1
Ś
Ś
W
W
I
I
A
A
D
D
E
E
C
C
T
T
W
W
A
A
Ś
Ś
M
M
I
I
E
E
R
R
C
C
I
I
(KLINICZNEJ I SAMOBÓJCZEJ)
2
SPIS TREŚCI
ŚWIADECTWO ALEKSY; MATKI UMIERAJĄCEJ PRZY PORODZIE DZIECKA ............................... 3
ŚWIADECTWA ŚMIERCI SAMOBÓJCZEJ .................................................................. 17
PAMIĘTAJ CZŁOWIEKU; SAMOBÓJSTWO NIE JEST ŻADNYM ROZWIĄZANIEM .................... 17
MODLITWA DO OJCA PRZEDWIECZNEGO
Ojcze Przedwieczny, niech się święci Imię Twoje. Znad Ciebie to Życie
Wieczne, Znad Ciebie to znad Prawdę. Ojcze wszelkiej Mądrości, uświęd
mnie Swoim Świętym Duchem, aby moje serce ogłaszało przypowieści
pełne mądrości.
Jedyne i Doskonałe Źródło Najwyższej Miłości, Majestacie, zachwyd
moje serce, aby chwaliło Ciebie we dnie i w nocy.
Fontanno Mirry i Aloesu, otocz moją nędzną duszę Swoim delikatnym
zapachem, aby mój Król, Twój Umiłowany Syn, nie odwrócił ode mnie
Swoich Oczu w chwili, gdy Go spotkam.
Znad Ciebie to trwad w Twej Światłości, w tej Światłości, która pokazuje
mi Drogę i która przyciąga mnie do śladów Twego Umiłowanego Syna.
Źródło Wody Żywej, przyjdź, przyjdź mnie zanurzyd, mnie, Twoje
dziecko, w Twoim Potoku, który obficie tryska z Twej Świątyni.
O, Boże, kocham Cię aż do łez, jakże moja nędzna dusza wzdycha do
wszystkiego, co jest Święte. Jakże moja dusza smakuje w Twojej
Czułości. Jahwe, Ty jesteś moim Bogiem, uwielbiam Twoje Imię, bo
spojrzałeś na moją nędzną duszę i napełniłeś ją jasnością Twojej
Chwały. Moje serce śpiewa Tobie, Ojcze, mój duch raduje się w Twoim
Duchu. O, Boże, mój Ojcze, pozwól mojej duszy rzucid się w Twoje
kochające Ramiona. Wyciśnij teraz Swoją Pieczęd na moim sercu, aby
moja miłośd do Ciebie, stała się silniejsza niż sama śmierd. Amen.
3
ŚWIADECTWA ŚMIERCI KLINICZNEJ
ŚWIADECTWO ALEKSY; MATKI UMIERAJĄCEJ PRZY
PORODZIE DZIECKA
OPIS PRZYPADKU PANI ALEKSY:
Był rok 1973. Właśnie trwał poród mojego drugiego dziecka, który rozpoczął się
po długim i gorącym tygodniu. Byłam zmęczona, bo brakowało mi snu, a cały
poród nie szedł tak jak trzeba. Jakakolwiek próba zrelaksowania się nic nie
dawała. W chwili wolnego czasu zadzwoniłam do naszego kościoła by poprosid
o modlitwę za siebie podczas środowego nocnego spotkania modlitewnego.
Znajomi ze szkoły rodzenia, do której chodziliśmy przyszli z kamerą by kręcid
całe zdarzenie! Wpadli oznajmiając "Mamy dobry materiał!" Jakbym o to dbała!
Jedyne, czego pragnęłam to by dziecko wreszcie ze mnie wyszło! Puls dziecka
osłabiał się, więc mieliśmy w sam raz czasu na znieczulenie po wejściu na salę
porodów. Po chwili bum i wyskoczył! Był "niebieskim" chłopczykiem, szyjka cała
owinięta kilka razy pępowiną. Był dośd aktywny, kiedy był we mnie, a teraz miał
kłopoty! Miał płyn w płucach i ostrą żółtaczkę. Szybko zabrano go na oddział
intensywnej terapii.
Spojrzałam w górę i w lustrach umieszczonych na sali porodowej ujrzałam
pełno krwi lejącej się z łożyska. "Czy to moja krew?" spytałam. Krwotok nie
ustawał. Poczułam ogromne znużenie. Próbowałam ruszad ustami i wdychad
powietrze, lecz było to trudne. Czułam jak zimne "coś złego" mnie pochłania.
Lekarz zawołał "Tracimy ją". Słyszałam jak pielęgniarka odczytuje moje ciśnienie
krwi i ujrzałam jej pełne nie dowierzania spojrzenie. Czułam jak życie ze mnie
wypływało. "Jezu, krzyknęłam", mam nadzieję, że jesteś tym, w kogo od tylu lat
wierzę! Proszę zaopiekuj się moim synem, zaopiekuj się moją córeczką, tak ich
kocham. Oddaję Ci swoją duszę..." i nagle ... znalazłam się ponad swoi ciałem!
Wydawało się to najbardziej naturalną rzeczą na świecie!
Byłam sobie u góry, nad swoim bezwładnym ciałem, a mimo wszystko czułam
się wspaniale! Byłam SOBĄ, ciałem, osobowością, a na dodatek nie czułam
zmęczenia. Przyjrzałam się swojemu ciału. Kurczę, nie wyglądałam tak źle! Całe
życie byłam przy kości! Zawsze porównywali mnie do mojej siostry (150 cm
wzrostu, 45 kg)! Lecz tu wyglądałam całkiem normalnie. Widziałam, że nie
wyglądam jak swoje lustrzane odbicie. Moje ciało miało jakby więcej
wymiarów. Gdy tak analizowałam swoje ciało, cały czas byłam świadoma tego,
co dzieje się w sali porodowej.
Wszyscy byli strasznie zmartwieni! "Nie wyczuwam pulsu!", głośno krzyknęła
pielęgniarka. Była w szoku, moja ciąża była raczej normalna i bez powikłao.
4
“Gdzie defibrylator?” Nie wiedziałam co to jest, ale brzmiało jak coś ważnego.
Smutno mi było, że tak się o mnie martwią, bo ze mną było wszystko W
PORZĄDKU! Nie martwiłam się, powtarzam NIE MARTWIŁAM SIĘ o swoje nowo
narodzone dziecko i córeczkę, bo wiedziałam, że są w rękach Boga.
Mój biedny mąż, którego wyprosili z sali, był całkowicie zdezorientowany.
Wiedziałam, że otrzyma on Niebiaoską Pomoc. Gdy to wszystko się działo, nagle
Światło wypełniło salę. Ręka lekarza była we mnie na głębokośd, na której
można by było już nafaszerowad indyka. Tymczasem światło było czyste,
olśniewające, lecz delikatne, radosne. Przenikało każdy zakątek sali.
Gdy tak wisiałam w powietrzu nad swoim ciałem, wokół mnie znajdowały się
jakieś istoty, widziałam je. Zapomnijcie o aniołkach, to byli ogromni kolesie,
wielkie i silne anioły wiszące na jeszcze silniejszych skrzydłach. O…O…O, pióra,
pomyślałam sobie. Tak bardzo chciałam dotknąd tych skrzydeł. Wydawały się
tak miękkie. Już prawie chwyciłam jedno malutkie piórko, ale...nie! Nie udało
się.
Zadaniem aniołów było odeskortowanie mnie bezpiecznie, (ale co właściwie mi
groziło, zastanawiałam się) przez tunel, który otworzył się przede mną.
Opuściliśmy salę i weszliśmy do tego tunelu. Było tam bardzo ciemno, czarno.
Ciała aniołów się lekko żarzyły. Nie bałam się. Poruszaliśmy się w stronę
światełka na koocu tego tunelu. Towarzyszył nam chyba świst, ale nie do kooca
to pamiętam, nie zdawałam sobie z niego sprawy.
