jego przyjaciele mogą zrobić z tym, co zechcą. - Ale to nie było
żadne łzawe wyznanie - dodał, aby nie pomyśleli, że przeżył jakieś załamanie nerwowe albo coś w tym
rodzaju. Voldemort parsknął, co sprawiło, że Harry zmarszczył nos.

- To z pewnością wszystko wyjaśnia. - Hermiona złożyła gazetę i wsunęła ją do kieszeni.

- No, tak myślę. - Merlinie, jak bardzo Harry nienawidził okłamywać przyjaciół.

Czasami małe kłamstwo jest lepsze, niż znacznie gorsza prawda.

Słusznie, pomyślał Harry. Prawda mogłaby ich zabić.

- Ale dlaczego nigdy nam nie powiedziałeś? - Hermiona posłała mu jeden ze swoich porozumiewawczych

background image

uśmiechów.

- Ja nie... no wiecie, wciąż się z tym zmagam. Trochę. To nie takie proste.

- Ale to i tak bez znaczenia - powiedział Ron. Harry mógłby przysiąc, że jego przyjaciel starał się brzmieć
dojrzale. - To znaczy, zabiłeś Voldemorta. To nie ma znaczenia, że byłeś wtedy gejem.. To znaczy... nie
mam nic przeciwko.

Harry prychnął.

- W porządku.

- Ale wiesz, mogłeś przynajmniej powiedzieć Ginny. - Ron wyglądał na lekko zdenerwowanego. - Była
naprawdę zmartwiona, kiedy wychodziliśmy.

Harry zamknął na chwilę oczy. Teraz Ginny myśli, że robił wszystkie te dziwne rzeczy z facetami.

- Przepraszam - wyszeptał.

- Nie przepraszaj nas - powiedziała Hermiona. - Przeproś ją. Kiedy znowu się z nią spotkasz. Może w
Hogwarcie?

- Tak, będę w Hogwarcie. - westchnął Harry. - Mam dzisiaj dużo do zrobienia.

- Och, pomyśleliśmy, że może chciałbyś zjeść z nami śniadanie? - zapytał Ron. Zabrzmiał tak niepewnie,
że Harry poczuł ból w żołądku.

- Przykro mi, ale mam już plany. Może innym razem, dobra?

- W porządku. Do zobaczenia, Harry. - Hermiona wzięła Rona za ramię i oboje się deportowali.

Harry stał przez chwilę bez ruchu.

- Tom?

Tak, mój mały horkruksie?

- Nie... nieważne. Ile wiesz o magicznych zabezpieczeniach?

Dosyć sporo. A co?

- Ponieważ chcę powstrzymać ludzi od wypadania z mojego kominka, albo włamywania się przez drzwi.

A więc poczarujmy sobie trochę.


***

- Nie mogę się ruszać - powiedział Harry, rozkładając się na kanapie.

Teraz mówisz jak charłak.

- Co?

Ktoś, kto nigdy wcześniej nie uprawiał prawdziwej magii.

background image

- Wiem, do diabła, kto to jest... Merlinie, naprawdę nie mogę się ruszać. - Harry spróbował podnieść
głowę, ale nie udało mu się. Voldemort pomógł mu nałożyć kilka zaklęć, a nawet kilka klątw na cały dom,
aby trzymać nieproszonych gości na zewnątrz, a ich bezpiecznie w środku. Zajęło im to cały poranek i
połowę popołudnia, a Harry przerwał tylko na chwilę, aby zjeść drugie śniadanie.

A teraz był tak wykończony, iż miał wrażenie, jakby jego kończyny zamieniły się w galaretę.

Chciałbym w najbliższym czasie znowu odwiedzić Muzeum Brytyjskie.

- Jutro. Teraz chciałbym... spać. O tak, spać.

I stracić cały dzień?

- To moje wakacje. Mogę spać, jeżeli mam na to ochotę. - Harry pozwolił, aby jego oczy się zamknęły.
Tak było o wiele lepiej. Tylko jego umysł dryfujący w kierunku ciemności i jego ciało w całkowitym
rozluźnieniu. Na powierzchni świadomości unosiły się pytania i myśli - dziwne, ale, pomimo tego,
niezwykle intrygujące.

- Dlaczego wybrałeś mnie? - wyszeptał, na wpół świadomie poruszając ustami. - Zamiast czarodzieja
czystej krwi?

Ponieważ wiem, że nie powinno się niedoceniać czarodziejów półkrwi. Oni posiadają to, co najlepsze z
obu światów.

- Och - to było ostatnie, co Harry zapamiętał, zanim sen zabrał go daleko.

Znajdował się w gabinecie Snape'a, na półkach przy ścianach stały w rzędach słoiki, w których pływały
wszystkie rodzaje miniaturowych dinozaurów. Za biurkiem Snape'a siedział Tom Riddle. Nie Voldemort.
Harry był tego pewien. To był Tom Riddle. Przystojny, przebiegły i całkowicie nie na swoim miejscu.

- Gdzie jest Snape? - zapytał Harry. To było ważne, żeby znaleźć Snape'a.

- Już tu nie pracuje, nie pamiętasz, Harry? - odparł Tom.

Chłopak pokiwał głową. Pamiętał to.

- On mnie zabił.

- Próbował. - Tom podniósł się ze swego miejsca i okrążył biurko, a każdy krok przybliżał go do Harry'ego
coraz bardziej i bardziej, aż obaj znaleźli się twarzą w twarz. Tom był wyższy od niego.

- Czy jesteś teraz moim nauczycielem? Potrzebuję nauczyciela Eliksirów.

- Tak, jestem nim, mój mały Harry.

- Nie jestem twój... i nie jestem mały.

- Wiem - wyszeptał Tom, przysuwając swoją twarz jeszcze bliżej. - Czuję to.

- Nie jestem taki. - Harry nie odsunął się, kiedy Tom musnął wargami jego usta.

- Jesteś. Tak było napisane w gazecie - Tom uśmiechnął się przebiegle i zachęcająco. Harry pocałował go
raz, później kolejny raz, aż ich usta otworzyły się, a języki dotknęły.

Harry odsunął się nieznacznie, aby zaczerpnąć tchu.

background image

- Chyba nie powinniśmy całować się w Hogwarcie.

- Możemy robić wszystko, na co mamy ochotę. Wszystko, na co ja mam ochotę. - Ręka Toma ześliznęła
się wzdłuż klatki piersiowej Harry'ego i zatrzymała dopiero na jego kroczu. W tym samym momencie Harry
zorientował się, że jego dżinsy leżą na podłodze wokół kostek, a palce Toma dotykają jego twardego
penisa.

- O taaak - westchnął. - Chcę. - Przysunął się, aby otrzymać kolejny pocałunek i nagle spadł z kanapy,
budząc się natychmiast.

Zabrało mu kilka chwil zorientowanie się, że nie, nie znajdował się w gabinecie Snape'a i nie było tutaj
Toma Riddle'a, a jego dżinsy nie plątały się wokół jego kostek i to wszystko było tylko snem.

Pieprzonym snem.

- Jesteś wstrętnym draniem! Po co to zrobiłeś? Trzymaj się z dala od moich snów!

Co znowu? - głos Voldemorta zabrzmiał jakby z oddali, zupełnie inaczej, niż ostatnio. Bardziej
przypominał siebie. - Spałem.

- Co próbujesz wskórać, wysyłając mi takiego rodzaju sny?

Nic ci nie wysłałem... Śniłeś? O czym?

Policzki Harry'ego zarumieniły się, kiedy wspinał się z powrotem na kanapę.

- O niczym - wymamrotał. - Zapomnij, że cokolwiek mówiłem.

O nie, tak nie będziemy robić. A teraz pozwól mi zobaczyć, co cię trapi.

Przez moment panowała cisza, podczas której Harry desperacko zapragnął, aby do pokoju wtargnął
piorun i zakończył jego nieszczęśliwy żywot. Niestety, nie miał tyle szczęścia.

Och. Cóż, to niezwykle interesujące.

Harry sięgnął po poduszkę i wcisnął w nią twarz.

- To tylko głupi sen. On nic nie znaczy.

Pozwolę sobie się z tym nie zgodzić.

Harry zaczął kopać stopami w kanapę i przycisnął poduszkę jeszcze bardziej.

- Zamieniłeś moje życie w całkowity i kompletny bałagan, wiesz o tym? Nie mogę widywać się z
przyjaciółmi i nagle stałem się horkruksem, a cały świat myśli teraz, że jestem gejem i muszę cię
niańczyć, dopóki nie wrócimy do Hogwartu i to wszystko jest po prostu tak cholernie popieprzone! - Harry
cisnął poduszką przez cały pokój.

I znowu dramatyzujesz. Co z tobą, weź się w garść. Musisz coś zjeść. Tym razem ja wybiorę restaurację.
Niewiarygodnie zaniedbujesz własne ciało.

Harry parsknął śmiechem.

- Przynajmniej nadal mam swoje.

Tak, ale ja także teraz je mam. Wstawaj, Harry. Zużyłeś mnóstwo energii na zaklęcia, które dzisiaj

background image

rzucaliśmy.

Harry westchnął i usiadł.

- Dobrze. Ale ja wybiorę film.

A co powiesz na to, żeby wypróbować taki, w którym obyłoby się bez jakiejkolwiek formy ratowania
kogokolwiek?

- Ha, ha, bardzo śmieszne. Gdybym chciał kogoś uratować, to... to... to już sam nie wiem, co bym zrobił.
Psiakrew. - Harry wyśliznął się z salonu i poszedł się odświeżyć.


***

To przepełniło czarę. Nie pójdziemy już na ani jeden mugolski film.

- A ja uważam, że był świetny - prychnął Harry. - Scena, gdzie ten koleś zgubił swoją spermę, a ona
wtarła ją tamtej we włosy! - Jego ramiona drżały, kiedy próbował powstrzymać się od śmiechu. Nie chciał,
żeby mugole zobaczyli go w takim stanie - śmiejącego się do siebie.

Błagam, Harry. Ile ty masz lat? Trzy?

- Siedemnaście. Ale to i tak było zabawne.

Masz osiemnaście. Nie, to zdecydowanie nie było zabawne. Było banalne i nudne.

- Racja, ciągle zapominam o tym, że miałem urodziny. I to nie było nudne. Słyszałem, jak się śmiałeś przy
scenie, kiedy ten koleś walczył z małym psem.

Nawet tytuł jest niedorzeczny. „Sposób na blondynkę”? Litości. Powinni to nazwać: Sposób na zepsucie
humoru i zapragnięcie zgotowania mugolom śmierci w straszliwych męczarniach.

- Jesteś po prostu starym, zrzędliwym marudą... ała! Przestań! - Harry potarł czoło i postanowił nie
dyskutować o tym więcej z Voldemortem.

Kiedy Harry wsiadł do metra, absolutnie nie myślał o dzisiejszym poranku. O tym, że Voldemort dotykał
jego penisa. Albo o tym, co napisał o nim Prorok. Nie myślał też o swoim śnie, ani o tym, jakie to było
uczucie całować Toma Riddle'a - w sumie nie takie złe - ale Harry zdecydowanie o tym nie myślał.

Nie, Harry myślał o filmie, który naprawdę był zabawny i wprawił go w lepszy nastrój. A francuska
restauracja, którą wybrał Voldemort, była całkiem miła. Dużo droższa, niż McDonalds, ale jedzenie mieli
tam o wiele smaczniejsze.

Merlinie, Ginny na pewno znienawidziła go za to, że nagle stał się gejem. Może, kiedy to wszystko się
skończy, Harry będzie mógł jej powiedzieć, że jego nowo-odkryta orientacja była niczym innym, jak tylko
chwilową niepoczytalnością i może będzie chciała go z powrotem.

A ty ciągle myślisz o tej dziewczynie? - Voldemort wypowiedział ostatnie słowo tak, jakby napawało go
odrazą. - Najlepiej będzie, jeżeli dasz sobie z nią spokój. Jest po prostu zwykłą ladacznicą.

- Ona nie jest ladacznicą - wymamrotał Harry, wysiadając z pociągu.

A może się założymy? Jestem pewien, że twoja mała ladacznica zacznie biegać za nowym chłopakiem,
kiedy tylko znajdziemy się w Hogwarcie.

background image

- Ona nigdy by... - Harry zamknął gwałtownie usta, kiedy przypomniał sobie Ginny z Deanem Thomasem i
jeszcze wcześniej - z Michaelem Cornerem. Wcale nie znalazłaby sobie nowego faceta tak szybko,
prawda? - Nie, nie zrobiłaby tego - powiedział, bardziej próbując przekonać siebie, niż Voldemorta. - O co
chcesz się założyć?

O honor. I przestaniesz o niej marudzić, kiedy okaże się, że mam rację.

- Jeżeli się okaże - poprawił Harry. - Dobrze. Ale jeżeli to ja będę miał rację, to przestaniesz marudzić o
tym, że o niej marudzę.

Zgoda.

Kiedy Harry wyszedł zza rogu i znalazł się na Grimmuald Place, zobaczył postać, stojącą w cieniu drzewa
pod numerem dwunastym. Zbyt wysoką, aby być jednym z jego przyjaciół, i zbyt dobrze zbudowaną, aby
być Snape'em. Harry sięgnął po różdżkę, ale powstrzymał dłoń w ostatnim momencie, kiedy postać
wynurzyła się z cienia.

- Dobry wieczór, Harry - powitał go Kingsley Shacklebolt.

- Cześć. - Harry zatrzymał się przed mężczyzną i spojrzał na niego pytająco.

- Imponujące czary - powiedział Kingsley, wskazując na drzwi wejściowe. - Nie przypominam sobie, aby tu
były ostatnim razem.

Cóż, przynajmniej wyglądało na to, że ich zaklęcia działały, skoro nawet auror nie potrafił ich złamać.

- Tak, potrzebowałem dodatkowej ochrony.

- Dodatkowej ochrony? Harry, twój dom jest zabezpieczony lepiej, niż Bank Gringotta.

Harry wzruszył ramionami.

- A więc co tu robisz?

- Porozmawiajmy o tym w środku, jeżeli nie chcesz kolejnego nagłówka w prasie.

Ta myśl sprawiła, że Harry'ego przeszły ciarki.

- W porządku.

Wszedł za Kingsleyem do środka i podążył za nim w stronę salonu. Usiadł na kanapie i spojrzał na
stojącego mężczyznę.

- To był urzędnik. Kiedy wyszedłeś z poczty, jeden z reporterów wszedł do środka i zaoferował mu 100
galeonów, jeżeli powie o czym ze mną rozmawiałeś.

Harry potrząsnął głową.

- Co za drań!

- Cóż - kontynuował Kingsley, uśmiechając się. - Ukarałem go 500 galeonami grzywny za znęcanie się
nad zwierzętami. Znalazłem jedną sowę, która mogła mieć pasożyty. Następnym razem zastanowi się
dwa razy.

- Dzięki. - Harry poczuł niewielką ulgę, nawet, jeżeli cała sprawa z artykułem nadal wkurzała go do granic
możliwości.

background image


Kingsley rozejrzał się po pokoju.

- A więc gdzie nauczyłeś się tych zaklęć?

Pozbądź się go, Harry. Nie chcesz chyba, żeby węszył przy naszych czarach.

- Z książek - odparł Harry. - Uczyłem się ich przez kilka ostatnich dni.

- Naprawdę tylko z książek? - Mężczyzna przechylił głowę, przypatrując się Harry'emu. - To rzeczywiście
godne podziwu. Wątpię, by nawet Albus Dumbledore potrafił rzucać tak skomplikowane zaklęcia, jak te.

Harry, natychmiast coś zrób. - Voldemort zabrzmiał groźnie, co sprawiło, że chłopak wzdrygnął się.

Nie wiem, co zrobić, pomyślał czując osiadającą mu w żołądku zimną desperację.

W porządku, ale później nie miej do mnie pretensji. - powiedział Voldemort i przejął kontrolę nad jego
ciałem. Harry mógł tylko obserwować, jak Voldemort podnosi się z kanapy i podchodzi bliżej do Kingsleya.

- Rodzina Syriusza pozostawiła po sobie wiele ciekawych książek. Czarowałem z ich pomocą.

- Ale po co ci te wszystkie zabezpieczenia? Dom jest nadal pod działaniem zaklęcia Fideliusa.

Voldemort westchnął.

- Ponieważ Snape jest śmierciożercą. I wie, jak się tu dostać. Mam gdzieś, co robi albo twierdzi
Wizengamot. Po prostu czuję się dzięki temu bezpieczniej.

Merlinie, Voldemort był naprawdę dobry. Wyraz twarzy Kingsleya w momencie złagodniał.

- Nie musisz obawiać się Snape'a, Harry. On był przez cały czas po naszej stronie.

- Ale dręczył mnie w klasie przez sześć lat, więc wybacz, jeżeli nie chcę, aby wpadł tutaj
niezapowiedziany. - Voldemort skrzyżował ramiona w bardzo "harrowaty" sposób.

- W porządku, rozumiem. Ale czaruj tak dalej i nie będziesz miał żadnych problemów z dostaniem się do
mojego departamentu w przyszłym roku. - Kingsley położył dłoń na ramieniu Harry'ego. Voldemort
spojrzał na niego i oblizał wargi.

- Tak naprawdę, to zastanawiałem się nad czymś, ale nie jestem pewien, czy.... to skomplikowane. - Jak
Voldemort to robił, że wypadał tak przekonywająco jako mamroczący nastolatek? - Może powinienem po
prostu ci to pokazać. - Po tych słowach wziął twarz Kingsleya w dłonie i pocałował go w usta.

Mężczyzna sapnął i natychmiast się odsunął.

- Nie, Harry. Przykro mi, ale ja taki nie jestem.

- Przepraszam - powiedział Voldemort, patrząc na swoje buty.

- Nie przepraszaj. Tylko... jesteśmy przyjaciółmi. To wszystko.

- W porządku. - Voldemort zagryzł wargę.

- Zobaczymy się później, Harry. - Po tych słowach Kingsley znalazł się za drzwiami w ciągu paru sekund.

Harry wciąż znajdował się w niewielkim szoku i ledwie zauważył, że Voldemort zwrócił mu kontrolę nad

background image

ciałem.

- Dlaczego, do diabła, to zrobiłeś? - zapytał, kiedy tylko udało mu się odzyskać głos.

Teraz już nie będzie nas nachodził, ponieważ jest za bardzo zawstydzony. Takich mężczyzn, jak on,
najłatwiej spławić, kiedy uderzysz prosto w ich heteroseksualną dumę.

- Właśnie pocałowałeś aurora. Jesteś niewiarygodny.

Technicznie rzecz biorąc, to ty właśnie pocałowałeś aurora.

Harry jęknął i ukrył twarz w dłoniach.




Część 5



Kilka kolejnych dni minęło bez incydentów. Albo raczej bez większych incydentów. Harry zaciągnął
Voldemorta do kilku innych muzeów, restauracji i na filmy i, ku uldze Harry'ego, nikt nie czekał na niego,
kiedy wracał do domu. Voldemort trzymał łapy z daleka od jego penisa. Ale chłopak i tak nie potrafił
przestać o tym myśleć, nieważne, jak bardzo się starał.

Hermiona przysłała mu sowę, pytając jak się miewa. Odesłał ją z powrotem wraz z woreczkiem pełnym
galoenów i prośbą, aby kupiła mu szkolne rzeczy, ponieważ stanowczo odmawiał postawienia stopy na
Ulicy Pokątnej. Otrzymał także wiadomość od Snape'a, w której mężczyzna poinformował ich, że nabył
konieczne ingrediencje. W odpowiedzi Voldemort poinstruował go, w jaki sposób będą się rozliczać
finansowo.

Kłócili się. Rozmawiali. Voldemort opowiadał mu o historii magii. Panował pomiędzy nimi dziwny rodzaj
spokoju, o ile spokojem można to w ogóle nazwać.

Ale przynajmniej liczba śmiertelnych gróźb, którymi się nawzajem obrzucali, znacznie się zmniejszyła, co
już można było uznać za spory sukces.

Harry już wiecej nie śnił o Tomie Riddle'u, a nawet jeżeli, to i tak rankiem tego nie pamiętał.

- Myślę, że zostanę dzisiaj w łóżku - oświadczył, przyciskając policzek do poduszki. - Jest mi zbyt
wygodnie, żeby wstawać.

Jesteś leniem.

- Teraz zabrzmiałeś jak Snape. - Harry wyszczerzył się, słysząc parsknięcie.

Co to za nagły brak motywacji do wyjścia i odkrywania świata?

- Hogwart rozpoczyna się za trzy dni. Chciałbym poleżeć, póki jeszcze mogę. - Harry przewrócił się na
brzuch, żeby się przeciągnąć, ale wtedy poczuł, jak jego twardy penis otarł się o materac. Przesunął
biodra, co tylko pogorszyło sytuację. Delikatne tarcie sprawiło, że zabolały go jądra.

Na litość boską, Harry, zajmij się swoim problemem.

- Nie! Nigdy już tego z tobą nie zrobię. - Chłopak zacisnął powieki.

background image

Być może będziemy dzielić to ciało przez wiele miesięcy, zanim w końcu sobie ulżysz. Naprawdę
spodziewasz się, że wytrzymasz tak długo?

Harry głębiej wcisnął twarz w poduszkę. Lubił się onanizować, naprawdę, i jeżeli miał być szczery, to nie
wyobrażał sobie, że da radę powstrzymać się przez kilka miesięcy. Ale robienie tego z Voldemortem było
tak straszliwie niewłaściwe. Voldemort i przyjemność nie mogły znaleźć się w tym samym zdaniu.

To tylko masturbacja. Przecież nie będziemy wyznawać sobie wiecznej miłości przed całym światem.

Ta uwaga sprawiła, że Harry parsknął.

- Wyobraź sobie tylko ich miny. Już widzę te nagłówki: Chłopiec, Który Pokochał Swego Niedoszłego
Mordercę.

To byłaby miła odmiana. - Voldemort brzmiał na rozbawionego. - Ten, Którego Nie Wolno Pokochać,
Usidlił Wybrańca.

Harry zaczął się trząść ze śmiechu, a to tylko wzmocniło tarcie na krocze. Kiedy tylko chichot zamarł, jego
biodra zaczęły się poruszać swym własnym rytmem.

- Przestań - jęknął.

Nic nie robię. To ty sam.

Racja. Harry wiedział, że tym razem Voldemort go nie kontrolował, ale łatwiej było myśleć, że nie
dochodził razem z nim. Uderzał biodrami coraz mocniej i mocniej, nie myśląc o niczym ani o nikim,
koncentrując się jedynie na uczuciu, które opanowało jego penisa, uwięzionego pomiędzy nim i
materacem, płonącego od potrzeby spełnienia.

Usłyszał cichy jęk i wiedział, że to nie on go wydał, ponieważ od jakiegoś już czasu wstrzymywał oddech.

- Czujesz to?

O tak.

Harry zakwilił i pchnął jeszcze raz, potem drugi, aż w końcu doszedł w swoje spodnie od piżamy,
zaciskając dłonie na poduszce. To było tak samo intensywne, jak ostatnim razem, cały ten żar wewnątrz
niego, spalający go od środka.

- Merlinie, czy to ty? Wewnątrz mnie? To takie intensywne.

Przez ciało Harry’ego przebiegł dreszcz, kiedy Voldemort westchnął głęboko.

Tak mi się wydaje.

- Czy ty... ee... no wiesz, doszedłeś?

Jego usta zadrżały, jakby Voldemort się uśmiechnął.

Tak.

- Och. - Harry powoli otworzył oczy. - To było inne. Tak, jakbym czuł dodatkowy orgazm w swojej głowie.
Czy to dla ciebie też takie było?

Tak. Jak gdyby otaczał mnie twój własny orgazm.

background image

- Niesamowite. - Harry zamrugał. - To tak normalnie nie wygląda, kiedy uprawiasz seks z kimś innym,
prawda?

Voldemort roześmiał się.

Nie, nie wygląda. Myślę, że jesteśmy szczególnym przypadkiem.

- Możesz sobie to wmawiać. - Harry zanurkował głębiej pod przykrycie. - Mam zamiar przespać się
jeszcze trochę.

Masz godzinę. Później zrobimy coś pożytecznego.

- Merlinie, w kogo się teraz zamieniasz? W mojego ojca? - Harry gwałtownie zamknął oczy, kiedy
zorientował się, co właśnie powiedział. Nie, on tego nie powiedział. Z pewnością tego nie zrobił.

Voldemort zachichotał.

Jestem pewien, że to nie ja cię spłodziłem.

- Nie, tylko zabiłeś człowieka, który to zrobił - wyszeptał Harry. - A teraz pozwól mi się przespać.

Po tych słowach zapadła cisza, a Harry odpływał coraz dalej i dalej w kuszącą ciemność snu.

Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Chłopak odrzucił kołdrę.

- Co znowu?

Możesz wypróbować nasze zaklęcia i sprawdzić, kto jest za drzwiami, tak, jak ci pokazywałem.

- Racja. - Wyciągnął rękę, pomacał trochę wokół i odnalazł na stoliku swoją różdżkę, po czym machnął
nią. - Kto jest pod moimi drzwiami?

"Ronald Weasley. Hermiona Granger." - odpowiedział łagodny głos, dochodzący jakby znikąd.

- Może sprawdzę, czego chcą. - Usiadł i mocno ziewnął. - Lepiej, żeby to było coś ważnego. - Wstał z
łóżka, założył okulary i poczłapał w stronę wejścia. Nagle Voldemort przejął kontrolę nad jego różdżką i
machnął nią.

- Co ty ro...? - Harry zamilkł, kiedy zaklęcie czyszczące musnęło jego krocze. - Och. Racja. Dzięki.

No, chyba nie chcielibyśmy, aby twoi drodzy przyjaciele zobaczyli dowody naszej małej schadzki.

Policzki Harry'ego zapłonęły.

- To była tylko masturbacja - wymamrotał, czując, jak do jego ręki powraca kontrola. Kiedy dotarł do drzwi,
położył dłoń na klamce i odczekał kilka sekund, żeby zaklęcie mogło go zidentyfikować, a następnie ją
nacisnął.

- Stary, twój kominek jest zablokowany - powiedział Ron, lekko zmartwiony. - Prawie połamaliśmy sobie
karki.

- Tak, a kiedy próbowaliśmy aportować się do środka, coś nas odrzuciło i wylądowaliśmy dziesięć mil
dalej - dodała Hermiona. - Ktoś kombinował przy twoim domu, Harry.

Chłopak szerzej otworzył drzwi, aby wpuścić przyjaciół do środka.

background image

- Macie szczęście, że się nie rozszczepiliście.

Hermiona spojrzała na niego.

- Wiedziałeś o tym?

- Jasne. Sam rzuciłem te zaklęcia.

- Mogłeś nas ostrzec - powiedział Ron, urażony.

- Po prostu zmęczyłem się już trochę ludźmi, którzy traktowali mój dom tak, jakby to nadal była dostępna
dla wszystkich kwatera główna i wpadających o każdej porze dnia. - Harry wzruszył ramionami. - Wolę,
żeby goście używali dzwonka.

Hermiona zarumieniła się na tę uwagę.

- Nie sądziliśmy, że to dla ciebie problem.

- To teraz już wiecie. - odparł Harry. - Herbaty? - I nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i zszedł do
kuchni. Uderzył różdżką w czajnik i przelewitował na stół trzy filiżanki. - A więc, co słychać? - zapytał,
kiedy Ron i Hermiona zajęli miejsca.

- Jeszcze nie czytałeś? - zapytała Hermiona, grzebiąc w kieszeni i wyjmując nowe wydanie Proroka. -
Nominowali cię do Orderu Merlina Pierwszej Klasy!

- Co? - Harry spojrzał na gazetę, nalewając herbaty. - A niby za co?

- Och, daj spokój - odparł Ron, uśmiechając się szeroko. - Doskonale wiesz, za co.

Teraz widzisz, jakimi hipokrytami są ci z Ministerstwa? Odznaczają cię za popełnienie morderstwa.

Harry zmarszczył brwi.

- Za Voldemorta?

- Oczywiście. - Przyjaciółka uśmiechnęła się do niego promiennie. - To wielki zaszczyt. Nie rozdają
orderów byle komu.

Harry usiadł na krześle i przetarł twarz.

- Mam to gdzieś. Nie chcę go.

- Ależ Harry - oburzyła się Hermiona. - Zaplanowali specjalną uroczystość na dzień poprzedzający nasz
powrót do Hogwartu.

- Powiedziałem, że nic mnie to nie obchodzi. - Harry uderzył dłonią w stół. - Czy Ministerstwo kiedykolwiek
coś dla mnie zrobiło? Poza zostawienie mnie samego, żebym wykonał za nich brudną robotę. A teraz
chcą dać mi jakiś medal za rzucenie Zaklęcia Niewybaczalnego.

Ron gapił się na niego.

- Nie sądzę, że to dlatego...

- Ale właśnie to zrobiłem. Rzuciłem Klątwę Uśmiercająca i w jaki sposób to czyni ze mnie kogoś lepszego,
niż ktokolwiek z nich?

background image

Nie, to czyni cię jednym z nas, mój mały horkruksie.

Chłopak zacisnął zęby.

- Harry, postaraj się podejść do tego dojrzale - powiedziała Hermiona pouczającym tonem. - Wojna się
skończyła. Po prostu zgódź się na to, chociażby po to, żeby utrzymać pokój w świecie czarodziejów.

- Pokój? - prychnął. - Nie masz pojęcia, o czym mówisz.

Uważaj, Harry. Chyba nie chciałbyś, żeby coś ci się wymknęło.

- Co się z tobą dzieje, Harry? - W jej głosie można było wyczuć zmartwienie. - Zachowujesz się
dziwacznie od dnia, kiedy obudziłeś się ze śpiączki.

- Może dlatego, że nie bawi mnie bycie mordercą.

- Ale przepowiednia... - zaczął Ron, ale Harry przerwał mu:

- Pieprzyć ją. Tylko dlatego, że jakiś stary, szalony nietoperz przepowiedział coś dwie dekady temu,
wszyscy oczekują, że rozedrę własną duszę i zostanę mordercą? Mam tego dosyć! Jedyne, czego chcę,
to żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju, abym mógł normalnie żyć!

Uspokój się, Pinokio.

Hermiona westchnęła.

- Ale Dumbledore wiedział, że mógłbyś...

- Nie wyjeżdzaj mi tu z Dumbledore’em. Umówił się ze Snape'em, żeby ten zabił go na moich oczach i nic
nie wyjaśnił. Wyobrażasz sobie, jak ja się czułem przez cały ten ostatni rok? Jaką odczuwałem
nienawiść? Dumbledore wciąż powtarzał, że miłość mi pomoże. Cóż, nie pomogła. Pożerała mnie zajadła
nienawiść, a teraz ludzie chcą dać mi za to pieprzony medal.

- Jeżeli się na to nie zgodzisz, to Ministerstwo może bardzo zatruć twoje życie, Harry. - Przyjaciółka wbiła
w niego stanowcze spojrzenie. - Mogą nawet nie dopuścić cię to treningu Aurorów.

Harry zamrugał. Nie zdawał sobie z tego sprawy.

Dziewczyna ma rację. Ostatnim, czego potrzebujemy jest, aby Ministerstwo zaczęło cię prześladować.

- Cholera - zaklął Harry.

- No - powiedział Ron. - A my zamierzamy zostać Aurorami w przyszłym roku, prawda? To znaczy, nadal
tego chcesz, co?

Harry pokiwał głową. Nigdy nie myślał o żadnej innej karierze.

Idź i odbierz ten medal, to będziemy mieli spokój z Ministerstwem na cały rok.

- Chyba masz rację - powiedział w końcu. - Mogę go przyjąć. Ale nie musi mi się to podobać.

Hermiona przewróciła oczami i napiła się herbaty.


***

background image

Po wymuszeniu na Voldemocie przynajmniej trzech obietnic, że będzie się dobrze zachowywał, a także
po wysłuchaniu pokrzepiającego przemówienia w wykonaniu przyjaciół, Harry zgodził się pójść z nimi na
Ulicę Pokątną. Potrzebował nowej szaty wyjściowej na ceremonię w Ministerstwie.

Ludzie wskazywali na niego, wykrzykiwali jego imię i prosili o autografy, ale Ron i Hermiona szli po obu
jego stronach, niczym osobista ochrona, co bezgranicznie śmieszyło Voldemorta. Cóż, przynajmniej on
dobrze się bawił.

- Pan Potter! - Madame Malkin ukłoniła się, kiedy Harry wszedł do sklepu. - Jesteśmy zaszczyceni, że
możemy tu pana gościć. Potrzebuje pan szaty wyjściowej, jak przypuszczam?

- Tak. I kilku szkolnych. - Harry wszedł na podwyższenie, żeby kobieta mogła wziąć miarę.

- Ta jest prześliczna - powiedziała Hermiona, podnosząc w górę szatę w kolorze soczystej zieleni. Harry
zmarszczył nos. - Albo ta. - Spróbowała ponownie, pokazując mu granatowy zestaw.

- A może po prostu czarną? - zapytał.

Nie mógłbym się z tobą nie zgodzić.

Nikt cię nie pytał o zdanie - pomyślał Harry i uśmiechnął się, kiedy poczuł delikatne łaskotanie w bliźnie. -
Wychodzisz z wprawy.

Nie, po prostu nie chcę sprawiać, żebyś wił się w agonii na podłodze, kiedy jesteśmy w miejscu
publicznym. Poczekaj, aż wrócimy do domu, a wtedy pokażę ci, co potrafię.

Tym razem Harry poczuł łaskotanie w innej części ciała i zorientował się, że to nie była sprawka
Voldemorta. Z jakiegoś powodu jego penis odebrał te słowa nieco inaczej, niż reszta ciała.

Cóż, podejrzewam, że to też mógłbym ci pokazać. Bardzo ci się podobało za pierwszym razem.

Zamknij się!

Harry uśmiechnął się do Madame Malkin, która pokazywała mu kilka czarnych szat wyjściowych.

- Podoba mi się ta ze srebrnymi wstawkami - powiedział, a kobieta odeszła pospiesznie, aby dopasować
szatę do jego rozmiarów.

Wcale nie myślał o tym, co się stało rano, albo co Voldemort zrobił kilka dni wcześniej, ani o tym głupim
śnie, który wciąż go nękał.

Harry, czyżbyś się rumienił?

- Nie - odparł, pomimo tego, iż czuł, jakby jego policzki płonęły ogniem.

- Mówiłeś coś, Harry? - zapytała Hermiona znad stojaka z szatami, które przeglądała. Ron był zajęty
przekopywaniem się przez stroje do Quidditcha.

Niemal zapomniałem, jak cudowne może być posiadanie takiego małego, niewinnego prawiczka.

- Myślę, że już tu skończyliśmy - powiedział Harry i ruszył w kierunku lady.


***

Dwa dni później Harry leżał w łóżku i patrzył w sufit. Było jeszcze wcześnie, ale obudził się i nie mógł

background image

zasnąć ponownie.

Nie jest mi w tobie zbyt wygodnie, kiedy jesteś taki spięty.

- Naprawdę nie chcę iść na tę ceremonię.

Tak, już to mówiłeś. Kilka razy.

- Ale tam będzie Scrimgeour, a ja go nie znoszę.

Każdy go nie znosi, Harry.

- I będzie tam też prasa i mnóstwo gapiących się na mnie ludzi. - Przewrócił się na bok. - Mam dosyć
bycia traktowanym jak jakiś rzadki okaz zwierzęcia na wystawie. - Zajęczał. - I wszyscy będą myśleć, że
jestem gejem.

Wstawaj. Chcę ci coś pokazać.

Harry zmrużył podejrzliwie oczy.

