Śmierć (łac. mors, exitus letalis) - stan charakteryzujący się ustaniem oznak życia, spowodowany nieodwracalnym zachwianiem równowagi funkcjonalnej i załamania wewnętrznej organizacji ustroju.
Rozumienie śmierci w okresach historycznych.
By tak naprawdę poznać ewolucję pojmowania śmierci, należy się cofnąć jeszcze do prehistorii. Pierwsze pojmowanie śmierci musiało być bez wątpienia naturalistyczne: śmierć kończy życie, człowiek umiera, nie wiadomo dla czego, po prostu tak jest. Wielką ewolucją było pojawienie się wiary w życie pozagrobowe; która w różnych formach przetrwała do dzisiaj. Ludzie zaczęli się zastanawiać, co się dzieje po śmierci, a ponieważ nawet dzisiejszemu człowiekowi trudno sobie wyobrazić nicość, z braku innych możliwości stwierdzili, że przechodzi on do innego podobnego życia, o czym świadczą pierwsze grobowce, w których znaleźć można przedmioty życia codziennego. Może to również świadczyć o tym, że wierzono, że cały człowiek, a nie tylko dusza prowadzi jakieś inne życie.
Następna zmiana koncepcji życia pozagrobowego dokonała się przy powstaniu pierwszych cywilizacji. Koncepcja pozostała podobna: po śmierci dusza idzie do Krainy Cieni, gdzie odbiera albo nagrodę, albo karę za swe życie - pierwowzór piekła i nieba. Faktami godnymi zaznaczenia są, że u Egipcjan dusza żyła tylko, dopóki istniało ciało, które musiało być zachowane do czasu zmartwychwstania, gdy faraonowie powrócą na Ziemię. Stąd zwyczaj mumifikowania.
Następne systemy wierzeń nie wniosły większych zmian, poza podkreśleniem nieśmiertelności duszy, która opuszczając ciało przenosi się do krainy zmarłych. W judaizmie i chrześcijaństwie podkreślone zostały problematyka nagrody i kary (choć w judaizmie nie ma jednoznacznie określonego piekła). Nowe podejście do problemu zaprezentowały tylko buddyzm i hinduizm poprzez wprowadzenie teorii „wędrówki dusz” przez śmierć i reinkarnację oraz nirwany, czyli nicości, do której dążą dusze. W buddyzmie nicość nie jest tym, co dla współczesnego człowieka - nie jest czymś tragicznym, niechcianym końcem istnienia - jest nicością pozbawioną wszystkiego, w tym także bólu i problemów, więc dobrą, bo nie powoduje cierpienia.
Te systemy przetrwały przez wieki bez większych zmian. Zmieniały się koncepcję na temat wyglądu raju, piekła i zasad sądzenia za uczynki (dość ciekawe teorie miał islam, gdzie za śmierć za wiarę czekał zawsze gotowy raj z kilkudziesięcioma dziewicami na własność). Dziś, nie licząc pomniejszych odłamów, dominują trzy typy poglądów na śmierć: naturalistyczny, zakładający, że śmierć jest końcem, teistyczny, zakładający życie pozagrobowe (chrześcijaństwo, islam) oraz buddyzm i hinduizm, zakładający wędrówkę dusz i ich dążność do doskonalenia się aż do osiągnięcia nirwany.
Postęp nauki i medycyny powoduje, że nie tyle śmierć, co sam proces umierania staje się tematem coraz bardziej skomplikowanym, a technologia medyczna coraz bardziej zbliża się do metafizyki. Na naszych oczach ciało ludzkie odarte zostaje z odwiecznej tajemnicy. Rodzi to zasadnicze pytania o to, czym jest życie lub czym być powinno. Nasuwają się też inne pytania: o społeczne koszty rozwoju medycyny, o dostęp do wyszukanych, a tym samym drogich, technologii medycznych, o prawo do leczenia i prawo do odmowy leczenia, o granice ludzkiego życia czy też o decyzyjne uprawnienia lekarzy i pacjentów.
W zmieniającym się otoczeniu zmianom ulegają także zasady i role poszczególnych uczestników procesu leczenia. Wzrastające nakłady i postęp techniczny w medycynie potęgują oczekiwania społeczne, powodując tym samym zwiększającą się presję na lekarzy. Pacjenci coraz bardziej liczą na sukces lekarza w zmaganiach już nie tylko z chorobą, ale ze starością, nadwagą czy nałogami. Dyskomfort, zniedołężnienie, kalectwo i śmierć - nieodłączne przecież atrybuty ludzkiego losu - są wypierane ze społecznej świadomości, jako coś wstydliwego, nie na miejscu, traktowane jak porażka.