Tunel wyglądał, jakby był zrobiony z części zespawanych ze sobą. Były to jakby
żółte płomienne pierścienie energii, które zauważyłam dopiero WTEDY, KIEDY
PRZEZ NIE PRZECHODZIŁAM. Pierścienie energii wyglądały podobnie do
pierścieni lub obręczy w taocu Hopi, ale z tego zdałam sobie sprawę parę lat
później.
Gdy podróżowaliśmy tym tunelem, cały czas słyszałam jeden dźwięk. Mogłam
obserwowad wszystko przed sobą i za sobą. Aniołowie znajdujący się koło mnie
zainteresowani byli tylko doprowadzeniem mnie do tego światła. Czułam
zupełny spokój, czułam się "cała" i nie czułam bólu. Miałam na sobie coś w
rodzaju jasnoniebieskiej togi.
Gdy dotarliśmy do kooca tunelu ujrzałam setki, tysiące ludzi ubranych w
zwykłe, białe ubranie. Każdy tam miał swój normalny wygląd. Każdy miał na
sobie złotą szarfę przewiązaną na wysokości pasa. Nie widziałam tam żadnych
dzieci, nie było też wózków inwalidzkich czy czegoś podobnego. Wszyscy się
uśmiechali i zaakceptowali mnie taką, jaka byłam w swojej ludzkiej formie, z
wszystkimi wadami! To spotkanie było radosne, a nie straszne.
5
Jezus stał po lewej stronie, a po prawej, (chociaż tak na prawdę kierunki nie
istniały) stał Bóg. Do miejsca, w którym stał BÓG prowadziły schody. A obok
schodków w powietrzu wisiały małe istoty (aniołki) których skrzydła cały czas
trzepotały. Istoty te przez cały czas śpiewały. CHWAŁA, CHWAŁA, CHWAŁA
PANU! CHWAŁA BOGU, KTÓRY JEST ŚWIĘTOŚCIĄ, PRAWDĄ I MOCĄ. I tak cały
czas...
Tak bardzo chciałam z nimi zostad. Moja dusza się radowała, byłam radosna, a
ta ISTOTA - BÓG - emanowała taką świętością, że nie mogłam spojrzed w JEGO
kierunku. To białe światło przenikało wszystko, a w tym miejscu było
szczególnie silne.
Pojawiło się podium, miałam na nim stanąd. Nagle znalazłam się w czymś w
rodzaju sali sądowej. Nim rozpoczął się przegląd, zdałam sobie sprawę, że
tłumy stojące "tam" słyszą i widzą wszystko i poczują wszystko, co ja czułam na
ziemi! Wszyscy czekali, nikt nic nie mówił do mnie.
Pomimo, że obok mnie stał Jezus, pojawiła się też zła istota (szatan). Rozpoczął
się przegląd całego mojego życia. Wszystko, co pomyślałam, zrobiłam,
powiedziałam...każde uczucie nienawiści, pomoc okazana innym, odmowa
pomocy - wszystko ujrzałam w formie filmu. Jaka okrutna byłam dla ludzi! Jak
bardzo mogłam im pomóc, jaka skąpa byłam w stosunku do zwierząt - TAK!
Nawet zwierzęta mają uczucia. Straszne było to oglądad. Upadłam na twarz
czując wstyd. Ujrzałam jak moje działanie, pomoc lub jej brak wpłynęło na
innych.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że najmniejsza decyzja wpływa na świat. Na
prawdę poczułam, że zawiodłam swojego Zbawcę. Dziwne było to, że mimo
tych złych uczud przez cały czas czułam ze strony Boga i wszystkich Innych
współczucie i akceptację swoich wad.
Podczas przeglądu, obok, stała ta zła istota. Spojrzałam na niego, był przystojny,
nie był brzydki. Ciemne włosy, średniej budowy ciała, ubrany w czarną togę
owiązaną czarnym sznurem w talii.
Jego oczy (szatana) przykuły moją uwagę.
Były próżnią!
Nie było życia i dobroci w nich. Jego jedynym celem było
posiadanie, kontrolowanie mojej całej duszy. Skuliłam się ze strachu. Za każdym
razem jak popełniałam błąd, on się cieszył. Krzyczał: "OOO!!! Widzisz jak
nawaliła? Dlaczego nie mogła byd lepsza? Dlaczego nie pomogła? Powinna byd
UKARANA?" Czułam się opuszczona. Moje kilka marnych dobrych uczynków
było niczym według boskich standardów. Na wszystko, co dostałam,
zasłużyłam.
Wtedy wszystko się skooczyło. Usłyszałam głośny głos wołający "CZY JEST
POKRYTA KRWIĄ BARANKA?" Odpowiedź: TAK!!!
6
Sala sądowa zniknęła, ta zła istota; Szatan, krzyczała, syczała i skurczyła się
znikając w mgnieniu oka! Wszystko zniknęło z wyjątkiem Jezusa. Wpatrywał się
we mnie z NIESAMOWITĄ MIŁOŚCIĄ! Wyciągnął swoje przebite gwoździami
dłonie, które mimo, iż się zagoiły, cały czas miały na sobie ślady ukrzyżowania.
To nie był jakiś tam wątły Jezus. Był silny, miał szerokie ramiona, świecił.
Jego długie, białe włosy niczym były w porównaniu do jego palących,
kryształowozłotych oczu, które płonęły Czystością, Radością, Determinacją.
Otworzył usta, ujrzałam jego język i usłyszałam jego głośny głos jakby pociąg
towarowy przejeżdżał z wielką szybkością! Powiedział mi, kim jest i że jest
moim pośrednikiem między mną a Ojcem. Upadłam w pokłonie dla niego. Z
radości płakałam jak dziecko. Zupełnie jak kobieta żyjąca w dawnych czasach,
chciałam Go dotknąd, ale dotknęłam tylko jego szaty. Uśmiechnął się do mnie
ze swojej wysokości - byłam zadowolona.
Pojawiła się GIGANTYCZNA KSIĘGA ze złotymi brzegami. Ogromny palec zaczął
przerzucad jej karty. W księdze były imiona kobiet i mężczyzn oraz ich dzieci.
Obok imion daty śmierci osób, które już umarły. Palec przesunął się do mojego
nazwiska. Usłyszałam głos "Czy to już jej czas?" Odpowiedź "Nie!" W mgnieniu
oka znalazłam się z powrotem w swoim ciele. Fuj, było takie gorące, ciężkie i
spocone. Zapomnij o ruszaniu pomyślałam sobie. Nawet oddychad było ciężko.
Czułam się jak tona cegieł. Łzy spływały mi po policzkach, "chcę wracad"
wymamrotałam. Pielęgniarka z promiennym uśmiechem powiedziała "Witaj
wśród żywych, na chwilę cię straciliśmy. Wracad chcesz? A gdzie chciałabyś iśd?
Nie chcesz zobaczyd dzidziusia?" "Z dzieckiem będzie dobrze, powiedziałam,
jest w rękach Boga, a ja chcę wracad. Proszę pozwólcie mi!" "Byłaś w tym
miejscu gdzie wszystko jest białe?" spytała. "Tak, odparłam". "Jest tak piękne
jak mówią?" Spojrzała na mnie i po cichu powiedziała "To już się u nas zdarzało.
Mam nadzieję, że się też tam dostanę.
Lekarz i pielęgniarki patrzyli na mnie zmarnowani jakby ktoś przekręcił ich przez
wyżymaczkę. Moje usta wreszcie zadziałały i przeprosiłam za to, że ich trzymam
przy sobie. Jak sparaliżowani spojrzeli na siebie. Następnego ranka przeszedł do
mnie lekarz i złapał mnie za rękę. Byłam zaszokowana, bo wtedy to rzadko,
kiedy lekarz miał czas dla pacjentów w ogóle. Po cichu i spokojnie powiedział,
że jak będę gotowa to powie mi, co się stało. Powiedział, że stracił mnie na
chwilę, nawet dwa razy, kiedy leżałam na stole. Co? Ach to, odparłam. Złapałam
się za głowę, bo wszystkie wspomnienia do mnie wróciły.