- Co?

Coś, co pomoże ci się zrelaksować. Chcę, żebyś stanął przed tym dużym lustrem na wewnętrznej stronie
drzwi szafy.

Harry zmarszczył brwi i podniósł się.

- Nie zamierzasz robić niczego dziwacznego, prawda?

To cię nie zrani. Wręcz przeciwnie. Wstawaj, Harry.

Ciekawość wzięła nad nim górę, więc wyślizgnął się z łóżka i zrobił to, o co prosił Voldemort. Popatrzył na
swoje odbicie w lustrze. Wyglądał na zmęczonego.

- Co teraz?

Zamknij oczy. Tylko na chwilę.

Harry wywrócił oczami, zanim je zamknął.

A teraz otwórz.

Kiedy to zrobił, gwałtownie cofnął się w tył. Zamiast swojego odbicia, zobaczył w lustrze Toma Riddle'a.
Nie tak młodego, jak w swoim śnie, ale przystojniejszego, niż kiedykolwiek. Musiał mieć około dwudziestu
lat, ale najbardziej osobliwe było to, że miał na sobie identyczną piżamę w paski, jak Harry.

- Co... jak...

To po prostu magia. Zwykła iluzja.

Harry gapił się na Toma, a Tom gapił się na niego.

Przyjrzyj mu się. Uważasz, że jest przystojny, prawda? Czy chciałbyś zobaczyć inne części jego ciała?

To pytanie wystarczyło, aby penis Harry'ego drgnął.

background image

Przyjmę to jako potwierdzenie. - Po tych słowach Voldemort przejął kontrolę nad jego ręką. Przesunął ją w
dół i pociągnął za spodnie od piżamy. Tom zrobił w lustrze to samo, odsłaniając jasną skórę pokrytą
krótkimi, ciemnymi włosami i chroniącego się pomiędzy nimi okazałego, na wpół twardego penisa.
Członek Harry'ego także był na wpół twardy i chłopak sapnął, kiedy Voldemort owinął dłoń wokół niego.

- To nie...

Po prostu dobrze się baw, Harry.

Jego spodnie od piżamy opadły na podłogę i Harry patrzył w pełnym zachwytu oszołomieniu, jak palce
Toma zamknęły się wokół jego penisa i poruszając się na nim, sprawiły, że stał się zupełnie twardy. Ten
widok, w połączeniu z uczuciem dłoni ślizgającej się po jego własnej erekcji sprawił, że kolana ugięły się
pod nim. Wyciągnął rękę i położył ją na twardej powierzchni lustra. Tom zrobił to samo i jeżeli Harry
wysiliłby wyobraźnię, mógł odnieść wrażenie, że ich dłonie się dotykają.

Chciałbyś tego, Harry? Jego dłonie na tobie?

Chłopak jęknął i wypchnął biodra w kierunku swojej zaciśniętej pięści. A może to była pięść Voldemorta?
Już wcale nie był pewien, gdzie kończył się on, a zaczynał Voldemort. Tom zrobił to samo. Jego piwne
oczy zwęziły się, a usta rozchyliły i dyszał w tym samym rytmie, co Harry.

Część niego wiedziała, że nie powinno mu się to aż tak bardzo podobać, ale pozostała część była zbyt
zajęta przyglądaniem się nabrzmiałemu penisowi Toma, temu, jak napletek przesuwał się na śliskiej
główce, wyciskając pierwsze krople spermy. Harry nigdy wcześnie o tym nie myślał, ale w tej chwili
zapragnął wyciągnąć rękę i dotknąć penisa Toma, przesunąć dłonią wzdłuż całej jego długości i zobaczyć,
jak by to było trzymać jego jądra w swojej dłoni.

Wiem, że on także chciałby cię dotknąć, Harry. Nawet bardzo.

Dłoń na jego członku przyspieszyła i nogi chłopaka nagle stały się miękkie. Oparł się o lustro, przysuwając
się tak blisko, iż jego nierówny oddech zaparował szkło. Tom zrobił to samo i nagle okazało się, że ich
wargi są niemal do siebie przyciśnięte i Harry pomyślał, że mógłby poczuć je na swoich, tak, jak we śnie.
Były takie delikatne i...

Z ust Harry'ego wyrwał się głośny jęk, kiedy jego biodra szarpnęły się i spuścił się prosto na lustro. Tom
także doszedł i wyglądał tak pięknie, kiedy jego oczy zwęziły się, a usta rozciągnęły w uśmiechu.
Harry'ego pochłonął ogień, Voldemort rozpalał go od wewnątrz i ogarnięty rozkoszą chłopak przycisnął
usta do lustra i powoli kołysał biodrami.

Po chwili spuścił głowę i zamknął oczy. Jego penis drgnął jeszcze parę razy w uścisku Voldemorta, a
chwilę później Harry odzyskał kontrolę w dłoni i wypuścił z niej swojego zwiotczałego penisa.

- Merlinie - westchnął. Otworzył oczy ponownie i poczuł ukłucie żalu, kiedy zobaczył, że Tom zniknął, a on
patrzył na swoje własne odbicie.

Zobaczysz go jeszcze. Możemy grać w tę małą grę tak często, jak będziesz miał na to ochotę.

Harry nie był pewien, czy powinien chcieć tego aż tak bardzo, jak w tym właśnie momencie.

- Dobrze się bawiłeś, masturbując się do swojego własnego odbicia? - zapytał, próbując pozbyć się
niezręcznego pragnienia.

Nie. Podoba mi się to tylko wtedy, kiedy jestem wewnątrz ciebie. Jesteś niezwykle namiętnym
młodzieńcem.

Czyżby Voldemort właśnie powiedział mu komplement? Harry nie wiedział, jak na to zareagować.

background image


- Pewnie - odparł i wyprostował się, wyplątując nogi ze spodni od piżamy. - Chyba pójdę wziąć prysznic.


***

Hol Ministerstwa był wypełniony po brzegi. Na przeciwko małego podium stało mnóstwo rzędów krzeseł,
na których siedzieli pogrążeni w rozmowie czarodzieje i czarownice. Z tyłu zgromadził się nawet niewielki
tłum.

Harry wygładził kołnierz swojej nowej szaty. Krępowała go.

- Przestań się wiercić - ofuknęła go Hermiona. Ron wyszczerzył się do niego.

- Ta szata jest za ciepła. Duszno mi - odparł Harry. Nie wiedział, gdzie podziać wzrok, ponieważ wszyscy
ludzie uśmiechali się do niego i wskazywali go palcami.

- Szata jest w porządku, Harry. - Przyjaciółka poklepała go po ramieniu. - Wyglądasz świetnie. Odpręż się.

- Pan Potter! - Scrimgeour podszedł do niego energicznie. - Nasz gość honorowy.

Merlinie, błagam, niech go ktoś zabije, pomyślał Harry.

Może później.

Chłopak odkaszlnął, ukrywając w ten sposób wybuch śmiechu, i uścisnął dłoń mężczyzny

- Dobry wieczór, Ministrze.

- Nie pozwólmy ludziom czekać. - Scrimgeour wprowadził go na podium, a Ron i Hermiona zajęli miejsca
w pierwszym rzędzie, obok pana i pani Weasley, którzy pomachali do niego.

Obok podium stał Percy Weasley i kilka innych osób, których Harry nie znał.

- Świetna robota, Harry - powiedział Percy, tak, jakby byli najlepszymi przyjaciółmi. Harry skinął mu głową
i stanął obok Scrimgeoura.

- Witam wszystkich. Ministerstwo jest wdzięczne, że tak wielu z was przybyło tu dzisiaj, aby świętować z
nami to szczęśliwe wydarzenie. Nie często Ministerstwo przyznaje Order Merlina prawdziwemu
bohaterowi. Doskonale znany nam wszystkim Harry Potter dokonał tego, czego nie udało się nikomu...

Harry przestał słuchać przemowy Ministra i patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem.

Niezły tłum. Ale przemowa jest okropna. To oczywiste, że Scrimgeour chce zdobyć głosy, aby zostać
ponownie wybranym na stanowisko.

Harry zignorował Voldemorta i zobaczył, że pani Weasley wyciera oczy chusteczką. Westchnął.

To się niedługo skończy. A jutro wrócimy do Hogwartu. Nikt nie będzie nas tam męczył.

Błysnęło kilka fleszy. Ludzie zaczęli bić brawa. Harry ponownie skupił się na wypowiedzi Scrimgeoura.
Percy stał za nimi (kiedy wszedł na podium?), trzymając w rękach dużą, aksamitna poduszkę, na której
leżał największy pieprzony medal, jaki Harry kiedykolwiek widział. Był wielkości spodka do herbaty.

- A zatem, przedstawiamy państwu: Harry Potter, zdobywca Orderu Merlina Pierwszej Klasy! - Scrimgeour
podniósł medal i przypiął go do piersi Harry'ego. Prawdopodobnie miał na sobie jakieś zaklęcie lepiące.

background image

Harry miał nadzieję, że nie było ono tak mocne, jak zaklęcie na portrecie pani Black. Merlinie, usuwanie
tego obrazu stanowiło prawdziwą mordęgę.

- Dzięki - wyszeptał i uścisnął dłoń Ministra. Błysnęło więcej fleszy, a w holu rozbrzmiały kolejne oklaski.

- A teraz posłuchajmy, co nasz bohater ma do powiedzenia. - Scrimgeour wskazał Harry'emu miejsce na
środku sceny, a chłopak popatrzył na niego z zaskoczeniem.

On chce, żebyś wygłosił przemówienie.

Co? Nie mogę wygłosić przemówienia. Nie mam pojęcia, co powiedzieć.

Zapragnął stąd uciec. Nienawidził wystąpień publicznych.

Zatem ja to zrobię. - Po tych słowach Voldemort przejął kontrolę nad jego ciałem. Uśmiechnął się do
tłumu, a Harry'emu przebiegła przez głowę myśl, że to skończy się całkowitą i totalną katastrofą.
Voldemort nie był właściwą osobą do wygłaszania podziękowań.

Patrz i ucz się, mój mały horkruksie.

- Bardzo wam dziękuję - powiedział. Udało mu się nawet zabrzmieć szczerze. - Jestem ogromnie
zadowolony, że mogę tu dzisiaj być. Bardzo wiele zawdzięczam Ministerstwu. Nigdy nie udałoby mi się
osiągnąć tego, co osiągnąłem, gdyby nie ich starania. I zawsze w zrealizowaniu moich celów wyjątkowo
pomagały mi działania Ministra Scrimgeoura.

Mężczyzna wyglądał na mile zaskoczonego. Harry jęknął w duchu.

- Ale nie tylko Ministerstwu chciałbym dzisiaj podziękować. Całe nasze społeczeństwo przyczyniło się do
ułatwienia mi zadania. Wasza wiara i przekonanie były motorem moich działań. Nigdy nie dokonałbym
tego bez was. Dziękuję. - Po tych słowach ukłonił się lekko.

Ludzie powstawali z krzeseł, bijąc brawa i wiwatując, a Scrimgeour poklepał Harry'ego po plecach.

- Wspaniała przemowa. Jeżeli będziesz chciał dołączyć do nas w przyszłym roku, Harry, przyjmiemy cię z
radością.

- Och, dziękuję panie Ministrze. Każde słowo było szczerą prawdą.

Harry, który w tym samym momencie odzyskał kontrolę nad swoim ciałem, posłał Scrimgeourowi słaby
uśmiech i szybko opuścił podium.

- Och, Harry. Jesteśmy z ciebie tacy dumni. - Pani Weasley przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła.
Kolejne pół godziny spędził na ściskaniu dłoni przyjaciół i całkowicie nieznanych mu osób. Marzył o tym,
żeby wrócić do domu, gdzie sprawy były o wiele prostsze, a najbardziej ekscytującą część dnia stanowiło
sprzeczanie się z Voldemortem o mugolskie filmy.

Jego życie naprawdę wywróciło się do góry nogami, jeżeli uważał, że spędzanie czasu samotnie z
Voldemortem jest przyjemniejsze, niż przebywanie z innymi ludźmi.

W końcu strumień chcących porozmawiać z nim osób przerzedził się i Harry znalazł lukę, przez którą
mógł uciec.

- Zobaczymy się jutro - rzucił do Rona i Hermiony, po czym aportował się prosto do swojej kuchni.

Opadł na krzesło i przeczesał dłonią włosy.

background image

- Merlinie, nie mogę uwierzyć w to, co im powiedziałeś.

Voldemort zachichotał, a to sprawiło, że palce u nóg Harry'ego zwinęły się.

Ludzie słyszą tylko to, co chcą usłyszeć. Nietrudno wykorzystać to przeciwko nim.

- Racja - westchnął Harry. Chciał iść do łóżka, ale był zbyt podekscytowany, żeby zasnąć. Jego myśli
popłynęły z powrotem do dzisiejszego poranka i do ich małej zabawy przed lustrem. Od razu go to
odprężyło.

Nie ma się czego wstydzić, jeżeli chcesz o to poprosić.

Harry zmarszczył brwi. Tak, chciał, ale pragnienie tego było takie dziwaczne.

- Nigdy nie możesz o tym nikomu powiedzieć.

A komu miałbym powiedzieć? Siedzimy w tym razem, Harry.

- Zgoda. - Harry odepchnął krzesło. - Ale to nie oznacza, że nagle stałem się gejem, ponieważ nim nie
jestem.

Oczywiście, że nie. - Voldemort zrobił coś, co wywołało mrowienie na skórze Harry’ego. - To tylko małe
obciąganko pomiędzy przyjaciółmi.

- Właśnie.





Część 6



Następnego ranka Harry wyszedł wcześnie, aby uniknąć tłumów na stacji. Z łatwością znalazł wolny
przedział w pociągu i usiadł daleko od okna. Dzięki temu nikt nie będzie gapił się na niego z peronu. Za
późno zorientował się, że to nie powstrzyma pozostałych uczniów od przypatrywania mu się przez drzwi
przedziału. Młodsi przemykali, wskazując go palcami i chichocząc. Starsi zatrzymywali się, żeby się
przywitać, a znaczna część dziewcząt wyglądała na bardzo rozczarowaną.

Po raz setny tego ranka sprawdził godzinę, oparł się o siedzenie i czekał na przybycie przyjaciół. Był
zaniepokojony, odczuwał nerwowe napięcie i przygniatało go poczucie winy. Wiedział, że nie powinien
zabierać Voldemorta ze sobą do Hogwartu. Do tej pory wszystko działo się w otoczeniu, nad którymi miał
jakąś kontrolę. W kilku muzeach i jego własnym domu. Ale Hogwart to co innego. W jakimś sensie był
miejscem świętym i myśl o wpuszczeniu tam Voldemorta wywoływała w Harrym niezwykły niepokój. Ale
jaki miał wybór?

Przestań dramatyzować. Zawarliśmy układ. Mam zamiar dotrzymać swojej części umowy. Ty dotrzymasz
swojej i nic złego się nie wydarzy.

- Żebyś wiedział.

A kiedy już się uspokoisz, wybierzemy się na małą wycieczkę i odwiedzimy Snape’a.

- Po co?

background image

Chcę sprawdzić postępy w jego pracy.

Harry zmienił pozycję.

- Nie mogę tak po prostu opuszczać Hogwartu, kiedy mi się spodoba.

Ależ oczywiście, że możesz. Wybierzemy się tam dzisiejszego wieczora. Weźmiemy twoją poręczną
pelerynę i aportujemy się prosto do domu Severusa. Nie będzie nas tylko przez godzinę.

Nie można było znaleźć w tym planie żadnego minusa, poza tym, że chodziło właśnie o Snape’a. Ale
postęp w przygotowaniu eliksiru oznacza, że Voldemort szybciej wyniesie się z jego głowy. A to było
ważne.

- W porządku. Ale muszę zobaczyć, jakie mam zajęcia i ile pracy domowej nam dadzą.

Pomogę ci. Niczym się nie przejmuj.

Harry zmarszczył brwi.

- Nie możesz odrabiać za mnie wszystkiego. Nie mogę nagle stać się geniuszem. Ale trochę pomocy nie
zaszkodzi.

Zobaczymy. Zawsze możesz powiedzieć, że twoja tajemnicza śpiączka uczyniła cię geniuszem.

Harry przełknął parsknięcie śmiechem i pokręcił głową.

Drzwi przedziału rozsunęły się i stanęli w nich Luna i Neville.

- Cześć, Harry - powiedział Longbottom i przez chwilę wyglądał tak, jakby się wahał. Harry zaprosił ich do
środka.

- Witaj, Harry. - Luna klepnęła na siedzenie naprzeciwko, a Neville usiadł obok niej.

Twoi przyjaciele?

Tak, więc zachowuj się.

Harry posłał obojgu niepewny uśmiech.

- Cześć.

To jest ten drugi chłopiec, o którym wspominała przepowiednia?

Harry zmarszczył brwi.

Skąd wiesz, kim on jest?

Zerknąłem pobieżnie na kilka twoich wspomnień. Cóż, teraz widzę, że dokonałem właściwego wyboru.

Harry szarpnął za brzeg swojej koszulki. Przyjaciele nie spuszczali z niego wzroku.

- Co? - zapytał, lekko rozdrażniony.

- Po prostu trudno uwierzyć, że to już koniec - powiedział Neville.

Luna pokiwała głową.

background image


- Wygłosiłeś wczoraj niezwykle interesującą przemowę, Harry. Może ktoś powinien sprawdzić, czy nie
rzucono na ciebie jakiegoś uroku. Scrimgeour jest znany z tego, że konfunduje ludzi, których nie lubi.

Harry przymknął oczy.

- Nie zostałem skonfundowany. Po prostu... po prostu chciałbym zostać Aurorem w przyszłym roku i
dlatego muszę żyć w zgodzie z Ministerstwem. Ale skąd wiesz o mojej przemowie?

- Byliśmy tam - odparł Neville. - Uścisnąłeś nam nawet ręce.

- Och, przepraszam. Tak naprawdę, to wcale nie chciałem tam być i wszystko działo się tak szybko i...

- Wyglądałeś na bardzo przygnębionego - wtrąciła nagle Luna.

Harry uśmiechnął się do niej.

- Tak, dokładnie tak się czułem.

- Jak ci minęły wakacje? - zapytał Neville, po czym zorientował się, co właśnie powiedział. - To znaczy po
tym... no wiesz, po tym, jak go zabiłeś.

- W porządku. Inaczej. - Merlinie, to była szczera prawda. - Robiłem wiele normalnych, nudnych rzeczy
tylko dlatego, że nareszcie mogłem.

Luna przechyliła głowę.

- Nudnych rzeczy? Naprawdę?

- Tak, odwiedziłem wiele mugolskich muzeów. Najbardziej podobało mi się w Muzeum Historii Naturalnej.
Mieli fantastyczną wystawę dinozaurów - opowiadał Harry z entuzjazmem w głosie. - Jest tam ogromny
szkielet Tyranozaura Rexa i... - Zamknął usta, kiedy zobaczył tępy wyraz na twarzach przyjaciół. - No
wiecie, dinozaury?

- Tak - odparła Luna. - Są spokrewnione z Chorwackimi Krablusami i stanowią biologiczne połączenie
pomiędzy kelpiami a ognistymi krabami.

O czym, do diabła, ta dziewczyna...

Nieważne, jest po prostu sobą.

Harry spojrzał na Neville'a, mając nadzieję, że przynajmniej on go zrozumiał.

- To jakieś wielkie jaszczurki, tak? - spróbował Neville, czerwieniąc się.

- Coś w tym rodzaju. W zasadzie to jaszczurki, które znamy dzisiaj, wyewoluowały z dinozaurów -
opowiedział z zakłopotaniem.

- Och. - Neville patrzył na swoje kolana. - Babcia nigdy nie chciała opowiadać o tych mugolskich rzeczach,
kiedy uczyła mnie w domu.

- To nie są tylko mugolskie rzeczy - odparł Harry. - Dinozaury są częścią historii planety. Nie jestem
ekspertem, ale założę się, że smoki także z nich wyewoluowały.

Luna pokręciła głową.

background image

- Dinozaury zostały stworzone przez czarodzieja nazwiskiem Alexander Fyrebloom, kiedy próbował
udomowić węże morskie. Ale coś poszło nie tak z jego zaklęciem i zanim się zorientował, stworzył smoki.
Wszyscy to wiedzą.

Na litość boską, niech ktoś uwolni tę dziewczynę od jej niedoli.

Cicho bądź. To po prostu Luna. Zwykle nieszkodliwa, ale bardzo często zabawna.

Harry skinął jej głową.

- Racja - powiedział, próbując brzmieć uprzejmie. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Neville i Luna nie mają
pojęcia o czymś tak oczywistym, jak dinozaury. Jego nauczyciele w szkole podstawowej opowiedzieli mu
wystarczająco dużo podczas lekcji biologii i historii.

Oni są czarodziejami czystej krwi, Harry. Nie interesuje ich nic poza magią. Nie obchodzi ich coś tak
nieistotnego, jak stworzenia, które zamieszkiwały planetę miliony lat temu.

Są po prostu ignorantami, pomyślał Harry.

Może dla ciebie. Dla czarodziejów czystej krwi nie ma to znaczenia.

- A wy co robiliście podczas wakacji? - zapytał Harry, desperacko pragnąc zmienić temat.

Luna opowiedziała mu, jak pomagała ojcu przy Żonglerze, Neville zaś podzielił się z nim informacjami o
tym, w jaki sposób zrobił szklarnię w ogródku babci i zanim Harry się zorientował, pociąg wyruszył w
drogę do Hogwartu. Do tej pory nigdzie nie dostrzegł nawet cienia Rona, Hermiony albo Ginny. Cóż, co do
Ginny to wcale się jej nie dziwił, że nie chciała go szukać.

- Muszę skorzystać z toalety - powiedział Harry, wstając. - Niedługo wrócę.

Ruszył wzdłuż pociągu, korytarze były przeważnie puste, ponieważ wszyscy zdążyli już znaleźć miejsca w
przedziałach. Zaglądał do każdego próbując wypatrzyć swoich przyjaciół, ale zobaczył jedynie uczniów,
którzy zaczynali się na niego gapić od razu, kiedy tylko go rozpoznawali.

Aż w końcu, przechodząc obok jednego z nich, dostrzegł błysk długich, rudych włosów, które musiały
należeć do Ginny. Cóż, może ona będzie wiedziała gdzie mogli być Ron i Hermiona. I powinien ją także
przeprosić, choć nie był już pewien, za co dokładnie. Może za całe swoje życie?

Otworzył drzwi, przyklejając na twarz fałszywy uśmiech.

- Cześć, Ginny, właśnie... - Gwałtownie zamknął usta, kiedy zauważył siedzącego obok dziewczyny
Blaise’a Zabiniego. Wyjątkowo blisko. Spojrzał w dół i zobaczył rękę Zabiniego na jej udzie.

- Tak, Harry? - zapytała chłodno i przysunęła się jeszcze bliżej do chłopaka.

Coś zapłonęło wewnątrz Harry'ego, coś, co zapragnęło wybuchnąć jako klątwa Cruciatus skierowana
wprost na tego plugawego Ślizgona. Odchrząknął, próbując nad sobą zapanować, pomimo tego, że jego
dłonie zaciskały się w pięści.

- Zastanawiałem się, czy nie widziałaś może Rona albo Hermiony?

- Przykro mi, ale nie. - Ginny wzruszyła ramionami. - Przez cały ranek byłam z Blaise’em. - Po tych
słowach odwróciła głowę i złożyła pocałunek na ustach Zabiniego.

Harry sięgnął po różdżkę, ale coś - Voldemort, jak zdążył się zorientować - zmusił go do wycofania się w
głąb korytarza.

background image


Przestań natychmiast! Rzucenie klątwy na tego chłopaka w pociągu pełnym ludzi wpakuje nas jedynie w
kłopoty! Poczekaj ze swoją zemstą na bardziej odpowiednią chwilę.

Harry dyszał, usiłując wyrwać się spod kontroli Voldemorta.

- Puść mnie - wysapał, ale Voldemort tylko ją wzmocnił i zmusił go do cofnięcia się jeszcze dalej.

Ostrzegałem cię, Harry. Mówiłem ci, że ta dziewczyna rzuci się na pierwszego chłopaka, którego dorwie.
Już czas, abyś dał sobie z nią spokój.

Harry zacisnął powieki i oddychał głęboko, ale to nie uspokoiło jego rozchwianego umysłu.

- Nie mogę uwierzyć, że ona właśnie... i to z Zabinim?

Nie ma bardziej mściwej istoty, od porzuconej kobiety, Harry. Zapamiętaj to. Lepiej ci będzie bez niej.

Harry prychnął.

- A od kiedy to niby wiesz cokolwiek o kobietach? Nawet ich nie lubisz.

Kobiety są użyteczne i dlatego w moim interesie leży rozumienie ich. To nie ma nic wspólnego z moimi
osobistymi preferencjami.

Harry oparł się o okno i próbował pozbierać myśli.

- W takim razie chyba wygrałeś nasz zakład.

Tak. A to oznacza, że przestaniesz marudzić o tej dziewczynie.

- To twoja wina, że o niej marudzę... Merlinie, co za idiotyczne słowo! - Harry potrząsnął głową. - Idę
poszukać Rona i Hermiony.

Odnalazł ich w przedziale prefektów, który był pusty i zarezerwowany tylko dla nich. Harry patrzył na nich
przez szybę. Oboje migdalili się tak zapamiętale, jak gdyby od tego zależało ich życie. Harry dostrzegł
odznakę prefekta na piersi Rona i błyszczącą odznakę liderki dziewcząt na szacie Hermiony.

Z pewnością wyglądają na... zajętych.

Harry westchnął i wycofał się, aby powrócić do własnego przedziału, ale zdołał zrobić tylko trzy kroki,
kiedy usłyszał, że drzwi za nim rozsunęły się.

- Przepraszam, Harry, nie zauważyliśmy cię - powiedziała Hermiona. Harry odwrócił się, aby na nią
spojrzeć. - Czy coś się stało?

- Taa, stary, wiesz, musieliśmy spotkać się z pozostałymi prefektami - dodał Ron, pojawiając się obok
dziewczyny.

Jasne. Wiedziałby o tym, gdyby jego przyjaciele raczyli poinformować go o swoich nowych stanowiskach.
Cóż, teraz i tak nie miało to już znaczenia.

- Nie, nie do końca - powiedział, patrząc na swoje paznokcie. - Po prostu niecałą minutę temu widziałem
jak twoja siostra migdaliła się z Blaise’em Zabinim w przedziale z przodu pociągu.

Zaczerwienione policzki Rona pociemniały i z wyciągniętą różdżką przecisnął się pomiędzy Harrym i
Hermioną.

background image


- Nauczę tego ślizgońskiego drania trzymać łapy z daleka od mojej siostry!

Hermiona rzuciła się za nim

- Ron, nie!

A Harry oparł się o drzwi przedziału, uśmiechając się z satysfakcją.

- Teraz nie wpakujemy się w żadne kłopoty.

I to jest właśnie mój mały horkruks.

Do wtóru wrzasków i dźwięków rzucanych zaklęć, które rozległy się chwilę później, Harry uchylił mentalny
kapelusz w stronę Voldemorta i pospacerował z powrotem do swojego przedziału.


***

- Ale z Zabinim? Ze Ślizgonem? - Ron powtórzył to już po raz dwudziesty szósty tego popołudnia. Harry
liczył na bieżąco.

- Ron, daj już spokój - powiedziała Hermiona. - Zabini nie był zamieszany w wojnę. Jeżeli Ginny chce się z
nim spotykać, to może.

Harry podążał za przyjaciółmi w stronę Wielkiej Sali, ale zatrzymał się jak wryty, kiedy zobaczył stół
nauczycielski. Na samym jego końcu, na swoim zwyczajowym miejscu, siedział Snape.

- O, spójrzcie, to Fleur - oznajmił pogodnie Ron. - Założę się, że jest naszym nowym nauczycielem
Obrony Przed Czarną Magią. Dziwne, Bill o tym nie wspominał.

Harry w ogóle nie zauważył Fleur. Jego wzrok był skoncentrowany na Snapie, który odwrócił głowę i
wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Cóż, to naprawdę interesujące. Ciekawe, jak Severus to wytłumaczy.

- Ron! - Hermiona złapała go za rękaw. - Spójrz, to Snape!

Oczy Gryfona rozszerzyły się.

- Co, do diabła, ten drań tu robi?

- Chodźmy usiąść. Jestem pewna, że McGonagall wszystko wyjaśni. - Hermiona pociągnęła za rękaw
także Harry'ego, który poszedł za nią do stołu Gryffindoru, jednak ani na chwilę nie spuścił wzroku ze
Snape'a.

Cóż, pieprzyć to, pomyślał. Czy to... czy on zamierza... jak my...

Uspokój się. Severus nie może nas zdradzić. Przysięga nam to zapewnia. Wypytamy go po uczcie.

Harry usiadł na końcu stołu i nareszcie oderwał wzrok od Snape'a. Hermiona zajęła miejsce obok niego, a
Ron naprzeciwko. Ginny przeszła obok, ale zignorowała ich i usiadła pomiędzy pozostałymi
szóstoklasistami.

Harry, obracając się na ławce, rozejrzał się po Wielkiej Sali. Jeden koniec stołu Slytherinu wyglądał na
niezwykle pusty. Jedynie Nott i Zabini pozostali z tego roku. Crabbe i Bullstrode byli martwi, Parkinson

background image

wraz ze swoimi rodzicami uciekła z kraju rok temu, Goyle, za użycie klątwy Cruciatus spędzał dożywocie
w Azkabanie, a Malfoy, za wpuszczenie Śmierciożerców do Hogwartu, został skazany na pięć lat.
Najwyraźniej Snape'owi udało się utrzymać go z daleka od wojny, ale nie dał rady ochronić go przed
Wizengamotem.

Kilku piąto- i szóstoklasistów ze Slytherinu także zaginęło, ale reszta młodszych uczniów była obecna.
Pozostałe stoły wyglądały na kompletne, o ile Harry mógł to stwierdzić.

Inną znacząca różnicą była oczywiście nieobecność Dumbledore'a. McGonagall siedziała na jego - a
może należało już do niej? - krześle pośrodku stołu nauczycielskiego. Fleur rozmawiała z Sinistrą i Sprout.
Hagrid pomachał do nich i Harry uśmiechnął się w odpowiedzi. A Snape w dalszym ciągu rzucał mu
spojrzenia, chociaż spokojny wyraz twarzy nie zdradzał jego myśli.

Severus będzie miał na pewno odpowiednie wytłumaczenie. On dobrze wie, że nie ma co pojawiać się
tutaj bez niego.

Kiedy wszyscy zajęli miejsca, McGonagall wstała z krzesła.

- Witajcie, uczniowie. Wiem, że kiedy Hogwart został zamknięty w zeszłym roku, wielu z was martwiło się
o swoją przyszłą edukację. Ale wraz z zakończeniem wojny i pokonaniem niebezpieczeństwa, możemy
kontynuować waszą naukę od miejsca, w którym została ona przerwana. Jak pewnie zauważyliście, w
gronie nauczycielskim nastąpiło kilka zmian.

McGonagall spojrzała w bok i uśmiechnęła się do Fleur.

- Pozwólcie, że rozpocznę od przedstawienia wam nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią,
profesor Fleur Delacour.

Na sali zabrzmiały uprzejme oklaski. Ron wydawał się nieco bardziej entuzjastyczny, niż Harry albo
Hermiona i pozwolił sobie na mały aplauz. Fleur obdarzyła go wielkodusznym uśmiechem.

- A na stanowisko nauczyciela Eliksirów powraca znajoma twarz. Wiem, że niektórzy z was - McGonagall
pozwoliła, aby jej wzrok spoczął na Harrym - mogą mieć wątpliwości co do jego powrotu, ale pozwólcie mi
powiedzieć, że profesor Snape odegrał istotną rolę w wojnie i zasadniczo przyczynił się do zapewnienia
nam zwycięstwa. Ja osobiście jestem niezwykle wdzięczna i szczęśliwa, że profesor tak szybko zgodził
się powrócić do Hogwartu.

Harry zazgrzytał zębami, a Ron jęknął, ale wokół nich zabrzmiały niepewne oklaski.

- On nigdy nie pozwoli ci używać swojej książki na lekcjach - Hermiona zwróciła się do Harry'ego, a w jej
głosie zabrzmiała satysfakcja. - W tym roku musisz pracować sam.

Tak ci się tylko wydaje, pomyślał Harry, a jego usta zadrżały, kiedy Voldemort zachichotał.

- Na zakończenie pozwólcie mi przedstawić mojego następcę, waszego nowego nauczyciela
Transmutacji, profesor Hestię Jones.

Drzwi otworzyły się i uśmiechając się triumfalnie, wkroczyła Hestia Jones prowadząc za sobą hordę
pierwszoklasistów.

- Ona była w Zakonie - powiedziała Hermiona, klaskając. - I należała do Hufflepuffu kilka lat temu. Jestem
pewna, że będzie świetna.

- A kogo to obchodzi - mruknął Ron. - O ile nie będzie taka rygorystyczna, jak McGonagall.

Harry nie mógł nie zgodzić się z przyjacielem, ale pozostał cicho i usiadł z powrotem, aby obejrzeć

background image

ceremonię przydziału.


***

- Idę pomóc pierwszoroczniakom - oznajmiła Hermiona po zakończeniu uczty, po czym odeszła
pospiesznie.

- Pójdę z tobą do wieży - zaproponował Ron.

- Nie, w porządku. Idź wypełniać obowiązki prefekta. - Harry potrzebował czasu, aby przedyskutować z
Voldemortem sprawę Snape'a, a przesyłanie mu myśli było o wiele trudniejsze, kiedy ktoś w tym samym
czasie do niego mówił. - Pójdę sam.

Zanim Ron zdążył odpowiedzieć, usłyszeli za sobą chrząknięcie.

- Proszę na słówko, panie Potter - powiedział Snape, wyłaniając się zza ich pleców. - Slughorn mógł
uważać cię za geniusza eliksirów, ale obaj wiemy, skąd wziął się twój nagły talent. Jeżeli chciałbyś
pozostać w mojej klasie w tym roku, proponuję, abyśmy przedyskutowali twoje korepetycje. Właśnie w tej
chwili.

- Ty śmierdzący draniu - warknął Ron, zaciskając dłonie w pięści. - Nie możesz tak po prostu...

- Mogę i zrobię to, panie Weasley. A teraz oddalisz się szybko, jeżeli nie chcesz otrzymać szlabanu.

- Nie przestraszysz mnie, ty cholerny zdrajco. Chciałbym...

- Właśnie zarobiłeś tydzień szlabanów z panem Filtchem, poczynając od jutra, panie Weasley.

Rudzielec wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć, więc Harry szybko położył mu dłoń na ramieniu.

- W porządku, Ron. Idź pomóc Hermionie, a ja dogadam się ze Snape'em. - Delikatnie popchnął Rona w
kierunku Hermiony, aż w końcu jego przyjaciel odszedł, rzucając mężczyźnie zdegustowane spojrzenia.

- Porozmawiajmy - rzekł Harry. Snape skinął głową i wyprowadził go z Wielkiej Sali do najbliższej pustej
klasy. Kiedy znaleźli się w środku, rzucił na drzwi kilka zamykających i wyciszających zaklęć, po czym
odwrócił się do Harry'ego.

- Mój panie, proszę o wybaczenie...

- Nie nazywaj mnie tak tutaj, Severusie - powiedział Voldemort. - Zwracaj się do mnie, jako do Pottera.

Snape pochylił głowę.

