Fałsz politycznych frazesów, czyli pospolite złudzenia w gospodarce i polityce

background image

FAŁSZ

POLITYCZNYCH

FRAZESÓW

background image
background image

FAŁSZ

POLITYCZNYCH

FRAZESÓW

CZYLI POSPOLITE ZŁUDZENIA

W GOSPODARCE I POLITYCE

Tłumaczyli:

Marek Albigowski

Jan Kłos

Instytut Liberalno-Konserwatywny

Lublin 2007

background image

Oryginał angielski:

Clichés of Politics

ed. Mark Spangler

Redakcja: Grzegorz Nowak

Copyright (C) 1994 by

The Foundation for Economic Education, Inc.

Irvington-on-Hudson, New York 10533

Copyright for the Polish edition (C) 1996 by

Instytut Liberalno-Konserwatywny, Lublin

ISBN 978-83-88017-09-4

Instytut Liberalno-Konserwatywny

ul. Judyma 8, 20-716 Lublin

ilk@platon.man.lublin.pl

www.ilk.lublin.pl

Pierwsze polskie wydanie

ukazało się dzięki pomocy finansowej

pana Jana M. Małka z Torrance w Kalifornii

Skład, łamanie, opracowanie techniczne

przy pomocy programu OpenOffice:

JJS Lublin

Druk i oprawa:

Drukarnia GS Sp. z o. o.

Kraków, ul. Zabłocie 43

www.drukarniags.com

background image

Spis treści

SPIS TREŚCI

Spis treści

WSTĘP ............................................................................................................... 9

CZĘŚĆ I PRAWA CZŁOWIEKA A NATURA PAŃSTWA .................. 15

1. Mam prawo!

17

2. Mam prawo do tej usługi

21

3. Prawa człowieka są ważniejsze niż prawa własności

24

4. W sprawiedliwym społeczeństwie wyżywienie jest prawem

28

5. Czy nie mam prawa do pracy?

32

6. Ustawy gwarantujące prawa obywatelskie zwiększają zakres wolności

37

7. Musimy trzymać się większości. To jest demokracja

41

CZĘŚĆ II CENTRALNE PLANOWANIE I REGULACJE ................. 45

8. Prawodawca wie najlepiej

47

9. Potrzeba nam jedynie właściwych ludzi w rządzie

51

10. Nikt przecież nie opowiada się za cenzurą, ale czy nie jest coś

55

nie tak z kontrolą państwa nad gospodarką?

11. Gospodarka nie podlegająca kontroli państwa należy do ery

59

zaprzęgu konnego

12. Uchwalcie ustawę

62

13. Potrzebna jest ustawa!

64

14. Żeby rozwiązać problem, potrzebujemy rządowej regulacji

67

15. Pomoc federalna jest dobra pod warunkiem, że nie pociąga

75

za sobą federalnej biurokracji

16. Wielki biznes i wielkie zatrudnienie wymagają silnej władzy

78

państwowej

17. Państwo musi określać poziom warunków życia i pracy

83

18. System kontrolowanych stawek czynszu broni interesów

85

najemców

19. Państwo winno zajmować się kontrolą cen, a nie ludzi

90

background image

6

SPIS TREŚCI

20. Gdy dochodzi do narodowego zagrożenia, rząd musi przejąć

93

kontrolę nad gospodarką

21. Za mało przepisów i kontroli oraz chciwość bankierów wywołały

98

kryzys kas oszczędnościowo-pożyczkowych

22. Rządowa deregulacja linii lotniczych zakończyła się fiaskiem

103

23. Jeżeli wolna przedsiębiorczość naprawdę działa, to co było

107

przyczyną Wielkiego Kryzysu?

24. Zbieranie danych statystycznych jest właściwą funkcją państwa

110

CZĘŚĆ III PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ PRYWATNA,

WYDATKI PAŃSTWA I DOBROBYT OBYWATELI ......................... 115

25. To polityków należy winić za finansowy bałagan w kraju

117

26. Bogactwo i dochody rozłożone są zbyt nierówno

121

27. Amerykanie nie muszą się już dłużej martwić jak produkować

124

dobra i świadczyć usługi

28. Przecież już próbowaliśmy obciąć budżet

128

29. Wielkość narodowego długu nie ma znaczenia, ponieważ jesteśmy

131

dłużni samym sobie

30. To „teoria spływania” jest przyczyną naszych problemów

134

ekonomicznych

31. Niedobór dochodów podatkowych jest przyczyną deficytu

137

budżetowego

32. Wolny rynek ignoruje biednych

140

33. Państwo powinno uwolnić ludzi od biedy

143

34. By wyzwolić się od biedy, trzeba kontrolować przyrost naturalny

148

35. Czyż inwestycje państwowe nie są konieczne dla gospodarczej

153

prosperity?

36. Wydatki wojskowe pozwalają zapewnić miejsca pracy oraz dobrobyt

156

37. Programy wydatków rządowych tworzą nowe miejsca pracy

159

38. Gdybyśmy nie mieli Opieki Socjalnej, wielu ludzi musiałoby głodować 163

głodować

39. Państwo winno budować infrastrukturę

166

40. Amerykanie trwonią swoje dochody na zaspokojenie swych

170

własnych potrzeb, podczas gdy potrzeby publiczne są zaniedbywane

CZĘŚĆ IV PROCES KONKURENCJI .................................................... 173

41. Ludzkość powstała dla współpracy, a nie rywalizacji

175

42. Biznes ma prawo do uczciwego zysku

178

43. Ustawodawstwo antytrustowe jest niezbędne, by zapobiegać

181

istnieniu monopoli

44. Reklama jest niemoralna, prowadzi do marnotrawstwa, a także

185

uwłacza dobremu smakowi

background image

SPIS TREŚCI

7

45. Firma General Motors jest za duża

188

46. Zasada „laissez faire” Adama Smitha nie ma zastosowania

191

we współczesnym społeczeństwie

47. Spekulacja winna być zakazana przepisami prawa

195

CZĘŚĆ V PRACA I ZATRUDNIENIE ................................................... 199

48. Państwo winno tworzyć i chronić miejsca pracy

201

49. Państwo winno każdemu zagwarantować pracę

205

50. Każdy zatrudniony ma prawo do sprawiedliwego wynagrodzenia

209

51. Kobiety w systemie wolnorynkowym znajdują się

212

w niekorzystnym położeniu

52. Pracownikom często brakuje rezerw i są „eksploatowani”

219

przez kapitalistycznych pracodawców

53. Sezonowi pracownicy nie są dobrzy dla gospodarki

222

54. Praca nie jest towarem

224

55. Chociaż dziś związki zawodowe są zbyt silne, w przeszłości

227

były potrzebne

56. Bez ustawodawstwa pracy mielibyśmy nadal nędzne jej warunki

229

i pracę dzieci

CZĘŚĆ VI RYNKI OPIEKI ZDROWOTNEJ ....................................... 233

57. Rząd powinien zapewnić darmową opiekę zdrowotną

235

58. Opieka zdrowotna jest czymś „wyjątkowym” i nie powinno się

238

jej pozostawiać w gestii rynku

59. Państwo musi regulować rynek artykułów medycznych

241

ze względów bezpieczeństwa

60. Państwowa opieka zdrowotna funkcjonuje w Kanadzie

245

CZĘŚĆ VII PRZEMYSŁ ROLNY ............................................................. 251

61. Państwo powinno wspierać rolnictwo – kręgosłup Ameryki

253

62. Państwo powinno stabilizować rynki rolnicze

257

CZĘŚĆ VIII SZTUKA, MEDIA, EDUKACJA ....................................... 261

63. Możemy polegać na politycznej bezstronności mediów

263

64. Finansowanie sztuki ze środków publicznych wspiera kulturę

269

narodową

65. Dotacje rządowe są potrzebne, by sztuka mogła przetrwać

273

66. Wychowanie seksualne powinno odbywać się w szkołach

277

background image

8

SPIS TREŚCI

CZĘŚĆ IX HANDEL ZAGRANICZNY

I GOSPODARKA ŚWIATOWA ................................................................ 281

67. Handel międzynarodowy to całkiem coś innego i dlatego winno

283

nim kierować państwo

68. Ameryka konsumuje zbyt dużo światowych zasobów

288

69. Rozwój krajów Trzeciego Świata wymaga pomocy zagranicznej

290

70. Uprzemysłowienie zapewnia postęp w krajach nierozwiniętych

294

71. Import likwiduje miejsca pracy

297

72. Deficytowy bilans w handlu odbija się niekorzystnie na gospodarce

301

krajowej

CZĘŚĆ X ZASOBY I ŚRODOWISKO NATURALNE ........................ 305

73. Państwo jest kluczem do ochrony środowiska

307

74. Prywatna przedsiębiorczość powoduje zanieczyszczanie środowiska

310

75. Jedynie państwo jest na tyle dalekowzroczne, by mogło zachować

314

zasoby naturalne dla przyszłych pokoleń

CZĘŚĆ XI PERSPEKTYWY FILOZOFICZNE I ETYCZNE ........... 319

76. Prywatna przedsiębiorczość sprzyja chciwości i samolubstwu

321

77. Wolę bezpieczeństwo od wolności

324

78. To społeczeństwo jest winne, nie ja

327

79. Wszyscy ludzie powinni wykonywać jakiś rodzaj pracy na rzecz

331

państwa

80. Jeśli rząd nie zaradzi niedoli, to kto?

336

81. Od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb

339

82. Jeśli nie dostaniemy naszej części z pieniędzy państwowych,

341

to weźmie je ktoś inny

83. Im bardziej złożone jest społeczeństwo, tym większej kontroli

344

rządowej potrzebuje

INDEKS OSÓB ............................................................................................ 347

INDEKS RZECZOWY ............................................................................... 349

background image

Mark Spangler

Mark Spangler

WSTĘP

Wstęp

Zburzenie Muru Berlińskiego w 1989 roku oraz rozpad Związku

Sowieckiego w dwa lata po tym wydarzeniu to uderzające świadectwo
wymierzone przeciw komunizmowi i państwowemu socjalizmowi. Wyda-
rzenia te pozostawiły niezatarte ślady w umysłach wolnych ludzi na ca-
łym świecie. Któryż Amerykanin nie doświadczał poczucia triumfu
i dumy, kiedy wolność i amerykański styl życia jeszcze raz wykazały swą
wyższość?

Owe punkty zwrotne w ludzkiej historii to nie tylko powód do ra-

dości, lecz także, dla Ameryki, okazja do zadumy nad źródłem jej własnej
siły oraz refleksji nad kursem jej polityki wewnętrznej. Trzeba głęboko
wniknąć w sumienia, by odsłonić fakt, że Ameryka cierpi z powodu bar-
dzo podstępnej formy państwowego nadzoru, jaką jest polityczny inter-
wencjonizm. Podczas gdy Europa Wschodnia wycofuje się z socjalizmu,
Amerykanie z rosnącym entuzjazmem domagają się większego zakresu
władzy państwowej, jej aktywności i kierownictwa. Komentarz zmarłego
niedawno Percy L. Greavesa Jr., który przytaczam poniżej, choć powstał
czterdzieści lat temu, nie stracił nic ze swej aktualności, jeśli chodzi
o kurs polityki, jaki Ameryka obrała pod koniec XX wieku:

Masowa krótkowzroczność naszego stulecia objawia się w szacunku, jakim darzy-

my interwencję państwa. Kiedy dzieje się coś złego, poczynając od wykolejenia pociągu

a na zmianach cen giełdowych kończąc, tchórzliwe tłumy zawsze wołają o jeszcze jedną

ustawę. Na całym świecie panuje duch […] zaufania do państwowej wszechwiedzy, co

sprawia, że ludzie stają się ślepi i nie dostrzegają nieuniknionych i niepożądanych konse-

kwencji tej właśnie interwencji, którą aktualnie popierają. Nie ulega najmniejszej wątpli-

wości, że ogromna większość naszych bliźnich wierzy, iż właśnie działanie władzy pań-

stwowej stanowi odpowiedź na każdy problem ekonomiczny ubóstwa czy bogactwa.

background image

10

MARK SPANGLER

Rozwój państwa amerykańskiego w XX wieku następował stopnio-

wo, tak że ludność z wolna przystosowywała się i przyzwyczajała do ure-
gulowanego przepisami trybu życia. Obecne pokolenia już nie znają in-
nego. Nastąpiło wszelako dramatyczne przesunięcie środków do sektora
publicznego. Rząd federalny, rządy stanowe i władze lokalne pochłaniają
dzisiaj wspólnie sto razy więcej środków, niż miało to miejsce na począt-
ku wieku. Zatrudniają po prostu więcej urzędników niż zakłady produk-
cyjne.

Sam tylko rząd federalny pochłania 25 % wszystkich dóbr i usług

wyprodukowanych w gospodarce. Dziewięćdziesiąt lat temu federalne
spożycie wynosiło jedynie 5 % produktu narodowego. Wydatki na pro-
gramy i świadczenia socjalne w przeciągu tych 90 lat wzrosły 1 000 razy –
obecnie wydaje się na nie 40 % federalnego budżetu.

Chociaż już sam wzrost wydatków wyraźnie wskazuje na rosnącą

obecność politycznej kontroli w naszym życiu, to jeszcze nie jest wszyst-
ko. Koszt dostosowania do reguł państwowych jest zatrważający. Ostat-
nio w The Wall Street Journal ukazał się artykuł, w którym czytamy, że kor-
poracje amerykańskie płacą średnio cztery dolary w ramach kosztów do-
stosowawczych na każdy dolar płacony w podatkach. A przy tym nie
sposób zliczyć utraconych szans i wstrzymanych innowacji spowodowa-
nych opodatkowaniem i politycznymi regulacjami.

Zdradliwym aspektem politycznej interwencji jest jej subtelne przy-

nęcanie ludzi, którzy w konsekwencji dają swoje poparcie i powodują po-
stęp interwencjonizmu. Lenin otwarcie głosił, że komunizm powinien
wyprzeć kapitalizm. Dzisiejsi politycy przynajmniej prawią komplementy
pod adresem wolności i wolnej przedsiębiorczości. Zadanie władzy pań-
stwowej ma polegać jedynie na „naprawianiu” wad dostrzeżonych w go-
spodarce rynkowej, natomiast wydatki publiczne pożytkuje się dla „kom-
pensowania” braków w sektorze prywatnym. Działania polityczne ozda-
bia się w przekonywające słowa i natchnione slogany. Wszelako rozwią-
zania polityczne, choćby dokonane w dobrej intencji, niezmiennie prowa-
dzą do niezamierzonych konsekwencji. Są jak wilki w owczej skórze; ła-
godne na zewnątrz, ale w środku podstępne i niebezpieczne.

Politycy na przykład usprawiedliwiają większość wydatków pań-

stwowych tym, że tworzą one miejsca pracy. Biorąc udział w uroczysto-
ściach przecinania wstęg, urzędnicy rządowi chwalą się ilością miejsc pra-

background image

WSTĘP

11

cy stworzonych przez fundusze publiczne. Tymczasem zachodzi coś zu-
pełnie przeciwnego. Widoczne działania polityków to jedynie złudzenie,
za którym kryje się rzeczywiste niszczenie miejsc pracy, polegające na za-
bieraniu środków prywatnym konkurencyjnym koncernom i przekazywa-
niu ich do kas mniej wydajnych biur państwowych.

Ustawa dotycząca minimalnego wynagrodzenia już od długiego

czasu cieszy się aprobatą, ponieważ powoduje ona, że nikogo nie zatrud-
nia się za płacę „poniżej pewnej normy”. W rzeczywistości tego typu
przepisy zapewniają jedynie to, że człowiek, którego produktywność
znajduje się poniżej poziomu rynkowego i nie osiąga minimum określo-
nego przepisami, nie może być zatrudniony. Ustawodawstwo pracy ogra-
niczyło możliwości i skazało całe pokolenia pracowników, którym się nie
powiodło, na życie bez pracy i uzależnienie [od opieki społecznej].

Koncesjonowanie usług i prawa wykonywania zawodu przez pań-

stwo stwarza fałszywą pewność jakości wykonywanych usług. Faktycznie
zaś redukuje ono konkurencję, chroniąc istniejące firmy przed nowymi.
Wielki Kryzys, który popularnie uważa się za wynik nieograniczonej wol-
nej przedsiębiorczości, był spowodowany kontrolą polityczną nad ryn-
kiem kredytowym, a ustawodawstwo dotyczące pracy i taryf jeszcze roz-
szerzyło tę kontrolę.

Programy pomocy dla zagranicy, szlachetne w swych założeniach,

zwykle gubią przyczyny biedy i właściwie tylko utrwalają problemy ha-
mując rozwój w tych dziedzinach, które subsydiują. Kontrola cen, mająca
na celu załagodzenie trudności spowodowanych brakami, w rzeczywisto-
ści je stwarza, zachęcając do konsumpcji i zniechęcając do produkcji.
Wtedy wymaga się od polityków, by nie usuwali kontroli, lecz żeby dalej
interweniowali i racjonowali dostępne środki. Prawa antymonopolowe ra-
czej zapobiegają konkurencji, niż ją promują, koncentrując się na licz-
bach i rozmiarach procesów oraz warunkach, w których firmy mogą zdo-
minować rynek. Nawet za prawami obywatelskimi – owymi świętymi kro-
wami współczesnego społeczeństwa politycznego – kryją się niebezpie-
czeństwa i zgubne skutki. Ich wprowadzenie stworzyło system państwo-
wego protekcjonizmu i raczej kontroluje niż zapewnia i poszerza pełne
prawa własności – do godnego i spokojnego życia oraz owoców własnej
pracy tym grupom osób, którym wcześniej odmawiano równej ochrony
przed wyzyskiem i nakładaniem obciążeń.

background image

12

MARK SPANGLER

Zabezpieczenie Socjalne (Social Security) wprowadzono ponad 40 lat

temu jako narodowe ubezpieczenie emerytalne. Jednakże większość mło-
dych Amerykanów wątpi w to, że program będzie na tyle silny finanso-
wo, by zapewnić im korzyści materialne, kiedy przejdą na emeryturę, cho-
ciaż rząd pobiera coraz wyższe stawki na podatki socjalne (od 2 %
w 1940 roku do ponad 15 % obecnie). Pomimo pozorów Zabezpiecze-
nie Socjalne w małym stopniu przypomina ubezpieczenie; stało się ono
programem masowego transferu środków przeciwstawiającym jedną gru-
pę drugiej, młodych przeciw starym.

Obecnie zaś w programie politycznym znajduje się decyzja powie-

rzenia prawodawcom i biurokratom ubezpieczenia zdrowotnego. Badanie
funkcjonowania istniejących programów rządowych dotyczących zdrowia
(Opieka Medyczna – Medicare i Pomoc Medyczna – Medicaid), wprowa-
dzonych bez mała 30 lat temu, ujawniło koszty już teraz 10 razy większe
niż początkowo przewidywano. Państwo, dokonując takich wydatków
opartych na stosowanym przez siebie cenniku „koszt + prowizja”, wy-
tworzyło ogromny popyt na dobra i usługi medyczne, jednocześnie od-
stręczając konkurencję w dziedzinie cen.

Nietrudno przewidzieć, jaka byłaby przyszłość przy opiece zdro-

wotnej zarządzanej politycznie. Wystarczy tylko spojrzeć na generalnie
gorszą opiekę, jaką obecnie rząd federalny oferuje weteranom poprzez
swój system szpitalny. Narodowe ubezpieczenia zdrowotne wywołują po
prostu fałszywe wrażenie, że to dopuszczenie do władzy właściwych po-
lityków zapewni lepszą opiekę zdrowotną niż wybór i odpowiedzialność
na medycznym rynku. Ubezpieczenia te, tak jak Zabezpieczenie Socjalne,
staną się masowym programem uprawnień; pewnego dnia doprowadzą
do politycznej konfrontacji pomiędzy zdrowymi i chorymi.

Skąd wzięło się to zadurzenie w politycznych rozwiązaniach i poli-

tycznej kontroli? Być może obywatele zbyt często widzą państwo jako
twór abstrakcyjny i idealny, nie dostrzegając twardej rzeczywistości biuro-
kratów działających z mocą prawnego przymusu. Także pobożne życze-
nia podtrzymują myślenie, że w celu naprawienia jakiegoś dostrzeżonego
problemu rząd może po prostu uchwalić ustawę. U podłoża ludzkiego
pragnienia przekazania kontroli nad swoim życiem w ręce polityków leży
przekonanie, że państwo jest w jakiś sposób wszechwiedzące i dobrotli-

background image

WSTĘP

13

we. Lecz czy minął choć tydzień, w którym nie byłoby jakiejś nowej afery
z wplątanymi w nią politykami?

Pragnienie bezpiecznego życia – życia z gwarancją – motywuje

i kusi jednostki do szukania państwowych łask. Obywatel może spełniać
warunki do przyznania mu pewnych świadczeń, niemniej współobywate-
le okradają jego kieszeń dużo szybciej, niż zdąży on napełnić ją państwo-
wym zasiłkiem, w miarę jak programy uprawnieniowe zamieniają się
w system politycznej grabieży. Tymczasem urzędnikom państwowym
przyznaje się coraz większą władzę, gospodarka ulega degeneracji, a lu-
dzie mają coraz mniej możliwości i coraz mniejszy zakres wyboru. Samo-
odpowiedzialność przechodzi w zależność od zachcianek polityków, któ-
rzy do zaoferowania nie mają nic poza tym, co wyrwali prywatnym oby-
watelom. Życie staje się mniej pewne.

Pragnienie państwowego protekcjonizmu odbiło się w naszym stu-

leciu echem wołania o „prawa” w każdym zakątku społeczeństwa: prawo
do wyżywienia, ubrania, schronienia, pracy, opieki medycznej, opieki nad
dzieckiem, komunikacji publicznej, wykształcenia, udziału w aktywności
sportowej, przynależności do klubów, palenia, niepalenia – zaś mało
uwagi zwraca się na zasadnicze prawo do prywatnej własności.

Nakreślone tu spojrzenie na Amerykę różni się diametralnie od po-

glądu głoszonego przez twórców Konstytucji Stanów Zjednoczonych,
którzy wierzyli, że prawo do życia oznacza dla każdego spokojne zaspo-
kajanie swoich pragnień bez zobowiązywania innych do zaradzania wła-
snym niedostatkom, czy to na mocy prawa czy przy użyciu siły. W Rosji
cztery pokolenia ludzi zmuszono do nędznej egzystencji pod tyranią so-
wieckich dyktatorów, którzy stosując metodę „eksperymentowania na ży-
wym ciele” społeczeństwa, wprowadzili wszechwładzę państwa – a ta
tragicznie zawiodła. Wystarczyło zwykłe załamanie gospodarki, które
zmiotło bastion komunizmu i skruszyło państwo Związku Sowieckiego.
Zamieszanie powstałe po jego rozpadzie pokazuje, jak trudno odbudo-
wać istotny, znaczący zakres wolności, oparty na własności prywatnej
i wolnym rynku, kiedy uprzednio tę wolność zniszczono. A dzisiaj Ame-
rykanie, bez zastanowienia i rozsądku, odwracają się od idei państwa
o ograniczonej władzy i głośno nawołują do ustanawiania politycznej
kontroli.

Świadome społeczeństwo obywatelskie musi być czujne wobec po-

litycznych wilków przebranych za owce. Musimy rozumieć ukryte konse-

background image

14

MARK SPANGLER

kwencje politycznych interwencji i unikać bezmyślnego szacunku dla
państwowych rozwiązań. Patrzmy, co kryje się za popularnymi frazesami
i starajmy się dojść do jak najpełniejszego rozumienia wolnego społe-
czeństwa. Pojawiające się ponowne uznanie dla inicjatywy jednostek, wol-
ność wyboru, odpowiedzialność przy instytucjonalnie gwarantowanej
własności prywatnej w ograniczonym, utrzymującym pokój państwie –
mogą pozwolić jednostkom na realizację ich możliwości i zdolności
w maksymalnym stopniu.

background image

CZĘŚĆ I

PRAWA CZŁOWIEKA

A NATURA PAŃSTWA

background image
background image

Charles W. Baird

Charles W. Baird

1. Mam prawo!

1. Mam prawo!

Wielu ludzi wypowiada to zdanie, nie zastanawiając się nawet nad

naturą i źródłem praw. Czym są prawa? Skąd pochodzą?

Według interwencjonistów

1

wtedy, kiedy przestrzega się reguł od-

powiedniego procesu legislacyjnego, państwo jest tą instytucją, która two-
rzy i znosi prawa. Weźmy na przykład Kongres. Postępując według reguł
procesu ustawodawczego nakreślonego w Konstytucji, Kongres może
tworzyć albo znosić prawo do pracy, do wykształcenia czy do wyży-
wienia.

Kiedy interwencjoniści pragną poszerzyć zakres władzy państwa,

często dokonują rozróżnienia pomiędzy „przywilejem” a „prawem”.
W myśl tego rozróżnienia coś jest przywilejem jedynie wtedy, kiedy oso-
ba może to osiągnąć swoimi własnymi środkami; z kolei coś jest prawem,
jeśli państwo używa pieniędzy podatników lub innych środków przymusu
w celu zapewnienia tego prawa jednostkom, niezależnie od ich środków.
To, co jest naprawdę istotne, jak twierdzą interwencjoniści, powinno być
objęte prawem, a nie przywilejem. Dlatego opieka zdrowotna, która
w 1993 roku w Ameryce była przywilejem, teraz może stać się prawem,
bowiem administracja Clintona szuka na to sposobów.

1

Interwencjoniści – ogólny termin oznaczający tych, którzy uważają, że należy

„dla dobra społeczeństwa” ingerować w gospodarkę i życie społeczne przez prawo stano-

wione, na ogół kosztem wolności osobistych i gospodarczych. Spór o zakres interwencjo-

nizmu leży u podstaw różnic programowych partii demokratycznej i republikańskiej

w Stanach Zjednoczonych, przy czym skrajni demokraci propagują rozwiązania w swojej

istocie czysto socjalistyczne, zaś skrajni republikanie odrzucają interwencjonizm całkowi-

cie. Krytyka interwencjonizmu wraca w poszczególnych rozdziałach niniejszej książki

wielokrotnie [red.].

background image

18

CHARLES W. BAIRD

W Deklaracji Niepodległości Thomas Jefferson pisał o „niezbywal-

nych” prawach, które jednostki posiadają niezależnie od państwa. We-
dług Jeffersona wszyscy ludzie zostali „uposażeni” w te prawa przez
Boga. Niektórzy z jego współpracowników twierdzili, że to „natura” wy-
posażyła ludzi w prawa, tzn. prawa są właściwe naturze ludzkiej. W obu
tych przypadkach, logicznie rzecz biorąc, prawa istnieją przed państwem,
państwo zaś nie posiada legalnej władzy, która mogłaby coś dodać albo
ująć z takich praw. Jego rola polega na ich ochranianiu.

Jeśli coś jest prawem człowieka w sensie Jeffersonowskim, to sto-

suje się to do wszystkich osób po prostu na mocy tego, że są ludźmi. Je-
żeli jedna osoba posiada pewne prawo, to logicznie wynika, iż wszystkie
inne osoby posiadają też to samo prawo. Nie można przecież, bez popa-
dania w sprzeczność, żądać jakiegoś prawa dla siebie jednocześnie odma-
wiając go innym. Czyniąc bowiem w ten sposób uznalibyśmy, że prawo
to nie jest prawem „człowieka”. Ponadto wszystkie jednostki muszą mieć
możliwość korzystania z prawa, którego się domagają, bez jednoczesne-
go popadania w logiczną sprzeczność. Bo jeśli korzystam z prawa, które-
go się domagam, a niemożliwą rzeczą jest, aby ktoś inny korzystał z iden-
tycznego prawa w tym samym czasie, to moje działanie oznacza, że owo
rzekome prawo nie zawiera się w naturze ludzkiej, i że jest to tylko moje
prawo, a nie prawo innych osób.

Załóżmy na przykład, że domagam się prawa do pracy. Jeśli moje

żądanie oznacza, że będę zatrudniony w każdym czasie, kiedy tylko pra-
gnę być zatrudniony (bo co innego mogłoby oznaczać?), to przecież
musi istnieć jakiś człowiek, który ma obowiązek zapewnienia mi tej pra-
cy. Moje prawo stwarza jego o b o w i ą z e k, aby podjął pewne działanie
pozytywne, którego może on nie chce podjąć. Mimo tego, że obaj jeste-
śmy ludźmi, jego wolność wyboru zostaje podporządkowana mojej wol-
ności wyboru.

Czy w ogóle istnieje jakieś związane z pracą fundamentalne prawo

człowieka w sensie Jeffersonowskim? Tak. Jest to prawo wszystkich jed-
nostek do o f e r o w a n i a kupna lub sprzedaży usług pracy na takich
warunkach, jakie same wybierają. Mam prawo oferować sprzedaż moich
usług pracy na takich warunkach, jakie mi odpowiadają, i ty także masz
takie prawo. Wszyscy możemy korzystać z prawa, nie odmawiając go tym
samym drugiemu człowiekowi. Mam prawo oferować kupno usług pracy

background image

1. MAM PRAWO!

19

(zatrudnienie) każdej osobie na warunkach, jakie mi odpowiadają, i ty
także masz takie prawo. Możemy to uczynić, nie odmawiając tego prawa
innej osobie. Ci, którym ty i ja składamy nasze oferty, mogą je odrzucić.
Korzystając z tego prawa na nikogo nie nakładamy obowiązku podjęcia
jakiegoś pozytywnego działania.

Zastosujmy ten sam test do prawa do wyżywienia, prawa do wy-

kształcenia czy prawa do opieki zdrowotnej. Czy są to w ogóle podsta-
wowe prawa człowieka? Jeśli rozumiemy przez nie to, że pewne osoby
otrzymują wyżywienie, wykształcenie i opiekę zdrowotną, niezależnie od
tego, czego chcą inni ludzie, to nie są to już podstawowe prawa człowie-
ka. Wszyscy przecież posiadamy fundamentalne prawo o f e r o w a n i a
sprzedaży czy kupna wyżywienia, świadczenia usług kształceniowych czy
zapewnienia opieki zdrowotnej na warunkach, jakie nam odpowiadają.
Jeśli jednak nie znajdziemy nikogo, kto by chciał skorzystać z naszych
ofert, nie mamy prawa narzucać ich siłą.

Zastosujmy teraz nasz test do praw gwarantowanych przez Pierw-

szą Poprawkę

2

: wolność religii, wolność stowarzyszenia, wolność słowa

i wolność prasy. To wszystko obejmuje fundamentalne prawa człowieka.
Wszyscy możemy korzystać z wolnego wyboru religii, nie odmawiając
tego prawa innym. Zauważmy wszakże, że nie posiadamy prawa przystą-
pienia do organizacji religijnej, która nas nie akceptuje. Każdy z nas
może stowarzyszać się z jakimikolwiek jednostkami czy grupami – o ile
grupy te czy jednostki mają ochotę stowarzyszać się z nami. Korzystanie
z tego prawa przez jednych nie uniemożliwia korzystania z niego innym.
Każdy z nas może powiedzieć, co chce, nie odmawiając tego prawa in-
nym. Zauważmy wszakże, że nie mamy prawa do zmuszania ludzi do słu-
chania, czy też do zapewniania sobie odpowiedniego forum słuchaczy,
do których moglibyśmy przemawiać. Każdy z nas jest wolny i może czy-
nić wszelkie kroki w celu zgromadzenia niezbędnych środków na podsta-
wie dobrowolnego porozumienia z innymi. Możemy wydawać czasopi-

2

Pierwsza Poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych: „Kongres nie może

stanowić ustaw wprowadzających religię albo zabraniających swobodnego wykonywania

praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, albo naruszają-

cych prawo do spokojnego odbywania zebrań i wnoszenia do rządu petycji o naprawę

krzywd.” Pierwsza Poprawka uważana jest w Stanach Zjednoczonych za fundamentalną

gwarancję wolności słowa. Wszystkie cytaty z Konstytucji Stanów Zjednoczonych za

B. H. Siegan, Projektowanie konstytucji dla narodu lub republiki wybijających się na niepodległość,

Instytut Liberalno-Konserwatywny, Lublin 1994 [red.].

background image

20

CHARLES W. BAIRD

smo czy magazyn, ale nie mamy prawa zmuszać ludzi, by dostarczali nam
potrzebnych do tego środków ani też by nabywali lub czytali nasze publi-
kacje.

Zauważmy także, że poglądy interwencjonistów oraz pogląd Jeffer-

sona na prawa nie tylko różnią się między sobą, lecz są po prostu
sprzeczne. Zawsze kiedy prawo, którego domaga się jakaś osoba, nakłada
na inną osobę obowiązek, by podjęła pewne pozytywne działanie, poja-
wia się logiczna sprzeczność odsłaniająca rzekomość tego prawa.

Interwencjonistyczne spojrzenie na prawa nazywane jest często po-

glądem pozytywnym, ponieważ prawa przysługujące jednym nakładają na
innych obowiązek podejmowania działań pozytywnych. Jest to część
pewnej filozofii społeczno-politycznej zakładającej, że o tym, co jest pra-
wem, orzeka władza.

Jeffersonowskie spojrzenie na prawo jest nazywane często poglą-

dem negatywnym, ponieważ jedynym obowiązkiem nakładanym na in-
nych jest obowiązek p o w s t r z y m y w a n i a s i ę od podejmowania
działań, zwłaszcza takich, które naruszają prawa innych. Co ważne, rząd,
w takim ujęciu, jest skrępowany prawami, których słusznie wymagają dla
siebie wszyscy obywatele.

Zatem następnym razem, kiedy powiesz: „mam prawo”, zapytaj

siebie: „kto ma obowiązek?” Jeśli istnieje ktoś, kto ma obowiązek robić
cokolwiek poza powstrzymaniem się od ingerowania w twoje sprawy, za-
pytaj: „na jakiej podstawie żądam prawa podporządkowania woli tej oso-
by mojej woli?”

Tłum. Jan Kłos

background image

Lawrence W. Reed

Lawrence W. Reed

2. Mam prawo do tej usługi

2. Mam prawo do tej usługi

Kiedy administracja Reagana zaproponowała zniesienie subsydiów

dla firmy Amtrak, jedna z sieci telewizyjnych przeprowadziła wywiad
z człowiekiem, który sprzeciwiał się temu posunięciu, a swój protest for-
mułował w następujący sposób: „Nie wiem jak ci ludzie w Waszyngtonie
wyobrażają sobie, że będziemy podróżować. Mamy przecież prawo do tej
usługi”.

Kiedy w 1985 roku Kongres przegłosował wstrzymanie finansowa-

nia wydawania magazynu „Playboy” w języku Braille'a, Amerykańska
Rada Niewidomych (American Council of the Blind) podała sprawę do sądu
federalnego, wysuwając oskarżenie, że działanie Kongresu było objawem
cenzury i odmawiało im podstawowego prawa. Nie sposób nawet zliczyć,
jak często problem „praw” rozpalał emocje na przestrzeni wieków, pro-
wadząc nawet do rozlewu krwi. W 1776 roku powstał naród posiadający
deklarację zawierającą jedynie trzy prawa, ale od tamtego czasu jego oby-
watele nie przestali mówić o swoich „prawach”.

Ostatnio wszelako pojawił się w dyskusjach nowy, niepokojący ak-

cent. Kiedy tak wielu Amerykanów mówi obecnie o prawach, mają oni
na uwadze coś bardzo oddalonego od koncepcji Jeffersona, Madisona,
Franklina i Locke'a. Ogólnie to, co się zakłada w obecnych dysputach na
temat nowych „praw”, stanowi niekończącą się litanię roszczeń wysuwa-
nych w stosunku do innych ludzi, listę pragnień i życzeń, które nie pod-
padają pod żadną ogólną kategoryzację, z wyjątkiem tej, którą określa
słowo „plądrowanie”.

To przykre, że tak wzniosła myśl, iż jednostki posiadają pewne de-

finiowalne, niezbywalne i święte prawa, uległa spłyceniu i pomieszaniu
w sposób nie do poznania. Ciekawe ilu jeszcze Amerykanów tak napraw-

background image

22

LAWRENCE W. REED

dę wie, co to jest „prawo”. Owocem całego zamieszania jest owo dzi-
waczne i destrukcyjne przekonanie: jeśli czegoś żądasz, to musi to być
twoje. Czy ktokolwiek naprawdę ma „prawo” subsydiowania usług kole-
jowych? Czy istnieje taka rzecz jak „prawo” do numeru „Playboya” w ję-
zyku Braille'a? A co z wszystkimi innymi domniemanymi prawami: do
pracy, do wykształcenia, do darmowego żłobka, do odpowiedniego
mieszkania, do godziwej zapłaty, do kurczaka w każdym garnku i tak da-
lej ad infinitum?

Podobne pytania sprowadzają się do jednego najważniejszego: po

prostu czym w końcu jest to legalne „prawo”? W moim rozumieniu naj-
większymi autorytetami wszechczasów w tej dziedzinie byli ludzie, którzy
ukształtowali nasz naród u jego początku. I choć nie wszyscy byli do-
kładnie jednomyślni w różnych sprawach i mieli swoje wady, żaden z nich
nie traktował pojęcia praw z tą straszną nonszalancją, jaka charakteryzuje
dzisiejsze czasy. Kiedy ci znakomici ludzie ogłaszali prawa do „wolności
słowa” albo „wolności prasy” czy też „wolności zgromadzeń”, nie chcieli
przez to powiedzieć, że ktoś ma prawo otrzymać mikrofon, wydawnic-
two czy salę wykładową. Kiedy Deklaracja Niepodległości mówiła
o „prawie do życia”, nie rozumiała przez to prawa do życia na czyjś
koszt. Podobnie też „prawo do wolności” nie przekładało się na prawo
do czynienia innym, cokolwiek by się komuś podobało. Tak samo „pra-
wo do szukania szczęścia” wcale nie zakłada, że Paweł ma prawo obra-
bować Piotra, żeby płacić za swoje zainteresowania sztuką, literaturą czy
muzyką.

Koncepcja praw Ojców Założycieli

3

nie wymagała posługiwania się

groźbami ani użyciem siły wobec innych, ani też podnoszenia jakiejś
„potrzeby” do rangi czegoś, co ma być na mocy prawa zaspokojone
kosztem życia czy własności innego obywatela. Zakładała ona natomiast,
że każda jednostka jest osobą wyjątkową i suwerenną, z którą można po-
rozumieć się dobrowolnie – albo należy pozostawić ją w spokoju. Jest to
jedyna koncepcja praw, która nie ulega degeneracji i nie przekształca się
w pełną konfliktów „wolność dla wszystkich”.

3

Fathers Founders – „założyciele” Stanów Zjednoczonych, autorzy Konstytucji, po-

śród których są John Adams, Benjamin Franklin, Alexander Hamilton, John Jay, Thomas

Jefferson, James Madison i George Washington [red.].

background image

2. MAM PRAWO DO TEJ USŁUGI

23

Dla twórców Konstytucji „prawo” stanowiło moralny imperatyw,

przez który każda osoba korzystała z wolności bycia tym, czym czyniły ją
jej własne zdolności i możliwości, bezpieczna w swojej osobie i własno-
ści, nie przekraczając przy tym tego samego prawa należnego innym.
Stąd jej „prawa” nie nakładają żadnego zobowiązania na innych, poza
tym jedynym, które polega na powstrzymaniu się od ich pogwałcenia.
W tym kontekście warto powtórzyć radę Jeffersona dotyczącą właściwej
roli państwa: „…Jeszcze jedna rzecz, współobywatele, mądre i owocne
państwo, które będzie powstrzymywało ludzi od wzajemnych krzywd,
a poza tym pozostawi ich wolnymi, by mogli kierować swoimi zajęciami
na drodze pracowitości i udoskonalania otaczającego świata, i nie odej-
mie kawałka chleba od ust robotnika, który na niego zarobił. Takie jest
w sumie dobre państwo…”.

Cóż zatem to wszystko znaczy? Ano to, że nie istnieje prawo sub-

sydiowania Amtraku, a jedynie prawo do korzystania z usług transporto-
wych, co do których w sposób wolny się umawiasz i za które płacisz. Nie
ma prawa do „Playboya” w języku Braille'a, a jedynie prawo do czytania
numeru, który możesz kupić, zakładając, że najpierw znajdziesz kogoś,
kto będzie chętny go wyprodukować. Podobnie masz prawo do szukania
pracy, kształcenia się w wybranym kierunku, szukania najlepszego żłob-
ka, szukania czy zapewnienia sobie mieszkania, jakiego pragniesz, robie-
nia bogatych zakupów, czy też przekonania swojego sąsiada, by sprzedał
ci kurczaka. Jednakże nie masz żadnego legalnego prawa zmuszania (ani
wyręczania się państwem, by zmuszało dla ciebie) innej wolnej osoby, by
dostarczała ci tych rzeczy – chyba że ta osoba zawarła z tobą umowę
i zobowiązała się, że to zrobi.

Takie podejście nie ma wiele wspólnego z tym, jak w naszych cza-

sach rozumie się prawa. Jednakże różnica pomiędzy podstawowym, sza-
cownym, racjonalnym widzeniem praw a powstającym obecnie bezmyśl-
nym galimatiasem, jest różnicą między pokojem, wolnością i wzajemnym
szacunkiem z jednej strony, a brutalnością bezprawnej dżungli z drugiej.

Tum. Jan Kłos

background image

Paul L. Poirot

Paul L. Poirot

3. Prawa człowieka są ważniejsze

niż prawa własności

3. Prawa człowieka są ważniejsze

To nie prawo własności się ochrania, lecz prawo do własności. Własność sama

w sobie nie posiada przecież praw; za to człowiek, jednostka, ma trzy wielkie prawa, rów-

nie nietykalne przed arbitralną ingerencją: prawo do swojego życia, prawo do swojej wol-

ności, prawo do swojej własności…. Te trzy prawa są tak ściśle powiązane ze sobą, iż

w istocie stanowią jedno prawo. Dać człowiekowi jego życie a odmówić wolności to ode-

brać mu wszystko, co sprawia, że jego życie jest coś warte. Dać mu jego wolność lecz

odebrać własność, która jest owocem i oznaką wolności, to uczynić go niewolnikiem.

George Sutherland

Sędzia Sądu Najwyższego USA

Wielu pokrętnych zdań o miłych sformułowaniach i emocjonalnym

wydźwięku używa się dzisiaj, by wykazać, że istnieje różnica pomiędzy
„prawami własności” a „prawami człowieka”. Przez wynikanie sądzić też
należy, że istnieją dwie grupy praw; jedna dotyczy istot ludzkich, a druga
własności. Skoro istoty ludzkie są ważniejsze, to w konsekwencji w spo-
sób zupełnie naturalny ludzie nieostrożni opowiadają się za „prawami
człowieka”.

W istocie jednak nie ma żadnej różnicy pomiędzy prawami własno-

ści a prawami człowieka. Termin „własność” nie ma żadnego znaczenia
jak tylko zastosowany do czegoś,co posiada k t o ś. Sama własność nie
ma ani praw ani wartości, pojawiają się one jedynie wtedy, kiedy chodzi
o ludzkie interesy. Nie ma innych praw niż prawa człowieka, a to, co na-
zywa się prawami własności, to po prostu prawa człowieka, jakie mają
jednostki w stosunku do własności. Mówiąc dokładniej, problem nie po-

background image

3. PRAWA CZŁOWIEKA SĄ WAŻNIEJSZE

25

lega na relacji praw własności do praw człowieka, lecz „praw człowieka”
jednej osoby w społeczności w stosunku do „praw człowieka” innej
osoby.

Czym są prawa własności w ten sposób zdyskredytowane przez

przeciwstawienie ich prawom człowieka? Znajdują się one wśród najstar-
szych i najbardziej podstawowych praw człowieka, pośród tego, co naj-
istotniejsze dla wolności i postępu. Są przywilejami prywatnego posiada-
nia, które nadaje znaczenie prawu do produktu własnej pracy, przywileja-
mi, które ludzie zawsze instynktownie uważali za należące do nich prawie
tak nieodłącznie i nierozerwalnie jak ich własne ciała. Jeśli ludzie nie
mogą czuć się bezpiecznie w ich zdolności do zachowania owoców wła-
snej pracy, to istnieje bardzo słaby bodziec do oszczędzania i rozszerza-
nia podstawowego kapitału – narzędzi i wyposażenia do produkcji i lep-
szego życia.

Karta Praw

4

w Konstytucji Stanów Zjednoczonych nie uznaje żad-

nej różnicy pomiędzy prawami własności a innymi prawami człowieka.
Zakaz bezpodstawnej rewizji i konfiskaty obejmuje bez różnicy „osoby,
domy, dokumenty i ruchomości

5

. Nikt nie może, bez odpowiedniej pro-

cedury prawnej, być pozbawiony „życia, wolności lub mienia

6

; żadnego

z tych praw w równym stopniu nie wolno naruszyć. Prawo do procesu
sądowego zapewnia się zarówno w przypadkach kryminalnych jak i cy-

4

Karta Praw (Bill of Rights), nazwa pierwszych dziesięciu poprawek do Konstytucji

Stanów Zjednoczonych [red.].

5

Czwarta Poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych: „Nie będzie narusza-

ne prawo ludzi do bezpieczeństwa osobistego, nietykalności mieszkania, dokumentów

i ruchomości, oraz zapewniające ochronę przed nieuzasadnionymi rewizjami i sekwestra-

mi. Nakaz rewizji lub aresztowania może być wydany jedynie przez sąd na podstawie uza-

sadnionego podejrzenia, popartego przysięgą lub oświadczeniem, przy czym dokładnie

musi być wymienione miejsce rewizji oraz osoby i rzeczy, które mają być obłożone aresz-

tem.” [red.].

6

Piąta Poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych: „Nikt nie będzie pocią-

gany do odpowiedzialności za zbrodnię główną lub inne hańbiące przestępstwo bez zale-

cenia lub postawienia w stan oskarżenia przez Wielką Ławę Przysięgłych; przepis ten nie

dotyczy członków wojska, marynarki wojennej ani milicji, będącej w służbie czynnej pod-

czas wojny lub zagrożenia publicznego. Nie wolno też tej samej osoby sądzić ani narażać

na karę śmierci lub karę cielesną dwukrotnie za to samo przestępstwo; ani też nie wolno

wymagać od oskarżonego w sprawie karnej by świadczył przeciwko sobie, ani pozbawiać

go życia, wolności lub mienia inaczej niż w drodze czyniącej zadość istotnym wymaga-

niom sprawiedliwości. Nie wolno też przejąć prywatnej własności na użytek publiczny

bez słusznego odszkodowania.” [red.].

background image

26

PAUL L. POIROT

wilnych. Wygórowane okupy, nieludzkie kary pieniężne, okrutne i wy-
myślne wyroki obejmuje się jednym zakazem.

7

Ojcowie Założyciele

8

zda-

wali sobie sprawę z tego, o czym niektórzy dzisiejsi politycy wydają się
zapominać: a mianowicie, że człowiek pozbawiony praw własności, bez
prawa do owoców swojej własnej pracy, nie jest człowiekiem wolnym.

Wszystkie te prawa konstytucyjne posiadają dwie cechy wspólne.

Po pierwsze, stosują się do każdego człowieka. Po drugie, są bez wyjątku
gwarancjami wolności lub nietykalności wobec możliwości ingerencji
państwa. Nie są to formuły roszczeń wobec innych, czy to indywidualne,
czy też zbiorowe. One po prostu stwierdzają, że istnieją pewne wolności
człowieka, z włączeniem tych, co odnoszą się do własności, które są
istotne dla wszystkich wolnych ludzi i których państwo nie może naru-
szać.

A co z tak zwanymi „prawami człowieka”, które przedstawia się

jako wyższe niż prawa własności? Co z „prawem” do pracy, „prawem”
do pewnego poziomu życia, „prawem” do minimalnej płacy czy też mak-
symalnego czasu pracy, „prawem” do „uczciwej” ceny, „prawem” do
zbiorowego rozstrzygania sporów, „prawem” do bezpieczeństwa wobec
przeciwności życia, jak starość czy kalectwo?

Twórcy Konstytucji byliby zdumieni, gdyby usłyszeli, że podobne

rzeczy traktuje się jak prawa. Nie są to przecież immunitety zabezpiecza-
jące przed państwową napaścią. Przeciwnie, są to żądania nowych form
państwowego przymusu. Nie są to roszczenia co do produktu własnej
pracy. Są one w niektórych, o ile nie we wszystkich, przypadkach rosz-
czeniami do produktów pracy innych ludzi.

Takie „prawa człowieka” rzeczywiście różnią się od praw własno-

ści, bowiem opierają się na odmowie podstawowej koncepcji praw wła-

7

Piąta Poprawka, patrz przyp. wyżej.

Szósta Poprawka: „We wszystkich sprawach karnych oskarżonemu przysługuje

prawo do szybkiej i jawnej rozprawy przed bezstronną ławą przysięgłych w tym Stanie

i okręgu, w którym przestępstwo zostało popełnione, przy czym okręg ma być uprzednio

prawnie ustalony. Oskarżonego należy pouczyć o charakterze i przyczynie oskarżenia, po-

stawić go wobec świadków oskarżenia, w razie potrzeby pod przymusem sprowadzić

świadków świadczących na jego korzyść i zapewnić mu obrońcę.”

Ósma Poprawka: „Nie wolno żądać nadmiernych kaucji i wymierzać nadmiernych

grzywien ani też stosować kar okrutnych lub wymyślnych.” [red.].

8

Patrz przyp. 3 na str. 22.

background image

3. PRAWA CZŁOWIEKA SĄ WAŻNIEJSZE

27

sności. Nie są to wolności czy też immunitety zapewnione wszystkim
osobom, a raczej szczególne przywileje nadane pewnym ludziom kosz-
tem innych. Rzeczywiste rozróżnienie nie leży pomiędzy prawami wła-
sności a prawami człowieka, lecz pomiędzy zapewnieniem równej ochro-
ny przed państwowym przymusem z jednej strony, a żądaniami korzysta-
nia z takiego przymusu dla dobra uprzywilejowanej grupy z drugiej.

Tłum. Jan Kłos

background image

Cecil E. Bohanon

Cecil E. Bohanon

4. W sprawiedliwym społeczeństwie

wyżywienie jest prawem

4. Wyżywienie jest prawem

„Każdy człowiek ma prawo do wyżywienia”. Poczynając od Dekla-

racji Praw Człowieka Narodów Zjednoczonych, a na politycznych dekla-
racjach różnych organizacji kończąc, ludzie głoszą prawa do wyżywienia

9

.

Niewielu polityków ma ochotę podważać coś, co należy już do ortodok-
sji. Rzeczywiście, jak może ktoś występować przeciwko takiemu „prawu”
i tym samym nie okazać się człowiekiem podłym i skąpym? Wynika stąd
oczywiście, że państwo jest zobowiązane do dostarczenia wyżywienia
każdemu, kto odczuwa jego niedostatek (cokolwiek by ten niedostatek
oznaczał). Różnorodność tak zwanych programów żywieniowych to lo-
giczna konsekwencja tego sformułowania, uznającego wyżywienie za
prawo.

„Prawa” do wyżywienia nie są bynajmniej nową koncepcją poli-

tyczną. Historia roi się od przykładów, kiedy rządy zapewniały „prawo”
do wyżywienia i wiele innych ekonomicznych uprawnień. Jak na ironię,
choć w zgodzie z przewidywaniami, taka polityka często prowadziła wła-
śnie do pogorszenia sytuacji żywnościowej całych społeczeństw. W staro-
żytnym Rzymie obywatele miasta posiadali „prawa” do wyżywienia. Poli-
tyczna rywalizacja prowadziła do rozszerzenia tych praw do tego stopnia,
że jedzenie stało się „darmowe”. Oczywiście „prawa” do wyżywienia
mieszkańców miasta nie pojawiały się znikąd. Ktoś musiał przecież wy-
produkować żywność, którą rzymski obywatel konsumował. W 148 roku

9

Na przykład w The Children's Defense Budget (Budżet Ochrony Dzieci), Washington

D. C., Children's Defense Fund stwierdza „podstawowe prawo człowieka do odpowiedniego

wyżywienia”, str. 131.

background image

4. WYŻYWIENIE JEST PRAWEM

29

rzymski historyk Galen w barwny sposób opisuje, jak to mieszkańcy mia-
sta zdobywali pożywienie:

10

„Obywatele mieszkający w miastach, zgodnie ze swoim zwyczajem zdobywania na po-

czątku lata wystarczającej ilości zboża, by mogli przetrwać cały nadchodzący rok, zbierali
z pola całą pszenicę, jęczmień, groch i soczewicę […] W konsekwencji chłopi w danej okolicy
[…] byli dosłownie zmuszeni przez resztę roku żywić się szkodliwymi roślinami, jedząc pędy
i pnącza drzew i krzewów oraz korzenie niejadalnych roślin.

„Prawa” do wyżywienia dla mieszczan były w sposób oczywisty eg-

zekwowane kosztem wiejskich producentów żywności. Dzisiejsze wy-
właszczenia dokonywane w celu zapewnienia wyżywienia mogą nie być
tak oczywiste jak ich starożytne odpowiedniki, aczkolwiek skutek musi
być ten sam: państwowe gwarancje wyżywienia muszą odbywać się czy-
imś kosztem. Zapewnić jednym ich „prawo” do wyżywienia, to znaczy
odebrać prawo ekonomiczne innym, w innym miejscu.

Powszechnie uważa się, że Chiński Wielki Skok do Przodu (1958-

1961) spowodował jedną z największych klęsk głodu w historii. Szacuje
się, iż ponad 15 milionów ludzi zmarło w czasie głodu, który był wyni-
kiem ówczesnej polityki [chińskich władz]. Wielki Skok wiązał się z ko-
lektywizacją rolnictwa. Ten fakt dobrze się pamięta. Niemniej jednak
równie istotną sprawą, choć nie tak często zauważaną, jest fakt, że Wielki
Skok wprowadził zbiorowe jadłodajnie, w których jedzenie było „darmo-
we”. Wyżywienie było prawem wszystkich

11

! Trudno się dziwić, że nastą-

pił głód. W chińskim systemie chłopi mieli niewiele bodźców do produ-
kowania żywności, natomiast wiele do jej konsumpcji. Przypadki staro-
żytnych Rzymian i współczesnych Chińczyków różnią się nieco co do
swych mechanizmów, lecz skutki tych mechanizmów były identyczne:
bodźce do produkcji żywności zostały zniszczone. W przypadku Rzymu
mieszkańcy miasta konfiskowali plony chłopów i w ten sposób niszczyli
ich motywację do produkcji. W przypadku Chin kolektywizacja zniszczy-
ła chłopski bodziec do produkcji, utwierdzając jednocześnie w sposób
schizofreniczny ich „prawo” do konsumpcji!

10

J. E. Evans, Wheat Production and Its Social Consequences in the Roman World, Classi-

cal Quartely, 31:428-442 (1981), str. 441-442.

11

Zob. Laszlo Ladany, The Communist Party of China and Marxism (Stanford, Calif.:

Hoover Institution Press, 1988), Rozdz. XV, traktujący o Wielkim Skoku do Przodu.

background image

30

CECIL E. BOHANON

Sydney Webb, angielski socjalista, z radością witał w 1936 roku so-

wiecką konstytucję za to, że zapewniała „…prawo do pełnego ekono-
micznego zabezpieczenia, zależnie od potrzeby, we wszelkich kolejach
życia…”

12

. Właśnie wtedy, kiedy zachodni intelektualiści tacy jak Webb

wychwalali Rosję Stalina za zapewnienie praw ekonomicznych, na Ukra-
inę spadła tragedia o niespotykanych rozmiarach. Stalin nakazał konfi-
skatę całego zboża Ukrainy i zakazał importu zboża do tej republiki. Na-
wet przemycenie worka ziemniaków do Ukrainy mogło skończyć się
oskarżeniem o spekulację i egzekucją

13

. Wielu naukowców sądzi obecnie,

że Ukraina została celowo zagłodzona przez Stalina z przyczyn politycz-
nych. Jednak ironia wobec tego, co pisał Webb, nie jest tu przypadkowa.
„Prawa do wyżywienia” oznaczają, iż jedzenie zostało upolitycznione. Jak
jeden z komentatorów słusznie stwierdził: „Zatem nawet państwa zaczę-
ły na to patrzeć jak na jeden ze swoich obowiązków, by dostarczać swo-
im ludziom pożywienie; miały także ochotę wstrzymać dostawę pożywie-
nia do tych sektorów społeczeństwa, które zostały uznane za «wro-
gie»”

14

. Co państwo może dać, może to i zabrać! Dzisiejsza dostawa pań-

stwowa może się okazać jutrzejszą państwową konfiskatą!

Istnieją zatem przynajmniej trzy problemy związane z „prawami”

do wyżywienia. Po pierwsze, „prawa” do wyżywienia jednych ludzi mu-
szą być wykonywane kosztem praw ekonomicznych innych. Po drugie,
ofiara z praw ekonomicznych innych ludzi nieuchronnie redukuje bodźce
do angażowania się w produktywną działalność ekonomiczną. Po trzecie,
jeśli rząd ingeruje w rynek żywnościowy, ludność staje się uzależniona od
politycznych zachcianek państwa.

Lekcja, jakiej udzielają nam powyższe przypadki, ma istotne zna-

czenie dla współczesnego państwa opiekuńczego. Podatki muszą pokry-
wać koszt dostarczania żywności. Podatki stanowią konfiskatę ekono-
micznych praw producentów. Jednocześnie zarówno podatki jak i dostar-
czanie żywności stępiają bodźce do produkcji. Strona opodatkowana

12

Z Konstytucji ZSRR (London: Komitet Kongresu Pokoju i Przyjaźni z ZSRR,

1936), str. 7.

13

Zob. James Mace: The Man-Made Famine in the Ukraine (American Enterprise In-

stitute, Washington D. C. 1984), str. 22.

14

William Cosgrove i in.: Colonialism, International Trade, and the Nation State, Hunger

in History, str. 215-241, wyd. Lucile F. Newman (Cambridge, Mass., Basil Blackwell, 1990),

str. 223.

background image

4. WYŻYWIENIE JEST PRAWEM

31

produkuje mniej, żeby uniknąć płacenia podatków; strona otrzymująca
unika produktywnej działalności, żeby uzyskać żywność. Ostatecznie
tworzy się uzależnienie: biedni polegają na dostawach, wobec czego stają
się zależni i wrażliwi wobec groźby ich przerwania.

Oczywiście zaporę przed przypomnianymi powyżej okropnościa-

mi, jakie wydarzyły się w historii, stanowi własność prywatna. Gdyby
wieśniak rzymski, chłop chiński czy też kułak ukraiński posiadali indywi-
dualne prawa własności do ziemi, na której pracowali i prawo do wolnej
wymiany produktu swojej pracy, żadna taka tragedia by się nie wydarzyła.
Ironią losu jest tutaj fakt, iż ich współobywatele, których często określa-
no jako posiadających „prawa” do owocu pracy rolników, także korzysta-
liby z większej obfitości żywności, gdyby prawa własności były zapew-
nione. Powód tego jest naprawdę oczywisty: po prostu wyprodukowano
by więcej żywności.

Własność prywatna ze swojej natury nie jest w zgodzie z ustano-

wieniem „prawa” do wyżywienia (czy też do jakiegokolwiek dobra eko-
nomicznego), ponieważ jego zapewnienie m u s i pogwałcić prawa wła-
sności innych. A przecież gdyby prawa własności nie zostały naruszone,
gdyby rynki rolnicze zostały uwolnione spod nadzoru państwowego,
a producenci płacili mniejsze podatki, wynikająca z tego zniżka cen żyw-
ności oraz ekspansja możliwości ekonomicznych zapewniłyby dzisiej-
szym biednym prawdziwe zabezpieczenie wyżywienia.

Tłum. Jan Kłos

background image

John Hospers

John Hospers

5. Czy nie mam prawa do pracy?

5. Czy nie mam prawa do pracy?

Jesteśmy dzisiaj świadkami ogromnego rozmnożenia się praw, albo

przynajmniej domagania się praw. „Mam prawo do pracy”. „Mam prawo

do płatnych wakacji na koszt mojego pracodawcy”. „Mam prawo do go-

dziwego życia”. „Mam prawo do darmowego korzystania z miejskich

kortów tenisowych i basenów”. I tak dalej bez końca. Jak już ludzie przy-

zwyczają się do pewnej usługi, co często zaczyna się jako przywilej roz-

szerzony na kolejnych beneficjentów, zaczynają o niej myśleć jako o swo-

im prawie, zaś o wstrzymaniu tejże usługi jak o pogwałceniu ich prawa.

Pośród tych roszczeń gubią się następujące pytania: czy to są prawa? Co

sprawia, że to są prawa? Skąd pochodzą i kto ma je zapewniać?

Nasz kraj został zbudowany na koncepcji praw. Uznano, że pewne

prawa moralne są własnością wszystkich istot ludzkich po prostu na

mocy ich natury jako istot rozumnych. „Mam prawo do X” oznaczało, że

nikt inny nie może ingerować w moje sprawy ze względu na X; prawo

jest jak tabliczka z napisem „wstęp wzbroniony”. „W stosunkach ze mną

możesz iść do tego miejsca, ale nie dalej.” Prawa dają mi autonomię dzia-

łania w ich obszarze, wytyczają „moralną przestrzeń”, której nie wolno

przekraczać. (Dla kontrastu można dodać, że prawo stanowione to po

prostu to, na co pozwala prawo w narodzie lub państwie, w którym ży-

jesz. Inaczej jest z prawem moralnym: prawo do życia istnieje na przy-

kład nawet wtedy, kiedy żyjesz w państwie totalitarnym, które nie respek-

tuje tego prawa). Prawa zachowują godność i autonomię każdej jed-

nostki.

Prawo nie jest zwykłym przywilejem. Możesz obdarzyć mnie przy-

wilejem chodzenia po twoim trawniku każdego dnia, bo to krótsza droga

do twojego domu, ale też w każdym czasie możesz odwołać ten przywi-

lej. Według prawa nie należy on do mnie. Prawo jazdy jest przywilejem

background image

5. CZY NIE MAM PRAWA DO PRACY?

33

(zwykle nadanym przez państwo), który może zostać zabrany, jeśli istnie-

je wyraźny dowód, że nie jeździsz bezpiecznie.

Posiadanie prawa wiąże się nierozerwalnie z obowiązkami i odpo-

wiedzialnością. Jeżeli masz prawo, zawsze istnieje coś, co muszą wykonać

albo powstrzymać się od wykonania inni, właśnie ze względu na twoje

prawo. Prawo jednej osoby nakłada na wszystkie inne obowiązek respek-

towania tego prawa. Jednakże wielu ludzi tak uporczywie domaga się

uznania pewnych rzeczy za prawa, że w ogóle nie myśli o obowiązkach,

które te prawa nakładają; ta „obowiązkowa” strona monety jest mniej

popularna i rzadziej się ją podkreśla niż stronę „prawną”.

Jakie zatem obowiązki czy zobowiązania przynoszą prawa? Ważną

rzeczą jest tutaj rozróżnienie pomiędzy prawami p o z y t y w n y m i

a n e g a t y w n y m i. Prawo pozytywne jakiejś osoby zawiera w sobie

obowiązek innych osób u c z y n i e n i a czegoś w celu respektowania te-

goż prawa; chodzi tu zwykle o pieniądze, czas czy wysiłek. Jeśli masz pra-

wo, by cię wspierano, to inni muszą coś zrobić, żeby cię wspierać. Prawo

negatywne jakiejś osoby nie zawiera w sobie obowiązku, by inni mieli coś

zrobić, lecz jedynie obowiązek nie ingerowania (czy też powstrzymania

się od działania, które stanowi ingerencję) w to, do czego dana osoba ma

prawo. Jeżeli masz prawo do angażowania się w pewne działanie, inni

mają obowiązek czy też powinność nie ingerowania w to działanie.

Wszyscy ludzie, zgodnie z Deklaracją Niepodległości, mają prawo

do życia, wolności oraz poszukiwania szczęścia (w innych miejscach wy-

mienia się życie, wolność i własność). Istotne terminy są tutaj niejasne;

co bowiem dokładnie oznacza prawo do życia i czy komuś wolno robić,

co mu się podoba? Karta Praw

15

pomaga odczytać zakres tych praw, cho-

ciaż prawnicy do dzisiaj różnią się co do ich interpretacji w poszczegól-

nych przypadkach.

Prawo do życia oznacza przynajmniej to, że powinieneś być chro-

niony przed tymi, którzy chcieliby odebrać ci życie, lub by mu zagrażali.

Jeżeli jakaś osoba nie postępuje z tobą w sposób dobrowolny lecz przy

użyciu siły, czy też grozi użyciem siły, masz prawo użyć siły w odwecie,

by się obronić (jest to prawo do samoobrony) albo użyć wyznaczonego

pośrednika – policji – w swojej obronie. Prawo do życia nie miałoby zna-

czenia bez prawa do samoobrony przed tymi, którzy je naruszają. Jako

15

Patrz przyp. 4 na str. 25.

background image

34

JOHN HOSPERS

środek do tej obrony masz prawo nosić broń (Druga Poprawka do Kon-

stytucji Stanów Zjednoczonych

16

).

„Kongres nie może stanowić ustaw […] ograniczających wolność

słowa lub prasy…”

17

. Niezależnie od tego, jakie głosisz poglądy, nikt nie

użyje siły, by zabronić ci je wyrażać. Wszelako dokładny zakres stosowa-

nia tego prawa nie jest określony; czy możesz wyrażać swoje poglądy co

do własności prywatnej innego człowieka? Na głos, o północy, zakłóca-

jąc spokój, czy też podżegając do buntu? W każdym razie nikt cię nie po-

wstrzyma ze względu na treść tego, o czym mówisz. (Jak zawsze w Kon-

stytucji jednostka ma prawa, których państwo nie może naruszyć; nacisk

jest położony na to, czego rząd federalny nie może uczynić). Trzeba ja-

sno sprecyzować, czego prawo n i e z a w i e r a; nie gwarantuje ci fo-

rum, sali wykładowej, czy też wolnej reklamy w prasie, żebyś mógł pro-

pagować swoje poglądy, bo to ingerowałoby w prawa innych do podej-

mowania ich własnych decyzji. Prawo nie jest do jakiejś rzeczy, lecz do

angażowania się w pewną działalność. Prawo nie nakłada żadnego ogra-

niczenia na innych, jak tylko to, żeby nie ingerowali w twoją działalność;

prawo nie wymaga od nich akceptowania tego, co mówisz ani nawet słu-

chania ciebie. Gdyby gazeta musiała przyjąć twoje ogłoszenie, to ingero-

wałoby to w prawo wydawcy do podejmowania jego własnej decyzji w tej

sprawie. Nie może być prawa ingerowania w prawa innych.