Po sześciu tygodniach powiedziałam mu o tym co się stało, a on powiedział, że
już wcześniej siedem kobiet z mojego kościoła miało identyczne przeżycia.
Sześd kobiet z innych parafii też. Po TYM CO MI POWIEDZIAŁ, poszłam na
spotkanie modlitewne pewnego wieczoru. Znalazłam wspaniałych ludzi, te
7
kobiety na prawdę potrafiły się modlid! Gdy skooczyłyśmy tamtego wieczoru
spojrzały na mnie i powiedziały "Alexa, wyglądasz inaczej" Powiedziałam im o
swoim przeżyciu. Spojrzały na siebie i się uśmiechnęły, to były ONE. Znalazły
siebie i odnalazły też MNIE. To było wspaniałe.
Nie otrzymałam żadnego powołania po moim przeżyciu. Po prostu wiedziałam,
że mam dobrze wychowywad swoje dzieci tak by były szczęśliwe, zdrowe. W
mojej rodzinie gdzie rozwody, które zawsze są niezgodne z wola Bożą były na
porządku dziennym to przeżycie było wspaniałe. Moja prababcia ze strony taty
straciła swoje drugie dziecko, chłopca. Zawsze czułam, że MÓJ synek jest kimś,
kto tę tragedię ma naprawid. Teraz jest duchownym (księdzem) i służy Bogu, a
oboje moje dzieci kochają Pana. Jestem BŁOGOSŁAWIONA.
ŚWIADECTWO UMIERAJĄCEGO DAWIDA
OPIS PRZYPADKU DAWIDA:
Nazywam się David i mieszkam na Hawajach. Mam 32 lata i przeżyłem śmierd
kliniczną. Nie rozmawiałem o moim przeżyciu w żadnych grupach wsparcia,
chod moje przeżycie przyniosło znaczące zmiany w moim życiu. Czasami nawet
wydawało mi się, że zwariowałem. Wiem jednak, że to była oczywista prawda,
bowiem w moim przypadku, myśl o tym, że zwariowałem, byłaby
zaprzeczaniem tej prawdy a zarazem niezasadną wątpliwością w odniesieniu do
rzeczywistej prawdziwości tego, co przeżyłem.
Był rok 1990, a ja mieszkałem wtedy we wschodniej części zatoki kalifornijskiej.
Wróciłem właśnie z narciarskiej wyprawy do Squaw Valley. Wtedy właśnie po
raz pierwszy widziałem śnieg. Złapałem tam kaszel, który na początku wydawał
się błahym problemem. Cały czas więc normalnie chodziłem do pracy -
pracowałem jako kelner w Berkeley Host Marriott. Warunki pogodowe w
zatoce były wtedy ekstremalne, zbliżał się koniec roku. Zimno jak na chłopca z
wyspy.
Byłem wtedy strasznie zły na Boga za to, że jestem gejem. Złośd tę zabrałem ze
sobą na swoją wycieczkę na drugą stronę. Teraz wiem, że już nigdy chyba nie
powinienem się tak złościd. Był późny wieczór, kiedy wróciłem do domu cioci
Maile. Nikogo w nim nie było. Pomyślałem, że ciocia i wujek poszli pewnie na
jakąś rodzinną imprezę, a moja siostra jest pewnie jeszcze w pracy w Oakland
Sheraton.
Mój kaszel się pogarszał, bardzo ciężko mi się oddychało - nie mogłem wdychad
i wydychad powietrza. Ledwo mogłem sobie przypomnied opowieśd pewnej
kobiety, która miała zapalenie płuc. Byłem grubo opatulony, a na zewnątrz
słychad było świszczący wiatr. W głowie wspominałem słowa mojego ojca
"Chłopcze, naszej rodziny nie trzymają się żadne choroby!" i ta myśl dawała mi
8
siłę. Wstałem, stanąłem na bacznośd i odpowiedziałem: "Tak jest, tato!".
Postanowiłem, że wyjdę na zewnątrz by wypędzid z siebie przeziębienie. Już po
paru krokach przewróciłem się. Ledwo udało mi się wstad i zacząłem się wlec z
powrotem do domu mając w duchu nadzieję, że sąsiedzi nie zobaczą mnie w
tym stanie. Czułem, że umieram, wiedziałem to. Szczypta niedowierzania jest
normalna przed śmiercią, zawsze człowiekowi wydaje się, że ten proces jest
trochę "surrealny".
Znalazłem się znowu na swojej kanapie, prawie nie mogłem się ruszad.
Postanowiłem wreszcie wrócid do swojego pokoju i się położyd. Był to malutki
dodatkowy pokoik, trochę większy od garderoby. Był ładnie urządzony. Podobał
mi się jego wystrój i to dodawało mi trochę otuchy. W środku nocy wreszcie
udało mi się zasnąd. Obudził mnie straszny kłujący ból w klatce piersiowej.
Miałem oczy szeroko otwarte i w przerażeniu wpatrywałem się w sufit. Mimo
szeroko otwartych ust nie mogłem złapad oddechu. Dusiłem się i dostawałem
konwulsji. Ból był nie do opisania. Sprzed oczu powoli wszystko mi znikało,
dochodziły do mnie tylko dźwięki, a ból zaczął powoli ustępowad na skutek
czegoś, co określiłbym pewnym rodzajem naturalnego narkotyku. Nie było już
fizycznego bólu. Słyszałem jednak swoje ciało i jego ostatnie podrygi, bowiem
uderzało o ścianę. Po chwili nastąpiła nicośd.
Wciąż tu jestem, pomyślałem. Może powinienem wstad i zobaczyd, o co tyle
zamieszania było? Podszedłem do drzwi od sypialni i zatrzymałem się.
Obróciłem się dookoła nie widząc swojego ciała, które wciąż leżało w łóżku. Mój
pokój był wciąż taki sam, a jednak na swój sposób inny. Wydawało mi się, że
wszystkie przedmioty dookoła jakby się żarzyły. Otaczała je promieniująca
niebiesko-zielona aura. Zauważyłem, że to, co dotknę i gdzie ustanę świeci. Fakt
ten mnie podekscytował i przez moment w ogóle zapomniałem, co się właśnie
stało. Nie wiedziałem czy mam pozostad tu w pokoju czy wyruszyd w podróż po
przygody.
Najpierw próbowałem otworzyd drzwi od sypialni. Wyciągnąłem rękę w ich
kierunku, lecz ta przeszła przez drzwi i zatrzymała się na wysokości łokcia.
Poczułem swoją obecnośd po drugiej stronie, byłem głęboko pogrążony w
smutku. To było przerażające, więc wciągnąłem rękę z powrotem. Spojrzałem w
kierunku okna i ujrzałem jak szalejąca na zewnątrz burza ciska gałęzie drzew o
okno. Zastanawiałem się czy nie wrócid do własnego ciała, ale takiego wyboru
już nie miałem. Samotna żarówka, jaką zostawiłem włączoną w swoim pokoju
zaczęła świecid coraz jaśniej. To musi byd wejście, pomyślałem i zdecydowałem
pójśd w kierunku tego światła. Zacząłem poruszad się bardzo szybko. Całe moje
życie mignęło mi przed oczami - od narodzin aż do śmierci.
9
Znalazłem się w burzliwym miejscu. Może znalazłem się tam na skutek mojego
gniewu, jaki odczuwałem w ostatnich momentach swojego życia. Pamiętam, że
w tym miejscu głos moich myśli odbijał się echem. Najpierw podążał w kierunku
horyzontu, jaki rozciągał się przede mną a po chwili wracał do mnie zza moich
pleców. Pamiętam, że było to irytujące. Miejsce, w którym się znalazłem nie
było przyjemne. Burze szalały, zupełnie niepodobne do tych na ziemi, jawiąc się
przede mną zarówno na ziemi i na niebie. Dookoła otaczały mnie też buchające
pary i gorące wulkany. Podczas niektórych wybuchów z pary pojawiały się
piekielne zjawy krążące dookoła, jakby się gdzieś zagubiły.