- Oczywiście. Proszę o wybaczenie. McGonagall odwiedziła mnie wczorajszej nocy i błagała, abym
powrócił do Hogwartu. Slughorn odmówił ponownego zajęcia tego stanowiska, zasłaniając się tym, że
zasłużył w końcu na emeryturę, i pilnie potrzebowała Mistrza Eliksirów.

- Nie mogłeś najpierw przedyskutować tego ze mną, Severusie?

Snape potrząsnął głową, patrząc na swoje buty.

- Musiała natychmiast otrzymać odpowiedź, a nie miałem sposobności, aby się z tobą skontaktować,
ponieważ obaj byliście wtedy w Ministerstwie. Ale pomyślałem, że jeżeli obaj będziemy w Hogwarcie,
ułatwi nam to komunikację.

background image

- Racja - zgodził się Voldemort. - Jednakże będziesz miał mniej czasu na przygotowanie mojego eliksiru.

- To niestety prawda. Ale będę miał lepsze wyposażenie i znacznie łatwiejszy dostęp do składników.

- Tak. Teraz widzę, że taki układ jest korzystny dla nas obu. Nauczanie tutaj zwolni cię od jakichkolwiek
podejrzeń o paranie się mniej łagodną magią. I możesz poświęcać swój wolny czas na warzenie eliksiru
dla mnie.

- W rzeczy samej - powiedział Snape, kiwając głową. W jego głosie zabrzmiała ulga.

- Chcę, żebyś zapisał Harry'ego na korepetycje z Eliksirów. Kilka razy w tygodniu. W ten sposób
będziemy mogli spędzać razem czas bez dociekliwych pytań.

- Oczywiście. McGonagall nie powinna mieć nic przeciwko.

- Bardzo dobrze. Zobaczymy się na zajęciach, Severusie - rzekł Voldemort i Harry poczuł, że wycofuje się
w głąb jego umysłu.

- Profesorze - powiedział, kiedy Snape wycelował różdżką w drzwi. - Chcę, żebyś przestał prześladować
mnie i moich przyjaciół na zajęciach. Nie musisz traktować nas jak swoich ulubieńców, ale nie bądź tak
cholernie niesprawiedliwy.

- Mówisz jak prawdziwy Gryfon, Potter - zadrwił Snape. - Zobaczę, co mogę zrobić. - Po tych słowach,
usunął wszystkie zaklęcia z drzwi i wyśliznął się na zewnątrz. - Jutro o siódmej wieczorem, w moim
gabinecie. Rozpoczniemy wtedy twoje korepetycje z Eliksirów.

- Drań - wymamrotał Harry i wolno powlókł się na korytarz.

Tak, ale pożyteczny drań.

Harry nie mógł się z tym nie zgodzić.


***

- To takie dziwne uczucie być tu z powrotem - powiedział Harry. Leżał w łóżku z rękami pod głową i nie
patrzył na nic konkretnego. Rzucił kilka zaklęć wyciszających i blokujących na zasłony, aby mieć
zapewnioną prywatność.

Zapewniam cię, że jeszcze dziwniejsze jest przebywanie w wieży Gryffindoru.

- Do tego powrót Snape’a i cała reszta. Lepiej, aby nie sprawił, że moje życie stanie się bardziej
skomplikowane, niż jest teraz.

- Ufam, że Severus okaże ci nieco więcej szacunku w tym roku. Jeżeli nie, to się z nim policzę.

Harry poczuł coś na kształt ponurej satysfakcji. Teraz miał swojego własnego Czarnego Pana, który
będzie trzymał Snape'a w ryzach.

Twojego własnego Czarnego Pana?

Voldemort roześmiał się, co posłało mrowienie wzdłuż ciała Harry'ego.

- Taa, nie wiem dlaczego nie miałbym dla odmiany wykorzystać cię do własnej zemsty.

Wykorzystuj mnie jak tylko zechcesz, mój mały horkruksie.

background image


Harry oblizał wargi.

- Czy możesz... ee... Wiem, że nie mamy tu lustra, ale pomyślałem...

Potrzebujesz małej pomocy, aby się zrelaksować. Z pewnością mogę o to zadbać. Pozwól, że pokażę ci
coś nowego.

Po tych słowach Voldemort uniósł mu ręce, a w tym czasie Harry nogami zepchnął z siebie kołdrę.
Voldemort szybko uporał się z dołem piżamy, a następnie przycisnął wskazujący palec chłopaka do jego
warg.

Ssij go.

Harry otworzył usta i wsunął palec do środka, szarpiąc biodrami, kiedy druga ręka zacisnęła się wokół
jego na wpół twardego członka. Nie chciał się do tego przyznać, ale posiadanie w sobie Voldemorta, który
mógł mu obciągnąć, było cudownym uczuciem. Tak, jakby dotykał go kogoś inny. Jego zamknięty w dłoni
penis pulsował, a on ssał swój palec coraz mocniej.

A teraz rozchyl nogi, Harry, i podciągnij kolana pod brodę.

Harry przekręcił głowę na bok i wyciągnął palec z ust.

- Nie jestem pewien, czy chcę.

Obiecuję, że będzie ci przyjemnie. Po prostu spróbuj. Jeżeli ci się nie spodoba, to już więcej tego nie
zrobimy.

Voldemort zaczął szybciej poruszać dłonią i Harry musiał zagryźć wargi, aby powstrzymać wyrywający się
z jego ust jęk.

- W porządku. Ale tylko żeby zobaczyć, jak to jest.

Harry przyciągnął kolana do klatki piersiowej. Czuł się dziwacznie, kiedy jego tyłek był tak wypięty, jednak
szybko zatracił się w przyjemności, kiedy Voldemort mocniej zacisnął dłoń wokół jego penisa. Niemal nie
zauważył, że druga ręka przesunęła się w dół, zorientował się dopiero, kiedy poczuł, jak mokry palec
ociera się o jego wejście.

- Ok, to jest dziwaczne - wydyszał, jednak nie potrafił przestać poruszać biodrami w rytmie pociągnięć
Voldemorta. Czubek palca wsunął się w niego odrobinę, a Harry szarpnął się, czując wtargnięcie.

Zrelaksuj się, Harry. To będzie cudowne.

Harry zamknął oczy i wyobraził sobie Toma Riddle’a dotykającego go w tamtym miejscu. Dłoń Toma na
jego penisie i palec Toma powoli wsuwający się w głąb niego, a może nawet ciało Toma na jego ciele,
ocierające się o niego i napierające i…

- Do diabła - wysapał, kiedy palec dotknął niewielkiego punktu wewnątrz niego i sprawił, że jego penis
zaczął pulsować gorącem.

To twoja prostata. Przyjemnie, prawda? - zapytał Voldemort, ledwie oddychając, co sprawiło, że Harry
zaczął wić się z podniecenia.

- Tak, nie przestawaj.

Nawet o tym nie pomyślałem.

background image


Harry napierał na ściskającą mu członek dłoń, gorąco emanowało z jego jąder, a palec wsuwał się z niego
coraz głębiej i głębiej i nagle zdał sobie sprawę, że jest pieprzony sam przez siebie, a może przez
Voldemorta? To nieważne, nie tak bardzo, ponieważ to było tak przyjemne uczucie, tak cholernie
przyjemne, że Harry zaczął napierać jeszcze mocniej, a Voldemort zagłębiał się w nim coraz szybciej i
Harry pomyślał, że nie miał pojęcia, iż pieprzenie może być tak wspaniałe.

- Tak, Merlinie - wyjęczał, wyginając plecy w łuk, wciskając swój palec jeszcze głębiej i dochodząc.
Gorące strugi spermy zaczęły pokrywać jego skórę i nie wyglądało na to, aby miało się to szybko
skończyć. Cały ten żar i siła... tak, była w nim moc.

Masz rację, Harry, to nasza moc.

Harry pokiwał głową, czując, jak rozkosz zaczyna odpływać powolnymi falami.

- To przyjemne.

A więc chciałbyś to powtórzyć?

- Tak sądzę. - Zajęczał, kiedy Voldemort wysunął palec. Nie bolało, ale było to nieco dziwne uczucie.
Voldemort sięgnął po ukrytą pod poduszką różdżkę Harry'ego, rzucił kilka zaklęć czyszczących i dopiero
wtedy oddał Harry'emu kontrolę.

Jesteś już wystarczająco zrelaksowany, aby zasnąć?

- Tak. - Harry nakrył się i przewrócił na bok.

Dobranoc, mój mały horkruksie.

- Dobranoc, mój mały Czarny Panie - wyszeptał chłopak, uśmiechając się. Voldemort roześmiał się tak
głośno, iż całe ciało Harry'ego zadrżało.


***

Pierwszy dzień zajęć minął błyskawicznie i przez większość czasu Harry miał wrażenie, że nigdy nie
opuszczał tego miejsca. Zaskoczyło go to, jak szybko udało mu się wśliznąć z powrotem w rolę studenta
po całym pełnym zawirowań roku, który przeżył, a w szczególności biorąc pod uwagę fakt, że Voldemort
był wewnątrz niego w każdej minucie dnia. Voldemort zadecydował, że Harry radzi sobie całkiem nieźle w
Zielarstwie i Zaklęciach, ale i tak dostarczył mu wielu interesujących faktów i pomocnych sugestii. Nie
wspominając już o ostrym krytykowaniu niemal każdego napotkanego ucznia i nauczyciela.

- Wiem, kto jest nową głową naszego domu - oświadczyła Hermiona, dołączając do Harry'ego i Rona w
Wielkiej Sali podczas kolacji. - Profesor Greisenbloo.

Obaj Gryfoni patrzyli na nią bez słowa.

- No wiecie, ta od Antycznych Run. - Hermiona westchnęła z irytacją. - Mniejsza z tym, McGonagall
przedstawi ją nam dzisiaj wieczorem w pokoju wspólnym. Ona jest naprawdę miła.

- Aha - skomentował Ron i powrócił do posiłku.

- Mnie nie będzie - powiedział Harry.

Hermiona uniosła brwi.

background image

- Nie mów mi, że masz szlaban już pierwszego dnia.

- Nie, to ja go mam - wyjaśnił Ron, szczerząc się. - Więc mnie także nie będzie.

- Mam korki z Eliksirów. - Harry pogrzebał w swoich ziemniakach, udając, że jest niepocieszony. -
Wygląda na to, że Snape uważa, iż bez wiadomej książki będę beznadziejny na zajęciach, więc wczoraj
wieczorem zapisał mnie na dodatkowe lekcje.

- Cóż, nie mogę się z tym nie zgodzić. - Hermiona odwróciła się do Rona. - A dlaczego ty dostałeś
szlaban?

Ron oparł się na siedzeniu, wyglądając na zadowolonego z siebie.

- Wczoraj wieczorem nazwałem Snape'a śmierdzącym draniem i cholernym zdrajcą i...

- Doprawdy. - Hermiona zaczęła nakładać marchewki na swój talerz, starannie unikając patrzenia na
Rona.

Ona jest bardzo apodyktyczna, prawda?

Harry wzruszył łagodnie ramionami.

Przywykniesz do tego.

Szczerze wątpię.

Harry ukrył uśmiech, przegryzając groszek.



Część 7



Harry zapukał do drzwi gabinetu Snape'a. Otworzyły się po kilku sekundach i mógł wejść do środka.

- Punktualnie, Potter. Co za miła odmiana. - Snape machnął różdżką, a drzwi za plecami Harry'ego
zatrzasnęły się. - McGonagall nie miała żadnych obiekcji odnośnie twoich dodatkowych lekcji.

- Bardzo dobrze - powiedział Voldemort.

- Przypuszczam, że będziesz towarzyszył Potterowi podczas zajęć?

- Tak. Harry otrzyma moją pomoc, jeżeli będzie jej potrzebował.

- Świetnie. W takim razie nie będę musiał tracić na niego czasu. - Snape wskazał za siebie, na znajdujące
się tam pomieszczenie. - Przygotowałem twój eliksir w swoich kwaterach.

Harry podążył za nim. Zdecydował się usiąść, kiedy Voldemort i Snape dyskutowali na temat eliksiru, ale
nie potrafił powstrzymać swojej ciekawości odnośnie prywatnych kwater Mistrza Eliksirów.

Nie wyglądały jakoś specjalnie. Średniej wielkości salon był wypełniony takimi samymi meblami, jakie
można było znaleźć w całym Hogwarcie. Jego pracownia wyglądała jak mniejsza wersja klasy eliksirów,
ale pozbawiona uczniowskich ławek.

- Napotkałem kilka problemów - powiedział Snape, zatrzymując się za dymiącym kociołkiem. Harry

background image

przystanął obok niego, dzięki czemu Voldemort mógł zobaczyć, co się dzieje. - Nie mogę sprawić, aby łzy
feniksa połączyły się z pozostałymi składnikami. Podejrzewam, że potrzebuję innych składników, aby tego
dokonać, ponieważ te, które wypróbowałem: smocza krew, rozgniecione chrząszcze i skórka boomslanga,
tylko wszystko pogarszają.

Voldemort popatrzył w kociołek.

- Tak, spodziewałem się tego. Niestety moje źródło okazało się niekompletne. - Spojrzał na Snape'a. -
Musimy przeanalizować wszystkie teksty o tej tematyce, jakie tylko odnajdziesz. Sugeruję rozpoczęcie
poszukiwań od odwiedzenia mugolskich bibliotek uniwersyteckich.

- To zabierze mnóstwo czasu. - Snape zgasił płomień pod kociołkiem.

- Mam dużo czasu, Severusie.

- W porządku. - Snape wrzucił kociołek do najbliższego zlewu. - Proponuję, abyśmy kontynuowali tę
dyskusję w przyjemniejszym otoczeniu.

Zajęli miejsca na wprost wygaszonego kominka, a Snape przywołał dzbanek herbaty. Harry próbował
nadążyć za Snape'em i Voldemortem, ale oni rozmawiali tylko o takim albo innym eliksirze i bardzo
szybko stracił wątek. Zapadł w drzemkę, słysząc jedynie urywki ich dyskusji. To było dziwnie relaksujące
pozwolić Voldemortowi na kontrolowanie przez jakiś czas jego ciała, tak, że po całym dniu męczących
lekcji mógł wycofać się w głąb swego umysłu. Nie miał pojęcia, ile minęło czasu, dopóki Snape nie
wypowiedział słów: "już bardzo późno", co sprawiło, że szybko powrócił do rzeczywistości.

- Tak, powinniśmy niedługo wracać - zgodził się Voldemort. Odłożył pustą filiżankę na stół. - Jednakże
dzisiejszego wieczoru chciałbym skorzystać z twoich usług, Severusie.

- To będzie dla mnie przyjemność - odparł Snape z dziwnym błyskiem w czarnych oczach.

Voldemort zachichotał.

- Podejrzewam, że chciałeś wypróbować to ciało od kiedy dowiedziałeś się o moim kłopotliwym
położeniu?

- Nie mylisz się.

Harry natychmiast powrócił do rzeczywistości.

- Ee?

Severus lubi dobrze wyposażonych młodych mężczyzn, Harry.

- Co?

Nie mów mi, że nie chciałbyś zobaczyć swojego Mistrza Eliksirów na kolanach, z ustami zaciśniętymi
wokół twojego penisa...

- Cóż. - Harry naprawę nie wiedział, co mógłby odpowiedzieć. Snape lubił mężczyzn? Jeszcze minutę
temu Harry nawet nie podejrzewał, że Snape może mieć jakiekolwiek życie seksualne. - Ale...

- Wierz mi, Potter. To nie tobie chcę sprawić przyjemność. - Snape podniósł się z krzesła i opadł na
kolana przed Harrym.

- Tak, nasz Severus uwielbia zadowalać swojego Pana.

background image

- Mówisz, że on robił to już wcześniej?

Snape wywrócił oczami, położył ręce na kolanach Harry'ego i rozsunął mu nogi.

- Po prostu czerp z tego przyjemność, chłopcze. Severus ma niezwykle utalentowane usta.

Harry próbował się odsunąć, ale Voldemort zatrzymał go na miejscu i zmusił do przyglądania się z czymś
na kształt chorej fascynacji jak mężczyzna odpina mu kilka guzików szat i wyjmuje jego na wpół twardą
erekcję.

Snape ssący penisa Harry'ego. Pomimo oszołomienia i uczucia naporu czegoś gorącego, ciasnego i
mokrego wokół członka, Harry doszedł do wniosku, że widok był niezwykle kuszący. Snape, ten cholerny
drań, na kolanach przed Harrym Potterem, zmorą jego egzystencji (jak sam zawsze twierdził).

Tak. Wiedziałem, że spojrzysz na to z mojego punktu widzenia. Po prostu się zrelaksuj, Harry.

Harry poczuł, jak do jego ciała powraca nieco kontroli, więc wypchnął biodra, początkowo niepewnie, ale
kiedy Snape owinął dłoń wokół trzonu jego penisa i zaczął przesuwać nią w górę i w dół w tym samym
rytmie, w którym poruszały się jego usta i język, Harry odważył się na więcej.

Pieprzę usta Snape'a, pomyślał.

My pieprzymy jego usta, mój mały horkruksie. Na razie. Kiedyś pokażę ci inne części Severusa, które
możemy pieprzyć.

- Merlinie - wyjęczał Harry, a nogi pod nim zatrzęsły się. Zacisnął ręce na poręczy, próbując powstrzymać
swoje ciało przed podrygiwaniem.

- Dotknij się, Severusie - powiedział Voldemort. Snape posłuchał natychmiast. Pociągnął za szaty i uwolnił
swoją erekcję. Harry patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami. Nigdy nawet nie podejrzewał, że Snape
ma penisa, szczególnie tak twardego. Mężczyzna stymulował go teraz, jednocześnie wciągając głęboko w
gardło erekcję Harry'ego.

To było tak cholernie przyjemne uczucie, zbyt przyjemne, jak na coś, co robił Snape, ale Harry kompletnie
nie potrafił się powstrzymać i pragnął tego jeszcze bardziej. Nikt nigdy nie dotykał go w ten sposób.

I Snape, na kolanach! Ta myśl, ten widok wywołały w Harrym nagłe, obezwładniające pragnienie
dominacji, które zgromadziło się w jego członku i jądrach. Wypchnął biodra jeszcze mocniej i z ust
Snape'a wydobył się pełen zaskoczenia pomruk. To był najcudowniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszał
i chciał jeszcze więcej, jeszcze więcej wszystkiego.

- Mocniej - wyjęczał, zaciskając zęby. - Ssij mi mocniej, Snape.

Czarne oczy mężczyzny powędrowały ku jego twarzy. Najwyraźniej zrozumiał, że to już nie Voldemort
sprawował nad nim kontrolę, tylko Harry. Czując drażniące jego twardego penisa zęby, jedna z rąk
Harry'ego wystrzeliła do przodu i zanurzyła się w długich włosach mężczyzny. Snape zajęczał i pozwolił
przyciągnąć swoją głowę bliżej, zanurzając penisa jeszcze głębiej w swym gardle.

- Och, tak, do cholery! - wyjęczał Harry. Wiedział, że kontroluje sytuację, ale mimo to czuł się bezradny
wobec tego nagłego pożądania, które płonęło wewnątrz niego. Nigdy tego nie rozważał, nigdy nie
rozmyślał o tym, że mógłby pozwolić innemu mężczyźnie ssać swojego penisa, nigdy nie wyobrażał sobie
Snape'a na kolanach przed nim, zaspokajającego się szybkimi pociągnięciami dłoni, ale to wszystko
działo się właśnie w tej chwili. Harry nie był pewien, czy jeszcze kiedykolwiek będzie pragnął tak bardzo
czegokolwiek innego.

To było dziwne, uzależniające poczucie władzy i Harry wiedział, że powinno go to przerażać, ale pomimo

background image

to czuł jedynie żar i pragnienie i chciał więcej, chciał jeszcze więcej.

Wypchnął biodra jeszcze raz, potem następny i doszedł w usta Snape'a. Jego ciało zesztywniało, a
następnie opadło na krzesło. Snape przełykał i przełykał, jednocześnie poruszając ustami wokół penisa
Harry’ego i samemu dochodząc, a jego sperma wystrzeliła wprost na kamienną podłogę.

- Cholera - wydyszał Harry. Snape odsunął się od niego i wytarł usta wierzchem dłoni. Nie przejmował się
ubieraniem chłopaka, tylko wstał i poprawił swe własne szaty. Harry czuł się zbyt wyczerpany, aby się
poruszyć.

Dobrze się bawiłeś, mój mały horkruksie?

- Taa - odparł Harry. Zdołał ukryć swojego członka z powrotem w spodniach. Teraz, kiedy było już po
wszystkim, nie czuł się zbyt komfortowo leżąc roznegliżowany w salonie Snape'a. I nie potrafił uwierzyć,
że to, co się przed chwilą wydarzyło, aż tak bardzo mu się podobało.

Snape mu obciągnął. Ta myśl sprawiła, że Harry miał ochotę się roześmiać.

Musimy już iść.

Voldemort zmusił Harry'ego do podniesienia się z krzesła i chłopak zrobił kilka chwiejnych kroków, zanim
udało mu się złapać równowagę.

- Czy to już wszystko? - zapytał Snape. Był równie opanowany jak zawsze, tak jakby nie miał przed chwilą
w ustach penisa jednego z uczniów. Albo Czarnego Pana. Ciężko było zdecydować który był którym.

Voldemort podszedł do niego i dotknął jego policzka dłonią Harry'ego.

- Dobrze się spisałeś, Severusie - powiedział i przysunął się bliżej, aby musnąć wargami usta mężczyzny.

Harry odsunął się, zaskoczony, co sprawiło, że Snape uśmiechnął się szyderczo.

- Zobaczymy się jutro w klasie, Potter.

- Taa - odparł Harry i pospiesznie wyszedł z salonu.

- Musiałeś go pocałować? - zapytał, kiedy byli już w gabinecie Snape'a.

Tak.

Harry prychnął i otworzył drzwi na korytarz.

- Inne rzeczy mi się podobały, były w porządku - powiedział po sprawdzeniu, czy nie ma kogoś w pobliżu.
- Ale pocałunek już nie bardzo.

Na razie dopiero zaczynasz się uczyć o tego rodzaju przyjemnościach, Harry. Wkrótce wszystkie je
docenisz.

Harry zignorował komentarz Voldemorta, ale nie potrafił przestać myśleć o tym, co wydarzyło się w
salonie Mistrza Eliksirów. Snape - nauczyciel, Śmierciożerca, zdrajca - obciągnął mu. Miał penisa
Harry'ego w swoich ustach i połknął jego spermę. Ta myśl była jednocześnie przerażająca i podniecająca
i tak bardzo rozkojarzyła chłopaka, iż nie zauważył, że był śledzony.

- Potter! - W momencie, kiedy dotarł do schodów, usłyszał za sobą głos. - To niezbyt mądre z twojej
strony włóczyć się samemu po ślizgońskich lochach.

background image

Harry odwrócił się i zobaczył za sobą Teodora Notta z wyciągniętą różdżką.

- Czego chcesz? - zapytał i powoli opuścił rękę, żeby sięgnąć po własną różdżkę.

- Przez ciebie zginął mój ojciec - powiedział Nott. - Czas, abyś za to zapłacił.

Harry zmarszczył brwi.

- Twój ojciec zginął, kiedy próbował uciec z Azkabanu. Nie mam z tym nic wspólnego.

- Ale to ty go tam wysłałeś! - Ślizgon uniósł różdżkę w tym samym momencie, w którym Harry wyciągnął
swoją.

- Crucio!

Nott upadł na podłogę w momencie, kiedy do Harry'ego dotarło, że to nie on rzucił klątwę, tylko
Voldemort. Chłopak dygotał na kamiennej posadzce, a z jego ust wydobywały się wrzaski i wycie. Nie
spuszczając z niego różdżki Voldemort podszedł bliżej i nie przerwał klątwy, dopóki nie stanął nad
Nottem, obiema nogami po obu stronach jego ciała.

- To było bardzo głupie z twojej strony - powiedział, patrząc w dół.

- Ty... ty... Cruciatus... Powiem...

- Ależ proszę bardzo- odparł. - Biegnij prosto do opiekuna swojego domu.

Nott przełknął ślinę i próbował odpełznąć, ale Voldemort położył stopę na jego piersi i przycisnął go do
podłogi.

- Nic nie powiem temu zdrajcy! On przez cały czas był po twojej stronie. Oszukał nas wszystkich.

- Tak, słyszałem o tym. - Voldemort uśmiechnął się szyderczo i przechylił prowokująco głowę. - W takim
razie dlaczego nie powiesz o tym dyrektor McGonagall?

- Zrobię to! - Ślizgon jeszcze raz spróbował się uwolnić, ale Voldemort przesunął stopę z jego klatki
piersiowej do gardła, ponownie przyciskając go do ziemi.

- Nie, nie zrobisz tego - rzekł. - I powiem ci, dlaczego. - Przysunął się nieco bliżej do twarzy Notta. - Nikt ci
nie uwierzy. Biegnij do dyrektorki. Biegnij nawet do ministerstwa, wszystko jedno. Jak myślisz, komu
uwierzą? Harry'emu Potterowi, który otrzymał właśnie Order Merlina Pierwszej Klasy za pokonanie
najpotężniejszego czarodzieja na świecie, czy takiemu żałosnemu, znanemu ze swego uwielbienia dla
Śmierciożerców pomiotowi, jak ty?

Nott potrząsnął głową i odsunął się od razu, kiedy tylko pozwoliła mu na to przygniatająca go stopa.

- Nie możesz tak po prostu biegać i używać tutaj Niewybaczalnych, Potter!

- Myślę, że właśnie to zrobiłem. A ty mnie nie powstrzymasz. - Voldemort zmrużył oczy. - I jeżeli jeszcze
raz skierujesz na mnie swoją różdżkę, to użyję Klątwy Uśmiercającej i nikt nie odnajdzie twojego ciała. Nie
zapomnij powiedzieć wszystkim swoim małym ślizgońskich kumplom, czego mogą się spodziewać, jeżeli
spróbują wejść mi w drogę.

- Jesteś szalony, Potter! - Nott podniósł się i uciekł w głąb zalegającej w lochach ciemności. - Jesteś
popieprzony!

- Jezu Chryste - powiedział Harry, kiedy zorientował się, że znowu panuje nad swoim głosem. - Właśnie

background image

rzuciłeś...

Nie zaczynaj teraz z tą swoją hipokryzją, Harry. Nie wypominałem ci, kiedy użyłeś jej na Severusie.

- Nie, nie to chciałem powiedzieć! - Harry ściszył głos do szeptu. - Ale zrobiłeś to w Hogwarcie.

Nie widzę w tym problemu. On nikomu nie powie, nawet swoim ślizgońskim koleżkom. Okazałby się
słabeuszem, gdyby wspomniał, że Harry'emu Potterowi udało się rzucić na niego klątwę.

Harry wziął drżący oddech.

- Nie wierzę ci. Mogłeś go po prostu spetryfikować albo coś w tym stylu.

Nigdy nie dawaj swoim przeciwnikom nawet jednej szansy. Nigdy nie pozwól im myśleć, że nie jesteś w
stanie posunąć się tak samo daleko, jak oni są na to gotowi.

- Tak, ale...

Czy myślisz, że on by cię tylko spetryfikował?

Harry potrząsnął głową.

Sam więc widzisz. Po prostu upewniliśmy się, że nie spróbuje powtórzyć tego głupiego wyczynu.

Kiedy Harry się nie poruszył, Voldemort ponownie przejął nad nim kontrolę. Wszedł po schodach i wśliznął
się do pierwszej pustej klasy, którą napotkał.

A teraz kolejna lekcja. Aurorzy nigdy nie sprawdzają więcej niż dwanaście zaklęć wstecz. I właśnie
dlatego powinieneś zawsze rzucić przynajmniej dwadzieścia innych po użyciu Zaklęcia Niewybaczalnego.

Po tych słowach Voldemort zaczął rzucać zaklęcia wyciszające, lewitujące, przywołujące i każdego innego
typu, których przeciętny uczeń Hogwartu mógł użyć w ciągu dnia. Zakończył szybkim "Finite Incancatum" i
oddał Harry'emu kontrolę nad ciałem.

- W porządku. Rozumiem dlaczego chciałeś rzucić na Notta tę klątwę. Ale byłbym wdzięczny, gdybyś
zredukował używanie Niewybaczalnych do absolutnego minimum, kiedy jesteśmy w Hogwarcie.

Obiecuję. Z ręką na mym sercu.

- Miałeś na myśli moim sercu.

Naszym sercu.

- Teraz twój głos zabrzmiał łagodnie - powiedział Harry, uśmiechając się. Śmiech Voldemorta odbił się
echem w jego umyśle, kiedy wracał do wieży Gryffindoru.


***

- Tutaj, Harry! - pomachała do niego Hermiona, siedząca przy stole w kącie Pokoju Wspólnego.

Kiedy Harry dołączył do przyjaciół, Ron spojrzał na niego z niepokojem.

- I jak było? Snape zachowywał się tak samo nieprzyzwoicie jak zawsze?

- O tak - odparł niejasno Harry. - Bardzo nieprzyzwoicie.

background image


- Założę się, że tobie jednak nie kazał czyścić kibli - powiedział Ron i zrelacjonował ze wszystkimi
szczegółami swój szlaban z Filtchem. W międzyczasie Harry rozejrzał się po Pokoju Wspólnym. Czuł się
tak, jakby był wystawiony na widok publiczny, jakby nad jego głową unosił się wielki znak, na którym
widniał napis: "Snape przed chwilą ssał mojego penisa, a potem rzuciłem klątwę Cruciatus na Ślizgona."

Nie bądź niedorzeczny. Żaden ze znajdujących się tutaj uczniów nie ma talentu do Legilimencji.

Harry zacisnął usta, aby ukryć prychnięcie.

Skąd możesz wiedzieć?

Sprawdziłem.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się i Ron spojrzał na niego ze zdziwieniem, więc chłopak szybko burkną, że
zgadza się z tym, iż szorowanie kibli bez użycia magii to najdurniejsze zadanie na świecie.

Zaglądałeś w umysły ludzi?, zapytał bezgłośnie.

Rzuciłem tylko okiem to tu, to tam, żeby upewnić się, że nikt nas nie podejrzewa.

- A, profesor Grisenbloo prosiła, abym ci to dała - powiedziała Hermiona i rzuciła na stół odznakę
kapitana. - Miałam też przekazać iż oczekuje, że przeprowadzisz kwalifikacje do drużyny.

- Dzięki. - Harry zacisnął palce na odznace. Zapomniał o Quidditchu. - Ale nie będzie żadnych kwalifikacji.

- Dlaczego nie? - zapytał Ron. Jego uszy zabarwiły się na różowo. - Zamierzasz po prostu wyznaczyć
zawodników?

- Nie bądź niedorzeczny. Mieliśmy świetną drużynę w tamtym roku. Po prostu ją zostawimy.

- Ale Katie Bell skończyła szkołę - zauważyła Hermiona. Wyglądało na to, że nie pochwalała decyzji
Harry'ego.

- Dean może być ścigającym. - Harry odwrócił się i spojrzał na chłopaka, który siedział na kanapie razem
z Neville’em i Seamusem. - Hej, Dean! Chciałbyś grać jako ścigający w tym roku?

Dean uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową.

- A więc załatwione - powiedział Harry i odwrócił się z powrotem do Rona i Hermiony, którzy wpatrywali
się w niego. - Co?

- Och, doprawdy. - Hermiona zabrała się za swoją pracę domową.

- A więc znowu jestem w drużynie? - zapytał Ron. Potter skinął głową. - Dzięki, stary.

- Idę do łóżka - oświadczył Harry. - Jutro czeka mnie ciężki dzień. - A Snape ssący jego penisa wybił go
trochę z rytmu, ale nie wypowiedział tej myśli na głos. Kiedy poczuł, że jego policzki się rumienią,
stwierdził, że wolałby też tego nie pomyśleć.

- Taa, ja... ee... jeszcze trochę zostanę - powiedział Ron, wskazując dyskretnie na Hermionę.

- Dobra. Zobaczymy się jutro. - Harry wspiął się po schodach do dormitorium. Przebrał się w piżamę,
wśliznął do łóżka i rzucił kilka zaklęć i uroków na swoje zasłony, żeby powstrzymać wścibskie nosy.

- Lubisz Quidditch? - zapytał, leżąc w łóżku i patrząc na trzymaną w dłoniach odznakę kapitana.

background image


Nieszczególnie.

- Nie grałeś nigdy podczas twojego pobytu w Hogwarcie?

Nie, byłem za bardzo zajęty przeistaczaniem się w Czarnego Pana. Nie miałem czasu na sport.

Harry rozpoznał kpiącą nutę w głosie Voldemorta i uśmiechnął się. Z każdym dniem stawało się to coraz
łatwiejsze.

- Taa, raczej zbyt zajęty zabawianiem się ze swoim bazyliszkiem.

Voldemort zachichotał. Merlinie, Harry nie wiedział, dlaczego to było tak przyjemne uczucie, jakby ktoś
łaskotał palcami jego plecy.

Tak, między innymi.

- Ile miałeś lat, kiedy po raz pierwszy uprawiałeś seks?

Jeżeli przez "seks" masz na myśli stosunek seksualny, to odpowiedź brzmi szesnaście.

- Z dziewczyną czy z chłopakiem?

Oczywiście, że z chłopakiem. Nigdy nie interesowałem się dziewczynami. Chociaż Minerwa McGonagall
zaprosiła mnie raz do Hogsmeade. Myślę, że czuła do mnie miętę.

Wizja profesor McGonagall zapraszającej Voldemorta na randkę doprowadziła Harry'ego do napadu
chichotu.

- Zgodziłeś się?

Nie, uprzejmie odmówiłem.

- A więc nigdy nie uprawiałeś seksu z dziewczyną? Przenigdy?

Jesteś dziś wyjątkowo gadatliwy. Nie, nie uprawiałem.

Harry wyrzucił pięść w górę, w geście zwycięstwa.

- Ha! A więc ty także jesteś prawiczkiem. Tak jakby.

Zapomniałem już jak to jest być młodym i patrzeć na życie przez pryzmat tego, czy ktoś jest prawiczkiem,
czy nie.

- Jesteś już dosyć stary, prawda? - Harry uśmiechnął się krzywo, czując raczej żartobliwe ukłucie w
bliźnie. - Masz siedemdziesiąt dwa lata, zgadza się?

Siedemdziesiąt jeden, aby być dokładnym. Moje urodziny są dopiero w grudniu.

Harry przewrócił się na brzuch i odłożył odznakę na szafkę nocną. Skrzyżował ramiona pod brodą.

- Czy to, co zrobiłem dzisiaj ze Snape'em można uznać za seks?

Obciągnął ci. A więc zdecydowanie tak.

- Ach. A więc uprawiałem seks ze Snape'em. To takie... dziwaczne.

background image


Możliwe. Ja raczej myślę o tym jak o czymś przyjemnym.

- Było w porządku. Czyli czasami posuwałeś Snape'a?

Kiedy Severus przyszedł do mnie po raz pierwszy, był pełnym entuzjazmu młodzieńcem, który podobnie
jak ja lubił mężczyzn. To była nasza wspólna decyzja.

- A więc ty nigdy nie... ee... - Harry zaczął skubać poduszkę.

Zmusiłem go? Nie. W przeciwieństwie do tego, co o mnie myślisz, lubię, kiedy moi partnerzy robią to z
własnej woli.

- To... dobrze. - Harry znalazł w swojej poduszce wystający kawałek nitki i szarpnął za nią. - A wiesz co
jest równie dziwaczne?

Co?

- My, rozmawiający w ten sposób. Żartujący sobie. Jesteś moim wrogiem. Wiem o tym. To nie może być
normalne.

Cóż, myślę, że dzielenie z kimś ciała stwarza pewien rodzaj więzi.