Prawo do własności (czy to rzeczy osobistych czy też ziemi) nie

jest prawem zabierania jej innym, lecz jedynie prawem uczynienia czegoś

w celu pozyskania własności w sposób, który nie koliduje z równymi pra-

wami innych. Zwykle własność przekazywana jest na drodze sprzedaży,

wymiany, darowizny czy też dziedziczenia; nikt nie ma prawa do uzyska-

nia jej na drodze kradzieży.

Twoje prawo szukania szczęścia nie jest prawem do robienia

wszystkiego co lubisz, by zwiększyć swoje szczęście, na przykład przez

okradanie banków albo strzelanie do ludzi. Możesz spróbować zwiększyć

swoje szczęście za pomocą środków pokojowych, które nie gwałcą praw.

Jak zauważył w Man versus the State

18

Herbert Spencer, każda osoba może

16

Druga Poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych: „Dobrze zorganizo-

wana milicja jest niezbędna dla bezpieczeństwa wolnego państwa; prawo ludzi do posia-

dania i noszenia broni nie może być naruszone.” [red.].

17

Patrz przyp. 2 na str. 19.

18

Polskie wydanie: Jednostka wobec Państwa, Warszawa 1886 [red.].

background image

5. CZY NIE MAM PRAWA DO PRACY?

35

robić, co chce, jeśli tylko siłą nie ingeruje w równe prawa innych do ro-

bienia tego, czego oni chcą („Prawo Równej Wolności” Spencera).

Wszystkie te powyższe prawa to prawa negatywne, wymagające od

innych jedynie obowiązku nieingerowania. Inaczej ma się rzecz z tak

zwanymi prawami pozytywnymi (rzeczywistymi czy rzekomymi). Jeśli po-

siadasz prawo pozytywne, zarówno ja jak i inni musimy coś uczynić, by

to prawo uszanować; możesz mieć pozytywne prawo jedynie kosztem

kogoś drugiego. Prawa pozytywne, czy dyskusja na ich temat, to rzecz

bardzo dzisiaj popularna. Słyszy się na przykład „Mam prawo do pracy”.

Jednakże jeśli ja mam prawo do pracy, inni muszą mi tę pracę zapewnić.

A co jeśli nie ma żadnej pracy w dziedzinie, do której zostałem przygoto-

wany, albo też z powodu zaawansowanej technologii nie istnieje już rynek

na mój produkt? Albo żadnemu pracodawcy nie opłaca się płacić wyna-

grodzenia za moją usługę? A może jestem leniwy i odwalam robotę?

Albo przychodzę do pracy pijany, nie potrafię pracować w zgodzie z in-

nymi, codziennie spóźniam się do pracy, albo biorę wolne popołudnia,

bo akurat jest ładna pogoda? Czy ciągle jeszcze posiadam prawo do tej

pracy albo do jakiejś innej? Jeśli moja odpowiedź brzmi „tak”, to znaczy

że odbieram pracodawcy wolność wyboru w tej sprawie. Faktycznie,

mam prawo szukać pracy, przyjmować lub odrzucać tę, którą mi oferują,

lub stworzyć samemu własną (rozpocząć swój własny interes). W takich

przypadkach jak zawsze moje (negatywne) prawo polega na angażowaniu

się w daną działalność, a jedyną powinnością innych jest nie ingerowanie.

Podobnie jeśli mam (pozytywne) prawo do bycia wspieranym przez

ciebie, musisz rozstać się z częścią swojego dochodu, by mnie karmić

i zapewnić mieszkanie. Jeśli jednostki posiadają prawo do wsparcia kosz-

tem rządu, wtedy od każdego w państwie czy społeczeństwie wymaga

się, by pomagał w tym wsparciu, bez możliwości korzystania ze swego

indywidualnego osądu co do tego, czy jednostki te są godne tego wspar-

cia. (Dla kontrastu można dodać, że hojność w zakresie tego, co posia-

dasz, nie narusza żadnego prawa). Prawo do wspierania innych wydaje się

bardzo ludzkie, lecz nikt nie może korzystać z tego rzekomego prawa

bez okradania czyjejś kieszeni. To samo dotyczy prawa do mieszkania,

prawa do samochodu, do telefonu i tak dalej. To są (rzekome) prawa do

rzeczy, które muszą zapewnić inni.

Spójrzmy też, co będzie, jeżeli źródło dostawy się wyczerpie? A co

jeśli wielu ludzi domaga się prawa, które nie każdy może otrzymać? Gdy-

by mieszkaniec Bangladeszu żądał prawa do trzech posiłków dziennie,

background image

36

JOHN HOSPERS

nie starczyłoby w całym kraju pożywienia, by spełnić to żądanie. A gdyby

ludzie Średniowiecza zażądali prawa do 48-godzinnego tygodnia pracy,

większość z nich umarłaby z głodu, bowiem w przedindustrialnej epoce

nie byłaby w stanie wyżyć przy tak małym wymiarze czasu pracy. Pro-

blem ten nie występuje w przypadku praw negatywnych; moje prawo do

życia zakłada jedynie, żeby inni nie usiłowali pozbawić mnie życia, a licz-

ba ludzi nie ma znaczenia, by to prawo mogło być uszanowane.

Objawem wielkiej mądrości ze strony Ojców Założycieli

19

Stanów

Zjednoczonych było to, że wśród praw człowieka nie wymienili żadnego

z owych rzekomych praw pozytywnych. Bez wątpienia przewidywali, do

czego takie rzekome prawa mogą doprowadzić, a może nawet uważali, że

lepiej będzie pozostawić przemysłowi i rolnictwu wolność produkcji,

a konsumentowi prawo wyboru pomiędzy konkurującymi produktami.

Lepiej jest też zostawić ludziom swobodę gromadzenia kapitału, jeśli po-

trafią, ponieważ tworzy się w ten sposób szeroki rynek zatrudnienia

i prosperującą gospodarkę. Wówczas, choć ludzie nie mają prawa do pra-

cy, będzie w i ę c e j miejsc pracy, i choć ludzie ci nie mają prawa do do-

chodu innych, będą mogli zarobić dla siebie dużo więcej niż to, co w opi-

nii większości współczesnych liberałów

20

powinni otrzymać od państwa

na podstawie praw pozytywnych.

Pozostawiając ludziom swobodę takiego awansu, do jakiego są

zdolni, stworzy się pomyślność, której liberałowie sami prawdopodobnie

pragną. Przyczyną ich niepowodzenia jest właśnie droga, jaką wybrali do

osiągnięcia celu; to oni stworzyli formułę powszechnej biedy. Jedynie po-

zwolenie ludziom na wolne działanie w ich własnym najlepszym intere-

sie, na produkowanie, powiększanie i wystawianie na próbę swoich ocze-

kiwań w stosunku do rynku, tworzy gospodarkę, w której ludzie są wolni

od pokusy, by domagać się praw kosztem innych. Do stopnia, w jakim

zapewnia się (rzekome) prawa pozytywne, prawa negatywne muszą być

naruszane, a wraz z ich naruszaniem przychodzi bieda, której wszyscy

pragniemy uniknąć.

Tłum. Jan Kłos

19

Patrz przyp. 3 na str. 22.

20

Liberałów w sensie amerykańskim, czyli amerykańskiej odmiany socjalistów

[red.].

background image

Llewellyn H. Rockwell, Jr.

Llewellyn H. Rockwell, Jr.

6. Ustawy gwarantujące prawa obywatelskie

zwiększają zakres wolności

6. Prawa obywatelskie zwiększają zakres wolności

Ustawy dotyczące praw obywatelskich są wyrazem stosunkowo no-

wych tendencji politycznych. Uważa się je za niezbędne dla zapewnienia
praw Murzynom. W rzeczywistości należą do najbardziej drakońskich
form interwencji w wolny rynek. Atakują istotę własności prywatnej, któ-
rą jest zdolność sprawowania nad nią kontroli. Spowodowały ogranicze-
nie wolności ekonomicznej, obniżenie poziomu życia, zwiększenie napięć
społecznych i zwiększenie kłopotów tym, którym – w założeniu – miały
pomagać.

Ustawy gwarantujące prawa obywatelskie można z grubsza podzie-

lić na takie, które ingerują w wolnorynkowe umowy dotyczące zatrudnie-
nia i takie, które zaliczają prywatny biznes do sfery dobra publicznego.
Ustawy dotyczące zatrudnienia zabraniają dyskryminacji na gruncie zde-
finiowanym przez rząd (rasa, płeć, religia i kalectwo). Są one interwencją
w wolność umów czyli w legalne prawo używania prywatnej własności
w sposób, jaki właściciel uważa za słuszny.

W warunkach wymiany rynkowej dwie strony godzą się na umowę

obejmującą własność, którą posiadają, albo usługi świadczenia pracy, któ-
re mogą oferować i przyjąć. Obie strony spodziewają się z tej wymiany
zysku, bo w przeciwnym razie umowa nie zostałaby zawarta. Takie ryn-
kowe wymiany zapewniają różnorodnym zasobom takie zastosowania,
które są najwyżej oceniane przez ich właścicieli. Ustawy „praw obywatel-
skich” ograniczają zakres możliwych legalnych wymian, redukując tym
samym wartość użytkową pracy i własności.

Tego rodzaju ograniczenia nie tworzą żadnego społecznego zysku.

Jeśli ktoś na swojej liście preferencji najwyżej lokuje działanie, które usta-

background image

38

LLEWELLYN H. ROCKWELL, JR.

wa uważa za dyskryminujące, to nie może on uzyskać maksymalnej ko-
rzyści. Innymi słowy, ustawy „praw obywatelskich” wymuszają pewne re-
zultaty, pewne wymiany rynkowe własności, które nie miałyby miejsca
w systemie w pełni dobrowolnym.

W potocznej retoryce politycznej zwolennicy ustaw antydyskrymi-

nacyjnych twierdzą, iż gwarantują one prawa, ale same nie dyskryminują.
Na przykład Akt o Prawach Obywatelskich (Civil Rights Act) z 1964 roku
zabrania dyskryminacji wobec kogokolwiek na podstawie rasy i zapewnia,
że nie będzie żadnej „odwrotnej” dyskryminacji. Niemożliwym jest jed-
nak zabronienie pewnych rodzajów wymian bez konieczności zmuszania
do innych. Ograniczając zakres wyboru oraz wprowadzając restrykcje
wobec preferowanych możliwości zmusza się strony do rozwiązań i decy-
zji niechcianych. Stąd wszystkie ustawy dotyczące praw obywatelskich
z konieczności przesuwają szalę na korzyść jednej strony. Jeśli pracodaw-
ca musi wybierać pomiędzy białym i czarnym pracownikiem, każdy
z jego wyborów będzie w pewnym sensie „dyskryminujący” – dla jednej
ze stron, jednak kiedy narzucona jest tylko jedna możliwa decyzja, dwie
z trzech stron są pokrzywdzone. Jedynym instytucjonalnym rozwiąza-
niem, które zapewnia czyste warunki gry, jest takie, które zezwala każde-
mu na wolność umowy, co oznacza rezygnację z wymuszania przyjmowa-
nia do pracy, zwalniania czy też faworyzowania członków jakiejkolwiek
grupy.

Jeśli rasizm jest problemem, rynki konkurencyjne będą zmierzały

do zlikwidowania irracjonalnej dyskryminacji przy zatrudnianiu. Każda
osoba, jako wolny kontrahent, czując się pokrzywdzoną z powodu czyjejś
dyskryminacji, może zmienić pracę i zacząć pracować gdzie indziej. Nie-
zatrudnienie dobrego pracownika z powodu jego rasy nie stanowi spo-
łecznie istotnego problemu dla pracodawcy, bowiem czyniąc w ten spo-
sób po prostu płaci premię na rzecz dyskryminacji, której inny konkurent
nie musi płacić. Jeśli prawie wszyscy pracodawcy i firmy dyskryminują
w sposób irracjonalny, jeden pracodawca może przełamać kartel zatrud-
niając tych odrzuconych, choć bardziej produktywnych pracowników
i przez to uzyskać przewagę w konkurencji z innymi firmami.

Ustawy dotyczące praw obywatelskich mogą też w istocie powięk-

szać dyskryminację. Pracodawcy zmuszeni do zatrudniania czy też popie-
rania ludzi z lęku przed policją strzegącą praw obywatelskich będą przede

background image

6. PRAWA OBYWATELSKIE ZWIĘKSZAJĄ ZAKRES WOLNOŚCI

39

wszystkim unikali ich zatrudniania. Ci zaś, którzy zostaną zatrudnieni
z uwagi na te prawa, będą stanowili śmietankę populacji zatrudnionych,
przyczyniając się do spychania na margines mniej wykształconych i mniej
doświadczonych. Jednocześnie niesłuszną rzeczą jest sądzić, że wolny ry-
nek spowoduje „daltonizm rasowy”, jako że jakiś (może nawet wysoki)
stopień dyskryminacji rasowej i płciowej najprawdopodobniej będzie
utrzymywał się w każdym wolnym społeczeństwie. Mogą pojawiać się
spisane reguły dotyczące ubioru czy rodzaju muzyki, której wolno słu-
chać w biurach – czy też niepisane reguły co do tego, jak głośno ludzie
powinni mówić w urzędzie. Każdy pracodawca przecież wie, że im
mniejsza niezgodność co do gustów pośród pracowników, tym łatwiej
o zgodę co do reguł dotyczących dobra wspólnego. Koreański właściciel
sklepu spożywczego może chcieć zatrudniać tylko koreańskich pracowni-
ków, magazyn dla czarnych profesjonalistów tylko czarnych wydawców
i pisarzy, a niemiecka restauracja tylko niemieckich kucharzy i kelnerów.
Jakiś pracodawca może uważać, że amerykańscy Irakijczycy zostali po-
traktowani nieuczciwie i zechce ich popierać. Jakiś żeński klub zdrowia
może zechcieć przyjmować tylko kobiety, a bar dla mężczyzn tylko męż-
czyzn. Nie ma nic złego w tego rodzaju zachowaniach, chociaż ustawy
dotyczące praw obywatelskich usiłują je zlikwidować.

Oprócz pogwałcenia zasady wolnej umowy o pracę ustawy „praw

obywatelskich” gwarantują każdemu prawo „dostępu” do „miejsc pu-
blicznej użyteczności”, takich jak restauracje, kina i sklepy. W rzeczywi-
stości to, co ustawy „praw obywatelskich” nazywają publicznym, jest
w istocie prywatne. Przecież te restauracje i sklepy to firmy założone
przez prywatnych przedsiębiorców przy użyciu prywatnych pieniędzy.
Nie powinno się wymagać od właścicieli, by obsłużyli każdego, kto przy-
chodzi do ich firmy, tak samo jak nie wymaga się od nich, by zapraszali
każdego do swojego domu na kolację. Duża restauracja w centrum mia-
sta jest tak samo prywatna jak mały dom na wsi. Prawdziwa różnica po-
między tym, co prywatne, i tym, co publiczne, to różnica posiadania,
a nie funkcji czy położenia.

Redefiniując restauracje, teatry czy sklepy jako publiczne, ustawy

„praw obywatelskich” wkraczają w prywatną własność ich właścicieli.
Daleko im do ustanowienia sprawiedliwych zasad gry, ponieważ właści-
wie preferują niewłaścicieli wobec właścicieli. Kiedy wymusza się handel,
prawa jednej ze stron są pogwałcone. W warunkach „publicznego dostę-

background image

40

LLEWELLYN H. ROCKWELL, JR.

pu” to właściciel musi poddać się żądaniom intruza. Taka jest istota so-
cjalizmu, który zaprzecza prywatności własności. Kiedy zezwala się
mniejszościom, żeby siłą naruszały prywatną własność, zmienia się cały
charakter życia społecznego i ekonomicznego. Miast opierać się na wol-
nym wyborze i umowie, opiera się na roszczeniach i przemocy. Można
zatem sądzić, że ustawy dotyczące praw obywatelskich raczej wzmocniły
napięcie pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi, niż je rozłado-
wały.

Ustawy „praw obywatelskich” nie powiększyły zakresu wolności,

lecz dramatycznie go zredukowały. Konflikty wokół rasy, płci, religii oraz
kalectwa najlepiej pozostawić wolnemu rynkowi, który przyniesie natural-
ne rozwiązania.

Tłum. Jan Kłos

background image

Charles W. Baird

Charles W. Baird

7. Musimy trzymać się większości.

To jest demokracja

7. Musimy trzymać się większości

Powyższy frazes powtarzają politycy i urzędnicy, by uzasadniać

państwowy przymus we wszystkich sferach ludzkiego działania. Twierdzą
oni, że ktoś, kto występuje przeciwko posunięciom wspieranym przez
większość, musi być antydemokratyczny, a w związku z tym jest też wro-
giem wolności. Ale przecież wolność i demokracja to nie to samo. De-
mokracja jest formą ustrojową, w której rządzeni, w oparciu o głos więk-
szości, posiadają pewien wpływ na rząd. Wolność jest stanem, w którym
jednostki mogą działać według swoich własnych zainteresowań, będąc
wolnymi od ingerencji innych, włączając w to rząd – o ile nie przekroczą
podstawowych praw innych ludzi.

By ludzie byli wolni, władza – nawet władza demokratyczna – musi

być ograniczona. Większości bowiem mogą być tak samo tyranami jak
dyktatorzy. Już autorzy zbioru Federalist Papers

21

ostrzegali nas przed nie-

bezpieczeństwami „despotycznego majorytarianizmu”. Naczelnym moty-
wem działań delegatów na filadelfijską konwencję konstytucyjną w 1787

21

Federalist Papers – eseje, pisane przez Alexandra Hamiltona, Jamesa Madisona

i Johna Jaya, popierające ratyfikację Konstytucji USA przez poszczególne stany, publiko-

wane w The Independent Journal (New York) w latach 1787-1788. Początkowo ukazało się

ich 77, potem jeszcze 8 w innych czasopismach. Podpisywane najpierw A citizen of New

York, potem Publius, zawierały wykład filozofii politycznej przyświecającej twórcom Kon-

stytucji i państwowości USA. Zebrane razem, ukazywały się później wielokrotnie w for-

mie książkowej. Do tej pory autorstwo poszczególnych esejów nie jest jednoznacznie

przypisane poszczególnym autorom, chociaż komputerowe analizy stylu pozwoliły na do-

syć pewne atrybucje. Federalist Papers są powszechnie uważane za najwybitniejsze osiągnię-

cie amerykańskiej myśli politycznej [red.].

background image

42

CHARLES W. BAIRD

roku było powściągnięcie „demokratycznych ekscesów” poszczególnych
stanów w Artykułach Konfederacji

22

.

W warunkach nieograniczonej demokracji wszystko można poddać

głosowaniu. W ograniczonej demokracji prywatna sfera ludzkiego działa-
nia nie podlega głosowaniu. Tutaj indywidualny wybór, a nie głos więk-
szości stanowi o właściwej decyzji. Możemy to wyrazić słowami Sądu
Najwyższego USA:

23

Najważniejszym celem Karty Praw było wycofanie pewnych zagadnień z obszaru

zmiennych politycznych sporów, umieszczenie ich poza zasięgiem [głosującej] większości

[…] Niczyje fundamentalne prawa nie mogą być poddane głosowaniu; one od wyniku

głosowania nie zależą.

Łatwo pokazać, że istnieją pewne rzeczy, które nie powinny podle-

gać głosowaniu. Załóżmy na przykład, że większość obywateli w jakimś
kraju głosuje za konfiskatą majątku wszystkich czarnych obywateli i prze-
kazaniu go wszystkim białym obywatelom. Czy musimy popierać więk-
szość w tym wypadku? Jeśli odpowiesz „tak”, to na jakiej podstawie uza-
sadnisz podporządkowanie praw czarnych interesom białych? Jeżeli od-
powiesz „nie”, uznajesz przez to, że muszą istnieć pewne granice tego, co
wolno robić większości.

Załóżmy, że większość obywateli głosuje za konfiskatą 50 % do-

chodu wszystkich ludzi, których dochód roczny przekracza 150 000 dola-
rów i przekazaniu go ludziom, których dochód roczny jest mniejszy niż
25 000 dolarów. Czy mamy obstawać przy większości w tym przypadku?
Jeśli twoja odpowiedź brzmi „tak” oraz gdy twoja odpowiedź na pierw-
sze pytanie była „nie”, trzeba zapytać: na jakiej podstawie różnicujesz te
dwa przypadki? Czy dlatego, że pierwszy opierał się na kryterium raso-
wym, a drugi na zdolności do płacenia? Dlaczego miałoby to mieć zna-
czenie? Czy kradzież nie jest kradzieżą niezależnie od tego, kto jest ofia-
rą, a kto na tym zyskuje?

22

Artykuły Konfederacji – ustawa wydana przez Kongres Stanów Zjednoczonych

w roku 1777, ratyfikowana przez stany w roku 1781. Miała ona na celu powołanie do ży-

cia rządu narodowego w miejsce wcześniejszego, luźnego związku niezależnych stanów.

Artykuły Konfederacji normowały kompetencje rządu narodowego i Kongresu [red.].

23

West Virginia State Board of Education versus Barnette, 319 US #624 (1943).

background image

7. MUSIMY TRZYMAĆ SIĘ WIĘKSZOŚCI

43

Jeśli wyjdziemy od aksjomatu, że wszyscy ludzie posiadają równe

prawa i powinni być przez prawo jednakowo traktowani, to należy logicz-
nie wnioskować, że odbieranie niektórym, by inni mogli zyskać jest za-
wsze bezprawne. Dyskryminacja na podstawie dochodu nie jest wcale ła-
twiejsza do usprawiedliwienia niż dyskryminacja na podstawie rasy. Do-
browolne przekazania majątku lub pieniędzy są dozwolone, ale wymu-
szone – nie.

Określenia „demokracja ekonomiczna” często używa się do opisu

sytuacji, w której państwo demokratyczne zasadę decydowania przez wy-
bieralną większość rozszerza na sferę prywatnej produkcji i handlu. Na
przykład ustawa o zatrudnieniu (National Labor Relations Act) zmusza
wszystkich pracowników danej firmy do zaakceptowania tego, że są re-
prezentowani przez związek zawodowy wybrany przez większość tych
pracowników. Ta sama ustawa zmusza pracodawcę do uznania związku
jako wyłącznej strony w sporach z pracownikami. Kiedy związek uzysku-
je w głosowaniu prawo reprezentowania, zabrania się wówczas indywidu-
alnym pracownikom, nawet tym, którzy głosowali przeciwko temu związ-
kowi, reprezentowania czy też rozstrzygania sporów indywidualnie.
Związki usprawiedliwiają ten przywilej monopolu występowania w imie-
niu pracowników twierdząc, iż wszyscy pracownicy winni trzymać się
większości. Mówią wtedy: „to jest demokracja”.

Jednakże negocjowanie sprzedaży własnych usług pracy to sprawa

prywatna, a nie państwowa. Wynajęcie prawnika dokonuje się przez jed-
nostkowy wybór spośród tych prawników, którzy mają ochotę podjąć się
danej sprawy. Taka decyzja nie wymaga głosowania większości. Związek
jest organizacją, która specjalizuje się w reprezentowaniu pracowników
podczas sprzedaży ich usług pracy. Wynajęcie związku, by reprezentował
pracownika, jest logicznie rzecz biorąc tym samym, co wynajmowanie
prawnika, który by reprezentował Ciebie. Powinno to pozostać sprawą
twojego indywidualnego wolnego wyboru – spośród tych związków, któ-
re mają ochotę Ciebie reprezentować. Kongres wszelako zadeklarował,
że wybór związku musi być podobny wyborowi prezydenta, a nie wybo-
rowi prawnika. Twoja praca, głosi Kongres, należy do większości twoich
współpracowników.

Załóżmy że Kongres ogłosi, iż wybór współmałżonka, czy też wy-

bór kościoła, albo wybór przyjaciela musi dokonać się głosem większo-
ści. Jeśli bowiem mamy demokrację ekonomiczną, dlaczego nie demokra-

background image

44

CHARLES W. BAIRD

cję małżeńską, demokrację kościelną czy demokrację przyjacielską? Cóż
za różnica? Czy to tylko z powodu Karty Praw

24

? Pierwsza Poprawka

25

gwarantuje jednostce wolność religii, gwarantuje także indywidualną wol-
ność zrzeszania się. Wybór współmałżonka i przyjaciół podlega ochronie
właśnie tej wolności zrzeszania. Czy decyzja dotycząca reprezentacji
związkowej nie jest także sprawą wolności zrzeszania się?

Gdzie wytyczymy linię podziału pomiędzy sytuacjami, w których

decyzje są podporządkowane woli wybieralnej większości w sposób
prawnie uzasadniony, a sytuacjami, w których takiego uzasadnienia nie
ma? Autorzy Konstytucji Stanów Zjednoczonych próbowali wyznaczyć
taką linię, ale od tamtych czasów politycy i urzędnicy znaleźli wiele spo-
sobów jej przekraczania, zwłaszcza wtedy, kiedy chodzi o wolności eko-
nomiczne. Ustawa o zatrudnieniu, prawnie gwarantowane minimalne
płace, kontrola czynszów, ustawowy urlop rodzinny i ustawowe preferen-
cje rasowe podczas zatrudniania to tylko pięć z setek aktów Kongresu,
które tę linię przekroczyły.

W wolnym społeczeństwie władza państwa jest ograniczona przez

fundamentalne prawa jednostek, które istnieją niezależnie od państwa.
W wolnym społeczeństwie jedynym celem państwa jest wprowadzenie
i obrona tych fundamentalnych praw. Demokracja nie może rozszerzać
zakresu władzy państwa poza te jego jedynie uprawnione działania. Ist-
nieją tylko dwa uzasadnione zastosowania demokracji w wolnym społe-
czeństwie: najpierw wybór ludzi, którzy będą sprawować władzę pań-
stwową, a potem określenie konkretnych działań rządu w tym ograniczo-
nym zakresie – i nic więcej.

Tłum. Jan Kłos

24

Patrz przyp. 4 na str. 25.

25

Patrz przyp. 2 na str. 19.

background image

CZĘŚĆ II

CENTRALNE PLANOWANIE

I REGULACJE

background image
background image

Matthew B. Kibbe

Matthew B. Kibbe

8. Prawodawca wie najlepiej

8. Prawodawca wie najlepiej

Modnym stało się dziś przypisywanie wszelkich negatywnych stron

życia działaniu nieunormowanych procesów rynkowych. Opinia ta, pier-
wotnie sformułowana przez Karola Marksa, została spopularyzowana
w latach 60-tych przez keynesowskiego ekonomistę, laureata Nagrody
Nobla, Paula Samuelsona. Dziś znajduje ona odzwierciedlenie w koncep-
cji państwa opiekuńczego. Mówi się nam, że w kapitalizmie rynkowym
pomiędzy nieszczęsnymi konsumentami oraz bezlitosną pogonią za zy-
skiem producentów stoją jedynie pełni dobrej woli prawodawcy. Wszel-
kie problemy, od bezpieczeństwa i higieny pracy do korków na lotni-
skach, od rosnących kosztów służby zdrowia do ocieplania się klimatu
ziemskiego, mogą być rozwiązane dzięki temu, że urzędnicy państwowi
po prostu wiedzą wszystko najlepiej – lub przynajmniej w związku z tym,
że im, w odróżnieniu od biznesmenów goniących za zyskiem, na sercu
leży dobro publiczne.

Pogląd taki, głoszący, że prawodawcy federalni i urzędnicy pań-

stwowi chronią społeczeństwo przed rynkiem, na którym panują interesy
prywatne, ukazuje głęboką nieznajomość politycznego mechanizmu sto-
jącego u podstaw federalnego systemu stanowienia przepisów prawa.
Taka „orientacja na interes społeczny” opiera się na błędnym założeniu,
że urzędnicy państwowi posiadają zarówno niezbędną wiedzę, jak i odpo-
wiednią motywację potrzebną do podjęcia racjonalnych kroków w celu
zrestrukturyzowania rynków, zdominowanych przez prywatne interesy.
Niestety, stając u progu służby publicznej politycy i urzędnicy państwowi
nie porzucają, bo i porzucić nie mogą, swoich prywatnych interesów.
A nawet gdyby mogli się od nich uwolnić, to i tak nie posiadaliby uprzy-

background image

48

MATTHEW B. KIBBE

wilejowanego dostępu do nieograniczonej wiedzy tworzonej i koordyno-
wanej w wyniku działania procesów rynkowych.

Jak się zatem okazuje, zarówno politycy jak i urzędnicy państwowi

mogą coś zyskać tworząc nowe, skomplikowane systemy przepisów
prawnych regulujące funkcjonowanie prywatnej przedsiębiorczości. Nie-
którzy z nich są po prostu antyrynkowymi zagorzalcami. Większość jed-
nak podejmuje pewne działania reagując na naciski lub oczekując korzy-
ści wynikających z opowiedzenia się za określonymi interesami. Różnora-
kie, silne grupy nacisku przekonują przedstawicieli władz, by stosując
środki polityczne dokonały one redystrybucji majątku w społeczeństwie.
Rolników interesuje subsydiowanie produkcji oraz mechanizmy wspiera-
nia cen, przedstawiciele przemysłu motoryzacyjnego starają się uzyskać
wprowadzenie ceł na import samochodów z zagranicy, zaś związki zawo-
dowe zainteresowane są podwyższeniem płacy minimalnej oraz zakresu
gwarantowanych, dodatkowych świadczeń socjalnych.

Prawodawcy zapewniają sobie głosy dające ponowny wybór na

urząd skłaniając się ku takim właśnie szczególnym interesom konkret-
nych grup. Ponadto jednak odnoszą oni korzyść w postaci zwiększonej
kontroli nad rynkiem. Urzędnicy państwowi w nieunikniony sposób two-
rzą nowy popyt na swe własne umiejętności tworzenia przepisów praw-
nych kreując rozległą i złożoną sieć zasad, przez którą przebrnąć muszą
wszystkie działające na rynku firmy. Krótko mówiąc, politycy i urzędnicy
państwowi nie posiadają żadnej ekonomicznej motywacji do promowania
dobra społecznego kosztem swego własnego dobra.

Nawet jednak „dobrze chcącym” dyktatorom często nie udawało

się podnieść efektywności funkcjonowania rynku ze względu na to, co
pewien austriacki ekonomista określa jako „problem wiedzy”. Według
laureata Nagrody Nobla, Friedricha von Hayeka, interesu społecznego,
z punktu widzenia systemu regulacyjnego, dotyczy kluczowe twierdzenie
w związku z modelem organizacji ekonomicznej: „jeżeli posiadamy
wszelkie wymagane informacje, jeżeli rozpoczniemy od określonego sys-
temu preferencji i jeżeli wykorzystamy pełną wiedzę na temat dostępnych
środków, jedynym problemem, który pozostanie do rozwiązania będzie
problem logiczny”. Niestety, taka całościowa wiedza nigdy nie staje się
udziałem jednostki lub grupy. Każda jednostka, argumentuje dalej
Hayek, posiada specyficzną perspektywę oraz „wiedzę na temat konkret-

background image

8. PRAWODAWCA WIE NAJLEPIEJ

49

nych okoliczności czasu i miejsca”. Poprzez proces swobodnej wymiany
ceny rynkowe stają się dynamicznym systemem telekomunikacyjnym, wy-
rażając i porządkując „cząstki” wiedzy o rynku i gospodarce rozproszone
w społeczeństwie.

Takie właśnie zrozumienie procesów rynkowych stanowiło podsta-

wę krytyki koncepcji socjalizmu marksistowskiego podjętej w latach 20-
tych przez znamienitego ekonomistę austriackiego Ludwiga von Misesa.
Według Misesa, marksistowskie planowanie centralne jest niewykonalne
w praktyce ze względu na niemożność uzyskania przez planistów wyma-
ganych informacji: „nie ma takiego człowieka, który byłby w stanie objąć
niezliczone możliwości produkcyjne w sposób pozwalający na bezpo-
średnią i jasną ocenę ich wartości…”

26

.

Z tym problemem potrzebnej wiedzy, z którym borykali się urzęd-

nicy pretendujący do miana planistów w gospodarkach centralnych, zde-
rzają się także prawodawcy podejmujący ostentacyjne próby „dostro-
jenia” gospodarki. Chociaż w odróżnieniu od planistów gospodarki cen-
tralnie planowanej biurokraci kapitalizmu funkcjonują w systemie rynko-
wym, i tak mają oni do rozwiązania podobne zadania: przy jakiej cenie,
ilości lub jakości towarów czy usług problemy określonej branży podda-
wanej kontroli zostaną rozwiązane? A przecież bez informacji zwrotnej
w postaci sygnałów rynkowych „regulatorzy” nie mogą wiedzieć, które
z ich działań są skuteczne, a które nie.

Ingerencja państwa w rynek wywołuje, w sposób nieunikniony, nie-

zamierzone konsekwencje, które są zdecydowanie bardziej szkodliwe, niż
sam „problem”, który ingerencja ma, w założeniu, „załatwić”. Co więcej,
przyczyn większości niepowodzeń rynkowych można się doszukać
w błędach rządu. Przepisy prawne określające minimalne płace oraz na-
rzucone odgórnie świadczenia socjalne dla pracowników w sposób
sztuczny podwyższają koszty robocizny i wywołują bezrobocie wśród
biednych i niewykwalifikowanych członków społeczeństwa. Programy
opieki zdrowotnej takie jak Medicare czy Medicaid (i inne podobne) ograni-
czają konkurencję cenową i prowadzą do wzrostu kosztów opieki me-
dycznej i ubezpieczeń medycznych. Systemy ceł i dotowania wyrobów
wywołują obniżkę jakości towarów i usług i przenoszą wyższe koszty na
konsumenta, który je pokrywa płacąc wyższe ceny.

26

Zob. Ludwig von Mises Planowany chaos, Instytut Liberalno-Konserwatywny, Lu-

blin 1995 i 2005.

background image

50

MATTHEW B. KIBBE

I tak wracamy do postawionego na początku naszej dyskusji pro-

blemu motywacji. Jak zauważa Israel Kirzner, jedną z najczęściej wystę-
pujących konsekwencji funkcjonowania wszelkich programów ingerencji
państwa jest tworzenie niezamierzonych możliwości generowania zysku
w samym procesie regulacyjnym – możliwości, które dają o sobie znać
w „łapówkarstwie i korupcji prawodawców i urzędników państwowych”.
W miarę rozszerzania się ingerencji władz, w miejsce inwestowania dla
wytworzenia zysku ekonomicznego pojawia się zwiększona motywacja
do inwestowania w uzyskanie od państwa ochrony swych interesów
przed konkurencją. W powstającym wtedy błędnym kole interwencjoni-
zmu państwowego konsument nigdy nie jest chroniony, zaś korzyści z in-
terwencjonizmu wynikające zawsze przypadają państwu.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Melvin D. Barger

Melvin D. Barger

9. Potrzeba nam jedynie

właściwych ludzi w rządzie

9. Potrzeba właściwych ludzi w rządzie

Uświęconą praktyką stosowaną w Ameryce jest „wyrzucanie łobu-

zów” w momencie, kiedy z państwem dzieje się źle. Można powiedzieć,

że jest to jedynie polityczna wersja scenariusza, podobnie jak przy zwal-

nianiu trenera drużyny sportowej, kiedy zwalnia się go po serii porażek

jego zespołu lub kiedy wyrzuca się dyrektora generalnego nie najlepiej

prosperującej spółki.

Nikt nie powinien mieć wątpliwości co do tego, że funkcjonowanie

władz państwowych wymaga zatrudnienia zdolnych i doświadczonych lu-

dzi znających się na swej pracy. Wszyscy pewnie mieliśmy do czynienia

z nieprzyjemnymi sytuacjami spowodowanymi niekompetencją urzędni-

ków państwowych, których chętnie wymienilibyśmy na innych, ponieważ

w naszym mniemaniu nie nadają się do pracy na zajmowanym stanowi-

sku. Jednak kiedy zakres władzy państwowej rozrasta się poza słuszne

granice pojawia się problem, który niewiele ma wspólnego z kompeten-

cją i umiejętnościami urzędników i pracowników urzędów państwowych.

Złudna nadzieja, iż problem ten można rozwiązać po prostu zmieniając

obecną obsadę stanowisk, oddala od nas jedynie dzień, kiedy ludzie staną

wreszcie oko w oko z trudnym zagadnieniem: co państwo powinno,

a czego nie powinno robić.

W wyniku nieubłaganego rozrostu władzy państwowej pytanie to

stawiane jest na całym świecie, a rozwiązania proponowane w niektórych

przypadkach są naprawdę zaskakujące. Coraz częściej rozlegają się głosy

krytykujące funkcjonowanie instytucji państwowych oraz przepisów

prawnych. Daje się także zauważyć pośpieszna tendencja prywatyzowania

wielu zadań publicznych. Mimo że prywatyzacja ta podejmowana jest ze

background image

52

MELVIN D. BARGER

względów ekonomicznych – a nie po to, by przywrócić swobody obywa-

telskie – i tak są to obiecujące oznaki.

Najważniejszym powodem ograniczenia władzy państwa do jego

słusznej funkcji utrzymywania równowagi społecznej jest potrzeba za-

chowania i promowania swobód obywatelskich. Jeżeli władza podejmie

to zadanie, wtedy obywatele w pojedynkę lub grupami znajdą wspaniałe

sposoby rozwiązywania wielu problemów ludzkich, które państwo obie-

cuje rozwiązać, oraz zaspokajania potrzeb społecznych, które państwo

tylko przyrzeka zaspokoić. Jednak, jak wiemy, problemy i potrzeby ciągle

rosną, zaś kolos państwowy doprowadził do powstania takich zagrożeń

jak ogromne zadłużenie publiczne oraz konflikty grupowe zagrażające

nam wszystkim i będące, zdawać by się mogło, niemożliwymi do rozwią-

zania. Problemy społeczne narastają bez względu na to, kto stoi u steru

władzy. Nawet ci, którzy wydawali się posiadać niemal religijną wiarę

w uprawnienia państwa, zaczynają się rozczarowywać w miarę jak coraz

bardziej oczywiste staje się to, że mamy do czynienia z kolosem na glinia-

nych nogach.

Kolejnym problemem pojawiającym się przy nadmiernie rozbudo-

wanej władzy państwa jest to, że jego funkcjonowanie musi opierać się

na rozbudowanej administracji. Biurokracja może doprowadzić do szału

ludzi, którzy przyzwyczajeni są do szybkiej i sprawnej obsługi tam, gdzie

usługi są urynkowione. Kiedy stajemy oko w oko z denerwującymi nas

działaniami noszącymi znamiona biurokracji, zwykle obwiniamy za to

urzędników znajdujących się w danym momencie u władzy i domagamy

się ich dymisji.

Jednak jeżeli urzędnicy, których pragniemy usunąć nie są całkowicie

niekompetentni, wysiłki te są jedynie stratą czasu i energii. Jak wyjaśniał

wiele lat temu Ludwig von Mises, biurokracja nie jest ani dobra ani zła.

Zarządzanie biurokratyczne jest metodą użyteczną przy administrowaniu,

a jego efekt, choć nie ma wartości gotówkowej na rynku, przynosi społe-

czeństwu inne korzyści. Jest to sposób zarządzania trzymający się naka-

zowo szczegółowych zasad i przepisów określonych przez organ nad-

rzędny. „Zadaniem urzędnika-biurokraty jest wykonywanie zadań naka-

zanych mu w ramach tych przepisów” – pisał Mises. „Jego możliwość

działania zgodnie ze swymi najlepszymi przekonaniami jest przez te

przepisy poważnie ograniczana”. Dlatego istnienie biurokracji jest wska-

zane w przypadku funkcjonowania takich służb publicznych jak policja,

background image

9. POTRZEBA WŁAŚCIWYCH LUDZI W RZĄDZIE

53

wojsko oraz biura ewidencji. Ta sama biurokracja staje się jednak uciążli-

wa i wręcz zabójcza, kiedy zaczyna obejmować również działalność go-

spodarczą i inne twórcze działania społeczne. Jak przenikliwie zauważył

Mises, zło biurokracji nie leży w samej metodzie. „Tym, co wielu ludzi

obecnie postrzega jako zło, nie jest sama biurokracja – pisał – lecz roz-

szerzenie się sfery, w której biurokracja ma władzę

27

.

Mises kontrastuje następnie biurokratyczny system zarządzania

z zarządzaniem w biznesie lub zarządzaniem sprawowanym w jednost-

kach nastawionych na zysk, czyli zarządzaniem motywowanym zyskiem.

Menadżerowie powodowani potrzebą utrzymania rentowności prowa-

dzonych przez siebie operacji otrzymują szerokie uprawnienia przy mini-

malnej liczbie zasad i przepisów. Klienci na ogół szybko dają im znać,

czy firma oferuje właściwy asortyment usług i wyrobów i czy ceny tych

usług i wyrobów są atrakcyjne. Taki system zorientowany na zysk ma

oczywiście swych przeciwników, co wywołuje problemy i tarcia dotykają-

ce przedsiębiorców pragnących konkurować o prowadzenie działalności

w tej samej „branży”. Niektórzy z przeciwników obawiają się nowej kon-

kurencji, inni natomiast ubolewają nad sposobem wykorzystania zaso-

bów i środków przez przedsiębiorców. Zaś jednym z najlepszych sposo-

bów zatrucia życia biznesmenom jest narzucenie im częściowej lub cał-

kowitej regulacji i kontroli państwa, to znaczy zastąpienie zarządzania zo-

rientowanego na zysk – choćby w pewnym tylko stopniu – zarządzaniem

zbiurokratyzowanym.

Tak więc w dzisiejszym świecie spotykamy się z szerokimi upraw-

nieniami państwa oraz dodatkowymi przepisami i regulacjami prawnymi

wymuszającymi kontrolę nad prywatnym biznesem. Powoduje to narze-

kanie, że „system nie funkcjonuje właściwie”, ale nie ma nikogo, kto

mógłby go naprawić. W okresie przedwyborczym potoczyści mówcy

obiecują reformę systemu, by „znów ruszyć do przodu”. To jednak nie

następuje, zaś ogólne niezadowolenie rośnie, potęgując poczucie rozcza-

rowania. A przy tym nadal funkcjonuje uporczywa iluzja, iż „powierzenie

kierownictwa odpowiedniemu człowiekowi” pozwoli uzdrowić sytuację.

Jedną z typowych metod stosowanych przez władze w sytuacji, w której

warunki na jakimś obszarze ulegają pogorszeniu, jest powołanie „cara” –

człowieka posiadającego specjalne prerogatywy, który ma uzdrowić sytu-

ację ze sprawnością godną biznesmena. Poznaliśmy już takich „carów”

27

Ludwig von Mises Biurokracja, Instytut Liberalno-Konserwatywny, Lublin 1998

i 2005 [red.].

background image

54

MELVIN D. BARGER

nadzorujących funkcjonowanie i ceny w branży energetycznej, zaś kolej-

ny został ostatnio powołany w celu przeprowadzenia reformy służby

zdrowia. Bez względu jednak na to, jak dużym poparciem się cieszą, ca-

rowie ci szybko okazują się być nie bardziej skutecznymi, niż rosyjscy

władcy, od których nota bene wywodzi się ich nazwanie.

Inny przykład często spotykanego błędnego rozumowania, które

bywa szczególnie popularne w przypadku ekip rządzących o orientacji

„probiznesowej”, jest twierdzenie, że działalność instytucji państwowych

będzie skuteczniejsza, jeżeli do zarządzania nimi uda się pozyskać wy-

kwalifikowanych ludzi z kierowniczym doświadczeniem. Jak bystrze za-

uważył Mises, „były biznesmen, który staje na czele urzędu państwowego

nie jest już przecież biznesmenem, tylko urzędnikiem państwowym. Jego

celem nie może już być maksymalizacja zysku, a jedynie stosowanie się

do przepisów i zasad. Jako szef urzędu państwowego może on otrzymać

uprawnienia do zmiany niektórych zasad o mniejszym znaczeniu i decy-

dowania w sprawach związanych z wewnętrznym funkcjonowaniem kie-

rowanej przez siebie instytucji, jednak charakter działań biura określany

jest dalej przez przepisy i zasady, które znajdują się poza jego zasięgiem”.

Niektórzy ludzie świetnie sprawdzają się w takiej pracy i okazują się

być doskonałymi urzędnikami państwowymi. Są to właściwi ludzie do re-

alizowania funkcji władz ukierunkowanych na utrzymywanie równowagi

społecznej. Jeżeli jednak naszym celem ma być zachowanie i promowanie

swobód obywatelskich przy jednoczesnym uzyskaniu korzyści płynących

z gospodarki rynkowej, na próżno będziemy poszukiwać rozsądnych od-

powiedzi i rozwiązań u władz, bez względu na to, kto będzie stał na ich

czele.

Powoli uczymy się tej lekcji, choć koszty są znaczne. Powinniśmy

oczywiście nadal stosować uświęconą amerykańską praktykę „wyrzucania

łobuzów i niedołęgów” wtedy, kiedy wybieralni urzędnicy państwowi sła-

bo sobie radzą, jednak w dzisiejszym świecie okazać się może, że urzęd-

nicy, których krytykujemy mogą wcale nie być „niewłaściwymi ludźmi”,

a jedynie sumiennymi pracownikami próbującymi wykonywać pracę na

stanowiskach, które w ogóle nie powinny zostać utworzone.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Gary North

Gary North

10. Nikt przecież nie opowiada się za cenzurą,

ale czy nie jest coś nie tak

z kontrolą państwa nad gospodarką?

10. Kontrola państwa nad gospodarką

Wołanie o ogólnokrajowe planowanie gospodarcze jest w zasadzie

wołaniem o międzynarodowe planowanie gospodarcze. Jest to także wo-
łanie o międzynarodową cenzurę informacji, jak za chwilę się przeko-
namy.

Żyjemy w gospodarce światowej. Towary przekraczają granice,

a dzięki systemom komunikacji elektronicznej granice przekraczają także
usługi. Usługi te przybierają formę informacji. W miarę rozwoju gospo-
darki, jak sami tego doświadczyliśmy, coraz większa część zasobów
i środków przeznaczana jest na poszukiwanie i dystrybucję informacji.

Wołanie o ogólnokrajowe planowanie gospodarcze jest wołaniem

o kontrolę państwa nad przepływem informacji, czyli wołaniem o cenzu-
rę. Przymusowa cenzura za cel swój przyjmuje nie coś, co przez urzędni-
ków państwowych postrzegane jest jako z gruntu niemoralne, lecz coś,
co postrzegane jest przez nich jako w jakiś sposób szkodliwe z ekono-
micznego punktu widzenia; w szczególności celem takim stają się „szko-
dliwe informacje”. Jednak ci, którzy postulują potrzebę planowania eko-
nomicznego rzadko gotowi są przyznać publicznie, że w zasadzie nawo-
łują do wprowadzenia przymusowej cenzury sprawowanej przez władze
ogólnoświatowe.

Im niższa jest cena informacji, tym większe jest na nią zapotrzebo-

wanie. Otrzymujemy ją w „łatwych do przełknięcia” porcjach. Kupujący
potrzebują konkretnych informacji, a nie informacji w ogóle, a konkretna
informacja należy do oferty wolnego rynku. I tak wszystko sprowadza się
to do tego, że postulat państwowego planowania gospodarczego jest po-

background image

56

GARY NORTH

stulatem nałożenia politycznych ograniczeń na swobodny przepływ in-
formacji. Powołana zostaje agencja państwowa, która zajmuje się ograni-
czaniem prawa obywateli do podejmowania działań we własnym imieniu,
w oparciu – z ich punktu widzenia – o najpełniejsze informacje, na jakich
nabycie ich stać.

Wiedzy nie można kontrolować nie płacąc za to określonej ceny.

Im większe jest zapotrzebowanie na poszczególne informacje, tym więcej
kosztuje ograniczenie jej przepływu. Podobnie jak żongler, który w po-
wietrze wyrzucił zbyt wiele pomarańczy, tak i władze próbują ograniczać
przepływ informacji. Pomocnik żonglera ciągle dorzuca kolejne poma-
rańcze i w końcu cyrkowiec upuszcza na ziemię większość owoców. Tak
samo dzieje się z rządem.

Związek Sowiecki przekonał się o tym na własnej skórze w sierp-

niu 1991 roku. Przed kryzysem politycznym przyszło załamanie gospo-
darki. Kierownictwo państwa nie było już w stanie ukrywać bogactwa
Zachodu przed członkami partii komunistycznej, zaś przedsiębiorstwa
oraz konwencjonalne siły zbrojne nie mogły już dłużej wytrzymać kon-
kurencji z zachodnim poziomem efektywności. A wszystko to za sprawą
przepływu informacji. Kraj, w którym maszyny do pisania były przez
państwo wydzielane jedynie ludziom o odpowiedniej postawie światopo-
glądowej, nie był w stanie konkurować w świecie używającym powszech-
nie mikrokomputerów. Złożoność sytuacji przytłoczyła państwowych
planistów.

Nowoczesna gospodarka międzynarodowa jest wysoce złożona.

Każdy spośród kilku miliardów ludzi podejmuje dzień w dzień liczne de-
cyzje gospodarcze. Każda z nich sprowadza się do dylematu: „Kupić
albo nie kupić? Oto jest pytanie.” W jaki sposób państwowa agencja pla-
nistyczna miałaby przyjąć na siebie nawet mały ułamek tych dziesiątków
miliardów codziennych decyzji „w imieniu narodu”? W oparciu o jakie
kryteria moralne miałyby takie zastępcze, przymusowe decyzje być podej-
mowane?

Jedną z najważniejszych decyzji, jakie może podjąć człowiek jest

decyzja aby n i e k u p i ć. W jaki sposób zarząd ogólnokrajowej agencji
do spraw planowania miałby zadecydować za milion lub sto milionów lu-
dzi, że nie będą oni kupować konkretnych produktów? Nie mówimy tu

background image

10. KONTROLA PAŃSTWA NAD GOSPODARKĄ

57

o zakupie najnowocześniejszych broni nuklearnych. Mówimy o towarach
powszechnego użytku, narzędziach, a przede wszystkim o informacji.

Złożoność współczesnej gospodarki jest w rzeczywistości jednym

z najsilniejszych argumentów przeciwko planowaniu państwowemu.
Członkowie państwowej agencji planistycznej muszą reprezentować
wszystkich obywateli zamieszkujących dany obszar administracyjny. Im
większa ich liczba oraz im większe możliwości wyboru jednostki, tym
trudniejsze zadanie stoi przed planistami.

Ekonomiści mają problemy z precyzyjnym zdefiniowaniem kon-

cepcji wzrostu gospodarczego, jednak najbardziej użyteczną wydaje się
definicja następująca: „Wzrost liczby wyborów znajdujących się, z finan-
sowego punktu widzenia, w zasięgu większej grupy obywateli”. Wraz
z rozwojem gospodarki rośnie liczba dostępnych obywatelom możliwo-
ści wyboru. W miarę jak ludzie są coraz bogatsi – bogatsi w możliwości
wyboru – zadanie planowania gospodarczego staje się coraz bardziej zło-
żone, zbliżając się do nieskończonej złożoności.

W miarę jak społeczeństwo bogaci się, obywateli stać na zakup co-

raz większej ilości informacji. Obywatele chcą wiedzieć, jakie możliwości
wyboru są im dostępne, a jedynym sposobem, by się o tym przekonać,
jest uzyskanie precyzyjnych informacji. Reklama jest jednym ze źródeł ta-
kiej informacji, ale tylko jednym z wielu. Artykuły w czasopismach na te-
mat różnych produktów, testy przeprowadzane przez różne niezależne
organizacje konsumenckie oraz powszechna opinia krążąca na temat da-
nego wyrobu są także ważnymi źródłami informacji. Potencjalny nabyw-
ca podejmuje decyzje w kategoriach zarówno swych własnych pragnień,
jak również informacji, jakie może osiągnąć.

Czyż państwowa agencja planistyczna jest w stanie podejmować

właściwe i reprezentatywne decyzje w oparciu o najwłaściwsze informa-
cje oraz najwłaściwsze cele czy pragnienia wszystkich lub większości oby-
wateli na danym obszarze? Jak przedstawiciele takich agencji mieliby po-
znać myśli osób, które reprezentują? Według jakich kryteriów podejmo-
wana byłaby decyzja o odcięciu społeczeństwa lub przynajmniej pewnych
jego grup od określonych informacji?

Zwolennicy koncepcji planowania centralnego rzadko są skłonni

sprecyzować kryteria moralne, w oparciu o które agencje państwowe
miałyby reglamentować konkretne informacje. O kryteriach moralnych
nigdy się nie mówi w przepisach ustawowych, które miałyby stanowić

background image

58

GARY NORTH

podstawę prawną podjęcia takich działań. I w konsekwencji urzędnicy
państwowi pozostają bez wyraźnych kryteriów moralnych regulujących
prawo dostępu ogółu do informacji.

Obrońcy planowania państwowego mogliby tu zareagować: „Prze-

cież nie jesteśmy za wprowadzeniem mechanizmu kontroli myśli. Chodzi
nam jedynie o mechanizm pozwalający kontrolować sposób, w jaki oby-
watele wydają swe pieniądze.” A jednak ceny stanowią bardzo ważną in-
formację. System, w którym państwo stosuje mechanizmy kontrolowania
sposobu wydawania pieniędzy przez społeczeństwo, pociąga za sobą
kontrolę stylu życia obywateli. A taki mechanizm to nic innego, jak spo-
sób kontrolowania procesu rozprzestrzeniania się idei: kontrola myśli
osiągana za pomocą kontroli ich wykorzystania. Jednak osoba, która nig-
dy świadomie nie podpisałaby się pod kontrolą myśli sprawowaną przez
państwo, może entuzjastycznie popierać kontrolowanie przez władze
możliwości podejmowania przez obywateli działań zgodnych z ich indy-
widualnymi preferencjami i w oparciu o ich własne zasoby finansowe.

Im bardziej złożona jest gospodarka, tym silniejsze są rzeczowe ar-

gumenty na poparcie koncepcji wolnego rynku, tzn. niezależności plani-
stycznej aktywnych jednostek. Tylko swobodny przepływ informacji,
w tym także informacji na temat cen i środków finansowych, może sta-
nowić racjonalną podstawę procesów decyzyjnych.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Murray N. Rothbard

Murray N. Rothbard

11. Gospodarka nie podlegająca kontroli państwa

należy do ery zaprzęgu konnego

11. Gospodarka nie podlegająca kontroli państwa

Podstawowym błędem tego aż nazbyt często spotykanego frazesu

jest pomieszanie pojęć z zakresu technologii oraz innych aspektów życia
ludzkiego, takich jak moralność i zasady życia politycznego. Przez wieki
technologia czyniła wielkie postępy: od wynalezienia koła do zaprzęgu
konnego, kolei żelaznej i odrzutowca. Spoglądając wstecz na ten gwał-
towny i bezsporny postęp, łatwo jest uwierzyć błędnie, że wszelkie inne
dziedziny rozwoju społeczeństwa są w jakiś sposób związane i zdetermi-
nowane przez stan technologii w każdym z poszczególnych okresów hi-
storycznych. Każdy nowy wynalazek techniczny – może się nam wyda-
wać – pociąga za sobą jakąś zmianę w zakresie wszystkich innych warto-
ści i instytucji ludzkiego społeczeństwa. Konstytucja Stanów Zjednoczo-
nych została niewątpliwie opracowana w erze zaprzęgu konnego. Czyż
nie oznacza to, że wiek kolei żelaznej wymagał wprowadzenia do Kon-
stytucji pewnych radykalnych zmian i że wiek odrzutowców wymaga
jeszcze czegoś zgoła odmiennego? Patrząc wstecz na naszą historię za-
uważymy, że od roku 1776

28

nastąpił znaczny postęp techniczny oraz że

rola państwa w gospodarce oraz innych sferach życia społecznego także
uległa znacznemu rozszerzeniu. Rozpatrywane tu stwierdzenie zakłada
po prostu, że wzrost roli państwa musiał być powodowany postępem
technicznym.

Jeżeli zastanowimy się nad tytułowym stwierdzeniem, wypłyną jego

nieścisłości i błędy. Dlaczegóż to postęp technologiczny miałby wyma-
gać zmian w literze Konstytucji, w naszej moralności czy też systemie

28

Rok uchwalenia Deklaracji Niepodległości [red.].

background image

60

MURRAY N. ROTHBARD

wartości? A jakich to zmian w zakresie moralności lub polityki wymaga
od nas pojawienie się samolotu odrzutowego?

Nie ma żadnej konieczności weryfikowania naszego systemu mo-

ralnego lub filozofii politycznej wraz z pojawianiem się kolejnych no-
wych wynalazków w dziedzinie technologii. Podstawowe relacje pomię-
dzy ludźmi, potrzeba łączenia pracy ludzkiej z zasobami i środkami
w celu wytworzenia dóbr konsumpcyjnych, potrzeba prowadzenia życia
towarzyskiego, potrzeba posiadania własności prywatnej – aby wymienić
zaledwie kilka z nich – pozostają zawsze takie same, bez względu na roz-
patrywany okres historyczny. Nauka Jezusa sprawdzała się nie tylko
w erze wozu ciągniętego przez woły w Palestynie w I w. po Chrystusie,
zaś prawdy dziesięciu przykazań nie zdezaktualizowały się wraz z wynale-
zieniem dźwigu.

Następujący przez wieki postęp technologiczny nie oznacza umac-

niania się moralnych podstaw działań ludzkich; wprost przeciwnie, może
doprowadzić on do ich osłabienia. Nie potrzeba długich wieków, by lu-
dzie nauczyli się łupić i zabijać lub stosować przymus w stosunku do in-
nych członków tego samego społeczeństwa. Zawsze znajdą się osobnicy,
którzy działań takich się dopuszczą. Z technicznego punktu widzenia hi-
storia jest zapisem postępu, jednak z punktu widzenia moralności jest
ona zapisem odwiecznej walki pomiędzy moralnością i brakiem moralno-
ści, pomiędzy wolnością i przymusem, zaś szale zwycięstwa przechylają
się raz na jedną, raz na drugą stronę.

Żaden z wynalazków technicznych nie określa zasad moralnych,

prawda jest dokładnie odwrotna: aby nastąpił jakikolwiek postęp techno-
logiczny, ludziom niezbędna jest przynajmniej odrobina wolności by eks-
perymentować, by poszukiwać prawdy, by odkrywać i kreować nowe,
twórcze koncepcje charakterystyczne dla jednostki. A musimy pamiętać,
że każda nowa idea wywodzi się właśnie od jednostki. Wolność jest nie-
zbędna, by zapewnić postęp techniczny, brak wolności natomiast prowa-
dzi do upadku samej technologii i spycha społeczeństwo, jak w dawnych
wiekach, na pogranicze barbarzyństwa.

Zgrabne stwierdzenie, które tu rozważamy, jest próbą wskazania

związku pomiędzy wolnością i ograniczoną władzą państwa oraz erą za-
przęgu konnego i udowodnienia przez podstępną a rzekomą implikację,
że socjalizm i państwo dobrobytu są dostosowane do wymogów ery od-

background image

11. GOSPODARKA NIE PODLEGAJĄCA KONTROLI PAŃSTWA

61

rzutowców i komputerów. Jest jednak wprost przeciwnie: to socjalizm
i planowanie centralne są od wieków znane społeczeństwom ludzkim po-
cząwszy od okrutnego despotyzmu Orientu i starożytnych imperiów,
a na totalitarnych rządach państwa Inków skończywszy. Wolność i moral-
ność stopniowo zdobywały sobie pole przez wieki aż do momentu, kiedy
wreszcie potęgująca się wolność umożliwiła zaistnienie ogromnego po-
stępu technologicznego w okresie rewolucji przemysłowej przyczyniając
się do rozkwitu nowoczesnego kapitalizmu. Powrót, w naszym wieku, do
skupienia kontroli nad gospodarką w rękach państwa zagraża zepchnię-
ciem nas do stanu barbarzyństwa dawno minionej przeszłości.

Opowiadający się za skupieniem kontroli nad gospodarką w rękach

państwa nazywają się „postępowcami”, o libertarianach wyrażają się na-
tomiast jako o „reakcjonistach”. Etykietki te wynikają z frazesu, który tu
rozważamy. Początków „determinizmu technologicznego” jako argu-
mentu na poparcie konieczności skoncentrowania kontroli nad gospo-
darką w rękach państwa doszukiwać się należy u Karola Marksa, a jego
kontynuacji w pracach Thorsteina Veblena i jego licznych zwolenników –
prawdziwych reakcjonistów naszych czasów.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Lawrence W. Reed

Lawrence W. Reed

12. Uchwalcie ustawę

12. Uchwalcie ustawę

Nie jest tajemnicą, że prawnicy nie należą do najbardziej popular-

nych ludzi w społeczeństwie amerykańskim. Ankiety badające opinię pu-
bliczną pod względem szacunku dla różnych zawodów plasują prawni-
ków prawie zawsze na szarym końcu. Jest to sytuacja niepomyślna, rzuca-
jąca cień na wszystkich uprawiających ten zawód. W sferze prawa, po-
dobnie jak w każdej innej dziedzinie, istnieją zarówno ludzie godni sza-
cunku jak i łobuzy. Wybrane przypadki, niejednokrotnie oburzające, czę-
sto przyciągają uwagę mediów, ale nie znam żadnych badań czy kompe-
tentnych stwierdzeń, z których by wynikało, że łobuzy te stanowią wśród
prawników więcej niż nieznaczną mniejszość. Większość osób zajmują-
cych się zawodowo prawem to porządni obywatele, obwiniani niekiedy za
złe ustawy, które przecież powstają w wyniku pracy Kongresu. Niemniej
jednak oczywisty nadmiar prawników to coś istotnie przerażającego, źle
świadczącego o drodze, jaką obrało nasze społeczeństwo. Jeśli pominie-
my ten fakt albo uczynimy z prawników kozły ofiarne, to tylko powięk-
szymy nasze problemy.

Dane opublikowane przez Departament Edukacji Stanów Zjedno-

czonych (United States Department of Education) wskazują, iż z 74 000 dy-
plomów przyznanych w jednym roku w połowie dekady 1980-90 dyplo-
my prawnicze stanowiły największy odsetek – aż 48 %! Profesor Ralph
Slovenko ze Szkoły Prawniczej Uniwersytetu Stanowego Michigan
w Wayne wykazał w Detroit News, iż liczba prawników w Stanach Zjedno-
czonych zwiększyła się w latach 1970 i 1980 ponad dwukrotnie. Twierdzi
on, że w Stanach Zjednoczonych mieszka ponad 90 % wszystkich praw-
ników żyjących na świecie; liczba prawników per capita w Ameryce prze-
kracza pięciokrotnie liczbę prawników w Europie Zachodniej i jest 36

background image

12. UCHWALCIE USTAWĘ

63

razy większa niż w Japonii. Slovenko przytacza słowa Warrena Burgera,
byłego Sędziego Sądu Najwyższego, który powiedział: Stany Zjednoczo-
ne „posiadają największą fabrykę prawa, jaką kiedykolwiek widział
świat”.

Ów zdumiewający fakt stanowi jedną z przyczyn opóźnienia pro-

dukcji amerykańskiej w stosunku do japońskiej w ostatnich latach. Otóż
podczas gdy Japonia kształci 50 inżynierów na jednego w Stanach, Stany
Zjednoczone kształcą 100 prawników na każdego prawnika w Japonii.
Wyjątkowa eksplozja spraw sądowych w Stanach Zjednoczonych, jak
twierdzi Slovenko, „objęła mroźnym podmuchem tak różne dziedziny,
jak – przykładowo – medycyna, informatyka i przetwarzanie żywności”.
Jest pewnym, że społeczeństwo, które poświęca mniej wysiłku i środków
na produkcję niż na procesowanie się, jest skazane na odgrywanie
w światowej gospodarce roli drugorzędnej.

Ostatecznie istnieje tylko jedno rozumne rozwiązanie: zaprzestanie

uchwalania tak wielu ustaw. Więcej ustaw oznacza więcej prawników, to
przecież banalnie proste – a mimo to nowe ustawy od lat powstają w nie-
samowitym tempie.

Żyjemy w epoce, w której cześć dla rządu stanowi nieoficjalną reli-

gię państwową. Zarówno Kongres jak i państwowe ustawodawstwo od-
mierzają każdego roku swoje sukcesy liczbą uchwalanych przez siebie
ustaw. Naszych posłów nazywa się często „uchwalającymi ustawy”, nigdy
zaś „znoszącymi ustawy”. Większość Amerykanów, nawet łącznie z tymi,
którzy narzekają na rząd, skwapliwie zabiega o to, by państwo zajęło się
ich problemami, wykształceniem ich dzieci, ich emeryturą – resztę może-
cie sobie sami dopowiedzieć. Zwrot „uchwalcie ustawę” staje się tak
samo częścią „amerykanizmu”, jak mamusia uosabiająca zacisze rodzin-
nego domu i szarlotka w niedzielę.

Amerykanie muszą sobie zdać sprawę, że nie mogą mieć dwóch

rzeczy na raz. Nie można żądać większego na nasze życie wpływu pań-
stwa i jednocześnie zmniejszenia liczby prawników i spraw sądowych.
Jest faktem, że im bardziej rozszerza się zakres władzy państwowej oraz
im więcej ustaw ta władza uchwala, tym bardziej musi rozrastać się profe-
sja prawnicza. Bo czyż może być inaczej?

Tłum. Jan Kłos

background image

W. C. Mullendore

W. C. Mullendore

13. Potrzebna jest ustawa!

13. Potrzebna jest ustawa!

Rozszerzanie się władzy państwa dokonuje się zwykle w następują-

cy sposób. Konkretna sytuacja wywołuje współczucie lub dezaprobatę
jednego lub większej grupy prawych obywateli; ci z kolei zwracają na nią
uwagę jednego lub większej grupy prawych parlamentarzystów; cała
sprawa wywiera takie wrażenie na obywatelach i parlamentarzystach po-
siadających jak najlepsze zamiary, że pochopnie wyciągają oni wniosek:
„Potrzebna jest ustawa”.