Jeden z duchów był kobietą. Przestraszyła mnie, miała na sobie jakiś starożytny
strój, miejscami podarty i brudny. Nie miała stóp, unosiła się jakby w powietrzu.
Zbliżała się do mnie powoli, a gdy zbliżyła się już na odległośd, z której mogłaby
mnie dotknąd, postanowiłem się do niej odezwad.
Spytałem czy powie mi jak się nazywa to miejsce. Nie odpowiedziała. Znowu
zaczęła się zbliżad, jakby chciała mnie gdzieś zabrad, coś mi wziąd lub zranid
mnie dotkliwie. Wiedziałem, że w tym miejscu nie można było ukryd swoich
myśli czy planów, więc zdecydowanie zawołałem, „kim jesteś?...!" Wtedy ona
zdarła częśd szaty okrywającej jej twarz i ujrzałem same kości i czaszkę zamiast
twarzy. Jej szczęka otworzyła się szeroko, jakby była wyhaczona, a zjawa
uniosła się ponad swoją szatę tylko po to, by po chwili zaatakowad mnie z góry.
Chciała dobrad się do mojego lewego ramienia, tam gdzie mieści się dusza. Ból
był ogromny, gorszy niż śmierd. Gdy chciała wydrzed mi następny kęs mojej
duszy, zapłakałem do Boga o pomoc.
Zjawa położyła swe ręce na głowie i zniknęła w ziemi. Inne zbliżające się do
mnie złe duchy zniknęły również. A ja nadal szczerze prosiłem Boga o pomoc i o
wybaczenie w tym, że tak źle o nim mówiłem, gdy byłem na ziemi. Błagałem
dobrego Boga, by przyjął mnie do swego domu i zabrał z tej okropnej krainy.
Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że mój głos już nie odbija się echem i do
mnie nie powraca. Ja natomiast tak głośno jak tylko mogłem wołałem jego imię.
Mój głos dolatywał aż na skraj horyzontu i tam eksplodował, jako światło i
dźwięk. Reszta złych duchów obok mnie chyba się bała, bo Bóg nie był dla nich
żadnym pocieszeniem. Zasmuciło mnie to, lecz równocześnie cieszyłem się, że
Bóg przyjął moje przeprosiny, a światło przede mną się powiększało.
To światło było tak piękne, że moje słowa nie są w stanie go opisad. Jego
światło było jak wschodzące słooce. Tak, jak słooce i on wstawał zza chmur.
Miłośd wlała się w każdą moją cząstkę, na nowo ją ożywiając. Cała ta planeta się
również zmieniała na skutek Jego światła. Ujrzałem, jak góry pękają i tryskają
niczym wodospady. Ciemne chmury nade mną się rozstąpiły i wycofały się w
10
mgnieniu oka. Bóg nadszedł: Jego światło było ciepłe i serdeczne. Ogarnął mnie
wielki spokój.
Gdy Jego światło padło na ziemię, zaczęła się na niej pojawiad trawa. Ogromne
drzewa wyłaniały się z ziemi. Ptaki wszelkiego rodzaju latały na niebie.
Wszystkie boskie stworzenia wyszły z lasu jakby chciały mnie powitad. To było
najwspanialsze powitanie w domu, jakie można sobie wyobrazid. Łzy radości i
śmiech - tak tylko mogę podsumowad to doświadczenie. Wtedy Jego światło
zrobiło się ogromnie jasne. Zostałem skapany w białym świetle. Przez chwilę
Bóg trzymał mnie w swoim kochającym ucisku. Jego światło było już tak jasne,
że ledwie, co widziałem
W tym momencie poczułem, że nadszedł czas, kiedy muszę wrócid na ziemię.
Spojrzałem na Boga i spytałem, czy mogę tutaj zostad.
"Serdecznie wyszeptał…
Jeszcze nie Twój czas. Wród na ziemię i bądź dobrym człowiekiem, bo dużo
jeszcze musisz się nauczyd"
. Dziękowałem mu podczas podróży na ziemię.
BUM! Znów znalazłem się w swoim ciele. Nie wiem czy BUM to dobre słowo,
ale mniej więcej tak się człowiek czuje, kiedy wraca do ciała. No tak, znalazłem
się znowu w moim "żywym wehikule". Sprawdziłem czy wszystkie systemy
działają, nie wykryłem żadnych usterek! Płuca były zupełnie czyste!!!!! Byłem
zaszokowany, zdezorientowany, zmieszany. Tak bym opisał ten stan tuż po
wejściu z powrotem do mego ludzkiego ciała.
Następnie zaczęło się wątpienie. Taki już jest człowiek, wszystkiemu zaprzecza.
Pytanie: a może napaliłem się za dużo trawki i miałem wizje? Dowody są jednak
wokół mnie: przeszedłem się po domu i zauważyłem swoje rzeczy porozrzucane
dookoła - kurtka zimowa itp. Telefon wciąż był połączony z pogotowiem,
dyspozytorka krzyczała na mnie. Musiałem sprawdzid. Znów byłem w swoim
pokoju oparty o ścianę. Usiadłem i zacząłem czekad na słooce.
To był najpiękniejszy ranek, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem. Niebo było
jasnoróżowe, a słooce obejmowało cały horyzont. Nawet teraz, gdyż życie robi
się dla mnie trudne, wiem że to właśnie chwila, kiedy muszę się zatrzymad i
obejrzed wschód słooca. Wiele razy widzę Go jak uśmiecha się do mnie w
słoocu świecącym przede mną. Czuję się wtedy przyjemnie. Komfort sprawia mi
też wiedza, że mamy dom dobrego Ojca, do którego możemy wrócid, kiedy
skooczymy już nasze życiowe lekcje i pracę
ŚWIADECTWO UMIERAJĄCEGO RONALDA
OPIS PRZYPADKU RONALDA:
W 1972 roku moje życie było w rozsypce. Byłem narkomanem i kryminalistą.
Moja rodzina była rozbita. Żona już wiele razy myślała o rozwodzie. Dzieci bały
się mnie. Nie potrafiłem utrzymad pracy, stan mojego umysłu był opłakany.
11
Kiedyś razem z moim 6 letnim synem poszedłem do sklepu by kupid kilka
rzeczy. Przy wejściu natknąłem się na pewnego człowieka, który właśnie
wychodził. Zawrzała kłótnia i zanim zdążyłem pomyśled uderzyłem go i
powaliłem na ziemię. Upadł na stos pustych butelek. Butelki się stłukły, a on
szybko się poderwał z rozbitą butelką w dłoni i zaczął mnie dźgad. Podniosłem
lewą rękę by powstrzymad atak i wtedy butelka wbiła się w mięsieo bicepsu,
rozrywając główną tętnicę. Krwawiłem śmiertelnie. Ale pełen złości, nienawiści
i furii kontynuowałem walkę, cały czas krwawiąc. Mój mały synek zaczął
krzyczed i wpadł w histerię.
Podszedł do mnie właściciel sklepu i powiedział, że jeśli zaraz nie udam się do
szpitala to wykrwawię się na śmierd w przeciągu kilku minut. Potem zabrał
mnie do szpitala swoim samochodem.
Kiedy wchodziliśmy na oddział pogotowia traciłem już świadomośd. Gdy zajął
się mną personel medyczny, słyszałem jak mówili: „Nie możemy mu pomóc,
musi zostad przewieziony do innego szpitala. Prawdopodobnie straci rękę.” Gdy
wkładano mnie do karetki, zjawiła się moja żona i pojechaliśmy wszyscy razem.
Kiedy opuszczaliśmy parking szpitala, młody sanitariusz spojrzał mi w twarz, ale
z ledwością go widziałem. Powiedział: „Potrzebuje pan Jezusa Chrystusa.” Ale ja
nie znałem Jezusa, nie miałem najmniejszego pojęcia, o czym on mówi, więc
moją reakcją była seria przekleostw. A on ponownie zwrócił się do mnie:
„Potrzebujesz Jezusa.” W trakcie gdy do mnie mówił, wydawało mi się, że
ambulans dosłownie pogrąża się w ogniu.