Harry rozważył to.

- A więc także z Quirrele'em rozmawiałeś na temat swojego życia seksualnego?

Śmiech spłynął po plecach Harry'ego niczym krople ciepłego oleju.

Nie, oczywiście, że nie. Ale ty nie jesteś Quirrele'em. Jesteś dla mnie znacznie ważniejszy.

- Tak, strażnik twojej duszy i tak dalej. - Harry ponownie przewrócił się na plecy. - To bardzo dziwne
uczucie być horkruksem. Podejrzewam, że tak samo dziwne, jak posiadanie jedynie kilku ocalałych
kawałków duszy.

Nie wiem. Nigdy nie byłem horkruksem.

- Racja. - Harry sięgnął w dół i naciągnął na siebie kołdrę.

- Nadal jesteś moim wrogiem. Robienie razem różnych rzeczy nie zmienia tego.

Wiem.

Harry milczał przez jakiś czas, pozwalając, aby wieczorne wydarzenia przepływały przez jego umysł.

- Jest coś, o czym wcześniej nie pomyślałem - odezwał się w końcu, kiedy jego myśli skupiły się na starciu
z Nottem. - Snape musi mieć teraz ciężkie życie z niektórymi Ślizgonami. Z powodu bycia zdrajcą.

To po prostu kara za jego zdradę.

- Taa, możliwe. - Harry zamknął oczy. - Co się stanie, kiedy odzyskasz ciało?

To zbyt delikatna sprawa, żeby ją teraz omawiać. Idź spać, Harry.

- Dobranoc, Tom.

background image

Dobranoc, Harry.

Część 8




W klasie Eliksirów nie było już przytulnych stolików Slughorna, tylko pojedyncze ławki.

- Snape naprawdę powrócił - powiedział ponuro Ron, kiedy weszli do pomieszczenia.

- Istotnie, panie Weasley. - Mistrz Eliksirów wśliznął się tuż za nimi. - Siadać.

Znaleźli miejsca obok siebie, a Harry starannie unikał patrzenia na Snape'a, ponieważ zdawał sobie
sprawę, że zarumieni się od razu, jak tylko zobaczy jego twarz, a raczej - usta. I wiedział, że jeżeli zrobiłby
to chociaż raz, to przypomniałby sobie jak to było czuć je zaciśnięte poprzedniej nocy wokół swojego
penisa. Jeżeli dopuściłby do tego, to mógłby pocałować na pożegnanie prawidłowe przygotowanie
eliksiru. Zresztą i tak nie powinien w ogóle nawet myśleć o całowaniu.

Harry, to był tylko seks. A seks nigdy nie jest wart tego, by się przez niego dekoncentrować.

Łatwo ci powiedzieć - pomyślał Harry, po czym otworzył torbę, aby wyjąć wagę, wszystkie potrzebne
przybory i nowiutkie wydanie "Zaawansowanych Eliksirów"

- Żadnych książek. - Snape zatrzymał się przy stole, na którym znajdował się tuzin albo i więcej tac,
zapełnionych butelkami i słoikami. - Oczekuję, że w tym roku będziecie warzyć eliksiry bez pomocy
książek czy jakichkolwiek dodatkowych instrukcji.

Ron zbladł.

- Ale...

- Nie ma żadnego "ale", panie Weasley. Jesteś uczniem klasy owutemowej. Jeżeli czujesz, że nie
podołasz wymogom zajęć, w każdej chwili możesz oczywiście wyjść. - Snape wskazał na drzwi i spojrzał
na niego wyzywająco. - Oczekuje się od was, że na te zajęcia będziecie przychodzić przygotowani.

Nawet Hermiona wyglądała na lekko zaniepokojoną. Slughorn zazwyczaj pozwalał im używać książek,
kiedy przygotowywali trudniejsze eliksiry. Ale Snape najwyraźniej nie zamierzał być tak pobłażliwy. Nie,
żeby Harry czuł się tym zaskoczony.

- Dzisiaj przyrządzicie eliksir zawierający te oto składniki. - Snape wskazał na tace. - Składniki owe tworzą
podstawę dla jednej, wyjątkowej mikstury. Waszym zadaniem jest rozpoznać ten eliksir i uwarzyć go.
Macie na to dwie godziny. Zaczynajcie.

- On chyba nie mówi poważnie - wyszeptał Ron, kiedy dołączył do pozostałych, aby wziąć jedną tacę.

Hermiona przez kilka chwil wpatrywała się w ingrediencje.

- To Veritaserum - oznajmiła. - Widzicie? To są pióra memrotka, a to krew żmijoptaka.

- Nie ma potrzeby, aby rozmawiać, panno Granger - powiedział Snape z drwiną.

Mam nadzieję, że potrafisz uwarzyć Veritaserum - pomyślał Harry. - Ponieważ to pewne jak diabli, że ja
nie mam pojęcia.

Potrafię. Jednakże to nie są składniki Veritaserum.

background image


Harry zamrugał.

Nie?

Powąchaj krew.

Harry wziął słoik z krwią i wciągnął w nozdrza jej zapach. Pachniało jak krew: miało miedziany, ciężki
aromat. Ale było też coś jeszcze. Z jakiegoś powodu ten zapach kojarzył mu się z likworowymi
pałeczkami.

Bardzo dobrze. To krew reema. Ma aromat anyżu. To są składniki Eliksiru Pamięci.

Harry próbował ściągnąć na siebie uwagę Hermiony, aby jej o tym powiedzieć, ale Snape obserwował ich
niczym jastrząb.

Zacznij od krwi, zagotuj ją na wolnym ogniu, a następnie dodaj pióra memrotka.

Harry wykonał polecenie Voldemorta, a następnie rozejrzał się wokół. Hermiona wyglądała tak, jakby
doskonale wiedziała, co robi, ale Ron desperacko próbował zerkać na ławkę przyjaciela. Jednak Snape
wciąż chodził pomiędzy ich stolikami i Harry obawiał się, że Ron pędził prosto ku katastrofie.

Teraz jest bardzo ważna cześć. Zarówno krwawy korzeń jak i bieluń są trujące. Dlatego, aby
zneutralizować ich jad, musisz je zmiażdżyć w słoiku z wywarem z gonkodrzewa.

Harry ponownie zrobił to, co powiedział Voldemort.

A więc co robi Eliksir Pamięci?

Pozwala ci się jednorazowo skoncentrować przez kilka godzin.

Nie brzmiało to zbyt imponująco. Harry spodziewał się czegoś bardziej spektakularnego.

To bardzo użyteczny eliksir, kiedy prowadzisz badania, ponieważ pomaga przebrnąć przez ogromne ilości
tekstów w poszukiwaniu pomocnych wskazówek. Poza tym pozwala ci również przeszukiwać swoją
pamięć szybciej i bardziej wydajnie, a także ułatwia zapamiętywanie nowych faktów.

Harry'emu rozjaśniło się w głowie.

Snape będzie przeprowadzał dla ciebie badania na temat tej mikstury.

Tak. I podejrzewam, że po zajęciach przeleje twój eliksir do butelki i dobrze go wykorzysta. Teraz musisz
dodać suszone kwiaty lwiej paszczki.

Przez kolejne półtorej godziny Harry siekał, mieszał, ciął i kroił w kostkę, aż w końcu, po zagotowaniu na
wolnym ogniu, jego eliksir nabrał jasnożółtej barwy.

Idealny.

Harry uśmiechnął się i usiadł, rozglądając się, by zobaczyć, jak poszło pozostałym. Kociołek Rona dymił i
wydawał głośne, śmierdzące bulgoty, a Hermiona mruczała coś na temat tego, że jej eliksir powinien w tej
fazie robić się już czerwony.

Zapomniała zneutralizować truciznę znajdującą się w bieluniu, ponieważ myśli, że warzy Veritaserum, a w
jego przypadku się tego nie robi.

background image

Snape przeszedł obok ławki Harry'ego, rzucił szybkie spojrzenie na jego eliksir i bez żadnego komentarza
przeszedł dalej, do stolika Rona.

- Co to ma być, panie Weasley? - Stuknął różdżką w kociołek Gryfona.

- Veritaserum - odparł Ron i nawet udało mu się brzmieć na przekonanego, pomimo tego, że jego kociołek
zaczął teraz syczeć.

- To nie jest Veritaserum. - Snape uniósł różdżkę i mikstura Rona zniknęła. - Nie dostajesz dzisiaj
żadnego stopnia.

Mężczyzna podszedł do ławki Hermiony.

- A pani co ma do powiedzenia na swoje usprawiedliwienie, panno Granger?

Hermiona westchnęła, wpatrując się w swój kociołek. Jej eliksir miał teraz dziwny, brązowy,
przypominający zakrzepłą krew kolor.

- Nie wiem, co zrobiłam źle, sir. Podczas wakacji dokładnie przejrzałam cały materiał z książki i wiem, jak
uwarzyć Veritaserum, ale...

- W takim razie może powinnaś przejrzeć go jeszcze dokładniej, gdyż dzięki temu dowiedziałabyś się, że
to nie Veritaserum miałaś przygotować.

Hermiona gapiła się na Snape'a z otwartymi ustami, tak jakby powiedział jej właśnie, że jutro nie wzejdzie
słońce.

- Nie otrzymujesz żadnej oceny. - Snape ponownie machnął różdżką i Hermiona jęknęła widząc, że jej
kociołek nagle zrobił się całkowicie pusty.

- Panie Potter, niech pan będzie uprzejmy poinformować klasę, jaki eliksir pan uwarzył - powiedział Snape
podchodząc do ławki chłopaka.

- Eliksir Pamięci, sir - odparł Harry. Nie potrafił nie odczuwać niewielkiej satysfakcji z powodu tego, iż
najwyraźniej jako jedyny w klasie uwarzył poprawną miksturę, a to, że większość pracy wykonał
Voldemort, nie miało w tej chwili znaczenia.

- Dokładnie. Eliksir Pamięci. A w jaki sposób domyśliłeś się, że właśnie ten eliksir powinieneś uwarzyć?

- Krew miała zapach anyżu, co jest charakterystyczne dla krwi reema, a nie żmijoptaka. - Harry był z
siebie zadowolony. Udawało mu się nie myśleć ani o swoim penisie, ani o ustach Snape'a, kiedy na niego
patrzył i odpowiadał na pytania.

Mężczyzna skinął głową.

- Ale w naszych książkach nie ma nic na temat Eliksiru Pamięci - wtrąciła Hermiona.

- Jestem tego świadomy, panno Granger. Ta lekcja pokazała wam, iż Eliksiry to coś dużo więcej, niż
przeglądanie książki i zapamiętywanie przepisów. I widząc, iż tylko panu Potterowi udało się zrobić
wszystko poprawnie, nie potrafię powstrzymać się przed konkluzją, że żaden z was nie nauczył się
niczego podczas tych sześciu lat. - Snape odwrócił się i skierował do swojego biurka. - Możecie odejść.
Na środę napiszecie dwanaście cali na temat Eliksiru Pamięci. Potter, zostaw swój kociołek na miejscu.

- Skąd to wiedziałeś? - zapytała podejrzliwie Hermiona, kiedy już wyszli z klasy.

- Może jednak nauczyłem się czegoś, kiedy używałem książki należącej do Księcia Półkrwi. Ale nie jestem

background image

zaskoczony, że tego nie zauważyłaś. Byłaś zbyt zajęta oskarżaniem mnie o to, że oszukuję. - Harry nie
lubił okłamywać przyjaciół, ale teraz nie czuł się winny, ponieważ zeszłoroczne zarzuty Hermiony wciąż go
bolały.

- Nie chciałam tego... Nie mogę uwierzyć, że Snape to zrobił. Mógł nam przynajmniej powiedzieć, że
będziemy pracować nad eliksirem, którego nie ma w naszych książkach, więc mogłabym wczoraj
wieczorem pójść do biblioteki i trochę poczytać. - Głos Hermiony był tak pełen przygnębienia, że Ron
rzucił Harry’emu zrozpaczone spojrzenie.


***

Po obiedzie Hermiona poszła na Numerologię, ale Harry i Ron mieli pół godziny wolnego czasu.
Zdecydowali się spędzić je na zewnątrz, ponieważ w powietrzu wciąż unosił się łagodny zapach późnego
lata, a doskonale wiedzieli, jak szybko pogoda w Szkocji może stać się zimna i mokra.

Poszli na spacer nad jezioro, rozmawiając po drodze o quidditchu. Voldemort nie odzywał się i Harry,
wiedząc o jego niechęci wobec tej gry, nie był zaskoczony tym nagłym milczeniem. Cisza i spokój w jego
głowie sprawiły, że nareszcie miał okazję czuć się jak zwykły uczeń Hogwartu, a nie bohater
czarodziejskiego świata, ukrywający straszny sekret.

- Powiem Ginny że chciałbyś, aby została ścigającym w naszej drużynie - odezwał się Ron i Harry
uśmiechnął się do niego z ulgą. Najlepszym wyjściem było trzymanie się od Ginny z daleka i nawet jeżeli
przyjaciel nie znał prawdziwych powodów, wydawał się rozumieć, że Harry tego potrzebuje. - A Slytherin
będzie miał w tym roku niedoświadczoną drużynę - mówił dalej Ron. Wrzucił kamyk do przejrzystej wody.
- Jestem pewien, że skopiemy im tyłki.

- Pewnie - odparł Harry. Trzymał ręce w kieszeniach i patrzył na jezioro.

- Dobrze się czujesz? - zapytał nagle Ron, wpatrując się w Harry'ego. - To znaczy, czasami wydajesz się
trochę inny. Czy to... no wiesz... jakieś gejowskie sprawy?

Jasne, Ron, w mojej głowie utknął Czarny Pan - pomyślał Harry. - A profesor Snape ssał mi penisa i
pozwoliłem Voldemortowi, żeby pieprzył palcami mój tyłek.

To sprawiło, że Voldemort dał pierwszy od pół godziny znak życia. Ciepły chichot spowodował, iż
Harry'emu stanęły włoski na karku.

Chłopak potrząsnął głową.

- Raczej nie. To znaczy, to był zwariowany rok, a teraz jesteśmy tutaj z powrotem. Myślę, że po prostu
potrzebuję trochę czasu, aby się przystosować.

- Racja. - Ron wrzucił do jeziora kolejny kamyk. - Ale skąd wiedziałeś? O tym, że jesteś gejem.

Harry zmarszczył brwi. W pierwszym odruchu chciał wszystkiemu zaprzeczyć, ale kiedy się nad tym
zastanowił, stwierdził, że nie może tego zrobić. Już nie. Podobało mu się, kiedy jego penis był w ustach
mężczyzny. Podobało mu się, kiedy Voldemort wciskał palce w jego tyłek i jednocześnie mu obciągał. Nie
był pewien, czy to czyni z niego geja, ale na pewno nie osobę heteroseksualnej orientacji.

- Fantazjowałem o kimś - powiedział, patrząc w dół. Łagodne fale dotykały jego butów. - O facecie. O tym,
co mógłbym z nim robić. I spodobało mi się to.

- Och. - Ron pokiwał głową, tak, jakby rozumiał. - Czy to ktoś, kogo znam?

- Hmm?

background image


- Ten facet, o którym fantazjowałeś?

- Nie. - Harry uśmiechnął się szeroko. To była prawda. Ron nigdy nie spotkał Toma Riddle'a. - Czy
kiedykolwiek myślałeś, że jakiś chłopak jest przystojny?

Ron wzruszył ramionami.

- Cóż, potrafię stwierdzić, czy facet jest przystojny, czy nie, tak mi się przynajmniej wydaje. Ale nie chodzę
i nie myślę o tym przez cały dzień.

Harry rozważył to. On także nie chodził i nie rozmyślał o tym przez cały dzień, ale zawsze uważał, że
Syriusz był bardzo przystojny, kiedy był młodszy, no i Tom Riddle także. Nie można było w żaden sposób
obejść faktu, iż Harry uważał go za atrakcyjnego. I to bardzo. Za każdym razem, kiedy widział tego drania.

- Ale nigdy nie patrzyłeś na chłopaka, którego uważałeś za przystojnego, i nie marzyłeś o tym, żeby
zobaczyć więcej jego? Więcej niektórych części. A później może dotknąć tych części? - zapytał Harry,
wspominając swoje małe gierki przed lustrem z Tomem Riddle'em.

Ron spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.

- Nie, raczej nie.

- Och. - Harry zmarszczył brwi. - W takim razie myślę, że nie jestem całkiem hetero.

- W porządku - powiedział Ron, kiwając z przekonaniem głową. Wrzucił do jeziora kilka kolejnych
kamyków. - Wracajmy. Powiedziałem Hermionie, że spotkam się z nią po zajęciach.

Szli do zamku w milczeniu. Harry był zbyt zszokowany, aby mówić. Właśnie - mniej więcej - wyznał
Ronowi, że chciałby robić różne rzeczy z pewnymi facetami, a Ron się tym nie przeraził. W zasadzie to
wyglądało na to, że Ron przyjął to lepiej niż Harry. Wciąż denerwowało go, że naprawdę lubił robić te
wszystkie rzeczy z Tomem, Voldemortem i Snape'em. A może to nie tyle chodziło o to, co robił, ale z kim
to robił.

Cokolwiek to było, niezwykle go irytowało i naprawdę nienawidził czuć się w ten sposób.

- Patrzcie, idzie Pedzio Potter!

Zabini i Nott siedzieli na trawie pod wielkim drzewem. Nott wydawał się trochę zdenerwowany, ale Zabini
urządził Harry'emu i Ronowi pokaz złośliwych min.

- Zamknij się, Zabini - powiedział Ron zmęczonym głosem.

- Bronisz swojego małego, ciotowatego przyjaciela, Weasley? - Zabini przysunął się, opierając łokieć na
podciągniętym kolanie. - Założę się, że w dormitorium pozwalasz mu ssać swojego penisa.

Policzki Rona zaczerwieniły się, więc Harry położył rękę na jego ramieniu, aby go przytrzymać.

- Daj spokój, Zabini - powiedział. Uśmiechnął się widząc, jak Nott próbuje ostrzec Zabiniego, ciągnąc go
za rękaw.

- Nie odzywaj się do mnie, ty pieprzony pedale! - warknął Ślizgon i poderwał się na nogi.

- Może i jestem pedałem, ale przynajmniej nie takim małym, żałosnym tchórzem, jak ty - powiedział Harry i
włożył rękę do kieszeni, zaciskając ją na różdżce. - Naprawdę o wiele bardziej cenię Malfoya i Goyle'a, niż
ciebie. Przynajmniej wybrali którąś ze stron i walczyli. Nie wpełzli pod kamień, bojąc się wystawić spod

background image

niego choćby nosa, ponieważ wokół szalała wojna.

Zabini zmrużył oczy.

- Tak, jesteś bohaterem, Potter. Dostałeś medal. Ale ja dostałem twoją dziewczynę.

Harry otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy, ponieważ myśl o Ginny i
Zabinim będących razem wciąż sprawiała, że czuł ból w piersi. Kiedy jednak chciał zamknąć usta z
powrotem, Voldemort przejął nad nim kontrolę.

- Myślisz, że dostałeś moją dziewczynę? - powiedział. - Jedyne, co dostałeś, to resztki po Harrym
Potterze.

Zabini sięgnął po różdżkę, ale ułamek sekundy później wisiał w powietrzu głową w dół. Harry spojrzał w
bok i zobaczył, że Ron stoi z wyciągniętą różdżką.

- Chodźmy - powiedział Gryfon i odciągnął Harry'ego od rzucającego przekleństwami Zabiniego i
niezdecydowanego Notta. - Jeżeli jeszcze raz nazwiesz moją siostrę "resztkami", to rozkwaszę ci twarz. -
Ron przystanął i spojrzał na Harry'ego.

- Nie miałem tego na myśli. Chciałem po prostu wkurzyć Zabiniego - wymamrotał Harry. Wciąż nie był
pewien co, do diabła, właśnie zaszło.

- To wcale nie znaczy, że możesz obrażać Ginny. To nie jej wina, że nagle zmieniłeś się w geja. - I z tymi
słowami Ron odwrócił się i ciężkim krokiem wszedł do zamku.

- Ty pieprzony draniu - powiedział Harry, kiedy przyjaciel zniknął za wejściowymi drzwiami. - Po co to
zrobiłeś?

Sam już na to odpowiedziałeś, Harry. Obraziłem tego ślizgońskiego chłopca.

- Obraziłeś siostrę mojego najlepszego przyjaciela. - Harry z frustracji kopnął w trawę. - Nie wtrącaj się w
moje sprawy. Sam dałbym sobie radę z Zabinim.

Tak, a jedna niemiła uwaga na temat twojej małej dziewczyny odebrała ci mowę i w ten sposób dała
twojemu przeciwnikowi przewagę.

- Nie wszystko sprowadza się do walki!

I tu się mylisz, mój mały horkruksie. Życie to wojna.

- Jesteś szalony. Nie odzywaj się do mnie. Zostaw mnie w spokoju. - Harry wszedł do holu, zastanawiając
się, jak, na demony, ma to wszystko wytłumaczyć Ronowi.

Zapomnij o tym chłopaku. Nie potrzebujesz go.

Harry nie mógł się powstrzymać.

- To mój przyjaciel. Nie, żeby to cokolwiek dla ciebie znaczyło. Nigdy, w całym swoim życiu, nie miałeś
przyjaciela.

Miałem jednego. Zabiłeś ją.

Harry potknął się i stanął jak wryty.

- Mówisz o...

background image


Tak, mówię o Nagini. Zabiłeś mojego jedynego przyjaciela, Harry.

W pewien sposób to wyznanie ugasiło gniew chłopaka.

- Ale to wciąż nie daje ci prawa do obrażania Rona albo kogokolwiek innego.

Ciesz się, że nie zrobiłem twojemu przyjacielowi tego samego, co ty zrobiłeś mojemu.

Harry nie odpowiedział i kontynuował swoją wędrówkę przez zamek.


***

Harry, naprawdę musimy odwiedzić Dział Ksiąg Zakazanych. - Voldemort powiedział to już po raz trzeci
tego wieczoru. Chłopak zignorował go i skoncentrował się na swoim wypracowaniu z Eliksirów. Dzięki
wszystkiemu, co Voldemort powiedział mu dzisiaj podczas zajęć, nie miał żadnych problemów z
napisaniem go. Hermiona kartkowała wiele różnych książek w poszukiwaniu informacji, a Ron próbował
zerkać na jej pergamin.

Problem w tym, że jego przyjaciele robili to przy stoliku w kącie Pokoju Wspólnego, a Harry siedział na
kanapie. Ron nie odzywał się do niego przez resztę dnia. I najwyraźniej poinformował o wszystkim
Hermionę, ponieważ dziewczyna przez cały czas rzucała mu potępiające spojrzenia.

Harry, dzisiaj w nocy musimy odwiedzić Dział Ksiąg Zakazanych.

Zamknij się - pomyślał Harry. - Już prawie skończyłem. Pójdziemy później.

W porządku. Twój referat jest dobry.

Harry przycisnął pióro nieco mocniej, kiedy pisał ostatni akapit. Zapakował pergamin i pióro do torby,
zarzucił ją na ramię i wyszedł z Pokoju Wspólnego. Zauważył, że Hermiona odprowadziła go wzrokiem.
Cóż, jeżeli będą zadawali pytania, zawsze może powiedzieć, że bzykał się z jakimś kolesiem z innego
domu.

Już niedługo będziesz bzykał kolesia z innego domu.

- Nie teraz. - Harry wyciągnął z torby pelerynę niewidkę i zarzucił ją na siebie. - Nie będziemy dzisiaj
mówić ani o seksie, ani o Snapie.

Voldemort nie odezwał się, dopóki nie dotarli do biblioteki. Była już zamknięta, ale Voldemort otworzył ją
bez problemu różdżką Harry'ego.

- Czego szukamy? - zapytał Gryfon, kiedy wśliznęli się do Działu Ksiąg Zakazanych. Upewnił się, że mówi
szeptem.

Czegoś o Magii Duszy. I czegokolwiek, co będzie z nią związane.

Harry pozwolił, aby Voldemort przeszukiwał półki, a sam w tym czasie zastanowił się nad jego słowami.

- Magia Duszy. To o niej opowiadałeś w Muzeum Brytyjskim, prawda?

Tak.

- Och. A więc ten puchar pochodzi z Egiptu?

background image

Tak.

- Ale Snape powiedział, że nikt go jeszcze nie znalazł.

Żadna czarownica ani czarodziej nie mogli go znaleźć. Sytuacja zmieniła się dopiero kilka tygodni temu.

Harry zmarszczył brwi i nagle kilka rzeczy nabrało sensu. Na przykład prośby Voldemorta o to, aby
ponownie odwiedzić muzeum. - Mówisz, że ten puchar jest...

Tak, Puchar Sekema znajduje się na wystawie w Muzeum Brytyjskim.

Harry'emu opadła szczęka.

- To w jaki sposób go zdobędziemy?

Nie zadawaj głupich pytań, chłopcze. Pójdziemy tam i go sobie weźmiemy, oczywiście.

- Nie możemy kraść z Muzeum Brytyjskiego!

A niby dlaczego nie? Poza tym, wydawało mi się, że chcesz pozbyć się mnie ze swojego ciała. To z
pewnością jest warte małego rabunku.

- Cóż, tak, ale nie możemy tak po prostu kraść z muzeum. Mają ochronę i inne zabezpieczenia.

Jesteśmy czarodziejami, Harry. Ich ochrona nie na wiele się zda, skoro możemy się po prostu aportować
do środka.

Harry westchnął. Nie potrafił na to odpowiedzieć. Wyglądało na to, że to będzie kolejny wpis w jego
życiorysie. Harry Potter, wybawca, który otrzymał przeogromny medal, morderca, który pomyślnie rzucił
dwa Zaklęcia Niewybaczalne, prawdopodobnie gej, kumpel-obciągacz Lorda Voldemorta i, juz wkrótce,
włamywacz!

Chichocząc sam z siebie, Harry postarał się ponownie skupić na tym, co robił Voldemort.

Zupełnie nic. - Voldemort niedbale odstawił na półkę kolejny zakurzony tom. - Ani jednej porządnej książki
o Magii Duszy. I nawet ani jednej porządnej książki o wczesnej historii magii.

- A co to takiego? - zapytał Harry. - Jedyne, czego kiedykolwiek uczyliśmy się na Historii Magii, to głupie
wojny goblinów.

Te wojny goblinów mają wpływ na to, w jaki sposób czarodziejski świat jest teraz rządzony.

- Ale wiele magii musi pochodzić jeszcze sprzed tych wojen. Tak jak magia Starożytnego Egiptu, o której
mi opowiadałeś.

I tak jest. Jednakże nasze społeczeństwo w ogóle nie zaprząta sobie tym głowy. Mają swoją magię. Nie
obchodzi ich, skąd się wzięła albo w jaki sposób została stworzona.

Harry usiadł przy jednym ze stołów.

- To tak jak z dinozaurami? Czarodzieje po prostu nie interesują się tego rodzaju historią?

Powiedz mi, Harry, ile magicznych muzeów widziałeś?

- Ee... żadnego?

background image

Jedyne muzeum historii magii znajduje się w Paryżu. W Wielkiej Brytanii nie mamy ani jednego.

- Ale ty się tym interesujesz, prawda? Lubisz Starożytny Egipt.

Tak, moje pochodzenie rozbudza we mnie chęć dowiedzenia się czegoś więcej na temat prawdziwej
historii magii.

- Och. - Harry pokiwał głową. - Bycie dziedzicem Slytherina i tak dalej.

Tak. Wczesna magia rozwinęła się w społeczeństwach, w których nie było jeszcze tylu ograniczeń.
Właśnie dlatego tak duża jej część jest uznawana w dzisiejszych czasach za Czarną Magię.

- A więc ludzie wolą o niej zapomnieć niż ją studiować.

Dokładnie. A to wielka strata. Ludzie wolą trzymać się tej niewielkiej ilości magii, którą znają dzisiaj i która
daje im poczucie bezpieczeństwa, zamiast próbować zrozumieć jej naturę i możliwości.

- Tak, to raczej dziwne - odparł Harry. Bardzo podobało mu się wszystko, co Voldemort opowiadał mu o
magii w Starożytnym Egipcie. To naprawdę dziwne, że nikogo to nie interesowało.

Cóż, nie znajdziemy tu niczego użytecznego. Musimy poczekać, aż Severus skończy swoje poszukiwania.

- A co jeżeli on także niczego nie znajdzie? - Harry wstał z ławki i owinął się peleryną niewidką.

Jestem pewien, że coś znajdzie. Jeśli nie, to sami pojedziemy do Egiptu, jeżeli będziemy musieli.

Harry wyszczerzył się.

- Chcesz jechać ze mną na kolejne wakacje? Uważaj, bo ktoś może pomyśleć, że naprawdę mnie lubisz.

Pokażę ci, jak bardzo cię lubię, kiedy wrócimy do łóżka, mój mały horkruksie.

Harry przydepnął rąbek peleryny, potknął się i przytrzymał regału, żeby utrzymać równowagę. Nie zwracał
uwagi na śmiech Voldemorta, kiedy opuszczał bibliotekę.






Część 9




Następnego wieczoru Harry zszedł do lochów na kolejne kilka godzin korepetycji z Eliksirów. Lekcje
poszły mu dzisiaj dobrze. Hestia Jones i Fleur Delacour potraktowały bardzo poważnie swoje posady i
udowodniły, że są solidnymi nauczycielkami. Harry'emu podobały się obie lekcje, a w połączeniu ze
zwyczajowymi komentarzami Voldemorta, zajęcia nie wydawały się zbytnio skomplikowane.

Starcie z Nottem ciągle było żywe w jego pamięci, więc Harry uważnie rozglądał się po otoczeniu,
sprawdzając kolejne korytarze, ale nie napotkał żadnych przeszkód, poza swoimi własnymi obawami. Czy
Snape znowu mu obciągnie? I dlaczego ta myśl nie była dla niego odpychająca, tylko dziwnie
pobudzająca?

Idziemy spotkać się z Severusem ze względu na badania, Harry. Jeżeli będzie chętny, aby wyświadczyć

background image

nam dodatkową usługę, nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy się nie zgodzić.

Harry potrafił wymyślić nawet kilka powodów, dla których mógłby odmówić, ale nie miał ochoty na kolejną
dyskusję na tak wstydliwy temat. Zapukał w drzwi gabinetu Snape'a, a te otworzyły się kilka sekund
później. Mężczyzna skierował się do swoich prywatnych komnat, więc Harry powlókł się posłusznie za
nim.

Salon Snape'a był wypełniony pudełkami, książkami i dokumentami. Leżały wszędzie, przykrywały każdą
powierzchnię, łącznie z większą częścią podłogi. Jedynie dwa, stojące naprzeciw kominka krzesła,
pozostały wolne.

- Widzę, że byłeś zapracowany, Severusie - powiedział Voldemort, podczas gdy Harry gapił się na sterty
papierów.

- Istotnie. - Snape rozejrzał się po pokoju tak, jakby nie do końca mógł uwierzyć, że to wszystko się tutaj
znajdowało. - Pożyczyłem to z Wydziału Archeologii Uniwersytetu Oksfordzkiego. Mają tam tego tyle, iż
pewnie nawet nie zauważyli, że cokolwiek zniknęło.

- I mówisz, że mamy to wszystko przeczytać? - zapytał Harry, wyobrażając sobie spędzanie ze Snape'em
godziny za godziną. Nie był tym zachwycony.

- Tak, Potter - warknął Snape. - To wszystko i jeszcze dużo, dużo więcej, jeżeli nie znajdziemy tego,
czego szukamy za pierwszym razem. W Brytanii jest znacznie więcej uniwersytetów, które mogę
odwiedzić.

Harry przełknął ślinę.

- Szukamy informacji na temat Pucharu Sekema, prawda?

Snape wywrócił oczami i odwrócił się plecami do Harry'ego.

- Prawda - odparł Voldemort. - Ale problem polega na tym, że mugole nie wiedzą, czym jest Puchar
Sekema i dlatego nie znajdziemy żadnych wyraźnych nawiązań. Zamiast tego, musimy szukać
jakichkolwiek informacji, które mogą się do niego odnosić.

- A więc jak mugole go nazywają? - zapytał Harry.

- To misa pochodząca z czwartej dynastii, według podpisu. -Voldemort usadził Harry'ego na jednym z
krzeseł. To było to samo krzesło, na którym Snape... Harry poruszył się i odchrząknął.

Mężczyzna podał mu fiolkę.

- To może pomóc ci w przezwyciężeniu niechęci, Potter.

- Mój Eliksir Pamięci? - Harry przyjął buteleczkę, marszcząc brwi.

- Nie, to złożona trucizna, którą Czarny Pan z pewnością pozwoli ci wypić, aby skrócić twą nędzną
egzystencję. - Snape odwrócił się i usiadł na drugim krześle. Przełknął zawartość podobnej fiolki, po czym
wybrał ze stosu najbliższą książkę.

- Wypij, Harry. Eliksir pomoże ci w przeszukiwaniu tego wszystkiego. - Voldemort szturchnął lekko ramię
chłopaka, więc Harry posłusznie wykonał polecenie. Mikstura smakowała trochę jak szpinak. Zamrugał
kilka razy, próbując pozbyć się lekkiego swędzenia za oczami, i wziął do ręki najbliżej leżącą książkę.
Otworzył ją na swoich kolanach i usiadł wygodniej. Zapatrzył się w tekst, pewny, że to Voldemort będzie
czytał, ponieważ on sam nie miał bladego pojęcia, czego szukać.

background image

I miał rację, ponieważ po kilku minutach Voldemort przewrócił stronę, a Harry pozwolił swojemu umysłowi
odpłynąć. Zaczęły go swędzieć wargi, więc potarł je z irytacją. Kątem oka widział, że Snape czyta. Kilka
zmarszczek pojawiło się pomiędzy jego brwiami, które były tak czarne, iż wydawały się niemal w ogóle nie
pasować do bladej cery. Usta miał zaciśnięte - te usta, które ledwie dwie noce temu owijały się wokół jego
penisa.

Harry, przestań mnie rozpraszać. Postaraj się skoncentrować na książce, nie na Severusie.

- Przepraszam - wymamrotał Gryfon. Patrzył w tekst, ale nie miał on dla niego sensu. Widział wiele nazw,
które nic mu nie mówiły. Snape przerzucił stronę i ponownie uwaga Harry'ego skoncentrowała się na nim.
Mężczyzna miał niezwykle długie palce, a ich koniuszki nie były tak poplamione, jak zazwyczaj. Palce,
należące do Snape’a. Palce, które dotykały jego penisa.

Harry przypomniał sobie, jak mężczyzna przełknął jego spermę, jak gardło Snape'a pracowało, a język
zataczał koła. Zobaczył, że teraz wysunął koniuszek języka, polizał palec wskazujący i przewrócił kolejną
stronę. Harry wiedział, jakie to uczucie, kiedy ten język lizał czubek jego penisa. Kiedy drażnił nacięcie.
Kiedy zlizywał pierwsze krople spermy. Doskonale pamiętał, jak wyglądał Snape z ustami wypełnionymi
jego erekcją, jak jego policzki zapadały się, cienkie usta lśniły, a czarne oczy płonęły z pragnienia.

Harry... - Voldemort westchnął i nagle chłopak przypomniał sobie, jak to jest wsuwać swojego penisa w
tyłek Snape'a, jakie to uczucie mieć jego biodra w swoich zachłannych dłoniach, jak mięśnie Severusa
zaciskały się wokół jego członka, jakie dźwięki wydawał, kiedy w niego wchodził, jak pachniał, pokryty
potem i nasieniem.