Rzadko się zdarza, by jakaś konkretna sytuacja lub problem doty-

czyła każdego spośród 256 milionów obywateli amerykańskich. Jednak
ustawa, która dany problem rozwiązuje, w równym stopniu obowiązuje
wszystkich. Efekty wynikające z tego faktu nie zawsze idą w parze z pier-
wotnymi intencjami autorów lub wnioskodawców tej czy innej konkret-
nej ustawy.

Każda nowa ustawa, w rękach urzędników państwowych i osób do-

konujących jej interpretacji, zwiększając władzę państwa staje się zapro-
szeniem do ekspansji tego państwa. Zaraz po uchwaleniu ustawy powsta-
je pytanie, do jakich konkretnych sytuacji jej przepisy się odnoszą, a jakie
są z jej zastosowania wyłączone. Jedne z rozważanych przypadków mogą
przypominać pierwotną sytuację, która doprowadziła do powstania usta-
wy, inne natomiast mogą być od niej zgoła odmienne. A decyzje trzeba
przecież podjąć. Kierownik biura lub, co bardziej prawdopodobne,
urzędnik lub radca prawny zwykle podejmują decyzje pozytywne włącza-
jąc w zakres zastosowania ustawy kolejne przypadki. Jest to zrozumiałe,
ponieważ są oni „pracowitymi urzędnikami państwowymi oraz patriota-
mi przestrzegającymi przepisów prawa i porządku publicznego”, a także
ponieważ podjęcie takiej decyzji pozwala zwiększyć zakres działań ich

background image

13. POTRZEBNA JEST USTAWA!

65

biura, wydziału lub departamentu. Jest to politycznie akceptowalny spo-
sób „kroczenia do przodu”. Szeroka interpretacja przepisów prowadząca
do rozszerzania się władzy państwa oznacza zwiększony zakres zadań
i nowe miejsca pracy dla urzędników administracji państwowej, kosztem
wolności i dochodu zapomnianych podatników.

Jeżeli ustawa należy do tych uregulowań prawnych, które przyznają

określonym obywatelom przywilej otrzymania jakichś świadczeń, obywa-
tele ci chętnie wspierają urzędników i pomagają w rozszerzaniu ich za-
kresu pracy i przysługujących kompetencji. Natomiast umysły i wyobraź-
nia wielu setek tysięcy innych obywateli zostaje pobudzona do znalezie-
nia sposobu zakwalifikowania się do grupy tych, którym przysługuje
dane świadczenie, a następnie zwiększenia poziomu przysługującego
świadczenia. I tak siła wynikająca z twórczej wyobraźni milionów obywa-
teli zlewa się z siłą wywodzącą się z naturalnego pragnienia urzędników
państwowych do zwiększenia zakresu swych uprawnień. W konsekwencji
wszyscy łączą się w wysiłkach ukierunkowanych na poszerzenie zakresu
zastosowania ustawy, ponieważ każdy widzi w tym dla siebie jakąś ko-
rzyść. A ta właśnie perspektywa, uzyskania korzyści, jest największą i naj-
bardziej ekspansywną siłą pod słońcem. To właśnie ta siła ujarzmiła
przyrodę i stworzyła największe i najpotężniejsze państwo przemysłowe
w dziejach ludzkości. Jeżeli jednak naturalne pragnienie uzyskania korzy-
ści zostanie poprzez przepisy prawa skierowane w złym kierunku, może
w efekcie doprowadzić – i doprowadzi – do stworzenia największej i naj-
bardziej skoncentrowanej władzy państwowej, jaką kiedykolwiek wy-
kształcił człowiek. W rzeczywistości to się już właśnie stało – i w naszym
kraju, i za granicą.

Największy przepływ twórczej energii ludzkiej i najściślejsza do-

browolna współpraca pomiędzy wolnymi jednostkami może nastąpić je-
dynie wtedy, kiedy władza państwa jest ograniczona do ochrony praw
przysługujących wolnym i odpowiedzialnym jednostkom ludzkim. Oby-
watele każdego kraju mogą na tyle osiągnąć wzrost i zrównoważony roz-
wój, na ile ta podstawowa zasada życia w wolnym społeczeństwie jest
w nim przestrzegana. Większość naszych „reformatorskich” ustaw kłóci
się z tą podstawową zasadą, ponieważ w praktyce karzą one wytwórców,
a nagradzają „wolnych jeźdźców”, którzy konsumują więcej niż produku-
ją. Przepływ twórczej energii ludzkiej jest przy tym coraz bardziej ograni-
czany w miarę jak „liberalne” ustawy i przepisy sankcjonują coraz to

background image

66

W. C. MULLENDORE

większe niezasłużone odpisy ze strumienia towarów i usług świadczo-
nych przez producentów.

Obywatele Ameryki wpadli w pułapkę błędnego koła. Urzędnikom

państwowym potrzebne są coraz większe środki z podatków na rozsze-
rzanie swych działań w ramach nowych ustaw, które mają na celu „wspie-
ranie obywateli”. Zwiększone podatki sprawiają, że obywatele coraz bar-
dziej starają się znaleźć w grupie tych, którym przysługują świadczenia,
traktując to jako sposób odzyskania części pieniędzy, które uzyskano od
nich na finansowanie poprzednich ustaw. Dlatego w efekcie te dodatko-
we problemy zapoczątkowane i zintensyfikowane przez każdą nową usta-
wę prawie zawsze są większe niż problem, którego rozwiązaniu miała
pierwotnie służyć nowa legislacja. Proces takiej intensyfikacji teoretycznie
mógłby przebiegać aż do momentu, kiedy podatnicy straciliby możliwość
ponoszenia nakładanych na nich ciężarów podatkowych, a państwo prze-
jęłoby całkowitą kontrolę. Historia zna kilka takich przypadków.

Jedynym sposobem uniknięcia takiego efektu końcowego jest od-

rzucenie propozycji ustaw, które proces taki rozpoczynają, lub – jeżeli
ustawy takie już istnieją – uchylenie ich. Musimy pamiętać, że podstawo-
wym narzędziem państwa jest przymus i że nasi urzędnicy państwowi nie
są bardziej moralni, wszechmocni ani wszechwiedzący niż my sami. Kie-
dy zrozumiemy podstawowe zasady, których powinno się przestrzegać by
chronić wolność jednostki przed zakusami państwa, może z większym
zastanowieniem będziemy przekazywać nasze osobiste problemy i odpo-
wiedzialność za nie rządowym agendom przymusu – pamiętając o ich
niezaspokojonym apetycie władzy. Godzina już późna, a przed nami jesz-
cze dużo nauki.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Tibor R. Machan

Tibor R. Machan

14. Żeby rozwiązać problem,

potrzebujemy rządowej regulacji

29

14. Potrzebujemy rządowej regulacji

Jak szeroki zasięg ma ten frazes można zorientować się z faktu, że

prawie każdy prezenter dziennika telewizyjnego przyjmuje go jako rzecz
oczywistą. Niedawno dowiedzieliśmy się z Wiadomości Wieczornych
NBC (National Broadcasting Corporation) o problemach z prywatnymi służ-
bami ochrony w pewnych rejonach kraju. Jak można było przewidzieć,
oburzony dziennikarz podsumował: państwo nie kontroluje tego obszaru
aktywności, jest więc najprawdopodobniej odpowiedzialne za powstałe
kłopoty. Tak jak gdyby nikt nigdy nie zatruł się mięsem pomimo dobrze
wypracowanych regulacji przemysłu mięsnego, jak gdyby nigdy przez
ostatnie kilka dziesięcioleci żaden samolot nie runął na ziemię pomimo
istnienia i działania Federalnego Zarządu Lotnictwa (Federal Aviation Ad-
ministration
) – jak gdyby urzędnicy państwowi w jakimś sensie byli kimś
więcej, niż my wszyscy. I wszyscy tacy dziennikarze informują nas o ko-
lejnych aferach, w których biorą udział politycy, biurokraci, sędziowie
i policja – nie widząc żadnego powiązania między swoją ślepą wiarą
w państwo a rzeczywistymi faktami, za których relacjonowanie biorą
swoje wynagrodzenie.

29

Rządowa regulacja oznacza akt prawny wydawany w Stanach Zjednoczonych

przez władze wykonawcze, rzadziej ustawodawcze, wprowadzający normy i przepisy

w bardzo konkretnych sprawach życia społecznego, ogólniej zaś wszelką normującą inge-

rencję władzy państwowej w takie obszary ludzkiego działania, w jakich ta ingerencja nie

jest niezbędna w świetle wyższych aktów prawnych, zwłaszcza Konstytucji. Stosunek do

rządowych regulacji pozwala, między innymi, różnicować między demokratami a republi-

kanami — pierwsi są zwolennikami regulacji, drudzy są na ogół ich przeciwnikami i stara-

ją się je ograniczać, a kiedy są u władzy — znosić. Patrz także przyp. 1 na str. 17 [red.].

background image

68

TIBOR R. MACHAN

Istnieją cztery istotne argumenty na rzecz państwowej regulacji: ar-

gument z „utworzenia przez państwo” (creature of the state) wysuwany
przez Ralpha Nadera i jego zwolenników; argument dotyczący dwóch ro-
dzajów załamania się rynku (market failure) podniesiony przez m.in. Johna
Stuarta Milla i Johna Kennetha Galbraitha; argument głoszący istnienie
pozytywnych praw (positive rights) do zaopatrzenia w żywność wysuwany
przez takich filozofów polityki jak Alan Gewirth i John Rawls; oraz argu-
ment dotyczący „nieskuteczności sądowej” (judicial inefficiency) wysuwany
przez laureata Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Kennetha J. Arro-
wa. Przyjrzyjmy się pokrótce tym argumentom i zobaczmy, dlaczego nie
dowodzą one konieczności państwowej kontroli pomimo tego, że część
autorytetów jest przekonana o jej absolutnej niezbędności.

Argument z „utworzenia przez państwo” stosuje się do prawie

wszystkich firm prywatnych, jako że większość z nich to spółki akcyjne.
Argument ten głosi, iż przedsiębiorstwa akcjonariuszy to produkt same-
go państwa, wprowadzony w swoim czasie aktami prawnymi brytyjskiego
państwa kupieckiego w celu pomnożenia bogactwa tego kraju. A kolejne
rządy naszego państwa nadal zakładają korporacje. Skoro zatem rząd je
utworzył, to ma prawo i w istocie powinien je kontrolować, by dostoso-
wać do potrzeb publicznych. Rzecz jasna z moralnego punktu widzenia,
jeżeli ktoś coś utworzył, jest za to odpowiedzialny i może uczynić z tym
to, co mieści się w granicach rozsądku i odpowiedzialności. Zatem rząd
powinien „regulować” spółki dla różnorakich dobrych celów, jakie za-
mierza popierać: dla bezpieczeństwa, dla realizacji równości społecznej,
dla czystości środowiska – zwłaszcza teraz, kiedy już cel stworzenia bo-
gatego państwa został w dużej mierze osiągnięty.

Argument z „utworzenia przez państwo” upada jednakże dlatego,

że prosty fakt historyczny nie ustanawia jednocześnie moralnego rosz-
czenia. Państwa zakładały kościoły i wydawnictwa, jednak niewielu
w krajach Zachodu broniło zwierzchności państwowej w kościołach
i wydawnictwach zdając sobie sprawę przede wszystkim z tego, że pań-
stwo w ogóle nie powinno takiej zwierzchności sprawować. Kiedy pań-
stwo sprawowało władzę nad wszystkim, widziano w nim inicjatora pra-
wie wszystkiego, co jest ważne w społeczeństwie. Kiedy jednak zoriento-
wano się, że władza państwowa po prostu oznacza władzę jednych ludzi
nad życiem innych, jako byty suwerenne zaczęto postrzegać osoby. Od

background image

14. POTRZEBUJEMY RZĄDOWEJ REGULACJI

69

tej chwili państwo spadło, na mocy prawa moralnego, jedynie do roli po-
średnika wynajętego przez jednostki do działania, na ich rzecz, w pew-
nym ograniczonym zakresie.

Skoro jednostki są suwerenne, nic nie może usprawiedliwić kiero-

wania ich życiem: ani w handlu ani w religii, ani w literaturze ani w spo-
rcie. Zapobiegając naruszeniom praw swojej suwerennej osoby, jednostki
wykonują jednocześnie swoje własne prawo do wolności pozwalającej im
żyć według swojego własnego wyboru. Nie znaczy to, że ich działanie
będzie zawsze mądre czy dobre, niemniej musi ono pozostać ich wła-
snym działaniem. Natomiast zwolennicy kontroli państwowej chcą po
prostu cofnąć nas w epokę feudalizmu, w której państwo traktowano
jako byt nadrzędny, a jego obywateli jako poddanych. Różnica polega tyl-
ko na tym, że obecnie wielu pragnie stosować ten feudalizm selektywnie,
głównie w stosunku do tych, którzy zajmują się handlem. Jest to wszela-
ko podejście arbitralne i nieuzasadnione, sprowadzające się do szerzenia
niesprawiedliwego i nieuczciwego postępowania. Jeśli religia i prasa są
wolne, to i inne obszary ludzkiego życia powinny być takie – bo takim
postępowaniem, jak obecne, naruszamy reguły prawa, stosując kontrolę
państwową w sferze biznesu i jednocześnie respektując prawa innych, np.
księży, powieściopisarzy i poetów, którzy mogą działać od tej kontroli
wolni.

Ci, którzy popierają teorię „załamania rynku” dowodzą, że chociaż

wolny rynek to cudowny dostarczyciel dóbr i usług, niepotrzebnie zmala-
łaby efektywność pewnych usług publicznych, takich jak dostawa wody
czy elektryczności – gdyby nimi rządził właśnie rynek. Podwojenie ilości
wody czy linii elektrycznych na przykład spowodowałoby nieefektywne
używanie środków, tak że w takich przypadkach wolny rynek powinien
być ograniczony, firmy winny być przekształcone czy też przejęte przez
państwo, zaś przemysł powinien zostać podporządkowany biurokratycz-
nej kontroli, zamiast podlegać sile rynku. I rzeczywiście na całym świecie
pogląd ten doprowadził do zniesienia wolnych rynków w pewnych gałę-
ziach przemysłu i wprowadzenia szerokiego zakresu kontroli rządowej
dotyczącej cen, płac i stosunków pracy.

Inni poszli w teorii załamania rynku jeszcze dalej, twierdząc, iż rząd

winien zaradzić niechęci czy też niezdolności rynków do dostarczania
pewnych wartości. Dobrym przykładem są tu biblioteki publiczne; rynek
po prostu nie dostarczy nam tego, co uważamy za cenne, a mianowicie

background image

70

TIBOR R. MACHAN

możliwości czytania, a zatem rząd musi tę działalność przejąć. Ten sam
podstawowy argument jest jednak używany do usprawiedliwiania regula-
cji dotyczących miejsc pracy pod kątem bezpieczeństwa i higieny pracy.
Program Aktywnego Zatrudniania

30

(Affirmative Action), wyznaczanie po-

ziomu minimalnego wynagrodzenia, rzetelne praktyki handlowe i tym
podobne sprawy mają być wartościami, których rynek nie potrafi wytwo-
rzyć, zatem państwo musi je narzucić. Cała kontrola państwowa polega
zatem na takich prawnych działaniach władz, by uzupełnić to, co rynek
powinien dostarczyć, ale nie potrafi. U podstaw powyższego rozumowa-
nia leży utylitaryzm, który głosi, że naczelnym zobowiązaniem państwa
jest zapewnienie największego szczęścia dla największej liczby ludzi –
a kiedy rynek nie potrafi tego spowodować, musi wkroczyć rząd ze swoją
polityką regulacyjną i dopomóc.

Żaden wywód o potrzebie regulacji wprowadzanej przez władze,

oparty na nieskuteczności rynku, nie jest zadowalający. Twierdzenie, że
jeśli coś się w systemie wolnorynkowym nie powiedzie, to powinno to
zostać uregulowane odgórnie, jest objawem arogancji wspartej pewnego
rodzaju prymitywnym utylitaryzmem, ignorującym prawa jednostek.
Przede wszystkim, cóż szkodzi taka odrobina nieskuteczności? Czy elimi-
nowanie jej jest tak istotne, żeby poświęcać wolność człowieka? A przy
tym pomija się fakt, że państwowe regulacje prawne też wprowadzają
swój własny zbiór niepowodzeń: trzeba przecież porównać niepowodze-
nia rynku z niepowodzeniami, jakie towarzyszą regulacjom rządowym.
Jest też wiele argumentów za tym, by twierdzić, jak to czynili teoretycy
publicznego wyboru

31

, że kto rozumie naturę biurokracji, wie, iż dużo

więcej szkody dla społeczeństwa powoduje wtrącanie się rządu, niż drob-
ne na ogół nieskuteczności rynku. Na przykład kiedy jakaś gałąź przemy-
słu zostaje w wyniku regulacji postawiona ponad mechanizmami oddzia-
ływań wolnorynkowych, znika konkurencja. W przypadku przestoju
w pracy czy strajków cała gałąź przemysłu może przestać funkcjonować,

30

Affirmative Action, Akcja Afirmatywna – pojęcie, które pojawiło się po raz pierw-

szy za administracji J. F. Kennedy'ego, oznaczające zbiór luźno powiązanych regulacji

prawnych, sprowadzających się głównie do narzucania pracodawcom preferencji podczas

zatrudniania pracowników, wobec kobiet, mniejszości rasowych i innych – z przesunię-

ciem na dalszy plan kwalifikacji i przydatności pracobiorcy i ograniczeniem prawa do wol-

nego wyboru pracownika przez pracodawcę [red.].

31

Public Choice Theory [red.].

background image

14. POTRZEBUJEMY RZĄDOWEJ REGULACJI

71

a jedynym lekarstwem staje się wprowadzenie ustawowych ograniczeń
wolnego ruchu pracowników. Jest to doprawdy straszna cena, jaką płaci
się w celu osiągnięcia skuteczności – i w dodatku dużo bardziej nieefek-
tywna, niż dublowanie w jakichś sprawach materiałów i środków, zdarza-
jące się (od czasu do czasu) w wyniku działania mechanizmów wolnoryn-
kowych.

Jeśli natomiast chodzi o wartości, które rynek nie zawsze zapewnia,

trudno zakładać, że państwo dostarczy je we właściwych proporcjach,
zgodnie ze zdrowymi priorytetami, skutecznie, bez nadmiernych kosztów
obciążających inne obszary społecznego porządku. Biblioteki już są bar-
dzo mało wykorzystywane, z wyjątkiem niewielkiej grupy ludzi, którym
prawdopodobnie można dużo lepiej pomóc i bez bibliotek

32

. Reakcje

władz wobec oczekiwań politycznych elektoratu, wyrażanych przy
urnach wyborczych, są – kiedy dochodzi do ich realizacji – bardzo ryzy-
kowne, bowiem oczekiwania te są wyrażane bez brania pod uwagę re-
aliów typu możliwości budżetowych.

Ponadto utworzenie wspólnego zasobu środków „dla wszystkich”

przyczynia się do powstania sytuacji typu „tragedii wspólnoty

33

, kiedy

ludzie bezmyślnie nadużywają tych wspólnych środków i, w przypadku
nadmiernej eksploatacji budżetu państwa, powodują powstanie ogrom-
nych długów i deficytu. Długi i deficyt pociągają za sobą z kolei swoje
własne wielkie koszta, dla których wskazanie winowajcy nie jest już moż-
liwe. I to stanowi część owej tragedii. Wszyscy przecież pragniemy reali-
zować własne cele. Kiedy wydaje się, że możemy to robić bez sięgania do

32

Biblioteki publiczne, w swoim czasie odgrywające w Stanach Zjednoczonych

ogromną rolę, rzeczywiście w ostatnich latach traciły gwałtownie na znaczeniu, jednak

uległo to zahamowaniu z chwilą wprowadzenia komputeryzacji. Obecnie ma miejsce

stopniowy renesans wszelkiego rodzaju bibliotek – publicznych i naukowych – ograni-

czony jedynie szybkością wprowadzania bardzo kosztownej komputeryzacji i zmian przy-

stosowawczych czytelników, którzy muszą nauczyć się nowych zasad docierania do infor-

macji i korzystania z niej [red.].

33

Tragedy of the commons – metafora wprowadzona przez amerykańskiego filozofa,

Garreta Hardina. W Anglii commons oznaczało ziemię należącą do gminy (common area),

czyli wspólny obszar, na którym mogło się paść bydło i owce. Jeśli obszar ten był nad-

miernie eksploatowany, niszczał bezpowrotnie. Uogólniając, jeśli to co wspólne przedsta-

wia sobą atrakcyjną wartość, wzrasta liczba chętnych do korzystania zeń i pojawia się nie-

bezpieczeństwo nadmiernego zużycia środków. Garret Hardin dowodzi, że podobnie

dzieje się w przypadku całej naszej planety: wszędzie tam, gdzie wspólne zasoby są atrak-

cyjne, ludzie eksploatują je nadmiernie, prowadząc nierozważnie do ich zużycia i znisz-

czenia – stąd tragedia wspólnoty, tragedia dla wszystkich [przyp. tłum.].

background image

72

TIBOR R. MACHAN

własnych środków, kosztem wspólnego zasobu, będziemy to czynili tym
chętniej, korzystając z szansy otrzymania czegoś za darmo (zwłaszcza je-
śli mówi nam się, że na tym polega dobre kierowanie społeczeństwem).
Regulacja państwowa jeszcze raz okazuje się złym pomysłem.

Argument „praw pozytywnych” wywodzi się z amerykańskiej tra-

dycji politycznej oraz klasycznego liberalizmu, który podkreśla podstawo-
we prawa człowieka chroniące go przed zbrodnią, napaścią czy rabun-
kiem (czyli prawa do życia, wolności i własności) i głosi, że rzeczywiście
mamy prawo do tego, by żyjące wokół nas osoby dostarczały nam dobra
i usługi. Tym sposobem mamy pozytywne prawo do opieki zdrowotnej,
która obecnie znajduje się na tak poczesnym miejscu w programie dzia-
łań władz, opieki socjalnej i publicznego systemu edukacji, zasiłku dla
bezrobotnych oraz bezpieczeństwa i ochrony zdrowia w miejscu pracy.
Ponieważ posiadamy wszystkie te podstawowe prawa, a rząd został usta-
nowiony, by je nam zagwarantować, należy wprowadzić państwowe regu-
lacje, które nam wynikające z tych praw korzyści zapewnią również ze
strony prywatnych przedsiębiorstw i instytucji. Waga powyższego argu-
mentu zależy w istocie od teorii praw pozytywnych.

Jednak przecież my nie posiadamy praw pozytywnych – ponieważ

nie mamy prawa do usług naszych współobywateli, świadczonych nam
wbrew ich woli. Tak, nasi rodzice i niektórzy krewni są w pewnym stop-
niu odpowiedzialni za pomoc w naszym dojściu do dojrzałości. Potem
wszelako musimy zapewnić sobie to wszystko, czego potrzebujemy i cze-
go pragniemy, na drodze wolnej wymiany, a nie na drodze rządowej
ochrony pozytywnych praw. W każdym razie prawa te nie są w stanie
chronić nas konsekwentnie i z pewnością ich ochrona uniemożliwia
ochronę praw negatywnych, naszych praw do życia, wolności i własności.
Jeśli lekarze mają prawo do wolności, a pacjenci prawo do bycia leczony-
mi, to czyje prawo tu przeważy? Jeśli na przykład jakiś lekarz zapragnie
uczestniczyć w obronie pracy dyplomowej swojej córki w tym samym
czasie, kiedy ktoś w sąsiedztwie potrzebuje pomocy medycznej? Na czym
ma się opierać jego decyzja, skoro nasz system praw uległ niszczącym na-
ruszeniom?

Wysiłek państwa na rzecz ochrony praw pozytywnych na drodze

regulacji rządowej jest całkowicie nie na miejscu i wprowadza obywateli

background image

14. POTRZEBUJEMY RZĄDOWEJ REGULACJI

73

w układ wzajemnego uzależnienia. Jest to w sposób oczywisty nie-
moralne.

Ostatni z wywodów, z „nieskuteczności sądów”, polega na tym, że,

jak niektórzy twierdzą, pewne problemy, takie jak zanieczyszczenie, wy-
ciek środków chemicznych i im podobne wykroczenia wobec środowiska
nie mogą być rozwiązane przy nawet najbardziej usilnych staraniach pry-
watnych osób i instytucji. Jeśli Smith zanieczyszcza, a Jones na tym cier-
pi, to ani Smith nie może otrzymać prawnego pozwolenia na działania na
szkodę Jonesa, ani Jones nie może nakazać prawnie Smithowi, by ten za-
przestał swojej działalności. Obie strony nie mogą rozwiązać swojej wza-
jemnej sytuacji ani poprzez mechanizmy rynkowe, ani w drodze postępo-
wania sądowego. Ergo rząd musi ustanowić standardy oraz pewien system
racjonowania i równowagi kosztów i zysków płynący z działań, które po-
wodują szkody, a nie mogą być naprawione orzeczeniem sądu.

I co zrobimy z tym kłopotliwym przypadkiem prawnej nieskutecz-

ności? Rządowe regulacje wcale nie pomagają, powodują jedynie niezado-
wolenie i niesprawiedliwość. Rząd nie może racjonalnie decydować, która
firma czy jednostka powinna zrzucać odpady na szkodę innych osób czy
ich własności. Nie może też ustanawiać zbiorowych preferencji dla jed-
nostek, które przecież są różne i mogą działać i rozwijać się na zupełnie
odmienne sposoby.

Wobec powyższego, kiedy na przykład stajemy przed problemem

zatrucia powietrza, najlepiej podejść do niego tak, jak nam klasyczni libe-
rałowie proponują w ich teorii podstawowych praw człowieka do życia,
wolności i własności. Zrzucanie odpadów [na cudzy teren] po prostu nie
będzie miało miejsca, jeśli nie uzyska się na nie zezwolenia, chyba że nie
spowoduje ono wzrostu ryzyka i zagrożenia dla osób postronnych. Kiedy
firmy produkcyjne zanieczyszczają środowisko, czynią to kosztem innych
osób, które nie dały na to swojego pozwolenia. Firmy takie zmniejszają
koszty swoich działań poprzez kradzież środków innych ludzi, a czasami
nawet kosztem życia tych ludzi. Wygląda to tak, jak gdyby ktoś mógł na
przykład użyć innej osoby, bez jej zgody, dla zaspokojenia swojej potrze-
by seksualnej (czy też w innym celu, który uważa za cenny i ważki). Miej-
sca pracy są ważne, przemieszczanie się z jednej części miasta do drugiej
także, uczęszczanie do opery i na spotkanie komitetu rodzicielskiego to
też ważne zajęcia – ale nie kosztem innych ludzi.

background image

74

TIBOR R. MACHAN

By kontrolować zanieczyszczenie środowiska, należy przywrócić

bezpośrednią, ścisłą interpretację prywatnej niezależności i sprywatyzo-
wać wszystko, co tylko można. Tam, gdzie jest to trudne, należy postępo-
wać tak, jak w przypadkach szerzenia się chorób zakaźnych – należy mia-
nowicie wprowadzić kwarantannę. Ci, którzy nie potrafią działać bez
krzywdzenia innych, muszą ustąpić. Koniec, kropka. A system sądownic-
twa kryminalnego musi wypracować metody, przy pomocy których bę-
dzie można określić, kiedy ma miejsce zabójstwo, naruszenie nietykalno-
ści czy inna forma pogwałcenia praw – a nie czekać na państwowe zarzą-
dzenie, które by rozwiązało ten problem.

Ogólnie rzecz biorąc za regulacjami rządowymi kryje się założenie,

że niektórzy ludzie posiadają doskonalszy intelekt i wyższy charakter mo-
ralny niż inni, że można ich między tymi innymi odnaleźć i że jest rzeczą
ze wszech miar rozsądną, abyśmy właśnie im powierzyli władzę nad
nami. Jest to dokładnie ta sama chybiona idea, którą naszej tradycji poli-
tycznej prawie udało się wyrugować [w początkach tworzenia państwo-
wości Stanów Zjednoczonych]. Spróbujmy wrócić do tego rugowania,
zamiast trwonić czas na próżne nadzieje.

Tłum. Jan Kłos

background image

W. M. Curtiss

W. M. Curtiss

15. Pomoc federalna jest dobra pod warunkiem,

że nie pociąga za sobą federalnej biurokracji

15. Pomoc federalna jest dobra

Można by pomyśleć, że ten wyświechtany frazes już dawno temu

został odłożony na bok. Jednak kiedy tylko pojawia się propozycja wpro-
wadzenia nowego sposobu przekazywania władzom stanowym lub samo-
rządowym środków federalnych, musi się znaleźć jakiś zgorzknialec, któ-
ry powie: „Nie chcemy kontroli, która idzie za tymi pieniędzmi”. Nato-
miast zwolennicy nowych przepisów powiedzą: „Nie będzie żadnej kon-
troli federalnej, ustawa pomyślana jest w taki sposób, że dysponowanie
przekazywanymi środkami będzie pozostawać w gestii samorządu”.

We wczesnych latach realizacji „programów rolnych” mówiono

farmerom, że dotacje federalne na to czy tamto nie oznaczają konieczno-
ści poddania się kontroli federalnej. Na szczęście założenia tej błędnej
teorii zostały zweryfikowane przez Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczo-
nych. W roku 1942, w sprawie Wickard przeciwko Filburnowi, Sąd zade-
cydował: „Nie stanowi naruszenia przepisów prawa praktyka polegająca
na kontrolowaniu przez państwo działań, które są przez nie dotowane”.

Któż by zaprzeczył, że kontrolowanie dotowanej przez państwo

sfery działalności jest przykładem zdrowej polityki finansowej? Szczytem
nieodpowiedzialności dowolnej jednostki państwowej, lub innej instytucji
w takiej sytuacji, byłoby przekazywanie pieniędzy bez zastrzeżenia sobie
prawa kontroli ich wydatkowania. Zasada ta obowiązuje bez względu na
to, czy dotacja przekazywana jest przez władze federalne władzom stano-
wym, przez władze federalne samorządom, czy też przez władze stanowe
jednostkom władzy lokalnej. Zagadnieniem, nad którym się tu zastana-
wiamy jest nie to, czy takie dotacje winny być udzielane, ale raczej czy
oczekiwać należy, że kontrola będzie szła w parze z przelewami funduszy.

background image

76

W. M. CURTISS

Urzędnicy władz pewnego miasta zadecydowali ostatnio, że po-

ziom kosztów świadczeń socjalnych ponoszonych przez gminę zaczyna
wymykać się spod kontroli. Udział miasta w ponoszonych z tego tytułu
wydatkach był większy, niż wydatki na policję i prawie tak duży jak wy-
datki na straż pożarną i ochronę przeciwpożarową oraz roboty publicz-
ne. Niektóre z rodzin otrzymywały miesięcznie świadczenia, których
kwoty przekraczały wynagrodzenie niektórych urzędników administracji
miejskiej posiadających na swym utrzymaniu rodziny porównywalnej
wielkości. W takiej sytuacji logicznym wydało się ponowne przeanalizo-
wanie przez władze miasta zasad i przepisów dotyczących wypłacania
świadczeń społecznych. Według podjętej decyzji, miasto miało opraco-
wać własne zasady i przepisy – nowy kodeks określający sposób obsługi
świadczeń socjalnych. Decyzja ta w sposób bezpośredni dotyczy zasady,
którą tu omawiamy. Wydaje się, że z całej sumy środków przekazywa-
nych przez gminę obywatelom w ramach programów pomocy społecz-
nej, ponad połowa pochodziła z dotacji federalnych i stanowych. Za fun-
duszami podążały zasady i przepisy odnoszące się do ich wykorzystania.
A dlaczego miałoby być inaczej?

Można mnożyć przykłady zadań jednostek władzy niższego szcze-

bla dotowanych przez jednostki władzy szczebla wyższego oraz kontroli,
która towarzyszy przekazywanemu w ten sposób wsparciu finansowemu.
Federalne dotacje na oświatę i szkolnictwo zwykle wywołują głosy sprze-
ciwiające się sprawowaniu przez państwo kontroli nad przyznawanymi
funduszami. Mamy jednak chyba wystarczająco długie doświadczenie
z dotowaniem oświaty i szkolnictwa na szczeblu stanowym, jak również
dowody, z których wynikają jednoznaczne wnioski. Nie ma powodu, by
oczekiwać, że pomoc federalna będzie miała inny charakter, niż dotych-
czas. Które lokalne kuratorium nie musiało pogodzić się z zasadami
określonych przez władze stanowe, odnoszącymi się do oświaty i wycho-
wania, przyznawania kwalifikacji nauczycielskich, doboru podręczników,
kwestii dowozu dzieci do szkół, charakteru umów o pracę z nauczyciela-
mi, inwestycji, programów nauczania, dni nauki, sprawdzania wiedzy
uczniów oraz całej gamy innych zagadnień? Czyż nie ma federalnych lub
stanowych przepisów odnoszących się do wyżywienia dzieci w przypad-
ku, gdy powstaje „nadwyżka” zaprowiantowania?

background image

15. POMOC FEDERALNA JEST DOBRA

77

Czy można sobie wyobrazić program budowy autostrad za wiele

miliardów dolarów bez uregulowania spraw dotyczących specyfikacji
technicznych, lokalizacji, oznakowania itd.? Albo weźmy federalne czy
stanowe inwestycje mieszkaniowe. Dlaczego nie miałyby zostać określo-
ne reguły wskazujące narodowość, rasę lub poziom dochodów przy-
szłych lokatorów? Albo zamówienia rządowe. Kiedy państwo podpisuje
umowę z firmą prywatną w sprawie realizacji określonej produkcji w celu
zaspokojenia swych tak licznych potrzeb, właściwym wydaje się określe-
nie takich warunków dotyczących wynagrodzenia lub czasu pracy zatrud-
nionych przy projekcie pracowników, jakie urzędnicy państwowi uznają
za stosowne.

Klasycznym przykładem tego, jak kontrola idzie w parze z dotacja-

mi, jest nasz sposób traktowania Indian. Kto wie, jaki byłby dziś status
Indian, gdyby dano im wolność przypadającą w udziale innym Ameryka-
nom – wolność i odpowiedzialność za siebie samych? Zamiast tego In-
dianie są od dziesięcioleci „na garnuszku państwa”: kontrola idzie w pa-
rze z jałmużną.

Rozwiązaniem sytuacji, w której wielu ludzi dopatruje się zbyt du-

żej kontroli federalnej lub stanowej nad codziennym życiem, nie może
być próba stworzenia takich przepisów prawnych, które w efekcie zdjęły-
by z jednostek rządowych odpowiedzialność za swe sprawy finansowe.
Zdrowa polityka finansowa wymaga kontroli sprawowanej przez tę jed-
nostkę rządu, która przekazuje fundusze. I to bez względu na to, czy
uznamy dotowanie za właściwą funkcję państwa – co jest jednak już zu-
pełnie innym zagadnieniem, którym się tutaj nie zajmujemy.

Zasada, o której tu mowa, przypomina zasady gospodarowania bu-

dżetem rodzinnym. Dopóki rodzice dają dzieciom kieszonkowe, właści-
wym jest, by mieli też coś do powiedzenia w kwestii przeznaczenia tych
pieniędzy, nawet jeśli dziecko mówi lub przynajmniej myśli sobie tak:
„Kurczę, ale będzie fajnie, kiedy zacznę sam zarabiać i będę mógł wyda-
wać forsę na to, na co będę chciał!”

Rozwiązanie jest tak proste i oczywiste, że nie trzeba go nawet for-

mułować. Jeżeli nie chcemy, by władze federalne lub stanowe sprawowały
kontrolę nad pewnymi sferami naszej działalności, nie możemy pozwolić
na finansowanie tych sfer z budżetu federalnego lub stanowego.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Edmund A. Opitz

Edmund A. Opitz

16. Wielki biznes i wielkie zatrudnienie

wymagają silnej władzy państwowej

16. Wielki biznes wymaga silnej władzy

Oczywistym jest, że but musi być dopasowany do nogi: zbyt mały

uwiera, zbyt duży utrudnia chodzenie. Wielkość jest ważnym aspektem
naszej oceny określonej rzeczy: kosiarka do trawy jest zbyt duża dla wą-
skiego trawnika przy domu, ale w przypadku willi z dużym ogrodem
trudno sobie wyobrazić życie bez takiego urządzenia.

Rozważania tego typu można również odnieść do władzy. „Czy

myślą Państwo, że nasza administracja państwowa jest zbyt duża?” pyta
ankieter. „Tak”, pada odpowiedź z ust prawie każdego. Dlaczego władza
państwa tak bardzo się rozrosła i dlaczego stanowi ona tak znaczne ob-
ciążenie dla podatników? Odpowiedź jest aż nazbyt oczywista: instytucje
administracji państwowej na szczeblu krajowym, stanowym i lokalnym
przyjęły na siebie wiele nowych zadań, których nie brali pod uwagę mę-
żowie stanu dwieście lat temu. Dlaczego administracja państwowa jest
tak wielka i tak kosztowna? Odpowiedź jest prosta: miliony Amerykanów
doszły do wniosku, że uzyskanie świadczeń finansowanych z podatków
jest łatwiejsze niż praca na własne utrzymanie i dużo bezpieczniejsze niż
kradzież. Amerykanie ci przyłączają się do grup nacisku: w chwili pisania
niniejszego tekstu na jednego senatora przypadało 77, a na każdego
członka Izby Reprezentantów 25 zarejestrowanych członków takich
grup. W konsekwencji powodem, dla którego mamy dziś aż tak wielką
administrację państwową jest to, że około 100 milionów Amerykanów
czerpiących bezpośrednie korzyści ze szczodrości programów socjalnych
wielkiego państwa nie mogło uzyskać tego, co chciało, od państwa
mniejszego.

background image

16. WIELKI BIZNES WYMAGA SILNEJ WŁADZY

79

Autorzy Deklaracji Niepodległości i Konstytucji skoncentrowali się

na określeniu właściwej funkcji i zakresu władzy państwa wiedząc, że je-
żeli odpowiednio rozwiążą to zagadnienie, to kwestia wielkości aparatu
administracyjnego rozstrzygnie się sama. Według ich poglądów właściwą
rolą państwa jest zabezpieczenie praw i swobód jednostki danych jej
przez Stwórcę, a mianowicie prawa do życia, wolności i własności.
Uprawnienia do stosowania przymusu nadane państwu działającemu
zgodnie z przepisami prawa zakładały karanie tych, którzy naruszali pra-
wa innych do życia, wolności i własności. Oznaczało to ustanowienie po-
licji, sądownictwa oraz więziennictwa, jak również wojska na wypadek
pojawienia się zagrożenia zewnętrznego.

Taki system polityczny zakładał istnienie wzorowych obywateli.

„Konstytucja została napisana – powiedział nam John Adams – dla ludzi
religijnych i prawych. Innym nie będzie ona służyć”. Kościoły i szkolnic-
two miały wychować mężczyzn i kobiety prawego charakteru, myślących
w sposób rozsądny, takich jak mieszkańcy wioski Concord w czasach
Emersona i Thoreau. Wiemy, że w Concord było więzienie, ponieważ
Thoreau spędził w nim noc w związku z odmową uregulowania podatku
na rzecz państwa, zaangażowanego w tym czasie w wojnę z Meksykiem.
Jednak obywatele Concord byli nastawieni pokojowo i prawdopodobnym
jest, że miejscowi stróże porządku nigdy nie pracowali na pełnym etacie.

Autorzy Konstytucji USA oraz obywatele, którzy głosowali za jej

przyjęciem jako podstawy funkcjonowania tworzonego bytu państwowe-
go doświadczyli już uprzednio ingerencji monarchii w swe prywatne
sprawy – i oto uzyskali akt prawny, który miał takim ingerencjom zapo-
biec. Taki był „pierwotny zamysł” Konstytucji, czego wyraźnie dowodzi
fakt, iż przeczenie „nie” występujące w kontekście ograniczania władzy
państwa pojawia się aż 44 razy w Konstytucji i w Karcie Praw.

Kiedy władza państwa zostaje ograniczona do zabezpieczenia indy-

widualnych praw jednostki do życia, wolności i własności, mamy do czy-
nienia z państwem, którego działania mają na celu rekompensowanie
obywatelom poniesionych przez nich szkód – i poza tym po prostu po-
zostawienie ich w spokoju. W skrócie powiedzieć można, że wystarczają-
co silna władza państwowa to taka, które potrafi zapobiegać działaniom
kryminalnym i chronić przed agresorami zewnętrznymi. Wszelkie inne
działania państwa wychodzące poza ten zakres oznaczają „zbyt silną
władzę”.

background image

80

EDMUND A. OPITZ

Kiedy przepisy prawa gwarantują „wolne pole do działania i brak

przywilejów”, każda firma funkcjonuje zgodnie z zasadami wolnego ryn-
ku konkurując z innymi o uzyskanie możliwości przetwarzania ograni-
czonych czynników produkcji – pracy, surowców i kapitału (narzędzi
i maszyn) – w dobra, które zadowolą konsumenta. Jak duża powinna być
dana firma? Kto winien o tym decydować? W gospodarce wolnorynko-
wej to właśnie klienci, którzy kupują wyroby danej firmy albo ich nie ku-
pują podejmują decyzję o przyszłości danego przedsiębiorstwa. Jeżeli
preferencje klientów-nabywców zwrócą się w innym kierunku, firma
może stanąć w obliczu bankructwa. Gra ta, w której uczestniczą wszyst-
kie firmy w gospodarce wolnorynkowej, jest grą o zysk i stratę. Kiedy
klienci przestają kupować wyroby danego przedsiębiorstwa z konkretne-
go powodu lub w ogóle bez powodu, informują oni właściciela, że powi-
nien zaprzestać działalności polegającej na wykorzystywaniu ograniczo-
nych zasobów i środków do produkcji dóbr, których konsumenci nie po-
trzebują. Chociaż może wydać się to paradoksem, prawda jest taka, że
bankructwo firm jest nieodzownym elementem postępu gospodarczego.
J. C. Penny bankrutował kilka razy zanim znalazł właściwą receptę na
sukces; Sam Walton

34

, jak wszyscy pamiętamy, rozpoczynał od małej fir-

my, a następnie rozwinął działalność do rozmiarów odpowiadających
preferencjom klientów. Taka jest właśnie odpowiednia wielkość firmy.

Przedsiębiorstwo przestrzegające zasad gospodarki wolnorynkowej

nie korzysta z żadnych przepisów, które dawałyby mu przewagę nad kon-
kurencją lub pozwalały ustanawiać wyższe ceny dla swych wyrobów. Za-
sady gospodarki wolnorynkowej mogą czasami być bardzo twarde i jeżeli
władze państwowe zajmują się przyznawaniem specjalnych przywilejów
(większość to robi), wtedy niektóre z firm poprzez organizowanie grup
nacisku starają się uzyskać dotacje na produkcję wyrobów lub świadcze-
nie usług.

W branżach takich jak produkcja stali, wydobycie węgla, produkcja

samochodów oraz transport doszło do powstania związków zawodo-

34

Niedawno zmarły multimiliarder Sam Walton stał się najbogatszym Amerykani-

nem, który zaczął był od prowadzenia sklepiku w małym miasteczku, a doszedł do po-

tężnej sieci najnowocześniejszych supermarketów w całych Stanach Zjednoczonych. J. C.

Penny doszedł do podobnych rezultatów, choć na mniejszą skalę, w dziedzinie sklepów

z odzieżą i artykułami gospodarstwa domowego [red.].

background image

16. WIELKI BIZNES WYMAGA SILNEJ WŁADZY

81

wych posiadających ogromne wpływy polityczne. Produkcja stali, wydo-
bycie węgla, wytwarzanie samochodów oraz transport pasażerski i towa-
rowy były realizowane także przed pojawieniem się związków zawodo-
wych. Samo istnienie związków zależy od istnienia działalności produk-
cyjnej, jednak produkcja dóbr będzie nadal realizowana po tym, jak
związki zejdą ze sceny politycznej. Pojawienie się związków zawodowych
wynikało z powszechnego przekonania, że kapitaliści, bez względu na to
jak uczciwi, przywłaszczają sobie część zysku pracowników. Chociaż teo-
ria Marksa oparta na przesłance wyzysku klasy robotniczej przez kapitali-
stów dała tym przekonaniom na pewien czas pozór wiarygodności, zo-
stała ona jednak obalona po raz pierwszy 120 lat temu przez Böhma-Ba-
werka

35

i wielokrotnie w latach późniejszych. Niemniej jednak wciąż jesz-

cze pokutuje ona w powszechnej świadomości, co wynika z powszechne-
go poczucia krzywdy i przekonania, że inni nie dają nam tego, co się nam
należy. Oczekując korzyści wynikających z rozległych wpływów politycz-
nych związków zawodowych, prawodawcy zezwalają im na stosowanie
siły lub na groźby zastosowania siły w celu uzyskania dla swych człon-
ków korzyści płacowych wykraczających poza warunki rynkowe. Bezro-
bocie jest jedną z konsekwencji takich praktyk. Powód? Przy rosnących
kosztach robocizny spada zatrudnienie.

Podsumowując, władza państwa winna być wystarczająco silna, by

zapewnić utrzymanie spokoju w społeczności poprzez zagwarantowanie
każdej jednostce prawa do kierowania swym własnym życiem, prawa do
wolności oraz własności. O wielkości firmy w gospodarce rynkowej de-
cyduje niezależność nabywców. Związki zawodowe powstają w wyniku
istnienia niesprawiedliwych przepisów prawnych faworyzujących jedną
część społeczeństwa kosztem wszystkich innych. Rozwiązanie? Należy
uchylić wszelkie ustawy i przepisy prawne dające komukolwiek jakiekol-
wiek specjalne przywileje.

Tłum. Marek Albigowski

35

Eugen von Böhm-Bawerk (1851-1914), Kapital und Kapitalzins, twórca teorii ka-

pitału i zysku. Jeden z twórców austriackiej szkoły w ekonomii, obok Carla Mengera,

Friedricha von Wiesera, Ludwiga von Misesa i Friedricha von Hayeka [red.].

background image

Joan Kennedy Taylor

Joan Kennedy Taylor

17. Państwo musi określać

poziom warunków życia i pracy

17. Państwo musi określać warunki pracy

Frazes ten opiera się na błędnym założeniu, że zadaniem państwa

jest nie dopuścić, by obywatele danego kraju żyli i pracowali w nieprzy-

jemnych lub niebezpiecznych warunkach. To z kolei stwierdzenie opiera

się na innym błędnym założeniu, a mianowicie, że jeżeli zostanie wpro-

wadzona ustawa zakazująca istnienia warunków znajdujących się poniżej

określonego poziomu, to panujące warunki ulegną cudownej poprawie

zgodnie z wymogami określonymi w nowych przepisach.

W rzeczywistości tak się jednak nie dzieje. Weźmy za przykład sytu-

ację mieszkaniową w Nowym Jorku. Czy kiedykolwiek zastanawialiśmy

się, w jaki sposób władze miejskie zdołały zapewnić zakwaterowanie gru-

pom imigrantów napływającym falami do slumsów tego miasta w poło-

wie i pod koniec XIX wieku? W mieście istniał wtedy rynek kwater pry-

watnych „poniżej standardu” w dzielnicach slumsów, gdzie w tak zwa-

nych hotelach-klatkach (cage hotels) wynajmowano pokoje o powierzchni

1,5 m x 2 m, z drzwiami zamykanymi na zamek oraz łóżkiem z matera-

cem i kołdrą, krzesłem, szafką oraz jedną żarówką, z ograniczonym do-

stępem do toalety oraz jednym prysznicem przypadającym na kilkaset

osób. Były także publiczne noclegownie, coś w rodzaju akademików, ale

większość przybyszów wolała hotele-klatki lub mieszkanie razem z inną

biedną rodziną w warunkach, które współczesnego inspektora wydziału

zdrowia przyprawiłyby o zawał serca.

Pod koniec wieku XX poziom warunków życia uległ znacznej po-

prawie. Obecnie prawo nie zezwala na zamieszkiwanie w zbytnim zatło-

czeniu, a każdy obywatel musi mieć dla siebie pewną liczbę metrów kwa-

dratowych, za wyjątkiem sytuacji luksusowych, takich jak dzielenie kwater

background image

17. PAŃSTWO MUSI OKREŚLAĆ WARUNKI PRACY

83

wypoczynkowych w czasie weekendów, kiedy to yuppies

36

mogą nadal no-

cować w trzech lub czterech w jednym pokoju. Pod koniec lat 70-tych

i na początku 80-tych władze miasta Nowy Jork przyjrzały się baczniej

szeregowi tanich hoteli wynajmujących jednoosobowe pokoje – znanych

pod nazwą SRO (single-room occupancy) – jako nie spełniającym wymaga-

nych warunków. Skoro nie spełniają warunków, trzeba je zlikwidować!

Proces ich likwidacji rozpoczęto akurat w momencie, kiedy zbiegające się

w czasie zwiększenie podatków od nieruchomości oraz zmiany w zakre-

sie systemu kontrolowanych stawek czynszu postawiły wiele osób zajmu-

jących się wynajmem lokali na skraju bankructwa. Nic dziwnego, że

w miejsce zlikwidowanych hoteli na rynku wynajmu kwater nie pojawiła

się żadna alternatywna oferta. Dodatkowo pogorszył sytuację fakt, że

działania te podjęto akurat w okresie, kiedy z państwowych szpitali dla

psychicznie chorych zwolniono wszystkich tych pacjentów, którzy uznani

zostali za nieszkodliwych dla siebie i otoczenia. Zwalniani ze szpitali pa-

cjenci byli z definicji ludźmi upośledzonymi umysłowo i jeżeli w ogóle

mogli pracować, to nie mieli możliwości wykonywania pracy wykwalifi-

kowanej, zwiększyli więc rynkowy popyt na najtańsze zakwaterowanie.

Zanim ojcowie miasta zdali sobie sprawę z faktu, iż wspomniane wcze-

śniej hotele SRO były ważnym „gatunkiem na wymarciu”, było już tro-

chę za późno. I tak na ulicach miasta, które było w stanie zapewnić dach

nad głową falom biedoty w wieku XIX, w wieku XX pojawili się bez-

domni.

Genezy tej sytuacji można doszukać się w fakcie, iż zbyt wielu ludzi

u władzy uwierzyło błędnie, że zakazanie czegoś, co postrzegane jest

jako niewłaściwe doprowadzi samo w sobie do stworzenia czegoś pozy-

tywnego. W rzeczywistości nowe rozwiązania są zwykle jeszcze gorsze,

niż sytuacja uznana za niespełniającą określonego standardu, której wy-

eliminowanie ma zagwarantować nowa legislacja.

Praca dzieci jest wciąż jeszcze przykładem, który wszyscy lubią

przytaczać jako jedną z okropności kapitalizmu, wymagającą kontroli

państwa. Tak naprawdę to nie kapitalizm wynalazł pracę dzieci: w warun-

kach prymitywnego społeczeństwa wszyscy pracują, łącznie z dziećmi.

W naszej historii pionierskiej i farmerskiej dzieci oraz kobiety także pra-

cowały, z tą tylko różnicą, że bez wynagrodzenia. Jak wskazał Charles

Murray aż do kilku pokoleń wstecz, większość rodzin w USA to były ro-

dziny biedne, mieszkające na wsi. Musimy pamiętać, że pomimo długich

36

Idiomatyczne określenie młodych profesjonalistów (Young Urban Professionals),

wyróżniających się specyficznym stylem i sposobem życia [red.].

background image

84

JOAN KENNEDY TAYLOR

godzin pracy i ciężkich jej warunków, jakie panowały we wczesnych fa-

brykach i zakładach, i tak były one lepsze niż warunki pracy na roli, nie

wspominając już o tym, że w pierwszym przypadku mamy do czynienia

z pracą płatną. Historyk Robert Smuts informuje, że każda nowo otwarta

fabryka na wsi wprost oblegana była przez dziewczynki starające się

o pracę. Dopóki istniały złe warunki, istniała także praca dzieci. Obecnie

nowe przepisy prawne stworzyły sytuację, w której wielu młodych ludzi

(szczególnie z uboższych rodzin) wzrasta bez umiejętności zdobycia

i utrzymania pracy. Można nawet argumentować, iż przepisy prawne za-

braniające zatrudniania dzieci, w połączeniu z przepisami zakazującymi

stosowania takich uważanych za „substandardowe” metod uzyskiwania

dochodu jak chałupnictwo lub przyjmowanie stołowników, doprowadzi-

ło do upadku biednej rodziny śródmiejskiej jako komórki społecznej,

przyczyniając się bezpośrednio do powstania współczesnej subkultury

zasiłków socjalnych.

Jednak szerzącym największe spustoszenie błędnym przekonaniem

jest to, iż wolny rynek jest tak skonstruowany, by chronić interesy praco-

dawcy, wynajmującego czy producenta kosztem pracownika, najemcy lub

konsumenta. Zgodnie z tym założeniem ceny nie odzwierciedlają kosz-

tów, są one ustalane arbitralnie, w związku z czym należy zmusić praco-

dawcę, wynajmującego oraz producenta do ich obniżenia lub zwiększenia

kosztów, co w efekcie bynajmniej nie doprowadzi do rzeczywistej

„straty”, a jedynie do zmniejszenia poziomu zysku. Doświadczenie nie

wydaje się mieć żadnego wpływu na takie rozumowanie zbudowane na

pobożnych życzeniach. Ekonomiści dawno już zaobserwowali, że rezul-

tatem gwarantowanych płac minimalnych jest bezrobocie, zaś w sytuacji,

w której takie gwarancje nie istnieją, każdy szukający pracy znajduje jakieś

zatrudnienie. A jednak politycy nadal głosują za ustawami regulującymi

warunki socjalne, wprowadzającymi zakazy i nakazy i powodującymi

skutki odwrotne od zamierzonych. Regulacje prawne, które prowadzą do

zwiększenia kosztów, muszą doprowadzić do zwiększenia cen, chyba że

zostaną zrównoważone dotacjami rządowymi – a mimo to nadal się ta-

kich regulacji domagamy. Jedynie ogromna wydajność relatywnie nieskrę-

powanej gospodarki wolnorynkowej wciąż jeszcze pozwala na lekceważe-

nie faktów, ukazujących bezsens prawnego regulowania standardów życia

i pracy w wolnym społeczeństwie.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Henry Hazlitt

Henry Hazlitt

18. System kontrolowanych stawek czynszu

broni interesów najemców

37

18. Kontrolowany czynsz broni najemców

Kontrolowanie przez państwo stawek czynszu w domach i miesz-

kaniach stanowi szczególną formę kontroli cen. Konsekwencje systemu
kontrolowanych stawek czynszu są w zasadzie takie same, jak rezultaty
kontrolowania przez państwo cen w ogóle.

Wprowadzenie kontrolowanych stawek czynszu następuje zwykle

w oparciu o argument, że podaż na rynku domów i mieszkań nie jest
„elastyczna” – tzn. że problemu niedoboru w tym zakresie nie można
rozwiązać w krótkim okresie bez względu na to, jak wysoko wzrosną
stawki czynszu mieszkaniowego. Dlatego, zgodnie z takim widzeniem
problemu, państwo wprowadzając zakaz podwyższania stawek czynszu
bierze w obronę najemców lokali mieszkaniowych przed zdzierstwem
i niesprawiedliwością, nie robiąc żadnej krzywdy właścicielom nierucho-
mości i nie hamując rozwoju budownictwa mieszkaniowego.

Takie widzenie sprawy jest błędne już w samym założeniu, według

którego kontrolowane stawki czynszu nie są rozwiązaniem permanent-
nym. Nie bierze się tu pod uwagę pewnej bezpośredniej konsekwencji za-
stosowania systemu kontroli. Jeżeli właścicielom mieszkań i domów po-
zwoli się na podnoszenie stawek czynszu zgodnie ze zmieniającą się sytu-
acją i regułami podaży i popytu na rynku, indywidualni najemcy będą
oszczędniej gospodarować powierzchnią mieszkaniową zmniejszając zaj-
mowany przez siebie metraż. To z kolei pozwoli innym skorzystać z tej
dodatkowej powierzchni mieszkaniowej, której przecież występuje niedo-
bór. Ta sama wielkość powierzchni mieszkaniowej pozwala wtedy zapew-

37

Porównaj rozdz. 18 pt. „Skutki kontroli czynszów” w książce autora pt. Ekono-

mia w jednej lekcji, Signum, Kraków 1993 [red.].

background image

86

HENRY HAZLITT

nić schronienie większej liczbie lokatorów aż do momentu, kiedy okres
niedoboru dobiegnie końca.

Kontrolowane stawki czynszu stanowią natomiast zachętę do nie-

ekonomicznego gospodarowania powierzchnią mieszkaniową. Faworyzu-
ją one najemców, którzy już wynajmują domy lub mieszkania w konkret-
nym mieście lub na terenie konkretnego regionu kosztem tych, którzy
znajdują się poza jego granicami. Umożliwiając wzrost czynszu do pozio-
mu rynkowego, dajemy lokatorom oraz potencjalnym lokatorom równy
start w konkurowaniu o powierzchnię mieszkaniową.

Skutki stosowania systemu kontrolowanych stawek czynszu są tym

gorsze, im dłużej system ten jest stosowany. Nie powstają nowe budynki,
ponieważ nie istnieje bodziec ekonomiczny zachęcający do ich budowa-
nia. Przy rosnących kosztach budowy (zwykle w wyniku inflacji) dawne
stawki czynszu nie gwarantują zysku. Jeżeli – co często ma miejsce – pań-
stwo wreszcie to zauważy i wyłączy nowe budownictwo z systemu kon-
trolowanych stawek czynszu, to i tak nie stanowi to takiej zachęty do
podjęcia nowego budownictwa, jaka występuje w sytuacji, kiedy czynsze
w starym budownictwie nie podlegają kontroli państwa. W zależności od
tego, jak szybko pieniądz będzie tracił na wartości od chwili prawnego
zamrożenia starych stawek czynszu, czynsz w nowych budynkach może
być 10 lub 20 razy wyższy niż czynsz pobierany za powierzchnię o po-
dobnym standardzie w starym budownictwie (tak było na przykład we
Francji). W takiej sytuacji obecni lokatorzy w starszych budynkach nie
mogą się przenieść do nowego budownictwa bez względu na to, jak bar-
dzo zwiększyła się liczebność ich rodziny lub jak bardzo obniżył się stan-
dard aktualnie zajmowanego lokalu.

Niskie stawki czynszu obowiązujące w starym budownictwie stano-

wią zachętę dla ich lokatorów – którzy, nota bene, są chronieni prawnie
przed podwyżkami czynszu – do niegospodarnego wykorzystania prze-
strzeni, bez względu na to czy liczebność ich rodziny zmniejszyła się czy
też nie. To z kolei kieruje cały napór nowego popytu na nieliczne nowe
budynki. W konsekwencji prowadzi to zwykle na początku do ustalenia
w tych budynkach wyższego poziomu stawek czynszu, niż by to miało
miejsce w warunkach w pełni wolnego rynku. To jednak i tak nie dopro-
wadzi do zwiększenia aktywności w zakresie nowego budownictwa
mieszkaniowego. Niewielkie zyski lub wręcz straty ponoszone przez in-

background image

18. KONTROLOWANY CZYNSZ BRONI NAJEMCÓW

87

westorów lub właścicieli bloków mieszkalnych wzniesionych wcześniej
sprawiają, że kapitał, który mogliby oni potencjalnie zainwestować
w nowe budownictwo jest niewielki lub żaden. Ponadto tacy właśnie po-
tencjalni inwestorzy oraz ci, którzy posiadają niewykorzystany kapitał
mogą obawiać się, że władze w każdej chwili znajdą powód dla nałożenia
na nowe budynki kontrolowanych stawek czynszu.

Sytuacja na rynku mieszkań ulega pogorszeniu także w innym sen-

sie. Najważniejsze jest to, że jeżeli właściciele nie będą mogli stosować
odpowiednich podwyżek stawek czynszu, nie będą oni podejmować prac
związanych z adaptacją lub podnoszeniem standardu istniejących lokali.
Tam gdzie system kontroli stawek czynszu w szczególnie jaskrawy spo-
sób odbiega od rzeczywistości lub charakteryzuje się szczególną restryk-
cyjnością, właściciele wynajmowanych nieruchomości nie będą nawet do-
konywać bieżących napraw i remontów. I to nie tylko z powodu braku
ekonomicznej do tego motywacji, ale także dlatego, że po prostu nie bę-
dzie ich na to stać. Przepisy gwarantujące określony poziom stawek czyn-
szu mogą, oprócz swych innych implikacji, doprowadzić do pogorszenia
się stosunków pomiędzy właścicielami nieruchomości, którzy osiągają
minimalny zysk lub nawet ponoszą straty, oraz najemcami, którzy nie ak-
ceptują faktu, że właściciele nie wykonują wymaganych napraw i re-
montów.

Częstym kolejnym krokiem, podejmowanym przez prawodawców

działających w następstwie presji politycznej lub z niespójnych pobudek
ekonomicznych, jest zniesienie kontrolowanych stawek czynszu dla „luk-
susowych” mieszkań i utrzymanie ich dla mieszkań o średnim i niskim
standardzie. Tłumaczy się to tym, że bogatych stać na płacenie wyższych
stawek czynszu niż biednych. Efekt takiej dyskryminacyjnej praktyki jest
jednak na dłuższą metę dokładnie przeciwny w stosunku do rezultatu
pierwotnie zakładanego przez jego pomysłodawców. Mechanizm taki
mianowicie pozytywnie motywuje inwestorów i właścicieli luksusowych
mieszkań odbierając motywację i obracając się przeciwko inwestorom
i właścicielom lokali o niższym standardzie. Jedna grupa może osiągać
taki zysk, na jaki pozwalają warunki podaży i popytu, druga zaś traci
ochotę (lub kapitał) do inwestowania w tanie budownictwo czynszowe.

W efekcie pojawia się bodziec pobudzający prace remontowo-a-

daptacyjne w mieszkaniach luksusowych oraz dobra koniunktura w sek-
torze budownictwa tego typu obiektów. Prowadzi to nie tylko do zapew-

background image

88

HENRY HAZLITT

nienia mieszkań o lepszym standardzie dla stosunkowo bogatych lokato-
rów, ale także do docelowego zmniejszenia płaconych przez nich czyn-
szów dzięki zwiększeniu podaży luksusowej substancji mieszkaniowej.
Nie istnieje jednak mechanizm pobudzający sferę taniego budownictwa
czynszowego ani nawet motywacja do utrzymania istniejących lokali o
niższym standardzie na odpowiednim poziomie technicznym. W związku
z tym jakość lokali o niższym standardzie z czasem obniża się, a ilość
tych lokali dostępnych na rynku nie zwiększa się. Jeżeli na danym obsza-
rze następuje wzrost liczby mieszkańców, to obniżanie się jakości oraz
niedobór tańszych lokali będą się w konsekwencji systematycznie pogłę-
biać.

Nawet kiedy konsekwencje te stają się tak oczywiste, że nie sposób

ich nie zauważyć, zwolennicy kontrolowanych stawek czynszu i ludzie
opowiadający się za wysokim poziomem świadczeń społecznych nie
przyznają się, że popełnili błąd. Najczęściej składają oni winę na system
kapitalistyczny. Głoszą, że prywatna inicjatywa po raz kolejny zawiodła,
że prywatna inicjatywa nie potrafi stanąć na wysokości zadania. Dlatego,
jak twierdzą, państwo winno wkroczyć do akcji i uruchomić program ta-
niego budownictwa czynszowego. Taki był niemal uniwersalny skutek
procesu regulowania czynszów we wszystkich krajach uczestniczących
w II Wojnie Światowej lub krajach, które wprowadziły system kontrolo-
wanych stawek czynszu w celu zbilansowania efektów inflacji.

I tak państwo rozpoczyna realizację gigantycznego programu bu-

downictwa mieszkaniowego finansowanego z pieniędzy podatników. Lo-
kale wynajmowane są według stawkach, które nie zapewniają zwrotu
kosztów budowy i eksploatacji. Zwykle rząd wypłaca roczne dotacje
bądź to bezpośrednio lokatorom, bądź inwestorom lub administracji
osiedli. Bez względu na konkretne rozwiązanie, lokatorzy takich budyn-
ków są dotowani przez resztę mieszkańców danego kraju. To my opłaca-
my część ich czynszu, a oni zostali wybrani do grupy, której należy się
preferencyjne traktowanie. Polityczne podłoże takiego faworyzowania
jednej grupy obywateli jest zbyt oczywiste, by się nad nim zbyt długo
rozwodzić. Powstaje grupa nacisku, której przedstawiciele są przekonani,
że mają prawo do uzyskania dotacji finansowanych z kieszeni podatni-
ków. I tak poczyniony zostaje kolejny krok na drodze ku totalnemu pań-
stwu opiekuńczemu.

background image

18. KONTROLOWANY CZYNSZ BRONI NAJEMCÓW

89

I wreszcie ostatnim paradoksem wynikającym z systemu kontrolo-

wanych stawek czynszu jest fakt, iż im bardziej jest on nierealistyczny,
drakoński i niesprawiedliwy, tym bardziej zapamiętale przytaczane są po-
lityczne argumenty za jego utrzymaniem. Jeżeli prawnie gwarantowane
stawki czynszu stanowią 95 % wartości potencjalnych stawek rynkowych
i jedynie mała niesprawiedliwość dzieje się właścicielom, nie pojawia się
silny polityczny sprzeciw przed zniesieniem kontrolowanych stawek
czynszu, ponieważ uwolnienie stawek czynszu doprowadzi do ich wzro-
stu średnio jedynie o 5 %. Jednak jeżeli inflacja była tak znaczna lub kon-
trola stawek tak ostra i mało realistyczna, że prawnie gwarantowana staw-
ka czynszu stanowi jedynie 10 % wartości stawki wolnorynkowej i wła-
ścicielom dzieje się poważna krzywda, próba zniesienia systemu kontro-
lowanych stawek czynszu wywołuje głośny sprzeciw opinii publicznej
wykazującej, jak niewłaściwym posunięciem byłoby urynkowienie stawek
czynszu. W takiej sytuacji nawet przeciwnicy kontrolowanych stawek
czynszu musieliby przyznać, że zniesienie tych ograniczeń powinno być
procesem ostrożnym, stopniowym i powolnym. Jedynie niewielu prze-
ciwników kontrolowania przez państwo stawek czynszu ma polityczną
odwagę i odpowiednie rozeznanie w sytuacji gospodarczej, by w takich
warunkach zaproponować choćby stopniowe zniesienie kontrolowanych
czynszów. Im bardziej oddalony od rzeczywistości i niesprawiedliwy jest
system kontroli stawek czynszu, tym niestety trudniej jest się go pozbyć.

