Związek przeznaczenia
Rozdział 1
Szczupłe place Voldemort’a leniwie muskały strony „Proroka Codziennego”, kiedy przeglądał
artykuł na pierwszej stronie. Widniał na niej tytuł:
HARRY POTTER – NAJBARDZIEJ POŻĄDANY KAWALER CZARODZIEJSKIEGO
Ś
WIATA KOŃCZY SZKOŁĘ.
Voldemort odczytał nagłówek na głos swoim wysokim, zimnym głosem, po czym wydał z siebie
szydercze parsknięcie. Otaczali go Śmierciożercy, wszyscy zamaskowani, ubrani w płaszcze i z
głowami zakrytymi kapturami. Peter Pettigrew był zgięty w pół w służalczym ukłonie; postawa
Bellatrix Lestrange wyrażała dumę i arogancję. Severus Snape, stojący pomiędzy Bellatrix a
Lucjuszem Malfoy’em, czarnym, niewzruszonym wzrokiem uważnie śledził zza maski każdy
ruch Voldemort'a.
- Harry Potter dożył ukończenia szkoły. Jakie to rozczarowujące – zauważył Voldemort,
odwracając stronę, aby dokończyć artykuł. Po kilku minutach ciszy, złożył gazetę i spojrzał na
Ś
mierciożerców czerwonymi wężowymi oczyma.
- Potter uległ urokowi swojej własnej płci… Jakie to fascynujące. Czy to prawda, Severusie?
Uczyłeś go – jestem pewien, że dostrzegłeś jego poczynania poza klasą lekcyjną.
Dało się usłyszeć pochrząkiwania i stłumione uśmieszki.
- Jego romantyczne podboje nigdy nie przyciągały mojego zainteresowania, mój Panie –
stwierdził bezinteresownie Severus – ale wydaje się, że docenia uroki bycia niezwiązanym z
nikim.
- Jaka szkoda Severusie, że nie możesz zmienić jego stanu kawalerskiego.
- Wybacz, mój Panie?
- Wydaje mi się, że podzielasz jego … preferencje, Severusie.
Sala w Malfoy Manor rozbrzmiała od chichotu.
- Czyż nie tak, mój drogi Pettigrew? – wycedził Voldemort. Najmniejszy spośród
Ś
mierciożerców z wahaniem przytaknął, kłaniając się i absurdalnie podskakując.
- Tak, tak. Peter kiedyś wspomniał mi twojej żałosnej przypadłości, mój wierny Severusie.
Wierzę, że uczyniło cię to bardzo … popularnym, kiedy uczyłeś się w Hogwarcie. Jednakże, twój
problem nasunął mi kilka pomysłów. Kiedy czytałem ten artykuł, nie mogłem się oprzeć jednemu
marzeniu. Marzeniu, które raz na zawsze wykończy Harry’ego Pottera. Marzyło mi się, że ty,
Severusie i on zostaliście poślubieni.
Przerwał mu śmiech, jaki wyrwał się z kilku rozbawionych ust.
- Sądzę, że to dobry czas na dostrojenie mojej klątwy Cruciatus – powiedział łagodnie Voldemort
bawiąc się swoją różdżką. Zapadła cisza, a postacie Śmierciożerców zesztywniały.
- Wyobraź sobie, że ty i on jesteście małżeństwem, Severusie. Mógłbyś się z nim zabawić.
Zrobiłbyś z niego swoją zabawkę, bawidełko. Upokorzyłbyś go. Osłabiłbyś go, a potem
znalazłbyś sposób, by go zabrać z Hogwartu i do mnie przyprowadzić. Mógłbym go
wykończyć… Albo, jeżeli dostarczająco wyprałbyś mu mózg, mógłby do mnie dołączyć. Zabicie
go byłoby zbyt litościwe z mojej strony, kiedy teraz o tym myślę. Ale cóż, to tylko marzenie.
Będę musiał się uciec do mniej spektakularnych rozwiązań. Mówisz, że zdecydował się pozostać
w Hogwarcie i uczyć się żeby zostać nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią,
Severusie?
- W rzeczy samej, mój Panie. Przez rok. Alastor Moody zgodził się objąć to stanowisko na tej
jeden, ostatni rok.
- Rok – wysyczał Voldemort. – Rok to zbyt długo. Chcę dostać chłopaka najdalej w ciągu tego
roku i to nie na sam jego koniec. A ty Severusie, znajdziesz na to sposób bez zwracania niczyjej
uwagi.
- Zobaczę co da się zrobić, mój Panie – wymamrotał Severus.
- Oby tak było, Severusie – powiedział Voldemort wyciągając różdżkę w stronę wysokiego
czarodzieja – Crucio!
Severus upadł na podłogę, przeszyty ostrym jak nóż bólem. Voldemort ziewnął i po kilku
chwilach zdjął klątwę.
Severus wolno podniósł się, kurczowo ściskając jedną dłoń przy boku.
- Maleńkie przypomnienie, mój drogi Severusie – powiedział Voldemort. Bellatrix lekko
zarechotała.
Chwilę później, Severus siedział w gabinecie Dumbledora, opowiadając mu o odrażających
fantazjach Voldemorta dotyczących artykułu w „Proroku codziennym”. Dumbledore słuchał go
w ciszy, trzymając ręce elegancko złożone przed sobą na wypolerowanym biurku. Kiedy Severus
skończył, Dumbledore popatrzał na niego zamyślony.
- Wiesz, Severusie, Voldemort czasami wykazuje talent do nierozsądnego podpowiadania nam
czegoś w rodzaju rozwiązania.
- Co sugerujesz Albusie? – Severus zapytał ostrożnie. Jego twarz była nadal blada po uderzeniu
klątwy Cruciatus.
- Cóż, Severusie, sądzę, że związek małżeński pomiędzy tobą a Harrym to wyśmienity pomysł.
Severus patrzał na niego, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
- Uważasz, że to … wyśmienity pomysł? – powtórzył wolno.
- Tak, mój drogi chłopcze. Jesteś jednym z najbardziej utalentowanych i wyszkolonych
czarodziejów, jakich znam, Severusie, a tym samym, jednym z najpotężniejszych. Jeżeli
poślubisz Harry'ego –
- NIGDY NIE POŚLUBIĘ HARREGO POTTERA! – wrzasnął Severus, uderzając pięściami w
biurko Dumbledora. Portrety w biurze Dumbledora wstrzymały oddech, za wyjątkiem Phineas’a
Nigellus’a Black’a, który figlarnie przysłuchiwał się rozmowie.
- Uspokój się, Severusie i wysłuchaj mnie, proszę. Małżeństwo pomoże o wiele lepiej chronić
Harry’ego –
- A ja myślałem, że Gryfoni uwielbiają romanse … – skomentował kwaśno Severus.
Dumbledore ciągnął dalej:
- … i nie wolno ci zapomnieć, że Ministerstwo jest skorumpowane i będzie za wszelką cenę
starało się skrzywdzić Harry’ego na swój sposób.
- Dlaczego małżeństwo? – Severus zapytał z obrzydzeniem.
- Zwiąż Harry’ego z sobą, Severusie, a w ten sam sposób Harry zostanie związany z Hogwartem
i jego polem ochronnym. W tym czasie, Voldemort będzie przekonany, że to ja zaaranżowałem
wasze małżeństwo żeby chronić Harry’ego. Ty tymczasem, zdradzisz mnie i za moimi plecami
wykorzystasz Harry’ego, będziesz go torturował i urabiał jego wolę aż będzie całkowicie uległy.
Wtedy, Voldemort zrobi coś o wiele gorszego niż zabicie go: będzie trzymał Harry’ego w garści,
tak jak dobry szermierz dzierży swój miecz.
- Ale dlaczego ja? Dlaczego sam go nie poślubisz, jeżeli tak bardzo troszczysz się o jego
bezpieczeństwo? – Severus zapytał pogardliwie.
Dumbledore zaczął się śmiać.
- Schlebiasz mi, Severusie. Voldemort pokazał ci skłonności jakie kwalifikują cię jako
przyszłego pana młodego. Będzie to również bardzo praktyczne. Pomyślałem, że poza Alastorem
Moody’m mógłbyś także szkolić Harry'ego w Obronie Przed Czarną Magią. Poproszę teraz
Zgredka, żeby przywołał Harry’ego.
- On nigdy nie wyrazi na to zgody, ja również! Nie mogę uwierzyć, że czerpiesz inspiracje
z majaczenia Czarnego Pana! Albo że sądzisz, że mógłbym uczyć tego bachora!
Snape warknął wściekle.
- Zobaczymy, Severusie.
- Dyrektor chce zobaczyć Harry’ego Potter’a! Hasło to Lody Kiwi – pisnął Zgredek łapiąc
gwałtownie oddech. Kapturek na czajnik, który miał na sobie, zwisał z niego pod dziwnym
kątem. Harry Potter poderwał się ze swojego łóżka z baldachimem. Dormitorium było puste. Inni
uczniowie wyjechali. On został, żeby omówić z Dumbledorem dalsze postępowanie przeciwko
Voldemortowi i aby jak najszybciej rozpocząć swój trening.
- Dziękuję ci Zgredku – powiedział Harry. Siedemnastoletni czarodziej urósł w ostatnim czasie,
ale nadal nie był bardzo wysoki. Był drobnej budowy ciała, z włosami rozwianymi jak zwykle i
oczami o charakterystycznym odcieniu szmaragdowej zieleni. Domowy skrzat zniknął, a Harry
opuścił wieżę Gryffindoru i dostał się do gabinetu Dumbledora, a gdy przechodził przez próg
dostrzegł Severusa Snape’a siedzącego naprzeciw dyrektora.
- Ach, Harry. – powiedział radośnie Dumbledore – Proszę usiądź.
Harry usiadł mając złowieszcze przeczucie. Jego krzesło stało tuż obok miejsca zajmowanego
przez Severusa i Mistrz Eliksirów rzucił mu spojrzenie pełne najgłębszej nienawiści.
- Harry, doszedłem do wniosku, że ty i Severus powinniście się pobrać.
Chłopak gapił się na Dumbledora a potem zaczął się śmiać.
- Okay, wiem że nie dogadujemy się najlepiej, ale czy mógłbym wiedzieć dlaczego tu jestem?
Severus parsknął. Twarz dyrektora pozostawała całkowicie radosna.
- Mówię poważnie, mój chłopcze – powiedział Harry’emu, po czym zwięźle streścił mu, co
Severus dowiedział się na spotkaniu Śmierciożerców.
- NIE MA MOWY, ŻEBYM KIEDYKOLWIEK POŚLUBIŁ SNAPE’A! – wrzasnął Harry,
który był teraz tak blady jak Severus.
- Profesora Snape’a, Harry, chociaż sądzę, że będziesz chciał zwracać się do niego bardziej
poufale gdy będziecie już małżeństwem – poprawił go Dumbledore.
- W żaden sposób nie zmusicie mnie, żebym go poślubił – sprzeczał się Harry, wstając i
zaciskając dłonie w pięści.
- A nie mówiłem, Albusie – wycedził Severus.
- Zdecydowanie nalegam – powiedział Dumbledore. Humor i łagodność zniknęły z jego głosu.
- Nie! – wykrzyknęli w odpowiedzi obaj czarodzieje.
- Możecie rozwieść się jak tylko świat pozbędzie się Voldemort’a – stwierdził sucho dyrektor.
- Jeszcze nigdy nie słyszałem o czymś tak niedorzecznym – szydził Snape – małżeństwo, by
pokonać zarówno Voldemort’a jak i ministerstwo.
- Severusie, tym właśnie jest małżeństwo z rozsądku. A o ile się nie mylę oboje preferujecie
mężczyzn.
- Ma pan chyba na myśli najbardziej niedorzeczne małżeństwo – zauważył sarkastycznie Harry.
- Z najbardziej niedobranymi, ach, zalotnikami – dorzucił Snape.
W gabinecie zapadła niezręczna cisza.
- Myślałem też o obrzędzie połączenia – dodał Dumbledore niejasno przepraszającym tonem.
- CO TAKIEGO!? – wrzasnął Snape zrywając się na równe nogi i wywracając krzesło na którym
siedział. Harry, który nie miał zielonego pojęcia co oznacza ów obrząd połączenia, wyglądał na
zażenowanego.
Rozdział 2
– Nawet jeśli lubię mężczyzn, Potter zdecydowanie nie jest osobą, której pragnę. Nie wspomnę o
związaniu się z nim – wyszeptał Snape, przeszywając dyrektora wzrokiem.
– Czy to połączenie nie tworzy się z chwilą zawarcia małżeństwa? – zapytał Harry.
Mistrz Eliksirów rzucił mu pogardliwe spojrzenie i dodał chłodno:
– Nie mam też ochoty wiązać się z ignorantem.
– Uspokójcie się i wróćcie na swoje miejsca – poprosił cicho Dumbeldore. Obaj bezzwłocznie go
posłuchali.
– Obrzęd połączenia, mój drogi chłopcze, to czarodziejska ceremonia uważana często za
silniejszą niż samo małżeństwo. Jest to osobny rytuał, który, w odróżnieniu od zwykłych
zaślubin, łączy was poprzez ochronę krwi. W trakcie uroczystości pobierana jest krew obojga
uczestników, następnie wlewa się ją do naczynia, miesza i magicznie pieczętuje. Obie strony
podpisują również kontrakt w obecności świadka i osoby dokonującej ceremonii. Harry, osłona
krwi od twojej matki zniknęła, kiedy ukończyłeś siedemnaście lat. Gdy połączysz się z
Severusem, znów będziesz chroniony, przy czym obrzęd połączenia pozwala wybrać, kto kogo
będzie strzegł.
– Czy to znaczy, że obie strony mogą osłaniać się nawzajem?
– Tak, jeśli takie jest ich życzenie – odpowiedział dyrektor.
– Nigdy nie wpadłbym na pomysł, by prosić cię o ochronę, Potter – wyrzucił z siebie Snape. – To
przecież ciebie musimy ciągle pilnować. Od kiedy to ty kogoś ochraniasz?
– I to sprawi, że będę bezpieczny, tak jak wcześniej dzięki miłości mojej mamy? – zapytał
Gryfon, ignorując sarkazm profesora.
– Tylko przed Voldemortem. Wasza więź natychmiast rozpozna zagrożenie. On nie będzie w
stanie cię dotknąć, a jego zaklęcia, skierowane przeciwko tobie, zdecydowanie osłabną.
– Więc nadal będzie mógł mnie zranić lub zabić.
– Tak, ale będzie to wymagało od niego użycia znacznie większej mocy, szczególnie wtedy, gdy
zwiążesz się z czarodziejem tak silnym magicznie jak Severus. Miej również na uwadze fakt, iż
Tom często zapomina o starożytnych, magicznych powiązaniach.
– W takim razie, po co mamy brać ślub? – drążył Harry.
Postać na jednym z obrazów zakrztusiła się, zaś portret Phineasa Nigellusa wykrzywił zgryźliwie
twarz.
– Ochrona poprzez krew jest rodzajem intymnej magii, która może być przekazana tylko przez
krewnego lub małżonka.
– I z tego powodu musimy się pobrać – szepnął chłopak niedowierzająco.
– Tak. To dość ograniczony warunek i nie świadczy o otwartości umysłu, ale jest to wymóg
Ministerstwa. Każde zaślubiny czy też obrzęd, jeżeli oczywiście ktoś decyduje się na taki krok,
są natychmiastowo rejestrowane przez Ministerstwo. Dokonanie samego połączenia jest
nielegalne i kończy się poważną grzywną lub osadzeniem w Azkabanie. Ceremonia, której się
poddacie, nie jest często spotykana, ponieważ jej przebieg jest dość bolesny.
– W jaki sposób się to odbywa?
– Za pomocą ostrej igły pobiera się krew z lewego przedramienia obojga małżonków. Ból jest
częścią rytuału. Ochraniać kogoś oznacza cierpieć dla niego.
– W przeciwieństwie do Wieczystej Przysięgi, więź automatycznie ulega rozwiązaniu, gdy
związek zakończy się rozwodem lub nastąpi śmierć jednego z partnerów – dodał Snape
znudzonym głosem.
Dumbledore milczał przez chwilę, po czym podjął temat na nowo.
– Małżeństwa złączone obrzędem krwi muszą zostać skonsumowane w ciągu dwóch tygodni.
– A zwyczajne małżeństwa? – zapytał nastolatek zduszonym głosem.
– No cóż… tutaj nie trzeba się śpieszyć, chociaż unikanie czy też odkładanie skonsumowania
małżeństwa prowadzi do jego anulowania.
– To nie w porządku! A co z… religią… wiarą?
– To nie stanowi różnicy. Obrzędy połączenia, tak jak zaślubiny, mają wiele form na całym
ś
wiecie, zgodnie z lokalnymi tradycjami.
– Nadal nie rozumiem, dlaczego mam wyjść za Sna… profesora Snape’a – upierał się młody
czarodziej.
– Czasami musimy ponieść pewne ofiary, mój drogi chłopcze – stwierdził smutno dyrektor.
– Nigdy nie poślubię ani nie zwiążę się w jakikolwiek inny sposób z Potterem – powiedział były
Ś
lizgon zdecydowanym i zimnym głosem.
– Jutro prześlę wam ulotki na temat zawarcia małżeństwa i obrzędu połączenia – rzekł
Dumbledore w bardziej stanowczy sposób. – I oczekuję, że powiadomicie mnie o swojej decyzji
w przeciągu trzech dni.
– Zdajesz sobie sprawę, że skonsumowanie tego związku będzie dalekie od dobrowolnego, z obu
stron – zapytał Mistrz Eliksirów.
– Domyślam się, że to może być dla was trudne – przyznał siwobrody czarodziej.
– To będzie gwałt, Albusie!
– Nie zgadzam się – odpowiedział starzec. – Nigdy nie zmuszałbym cię do czegoś, co uczyniłoby
z ciebie gwałciciela czy mordercę. To by było na tyle. Harry, zostań, proszę.
Severus spojrzał na swojego przełożonego płonącym wzrokiem, po czym gwałtownie odsunął
swoje krzesło i wyszedł.
Gryfon gapił się na Dumbledore'a. Dotychczas ufał mu i uważał go za swojego ojca, a raczej
dziadka, którego nigdy nie miał. Czuł się zdradzony i zły, jak nie był jeszcze nigdy wcześniej od
ś
mierci Syriusza.
– Czy nie ma innego sposobu? – wyszeptał.
– Nic nie przychodzi mi na myśl. Ochrona krwi uratowała ci życie już wiele razy wcześniej. A
Severus to też człowiek, Harry. Wiem, że nie jest łatwo zbliżyć się do niego czy też go
zrozumieć, jednak to najbardziej odpowiednia osoba, do twojej ochrony.
– Ale... to, że obaj lubimy mężczyzn nie oznacza, że mamy się ku sobie. Gdyby pan nie
zauważył, nienawidzimy się.
– Wiem o tym, mój chłopcze. Wiem. Jest mi niezmiernie przykro, że musisz przechodzić przez to
wszystko, zamiast cieszyć się swoją młodością. Idź już i przemyśl to, co ci powiedziałem.
Niezależnie od swojej decyzji, będziesz musiał zmienić miejsce zamieszkania.
– Co to oznacza?
– Przeprowadzkę do komnat Severusa, jeśli zgodzisz się go poślubić. Oczywiście, będziesz miał
swoją własną sypialnię i łazienkę. Uważam te komnaty za najbardziej prywatne i, jak sądzę, twój
przyszły małżonek zgodzi się ze mną, że nie powinniście ich ze sobą dzielić. Szczególnie biorąc
pod uwagę wasze obecne stosunki.
***
Harry spędził następne trzy dni zamknięty w wieży Gryffindoru. Zgredek przynosił mu posiłki,
jednocześnie martwiąc się o zdrowie chłopca bardziej niż sam obiekt troski. Ulotki na temat
małżeństwa i obrzędów przysłano bezpośrednio z Ministerstwa. Gryfon przeglądał je, jakby były
wyrokami śmierci. Raz, gdy odważył się wyjść na spacer, natknął się od razu na zamyślonego
Snape’a. Pomimo, iż wszystko mówiło chłopakowi, żeby unikać tego mężczyzny, podszedł do
niego ostrożnie. Czarne oczy natychmiast zmroziła nienawiść, gdy tylko go dostrzegły.
– Potter – wyrzucił z siebie Mistrz Eliksirów.
– Tak sobie pomyślałem, że może powinniśmy porozmawiać – zaczął Gryfon niepewnym
głosem.
– Pomyślałeś. Jakie to zabawne – odparł kwaśno profesor.
– To znaczy… może byłoby lepiej, gdybyśmy to przedyskutowali i razem podjęli decyzję,
zamiast iść do gabinetu dyrektora oddzielnie.
– Zejdź mi z oczu – to była jedyna odpowiedź jaką uzyskał, zanim czarodziej odwrócił się od
niego.
Harry żałował, że nie może napisać o wszystkim swoim przyjaciołom albo że nie ma podwójnego
lusterka, za pomocą którego mogliby się skontaktować. Trzy dni to zbyt mało dla Hedwigi, żeby
dostarczyć wiadomość i przynieść mu odpowiedź. Czasami, mugolskie metody komunikacji były
dużo praktyczniejsze od czarodziejskich. Hermiona, która miała dostęp do internetu i skrzynki
mailowej, z pewnością by odpowiedziała, gdyby Harry skontaktował się z nią w ten sposób.
Właściwie, to czuł ulgę, że Syriusz nie dożył tej chwili – udusiłby Snape’a gołymi rękami albo
wygarnąłby dyrektorowi, co o tym wszystkim myśli. Harry zaczynał czuć do Dumbledore'a coś
na kształt nienawiści.
***
Nastał wieczór, trzeciego dnia. Harry, z ciężkim sercem, udał się do gabinetu dyrektora. Na
miejscu zastał już Snape’a. Jaką podjął decyzję? Czy powiedział już Dumbledore'owi? Myślał
gorączkowo.
– Harry, spocznij, proszę – powiedział staruszek.
Gryfon zastanawiał się, siadając, jakim cudem można być tak spokojnym, w tak bardzo
nieprzyjemnych okolicznościach.
– Nie zwlekajmy więc. Severusie, co postanowiłeś?
– Zgadzam się – odpowiedział bez żadnych wstępów zapytany, jednak jego spojrzenie wyrażało
niewyobrażalną wprost odrazę.
– A ty, Harry?
– Również się zgadzam – odpowiedział, starając się, by głos brzmiał stanowczo, choć żołądek
zwijał mu się ze zdenerwowania.
– To dobrze. Cieszy mnie, że pokierowaliście się rozsądkiem, odsuwając na bok wzajemne
niesnaski – pochwalił ich starzec.
Na twarzy Snape’a pojawił się grymas, zapytał szybko:
– Kiedy przeprowadzimy obie ceremonie?
– Za trzy dni, jeśli nie macie nic przeciwko.
– Jeżeli profesor Snape akceptuje termin, to ja też – wymamrotał Harry, a Mistrz Eliksirów skinął
głową.
Dyrektor wyglądał na zmęczonego.
– W wyznaczonym terminie spotkamy się w moim gabinecie. Obrzęd połączenia odbędzie się
zaraz po wymianie przysięgi małżeńskiej. Osoba, która udzieli wam ślubu, przeprowadzi także
ów rytuał. W drugiej części weźmie też udział pani Pomfrey, by nadzorować jej przebieg, w razie
gdyby któryś z was zasłabł. Waszym świadkiem, podczas obu uroczystości, będę ja.
– Czy możemy zaprosić rodzinę lub przyjaciół? – zapytał Gryfon.
Były Ślizgon przewrócił oczyma.
– Jakie to sentymentalne – wymamrotał.
– Będzie lepiej, jeżeli powiadomicie ich po fakcie – powiedział Albus łagodnie.
– Przynajmniej nie będę musiał bratać się z twoimi krewnymi – okrutnie podsumował Snape.
– A co ze mną? Czy ja będę musiał… bratać się… po fakcie? – odparował Potter, starając się ze
wszystkich sił kontrolować gniew.
– Nie, nie będziesz musiał. Nie mam żadnej bliskiej czy też dalszej rodziny. A nawet gdybym
miał, nigdy nie otrząsnęliby się z szoku.
Dyrektor chrząknął znacząco. Obaj spojrzeli na niego – ich twarze były blade ze zdenerwowania.
– Możesz już iść, Harry. Z tobą, Severusie, chciałbym jeszcze zamienić kilka słów.
Nastolatek czuł, że ma nogi jak z waty. Wstał i opuścił pokój, nie patrząc ani na Dumbledore'a,
ani na swojego przyszłego męża.
Starzec utkwił swój wzrok w młodszym mężczyźnie.
– Wybacz mi, proszę – westchnął, a Mistrz Eliksirów wzdrygnął się.
– Musimy robić to, co do nas należy – stwierdził zimno.
– Czy mam przysłać kogoś, kto pomoże ci przy szatach i w przygotowaniach? – zapytał jego
zwierzchnik.
– Nie ma takiej potrzeby. Zawsze radziłem sobie sam, więc ubranie się nie powinno sprawić mi
trudności – parsknął Snape.
– Harry’emu pomoże Zgredek. Jestem pewny, że z radością pomógłby wam obu i to nie tylko w
zabiegach przed ceremonią, ale również w przyszłości.
Snape nie zareagował
– No cóż... to by było na tyle.
Młodszy czarodziej podniósł się i skierował ku wyjściu.
– Severusie?
Opiekun Slytherinu odwrócił się w stronę dyrektora.
– Jesteś odważnym i dobrym człowiekiem. Wiem, że będziesz strzegł chłopca. Dziękuję ci, że
zgodziłeś się na taką odpowiedzialność i na wszystko, co ona ze sobą niesie.
Mistrz Eliksirów nieznacznie skinął głową, w uznaniu dla wypowiedzianych słów, po czym
wymaszerował z gabinetu.
– Nieszczęsna sytuacja – powiedział do siebie staruszek. Portrety dookoła niego westchnęły na
znak zgody. Jedynie Fawkes odmówił pogrążeniu się w depresji - zaśpiewał radosną, dodającą
otuchy pieśń, a potem wrócił do skubania ziaren słonecznika.
Rozdział 3
Następne trzy dni Harry spędził tak, jakby miał umrzeć czwartego. Dla niego były one ostatnimi,
podczas których mógł z całych sił cieszyć się sobą i mającą wkrótce skończyć się wolnością.
Małżeństwo z Mistrzem Eliksirów oznaczało dla niego pułapkę, więzienie, z którego nie będzie
mógł wypełznąć dopóki nie pokona Voldemorta. A nikt nie wiedział, jak długo to potrwa. Co,
jeśli zajmie to całe lata? Dekady? W tej chwili chłopak nienawidził każdego. Dumbledore'a za
nieustanne wtrącanie się w jego życie. Snape’a za bycie okrutnym sadystą. Rona i Hermionę za
radość, jaką dawał im ich rozkwitający związek. Z tego samego powodu nienawidził też Lupina i
Tonks. Wydawało się, że wszyscy wkoło mieli przy sobie dobrego przyjaciela lub kogoś
bliskiego, kto dodawał im otuchy i siły w świecie zatrutym przez Voldemorta.
Ostatniego dnia otrzymał wiadomość od pani Pomfrey, w której prosiła go, by spotkał się z nią w
Skrzydle Szpitalnym. Kiedy się tam zjawił, czarownica zbadała jego ogólną kondycję i krew.
– To obowiązkowa procedura przed tego rodzaju ceremonią – wyjaśniła. – Dawniej uczestnicy
rytuału złączali ze sobą swoje krwawiące nadgarstki, ale na szczęście, zaniechano tego zwyczaju
dla wspólnego bezpieczeństwa. Nigdy nie wiadomo czy jedno, a nawet dwoje uczestników nie
cierpi na jakąś chorobę mogącą zakazić krew. Severus zgłosił się do mnie wczoraj. Wszystko z
nim w porządku.
Harry również został wkrótce odprawiony z wzorowym świadectwem zdrowia. Zasnął,
zmęczony płaczem. Obudził się zaledwie trzy godziny później. Nie mogąc zasnąć, leżał w łóżku
aż do śniadania. Zgredek przygotował dla niego posiłek, po czym zniknął, aby pomóc Mistrzowi
Eliksirów w przygotowaniach do uroczystości. Gryfon zastanawiał się, w jaki sposób skrzat tego
dokona, nie zostając wcześniej posiekanym lub zmiażdżonym przez byłego Ślizgona. Ulżyło mu,
gdy po jakimś czasie zobaczył Zgredka uzbrojonego w cały arsenał szczotek, dodatków i szaty
ś
lubne. Niepewnie zapytał o nastrój opiekuna Slytherinu.
– Zgredek myślał, że zabije go wzrokiem – pisnął skrzat. – Profesor Snape był bardzo zły, gdy
Zgredek chciał rozczesać jego włosy…
Harry, przełykając gwałtownie, zapytał zdumiony:
– Próbowałeś… uch… rozczesać mu włosy?
– Zgredkowi udało się po tym jak zagroził profesorowi, że wezwie dyrektora – wyszeptał skrzat,
rozwijając przed czarodziejem szaty ślubne w stonowanym, perłowo-szarym kolorze.
Na zewnątrz słońce świeciło jasno, nie zważając na próbę, jaka czekała Harry’ego. Zgredek
krzątał się wokół chłopaka przez godzinę, a potem przywołał Mrużkę, która wreszcie pozbyła się
swojego uzależnienia od piwa kremowego, aby zapytać ją o zdanie. Ta wlepiła oczy w Gryfona i,
składając dłonie na piersi, wykrzyknęła:
– Cudownie!
Zgredek promieniał, zaś Potter ciężko westchnął.
Droga do gabinetu Dumbledore'a należała do najgorszych, jakie Harry musiał kiedykolwiek
przebyć. Z każdym krokiem jego nogi stawały się cięższe, a na gardle zaciskała się niewidzialna
pętla. Oczy piekły, jakby miał się rozpłakać, zaś w piersi bolało od narastającego uczucia
beznadziejności i nieutulonego żalu. Niechętnie podał hasło Chimerze strzegącej wejścia do
gabinetu. Drzwi u szczytu schodów zastał otwarte. Dyrektor i Severus byli już w komnacie,
dotrzymując towarzystwa wysokiej czarownicy, która miała poprowadzić obie ceremonie. Ze
ś
rodka biura usunięto meble, tworząc wolną przestrzeń. Nawet Fawkes był nieobecny.
– Ach, Harry, mój chłopcze, wejdź, proszę. Przedstawiam ci Natalię Greene, która udzieli wam
ś
lubu i przeprowadzi was przez rytuał połączenia.
Potter skinął głową na przywitanie, po czym spojrzał na Snape’a, który przypatrywał mu się
chłodno. Włosy mężczyzny nie tworzyły już tłustej zasłony wokół jego twarzy. Były teraz świeżo
uczesane i falując, opadały łagodnie na ramiona. Szaty, w identycznym kolorze, jak ubiór
Harry’ego, doskonale dopasowane, podkreślały jego zgrabną sylwetkę. Severus posłał
chłopakowi sztuczny, gorzki uśmiech, odsłaniając swoje białe zęby.
– To dla mnie zaszczyt, Potter – powiedział, zajadle cedząc każde słowo i podkreślając
szczególnie to ostatnie. Dumbledore rzucił byłemu Ślizgonowi na wpół błagalne, na wpół
zirytowane spojrzenie i eleganckim gestem wskazał młodemu czarodziejowi, iż powinien zająć
miejsce obok profesora. Harry posłusznie wykonał polecenie. Stojąc u boku swego przyszłego
męża, czuł fale nienawiści promieniujące od mężczyzny. Sam czuł się pusty i wyprany z
wszelkich emocji.
Dyrektor wolno zamknął drzwi gabinetu.
W pomieszczeniu zaległa ciężka cisza. Nawet Greene wydawała się wyczuwać, iż to wydarzenie
nie należało do szczęśliwych. Chłopak czuł, że można jej zaufać, dlatego też Dumbledore wybrał
właśnie ją. Z pewnością została poinformowana o okolicznościach, jednakże jej twarz nie
wyrażała żadnych emocji, a zachowanie pozostało nienagannie przyjazne.
Zawarcie małżeństwa zajęło zaledwie kilka minut. Harry i Severus powtórzyli za czarownicą
słowa przysięgi. Głos opiekuna Slytherinu brzmiał zimno i głucho. Młodszy czarodziej domyślał
się, że jego słowa brzmiały równie chłodno. Albus przypatrywał im się poważnie. Psotne iskierki
zniknęły całkowicie z jego oczu. Małżonkowie wymienili między sobą proste, złote obrączki,
zamówione na tę okazję przez dyrektora. Snape nawet nie zaszczycił Gryfona spojrzeniem, gdy
chwycił jego dłoń, by założyć mu ją na palec. Natychmiast też puścił rękę nastolatka, jakby
obawiał się jakiejś zarazy.
– A teraz, możesz pocałować męża – tymi słowami Greene zakończyła ceremonię i gestem
wskazała Mistrzowi Eliksirów młodzieńca.
– Wolałbym go raczej zamordować – wycedził w odpowiedzi czarodziej.
– Severusie – zganił go ostro Dumbledore. Harry zarumienił się z zażenowania i wbił wzrok w
ś
cianę za czarownicą. Wykazując się doskonałym opanowaniem, Greene zignorowała złośliwą
uwagę i ponownie zwróciła się do świeżo poślubionych:
– Panowie, proszę was teraz o podpisanie małżeńskiego kontraktu. – Wyciągnęła w ich stronę
zwój pergaminu i ułożyła na stoliku, który Albus chwilę wcześniej przywołał zaklęciem. Snape
podpisał go pierwszy, po czym wcisnął pióro Harry’emu. Siwobrody czarodziej złożył podpis
jako ostatni, zaświadczając tym samym o autentyczności ceremonii. Greene delikatnie zwinęła
dokument i machnęła nad nim różdżką. Zniknął, pozostawiając po sobie snop iskier.
– Ministerstwo automatycznie zarejestruje wasz związek – wyjaśniła czarownica. – Życzycie
sobie od razu przystąpić do aktu połączenia, czy też wolelibyście zrobić krótką przerwę?
– Od razu – uciął szorstko opiekun Slytherinu. Potter tylko skinął głową. Na ten znak
Dumbledore ruszył w stronę drzwi, otwierając je i robiąc przejście dla Pomfrey, która miała
nadzorować krwawy rytuał.
Nowożeńcy zostali poproszeni o zdjęcie obuwia – uczestnicy tego rodzaju obrzędów musieli być
boso, na znak bliskości z naturą i pokory w obliczu tak silnej i intymnej formy magii.
– Usiądźcie, proszę, na podłodze i weźcie się za ręce – poinstruowała ich Greene. Harry i Severus
uczynili tak, jak ich poproszono i podali sobie dłonie. Za pomocą różdżki czarownica narysowała
ciemnoczerwone kręgi na kostkach nóg obu mężczyzn.
- Kręgi znikną, kiedy dopełnicie swoją więź – wyjaśniła, a chłopak zrozumiał, że miała na myśli
jej skonsumowanie. Żołądek podszedł mu do gardła na samą myśl. Instynktownie mocniej
zacisnął dłoń na ręce Severusa, ale ten szybko poruszył palcami, zmuszając go do rozluźnienia
uścisku. Kobieta wyciągnęła dwie długie igły o ząbkowanych, ostrych końcach.
- Severusie Snape, zdecydowałeś się zostać opiekunem Harry’ego Pottera, więc zostaniesz ukłuty
jako pierwszy.
Były Ślizgon podciągnął lewy rękaw szaty, odsłaniając Mroczny Znak. Greene zdołała zachować
w pełni swój profesjonalizm – z niezakłóconym wyrazem twarzy umieściła pod przedramieniem
mężczyzny płytki pojemnik i, siadając obok niego, wbiła igłę w żyłę. Pomfrey nie spuszczała
oczu ze swojego kolegi. Jego twarz była teraz zupełnie obojętna, jakby w ogóle nie odczuwał
bólu spowodowanego przez ranę i krew spływającą powoli do naczynia. Nawet nacisk jego
palców na dłoń Pottera nie nasilił się ani odrobinę. Po pięciu minutach Greene wyleczyła
nakłucie i zwróciła się do nastolatka, trzymając w ręku drugą igłę, podczas gdy pielęgniarka
zajęła się pierwszą. Gryfon był pewien, że jego twarz jest zupełnie biała. Obnażył swoje lewe
przedramię i starał się pohamować sapnięcie z bólu w chwili, gdy igła przebijała skórę. Z
pewnością było to bolesne doświadczenie, ale jednak znośne. Harry poczuł ulgę, że ponownie nie
ś
cisnął ręki swojego współmałżonka i tym samym nie zdradził uczucia dyskomfortu, jaki właśnie
go ogarnął. W końcu igła została usunięta, a rana zaleczona. Czarownica wyczarowała małą,
złotą misę. Następnie, szepcząc zaklęcia, ujęła w dłonie oba naczynia z krwią i równocześnie
przelała ich zawartość do wyczarowanej wcześniej misy. Z jej wnętrza wystrzelił czerwony jęzor
ognia.
– Albusie! – Greene przywołała dyrektora, który podszedł do małżonków i wręczył kobiecie
piękny flakon wysadzany rubinami, perłami i maleńkimi koralikami. Wyciągnął ozdobny korek,
a czarownica przelała zmieszaną krew do fiolki. Dumbledore zamknął ją, zabezpieczając
zaklęciem, po czym rzucił czar chroniący przed stłuczeniem. Na zakończenie nowożeńcy,
trzymając się za ręce, musieli okrążyć komnatę trzy razy. Czarownica podążała za nimi, recytując
po łacinie ochronne zaklęcia. Mężczyźni zostawiali za sobą złotą poświatę, która zaczęła powoli
znikać po zakończeniu trzeciej rundy. Kiedy szli, Severus złośliwie wbijał paznokcie w dłoń
młodszego czarodzieja. Nie na tyle mocno, by go zranić, ale wystarczająco silnie, by pokazać
swoją niechęć. Lata znoszenia bólu, umocniły Harry’ego, który po prostu patrzył pustym
wzrokiem prosto przed siebie.
Ceremonia połączenia zakończyła się podpisaniem kolejnego kontraktu i błogosławieństwem ze
strony Greene. Po tym, wraz z panią Pomfrey, natychmiast opuściła biuro.
Małżonkowie stali teraz przed siwobrodym czarodziejem, który ponuro przyglądał się ich
twarzom.
– Pomimo okoliczności, życzę wam wszystkiego dobrego. Dbajcie o siebie nawzajem, moi
chłopcy. - Uściskał każdego z osobna, a Harry prawie się rozpłakał, gdy dyrektor go przytulił.
I było po wszystkim.
On i Snape stali w pustym korytarzu przed wejściem do biura Dumbledore’a, starannie unikając
patrzenia sobie w oczy.
– Przypuszczam, że zechcesz mi teraz towarzyszyć do swojego nowego… domu – wyrzucił z
siebie Mistrz Eliksirów wściekłym głosem. Chłopak zdecydował, że lepiej nie odpowiadać na to
pytanie.
– Chodź więc, zamiast się dąsać – wysyczał Severus, ruszając do lochów. Nastolatek podążył za
nim. Nawet nie próbował wyobrazić sobie sposobu, w jaki zdołają skonsumować ten związek w
ciągu najbliższych dwóch tygodni.
cdn
Rozdział 4.
Harry ruszył za swoim mężem do lochów. Wkrótce zatrzymali się przed obrazem
przedstawiającym węża owiniętego wokół tłuczka do moździerza.
– Nienawidzę swojego partnera – powiedział Snape i drzwi otwarły się szeroko. Chociaż
młodszy czarodziej milczał zawzięcie, Mistrz Eliksirów wchodząc do środka, nie mógł się
powstrzymać od rzucenia chłopakowi przez ramię kolejnego komentarza:
– Jestem pewien, że hasło i tobie przypadło do gustu. Zmieniłem je wczoraj specjalnie dla ciebie.
Wbrew oczekiwaniom Gryfona komnaty były urządzone zgrabnie i ze smakiem. Wszystko w
stonowanych kolorach brązu, bieli i szarości, poza leżącym przed kominkiem ogromnym,
orientalnym dywanem w odcieniu ciemnej zieleni. Severus zatrzymał się przed Potterem i skinął
w stronę jednego z pomieszczeń.
– Tam jest moja łazienka i sypialnia. Nawet nie waż się do nich zbliżać. Nie wolno ci też
wchodzić do mojego prywatnego laboratorium – wskazał kolejne drzwi. – Jeśli – były Ślizgon
pochylił się nad Harrym i wbił złowieszcze spojrzenie w parę zielonych oczu – kiedykolwiek
przyłapię cię w którejś z moich komnat, sprawię, że będziesz bardzo, bardzo, ale to bardzo tego
ż
ałował.
Młodszy czarodziej odwzajemnił wyzywająco spojrzenie profesora.
– Och, czyżbyśmy już grozili współmałżonkowi? Nawet w czarodziejskim świecie, podpada to
pod przemoc domową – stwierdził śmiało.
– Mój drogi mężu... – zaczął Snape z pogardą – odgrywanie przede mną spryciarza
zdecydowanie nie wyjdzie ci na dobre. – Przez chwilę obaj mierzyli się wściekle wzrokiem, po
czym Mistrz Eliksirów wznowił oprowadzanie chłopaka. – A oto twoje komnaty, mój drogi
Harry Potterze, sypialnia i łazienka. Z pewnością sprostają twoim oczekiwaniom. Jeżeli zechcesz
sprowadzić tutaj swoich przyjaciół, to pod warunkiem, że będziesz ich przyjmował w swoim
pokoju.
– Więc będę mógł przyprowadzać gości! – ucieszył się głośno Gryfon, co spotkało się z
krzywym uśmieszkiem ze strony jego małżonka.
– Niestety tak. Nie chcielibyśmy, żebyś tutaj zbzikował, prawda? Dyrektor zasugerował również,
bym udostępnił ci swoją prywatną bibliotekę. Zgodziłem się, ale jeśli kiedykolwiek nabałaganisz
w moich zbiorach, Potter, wycofam swoje pozwolenie i nawet Dumbledore nie będzie w stanie
przywrócić go swojemu Złotemu Chłopcu. No cóż, ukochany – Severus uśmiechnął się
szyderczo, wymawiając słowo „ukochany” wyjątkowo jadowicie – to tutaj będziesz mieszkał,
dopóki nie uzyskamy rozwodu. A skoro o tym mowa – mężczyzna wydobył zwitek papierów z
kieszeni swej szaty – to, Potter, są dokumenty rozwodowe. Im szybciej pokonamy Czarnego
Pana, mój drogi mężu, tym szybciej będziemy mogli zakończyć tę ohydną małżeńską farsę. Już
się nie mogę doczekać chwili, gdy prześlę je do Ministerstwa. – Smutek, jaki ogarnął Harry’ego,
sprawił, że nie był w stanie wydobyć z siebie ani słowa. – Bądź tak miły i spożywaj posiłki w
swoim pokoju. Im rzadziej będę zmuszony cię oglądać, tym lepiej dla nas obu.
– A co będzie z kon… – wyjąkał chłopak. – Jak skonsumujemy ten związek?
– Nasze małżeństwo i połączenie krwi przypieczętujemy dokładnie za dwa tygodnie. Biorąc pod
uwagę charakter naszych stosunków, będę musiał wspomóc się kilkoma eliksirami.
– Wspomóc się? – zapytał niedowierzająco zielonooki czarodziej. Severus skrzyżował ręce na
piersi i spojrzał z góry na chłopaka.
– Chyba nie sądzisz, że jestem w stanie podniecić się, patrząc na ciebie, Potter. – Nastolatek
zaczerwienił się z zażenowania. – Szczerze wątpię, żebyś i ty poczuł się… podekscytowany moją
obecnością, czy też czerpał przyjemność z penetracji. Eliksir wywołujący wzwód i drugi
uśmierzający ból powinny załatwić sprawę. Mam nadzieję, że posiadasz wystarczająco dużo
rozumu, by domyślić się, kto spożyje jaki preparat. – Zapadła nieprzyjemna cisza, którą po chwili
przerwało nagłe pytanie opiekuna Slytherinu: – Nie sądzę, abyś miał jakiekolwiek doświadczenie
w kontaktach seksualnych. – Harry potrząsnął przecząco głową.
– Odpowiadaj werbalnie, Potter – upomniał go mężczyzna.
– Nie, nigdy. A ty? – zapytał złośliwie, na co oczy Mistrza Eliksirów zwęziły się groźnie.
– Nie pozwalaj sobie. To, że jesteś związany ze mną dwoma żałosnymi kawałkami pergaminu,
Potter, nie upoważnia cię do bycia impertynenckim! – powoli wycedził każde słowo, jakby
mówił do osoby mającej problemy ze zrozumieniem czegokolwiek.
– Co będzie z moim treningiem Obrony Przed Czarną Magią? – Harry zmienił temat.
– O tym porozmawiamy później – oświadczył Snape znudzonym tonem.
***
Wieści o ich małżeństwie dotarły do gazet w błyskawicznym tempie. Zewsząd otrzymywali
ogromne ilości wyjców. Gdy tylko Snape skończył oprowadzać Harry’ego po mieszkaniu,
chłopak wysłał listy do swoich przyjaciół, podając prawdziwy powód zaistniałej sytuacji, w
przeciwieństwie do pokrętnych historyjek wymyślanych przez Proroka Codziennego. Wyjce były
wyjątkowo okrutne i niesamowicie raniły Gryfona, ale to Severusowi najbardziej się obrywało.
Oskarżano go między innymi o pedofilię, przeciągnięcie młodzieńca na Ciemną Stronę, czy też
rzucenie na niego klątwy Imperius. Jednakże, pani Weasley przesłała bardzo czuły list
adresowany do obu, w którym życzyła im zdrowia i szczęścia. Natomiast w drugim,
przeznaczonym tylko dla Harry’ego, zapewniała go, że Mistrz Eliksirów z pewnością dobrze się
nim zaopiekuje, nawet jeżeli wydaje się być „nieczułym i wybuchowym” człowiekiem. Dodała
również, że może mu ufać, tak jak ufa Hagridowi.
Hermiona, Ron, Lupin i Tonks wspierali go równie mocno. Oni, tak jak cały Zakon Feniksa,
zostali wcześniej poinformowani o okolicznościach przez Dumbledore’a i odpowiednio
przygotowani na nadchodzące wieści.
Przyjaciele przesłali Harry’emu długi, dodający otuchy list: „Zdecydowaliśmy się napisać go
razem, żeby Ron nie mógł dołączyć do niego jakiegoś wynalazku bliźniaków, którym mógłbyś
przekląć Snape’a.” „Harry, Hermiona jest zdecydowanie zbyt pobłażliwa w stosunku do tego
tłustego drania, jeśli w jakikolwiek sposób cię prześladuje, daj mi znać, a policzę się z nim!”
„Ron, powinnam usunąć wers, który właśnie napisałeś! Przepraszam cię za to,
Harry…”Chowając list pod poduszką, uśmiechnął się na wspomnienie przeczytanych przed
chwilą słów. Chociaż jego przyjaciele byli parą, nadal bawiły ich sprzeczki, także te w formie
pisemnej.
Wiadomość, którą dostał od Lupina, była bardzo serdeczna i wyrażała to, co wcześniej napisała
pani Weasley - iż może zawierzyć Severusowi swoje życie i wkrótce przywyknie do jego
„dziwactw”. Najwspanialszą jednak wieścią była informacja o zawartym w tajemnicy
małżeństwie z Tonks i że o niczym bardziej nie marzą, jak o założeniu pełnej rodziny. Remus
opisał też ulgę, jaką poczuł, gdy dowiedział się, że jego wilkołactwo nie jest chorobą
dziedziczną. Ale, jak wyznał, będą musieli jeszcze poczekać z poczęciem potomka, ponieważ
Nimfadora jest spokrewniona z Bellatrix Lestrange, na tyle szaloną, by wyrządzić niejedno
okrucieństwo ich rodzinie.
Lunatyk zupełnie nieświadomie przypomniał Harry’emu o brzemieniu, jaki spoczywa na jego
barkach. Dopiero pokonanie Voldemorta sprawi, że ludzie będą mogli prowadzić normalne życie,
beż nieustannej troski o swoich najbliższych.
Tymczasem Snape traktował chłopaka jak powietrze. Któregoś dnia, gdy Harry czytał w jego
prywatnej bibliotece, były Ślizgon wszedł do środka, ale kiedy tylko spostrzegł Gryfona,
wykrzywił pogardliwie usta i natychmiast wyszedł, jakby pomieszczenie było zatrute jakimś
szkodliwym gazem. Jednakże, pewnego razu oznajmił Gryfonowi, że dość już marnotrawienia
czasu siedzeniem po kątach i wkrótce rozpoczną trening Obrony Przed Czarną Magią i lekcje
pojedynku, a także – ku największemu przerażeniu nastolatka – wznowią zajęcia Oklumencji.
Harry'emu od czasu do czasu dokuczała blizna i czasami miewał koszmary lub niewyraźne wizje,
w których Voldemort wydawał niezrozumiałe rozkazy swoim śmierciożercom, groził komuś, czy
mordował ludzi.
Dwa dni po zawarciu małżeństwa, Severus został wezwany przez Czarnego Pana, który, jak
doniósł później Snape zarówno Harry’emu jak i dyrektorowi, był bardzo zadowolony z ostatnich
wydarzeń. Tak jak to przewidział Dumbledore, czarnoksiężnik sądził, iż dyrektor Hogwartu
podjął tak drastyczne środki, aby chronić Złotego Chłopca. Voldemort zażądał od Mistrza
Eliksirów, by torturował swojego współmałżonka za plecami starca, tak często jak to tylko
możliwe i, gdy tylko uda mu się obejść zabezpieczenia zamku, przywlókł chłopaka przed jego
oblicze.
– Jaka szkoda – stwierdził szyderczo Tom Riddle – że dyrektor nie pozwala ci zabierać Pottera
na nasze spotkania, w ramach „pogłębiania” waszej „zażyłości”.
***
W taki oto sposób dwa tygodnie minęły niezwykle szybko, ale Harry zdążył przywyknąć do
wrogiej atmosfery, panującej w komnatach Snape’a. Choć zdecydowanie nie mógł nazywać ich
swoim domem. Jedyną rzeczą, do której nie potrafił się w żadnym stopniu przyzwyczaić, było
skonsumowanie małżeństwa z groźnym Mistrzem Eliksirów. Ostatniej nocy, przed upływem
dwutygodniowego terminu, Harry bardzo źle spał, wiercąc się i rzucając na łóżku. Jego
niewinność wydawała mu się tak droga, jak jeszcze nigdy w życiu i nie wyobrażał sobie jej utraty
w taki sposób.
Kiedy nadszedł ten dzień, chłopak był kłębkiem nerwów. Na jego siedemnaste urodziny,
Hermiona i Ron podarowali mu łańcuszek z białego złota. Od tamtego dnia nosił go stale na szyi.
Teraz, przyłapał się na tym, że ciągle go dotyka, przywołując w myślach wspomnienia o swoich
przyjaciołach i starając się w ten sposób uspokoić. Wydawało mu się, że Snape traktuje go z
jeszcze większym chłodem i nawet nie spogląda w jego stronę. W końcu, wieczorem mężczyzna
zapukał do drzwi Pottera – przynajmniej uszanował prywatność współmałżonka na tyle, że nie
wtargnął do środka bez uprzedzenia.
Harry otworzył drzwi.
– Chodź – powiedział krótko starszy czarodziej i młodzieniec ruszył za nim do jego komnat.
Kiedy tu wrócę, nie będę już tą samą osobą, pomyślał Harry, gdyż gardło miał tak ściśnięte, że
nie był w stanie wydobyć żadnego dźwięku. Snape wpuścił go do swojej sypialni. Tak jak
pozostałe pokoje, była elegancko urządzona stylowymi, drewnianymi meblami oraz ogromnym
łóżkiem z baldachimem i pościelą w perłowo-szarym kolorze, zupełnie takim samym jak szaty,
które mieli na sobie w dniu ślubu.
Nogi chłopaka trzęsły się jak galareta. Żadna z gryfońskich cech nie była w stanie pomóc mu w
tym, co czekało go za chwilę. Już dawno temu, zalety jego Domu przestały się dla niego liczyć.
Severus spojrzał na nastolatka.
– Chciałem dać ci eliksir uspokajający, ale mógłbyś wtedy zasnąć. A ponieważ nie mam
najmniejszego zamiaru zostać oskarżony o odurzenie cię i wykorzystanie podczas snu, użyję
tylko środka uśmierzającego ból, kiedy będę cię przygotowywał do penetracji. Jeśli, mimo to,
poczujesz ból, powiedz mi o tym, a natychmiast przerwiemy. Zrobię, co w mojej mocy, żebyś nie
cierpiał i użyję zabezpieczenia – oznajmił mężczyzna chłodno. – Świat czarodziejów jest tak
samo uzależniony od prezerwatyw jak mugolski. – Harry tylko skinął głową. – Siadaj. – Młodszy
czarodziej wykonał polecenie i przycupnął na skraju łóżka. Snape rzucił mu groźne spojrzenie i
podszedł do komody. Sięgnął po stojącą tam fiolkę z eliksirem. – Wypiję to i zaczekamy pięć
minut.
Potter ponownie skinął słabo głową. Severus zażył eliksir, który, jak domyślał się Harry, miał mu
pomóc w osiągnięciu erekcji. Mistrz Eliksirów wyszedł z komnaty, być może po to, by
psychicznie przygotować się do tego, co miał zrobić.
Pięć minut, jeszcze tylko pięć minut. Nie mogę tego zrobić, nie zniosę tego. To jest gorsze od
wszystkiego, co dotychczas przeżyłem. Gorsze nawet od nocy, kiedy zginął Cedrik. O Boże, co
robić? Jestem uwięziony w tym małżeństwie bez miłości i muszę oddać się mężczyźnie, który
mnie nienawidzi…
Głos Snape'a, który bezszelestnie wślizgnął się z powrotem do sypialni, przerwał potok
desperackich myśli Gryfona:
– Zdejmij spodnie i bieliznę, i połóż się na brzuchu.
Chłopak mechanicznie wykonał polecenia. Dłonie lepiły mu się od potu. Złożył ubrania i ułożył
się na łóżku, z obnażoną tylną częścią ciała i nogami. Nigdy w życiu nie czuł się tak odsłonięty i
nigdy nie czuł takiego obrzydzenia. Snape ukląkł za nim i Harry usłyszał, jak rozpina rozporek i
opuszcza spodnie. Poczuł w dole pleców jego dłoń, którą przycisnął go do materaca. Chłopak
zaczął się gorączkowo modlić o siłę, która pomoże mu to przetrwać. Zbierało mu się na wymioty
i prawie wrzasnął, gdy poczuł jak coś zimnego zostało rozsmarowane pomiędzy jego pośladkami.
Chwilę później stracił swoją niewinność.
Severus szybko wszedł w Harry’ego, sztywno pod nim leżącego. Pozostał chwilę nieruchomo, by
dać chłopcu czas na dopasowanie się do niego. Chwilę później zaczął się energicznie poruszać,
chcąc jak najszybciej zakończyć ten akt. Doszedł po kilku minutach, co objawiło się zaledwie
nieznacznym dreszczem, jaki przeszył jego ciało. Byt to czysto techniczny akt, bez odrobiny
przyjemności, po którym wezbrały w nim mdłości. Podczas całego stosunku, Potter leżał sztywno
na łóżku, wbijając palce w poduszkę, szukając oparcia. Jego ciało było zimne i niechętne.
Zduszony szloch wyrwał się z ust nastolatka, kiedy mężczyzna z niego wychodził. Żałośnie
rozpaczliwy dźwięk rozniósł się po komnacie. Severus wstał z łóżka, pochylił się nad Harrym i
dotknął lekko jego ramienia, co wywołało gwałtowną reakcję ze strony Gryfona.
– Nie dotykaj mnie! – wydusił.
– Ubierz się, proszę, i wróć do swojego pokoju – odpowiedział Snape pustym głosem wypranym
z wszelkich emocji. Wyszedł do łazienki, zostawiając Złotego Chłopca samemu sobie. Ten
zeskoczył z łóżka i narzuciwszy na siebie bieliznę i spodnie, uciekł z pokoju. Natychmiast
pobiegł pod prysznic i stał pod strumieniami gorącej wody przez ponad pół godziny. Czuł się
strasznie brudny i upokorzony. Szlochając, szorował swoje ciało tak długo, aż skóra stała się
czerwona i zaczęła piec. Raz po raz tarł mydłem części ciała, które zostały odarte z niewinności.
Nie odczuwał żadnego fizycznego bólu. Severus rzeczywiście obszedł się z nim szybko i
ostrożnie. Jednak cisza, panująca podczas tego aktu, była druzgocąca. Martwe spojrzenie i
zacięty wyraz twarzy jego męża były najgorsze z wszystkiego.
– Nigdy więcej – wyszeptał. – Nigdy nie pozwolę nikomu zrobić tego sobie jeszcze raz. –
Wyszedł spod prysznica, spojrzał w dół na swoją kostkę i zauważył, że ciemnoczerwone kręgi
zniknęły. W tej chwili, marzył o tym, żeby nadal tam były. – Nigdy więcej.
Rozdział 5
Harry zwinął się na łóżku w pozycji płodowej, podciągając kolana pod brodę. Pomimo ciepłego
okrycia, czuł chłód. Wiedział, że to z powodu szoku. Wiedział też, że sporo czasu zajmie mu
pogodzenie się z tak bardzo bezuczuciowym i mechanicznym stosunkiem, jaki odbył ze swoim
mężem. Zacisnął dłonie w pięści, czując ogarniające go fale nienawiści do Snape'a. Jego mąż.
Poczuł mdłości na samą myśl o nim. Jego mąż.
XXX
Następnego ranka chłopak udał się do komnaty z prywatnym księgozbiorem Severusa. Jednak nie
czytał, siedział tylko i bezmyślnie gapił się przed siebie. Nie natknął się nigdzie na Mistrza
Eliksirów, ale wiedział, że nastąpi to wcześniej czy później. Po około godzinie, profesor wszedł
do biblioteki z książką w jednej i szklanką wody w drugiej ręce. Rzucił Gryfonowi przelotne
spojrzenie i zacisnął usta.
– Mam nadzieję, że dobrze się wczoraj bawiłeś – powiedział Harry. Na te słowa ciemne tęczówki
czarodzieja rozbłysły gniewnie.
– W jaki sposób doszedłeś do takiego genialnego wniosku? – zapytał prawie szeptem.
Młodzieniec słyszał ten ton wiele razy, kiedy był uczniem i wiedział, że wyrażał ostrzeżenie.
Wstał i podszedł do mężczyzny, którego oczy nieznacznie się zwęziły, przyglądając się
chłopakowi badawczo.
– Tak łatwo przyszło ci wleźć na mnie i mnie zerżnąć! – wyrzucił z siebie Potter.
Dłoń Snape’a drgnęła, jakby chciał uderzyć stojącego przed sobą młodego czarodzieja w twarz.
Zdołał się jednak opanować i jedynie wlepił lodowaty wzrok w Gryfona, który spłonął
rumieńcem.
– Cały świat kręci się wokół ciebie! Bohaterski Harry Potter! Co za męczennik! Czy tobie się
wydaje, że wstąpiłem w ten związek małżeński z radością?
– Ty… – zaczął Harry, ale Severus uciszył go kolejnym morderczym spojrzeniem.
– Przez te wszystkie lata przeszedłem piekło, by strzec twój godny pożałowania tyłek. Kłamałem
Czarnemu Panu i poświęciłem całe życie, żeby ochraniać twoją bezwartościową skórę. Zrobiłem,
co mogłem, aby zapobiec jakiemukolwiek bólowi w trakcie wczorajszego stosunku i wiesz
doskonale o tym, że nie mieliśmy innego wyjścia. Dyrektor udzielił ci odpowiedzi na wszystkie
twoje pytania i dostarczył wszelkich potrzebnych informacji.
– Ty…
– Musiałem zażyć eliksir, by w ogóle mogło dojść do tego stosunku. Czy naprawdę sądzisz, że
mógłbym się podniecać tym, co mieliśmy zrobić?
– Upokorzyłeś mnie tak bardzo jak tylko się dało! Wlazłeś na mnie, wdarłeś się we mnie i
poniżyłeś w każdy możliwy sposób! – Harry wrzeszczał z całych sił na mężczyznę. – Jesteś
zboczonym, perwersyjnym dupkiem! – Rozległ się głuchy trzask. Snape spoliczkował Pottera z
taką siłą, że chłopak zatoczył się do tyłu.
– Zejdź mi z oczu! – ryknął, rozbijając w tym samym momencie szklankę o przeciwległą ścianę.
Wynoś się stąd! Jesteś taki sam jak ojciec! Arogancki egoisto!
Harry spojrzał na Severusa. Jego urywany oddech przeszedł w szloch, a łzy spływały po
policzkach.
– Nie masz serca. Ty nic nie czujesz – wyszeptał, po czym wybiegł z biblioteki. Drzwi zamknęły
się za nim z trzaskiem.
XXX
Ich kłótnia jeszcze bardziej pogorszyła stosunki między nimi.
Mistrz Eliksirów zapukał po południu do sypialni młodego czarodzieja i kiedy chłopak otworzył
drzwi, rzucił mu chłodne spojrzenie.
– Muszę, niestety, kontynuować twoje szkolenie, najdroższy – powiedział ironicznie. – Sugeruję,
abyś przestał rozpaczać nad swoją utraconą cnotą… – Harry przerwał mu, unosząc różdżkę w
jego kierunku.
– To ty jesteś odpowiedzialny za jej stratę – odpowiedział pustym głosem.
– Mój drogi mężu, nalegam, byś dał upust swoim dziecięcym skłonnościom destrukcyjnym w
czasie lekcji Pojedynku – zadrwił Snape. – Poza tym, nikt nie będzie machał mi różdżką przed
nosem w moich komnatach. – Chwycił Gryfona za ramię i nachylił się, zbliżając ich twarze do
siebie. – Zrozumiałeś, Potter?
– Tak – wydusił Harry, głosem ciężkim od wzbierającej w jego wnętrzu furii.
– Będę cię uczył pojedynkowania się, Potter. Nie sądzę, żebyśmy musieli udawać wzajemną
niechęć, prawda, najdroższy?
Zaprowadził chłopaka do jednej z pustych sal lekcyjnych w podziemiach, nakazał stanąć
naprzeciw siebie i wyciągnął swoją różdżkę. Lekcja Pojedynków była tak samo beznadziejna jak
lekcje Oklumencji. Severus lekceważył Harry’ego – kpiąco nazywał go „najdroższym”,
kompletnie wypaczając to słowo. Odarte ze swojego oryginalnego znaczenia, stało się dla
chłopaka ucieleśnieniem nienawiści, odrazy i krzywdy. Wkrótce, Severus uczynił to samo z
pozostałymi pieszczotliwymi zwrotami. Dlatego „mój drogi mężu”, używane przez mężczyznę w
stosunku do małżonka, ociekało nienawiścią i podkreślało, że Harry jest ostatnią osobą, którą
mógłby dobrowolnie poślubić. Kolejna awantura wisiała w powietrzu.
– Jesteś tak żałosny, że nikt nie miałby ochoty wyjść za ciebie z własnej woli! – wrzasnął
zielonooki czarodziej, wpychając swoją różdżkę do kieszeni w spodniach i pocierając ślad po
oparzeniu na kolanie.
– A czy ty myślisz, że z radością chciałbym spędzić noc poślubną z repliką Jamesa Pottera? –
odpowiedział mu szeptem były Ślizgon, kierując koniec swojej różdżki na pierś chłopaka. – To
było zupełnie tak, używając nowoczesnego określenia, jakbym przeleciał trupa, Potter!
Harry zbladł, słysząc te słowa.
– No cóż, nie zdziwiłbym się, gdybyś wiedział, jak to jest „przelecieć trupa”. Tylko trupowi
mogłyby się spodobać twoje zaloty, najdroższy – odparował po chwili, ze złością akcentując
ostatnie słowo.
– Doprawdy? – zapytał Snape, uśmiechając się szyderczo. – A ty nie miałeś wyboru, jak tylko
poddać się moim zalotom, mój drogi mężu.
– Nienawidzę cię! – wydyszał Harry.
– Z całą pewnością odwzajemniam twoje uczucie. To jest jedyna rzecz, jaka nas łączy, Potter –
zauważył chłodno Severus. Odsunął różdżkę od chłopaka, po czym odepchnął go od siebie. –
Wracaj do swojego pokoju i weź się w garść.
Harry odwrócił się i szybko wyszedł, a Mistrz Eliksirów usiadł ciężko przy biurku i ukrył twarz
w dłoniach. Nagle, donośny trzask poderwał go na równe nogi. Był to Zgredek.
– Panie profesorze, dyrektor chciałby pana zobaczyć – oznajmił. Snape skinął głową.
– Już idę – odpowiedział i skrzat zniknął.
Mężczyzna wstał, wygładził szaty i odgarnął włosy do tyłu. Musiał przyznać, że mały przyjaciel
Pottera wykonał kawał świetnej roboty w dniu ich ślubu, myjąc, płucząc i wyczesując jego
włosy. Chociaż nigdy nie przyznałby się do tego, zdecydował stosować metody pielęgnacji użyte
przez elfa.
XXX
Niedługo potem Snape usiadł naprzeciw dyrektora.
– Severus, mój chłopcze, jak się miewasz?
– Jak zwykle, dziękuję – odpowiedział czarodziej, wzruszając ramionami.
– A jak się mają sprawy z Harrym?
– Związek został skonsumowany, jeśli musisz o tym wiedzieć – powiedział bez ogródek.
– Nie o tym myślałem, Severusie. Zastanawiam się czy ty i Harry dogadujecie się ze sobą. Wiem,
ż
e sytuacja jest trudna dla was obu.
– Ach tak, widzę, jak bardzo rozumiesz tę sytuację, Albusie. Dla ciebie nie stanowi problemu
fakt, że dwoje nienawidzących się ludzi zostaje połączonych węzłem małżeńskim. Albo też to, że
małżonkowie przechodzą traumę po skonsumowaniu tego związku i nieustannie kłócą się z tego
powodu.
Dumbledore spuścił wzrok na biurko przed sobą i westchnął.
– Czy naprawdę nie ma żadnych szans na to byście, ty i Harry, poczynili jakieś postępy? –
zapytał łagodnie.
– Żadnych – zapewnił go chłodno Mistrz Eliksirów.
– W takim razie, Severusie, poproszę kogoś innego, aby uczył Harry'ego. Jestem pewien, że
Minerwa chętnie zgodzi się asystować Alastorowi w prowadzeniu treningu Obrony Przed Czarną
Magią, zamiast ciebie. Zaś Kingsley Shacklebolt świetnie nada się na instruktora Pojedynków.
- A co z Oklumencją?
- Harry powiedział mi, że teraz nie ma już zbyt wielu wizji i koszmarów z powodu blizny, a te
widzenia, których doświadcza, są niejasne i zamglone, więc na razie damy sobie z nią spokój. W
tej chwili chłopak musi poradzić sobie z wieloma innymi emocjami.
– W tej chwili? Dla niego każda chwila jest odpowiednia – parsknął były Ślizgon. – Przez to na
pewno poczuje się lepiej. Jest tak samo żądny uwagi, jak jego ojciec.
Dyrektor zamknął oczy.
- Severusie, obaj wiemy, że przenosisz swoją niechęć do Jamesa Pottera i Syriusza Blacka na
Harry’ego. On przypomina ich w pewien sposób. Wygląda jak ojciec, ale jego oczy i osobowość
bardziej przypominają matkę. To chłopiec o dobrym sercu, niewinny i lojalny pomimo tego
wszystkiego, co go w życiu spotkało i przez co nadal przechodzi. Voldemort skradł mu tak wiele,
włącznie z dzieciństwem. Jak dobrze, tak naprawdę, go znasz bez porównywania do Jamesa i do
innych złych wspomnień, Severusie? Pozwól mu się zbliżyć do siebie, a jestem pewien, że doceni
twój wysiłek.
– Z całym szacunkiem, dyrektorze, to brzmi jak jakiś pseudo-psychologiczny bełkot. Czy
chłopak nie stanie się podejrzliwy, jeśli nagle zacznę mu nadskakiwać? – Dumbledore wolno
potrząsnął głową.
– Widzę, że to naprawdę beznadziejny przypadek. Harry to temat, w którym całkowicie się ze
sobą nie zgadzamy. Dobranoc, mój chłopcze. Jednakże, bądź tak uprzejmy i przekaż Harry’emu,
ż
e chciałbym się z nim zobaczyć.
Mistrz Eliksirów skinął głową. Mając świadomość, jak bardzo rozczarował dyrektora, wyszedł
szybko z gabinetu, szeleszcząc swoimi czarnymi szatami.
XXX
– Dyrektor chce cię widzieć, Potter – Snape poinformował Gryfona, gdy ten wyłonił się z jego
prywatnej biblioteki. Chłopak zignorował go zupełnie i wyszedł z ich komnat.
– Harry, wezwałem cię, żeby poinformować, iż od dziś będziesz ćwiczył pojedynkowanie się z
Kingsleyem Shackleboltem. Zajęcia z Oklumencji odwołałem, zaś Minerwa McGonagall razem z
Alastorem Moodym poprowadzą twój trening OPCM.
– Więc nie będę miał już zajęć z profesorem Snapem? – zapytał chłopak z ponurą satysfakcją.
– Nie. Żadnych wspólnych lekcji. Zdałem sobie sprawę, że nie warto łudzić się, iż wy dwaj
dojdziecie jakoś do porozumienia. Mam jednak nadzieję, że znajdziecie sposób na to, by dzielić
wspólnie kwatery do czasu pokonania Voldemorta. Ach, i jest jeszcze ktoś, kto chciałby się z
tobą zobaczyć.
– Kto, proszę pana?
– Przekonasz się, kiedy udasz się do Wieży Gryffindoru. Hasło brzmi De Amicitia.
Młody czarodziej biegiem pokonał schody. Zatrzymując się przed portretem Grubej Damy,
szybko wydyszał hasło.
– Miło cię znowu widzieć, mój drogi. – Uśmiechnęła się do niego szeroko i wpuściła do pokoju
wspólnego.
– Harry! – wykrzyknął znajomy głos.
– Hermiona! – Czarodziej porwał ją w ramiona i, ukrywszy twarz w zagłębieniu szyi
przyjaciółki, powtarzał w kółko jej imię trzęsącym się głosem. Dziewczyna wzięła go za rękę i
zaprowadziła na kanapę, którą niedawno zajmowali w trójkę, razem z Ronem, kiedy byli jeszcze
uczniami. Wyglądała prześlicznie z włosami upiętymi z tyłu głowy i ubrana w bladoniebieskie
szaty.
– Harry, jak się masz? Schudłeś!
– Hermiono, ja… Było mi dość ciężko, ale mów pierwsza. Co porabiasz ty, Ron i wszyscy.
– Mamy się całkiem dobrze. Ron przesyła uściski. Nie mógł tu dziś ze mną przybyć z powodu
swojego aurorskiego szkolenia. Ale tęskni za tobą.
– Dobrze, że jest tam sam. Zawsze miałem wrażenie, iż czuł się tak, jakby stał w moim cieniu.
Teraz może się wykazać i cieszy mnie, że może być nareszcie wolny.
– To bardzo miło, że tak uważasz, Harry. Opowiedz mi o sobie. Napisałam do profesora
Dumbledore’a, a on zezwolił mi uprzejmie przychodzić do zamku, kiedy tylko będę miała na to
ochotę. Muszę tylko wcześniej dać mu znać, żeby mógł specjalnie dla mnie uaktywnić sieć Fiuu.
Gryfon uśmiechnął się, ale szybko na powrót stał się poważny. Zaczął opowiadać przyjaciółce
swoją historię. Na początku wolno, potem coraz szybciej. Tylko powierzchownie opisał, jak
wyglądała konsumpcja ich związku – dla niego nadal było to zbyt intymne, świeże i raniące.
Poza tym, dotyczyło również sfery osobistej Severusa. Zakończył swoje opowiadanie zdaniem
dyrektora, że nie ma większych nadziei, by ich związek przetrwał. Hermiona wysłuchała go, ani
razu nie przerywając. Czasami dotykała tylko jego dłoni. Potem milczała jeszcze przez chwilę.
– Harry, wiem, że to dla ciebie trudny okres, ale może powinieneś pomyśleć też o tym, co teraz
przechodzi profesor Snape. Chodzi mi o to… jesteś sławny i cała uwaga skupia się na tobie.
Ludzie zastanawiają się czy jesteś szczęśliwy, nie zważając na to, iż twoje życie jest ciągle
obsmarowywane w gazetach. Sam powiedziałeś, że to on dostał najwięcej wyjców. Nikogo nie
obchodzą uczucia Snape’a. Co musi przeżywać, czytając bzdury o tym, jak stałeś się jego
sex-zabawką i inne tym podobne? Jego także zmuszono do skonsumowania waszego związku
wbrew jego woli. Mogę się założyć, że czuje się podle. Ja, na jego miejscu, na pewno czułabym
się żałośnie.
– On nie ma serca. Jak więc może cokolwiek czuć?
– Nie jest bez serca, Harry. Dowodzi temu nawet to, że jest taki zgorzkniały i zły. On ciebie
ochrania. Choćby nie podobało ci się, że o tym przypominam, on mimo wszystko kilkakrotnie
ratował twoje życie. Poślubił cię, związał z tobą swoją krew. Mógł ci odmówić, ale tego nie
zrobił. To było niezwykłe poświęcenie z jego strony, Harry.
– Snape, cierpiętnik – parsknął chłopak.
– Wiesz o czym mówię. Jest bardzo odważny.
– No cóż, jakoś to przeżyję. Wiesz, przygotował już dokumenty rozwodowe. Powiedział, że, jak
tylko pozbędziemy się Voldemorta, każdy z nas ruszy w swoją stronę. Już się nie mogę
doczekać.
Dziewczyna westchnęła.
– Czy nie mógłbyś spróbować popracować nad waszymi relacjami? Myślicie tylko, jak je zerwać.
– Do cholery, Hermiono! – krzyknął Gryfon, zrywając się na nogi. – Pomyśleć, że nigdy nie
widziałaś tego łajdaka na oczy. Doskonale wiesz, jaki potrafi być okrutny. Oczekujesz ode mnie,
ż
e będę pracował nad związkiem z tym draniem? Jak możesz go bronić? – Pomimo tego
wybuchu gniewu, dziewczyna zachowała całkowity spokój.
– Wrzeszczenie na mnie i obrażanie go nic nie da. Zapytałeś mnie, co masz zrobić i jeżeli nie
podoba ci się to, co powiedziałam, nie mam nic innego do dodania.
Zapadła cisza.
– Przepraszam cię, Hermiono. Naprawdę mi przykro. Nie przyszłaś tu, by wysłuchiwać moich
wrzasków. – Chłopak położył dłoń na ramieniu swojej przyjaciółki.
– W porządku. Nawet cię rozumiem.
– Uważasz, że Snape czuje się upokorzony i zawstydzony tym, co zrobił, tak samo jak ja?
– Tak, zdecydowanie.
– Nawet jeżeli to on dokonał penetracji? – Hermiona popatrzała na niego z ubolewaniem.
– Harry, on musiał zażyć eliksir, aby osiągnąć erekcję. Pomyśl, jak bardzo musiało być to
upokarzające?
– No tak… Dotknął mojego ramienia, no wiesz… po tym. A ja mu powiedziałem, żeby tego nie
robił.
– Spróbuj z nim porozmawiać, Harry. Tylko spróbuj. Och, i postaraj się zachować spokój. Wiem,
ż
e potrafisz. Profesor jest bardzo cyniczny, więc musisz starać się dotrzeć do niego powoli.
– Ale, jak mam to zrobić? On mnie nienawidzi.
– On cię nie zna. Nienawidził i wciąż nienawidzi twojego ojca. Jeśli znajdziesz sposób, żeby
zobaczył ciebie, Harry, wszystko dobrze się ułoży. – Przyjaciółka sięgnęła ręką i zmierzwiła
włosy Gryfona. – Dokonaliśmy tylu rzeczy, które wydawały się niemożliwe. Pamiętasz nasz
trzeci rok, zmieniacz czasu i całą resztę? Snape jest uwięziony w swojej przeszłości i trzeba go
sprowadzić do teraźniejszości.
– Szkoda, że nie może cię teraz słyszeć – uśmiechnął się młody czarodziej i Hermiona zaśmiała
się głośno.
– Wiem, łatwo mi to wszystko mówić, jednak musisz pamiętać, że ty i on jesteście połączeni
małżeństwem i krwią. To niezwykle silna magiczna więź. – Harry skinął głową.
– Porozmawiam z nim. Spróbuję, o ile najpierw mnie nie przeklnie.
– Nie zrobi tego. Niedługo skończysz osiemnaście lat i staniesz się dorosły nawet w mugolskim
ś
wiecie. Powiedz mu o tym, jeżeli zagrozi ci, że się ciebie pozbędzie.
– No tak. Już za trzy dni moje urodziny...
Gawędzili tak jeszcze przez jakiś czas, wspominając swoje szkolne lata. Harry’emu zrobiło się
przykro, kiedy Hermiona delikatnie oznajmiła, że na nią już czas, ale wyściskał ją serdecznie,
popatrzył jak znika w kominku, a potem niechętnie skierował się do lochów. To było śmieszne.
On i Snape nienawidzili się. Zbyt wiele złego wydarzyło się między nimi. Z drugiej jednak
strony, nie mógł pogodzić się z tym, że będą żyli w ten sposób, Bóg jeden wie, jak długo. Ten
człowiek był w końcu jego mężem. Byli połączeni potężnym, magicznym rytuałem, a mężczyzna
faktycznie wiele razy ratował mu życie. Przyjaciółka miała rację – prawie zawsze ją miała.
Musiał spróbować z nim porozmawiać, albo sprowokować do rozmowy.
Rozdział 6
Harry zatrzymał się przed wejściem do mieszkania. Nie miał ochoty wchodzić do środka. Czuł
się tam tak samo niemile widziany i niechciany, jak podczas pobytu u Dursleyów. Jednak z
drugiej strony był świadomy, że miał o wiele więcej swobody żyjąc u boku Severusa niż ze
swoimi krewnymi. Snape skrupulatnie go unikał, mógł więc do woli używać magii i korzystać z
biblioteki. Nikt go nie głodził i nie był traktowany jak śmieć przez trzy osoby jednocześnie
(chociaż mężczyzna stanowił równie groźne wyzwanie). Mógł też latać na swojej miotle, kiedy
tylko chciał i właściwie nie miał żadnych obowiązków. I, oczywiście, Dumbledore był zawsze
pod ręką. Nie zmieniało to jednak faktu, że on i były Ślizgon nie znosili się wzajemnie.
– Głupie hasło – gderał pod nosem, gapiąc się na portret. Nagle zamarł. Mógłby przysiąc, że wąż
zwinięty wokół moździerza właśnie puścił mu oczko. Zrobił krok naprzód, a wtedy gad zwrócił
głowę w jego stronę i łagodnie syknął.
– Jesteś mężem Mistrza Eliksirów i dzielisz z nim komnaty. Nigdy nie mówił, że nie wolno ci
zmienić hasła.
– Mogę je zmienić? – zdziwił się chłopak, automatycznie odpowiadając zwierzęciu w
wężomowie.
– Ach! Wężousty! Cudownie! Dwujęzyczność to wielka zaleta – powiedziało stworzenie.
– No cóż… Hmm… Tak naprawdę, to, że znam twoją mowę, okryłem przypadkiem – Harry
niezręcznie próbował się wytłumaczyć, przypominając sobie, co Dumbledore powiedział mu
kiedyś o tym, jak Voldemort nieświadomie przeniósł na niego niektóre ze swych mocy.
– Na dodatek skromny, młody człowiek. Być może zbyt mało pewny siebie, zupełnie jak
mężczyzna, który mieszkał tu od lat, zanim go poślubiłeś.
Chłopak nie był pewien, czy chce dłużej rozmawiać z wężem o nieśmiałości Snape’a lub swojej
własnej. Wolał zmienić temat:
– Mam na imię Harry Potter, a ty?
– Czy jest jeszcze ktoś, kto nie wie, jak się nazywasz? Wszystkie obrazy w zamku mówią o
waszym związku. Jestem Nessa.
– Nessa – powtórzył chłopak. – Podoba mi się.
– Dziękuję, młody człowieku. Temu miejscu przyda się powiew świeżego powietrza. Zbyt długo
trwało w stagnacji. A teraz, jeśli chcesz, możesz zmienić hasło.
Gryfon długo się zastanawiał. Przyszło mu na myśl, że mógłby wybrać takie, które rozzłościłoby
małżonka, ale po chwili zrezygnował z tego pomysłu. Byłoby to, co najmniej, nierozsądne, a
może nawet zagrażałoby jego bezpieczeństwu.
– Mordownik i Tojad Żółty – powiedział w końcu, gdy przed oczami stanęła mu scena z
pierwszej lekcji Eliksirów.
– Twój wybór powinien profesorowi przypaść do gustu – stwierdziła uprzejmie Nessa, z
zadowoleniem mrużąc oczy.
– Proszę, nie zdradzaj mu od razu nowego hasła. Niech najpierw trochę się wysili i sam spróbuje
odgadnąć. Och, i czy mogłabyś je zachować przez miesiąc?
Nessa wydała głośny, syczący dźwięk, który podejrzanie przypominał Potterowi parsknięcie
ś
miechem.
– Domyślam się, że twój partner nie skonsultował z tobą poprzedniego hasła.
– Nie, nie zrobił tego.
– W takim razie, miesiąc. Kiedy Mistrz Eliksirów ponownie je zmieni, natychmiast dam ci znać.
Ty mówisz w wężomowie, a on nie. Poza tym, jesteś bardziej… uprzejmy.
– Dziękuję, Nesso – uśmiechnął się w odpowiedzi.
XXX
Po wejściu do komnat, Harry nie mógł powstrzymać złośliwego uśmieszku, gdy zauważył, że
Snape'a nie było w środku. Wszędzie panowały ciemności, a mężczyzna zazwyczaj zostawiał w
holu zapalone światło, nawet, jeśli siedział w pokoju obok. Pół godziny później wrócił Severus i
dowiedział się, że jego nemezis zmieniła dotychczasowe hasło do kwater.
– Harry Potterze! – wrzasnął, ledwo przestąpiwszy próg pokoju, i zwęził niebezpiecznie czarne
oczy. Młodzieniec wyjrzał ze swojej sypialni.
– Pomyślałem, że spodoba ci się nasze nowe hasło – powiedział z niewinnym wyrazem twarzy. –
Ma wiele wspólnego z eliksirami.