Myślałem, że już się cały spalił. Napełnił się dymem i natychmiast zostałem
zabrany przez warstwę dymu do pewnego rodzaju tunelu. Po jakimś czasie, po
wyjściu z dymu i z ciemności, zacząłem słyszed odgłosy tłumów ludzi. Ludzie ci
przeraźliwie krzyczeli, jęczeli i płakali. Kiedy popatrzyłem w dół zobaczyłem coś
jak otwarty wulkan. Zobaczyłem ogieo, dym i ludzi wewnątrz tego płonącego
miejsca. Wszyscy tam jęczeli, zawodzili i płakali, palili się ale nie spalali się,
ogieo ich nie trawił. Potem zacząłem poruszad się w dół, w kierunku tej
gardzieli.
Przerażające było to, że zacząłem rozpoznawad wiele osób, które dostrzegłem
w płomieniach. Widziałem ich twarze jakby przez obiektyw kamery,
przybliżone. Widziałem ich postawę, agonię, ból i frustrację. Wielu z nich
zaczęło woład do mnie po imieniu mówiąc: „Ron, nie wchodź do tego miejsca
bo nie ma stąd wyjścia. Nie ma stąd ucieczki - jeśli tu wejdziesz - już nie
wyjdziesz.” Spojrzałem w twarz pewnemu mężczyźnie, który umarł podczas
rozboju: został zastrzelony na chodniku i wykrwawił się na śmierd. Spojrzałem
w twarze dwóch innych mężczyzn, którzy umarli pijani podczas wypadku
samochodowego.
12
Widziałem znane mi twarze tych, z którymi razem brałem narkotyki, ale oni
przedawkowali. Widad było agonię i ból, ale myślę, że najbardziej bolesna z
tego wszystkiego była samotnośd. Czuło się przygniatającą depresję, brak
nadziei; nie było możliwości wyjścia, lub ucieczki. Wszystkiemu towarzyszył
zapach siarki, podobny do zapachu spawarki elektrycznej i straszny fetor.
W swoim życiu widziałem zabitych ludzi, sam byłem zaangażowany w walki, w
których ginęli ludzie. Siedziałem w więzieniu za zabójstwo. Dorastałem w
ośrodkach poprawczych i w więzieniach. W dzieciostwie byłem dotkliwie bity,
ojciec był bardzo nerwowy i dodatkowo był alkoholikiem.
Uciekłem z domu mając 12 lat, myśląc, że nie ma takiej rzeczy na świecie, która
mogłaby mnie przerazid. Moje życie było zupełnie rozbite, moje małżeostwo
było rozbite, moje zdrowie było w rozsypce. Ale teraz widziałem coś, co
śmiertelnie mnie przerażało, ponieważ w ogóle tego nie rozumiałem. Kiedy
patrzyłem w tą gardziel, w otchłao ognia, słyszałem jęki i krzyki – mdlałem ze
strachu.
Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem, że jestem w szpitalu, a obok siedzi moja
żona. Na ciele miałem mnóstwo szwów, ale moja ręka została ocalona. W
sumie miałem koło 100 szwów. Spojrzałem w twarz żony. Nie byłem
zainteresowany tym gdzie byłem ani tym, co się wokół mnie dzieje. Docierało
do mnie tylko to, co przed chwilą widziałem. Ciągle pamiętam ten okropny
zapach, to gorąco i słyszę te głosy ludzi, których znałem i którzy krzyczeli żebym
wracał. Przez następne dni próbowałem na wszelkie sposoby zapomnied o tym.
Próbowałem się upijad, ale nie mogłem. Próbowałem się nadpad, ale również
nie mogłem. Robiłem wszystko, aby pozbyd się tych wspomnieo, ale nie
mogłem.
Pewnego ranka, kilka miesięcy później, wróciłem do domu, do żony. Wcześniej
próbowałem się upid ale nie mogłem. Kiedy wszedłem do sypialni, światło było
włączone. Moja żona siedziała na brzegu łóżka i trzymała na kolanach otwartą
wielką książkę. Spojrzała na mnie, a jej twarz dosłownie jaśniała. Powiedziała:
„Rony, przyjęłam Jezusa Chrystusa, jako mego Zbawiciela.”
Wcześniej nasze życie było przepełnione cierpieniem. Żona dorastała w
Chicago; jej ojciec był barmanem w północnej części Chicago. Nic nie wiedział o
Bogu, o kościele lub religii. Na twarzy mojej żony zawsze wymalowany był ból,
widad było zmarszczki spowodowane moimi nadużyciami, gwałtownością,
alkoholizmem i narkotykami. Czasami znikałem z domu na całe miesiące i ani
ona, ani dzieci nie miały pojęcia gdzie byłem. Ale teraz jej twarz się zmieniła.
Zmarszczki dosłownie zniknęły, uśmiech zastąpił smutek.
13
Spojrzała na mnie i powiedziała: „Roni, dzisiaj Jezus mnie zbawił, czy pójdziesz
ze mną posłuchad o tym człowieku zwanym Jezusem?” Pomyślałem sobie:
„Próbowałem już wszystkiego i nic nie zadziałało. Jestem okropny dla ludzi,
których kocham najbardziej - dla żony i dzieci.” Więc zgodziłem się pójśd z nią.
Dwa tygodnie później, w niedzielny poranek drugiego listopada 1972 roku,
duchowny czytał coś z Biblii. Siedziałem na koocu sali. Nie znałem niczego z
Biblii. Nie wiedziałem jak się zachowywad w kościele.
Pastor powstał, aby czytad z Biblii i fragment pochodził z Ewangelii Jana. Zaczął
czytad następujące słowa: „Oto baranek Boży, który gładzi grzechy świata.”
Kiedy powiedział „baranek”, wtedy zwrócił moją uwagę. Jakiś inny fragment nie
miałby dla mnie tak istotnego znaczenia, ale kiedy on wspomniał „baranek,”
wtedy zdobył uwagę zatwardziałego grzesznika.
Wszystko dlatego, że gdy miałem 9 lat i byłem bardzo biednym dzieckiem,
którego ojciec żył w ciągłej złości i pod wpływem alkoholu, nasza sąsiadka dała
mi baranka. Musiałem przejśd dwie mile do przystanku na autobus do szkoły.
Pewnego dnia, gdy szedłem przez jej pole, zatrzymała mnie i powiedziała:
„Synu, mam dla ciebie prezent” i pokazała mi tego małego baranka.
Zabrałem baranka do domu i stał się on moim jedynym przyjacielem, jakiego
miałem. Wszędzie za mną chodził, wychodził mi na spotkanie, gdy wracałem ze
szkoły. Szedł przez las i pola by wyjśd mi na spotkanie.
Pewnego wieczoru, gdy wróciłem do domu nie zastałem baranka. Usłyszałem
mojego ojca jak wrzeszczał i przeklinał. Zmieniał ręcznie oponę w starym
samochodzie. Próbowałem go obejśd z daleka, bo nie chciałem, aby mnie
zwymyślał. Kiedy go mijałem i przeszedłem na drugą stronę samochodu,
spojrzałem w dół, a tam leżał mój biały baranek cały we krwi. Pręt do opon był
wbity w jego ciało. Baranek chodził sobie wkoło, patrząc z ciekawością na ojca.
A pijany i zdenerwowany ojciec przebił go prętem do opon. Kiedy zobaczyłem
mojego baranka, mojego przyjaciela martwego, zacząłem krzyczed. Uciekłem do
lasu krzycząc: „On zabił mojego baranka, zabił mojego baranka!”
W wieku 9 lat moje życie ogarnęła nienawiśd i agresja. Od tego czasu już nigdy
nie byłem taki jak wcześniej. W wieku 12 lat uciekłem z domu. Jako nieletni
byłem wielokrotnie aresztowany. Nie miałem żadnego szacunku do
autorytetów. Nienawidziłem każdego, kto reprezentował jakąkolwiek władzę
nade mną. W wieku 15 lat znalazłem się w więzieniu za kradzież samochodu i
innych rzeczy. W tym wieku także zostałem skazany za nieumyślne zabójstwo,
doprowadzając do wypadku samochodowego, gdzie niektórzy zginęli a inni
zastali okaleczeni. W tym czasie zastanawiałem się czy czeka mnie cokolwiek
dobrego.