Krótko mówiąc, presja w kierunku zachowania systemu kontrolo-

wania przez państwo stawek czynszu pochodzi od tych, którzy koncen-
trują się jedynie na domniemanych krótkookresowych korzyściach wyni-
kających z jego stosowania, czerpanych przez jedną grupę obywateli. Je-
żeli rozważymy natomiast stosowanie tego systemu dla wszystkich grup,
a w szczególności jeżeli rozważymy jego efekty w długim okresie, uzna-
my, że kontrolowanie stawek czynszu to nie tylko posunięcie coraz bar-
dziej bezskuteczne, lecz także że jest ono tym bardziej szkodliwe, im bar-
dziej radykalną przyjmuje formę i im dłużej pozostaje w mocy.

Tłum. Marek Albigowski

background image

90

HENRY HAZLITT

Dean Russell

Dean Russell

19. Państwo winno zajmować się kontrolą cen,

a nie ludzi

19. Państwo winno kontrolować ceny

Jest taka bajka o skorpionie, który prosił bobra, by ten przeniósł go

na drugi brzeg jeziora. Bóbr odmówił argumentując to tak – „Ja wezmę
cię na grzbiet, ty mnie użądlisz i utonę”. Jednak skorpion rozwiał obawy
bobra mówiąc – „Nie umiem pływać. Jeżeli cię użądlę kiedy będziemy na
jeziorze, ja też się utopię. A tego przecież bym nie chciał”.

Nie znajdując luki w takim rozumowaniu i będąc miłym zwierzę-

ciem, bóbr pozwolił skorpionowi wejść na swój grzbiet i wyruszył przez
jezioro. Kiedy byli już na środku, skorpion użądlił bobra. Tonąc, bóbr
z wyrzutem wytknął skorpionowi, że teraz obaj się utopią. „I dlaczego to
zrobiłeś?” – zapytał skorpiona. „Nic na to nie mogę poradzić – odpo-
wiedział przez łzy skorpion – Taka już jest moja natura.”

Bajki zawierają oczywiście morał, który można odnieść do stosun-

ków międzyludzkich. Ten akurat pasuje do kilku problemów, z którymi
obecnie się borykamy. Na przykład kontrola nad cenami jest w swej na-
turze kontrolą nad obywatelami. Butelce mleka czy aspirynie na pewno
jest wszystko jedno, jaką cenę się na nie wystawi. Ceny są wyłącznie do-
meną ludzi. I jedyną rzeczą, nad którą państwo może sprawować kontro-
lę w procesie określania minimalnych i maksymalnych cen, są ludzie.

Operacja taka wygląda następująco. Osoby, które mają pod swą

kontrolą środki przymusu państwa wykorzystują je, by kontrolować tych
ludzi, którzy – na przykład – produkują mleko, tych, którzy je rozprowa-
dzają oraz tych, którzy je kupują. Cena lekarstw także nigdy nie podlega
kontroli państwa, kontrola ta dotyczy tylko osób zajmujących się produk-
cją, sprzedażą i korzystaniem z tych lekarstw. Kiedy państwo określa mi-
nimalną płacę, to nie na rzeczach, lecz na ludziach koncentruje się proces
nadzorowania i kontrolowania sprawowany przez urzędników państ-
wowych.

Zwolennik kontrolowanych stawek czynszu domaga się zastosowa-

nia środków przymusu państwa dla nadzorowania właścicieli domów lo-

background image

19. PAŃSTWO WINNO KONTROLOWAĆ CENY

91

katorskich oraz rodzin tam mieszkających. Mówiąc najprościej jest on za
sprawowaniem kontroli nad ludźmi i wymuszaniem na nich tego, co on
sam chce na nich wymóc. Kiedy jednak kogoś takiego wyprowadzi się
zza eufemistycznej wygody parawanu słownego, osoba taka jest zwykle
szczerze zdziwiona, że ktoś mógł w ogóle myśleć, iż popiera ona sprawo-
wanie kontroli nad ludźmi. Radzę spróbować. Na pewno uzyskamy od-
powiedź w stylu: „Jestem przeciwko kontrolowaniu ludzi. Tak naprawdę
to popieram wszelkie organizacje i każdą sprawę, która daje ludziom wię-
cej wolności. Z drugiej strony wierzę, że państwo winno sprawować kon-
trolę nad pewnymi cenami dla dobra ogółu, ale kontrola nad ludźmi,
skądże znowu! Przestańcie już bredzić o tej kontroli nad ludźmi. Moja
cierpliwość też ma swoje granice.”

I tak to jest. Tak naprawdę, kiedy się nad tym chwilę zastanowimy,

dojdziemy do wniosku, że żadne państwo nie jest w stanie wspierać cen.
Cenom nie zależy na mechanizmach je wspierających, nie taki jest ich
charakter. Wszelkie programy rządowe mające na celu „wspieranie cen”
mają następujący scenariusz: ludzie, którzy mają w ręku środki przymusu
państwa wykorzystują je, by odbierać pieniądze innym ludziom, którzy
pieniądze te zarobili i dawać je jeszcze innym ludziom, którzy ich nie za-
robili. I to wszystko. Jakakolwiek inna nazwa nadana tej praktyce i tak nie
zmieni jej charakteru, ani na lepsze, ani na gorsze.

Dlaczego więc zwolennicy kontrolowania cen nie chcą się przy-

znać: „Oczywiście, że jestem za kontrolowaniem ludzi. Nie potrzebuję
takich jak wy, którzy mi powiedzą, że kontrolę sprawować można jedynie
nad ludźmi, a nie martwymi przedmiotami lub ideami. Ale nie zapomi-
najcie, że robię to dla ich dobra. Jestem przekonany, że w różnych waż-
nych obszarach gospodarki to ja wiem najlepiej co jest dla nich i dla nas
wszystkich najlepsze.”

Jeżeli nawet ja osobiście nie zgodziłbym się z kimś tak szczerze wy-

powiadającym swe poglądy, to miałbym dla niego pewien podziw. Ktoś
taki ma przynajmniej odwagę przyznać się do swoich przekonań. Na
przykład Robin Hood był rozbójnikiem w pełnym tego słowa znaczeniu,
ale przynajmniej miał więcej odwagi cywilnej niż inni pogardy godni
osobnicy, którzy podkradają się od tyłu do swej ofiary, by zdradliwym
ciosem powalić ją na ziemię.

A może powód naszego preferowania eufemistycznego określenia

„kontrolowanie cen”, w miejsce bliższego prawdzie „kontrolowanie lu-

background image

92

DEAN RUSSELL

dzi” leży głębiej w naszej naturze? Wszyscy z nas wydają się posiadać in-
stynktowną skłonność wspierania innych ludzi, naszych towarzyszy nie-
doli. Zauważamy także, że jest wiele osób potrzebujących jakiejś pomocy,
a nasze możliwości tak są ograniczone. Wobec tego, dając przyzwolenie
władzom na działania kontrolujące możemy jednocześnie zaspokoić na-
sze instynkty charytatywne oraz nasze poczucie fair play. Ponadto ta pro-
sta metoda ma kilka dodatkowych zalet. Kiedy głosujemy za wspieraniem
innych, spełniamy nasz patriotyczny obowiązek dobrych obywateli pole-
gający na uczestniczeniu w pracach rządu. Co więcej, nie musimy – z na-
szej strony – inwestować zbyt wiele wysiłku. I wreszcie, zawsze nam
obiecują, że ktoś inny pokryje koszty takich działań.

Następnym razem, kiedy usłyszymy polityka lub sąsiada opowiada-

jącego się za wspieraniem cen lub kontrolowanymi stawkami czynszu czy
też inną formą dotacji, zapytajmy go, dlaczego jest za kontrolowaniem
ludzi i zmuszaniem innych spokojnych obywateli do robienia tego, co on
uważa za słuszne. Zapytajmy go również, dlaczego proponuje zabieranie
pieniędzy tym, którzy je zarobili i dawanie ich tym, którzy ich nie zarobili.
W tym momencie lepiej będzie jednak uchylić się przed ciosem. A to dla-
tego, że natura ambitnego polityka i człowieka pragnącego zrobić coś
pożytecznego, powodowanego dobrymi intencjami pozwala mu brać pod
uwagę jedynie „pozytywne cele” tych działań i całkowicie lekceważyć
nieczyste środki, które do celów tych wiodą. Tacy ludzie na pewno nie
będą nam wdzięczni za zwrócenie im na to uwagi.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Robert Higgs

Robert Higgs

20. Gdy dochodzi do narodowego zagrożenia,

rząd musi przejąć kontrolę nad gospodarką

20. Rząd musi kontrolować gospodarkę

W przypadku poważnych zagrożeń współcześni Amerykanie na-

tychmiast zwracają się do rządu federalnego, żeby „coś zrobił”, zaś reak-
cja rządu na takie wezwanie polega zwykle na ustanowieniu zwiększonej
kontroli nad gospodarką. W sytuacji podwyższonej gotowości, jaką spo-
wodowały na przykład wojny światowe czy Wielki Kryzys

38

, rząd federal-

ny przedsiębrał za każdym razem szeroki zakres działań mających na
celu zmianę ekonomicznego zachowania ludzi, przesunięcia środków
oraz redystrybucję dochodu. W każdym z tych przypadków rządowi
przypisuje się mądre i skuteczne działanie, niemniej dokładna analiza wy-
darzeń pokazuje, iż owe sukcesy były rzekome i albo w ogóle nie miały
miejsca, albo też nastąpiły raczej niezależnie od rządowej kontroli niż ze
względu na nią.

Nawyk uciekania się do rządu w sytuacji kryzysu to objaw przeko-

nania, iż rząd (a) potrafi rozwiązać problem, (b) posiada moralne prawo
wprowadzania wybranego przez siebie rozwiązania, oraz (c) nie spowo-
duje swoimi działaniami innych problemów, być może poważniejszych
albo nie do rozwiązania, wynikających z tych, które ma aktualnie przed
sobą. Każde z powyższych założeń da się podważyć.

Rządy nie są bezstronnymi, zimnymi automatami zaprogramowa-

nymi tak, by wspierały społeczny interes. Są one zbiorowiskami ludzi wy-
posażonych we władzę nad innymi oraz wykazujących wszelkie charakte-
rystyczne dla normalnych ludzi intelektualne i moralne słabości. Nawet
jeśli ludzie ci okazują dobrą wolę, niszczy ich władza. Wiemy z historii,

38

Załamanie się gospodarki Stanów Zjednoczonych w końcu roku 1929-go, trwa-

jące jeszcze w latach 1930 i 1931 [red.].

background image

94

ROBERT HIGGS

jak poważne ryzyko podejmowali obywatele, kiedy powierzali rządowi
rozwiązanie swoich pilnych problemów godząc się na użycie przymusu.
Ponadto kiedy obywatele domagali się, by państwo reagowało na każdy
dostrzeżony kryzys, zachęcali tym samym rząd, by wymyślał pozorne
kryzysy, usprawiedliwiające ekspansję jego władzy.

W 1917

39

roku państwo pogrążyło naród w wojnie, w której nie-

wielu Amerykanów miało ochotę walczyć. Żeby zdobyć środki niezbęd-
ne do prowadzenia wojny i osiągnięcia zwycięstwa, rząd drastycznie pod-
niósł podatek dochodowy, powołał do wojska prawie trzy miliony męż-
czyzn, ustalił odgórnie ceny mnóstwa strategicznych produktów, interwe-
niował w setkach konfliktów pracowniczych i znacjonalizował istotne ga-
łęzie przemysłu, z telekomunikacją, żeglugą oceaniczną oraz kolejami
międzystanowymi na czele. Po wojnie władze zaniechały większości
z tych posunięć polityki stanu zagrożenia, z wyjątkiem niektórych, takich
jak rządowy nadzór nad flotą handlową, subsydiowanie kredytów rolni-
czych i eksportowych oraz zwiększony podatek dochodowy. Co jednak
najważniejsze, kontrolerzy czasu wojny pod wodzą Bernarda Barucha,
gospodarczego „cara”, szerzyli fałszywe informacje, jakoby Stany Zjed-
noczone zwyciężyły w wojnie raczej d z i ę k i kontroli ekonomicznej,
niż pomimo niej.

Kiedy wybuchł Wielki Kryzys, wiele znamienitych postaci życia po-

litycznego, przypominając sobie tę, jak to głoszono, pomyślną kontrolę
gospodarki sprawowaną w czasie ostatniej wojny, poparło wprowadzenie
podobnej kontroli w celu wyjścia z depresji, którą Sędzia Louis Brandeis
określił jako „stan zagrożenia poważniejszy niż wojna”. Pod przewodnic-
twem byłych przywódców czasu wojny, takich jak Franklin Delano Ro-
osevelt, Felix Frankfurter, George Peek, Hugh Johnson oraz William
G. McAdoo rząd federalny wprowadził Nowy Ład (New Deal), mieszani-
nę nowych subsydiów, podatków, konfiskat, regulacji – oraz zasadę bez-
pośredniego uczestnictwa państwa w rynku, co wyjątkowo silnie zaburzy-
ło i okaleczyło gospodarkę. Kryzys wprawdzie nadal pozostał, ale pod-

39

Stany Zjednoczone przystąpiły do I Wojny Światowej dnia 6 kwietnia 1917

roku. Datę tę uważa się za przełomową dla historii gospodarczej i politycznej Stanów

Zjednoczonych w I połowie XX wieku [red.].

background image

20. RZĄD MUSI KONTROLOWAĆ GOSPODARKĘ

95

ręczniki określiły później FDR

40

i jego „Nowoładowców” jako tych, któ-

rzy „ocalili” gospodarkę i „przywrócili nadzieję”.

Podczas II Wojny Światowej rząd federalny opierał się na rozwiąza-

niach z czasu I Wojny i okresu kryzysu z tą tylko różnicą, że większość
posunięć była jeszcze bardziej radykalna. Rząd przyjął zwięzły system
kontroli cen, płac i czynszów, powołał do wojska dziesięć milionów męż-
czyzn, objął kontrolą produkty strategiczne poprzez nadanie im oficjal-
nych priorytetów i objęcie bezpośrednim nadzorem oraz bezpośrednio
finansował większość inwestycji okresu wojny w nowych zakładach prze-
mysłowych i fabrykach. Jednym słowem rząd stworzył w Ameryce wyjąt-
kową gospodarkę nakazową. I znowu zwycięstwo w wojnie zachęciło
planistów gospodarczych do przypisywania sobie zwycięstwa w zarządza-
niu. I ponownie, kiedy nastał pokój, nie zarzucono wszystkich posunięć
politycznych czasu wojny. Niektóre z nich, takie jak potrącanie podatku
dochodowego z poborów oraz kontrola handlu w celu prowadzenia
„walki ekonomicznej” ciągle jeszcze istnieją, pół wieku po zakończeniu
wojny, w czasie której zostały wprowadzone.

Rząd federalny wyszedł z II Wojny Światowej w bezprecedensowej

glorii skutecznego zarządcy gospodarką. Natychmiastową konsekwencją
było uchwalenie Aktu o Zatrudnieniu (Employment Act) w roku 1946, któ-
ry to akt upoważnił rząd do wzięcia stałej odpowiedzialności za „dopaso-
wanie” gospodarki, zapewniając, że będzie on zawsze prowadził produk-
cję z dużą wydajnością, zapewniał wysokie tempo wzrostu i utrzymywał
niski poziom bezrobocia oraz inflacji. Później Amerykanie już rutynowo
zwracali się do rządu federalnego, szukając rozwiązania kiedykolwiek po-
wstał jakiś problem ekonomiczny, czy był to słaby wzrost gospodarczy,
utrzymujące się ubóstwo, niepowodzenia w konkurencji międzynarodo-
wej czy też rosnące koszty opieki zdrowotnej. Mało kto dostrzegł, że
wiele z tych problemów, o których rozwiązanie społeczeństwo zwracało
się do rządu, było właśnie wynikiem rządowej działalności.

Politycy nigdy nie zapomnieli korzyści, jaką można osiągnąć z do-

strzeżonego kryzysu. Żeby zająć się „kryzysem miejskim” prezydent
Lyndon B. Johnson „wypowiedział wojnę biedzie”. Prezydent Richard
M. Nixon dwa razy ogłaszał stan podwyższonej gotowości narodowej
stawiając całe zastępy pracowników gospodarki w pogotowiu, najpierw
z powodu strajku pocztowców, a potem z powodu dostrzeżonego pro-

40

Franklin Delano Roosevelt.

background image

96

ROBERT HIGGS

blemu braku równowagi płac. Akt o Narodowym Zagrożeniu (National
Emergencies Act
) z roku 1976 i Akt o Międzynarodowym Zagrożeniu dla
Gospodarki (International Emergency Economic Powers Act) z roku 1977 sko-
dyfikowały zbiór uprawnień, składających praktycznie pełną kontrolę
nad międzynarodowym handlem i finansami w ręce każdego prezydenta,
który ogłosi stan podwyższonej gotowości. Uprawnienia te wykorzystano
w szerokim zakresie w latach 1980-90, by odmówić Amerykanom wolno-
ści ekonomicznych i żeby rząd mógł prowadzić walkę ekonomiczną
przeciw takim państwom jak Iran, Libia, Nikaragua i Afryka Południowa.

Jeszcze bardziej szkodliwą niż ustawodawcza oraz instytucjonalna

spuścizna „okresów podwyższonej gotowości” jest ich spuścizna ideolo-
giczna, wyrażająca się u Amerykanów, kiedyś wzorowo samodzielnych
i kierujących się zasadą polegania na sobie samym, w skłonności do pole-
gania na rządzie jako instancji rozwiązującej problemy, i prawdziwe i wy-
imaginowane. Reagując na tę skłonność rząd kładzie swoją ciężką kie-
rowniczą dłoń praktycznie na każdym sektorze gospodarki, od żłobków
począwszy a na giełdzie skończywszy. Rzadko słyszy się pogląd, że jakiś
konkretny sposób państwowej interwencji działa nie tylko w sposób an-
typrodukcyjny czy zbyt kosztowny, lecz również jest sam w sobie niewła-
ściwy i nawet niekonstytucyjny. W świetle dominującej obecnie ideologii
społeczeństwo postrzega zakres dozwolonego działania państwowego
jako nieograniczony. Od sypialni po salę konferencyjną nikogo nie dziwi
interwencja rządu federalnego, a wielu jest nawet zawiedzionych, jeśli
rząd nie interweniuje.

Niestety rząd niszczy dużo skuteczniej niż tworzy. Z samej swej na-

tury rządowi brakuje zdolności do rozwiązania większości problemów
gospodarczych i społecznych. Mając do dyspozycji, w swoich działa-
niach, jedynie przymus nie może wyzwolić pozytywnych i twórczych
ludzkich działań, nie może też doprowadzić do żywej współpracy i har-
monii, jaka pojawia się, kiedy ludzie współpracują ze sobą na zasadzie
dobrowolnej ugody i stowarzyszeń. Współcześni Amerykanie w ogrom-
nej mierze przeceniają to, co rząd może osiągnąć.

Nawet gdyby rząd był bardziej, niż jest, sprawny i wydajny, używa-

nie przezeń przymusu dla osiągnięcia jakichkolwiek celów, byłoby rzeczą
moralnie nie usprawiedliwioną. Kiedy państwo służy interesom w s z y s -
t k i c h ludzi, z wyjątkiem jedynie tych, którzy gwałcą słuszne prawa

background image

20. RZĄD MUSI KONTROLOWAĆ GOSPODARKĘ

97

swoich współobywateli, jego działania mogą być moralnie uzasadnione.
Natomiast w przypadku kiedy brak w jakiejkolwiek sprawie jednogłośne-
go poparcia ze strony wszystkich szanujących prawa obywateli, rząd uży-
wający przymusu staje się niczym innym jak tylko kliką chroniącą niektó-
rych i łamiącą prawa innych. Zbyt często, na przykład przy działaniach
redystrybuujących dochody i przy ustanawianiu większości swoich regu-
lacji prawnych, rząd zachowuje się jak zuchwały drapieżnik. Co więcej,
interwencje rządowe mają zawsze tendencję do rozmnażania się, przed
czym ostrzegał nas James Madison: nowa interwencja prowadzi do „dłu-
giego łańcucha powtórzeń, każda kolejna interwencja stanowi naturalny
produkt poprzedniej”. Rząd rzadko zadowala się załatwieniem tylko jed-
nej sprawy; zwykle każda sprawa prowadzi do następnej.

Stan podwyższonej gotowości narodowej stał się wspaniałą okazją

dla ekspansji władzy federalnej w historii Stanów Zjednoczonych. Kolek-
tywiści wiedzą dobrze – i wykorzystują tę wiedzę – że wojna czy też stan
nadzwyczajny w swej powadze przyrównany do wojny to „zdrowie pań-
stwa”. Tak zwany kryzys opieki zdrowotnej, powodujący i „usprawiedli-
wiający” obfitość rządowych interwencji to tylko najświeższy przykład.
Zatem jeśli Amerykanie mają zachować choć małą część wolności eko-
nomicznej, jaką kiedyś posiadali, muszą nauczyć się stawiać opór wobec
kupczących kryzysem polityków i mass mediów, muszą pamiętać że to,
co dzisiaj robi się w gwałtownym pośpiechu, może spowodować skutki,
których będziemy żałowali przez lata. Przyzywanie rządu federalnego, by
czemuś zaradził, zwykle prowadzi do rozbudowania i utrwalenia proble-
mu, jeszcze bardziej uszczuplając nasze wolności.

Tłum. Jan Kłos

background image

Hans F. Sennholz

Hans F. Sennholz

21. Za mało przepisów i kontroli

oraz chciwość bankierów wywołały kryzys

kas oszczędnościowo-pożyczkowych

21. Kryzys kas oszczędnościowo-pożyczkowych

Alan Greenspan, prezes Systemu Rezerwy Federalnej

41

, zaszokował

świat finansowy w 1990 roku, kiedy dokonał ostatecznego szacunku
kosztów wsparcia dla kas oszczędnościowo-pożyczkowych i uzyskał
sumę pół biliona dolarów. A ukoronowaniem tego podliczenia było
stwierdzenie Sekretarza Skarbu Nicholasa Brady'ego, że to podatnicy mu-
szą ponieść większość obciążeń finansowych będących skutkami tego
wsparcia.

Wszyscy zgodnie przyznają, że mamy tu do czynienia z najwięk-

szym w historii Stanów Zjednoczonych skandalem finansowym. Jak do-
tąd jest to większy skandal niż pomoc finansowa dla Chryslera, Lock-
heeda i miasta Nowy Jork, nawet większy niż koszta związane z niepłace-
niem długów przez kraje Trzeciego Świata. W przeszłości taki skandal
byłby pewnie zignorowany jako złośliwa anegdota zarówno absurdalna,
jak i niemożliwa. Niemniej pozostaje on równie realny, jak straty i ban-
kructwa kas oszczędnościowo-pożyczkowych.

Wielkie oburzenie budzi też fakt, iż większość winowajców uniknę-

ła kary. Ustawodawcy i urzędnicy państwowi, którzy stworzyli system
oszczędnościowo-pożyczkowy w latach 30-tych opuścili dawno scenę
polityczną, a niektórzy i scenę życia, i już nie mogą być pociągnięci do
odpowiedzialności. Żyje jednak wielu z tych, którzy pomogli w ukształ-

41

System Rezerw Federalnych – sieć banków, utworzona mocą ustawy (Federal Re-

serve Act) w 1913 roku. Ustawa podzieliła Stany Zjednoczone na 12 dystryktów, w których

znajdują się banki rezerw federalnych, prowadzące politykę stabilizacji dolara i rynków fi-

nansowych [red.].

background image

21. KRYZYS KAS OSZCZĘDNOŚCIOWO-POŻYCZKOWYCH

99

towaniu struktury kas, przygotowali i wprowadzili Akt o Zniesieniu Re-
strykcji Wobec Instytucji Depozytowych i o Kontroli Pieniężnej (Deposi-
tory Institutions Deregulation and Monetary Control Act
) z 1980 roku, który
wzniecił ogień inflacji oraz ustawę St. Germain (Garn-St. Germain Act)
z 1982 roku, która zachęciła do nieuczciwych bilansów i podejrzanej
księgowości. Teraz ci ludzie umywają ręce.

Kilku polityków właściwie zapłaciło cenę nominalną za szkody,

które wyrządzili. Poseł Fernand St. Germain z Rhode Island, współautor
ustawy, która jeszcze pogorszyła ówczesną sytuację, przegrał w drugiej
turze wyborów. Przewodniczący [Izby Reprezentantów] Jim Wright, któ-
ry nękał urzędników federalnych, chcąc coś uzyskać dla swoich ulubio-
nych bankierów z kas oszczędnościowo-pożyczkowych, w końcu podał
się do dymisji okryty niesławą. Zagrożonych jest pięciu senatorów, po-
nieważ działali na rzecz ludzi wspierających ich wielkimi sumami w kam-
panii wyborczej. Niemniej trudno się spodziewać, by którykolwiek repre-
zentant czy senator stracił chociaż centa wobec tego fiaska. W rzeczywi-
stości sami, sobie również, przegłosowali kilka podwyżek wypłat i eme-
rytur.

Politycy, którzy stworzyli i wspierali system, skwapliwie wskazują na

bankierów jako tych, którzy wykorzystali okazję do rozgłosu i kradzieży.
Około 50 urzędników i księgowych z kas oszczędnościowych już zostało
skazanych, a jeszcze więcej prawdopodobnie spotka kara, w miarę jak
postępuje śledztwo. Niemniej nawet gdyby znaleziono kilkuset niekom-
petentnych i skorumpowanych właścicieli i dyrektorów, to i tak ich liczba
jest nieznaczna w porównaniu z liczbą około 50 000 pracowników za-
trudnionych w tej gałęzi finansów. Z pewnością liczba przestępców w tej
branży nie przekroczyła nigdy 1 % zatrudnionych, aczkolwiek jest rzeczą
oczywistą, iż ponad połowa ustawodawców utworzyła i ukształtowała
system i że urzędnicy państwowi prowadzili go krok po kroku.

Największe jednak oburzenie budzi brak zainteresowania przyczy-

nami klęski ze strony Kongresu. Nie ma przesłuchań, żadnego badania
sprawy, żadnych wyznaczonych prokuratorów, nie ma nawet dyskusji
w komisjach na temat rzeczywistych przyczyn skandalu. Kongres w spo-
sób widoczny pomija rzeczywisty problem.

Przyczyn tego podejrzanego milczenia może być tak wiele jak gło-

sów sprzeciwiających się przesłuchaniom i dochodzeniom. Niewątpliwie
niektórzy ustawodawcy są przekonani, że już znaleźli odpowiedź, która

background image

100

HANS F. SENNHOLZ

brzmi: brak odpowiedzialności i zachłanność bankierów. W dodatku wie-
le gazet i mediów podziela tę opinię, która w konsekwencji uniewinnia
ustawodawców.

Owo podejrzane milczenie może także ukrywać świadomość winy.

Wielu ustawodawców nie tylko głosowało za systemem, lecz także go
stosowało i nadal stosuje dla swoich własnych celów. Stowarzyszenia
oszczędnościowo-pożyczkowe oraz inne instytucje dotowane i kierowane
przez rząd należą do najbardziej hojnych darczyńców w funduszach zbie-
ranych na kampanie wyborcze dla reelekcji polityków, którzy uchwalają
ustawy i zarządzenia warunkujące istnienie kas oszczędnościowo-pożycz-
kowych. Dotacje na reelekcję urastają do wielu milionów dolarów, wspie-
rając polityczne i finansowe losy beneficjentów. Z pewnością jakiekol-
wiek dochodzenia przeprowadzone przez Kongres odkryłyby szybko po-
wiązania raczej kłopotliwe dla ustawodawców.

Opinia publiczna, mająca zawsze gotową odpowiedź na wszystko,

zwykle wskazuje na „rozluźnioną” administrację Reagana oraz lekko-
myślny przemysł. Opinia ta nie opiera się o teorie ani analizy, nie podaje
argumentów ani też nie dowodzi na podstawie klarownych zasad. W spo-
sób niejasny i eklektyczny opinia publiczna trzyma się prosto rozumia-
nych pojęć dobra i zła, nakazu i posłuszeństwa. Zrzuca winę na złych
bankierów i leniwych urzędników, zaniedbujących swoje funkcje nad-
zoru.

W istocie zachłanność bankierów i zaniedbania urzędników to je-

dynie widzialne objawy dużo większego zła. Prawdziwa przyczyna klęski
to sama struktura finansowa ukształtowana przez ustawodawców i kiero-
wana przez urzędników; oni wspólnie stworzyli kartel, który – podobnie
jak wszystkie inne monopolistyczne twory – płata figle swoim ofiarom.

Struktura systemu oszczędnościowo-pożyczkowego została wznie-

siona raczej na fundamencie siły rządu niż dobrowolnej kooperacji. Licz-
ne ustawy i regulacje utrzymują ją w całości, mimo osłabienia gorączką
inflacji lat 70-tych oraz rosnącą konkurencją instytucjonalną w latach 80-
tych. Znacznie ucierpiała w czasie administracji Nixona, Forda i Cartera,
które podniosły oprocentowanie daleko powyżej stawek, jakie pozwalano
kasom płacić i pobierać. Kiedy oszczędzający wycofali swoje depozyty
i zwrócili się do bardziej dochodowych funduszów rynkowych, kasy
oszczędnościowo-pożyczkowe zostały złapane w kleszcze inflacji i regu-

background image

21. KRYZYS KAS OSZCZĘDNOŚCIOWO-POŻYCZKOWYCH

101

lacji. Podniesienie oprocentowania z kolei spowodowało wzrost kosztów
lokowania funduszy kas, pierwotnie głównie w długoterminowe hipoteki.
Wszystkie kasy doznały druzgocących strat. Aż dziw bierze, że niektó-
rym udało się przetrwać.

W rozpaczy nad tonącym statkiem, ustawodawcy ostatecznie zgo-

dzili się na „deregulację”, to znaczy złagodzili niektóre przepisy, za-
ostrzając jednocześnie inne. Uchwalili Akt o Zniesieniu Restrykcji Wobec
Instytucji Depozytowych i o Kontroli Pieniężnej, który redukował wy-
magania nagromadzenia rezerw dla Rezerwy Federalnej przez instytucje
członkowskie o około 43 % oraz zaostrzył kontrolę Rezerwy Federalnej
nad instytucjami finansowymi.

Obniżenie wymagań rezerw jest dolewaniem paliwa do ognia infla-

cji. Ponad 40 % redukcja, jakiej doświadczyły banki członkowskie, to
sprawa bezprecedensowa tak co do zakresu jak i rozmiarów. Spowodo-
wała ona zalanie rynków finansowych nowymi kredytami, powodując
gwałtowny wzrost oprocentowania do 20 % pierwotnej stawki oraz przy-
spieszyła inflację, która osiągnęła oszałamiający poziom 18 %. W celu
kontroli inflacji cenowej administracja Cartera odwołała się do Aktu
o Kontroli Kredytów (Credit Control Act) z 1969 roku i rozpoczęła kon-
trolowanie nie tylko banków, lecz także instytucji oszczędnościowych
oraz konsumentów-pożyczkobiorców, takich jak sprzedawcy detaliczni
oraz sprzedawcy samochodów.

Akt o Zniesieniu Restrykcji Wobec Instytucji Depozytowych

i o Kontroli Pieniężnej rozszerzył kontrolę kredytów przez Rezerwę Fe-
deralną drogą nałożenia wymagań rezerw na wszystkie zawierane trans-
akcje. Jednocześnie wymagano od jednostek kredytowych, banków, insty-
tucji oszczędnościowo-pożyczkowych oraz niezrzeszonych banków, żeby
trzymały swoje rezerwy w Bankach Rezerwy Federalnej. Jednym słowem
rozszerzenie kontroli Systemu Rezerwy Federalnej oraz ekspansja fundu-
szów rezerw federalnych bardzo zacisnęły kleszcze, mające zmiażdżyć
ponad 3 000 instytucji oszczędnościowych.

Kasy oszczędnościowo-pożyczkowe stanowią część amerykańskie-

go kartelu finansowego, zbudowanego na ustawodawstwie i regulacji.
Warunek składania federalnego depozytu wprowadzono w roku 1933, by
zapobiec powtórzeniu się smutnej sytuacji banków z okresu Wielkiego
Kryzysu. Niestety ubezpieczenie rządowe ma działanie samoniszczące.
Im większa ochrona rządu, tym większe ryzyko, które ubezpieczani mają

background image

102

HANS F. SENNHOLZ

ochotę podjąć. W pełni ubezpieczeni oszczędzający nie mają żadnego
bodźca do wybierania raczej solidnego, niż źle zarządzanego banku.
Ubezpieczenie z udziałem federalnego depozytu przyczyniło się do kom-
pletnego fiaska kas oszczędnościowo-pożyczkowych.

Podobnie jak w przypadku wielu programów rządowych, które nie

przyniosły pożądanych efektów, system kas zrodził się z dobrych intencji
oraz ekonomicznej ignorancji. Niestety ekonomiczna niewiedza polity-
ków oraz urzędników państwowych często nawiedza również zwykłych
ludzi. Obecnie nawiedziła Amerykanów, którzy znaleźli się przed olbrzy-
mim zadaniem zapłacenia rachunku na sumę około 500 miliardów do-
larów.

Tłum. Jan Kłos

background image

John Semmens

John Semmens

22. Rządowa deregulacja linii lotniczych

zakończyła się fiaskiem

22. Fiasko deregulacji linii lotniczych

Przez ostatnich 15 lat komercyjne linie lotnicze w Stanach Zjedno-

czonych wolne były w zasadzie od ekonomicznej kontroli państwa. Kry-
tycy tej niezależności dowodzili zdecydowanie, iż deregulacja w branży
przelotów pasażerskich nastąpiła z uszczerbkiem dla pasażerów. Za każ-
dym razem, kiedy dochodzi do katastrofy lotniczej lub kiedy któraś z linii
lotniczych ponosi znaczne straty finansowe, krytycy ci winą za taki stan
rzeczy obarczają właśnie deregulację.

Katastrofy lotnicze i straty finansowe nie są jednak naprawdę istot-

nym dowodem na to, że deregulacja była posunięciem niewłaściwym.
Ograniczając kontrolę państwa nikt nie obiecywał przecież, że spadnie
liczba katastrof lotniczych, nikt nie dawał też gwarancji nieprzerwanych
zysków dla wszystkich towarzystw lotniczych. Jeżeli jednak weźmiemy
pod uwagę bardziej wszechstronne mierniki kondycji lotnictwa po dere-
gulacji uzyskamy rezultaty diametralnie różne od tych, jakie wynikają
z zarzutów stawianych przez krytyków deregulacji.

Jednym z problemów związanych z deregulacją określonej gałęzi

gospodarki jest ograniczenie istniejącej tam wcześniej konkurencji. Ogra-
niczenie konkurencji w branży lotniczych przewozów pasażerskich
w okresie 40 lat (1938-1978) – kiedy branża ta podlegała kontroli pań-
stwa – stało się już prawie legendą. W tym okresie Izba Lotnictwa Cywil-
nego (Civil Aeronautics Board) – rządowa agencja regulacyjna lotnictwa pa-
sażerskiego – sprzeciwiała się tworzeniu nowych towarzystw lotniczych
o zasięgu krajowym. Obsługiwanie nowych rynków stawało się coraz
trudniejsze. Bez względu na to, jak bardzo potencjalni klienci oczekiwali
lub potrzebowali utworzenia nowych linii lotniczych, nie można było ich

background image

104

JOHN SEMMENS

tworzyć bez pozwolenia władz. A otrzymanie takiego pozwolenia wyma-
gało przystąpienia do czasochłonnych i kosztownych rozmów regulacyj-
nych. Utworzenie nowej linii za przyzwoleniem władz często oznaczało
przyznanie monopolistycznego prawa do obsługi konkretnego połącze-
nia. Konkurencja prowadzona w oparciu o cenę była praktycznie rzecz
biorąc zakazana.

Reżim regulacyjny dla większości pasażerów zwiększył niewygody

i koszty podróżowania samolotami. Odwrotnie było po deregulacji – do-
szło do znacznego zwiększenia wygody oraz obniżenia cen biletów lotni-
czych dla większości podróżnych. Tymi, którzy stracili na deregulacji naj-
więcej, byli prawnicy pobierający wynagrodzenie za uczestnictwo
w uciążliwym procesie regulacyjnym, urzędnicy administracji państwowej
przeniesieni do bardziej użytecznej pracy oraz mniejszościowa grupa pa-
sażerów, tych którzy zyskiwali wcześniej, gdy proces kontroli państwa
w lotnictwie cywilnym wymuszał na innych pasażerach subsydiowanie
ich biletów lotniczych.

Post-deregulacyjne bankructwa nieefektywnych towarzystw lotni-

czych są zjawiskiem, którego można się spodziewać w normalnie funk-
cjonującym konkurencyjnym środowisku. W warunkach wolnego rynku
wiele – a nawet większość – firm może upaść, zaś na rynku pozostają te,
które cechuje większa efektywność lub które oferują lepsze wyroby czy
usługi. Przedsiębiorstwa, których działalność okazuje się mniej wydajna
oraz firmy oferujące mniej poszukiwane produkty muszą przegrać walkę
konkurencyjną. Taka cykliczność jest nieodłącznym elementem zdrowej
gospodarki, podczas gdy przepisy, które zakłócają ten proces, torują dro-
gę na rynek mniej poszukiwanym produktom, zaś mniej wydajne metody
produkcji prowadzą do mało efektywnego gospodarowania ograniczony-
mi zasobami i środkami dostępnymi w gospodarce.

Niektórzy przeciwnicy deregulacji z trudem znajdują argumenty na

poparcie swego punktu widzenia w sytuacji, w której pozytywne zmiany
osiągnięte dzięki deregulacji, a polegające na podniesieniu jakości obsługi
oraz obniżeniu cen biletów lotniczych, są łatwo zauważalne. Utrzymują
oni, że zmiany te osiągnięto kosztem pogorszenia warunków bezpieczeń-
stwa. Twierdzą, że presja konkurencji ukierunkowana na zwiększenie
efektywności działań sprawiła, iż linie lotnicze zaczęły skąpić środków na

background image

22. FIASKO DEREGULACJI LINII LOTNICZYCH

105

zapewnienie bezpieczeństwa. I natychmiast, na poparcie tego zarzutu, cy-
towany jest przykład pierwszej z brzegu katastrofy lotniczej.

Argument według którego deregulacja wpłynęła na pogorszenie

warunków bezpieczeństwa w lotnictwie cywilnym jest zarówno nielogicz-
ny, jak i bezpodstawny. Po pierwsze, pomimo deregulacji wprowadzonej
w roku 1978, władze utrzymały swą kontrolę nad przepisami dotyczący-
mi bezpieczeństwa. Zakres kompetencji regulacyjnych Federalnego Za-
rządu Lotnictwa (Federal Aviation Administration) nie został zmniejszony
przez ustawę deregulacyjną ani o jotę. Jeżeli pojawiają się problemy zwią-
zane z bezpieczeństwem, to nie za sprawą braku uprawnień władz do
określania w tej sferze zasad i przepisów. To właśnie Federalny Zarząd
Lotnictwa blokował przez ponad dziesięć lat wprowadzenie w życie sys-
temu unikania kolizji powietrznych opracowanego przez sektor prywatny.
Jednocześnie, gdy Federalny Zarząd Lotnictwa nie śpieszył się zbytnio
z wprowadzeniem nowatorskich zasad bezpieczeństwa powietrznego
w ruchu pasażerskim, podatki nałożone na pasażerów podróżujących
służbowo – które miały być wykorzystane na wprowadzenie w życie tych
zasad – zostały decyzją Kongresu przeznaczone na inny cel.

Po drugie, nie ma powodu, by zakładać z góry, iż przepisy regula-

cyjne zaprojektowane w celu ograniczenia konkurencji przyczynią się do
podniesienia poziomu warunków bezpieczeństwa. W rzeczywistości, po-
nieważ kontrola państwa doprowadziła do wprowadzenia w wielu przy-
padkach bardziej okrężnych tras podnosząc tym samym koszty samego
latania, wydaje się prawdopodobne, że regulacja mogła przyczynić się do
pogorszenia warunków bezpieczeństwa. Przy tej właśnie bardziej okręż-
nej organizacji lotów obowiązującej w ramach starego systemu kontroli
państwowej większa liczba pasażerów musiała spędzać więcej czasu w sa-
molotach wykonujących większą liczbę startów i lądowań, narażając ich
tym samym na większe niebezpieczeństwo. Co więcej, niższe ceny bile-
tów lotniczych w ramach uwolnionego systemu zwiększyły ilość ludzi,
którzy „przesiedli” się na samoloty z innych środków transportu. Naj-
większą grupę stanowili ci, którzy dotąd jeździli samochodami. W przeli-
czeniu na pasażero-milę, w przypadku podróżowania samochodem na
dalsze trasy, prawdopodobieństwo wypadku śmiertelnego jest o około
100 razy większe niż w przypadku podróży lotniczej. W konsekwencji,
deregulacja najprawdopodobniej ratuje życie ponad tysiąca osób rocznie
od chwili jej wprowadzenia w roku 1978.

background image

106

JOHN SEMMENS

Po trzecie, nie ma po prostu dowodów na to, że deregulacja wpły-

nęła na pogorszenie warunków bezpieczeństwa. W okresie 15 lat od
wprowadzenia deregulacji liczba katastrof lotniczych oraz ich ofiar była
mniejsza niż w okresie 15 lat przed deregulacją, a wszystko to mimo fak-
tu, że liczba pasażerów podróżujących samolotami uległa od roku 1978
podwojeniu. Nie ma też dowodów na to, że linie lotnicze skąpią środków
na zapewnienie odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa podróżnych.
Statystyka pokazuje, że udział wydatków na bezpieczeństwo w strukturze
całkowitych wydatków linii lotniczych utrzymywał się na tym samym po-
ziomie i w okresie przed, i w okresie po deregulacji.

Może najlepszym dowodem na to, że podróżowanie samolotem

jest bezpieczniejsze po deregulacji jest fakt, iż składki ubezpieczeniowe
towarzystw lotniczych uległy obniżeniu. Instytucje ubezpieczeniowe osią-
gają zyski tylko wtedy, gdy kwota składek przekracza kwotę wypłacanych
odszkodowań. Jeżeli dochodzi do obniżenia składek oznacza to, że także
wypłacane odszkodowania są mniejsze. To kolejny dowód na to, że lata-
nie od chwili wprowadzenia deregulacji jest bezpieczniejsze.

Deregulacja branży lotnictwa cywilnego nie tylko nie zakończyła się

fiaskiem, ale przyniosła ogromny sukces. A dlaczego miałoby być ina-
czej? Odkąd Adam Smith w roku 1776

42

napisał o „niewidzialnej dłoni”,

mieliśmy czas, by się przekonać, że wolny rynek jest potężną siłą ukie-
runkowującą ludzkie wysiłki w sposób efektywny i korzystny. Fakt, iż po-
dróżowanie samolotami w erze post-deregulacyjnej jest tańsze, wygod-
niejsze i bezpieczniejsze nie powinien nikogo dziwić. Dziwić może jedy-
nie fakt, że znalazł się ktoś, kto poważnie zaproponował, by ponownie
przywołać nieudolną „widzialną dłoń” państwa i zniweczyć korzyści,
które przyniosła nam deregulacja.

Tłum. Marek Albigowski

42

Pojęcie „niewidzialnej dłoni rynku” wprowadził w XVIII w. Adam Smith

w swoim dziele cytowanym zwykle jako Bogactwo narodów. Patrz przyp. 65 na str. 191 [red.].

background image

Paul L. Poirot

Paul L. Poirot

23. Jeżeli wolna przedsiębiorczość naprawdę działa,

to co było przyczyną Wielkiego Kryzysu?

23. Co było przyczyną Wielkiego Kryzysu?

Wyliczanie dzisiaj błogosławieństw i zalet konkurencyjnej prywat-

nej przedsiębiorczości na jakimkolwiek forum niechybnie wywoła głos
protestu: „No dobrze, jeśli system wolnej przedsiębiorczości jest tak cu-
downy, to jak wytłumaczymy bezrobocie, upadki banków oraz wielki kry-
zys gospodarczy w początkach lat 30-tych? Czy okresowe depresje to
nieunikniony koszt wolności?”

Rzecz jasna, wolna przedsiębiorczość nie eliminuje i nie wyklucza

ludzkich błędów czy też niepowodzeń w prowadzeniu interesów. Wol-
ność wyboru, posługiwanie się własnym osądem we własnym postępo-
waniu i w prowadzeniu przedsiębiorstwa dopuszcza popełnianie błędów,
ale też umożliwia rozwój, postęp i sukces. Jesteśmy wszak istotami ludz-
kimi, które błądzą, słusznie zatem możemy się spodziewać, że niektóre
nasze przedsięwzięcia zakończą się niepowodzeniem. Nie można wobec
tego zupełnie wyeliminować ludzkiego niepowodzenia, chociaż można
zlokalizować szkody. I to stanowi jedną z zalet konkurencyjnej prywatnej
przedsiębiorczości – otóż karę za niepowodzenia ponoszą właśnie ci,
którzy ich doznają, a nie całe społeczeństwo. Z kolei największe zyski
mają ci, których współobywatele uznają za najbardziej godnych sukcesu.
I to się nazywa samoodpowiedzialność – czyli druga strona medalu z na-
pisem „wolność własnego wyboru”. Ponoszenie konsekwencji swoich
błędów oznacza optymalizację odpowiedzialnego działania człowieka
w społeczeństwie. Taka jest pierwotna racja przewagi systemu wolnej
przedsiębiorczości nad jedynie możliwą alternatywą: systemem centralne-
go planowania, odgórnej kontroli, dyktatury, w której pojedyncze osoby
popełniają wszystkie błędy, zwykle na wielką skalę i zawsze kosztem ko-

background image

108

PAUL L. POIROT

goś innego. Wielka słabość socjalizmu polega właśnie na tym, że nikt –
ani przywódcy, ani ich zwolennicy – za nic nie odpowiada. Winę ponosi
zawsze kto inny.

Taki mechanizm powoduje także i to, że obrońcy centralnego pla-

nowania i państwowej kontroli mają skłonność do zrzucania winy za
Wielki Kryzys na innych i chętnie robią z wolnej przedsiębiorczości ko-
zła ofiarnego. Wszelako ani w teorii, ani w praktyce odpowiedzialnego
indywidualizmu, w którym jednostki ponoszą odpowiedzialność za swoje
nieuniknione błędy, nie można znaleźć niczego, co by wyjaśniało Wielki
Kryzys, jaki nastąpił po okresie prosperity zakończonym krachem w 1929
roku. Takie masowe wstrząsy społeczne wymagają innych wyjaśnień.

Badanie zdarzeń i przyczyn I Wojny Światowej pokazuje, że nasz

własny rząd przez długi okres na wiele sposobów hamował wolną przed-
siębiorczość. Od 1913 roku mieliśmy politycznie kontrolowany centralny
system bankowy, zdolny do nieodpowiedzialnego i niekontrolowanego
rozszerzania podaży pieniądza i kredytów, co przecież stanowi maszynę
napędową inflacji. Maszynę tę stosowano z jednostajną regularnością by
sfinansować, wprowadzić, zakamuflować i wreszcie zrekompensować
skutki wielu kosztownych programów państwowego interwencjonizmu.
Żeby ukarać oszczędnych i tych, którzy odnieśli sukces, wprowadziliśmy
progresywny podatek dochodowy. Państwo regulowało i kontrolowało
transport, zakłady świadczące publiczne usługi oraz wiele przedsię-
biorstw prywatnych. Wiele ustaw przyznających specjalne środki przymu-
su zarządcom zorganizowanej pracy powstało w okresie I Wojny Świato-
wej. Z kolei lata 20-te to szczególny okres eksperymentowania na szero-
ką skalę z programami rozwoju rolnictwa. Mieliśmy ustawodawstwo do-
tyczące płacy i czasu pracy, cen minimalnych oraz wielu innych form
protekcjonizmu i państwowej kontroli. Jednakże najgorszym zjawiskiem
była rosnąca inflacja wyrastająca z deficytu związanego z finansowaniem
wydatków wojennych oraz ze sztucznie zaniżaną, przez zarząd Rezerwy
Federalnej

43

, stopą procentową w latach 20-tych.

Rządowa polityka tanich pieniędzy w czasie wojny i po jej zakoń-

czeniu doprowadziła – wówczas – do prywatnej spekulacji oraz do inwe-
stycji środków w niepewnych przedsięwzięciach, podobnie zresztą jak to
się dzieje obecnie. W okresie prosperity zawsze dochodzi do złych inwesty-

43

Patrz przyp. 41 na str. 98.

background image

23. CO BYŁO PRZYCZYNĄ WIELKIEGO KRYZYSU?

109

cji środków, bowiem ludzie łudzą się, że państwo będzie wciąż propago-
wało łatwe pieniądze – czyli inflację. Przedłużająca się inflacja tylko
chwilowo kryje różnorakie błędne decyzje, jakie podejmują prywatni
przedsiębiorcy, co z kolei kusi innych do popełniania podobnych błędów,
zamiast powrotu do trudniejszych, ale pewniejszych inwestycji. W sytu-
acji kiedy rząd „pompuje” pieniądze w gospodarkę, wszystkie firmy chęt-
nie biorą pożyczki, co w końcu prowadzi do zbytniego obciążenia ban-
kierów i pojawiania się „złych” kredytów.

Krach 1929 roku to przede wszystkim krach zaufania do zdrowej

polityki pieniężnej rządu, do rządowego dolara. Ku przerażeniu wszyst-
kich odkryto, że państwowy interwencjonizm czy socjalizm wcale nie
funkcjonuje tak, jak obiecano. Sama wolna przedsiębiorczość może do-
konać cudów w zakresie produktywności, jednakże jest zupełnie niezdol-
na do wywołania wielkiego „boomu” spekulacyjnych złych inwestycji,
który nieuchronnie kończy się kryzysem gospodarczym i depresją.

Podstawowe pytanie powinno zatem brzmieć: „Jeśli państwowa

kontrola (czyli socjalizm) jest tak cudowna, to skąd się wziął Wielki Kry-
zys?” To, co się stało w 1929 roku – i co się zawsze dzieje gdy polityczne
interwencje czynią cenę różnych czynników produkcji wyższą od ich
wartości rynkowej, powodując nieopłacalność produkcji, a w konsekwen-
cji unieruchomienie fabryk i bezrobocie – przypisać należy socjalizmowi,
a nie wolnej przedsiębiorczości.

Tłum. Jan Kłos

background image

Murray R. Rothbard

Murray R. Rothbard

24. Zbieranie danych statystycznych

jest właściwą funkcją państwa

24. Zbieranie danych jest funkcją państwa

Nasz wiek jest wiekiem statystyki. W kraju i okresie historycznym,

w którym oddaje się cześć danym statystycznym jako informacjom su-
pernaukowym, stanowiącym klucz do wszelkiej wiedzy, zalewa nas po-
wódź wszelkiego rodzaju danych. Ich głównym źródłem jest państwo.
Kiedy firmy prywatne i stowarzyszenia branżowe zbierają i publikują
pewne dane statystyczne, ograniczają się zwykle do konkretnych potrzeb
określonych sektorów gospodarki. Większość dostępnych danych jest
jednak zbierana i publikowana przez państwo. Ogólne dane statystyczne
na temat kondycji gospodarki czy też popularne dane co do wielkości
„produktu krajowego brutto”, które pozwalają każdemu ekonomiście za-
mienić się w jasnowidza i przepowiadać koniunkturę gospodarczą, po-
chodzą właśnie od państwa. Co więcej, wiele danych statystycznych to
produkty uboczne innych działań podejmowanych przez władze: z urzę-
du skarbowego pochodzą dane podatkowe, z biur zatrudnienia uzyskać
można informacje na temat poziomu bezrobocia, z urzędów celnych –
dane na temat handlu zagranicznego, z Systemu Rezerwy Federalnej

44

dane na temat bankowości itd. A w miarę rozwoju nowych technik staty-
stycznych powoływane są nowe biura administracji państwowej, które
zajmują się ich udoskonalaniem i praktycznym wykorzystaniem.

Gwałtowny wzrost liczby statystyk państwowych musi wiązać się

dla libertarianów z kilkoma negatywnymi skutkami. Po pierwsze oczywi-
stym jest, iż zbyt wiele zasobów i środków przeznaczanych jest na zbiera-
nie i przetwarzanie danych statystycznych. W warunkach całkowicie wol-
nego rynku wielkość siły roboczej, ziemi oraz kapitału wykorzystywa-

44

Patrz przyp. 41 na str. 98.

background image

24. ZBIERANIE DANYCH JEST FUNKCJĄ PAŃSTWA

111

nych do pozyskiwania i obróbki danych statystycznych uległaby zmniej-
szeniu do niewielkiego ułamka wartości obecnej. Wydatki samego rządu
federalnego w tym zakresie szacowane są na kwoty rzędu setek milionów
dolarów.

Po drugie, większość danych statystycznych pozyskiwana jest za

pośrednictwem środków przymusu stosowanych przez państwo. Nie
oznacza to jedynie, że dane takie są wytworem niemile widzianych prak-
tyk, oznacza to, że rzeczywisty koszt uzyskania tych statystyk ponoszony
przez obywateli amerykańskich jest faktycznie dużo wyższy niż pieniądze
z podatków wydawane na ten cel przez agencje rządowe. Prywatny biz-
nes i konsumenci muszą ponosić ciężar kosztów prowadzenia ewidencji,
sprawozdawczości i podobnych działań wymaganych w ramach państwo-
wego systemu pozyskiwania informacji. Co więcej, takie dodatkowe
koszty stałe stanowią stosunkowo poważne obciążenie szczególnie dla
małego biznesu, który nie jest odpowiednio wyposażony, by zadośćuczy-
nić tego rodzaju biurokratycznym wymogom. W konsekwencji te na
pierwszy rzut oka niepozorne dane statystyczne stanowią dla małego biz-
nesu kulę u nogi i przyczyniają się do zaostrzenia warunków panujących
w gospodarce Stanów Zjednoczonych.

Są jednak także inne ważne – choć nie tak oczywiste – powody, dla

których libertarianie spoglądają na dane statystyczne z dezaprobatą. Po-
zyskiwanie danych oraz ich opracowanie nie tylko wychodzi poza funkcję
państwa obejmującą ochronę obywateli i własności, nie tylko jest to przy-
kład niewłaściwego przeznaczenia i marnotrawstwa zasobów ekono-
micznych i nie tylko nadmiernie obciąża podatników, gospodarkę, mały
biznes i konsumenta. Dane statystyczne, co ważniejsze, mają kluczowe
znaczenie dla wszelkich bez wyjątku działań państwa o charakterze inter-
wencjonistycznym i socjalistycznym. Konsumenci jako jednostki, doko-
nując codziennych zakupów, mają niewielką potrzebę posiadania danych
statystycznych. Za pośrednictwem reklamy, informacji uzyskanych od
znajomych oraz poprzez własne doświadczenie, wyrabiają sobie pogląd
na temat sytuacji na otaczających ich rynkach. To samo dotyczy przedsię-
biorstw. Biznesmeni także muszą określić wielkość konkretnego rynku,
określić ceny dóbr, w które muszą się zaopatrzyć, oraz ceny sprzedawa-
nych przez siebie towarów, prowadzić księgowość kosztową w celu okre-
ślenia kosztów swej działalności itd. Jednak żadne z tych działań faktycz-
nie nie opiera się na poszukiwaniu danych statystycznych o gospodarce

background image

112

MURRAY R. ROTHBARD

przetrawionych wcześniej przez władze federalne. Biznesmeni, podobnie
jak konsumenci, zapoznają się z rynkiem, na którym funkcjonują, po-
przez swe codzienne doświadczenie praktyczne.

Urzędnicy państwowi i reformatorzy opowiadający się za kontrolą

państwa są w całkowicie innej sytuacji. Są oni zdecydowanie poza ryn-
kiem. Dlatego, by zdobyć „dojście” do sytuacji, której planowania i refor-
mowania się podjęli, muszą uzyskać informacje, które nie pochodzą
z osobistego, codziennego doświadczenia. Jedyną formą, jaką takie infor-
macje mogą przybierać, jest postać danych statystycznych

45

. Dane staty-

styczne są oczami i uszami biurokratów, polityków i socjalistycznych re-
formatorów. Tylko za pośrednictwem danych statystycznych mogą się
oni bowiem zorientować – lub przynajmniej wyrobić jakiś pogląd – co do
sytuacji w gospodarce

46

. Tylko dzięki statystyce mogą się oni dowiedzieć,

ilu ludzi w podeszłym wieku cierpi na krzywicę, ilu młodych ludzi ma
próchnicę lub ilu Eskimosów potrzebuje nowych futer z foki. Tylko
w ten sposób, dzięki danym statystycznym, mogą owi interwencjoniści
dowiedzieć się, kto i czego potrzebuje w gospodarce i ile pieniędzy fede-
ralnych oraz w którą stronę należy skierować. I wreszcie tylko dzięki da-
nym statystycznym władze federalne mogą podjąć błędne z samego zało-
żenia próby planowania, regulowania, kontrolowania i reformowania róż-
nych sektorów – a nawet narzucania centralnego planowania i usocjali-
styczniania całej gospodarki. Jeżeli na przykład państwo nie otrzymywa-
łoby danych na temat kolei, jak mogłoby podjąć się regulowania stawek
biletów kolejowych, finansów kolejnictwa i innych spraw tego sektora?
Jak władze mogłyby wprowadzić mechanizmy kontroli cen, jeżeli nie
wiedziałyby, jakie towary zostały sprzedane oraz jakie ceny przeważały na

45

Niedoskonałości danych statystycznych w porównaniu z wiedzą osobistą

wszystkich uczestników wykorzystywaną na rynku omawia w sposób wielce pouczający

F. A. Hayek w Individualism and the Economic Order (Chicago: University of Chicago Press,

1948), Rozdział 4. Zob. także Geoffrey Dobbs, On Planning the Earth (Liverpool: K. R. P.

Publications, 1951), str. 77-86.

46

Już w roku 1863 Samuel B. Ruggles, amerykański delegat na Międzynarodową

Konferencję Statystyczną w Berlinie stwierdził: „Dane statystyczne są oczyma męża stanu

umożliwiającymi mu analizowanie i śledzenie w sposób jasny i czytelny całej struktury

gospodarki i państwa.” Na temat dalszych informacji odnoszących się do powiązań po-

między danymi statystycznymi, statystykami oraz państwem zob. Murray N. Rothbard,

The Politics of Political Economists: Comment, The Quarterly Journal of Economics (November

1960), str. 659-65. Zob. także: Dobbs, op. cit.

background image

24. ZBIERANIE DANYCH JEST FUNKCJĄ PAŃSTWA

113

rynku? Dane statystyczne – powtórzmy raz jeszcze – są oczami i uszami
interwencjonistów: reformatorów-intelektualistów, polityków oraz biuro-
kratów rządowych. Jeżeli pozbawiłoby się ich tych podstawowych wy-
znaczników wiedzy o świecie, to można by było całkowicie wyelimino-
wać zagrożenie interwencjonizmu państwowego.

Oczywiście jest prawdą, że władze, nawet pozbawione wszelkiej

wiedzy na temat spraw państwa opartej na danych statystycznych, mogą
podejmować próby ingerowania, nakładania podatków i dotowania, regu-
lowania i kontrolowania. Państwo może podjąć próbę wspierania finan-
sowego ludzi w podeszłym wieku nawet nie mając najmniejszego pojęcia
o tym, jak liczna jest to grupa i jak przedstawia się jej rozłożenie geogra-
ficzne. Może próbować dokonać regulacji przemysłu nie wiedząc ile
przedsiębiorstw w nim działa lub nie mając na ten temat innych podsta-
wowych danych. Może podjąć próbę regulowania koniunktury gospodar-
czej bez wiedzy na temat tendencji w zakresie cen lub aktywności gospo-
darczej. Państwo może podjąć próbę takich działań, ale na pewno daleko
w ten sposób nie zajdzie. Kompletny chaos, który pojawiłby się w wyni-
ku zastosowania takiej strategii, byłby zbyt oczywisty i zbyt widoczny na-
wet dla administracji państwowej, nie wspominając już o obywatelach.
Chaos taki byłby jednocześnie oczywistym dowodem na błędność inter-
wencjonizmu, ponieważ jednym z głównych powodów podawanych
przez państwo na poparcie potrzeby ingerencji jest to, że pozwalają one
„skorygować” funkcjonowanie rynku i sprawiają, że rynek i gospodarka
stają się bardziej racjonalne. Oczywiście jeżeli władze pozbawione byłyby
wszelkiej wiedzy na temat sytuacji gospodarczej, nie mogłoby być nawet
krzty racjonalności w interwencjonizmie państwa. Z pewnością brak da-
nych statystycznych całkowicie i ze skutkiem natychmiastowym obrócił-
by wniwecz próby wprowadzenia socjalistycznego planowania. Trudno
powiedzieć, jakie działania mogliby podjąć na przykład planiści centralni
z Kremla planując życie obywateli ZSRR, jeżeli zostaliby pozbawieni
wszelkich informacji i wszelkich danych statystycznych na temat obywa-
teli. Władza nie wiedziałaby nawet komu wydawać rozkazy, nie wspomi-
nając już o próbie zaprogramowania skomplikowanego mechanizmu go-
spodarki.

Tak więc ze wszystkich proponowanych przez lata rozlicznych spo-

sobów, których celem miałoby być ograniczenie władzy państwa i zaha-
mowanie jego interwencjonistycznych praktyk, proste i mało spektaku-

background image

114

MURRAY R. ROTHBARD

larne pozbawienie państwa usług urzędów zajmujących się kompilowa-
niem i obróbką danych statystycznych jest chyba rozwiązaniem najbar-
dziej kompleksowym i najbardziej efektywnym. Dane statystyczne – tak
ważny element filozofii hołdującej rozległej kontroli państwa – okazują
się być również jej piętą achillesową.

Tłum. Marek Albigowski

background image

CZĘŚĆ III

PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ PRYWATNA,

WYDATKI PAŃSTWA

I DOBROBYT OBYWATELI

background image
background image

Hans F. Sennholz

Hans F. Sennholz

25. To polityków należy winić

za finansowy bałagan w kraju

25. Finansowy bałagan w kraju

Większość Amerykanów wyczuwa, że coś jest nie w porządku.

Czują się jakoś dziwnie myśląc o rządzie federalnym wydającym setki mi-
liardów dolarów, których nie ma w budżecie i o rządzie, który na dodatek
jest zadłużony na biliony dolarów. Przecież jak bardzo wcześnie nauczyli-
śmy się z własnego doświadczenia, wszystko jest w porządku wtedy, kie-
dy się nie jest nic nikomu winnym. Bogaty jest ten, kto nie ma długów.
Jak można było dowiedzieć się na lekcjach historii, Thomas Jefferson po-
wiedział kiedyś o długu państwowym: „Za pierwszą i najważniejszą
z cnót republikańskich uważam gospodarkę, a dług państwowy za naj-
większą groźbę, której należy się strzec”. W liście do przyjaciela napisał
natomiast: „Zasada wydatkowania pieniędzy, które mają być spłacone
przez potomność, kryjąca się pod nazwą finansowania, jest zakrojonym
na szeroką skalę oszustwem skierowanym przeciwko przyszłości.”

Oczywiście, rząd federalny funkcjonuje według zasad finansowych,

które są diametralnie różne od zasad stosowanych przez nas w codzien-
nym życiu oraz od tych postulowanych przez Thomasa Jeffersona. W za-
sadach tych szybko znajdujemy niekonsekwencje i winimy za nie polity-
ków i urzędników, których i tak nie darzymy zbytnim szacunkiem. Nie-
stety nie sięgamy jednak w głąb naszego własnego sumienia, którego
szczery rachunek odkryłby przed nami naszą własną odpowiedzialność
i winę. Prawda jest taka, że większa część amerykańskiej społeczności
ponosi wyłączną odpowiedzialność za szczególne upodobanie władz fe-
deralnych do wydatków oraz za ogromne, bilionowe zadłużenie kraju.

Chociaż większość obywateli chętnie opowiada się za redukcją wy-

datków federalnych, sprzeciwiają się oni dosłownie każdej propozycji

background image

118

HANS F. SENNHOLZ

konkretnych cięć budżetowych. Jak na przykład wykazał sondaż przepro-
wadzony przez NBC News, 86 % społeczeństwa Stanów Zjednoczonych
sprzeciwia się cięciom w wydatkach związanych z programem Medicare,
a 69 % – redukcji wydatków na programy pomocy socjalnej dla ubogich.
W USA ponad 90 milionów Amerykanów korzysta bezpośrednio z jed-
nego lub kilku programów społecznych finansowanych z budżetu. Mało
jest więc prawdopodobne, by opowiedzieli się oni przeciwko subsydiom
rządowym.

Dużo większa grupa obywateli USA korzysta z tych programów

w pośredni sposób. Świadczenia emerytalne na rzecz około 35 milionów
obywateli pomagają i wspierają finansowo miliony młodych ludzi, którzy
w innej sytuacji musieliby łożyć na utrzymanie swoich rodziców. Progra-
my Medicare i Medicaid, w ramach których finansowana jest opieka zdro-
wotna dla grupy ponad 50 milionów ludzi w podeszłym wieku, niepełno-
sprawnych i potrzebujących Amerykanów, przynoszą korzyści nie tylko
swym bezpośrednim beneficjentom, ale także rodzinom, które w innej
sytuacji musiałyby zapewnić opiekę medyczną swym członkom. Ze sty-
pendiów finansowanych z budżetu państwa, przeznaczonych dla 7 milio-
nów studentów, korzystają nie tylko sami studenci, ale także dużo więk-
sza liczebnie grupa rodziców, krewnych i współmałżonków, którzy ina-
czej musieliby zapewnić im pomoc finansową. Rząd federalny dotuje
liczbę ponad 100 milionów posiłków dziennie – co stanowi 15 % wszyst-
kich posiłków podawanych codziennie w USA – poprzez finansowanie
programów kuponów żywnościowych, programów odżywiania dzieci,
programów żywienia ludzi w podeszłym wieku oraz programów dystry-
bucji innych dóbr. Wszyscy adresaci tej pomocy będą prawdopodobnie
z całą mocą przeciwstawiać się ograniczeniu tych świadczeń, choć także
i oni narzekają na zbyt wysoki deficyt budżetowy państwa.