Proces śmierci rozpoczyna się agonią (powolnym ustawaniem czynności życiowych ustroju, trwającym nieraz od kilku godzin do kilku dni).
Dzieli się na:
a) śmierć kliniczną - druga po agonii faza procesu umierania (umieranie = agonia + śmierć), cechująca się stwierdzonym klinicznie wystąpieniem objawów:
a. brak przytomności
b. brak akcji oddechowej
c. ustanie krążenia
d. wypadnięcie odruchów
e. bladość
f. zwiotczenie
g. rozszerzenie źrenic
lecz nie ma jeszcze namacalnych fizycznie początków objawów biologicznej degradacji organizmu. Od stanu śmierci biologicznej różni się nieprzerwanym występowaniem aktywności mózgu, możliwej do stwierdzenia za pomocą badania elektroencefalograficznego (EEG). W niektórych sytuacjach u pacjenta znajdującego się w stanie śmierci klinicznej mogą zostać przywrócone oznaki życia, jeśli zastosuje się reanimację.
Badania przeprowadzane nad NDE (doświadczenia bliskie śmierci) potwierdzają, że wśród owych doznań i przeżyć najczęściej występującym jest "wyjście poza własne ciało", z którym wiąże się aż 75% przypadków. Drugim z kolei jest "panoramiczny przegląd życia", a następnie - w kolejności częstotliwości występowania: spotykanie innych, spotykanie istoty świetlistej, poczucie obecności bóstwa, powrót do ciała i doznanie czegoś, co badacze uznają za "elementy bezosobowości", jak zmienione poczucie czasu lub oderwanie od rzeczywistości.
Typowe doświadczenie śmierci zawiera następujące etapy:
1. nagła świadomość poważnego wypadku i własnej śmierci,
2. wrażenie bycia poza ciałem - unoszenia się nad nim, obserwowanie otoczenia,
3. wszechogarniający spokój, radość i miłość,
4. przebycie tunelu, na końcu którego znajduje się światło,
5. spotkanie ze zmarłymi przodkami lub krewnymi,
6. spotkanie z istotą światła, światłością (np. Jezusem, Buddą),
7. podsumowanie całego dotychczasowego życia,
8. bycie przywróconym do życia, często wbrew woli.
Efekty tego typu są prawdopodobnie związane z zaburzeniem funkcjonowania mózgu jakie mają miejsce m.in. w stanie śmierci klinicznej, a wynikające z niedotlenienia, zatrucia, zaburzeń poziomu neurotransmiterów, a więc naruszenia normalnej fizjologii mózgu. Za taką interpretacją przemawiają badania neuropsychologiczne, w których udaje się wywoływać podobne efekty poprzez stymulację magnetyczną (TMS) niektórych rejonów kory, głównie płatów skroniowych.
Duża część badaczy jest zdania, że klasyfikowanie tego typu zjawisk jako tzw. paranormalne jest na gruncie wiedzy nieuzasadnione. Wątpliwości budzą jednak m.in. odczucia zmysłowe związane z obserwowaniem i zapamiętywaniem otoczenia przez osobę nieprzytomną. Niektórzy zwracają uwagę, że doświadczenia śmierci, w odróżnieniu od typowych halucynacji są spójne i bardzo podobne u wszystkich ludzi, niezależnie od wyznawanej religii czy światopoglądu. We wrześniu 2008 uruchomiono międzynarodowy projekt AWARE. Naukowcy z University of Southampton chcą dokładnie zbadać etiologię tych zjawisk. Badacze użyją nowoczesnych technologii, aby zbadać ludzki mózg i świadomość w chwilach, gdy serce przestaje bić.
b) śmierć osobniczą - nieodwracalne ustanie czynności pnia mózgu. Śmierć pnia mózgu uniemożliwia organizmowi życie zarówno poprzez obumarcie znajdujących się w pniu ważnych ośrodków wegetatywnych (oddechowy, krążeniowy) jak i komunikację wyższych ośrodków mózgowych (kora) z resztą ciała.
c) Śmierć biologiczną (definitywną). Następuje śmierć mózgu i tym samym permanentne ustanie jego czynności, spowodowane ustaniem czynności pnia mózgu. Dodatkowym wyznacznikiem są tzw. znamiona śmierci:
a. Plamy opadowe pośmiertne.