Harry wstał, choć nie mógł sobie przypomnieć, kiedy to zrobił. Pamiętał, jak bardzo Snape lubił być
pieprzony. Stał teraz naprzeciw niego, ale mężczyzna nadal wpatrywał się w książkę. Harry położył rękę
na jego ramieniu i szturchnął go.

Czarne oczy spojrzały w górę i Harry przypomniał sobie, jak te oczy wyglądały, kiedy Snape błagał go o
spełnienie.

- Potter?

- Severusie - odparł Harry i pochylił się, aby przycisnąć wargi do ust mężczyzny.

- Mój Panie? - zapytał Snape, odsuwając się od niego.

- Nie. Tak. - Chłopak potrząsnął głową. - Czuję się dziwnie.

Snape wstał i spojrzał na Harry'ego, marszcząc brwi.

- Jak dokładnie się czujesz?

- Tak - odparł Harry, opierając się o mężczyznę i przyciskając do jego biodra swojego twardego penisa. -
Czuję się, jakbym cię pieprzył. Pamiętam, jak cię pieprzyłem.

Brwi Snape'a powędrowały w górę.

- Mój Panie?

- Nie, to ja. Ja cię nie pieprzyłem, prawda? - Harry oparł policzek na piersi mężczyzny.

- Na czym skoncentrowałeś się tuż po tym, jak wypiłeś eliksir, Potter?

Policzki Gryfona zarumieniły się.

background image

- Na tobie. Na twoich ustach, języku, na twoich dłoniach i...

- Wystarczy. - Snape odsunął Harry'ego od siebie. - Słyszysz mnie, Panie?

Mam wspomnienia chłopaka.

- Ma wspomnienia chłopaka - posłusznie powtórzył Harry i ponownie oparł się o mężczyznę. - Lubisz,
kiedy cię mocno pieprzę, prawda?

- Oczywiście - odparł Snape, a następnie spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. - Nie... To znaczy,
to oczywiste, że on ma twoje wspomnienia. A ty masz jego. Obaj zareagowaliście na miksturę, ale z
powodu tego, że dzielicie jeden umysł, coś poszło nie tak, jak powinno. Po prostu usiądź, Potter.

- Nie - odparł Harry i przycisnął dłoń do krocza mężczyzny. Snape był na wpół twardy. - Chcę słyszeć
twoje krzyki.

- Potter, nie mam najmniejszego zamiaru...

Harry złapał jego twarz w dłonie i przycisnął wargi do ust. Pamiętał, jak go całował. Musiał całować go
setki, nie, tysiące razy. Lubił to. Snape nie odpowiedział i trzymał usta zaciśnięte, dopóki Harry nie
przycisnął do nich swojego języka. I wtedy wszystko ożyło - usta i język Snape'a, a także jego dłonie,
które zacisnęły się na ramionach Harry'ego i ześliznęły wzdłuż jego pleców.

- Jutro rano będziesz tego żałował, Potter - powiedział Snape, odsuwając się. Brzmiał na wyjątkowo
zadowolonego.

- Mam to gdzieś. - Harry popchnął mężczyznę w stronę sypialni. - O ile mogę pieprzyć cię właśnie tu i
teraz.

Pamiętał, jak pieprzył go tej nocy, kiedy Snape zabił Dumbledore'a. Był wtedy tak uradowany i szczęśliwy,
że przerżnął go trzy razy pod rząd. Najpierw przy ścianie, kiedy wciąż mieli na sobie ubrania, następnie na
podłodze w sypialni, gdzie wziął go od tyłu, i na końcu w swoim łóżku - leżał na Snapie, a on oplatał go
ramionami i nogami.

- Potter? - Snape zdjął już swoje szaty i był w trakcie odpinania guzików koszuli. Byli w sypialni, tak samo
zwyczajnej, jak reszta jego komnat.

- Tak? - odparł Harry i zabrał się za swoje ubranie. Nie czuł zdenerwowania, zresztą, jak mógłby? Pieprzył
już Snape'a tyle razy... choć przemknęło mu przez myśl, że może jednak powinien.

Pamiętał, jak zrobili to po raz pierwszy, zaledwie kilka tygodni po tym, jak Severus przyszedł do niego i
otrzymał swój znak. Był nerwowym, przestraszonym chłopcem, który dopiero co przeobraził się w
mężczyznę, tak chętny, aby mu służyć, chociaż nie miał w tym żadnego doświadczenia. Tak niewinny w
niektórych dziedzinach i tak mroczny oraz przerażający w innych. Nie spieszył się z nim wtedy. Wszystko
robił powoli, aby mieć pewność, że jest mu dobrze, dzięki czemu zagwarantował sobie jego usługi już na
stałe.

Kiedy obaj byli nadzy, Snape pociągnął go na łóżko. Skóra mężczyzny była blada, kończyny żylaste, a
ciało kościste. Harry położył się na nim, a Snape rozsunął nogi. Członek mężczyzny był twardy i
zaczerwieniony, chłopak owinął wokół niego palce, tak, jak robił to już wiele razy. Snape patrzył na niego
ze zmrużonymi oczami i rozchylonymi wargami. Kącik jego ust drgał. Harry zmarszczył brwi i przysunął
się bliżej, a czubek jego penisa otarł się o wejście Snape'a.

- O czym myślisz, Potter? - Mężczyzna sięgnął po różdżkę i rzucił szybkie zaklęcie. Nagle członek
Harry'ego stał się śliski i wsunął się w Snape'a odrobinę.

background image

- O tym, jak pieprzyłem cię tej nocy, kiedy powróciłem - odparł Harry i jęknął, kiedy jego penis wsunął się
do środka w całości.

Harry pamiętał, jak rżnął Snape'a w tym nowym, nieznajomym ciele. Severus smakował strachem i błagał
o wybaczenie, ale go nie otrzymał. Tamtej nocy po prostu go wziął, przeleciał, wykorzystał, a Snape
błagał o więcej.

- Zdrajca - wyszeptał Harry i pochylił się nad mężczyzną, łapiąc go za uda tuż powyżej kolan i zmuszając,
by otworzył się jeszcze bardziej. Wypychał biodra i wsuwał w niego pokrytego śliskim gorącem penisa.
Opuścił głowę i przycisnął usta do gardła Snape'a, mokrego od potu i pragnienia. - To nasza mała gra,
prawda, Severusie? Ciągle mnie zdradzasz, ale i tak nie potrafisz mi się oprzeć. Nie potrafisz oprzeć się
mojemu penisowi. Nie potrafisz zaprzeczyć mojej potędze.

Snape wbił palce w plecy Harry'ego i przesunął je w dół. Harry wydał z siebie ostry syk i zaczął wchodzić
w niego jeszcze mocniej, szybciej. Chciał ukarać Snape'a, pokazać mu, kto jest jego prawdziwym panem,
nie dlatego, że był silniejszy czy potężniejszy od niego, lecz dlatego, że niezależnie od faktu, ile razy
Snape by go zdradził, zawsze potem pragnął go jeszcze bardziej.

- Mój mały uciekinierze. Nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Zawsze będę wewnątrz ciebie, nieważne, ile
razy wbijesz mi nóż w plecy. - Harry wpił się zębami w delikatną skórę na szyi mężczyzny i wepchnął
swojego penisa tak głęboko, jak potrafił.

A Snape przyjmował każde pchnięcie wyginając plecy w łuk i wypychając biodra w górę. Jego penis był
uwięziony pomiędzy nimi. Harry słyszał, jak mężczyzna zgrzyta zębami i zaciska szczęki, aż w końcu
przyciągnął go bliżej i z jeszcze większym entuzjazmem zaczął przyjmować jego pchnięcia. I Harry
wiedział, że Snape tęsknił za tym... za nim... kiedy myślał, że nie żyje.

- Czułeś się zagubiony bez swojego Pana, prawda, Severusie? - Harry odchylił głowę i dzięki temu mógł
patrzeć na mężczyznę z góry. Zwolnił pchnięcia do długich, powolnych ruchów i sięgnął po członek
Snape'a. - Potrzebujesz mnie - wyszeptał wprost w jego usta. - Ale nie to cię męczy po nocach. Nie, tak
naprawdę to gryzie cię świadomość, iż pragniesz, abym skalał twoją duszę.

Snape zacisnął powieki, a z gardła wydarł mu się zduszony jęk. Jego penis drgnął w dłoni Harry'ego i
wystrzelił. Chłopak obciągnął go jeszcze kilka razy, a następnie zaczął wchodzić w ciało kochanka jeszcze
mocniej i szybciej, a wiedząc, że Severus jest jego, że zawsze będzie jego, nieważne, co zrobi, poczuł
spełnienie i doszedł głęboko wewnątrz Snape'a, ponownie naznaczając go całego.

Kiedy opadł na mężczyznę, lepił się od potu i czuł się wycieńczony.

- Potter? - Głos Snape'a był zachrypnięty.

Harry zamrugał, chcąc pozbyć się migających pod powiekami świateł i cieni i spróbował podnieść głowę,
ale nie mógł się poruszyć. Chciał coś powiedzieć, lecz w swojej głowie słyszał zbyt wiele głosów, które go
ogłuszały.

Mała Amy Benson krzyczała, aby przestał, pani Cole straszyła go izolatką, ojciec Hughes ostrzegł go, że
jeżeli się nie wyspowiada, to pójdzie do piekła, Tiara Przydziału powiedziała mu, że jest prawdziwym
Ślizgonem, Morfin nazwał go mugolem, jego plugawy ojciec błagał o litość, Slughorn opowiadał mu o
horkruksach, a...

W głowie Harry'ego były tysiące głosów, którym towarzyszyły obrazy i uczucia nienależące do niego.
Zawierały tyle nienawiści i strachu, że zmroziło go to do szpiku kości, tyle tęsknoty i pragnienia, że jego
wnętrzności roztapiały się i tyle poczucia triumfu, że spalało go to do cna.

- Potter? Słyszysz mnie? - Głos Snape'a dobiegał do niego z oddali, jakby mówił z odległości kilku
kilometrów.

background image


Coś mokrego i zimnego dotknęło jego czoła, a po skroniach spłynęły mu drobne kropelki. Harry nadal nie
mógł się poruszyć, nie mógł nawet otworzyć oczu. Były zlepione obrazami Hogwartu, bazyliszka, sklepu
Borgina & Burkesa oraz miejscami, których nie znał.

- Nawet, jeżeli mam antidotum, nie mógłbym ci go dać, Potter. Nie można przewidzieć, jak ty albo Czarny
Pan zareagowalibyście na niego w tym stanie. Eliksir Pamięci działa zwykle przez dwie do trzech godzin.
Musisz po prostu to przetrzymać.

Te słowa nie miały zbytniego sensu w połączeniu z obrazami mordów, tortur, furii i pogardy. Harry był
pewien jedynie tego, że jego głowa zaraz eksploduje, ponieważ nie było żadnego sposobu, aby mógł
przetrzymać tyle różnych wspomnień, miejsc, ludzi, klątw, odczuć i zapachów.

W końcu udało mu się rozpoznać czyjąś twarz. Oblicze ojca tuż przed tym, nim Harry zabił go w korytarzu
ich domu w Dolinie Godryka. Jego matka była następna, nie chciała zejść mu z drogi, więc zabił także i ją.
Poczuł ciepło i satysfakcję.

Gdy to wszystko odpłynęło, Harry wreszcie odzyskał głos. Krzyczał.


***

Kiedy się obudził, zobaczył przytłumione światło pojedynczej świecy płonącej na stoliku nocnym. Obok
niego ktoś spał i dopiero po chwili zorientował się, że to Snape. Mężczyzna leżał na kołdrze, a Harry był
otulony ciężkim kocem.

Tak, to byłoby naprawdę dziwne, gdyby Snape wśliznął się pod przykrycie razem z nim po tym, jak Harry
go zerżnął...

Wspomnienia wróciły do niego z przyprawiającą o zawrót głowy szybkością. Harry wszystko pamiętał.
Wszystko to, czego doświadczył, co uwolnił, albo co przeżywał na nowo..

- Tom? - wyszeptał niepewny, co stało się z Voldemortem. Nie otrzymał odpowiedzi. Ulżyło mu, ale
jednocześnie poczuł się zaniepokojony. - Tom? Odezwij się.

Nie teraz, Harry.

Chłopak odetchnął. Voldemort nadał był bezpieczny w jego umyśle.

- Co się stało? Widziałem... byłem... byłem tobą, Tom.

A ja byłem tobą! - Voldemort brzmiał na rozgniewanego. - Widziałem dokładnie każde twoje wspomnienie,
do których oglądania mnie zmusiłeś.

- To nie ja... ale przecież już wcześniej je widziałeś. Dlaczego to takie straszne?

Ponieważ wtedy to były tylko wspomnienia. A teraz ja... teraz były prawdziwe.

- Na Merlina. - Harry pamiętał, jak zabił swoich rodziców. Podciągnął koc wyżej. - Byłem tobą. Czułem
wszystko to, co ty. Czy...

Nie chcę o tym teraz rozmawiać!

- Ty też, prawda? - wyszeptał Harry. - Byłeś mną.

Nie otrzymał odpowiedzi i zaniepokoił się. Voldemort nie mógł go tak po prostu ignorować, nie po tym, co

background image

się wydarzyło. Harry miał wiele pytań i chciał poznać na nie odpowiedzi.

- Tom? - Wyciągnął rękę, ale nie było tam Voldemorta. Znalazł tylko kościste ramię w znoszonej, nocnej
koszuli. - Tom! Odezwij się do mnie, do diabła!

- Potter, przestań się miotać. - Snape podniósł się i spojrzał na niego.

- Ee... - Harry nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć Snape'owi po tym, jak trzymał penisa w jego tyłku.

Mężczyzna westchnął.

- Jak się czujesz?

- Zmęczony. Skołowany. Tom nie odzywa się do mnie. Myślę, że jest zły.

- Och, a więc teraz to jest dla ciebie Tom, tak? - Snape nieco bardziej się wyprostował i skrzyżował
ramiona na piersi.

- Tak go nazywam. Nienawidzi tego. - Harry spojrzał na mężczyznę szeroko otwartymi oczami. - Co się
wydarzyło, profesorze?

- Zaciągnąłeś mnie do łóżka i wypieprzyłeś - odparł szyderczo Snape. - Wbrew moim ostrzeżeniom, że
będziesz tego żałował, jeżeli mogę dodać,

- Nie o to mi chodzi. - Harry wiedział, że pieprzył Snape'a. I nie żałował tego w ogóle, ponieważ wtedy
czuł, że to jest takie naturalne i znajome. Oczywiście, nie miał zamiaru powiedzieć o tym Snape'owi.

Mężczyzna potarł grzbiet swojego nosa. Wyglądał na zmęczonego i Harry podejrzewał, że przez całą noc
nie mógł przez niego zasnąć. Nie miał pojęcia, która jest godzina.

- Ten eliksir służy do poprawiania pamięci i koncentracji przez krótki okres czasu, zazwyczaj nie większy,
niż trzy godziny. Jednakże w twoim przypadku mikstura napotkała na nie jeden, a dwa zestawy
wspomnień. I pomogła ci dotrzeć do jednego z nich. Tyle, że nie twojego. Eliksir wykonał jedynie swoje
zadanie.

- Pamiętałem wszystko z jego życia - powiedział Harry. Czuł mdłości. - Pamiętałem, jak cię pieprzyłem, jak
zabiłem swoich rodziców, jak próbowałem zabić siebie. I podobało mi się to. - Jego żołądek wywrócił się.
Harry wychylił się za łóżko i zwymiotował.

- Tak, właśnie tego mi brakowało. Harry'ego Pottera rzygającego na moją podłogę. - Materac ugiął się,
kiedy mężczyzna wstał.

Harry jęknął. Czuł taki ból w gardle, jak gdyby połknął kwas. Bałagan sprzed jego oczu zniknął, a w polu
widzenia pojawiła się szklanka wody.

- Pij. A potem się wynoś. - Snape rozciągnął się na drugiej połowie łóżka, ale jego szara nocna koszula
nie była aż tak stylowa, jak noszone zwykłe szaty, więc zamiast zafalować, przylgnęła tylko do jego
wychudzonych nóg.

- Która godzina? - Harry wziął mały łyczek wody i spróbował usiąść.

- Szósta.

- Szósta rano? - Harry poderwał się, wylewając połowę zawartości szklanki na pościel.

- Nie, szósta wieczorem, dokładnie rok po twoim małym wypadku z Eliksirem Pamięci. Przez cały ten czas

background image

pozwoliłem ci gnić w moim łóżku. - Snape machnął różdżką i Harry poczuł powiew magii, który wysuszył
mokrą pościel. - Czy ty w ogóle nie potrafisz nad sobą panować, Potter?

- Niezbyt dobrze się czuję. - Chłopak odstawił szklankę na stolik i z zaskoczeniem znalazł tam swoje
okulary. Założył je, a następnie poruszając się powoli i z namysłem, zaczął wstawać z łóżka. Wszystko go
bolało. Dokuczał mu każdy możliwy mięsień.

- Doświadczyłeś pewnego rodzaju uszczerbku - powiedział Snape. Skrzyżował ramiona na piersi, ale
nawet to nie sprawiło, że wyglądał jak człowiek, którego Harry znał przez sześć lat. Obawiał się, że po
tym, jak go zerżnął, już nigdy nie będzie w stanie spojrzeć na mężczyznę w ten sam sposób co kiedyś.

- Wszystko mnie boli - wyszeptał chłopak. Trzymał się jednej z kolumienek łóżka, dopóki nie udało mu się
położyć stóp na zimnej podłodze.

- Nie mogę dać ci żadnego eliksiru przeciwbólowego, to zbyt wielkie ryzyko. Merlin wie, co mogłoby stać
się po nim wam obu.

- A ja myślałem, że z chęcią popatrzyłbyś na moje cierpienia.

- Na wypadek, gdybyś zapomniał, Potter, złożyłem przysięgę, że cię nie skrzywdzę. Teraz, kiedy wiem, że
niektóre mikstury działają na ciebie w dziwny sposób, nie podejmę więcej takiego ryzyka, ponieważ na
szali leży moje własne życie.

Harry prychnął.

- Taa, zawsze chodzi tylko o twoje życie, prawda? Byłeś diabelnie chętny do złożenia tej przysięgi.

Snape wyglądał na rozwścieczonego.

- Już od wielu tygodni żyjesz z Czarnym Panem uwięzionym w twoim umyśle. Ostatniej nocy, kiedy mnie
pieprzyłeś, mówiłeś i zachowywałeś się zupełnie jak on i masz czelność kwestionować moje motywy?
Jakoś nie widzę, żebyś robił wszystko, co w twojej mocy, aby pozbyć się go raz na zawsze!

- Ja nic nie mogę zrobić! On jest ze mną przez cały cholerny czas! Zabije moich przyjaciół, jeżeli spróbuję
czegokolwiek, jeżeli chociażby pomyślę o czymkolwiek, nie rozumiesz tego? - Z jakiegoś powodu
niezwykle ważne było, żeby Snape go zrozumiał. Był jedyną osobą, która wiedziała, przez co Harry
przechodzi.

- Rozumiem to lepiej, niż ci się wydaje, Potter, i właśnie dlatego chciałbym móc podziękować ci, że nie
kwestionujesz moich motywów. A teraz wynoś się! - Po tych słowach Snape wymaszerował z pokoju.

Harry znalazł swoje ubrania na krześle stojącym obok drzwi. Podszedł do niego chwiejnym krokiem i
musiał przytrzymać się ściany, aby zachować równowagę. Zdołał się ubrać, chociaż zajęło mu to prawie
dziesięć minut. Nawet nie próbował zasznurować butów, więc tylko wsunął je na stopy. Jego palce były
zbyt sztywne.

Przejście przez salon zajęło mu kolejną minutę. Snape czekał na niego przy drzwiach. Był
zniecierpliwiony.

Kiedy Harry wyszedł już z gabinetu, odwrócił się, aby spojrzeć na mężczyznę.

- Nie żałuję tego - powiedział, dokładnie śledząc wyraz jego twarzy. Pozostała niewzruszona. - Nie żałuję
tego, że cię pieprzyłem. To było... w porządku.

Snape zatrzasnął mu drzwi przed nosem.

background image


***

Droga powrotna do wieży Gryffindoru była długa i bolesna i kiedy Harry w końcu wszedł do dormitorium,
jego koledzy byli już na nogach.

- Harry! - Neville momentalnie znalazł się przy nim. - Dobrze się czujesz? Wyglądasz okropnie.

- Jestem trochę chory - odparł chłopak. Miał problemy z oddychaniem i nawet jeśli by się do tego nie
przyznał, był wdzięczny Neville'owi za to, że wziął go pod ramię i pomógł mu dojść do łóżka.

Ron, ciągle w piżamie, stał w drzwiach do łazienki i przyglądał mu się. Wyglądał na rozdartego pomiędzy
kontynuowaniem porannej toalety a martwieniem się o stan zdrowia swojego najlepszego przyjaciela.

- Snape cię otruł? - zapytał z wahaniem w głosie, tak jakby chciał zażartować, ale zapomniał puenty.

Harry potrząsnął głowa i zdjął buty. Nawet to go bolało.

- Nie. To tylko grypa.

- Może powinieneś pójść do skrzydła szpitalnego - zaproponował Ron, podchodząc kilka kroków bliżej do
łóżka przyjaciela.

- Już tam byłem - odparł Harry. To było całkiem dobre kłamstwo, Skoro nie miał ochoty tłumaczyć się jak i
dlaczego doszło do tego, że spędził noc w kwaterach Snape'a, kłamstwo to okazało się całkiem niezłe. -
Pomfrey powiedziała, że muszę odpocząć w łóżku.

- W porządku. - Ron odwrócił się i sięgnął po szaty. - Chcesz, żebym przyniósł ci śniadanie?

- Nie, dzięki. Muszę się po prostu trochę przespać. - Nie przejmował się rozbieraniem, tylko wśliznął pod
przykrycie. - Jestem naprawdę zmęczony.

- Później do ciebie wpadniemy - powiedział Neville.

Harry nie odpowiedział. Zamknął oczy i zasnął w ciągu kilku sekund.


Część 10



Harry obudził się w południe. Większość bólu opuściła już jego ciało, ale głowę nadal miał ciężką a umysł
ospały. Na szafce nocnej stał talerz zupy i szklanka soku dyniowego. Prawdopodobnie Neville lub Ron
zostawili je tu po obiedzie. Zignorował zupę, ale wypił sok. Położył się z powrotem na poduszce i zapatrzył
w sklepienie. Nie chciało mu się wstawać. Nie chciało mu się robić zupełnie nic. Może jedynie jeszcze
trochę pospać. To była bardzo miła perspektywa. Dormitorium było ciche i opustoszałe. Tak samo jak jego
umysł.

-Tom? - Żadnej odpowiedzi. Co ten przeklęty drań zamierzał? - Nie możesz mnie tak po prostu ignorować
- powiedział Harry, chociaż doskonale wiedział, że niewiele mógł zrobić, aby zmusić Voldemorta do
rozmowy. - Ja także nie jestem szczęśliwy z tego powodu, wiesz? Bycie tobą przez całą noc nie było
niczym przyjemnym.

Zabawne. Zamierzałem powiedzieć dokładnie to samo.

Harry uśmiechnął się, pomimo ostrych jak lód rozbłysków wspomnień.

background image


- Teraz to ty melodramatyzujesz. Co było takiego strasznego w byciu mną?

Po pierwsze, chciałbym dowiedzieć się, dlaczego twoi mugolscy krewni wciąż chodzą żywi po tym, w jaki
sposób cię traktowali. Jak możesz żyć ze świadomością, że nigdy nie odwdzięczyłeś im się niczym więcej,
niż prztyczkiem w nos za to, co ci zrobili?

Harry zamrugał. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał.

- Szczerze? Oni mnie w ogóle nie obchodzą. To prawda, że byli bandą drani, ale...

Trzymali cię zamkniętego w komórce przez większą część twojego dzieciństwa! Głodzili cię! Czy masz
jakiekolwiek pojęcie, jakie to uczucie... - Voldemort urwał nagle i Harry poczuł w zamian rozbłysk bólu w
swojej bliźnie.

- A więc o to chodzi? - zapytał. Był zbyt zaskoczony, aby się złościć. - Już wcześniej wiedziałeś, co mnie
spotkało, ale do tej pory nie miałeś pojęcia, jakie to uczucie, i teraz ty...

Nie bądź śmieszny. Miałbym pozwolić sobie na to, aby coś tak pospolitego i trywialnego jak emocje wzięły
nade mną górę?!

- O nie, teraz nie możesz się wycofać. - Harry usiadł na łóżku, czując się tak, jakby był o krok od złapania
znicza. - Byłeś mną i odczuwałeś rzeczy, których prawdopodobnie nigdy wcześniej nie czułeś, mam
rację?

Wydaje ci się, chłopcze.

- Nie, nie wydaję mi się. A więc jak podobała ci się strata ojca chrzestnego? Boli jak cholera, prawda? A
jak czułeś się przywiązany do nagrobka, gdy twój największy wróg powrócił do życia na twoich oczach?
Założę się, że podobało ci się bycie śmiertelnie przerażonym. A jak było, kiedy zobaczyłeś dziewczynę,
którą kochałeś, obmacującą się z innym chłopakiem? Mam nadzieję, że złamane serce podziałało na
ciebie.

Jego bliznę przeszył ostry ból i popłynął falą przez umysł, zmuszając Harry'ego do wycofania się i
zaciśnięcia powiek. Ale wiedział, że miał rację. Zaczął się śmiać, pomimo bólu. W końcu udało mu się
złapać oddech i powiedzieć:

- Witaj wśród rasy ludzkiej, Tom

Kolejne uderzenie bólu było jedyną odpowiedzią, ale Harry w ogóle się tym nie przejął. Śmiał się i śmiał,
tak długo, aż w końcu, wykończony, zasnął.


***

Harry uznał, że posiadanie wspomnień, które nie należały do niego, było bardzo dziwnym uczuciem. Nie
polegało to na tym, że te nowe wspomnienia prześladowały go w każdej minucie i były one schowane
gdzieś w podświadomości, tak, jak jego własne. Ale za każdym razem, kiedy próbował teraz przywołać
jakieś konkretne, było ono skażone.

Myślał o nocy, w której zginęli jego rodzice - wspomnienie, które odżywało za każdym razem, kiedy
spotykał się z dementorem, i poza słyszeniem krzyku i błagania o litość swojej matki, czuł także
wyniosłość Voldemorta i jego radość ze zwycięstwa. Te nowe uczucia i obrazy były śliskie i bolesne, tak,
jakby na wspomnienia, które cenił najbardziej, został wylany wrzący olej.

Nadszedł wieczór, a Harry nadal nie chciał wstać. Myśl o tym, aby wyjść na zewnątrz, tam, gdzie

background image

wszystko mogło nacisnąć spust wspomnień, które nie należały do niego, była zbyt przerażająca. Obawiał
się tego, co może poczuć, kiedy ponownie zobaczy swoich przyjaciół. A co, jeżeli spojrzy na Ginny i nie
poczuje niczego poza pogardą?

Mamy umowę, Harry. Oczekuję, że jej dotrzymasz.

- Hmm?

Miałeś przestać marudzić o tej dziewczynie, pamiętasz?

Chłopak ukrył twarz w dłoniach.

- Ja nie... To wszystko przez twoje cholerne wspomnienia. Nie jestem zachwycony wiedzą, jak to jest być
tobą.

To uczucie jest odwzajemnione.

- Nie da rady tego cofnąć. Musi być coś, co możemy zrobić.

I zaryzykować Merlin wie co? Nie wiadomo, jak zareagujemy na eliksiry albo zaklęcia.

Voldemort miał rację, co nie znaczyło, że Harry'emu musiało się to podobać. Opadł z powrotem na łóżko,
patrząc w górę.

- Byłem tobą już wcześniej, wiedziałeś?

Opowiedz.

- Tak, kiedy byłeś w tym wężu, który zaatakował pana Weasleya i wtedy, kiedy rozmawiałeś z
Rookwoodem, tuż zanim ukarałeś Avery'ego. Ale to wszystko mi się śniło, tak, jakby to było bardziej
podobne do przebywania wewnątrz myślodsiewni. Nie odczuwałem niczego.

Na tym właśnie polega opętanie, Harry. Nie możesz niczego czuć, bo w przeciwnym wypadku mógłbyś
oszaleć.

Chłopak uśmiechnął się.

- A więc staniemy się teraz szaleńcami?

Patrząc na to, że przez cały dzień leżysz w łóżku w ubraniu, niewiele ci już brakuje.

- Tak - Harry zgodził się całkiem radośnie. Jeżeli rozmawiali o takich dziwacznych rzeczach, nie musiał
myśleć o wszystkim tym, co czaiło się wewnątrz niego. - A ty byłeś nienormalny od samego początku. Nie
możesz już bardziej oszaleć.

Uważaj na język.

- Dobrze. - Musiał się rozproszyć. Musiał robić rzeczy, które pomogłyby mu uniknąć tych wszystkich
okropnych obrazów i uczuć. - Masz ochotę na obciąganko?

Nie teraz.

Harry westchnął. Może powinien sam sobie obciągnąć. W czasie masturbacji nie będzie myślał o śmierci
swoich rodziców. W najgorszym wypadku pomyśli o Snapie, ale to nie koniec świata.

O tak, mój mały horkruks nie jest już prawiczkiem.

background image


- Nie mogę uwierzyć, że straciłem dziewictwo ze Snape'em - wymamrotał Harry. To była nieco
nieprzyjemna myśl.

Podobało ci się. Nie ma potrzeby zaprzeczać.

- Nie było tak źle - odparł. Zmierzwił swoje włosy i przygryzł wargę. - To po prostu dziwne, ponieważ to był
Snape. Zanim postanowiłeś wprowadzić się do mojej głowy, nigdy nawet nie myślałem o facetach, a już
szczególnie o tym tłustowłosym draniu.

Mogłeś trafić gorzej niż na Severusa.

Harry wzdrygnął się. Zważywszy na to, że regularnie pozwalał Voldemortowi sobie obciągać, naprawdę
już nie wiedział, co definiować jako "gorzej".

- Ale i tak nie mogę uwierzyć, że Snape mi na to pozwolił. Przecież mnie nienawidzi.

Severus lubi być pieprzony, a ty jesteś pociągającym młodzieńcem. To, czy cię nienawidzi, czy nie,
naprawdę nie ma żadnego znaczenia. Za bardzo skupiasz się na emocjach. To był tylko seks.

- Skoro tak mówisz - zachichotał Harry. - I wciąż nie mogę uwierzyć, że dajesz mi rady na temat mojego
życia intymnego. Czarni Panowie chyba nie powinni robić czegoś takiego.

Czarni Panowie nie powinni także oglądać mugolskich filmów ze swoimi wrogami.

Harry roześmiał się i pomiędzy jednym parsknięciem a drugim zrozumiał, że Voldemort prawdopodobnie
potrzebuje chwili oddechu tak samo, jak on. Wygłupianie się było na to dobrym sposobem. A śmianie się z
kiepskich żartów jeszcze lepszym.

- Tak, albo jeść w McDonaldzie. - Chłopak zaczął śmiać się jeszcze bardziej, a Voldemort razem z nim. To
sprawiło, że Harry poczuł ciepło wewnątrz siebie, tak, jakby leżał tuż przy ogniu. - Dlaczego to takie
przyjemne uczucie? Twój śmiech, oczywiście.

Ja się nie śmieję.

Harry przewrócił oczami.

- W porządku. Chichoczesz.

Nie mam pojęcia. Czy wolałbyś w zamian klątwę Cruciatus?

- Nie - prychnął. - Hej, a czy ty kiedykolwiek rechotałeś?

Nie mogę powiedzieć, abym kiedykolwiek się o to pokusił.

- Powinieneś. Założę się, że brzmiałoby to bardzo zabawnie.

I ty zastanawiałeś się, czy oszalejesz? Myślę, że już dawno to zrobiłeś.

- Cóż - odparł z uśmiechem Harry - jeżeli tak wygląda szaleństwo, to nie jest takie złe.

Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszli Ron i Neville. Chłopak wziął głęboki oddech, aby się
opanować.

- Przyniosłem ci trochę placka z melasy. - Ron położył go na szafce nocnej, obok nietkniętej zupy.

background image

- Tak, powinieneś coś zjeść, Harry - dodał Neville.

- Dzięki, ale naprawdę nie jestem teraz głodny. Myślę, że spróbuję przespać się jeszcze trochę.

Neville rzucił Ronowi zaniepokojone spojrzenie, ale Harry zignorował ich i przewrócił się na bok, tyłem do
przyjaciół.


***


Harry pozostał w łóżku także następnego dnia. Wciąż nie zmienił ubrania i wstał tylko po to, aby
skorzystać z toalety i tylko dlatego, że zmusił go do tego Voldemort. Chłopakowi wystarczyłoby
załatwienie się do pustej szklanki, ale Voldemort stwierdził, że to byłoby barbarzyńskie i mniej więcej
wykopał go z łóżka.

Ron przyniósł mu po śniadaniu herbatę i tosty, a po obiedzie kilka babeczek, ale Harry nie miał ochoty na
rozmowę, wiec zignorował ofiarność przyjaciela. W porze kolacji drzwi otworzyły się nagle z trzaskiem i do
środka wpadł Snape. Harry, który akurat drzemał, natychmiast się zerwał i wbił w niego spojrzenie.

- Potter, lenisz się przez cały dzień?

- Harry - wydyszał Ron, pojawiając się za Snape'em. - Przepraszamy. Podsłuchał nas w Wielkiej Sali i
pomaszerował prosto do wieży Gryffindoru.

- Nie mogliśmy go powstrzymać - dodał Neville, ukryty bezpiecznie za plecami Rona.

Snape odwrócił się do nich.

- Wynocha.

Ron prychnął i skrzyżował ręce na piersi.

- Nie możesz wyrzucić nas z własnego dormitorium!

- Nie? - Snape wyciągnął różdżkę i chwilę później coś wypchnęło Rona i Neville'a z powrotem na korytarz,
a drzwi zatrzasnęły się, rozbłyskując zaklęciem blokującym.

- A teraz, Potter... - powiedział Snape, obracając się z powrotem do Harry'ego, nadal trzymając różdżkę w
dłoni. - Opuściłeś dwa dni zajęć. Raczysz to wyjaśnić?

- Grypa - wymamrotał Harry.

- Nie masz grypy, Potter. Może spróbujesz jeszcze raz? - Snape podszedł kilka kroków bliżej do łóżka. I
nawet pomimo tego, że chłopak widział go nagiego i pokrytego spermą, nadal wyglądał cholernie
przerażająco, kiedy tak na niego patrzył.

Harry wzruszył ramionami.

- Nie czułem się zbyt dobrze.

- Nie czułeś się zbyt dobrze wczorajszego dnia, dlatego pozwoliłem ci trochę odpocząć i nie
poinformowałem dyrektorki o twojej nieobecności. Jednakże dzisiaj wyglądasz na całkiem zdrowego.

Gdzie się podziewał Voldemort, kiedy chłopak go potrzebował?

background image

Powiedz coś!

- Mój mały horkruks ma depresję, Severusie - oznajmił Voldemort.

Harry jęknął.

- Nie mam depresji. Jestem po prostu... zmęczony.

- Och - zakpił Snape. - Nie potrafisz uporać się z kilkoma wspomnieniami Czarnego Pana? Czyżbyś był
zbyt słaby, aby uporać się z tym i żyć dalej?

- Zobaczyłem siebie, jak zabijałem swoich rodziców i cieszyłem się z tego! - krzyknął Harry, zrywając się
na kolana. - A ty oczekujesz ode mnie, że tak po prostu się z tym pogodzę?!