Otrzymywane przez społeczność świadczenia są konkretne i wi-

doczne. Szkodliwe konsekwencje psychologiczne, ekonomiczne i poli-
tyczne takich programów giną jednak pod zasłoną obiegowych przeko-
nań i uprzedzeń. Niezbędna jest pewna wiedza i logika, by zauważyć, że
przymusowy transfer dochodu i majątku przyczynia się do rozmycia cha-
rakteru jednostki oraz podkopuje jej morale, że prowadzi do przejadania
bogactwa ekonomicznego, obniża wydajność siły roboczej oraz poziom
dochodu, jak również osłabia instytucje demokratyczne. Jest on dobrą re-

background image

25. FINANSOWY BAŁAGAN W KRAJU

119

ceptą na stagnację i ubóstwo oraz otwartym zaproszeniem do konfliktu
politycznego i społecznego.

Trudno jest przeciwstawić systemowi oferującemu szerokie upraw-

nienia socjalne argumenty natury ekonomicznej. Są one całkowicie nie-
skuteczne w konfrontacji z porywającymi opisami ludzkich potrzeb i nie-
dostatków. Argument „nie stać nas na to” wywołuje natychmiastowe od-
rzucenie i szyderstwo. W najlepszym przypadku prowadzi do rozpoczęcia
poszukiwania funduszy i nieeleganckich denuncjacji ludzi, którzy fundu-
szami tymi dysponują.

Do uświadomienia sobie negatywnych skutków politycznej roz-

rzutności niezbędne jest poczucie moralności i sprawiedliwości, które
musi przyświecać wszelkim naszym działaniom. Ustanowione zasady
moralne winny obowiązywać tak jednostkę, jak i polityków. Musimy do-
trzymywać danego słowa, wypełniać nasze zobowiązania umowne oraz
szanować prawo własności nabyte na mocy umowy prawnej. Przede
wszystkim zaś winniśmy odrzucić przekonanie, że działania polityczne
nie są objęte kodeksem prawa, moralności i przyzwoitości, który stosuje
się do działań jednostki.

Obecny system politycznej rozrzutności oferujący szerokie upraw-

nienia socjalne opiera się na powszechnym odrzuceniu takiego kodeksu
prawa i moralności. Nasi przedstawiciele w Kongresie kalkulują i sprzy-
mierzają się w gorączkowych sojuszach rozdzielając i weryfikując zasady
istniejącego systemu podziału uprawnień socjalnych. W społeczeństwie
demokratycznym jedyną zasadą przyświecającą ich postępowaniu jest
głos większości. Ten głos większości góruje we wszystkich przypadkach,
przy czym może stać się tak, że mniejszość – której głosów brakuje – sta-
nie się w pewnych przypadkach ofiarą większości.

Ponad 200 lat temu James Madison wyraźnie przepowiedział spo-

łeczne i polityczne uwarunkowania naszego wieku. W swej mowie w cza-
sie Konwencji w Wirginii w roku 1788 stwierdził co następuje: „Kiedy
obiektywnie przyjrzymy się historii, przekonamy się, że niepokoje, prze-
moc i nadużycia władzy, kiedy większość depcze prawa mniejszości, do-
prowadziły do wichrzenia i zamieszania, które w republikach – częściej
niż jakakolwiek inna przyczyna – prowadziły z kolei do despotyzmu”.

Los republiki, w której większość świetnie prosperuje dzięki

uprawnieniom wymuszonym na mniejszościach, to despotyzm, chyba że
większość zrzeknie się swych licznych uprawnień i powróci do przestrze-

background image

120

HANS F. SENNHOLZ

gania zasad kodeksu moralnego. Cel naszej dalszej drogi jest jasny. Może-
my kroczyć w dawnym kierunku ku despotyzmowi lub zawrócić na
sprawdzoną drogę republiki. Wybór zależy od naszej postawy moralnej
w stosunku do innych ludzi, szczególnie politycznej mniejszości. Moral-
ność sama w sobie jest wieczna i niezmienna.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Lawrence W. Reed

Lawrence W. Reed

26. Bogactwo i dochody

rozłożone są zbyt nierówno

26. Bogactwo rozłożone jest zbyt nierówno

„Wolni ludzie nie są równi, równi ludzie nie są wolni”. Żałuję, że

nie pamiętam, kto to powiedział. Niemniej zdanie powyższe powinno
należeć do największych prawd wszechczasów. Równość wobec prawa,
czyli do uznania niewinnym albo winnym na podstawie tego, czy popeł-
niłeś przestępstwo, czy nie, a nie na podstawie koloru skóry, płci czy wy-
znania, to bez wątpienia szlachetny cel, lecz nie o nim chcę tu mówić.
„Równość” o jaką mi chodzi odnosi się do bogactwa ekonomicznego.
Innymi słowy, powyższy cytat mógłby brzmieć następująco: „Wolni lu-
dzie mają różne dochody, a tam, gdzie ludzie mają jednakowy dochód,
nie mogą być wolni.”

Mając to na uwadze, pozwólcie że podzielę się z wami przemyśle-

niami, które zwykle podaję moim studentom pierwszego roku ekonomii
na temat dochodów w ogóle – i jak mają oni powiększać swoje.

Istnieją przynajmniej trzy powody, które odpowiadają za różnice

w osobistym stanie majątkowym w wolnym społeczeństwie. Wszystkie
one wyrastają z faktu, iż sami ludzie są różni i nie sposób zliczyć jak bar-
dzo różnimy się jeden od drugiego. Tymi powodami są uzdolnienia, pra-
cowitość i oszczędność.

Uzdolnienia są tak różne, jak różnią się kolejne minuty dnia. Nie-

którzy mają ich więcej, inni mniej. Problem polega na tym, żeby odnaleźć
swoje własne uzdolnienie albo uzdolnienia, przydatne innym ludziom
(czy też przez nich cenione) i rozwijać je do maksimum. Być może jesteś
najlepszym zbieraczem mniszka lekarskiego w okolicy, lecz jeśli nikt go
akurat nie potrzebuje, będziesz najprawdopodobniej głodował.

background image

122

LAWRENCE W. REED

Pracowitość – czyli ochota do pracy – różni się u różnych osób,

a nawet bywa różna z dnia na dzień. Kiedy już odkryjesz swój talent,
a inni za niego będą skłonni płacić, twój dochód może w dużym stopniu
zależeć od tego, jak bardzo przyłożysz się do pracy.

Oszczędność to cecha wymagająca dzisiaj dodatkowej dyscypliny.

Oszczędzanie oraz inwestowanie raczej niż konsumowanie wszystkiego
„na bieżąco” może nawet umożliwić ci przejście na emeryturę i życie na
poziomie wyższym niż u tych, którzy pracują. Oszczędność jest tak waż-
nym czynnikiem odpowiadającym za różnice w dochodzie, że jeślibyśmy
dzisiaj zrównali wszystkie zarobki, jutro rano znowu mielibyśmy nierów-
ność. Niektórzy by zaoszczędzili, a inni nie, albo zaoszczędziliby mniej.

W wolnym społeczeństwie osoba starająca się osiągnąć wyższy do-

chód musi jak najlepiej rozwijać swoje uzdolnienia, dążąc do zaspokaja-
nia potrzeb i pragnień innych, pracować nad tym pilnie i wytrwale, i jesz-
cze odłożyć coś na później w postaci rozsądnej inwestycji. Nie wszyscy
to robią, niektórzy robią, ale nie tak dobrze jak inni – stąd naturalnie wy-
nikają różnice w dochodach.

Wobec powyższego moja najlepsza rada zarówno dla młodych jak

i starych na rynku pracy brzmi: stańcie się niezbędni dla swojego praco-
dawcy. To znaczy stańcie się dla niego tak wyjątkowo wartościowi, by
podwyżki płacy odbywały się w zasadzie automatycznie.

Jako były profesor w niewielkiej szkole średniej obserwowałem

często, że niektórzy nauczyciele narzekali na swoje niskie płace i małe
podwyżki. Ci, którzy narzekali najgłośniej, robili też najmniej, żeby się
odróżniać od innych. Wykonywali podstawowe minimum, zgłaszali się
do pracy i wychodzili o wyznaczonym czasie, nie imponowali wiedzą ani
zaangażowaniem uczniom ani innym nauczycielom, nie wyróżniali się
w zawodzie ani na uczelni.

Stawanie się osobą niezbędną oznacza wykonywanie rzeczy, któ-

rych inni nie potrafią albo nie chcą robić. To znaczy wyróżnianie się
w tłumie, to znaczy posiadanie odwagi do zrobienia trochę więcej niż się
wymaga, po nauczeniu się współżycia z pracodawcą i współpracownika-
mi. Taka postawa sprawi, że podczas przedłużania z tobą umowy o pracę
pracodawca pomyśli przede wszystkim o tym, co by bez ciebie stracił.
Jednym słowem odróżnianie się w pozytywnym sensie tego słowa powo-
duje inną płacę, po prostu wyższą. Jeśli popatrzymy w kategoriach do-

background image

26. BOGACTWO ROZŁOŻONE JEST ZBYT NIERÓWNO

123

chodu, zobaczymy że jedyną drogą zrównania go jest użycie siły wobec
ludzi – by się od siebie nie odróżniali.

I tak te sprawy wyglądają w wolnym społeczeństwie. Nierówność

bogactwa i dochodów jest jedną z owych wielkich cech wolności, które
zbyt często zaniedbujemy albo przyjmujemy za coś danego, oczywistego.
Jak powiadają Francuzi, choć w nieco innym kontekście, Vive la différence!.

Tłum. Jan Kłos

background image

John Hospers

John Hospers

27. Amerykanie nie muszą się już dłużej martwić

jak produkować dobra i świadczyć usługi

27. Amerykanie nie muszą się martwić

Większość Amerykanów ma dostęp do ogromnej ilości dóbr kon-

sumpcyjnych; prawie każda rzecz materialna, której ludzie pragną, jest
dostępna w sprzedaży. Taka sytuacja jest powodem do zazdrości wśród
milionów ludzi na całym świecie. Jednakże większość Amerykanów
przyjmuje taki stan rzeczy jako oczywistość. Mieszkańcy miast już tak
bardzo oddalili się od ziemi, która daje im utrzymanie, iż rzadko zastana-
wiają się nad tym, skąd biorą się te wszystkie dostępne im produkty, czy
też jaki to system gospodarczy sprawia, że są one w obfitości. Dla wielu
młodych ludzi źródłem produktów żywnościowych, które nabywają, jest
po prostu supermarket – dalej ich wyobraźnia nie sięga.

Wydaje się, że większość nauczycieli, pracowników socjalnych, czy

też urzędników państwowych także nie ma pojęcia o rzeczywistych źró-
dłach obfitości. Bardziej zajmują się oni tym, jak powinno się r o z -
d z i e l a ć owoce procesu produkcji, dużo zaś mniej tym, jak zostały one
w y t w o r z o n e. Konkurują ze sobą o kolejne porcje federalnej czy sta-
nowej jałmużny i nieustannie wywierają nacisk na zwiększenie zaopatrze-
nia, jak gdyby było im zupełnie obojętne to, że źródła tego „dobrodziej-
stwa obfitości” mogą wyschnąć. Pewien wybitny profesor pisze, że dzięki
technologii problem produkcji został już rozwiązany, a jedynym pozosta-
jącym problemem jest dla społeczeństwa problem dystrybucji

47

. Jednakże

dobrze zrobimy, jeśli zwrócimy uwagę na to, co napisała Rose Wilder
Lane w 1943 roku

48

:

47

Nicholas Rescher w Distributive Justice (Bobbs-Merrill, 1966) oraz Welfare

(University of Pittsburgh Press, 1969).

48

Rose Wilder Lane, The Discovery of Freedom, Arno Press, 1943, str. VI-X, 229.

background image

27. AMERYKANIE NIE MUSZĄ SIĘ MARTWIĆ

125

…przez niezliczone wieki żyły na tej ziemi ogromne tłumy ludzi. Ich sytuacja była

od wieków taka sama. Ich pragnienie życia było tak silne jak nasze. Ich energia zawsze

wystarczała do uczynienia tej ziemi miejscem zamieszkania dla istot ludzkich. Ich inteli-

gencja była nie mniejsza od naszej. Jednakże przez wszystkie te lata większość ludzi gło-

dowała. Klęski głodu prowadziły do śmierci – i dalej prowadzą – tysiące ludzi na znacz-

nym obszarze naszej ziemi. Sto lat temu Irlandczycy umierali z głodu i nikt się temu nie

dziwił. Europejczycy nigdy nie spodziewali się, że uzyskają z ziemi tyle jedzenia, by mogli

utrzymać się przy życiu.

Dlaczego ludzie przez tysiące lat chodzili, nosząc na barkach swój dobytek, i na-

gle, w przeciągu jednego stulecia, tylko na szóstej części powierzchni ziemi, zaczęli pro-

dukować statki parowe, linie kolejowe, samochody i samoloty? Dlaczego rodziny miesz-

kały w norach bez podłogi, bez okien czy kominów, a potem, nagle, w przeciągu stu lat –

i to tylko w Stanach Zjednoczonych – uznali wszystkie te rzeczy za coś zupełnie oczywi-

stego, i zaczęli uważać elektryczność, porcelanowe klozety i rolety za konieczne mini-

mum?…

Czym to można wyjaśnić?

Kula ziemska nie zmieniła się fizycznie w czasie historycznym. Surowce nie tłu-

maczą tego, co z nimi zrobiono; surowce były tutaj już wtedy, kiedy ziemię zamieszkiwali

przodkowie Indian. Ludzie mieli zawsze do dyspozycji ogromne ilości żelaza, węgla, ropy

i gumy. Dwa tysiące lat temu, kiedy Cezar przybył do Galii, Europa stanowiła bogatą

i dziewiczą puszczę zamieszkałą przez kilka wędrownych dzikich plemion, tak jak Amery-

ka jeszcze sto lat temu. To nie surowce, l e c z t o , c o l u d z k a e n e r g i a p o -

t r a f i z n i m i z r o b i ć , t w o r z ą n a s z n o w y b o g a t y ś w i a t…

Czterdzieści lat temu nikt sobie nie wyobrażał Ameryki takiej, jaką mamy obecnie.

Wtedy mieliśmy mechanika, który pracował gdzieś w biednej dzielnicy Detroit za 40 do-

larów miesięcznie dziesięć godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu, majstrując coś

nocami i w niedziele w szopie stojącej obok jego małego wynajętego domku, bez łazien-

ki, bieżącej wody, z lampą naftową jako oświetleniem. Nawet Henry Ford nie wyobrażał

sobie obecnej Ameryki.

Nie było samochodów, autostrad, odbiorników radiowych ani samolotów, kin,

drapaczy chmur, światła elektrycznego, pasty do zębów, niewiele szczotek do zębów, sy-

fonów, butelkowanych napojów (bezalkoholowych), budek z hamburgerami, szkół śred-

nich, sportowych butów, maszynek do golenia ani kremów do golenia, żadnych zielonych

warzyw zimą ani w puszkach, chleba w ciągłych dostawach, ciastek ani pączków, tanich

sklepów ani supermarketów. Pomarańcze były prezentem na Boże Narodzenie w boga-

tych rodzinach. Nie było centralnego ogrzewania i tylko bardzo bogaci mogli sobie po-

zwolić na wanny z ciepłą wodą; w domach bogaczy stały wanny ocynowane lub ocynko-

wane obudowane mahoniem. Bogaci mieli także lampy gazowe. Dzieci amerykańskie wi-

tały wiosnę, kiedy mama pozwalała im biegać boso – średnio zamożni rodzice nigdy nie

pozwoliliby dzieciom latem zdzierać buty z dobrej skóry. Pończochy były robione z ba-

wełny, prześcieradła szyto w domu z perkalu zszywanego przez środek, bo warsztaty

tkackie nie robiły tkanin na szerokość łóżka. Wszystkie ubrania dla rodziny wykonywała

matka. Czterdzieści lat temu dziesięciomilową podróż do najbliższego miasta (powozem,

dyliżansem czy pociągiem) planowano i przygotowywano przynajmniej z kilkutygodnio-

wym wyprzedzeniem.

background image

126

JOHN HOSPERS

Kiedy Ameryka rozpoczęła swoją Rewolucję, nikt się nie spodziewał skutków.

Thomas Paine oraz inni współcześni mu rewolucjoniści nie myśleli o zmianie warunków

życia. Myśleli o wartościach moralnych. Zaś tym, co się wydarzyło w rzeczywistości, kie-

dy ludzie już mogli działać w sposób nieskrępowany, był niespotykany wybuch ludzkiej

energii, zmieniający wszystkie wartości życia, całkowicie przekształcający świat mate-

rialny…

W rzeczywistości nigdy nie rozwiązano problemu produkcji. Tylko

wtedy, kiedy ludzka energia nie jest skrępowana przy tworzenia technolo-
gii i kiedy ludziom pozostawia się swobodę produkcji, można utrzymać
wysoki poziom życia. Jeżeli jednak państwo ingeruje w relacje między
produkcją a konsumpcją, produkcja dóbr ulega zahamowaniu, zaś kon-
sumpcja maleje. Jeśli państwo kontroluje prawie cały proces produkcyjny,
jak to czyniło w byłym Związku Sowieckim, produkcja pada, ponieważ
nie sposób produkować dobra efektywnie. Jeśli pracownicy nie są nagra-
dzani za dobrą pracę, produkuje się buble, a konsumenci stają albo przed
pustymi półkami, albo półkami załadowanymi niechcianymi produktami.
Żywność gnije na polach, bo państwowe traktory są zepsute albo znajdu-
ją się w czasie żniw w niewłaściwym miejscu. Produkcja jest nędzna, kie-
dy brakuje warunków koniecznych dla produktywności.

Pewien stopień interwencji państwa jest konieczny, by zapobiegać

przestępstwom, rozstrzygać spory i, generalnie, chronić prawa ludzi. To
samo państwo wszakże, które dopilnowuje, by składowanie trujących od-
padów w glebie było bezprawne, posiada dzisiaj także władzę odebrania
rolnikowi części jego ziemi, mówiąc na przykład „to tam błotniste polet-
ko niniejszym ogłaszamy bagnem i nie masz prawa go uprawiać”. Mnożą
się regulacje – bez względu na potrzeby – po to jedynie, by dać większą
władzę urzędnikom. Podobnie rosną podatki – w takim tempie, że wiele
firm zostaje zmuszonych do bankructwa, a potencjalni przedsiębiorcy re-
zygnują z podejmowania ryzyka zakładania własnej firmy. To z kolei po-
zbawia miejsc pracy wielu ludzi, którzy w innej sytuacji mogliby być za-
trudnieni. Rząd uchyla się od winy, potępiając wszystkich biznesmenów
jako osoby samolubne, chciwe i wyzyskujące, by ukryć swoją własną nie-
efektywność, korupcję i żądzę władzy. Z reguły społeczeństwo godzi się
na taki stan rzeczy, entuzjastycznie przyjmując mnożące się podatki
i nowe regulacje; oklaskami wita jeszcze jedną bogatą firmę, która runęła
w gruzy. Ludzie nie dostrzegają powiązania pomiędzy krokami podjętymi

background image

27. AMERYKANIE NIE MUSZĄ SIĘ MARTWIĆ

127

przez rząd, które pochwalają, a wynikającymi z nich bezrobociem i kryzy-
sem ekonomicznym.

Gospodarka nie może funkcjonować pomyślnie, jeśli rząd wprowa-

dza coraz wyższe podatki i coraz więcej wydaje, pochłaniając obecnie do-
chód narodowy w kwocie równej sumie dochodów wszystkich Ameryka-
nów mieszkających na zachód od Missisipi. Jeśli obecna tendencja będzie
się utrzymywała, Ameryka stopniowo stoczy się do poziomu kraju Trze-
ciego Świata – wzrośnie bezrobocie, na ulicach rozpanoszy się przemoc,
nowe pęta skrępują produkcję, zaś obszar nędzy poszerzy się. Dlatego
przecież upadł Rzym: nie z powodu barbarzyńskich najazdów, lecz dlate-
go, że sektor publiczny pochłaniał tak dużą ilość bogactwa imperium, iż
ci, którzy stworzyli to bogactwo i od których wszyscy inni byli uzależnie-
ni, już nie byli w stanie więcej produkować.

49

Wydaje się, że wielu Amerykanów uważa, a i w wielu szkołach tak

się naucza, że bogactwo to zło i że ludzi należy karać za usiłowanie boga-
cenia się. Według nich wszyscy mamy „dzielić się dobrobytem” i wyrów-
nywać dochody. Wszelako przy takich założeniach nie ostoi się długo
żadna produktywna firma, zaś bogactwo wyschnie już u swego źródła.
To, co jest niezbędne dla każdego biznesu, kapitał, jest odrzucany przez
„chcących dobrze”. „Cóż za dylemat!” pisał dr Manuel Ayau z Gwate-
mali. „Ubóstwo jest niedobre i każdy wygląda dnia, żeby zniknęło. Bo-
gactwo jest brakiem ubóstwa. Ale bogactwo jest złe. Atoli jedynie dzięki
gromadzeniu bogactwa można inwestować, a bez inwestycji istnieje tylko
ubóstwo”.

50

Istotnie: problem ubóstwa można rozwiązać tylko pod wa-

runkiem, że sytuacja tych, którzy tworzą bogactwo jest stabilna i bez-
pieczna.

Tłum. Jan Kłos

49

Zob. Ludwig von Mises, Human Action, Regnery, 1945, str. 767-69.

50

Manuel Ayau w Yes, We Have No Bananas, pamflet opublikowany przez Universi-

dad Francisco Marroquin, Guatemala City.

background image

Llewellyn H. Rockwell, Jr.

Llewellyn H. Rockwell, Jr.

28. Przecież już próbowaliśmy obciąć budżet

28. Już próbowaliśmy obciąć budżet

Ludzie popierający duże wydatki rządowe twierdzą często, że już

dokonaliśmy cięć – albo próbowaliśmy ich dokonać – by zmniejszyć bu-
dżet federalny, ale nic z tego nie wyszło. Twierdzą oni, że miało to miej-
sce zwłaszcza w latach 80-tych, kiedy prezydent zadeklarował chęć
zmniejszenia rządowych wydatków.

W 1980 roku rząd federalny wydał około 600 miliardów dolarów,

zaś 10 lat później suma jego wydatków wzrosła ponad dwukrotnie.
Wzrost ten nastąpił nie tylko w przemyśle zbrojeniowym, lecz także na
rynku wewnętrznym. Wydatki na „środki ludzkie”, czyli inny rodzaj opie-
ki socjalnej, rozpoczęły się od kwoty 315 miliardów dolarów w 1980
roku, by w roku 1990 wzrosnąć do 619 miliardów. Mniej więcej to samo
tempo wzrostu utrzymywało się w uprzednich trzech dekadach, niezależ-
nie od tego, co twierdzili urzędujący wówczas politycy.

Pierwszym krokiem pozwalającym na duże wydatki było zlikwido-

wanie parytetu złota. Każdy krok odejścia od tego narzędzia ogranicza-
nia rozrostu biurokracji rządowej prowadził do wzrostu swobody polity-
ków i biurokratów.

Nie zawsze tak było. W XIX wieku waluta narodowa opierała się

na złocie, a instytucje państwowe, nie mając możliwości drukowania do-
wolnej ilości pieniędzy, nie były w stanie rozwijać się w gwałtownym
tempie – z wyjątkiem tego przejściowego okresu, kiedy Lincoln wprowa-
dził banknoty inflacyjne i rząd odszedł od parytetu złota. Dolar miał
mocną pozycję, a postanowień Konstytucji przestrzegano. Jednakże
w epoce niewymienialnych na złoto pieniędzy papierowych wydatki osią-
gnęły sumy astronomiczne. Obecnie rząd federalny co sześć godzin wy-
daje tyle, ile wydał w ciągu 60 lat pomiędzy 1789 a 1849 rokiem.

background image

28. JUŻ PRÓBOWALIŚMY OBCIĄĆ BUDŻET

129

Jeżeli chcemy mieć rząd o władzy ograniczonej przepisami prawa,

odpowiedzialny i kontrolowany w sferze budżetu, należy drastycznie ob-
ciąć jego wydatki. Czasami wszakże trudno poznać, czy i kiedy dokonano
cięć w wydatkach. Politycy często powtarzają, że dokonali cięć budżetu,
kiedy tak naprawdę zmniejszyli jedynie kwotę przeznaczoną na konkret-
ny program. Na przykład jeżeli wydatki na opiekę socjalną wzrosły
o 10 %, zmniejszenie ich wzrostu do 8 % będzie się nazywało cięciem
w wydatkach. Sytuacja staje się jeszcze bardziej skomplikowana, kiedy
politycy podnoszą planowany poziom przyszłego wzrostu w zakresie po-
szczególnych programów, żeby później móc go obniżyć i twierdzić, że
zmniejszyli wydatki budżetowe. W rzeczywistości wszakże jedyna reduk-
cja, która może być w ogóle uważana za redukcję, odbywa się wtedy, kie-
dy rząd wydaje danego roku mniej, niż wydał w zeszłym. Zdarza się to
jednak rzadko w jakiejkolwiek sferze wydatków budżetowych, pomimo
częstych twierdzeń, że cięć – jakoby – dokonano.

Politycy stosują także rozmaitego rodzaju taktykę, by upewnić się,

że społeczeństwo nie żąda cięć w wydatkach. Po pierwsze starają się,
żeby „zyski” z wydatków wpłynęły do kieszeni wpływowych osób, które
mogą bronić jeszcze większego ich wzrostu. Po drugie rozprowadzają je
wśród różnych grup społecznych, tak że nikt nie zyska na cięciach. Po
trzecie dokonują cięć podejrzanych, dla wielu dolegliwych w skutkach, co
z kolei wywołuje oburzenie opinii publicznej (takie postępowanie zwane
jest Strategią Pomnika Waszyngtona – Washington Monument Ploy, ponie-
waż Zarząd Parku Narodowego, w którym stoi bez przerwy zwiedzany
kompleks pomnika Waszyngtona, kiedy obcięto jego budżet w czasie rzą-
dów Nixona, zamknęła demonstracyjnie dostęp do niego zwiedza-
jącym

51

).

W sektorze prywatnym sprawa jest prosta. To system cen oraz zy-

sków i strat określa, gdzie i kiedy należy dokonać cięcia. Właściciel firmy
obcina koszty w taki sposób, żeby nie kłóciło się to z obsługą klientów.

51

Sytuacja powtórzyła się w styczniu 1996 roku, kiedy wskutek sporu pomiędzy

„republikańskim” Kongresem i „demokratycznym” prezydentem Clintonem budżet rzą-

du Stanów Zjednoczonych nie został zatwierdzony w przewidzianym terminie i część

urzędów państwowych zamknięto. Telewizja, również polska, pokazywała wtedy za-

mknięty dla zwiedzających pomnik Waszyngtona, co dla polskich telewidzów było nieczy-

telne i nie miało żadnego znaczenia, zaś dla amerykańskich było żywym odniesieniem do

historii wciąż trwających zmagań między reprezentantami dwóch różnych podejść do

sposobu zarządzania państwem i jego budżetem – demokratów i republikanów [red.].

background image

130

LLEWELLYN H. ROCKWELL, JR.

Jeżeli na przykład firma wydaje za dużo na płace, prędzej zostaną one
obcięte, niż nastąpi skrócenie godzin pracy. Tym sposobem firma może
zaoszczędzić, nie zmniejszając podaży swojego produktu czy usług dla
konsumentów. Na ogół wystarczy tylko trochę eksperymentowania, by
dyrektorzy firm uzyskali bardzo produktywne miejsca pracy.

Natura biurokracji jest jednakże odmienna. Nie pozwala ona na ra-

cjonalne podejście do cięć budżetowych. Nie ma tutaj klientów ani kon-
sumentów, jak w przypadku sektora prywatnego. Nawet jeśli biurokracja
prowadzi usługi dla ludności, to jej dochody nie pochodzą w całości od
klientów ani też klienci nie są w stanie wymusić jakiejkolwiek decyzji biu-
rokratów jako producentów czy usługodawców. Nie istnieje rachunek zy-
sków i strat. Biurokracja działa poza rynkiem. Być może biurokraci
chcieliby dokonać cięć swojego budżetu w sposób racjonalny, ale nie dys-
ponują oni żadnym sposobem, by dowiedzieć się, jakie ich usługi są naj-
bardziej wartościowe, a jakie najmniej. Dzieje się tak ze względu na natu-
rę biurokracji. Wysiłek eliminowania „marnotrawstwa, defraudacji i nad-
użyć” we władzach i rządzie zawsze kończy się niepowodzeniem.
W większości przypadków nie ma możliwości odróżnienia marnotraw-
stwa od użytecznych wydatków, fałszerstwa od uczciwych wydatków
i nadużycia od zwykłego biznesu. A przecież wystarczy pamiętać, że je-
dyne pomyślne wyniki, jeśli chodzi o redukcje wydatków rządowych,
sprowadzały się do likwidowania całych instytucji. Nie można ufać żad-
nej instytucji rządowej, że dokona sama redukcji swojego budżetu.

Początkowo Administracja Reagana mówiła o zlikwidowaniu ca-

łych agend rządowych, ale ostatecznie tego nie uczyniła. Co więcej, w za-
sadzie powiększyła budżety tych agend, które miała zlikwidować (Depar-
tamenty Edukacji i Energii), a potem dodała do nich jeszcze jedną, nową
instytucję. Prawdę mówiąc, jeśli chodzi o redukcję budżetu, to nawet nie
było prób, by jej dokonać. Wobec tego twierdzę: jeśli chcemy przywrócić
gospodarce zdrowie, weźmy do dokonywania cięć piłę łańcuchową.

Tłum. Tłum. Jan Kłos

background image

Paul L. Poirot

Paul L. Poirot

29. Wielkość narodowego długu nie ma znaczenia,

ponieważ jesteśmy dłużni samym sobie

29. Narodowy dług nie ma znaczenia

Istnieją takie rzeczy, jak szacunek, uczciwość i odpowiedzialność,

które człowiek winien jest samemu sobie. „Nade wszystko – bądź wierny
sobie”. Obowiązki wszakże wobec swojego własnego J a nie są długiem
w zwykłym sensie tego słowa, jakim jest choćby pożyczka zwrotna czy
też zobowiązanie z tytułu zadłużenia.

Jeśli ktoś przekłada swoje pieniądze czy zobowiązanie płatnicze

z prawej kieszeni do lewej, transakcja ta, rzecz jasna, nie czyni go ani bo-
gatszym ani biedniejszym. Pożyczanie od siebie samego nie miałoby żad-
nego sensu, aczkolwiek jeśli z jakiegoś powodu ktoś to zrobi, wielkość
jego długu nie ma w ogóle znaczenia. Inaczej rzecz się ma, kiedy A prze-
kazuje swoją własność B. Wtedy już nie powiemy, że każdy z nich pozo-
staje tak samo bogaty czy biedny jak przedtem. Podobnie jeśli C zaciąga
duże pożyczki na kredyt, jego wierzyciele bynajmniej nie powiedzą, że C
„jest dłużny sobie samemu”. Zdają sobie oni bowiem doskonale sprawę
z tego, że wielkość długu ich dłużnika będzie miała ogromne znaczenie,
kiedy przyjdzie czas płacenia.

W społeczeństwie, w którym państwo posiada wszelką własność

i sprawuje kontrolę nad osobami, emituje pieniądze czy też obligacje jako
poręczny instrument księgowości, pozwalający prześledzić sposób ich
wydawania, nie ma znaczenia, ile zobowiązań płatniczych albo obligacji
zostało wyemitowanych, czy też ile ich pozostaje do zapłacenia. Skoro
bowiem jednostki nie posiadają żadnej własności ani żadnych praw, pań-
stwo – jako jedyny właściciel – będzie miało do czynienia tylko z samym
sobą. Inaczej jest w społeczeństwie niesocjalistycznym. Tutaj indywidual-
ne osoby mają swoje prawa i mogą posiadać własność. Jeśli w tym ukła-

background image

132

PAUL L. POIROT

dzie państwo pożycza własność od obywatela A, tym samym jest zobo-
wiązane zwrócić dług właśnie obywatelowi A, a nie B, C czy D. Osoba,
która posiada obligację rządową może być także podatnikiem, a zatem
zobowiązana jest po części do płacenia podatków, które państwo musi
zebrać w celu wykupienia swojej obligacji. Jednakże jednocześnie ani B,
ani C, ani D nie są zobowiązani do jej wykupienia jako podatnicy, nawet
jeśli sami nie posiadają żadnych obligacji. Zaś wielkość długu ma rzeczy-
wiste znaczenie dla wszystkich uczestników danej transakcji.

Jedną z istotnych cech instytucji własności prywatnej jest to, że po-

siadanie własności i sprawowanie nad nią kontroli leży w gestii indywidu-
alnych osób, a to, czy jakaś osoba coś posiada czy też jest dłużna ma
ogromne znaczenie, jeśli chodzi o jej stan majątkowy. Pojęcie prywatnego
posiadania z kolei oraz prywatnego sprawowania kontroli nad swą wła-
snością przez właściciela zakłada istnienie rządu o ograniczonym zakre-
sie władzy, nie zaś społeczeństwa zsocjalizowanego, w którym wszystko
i wszyscy należą do państwa i są przez nie kierowani. Należy założyć, że
to właśnie właściciele prywatnej własności mają coś do powiedzenia, jeśli
chodzi o stopień, do jakiego państwo może ich opodatkować albo też
przejąć ich własność. W przeciwnym bowiem razie nie byłoby to już
państwo o władzy ograniczonej i nie byłoby już mowy o własności pry-
watnej.

Wróćmy teraz do długu państwowego. Oznacza on, iż państwo wy-

suwa pewne roszczenia w stosunku do własności prywatnej, roszczenia
wykraczające poza „zwykłe procesy” pełnoprawnego opodatkowania.
Pozorna własność prywatna w tym przypadku musi być zachowana,
w przeciwnym razie państwo nie znalazłoby żadnego „właściciela”, od
którego mogłoby „pożyczyć” ani żadnych podatników, od których mo-
głoby ściągnąć pieniądze, kiedy przychodzi czas uregulowania długu. Jed-
nak dług państwowy to w istocie roszczenie skierowane przeciw własno-
ści prywatnej, tak jak nie zapłacony podatek – a im większy jest ten dług,
tym mniejszy jest rzeczywisty udział jednostek w tym, co uważa się za
własność prywatną. Tak więc nastąpiło tutaj upaństwowienie, a państwo
tak naprawdę „jest dłużne sobie samemu”, ponieważ posiada własność.
Tym razem jednak wielkość długu odgrywa istotną rolę, jako że staje się
on miarą tego, co podatnicy i właściciele muszą zapłacić; i to nie samym
sobie, lecz państwu – z tego, nad czym utracili kontrolę i do takiego

background image

29. NARODOWY DŁUG NIE MA ZNACZENIA

133

stopnia, do jakiego pozostają aktualnie we władzy państwa i pod jego
kontrolą.

Byłoby rzeczą doprawdy zdumiewającą, gdybyśmy znaleźli gdzieś

całkowicie zsocjalizowane państwo, które jest formalnie mocno zadłużo-
ne w stosunku do obywateli – a to z tej prostej przyczyny, iż żaden roz-
sądny właściciel nie pożyczyłby niczego takiemu państwu, jeśli tylko
mógłby pożyczki uniknąć. I chociaż finansowanie deficytu wydaje się po-
zostawać w sprzeczności z pierwotnym zamierzeniem Amerykanów, ja-
kim było utworzenie państwa o ograniczonej władzy, to w nagłej potrze-
bie nadal jest możliwe, by takie państwo znalazło dobrowolnych wierzy-
cieli, zwłaszcza wśród swoich własnych obywateli, którzy spodziewają
się, że będzie ono przestrzegało swoich konstytucyjnych ograniczeń,
a zatem pozostawi szeroki margines prywatnej własności do opodatko-
wania, dzięki czemu będzie mogło spłacić dług. Niemniej rosnący dług
państwowy naprawdę nie powinien być obojętny żadnemu wierzycielowi,
zwłaszcza zaś żadnemu podatnikowi, który w jakikolwiek sposób jest za-
interesowany prywatną własnością i osobistą wolnością.

Tłum. Jan Kłos

background image

K. L. Billingsley

K. L. Billingsley

30. To „teoria spływania” jest przyczyną

naszych problemów ekonomicznych

30. „Teoria spływania”

Używanie frazesów lub sloganów ma na celu uśpienie uwagi słu-

chacza i zafałszowanie rzeczywistości przez zmianę znaczenia wyrażeń
i pojęć. Pod tym względem slogan związany z „teorią spływania” (trickle-
-down economics
) święci ogromne sukcesy.

Slogan ten pojawił się w okresie pierwszej kadencji administracji

Ronalda Reagana, by szybko stać się fundamentem interwencjonistyczne-
go słownika. Etykietka „teorii spływania” zachowała swą popularność
w czasach prezydenta Clintona i jego zwolenników, a telewizyjni dzienni-
karze przypisują ją skorumpowanym konserwatystom. Teoria ta doczeka-
ła się nawet wzmianki w popularnym programie komediowym, gdzie po-
równano ją do opowieści o Świętym Mikołaju i dobrej wróżce.

Socjalista – jak sam o sobie mówi – John Kenneth Galbraith wyja-

śniał kiedyś tę sprawę w programie telewizyjnym „Linia Ognia” dyskutu-
jąc z Williamem F. Buckleyem Juniorem. Obecna administracja, lamento-
wał Galbraith, bogaty ekonomista, obdarza wszelkimi przywilejami boga-
tych i wpływowych w słodkiej nadziei, że część z tych korzyści w końcu
„spłynie” do uboższych grup społeczeństwa i klasy średniej.

Galbraith porównywał ten pomysł do wypełnienia żłobu końskie-

go obrokiem w nadziei, że jego część w końcu spadnie na ziemię dla kur-
cząt, kaczek i innego drobnego inwentarza. Jednak zdrowe podejście
ekonomiczne może wykazać, że wyjaśnienie to najlepiej stosuje się do
tego, co wydostaje się z konia z jego drugiej strony, w jakiś czas po posił-
ku, i jest użyteczne dla wróbli.

Po pierwsze, rząd federalny nie produkuje niczego, co ludzie mogli-

by swobodnie kupić na otwartym rynku. Państwo jest konsumentem bo-

background image

30. „TEORIA SPŁYWANIA”

135

gactwa, a nie jego producentem. Wracając do naszej analogii z gospodar-
stwem wiejskim, szukając właściwego porównania dla państwa znajduje-
my nie konia, a świnię – grubą, obojętną i oczywiście zawsze kwiczącą
o więcej.

Za każdym razem, kiedy państwo próbuje wyprodukować coś na

dowolną skalę, efekt jest ten sam – klęska. Upadłe gospodarki krajów
bloku wschodniego są wymownym tego dowodem. Jak zauważył zmarły
niedawno F. A. Hayek, żadna władza, bez względu na to, jak byłaby
oświecona, nie posiada wiedzy i moralnego dystansu, który pozwalałby
na „reżyserowanie” życia nowoczesnego społeczeństwa z jego niezliczo-
ną ilością codziennych decyzji. Tylko jednostki działające na wolnym ryn-
ku są do tego zdolne. Jeżeli jednak wszystko dzieje się według scenariu-
sza „widzialnej dłoni” rządu, nie może dziać się po myśli jednostki. To
jest jasne jak słońce.

Tylko ktoś, kto opowiada się za rozległą władzą państwa, może po-

strzegać państwo jako koło zamachowe przysparzające bogactwa Amery-
ce czy innemu krajowi. Częściej widzi się państwo jako instytucję, która
przyznaje prawne i podatkowe ulgi, ale tutaj też pojawiają się problemy.

W Stanach Zjednoczonych pieniądze nie spływają od państwa. Pły-

ną one w górę z sektora prywatnego. W gospodarce rynkowej osoby fi-
zyczne i firmy zarabiają pieniądze produkując dobra, które kupowane są
przez konsumentów nie powodowanych żadnym przymusem. Co waż-
niejsze, w społeczeństwach demokratycznych przestrzegających praw
człowieka państwo nie ma z góry założonego prawa do pieniędzy, jakie
ludzie zarabiają uczciwą pracą. Były jednak systemy, które takie preroga-
tywy państwa uznawały: niewolnictwo, feudalizm oraz totalitaryzm.
W związku z tym fakt, że państwo pozwala obywatelom zatrzymać pie-
niądze, które zarobili własną pracą, nie jest żadną wyświadczaną im przy-
sługą, dotacją czy „umową spływania”. Odmienne w tej sprawie poglądy
akademików ukazują jedynie wszechogarniający wpływ filozofii postulu-
jącej kontrolę państwa i umiejętność oszukiwania siebie samych przez jej
wyznawców.

Nie oznacza to jednak, że prawdziwa teoria spływania nie istnieje.

Oto w jaki sposób ona działa.

W chwili obecnej państwo lekceważy właściwe sobie zadanie

ochrony życia, wolności i własności oraz potrzebę angażowania się w te
zadania, których realizacja byłaby mało praktyczna dla jednostek: budo-

background image

136

K. L. BILLINGSLEY

wę międzystanowych autostrad czy utrzymanie armii. Zamiast tego, pań-
stwo podejmuje działania mające na celu zagwarantowanie sprawiedliwo-
ści społecznej, głównie poprzez „redystrybucję” bogactwa, które – jak
zakłada – jest wynikiem wyzysku.

W rzeczywistości, jak wyjaśnia Frédéric Bastiat w swym mistrzow-

skim traktacie pt. „Prawo

52

, współczesne państwo funkcjonuje jak zło-

dziej, który też przecież działa w branży redystrybucji bogactwa. W po-
dobny sposób państwo zabiera własność obywateli. A państwo ma już to
do siebie, że dochód w ten sposób uzyskany najpierw przeznacza na swe
własne potrzeby. Pracownicy jednostek administracji federalnej na przy-
kład szczycą się swym programem emerytalnym, dużo bardziej szczo-
drym, niż ten oferowany przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Pra-
cownicy poczty natomiast mają do wyboru – uwaga – pięć systemów
ubezpieczeń medycznych. Każdy dzień przynosi nowe rewelacje na te-
mat kolosalnych zarobków w zamian za niewielką pracę, skandalicznie
wysokich dodatków, czeków bez pokrycia oraz ogólnej korupcji.

To samo państwo, które kradnie majątek, oferuje „programy” wy-

datków, z których podobno skorzystać ma społeczeństwo, a które mają
powiększyć dobrobyt oraz wyeliminować deficyt. Kto mówi, że nie ma
Świętego Mikołaja lub dobrej wróżki? A więc oto i prawdziwa teoria
spływania przedstawiona tak, jak zrobiłby to jej uczciwy zwolennik:

Pan, panie producencie, będzie z własnej inicjatywy i wykorzystując własny kapitał

pracował ciężko, aby wypracować zysk. My, władza, będziemy panu przeszkadzać wydając

wciąż nowe przepisy i konfiskując pana wciąż rosnące dochody. Korzystając z tego, co

skonfiskujemy, najpierw zadbamy o potrzeby państwa, ale mamy nadzieję, że trochę tego

jeszcze spłynie do tych, których my sami uznamy za potrzebujące ofiary.

O ironio, jeżeli przyjmiemy taki model interpretacyjny, to rozważa-

ny tu slogan sprawdza się. Teoria spływania faktycznie jest źródłem na-
szych problemów ekonomicznych.

Tłum. Marek Albigowski

52

Prawo. Podstawy racjonalnej i sprawiedliwej organizacji państwa, wyd. 1986.

background image

William R. Allen i William Dickeneider

William R. Allen i William Dickeneider

31. Niedobór dochodów podatkowych

jest przyczyną deficytu budżetowego

31. Niedobór dochodów przyczyną deficytu

Ostatnio – jeżeli w ogóle nie po raz ostatni – nadwyżka w budżecie

federalnym wystąpiła w roku 1969. Od tego czasu wydatki władz są

o wiele większe, niż dochody budżetu centralnego z tytułu podatków.

Politycy i dziennikarze kochają wprost mówić i pisać o deficycie. Są mu

oczywiście przeciwni, lecz większość z nich opowiada się za zmniejsze-

niem deficytu głównie poprzez zwiększenie podatków. Ich zaniepokoje-

nie wynika jednak z nieporozumienia, a poruszenie skierowane jest

w niewłaściwym kierunku. Tak naprawdę deficyt nie istnieje.

Spójrzmy na to ze zdroworozsądkowego punktu widzenia. Państwo

pozyskuje zasoby i środki oraz produkty. Nie może mieć ich więcej, niż

dostaje od obywateli. Towary i usługi, które państwo nabywa, jak również

fundusze wykorzystywane w rozliczeniach, w pewien sposób pochodzą

od Ciebie i ode mnie. Pozyskiwanie środków do rozliczeń jest opodatko-

waniem, nawet jeżeli księgowi i statystycy za „opodatkowanie” uważają

jedynie obowiązkowe płatności na rzecz władz, a nie przychody z poży-

czek zaciąganych w drodze sprzedaży obligacji.

Wydatki państwa pozostaną wydatkami państwa, bez względu na

to, czy władze uzyskują fundusze za pośrednictwem systemu podatkowe-

go, czy też w drodze emisji obligacji. Zarówno w jednym, jak i w drugim

przypadku – konwencjonalnego opodatkowania czy pożyczki publicznej

– dochodzi do przekazania państwu części majątku obywateli. To zmniej-

szenie poziomu zasobności obywateli jest niczym innym jak opodatko-

waniem. Tak więc ponieważ wchłanianiu środków przez państwo towa-

rzyszy jednoczesny koszt ponoszony przez finanse prywatne, prawdziwy

budżet państwowy jest zawsze budżetem zbilansowanym.

background image

138

WILLIAM R. ALLEN I WILLIAM DICKENEIDER

Lepiej skoncentrujmy się zatem na wielkości budżetu, a nie na jego

rzekomym deficycie. A wielkość budżetu przejawia się nie w kwocie tra-

dycyjnie rozumianych podatków, lecz w poziomie wydatków państwa –

wielkości prywatnych funduszy obywateli, które państwo zajmuje i pod-

daje redystrybucji.

Pomimo tego, że faktyczny budżet państwa jest zawsze budżetem

zbilansowanym, wielkość płatności podatkowych dokonywanych przez

obywateli jest niższa od wydatków federalnych. W jaki sposób ten księ-

gowy deficyt urósł do obecnych rozmiarów i co można na to poradzić?

Doświadczenie uczy nas, że zwiększanie stawek podatkowych nie musi

koniecznie oznaczać wzrostu dochodów podatkowych (tak jak zmniej-

szenie stawek nie zawsze prowadzi do obniżenia dochodu z tytułu podat-

ku). Doświadczenie uczy nas także, że zwiększenie dochodu z tytułu po-

datków niekoniecznie prowadzi do zmniejszenia deficytu.

Faktycznie w ciągu 48 lat od II Wojny Światowej, dochody podat-

kowe budżetu federalnego oraz deficyt zmierzają przez ponad połowę

tego okresu w tym samym kierunku – zwykle wykazując tendencję wzro-

stową. Historia ta nabiera nawet większego realizmu, kiedy uchwycimy

pewne regularne przesunięcie w czasie: przez ponad dwie trzecie tego

okresu, zmiana w poziomie wpływów z tytułu podatku w jednym roku

zbiegała się z następującą rok później zmianą w zakresie deficytu, przy

czym kierunek tej zmiany był taki sam, jak kierunek trendu w zakresie

podatków. Ta niefortunna statystyka mówi sama za siebie: wzrost wydat-

ków budżetowych jest zwykle większy niż kwota, o jaką obywatele zwięk-

szają płacone państwu podatki.

Zwiększenie deficytu po roku 1969 – początkowo przez jakiś czas

powolne, a później gwałtowne po roku 1975 – nie towarzyszyło podat-

kowemu „zagłodzeniu” państwa. Przez cały ten okres dochody z tytułu

podatków szybko rosły – o 8,2 % rocznie – i w roku 1992 były prawie

sześć razy większe niż w roku 1969. Natomiast wydatki państwa rosły

jeszcze szybciej – o 9,2 % – co daje prawie ośmiokrotny wzrost. Podczas

gdy stosunek dochodów władz federalnych do produktu narodowego

brutto pozostał na poziomie 19 % z roku 1969, udział wydatków poszy-

bował w roku 1992 do poziomu 23 %.

Ogromny deficyt wynikał nie z faktu, że obciążenia podatkowe

obywateli były niewystarczające, lecz z tego, że zbyt dużo na siebie wyda-

waliśmy. Podczas gdy udział dochodu z podatków w dochodzie krajo-

background image

31. NIEDOBÓR DOCHODÓW PRZYCZYNĄ DEFICYTU

139

wym pozostawał niemal na tym samym poziomie, zmiany w zakresie wy-

datków państwowych przyczyniły się do zmian w poziomie deficytu.

A przez okres ostatnich 30 lat coraz większe wydatki idą niezmiennie

w parze z niższym tempem wzrostu działalności inwestycyjnej w biznesie

oraz tempem wzrostu produkcji krajowej.

Takie nadmierne wydatki nie były wynikiem rzekomo kolosalnych

wydatków wojskowych. Wydatki wojskowe stanowiły połowę budżetu fe-

deralnego i około 9 % produkcji krajowej na początku lat 60-tych, kiedy

deficyt był niewielki. Ich udział relatywnie malał aż do roku 1979, kiedy

to prezydent Carter rozpoczął realizację programu zwiększonych wydat-

ków militarnych. W najwyższym punkcie, w roku 1986, wydatki wojsko-

we stanowiły jedynie nieco ponad jedną czwartą budżetu oraz 6,4 % cał-

kowitej produkcji krajowej. W ciągu dwóch ostatnich lat udział wydat-

ków militarnych znacznie spadł – prawie do poziomu z roku 1979 –

podczas gdy deficyt wspiął się na nowe wyżyny.

Wzrost wydatków był rzeczywiście ogromny, jednak podejmowane

były one głównie w sferach „socjalnych”, a nie w sferze obrony narodo-

wej. Większość takich wydatków na cele socjalne nie była świadczeniami

socjalnymi skierowanymi do najuboższych, były to głównie świadczenia

na rzecz średniej i wyższej warstwy klasy średniej, najczęściej w postaci

zaopatrzenia emerytalnego – świadczeń Zakładu Ubezpieczeń Społecz-

nych, programu Medicare, emerytur państwowych oraz dotacji przezna-

czonych na wspieranie cen i dochodów lepiej sytuowanych rolników.

To, co nazywamy deficytem, nie jest niczym przyjemnym głównie

dlatego, że finansowanie deficytu stanowi sposób redystrybucji majątku.

Dzieje się tak wtedy, gdy państwo pozyskuje środki od rzeszy podatni-

ków i wypłaca je relatywnie nielicznej grupie posiadaczy obligacji pań-

stwowych, w postaci odsetek lub kapitału.

Nasze budżetowe fiasko ujawnia fundamentalny błąd polegający na

koncentrowaniu się po prostu na deficycie księgowym, a nie na rozmia-

rach całego budżetu federalnego. Stosunek wydatków federalnych do

produkcji krajowej wzrastał pod rządami wszystkich kolejnych admini-

stracji od II Wojny Światowej. Nawet jeżeli wydatki byłyby finansowane

z konwencjonalnych podatków bez deficytu, tak „rozdęty” budżet i tak

wątpliwe cele wydatków budżetowych nadal powodowałyby poważne

konsekwencje ekonomiczne.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Leonard R Reed

Leonard R Reed

32. Wolny rynek ignoruje biednych

32. Wolny rynek ignoruje biednych

Kiedy już rząd przejmie jakąś działalność na czas nieograniczony,

prawie każdy przyznaje, że tak właśnie być powinno.

Jak biedni mogliby sobie pozwolić na kształcenie – bez upaństwo-

wionej edukacji? Jak rolnicy otrzymaliby swoją korespondencję bez pań-
stwowej poczty, chyba że za ogromną opłatą? Bez Świadczeń Socjalnych
ludzie starzy zakończyliby życie w biedzie! Gdyby nie upaństwowiono
światła i energii, pomyślcie tylko jak ciężkie życie miałyby rodziny z Doli-
ny Tennessee!

53

To przerażające, ale przyzwolenie na państwowy absolutyzm jest

następstwem socjalizacji państwa. Dlaczego? Odpowiedzi nie trzeba szu-
kać daleko.

Kiedy już upaństwowiono jakąś działalność, trudno wskazać na

konkretnym przykładzie, jak lepiej mogliby ją prowadzić ludzie działający
w ramach wolnego rynku. Jak, na przykład, można porównywać pań-
stwowy urząd pocztowy z prywatnym doręczaniem korespondencji, kie-
dy już to ostatnie zostało wyjęte spod prawa? To tak jak byśmy usiłowali
wytłumaczyć ludziom przyzwyczajonym jedynie do ciemności, jak wyglą-
dałyby rzeczy w świetle. Można się jedynie uciekać do wyobraźni.

Posłużmy się jeszcze jedną ilustracją tego problemu. Do połowy

XX wieku ludzie działający w sposób nieskrępowany i dobrowolny we-
dług zasad wolnego rynku odkryli, jak przesłać ludzki głos wokół Ziemi
w czasie jednej dwudziestej siódmej sekundy, jak przekazać jakieś zdarze-
nie, powiedzmy mecz piłki nożnej, do każdego pokoju poprzez kolorowy

53

Prezydent Franklin Delano Roosevelt w ramach tzw. „Nowego Ładu” przepro-

wadził w roku 1934 ustawę o rozwoju doliny rzeki Tennessee, według której wybudowa-

no na koszt podatników szereg fabryk i elektrowni, dostarczających mieszkańcom „pań-

stwowych” produktów i „państwowego” prądu [red.].

background image

32. WOLNY RYNEK IGNORUJE BIEDNYCH

141

i ruchomy obraz w tym samym czasie, kiedy ten mecz się odbywa, jak
przewieźć setki ludzi z Los Angeles do Baltimore w czasie krótszym niż
3 godziny i 19 minut, jak przetransportować gaz tanim kosztem i bez
subsydiów z otworu wiertniczego w Teksasie do Nowego Jorku czy
wreszcie jak przewieźć 64 uncje ropy z Zatoki Perskiej na nasze Wschod-
nie Wybrzeże (a jest to przecież odległość większa niż połowa odległości
wokół Ziemi) za cenę mniejszą niż rząd pobiera za dostarczenie jedno-
uncjowego listu przez ulicę w rodzinnym mieście. I mimo to, mimo że są
to zwykłe konsekwencje wolnego rynku w zakresie dostawy, nie można
jakoś przekonać większości ludzi, że usługi pocztowe można przekazać
w ręce wolnego rynku bez społecznej katastrofy.

Teraz posłużmy się wyobraźnią. Wyobraźmy sobie, że nasz rząd fe-

deralny, na samym początku swojej działalności, wydał edykt zarządzają-
cy, by wszystkie dziewczyny i wszyscy chłopcy, od urodzenia aż po wiek
dojrzały, mieli otrzymywać od rządu federalnego „darmowe” buty i skar-
pety. Następnie wyobraźmy sobie, że taka praktyka „darmowych” butów
i skarpet trwałaby jakieś 200 lat! Na koniec proszę sobie wyobrazić, że je-
den z nam współczesnych, człowiek wierzący w cuda, jakich mogą doko-
nać ludzie, kiedy są wolni, powie: „Nie sądzę, żeby dostarczanie butów
i skarpet dzieciom powinno należeć do obowiązku rządu. Szczerze mó-
wiąc jest to obowiązek rodziny i ta działalność nigdy nie powinna być
upaństwowiona. Jest to działalność właściwa wolnemu rynkowi”.

Jaka w takich okolicznościach byłaby odpowiedź na takie postawie-

nie sprawy? Przez analogię do innych upaństwowionych mechanizmów
i reakcji społecznych na nie można sądzić, że usłyszelibyśmy zewsząd je-
den śpiew: „Ach, przecież pozwolilibyście biednym dzieciom biegać
boso!”

Jednak w tym konkretnym przypadku, w którym działalność ubie-

rania dzieci jeszcze nie została upaństwowiona, jesteśmy w stanie wyka-
zać, że dzieci są lepiej ubrane w krajach, gdzie zaopatrywanie w buty
i skarpety należy do obowiązków rodziców, aniżeli w krajach, w których
za ubieranie dzieci jest odpowiedzialne państwo. Jesteśmy też w stanie
udowodnić, że biedne dzieci są lepiej ubierane w krajach, w których jest
więcej wolności, niż w krajach, w których jest jej mniej.

To prawda, że wolny rynek ignoruje biednych dokładnie w tym sa-

mym stopniu, w jakim nie darzy specjalnymi względami bogatych; wolny
rynek „nie ma względu na osoby”. Wolny rynek organizuje rzeczy, stwa-

background image

142

LEONARD R REED

rza otwartość, która pozwala milionom ludzi na współpracę i rywalizo-
wanie, nie żądając wstępnego wyjaśnienia swojego pochodzenia, narodo-
wości, koloru skóry, religii czy majątku. Wymaga jedynie, by każda osoba
szanowała zasady dobrowolności, to znaczy fair play. Wolny rynek ozna-
cza swobodną wymianę; jest to bezosobowa sprawiedliwość w sferze go-
spodarki, wykluczająca przymus, grabież, kradzież, protekcjonizm oraz
inne sposoby skierowane przeciwko wolnemu rynkowi, przez które do-
bra i usługi są przekazywane poza rynkiem z rąk do rąk.

To fakt, że natura ludzka jest niedoskonała, a rynek będzie od-

zwierciedlał jej niedoskonałości. Wolny rynek wszelako otwiera mężczy-
znom i kobietom drogę, by mogli działać w sposób jak najbardziej mo-
ralny dla swojego własnego dobra. Wszystkie obserwacje potwierdzają
tezę, że biedni radzą sobie dużo lepiej na otwartym wolnym rynku aniżeli
wtedy, kiedy się im drogę do niego zamyka, tak jak to ma miejsce w so-
cjalizmie.

Tłum. Jan Kłos

background image

Paul L. Poirot

Paul L. Poirot

33. Państwo powinno uwolnić ludzi od biedy

33. Państwo powinno uwolnić ludzi od biedy

Kiedyś mieszkańcy Stanów Zjednoczonych wydali wojnę ubóstwu.

Sukces odniesiony w tej wojnie nie ma sobie równego.

Nie nazywali tego zresztą wojną przeciw ubóstwu. Mówili raczej,

że usiłowali „promować ogólny dobrobyt”, zaś instrumentem, jakim się
do tego celu posłużyli, była nowa Konstytucja dla rządu o ściśle ograni-
czonej władzy. Rząd miał chronić życie i własność prywatną, zapewniając
tym sposobem polityczne ramy, w których wszystkie jednostki mogły
swobodnie produkować i handlować ku zadowoleniu ich serc. Jeżeli ktoś
zechciał być bogatszy czy biedniejszy od innych, był to jego wybór i jego
problem; powodzenie czy fiasko zależało od tego, na ile potrafił usatys-
fakcjonować swoich klientów. Twórcy tej konstytucji zaprojektowali ją
według najlepszej swojej wiedzy, by wymiar sprawiedliwości stał się bez-
stronny, ani nie zagrażając ani też nie udzielając specjalnych przywilejów
biednym ani bogatym, ani jakiejś grupie osób ani też jakimkolwiek jed-
nostkom. Oczywiście dochodziło do naruszenia tych zasad, jako że natu-
ra ludzka jest taka, jaka jest – ale same zasady pozostały zdrowe.

Inaczej niż nam współcześni politycy w Stanach Zjednoczonych,

i nie tak jak im współcześni politycy w XVIII-wiecznej Francji, pierwsi
przywódcy polityczni Stanów Zjednoczonych nie próbowali nawet po-
pierać powszechnej opieki socjalnej poprzez finansowanie deficytu oraz
nieustanną inflację. Cierpieli z powodu szalejącej inflacji papierowych
pieniędzy w okresie wojny rewolucyjnej i doszli do wniosku, że cały sys-
tem finansowy „nie był grosza wart”. Uznali, że najlepszym rodzajem
pomocy dłużnikowi jest umożliwienie mu zapłacenia tego, co jest winien,
ustanawiając przy tym jego warunki kredytu tak, by chciał pożyczać jesz-
cze kiedyś w przyszłości. Doszli nawet do tego, że pozwolili bankierom,

background image

144

PAUL L. POIROT

kredytobiorcom oraz kredytodawcom konkurować na rynku pieniężnym
i ponosić konsekwencje swoich własnych kaprysów, gdyby wybuchła na
tym rynku jakaś panika.

Osobom działającym tak, że doznawały niepowodzenia, pozwalano

ponieść porażkę. Jeżeli ktoś nie umiał odnieść sukcesu jako rolnik, nie
znajdował też żadnego wspierającego go programu rolniczego, który
zniechęcałby go do zmiany działań pozwalającej być użytecznym w ja-
kiejś innej dziedzinie. Kto stracił jedną pracę, mógł szukać innej, i żadne
związki zawodowe mu w tym nie przeszkadzały; nie istniał zasiłek dla
bezrobotnych ani państwowy czy federalny program pomocy, który by
go zachęcał do bezczynności. Nie było nawet ustawy wprowadzającej
płacę minimalną, ustawy, która by mu powiedziała, w jakim punkcie musi
raczej całkowicie zrezygnować z pracy niż zgodzić się na niższą płacę;
żadnych programów, które by go zachęcały lub zmuszały do przejścia na
emeryturę w wieku 65 lat. I gdyby zdecydował się założyć własną firmę
na własne ryzyko i odpowiedzialność, nie mógł liczyć na żaden federalny
Zarząd Drobnej Przedsiębiorczości (Small Business Administration), który
by mu pomógł zostać drobnym biznesmenem.

Być może rzeczą najważniejszą była obojętność, z jaką wielu pierw-

szych mężów stanu Ameryki starało się o urząd polityczny i władzę.
Znali inne sposoby znalezienia szczęścia i osiągnięcia sukcesu. George
Washington chciał wrócić do farmy w Mount Vernon; Jefferson tęsknił
do Monticello. Ani rządzący ani też rządzeni nie widzieli w rządzie źró-
dła i dostawcy wszystkich dobrych rzeczy. Państwo stanowiło siłę poli-
cyjną o ograniczonej władzy dla osiągnięcia ograniczonego celu; więk-
szość życia należało przeżyć w sposób spokojny i twórczy poza zasię-
giem kontroli państwowej.

Postąpilibyśmy wbrew faktom, gdybyśmy twierdzili, że ubóstwo zo-

stało całkowicie wyeliminowane ze Stanów Zjednoczonych w warunkach
dziewiętnastowiecznych praktyk względnie wolnego rynku oraz rządu
o ograniczonej władzy – czy też twierdzili, że państwo w ogóle nie mie-
szało się do sfery prywatnej. Przez cały ten okres żyło w narodzie wiele
jednostek i rodzin, których zarobki i oszczędności znajdowały się daleko
poniżej tego, co one same uważały za konieczne dla zapewnienia przy-
zwoitego poziomu życia. Wszystko co można powiedzieć, bez obawy
o popadnięcie w sprzeczność, to fakt, że Amerykanom lepiej się powo-

background image

33. PAŃSTWO POWINNO UWOLNIĆ LUDZI OD BIEDY

145

dziło w tamtych warunkach, niż ludziom w jakimkolwiek innym społe-
czeństwie kiedykolwiek. Konkurencyjne prywatne przedsiębiorstwa
otwierały takie ścieżki rynku, na których każdy mógł znaleźć, i większość
znajdowała, sposoby pomagania sobie przez służenie innym. Podstawo-
wa zaś teoria ekonomiczna leżąca u podłoża tego cudownego postępu
głosiła: „ci, którzy produkują więcej, będą więcej posiadali”.

Jedną z cech ludzkiej natury jest nienasycone pragnienie posiadania

więcej w zakresie rzeczy materialnych, intelektualnych i duchowych. Im
więcej człowiek rozumie, tym bardziej staje się dociekliwy. Im więcej wi-
dzi, tym więcej chce. Im więcej posiada, tym więcej gromadzi. Ogólnie
rzecz biorąc ten właśnie fakt, że jednostki pragną coraz więcej i działają
w taki sposób, by spełnić swoje pragnienia, odpowiada za cud wolnego
rynku, za ten ogromny zalew dóbr i usług który ma miejsce jako wynik
konkurencyjnej prywatnej przedsiębiorczości i dobrowolnej wymiany
rynkowej.

Pobieżne spojrzenie na ten ludzki brak zadowolenia doprowadził

Karola Marksa i jego następców do odrzucenia gospodarki rynkowej z jej
nastawieniem na produkcję. Założyli oni, że bardziej satysfakcjonującą
formułą jest następująca: „ci, którzy chcą więcej, powinni posiadać wię-
cej”. Rozwiązano problem produkcji, dowodzą współcześni marksiści,
a ich formuła „rozmnażania” podkreśla tempo wydawania; jeśli każdy
wydaje swój dochód i oszczędności dość szybko, każdy będzie musiał
posiadać więcej do wydania.

Owa doktryna konsumencka albo teoria mocy nabywczej dobroby-

tu ma ogromne znaczenie dla istot ludzkich, które zawsze pragną więcej.
Zakłada ona jednak zbyt dużo. Problem produkcji nie został rozwiązany.
Nie istnieje niekończąca się podaż dóbr oraz usług, których pragną kon-
sumenci. Jeśli nie będzie motywacji do oszczędzania oraz inwestowania
w produktywne prywatne przedsiębiorstwa, żadne wydatki na świecie nie
doprowadzą do dalszego wysiłku produkcyjnego. Jednym słowem wszel-
kie dostępne dobra i usługi zostaną skonsumowane, jeśli nie uczyni się
czegoś innego niż konsumowanie dla uzupełnienia ich podaży. To nie
wydawanie czy konsumowanie, lecz jedynie produktywny wysiłek rodzi
dobra!

Jednostka z pewnością musi zdać sobie sprawę, że nie może przez

wydawanie uczynić siebie bogatą, jeśli wszystko, co robi, sprowadza się
do wydawania. Nie mogą też dwie osoby uczynić siebie wzajemnie boga-

background image

146

PAUL L. POIROT

tymi, jeżeli wszystko, co robią, sprowadza się do wzajemnego handlu
tym, co aktualnie posiadają. Nie przetrwa też jakakolwiek grupa czy spo-
łeczność, poprzestająca na handlowaniu między sobą tym, co składa się
na niepowiększaną i nie namnażaną pierwotną podaż dóbr i usług.