Jedno z wczesnych, pewnych znamion śmierci. Są to sinoczerwone przebarwienia skóry w najniżej położonych częściach ciała wskutek przemieszczania się krwi zgodnie z siłą ciężkości po ustaniu akcji krążeniowej. Pierwsze plamy pojawiają się po ok. 30 minutach od śmierci, po kilku godzinach są już całkowicie wykształcone. Po kilkunastu godzinach ulegają utrwaleniu i nie znikają pod wpływem ucisku lub zmiany pozycji zwłok.
b. Stężenie pośmiertne
inaczej rigor mortis. Jedna z późnych, pewnych oznak śmierci. Jest to nadmierne napięcie mięśni szkieletowych występujące kilka godzin po śmierci i utrzymujące się przez kilkanaście do kilkudziesięciu godzin. Na skutek procesów chemicznych zachodzących w mięśniach po kilkunastu do kilkudziesięciu godzinach mięśnie ulegają ostatecznemu zwiotczeniu.
c. Oziębienie pośmiertne.
wywołane zatrzymaniem produkcji ciepła przez metabolizm komórkowy.
Śmierć biologiczna kończy proces umierania - jest granicą oddzielającą życie i potencjalną zdolność do życia od definitywnej, nieodwracalnej utraty zdolności do życia.
Śmierć zdysocjowaną można rozumieć wielorako:
a. Z biologicznego punktu widzenia
jako nierównoczesne, rozłożone w czasie obumieranie różnych narządów. najwcześniej obumiera mózg, a dokładniej pień mózgu, następnie inne tkanki, od tych najbardziej wrażliwych na niedotlenienie do tych bardziej odpornych, na końcu skóra i tkanka łączna. Ta dysocjacja umożliwia pobieranie od już zmarłego dawcy (kryterium jest śmierć pnia mózgu) jeszcze żywych narządów do transplantacji.
b. Z psychologicznego punktu widzenia
dr Kubler-Ross podzieliła oczekiwanie na śmierć na kilka etapów:
1. etap zaprzeczenia - gdy umierający nie może pogodzić się z tym, że musi umrzeć, szuka informacji temu zaprzeczających.
2. etap gniewu - reakcja na niemożność uzyskania takiego zaprzeczenia; agresja wywołana niesprawiedliwością faktu, że on musi umrzeć, podczas gdy inni będą żyć.
3. etap targowania się - usiłowanie pozyskania (od Boga lub lekarza) odroczenia wyroku śmierci w zamian za jakąś ofiarę ze swej strony.
4. etap depresji - alienacja; zrywanie więzi emocjonalnych z otoczeniem, innymi ludźmi.
5. faza akceptacji, pogodzenia się z losem; bierność, oczekiwanie na śmierć. Ponadto, według niektórych źródeł, depresja ma wpływ osłabiający na układ immunologiczny; umierający niejako sam przyspiesza swą śmierć.
Fazy 1-3 cechują się stopniową utratą nadzieji, faza 4 jest jej już zupełnie pozbawiona, w niej to jakby następuje zrywanie więzi z otaczającym światem, wyłączenie się z niego, niejako opuszczenie go jeszcze przed właściwym momentem śmierci. Jest to praktycznie przygotowanie się do niej; usunięcie wszystkiego, co człowieka ze światem łączyło, było ważnymi elementami, niejako esencją życia. Po tym pozostaje już bierne oczekiwanie na śmierć, jest się już na nią gotowym, więzi ze światem już zostały zerwane, emocje opadły, można odejść. Jedyne, co jeszcze pozostało, to jest zdolność myślenia (u tych, którym nie dane było odejść w nieświadomości); to, co paradoksalnie było głównym przejawem egzystencji człowieka, można rzecz - esencją jego istnienia, również jest podporządkowane rozmyślaniom o chwili odejścia, według jednych - do innego świata, według innych - w niebyt.
c. Jako utrata funkcji życiowych na długo przed okresem właściwego umierania.
Z tą sytuacją mamy do czynienia w przypadku chorych sparaliżowanych, w śpiączce lub nawet można to rozciągnąć na osoby niepełnosprawne. Mam tutaj na myśli poważne ograniczenia zdolności człowieka do aktywności, wolności wyboru, decydowania o własnym życiu, a nawet brak tak ważnego przejawu życia człowieka, jakim jest świadomość. Olbrzymi dyskomfort psychiczny wywołany brakiem możliwości decydowania o sobie i zależnością od innych, niejednokrotnie wywołuje rozgoryczenie i sprowadza myśli o śmierci - czy to wyzwolicielce od pohańbienia dumy urażonej koniecznością ciągłego zwracania się o pomoc do innych, czy też w celu nie sprawiania już innym kłopotu. Swoje także robi przygnębienie nie poprawiającym się, a niejednokrotnie pogarszającym się stanem i brakiem perspektyw na poprawę. Niejednokrotnie może to doprowadzić nawet do skrócenia przez taką osobę swojego życia.