14
Ale kiedy pastor powiedział „baranek”, zdobył moją uwagę. Powiedział, że Jezus
Chrystus był Bożym barankiem, który umarł i przelał swoją krew, aby ten kto
pragnie mógł zacząd nowe życie. Zostanie mu przebaczone i będzie mógł zacząd
wszystko od nowa.
Wstałem by opuścid budynek, bo nie chciałem, żeby ktokolwiek zobaczył mój
płacz. Pomyślałem: „Nie płakałem, od kiedy skooczyłem 9 lat. Nie boję się
nikogo na tym świecie i nie chcę, aby ktokolwiek widział jak płaczę”.
Odwróciłem się by wyjśd, ale zamiast tego poszedłem do przodu kościoła i tam
padłem na kolana. Nie znałem modlitwy grzesznika, nie znałem drogi
zbawienia. Moja modlitwa brzmiała: „Boże, jeśli istniejesz i Jezu, jeśli jesteś
Bożym Barankiem, proszę zabij mnie lub ulecz mnie. Nie chcę już tak dłużej żyd,
nie jestem takim mężem ani ojcem, jakim powinienem, jestem do niczego.”
W tej chwili poczułem jakby ciemnośd opuściła moje życie. Zaczęły płynąd łzy -
po raz pierwszy, od kiedy miałem 9 lat moja twarz zalała się łzami. Przestałem
byd przestępcą, opuściła mnie agresja, gniew i nienawiśd. A Jezus Chrystus stał
się tego poranka moim Panem i Zbawicielem.
W tym czasie nie wiedziałem jeszcze, co się wydarzy. Bóg w jednej chwili
uzdrowił mój umysł, moją pamięd, uwolnił mnie od uzależnienia od narkotyków
i alkoholu. Wtedy zrozumiałem, że muszę podzielid się historią, która mi się
przytrafiła. W zasadzie to moje życie zostało przywrócone tylko po to, aby
opowiedzied innym o miejscu, które widziałem i o nadziei w Jezusie Chrystusie,
który może nas wybawid od tego strasznego miejsca.
ŚWIADECTWO UMIERAJĄCEJ ELWUSI
OPIS PRZYPADKU ELWUSI:
Temat postu:
PRZEŻYŁAM ŚMIERĆ KLINICZNĄ, ALE NIE WIEM, PO CO.
(elwusia 29 Skąd: Przemyśl)
Wysłany: Wtorek 29Listopada, 2005 8:54
Często pytam Boga:,
1) Po co dane mi to było przeżyd?
2) Czy ja mam o tym mówid?
Stwierdziłam, że mogę, ale dopiero po 5-ciu latach od tego przeżycia. A na
dodatek, gdy przeczytałam o wizji piekła Siostry Faustyny Kowalskiej to
wszystko mi się przypomniało.
W skrócie powiem tak:
Przeżyłam śmierd kliniczną w 2000r.,
15
Widziałam swoją duszę /to przezroczyste, zwiewne ciało, które przenika
przedmioty/,
Podległam sądowi pośmiertnemu /to szarpanie raz w górę a raz w doł w
pionowym tunelu/,
Widziałam z daleka niebo /jest niebieskie, w górze, dusza chce tam
wzlecied/,
Zostałam strącona do piekła /w piekle podczas cierpieo towarzyszy
szatan/,
Moje cierpienia w piekle polegały na umęczeniu grzechami, które
popełniałam za życia /szał, umęczenie, przerażenie/,
Duch Święty mnie cudownie ożywił /Duch niczym wiatr/,
Wracając do życia przepraszałam wszystkich, z którymi się kłóciłam,
W zamian za uratowanie mnie przed piekłem przez Ducha Świętego
miałam odprawid 7 odpustów za grzeszników z 7-miu grup wg grzechów
głównych,
Akurat była taka możliwośd, bo Ojciec Święty ogłosił możliwośd uzyskania
odpustów przez 7 dni /listopad 2000r./,
Do tej pory zastanawiam się czy ta śmierd kliniczna to nie był atak jakiejś
psychicznej choroby.
Ja nie widziałam Ducha Świętego, poprostu wiedziałam, że to On mnie uratował
od piekła przywracając życie i czułam się wobec Niego dłużna. Byd może
chciałam zadośduczynid za pokazane mi moje grzechy odprawiając te odpusty
za grzeszników /przez 7 dni listopadowych, w których Papież ogłosił możliwośd
uzyskania odpustu, po kolei począwszy od grzeszników, którzy zgrzeszyli pychą,
potem chciwością itd./
Ale tak naprawdę przeraźliwie boję się śmierci z jednego powodu, żeby znowu
nie znaleźd się w piekle.
Do tej pory wydawało mi się, że jestem dobrym człowiekiem, ale sąd
pośmiertny pokazał jak bardzo się myliłam.
Przeżyłam śmierd kliniczną i ostrzegam Was przed piekłem, którego
doświadczyłam. Potwierdzam wizję piekła Siostry Faustyny Kowalskiej.
Nie pamiętam dokładnie jak to było, ale może przybliżę kilka faktów.
Leżałam na oddziale neurologicznym, ponieważ przeziębiłam półpaśca, ale
zanim lekarze do tego doszli to byłabym umarła.
Kiedy zrobili mi punkcję żeby zbadad płyn mózgowo-rdzeniowy byłam
osłabiona, nie dawali mi leków przeciwbólowych, bo byłam w trakcie
obserwacji lekarskiej, zaczęły mi z bólu cierpnąd kooczyny, najpierw nogi,
potem doszły ręce, kark miałam opuchnięty. Lekarze bezradnie tylko się
16
patrzyli. I właśnie wtedy, gdy spuchł mi ten kark to dostałam ataku duszności i
zaczęłam się jakby "zapadad" do tyłu (tj. traciłam, co jakiś czas przytomnośd).
Podczas ostatniego ataku zapadłam się całkowicie i czułam, że to już koniec,
chciałam wezwad pielęgniarkę na pomoc, ale moja wyciągnięta ręka przenikała
przycisk alarmowy. Zobaczyłam wtedy, że ręka ta jest przeźroczysta a
prawdziwa ręka leży na łóżku.
Nagle wpadłam do pionowego tunelu z ogromną prędkością, z szumem.
Zobaczyłam na górze maleokie niebieskie światełko a na dole czarną przepaśd.
Środek tunelu był brązowy. Wzniosłam ręce ku górze i chciałam wzlecied do
spokojnego światełka, ale zaczęło mnie szarpad w dół, a potem w górę i tak to
chwilę trwało.
Coraz bardziej oddalałam się od światełka i zaczęłam panikowad. Coś mnie
obciążało, byd może moje grzechy.
Wtedy to wpadłam to czarnej przepaści tj.
piekła. Od razu obok mnie znalazł się Szatan, pamiętam jego oczy wnikliwie
wpatrzone i radośd z mojego cierpienia.
Wpadłam w szał powtarzania grzechów, którymi grzeszyłam za życia, z
ogromną prędkością, bez wytchnienia, nie mogłam o niczym innym myśled jak
tylko o swoim cierpieniu. Szatan zmuszał mnie do tego całkowicie się mną zajął.
To był duch na podobieostwo mężczyzny, bez wyraźniej twarzy, przyczajony, z
wpatrzonymi oczami, uważny, mający za chwilę zaatakowad, powodował we
mnie przerażenie, bo interesowałam go tylko ja, tak jakby mój "zły anioł stróż",
kiedy czułam jego obecnośd wiedziałam, że będę cierpied.
I kiedy tak szalałam z cierpienia to nagle otworzyłam oczy, w tym czasie podali
mi jakiś lek. Byłam tak przerażona, że poprosiłam o zawiadomienie śp. matki
żeby wypisała mnie ze szpitala.