- Tak, dokładnie tego od ciebie oczekuję. - Snape złapał Harry'ego za szatę na karku i ściągnął go z łóżka.
Chłopak uderzył tyłkiem o podłogę i zaskamlał. - Być może nadal oczekujesz specjalnego traktowania,
taki bohater jak ty, ale nie pozwolę ci marnować całych dni na użalanie się nad sobą, nurzając się we
własnym brudzie.

Snape pociągnął Harry'ego przez dormitorium wprost do łazienki.

- Nie możesz tego zrobić! - Harry próbował się podnieść, ale mężczyzna był silniejszy i szybszy. - Mam...
Jestem Czarnym Panem!

- Jeżeli Czarnemu Panu nie podobałyby się moje działania, jestem pewien, że poinformowałby mnie o
tym, Potter. - Snape wepchnął go do łazienki i Harry zatrzymał się z poślizgiem w jednej z kabin
prysznicowych.

Złapał się ściany, aby utrzymać równowagę.

- To nie twoja sprawa, Snape!

- Teraz to jest także moja sprawa. - Mężczyzna machnął różdżką i ubranie Harry'ego zniknęło. Po
kolejnym machnięciu spłynęła na niego lodowato zimna woda.

- A teraz się umyj. Cuchniesz.

Szczękając zębami, Harry odkręcił kurek z gorącą wodą i sięgnął po szampon.

- To wszystko przez ciebie - powiedział, namydlając włosy. - Mogłeś go powstrzymać. Jesteś jego... Nie
wiem... Mistrzem, albo czymś takim.

Uważam, że Severus ma rację. Zacząłeś cuchnąć.

Nie odrywając wzroku od Snape'a, Harry nawilżył mydłem swoją klatkę piersiową i podbrzusze.

- Ciekawy widok?

- Owszem - Snape oparł się o framugę drzwi, aby było mu wygodniej.

- Pieprzyłem cię - powiedział Harry. Przesunął pokrytą mydłem dłonią wzdłuż swojego członka i z
powrotem. - To byłem ja. Nie Voldemort.

- I? - Snape uniósł jedną brew.

- Podobało ci się to.

background image


Mężczyzna wzruszył niedbale ramionami.

- Tak samo, jak tobie. Jesteś pełnoletni, Potter. Nie ma żadnych przepisów zabraniających takich relacji
pomiędzy nauczycielem a pełnoletnim uczniem, jeżeli to cię martwi.

- Nie martwi. - Harry sięgnął poza kabinę prysznicową i wziął z półki szczoteczkę i pastę. - Ale ty mnie
nienawidzisz - powiedział i zaczął szczotkować zęby.

- Istotnie. - Snape uśmiechnął się kpiąco.

Harry, powiedziałem ci, że to nie ma dla Severusa znaczenia. Zapomnij o tym, na Merlina.

Harry podsunął twarz pod natrysk i wypłukał usta. To wydawało się dziwne, że pieprzenie Snape'a wcale
nie było takie dziwne. Pieprzenie Snape'a było świetnym sposobem na odstresowanie się, a Harry nadal
potrzebował dobrego rozluźnienia.

Zakręcił kurek i poczłapał w stronę mężczyzny, dobrze wiedząc, że był nagi i spływała po nim woda.

- Po prostu zastanawiałem się, czy nie chciałbyś zrobić tego ponownie? - powiedział, patrząc na niego z
dołu. Oblizał wargi. Snape spoglądał na niego z góry zmrużonymi, czarnymi oczami, a to poruszyło coś
wewnątrz Harry'ego i sprawiło, że jego penis zadrżał.

- Tutaj, panie Potter?

- Jasne. - Harry przysunął się bliżej, aż poczuł jak szaty Snape'a ocierają się o jego nagą skórę.

Harry, pocałuj go teraz.

To nie była zła rada, uznał Harry, i po prostu to zrobił. Snape odpowiedział natychmiast, rozchylając wargi.
Jego język spotkał się z językiem Harry'ego. Trochę dziwnie było całować go teraz, kiedy nie był pod
wpływem kierujących nim wspomnień Voldemorta, ale Snape nie był wcale kiepski w całowaniu. Był ostry i
namiętny i Harry przywarł do niego mocniej, jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek.

Snape owinął ramię wokół chłopaka i zaczął kierować go w stronę dormitorium. Harry jęknął, kiedy
twardość Snape'a przycisnęła się do jego obnażonego penisa. Poczuł, jak mężczyzna uśmiecha się.
Harry objął go ramionami i złapał obiema dłońmi za pośladki. Za te pośladki. Pieprzył je i miał zamiar
zrobić to ponownie.

Kiedy dotarli do łóżka, Harry oderwał głowę, aby zaczerpnąć powietrza.

- Drzwi?

- Zamknięte - odparł Snape i musnął wargami szyję Harry'ego. - Wątpię, by którykolwiek Gryfon potrafił
złamać zaklęcie. Może z wyjątkiem...

Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadli Ron i Hermiona, a za nimi Neville, Dean i Seamus.

- ...panny Granger - dokończył z westchnieniem Snape.

- Zabieraj od niego łapy, zboczeńcu! - krzyknął Ron, celując różdżka w Mistrza Eliksirów, który odsunął się
od Harry'ego. - Nie martw się, Harry. Nie pozwolimy mu cię skrzywdzić. Powiemy o wszystkim
McGonagall i Snape wyląduje w Azkabanie, czyli tam, gdzie jego miejsce!

- Ron - powiedziała Hermiona, opuszczając różdżkę. - Nie sadzę, aby Snape go do tego zmuszał.

background image

Harry pragnął umrzeć. Naprawdę, zdecydowanie pragnął, aby jego życie zakończyło się właśnie tutaj,
właśnie w tej chwili.

Spokojnie, to byłoby trochę zbyt pospieszne.

Ronowi opadła szczęka, a stojący za nim Neville stał się czerwony jak piwonia. A Harry spojrzał w dół na
swoje ciało, na swoje całkowicie nagie ciało, i zauważył swego sterczącego penisa. A później spojrzał na
Snape'a, który przyglądał się jego przyjaciołom. Wyglądało na to, że Ron zmobilizował połowę domu,
ponieważ za nim pojawiało się coraz więcej i więcej osób.

- Ale... - Ron spojrzał na Harry'ego z desperacją.

- Ee... - powiedział Harry. - Wolałbym to zrobić bez publiczności, jeżeli nie masz nic przeciwko.

Snape parsknął, a Voldemort śmiał się tak głośno, że Harry'emu kręciło się w głowie.

- Ubierz się, Potter. Idziemy na spotkanie z dyrektorką, aby poinformować ją o naszej intymnej relacji -
powiedział Snape, odwracając się i składając mocny pocałunek na wargach Harry'ego.

- On nie może... Musiał być... Zaklęcie Imperius... Ten drań rzucił na niego urok! - wykrzyczał Ron.
Hermiona i Neville złapali go za ramiona i pociągnęli przez niewielki tłum, a później na korytarz.


***

- Wejść.

Snape popchnął ciężkie drzwi prowadzące do gabinetu McGonagall i wprowadził Harry'ego do środka.
Chłopak wciąż nie był pewien, co tutaj robią, ale kiedy wcześniej o to zapytał, Snape po prostu go
zignorował i kazał mu iść dalej.

- Severusie, Harry. Co mogę dla was zrobić? - zapytała McGonagall, siedząc za biurkiem, które kiedyś
należało do Dumbledore'a.

- Pani dyrektor. - Snape pochylił głowę i pociągnął Harry'ego w głąb pomieszczenia. - Potter i ja
chcieliśmy coś ogłosić.

- Tak? - McGonagall przechyliła głowę. - Czy to ma coś wspólnego z dodatkowymi lekcjami, które
udzielasz Harry'emu?

- Niezupełnie. Pomyśleliśmy, że najlepiej będzie, jeżeli usłyszysz to od nas, zamiast wysłuchiwać plotek. -
Snape pociągnął Harry'ego za ramię i przyciągnął go do siebie tak blisko, że chłopak stał tuż przy jego
boku.

- No więc? Wyduście to z siebie.

Snape ponownie pochylił głowę.

- Potter i ja jesteśmy w związku.

McGonagall zamrugała.

- Że co proszę?

- W miłosnym związku - dodał Snape całkowicie opanowanym głosem. Harry wbijał wzrok w podłogę i
czuł, jak jego policzki płoną.

background image


- Czy wyście już całkiem oszaleli? - McGonagall podniosła się z krzesła, opierając się obiema rękami o
blat biurka.

- Zdecydowanie nie - powiedział Snape. - Wiesz, że nie ma żadnych reguł zabraniających takiego związku
pomiędzy nauczycielem i pełnoletnim uczniem.

- Dobrze znam szkolne reguły, Severusie. Ale wy nie możecie mówić tego poważnie. - McGonagall
rozpaczliwie wskazała na nich obu. - Nie znosicie się.

- Przezwyciężyliśmy dzielące nas różnice i odkryliśmy, że mamy ze sobą wiele wspólnego - odpowiedział
gładko Snape.

- Co wy możecie mieć ze sobą wspólnego? - Głos McGonagall stawał się coraz wyższy i wyższy.

- Voldemorta - odparł Harry, po raz pierwszy spoglądając na dyrektorkę. Jej oczy rozszerzyły się.

Harry! Uważaj, co mówisz!

- Rozmawiamy o Voldemorcie. To znaczy... On zrujnował życie nam obu, prawda? To właśnie mamy ze
sobą wspólnego. - Harry zerknął na Snape'a, zastanawiając się, czy to wystarczy, aby przekonać
McGonagall. Nie był wcale pewien. - A, tak - dodał. - Seks też jest świetny.

Dyrektorka natychmiast usiadła.

- Tyle wystarczy, panie Potter.

- Przepraszam - wymamrotał Harry, chociaż wcale nie było mu przykro. Chichot Voldemorta potęgował
jego własną przyjemność, kiedy widział tak zdenerwowaną McGonagall.

- Cóż... - Dyrektorka złożyła dłonie. - Wiem, że nie mogę zabronić tego związku, ale chciałabym, żebyście
ponownie to rozważyli. Czy macie jakiekolwiek pojęcie o tym, jak na coś takiego mogą zareagować
uczniowie? Albo kadra? Albo Ministerstwo?

- Ministerstwo nie może nic zrobić - odparł Snape. - Obaj jesteśmy dorosłymi czarodziejami, którzy weszli
w ten związek z własnej woli. Dopóki nie postanowią nagle zakazać homoseksualizmu, to nie jest ich
sprawa.

- Ale co ja mam powiedzieć kadrze, Severusie? Jak mam wyjaśnić uczniom, że ich nauczyciel jest w...
związku z chłopcem dwa razy od siebie młodszym?

- Jeżeli chcesz, abym zrezygnował, uczynię to - powiedział Snape.

Harry'emu nie spodobał się ten pomysł. Snape, jako jedyny w Hogwarcie, znał prawdę o nim.

- Oczywiście, że nie chcę! Miałam już wystarczająco duży kłopot, aby za pierwszym razem znaleźć
Mistrza Eliksirów. Nie jestem z tego zadowolona, ale doskonale wiem, że decyzja nie należy do mnie.
Jednakże chciałabym cię prosić, Severusie, abyś ograniczył przejawy uczuć do swoich prywatnych
komnat.

- Oczywiście, pani dyrektor.

- Potter, jeżeli twoje oceny od tego ucierpią, wtedy będę zmuszona wkroczyć i zakończyć ten... ten
przejaw szaleństwa.

- Nie ucierpią, pani profesor - powiedział Harry. - Przyrzekam.

background image


- Możecie odejść!

Snape pociągnął Harry'ego do drzwi. Kiedy mijali portret Dumbledore'a, ten mrugnął do nich
porozumiewawczo. Harry natychmiast spuścił wzrok i pozwolił mężczyźnie wyprowadzić się z gabinetu.

- I co teraz? - zapytał, kiedy zatrzymali się w wyludnionym korytarzu. - Jesteś teraz moim chłopakiem, czy
coś takiego?

- Nie bądź niedorzeczny, Potter - powiedział Snape. Puścił Harry'ego i wygładził szaty. - Teraz nikt nie
będzie interesował się tym, ile czasu spędzasz ze mną sam na sam. To doskonała przykrywka.

Zgadzam się. Pozwól, aby świat uwierzył, że ty i Severus jesteście ze sobą, i nikt nie będzie nas niepokoił.

- On się zgadza - powiedział Harry, a Snape skinął głową. - A więc... ee... Co teraz robimy?

- Teraz wracasz do swojego domu, aby wytłumaczyć, co się wydarzyło, ponieważ wszyscy Gryfoni są
przekonani, że rzuciłem na ciebie zaklęcie Imperius. - Usta Snape'a wykrzywiły się w szyderczym
uśmiechu. - Chociaż, oczywiście, nie mam nic przeciwko odebraniu odpowiedniej ilości punktów za
jakąkolwiek fałszywą sugestię pod moim adresem.

- Dobra - prychnął Harry.

- Przyjdź do mojego gabinetu jutro po śniadaniu. Dokończymy wtedy to, co nam przerwano. - Snape
przeszedł obok Harry'ego, zaciskając na moment dłoń na jego kroczu. Harry zadrżał z podniecenia i
rozdrażnienia jednocześnie.

Nasz Severus potrafi być takim rozkosznym, małym złośliwcem.

- Taa, kiedy nie zachowuje się jak kompletny drań - wymamrotał Harry i ruszył z powrotem do wieży
Gryffindoru.




Ten rozdział przetłumaczyła KACZALKA! My go tylko zbetowałyśmy.



Część 11



Gdy tylko Harry wszedł do pokoju wspólnego, był przekonany, że w którymś momencie jego życie
przybrało tragiczny obrót. Pomieszczenie pełne było uczniów, którzy natychmiast obrzucili go gradem
pytań. Poczuł się jak ktoś, kogo wyrwano z własnego świata i wrzucono w alternatywną, pokręconą
rzeczywistość, w której wszystko, czego się dotknął, kończyło się całkowitą katastrofą.

- Więc to prawda? - zapytał Dean. Stał praktycznie na czele tłumu, dlatego Harry mógł go zrozumieć.
Wszystkie inne głosy zlewały się ze sobą, brzmiąc jak rój pszczół.

Kiwnął głową.

- Taa... to prawda.

- Pieprzysz się ze Snape’em? - Tym razem odezwał się Seamus. W jego głosie słychać było zarówno

background image

przerażenie, jak i fascynację.

- Tak - potwierdził Harry. Merlinie, jak bardzo nie chciał tu być. Czuł się jak zdrajca i zboczeniec, musząc
przyznawać się do związku ze Snape’em przed współdomownikami.

Mogło być dużo gorzej, Harry. Wyobraź sobie, co mówiliby twoi przyjaciele, gdyby odkryli, że gościsz w
swoim ciele Lorda Voldemorta.

Przestań mówić o sobie jak o kimś trzecim. To brzmi idiotycznie.

- Żartujesz, prawda? - Ronowi udało się przecisnąć na przód tłumu i spojrzał na przyjaciela z błaganiem w
oczach. - Jesteś teraz gejem i pomyślałeś, że zrobisz nam kawał, tak? Pieprzysz Snape’a. Bardzo
śmieszne.

- Nie sądzę, aby Harry obściskiwał się ze Snape’em będąc nagim tylko dla żartu - powiedział Neville, a
Hermiona zgodziła się z nim kiwając głową.

- To nie żart, przepraszam. - Harry westchnął. Czy to się nigdy nie skończy? Odpowiedział na pytania, a
teraz chciał tylko iść do łóżka, przespać się i obudzić we własnym życiu, a nie w tym koszmarze.

- Ale to Snape! - Uszy Rona, podobnie jak policzki, zrobiły się jaskrawo czerwone. - Oślizgły drań! - Harry
wzruszył ramionami. Z tym nie mógł się nie zgodzić. - I Ślizgon! - Słowo to zabrzmiało jak najgorsza
obraza.

- Nie zapominaj, że twoja własna siostra pieprzy się ze Ślizgonem - odezwał się Voldemort i Harry miał
ochotę udusić go za to, że znowu się wtrąca.

Usłyszał, jak ktoś po prawej stronie głośno wciąga powietrze, a potem dostrzegł błysk rudych włosów, gdy
Ginny wycofała się w głąb tłumu.

- Pieprzysz się z Zabinim? - zawołał za nią Ron. Zerknął na Hermionę szeroko otwartymi oczami. -
Myślałem, że oni się tylko całowali.

- Nie rozmawiamy teraz o Ginny - powiedziała Hermiona, kładąc dłoń na jego ręce. - Tu chodzi o
Harry’ego. I Snape’a. Którzy są... razem. Prawda? - Spojrzała na Harry’ego wyczekująco.

- Prawda - potwierdził. Nie wiedział, czego jeszcze od niego chcieli. - Słuchajcie, McGonagall o nas wie i
nie łamiemy żadnych przepisów. A mnie z tym dobrze.

- Ale Snape? - Głos Rona był bardzo napięty. - Jesteś pewien, że nie rzucił na ciebie jakiegoś zaklęcia?
Albo nie wypiłeś eliksiru miłosnego? W końcu Snape jest w nich dobry!

Harry wywrócił oczami.

- Nie jestem pod działaniem żadnego zaklęcia. I nie podsunął mi też eliksiru miłosnego. Nie kocham go
ani nic w tym rodzaju. To tylko seks.

Ron, podobnie jak kilka innych osób, zaczął mieć problemy z oddychaniem.

- Musisz zrozumieć, że to dla nas trochę szokujące, Harry - powiedziała Hermiona. Wyglądała, jakby ze
wszystkich sił starała się nie roześmiać. - Nigdy wcześniej nie wykazywałeś żadnych oznak, że Snape cię
pociąga. Lub, jeśli chodzi o ścisłość, że choćby go lubisz.

- Snape także jest gejem. - Harry uznał, że to wszystko wyjaśnia.

- Ale to nie jedyny gej w szkole - odezwał się Ron, wskazując ręką na prawo. - Colin to pedał. Mogłeś

background image

pieprzyć jego, zamiast Snape’a.

Colin uśmiechnął się do Harry’ego i nieznacznie kiwnął głową.

Och, z całą pewnością nie.

W tej kwestii Harry raczej zgadzał się z Voldemortem. Sam nie był pewien, czy wybrałby Colina zamiast
Snape’a, zanim wybór został dokonany za niego i Tom Riddle zagnieździł się w jego umyśle.

- Lubię pieprzyć Snape’a. Bez urazy, Colin.

- W porządku - odparł Gryfon, choć jego uśmiech stał się nieco bledszy.

- Zwariowałeś. Kompletnie ci odbiło - wymamrotał Ron, potrząsając głową.

Jeśli Harry by się nad tym zastanowił, pewnie i w tej kwestii zgodziłby się z przyjacielem.

- Idę do łóżka. Dobranoc. - Kiedy wchodził po schodach, czuł na sobie wzrok wszystkich uczniów
zebranych w pokoju wspólnym.


***

- Spędzisz dzisiaj czas ze Snape’em? - zapytał Ron następnego ranka, zaraz po tym, jak Harry rozsunął
zasłony.

- Tak - odparł. Mieli prowadzić badania, ale tego przyjacielowi nie mógł powiedzieć. Ron pewnie myślał,
że przez cały dzień będą się pieprzyć. Cudownie.

A kto twierdzi, że nie będziemy?

Na przykład ja, gość, który chce się ciebie pozbyć ze swojego ciała, pomyślał, wlokąc się do łazienki.
Trochę seksu z pewnością by nie zaszkodziło, ale Harry był doskonale świadomy, że jeśli nie będą
pracować, Voldemort go nie opuści.

Wziął prysznic, ubrał się i uparcie ignorował rozczarowane i oskarżające spojrzenie Rona. Po chwili
stwierdził, że dłużej tego nie wytrzyma.

- Przestań - powiedział, wyławiając spod łóżka adidasy. - Też mi tragedia, że nie spędzę z tobą całej
soboty. Teraz możesz przez cały dzień obmacywać się z Hermioną bez obawy, że mnie zaniedbujesz.

- Ale ja zawsze myślałem, że tak właśnie będzie. - Ron westchnął. - Całe weekendy razem, Hermiona ze
mną, ty z Ginny...

- Cóż, niektóre rzeczy się zmieniają - warknął Harry. - Nie spotykam się z twoją siostrą, a pieprzyć wolę
facetów.

- Wiem. - Ron wyglądał na totalnie przygnębionego. - Po prostu spodziewałem się czegoś innego.

Harry zacisnął zęby. Rozumiał przyjaciela, ponieważ sam pragnął takiego spokojnego, normalnego życia.
Ale nie mógł mu niczego wyjaśnić i to doprowadzało go do szału.

- Wydaje ci się, że mnie jest łatwo? Że dobrze się teraz bawię?

Harry! Nie zmuszaj mnie do zrobienia czegoś, czego pożałujesz!

background image

Ron patrzył na niego przez chwilę.

- Co? - zapytał w końcu.

Harry usiadł na brzegu łóżka i pochylił głowę.

- Chodzi o to, że niełatwo jest pojawiać się na pierwszych stronach wszystkich gazet, a potem uświadomić
sobie, że to właśnie Snape jest tym, kto cię pociąga. Wiesz, nie tak wyobrażałem sobie swoje życie -
powiedział, jednocześnie wmawiając sobie rozpaczliwie, że jeszcze wszystko uda mu się naprawić.

Oczywiście, że tak, mój mały horkruksie.

- Jasne, rozumiem. - Ron nieświadomie podrapał się po podbródku.

Harry chciał wyjść z pokoju, zanim powie coś, czego nie będzie się dało naprawić.

- Chodźmy na śniadanie.

- Dobrze.

Ron wyszedł za nim, a w pokoju wspólnym spotkali się z Hermioną. Do Wielkiej Sali weszli razem i bardzo
szybko stało się oczywistym, że plotki w Hogwarcie roznoszą się w tempie błyskawicznym. Każdy student,
którego mijali, gapił się na Harry’ego pełnym niedowierzania wzrokiem. Może z wyjątkiem garstki
Ślizgonów, którzy śpiewali coś, co rozpoczynało się od słów: „Potter pedał, lubi pieprzyć Snape’a”.
Harry’emu nie udało się posłuchać reszty piosenki, ponieważ Hermiona złapała go za rękę i odciągnęła od
nich.

Sytuacja wcale nie okazała się lepsza, kiedy już usiedli przy stole Gryfonów. Wszyscy wbijali wzrok w
Harry’ego, dopóki nie przybył Snape i nie usiadł przy stole nauczycielskim. Teraz uczniowie wyglądali,
jakby obserwowali mecz quidditcha. Ich spojrzenia wędrowały na przemian, od Harry’ego do Snape’a i z
powrotem, jakby wyraźnie oczekiwali jakiegoś publicznego wyrazu zażyłości, lub, co gorsza, miłości.

- Ignoruj ich - powiedziała Hermiona i chłopak zrozumiał, że to jedyne, co może zrobić.

Wyglądało na to, iż Snape przyjął identyczną strategię. Kawałek po kawałku odgryzał tosta i przeglądał
„Proroka Codziennego”, pozornie nieświadomy skupionej na sobie uwagi otoczenia.

Harry parsknął. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Nabrał na talerz trochę jajecznicy i spojrzał na przyjaciółkę,
która właśnie zapłaciła sowie za swój egzemplarz gazety. Gdy tylko ją rozwinęła, jej policzki zabarwiły się
na czerwono.

- Merlinie, piszą o mnie, prawda? - zapytał.

Przyjaciółka złożyła gazetę i posłała mu radosny uśmiech, który jednak nieco się zatarł pod wpływem jego
natarczywego spojrzenia.

- Tak - odpowiedziała z westchnieniem. - Nazywają to romantycznym wydarzeniem roku i namawiają
czytelników do wzięcia udziału w głosowaniu, kiedy odbędzie się ceremonia zaślubin.

Przynajmniej tym razem nie nazywają cię szaleńcem.

Harry z rozpaczy ukrył twarz w dłoniach.


***

background image

- Czytałeś dzisiejszego Proroka? - zapytał Snape zaraz po tym, jak za Harrym zamknęły się drzwi jego
gabinetu.

- Nie - zaprzeczył. - Ale Hermiona mi powiedziała i to mi w zupełności wystarczy.

Snape kiwnął głową i razem przeszli do salonu.

- Czyli ostatnią noc mogę uznać za sukces, skoro najbardziej szanowani reporterzy Wielkiej Brytanii uznali
nasz związek za romantyczne wydarzenie roku.

- Tak, wszystko obróciło się na naszą korzyć. - Harry opadł na krzesło z pełnym udręki westchnieniem.

- Severusie, musisz wybaczyć mojemu małemu horkruksowi - odezwał się Voldemort. - Ma problemy z
opanowaniem własnych emocji.

- Jestem tego doskonale świadomy. - Snape usiadł na drugim krześle. - Naprawdę starałem się nauczyć
go oklumencji. Kompletna strata czasu, jak się okazało.

Harry rzucił mężczyźnie pełne gniewu spojrzenie, ale efekt został zmarnowany, gdy Voldemort zaczął się
śmiać. Drżące dźwięki łaskotały jego gardło, aż w końcu kichnął. Snape przyglądał mu się z zadowolonym
uśmieszkiem, co rozdrażniło Harry’ego do reszty.

- Po prostu weźmy się do pracy. W końcu po to tu jesteśmy - powiedział i podniósł leżąca najbliżej
książkę. Uśmiech Snape poszerzył się i stał się teraz bardziej złośliwy niż rozbawiony. - Co? - warknął
Harry. - Na co się, do cholery, gapisz?

- Po prostu cię obserwowałem. I wiem, że nigdy wcześniej nie widziałem cię aż tak przegranego. - Snape
odchylił się z powrotem w krześle i wbił w Harry’ego wzrok. - I nigdy wcześniej nie wyglądałeś na tak
pokonanego.

Harry spuścił wzrok na trzymaną na kolanach książkę.

- Nie wygląda na to, abym miał jakiś wybór - wymamrotał.

Oczywiście, że masz wybór, Harry - powiedział Voldemort. - I już go dokonałeś.

- Och tak, albo godzę się na twoje gierki, albo patrzę, jak wszyscy moi przyjaciele zostają opętani i zabici.
Świetny wybór.

Niemniej jednak wybór. I masz rację, mój mały horkruksie, jesteśmy tu, żeby prowadzić badania. -
Voldemort otworzył książkę, a Snape podążył w jego ślady.

Harry wycofał się w głąb swojego umysłu. Był zmęczony, rozgniewany i dziwnie zdenerwowany uwagami
Snape'a. I z pewnością nie miał najmniejszej ochoty na zagłębianie się w tłumaczeniu starożytnego,
egipskiego pisma. Niech Voldemort sam się męczy.

Kątem oka obserwował Snape’a. Jakże nienawidził tego mężczyzny. A po tym, co od niego usłyszał,
nienawidził go jeszcze bardziej, ponieważ miał racje. I nienawidził się do tego przyznać. Voldemort
naprawdę był od niego mądrzejszy i sprytniejszy. Z każdym nowym wydarzeniem zaganiał go coraz
bardziej w kąt. Harry zastanawiał się, co będzie, kiedy wreszcie uderzy plecami o ścianę. Co się stanie,
kiedy Tom Riddle odzyska swoje ciało?

Jedynym, czego był pewien - a przynajmniej, co podejrzewał - było to, że Voldemort go nie zabije. Gdyby
to zrobił, straciłby horkruksa. Ale co go powstrzyma przed ściganiem jego przyjaciół?

Przestań się dąsać, Harry. To przygnębiające.

background image


- Będę się dąsał, kiedy mi się żywnie podoba. To jedna z niewielu rzeczy, które jeszcze mogę robić bez
twojego wtrącania się. - Harry potarł czoło, spodziewając się, że blizna zacznie go palić, ale żaden ból nie
nadszedł.

Im szybciej przestaniesz się dąsać, tym szybciej będę mógł się skoncentrować i tym szybciej się ode mnie
uwolnisz. - powiedział Voldemort. Snape zerknął na nich i wymamrotał pod nosem coś o „beznadziejnych
nastolatkach”.

- Tak, pewnie, spróbuj mieć Czarnego Pana koczującego w swojej głowie a zobaczysz, jak dobrze
będziesz wtedy funkcjonował - powiedział Harry do Snape’a, który zareagował na te słowa uniesieniem
brwi.

- Czarny Pan był częścią mojego życia bardzo długo, Potter, dłużej, niż ty chodzisz po tym świecie. -
Mężczyzna położył prawą dłoń na swoim lewym przedramieniu. - Nigdy jednak nie pozwoliłem sobie na
pogrążaniu się z tego powodu w rozpaczy.

- Jasne, zachowałeś to dla mojego taty i Syriusza, za to co ci prawdopodobnie zrobili - mruknął Harry.

Snape zmrużył oczy.

- Nadal jestem twoim nauczycielem, Potter, i masz zwracać się do mnie z należytym szacunkiem.

- Zabawne. Zgodnie z Prorokiem, jesteś teraz moim narzeczonym.

- Dosyć! - ryknął Voldemort. Snape natychmiast spuścił wzrok. - Harry, opanuj się, zanim zrobię to za
ciebie. Chcesz rozwiązać tę sytuację, to pozwól nam prowadzić badania.

- Jasne - powiedział Harry. - A co potem? Odzyskasz ciało i co się wtedy stanie?

O tym porozmawiamy innego dnia. - Voldemort wrócił do swojej książki.

- Postaraj się, aby ten dzień nadszedł jak najszybciej - odparł Harry. Voldemort nie odpowiedział,
przewrócił tylko stronę i czytał dalej.


***

Kumulacja problemów w życiu Harry’ego w ciągu następnych kilku tygodni wreszcie wydawała się
osiągnąć poziom równowagi. A z pewnością nie wydarzyło się nic nowego, co mogłoby dotychczasowe
problemy uczynić jeszcze gorszymi

Chodził na lekcje, na których świetnie sobie radził, częściowo dzięki pomocy Voldemorta, a częściowo
dlatego, że zajęcia stanowiły doskonałą rozrywkę. Pozwolił Snape’owi i Voldemortowi prowadzić badania,
nawet próbował pomagać, ale ciągle musiał się przyznawać, że i tak nic z tego nie rozumie. Od czasu do
czasu razem z Tomem pieprzył Snape’a, kiedy tylko mieli ku temu okazję przebywając w jego komnatach.
Gdy się z nim nie spotykali, Voldemort obciągał Harry’emu w jego własnym łóżku, głównie po tym, jak
spędzili trochę czasu na rozmowie, zarówno na tematy ważne, jak i zupełnie błahe szkolne wydarzenia.

Większość uczniów ciągle rzucała mu dziwne spojrzenia, ale przynajmniej Ślizgoni przestali śpiewać
swoją piosenkę "Potter pedał" po tym, jak Snape, chyba pierwszy raz w historii, zabrał im pięćdziesiąt
punktów i wyznaczył kilka szlabanów.

Minął wrzesień, a październik obwieścił swoje przyjście zimnymi porankami i intensywnymi deszczami,
które większość treningów quidditcha zamieniały w kąpiele błotne. Mimo niezadowolenia Voldemorta,
Harry odmówił zaniechania gry. Wydawało się, że to jedyna rzecz, jaka mu pozostała na własność.

background image

Wszystko inne, czy chciał czy nie, dzielił ze swoim gościem.

Snape’a ciągle nie lubił, choć bardzo podobał mu się seks. Za to o Voldemorcie nie wiedział, co myśleć.
To prawda, że był jego wrogiem. To prawda, że zabił mu rodziców. I to prawda, że nie posiadał zbyt wielu
zasad moralnych i żadnego poczucia winy. Ale spędzał z nim cały czas. Trudno było nienawidzić kogoś, z
kim się rozmawia przez większość dnia, a czasem nawet żartuje i pieprzy.

Ciało Harry’ego było śliskie od potu, kiedy leżał obok Snape’a po wyjątkowo energicznym seksie i
oddychał z trudem. Często spędzał tak kilka chwil, wygrzewając się w cieple opadającego pożądania, ale
nigdy nie spędził w komnatach mężczyzny całej nocy. Snape wydawał się zadowolony z takiej sytuacji.
Rozciągnął się obok Harry’ego, nie mniej zdyszany.

Harry zerknął na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Myślę, że on śpi - powiedział.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo, nie odrywając wzroku od sufitu.

- Jeżeli tak sądzisz, Potter, to naprawdę nie masz pojęcia o tym, z kim dzielisz ciało.

- Ale teraz jest cicho - wyjaśnił Harry, zagryzając wargę. - A on nigdy nie jest cicho... wiesz, o co mi
chodzi. - Wykonał nieokreślony gest. Chociaż nie miał problemów z pieprzeniem się ze Snape’em tak,
jakby jutra miało nie być, to ciągle nie potrafił z nim rozmawiać.

- Panie Potter, jestem całkowicie pewien, iż Czarny Pan z niczego nie cieszyłby się tak bardzo, jak z
możliwości podsłuchania tego, co mówisz, kiedy jesteś przekonany, ze cię nie słyszy.

- Racja - powiedział Harry, drapiąc się w pierś. - Poza tym, nawet jeśli teraz śpi, to potem zawsze mógłby
odczytać moje wspomnienia z tej czy innej rozmowy.

- Zaiste. - Snape przebiegł dłońmi po twarzy i rozciągnął ręce nad głową. Leżał tak przez chwilę, jak gdyby
myśląc o wstaniu, ale w końcu opuścił je wzdłuż boków i ziewnął.

Harry obserwował go, nie po raz pierwszy uświadamiając sobie, że widok nagiego mężczyzny już nigdy
nie będzie dla niego niczym dziwnym. Przywykł do tego. Został przyzwyczajony do widoku nagiego
Snape'a. Przyzwyczajony do widoku nagiego ciała Snape’a drżącego pod jego własnym.

- Jak myślisz, co się stanie, kiedy odzyska swoje ciało? - zapytał. To była jedyna rzecz, o jakiej Voldemort
ciągle nie chciał rozmawiać i z każdym mijającym dniem Harry z coraz większą niecierpliwością oczekiwał
na odpowiedź.

- Szczerze, Potter? Nie mam pojęcia.

- Kto poprowadzi Zakon, jeśli on wróci? Moody zastąpił Dumbledore’a w zeszłym roku, ale teraz on także
nie żyje. - Snape zacisnął usta i nadal nie patrzył na Harry’ego. - A co z horkruksami? Jestem
horkruksem, więc wiemy przynajmniej o jednym, ale co z resztą? Jak mamy...

- Potter, zamknij się! - Snape obrócił się i wbił w Harry’ego wzrok. - Teraz to nie jest już nasza sprawa.

- Nie nasza sprawa? - Harry podniósł się i spojrzał na mężczyznę z niedowierzaniem. - Oczywiście, że to
nasza sprawa. Jesteśmy jedynymi ludźmi, którzy wiedzą, że on nadal żyje. I jednocześnie jedynymi,
którzy mogą go powstrzymać i... - Blizna nagle zaczęła palić go tak bardzo, że opadł z powrotem na
poduszkę i złapał się za głowę.

- Rozumiem, że się obudził? - zapytał Snape. Drań wyglądał na zadowolonego z siebie. Harry pokiwał
głową.

background image


Harry - powiedział Voldemort. - Co ja mam z tobą zrobić? Nie odzywam się przez pięć minut, a ty już
planujesz mój upadek. Rozczarowujesz mnie, mój mały horkruksie.

- A czego jeszcze po mnie oczekujesz? - zapytał Harry. Gdy tylko ból minął, otworzył oczy. - Nie
odpowiadasz na moje pytanie. Co się stanie, kiedy już odzyskasz ciało?