Z podobną sytuacją można się spotkać w przypadku osób nieuleczalnie chorych. Żyją oni z poczuciem bliskiej śmierci, są na nią skazani w krótkim czasie, zwykle nawet znają jej przewidywany czas i wiedzą, ile jeszcze życia mają przed sobą; w swojej świadomości już widzą siebie jako umarłych. Wszelkie sposoby leczenia, którym się poddają są dla nich tylko odroczeniem wyroku jeszcze o pewien czas. Noszą świadomość śmierci w sobie - niejako pierwszy krok do niej jest już uczyniony, są już niemalże w fazie umierania.
Współczesne problemy etyczne:
Aborcja.
Eutanazja
Kara śmierci.
Samobójstwo.
Transplantacje.
Kara śmierci.
Problemem wzbudzającym ostatnimi czasy bardzo wiele żarliwych dyskusji (zwłaszcza nagłośnionych w mediach za sprawą wypowiedzi niektórych polityków prawicy) jest problem przywrócenia kary śmierci, eufemistycznie zwanej „najwyższym wymiarem kary”. Zdania są podzielone nie tylko z punktu widzenia etyki, lecz i sprawiedliwości. Pojawia się pytanie: czy rzeczywiście kara ma być zadośćuczynieniem za wyrządzone zło? Nie przywróci ona życia ofierze, co najwyżej nasyci żądzę odwetu krewnych ofiary. Natomiast zwolennicy jej przywrócenia przykładają większą wagę do „odstraszającego” działania systemu kar. Trudno odmówić im racji; gdyby kary były tak surowe, że wielokrotnie przewyższałyby wyrządzone zło, postrach, jaki by siały, z pewnością poważnie obniżyłby ilość popełnianych przestępstw. Zarzucają oni wymiarowi sprawiedliwości, że jest zbyt łagodny i tym samym wręcz ułatwia podjęcie decyzji o dokonaniu przestępstwa. Ponadto, kara winna być potępieniem zarówno za wyrządzony czyn jak i zamiar jego wyrządzenia, złą wolę. Czy wobec tego należy stosować wobec morderców kary surowe, okrutne, na wzór średniowiecza, z wymyślnym sadyzmem, np. darcie pasów ze skóry, wbijanie na pal, ćwiartowanie? Moim zdaniem nie, chociaż z pragmatycznego punktu widzenia dawało by to lepsze efekty. Jeżeli już wymiar sprawiedliwości stawia się na straży społeczeństwa przed patologią i barbarzyństwem, nie powinien, a wręcz nie może on stosować metod zaprzeczającym wartościom, których ma strzec. Również nie powinien odbierać życia jednocześnie zabraniając jego odbierania. Lecz niższe działanie supresyjne tego systemu na popełnialność przestępstw jest silnym argumentem w rękach zwolenników przywrócenia kary śmierci. Dyskusja nadal jest otwarta.
Równie ważną kwestią przemawiającą przeciwko najwyższemu wymiarowi kary jest niemożność anulowania kary na wypadek niesprawiedliwego lub omyłkowego skazania. W przypadku innych kar, jak np. pozbawienie wolności lub praw obywatelskich, niewinnie skazany jest po odwołaniu wyroku natychmiast objęty amnestią i najczęściej (w cywilizowanych krajach) otrzymuje on rekompensatę, zwykle finansową, za omyłkowo wyrządzoną mu niesprawiedliwość. W przypadku kary śmierci nie ma możliwości odwrócenia wykonania wyroku. Nie ma także takiej rekompensaty, która by wyrównała utratę życia.
Samobójstwo.
Samobójstwa przed nastaniem chrześcijaństwa nie były potępiane. W Egipcie wystarczyło przekonać lokalne zgromadzenie o bezsensowności swego życia by uzyskać zgodę na samobójstwo. Samobójstwo Sokratesa przez wiele wieków było symbolem protestu i śmierci zadanej za głoszenie prawdy. Dla starożytnych wojowników, a także samurajów feudalnej Japonii samobójstwo było ucieczką przed hańbą. Również dziś bywa akceptowane jako znak protestu przeciwko niesprawiedliwości, mającemu zwrócić na coś uwagę, otworzyć ludziom oczy (samospalenie na Rynku Głównym w Krakowie).