Były trudności, bo lekarze mówili, że jutro mogę umrzed, ale ja wpadłam na
pomysł (nie wiadomo skąd) na zażywanie pewnego leku. Poprosiłam matkę
żeby mi wypisała te tabletki przeciwzapalne i jadłam nawet po 4 szt.
Wracałam powoli do zdrowia, cieszyłam się np. smakowaniem potraw,
dotykaniem wody, tak byłam podekscytowana życiem.
A potem odprawiałam pokutę tj. te odpusty za grzeszników przez 7 dni. Do dziś
nie wiem czy coś one dały, ale czułam, że muszę to zrobid, nakazał mi to Duch
Święty-Wiatr i to nie za pomocą słów mi to powiedział, ale poprostu musiałam
to zrobid.
W każdym bądź razie na pewno te odpusty nikomu nie zaszkodzą, tak to sobie
dziś tłumaczę.
17
ŚWIADECTWA ŚMIERCI SAMOBÓJCZEJ
PAMIĘTAJ CZŁOWIEKU; SAMOBÓJSTWO NIE JEST
ŻADNYM ROZWIĄZANIEM
Czy kiedykolwiek myślałeś już nad odebraniem sobie życia?
JEŚLI TAK, TO MOŻESZ BYD PEWNY JEDNEJ RZECZY...
JEST JASNE I PROSTE SZATAN CHCE TWOJEJ ŚMIERCI!
Pytasz skąd bierze się ten ogromny wzrost liczby samobójstw wśród ludzi w
ciągu ostatnich kilku lat?
Oto typowy przykład młodej dziewczyny:
Co też zrobiłam? Nie chcę umierad! - krzyczała.
Chwyciła za telefon i wezwała ambulans:
Pomocy! Umieram! Proszę, przyjedźcie szybko!
Czy ta dziewczyna rzeczywiście chciała umrzed? Nie! To Szatan chciał jej śmierci,
aby ta dziewczyna zrobiła ostatni krok na schodach do piekła.
Samobójstwo, nie jest rozwiązaniem żadnych twoich problemów. Gdy myśli o
samobójstwie skradają się w twoim umyśle to nie miej żadnych wątpliwości, że
to Szatan i jego złe demony usiłują strącid cię z ostatniego stopnia schodów do
piekła, abyś zrobił ostatni fatalny krok.
Bez względu na to, jak bolesne są twoje
problemy, są one niczym w porównaniu z wiecznymi torturami, które czekają
na ciebie w wiecznym piekle.
Samobójstwo nie rozwiąże twoich problemów,
lecz zapieczętuje twoją zgubę w piekle...
A prawda od wieków jest taka:
Szatan-diabeł nienawidzi cię z ogromną pasją!
Jego jedynym pragnieniem jest usłyszed twoje bolesne krzyki, gdy będziesz
wspólnie z nim wiecznie torturowany płonącymi płomieniami piekła.
ŚWIADECTWO LARRY WOODSA
OPIS PRZYPADKU LARRY WOODSA:
Larry Woods był chłopcem o wyjątkowo nagannych manierach. Był bardzo
porywczy i potrafił pokłócid się i pobid o najmniejszy drobiazg (bez przyczyny),
zwłaszcza, gdy był podchmielony. Tak doszło do awantury w barze, po której
nastąpiły rękoczyny. Larry z Przyjacielem w dzikiej złości rzucili się na trzech
studentów.
Zanim nadjechała policja, przyjaciel i dwóch przeciwników leżało na podłodze,
byli zakrwawieni, a jeden ze studentów był ciężko ranny, zabrało go pogotowie.
Policja wyjaśniła Larry'emu, że chłopak nie ma szans na przeżycie.
18
Wkrótce młody awanturnik znalazł się w areszcie. Tu wreszcie zrozumiał, jak
straszny czyn popełnił i zaczął zastanawiad się nad jego następstwami.
Wiedział, że najlżejszy wyrok za zabójstwo to 10 lat ciężkich robót. Policjanci
oczywiście odebrali mu sznurowadła i pasek, nie wiedzieli jednak, że na lewej
nodze miał ranę owiniętą bandażem.
Kiedy policjanci odeszli, Larry powoli odwinął bandaż i splótł go w warkocz.
Wszedł na miskę klozetową, zawiązał sznurek na kracie okna i założył pętlę na
swoja szyję.
Jego przedśmiertne rzężenie usłyszał więzieo z sąsiedniej celi i
zawołał strażnika.
"Zacząłem tracid przytomnośd, opowiadał później Larry. Spadałem z
niesamowitą prędkością w dół, a obok mnie przelatywali inni ludzie ze
zdeformowanymi twarzami. Jednemu z nich leciał z czoła krew, jakaś
dziewczyna była ranna w szyję. Wyciągnęła ku mnie ręce, jakby chciała mnie
złapad. A wokół panował straszny mrok, ciemnośd i chłód, jakbyśmy szybowali
w środku ogromnej pieczary. Czyż to nie piekło, o którym mówili mi, gdy byłem
mały? Pewnie tak, pomyślałem, a ja jestem tu, gdyż popełniłem samobójstwo.
Zrozumiałem, że wszyscy wokół mnie są samobójcami. Boże, pomyślałem, jeżeli
jesteś błagam Cię, wybacz mi, nigdy więcej nie podniosę ręki na innego
człowieka, tylko pozwól mi się stąd wydostad"
Policjantom udało się przywrócid chłopca do życia przy pomocy masażu serca i
sztucznego oddychania. Po odzyskaniu przytomności Larry z ulgą dowiedział się,
że student przeżył. Sąd, biorąc pod uwagę szczerą skruchę, skazał Larrego na
przepracowanie stu godzin w miejskim parku. Było to przed ośmiu laty. Larry
dotrzymał obietnicy. Nigdy więcej się nie upił, nie wdawał się w awantury, a
tylko raz użył swoich pięści w obronie dwojga ludzi, których próbowano okraśd
na ulicy.
ŚWIADECTWO ANGIE FENIMORE
OPIS PRZYPADKU ANGIE FENIMORE
Bohaterką innej, niezmiernie interesującej historii wywołanym przez próbę
samobójczą jest Angie Fenimore. Znalazła się ona w piekielnym miejscu
strasznej psychicznej udręki. Lęk, który dręczył ją za ziemskiego życia przetrwał
w jej duszy i po samobójstwie.
Świetlany Niebiaoski Byt, który jak utrzymuje Angie, był Bogiem, zapytał ją:
- Czy rzeczywiście tego chcesz?
(Angie wiedziała już wcześniej, że żaden z samobójców znajdujących się w
tamtym miejscu udręki nie wie o obecności Boga).
19
Następnie Bóg dodał:
- Nie sądzisz, że to najgorsza rzecz, jaką mogłaś zrobid?
Zrozumiała wówczas, że poddała się; przez co oddaliła się od Boga i swojego
przewodnika, którym jest Anioł Stróż . Czując się w potrzasku, powiedziała:
- Ale przecież życie jest tak ciężkie.
Bóg powiedział:
- Myślisz, że jest ono bardzo ciężkie?
Bóg mówił dalej:
To nic w porównaniu z tym, co cię czeka, jeśli odrzucisz to życie, które musi byd
ciężkie.
Nie można uciec przed swoimi obowiązkami, jeszcze nikt z Was
SAMOBÓJCÓW przed nimi nie uciekł.
Musisz zasłużyd na to, co chcesz
otrzymad.
HISTORIA TA DOBRZE WYRAŻA PRAWDĘ, ŻE SAMOBÓJSTWA
NIE MOŻNA USPRAWIEDLIWID, GDYŻ JEDNYM Z CELÓW ŻYCIA
JEST WZRASTANIE POPRZEZ CIERPIENIE.
Prawdziwe jawi się w tej perspektywie powiedzenie:
“Bez cierpienia nie ma
nagrody”
. Również w Biblii napisane jest, że cierpienie kształtuje charakter,
mądrośd, wytrwałośd, oraz wzmacnia wiarę.