– Zmieniłeś je bez mojej zgody! – warknął były Ślizgon. – A ten nieposłuszny gad właśnie mnie
poinformował, że pozostanie niezmienione przez następny miesiąc!
– Poprzednie wydawało mi się zbyt onieśmielające – odpowiedział spokojnie Harry.
– Uważam się za rzeczową osobę, Potter – odparował Snape, jednocześnie nachylając się nad
chłopakiem i wpatrując przenikliwie w jego zielone oczy.
– Gdybyś naprawdę był rzeczowy, to… – Gryfon urwał w pół zdania. Nie tak chciał rozmawiać
ze stojącym przed nim mężczyzną. Znów się kłócili.
– Czy mógłbym nazywać cię Severusem? – zapytał. Mistrz Eliksirów uniósł wysoko jedną z
brwi, słysząc tak nieoczekiwane pytanie. – Chodzi mi o to, że jesteśmy małżeństwem i łączy nas
więź – próbował wyjaśnić młodszy czarodziej. – Czuję się dosyć dziwnie, używając nazwiska,
nawet jeżeli są to nasze własne.
– Jestem tego świadomy, Potter – sarknął profesor. – Ale nie spodziewaj się, że będę ci mówił po
imieniu. I jest jeszcze coś. – Opiekun Slytherinu dyszał ciężko, a z jego oczu niemal sypały się
iskry. – Niedawno oskarżyłeś mnie o bycie zboczeńcem, teraz śmiesz odwoływać się do faktu, że
jesteśmy małżeństwem?
– Severusie, chciałbym z tobą porozmawiać. To znaczy… chciałem… Nie chcę się z tobą więcej
kłócić i… przepraszam, że wtedy na ciebie krzyczałem i powiedziałem to wszystko.
Mistrz Eliksirów zagapił się na Harry’ego.
– Czy ty na pewno dobrze się czujesz, Potter?
Gryfon poczuł, że zaczyna się rumienić z gniewu.
– Przez jakiś czas musimy mieszkać razem. Jesteś moim mężem, a dzięki więzi krwi, także moim
opiekunem. Łączy nas coś więcej niż tylko dwa kawałki pergaminu. Nie wspomnę nawet o tym,
ż
e zawdzięczam ci życie.
– Cóż takiego wywołało u ciebie taki przypływ wyrzutów sumienia i zdrowego rozsądku? –
zapytał ironicznie Snape. – Czyżby uderzenie w twoją arogancką, zarozumiałą twarz poruszyło te
resztki rozumu, które posiadasz i spowodowało, że zaczynasz tak jakby myśleć?
Harry, powstrzymując się z całych sił od rzucenia riposty na ten miażdżący komentarz ze strony
Severusa, uparcie ciągnął dalej:
– Ty też zostałeś zmuszony do… no, do tego… do skonsumowania naszego małżeństwa. Obaj
musieliśmy postąpić wbrew sobie – wydusił wreszcie chłopak. – Przepraszam, że oskarżyłem cię
o to, że mnie zmusiłeś. Myliłem się. Obaj byliśmy do tego zmuszeni. To wszystko jest takie złe.
– Oczywiście, że to wszystko jest złe, Potter. Wokół ciebie wszystko zawsze jest nie takie jak
powinno.
– Mój ojciec i Syriusz nie żyją, ale ty nadal ich nienawidzisz i tą nienawiść przenosisz na mnie –
powiedział Gryfon zmęczonym głosem.
– Oszczędź mi tych sentymentalno-psychologicznych wywodów, Potter.
– Posłuchaj – głos Harry’ego był bardzo napięty – naprawdę się staram…
– Więc postaraj się jeszcze bardziej i zejdź mi z oczu.
– Czy naprawdę musimy żyć w ten sposób?
– Złoty Chłopiec oczekuje życia w harmonii i zgodzie dla własnego spokoju. Mój drogi mężu,
jesteś tylko rozpuszczonym bachorem, którego krewni dotychczas czcili z zachwytem…
– To nieprawda – wyszeptał Harry – i doskonale o tym wiesz. Widziałeś, jak dorastałem, w
moich wspomnieniach na lekcjach Oklumencji. Nikt nigdy mnie nie rozpieszczał i nie traktował
z czcią. Nigdy nie miałem prawdziwej rodziny, Severusie. Nigdy. Weasleyowie są najbliższymi
mi ludźmi jakich znam, a Hogwart jest jedynym miejscem, które przypomina mi dom. Ty, czy
tego chcesz czy nie, jesteś moją jedyną rodziną. I chociaż nie jestem tu mile widziany, to miejsce
jest jedynym domem jaki mam. – Mistrz Eliskirów milczał. Patrzyli na siebie przez kilka chwil, a
potem chłopak odwrócił się i wszedł do swojej sypialni. – Poddaję się, Hermiono – powiedział do
pustych ścian.
XXX
W dniu urodzin Harry'ego panowała przepiękna pogoda. Severus ponurym wzrokiem przyglądał
się nadlatującym co chwila sowom, przynoszącym prezenty i listy dla jego małżonka. Sam nie
był zainteresowany tym, by coś mu podarować lub chociaż złożyć życzenia. Tymczasem, nawet
Nessa i duchy pamiętały o urodzinach młodzieńca.
Harry postanowił spędzić ten dzień z Hagridem i chociaż z całych sił starał się tego nie
okazywać, jego przyjaciel dostrzegł, jak bardzo go trapi obojętność partnera.
– Czy Snape dał ci coś z okazji urodzin, Harry? – trafnie zapytał olbrzym. Gryfon zarumienił się i
potrząsnął głową.
– Po co? On mnie nienawidzi, Hagridzie – odpowiedział.
– Jest twoim mężem. Tak sobie myślę, że musisz być cierpliwy. Snape jest tak jakby… wrażliwy
– powiedział łagodnie gajowy.
– Jego urodziny są dziewiątego stycznia, tak napisano w naszym kontrakcie małżeńskim. Mam
jeszcze dużo czasu, żeby wymyślić, co chciałbym mu podarować. Może coś, czym mógłby uciąć
mi głowę?
– Cholibka, Harry! Wszystko się jakoś ułoży. Sam zobaczysz. Bądź dobrej myśli, chłopie. Snape
jest twoim opiekunem. Zajmie się tobą i mogę się założyć, że ty też będziesz go chronił. – Hagrid
poklepał pocieszająco przyjaciela po ramieniu, a Kieł ułożył pysk na jego kolanach.
XXX
Severusa nie było w komnatach, gdy Harry wrócił do domu. Kiedy wreszcie się pojawił, zastał
Gryfona w salonie czytającego książkę.
– Twoje dążenie do wiedzy nie robi na mnie żadnego wrażenia, Potter – rzucił ironicznie na
przywitanie, przeciągając samogłoski.
– Gdzie byłeś? – zapytał zaciekawiony chłopak, spoglądając na wyjściową szatę starszego
czarodzieja.
– A jak myślisz, najdroższy? – odpowiedział ostro Snape.
– Voldemort cię wezwał?
– Nie wymawiaj jego imienia w mojej obecności!
– Jestem twoim mężem, nie uczniem! – wybuchnął Harry.
– Niestety, to prawda – zauważył chłodno Severus, zdejmując płaszcz.
– Czy spotkanie... ech… udało się? – dopytywał się nieśmiało.
– Było doprawdy cudowne, Potter. Czarny Pan wydał koktajl party i nawet zagrał dla nas na
koniec na skrzypcach – powiedział kwaśno jego małżonek.
– Po prostu, chciałem wiedzieć – cierpliwość Gryfona zaczynała się powoli wyczerpywać.
– Czarny Pan był i jest wyjątkowo zainteresowany moimi seksualnymi eksploracjami twojego
kościstego ciała. – Harry wbił wzrok w swoje stopy. Nie był w stanie spojrzeć mężczyźnie w
oczy. – Zabawianie go wyszukanymi, zmyślonymi wspomnieniami jest doprawdy tak
relaksujące, Potter, że nawet nie możesz sobie tego wyobrazić – wyszeptał wściekle Severus,
wychodząc z pokoju i zatrzaskując za sobą drzwi.
Harry wstał i powoli ruszył do swojej sypialni. Jakże wspaniale kończą się jego urodziny! Usiadł
na łóżku zasypanym listami i prezentami od przyjaciół. Kiedy przejrzał je wszystkie raz jeszcze,
poczuł się nieco lepiej.
cdn
Rozdział 7
Severus Snape siedział na łóżku z założonymi rękami, patrząc niewidzącym wzrokiem na ścianę
przed sobą. W myślach kolejny raz analizował swoją wcześniejszą rozmowę z Czarnym Panem.
– Powiedz mi, Severusie, jak się ma nasz Złoty Chłopiec? Jest ci uległy?
– Nadal jest bardzo wrażliwy, mój Panie, i dosyć krnąbrny. Ale dzięki temu mam więcej zabawy.
– Ach, zawsze wiedziałem, że ukrywasz w sobie zdecydowanie … nieprzyzwoite skłonności –
powiedział z zadowoleniem czarnoksiężnik. – Czy uzdrawiasz go za każdym razem, czy raczej
pozwalasz mu doznać nieco cierpienia?
– Wolę go wyleczyć, bo wtedy mogę czerpać z niego dużo więcej przyjemności. Jest o wiele
bardziej… ciasny po uleczeniu, mój Panie. Poza tym, inni mogliby coś podejrzewać, gdyby nagle
zaczął szeroko chodzić .
– Mój wierny sługo, jak zwykle myślisz o wszystkim. To naprawdę godne podziwu.
– Dziękuję ci, mój Panie. Ponieważ chłopak jest naprawdę bardzo oporny, myślałem też o tym,
ż
eby użyć na nim… innych metod i narzędzi.
– Torturuj go tak długo, aż będzie uległy, Severusie. Jak już mówiłem, możemy o wiele więcej
skorzystać, utrzymując go przy życiu i szkoląc na jednego z moich sług…
Mistrz Eliksirów poczuł mdłości. Był zmuszony pokazać Czarnemu Panu fałszywe wspomnienia,
w których werbalnie i seksualnie wykorzystywał Pottera . Voldemort aż mrużył oczy z
przyjemności, kiedy były Ślizgon przedstawił mu wstrząsającą wersję ich pierwszego stosunku.
– Wziąłeś go siłą, Severusie? To cudownie!
Tylko, że on naprawdę wziął chłopaka siłą. Nie miał innego wyjścia. Przygotowania, eliksiry,
wszystko to, czego jeszcze użył, aby ułatwić penetrację i uczynić ją tak znośną, jak to tylko było
możliwe, wydawało się być jedynie marną wymówką usprawiedliwiającą gwałt. Mężczyzna czuł
się jak zwykły gwałciciel, pomimo tego, co Harry powiedział parę minut temu – przeprosił za
zaistniałą sytuację. Ale przeprosiny były nie na miejscu. Oskarżenie swojego małżonka o bycie
zboczeńcem, wydawało się być właściwsze. Przypomniał sobie ich stosunek, szloch, jaki wyrwał
się z ust Harry’ego i jego ostre „Nie dotykaj mnie!”, gdy położył dłoń na jego ramieniu w
niezdarnym i kompletnie niepotrzebnym geście wyrażającym, jak bardzo było mu przykro.
Snape miał marną opinię na temat miłości i kontaktów towarzyskich. Dumbledore był jedyną
osobą, którą mógł nazywać swoim przyjacielem. Z drugiej strony, rozpaczliwie pragnął ciepła i
kogoś bliskiego. Ale poprzestawał na desperackich schadzkach od czasu do czasu i następujących
po nich nocach pełnych szalonego seksu z mężczyznami dopiero co poznanymi w zarówno
mugolskich, jak i czarodziejskich barach dla gejów. Zniewalał ich zmysły melodią swojego
głosu, głębią spojrzenia, kocimi ruchami, włosami opadającymi na ramiona łagodnymi falami,
otulaniem się w tajemniczą czerń… Po osiągnięciu czysto fizycznej satysfakcji, wracał do
Hogwartu, gdzie na powrót stawał się osobą, do której przywykli jego koledzy z grona
pedagogicznego i uczniowie – szwendającym się wszędzie, tłustowłosym, wrednym, cynicznym
typkiem. Ale czy na pewno osiągał w ten sposób spełnienie? Wkrótce te ukradkowe i jakże puste
przyjemności stały się przyczyną zgorzknienia i wzbudziły obawę, że tak naprawdę nikt nie jest
w stanie go pokochać.
Bo któż by chciał pokochać takiego człowieka, jakim on się stał? Teraz z pełną świadomością był
okrutny dla otoczenia, by nie pozwolić nikomu zbliżyć się do siebie. Już lepiej konać w
samotności za żelaznym murem, jaki wokół siebie zbudował, niż pozwolić komuś głęboko się
zranić. Nie czuł już nic.
Harry oskarżył go o brak uczuć i serca.
Dysząc z gniewu, Severus wstał i zrzucił z ramion szatę wyjściową.
Dlaczego tak bardzo zabolały go te słowa i nieszczere przeprosiny takiego przemądrzałego
bachora, jak Potter? Czyż nie wystarczało, że był synem Jamesa Pottera?
Przestraszył go nagły i głośny krzyk, przedzierający się przez kilka zamkniętych drzwi. Ktoś
wrzeszczał jak opętany.
– Niiieee!
Snape zerwał się i pośpiesznie skierował do sypialni Harry’ego, skąd dochodził ten odgłos.
Drzwi były uchylone. Pchnął je i zajrzał do środka. Rzucił okiem na prezenty i listy rozrzucone
na łóżku chłopaka. Jedno z pudełek, pełne turkusowych pastylek, było otwarte. Z łazienki
przylegającej do sypialni dochodziły jęki i odgłosy szamotaniny.
– Potter? Po jakie licho tak się drzesz? – zawołał zirytowany Mistrz Eliksirów, pukając do drzwi.
Odpowiedział mu następny wrzask:
– Nie wchodź tutaj!
– Nie mam takiego zamiaru. Jednak żądam wyjaśnień, dlaczego rujnujesz mój spokojny wieczór
– warknął mężczyzna, czując jak ulatuje z niego całe opanowanie. Po chwili, drzwi łazienki
otworzyły się i na progu pojawił się Harry owinięty szczelnie w szlafrok. Jego twarz miała
niezdrowy kolor. Severus uniósł pytająco jedną brew, mierząc czarnym spojrzeniem ciało
młodego czarodzieja.
– Co za fascynujący strój, Potter. Nadal czekam na wyjaśnienia.
Zielone oczy Gryfona przeszywały go desperacko, a usta drżały z rozpaczy.
– Dostałem… uch… prezent od Freda i George’a…
– Ach, bliźniaki Weasleyów.
– Przysłali mi paczkę pastylek…
– Nie dziwi mnie to.
– … i poprosili, żebym je rozdał znajomym. Napisali też, żebym sam spróbował. No i…ee…
– Policzki nastolatka zapłonęły purpurowym rumieńcem. Ze zdenerwowania przystępował z nogi
na nogę.
– Co takiego zrobiły te pastylki, Potter? – zapytał niezwykle spokojnym głosem Snape, mrużąc
oczy.
– Ja… one… Jestem turkusowy… tam, na dole! – wyszeptał załamany chłopak.
Usta Severusa przez chwilkę niepokojąco drgały.
– Czy masz na myśli swoje okolice łonowe? – Rumieniec Harry’ego stał się jeszcze bardziej
intensywny, kiedy pokiwał głową. – Jestem pewien, że to wkrótce zejdzie – powiedział były
Ś
lizgon znudzonym głosem.
– Nie zejdzie! Napisali, że kolor wprawdzie zniknie sam, ale za dwa tygodnie! To nie znaczy
„wkrótce”!
Mężczyźnie nadal udawało się zachować całkowitą powagę.
– Twoja głupota i dziecinność, Potter, jest nie do opisania. Przecież dobrze znasz Weasleyów…
– Ale to moi przyjaciele, ufam im! Wiedziałem, że stanie się coś zabawnego, ale nie sądziłem, że
to. Jestem... nie chcę być tam turkusowy. – Młody człowiek nerwowo szarpał poły swojego
szlafroka.
– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – zacytował zgrabnie Snape. – Poza tym, uporczywe
unikanie określeń związanych z twoim „tam” są godne pożałowania. Z całą pewnością
opanowałeś słownictwo dotyczące ludzkiej anatomii. Zachowujesz się jak głupawy, bezmyślny
idiota. W dodatku, nie powinieneś nigdy dotykać czy połykać czegoś, co nie wiadomo jak na
ciebie zadziała, bezmyślny bachorze!
– Nie będziesz tak się do mnie zwracał! Jestem twoim mężem czy tego chcesz, czy nie! –
powiedział wściekle Harry.
Opiekun Slytherinu bębnił palcami o framugę drzwi, najwidoczniej napawając się zażenowaniem
chłopaka.
– To prawda. Jesteś mężem Mistrza Eliksirów i, niestety, masz dziś urodziny. Może jakiś
wywabiacz kolorów rozwiązałby twój… problem, Potter?
– Wiedziałeś, że mam dziś urodziny? Myślałem, że o nich zapomniałeś.
– Naprawdę miałeś tupet sądzić, że dostaniesz prezent od swojego zboczonego małżonka, mój
najdroższy?
– Jesteś ostatnią osobą, od której czegokolwiek bym się spodziewał – wyrzucił z siebie młody
czarodziej. – Staram się pracować nad naszym związkiem, a ty robisz wszystko, by go zniszczyć.
– W takim razie, jestem pewien, że poradzisz sobie bez tego wybielacza. Potter, kochanie, nie
można naprawić czegoś, co jest już zepsute. To małżeństwo zostało zawarte tylko i wyłącznie z
obowiązku.
– Można naprawić coś, co jest zepsute, ale to wymaga wysiłku. Z obu stron – odpowiedział
Harry.
Snape zaczął się szyderczo śmiać.
– Potter, twój optymizm mnie zadziwia! Naprawdę! Czy uważasz, że dokumenty rozwodowe
trzymam do dekoracji? Zgodziłem się ciebie poślubić i związałem się z tobą, bo Dumbledore
mnie o to poprosił, a nie dla twojego dobra.
Czarodziej wyszedł z pokoju nastolatka i zamknął się w swojej sypialni. Właśnie miał zdjąć
szaty, kiedy drzwi do jego komnaty otwarły się z trzaskiem i na progu stanął Złoty Chłopiec,
teraz ubrany w dżinsy i koszulkę.
Były Ślizgon przeszył go wzrokiem, nie ruszając się z miejsca.
– Powiedziałem ci kiedyś, że bardzo tego pożałujesz, jeżeli wejdziesz do mojego pokoju.
Zwłaszcza, jeśli zrobisz to bez pukania i mojej zgody.
– A ja nie pozwalam ci traktować mnie jak śmiecia! Wyjaśnijmy sobie prostymi słowami coś o
naszym związku, Severusie.
– Wynoś się natychmiast z mojej sypialni – wyszeptał Snape, podchodząc do dzieciaka. Harry
nie cofnął się ani na krok. Jego zielone oczy płonęły.
– Mówiłem ci, że jestem twoim mężem, a nie uczniem, którego możesz zastraszyć.
Jednym szybkim ruchem, Mistrz Eliksirów chwycił młodego czarodzieja za ręce i popchnął go na
ś
cianę. Wbijając paznokcie w skórę chłopaka, unieruchomił jego ciało swoim.
– Jak chcesz. Wyjaśnijmy sobie wszystko raz na zawsze, mój drogi mężu. Jesteś śmieciem.
Wszystkiego najlepszego! A teraz zabieraj się stąd, zanim zrobię ci krzywdę. – Uwolnił go.
– Już mnie skrzywdziłeś, poniewierając mną. Bardzo żałosne – powiedział łagodnie Harry, nie
mając najmniejszego zamiaru wyjść z pokoju.
Oczy byłego Ślizgona rozbłysły. Ruszył w stronę małżonka, który wyciągnął różdżkę.
– Och, chcesz się ze mną pojedynkować, Potter?
– Bez wahania wyciągnął swoją różdżkę i błyskawicznie użył niewerbalnego zaklęcia. Chłopak
zachłysnął się powietrzem, kiedy zaklęcie uderzyło go w pierś. Ścięty z nóg, poleciał bezwładnie
do tyłu. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył, był złośliwy grymas na twarzy mężczyzny. Potem upadł,
rozbijając łokieć o podłogę i uderzając głową w róg szafki stojącej w rogu pokoju.
– Wstawaj i walcz, Potter – warknął Snape.
Jego małżonek nie odpowiadał. Skórę miał trupio bladą, a włosy lśniły mu od krwi, spływającej
wolno po twarzy. Lewa ręka była wygięta pod dziwnym kątem.
Severus, równie blady, rzucił swoją różdżkę na łóżko i uklęknął obok Harry’ego. Poczucie winy
przyprawiało go o mdłości, kiedy spoglądał na młodego człowieka, leżącego w takim stanie.
Zapominając zupełnie o tym, że mógłby lewitować Pottera za pomocą magii, wziął swojego
małżonka w ramiona i zaniósł do Skrzydła Szpitalnego.
Kiedy tam się pojawił, natychmiast powitała ich pani Pomfrey.
– Co tym razem sobie zrobił? – zapytała z naganą w głosie, gdy Severus kładł chłopaka na łóżku
szpitalnym.
– Upadł i złamał rękę – odpowiedział wymijająco. Pielęgniarka spoglądała to na niego, to na
Harry’ego i chociaż twarz mężczyzny pozostawała niewzruszona, zaczęła nabierać podejrzeń.
– Wzywam dyrektora – powiedziała. Opiekun Slytherinu nie odezwał się ani słowem. Niedługo
potem pojawił się Dumbledore. Jego niebieskie oczy zdawały się prześwietlać Mistrza Eliksirów.
– Co się wydarzyło? – zapytał krótko.
– Pokłóciliśmy się i sprawy wymknęły nam się z rąk. Sięgnęliśmy po różdżki. Moje zaklęcie
okazało się zbyt mocne, jak sądzę. Upadł i złamał sobie rękę.
– Wygląda na to, że rozbił również głowę – dodał siwobrody czarodziej głosem pozbawionym
jakiegokolwiek ciepła. – Severusie, moja cierpliwość się wyczerpała. Robisz dokładnie to, co
Voldemort chce, abyś robił. Obaj z Harrym dorastaliście niekochani i niechciani. Miałem
nadzieję, że zrozumiecie się nawzajem. Ale czasami ofiara sama staje się katem. I tym właśnie
się stałeś.
– Sprowokował mnie. Wtargnął do mojej sypialni. Nie uszanował mojego życzenia, aby trzymać
się z dala od pewnych miejsc. Powiedział, że chce porozmawiać ze mną „prostymi słowami”. Ja
nie miałem na to ochoty, a on nalegał.
– Czy pokłóciliście się zanim wybuchła awantura w sypialni? – dopytywał się starzec.
Snape zadrżał.
– Tak. Przeszkodził mi z powodu jakiejś sztuczki, którą urządzili mu bliźniacy Weasleyów.
Rozmawialiśmy. On uważał, że traktuję go niesprawiedliwie i że powinniśmy... spróbować
naprawić i popracować nad… naszym związkiem.
Dyrektor był wściekły. Jego oczy groźnie błyszczały zza okularów.
– Severusie, możesz wystąpić o rozwód i zakończyć twoją więź krwi z Harrym. Popełniłem
straszny błąd. Nie powinienem nigdy nalegać na to małżeństwo. Powinienem przewidzieć, że do
tego dojdzie. Jednakże, sugeruję, aby rozwód został przeprowadzony w tajemnicy, tak, by ani
Voldemort ani Ministerstwo nie dowiedziało się o nim. Oczywiście, nie zdradziłeś Tomowi, że
związałeś się z Harrym. Po rozwodzie, nie będzie to miało już znaczenia. Musisz jednak
zachować pozory, inaczej on cię zabije za to, że nie wykonujesz jego poleceń.
– Dyrektorze…
– Dobrej nocy Severusie.
XXX
Kiedy Harry obudził się rankiem, jego głowa i ręka były już całkowicie wyleczone. Sięgnął po
okulary i usiadł na łóżku. Natychmiast pojawiła się pani Pomfrey, by dowiedzieć się o jego
samopoczucie.
– Jak się czujesz?
Gryfon wyciągnął rękę.
– Dobrze, dziękuję.
– Zjesz tutaj śniadanie, a potem możesz wrócić do waszych komnat. Ale tym razem dla odmiany
postaraj się zadbać o siebie.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął.
– Spróbuję.
Pielęgniarka bardzo lubiła Harry’ego. Poza tym, że był miłym i odważnym chłopcem, był też
mało uciążliwym i współpracującym pacjentem. Upewniła się, że pewnie stoi na nogach, kiedy
wstał, żeby udać się do toalety i ucieszyła, gdy wrócił do łóżka, siadając do śniadania.
Potter zjadał ponuro swój posiłek. Jego małżeństwo wisiało na włosku. Severus nie chciał z nim
rozmawiać. Jakże mógł tak bardzo się pomylić. Zbyt wiele było między nimi nieporozumień.
Ledwie odłożył tacę na bok, a do sali wszedł Dumbledore i usiadł na krześle tuż przy jego łóżku.
– Dzień dobry, mój chłopcze.
– Profesorze? – Harry zdziwił się tą niespodziewaną wizytą.
– We własnej osobie. Jak się czujesz?
– W porządku. Ja tylko… Nie wiem co zrobić z moim małżeństwem – powiedział nieśmiało,
miętoląc w palcach rąbek szpitalnego prześcieradła. – Myślę, że Severus za bardzo mnie
nienawidzi.
– Zasugerowałem mu, żeby wystąpił o rozwód, ale musicie utrzymać to w tajemnicy przed
wszystkimi. Za wyjątkiem twoich przyjaciół.
– Próbowałem nad nim popracować, proszę pana. Próbowałem z nim rozmawiać. Pytałem.
Chciałem, żebyśmy przedyskutowali nasz konflikt i znaleźli jakieś rozwiązanie. Odmówił i
wydrwił mnie.
Starzec ciężko westchnął.
– Jest mi niezmiernie przykro, że twoje osiemnaste urodziny zakończyły się w taki sposób.
Severus potrafi być czasami niezwykle trudnym.
Słowo „urodziny” wywołało w Harrym mieszane uczucia. Doskonale pamiętał, że dyrektor jest
wyśmienitym legilimentą i z całych sił starał się nie myśleć o swojej turkusowej części.
– Być może rozwód to jedyne wyjście – zgodził się.
Nagle otworzyły się drzwi. Czarne, czujne oczy spoglądały raz na jednego, raz na drugiego
czarodzieja. Dumbledore delikatnie uścisnął ramię Gryfona, po czym zostawił małżonków
samych.
Rozdział 8
W sali zapadła krępująca cisza.
―
Przepraszam, że wylądowałeś przeze mnie w skrzydle szpitalnym, Potter ― wyrzucił w końcu
z siebie Snape. Nie zdziwił się, kiedy chłopak wbił w niego przeszywający, zielony wzrok.
Prawdopodobnie, w tym momencie nienawidził go i nie ufał mu bardziej niż kiedykolwiek w
przeszłości. Mężczyzna usiadł na krześle, które jeszcze przed chwilą zajmował Dumbledore i
odwzajemnił szmaragdowe spojrzenie. Ich małżeństwo zaczęło się w bardzo niefortunny sposób i
pogrążało z dnia na dzień coraz bardziej. Gryfon wciąż milczał, co zaniepokoiło Severusa.
Rozwód wydawał się idealnym rozwiązaniem. W dzisiejszych czasach był na porządku
dziennym, szczególnie w przypadkach, gdy konflikty brały górę nad uczuciami i nie można ich
było w żaden sposób rozwiązać. Z drugiej strony, jego związek z Harrym nie należał do
zwyczajnych.
Ostatecznie, to oczy młodego małżonka pozwoliły mu podjąć decyzję. Ich kształt i zdumiewająco
zielony kolor przypomniał mu o matce chłopaka, Lily. Kobiecie, która zawsze okazywała mu
serce i broniła go przed poniżającymi żartami Jamesa Pottera i Syriusza Blacka. A on, mimo
tego, kiedyś odwrócił się od niej. Teraz, kiedy przebywała w innym świecie, nieważne jakim, jej
dusza żyła nadal. Wiedział, że udała się gdzieś daleko, nie stając się duchem niczym Krwawy
Baron czy Szara Dama. Ruszyła w stronę światła na spotkanie ze swoją „wielką przygodą” ― jak
miał w zwyczaju mawiać Albus. Ale mimo wszystko, pozostawała nadal tutaj. Dostrzegał ją w
spojrzeniu i duszy jej syna. Lily broniła Severusa w każdym tego słowa znaczeniu, a on nędznie
odpłacił jej, zdradzając dla Voldemorta, który zamordował ją i jej męża.
Snape skręcał się cały z wściekłości, kiedy tylko przypominał sobie o tym, jak Czarny Pan
próbował zabić dziecko. Ten fakt przeraził go głęboko i pozbawił jakichkolwiek złudzeń, co do
tego, do jakiego kręgu seryjnych morderców dołączył. A tym dzieckiem okazał się Harry Potter,
który tak bardzo przypominał swojego ojca… poza oczyma. Severus ponownie zatracił się w ich
szmaragdowej toni.
―
Jeśli się zgodzisz ― powiedział ― nadal pozostaniemy małżeństwem. Masz moją akceptację.
Harry zamrugał z niedowierzania. Sądził, że jego mąż z radością przystanie na rozwód i
natychmiast wyciągnie stosowne dokumenty.
―
Wyrażę zgodę, tylko pod warunkiem, że będziesz mnie traktował z większym szacunkiem niż
dotychczas. Nie każę ci mnie polubić. Wystarczy mi, jeżeli uświadomisz sobie, że jestem czującą
i myślącą istotą ludzką, nawet jeśli nie dorównuję ci talentem czy intelektem.
Severus milczał zamyślony, nadal wpatrując się w oczy małżonka.
―
To powinno wystarczyć, żeby utrzymać to małżeństwo przynajmniej przez rok ― powiedział
w końcu.
XXX
Po powrocie Harry’ego ze skrzydła szpitalnego, obaj zachowywali w swojej obecności
kompletne milczenie, traktując się nawzajem z obojętnością. Nastolatek na początku był
zadowolony, że nie musiał znosić ciągłych wybuchów gniewu Snape’a. Jednak wkrótce
samotność zaczęła go dławić. Jego mąż i on, żyli w dwóch odmiennych światach. Gryfon starał
się trzymać tylko swoich komnat, wychodząc jedynie polatać na miotle, lub gdy chciał
popracować w bibliotece. Chłopak tęsknił za Hagridem, który wyjechał na kilka tygodni do
Francji do Madame Maxime. Umierał z nudów. Zanim trafił do pani Pomfrey, był nieszczęśliwy,
bo wciąż kłócił się i sprzeczał z byłym Ślizgonem. Teraz nie czuł się dobrze z powodu izolacji,
którą częściowo narzucił sobie sam, a do której częściowo zmuszał go Severus swoim chłodem.
Często pisał do swoich przyjaciół, zachowując każdy otrzymany list, czytając wiele razy.
Wmawiał sobie, że taka sytuacja mu odpowiada, tłumacząc, że mimo wszystko SĄ
małżeństwem, a Snape JEST jego obrońcą. Ten człowiek musiał uprawiać z nim seks, by
dopełnić obrzędu połączenia. Cała intymność pomiędzy nimi została tak samo wymuszona, jak
ich obecny dystans. Harry czuł, że nie byłby w stanie zachowywać się naturalnie w obecności
Severusa, co z pewnością było odwzajemnionym odczuciem. W końcu znalazł powiernika w
Nessie. Wąż bardzo chętnie ześlizgiwał się ze swojego moździerza, by z nim porozmawiać.
Młody czarodziej zorientował się, że zwierza się jej z myśli o swoim małżeństwie, czego nie
robił nawet w listach do przyjaciół, poza kilkoma zdawkowymi wzmiankami. W listach jego
związek był „w porządku” czy „bezproblemowy”. Zwierzę w krótkim czasie wiedziało o wiele
więcej.
―
Severus tylko czeka na rozwód, Nesso. Jednak jest moim opiekunem i chciałbym poznać go
bliżej, tylko nie mam pojęcia, jak do niego dotrzeć. Nic nie przychodzi mi do głowy. Żyjemy,
jemy, a nawet oddychamy oddzielnie. Duszę się i już sam nie wiem, czy to jest lepsze od naszych
wcześniejszych ciągłych kłótni.
―
Twój mąż dusił się tutaj przez wiele lat, Harry Potterze. On już zapomniał, jak to jest, gdy się
coś czuje. Jego serce prawie umarło. Za bardzo przywykło do cierpienia. Bądź ostrożny, aby nie
stać się kimś takim jak on, bo któregoś dnia obudzisz się i nie będziesz już umiał się uśmiechać,
czy doceniać magiczne chwile. Twój mąż utknął w przepaści. Jeżeli zejdziesz do niego,
pociągnie cię za sobą w dół. On sam musi się wspiąć do ciebie i odnaleźć cię, mój ty odważny
młodzieńcze.
―
On tego nigdy nie zrobi. Nie bez jakiejś wskazówki, a przecież on nie znosi rad.
―
Próbowałeś, mój młody przyjacielu, tymczasem on złamał ci rękę i zranił w głowę. Widziałam
jak cię niósł. Słyszałam, jak się kłócicie wewnątrz. Teraz czuję dystans z jakim się do siebie
odnosicie. Zawsze jest jakiś sposób, Harry Potterze. Któregoś dnia obaj go znajdziecie i wtedy
razem go zrealizujecie. Idź na spacer. Raduj się deszczem, naciesz się słońcem, czerp radość z
wszystkiego, co znajdziesz tam, na zewnątrz. Smakuj słodycz, jaką oferuje ci ten świat i wnieś ją
do tych komnat, które dzielisz z mistrzem Eliksirów.
Słowa węża dały Harry’emu nadzieję, ale przyniosły też dziwny smutek.
―
Tak poetycko mówisz, Nesso…
―
Och, czyż poezja nie jest piękna, mój drogi. Poezja to nie tylko słowa. Musisz doświadczyć jej
na swój własny sposób. Powiedz, co chciałbyś robić w wolnym czasie?
―
Hm, Lubię czytać. Uwielbiam latać na miotle, słuchać muzyki, pisać do przyjaciół, troszeczkę
szkicować…
―
Szkicować? Doszły mnie słuchy, że w tym roku szkolnym odbędą się zajęcia z rysunków, mój
młody przyjacielu. Przechadzałam się raz nocą po portretach i coś na ten temat usłyszałam.
―
Sądzisz, że mógłbym wziąć w nich udział? Sam nie wiem… Rysuję bardzo dziwne rzeczy.
―
Tym lepiej dla ciebie. Odmienność jest dobra ― odpowiedź Nessy przeszła w syczący
chichot. ― Nosisz swoje emocje, jak na otwartej dłoni, w przeciwieństwie do głęboko ukrytych
uczuć twojego męża. On nie chce z tobą rozmawiać. Być może to nie przez rozmowę uda ci się
do niego dotrzeć. Może prowadzi do niego inna droga.
Lśniące jak paciorek oko węża figlarnie mrugnęło w stronę Gryfona. Nagle drzwi otworzyły się.
Nessa odwróciła głowę od młodzieńca i na powrót owinęła swój długi ogon wokół moździerza.
Potter odskoczył w bok, żeby uniknąć zderzenia ze Snapem wychodzącym z komnat. Drzwi
zamknęły się za nim głucho.
―
Nadal tu jesteś? ― zapytał wesoło wąż.
―
Tak ― wysyczał Harry.
―
Znowu się popisujesz wężomową, Potter ― warknął Ślizgon, potrącając nastolatka,
przechodząc obok niego.
―
Sama widzisz, co miałem na myśli ― wyszeptał Harry do Nessy. Snape zatrzymał się i
powoli odwrócił w ich stronę.
―
Co ty powiedziałeś, Potter?
Nagłe syknięcia węża zaskoczyło ich obu. Gad otworzył szeroko paszczę i obnażył swoje kły,
wbijając jednocześnie wściekłe spojrzenie swoich lśniących oczu w Mistrza Eliksirów. To
zdecydowanie było ostrzeżenie.
Oczy Severusa zwęziły się gwałtownie.
―
Ty uparty gadzie! Masz czelność sprzeciwiać się osobie, której komnat strzeżesz?
Nessa zwróciła się w stronę chłopca.
―
Powiedz mu, że to nie tylko jego dom, ale również twój.
Harry spojrzał w oczy męża i powtórzył mu słowa swojej nowej przyjaciółki.
―
Nessa mówi, że te komnaty należą do nas obu.
―
Będziesz trzymać swój widlasty jęzor na wodzy i spełniać swoje obowiązki, albo zastąpi cię
inny portret! ― zagroził jej Snape.
Wąż wysyczał odpowiedź, Harry zaś przetłumaczył.
―
Powiedziała, że opowie wszystkim portretom o twoim nikczemnym zachowaniu, i dopilnuje,
ż
eby żaden z nich nie chciał strzec tego miejsca.
Mistrz Eliksirów przez kilka chwil ciskał piorunujące spojrzenie w stronę zwierzęcia, po czym
odszedł. Harry, który odprowadzał go wzrokiem, dostrzegł, jak bardzo napięte z gniewu były
ramiona profesora.
―
Dziękuję ci, Nesso. W jaki sposób się z nim komunikujesz, jeśli on nie rozumie wężomowy
―
zastanawiał się młody czarodziej.
―
Potrafię pisać ogonem ― przyjaciółka pomachała do niego końcem swojego długiego ciała.
―
Wężomowa jest tylko werbalnym sposobem wyrażania moich myśli. Do pisania używam
angielskiego. Autor tego obrazu był bardzo utalentowanym artystą. Tchnął we mnie swoje
zdolności i ducha, a zanim umarł, nauczył wszystkiego, co umiał. Chociaż nigdy nie
dowiedziałam się, jak miał na imię. Idź teraz na słońce, Harry Potterze.
Mądry wąż zamknął oczy, kończąc tym samym konwersację. Gryfon uśmiechnął się do siebie i
udał się za jej radą na spacer. Przechadzając się po błoniach i upajając słoneczną pogodą, czuł się
zadziwiająco rześko. Zupełnie tak samo, jak po przejażdżce na miotle.
Niechętnie wrócił do lochów. Jego małżonek siedział niedaleko paleniska, czytając. Młody
czarodziej w milczeniu udał się do swojej sypialni. Zostawił za sobą otwarte drzwi, by wpuścić
do środka nieco świeżego powietrza, chociaż mógłby zwyczajnie posłużyć się zaklęciem, żeby
pozbyć się zaduchu z komnaty. Hedwiga zostawiła dla niego na stoliku nocnym dwie
wiadomości oraz plan zajęć. Pierwsza notatka pochodziła od Kingsleya Shacklebolta, który
informował go, że zjawi się w Hogwarcie w poniedziałek i już nie może się doczekać na
pierwszą lekcję pojedynków. Druga wiadomość dotyczyła jego treningu na nauczyciela obrony
przed czarną magią, jaki mieli poprowadzić McGonagall i Moody. Rozkład zajęć Harry’ego
dotyczył tych właśnie lekcji. Uśmiechając się do siebie, chłopak najpierw za pomocą zaklęcia
zrobił kopię planu, po czym machnąwszy różdżka, użył kolejnego niewerbalnego czaru i
pergamin zawisł na ścianie. Młodzieniec wziął do ręki kopię. Pomimo tego, że Snape był
kompletnie niezainteresowany tym, co robił, Gryfon czuł, że powinien o tym wiedzieć.
Zaryzykował i podszedł do paleniska.
―
Emm, Severusie? ― zapytał z wahaniem.
Mężczyzna zmierzył go wściekle zirytowanym spojrzeniem spoza potwornie starego tomu, który
trzymał w ręku.
―
Dostałem właśnie rozkład moich lekcji pojedynków i treningu obrony przed czarną magią.
Pomyślałem, że przyda ci się kopia, żebyś wiedział, gdzie jestem.
Smukła dłoń ujęła plan Pottera bez żadnego komentarza. Harry stał nadal w miejscu, spoglądając
niepewnie na swojego małżonka.
―
Masz mi coś jeszcze do powiedzenia, Potter? Idę za chwilę do mugolskiego baru na drinka.
Sam. I nie interesuje mnie twoje towarzystwo.
―
Do mugolskiego baru?
―
Tam nikt mnie nie rozpozna. Wyobraź sobie, jak zareagowałoby Ministerstwo, albo słudzy
Czarnego Pana, gdyby zauważyli mnie w czarodziejskim pubie. Mogliby pomyśleć, że nasze
małżeństwo się rozpada, a my przecież nie chcemy dać im tego do zrozumienia.
―
Co dokładnie masz na myśli? ― zapytał Harry, czując narastający niepokój.
―
Interesuje mnie inne towarzystwo niż twoje, Potter.
Chłopak spojrzał na niego podejrzliwie.
―
Czy ty się z kimś spotykasz? ― zapytał powoli.
―
Masz zamiar robić mi sceny zazdrości?
Młody czarodziej był coraz bardziej wzburzony.
―
Jeżeli widujesz się z kimś za moimi plecami… ― Snape wstał, wbijając wzrok w swojego
małżonka.
―
Zawarliśmy to małżeństwo z obowiązku, Potter. Nie mam wobec ciebie żadnych zobowiązań,
poza tym, że zostałem twoim opiekunem.
―
Czy ty sypiasz z kimś innym? ― zapytał głucho Gryfon?
―
Możesz być pewien, że z nikim w tej chwili nie sypiam i nie robiłem tego od czasu, gdy
wstąpiłem z tobą w ten beznadziejny związek. Wyjście na drinka do baru i uprawianie seksu, to
dwie zupełnie różne rzeczy, ale nie spodziewam się, że dostrzeżesz różnicę, będąc w posiadaniu
tak bardzo ograniczonego umysłu.
―
Ale nie masz nic przeciwko niewierności w naszym związku, mam rację? ― zapytał ze
złością Harry, na co Snape zareagował zaledwie wzruszeniem ramion.
―
Prowadzimy kompletnie oddzielne życia, Potter.
―
Posłuchaj mnie, Severusie. Miałeś możliwość rozwieść się ze mną. Tylko Merlin jeden wie,
dlaczego nie pobiegłeś po dokumenty rozwodowe, kiedy leżałem w skrzydle szpitalnym. Nie
stałbym ci wtedy na drodze. To ty pierwszy wyraziłeś swoje zdanie, nie ja. Jednak nic się nie
zmieniło od czasu naszej ostatniej kłótni. Kompletnie nic. Jeżeli tak bardzo nie szanujesz siebie,
jak mógłbyś szanować innych? Nie czujesz winy, idąc do baru na drinka i flirtując z obcymi
mężczyznami, kiedy ja siedzę tu, w Hogwarcie? Jak mam ci ufać? I jak ty możesz ufać mnie?
Jaki sens ma to małżeństwo i odpowiedzialność za niego, jeżeli zachowujesz się w taki sposób?
―
Młody mężczyzna nie był świadom łez spływających po jego twarzy. ― Ty i ja zostaliśmy
związani, a ty wychodzisz i… Zapomnij o tym. Teraz dopiero widzę, jak głęboko mnie
nienawidzisz i nie masz najmniejszego zamiaru mnie poznać, ani ze mną rozmawiać czy… ―
Gniew ściskał go za gardło, prawie uniemożliwiając mówienie. ― Widzisz we mnie tylko to, co
chcesz widzieć. Nic o mnie nie wiesz. Idź! Jeżeli sądzisz, że ochrona leży tylko i wyłącznie w
krwi, idź! Wydostań się wreszcie z tego pieprzonego małżeństwa! Nie będę cię do niczego
zobowiązywać! Zbyt długo zależało mi na tym, aby jakoś porozumieć się z osobą, która ocaliła
mi życie, zgodziła się na ślub ze mną i wyraziła chęć otoczenia mnie opieką! Tylko jeżeli to dla
ciebie takie nienormalne, to dlaczego nie chcesz się ze mną rozwieść? Po co trzymasz się ze mną,
jeżeli robisz to bardziej dla Dumbledore’a niż dla mnie? ― Chłopak zaczął się wycofywać,
ukrywając swoją twarz w dłoniach. Po chwili przystanął, zdjął z palca obrączkę i cisnął nią w
Snape’a. ― Użyj jej do swoich eliksirów! ― wykrzyknął.
Twarz Sewerusa stała się śmiertelnie blada. Mężczyzna nie poruszył się, ani nie próbował choć
jednym słówkiem przerwać wybuchu złości Harry’ego. Nieznacznie zadrżał, gdy usłyszał jak
drzwi do pokoju jego małżonka zatrzaskują się za nim. Jednak po dziesięciu minutach Potter
pojawił się w nich ponownie, a za nim sunął jego kufer.
―
Gdzie ty się wybierasz?
Młody czarodziej nie odpowiedział, tylko skierował się w stronę wyjścia. Mistrz Eliksirów ruszył
za nim i złapał go za ramię. Gryfon zwrócił się gwałtownie w jego kierunku.
―
I co mi zrobisz? Znowu złamiesz mi rękę? ― warknął. Jego głos przybrał niespodziewanie tak
samo tajemniczą barwę, jak jego starszego towarzysza. Strząsnął dłoń mężczyzny ze swojego
ramienia i wyszedł z komnat. Po drugiej stronie Nessa otworzyła oczy.
―
Harry Potterze, proszę, nie odchodź ― syknęła w jego stronę, ale chłopak nie zwracał na nią
uwagi. Dysząc ciężko przez zaciśnięte zęby, opuścił lochy i udał się do wieży Gryffindoru.
―
De Amicitia ― wykrztusił hasło, kiedy dotarł do portretu Grubej Damy.
―
Dobrze się czujesz, kochanieńki? ― zapytała zaciekawiona kobieta.
―
Ja… tak. Dobrze, dziękuję. Mógłbym wejść?
―
Oczywiście, mój drogi.
Harry wszedł do pokoju wspólnego i usiadł na sofie, którą zawsze dzielił z Ronem I Herminą.
Ukrył twarz w dłoniach i gorzko zapłakał.
Tak bardzo pogrążył się w swoim żalu, że nie zauważył, jak drzwi otworzyły się po raz drugi.
Severus Snape niepewnie wszedł do środka. Jego przenikliwy czarny wzrok spoczął na
młodzieńcu siedzącym na kanapie i jego kufrze leżącym wciąż na środku pokoju.
Rozdział 9
— Potter.
Chłopak poderwał głowę, ocierając łzy z twarzy.
— Jak ty się tutaj…?
— Szedłem za tobą. Teraz będziesz tak uprzejmy i wrócisz ze mną do lochów.
— Nie mam najmniejszego zamiaru! — krzyknął Gryfon.
— Nalegam — odpowiedział spokojnie Snape.
— A ja odmawiam — spierał się młody czarodziej.
— Wracamy razem.
Uparty wyraz twarzy jego małżonka, wciąż mokrej od łez, mówił sam za siebie.
— Nie ma mowy!
Jednym, rzuconym błyskawicznie zaklęciem, Mistrz Eliksirów uniósł w powietrze kufer
Harry’ego, po czym — zanim ten zdążył cokolwiek powiedzieć czy zrobić — wziął go na ręce i
wyniósł z pokoju wspólnego.
— Severusie Snape! Natychmiast postaw mnie na ziemię! — krzyknął chłopak z całych sił,
usiłując wyrwać się z jego objęć, jednocześnie czepiając się szat, by nie spaść na posadzkę.
— Jesteś szokująco uparty.
— Każdy by był, będąc twoim mężem!
— Potter, przestań, proszę, wrzeszczeć mi do ucha, bo rzucę na ciebie zaklęcie uciszające.
— Żądam rozwodu!
— Ale ja nie mam zamiaru od ciebie odchodzić.
Słowa Snape’a tak zaszokowały Harry’ego, że z wrażenia zamilkł na parę sekund, zanim na
nowo zaczął się miotać.
— Nadal chcę rozwodu!
Postacie na mijanych po drodze portretach przyglądały im się z zainteresowaniem. Niektóre z
nich porzuciły swoje ramy i podążały za małżonkami w stronę lochów, przeskakując z jednego
obrazu na drugi. Wzdychając ciężko, Severus poprawił uścisk wokół chłopaka.
— Potrafisz być ogłuszający, Potter. Jeszcze jeden wrzask i rzucam zaklęcie. Tak przy okazji,
jesteś bardzo ciężki.
— Więc dlaczego nie opuścisz mnie na dół? Moja powalająca waga jest chyba dostatecznym
powodem, nawet jak dla ciebie — parsknął Gryfon.
— Nie ma mowy! — warknął w odpowiedzi Ślizgon. Harry westchnął z rezygnacją i objął
swojego małżonka, który trzymał go w milczeniu w ramionach, dopóki nie zaniósł go z
powrotem do lochów. — Dotarliśmy do naszych komnat.
— Naszych komnat? Naszych? Cóż to za sensacyjna wiadomość! — wykrzyknął młody
czarodziej, z szyderczym uśmieszkiem na twarzy, godnym samego Mistrza Eliksirów. —
Myślisz, że jestem tak głupi, że nie wiem, gdzie jesteśmy?
Słysząc zbliżających się czarodziejów, zaciekawiona Nessa wyciągnęła głowę w ich stronę i
rzuciwszy im szybkie spojrzenie, wydała z siebie charakterystyczny, syczący chichot. Severus
chłodno podał jej hasło i zwierzę wpuściło mężczyzn do środka. W końcu, Snape postawił
swojego małżonka na nogi, jednocześnie kierując kufer jednym ruchem ręki w kierunku sypialni
chłopaka.
— Czy przyprowadziłeś mnie tu po to, bym mógł niezwłocznie podpisać dokumenty
rozwodowe? — wyrzucił z siebie Gryfon.
— Powiedziałem ci już, że nie chcę się z tobą rozstać.
— Ale ja chcę! Natychmiast!
Severus ze spokojem przyglądał się twarzy młodzieńca. Po chwili, wyciągnął z kieszeni
obrączkę, ujął jego lewą dłoń i nasunął pierścień na palec Pottera.
— Nie jestem dobry w budowaniu jakichkolwiek konstruktywnych związków, Po… Harry.
Na dźwięk swojego imienia w ustach Severusa, oczy chłopaka rozszerzyły się w szczerym
zdumieniu.
— Ach, tak, zauważyłem — odpowiedział niegrzecznie. — Osiągnąłeś mistrzostwo, jeżeli chodzi
o destrukcyjne związki. — I wtedy zdał sobie sprawę, że Snape próbuje go przeprosić i
prawdopodobnie kosztuje go to wiele wysiłku. Chłopak zrobił głęboki, uspokajający oddech. —
W porządku. Więc dlaczego nie chcesz, abyśmy się rozstali? — zapytał.
— Po… Harry, obaj mamy wspólnego wroga. Sensowne jest, abyśmy pokonali go razem i abyś
był przy tym ochraniany przez magię krwi.
— Ach, no cóż, polityczne względy zawsze były dość mocnym argumentem, aby scementować
małżeństwo — zauważył chłodno młodzieniec. — W każdym razie, nie będę już opóźniać twojej
małej wycieczki do baru. — Wyszarpnął swoją dłoń z uścisku małżonka. — Nie widzę też
powodu dla którego miałbym mieszkać tu z tobą. Porozmawiam z profesorem Dumbledore'em i
zapytam, czy mógłbym się stąd wyprowadzić.
— Jesteś moim mężem! Nie będziesz mieszkał nigdzie indziej! — powiedział Snape. Jego gniew
narastał z każdą chwilą.
— Nie będziesz robił tego, nie będziesz robił tamtego! Czy tylko tak potrafisz się do mnie
zwracać? To takie obiecujące dla naszego związku! Sam spójrz! Ledwie otwieramy usta, a już się
kłócimy! Jesteś brutalem, Severusie Snape! Będę nosić tę przeklętą obrączkę, żebyśmy razem
mogli pokonać naszego wspólnego wroga, jak to ładnie ująłeś. Ale co to za różnica, gdzie będę
mieszkał? I tak żyjemy tu całkowicie oddzielnie. Nie dzielimy ani komnat, ani łóżka, ani nawet
ż
adnej sympatii względem siebie. Wiesz co, jestem zmęczony tą dyskusją. Wiem, że za chwilę
zaczniesz mnie obrażać, więc wracam do swojego pokoju i będę ci schodził z drogi, jak mam to
w zwyczaju robić odkąd wróciłem tu ze skrzydła szpitalnego. Tak bardzo mnie nienawidzisz, że
ucieszy cię jedynie lektura mojego nekrologu. — Chłopak ruszył w stronę swojej sypialni,
zostawiając za sobą swojego męża, którego ramiona zwisały bezradnie wzdłuż ciała, lecz
zatrzymał się tuż przed drzwiami. Westchnąwszy ciężko, odwrócił się z powrotem w stronę
Severusa. Starszy czarodziej stał wciąż w tej samej beznadziejnej pozie. Harry ruszył w jego
kierunku. — Przepraszam — powiedział, czując jak znika cała złość, która jeszcze przed chwilą
się z niego wylewała. Nagle poczuł przypływ sympatii dla człowieka, który tak bardzo izolował
się w swojej samotności. Zalała go fala współczucia, jak wtedy, gdy zobaczył to pamiętne
wspomnienie swojego męża w myślodsiewni, w którym jego ojciec i Syriusz napadają na
Ś
lizgona. — Czy moglibyśmy usiąść i, ech… porozmawiać? — zapytał niepewnie.
Przez chwilę Mistrz Eliksirów przyglądał się Gryfonowi z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po
czym podszedł do kanapy i usiadł tuż przy palenisku. Chłopak zajął miejsce na krześle na wprost
mężczyzny, gdy ten skinął na niego swoją elegancką dłonią w zapraszającym geście.
— Mów — odparł uprzejmie.
— No cóż, jeżeli mamy żyć razem, musimy zacząć się komunikować. — Oczy starszego
mężczyzny zwęziły się niebezpiecznie, lecz młodzieniec zaczął mówić dalej: — Mam na myśli…
moglibyśmy spotykać się razem wieczorami i… rozmawiać o tym, co robiliśmy. A jeżeli nie
lubisz rozmawiać, może moglibyśmy robić coś, przy czym nie trzeba używać wielu słów…
Mógłbym pomagać ci kroić składniki do eliksirów czy coś takiego…
— Ty? Pomagać mi kroić składniki eliksirów? — zapytał z niedowierzaniem Severus. Chłopak
poczerwieniał i już otwierał usta, by zacząć się spierać, gdy Snape, dostrzegając kolejną
nadchodzącą, niebezpieczną burzę, dodał szybko: — Może rzeczywiście mógłbyś do czegoś się
przydać. Jednakże, doprawdy, wolę pracować sam.
— Ty wszystko wolisz robić sam — odpowiedział Harry. — Co powiesz na to, abyśmy razem
wychodzili na drinka?
— Potter, nie zależy mi na tym, żeby udzielać się towarzysko.
— Czy to jest aż tak nienaturalne, że chciałbym nawiązać bliższy kontakt z kimś, kto uratował mi
ż
ycie i kto jest równocześnie moim mężem i opiekunem? Już kiedyś zadałem ci to pytanie.
Severusie, ja… nie spodziewam się, że zapragniesz mnie poznać, ale ja chciałbym poznać ciebie.
— Potter… Harry, już dostatecznie mnie poznałeś w ciągu ostatnich kilku lat.
— Naprawdę cię poznałem? Znam cię jako swojego nauczyciela. Wiem, że masz, ech… złożony
charakter, ale nie wiem, uch… jakie jedzenie lubisz najbardziej, jaki jest twój ulubiony eliksir,
książka czy muzyka. Nie wiem, czy zbierasz znaczki… i takie tam inne rzeczy.
— Zbieram znaczki? — zapytał Snape, unosząc brew.
— Ach tak, zapomniałem, że czarodzieje nie używają znaczków. Dawno temu, Ron wysłał mi
list, a kopertę, w której się znajdował, oblepił całą znaczkami. Dursleyom całkiem odbiło, gdy to
zobaczyli, chociaż wyglądało dość zabawnie… — chłopak przerwał, zdając sobie sprawę, że
zaczyna paplać, żeby ukryć swoje zdenerwowanie.
Zapanowała niezręczna cisza. — Więc, co sądzisz o tym, żeby wprowadzić takie regularne
spotkania? — Starszy mężczyzna wpatrywał się niewzruszenie w swojego młodszego małżonka,
który odpowiedział mu wyczekującym spojrzeniem swoich zielonych oczu. — I, proszę cię, tylko
nie mów, że musisz się nad tym zastanowić. To byłaby gra na zwłokę — dodał poważnie Gryfon.
Kolejna chwila ciszy. — Wiem, że to brzmi nieco dziwnie, nie chodzi mi wcale o to, że nigdy
wcześniej nie próbowaliśmy się ze sobą, er… porozumieć.
— Doskonale pamiętam nasze… próby porozumienia się, jak to ująłeś. I tak, jak sam o tym
wspomniałeś, było to raczej wymuszone porozumienie.
— Tym bardziej obaj potrzebujemy nieco zachęty, żeby nawiązać mniej lub bardziej werbalny
rodzaj komunikacji — nie ustępował Harry. — W końcu, teraz rozmawiamy, czyż nie?
— Biorąc pod uwagę fakt, że głównie to ty mówisz… tak, można tak powiedzieć.
Chłopak z całych sił starał się powstrzymać przed wstaniem z miejsca i odejścia z poczuciem
całkowitej rezygnacji.
— Spotkajmy się wieczorem raz czy dwa razy w tygodniu, i po prostu… wymieńmy się
nowinkami lub zróbmy coś razem. Jesteś bardzo zorganizowaną i poukładaną osobą, więc
możemy ustalić jakąś konkretną datę czy godzinę.
— Potter, zaczynasz gadać od rzeczy.
— Ja… — głos młodego czarodzieja brzmiał bardzo niepewnie. Nos miał ciągle nieco zapchany,
po niedawnym płaczu. Przez kilka chwil wpatrywał się w końcówki swoich palców u stóp. A
potem wstał. — Daj mi pięć sekund.
Severus niedbale wzruszył ramionami i podniósł jakąś książkę, która leżała na stole. W tym
czasie, chłopak podszedł do półki, gdzie leżał flakon zawierający ich połączoną krew. Wziął go i
wrócił do swojego męża, siadając tuż obok niego na kanapie. Ku jego zaskoczeniu, Snape
zatrzasnął książkę i wziął od niego buteleczkę. Patrząc prosto w zdesperowane oczy młodzieńca,
wymamrotał słowa przysięgi, którą czarownica recytowała podczas ceremonii:
— Będę dzielić z tobą swoje szczęście, tak jak ty swoje ze mną. Będę dzielić z tobą swój smutek,
tak jak ty swój ze mną. Jestem twoim obrońcą i moja krew łączy się z twoją. Powiedz mi, Harry,
jakie to szczęście mam z tobą dzielić, albo jakie szczęście ty chciałbyś dzielić ze mną? Czy
kiedykolwiek zechcesz… — w tym momencie jego jedwabiście gładki głos stał się surowy i
ochrypły — by cierpienie Severusa Snape’a stało się twoim udziałem? Czy po naszej wspólnie
spędzonej niesamowicie romantycznej pierwszej nocy, potrafisz sobie wyobrazić, jak radzimy
sobie z naszymi emocjami? Naprawdę, możesz to sobie wyobrazić?! — mężczyzna wykrzyczał
ostatnie zdanie, zaciskając z całych sił palce na fiolce. Harry zareagował na ten wybuch
niesamowicie spokojnie. Delikatnie objął dłoń swojego męża, w taki sposób, że teraz obaj
trzymali flakon.
— Za mało we mnie wierzysz, Severusie. Wiem, co to smutek i cierpienie. Daj mi szansę, to
udowodnię ci, co miałem na myśli. Nie musimy dzielić się silnymi uczuciami przez cały czas. Po
prostu, chciałbym od czasu do czasu zrobić coś razem z tobą, jeżeli nie będziesz miał nic
przeciwko. Chciałbym cię poznać.
— Czy ty w ogóle wiesz, o co mnie prosisz? — wyszeptał Snape.
Harry spojrzał prosto w oczy mężczyzny i delikatnie się uśmiechnął.
— Niezupełnie. Ale chcę się o tym przekonać.
— A więc zwalę ci się na głowę, ty nierozważny Gryfonie. I zetrzyj z twarzy ten dziecinny
uśmieszek.
Zaciśnięte wokół naczynia palce, powoli rozluźniły uchwyt i fiolka na powrót znalazła się w
dłoni Harry’ego.
— Ona łączy nas w sposób przekraczający jej symboliczne znaczenie — powiedział chłopak,
powoli i starannie dobierając słowa.
Mistrz Eliksirów parsknął lekko.
— To może rzeczywiście być to, Potter, ale powiem ci jedno: ty i ja nigdy nie połączymy się
duchowo czy emocjonalnie.
— Nigdy nie mów nigdy — odpowiedział nie zrażony młodzieniec. Snape prychnął, po czym
wstał z kanapy.
— Czy skończyliśmy już tę niezwykle oświecającą dyskusję?
— Jeszcze tylko jedno. Kiedy spotkamy się na naszą pierwszą, uch… sesję poznawczą? —
Ś
lizgon spiorunował go wzrokiem. — Dobrze, wiem że to jest raczej nienaturalne, ale kiedy już
przywykniemy do naszych spotkań i staną się czymś naturalnym, nie będziemy musieli ustalać,
ech… terminów czy takich tam.
— Potter, w tej chwili nie dziwi mnie zupełnie, dlaczego profesor Trelawney była tak
zszokowana twoimi zdolnościami na wróżbiarstwie.
— To po jakie licho przyniosłeś mnie tu z powrotem i odmawiasz zgody na rozwód, jeżeli jesteś
tak pesymistycznie nastawiony do naszego związku? — zapytał zmęczonym głosem Harry.
— Nie słuchałeś tego, co powiedziałem? Szanse na pokonanie Czarnego Pana, kiedy jesteś
chroniony przez krew, są dużo większe — wyrzucił z siebie Snape. Wziął flakon z ich połączona
krwią i wyminął młodego czarodzieja.
Potter wrócił przygnębiony do swojej komnaty. Czuł, że nic owocnego nie wynikło z ich dyskusji
i nadal będą prowadzić oddzielne życia. Zdjął z palca obrączkę.
— Jesteś za ładna dla takiego potępionego związku jak ten — powiedział do pierścienia. —
Powinnaś być ofiarowana z miłości. W zamian, zostałaś dana z nienawiści.
Następnego wieczoru, Nessa zauważyła podły nastrój Harry’ego.
— On nie chce mnie poznać, Nesso — pożalił się młodzieniec. — Myślę, że powinienem odejść
z tych lochów na dobre.
Zwierzak z takim impetem odwinął swoje zwoje z moździerza, że ten się zakołysał.
— Nie możesz! — syknęła.
— Zostanę nadal jego mężem. Ale po co przyniósł mnie tutaj z powrotem, jak sama widziałaś,
kiedy później dał mi jasno do zrozumienia, że nie nigdy nie zwiąże się ze mną emocjonalnie ani
duchowo. Nesso, nie chcę powtórki z czasów, kiedy dorastałem bez miłości. Ja tak nie mogę…
— Chłopak zdusił w sobie szloch. — Nie ma tu już moich przyjaciół. Mogę kontaktować się z
nimi tylko przez sowią pocztę. Nawet Zgredek nie jest sobą, kiedy przychodzi do naszych… nie,
komnat Severusa. Nie chcę zostać tutaj pogrzebany żywcem i za rozrywkę mieć zaledwie kilka
treningów i loty na miotle, przynajmniej dopóki do zamku nie wrócą uczniowie. Do tego zostało
jeszcze kilka tygodni.
— Będzie strasznie wściekły, Harry Potterze.
— Nie obchodzi mnie to. Ktoś musi stawić mu czoła. Kiedy wrócę tu następnym razem, zrobię
to, bo będę tego chciał, a nie dlatego, że to on mnie tu przyniesie, jak jakiś worek kartofli.
Nessa ułożyła głowę na swoich zwojach i spoglądała na chłopaka z sympatią.
— Przychodź do mnie czasami z wizytą — powiedziała delikatnie. Harry uśmiechnął się do niej i
skinął głową.
Kiedy Gryfon upewnił się, że Severus udał się na spoczynek, wyślizgnął się z kwater razem z
kufrem, którego nie zdążył jeszcze rozpakować. Udał się w kierunku wieży Griffindoru. W
kieszeni niósł swoją obrączkę.
— Co?! Znowu tu wracasz, kochanieńki? — krzyknęła na jego widok Gruba Dama.
— Tak — odparł niepewnie Potter. Wspiął się po schodach do swojego dawnego dormitorium,
teraz zarezerwowanego na przyjazd nowej gromady Gryfonów. Zdjął buty i położył się na swoim
starym łóżku z baldachimem, z całych sił starając się nie myśleć o tym, jak zareaguje Severus,
kiedy dowie się, że po raz drugi uciekł z lochów.
Rozdział 10
Pomimo spustoszenia i rozchwiania emocjonalnego, jakie małżeństwo wprowadziło do jego
ż
ycia — albo właśnie dzięki nim — Harry spał twardo i spokojnie przez całą noc. Obudził się
wcześnie rano z przeczuciem, że sprawy mogły potoczyć się inaczej i ucieczka z lochów nie była
wcale takim dobrym pomysłem — przynajmniej jak na prawdziwego Gryfona przystało. Ale na
co zdają się wartości reprezentowane przez każdy z domów w chwili, gdy Voldemort sieje taki
terror? W końcu odmówił powrotu do miejsca, w którym go nie chciano.
Westchnąwszy, wstał z łóżka, wziął szybki prysznic i ubrał się. Spojrzał na swój kufer i
uśmiechnął się. Gdyby ten mógł mówić, z pewnością usłyszałby teraz niezłą tyradę za ciąganie
go tam i z powrotem między lochami a wieżą Gryffindoru.
Po chwili pojawił się Zgredek ze śniadaniem. Potter zauważył, że naczynia stojące na tacy, którą
trzymał skrzat, trzęsły się i grzechotały — tak bardzo drżały ręce stworzenia.
— Zgredku? Co się stało?
— Harry Potter, profesor Snape jest bardzo zły. Kiedy Zgredek przyszedł, żeby posprzątać dziś
po śniadaniu, widział, jak rzuca butelkami i kociołkami o ścianę — pisnął skrzat.
— Szkoda ściany. Czy zrobił ci krzywdę albo groził ci w jakikolwiek sposób?
Zgredek potrząsnął przecząco głową.
— Nie, ale tak spojrzał na Zgredka, że… — stworzenie zadrżało.
— Strasznie mi przykro z tego powodu. To moja wina.
Jedząc, Harry rozmyślał o swojej przyszłości. Nie mógł zostać w wieży, ponieważ wkrótce do
Hogwartu mieli wrócić uczniowie. Musi poprosić Dumbledore’a o osobne komnaty i modlić się,
ż
eby nie odebrano tego jako przejaw rozpieszczenia czy samolubstwa. Jeżeli zmuszenie jego i
Snape’a do życia razem tylko potęgowało ich wrogość zamiast ją zmniejszać, to zamieszkanie
osobno wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Rozwód jedynie zerwie ochronę krwi, ale tym
samym zniszczy skuteczny sposób obrony przed Czarnym Panem.
Młody czarodziej wydobył z kufra Mapę Huncwotów i, zaciskając zęby, spojrzał na nią. Kropka
oznaczona imieniem Severus Snape maszerowała tam i z powrotem po lochach. Spoglądając na
nią, Harry zauważył, że jego mąż zatrzymał się i nagle ruszył w kierunku wyjścia. Ku zdziwieniu
chłopaka, czarny punkt oznaczający położenie mężczyzny, przemieścił się parę pięter w górę,
znikając od czasu do czasu, gdy przechodził przez jakieś ukryte przejście czy skrót.
— O cholera! — wyszeptał Gryfon, kiedy Snape dotarł na siódme piętro i stało się jasne, dokąd
zmierza. — On mnie zabije! — palce chłopaka zostawiały wilgotne ślady na mapie. Boisz się
Severusa Snape’a, po tym jak walczyłeś ze smokiem i Voldemortem? Daj spokój, Harry!
Powiedział sam do siebie, próbując uśmiechnąć się do swoich myśli. Nic to jednak nie dało. Jego
mąż kierował się prosto do wieży.Zaklęciem wyczyścił mapę i wepchnął ją do kufra. W
pośpiechu nasunął na palec obrączkę, żeby Snape nie odebrał jej braku jako kolejnej próby
uzyskania rozwodu. Kiedy zastanawiał się nad tym czy powinien stać, czy raczej na siedząco
powitać swojego męża, drzwi otworzyły się z hukiem i w przejściu pojawił się rozwścieczony
Mistrz Eliksirów. Twarz czarodzieja promieniowała czystą furią — widać było drgające mięśnie
na zaciśniętej szczęce, a całe ciało było napięte do granic możliwości. Harry nieświadomie cofnął
się o krok. Jeszcze nigdy w życiu nie widział Snape’a tak rozzłoszczonego, nawet wtedy, gdy
Syriusz uciekł na hipogryfie czy po straszliwym incydencie z myślodsiewnią byłego Ślizgona.
— Więc… — wysyczał Severus i zrobił krok w kierunku młodzieńca. — Harry Potter nie został
potraktowany jak młody książę i postanowił uciec. I ty uchodzisz za odważnego… — Gryfon nie
odważył się odezwać nawet jednym słowem, jedynie wpatrywał się intensywnie w małżonka.
Ten zbliżył się do niego i spojrzał mu prosto w oczy, nachylając ku niemu twarz. — Ochraniam
twój niewdzięczny tyłek… — wyrzucił z siebie mężczyzna.
— To rozmawiaj ze mną, jeżeli tak poważnie traktujesz swoje obowiązki jako mojego opiekuna!
— krzyknął w odpowiedzi Harry.
— Nie. Podnoś. Na. Mnie. Głosu — wycedził Snape, łapiąc chłopaka za ramię i popychając w
stronę kanapy. Potter wylądował ciężko na tyłku, wtedy Mistrz Eliksirów zbliżył się do niego i
spoglądając z góry, powiedział ostro: — Wstawaj!
— Nie będziesz wydawał mi rozkazów! — krzyknął Gryfon.
— Wstawaj! — ryknął Severus.
— Nie!
— Nie jestem ani cierpliwym, ani miłym człowiekiem, Potter — oznajmił starszy czarodziej, a
jego oczy błyszczały z gniewu. — Nie będę znosił napadów złego humoru rozpieszczonego,
wydelikaconego bohatera.
— Nigdy nie byłem rozpieszczany! Widziałeś wszystko w moich wspomnieniach podczas lekcji
Oklumencji! — wrzasnął Harry, po czym głęboko zaczerpnął powietrza. — Kiedy tylko
przestaniesz widzieć we mnie to, co chcesz zobaczyć, wrócę z tobą do lochów.
— Widzę przed sobą bachora, któremu zbyt długo pobłażano…
— Przestań! Przestań, Severusie! Słyszysz?! Przestań! — krzyknął ponownie, zrywając się z
kanapy i podbiegając do Mistrza Eliksirów. Ten złapał go za ramiona i próbował od siebie
odepchnąć, ale chłopak nie dawał za wygraną, siłując się z mężczyzną, chcąc zbliżyć się do
niego. — Chcesz się dowiedzieć, co ja widzę w tobie? Widzę człowieka duszącego się za
murami, które wokół siebie zbudował…
— Zamknij się, Potter — warknął Snape.
— … bo nie dopuszcza do siebie nikogo, nawet własnego męża! — dokończył Harry. Za
przekrzywionymi okularami lśniły jego szmaragdowo-zielone oczy, mokre od łez gniewu i
frustracji.
— Gadasz od rzeczy.
— Spójrz na mnie. Na mnie — Harry’ego! Nie jestem Jamesem Potterem. Nienawidziłeś go i
nadal czujesz odrazę do samego wspomnienia o nim. Ale, proszę, zrozum, Severusie, on był
moim ojcem. Dla mnie jest kimś innym niż dla ciebie. Wiem też, że nie był bez wad, jak my
wszyscy. Severusie, czy nie możemy zacząć wszystkiego od początku? Nie da się rzucić zaklęcia
zapomnienia na wszystkie te lata, które razem spędziliśmy w szkole, jednak możemy do nich nie
wracać. I jeszcze… chciałbym cię przeprosić za włamanie się do twojej myślodsiewni. Wiem, że
przez to jest ci trudniej mi zaufać, ale, proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. I daj mi inny powód,
dla którego miałbym wrócić z tobą do lochów, jeśli nadal zamierzasz unikać mnie w naszych…
twoich… och, tych komnatach.
Snape uwolnił ramiona Pottera z uścisku i powoli usiadł na kanapie. Harry zajął miejsce obok
niego. Starszy czarodziej z wahaniem rozejrzał się po pokoju wspólnym.
— Jesteś niezwykle uparty, Harry Potterze — powiedział w końcu.
— Co masz na myśli?
Czarne oczy spojrzał wprost na niego.
— Wiedziałeś, że znów przyjdę tu po ciebie i wrócimy do lochów, prawda? — były Ślizgon
raczej stwierdził fakt niż zadał pytanie.
— No cóż… nie byłem pewien. Musiałem znaleźć jakiś sposób, żebyś zaczął ze mną rozmawiać.
— Tiara powinna przydzielić cię do mojego Domu, Potter. Wydaje mi się, że niemal tak się stało.
— Tak. O mały włos, a znalazłbym się w Slytherinie. Więc… Co teraz zrobimy?
— Sugeruję, byśmy opuścili to piekielne miejsce.
— Nadal nie podałeś mi powodu, dla którego miałbym z tobą wrócić — wytknął nieustępliwie
Gryfon. — Tylko nie chcę znów słyszeć, że to z powodu naszej więzi krwi.
Oczy starszego czarodzieja zwęziły się niebezpiecznie.
— To jaki argument chciałbyś usłyszeć? — zapytał szybko.
— Chciałbym usłyszeć, że masz zamiar nieco ze mną współdziałać i przestaniesz traktować mnie
jak obcą ci osobę czy jakiegoś pasożyta. Nie proszę cię, żebyś mnie… no wiesz… polubił. Po
prostu… jeżeli mamy pokonać razem Voldemorta, to może zaczęlibyśmy w jakimś stopniu ze
sobą współpracować.
Severus westchnął ciężko.
— Dobrze. Skoro tak bardzo zależy ci na kontaktach ze mną, znajdę coś, co będziemy w stanie
obaj znieść. Czy teraz będziesz tak uprzejmy i zechcesz wrócić ze mną do naszych komnat? —
Harry skinął głową i wstał, podobnie jak Mistrz Eliksirów, po czym razem opuścili wieżę
Gryffindoru. — Czarny — powiedział nagle Snape. — Chłopak rzucił my pytające spojrzenie. —
Mój ulubiony kolor. Twój to pewnie czerwony.
— Uwielbiam czerwony, ale lubię tez zielony. Właściwie, to nie mogę się zdecydować. — Teraz
Severus spojrzał na niego, unosząc pytająco brew. — Sam widzisz, jak mało o mnie wiesz —
zauważył Gryfon.
Starszy czarodziej parsknął w odpowiedzi. Resztę drogi do lochów przebyli w milczeniu. Kiedy
stanęli przed wejściem, Nessa otworzyła swe błyszczące oko.
— Ach, tym razem nie musiał cię przynosić — syknęła do Harry’ego na powitanie.
Usta Severusa zacisnęły się w wąską linię — ewidentnie nie spodobało mu się, że jego własny
portret i małżonek wykluczyli go z tej rozmowy.
— Nie, tym razem udało nam się nieco porozmawiać.
— Mordownik i Tojad Żółty — powiedział głośno Snape.
Wszedł do holu przed młodzieńcem, kierując się wprost do swojego prywatnego laboratorium.
Drzwi zamknęły się za nim delikatnie. Gryfon skinął smutno głową.
— Już widzę tę współpracę. Ledwo tu przyszliśmy, a ty znowu się ode mnie odwracasz.
Wracamy do naszego odosobnienia...
Nagle drzwi pracowni otwarły się i Snape wyszedł, trzymając w ręku małą fiolkę.
— Mam tu coś na twój problem z owłosieniem — powiedział ze złośliwym uśmieszkiem na
twarzy. Policzki młodzieńca natychmiast spłonęły rumieńcem. — Te nieznośne bliźniaki dodały
do pigułek środek wywołujący zmianę koloru. Pozwoliłem sobie wziąć jedną, żeby
przeanalizować jej skład i przygotować antidotum dla naszego jedynego wybawcy
czarodziejskiego świata — dodał swoim znudzonym głosem, jakiego używał zazwyczaj w trakcie
zajęć.
Harry wlepił w niego wzrok. Nareszcie zrozumiał, dlaczego — odkąd połknął tę piekielną
pastylkę — włosy na dolnych częściach jego ciała zmieniały kolor niczym w kalejdoskopie. Ale
najbardziej zdumiał go fakt, że jego mąż poświęcił swój czas i zadał sobie trud uwarzenia eliksiru
specjalnie dla niego.
— Ja… bardzo ci dziękuję, Severusie. Doceniam to co zrobiłeś.
Mężczyzna bawił się butelką, obracając ją między palcami. Tajemnicze, wesołe iskierki lśniły w
jego czarnych oczach.
— Jakiego koloru jest teraz twoja niewymowna strefa, Potter? Nie chciałbym urazić wrażliwej
natury Złotego Chłopca, nazywając rzeczy po imieniu.
— Eee, jest pomarańczowa.
Uśmieszek na twarzy Snape’a powiększył się, kiedy podawał mu buteleczkę.
— Wypij od razu — polecił. — Możesz poczuć delikatne swędzenie.
Gryfon trzymał fiolkę przez chwilę w dłoni, podziwiając ciemno błękitną ciecz, po czym wypił
zawartość. Wywar był przyjemnie słodki w smaku.
— Dziękuję — powiedział raz jeszcze i oddał naczynie starszemu czarodziejowi.
— W końcu jesteś mężem Mistrza Eliksirów — zauważył wyniośle Snape.
— A kogo ty poślubiłeś? — dopytywał się młodzieniec.
— Niesubordynowanego bachora — odpowiedział były Ślizgon. — Jestem pewien, że zechcesz
teraz udać się do swojej komnaty, aby podziwiać efekty działania antidotum.
— Och, tak. Tak myślę — stwierdził speszony Harry.
Cień jakiegoś dziwnego, nieco złośliwego humoru nie opuszczał obsydianowych oczu jego
małżonka. Kilka minut później, wyjątkowo paskudny uśmiech rozjaśnił twarz mężczyzny, kiedy
usłyszał wściekły wrzask dochodzący z pokoju Pottera.
— Severusie Snape! Dlaczego jestem całkowicie goły, tam na dole?!
— Bo to jedyny sposób, żeby rozwiązać twój problem — krzyknął w jego stronę Severus. Zaraz
po tym, zamknął za sobą drzwi swojej sypialni i rzucił na nie zaklęcie blokujące.
Rozdział 11
Zaklęcie blokujące drzwi do sypialni Snape’a tym razem okazało się całkowicie zbędne. Potter
najwidoczniej dobrze zapamiętał, co stało się ostatnim razem, kiedy wtargnął do środka.
Postanowił ochłonąć, czekając na Mistrza Eliksirów w holu. Jego wywar rozwiązał problem
Gryfona w bardzo radykalny sposób, którego młodzieniec nie brał nigdy pod uwagę.
— Proszę, proszę, Potter! Nie masz żadnych widocznych uszkodzeń, prawda? — zapytał Severus
jedwabistym głosem po wyjściu z komnaty, gdy natknął się na piorunującego go wzrokiem
Harry’ego, wciąż stojącego w korytarzu.
— Powiedziałeś, że dzięki eliksirowi odzyskam swój normalny kolor! — wykrzyknął chłopak.
— Mogłem rzeczywiście coś takiego zasugerować — westchnął mężczyzna. — Jesteś zbyt
niecierpliwy, co częściowo tłumaczy twoje zatrważające zdolności w warzeniu eliksirów. Pewne
rzeczy należy wykonywać stopniowo. Zrobiłeś już pierwszy krok, teraz pora na drugi. —
Wyciągnął przed siebie dłoń, w której trzymał kolejną fiolkę tym razem z purpurową cieczą. —
To jest właściwe antidotum.
— Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś, że składa się z dwóch części? — zapytał oburzony
Harry.
Severus ledwie dostrzegalnie uniósł brew, a jeden z kącików jego ust wykrzywił się w kpiącym
uśmieszku, kiedy powiedział:
— Wypij to.
Nastolatek rzucił mu spojrzenie pełne nieufności.
— Skąd mam wiedzieć, czy to coś nie wywoła u mnie znów… czegoś nieoczekiwanego?
Brew Snape’a ponownie powędrowała drwiąco w górę.
— Wierzę, że dyrektor byłby bardzo niezadowolony, gdyby dowiedział się, że próbuję
eksperymentować z twoją intymną sferą, Potter.
Spojrzawszy wyzywająco na byłego Ślizgona, chłopak przełknął szybko zawartość naczynia.
Eliksir smakował jak syrop na kaszel.
— Dziękuję — powiedział ostrożnie.
— Oszczędź mi szczegółów — odparł pogardliwie Severus, oddalając się z pustym naczyniem.
— Ale wiedz, że twoje warkocze odrosną na tyle, aby uformować idealne gniazdko dla całej
rodziny ptaszków.
— Co?? — w głosie Harry’ego pojawiła się nuta histerii — Jakie warkocze? I ptaki?
— Proponuję, żebyś po prostu zdjął spodnie — odpowiedział starszy czarodziej, zamykając za
sobą drzwi. Gryfon pobiegł do swojego pokoju. W dolnej części ciała czuł okrutne swędzenie,
gorsze niż wtedy, gdy stał się ofiarą niechcianej i niespodziewanej depilacji. Szybko pozbył się
spodni i bielizny, aby ocenić skutki zażycia kolejnego eliksiru. Po tym jak Snape wspomniał o
gnieździe dla ptaków, czuł narastające w piersi uczucie paniki. Prześladowany wizją najeżonych
zarośli, obawiał się, że mógłby zobaczyć coś zupełnie przeciwnego do wcześniejszej nagości.
— Och, jest w porządku! I nawet kolor ten sam!
Wciągnął z powrotem ubrania, wzdychając z ulgi, po czym poszedł umyć ręce. Zastanawiał się
czy powinien powiedzieć Fredowi i George’owi o tym, że nikt inny tylko Severus Snape
wynalazł „antidotum” na ich pastylki. I o tym, jakie mściwe poczucie humoru posiada ten
mężczyzna. Harry zdał sobie sprawę, że uśmiecha się do siebie.