Chrześcijaństwo, w związku z świętością życia, zaczęło ostro piętnować samobójstwa i samobójców - plebani odmawiali im prawa pochówku na cmentarzach, ich rodziny były objęte infamią. Częściowo przetrwało to do dzisiaj, z tym że dziś raczej skłania się do uznawania ich za chorych psychicznie, a choroby te również za dziedziczne, co także naznacza ich rodziny. Choć powoli poglądy ewoluują, zaczyna się postrzegać samobójstwo z jego realnymi przyczynami: depresją, rozpaczą, brakiem nadziei na poprawę losu, ciężkimi osobistymi tragediami, i także powoli miejsce pogardy i nietolerancji zaczyna zajmować współczucie.
Transplantacje.
Pobranie narządu od martwego pacjenta nie niesie ze sobą żadnych implikacji etycznych. Jest nawet czynem chwalebnym, bo ratującym życie biorcy. Natomiast pewne wątpliwości niesie zastrzeganie przez niektórych, żeby ich narządy nie zostały brane do transplantacji. Jest to o tyle kontrowersyjne, że taki pacjent wcale nie podpisuje równocześnie oświadczenia, by i jemu nie przeszczepiać narządów. I prawo nakazuje mu je w razie potrzeby przeszczepić. Uważam tą sytuację za mocno niesprawiedliwą. Jeżeli ktoś świadomie nie chce, by po śmierci jego, już mu niepotrzebne, narządy ratowały czyjeś życie, automatycznie nie powinien oczekiwać, by czyjeś narządy ratowały jego życie. Uważam, ze powinno to być w ten sposób prawnie rozwiązane. Świadome i zamierzone odmówienie pomocy powinno spotkać się z takim samym potraktowaniem. Tak jak jest to u świadków Jehowy: przeszczepianie cudzego ciała to barbarzyństwo, gdyż ciało jest święte i nienaruszalne. Nie oddam narządów, lecz sam też nie przyjmę nawet cudzej krwi. Do zagadnienia świadków Jehowy powrócę jeszcze na końcu tematu transplantacji.
Natomiast dużo wątpliwości wzbudza pobieranie narządów od pacjentów w stanie wegetatywnym. Ich życie w pewnym sensie jeszcze trwa, z niektórych rodzajów śpiączki (zwłaszcza wywołanej wstrząsem emocjonalnym) jest szansa samoistnego wyjścia, zdarzały się nawet spektakularne przebudzenia po wielu latach, natomiast nie ma wątpliwości, że taki człowiek jeszcze żyje i pobranie witalnego organu oznacza po prostu jego zabicie. Wielokrotnie rodzina, która w stanie nieświadomości pacjenta ma prawo za niego decydować, podejmuje decyzje o „eutanazji” chorego, by zamknąć okres beznadziejnego czekania na jego powrót do żywych oraz jego narządy mogły uratować czyjeś życie. Jest dla nich naprawdę pociechą, choć przez wielu niezrozumiałą, że serce ich ojca, brata czy syna nadal bije w cudzej piersi człowieka, któremu to uratowało życie. Inni znowu nie zgadzają się za żadną cenę na odłączenie chorego od aparatury, wierząc że kiedyś się przebudzi.
Problemem etycznym natomiast jest, czy należy się sugerować wiarą przy ratowaniu cudzego życia. Słyszałem o sytuacji, gdzie dziecku rodziców - świadków Jehowy przetoczono krew, na co rodzice gorąco protestowali ze względu na swoją religię. Więc czy należało pozwolić dziecku umrzeć? Pomijając tak złośliwe uwagi, że Jehowy może tak naprawdę nie być, czy należy pozwolić rodzicom do takiego stopnia decydować o życiu swego dziecka? Kto wie, dziecko po dorośnięciu może wcale nie pozostać przy wierze rodziców, może zostać katolikiem, prawosławnym, ateistą... I wtedy cudza krew w jego żyłach nie będzie ciężkim grzechem. Więc czy należy przyznać rodzicom starożytne „prawo ojca”, pozwalające mieć bezgraniczną władzę nad życiem swych dzieci? To na pewno nie. Dziecko wywodzi się od swych rodziców, lecz jest całkiem nową, odrębną istotą. Nie chcę tu osądzać żadnego wyznania, lecz nie potrafiłbym zaakceptować wierzeń zabraniających ratować życia. Choćby tylko doczesnego, ale to jedyne życie, którego istnienia tak naprawdę możemy być pewni. I dlatego należy je chronić.