Transakcje pieniężne zaciemniają częściowo te najbardziej elemen-

tarne fakty życia społecznego. W zindustrializowanej gospodarce rynko-
wej pieniądze służą do przeprowadzania większości transakcji handlo-
wych jako środek wymiany i dogodny czynnik porównywania wartości
i cen dóbr, którym posługują się kupujący i sprzedający w swoich obec-
nych i przyszłych działaniach, jako konsumenci i jako producenci. Trzeba
tu też wymienić ocenę „pieniężną” opłat za świadczone usługi oraz ko-
rzyści z pożyczek i inwestycji.

W warunkach gospodarki wolnorynkowej ceny, płace oraz odsetki

z pożyczania i inwestowania kapitału ukierunkowują i stymulują produk-
cję mającą na celu zaspokojenie potrzeb konsumenta. Dzieje się to tak
automatycznie, iż wielu konsumentów wydaje swoje dolary nie myśląc
nawet o tych wszystkich twórczych wysiłkach, które musiały być podjęte,
zanim za te dolary dało się cokolwiek uzyskać. Polityczni decydenci, nie
rozumiejąc rynku, zakładają, że cały proces produkcji oraz wymiany
może być pobudzany do jeszcze lepszego funkcjonowania, jeżeli tylko
rząd wyprodukuje dodatkowe pieniądze i włoży je w ręce konsumentów.
Decydenci ci nie zauważają, że jedyne znaczenie pieniędzy, jakim jest ich
funkcja środka wymiany, ulega zniszczeniu w przypadku odgórnego ma-
nipulowania ich podażą. Wszelkie inflacyjne manipulacje zniekształcają
ceny, opłaty i odsetki, na których opiera się rachunek ekonomiczny. In-
flacja zachęca do konsumpcji i wydawania, ale zniechęca do oszczędzania
i pożyczania, osłabiając bodźce produkcyjne oraz samą możliwość pro-
dukcji.

To, co wymieniłem wyżej, wyjaśnia dlaczego obecna wojna wydana

biedzie jest skazana na niepowodzenie. Jeśli rząd będzie nadal subsydio-
wał biednych kosztem wszystkich podatników, doprowadzi do zwiększe-
nia liczby subsydiowanych, czyli zwiększenia liczby biednych podatników.
Jeśli rząd swoją władzą popiera dłużników kosztem wierzycieli, więcej
osób będzie próbowało brać pożyczki, a mniej będzie miało ochotę
udzielać pożyczek. Jeśli systematycznie grabi się oszczędności poprzez
inflację, oszczędni staną się rozrzutnikami.

background image

33. PAŃSTWO POWINNO UWOLNIĆ LUDZI OD BIEDY

147

Biedni zawsze będą w stanie otrzymać więcej dóbr i usług potrzeb-

nych „do przeżycia” w otwartej konkurencji rynkowej, niż przez walkę
polityczną skierowaną przeciw skutecznie działającym na rynku prywat-
nym przedsiębiorcom. Rynek pozostawia planowanie i zarządzanie tym,
którzy nieustannie dowodzą swoich umiejętności produkując i uzyskując
dochód, natomiast walka klasy politycznej dąży do redystrybucji środków
i przekazania ich tym, którzy najprawdopodobniej je zmarnują.

Kiedy państwo staje się gwarantem „wolności od niedostatku”,

oznacza to, że zarządzanie ludzkimi sprawami zostaje powierzone naj-
mierniejszym z zarządców w społeczeństwie, ponieważ ich liczba jest za-
wsze większa niż ludzi obdarzonych zdolnościami i utalentowanych.
Obecnie ogłoszono wojnę przeciw biedzie; w rzeczywistości jednak do-
konuje się konfiskaty owoców produkcji, co musi okazać się tragicznym
w skutkach dla każdego, zwłaszcza dla biednych.

Tłum. Jan Kłos

background image

Kyle S. Swan

Kyle S. Swan

34. By wyzwolić się od biedy,

trzeba kontrolować przyrost naturalny

34. Trzeba kontrolować przyrost naturalny

Ten popularny frazes funkcjonuje od wieków, a wielu liberałów

54

i konserwatystów dochodzi w tym względzie szybko do porozumienia.
Konserwatyści potrafią przyznać, że większa wolność ekonomiczna mo-
głaby w dłuższej perspektywie przynieść korzyści borykającym się z trud-
nościami krajom Trzeciego Świata, jednak kiedy chcą zaradzić najpilniej-
szym bieżącym problemom gospodarczym, proponują wprowadzenie od
zaraz jakiejś formy politycznej kontroli przyrostu naturalnego, w czym
do złudzenia przypominają swych kolegów liberałów.

Zarówno liberałowie jak i konserwatyści dochodzą zgodnie do

wniosku, że właśnie przeludnienie jest powodem braku żywności, miesz-
kań oraz zasobów i jako takie leży u podstaw ludzkiego nieszczęścia
i ubóstwa. Ich zmyślne „ratunkowe” modele ekonomiczne wykorzystują
całą gamę danych statystycznych i demograficznych, by po prostu udo-
wodnić, że większa liczba ludności zawsze oznacza większą liczbę ludzi
ubogich. Kiedy liczba ludzi rywalizujących o ten sam kąsek wzrasta, kęs
przypadający w udziale każdemu z nich staje się coraz mniejszy. Jednak
rozumowanie to jest pełne niekonsekwencji i łatwo można je obalić roz-
sądnymi argumentami ekonomicznymi i przejrzystą logiką. A tak napraw-
dę to aż ciarki przechodzą po plecach, kiedy rozważymy potencjalne kon-
sekwencje wykorzystania rozległych możliwości politycznych państwa,
prowadzących do zahamowania przyrostu naturalnego w danym kraju za
pośrednictwem środków przymusu. Jednak właśnie za tym opowiadają
się współcześni wpływowi myśliciele, jak również większość przeciętnych
obywateli. Zwolennicy gospodarki wolnorynkowej na ogół twierdzą, że

54

Patrz przyp. 20 na str. 36.

background image

34. TRZEBA KONTROLOWAĆ PRZYROST NATURALNY

149

może ona dla ubogich krajów być korzystna; mówią to jednak niechętnie,
by zaraz dodać, że korzyści z niej płynące mogłyby dać się odczuć dopie-
ro po długim i niełatwym okresie przejściowym oraz że transformacja
prowadząca do gospodarki wolnorynkowej trwałaby zbyt długo, by
w znaczący sposób przyczynić się do podniesienia stopy życiowej w da-
nym kraju. Co więcej, zachęcają oni władze biednych krajów do podjęcia
drastycznych kroków w celu osiągnięcia zauważalnego podniesienia po-
ziomu warunków życia od zaraz. Ciągle nawołują: „Zróbcie coś, by zapa-
nować nad przyrostem naturalnym!”

Politycy są wyczuleni na taką filozofię „zrobienia czegoś”. Składają

natychmiast górnolotne deklaracje, które potwierdzają ich oddanie kon-
cepcji kontroli przyrostu naturalnego. „Bomba demograficzna” zostaje
uznana za „obszar priorytetowy”. Na ogół też politycy są w stanie powo-
łać komisje i potężne jednostki administracji publicznej, których zada-
niem ma być opracowanie oficjalnej polityki stabilizacji demograficznej.
Bez wątpienia zainicjowane zostaną także kosztowne programy nakłania-
jące społeczeństwo do ograniczania wielkości rodziny. Miliony dolarów
przeznaczone zostaną na wdrożenie mechanizmów kontroli przyrostu
naturalnego finansowanych z funduszy publicznych – od edukacji seksu-
alnej do bezpłatnych środków antykoncepcyjnych, dobrowolnej steryliza-
cji płciowej i aborcji na żądanie

55

. W sposób nieunikniony, kiedy wszelkie

programy wydatków nadal nie pozwolą uzdrowić sytuacji, państwo za-
mknie kiesę i wyjmie pistolet. Wtedy władza będzie wam mówić, co ma-
cie robić. W efekcie mamy pełną przemocy i przymusu przerażającą de-
monstrację siły, kiedy zachęcanie do sterylizacji i aborcja sponsorowana
przez państwo zmieniają się w przymusową sterylizację i aborcję narzuca-
ną przez państwo, a nawet w dzieciobójstwo. Takie właśnie dochodzą do
nas relacje o przebiegu programu jednodzietnej rodziny bezwzględnie re-
alizowanego w Chińskiej Republice Ludowej, którego szczegóły są zbyt
okropne, by się nad nimi dłużej rozwodzić

56

.

Jest jedna rzecz, którą można powiedzieć na obronę zwolenników

rozległej władzy państwa, reprezentujących takie poglądy. Nawet w języ-
ku dzisiejszej socjalistycznej rewolucji semantycznej propagującej orwel-

55

obecnie należy tę listę wydłużyć o eutanazję „wspomaganą” lub „na życze-

nie” [red.].

56

Patrz np. doniesienie o konsumpcji płodów ludzkich po aborcji w szpitalach

ChRL (Daily Telegraph, 13.04.1995 r., dostępny też w sieci Internet – http://www.tele-

graph.co.uk.) [red.].

background image

150

KYLE S. SWAN

lowską nowomowę, która zastępuje znaczenia pojęć terminologii poli-
tycznej znaczeniami im przeciwnymi (na przykład podatek nazywany jest
„składką” lub „odpisem”, a „równość” oznacza specjalne korzyści uzy-
skiwane kosztem innych), zwolennicy kontroli przyrostu naturalnego nie
przebierają w słowach, a ich cele są całkiem jasne. Kiedy mówią „kontro-
la przyrostu naturalnego”, mają na myśli sprawowanie kontroli nad całą
populacją danego kraju. Jeden z bardziej wnikliwych krytyków takiego
podejścia zauważa co następuje: „Kontrola przyrostu naturalnego jest
ostatnim, desperackim krokiem i ostateczną bronią państwa opiekuńcze-
go, którego żądza władzy i instynkt samozachowawczy nie znają żadnych
granic politycznych lub moralnych.

57

Stanowi to samą kwintesencję

upolitycznienia spraw planowania rodziny.

Co powoduje, że ludzie oczekują od państwa realizacji takiej polity-

ki? Czy mamy zakładać, że ludzie są wewnętrznie tak zaprojektowani, by
kontrolować i podlegać kontroli? To wołanie o kontrolę jest w rzeczywi-
stości zakorzenione w błędnych założeniach i dezinformacji. Ludzie nie
wybraliby kontroli w miejsce wolności w planowaniu rodziny, jeżeli rozu-
mieliby jedną podstawową zasadę ekonomiczną: wysiłek ludzki może po-
mnożyć majętność społeczeństwa – ludzie są zarówno producentami, jak
i konsumentami.

Dlatego też ludzkie nieszczęście i ubóstwo na świecie nie wynika

w tak znacznym stopniu z problemów demograficznych. Demografia jest
problemem jedynie w krajach, w których jednocześnie istnieje wysoki
przyrost naturalny i nie funkcjonuje system produkcji dóbr i usług. To
właśnie niewielka produkcja jest przyczyną ubóstwa. Jeżeli, z drugiej
strony, poziom inwestycji kapitałowych jest stosunkowo wysoki w po-
równaniu z wielkością populacji, umożliwia to produkcję, a przeludnienie
przestaje być problemem – wprost przeciwnie; kraje dysponujące wystar-
czająco dużym kapitałem mogą zawsze rozwiązać swoje problemy wyni-
kające z przyrostu demograficznego, zaś nowe twarze są czynnikiem ko-
rzystnym i zawsze są mile widziane. Wolne i wydajne społeczeństwo nie
tylko dostosowuje się dobrze do poziomu przyrostu naturalnego, ale tak-
że może się dzięki niemu dynamicznie rozwijać. Przez wieki szybko roz-

57

James A. Weber, Grow or Die! (New Rochelle, New York: Arlington House Pu-

blishers, 1977), str. 183, cytowane w David C. Huff, Freedom, Coercion, and Family Size, The

Freeman, Styczeń 1989, str. 27.

background image

34. TRZEBA KONTROLOWAĆ PRZYROST NATURALNY

151

wijające się społeczeństwa kapitalistyczne zawsze charakteryzował stop-
niowy przyrost populacji. Produkcja gospodarcza zawsze rosła szybciej
niż wskaźnik urodzin i imigracja razem wzięte. Przykłady te stanowią je-
dynie potwierdzenie pierwszej zasady racjonalnych działań: działanie
wspólnie z innymi zawsze przynosi korzyści wszystkim uczestnikom da-
nego procesu większe niż wtedy, kiedy każdy działa oddzielnie. Sytuacja
przypomina tę w łodzi ratunkowej: wyczerpywanie wody pospołu po-
zwala się uratować.

Sekret dobrobytu zatem leży po prostu w stworzeniu otoczenia,

które promować będzie zwiększoną akumulację kapitału i wyższą wydaj-
ność. Sytuacja ekonomiczna cywilizacji zachodnich była historycznie lep-
sza nie dlatego, że posiadały one większy potencjał intelektualny, siłę lub
umiejętności, lecz za sprawą ideologii, która została przez nie przyjęta, za
sprawą porządku ekonomicznego i społecznego, który lansował wysoki
standard życia – wolnego rynku i podziału pracy. Dlatego w krajach po-
zbawionych wolności ubóstwo i przeludnienie stanowią główne powody
zaniepokojenia. Jest to bezpośredni rezultat przełożenia w tych krajach
ideologii na język polityki przyjmowanej przez ich rządy. Radykalny inter-
wencjonizm rządowy osłabia motywację do pracy, oszczędzania i efek-
tywności. Polityka interwencjonizmu nie promuje akumulacji kapitału,
lecz prowadzi do ubóstwa i nieszczęścia. Jak pisał Rushdoony: „Podob-
nie jak koń i wóz, tak socjalizm i głód są ze sobą nierozerwalnie zwią-
zane”.

58

Jednak skoro bogactwo narodu jest wyłącznie produktem myśli

i ideologii, istnieje powód, by nie tracić nadziei. Oznacza to, że wyższego
standardu życia mogą dostąpić wszystkie kraje. Ludzie muszą się nań po
prostu zdecydować sami. Wymaga to ni mniej ni więcej, tylko kompletne-
go porzucenia filozofii planowania społecznego, jej przesłanek i wnio-
sków. Właśnie tak: każdy biedny przeludniony kraj posiadający odwagę,
by wstąpić na drogę radykalnych zmian ideologicznych, może uchronić
swoje społeczeństwo od dogmatów przeszłości, które zahamowały jego
rozwój.

W tym kontekście zgoła absurdalnym jest dopatrywanie się właśnie

w przeludnieniu przyczyn ubóstwa w poszczególnych krajach. Taka inter-

58

The Third Horseman: Thanks to Socialism, Famine Stalks the Earth, Barron's Na-

tional Business and Financial Weekly, 20.12.1965 r., str. 1, cytowane w Rousas J. Rushdo-

ony, The Myth of Over-Population (Nutley, New Jersey: The Craig Press, 1969), str. 6.

background image

152

KYLE S. SWAN

pretacja jest dowodem niezrozumienia samego problemu. W istocie, gdy-
byśmy chcieli poprawić frazes zwolenników kontroli państwa, trzeba by
powiedzieć, że wyzwolenie się od biedy jest w rzeczywistości niemożliwe
do osiągnięcia. Istnienie niedoborów jest naturalną koleją rzeczy i nie
może tego zmienić żaden przepis ani program rządowy, a już na pewno
nie atak na możliwości rozwoju demograficznego społeczeństwa. Tylko
jeden kierunek myśli stale wspiera twórczą motywację, wynalazczość oraz
niezrównane możliwości produkcyjne: wolność, która może zostanie
pewnego dnia ponownie odkryta, kiedy wszystko inne zawiedzie.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Paul A. Cleveland

Paul A. Cleveland

35. Czyż inwestycje państwowe nie są konieczne

dla gospodarczej prosperity?

35. Inwestycje państwowe są konieczne

Politycy i urzędnicy państwowi wciąż mówią nam, że powinniśmy

inwestować w naszą przyszłość. Swymi napomnieniami promują oni jed-
nak różne programy państwowe, których podjęcie wynika z konieczności
zrekompensowania braku analogicznych inicjatyw w prywatnym sektorze
gospodarki. Finansowanie tych programów ma pochodzić z podatków
lub ze zobowiązania wszystkich obywateli do poniesienia w przyszłości
pewnych obciążeń w konsekwencji emisji zadłużenia. Propagatorzy ta-
kich państwowych programów przekonują nas, że jeżeli pragniemy mieć
dynamiczną, rozwijającą się gospodarkę, to powinniśmy inwestować
w edukację, technologię oraz rozwój infrastruktury, ponieważ sam rynek
nie jest w stanie zapewnić tego wszystkiego, co jest gwarancją osiągnięcia
gospodarczej pomyślności.

Na jakich przesłankach oparta jest tego typu argumentacja? Zwo-

lennicy rozszerzenia władzy państwa na ogół utrzymują, że potrzeba no-
wych programów wiąże się z zewnętrznymi korzyściami, dla społeczeń-
stwa, płynącymi z przyjęcia tych właśnie programów. Dlatego słyszymy
stwierdzenia typu „Szkolnictwo przynosi korzyści wszystkim” lub „Jeżeli
Stany Zjednoczone mają stanąć w szranki konkurencji na rynku ogólno-
światowym, musimy rozwijać nowe technologie”. Jedynym punktem
wspólnym dla takich stwierdzeń jest przekonanie, że występuje tu pewien
problem ekonomiczny, dla którego państwo jest w stanie zaproponować
najlepsze rozwiązanie. Czy przekonanie to jest jednak rzeczywiście
słuszne?

W większości przypadków odpowiedź brzmi: „nie”. Aby wyjaśnić

nasz pogląd rozważmy następujące wydarzenie, o którym ostatnio infor-

background image

154

PAUL A. CLEVELAND

mowały czołówki gazet w stanie Alabama. Chodziło o „Renesansową
Wieżę”, wzniesioną w mieście Florencja w tym właśnie stanie. Przedsię-
wzięcie zostało sfinansowane poprzez emisję obligacji ze zobowiąza-
niem, że jeżeli nie przyniesie ono spodziewanych dochodów, to środki
z podatków zostaną wykorzystane w celu uregulowania płatności z tytułu
obligacji. Projekt zakładał wybudowanie wieży z restauracją na samym jej
szczycie, z widokiem na rzekę Tennessee. W swym zamyśle przedsięwzię-
cie miało doprowadzić do zwiększenia lokalnego ruchu turystycznego.
Wieża jednak okazała się kompletnym niewypałem i podatnikom w Ala-
bamie wystawiono rachunek na 10 milionów dolarów. Miejscowi ironicz-
nie mówią o wieży jako o „restauracji na kiju”, a ona sama – choć widok
jest rzeczywiście ładny – świeci zwykle pustkami, odwiedzają ją tylko nie-
liczne szkolne wycieczki.

Jak do tego wszystkiego doszło? Niewątpliwie wielu polityków po-

parło propozycję budowy wieży elokwentnymi przemówieniami. Bez
wątpienia zapewniali oni, że przedsięwzięcie przyniesie korzyści wszyst-
kim mieszkańcom Alabamy. Podczas politycznej debaty nad projektem
jego zwolennicy z pewnością używali takich argumentów jak: „Nasz stan
musi inwestować w takie przedsięwzięcia, jeżeli mamy konkurować z są-
siednimi stanami o dochody z turystyki”. Dlatego na etapie planowania
założono, że ta nowa atrakcja przyciągnie turystów ze wszystkich stron,
którzy to turyści mieli następnie zostawiać swoje pieniądze w restauracji
jedząc kolację i patrząc na rzekę Tennessee. Ponadto zwolennicy projektu
na pewno mówili, że kiedy już turyści przyjadą do stanu Alabama, aby
obejrzeć wieżę, to zatrzymają się dłużej, by obejrzeć także inne interesu-
jące miejsca, tym samym zwiększając dochody wielu innych firm na tere-
nie całego stanu.

Jest rzeczą mało prawdopodobną, by prywatni inwestorzy zainwe-

stowali dobrowolnie swe pieniądze w takie przedsięwzięcie. Patrzyliby na
taki projekt jako na potencjalny niewypał, w który skłonny byłby zainwe-
stować tylko człowiek mało rozsądny, gotowy stracić swe pieniądze. Dla-
czego więc podjęto realizację tego właśnie projektu? Z pobudek politycz-
nych. Kiedy możemy zrzucić odpowiedzialność finansową za nasze błę-
dy na innych, nie musimy zastanawiać się zbytnio przed podjęciem okre-
ślonych przedsięwzięć. Nie musimy zadawać sobie tych wszystkich waż-
nych pytań, które pozwalają ustalić czy realizacja konkretnego projektu

background image

35. INWESTYCJE PAŃSTWOWE SĄ KONIECZNE

155

zwróci się przynosząc dochody wyższe, niż koszty zasobów i środków
nań spożytkowanych. W takiej politycznej sytuacji górę bierze ego oraz
osobiste interesy, a ludzie posiadający władzę polityczną trwonią pienią-
dze innych obywateli na swe mrzonki. W końcu zaś pozostawiają nas
z restauracjami na kiju i rachunkami do zapłacenia z podatków. Rachunki
te przyczyniają się do obniżenia stopy życiowej podatników, podnosząc
jednocześnie stopę życiową tych nielicznych polityków, którzy mają w re-
alizacji takich projektów konkretny interes oraz tych nielicznych ludzi,
którzy mają to szczęście, że zostali wybrani do ich realizacji.

Przykłady wydatków państwowych tego typu drażnią mnie za każ-

dym razem, kiedy słyszę, jak politycy i urzędnicy państwowi dzielą się
między sobą planami dotyczącymi nowych przedsięwzięć. Jestem jednak
przekonany, że plany te nigdy nie prześcigną normalnej prywatnej aktyw-
ności rynkowej, ponieważ osoby podejmujące decyzje o tym jak wydać
lub „zainwestować” moje pieniądze nie cenią tego, co ja cenię, ani tego,
co Ty cenisz. W efekcie projekty, do których finansowania zostajemy
przez nie zmuszeni, nie są przedsięwzięciami, które my sami bylibyśmy
skłonni poprzeć. Osobiście nie mam ochoty na to, by jakiś urzędnik pań-
stwowy podejmował za mnie decyzje. Jednak wydaje się, że w dzisiej-
szych Stanach Zjednoczonych nie zależy już nam niestety na naszej oso-
bistej wolności wyboru i dlatego będziemy zapewne świadkami jeszcze
wielu nierozsądnych przedsięwzięć państwowych, które sprowadzą się do
wyrzucania naszych pieniędzy w błoto pod szyldem inwestycji. Kto ma
ochotę na obiad z widokiem na rzekę Tennessee?

Tłum. Marek Albigowski

background image

Henry Hazlitt

Henry Hazlitt

36. Wydatki wojskowe pozwalają zapewnić

miejsca pracy oraz dobrobyt

59

36. Wydatki wojskowe zapewniają pracę

Jakiś młodociany chuligan rzuca cegłę i tłucze okno wystawowe

piekarni. Właściciel wybiega wściekły na zewnątrz, ale chłopca już nie
ma. Zbiera się tłum i zaczyna przyglądać się z cichą satysfakcją zbitej szy-
bie i kawałkom szkła wśród bułek i bochenków chleba. Po chwili w tłu-
mie pojawia się potrzeba refleksji filozoficznej. Kilka z zebranych osób
zapewne przypomni właścicielowi piekarni lub sobie nawzajem, że mimo
wszystko, nieszczęście to ma także swą jaśniejszą stronę: zarobi na tym
jakiś szklarz. A kiedy już padnie taka sugestia, zebrani zaczynają ją rozwi-
jać. Ile kosztuje taka szyba sklepowa? Trzysta dolarów? To niezła suma.
Przecież gdyby szyby nigdy się nie tłukły, co stałoby się ze szklarstwem
i szklarzami? A później jest to już opowieść bez końca. Szklarz zarobi
dodatkowe 300 dolarów, które będzie mógł wydać w innej firmie, a inna
firma będzie te 300 dolarów mogła z kolei wydać u kolejnego kontrahen-
ta i tak ad infinitum. Rozbita szyba stanowi źródło dochodu i zajęcia dla
coraz to szerszych kręgów. Logiczny wniosek, który można by z tego
wszystkiego wysnuć – jeżeli tłum by się o to pokusił – jest taki, że ten
młodociany chuligan rzucający cegłę nie tylko nie stanowi publicznego
zagrożenia, ale jest nawet publicznym dobroczyńcą.

Spójrzmy teraz na to z innego punktu widzenia. Przynajmniej

pierwszy wniosek tłumu był słuszny. Ten mały akt wandalizmu przyspo-
rzy rzeczywiście zajęcia szklarzowi. Szklarz nie będzie bardziej zaniepo-
kojony, kiedy dowie się o tym zdarzeniu, niż przedsiębiorca pogrzebowy
na wiadomość o śmierci. Ale właściciel piekarni, który planował wydać te
300 dolarów na nowy garnitur (lub inny luksusowy artykuł) będzie mu-

59

Porównaj rozdz. 1 pt. „Rozbita szyba” w cyt. książce (przyp. 37 na s. 85) [red.].

background image

36. WYDATKI WOJSKOWE ZAPEWNIAJĄ PRACĘ

157

siał wydać je na nową szybę. Zamiast nowego garnituru i szyby w oknie
wystawowym, teraz ma tylko szybę. Jeżeli planował dokonać zakupu no-
wego garnituru tego właśnie popołudnia, zamiast posiadania zarówno
szyby w oknie, jak i nowego garnituru, będzie musiał zadowolić się sa-
mym tylko oknem. Jeżeli pomyślimy o nim jako o członku społeczności,
to niewątpliwie społeczność przy tym biegu wydarzeń została pozbawio-
na nowego garnituru, który w innej sytuacji mógłby ujrzeć światło dzien-
ne – i o ten artykuł jest uboższa.

Krótko mówiąc, korzyść szklarza w kategoriach prowadzonej dzia-

łalności gospodarczej jest jedynie stratą piekarza w jego działalności. Nie
doprowadziło to do zwiększonego zatrudnienia. Ludzie w tłumie myśleli
tylko o dwóch stronach tej transakcji, piekarzu i szklarzu. Zapomnieli
o potencjalnej trzeciej stronie, a mianowicie o krawcu. A zapomnieli
o nim dlatego, że teraz już nie pojawi się on na scenie wydarzeń. Za
dzień lub dwa ludzie zobaczą nowe okno wystawowe w piekarni. Nigdy
jednak nie zobaczą nowego garnituru, ponieważ nigdy nie zostanie on
uszyty. Tłum zauważa tylko to, co jest bezpośrednio widoczne dla oka.

I tak zakończyliśmy z wybitą szybą. Mieliśmy tu podstawowy błąd

w rozumowaniu. Zdawać by się mogło, że każdy byłby w stanie go unik-
nąć po chwili zastanowienia. Jednak ten rodzaj błędnej logiki zilustrowa-
ny powyżej na przykładzie rozbitego okna występując w stu różnych
przebraniach należy do tych linii rozumowania, które wyjątkowo upo-
rczywie pojawiają się w historii ekonomii. Dziś szerzy się ona jeszcze bar-
dziej niż kiedykolwiek w przeszłości. Codziennie filozofię tę potwierdza-
ją uroczyście wielcy wodzowie przemysłu, izby handlowe, przewodniczą-
cy związków zawodowych, redaktorzy naczelni gazet, felietoniści i ko-
mentatorzy radiowi, uczeni statystycy wykorzystujący najbardziej zaawan-
sowane techniki naukowe i profesorowie ekonomii naszych najlepszych
uniwersytetów. Każdy z nich na swój własny sposób rozwodzi się nad
korzyściami zniszczenia.

Mimo że niektórzy z nich nigdy nie przyznaliby, że małe akty znisz-

czenia przynoszą określone korzyści, dostrzegają oni niekończące się ko-
rzyści w wielkich aktach spustoszenia. Wyobrażają sobie „cud produkcyj-
ny”, którego osiągnięcie wymaga wybuchu wojny. Widzą, jak świat staje
się bogaty dzięki ogromnemu „narosłemu” wskutek wojny i „zaspokojo-
nemu” dzięki powojennej odbudowie zapotrzebowaniu. Po II Wojnie
Światowej w Europie liczyli oni radośnie domy – całe miasta – które zo-

background image

158

HENRY HAZLITT

stały zrównane z ziemią i wymagały odbudowania. W Stanach Zjedno-
czonych liczyli domy, które nie mogły być w czasie wojny wybudowane,
nylonowe pończochy, które nie trafiły na rynek, zużyte samochody i opo-
ny, stare radia i lodówki, które trzeba wymienić na nowe. Uzyskiwali
w swoich podsumowaniach wspaniałe, ogromne kwoty.

A przecież był to tylko nasz stary przyjaciel, fałszywy wywód prze-

prowadzony przy rozbitej szybie wystawowej piekarni, w nowych szat-
kach i tak gruby, że zmieniony całkiem nie do poznania.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Gregory B. Christainsen

Gregory B. Christainsen

37. Programy wydatków rządowych

tworzą nowe miejsca pracy

37. Rząd tworzy nowe miejsca pracy

Jednym z najbardziej trwałych – prawie natrętnych – mitów inter-

wencjonizmu jest przekonanie, że programy rządowe zaliczają się do tych
działań, które powodują powstawanie nowych miejsc pracy. Któż z nas
nie widział zdjęć przedstawiających uśmiechniętych polityków w czasie
ceremonii przecięcia wstęgi, wyrażających swe zadowolenie z faktu, że
mogli wesprzeć przedsięwzięcie, którego realizacja pozwoliła stworzyć
„tysiące nowych miejsc pracy”?

W rzeczywistości prawda jest taka, że wielu bezrobotnych pozosta-

je bez pracy właśnie ze względu na programy tego typu, prowadzące do
zubożenia społeczeństwa jako całości. Najważniejsze jest to, że za pro-
gramy rządowe trzeba zapłacić, a sposób ich finansowania częstokroć
prowadzi do redukcji zatrudnienia w sektorze prywatnym, następującej
równolegle z tworzeniem publicznych miejsc pracy. W związku z faktem,
iż miejsca pracy w sektorze prywatnym są zwykle bardziej produktywne
niż te, które powstały w ich miejsce w sektorze publicznym, ogólna za-
możność społeczeństwa maleje zamiast rosnąć.

Zastanówmy się nad sposobami finansowania programów rządo-

wych. Najczęstszą metodą pozyskania funduszy są dochody podatkowe.
Kiedy zostają nałożone podatki, państwo uzyskuje środki, które można
wykorzystać do opłacenia pracowników w miejscu realizacji danego
przedsięwzięcia. W efekcie następuje jednak zmniejszenie poziomu roz-
porządzalnego dochodu, którym dysponują podatnicy, co może ozna-
czać, że zakupią oni mniej dóbr konsumpcyjnych doprowadzając do
spadku zatrudnienia w branżach zajmujących się ich wytwarzaniem. Tak-
że opodatkowanie dochodów przedsiębiorstw w podobny sposób wywo-

background image

160

GREGORY B. CHRISTAINSEN

łuje redukcję zatrudnienia w firmach prywatnych danego sektora gospo-
darki.

Jeżeli podatnicy utrzymają poziom konsumpcji, a swe płatności po-

datkowe uregulują ze środków, które normalnie zaoszczędziliby, ogólny
efekt będzie taki sam. Jeżeli podatnicy ograniczą poziom swych oszczęd-
ności, banki i inne instytucje finansowe będą miały mniej środków na
kredytowanie różnych projektów inwestycyjnych – zakupów nowego
sprzętu, budowy zakładów, budynków biurowych itd., co sprawi, że za-
trudnienie w branżach produkujących środki trwałe zmniejszy się.

Weźmy też pod uwagę inną możliwość, a mianowicie uzyskanie

przez państwo funduszy nie poprzez opodatkowanie, lecz przez zacią-
gnięcie pożyczki – stworzenie deficytu. W tym przypadku ci, którzy po-
życzą swe pieniądze państwu będą o tę kwotę mieli mniej środków, które
mogliby udostępnić sektorowi prywatnemu. I znów zatrudnienie publicz-
ne wzrośnie, a zatrudnienie w sektorze prywatnym najprawdopodobniej
ulegnie redukcji.

Rozważmy wreszcie taką sytuację, w której państwo uzyskuje fun-

dusze poprzez wprowadzenie do obiegu nowych środków pieniężnych.
Z czasem obecność w obiegu nowo wyemitowanych pieniędzy sprawia,
że ceny towarów i usług rosną. Jeżeli nie będzie to miało wpływu na wy-
nagrodzenia, zyskowne będzie ciągłe zwiększanie poziomu zatrudnienia,
ponieważ pracodawcy uzyskiwać będą większe obroty ze względu na
wyższe ceny swych wyrobów, przy stałych kosztach robocizny. Kiedy
pracownicy zorientują się, że nastąpiła inflacja, sytuacja ulegnie zmianie.
Pracownicy wreszcie zdadzą sobie sprawę z faktu, iż inflacja prowadzi do
zmniejszenia ich siły nabywczej. Za to, co wcześniej wydawało się być
możliwą do zaakceptowania pensją, nie będą mogli kupić takiej ilości to-
warów, jak kiedyś. Aby zachęcić pracowników do pozostania w firmach,
trzeba będzie podnieść ich zarobki. Bodziec, którym dla wzrostu zatrud-
nienia było wprowadzenie do obiegu nowych pieniędzy, przestanie dzia-
łać. Ceny i płace zwiększą się mniej więcej o tyle, o ile zwiększy się podaż
pieniądza, a zatrudnienie zmieni się niewiele w porównaniu z sytuacją
wyjściową.

Podsumowując, jak widać nie można liczyć na to, że zwiększone

wydatki państwowe doprowadzą do zwiększenia wydatków całkowitych.
Zamiast tego, wydatki państwowe i zatrudnienie w sektorze publicznym

background image

37. RZĄD TWORZY NOWE MIEJSCA PRACY

161

zastępują wydatki prywatne i zatrudnienie w sektorze prywatnym. Socja-
lizm zastępuje kapitalizm. Wydajność spada. A promowanie pełnego za-
trudnienia poprzez zwiększenie podaży pieniądza jest tylko iluzją, która
staje się nieaktualna, kiedy koszty robocizny i inne koszty dopasowują się
do wskaźnika inflacji.

Jeżeli nie można liczyć na to, że programy rządowe doprowadzą do

zwiększenia ogólnego zatrudnienia, to dlaczego ciągle słyszymy z ust po-
lityków te same wyświechtane deklaracje? Powód jest taki, że jeżeli nawet
argumenty te są nieprawdziwe, to mają one trwały urok. Zatrudnienie
w miejscu realizacji robót publicznych jest widoczne. Każdy widzi, że był
to wynik celowych działań podjętych przez urzędników państwowych.
I ci urzędnicy właśnie mogą zbierać laury za osiągnięcie poprawy sytuacji
ludzi, którzy znaleźli tam zatrudnienie. W przeciwieństwie do sfery pu-
blicznej, spadek zatrudnienia w sektorze prywatnym jest mniej oczywisty.
Ludzie, którzy stracili pracę mogą nie zdawać sobie sprawy z faktu, iż ich
bezrobocie spowodowane jest działaniami polityków, których kancelarie
znajdują się daleko. Ponadto pełny spadek w poziomie zatrudnienia
w sektorze prywatnym może nie nastąpić przed upływem stosunkowo
długiego okresu czasu.

Cóż można na to poradzić? Rozwiązania tego problemu nie znaj-

dziemy dopóty, dopóki system polityczny będzie wynagradzał reprezen-
tantów społeczeństwa za obsypanie korzyściami swoich wyborców
i przerzucenie kosztów realizowanych programów na innych obywateli.
Bardziej konstruktywny system pomógłby pokonać wiele z obecnie ist-
niejących barier, które stoją na drodze do stworzenia systemu efektywne-
go zatrudnienia. Istnienie podatków i przepisów prawnych na przykład
oznacza, że pracodawca ponosi dużo wyższe koszty związane z zatrud-
nieniem pracownika, niż wypłacana mu pensja: zatrudnienie pracownika,
który zarabia po opodatkowaniu 7 dolarów za godzinę może kosztować
pracodawcę 20 dolarów. Przepisy określające płace minimalne, aby przy-
toczyć inny przykład, nadal pozbawiają mniej wykwalifikowanych pra-
cowników miejsc pracy. Wreszcie, nadal niezgodne z prawem jest zara-
bianie pieniędzy za wykonywanie określonej pracy w domu, na przykład
szycie ubrań.

Ogólnie rzecz biorąc, zatrudnienie w sektorze publicznym nie jest

dobrym substytutem dla zatrudnienia w sektorze prywatnym. A ceremo-
nia przecięcia wstęgi nie musi być właściwą okazją do uśmiechów i świę-

background image

162

GREGORY B. CHRISTAINSEN

towania. Jak miło byłoby zobaczyć na tym przyjęciu nieproszonego go-
ścia, który obwieści, że król jest nagi. Żaden król – ani też żaden urzęd-
nik państwowy – nie są w stanie stworzyć miejsc pracy bez jednoczesne-
go zmniejszenia zatrudnienia w prywatnych, płacących podatki firmach.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Paul L. Poirot

Paul L. Poirot

38. Gdybyśmy nie mieli Opieki Socjalnej,

wielu ludzi musiałoby głodować

38. Opieka Socjalna

Obowiązkowa Opieka Socjalna stanowi nasze prawo krajowe od

prawie trzech pokoleń, a wielu obywateli Stanów Zjednoczonych jest
przekonanych, że nie mogliby sobie bez niej poradzić. Ktoś, kto wyraził-
by wątpliwość co do słuszności jej programu, musiałby odpowiedzieć na
natychmiast stawiane pytanie: „A czy pozwoliłbyś im umrzeć z głodu?”

Wielu Amerykanów pamięta jeszcze lata sprzed uchwalenia Aktu

o Opiece Socjalnej (Social Security Act) w 1935 roku. Czy jest jednak
wśród nich taki, który widział kiedykolwiek człowieka umierającego
z głodu? Nie, „nie pozwolimy im umrzeć z głodu”. Dlaczego zatem tak
powszechnie sądzi się, że bez płacenia świadczeń socjalnych wielu ludzi
byłoby głodnych?

Idea opieki socjalnej opiera się na wątpliwej przesłance, iż użytecz-

ność osoby kończy się w wieku 65 lat. Po osiągnięciu tego wieku, jak się
sądzi, ludzie nie posiadają oszczędności i nie są zdolni do dalszego zara-
biania na siebie. Gdyby to założenie było słuszne, łatwo można by było
zauważyć, jak starzy ludzie padają ofiarą głodu – w końcu jeśli już się do
niczego nie nadają, któż chciałby się nimi przejmować!

Szufladkowanie ludzi w grupy i wysnuwanie pośpiesznych wnio-

sków o każdej z tych grup (na przykład, że ludzie po 65 roku życia gło-
dowaliby bez świadczeń socjalnych) to standardowa procedura rządowe-
go planowania. Takim pospiesznym wnioskiem jest na przykład właśnie
ten, że żywiciele rodzin (przed osiągnięciem wieku 65 lat) powinni być
przez prawo zmuszani do żywienia i otaczania szacunkiem swoich star-
ców i staruszki. Wniosek ten, jak i podobne, oparty jest na fałszywych

background image

164

PAUL L. POIROT

założeniach przyjmowanych przez ludzi nie ceniących innych jako
osób

60

. Wierzą oni przede wszystkim w przymus i w to, że to władze

mają jedyną właściwą odpowiedź na każdy problem.

Ludziom małej wiary trzeba ciągle tłumaczyć, że państwo nie two-

rzy, lecz może jedynie rozdawać to, co najpierw zabierze w postaci podat-
ków, a co powstało w wyniku produktywnych wysiłków jednostek. „Na-
ród” składa się przede wszystkim i zawsze z jednostek. Niektóre z nich
są bardziej gospodarczo twórcze, inne mniej, jednak każda jest godna
szacunku jako istota ludzka. Opodatkowanie płac i oszczędności czło-
wieka dla celów innych niż obronne oznacza redukowanie jego zdolności
i osłabianie jego motywacji do troszczenia się o siebie i o innych i czynie-
nie z niego w części niewolnika, a tym samym umniejszanie jego człowie-
czeństwa. Dodatkową złą stroną tej sytuacji jest to, że każdy kto dobro-
wolnie albo pod przymusem opiera swoje utrzymanie na mocy opodatko-
wującej rządu także poniża się i staje się w części niewolnikiem.

Doświadczenie niewolnictwa, nieszczęśliwe, mamy już w Stanach

Zjednoczonych za sobą, zaś główną przyczyną jego upadku była i jest
jego nieproduktywność; niewolnictwo pozwala ludziom głodować. Nisz-
czy ono także moralnie zarówno niewolnika jak i pana. Mówi nam się
jednak, że bez narzuconych młodym i silnym obowiązkowych podatków
na Opiekę Socjalną nasi staruszkowie będą głodni, a może nawet będą
umierać z głodu. Tym samym zachęca nas się, żebyśmy jeszcze raz wy-
próbowali półniewolniczy system, pod panowaniem życzliwych panów,
rzecz jasna. No cóż, ci socjaliści są w wielkim błędzie. Ich przesłanki są
fałszywe. Można liczyć na to, że wolni ludzie będą sami dobrowolnie
troszczyli się o siebie i o swoich współobywateli. Zaś to, co powinno ob-
chodzić nas wszystkich, jeśli nadal będziemy trwać przy fałszywych prze-
słankach idei Opieki Socjalnej (socjalistycznych), to to, że wielu Amery-
kanów będzie głodowało, nie tylko fizycznie, lecz także moralnie i du-
chowo.

Podstawowy argument przeciw świadczeniom socjalnym znajduje

się w sferze moralnej. Dawanie jednostce czy jakiejś grupie ludzi owoców

60

Doświadczenia z PRL, inne niż amerykańskie, każą sądzić, że ówcześni ustawo-

dawcy i wykonawcy władzy nie tylko nie cenili jednostek, ale je postrzegali razem jako

stado, zbiorowisko godne pogardy, o które dbać należy jedynie werbalnie – a i to nie za-

wsze [red.].

background image

38. OPIEKA SOCJALNA

165

pracy innych jednostek czy grup ludzi, odebranych im siłą, jest postępo-
waniem niemoralnym, mającym niszczący wpływ na poczucie osobistej
odpowiedzialności każdego, kto bierze w niej udział. A istnieją przecież
wystarczające powody, by odrzucić takie działania, nawet przy rozpatry-
waniu sprawy z czysto materialistycznego punktu widzenia:

1. Opieka Socjalna to ubezpieczenie funkcjonujące od dawna. Jest

to regresywny podatek dochodowy, którego największy ciężar przypada
na ludzi o niższych dochodach.

2. Tak zwany fundusz Opieki Socjalnej wynoszący około jednego

biliona dolarów jest tylko liczbą w księgach finansowych pokazującą, jak
wiele pieniędzy rząd federalny pożyczył sam od siebie w imię świadczeń
socjalnych – i wydał na inne cele.

3. Fakt, że jakaś osoba płaciła przez całe życie podatki na Opiekę

Socjalną nie oznacza, że jakakolwiek część tych pieniędzy została odło-
żona, czy też zainwestowana na jej konto; jeśli kiedykolwiek otrzyma ona
świadczenia socjalne, to będą one pochodzić z podatków zebranych od
innych (być może nawet od niej samej) w tym czasie, kiedy otrzyma ona
te świadczenia.

4. Wyrównania płacone przez pracodawcę na rzecz indywidualnych

pracowników w rzeczywistości, jak można sądzić, płacą pracownicy –
albo przez obniżone płace, albo poprzez wyższe ceny za dobra i usługi.

5. Ofiarowanie subsydiów osobom, które przechodzą na emeryturę

w wieku 65 lat, wycofuje ich kwoty z inwestowania w dodatkową produk-
cję i narzędzia i tym samym nie tworzy miejsc pracy dla młodszych pra-
cowników, za to zwiększa ich obciążenie podatkowe.

6. Osoba, która teraz zostaje objęta programem Opieki Socjalnej

i zarabia ponad 18 250 dolarów rocznie zrobi lepiej i zyska więcej, jeśli
po prostu będzie raczej gromadziła przez całe życie swoje dochody, na-
wet gdyby duże sumy pozostały nie zainwestowane, niż gdyby miała po-
legać na zapomodze wypłacanej jako Świadczenie Socjalne (jak to obli-
czono w American College of Life Underwriters).

Tłum. Jan Kłos

background image

John Semmens

John Semmens

39. Państwo winno budować infrastrukturę

39. Państwo winno budować infrastrukturę

Oczywistym jest, że analiza każdej inwestycji państwowej w zakre-

sie rozbudowy infrastruktury udowodni, iż potrzeby przewyższają do-
chody. Czy będą to drogi, sieć komunikacyjna, lotniska, tamy, kanały,
porty czy coś jeszcze innego, władze wydają się ciągle nie dorówny-
wać zapotrzebowaniu, przekraczać budżet lub niewłaściwie asygnować
środki.

Niepowodzenia te stanowią wystarczające uzasadnienie dla ciągłe-

go podnoszenia podatków. Ludzie, którzy mają wystarczająco dużo oleju
w głowie, by przestać kupować wadliwe towary lub topić pieniądze
w nierentownej inwestycji wydają się być oddani idei płacenia wyższych
podatków na finansowanie publicznej infrastruktury. Rozumowanie takie
oparte jest na założeniu, że nie ma innej opcji niż płacenie wyższych po-
datków.

Dopóki będziemy chcieli polegać na państwie jako wykonawcy pro-

jektów rozwoju infrastruktury, nie będzie innej alternatywy niż płacenie
wyższych podatków. Chodzi jednak o to, że państwo w odróżnieniu od
sektora prywatnego posiada niewielką motywację do efektywnego zaspo-
kajania potrzeb konsumentów. Rozważmy różne sposoby pozyskiwania
funduszy przez państwo i sektor prywatny.

Państwo posiada uprawnienia do nakładania podatków. Parlament

może uchwalić ustawę, według której każdy obywatel będzie zobowiąza-
ny zapłacić państwu określoną sumę pieniędzy. Płatność podatku nie jest
dobrowolna i nie musi następować w zamian za konkretną korzyść lub
usługę. W rzeczywistości jedną z przewodnich zasad opodatkowania jest
„zdolność uregulowania podatku”. Oznacza to, iż samo posiadanie przez

background image

39. PAŃSTWO WINNO BUDOWAĆ INFRASTRUKTURĘ

167

daną osobę środków finansowych stanowi wystarczającą podstawę praw-
ną dla państwa, by rościć sobie do nich prawo.

Firmy prywatne nie mają uprawnień do nakładania podatków.

Mogą one jedynie oferować produkt lub usługę, w zamian za co otrzy-
mują pieniądze. Wszelkie płatności na rzecz firm są jednak dobrowolne.
Jeżeli nie uda się przekonać konsumentów, że potencjalny produkt lub
usługa są warte żądanej ceny, klienci nie kupią oferowanych towarów.
Oznacza to, że firmy prywatne muszą wypracować swoje dochody.

Te odmienne sposoby uzyskania środków znajdują także wyraz

w różnym stopniu efektywności procesu oferowania towarów i świadcze-
nia usług. Jako że państwo nie musi oferować nic w zamian za pozyski-
wane fundusze, do których płacenia zmusza obywateli, nie powinno ni-
kogo dziwić, że wielu podatników faktycznie nie uzyskuje nic w zamian
za ponoszone płatności.

Często mówi się, że tak zwany „podatek z tytułu użytkowania auto-

strad” pomaga rozwiązać trudności wynikające z finansowania przedsię-
wzięć publicznych funduszami pochodzącymi z podatków. Prawie wszy-
scy chyba mieliśmy okazję oglądać tablice z napisem „Oto jak pracuje
Twój podatek z tytułu użytkowania autostrad”, które towarzyszą wielu
budowanym właśnie odcinkom autostrad. Jednak fakt, iż docelową grupą
podatników są kierowcy, a nie wszyscy obywatele, nie wpływa na popra-
wę motywacji w wydziałach komunikacji.

Opłaty z tytułu użytkowania w przypadku autostrad, podobnie jak

dochody z innych podatków, tworzą wspólną pulę dochodów. To prawda,
że wpływy te są zwykle przeznaczane na cele budowy autostrad. Jednak
nigdy nie ma pewności, że wpływy z tych podatków zostaną wykorzysta-
ne na zapewnienie usług tym podatnikom, którzy je wpłacili. Podatki
mogą być generowane na jednej „drodze”, a wykorzystane do zbudowa-
nia innej. Określenie sposobów wykorzystania funduszy nie jest powodo-
wane potrzebą zaspokojenia potrzeb klientów. Monopolista państwowy
zajmujący się administracją systemu drogowego może zupełnie zlekcewa-
żyć zapotrzebowanie klientów. Polityczne preferencje, faworyzujące okre-
ślone grupy wyborców mogą odegrać kluczową rolę w asygnowaniu
środków na inwestycje ze wspólnej puli podatkowej. Kierowcy nie mogą
zwinąć swojego interesu (i swoich płatności podatkowych) i przenieść się
do konkurencyjnych dostawców.

background image

168

JOHN SEMMENS

Przymusowe płatności i trzymana w szachu klientela nie przyczy-

niają się do osiągnięcia wysokiej efektywności działań. Wyobraźmy sobie,
jakie nastąpiłoby zamieszanie, gdyby podjąć próbę dostarczania produk-
tów spożywczych na zasadach analogicznych do systemu administrowa-
nia siecią drogową. Zamiast systemu, w którym obywatele sami zaopatru-
ją się w pożywienie, każdy płaciłby podatek, a politycy i urzędnicy pań-
stwowi decydowaliby o tym, kto dostaje jeść. Czy zdziwilibyśmy się wte-
dy, że niektórzy byliby faworyzowani i dostawali jeść w nadmiarze? Czy
zdziwiłoby nas, gdyby długa procedura biurokratyczna doprowadziła do
zwiększenia kosztów i powstania kolejek? Czy zdziwiłaby nas wiado-
mość, że spora część środków żywnościowych jest niewłaściwie przygo-
towywana i niedopieczona lub niedogotowana? Efekty działania takiego
systemu byłyby wysoce niezadowalające. Jednak dokładnie tak wygląda
sytuacja w chwili obecnej z autostradami. Wiele nieprzemyślanych przed-
sięwzięć pochłania coraz większą część dochodów podatkowych prze-
znaczonych na autostrady. Biurokratyczny bezwład oraz opór wobec no-
watorskich rozwiązań sprawiają, że wiele obszarów miejskich nękanych
jest korkami na drogach w godzinach szczytu. Zapomina się o konserwa-
cji i remontach. Koszty projektów przeważnie przekraczają początkowy
budżet. Dochody z podatków wyasygnowane na obiecane drogi wyczer-
pują się jeszcze zanim zakończona zostanie ich budowa.

A istnieje przecież alternatywa. Kłopoty związane z publiczną sie-

cią dróg pobudziły zainteresowanie siecią dróg, która znajdowałaby się
w rękach prywatnych. Głównym argumentem przeciwko prywatnym
drogom były zawsze niedogodności związane z pobieraniem opłat. To
prawda, że konieczność zatrzymywania się i regulowania opłaty za użyt-
kowanie drogi pracownikom obsługi lub wrzucanie monety do automatu
stałoby się koszmarem, jeżeli trzeba byłoby to robić na każdej ulicy i au-
tostradzie. Na szczęście, nowoczesna technologia przychodzi nam tu
w sukurs. W automatycznym systemie poboru opłat zastosować można
niedrogie elektroniczne transpondery. Urządzenia te wielkości karty kre-
dytowej sprawiłyby, że płacenie za korzystanie z autostrad byłoby tak
proste, jak regulowanie należności za międzymiastową rozmowę telefo-
niczną. Pojazdy nie musiałyby się zatrzymywać ani nawet zwalniać w celu
uregulowania opłaty. Wszystko odbywałoby się elektronicznie. Łączną
opłatę regulowałoby się raz w miesiącu za pomocą karty kredytowej.

background image

39. PAŃSTWO WINNO BUDOWAĆ INFRASTRUKTURĘ

169

Zaangażowanie sektora prywatnego w rozwój infrastruktury komu-

nikacyjnej pozwoliłoby znacznie poprawić motywację do osiągania wyż-
szej efektywności działań. W odróżnieniu od systemu państwowego fi-
nansowanego z podatków, firmy prywatne musiałyby zapewnić usługi
wysokiej jakości, ponieważ od tego zależałby poziom ich dochodów. Ist-
nienie infrastruktury działającej w oparciu o liczne firmy prywatne przy-
niosłoby ze sobą pożyteczną rywalizację o przychylność zmotoryzowanej
społeczności. Użytkownicy dróg mogliby uzyskać to, za co zapłacą.

Obserwowaliśmy upadek socjalizmu w krajach Europy Wschodniej.

Wyciągnęliśmy z tego słuszny wniosek, że próba oddania pod zarządza-
nie państwa wszystkich najważniejszych gałęzi gospodarki narodowej
musi zakończyć się niepowodzeniem. Dlaczego oczekujemy zatem, że
kontrolowany przez państwo rozwój infrastruktury przyniesie w naszym
kraju lepsze efekty? Przymus, finansowanie z podatków, brak konkuren-
cji, kontrola urzędników państwowych – czy są to atrybuty, których spo-
dziewalibyśmy się po efektywnej produkcji towarów wysokiej jakości
zdolnych zaspokoić potrzeby klientów?

Zaangażowanie państwa w budowę infrastruktury nie jest nam po-

trzebne. Co więcej, zaangażowanie państwa przeszkadza, a nie pomaga
w zapewnieniu efektywnej infrastruktury.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Edmund A. Opitz

Edmund A. Opitz

40. Amerykanie trwonią swoje dochody

na zaspokojenie swych własnych potrzeb,

podczas gdy potrzeby publiczne są zaniedbywane

40. Amerykanie trwonią swoje dochody

Mówi się nam, że społeczeństwo jest majętne, ale majętne niestety

tylko w sektorze prywatnym. Sektor publiczny, to znaczy polityczna
struktura, na której utrzymanie nasze społeczeństwo zużywa połowę
swej energii, jest niedożywiony. Pan i pani Ameryka tłuką się w swym po-
łyskującym rydwanie po wyboistej drodze – najlepszej drodze, jaką ich
rząd potrafi wybudować za skąpe fundusze, które na jego działania prze-
znaczają. Stoją w kolejce, aby zapłacić niebotyczną cenę konikowi za bi-
lety na mecz baseballu nie zdając sobie sprawy z tego, że ta rozpusta
przyczyni się do niepodjęcia istotnego z politycznego punktu widzenia
programu mieszkaniowego w i tak już zatłoczonym mieście. Wieczorem
idą do drogiej restauracji na kolację, przez co państwo nie ma funduszy
na dostarczenie wody do tamy, która wybudowana została z dala od rze-
ki. Amerykanie, krótko mówiąc, folgują sobie do woli w prywatnym życiu
w czasie, kiedy Kryzysowi od dawna przepowiadanemu przez Uznanych
Myślicieli przeciwstawić może się jedynie Państwo Dostatku.

Ci, którzy opowiadają się za tą linią krytyki mają całkowitą rację

w jednym punkcie: jeżeli ma nastąpić wzrost w wydatkach na cele, które
określają politycy będący u władzy, musi w efekcie nastąpić spadek w wy-
datkach prywatnych obywateli – niektórzy muszą obejść się bez tego czy
tamtego. Dobrobyt jednostek w każdym społeczeństwie jest odwrotnie
proporcjonalny do wielkości środków dostępnych klasie politycznej.
Wszystkie fundusze wydatkowane przez ekipę rządzącą pochodzą od
obywateli, którzy w innej sytuacji spożytkowaliby je w sposób zgoła od-

background image

40. AMERYKANIE TRWONIĄ SWOJE DOCHODY

171

mienny, na dobra przez siebie wybrane. Państwo żyje z podatków, a po-
datki to obciążenie nałożone na produkcyjną część społeczeństwa.

Państwo Dostatku, za którym tęsknią zwolennicy „wyrównywania”

poddający krytyce Społeczeństwo Bogactwa, nie może istnieć bez szero-
ko zakrojonej ingerencji w wolny wybór. W celu ustanowienia takiego
państwa, społeczeństwo obywateli posiadających wolny wybór musi
przyjąć zasady rządzące społeczeństwem, w którym życie wielu podlega
kolektywnemu planowaniu i kontrolowaniu przez nielicznych.

Państwo, w naszym Społeczeństwie Bogactwa, już i tak pozbawia

nas 50 % lub więcej tego, co mamy. Krytycy mówią, że to i tak za mało.
No to ile? Może 70 %? A może by tak 100 %? Tak czy inaczej ma to wy-
starczyć – jeżeli to tylko możliwe – by życie nasze nie mogło przebiegać
bez zaplanowania go dla nas. Jest to odwieczny błąd systemu dyktator-
skiego. Intelektualiści od niepamiętnych czasów tworzą wymarzone sys-
temy wartości etycznych i estetycznych dla reszty ludzkości – tylko po to,
by były one później lekceważone. Pomysły te mogą być wcale rozsądne,
ale możliwość przekonania do nich ludzi spotyka się z niewielkim sukce-
sem. Masy cechują się zbytnią ignorancją, by wiedzieć co jest dla nich do-
bre – więc dlaczego nie narzucić im właściwego spojrzenia za pośrednic-
twem bezpośrednich działań politycznych? Państwo jest zbyt słabe i zbyt
biedne? No to uczyńmy je silnym i bogatym, zachęcają intelektualiści,
i tak się też dzieje. Jednak kiedy państwo jest już silne i bogate, pożera
ono swych intelektualistów wraz z ich bezbronnymi etycznymi i estetycz-
nymi zasadami. Państwo motywowane jest pobudkami politycznymi i wy-
nikającymi z pragnienia władzy: taka jest jego natura i tak musi być. Pań-
stwo nie może być przecież instrumentem wprowadzania w życie marzeń
o postępie duchowym.

Każde społeczeństwo wypracowuje pewne mechanizmy publiczne

w celu ochrony swych pokojowo nastawionych obywateli przed przemo-
cą ze strony innych. Tak zdefiniowana rola państwa jest jednak zbyt ogra-
niczona, by usatysfakcjonować cenzorów Społeczeństwa Bogactwa.
Zwyczajne państwo nie może wprowadzić ustawodawstwa dotyczącego
moralności ani egzekwować zasad egalitaryzmu. Jak cenzorzy ci utrzymu-
ją, ingerencja państwa na wielką skalę, którą chcieliby wprowadzić, ma na
celu ochronę ludzi przed konsekwencjami ich własnego szaleństwa, zaś
najlepszym sposobem osiągnięcia tego celu jest uchwalenie antyszaleń-

background image

172

EDMUND A. OPITZ

czych ustaw strzegących członków społeczeństwa przed podjęciem nie-
właściwego wyboru.

To prawda, że mądrość może być większa lub mniejsza, ale niektó-

rzy ludzie są po prostu głupi. A ponieważ tak jest, wielu ludzi żyje we-
dług zasady „łatwo przyszło, łatwo poszło”. Wydają pieniądze na wyści-
gach, kiedy trzeba naprawić dach w domu lub kupują telewizor kolorowy,
choć jeszcze nie spłacili wszystkich rat za motorówkę. W wolnym społe-
czeństwie takie jest ich prawo! To element tego, co nazywamy wolnością!
Korzystanie z wolności niewątpliwie w efekcie prowadzi do podjęcia
pewnych wyborów, które mogą być nierozsądne lub niewłaściwe. Jednak
żyjąc z konsekwencjami tych niemądrych wyborów człowiek uczy się wy-
bierać mądrzej następnym razem. Najpierw metodą prób i błędów, po-
tem – pod warunkiem, że wciąż jeszcze jest się wolnym człowiekiem –
przychodzi czas na próbę i sukces. Jednak ponieważ nikt nie jest wystar-
czająco kompetentny, by kierować innymi, powtarzające się błędy i po-
rażki są nieodłącznymi atrybutami Państwa Dostatku.

Tłum. Marek Albigowski

background image

CZĘŚĆ IV

PROCES KONKURENCJI

background image
background image

Llewellyn H. Rockwell, Jr.

Llewellyn H. Rockwell, Jr.

41. Ludzkość powstała dla współpracy, a nie

rywalizacji

41. Ludzkość powstała dla współpracy

Przeciwnicy gospodarki rynkowej już od dawna atakują konkuren-

cję jako zjawisko i mechanizm na wolnym rynku, bowiem – jak zakładają
– przeciwstawia ona jednego człowieka innemu, podczas gdy ludzie po-
winni pracować razem dla wspólnego dobra. Ten frazes, o współpracy
a nie rywalizacji, kryje za sobą mnóstwo fałszywych pojęć. Przede
wszystkim: gospodarka rynkowa opiera się na handlu i wymianie i nic nie
może mieć bardziej charakteru współpracy. Konkurencyjna część rynku
to ludzie starający się służyć swoim bliźnim lepiej niż inni. I taka postawa
także służy dobru wspólnemu.

Żadne społeczeństwo nie może przetrwać bez instytucji wymiany.

Środki, którymi dysponuje jakaś osoba rzadko wystarczają do przetrwa-
nia i nigdy nie wystarczają na to, co ludzie nazywają dobrym życiem. Mu-
simy polegać na tym, że inni udostępnią nam również swoje środki. Do-
konać tego można jedynie na dwa sposoby: pierwszy polega na zmusza-
niu innych i zabieraniu im ich własności (czy też zlecaniu tego stronie
trzeciej, na przykład rządowi, żeby to za nas zrobił), drugi – na dobro-
wolnej, negocjowanej wymianie – handlu. Wybór pierwszej możliwości
prowadzi do wojny wszystkich przeciw wszystkim. Wybór drugiej pro-
muje pokój społeczny i współpracę. Społeczeństwo oparte na tej drugiej
możliwości ma charakter kapitalistyczny, gdyż ludzie produkują i zdoby-
wają własność na drodze umowy, a nie siły.

Tam gdzie ma miejsce handel, jedna osoba sprzedaje swoje dobra

czy usługi za czyjeś inne dobra i usługi. Żeby to mogło nastąpić, obie
strony muszą zgodzić się na pewne warunki. Konieczna jest także współ-
praca, gdyż jeśli tylko jedna osoba pragnie handlować, nie następuje wy-

background image

176

LLEWELLYN H. ROCKWELL, JR.

miana dóbr czy usług. Ponadto każda strona tej wymiany musi czuć, że
na tym skorzysta. Musi przykładać większą wartość subiektywną do tego,
co zyskała, niż do tego, co przekazała w zamian. Zatem poprzez transak-
cję rynkową obie strony zyskują. I w taki sposób wzrasta dobrobyt
w społeczeństwie.

Wprowadzenie do tego procesu współpracy pieniędzy dodatkowo

zwiększa skuteczność handlu. Mając pieniądze, ludzie chcący handlować
zyskują wspólną jednostkę, którą można wymieniać na inne dobra. Każ-
dy pragnie pieniędzy, ponieważ zwiększają one zdolność współpracy
z innymi ludźmi, którzy także chcą poprawić swój los. I to dlatego pie-
niądze są najbardziej wartościowym środkiem w gospodarce.

Jeśli społeczeństwo umożliwia spokojne prowadzenie handlu

i funkcjonują w nim instytucjonalne mechanizmy zawierania umów-kon-
traktów, suma kontraktów w społeczeństwie tworzy rynek. Rynek to bar-
dzo złożona sieć, która kieruje środki do tych użytkowników, którzy naj-
bardziej ich potrzebują. Konsumenci sprawują kontrolę nad działaniem
tego procesu, bowiem to konsumentów muszą zadowolić wszyscy pro-
ducenci. Muszą oni współpracować ze swoimi konsumentami tak, żeby
oba sektory, konsumentów i producentów, na tym zyskały.

Inną formą handlu, która wymaga współpracy, jest umowa o pracę.

Jeśli jakaś osoba oferuje swoje umiejętności na rynku pracy, kapitalista
płaci jej, spodziewając się, że jej umiejętności przyniosą więcej pieniędzy,
niż wynoszą koszta płac. Ten rodzaj handlu nie różni się istotnie od han-
dlu pomiędzy producentami i konsumentami, ponieważ także opiera się
na dobrowolnej umowie i współpracy. Stąd wniosek, że tak okrzyczany
konflikt „pracownik-pracodawca” nie istnieje na wolnym rynku. Konflik-
ty takie powstają tam, gdzie istnieją ustawy tworzące kartele pracowni-
ków zwane związkami zawodowymi, które z kolei naruszają kooperacyj-
ną naturę umowy o pracę.

Konkurencja jest nie mniej ważną cechą rynku. Jest właśnie tym ro-

dzajem interakcji, który pozwala konsumentom otrzymać lepsze produk-
ty przy niższych cenach – czego oni przecież pragną. Producenci nie ry-
walizują z konsumentami; oni rywalizują z innymi producentami o lepsze
obsłużenie klientów. Żaden producent nie może spocząć na laurach, bo
wtedy inni zajmą jego miejsce, dostarczając konsumentom tego, czego ci
potrzebują i pragną – i są gotowi za to zapłacić.

background image

41. LUDZKOŚĆ POWSTAŁA DLA WSPÓŁPRACY

177

Interwencjoniści często narzekają, że ci czy tamci producenci uzy-

skują nadmierne zyski; ale to właśnie istnienie konkurencji sprawia, że
taka sytuacja nie może trwać na dłuższą metę. Wzrost zysku to sygnał dla
innych producentów, że oni także powinni włączyć się w produkcję tego,
co ten zwiększony zysk przynosi. Pojawienie się nowych producentów
oznacza większą podaż, niższe ceny oraz zmniejszone zyski dla pierwot-
nego producenta.

Właścicieli firm prywatnych często uważa się za pionierów konku-

rencji, jednak założenie to nie zawsze jest poprawne. Zbyt często ludzie
zaangażowani w biznesie pragną użyć możliwości rządu do ograniczenia
konkurencji. Naleganie na polityków, by ci nałożyli na przykład kontyn-
gent na import oznacza, że protegowani biznesmeni krajowi nie muszą
się martwić, iż zagraniczni biznesmeni będą produkowali lepsze produkty
i sprzedawali je u nas. Biznes toleruje także regulacje rządowe, które go
ograniczają, byle ich dolegliwość była mniejsza od tej powodowanej
przez konkurencję.