XXX
W poniedziałek rozpoczęło się szkolenie. Kingsley Shacklebolt okazał się być wyśmienitym
nauczycielem, łączącym w sobie cierpliwość i serdeczność ze stanowczością i niezwykle
wymagającą postawą, która motywowała chłopaka i stanowiła dla niego dodatkowe wyzwanie.
Potter odbywał również regularne treningi z profesor McGonagall i Moodym, którzy na przemian
udzielali mu lekcji. Teraz, kiedy był tak zajęty, czuł się bardziej pewny siebie, dowartościowany i
nie myślał już tak często o tym, jak dziwaczne jest jego małżeństwo.
Tymczasem, Severus „w minimalnym stopniu” — jak sam to ujął — angażował go w swoją
pracę i badania poświęcone eliksirom. Ponury czarodziej traktował go z chłodną obojętnością,
rzadko z nim rozmawiał, chyba że prosił go o posiekanie jakiegoś składnika do swoich eliksirów
(co chwila zresztą zerkając na stół Gryfona, aby upewnić się czy kroi go tak jak należy), o
poukładanie nowych książek w ich bibliotece, o podpisanie słoi z wywarami, o poukładanie
składników w szafkach, czy o tym podobne czynności. Harry pracował sprawnie i cicho
najczęściej u boku Snape’a, warzącego któryś ze swoich niezliczonych eliksirów.
Pewnego dnia, ogromna chmura jasno-różowego dymu buchnęła z kociołka i okryła całą
pracownię gęstą, nieprzeniknioną mgłą. Oczy Gryfona zaczęły łzawić, a gryzący opar wywołał u
niego odruchowy kaszel. W tym samym momencie nóż ześlizgnął się z krojonego przez chłopaka
korzenia i zaciął go w palec.
— Och!
Nie odważył się pozbyć dymu za pomocą zaklęcia, na wypadek, gdyby okazał się częścią
eksperymentu, jaki przeprowadzał jego małżonek. Zaraz potem usłyszał jakieś ponure
pomrukiwania, dochodzące z miejsca, gdzie mglisty obłok zadawał się być najgęściejszy. I nagle
cała chmura zniknęła. Severus podszedł do chłopaka.
— Nic ci się nie stało? — zapytał szybko.
— Nie, wszystko w porządku. Tylko się zaciąłem, kiedy ten dym pojawił się znikąd.
— Wydostał się z kociołka, Potter — odpowiedział zirytowany Snape, ujmując dłoń Harry’ego i
przyglądając się uważnie jego ranie. Wydobył swoją różdżkę, machnął nią nad zranieniem i
wymamrotał łagodnie jakieś zaklęcia po łacinie. Po skaleczeniu nie było ani śladu.
— Super! Dziękuję ci, Severusie — powiedział młodszy czarodziej uśmiechając się do
mężczyzny.
Mistrz Eliksirów nie odpowiedział, tylko wrócił do swojego kociołka. Nastolatek również
wznowił przerwaną pracę. Sytuacja wyglądała lepiej niż wtedy, gdy był uczniem w klasie
Snape’a. Teraz zaczęli współpracować — pomimo tego, że nadal utrzymywali okryty lodem
dystans względem siebie. Były Ślizgon wciąż nie przejawiał osobistego zainteresowania życiem
osobistym swojego młodszego małżonka, ani tym co robił na co dzień. Chociaż chłopak
przejawiał szczerą ciekawość samą osobą Severusa, jak i jego pracą i badaniami nad nowymi
eliksirami, jego pytania spotykały się z niechęcią ze strony Mistrza Eliksirów. Zniecierpliwiony
profesor stwierdził, że nie jest zainteresowany „nudnymi pogaduszkami” i nie widzi powodu, dla
którego Harry miałby być zainteresowany eliksirami, biorąc pod uwagę jego żałosne wyczyny
podczas lekcji. Traktował młodzieńca bardziej jak swojego asystenta niż męża — dla niego
najważniejsze było to, że on był zwierzchnikiem, a Potter jego podwładnym. Kiedy Snape po raz
pierwszy poprosił Gryfona o pomoc przy pracy, chłopak był niezwykle zadowolony, widząc w
tym pierwszy krok w kierunku poprawy ich niepewnych relacji. Teraz wiedział, że podejście
mężczyzny nie zmieniło się i że Severus nie bardzo wiedział, co ma zrobić ze swoim młodym
mężem. Więc dlaczego nie miałby go jakoś wykorzystać? Mieszkał w komnatach, które od lat
należały tylko do Mistrza Eliksirów. Nadal nie był mile widziany w jego prywatnych pokojach.
Cała ta przeprowadzka musiała zostać odebrana przez starszego czarodzieja, jako inwazja na jego
dotychczasowy styl życia. Nadzieja Harry’ego na poprawę ich relacji stopniowo zmieniała się w
rezygnację. Odczuwał to szczególnie mocno poza lekcjami z Shackleboltem czy zajęciami z
dwójką współpracowników Severusa, kiedy przesiadywał sam w swojej sypialni lub jeździł
samotnie na miotle. Ostatecznym gwoździem do trumny był fakt, iż ani on, ani Snape nie czuli
się szczęśliwi w tym małżeństwie. Gryfon nie mógł się doczekać chwili, gdy uczniowie powrócą
do Hogwartu po wakacjach, wypełniając zamek rozmowami i odgłosami zajęć. Jego własne
lekcje, listy od przyjaciół i pogawędki z Nessą chroniły go przed wegetacją niczym roślina, na
którą zwraca się minimum uwagi i która skazana jest na nudne, szare życie. Chłopak wolał
jednak to niż powrót do Dursleyów.
Nessa wymyślała przeróżne tematy do ich rozmów.
— Niewinność. Porozmawiajmy o czystości, młodzieńcze — powiedziała, gdy któregoś dnia
Harry podsunął krzesło i usiadł obok niej. Severus uśmiechnął się ironicznie na widok mebla,
jaki chłopak ustawił obok portretu, ale nic nie powiedział na ten temat. Wąż owinął swoje długie
ciało wokół moździerza.
— Ty jesteś naturalny, mój chłopcze. Nie znam wszystkich szczegółów dotyczących przeszłości
twojego męża, ale wiem, że jest mroczna, a on wciąż opłakuje utratę swojej niewinności. Jednym
z jej przejawów jest to, że potrafisz się szczerze śmiać.
— A on tego już nie umie — stwierdził Harry, sadowiąc się wygodnie i kładąc jedna stopę na
siedzisku fotela, obejmując kolano ramieniem.
— Ale ty tak.
— Jest mi bardzo ciężko to robić, kiedy on jest w pobliżu — wyznał nastolatek, wzdychając.
— Jestem pewna, że dyrektor myślał o tym, aranżując to małżeństwo — powiedziała Nessa.
— Już prawie dwa miesiące jesteśmy razem i nic się między nami nie zmieniło — odpowiedział
jej Gryfon. — Jeżeli kiedyś nienawidził mnie bardziej, teraz jestem mu obojętny lub nadal mnie
nienawidzi, ale jest na tyle ostrożny, że tego nie okazuje. Chciałbym go poznać, a on mi na to nie
pozwala.
— Któregoś dnia ci pozwoli — powiedział zwierzak.
— Jesteś wielką optymistką.
— To jedna z tych rzeczy, której brakuje światu — odpowiedziała Nessa, sycząc ze śmiechu.
— A tak, to prawda.
— Niewinność i pewność siebie często idą w parze — zauważył gad. — Mistrz Eliksirów jest w
głębi duszy bardzo niepewny, bardziej niż ty sam. On ci zazdrości. Widziałam, jak na ciebie
patrzył, kiedy razem ostatnio rozmawialiśmy. On, na przykład, nie zna wężomowy. Odrzucił
swoją czystość w poszukiwaniu bezpieczeństwa, złej odmiany bezpieczeństwa, jak sądzę.
— Nesso… czy dla niego nie ma już żadnej nadziei? Czy jest już dla niego za późno? Czy będzie
taki zgorzkniały do końca swojego życia?
— Nie, jeżeli coś ulegnie zmianie. Nie, jeśli zakosztuje odrobiny tej niewinności.
Harry uśmiechnął się smutno.
— On odebrał mi moje dziewictwo, wiesz…
— Ach... to była tylko fizyczna czystość, młodzieńcze, czyż nie? Powiedz mi, czy odebrał ci też
serce i duszę, kiedy skonsumowaliście wasz związek? — Potter przygryzł nerwowo wargę i
potrząsnął przecząco głową. Rozmowa na ten temat nadal sprawiała mu ból. — Sam widzisz —
syknęła delikatnie Nessa. — Więzy krwi, małżeństwa, konsumpcje związków i inne tego rodzaju
powiązania… jeżeli nie zachodzi w ich trakcie wymiana duchowa, młodzieńcze, i są
dokonywane tylko i wyłącznie z tak zwanych względów politycznych, wtedy nie mają żadnego
wpływu na duszę.
— On nie chce rozwodu. Jego zdaniem, jest zbyt wiele winien dyrektorowi, żeby zawieść go
teraz, rozstając się ze mną. Przepraszam, że ciągle zawracam ci głowę moim małżeństwem,
Nesso.
— Chłopcze, widzę, że ten związek wiele dla ciebie znaczy. Nie zawracasz mi głowy. Próbujesz
nad nim pracować, podczas gdy twój mąż woli się ukrywać. Ale ja dostrzegam też gdzieniegdzie
przebłyski optymizmu. Pamiętaj, że wkrótce do tego opustoszałego budynku wracają uczniowie.
Zobaczysz, jak wszystko wtedy się zmieni. Pamiętasz o tych zajęciach rysunku? Dlaczego się nie
zapiszesz? Będziesz wtedy miał kontakt z innymi.
Harry rzeczywiście nie mógł doczekać się spotkania z Ginny i Luną, które obie zaczynały
właśnie swój siódmy rok nauki. Postanowił również wziąć do serca radę Nessy i uczęszczać na
lekcje rysunku. Naprawdę lubił szkicować i rysować. Miałby szansę robić coś twórczego.
Rozdział 12
Rozpoczął się nowy semestr i zamek na powrót tętnił życiem. Hagrid wrócił z podróży po Francji
w doskonałym nastroju. Tuż po uczcie powitalnej, Ginny powitała Harry’ego delikatnym
uściskiem, zaś Luna natychmiast pośpieszyła pogratulować mu zawarcia małżeństwa z
Severusem swoim zwyczajnym, rozmarzonym głosem.
— Jestem pewna, że profesor Snape będzie się teraz zachowywał lepiej, od kiedy jest twoim
mężem. Dotychczas wykazywał się dość wybuchowym charakterem — zauważyła dziewczyna z
właściwą jej szczerością.
— Nie jestem tego taki pewien, Luno — odpowiedział żywo Potter. — Zazwyczaj nie łączy
spraw zawodowych z życiem prywatnym.
Oczywiście, nie było to jedyne wytłumaczenie zachowania jego małżonka jako nauczyciela, ale
Gryfon uważał ich związek za temat na tyle osobisty, iż nie zamierzał dzielić się z nikim tym, co
naprawdę działo się pomiędzy nim a byłym Ślizgonem. W gruncie rzeczy, utrzymywał prawdę o
ich związku w sekrecie nawet przed swoimi najbliższymi przyjaciółmi. Tylko Nessa wiedziała.
— Jak wyglądają jego komnaty? Czy naprawdę są wypełnione łańcuchami i toporami? —
zapytała Ginny, chichocząc. Na ustach chłopaka zagościł krzywy uśmieszek.
— Nie, nie są. Prawdę mówiąc, są dość ładne. Bez ślizgońskich kolorów, no może poza
sztandarem Slytherinu, ale cała reszta jest bardzo elegancka.
— Czy dobrze cię traktuje?
— Tak — odpowiedział krótko czarodziej. Ginny zrozumiała, że temat małżeństwa Harry’ego
nie jest mile widziany i postanowiła szybko go zmienić.
— Słyszałeś już o nowych zajęciach? — zapytała. — Zastanawiałam się, czy mogłabym wziąć w
nich udział, ale chyba bardziej interesuje mnie quidditch.
— A ja zapisałem się, jak tylko ogłoszenie pojawiło się na tablicy ogłoszeń — odpowiedział
Potter.
— Och, ja też muszę się zgłosić! — stwierdziła Luna. — Zawsze marzyłam o tym, by
namalować chrapaka krętorogiego.
Dwójka przyjaciół z całych sił starała się zachować powagę, gdy dziewczyna pomachała im
trzymanym w ręku piórem i oddaliła się w stronę listy z chętnymi.
— Harry, jeżeli Sn… to znaczy twój mąż, eee… nie daje ci żyć, może powinieneś napisać o tym
mamie i tacie, albo chociaż powiedzieć o tym Dumbledore’owi? Jakoś kiepsko wyglądasz i
wydaje mi się, że straciłeś na wadze.
— Wszystko w porządku, Ginny. Naprawdę. Czy Ron i Hermiona nie mówili ci o tym?
— Mówili, ale właściwie to nie rozpisywałeś się zbytnio o waszym związku w listach, prawda?
— Wszystko układa się dobrze, Ginny — powtórzył nieco niecierpliwie Gryfon. — Severus jest
w PORZĄDKU Nie widzi żadnych przeszkód, żebym zapraszał przyjaciół do lochów, pod
warunkiem, że będziemy się trzymać moich komnat. Ty i Luna jesteście zawsze mile widziane.
— Doprawdy? To bardzo miłe z jego strony — powiedziała Krukonka, która właśnie wróciła
spod tablicy ogłoszeń i dołączyła do nich.
Do najmłodszej latorośli Weasleyów podszedł kasztanowo-włosy chłopak, rumieniąc się nieco.
— Och, cześć, Kevin — przywitała się radośnie Gryfonka. — Zobaczymy się później, Harry.
Trzymaj się!
— No cóż, widzimy się w piątek na lekcji rysunków — powiedziała na pożegnanie Luna.
— Tak, nie mogę się doczekać.
Usłyszawszy o piątkowych planach małżonka, Snape rzucił mu pogardliwe spojrzenie.
— Szczerze mówiąc, myślałem, że świat sztuki ma zbyt wysokie progi jak dla ciebie, Potter —
rzucił.
— Twój proces myślenia już dawno temu przestał mnie zadziwiać — odpowiedział chłodno
nastolatek. — Myślisz, że wszystko wiesz najlepiej?
Mistrz Eliksirów wykrzywił lekceważąco usta i zmierzył swojego małżonka protekcjonalnym
spojrzeniem. Chłopak znacznie urósł, lecz nadal nie dorównywał wzrostem Ronowi czy
Severusowi. To dawało byłemu Ślizgonowi kolejny powód, by wprowadzić go w zakłopotanie.
— Tę cechę raczej przypisałbym pannie Granger — odpowiedział Snape.
— Nie lubisz Hermiony, bo jest błyskotliwa i nie afiszuje się tym. I dla ciebie zawsze będzie
tylko mugolką.
Oczy starszego mężczyzny zwęziły się niebezpiecznie.
— Uważaj, Potter.
— To ty lepiej uważaj — wysyczał Harry. — Nie zaprzeczysz, że nigdy nie doceniałeś mojej
przyjaciółki na zajęciach z Eliksirów, chociaż jej wywary były zawsze najlepsze. Nigdy jej nie
nagrodziłeś.
Severus ruszył w stronę swojego męża, który nie ustąpił ani o krok.
— Próbujesz mi mówić, jak mam prowadzić swoje zajęcia, Potter? — wyrzucił z siebie.
— Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu nie życzę sobie, żebyś bez powodu krytykował moją
przyjaciółkę. Gdyby ktokolwiek zaczął krytykować ciebie, stanąłbym w twojej obronie, bo choć
kompletnie się mną nie interesujesz, ani tym, co robię, nadal pozostajesz moim mężem i
opiekunem. A teraz muszę już iść na moje treningi. — Gryfon odwrócił się na pięcie i
wymaszerował z pokoju.
XXX
Nadszedł piątkowy wieczór i Harry razem z Luną ochoczo weszli do klasy. Schludnie złożona,
czarna szata leżała na krześle, tuż obok zaś stała ładna kobieta, Indiańskiego pochodzenia,
stukając, jakby od niechcenia, różdżką w sporych rozmiarów skrzynię, stojącą na podłodze.
Pudło otworzyło się, ukazując wszelkiego rodzaju przybory malarskie. Na każdej ławce leżał
piórnik wypełniony przeróżnymi narzędziami do rysowania.
— Ach, to musi być profesor Mukherjee — powiedział pełnym uwielbienia głosem uczeń stojący
za dwójką przyjaciół.
— Jej prace są wystawione w czarodziejskiej galerii w Londynie — szepnął ktoś inny.
Szeleszcząc swoją błękitną szatą, czarownica zwróciła się w kierunku swoich uczniów i
uśmiechnęła się. Jej oczy były tak czarne jak oczy Severusa, ale dla odmiany, były pogodne
niczym skowronek. Kobieta była wzrostu Harry’ego.
— Usiądźcie, proszę — powiedziała głosem tak radosnym jak jej uśmiech. Spora grupa uczniów
od czwartego do siódmego roku weszła do klasy. Słychać było szuranie krzeseł, kiedy młodzież
siadała do ławek. Życzliwe spojrzenie nauczycielki wędrowało od ucznia do ucznia. Potterowi
zdawało się, że rozpoznała go, gdy jej wzrok spoczął na nim.
— Bardzo się cieszę, że tak wiele osób chce uczestniczyć w moich zajęciach. Jestem
zaszczycona, mogąc uczyć was zasad i technik malarskich w tej szkole. Nazywam się Sonia
Mukherjee i, zamiast po prostu odczytać listę waszych nazwisk, pomyślałam, że byłoby miło, aby
każdy z was przedstawił się sam. Bardzo proszę, powiedzcie mi i waszym kolegom, co
szczególnego widzicie w sztuce i czego oczekujecie po tych zajęciach.
Nauczycielka wskazała na osobę siedzącą najbliżej niej. Harry, który siedział na samym początku
klasy, zaraz obok Luny i owego ucznia, zastanawiał się, co mógłby powiedzieć — za jakieś
trzydzieści sekund, będzie jego kolej. Wkrótce, czarownica skinęła na niego.
— Nazywam się Harry Potter. — Wiele głów zwróciło się z zaciekawieniem w jego stronę, ale
Gryfon przywykł już do tego rodzaju zainteresowania, pomimo, że szczerze tego nie znosił.
Chłopak ciągnął dalej: — Właściwie to ukończyłem już szkołę tego lata, ale muszę pozostać w
Hogwarcie ze względu na bezpieczeństwo. Jestem mężem profesora Snape’a i pomagam mu, w
niektórych drobnych pracach związanych z jego badaniami nad eliksirami. Przechodzę szkolenie
na nauczyciela obrony przed czarną magią. Hmm... to chyba wszystko, co mogę powiedzieć na
swój temat. Biorę udział w tych zajęciach, bo lubię szkicować i rysować w wolnych chwilach.
Mój szkicownik pomaga mi za pomocą rysunku przekazać to, czego nie potrafię wyrazić
słowami. Chciałbym nauczyć się czegoś więcej o tej sztuce, poznać różne techniki i style. Mam
nadzieję, że takie wspólne malowanie i wymienianie się pomysłami bardzo mi pomoże, ponieważ
dotychczas zachowywałem swoje rysunki wyłącznie dla siebie.
— Dziękuję, panie Potter. Wasze opinie i wymiana doświadczeń będzie tutaj tak samo ważna, jak
poznanie i szlifowanie indywidualnego stylu każdego z was. I tak, jak pan wspomniał, sztuka
może stać się innym sposobem na wyrażenie naszego postrzegania świata. — Czarownica
uśmiechnęła się do Gryfona i skierowała swoją uwagę na Lunę.
XXX
— Wspaniałe zajęcia! — podsumował Harry, gdy lekcja dobiegła końca.
— Profesor Mukherjee jest profesjonalistką — wyraziła swe uznanie Luna. Pozostali uczniowie
byli również urzeczeni nową nauczycielką i podekscytowani, rozmawiali o przyszłych zajęciach.
— Panie Potter, czy mogę prosić na słówko? — zawołała artystka.
— Zaczekam na ciebie, Harry — powiedziała Luna i radośnie podskakując, wyszła z klasy.
Czarownica delikatnie zamknęła drzwi klasy i spojrzała uważnie na swojego nowego ucznia.
Kobieta była młoda — prawdopodobnie tylko cztery czy pięć lat starsza od Tonks. Włosy miała
spięte w modny ostatnio kok.
— Jestem członkiem Zakonu Feniksa, Harry — powiedziała na wstępie. — Dobrze znamy się z
dyrektorem i rozmawiałam wcześniej z twoim mężem. Wiem też, że King udziela ci lekcji
pojedynku.
— King?
— Tak wszyscy nazywamy Kingsleya Shacklebolta — wyjaśniła z figlarnym błyskiem w oku,
godnym samego Dumbledore'a. Po chwili kobieta spoważniała. — Doskonale wiem, że jesteś
bardzo dobrze przygotowany do tego, by obronić się samemu. Albus wiele mi o tobie opowiadał.
Czy nie zastanawiało cię nigdy to, iż nie zaproponowano ci byś wstąpił do Zakonu, chociaż już w
zeszłym roku skończyłeś siedemnaście lat?
— Tak, myślałem o tym — powiedział wolno Gryfon. Pamiętał, jak bardzo był urażony i zły po
urodzinach, że nikt nie raczył porozmawiać z nim o dołączeniu do organizacji, szczególnie po
tym wszystkim, co przeszedł.
— W chwili obecnej, gdy jesteś chroniony więzami krwi i szkolisz swoje umiejętności w
obronie, członkowie Zakonu zakładają, że jesteś już na tyle dojrzały, by do nas dołączyć. —
Harry skinął głową. Zdobycie najpierw konkretnych, praktycznych umiejętności walki miało
sens.
— To oznacza, że… jesteś tu, by mnie chronić czy poprowadzić zajęcia? — zapytał, w nadziei,
iż to pytania nie zabrzmiało zbyt niegrzecznie. Zdążył polubić czarownicę — nie starała się go
uciszać i miała taki łagodny charakter. W oczach kobiety ponownie pojawiły się wesołe iskierki.
— Raczej to drugie, choć oczywiście będę twoim obrońcą, kiedy zajdzie taka potrzeba. Jednak,
biorąc pod uwagę, jakiego potężnego czarodzieja poślubiłeś oraz to, że odbywasz szkolenie z
trzema członkami Zakonu Feniksa pod czujnym okiem Dumbledore’a, śmiem twierdzić, iż jesteś
dobrze chroniony. I coś mi mówi, że masz serdecznie dość wysłuchiwania o tym, jak to
potrzebujesz opieki.
— O tak. To prawda — przyznał chłopak.
— To działa w obie strony. Ty też jesteś zabezpieczeniem dla nas — powiedziała, poprawiając
swoją szatę. — Było mi bardzo miło pana poznać.
Uścisnęli sobie dłonie, po czym Harry wyszedł mile zaskoczony. Kiedy młody czarodziej
dołączył do Luny, dziewczyna właśnie rysowała coś palcami w powietrzu. Młodzieniec pomyślał
o pójściu do mieszkania i dołączeniu do ponurego Mistrza Eliksirów, ale niezbyt spodobał mu się
pomysł powrotu do tej samotni.
— Chciałabyś zobaczyć moje komnaty? — zapytał przyjaciółkę.
— Och... oczywiście, Harry — dziewczyna rozpromieniła się. Razem zeszli do lochów. Wąż
strzegący wejścia spojrzał raczej sceptycznie na towarzyszkę Pottera.
— Nesso, to moja przyjaciółka Luna — przedstawił dziewczynę, która z zainteresowaniem
przyglądała się zwierzęciu.
— Nie widziałaś przypadkiem gdzieś tutaj jakiegoś chrapaka krętorogiego? — Rzuciwszy jej
przeszywające spojrzenie, gad pokiwał przecząco głową. — Szkoda — westchnęła Krukonka.
Gryfon podał hasło i portret uchylił się, ukazując wejście do komnat. W środku, z książką w ręku
stał Severus Snape. Uśmiechnął się szyderczo na widok Harry’ego i Luny.
— Dobry wieczór, profesorze — Powiedziała dziewczyna rozmarzonym głosem. Starszy
mężczyzna spojrzeniem dał do zrozumienia młodszemu, co myśli na temat jego przyjaciół.
— Proszę pana, chciałabym zapytać, czy jakieś elementy chrapaka krętorogiego nadają się na
składniki do eliksirów?
Mistrz Eliksirów zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem. Jedyną rzeczą, którą Harry desperacko
pragnął w tejże chwili, było zachować równie niewzruszony spokój jak jego przyjaciółka, która
wydawała się być w ogóle nieświadoma nieżyczliwości, z jaką potraktował ją Snape.
— Nie przechowuję żadnych wyimaginowanych stworzeń wśród moich zapasów — powiedział
złośliwie.
— Jest pan raczej niegrzeczny, profesorze — odpowiedziała zamyślona dziewczyna. — To
wszystko przez nargle.
Potter zdał sobie sprawę, że najwyższa pora interweniować.
— Em.., Luno, zapraszam cie do mojego pokoju. Severus jest… nieco zestresowany. Wiesz, to
przez te badania nad eliksirami.
Młodzieniec oprowadził Lunę po ich komnatach, a później porozmawiali krótko na osobności.
Kiedy Krukonka zbierała się do odejścia, Harry niechętnie odprowadził ją wyjścia. Gdy tylko
zamknęły się za nią drzwi, Severus, który siedział na sofie z książką w ręku, spojrzał
przeszywająco na swojego małżonka.
— A więc jestem „nieco zestresowany”?
Harry odchrząknął, zdenerwowany.
— Właśnie dowiedziałem się, że nasza nauczycielka rysunku jest członkiem Zakonu Feniksa —
próbował zmienić temat. Niestety, nie otrzymał żadnej odpowiedzi. — Powiedziała, że
rozmawiała wcześniej z tobą.
— Jest kompetentną osoba na tym stanowisku — zauważył znudzonym tonem Snape i na powrót
pogrążył się w lekturze. Taka opinia z ust Severusa była niesłychanym komplementem.
Harry miał już wrócić do swojej sypialni, gdy jego mąż nagle syknął i ścisnął kurczowo swoje
lewe ramię. Chłopak podbiegł do niego i usiadł obok na kanapie. Twarz byłego Ślizgona był
kredowo biała i mężczyzna z trudem maskował przeszywający ból, który właśnie odczuwał.
— Nie można niczego zrobić, by uśmierzyć ból? — zapytał łagodnie Gryfon. W odpowiedzi
starszy czarodziej rzucił mu wściekłe spojrzenie.
— Czy nie uważasz, że zrobiłbym to wcześniej, gdybym tylko mógł? Co za idiotyczne pytanie!
— parsknął złośliwie.
Harry, który przywykł już do uszczypliwych komentarzy wygłaszanych przez jego małżonka,
przyjął spokojnie tę uwagę i po chwili dodał spokojnie:
— Może musiałeś sobie radzić z cierpieniem przez tak długi czas, że przywykłeś do niego i nie
myślisz już o tym, żeby mu zaradzić.
Snape rzucił mu kolejne ostre spojrzenie, ale Potter wiedział, że słowa dotknęły go, bo były
bliskie prawdy.
— Muszę już iść — powiedział Mistrz Eliksirów, po czym wstał i wziął szybko szatę wyjściową.
Harry westchnął ciężko i usiadł w miejscu, jeszcze przed chwilą zajmowanym przez jego męża i
od którego nadal biło ciepło ciała Severusa.
Rozdział 13
Niedługo po krótkiej, lecz pouczającej pogawędce z Sonią Mukherjee, Potter został wezwany
przez Albusa Dumbeldore’a.
— Harry, czy chciałbyś zostać członkiem Zakonu Feniksa? — zapytał dyrektor.
— Zastanawiałem się już, kiedy mi pan to zaproponuje — odpowiedział Gryfon, uśmiechając się
lekko. — Naturalnie, moja odpowiedź brzmi „tak”.
Starzec wydawał się być usatysfakcjonowany, spoglądając pogodnie na swojego protegowanego
zza połówek okularów.
— W takim razie, mianuję cię nowym członkiem Zakonu. Obawiam się, że nie mamy czasu na
formalności i oficjalne ceremonie. Tymczasem, Severus nauczy cię, jak stworzyć mówiącego
Patronusa. To nasz główny sposób komunikowania się wewnątrz Zakonu, poza piórami Fawkesa.
Ponieważ mój feniks w czasie przemiany jest raczej niedysponowany, nie możemy nieustannie
na niego liczyć.
Ptak siedzący tuż obok biurka profesora, podniósł nogę i zaczął drapać się zawzięcie po długiej
szyi. Po chwili zaczął skubać ziarenka sezamu leżące na stosiku przed nim.
— Ech… dyrektorze, może profesor McGonagall lub Moody czy też jakikolwiek inny członek
Zakonu mógłby mnie tego nauczyć? — spróbował zasugerować chłopak.
— Rozmawiałem już z Severusem, Harry, i on się zgodził — odpowiedział Albus, uśmiechając
się życzliwie. — W końcu jesteście małżeństwem.
No właśnie, jesteśmy, pomyślał z ironią młody czarodziej.
— W porządku. Niech będzie — powiedział na głos, z nadzieją, że okaże się bardziej
utalentowany w wytwarzaniu mówiącego Patronusa niż podczas lekcji Oklumencji.
— Jestem pewien, że tym razem wam się uda, Harry. Witaj w Zakonie, mój drogi chłopcze.
— Dziękuję, profesorze.
Dumbledore wstał i pokrzepiająco poklepał Gryfona po ramieniu, gdy ten wychodził.
Dotarłszy do portretu, Potter natychmiast podzielił się nowinami z Nessą.
— Severus ma udzielać mi lekcji. Musi mnie nauczyć, jak wyczarować mówiącego Patronusa —
powiedział ponuro.
— Obrazy na zamku wiedzą, że dobrze sobie radzisz z rzucaniem tego zaklęcia ochronnego.
Czym więc się martwisz, młodzieńcze? — zapytało zwierzę.
— No cóż… nauczycielem — odpowiedział znacząco Harry.
— Potraktuj to jak wyzwanie, by udowodnić mu do czego jesteś zdolny. Powiedz mi raczej, jak
się mają twoje rysunki po pierwszej lekcji? Tak niecierpliwie jej wyczekiwałeś.
— Muszę poczekać jeszcze na część praktyczną, zanim zacznę eksperymentować samemu.
Dotychczas skrobałem coś piórem na kartkach. Chciałbym opanować właściwą technikę, a to
stanie się nie wcześniej niż na następnych zajęciach.
— Ach, kolejna pogawędka od serca. — Usłyszeli kpiący głos. Harry cofnął się, gdy Snape
podszedł do portretu i podał hasło.
Jego mąż był w nieznośnie podłym nastroju od czasu ostatniego spotkania z Voldemortem,
którego obsceniczne zainteresowanie ich teoretycznie pełnym przemocy małżeństwem,
przyprawiało o mdłości. Severus był uprzejmy wyjaśnić swojemu młodemu mężowi, iż Czarny
Pan przechodząc tak wiele transformacji, nie był w stanie osiągnąć satysfakcji seksualnej czy
nawet wziąć udziału w stosunku płciowym. Przy okazji, były Ślizgon powiedział to takim tonem,
jakby to była wina Pottera.
— Obarczono mnie niechlubnym zadaniem przyczynienia się do rozwoju twojej edukacji —
powiedział mężczyzna, gdy tylko znaleźli się w komnatach.
— Dumbledore właśnie mi o tym powiedział — odpowiedział cicho Harry. — Jaką formę
przybiera twój Patronus, jeżeli wolno mi zapytać?
— To Popiełek — odparł cierpko Mistrz Eliksirów. Magiczny wąż, którego jaja używane są jako
składnik eliksiru. Wykorzystuje się do uwarzenia Eliksiru Miłosnego. Cóż za ironia.
— Mój to…
— Jeleń. Widziałem go podczas tego nudnego meczu na twoim trzecim roku, Potter. To tak
obrzydliwie sentymentalne — droczył się Snape.
— To zdumiewające, że potrafisz znaleźć choć jedno radosne wspomnienie, żeby stworzyć
swojego Patronusa — skomentował Harry, czując wzbierającą w nim falę gniewu.
— Twoje zdumienie nie robi na mnie żadnego wrażenia — odparł starszy czarodziej.
— Dlaczego w ogóle zgodziłeś się nauczyć mnie tego zaklęcia?
— Ponieważ dyrektor mnie o to poprosił. Jestem też odrobinę bardziej optymistyczny, jeżeli
chodzi o twoje zdolności w rzucaniu zaklęcia Patronusa…
Harry wiedział doskonale, że jego małżonek nawiązywał właśnie do jego zmagań na lekcjach
oklumencji i eliksirów.
— Zajęcia będą odbywały się w każdy czwartek o dziewiątej wieczorem w naszych komnatach. I
mam nadzieję, że dla twojego własnego dobra, dasz coś z siebie, bo jesteś beznadziejny nawet w
łóżku — powiedział Snape, zamykając za sobą drzwi tuż przed nosem Pottera.
Harry gapił się na zamknięte drzwi. Nagle poczuł się bardzo nieszczęśliwy. Okrutne słowa
wypowiedziane przez Severusa głęboko go zraniły. Poczuł, jak na gardle zaciska się niewidzialne
imadło. Właśnie uleciały resztki nadziei na osiągnięcie jakichkolwiek pokojowych stosunków
pomiędzy nimi. Ostatnia uwaga była zupełnie nie na miejscu, nie wspominając nawet o tym, jak
bardzo była złośliwa. Chłopak przez chwilę czuł, jak gotuje się w nim złość, by nagle zmienić się
w duszące popioły. Zacisnął usta, starając się zwalczyć napływające do oczu łzy. A potem wziął
głęboki wdech i wszedł do prywatnych pokoi swojego męża. Skierował się w stronę
laboratorium, gdzie, jak mu się wydawało, udał się Snape.
Na widok Pottera, mężczyzna groźnie zmrużył oczy.
— Wydaje mi się, że powiedziałem ci już, żebyś nigdy więcej nie przekraczał progu moich
komnat — wyszeptał.
— A mnie się wydawało, że powiedziałem ci, żebyś traktował mnie z szacunkiem — warknął
Harry, wyciągając różdżkę. — Oczekujesz od kogoś, że będzie niewiarygodnym kochankiem w
łóżku, kiedy ten ktoś zostaje wzięty wbrew własnej woli? Jak możesz wymagać ode mnie
gwiazdorskiego seksu, kiedy nasze małżeństwo jest takie popieprzone? Och, wiem, że ty też nie
miałeś wielkiego wyboru. Ale mogłeś darować sobie taką uwagę! Jesteś nędznym mężem,
Severusie Snape! Opiekun się znalazł! I jeszcze jedno. Nawet się nie waż kpić ze mnie, jeżeli
chodzi o Patronusa, bo nie zamierzam pobierać żadnych lekcji od ciebie! A teraz, życzę ci miłego
sam na sam z moim ojcem! Expecto Patronum!
Ogromny jeleń wyskoczył z różdżki Harry’ego, rozświetlając całe laboratorium oślepiającą
srebrzystą poświatą. Aby jeszcze bardziej urazić Mistrza Eliksirów, Potter złapał z półki słój z
nieszkodliwym proszkiem i roztrzaskał go o podłogę. Słój zawsze można później naprawić, ale
zawartość była już do niczego. Zanim Severus zdążył przemówić czy chociażby poruszyć się,
młodzieniec wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
Nasze małżeństwo to jedno wielkie trzaskanie drzwiami, pomyślał chłopak ze złością.
Wieczorem, kilka godzin po ich którejś już z rzędu kłótni, Harry, znudzony przesiadywaniem w
swoim pokoju, wślizgnął się do salonu z podręcznikiem o technikach malarskich w ręku.
Rozsiadł się wygodnie na sofie - ulubionym miejscu Snape’a. Chłopaka zupełnie to nie
obchodziło. Czyż Nessa nie powiedziała mu, że komnaty Mistrza Eliksirów należą teraz również
do niego? Z całą pewnością odnosiło się to do niektórych mebli. Wyjątek stanowiły oddzielne
sypialnie obu małżonków wraz z umeblowaniem.
Cóż za inspirujący związek, pomyślał gorzko Gryfon, po czym otworzył książkę i próbował
zacząć czytać. Jednak w tej samej chwili usłyszał, jak za plecami otwierają się drzwi i do salonu
wszedł jego mąż. Harry postanowił udawać głuchego i uparcie wpatrywał się w druk, ignorując
starszego czarodzieja. Severus podszedł do sofy, lecz młodzieniec nadal skrupulatnie omijał go
wzrokiem. Wystarczająco dużo razy upokarzał się i próbował nawiązać poprawne relacje z tym
człowiekiem.
— Potter… — zaczął Snape, ale ten przerwał mu chłodnym głosem.
— Nie odzywaj się do mnie. I nie podchodź do mnie. Nie możesz mnie znieść, więc zachowaj
bezpieczny dystans, mój drogi mężu.
— Wychodzę na drinka — powiedział ochryple mężczyzna, po nieprzyjemnie długiej chwili
milczenia.
— Jasne. Idź, wyluzuj się. Jestem pewien, że spotkasz kogoś, kto będzie umiał sprostać twoim
wymaganiom bardziej niż ja. Mam to gdzieś — odpowiedział Harry, dość gwałtownie
przewracając kartkę. Rozległ się odgłos rozdzieranego papieru.
— Gdybyś zechciał mi towarzyszyć, moglibyśmy się aportować do baru ze szkolnych błoni —
powiedział były Ślizgon.
Potter wpatrywał się w niego, nie wierząc własnym uszom. Nagle, otrząsnął się. Musiał istnieć
jakiś racjonalny powód. Z pewnością to coś związanego z Zakonem. Dlaczego inaczej Severus
chciałby pokazywać się z nim publicznie i udawać zakochaną parę. W tym celu z pewnością
wybrałby jakiś czarodziejski bar. Sam pomysł wydawał się abstrakcyjny. Jego mąż nigdy nie
zgodziłby się na taki pokaz, zaaranżowany lub nie.
— Mamy jakieś zebranie Zakonu, o którym nie wiem? Wątpię, żebyś zapraszał mnie tylko po to,
aby oblewać moje wstąpienie do Zakonu, prawda?
— Nie, nie ma żadnego spotkania — odpowiedział rozdrażniony mężczyzna.
— Ech… Daj mi w takim razie pięć minut na przebranie — powiedział chłopak zeskakując z
sofy i biegnąc do swojej sypialni.
Severus Snape nie należał do impulsywnych mężczyzn. Do tej pory, życie w małżeństwie
odbierał gorzej niż dotychczasową samotność. Harry Potter okazał się kompletnym utrapieniem
popisującym się wciąż wężomową i ośmielającym się sprowadzać swoich przyjaciół do jego
komnat. To prawda, że sam nieopatrznie zgodził się na to, żeby zapraszał ich tutaj, ale, pomimo
tego, odczuwał to jako pogwałcenie jego świętego azylu. Jednak widok młodzieńca tak ostro
reagującego na jego uwagę dotyczącą skonsumowania ich związku, wywarł na nim wrażenie.
Jego młody małżonek zionął gniewem. Ale rzeczą, która ostatecznie przekonała Severusa był
jego niesamowity Patronus. Nikt nie mógł decydować o kształcie własnego Patronusa. Harry
nosił w sercu wspomnienie o swym ojcu, a w oczach wspomnienie o matce. Był o wiele bardziej
wrażliwy niż James Potter czy Syriusz Black. Wciąż miał kłopoty z panowaniem nad swoimi
emocjami, ale wyczarowanie tak potężnego Patronusa w chwili, gdy był tak bardzo przybity,
wiele obiecywało. Były Ślizgon powoli przyznawał przed samym sobą, że poślubił kogoś, kogo
warto bliżej poznać. Zaczynał dostrzegać pewne rzeczy w zachowaniu chłopaka. Sposób, w jaki
przygładzał dłonią włosy, gdy był zdenerwowany. Jak mrużył w gniewie swoje zielone oczy.
Jego dobroć. Dla przykładu, nie mógł wyobrazić sobie Jamesa Pottera włóczącego się z kimś
takim jak Luna Lovegood. Czy też starającego się bliżej poznać kogoś takiego jak Severus
Snape. Albo jego troskę, gdy czuł ból poprzez znak na ramieniu…
— Jestem gotowy — głos Harry’ego przerwał potok jego myśli.
Severus odwrócił się i spojrzał na niego. Szczupła sylwetka młodzieńca odziana była w szatę
wyjściową. Na zewnątrz było dziś dość chłodno.
— Może będziesz musiał użyć zaklęcia ogrzewającego uszy — powiedział sztywno.
— Czy już kiedyś złapałeś zapalenie ucha zimą? — zapytał zaciekawiony Gryfon.
— Tak. Bardzo dokuczliwe. Na szczęście leki czarodziejów działają błyskawicznie.
Po tej krótkiej wymianie zdań nastąpiła niezręczna cisza. Severus podszedł do drzwi. Otwierając
je, zatrzymał się, żeby przepuścić w przejściu Harry’ego.
Nessa w milczeniu obserwowała dwie oddalające się, ciepło odziane postacie, by po chwili
owinąć się ciasno wokół swojego moździerza i zapaść w smaczną drzemkę.
Rozdział 14
Bar, w którym się znaleźli, był bardzo przytulnym, swojskim miejscem, ze staroświeckimi
drewnianymi panelami na ścianach i uroczo skrzypiącą podłogą. Harry zdjął szatę wyjściową,
pod którą skrywała się czarna rozpinana koszula i dopasowane niebieskie dżinsy. Severus miał na
sobie ciemne spodnie i szorstką koszulę, podobną do tej na Gryfonie.
Przez chwilę obaj badawczo i z pewnym zaciekawieniem przyglądali się sobie nawzajem.
Zamówili dla siebie drinki i usiedli przy stole.
Były Ślizgon bacznie obserwował swojego młodego małżonka. Jego maniery były bez zarzutu.
Ż
adnych łokci na stole. Żadnego ocierania ust wierzchem dłoni. Poprawna postawa, nie sztywna,
jakby połknął kij od miotły ani przygarbiona. Zielone oczy połyskujące zza szkieł okularów
zdawały się być zamyślone. Gryfon dostrzegł wnikliwe spojrzenie Severusa i w nerwowym
odruchu uniósł dłoń, by przygładzić swoje nieujarzmione włosy.
— Tam siedzi jakiś młody mężczyzna, który wydaje się być tobą zainteresowany, Potter —
zauważył Snape.
— Ale ja nie jestem zainteresowany nim.
— Nawet na niego nie spojrzałeś. Siedzi przy stoliku po lewej.
Harry drgnął nieznacznie, po czym spojrzał we wskazanym kierunku. Elegancki, ciemnowłosy
nieznajomy, nieco od niego starszy, przesłał mu zachęcający uśmiech. Młody czarodziej
natychmiast odwrócił wzrok.
— Ale ja jestem tu z tobą! Przecież wyraźnie widzi nas obu.
— Potter, czy my wyglądamy na małżeństwo? Jestem wystarczająco stary, by być twoim ojcem.
— Czy jest jakiś określony schemat na to, jak mają wyglądać małżonkowie? Czy dwoje ludzi
musi być po ślubie, żeby wyglądali jakby byli ze sobą? Albo czy muszą być w tym samym
wieku?
— Może masz ochotę przysiąść się do tego miłego, młodego mężczyzny? — zasugerował
Severus.
Harry spojrzał na niego zszokowany.
— Chyba nie zaprosiłeś mnie tu po to, żebym mógł spędzić czas z kimś innym? Poza tym, to jest
bar. Ludzie nie przychodzą tu tylko po to, żeby zawierać nowe znajomości, prawda?
— Jestem takim dobrym towarzyszem, że nie masz ochoty z nim pogawędzić?
— Przyprowadziłeś mnie tu, żeby samemu flirtować z obcymi? To jest… to byłoby naprawdę…
dziwaczne, Severusie. Czy naprawdę myślisz, że byłbym do tego zdolny?
Mistrz Eliksirów zdał sobie sprawę, że popełniał jedną gafę za drugą, a każda następna była
gorsza od poprzedniej. Harry stawał się coraz bardziej poirytowany i zasmucony. Twarz
młodzieńca stężała, a całe ciało zesztywniało.
— Przepraszam, źle cię oceniłem. Miałem wrażenie, że taki młody mężczyzna jak ty, z radością
zechce… poeksperymentować, zwłaszcza, jeżeli tkwi w małżeństwie z obowiązku.
Myśląc, że to stwierdzenie uspokoi jego małżonka, Snape grubo się pomylił.
— Eksperymentować? Czyli sypiać na lewo i prawo z kim popadnie? W porządku, nie mam
zamiaru nikogo osądzać. Może niektórzy tak właśnie postępują, ale to ich sprawa, przynajmniej
tak długo, jak stosują zabezpieczenia. Ja nie należę do takich osób. Nie mówię, że wcześniej sam
nie prowadziłem pewnych eksploracji… — Chłopak przerwał nagle, czując, że na jego policzki
wpełza rumieniec, lecz zanim jego mąż rzucił komentarz w odpowiedzi, podjął temat —
Domyślam się, że wiesz również o Cho Chang i o tym, jak się to skończyło. Ale poza tym, iż nie
jestem typem flirciarza, nie sądzę, żeby w moim przypadku, z Voldemortem czyhającym na mój
tyłek, jakikolwiek związek był bezpieczny dla mojego partnera. Mówiąc o Tomie, czy to pora, by
myśleć o randkach i tym podobnych? I, co najważniejsze, mam męża i pewne poczucie
zaangażowania. Naprawdę, w ogóle mnie nie znasz, Severusie. — Zapadła niezręczna cisza,
podczas której, obaj unikali swojego wzroku. W międzyczasie, ciemnowłosy mężczyzna znalazł
już towarzysza do rozmowy. — A co z tobą? To znaczy… eee… czy wcześniej miałeś wiele…
związków? — zapytał Harry, oczekując, że jego pytanie zostanie wyśmiane. Były Ślizgon
wzdrygnął się.
— Nic poważnego. Od czasu do czasu jakiś mężczyzna poznany w mugolskim czy
czarodziejskim barze. A jeśli któryś z nich próbował nakłaniać mnie do przedłużenia naszej
znajomości, zawsze mogłem go przekląć.
— Przeklinałeś ich? Jak?
— Sprawiając, że cierpieli na impotencję przez jakiś miesiąc, modyfikując im pamięć zaraz po
tym...
— Przez miesiąc? Merlinie! Po miesiącu hormony z pewnością rozrywały ich na strzępy albo
doznawali jakiegoś innego, ech.. fizycznego uszczerbku.
Usta Mistrza Eliksirów wykrzywił raczej złośliwy uśmieszek.
— No, nie wiem — odpowiedział wymijająco starszy czarodziej.
Gryfon był oszołomiony. Trudno mu było uwierzyć, że ze wszystkich tematów na świecie,
rozmawia z Severusem o ich intymnych związkach. Albo, że wspomni mężczyźnie o tym, że
zadowalał sam siebie.
Tymczasem Snape stwierdził, że chłopak balansował na skraju niewinności i uroczej naiwności.
Jego szokująca reakcja w chwili, gdy tylko zasugerował, że młodzieniec mógłby porozmawiać z
kimś innym przy barze, powiedziała mu wszystko, co chciał wiedzieć. Biorąc pod uwagę, że
Harry został zmuszony żyć z nim w tak bezuczuciowym związku, był zaskoczony, że ten mądry,
przystojny osiemnastolatek nie wykorzystał pierwszej nadarzającej się okazji, żeby pozbyć się
Severusa i poflirtować z kimś innym. Zastanawiał się, skąd u chłopaka takie wszechogarniające
poczucie obowiązku? Jakiekolwiek emocjonalne przywiązanie do niego — Snape’a, nie
wchodziło przecież w grę.
Starszy czarodziej zauważył, że zielone oczy śledzą uważnie każdy jego ruch.
— Czy mogę zadać ci osobiste pytanie? — zapytał Gryfon.
Oczy Snape’a zwęziły się nieznacznie. Mężczyzna był wyjątkowo przeciwny dzieleniu się swoim
ż
yciem prywatnym z kimkolwiek poza sobą samym, a już najmniej chętnie z Harrym. Jednak dla
załagodzenia ich sporów…
— To zależy — odpowiedział. — Najpierw chciałbym usłyszeć to pytanie. Jeżeli jest zbyt
zuchwałe lub idiotyczne, pożałujesz.
— Jak to było, kiedy zdałeś sobie sprawę z tego, że jesteś gejem?
Severus spoglądał przez chwilę na swojego małżonka, nie wiedząc, co powiedzieć. To było
naprawdę niesłychanie osobiste pytanie. Bezczelny bachor, przeklął go w myślach starszy
czarodziej i zaciskając mentalnie zęby, wycedził:
— Dla mnie czy dla innych?
— Dla obu stron. — Dwa pytania scaliły się w jednym, tak jak ich obu połączono w tym
nieszczęsnym małżeństwie.
— Byłem przygnębiony. Wiedziałem, że będę źle osądzany i potępiany. Są czarodzieje i
czarownice, którzy uważają, że homoseksualizm wiąże się z brakiem magicznie uzdolnionego
potomstwa.
— To brednie! — wykrzyknął Harry.
— Na nieszczęście nie dla nich, Potter. Jestem regularnie wyśmiewany przez Czarnego Pana i
ś
mierciożerców z powodu mojej orientacji seksualnej, tak samo jak szydzono ze mnie w
Hogwarcie.
Młodzieniec poczuł jak zasycha mu w gardle.
— Severusie, czy mój ojciec i Syriusz wiedzieli, że jesteś gejem i... i… dokuczali ci z tego
powodu?
— Kilkakrotnie. Twoja matka ich powstrzymywała. — Mężczyzna upił swojego drinka.
Harry'emu nagle zrobiło się niedobrze.
— Nie sądzę, żeby byli uprzedzeni do homoseksualistów, Potter. Ale używali tego jako broni
przeciwko mnie, ponieważ, czego jesteś świadomy, nienawidziliśmy się.
— Moja mama ich przyhamowywała? — Usta Snape’a wykrzywił gorzki uśmiech.
— Uświadamiała im, jak nisko upadli i nakazywała przestać.
— Jeżeli ona cię broniła, to dlaczego nazwałeś ja szlamą? — zapytał niewyraźnie, świadomy
tego na jaki niebezpieczny teren wkraczał. — Czy to z powodu tego, jak bardzo czułeś się
upokorzony przed całym tłumem? Czy… wtedy już zaczynałeś uczyć się czarnej magii?
— Nie życzę sobie rozmawiać na ten temat — uciął ostro Mistrz Eliksirów.
Harry spróbował innej taktyki.
— Na naszym certyfikacie małżeństwa wymieniono, że twoja matka była czarownicą. Czy
myślałeś wtedy o swoim mugolskim ojcu? Po tym, co zobaczyłem w myślodsiewni…
— Zadałeś mi już wystarczająco dużo pytań, a ja powiedziałem ci już dość o sobie — przerwał
mu ponownie mężczyzna głosem cichym niczym szept, co było oznaką nadciągającego wybuchu
gniewu.
— Przepraszam. Ja tylko… próbuję zrozumieć, dlaczego czujesz się tak niepewnie.
Twarz Severusa stężała i Harry zrozumiał, że popełnił gafę. — Ja... mam na myśli… Robisz tak
wiele, narażasz się na tak wielkie niebezpieczeństwo, ale…
— Wystarczy, Potter — przerwał mu Snape.
Gryfon ponownie przeprosił, rumieniąc się. Zdał sobie sprawę, że jego mąż był zdeterminowany,
ż
eby utrzymać go z dala od siebie, pozwalając zaledwie dotknąć swej powierzchni. To było
dziwne. Bez wstydu czy złości mężczyzna przyznał się do romansowania z innymi i rozmawiał o
doświadczaniu swojej orientacji, co dla Harry’ego było tak samo lub nawet bardziej intymną
sprawą niż jego dzieciństwo.
— Czy mogę zadać ci ostatnie pytanie?
Oczy starszego czarodzieja zalśniły blaskiem, który młodzieniec już raz widział, gdy ten podał
mu eliksir radykalnie rozwiązujący problem związany ze zmienionym kolorem włosów.
— Ostatnie, Potter.
— Hmm… Czy obecnie pogodziłeś się ze swoją seksualnością? Akceptujesz ją jako naturalną
część siebie?
Severus długo nie odpowiadał na pytanie Harry’ego. Spojrzał chłopakowi prosto w oczy i
dostrzegł w nich niepewność.
— Nie wiem — odpowiedział w końcu. Wydawało się, że słowa wyrwały mu się z ust wbrew
jego woli. To niepojęte, że Severus Snape mógł czegoś nie wiedzieć. Jednak odpowiedź
wydawała się zadowolić Pottera. Jeżeli Snape nie był pewien, jak czuć się wobec swojej
seksualności, chłopakowi musiało być równie ciężko.
— A co z tobą, Potter? Rozpaczałeś, kiedy wreszcie cię olśniło? Że nigdy nie poznasz jakiejś
miłej dziewczyny, nie ożenisz się i nie będziesz wychowywał dzieciaków?
— Nie rozpaczałem. Po prostu to zaakceptowałem. Na początku byłem zmieszany. Nieco
zasmucony albo raczej ostrożny, bo musiałem wziąć pod uwagę, jak bardzo niektórzy ludzie nie
tolerują homoseksualistów. Powiedziałem Ronowi i Hermionie dopiero wtedy, gdy byłem
pewien. Poprosiłem ich również, żeby zachowali to dla siebie. A potem… No cóż, Lavender
Brown chciała się ze mną umówić, ale grzecznie jej odmówiłem. Ron był w pobliżu i jakoś tak
wyrwało mu się, że przecież i tak wolę mężczyzn. I… to wystarczyło, żeby moje życie prywatne
rozchlapano na pierwszych stronach wszystkich gazet. Nowina rozeszła się po szkole w ciągu
jednego dnia. Jednak dobrze się czuję będąc gejem, pomimo tego, że nigdy nie doświadczyłem
intymnego zbliżenia z żadnym mężczyzną. Żadnym poza tobą, ma się rozumieć. Bycie gejem jest
naturalną częścią mnie, tego, kim jestem. Jeżeli inni nie czują się z tym dobrze, to ich problem.
— Jakoś nie jestem zdziwiony porywczym wyczynem pana Weasleya — skomentował Snape,
wykrzywiając usta.
— Nie winię Rona. Po prostu się stało. Był bardzo przygnębiony, kiedy sprawa wyszła na jaw.
Obwiniał się. Uważam, że prędzej czy później i tak wszystko by się wydało. I chyba dobrze się
stało, że prawda ujrzała światło dzienne wtedy, a nie później.
Harry napił się. Jak dotąd, rozmowa przebiegała dość interesująco, nawet jeśli nie była zbyt
wygodna. Severus mówił z nutą sarkazmu i szorstkości w głosie, co utrudniało zbliżenie się do
niego, a ich konwersacja była co chwilę przerywana momentami niezręcznej, napiętej ciszy.
Takiej, jaka właśnie pomiędzy nimi zapadła.
Były Ślizgon bez pośpiechu przyglądał się ścianom baru, kiedy jego wzrok spoczął na
ciemnowłosym mężczyźnie przy kontuarze, który swobodnie rozmawiał ze swoim kompanem.
Harry dostrzegł wędrujące spojrzenie swojego małżonka i przyszło mu do głowy, że Severus jest
znudzony jego towarzystwem.
— A więc, będziesz uczył mnie, jak stworzyć mówiącego Patronusa? — zapytał chłopak, tylko
po to, żeby przerwać milczenie.
Mistrz Eliksirów nagrodził go za to pogardliwym spojrzeniem.
— Najwidoczniej. Nie myśl sobie, że jakiś napad młodzieńczego gniewu przeszkodzi mi w
wypełnianiu moich obowiązków.
Potter postanowił nie odpowiadać. Starszy czarodziej uparcie dostrzegał w nim tylko
niedojrzałego, skłonnego do histerii chłopca, nie mogącego się z nim równać pod żadnym
względem.
Severus i on nie rozmawiali już za wiele tego wieczoru, a kiedy wrócili do lochów, Harry miał
mieszane uczucia, co do ich wypadu. Ich wspólne wyjście nie było szczere i zdecydowanie nie
było przyjemne czy uprzejme. Gryfon bezustannie stąpał po cienkim lodzie i musiał być
niezwykle ostrożny formułując swoje pytania, co na pewno nie było jego mocną stroną.
Po wejściu do ich komnat, młodzieniec podziękował uprzejmie swojemu małżonkowi za wieczór
spędzony dla odmiany poza murami Hogwartu. Jedyne, co Snape odpowiedział, to że ma
nadzieję, iż chłopak zjawi się punktualnie na ich lekcji w czwartek.
Prawdopodobnie uważa, że udało mu się naprawić szkodę, jaką wyrządził swoim wstrętnym
komentarzem, pomyślał gorzko Harry. Jednocześnie był nadal zaskoczony tym, że były Ślizgon
nie chlusnął mu drinkiem w twarz w chwili, gdy zapytał go o jego życie prywatne. Być może
jego odpowiedzi były częścią przeprosin, dodał w myślach.
Otworzył drzwi do swojej sypialni i zdjął szatę wyjściową. Przywołał swój szkicownik i garść
zużytych, kolorowych ołówków, po czym, pogrążając się w swoich myślach, narysował
zamknięte na kłódkę drzwi. Dla niego był to idealny symbol jego małżeństwa z Severusem, do
którego on ciągle poszukiwał klucza. Przez krótką chwilę był na wyciągnięcie ręki od złapania
tego klucza — wtedy, gdy jego mąż przyznał, że nie wie, co sądzić o swojej orientacji. Po tym
wyznaniu ich rozmowa powiała chłodem. Harry otworzył nową stronę w swoim szkicowniku i
zaczął rysować górę lodową otoczoną pierścieniem gasnącego ognia.
Rozdział 15
Wydawało się, że nic nie uległo zmianie, odkąd Harry i Severus udali się razem do baru. Starszy
czarodziej nadal trzymał go na dystans i powierzał jedynie jakieś łatwe zadania z eliksirów.
Młodzieniec udawał, że takie zachowanie ze strony jego męża go nie obchodzi, ale w głębi duszy
czuł z tego powodu wielki smutek. Chociaż przywykł już do chłodnej atmosfery panującej w
komnatach, które dzielił z Mistrzem Eliksirów, cała ta sytuacja była wielce niewygodna i
przygnębiająca. Do tego nauka rzucania mówiącego Patronusa, która wydawało mu się, że będzie
łatwiejsza od lekcji oklumencji, gorzko go rozczarowała.
Zajęcia odbywały się w bibliotece Snape’a, której właściciel nie należał do łatwych nauczycieli,
o czym doskonale wiedział zarówno Harry, jak i cały Hogwart. Chłopak przekonał się, że
rzucanie czaru i równoczesna projekcja własnego głosu, a raczej własnych myśli, było niezwykle
trudnym zadaniem. Severus nawet nie próbował ukryć szyderstwa.
— No cóż, widać, że twoje zdolności w rzucaniu zaklęcia Patronusa nie są wcale tak imponujące
jak sądziliśmy — kpił, obserwując jelenia unoszącego się pod ścianą i mrużąc jednocześnie oczy
z gniewu, na samą myśl, że musi przebywać w tym samym pokoju z Jamesem Potterem ukrytym
pod tą postacią. Po chwili Harry stał się zbyt przygnębiony, by stworzyć w pełni ukształtowanego
Patronusa, skutkiem czego z końca jego różdżki z ledwością wydobyła się nędzna, srebrna smuga
dymu i natychmiast rozpłynęła w powietrzu.
— Jakież to obiecujące — szydził Snape.
— Jak możesz oczekiwać, że nauczę się czegokolwiek, skoro nawet nie starasz się traktować
mnie z szacunkiem? — wyrzucił ostro chłopak, wciskając różdżkę do kieszeni dżinsów.
— Nie podnoś głosu.
— Najwyraźniej nie cierpisz uczyć mnie, ani w ogóle kogokolwiek. Wiesz co, może będzie
lepiej, jeśli ktoś inny będzie udzielał mi tych lekcji.
— Dyrektor poprosił mnie — przerwał mu gładko Severus.
— O ironio! Mój własny mąż został przymuszony do nauczenia mnie czegoś, traktuje mnie z
arogancją, powierza mi byle jakie zadania przy warzeniu eliksirów, mówi mi do których komnat
mogę wchodzić, a do których nie… — Harry nagle urwał. Oskarżenia w niczym tu nie pomogą.
W rzeczywistości mogły tylko zaostrzyć sytuację.
— Pokaż mi jak wyczarować tego Patronusa, Severusie. Proszę cię, po prostu mi pokaż.
Wystarczy ci, że twój mąż cię o to prosi?
Starszy czarodziej przyglądał mu się bez emocji. W końcu, wzdychając, podszedł do biblioteczki.
— Czy przeczytałeś wstępnie jakieś lektury? — zapytał.
— Tak, czytałem. — Młodzieniec wymienił kilka tytułów, na co Snape tylko potrząsnął głową.
— One nie są dobre. Przeczytaj tę — podał Harry'emu ogromną księgę. Wyglądała na bardzo
zużytą. Mężczyzna zbliżył się do Gryfona, otworzył książkę leżącą w jego ramionach i
przekartkował kilka stron.
— Będziesz tak uprzejmy i przeczytasz ten rozdział do następnych zajęć — powiedział.
— Dziękuję — odpowiedział chłopak.
Severus tylko wzruszył ramionami, po czym rozsiadł się w fotelu, stojącym w rogu tej ogromnej
komnaty. Wyglądał jakby rozpłynął się w cieniu spowijającym kąty pokoju.
Harry zawahał się. Co by się stało, gdyby podszedł teraz do Snape’a i powiedział, że zamierza
przeczytać rozdział od razu? Przygryzł wargę i zdecydował się zrobić to, co podpowiadał mu
rozum. Mistrz Eliksirów na jego widok uniósł pytająco brew
— Masz jakieś pytania, czy chcesz coś skomentować? — zapytał znudzonym głosem.
— Emm… nie. — Dreptał wokół zakłopotany chłopak. Po chwili, roztropnie postanowił oddać
się lekturze w swojej komnacie. Poczuł się mały i głupi, więc cicho wycofał się i zostawił byłego
Ś
lizgona samemu sobie.
xxx
Mijały tygodnie i robiło się coraz chłodniej. Harry poczynił postępy w rzucaniu mówiącego
Patronusa pod wymagającym okiem swojego męża. Opiekun Slytherinu pozostał jednak
niewzruszony i nadal odnosił się chłodno do Gryfona. Nigdy nie chwalił postępów chłopaka,
wybierając w zamian milczenie. Potter z doświadczenia wiedział, że brak komentarzy podczas
ich zajęć oznaczał, iż starszy czarodziej był zadowolony. Oczywiście, wolał to niż jego zjadliwe
uwagi, chociaż wcale nie stanowiło to idealnej zachęty.
Z drugiej strony, Severus przestał sprawdzać Harry’ego podczas ich wspólnego
przygotowywania składników do eliksirów i, gdy nastolatek skończył, oceniał jego pracę,
odchodząc bez komentarza.
Zajęcia, które Potter odbywał z Shackleboltem (który z radością nalegał, by chłopak nazywał go
„King”, jak wszyscy inni), Moodym i McGonagall były o wiele bardziej obiecujące. Nawet
Minerwa, będąc równie wymagająca jak Severus, obdarzała go co jakiś czas uśmiechem — co
dotychczas było zarezerwowane wyłącznie dla Hermiony.
Tymczasem, lekcje rysunku przebiegały kwitnąco. Z niecierpliwością wyczekiwano podwójnych
piątkowych zajęć, zaś Sonia Mukherjee osiągnęła niebywałą popularność. W bardzo miły sposób
potrafiła uporać się z ekscentrycznymi pomysłami i rysunkami Luny, nazywając je „stylowo
surrealnymi”. Dajmy na to, jej szkic przedstawiający parę złośliwych oczu wyglądających zza
gałązek białej jagody zatytułowała „Nargle”. Później Luna podarowała owo dzieło Harry’emu,
gdy ten zauważył, że jest bardzo interesujące. On sam zatracił się całkowicie w swej nowo
odkrytej pasji, uważając, że jest to świetny sposób, by dać wyraz swej kreatywności, o jaką nigdy
wcześniej się nie posądzał oraz emocjom, których do tej pory nie próbował nawet nazwać czy
analizować. Gryfon poświęcił wiele uwagi symbolizmowi. Czuł pociąg do pewnych
melancholicznych tematów i zdecydowanie wolał używać zwyczajnego tuszu niż tego, który
magicznie ożywiał obrazy.
Pierwsze ćwiczenia miały ich zapoznać z różnymi technikami i narzędziami. Potem poznawali,
jak postrzegać przestrzeń, rozmiar czy kąty, zanim każdy z uczestników zajęć mógł wreszcie
skupić się na swej indywidualnej twórczości. Ich nauczycielka poruszała się nieustannie po sali,
obserwując, doradzając, poprawiając i zachęcając do pracy.
— Nieco więcej cienia w tym miejscu, panie Potter — szepnęła. — Dzięki temu obraz stanie się
autentycznie trójwymiarowy.
Reakcje wśród uczniów były bardzo pozytywne. Wymieniali się swoimi pracami i omawiali je w
grupach.
W połowie listopada, po prawie ośmiu tygodniach nauki, Sonia Mukherjee powiedziała:
— Narysujcie coś, co uderza was w waszym otoczeniu. To może być cokolwiek: świeca, jabłko,
krzesło. Użyjcie takiego sposobu szkicowania, jakiego chcecie. Wybór należy do was. Z jednym
wyjątkiem. Musicie użyć zwyczajnego tuszu lub ołówków. Animacja jest niedozwolona.
Przynajmniej na razie.
I w taki oto sposób, Harry, uzbrojony w grafitowy ołówek i specjalny szkicownik, przechadzał
się po komnatach, podczas gdy Severus czytając, siedział spokojnie na swojej ulubionej sofie
przy kominku. Oczy Mistrza Eliksirów zwęziły się nieco, kiedy obserwował znad książki
wędrującego chłopaka. Kiedy zamyślony młodzieniec po raz trzeci okrążył pokój, Snape miał już
otworzyć usta, by rzucić ubliżający komentarz, lecz w ostatniej chwili wstrzymał się, widząc, że
Potter zatrzymuje się przed półką, gdzie stała ozdobna fiolka zawierająca ich połączoną krew. Po
chwili młodszy czarodziej sięgnął i wziął naczynie do ręki. Oczywiście, nikt inny w klasie nie
narysuje niczego podobnego. Badawcze spojrzenie Severusa śledziło każdy ruch Gryfona, ale
kiedy ten się odwrócił, mężczyzna był na powrót pogrążony w lekturze.
Harry ostrożnie umieścił naczynie na deskach parkietu, gdzie w interesujący sposób odbijało się
ś
wiatło, po czym sam usiadł na podłodze. Skrzyżował nogi, położył swój szkicownik na twardej
podkładce i zaczął rysować. Para czarnych, zaciekawionych oczu ponownie wyjrzała znad
książki. Chłopak był tak pochłonięty pracą, że nie zauważył braku regularnego odgłosu
przewracanych stron. W końcu wstał i odniósł buteleczkę na miejsce.
— Czyżbyś chciał dokładnie opowiedzieć swoim przyjaciołom z klasy o tym, co właśnie
namazałeś na tej kartce papieru? Dlaczego by nie poinformować Czarnego Pana o naszej
ochronnej więzi, prawda? — doszedł go z kanapy pusty głos męża. Harry w milczeniu odłożył
ołówek do starego pudełka, jakie tymczasowo otrzymał każdy uczestnik kursu na samym
początku zajęć.
— Słyszysz mnie, Potter? — nalegał głos.
— Wiem, że nie wolno mi o tym rozmawiać — odparł z rezygnacją młodzieniec.
— Czy już skończyłeś z tym swoim bazgraniem?
— To się nazywa szkicowanie, a nie bazgranie.
— Nie sądzę, żeby w twoim przypadku była jakaś różnica, Potter.
Harry wyszedł szybko do swojego pokoju, zatrzaskując ze złością drzwi. Jego policzki płonęły z
gniewu. To takie podobne do Severusa, żeby zepsuć coś, co sprawiło mu tyle radości i w czym
czuł się naprawdę pewnie. Poczuł ponurą rozpacz z powodu głębi nienawiści z jaką odnosił się
do niego jego mąż. Wszyscy w Hogwarcie wiedzieli, że sławny bohater czarodziejskiego świata
poślubił niesławnego Mistrza Eliksirów, ale nikt nie śmiał zapytać go o jakiekolwiek szczegóły.
Tym, którzy już otwierali usta wystarczył jeden błysk zielonych oczu, by zawczasu zamilknąć.
Ginny, Luna i inni przyjaciele również stronili od zadawania jakichkolwiek pytań. Zupełnie
nieoczekiwanie chłopak wybrał do szkicowania flakon zawierający ich połączoną krew. W
klasie, kiedy został poproszony o opisanie narysowanego przedmiotu, powiedział po prostu, że
jest to jakieś dekoracyjne naczynie należące do Severusa. Jednakże, Sonia Mukherjee spoglądała
na niego łagodnie, z błyskiem zrozumienia w swych jasnych oczach. Była dyskretna z natury,
lecz należała też do Zakonu Feniksa. Skinęła tylko głową, słuchając jego wyjaśnień i stwierdziła,
ż
e ma duże wyczucie w doborze światła.
Kobieta nosiła teraz czarne szaty, jak większość nauczycieli. Harry pomyślał, jak bardzo
złowrogi wydawał się w takim ubraniu jego mąż, natomiast Mukherjee wyglądała tak samo
pogodnie jak zwykle. Lubiła wybierać pomiędzy sari, szarawarami, tunikami czy szatami
różniącymi się kolorem czy wykrojem. Pani profesor była dla młodego czarodzieja prawdziwym
orzeźwieniem, który przywykł już do stagnacji panującej w lochach i odosobnienia, na jakie
skazywał go Severus.
Kiedy Gryfon wrócił do swoich komnat z poprawionym szkicem, natknął się na Mistrza
Eliksirów siedzącego na kanapie z filiżanką herbaty na stoliku przed nim i, oczywiście, książką w
ręku. Mężczyzna nie podniósł wzroku, gdy Harry wszedł do środka. Dopiero kiedy młodzieniec
minął kominek i zatrzymał się zwrócony plecami do niego, opuścił książkę i podążył swymi
czarnymi oczyma za delikatną sylwetką młodego czarodzieja stojącego teraz przed półką i
porównującego swój rysunek z oryginałem ozdobnej czary. Szybko przerzucił stronę, kiedy
Harry odwrócił się i udał do swojej sypialni.
Następnego dnia, Snape obserwował Pottera zza obłoków pary podczas warzenia eliksiru, gdy
młodzieniec kroił dla niego liście mięty. Jego wzrok spoczął na dłoniach chłopaka, a następnie
powędrowały ku jego twarzy. Chmura dymu wydostała się z kociołka, pokrywając mgiełką szkła
okularów jego małżonka i Harry natychmiast je zdjął. Severus usunął opary jednym machnięcie
różdżki, badając kontury twarzy Gryfona swoim przenikliwym spojrzeniem. Ma dopiero
osiemnaście lat, pomyślał. Mężczyzna, zaledwie zaczynający rozkwitać w swej męskości.
Harry wsunął okulary z powrotem na nos i wrócił do redukowania liści mięty do maleńkich
kawałeczków.
— Skończyłem — powiedział do Mistrza Eliksirów, który na te słowa wstał z miejsca i w
milczeniu przeniósł pokrojone liście do szklanego naczynia, a potem wrzucił je do kociołka.
— Proszę, wymieszaj powoli miksturę w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara — zwrócił
się do młodego czarodzieja. Chłopak zamrugał. Następnie z obawą podszedł do kociołka i
delikatnie mieszał upojnie pachnący eliksir do chwili, gdy Severus stwierdził, że wystarczy.
Smukłe palce wyjęły chochlę z dłoni Pottera. Wywar został posmakowany; uznany za
satysfakcjonujący i zabutelkowany.
— Pomaga zwalczyć objawy grypy żołądkowej — wyjaśnił Gryfonowi obojętnym tonem. —
Eksperymentuję z nowym smakiem po wiecznych narzekaniach na jego dotychczasowy.
— Harry zwalczył pokusę, by ponownie zamrugać w zdziwieniu. Jego mąż jeszcze nigdy nie
zadał sobie trudu, by wyjaśnić jaki warzy eliksir, gdy był w pobliżu. Chłopak zastanawiał się czy
ma to coś wspólnego z tym, że zdecydował się narysować symbol ich więzi krwi.
cdn
Rozdział 16
Harry stał na środku swojego pokoju z uniesioną różdżką.
— Expecto Patronum! — powiedział, zamykając oczy i przywołując swą magię, gdy przenosił
myśli na jelenia, który właśnie się pojawił. Zadanie było dość trudne, ponieważ nie tylko musiał
mówić jako Patronus, lecz również sterować jego ruchami. Srebrzysty jeleń oznajmił:
— Strzeżcie się, nadchodzę!
Potter powstrzymał uśmiech, koncentrując się z całych sił. Ćwiczył jeszcze przez następne pół
godziny, dopóki nie poczuł zmęczenia. Wtedy przyszedł mu do głowy zwariowany pomysł i
ś
wiadomy tego, że postępuje wielce nierozważnie, otworzył drzwi sypialni i po raz ostatni
wypowiedział inkantację. Jeleń wyskoczył śmiało na korytarz i pobiegł w stronę biblioteki.
Zielonooki czarodziej wiedział, że Severus lubi spędzać sobotnie popołudnia sam na sam z
książkami, opisując swoje badania. Chłopak, pozostawiając uchylone drzwi, zamknął oczy i
koncentrował się z całych sił, trzymając różdżkę w wyciągniętej dłoni. Kilka sekund później,
drzwi biblioteki otwarły się z trzaskiem i powiewająca szatami furia wystrzeliła w stronę jego
sypialni z alarmującą szybkością.
— POTTER!
Drzwi komnaty Harry’ego odbiły się z trzaskiem od ściany, gdy w przejściu stanął Snape z
oczyma lśniącymi od gniewu.
— Tylko ćwiczyłem — oznajmił niewinnie jego młody małżonek.
— Ćwiczyłeś?! Czy ja kiedykolwiek uczyłem cię, jak rzucać Patronusa mówiącego „siema,
bracie”?!
— Ach, więc zrozumiałeś to, co powiedział? — zapytał zdziwiony młodzieniec.
Mistrz Eliksirów obdarzył go miażdżącym spojrzeniem i nie rzekł już nic więcej. Wykonał zwrot
na obcasach i wycofał się do biblioteki. Harry przykrył usta dłonią, usiłując nie śmiać się w głos.
Usiadł na małym dywaniku leżącym na podłodze i sięgnął po swój szkicownik. Kiedy go
otwierał, zauważył, jak coś chudego i srebrnego wślizgnęło się do komnaty — był to Popiołek.
Wbił w chłopca swoje srebrzyste spojrzenie i głosem należącym do jego męża, teraz już
delikatnym i jedwabistym, wygłosił:
— Jeżeli przeszkodzisz mi raz jeszcze, Potter, bardzo tego pożałujesz. — I zniknął. Gryfon wcale
nie czuł się zastraszony, słysząc te słowa. Natychmiast wysłał swojemu małżonkowi jelenia z
odpowiedzią.
— Pożałuję? Dlaczego? Wygląda na to, że nie będziesz już musiał udzielać mi kolejnych lekcji i
możesz poświęcić się całkowicie swoim skomplikowanym badaniom.
Oczy Severusa zwęziły się groźnie na widok Patronusa Pottera wkraczającego nonszalancko do
biblioteki i przemawiającego do niego.
— Co za impertynent! — warknął, gdy odsłuchał wiadomość, po czym odłożył woluminy, by
ponownie udać się do swojego buntowniczego małżonka, którego zastał siedzącego na podłodze
w sypialni z nosem w książce.
— POTTER! — wrzasnął, a jego policzki zaczerwieniły się z gniewu.
— Och, dobrze, że jesteś. Nie byłem pewny, czy uda mi się odciągnąć cię po raz drugi od pracy
— odpowiedział zuchwale chłopak, podnosząc się.
Starszy czarodziej podszedł do niego złowieszczo powolnym tempem, przeszywając go groźnym
spojrzeniem. Zatrzymał się dopiero, gdy ich ciała i nosy prawie się z sobą stykały.
— Jak śmiałeś mi znowu przeszkodzić?
— No cóż, chciałem ci podziękować za to, że nauczyłeś mnie rzucać mówiącego Patronusa.
Oczy Snape’a nie złagodniały ani odrobinę.
— I to nie mogło zaczekać?
— Chciałem podziękować swojemu mężowi osobiście.
— Mężowi! — parsknął Severus, wykrzywiając przy tym usta, jakby mówił coś obrzydliwego.
Nadal wpatrywał się w Harry’ego przeszywającym spojrzeniem. Jednak młodzieniec
odwzajemniał jego wzrok. Starszy mężczyzna zdał sobie sprawę, że stoi tak blisko, iż jeden z
nieujarzmionych kosmyków z czupryny chłopaka łaskotał go w czoło. Mógł dostrzec każdy
najdrobniejszy szczegół blizny, jaka chowała się za rozczochraną grzywką. Zauważył
niekończącą się czerń źrenic, cudowną zieleń tęczówek i te czarne obwódki, które oddzielały je
od bieli. Spoglądał w twarz młodego mężczyzny, a jego delikatne powonienie, wyćwiczone przy
warzeniu przeróżnych eliksirów, wyczuwało zapach świeżo umytego ciała. Jego umysł zaczął
rozdzielać informacje, jakie docierały do niego przez nos i natychmiast zaczął analizować osobę,
której został poślubiony. Odwrócił wzrok i odsunął się od Harry’ego, rozglądając się po pokoju.
Nigdy wcześniej nie pofatygował się, by poznać upodobania dekoratorskie Gryfona. Ku jego
zaskoczeniu, pokój był zdumiewająco schludny. Najwidoczniej dorastanie obdarzyło chłopaka
zmysłem organizacji. A może raczej było to surowe wychowanie Dursleyów, którzy, co trzeba
było przyznać, byli niezwykle zdyscyplinowani, jeżeli chodziło o porządek? Czy też była to
zasługa poślubienia rzeczowego Mistrza Eliksirów?
— Widzę, że też coś czytasz — stwierdził niegrzecznie, zauważając, ile książek leży na półkach.
— To zdumiewające, nieprawdaż? — zapytał sarkastycznie Harry.
— Bardzo — odpowiedział chłodno Severus. Sięgnął i wyciągnął tę, którą pożyczył Potterowi do
nauki rzucania Patronusa.
— Zakładam, że nie będziesz jej już więcej potrzebował — uznał i wymknął się z pokoju.
Młodszy czarodziej przewrócił oczyma i zamknął za nim drzwi.
Następny tydzień obfitował w wydarzenia. Profesor Mukherjee zadała swoim uczniom jeszcze
bardziej interesujące zadanie, niż poprzednio. Tym razem mieli dobrać się w pary i jedno miało
narysować twarz drugiego, do linii szyi. W przyszłym tygodniu, role miały się odwrócić. Luna i
Harry zdecydowali pracować razem.
— Ja narysuję cię pierwsza, Harry — powiedziała radośnie dziewczyna i już zaczęła dokonywać
pierwszych pomiarów.
— Możecie przebrać się i umalować swoje twarze, także chłopcy — powiedziała kobieta. — Ale
nie przesadzajcie.
Uczniowie byli zachwyceni.
— Przebiorę się za jednego z kompozytorów muzyki klasycznej, takiego w pudrowanej peruce i
tym podobnym — chichotała jedna z dziewcząt.
— A ja będę sobą — stwierdziła pośpiesznie inna.
Potter w milczeniu się z nią zgodził, lecz Luna już przeglądała w pamięci wszelkie niestworzone
istoty, zastanawiając się, która najlepiej by do niego pasowała. Obojgu pomogła Ginny, gdy
spotkali się na kolacji. To ona zasugerowała, że Harry najefektywniej wyglądałby w przebraniu
uwodzicielskiego wampira, o którym przeczytała w jakiejś mugolskiej powieści, którą znalazła
kiedyś w pokoju bliźniaków.
— Sam już nie wiem — powiedział z wahaniem Gryfon.
— Niczym się nie martw! Nawet nie wiesz, ile przyborów do makijażu trzymają moje
współlokatorki w dormitorium — zapewniała go Ginny. — Z pewnością pożyczą nam wszystko,
jeżeli tylko powiem im, kogo zamierzam umalować.
Luna wyglądała na zachwyconą, a chłopak ciężko przełknął.
— Ech… właściwie…
— Zgódź się, Harry! — nalegała rudowłosa przyjaciółka.
Czarodziej spojrzał najpierw w jasnobrązowe, a potem w rozmarzone, bladoniebieskie oczy.
— Dobrze, niech wam będzie — wymamrotał, szurając stopą po podłodze.
— W takim razie, przyjdziemy do ciebie, do lochów. Uważam, że profesor Snape ma
niesłychanie inspirujący gust, jeśli chodzi o oświetlenie — zauważyła Krukonka.
— Z przyjemnością zobaczę, jak wyglądają wasze komnaty — zainteresowała się Ginny. — Fred
i George oszaleją z zazdrości, gdy się dowiedzą, że ja tam byłam a oni nie.
— No cóż, Severus — Snape — powiedział, że wolno mi zapraszać przyjaciół tylko do mojej
sypialni. — Luna zdawała się być rozczarowana. — Ale zapytam go. W końcu to także moje
komnaty. On, po życiu w samotności przez tak wiele lat, po prostu nie jest przyzwyczajony do...
dzielenia się.
Ginny i Luna przytaknęły ponuro głowami, lecz Harry wiedział, że domyśliły się, iż w ten
uprzejmy sposób chciał dać im do zrozumienia o samotniczym stylu życia starszego czarodzieja.
Jednak, zgodnie z obietnicą, przedstawił ich zadanie Severusowi i zapytał, czy Luna mogłaby
narysować jego portret w salonie, bo tam oświetlenie było o wiele bardziej interesujące niż w
jego sypialni. Snape wzdrygnął się.
— Troje nastolatków w moich kwaterach. Jak uroczo. Nie życzę sobie żadnego harmidru i
bieganiny. Nie będę też z nimi rozmawiać. W związku z tym, nie chcę słyszeć żadnych głupich
pytań od tej ekscentrycznej dziewczyny Lovegoodów na temat zmyślonych składników eliksirów
— odpowiedział.
— Tak jakbyś ty nie był ekscentryczny — zauważył Harry. Mistrz Eliksirów chłodno zignorował
tę uwagę i udał się do biblioteki.