- Teraz nie jest odpowiednia pora - powtórzył Voldemort cierpliwie.

Harry podniósł się z łóżka.

- A właśnie, że tak, Tom. Jestem znudzony i zmęczony tym, że ciągle unikasz odpowiedzi.

- Potter, użyj swojego mózgu - powiedział Snape i także usiadł. - Jesteś horkruksem. Co Czarny Pan do
tej pory z nimi robił?

Harry zmrużył oczy i wbił wzrok w Snape’a. Znał odpowiedź, ale wcale nie chciał wypowiedzieć jej na
głos.

- Chronił je - szepnął w końcu.

- Dokładnie. A jak sądzisz, w jaki sposób będzie chronił horkruks, który może chodzić i myśleć
samodzielnie?

- Będzie musiał mnie strzec. - Harry przełknął ślinę. - Będzie musiał trzymać mnie przy sobie.

- Dziękuję, że w końcu udowodniłeś, iż mimo wszystko nie jesteś kompletnym idiotą. - Snape westchnął
głęboko.

- Nie pozwoli mi odejść, prawda? - Po raz kolejny nerwowo przełknął ślinę. Czuł, że jego żołądek wywraca
się na drugą stronę. - Nawet jak odzyska ciało, nie zostawi mnie w spokoju.

- Dlaczego go nie zapytasz? - Snape uniósł prowokująco brew.

- Tom? Porozmawiaj ze mną. - Harry pochylił się i chwycił pościel. - Powiedz mi, do cholery!

Nie bądź taki zaskoczony, Harry - odezwał się Voldemort. - Nie jesteś głupcem, nieważne, co twierdzi
Severus. Już od jakiegoś czasu o tym wiedziałeś.

- Powiedz mi!

Zapewnię ci życie i bezpieczeństwo, mój mały horkruksie.

- Ty cholerny draniu! - Harry zerwał się z łóżka i rzucił poduszką o ścianę. - Obiecałeś!

Nigdy ci tego nie obiecywałem - powiedział Voldemort, a Harry rzucił się na ścianę i zaczął okładać ją
pięściami. - Mieliśmy umowę. Pomagasz mi odzyskać ciało, a ja w zamian zostawiam w spokoju twoich
przyjaciół. Nigdy nie mówiłem tego samego o tobie.

- Zabiję cię! - wrzasnął Harry i chciał kopnąć w ścianę, ale Snape otoczył go od tyłu ramionami i pociągnął
z powrotem na łóżko.

Nie możesz mnie zabić. Wiesz o tym.

- Przysięgam, że znajdę sposób! - Harry szarpał się ze Snape’em, ale mężczyzna rzucił go na łóżko i
docisnął do materaca, uniemożliwiając machanie rękami i nogami.

background image


Harry, nie ma takiego sposobu. Pogódź się z tym. Ochronię cię. Będę traktował jak przyjaciela. Lubię
twoje towarzystwo. A ty lubisz moje, nie zaprzeczaj.

Harry oddychał z trudem, z twarzą dociśniętą do prześcieradła, ale w końcu odzyskał nad sobą kontrolę.

- W porządku. Więc będziesz mnie trzymał jako swoje domowe zwierzątko, ty draniu. I co dalej?

- Potter, przestań - polecił Snape, zwalniając trochę uchwyt. - Dostałeś swoją odpowiedź.

- Jeśli będę jego pupilkiem przez resztę życia, to mam pieprzone prawo wiedzieć, co zamierza zrobić. -
Odepchnął Snape’a i podpełzł do wezgłowia łóżka. Oparł się o nie, próbując złapać oddech. - Powiedz mi,
Tom!

Wiesz, czego chcę - powiedział Voldemort. - Moje cele i pragnienia nie zmieniły się.

- Nieśmiertelność. Ale przecież już ją masz. I władza. Pragniesz władzy. Jakiego rodzaju władzy?

Voldemort nie odezwał się i Harry zamknął oczy.

- Chce rządzić Wielką Brytanią, Potter. To chyba oczywiste - powiedział Snape zmęczonym głosem i
usiadł obok.

- W porządku. - Harry kiwnął głową, próbując zebrać do kupy myśli poprzez wzburzone prądy, jakimi były
teraz jego emocje. - Chcesz rządzić Wielką Brytanią. Rozpoczniesz od świata czarodziejskiego, a kiedy
go zdobędziesz, myślę, że zajmiesz się mugolami, mam rację?

Brałem to pod uwagę - powiedział Voldemort.

- I dokonasz tego w taki sam sposób jak wcześniej, tak?

Oczywiście.

Harry parsknął.

- Więc to jest głupi plan.

- Potter! - Snape spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Zmień ten ton!

- Hej, Tom siedzi w mojej głowie od miesięcy. Przyzwyczaił się do takiego tonu. - Harry oblizał usta i
zaczerpnął głęboko powietrza. - Teraz pozwól mi wytłumaczyć, dlaczego uważam taki plan za głupi.
Ludzie ci na to nie pozwolą. Powiedzmy, że zdobędziesz czarodziejski świat i ogłosisz siebie
imperatorem, czy kimś takim. - Voldemort roześmiał się, ale Harry go zignorował. - Ruszysz na mugoli.
Załóżmy, że jesteś potężniejszy niż brytyjska armia, choć w to wątpię. Nie możesz umrzeć, ale za pomocą
czołgu rozwalą cię na drobne kawałki. - Snape potrząsnął głową i schował twarz w dłoniach. - Ale
załóżmy, że rządzisz Wielką Brytanią. Naprawdę wierzysz, że reszta świata ci na to pozwoli? Myślisz, że
miliardy mugoli na całym świecie pozwolą, aby jakiś maniakalny czarodziej dokonał na nich ludobójstwa? -
Harry przerwał, ale zgodnie z oczekiwaniem, Voldemort nie odpowiedział. - Powiem ci, co zrobią. Stany
Zjednoczone lub ktoś inny użyją największej bomby atomowej, jaką znajdą, i spuszczą ci ją na głowę.
Pamiętasz „Armagedon”, Tom? Oczekuj, że jeden z takich skurwieli eksploduje na twoim trawniku. Nie
będziesz miał żadnych szans i pociągniesz nas wszystkich za sobą, ty popierdolony draniu!

Wystarczy - powiedział Voldemort łagodnie.

Harry oparł głowę o ścianę i spazmatycznie łapał oddech. Czy to już hiperwentylacja? Prawdopodobnie
tak. Nie był pewien, co czuł. Myślał o zabiciu się, ale nie chciał umierać. Myślał o wyjawieniu prawdy o

background image

tym, że Voldemort żyje, ale nie chciał stracić przyjaciół. Myślał o tym, aby bez słowa podążyć za
Voldemortem, ale chciał też mieć swoje własne życie. Takie, które warte byłoby przeżycia.

- Masz drugą szansę, Tom - powiedział. Jego policzki stały się wilgotne, więc uderzył w nie ze
zdenerwowaniem. - Rozumiesz? Masz szansę, aby to zakończyć i tym razem postąpić słusznie.

Snape opuścił ręce i patrzył na Harry’ego szeroko otwartymi oczami.

O czym mówisz, Harry? - zapytał Voldemort.

- Mówię, iż tym razem ludzie - wyłączając obecne tu osoby - wierzą, że jesteś naprawdę martwy. I o ile
wiem, nie istnieje nikt, kto oczekiwałby twojego powrotu. Więc kiedy odzyskasz ciało, tym razem możesz
postąpić inaczej.

Harry - powiedział Voldemort chichocząc. - Oczekujesz, bym zmienił moje nastawienie? Myślisz, że
podejmę spokojną prace w Ministerstwie, aby za kilka lat zostać Ministrem Magii?

Harry potrząsnął głową.

- Nie, wiem, że aż tak się nie zmienisz. Ale możesz zdobyć władzę w inny sposób. Co z tymi wszystkimi
badaniami, które teraz przeprowadzamy, z Magią Duszy i innymi rzeczami, o których mi opowiadałeś?
Jesteś w nich ekspertem. Prawdopodobnie jedynym istniejącym. I nie wszystkie z nich należą do Czarnej
Magii, i z pewnością nie wszystko co jest uważane za Czarną Magię, jest nią naprawdę. Możesz wyjawić
światu wszystkie te informacje. Ekspert w dziedzinie magii, która została pogrzebana na tyle wieków,
byłby najpotężniejszym czarodziejem na świecie.

Zaległa cisza, przerywana jedynie urywanym oddechem Harry’ego, który wytarł pot z czoła i łzy z
policzków, czekając na decyzję Voldemorta.

- Przemyślę to - powiedział Tom, a Harry wypuścił powietrze, pochodzące, wydawałoby się, aż z palców u
stóp.

- Dziękuję - szepnął i zerknął na Snape’a. Mężczyzna ujął jego twarz w dłonie i przycisnął wargi do jego
ust, składając na nich długi i mocny pocałunek. Harry uśmiechnął się.

- Nie cieszcie się jeszcze, moi drodzy - powiedział Voldemort. - Nikomu nie pozwolę rządzić swoim
życiem.

- Wiem - odparł Harry, uśmiechając się do Snape’a, który był bardzo blisko odwzajemnienia się tym
samym. - Ale to nie jest zły plan.

Na pewno słyszałem gorsze, mój mały horkruksie.

Ten rozdział przetłumaczyła KACZALKA! My go tylko zbetowałyśmy.



Część 12


Następnego wieczoru jak zwykle wrócili do badań. Harry nie podejmował więcej tematu nowego planu na
przyszłość. Był doskonale świadomy, że Voldemort nie jest kimś, kogo można zmusić do podjęcia decyzji.
Wiedział, że musi być cierpliwy, ale wiedział też, że ma rację. Jeżeli Voldemort postępowałby tak, jak
wcześniej, żaden z nich nie miał szans na przeżycie.

Usiedli na krzesłach, z parującym dzbankiem herbaty pomiędzy nimi, i otworzyli trzymane na kolanach

background image

książki. Zarówno Snape, jak i Voldemort czytali, a Harry w spokoju i ciszy swojego umysłu układał
wypracowanie z zaklęć. Dzięki temu po powrocie do pokoju wspólnego będzie je musiał jedynie przepisać
na pergamin.

- Mój Panie - odezwał się Snape, przerywając trwającą od godziny ciszę. - Sądzę... tak, to wydaje się
bardzo istotne.

Voldemort podniósł się natychmiast i stanął obok krzesła Snape'a. Harry zapomniał ostatnie, całkiem
niezłe zdanie, jakie zbudował w myślach. Wzdychając spojrzał w dół aby sprawdzić, co jest powodem
całego zamieszania.

- Tutaj. Wyraźne odniesienie związane z trzema składnikami eliksiru. - Snape wskazał na akapit w swojej
książce. - Żółć lwa, pazur sępa i... - zmarszczył brwi - ...łajno słonia.

Harry zaczął się śmiać, ale Voldemort mu przerwał.

- Wierzę, że masz rację, Severusie.

- Musisz zjeść gówno słonia? - zapytał Harry ze śmiechem.

- Potter, trzymaj swój niedojrzały język za zębami. To tylko składniki eliksiru - warknął Snape.

Poza tym, nawet jeśli ja to połknę, zrobię to przez twoje usta, Harry - dodał Voldemort, a Harry'emu
natychmiast odechciało się śmiać.

- Kupię składniki i przetestuję eliksir - powiedział Snape. - Kiedy możesz zdobyć puchar?

- Gdy tylko uznasz, że eliksir jest gotowy - odparł Voldemort i usiadł z powrotem. - Muszę go tylko zabrać.
Już wiem, gdzie go trzymają.

Snape spuścił głowę.

- A tak właściwie, to kim był ten cały Sekem? - zapytał Harry, próbując okazać jakieś zainteresowanie całą
sytuacją.

Mężczyzna spojrzał na niego i westchnął z irytacją.

Sekem to nie człowiek, Harry - odpowiedział Voldemort. On, oczywiście, miał o wiele więcej cierpliwości,
niż Snape. - Egipcjanie wierzyli, że ludzka dusza dzieli się na siedem części. Sekem jest właśnie jedną z
nich, tą, która reprezentuje siłę, moc i energię danej osoby.

- Aha - odparł Harry, czując się trochę jak idiota. - I właśnie dlatego podzieliłeś swoją duszę na siedem
części?

- Wreszcie udowodnił, że na cokolwiek zwraca uwagę - powiedział Snape, potrząsając głową, jak gdyby
sam nie mógł uwierzyć w to, co mówi.

Harry spojrzał na niego ze złością, ale jak zwykle równie dobrze mógłby rzucać spojrzeniami w jego plecy.

Tak - wyjaśnił Voldemort. - Właśnie dlatego siódemka jest najpotężniejszą liczbą związaną z Magią
Duszy.

- To ma sens. - Harry pochylił głowę i zmierzył Snape'a wzrokiem z góry na dół. - Czy możemy teraz
uczcić nowe odkrycie w łóżku?

Snape rzucił w niego czasopismem na temat eliksirów, podczas gdy Voldemort zachichotał w sposób, jaki

background image

zmiękczał Harry'emu kości, ale za to utwardzał penisa.

***

- Tom? - Harry odwrócił się na plecy i zepchnął z siebie kołdrę. Nie mógł spać. Skoro byli już o krok od
odzyskania ciała Voldemorta, nieustannie nękały go różne pytania.

Tak?

- Tak się tylko zastanawiałem - powiedział Harry.

Powiedział mi o tym mój brak snu.

- Ha, ha, mówię poważnie. Kiedy już odzyskasz ciało, nie sądzę, żebyś... eee... To znaczy...

Wyduś to z siebie, Harry.

- Nie pozwolisz mi zostać aurorem, prawda? To znaczy, kiedy już mnie przy sobie zatrzymasz. - Harry
zagryzł dolną wargę.

Przez chwilę Voldemort milczał, jak gdyby dokładnie rozważając odpowiedź.

Po pierwsze, dlaczego w ogóle chcesz zostać aurorem?

- Eee... - Harry zmarszczył brwi. Nigdy tak naprawdę się nad tym nie zastanawiał. - Nie jestem pewien. Po
prostu wydaje mi się to właściwe.

Ach, czyli wierzysz, że powinieneś nim zostać.

- No cóż, większość życia spędziłem albo uciekając, albo polując na pewnego Czarnego Pana. Pewnie o
nim słyszałeś. Paskudny gnojek.

Voldemort zachichotał.

Czyli teraz winisz mnie za swój kiepski wybór kariery?

Harry z westchnieniem przewrócił się na bok i szarpnął za poduszkę.

- Jeszcze nie wiem, co zrobić ze swoim życiem.

Jak myślisz, co się z tobą stanie, kiedy odzyskam ciało, Harry? Sądzisz, że zamknę cię w złotej klatce?
Lub może nawet w komórce pod schodami?

- Więc ja... - Harry zamilkł. Żeby być uczciwym, do tej pory starał się unikać myślenia o tej szczególnej
konsekwencji pomagania Voldemortowi.

Nie mam najmniejszego zamiaru trzymać cię jak więźnia przez całe nasze życie.

- Ale po swojemu też mi nie pozwolisz żyć?

Zostaliśmy połączeni na więcej niż jeden sposób, mój mały horkruksie. Sądzę, że to najwyższy czas, abyś
zaakceptował, iż obojętne, co ty lub ja zrobimy, nigdy nie będziemy od siebie wolni.

Harry nie chciał się z tym pogodzić, nieważne, jak wiele racji miał Voldemort. Nie chciał zaakceptować
faktu, iż nawet jeśli w pewnym momencie będzie musiał od niego odejść, na zawsze pozostaną połączeni,
a ich życiowe ścieżki będą się często krzyżować.

background image


Wolę, abyś podjął tę decyzję samodzielnie i dołączył do mnie dobrowolnie. Tak będzie przyjemniej dla nas
obu. Ale, jak dobrze wiesz, do niczego nie będę cię zmuszał.

Harry parsknął.

- Tak, wiem. - Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Voldemort chciałby, aby sam zdecydował się
być po jego stronie. Wcale mu się ten pomysł nie podobał, ale wiedział, iż naprawdę będzie to dla niego
korzystne. - Chcę, żebyśmy zawarli umowę. Nową umowę - powiedział, wstając z łóżka.

I jak miałaby ona wyglądać?

- Kiedy odzyskasz ciało, zrobisz to, co sugerowałem. Zacznij nowe życie. Porzuć cały ten pomysł
zapanowania nad światem. Wyjedź z Wielkiej Brytanii. Badaj całą tę starożytną magię, którą tak kochasz,
za granicą.

Prosisz o bardzo dużo. Czego mogę oczekiwać w zamian?

- Zaprzestanę prób zabicia cię.

Och, jakże to hojne z twojej strony.

Śmiech Voldemorta rozpalił ogień w piersi Harry'ego. Ze złością walnął pięścią w materac.

- Przestań! Mówię poważnie. Nie będę próbował cię zabić i wyjadę z tobą. Dobrowolnie. - Harry przełknął
ślinę. - Pozwolę ci się zatrzymać.

To z pewnością intrygująca oferta.

- Więc? - Harry z powrotem położył się na łóżku. Nagle poczuł, że jest mu strasznie zimno, więc
podciągnął kołdrę pod brodę.

Potrzebuję trochę czasu na zastanowienie.

Harry westchnął i zamknął oczy.

- Masz czas, dopóki nie odzyskasz ciała. Chcę odpowiedzi, zanim to się stanie.

Zgoda.


***

Następnego dnia Harry miał zdecydowanie lepszy nastrój. Co prawda nie otrzymał jeszcze odpowiedzi od
Voldemorta, ale czuł, jak gdyby w końcu odzyskał trochę kontroli nad bałaganem, jaki stanowiło jego
życie. Zaoferował Voldemortowi całkiem dobry układ i był pewien, że jego propozycja zostanie przyjęta.
Życie, choć nie do końca doskonałe, stanie się znośne. Nie wybuchnie kolejna wojna. Ludzie będą
bezpieczni.

Opuścił wieżę wczesnym wieczorem i zszedł do lochów. Być może Snape zdobył już potrzebne do eliksiru
składniki. Byłaby to dobra nowina. A dobra nowina, jak już się zdążył nauczyć, oznaczała dobre
pieprzenie.

Gdy tylko dotarł do głównego holu, ktoś wyszedł z pustej klasy i chwycił go za rękę. Momentalnie obrócił
się, a w tym czasie Voldemort już kierował jego dłonią i sięgał po różdżkę. Ich współpraca zdecydowanie
się poprawiła.

background image


- Ginny! - Harry wbił wzrok w rozgorączkowaną twarz dziewczyny. - Co się stało?

- Muszę z tobą porozmawiać! - rzuciła Ginny i wciągnęła go do klasy. - Na osobności.

Harry zmarszczył brwi, ale pozwolił jej zamknąć za nimi drzwi. Nie rozmawiał z nią od czasu krótkiej
wymiany zdań w pociągu. Nadal za nią tęsknił, ale teraz było mu już łatwiej. Regularny seks dowiódł
medycznej prawdy, iż może uzdrowić wszelkie rany serca.

- Dobrze się czujesz? - zapytał Harry. Voldemort ciągle trzymał jego dłoń zaciśniętą na różdżce w kieszeni
szaty. „Pozwól mi tylko dowiedzieć się, czego ona chce”, pomyślał.

Jestem po prostu ostrożny. To bardzo przydatna cecha.

- Tak, ze mną wszystko w porządku - odpowiedziała Ginny i podeszła bliżej. - To o ciebie się martwię.

Dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa Harry'ego.

- O co ci chodzi? Nic mi nie jest.

- Znam cię, Harry. - Ginny zmrużyła oczy. - I widzę, że coś jest z tobą nie tak.

- Jasne - odparł Harry, starając się nadać głosowi beztroskie brzmienie. - W takim razie powiedz, co jest
ze mną nie w porządku, bo gdy ostatni raz sprawdzałem, miałem się dobrze.

- Ron i Hermiona mi nie uwierzą - powiedziała i oparła się o ławkę. Posłała mu błagalne spojrzenie. - Ale
oni nie mogą dostrzec tego, co ja.

Harry poczuł, że jego palce zaciskają się mocniej dookoła różdżki. Potrząsnął głową.

- Czy to z powodu tego, że jestem gejem, Ginny? Bardzo mi przykro, że niczego ci nie powiedziałem i
poczułaś się zraniona.

- Nie, chodzi o to, że tak dużo czasu spędzasz samotnie lub ze Snape’em...

- Czyli jednak problem w tym, że jestem gejem - powiedział Harry. Nie podobał mu się kierunek, w którym
zmierzała ta rozmowa. Musiał zrobić coś, aby Ginny zostawiła go w spokoju. - Słuchaj, naprawdę mi
przykro, ale lubię spędzać czas ze Snape’em i...

- Chodzi o to, że w najbardziej dziwnych momentach twoje spojrzenie błądzi gdzieś w przestworzach. Że
zachowujesz się inaczej. Że mówisz rzeczy, o których wiem, iż nigdy byś nie powiedział. Znam cię, Harry i
wiem, że nie jesteś sobą.

Harry uśmiechnął się drwiąco i ruszył w stronę drzwi.

- Zaoferowałem przeprosiny i najwidoczniej to ci nie wystarczy. Ale to nie mój problem.

- Wiem, jak to jest być opętanym!

Harry zamknął oczy. Kurwa! Już miał różdżkę w dłoni i kierował ją w stronę Ginny.

"Nie rób tego" - pomyślał.

Ona nie zostawia mi żadnego wyboru, Harry. Muszę zmienić jej pamięć.

- Ginny - zaczął Harry, zmuszając powietrze do przepływu przez struny głosowe, podczas gdy Voldemort

background image

próbował go uciszyć. - Uciekaj! Wyjdź stąd! Aportuj się do ministerstwa! Idź do Percy'ego! Zostań... -
Nagle odcięło mu oddech i Harry został zmuszony do patrzenia, jak podchodzi coraz bliżej do Ginny, która
patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.

- Harry?

- Harry jest w tej chwili niedostępny.

Zarumienione dotąd policzki Ginny zbladły. Harry próbował wyrwać się z więzienia własnego umysłu.

"Nawet się, kurwa, nie waż!"

- Powinnaś pilnować swoich spraw, dziewczyno. Widzisz, ja zrobię wszystko, co konieczne, abyśmy byli z
Harrym bezpieczni. Nie! - powiedział Voldemort, kiedy Ginny zaczęła wsuwać dłoń do kieszeni, w której
trzymała różdżkę. - Nie możesz zrobić nic, aby powstrzymać mnie przed zerknięciem do twojego umysłu i
sprawdzeniem, komu jeszcze powiedziałaś o swoich podejrzeniach.

"Tom, nie waż się, kurwa, jej zranić!"

Voldemort uśmiechnął się i dotknął końcem różdżki podbródka Ginny.

To będzie łatwiejsze, jeśli przestaniesz się wtrącać, Harry.

I Harry'ego pochłonęła ciemność. Spadał i spadał i spadał, dopóki przestał czuć cokolwiek.


***

Harry'ego obudziło dziwne wrażenie déjà vu. Stał w ogromnym pomieszczeniu z ogromnymi filarami,
oplecionymi kamiennymi wężami, a u stóp olbrzymiego posągu Slytherina leżała nieruchoma sylwetka,
której twarz zasłaniały płomienno rude włosy.

- Co jej zrobiłeś? - Podbiegł do Ginny i opadł przy niej na kolana. Odwrócił ją i spojrzał w szeroko otwarte,
martwe oczy. - Och, kurwa! Nie! Ty pierdolony gnojku! Nie!

Próbowałem zmienić jej pamięć, Harry. Usunąć myśli, które doprowadziły ją do wyciągnięcia prawdziwych
wniosków o tobie. Ale jej doświadczenia z opętaniem, znajomość mojej osoby były zbyt głęboko
zakorzenione w jej umyśle. Gdybym to usunął, nie pozostałoby nic z jej osobowości. Tak było łatwiej.

- Zabiłeś ją! - Harry walnął pięścią w podłogę, tuż obok martwego ciała Ginny. - Ty pierdolony morderco,
mieliśmy umowę!

Nadal ją mamy. Dopóki twoi przyjaciele o nas nie wiedzą, są bezpieczni.

- Nazywasz to bezpieczeństwem? - Harry gwałtownie zdjął okulary i ukrył twarz w dłoniach.

Wiem, że nie doceniasz mojego wysiłku, ale zrobiłem to, aby nas chronić.

- Nie chcę słyszeć twoich cholernych usprawiedliwień. Mam już dosyć twoich wyjaśnień, dlaczego musisz
zabijać tych, którzy stają ci na drodze. - Opuścił ręce i spojrzał na Ginny. Jej wargi przybrały purpurowy
kolor. - Nigdy nie przestaniesz, prawda?

Nie miałem wyboru. Ona by nas zdradziła.

Harry zerwał się na nogi.

background image

- Byłem skłonny oddać ci własne życie, ty pieprzony gnojku! Byłem skłonny oddać ci wszystko! A ty robisz
coś takiego?

Życie za życie, Harry. Uważam swój dług za spłacony.

- Co? - Harry otworzył usta ze zdziwienia.

Uratowałem twoje życie, pamiętasz? Śmierć dziewczyny akceptuję jako formę zapłaty. Życie za życie.

- Kończę z tobą! - Harry odwrócił się z zamiarem opuszczenia Komnaty Tajemnic, ale Voldemort
powstrzymał go. - Żadnych umów więcej. Żadnych, Tom. Zobaczysz, czy zdołasz teraz ochronić swojego
cennego horkruksa.

Harry, nie zmuszaj mnie do więzienia cię w twoim własnym umyśle do dnia, w którym odzyskam ciało.
Ona by nas zdradziła. To był jedyny sposób, aby zachować nasze bezpieczeństwo.

Harry zakrył uszy dłońmi i szarpnął się za włosy. Poczucie winy przepływało przez niego zimnymi falami.
Poczuł, że nie może oddychać. Lata temu uratował Ginny. Myślał, że teraz może ochronić swoich
przyjaciół. Wszystko było jego winą, ponieważ nie pokonał Voldemorta i uwierzył, że uda mu się innych
ochronić.

Nie od ciebie zależy uratowanie całego świata. Tak jak nie od ciebie zależało uratowanie tej dziewczyny.

- Zabiłeś ją - szepnął Harry. - Nigdy ci tego nie wybaczę.

Wiem.

- Zabiłeś ją. - Ramiona Harry'ego trzęsły się.

Zrobiłem to szybko. Nie cierpiała.

- Zabiłeś ją.

Reszta twoich przyjaciół jest bezpieczna. Nie powiedziała im o swoich podejrzeniach. Jedynie, że się o
ciebie martwi.

Harry otarł płynące po policzkach łzy.

- Zabiłeś ją.

Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nie spotkałeś jej dzisiaj. Cały wieczór spędziłeś w komnatach
Snape'a. Jej ciało zostawimy tutaj. Ledwie zauważą jej zniknięcie, nastoletnie dziewczęta znane są z
tego, że notorycznie uciekają z byle powodu.

Harry powoli uniósł głowę. Jego oczy jarzyły się a policzki płonęły.

- Zostawić ją tutaj?

Oczywiście. Tu jej nikt nie znajdzie. Jedyne osoby zdolne otworzyć Komnatę Tajemnic to ty i ja.

- Nie. - Harry potrząsnął głową. - Nie zostawisz jej tutaj, żeby... zgniła. - Przycisnął rękę do ust i przełknął
napływającą z żołądka żółć.

Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości!

- Twojej cierpliwości? - warknął Harry. - Nie mam cholernego zamiaru przejmować się twoją cierpliwością,

background image

Tom. Już nigdy więcej.

Ona powinna umrzeć tu dawno. Udało ci się jedynie przeciągnąć jej marne życie o kilka lat, ale nie
pokonałeś ciążącego nad nią fatum!

- Jej życie nie należało do ciebie!

Ani do ciebie! Nie powinieneś jej ratować!

- Kończę z tym - powiedział Harry. Podniósł okulary i po raz ostatni spojrzał na Ginny. - Kończę z tobą,
Tom.

Pozwolił, aby Voldemort dbał o jego życie i bezpieczeństwo. Ale Harry został stworzony, aby walczyć i
wygrywać, nieważne, jakim kosztem.

Odwrócił się w stronę wyjścia, ale Voldemort przejął kontrolę nad jego ciałem i poprowadził do posągu. Za
jedną z kamiennych nóg ukryte były małe drzwi, które otworzył za pomocą różdżki Harry'ego.

Idziemy zobaczyć się z Severusem. Może on zdoła przemówić ci do rozsądku.

"Nienawidzę cię" - pomyślał Harry, kiedy Voldemort prowadził go długim, ciemnym korytarzem.

Wiem.


***

Snape stał odwrócony do Harry'ego plecami.

- Potter, dotąd myślałem, że posiadasz wystarczająco inteligencji, aby znać się na zegarku. Najwyraźniej
myliłem się, bo spóźniłeś się o całą godzinę.

- Severusie.

- Mój Panie. - Snape spojrzał przez ramię i jego starannie przygotowany, szyderczy wyraz twarzy zniknął.
- Wybacz mi.

- Mieliśmy problem, który wymagał mojej uwagi. - Wskazał ręką w stronę prywatnych pokoi Snape’a. -
Chodźmy tam, musimy porozmawiać.

Usiedli na miejscach, które zwykle zajmowali i mężczyzna wbił spojrzenie w Harry'ego.

- Potter?

- Harry jest w tej chwili niedostępny - powiedział Voldemort i zaczął opowiadać, co się wydarzyło.

W jakiś chory sposób to było zabawne, ale Harry naprawdę czuł się teraz niedostępny. Był tam, słyszał
wszystko, co Voldemort mówił, widział wstrząśniętą minę Snape'a, a jednak czuł, jak gdyby nic z niego nie
pozostało. Cokolwiek trzymało go przy życiu odkąd wybudził się ze śpiączki, zniknęło, wymazane
zabójczym zaklęciem, które Voldemort rzucił na Ginny. Był pusty, bezwartościowy i tak cholernie głupi, że
uwierzył, iż Voldemort nie zrani jego przyjaciół, jeśli będzie mu to pasowało.

- To wyjątkowo niefortunne wydarzenie - powiedział Snape. Wyglądało, że naprawdę tak myśli.

- Zaiste. Harry wydaje się być... załamany. A przynajmniej odmówił wysłuchania argumentów, jakie mu
zaoferowałem. - Voldemort potrząsnął głową. - Miałem nadzieję, że będziesz w stanie przemówić mu do

background image

rozsądku.

- Tak, oczywiście - powiedział Snape. Wstał i małej szafki wyjął butelkę i dwie szklanki.

- W takim razie wypuszczę go.

Harry poczuł, jak z powrotem zyskuje kontrolę nad swoim ciałem. Leżał bezwładnie na swoim krześle i
nawet nie spojrzał, kiedy Snape wepchnął mu do ręki jedna ze szklanek.

- Pij - powiedział i wrócił na swoje miejsce, powoli sącząc własny trunek. - Będziesz tego potrzebował. -
Harry jedynie gapił się na szklankę, zbyt pusty i zmęczony, aby ruszyć choćby palcem. - Potter, zadam ci
kilka pytań i oczekuje na nie odpowiedzi. - Snape odczekał, dopóki Harry nie kiwnął słabo głową. -
Denerwujesz się na Czarnego Pana za to, co zrobił?

- Ten skurwysyn zabił Ginny!

- Słyszałem. - Snape wziął kolejny łyk alkoholu. - Powiedz mi, Potter, czy nie wiedziałeś, że Czarny Pan
jest znany z tego, ze zabija tych, którzy mu się sprzeciwiają?

Harry wytrzeszczył na niego oczy.

- Żartujesz?

- Odpowiedz na pytanie!

- Tak, oczywiście, że wiedziałem. Ten skurwysyn zabił moich rodziców!

- Dobrze. - Snape posłał Harry'emu niewielki, irytujący uśmiech. - W takim razie wiedziałeś też, że nawet
w swoim aktualnym stanie nie zawaha się wyeliminować tych, którzy mu zagrażają. Mam rację?

Harry wywrócił oczami.

- Tak.

- A jednak przyprowadziłeś Czarnego Pana tutaj i pozwoliłeś mu pozostać w szkole, dzielić z tobą
dormitorium, twoich przyjaciół, a nawet, tak, twoje łóżko, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co może
się wydarzyć, jeśli któryś z twoich natrętnych kolegów stanie się zbyt wścibski. Prawda? - Patrząc w
podłogę, Harry kiwnął głową. - Panie Potter, jedyną rzeczą, która powinna cię teraz denerwować jest ta,
że nie potrafiłeś zrozumieć, z kim zawarłeś umowę. Czarny Pan jest tym, kim jest. Możesz się z nim
zgadzać lub nie, jak wolisz, ale nigdy nie oczekuj, że zmieni sposób postępowania, który w przeszłości
pozwolił mu odnosić sukcesy.

Harry posłał mężczyźnie niedowierzające spojrzenie.

- Co?

- Pozwól, że wyjaśnię ci to prostymi słowami. Zaprzyjaźniłeś się ze smokiem, którego potraktowałeś jak
pufka, a teraz jesteś zaskoczony i zdenerwowany, że smok odgryzł głowę jednemu z twoich przyjaciół,
który nie zrozumiał, iż lepiej smoka nie drażnić.

- Ach, a więc teraz to moja wina? - Harry nie mógł uwierzyć w słowa Snape'a.

- Nie słuchasz, Potter. Mówię tylko, że najwyższa pora, abyś zaczął traktować swojego nowego
najlepszego przyjaciela jak smoka potrafiącego zabijać, a nie łudzić się, iż możesz nad nim zapanować.
Okaż mu poważanie, jakie okazałbyś każdemu innemu dzikiemu zwierzęciu, i nawet przez sekundę nie
myśl, że kiedykolwiek dasz radę go oswoić.

background image


Harry w końcu podniósł do ust szklankę i napił się. Cokolwiek w niej było, paliło w gardło i sprawiło, że
oczy zaszły mu łzami. Wziął głęboki oddech.

- On ją po prostu zabił.

- On jej nie zabił tak po prostu. Próbował uratować sytuację, zmieniając jej pamięć, ale wiedza panny
Weasley w zakresie pewnych krytycznych dla tej sprawy elementów okazała się zbyt obszerna, dlatego
nie pozostało mu nic, poza zabiciem jej.

- Ale on nie może tak po prostu chodzić i zabijać ludzi!

- Oczywiście, że może. Tylko dlatego, że ty sam nie mógłbyś tego robić, nie oznacza to, że Czarny Pan
dostosuje się do twoich standardów. I najwyższy czas, abyś to zrozumiał. Prawda, wyjątkowo niefortunnie
się złożyło, że panna Weasley doprowadziła do waszej konfrontacji twarzą w twarz, ale nawet ślepy by
zauważył, że coś takiego kiedyś nastąpi.

Harry wziął kolejny łyk alkoholu. Podobał mu się sposób, w jaki palił gardło. Przynajmniej sprawiał, że
cokolwiek czuł.

- Nigdy nie powinienem był wracać do Hogwartu.

Snape odchylił się na swoim krześle do tyłu w sposób, który zdawał się komunikować porozumienie.

- Przechodziłeś fazę wyparcia*, Potter. Faktycznie był to najgorszy przypadek tego zjawiska, jaki
kiedykolwiek widziałem.

- Chciałem tylko, żeby to się skończyło. - Harry owinął ramię wokół swojego pasa. - Chciałem mieć
normalne życie, dla niego zaryzykowałem wszystko i z tego powodu umarła Ginny.

Snape przechylił głowę.