Jeśli producentom, konsumentom i pracownikom daje się swobodę

wymiany, otrzymujemy równowagę sił współpracy i konkurencji powo-
dującą, że każdemu członkowi społeczeństwa powodzi się, na dłuższą
metę, coraz lepiej. System interwencjonizmu – czy też gospodarki mie-
szanej – upośledza zdolność zarówno współpracy jak i konkurencji. Pro-
wadzi to do marnotrawstwa i braku efektywności, a w konsekwencji niż-
szego poziomu życia. Człowiek został stworzony do współpracy i rywali-
zacji i tylko system wolnej przedsiębiorczości sprawia, że oba te sposoby
działania są jednocześnie możliwe.

Tłum. Jan Kłos

background image

Leonard E. Read

Leonard E. Read

42. Biznes ma prawo do uczciwego zysku

42. Biznes ma prawo do uczciwego zysku

Powyższe twierdzenie to właściwie frazes socjalizmu, choć rzadko

się je krytykuje, bo też nieczęsto podejrzewa się powtarzających je lide-
rów biznesu o propagowanie idei o socjalistycznym zabarwieniu.

Sama myśl, że biznes ma prawo do uczciwego zysku, nie wnosi nic

ponad to, że pracownicy mają prawo do uczciwej płacy, kapitaliści do
uczciwego zysku, akcjonariusze do uczciwej dywidendy, właściciele ziemi
do uczciwej renty a rolnicy do uczciwej ceny za swoje produkty. Zysk
(czy strata), niezależnie od swej wielkości, nie może być w istocie opisany
w kategoriach uczciwości czy nieuczciwości.

By udowodnić dlaczego słowo „uczciwy” nie powinno być stoso-

wane do określania terminu „zysk” – jako czegoś, do czego można być
uprawnionym – wystarczy sobie wyobrazić biznesmena lekceważącego
rynek, który niezmiennie produkuje bicze. Gdyby ten producent nie zna-
lazł osoby chętnej do zamiany dolarów na jego bicze, poniósłby porażkę.
Nie tylko nie miałby żadnego zysku, ale straciłby ostatni grosz swojego
kapitału. Czy mielibyście państwo poczucie winy lub nieuczciwości, nie
kupując jego biczów? Z pewnością nie!

Nie uważamy, że jesteśmy nieuczciwi, jeśli chcemy się targować.

Nie sądzimy, że jesteśmy nieuczciwi, jeśli zatrudniamy raczej kompetent-
nego niż niekompetentnego pomocnika, czy też pożyczamy pieniądze
z najniższym oprocentowaniem, albo z kolei płacimy niski czynsz za-
miast wysokiego. Idea gwarantowanej uczciwej dywidendy dla kogoś, kto
inwestuje kierując się fantazją, w ogóle nie mieści nam się w głowie. Kie-
dy wybieramy co kupić, nasze wybory przysparzają zysków jednym fir-
mom a straty innym. I wcale nie łączymy tej sytuacji wolnego wyboru

background image

42. BIZNES MA PRAWO DO UCZCIWEGO ZYSKU

179

z uczciwością czy nieuczciwością, ani też nie sądzimy, że czyjeś prawa zo-
stały naruszone.

W języku rynkowym nie istnieje taka rzecz jak prawo do „uczciwe-

go” zysku. Wszystko do czego ktoś jest uprawniony na rynku, czy to bę-
dzie właściciel prywatnej firmy czy też zwykły pracownik, sprowadza się
do tego, co inni zechcą zaoferować w warunkach wolnej wymiany. I tak
to powinno wyglądać w rozumieniu zwolenników wolnego rynku. Nie-
mniej jeśli jakiś człowiek twierdzi, że prywatny interes ma prawo do
uczciwego czy też odpowiedniego zysku, to człowiek ten z pewnością
ma coś na myśli, coś innego niż to co można otrzymać w warunkach
wolnej wymiany. W przeciwnym bowiem razie w ogóle by o tym nie
mówił.

To „coś innego” jednakże, co mają na myśli ludzie biznesu, rzadko

rozumie się we wszystkich jego implikacjach. To coś musi z pewnością
oznaczać coś innego, niż indywidualną wolność wyboru. Jednym słowem
musi oznaczać jedyną alternatywę wolności wyboru – autorytaryzm. Jeśli
odrzuca się rynek, czyli wolność wymiany, z konieczności pozostaje tylko
jeden czynnik decydujący o tym, kto ile dostanie, czyli rząd! A kiedy rząd
określa czy kontroluje zyski, ceny, płace, czynsze oraz inne aspekty pro-
dukcji i wymiany, to już mamy socjalizm w jego prostej i czystej formie.

Żądając „uczciwości” jako odpowiednika tego, co można otrzymać

w swobodnej, dobrowolnej wymianie, pytający, świadomie czy nie, doma-
ga się po prostu gospodarki planowej, która stąd naturalnie i logicznie
wynika. Pojawiają się przy tym wszelkie formy protekcjonizmu, subsydia,
maksymalny czas pracy, minimalne płace, przydziały areału, plany pro-
dukcyjne nałożone przez państwo, kontrola czynszu, niższe oprocento-
wanie rynku, darmowe posiłki, obszary newralgiczne wyznaczone oraz
finansowane przez rządową konfiskatę ludzkiego kapitału, wyburzanie
starych budynków

61

, państwowe ubezpieczenie bezrobocia, państwowy

system opieki socjalnej, dyskryminacja podatkowa, inflacja i tak dalej.
Środki te, czyli socjalizm, to jedyne środki „uczciwości” państwa, i to one
właśnie instytucjonalizują nieuczciwość!

61

W oryginale federal urban renewal. Urban renewal oznacza praktykę wyburzania

slumsów zamieszkałych przez ludzi biednych i budowanie nowych domów. Centra miast

amerykańskich są zamieszkałe głównie przez ludzi o niskich dochodach [przyp. tłum.].

background image

180

LEONARD E. READ

Twierdzenie głoszące, że biznes ma prawo do uczciwego zysku

oznacza egalitaryzm, czyli wymuszoną równość zysku dla kompetent-
nych i niekompetentnych. Jaka jest przyczyna takiego rodzaju myślenia?

Może ono być przeniesione ze społeczeństwa statycznego, które

jak w pokerze nie nagradza nikogo, jeśli w tym samym czasie komuś nie
odbierze. Pomija się tu ekonomię wolnego rynku oraz jej dobrowolną
wymianę, w której zyskuje każda strona wymiany. Gdyby żadna strona
nie wierzyła, że zyskuje, nie byłoby dobrowolnej wymiany. Bo nie mogło-
by być!

Równie dobrze może też taki rodzaj myślenia wyrastać z teorii war-

tości pracy, która głosi, iż wartość jakiegoś dobra czy usługi jest określo-
na nie przez oszacowanie osoby dokonującej wymiany, lecz przez ilość
włożonego wysiłku. Jeśli tyle samo wysiłku wkłada się w zrobienie babki
z piasku co w upieczenie babki piaskowej, to mają one taką samą war-
tość! Opierając się na tej teorii Marks rozwinął swój system; to znaczy
konkretnie zlecił państwu zabranie wypiekającym babki piaskowe ich
produktu i oddanie go tym robiącym babki z piasku. W końcu, jak to wy-
nika z naszego tytułowego frazesu, czy robiący babki z piasku nie mają
prawa do „uczciwego zysku”?

Jeśli założymy, że rynek jest wolny od fałszu, przemocy, krętactwa,

grabieży – porażkę ekonomiczną czy sukces będziemy mierzyć tym, co
człowiek może otrzymać w wolnej wymianie; uczciwość jest tutaj sta-
nem, który się zakłada wstępnie. Każdy ma prawo do uczciwości w tym
sensie, że nikt nie jest obdarzony specjalnym przywilejem czy przywileja-
mi i przed każdym są otwarte możliwości; nikt nie ma prawa do tego, co
rozumie się przez uczciwą cenę, uczciwą płacę, uczciwy zarobek, uczciwy
czynsz czy też uczciwy zysk. W języku rynkowym każdy ma prawo do
tego, co inni zechcą zaoferować w wolnej wymianie. I to wszystko!

Tłum. Jan Kłos

background image

D. T. Armentano

D. T. Armentano

43. Ustawodawstwo antytrustowe jest niezbędne,

by zapobiegać istnieniu monopoli

43. Ustawodawstwo antytrustowe jest niezbędne

Wszyscy doktrynerscy krytycy systemu wolnorynkowego przyjmu-

ją, że władza musi uchwalać ustawy antytrustowe (antymonopolowe)
i egzekwować ich przestrzeganie. Co więcej, nawet wielu „konserwaty-
stów”, którzy deklarują się jako zwolennicy wolnej przedsiębiorczości,
jest przekonanych, że „konkurencję” należy chronić energicznym egze-
kwowaniem przepisów Ustaw Shermana i Claytona.

Zarówno nowocześni liberałowie

62

, jak i konserwatyści nie mają

w tej kwestii racji. Większość monopoli nie ma nic wspólnego z wolnym
rynkiem, wywodzą się one bezpośrednio z władzy państwa. Znaczenie
terminu „monopol” w ujęciu historycznym oznacza „przyznanie przywi-
leju przez państwo”, który to akt wyklucza istnienie legalnej konkurencji
w danej branży. Większość firm, które posiadały „monopol” w XVII-
-wiecznej Anglii lub XX-wiecznej Ameryce, posiadały „franszyzę” lub
„świadectwo publicznej użyteczności”, które prawnie nie dopuszczały do
wejścia innych firm na chroniony rynek. Kiedy Adam Smith krytycznie
wypowiadał się na temat monopoli w swym dziele pt. Bogactwo narodów

63

,

to potępiał taki właśnie rodzaj monopolu.

Często zdarza się, że kręgi gospodarcze, reprezentujące określone

interesy utrzymują, że konkretna branża wymaga „ochrony” przed tak
zwaną „niszczącą konkurencją”. W ujęciu historycznym, większość przy-
wilejów przyznających monopol wywodziła się z grup reprezentujących
określone interesy poszukujących ochrony przed nowymi firmami, nowy-
mi produktami lub nowymi technologiami. Oczywiście najłatwiejszym

62

Patrz przyp. 20 na str. 36.

63

Patrz przyp. 65 na str. 191.

background image

182

D. T. ARMENTANO

sposobem wyeliminowania takiego monopolu i przywrócenia zasad wol-
nego rynku jest zakazanie (lub prawne zniesienie) wszelkich przepisów
ograniczających dostęp do rynku. A jeżeli nawet uznamy, że samo pań-
stwo jako takie wprowadza sobą pewien „monopol”, to czyż ten mono-
pol nie jest też problemem dla „wolnego rynku”, a jeżeli tak, to czy nie
ma potrzeby realizowania polityki antymonopolowej?

Jest kilka powodów, by mniemać, że ustawodawstwo antymonopo-

lowe jest niepotrzebne w warunkach gospodarki wolnorynkowej. Część
firm radzi sobie lepiej niż inne i w efekcie zdobywa zwykle większy
udział w rynku. Zdobycie tego większego udziału w rynku odbywa się
dzięki ich większej od rywali efektywności, szybkiemu wdrażaniu ryzy-
kownych innowacji i maksymalizacji subiektywnego dobrobytu klientów.
Jednak (z punktu widzenia klienta) stosowanie antytrustowego ustawo-
dawstwa przeciwko tym właśnie firmom, które przyczyniają się do pod-
noszenia ich dobrobytu nie ma przecież sensu!

Niektóre firmy zdobywają większy udział w rynku poprzez ener-

giczne redukcje cen, a niektórzy z krytyków twierdzą, że tego rodzaju
„drapieżne” zachowania należy ograniczyć. Jednak oczywistym jest, że
ograniczenie możliwości stosowania takich zmian w zakresie cen oznacza
ograniczenie „konkurencji” cenowej w ogóle, którą krytycy ci, jak utrzy-
mują, starają się wspierać. Dlaczego mielibyśmy ograniczać „konkuren-
cję” w imię utrzymania „konkurencji”? Ponadto to przecież w końcu
konsumenci zadecydują o tym czy dana redukcja cenowa jest „drapież-
na”, czy nie. Jeżeli konsumenci nagrodzą firmę, która obniża ceny (kupu-
jąc więcej jej towarów), to oni właśnie zadecydują, że „monopol” (w da-
nym momencie) jest bardziej efektywny, niż jakakolwiek inna forma or-
ganizacji rynkowej. I znów, dziwne byłoby, gdyby ustawodawstwo anty-
monopolowe miało ingerować w struktury, które sami konsumenci uwa-
żają za najdogodniejsze.

Zwolennicy ustawodawstwa antymonopolowego utrzymują, że pod

nieobecność przepisów antymonopolowych konkurenci na rynku mogą
wejść w „zmowę” i że zmowa taka może działać na szkodę konsumen-
tów. Z pewnością firmy mogłyby dzielić się między sobą informacjami na
temat kosztów i wspólnie określać ceny rynkowe. Jednak o to, czy prakty-
ki takie „krzywdzą” konsumentów można by się poważnie spierać.

background image

43. USTAWODAWSTWO ANTYTRUSTOWE JEST NIEZBĘDNE

183

Większość umów kartelowych, tak przed jak i po wprowadzeniu

ustawodawstwa antytrustowego, zawiodła zdecydowanie w osiągnięciu
„ograniczenia aktywności handlowej” w danej branży. Nowe firmy za-
wsze mogą wejść na rynek i rozpocząć dostawy „kontrolowanego” pro-
duktu. Ponadto sami członkowie karteli często odchodzą od przestrzega-
nia zawartych umów i podejmują produkcję dodatkowych ilości towaru.
Większość umów kartelowych szybko zostaje rozwiązana, zanim jeszcze
na scenę wkroczą agencje antymonopolowe.

Jednak nawet takie umowy współpracy, które nie zostają rozwiąza-

ne, nie muszą być koniecznie szkodliwe. Firmy mogą osiągać znaczne
zwiększenie efektywności swych działań produkcyjnych i marketingo-
wych poprzez dzielenie się informacjami z innymi podmiotami gospo-
darczymi i podejmowanie wspólnych przedsięwzięć. Efekty takie przy-
nieść może oficjalna fuzja przedsiębiorstw, jak również mniej formalne
porozumienia (o różnym okresie i zakresie obowiązywania) podejmowa-
ne przez firmy funkcjonujące w tej samej branży. Ustawodawstwo anty-
trustowe w chwili obecnej nie pozwala na wykorzystanie takich sposo-
bów zwiększania efektywności działań sankcjonując (pewne) fuzje, lecz
odrzucając prawie wszystkie umowy współpracy.

Najlepszych argumentów przeciwko ustawodawstwu antytrustowe-

mu dostarcza nam jednak uważna analiza jego historii. Większość postę-
powań antymonopolowych prowadzona jest przeciwko firmom, które
zwiększały produkcję obniżając jednocześnie ceny. Przedsiębiorstwa ta-
kie jak Standard Oil, US Steel, Alcoa, United Shoe Machinery oraz IBM
są klasycznymi przykładami firm, przeciwko którym podjęto postępowa-
nie antytrustowe. Jednak w każdym bez wyjątku przypadku firmy te roz-
szerzały produkcję, wprowadzały innowacyjne rozwiązania oraz przyczy-
niały się do powiększania dobrobytu klientów. Przypadki postępowania
antymonopolowego (kiedy jedna firma wnosi oficjalne oskarżenie prze-
ciwko drugiej) są jeszcze mniej budujące. W tych przypadkach nie dzieje
się to przynajmniej pod pretekstem ochrony „interesu publicznego”.
Krótko mówiąc, praktyka antymonopolowa jest otwartym zamachem na
efektywność produkcyjną i zakres wyborów dostępnych konsumentom.

Oprócz względów ekonomicznych, jest jeszcze jeden powód, by

sprzeciwiać się ustawodawstwu antymonopolowemu. Ustawodawstwo
tego rodzaju zawsze bowiem ingeruje w podstawowe prawa własności
jednostki. Jego przepisy w majestacie prawa nie pozwalają właścicielom

background image

184

D. T. ARMENTANO

pewnej własności korzystać z niej w pewien pokojowy sposób. Jak za-
uważył Adam Smith ponad 200 lat temu, wszelkie przepisy, które wpro-
wadza państwo w celu ograniczenia prawa przedsiębiorców do zawiera-
nia porozumień cenowych muszą, ze swej natury, kolidować z „wolnością
i sprawiedliwością”. Jasne zrozumienie prawdziwej natury monopoli, ja-
kie przedstawił Smith i jego mądrość obnażająca niesprawiedliwość wła-
ściwą ustawodawstwu antymonopolowemu są w całej swej rozciągłości
aktualne także dziś.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Ronald H. Nash

Ronald H. Nash

44. Reklama jest niemoralna,

prowadzi do marnotrawstwa,

a także uwłacza dobremu smakowi

44. Reklama jest niemoralna

Oczywiście prawdą jest, że znaczna część reklam nie daje zbytnich

powodów do dumy, ani też nie podnosi na duchu. Ironią losu jest także
to, że wiele z najgorszych przykładów reklamy pojawiających się rokrocz-
nie pochodzi z kampanii amerykańskich polityków, tych samych ludzi,
z których ideologiczni przeciwnicy wolnego rynku próbują uczynić wład-
ców instytucji reklamy. Jeżeli głównym zamysłem omawianego tu frazesu
miałoby być po prostu potępienie konkretnych przykładów złej reklamy,
nie byłoby się o co spierać. Intencją tego stwierdzenia jest jednak wyro-
bienie przekonania, że każda instytucja zajmująca się reklamą jest na tyle
zła lub niemoralna, że uzasadnione jest jej rozwiązanie lub wprowadze-
nie nad nią kontroli moralnie doskonalszych liberałów

64

naszego społe-

czeństwa, którzy pragną kontrolować to co oglądamy i czytamy.

Prawda jednak jest taka, iż reklama jest istotnym elementem wolne-

go społeczeństwa i systemu wolnorynkowego. Zarzuty, iż jest to praktyka
o wątpliwej wartości moralnej lub że uwłacza ona dobremu smakowi,
stanowią atak na prawnie dozwoloną praktykę tylko dlatego, iż niektórzy
jej nadużywają. Takie samo rozumowanie mogłoby doprowadzić do oba-
lenia medycyny ze względu na to, iż niektórzy ją niewłaściwie lub nie-
umiejętnie praktykują.

Ważne jest jednak, by uznać istotność funkcji, jaką reklama odgry-

wa w wolnym społeczeństwie. Jest ona żywotnym źródłem informacji dla
kupujących, zwracającym ich uwagę na nowe produkty i nowe możliwo-
ści. Zarzut, że reklama niesprawiedliwie obciąża zbędnymi kosztami kon-

64

Patrz przyp. 20 na str. 36.

background image

186

RONALD H. NASH

sumenta, wynika z niezrozumienia ważnego faktu związanego z kosztami
produkcji. Otóż praca przedsiębiorcy nie kończy się w momencie ukoń-
czenia produktu i zaoferowania go konsumentom. Nie wystarczy wypro-
dukować i zaoferować do sprzedaży towar, jeżeli konsumenci nie znają
jego atrybutów, korzyści przezeń oferowanych oraz samego faktu, że
dany produkt jest już na rynku dostępny. Jeżeli konsumenci nie dostrzegą
swej możliwości wejścia w posiadanie produktu to sytuacja wygląda tak,
jakby produkt w ogóle nie istniał. Nie wystarczy też po prostu rzucić
konsumentom garść informacji. Ludzie są często zabiegani, zdekoncen-
trowani, ich uwaga jest zwrócona w innym kierunku. Informacja powin-
na być zaprezentowana w taki sposób, by zdobyć zainteresowanie i przy-
ciągnąć uwagę konsumenta.

Reklama zapewnia też dostęp do rynku nowym i dlatego stosunko-

wo nieznanym sprzedawcom. Dzięki reklamie łatwiej mogą przebić się
na rynek nowe firmy. Nieprawdą jest przy tym, iż reklama zwiększa kosz-
ty produktu, koszty, które muszą być poniesione przez rzekomo skrzyw-
dzonego klienta. Reklama zwykle prowadzi do obniżenia cen wyrobów.

Reklama winna być postrzegana jako oznaka usprawiedliwionej nie-

pewności każdego przedsiębiorcy. Codziennie, kiedy biznesmeni rozpo-
czynają kolejny dzień pracy w swoich firmach, brak im wystarczających
informacji o tym, co się tego dnia wydarzy; zdani są na łaskę i niełaskę
niezliczonych i nieprzewidywalnych czynników. Jeżeli mają szczęście
i zgadną właściwie, wtedy osiągną zysk i będą mogli uregulować rachunki
związane z prowadzoną przez siebie działalnością. Jeżeli im się nie po-
szczęści lub nie zgadną właściwie – stracą. Nigdy jednak nie są pewni, jak
danego dnia z nimi, ich produktami lub usługami obejdzie się rynek.
W konsekwencji, reklamując się, biznesmeni pragną uspokoić swe obawy
i przyciągnąć uwagę konsumentów do swych produktów lub usług. Jeżeli
nawet czasami forma ich reklamówek nie za bardzo im się podoba, sama
instytucja reklamy jest niezastąpionym elementem wolnego rynku. Wąt-
pliwe wartości prezentowane w niektórych typach reklam odzwierciedlają
w takim samym stopniu charakter reklamującego się podmiotu, jak i sys-
tem wartości potencjalnego klienta. Wina za reklamy wątpliwej wartości
spada w równej mierze na agencję reklamową, sprzedającego i samego
klienta.

background image

44. REKLAMA JEST NIEMORALNA

187

Nie ma potrzeby odwoływania się do państwa w celu rozwiązania

rzekomego problemu reklamy. Jak wszyscy dobrze wiemy, ludzie, którzy
znajdują się u władzy są często najgorszymi praktykami sztuki reklamo-
wej. Co się tyczy faktu, iż reklamy pozbawione smaku mogą obrażać lub
wyrządzać krzywdę wielu ludziom, to sam system rynkowy posiada zaso-
by i środki, dzięki którym można w tym zakresie dokonać zmian. Z kolei
co do zarzutu, iż reklama oszukuje i zniekształca prawdę, warto pamię-
tać, że prawdziwy mechanizm rynkowy może funkcjonować jedynie w ra-
mach systemu zasad, które zabraniają aktów przemocy, oszustwa i kra-
dzieży. A przecież najbardziej skandaliczne przykłady oszustwa w rekla-
mie to przemowy i reklamy ludzi, którzy ubiegają się o stanowiska pu-
bliczne.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Dean Russell

Dean Russell

45. Firma General Motors jest za duża

45. Firma General Motors jest za duża

Jeden z konkurentów General Motors przyciągnął kiedyś uwagę lu-

dzi w całym kraju propozycją rozbicia przez państwo tej gigantycznej fir-
my na mniejsze przedsiębiorstwa, co – jak twierdził – miało wyjść nam
wszystkim na dobre. Plan ten poparło kilku ważnych ludzi, łącznie
z wpływowym senatorem, który poświęcił znaczną część swojego czasu
obmyślając sposoby osiągnięcia tego celu.

Podobno wiele milionów prawych Amerykanów wtedy i teraz chęt-

nie akceptuje „bezinteresowne” wysiłki politycznych działaczy, którzy
pragną wyrwać nas ze szpon największej na świecie korporacji przemy-
słowej. Ale zanim przyłączymy się do nich, może powinniśmy się nieco
głębiej zastanowić nad kwestią wielkości firmy i władzy, którą ta wielkość
daje nad nami spółce General Motors.

O ile wiem, nie ma nawet jednej osoby w całych Stanach Zjedno-

czonych, która jest zmuszona kupować cokolwiek od General Motors.
Jeżeli zakłady GM zostałyby zamknięte choćby jutro, na rynku wystąpił-
by jedynie przejściowy niedobór samochodów, ponieważ nawet wspo-
mniany „bezinteresowny” konkurent, który opowiadał się za rozbiciem
General Motors na mniejsze jednostki, byłby niezmiernie rad mogąc po-
dwoić swą własną produkcję, podobnie, jak wszyscy inni krajowi produ-
cenci samochodów. A producenci zagraniczni oczywiście niczego z tak
wielkim utęsknieniem nie oczekują, jak pojawienia się sposobności po-
trojenia swych dostaw samochodów na rynek amerykański. Podobnie
rzecz się ma, jeżeli chodzi o ewentualne źródła zarówno krajowych, jak
i zagranicznych dostaw lokomotyw spalinowych i innych produktów
obecnie sprzedawanych przez General Motors.

background image

45. FIRMA GENERAL MOTORS JEST ZA DUŻA

189

Istnieje tylko jeden powód, dla którego kupujemy jakikolwiek pro-

dukt: wierzymy, że da nam to maksimum korzyści za określoną sumę wy-
danych pieniędzy. W innym przypadku oczywiście tego produktu nie ku-
powalibyśmy. Dlatego jedyną rzeczą, przed którą senator i konkurent
GM chcieli nas ustrzec, jest nasza własna wolność wyboru, polegająca na
tym, że kupujemy wyroby tej firmy, którą sami wybraliśmy.

Kiedy jako klienci dobrowolnie zdecydujemy się kupować samo-

chody w jednej firmie, firma ta niewątpliwie stanie się największym
przedsiębiorstwem w branży motoryzacyjnej. To my, klienci, podejmuje-
my tę decyzję kupując samochody określonej marki. A im więcej ich ku-
pujemy, tym większa staje się sama firma. Jedynym sposobem, w jaki
państwo może zakłócić ten proces, jest zarządzenie, że Ty i ja nie może-
my kupować w tej firmie, w której chcemy. To właśnie oznaczałoby po-
dzielenie General Motors na mniejsze przedsiębiorstwa: pozbawienie
Ciebie i mnie wolności wyboru w sprawie zakupu tego, na co mamy
ochotę, od firmy, którą sami wybierzemy i za kwotę, na którą nas stać.

Nie wiem, ani też nie bardzo mnie to obchodzi, dlaczego ktoś uwa-

ża, że Chevrolet (lub jakakolwiek inna marka) to właściwy wybór: to
sprawa tego, kto kupuje, nie moja. Ja osobiście wolę małe samochody nie
wyprodukowane przez GM. Zależy mi jedynie na tym, abyśmy wszyscy
zachowali absolutną wolność wyboru w tych sprawach.

Wolność wyboru może jednak istnieć tylko w systemie wolnoryn-

kowym. Jeżeli producenci nie mogą produkować towarów, których pro-
dukcję zaplanują i jeżeli Ty i ja, kupując określone wyroby, nie możemy
wspierać tej firmy, która nam najbardziej odpowiada, oznacza to, że
wszyscy pozbawieni zostaliśmy wolnego wyboru. Dziwi mnie, jak wielu
inteligentnych ludzi nie potrafi zrozumieć tego prostego truizmu. Jeśli się
nad tym głębiej zastanowić, są tylko dwa sposoby pozbawienia nas wol-
ności wyboru. W obu z nich w grę wchodzą w pewien sposób działania
państwa lub brak tych działań – ustanowienie przez państwo przepisów
uniemożliwiających istnienie wolności wyboru lub niepodejmowanie
przez nie działań przeciwko gangsterom, którzy w taki wolny wybór in-
gerują.

Jeżeli my, klienci, uważamy, że spółka General Motors jest za duża,

zbyt nieefektywna, czy co tam jeszcze innego, to bardzo łatwo możemy
doprowadzić do zmiany tej sytuacji. Musimy po prostu przestać kupować
wyroby GM, a wtedy największe przedsiębiorstwo przemysłowe świata

background image

190

DEAN RUSSELL

zbankrutuje w ciągu 90 dni, a my i tak nadal będziemy mogli cieszyć się
samochodami osobowymi, ciężarówkami, lokomotywami oraz korzystać
z usług spółek finansowych ile tylko dusza zapragnie.

Ta gigantyczna firma, General Motors, nie ma nad Tobą czy mną

żadnej władzy. Nie może nas zmusić do zakupu czegokolwiek. Tajemnica
„władzy” General Motors polega na nadzwyczajnej umiejętności produ-
kowania tego, co my konsumenci przy całej naszej niestałości najchętniej
kupujemy. Decyzja ingerująca w ten proces byłaby doskonałą ilustracją
powiedzenia „zrobię mamie na złość, odmrożę sobie uszy”.

W roku 1911 i potem ponownie w 1920 preferencje konsumentów

na rynku odwróciły się od spółki General Motors. W obu przypadkach
doprowadziło to firmę na skraj bankructwa. Przedsiębiorstwo zdołało
przetrwać jedynie dzięki reorganizacji, zmianie dyrekcji i pozyskaniu
znacznego kapitału. W międzyczasie, ponad 60 % całego rynku samo-
chodowego należało do spółki Ford Motor Company. A „Stary Henry”
robił wszystko, aby zdobyć jeszcze większy udział w rynku. W związku
z tym, że Amerykanie z zadowoleniem kupowali całymi milionami jego
prosty i sprawny Model T, oczywiście to jego firma stała się dominują-
cym przedsiębiorstwem w branży. A potem coś się stało – my, nie-
wdzięczni klienci zaczęliśmy kupować Chevrolety i Overlandy. I świado-
mie byliśmy gotowi zapłacić dwa razy tyle, co za Forda Model T, by
wejść w posiadanie tych właśnie pojazdów o zamkniętym nadwoziu,
z nową skrzynią biegów i automatycznym zapłonem. A później spółka
Ford Motor Company musiała zamknąć swoje zakłady – i pozostały one
zamknięte, dopóki inżynierowie Forda nie skonstruowali samochodu,
który odpowiadał klientom.

Na tym polega wolny rynek i postęp. Na tym polega również wol-

ność. A jeżeli Ty i ja pozwolimy senatorom i konkurentom GM „ustrzec”
nas przed postępem i wolnością, nie będziemy już mieli wolnego wyboru.
Zostaniemy pozbawieni najbardziej skutecznego i korzystnego mechani-
zmu kontroli, jaki kiedykolwiek został wymyślony – naszego prawa, by
poprzez wybór kupowanych przez siebie towarów zadecydować, która
firma będzie się rozwijać, a która upadnie. A wtedy państwo będzie decy-
dować za nas – co oczywiście jest antytezą wolności.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Cecil E. Bohanon i James E. McClure

Cecil E. Bohanon i James E. McClure

46. Zasada „laissez faire” Adama Smitha

nie ma zastosowania

we współczesnym społeczeństwie

46. Zasada „laissez faire” nie ma zastosowania

Prześmiewcy ekonomii wolnorynkowej często twierdzą, że konku-

rencja, choć mogła być ważna w czasach Adama Smitha, teraz już nie
spełnia swojej funkcji. Świat stał się bardziej złożony, społeczeństwo co-
raz bardziej się urbanizuje, a korporacje są ogromne i wpływowe. Meta-
fora „niewidzialnej ręki”, nakreślona przez Adama Smitha, teraz słabo
i nieoperatywnie oddaje realia gospodarki. Trudno się spodziewać – mó-
wią oni – że konkurencja będzie chronić konsumentów przed nadużycia-
mi rynku; regulacje rządowe dotyczące rynku to potrzeba chwili.
W oczach tych krytyków ekonomia wolnorynkowa jest kapryśnym
a może nawet niebezpiecznym anachronizmem – czymś, czego współ-
cześni intelektualiści nie powinni traktować poważnie. To, że niektórzy
ekonomiści uczą ekonomii wolnorynkowej jest oczywiście dla tych elit
sprawą zdumiewającą i oburzającą.

By dokonać oceny przydatności myśli Adama Smitha dla współcze-

snej epoki, przyjrzyjmy się najpierw jego modelowi wolnego rynku. Mo-
del ten wyrósł z dzieła Bogactwo Narodów

65

i często wykłada się go na kie-

runkach ekonomicznych wyższych uczelni. U jego podstaw leżą cztery
zasadnicze założenia: 1) liczba kupujących i sprzedających na rynku jest
„wielka”; 2) sprzedający produkują jednorodny produkt; 3) konsumenci

65

Właściwie Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów, PWN, Warszawa

1954. Dzieło to, pt. Inquiry into the Nature and Causes of the Wealth of Nations cytowane jest

najczęściej w zachodniej literaturze ekonomicznej i politycznej jako The Wealth of Nations,

ponieważ niektóre z jego licznych wydań noszą taki właśnie skrócony tytuł [red.].

background image

192

CECIL E. BOHANON I JAMES E. MCCLURE

są dobrze poinformowani; 4) dla producentów wejście na rynek i zejście
z niego nie są ograniczane ani zakazywane.

Model powyższy zakłada między innymi, że jeśli konsumenci pra-

gną zwiększenia podaży konkretnego produktu, sprzedający wychodzą
naprzeciw tej potrzebie, produkując więcej. Jeśli konsumenci chcą, by
produkty posiadały pewne cechy, producenci spełnią to życzenie. Takie
postępowanie nie zależy od dobrej woli producenta, lecz jest wynikiem
jego poszukiwania zysków na arenie konkurencji. Krytycy leseferyzmu
rzadko zaprzeczają wnioskom płynącym z powyższych przesłanek. Więk-
szość z nich po prostu stwierdza, że założenia modelu konkurencyjnego
są dzisiaj mniej ważne, niż to miało miejsce w 1776 roku. Zbadajmy więc
po kolei każde z wymienionych wyżej założeń.

Wbrew temu, co się ogólnie twierdzi, istnieje powód, by sądzić, iż

pierwsze założenie – duża liczba kupujących i sprzedających – jest silniej-
sze dzisiaj niż w epoce Adama Smitha. Powód jest oczywisty. Postęp jaki
dokonał się w dziedzinie komunikacji i transporcie obniżył koszta wy-
miany pomiędzy ludźmi znajdującymi się w odległych miejscach, posze-
rzając przez to zakres rynku. Konsumenci mają też dzisiaj do wyboru
większą liczbę producentów niż w czasach Adama Smitha. Na przykład
wielu małomiasteczkowych właścicieli nieruchomości epoki Smitha mu-
siało polegać na sporadycznych wizytach wędrownych handlarzy, by za-
opatrzyć się w sprzęt domowy. Obecnie prawie wszyscy konsumenci
w Ameryce mieszkają blisko centrów handlowych, oferujących takie bo-
gactwo wyboru sprzętu gospodarstwa domowego, że nie mieściło się to
w najśmielszych wyobrażeniach ludzi żyjących w czasach Smitha. Reduk-
cja kosztów transportu wraz z katalogami oraz sieciami sklepów rekla-
mujących się w telewizji sprowadza światową podaż artykułów gospodar-
stwa domowego wprost do współczesnego konsumenta. W tym świetle
model konkurencyjnego rynku Adama Smitha nie jest anachroniczny –
jest po prostu proroczy!

Drugie założenie, głoszące że produkty sprzedających są takie

same, jest z pewnością mniej prawdziwe, niż to było w czasie Smitha.
Fakt ten wszelako w żaden sposób nie umniejsza ważności modelu kon-
kurencyjnego, lecz w rzeczywistości go wzmacnia, co zilustrujemy pro-
stym przykładem. Spójrzmy na wędrownego aktora XVIII wieku: był on
wyczekiwanym lekarstwem na nudę małomiasteczkowego życia. Chociaż

background image

46. ZASADA „LAISSEZ FAIRE” NIE MA ZASTOSOWANIA

193

współczesny poszukiwacz rozrywek nadal może znaleźć aktorów zaba-
wiających widzów na scenie, to pojawienie się telewizji, radia, kina, od-
twarzaczy płyt kompaktowych oraz magnetowidów poszerzyło wybór na
rynku rozrywki i uczyniło go tak konkurencyjnym jak nigdy dotąd. I do-
prawdy nie ma to znaczenia, że te nowe formy rozrywki nie są replikami
trup aktorskich z minionej epoki i różnią się też między sobą na wiele
sposobów. Dzisiaj konsumenci mogą wybierać nie tylko spośród więk-
szego grona producentów, lecz mają także do dyspozycji więcej rodzajów
dóbr prawie w każdej dziedzinie życia, niż konsumenci w czasach Adama
Smitha. Dostępność gotowych substytutów, a nie jednorodność produk-
cji, kieruje rynkiem konkurencji.

Trzecie założenie wymaga, by konsumenci posiadali wiedzę. Ro-

snąca konkurencja zarówno co do liczby jak i rodzaju sprzedających
zmierza do powiększenia informacji konsumenta. Mając do dyspozycji
dwudziestu różnych sprzedawców samochodów konsumenci mogą do-
konywać bardziej przemyślanych wyborów, niż to było w czasach, kiedy
wiejski producent furmanek był jedynym sprzedawcą w zasięgu dnia dro-
gi. Ponadto mamy dzisiaj po prostu lepszy dostęp do informacji, niż to
miało miejsce 200 lat temu. Na przestrzeni tych 200 lat wprowadzono
wiele innowacji: tanie opłaty pocztowe, masowa produkcja książek, tele-
fon, poczta elektroniczna, rozmnożenie się magazynów konsumenckich,
telefaksy i tak dalej. Wszystkie te wynalazki obniżają koszt uzyskania in-
formacji oraz zwiększają jej wiarygodność. W związku z tym, że konsu-
menci są lepiej poinformowani niż przedtem, model konkurencyjny Ada-
ma Smitha pasuje tutaj jak żaden inny.

Założenie czwarte (brak ograniczeń dostępu do rynku i zejścia

z niego) to obszar, na którym sytuacja się skomplikowała. Smith dowo-
dził, iż należy wyeliminować jakiekolwiek prawne restrykcje przeszkadza-
jące konkurencji. Wiedział, że możliwość wchodzenia nowych firm na
rynek jest sprawą kluczową dla tego, by zyski płynące z działania konku-
rencji mogły kumulować się w społeczeństwie. Jednak dwieście lat póź-
niej państwa nadal aktywnie hamują konkurencję przez koncesjonowanie
umów, wprowadzanie ustaw antytrustowych, nadmierne regulacje, re-
strykcje nałożone na handel międzynarodowy oraz całe mnóstwo innych
środków powstrzymujących potencjalnych konkurentów przed wejściem
na rynek. Co ciekawe, restrykcje nałożone na wchodzących na rynek
i wychodzących z rynku są często popierane przez tych samych ludzi,

background image

194

CECIL E. BOHANON I JAMES E. MCCLURE

którzy dowodzą, iż model wolnego rynku Adama Smitha nie pasuje do
rzeczywistości. Jednakże restrykcje nie pozwalają społeczeństwu na wy-
korzystanie w pełni wolnego rynku – ani w czasach Smitha, ani dzisiaj.
Wina nie leży po stronie sił rynkowych ani też we współczesnej epoce
jako takiej. Restrykcje rynkowe pochodzą z błędnej filozofii interwencji
państwowej, która była modna i wyznawana w kołach intelektualnych tak
samo 200 lat temu, jak dzisiaj.

Tłum. Jan Kłos

background image

John Fiske

John Fiske

47. Spekulacja winna być zakazana

przepisami prawa

47. Spekulacja winna być zakazana

W roku 1869 John Fiske, znany amerykański filozof, uczony i krytyk literacki napi-

sał esej pt. Głód roku 1770 w Bengalu

66

, wskazując jako główny powód ogromnej skali,

w jakiej wystąpił w tym kraju głód, obowiązującą w nim ustawę, która zakazywała speku-

lowania ryżem. Poniżej przedstawiamy fragment tego eseju.

Ta nieszczęsna ustawa zawdzięczała swe pochodzenie powszechne-

mu uprzedzeniu, od którego tak zwane „oświecone społeczności” nie są
jeszcze w pełni wolne. Teraz stało się nawet zwyczajem, by obrzucać in-
wektywami tych, którzy w dobie niedostatku, kiedy ceny gwałtownie ro-
sną, wykupują „produkty pierwszej potrzeby” i tym samym zwiększają na
jakiś czas koszty utrzymania. Osoby takie są zwykle atakowane ogólnika-
mi o pozorach prawdy i krytykowane jako wrogowie społeczeństwa. Ci,
których jedyną ideologią jest „ideologia moralna” uważają ich za oszu-
stów bez serca, którzy napychają sobie brzuchy żerując na nieszczęściu
innych członków społeczności, swych towarzyszy niedoli. A czasami
można się także spotkać z opinią, że przepisy prawa winny zabraniać ta-
kich praktyk.

To uprzedzenie jednak, bardzo zresztą stare, tak dalece nie pokry-

wa się z faktami, że faktycznie spekulacja nie tylko nie jest czynem złym;
spekulacja pieczywem i innymi produktami pierwszej potrzeby jest jedną
z głównych instytucji, których funkcjonowanie uniemożliwia pojawienie
się we współczesnych czasach i cywilizowanych krajach klęski prawdzi-
wego głodu. Ten naturalny monopol działa na dwa sposoby. Po pierwsze
prowadząc do zwiększenia cen, zmniejsza konsumpcję, wywiera większą
presję na budżety domowe aż do końca okresu niedostatku i w ten spo-

66

W zbiorze The Unseen World and Other Essays, Boston: Houghton Mifflin, 1876.

background image

196

JOHN FISKE

sób nie pozwala, by niedostatek zamienił się w głód. Po drugie prowa-
dząc do zwiększenia cen, spekulacja stymuluje import towarów z tych te-
renów, na których występuje nadwyżka i gdzie ceny są niskie. W długim
okresie spekulacja zatem przyczynia się w znacznym stopniu do wyrów-
nania presji rynkowych pojawiających się w czasach niedostatku i prowa-
dzi do zmniejszenia tych ekstremalnych ruchów cen, które zakłócają
równy i stabilny rozwój handlu. Państwo, które w okresie charakteryzują-
cym się wysokimi cenami podejmuje kroki w celu położenia kresu speku-
lacji działa z okrucieństwem podobnym do kapitana, który dowodząc
rozbitym statkiem odmawia zmniejszenia o połowę racji żywnościowych
załogi. Punktem zwrotnym wielkiej Rewolucji Holenderskiej, jeżeli cho-
dzi o prowincje obecnie wchodzące w skład Belgii, było słynne oblężenie
i zdobycie Antwerpii przez Aleksandra Farnese, Księcia Parmy. Oblęże-
nie trwało długo, a opór był na tyle zaciekły, że miasto prawdopodobnie
nie zostałoby zdobyte, gdyby z pomocą oblegającym wojskom nie przy-
szedł głód. Interesującym zatem okazać się może prześledzenie kroków
podjętych przez władze miejskie w celu uniknięcia tego niebezpie-
czeństwa.

Obrońcy zdawali sobie sprawę, że bitwa, do której się przygotowy-

wali może okazać się walką o śmierć i życie Południowych Niderlandów,
wiedzieli też, że istnieje niebezpieczeństwo okrążenia ich uniemożliwiają-
ce odsiecz z zewnątrz. Wiedzieli również, że ich przeciwnik należy do
najbardziej przebiegłych i niepokonanych z ludzi i jest bez wątpienia naj-
większym generałem XVI wieku. Dlatego władze miasta zrobiły dokład-
nie to, co zrobiłby nasz republikański Kongres w podobnej sytuacji i co
niewątpliwie poradziłby mu dziennik New York Tribune, jeżeli w tamtym
czasie by istniał. Dowiedziawszy się, że rozmaici spekulanci zaczęli za-
opatrywać się w zapasy żywności na handel w oczekiwaniu wzrostu cen,
władze miasta szybko zadecydowały, by w pierwszej kolejności położyć
kres takiej „egoistycznej nikczemności”. Według ich punktu widzenia na-
leżało doprowadzić do maksymalnego obniżenia cen. Dlatego ustano-
wiono urzędowo bardzo niską cenę maksymalną na wszelkie produkty
żywnościowe i przewidziano surowe kary dla wszystkich, którzy żądaliby
więcej niż określone przepisami prawa ceny urzędowe. Jeżeli piekarz od-
mawiał sprzedaży chleba po tej cenie – cenie, która byłaby adekwatna
wyłącznie w czasach wielkiego dostatku – władze miały prawo wtargnąć

background image

47. SPEKULACJA WINNA BYĆ ZAKAZANA

197

do jego sklepu i rozdać chleb społeczeństwu. Konsekwencje tej idiotycz-
nej polityki były dwojakie.

Po pierwsze, narzucone odgórnie niskie ceny ustanowiły barierę

niedopuszczającą do miasta żywność z zewnątrz. Dużo czasu upłynęło,
zanim Farnese zdołał tak zablokować rzekę Scheldt, aby nie mogły się
nią przedostać statki wypełnione żywnością przeznaczoną dla obrońców
miasta. Do tego czasu zboże i konserwowane mięso mogło tysiącami ton
docierać do oblężonych. Zaprzyjaźnione statki holenderskie, uginające
się pod ciężarem swych ogromnych ładunków czekały u ujścia rzeki – na
próżno. Żaden kupiec nie naraziłby swego cennego statku z ładunkiem
na ryzyko zatopienia przez działa Farnese tylko po to, by dowiedzieć się,
że sytuacja na rynku w Antwerpii wcale nie jest lepsza niż na stu innych
rynkach, na których towary można było sprzedawać bez żadnego ryzyka.
Oczywiście, gdyby kupcy z Holandii postępowali zgodnie z maksymą Vi-
vre pour autrui
[Żyć dla bliźnich], rzuciliby na szalę ryzyko ruiny i zniszcze-
nia swoich statków, zamiast patrzeć, jak ich sąsiedzi z Antwerpii idą
w niewolę. Bez wątpienia też, jeżeli dane byłoby im ujrzenie przyszłych
interesów Niderlandów w szerokiej filozoficznej perspektywie zoriento-
waliby się, że Antwerpia i tak musi zostać uratowana, bez względu na to
czy niektórzy z nich mieli na tym stracić trochę pieniędzy czy nie. Ale lu-
dzie – jak na razie – nie są skłonni poświęcać się dla swych towarzyszy,
ani też z zasady nie wybiegają myślami daleko poza chwilę obecną i aktu-
alne sytuacje wymagające pilnego rozwiązania. A zadaniem państwa jest
stanowić prawo dla ludzi takich, jakimi są, a nie takich jakimi mówi się, że
być powinni. Jeżeli ceny żywności w Antwerpii wzrosłyby, to żywność
bez wątpienia pojawiłaby się na tym rynku. Stało się jednak tak, że mia-
sto – przez swą własną głupotę – odcięło się od dostaw żywności dużo
bardziej skutecznie, niż mógłby tego dokonać Farnese.

Po drugie, narzucone odgórnie niskie ceny urzędowe przyczyniły

się do ogólnego niegospodarnego podejścia do wykorzystania żywności
stosowanego przez mieszkańców. Nikt nie poczuwał się do obowiązku
szanowania produktów żywnościowych. Każdy kupował tyle chleba i tyle
jadł, ile tylko chciał, a państwo gwarantując niską cenę pieczywa, spowo-
dowało także – chwilowo – jego obfitość. I tak miasto żyło w pogodzie
ducha i w radosnej pogardzie dla oblegających go wojsk aż do momentu,
kiedy zapasy nagle się skończyły i państwo znów musiało wkroczyć, by
naprawić zło, którego samo było sprawcą. Ogłosiło się więc głównodo-

background image

198

JOHN FISKE

wodzącym miejskiej służby kwatermistrzowskiej i zaczęło wydzielać ską-
pe racje tak biednym, jak i bogatym z tą srogą demokratyczną bezstron-
nością, która jest charakterystyczna dla czasów śmiertelnego zagrożenia.
To jednak, podobnie jak większość sztucznych półśrodków, tylko nie-
znacznie odwlekło klęskę. W momencie kapitulacji w mieście, ani za pie-
niądze ani za miłość, nie można było kupić nawet kromki chleba.

Tłum. Marek Albigowski

background image

CZĘŚĆ V

PRACA I ZATRUDNIENIE

background image
background image

Richard B. McKenzie

Richard B. McKenzie

48. Państwo winno tworzyć i chronić miejsca pracy

67

48. Państwo winno tworzyć miejsca pracy

Teoria apoteozy miejsc pracy wróciła

68

. Teoria ta jest częścią

współczesnej filozofii politycznej, która błędnie przyjmuje liczbę miejsc
pracy za kluczowy wskaźnik powodzenia lub klęski gospodarczej kraju.
Ta polityczna filozofia nabrała praktycznego znaczenia we wczesnych la-
tach 80-tych, kiedy Demokraci podejmowali kolejne próby pobudzenia
gospodarki realizując ogromny federalny program tworzenia miejsc pra-
cy, przede wszystkim mając na celu, pod płaszczykiem tego programu,
zwiększenie zakresu państwowych świadczeń. Pozycja polityczna teorii
apoteozy miejsc pracy została umocniona, kiedy administracja Reagana
zaczęła mierzyć sukces swojej polityki wewnętrznej przyrostem zatrud-
nienia. Dalsze ożywienie gospodarcze notowane na początku lat 90-tych
sprawiło, że apoteoza miejsc pracy zniknęła z debat na temat polityki
państwa.

Powrót tej filozofii myślenia obwieścił poprzedni prezydent Geor-

ge Bush, kiedy określił trzy fundamenty swego krajowego programu eko-
nomicznego jako „miejsca pracy, miejsca pracy, miejsca pracy” – choć
dość mgliście wypowiadał się o tym, w jaki sposób program ten ma za-
miar zrealizować. Również obecnie prezydent Clinton zaproponował
„plan” ochrony i tworzenia „wysoko opłacanych” miejsc pracy dla klasy
średniej poprzez – co ciekawe – zwiększenie podatków federalnych pła-
conych przez prawie wszystkich (ale szczególnie przez „bogatych”, na
których opiera się znaczna część inwestycji w kraju), przez zwiększanie
uprawnień federalnych w zakresie tworzenia miejsc pracy oraz w drodze

67

Niniejszy esej jest zmienioną wersją artykułu wydrukowanego w The Wall Street

Journal, za zgodą autora.

68

W oryginale użyty neologizm jobilism, od słowa job, praca, zawód, zatrudnienie

[red.].

background image

202

RICHARD B. MCKENZIE

rozszerzenia uprawnień związków zawodowych w sprawach dotyczących
podniesienia kosztów robocizny w Stanach Zjednoczonych. Z miejscami
pracy, o których się w takich sytuacjach mówi, zawsze wiążą się wpływy
polityczne.

Debata polityczna, prowadzona obecnie pod sztandarem apoteozy

miejsc pracy, jest oparta na błędnych założeniach, podobnie jak było to
w przypadku jej intelektualnego prekursora – merkantylizmu – teorii po-
pularnej przed trzema wiekami. Według założeń merkantylizmu, główną
miarą bogactwa kraju jest złoto. Im większy zapas złota w kraju, tym
większa siła i duma narodowa – tak przynajmniej mówiono społeczeń-
stwu. Merkantylizm okazał się intelektualnym bankrutem, kiedy odkryto,
że miara złota jest sztucznym narodowym fetyszem, stanowiącym odbi-
cie cennych, produktywnych zasobów, które mogły były być w przeszło-
ści wykorzystane w celu rozszerzenia produkcji krajowej, gdyby nie zo-
stały przehandlowane na świecidełka pochowane dla lepszego zabezpie-
czenia w skarbcach.

Miejsca pracy nie są złotem złożonym w skarbcu, które należy

oszczędzać i chronić. Wprost przeciwnie, należy je eliminować tak szyb-
ko, jak to tylko możliwe, ponieważ stanowią one barierę dla tych innych
niż tezauryzacja działań gospodarki, które prowadzą w efekcie do zwięk-
szenia dochodów i poziomu majętności społeczeństwa. Postęp gospo-
darczy i eliminowanie miejsc pracy muszą iść w parze. Zatrudnienie
zmniejsza się, kiedy na rynek wprowadzony zostaje nowoczesny wynala-
zek lub program komputerowy lub kiedy praca na jakichś stanowiskach
staje się nieefektywna w związku z pojawieniem się nowych, bardziej wy-
dajnych i tańszych środków produkcji. Żadne państwo nie może sobie
pozwolić na bezczynne społeczeństwo. W oparciu o te same przesłanki
żaden kraj nie może pozwolić sobie na traktowanie miejsc pracy jak uncji
złota, które trzeba liczyć, przechowywać i chronić przed starzeniem się.

Tworzenie miejsc pracy (i ich chronienie) jest ulubionym celem na-

szych przywódców politycznych, ponieważ odwołuje się ono do istnieją-
cych interesów politycznych i jest uwodzicielsko zwodnicze i nieproduk-
tywne. Jest ono także jednym z najprostszych do osiągnięcia celów. Aby
stworzyć lub utrzymać miejsca pracy, Kongres musi jedynie przeciwsta-
wiać się postępowi poprzez tłumienie lub opóźnianie szans odnowy
otwierających się przed amerykańską konkurencyjnością i duchem przed-

background image

48. PAŃSTWO WINNO TWORZYĆ MIEJSCA PRACY

203

siębiorczości. Eliminowania miejsc pracy jako kierunku polityki państwa
unika się natomiast nie tylko ze względu na to, że działanie takie jawi się
jako niewątpliwie bezlitosne (paradoksalnie takim jednak nie jest), lecz
także dlatego, że tak trudno wprowadzić je w życie. Eliminowanie miejsc
pracy wymaga pomysłowości, kreatywności oraz odwagi, by podjąć pew-
ne ryzyko, którego inni nie podejmują. Wymaga intensywnych studiów,
ciężkiej pracy oraz szczegółowej wiedzy na temat szeregu uwarunkowań
ekonomicznych, z którymi zaznajomieni mogą być w pełni jedynie szarzy
ludzie gdzieś w głębi kraju, ale nie mieszkańcy Waszyngtonu. Wymaga to,
innymi słowy, tego rodzaju umiejętności i zrozumienia, którego zwykle
brak w kręgach politycznych.

Przez kilka ostatnich lat nasi polityczni przywódcy i mędrcy kształ-

towania polityki wołają o rewitalizację „amerykańskiej konkurencyjno-
ści”. Nie wydają się oni rozumieć zasadniczego przesłania widocznych
porażek kraju na rynku amerykańskim i rynkach międzynarodowych –
Stany Zjednoczone eliminują zbyt mało miejsc pracy. Ponadto nie zdali
sobie oni jeszcze sprawy z faktu, iż odnowiona konkurencyjność musi
być budowana na fundamencie oddania postępowi. A postęp – w katego-
riach ogólnych – oznacza oparcie się na ludziach spoza ośrodków poli-
tycznych w celu wykorzystania wiedzy na temat uwarunkowań, które
znane są tylko tym ludziom.

Ożywiona konkurencyjność sankcjonuje chęć zastąpienia tego, co

stare tym, co nowe. Wymaga to – ni mniej ni więcej – zakrojonego na
dużą skalę (ale sensownego) procesu eliminowania miejsc pracy. I wyma-
ga także, byśmy taką eliminację zaczęli postrzegać – tu przykładem może
być zmniejszenie zatrudnienia o setki tysięcy miejsc pracy w przemyśle
tekstylnym, które nastąpiło w ciągu ostatnich dziesięcioleci – jako miarę
sukcesu branży szybko zwiększającej swą wydajność i utrzymującej swą
pozycję w pierwszej lidze światowej. Podobnie obecna fala redukcji za-
trudnienia w sferze usług musi być postrzegana jako odzwierciedlenie
długo oczekiwanych korzyści, jakie przyniosła komputeryzacja wielu
usług.

Kiedy poważany harwardzki ekonomista, Joseph Schumpeter, wy-

sławiał jakieś pięćdziesiąt lat temu rynek jako system „twórczego znisz-
czenia”, ani trochę nie żartował. Niszczenie – a w szczególności elimino-
wanie miejsc pracy – jest typowe dla każdego systemu ekonomicznego,
który jest systemem twórczym. W naszym kraju trzeba eliminować wię-

background image

204

RICHARD B. MCKENZIE

cej, nie mniej miejsc pracy, ponieważ musimy być bardziej, a nie mniej
twórczy.

Władze krajów komunistycznych Europy Wschodniej i byłego

ZSRR odnosiły sukcesy na polu tworzenia miejsc pracy. Nic dziwnego
zatem, że w końcu było tam więcej miejsc pracy, niż ludzi, którym moż-
na je było zaoferować. W konsekwencji tworzenia tak wielu miejsc pracy
nie tylko zahamowano tam postęp gospodarczy, ale także zniszczono
motywację ludzi do zarabiania na życie i realizowania żmudnego procesu
„przestarzania” istniejących miejsc pracy. Przykład losu tych krajów oraz
polityki pełnego zatrudnienia, realizowanej przez ich przywódców chyba
nazbyt długo, może być dla nas cenną nauczką. Możemy mieć tylko na-
dzieję, że politycy wkrótce spojrzą na te sprawy oczami amerykańskiego
elektoratu i uaktualnią swoją opinię co do tego, czego naprawdę wymaga
prawdziwy postęp.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Tibor R. Machan

Tibor R. Machan

49. Państwo winno każdemu zagwarantować pracę

49. Państwo winno zagwarantować pracę

Zabawny i popularny film pt. Dave, wytwór politycznej fantazji,

w pełni oddawał treść tytułowego frazesu. Sobowtór, który przejął wła-
dzę po prawdziwym prezydencie, flirtującym oszuście, kiedy ten zachoro-
wał, przypadł od razu wszystkim do gustu (możemy przyjąć, że nawet
widzom), kiedy ogłosił, iż rząd „od zaraz” uważa za swoje naczelne zada-
nie zagwarantowanie każdemu pracy. W jaki sposób? Tego nie wie nikt,
bo dekret jest niemożliwy do zrealizowania, a same próby tej realizacji
niebezpieczne.

Autorzy Dave'a i twórcy frazesu o gwarantowaniu pracy powiedzie-

liby, że każdy, kto występuje przeciwko wydatkom rządowym i jest za
zniesieniem jałmużny czy też odrzuca programy robót publicznych jest
człowiekiem pozbawionym współczucia. Należy wszelako przede
wszystkim pamiętać, że współczucie to cecha tych, którzy rozdają po-
trzebującym s w o j e w ł a s n e bogactwo, a nie tych, którzy rozdają bo-
gactwo i n n y c h l u d z i. Nawet gdyby rząd był w stanie zapewnić każ-
demu pracę, nie byłby to objaw współczucia, lecz przykład, jak można
okradać Piotra, żeby dać Pawłowi.

Następną sprawą jest to, że w rzeczywistości rząd nie ma najmniej-

szego pojęcia, jak zapewnić każdemu pracę; administrujący państwem ni-
czego nie wymyślają, nie zakładają żadnego przedsiębiorstwa, nie odkry-
wają żadnych nowych praw natury, które mogliby wprowadzić w życie –
nic. Państwo nie potrafi tworzyć miejsc pracy. Jedyne co może robić, to
odbierać pieniądze jednym (co niszczy miejsca pracy), potrącać fundusze
na swoje utrzymanie (co suto napełnia żołądki polityków i biurokratów)
i oddawać resztę w postaci programu robót publicznych czy też subsy-
diów (co przywraca niektóre utracone miejsca pracy, lecz jedynie na tak

background image

206

TIBOR R. MACHAN

długo, jak długo istnieją fundusze publiczne, bo na ogół na tak sztucznie
„utworzoną” pracę nie ma żadnego popytu na rynku).

Nikt kto wprowadza, pomaga uchwalić czy też podpisuje projekt

ustawy pozwalającej rządowi rozdawać pieniądze, nie tworzy jakiegokol-
wiek miejsca pracy. Niemniej prawie wszyscy marzyciele świata popierają
tego typu politykę złudzeń, nie wyłączając wielu pisarzy, aktorów i pro-
ducentów z Hollywood. Nic dziwnego, że szkody wyrządzone w tej spra-
wie są niemal nie do naprawienia. Mamy przed sobą prosty, jasny aksjo-
mat mówiący, że nic nie można wyprodukować z niczego.

Chyba jednak najważniejszą sprawą, pomijaną przez zwolenników

miejsc pracy tworzonych przez programy rządowe jest ta, że nawet same
próby zagwarantowania ludziom miejsc pracy naruszają najcenniejszą za-
sadę współżycia między ludźmi. To przecież praca jest tym, co ktoś może
wykonać ze względu na tych, którzy przychodzą na rynek, by nabyć owo-
ce jego pracy. Praca pisarza istnieje dopóty, dopóki istnieją ludzie, którzy
chcą czytać jego książki; praca inżyniera istnieje na mocy tego, że ktoś ma
ochotę płacić za nowe maszyny czy nowe komputery. Kelnerów zatrud-
nia się, bo ludzie stale odwiedzają restauracje. Szefowie firm mają pracę,
bo ludzie chcą inwestować w interes firmy i chcą, żeby ktoś ją prowadził.
Jednym słowem miejsca pracy istnieją dlatego, że ludzie chcą i mogą
otrzymać owoce tej pracy. Wyobraźmy sobie jednak, co trzeba by zrobić,
żeby zapewnić miejsca pracy. Kelner pracujący we francuskiej restauracji,
do której już nie zachodzi żaden potencjalny klient, straci swoją pracę, je-
śli nie zmusi się klientów do żywienia się francuskimi potrawami, nieza-
leżnie od ich pragnień, wyborów, możliwości portfela i tak dalej. Produ-
cenci maszyn do pisania będą mieli pracę tylko wtedy, kiedy zabroni się
klientom nabywania komputerów i zmusi do posługiwania się przestarza-
łymi narzędziami. Robotnicy w fabrykach samochodów nie mieliby pra-
cy, gdyby klientów zmuszano do zachowania miejsc pracy w fabrykach
powozów. Już sama próba zagwarantowania miejsc pracy dla tych ludzi
zakłada ustanowienie systemu powszechnego przymusowego niewolnic-
twa, w którym klienci wbrew swojej woli nabywają dobra i usługi, któ-
rych by nie nabyli, gdyby nie byli do tego przymuszeni przez gwarantują-
cego pracę.

Zatem nie tylko niemożliwym jest, by państwo gwarantowało miej-

sca pracy – ze względu na to, że państwa niczego nie produkują i nie na-

background image

49. PAŃSTWO WINNO ZAGWARANTOWAĆ PRACĘ

207

uczyły się też stwarzać czegoś z niczego. Co więcej, próba tworzenia
miejsc pracy jest dla rządów moralnie niebezpieczna, ponieważ zakłada
ona przypisywanie konsumentów do miejsc pracy przez ten rząd gwaran-
towanych. W istocie już samo opodatkowywanie dla tworzenia miejsc
pracy sprowadza się do jednego – do wymuszonej pracy oraz niedobro-
wolnego świadczenia usług.

Bez wątpienia ci, którzy tracą pracę, znajdują się często w ciężkim

położeniu, czasem dlatego, że nie zdołali się przygotować na ciężkie cza-
sy, kiedy indziej dlatego, że źle ocenili, co ludzie chcą kupować, albo też
po prostu dlatego, że konsumenci pofolgowali swojemu kaprysowi, który
wyparł z rynku ich nawet niekiedy lepszy produkt czy lepszą usługę.
Utrata pracy wcale nie musi być bolesnym doświadczeniem, choć czasa-
mi potrzeba takiego doświadczenia, by niektórych zmobilizować do pod-
niesienia swojej pozycji, do „wyrwania się z dołka”. W każdym jednak ra-
zie, niezależnie od tego, czy wybór potencjalnego klienta był przemyślany
czy też nie, istotną sprawą tutaj jest to, że usiłowanie zmuszenia klienta
do kupna jest tym samym co przymuszanie osoby do pracy w takim miej-
scu, w jakim ona nie chce pracować. Wprowadza to niedobrowolne usłu-
gi i niechętne branie udziału w czymś, na przykład konsumpcji, by inni
mieli zatrudnienie.

Nawet daremny wysiłek w kierunku zagwarantowania miejsc pracy

dla wszystkich może mieć niszczący skutek uboczny. Ludzie przyzwycza-
jają się do myślenia, że rząd może zaradzić ich kłopotom, tj. że ci, którzy
w społeczeństwie dzierżą władzę i mogą używać siły w majestacie prawa,
najlepiej rozwiążą nasze rozmaite problemy, więc my sami nie musimy się
tak znowu starać, by się nam w życiu powodziło coraz lepiej.

Kilka lat temu odwiedziłem starego przyjaciela z Budapesztu, który

osiedlił się w Montrealu. W czasie wizyty poprosił mnie, żebym pomógł
w nauce jego 13-letniej córce, która sobie nie radziła w szkole. W ogóle
nie znałem dziecka, tak że jedynym o co mogłem zapytać, było: „Dlacze-
go uczysz się źle w szkole?” Dziewczynka odpowiedziała: „Nie interesuje
mnie to, czego tam uczą”. Żeby zapanować nad sytuacją, pytałem dalej:
„Jak sobie poradzisz w życiu bez wykształcenia?” Jej odpowiedź mnie
zdumiała: „Rząd będzie się o mnie troszczył”. Kanadyjskie, brytyjskie,
szwedzkie i – nie zapomnijmy – sowieckie państwa opieki socjalnej, które
znajdowały się w dużo gorszej sytuacji niż Stany Zjednoczone, nie tylko

background image

208

TIBOR R. MACHAN

narzuciły nędzny system swoim obywatelom, ale też przygotowały ich do
dożywotniego uzależnienia.

Państwo nie może gwarantować miejsc pracy. Już same próby

w tym kierunku grożą nam przymusowym niewolnictwem, zaś uzależnie-
nie od mitu otrzymania czegoś za nic ma wpływ demoralizujący.

Tłum. Jan Kłos

background image

C. W. Anderson

C. W. Anderson

50. Każdy zatrudniony ma prawo

do sprawiedliwego wynagrodzenia

50. Prawo do sprawiedliwego wynagrodzenia

„Sprawiedliwość” w określaniu płac jest aksjomatem dobrego za-

rządzania oraz wymogiem stawianym przez liderów związkowych. Ale ry-
zykując bycie „niesprawiedliwym” przeanalizujmy pogląd głoszący, iż
„każdy zatrudniony ma prawo do sprawiedliwego wynagrodzenia”.

Wyobraźmy sobie na przykład, że ktoś zatrudniony jest przy pro-

dukcji zwykłych aluminiowych kuchennych miarek służących do odmie-
rzania objętości płynów czy materiałów sypkich. Używając jedynie takich
narzędzi jak młotek i nożyce do cięcia blachy, pracownik jest w stanie
zrobić dwie miarki na godzinę, czyli 16 w ciągu ośmiogodzinnego dnia
pracy, przy czym nie są to żadne nowoczesne miarki, które mogłyby być
ozdobą nowoczesnej kuchni.