We wtorkowy wieczór, Severus uniósł swoją wąską brew, gdy doszedł go wybuch głośnego
ś
miechu z sypialni Gryfona. Potem nastąpiła chwila przerwy, a następnie drzwi otworzyły się i
trójka przyjaciół, z Harrym pośrodku, wyszła z pokoju. Starszy czarodziej wlepił w niego wzrok.
Jego młody małżonek był ubrany w zwyczajne, czarne szaty czarodziejów, ale Luna i Ginny
zaznaczyły jego oczy czarnym cieniem, tuszem i kredką, podkreślając biel białek. Jego twarz
pokryta była pudrem, a końcówki włosów lśniły na zielono.
Usta Snape’a zadrżały nieznacznie, więc potarł je szybko palcami, by zachować poważny wyraz
twarzy.
— Panno Lovegood, panno Weasley, co, na Merlina, zrobiłyście z moim mężem? — zapytał,
zapominając o swoim postanowieni, że nie nawiąże z nimi żadnego kontaktu.
— Ginny pomogła mi nadać mu nieco wampirycznego wyglądu — wyjaśniła Luna swym
rozmarzonym głosem.
— Wampirycznego wyglądu? — powtórzył z niedowierzaniem mężczyzna.
— Pomyślałyśmy, że kły będą wyglądały nieco zbyt tandetnie — dodała pogodnie rudowłosa
czarownica.
Severus przyjrzał się Harry’emu krytycznie, delektując się długim i pełnym udręki spojrzeniem
zielonych oczu.
— Mogłybyście usunąć większość tego ohydnego pudru. Również podkreślanie wewnętrznych
konturów oka tym czarnym czymś jest niezwykle niezdrowe. Jednakże, ponieważ jest to, jak
mam nadzieję, jedyna taka okazja, nie powinno mu zaszkodzić. Mogłybyście również zaznaczyć
jego usta odrobiną czerwieni — zwrócił się do czarownic.
Troje nastolatków zamrugało z niedowierzaniem oczyma. Tym razem Mistrz Eliksirów uniósł
obie brwi. — Faktem jest, że karminowe usta, moi drodzy, uchodzą za niezwykle zmysłowe
zarówno w mugolskim jak i czarodziejskim pisarstwie. Również takie androgeniczne spojrzenie
jest bardzo popularne w literaturze, sztuce i innych dziedzinach. Możecie to nazwać…
artystyczną licencją.
Potter zarumienił się pod warstwą pudru, jaka pokrywała jego twarz. Zmysłowy? I sposób w jaki
Severus wymówił to słowo. Zmysłowy…
— Och, chyba mam ze sobą pomadkę — powiedziała Ginny, zawracając do pokoju Gryfona.
Czarne oczy ponownie z ochotą zaczęły przyglądać się młodzieńcowi.
— Która z was wybrała zielony kolor, by rozjaśnić twoje włosy?
— To Ginny — odpowiedział Harry z uśmiechem.
— Składam ukłon w stronę twojego nieskazitelnego doboru uczesania, panno Weasley — rzekł
Severus, skinąwszy głową w stronę czarownicy, gdy ta wróciła do salonu z kosmetykiem w
dłoni.
— Więc, co z tą czerwienią?
Ku ogromnemu zaskoczeniu, Ginny, Luna, a zwłaszcza Harry, zaakceptowali udział Severusa w
ich projekcie. Mężczyzna sam naniósł pędzelkiem karminową szminkę na usta Pottera. Zanim to
zrobił, skrupulatnie oczyścił je zaklęciem, co spowodowało wypadnięcie kilku włosów z
pędzelka. Z jakiegoś powodu, młody czarodziej czuł, jak jego policzki robiły się coraz cieplejsze,
gdy jego mąż delikatnie nakładał mu małe ilości pomadki. Potem Ginny usunęła z twarzy modela
nadmiar pudru. Kiedy skończyła wykańczać makijaż i uczesanie, musiała wrócić do wieży
Gryffingoru, by zająć się pracą domową. Luna i Harry usiedli, a Snape powrócił na swoje
miejsce na kanapie, na zmianę czytając i obserwując rysującą dziewczynę.
W końcu praca była gotowa. Starszy czarodziej stwierdził, że chociaż z niego żaden artysta, to
rysunek Lovegood jest „całkiem znośny”. Dziewczyna, promieniejąc ze szczęścia, podziękowała
Harry’emu, składając całusa na jego upudrowanym policzku. Następnie pożegnała się z
profesorem i opuściła lochy, nucąc coś pod nosem i trzymając swe port folio pod pachą jednej
ręki, zaś torbę zawieszoną na drugim ramieniu.
Czarne oczy znów powędrowały ku twarzy Gryfona.
— Mam coś, co usunie te wszystkie mazidła — powiedział Severus, przywołując słój i
zwierciadło. Zamiast wręczyć je po prostu swemu mężowi, wymamrotał zaklęcie czyszczące nad
swoimi dłońmi i rozsmarował zawartość naczynia na skórze Pottera.
— Pięknie pachnie — powiedział Harry, wdychając głęboko unoszącą się woń.
— Jednym z jego składników jest magiczny wieczorny pierwiosnek — odpowiedział cicho
starszy czarodziej, delikatnie wsmarowując mleczny krem. — A teraz zamknij oczy. — Chłopak
posłuchał i poczuł dotyk palców Severusa na swych powiekach. — Teraz spójrz na sufit i nie
mrugaj.
Mężczyzna nałożył nieco kremu na przyczernione wewnętrzne obrzeża oczu swojego młodego
małżonka. Potem, z jednym ruchem różdżki, cały krem zniknął, a twarz Pottera była całkowicie
czysta. Snape podał mu lustro.
— Och! Cudownie! — stwierdził Harry. — Jak to możliwe, że w salonach kosmetycznych nie
można kupić twoich wyrobów? Coś w rodzaju Snape Deluxe…
Mistrz Eliksirów prychnął pogardliwie i wrócił na swoją ukochaną sofę.
— Magiczne wypadki spowodowane farbami do twarzy nie należą do rzadkości — stwierdził. —
To standardowy krem. Robię go przynajmniej raz na tydzień dla Pomfrey.
— Tak, ale to ty je robisz.
Severus nie wiedział, co mu odpowiedzieć. Zamiast tego, na powrót pogrążył się w lekturze.
Kiedy młodzieniec wrócił do swojej sypialni, opuścił książkę.
— Snape Deluxe… — wymamrotał, potrząsając głową. Jednak jego wąskie usta wygięły się w
lekkim uśmiechu.
W swojej komnacie Harry uśmiechał się szeroko do siebie.
— Zmysłowy! — śmiał się, również potrząsając głową. Dziwne było także to, że Severus z
ledwością wymówił słowo „mąż” w czasie ich pojedynku na spojrzenia, a później zapytał jego
przyjaciółki, co zrobiły z „jego mężem”. Zamyślony chłopak sięgnął po swój szkicownik.
Rozdział 17
— Wampiryczny wygląd? — syczące staccato Nessy wywołało szeroki uśmiech na twarzy
Harry’ego, gdy usiadł przed portretem, by opowiedzieć przyjaciółce o sesji artystycznej. Wąż był
niezwykle ciekaw w jakim celu Luna i Ginny odwiedziły chłopaka w lochach, taszcząc ze sobą
torby ze sprzętem do stylizacji i rysunku.
— Tak, a Severus udzielił nam wskazówek, jak poprawić mój, eee… pseudo-wampiryczny
wygląd. Nawet nałożył mi pomadkę na usta.
— Sam to zrobił?
Potter skinął twierdząco głową i zarumienił się nieco.
— Tak, pędzelkiem. Wydawał się być zainteresowany tym, co robimy.
— Ach, to dobrze, to bardzo dobrze, młodzieńcze! — Nessa z radością otarła się o swój
moździerz, sprawiając, że zachwiał się z boku na bok. Owinęła swój ogon wokół górnej części
naczynia i zawisła, unosząc tylko głowę.
— Przyzwyczaił się już do ciebie. Gdy wraca z lekcji, często spogląda na krzesło, w którym
siadasz. Czasami pyta mnie, czy już wróciłeś ze swojego treningu, kiedy obaj jesteście poza
domem. — Gad mrugnął porozumiewawczo do Harry’ego.
— Nie należy do osób, które wołają od progu „Cześć! Czy jest ktoś w domu?” albo „Wróciłeś?”.
Nie lubi okazywać, że… — tutaj Nessa opuściła swe ciało w dół moździerza — czuje się za
ciebie odpowiedzialny.
— No cóż… zaaprobował to, wyrażając zgodę na nasz związek krwi — odpowiedział Gryfon.
— Lecz teraz wybiera odpowiedzialność za ciebie wykraczającą poza waszą więź krwi —
stwierdził zwierzak.
Młody czarodziej zamyślił się.
To prawda, że mniej się kłócili. Ostatnia sprzeczka o Patronusa Harry’ego była raczej dość
zabawna — przynajmniej z jego punktu widzenia. Severus przestał również komentować i
prychać, widząc jak rozmawia z Nessą. Pomimo tego, nie mógł się czasem powstrzymać przed
obrażaniem inteligencji Pottera. Dajmy na to, wyolbrzymione zdumienie mężczyzny na widok
książek chłopaka. Albo gdy naśmiewał się z zaklęć rzucanych przez niego, lub twierdził, gdy był
niezadowolony z jego pracy, że nawet dwulatek mógłby lepiej pokroić składniki do eliksirów.
— Nie uważa mnie za równego sobie — stwierdził w końcu.
— Jeszcze nie — dodała Nessa.
— Chociaż z drugiej strony… Mam na myśli to, że jest niesamowicie inteligentny, wie tak wiele,
więc nie mogę się z nim równać.
— Jest od ciebie starszy, dlatego jego wiedza jest bardziej rozległa. Ty masz w sobie zdolności,
jakich jemu brakuje, zaś on posiada zalety, którymi przewyższa ciebie. To jest jak najbardziej
naturalne, Harry Potterze. To jedna ze złotych zasad tego świata. Wydaje mi się, że nasz Mistrz
Eliksirów jest zainteresowany twoimi szkicami.
— Ponieważ pomógł mi się umalować?
— Tak — gad zachichotał ponownie. — A teraz biegnij i ciesz się jesiennymi liśćmi. Może
zechcesz jakieś naszkicować.
oOoOoOo
Severus Snape zmarszczył swój haczykowaty nos na widok Soni Mukherjee, która właśnie
przybyła do zamku na swoje cotygodniowe zajęcia w piątkowy wieczór. Czekał na nią na
schodach prowadzących do zamku. Uprzejmie skinął jej głową, a ona odwzajemniła powitanie.
Czarodziej zmrużył oczy na krótka chwilę, zanim zwrócił się do kobiety, poprawnie wymawiając
jej nazwisko.
— Profesor Mukherjee, czy mógłbym zamienić z panią słówko — powiedział sztywnym tonem.
Nauczycielka nie należała do osób, które łatwo się peszą czy denerwują w obecności osób trudno
nawiązujących kontakty towarzyskie. Mistrz Eliksirów z całą pewnością nie należał do tych
łatwych. Był od niej wyższy i wbijał w nią przenikliwe spojrzenie, zazwyczaj tak bardzo
onieśmielające jego rozmówców. Ona jednak odwzajemniła je, zachowując zimną krew.
— Oczywiście — odpowiedziała.
— Jak mój mąż radzi sobie na zajęciach?
— Doskonale. Ma talent, dużo cierpliwość i mnóstwo wyobraźni. Jest otwarty na krytykę i
ciężko pracuje, żeby ulepszyć swój warsztat.
— Jest dla niego nadzieja?
— Och, zdecydowanie, profesorze Snape. W jego rysunkach można dostrzec głębię.
— To dobrze. Cieszy mnie, że nie marnuje swojego i pani czasu. — Czarodziej skinął lekko
głową i oddalił się, aby teraz zapytać McGonagall i Moody’ego o postępy Harry’ego.
Rozmawiał już wcześniej z Kingsleyem Shackleboltem. Auror był niezwykle zadowolony ze
swojego ucznia. Severus chciał się upewnić, że chłopak przykłada się do nauki, a nie wychodzi z
założenia, iż będzie mógł się wycofać, podczas gdy on, Snape, ich więź krwi oraz Zakon Feniksa
wykonają całą brudną robotę. Poza tym, nie chciał być mężem jakiegoś leniwego,
rozpuszczonego bachora. To były jedyne powody.
W końcu — co po cichu w kółko sobie powtarzał — wiedział doskonale o pozbawionym miłości
dzieciństwie Gryfona i jego determinacji, by znaleźć własną drogę z życiu… I że ten bachor,
wyrósłszy na mężczyznę, zdołał zachować swoją niewinność, pomimo tych wszystkich
nieprzyjemnych wydarzeń ze swojej przeszłości. Wciąż niewinny, po tak obrzydliwym
skonsumowaniu ich związku, rozmyślający o własnej seksualności i o swoim mężu, Severusie
Snapie.
Severus nigdy nie dotknął, ani też nie był dotykany przez niedoświadczonego mężczyznę. Sam
fakt, że czuł się winny, gdy pozbawił Harry’ego możliwości przeżycia jego pierwszego
seksualnego doświadczenia jako czegoś pięknego i czułego — jakkolwiek idealistyczne i głupio
to zabrzmiało — zamieniając go w traumatyczne przeżycie, sprawił, że znienawidził chłopaka
bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Tylko że coraz trudniej było mu nienawidzić Pottera.
Uderzył go w twarz, złamał mu rękę (aczkolwiek niechcący), wciąż obrażał go werbalnie. Mimo
to, chłopakowi udało się doprowadzić do tego, że w niewielkim stopniu się dogadywali.
Harry miał też poczucie godności (Severus uparcie nazywał to arogancją a la James Potter), co
sprawiło, że tak często się ze sobą spierali. Z drugiej strony, Mistrz Eliksirów nie zniósłby, gdyby
jego mąż był potulny i uległy.
Najbardziej przeszkadzało mu w Gryfonie to, że czasami przypominał mu siebie samego,
szczególnie gdy chodziło o ich dzieciństwo i poczucie niepewności. Doskonale wiedział, że
Harry wciąż czuł się zagubiony i pragnął akceptacji, chociaż nigdy nie błagał, by ją otrzymać.
Tak jak Severus, wolał o nią walczyć. Czyżby pragnął aprobaty z jego strony? Dlaczego miałoby
mu zależeć na swoim niechętnie poślubionym mężu czy jego uznaniu? Czy Severus chciał, by
Harry zaaprobował jego? Nigdy! Zdecydowanie nie!
Przywołał w pamięci wspomnienie, gdy siłowali się na spojrzenia po tym, jak Patronus chłopaka
przerwał jego spokojną sesję w bibliotece.
Oczy. Te zielone oczy, patrzące na niego zza okularów. Piękne oczy.
Mężczyzna zacisnął zęby. Znośne oczy — to brzmiało zdecydowanie lepiej. I dość ładne usta.
Miękkie i delikatne, rozchylające się nieco, gdy nakładał na nie pomadkę, pieszcząc drobnymi
włoskami pędzla każdy ich zakamarek… Zgrzytając zębami i obwiniając męczący dzień za swe
dziwaczne myśli, w końcu dotarł do gabinetu McGonagall.
oOoOoOo
Podczas lekcji rysunku, szkic Luny został bardzo dobrze oceniony przez profesor Mukherjee.
— Muszę przyznać, że jest bardzo zmysłowy — podsumowała swą ocenę czarownica. Harry
uśmiechnął się do siebie. Zmysłowy. Znów to słowo.
— Świetna szminka! — zauważyła jedna z uczennic, gdy klasa podzieliła się na grupy, by
omówić rysunki pozostałych osób.
— Tak, seksowna! — stwierdziła inna.
— Umaluj się tak na następne zajęcia — jedna z dziewczyn próbowała flirtować z Gryfonem,
ignorując fakt, że ten miał już męża. Potter usiłował zmienić przedmiot ich rozmowy tak, by
dotyczyła on bardziej dokonań artysty, a nie pierwowzoru. Jedynie Lunie nie przeszkadzało to, że
wychwalano ją poprzez dobór obiektu i sposób jego prezentacji.
— W tym tygodniu model zamienia się w artystę, zaś artysta staje się modelem — ogłosiła
profesor Mukherjee na koniec zajęć. — Macie się zamienić rolami. Zachowam wasze dzisiejsze
prace i dokładnie im się przyjrzę. Otrzymacie je z powrotem w przyszłym tygodniu wraz z moimi
komentarzami i sugestiami.
W sali rozległo się szuranie krzeseł, gdy uczniowie podnieśli się ze swoich miejsc. Harry spojrzał
na Lunę.
— Wiesz, myślałem nad takim jasnym, wodnym tłem, z mnóstwem rozbłysków i srebrnych cieni.
Moglibyśmy wpleść coś w twoje włosy, kiedy będziesz mi pozować. Jakieś srebrne nitki.
Wyglądałyby cudownie na tobie.
— Ale nie będą przyciągać supełkowców drzemkowych
— Przyciągać czego?
— Supełkowców drzemkowych. Mogą poplątać ci wszystkie włosy, gdy śpisz.
— Nie, nie przyciągają żadnych supełkowców — zaprzeczył energicznie czarodziej. — No więc,
co sądzisz o wodnym klimacie? Masz takie jasne oczy i loki, i jest coś takiego w tobie, co
przypomina mi o falowaniu wody.
Dziewczyna rozpromieniła się.
— Stajesz się poetycki, Harry. Trochę jak profesor Snape.
Chłopak zamrugał z niedowierzania.
— Ech… Doprawdy?
— O tak! Nie zauważyłeś jego aliteracji i tego w jaki sposób ogólnie posługuje się językiem? —
zapytała dziewczyna.
Teraz, kiedy o tym myślał, przypomniał sobie, że Severus ułożył nawet wierszowaną zagadkę,
którą miał okazję usłyszeć, gdy przedarł się przez ostatnią barierę i natknął na Quirella przy
lustrze Ain Eingarp, strzegącego dostępu do Kamienia Filozoficznego.
— Tak, zauważyłem, dorastam do jego poziomu wysławiania się — zaśmiał się.
oOoOoOo
Rozmowa o Severusie i języku, jakiego używał, przypomniała mu, że hasło do ich kwater nie
zmieniło się od wieków. Natychmiast podał Nessie nowe, po czym usiadł na ulubionej sofie
swego męża i zaczął pisać esej dla profesor McGonagall. Czarownica niewzruszenie postanowiła
najpierw wbić do głowy Gryfona potrzebne informacje, zanim zacznie z nich korzystać w
praktyce. Wkrótce potem, prosto z zebrania grona nauczycielskiego, wrócił Snape.
— Potter! Kategorycznie odmawiam użycia Snape Deluxe jako nowego hasła! I jak śmiesz
namawiać tego niesubordynowanego gada, by odmawiał przyjęcia mojego! — wrzasnął
mężczyzna.
— Dobrze, że nie kazał ci zgadywać. Prosiłem ją o to. A hasło powinno ci schlebiać! —
odpowiedział Harry.
Severus wprost przeszywał go wzrokiem.
— Jakie ty wybrałeś? — zapytał młody czarodziej.
— Turmalin. To minerał, który występuje w wielu barwach. Dwukolorowe wersje tego kamienia,
są bardzo pospolite. Minerał ten może być zielony — czarnooki czarodziej spojrzał swemu
mężowi głęboko w oczy — lub też zabarwiony czernią bądź czerwienią.
Podkreślił słowo „czerwienią” przeciągając samogłoskę „e” i kierując wzrok na usta Pottera, na
które nakładał ów kolor nie tak dawno temu.
— Daj mi chwilę — powiedział Harry, wyskakując na korytarz. Wrócił w mgnieniu oka.
— Hasło brzmi „Turmalin” i możesz je zmieniać, kiedy tylko zechcesz, lecz Nessa zawsze mnie
o tym poinformuje. Zaproponowała, żebyśmy ustalali hasło na zmianę. Jeden miesiąc ty, jeden ja.
— Jak to miło z twojej strony, Potter — zauważył Snape, wykrzywiając przy tym usta.
— To prawda — zgodził się uprzejmie młodzieniec. Przytakiwanie sarkastycznym
odpowiedziom starszego czarodzieja wydawało się być dobrym sposobem, podcinało mu
skrzydła. Opiekun Slytherinu rzucił mu lodowate spojrzenie.
— Może i jestem zmuszony dzielić z tobą większość moich komnat, Potter, ale teraz zabieraj
swój Gryfoński zadek z mojej sofy — odrzekł chłodno.
— Jasne — odpowiedział Harry, spodziewając się takiej reakcji z jego strony. Wstał i ukradkiem
upuścił Niewidzialną Bombę Świerzbiącą na miejsce, które zazwyczaj zajmował Severus. Był to
jeden z najnowszych wynalazków braci Weasleyów, którego spory zapas otrzymał ostatnio sowią
pocztą. Zadaniem Bomby było, rzecz jasna, doprowadzić osobę, która na niej usiadła, do szału
wywołanego uciążliwym swędzeniem i łaskotaniem. Jeżeli Snape chciał być niegrzeczny
względem Pottera, musiał być również przygotowany na opór z jego strony. A jeżeli nie chciał
się narazić na gniew Dumbledora za uszkodzenie swojego męża, nie mógł ukarać go za ten
wybryk zbyt surowo. W dodatku Harry wciąż pamiętał o radykalnej, dwustopniowej kuracji
Mistrza Eliksirów, której zostały poddane jego niegdyś turkusowe strefy intymne.
Dlaczego turmalin? Zastanawiał się zielonooki czarodziej, kiedy szedł się do swojej sypialni. Nie
przypominał sobie, by kiedykolwiek używali go czy też potrzebowali do jakiegoś eliksiru. Może
jego mąż miał ozdobę lub biżuterię z takim oczkiem? Albo po prostu go lubił? No i jeszcze
sposób, w jaki Severus spoglądał w jego oczy i na usta. Tak jakby… flirtował z nim. To było,
oczywiście, zupełnie niemożliwe. Snape i flirt nie pasowali do siebie. Severus i flirt z osobą,
którą tak bardzo nie lubił nie pasowało jeszcze bardziej.
Rozmyślania chłopaka zostały przerwane przez wściekły wrzask:
— POTTER!
Rozdział 18
Harry zamknął drzwi, gdy do jego uszu dotarł odgłos żwawych kroków i huk zatrzaskiwanych
drzwi w korytarzu — Severusowi najwidoczniej bardzo się spieszyło, by jak najprędzej pozbyć
się swędzącej dolegliwości. Mimo tego, po chwili do pokoju Gryfona wsunął się wysłany przez
mężczyznę Popiołek.
— Ty wstrętny bachorze! — wściekły głos Snape’a wydostał się spoza kłów zwierzęcia, zanim
zniknęło z głośnym pyknięciem. Chłopak zwijał się na podłodze ze śmiechu. Już dawno nie
bawił się tak dobrze. Nieco później, gdy wychodził do biblioteki, musiał stawić czoła swojemu
rozdrażnionemu mężowi, któremu udało się już nałożyć kojące remedium na wrażliwe miejsce.
— Czyżby to był kolejny podarunek od tych piekielnych braci Weasleyów? — prychnął
pogardliwie Mistrz Eliksirów.
— Tak — uśmiechnął się Harry. — Ale mogę się z tobą podzielić. Mógłbyś podrzucić kilka z
nich w pokoju nauczycielskim.
Severus wpatrywał się w niego z dziwnym błyskiem w oczach.
— A ile ich masz?
— Och, dość sporo. Może z trzydzieści sztuk. Fred i George prosili mnie, żebym później
podzielił się z nimi wynikami moich eksperymentów, ale nie będę wspominał… eee… twojego
przypadku. Oczy mężczyzny zwęziły się niebezpiecznie. Młodszy czarodziej nadal uśmiechał się
łobuzersko. Severus zamierzał wściec się na niego z powodu braku szacunku i niedojrzałości,
jaką się popisał, lecz przełknął dławiące go słowa, gdy przypomniał sobie, co on zrobił
Harry’emu, nie tylko po ich ślubie. Co więcej, ten bachor — nie, młody mężczyzna — właśnie
zaoferował, że podzieli się z nim swoim zapasem magicznych gadżetów…
— Fred i George powiedzieli mi, że wystarczy rzucić na otoczenie Zaklęcie Odsłaniające, by
dostrzec szczypiący proszek i uniknąć zetknięcia z nim — poinformował go Gryfon. — To tak na
wypadek, gdybyś pomyślał o wzięciu odwetu.
Mistrz Eliksirów uniósł wyniośle brew.
— Sądzę, że zniosłeś już wystarczająco dużo swędzenia podczas twojego małego turkusowego
incydentu — stwierdził łagodnie.
— Dlatego w rewanżu posłużyłem się świerzbiącą bombą.
— Gdybym mógł dostać od ciebie sześć takich bomb, Potter, byłbym ci niezmiernie wdzięczny
— odpowiedział chłodno, odstępując od chłopaka.
Całkowicie zmieszany tak niezwykle łagodnym zachowaniem męża, Harry poszedł do swojego
pokoju, by przynieść parę gadżetów. Upewnił się, że jego różdżka znajduje się w zasięgu ręki, na
wypadek, gdyby mężczyzna chciał cisnąć w niego bombami. W razie ataku, mógłby rzucić
zaklęcie Tarczy lub Unieruchamiające.
Kiedy wrócił do biblioteki, Snape wziął bomby w swą smukłą dłoń. Tak długo jak pozostawały w
swym oryginalnym opakowaniu, były doskonale widoczne. Lecz wystarczyło je odpakować, a
stawały się niewidzialne i tylko czuło się na dłoni ich ciężar.
— Sprytnie — wymamrotał Severus, nakładając z powrotem folię.
— Wykorzystasz je na swoich uczniów czy raczej kolegów nauczycieli? — zapytał Harry,
oczekując, że zostanie oskarżony o wścibstwo.
— Nie miałbym nic przeciwko temu, by zobaczyć Lucjusza Malfoya odczuwającego tak
dotkliwy dyskomfort — odpowiedział łagodnie. Harry wlepił w niego wzrok .
— Chyba nie zamierzasz użyć ich na spotkaniu śmierciożerców? — wysapał
— Mogą się przydać — odparł zwięźle starszy czarodziej.
— Ale… Volde… to znaczy Sam-Wiesz-Kto…
— Gdybyś jeszcze tego nie zauważył po tych wszystkich latach, Potter, potrafię o siebie zadbać
— stwierdził Mistrz Eliksirów w swój zwyczajny, uszczypliwy sposób.
— Och, nie użyjesz ich osobiście na Vol… Sam-Wiesz-Kim, prawda?
— Czy ja ci wyglądam na imbecyla? — warknął Snape.
— Wprost przeciwnie — odpowiedział poważnie Harry.
Profesor rzucił mu podejrzliwe spojrzenie, walcząc z pokusą posłużenia się maleńką dawką
Legilimencji, by sprawdzić czy chłopak z niego żartuje, czy nie.
***
Nieco później tego wieczoru, Dumbledore zmuszony był udać się do skrzydła szpitalnego z
powodu straszliwego ataku świerzbu, który uczynił sobie z jego dolnych partii ciała pole bitwy.
W ciągu kilku sekund swędzenie ogarnęło również inne strategiczne miejsce i chociaż z powodu
wieku nie zagrażały już utratą zdolności do spłodzenia potomka, miały dla starca znaczącą
wartość. Pani Pomfrey przyjrzała się przypadkowi z niezwykłym profesjonalizmem, po czym
udała się na poszukiwania odpowiedniego remedium.
— Ach, Severusie! Powinienem był się spodziewać z twojej strony jakiejś zemsty za
wmanewrowanie cię w małżeństwo — mamrotał Albus, dyskretnie drapiąc się w pośladki.
Jednak nie był jedyną ofiarą. Profesor Moody wściekle stukotał swą drewnianą nogą w drodze do
pielęgniarki, wytrzeszczając oczy (również to magiczne) z powodu paranoi i dyskomfortu, jaki
odczuwał. Surowa i opanowana profesor McGonagall była czymś niezwykle rozkojarzona w
czasie śniadania. Kilka sekund później, wyjący, pręgowany kot z obwódkami wokół oczu niczym
para okularów, biegł w stronę ambulatorium, zatrzymując się co chwila, by potrzeć swój futrzany
zadek o stojące po drodze zbroje.
Snape nałożył sobie nieco jajecznicy i bekonu. Dumbledore obserwował go, uśmiechając się pod
nosem. Nachylił się ku młodszemu czarodziejowi i szepnął konspiracyjnie:
— Mój drogi chłopcze, już nie mogę się doczekać następnej niespodzianki, nawet jeżeli ta
pierwsza niezbyt przypadła mi do gustu.
— Hmm... — mruknął Mistrz Eliksirów.
Wiadomość o trójce nauczycieli cierpiących z powodu nagłego ataku świerzbu rozeszła się jak
zwykle niczym błyskawica po całej szkole.
— Ile bomb jeszcze ci zostało? — zapytał nonszalancko Harry.
— Trzy — odpowiedział spokojnie chłopakowi, przechodząc obok niego.
Potter uśmiechnął się szeroko. Severus — kawalarz. Kto by pomyślał? Z drugiej strony, jego
małżonek był bardzo mściwym człowiekiem.
Snape zatrzymał się nagle i opierając od niechcenia o framugę, spojrzał na Gryfona.
— Jesteś wolny jutro wieczorem? — zapytał.
— Tak — odpowiedział Potter.
— Spotkajmy się o dziewiątej w Gaudym. Może będę wcześniej, ale nie jestem pewien.
Najlepiej, jak przyjdziesz kwadrans przed dziewiątą.
Gaudy to nazwa tego mugolskiego baru, do którego profesor zabrał kiedyś Harry’ego. Chłopaka
zdziwił ironiczny fakt, iż tak samotny, odziany na czarno Severus Snape wybierał miejsce o tak
niesubtelnej nazwie*. Ale kto wie, być może powiedzenie „przeciwieństwa się przyciągają” w
tym przypadku okazało się prawdziwe.
***
Następnego wieczoru, Harry siedział przy stoliku w barze i nerwowo spoglądał na zegarek. Nie
wiedział, że zza ściany przygląda mu się Severus, zbyt dobrze wyćwiczony w szpiegowaniu, by
potrzebować do tego peleryny niewidki czy zaklęcia. Mężczyzna uśmiechnął się zadowolony.
Harry Potter pokonał smoka, więcej niż raz stawiał czoła Czarnemu Panu, a nadal się
denerwował. Mistrz Eliksirów udał się do męskiej toalety i zamknął drzwi od kabiny. Wyciągnął
fiolkę zawierającą eliksir Wielosokowy i wrzucił do niego włos. Zdobył go wcześniej od
pewnego przystojniaka przy barze, za pomocą zaklęcia Przywołującego. Młodzieniec pacnął się
w głowę i machnął dłonią w powietrzu, obwiniając jakiegoś nieistniejącego insekta o niewielkie
ukłucie, jakie poczuł. Severus doskonale wiedział, że ów młodzieniec wyjdzie o ósmej
trzydzieści do pracy w pobliskim kinie — informacje te zdobył jako stały bywalec tego baru.
Dlatego nie istniało ryzyko, że po tym, jak wypije eliksir pojawi się jego bliźniak. Była to z
resztą bardzo mała dawka, która miała starczyć na jakieś trzynaście minut.
Powód tej wyszukanej maskarady był bardzo prosty, chociaż z całą pewnością podstępny. Snape
czuł się zobligowany do przetestowania lojalności i wierności Harry’ego, gdy nie było go w
pobliżu. Wypił więc eliksir Wielosokowy i odczekał, aż się przemieni. Następnie, magicznie
zmienił ubranie, by dopasować je do swego nowego ciała i wyszedł z toalety. Podszedł do
stolika, przy którym siedział Potter.
— Hej — zagadnął swobodnie, ale Gryfon obdarzył go raczej nieufnym spojrzeniem.
— Cześć — odpowiedział.
— Co taki śliczny chłopiec robi w tym barze? — zapytał Severus. Mimo przebrania, jego głos
brzmiał nadal jedwabiście, chociaż nie był już tak przesiąknięty drwiną czy sarkazmem.
— Czekam na mojego męża — stwierdził dosadnie Harry.
— Męża? — zapytał Snape z perfekcyjnie udawanym zdziwieniem.
— Wzięliśmy ślub w Kanadzie — odpowiedział młodszy czarodziej, popijając swojego drinka.
— Och, jak romantycznie! Prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia! — zauważył Severus.
Jednak Potter okazał się być równie dobrym aktorem, kiedy odpowiedział:
— Zdecydowanie. Od samego początku iskrzyło między nami.
Najwidoczniej chłopak starał się jak mógł, by w grzeczny sposób pozbyć się towarzystwa.
Severus zamilkł na chwilę, doceniając podwójne znaczenie wypowiedzianego przez małżonka
zdania. Wiedział doskonale, że miał na myśli ich pierwszą lekcję eliksirów i wzajemną wrogość,
jaka się wtedy nawiązała.
— Mam wrażenie, że już cię kiedyś tutaj widziałem. Wydaje mi się, że siedziałeś wtedy z takim
chudym, ponurym facetem. Założę się, że to nie tego sztywniaka poślubiłeś — powiedział w
końcu, czując gniew, że musiał tak obraźliwie wyrazić się o sobie samym. Ale w końcu nie miał
o sobie zbyt wysokiego mniemania. Nagle, zdał sobie sprawę, że patrzy w rozwścieczone zielone
oczy. Harry gwałtownie odsunął swoje krzesło od stolika.
— Tak się składa, że ten ponury sztywniak jest moim mężem, dupku — syknął chłopak groźnie
niczym sam Voldemort. Snape udał kompletne zawstydzenie i upokorzenie.
— Ech… rozumiem — wymamrotał. — No cóż… Och… to cześć. — Uciekł czym prędzej, by
na zewnątrz, za rogiem baru odzyskać swoją postać. Dokładnie o dziewiątej wrócił do Harry’ego,
trzymając w ręku drinka. — Widzę, że jesteś punktualny — stwierdził, stawiając alkohol na
stoliku.
— Jestem od piętnastu minut, jak mi kazałeś — odpowiedział cierpko chłopak. W dalszym ciągu
był poirytowany.
— Czy coś się stało? — zapytał przebiegle Snape.
— Tak — wymamrotał Potter, pocierając nerwowo swoją szklanką o blat stołu. — Jakiś idiota
próbował mnie poderwać i nie zrozumiał aluzji, że mam już męża.
— No cóż, najwidoczniej dla niego małżeństwo nie stanowi problemu. Nie tak jak dla ciebie, z
twoim romantycznym podejściem do wierności.
Harry się zarumienił.
— Po prostu lubię myśleć, że jestem odpowiedzialny. Już chyba o tym rozmawialiśmy. W tym
samym barze.
Zapadła niezręczna cisza.
— McGonagall i Moody mówią, że nieźle radzisz sobie na zajęciach. Shacklebolt jest z ciebie
również bardzo zadowolony.
— To dobrzy nauczyciele — zauważył Harry. Severus zaśmiał się lekko.
— W przeciwieństwie do mnie — wymamrotał. Jego małżonek nie dał się sprowokować.
— Nie zadajesz sobie trudu, by uczniowie cię polubili, Severusie — odpowiedział szczerze. —
Czy mogę cię zapytać dlaczego?
Snape wzdrygnął się.
— Muszę jakoś zarabiać na życie, Potter. Czy uważasz, że ktoś inny zatrudniłby mnie, biorąc pod
uwagę moją przeszłość? — Czy wygląd, dodał w duchu. Mistrz Eliksirów zauważył, że
Harry’emu przygląda się jakiś mężczyzna. — Chciałbyś ze mną zatańczyć — zapytał nagle.
Gryfon spojrzał na niego zdziwiony. Po chwili łagodnie skinął głową i wstał. Z Severusem u
boku, podszedł do niedużego parkietu z kącie sali.
— Ja… och, nie bardzo wiem, jak się tańczy — przyznał.
— To było widać na balu — skomentował kwaśno Snape. Sam doskonale wiedział, że taniec był
dobrym wstępem do bardziej intymnego zbliżenia. Grano właśnie jakąś wolną piosenkę. Ujął
dłoń Harry’ego w swoją, wyczuwając pod palcami jego obrączkę. Spojrzał w zielone oczy
schowane za szkłami okularów. Kilka osób obserwowało ich z zaciekawieniem. Wyglądali na
bardzo niezwykłą parę: wysoki, starszy mężczyzna i jego niższy, młody partner, wpatrujący się w
siebie nawzajem.
— To były moje palce, Potter — mruknął Severus.
— Przepraszam — wyszeptał przerażony Gryfon.
— Mógłbyś przestać szczypać moją dłoń jak jakiś nawiedzony krab? — zapytał Snape.
— Czy ty zawsze tyle narzekasz podczas tańca? — powiedział oschle Harry, rozluźniając uchwyt
na dłoni małżonka.
— Zazwyczaj nie tańczę z taką katastrofą na dwóch nogach — odpowiedział czarodziej.
— To po co mnie poprosiłeś? A właściwie, po co w ogóle mnie tu dziś zaprosiłeś? — burknął
chłopak. — Sprawy Zakonu?
— Nie.
— Więc, dlaczego?
Nagle, Ślizgon zmrużył oczy i chłopak poczuł, jak mężczyzna przyciska coś do jego żeber.
— Naprawdę sądziłeś, że tak łatwo wybaczę ci tę świerzbiącą bombę, Potter?
Harry czuł łaskoczące fale przepływające wzdłuż jego boków. Z każdą chwilą stawały się coraz
silniejsze i wkrótce przerodziły się w dokuczliwe świerzbienie.
— Severusie, ty chyba nie…!
— Właśnie, że tak — odpowiedział, odsuwając się od młodzieńca, który z całych sił starał się nie
drapać, co mu kompletnie nie wychodziło.
— Cholera! — wyszeptał, łapiąc się za boki. Nawet nie próbował spokojnie odejść — zbiegł z
parkietu niczym błyskawica, kierując się ku toalecie. Snape uśmiechnął się zadowolony.
— Kłopoty żołądkowe — wyjaśnił jakiemuś mężczyźnie, który z zaciekawieniem przyglądał się
ucieczce Harry’ego.
Tymczasem w kabinie, Potter wściekle drapał górną część ciała. W końcu, udało mu się
wytoczyć z boksu i, zyskując pewność, że teren jest czysty, aportował się na obrzeża Hogwartu.
Drapiąc się i potykając co chwila, dotarł do pani Pomfrey, która na widok kolejnej ofiary ataku
ś
wierzbu, pokiwała tylko głową i zaopatrzyła go w antidotum.
***
Kiedy Mistrz Eliksirów powrócił, wściekły chłopak już na niego czekał, postukując nogą ze
zniecierpliwienia.
— Teraz już wiem, dlaczego mnie zaprosiłeś — warknął. Jednym ruchem różdżki poderwał
leżący na sofie jasiek i uderzył nim męża w głowę.
— Co!? Jak śmiesz rzucać we mnie poduszkami?! Poczekaj tylko…
Wysłał pocisk z powrotem w kierunku Harry’ego za pomocą silnego, niewerbalnego zaklęcia.
Uderzył go tak mocno w pierś, że chłopak się zachłysnął. Ale po chwili, przywołując całą swą
moc, przelewitował pozostałe poduszki leżące na sofie. Wszystkie ruszyły w kierunku Snape’a,
lecz ten odbił je zaklęciem Tarczy. Gryffon szybko odskoczył na bok, uchylając się od ciosu.
Ponownie skierował jaśki w stronę małżonka. Rozpoczęła się zacięta walka, podczas której obie
strony popisywały się równym uporem i zdolnościami, do czasu, gdy jedna z poduszek rozpadła
się na środku pokoju, obsypując ich od stóp do głów białym pierzem. Mężczyźni stali naprzeciw
siebie, ciężko oddychając. I wtedy, Harry uśmiechnął się.
— Pióra! Luna, pozując mi, będzie cudownie wyglądała cała w piórach! — wykrzyknął.
Severus przewrócił oczami, po czym uprzątnął bałagan i naprawił rozerwaną poduchę zgrabnym
machnięciem różdżki.
— Mógłbym sobie wyobrazić pannę Lovegood pozującą ci jako kura — odpowiedział niezbyt
grzecznie. Lecz pomimo tego, nie protestował, gdy Harry przyprowadził przyjaciółkę kilka dni
później. Po raz kolejny Ginny zajęła się retuszem i makijażem. Dziewczyna wplotła delikatne,
srebrne nitki w jasne włosy Krukonki i odziała ją w srebrzyste szaty. Luna została otoczona przez
sztuczne pióra, gdy usiadła na rozłożonym na podłodze kocu. Przy pomocy niewielkiej ilości
pudru, błyszczyku i jasnych cieni, Ginny umalowała twarz koleżanki niczym aerografem.
Severus obserwował wszystkie te czynności zza książki, siedząc na swojej ulubionej sofie.
Jednak wyglądało na to, że bardziej interesuje się tym, co robił Harry niż pozowaniem jego
koleżanki. Kiedy panna Weasley udała się na swój trening quidditcha, mężczyzna opuścił
trzymany w ręku wolumin i otwarcie przyglądał się Lovegood i Potterowi. Gryfon był
odwrócony do niego plecami, a dziewczyna siedziała przodem. Czarne oczy Snape’a uczepiły się
Harry’ego, bacznie śledząc każdy ruch jego dłoni, która rysowała portret przy pomocy jasnej
kredki, podziwiając krzywiznę pochylonej szyi i wędrując po niesfornych włosach. Oczy
czarodzieja zakreślały linie na ciele chłopaka, w taki sam sposób, jak ten szkicował zarys postaci
na papierze. Gdy skończyli swą sesję, Mistrz Eliksirów wstał, skinął uprzejmie głową i wyszedł.
— Profesor Snape bardzo się tobą interesuje — zauważyła Luna z właściwą jej bezpośredniością.
Harry spojrzał na nią ogromnie zdziwiony.
— Ech… doprawdy? — zapytał głupkowato. Czuł, że dziewczyna doskonale wiedziała, iż
sprawy pomiędzy nim a Severusem były nadal skomplikowane, nawet po kilku miesiącach
małżeństwa.
— Och, tak. Nie mógł oderwać od ciebie oczu, kiedy mnie malowałeś. Nawet się uśmiechał co
jakiś czas. To takie słodkie, nieprawdaż?
* gaudy — jaskrawy, krzykliwy
Rozdział 19
Pozostały zaledwie dwa tygodnie do świąt. Harry spędzał ten czas, wychodząc w weekendy z
przyjaciółmi do Hogsmeade, a w tygodniu odwiedzając ich w wieży Gryffindoru. Bawił się też
na śniegu, latał na miotle, uczył i trenował do lekcji, oraz szkicował, rozmyślając o tym, co
powiedziała mu Luna o jego mężu. Dziewczyna była o wiele bardziej spostrzegawcza, niż
sugerował jej rozmarzony wygląd i sposób bycia. Mimo tego, uwaga przyjaciółki o Severusie
obserwującym go i uśmiechającym się przy tym od czasu do czasu, była dla niego wielkim
zaskoczeniem. Nastolatek jeszcze nigdy nie widział Mistrza Eliksirów uśmiechającego się bez
krzty sarkazmu czy kpiny. Co skłoniło go do szczerego uśmiechu, gdy on szkicował? Chłopak
nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Dyskretnie obserwował Snape’a, zachowując
ostrożność na wypadek, gdyby małżonek przyłapał go na gapieniu się.
Również Severus starał się, by Harry nie zauważył wpatrujących się w niego czarnych oczu.
Starszy czarodziej przyglądał się badawczo młodszemu zza gęstych oparów eliksirów, wyłapując
takie szczegóły jak niesforny kosmyk czarnych włosów opadający na twarz, delikatna
zmarszczka pojawiająca się pomiędzy brwiami w chwili, gdy koncentrował się nad czymś w
czasie pracy, język przemykający pomiędzy wargami, by je zwilżyć czy zdumiewającą zieleń
oczu, gdy podnosił na niego wzrok. Na co dzień Potter nosił i pracował w swoich ulubionych
dżinsach i koszulce. Szaty całkiem nieźle na nim leżały, lecz mężczyzna zdecydowanie wolał
oglądać go w mugolskim odzieniu. Przyłapywał się na rzucaniu okiem na jego sylwetkę. Co za
szczęściarz z tego bachora, myślał cynicznie, obdarzony takim wyglądem, a poślubiony
wychudzonemu, krzywonosemu, nieopanowanemu sztywniakowi, na dodatek prześladowany
przez perwersyjnego, psychopatycznego czarnoksiężnika.
Od rozpoczęcia semestru, Severus był dwukrotnie wzywany przez Voldemorta. Czarny Pan
karmił się jego fałszywymi wspomnieniami, w których poddawał Złotego Chłopca praniu mózgu,
powoli zmieniając go w swojego niewolnika.
— Widzę, że nadal jest dość krnąbrny, Severusie — wysyczał krytycznie.
— To tylko potęguje moją przyjemność, mój Panie — wyjaśnił uprzejmie opiekun Slytherinu.
Słysząc to, Voldemort wybuchnął szyderczym śmiechem.
— Ach, jesteś niesłychanie twórczy, mój drogi!
— Był na tyle zadowolony, że zwolnił swojego sługę wcześniej z zebrania, a przy drugim
oszczędził mu również torturującego zaklęcia Cruciatus.
Po powrocie do Hogwartu, Snape zbywał pytania Harry’ego irytująco krótkimi i sarkastycznymi
odpowiedziami, nie rozumiejąc, dlaczego Potter miałby martwić się o jego samopoczucie
(„Dobrze się czujesz?”, „Mam nadzieję, że nie zrobił ci krzywdy!”, „Wyglądasz na
zmęczonego.”).
Tego wieczoru, gdy Severus po raz trzeci został wezwany przed oblicze Voldemorta, padał śnieg.
Harry, nadal zdeterminowany, żeby w ten czy inny sposób uczynić ich stosunki bardziej
przyjaznymi, obmyślał właśnie, co powinien kupić swojemu małżonkowi na święta, gdy ten
przemaszerował przez ich komnaty odziany w szatę wyjściową, ściskając w dłoni maskę
ś
mierciożercy.
— Wzywa cię — powiedział Gryfon, podbiegając do Mistrza Eliksirów. Ten skrzywił tylko usta.
— Najwyraźniej, mój drogi mężu. Wrócę za godzinę.
— Uważaj na siebie — powiedział chłopak, tłumiąc ukłucie, jakie poczuł, słysząc zwrot „mój
drogi mężu”. Przypomniało mu o tym, jak wielki żal i złość odczuwał Severus w stosunku do ich
związku i jak bardzo brakowało mu chęci, by nad nim popracować.
Starszy czarodziej odpowiedział mu kpiącym prychnięciem, potrącając przygryzającego wargi
Pottera, by móc przejść i po chwili zniknąć za drzwiami. Jednakże, szata wyjściowa Mistrza
Eliksirów podsunęła chłopakowi pewien pomysł. Severus miał dwie takie szaty — jedną na lato i
drugą na zimę. I właśnie ta druga była w opłakanym stanie. Żadna magia nie była już w stanie jej
naprawić i Snape gderając, że musi sprawić sobie nową, rzucał na cienki, letni płaszcz zaklęcie
ogrzewające, odnawiając je za każdym razem, gdy wychodził.
Harry postanowił do powrotu męża poczytać. Minęła godzina. Severus nie wrócił. Po następnych
trzydziestu minutach, młodzieniec zaczął się niepokoić. Odmówił nawet zjedzenia kolacji, którą
przyniósł mu Zgredek. Zapewnił swojego przyjaciela, iż posiłek jest jak zwykle wyśmienity, a
jego niepokój bierze się stąd, że profesor Snape jeszcze nie wrócił. Dziesięć minut później,
chłopak przemierzał pusty salon w tę i z powrotem, a po kolejnych dziesięciu, był już naprawdę
zmartwiony. W końcu, w godzinę po tym, jak Snape miał być z powrotem, Potter wyszedł z ich
komnat, delikatnie zamykając za sobą drzwi, by nie zbudzić drzemiącej Nessy i udał się do
gabinetu dyrektora.
— Harry! Czy coś się stało, mój drogi chłopcze? — zapytał Dumbledore.
— Profesorze, chciałem zapytać, czy wie pan, kiedy wróci Severus?
Starzec uniósł dłoń i pogłaskał swą siwą brodę.
— Obawiam się, że nie znam odpowiedzi na to pytanie.
— Nie ma go już od dwóch godzin, a powiedział, że wróci za godzinę — tłumaczył Gryfon,
przestępując z nogi na nogę i zaciskając nerwowo pięści. — Jeszcze nigdy nie był wzywany na
tak długo… przynajmniej, od kiedy jesteśmy małżeństwem…
Albus okrążył biurko, podchodząc do chłopca i położywszy mu dłonie na ramionach, spojrzał
głęboko w niespokojne, zielone oczy.
— On wróci, Harry. Nie martw się.
Natolatek westchnął.
— Jestem przerażony za każdym razem, gdy wychodzi. Boję się, że Voldemort wyrządzi mu
krzywdę. Severus jest zawsze taki blady i zmęczony, gdy wraca. — Jego głos załamał się. —
Ja… sądzę, że rzuca na niego Crucio. Odczuwałem to przez moją bliznę ostatnim razem… Nie
widziałem tego, ale czułem, że to właśnie Severusa krzywdzi. Cierpiał, gdy wrócił do domu, ale
nie chciał o tym ze mną rozmawiać.
Starzec delikatnie ścisnął go za ramiona.
— Usiądź, Harry i poczęstuj się cytrynowym dropsem.
Potter wiedział, że nie ma sensu stanie i zamartwianie się. Siedzenie i jedzenie słodyczy nie było
ani bardziej, ani mniej konstruktywne.
— Dziękuję. — Młody czarodziej usiadł i poczęstował się cukierkiem, który podał mu dyrektor.
— Troszczysz się o Severusa. O jego samopoczucie.
Złoty Chłopiec przestał ssać dropsa. To nie było pytanie. Raczej stwierdzenie. Wtem, rozległo się
energiczne pukanie. Mężczyzna spojrzał w przedmiot przypominający lustro, stojący na jego
biurku. Radośnie się uśmiechnął i wstał, by otworzyć drzwi.
— Severusie, proszę, wejdź! — Potter podskoczył na fotelu, a jego twarz pokrył rumieniec. Do
gabinetu weszła postać odziana w szatę wyjściową. — Harry przyszedł do mnie, bo martwił się o
ciebie. Chciał się dowiedzieć czy wiem, kiedy powrócisz — uśmiechnął się ponowne staruszek.
Severus nic nie odpowiedział. Po prosu wpatrywał się w swojego młodszego małżonka. —
Proponuję, abyście udali się teraz do waszych komnat i podzielili nowinami — dokończył
Dumbledore, mrugając do nich radośnie zza swoich okularów. Wyszli, życząc mu dobrej nocy.
— Martwiłeś się o mnie? — zapytał łagodnie Snape, kiedy szli w stronę lochów.
— Tak. Nie było cię tyle czasu — odpowiedział chłopak, uważnie przyglądając się twarzy
partnera.
— Nie miałem pojęcia, że Czarny Pan zechce wydać kolację, w czasie której będzie wypytywał
Malfoya o plany jego syna co do wstąpienia w szeregi śmierciożerców. Tuż po poddaniu
Lucjusza klątwie Cruciatus, zażądał szczegółowych informacji odnośnie naszego uwłaczającego
małżeństwa. Ku jego uciesze, podsunąłem mu kilka fałszywych wspomnień.
— Nasze małżeństwo nie jest uwłaczające — zaprzeczył głośno młodzieniec. Severus uniósł
pytająco brew.
— Ma uchodzić za takie w oczach Voldemorta, Harry — podkreślił Mistrz Eliksirów. — Musisz
przyznać, że sam dałeś mi do zrozumienia, że źle cię traktowałem, biorąc pod uwagę początki
naszego związku i konsumpcję naszej więzi krwi.
Harry zaczerwienił się. Snape nigdy nie zapominał o tym, co go zraniło i było mu niezwykle
przykro, że starszy mężczyzna tak wyraźnie zapamiętał okropne sceny, do jakich dochodziło
pomiędzy nimi w pierwszych tygodniach po zaślubinach.
— Ale przeprosiłem cię za to. Ciągle jesteś na mnie zły z tego powodu?
— Dlaczego pytasz? Jakie to ma dla ciebie znaczenie?
Potter przygryzł nerwowo wargę, a po chwili odpowiedział:
— Bo… twoje zdanie jest dla mnie ważne. Bo… ty… jesteś dla mnie ważny.
— Szpieg i opiekun jest zawsze bardzo przydatny i ważny — stwierdził Severus. Harry zdał
sobie sprawę, że mąż źle zrozumiał jego słowa. Być może nawet celowo je przekręcił.
— Nie, nie chodziło mi o bycie ważnym w tym sensie. To znaczy, to również się liczy, ale
chciałem powiedzieć, że…
Snape zatrzymał się i skrzyżował ramiona na piersi.
— Przejdziesz wreszcie do sedna?
— Jesteś dla mnie ważny jako osoba.
Starszy czarodziej opuścił ręce i spojrzał chłopakowi głęboko w oczy.
— Jadłeś coś? — wydusił w końcu.
— Ja… nie, nie byłem głodny.
— Jak tylko wrócimy do komnat, zjesz kolację.
— Czy Voldemort zaserwował przynajmniej jakieś dobre potrawy? — zapytał z powagą Gryfon.
Ku jego zaskoczeniu, Severus zaczął się wesoło śmiać. Ten wybuch radości zabrzmiał niezwykle
budująco.
— Chyba jeszcze nigdy nie rozbawiło mnie zdanie zawierające słowo Voldemort. Aż do teraz —
stwierdził, nadal się uśmiechając. Serce Harry’ego zamarło na krótką chwilę. — Nie otruł
ż
adnego z nas. Jesteśmy za bardzo przydatni. Wszystko było bardzo dobrze podane. W końcu
byliśmy w dworze Malfoyów i to skrzaty wykonały kawał dobrej roboty.
— I skończyło się na torturowaniu gospodarza.
— No cóż… tak.
— Czy ciebie tez skrzywdził?
— Nie tym razem.
— Czy naprawdę nie ma żadnego sposobu, żebyś mógł dać mi znać, kiedy wrócisz?
— Nie, bez zwracania uwagi Czarnego Pana. To tylko wzbudzi jego podejrzenia. A teraz
przestań się już zamartwiać. Wrócił ci apetyt?
— Tak.
Czarodzieje dotarli do swoich kwater. Gdy Severus zdejmował szatę, Harry obserwował jak
materiał delikatnie ześlizguje się z jego szczupłego ciała.
— Zgredku! — zawołał mężczyzna. Po chwili pojawił się uśmiechnięty mały elf. — Wydaje mi
się, że pan Potter odmówił zjedzenia kolacji?
Skrzat skulił po sobie uszy.
— Bardzo się martwił, panie Snape.
— Teraz już nie jest zmartwiony. Czy mógłbyś, proszę, podać mu jego porcję?
— Oczywiście! — pisnął.
— Dziękuję ci, Zgredku — odpowiedział dobrodusznie Mistrz Eliksirów. Skrzat zniknął, zaś
Severus odwrócił się w stronę Harry’ego.
— Idę wziąć kąpiel, a ty masz coś zjeść. — Zanim wyszedł, rzucił mu jeszcze jedno, długie
spojrzenie.
Rozdział 20
Nazwał mnie po imieniu i po raz pierwszy wymówił imię swego pana, rozmyślał Gryfon, jedząc
kolację w sypialni. Na dodatek, użył ich obu w jednym zdaniu…
„Ma uchodzić za uwłaczające w oczach Voldemorta, Harry”
Sięgnął myślami do nocy, gdy skonsumowali związek i tego, jak unikali swojego wzroku
podczas stosunku. Czy czułby się lepiej mogąc patrzeć w oczy męża? Czy może jeszcze gorzej
widząc w nich wstręt? Czy jego partner nadal go nienawidził? Miał wrażenie, że starszy
czarodziej przyzwyczaił się do dzielenia z nim komnat i traktował go z dużo mniejszą pogardą.
Nie kłócili się już od jakiegoś czasu.
Przypomniał sobie spojrzenie, jakim obdarzył go Snape, kiedy wyjaśniał, czym jest turmalin. I
jeszcze te wszystkie ukradkowe, rzucane przez mężczyznę podczas ich wspólnego warzenia
eliksirów, gdy Harry kroił ten czy inny składnik, a Mistrz Eliksirów mieszał te swoje
skomplikowane mikstury w kociołku. Severus miał teraz gęste, czarne włosy — jedwabiste i
miękkie jak wtedy, gdy Zgredek uczesał je w dzień ich zaślubin — które często związywał z tyłu
głowy Kiedy się poruszał, robił to niezwykle płynnie, z wdziękiem. Szczupłe palce miał tak
zwinne, że chłopak wielokrotnie był zaskoczony szybkością, z jaką mąż radził sobie z
poszczególnymi składnikami. Równocześnie, te palce potrafiły być wyjątkowo powolne,
poruszając się leniwie po grzbietach książek czy zakreślając kontur ust, gdy głęboko nad czymś
rozmyślał.
Harry często dostrzegał niespokojny błysk w czarnych oczach, nawiązujący do równie
niespokojnego umysłu, co skłaniało go do zastanawiania się, jakimi myślami mężczyzna jest
pochłonięty.
Młodzieniec stopniowo zapoznawał się z wszystkimi charakterystycznymi gestami i nawykami
małżonka.
Dzisiejszego wieczoru spostrzegł, że śmiech Severusa jest bardzo przyjemny dla ucha, a uśmiech,
łagodzący kontury pociągłej i bladej twarzy, potrafi być bardzo uroczy. Zauważył również, że w
ś
wietle dziennym albo w chwili, gdy padało na nie jasne światło, tęczówki męża mają
ciemnobrązowy kolor. Dokonał tego odkrycia w czasie ich minionych kłótni, kiedy Severus
podchodził blisko niego i wpatrywał się groźnie w jego oczy. Zastanawiał się, jaki byłby ten
czarodziej, gdyby nie pochodził z rozbitej rodziny. Czy wtedy śmiałby się częściej?
Po kolacji, Harry próbował naszkicować Mistrza Eliksirów, opierając się na świeżym jeszcze
wspomnieniu śmiejącego się mężczyzny, ale rysunek nie wychodził. Jeżeli miał go sportretować,
nieważne czy uśmiechniętego, czy poważnego, musiał to zrobić jak należy. Nie miał żadnego
jego zdjęcia, nawet w dniu ich ślubu nikt nie zrobił fotografii. To nie było w porządku. Hermiona
i Ron nosili swoje ożywione podobizny w portfelach. Wzdychając, Harry zgniótł spartaczone
szkice. Strzepnął je do kosza na śmieci, który wydał z siebie głośne beknięcie. Chłopak
uśmiechnął się, zastanawiając, czy to był pomysł Dumbledore'a, by dodać te interesujące efekty
dźwiękowe. Postanowił odpisać na listy od przyjaciół, a także rodziców i rodzeństwa Rona.
Złożył bliźniakom szczegółową relację o skutkach działania ich pastylek i bomb. Dodał, iż z
niecierpliwością wyczekuje na ich kolejny wynalazek.
Gryfon był ciekaw, czy Severus mówił poważnie, twierdząc, że użył tych gadżetów podczas
zebrania śmierciożerców i czy zrobił to ponownie na kolacji u Voldemorta. Zapytał go o to, gdy
natknął się na świeżo wykąpanego męża w bibliotece, zanim obaj udali się na spoczynek.
— No cóż… a jak ci się zdaje, Harry? Czy użyłem tych bomb? — odpowiedział pytaniem,
patrząc mu głęboko w oczy. W takich chwilach, chłopak marzył o umiejętności posługiwania się
Legilimencją. Nie potrafił wyczytać odpowiedzi z ruchów ciała czarodzieja, wyrazu twarzy ani
tonu głosu. Jednak odnotował ponowne użycie swojego imienia. Czy jego wizyta w gabinecie
dyrektora, gdy zamartwiał się o życie partnera, poruszyła coś w tym cynicznym człowieku?
— Przydałaby się jakaś podpowiedź.
— To proste pytanie — tak czy nie? — powiedział Snape, nie odrywając wzroku od Pottera,
który zaczynał się czerwienić pod jego przenikliwym spojrzeniem. — Masz dziesięć sekund.
— Mam tylko jedno pytanie. Czy wszyscy śmierciożercy byli zaproszeni?
— Tak. Wszyscy.
Harry mimowolnie zacisnął zęby, na samą myśl o Bellatrix, która zabiła jego ukochanego ojca
chrzestnego.
— Nie użyłeś ich.
— Skąd ci przyszło do głowy, że nie?
— Hmm… bo to wielce nieostrożne płatać figle podczas oficjalnego spotkania zwolenników
Voldemorta?
— Zapomniałem ci chyba powiedzieć, że Peter Pettigrew został wyproszony od stołu za
obdrapywanie się w towarzystwie?
— Nie zgadłem.
— Najwyraźniej.
— Ale sądziłem, że to Malfoya miałeś na myśli…
Severus pochylił się w jego stronę.
— Ludzie czasami zmieniają zdanie — wyszeptał, poruszając delikatnie oddechem kosmyk
czarnych włosów na czole młodzieńca. — Dobranoc, Harry.
Następnego wieczoru, Potter zawzięcie szkicował w salonie. Nauczycielka rysunku była bardzo
zadowolona z jego postępów i uznała portret Luny za „wspaniały, delikatny kawałek sztuki”.
Na zajęciach, uczniowie otrzymali magiczne sztalugi, które — poza tym, że nie były takie
wywrotne jak te mugolskie — można było dowolnie kurczyć i przenosić w torbie, a nawet w
kieszeni. Podobnie jak ołówki, sztalugi zostały wypożyczone młodzieży na czas trwania kursu i
należało je zwrócić, by mogły z nich korzystać następne grupy — okazało się, że zajęcia stały się
tak popularne, iż Dumbledore zdecydował kontynuować je w następnym semestrze.
Gryfon właśnie wykańczał rysunek — pracował nad nim przez ostatnie dwa czy trzy wieczory —
kiedy otworzyły się drzwi, ukazując postać zmęczonego i zirytowanego Mistrza Eliksirów, który
właśnie skończył poprawiać stosy wypracowań. Jego czarne oczy spoczęły na partnerze i wolno
ruszył w kierunku młodego czarodzieja. Kiedy Potter odchylił się w tył, Snape zbliżył się do
niego i zakładając ręce na plecach, przyjrzał się szkicowi. Harry spojrzał w górę, zadowolony z
zainteresowania męża.
Severus był zaskoczony tym, co zobaczył. Nastolatek narysował trzy ogniwa, które zdawały się
być częścią jakiegoś naszyjnika lub bransoletki. Jedno oczko było zaczepione o drugie, a każde z
nich miało postać węża, którego ogon był połykany przez paszczę w taki sposób, że ich ciała
układały się w metalowy łańcuch. Mężczyzna natychmiast rozpoznał motyw uroborosa — węża
pożerającego własny ogon. Wolno podniósł wzrok na chłopaka. Nigdy nie postrzegał go jako
szczególnie oryginalnego czy twórczego, wręcz przeciwnie.
— Masz duży talent i wyobraźnię — stwierdził. Nie wspominając o tym, że właśnie
naszkicowałeś symbol mojego domu, dodał w myślach.
Harry zamrugał, oszołomiony ogromnym komplementem, jaki właśnie padł z ust Snape’a.
— Dziękuję — odpowiedział ostrożnie.
Opiekun Slytherinu ponownie przyjrzał się obrazkowi.
— Przydałoby się nieco ożywić tamten kawałek ściany — powiedział, wskazując na jasną
przestrzeń naprzeciw kominka. — Tam będzie pasować.
Gryfon przełknął ciężko.
— Chcesz… powiesić mój rysunek?
— Tak.
— Och…, ale to tylko taki amatorski szkic…
— To miejsce jest dobrze oświetlone — kontynuował mężczyzna, ignorując go.
Potter chwycił jego rękę, żeby zwrócić na siebie uwagę.
— Ja… cóż… dziękuję ci, Severusie. Cieszę się, że ci się podoba.
— Wydaje mi się, że zasugerowałem, iż ściany w naszych komnatach są miejscami gołe. Twoja
artystyczna twórczość ma idealny rozmiar, by zakryć te ubytki — zauważył sztywno profesor.
Harry uśmiechnął się do siebie. W taki oto sposób, Snape wyznał właśnie, że spodobała mu się
jego praca.
Dwa dni później, oprawiony w elegancką ramę, szkic został przytwierdzony do ściany mocnym
zaklęciem przylepiającym. Gest męża zadowolił, a także głęboko poruszył chłopca. W rezultacie
atmosfera w lochach znacząco się polepszyła. Rozmowy stały się mniej powściągliwe, a bardziej
błyskotliwe. Severus odkrył, że jego małżonek posiada wiele cech i pomysłów, jakich brakuje
większości ludzi w tym wieku. Uznał wreszcie, że Harry musiał wcześnie dorosnąć, pozbawiony
miłości i prawdziwej rodziny, bardziej skonsternowany niż zadowolony z otaczającej go chwały,
tęskniący za zwyczajnym, radosnym dzieciństwem i wiekiem dojrzewania. Z drugiej strony,
chłopak zachował swoją niewinność, balansując w pewnych sprawach na skraju naiwności — co
w głębi ducha Severus uznał za niezwykle czarujące.
Kiedy na kilka dni przed Świętami Bożego Narodzenia Hagrid podarował im choinkę, Potter
prawie oszalał z radości, klaszcząc w dłonie i wyszukując zaklęcia dekorujące. Snape potrząsnął
tylko głową zrezygnowany i usunął zaklęciem opadłe igły, tworzące ścieżkę do pokoju
młodzieńca
Rozdział 21
Tego roku, święta nastały wraz z nadejściem grubej kołderki puszystego, bielutkiego śniegu,
błyszczących dekoracji, nuconych wszędzie kolęd i pojawieniem się sosnowych drzewek w
Wielkiej Sali. W Hogwarcie zapanował błogi spokój, kiedy większość uczniów wyjechała, by
spędzić przerwę świąteczną z rodzinami, włączając w to Ginny i Lunę. Zaś Hermiona i Ron
zdecydowali się spędzić ją w Paryżu.
Ku wielkiemu niezadowoleniu Mistrza Eliksirów, portret Nessy został udekorowany
ś
wiecidełkami.
— To wygląda absurdalnie! — powiedział do Harry’ego.
— Boże Narodzenie to między innymi czas absurdu — odpowiedział radośnie Potter,
poprawiając wieniec.
By zachować dyplomatyczną bezstronność, zwierzak uciekł się do najłatwiejszego podstępu,
udając, że jest pogrążony we śnie. Jego paciorkowate oczka, które jak u większości węży
zaopatrzone były w przeźroczystą, ochronną błonę zamiast powiek, spoglądały pusto w nicość, a
gdy mrugał, zwężały się w szparki.
We wnętrzu wspólnych kwater mężczyzn, tuż przy kominku połyskiwało świąteczne drzewko.
Harry kupił w Hogsmeade całe mnóstwo dekoracji i śliczny żłobek. Przy dekorowaniu choinki w
Wigilię, udało mu się nawet namówić do pomocy męża.
— Drzewko jest dla nas obu, więc powinniśmy je ubrać razem — podkreślił Gryfon.
— Marnujemy tylko wolną przestrzeń w moim salonie — marudził Severus.
— Grinch — zażartował chłopak. — Potrzymaj, proszę, tę girlandę – dodał i nagle, pole
widzenia starszego czarodzieja zostało poważnie ograniczone przez wielkie, puchate boa, jakie
zarzucił mu na ramiona niecierpliwy małżonek.
— To jest okropne — skomentował szyderczo.
— Zupełnie jak twój świąteczny nastrój — odpowiedział Harry, mocując równocześnie
podstawki na świeczki do gałązek jodły.
Severus postanowił pozostawić to stwierdzenie bez komentarza. W przeszłości żaden z nich nie
miał zbyt wielu okazji do dekorowania bożonarodzeniowego drzewka. Dla Snape’a były to
również pierwsze święta, które miał obchodzić wspólnie z kimś w swoich kwaterach. Dotychczas
spędzał je z dala od wszystkich, pogrążając się we własnym cynizmie i bardziej interesując
dorocznymi statystykami popełnionych samobójstw w tym radosnym okresie niż stanowczo
przereklamowanym wizerunkiem rodzinnego ciepła i szczęścia. Jago rodzice nigdy nie
przejmowali się czymś takim jak święta czy podarunki, a już najmniej o okazywanie uczuć. Nie
wiedział jak to jest móc ozdabiać z kimś choinkę.
Oczywiście, Potter również był wykluczony przez Dursleyów z wykonywanych wspólnie
ś
wiątecznych obrządków, aż do czasu, gdy zaczął spędzać Boże Narodzenie z Weasleyami,
dekorując z nimi dom. To oni stanowili dla niego rodzinę, a teraz tak samo postrzegał Severusa.
Przywykł do jego uszczypliwości i braku cierpliwości, i zaczął doceniać jego zalety, które
mężczyzna za wszelką cenę starał się przed wszystkimi ukrywać, samemu uważając je za swoje
słabości.
— Dobrze, skończyliśmy — orzekł Gryfon, lewitując aniołka na szczyt drzewka.
Obaj cofnęli się, by podziwiać swoje dzieło.
— Jest dość znośne — skomentował Snape.
Młodzieniec uśmiechnął się do niego.
— Teraz musimy jeszcze tylko przebrać ciebie za Mikołaja.
Mistrz Eliksirów nachylił się ku niemu.
— Już widzę, jak próbujesz to zrobić — wymamrotał, wpatrując się w błyszczące, zielone oczy,
nie dowierzając temu, iż Harry Potter właśnie się z nim przekomarzał, a on — ponury Severus
Snape — nie miał nic przeciwko.
Gdy tylko skończyli ozdabianie, młody małżonek postanowił dogłębnie przetestować jego
ż
artobliwą i złośliwą stronę charakteru, przynosząc z zewnątrz śniegowe kule i grożąc
Severusowi obrzuceniem nimi. Skończyło się na rzuceniu zaklęcia wodoodpornego na ich
komnaty (lecz nie na ich mieszkańców) i wszczęciu bitwy na śnieżki, podczas której mężczyzna
bacznie obserwował Gryfona zza przymkniętych powiek, by nie przegapić żadnego jego ruchu.
Jednakże, Kingsley Shacklebolt wyśmienicie wytrenował chłopaka, który wykorzystał w tej
chwili nabyte umiejętności w pojedynkowaniu się, aby obronić się przed wachlarzem
niewerbalnych zaklęć, jakie starszy czarodziej ciskał w jego stronę, by rozproszyć jego uwagę i
trafić go śnieżką. Obaj skończyli kompletnie przemoczeni, ze śniegiem oblepiającym ich szaty i
włosy.
— Wygrałem — oznajmił nastolatek.
— Nie wygrałeś. Twoja śnieżka rozpadła się jeszcze w powietrzu — uciął Severus.
— Mimo to i tak oberwałeś.
— Moja kula trafiła w ciebie w tym samym momencie.
— Właśnie, że nie. Twoja dosięgła mnie dopiero chwilę po tym, jak moja rozpłaszczyła się na
twojej piersi — odpowiedział młodzieniec.
— Harry Potterze, wiesz dobrze, że tak się nie stało!
Chłopak wybuchnął śmiechem, rozbawiony ich wspólnym uporem. Severusowi przyszło do
głowy, że śmiech tak rzadko rozbrzmiewający w lochach brzmiał niezwykle przyjemnie. Jeszcze
nie zdecydował czy poświęcić tej myśli jeszcze chwilę, czy raczej ją od siebie odegnać, gdy
Potter rzucił na nich obu zaklęcie osuszające i oddalił się do swojej sypialni. Po chwili wrócił, ze
szkicownikiem w ręku, by narysować kilka dekoracji, które zawiesili wcześniej na drzewku.
Mistrz Eliksirów wycofał się cichutko, widząc swojego męża pochłoniętego rysowaniem.
Szkicowanie zdawało mu się bardzo intymnym przeżyciem, w które nie chciał ingerować, nawet
jeżeli chłopak nie miał nic przeciwko temu, by Snape kręcił się w pobliżu.
oOoOo
W świąteczny poranek, Harry i Severus zjedli razem śniadanie w swoich komnatach. Obiad
spożyją wspólnie z nauczycielami i uczniami, którzy w Hograwcie spędzali Boże Narodzenie.
Młody czarodziej został bardzo mile zaskoczony przez Zgredka (dla którego kupił całą górę
skarpetek), oznajmiającego mu, że jego małżonek pragnie zjeść z nim śniadanie w salonie, a nie
jak do tej pory osobno, w zaciszu własnej sypialni. Ubrany w zeszłoroczny świąteczny sweter od
Weasleyów, Potter zasiadł przy uroczym stoliku, wykonanym z metalu i szkła. Po tym, jak Snape
kompletnie zignorował jego urodziny, nie spodziewał się dostać od niego czegokolwiek na
gwiazdkę. Cieszył się, że Severus pomógł mu udekorować choinkę, co więcej, teraz poświęcił
swoją nadzwyczaj cenioną prywatność i dzielił z nim świąteczny posiłek. Sam z samego rana
wysłał Hedwigę i kilka szkolnych sów z prezentami dla swych przyjaciół i bliskich mu osób.
Ze swej strony, Mistrz Eliksirów wypatrywał u swego męża tego specyficznego, wyczekującego
spojrzenia, które pojawiało się na twarzach innych ludzi, kiedy zastanawiali się, jakie podarunki
czekają na nich pod świątecznym drzewkiem. Młodzieniec wyglądał jednak na szczęśliwego, jak
gdyby nie spodziewał się otrzymać nic poza tym, co już ma.
Kiedy śniadanie dobiegło końca, Snape wstał od stołu i wskazał na choinkę.
— Dostałeś prezenty, Harry — oświadczył spokojnie.
Dla mnie najlepszym prezentem jest to, że nazywasz mnie Harrym, Severusie. Pomyślał chłopak,
uśmiechając się do siebie.
— Ty też. Najpierw rozpakujmy razem prezenty od pani Weasley — zaproponował, podając
mężczyźnie pokaźnych rozmiarów paczkę. Dzięki małżeństwu z Harrym, Molly uznawała
Mistrza Eliksirów za członka rodziny, dlatego przesłała mu kilka paczek zawierających
smakołyki domowej roboty i — ku wielkiemu rozbawieniu nastolatka — ręcznie wykonany,
czarny sweter z zieloną literą S na przodzie.
— Nie założysz go? — zapytał nastolatek. Severus spojrzał na podarunek, potem na męża i znów
na ubranie. Zamiast tradycyjnej szaty mężczyzna miał na sobie spodnie i koszulę, którą teraz
zdjął i zastąpił swetrem, doceniając tym samym raczej miły gest ze strony Molly niż jej wyrób.
— Widzisz, teraz pasujemy do siebie — roześmiał się młodzieniec, rozpakowując swój nowy
sweter.
— Symbolicznie — dodał sucho Snape. — A teraz odpakuj inne prezenty.
— Nie, odpakuję swoje po…
— Ty pierwszy — powtórzył starszy czarodziej, czekając cierpliwie, aż Potter skończy ze
wszystkimi podarunkami. Nie uszło jego uwadze, iż Harry ostrożnie składa wszystkie kartki i
bileciki, jakie dołączone były do paczek, w mały stosik, by później móc przeczytać je raz jeszcze.
— To dla ciebie — powiedział, wstając ze swej ulubionej sofy i kładąc kwadratową paczuszkę na
dłoni chłopca. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
— Ty… masz coś dla mnie? — A potem, z niezwykłą ostrożnością, aby nie zabrzmiało to zbyt
niegrzecznie, powiedział: — To doprawdy… bardzo miło z twojej strony, Severusie. Wiem, że
byłeś bardzo zajęty.
— Otwórz go, sprawdź czy ci się podoba i potem mi podziękujesz, jeżeli spełni twoje
oczekiwania — odpowiedział uprzejmie Severus, bacznie obserwując Harry’ego, gdy ten odwijał
ozdobny papier. Wyłoniła się spod niego duża, wytworna skrzynka wykonana z ciemnego,
wypolerowanego drewna. Był to przybornik do rysunków, zawierający wszelkie dostępne
akcesoria — począwszy od przeróżnych pędzli, przez grafity i kredki, a na ołówkach kończąc —
zarówno mugolskiego jak i czarodziejskiego rodzaju. Chłopak zdał sobie sprawę, że takie pudło
musiało wiele kosztować — zarówno pieniędzy jak i czasu na jego wyszukanie. Spojrzał w
czarne oczy męża. Poczuł dziwny uścisk w gardle.
— Ja… jest cudowne! — powiedział w końcu, gdy udało mu się odzyskać głos. Nagle, zarzucił
ręce na szyję mężczyzny i mocno go przytulił. Mistrz Eliksirów siedział sztywno przez chwilę.
Potem, bardzo niezdarnie, w sposób, który wskazywał na to, że nie przywykł do dawania i
otrzymywania takich uścisków, otoczył Harry’ego ramionami, odnotowując jak ciepłe było ciało
chłopaka i jak idealnie dopasowało się do jego. — Dziękuję — powiedział czerwieniąc się
nastolatek, gdy uwolnił się z objęcia. Delikatnie głaskał dłonią pokrywkę podarunku. Jego oczy
lśniły.
— Proszę bardzo. Pomyślałem, że ci się przyda, od kiedy rokujesz jakieś nadzieje w dziedzinie
sztuki — odpowiedział nieco sztywno Snape. — Dyskutowałem o różnego rodzaju pudłach na
przybory z twoją nauczycielką.
— Ja też coś dla ciebie mam — nieśmiało powiedział młodzieniec, wręczając mu paczkę.
Mężczyzna uniósł w zdumieniu brew.
— To bardzo miło z twojej strony — stwierdził, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
— Otwórz — uśmiechnął się Harry, nabierając nieco odwagi po tym, jak zobaczył zaskoczenie
na twarzy męża, najpierw z jego uścisku, a później na widok prezentu. Obserwował go, jak
odpakowuje podarunek, tak samo bacznie jak wcześniej sam był obserwowany. Zwyczajowa
maska surowości lub obojętności opadła z twarzy Ślizgona, gdy rozwinął przepiękny,
ciemnozielony płaszcz ze srebrnym wzorem wyszytym wzdłuż brzegów. — Och, mam nadzieję,
ż
e ci się podoba — odezwał się Harry. — Żeby ja zamówić, musiałem zdjąć dla krawcowej
wymiary z twojej starej szaty. Mówiłeś, że już się rozlatuje.
Severus nie odpowiedział od razu, wciąż zaaferowany nowym podarunkiem. Z czcią dotykał
materiału i pochłaniał go oczami. W końcu podniósł wzrok.
— Bardzo ci dziękuję, Harry — powiedział łagodnie. Zdawał się wahać, lecz po chwili,
wyciągnął dłoń i pogłaskał męża delikatnie po policzku. Potem wstał i ubrał na siebie nowy
płaszcz, naciągając na głowę kaptur.
— Wow! Wyglądasz wspaniale! — wykrzyknął Potter. — Dobrze leży?
Starszy czarodziej ujął jego dłoń, zmuszając go do wstania. Ku jego zaskoczeniu, poprowadził go
do swojej sypialni, gdzie na drzwiach szafy wisiało ogromne lustro. Chłopak był oczarowany.
Severus zsunął kaptur. Wyglądał olśniewająco, gdy czarne włosy opadały mu na ramiona.
— Jest piękny — wyszeptał, a na twarz Harry’ego wypełzł ognisty rumieniec. Mężczyzna znów
ujął dłoń nastolatka i zaprowadził go z powrotem do salonu. Rozdzielili się, gdy ponownie
usiedli na sofie.
— Czuję się jak w dniu, w którym kupiłem swoją różdżkę — powiedział Snape. — To jeden z
nielicznych szczęśliwych dni, jakie pamiętam.
— Ja czuję to samo — odpowiedział Potter. — Wesołych świąt, Severusie.
— Wesołych świąt, Harry.
Tego samego wieczoru, tuż po kolacji, młody artysta po raz pierwszy skorzystał ze swojego
nowego pudła malarskiego, siadając na kanapie i przyglądając się swojemu mężowi, czytającemu
książkę.
Severus był, tak jak Lupin, w kwiecie wieku. Cierpienie, oraz trudy dnia codziennego, nadały
jego rysom ostrości, jednakże teraz jego twarz była zrelaksowana i wyglądał na swój wiek.
Długie, hebanowe włosy swobodnie opadały na ramiona i plecy. Wyrazisty zarys nosa i
wysokich kości policzkowych odzwierciedlał niezwykle silną wolę, jaka skrywała się za dużymi,
czarnymi oczyma. Jego brwi były zadbane i smukłe. Młodzieniec doskonale wiedział, ile ten
człowiek potrafi wyrazić przez uniesienie tylko jednej z nich. Mężczyzna nie był przystojny, ale
mimo to, chłopak lubił zarys jego twarzy i uważał go za atrakcyjnego. Nie potrafił wyobrazić go
sobie inaczej wyglądającego. Jeszcze raz spojrzał w te ciemne oczy.
— Dlaczego mi się tak przyglądasz? — zapytał Mistrz Eliksirów, nagle podnosząc głowę.
— Lubię na ciebie patrzeć — odpowiedział bez zastanowienia Potter. Smukła brew mężczyzny
powędrowała w górę, gdy spojrzał bacznie na zaczerwienionego męża.
— Doprawdy?
Czy był jakiś sposób na to, by opisać jak bardzo lubił patrzeć na oświetloną ogniem z kominka
twarz Severusa? Albo że, tak po prostu, jego twarz stawała się dla niego ważna?
— Pozwolisz mi się sportretować? — zapytał.
Brew mężczyzny ponownie powędrowała wysoko na czoło.
— Mógłbyś później zachować rysunek, jeżeli byś chciał.
— Jeśli uważasz, że jestem odpowiednim modelem…
— Tak uważam. Mogę to zrobić teraz?
— Mam przybrać jakąś pozę?
— Nie, zachowuj się… naturalnie. Poczytaj… albo po prostu sobie posiedź. No cóż, tylko
zbytnio się nie ruszaj.
— W takim razie, zaczynaj — powiedział wolno Snape, z błyskiem rozbawiania w oczach.
Harry przywołał swoje przybory, zastanawiając się równocześnie pod jakim kątem będzie
najlepiej narysować Mistrza Eliksirów. Sięgnął po grafit, duży kawałek specjalnego papieru i
szeroki, gładki karton na podkładkę. Zaraz potem usiadł przy stoliku, skąd miał doskonały widok
na twarz i całą postać męża. Zarówno tło oraz współgranie światła i cienia było idealne.