ŚWIADECTWO PIOTRA
OPIS PRZYPADKU PIOTRA
Miałem 18 lat i myślałem tylko o śmierci. Byłem wyczerpany, zniechęcony i
zupełnie załamany. Czułem się tak, jakbym ciągnął za sobą grabie zgarniające
stos zwiędłych liści, który coraz bardziej utrudniał mi poruszanie się. Zależało mi
na szybkiej bezbolesnej śmierci, postanowiłem, więc posłużyd się cyjankiem.
Ale jak go wzbudzid nie wzbudzając podejrzeo? Tam, gdzie mieszkam było to
niemożliwe. Postanowiłem uzyskad go sam, korzystając z wiadomości
zdobytych na lekcjach chemii w liceum. Pewnego lutowego poranka,
korzystając z tego, że sam byłem w domu, przygotowałem w łazience swoje
laboratorium. Ale doświadczenie się nie udało.
Byłem w takim stanie, że chciałem natychmiast ze sobą skooczyd. Zamierzałem
zejśd do kuchni, żeby odkręcid gaz. To byłoby bardziej skuteczne, chod bardziej
niebezpieczne dla innych. Wówczas rozległ się dzwonek do drzwi. Może to
listonosz? Jeśli nie otworzę pewnie zadzwoni do sąsiadki, która przychodzi do
nas sprzątad. Przyniesie nam listy, weźmie się do pracy i udaremni moje
zamiary. Postanowiłem otworzyd.
20
Była to bardzo mroźna zima. Poprzedniej nocy temperatura spadła do – 25
stopni. W drzwiach stał żebrak. Spędził noc na dworze. Ktoś przysłał go do nas,
ponieważ moja matka zajmowała się biednymi w parafii. Ale matki nie było w
domu. Co robid? Zamknąd mu drzwi przed nosem i zrealizowad swój zamiar?
Przecież on drżał z zimna. Miał zupełnie sine ręce. Byłem jak otępiały, ale
wpuściłem go i dałem ciepłej kawy, kierując się słowami jakiegoś czytania, które
przemknęło mi nagle przez głowę.
Człowiek ten został u mnie dośd długo, może ze dwie godziny. Musiał rozgrzad
się, zanim udało mu się coś zjeśd i wypid. Prosił mnie o trochę pieniędzy. Ktoś
zaproponował mu pracę, ale on nie miał śmiałości zgłosid się tam z długimi
włosami i kosmatą brodą. Chciał najpierw wybrad się do fryzjera.
Dałem mu resztę mojego kieszonkowego. Po jego odejściu z portmonetki
rodziców wziąłem pieniądze na kino, żeby zająd się czymś innym.
Już wtedy
czułem, że to Bóg mnie uratował wysyłając mi kogoś biedniejszego niż ja.
ŚWIADECTWO KRYSTYNY
OPIS PRZYPADKU KRYSTYNY
Nazywam się Krystyna, mam 18 lat i mieszkam z babcią. Przez długi czas
spotykałam się z bandą dwudziestoletnich chłopaków. Byłam wśród nich jedyną
dziewczyną. Nie było tam nic ponad alkohol i moralne dno.
Początek listopada, ojciec jednego z chłopaków próbował mnie zgwałcid.
Czułam się tak podle, że dwa dni później podcięłam sobie żyłę. Nie udało się.
Wyżywałam się na to na swoim wyglądzie: czarny strój, wyzywający makijaż,
częśd głowy ogolona. Byłam agresywna i brutalna. W grudniu ponownie próba
samobójstwa, tym razem środki nasenne. Kolejna porażka. Zerwałam jednak z
tymi chłopakami. W lutym ubiegłego roku podczas kłótni pobiłam babcię i
próbowałam popełnid samobójstwo otwierając sobie żyły kapslem od butelki. I
znowu niewypał. Ale jakie piękne blizny zostały! Od marca regularnie
kaleczyłam sobie ramiona i resztę ciała, wąchałam klej lub eter, brałam
narkotyki, środki nasenne, a czasem alkohol. Znajdowałam szaloną przyjemnośd
w samookaleczaniu.
W sierpniu pojechałam na Forum Młodzieży do Paray-le-Monial we Francji
(organizowane przez Wspólnotę Emmanuel). Niezupełnie po to, żeby się
modlid. A jednak z każdym dniem czułam się tam spokojniejsza. Trzeciego dnia
Forum, 11 sierpnia, doznałam wstrząsu. Podczas Mszy ksiądz wypowiedział
takie słowa: “Jest tu szesnastoletnia dziewczyna, która próbowała w tym roku
trzykrotnie popełnid samobójstwo. (...) Pan uzdrowił ja z ponurych
samobójczych myśli. Wzywa ja do życia”.
21
Kiedy zaczął mówid, z moich oczu popłynęły strumienie łez. Poczułam, że moje
serce płonie, jak wtedy, jak wtedy, kiedy się kogoś kocha. Miałam wrażenie, że
na mojej lewej dłoni spoczywała czyjaś ręka. Doznałam wewnętrznego
oczyszczenia, teraz wypełniał mnie płomieo, olbrzymia radośd. Odkryłam, że
kocham życie! Z dnia na dzieo przestałam brad narkotyki, kaleczyd się szkłem,
golid głowę i dokonywad samozniszczenia. Zaczęłam nosid kolorowe ubrania.
Kilkakrotnie odżywały we mnie dawne skłonności, przeżywałam chandry, ale
najbardziej pomagała mi wtedy modlitwa. Od czasu nawrócenia uczestniczę
regularnie, co tydzieo, w spotkaniu grupy modlitewnej. Znalazłam miłośd
potężną i twardą: Miłośd Jezusa. Chcę głosid ją wszystkim, a zwłaszcza młodym
z tzw. marginesu. Tak, Jezus żyje i kocha każdego z nas!
KU PRZESTRODZE SAMOBÓJCÓW
ŚWIADECTWO ŚMIERCI JUDASZA
OPIS PRZYPADKU JUDASZA W/G OPISU MARII VALTORTY
Twarz Judasza budzi lęk, że nie można na nią patrzed. Dwie strugi śliny płyną z
jego wyjących ust. Ukąszony wcześniej przez psa policzek posiniał i spuchł, co
deformuje mu twarz. Posklejane włosy, bardzo czarna broda; która wyrosła mu
w tych godzinach, jest jak posępny knebel na policzkach i brodzie. Wreszcie,
oczy!... Kręcą się, wywracają, są fosforyzujące. Oczy demona. Zrywa z pasa
sznur z grubej czerwonej wełny, opasujący go trzy razy. Sprawdza jego
wytrzymałośd, okręcając go wokół oliwki i ciągnąc ze wszystkich sił. Wytrzymał.
Jest mocny. Szuka drzewa oliwnego zdatnego na jego potrzeby. Jest. Ta, która
pochyla się nad urwiskiem z czupryną w nieładzie będzie dobra. Wchodzi na
drzewo. Solidnie mocuje węzeł na najgrubszej gałęzi, zwisającej w powietrzu.
Zrobił już pętlę. Ostatni raz spogląda na Golgotę, potem wsuwa głowę w pętlę.
Teraz wydaje się, jakby miał dwie czerwone obroże wokół szyi. Siada na
urwisku, a potem jednym ruchem ześlizguje się w dół.
Pętla zaciska się. Walczy kilka minut. Wywraca oczami; brak powietrza czyni go
czarnym. Otwiera usta, żyły na szyi nabrzmiewają i czernieją. Cztery lub pięd
razy kopie w powietrze, w ostatnich konwulsjach. Potem usta otwierają się.
Język zwisa czarny i obśliniony, gałki otwartych oczu wychodzą z orbit, ukazując
przekrwione białka oczu, źrenice zaś uciekły do góry. Umarł.
Silny wiatr, który zerwał się przed bliską burzą, kołysze na wszystkie strony tym
makabrycznym wahadłem i obraca nim jak straszliwym pająkiem, wiszącym na
nici pajęczej sieci.
Wizja się skooczyła i mam nadzieję szybko zapomnied o tym wszystkim, gdyż
zapewniam was wszystkich, był to widok straszliwy.