- Jednakże nic się nie skończyło i wygląda na to, że nigdy się nie skończy. I naprawdę, Potter, powinieneś
to zaakceptować, zanim zginie więcej ludzi.

- Tak. - Harry poczuł, jak łzy napływają mu do oczu, więc szybko je zamknął. Nie miał zamiaru płakać
przed Snape'em. Ktoś dotknął jego kolan, więc uchylił powieki i zobaczył, że mężczyzna kuca przed nim.

Snape odchrząknął.

- Także chciałbym, aby to się skończyło, Potter. Dlatego byłem w stanie wbijać ludziom nóż w plecy.
Zabijałem. I gdzie mnie to doprowadziło? Zostałem z niczym. W końcu jednak zrozumiałem, że nieważne,
jak bardzo czegoś pragnę, pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.

Harry ponownie zamknął oczy, pochylił się do przodu i oparł policzek na ramieniu Snape'a, chowając nos
w jego szyi. I choć nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, a jego oddech pozostał powolny i równy,
szaty przy jego twarzy stały się mokre.


***

- Masz. - Snape wręczył Harry'emu szklankę czegoś, co zgodnie z nazwą na etykiecie butelki miało być
whisky.

Pomysł, że to właśnie Snape oferuje mu ukojenie, był dziwny. Racja, wszystkim, co mężczyzna zrobił,
było pozwolenie, aby Harry przytulił się do niego i wypłakał na jego ramieniu (co bardzo Harry'ego

background image

przerażało, kiedy już się nad tym zastanowił), ale jednak działało pocieszająco.

Voldemort nie odezwał się przez cały ten czas. Czy zrozumiał, że postąpił źle? Nie, Harry musiał przestać
myśleć w ten sposób. Voldemort to Voldemort, nic więcej i nic mniej. Zrobił to, co robił zawsze, a Harry mu
to umożliwił.

I Harry w końcu zrozumiał, że zamartwianie się z tego powodu żadnemu z nich nie pomoże osiągnąć
zamierzonego celu.

- Nie wiem, czy potrafię to dalej robić - powiedział, dotykając czoła, gdzie, jak sobie wyobrażał, istniał
Voldemort. - Myślałem, że mógłbym... Że w końcu będę miał własne życie... Że będę normalny...

- Potter - odezwał się Snape, wpatrując się w Harry'ego znad swojej szklanki. - Nigdy nie byłeś normalny,
nigdy nie będziesz normalny i, szczerze mówiąc, nie wierzę, że nawet chcesz być normalny.

- Co? - Harry czuł się zbyt odrętwiały, aby rozzłościć się na lekceważącą uwagę Snape'a.

- Jeżeli naprawdę chciałbyś być normalny, nie zmierzyłbyś się z Czarnym Panem sam na swoim
pierwszym roku nauki. Nie pędziłbyś do Komnaty Tajemnic na drugim. Nie ścigałbyś w dziurach w ziemi
zbiegłego przestępcy na trzecim. Nie wziąłbyś udziału w Turnieju Trójmagicznym bez żadnego protestu...

- Przecież nie miałem wyboru. - Harry spojrzał krzywo na Snape'a.

- Oczywiście, że miałeś! - Mężczyzna wychylił się w swoim krześle, a jego wzrok stwardniał. - Być może
straszny wybór, ale zawsze go miałeś i zawsze wolałeś być tak bardzo nienormalnym nastolatkiem, jak to
tylko możliwe.

- Ee... - Harry zmrużył oczy.

- Nawet teraz, zamiast ukryć się na jakiś czas gdzieś, gdzie mógłbyś próbować dojść z Czarnym Panem
do jakiegoś porozumienia, gdzie nie miałby dostępu do twoich cennych przyjaciół, dokonałeś wyboru. W
swoim niedorzecznym poszukiwaniu sposobu na bycie normalnym, przez całe życie dokonywałeś
nienormalnych wyborów.

- Nie powinienem był wracać do Hogwartu, wiem o tym - wymamrotał Harry.

- Nie, nie powinieneś wracać i myśleć, iż tylko dlatego, że bierzesz udział w lekcjach, reszta może być
"normalna".

- Wiem o tym, w porządku? - powiedział Harry napiętym głosem. - Myślałem, że mogę sobie poradzić...
zawsze sobie radziłem... A teraz Ginny nie żyje. Powinienem przewidzieć, że do tego dojdzie, wiem!

- Potter, nie możesz manipulować Czarnym Panem. To on manipuluje tobą.

Harry zamknął oczy. Wiedział o tym, ale po prostu łatwiej było ów fakt ignorować.

- Nie mam pojęcia, gdzie kończę się ja, a gdzie zaczyna Voldemort. Nie mam pojęcia, czy to, co czuję,
pochodzi ode mnie, czy od niego. - Harry parsknął. - No dobrze, wiem, że przez ostatnią godzinę byłem
tylko sobą, ponieważ Voldemort tak bardzo lubi zabijać...

Nie sprawiło mi przyjemności zabicie tej dziewczyny, Harry. - Niespodziewany komentarz Voldemorta tak
przestraszył Harry'ego, że pochlapał sobie rękę whisky.

- Jasne. Tak samo, jak nie podobało ci się zamordowanie moich rodziców. Czułem to, co ty...

Nie sprawiło mi przyjemności zabicie tej dziewczyny, bo wiedziałem, że to cię zrani. Jesteś częścią mnie,

background image

mój mały horkruksie. Nie lubię ranić siebie.

Harry otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale nic nie przyszło mu do głowy. Zamiast tego sączył alkohol,
zupełnie zdezorientowany wyznaniem Voldemorta.

- Wygląda na to, że Harry się uspokoił - powiedział Voldemort. - Dziękuję, Severusie.

- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział Snape, pochylając głowę. - Najwyższa pora, aby ktoś
sprawił, że chłopak odzyska zdrowy rozsądek.

Harry, wiem, że myślisz o opuszczeniu Hogwartu.

- Ee... - Harry dokładnie nad tym się teraz zastanawiał.

Jednak teraz nie możemy odejść. Wyglądałoby to zbyt podejrzanie, gdybyś zniknął zaraz po dziewczynie.
Zostaniemy tu, dopóki Severus nie skończy eliksiru. Jeśli czujesz, że w obecnym stanie emocjonalnym nie
jesteś zdolny podołać codziennym obowiązkom, zrobię to za ciebie.

- Nie dajesz mi w tej sprawie wyboru, prawda?

Nie, Harry. Nie daję.

Ten rozdział przetłumaczyła Kaczalka! My go tylko zbetowałyśmy!




Część 13


Harry wrócił do wieży samodzielnie. Musiałby zwariować, aby użyć Voldemorta jako podpory. Poradzi
sobie sam. Znajdował się już w dużo gorszych opałach - nie, to nieprawda. Nie sądził, aby kiedykolwiek
było gorzej, ale i tak sobie poradzi.

Powtarzał to zdanie w myślach raz za razem. Poradzi sobie. Voldemort żyje w jego ciele? Poradzi sobie.
Ginny leży martwa w Komnacie Tajemnic? Poradzi sobie. To przez niego Ginny zginęła? Poradzi sobie.

Aż doszedł do pokoju wspólnego i zobaczył siedzących razem na kanapie, przytulonych do siebie Rona i
Hermionę. Merlinie, oni nie mieli o niczym pojęcia. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło dzisiejszego
wieczoru. Ron nie wiedział, że jego siostra nie żyje.

Harry zamarł i Voldemort natychmiast przejął nad nim kontrolę.

- Dobrze się czujesz? - zapytała Hermiona. - Jesteś bardzo blady.

Usiadł obok niej.

- Pokłóciłem się ze Snape'em - powiedział, kuląc ramiona. - O Voldemorta i Dumbledore'a.

- A to drań - odezwał się Ron, zawsze chętny bronić przyjaciela.

Voldemort z uśmiechem potrząsnął głową.

- No cóż. Ale porozmawialiśmy i teraz jest już w porządku.

- To dobrze - powiedziała Hermiona, ale Ron wyglądał na trochę rozczarowanego.

background image


- Wiecie, to było dość męczące. Cholernie rozbolała mnie głowa, więc idę do łóżka.

- Dobranoc, Harry. - Przyjaciółka uśmiechnęła się do niego i to był ten rodzaj uśmiechu, który przebijał
serce Harry'ego na wylot. Nie mieli bladego pojęcia, co zrobił, i nigdy nie będzie mógł im o tym
powiedzieć, bo wtedy oni także zginą.

Voldemort nie oddał mu kontroli nad ciałem, dopóki nie znaleźli się w dormitorium. Harry nie skomentował
tego w żaden sposób, wślizgnął się tylko w piżamę i położył do łóżka.

Pozwól mi pomóc ci się odprężyć. - Voldemort wsunął rękę Harry'ego do jego spodni.

- Przestań - powiedział Harry, zgrzytając zębami. - Nie dotykaj mnie. Nawet ze mną nie rozmawiaj. Po
prostu zostaw mnie w spokoju.

Jego ręka opadła na materac.

W porządku.

Voldemort nie powiedział nic więcej i Harry skoncentrował się na niezwykłej ciszy w swojej głowie, dopóki
nie zasnął.


***

W trakcie śniadania następnego ranka Harry tylko czekał, aż bomba wybuchnie. Kiedy się obudził, ręce
trzęsły mu się tak bardzo, że nie mógł założyć okularów, więc Voldemort musiał go w tym wyręczyć. A
teraz mógł tylko patrzeć i czekać, aż ktoś zauważy, że Ginny zaginęła.

Nie trwało to długo.

Dwie dziewczyny z szóstej klasy, których imion nie mógł sobie przypomnieć, podeszły do Rona.

- Widziałeś Ginny? - zapytała jedna z nich. Ron uniósł wzrok znad swojego talerza jajecznicy na bekonie i
potrząsnął głową.

Dziewczyna zaczęła ciągnąć za przód swojej szaty.

- Wczoraj wieczorem poszła zobaczyć się z Blaise'em i kiedy kładłyśmy się do łóżek, jeszcze jej nie było.
Początkowo myślałyśmy, że... wiesz, ciągle jest z nim. - Przełknęła nerwowo ślinę, kiedy Ron zmrużył
oczy. - Ale dzisiaj rano także nie było jej w łóżku i teraz Blaise jest tutaj, a jej nie ma i trochę się
niepokoimy.

Ron spojrzał na Hermionę, która zmarszczyła brwi w oczywistym zainteresowaniu.

- Nie widziałam jej od wczorajszej kolacji.

- Podobnie, jak ja - powiedział Voldemort, wyglądając przy tym na tak samo zaintrygowanego jak
Hermiona.

- Utnijmy sobie pogawędkę z tym cholernym Ślizgonem o mojej siostrze - powiedział Ron i wstał. Jego
przyjaciele zrobili to samo. - Zabini, gdzie jest Ginny? - zapytał, gdy podeszli do stołu Slytherinu.

- A skąd mam wiedzieć? - odparł Blaise. - Nie przyszła na spotkanie wczoraj wieczorem.

- I myślisz, że ci uwierzę? - Ron sięgnął po różdżkę, ale Hermiona położyła dłoń na jego ręce, aby go

background image

powstrzymać.

- Posłuchaj, Blaise - powiedziała. - Nikt nie widział Ginny, odkąd wczoraj poszła na spotkanie z tobą.
Wiesz coś? Może się pokłóciliście?

- Nic nie wiem i nie pokłóciliśmy się.

- Panie Weasley, czy może pan wyjaśnić, dlaczego nęka pan moich uczniów? - Snape stanął tuż za nimi.
Harry nawet nie usłyszał, kiedy do nich podszedł.

- Profesorze, Ginny zaginęła. Wczoraj wieczorem poszła na spotkanie z Blaise'em i nie wróciła do
dormitorium - wyjaśniła Hermiona.

Snape zmrużył oczy, patrząc najpierw na dziewczynę, a potem na Zabiniego.

- Dyrektorka powinna zostać o tym poinformowana. Blaise, chodź ze mną. - Ron zrobił krok do przodu, jak
gdyby chciał za nimi pójść, ale Snape odwrócił się i spiorunował go wzrokiem. - Gdzie się wybierasz?

- Chcę się zobaczyć z profesor McGonagall!

- To nie twoja sprawa, Weasley. Poinformujemy ją tylko. Twoja siostra prawdopodobnie ukrywa się w
którejś z łazienek i płacze z takiego czy innego powodu, jak to mają w zwyczaju nastolatki. - Po tych
słowach Snape ruszył energicznie w kierunku stołu nauczycielskiego, z Zabinim depczącym mu po
piętach.

- Co za paskudny drań - powiedział Ron i spojrzał na Harry'ego. - Nie mogłeś się odezwać? To w końcu
twój... kimkolwiek tam jest.

Voldemort uniósł ręce w geście bezradności.

- Nie mieszam się w to, Ron.

- Być może Snape ma rację - powiedziała Hermiona, choć nie brzmiała zbyt pewnie. - Może Ginny
naprawdę pokłóciła się z Zabinim. Albo potrzebuje trochę czasu w samotności. - Posłała Ronowi ostre
spojrzenie. - Ostatnio wyglądała na zmartwioną .

Harry wiedział, że rozmawiają o nim. O tym, jak bardzo jego nagły homoseksualizm zranił Ginny. Mało kto
wiedział, że była jedyną osobą, która odkryła prawdę, a teraz nie żyje.

Voldemort udawał, że nie rozumie, o czym mówią.

- Chodźmy usiąść. Jestem pewien, że McGonagall coś wymyśli.

- Racja - odparł Ron, ale nie wyglądał na przekonanego.


***

Wiadomość o tajemniczym zniknięciu Ginny rozniosła się po szkole z szybkością błyskawicy i do końca
lekcji wszyscy już o tym rozmawiali.

McGonagall i Hestia Jones czekały na nich w pokoju wspólnym.

- Chodź ze mną - poleciła dyrektorka Ronowi. - Wasza dwójka także może się dołączyć.

Voldemort, który, ku ogromnej uldze Harry'ego, kontrolował go przez cały dzień, posłusznie ruszył za

background image

McGonagall do jej gabinetu. Gdy weszli do środka okazało się, że przy biurku siedzą pan i pani Weasley.

Dyrektorka wyczarowała kilka nowych krzeseł dla Harry'ego i jego przyjaciół, a mama Rona wstała i
spojrzała na nich. Na widok jej pokrytej smugami od łez twarzy Harry zapragnął umrzeć. Naprawdę chciał,
aby wszystko się skończyło, a on sam mógł rzucić się w ciemną otchłań zapomnienia. Nigdy nie byłby w
stanie powiedzieć im, co się wydarzyło, nawet gdyby pozbył się Voldemorta. Bo mimo jego śmierci,
wyznanie, jaką rolę pełnił w zamordowaniu ich córki, przekraczało jego możliwości. Umrzeć było łatwiej,
niż żyć z ciężarem tego sekretu.

Śmierć jednej dziewczyny nie jest warta twojego życia, Harry.

Harry nie odpowiedział. Tak naprawdę nie miał w ogóle pojęcia, co mógłby mu powiedzieć.

- Przeszukaliśmy każdą klasę, każdą łazienkę i wszystkie wieże - wyjaśniła McGonagall, zajmując swoje
miejsce za biurkiem. Hestia Jones stanęła obok niej. - Poprosiliśmy o pomoc duchy i portrety, ale nikt nie
widział nawet śladu Ginny. - Pani Weasley przycisnęła chusteczkę do ust, a mąż położył jej dłoń na
kolanie. - Kiedy każdy z was spotkał się z nią po raz ostatni? - spytała.

- Wczoraj po kolacji - powiedział Ron. Zarówno Hermiona jak i Voldemort mu przytaknęli. - Wygląda na to,
że wyszła, aby zobaczyć się z Zabinim.

- Tak, Severus przesłuchał pana Zabiniego. Ginny nigdy nie dotarła na ich zwyczajowe miejsce spotkań w
wieży południowej.

- Oczywiście, że Zabini tak twierdzi - rzucił Ron, marszcząc brwi.

- Panie Weasley, zapewniam pana, że profesor Snape wykonał swoje zadanie wyjątkowo skrupulatnie. -
McGonagall zmrużyła oczy, a Ron spuścił wzrok na podłogę. - Wróćmy do tematu. Czy Ginny była
zdenerwowana, kiedy opuszczała wczoraj pokój wspólny? Pokłóciła się z kimś?

Hermiona przygryzła wargę i zerknęła na Harry'ego.

- Więc... - zaczęła. - Ostatnio bardzo się martwiła z powodu Harry'ego.

- Ee... co? - zapytał Voldemort, doskonale imitując Gryfona. - Nigdy mi nic nie powiedziała.

- Panno Granger, proszę to wyjaśnić.

- Wydawała się zdenerwowana z powodu tego, że Harry i profesor Snape są razem. Była przekonana, że
Harry nie jest sobą, a ktoś, jak się domyślam, Snape, zmusza go do tego.

Voldemort westchnął.

- Snape mnie do niczego nie zmusza. - Spojrzał na McGonagall. - Sądzisz, że pani dyrektor pozwoliłaby
na ten związek, gdyby choć przez sekundę tak uważała?

McGonagall kiwnęła głową.

- Masz całkowitą rację, Potter. Ginny nie ma już od dwudziestu czterech godzin. Molly, Arturze, jestem
przekonana, że nic poważnego się nie stało, ale chciałabym poprosić ministerstwo i Kingsleya
Shacklebolta, aby rozpoczęli śledztwo.

Pani Weasley zaszlochała cicho w chusteczkę, a pan Weasley energicznie przytaknął.

- Tak, Minerwo, będę wdzięczny.

background image

- Skontaktuję się z nimi natychmiast. - Spojrzała na Gryfonów. - Waszą trójkę już zwalniam, ale bardzo
proszę, abyście mieli oczy i uszy otwarte i jeśli zobaczycie lub usłyszycie cokolwiek, co mogłoby nam
pomóc, poinformujcie mnie o tym natychmiast.

- Oczywiście, pani profesor - powiedział Voldemort i wyszedł z gabinetu za Ronem i Hermioną. - Dlaczego
nie powiedzieliście mi nic o Ginny? - zapytał, gdy tylko znaleźli się na korytarzu.

- Czego od nas oczekujesz, Harry? - odparła Hermiona, posyłając mu oskarżycielskie spojrzenie. - Po
tym, jak z nią zerwałeś i zacząłeś spotykać się akurat ze Snape'em?

Voldemort zmrużył oczy.

- Gdybym wiedział, przynajmniej mógłbym z nią porozmawiać. I być może nic złego by się wtedy nie
wydarzyło!

Wyraz twarzy przyjaciółki złagodniał.

- Och, Harry, to nie twoja wina, że Ginny zaginęła.

Voldemort wzruszył ramionami i Harry był pewien, że coś w jego piersi się złamało. Jak Hermiona mogła
mu mówić coś takiego, skoro to właśnie on doprowadził do śmierci Ginny?

- Racja, kumplu - dodał Ron.

- Znajdziemy ją - powiedział Voldemort. W jego głosie zabrzmiał upór. Był naprawdę świetny w mówieniu i
zachowywaniu sie dokładnie jak Harry i to było przerażające. - Nie mogła tak po prostu zniknąć.

Harry chciał umrzeć. Być może Voldemort mógłby utrzymać jego ciało w śpiączce przez cały czas. To
wydawało się takie kuszące.

Nie bądź śmieszny, Harry. Już wcześniej radziłeś sobie ze stratą bliskich. Po śmierci rodziców i ojca
chrzestnego jakoś się pozbierałeś, prawda? Tym razem też tak będzie, zapewniam cię.

Harry chciał mu przypomnieć, że za tamte śmierci nie był odpowiedzialny osobiście, ale jaki to miałoby
sens? Voldemort o tym wiedział, tylko po prostu się tym nie przejmował.


***

Shacklebolt przybył do Hogwartu następnego dnia i zanim lekcje się skończyły, szkołę obiegły już
zupełnie nieprawdopodobne plotki. Zabini prawdopodobnie został zatrzymany i zabrany do Ministerstwa,
gdzie mieli go przesłuchać pod działaniem Veritaserum, czy czasem nie zamordował Ginny. Lecz gdy
Ślizgon pojawił się na kolacji, wyglądał zupełnie w porządku.

Przez kolejny dzień wszyscy uczniowie byli przekonani, że dziewczyna utonęła w jeziorze, ponieważ nie
była w stanie poradzić sobie z odejściem Harry'ego i jego homoseksualizmem. Jednakże McGonagall
porozmawiała z trytonami, a Wielka Kałamarnica przeczesała wody jeziora i ciała dziewczyny również tam
nie odnaleziono.

Następnego dnia rozeszły się pogłoski, że Ginny zdradzała Zabiniego z tajemniczym kochankiem, z
którym spotykała się w Zakazanym Lesie, i musiała zostać rozerwana na strzępy przez wściekłego
wilkołaka lub agresywnego trolla. Hagrid wypytał centaury, ale zapewniły go, że Gryfonka nie była
widziana nigdzie w okolicach lasu.

Cały ten czas Harry siedział schowany głęboko we własnym umyśle, a Voldemort grał rolę
zaniepokojonego, choć nie mającego o niczym pojęcia przyjaciela. Kilka razy zaoferował chłopcu

background image

odzyskanie kontroli nad ciałem, ale Harry'emu było zupełnie dobrze tam, gdzie teraz przebywał. Nie chciał
rozmawiać z innymi o Ginny. Nie chciał stawać z nikim twarzą w twarz. Łatwiej było udawać, że w ogóle
nie istnieje.

Shacklebolt rzeczywiście przeprowadził przesłuchania, ale zrobił to bardzo dyskretnie i bez użycia
Veritaserum. Voldemort odpowiedział na jego pytania w sposób przekonujący, a potem już więcej aurora
nie spotkał.

Snape pomagał szukać Ginny, gdzie tylko mógł, a w czasie, gdy znikał innym z oczu, kontynuował
badania nad eliksirem do Pucharu Sekema.

Harry przestał pieprzyć Snape'a. Seks był ostatnią rzeczą, o jakiej myślał. Nie skorzystał nawet wtedy,
gdy Voldemort zaoferował mu pomoc w odprężeniu się przed snem. I co najbardziej zaskakujące, po
każdej odmowie Voldemort bez protestów się z nią godził.

W sobotę Voldemort spędził godzinę z Ronem i Hermioną, studiując uważnie mapę Huncwotów, ale
zgodnie z oczekiwaniami, nie znaleźli na niej śladu Ginny. Huncwoci, mimo wszystko, nigdy nie odkryli
Komnaty Tajemnic. Kolejną godzinę spędzili w Pokoju Życzeń, bo Ron zasugerował, że Ginny mogła
chcieć go użyć i utknęła w środku. Voldemort, który nie znał go w czasie własnej nauki w Hogwarcie,
wydawał się nim wyjątkowo podekscytowany, choć niczego nie dał po sobie poznać.

Kiedy przebadali już wszystkie pomieszczenia, jakie Pokój Życzeń mógł stworzyć, Ron został zmuszony
wywnioskować, że jego siostry jednak tu nie ma. W chwili, gdy trafili na olbrzymi magazyn staroci,
Voldemort zabrał podręcznik Księcia Półkrwi, który Harry schował tu na szóstym roku. Stwierdził, że
profesor chciałby dostać go z powrotem.

W końcu się rozstali i Voldemort ruszył do lochu, aby spotkać się ze Snape'em.

- Mam dla ciebie prezent, Severusie - powiedział i wręczył mu książkę. - Harry dobrze ją ukrył. Uznałem,
że ucieszysz się, gdy ją odzyskasz.

- Dziękuję. - Snape przebiegł wzrokiem po okładce, wyglądając na naprawdę zadowolonego. Ostrożnie
umieścił ją na jednym z wielu regałów na książki i spojrzał na Voldemorta? - Jak się czuje chłopak? Nadal
użala się nad sobą?

Voldemort westchnął.

- Niestety. Harry jest ostatnio bardzo obojętny.

- Może mogę go jakoś pobudzić? - zapytał Snape z pół uśmieszkiem.

- Zrób co w twojej mocy. - Voldemort zwrócił Harry'emu kontrolę nad ciałem pierwszy raz od kilku dni.
Chłopak, nieprzygotowany na konieczność ponownego panowania nad własnymi nogami, pochylił się i
tylko chwyt za oparcie krzesła uchronił go od upadku.

- Panie Potter - powiedział Snape. - Usiadł i wyczarował sobie filiżankę herbaty. Po chwili namysłu Harry
usiadł również, ale nie patrzył na mężczyznę. - Przypominasz mi trochę swojego byłego ojca chrzestnego.
- Słowa te sprawiły, że Harry jednak uniósł głowę. - Tak, wydaje się, że rzeczywiście macie z Syriuszem
Blackiem kilka cech wspólnych. On także był absolutnym mistrzem w pogrążaniu się w rozpaczy, gdy
tylko sprawy nie układały się po jego myśli.

- Przestań - szepnął Harry. Nie miał teraz sił zajmować się złośliwościami Snape'a.

- Dumbledore zaoferował mu schronienie, a on co zrobił? Skarżył się, pił, stał się okropnie uciążliwy. Cały
Zakon Feniksa ryzykował dla niego życie, chronił go, a Black w zamian pozwolił się zabić. Oczywiście,
ponieważ okazał się kompletnie bezużyteczny - z pewnego źródła wiem, że ojcem chrzestnym był

background image

marnym i widział w tobie jedynie drugiego Jamesa - Zakon jedynie zyskał na jego śmierci.

- Nie waż się mówić o Syriuszu w ten sposób! - Harry w ciągu sekundy był już na nogach, rzucił się na
Snape'a i otoczył jedną ręką jego gardło. Filiżanka z herbatą poleciała na podłogę. - Ty draniu, Syriusz był
wspaniałym ojcem chrzestnym i wartościowym człowiekiem.

Snape uśmiechnął się szyderczo.

- A więc tu pan jest, panie Potter. Witamy z powrotem.

Harry poczuł, jak gniew odpływa i puścił gardło Sanpe'a. Zrozumiał, że stoi nad nim okrakiem, więc chciał
odejść, ale mężczyzna złapał go za nadgarstki.

- Czy to właśnie poczucie winy cię zżera, Potter? - Harry spojrzał na niego z góry, ale się nie odezwał. -
Przygnębia cię myśl o częściowej odpowiedzialności za śmierć panny Weasley? - Przyciągnął Harry'ego
bliżej, tak że ich nosy prawie się ze sobą stykały. - Jeżeli tak to wygląda, muszę przyznać, że jestem
zaskoczony. Pomimo wszystko, masz w takich sprawach doświadczenie. To z twojej winy zginął Black.
Gdybyś nie pobiegł do Ministerstwa, tak jak to zrobiłeś, twój ojciec chrzestny nadal by żył. - Harry chciał
uderzyć Snape'a, ale ten ciągle trzymał go mocno, więc jedyne co mógł, to kręcić się na jego kolanach i
kopać w krzesło, podczas gdy mężczyzna cały czas się do niego uśmiechał. - Śmiem nawet twierdzić, że
jesteś częściowo odpowiedzialny za śmierć Dumbledore'a. Mimo wszystko byłeś tam i nie zrobiłeś nic,
aby mu pomóc.

- To ty zabiłeś dyrektora, przeklęty draniu! - Harry cofnął się, aby uderzyć mężczyznę głową, ale Snape
ponownie przyciągnął go do siebie.

- Tak, Potter, zabiłem Dumbledore'a, choć w zasadzie lubiłem starego głupca. Rzuciłem na niego zaklęcie
uśmiercające na jego własną prośbę i wcale mi się to nie podobało. Czy jednak widzisz, abym z tego
powodu chciał umrzeć lub uciec jak jakiś tchórz?

- Nie jestem tchórzem - szepnął Harry.

- A jednak przez cały tydzień zachowujesz się jak on.

Harry pochylił się, dotykając czoła Snape'a.

- Oni o niczym nie wiedzą.

- Oni, to znaczy kto?

- Ron, Hermiona, państwo Weasley. Nie wiedzą, że Ginny nie żyje, a ja nie mogę im tego powiedzieć i
doprowadza mnie to do rozpaczy. Jak mam spojrzeć im w oczy, kiedy znam prawdę a oni nie? Jak mam
zachowywać się jak gdyby nigdy nic, skoro inni nie wiedzą, co się wydarzyło?

Snape puścił jeden z nadgarstków Harry'ego, umieścił palce pod jego brodą i uniósł mu twarz, tak że teraz
mogli spojrzeć sobie w oczy.

- Ja wiem, panie Potter. I Voldemort wie. Nie jesteś jedyny.

- Tak, ale...

- Od kilku miesięcy ukrywasz dużo większy sekret, a jednak nie pozwoliłeś, aby cię zniszczył, mam rację?

Harry przez chwilę się zastanawiał.

- Tak.

background image


- W takim razie to wydaje się głupie, aby jeszcze jedna tajemnica, nieważne jak straszna, miała sprawić,
że zrezygnujesz z własnego życia.

- Być może.

- Powtórz to jeszcze raz - powiedział Snape, znowu się uśmiechając.

- Tak, jeśli przedstawiasz to w ten sposób. - Harry cofnął się trochę, aby móc spojrzeć w oczy Snape'a.
Były takie czarne, i zawsze myślał o nich, że są zimne, ale nie teraz. Płonęły czymś, czego Harry'emu w
tej chwili brakowało, więc pochylił się i przycisnął usta do warg mężczyzny, mając nadzieję zagarnąć
trochę tego ognia dla siebie.

Snape odwzajemnił pocałunek, co okazało się pocieszające i przyjemne. Powolne ruchy ich języków
sprawiły, że w piersi Harry'ego zrobiło się ciepło, a w podbrzuszu poczuł mrowienie.

- Później - powiedział Snape. - Pocałował go jeszcze raz i zsunął ze swoich kolan. - Teraz muszę zająć
się eliksirem.


***

- Myślę, że się udało - powiedział Snape, gdy stali pochyleni nad kociołkiem. Eliksir wewnątrz miał
ciemno-brązowy kolor i wyglądał jakby chciał zawirować, ale małe zmarszczki zanikały prawie
natychmiast po tym, jak się pojawiały.

- Tak, też tak sądzę. - Voldemort posłał Snape'owi zadowolony uśmiech. - Jest tylko jeden sposób, aby go
przetestować.

- Ukradniemy puchar? - zapytał Harry, na co Snape uniósł brew.

- Zabierzemy mugolom to, co prawnie należy się czarodziejom - powiedział Voldemort.

Harry wywrócił oczami.

- To właśnie w moim słowniku nazywa się kradzieżą. - Tak naprawdę nie czuł się wcale rozdrażniony. O
planach wiedział już dostatecznie długo, aby się z nimi oswoić.

- Będziesz potrzebował mojej pomocy? - zapytał Snape, gasząc płomień pod kotłem.

- Nie, Harry i ja damy sobie radę. Możesz służyć dzisiaj w nocy za nasze alibi.

- Oczywiście.

- Już prawie pora kolacji. Sugeruję, abyśmy poszli coś zjeść, Harry - powiedział Voldemort. - A potem
wybierzemy się po puchar.

- W porządku. - Harry zastanowił się, czy Voldemort ponownie obejmie nad nim kontrolę. Zwrócił mu
władzę nad ciałem prawie na cały dzień, od momentu pogawędki ze Snape'em.

Musisz znowu stanąć na własnych nogach, Harry. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już wkrótce
nie będę mógł cię podtrzymywać.

Harry kiwnął głową i zerknął na Snape'a. Nie był pewien, co mógłby mu powiedzieć. Po tym, jak
mężczyzna wyrwał go wcześniej z depresji, znowu stał się sobą, to znaczy rzucał mnóstwo paskudnych
komentarzy. Ale w jakiś sposób Snape traktujący go jak zwykle był tym, czego potrzebował.

background image


- Zobaczymy się później - rzucił w końcu, na co Snape zareagował lakonicznym kiwnięciem głowy. Harry
uśmiechnął się do niego niepewnie i opuścił jego prywatną pracownię.

Ron i Hermiona czekali już pewnie w Wielkiej Sali i Harry nagle stracił pewność, czy jest w stanie stawić
im czoła.

Dasz radę to zrobić. Jesteś silnym, młodym mężczyzną. Jak inaczej udałoby ci się obrabować mnie z
kolejnego ciała?

Słowa te wywołały u Harry'ego uśmiech, mimo że odczuwanie wesołości nie wydawało się rzeczą
właściwą.

Jednak Voldemort miał rację, podobnie jak Snape. Harry był silny, a zachowywał się niczym tchórz. Uda
mu się stawić czoła przyjaciołom. W końcu oni zawsze byli przy nim, nawet gdy sytuacja stawała się
niemiła. Uciekanie od nich naprawdę było oznaką tchórzostwa.

I to jest właśnie mój chłopiec.

- Nie jestem twój - szepnął Harry. - Jeszcze nie.

Voldemort zachichotał w taki sposób, jakby się z tym nie zgadzał.

Wielka Sala okazała się pełna, a Ron i Hermiona siedzieli na swoich zwykłych miejscach przy stole
Gryfonów. Przez ułamek sekundy Harry rozważał ucieczkę lub błaganie Voldemorta, aby go stąd zabrał.
Ale jednak tego nie zrobił. Poszedł dalej i choć głowy nie trzymał uniesionej wysoko, jego kroki
utrzymywały zdecydowane tempo.

- Cześć, Harry - przywitała go Hermiona, kiedy usiadł obok niej. - Wyglądasz na zmęczonego.

- Bo jestem - odparł. Zerknął na Rona i pierwszy raz w tym tygodniu zauważył, że przyjaciel także nie za
dobrze wygląda. Miał ciemne kręgi pod oczami i blade policzki. - Przepraszam - powiedział.

Ron spojrzał na niego i zmarszczył brwi.

- Za co?

- Żałuję, że pewnych spraw nie załatwiłem inaczej.

Bądź ostrożny, Harry.

Oczywiście, że będzie. Przecież nie był idiotą. Ale pewne rzeczy musiał powiedzieć, aby przestały mu
ciążyć na sercu. I mimo że Ron i Hermiona mogli go nigdy nie zrozumieć, chciał tego.

- Żałuję, że kilku rzeczy z Ginny nie rozwiązałem inaczej - powiedział, spoglądając to na Hermionę to na
Rona. - Patrząc wstecz wiem, że się myliłem. Przeważnie myślałem tylko o sobie, a nie o tym, co ona
może czuć. I naprawdę bardzo za to przepraszam.

Przyjaciółka posłała mu współczujący uśmiech.

- To naprawdę nie jest...

- Nie. - Harry uniósł rękę, aby ją powstrzymać. - Tak właśnie się czuję i musiałem to powiedzieć.

- W porządku - odezwał się Ron. - Wiem, że nigdy nie zamierzałeś zranić jej celowo.

background image

- Właśnie - powiedział Harry, wpatrując się w swój talerz. Ron wrócił do jedzenia, ale Hermiona
przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Odwzajemnił jej spojrzenie i pierwszy raz od tygodnia nie miał
ochoty dłużej się ukrywać.

***




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
POZORNE ZWYCIĘSTWO
Pozorne zwycięstwo 2
Maeglin Yedi Pozorne zwycięstwo
Brian Tracy szkolenia 2010 05 13 1 zwycieska umiejetnosc
13 ZMIANY WSTECZNE (2)id 14517 ppt
13 zakrzepowo zatorowa
Zatrucia 13
pz wyklad 13
13 ALUid 14602 ppt
pz wyklad 13
ZARZ SRODOWISKIEM wyklad 13
Biotechnologia zamkniete użycie (2012 13)
Prezentacja 13 Dojrzewanie 2
SEM odcinek szyjny kregoslupa gr 13 pdg 1
w 13 III rok VI sem

więcej podobnych podstron