Wkrótce, był tak pochłonięty rysowaniem, jak Severus — a przynajmniej sprawiał takie wrażenie
— czytaniem. W pomieszczeniu panowała błoga cisza, przerywana okazjonalnie szelestem
przewracanej stronicy czy delikatnym drapaniem po kartce. Chłopak przygryzł wargę, gdy
odwzorowywał długie włosy swojego męża, starając się nadać im tyle aksamitności, na ile
pozwalał mu jego amatorski talent i trzymany w ręku ołówek. W końcu, zakończył szkicowanie
ogólnego zarysu postaci i zaczął wykańczać drobne szczegóły, dodając kreskę tu czy tam,
pogłębiając cieniowanie, uwydatniając kontury szyi i ust modela, przyciemniając na wpół
opuszczone powieki. Wreszcie opadł na oparcie, uśmiechając się. Snape spojrzał na niego.
— Skończyłeś? — zapytał.
— Tak.
— Czy mogę teraz popaść w narcystyczny zachwyt?
Ten suchy komentarz rozbawił Gryfona.
— Ależ proszę bardzo.
Mężczyzna podniósł się z wdziękiem i zbliżył do nastolatka i jego rysunku. Przez kilka minut
uważnie go studiował, bez jakiegokolwiek komentarza.
— Czy mogę go zatrzymać? — odezwał się w końcu.
Harry skinął głową, bardzo zadowolony, po czym nakreślił swoje inicjały i datę w lewym,
dolnym rogu szkicu.
— Dziękuję — powiedział Severus, ujmując rysunek w swe smukłe dłonie.
Rozdział 22
Dzień po świętach Severus długo siedział w swojej prywatnej bibliotece, studiując dzieło
Harry’ego.
Dzisiejszy ranek przypominał obrazek z pocztówki — w nocy spadło więcej śniegu i dwójka
uczniów, którzy zostali na święta w zamku, toczyła na błoniach bitwę na śnieżki. Zaś
małżonkowie znaleźli wygodne schronienie w lochach.
Starszy czarodziej nachylił się nad rysunkiem. Harry zdołał doskonale uchwycić zarys jego
twarzy, długość szczupłych palców i nastrój miejsca. To był zaledwie szkic, ale zadziwiła go
ilość detali — kosmyk włosów opadający na prawy policzek, ciemny przebłysk pod opuszczoną
powieką, cieniowanie ohydnego nosa… Jego ostry profil zdawał się kontrastować z delikatnym
ś
wiatłem padającym na niego, trzymaną w dłoniach książkę i sofę, na której siedział. Zwrócił
uwagę na podpis. Zwykłe litery H i P oraz dzień, miesiąc i rok, zapisane dyskretnie w rogu.
Podarunek chłopaka mile go zaskoczył czy raczej fakt, że mąż cokolwiek mu dał. W końcu, on
sam potraktował go w dniu urodzin okrutnie. Snape poczuł, jak policzki płoną mu ze wstydu. Po
chwili stały się jeszcze gorętsze, bo to zupełnie nie w jego stylu odczuwać wyrzuty sumienia z
powodu urodzin Pottera, zwłaszcza, gdy niejednokrotnie życzył sobie, aby ten nieznośny bachor
w ogóle się nie urodził… Tylko że teraz tak nie czuł. W rzeczywistości, jego kwatery zdawały się
być bardziej przytulne, od kiedy młodzieniec w nich zamieszkał… Mistrz Eliksirów zamarł i
odłożył szkic.
Nieco później, gdy jedli razem lunch, Snape w zadumie spoglądał na męża. Harry bardzo się
cieszył, że zaczęli wspólnie spożywać posiłki i zawsze mu dopisywał apetyt. Zaś z drugiej strony,
Severus zastanawiał się, dlaczego Voldemort obrał sobie za cel młodego, dorastającego
mężczyznę, jakim był Harry Potter. Starszy czarodziej wspominał noc, kiedy skonsumowali
swoje małżeństwo. Przed oczami wciąż miał w połowie rozebranego chłopaka leżącego na łóżku,
tak obnażonego, a równocześnie starającego się ukryć swoje przerażenie, będąc zmuszonym do
nagłego i niemile widzianego zbliżenia. Powiedział mu, żeby położył się na brzuchu, aby żaden z
nich nie musiał dodatkowo znosić tortury, jaką byłoby patrzenie sobie w oczy. Widział, jak
młodzieniec mocno zaciskał dłonie na poduszce podczas całego aktu. Twarz Severusa
sposępniała. I jeszcze ten zduszony szloch, kiedy było po wszystkim. Co, gdyby postąpił inaczej?
Porozmawiał i pocieszył Harry’ego? Dotknął jego ramienia czy dłoni, by go uspokoić? A może
wtedy wszystko poszłoby dużo gorzej? Być może Pottera odrzuciłby jego dotyk. Z początku ich
związek był niezwykle nieprzyjemny, łagodnie rzecz ujmując. Jeżeli Harry zdoła przeżyć
wszystkie wyzwania i przeciwności, jakie ma jeszcze przed sobą, czy będzie zdolny pokochać
kogoś, mając za sobą taki wymuszony związek?
Mistrz Eliksirów miał raczej dość cyniczne i zjadliwe poglądy, jeżeli chodzi o miłość. Wiele lat
temu zdecydował, że nie dane mu jest kochać, ani też zaznać czyjejś miłości. Harry był
atrakcyjny na wiele sposobów, a on zniszczył jego pierwsze seksualne doświadczenie. I na
dodatek złamał mu rękę. Zaś Potter, przechodząc przez to wszystko, kupił mu drogi płaszcz. I
jeszcze go uściskał. Mężczyzna nie potrafił sobie przypomnieć, by ktokolwiek wcześniej go
przytulał. Dumbledore ściskał go za ramię w najlepszym wypadku — to wszystko, co wiedział o
przyjacielskich gestach, przynajmniej dopóki Harry go nie objął. Wciąż czuł jego nieujarzmione
włosy łaskoczące go po policzku i ramiona wokół swej szyi. Nadal widział iskierki w tych
zielonych oczach. I jeszcze jego uśmiech. Harry lubił się śmiać. Czasami uśmiechał się, gdy coś
szkicował, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. To był taki rozmarzony
uśmiech, który sprawiał, że Severus zaczynał zastanawiać się, co temu młodemu człowiekowi
chodzi po głowie. Oczy i usta w kolorze zielono-czerwonego turmalinu, dumał Snape.
Młodzieniec przeprosił, wstał od stołu i podszedł do komody, by wziąć owoc. Mistrz Eliksirów
ś
ledził go wzrokiem.
— Masz ochotę na mandarynkę? — zapytał Gryfon.
— Tak, poproszę — odpowiedział starszy czarodziej.
— Łap! — chłopak uniósł rękę.
— Nie lubię, gdy rzuca się jedzeniem po naszych komnatach.
— Mówisz tak, bo boisz się, że nie złapiesz — stwierdził sprytnie chłopak.
Severus zmrużył oczy.
— Dobrze, celuj — warknął.
Mandarynka pofrunęła w jego stronę wdzięcznym łukiem. Mężczyzna zdołał ją uchwycić, lecz
wyślizgnęła mu się spomiędzy palców i wylądowała na kolanach.
— Ha! Nie złapałeś! — zawołał Harry.
— Masz okropny cel. Dzięki Bogu nie grasz już w drużynie quidditcha — zrzędził czarnooki
czarodziej.
— Próbujesz ratować swoją twarz, prawda? — odpowiedział nonszalancko młodzieniec, gdy
Snape podniósł owoc i zaczął go obierać długimi palcami. Parsknął tylko w odpowiedzi na
zaczepny komentarz Pottera. Gryfon skrzywił usta siadając do stołu. Zjedli w ciszy.
— Co chciałbyś robić w swoje urodziny? — zapytał nagle Harry.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego bez wyrazu.
— Dlaczego pytasz? Gdybyś przypadkiem nie widział kalendarza, mamy teraz święta, a nie moje
urodziny.
— Ale wkrótce będą. Więc, co byś chciał wtedy robić?
— Nic.
— Nic?
— Nic — powtórzył ostro Snape, przenosząc skórki do kosza za pomocą niewerbalnego zaklęcia,
wykonując tylko gest lewą dłonią.
— A co z Nowym Rokiem? — dopytywał się uparcie Gryfon.
— Nie wierzę w żadne odliczanie, szampan i tym podobne utarte nonsensy — odpowiedział
mężczyzna znudzonym głosem — i jestem zdumiony tym, że dotychczas nie zorientowałeś się,
ż
e nie przepadam za jakimikolwiek spotkaniami towarzyskimi.
oOoOo
Jeżeli Severus sądził, że spędzi spokojnie ostatni dzień grudnia, bardzo się mylił. Bracia Weasley
przysłali Harry’emu wiele noworocznych gadżetów, zaś Voldemort wybrał to popołudnie, by
przywołać go przez mroczny znak. Snape natychmiast zebrał się i założył szatę wyjściową — tę,
którą podarował mu Harry — po czym spojrzał w twarz męża.
Zielone oczy były śmiertelnie poważne i spoglądały na niego ze strachem zza szkieł okularów.
— Uważaj na siebie — powiedział młodzieniec.
— Czyżbym zawsze tego nie robił? — odpowiedział Severus. W jego głosie nie było słychać
ironii, był raczej delikatny. Młody czarodziej nic nie odpowiedział, tylko patrzył na niego
przenikliwie. Mężczyzna pogłaskał dłonią niesforne włosy chłopaka, zanim wyszedł.
Na szczęście Harry nie musiał czekać na niego tak długo jak ostatnio. Snape wrócił już pół
godziny później. Mimo wszystko, nastolatek był zszokowany — jego mąż był niezwykle blady i
przeszedł obok niego bez słowa, zmierzając wprost do swojej sypialni. Gdy po chwili wyszedł z
pokoju, miał resztki wody na ustach i wciąż był śmiertelni blady.
— Dobrze się czujesz? — zapytał.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego chłodno.
— Czuję się świetnie wymyślając dla Czarnego Pana kolejne wizje, w których wielokrotnie
gwałcę swojego męża, podczas których on masturbuje się mentalnie, bo nie jest do tego zdolny
fizycznie.
— Przepraszam cię — powiedział Harry, kładąc swoją dłoń na dłoni męża.
— Za co?
— Za to, że musisz przez to przechodzić.
— To moja praca.
— Doświadczanie takiego cierpienia nie powinno należeć do twoich obowiązków —
odpowiedział Potter.
Severus spojrzał głęboko w zielone oczy.
— Powiedz mi, jak się czułeś, gdy konsumowaliśmy nasz związek krwi? Tylko mi nie mów, że
nie czułeś się, jakbyś został zgwałcony. Że nie czujesz tego względem mnie, albo że nie chcesz
ż
ebym cierpiał…
Chłopak przerwał mężczyźnie, chwytając go za rękę.
— A jak ty się czułeś? — zapytał łagodnie. — Już o tym rozmawialiśmy. Obaj zostaliśmy do
tego zmuszeni.
— Odebrałem ci coś bardzo osobistego. Nie mogłeś sam zdecydować, komu to dać. Musiałeś
oddać się mnie, wbrew swojej woli.
— Severusie… — Harry delikatnie ścisnął jego dłoń. — Wiem, że właśnie tego od nas
oczekiwano. Razem zgodziliśmy się na to małżeństwo i związek. Mogliśmy się wycofać. Wtedy,
wszystko między nami układało się inaczej. Nie potrafiliśmy nawet ze sobą rozmawiać jak w tej
chwili. Było mi łatwiej cię oskarżać, zwłaszcza, że byłeś… no wiesz… na górze. To nie była
twoja wina. — Zarumienił się, gdy czarne oczy znów przenikliwie spojrzały w zielone. Dlaczego,
na Boga, ten młody człowiek musi być tak niewinny i tak spostrzegawczy zarazem? —
Severusie, czy ty czujesz się winny? — Czarodziej skinął twierdząco głową. Ciężko było mu to
przyznać, uczynić ten wielki krok, by przyznać się do części swoich uczuć przed Harrym. —
Wiesz, ja też czułem się winny. Kiedy w końcu się uspokoiłem i porozmawiałem z Hermioną,
często rozmyślałem o tym, jak ty czułeś się podczas naszego stosunku — wyznał Potter.
— Leżałeś na moim łóżku, obnażony, mając zaledwie siedemnaści lat — zaczął starszy
czarodziej pustym głosem. — A ja musiałem… posiąść cię. Jakbyś był jakimś kawałkiem mięsa.
Nienawidziłem sam siebie i nienawidziłem ciebie. Ale ty musiałeś być takim zdeterminowanym
Gryfonem, prawda? — Mężczyzna ścisnął dłoń swojego młodego męża. — Nie poddałeś się. Nie
chciałeś trzymać się ode mnie z daleka. Jesteśmy tak samo uparci, Harry.
— W innych rzeczach też jesteśmy do siebie podobni — stwierdził Potter. Obaj spoglądali na
siebie w milczeniu.
— Rysowałeś? — Severus przerwał w końcu ciszę.
— Skąd wiesz?
— Masz ślad po graficie na nosie — odpowiedział Mistrz Eliksirów.
Harry roześmiał się i potarł skórę.
— Nie tutaj. Zaczekaj — powiedział Snape, wzdychając i pocierając delikatnie kącik jego nosa,
aż ślad zniknął.
— Dziękuję, Severusie. Jak widzisz, cieszę się twoim podarunkiem.
— Nie musisz jednak malować sobie twarzy. Twoje naturalne wdzięki są wystarczające —
wymamrotał starszy czarodziej, siadając z powrotem na sofie, podczas gdy Potter ponownie
spłonął rumieńcem.
Rozdział 23
Zmęczony Harry pocierał skronie. Zastanawiał się, co mógłby podarować Severusowi na
urodziny. Natchnienie, by kupić dla niego płaszcz, nadeszło w samą porę przed świętami,
zachęcone jego narzekaniem na starą szatę. Chłopak nie mógł przypomnieć sobie, by mąż
kiedykolwiek wspominał, że czegoś potrzebuje — chyba, że życzył sobie bardziej pojętnych
uczniów. Nie było takiego wieczoru, podczas którego Snape nie rzucałby kwaśnych komentarzy
o kompletnym u nich braku talentu, uwagi, koncentracji i tym podobnych cech. Dzisiaj było
podobnie. Mistrz Eliksirów wpadł do komnaty nadzwyczaj zirytowany.
— Jesteś chyba zbyt surowy, Severusie — zauważył delikatnie Harry.
— O ile pamiętam, twoje zdolności w warzeniu eliksirów również nie przedstawiały się
imponująco, mój drogi mężu — odpowiedział przeciągle starszy czarodziej.
— Czy mógłbyś przestać mnie tak nazywać?
— To znaczy, jak?
— Mój drogi mężu.
Snape nachylił się ku Gryfonowi.
— Czyż nie jesteś moim mężem?
— Mówisz to z sarkazmem.
— Lubię być sarkastyczny. Ty też powinieneś.
Młodzieniec uśmiechnął się delikatnie.
— Właściwie, to nie wyobrażam sobie ciebie bez tej odrobiny ironii — przyznał. Twoje
naturalne wdzięki są wystarczające, wyraźnie słyszał w głowie słowa męża i czuł jego ramiona,
gdy przytulił go w święta. W tym komentarzu nie było ani krzty ironii…
W tym samym czasie Severus studiował uśmiech Harry’ego.
Teraz, kiedy chłopak przyzwyczaił się do niego i jego zachowania, uśmiechał się, a nawet często
ś
miał. W chwili, gdy nastolatek wchodził do środka, ponure lochy ożywały. Chociaż mężczyzna
cenił sobie jego towarzystwo, nigdy nie odważył się tego powiedzieć. Zamiast tego, wolał
okazywać swą wdzięczność w sposób, który nie angażował słów. Dotykanie ramienia lub dłoni,
krótkie zmierzwienie nieujarzmionych włosów znaczyło dla Harry’ego więcej niż Severus mógł
sobie wyobrazić.
Teraz chętnie dzielił swoje kwatery z Gryfonem, chociaż ten nigdy nie wchodził do jego sypialni,
rzadko pojawiał się w laboratorium, a nawet wtedy, zawsze pukał przed wejściem. Lubił
rozmawiać ze swoim młodym mężem, który okazał się dobrym słuchaczem — dorosłość
obdarzyła go cierpliwością i rozwagą.
I rzecz jasna, były jeszcze szkice i rysunki Harry’ego. Snape lubił obserwować go przy pracy.
Chłopakowi udawało się nawet wywabić Mistrza Eliksirów z laboratorium i zaangażować w gry
towarzyskie takie jak „Węże i Drabiny” czy „Czarodziejskie Scrabble”. Żaden z nich w
dzieciństwie nie miał towarzysza zabaw i teraz wyglądało, jakby razem chcieli nadrobić to, co
wtedy stracili.
W domu Snape’a nigdy nie świętowano jego urodzin. Później, w Hogwarcie, jego koledzy —
nauczyciele — zawsze przesyłali mu ogromną kartkę urodzinową, podpisaną przez wszystkich,
jako wyraz uprzejmości. Dumbledore posuwał się o krok dalej i dawał mu podarunek —
zazwyczaj coś rzadkiego, drogiego i niezwykle praktycznego. Nawet wtedy, mężczyzna wmawiał
sobie, że dyrektor chce w ten sposób uszczęśliwić swojego szpiega. Bo kto mógłby lubić
Severusa Snape’a? Jednakże wiedział doskonale, że Albus, ze swą zadziwiającą zdolnością
dostrzegania dobra w każdej osobie, traktował go jak własnego syna. Siwowłosy czarodziej
często zapraszał go na herbatę, spacerował z nim po błoniach i rozmawiał o rzeczach zupełnie nie
związanych z pracą szpiega. Dlatego też nie spodziewał się uroczystości z okazji urodzin i na
wszelki wypadek nie znosił wszelkich przyjęć i zgromadzeń. Z tego powodu, gdy wyszedł dziś
rano z sypialni gotowy do rozpoczęcia zajęć, właściwie zapomniał o swoich urodzinach — w ten
piękny, mroźny, styczniowy dzień. Jednak Harry mu przypomniał.
— Wszystkiego najlepszego, Severusie — powiedział, uśmiechając się radośnie.
Snape gapił się na niego przez chwilę, po czym parsknął.
— Urodziny — wymamrotał z pogardą, przechodząc obok męża, którego uśmiech jeszcze
bardziej się poszerzył.
Po zajęciach, Mistrz Eliksirów wypił herbatę z dyrektorem, który wręczył mu prezent —
nowiusieńki i dość kosztowny zestaw czarodziejskich szachów. Mistrz Eliksirów był zapalonym
graczem. Wraz z Dumbledorem, spędzili kilka dobrych, zażartych pojedynków nad
protestującymi pionkami. Już dawno zrezygnował z Harry’ego jako partnera w szachach.
Wszelka taktyka i strategia, które ten opanował w czasie swoich lekcji z Kingsleyem
Shackleboltem , uparcie odmawiały współpracy przy szachownicy.
— Jak ty i Harry sobie radzicie, Severusie? — zapytał Albus, gdy młodszy czarodziej mu
podziękował.
— Zadowalająco. Obaj dość dobrze tolerujemy obecność drugiej osoby.
— Miło mi to słyszeć. Sprawia ci jakieś kłopoty?
Raczej daje mi powód do radości, pomyślał Snape, czując nieznane mu wcześniej ciepło
rozlewające się po wnętrzu.
— Żadnych. Co jest dość zaskakujące.
Oczy Dumbledora zalśniły radośnie.
— Jak widzę, stajecie się przyjaciółmi.
Profesor nie odpowiedział, ani nie wykonał żadnego ruchu. Zaistniało między nimi milczące
porozumienie i dyrektor w głębi duszy czuł, że przyznanie tego na głos byłoby dla Severusa
ż
enujące.
Kiedy opiekun Slytherinu wyszedł z gabinetu, Albus zwrócił się do feniksa.
— Już najwyższy czas, by ktoś wniósł nieco słońca do lochów, Fawksie — oznajmił dyrektor,
głaszcząc ptaka po pierzastej szyi. Feniks zaczął śpiewać.
Po wejściu do kwater, Snape został przywitany przez stojący na stole tort urodzinowy i męża
trzymającego w ramionach podarunek dla niego.
— Tylko coś małego — powiedział, czerwieniąc się.
Mężczyzna zaniemówił na moment.
— To naprawdę nie było konieczne, Harry — stwierdził, gdy tylko odzyskał mowę, starając się,
by jego głos zabrzmiał obiektywnie i pewnie, jak zwykle.
— Odpakuj — zachęcił Gryfon.
— Hmm… — zamruczał czarnooki czarodziej, przyglądając się przez chwilę podarunkowi,
zanim ostrożnie go odwinął, jak gdyby delektował się tą czynnością. Chłopak obserwował męża
zdenerwowany.
Snape wyciągnął dużą księgę. Kiedy ją otworzył, odkrył, że cała składa się z prac Pottera.
Znalazł w niej rysunki, które Harry zrobił mu podczas warzenia eliksirów, szkice składników,
scenki z Hogwardzkich błoni, zbliżenie jego dłoni…
— Wiem, że to nic specjalnego ani praktycznego, ale pomyślałem, że ci się spodoba. Dajesz mi
wiele natchnienia, Severusie. — Młodzieniec uśmiechnął się delikatnie.
Mistrz Eliksirów wolno zamknął księgę i pogłaskał jej okładki. Potter zauważył ten gest i od razu
wiedział, że jego prezent odniósł sukces.
— Dziękuję ci, Harry. Bardzo mi się podoba — powiedział mężczyzna, kładąc dłoń na ramieniu
młodzieńca i patrząc mu głęboko w oczy. Jak długą drogę musieliśmy przejść, ty i ja, Harry
Potterze. Już to samo w sobie jest darem, zamyślił się.
— Jest coś jeszcze. Pewnie pomyślisz, że to jakaś sentymentalna bzdura, ale chciałbym coś
powiedzieć. Chcę ci podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłeś i co nadal robisz, żeby mnie
chronić — powiedział z odrobiną nieśmiałości, chociaż bardzo wyraźnie, dając w ten sposób do
zrozumienia, że nie wstydzi się dziękować swojemu mężowi.
W spontanicznym odruchu, którym zaskoczył sam siebie, mężczyzna wyciągnął ramiona i
zamknął młodzieńca w uścisku.
— Po raz pierwszy w życiu ktoś podarował mi tort na urodziny… No cóż, nie biorę pod uwagę
tych czekoladowych okropności Albusa — uśmiechnął się odrobinę. Harry objął męża i zamknął
oczy. Głos Severusa rozbrzmiewał blisko jego ucha. — Gdyby kilka miesięcy temu ktoś
próbował mi powiedzieć, że uznam cię za znośną osobę, ty niemożliwy Gryfoński bachorze,
przekląłbym go tak, że odpadłby mu język.
— Tylko znośną? — zapytał Potter, odchylając się nieco i szczerząc radośnie. Twarz mężczyzny
była zupełnie inna od tej codziennej, niewzruszonej i zgorzkniałej maski, która przysłaniała jego
rysy. Czarne oczy były pełne życia, zaś wąskie, pełne surowości usta, zazwyczaj zaciśnięte w
prostą linię lub wykrzywione w ironicznym uśmieszku, teraz wyginały się w szczerym uśmiechu.
— Nie najgorszą. Czy to pojęcie jest wystarczająco zadowalające dla wielce wybrednego pana?
— zapytał sucho Snape?
Harry roześmiał się.
Jedyny człowiek, poza Albusem, który kiedykolwiek roześmiał się w tych lochach, pomyślał
Mistrz Eliksirów.
— Jest… dość znośne — odpowiedział chłopak, używając ulubionego powiedzenia swego męża.
Severus delikatnie pogłaskał twarz Gryfona wierzchem dłoni, po czym ponownie otworzył księgę
ze szkicami. Zauważył, że Harry jeszcze raz narysował naczynie zawierające ich połączoną krew.
Czarodziej poczuł dziwne zadowolenie z tego, iż ochrania właśnie jego. Wygląda jak ojciec, za
wyjątkiem oczu… i ma taki... słodki charakter, pomyślał Snape. Jakie to ironiczne, połączyć
węzłem małżeńskim tak miłego młodzieńca z najbardziej nieokrzesaną osobą w promieniu kilku
mil! A może właśnie to był jeden z powodów, dla którego Dumbledore tak bardzo nalegał na ich
związek… Jakimś sposobem, ten uparty Gryfon zdołał przebić się bez obrażeń przez ochronną
zbroję Severusa.
Rozdział 24
Nawet w środku zimy, Harry nie zrezygnował z przejażdżek na miotle i energicznych spacerów
po błoniach, by utrzymać formę i opaleniznę. Zaś przebywając wewnątrz zamku, pracował nad
swoimi szkicami, zachęcany przez profesor Mukherjee, która przyznała, że posiada ku temu
wyjątkowy dar.
Pewnego dnia, postanowił narysować Nessę. Wąż z wielką ostrożnością owinął swe cielsko
wokół moździerza, kiedy pozował Gryfonowi, a Severus, nieco rozdrażniony tym, że nie mógł
otworzyć drzwi (czynność ta spowodowałaby przemieszczenie portretu gada, w czasie gdy
chłopak pracował), postanowił obserwować ten proces, stanąwszy obok swojego męża
szkicującego jej portret suchą pastelą.
— Portret obrazu — skomentował, zerkając na zwierzaka. — Co za próżne stworzenie.
— To ja poprosiłem ją, żeby mi pozowała — odpowiedział Potter z uśmiechem, podczas gdy
Nessa uprzejmie udawała, że nie słyszała słów swego pana.
— Co powiesz na autoportret?
— Po cóż miałbym malować siebie? — zapytał szczerze zdziwiony chłopak.
— Może, żeby zobaczyć, jak się postrzegasz? To wcale nie musi odpowiadać twojemu
prawdziwemu wyglądowi.
— A więc portret samo postrzegania?
— Tak.
— Hmm, właściwie to już narysowałem obraz, jak moim zdaniem ty mnie widzisz — no cóż,
widziałeś. To było na piątym roku, po lekcjach oklumencji.
— I co wtedy narysowałeś?
— Mojego ojca — odparł Harry.
Zapadła cisza, gdy obaj mężczyźni poczuli prawdziwy sens tych słów. Twarz Snape’a pozostała
nieprzenikniona.
— Nadal masz ten portret?
— Nie, wyrzuciłem go po Bożym Narodzeniu. — Ponownie zapadła cisza. Nessa bacznie im się
przyglądała. — Czy nadal widzisz we mnie…
— Jamesa Pottera? — Mistrz Eliksirów dokończył zdanie. Przez kilka chwil spoglądał na męża.
— Jesteś do niego bardzo podobny... ale nie jesteś nim.
— To dobrze, czy źle? A może to i to? — zapytał Harry.
Severus uśmiechnął się delikatnie i, zahaczywszy palec wskazujący pod brodą Pottera, uniósł
jego twarz ku górze.
— To dobrze. — Gryfon uśmiechnął się w odpowiedzi i nagle, szybkim ruchem ręki, narysował
kreskę na wyniosłym nosie opiekuna Ślizgonów. — Harry Potterze! — zagrzmiał starszy
czarodziej, wykrzywiając usta w swym zwyczajowym grymasie, gdy młodzieniec zaśmiał się w
głos. — Wstrętny bachor! — dodał. — Chłopak wyciągnął ramię i starł smugę wierzchem dłoni.
— Potter!
Podczas tego zajścia, Nessa zachowywała niesłychanie zimną krew. Jedynie koniec jej ogona
drżał delikatnie. Severus złapał jedną z pasteli leżącą na krześle. Chwilę później, chłopak zarobił
mu kolejną krechę na policzku i szybko chwycił następny kawałek farby. Mężczyźni krążyli
wokół siebie, dzierżąc kredę jak miecze. Harry zapobiegawczo rzucił zaklęcie ochraniające ich
oczy, które Snape natychmiast wypróbował, zanim przystąpili do „pojedynku”. Wąż zapomniał o
pozowaniu i zwisał teraz niedbale z moździerza, przyglądając się walczącym z błyskiem w
oczach. Pojedynek zakończył się, gdy Harry rozbroił Severusa. Twarze obu pokryte były
kolorowymi liniami. Mężczyźni spojrzeli na siebie i Gryfon uśmiechnął się szeroko. W
odpowiedzi Mistrz Eliksirów uniósł brew.
— Co za dziecinada — stwierdził, choć z nutą przekory w głosie. — Chodźmy do środka usunąć
ten bałagan. Po wejściu przywołał do siebie ten sam krem, którego użył na Harrym kilka
miesięcy wcześniej. — Zaklęcie czyszczące wysusza skórę jak kartkę papieru — stwierdził
mężczyzna, nakładając maść na twarz męża. Potter nie ruszał się, czując długie, wprawne palce,
masujące delikatnie jego skórę.
— Mogę? — zapytał, wyciągając rękę po balsam.
— Jeżeli chcesz — odpowiedział profesor, nieco rozbawiony.
Chłopak zanurzył palec w naczyniu i nałożył krem na zabrudzone miejsca, zaczynając od
szczęki, poprzez policzki i nos, a kończąc na czole. Podczas całej tej operacji nie przerywali
kontaktu wzrokowego.
— Naprawdę powinieneś poważnie zastanowić się nad produkcją kosmetyków, Severusie —
stwierdził młodzieniec, gdy ich twarze były już czyste.
— Z całą pewnością, nie — warknął Snape.
— Dlaczego nie? Mógłbyś wyrabiać różnego rodzaju cudowności, a ja wymyślałbym dla nich
etykietki i szatę graficzną. — Kąciki ust starszego czarodzieja zadrgały lekko. — Moglibyśmy
rozdawać darmowe próbki w szkole — dodał entuzjastycznie Harry. — Jestem pewien, że
Dumbledore wspomoże nasze niezwykłe starania.
— Niezwykłe starania? Albus?
— Snape Delux, kosmetyki do pielęgnacji skóry…
— Potter, majaczysz! — burknął mężczyzna.
— Nie, to świetny pomysł! Mógłbym poprosić bliźniaki…
— POTTER!
— Doprawdy, Severusie, ten krem jest rewelacyjny. Wcale nie jest taki zwyczajny. Widziałem
jego recepturę w bibliotece. To ty ją stworzyłeś. — Mistrz Eliksirów wyglądał tak, jakby wolał
przygotowywać mikstury powodujące, że ludzka skóra pokrywa się krostami lub innymi
wstrętnymi rzeczami. Gryfon wciąż mamrotał pod nosem: — … seria dla mężczyzn. Środki do
pielęgnacji skóry przeznaczone są głównie dla kobiet. To niesprawiedliwe...
— Harry Potterze, za chwilę użyję zaklęcia uciszającego.
Chłopak chwycił męża za ręce.
— Daj spokój, Severusie. Tylko jedna mała próba.
— Nie jestem tu po to, by pomagać ludziom w ich problemach dermatologicznych —
odpowiedział chłodno Ślizgon. — Jesteśmy członkami Zakonu Feniksa, a nie Zakonu Chorób
Skórnych.
— Może zmienisz zdanie, gdy się nad tym zastanowisz — powiedział zuchwale Harry, siadając
na sofie i bębniąc palcami o oparcie.
Snape przewrócił oczami. Jednak, prawdą było to, że jego krem był dobrze odbierany. Madame
Pomfrey sama zasugerowała, żeby zaczął go sprzedawać, ale jej rady zostały przywitane z
pogardliwym prychnięciem.
— Rozumiem, a więc to bardzo ekskluzywny produkt — roześmiała się czarownica.
Mimo to, chodziło mu o coś więcej niż sam krem. Było mu niezwykle miło, że ktoś — a
mianowicie Harry — czuł się tak swobodnie w jego towarzystwie, by żartować, lecz nie
okazywać lekceważenia i śmiać się swobodnie w obecności złowrogiego Mistrza Eliksirów.
Zastanawiał się, jak, na brodę Merlina, ten młodzieniec zdołał tak bardzo przywyknąć do jego
odpychającego zachowania. Severus polubił go bardziej niż był w stanie przyznać.
Wysoki czarodziej przyjrzał się twarzy swojego młodego małżonka. To była twarz mężczyzny —
Snape mógł już dostrzec delikatny cień zarostu. Na szczęście, dojrzewanie oszczędziło mu
trądziku, dzięki czemu jego skóra była gładka i delikatna niczym brzoskwinia. Jedyną widoczna
blizną, jaką nosił, była pamiątka po klątwie Voldemorta, którą ukrywał pod grzywką. Harry
powiedział kiedyś Severusowi, że sama w sobie mu nie przeszkadza — w zasadzie, nawet dość
lubił jej kształt — ale nie znosił uwagi, jaką na niego ściągała. Ten chłopak był ucieleśnieniem
niewinności i zmysłowości.
Charakterystyczne, niepokojące spojrzenie, znów pojawiło się w oczach mężczyzny.
Większość ludzi w wieku Harry’ego z całych sił cieszyła się życiem, co z Voldemortem na karku
było niezwykle ważnym doznaniem. Tymczasem Potter wydawał się być szczęśliwy tu, w
lochach, mając za towarzystwo jedynie Severusa Snape’a i Nessę.
— Chciałbym ci coś pokazać — powiedział nagle profesor. — Proszę, ubierz się ciepło, bo
wyjdziemy na dziedziniec.
Ś
nieg skrzypiał pod nogami dwóch postaci — jednej wysokiej, a drugiej nieco niższej — które
znaczyły swoimi śladami białą kołderkę śniegu. Snape zaprowadził Pottera do tylnej części
zamku, mało uczęszczanej przez innych mieszkańców Hogwartu. Do uszu Gryfona dotarły
kojące dźwięki, przywodzące na myśl nieliczne szczęśliwe wspomnienia z dzieciństwa.
Zatrzymał się i wsłuchał w melodię.
— Chodź — zaprosił go Severus. Harry udał się za nim w stronę bramy prowadzącej na jeden z
mniejszych dziedzińców. Na jego środku rosła wierzba kompletnie pozbawiona liści. Do jednej z
gałęzi przymocowano dzwoneczki. Chłopak podszedł do drzewa i wiszącego na nim instrumentu,
który delikatnie dzwonił. Podszedł jeszcze bliżej. Widział i słyszał już wcześniej podobną rzecz.
Jeden z sąsiadów Dursleyów zawiesił je na podwórku, co wywołało protest ze strony wuja i
ciotki, narzekających na „głupi jazgot”, jaki robiły dzwonki w czasie wietrznej pogody. W końcu
sąsiedzi usuwali je co noc, po tym jak wuj Vernon najechał na nich niczym wojskowy czołg, a
później pozbyli się ich na stałe. Jednakże, dla Harry’ego cichy dźwięk dzwonków zawsze brzmiał
kojąco. Nie miał pojęcia, że ktoś zainstalował je w tym miejscu.
W jednym z kątów podwórza stała ławka. Severus usiadł na niej i obserwował jak Harry
podchodzi do drzewa, unosi głowę i wsłuchuje się w wygrywaną melodię. Powiew wiatru
spowodował, że instrument ponownie ożył. Lubi je, pomyślał. Po chwili chłopak usiadł obok
Mistrza Eliksirów, składając na kolanach dłonie odziane w rękawiczki.
— To ty zawiesiłeś tutaj dzwonki?
— Tak — odpowiedział Snape. — Ty i dyrektor macie nieograniczony dostęp do tego miejsca.
Dla wszystkich pozostałych osób jest ono poza zasięgiem. Będą słyszeli dzwięki, ale zaklęcie
będzie ich trzymać z daleka. Czar rozpozna magiczną sygnaturę osób, które mogą tu przebywać.
Chłopak uśmiechnął się do niego.
— I zdecydowałeś, że będą osiągalne dla mnie?
— Tak, po świętach.
Gryfon uśmiechnął się jeszcze raz.
— Dziękuję, że pokazałeś mi to miejsce, Severusie. — Opowiedział mężowi o dzwonkach,
których słuchał w dzieciństwie, dopóki sąsiad nie został zmuszony do ich usunięcia.
— Mają doprawdy kojące właściwości — powiedział starszy czarodziej, a jego twarz i ton głosu
przybrały niezwykle łagodny ton. — Albus wie, że bardzo lubię taki nastrój. Pokazał mi to
miejsce wiele lat temu i powiedział, że mogę go używać dla własnych celów. Sam lubi
przechadzać się po swoim sadzie, który znajduje się gdzieś na terytorium Hogwartu.
— A więc jest to dla ciebie czymś w rodzaju sanktuarium.
— Tak. Dobrze jest wyrwać się z lochów od czasu do czasu.
— Dla ptaków też? — zapytał Harry, wskazując na domek zawieszony na drzewie.
— Hmm… Tylko ani się waż zdradzić komuś, że groźny Mistrz Eliksirów ma słabość do
dzwoneczków i ptaszków.
Chłopak roześmiał się. Severus jeszcze nigdy nie słyszał, by ktokolwiek śmiał się na tym
dziedzińcu, biorąc pod uwagę, iż był jego jedynym odwiedzającym. Nawet Dumbledore, chociaż
miał do niego dostęp, nigdy nie naruszył prywatności profesora w tym małym zakątku.
— Cała szkoła ustawiłaby się w kolejce u bramy, gdybym im powiedział — zauważył Potter,
schylając się, by nabrać pełną garść śniegu. Severus zmrużył oczy i przygotował się do bitwy na
ś
nieżki.
Rozdział 25
Harry uniósł pięść, mocno ściskając w niej śnieżkę. Zrobił zamach, lecz kula nie opuściła jego
dłoni.
— Doprawdy, nie stać cię na nic lepszego? — przeciągał leniwie Severus. — Wiedziałem, że
tylko udajesz.
— No jasne. Ty wiesz wszystko — wyszczerzył się chłopak.
— Accio śnieżka — zawołał Snape. Pocisk Gryfona wylądował w jego dłoni, gniotąc się nieco,
gdy mężczyzna zacieśnił na nim uścisk. Mistrz Eliksirów wycelował, ale Harry zrobił unik,
wykorzystując refleks wyćwiczony na treningach quidditcha i lekcjach pojedynków. Śniegowa
kula przeleciała nieszkodliwie nad jego głową i uderzyła w mur. Już raz brali udział w bitwie na
ś
nieżki i nie potrafili wyłonić zwycięzcy. Dlatego teraz, przebywając na świeżym powietrzu i
mając większe pole do popisu, Harry był zdeterminowany wygrać. Wywiązała się zacięta walka.
Raz po raz rozlegał się dźwięk dzwonków, które trącał zabłąkany pocisk śnieżny. W końcu,
młodszy czarodziej podłożył nogę mężowi i ten, potknąwszy się o nią, wpadł w śnieg. Gryfon
uśmiechnął się szeroko. — Ty…. Oszukiwałeś! — zakrzyknął Severus, a jego oczy zabłysły
złowrogo.
Chłopak spojrzał w niebo, wepchnął dłonie do kieszeni i zaczął pogwizdywać nonszalancko, co
przyczyniło się do jego zguby. Snape rzucił za pomocą niewerbalnego zaklęcia niewidzialny
ciężar na kolana chłopaka, nie na tyle ciężki, żeby go zranić, lecz odpowiedni, by zwalić go z
nóg. Harry wylądował z piskiem na tyłku.
— Hej! Ja przynajmniej nie użyłem podstępnych sztuczek! — zawołał oburzony, starając się
obrzucić bryłami śniegu podśmiewającego się ironicznie męża. Snape pozbywał się ich machając
od niechcenia różdżką, a po chwili podniósł się, przyklękając na jedno kolano i unieruchomił
nadgarstki młodzieńca w delikatnym, choć stanowczym uścisku.
— Co za pokaz Gryfońskiej odwagi! — parsknął.
— Sam oszukiwałeś! Widziałem jak w powietrzu zamieniasz jedną śnieżkę w trzy.
— To się nazywa bycie kreatywnym — odpowiedział zadowolony z siebie starszy czarodziej.
— Nie zgadzam się — odpowiedział Harry, odważnie wpychając męża z powrotem w śnieg.
Severus wyciągnął ręce, chwycił chłopaka za ramiona i pociągnął za sobą.
— A ja nie zgadzam się z tym, że ty nie zgadzasz się ze mną — wymruczał, a jego ciepły oddech
musnął chłodną twarz nastolatka.
— Nie zgadzam się z tym, że ty się nie zgadzasz na to, że ja się nie zgadzam — dowcipkował
młodzieniec.
— W takim razie… — wyszeptał starszy czarodziej, patrząc młodszemu prosto w oczy. Nie
dokończył zdania, tylko skupił spojrzenie na oczach męża.
— Co, w takim razie? — ponaglił go Gryfon, rumieniąc się pod intensywnym wzrokiem
towarzysza.
— W takim razie… powinieneś zostać ukarany — odpowiedział Snape, zagarniając nieco śniegu
i obrzucając nim nagle chłopaka.
— Och! Czekaj tylko! — wycharczał Harry z ustami pełnymi śniegowego puchu. Turlali się po
białej kołderce w udawanych zapasach. W końcu, Severus wylądował na małżonku.
— Tak jak zawsze podejrzewałem. Lubisz być na dole, panie Potter.
Nastolatek zmieszał się, zdając sobie sprawę, do czego nawiązywał mężczyzna. Severus Snape,
ze wszystkich ludzi na świecie, poruszył temat związany z seksem!
— No, nie wiem — stwierdził Harry z rozbrajającą szczerością. — Chociaż, potrafię sobie
wyobrazić siebie w… odwrotnej sytuacji. — Wkładając w to sporo wysiłku, udało mu się
zmienić pozycję. — Widzisz?
— Pozwoliłem ci na to, by podbudować twoje aż nadto rozbuchane ego — rzucił Mistrz
Eliksirów, starając się zachować opanowanie i spokój, nawet leżąc na plecach w śniegu, z
rozwianymi włosami i w przemoczonym ubraniu. Mężczyźni patrzyli na siebie jeszcze przez
chwilę, po czym Harry ześlizgnął się z partnera. Wstali i oczyścili szaty. Nagle do ich uszu
dobiegł ptasi świergot i trzepot skrzydeł, powodując, że obaj zwrócili głowy w stronę
rozlegających się dźwięków. Malutki, brązowy ptaszek zaglądał z ciekawością do karmnika.
Severus przyglądał mu się z uwagą. — To czar samo napełniający — wyjaśnił. — Rzuciłem go
na ziarno. Jednak muszę go odnawiać od czasu do czasu – powiedziawszy to, skierował różdżkę
w stronę ptasiego domku i wymamrotał zaklęcie.
Mały ptaszek, zaskoczony odgłosem spadających nasion w karmniku, odskoczył i usiadł na
pobliskiej gałęzi. Po chwili, gdy przekonał się, że nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo,
ostrożnie podszedł bliżej i w końcu wskoczył do środka, by zjeść.
— Lubisz ptaki — stwierdził z uśmiechem młodzieniec.
— Śpiewające ptaki, takie jak nasz gość — wskazał w stronę budki — marnują tylko swój głos
dla tego świata, Harry.
— Czy moglibyśmy mieć nadzieję, bez tego śpiewu?
— A na cóż takiego mamy mieć nadzieję, ty optymistyczny Gryfonie? — zapytał Snape z nutą
sarkazmu w głosie, spoglądając proso w zielone oczy męża. — Ze wszystkich ludzi, ty
powinieneś wiedzieć najwięcej o beznadziejności.
— Wystarczy, że popatrzysz na nas, Severusie, na ciebie i mnie, na to jak rozmawiamy i toczymy
bitwy w śniegu… Na podstawie tego mogę stwierdzić, że jest mnóstwo rzeczy, dla których
można mieć nadzieję — odpowiedział Potter, uśmiechając się.
Możemy nie przeżyć nadchodzącej bitwy, a nawet jeżeli przetrwamy, rozwiedziemy się. Jednak
on wciąż chce mnie poznać, pomyślał starszy czarodziej. Nie porzuca nadziei, nawet jeśli chodzi
o mnie…
— Tak, przypuszczam, że jest dla nas jakaś nadzieja — zgodził się wolno. — Wracajmy.
Po powrocie do lochów, Harry zajął się czytaniem najnowszych wiadomości o quidditchu, zaś
Severus udał się do swojej biblioteki, by rozpakować gruby pakunek wypełniony nowymi
książkami.
Potter odkładał właśnie swój magazyn, gdy jego mąż wmaszerował do salonu, narzucając na
ramiona szatę wyjściową, którą dostał na święta.
— Voldemort? — zapytał chłopak. Snape skinął głową. Młody czarodziej podszedł do niego i
uścisnął jego dłoń. — Uważaj na siebie — powiedział, nerwowo zwilżając usta końcem języka.
— Tylko nie biegaj znów do dyrektora, jeśli nie wrócę w ciągu godziny — odpowiedział
Severus, dotykając lekko ramienia małżonka.
— W porządku — zgodził się Harry napiętym głosem.
Dużo później w nocy, Mistrz Eliksirów usiadł na swoim łóżku. Wrócił do domu i minął
Harry’ego bez słowa. Potwornie bolała go głowa. Skrzywił się, na wspomnienie obrazu tortur,
który przemknął mu przed oczami…
Harry, związany, zakrwawiony, błagający o litość. Voldemort oblizujący lubieżnie usta.
— Jeżeli dobrze się spiszesz, mój drogi Severusie, nie zabiję chłopaka. Pozwolę mu dołączyć do
moich sług. To będzie ostateczna kara za te wszystkie lata, w których walczyłem o swój powrót
— zaśmiał się zimno. — Wielki Potter po mojej stronie. Cały świat padnie mi do stóp — zaśmiał
się ponownie. — Cieszę się, że po zabawach z tobą staje się mniej bezczelny.
— Powoli zdaje sobie sprawę, jak ważne jest wypełnianie małżeńskich obowiązków, w każdym
tego słowa znaczeniu — powiedział bezbarwnie Snape.
Czarny Pan poklepał czarnookiego czarodzieja protekcjonalnie po ramieniu.
— Dobra robota, mój lojalny sługo. Sugeruję, byś wrócił teraz do swojego delikatnego Gryfona i
zabawił się z nim jeszcze. Przyda mu się kilka dodatkowych lekcji dyscypliny.
Severus poczuł mdłości. Z wielkim trudem przychodziło mu preparowanie fałszywych
wspomnień dla Voldemorta. Jakiś czas temu zaczął powoli ulegać łagodnemu charakterowi
Harry’ego i chociaż zawsze czuł ogromne obrzydzenie, prezentując swemu Panu serię
obscenicznych obrazów, teraz było mu ciężej niż kiedykolwiek. Więź pomiędzy nim a jego
młodym małżonkiem była niezaprzeczalna. Nienawidził również tego, jak Riddle nazywał
Pottera „chłopakiem” czy „zabawką”. Harry był rozkwitającym młodzieńcem, który, co dziwne,
rozkwitał nawet w ponurych lochach. Severus wciąż odczuwał wyrzuty sumienia z powodu
konsumpcji ich małżeństwa. Dla jego męża z pewnością nie była zmysłowym przebudzeniem.
Była raczej przytłaczająca.
— Severusie? — usłyszał zmartwiony głos Harry’ego, a chwilę potem ciche pukanie do drzwi.
— Wszystko w porządku — warknął w odpowiedzi.
— Nic nie jest w porządku. Mieszkam z tobą od miesięcy. Wiem, że tak nie jest.
Snape westchnął ciężko.
— Wejdź — powiedział chłodno. Drzwi otwarły się i Gryfon wszedł do środka, wbijając w niego
uważne, zielone spojrzenie. Chłopak podszedł, usiadł na łóżku obok mężczyzny i położył
niewinnie dłoń na jego lewym przedramieniu, wywołując tym ból w piersi czarnookiego
czarodzieja. — Czy zdajesz sobie sprawę, czego dotykasz? — warknął Mistrz Eliksirów.
Nastolatek spojrzał na niego.
— Wiem. To Mroczny Znak. — Obaj milczeli przez parę minut. — Spróbuj się na chwilę
położyć, Severusie — zaproponował Harry.
W odpowiedzi, zamiast spodziewanego kwaśnego komentarza (w stylu „ależ jesteś kochającym
partnerem, mój drogi mężu), Snape westchnął.
— Najpierw wezmę kąpiel. — Mężczyzna spojrzał na młodzieńca i coś drgnęło w jego oczach.
— Jadłeś coś? — Chłopak potrząsnął głową. — Tak myślałem. Dokładnie tak jak wtedy, gdy
pobiegłeś do dyrektora.
— Martwiłem się o ciebie — odpowiedział Harry.
— Robię to od lat — stwierdził rozeźlony Snape.
Potter sięgnął za głowę i zdjął z szyi swój łańcuszek.
— Weź go. Jest dla ciebie. Będę szczęśliwy, wiedząc, że będziesz go nosił. Ron i Hermiona
podarowali mi go na siedemnaste urodziny. Nie jest magiczny, ani nic w tym stylu, ale jest dla
mnie symbolem przyjaźni i ochrony. I, proszę, nie mów, jak bardzo Gryfońko czy sentymentalnie
to zabrzmiało.
Severus patrzył na niego zdziwiony. Harry założył mu łańcuszek. Serce młodzieńca ścisnęło się,
gdy zobaczył uczucia odbijające się w czarnych oczach małżonka. Poczuł ciepło i równocześnie
dziwny smutek, jakby słodko-gorzki.
A potem, ku ogromnemu zdumieniu Harry’ego, Snape wstał, pocałował go lekko w czoło i
opuścił pokój. Gryfon zarumienił się i dotknął miejsca, które przed chwilą musnęły usta męża.
Zdawało mu się, że czuje w tym miejscu mrowienie.
Rozdział 26
Severus przemierzał szybko korytarze Hogwartu, kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Uniósł
dłoń i dotknął łańcuszka, który Harry podarował mu kilka chwil wcześniej. Wciąż czuł dotyk
czoła młodzieńca na swoich ustach. Po raz pierwszy w życiu pocałował kogoś w tym właśnie
miejscu. Wcześniej całował już mężczyzn podczas krótkich schadzek, jednak pocałunki były
pełne sztuczności i pozbawione uczucia. Żaden z nich nie mógł się równać z tym, którym
obdarował swojego męża.
Dotarł do kamiennej chimery, strzegącej komnat siwowłosego czarodzieja.
— Cukiereczek — powiedział bezbarwnym głosem i posąg usunął się z drogi. Po chwili, Snape
siedział już naprzeciw Dumbledora, popijając herbatę, którą wmusił w niego jego przełożony.
Omawiali informacje, jakie udało mu się zdobyć podczas zebrania śmierciożerców. W głosie
mistrza eliksirów wyraźnie dało się słyszeć obrzydzenie, gdy opowiadał o fałszywych
wspomnieniach podsuwanych Voldemortowi. Nie umknęło to uwadze dyrektora, którego bystre,
niebieskie oczy dostrzegły również łańcuszek połyskujący na szyi młodszego czarodzieja. —
Dostałem go od Pottera — powiedział mężczyzna, widząc badawcze spojrzenie Albusa. Starzec
uśmiechnął się.
— Doprawdy?
— Wydaje mu się, że będzie mnie chronił w jakiś symboliczny sposób — odpowiedział Severus
bez cienia ironii. — Denerwuje się, ilekroć wychodzę na spotkanie z Czarnym Panem.
— To było dla mnie oczywiste, kiedy przybiegł tu podczas świąt, pytając o ciebie — stwierdził
dyrektor z radosnym błyskiem w oku. — Musisz go dobrze ukryć pod szatami, w przeciwnym
razie Voldemort nabierze podejrzeń.
Nikt nigdy nie czekał na mnie z taką gorliwością czy niepokojem, pomyślał Snape. Aż do teraz.
Teraz czeka Harry.
Dumbledore nabrał nieco cytrynowego sorbetu i włożył go delikatnie do ust.
— Wygląda na to, że małżeństwo ci służy, mój drogi chłopcze. — Mistrz eliksirów uniósł
pytająco brew. — Wierzę, że tegoroczne urodziny spędziłeś w dość miły sposób.
Severus zamarł. Po chwili zdał sobie sprawę, że Harry musiał opowiedzieć o tym Nessie, a
zwierzak, podczas swojej nocnej włóczęgi, z pewnością poinformował o tym co najmniej połowę
portretów w zamku.
— Tak. Ha… chłopak zadał sobie więcej trudu niż było warto — odpowiedział sucho
mężczyzna. Błyski w oczach dyrektora przybrały na sile, gdy Severus starał się zmienić pierwsze
dwie litery imienia Harry’ego na zwykły rzeczownik.
— Może partyjka szachów? — Dumbledore postanowił zmienić temat.
— Z przyjemnością, Albusie — odpowiedział Snape.
Po wyjściu mistrza eliksirów, starzec przechadzał się po swoim gabinecie lekkim krokiem, nucąc
wesoło.
— Po co, na Merlina, Potter dał Snape’owi ten łańcuszek? — warknął Phineas Black ze swojego
portretu.
— Ponieważ, Pineasie, czasem znajdujemy więcej magii w prostym geście niż w machaniu
różdżką i rzucanych zaklęciach — wyjaśnił dyrektor. Twarz Blacka przybrała znudzony wyraz.
— Chyba odwiedzę jakiś inny mój portret — ziewnął.
W czasie, który Severus spędził w gabinecie dyrektora, Harry szkicował. Gdy skończył, odłożył
ołówek i odchylił się do tyłu. Promienisty uśmiech rozświetlił jego twarz. Severus Snape,
cyniczny mistrz eliksirów, który tak zaciekle go nienawidził, pocałował go w czoło. Chłopak
dotknął lekko tego miejsca kostkami palców. Powoli potrząsnął głową. Nigdy, przenigdy w życiu
nie dałby wiary w to, że on i Severus odnajdą drogę do siebie. Kiedy to się zaczęło zmieniać?
Czyżby po tym, jak pobiegł do gabinetu dyrektora, gdy nie mógł już znieść strachu, jaki
odczuwał, z powodu przedłużającego się powrotu męża z kolacji u śmierciożerców? Wciąż się
uśmiechał, kiedy otworzyły się drzwi i do środka wślizgnął się Snape.
— Z czego się cieszysz? — zapytał, widząc wyraz twarzy młodzieńca.
— Jestem szczęśliwy, bo po tych wszystkich latach przestaliśmy się nienawidzić i zostaliśmy
przyjaciółmi.
Starszy mężczyzna przyglądał mu się przez chwilę.
— Przypuszczam, że mógłbyś teraz powiedzieć, iż upór się opłaca — odpowiedział w końcu.
Skinął głową na rysunek, który trzymał Harry. — Co naszkicowałeś?
Potter podał mu pergamin. Na pierwszym planie widać było zacieniony, ceglany mur, a wysoko
na niebie sylwetkę smoka na tle księżyca w pełni. Na szczycie ściany z cegieł leżały dwie
różdżki, jedna na drugiej, połączone ze sobą w jakby opiekuńczym geście.
Gdy Severus uważnie im się przyglądał, na twarzy Gryfona pojawił się delikatny rumieniec.
Różdżka jego męża była czarna, jak oczy i włosy mężczyzny, długa i smukła, jak jego palce i
sylwetka, zaś Harry’ego, wykonana z ostrokrzewu była jaśniejsza i nieco krótsza. To właśnie ich
różdżki spoczywały spokojnie na tym murze i należąca do chłopaka leżała pod tą Severusa.
Snape spojrzał w zielone oczy. Młodzieniec uśmiechnął się lekko.
— Sam powiedziałeś, że wolę być na dole — powiedział przebiegle.
— O ile pamiętam, stwierdziłeś, że wolisz myśleć o sobie w odwrotnej… pozycji —
odpowiedział starszy czarodziej z radosnym błyskiem w oczach. Oddał chłopakowi szkic.
— Tylko teoretycznie — odpowiedział Gryfon.
Nastąpiła chwila ciszy, podczas której stali i przyglądali się sobie. Snape miał w zwyczaju
oceniać ludzi i odgadywać ich nastroje, nawet bez używania legilimencji. Teraz wyczuł nagłe
ukłucie bólu dochodzące ze strony młodzieńca, a jego oczy pociemniały.
— O czym myślisz? — zapytał.
— Ile jeszcze czasu mi zostało na szkolenie, zanim pewien czarnoksiężnik o morderczych
skłonnościach, który depcze mi po piętach, znajdzie słaby punkt w barierach ochronnych
Hogwartu. Nawet jeżeli pokonamy Voldemorta, kto zapewni nas, że przeżyjemy? Nie chcę, żeby
coś ci się stało — wyrzucił w pośpiechu.
— Nie masz żadnej wiary w siebie, Harry? Jesteś szkolony przez bardzo utalentowanych
czarodziejów. Masz przyjaciół. Masz potencjał. I chroni cię moja krew.
— Jeżeli jesteśmy połączeni ze sobą przez krew, Severusie, w takim razie… nasze życia też. Nie
potrafię przestać się martwić, za każdym razem, gdy idziesz na spotkanie z Voldemortem. Wiem
jak jesteś potężny, ale to nie ochroni mnie przed… strachem o ciebie.
— Strachem? Ciebie? Gryfona? — odparł Snape, unosząc brwi i starając się poprawić nastrój
młodzieńca.
— Chciałbym, żeby był jakiś sposób na to, byś mógł mi obiecać, że nic ci się nie stanie —
stwierdził Hary, nie zważając na słowa męża. Uniósł rękę i dotknął łańcuszka, który mu
podarował. Starszy czarodziej poznał po sposobie w jaki chłopak zaciskał usta, że walczy ze
łzami. Rysunek wyślizgnął się z jego dłoni i upadł na podłogę.
Severus nigdy wcześniej nikogo nie pocieszał. Nikt o zdrowych zmysłach nie wybrałby go na
powiernika swoich obaw. Jak również nikt wcześniej nie powiedział mu, że boi się o to, co się z
nim stanie. Choć Dumbledore naprawdę martwił się o niego, często wyrażając swoja troskę
poprzez dotknięcie ramienia, czy stwierdzenie, by uważał na siebie i mężczyzna miał dyrektora
za przewodnika, jakiego nigdy wcześniej nie posiadał, to Harry był pierwszą osobą, która
wyraźnie nazwała swoje obawy.
Snape nie miał pojęcia, co zrobić, gdy tak patrzył na męża. Wiedział jedynie, że jakiekolwiek
słowa zawiodą w tej sytuacji i nawet on, pomimo swoich kolosalnych umiejętności operowania
językiem, był bezradny. Objął chłopaka jedną ręką i przyciągnął do siebie. Harry wtulił twarz w
zgięcie jego szyi.
— Przepraszam — powiedział zduszonym głosem. Severus uciszył go i delikatnie pogłaskał po
plecach. Co on ze mną wyrabia? Trzymam go i pocieszam. Ja, Severus Snape, ostatnia osoba na
ś
wiecie, do której zwróciłbyś się, gdy jesteś smutny, pomyślał. Ostatni raz widziałem go
płaczącego, kiedy się kłóciliśmy. Wtedy, gdy jeszcze się nienawidziliśmy… Stali tak przez jakiś
czas. Harry płakał w milczeniu, a jego łzy moczyły włosy i kołnierz koszuli mężczyzny.Kiedy ja
ostatnio płakałem? Zastanawiał się czarodziej. Poczuł jak coś zaciska się w jego piersi, gdy zdał
sobie sprawę, iż ostatni raz uronił łzę całe wieki temu. Czasami nawet zastanawiał się, czy
zgorzknienie nie pozbawiło go zdolności do płaczu.
Odsunął się nieco i spojrzał w oczy chłopaka. — Przepraszam — powtórzył Harry, usiłując się
uśmiechnąć.
— Nie przepraszaj — odpowiedział szorstko Snape.
— Dziękuję ci, Severusie.
— Chodź. Posiedź ze mną w bibliotece. Rundka Czarodziejskiego Scrabble może zdziałać cuda
— zaproponował i Potter udał się za nim do ogromnego pokoju.
Wkrótce, młodzieniec uśmiechał się, a nawet śmiał, usiłując poskładać swoje literki w spójne
słowa. Dowcipne, ironiczne powiedzonka jego męża z pewnością przysłużyły się poprawie
nastroju. Opuścili komnatę dopiero, by zjeść wspólnie kolację. Po posiłku, było już na tyle
późno, że obaj poczuli się senni.
Zanim rozeszli się do swoich oddzielnych sypialni, Harry spojrzał przenikliwie na Severusa, po
czym obdarzył go krótkim uściskiem i podziękował za to, że był przy nim. Zostawił mężczyznę
bez słów stojącego na środku pokoju. Po chwili, coś leżącego na podłodze przykuło jego uwagę.
Podniósł to i wszedł do swojej sypialni. Przez dłuższy czas przyglądał się temu, nie spuszczając
wzroku z dwóch połączonych ze sobą różdżek.
Rozdział 27
Następnego wieczoru, Harry wracał do domu, rozmasowując żebra po wyjątkowo ciężkiej sesji
treningowej z Shackleboltem — mężczyzna był niezwykle zadowolony z jego postępów. Jednak
mimo to, nie był na tyle szybki, by uskoczyć przed klątwą, która rzuciła go na ścianę, co
zaowocowało boleśnie potłuczonym bokiem.
— Więcej ćwiczeń — skomentował niewzruszenie Severus, obserwując młodzieńca. — A takie
pocieranie żeber w niczym ci nie pomoże. Usiądź na kanapie i pozbądź się tych wszystkich
warstw, które na sobie nosisz. Wyglądasz jak jakaś cebula. Zaraz wracam. — Po powrocie zastał
chłopaka rozebranego do pasa i siedzącego niewinnie wśród poduszek, zupełnie nieświadomego
swojego zmysłowego wyglądu. Starszy czarodziej zdusił w sobie chęć rzucenia pełnego uznania
spojrzenia. — Połóż się, to zaaplikuję maść.
Gryfon wykonał polecenie i zamknął oczy, delektując się dotykiem zwinnych palców męża.
— Snape Delux — powiedział po chwili. — Mistrz Eliksirów rzucił mu w odpowiedzi wściekłe
spojrzenie, mamrocząc pod nosem:Co za bzdury! Jednak nadal delikatnie masował skórę
Harry’ego. — Severusie, czuję się wspaniale! Co powiesz na serię eliksirów do terapeutycznego
użytku?
Mężczyzna prychnął, starając się zignorować zaczepki chłopaka. Przez kolejne pięć minut
zajmował się mężem, a ten całkowicie się zrelaksował, leżąc z jedną ręką na brzuchu, a drugą tuż
nad pępkiem.
— Możesz już usiąść — zezwolił w końcu Snape.
Młodzieniec podniósł się i dotknął boku. Dzięki magicznemu działaniu kremu, siniec znacznie
zbladł
— Super! — skomentował. Usta jego męża drgnęły delikatnie, kiedy podawał mu koszulkę i
sweter, który dostał od pani Weasley.
— Masz jakieś nowiny od swoich przyjaciół? — zagaił, gdy Harry na powrót się ubrał. Chłopaka
zamurowało na krótką chwilę. Severus jeszcze nigdy nie dopytywał się o jego przyjaciół ani o to
co robili, chociaż był w pełni świadom ożywionej korespondencji, jaką prowadzili. Opowiedział
mu wszystkie nowinki, cały czas dyskretnie go obserwując i doszukując się jakichkolwiek
objawów znudzenia, jednak nie dostrzegł niczego podobnego.
— A co słychać u twoich przyjaciół?
Oczy Snape’a pociemniały.
— Kpisz sobie ze mnie? — zapytał chłodno. Potter spojrzał na niego zdziwiony. Mężczyzna
parsknął krótkim śmiechem. — Nie mam przyjaciół. Czy to dla ciebie taka niespodzianka?
— Ale masz mnie. I Dumbledore'a — odpowiedział spokojnie Harry.
— Masz już swoich przyjaciół. Czy ja naprawdę jestem kolejnym, którego potrzebujesz?
— Przyjaźnimy się od kilku tygodni — odpowiedział chłopak, podciągając nogi pod brodę i
kładąc stopy na krawędzi kanapy — i nie potrafię wyobrazić sobie ciebie jako kogoś innego,
Severusie. W końcu liczy się jakość, a nie ilość.
Wzrok mistrza eliksirów zatrzymał się na chwilę na odzianych w dżinsy udach młodzieńca,
zanim spoczął na jego twarzy.
— To prawda — zgodził się, obracając w dłoniach słoik z kremem.
Harry obserwował ruchy jego zwinnych palców. Mężczyzna zauważył jego spojrzenie.
— Masz takie zdolne ręce — stwierdził, gdy starszy czarodziej podniósł pytająco brew.
Gryfon chwycił dłoń partnera — na co ten nie zaprotestował — i połączył ze sobą ich otwarte
dłonie. Jego była równie delikatnie zbudowana co starszego mężczyzny, chociaż nie tak szczupła
i smukła. Była też mniejsza. — Masz dłuższe palce — orzekł. Mistrz eliksirów zgiął swoje nad
tymi Pottera.
— Ogólnie jesteś mniejszy ode mnie. — Snape wstał, nadal trzymając męża za rękę i zmuszając
go do podniesienia się. Pochylił nieco głowę, by ich oczy znalazły się na tym samym poziomie.
— Gdyby twoi krewni karmili cię jak należy, całkiem możliwe, że byłbyś teraz nieco wyższy.
— Kto to wie — odpowiedział Gryfon, ponownie zaskoczony tym, że małżonek nawiązuje do
jego bliskich i przyjmuje do wiadomości to, co widział w czasie ich wspólnych lekcji oklumencji.
To, że Harry nie był przez nich rozpuszczany czy wielbiony, wprost przeciwnie. — Twoi rodzice
— zaczął delikatnie i z wielką ostrożnością, zdając sobie sprawę, że podejmuje bardzo
niezręczny temat — czy oni…
— Karmili mnie? — dokończył pytanie Severus. Nieznacznie uścisnął dłoń chłopaka. — Moja
matka robiła to, ale bez… — mężczyzna wzdrygnął się ledwie dostrzegalnie — …emocji. —
Głos mężczyzny ociekał pogardą, gdy wymawiał ostatnie słowo.
— Czy kiedykolwiek cię zamykano? — zapytał Harry jeszcze bardziej delikatnie.
Snape wiedział, że Potter myślał teraz o swojej komórce pod schodami.
— Nie. Nie obchodziłem ich. Po prostu zdarzyło się, że przyszedłem na świat. Czy twoja ciotka i
wuj krzyczeli i kłócili się nieustannie?
Potter potrząsnął głową.
— Tego nie robili. — Zapadła cisza, podczas której dwaj czarodzieje — wysoki i niższy —
wpatrywali się w siebie. — Czy twoi rodzice jeszcze żyją? — zapytał w końcu chłopak.
— Nie. Umarli. Mój ojciec zapił się na śmierć, a matka popełniła samobójstwo wkrótce potem.
Oboje nie żyli, zanim skończyłem dziewiętnaście lat.
Harry nie wiedział, co powiedzieć. Severus starał się uciec przed nim wzrokiem. W końcu
młodzieniec odzyskał głos.
— Zatem Hogwart jest domem dla nas obu. A ty, Severusie, również jesteś moją rodziną.
Snape skomentował to sucho:
— Trzeba być Gryfonem, żeby uznać mnie za członka swojej rodziny. — Zegar dziadka stojący
w korytarzu, zaczął wybijać godzinę. — Idź, zjedz coś — powiedział mężczyzna. — Ja muszę
jeszcze nadzorować szlaban.
— Czy ten biedak zrobił coś gorszego niż ja, kiedy jeszcze chodziłem na zajęcia — zapytał Harry
z wesołymi iskierkami w oczach.
— Dał upust nadmiernemu wzdęciu.
Chłopak wbił w niego wzrok.
— Masz na myśli, że… no wiesz…?
— Tak. Dość rezolutnie. W mojej klasie. Oczywiście rozproszyło to wiele osób i doprowadziło
do zmarnowania kilku eliksirów.
Potter przykrył usta dłonią i zaczął chichotać.
— Pierwszy raz słyszę o czymś takim — wykrztusił, pochylając się nad stołem i łapiąc pod boki.
Mistrz eliksirów rzucił mu wściekłe spojrzenie i wymaszerował z pokoju.
Później, kiedy wrócił, powitał go widok młodzieńca leżącego wygodnie na dywanie przed
kominkiem, kołyszącego leniwie nogami i czytającego list od Hermiony, co odgadł po
charakterze pisma. Severus przyjrzał się mężowi. Przystojny, odważny, mądry, o słodkim
usposobieniu. Czasami potrafił być uparty i impulsywny. Właściwie, tak samo uparty jak on sam.
Harry uśmiechnął się do niego. Snape skinął głową i skierował się z książką ku swej ulubionej
sofie. Jednak jego czarne oczy nadal studiowały młodszego mężczyznę, śledząc linię jego stóp,
łydek i ud, wędrując po jego jędrnych pośladkach i plecach, by w końcu zatrzymać się na twarzy,
gdzie skupił wzrok na lekko rozchylonych ustach, nosie i lśniących zza szkieł okularów
zielonych oczach. Jego rozczochrane włosy były w takim samym nieładzie jak zwykle. Potter
wstał i przeciągnął się. Bystre oczy mężczyzny obserwowały każdy jego ruch. Młodzieniec zdjął
okulary, uniósł rękę w stronę twarzy i potarł policzek o zgięcie łokcia.
— Zgredek zostawił dla ciebie kolację — oznajmił.
Severus usiadł przy stole, zaś Harry zniknął za drzwiami biblioteki.
Kiedy Snape udał się na spoczynek, odkrył, że wcale nie chce mu się spać. Przed sobą wciąż miał
obraz Harry'ego leżącego na dywanie, siedzącego na kanapie z gołym torsem. Giętkość jego
skóry, gdy ją masował. Dłoń leżącą tak spokojnie na brzuchu, dłoń chłopaka w jego ręce…
Severus poczuł budzącą się w nim iskrę pożądania. Krótkie, przedmałżeńskie związki z
mężczyznami, których nawet nie znał, były sztuczne i desperackie. Zbyt krótkie i zbyt
powierzchowne. Kiedy po raz ostatni poczuł prawdziwą i głęboką namiętność? Który z nich,
będąc przy zdrowych zmysłach, pomyślałby o ponurym mistrzu eliksirów jako o przedmiocie
pożądania? Dłoń Severusa ześlizgiwała się wzdłuż brzucha w dół ciała. Dotykał się, a
zakończenia nerwowe reagowały na to, wysyłając przyjemne wibracje. Był twardy. Czarodziej
zaczął poznawać swoje ciało od nowa, upajając się tym, w jaki sposób reagowało na jego własny
dotyk, jak bardzo stawało się wrażliwe. Gwałtownie odepchnął od siebie fałszywe wspomnienia,
podsuwane Voldemortowi. Obróciłyby jego pożądanie w gasnące popioły, gdyby nie wygonił ich
teraz ze swojego umysłu. W zamian, wyobrażał sobie, jak konsumuje swój związek z Harrym.
Tyle że tym razem młodzieniec leżał twarzą zwrócony do niego, a nogami oplatał go w talii.
Chłopak odrzucił głowę do tyłu, a jego niesforne włosy błyszczały od potu. Jak pachniał, gdy był
spocony? Jak wyglądał, gdy był podniecony? Jak smakowały jego usta? Snape zastanawiał się,
czy Potter dotykał i poznawał swoje ciało w sposób, jaki on robił to teraz, wślizgując palce pod
pasek spodni, a druga ręka rozpinając koszulę i muskając schowaną pod nią rozgrzaną skórę.
Ciemność i prywatność jego sypialni były jedynymi świadkami spełnienia, zduszonych jęków i
szelestu pościeli pod zaciskającymi się na niej pięściami.
Severus leżał na łóżku wyczerpany i lepiący się, a jego pierś unosiła się i opadała gwałtownie.
— Chyba oszalałem — wymamrotał do siebie. — O czym ja myślałem?
Harry był o połowę młodszy od niego. Był młodzieńcem. Jeżeli przeżyją, z pewnością się
rozwiodą. Jego myśli pomknęły ku Voldemortowi.
Pobaw się swoją zabaweczką, mój drogi Severusie. Złamanie go wymaga czasu, zwłaszcza, gdy
jest taki oporny, jak mówisz.
Fala mdłości zalała Snape’a. Poczuł się niczym zboczeniec. Jakże w ogóle mógł myśleć, że
pożąda Harry’ego? Mężczyzna odrzucił na bok kołdrę i wybiegł do łazienki. Napełnił wannę
gorąca wodą z mydłem. Leżał w niej przez dłuższy czas, jakby miał nadzieję, że przez to uda mu
się zmyć z siebie wspomnienie Czarnego Pana i jego tęsknoty za świeżością i niewinnością
młodego czarodzieja.
Rozdział 28
Kiedy Severus leżał w wannie, starając się zrelaksować, Harry siedział na swoim łóżku, grzebiąc
w prześcieradle palcami u nóg i rozmyślając nad mężczyzną, któremu został poślubiony. Uważał
to za prawie niemożliwe, iż nie tylko nie czuł już do niego żadnej niechęci, lecz nawet zaczął
myśleć o nim jak o kimś atrakcyjnym. Odkrył, że maż spoglądał na niego w zmysłowy sposób, a
jego spojrzenie było niczym pieszczota. Odkąd Severus pokazał mu mały dziedziniec z
dzwoneczkami i opowiedział co nieco o swoim dzieciństwie, chłopak miał wrażenie, że łącząca
ich więź rośnie w siłę i staje się cieplejsza.
Harry wstał i przywołał swój szkicownik. Przypomniał sobie, jak pewnego razu próbował
naszkicować z pamięci twarz partnera. Zamknął oczy i postanowił narysować jego postać. Czuł,
ż
e lepiej uchwyci całą jego sylwetkę niż detale, tak na wypadek, gdy mężczyzna znów wyjdzie
na spotkanie z Voldemortem.
Jego ręka poruszała się szybko. Jednakże po zakończeniu pracy, zamiast wyglądać na
usatysfakcjonowanego, jego twarz posmutniała. Myśli chłopaka odpłynęły. Severus w swoich
codziennych, czarnych szatach i długich, ciemnych włosach. Noszący koszule i spodnie w
weekendy lub wieczorami. Jego doskonale ukształtowane dłonie trzymające chochlę — coś,
czego nieustannie używał, warząc swoje eliksiry. Severus, Severus, Severus… Harry nie mógł
przestać w myślach powtarzać jego imienia, z akcentem na pierwsze „e”, potem na drugie „e” i
wreszcie na „u”, przeciągając pierwsze i drugie „s” oraz „v”.
Jego myśli ponownie zatrzymały się na dłoniach męża. Uniósł piżamę i dotknął żeber, gdzie
jeszcze niedawno był cały posiniaczony. Może to cudowne ręce mężczyzny zdziałały cuda, a nie
tylko krem. Albo obie rzeczy razem. Z informacji na etykietce wynikało, że Severus sam
przygotował specyfik. Czuł się taki zrelaksowany, leżąc na kanapie, gdy on go masował. Ale
czyż nie poczuł także delikatnego podniecenia w reakcji na tak intymny dotyk i przez to, że leżał
taki roznegliżowany wśród poduszek, a mąż pochylał się nad nim i co chwilę łaskotał włosami
jego obojczyk i brzuch? Mógł sobie wyobrazić jak odgarnia te włosy gwałtownym, prawie
zirytowanym ruchem. Chłopak zastanawiał się, czy ich rosnąca bliskość była częścią łączącej ich
więzi. W końcu był to magiczny kontrakt. Wszystkie informacje na temat tej więzi skupiały się
raczej na technicznych aspektach samej ceremonii. A może on i Severus po prostu przyzwyczaili
się do siebie, mieszkając razem i uczyli się doceniać wzajemne uczucia? Harry pomyślał, że ich
związek stał się ciepły i pełen życia. Widział, jak jego mąż się uśmiecha — czego z pewnością
nikt wcześniej nie doświadczył. I znalazł się w jego ramionach. Mężczyzna pocałował go w
czoło, pocieszał i spoglądał na usianą łzami twarz młodzieńca z taką łagodnością…
Uśmiech Severusa. Jego oczy, już nie takie martwe i zimne. Odwaga względem perwersji i
okrucieństwa Voldemorta. Koniuszki palców zginające się nad dłonią Harry’ego — gest, który
spowodował, że włoski na jego ramieniu stanęły dęba. Zaniepokojony chłopak wyślizgnął się z
łóżka. Przez chwilę gapił się na swój szkic.
— Nawet nie mam żadnego twojego zdjęcia — powiedział na głos do milczącego pokoju. Myślał
już wcześniej o kupnie aparatu, by robić fotki przedmiotom i scenom, które potem mógłby
wykorzystać w swoich pracach malarskich.
Nazajutrz, Snape został zaskoczony przez wpadającego do ich komnat zdyszanego Harry’ego,
ś
ciskającego w rękach aparat fotograficzny. Miał go od Colina Creeveya, który z wielką radością
mu go pożyczył, mimo, że nie był już takim zapalonym fanem Pottera.
— Na co ci to? — zapytał stanowczo Severus.
— Chcę ci zrobić zdjęcie.
— Już narysowałeś mi portret.
— To nie to samo — zauważył Gryfon, unosząc aparat do twarzy i spoglądając na męża przez
obiektyw.
— Czarodziejskie obrazy też się ruszają. Mógłbyś to odłożyć?
— To i tak nie to samo. Chciałbym mieć zdjęcie nas obu, razem. Co o tym myślisz? — zapytał
delikatnie chłopak.
— Po co?
— W ten sposób będę miał nasze wspólne zdjęcie i mógłbym je ze sobą nosić. Ty też, jeżeli
zechcesz — odpowiedział Harry, opuszczając aparat i majstrując przy przyciskach. — W
porządku. Aktywowałem automatyczną migawkę. Jeżeli teraz położę go na stole, będziemy mieli
co najmniej dziesięć sekund na ustawienie się.
— Nie chc…
— Wiem, że nie chcesz.
— Nie wiesz, co chciałem powiedzieć — powiedział rozzłoszczony Severus.
— Z pewnością chciałeś powiedzieć, że nie chcesz pozować — dowcipkował Potter. Mężczyzna
wywrócił oczami.
— Dobrze. Chodźmy. Miejmy już za sobą to marnotrawstwo czasu.
Harry zamarł. Wtedy Snape wyjaśnił:
— Widujemy się każdego dnia. Do czego potrzebna ci moja fotografia?
— Dla poczucia bezpieczeństwa. Żebym mógł na nią patrzeć, kiedy znów będziesz wezwany
przez Voldemorta — odpowiedział.
— Uważam, że traktujesz swoje małżeńskie obowiązki zbyt poważnie.
— Severusie, jesteś zgryźliwy — stwierdził ze spokojem Harry.
Snape milczał. To prawda, że zachowywał się niezwykle wybuchowo. Wiedział też doskonale, że
to z powodu budzącego się pożądania względem tego młodego mężczyzny i jakże słodkiego
odkrywania na nowo własnego ciała.
Czarne i zielone oczy przez chwilę studiowały się nawzajem, po czym mistrz eliksirów wziął
aparat z rąk męża.
— A więc nastawiłeś migawkę?
Potter skinął głową. Starszy czarodziej nacisnął przycisk, by aktywować odliczanie. Ustawił
aparat na szczycie półki i pośpieszył, żeby stanąć obok chłopaka. Otoczył ramieniem jego smukłą
talię.
— Czy taka poza cię zadowala, ty ckliwy Gryfonie?
Młodszy czarodziej zarumienił się.
— Nie jestem ckliwy!
— Oczywiście, że nie — odpowiedział ironicznie, zgarniając z twarzy Harry’ego zabłąkany
kosmyk włosów.
— Hej! — zawołał.
Błysnął flesz i aparat uchwycił tę scenę — Severus odgarniający niesforne pasmo włosów i jego
mąż, na wpół oburzony, na wpół rozbawiony.
— A teraz ty sam — powiedział Potter, biorąc aparat. Snape, wyglądający na kompletnie
znudzonego, przywołał na twarz swój powszedni grymas mistrza eliksirów. — Pomyśl o czymś
zabawnym — podpowiedział chłopak. — Przypomnij sobie, jak podrzuciłeś mi bombę
ś
wierzbiącą.
Zadziałało — błysk rozbawienia pojawił się w oczach mężczyzny, zaś kąciki zazwyczaj
surowych ust uniosły się. Młodzieniec natychmiast zrobił zdjęcie.
— Teraz twoja kolej — odparł łagodnie Snape. Ich palce zetknęły się, a oczy spotkały, gdy
wymieniali się aparatem. — Uśmiechnij się dla mnie, Harry — powiedział Severus. Czy to nie
uśmiech chłopca był jednym z powodów, które wywołało w nim wczoraj to wszechogarniające
pożądanie?
Potter zrobił coś więcej niż tylko się uśmiechnął. Roześmiał się, a jego oczy migotały wesoło,
gdy pomachał do kamery.
Razem wywołali zdjęcia w laboratorium, używając do tego magicznego specyfiku, który je
ożywił. Chłopak uśmiechnął się, kiedy zobaczył fotografię, na której mąż odgarniał mu kosmyk
włosów z twarzy.
— To bardzo urocze, wiesz — skomentował.
— Cokolwiek powiesz — odpowiedział sardonicznie Snape.
— No dobrze. To zdjęcie jest dla nas obu. A te są naprawdę świetne. — Przyglądał się zdjęciom,
na których pozowali osobno. Mężczyzna w milczeniu zabrał fotografię z Harrym, a ten zatrzymał
zdjęcie Severusa. Ich spojrzenia ponownie się spotkały. — Hm, muszę już iść na zajęcia z
profesorem Moodym i McGonagall. Dziękuję ci za pozowanie, Severusie — powiedział Gryfon,
po czym wstał i opuścił pokój.
Czarodziej wpatrywał się w ich wspólną, ożywioną fotografię. Miał przed sobą dwie kopie
ujęcia. Podniósł jedną z nich, zastanawiając się, czy nie powinien jej oprawić. Jednak z drugiej
strony, po cóż miałby to robić? Po cóż miałby wystawiać na widok obraz przedstawiający ich
obu, kiedy po konfrontacji z Voldemortem mieli zostać rozdzieleni, rozwieść się? Mężczyzna
przypomniał sobie, jak pokazywał chłopcu dokumenty rozwodowe tuż po tym, gdy zostali sobie
poślubieni. Wyraźnie dał mu wtedy do zrozumienia, z jaką niecierpliwością tego wygląda.
Próbował wyobrazić sobie ich rozwód. I swoje życie tuż po nim. Pod warunkiem, że przeżyją.
Jakie ono będzie? Byli małżonkowie, którzy starali się utworzyć więź po latach nienawiści. Jak
będą się zachowywać względem siebie? Severus westchnął i przyjrzał się zdjęciu chłopaka.
Ś
miejący się, machający do niego i promieniejący niczym słońce. Ten uśmiech! Snape poczuł
ucisk w piersi i zacisnął zęby.
— Przestań! — powiedział surowo sam do siebie, a przed oczami mignął mu obraz Harry’ego
leżącego na kanapie.
Po zajęciach, Potter uciął sobie małą pogawędkę z Nessą.
— Twój mąż jest szczęśliwszy, Harry Potterze — powiedział gad. — Dzielicie ze sobą coś
więcej niż tylko więź. I to coś więcej niż zwykłe przywiązanie.
Chłopak uśmiechnął się.
— Tak. Jesteśmy przyjaciółmi.
— Wejdź do środka, młodzieńcze i rozjaśnij komnaty swoim uśmiechem — powiedziała Nessa.
Gryfon znalazł Severusa siedzącego na sofie. Był rozluźniony — trzymał w dłoni kieliszek z
winem, a na jego kolanach leżała duża księga. Przed nim na stole stała wąska butelka.
— To elfickie wino — powiedział w odpowiedzi na pytające spojrzenie rzucone przez Pottera. —
Nowiusieńka butelka.
— Nigdy wcześniej go nie próbowałem — stwierdził chłopak. — Czy jest tak samo kwaśne jak
większość win?
Severus uniósł brew, a jego usta skrzywiły się w pełnym rozbawienia uśmieszku. Zamknął księgę
i odłożył ją na bok. Harry dostrzegł, że nosił na szyi łańcuszek, który mu podarował. Zdawało
się, że nigdy go nie zdejmował.
— Kwaśne? Biorąc pod uwagę twoją opinię na temat win, czuję ulgę, że masz takie małe
doświadczenie, jeśli chodzi o alkohol.
— Przypuszczam, że piwo kremowe nie należy do mocnych napojów wyskokowych — zauważył
Gryfon, siadając obok męża. — Chociaż muszę przyznać, że wino, które pijesz, ma piękny kolor.
— Skoro spodobał ci się kolor, jego walory smakowe również przypadną ci do gustu.
— A więc nie jest kwaśne?
Snape nachylił się w stronę Pottera.
— Wręcz przeciwnie — szepnął.
— Mogę spróbować?
— Kropelka nie zaszkodzi — powiedział mężczyzna, leniwie zanurzając swój smukły palec w
rubinowo-czerwonym płynie i roztarł karmazynową kroplę na ustach chłopaka.
Harry prawie zapomniał jak się oddycha, kiedy poczuł dotyk Severusa na swoich ustach. Po
chwili palec zniknął, a on z ciekawością oblizał wargi, obserwowany bacznie przez męża.
— To za mało. Nie czuję smaku — narzekał chłopak. — Poczułem tylko delikatny posmak, a to
nie wystarczy.
— Czy powinienem poczęstować cię łyczkiem? — zamruczał czarodziej, podnosząc kieliszek.
Jeszcze kilka tygodni temu Gryfon byłby zaskoczony, gdyby mistrz eliksirów chciał z nim dzielić
tę samą szklankę.
— Zbliż się — nakazał Snape niskim, jedwabistym głosem.
Młody czarodziej przysunął się bliżej i mężczyzna podsunął ku niemu kielich, bardzo wolno go
przechylając. Chłopak czekał, aż płyn wleje się do jego ust. Kilka kropel czegoś cudownie
słodkiego spłynęło mu na język. Kieliszek zniknął.
— To wciąż za mało! — zaprotestował.
— Musisz podejść jeszcze bliżej, jeśli chcesz więcej — szepnął Severus, podczas gdy szczupła
dłoń utrzymywała naczynie z dala od młodzieńca.
— Jak blisko? — zapytał, a w jego zielonych oczach pojawiła się podejrzliwość, wywołana
ś
wiadomością narastającego napięcia pomiędzy nimi, oraz faktem, że mąż bezwstydnie z nim
flirtował.
— A gdzie się podziała ta osławiona Gryfońska odwaga? — odpytywał się leniwie Snape.
Słysząc to, Harry wstał i śmiało usiadł na jego kolanach. Mężczyzna trzymał teraz kielich
pomiędzy ich ciałami, a wolna rękę położył na lewym udzie chłopaka.
— Czy to wystarczająco blisko? — zapytał Gryfon kładąc mu ręce na ramionach. Jego dżinsy
zaczynały uwierać, a dłoń męża leżąca na udzie wcale nie ułatwiała sprawy. Kielich raz jeszcze
powędrował w jego stronę. Tym razem, wino wypełniło jego usta ciepłą, kuszącą falą. Było
słodkie niczym miód, pachnące idealnie zgranymi ze sobą przyprawami. Severus już miał zabrać
naczynie, ale Harry był szybszy, łapiąc je w dłoń. Oczy mistrza eliksirów rozbłysły, gdy puszczał
nóżkę kieliszka. — Mmm, przepyszne — skomentował nastolatek, unosząc na wpół opróżnioną
czarę do ust partnera. Snape zrobił pełen elegancji łyk i zabrał szkło z rąk chłopaka, następnie
nachylił się, by odłożyć je na stolik, a tym samym cudownie otarł się o krocze młodzieńca.
Następnie odchylił się w tył i popatrzył w oczy męża.
— Przepyszny to z pewnością dobre określenie — przytaknął, kładąc teraz obie dłonie na uda
Pottera i zakreślając nimi drobne koła. — Przepyszny — powtórzył szeptem wprost do ucha
Harry’ego, by po chwili znów zatopić swoje spojrzenie w zielonych oczach. Ich twarze
znajdowały się bardzo blisko siebie. Nagle Severus pobladł, tak jak wtedy, gdy odczuwał ból
promieniujący z Mrocznego Znaku. — Muszę iść — powiedział gwałtownie. Harry natychmiast
ześlizgnął się z jego kolan. Mężczyzna wstał i wszedł do sypialni, by się przebrać. Wkrótce
wrócił i zagarnął swoją szatę wyjściową. — Za niedługo wrócę — obiecał.
Harry skinął głową.
— Uważaj na siebie.
Mistrz eliksirów wyszedł.
Chłopak poszedł do swojej sypialni i usiadł na podłodze, opierając plecy o ścianę. Wciąż czuł
słodki smak wina na języku i ciężar erekcji, uwięzionej w spodniach. Wsunął dłoń między uda i
jęknął ciężko. Był tak blisko nakrycia ust męża swoimi… Wyobrażenie pocałunku doprowadziło
go do krawędzi i zmusiło do gwałtownego odnalezienia spełnienia, zostawiając leżącego na
podłodze z jedną ręką wsuniętą w dżinsy i drżącego z przyjemności ze zdławionym w gardle
krzykiem, który nie śmiał wydostać się na zewnątrz. Ogarniające go uczucia uderzały do głowy
tak samo jak wtedy, gdy siedział na kolanach Severusa, smakował przepyszne wino, i — co
więcej — czuł ostrą, gorącą seksualność męża, która przyćmiewała smak elfickiego napoju.
Rozdział 29
Harry leżał na podłodze, ze spodniami opuszczonymi na uda. Jego ciało wciąż drżało po
wszechogarniającej eksplozji niesamowitej przyjemności. Dotychczas kilkakrotnie dotykał
swego ciała, ale nigdy przy tym nie myślał o żadnej szczególnej osobie. A już z pewnością nie o
Severusie Snapie. Właściwie, gdyby wcześniej chciał oddalić od siebie jakiekolwiek erotyczne
wizje, to myśl o tym mężczyźnie byłaby idealną metodą. Teraz było dokładnie na odwrót.
Zmęczony, przysłonił oczy ramieniem. Po chwili usiadł i czystą ręką sięgnął po okulary. Umył
się w łazience, a potem stał, wpatrując się w lustro, bez powodzenia starając się znaleźć
odpowiedzi w odbiciu swoich oczu. Zdawało mu się, że twarz znika, a na jej miejscu pojawiają
się czarne oczy jego małżonka i obrońcy.
— Severusie — westchnął. Wrócił do salonu i usiadł na kanapie. Butelka elfickiego wina nadal
stała na stole w towarzystwie kielicha, z którego obaj pili. Dreszcz przeszedł mu po plecach i
znów siedział na kolanach męża; ich twarze tak blisko siebie, przeszywające spojrzenia, dłonie
mężczyzny zataczające leniwe koła na jego udach. Młodzieniec starał się zdusić w sobie początki
postępującego podniecenia, przerywając wspomnienie, zrywając się z kanapy i spacerując po
pokoju w oczekiwaniu na powrót Severusa.
A gdy wróci… Co wtedy zrobią? Porozmawiają o tym, co się stało? Właściwie to nic się nie
zdarzyło. Nawet się nie pocałowali. Po prosu… droczyli się nawzajem. Chociaż flirtowanie
byłoby lepszym określeniem…
Niedługo potem otworzyły się drzwi — mistrz eliksirów powrócił ze spotkania. Był blady i
wyglądał na zmęczonego. Zastał Gryfona czekającego niecierpliwie na kanapie – dostrzegł to w
nagłym przebłysku w jego oczach, gdy tylko wszedł do środka.
Cieszy się, gdy wracam — pomyślał, czując nagle dziwne ukłucie.
— Wszystko w porządku? — zapytał natychmiast Harry.
— Widzisz mnie na noszach? — odpowiedział cierpko. Chłopak wyglądał niezwykle poważnie.
Właściwie, wyglądał na bardzo zestresowanego.
— Nie mów takich rzeczy — powiedział ostro.
Severus położył dłoń na ramieniu męża i delikatnie ścisnął.
— Histeryk — rzucił, jednak ton jego głosu był ciepły.
— Co się stało? Czego chciał Voldemort?
— Zwołał ogólne zebranie śmierciożerców. Snuje plany dominacji rasy czarodziejów nad
mugolami i czarodziejami z mugolskich rodzin. Zastanawia się też, jak… wytresować ciebie,
kiedy już przyprowadzę cię do niego w mózgiem wypranym na tyle, że pozwolisz się
kontrolować jak jakiś automat — zamilkł na chwilę, a w jego oczach pojawił się nagły błysk. —
Oczywiście, nigdy na to nie pozwolę, ty również. Zawsze byłeś wojownikiem — dodał.
Harry przytaknął ponuro głową.
— Tak. Obaj jesteśmy — potwierdził.
Starszy czarodziej zdjął płaszcz i starannie odłożył go na bok. Odpiął kołnierzyk swojej szaty i
wydobył łańcuszek od Harry’ego, który trzymał ukryty przed obcymi spojrzeniami.
— Przebiorę się — powiedział i skierował się ku swojej sypialni.
Potter wszedł do biblioteki Severusa. To było jedno z ulubionych miejsc, do których uciekał jego
mąż, szczególnie po spotkaniach z Voldemortem. Rzeczywiście, wkrótce potem, mistrz eliksirów
dołączył do niego i podszedł do szafki, przy której siedział Gryfon. Otworzył szufladę i wtedy
obaj zobaczyli leżące na wierzchu dokumenty rozwodowe. Mężczyzna z premedytacją unikał
kontaktu wzrokowego z młodzieńcem i wepchnął je bez komentarza w kąt szuflady. Niestety
jedna ze stron zablokowała się i uniemożliwiła jej wsunięcie. Wtedy Snape wyszarpnął pergamin
z niepotrzebną gwałtownością, wcisnął brutalnie do środka i zatrzasnął szufladę.
— Jeżeli przeżyjemy tę wojnę, nadal pozostaniemy przyjaciółmi — powiedział Harry łagodnie,
choć stanowczo. — Pozwolisz mi przychodzić posłuchać dzwonków, prawda?
Starszy czarodziej spojrzał na niego szybko i znów utkwił spojrzenie w szufladzie.
— Tak. Zawsze, Harry.
Usiadł obok młodzieńca, a ten oparł się o niego, prawdopodobnie w geście pocieszenia. Chłopak
stawał się całkiem dobry w odczytywaniu nastrojów męża. Severus nie odepchnął go, chociaż
jakaś część jego umysłu krzyczała, że jeżeli nie zwiększy dystansu pomiędzy nimi, będzie za
późno i stanie się zbyt głęboko i zbyt słodko przywiązany do niego… Nagle mężczyzna
spostrzegł, że oddech partnera stał się wolny i regularny. Zerknął na niego i zobaczył, że zasnął.
Delikatnie zmienił pozycję, by móc przyjrzeć się twarzy śpiącego.
Ś
pi jak dziecko — pomyślał. — Wygląda tak młodo we śnie. Jeszcze nie mężczyzna, a już nie
chłopiec. Merlinie, dlaczego ze wszystkich ludzi musiałeś złożyć taki ciężar na jego ramionach?
Dlaczego mnie nim nie obarczyłeś?
— Moje radości będą twoimi, tak jak twoje staną się moimi. Moje zmartwienia będą twoimi, tak
jak twoje staną się moimi. Jestem twoim obrońcą i moja krew połączy się z twoją — wyszeptał
słowa przysięgi na wpół do siebie, na wpół do Harry’ego i zdawało mu się, że w końcu zrozumiał
głębokie, emocjonalne znaczenie tych słów.
W ciągu następnych kilku tygodni, Snape starał się ochłodzić i rozluźnić więź, jaka wytworzyła
się pomiędzy nimi, zdeterminowany, by nie dopuścić młodzieńca zbyt blisko siebie i swoich
uczuć. Przestał prosić go o pomoc przy warzeniu eliksirów, a gdy ten proponował spacer czy grę,
wymawiał się nawałem roboty. Upewnił się też, że nie okazywał zainteresowania, gdy chłopak
coś czytał czy rysował.
Potter czasami zapraszał przyjaciół — Lunę lub Ginny — do ich kwater. Wtedy mistrz eliksirów
zaszywał się w bibliotece lub laboratorium i zostawiał ich samym sobie. Kiedyś
zainteresowałoby go, czym się zajmowali lub o czym rozmawiali, ale teraz nie kłopotał się
zadawaniem pytań o to, jak trójka przyjaciół spędza wieczór w pokoju Pottera.
Harry spostrzegł bezstronne zachowanie męża i bardzo go to zasmuciło. Starał się nie myśleć o
tym i tłumaczył sobie, że mężczyzna był po prostu bardzo zajęty i miał dla niego mniej czasu,
lecz jego intuicja mówiła mu coś innego.
Po trzech tygodniach Snape zauważył, że chłopak mniej się uśmiecha i stał się cichy.
Czy to możliwe, że jest taki przygaszony przeze mnie? — zastanawiał się. Postanowił
przeprowadzić eksperyment.
— W ciągu ostatnich kilku tygodni lekkomyślnie i karygodnie zaniedbywałem nasze wspólne
zajęcia — powiedział wyniośle pewnego miłego, marcowego wieczoru. — Czy zechciałbyś
towarzyszyć mi do Hogsmeade? Mam zatrważająco długą listę zakupów i jestem pewien, że i
tobie coś się przyda.
Na twarz chłopaka powrócił uśmiech, który rozjaśnił cały pokój, a jego oczy błyszczały, gdy
spoglądał na starszego czarodzieja.
Jak to możliwe, że on tak dobrze się przy mnie czuje? Że uważa mnie za swojego bliskiego
przyjaciela po tylu latach nienawiści — zastanawiał się z niedowierzaniem Severus.
— No pewnie! Kiedy?
— Jutro wieczorem? — Harry skinął głową i uśmiechnął się do niego. — Masz coś na policzku
— skłamał gładko mężczyzna. Śmiało dotknął skóry chłopaka i obserwował jak ten rumieni się
delikatnie.
Czy naprawdę jest tak bardzo nieśmiały? Pokonał Voldemorta i smoka, a oblewa się czerwienią,
gdy dotykam jego twarzy. Jest zbyt słodki dla własnego dobra — rozmyślał Snape.
Udali się do Hogsmeade nazajutrz wieczorem. Severus upewnił się, że Harry szedł u jego boku
— nieustannie myślał o Czarnym Panu i jego śmierciożercach, i był stanowczo zdecydowany
chronić swojego młodego męża. Czuł się podniecony, idąc w towarzystwie chłopaka, który co
chwila wskazywał interesujące elementy do narysowania. Zdawało mu się, że kupił wszystko w
mgnieniu oka. Lista Pottera był króciutka i Severus zmarszczył brwi na jej widok.
— Odnowienie twojej garderoby nie zaboli — zauważył.
— Mam wystarczająco dużo ubrań i są w całkiem dobrym stanie. Kupiłem kilka rzeczy podczas
wakacji i….
Snape przerwał mu, rzucając w jego stronę surowe spojrzenie.
— Pójdziemy teraz do dobrego sklepu z ubraniami i wybierzesz tam, co tylko ci się spodoba pod
warunkiem, że nie będzie jaskrawe czy w inny sposób rażące dla oka.
— W takim razie, wszystkie moje ubrania powinny być czarne — zażartował Gryfon.
— Ładnie ci w zielonym.
— Mówisz tak dlatego, bo to kolor twojego Domu.
— Pasuje ci do oczu — odpowiedział Severus.
— A czarny pasuje do twoich — dodał Harry. — Zgoda, ale ja płacę.
— Nawet o tym nie myśl.
— Chcę zapłacić.
— Ale ja nie chcę, żebyś płacił.
— Dlaczego? — zapytał z powagą młody czarodziej.
— Bo to ja zaprosiłem ciebie na to wyjście — odpowiedział uprzejmie mistrz eliksirów.
— Dzię…
— Nic nie mów — uciszył go mężczyzna. — Jesteśmy na miejscu.
— Dobrze, jednak jeżeli mam tam wejść, to ty też musisz coś sobie kupić.
— Co dokładnie masz na myśli, mówiąc „coś”? — dopytywał Snape.
— Bardziej podobasz mi się w koszuli niż w szatach. Koszule nie ukrywają tak twojej figury —
powiedział szczerze chłopak.
— Hmm. Rozumiem — zamyślił się mężczyzna.
Kiedy wprowadził Pottera do dużego sklepu, podszedł do nich młody czarodziej i zapytał, czym
może służyć. Gdy spojrzał na ciemnowłosego, wysokiego mężczyznę w towarzystwie
młodzieńca, cień zrozumienia przemknął mu po twarzy, jednak zachował profesjonalne podejście
do klientów — być może ze względu na ostrzegawcze spojrzenie rzucone przez mistrza eliksirów
spod przymrużonych powiek. Harry już otwierał usta, żeby mu odpowiedzieć, lecz Seveus był
szybszy.
— Mój mąż szuka szat, które będą na niego idealnie pasować i uwydatnią jego wdzięki — odparł
gładko starszy czarodziej.
Gryfon poczerwieniał niczym pomidor, a sprzedawca chrząknął.
— Mamy wiele ładnych rzeczy, które będą świetnie na panu leżeć — zwrócił się do młodzieńca,
przywołując skinieniem ręki miarę.
Wkrótce Harry udał się ze stosem ubrań do przymierzalni, a sprzedawca zajął się kolejnym
klientem. Snape czekał w pobliżu przebieralni i gdy tylko ktoś próbował otworzyć drzwi do
kabiny Harry’ego, drzwi serwowały intruzowi bolesnego prztyczka, przewracając ofiarę na
ś
rodek sklepowej podłogi. Severus, szanując prywatność męża, cierpliwie czekał aż ten
przymierzy nową garderobę. Po jakimś czasie nastolatek wyłonił się z kabiny i przemaszerował
przed starszym czarodziejem w obcisłych spodniach. Mężczyzna spojrzał na niego krytycznie.
— Odwróć się, proszę — powiedział. Potter wykonał polecenie, niechcący dostarczając mężowi
idealny widok na swoje jędrne pośladki. Ślizgon wydał z siebie pełen uznania odgłos. Nie był do
końca pewien czy zrobił to z powodu spodni, czy figury chłopaka. — Odwróć się jeszcze raz.
Potter ponownie wykonał polecenie, wtedy Severus wygładził kołnierz jego koszuli, dotykając
dłonią szyi Harry'ego. Młodzieniec uniósł rękę i przeczesał palcami włosy. Uwagę mistrza
eliksirów przyciągnął nadgarstek małżonka. Zauważył, że jego zegarek był bardzo stary i
znoszony.
Co za obleśny zegarek! Snape wlepił w niego wzrok.
— Jak długo masz ten zegarek? — zapytał nagle.
— Jakieś dziesięć lat. Dostałem go w spadku po Dudleyu, po tym jak go zepsuł — odpowiedział
Gryfon. — Moja ciotka oddała go do naprawy i przekazała mnie, żebym — jak to ujęła — mógł
wykonywać swoje domowe prace na czas. Przestał chodzić, gdy nurkowałem w jeziorze podczas
Turnieju Trójmagicznego, więc oddałem go do naprawy w Hogsmeade. Nigdy nie pomyślałem,
ż
eby kupić nowy. Działa i to mi wystarczy. Nie spóźniam się.
— Mogę na niego spojrzeć? — zapytał Snape. Młodzieniec zdjął mechanizm z ręki i wręczył go
mężowi, który przyglądał się znoszonemu, skórzanemu paskowi i podrapanej szybce z wielką
odrazą. Po chwili wahania oddał go chłopcu.
W końcu ubrania Pottera zostały spakowane i przyszła kolej na Severusa, by przymierzyć
koszule, które wybrał dla niego Harry. Gdy starszy czarodziej płacił przy ladzie, nastolatek
uściskał go na oczach wszystkich.
— Dziękuję — wyszeptał. — Moja rodzina nigdy niczego mi nie kupiła.
Zawstydzony, choć bardzo zadowolony Snape trzymał meża w ramionach przez krótką chwilę.
— Przynajmniej nie będziesz się już ubierał jak cebula, nosząc na sobie te wszystkie warstwy —
wymruczał wprost do ucha Gryfona.
Nastolatek roześmiał się, cofając.
Gdyby jakiekolwiek wrogie oczy były świadkiem tego uścisku, mogłyby dojść do wniosku, że
cudownie sobie poradziłem z wypraniem chłopakowi mózgu — pomyślał ironicznie mężczyzna.
Tej nocy Harry dotykał się powoli i dokładnie, z zaciekawieniem odkrywając, jak wrażliwe jest
jego ciało na muśnięcia palców, jak wiele przyjemności mogą mu je dostarczyć, zalewając go
falami pożądania. Młodzieniec zamknął oczy i wygiął ciało w łuk. Jeszcze nigdy tego nie robił —
nie leżał kompletnie nagi w łóżku i nie pieścił każdego zakątka swojego ciała. Dotychczas wolał
ukradkowe badania pod osłoną swoich ubrań czy za opuszczonymi kotarami własnego łóżka.
Dopiero teraz odkrył jak niezwykle czuły był jego brzuch i że zwykły dotyk wewnętrznej strony
uda wywoływał dreszcze na całym ciele.
Wyobraził sobie, jak końcówki włosów Severusa i jego długie palce muskają jego skórę. Kilka
chwil później nie mógł złapać oddechu z wyczerpania. Zaś jego mąż, już którąś noc z kolei, brał
kąpiel. Zakładając rękę za głowę, starał się zrelaksować w gorącej wodzie, rozdarty pomiędzy
poczuciem winy a tęsknotą za swoim młodym mężem.
Rozdział 30
Harry'ego zaczęła nękać tęsknota oraz marzenia o uściskach i pocałunkach. Jednakże brakowało
mu czegoś więcej niż tylko zaspokojenia potrzeb seksualnych. Chciał spoglądać w oczy swojego
partnera, słyszeć jego głos, poczuć jego dobroć i emocje poprzez dotyk…
Jak nazwać te uczucia, które żywię do swojego męża, Severusa Snape'a? Szeptał do siebie od
czasu do czasu.
Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewał po tym związku, były uczucia w stosunku do Severusa,
byłego śmierciożercy, znienawidzonego mistrza eliksirów oraz nemezis Jamesa Pottera i Syriusza
Blacka, dwójki szczególnie bliskiej sercu Gryfona.
Nawet jeżeli nie mógł zapomnieć o zdecydowanie nieprzyjemnych faktach z życia profesora, nie
mógł też zapomnieć o tym, czego dowiedział się o mężczyźnie w czasie tych wszystkich
miesięcy, które ze sobą spędzili. A to, czego się dowiedział, poruszyło go w niewyjaśniony
sposób. Zmieszany, szukał ukojenia w rysowaniu.
Znajdywał natchnienie częściowo w przedmiotach ze swojego otoczenia, a częściowo czerpał je
ze swojej wyobraźni. Przesiadując na błoniach, przenosił na kartki papieru rozmyte deszczem
kwiaty. Chowając się w małym sanktuarium Severusa, malował dzwoneczki i domek dla ptaków,
a z pamięci narysował dwa stykające się ze sobą i leżące na stole pierścienie — w jednym z nich
był osadzony zielony kamień, w drugim czarny.
Jednak jego najulubieńszy i równocześnie najbardziej osobisty rysunek przedstawiał klęczącą w
cieniu obok krwawiącego serca postać o zmierzwionych włosach i otwartej ranie w piersi,
podczas gdy druga, szczupła postać stała odwrócona tyłem.
Chociaż to zmieszanie sprawiało, że czuł się zarówno niezręcznie jak i niezwykle radośnie,
przebywając w pobliżu swojego męża, cieszył się, że nie powraca do ich wspólnych, minionych
zakupów w Hogsmeade. Wprost przeciwnie. Za każdym razem, gdy Severus widział go
noszącego ubrania, które dla niego kupił, uśmiechał się z dumą, a pod koniec marca wręczył mu
małą paczuszkę i powiedział:
— To dla ciebie.
— Dla mnie? Ale z jakiej okazji? — zapytał zaskoczony.
— Może na początek rozpakujesz — napomknął wyniośle Snape.
Harry spojrzał na paczkę, obrócił ją w dłoniach, napawając się jej widokiem i dotykiem, a potem
otworzył ją powoli i wydobył kosztownie wyglądające pudełko. Przez chwilę podziwiał je tak
samo jak opakowanie, po czym uniósł wieczko. Głośno przełknął. W środku leżał piękny zegarek
z czarnym, satynowym paskiem, czarną tarczą z czterema kreseczkami oznaczającymi cyfry i
dwoma wskazówkami — zupełnie jak większość mugolskich zegarków. Zauważył, że z tyłu
znajdują się dwa przyciski i z ciekawością nacisnął jeden z nich. Gwałtownie wciągnął oddech,
gdy linie zniknęły, a zamiast nich pojawiły się gwiazdy i dwanaście wskazówek.
— Większość czarodziejów dostaje zegarek, kiedy osiąga pełnoletniość. Ja nie dostałem. Ty też
nie, więc najwyższa pora, abyś go otrzymał — powiedział Severus. — Harry popatrzył prosto w
oczy swojego męża, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. — Nie bez powodu mówi się, że
szwajcarskie zegarki są najlepsze — dodał nieco sztywno starszy czarodziej. Często mówił w ten
sposób, gdy chciał ukryć swoje zakłopotanie. — W Genewie mieszka ich czarodziejski wytwórca
i zamówiłem właśnie u niego. Z tej ulotki dowiesz się, z jakiego materiału go wykonano i jak
przestawić mugolską tarczę na czarodziejską. Chociaż widzę, że już się domyśliłeś, jak to zrobić.
Jego wywody przerwały dwa ramiona owijające mu się wokół szyi i pocałunek w policzek.
Severus poklepał plecy małżonka i pogłaskał zmierzwione włosy chłopaka, podczas gdy Harry
przytulał go tak mocno, że aż trudno było mu oddychać.
— Severusnie… ja… to jest… Och, nie wiem, co powiedzieć! Bardzo ci dziękuję! Jest
wspaniały! — Młodzieniec promieniał, zdejmując swój stary zegarek. — Pomożesz mi go
założyć? — Cofnął się, wyciągając przed siebie dłoń. Mężczyzna delikatnie zapiął prezent na
nadgarstku Gryfona. — Severusie, zupełnie mnie rozpuścisz — stwierdził Harry. Dotknął
palcami błyszczący, ciemny pasek i zamrugał, chcąc ukryć cisnące się do oczu łzy. — Jest tak
samo czarny jak twoje oczy. Jest po prostu prześliczny — westchnął. Mistrz Eliksirów zarumienił
się. Mocno. Potter sam poczerwieniał, gdy spostrzegł zmieszanie małżonka. — Zacząłem
doceniać czas spędzony z tobą, Severusie — uśmiechnął się i uniósł dłoń, obracając tarczę
zegarka w stronę Snape'a.
— Podarowałem ci go, żeby okazać wdzięczność za wszystkie chwile, które mogłem z tobą
spędzić, Harry — odpowiedział łagodnie mężczyzna, bez cienia sztywności w głosie. Chłopak
nie mógł się powstrzymać i jeszcze raz uściskał męża.
Severus odkrył dwie rzeczy. Po pierwsze, podobało mu się, kiedy Harry go obejmował, a po
drugie, poczuł tak silny przypływ ciepłych uczuć względem tego spontanicznego chłopaka,
którego poślubił, jak jeszcze nigdy dotąd. Równocześnie przeszyło go ostre ukłucie żalu na myśl
o zbliżającym się starciu z Voldemortem... i ich rozwodu, jeśli przeżyją.
Harry nigdy nie będzie chciał z nim zostać…
Młody czarodziej stanął na czubkach palców i odcisnął długi pocałunek na czole Snape’a,
przeganiając jego obecny, zły nastrój.
— Dziękuję — wyszeptał z błyszczącymi oczyma. — Bardzo ci dziękuję. To najlepsza chwila w
moim życiu.
Nie było żadnego sposobu… prawda?
Dostrzegł, że chłopak nadal się czerwieni. Właściwie, to zdarzało mu się to dość często.
— Dlaczego się rumienisz? — zapytał.
— No cóż, twoje spojrzenie jest takie… intensywne. Tak jakbyś właśnie ćwiczył na mnie
legilimencję. I… — Gryfon oblizał usta.
— Tak? — zachęcał go Severus.
— Podobają mi się twoje oczy. Kiedyś były takie zimne i martwe! Teraz są ciepłe i pełne życia
i… ośmielę się twierdzić, czułości dla tego gryfońskiego bachora, którego poślubiłeś — dodał
cicho.
Snape, oczarowany słowami męża, zrozumiał, co ten miał na myśli i uśmiechnął się. Pochylił
nieco głowę, aż ich twarze znalazły się na tym samym poziomie.
— Pozwól, że odwzajemnię komplement, Harry. Odziedziczyłeś po matce wyjątkową cechę i nie
tylko to. — Jego głos był niski, a słowa wypowiedział szybko, by pośpiesznie opuściły usta,
zanim zmieni zdanie i zdusi je w sobie w obawie, że zabrzmią głupio czy sentymentalnie.
Marnujesz swoje uściski i uśmiechy na tego sztywniaka, którego byłeś zmuszony poślubić,
pomyślał z goryczą Snape. Zasługujesz na kogoś, kto by ci dorównywał…
Mężczyzna zastanawiał się, czy Dumbledore, z całą tą swoją przenikliwością ludzkiej natury,
przewidział, że Harry i Severus odłożą na bok swoje uprzedzenia i zbliżą się do siebie.
Czy to czyniło ich równymi sobie?
ROZDZIAŁ 31
Harry siedział w chacie Hagrida i popijał herbatę. Opowiadał mu właśnie o Severusie i zegarku,
który mu podarował. Olbrzym uśmiechał się, patrząc na twarz młodego przyjaciela.
- Ach, chciał ci powiedzieć, że docenia czas spędzony z tobą, wiesz? A dlaczego ma tego nie
zrobić, hę? Takiego fajnego chłopa jak ty? Nie dziwię się, że zaczęliście się dogadywać —
zaobserwował mądrze gajowy.
Jego słowa i szeroki uśmiech przypomniały chłopcu, jak wślizgnął się do laboratorium swojego
męża. Mężczyzna poprosił go, aby posiekał między innymi magiczny wieczorny pierwiosnek i
kwiaty lilii wodnej, których potrzebował do sporządzenia anty-afrodyzjaku. Gryfon pogodził się
już z tym, że nauka o eliksirach nigdy nie będzie jego specjalnością, jednakże odkąd Snape
zaczął angażować go w swoją pracę badawczą, uczył się coraz więcej o miksturach i magicznych
maściach. Kiedyś tylko kroił składniki. Teraz był nimi bardziej zainteresowany i dokładniej się
im przyglądał. Severus bystrze mu się przypatrywał.
- Co się stanie, jeśli nie dodamy lilii wodnych do eliksiru? — zapytał żwawo.
- Pijący wpadnie w seksualny szał — odpowiedział natychmiast Harry.
Kiedy jego mąż po raz pierwszy powiedział tę informację na zajęciach na siódmym roku,
wszyscy uśmiechali się złośliwie, a sam chłopak był tym bardzo rozbawiony.
Niezrażony Snape kontynuował:
- Osoba spożywająca wywar może wpaść w taką desperację, że on lub ona, płeć nie ma tu
najmniejszego znaczenia, nie zawaha się zaatakować innych ludzi, co może skończyć się
molestowaniem seksualnym, a nawet gwałtem. Osoby, które sporządzają taki eliksir, jak i ci,
którzy świadomie do sprzedają, mogą liczyć na to, że trafią do Azkabanu.
Uśmieszki zniknęły, a Snape odjął Gryffindorowi mnóstwo punktów.
- Dobrze — powiedział mistrz eliksirów, wręczając Harry’emu srebrny nóż.
Ich palce zetknęły się ze sobą i młodzieńcowi przez chwilę zdawało się, że dostrzegł coś w
oczach swojego męża – coś namiętnego i ognistego zarazem, ale wtedy właśnie mężczyzna
wycofał się w stronę swojego kociołka. Włosy miał niedbale związane z tyłu głowy, a kilka pasm
luźno zwisało tuż przy jego twarzy. Doskonale znał recepturę tego eliksiru – tak jak wielu innych
– więc mógł sobie pozwolić na równoczesną obserwację młodego Gryfona i swojego kociołka.
Zerkając potajemnie zza kilku pasm włosów okalających jego twarz, śledził ruchy Harry’ego.
Wyczuwając jego spojrzenie, chłopak oderwał wzrok od kwiatów, które kroił i popatrzał na
starszego czarodzieja. Ten zaś szybko odwrócił się w stronę kociołka.
Minęło dziesięć minut.
Obaj mężczyźni byli milczący, pochłonięci swoją pracą. Kiedy Potter skończył siekać kwiaty,
podszedł do szafki z zapasami. Miał na sobie parę starych dżinsów i równie starą koszulkę, która
oblepiała jego ciało, gdy sięgał po narzędzia. W komnacie było bardzo gorąco. Chłopak raz
próbował wyregulować temperaturę w pomieszczeniu, ale Severus prychnął wtedy, że to jego
laboratorium.
- Jest gorąco, ciężko mi się skoncentrować — odpowiedział wtedy Gryfon, na co Snape odparł iż
to nie jego interes.
Ta wymiana zdań odbyła się w czasie, gdy ich małżeństwo przechodziło okres nieporozumień,
jednak młodzieniec nie zapomniał o niej i starszy czarodziej zazwyczaj sam dostrajał
temperaturę. Tym razem mężczyzna postanowił nacieszyć oczy widokiem nieco spoconego
męża. Chciał podziwiać ten lekki rumieniec, wpełzający na jego policzki. Język, zwilżający
wyschnięte usta. Widzieć, jak poprawia okulary. Pozwolić, aby to zielone spojrzenie szukało jego
– czarnego, aby milcząco prosić o zmieszenie temperatury. Severus miał na tyle szczęścia, że już
wkrótce doczekał się tych wszystkich małoznaczących objawów – od rumieńca począwszy, na
błagającym spojrzeniu skończywszy. Jemu również było gorąco i to nie tylko z powodu
gotującego się kociołka. Harry skończył trzeć korzeń imbiru, który wyciągnął z szafki i teraz udał
się w stronę zlewu w rogu pokoju, aby umyć ręce. Kiedy wrócił, zaczął ucierać kwiaty i imbir w
małej miseczce. Po skończonym zadaniu, Severus podszedł do niego i sprawdził powstałą
miksturę. Pachniała intrygująco, ale w powietrzu unosił się o wiele bardziej zachęcający zapach.
Osobisty zapach młodzieńca dotarł do nozdrzy mistrza eliksirów. Świeży, słodki, niczym trawa i
deszcz. Zapach jego mydła i coś jeszcze, co miało bardziej abstrakcyjne źródło. Podniecająca
mieszanka zmysłowości i niewinności sprawiła, że mężczyzna mocno zapragnął rozebrać
swojego młodego małżonka i poczuć jak to nagie ciało poddaje się jego dłoniom i językowi…
- Czy mógłbyś podać mi chochlę? — zapytał Harry’ego. Chłopak spełnił jego prośbę. Ich dłonie
ponownie się zetknęły. — Dziękuję — rzekł.
- Proszę bardzo — powiedział Potter.
Ich oczy spotkały się przez chwilę.
Wygląda na to, że popadam w seksualny obłęd bez spożywania niedorobionego anty-afrodyzjaku
– pomyślał Harry.
Nagle, zdał sobie sprawę, że patrzy w oczy nadzwyczaj utalentowanemu mistrzowi Legilimencji,
więc szybko odwrócił twarz i zaczął porządkować stół, przy którym pracował. Severus roztarł
kilka ziaren sezamu i dodał proszek do mieszaniny lilii wodnych, pierwiosnków i imbiru.
Następnie zaniósł wszystko do kociołka i przesypał do środka.
- Dziękuję ci za pomoc. Możesz już iść, jeśli chcesz — powiedział Gryfonowi. Młodzieniec
opuścił komnatę.
Dlaczego każde jego dotknięcie i każde spojrzenie powoduje dreszcze na całym moim ciele? –
zastanawiał się, wychodząc. – Czy to możliwe, że zaczynam… zakochiwać się… w Severusie
Snape’ie?
Harry poszedł do swojej sypialni, aby przebrać się w czyste ubrania. Wybrał następną parę
dżinsów i koszulkę, którą kupił mu Severus. Nie widział męża do końca dnia. Mistrz eliksirów
miał zajęcia, a potem zebranie rady pedagogicznej. Kiedy mężczyzna wrócił, był
podenerwowany i szorstki, mamrocząc coś o bezużytecznych uczniach i braku talentu.
- Ja też nie byłem zbyt dobry z eliksirów — przypomniał mu Harry w nadziei, że to nieco
poprawi jego podły nastrój.
- Tak, masz rację — padła gburowata odpowiedź. — Nie masz za grosz talentu swojej matki.
- Mama była dobra w eliksirach? — zapytał chłopak.
- Twój ojciec i chrzestny też, ale twoja matka najbardziej.
Harry spoglądał przez kilka minut na swojego męża. Często zastanawiał się, w jaki sposób
postrzegał jego matką. Obraził ją we wspomnieniu, które widział Potter. Jednak chłopak
zauważył, że mężczyzna wiele razy obrażał jego ojca w jego obecności, ale nigdy nie Lily. Zdał
sobie z tego sprawę gdzieś w okolicach świąt – kiedy ich relacje zaczęły iść ku dobremu.
Wydawało się, że Severus odgadnął jego myśli. Przez moment wahał się zanim ujął dłoń męża.
- Wiem, o czym myślisz. Sądzisz, że obrażałem twoją matkę. Ty, który masz jej czy… - zamilkł
na chwilę, a potem ciągnął dalej: – Lily była miła dla wszystkich. Starała się także być uprzejma
dla mnie i powstrzymywała innych przed prześladowaniem mnie. A ja w zamian za to zająłem
się Czarną Magią. Pomyliłem współczucie z protekcjonalną żałością, a dobroć ze słabością. Ty
Harry, jesteś współczujący i dobry. Tak jak twoja matka. A ona była dobra w eliksirach. Bardzo
dobra. Mogłaby bez problemu zostać mistrzynią eliksirów.
- Doprawdy?
- Tak — odpowiedział Snape, patrząc prosto w błyszczące, zielone oczy.
- Nie odziedziczyłem jej talentu — stwierdził ze śmiechem Gryfon.
- Nie, najwidoczniej nie odziedziczyłeś — zgodził się rozbawiony mistrz eliksirów. Młodzieniec
splótł palce u ich dłoni.
- A po kim ty odziedziczyłeś swoje dłonie? I te długie palce?
- Po matce. — W głosie Severusa słychać było gorycz.
Chłopak żałował, że zadał mu to pytanie. Zapanowała cisza.
- Muszę iść do Hogsmeade i pilnie kupić świeże skarabeusze i smoczą łuskę — oznajmił nagle
mistrz eliksirów.
- O.K. — odpowiedział Harry.
Severus dotarł do apteki tuż przed jej zamknięciem. Kupił wszystko, co potrzebował i wyszedł na
ulicę. Za jego plecami sklepikarz zaczął zamykać sklep. Zrobiło się ciemno. Mężczyzna z
niecierpliwością, chociaż z pewnym ociąganiem, wracał do Harry’ego by zjeść z nim kolację. Z
niecierpliwością, ponieważ teraz towarzyszyły mu same dobre wspomnienia o młodym
małżonku. I z ociąganiem, z powodu pogmatwanych uczuć, jakie targały nim, gdy myślał o nim.
Droga do Hogwartu była opustoszała. Był kompletnie sam. Albo nie zupełnie sam? Nagle jego
ciało przeszła fala przerażenia i natychmiast sięgnął po różdżkę, marszcząc brwi. Usłyszał
znajomy, świszczący oddech i coś przepłynęło obok niego, a jakaś lepka dłoń otarła się o jego
twarz.
- Dementor! — wymamrotał.
Dreszcz przebiegł mu po placach, gdy zdał sobie sprawę z tego, co to oznacza. Ramię
Voldemorta sięgało coraz dalej i dalej. Posyłał dementorów w okolice Hogwartu, siedlisk mugoli
i czarodziejów, aby żerowali na ludziach. Osoby, które nie były w stanie wyczarować patronusa,
albo nie znajdowały się obecności kogoś, kto to potrafi, były zgubione. Czarny Pan wysyłał je,
aby zebrać siły w nadchodzącej wojnie. Severus machnął różdżką. Przypomniał sobie jak Harry
zawiesił łańcuszek na jego szyi. Prawą dłonią dotknął ozdoby i wymierzył różdżką w stronę
zbliżającego się de mentora, trzymając ją w lewej ręce.
- Expecto Patronum! — zawołał.
Z różdżki wystrzelił piękny, wściekle oślepiająco srebrny patronus. Snape zamarł. Jego patronus
był… inny. Z szeroko otwartymi oczyma patrzał jak szarżuje wprost na dementorów, zmuszając
ich do ucieczki. Poruszał się z gracją i lekkością, zupełnie jak Harry. Nagle odwrócił się i ruszył
w kierunku Severusa, a gdy mężczyzna spojrzał na jego twarz, gwałtownie wciągnął powietrze.
Patronus zniknął. Mistrz eliksirów potrząsnął głową. Musiał jeszcze raz na niego spojrzeć.
Powtórzył zaklęcie, a jego czarne oczy zalśniły łzami w świetle rzucanym przez nowego
patronusa.
Severus nadal znajdował się w stanie głębokiego szoku, gdy dotarł do domu, do lochów. Czuł
niewypowiedzianą ulgę, że był Oklumentą i potrafił tak dobrze kontrolować swoje uczucia.
Dopiero po kolacji opowiedział mężowi o dementorach – nie chciał popsuć mu apetytu. Jednak
nie powiedział Harry’emu o patronusie.
- A więc dementorzy grasują — podsumował Potter. Był blady. — I chcieli cię zaatakować…
- Tak. Chcieli. Dementorzy mogą być kontrolowani przez mrocznego czarodzieja, lub
czarownicę, przy użyciu Czarnej Magii. Tym właśnie zajmują się śmierciożercy.
- I nie mogą rozpoznać śmierciożercy?
- Nie, nie specjalnie. Muszę poinformować o tym Albusa. I uprzejmie proszę, żebyś przestał
patrzeć na mnie jakbyś miał ziemniaka wetkniętego w odbyt.
Harry zamrugał.
- Ja nie…
Severus wymknął się z komnaty, gdy młodzieniec wlepiał w niego wzrok.
Rozdział 32
Opiekun Slytherinu siedział w gabinecie dyrektora, popijając gorącą herbatę. Omówili już
zdarzenie z udziałem dementorów i Severus miał jeszcze tylko jedną wiadomość do
zakomunikowania.
— Mój patronus się zmienił, Albusie — powiedział łagodnie. — Trzeba poinformować o tym
Zakon.
— Jaki ma teraz kształt? — zapytał Dumbledore, podsuwając Fawkesowi kolejny migdał.
— Expecto Patronum! — młodszy mężczyzna wypowiedział zaklęcie. Z różdżki wyskoczyła
ogromna, srebrna pantera. Przemaszerowała majestatycznie obok czarodziejów, a zanim
zniknęła, odwróciła się w ich stronę i wtedy obaj wyraźnie zobaczyli zdobiącą jej czoło
błyskawicę.
Dyrektor spojrzał w oczy swego protegowanego.
— Czy Harry o tym wie?
Severus potrząsnął głową.
— Nie, nie wie.
Dumbledore podszedł do przyjaciela i delikatnie położył dłoń na jego ramieniu.
— Kochasz go, prawda?
Blada twarz mężczyzny nagle nabrała koloru.
— Jeżeli za kilka miesięcy uda nam się pokonać Czarnego Pana i przeżyć to starcie, wtedy
dostaniemy rozwód — wydusił w końcu. — Harry stanie się wolny i będzie mógł się zakochać i
poślubić, kogo tylko zapragnie albo nie zrobić tego wcale. Znajdzie kogoś, kto jest go wart.
— Myślę, że już znalazł taką osobę, Severusie — odpowiedział staruszek, uśmiechając się do
niego. — Nie zapomnij mu powiedzieć. I nie mam na myśli samego patronusa. Poinformuję
Zakon o dementorach, ale ty sam musisz powiedzieć im o zmianie twojego patronusa. Dobrej
nocy, mój chłopcze.
— Dobranoc, Albusie.
***
Kiedy Severus wrócił do lochów, salon był pusty. Słyszał, jak Harry bierze prysznic. Mężczyzna
opadł na kanapę. Potter musiałby być skończonym idiotą, żeby nie zrozumieć, co oznacza zmiana
kształtu patronusa. Widział, jak Tonks zmieniła swojego, kiedy pokochała Lupina. Z pewnością
doda dwa do dwóch, kiedy tylko go o tym poinformuje. A może mógłby powiedzieć mu, że jego
patronus zmienił się w panterę i nie wspominać w ogóle o bliźnie? Tylko co będzie, gdy chłopak
wyrazi ochotę go zobaczyć? Z pewnością o to poprosi. To oczywiste. Gdy odtrąci go i odmówi
jego prośbie, Harry będzie zaskoczony i zraniony. To też oczywiste.
Severus poczuł nadchodzący ból głowy.
Na stoliku leżało kilka książek. Severus podniósł jedną z nich i przeklął, gdy zorientował się, że
trzyma ją do góry nogami. W chwili gdy Gryfon wpadł do salonu z mokrymi włosami, udawał,
ż
e jest głęboko pochłonięty lekturą. Harry usiadł obok niego.
— Dosłownie zasypiasz nad tą książką. Lepiej idź się połóż — powiedział, delikatnie się
uśmiechając.
Snape potrząsnął głową. Chłopak wiedział, że jeśli będzie nalegał, rozpali tylko jego uparty
charakter i usłyszy w zamian kilka ironicznych uwag. Dlatego w zamian jedynie dotknął jego
ręki. Podziałało. Mężczyzna przeciągnął się nieco i wstał.
— A mogę zapytać, co ty jeszcze robisz poza łóżkiem? — spytał oschle.
— Przebywam poza łóżkiem — odpowiedział młodzieniec.
— Uważasz, że jesteś dowcipny?
— Nie, staram się tylko być konkretny.
— To oczywiste — stwierdził Mistrz Eliksirów, wygładzając swoje szaty i ziewając, zasłoniwszy
wpierw usta dłonią.
— Och, chciałem ci coś jeszcze dać. — Harry wręczył mężowi ziemniaka. Brwi starszego
czarodzieja powędrowały wysoko w górę. — Udało mi się wyciągnąć go z tyłka — dodał
chłopak uprzejmie.
— Harry Potterze!
— Przepraszam za język! Wydobycie ziemniaka wetkniętego w mój odbyt zakończyło się
sukcesem — zakpił sam z siebie.
Severus wbił wzrok w małżonka, zapominając zupełnie o uczuciu senności.
— Wygadujesz jakieś bzdury! — rzucił, po czym cisnął ziemniakiem w nastolatka. Harry
odrzucił go z powrotem, wcześniej dotykając go różdżką. Ziemniak zaczął groźnie syczeć.
— Co do cho…? — zaczął Severus, wypuszczając warzywo z rąk.
— Podarunek od Freda i George’a — uśmiechnął się Potter, gdy bulwa eksplodowała tysiącem
iskier. — Nie mogłem się powstrzymać, by go użyć, od kiedy wspomniałeś o ziemniaku.
„Ziemniak” zasyczał jeszcze raz i zniknął z głośnym hukiem.
— Łóżko! — rozkazał potwornie oburzony Snape, gdy jego mąż zanosił się od śmiechu.
— Pójdę spać, jeśli ty pójdziesz pierwszy.
— Ty idziesz pierwszy.
— Nie, to ty idziesz pierwszy — przekomarzał się Gryfon.
Severus wziął Harry'ego na ręce.
— Hej! Oszukujesz! — zaprotestował chłopak. Przypomniała mu się scena, w której mąż
przyniósł go na rękach z Wieży Gryffindoru, pomimo głośnych protestów z jego strony.
— W takim razie, bądź tak uprzejmy i przestań zachowywać się jak małe dziecko.
— W każdym dorosłym jest trochę z dziecka — zauważył młodzieniec.
— Ja się do nich nie zaliczam.
— Przepraszam, zapomniałem. Nie jesteś dorosły — wyszczerzył się chłopak. Severus przycisnął
partnera mocno do swojego ciała i spojrzał mu głęboko w oczy.
— Zapewniam cię, że jestem bardzo dorosły — powiedział, muskając oddechem jego twarz. Ich
usta znajdowały się teraz bardzo blisko siebie. Mężczyźni przeszywali się spojrzeniem, obaj
zdeterminowani, by nie odwrócić wzroku. Snape pozwolił mężowi wyślizgnąć się powoli ze
swoich ramion.
— Jesteś nieco cięższy niż wtedy, gdy niosłem cię z Wieży Gryffindoru — zauważył. —
Najwyższy czas, abyś przybrał nieco na wadze i przestał być taki wychudzony. Wciąż rośniesz.
— No cóż, cokolwiek przytyję podczas pobytu w Hogwarcie, zniknie w czasie bytności u
Dursleyów — odpowiedział Harry żartobliwym tonem, chociaż jego oczy pozostały śmiertelnie
poważne.
— Teraz jesteś ze mną i dopilnuję, żebyś jadł jak należy.
— Sam mało jesz!
— Przywykłem do małych ilości, a poza tym, młodzieńcze lata mam już dawno za sobą. Ty
wciąż możesz zmienić swoje nawyki żywieniowe. Jesteś młody.
— Ty też — odpowiedział Potter. Snape potrząsnął głową.
— Chodziłem do tej szkoły z twoimi rodzicami, Harry. Jak możesz uważać, że jestem młody?
— Spędziłem z tobą wiele miesięcy, Severusie. Wpuściłeś mnie do swojego życia i dzielisz je ze
mną każdego dnia. Widziałem, jak się uśmiechasz i śmiejesz, jak walczysz w Voldemortem, by
chronić mnie i cały czarodziejski świat. Potrafisz byś bardzo namiętny, w tym, co robisz.
— Namiętny?
— Czyżby to było zbyt nieślizgońskie? — drażnił go chłopak.
Snape pochylił się i wyszeptał wprost do jego ucha:
— Możesz mi wierzyć, że Ślizgoni również potrafią być bardzo… bardzo… bardzo namiętni. —
Wycofał się. Wtedy Harry stanął na palcach i odszepnął do ucha męża:
— To tak jak Gryfoni.
— Zgadza się — odpowiedział Severus zachrypniętym głosem. Położył dłonie na talii partnera i
zaczął kołysać ich w rytm niesłyszalnej muzyki.
— Tańczymy?
— Tak jakby. Właściwie, to nie umiem tańczyć.
— Ja też nie.
— Pamiętam każdy szczegół twojego tańca na balu podczas Turnieju Trójmagicznego —
skomentował zjadliwie mężczyzna.
Harry roześmiał się. Jedną rękę położył na ramieniu męża, a drugą na jego plecach. Ich kontakt
wzrokowy stał się niezwykle intensywny i głęboki. Kołysanie stawało się coraz wolniejsze, aż w
końcu zatrzymali się na środku salonu. Ich twarze były tak blisko siebie, że prawie się dotykały.
Harry poczuł, jak miękną mu kolana. Wydawało mu się, że cały pokój wstrzymuje oddech.
Chłopak szukał odpowiedzi w oczach męża i zauważył delikatny rumieniec na jego policzkach.
Severus zawahał się. I wtedy raptownie odsunął się od Harry’ego.
— Dobranoc — powiedział.
— Dobranoc — odpowiedział Gryfon.
Kiedy kładł się do łóżka, jego serce nadal waliło jak oszalałe. Czuł równocześnie ogromną radość
i niesamowite rozczarowanie. Gdyby tylko był szybszy i wykorzystał wahanie męża, by pokonać
dzielącą ich odległość… ale, co będzie, jeśli mąż go odrzuci? Odepchnie? Zrobi awanturę? Może
lepiej, by zostało tak jak jest… Ich związek miał być przecież tylko małżeństwem z obowiązku…
***
Następnego dnia Severus wstał bardzo wcześnie, aby uniknąć Harry’ego i mieć czas na
przemyślenie swoich uczuć. Zjadł śniadanie w sypialni, a po nim wyszedł na błonia. Powietrze
było chłodne i rześkie. Odwiedził swoje sanktuarium, gdzie słuchając dzwonków, dumał nad
swoim małżeństwem.
Jakie to wszystko było dziwne! Początek był koszmarny: ceremonia, skonsumowanie związku i
ich późniejsze kłótnie… A potem nastąpiły zmiany. Zdał sobie sprawę, że Harry zadaje
interesujące pytania i ciekawie się z nim rozmawia. Że wyraża swoje uczucia poprzez rysunki i
szkice. A gdy się uśmiecha, wszystko staje się cieplejsze i jaśniejsze. Był mu bardzo lojalny,
bronił go i stał u jego boku. Był nie tylko przystojny, ale też mądry, dobry i… słodki.
Mężczyźnie nie przychodziło na myśl żadne inne słowo, poza „słodki”.
Od kiedy jego serce szybciej biło na widok młodzieńca wchodzącego do pokoju? Czy od chwili,
gdy ich dłonie i ciała zaczęły się o siebie przypadkowo ocierać? Czy od momentu, gdy chłopak
spoglądał na niego tymi zielonymi oczyma i uśmiechał się promiennie? A może odkąd dotykał
łańcuszka wiszącego na szyi? Teraz znów go dotknął, przymykając przy tym oczy. W tej chwili
wiedział, że kocha Harry’ego bardzo mocno. Bardziej niż jakąkolwiek inną osobę na świecie.
Jego uśmiech czy spojrzenie pięknych, zielonych oczu było wszystkim, czego potrzebował, by
rozpocząć i zakończyć dzień.
Mężczyzna wstał i pośpieszył z powrotem do zamku. Zanim opuścił dziedziniec, upewnił się, że
ptaszki mają, co jeść i pić. Miał przed sobą długi dzień wypełniony zajęciami.
Kiedy wrócił do domu, przywitała go cisza. Zdenerwowany, przypomniał sobie, że Harry mówił
coś o spędzeniu tego wieczoru z Ginny i przyjaciółmi. Mężczyzna spojrzał na zegarek. Lochy
były koszmarnie ciche bez chłopaka. Rzucił spojrzeniem w kierunku sypialni Gryfona. Drzwi
były otwarte. Zawahał się przez chwilę, czy nie naruszy prywatności męża, więc stanął w progu,
zaglądając do środka. W końcu pozbył się wątpliwości i szerzej otworzył drzwi.
Duże pomieszczenie było bardzo schludne, poza teczką z rysunkami rozrzuconymi na stole.
Severus przyjrzał się im uważnie. Bez wątpienia Harry miał nie tylko dobrego nauczyciela, ale
także talent i mnóstwo pomysłów. Jeden z rysunków upadł nagle na podłogę. Mężczyzna schylił
się i podniósł go. Był to zwyczajny czarno-biały szkic. Jedna postać klęczała na podłodze. Po
lewej stronie jej klatki piersiowej widniała duża dziura, a wycięte serce leżało na ziemi obok
kolana, w kałuży krwi. Nieco dalej, stała odwrócona do całej sceny wysoka, smukła postać z
długimi włosami. Miała ręce skrzyżowane na piersi.
Uczucie głębokiego cierpienia bijące z rysunku sprawiło, że dłonie Snape’a zadrżały.
Przedstawienie całkowitego obnażenia się poprzez uwięzienie serca i przez to również uczuć —
bo co innego mogły oznaczać założone na piersi ręce w ochronnym geście — były zgrabnie
ujęte. Czy to iluzja, że klęcząca postać przypominała Harry’ego z potarganymi włosami? A ta
wysoka postać — jego, Severusa Snape'a? Czy to możliwe, że Harry…? Nie mając odwagi, by
dokończyć zdanie, mężczyzna przejrzał pozostałe rysunki.
Potem spojrzał na łóżko męża. Chłopak zawsze sam je ścielił, zamiast obarczyć tą czynnością
elfy. Pościel był świeża, wyciągnięta z szafki, gdzie skrzaty składały wypraną bieliznę. Severus
wyobraził sobie młodzieńca dzielącego z nim jego własne łóżko. Widział, jak spogląda w te
zielone oczy… całuje miękkie usta… szepcze mu do ucha…
Jego uwagę przyciągnął album ze zdjęciami, leżący na półce. Sięgnął po niego i otworzył. W
ś
rodku zobaczył zdjęcia Potterów. Przypomniał sobie, jak Harry wspominał o podarunku
Hagrida. W zamyśleniu przeglądał kolejne strony i długo wpatrywał się w fotografię Lily i
Jamesa trzymających się za ręce, śmiejących i machających do obiektywu.
— Co byście powiedzieli, gdybyście wiedzieli, co czuję do Harry’ego? — zapytał cicho. Spojrzał
w zielone oczy Lily. — Twój syn jest odważny, uparty i bardzo utalentowany. A przede
wszystkim, jest dobrym człowiekiem. — Czarownica pomachała do niego. — Dziękuję wam
obojgu. Za Harry’ego.
Zamknął album i ostrożnie odłożył go na miejsce.
Pamiętał, że nadal musiał jakoś powiedzieć mężowi o patronusie. W końcu chłopak był
członkiem Zakonu Feniksa, a to był ich główny środek komunikacji. Harry uwielbiał go drażnić,
posyłając wieczorami swojego jelenia do jego sypialni. Severus w odwecie wysyłał popiołka z
jakąś ironiczną odpowiedzią… tylko że jego patronusem nie był już popiołek.
Mistrz Eliksirów opuścił pokój małżonka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wprawdzie nie srebrzysta, ale pewnie tak by wygl
ądała animagiczna forma Harry'ego
sandwich
Rozdział 33
Minęło kilka dni, lecz Severus nadal nie powiedział mężowi o zmianie patronusa. Był pewien, że
poinformowanie Harry’ego będzie równoznaczne z odsłonięciem siebie i wyjawieniem
prawdziwych uczuć. Potter będzie przerażony i poczuje do niego obrzydzenie. Wytknie mu, że
jest dokładnie takim perwersyjnym sługą Voldemorta, jakiego tamten chciał mieć. Być może
przypomni sobie nawet o ich wspólnej nocy i nazwie go gwałcicielem.
Poczuł ucisk w piersi, gdy tylko o tym pomyślał, mimo że jakiś cichutki głosik próbował przebić
się przez jego pesymizm i szeptał mu, że mąż wcale nie zareaguje w taki sposób. Że Harry go
lubił. Więcej niż lubił. Że droczył się z nim i nie miał nic przeciw flirtowi — wprost
przeciwnie…
Dumbledore też był dobrej myśli. Snape potrząsnął głową. Czarodziej o tak ogromnej znajomości
ludzkich serc po prostu wiedział. Właściwie stwierdził niż zapytał swojego podopiecznego o to,
czy kocha chłopca, a Severus Snape — chłodny, zawsze opanowany mistrz eliksirów,
wyśmienity oklumenta — nie potrafił zaprzeczyć. Ani zapobiec zmianie własnego patronusa.
Mężczyzna uderzył pięścią w biurko. Pójdzie do Harry’ego. Teraz. I powie mu o patronusie. A
jeżeli chłopak będzie miał czelność zadawać mu jakieś pytania, upewni się, że ich nie wypowie.
W końcu nazywał się Severus Snape. Wiedział, jak uciszyć ludzi.
Tylko że Harry to nie „ludzie”.
***
W tym samym czasie młodzieniec zajęty był rozmyślaniem. Jakimś sposobem pokochał
odpychającego profesora. Kilka razy o mały włos się pocałowali. Nie śmiał mieć nadziei, że jego
mąż czuje to samo co on, ale jeśli nie spróbuje, jeśli nie zrobi następnego kroku, wtedy nigdy się
nie dowie. A czasu było coraz mniej.
Wkrótce będzie musiał stawić czoła Voldemortowi. Chciał, żeby Severus wiedział, co do niego
czuje, nawet jeżeli ryzykował całkowite odrzucenie, a może i koniec ich przyjaźni. Mężczyzna
mógłby nawet wmusić w niego Veritaserum i nie byłoby to w stanie zmienić jego uczuć.
Znajome pukanie sprawiło, że serce zaczęło mu bić jak oszalałe.
***
Snape zapukał do drzwi. W ogóle nie czuł zdenerwowania. Był spokojny i opanowany, jak
zwykle. Przynajmniej tak sobie wmawiał.
— Wejdź — odpowiedział melodyjnie Harry.
Starszy czarodziej wszedł do środka. Chłopak siedział na łóżku, czytając. Miał na sobie koszulkę
i dżinsy, a gołe stopy zagrzebał w pościeli.
To niesprawiedliwe, że taki młody, dojrzewający dopiero mężczyzna musiał zostać jego mężem i
obarczono go tak wielkim ciężarem, zamiast po prostu cieszyć się życiem. Jednak Potter
wydawał się szczęśliwy i zrelaksowany w jego obecności.
Właśnie się do niego uśmiechał. Wyszedł z łóżka i położywszy mu dłonie na ramionach, spojrzał
głęboko w oczy. Na policzkach młodzieńca pojawił się delikatny rumieniec.
Przez chwile przyglądali się sobie, a potem Harry delikatnie ucałował czoło męża. Krzywiznę
jego nosa. Brodę. Policzki.
Severus ani drgnął, ale samo spojrzenie wyrażało jego wewnętrzne pragnienia. W pokoju
zapanował kompletny bezruch. Zupełnie jak wtedy, gdy tańczyli i cały świat wstrzymał oddech w
oczekiwaniu. Zielone i czarne oczy spoglądały na siebie, szukając odpowiedzi.
W chwilę później Harry pocałował usta partnera, słodko i nieśmiało, niosąc ze sobą obietnicę
następnych pocałunków. Snape zamknął oczy, zdeterminowany, by zachować na zawsze w
pamięci ten moment, nie pozwalając młodym ustom się wycofać. Obaj zatracili się w pocałunku.
Kiedy zabrakło im tchu, wycofali się, patrząc sobie w oczy.
Severus przylgnął całym ciałem do małżonka i powoli ułożył go na posłaniu. Harry czuł się
upojony szczęściem, gdy na nowo zaczęli się całować. Mężczyzna ułożył się między nogami
młodzieńca. Wodził dłońmi po jego ciele, a ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. W
końcu wsunął język w te rozentuzjazmowane, młode usta, gdzie naprzeciw wyszedł mu równie
entuzjastyczny język.
Chwile pełne pasji przerwało nagłe ukłucie bólu w lewym ramieniu. Chłopak natychmiast
rozpoznał pustą maskę, jaka pojawiła się na twarzy męża. Przytulił jego głowę do swojej piersi i
starszy czarodziej westchnął. Potem szybko wstał.
— Muszę wyjść — powiedział niechętnie. Był zarumieniony i oddychał ciężko.
— Wracaj szybko, Severusie — wyszeptał Potter, przytulając go na pożegnanie. — I uważaj na
siebie.
— Będę. — Spojrzał na małżonka ostatni raz i wyszedł z komnaty, owijając się szczelnie szatą
wyjściową.
Harry siedział w swojej sypialni kompletnie oszołomiony. Wciąż dotykał palcami ust, nie mogąc
uwierzyć w to, co się stało. Wyraz ciemnych oczu męża… odbijające się w nich uczucia i siła
ż
ycia…
Poszedł do biblioteki, zamierzając zająć się czytaniem — bez powodzenia. Próbował poćwiczyć
zaklęcia z treningów, ale wkrótce się poddał.
Te pocałunki…
Usiadł przygnębiony na ulubionej kanapie Severusa. Jego wzrok przyciągnęła koszula
mężczyzny, wisząca na oparciu. Wstał i wziął ją do rąk. Zatopił twarz w miękkiej tkaninie i
wdychał zapach jej właściciela. Nadal trzymając koszulę, wrócił do biblioteki i zaczął
gorączkowo przeszukiwać komodę, w której Snape trzymał ważne dokumenty. Wreszcie znalazł
to, czego szukał. Po pięciu minutach wyszedł, starając się z determinacją wepchnąć coś do
kieszeni. Miał zdecydowany wyraz twarzy.
Podszedł do kanapy, złożył koszulę, po raz ostatni przyłożył ją do swojego policzka, po czym
odłożył na oparcie, na które wcześniej ją rzucono. Zbliżył się do półki, na której stał flakon
wypełniony krwią Severusa i jego własną. Z szacunkiem wziął ją w dłonie i wpatrywał się w
ciemnoczerwony płyn. Potem odstawił naczynie na miejsce i uśmiechając się, dotknął palcami
obrączki. Któryś raz z kolei spojrzał na zegarek. Nie mógł już tego znieść. Nie mógł tak czekać w
lochach. Musiał go natychmiast zobaczyć.
Wybiegł z pokoju i pędząc schodami w górę, wydostał się z zamku. Z ledwością mógł
zaczerpnąć tchu, gdy w końcu dobiegł na skraj lasu, skąd Severus zazwyczaj się aportował.
Stojąc w miejscu, na zmianę wykręcał swoje palce i skubał brzegi koszuli lub maszerował tam i z
powrotem, w oczekiwaniu na pojawienie się męża. W końcu usłyszał znajomy trzask aportacji —
Snape nareszcie wrócił.
Chłopak odwrócił się i spojrzał w czarne oczy mężczyzny — był bardzo blady i zmęczony.
— Harry — powiedział Severus, zaskoczony, a całe znużenie momentalnie go opuściło.
Gryfon ujął twarz starszego czarodzieja w dłonie i pocałował radośnie jego usta. Pocałunek był
stanowczy, pełen słodyczy, miłości i niewinności.
Mistrz Eliksirów stał oczarowany spontanicznością młodzieńca. Łagodnie oddał pieszczotę i
odchylił głowę, patrząc wyczekująco w zielone oczy.
Harry sięgnął do kieszeni i wydobył z niej wiele poszarpanych kawałków pergaminu.
— To dokumenty rozwodowe — oznajmił. — Podarłem je, kiedy cię nie było. Chcę z tobą
zostać, jeżeli tylko mnie zechcesz. — Otworzył dłoń i strzępki papieru uniosły się w powietrze.
— Zechcesz mnie, Severusie?
Twarz Snape’a była zarumieniona.
— Co… co ty mi właściwie usiłujesz powiedzieć, Harry? — zapytał wolno.
— Mówię ci, że cię kocham — odpowiedział nieco zezłoszczony.
— Harry — szepnął mężczyzna, przyciągając go mocno do siebie — ja też cię kocham. Jesteś
pewien, że jestem tym, kogo pragniesz? Że chcesz zostać ze mną, być związany z tak trudnym
człowiekiem?
— Tak — stwierdził krótko chłopak, a jego oczy zamigotały. — Nie byłbyś sobą, gdybyś nie był
taki trudny. Gryfoni lubią wyzwania.
— W takim razie… — szepnął Severus, całując czoło męża i unosząc jego grzywkę, by zobaczyć
bliznę.
— W takim razie…? — odpowiedział tym samym Harry, rozpoznając dialog, który już kiedyś
prowadzili przed bitwą na śnieżki.
— W takim razie…
— Tak?
— Muszę ci coś pokazać.
— To pokaż.
— Mój patronus się zmienił. Teraz to pantera i ma twoja bliznę na czole.
— Twój patronus się zmienił? Przeze mnie? I ma moją bliznę?
***
Dumbledore obserwował przez okno, jak dumna pantera i okazały sokół podążały w stronę
zamku — drugie zwierzę krążyło ochronnie nad pierwszym. Kiedy oba cienie rozpłynęły się,
zobaczył sylwetki dwóch czarodziejów — jedną wysoką, drugą nieco niższą — połączone razem
w uścisku. Po chwili rozdzieliły się, ujęły za ręce i razem ruszyły do zamku.
Fawkes wyprostował szyję i rzucił dyrektorowi pytające spojrzenie, gdy nagle mugolska muzyka
disco rozległa się w gabinecie. Phineas Black odebrał to jako sygnał do złożenia wizyty na
Grimmauld Place, by rozbawić towarzystwo opowieścią o muzycznych gustach Albusa.
Dumbledore sięgnął po lody na patyku o smaku mango.
— Trzeba donieść Zakonowi o zmianie dwóch patronusów, mój drogi! — zachichotał. Fawkes
posłusznie wykonał polecenie, znikając w kłębie dymu.
Beta: sandwich
Rozdział 34
Kiedy Nessa spostrzegła, że Harry i Severus trzymają się za ręce, rzuciła im jedno ze spojrzeń i
szybko opuściła swój portret, podczas gdy jej syczący głośny śmiech wciąż niósł się echem po
pustych teraz ramach.
Mężczyźni weszli do swoich komnat i obejmując się, wymienili pocałunek.
— Jeszcze raz — domagał się Gryfon, unosząc twarz ku ustom starszego czarodzieja.
— Tak bardzo jesteś spragniony fizycznego kontaktu? — zapytał tamten z wesołym błyskiem w
oku.
— Czuję się tak cudownie, gdy to robisz — wyjaśnił młodzieniec z rozbrajającą niewinnością.
Severus uśmiechnął się.
— A ja czuję się cudownie, słysząc takie słowa — wymruczał, składając na ustach męża kolejny
pocałunek.
— Wiesz… bałem się, że będziesz wściekły, po tym jak podarłem te dokumenty rozwodowe…
ż
e uznasz to za zbyt aroganckie.
— Ośmielam się twierdzić, że twoja podświadomość chłonęła wszelkie czułe uczucie, jakie
ś
miałem ci okazywać, nieważne jak bardzo starałem się je ukryć. Musiałeś mieć jakieś
przeczucia, a nawet pewność. Poza tym, nie na darmo przydzielono cię do Gryffindoru. Twoim
obowiązkiem było zrobić coś równie głupio odważnego i nierozważnego. — Harry roześmiał się
wesoło. — Nie zdawałem sobie sprawy, jak puste były te lochy, zanim nie usłyszałem w nich
twojego śmiechu — zauważył Snape. Przez kilka chwil stali bardzo blisko siebie w milczeniu.
— Jak się udało spotkanie? — zapytał łagodnie młodzieniec.
Wąskie usta Mistrza Eliksirów zacisnęły się jeszcze mocniej.
— Czarny Pan… Voldemort… chce spotkać się z tobą w lipcu. Uważa, że to będzie najlepszy
sposób na uczczenie twoich urodzin.
— A więc trzydziestego pierwszego lipca. Wymówiłeś jego imię.
— Tak. Wymówiłem — odpowiedział beznamiętnie mężczyzna.
Chłopak znów się uśmiechnął.
— Najwyższa pora.
Severus parsknął i delikatnie pchnął męża.
Nagle ich uszu doszły spod drzwi do komnat dziwne odgłosy. Marszcząc brwi, Snape otworzył je
gwałtownie. Zaskoczony i rozbawiony jednocześnie, Harry zobaczył Nessę w licznym
towarzystwie na jej portrecie. W rzeczywistości ramy wypełnione były po brzegi stworzeniami,
które opuściły własne obrazy i starały się teraz wcisnąć na portret węża.
— Gratulujemy! Właśnie świętowaliśmy narodziny prawdziwego związku pomiędzy tobą a
Severusem! — wyjaśniła Nessa w wężomowie, przywierając z całych sił do swojego moździerza,
podczas gdy jakiś mnich starał się ją z niego zdjąć, ciągnąc gada za ogon. Harry przetłumaczył
słowa zwierzaka mężowi, ale ten tylko przewrócił oczyma. Gryfon wyszczerzył zęby w
uśmiechu.
— Dziękuję ci, Nesso — powiedział Mistrz Eliksirów znudzonym tonem. Wąż skinął głową w
podzięce i mrugnął do niego porozumiewawczo. — Wygląda na to, że strażnik naszych kwater
dość serdecznie świętuje z tej okazji — skomentował jej zachowanie, zamykając przy tym drzwi.
— Masz jeszcze to elfie wino? Powinniśmy wypić za nasz „prawdziwy związek”, jak go nazwała
Nessa.
Mężczyźni spoczęli na kanapie. Severus przywołał butelkę wina oraz dwa eleganckie kieliszki i
nalał im odrobinę czerwonego płynu.
— Za nas — powiedział z powagą, wznosząc toast.
Zjedli wspólnie kolację. Harry od czasu do czasu dotykał nogi męża pod stołem. Severus, który
po raz pierwszy zbliżył się do kogoś na tyle blisko, z początku czuł zawstydzenie i złość, ale w
końcu również z ostrożnością dotknął nogi młodzieńca.
Mijały kolejne dni. Powoli przyzwyczajali się do nowego rodzaju intymności pomiędzy nimi i jej
fizycznego wyrażania. Zwłaszcza starszy mężczyzna, który nie należał do wylewnych osób, nie
był przyzwyczajony do tak bliskiego związku. Dla niego ironiczne było to, że spędził z
chłopakiem noc poślubną, ale nie miał pojęcia o tym, jak zareaguje na jego dotyk.
Wiedział też, że czasu coraz mniej, zwłaszcza dla nich. Rządy Voldemorta odciskały swe piętno
na życiu zwyczajnych ludzi, sprawiając, że starali się czerpać z niego tyle radości, ile tylko się
dało. Nikt nie miał pewności, czy dożyje następnego miesiąca, tygodnia, a nawet kolejnego dnia,
od kiedy śmierciożercy mordowali i zastraszali wszystkich, którzy nie podzielali ich opinii o
ś
wiecie.
Pomimo tego, Harry i Severus byli świadomi, iż przyśpieszanie czegokolwiek w ich związku
zniszczy wszystko, co udało im się do tej pory osiągnąć. Poza tym, szczęśliwie należeli do
Zakonu Feniksa, który śledził każdy ruch Voldemorta. I oczywiście obaj zetknęli się z nim
osobiście — słabości Riddle'a wychodziły na wierzch wtedy, gdy wykorzystywał maksimum
swojej mocy.
Tymczasem Harry oznajmił radosna nowinę swoim przyjaciołom. W odpowiedzi Remus wysłał
mu krótki liścik, w którym wyraził swoją radość, a pani Weasley przesłała oszałamiającą ilość
słodyczy i nalegała, by spędzili wielkanocne ferie w jej domu, w otoczeniu przyjaciół i rodziny.
Hermiona była zachwycona, zaś Ron z przerażeniem zaakceptował rozwój wypadków („Nigdy
nie będę popijał herbatki z twoim mężem, ale jeśli możecie ze sobą wytrzymać, to mam nadzieję
zobaczyć was razem w Norze podczas Świąt!”).
— To za tydzień — stwierdził Snape, przyglądając się zaproszeniu Molly. Harry pomyślał, że
mężczyzna wyglądał przy tym dość niepewnie. Nie przywykł do otrzymywania zaproszeń,
przypomniał sobie.
— Tak, będzie niezła zabawa! — powiedział na głos, obejmując przy tym męża.
Rzeczywiście, było zabawnie, zwłaszcza dla Gryfona. Severus nieprzyzwyczajony do spotkań
towarzyskich zachował czujność, chociaż wysilił się na tyle, by przetrzymać to w cywilizowany i
nieco mniej sztywny sposób.
Hermiona uśmiechnęła się serdecznie na ich widok i od razu pośpieszyła z gratulacjami.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że mężczyźni musieli nie tylko dzielić ze sobą pokój, ale
również łóżko.
— Przecież są małżeństwem — stwierdziła pani Weasley na widok zszokowanej twarzy swojego
najmłodszego syna. Panna Granger natychmiast dodała:
— W dzisiejszych czasach nawet niezamężne pary śpią ze sobą. Tak jak w wolnych związkach.
Ron ziewnął szeroko, gdy Hermiona kontynuowała swój wywód. Dziewczyna przerwała i
spojrzała na niego krytycznie.
— Ty tu sobie ziewaj, Ron! A wiesz, że małżeństwa dwóch osób tej samej płci są zabronione w
większości krajów na świecie? — prychnęła. — Na szczęście czarodziejska Wielka Brytania jest
bardziej tolerancyjna, przynajmniej pod tym względem. — Posłała ciepły uśmiech w stronę
Harry’ego i Severusa, pomagając Molly nakryć do stołu.
— Hermiona ma rację — poparł ją Remus, obserwując równocześnie, jak Tonks zmienia swoje
różowe włosy w długie, czerwone loki.
— Jak zawsze — wymamrotał rudzielec i spoglądając na małżonków, dodał: — Nie szalejcie w
łóżku, a przynajmniej bądźcie cicho.
— Ronaldzie Weasley! — wrzasnęły równocześnie jego matka i dziewczyna.
Zarówno Snape jak i Potter czuli narastającą nerwowość, gdy zbliżała się pora udania na
spoczynek. Kiedy obaj stanęli przy ich wspólnym łóżku, w maleńkim pokoiku, przebrani w
piżamy, Harry z ogromną nieśmiałością spojrzał na partnera.
— Masz coś przeciwko temu, żebyśmy spali razem? To znaczy, nie będziemy przecież niczego
robić, my tylko… eee… będziemy spali. To znaczy, nie będziemy…
Severus nie mógł się powstrzymać. Widok dzielnego Gryfona plączącego się w słowach był tak
zabawny, że roześmiał się serdecznie. Po chwili chłopak mu zawtórował.
— Nie, Harry. Nie będziemy jeszcze uprawiać seksu. Chociaż… — mężczyzna przestał się śmiać
i odwrócił głowę. — Nie będę cię winił, jeżeli nigdy nie będziesz chciał tego ze mną robić. Po
tym, co się stało.
Młodzieniec ujął w dłonie jego twarz.
— Severusie, kiedy przestaniesz czuć się winny?
— Czasami czuję się jak gwałciciel, zwłaszcza wtedy, gdy muszę spotkać się z Czarnym Panem i
pokazywać mu te wszystkie lubieżne obrazy z tobą i mną. Wiem, że mi wybaczyłeś, ale
niezwykle trudno jest wybaczyć samemu sobie.
— Gwałciciel? Severusie, zaczynasz mnie złościć. Któryś raz z rzędu powtarzam ci, że obaj
musieliśmy to zrobić. Nie tylko ja. Dla ciebie było to o wiele trudniejsze. Ty musiałeś… działać,
ż
e tak powiem. To ty zdecydowałeś, że będziesz mnie chronił pomimo wszystko. Kocham cię.
Naprawdę uważasz, że mógłbym cię kochać i nie ufać ci?
— Uderzyłem cię następnego dni i złamałem ci rękę podczas tej kłótni w sypialni —
wymamrotał Snape.
— To był wypadek. Nie zrobiłeś tego celowo. Upadłem i złamałem rękę. A co do uderzenia…
Rzucałem w ciebie bezpodstawne oskarżenia. Severusie… to był ciężki czas dla nas obu, ale
spójrz tylko, gdzie jesteśmy teraz.
Oczy Mistrza Eliksirów pojaśniały.
Kiedy znaleźli się w łóżku, cała nieśmiałość zniknęła. Harry przytulił się do męża, który objął go
ramieniem i pocałował w czoło. Mężczyzna uśmiechnął się do siebie w ciemnościach, nie mogąc
uwierzyć, że dzielił łóżko z kimś, kogo kochał. Że miłość w końcu przyszła właśnie do niego, ze
wszystkich ludzi na świecie.
Rozdział 35
Jasne promienie wielkanocnego słońca przedarły się przez zamknięte okiennice. Harry otworzył
oczy. Obok niego leżało coś ciepłego. Lub raczej ktoś ciepły. Chłopak przetarł oczy i obrócił się.
Severus spał na boku, plecami do niego. Potter przytulił twarz do pasma czarnych włosów
spoczywających na poduszce. Były tak samo jedwabiste jak głos Severusa. Harry przeciągnął się
i przekradł do łazienki, zerkając po drodze na zegar — siódma rano. Zazwyczaj to jego mąż
wstawał wcześnie.
No cóż, dla każdego przychodzi ten pierwszy raz. Uśmiechnął się sam do siebie.
Mistrz eliksirów otworzył oczy i zauważył puste miejsce obok siebie — wciąż było ciepłe.
Dostrzegł jeden ciemny włos Harry’ego na poszewce. Był czarny, tak jak jego własne.
Mężczyzna podniósł go i obracał leniwie pomiędzy palcami. Kiedy włosy znajdują się na głowie,
są przedmiotem podziwu. Gdy tylko spadną, przez wielu są uznawane za ohydne. Trzymając w
ręku włos męża, Severus doszedł do wniosku, że lubi go pomimo wszystko, nawet jeżeli opuścił
dotychczasowe miejsce przebywania.
Nagle z łazienki doszedł go głośny trzask, jakby chłopak coś upuścił i Snape był przekonany, że
usłyszał pięcioliterowe słowo, którym Harry skomentował swój wyczyn. Wkrótce potem drzwi
otworzyły się i z pomieszczenia wyszła świeżo umyta postać ubrana w dżinsy i lekki sweter.
Severus Snape nie należał do śpiochów, ale dziś ogromnie spodobały mu się pierwsze chwile po
przebudzeniu. Mężczyzna usiadł na łóżku, a młody czarodziej odwrócił się w jego kierunku.
— Dzień dobry, Sev — powiedział radośnie.
— Sev?
— Myślałem o tym, kiedy brałem prysznic. Zdrobnienie przypomina mi o liczbie siedem, która
uważana jest za magiczną.
— Takie poranne pochlebstwa — mruknął Snape. — Ale jeżeli ma cię to uchronić przed
ś
wierzbieniem języka, gdy wymawiasz moje imię w całości, w takim razie możesz je skracać.
— W jaki sposób udaje ci się mówić jak profesor w kilka chwil po przebudzeniu? — zapytał
rozbawiony. W stronę chłopaka poszybowała jego własna poduszka, pchnięta jakimś
niewerbalnym zaklęciem. Harry złapał ją wdzięcznie, dzięki refleksowi nabytemu w czasie
treningów quidditcha i pojedynków. — Wow! Z całą pewnością wiesz, jak rozgrzać swoją magię
po śnie. — Roześmiał się, ciskając poduszką w Severusa, który w odpowiedzi wyślizgnął się z
łóżka i pomaszerował do łazienki. Harry nie pogniewał się za to. Doskonale wiedział, że jego
mąż był bardziej skory do konwersacji, po tym jak się odświeży i zje śniadanie.
Razem zeszli do kuchni, gdzie wręczono im talerze pełne bekonu, smażonych jajek, pysznych
kiełbasek i grzybków przyrządzonych przez panią Weasley i Lupina. W miarę jak ludzie
napełniali swoje żołądki, pomieszczenie powoli wypełniało się dźwiękami rozmów. Jednakże,
nikt nie siedział bezczynnie w ten wielkanocny poniedziałek. Młodzież wyszła do ogrodu, aby
odgnomić najbliższe otoczenie, zaś starsi wdali się w dyskusję na temat Voldemorta oraz tego,
jak pokrzyżować jego plany.
— A więc, Harry, jak ci było dziś ze Snape'em? — zapytał Ron. Hermiona zamarła.
— Masz na myśli wspólną noc w jednym łóżku?
— A cóż by innego, chłopie?
— Ron! — prychnęła dziewczyna. Ginny zaczęła chichotać, chowając twarz za zasłoną z
włosów.
— Daj spokój, Ron, to osobista sprawa — odpowiedział Harry.
— Czyżbyś był nieśmiały? Albo nie było żadnej akcji? — zapytał ponownie rudzielec, patrząc na
niego sceptycznie. Hermiona walnęła go w głowę gnomem. — Hej! Tylko żartowałem! Myślisz,
ż
e naprawdę chcę znać każdy szczegół dotyczący tego tłustowłosego… to znaczy...
Gnom trzymany przez Harry’ego wyleciał w powietrze i trzasnął Rona prosto w żebra.
— Mój mąż nie jest tłustowłosy! — warknął. Bliźniaki zachichotały. A kiedy Harry oddalił się
nieco, Fred szepnął do młodszego brata:
— Nie martw się, braciszku, spali jak aniołki.
— Skąd wiecie? — zapytał również szeptem Ron.
— Uszy dalekiego zasięgu — wyjaśnił zwięźle George.
Hermiona wpatrywała się w nich zszokowana. Ron również wyglądał na zaskoczonego.
— Jak możecie ingerować w taki sposób w czyjeś życie osobiste? — najeżyła się.
— Hej, to przecież Snape, Hermi, nie nakręcaj się tak.
— To Harry i profesor Snape, a wasza dwójka nie ma prawa ich podsłuchiwać! Nie macie
wstydu?!
— Och, oni po prostu chcieli… no cóż... — Ron usiłował być dyplomatyczny. Bliźniaki
przewróciły oczami, a Hermiona prychnęła wyniośle.
Dziewczyna odmaszerowała rezolutnie w inną część ogrodu i tam kontynuowała odgnomianie, z
dala od swojego chłopaka i jego braci. Nawet Ginny przestało to bawić i dołączyła do
przyjaciółki. Na szczęście Harry był nieświadomy całej tej rozmowy dotyczącej jego miłosnego
ż
ycia.
Gdy małżonkowie wrócili wieczorem do Hogwartu, chłopak pogrążył się w rozmyślaniach na
temat ich sypialnianych aranżacji. Dzieląc łóżko z Severusem, czuł się szczęśliwie i komfortowo.
Bezpiecznie.
Chroniony.
Kochany.
— Sev? — zaczął łagodnie.
— Tak, Harry? — Czarodziej spojrzał na niego pytająco.
— Jak się czułeś, gdy dzieliliśmy łóżko? — zagaił ostrożnie chłopak, starając się nie przekraczać
bezpiecznej granicy.
— Było dość znośnie — odpowiedział mężczyzna, wyglądając na rozbawionego.
Cisza.
— Och. No dobrze.
— Do czego zmierzasz, ty moja subtelności? — zapytał poważnie Severus.
— No cóż… czy miałbyś coś przeciwko temu, aby to powtórzyć?
— Harry, chyba będzie lepiej, jeśli nie będziemy ze sobą spać. W Norze tak po prostu wyszło, ale
chociaż jesteśmy małżeństwem, wolałbym sypiać oddzielnie.
— W porządku. No cóż… dobrze — stwierdził.
— Nie jesteś zadowolony — zauważył Snape.
— Przyjemnie było spać u twojego boku. Inaczej, chociaż miło. Dobrze się czułem. A ty?
— Wolałbym niczego nie przyspieszać.
— Nie zostało nam zbyt dużo czasu, prawda? — odpowiedział Harry, a jego głos zabrzmiał
niezwykle pewnie.
— Myślałem, że rozumiesz, jakich szkód może narobić zbytni pośpiech, po tym jak...
— …skonsumowaliśmy nasz związek, tak, wiem — chłopak dokończył jego zdanie.
— Najwyraźniej nie zgadzamy się w kwestii sypiania ze sobą — skomentował Snape.
— Nie, masz rację. Lepiej będzie, gdy każdy z nas będzie spał osobno — odpowiedział szybko,
całując Severusa w policzek i posyłając mu uśmiech. Po chwili odwrócił się, by odejść do swojej
sypialni.
— Harry. Zaczekaj.
Chłopak spojrzał na niego.
— Nie chcę zmuszać cię do czegoś, na co nie masz ochoty.
— Sev, gdybym nie chciał spać z tobą, nie pytałbym cię o to.
Czarodziej skinął głową. Tę noc mężczyźni spędzili w swoich sypialniach.
Następnego wieczoru Severus usłyszał pukanie do drzwi i otwierając je, zobaczył rumieniącego
się Harry’ego. Bez słowa, ujął go za rękę i zaprowadził do łóżka, gdzie obaj spali niewinnie obok
siebie do rana. Od tego czasu, Harry powtarzał tę czynność dwa razy w tygodniu, ze
szczególnym upodobaniem do środowych i sobotnich nocy. Severus czuł się szczęśliwy, mając
przy sobie męża, do momentu kiedy obecność chłopaka zaczęła wywoływać podświadomy
wpływ na jego ciało i umysł.
Pragnął dotykać go w intymny sposób, pieścić całego, wziąć do ust, smakować, sprawić, by
doszedł.
Gdy nadszedł maj, Snape czuł seksualną frustrację. Obaj poświęcali mnóstwo czasu na
przytulanie i pocałunki, ale żaden z nich nie ośmielił się poczynić następnego kroku, by zbadać,
co kryje się pod ich ubraniami. Severus wciąż nękany był wizjami swojego wcześniejszego
zachowania w stosunku do męża, zaś Harry’ego nękało poczucie winy Severusa — widział je w
czarnych oczach, za każdym razem, gdy chcieli zrobić postęp w ich intymnych stosunkach. Więc
gdy Sev poinformował go bez ogródek, że nie chce więcej jego towarzystwa w sypialni, Harry —
który czuł jeszcze większą frustrację niż starszy czarodziej i to nie tylko seksualną — stracił
panowanie nad sobą.
Rozdział 36
- Lepiej będzie, gdy przestaniemy sypiać razem – powiedział chłodno i sztywno Severus
pewnego wieczoru. Harry starał się zamaskować ból, który poczuł w tej chwili. Właściwie
bardziej zabolał go ton i sposób w jaki jego mąż powiedział to zdanie, niż same słowa.
- Dlaczego, Sev? – zapytał spokojnie.
- Nie ma wystarczająco miejsca dla ciebie w moim łóżku – powiedział zwięźle mistrz eliksirów,
nie patrząc nawet na chłopaka.
- Dosłownie czy w przenośni? Dlaczego mam wrażenie, że masz na myśli ten drugi przypadek? –
dopytywał się Potter.
- Bo tego właśnie chcę.
- To dlaczego nie patrzysz mi w oczy?
Severus odwrócił się i spojrzał na niego przenikliwie czarnymi oczyma.
- Nie chcę żebyś przychodził więcej do mojej sypialni. To wszystko co musisz wiedzieć -
powiedział z szyderczym uśmieszkiem na ustach, którego Harry nie widział już od dłuższego
czasu.
- Rozmawiasz ze mną tak, jak robiłeś to przed Bożym Narodzeniem - rzucił Gryfon, czując jak
ulatuje cała jego cierpliwość. - Chcę znać powód.
- To niezdrowe, żeby taki młody mężczyzna jak ty, sypiał z kimś, kto jest wystarczająco stary, by
być jego ojcem.
- To najgłupsza wymówka, jaką kiedykolwiek słyszałem - odpowiedział stanowczo Harry, a jego
policzki poczerwieniały z gniewu. Nie strawię kłamstwa na tym etapie naszego związku,
Severusie. Nie muszę być legilimentą, żeby dostrzec, że coś przede mną ukrywasz.
- Jesteś zaledwie chłopcem, a ja dojrzałym mężczyzną. Nie oczekuję, że zrozumiesz moje
ż
yczenie.
Dla Pottera to było zbyt wiele.
- Nie jestem „zaledwie chłopcem” i nie mów do mnie, jak do kogoś o ograniczonej inteligencji! -
powiedział lodowatym tonem, z całych sił powstrzymując się przed krzykiem.
- Doskonale, Harry Potterze. Czy chcesz dzielić łoże z kimś, kto gwałci cię dla przyjemności w
wizjach przeznaczonych dla Czarnego Pa… Voldemorta?
- Niedobrze mi sie robi od omawianie w kółko tego samego tematu! – krzyknął Harry. Wydawało
się, że temperatura wokół obu czarodziejów podniosła się, a powietrze zalśniło od buzującej
magii. Potter podszedł do męża i teraz prawie stykali się nosami. - Rozmawiaj ze mną jak z
dorosłą osobą, którą jestem syknął.
- Jesteś źródłem … - starszy czarodziej przerwał, wahając się przez chwilę - źródłem zakłóceń w
moim łóżku. Powiedz mi, Harry, czy chciałbyś, żebym dotykał cię całego? Chciałbyś poczuć
moje dłonie na swojej skórze? Moją obrzydliwą osobę dosłownie wewnątrz ciebie?
- Co próbujesz mi powiedzieć? - zapytał zniecierpliwiony chłopak, dysząc ciężko. - I co to za
bzdury o twojej obrzydliwej osobie?
- Gdybyś jeszcze nie zauważył, mam swoje seksualne potrzeby, mój drogi panie Potterze -
wyrzucił z siebie Ślizgon.
- Ja również, mój drogi panie Snape. Czy prowadzimy tę idiotyczną rozmowę, bo chciałbyś
dotykać mnie bardziej intymnie? Bo uważasz, że będę się buntował przeciwko twoim zalotom,
gdy będziemy razem w łóżku?
Severus milczał. Harry rzucił mu surowe, urażone spojrzenie.
- A więc na tyle mi ufasz?
- Jesteś zbyt młody. Naturalnie, chętnie odkrywasz swoją zmysłowość, pomimo pierwszych,
nieprzyjemnych doznań. Myślisz, że…
- Nie mów mi, co mam myśleć! – wrzasnął chłopak - Napisałeś sobie scenariusz odnośnie moich
opinii! Wygląda na to, że wolno mi myśleć tylko to, co ty uważasz za stosowne!
- Harry, ja…
- Masz tak marną opinię o sobie, że z przyzwyczajenia przypiąłeś mi jeszcze gorszą łatkę! -
krzyczał dalej młodzieniec. Starszy czarodziej otworzył usta, aby zaprotestować, ale chłopak był
szybszy. - Świetnie! W takim razie nie będę już skażał twojego łoża… bo… - Potter ściszył głos -
… bo najwidoczniej cię deprawuję, prawda?
- Nie masz pojęcia jak to jest, kiedy muszę tworzyć obsceniczne wizje o nas dwóch. Wizje, w
których cię krzywdzę warknął Snape.
- To są fałszywe obrazy! Kiedy wreszcie zatroszczysz się o prawdziwe wspomnienia? - wrzasnął
znów Gryfon.
- Ja… posłuchaj… - Severus oblizał nerwowo usta, a jego oczy lśniły niczym w gorączce. - Masz
rację, nie jesteś chłopcem. Jesteś mężczyzną. I kiedy leżysz obok mnie, kiedy czuję twoje ciało
obok mojego, tak jak teraz - mężczyzna przyciągnął delikatnie młodzieńca do siebie - nie masz
pojęcia jak bardzo pragnę … całować cię i smakować ciebie całego!
Harry owinął ramiona wokół tali męża.
- Innymi słowami mówiąc… chciałbyś aby nasze stosunki stały się bardziej intymne.
Snape poczerwieniał, jakby te słowa wprawiły go w zawstydzenie. Młodszy czarodziej zaczął się
ś
miać, a cały gniew zupełnie z niego wyparował.
- I wywaliłeś mnie ze swojej sypialni z takiego powodu? Byłeś tak mocno przekonany, że uznam
cię za jakiegoś zboczeńca? Severusie Snape, czasami zachowujesz się jak kompletny idiota!
Musisz nauczyć się rozmawiać ze mną o takich sprawach.
- Ja… no cóż… - mistrz eliksirów podejrzanie zabrzmiał niczym mały chłopiec.
- Jesteśmy kochankami i ja też od jakiegoś czasu pragnę cię w ten sposób.
- To dlaczego nie zrobiłeś pierwszego kroku, dzielny Gryfonie? - Severus zapytał sarkastycznie.
- Miałem taki zamiar, ale nie przychodziło mi do głowy nic odpowiednio subtelnego. Ty tak
bardzo lubisz subtelność, a ja nie wiedziałem, no wiesz, jak zrobić ten pierwszy krok.
- Do diabła z subtelnością - powiedział Snape w iście nie-Ślizgońskim stylu całując męża prosto
w usta. Harry oddał pocałunek i odsunął się nieco, żeby popatrzeć w twarz mężczyzny.
- Przepraszam – wymamrotał Severus.
- Masz za co - odpowiedział surowo młodzieniec, rozbawiony obrotem ich zaciekłej kłótni. Z
całą pewnością nie spodziewał się, że zakończy się ona pocałunkiem.
- Podawanie wszystkiego pod wątpliwość czy brak zaufania stało się moją drugą naturą - dodał
Snape.
- Bądź tak miły i nie mieszaj mnie w swoją drugą naturę - dowcipkował Gryfon.
- Nie będę - zapewnił go starszy czarodziej.
Harry śmiało przesunął dłoń niżej, dotykając przelotnie pośladków męża. Ten zaś odpowiedział
kolejnym pocałunkiem, rozpinając równocześnie kołnierzyk koszuli chłopaka, aby zyskać
większy dostęp do jego szyi. Kiedy usta dotknęły brzoskwiniowej skóry, Harry jęknął i przechylił
głowę, by dać mężowi lepszy dostęp.
Severus poczuł twardą erekcję swojego partnera, gdy ten przylgnął do niego całym ciałem. Zdał
sobie również sprawę z delikatnych ruchów bioder Pottera, które raz za razem napierały na jego
własne. Zrozumiał, że w ten sposób chciał mu pokazać, że on – Snape – podnieca go.
Ż
aden z mężczyzn, z którymi łączyły go jakieś nic nieznaczące związki, nie okazał mu w taki
sposób swojego pożądania. Mistrz eliksirów obserwował twarz męża z uczuciem graniczącym z
niedowierzaniem - zarumienione policzki, przymknięte oczy, szybki oddech muskający usta…
Te usta… Severus całował je, a Harry odpowiadał z pasją.
I wtedy nadeszła pora na kolejną sesję treningową z Moodym i McGonagall.
- Przyjdź dziś do mojej sypialni - szepnął do ucha Gryfona.
- Przyjdę - odpowiedział Harry.
Gdy Harry wszedł do sypialni tego wieczoru, Severus siedział w łóżku czekając na niego.
Książka, którą czytał zanim chłopak do niego dołączył, leżała porzucona na nocnym stoliku i po
raz pierwszy starszy czarodziej uchylił kołdrę, gdy jego mąż zbliżył się do niego. Zazwyczaj
czytał gdy Potter wchodził do pokoju i zaszczycał go tylko przelotnym spojrzeniem, zanim ten
wślizgnął się pod przykrycie. Tym razem cała jego uwaga była skupiona na Harrym. Szybkie
Nox! I znaleźli się w przytulnych ciemnościach. Ciemność sprawiła, że każdy pocałunek czy
pieszczota była intensywniejsza, bardziej nieoczekiwana. Po jakimś czasie Severus poczuł jak
kocia sylwetka młodzieńca wspięła się na niego. Gdy śmiała dłoń dotknęła wnętrze jego uda,
mężczyzna gwałtownie nabrał powietrza.
- Harry - wyszeptał.
- Za szybko? - zapytał delikatnie Gryfon.
- Merlinie, nie! Nie przestawaj!
Palce chłopaka dotknęły jego twardej erekcji. Biodra Snape’a drżały i podrygiwały. Czarodziej
sięgnął w dół i nakrył badawcze palce Pottera swoją dłonią.
- Pokaż mi, proszę - powiedział do niego. Dłoń kochanka poruszyła się i jego własne palce i dłoń
zaczęły naśladować ruchy. Mężczyzna zaczął wić się i oddychać coraz prędzej, a cała jego
samokontrola gdzieś uleciała. Czuł gorący oddech męża na szyi i te chętne palce drażniące go
przez warstwy piżamy i bielizny. Po chwili, Severus doszedł w ramionach Harry’ego, wydając
przy tym zduszony okrzyk.
Oboje leżeli w ciszy, gdy Potter szepnął:
- Następnym razem śpimy w moim łóżku, Sev.
Rozdział 37
Harry po raz ostatni przebiegł grzebieniem po gęstych, czarnych włosach Severusa, zanim
sięgnął po elegancką, drewnianą szczotkę, którą jego mąż kupił tuż po ślubie. Przez następne
dwie lub trzy minuty czesał ciemne pasma, po czym odsunął się od mężczyzny. Snape wstał,
przyciągnął młodzieńca do siebie i pocałował go w czoło.
- Dziękuję – powiedział.
Harry uśmiechnął się.
- Najwyższa pora, żebym zapoznał się z włosami nie tak bardzo upartymi jak moje – stwierdził.
Oczy ślizgona zamigotały wesoło.
- Brak uporu z ich strony może być mylący, jeśli weźmiesz pod uwagę moją osobę – wymruczał
wprost do ucha Pottera.
- Och, tak. Bardzo mylący – zgodził się Gryfon. Uwielbiał ich słowne potyczki i wiedział, że
Severus również za nimi przepada.
- Nie zapominaj, że dzisiaj zaprosiłeś mnie do swojego łóżka, moja pantero. Wtedy pokażę ci jak
bardzo potrafię być uparty – przypomniał mu mężczyzna.
Potter uniósł brew.
- Trudno byłoby mi zapomnieć o naszych sypialnianych aranżacjach.
- Świetnie – odpowiedział Snape, wypuszczając męża z objęć i poprawiając swoją nauczycielską
szatę.
- Wspaniale, dziś twoi uczniowie będą czuli przed tobą wyjątkowy lęk – zażartował Gryfon.
Ś
lizgon prychnął tylko w odpowiedzi i wymaszerował z ich komnat, zadzierając arogancko
haczykowaty nos. Harry uśmiechnął się i odłożył szczotkę i grzebień. Rozmyślał o ich wspólnie
spędzonej, wczorajszej nocy. Jak sprawił mężowi przyjemność dotykając go zaledwie przez
ubranie. Jak Sewerus doszedł w jego ramionach. O rozkosznym gorącu bijącym z jego ciała…
Harry leżał na łóżku, wyczekując, kiedy wreszcie usłyszał delikatne pukanie do drzwi. Severus
wszedł do środka, ubrany w piżamę, na którą narzucił szlafrok. Potter uniósł kołdrę i starszy
czarodziej położył się obok niego. Łóżko było mniejsze niż to w sypialni Snape’a, jednak oboje
mieli wystarczająco dużo miejsca.
- A więc jestem tu, twoim łóżku. I co mam teraz z tobą zrobić? Tyle pomysłów przychodzi mi do
głowy, że nie wiem, który z nich wybrać – stwierdził Ślizgon.
- Co powiesz na mały pocałunek? – zaproponował Harry.
- Mały? Właściwie to dość roztropnie z twojej strony, robić na początek małe kroki –
odpowiedział czarnooki czarodziej, cmokając męża w usta.
- To było za mało! – narzekał Gryfon.
- Ach, jesteśmy dziś wybredni? – powiedział Severus i pocałował chłopaka. Tym razem jego
cięty język wślizgnął się w usta niecierpliwego młodzieńca.
- Tak samo jak ty – dowcipkował Potter, gdy tylko odzyskał oddech. W odpowiedzi, mężczyzna
znów go pocałował. Powietrze wokół nich naładowane było gorącym pożądaniem. Obaj byli już
zarumienieni, gdy Harry nieśmiało sięgnął ku zapięciu piżamy męża. Severus nie zaprotestował i
pozwolił chłopakowi rozpiąć guziki, cały czas bacznie obserwując jego twarz. Kiedy skończył,
pomógł mu pozbyć się jego koszuli i po chwili leżeli razem z obnażonymi torsami. Potter powoli
przesunął dłonią wzdłuż klatki piersiowej i brzucha męża. Wkrótce potem dłoń zastąpiły ochocze
usta.
Severus sam pragnął dotykać go w podobny sposób, więc objął Gryfona ramionami i zamienił ich
pozycje. Teraz Harry leżał pod nim z błyszczącymi, zielonymi oczym i najszczęśliwszym
uśmiecham, jaki kiedykolwiek widział. Młodzieniec objął ramionami szyję męża i przyciągając
go bliżej do siebie, unieruchomił go, mocno obejmując nogami. Severus spojrzał na chłopaka i
wsunął dłoń pomiędzy ich ciała. Biodra Harry’ego drgnęły spazmatycznie, gdy smukłe palce
odnalazły jego gorącą erekcję.
Tydzień później posunęli się kolejny krok do przodu – pozbyli się ubrań w swojej obecności.
Harry dość pewnie czuł się w swoim ciele. Kiedyś chciał być wyższy i nieco mniej kościsty,
jednak od kiedy nie musiał wracać do swoich krewnych i od czasu, gdy Severus bacznie
przyglądal się jego diecie, nie był już takim chudzielcem. Był zadowolony ze swojego wzrostu,
chociaż złościł się, gdy starszy czarodziej wypominał mu, że staje na placach podczas kłótni, czy
innej dyskusji prowadzonej na stojąco.
Z drugiej strony, Severus nie był pewien swojego wyglądu. Niektórzy mężczyźni, z którymi
spotykał się w przeszłości, dość okrutnie docinali mu, iż powinien więcej jeść, a jeden z nich
zapytał nawet co stało się z jego nosem.
- Geny, oto co mi się stało, ty kretynie – odpowiedział wtedy Snape i zmienił go w świnię.
Snape i Potter na zmianę sypiali w swoich łóżkach. Ślizgon spędzał tydzień w łóżku Gryfona,
który później spędzał taki sam okres czasu w sypialni partnera. Harry nie proponował, by po
prostu zdecydowali się zamieszkać w jednej sypialni, żeby zbytnio nie popędzać męża. Pomyślał,
ż
e ktoś, kto nigdy nie wiedział jak to jest być kochanym i dzielić z kimś przestrzeń życiową,
mógłby się poczuć dość ograniczony. Nie miał nic przeciwko takiemu wymienianiu się łóżkami.
W ten sposób mógł gościć swojego męża u siebie i sam odwiedzał go w sypialni. Zawsze ubrany
w piżamę.
Dlatego, gdy pewnego dnia Severus wszedł do jego pokoju, zdziwił się widząc Harrego owiętego
jedynie w ręcznik.
- Nie jesteś ubrany? – na wpół stwierdził.
Potter podszedł do niego, stąpając cicho bosymi stopami po podłodze.
- Spróbuj go zdjąć – wymruczał. Severus uniósł brew. – No dalej – zachęcał go Gryfon, wodząc
palcami po krawędzi ręcznika owiniętego wokół bioder.
- Czy próbuje mnie pan uwieść, panie Potter? – zapytał starszy czarodziej, przyciągając
młodzieńca do siebie i łapiąc za miękki materiał. Pociągnął. Nic się nie stało, poza tym, że
tkanina stawiła mu dziwny opór. Twarz Harry’ego przybrała chytry wyraz.
- Ach, zaklęcie klejące.
Wsunął palec za krawędź ręcznika i musnął skórę na brzuchu chłopaka. Dwie mokre od wziętego
przed chwilą prysznica dłonie zaczęły rozpinać koszulę mistrza eliksirów, gdy ten wyszeptał
przeciwzaklęcie. Ręcznik i koszula opadły równocześnie na podłogę. Serce Harry’ego zaczęło
bić szybciej. Jeszcze nikt nie widział go w takim stanie – nagiego i pobudzonego jednocześnie.
Wyciągnął rękę i zakrył czarne oczy swoją dłonią.
- Twoje spodnie. I jeszcze… bielizna. – Stanął za Severusem i przytulił się do jego pleców.
- To najbardziej wymyślny plan uwodzenia, jaki widziałem – skomentował sucho Severus,
jednocześnie zdejmując jednym ruchem pozostałe ubranie i odwracając się do swojego męża.
Harry zarumienił się i spojrzał w oczy mężczyzny. Snape już wcześniej rozbierał się przed
innymi, jednak po raz pierwszy stał nagi przed kimś, kogo kochał. Zaczynał czuć się niepewnie i
był coraz bardziej świadomy swojego ciała pod badawczym spojrzeniem Gryfona. Nagle Potter
położył dłoń na jego piersi i szepnął:
- Jesteś idealny.
Mistrz eliksirów słyszał wiele komentarzy odnośnie swojego wyglądu i charakteru, lecz słowo
„idealny” nigdy nie było brane pod uwagę – wręcz przeciwnie.
Mężczyźni zaczęli się całować. Nie przerywając pocałunku , ruszyli w kierunku łóżka i po chwili
leżeli już na nim. Harry zaczął poznawać ciało swojego męża za pomocą ust i dłoni. Severus
drżał z każdym kolejnym pocałunkiem, liźnięciem, uszczypnięciem, czy dotykiem. Splótł swoje
nogi z nogami Pottera i delikatnie kołysał ich ciała. Przeszłość i przyszłość zdawała się nie
istnieć. Zapomnieli o Voldemorcie, nazwach Domów, wartościach, antagonizmach i
niepewności. Nie istniał żaden Złoty Chłopiec, czy Mistrz Eliksirów. Otaczał ich inny świat,
który należał tylko do nich. To tu mogli być po prostu Harrym i Severusem, którzy kochali się
nawzajem.
Nieco późnie,j Harry spojrzał na lepki bałagan otaczający ich ciała.
- Przepraszam – powiedział rumieniąc się.
- Za co? – zapytał zaskoczony Snape.
- No cóż, za ten bałagan.
- Bałagan? Na tym to właśnie polega. Nie ma czegoś takiego jak czyste i schludne stosunki
seksualne.
Potter roześmiał się.
- To dobrze, że są takie niechlujne. Ja tylko… po raz pierwszy ktoś widzi mnie w takim… stanie.
- O tak, trzeba czasu, żeby przyzwyczaić się do drugiej pary oczu, widzącej cię w kompletnym
nieładzie.
Zapadła cisza, podczas której Severus przyglądał się uważnie młodzieńcowi.
- Muszę ci coś powiedzieć – powiedział w końcu.
- Powiedz mi – odpowiedział Harry, przebierając palcami.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że wcześniej utrzymywałem kontakty seksualne.
- Tak – powiedział spokojnie Gryfon.
- Jednak nigdy nie zostałem spenetrowany, bo to zawsze ja dokonywałem penetracji – wyjaśnił z
kliniczną obojętnością Severus. Reakcja Pottera zdumiała go. Zielone oczy zamigotały radośnie.
- Naprawdę? To znaczy, że… byłbym twoim pierwszym…?
- Tak
- Wow! – zawołał, promieniejąc. Usta Snape’a wykrzywił ironiczny uśmieszek.
- Cieszę się, że uznajesz za honor rozdziewiczenie mnie – zauważył.
Harry roześmiał się.
- Jednak wciąż mamy na to czas, prawda?
- Tak. Mamy czas.
Spojrzeli sobie w oczy i już wiedzieli, że wcale nie zostało im tak wiele czasu. Wkrótce miał
nastać czerwiec. Potem przyjdzie lipiec. I urodziny Harry’ego. Dzień, w którym Severus będzie
musiał zabrać go do Czarnego Pana…
Snape objął męża ramionami.
- Jest jeszcze coś, Harry.
Chłopak zachęcił go skinienim głowy i uściśnięciem ręki.
- Czy zechciałbyś jeszcze raz wziąć udział w ceremonii połączenia? – zapytał mistrz eliksirów.
Rozdział 38
Severus z niepokojem spoglądał w oczy męża, w oczekiwaniu na odpowiedź.
- To znaczy… prosisz mnie o ochronę przez krew? – zapytał wolno Harry.
- Chciałbym, abyś został moim protektorem, tak jak ja jestem twoim – stwierdził starszy
czarodziej.
- Dobrze, wezmę udział w drugiej ceremonii połączenia – wyszeptał chłopak, nachylając się w
kierunku mężczyzny i opierając swoje czoło o jego. To tak, jakby Severus właśnie mu się
oświadczył. Właściwie, w pewien sposób właśnie to zrobił. Pomimo tego, iż małżeństwo i
ceremonia połączenia to dwie różne rzeczy, są ze sobą związane – zwłaszcza, że ceremonię
można przeprowadzić tylko w przypadku osób połączonych węzłem małżeńskim.
- Dzię… - zaczął Snape, jednak Harry przerwał mu zdecydowanie.
- Nic nie mów.
Mistrz eliksirów uśmiechnął się. Młody Gryfon bardzo go przypominał, kiedy starał się
naśladować jego surową postawę.
- Kiedy odbędzie się ceremonia? – zapytał z zapałem młodzieniec. Severus przywołał do siebie
magiczny kalendarz ze swojego biura. Agenda spadła z trzaskiem na łóżko pomiędzy nimi. Na
ustach Pottera pojawił się uśmieszek. Jego mąż potrafił być taki drobiazgowy.
- Niech sprawdzę… W czerwcu? – Kartki kalendarza posłusznie otworzyły się na wymienionym
miesiącu. Snape milczał przez chwilę.
- Połączenie musi zostać skonsumowane – wymamrotał w końcu. Harry natychmiast domyślił się
o co chodzi. Starszy czarodziej znowu wrócił myślami do ich nieszczęsnej nocy poślubnej.
- Czy teraz przyjdzie moja kolej, by być na górze? – chłopak zażartował, starając się odegnać
ponure myśli męża i zapobiec nadciągającemu poczuciu niepewności, a nawet zmianie przez
niego zdania. Podziałało – Severus uniósł pytająco brew.
- Zdecydowanie to ty będziesz pełnił nadrzędną rolę w łóżku i twoim przywilejem będzie
pozbawienie mnie dziewictwa – odpowiedział wyniośle.
- Będę pełnił nadrzędną rolę w łóżku? Doprawdy, Sev! To takie zabawne! – Gryfon roześmiał
się.
- To miało być śmieszne – rzucił Snape, krzywiąc się. Potter zajrzał do kalendarza, który
niecierpliwie powiewał kartkami w ich stronę.
- W połowie czerwca? – zasugerował.
- Piętnastego?
- Dobrze.
- W takim razie piętnastego – odpowiedział Severus.
Jednak zanim zaczął się czerwiec, mężczyznom udało się pokonać największą przeszkodę –
wspomnienie o ich pierwszej wspólnej nocy. Ich wspólnym fizycznym eksploracjom
towarzyszyły różne drobne wypadki, które zdarzają się wszystkim innym parom. I w taki oto
sposób, Harry zrzucił ręką lampę ze stolika nocnego, kiedy Severus całował jego wrażliwy
brzuch. Upadła i rozbiła się z głośnym hukiem. Któregoś razu, długie włosy mistrza eliksirów
trzasnęły Harry’ego w oko, a innym razem przypadkowo podpalili prześcieradła, po tym jak
Severus zapomniał odłożyć leżącą w pościeli różdżkę - Potter położył się na niej, a snop iskier,
który wtedy z niej wystrzelił, podpalił materiał i wywołał mały pożar. Nadzy mężczyźni
wyskoczyli z łóżka, zaś Harry szybko sięgnął po własną różdżkę, wołając Augmenti.
- Widzisz, jak ognista jest nasza miłość - żartował później, podziwiając przemoknięte posłanie.
Severus przewrócił oczami, nie zaszczycając go odpowiedzią. Jednak w głębi duszy cieszył się,
ż
e ich małe niepowodzenia raczej zachęcają ich do dalszego pogłębiania intymności, niż
odrzucają.
Następny, godny odnotowanie incydent miał miejsce, gdy dwaj czarodzieje byli tak zajęci sobą,
przetaczając się po pościeli, iż nie zauważyli, że znaleźli się na krawędzi łóżka. Severus zdążył
tylko krzyknąć ostrzegawczo, gdy nagle zsunęli się z posłania, czemu towarzyszyło głuche
uderzenie i głośny jęk.
Zielone oczy spojrzały zaniepokojone z czarne źrenice.
- Sev?
- Powinniśmy uaktywnić Czar Lokalizujący.
- Wszystko w porządku?
- Nie stwierdzam żadnych obrażeń.
Harry uśmiechnął się. Wyniosłe słownictwo, którego używał jego mąż w takich sytuacjach,
rozbrajało go doszczętnie.
Jednak pomimo tego wszystkiego, Snape bał się nawet wspomnieć głośno o tym, że pragnie
sypiać z młodym Gryfonem. Jego bogin przybierał postać martwego, zakrwawionego, splątanego
prześcieradłami, nagiego Harry’ego – potworny widok, który wywoływał mdłości u mistrza
eliksirów. Nie powiedział o tym swojemu mężowi, aby nie zasmucać go dodatkowo. Wiedział
doskonale, że Potter jest już zmęczony tym tematem i poradził sobie z nim o wiele szybciej niż
on sam. Co więcej, Harry stał się mistrzem w wyczuwaniu, iż coś martwi jego męża. Dostrzegł, z
jakim lękiem Snape podchodzi do przeniesienia ich związku na kolejny poziom. Patrzył w oczy
mężczyzny i widział w nich tęsknotę oraz pytanie, które tamten bał się zadać z obawy przed
otrzymaniem negatywnej odpowiedzi. Severus potrafił motywować swoich uczniów, ale sam też
potrzebował zachęty. Dlatego, pewnej nocy, gdy Harry leżał w łóżku Ślizgona całując go i
pieszcząc jego ciało, zapytał:
- Sev, czy chciałbyś się ze mną kochać? Jeśli jesteś na to gotowy.
Starszy czarodziej wstrzymał oddech. Uprawiał już seks z Gryfonem, ale wtedy towarzyszyły
temu inne, okropne okoliczności. Patrzył w skupieniu w twarz kochanka, opierając się pokusie
użycia na nim Legilimencji, by potwierdzić to, co właśnie usłyszał. Wciąż trudno mu było
uwierzyć w to, że ktoś mógłby go pokochać.
- Harry, jesteś tego absolutnie pewien? - zapytał w końcu.
- Tak. Absolutnie. A ty?
- Tak
- Czy tym razem mogę widzieć twoją twarz? Chciałbym patrzeć ci w oczy – powiedział Potter.
- Oczywiście, że możemy patrzeć na siebie.
Nie tak jak ostatnio, gdy nie chcieliśmy się w ogóle widzieć – pomyśleli obaj mężczyźni.
Severus omówił wcześniej z mężem “mechanikę stosunków męsko-męskich” oraz rodzaje
zabezpieczeń. Był pewien, że chłopak wiedział już wszystko co powinien wiedzieć w tych
sprawach. Kiedy przygotowywali się do najintymniejszego wydarzenia, jakiego kiedykolwiek
doświadczyli, Severus opowiedział mężowi co z nim zrobi, pobudzając go równocześnie
pocałunkami i dotykiem rąk. Dopilnował, by Harry położył się wygodnie na łóżku, układając
jego nogi na swoich ramionach. Chciał zacząć wszystko od początku, tak jakby nigdy wcześniej
nie posiadł ciała tego młodzieńca.
W chwilę później ciało i dusza tego chłopaka otwierały się przed nim, niczym kwiat rozwijający
swe płatki przed istotą spragnioną jego nektaru. Mistrz eliksirów spijał ten właśnie nektar,
zauroczony jego niespotykanym smakiem.
Nie padły żadne słowa, ich spojrzenia mówiły same za siebie. Severus nie był typem człowieka,
który wciąż powtarzał „kocham cię”, ale Harry nauczył się, że mężczyzna potrafi wyrazić swą
miłość na wiele innych, subtelnych sposobów. Rysy jego zazwyczaj ponurej i nieprzenikliwej
twarzy, nagle łagodniały na widok młodego męża, a gdy Gryfon uśmiechał się - ten
odwzajemniał uśmiech.
Severus został muzą Pottera. Młodzieniec szkicował i malował więcej, niż kiedykolwiek
wcześniej, ku wielkiemu zadowoleniu Profesor Mukherjee, która doceniała jego prawdziwy,
wciąż rozwijający się, talent. Kiedy Harry zdradził jej, że to jego mąż jest źródłem inspiracji,
kobieta uśmiechnęła się, dostrzegając urok i słodycz tego wyznania. Chłopak dopytywał się, czy
będzie mogła wziąć udział w ceremonii połączenia jego i Severusa, jako że miała swój wkład w
jego pracę – a to właśnie dzięki rysunkom udało mu się powoli pokonać bariery pomiędzy nimi
dwoma. Niestety, nauczycielka nie mogła uczestniczyć w ceremonii, jednak w prezencie
podarowała Gryfonowi wspaniały zestaw samo napełniających się wodnych farb, a Severusowi
butelkę jego ulubionego, wyśmienitego elfiego wina.
Albus Dumbledore dostarczył młodej parze szaty ceremonialne, które zostały specjalnie uszyte
dla nich na wymiar - podczas poprzedniej ceremonii, musieli je wypożyczyć. Jedyną osobą, która
okazywała niezadowolenie, a przynajmniej nie próbowała ukryć niechęci w stosunku do nich,
była Profesor Trelawney, przepowiadając katastrofalne zakończenie ich związku i śmierć
Harry'ego, utopionego w kociołku na eliksiry. Reszta grona pedagogicznego w zasadzie
podzielała jej zdanie, chociaż nie potrzebowali proroczych zdolności, by dojść do takich
wniosków.
Chociaż Harry i Severus udowodnili im, że się mylą, Trelawney nadal utrzymywała, że ich
małżeństwo mimo wszystko źle się skończy, jako że ich miłość nie będzie trwała zbyt długo. Jej
koledzy, widząc bliską więź pomiędzy Potterem a Snapem, przestali przejmować się jej
paplaniną, a sami małżonkowie wiedzieli najlepiej co czują. Jeśli istniała jakaś rzecz, która
łączyła Severusa i McGonagall poza surowością, była to z pewnością intensywna niechęć do
Trelawney i nauczanego przez nią przedmiotu. Drugi nauczyciel Wróżbiarstwa, Firenze, po
prostu stwierdził, że wszystko zapisane jest w gwiazdach i wcale go nie dziwi go ich uczucie.
Pytany o przyszłość młodej pary, centaur dyplomatycznie odpowiadał, że ścieżki przeznaczenia
na nocnym niebie są aktualnie nieczytelne.
W dni ceremonii, Harry z uśmiechem wygładził swoje jasno-szare szaty. Zgredek skakał
podekscytowany wokół niego, poprawiając jej rękawy. Gryfon przypomniał sobie poprzednie
zaślubiny. I dwa tygodnie, które nastąpiły później. I tę upokarzającą noc…
Nigdy więcej.
Kiedyś przyrzekł sobie, że nigdy nie zrobi tego więcej z Severusem. I nie zrobi. Ponieważ tym
razem, ta noc będzie wyglądała całkiem inaczej. Kto by pomyślał, że on i Snape zakochają się w
sobie?
Remus Lupin, Dumbledore, Hermiona i Ron wzięli udział w ceremonii. Dumbledore był w niebo
wzięty, gdy otrzymał zaproszenie.
- Czasami po prostu nie mogę nie być dumny ze swoich planów, mój drogi ptaszku - powiedział
do Fawkes'a. Feniks zaświergotał wesoło, kładąc głowę na ramieniu dyrektora. Stary czarodziej
potarł dłonie.
- Ostatnim razem właśnie przeżywałeś swoje odrodzenie… teraz możesz sam zobaczyć obrzęd -
dodał, rozglądając się po gabinecie. Wszystkie meble zostały wyniesione, a oczy czarodzieja
migotały wesoło, gdy pierwsi goście pojawili się na progu. To Ron i Hermiona, ubrani w
formalne szaty.
Harry zjawił się pierwszy na miejscu, a Snape przybył kilka minut później. Wszyscy zaproszeni
goście siedzieli już na miejscach. Greene, która rok wcześniej przeprowadziła obie ceremonie,
przygotowywała gabinet do odprawienia rytuału, a Pani Pomfrey zatroszczyła się o igły,
sprawdzając jeszcze ich ostrość i sterylność.
- Gratuluję, Severusie. Bardzo się cieszę ze względu na ciebie i Harry’ego – powiedział Lupin,
obdarzając ich ciepłym i szczerym uśmiechem. Remus był bardzo honorowym człowiekiem, ale
miał też niezwykle łagodne usposobienie i nie potrafił długo żywić urazy. Wilkołak wyciągnął
dłoń. Severus ją ścisnął.
- Dziękuję, Remusie – odpowiedział nieco drętwo mistrz eliksirów. Po raz pierwszy w życiu
wypowiedział na głos imię Lupina. W tym samym czasie Harry wpadł w objęcia Hermiony.
- Och, Harry, to po prostu cudowne! - pisnęła dziewczyna.
- O tak – zgodził się z nią Ron, chociaż jego spojrzenie było bardziej sceptyczne. Ludzie
gawędzili wokoło, Fawkes obserwował wszystkich inteligentnymi, błyszczącymi oczami, a
Dumbledore dyskretnie ssał kolejnego cytrynowego dropsa. Wreszcie nadszedł czas, by
rozpocząć ceremonię.
Severus i Harry rozebrali buty oraz skarpetki i stanęli boso na środku pokoju, trzymając się za
ręce. Młody Gryfon delikatnie uścisnął dłoń męża. Przypomniał sobie, jak ten w ubiegłym roku
wbijał złośliwie paznokcie w jego ręce, gdy zataczali krąg. Teraz, ta sama, ciepła dłoń, trzymała
go pewnie. Ich palce splotły się, gdy Severus oddał uścisk.
Snape słuchał uważnie słów przysięgi - słów, które wcześniej uważał za idealistyczne,
sentymentalne bzdury odpowiednie dla słabych ludzi, którzy ślepo poświęcają się dla czegoś, co
głupcy nazywają miłością. Z jaką nienawiścią i cynizmem wkraczał do tej komnaty rok temu...
Ron pozieleniał na twarzy, gdy w nadgarstki nowożeńców wbito igły. Zauważywszy to,
Hermiona rzuciła mu spojrzenie typu Ronaldzie-Weasley-weź-się-wreszcie-w-garść. Wydawało
się, iż Harry i Severus byli tak bardzo pochłonięci sobą, że w ogóle nie są świadomi otaczających
ich ludzi. Hermiona poczuła łzy w oczach, gdy spoglądała jak dwaj mężczyźni okrążają komnatę,
po rytualnym utoczeniu krwi. Nawet Ron, gdy już pokonał słabość wywołaną widokiem krwi i
igieł, był głęboko poruszony. Albus i Remus uśmiechali się promiennie. W pewnym momencie,
gdy Harry i Severus spojrzeli na siebie z uśmiechem, ktoś westchnął głęboko. O ile ich uszy nie
myliły, dźwięk ten doszedł gdzieś z miejsca w którym stał dyrektor. Jednak najpiękniejszą chwilą
była ta, w której Fawkes zaczął śpiewać. Feniks otworzył dziób, gdy tylko dwaj małżonkowie
rozpoczęli wędrówkę w koło komnaty. Była to melodia pełna czystego szczęścia, która sprawiła,
ż
e wszyscy zamarli z zachwytu. Severus puścił dłoń Harry’ego i objął go w talii, przyciągając
ciało młodzieńca bliżej do siebie. Harry odwzajemnił uścisk i pozostali w swoich objęciach do
końca ceremonii.
Kiedy uroczystość miała się już ku końcowi, małżonkowie przylgnęli do siebie i pocałowali się
czule. Dumbledore ukradkiem wytarł łzę z oka - zresztą nie tylko on jeden.
Rozpoczęło się skromne przyjcie, na którym podano drinki i przekąski. Kiedy goście zbierali się
do wyjścia, Severus złapał Harry’ego w ramiona i w towarzystwie wiwatów i oklasków, wyniósł
małżonka z gabinetu dyrektora.
Rozdział 39
Severus niósł Harry’ego na rękach całą drogę, aż do lochów. Wzburzony mężczyzna, potrząsnął
głową na widok portretu Nessy ponownie wypełnionego rozmaitymi postaciami i przedmiotami z
innych obrazów. Harry roześmiał się tylko, mocniej zaciskając ramiona wokół szyi męża, gdy ten
przenosił go przez próg ich komnat. Starszy czarodziej delikatnie postawił go na podłodze. Gdy
tylko Potter stanął na nogach, sięgnął do kieszeni i wyciągnął fiolkę wypełnioną ich krwią.
Podszedł do półki, na której stało pierwsze naczynie. Złapał męża za ręce i przez chwilę obaj
wpatrywali się w dwie ozdobne fiolki - symbole łączących ich więzi.
Więź ta była niezwykle silna, bo związani byli nie tylko przez krew, ale głębokie uczucie, jakie
ż
ywili do siebie nawzajem.
Harry oparł głowę o ramię męża.
- Za osiemnaście dni będziemy obchodzić rocznicę – powiedział łagodnie. Severus uśmiechnął
się.
- Tak. I uczcimy ją wyjazdem na miesiąc miodowy.
Harry nigdy nie myślał, że słowo miesiąc miodowy zabrzmi tak słodko w ustach Severusa. To
przecież jedno z tych wyrażeń, które wolałby wypowiedzieć z obrzydzeniem i cynizmem.
- Doprawdy? Chciałbyś udać się ze mną na miesiąc miodowy? - zapytał, a w jego oczach
zamigotały zielone iskierki.
- Tak, ale musimy to zrobić gdzieś tutaj, na terenie zamku, ze względu na bezpieczeństwo. Nie
możemy wyjechać za granicę, a nawet poza bariery ochronne Hogwartu, gdy Voldemort i jego
poplecznicy szykują się do wojny, a ja mam skrycie torturować cię, by wkrótce dostarczyć cię
bezwolnego i poniżonego przed oblicze Czarnego Pana.
- A więc nie pojedziemy – stwierdził smutno Harry.
- Dursleyowie nigdy nie zabierali cię ze sobą?
- Nie interesowały ich wyjazdy za granicę. Woleli podróżować po kraju. Chciałbym wyjechać
gdzieś daleko na miesiąc miodowy, ale tu też będzie fajnie… zwłaszcza z Voldemortem
depczącym nam po piętach. Nie mamy wyboru, jak sam mówiłeś.
Oczy Harry’ego pociemniały. Przez chwile wpatrywał się we własne stopy, po czym spojrzał
wprost w czarne oczy męża.
- Boję się, Severusie - powiedział cicho. Snape delikatnie dotknął dłonią policzek męża.
- Harry, tylko najodważniejsi ludzie potrafią przyznać się do tego, że się boją. Pamiętaj, że jesteś
chroniony i zostałeś odpowiednio wyszkolony. Minerva, Alastor i Kingsley mówili mi, że
zdolnościami dorównujesz najlepszym z Aurorów.
- Boję się o swoich przyjaciół… i … o ciebie, Severusie.
- Jesteś moim obrońcą – odpowiedział po prostu Snape – i wierzę we wszystko, co wiąże nas ze
sobą i co stworzyło tak silną więź pomiędzy nami, Harry.
Chłopak uśmiechnął się – chmury wątpliwości i niepokoju zniknęły, a on mógł znowu zobaczyć
szczerą, niczym niezmąconą radość w jego oczach.
Rok temu obaj nienawidzili się nawzajem. Harry oskarżał go o gwałt, a Severus cierpiał tortury z
powodu wyrzutów sumienia… Teraz wreszcie odnaleźli szczęście w małżeństwie.
A wszystko dzięki Voldemortowi i Dumbledore’owi – pomyślał z satysfakcją mistrz eliksirów.
- Co w takim razie będziemy robić podczas naszego miesiąca miodowego, Sev?
- Co tylko zechcesz, pod warunkiem, że obejdziemy się bez tych piekielnych wynalazków
Weasleyów, czy jakiegokolwiek innego ustrojstwa, które spowoduje spustoszenia w zamku -
odpowiedział starszy czarodziej.
- Co powiesz na to, byśmy już teraz zaczęli przygotowania…? - zapytał Potter ochrypłym
głosem, który Severus słyszał tylko w sypialni. Jego ciało przeszedł dreszcz. Usta Harry’ego
zamknęły się na jego własnych, całując go namiętnie. Język mężczyzny wyruszył na spotkanie
języka Harry’ego, który bawił się z nim, specjalnie unikając ich zetknięcia, by po chwili z pasją
owinąć go wokół języka męża i dosłownie pożreć jego usta. Mężczyźni całowali się żarliwie
jeszcze przez chwilę, aż ich oddechy stały się ciężkie.
- Chcę poczuć cię w sobie – Severus szepnął do ucha Harry’ego.
Gryfon wziął go za rękę i zaprowadził do sypialni, by w jej zaciszu czcić ciało męża ustami i
dłońmi. Na koniec złożył pocałunek na ciemno-czerwonym okręgu, który pojawił się wokół
lewej kostki Snape'a. Kiedy leżeli nadzy, Harry wziął w usta męskość męża, przytrzymując jego
szczupłe, drżące biodra. Oddech mężczyzny stał się ciężki i nierówny. Sięgnął w dół i złapawszy
Harry’ego w pół, przyciągnął go ku sobie.
- Weź mnie, Harry. Teraz – wyszeptał, całując go w usta.
Jednak Potter miał pewne wątpliwości, co do bycia „na górze”. Severus zdawał się wyczuwać
jego niepewność i zapewnił go:
- Wiem, że będziesz ostrożny. Powiem ci, kiedy będę się czuł niekomfortowo.
Ton głosu Snape’a uspokoił Gryfona i wkrótce zatracił się w jego wnętrzu, zapominając o całej
tej nerwowości i niepewności. Jęki, westchnienia, drżenie ciała i wyraz czystej ekstazy malujący
się na twarzy Severusa, odegnały wszelkie wątpliwości. Splecione ze sobą dłonie, ręce
pieszczące każdy skrawek ciała, namiętne szepty i pocałunki. Oczy spoglądające na ciało
kochanka, wpatrujące się w niego z intensywnością, by po chwili zamknąć się z przyjemności.
Później, Severus trzymał Harry’ego w objęciach i cieszył się ciepłem jego rąk owiniętych wokół
szyi, bliskością tych niesfornych włosów, które łaskotały go po policzku i wyszeptanym
wyznaniem: Kocham cię.
- Ja też cie kocham, Harry – mruknął. Nigdy nie sądził, że te słowa przejdą mu przez gardło –
albo, że usłyszy je na własne uszy. Palce Harry’ego bawiły się łańcuszkiem na szyi męża. Leżeli
spokojnie w łóżku przez jakiś czas, kiedy nagle chłopak dostrzegł coś na stopach Severusa.
- Sev! Spójrz! - zawołał, wskazując na ich lewe kostki. Rytualne kręgi powoli bladły. Zaistniałe
okoliczności podczas pierwszego połączenia sprawiły, że przegapił ten moment. Mistrz eliksirów
uśmiechnął się i ucałował jego ramię. Po minucie, kręgi całkiem zniknęły.
Kiedy młody gryfon wciąż wpatrywał się zachwycony w ich stopy, starszy czarodziej uwolnił się
z jego objęć i otworzył szufladę w nocnym stoliku. Wślizgnął się z powrotem do łóżka i
objąwszy młodzieńca ramieniem, wcisnął mu coś w dłoń. Harry spojrzał na przedmiot. To
łańcuszek z delikatną, kwadratową zawieszką, w środku której tkwił turmalin. Jedna strona
wypolerowanego oczka miała delikatne różowoczerwone zabarwienie, zaś druga strona była
szmaragdowo-zielona.
- To dla ciebie – powiedział Snape, zabierając łańcuszek, by zawiesić go na szyi męża.
- Sev… - Harry objął siedzącego u jego boku mężczyznę. - Bardzo ci dziękuję.
Pocałował go, a potem ujął w dłoń wisiorek, podziwiając jego piękno.
- Jest wyjątkowy.
- Kazałem go stworzyć specjalnie dla ciebie – wyjaśnił Snape. – Oczko chroni specjalne zaklęcie
zapobiegające wypadnięciu. Możesz go nosić pod prysznicem, wspinając się w górach…
- Wspinając się po górach? - Harry uśmiechnął się.
- Domyślam się, że przydałby się jakiś prysznic… a może kąpiel?
- Kąpiel. Wtedy możemy razem poleżeć w wannie – odpowiedział Harry.
Kiedy relaksowali się w pełnej bąbelków kąpieli, a Potter oparł policzek na ramieniu męża,
Snape myślał, jak to cudownie móc znaleźć takie słodkie, piękne chwile wytchnienia w czasach,
gdy stali u progu wojny i okrutny świat wyciągnął chciwe macki, aby odebrać mu męża. On i
Harry zrobią wszystko, by temu zapobiec. Zdecydowanie był im potrzebny miesiąc miodowy.
Harry chciałby wyjechać gdzieś za granicę… Znajdowali się w magicznym zamku, na
magicznych terenach - usta mężczyzny wygięły się w uśmiechu, gdy przyszedł mu do głowy
pewien pomysł. To prawda, że to nie będzie to samo, co prawdziwy wyjazd, ale pomysł jest
dobry… no i był przekonany, że Hagrid i Albus z radością mu w tym pomogą.
Dwa i pół tygodnia później, Severus i Harry wędrowali przez błonia, w stronę Zakazanego Lasu.
Dzisiaj przypadała rocznica pierwszej ceremonii połączenia - okazja, której jeszcze rok temu
ż
aden z czarodziejów nie spodziewał się świętować. Severus został obudzony tego dnia w dość
niedelikatny sposób. Harry zerwał z niego kołdrę, otumanił go mocnym uściskiem i niezliczoną
ilością pocałunków, po czym oświadczył, że śniadanie jest już gotowe. Chociaż Severus nie
należał do rannych ptaszków, zareagował dość emocjonalnie - odwzajemnił uścisk i pozwolił się
wywlec z łóżka.
- Gdzie idziemy, Sev? - zapytał Harry, mocniej ściskając dłoń męża.
- Zobaczysz - odpowiedział niewzruszony czarodziej, prowadząc ich wzdłuż wąskiej ścieżki,
wijącej się wśród drzew. - Albus rozszerzył nieco bariery ochronne, tak, aby sięgały poza granice
Zakazanego Lasu, zaś Hagrid oczyścił dla nas małą polankę. Za tydzień dyrektor znów zredukuje
pole ochronne, a gajowy przywróci polance dawny wygląd.
- Polanka? Na tydzień?
- Na nasz miesiąc miodowy.
- Sev, co ty właściwie…
- Zobaczysz – przerwał mu Snape, rozbawiony jego niecierpliwością.
40.
- A teraz zamknij oczy – polecił Severus mężowi – i nie otwieraj ich, dopóki nie powiem ci, żebyś to
zrobił.
Harry uśmiechnął się i zamknął oczy. Czuł się jak dziecko, które ma zostać mile zaskoczone. To było
wspaniałe uczucie. Mógł poczuć zapach lasu – świeży zapach z nutą drewna. Kamyki chrzęściły mu pod
butami, a wiatr rozwiewał jego szaty i włosy. Podążał za wskazówkami Severusa z zapałem, ale
cierpliwie. Teraz mógł usłyszeć coś znajomego – brzęczące na wietrze dzwonki.
- Możesz otworzyć oczy – powiedział Severus.
Harry rozejrzał się i wydał dźwięk wyrażający jednocześnie zdziwienie i radość.
Stał przed drewnianą chatką; była mała i przytulna, a komplet wietrznych dzwonków był przymocowany
do sufitu werandy. Solidne drewniane drzwi były zachęcająco uchylone. Wokół rosły okazałe drzewa i
bujna trawa, rozkwitające w cieple lipcowego słońca, a on zapomniał, że pod koniec miesiąca
skonfrontuje się z Voldemortem.
- Podoba ci się? – zapytał Severus.
- Sev, to jest wspaniałe! Tu jest jak w bajce, wydaje mi się, że śnię…
- Zapewniam cię, że to się dzieje naprawdę. Większość pracowników pomagała przy domku. Trafiłem w
twój gust?
Odpowiedzią Harry'ego było objęcie ramionami talii Severusa i pocałunek prosto w usta.
- Bardzo oświecająca odpowiedź – skomentował Severus, podchodząc do drzwi i otwierając je
całkowicie. Czarodzieje weszli do domku i zdjęli buty. Niewielkie schody prowadziły na wyższe piętro.
Wszystko było nieskazitelne i gustownie urządzone oryginalnymi meblami. – Myślałem o spędzeniu tu
tygodniowego miesiąca miodowego, jeśli to miejsce spotka się z twoją aprobatą – powiedział.
Harry pocałował go raz jeszcze i uśmiechnął się do niego z błyskiem w oku.
- Sev… Ja… – roześmiał się i potrząsnął głową. – Jestem taki szczęśliwy!
- Chciałbym, żeby był to dla ciebie jeden z najlepszych okresów zanim… – Severus zamilkł; myśl o
zabraniu Harry'ego do Voldemorta w jego urodziny głęboko go zabolała.
- Zanim udamy się do Voldemorta – Harry cicho dokończył za niego zdanie. Severus sięgnął do
kieszeni.
- Zabrałem je ze sobą – uniósł dwie wysadzane klejnotami buteleczki, które zawierały ich połączoną
krew. – Symbolizują nasz związek i upadek Voldemorta, Harry. Ty, ja i Zakon Feniksa będziemy
walczyć, a Voldemort nigdy nie zabierze cię ode mnie! – Jego ciemne oczy błysnęły, po czym odstawił
fiolki na półkę. Harry chwycił dłonie Severusa w swoje.
- Sev, proszę, obiecaj mi coś – powiedział.
- Powiedz mi, Harry.
- Obiecaj mi, że będziesz żył i kochał ponownie, jeśli ja nie przeżyję.
- Harry…
- Sev, obiecaj, że będziesz szukał szczęścia, bez względu na to, co się stanie.
Severus spojrzał w zielone oczy, które tak bardzo kochał.
- Tylko wtedy, gdy obiecasz mi to samo, jeśli ja nie przeżyję – powiedział, a jego spokojny głos był
zabarwiony smutkiem.
- Obiecuję – wyszeptał Harry.
- Więc ja też – zapewnił Severus, obejmując swojego młodego męża i przeklinając Voldemorta za
wzięcie sobie na cel osoby, której udało się wprowadzić tyle szczęścia i światła do jego ponurego życia.
- A teraz nacieszmy się naszym miodowym tygodniem – zaproponował Harry.
- Tak, zróbmy to. Nasza sypialnia jest tam – powiedział z ożywieniem Severus.
Chwytając dłoń Harry'ego, wszedł po schodach i otworzył drzwi do sporego pokoju z podłogą, która
skrzypiała w sympatyczny sposób. Drzwi do szafy z ubraniami były otwarte i Harry mógł zobaczyć
niektóre z ich ubrań, które wisiały już schludnie na wieszakach. Severus naprawdę pomyślał o wszystkim.
- Twój przyjaciel, Zgredek, wyraził chęć zajmowania się naszymi potrzebami, gdy tu będziemy –
powiedział Severus.
- Zgredek jest skarbem – powiedział Harry, uśmiechając się.
- Z pewnością – potwierdził Severus, pamiętając, że to dzięki Zgredkowi miał teraz taką lśniącą grzywę.
Spędzili cały dzień na spacerowaniu wokół domku – oczywiście trzymając się granic odosobnionego
terenu. Ptaki ćwierkały, a motyle fruwały dookoła – to była sielanka. Sarkastyczna dusza Severusa
uległaby potężnemu skrzywieniu* przy takim krajobrazie, gdyby nie było z nim Harry'ego i gdyby nie był
tak bardzo zakochany. Grał z Harrym w czarodziejskie gry w salonie, często też rozmawiali – w tym o
eskapadach Harry'ego w Hogwarcie.
- Chcę wiedzieć dwie rzeczy – powiedział leniwie Severus, odsuwając od siebie komplet kart.
- Pytaj – rzucił Harry z uśmiechem.
- Po pierwsze: do czego, na Merlina, potrzebowałeś Eliksiru Wielosokowego na swoim drugim roku? –
zapytał surowo.
Harry nie mógł powstrzymać chichotu; wyjaśnił Severusowi całą historię.
- To było dość przebiegłe – powiedział Severus oschle – i godne Ślizgona.
- Oczywiście. Pomijając fakt, że Tiara Przydziału prawie umieściła mnie w Slytherinie, poślubiłem
opiekuna tego domu – zauważył Harry.
Severus pogładził swe usta czubkiem palca wskazującego.
- Po drugie: co ze skrzelozielem na twoim czwartym roku?
Harry odpowiedział na pytanie trochę niepewnie, ponieważ to Zgredek zajął się skrzelozielem, ale
Severus tylko się uśmiechnął.
- To rzeczywiście prawdziwy przyjaciel, skoro odważył się zbliżyć do moich prywatnych zapasów –
wymamrotał, doceniając komizm tej sytuacji – coś, czego nigdy nie zrobiłby jeszcze kilka miesięcy
temu.
- Nie jesteś, yyy, zdenerwowany? – zapytał ostrożnie Harry.
- To było raczej dawno temu, prawda? – przypomniał mu Severus.
- Cóż, tak, ale masz tendencje do zapamiętywania minionych wydarzeń, które miały miejsce wieki temu,
z najdrobniejszymi szczegółami – zauważył delikatnie Harry.
- Innymi słowy: mam skłonności do trzymania urazy – stwierdził.
- Nie całkiem – nie, od kiedy odkryłeś, że życie małżeńskie ci służy – powiedział bezczelnie Harry.
Severus sardonicznie uniósł brew; Harry roześmiał się.
W nocy, po doskonałej kolacji przygotowanej przez rozentuzjazmowanego Zgredka, Harry postanowił
wypróbować swoje metody uwodzenia na Severusie, który czytał w łóżku, ubrany jedynie w spodnie od
piżamy – letnie noce były gorące. Wyszedł z łazienki w czarnych, bawełnianych slipkach. Dołączył do
Severusa w łóżku, upewniając się, że trącił udo mężczyzny swoim własnym. Severus nie zareagował;
zamiast tego przewrócił kartkę i czytał dalej. Harry od niechcenia musnął kostkami fragment skóry tuż
nad brzegiem spodni Severusa – szczególnie wrażliwe miejsce. Severus zignorował go, ale Harry
zobaczył włoski stojące na jego rękach – oznakę rozproszenia jego uwagi. Harry odważnie nakreślił
palcem okrąg wokół pępka męża. Widząc, że oczy Severusa błyszczą się z namiętności i rezygnują z
drobnego druku, pochylił się nad jego brzuchem i dmuchnął strumieniem powietrza w jego pępek.
Severus wreszcie odrzucił książkę na bok i uwięził Harry'ego w ramionach, próbując go pocałować; ale
Harry uniknął pocałunku, odwracając figlarnie twarz. Severus zmienił pozycję próbując skraść mu
pocałunek; Harry zaśmiał się cicho i pochylił głowę. Mężczyzna delikatnie przewrócił Harry'ego na plecy
i wsunął się na niego, z determinacją domagając się jego nieuchwytnych ust. Harry chwycił twarz
Severusa w dłonie, a kiedy ich usta prawie zetknęły się w pocałunku, odwrócił głowę na bok.
- Harry Potterze – warknął Severus – najpierw mnie kusisz, a potem grasz wstydliwego!
Harry tylko uśmiechnął się złośliwie. Severus przystąpił do kolejnego ataku i tym razem udało mu się. Ich
pocałunek był płomienny i pełen pożądania. Ich języki zderzyły się ze sobą. Gdy się od siebie odsunęli,
młody mężczyzna zauważył zdyszany:
- To było przejęzyczenie.
- Zdecydowanie próbowałeś ode mnie uciec** – odpowiedział leniwie Severus, ponownie kosztując ust
Harry'ego. Poczuł, jak dwie ręce szarpią w dół jego spodnie od piżamy. Severus przerwał ich ustną
schadzkę, by uwolnić swoje nogi, a Harry pomagał mu w tym wytrwale. Byli nadzy i uprawiali słodką
miłość przez dziesięć minut, jęcząc, pocąc się i wijąc na łóżku.
- Cóż za jęczący miesiąc miodowy*** – wydyszał później Harry.
Severus prychnął drwiąco na tę grę słów, ale uśmiechnął się we włosy Harry'ego.
Harry obudził się rano, czując się zrelaksowany, szczęśliwy i rozgrzany. Słońce wdzierało się przez
okiennice i zasłony, i widział profil Severus w miękkim blasku. Ostrożnie wyplątał się z objęć Severusa i
zsunął się z łóżka. Severus przesunął się i zmienił pozycję. Harry włożył bieliznę i poszedł do łazienki. Po
dwudziestu minut wrócił po cichu do sypialni, przesuwając dłonią po mokrych włosach. Severus spał
spokojnie, ramię miał przerzucone nad głową, a prześcieradło ledwie zakrywało jego pępek. Rumieniec
zabarwił policzki Harry'ego na wspomnienie o tym, jak namiętnie się kochali. Wezwał do siebie kawałek
węgla i arkusz papieru do rysowania, usiadł na krześle i zaczął szkicować; jego prawa dłoń poruszała się
zręcznie. Ramię Severusa spoczywające tuż obok jego głowy, długie czarne włosy, silna wola uderzająco
wyraźna na jego twarzy – nawet jego kości policzkowe wyrażały pewną arogancję; nachylenie szyi i
klatki piersiowej, ciemne sutki, jego brzuch, szczupły tułów, kuszący szlak owłosienia, obrączka na
palcu… Harry zmrużył oczy i zaczął dopracowywać cieniowanie. Cień rozchodzący się wzdłuż ramienia
Severusa… podkreślający lśniącą fakturę włosów… i prześcieradła marszczące się bardziej, gdy owijały
się wokół jego podbrzusza… jaśniej wyznaczające kontury pępka… Harry uśmiechnął się. Rysowanie
Severusa było jak kochanie się z nim w inny sposób, jak delikatne pieszczenie konturów jego ciała
ołówkiem. Harry był zadowolony z narysowania swego śpiącego męża. Wygląda tak zmysłowo nawet
wtedy, gdy nie śpi, pomyślał. Napisał datę i swoje inicjały w rogu szkicu i wstał z krzesła. Wtulił się w
Severusa i drzemał szczęśliwie, dopóki Severus nie poruszył się, budząc się i odsłaniając przyjemny dla
Harry'ego obraz swoich pleców, gdy wychylił się z łóżka, by napić się wody. Potem objął Harry'ego,
całując jego włosy. Harry odwrócił się odrobinę i spojrzał w czarne oczy męża.
Byli całkowicie zadowoleni ze swego miesiąca miodowego i raczej przygnębił ich moment, w którym
musieli opuścić chatkę i wrócić do zamku. Do surowości prawdziwego świata. Do faktu, że Voldemort
czeka na Harry'ego. Harry odwrócił głowę, by po raz ostatni spojrzeć na domek, zanim zostanie on
zrównany z ziemią przez magię. Severus zobaczył smutny wyraz jego twarzy.
- Chodź, Harry – powiedział łagodnie. Sam był sceptycznie nastawiony. To było tak typowe dla życia –
zagrażać szczęściu przeszkodami najgorszego rodzaju. Ostateczna konfrontacja miała nastąpić w
przeciągu zaledwie trzech tygodni. Harry wsunął palce w dłoń Severusa. Gest był pełen wiary i
wsparcia. Severus stanowczo ujął rękę Harry'ego i para wróciła do zamku.
- To był fantastyczny miesiąc miodowy, Sev – powiedział Harry cicho po chwili.
- Był… całkiem znośny – skomentował Severus, używając jednego ze swych ulubionych wyrażeń.
Zaczął używać go częściej, odkąd zauważył, że rozśmiesza on Harry'ego. I rzeczywiście, Harry zaczął
się śmiać. W końcu dotarli do zamku. Czekały na nich trzy tygodnie treningów i prób planowania z
Zakonem Feniksa. Harry musnął wolną dłonią kieszeń swej szaty. Był w niej bezpiecznie schowany
szkic Severusa leżącego w łóżku, będący oparciem dla cudownych wspomnień z miesiąca miodowego.
41.
Severus wpatrywał się w szkic Harry'ego zawieszony na ścianie. Tylko trzy dni pozostały do urodzin
Harry'ego. Proszę, niech to nie będzie dzień jego zagłady, w milczeniu błagał niewidzialną i kapryśną siłę
zwaną Przeznaczeniem. Poczuł wydobywający się z niego jęk bólu – bólu, który pochłaniał jego duszę.
Nienawidził Voldemorta tak bardzo, że miał ochotę zwymiotować. Odkrył radość z Harrym – i, co
bardziej nieprawdopodobne, Harry odkrył radość z nim, złośliwym Severusem Snapem. Dotyk Harry'ego
wystarczył, by go uspokoić, gdy narzekał na ocenianie lub eksplodujące eliksiry oraz inne irytujące
rzeczy. To było wszystko czego potrzebował – Harry podchodzący do niego i dotykający jego ręki. Harry
uśmiechający się i śmiejący, odpierający sarkastyczne komentarze Severusa z doskonałym wyczuciem
czasu. Z tęsknotą przypomniał sobie ich miesiąc miodowy w uroczym domku. Proszę, nie zabieraj mi go,
Severus ponownie pogrążył się w bezdźwięcznej mantrze. Proszę, nie…
Dwa ramiona owinęły się wokół jego talii.
- Sev – powiedział Harry miękko. Severus odwrócił się i spojrzał na niego. Harry był tak spokojny –
nawet zbyt spokojny.
- Harry… to jest… – Severus zatrzymał się i powoli pokręcił głową. – To są najbardziej makabrycznie
ś
więtowane urodziny – urwał. – Dlaczego nie chcesz obchodzić ich dzień wcześniej?
Harry pocałował go w policzek.
- Nie wierzę w obchodzenie urodzin z wyprzedzeniem – chyba że urodziłeś się dwudziestego
dziewiątego lutego. Jestem trochę przesądny, jeśli chodzi o wcześniejsze obchodzenie urodzin. Nasz
miesiąc miodowy był najprzyjemniejszym świętowaniem, jakie mogłem sobie wymarzyć. Nie chodzi o
ucztę urodzinową. Chodzi o uczczenie ciebie i mnie, i tego, co mamy razem. Nie ma nic, czego
mógłbym bardziej sobie życzyć. Cóż, poza zniszczeniem Voldemorta i ochroną tych, których kocham.
Severus mocniej przyciągnął do siebie Harry'ego.
- Zniszczymy go – powiedział przez zaciśnięte zęby; potem, słysząc pukanie do drzwi, wypuścił
Harry'ego i podszedł do drzwi. Otworzył je i wszyscy przyjaciele Harry'ego – oraz członkowie Zakonu –
weszli do środka: Weasleyowie (poza bliźniakami, Percym, Billem i Charliem), Lupin, Tonks, pani
Mukherjee oraz, uśmiechając się do niego radośnie, Ron i Hermiona. Luna Lovegood wyglądała tak
spokojnie jak zwykle. Harry zamrugał; spojrzał na swojego męża i zrozumiał, że Severus chciał, by
poczuł się tak, jakby spotkał swoją bliższą i dalszą rodzinę. Gdy tylko ludzie skończyli tulić go i witać,
błyskawicznie podszedł do Severusa i pocałował go na oczach wszystkich.
- Dziękuję, Sev.
- Te komnaty nigdy wcześniej, ee, nie gościły tak zatrważającej ilości osób – dotarł do niego
charakterystyczny sarkazm Severusa.
Harry tylko uśmiechnął się do niego i, chwytając jego dłoń, pociągnął go w stronę grupy osób
czekających na nich. Severus nie protestował, choć miał dość srogi wyraz twarzy. Ron i Hermiona
niedawno zostali członkami Zakonu i byli jednymi z osób, które – pod przewodnictwem Alastora
Moody’ego i McGonagall – miały atakować obozy śmierciożerców, które powstały w środku magicznego
Londynu – w miejscach, gdzie Voldemort poddawał praniu mózgu i rekrutował młodych ludzi, w tym
Dracona Malfoya, by zostali śmierciożercami. Inna grupa, którą kierowali Lupin i Hagrid, wejdzie do
Zakazanego Lasu, by zapobiec gromadzeniu się dementorów, wilkołaków wspierających Voldemorta,
oraz innych stworzeń. Ostatnia grupa, nadzorowana przez Mukherjee i Flitwicka, będzie próbowała
włamać się do Malfoy Manor, gdzie Harry i Severus spotkają się z Voldemortem i jego śmierciożercami.
Było więc nieuniknione, że rodzinna atmosfera w lochach była zabarwiona niepokojem, i że niektóre z
taktyk i planów były ponownie omawiane podczas rozmów. Harry był jednak szczęśliwy, znajdując się
wśród ludzi, którym ufał i którzy byli mu bliscy. Ron i Hermiona walczyli ze łzami, gdy Harry obejmował
ich, gdy wychodzili; byli ostatni.
- Zrobisz to, stary – powiedział szorstko Ron, pieszczotliwie mierzwiąc włosy Harry'ego.
- Wszyscy to zrobimy, Harry – dodała Hermiona zawzięcie, całując go w policzek. Uścisnęli Severusowi
dłoń, a Hermiona posłała mu uśmiech, którym dziękowała za to, że Harry był szczęśliwy. Uśmiech
zdawał się też mówić „A nie mówiłam!”.
Gdy nadeszła ostatnia noc, Severus i Harry kochali się z bolesną desperacją, wiedząc, że gdy noc się
skończy, pójdą na śniadanie i będą oczekiwać na wezwanie Voldemorta, podczas gdy Dumbledore i reszta
Zakonu będą wprowadzać swoje plany w życie. Gdy Severus opadł na Harry'ego, przylgnął do
młodzieńca, a łzy spłynęły po jego kościstych policzkach. Te łzy były jedyną oznaką jego smutku –
stłumił szloch i chęć poddania się dreszczom, które groziły opanowaniem całego ciała i sprawieniem, że
będzie trząsł się cały – ale Harry wiedział; i nie musiał czuć łez zwilżających mu ramię, by zdać sobie
sprawę z tego, że Severus walczy z całych sił, by stłumić płacz. Pomimo ich dokładnego przygotowania,
nie mieli gwarancji, kto wygra, a kto przegra. Mogli tylko mieć nadzieję, i to właśnie z nadzieją w sercu
Harry objął Severusa i pogładził Mistrza Eliksirów po głowie z czułością, która sprawiła, że Severus
chciał głośno zapłakać. Delikatnie przesunął palcami po jego długich włosach, a chłodny metal jego
obrączki dotknął głowy mężczyzny.
- Sev, pamiętasz nasz domek? – wymamrotał do niego Harry.
- Jak mógłbym nie pamiętać? – odparł Severus z godnym podziwu spokojem. Nie słychać było nawet, że
ma zatkany nos.
- To wspomnienie, którego nikt nie może nam odebrać, Sev.
- Nawet dementor, ukochany.
- Nawet dementor – zgodził się Harry. Jego zielone oczy były pełne łez, które spływały na włosy
Severusa.
Ż
aden z nich nie spał zbyt wiele. Ciągle się budzili i wtulali w siebie, instynktownie poszukując ciepła
drugiej osoby. Świt nastał o wiele za szybko, na dodatek z tym okropnym uczuciem, że obaj obudzili się
trzydziestego pierwszego lipca. To były urodziny Harry'ego oraz dzień, w którym miał ponownie
skonfrontować się z Voldemortem. Wiedzieli, że było to nieuniknione. Wszyscy wiedzieli. I to wcale nie
czyniło tego łatwiejszym. Ludzie oczekiwali, że Harry pozbędzie się Voldemorta raz na zawsze. Nikt nie
chciał myśleć o tym, co się stanie, jeśli Harry’emu się nie uda.
Obaj spotkali się z Dumbledorem w jego gabinecie po cichym śniadaniu, które zmusili się, by przełknąć.
Potrzebowali tak wiele sił, jak to tylko możliwe. Nessa syczała do Harry'ego słowa otuchy.
Mądry dyrektor Hogwartu obserwował dwóch czarodziejów z powagą. Jego spojrzenie nie omieszkało
zauważyć ich ciasno splecionych dłoni i bladych twarzy wyrażających determinację.
- Wasza miłość, Harry i Severusie, sprawiła, że wasza wzajemna więź jest bardzo silna. Jeśli Voldemort
dotknie któregoś z was, będzie odczuwał okropny ból, i jest szansa, że śmierciożercy również nie będą
mogli was dotknąć – powiedział w końcu Dumbledore, podchodząc do nich i kładąc dłonie na ich
ramionach. Planowali wszystko tak długo, aż pomyśleli, że ich głowy zaraz wybuchną. Voldemort nie
mógł dotknąć Harry'ego ani Severusa, ale wciąż mógł skrzywdzić ich zaklęciami i klątwami. – Harry,
mój drogi chłopcze, dziś są twoje dziewiętnaste urodziny. To twój dzień, nie Voldemorta. Upewnij się,
ż
e Voldemort jest tego świadom.
- Tak zrobię, profesorze – powiedział Harry.
- Severusie, dziś jest ten moment, gdy Voldemort dowie się prawdy o twoim przymierzu. Będzie uważał
cię za zdrajcę i dowie się też, że twoja lojalność będzie jego upadkiem. Tak wiele jeszcze chciałbym
wam powiedzieć… ale powiem tylko tyle: Severusie, Harry, uosabiacie moc, której Voldemort nie zna.
Harry spojrzał na Severusa i uśmiechnął się. Severus nie odwzajemnił się, ale posłał mężowi głębokie
spojrzenie, które mówiło wszystko. Gdy tylko to zrobił, Mroczny Znak zaczął go palić, a jego twarz
zobojętniała.
- Już czas, Albusie – powiedział rzeczowo.
Dumbledore powoli skinął głową.
- Powodzenia, moi drodzy chłopcy. Uważajcie na siebie i pamiętajcie, że jestem z was bardzo dumny.
Fawkes wydał z siebie głośny trel i obleciał ich dookoła, jakby chciał ich pobłogosławić. Dumbledore
przywołał swój purpurowy płaszcz podróżny.
- Czas zebrać członków Zakonu – powiedział.
Serdecznie objął Harry'ego i Severusa, a Fawkes usiadł na biurku naprzeciw niego, upuszczając w jego
kierunku długie pióro z ogona. Dumbledore chwycił je. Pojawił się błysk; pióro feniksa obracało się na
stole, ale czarodziej i ptak zniknęli. Harry z czcią podniósł pióro i opuścił gabinet i zamek z Severusem,
idąc pospiesznie w kierunku granic terenu szkoły. Harry mógł się aportować i miał swoja licencję, ale nie
mógł przenieść się do Malfoy Manor bez Mrocznego Znaku, więc musiał udać się z kimś, kto go posiadał.
Severus objął Harry'ego, używając aportacji jako sposobności do podzielenia ostatnich prywatnych chwil
bliskości z Harrym, i przycisnął wargi do czoła młodzieńca. Potem zostali wessani w chaotyczny lej.
42.
Harry i Severus wylądowali w średniej wielkości, elegancko umeblowanym hallu w Malfoy Manor.
Severus, który był perfekcyjny w aportowaniu się, wylądował z gracją i lekkością na stopach, Harry
natomiast potknął się nieznacznie, więc Severus podtrzymał go, wciąż trzymając go w ramionach. Harry
spojrzał na chwilę w czarne oczy Severusa. Mężczyzna miał na sobie czarne szaty śmierciożerców –
płaszcz z kapturem i maskę; i tak nie mogły one ukryć emocji w jego oczach ani ciepła jego ciała, gdy
trzymał Harry'ego.
- Och! Zobaczcie, kto tu jest! Mały Potter i jego kochający małżonek! – Szyderczy głos Bellatrix powitał
Harry'ego i Severusa.
- Cisza. To ja odzywam się pierwszy – powiedział chłodno Voldemort. Harry stał spokojnie obok
Severusa, który w międzyczasie uwolnił go z uścisku. Mógł wyczuć naszyjnik z turmalinu, który pieścił
jego obojczyk. – Harry Potter – Voldemort odezwał się drwiąco, rozkładając ręce w sztucznym geście
powitania. Jego wąż, Nagini, leżał wygodnie na jego ramionach. – Cóż za radosne wydarzenie.
Wszystkiego najlepszego, mój uroczy chłopcze. Powiedz mi, jak ci się podoba życie małżeńskie?
Ś
mierciożercy stojący wokół nich w kręgu parsknęli z wyższością. Harry sądził, że rozpoznał sylwetkę i
niebieskie oczy Lucjusza Malfoya, który był wystarczająco bezwzględny, by wysłać swego własnego syna
do obozu śmierciożerców.
- Bardzo, mój Panie – powiedział Harry bezbarwnym tonem. Voldemort podszedł do niego, wpatrując
się w jego oczy; następnie powoli okrążył młodzieńca i Mistrza Eliksirów.
- Jestem pod wrażeniem, Severusie. Moi wierni słudzy będą zadowoleni, mogąc go dalej… szkolić. –
Odwrócił się do mężczyzny. – Powiedz mi, Severusie, czy chłopak wciąż protestuje w łóżku?
Peter Pettigrew zaśmiał się piskliwie.
Voldemort odwrócił się.
- Zabawne, nieprawdaż, mój mały Glizdogonie? – zapytał niedbale. Pettigrew natychmiast wymamrotał
przeprosiny, kłaniając się i płaszcząc przed nim. – No więc, Severusie?
- Mój mąż nie ma najmniejszego powodu, by protestować w łóżku ani w żadnym innym miejscu, mój
Panie – odpowiedział uprzejmie Severus.
- Doskonale, doskonale! – Voldemort protekcjonalnie poklepał Severusa po ramieniu wątłą, białą dłonią.
– Czy ten głupiec Dumbledore opuścił Hogwart?
- Tak, mój Panie, i powierzył mi dobro zamku. Obecnie poszukuje miejsca twego pobytu w lasach
Albanii, wraz z grupą żałośnie niekompetentnych czarownic i czarodziejów.
Voldemort zaczął się śmiać.
- Ach, Severusie, jak dobrze, że zdobyłeś zaufanie tego starego głupca… i oddanie tego przygłupiego
chłopaka. – Rzucił Harry’emu triumfalne spojrzenie i wysunął naprzód kościsty biały palec, odsuwając
na bok grzywkę Harry'ego i odsłaniając bliznę, która piekła i bolała niemiłosiernie z powodu
bezpośredniej obecności Voldemorta. Harry nie pokazał po sobie najmniejszej oznaki bólu. Voldemort
pogładził bliznę i Harry zdusił w sobie krzyk. – Teraz jesteś mój, Potter. Mój, i zrobię z tobą, co zechcę.
Moja drogocenna, mała zabawka. – Jego głos zamienił się w obrzydliwie szydercze gruchanie.*
Harry przypuszczał, że wszelkiego rodzaju mroczne kreatury i wielu świeżo zrekrutowanych
ś
mierciożerców ruszyło na Hogwart w przekonaniu, że Dumbledore opuścił go dla albańskich lasów –
tylko dlatego, że Voldemort zawierzył słowom Severusa Snape'a. Jednak Dumbledore był w Hogwarcie,
by ochronić szkołę przed najazdem sił Voldemorta; Harry był bezgranicznie wdzięczny za to, że
uczniowie byli w domach, i jednocześnie martwił się o tych, którzy zostali w Hogwarcie. Bariery
otaczające Hogwart były bardzo silne, ale wytrzymają atak czarnej magii tylko przez jakiś czas…
Voldemort rozłożył ręce po królewsku, a jego czarne szaty rozpięły się wokół niego jak burzowa chmura.
Nagini zasyczała cicho.
- Moi drodzy śmierciożercy i mój drogi gościu – powiedział, wskazując drwiąco na Harry'ego. – Czas,
którego wszyscy oczekiwaliśmy, nadszedł dzisiaj. Oczyścimy ten świat z niegodnych czarodziejów i
czarownic, których krew jest brudna od mugolskich zanieczyszczeń, i których umysły są wypaczone
przekonaniami powtarzanymi za tym naiwniakiem Dumbledorem. Sprawi mi przyjemność wzięcie jakże
wspaniałego Dumbledore'a w niewolę i zabawienie się tu z jego podopiecznym. Jestem pewien, że moja
najdroższa Bellatrix i mój sprytny Lucjusz pomogą mi w tym zadaniu. A ty, Severusie, jak i twój mąż,
będziecie mieć niepowtarzalny zaszczyt demonstracji… atrakcyjności waszego pożycia małżeńskiego.
Severus pochylił głowę.
- Pokornie dziękuję za to, że uczyniłeś mi ten zaszczyt, mój Panie – powiedział, a jego głos był cichy i
potulny.
- Mój drogi Harry Potterze – kontynuował Voldemort. – Musisz wiedzieć, że wierzę w siłę, czystość i
karę. W co ty wierzysz, moja cenna zabawko?
- Wierzę w miłość, mój Panie – powiedział Harry wyraźnie. Severus nie poruszył się ani nie odezwał,
ale jego oczy zalśniły przez dziurę w masce. Czas rzeczywiście nadszedł. Bella zachichotała, wpatrując
się w Harry'ego z pogardą. Usta Malfoya wygięły się.
- Miłość? Jakże wzruszająco, moja zabaweczko! Definicja miłości według Severusa może być
faktycznie ciekawa! Dlaczego, jak może być w ogóle definiowana, skoro jest zbyt słaba i głupia, by w
ogóle istnieć.
Niektórzy śmierciożercy zaczęli się śmiać.
Severus chwycił dłoń Harry'ego.
- Żadnej miłości, mój Panie? – zapytał Severus cicho, prawie od niechcenia. Harry zauważył tę
niesamowitą, jedwabistą nutę w głosie swojego męża. Modulacja głosu była jedną z najpotężniejszych
broni Severusa; jego szept był tak samo złowrogi, jeśli nie bardziej, jak jego krzyk. Czerwone oczy
Voldemorta zwęziły się. Severus i Voldemort wpatrywali się w siebie, i Harry wiedział, że Voldemort
stara się użyć legilimencji na Severusie. Zadrżał w środku, dziwiąc się, że spokojne, czarne oczy
Severusa wytrzymywały spojrzenie Voldemorta. Oczy Czarnego Pana rozszerzyły się. Przeskakiwał
wzrokiem od Severusa do Harry'ego i z powrotem.
- On jest twoją zabawką! Igraszką! – wysyczał. – Pokazywałeś mi sceny, w których zabawiałeś się jego
ciałem! Jest gotów, by zostać zrekrutowanym jako mój najwierniejszy sługa!
- Harry jest moją miłością – powiedział Severus cicho, przyciągając Harry'ego bliżej do siebie. Harry
przylgnął do niego, a jego zielone oczy wpatrywały się wyzywająco w Voldemorta.
- Zrobiłeś mu pranie mózgu, by się w tobie zakochał, prawda, Severusie? – zapytał Voldemort,
odmawiając zaakceptowania prawdy, którą objawił mu Severus podczas ich mentalnego połączenia.
- Severus nigdy nie zrobił mi prania mózgu, Tomie Riddle. To trochę ironiczne, że to właśnie ty nas
połączyłeś. Naprawdę możesz przypisać sobie zasługę wywołania miłości pomiędzy nami – powiedział
wyraźnie Harry. Śmierciożercy zesztywnieli.
- Mówiłam ci, mój Panie! Mówiłam, że nie można mu ufać! – wrzasnęła Bellatrix.
- Cisza! – warknął Voldemort. Jego oczy zdawały się pochłaniać Severusa z nienawiścią. – Ty
zdradziecki kawałku gówna – wykrzyknął sykliwie.
- Nie obrażaj imienia mojego męża, Tom – powiedział Harry lodowato.
- Złapcie ich! – rozkazał Voldemort. Śmierciożercy ruszyli naprzód. Ledwie dotknęli Severusa i
Harry'ego, gdy odskoczyli, przeklinając i przyciskając dłonie do klatek piersiowych, jakby się sparzyli.
- Ochrona krwi – wyszeptał Voldemort, a Harry zobaczył błysk strachu w jego czerwonych oczach.
- Obrzęd połączenia, Tom. Masz niepokojącą tendencję do zapominania o magii krwi, prawda? –
skomentował Harry. Voldemort wyciągnął różdżkę z warknięciem, a Nagini zsunęła się z jego ramion.
Reszta śmierciożerców wyciągnęła różdżki i ruszyła na Severusa, planując walczyć z nim grupie.
Harry i Severus nie mieli czasu, by wymienić choć słowo lub spojrzenie. Ścisnęli tylko swe dłonie i
rozdzielili się, przygotowując się na zażartą walkę. Harry usłyszał, że Severus coś mamrocze, i zdał sobie
sprawę, że dezaktywował zabezpieczenia, które uniemożliwiały innym aportację w Malfoy Manor.
Spojrzenie Voldemorta zapłonęło.
- Rzucę wasze ciała inferiusom! – oświadczył. Harry nie odpowiedział i wytrzymał jego palące
spojrzenie. Voldemort syknął „Atakuj!” do Nagini i ogromny wąż popełzł szybko w stronę Harry'ego,
otwierając pysk i pokazując zęby. W tym momencie grupa znajomych czarownic i czarodziejów wpadła
do pomieszczenia; członkowie Zakonu dostali się do Malfoy Manor. Rozpoczęły się pojedynki; meble,
obrazy, lustra i inne sprzęty wybuchały lub były używane jako zapory do blokowania klątw. Obelgi i
okrzyki rozbrzmiewały echem po pokoju, a powietrze było ciężkie od dymu i gniewu. Severus walczył z
Bellatrix, a Harry pojedynkował się z Lucjuszem Malfoyem.
- Jakie to uczucie, wysłać własnego syna do obozu śmierciożerców? – krzyknął Harry, unikając klątwy.
- Co ty możesz wiedzieć o moim arystokratycznym synu, plugawy mieszańcu?
- Zachowaj to określenie na swojego Pana, Toma, Malfoy. Draconowi udało się wysłać sowę do
Hogwartu, przybyła w zeszłym tygodniu.
- Mój syn! Zdrajca! – zachłysnął się Malfoy.
- Jego ojciec! Zdrajca! – odpowiedział mu Harry.
- Twój mąż jest najgorszym zdrajcą ze wszystkich! – stwierdził Lucjusz. – Cru…
Zaklęcie oszałamiające z różdżki Harry'ego trafiło go w żołądek.
- To właśnie możesz dostać za znieważanie mojego męża, sukinsynu! – burknął Harry, starając się
nadepnąć mocno na nogi Malfoya i próbując jednocześnie zlokalizować Severusa. Znalazł go; był
ś
wiadkiem tego, jak Bellatrix odrzuca swą różdżkę z dziecinnym okrzykiem wściekłości i rzuca się na
Severusa z pazurami.
- ZDRAJCA! – ryknęła.
- Wciąż zakochana w Czarnym Panu po tych wszystkich latach, Bella? Czy twój mąż wie? – zapytał
Snape szyderczo, chwytając jedną z jej drapiących dłoni, podczas gdy drugą ręką trzymał ją z dala od
swojego ciała. Harry chciał krzyknąć jego imię, ale Voldemort nagle stanął mu na drodze. Jego
ulubienica, Nagini, potężny wróg z powodu swojej szybkości oraz możliwości poderwania się w górę i
opryskania przeciwnika niebezpiecznym jadem, rozprysła się po podłodze dzięki umiejętnemu zaklęciu
rzuconemu z różdżki Mukherjee. Czarownica nie zatrzymała się; wyciągnęła srebrny sztylet i
przyszpiliła Nagini do podłogi, wbijając go idealnie w jej szyję.
Voldemort wydał z siebie okrzyk wściekłości i okrążył Mukherjee. Rzucił w nią Cruciatusem, ale
uniknęła zaklęcia, schodząc mu z drogi. Harry stracił ją z oczu; miał desperacką nadzieję, że Severus nie
jest ranny. I wszyscy pozostali… jego przyjaciele… Dumbledore… Voldemort wyłonił się zza
ś
mierciożercy i chwycił go za jego długie włosy.
- Oddaj mi swoją różdżkę, zanim skręcę ci kark – rzucił.
- Dopiero teraz przypomniałeś sobie, że nasze różdżki mają ten sam rdzeń, Tom? – zapytał Harry.
Voldemort przysunął się do niego, wbijając mu różdżkę śmierciożercy w gardło.
- Gdzie jest Dumbledore? Nie chroni swojego ulubieńca?
Harry wpatrywał się w oczy Voldemorta i zrozumiał, dlaczego tylko on mógł pokonać okrutnego
czarodzieja. To musiało skończyć się w taki sposób, w jaki się zaczęło…
- Harry!
Głos Severusa zabrzmiał w jego uszach i wysoki czarodziej stanął obok niego, krwawiąc z nosa i z
zadrapań na gardle.
- Sev! Nie!
Klątwa dosięgła pleców Severusa; Mistrz Eliksirów wciągnął gwałtownie powietrze z bólu i upadł na
kolana.
Oczy Voldemorta zalśniły; wypatrzył podatną na zranienia szparę w osłonach Harry'ego: Severusa
Snape'a. Wyciągnął własną różdżkę z szaty. Harry zbladł.
- AVADA KEDAVRA! – ryknął Voldemort.
- NIE! – wrzasnął Harry, gdy zielone światło popędziło w kierunku Severusa… Oszołomiony, Severus
zobaczył zielony błysk dosięgający klatki piersiowej Harry'ego, gdy młodzieniec chciał obronić
Severusa w jedyny sposób, jaki znał. W tym samym czasie doświadczył potężnego wstrząsu, który
zaatakował całe jego ciało; upadł na kolana, a gdy podniósł wzrok, zobaczył zielone światło odbijające
się od Harry'ego w stronę Voldemorta. Czerwone oczy nie miały nawet czasu, by otworzyć się szerzej,
gdy klątwa uderzyła w jego pierś, jak zrobiła to z Harrym. Tom Marvolo Riddle przewrócił się i leżał na
podłodze, nie mając już nigdy powstać. Severus wpatrywał się przez chwilę w ciało, po czym, z
pomrukiem z bólu, dźwignął się na nogi. Bolały go plecy, gdy podchodził do bezwładnego ciała swojego
męża. Ostatnie pojedynki wokół niego nagle się zakończyły; wszyscy zamilkli. Dreszcze przeszły
Severusa, gdy zobaczył Harry'ego leżącego nieruchomo na podłodze, tak jak Voldemort. Jego oczy były
zamknięte, a ciemne rzęsy nie poruszały się.
- Harry – wyszeptał Severus.
Z trzęsącymi się rękami, które przez lata były spokojne, gorączkowo odsunął kołnierz peleryny Harry'ego,
odsłaniając jego szyję. Próbował wyczuć puls, uderzenie serca… i nic nie znalazł. Przysunął ucho do ust i
nozdrzy Harry'ego, mając nadzieję, że usłyszy jego oddech… na próżno. Przywołał lustro i przytrzymał je
przy twarzy Harry'ego, w nadziei, że mgła pokryje szkło… ale lustro pozostało idealnie czyste.
Severus wydał z siebie krzyk odzwierciedlający ból i rozpacz każdej wojny, która obciążała sobą świat.
Tulił Harry'ego w ramionach, gładząc jego twarz dłońmi.
- Harry… Turmalin… Cudowne oczy… Proszę, spójrz na mnie… Proszę! Proszę, nie odchodź…
Otwórz oczy… Spójrz na mnie…
Ale nie było żadnej odpowiedzi ze strony Harry'ego.
Severus uniósł ciało Harry'ego w swych ramionach; jego twarz była śmiertelnie blada.
- Harry, spójrz na mnie, proszę!
Powieki pozostały zamknięte.
Severus wydał z siebie jeszcze jeden krzyk, tym razem wściekłości i smutku. Cała samokontrola, jaką
tworzył przez lata, ulotniła się w tym krzyku. Objął martwego męża ramionami i kołysał się w przód i w
tył z żalu, wciąż szepcząc imię Harry'ego. Pozostali śmierciożercy i członkowie Zakonu byli zbyt
oszołomieni, by się poruszyć. Jakaś dłoń dotknęła jego ramienia. Severus spojrzał w porażająco niebieskie
oczy Albusa Dumbledore'a.
* nie jak gołąb, tylko jak do dziecka
43.
Dumbledore wpatrywał się w Harry'ego.
- Przyszedłem za późno – wyszeptał. Długa broda dyrektora była osmalona i mężczyzna miał sztywną
prawą rękę. Wyglądał na starego, zmęczonego i w ogóle nie triumfował po śmierci Voldemorta.
Niebieskie oczy spojrzały na chwilę na ciało Voldemorta i wróciły do Harry'ego.
Severus nie chciał puścić Harry'ego. Wycisnął pocałunek na jego wciąż ciepłym czole. Poczuł kolejny
wstrząs poruszający jego ciałem, podobny do tego, który sprowadził go na kolana. Niedowierzanie z
powodu tego, co się stało, było głębokie.
- Wciąż jest ciepły, wciąż jest ciepły… – mamrotał, a jego głos i spojrzenie były apatyczne z szoku. Nie
zauważał Aurorów otaczających pozostałych śmierciożerców ani ludzi zajmujących się
poszkodowanymi i rannymi. Niektórzy polegli w bitwie i nie wszyscy byli śmierciożercami.
Dumbledore uklęknął obok Severusa i wyciągnął rękę, by dotknąć policzka Harry/ego. – NIE
DOTYKAJ GO! – wrzasnął Severus. – SPÓJRZ NA NIEGO! ZOBACZ, CO MU ZROBIŁEŚ!
- Severusie, on był jedynym, który mógł zabić Voldemorta…
- Ale za jaką cenę, Albusie. Za jaką cenę! Spójrz na niego! – Twarz Severusa była wykrzywiona z bólu,
a łzy spływały swobodnie po jego szczupłej twarzy. Przypomniał sobie, co obiecał Harry’emu.
Niemożliwym było, by dotrzymał tej obietnicy. Jak kiedykolwiek mógłby znów znaleźć szczęście?
- Zabieram go do domu – powiedział cicho Severus, ignorując łagodną odpowiedź Dumbledore'a.
Skrzywił się, wstając powoli i podnosząc Harry'ego w swych ramionach. Sztyletował wzrokiem
mediwiedźmę, która podeszła do niego. – Odejdź! Zostaw mnie w spokoju! – warknął na nią.
- Severusie, jesteś ranny… – zaczął Dumbledore, ale przerwał pod wpływem lodowatego wzroku
Severusa.
- Nikt nie zabierze ode mnie mojego męża ani mnie nie dotknie, dopóki nie zabiorę go do domu, do
Hogwartu, Albusie.
Dumbledore powoli skinął głową i podał mu świstoklik.
- Nie masz dość siły, by się aportować, więc przynajmniej użyj tego, jakkolwiek nie winiłbyś mnie za to,
co się stało.
Severus przyjął świstoklik i w ciągu kilku sekund znalazł się na terenie Hogwartu. Ludzie pędzili we
wszystkie strony po trawnikach; ślady zaciętej walki były widoczne również w Hogwarcie. Nikt nie
zwracał na niego uwagi, wszyscy byli zbyt zajęci i przygnębieni. Severus podszedł do zamku, a jego
wysoka, szczupła postać pochyliła się pod wpływem żalu i ciężaru ciała, które niósł. Przestał płakać, a
jego twarz skamieniała. Osunął się na kolana, gdy jego plecy zaprotestowały gwałtownie; pochylił się w
bólu nad Harrym, a jego policzek otarł się o policzek Harry'ego. Nie odsunął się; zamiast tego został w tej
pozycji przez kilka sekund, zamykając oczy i wtulając się w policzek Harry'ego przy swoim własnym.
Leciutki powiew zdawał się zadrżeć przy jego uchu. Severus otworzył gwałtownie oczy i wbił spojrzenie
w twarz Harry'ego. Czy to był tylko wiatr? Albo pobożne życzenie? Wytwór jego zrozpaczonej
wyobraźni? Wyciągnął lusterko i przytrzymał je naprzeciw ust i nosa Harry'ego. Lekka mgiełka pokryła
szkło. Severus wytrzeszczył oczy. Drżącymi rękami chwycił nadgarstek Harry'ego i zaczął szukać pulsu.
Czy to było uderzenie serca? Nie był pewien. Wydawało się tak słabe… Ostatecznie to mógł być jego
umysł, oszołomiony smutkiem i płatający mu figle… Ale lusterko…? Przypomniał sobie dwa wstrząsy,
które przypisał szokowi. A co, jeśli były związane z Harrym? Wszystko zaczęło się łączyć w zmęczonym
umyśle Severusa. Pierwszy wstrząs… serce Harry'ego przestało bić. A drugi… zaczęło bić ponownie.
Jakieś dwie minuty pomiędzy wstrząsami. Ludzki mózg mógł zostać uszkodzony po trzech minutach bez
tlenu, może nawet wcześniej… Severus zachwiał się na nogach; jego kolano i bok płonęły. Właśnie wtedy
jego imię zostało wywołane i zobaczył Hagrida biegnącego ku niemu.
- Hagrid, weź go… weź go… tak szybko, jak to możliwe… skrzydło szpitalne… – wysapał Severus.
Hagrid natychmiast wziął od niego Harry'ego. W jego oczach widać było wiele pytań, ale wiedział, że
teraz nie ma czasu na ich zadawanie.
- Profesorze Snape! – Ron i Hermiona podbiegli do niego. Policzek Hermiony był zadrapany i krwawił,
a jej szata była rozdarta na szwie; poza tym wydawała się nie doznać żadnych obrażeń. Włosy Rona były
osmalone, a na górze jego rękawa widniał ślad po podpaleniu. Severus zachwiał się; oboje natychmiast
wsparli go z obu stron i ruszyli za Hagridem do skrzydła szpitalnego. Większość łóżek była już zajęta i
prawie wszyscy byli ranni. Byli tam tez zmarli. Czterech Aurorów zostało zabitych – w tym Alastor
Moody. Inni zostali przeniesieni świstoklikami prosto do Świętego Mungo.
W skrzydle szpitalnym Severus został powitany przez ponurą twarz Poppy Pomfrey. Pochylała się nad
Harrym. Severus otworzył usta, ale czarownica była szybsza.
- On żyje, Severusie – ledwo żyje. Jego stan jest krytyczny. Będziemy musieli wysłać go do świętego
Mungo…
- Proszę, zrób wszystko, co możesz, by go uratować – powiedział Severus, chwytając się stołu. Ron i
Hermiona rzucili się z okrzykami w stronę łóżka Harry'ego, ale zostali odsunięci przez czarodzieja;
dodatkowy personel medyczny wszedł właśnie do pomieszczenia, gdyż pani Pomfrey prawdopodobnie
nie poradziłaby sobie z tyloma pacjentami na własną rękę. Ron i Hermiona odeszli, by ktoś zajął się ich
urazami. Remus Lupin i Tonks siedzieli obok siebie na jednym łóżku; Tonks szlochała w swe dłonie. Jej
rodzice zostali zabici przez śmierciożerców. Remus przysunął ją do swej piersi, samemu będąc na
granicy łez. Severus został zmuszony do tego, by się położyć na łóżku, choć protestował i wykręcał swe
ciało, by zobaczyć Harry'ego.
- Zacznij współpracować! – nakazała Pomfrey – Albo twoje plecy będą ogromnie nieszczęśliwe.
- Nie dbam o moje plecy… Harry…
Eliksir został wepchnięty w jego dłoń.
- Wypij to. Nie muszę ci mówić, co to jest, ponieważ sam go uwarzyłeś.
Spełnił polecenie, piorunując ją wzrokiem, a ból został stłumiony w ciągu minuty.
Dumbledore wkroczył do sali.
- Gdzie są Severus i Harry? – zapytał.
Poppy pospieszyła w jego kierunku i zaprowadziła go do dwóch łóżek, powtarzając, że Harry ledwo żyje.
- Poppy, proszę, zsuń łóżka razem – powiedział Dumbledore, gdy zobaczył, jak Severus wpatruje się w
łóżko Harry'ego.
Pani Pomfrey posłuchała bez zwłoki. Severus wyciągnął rękę i dotknął palców swego męża.
Oczy Dumbledore'a błysnęły od łez na widok niewypowiedzianej miłości, jaką Severus czuł do Harry'ego.
Zawsze był pełen nadziei, że ci dwaj będą w stanie przezwyciężyć wzajemną niechęć, ale miłość, jaka
między nimi rozkwitła, była cudowną niespodzianką nawet dla niego. Coś zadrżało w jego kieszeni;
Dumbledore wyciągnął pomarszczonego Fawkesa w formie pisklęcia z ogromną czułością, kołysząc go w
dłoni, po czym ostrożnie ułożył go na stole. Wierny ptak raz jeszcze uratował mu życie, połykając Klątwę
Zabijającą wycelowaną w niego.
- Muszę sprawdzić go znowu; bicie jego serca musi być monitorowane – rzuciła Poppy. Severus
zamknął oczy, kompletnie wyczerpany.
- Jego serce zatrzymało się na jakieś sto sekund – poinformowała Dumbledore'a pani Pomfrey, stojąc
opiekuńczo naprzeciw Harry'ego.
- Mniej niż dwie minuty bez tlenu – stwierdził Severus, otrząsając się ze zmęczenia i otwierając
ponownie oczy. Usiadł i wykręcił dłonie.
- Każda ilość czasu bez tlenu jest krytyczna, ale po blisko trzech minutach występują uszkodzenia
mózgu. Z Harrym powinno być dobrze… tak dobrze, jak to możliwe w jego obecnym stanie. Znalazłam
jednak cos niezwykłego. – Odsunęła się na bok i wskazała na odsłoniętą klatkę piersiową Harry'ego –
rozpięła jego szaty, by sprawdzić serce. Severus krzyknął cicho, a Dumbledore zamrugał. Odbita klątwa
pozostawiła kolejna bliznę na piersi Harry'ego; ta jednak miała kształt drapieżnego ptaka – sokoła.
Severus spojrzał na Dumbledore'a.
- To patronus Harry'ego – wysapał.
- Symbol ochrony. Symbol jego miłości wobec męża i obrońcy – wobec ciebie, Severusie.
- Więź krwi…
- Tak – powiedział Dumbledore. – To powstrzymało go przed całkowitym porzuceniem życia. Obecnie
jest w śpiączce, zawieszony pomiędzy życiem i śmiercią.
Dumbledore powoli usiadł na krześle.
- Widzisz, Severusie, to musiało skończyć się w taki sposób, w jaki się zaczęło. Lily poświęciła się, by
ochronić Harry'ego – a klątwa odbiła się…
- …i Harry poświęcił siebie, by ochronić mnie…
- Tak. To była moc, która zniszczyła Voldemorta raz na zawsze, Severusie. Miłość Harry'ego do ciebie.
Ale jest coś jeszcze. Voldemort dodał krew Harry'ego do eliksiru, który wskrzesił go na czwartym roku
Harry'ego. Nosił w sobie cząstkę Harry'ego, kroplę niewinności i miłości. Celując klątwą w Harry'ego,
wycelował ją w samego siebie. Voldemort zawsze uważał odmiany magii połączone z miłością i
emocjami za gorsze i nieistotne. Krew Harry'ego i więź między tobą i Harrym, Severusie… To było dla
niego zbyt wiele.
- A co, jeśli będzie to też zbyt wiele dla mojego męża? – zapytał chłodno Severus.
- Severusie, tylko ty możesz sprowadzić go z powrotem.
- Sprowadzić go z powrotem? Skąd?
- Będziesz potrzebował Legilimencji, determinacji, swojej miłości do Harry'ego i jakiejś godziny czasu.
- Co…?
- Severusie, posłuchaj mnie. to nie jest zwykła śpiączka. Harry powoli umiera. Musisz nawiązać z nim
umysłową więź i spróbować sprowadzić go tu z powrotem.
- Czy ty mówisz mi, że on jest w swego rodzaju… czarodziejskich zaświatach? – zapytał Severus z
drwiną.
- Skoro tak twierdzisz, Severusie. Wasz kontrakt, podpisany przy ceremonii połączenia krwi, jest nadal
ważny, bo Harry wciąż żyje, i to z powodu waszej więzi – wskazał na bliznę w kształcie sokoła na piersi
Harry'ego – jego serce znów zaczęło bić. Ale Klątwa Zabijająca wciąż próbuje sprawić, by Harry jej
uległ. Severusie, mój chłopcze, wiem, jaki jesteś zmęczony…
- …i zrobię wszystko, co tylko będę mógł, by sprowadzić Harry'ego z powrotem. Chcę… – jego głos
załamał się na chwilę; odzyskał jednak kontrolę. – Jeśli zawiodę, wtedy będzie wolny, nawet jeśli będę
ż
ył bez niego. Jeśli nie uda mi się zabrać go ze sobą, wtedy przejdzie do następnego życia.
- Tak, pójdzie dalej, Severusie, i może spotkasz go znowu w następnym życiu.
- Ale ja chcę go przy sobie w tym życiu – warknął Severus.
- Masz godzinę, Severusie, zanim klątwa całkowicie wyssie z niego siły życiowe. Znasz rytuał.
- Potrzebuję dwóch fiolek zawierających naszą połączoną krew – nie mogę nawiązać kontaktu
wzrokowego z Harrym… – powiedział Severus.
- Zgredku! – zawołał Dumbledore. Skrzat pojawił się z ręką na temblaku – domowe skrzaty również
przystąpiły do walki z obrzydliwymi stworzeniami, które wyszły z Zakazanego Lasu. – Proszę, przynieś
dwie fiolki z komnat profesora Snape'a, tak szybko jak tylko możesz.
Skrzat pojawił się z powrotem w ciągu trzydziestu sekund; Severus wziął różdżkę Harry'ego, które leżała
na szafce przy łóżku, i położył ją obok Harry'ego, wpatrując się w ukochaną twarz przez kilka sekund.
Owinął rękę wokół talii Harry'ego, a jego twarz zbliżyła się do twarzy młodego czarodzieja.
- Jestem gotów, by zacząć – poinformował. Wymamrotał zaklęcie, by odpieczętować fiolki, dotykając
ich różdżką i wyciągając z nich korki. Dumbledore bez słowa wyciągnął małą porcelanową miseczkę;
Severus nalał do niej po kilka kropli z obu fiolek i szczelnie je zamknął. Dumbledore odebrał je od
niego, trzymając je z szacunkiem. Severus zanurzył czubki różdżek – swojej i Harry'ego – w
szkarłatno-złotej miksturze i umieścił różdżki nad ich głowami, czubek przy czubku, z niewielką tylko
odległością między nimi. Dumbledore wyciągnął własną różdżkę i, intonując śpiewnie, rzucił starożytne
zaklęcie wiążące na różdżki. Obie zaczęły brzęczeć; ich czubki zapłonęły i połączyła je ognista
czerwona nić. Dumbledore cofnął się. Severus zamknął oczy i odepchnął od siebie zmęczenie,
koncentrując się na mocy Legilimencji. Brzęczenie i blask osłabły, gdy zobaczył sposób, w jaki mógł
dostać się do umysłu Harry'ego.
Severus znalazł się w czymś, co wydawało się być całkowitą ciemnością. Automatycznie sięgnął po
różdżkę – ale nie było jej. Z zaskoczeniem zaczął przetrząsać swoje szaty. Doszedł do wniosku, że w
ostateczności będzie musiał polegać na bezróżdżkowej magii. Niewyraźny głos zdawał się szeptać
jego imię. Severus rozejrzał się, mrużąc oczy w ciemności, i zdał sobie sprawę z cienkich pasm
szarawej mgły, sunącej leniwie ku niemu. Rozpłynęła się, gdy tylko do niego dotarła, a ciemność
otoczyła go ze wszystkich stron. Spróbował werbalnego Lumos bez powodzenia, a później
niewerbalnego z tym samym zniechęcającym rezultatem. Był pozbawiony całej swej magii w tym
dziwnym miejscu.
- Gdzie ja jestem? – wymamrotał, wyciągając ręce. Wyczuwał obrączkę ślubną na palcu; to dodało
mu odwagi. Uświadomił sobie również, że łańcuszek, który dał mu Harry, wciąż wisi na jego szyi.
Poruszał się po okręgu, czekając, aż jego ręce natrafią na jakąś przeszkodę lub ścianę; była tam tylko
pustka. Severus zdecydowanie stawiał jedną stopę za drugą, na oślep wyciągając ręce. Nagle zaczął
bardzo podziwiać mugoli za to, że byli w stanie poradzić sobie bez magii.
- Severusie! – Najcichszy z szeptów popieścił jego ucho.
- Harry? – zawołał Severus, a jego głos został pochłonięty przez ciemność. Jego buty nie wydawały
ż
adnego dźwięku na podłożu. Ścieżka cały czas prowadziła w dół, co sprawiło, że stopniowo schodził
w nieznane tajemnice. Nie wiedział nawet, z jakiej materii składała się podłoga… Niewielki błysk
ś
wiatła pojawił się w polu jego widzenia. Severus podejrzliwie ruszył w jego kierunku, instynktownie
ostrożny. Jego umiejętności szpiegowskie pozwalały mu poruszać się płynnie i cicho; jego szaty
nawet nie zaszeleściły. Światłem okazał się być żółty płomień, a kiedy Severus odetchnął z ulgą – ten
zniknął. Severus zmarszczył brwi. Ruszył dalej ze zdwojoną ostrożnością. Czy był tam ktoś – lub coś –
kto – lub co – świadomie włączył i wyłączył to światło? Czy został zwabiony w jakąś zabójczą
pułapkę? Jego lewa ręka zderzyła się z czymś zimnym i metalicznym. To było okrągłe, jak klamka, a
Severus zorientował się, że właśnie tym to było. Pomacał dłonią wokół gałki i wyczuł zarys
drewnianych drzwi. Przekręcił gałkę i pociągnął. Drzwi otworzyły się bez sprzeciwu. Severus wszedł
w nowy korytarz lub cokolwiek, czym to było. Tam w końcu było światło, ale był to niezdrowy,
szarawo-zielonkawy kolor sączący się przez kamienne ściany ścieżki. Sufit również nie istniał lub był
tak wysoko, że znajdował się poza zasięgiem wzroku Severusa. Ślad po Klątwie Zabijającej, pomyślał
Severus. Intuicja, poza jego zwykłą przenikliwą logiką, ostrzegała go, by nie pozwolił dotknąć się
mgle. Merlinie, gdzie ja jestem? Czy to Legilimencja? To powinno sprowadzić na mnie wyjaśnienie
zamiast zmieszania! Dotarł do rozdroża; ścieżka rozdzielała się, tworząc dwa korytarze. Severus
zatrzymał się, rozpatrując swój następny krok.
- Sev! – To pieszczotliwe imię, nikły głos Harry'ego w jego uszach… Zdawał się dochodzić z lewego
korytarza. Severus energicznie ruszył naprzód. Tu również były wstęgi zielonkawej mgły, która
raczej utrudniała niż rozświetlała mu drogę. Szedł cały czas, tęskniąc rozpaczliwie za widokiem
swojego męża. Jak wiele czasu mi zostało?, pomyślał z niepokojem. Od czasu do czasu wychwytywał
ś
lad zielonkawej mgły, która zdawała się rozciągać coraz dalej. Odwrócił się raz, spoglądając za
siebie, i zobaczył pełznącą ku niemu mgłę. Gdyby chciał wrócić, nie mógł już tego zrobić. Dotarł do
krętej drogi. Jego oczy otworzyły się szerzej. Teraz mógł ujrzeć obrazy. Ich pierwsza ceremonia
połączenia. Twarz Harry'ego była odrętwiała i blada, a Severus wbijał paznokcie w rękę młodzieńca,
gdy obchodzili gabinet Dumbledore'a, by dokończyć ceremonię… Następnie scena, która
prześladowała go najbardziej: Harry leżący na łóżku Severusa i on sam biorący go, poruszając się
szybko w przód i w tył, podczas gdy Harry leżał kompletnie nieruchomo… Severus zacisnął zęby. To
był test. Musiał ominąć obrazy. Szedł szybko, mijając obrazy z jego śmierciożerczej przeszłości,
torturowanych ludzi, śmiejącego się Voldemorta… Severus dotknął swej obrączki druga ręką,
wzdychając mocno. Dotarł do końca drogi; powitały go metalowe drzwi. Otworzył je bezzwłocznie.
Został powitany przez głos starego mężczyzny.
- Zamknij drzwi, Severusie Snape, albo zielona mgła dosięgnie nas szybciej.
Severus posłuchał, zaskoczony. Ciemność zniknęła, gdy pokój wypełnił miękki blask światła; teraz
mógł dostrzec źródło głosu. Był to sędziwy, przygarbiony mężczyzna, trzymający w ręku laskę. Jego
spojrzenie było tajemnicze i przenikliwe. Severus rozpoznał jego twarz z obszernych pism i szkiców w
książkach o historii magii.
- Merlin! – wykrzyknął cicho.
- Merlin, Severusie, to tylko tytuł. Nikt nie zna mojego prawdziwego imienia.
Coś w oczach legendarnego maga powstrzymało Severusa od zapytania o jego prawdziwe imię; w
końcu, choć głodny wiedzy, miał tylko jeden cel.
- Mój mąż leży na łożu śmierci. – Udało mu się zapanować nad głosem.
- Wiem, mój chłopcze, wiem. Dlaczego nie usiądziesz?
Sękata dłoń wskazała na wygodną sofę, której nie było tam wcześniej.
- Nie mam czasu na siedzenie! Liczy się każda sekunda! – prawie warknął Severus.
- Znalazłeś Harry'ego.
Merlin gestem nakazał mu, by poszedł za nim.
- Czemu miało służyć zaproponowanie mi, bym usiadł? – burknął Severus, zrywając się z kanapy.
Kąciki ust Merlina uniosły się pod śnieżnobiałą brodą. Mężczyzna przypominał Severusowi Albusa
Dumbledore'a, choć Merlin nie miał żadnych okularów, co było dość zaskakujące, zważywszy na
jego wiek. Merlin z wdziękiem zaprowadził Severusa do dalszego pokoju. Harry leżał w dziwnej
szklanej trumnie. Był ubrany w czarne szaty, które nosił podczas bitwy. Nie miał na sobie okularów.
Severus przypomniał sobie, że spadły, gdy został odrzucony przez Klątwę Zabijającą. Podniósł je,
nawet nie zauważając, że to zrobił, i włożył do swojej kieszeni – ale nie miał ich ze sobą w tym
ś
wiecie. Był zaskoczony tym, że ma swoją obrączkę i łańcuszek. Harry również miał swoją obrączkę.
Severus chciał go dotknąć, trzymać go w ramionach… – Chcę zabrać go z powrotem – powiedział.
- Nie możesz go zabrać – odpowiedział Merlin, ale Severus odwrócił się gwałtownie i przerwał mu.
- Jest moim mężem. On i ja jesteśmy złączeni przez krew, przez miłość, przez…
- Zostaliście połączeni przez nienawiść.
- To było dawniej! – rzucił Snape, szukając sposobu, by podnieść szklaną pokrywę trumny. – Proszę,
muszę zabrać go z powrotem, on umiera, widziałem zieloną mgłę po klątwie rozprzestrzeniającą
się…
- Ona dotrze nawet tu, mój chłopcze, i zniszczy nas wszystkich – powiedział Merlin z całkowitym
spokojem.
- Nie pozwolę jej zniszczyć Harry'ego!
- Nie pozwoliłeś mi skończyć zdania, porywczy czarodzieju. Nie możesz zabrać swojego męża,
dopóki…
Severus chciał przekląć Merlina, ale – poza tym, że nie mógł użyć swoich magicznych mocy – czas
uciekał; nie mógł kłócić się ani negocjować z Merlinem – musiał dostosować się do reguł
ustanowionych przez sędziwego czarownika.
- …dopóki nie odpowiesz na moje pytanie – zakończył Merlin.
- Pytaj – powiedział szybko Severus.
- Dlaczego chcesz zabrać go ze sobą? Jeśli zmęczysz się swoim mężem, możesz wrócić do tego, jak
traktowałeś go, zanim nauczyłeś się go kochać.
- Nigdy nie zmęczę się Harrym!
- Właśnie tak mówi większość ludzi.
- Kocham go.
- Tak również twierdzi większość ludzi. Gdy ktoś się zakocha, mój chłopcze, może się również
odkochać.
- Czy większość ludzi kończy w piekielnym, mrocznym labiryncie, gdy już to powiedzą? – zapytał
cierpko Severus.
- Nie. Tak naprawdę nie mają tej wyjątkowej okazji, prawda?
- A gdyby ją mieli, czy wszyscy by ją wykorzystali? – zapytał Severus niskim szeptem.
- Przypuszczam, że nie wszyscy, ale nie byłbyś jedynym – odparł Merlin.
- Ale my rozmawiamy o Harrym, nie o innych. Chcę zabrać go z powrotem, ponieważ jego czas
jeszcze nie nadszedł. Nie jest jeszcze martwy. A teraz, Merlinie, pozwól mi zadać pytanie, które
odpowie na twoje.
- Śmiało – powiedział czarownik, unosząc krzaczastą brew.
- Zapytałeś mnie, dlaczego chcę zabrać Harry'ego ze sobą. Czego chciał Harry? Chciał wrócić ze
mną? A może chciał pójść dalej? Czego życzył sobie mój mąż? To najważniejsza rzecz, jaką muszę
wiedzieć.
Merlin uśmiechnął się i lekko machnął ręką. Szklana pokrywa zniknęła, a Severus ruszył naprzód i
porwał Harry'ego w ramiona.
Merlin wciąż się uśmiechał.
- Mgła się do nas zbliża. Idź, Severusie Snape, odejdź szybko, jeśli chcesz, by twój mąż towarzyszył ci
w tym życiu.
- Dziękuję – odparł Severus szczerze, bliski łez.
- Wreszcie jakieś maniery. Lepiej późno niż wcale – wymamrotał Merlin, otwierając przed nim
metalowe drzwi. Severus przyciągnął do siebie Harry'ego i wyszedł. Mgła była wszędzie i posuwała
się naprzód, zbliżając się do niego. Severus odwrócił się, ale drzwi zniknęły, pozostawiając po sobie
tylko kamienną ścianę. Był uwięziony. Jestem pozbawiony magii, nie mogę wyjść; zawiodę i Harry
umrze, pomyślał. Słowa Dumbledore'a powróciły do niego.
Severusie, Harry, uosabiacie moc, której Voldemort nie zna.
- Miłość – wymamrotał Severus. Wstał. – W takim razie weź mnie! – krzyknął do mgły. – Weź mnie,
ale pozwól Harry'emu odejść. Pozwól mojemu mężowi odejść!
Mgła zamigotała i zniknęła.
Severus odetchnął z ulgą.
- Ten Merlin był gryfońskim… szlachetnym samopoświęceniem przeciw instynktowi
samozachowawczemu Ślizgonów… Czy to było to? – prychnął pogardliwie, zgodnie ze swoim
charakterystycznym, drażliwym usposobieniem. Następnie spojrzał na Harry'ego, a jego spojrzenie
złagodniało. – Oczywiście… Skoro praktykowałem Legilimencję na Gryfonie…
Poprawił Harry'ego w ramionach i ruszył z powrotem drogą, którą tam przyszedł. Był zmęczony,
ponieważ ścieżka przez cały czas pięła się w górę. Był kompletnie wyczerpany i wiedział, że Merlin
uwolnił Harry'ego w ostatniej chwili. Był na ostatnim etapie – a przynajmniej taką miał nadzieję – tej
szalonej podróży. Pot ściekał mu po twarzy – Harry ciążył mu w ramionach – gdy głos Merlina
przemówił do niego, zdając się dochodzić zewsząd.
- Pamiętaj, Severusie Snape, że bardzo często ludzie rozumieją wielkość straty dopiero wtedy, gdy
prawie stracili lub stracili kogoś bardzo bliskiego. Jesteś Opiekunem Harry'ego, tak jak Harry jest
twoim Opiekunem, i nigdy nie zapominaj, że to wasza miłość pokonała Voldemorta i pozwoliła ci
zabrać swojego męża ze sobą.
Harry poruszył się w jego ramionach, a Severusowi zaparło dech. Opadł na kolana, wpatrując się w
twarz Harry'ego…
45.
Severus wzdrygnął się i otworzył oczy. Echo głosu Merlina – czy kimkolwiek on był – wciąż
rozbrzmiewało mu w uszach. Klatka piersiowa Harry'ego unosiła się i opadała przy jego głębokim
oddechu. Jego powieki drżały, a palce zgięły się. Severus wydał z siebie przejmujący szloch,
zapominając o własnym zmęczeniu na widok poruszającego się męża. Harry otworzył powoli oczy, a
ich zieleń była tak jasna i wstrząsająca jak zawsze. Zamrugał i przetarł je. Wysunął język i zwilżył usta,
a Severus wiedział, że Harry potrzebuje wody, więc podniósł się na łokciu, by chwycić szklankę.
- Severusie, idź sobie – odezwała się pani Pomfrey.
- Nie zamierzam zrobić nic takiego!
- Muszę sprawdzić jego serce i ogólny stan, i upewnić się, że ty też nie odniosłeś żadnych obrażeń
po tak długiej sesji Legilimencji – powiedziała gniewnie.
- Severusie – powiedział łagodnie Dumbledore. Trzymał w dłoni różdżki Severusa i Harry'ego,
promieniejąc.
Severus spojrzał na nich. Mamrocząc pod nosem, powoli zszedł z łóżka, a pielęgniarka pobieżnie
sprawdziła go różdżką. Odprawiła go skinieniem głowy i zaciągnęła kotary wokół łóżka Harry'ego,
zasłaniając go. Chłopak odezwał się zaspanym głosem:
- Gdzie jest Severus? Nic mu nie jest?
Pani Pomfrey powiedziała coś do niego uspokajającym tonem. Severus niecierpliwie przestąpił z nogi
na nogę.
- Severusie, mój drogi chłopcze, zajęło ci to dokładnie pięćdziesiąt pięć minut.
Severus poczuł, jak opanowuje go zmęczenie, wraz z głębokim smutkiem z powodu zniszczeń, jakie
przyniosła wojna, ale z tymi emocjami mieszała się i radość – radość z tego, że Harry postanowił
spędzić swe życie z zapalczywym, opryskliwym i skomplikowanym Mistrzem Eliksirów. Pani Pomfrey
wystawiła głowę na zewnątrz.
- Jest całkowicie zdrowy, ale bardzo zmęczony. Wykonam jutro jeszcze kilka testów, by się upewnić,
a tymczasem obaj idziecie spać.
- Nie idę spać ani nigdzie indziej bez… – Severus był zmuszony pozostawić swą wypowiedź
niedokończoną, gdy zasłona zasunęła się z trzaskiem
1
ponownie. Odetchnął gwałtownie i usiadł na
krześle. Ukrył twarz w dłoniach.
- Czy byłbym w stanie przejść przez życie bez niego? – wymamrotał. – Był taki moment, gdy
myślałem, że go straciłem, Albusie.
Dłoń Dumbledore'a ścisnęła czule ramię Severusa.
- Severusie, mój odważny chłopcze… Tym, czego wszyscy potrzebujemy, jest smaczny sen.
- Nie sądzę, by było mi wolno spędzić tu noc? – zapytał rześko Severus.
- Istotnie. Zobaczysz go jutro rano. Dobranoc, Severusie – powiedziała pani Pomfrey, wyłaniając się
1
Nie z trzaskiem na zasadzie „jebudum o ścianę”, ale bardziej z grzechotem kółeczek, na których jest
zawieszona.
zza kotary i odchodząc, by zająć się pozostałymi pacjentami.
- Severusie – odezwał się Dumbledore.
Mistrz Eliksirów spojrzał na niego.
- Nie chciałem cię obwiniać, gdy na ciebie nawrzeszczałem – powiedział nagle.
- Nie winię cię za obwinianie mnie, Severusie – odparł Dumbledore, przyciągając do siebie
szczupłego czarodzieja w ojcowskim uścisku. – Harry jest twoją miłością.
- Tak – wyszeptał Severus. Albus oddał mu obie różdżki.
Severus był całkowicie padnięty, gdy kładł się do łóżka, ale ponarzekał jeszcze na puste miejsce obok
siebie, zanim wyłączył światło. Nie zasnął jednak; obudził się na dźwięk otwierających się ze
skrzypieniem drzwi do sypialni. Zawsze zapominał nasmarować zawiasy jakimś smarem przeciwko
skrzypieniu. Odziane w skarpetki stopy zwinnie przebiegły po podłodze do jego łóżka z pewnością,
która wskazywała na doskonałą znajomość pokoju, nawet w ciemności. Serce Severusa gwałtownie
urosło; uniósł kołdrę, a materac ugiął się lekko, gdy niewielkie ciało poruszyło się obok niego.
- Harry! – wydusił.
- Sev – odpowiedział mu ukochany ton głosu; mógł w nim usłyszeć jednocześnie uśmiech i łzy. –
Mogłem przyjść tu dopiero po ciszy nocnej.
Ciepła dłoń odnalazła jego własną.
- A co powie na to pani Pomfrey?
- Zostawiłem na poduszce notkę wyjaśniającą moją nieobecność. Ale rano będę musiał tam pójść;
zanim poszedłem spać, pani Pomfrey powiedziała mi, że chce wykonać kilka testów, by sprawdzić
moje odruchy, tak na wszelki wypadek.
- Lumos! – rzucił Severus.
Spojrzał w jasnozielone oczy w miękkim blasku światła. Błyszczały od łez, tak samo jak jego. Severus
wziął go w ramiona, przyciskając go do swego ciała.
Gdy się cofnął, Harry delikatnie wytarł dłonią chude policzki.
- Kocham cię – powiedział Severus ledwie słyszalnym głosem.
- A ja kocham ciebie – odpowiedział Harry, owijając ramiona wokół szyi męża. Trzymali się tak przez
jakiś czas, płacząc cicho. Severus opiekuńczo owinął nogę wokół biodra Harry'ego, gdy leżeli na
boku, twarzami do siebie. Stopniowo zapadali w sen. Zostali obudzeni przez wyjca od pani Pomfrey,
która skarciła Harry'ego za nieposłuszeństwo i wymknięcie się ze skrzydła szpitalnego; oczekiwała
go tam za dwadzieścia minut. Harry roześmiał się, ale Severus wyglądał poważnie.
- Powinienem odesłać cię z powrotem. A co, jeśli cos ci się stało, gdy spałeś w naszym łóżku?
- Sev, nic mi nie jest.
- Zobaczymy, co powie pani Pomfrey – powiedział surowo jego mąż, podając mu talerz ze
ś
niadaniem, napełniony jedzeniem przygotowanym przez wiernego Zgredka.
- Jak długo byłem nieprzytomny? – zapytał Harry.
- Nieprzytomny? Myślisz, że byłeś nieprzytomny? – odparł Severus z niedowierzaniem.
- A nie byłem?
Pani Pomfrey najwyraźniej jeszcze nie powiedziała Harry'emu o wszystkim, co się wydarzyło.
Wyjawiła jednak, że Voldemort zniknął na dobre.
- Czy Voldemorta naprawdę nie ma? – zadał Harry następne pytanie, jedząc zachłannie.
- Tak – odparł Severus.
- A członkowie Zakonu, czy wszystko z nimi w porządku? Z moimi przyjaciółmi?
- Powiem ci wszystko, gdy zjesz śniadanie i przejdziesz badania – powiedział Severus ucinającym
dyskusję tonem.
Upór pojawił się na twarzy Harry'ego i chłopak odłożył sztućce.
- Czym moi przyjaciele i Zakon mają się dobrze, Severusie? – powtórzył stanowczo. Severus poddał
się. Harry używał jego pełnego imienia, gdy był bardzo poważny – lub się gniewał.
- Alastor Moody nie żyje, tak jak dwóch innych Aurorów. Ale reszta ma się dobrze.
Harry wyglądał na bardzo nieszczęśliwego. Severus sięgnął i dotknął jego dłoni.
- Harry…
- Tak. Wiem, co zamierzasz powiedzieć, i masz rację. Tak zawsze dzieje się na wojnach – powiedział
cicho Harry. Spojrzał mężowi w oczy. – Tak się cieszę, że jesteś tu ze mną, Sev.
Severusa zaszczypały oczy, gdy pomyślał, że on sam prawie stracił Harry'ego przez Voldemorta.
Uścisnął dłoń Harry'ego, a mniejsze palce owinęły się mocno wokół jego własnych.
Pani Pomfrey powitała Harry'ego surowym spojrzeniem i kolejną reprymendą. Gdy jednak zobaczyła,
ż
e Severus mu towarzyszy, uśmiechnęła się, a nawet zachichotała, kręcąc głową.
- Bycie ze swoim mężem jest zdecydowanie jednym z najlepszych sposobów, by wyzdrowieć, ale
powinniście być bardziej cierpliwi – powiedziała. Kilka minut później wypuściła Harry'ego, rzucając
tylko „Doskonale!” i nakazując mu spacery wokół jeziora z uwagi na świeże powietrze. Wiedziała, że
Severus zda mu pełną relację ze wszystkich wstrząsających wydarzeń.
Dwóch czarodziejów usiadło u stóp drzewa rosnącego przy jeziorze. Dzień był ciepły, a wciąż było
wcześnie. Severus westchnął, spoglądając na jezioro.
- Myślałem, że spędzę resztę swego życia bez ciebie. Ten piekielny Merlin… – wymamrotał,
przesuwając dłonią przez rozczochrane włosy swojego męża.
Harry wyglądał na zmieszanego.
- Merlin?
Severus skinął głową.
- Merlin. To tytuł, a nie imię
2
… Nikt nie zna jego prawdziwego imienia… Ale zaczynam od środka…
Harry, co pamiętasz do czasu, gdy… straciłeś przytomność?
- Pamiętam Voldemorta wymierzającego w ciebie Klątwę Zabijającą… – powiedział powoli Harry.
2
W pierwszym przypadku jest „Merlin”, a w drugim „The Merlin” – u nas nie ma różnicy, ale tam owszem, przez
co znaczenia nabiera wyjaśnienie Severusa.
- Ale ty, ze swoją bohaterską gryfońską postawą, stanąłeś jej na drodze. Trafił cię. W klatkę
piersiową. Twoje serce przestało bić – powiedział Severus, tłumiąc nową falę płaczu.
Harry wpatrywał się w niego.
- Byłem martwy?
- Przez jakieś sto sekund. Potem twoje serce znów zaczęło bić… spójrz na swoją pierś, Harry.
Harry odpiął lekką koszulę, którą miał na sobie; blizna, zaczerwieniona i boląca, przykryta była
kawałkiem gazy. Żaden urok ani eliksir nie mogłyby złagodzić blizny po śmiercionośnej klątwie –
musiała zagoić się sama. Harry nie dotykał opatrunku podczas ubierania się, myśląc, że pod nim
znajduje się zwykła rana lub rozcięcie. Severus ostrożnie usunął gazę i obaj przyjrzeli się znakowi.
Harry chwycił dłonie Severusa w swoje.
- Noszę cię teraz na swej skórze, mój sokole
3
– powiedział z uśmiechem. – To podkreśla fakt, że
jesteś moim Opiekunem.
- A ty moim. Uratowałeś mi życie – wyszeptał Severus.
Harry delikatnie podwinął lewy rękaw Severusa, obrysowując palcem wskazującym wyblakły Mroczny
Znak
- Wiesz, jaki jesteś odważny, Sev?
Severus nie mógł mówić. Spuścił tylko głowę na kilka chwil. Następnie delikatnie przykrył ponownie
bliznę Harry'ego, całując go w obojczyk i z powrotem zapinając jego koszulę. Później powiedział
Harry'emu o połączeniu Legilimencją przez ich różdżki, o jego dziwnym, surrealistycznym przeżyciu,
podczas którego szukał duszy Harry'ego, oraz o zielonej mgle i Merlinie.
- Stawiałeś opór klątwie z całych sił, nawet gdy wysysała z ciebie moc. Odmówiłeś pójścia dalej…
- Dokąd?
Severus uśmiechnął się.
- W stronę światła, jak to nazywają, do nowego życia – powiedział. – Do miejsca, którego duchy
takie jak Krwawy Baron albo Prawie Bezgłowy Nick uniknęły, ponieważ za bardzo przylgnęły do
przeszłości.
- Ale dlaczego inni ludzie nie mogą przywrócić tych, którzy tułają się na krawędzi śmierci, ale wciąż
są żywi?
Severus zamyślił się na kilka chwil, zanim odpowiedział.
- Voldemort próbował cię zabić; klątwa odbiła się i zabiła również jego. Był na tyle zadufany w
sobie, by myśleć, że twoja krew uczyni go silniejszym – a nawet niepokonanym – gdy
przygotowywał się do rytuału odrodzenia. W swej głupocie całkowicie zapomniał o tym, że
niewinność twojej krwi będzie jego upadkiem. Dodając do tego naszą więź krwi, to było dla niego
zbyt wiele. I to okoliczności pozwoliły mi sprowadzić cie z powrotem. Gdybym nie był w stanie
połączyć Legilimencji, magii różdżek i więzi krwi, straciłbym cię, moja miłości; i to Albus połączył
3
Czy tylko mi się zaczęła nucić „Dumka na dwa serca”…?
nasze różdżki. Jest tylko garstka ludzi, którzy mogą to zrobić. To była bardzo niesamowita i bardzo
szczęśliwa okazja, Harry, której większość ludzi nie miała w naszej sytuacji i bez odpowiednich
umiejętności i okoliczności.
- Właściwe połączenie – powiedział Harry, wyrywając garść trawy i przepuszczając ja przez palce.
- Tak. To właśnie proste rzeczy dają nam często najwięcej siły, moja miłości…
Iskierki powróciły do zielonych oczu Harry'ego.
- Lubię, gdy nazywasz mnie swoją miłością, Sev.
Objął rękami talię Severusa i położył się z nim na trawie.
- Ocaliłeś mi życie. Po raz kolejny – wymamrotał Harry – mój Opiekunie…
- A ty ocaliłeś moje, moja miłości – odparł Severus. Milczeli przez kilka chwil, ciesząc się swoim
towarzystwem. – Wiesz, że media zasypią cię pytaniami? – przypomniał mu.
Harry jęknął.
- Taaa… I ciebie również, kochanie.
- „Kochanie”? – Severus uniósł brwi.
- Co powiesz na „Jednorożec”?
- To tylko przypomina mi wątpliwej reputacji sklep na Nokturnie – powiedział Severus.
- Dlaczego?
- Nazywa się „Pornorożec”
4
– odparł Severus. Harry zaczął się śmiać. Tak niewiele brakowało, a już
nigdy nie usłyszałbym ponownie jego
śmiechu
, pomyślał Severus, drżąc.
- Byłeś tam kiedykolwiek?
- Raz, gdy miałem nieco ponad dwadzieścia lat. Lucjusz Malfoy chciał, bym mu towarzyszył. Nadal
nie wiem, co jest tak atrakcyjnego w smoczych penisach.
Harry wyszczerzył się, myśląc nad tym, czy Charlie Weasley zna to miejsce… I wtedy pomyślał o
Draconie Malfoyu.
- Co się stało z Draconem? – zapytał.
- Jest w Świętym Mungo. Obozy śmierciożerców wciąż są lokalizowane i zamykane. Będzie żył, ale
jest w ciężkim szoku, a jego rodzice są w Azkabanie.
Kontynuowali po cichu rozmowę o następstwach wojny, leżąc na trawie.
~~~~~~
Dumbledore i McGonagall spacerowali po terenie wokół szkoły, wracając do zamku; dyrektor trzymał
w dłoniach kopię Proroka Codziennego. Całe wydanie było poświęcone upadkowi Voldemorta.
Nauczyciele dyskutowali o tym, czego media jeszcze nie wiedziały.
4
„Unicorn” -> „Uniporn”: jedyne nawiązanie, jakie przyszło mi na myśl
- Więc Severus sprowadził Harry'ego z powrotem – powiedziała McGonagall.
- Sprowadzili się wzajemnie. Oddana para – wymamrotał Dumbledore.
- To jedna z bajek – skomentowała sucho McGonagall – Dwoje nienawidzących się ludzi stopniowo
doświadcza miłości tak potężnej, że wykracza poza przeznaczenie.
- Miłość działa w tajemniczy sposób, Minerwo.
- Zdecydowanie – odparła surowa opiekunka Gryffindoru, a dziwny rumieniec zabarwił jej policzki
na kilka chwil.
- Myślę, Minerwo, że tym, czego wszyscy potrzebują, jest trochę czasu na opłakiwanie tych, którzy
polegli w czasie wojny, czasu na uczczenie tego, a zwłaszcza na odetchnięcie świeżym powietrzem. I
dlatego jestem zdania, że to niezdrowe, by Severus siedział zamknięty w lochach przez cały czas
zwłaszcza z młodym, pełnym energii mężczyzną, który je z nim dzieli.
- Myślisz o…? – McGonagall zamarła, gdy Dumbledore zaczął kiwać głową, zanim jeszcze skończyła
pytanie.
- To był pomysł Hagrida. Myślę, że jest genialny.
46.
- Dokąd idziemy? – zapytał Harry z ciekawością.
Severus również patrzył podejrzliwie, idąc obok swojego męża. Dumbledore poprosił ich o spotkanie
przy wejściu do zamku; obaj zostali ciepło powitani przez dyrektora i rozpromienionego Hagrida.
Harry ponownie spotkał się ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi dzień wcześniej – wyniknęło z tego
wiele uścisków, pocałunków i łez, zarówno ze smutku, jak i z radości. Ludzie chwalili go, przez co
Harry czuł się dość nieswojo. Młody czarodziej zaznaczył, że nigdy nie udałoby mu się to bez pomocy
Zakonu i jego rodziny – oraz męża. Severus stał cicho w kącie, podczas gdy pozostali tłoczyli się wokół
Harry'ego, by go uściskać. Gdy Harry uścisnął go i pocałował na oczach wszystkich, zaczerwienił się
nieznacznie i przyciągnął go bliżej do siebie. Teraz, podążając za dyrektorem i Hagridem, trzymali się
za ręce i wymieniali zaciekawione spojrzenia. Rozpoznanie błysnęło w ich oczach, gdy dotarli do
Zakazanego Lasu i ruszyli w dół znajomą, kamienistą ścieżką.
- Ale myślałem, że ten teren przywrócono do normalnego stanu? – Severus wyraził na głos myśli
Harry'ego, gdy ich miodowa chatka
5
, jak ją nazwali, wyrosła im przed oczami. Wyglądała na trochę
większą niż wcześniej. Dzwonki wciąż wisiały na ganku. Dumbledore odchrząknął.
- Kiedy nadszedł czas, by oczyścić teren po waszym pobycie, Hagrid zasugerował coś innego. Był
przekonany, że wrócicie i dom nie będzie czekał na was na próżno. Harry i Severusie, czy
chcielibyście, by ten dom był waszym domem? Jest na obszarze, którego oddanie nie przeszkadza
mieszkańcom Lasu – zwłaszcza oddanie go waszej dwójce, i jest na samym skraju Lasu – blisko
zamku. Jeśli zechcecie tu zamieszkać, podłączymy sieć Fiuu, a miejsce zostanie na stałe
zarejestrowane w Ministerstwie. Jeśli nie, może będziecie mogli go wykorzystać jako sezonowe
komnaty albo dom tymczasowy.
Severus wpatrywał się w chatkę, upajając się widokiem; Harry wyglądał na pogrążonego we śnie. To
było małe, proste miejsce, przeciwieństwo Malfoy Manor czy Grimmauld Place. Jego przytulność
przypominała Harry'emu Norę, a wspomnienia z miesiąca miodowego zalały go żywymi obrazami.
Grimmauld Place było złowieszczym domem – zbyt wiele nieprzyjemnych rzeczy się tam stało i tylko
przypominał mu on o śmierci Syriusza. Miał co prawda mgliste plany odremontowania go, gdy tylko
zacznie zarabiać własne pieniądze, ale używanie go jako własnego domu przyprawiało go o dreszcze.
Severus odwrócił się i spojrzał w niebieskie oczy Dumbledore'a. Harry również się odwrócił. Severus
miał zbyt ściśnięte gardło, by się odezwać. Tylko skinął głową, a Harry wyszeptał:
- Tak! Chcielibyśmy, by to był nasz dom…
- Zawsze byłeś dla mnie jak ojciec, Albusie – powiedział cicho Severus.
- A wy dwaj jak synowie – odparł Albus, a jego oczy zamigotały. Rozłożył ręce i trzech czarodziejów
uścisnęło się. Harry podbiegł też do Hagrida.
- To wspaniały pomysł, Hagrid! – powiedział, jednocześnie płacząc i śmiejąc się, gdy olbrzym zgniótł
go w uścisku. Severus potrząsnął serdecznie jego dłonią.
- Uczyniłeś Harry'ego szczęśliwszym, niż kiedykolwiek był – powiedział Hagrid Mistrzowi Eliksirów.
5
„Honeymoon cottage” -> „miodowa” brzmi chyba lepiej i bardziej po ludzku niż „miodowomiesiącowa”…
- To ja jestem szczęściarzem – odparł Severus. Zaledwie kilka miesięcy temu komentarz typu „Cóż za
wzruszający obraz rodzinnego szczęścia” byłby pierwszą wypowiedzią Severusa na widok domu.
Teraz jednak sarkazm był ostatnią rzeczą, o jakiej myślał, gdy patrzył na nowy dom, który będzie
dzielił z Harrym.
- Zgredek i jego przyszła żona, Mrużka, nalegali na to, że zaopiekują się wami i domem – dodał
Dumbledore.
- Żona? Mrużka? Dlaczego Zgredek mi nie powiedział? – zapytał Harry, a jego oczy błyszczały.
- Chciał cię zaskoczyć – powiedział Dumbledore.
Dwa skrzaty domowe stały się tak nierozłączne jak Severus i Harry, choć Zgredek odmawiał słuchania
za każdym razem, gdy Mrużka mówiła o jego stylu ubierania. I tak oto Harry i Severus uczestniczyli w
swoim pierwszym skrzacim ślubie. Skrzaty nigdy nie pobierały się w domu; były stworzeniami, które
podtrzymywały i pielęgnowały silną więź z naturą; wierzchołki drzew tworzyły przepiękne łuki i
stropy, a trawa latem zapewniała bujny zielony dywan dla ich stóp. Skrzaty posiadały swój własny
rodzaj magii; to wyjaśniło Harry'emu, dlaczego były one traktowane z takim okrucieństwem za
panowania Voldemorta. Miały swoje własne moce, a bliski związek z naturą zapewniał im sekrety i
tajemnice, o których czarodzieje nie wiedzieli i nie mogli się dowiedzieć. Zazdrość i wściekłość wobec
tych małych stworzeń, które stosowały się do swych własnych zasad, doprowadziły do rządów
całkowitej represji; skrzaty były zsyłane do obozów, które były tak samo złe jak obozy
ś
mierciożerców. Nawet wieki przez czasami Voldemorta społeczność czarodziejów była zazdrosna o
skrzacie moce, do których nie miała dostępu. Ostatecznie kto jeszcze był w stanie aportować się
wewnątrz potężnych murów i zaklęć Hogwartu?
Po pięknym i przepełnionym magią skrzacim ślubie, Severus i Harry zaczęli przenosić swoje rzeczy do
chatki. Zgredek i Mrużka mieli swoje własne przestronne komnaty w Hogwarcie – ślubny prezent od
Harry'ego i Severusa dla szczęśliwej pary.
Domek był magicznie powiększony, by dostosować się do potrzeb ich obu – ogromna biblioteka i
laboratorium zajmowały parter. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił Severus, było przeniesienie szkiców
Harry'ego z lochów do ich nowego domu i przymocowanie ich do ściany, a Harry z czcią umieścił
buteleczki z ich połączoną krwią w specjalnym, małym pudełeczku. Pojemnik spoczywał jak na tronie
na swojej własnej półce.
Harry zainaugurował ich pierwszą noc w murach nowego domu, wykonując striptiz dla Severusa.
Chłopak brał prysznic i śpiewał głośno.
- Whoo-hoo! – krzyczał. Severus wykrzywił usta, a jego brwi wystrzeliły w górę, gdy Harry zakończył
piosenkę gwałtownym „Yeah, oh yeah!
6
”
- Jak, na Azkaban, nazywa się ta piosenka? – dopytywał Severus, gdy Harry wyszedł stamtąd
powolnym krokiem.
- To jakieś disco, które usłyszałem w radiu. Naprawdę podoba mi się ta część z „whoo-hoo”.
- Domyśliłem się tego, choć to brzmiało jak wilkołak mający zaparcia.
- Mogę zapytać o to Remusa – wyszczerzył się Harry – ale miała też dobry rytm…
6
Tego typu dźwięków nie przekładam
Zaczął leniwie kołysać biodrami z boku na bok, unosząc ręce i przesuwając nimi po włosach. Oczy
Severusa zabłysnęły; Harry zauważył oznaki nadchodzącego pożądania. Wykonał jeszcze kilka
tanecznych ruchów i powoli ściągnął koszulkę przez głowę.
- Panie Potter, czy to ma być taktyka uwodzenia? – zapytał Severus.
- Oczywiście – powiedział Harry nonszalancko, rzucając koszulkę Severusowi, który złapał ją i
odetchnął jej zapachem. Harry, niczym pantera, podszedł do swojego męża i usiadł okrakiem na
jego kolanach. Severus nachylił się do pocałunku, ale Harry roześmiał się i uniknął go.
- Harry Potterze – odezwał się Severus ostrzegawczo, gdy młody czarodziej kołysał się w przód i w
tył na jego kolanach, po czym wstał i rozpiął jeansy, jednocześnie drażniąc męża i tańcząc tuż poza
jego zasięgiem.
- Co ty na to, by pomóc mi ze spodniami? – zasugerował Harry. Severus podniósł się błyskawicznie i
od tyłu objął ręką górną część ciała Harry'ego. Chłopak wyciągnął się i wychylił w stronę Severusa,
który pieścił jego klatkę piersiową i brzuch zręcznymi dłońmi. Te przesunęły się w dół ku jeansom
Harry'ego i zsunęły je z jego bioder, a on sam pochylił się, by pomóc im pokonać resztę drogi ku
gołym stopom Harry'ego. – Dziękuję – powiedział Harry, odkopując je na bok. Odchylił się jeszcze
mocniej, a jego twarz znalazła się pod twarzą Severusa. Rozchylił wargi, czekając na pocałunek.
Severus pochylił się, by posmakować ciepłych ust, ale Harry wyprostował się ponownie. Obrócił się
z gracją w ramionach Severusa i rozebrał go szybko, całując go cały czas. Severus pochylił głowę i
jego usta musnęły bliznę w kształcie sokoła na jego klatce piersiowej.
- To najbardziej niezwykłe zjawisko, na jakie natknąłem się podczas wszystkich lat bycia
praktykującym czarodziejem – zauważył.
- Nie ma w tym absolutnie nic niezwykłego. To miłość – powiedział Harry, uśmiechając się, gdy
Severus obrysował ustami skrzydła sokoła i leniwie przesunął się w stronę twardniejącego sutka.
Harry zaczął dyszeć z przyjemności. Gdy obaj byli nadzy, Harry położył dłoń na piersi Severusa i
popchnął go w stronę łóżka; Severus cofnął się i położył. Harry wsunął się na niego i przywołał
prezerwatywę. Ciemne oczy Severusa błyszczały w oczekiwaniu, a on przyciągnął do siebie głowę
Harry'ego po kolejną porcję ekscytujących pocałunków. Harry był ostrożny nawet w najbardziej
namiętnych chwilach, upewniając się, że naszyjnik z turmalinu nie uderzy Severusa w twarz albo że
on sam nie pocałuje mężczyzny zbyt impulsywnie – kiedyś zderzyli się zębami i Severus rozciął sobie
dolna wargę. Harry kochał patrzeć, jak Severus traci kontrolę. Szczególnie wspaniale było wtedy, gdy
spowalniał swoje ruchy lub nawet całkowicie się zatrzymywał tuż przez momentem spełnienia,
sprawiając, że jego mąż prawie wariował z pożądania. Mógł być pewien, że Severus „ukarze” go w
ten sam sposób następnym razem.
Gdy było po wszystkim, spojrzeli sobie w oczy, oddychając ciężko; Harry leżał na Severusie, który
trzymał go w silnym uścisku.
- Nigdy, przenigdy mnie nie zostawiaj! – wyszeptał, i Harry wiedział, że płakał.
- Nie zostawię – powiedział również przez łzy, przyciskając twarz do zagłębienia szyi Severusa – coś,
co zawsze robił po tym, jak się kochali. Leżeli tak razem przez jakiś czas, pocieszając się cichymi
słowami i czułościami. To był pierwszy raz, gdy się kochali, odkąd Voldemort został pokonany. Pani
Pomfrey nalegała, by powstrzymali się od „wytężonej aktywności”, a Severus stanowczo podkreślił,
ż
e wyczerpujący charakter ich małżeńskiej aktywności musiał zostać odłożony na później, ku
rozgoryczeniu Harry'ego – i jego własnemu.
Harry zsunął się z Severusa i położył się na boku; Severus obrócił się, by na niego spojrzeć, a Harry
starł jego łzy dłonią. Na zewnątrz dzwonki brzęczały cicho i uspokajająco.
- W następnym semestrze będziemy współpracownikami – powiedział Harry, uśmiechając się.
Zaoferowano mu posadę nauczyciela OPCM, a on przyjął ją z entuzjazmem.
- Nie przypominaj mi – odparł sarkastycznie Severus.
- W końcu poznam wnętrze pokoju nauczycielskiego – powiedział Harry z rozmarzeniem.
- Ekscytujące – rzucił jego mąż znudzonym tonem, ale błysk w jego oczach zdradził, że był całkiem
zadowolony z perspektywy bycia blisko Harry'ego każdego dnia, i Harry o tym wiedział. Wyszczerzył
się.
Gdy para już zupełnie się urządziła, Harry nalegał na parapetówkę. Severus niechętnie zgodził się na
to „uspołecznienie”, jak to określił. I tak, w połowie sierpnia, personel Hogwartu, kilku członków
Zakonu oraz przyjaciele zostali zaproszeni; połowa przybyła przez Fiuu, a pozostali przeszli wesoło
przez teren otaczający Hogwart, nawet Kieł. Lupin był podekscytowany i szczęśliwy – Shacklebolt
zatrudnił go w Ministerstwie, a na dodatek za osiem miesięcy miał zostać ojcem.
- Wszyscy domyślili się, jak oni świętowali upadek Sami-Wiecie-Kogo – powiedział Ron.
Hermiona całkowicie zignorowała swojego narzeczonego. Dumbledore uśmiechnął się dobrotliwie,
obserwując całą scenę zza swoich okularów-połówek. Nie mógł nic poradzić na to, że poczuł się
trochę zadowolony z siebie, gdy patrzył, jak Harry skradł Severusowi namiętny pocałunek. Starszy
czarodziej wyglądał na nieco niezadowolonego z działania Harry'ego, Dumbledore wiedział, jak
powściągliwy był, gdy chodziło o publiczne okazywanie uczuć, ale na jego twarzy był też lekki
rumieniec, podkreślający jego wystające kości policzkowe, i błysk w oczach, które przeczyły jego
reakcji. Severus Snape był bardzo szczęśliwym człowiekiem.
- Wszystko dobre, co się dobrze kończy – wymamrotał do siebie Dumbledore, chichocząc. Wziął łyk
Ognistej Whisky i zaczął szukać w swych szatach cytrynowych dropsów.
Epilog
Wygląda jak dziecko, kiedy śpi. Jego usta są rozchylone. Prześcieradła są owinięte wokół jego
brzucha, odsłaniając nagą pierś z blizną w kształcie sokoła. Severus pochyla się nad nim, opierając
ciężar swojego ciała na łokciu, gdy wpatruje się w swojego męża. Czeka. Ale Severus Snape nie jest
cierpliwym człowiekiem. Jest jednak subtelny, więc pokazuje swoje pragnienie w subtelny sposób.
Kładzie dłoń na piersi Harry'ego, na znaku miłości, a jego szpiczaste palce muskają budzący się do
ż
ycia sutek. Pochyla się i całuje inną bliznę, tę na czole Harry'ego, przysłoniętą przez zmierzwioną
grzywkę. Severus czeka na moment, w którym Harry otworzy te piękne, zielone oczy. Harry zaczyna
się ruszać. Severusowi wciąż trudno jest uwierzyć w to, że jest tak szczęśliwie zamężny i oddany
osobie, której kiedyś nienawidził. Widział, jak małżeństwa się rozpadają. Jego rodzice nie mogli się
znieść. On sam przysięgał, że nigdy nie weźmie ślubu… Harry otwiera oczy i Severus wie, co chłopak
zamierza zrobić. Młody czarodziej owija ramiona wokół szyi Severusa i pociera policzkiem o jego
własny, a Severus czuje, jak się rozciąga i przegania sen ze swych kończyn.
- Dzień dobry, Sev. – Ziewa.
Na zewnątrz pada. Severus uwielbia deszcz. Lubi spacerować w deszczu i pozwalać mu się zmoczyć.
Harry odkrył uroki deszczu dzięki niemu. Zwykle mówił Severusowi, że zmarznie, nie przejmując się
tym, że magiczne leki działają szybciej niż te mugolskie. Potem zdał sobie sprawę z tego, że materiał i
włosy zmysłowo przylegają do mokrej skóry, co może być rzeczywiście interesujące. Severus
uśmiecha się, gdy Harry stacza się z łóżka i kieruje w stronę łazienki, podśpiewując. Mężczyzna
przenosi się tam, gdzie leżał Harry, i wtula się w miejsce ciepłe od ciepła ciała jego męża. Jeśli zdarzy
mu się wstać przed Harrym, zauważa, że chłopak robi tak samo, wylegując się na jego stronie łóżka,
czasem z twarzą wtuloną w poduszkę, gdy wdycha zapach włosów Severusa. Mistrz Eliksirów wciska
haczykowaty nos w poduszkę Harry'ego na kilka chwil, po czym powoli siada na łóżku.
~~~~~~
Później on naucza eliksirów, a Harry obrony przed czarną magią w tym samym czasie. Bardzo często
nie widzą się w ciągu dnia, choć znajdują się w tym samym zamku; budowla jest ogromna, a
przedmioty, których nauczają – wymagające. Severus jest wobec uczniów tak samo rygorystyczny jak
zawsze, ale nie jest już tak zgorzkniały i zawzięty. Wręcz przeciwnie – Severus Snape jest taki, jaki
myślał, że nigdy nie będzie: szczęśliwy. Jest szczęśliwszy wieczorami, gdy wraca do domu – razem z
Harrym lub osobno, a wtedy pierwszy obecny w domu czeka na tego drugiego. Oczywiście kłócą się i
spierają od czasu do czasu. Obaj są dość uparci. Severus czasem czuje się tak, jakby potrząsał swym
mężem, aż ten zobaczy jego punkt widzenia. A kiedy Harry mu dokucza, Severus ma na niego kilka
nieszkodliwych, ale karzących klątw. Wtedy oddają się czułym, udawanym pojedynkom, które w
większości kończą się pocałunkami… i nie tylko.
~~~~~~
Decydują, że kolację zjedzą razem w domu. Severus jest już z powrotem. Jego wargi wyginają się w
uśmiechu, gdy srebrzysty sokół podlatuje do niego i okrąża go w powitaniu. Nie jest świadom tego, że
się uśmiecha. To po prostu się dzieje w takich chwilach. Drzwi otwierają się i następuje chwila
przerwy, gdy Harry odwiesza płaszcz i zmienia buty.
- Sev? – woła. Severus ma już gotową różdżkę, opierając się na kuchennym blacie. Jego patronus –
pantera – unosi się na powitanie jego męża, który prędko wchodzi do kuchni, uśmiechając się.
- Ach, uroki rodzinnego życia. – Severus mamrocze do niego dokuczliwie.
- Co! Już jesteś mną zmęczony? – pyta Harry, a jego oczy błyszczą jak te Dumbledore'a.
- Jak kiedykolwiek mógłbym się tobą znudzić lub zmęczyć, skoro ciągle trzymasz mnie w napięciu i
na wyciągnięcie ręki? – odparł Severus, biorąc Harry'ego w ramiona.
Ż
ycie razem we własnym domu było czymś, do czego obaj musieli się przyzwyczaić. Do dzielenia
domu, łóżka, życia i wielu innych rzeczy. Severus martwił się, że jego samotnicze nawyki wywołają
napięcie i spory, jak w poprzednich etapach ich małżeństwa, ale gdy urządził się już z Harrym w
nowym domu, odkrył, że ciężko było pozostać samotnikiem. Jednocześnie Harry wiedział, kiedy
Severus chciał być sam. Mężczyzna po prostu musiał udać się do pracowni eliksirów, a Harry
rozumiał. Ostatecznie on, Harry, też miał momenty, w których chciał być sam. Obaj nienawidzili bycia
bez siebie przez dłuższy okres czasu. Kiedy Harry wyjechał na tydzień do Niemiec na konferencję
związaną z OPCM, Severus źle spał – albo wcale – podczas tych samotnych nocy, tuląc w ramionach
poduszkę Harry'ego. Chociaż nigdy mu o tym nie powiedział.
Severus miał wciąż powiększającą się kolekcję szkiców Harry'ego – w tym takich, które potajemnie
uratował z koszy na śmieci.
- Głodny? – pyta Harry'ego, który przytakuje i całuje go.
Jedzą razem i rozmawiają o różnych rzeczach: o nauczaniu, o ich uczniach, o tym, że czarodziejski
ś
wiat powoli, ale wytrwale dochodzi do siebie po efektach despotyzmu Voldemorta. Severus i Harry
maja swoje blizny, które im o tym przypominają – Harry dwie, na czole i klatce piersiowej, a Severus
piętno na lewym przedramieniu. Blizny, które ich związały, wraz z krwią i miłością. Severus często
otwiera małe pudełeczko, które stoi w ich sypialni, by popatrzeć na bliźniacze fiolki z ich połączoną
krwią.
Po kolacji przygotowują materiały na poszczególne zajęcia i sprawdzają prace pisemne w bibliotece.
Od czasu do czasu Severus przyłapuje Harry'ego na zerkaniu na niego, a młody czarodziej uśmiecha
się do niego figlarnie. Z początku Severus marszczy brwi. Harry kontynuuje uśmiechanie się i wraca
do oceniania eseju. Odkłada esej i ponownie wpatruje się w Severusa. Mężczyzna unosi brew, a Harry
zwilża wargi, uznając ten gest za oznakę przyzwolenia. Podnosi się i podchodzi do swojego męża,
siadając na jego kolanach. Oczy Severusa błyszczą, a on sięga do kieszeni. Wyciąga prezerwatywę i
gładzi nią policzek Harry'ego. Chwilę później zaczynają się kochać, a krzesło Severusa skrzypi, gdy
Harry kołysze się w przód i w tył na jego kolanach. Severus chwyta go za szczupłe biodra, jęcząc z
przyjemności wywołanej uczuciem bycia wewnątrz Harry'ego, ale musząc oddać mężowi kontrolę nad
miarowym poruszaniem się. Po wszystkim są spoceni i zdyszani. Oddają się jednemu ze swych
dziwactw i dokańczają sprawdzanie esejów, siedząc obok siebie – nago. Gdyby tylko uczniowie
wiedzieli, myśli Severus i jest pewien, że Harry myśli o tym samym. Biorą razem prysznic; Severus
palcami rozciera mydliny po brzuchu Harry'ego, który śmieje się i staje na palcach, by pokryć
szamponem każdy cal włosów Severusa.
Wślizgują się do swojego łóżka i Severus czyta, podczas gdy Harry szkicuje postać czytającego
mężczyzny.
- Jestem aż tak fascynujący? – cedzi Severus.
Czarodziejski zegar bije dwanaście razy. Czarne i zielone oczy spotykają się.
- Cóż to za pytanie – Harry uśmiecha się – zwłaszcza jeśli znasz odpowiedź. Zawsze będziesz
fascynujący. Szczęśliwej rocznicy, Sev.
- Szczęśliwej rocznicy, Harry – mówi Severus, obejmując ciepło swojego męża, z którym był już dwa
lata.