W sąsiednim zakładzie robotnik mający do swojej dyspozycji prasę,

matrycę i inne przyrządy służące do masowej produkcji produkuje wyso-
kiej jakości aluminiowe miarki w liczbie 320 sztuk dziennie. Jakie jest za-
tem sprawiedliwe wynagrodzenie w każdym z tych zakładów? Czy będzie
ono takie samo dla wysoce wykwalifikowanego pracownika, który wytwa-
rza miarki ręcznie, jak dla robotnika, który uczestniczy w systemie pro-
dukcji masowej i wytwarza ich 20 razy więcej, niż pierwszy robotnik?

Jeżeli zwolennicy „sprawiedliwego wynagrodzenia” wyjdą z założe-

nia, że osiem dolarów za godzinę to sprawiedliwe wynagrodzenie dla
człowieka, który pracuje ręcznie, jasne jest, że każda z wyprodukowanych
przez niego miarek musi być sprzedawana za nie mniej niż cztery dolary,
co i tak wystarczy zaledwie na pokrycie kosztów robocizny. Jednak wyce-
nienie tych ręcznie wytwarzanych miarek na taką kwotę nie wchodzi ab-
solutnie w grę, jeżeli na rynku oferowane są także lepszej jakości miarki

background image

210

C. W. ANDERSON

wytwarzane przez firmę konkurencyjną, po – na przykład – dolarze za
sztukę.

Jeżeli kryterium atrakcyjności produktu dla klientów ma decydować

o jego cenie, to okazuje się, że robotnik wykorzystujący ręczne metody
produkcji miarek może nie być w stanie zarobić za wykonywaną pracę
więcej niż dwa dolary za godzinę. Jeżeli będzie nalegał na więcej, to na
pewno zostanie zwolniony przez swojego pracodawcę, którego nie bę-
dzie stać, by mu więcej zapłacić. To oczywiście pozostawi mu alternaty-
wę znalezienia sobie innej pracy, możliwe, że w znajdującym się na wyż-
szym stopniu rozwoju technologicznego zakładzie na sąsiedniej ulicy.

W gospodarce opierającej się na otwartej konkurencji rozsądnym

wydaje się, że każdy człowiek winien posiadać wolność wyboru wśród
różnych dostępnych na rynku pracy możliwości zatrudnienia. Jednak je-
żeli wszystkie zainteresowane strony, łącznie z pracodawcą i konsumen-
tem, mają mieć taką samą możliwość wyboru, wtedy oczywistym jest, że
pracownik nie może arbitralnie ustalać swojego „sprawiedliwego wyna-
grodzenia” i domagać się pracy opłacanej według takiej stawki. Również
pracodawca nie może arbitralnie utrzymywać przez dłuższy czas „spra-
wiedliwego wynagrodzenia” na poziomie wyższym lub niższym niż to,
które warunki konkurencyjnego otoczenia wskazują jako adekwatne. Je-
żeli pracodawca będzie próbował płacić więcej, niż będzie to uzasadniała
wydajność jego pracowników i narzędzi, musi stanąć w obliczu bankruc-
twa. Jeżeli natomiast będzie płacił swoim pracownikom poniżej stawki
przeważającej na rynku pracy na danym obszarze, jego pracownicy odej-
dą z firmy.

Jeżeli wolność wyboru ma być uszanowana, jedyną sprawiedliwą

stawką powinna być ta, którą określa czysto dobrowolny proces konku-
rencyjnego negocjowania na wolnym rynku.

Możemy boleć nad losem biednego robotnika z niezmechanizowa-

nego zakładu – jak wykorzysta on swoje umiejętności? Naprawdę, szko-
da, że jego zakład nie posiada urządzeń pozwalających podnieść wydaj-
ność jego pracy. Jednak sugerowanie, że powinien on otrzymywać więcej
niż wynika to z ceny, jaką konsumenci dobrowolnie zapłacą za miarki
przez niego produkowane, jest jednoznaczne z odrzuceniem modelu
konkurencyjnej firmy prywatnej, odwróceniem się od wolności i przyję-
ciem filozofii marksistowskiej. To tak, jakby powiedzieć, że potrzeba,

background image

50. PRAWO DO SPRAWIEDLIWEGO WYNAGRODZENIA

211

a nie wydajność lub wybór klienta, określa poziom wynagrodzenia oraz
że w momencie, kiedy dana osoba zaczyna wykonywać określoną pracę,
nabywa niezaprzeczalne prawo do otrzymania wynagrodzenia większego,
niż jest w stanie tą pracą zarobić. Możemy krytykować decyzje konsu-
mentów, którzy odrzucą drogie produkty robotnika posiadającego wyso-
kie kwalifikacje rzemieślnicze, jednak jedyną alternatywą jest odebranie
klientowi prawa wyboru przy pomocy przepisów prawa, zmuszając tym
samym podatników do dotowania pracy określonego rzemieślnika. Nikt
nie „ma prawa” do tak arbitralnie osiąganego „sprawiedliwego wynagro-
dzenia” – chyba że ktoś inny zostanie zmuszony, aby je płacić.

Tak więc „sprawiedliwe wynagrodzenie” nie jest czymś statycznym,

co można wziąć z powietrza i arbitralnie określić. Nie jest to stała stawka
dla każdego pracownika, ale kwota, która jest różna dla różnych pracow-
ników i różnych sytuacji. Siła fizyczna i umiejętności techniczne pracow-
ników mogą stanowić bardzo ważne czynniki decydujące o wysokości
płacy. Jednak na przedstawionym przykładzie widać wyraźnie, że żaden
z tych czynników – między innymi potrzeby pracownika – nie mogą sta-
nowić wyłącznego wyznacznika poziomu wynagrodzenia. Najważniej-
szym i pojedynczym czynnikiem – z punktu widzenia wyboru danego
produktu przez klienta – jest wydajność, która wynika z kapitału zainwe-
stowanego w środki produkcji. Kiedy prawda ta zostanie powszechnie
uznana, całkowicie zastąpi ona błędną koncepcję prawa do „sprawiedli-
wego wynagrodzenia”.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Jean L. Baker

Jean L. Baker

51. Kobiety w systemie wolnorynkowym

znajdują się w niekorzystnym położeniu

51. Kobiety znajdują się w niekorzystnym położeniu

Żyjemy w ciekawych czasach dla kobiet. W stopniu większym niż

kiedykolwiek wcześniej realizują one swe cele: od spełnienia przy ognisku
domowym do absolutnych wyżyn w biznesie, nauce i wolnych zawodach,
wiele z nich pomyślnie łączy przy tym obowiązki rodzinne z karierą za-
wodową.

W przeszłości pozbawienie kobiet praw, w połączeniu z siłą trady-

cji, czyniło z nich prawie niewolnice. Kobiety nie miały prawa do posia-
dania majątku, nie mogły wykonywać wolnych zawodów, nie miały praw
wyborczych, niekiedy nie odpowiadały nawet za przestępstwa popełnio-
ne przeciwko innym, ponieważ czyny te obciążały „właścicieli” kobiet.
Zdecydowana dyskryminacja znajdowała usankcjonowanie w przepisach
prawa odbijając się w uprzedzeniach, jeśli nie arogancji, prawodawców.
Przez wieki uprzedzenia te zebrały żniwo ludzkiej tragedii, nie pozostając
bez wpływu na wizerunek własny i zdrowie psychiczne kobiet i pozba-
wiając ludzkość prawie połowy istniejącej, aczkolwiek niewykorzystanej
siły twórczej.

Jedną z możliwych dróg rozwoju dla ofiar dyskryminacji była moż-

liwość zakładania przez nie swych własnych firm i instytucji, ponieważ
do istniejących nie miały dostępu. Przychodzą tu od razu na myśl uczel-
nie, szpitale i przedsiębiorstwa znajdujące się w posiadaniu i prowadzone
przez Murzynów i Żydów, takie jak Instytut Tuskegee w Alabamie, Szpi-
tal Provident w Chicago, Uniwersytet Brandeis w Massachusetts oraz
Johnson Enterprises w Chicago, aby wymienić tylko kilka z nich. Para-
doksalnie – lub może należałoby powiedzieć, w sposób „możliwy do
przewidzenia” – wiele z nich upadło mimo uzyskania wsparcia władz,

background image

51. KOBIETY ZNAJDUJĄ SIĘ W NIEKORZYSTNYM POŁOŻENIU

213

podczas gdy inne święciły ogromne sukcesy o wiele przekraczające naj-
śmielsze oczekiwania ich założycieli, choć nigdy nie korzystały, ani też
nie ubiegały się o pomoc państwa. W ostatnich latach również kobiety
wkroczyły na tę drogę. Bank Kobiecy w Denver w stanie Colorado jest
przykładem instytucji założonej i kierowanej przez kobiety, w odróżnie-
niu od – na przykład – kobiecych uczelni ubiegłego wieku, które były
w większości przypadków zakładane i prowadzone przez mężczyzn.

Nowe perspektywy wciąż otwierają się przed ludźmi przedsiębior-

czymi, a kobietom nie broni się już wstępu na rynek. Jednak sam rynek
jest mniej dostępny i mniej wolny, niż kiedyś, ze względu na zwiększoną
rolę państwa w gospodarce, a kobiety, tak jak i mężczyźni, okazują się
być ofiarami tego procesu. Bariery te są dobrze znane fachowcom wolne-
go rynku – wysokie podatki ograniczające możliwości manewru, gąszcz
przepisów prawnych, restrykcyjny system przyznawania koncesji i licencji
to tylko niektóre z nich.

Wolność ekonomiczna jest z całą pewnością największą potrzebą

rodzaju kobiecego. Potrzeba uczyniła z kobiet osoby wielce zaradne
w obliczu stawianych przed nimi przeszkód, a rozwiązania proponowane
przez panie nacechowane były tak wielkim indywidualizmem, jak one
same. „Indywidualizm” wydaje się tu być kluczowym słowem, ponieważ
kobiety święciły swoje największe triumfy właśnie jako indywidualistki.
Historia jest pełna opowieści o kobietach, które odznaczyły się działania-
mi w ich czasach uchodzącymi za niekonwencjonalne. Historia jest wy-
mowną ilustracją tego, co kobiety mogą osiągnąć – w pojedynkę lub gru-
powo.

Jednak kobiety o dużej inteligencji i zdolnościach często nie posia-

dają wytrwałości, odwagi i siły przebicia, aby przeć naprzód w obliczu
dyskryminacji. Dlatego zwykle zwracają się ku rozwiązaniom politycz-
nym. Rozważmy jednak powody, dla których legislacja przeciwko dyskry-
minacji stwarza więcej problemów, niż ich rozwiązuje.

Program Aktywnego Zatrudnienia

69

(Affirmative Action) jest nazna-

czony gniewną niecierpliwością, która ma zbyt silny posmak zemsty. Pro-
gram ten piętnuje kobiety nadając sankcję prawną tym samym mitom,
które okazały się dla nich tak szkodliwymi w przeszłości. Jego założe-
niem jest twierdzenie, że kobiety nie są zdolne do konkurowania z męż-
czyznami na równych prawach i w konsekwencji zakłada, że niezbędne

69

Patrz przyp. 30 na str. 70.

background image

214

JEAN L. BAKER

jest przyznanie im „forów”, „handicapu”, sztucznie stworzonej przewagi
pozwalającej wyrównać to, czego jakoby im brakowało.

Program Aktywnego Zatrudnienia koncentruje się na rezultatach,

zamiast na równym prawie do konkurowania. Stawia on wymóg zatrud-
niania pracowników niewykwalifikowanych tylko dlatego, że (w interesu-
jącej nas tu sytuacji) są to kobiety, podczas gdy kandydaci posiadający od-
powiednie kwalifikacje są odrzucani. Innymi słowy, efektem funkcjono-
wania programu jest dyskryminacja au rebours. Mężczyźni mają wszelkie
prawa, by czuć się pokrzywdzonymi w sytuacji, kiedy prawo faworyzuje
kobiety, kobiety natomiast powinny zrozumieć to uzasadnione rozgory-
czenie mężczyzn.

Barry R. Gross, który zastanawiał się nad problemem „odwróco-

nej” dyskryminacji z filozoficznego punktu widzenia, zwięźle określa jej
charakter w odniesieniu do Murzynów. Twierdzi on, że jest to „próba na-
prawienia jednej niesprawiedliwości poprzez stworzenie innej”.

70

Jak

słusznie zauważa, ci, którzy korzystają na takiej polityce nie są prawdzi-
wymi ofiarami, a ci, w których polityka taka uderza, nie są prawdziwymi
winowajcami, winnymi jakiegokolwiek przestępstwa. Gross uważa „od-
wróconą” dyskryminację – co może wydać się sprzecznością – za nad-
użycie pewnego sposobu rozwiązania problemu wynikającego skądinąd
z dobrych intencji. Niewątpliwie były tam dobre intencje, ale każda poli-
tyka, która narzuca system podwójnych wartości, jest sama w sobie nad-
użyciem.

Wreszcie, co najważniejsze, Program Aktywnego Zatrudnienia

przeciwstawia się naszemu narodowemu oddaniu wolności. Miejsce ko-
biety w Stanach Zjednoczonych rzadko odpowiadało zasadom, na któ-
rych zbudowany został nasz byt państwowy, teraz jednak nic już nie
może uzasadniać kontynuowania tej hipokryzji. Naprawianie błędów
przeszłości poprzez zwrócenie się ku pośpiesznym rozwiązaniom dys-
kryminacyjnego ustawodawstwa to flirt z totalitaryzmem. W końcu ozna-
cza to wyzysk, który jest wszechogarniający i niezmienny. Jak ujęli to traf-
nie Milton i Rose Friedman:

71

70

Barry R. Gross, Discrimination in Reverse: Is Turnabout Fair Play? (Nowy Jork: New

York University Press, 1978), str. 93.

71

Milton i Rose Friedman, Wolny Wybór, Wydawnictwo Panta, Sosnowiec 1994, str.

142, także Wydawnictwo Aspekt, Sosnowiec 2006.

background image

51. KOBIETY ZNAJDUJĄ SIĘ W NIEKORZYSTNYM POŁOŻENIU

215

Społeczeństwo, które stawia równość – w sensie równości podziału – przed wol-

nością, nie zrealizuje ani równości, ani wolności. Użycie siły dla osiągnięcia równości

zniszczy wolność. Siła, użyta dla dobrych celów, znajdzie się w końcu w rękach ludzi, któ-

rzy użyją jej dla realizacji własnych interesów.

Kobiety nie potrzebują Programu Aktywnego Zatrudnienia, unie-

ważniania przepisów ani wprowadzania ustawodawstwa, które zagwaran-
tuje im specjalne przywileje. Powodem obecnej trudnej sytuacji kobiet nie
jest to, że odmówiono im specjalnych przywilejów, lecz to, że inni mieli
specjalne przywileje dające im przewagę nad kobietami. Zwycięstwo zdo-
byte kosztem innych nie jest żadnym zwycięstwem. Ostatnie zdobycze
kobiet są bardziej wynikiem propagowania pewnych idei i racjonalnego
wołania o sprawiedliwość niż skutkiem istnienia dyskryminacyjnego usta-
wodawstwa. A i tak nawet już te pierwsze oznaki postępu w stosunkach
międzyludzkich powodują wrzawę ze strony tych, którzy żądają ustawo-
dawstwa mogącego ten postęp przyspieszyć.

Istnienie ustawodawstwa, które faworyzuje kobiety nie doprowa-

dziło, bo i doprowadzić nie mogło, do spontanicznej eksplozji kobiecego
geniuszu i wyrastania zewsząd, niczym głów Hydry, genialnych kobiet.
Jakże paradoksalne jest przy tym to, że kobiety zrzuciły jarzmo swej nie-
woli u swych ojców, braci, mężów i synów tylko po to, by znaleźć się
w niewoli państwa. A w tej ostatniej dzielą one swój los z mężczyznami,
bo wrogiem, który stoi na drodze obu płci jest Kongres i instytucjonalne
odpowiedniki Kongresu na lokalnych szczeblach.

Dziś mamy tysiące programów stanowych i federalnych oraz agen-

cji rządowych wydających przepisy, jak również setki tysięcy pracowni-
ków administracji państwowej, których głównym zadaniem jest mówić
Amerykanom, tak mężczyznom, jak i kobietom, co Kongres i władze sta-
nowe i samorządowe zabraniają im robić. W efekcie nastąpił podział
społeczeństwa na samolubne frakcje, które – jak zazdrosne dzieci – hała-
sują pragnąc zwrócić na siebie uwagę i zyskać przychylność wszechmoc-
nych rodziców, i odpychają przy tym swych braci i siostry stojących im na
drodze do państwowego fartucha.

O ileż lepiej byłoby, gdyby mężczyźni i kobiety zjednoczyli się

w walce o wolność, zamiast walczyć ze sobą nawzajem. Mądre kobiety,
podobnie jak mądrzy mężczyźni dostrzegają fakt, że w związku z tym, iż
staliśmy się społeczeństwem kolektywistycznym o nieefektywnym i nie-
gospodarnym planowaniu centralnym, nasza wolność uległa ogranicze-

background image

216

JEAN L. BAKER

niu. Zaledwie kilka przykładów negatywnego wpływu, jaki kolektywizm
wywiera na nas ludzi – mężczyzn i kobiety – powinno nas przekonać, że
nie musimy czekać, aż osiągniemy samo dno, by odnaleźć główny powód
naszej goryczy.

Przykładowo potrzeba jednej kobiety poszukującej opiekunki do

dziecka jest perspektywą dla innej kobiety. To prosta prawda aż do mo-
mentu, kiedy na scenę nie wejdzie państwo. Cóż mogłoby być bardziej
efektywne i obopólnie korzystne dla kobiety, która woli zostać w domu
i opiekować się swym potomstwem, niż w zamian za pewne wynagrodze-
nie zająć się dzieckiem innej pracującej kobiety. Jest to sprawdzony sys-
tem, w którym obie strony uczestniczą na zasadach dobrowolności. Jeżeli
któraś ze stron nie jest zadowolona, to układ przestaje obowiązywać.
Chociaż nie ma na ten temat dostępnych danych statystycznych, wydaje
się, że istnieje bardzo duża liczba takich układów na małą skalę. Część
kobiet, nie mających co zrobić z dziećmi, polega na krewnych, a niektóre
małżeństwa tak organizują sobie dzień pracy, aby jedno z rodziców za-
wsze było w domu i mogło opiekować się pociechami.

Licencjonowane żłobki i przedszkola to zupełnie inna sprawa.

W różnych częściach kraju występują tu różne ograniczenia, a ich celem,
jak się wydaje, jest doprowadzenie osób prowadzących prywatne żłobki
i przedszkola do bankructwa. Zwykle uzyskanie licencji jest kosztowne
i wymaga pomyślnego przejścia skomplikowanej procedury. Dom i po-
dwórze muszą być odpowiednio przestronne w zależności od liczby dzie-
ci, przepisy zdrowotne i przepisy bezpieczeństwa narzucają mało realne
wymogi, stosowanie się do nich przekracza możliwości przeciętnych do-
mów, wymagane jest przestrzeganie określonych procedur i tak dalej,
i tak dalej. Przepisów przybywa, potrzeba coraz więcej ludzi, by egzekwo-
wać ich przestrzeganie, osoby prowadzące prywatne żłobki i przedszkola
rezygnują i w wielu przypadkach dzieci pozostają same w domu bez opie-
ki, pomimo deklarowanej troski państwa o ich dobro. Większe żłobki
i przedszkola także nie mają w takiej sytuacji łatwego zadania, co znajdu-
je odzwierciedlenie w rosnących opłatach. A kiedy sprawy zabrną już tak
daleko, ogłasza się, że mamy w kraju za mało żłobków i przedszkoli,
i kończy się na tym, że państwo wkracza, by zapełnić powstałą w ten
sposób lukę. A co to ze sobą niesie, wszyscy już wiemy.

background image

51. KOBIETY ZNAJDUJĄ SIĘ W NIEKORZYSTNYM POŁOŻENIU

217

W międzyczasie żłobki i przedszkola nie posiadające licencji „scho-

dzą do podziemia” i zwykle przyjmują mniejszą liczbę dzieci, co oznacza,
że część dzieci wymagających opieki w ciągu dnia zostaje jej pozbawiona.
Nie ma potrzeby rozwodzić się nad szczegółowymi konsekwencjami
tego aż nazbyt dobrze znanego łańcucha wydarzeń charakterystycznych
dla wielu naszych przedsięwzięć, może za wyjątkiem udzielenia odpowie-
dzi na często podnoszony problem bezpieczeństwa dzieci w nielicencjo-
nowanych żłobkach czy przedszkolach prywatnych. Nie ma powodu, by
mieć większe zastrzeżenia do nielicencjonowanych domów, niż do licen-
cjonowanych domów pełniących funkcję żłobków lub przedszkoli. Jak
pokazuje doświadczenie, na „świątobliwych” agencjach państwowych nie
można polegać jako na instytucjach zdolnych do oceny bezpieczeństwa
prywatnych żłobków i przedszkoli. Oceniać może je jedynie, by w pełni
rozwiać swe obawy, odpowiedzialny rodzic – chyba że my sami stajemy
się już jak dzieci i nie jesteśmy zdolni do własnych analiz i ocen.

Zaradne kobiety, które chcą prowadzić działalność gospodarczą

w domu – informatyczki, krawcowe, kucharki, fryzjerki i inne – muszą
stawić czoła takim samym problemom, jak kobiety prowadzące prywatne
żłobki lub przedszkola. Jeżeli państwo dowie się o jednostanowiskowym
zakładzie fryzjerskim zlokalizowanym w piwnicy czyjegoś domu, jego
właścicielka jest zgubiona. Zdarzało się oczywiście, że skromne początki
rozkwitały w imperia, co może poświadczyć pani Fields z firmy Mrs.
Fields Cookies. Jednak właściciele większych firm, zarówno mężczyźni
jak i kobiety, którzy zbudowali swe przedsiębiorstwa od podstaw, przyj-
mując na siebie całe ryzyko, odpowiedzialność i ciężką pracę od rana do
nocy, szybko dochodzą do wniosku, że nie kierują firmami przynoszący-
mi zyski dla nich samych, ich pracowników, akcjonariuszy, ale że funkcjo-
nują jako jednostka organizacyjna państwa i że w rzeczywistości prowa-
dzą organizację charytatywną, której zadaniem jest wspieranie dobrobytu
całego społeczeństwa. Pełnią funkcje księgowych i poborców podatko-
wych państwa, nie tylko regulując składki ubezpieczeń społecznych za
swoich pracowników, ale także załatwiając całą robotę papierkową na
swój własny koszt. Muszą przestrzegać nieskończonego mnóstwa przepi-
sów, zarządzeń i zasad ustalanych przez różne instytucje państwowe, ta-

background image

218

JEAN L. BAKER

kie jak OSHA, EPA, DOE, FTC, ICC

72

i tak dalej, i tak dalej – bez końca

na istnym polu minowym przepisów i regulacji prawnych.

A sednem sprawy jest wolność ekonomiczna. Jeżeli kobietom za-

pewni się wolność ekonomiczną, to z ich inteligencją, ciężką pracą, deter-
minacją i wyobraźnią kobiety nadrobią stracony czas. Ale nie z dnia na
dzień. Ich zwycięstwa będą cegiełkami w gmachu reformy, wiodącej do
odnowy serc i umysłów, która stopniowo pokona wiekowe uprzedzenia.

Kobiety nabiorą wystarczająco dużo siły, by stawić czoła dyskrymi-

nacji z godnością i odwagą wolnych ludzi, którzy mają poczucie swej
własnej wartości. Staną też twarzą twarz z faktem, że niektórzy ludzie ni-
gdy nie pozbędą się swoich uprzedzeń, lecz da im to przynajmniej świa-
domość, że raniąca siła dyskryminacji uległa w klimacie wolności osłabie-
niu. Zrozumieją także, że nie wszyscy mogą być liderami i biznesmenami
odnoszącymi sukcesy, bez względu na to, jacy byliby sprytni. Takie są fak-
ty i w równym stopniu jak kobiety dotyczy to także mężczyzn.

Działając na rynku, który jest wolnym rynkiem, pracujące kobiety

będą mogły o wiele łatwiej znaleźć bezpieczną, wiarygodną i finansowo
przystępną opiekę nad dziećmi; problem jednakowej płacy za jednakową
pracę rozwiąże się automatycznie; nierówności wynikające z rasy, płci
i pochodzenia będą zanikać. Kobiety będą szefować w przemyśle i prze-
wodzić w nauce.

Podejmowanie wyboru i przyjmowanie na siebie odpowiedzialności

za własne życie, choć niejednokrotnie trudne, jest przywilejem wolnych
ludzi. Efekty podejmowanych wyborów, dobre lub złe, pozwalają nam
wzrastać i dojrzewać. Dzięki nim stajemy się silniejsi i mądrzejsi. Kobiety
mają wiele do zyskania, jeżeli skoncentrują swe wysiłki na reformach
promujących wolność, zamiast na ustawodawstwie, które ogranicza in-
nych. Dlaczego miałyby tracić energię i zasoby apelując do Kongresu, by
naprawił ich rzeczywiste lub wyimaginowane krzywdy, kiedy gra toczy się
o tak cenną wolność?

Tłum. Marek Albigowski

72

Instytucje federalne, powstałe na skutek biurokratycznych działań interwen-

cjonistów, np. EPA – Environmental Protection Agency – Agencja Ochrony Środowiska,

ICC – Interstate Commerce Commission – Komisja Handlu Międzystanowego [red.].

background image

Paul L. Poirot

Paul L. Poirot

52. Pracownikom często brakuje rezerw

i są „eksploatowani”

przez kapitalistycznych pracodawców

52. Pracownicy są „eksploatowani”

Często twierdzi się, że pracownik, który szuka korzystnego zatrud-

nienia, znajduje się w sytuacji niekorzystnej, ponieważ posiada mniej re-
zerw, z których mógłby korzystać, niż pracodawca. Mówi się, że pracow-
nik potrzebuje chleba dla swojej rodziny, natomiast pracodawca nie po-
trzebuje niczego pilniejszego niż nowy jacht. Takie udramatycznione
przeciwstawienie sytuacji obu protagonistów ma na celu odwrócenie
uwagi od istoty relacji pracodawca-pracownik. Pracownik pragnie korzy-
stać z narzędzi oraz usług kierowniczych, zaś pracodawca potrzebuje
usług pracownika, tak by wspólnie mogli stworzyć coś użytecznego w za-
mian za chleb, jachty – czy cokolwiek innego, co każdy z nich mógłby
kupić za swoją część produktu.

To prawda, że niektórzy pracownicy poza swoim tygodniowym wy-

nagrodzeniem posiadają niewiele i przy płaceniu rachunków może im
brakować „płatniczej płynności”. Jednak jeśli utrata tygodniowej płacy
jest dla jednostki czymś poważnym, to może to być oznaką nieodpo-
wiedniego planowania wydatków albo wynikać z lęku przed usamodziel-
nieniem się i pracą na własną rękę. W tym sensie więc pracownik jest
uzależniony od ofert pracy stworzonej przez innych. Jednakże w społe-
czeństwie konkurencyjnym nikt nie ma obowiązku pracowania dla innych
ani też nikt nie musi być zależnym od jednego tylko pracodawcy, który
mu stwarza możliwość pracy. Niektórzy pracownicy oczywiście wolą nie
zmieniać pracy; wszelako wolni ludzie mają taki wybór. Jeśli nie zdusi się
konkurencji odgórnym przymusem, pracodawcy będą ze sobą rywalizo-
wali o usługi pracowników. Rywalizacja pomiędzy pracodawcami o pro-

background image

220

PAUL L. POIROT

duktywne możliwości pracowników tworzy właśnie rezerwy pracownika,
tak samo jak wartość rezerw kapitałowych zależy od rywalizacji o używa-
nie tego kapitału.

Porównajmy wartość dolara należącego do rezerw pracownika

z funduszem rezerw kapitału. Przyjmijmy na przykład, że jakaś osoba
znajduje regularne zatrudnienie na okres czterdziestu lat ze średnim ty-
godniowym zarobkiem 600 dolarów. Dla niepracującej osoby uzyskanie
porównywalnego dochodu z funduszu powierniczego, przy założeniu że
jest on oprocentowany na 4 % i że ma być spożytkowany w przeciągu
czterdziestu lat, wymagałoby pierwotnej inwestycji kapitałowej w kwocie
ponad 600 000 dolarów. Tak więc rzecz jest w tym, że osoba, która chce
i potrafi pracować ma jednak pewien rodzaj rezerwy, zasobu – w pew-
nym sensie lepszy, niż ten którym dysponuje ktoś nie posiadający nic
poza pieniędzmi czy kapitałem. Robinson Crusoe mógłby uratować sre-
bro ze statku, lecz jako niepracujący kapitalista umarłby z głodu. W po-
wieści uratował swoje życie przez wykorzystanie swojego zasobu zdolno-
ści do pracy.

Ta sama zasada stosuje się do naszego złożonego społeczeństwa,

w którym życie każdego z nas w mniejszym lub większym stopniu jest
uzależnione od wymiany. Jeśli człowiek posiada milion dolarów, a jednak
odmawia puszczenia tej kwoty w obieg, może głodować, podobnie jak
pracownik, który nie chce produktywnie służyć swoimi talentami. Rynek
nie gwarantuje automatycznie utrzymania tym, którzy przestają produko-
wać i handlować, czekając na lepszą okazję. Pracownik, który decyduje
się nie pracować, może słusznie narzekać, że nie ma żadnych innych
środków utrzymania, powinien wszelako ograniczyć swój protest do jed-
nej osoby, która jest odpowiedzialna za jego smutny los – a mianowicie
do siebie samego. Nikt inny nie ma żadnego prawa, by go zmusić do pra-
cy, ani też żadnego moralnego zobowiązania, by go podtrzymywać
w jego dobrowolnym nieróbstwie.

Pracownik mający ochotę czekać, aż pojawi się jakiś pracodawca

z bardziej atrakcyjną ofertą pracy, może powiedzieć, że nie posiada po-
trzebnych rezerw, by swoje wymaganie zrealizować. Tak naprawdę jednak
chodzi mu o to, że nie sprawuje kontroli nad innymi pracownikami, któ-
rzy oferowaną pracę chcą przyjąć. Prawdziwą naturę relacji pracodawca-
-pracownik mogą pojąć ludzie, którzy dostrzegają, iż chodzi tutaj o jed-

background image

52. PRACOWNICY SĄ „EKSPLOATOWANI”

221

nostki, dwie jednostki, z których każda posiada i sprawuje kontrolę nad
pewną wartością. Ich wspólne porozumienie ma na celu określenie satys-
fakcjonującej stawki wymiany tego, co każdy z nich dobrowolnie zaofe-
rował.

Pracownik to jednostka posiadająca prawo do oferowania swoich

usług w zamian za coś innego. Jest to prawo, które jest albo powinno być
uznane przez pracodawcę. Praca, oferowana dobrowolnie przez jakąś
osobę, stanowi formę własności, jej własności; osoba ta może ją ofero-
wać jako towar rynkowy, nadający się do sprzedaży. Jeśli człowiek dobro-
wolnie oferuje swoje usługi na sprzedaż, nie staje się niewolnikiem. Jest
to po prostu wyraz jego prawa do swojego własnego życia.

Tłum. Jan Kłos

background image

Llewellyn H. Rockwell, Jr.

Llewellyn H. Rockwell, Jr.

53. Sezonowi pracownicy

nie są dobrzy dla gospodarki

53. Sezonowi pracownicy nie są dobrzy

Interwencjoniści twierdzą, że ludzie, którzy pracują sezonowo oraz

firmy, które ich zatrudniają, szkodzą gospodarce. Prawda jednak jest od-

wrotna. Zatrudnianie na czasowe kontrakty jest dobre tak dla firmy jak

i dla pracowników, zwłaszcza jeśli alternatywę stanowi bezrobocie.

W gospodarce wolnorynkowej pracodawcy wolą zatrudniać pra-

cowników w pełnym wymiarze godzin na podstawie typowej umowy

o pracę. Kiedy jednak koszty pracy rosną, pracodawcy mogą nie być

w stanie zatrudniać pracowników w pełnym wymiarze. Sezonowe zmiany

w programie produkcji oraz różnorodność interwencji dotyczących ryn-

ku sprawiają, że czasowa umowa o pracę stanowi istotną część współcze-

snego życia gospodarczego.

Praca sezonowa to dla pracowników oszczędność kosztów związa-

nych z poszukiwaniem pracy. Jeśli pracownik potrzebuje pracy od zaraz,

oszczędza koszta ponoszone przy szukaniu stałego zatrudnienia i za-

miast tego pozwala przedsiębiorcy, by ten sam ogłosił o istnieniu ko-

rzystnego miejsca pracy. Także firma oszczędza na szukaniu pracowni-

ków. Zamiast dawania ogłoszeń właściciel może zadzwonić do agencji

i od razu otrzymać pracownika okresowego.

W okresie pomiędzy rokiem 1982 a 1990 ten rodzaj wzajemnej ko-

rzystnej wymiany sprawił, że rynek dla sezonowych pracowników rósł

dziesięć razy szybciej niż ogólne zatrudnienie. W 1992 roku 20 milionów

pracowników pracowało sezonowo, jednocześnie ponad 90 % firm

w Stanach Zjednoczonych zatrudniało właśnie takich „tymczasowych”

pracowników. Jedną z przyczyn tego szybkiego wzrostu rynku pracy pra-

cowników sezonowych był wzrost kosztów pracy spowodowanych pań-

stwowym interwencjonizmem. W Stanach Zjednoczonych decyzje doty-

background image

53. SEZONOWI PRACOWNICY NIE SĄ DOBRZY

223

czące pracy – zatrudniać czy nie, promować czy nie, pozostawić czy też

zwolnić – to sprawy dla biurokratów drugorzędne. Przemysł pracy sezo-

nowej pozwala firmom uniknąć różnorakiej bezprawnej selekcji, będącej

skutkiem interwencjonizmu

73

. Gdyby firmy posiadały więcej autonomii,

nie byłyby potrzebne agencje dostarczające tymczasowych pracowników.

Nie jest rzeczą przypadkową, że pierwsza współczesna agencja pośred-

nictwa pracy, Kelly Girls, została założona w odpowiedzi na zaostrzoną

kontrolę zatrudnienia w okresie Nowego Ładu i II Wojny Światowej.

Na początku pracownicy sezonowi obsługiwali względnie ograni-

czony rynek. Telefon agencji dzwonił, kiedy zachorował stały pracownik

lub trzeba było wykonać jakąś dodatkową pracę. Dzisiaj agencje służą

jako podstawowe biuro pomocy, ponieważ pomagają unikać kosztów na-

rzuconych przez państwowy interwencjonizm. Nawet tak proste inter-

wencje jak przepisy normujące pracę „po godzinach” zaogniły sytuację

na rynku; przez dziesięciolecia zatrudnianie sezonowych pracowników

okazywało się bardziej skuteczne niż płacenie nadgodzin stałym pracow-

nikom. Przy tym firmy chętnie płacą więcej za godzinę pracy pracowni-

kom sezonowym, niż stałym, ponieważ w zamian uzyskują to, co powin-

ny uzyskiwać zawsze: wolność w zakresie zatrudniania i zwalniania.

Głównymi przeciwnikami pracowników sezonowych są związki za-

wodowe, które nie lubią konkurencji, jaką ci pracownicy stanowią dla ich

członków. W wielu państwach socjaldemokratycznych, takich jak na

przykład Szwecja, Grecja czy Hiszpania związki zawodowe zdołały

wprowadzić na rynek restrykcje. Ustawy ustalają, że pracowników sezo-

nowych należy zatrudniać w pełnym wymiarze i że należy im zapewniać

świadczenia, do których wypłacania państwo zmusza firmy-praco-

dawców.

Można oczekiwać, że ludzie skłonni do centralnego kontrolowania

gospodarki będą protestowali przeciw rynkowi pracowników sezono-

wych. Przedstawiają go jako pozostałość Rewolucji Przemysłowej, kiedy

– jak się przypuszcza – pracownicy byli wykorzystywani. Ludzie ci przy-

pisują wielką wartość raczej stałości niż wolności. Obywatele państwa so-

wieckiego wszelako przekonali się już, że to zły układ. Rynek sezonowy

bynajmniej nie szkodzi gospodarce i jest wartościowym, ważnym narzę-

dziem, dzięki któremu można uniknąć paskudnych konsekwencji gospo-

darki mieszanej.

Tłum. Jan Kłos

73

Zatrudnienie pracowników sezonowych nie jest objęte przepisami Affirmative

Action. Patrz także przyp. 30 na str. 70 [red.].

background image

Paul L. Poirot

Paul L. Poirot

54. Praca nie jest towarem

54. Praca nie jest towarem

Na przestrzeni spisanej historii świata, a nawet jeszcze dzisiaj

w niektórych bardziej prymitywnych społeczeństwach istoty ludzkie były
i są traktowane jak zwierzęta, nadające się jedynie do służenia jako nie-
wolnicy pod biczem pana.

Nikt cywilizowany nie zgodzi się na takie barbarzyństwo. Osoba

nie jest towarem, każdy człowiek jest bezcenny, a jego wartość nie może
być mierzona ani wyrażana w dolarach, złocie czy rzeczach materialnych.
Pracownik jako taki nie jest sprzętem, który inni mogą kupić lub sprze-
dać, posiadać i kontrolować. Jednak często słyszy się poważne debaty na
temat tego, czy praca jest towarem – czy usługi świadczone przez pra-
cownika powinny mieć cenę rynkową zgodną z regułami podaży i po-
pytu.

Najwidoczniej wielu ludzi jeszcze ciągle wierzy w stare „żelazne

prawo płac” błędnie wysuwane przez niektórych wczesnych ekonomi-
stów. Wydawało im się, na początku Rewolucji Przemysłowej, że płace
w ogóle nie mogły rosnąć powyżej najniższego poziomu, przy jakim ro-
botnicy mogliby przeżyć i rozmnażać się. Na gruncie takiego fałszywego
poglądu Karol Marks bronił rewolucji politycznej i komunistycznego
przymusu jako jedynej szansy dla robotników, by mogli otrzymać „pełny
owoc swojej pracy”.

Marks był wprawdzie na tyle inteligentny, by uznać ludzką pracę za

cenny czynnik produkcji, ale nie mógł albo nie chciał dostrzec, iż praca
stanowi tylko jeden z kosztów produkcji. Wydaje się, że przyjmował jako
rzecz oczywistą, iż ktoś w jakiś sposób będzie gromadził oszczędności
i inwestował je w postaci narzędzi oraz kapitału dla użytku robotników,
niezależnie od tego, czy w takiej inwestycji dopuszcza się zysk, czy nie.

background image

54. PRACA NIE JEST TOWAREM

225

Marks nie uznawał pewnej oczywistości: tym, co przyciągało robotników
do systemu fabrycznego, była okazja do poprawy ich poziomu życia,
okazja do rozwoju poprzez ich własną wolną wolę i wolny wybór. Marks
dostrzegał jedynie, że w połowie XIX wieku jeszcze ciągle panowała bie-
da – i dążył do rewolucji.

Wszelako w rzeczywistości wolny rynek był i nadal jest dla robotni-

ków jedyną ucieczką od feudalnej biedy i niewolnictwa, ich jedyną okazją
do polepszenia losu. Jednakże tak Marks jak i jego zwolennicy, niszcząc
własność prywatną niszczyli rynkowy mechanizm dobrowolnej wymiany
i ustalania ceny, a z tym wszelką nadzieję na uwolnienie się od nędzy. To
wolny rynek i konkurencja wśród pracodawców, jeśli chodzi o usługi ro-
botników, sprawia, że robotnicy stają się niezależni od arbitralnej decyzji
pracodawcy. Konsumenci, przez to, że chcą płacić za produkt końcowy,
ustalają szeroki zakres, w jakim robotnik może swobodnie wybierać sobie
miejsce pracy. „Robotnika czyni wolnym to, że pracodawca, będąc pod
presją rynkowej struktury cen, uważa pracę za towar, za instrument zdo-
bywania zysków […] Pracę uznaje się za towar nie ze względu na to, że
przedsiębiorcy i kapitaliści to ludzie gruboskórni, o kamiennych sercach,
lecz dlatego, że podlegają oni bezwarunkowo dominacji bezlitosnych
konsumentów.

74

To właśnie perspektywa zysku wynikająca z zatrudniania pracowni-

ków posiadających odpowiednie kwalifikacje sprawia, że biznesmeni kon-
kurują i podnoszą płace do takich granic, na jakie zezwolą konsumenci.
Jeśli współcześni przedsiębiorcy zlekceważą możliwości zysku, wtedy
inni wejdą na ich miejsce, być może nawet sami robotnicy. Mówienie
w tej sytuacji, że praca jest towarem oznacza po prostu, że każdy robot-
nik może swobodnie szukać i sprzedawać swoje usługi temu, kto płaci
najwięcej. Może też sam sobie zorganizować pracę albo pozostać bez
pracy, jeśli żadna oferta mu nie odpowiada.

W tej sytuacji należy sobie jasno uświadomić, że wartość każdej

oferowanej usługi jest szacowana w podobny sposób, czy będzie ją
świadczył niewykwalifikowany robotnik, czy wysoce wykwalifikowany ar-
tysta, nauczyciel, rzeźnik, piekarz, prawnik, inżynier, biznesmen – czy
jeszcze ktoś inny. Wartość każdej pracy zależy od najlepszej możliwej
oferty, jaką pracownik może uzyskać za swoją pracę na wolnym rynku.

74

Ludwig von Mises, Human Action, New Haven, Conn.: Yale University Press

1949, str. 605-629.

background image

226

PAUL L. POIROT

Sprzedawca usług oczywiście nie może zmusić konsumentów, żeby

płacili ceny na tyle wysokie, by on był w stanie pokryć każde, jakie tylko
można sobie wyobrazić, żądanie płacowe. Poza specyficznymi formami
przymusu państwowego, takiego jak ustawy wyznaczające minimalne pła-
ce, zasiłki dla bezrobotnych i tego typu regulacje gospodarczo-socjalne,
nikt nie posiada władzy nad konsumentami. Robotnikom pozostaje za-
tem albo sprzedawać swoje usługi po cenach rynkowych (które podobnie
jak inne istotne elementy produkcji w gospodarce rynkowej są wyznacza-
ne przez reguły wolnego rynku), albo też pracować na mocy dekretu ta-
kiego czy innego dyktatora.

Sam robotnik nie bardziej jest towarem niż rolnik, którego owocem

pracy jest worek ziemniaków. Należy jednak pozostawić rolnikowi swo-
bodę sprzedawania albo swojej pracy, albo swoich ziemniaków; i tak też
każdy robotnik powinien mieć swobodę oferowania swoich usług jako
towaru. Robotnicy i w ogóle wszyscy ci, którzy twierdzą, że praca nie jest
towarem, negują tym samym sposób wolności wymiany, która stanowi
metodę ekonomiczną, i to jedyną, zapewniającą robotnikowi prawdziwą
i pełną zapłatę za jego pracę i usługi.

Tłum. Jan Kłos

background image

Hans F. Sennholz

Hans F. Sennholz

55. Chociaż dziś związki zawodowe są zbyt silne,

w przeszłości były potrzebne

55. Związki zawodowe były potrzebne

Wyznawać przekonanie, że działania związków zawodowych przy-

noszą faktyczną poprawę losu klasy robotniczej, to przyznać, że gospo-

darka kapitalistyczna nie gwarantuje sprawiedliwej płacy i przyzwoitych

warunków pracy. To przyznać, że nasza gospodarka wolnorynkowa nie

funkcjonuje w sposób zadowalający, bez „wzmocnienia” jej działalnością

związkową i ingerencjami politycznymi.

Prawda jest taka, że nieskrępowana gospodarka rynkowa przyznaje

każdemu aktywnemu na rynku proporcjonalne owoce jego pracy. Działo

się tak we wszystkich okresach historycznych i we wszystkich społeczeń-

stwach, w których przestrzegano zasad wolności jednostki i prywatnej

własności. Tak było 1 900 lat temu w Rzymie, tak było w XVII-wiecznej

Anglii i XIX-wiecznej Ameryce.

Powodów, dla których prapradziadek zarabiał 5 dolarów za 60-go-

dzinny tydzień pracy należy doszukiwać się w jego niskiej wydajności,

a nie w nieobecności związków zawodowych. Te 5 dolarów, które zara-

biał, stanowiły pełne i sprawiedliwe wynagrodzenie za jego wysiłki wy-

twórcze. Zasady ekonomiczne wolnego rynku, konkurencji pomiędzy

pracodawcami oraz mobilność pracownika i jego wolny wybór gwaranto-

wały mu pełną płacę, w ramach określonych warunków produkcyjnych.

W porównaniu z dniem dzisiejszym w dawnych czasach płace były

niskie, a warunki pracy prymitywne, ponieważ niska była wydajność, ma-

szyny i narzędzia – proste, a technologia i metody produkcji – bardzo

nieskomplikowane. Jeżeli z jakiegokolwiek powodu nasza wydajność mia-

łaby spaść do poziomu tamtych czasów, także nasze płace musiałby

spaść do podobnego poziomu, a tydzień pracy wydłużyłby się bez wzglę-

du na to, co przedstawiciele związków zawodowych mieliby na ten temat

do powiedzenia.

background image

228

HANS F. SENNHOLZ

W gospodarce wolnorynkowej stawki płac określone są przez wy-

dajność pracy. Jako że niezaprzeczalną polityką realizowaną przez związki

zawodowe jest obniżanie tej wydajności, faktycznie związki doprowadziły

do zmniejszenia płac i doprowadziły do pogorszenia się warunków pracy

całej rzeszy ludzi, choć niektórzy uprzywilejowani członkowie związków

czerpią z tego korzyści kosztem innych. Jest to prawdziwe szczególnie

dziś, kiedy związki cieszą się wieloma prawnymi przywilejami i dużą wła-

dzą polityczną. Było to także prawdą w wieku XVIII i XIX, kiedy nasi

pradziadowie pracowali od świtu do zmierzchu za niską pensję.

Poprzez regulowanie stawek płac, określanie zasad pracy oraz cały

szereg środków przymusu związki zawodowe jedynie narzucają praco-

dawcom wyższe koszty robocizny. Te wyższe koszty redukują dochody

z zainwestowanego kapitału i ograniczają produkcję, co z kolei prowadzi

do ograniczenia możliwości zatrudnienia. Dlatego właśnie nasze ośrodki

ruchu związkowego są także ośrodkami bezrobocia.

Prawdą jednak jest, że wyżsi urzędnicy związkowi – którym akurat

udaje się utrzymać ich miejsca pracy – faktycznie otrzymują wyższe wy-

nagrodzenie. Jednak robotnicy, którzy nie mogą znaleźć pracy w bran-

żach, w których działają związki zawodowe, szukają zatrudnienia w tych

sektorach gospodarki, w których związków nie ma. Ten dopływ i absorp-

cja nadwyżki siły roboczej, na stanowiskach urzędniczych na przykład,

prowadzi zwykle do zmniejszenia płacy, co tłumaczy zaskakującą różnicę

pomiędzy stawkami określanymi w porozumieniu ze związkami i tymi

określonymi bez ich ingerencji. Daje to początek przekonaniu, że funk-

cjonowanie związków zawodowych przynosi korzyści pracującym. Jednak

w rzeczywistości istnienie branż, w których nie ma związków zawodo-

wych, pomaga ukryć katastrofalne konsekwencje związkowej polityki

i zapobiega masowemu bezrobociu.

Rozwój ruchu związkowego w ostatnim stuleciu jest wynikiem

błędnej teorii wartości opartej na pracy. Uczy ona, że wszelkie zyski,

czynsz i oprocentowanie muszą pochodzić z „wartości dodanej”, której

robotnicy są niesprawiedliwie pozbawiani. Związki zawodowe wraz ze

swą długą historią przemocy i krzywd wyrządzonych robotnikom o wiele

gorszych od zła, które miały rzekomo naprawić, są gorzkim owocem tej

właśnie błędnej teorii.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Paul L. Poirot

Paul L. Poirot

56. Bez ustawodawstwa pracy

mielibyśmy nadal nędzne jej warunki i pracę dzieci

56. Ustawodawstwo pracy

Zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i w innych wysoko uprze-

mysłowionych krajach przeważa pogląd, iż bez państwowej interwencji,
takiej jak ustawodawstwo dotyczące płacy i czasu pracy, ustaw związa-
nych z pracą dzieci oraz przepisów dotyczących warunków pracy kobiet
nadal istniałyby długie godziny pracy i nędzne jej warunki.

Twierdzenie powyższe zakłada, że ustawodawcy, na przykład za

czasów Abrahama Lincolna, byli ludźmi okrutnymi i nie liczącymi się
z biednymi. Nie byli wcale lepsi od karykaturalnych właścicieli fabryki
z tamtych czasów, którzy zatrudniali kobiety, mężczyzn i dzieci za niskie
płace, przez długie godziny i w podłych warunkach. W przeciwnym razie
– gdyby byli humanitarni – to ustawodawcy ci, sprzed wieku i wcześniej,
zabroniliby dzieciom pracować, wprowadzili 40-godzinny tydzień pracy
oraz uchwalili inne ustawy w celu poprawienia warunków pracy.

Prawda jednak jest prosta. Otóż dawni ustawodawcy w Stanach

Zjednoczonych byli równie bezsilni jak Mao Tse-tung, Stalin czy Castro
wymachujący różdżką ustawodawstwa restrykcyjnego, by przez to pod-
nieść poziom życia oraz zlikwidować nędzę wśród ludzi. Gdyby taki cud
był możliwy, każdy dyktator i każdy demokratycznie wybrany ustawo-
dawca „nacisnąłby guzik” bez wahania.

Przyczyna, dla której kobiety i dzieci już nie muszą pracować za ni-

skie płace, w nędznych warunkach, od świtu do zmroku przez sześć czy
więcej dni w tygodniu, jest taka sama jak ta, dla której nie muszą tego ro-
bić silni i zdrowi mężczyźni – we względnie wolnym społeczeństwie
uprzemysłowionego kraju. Przeżycie i zarabianie na życie stało się ła-

background image

230

PAUL L. POIROT

twiejsze poprzez rozwój narzędzi i wzrost kapitału zgromadzonego dzię-
ki osobistym oszczędnościom i inwestycjom.

W literaturze znajdujemy opisy, jak to dzieci natury mogą zamiesz-

kiwać ziemski raj; jednakże w rzeczywistym życiu wszystkich pierwot-
nych społeczeństw tak kobiety, jak i mężczyźni i wszystkie dzieci nie-
ustannie walczą z groźbą głodu. Wszelkie gospodarki agrarne utrzymują
przy życiu możliwie wszystkich swoich ludzi, aczkolwiek przy dużej
śmiertelności niemowląt i krótkim średnim wieku przeżycia.

Jeśli oszczędności mogą być gromadzone, wtedy można wytwarzać

narzędzia, a walka o życie w pewien sposób traci na sile – rozpoczyna się
industrializacja. Wraz ze wzrostem oszczędności, narzędzi, produkcji
i handlu, może wzrastać populacja. W miarę jak dochody rosną, a stan
opieki medycznej poprawia się, dzieci mają większą szansę przeżycia,
mężczyźni zaś i kobiety mogą żyć dłużej i z mniejszym wysiłkiem. Oczy-
wiście oszczędności nie są gromadzone szybko ani też industrializacja nie
następuje w ciągu jednej nocy; jest to długi i powolny proces. W począt-
kowych stadiach uprzemysłowienia kobiety i dzieci, które przeżyły,
z pewnością najlepiej poprawią jakość swojego życia pracując w fabry-
kach i warsztatach w morderczych warunkach. Uchwalenie ustawy, która
miałaby powstrzymać wysiłek w tym stadium rozwoju uprzemysłowione-
go społeczeństwa, oznaczałoby po prostu skazanie na śmierć części roz-
rastającej się populacji. Zabronienie dzisiaj dzieciom pracy w Indiach
oznaczałoby skazanie milionów na głód.

Kiedy ludzie rozwiną u siebie nawyki pracowitości i oszczędzania,

nauczą się szanować życie i własność, odkryją jak inwestować swoje
oszczędności w twórczych, produktywnych i rentownych przedsięwzię-
ciach, wtedy osiągają istotny punkt ludzkiego i społecznego rozwoju.
Wtedy i tylko wtedy, gdy uprzemysłowienie i rozkwit gospodarki stają się
faktem, można wprowadzić ustawy zakazujące pracy dzieci – nie będące
w swojej istocie wprowadzeniem kary śmierci [głodowej].

Mądry i uczciwy humanista wie, że kara śmierci czai się za każdą

ustawą określającą minimalną płacę, która ustanawia stawkę wyżej, niż
ktoś jest w stanie zarobić; za każdą regułą obowiązkowego 40-godzinne-
go tygodnia pracy, która wiąże człowieka mającego do utrzymania rodzi-
nę i nie mogącego jej utrzymać, jeżeli nie będzie na nią pracował dłużej
niż 40 godzin w tygodniu; za każdym ustawowo określonym warunkiem

background image

56. USTAWODAWSTWO PRACY

231

zatrudnienia, który wpycha jakiegoś pracodawcę w bankructwo, niszcząc
tym samym możliwości pracy, którą w innych warunkach mógłby zaofe-
rować; za każdym przymusem prawnym powodującym przechodzenie na
emeryturą w wieku 65 lat.

Nie znamy w historii zaawansowanego społeczeństwa industrialne-

go, które mogłoby sobie pozwolić na tak obszerne ustawodawstwo doty-
czące pracy oraz związanych z tym posunięć socjalistycznych, jakie znaj-
dujemy w aktualnym zbiorze praw Stanów Zjednoczonych. Nigdy w hi-
storii żaden naród nie podniósł poziomu swojego życia uchwaleniem
tego rodzaju ustaw. Wydaje się rzeczą niezwykle mało prawdopodobną,
by dało się utrzymać obecny poziom życia ludności Stanów przy obowią-
zywaniu tych ustaw, bowiem istniejące restrykcje są w istocie wyrokami
śmierci, a nie darem życia.

Mężczyźni mogą zabrać dzieci i kobiety z warsztatów, gdzie pracują

one w pocie czoła – natychmiast kiedy to będzie możliwe, natychmiast
kiedy pojawią się lepsze perspektywy pracy, natychmiast kiedy podaż ka-
pitału na jednego pracownika wzrośnie. Jedynymi ustawami, które są tu-
taj konieczne, są ustawy chroniące życie i własność prywatną i przez to
zachęcające do osobistej oszczędności oraz inwestowania.

Wiara, że ustawy dotyczące pracy są przyczyną lepszych warunków

życia i pracy, a nie tylko reakcją post factum na dobrobyt i wzrost gospo-
darczy, prowadzi do coraz obszerniejszego ustawodawstwa „opieki so-
cjalnej”. Ostatecznym skutkiem tego ustawodawstwa nie będzie jednak
dobrodziejstwo dla ludzkości, lecz zdecydowany krok do tyłu, w stronę
epoki barbarzyństwa.

Tłum. Jan Kłos

background image
background image

CZĘŚĆ VI

RYNKI OPIEKI ZDROWOTNEJ

background image
background image

Lawrence W. Reed

Lawrence W. Reed

57. Rząd powinien zapewnić

darmową opiekę zdrowotną

57. Rząd powinien zapewnić opiekę zdrowotną

Jeśli rząd uczyni kiedykolwiek dla opieki zdrowotnej to, co zrobił

dla poczty, to łatwo możemy złapać narodową chorobę znaną jako
„upaństwowiona medycyna”. Przy tak wielu obecnie regulacjach praw-
nych można twierdzić, że połowę drogi, by na nią zachorować, już prze-
byliśmy. Będziemy wiedzieli, że dotarliśmy do końca, kiedy lekarze zosta-
ną pracownikami rządu federalnego, a opieka medyczna będzie „dar-
mowa”.

Co złego dzieje się z upaństwowioną medycyną? Mój przyjaciel wy-

powiedział się na ten temat w sposób tak zwięzły, jakiego nigdy przed-
tem nie słyszałem. Nazywa się Roberto Calderon, jest radiologiem
i mieszka w Managui w Nikaragui.

Dr Calderon nie udzielił odpowiedzi na powyższe pytanie wygła-

szając egzotyczne teorie. Swój wgląd w problem opiera na dziesięciolet-
nim doświadczeniu, nabytym od chwili, w której marksistowscy sandini-
ści objęli rządy w jego kraju, usiłując ustanowić władzę państwowej biu-
rokracji niemal w każdej dziedzinie. Widział upaństwowioną medycynę
od środka i teraz twierdzi zdecydowanie, że „to nie działa”. Według jego
oceny, upaństwowiona medycyna nie działa z następujących pięciu
przyczyn:

1. P a c j e n t n i e m o ż e w y b r a ć l e k a r z a. Proces biuro-

kratyczny sprawia, że tak ważna sprawa jest niemożliwa. W końcu decy-
duje ten, kto płaci, a płaci państwo. Niewiele miejsca pozostaje na wolny
wybór, na poszukiwanie, na zmianę jednego lekarza na innego, jeśli me-
dycyna musi działać według arbitralnych przepisów dyktowanych przez

background image

236

LAWRENCE W. REED

biurokratów. Zbytnia wolność dla pacjenta utrudnia życie biurokratom;
a oni już i tak mają za dużo pracy papierkowej.

2. L e k a r z n i e m o ż e w y b r a ć p a c j e n t a. Przepisy są

przepisami, panie doktorze. Odsyłanie pacjenta do innego lekarza to nie-
potrzebna komplikacja, unikanie odpowiedzialności i zamieszanie w sys-
temie. Skoro rząd wprowadza „darmowe” usługi medyczne, popyt na nie
wzrasta, co najczęściej oznacza, że każdy lekarz ma zbyt wielu pacjentów
i jest przepracowany. Stąd zalecenie jest następujące: róbcie swoją pracę,
niezależnie od tego czy lubicie pacjenta czy nie i czy mu odpowiadacie
czy nie.

3. L e k a r z o t r z y m u j e w y n a g r o d z e n i e p o d k o n i e c

m i e s i ą c a , n i e z a l e ż n i e o d t e g o , c o z r o b i ł i j a k t o
z r o b i ł. Już ósmoklasista rozumie, dlaczego jest to przepis na drogą
i mierną usługę. Co u licha sprawia, że socjaliści uważają, iż ludzie pracu-
ją ciężej i lepiej dla jakichś anonimowych biurokratów niż dla siebie sa-
mych?

4. P a c j e n t o d c h o d z i n i e p o c i e s z o n y. Dr Calderon po-

wiedział mi, że w sandinistowskiej Nikaragui pacjenci zwykle narzekali:
„lekarz rzadko odzywa się do mnie; po prostu prosi, żebym usiadł i za-
chował spokój”. Od kiedy składa się przysięgę Hipokratesa za ważną
uznana jest rola leczącego jako kogoś, kto dostarcza pociechę, wsparcie
oraz pozytywne nastawienie emocjonalne do pacjenta. To ginie, kiedy le-
karze stają się pospiesznie obsługującymi pacjenta pracownikami pań-
stwowej instytucji, która nie musi z nikim o nic konkurować.

5. P a c j e n t o w i s i ę n i e p o p r a w i a. Tak dokładnie powie-

dział dr Calderon, ale naprawdę chodziło mu o to, że zbyt wielu pacjen-
tów w warunkach upaństwowionej medycyny to „chronicznie chorzy”,
co jest bezpośrednią konsekwencją poprzednich czterech punktów.

Ponadto upaństwowiona medycyna nieuchronnie oznacza, że wła-

ściwe wyposażenie, lekarstwa, czy też lekarze są w ogóle nie do zdobycia,
albo po prostu nie ma ich o właściwym czasie we właściwym miejscu.
Ludzie zapisują się na listy kolejkowe do operacji i niejeden z nich umie-
ra, zanim przyjdzie na niego kolej.

Jeśli dr Calderon ma rację – a potwierdza to doświadczenie Nikara-

gui i wielu innych krajów, w których medycyna stała się państwowym
monopolem – jedynym pocieszeniem dla pacjenta w tej sytuacji jest brak

background image

57. RZĄD POWINIEN ZAPEWNIĆ OPIEKĘ ZDROWOTNĄ

237

rachunków za leczenie wśród przesyłek dostarczanych pocztą. Jego po-
datki i podatki wszystkich innych „czyszczą stół

75

. Wszystkie kłopoty

i ból związane z państwowym leczeniem są „za darmo”.

Biorąc to wszystko pod uwagę myślę, że wolałbym znaleźć jakieś

inne rozwiązanie bolączek opieki medycznej, niż powierzenie jej rządowi.

Tłum. Jan Kłos

75

Idiom „czyszczenie stołu” oznacza kolejne załatwianie spraw związanych z do-

starczoną pocztą do chwili, w której na stole nie zostaje żadna „nie załatwiona” przesył-

ka, w tym przypadku brak rachunków do zapłacenia (w rzeczywistości są one płacone

poza podatnikiem z jego pieniędzy) [red.].

background image

Terree P. Wasley

Terree P. Wasley

58. Opieka zdrowotna jest czymś „wyjątkowym”

i nie powinno się jej pozostawiać w gestii rynku

58. Opieka zdrowotna jest czymś „wyjątkowym”

Istnieją w nauce prawa, o których wiadomo, że są pewne i trwałe.

Na przykład nikt nie podważa prawa grawitacji, a ludzką działalność po-
dejmuje się rozumiejąc, że „co unosi się w górę, musi spaść”. Studenci
podstawowego kursu ekonomii także uczą się tego, że istnieją pewne pra-
wa rządzące rynkiem. Gospodarki, które kierowały się tymi prawami, od-
niosły nieporównanie większy sukces niż te, które się nimi nie kierowały.
Wystarczy tylko popatrzeć na fiasko gospodarki sowieckiej, by zauważyć
konsekwencje lekceważenia podstawowych praw ekonomii.

Mając przed sobą nawet taki przykład, jak upadek Związku Sowiec-

kiego, niektórzy eksperci od ekonomii nadal utrzymują, iż produkcja oraz
dystrybucja pewnych dóbr i usług, jak choćby opieka zdrowotna, leży
poza możliwościami rynku i że konieczne jest działanie rządu, by zara-
dzić niedostatkom w tej dziedzinie. Można porównać takie twierdzenie
do prawa powszechnej grawitacji ogłoszonego przez Izaaka Newtona,
które stosowałoby się do wszystkich zjawisk z wyjątkiem akrobacji ze
spadochronem.

Krytycy twierdzą, że opieka zdrowotna nie jest towarem, a zatem

nie podlega normalnym ekonomicznym prawom konkurencji rządzącym
podażą dóbr i usług. Według nich opieka zdrowotna jest czymś wyjątko-
wym, stąd domaganie się, by rząd w sposób zdecydowany korygował nie-
dostatki rynku. Daniel Callahan, specjalista od etyki medycznej oraz au-
tor What Kind of Life? zgadza się z takim punktem widzenia, twierdząc,
że „…rynek nie może w sposób skuteczny i efektywny robić tego, co ko-
nieczne”. Callahan utrzymuje, że rząd musi angażować się w opiekę zdro-
wotną, „…jeśli w ogóle ma istnieć jakiś trwały bodziec do zaspokajania

background image

58. OPIEKA ZDROWOTNA JEST CZYMŚ „WYJĄTKOWYM”

239

potrzeb opieki zdrowotnej w odpowiednio skuteczny sposób. Tak samo
jak nie jesteśmy w stanie zorganizować prywatnej armii czy straży pożar-
nej, tak też nie możemy całkowicie polegać na prywatnej służbie zdrowia
oraz prywatnych finansach inwestowanych w opiekę zdrowotną”.

Inni twierdzą, że opieka zdrowotna stanowi zbyt fundamentalne

dobro, by można ją było pozostawić rynkowi. Jest to twierdzenie fałszy-
we. Taki sam argument można przytoczyć na rzecz jedzenia, ubrania czy
mieszkania, dóbr z pewnością niezwykle ważnych dla dobrego samopo-
czucia konsumentów, aczkolwiek ich produkcja oraz dystrybucja stano-
wią niemal wyłączną domenę rynku. Żywność mogłaby z pewnością zo-
stać uznana za coś ważniejszego nawet niż opieka zdrowotna, jednak po-
zostawiliśmy tę gałąź przemysłu rynkowi i nakarmiliśmy nie tylko siebie,
ale też dużą część naszego globu.

Jeśli nasze rozumowanie ma być logiczne, wówczas istotne rozsze-

rzenie rządowej regulacji na większość obszaru gospodarki powinno być
podjęte przy założeniu, że kontrola rządowa jest czymś doskonalszym.
Jednakże fiasko poniesione przez te kraje, które właśnie tak uczyniły, na-
kazuje nam przy takich posunięciach zachować ostrożność.

Niektórzy eksperci od opieki zdrowotnej sądzą, iż konsumenci nie

posiadają na tyle zdolności czy wiedzy, by mogli sami wybierać usługi
opieki zdrowotnej o najlepszej jakości, co potwierdzałoby tezę o niesku-
teczności rynku w zakresie ochrony zdrowia. Sprowadza się to do tego,
co niektórzy nazwali „mentalnością plantatora” (plantation mentality), pole-
gającą na przekonaniu, że rząd musi konsumentom powiedzieć, co mają
robić, bo inaczej będą podejmowali złe decyzje. Konsumentom brak
podstawowego zrozumienia wielu usług, które kupują czy za które płacą,
co jednak nie powstrzymuje ich przed regularnym szukaniem porady
u mechanika samochodowego, w zakładzie naprawy telewizorów czy też
u adwokata. Konsumenci rekompensują swój brak wiedzy zwracając się
do przyjaciół o rekomendację lub czytając publikacje dla konsumentów.
Większość konsumentów rozgląda się wokoło, badając ceny i sprawdza-
jąc, jaką usługę za tę cenę można otrzymać. Podobnie dzieje się z opieką
medyczną. Jeśli ktoś potrzebuje lekarza, to zwykle pyta o zdanie przyja-
ciół czy krewnych prosząc, żeby mu kogoś polecili, albo zwraca się do le-
karza domowego, jeśli potrzebuje specjalisty. W przypadku specjalnej
procedury albo operacji, większość pacjentów zasięga opinii u wielu.

background image

240

TERREE P. WASLEY

Niezależnie od procesu, jaki służy podejmowaniu decyzji, decyzje

dotyczące opieki zdrowotnej zawsze ostatecznie muszą być przez kogoś
podjęte. W układzie rynkowym konsument dokonuje wyborów zgodnie
ze swoimi indywidualnymi potrzebami i pragnieniami. W układzie nie-
rynkowym wyborów dokonują biurokraci, którzy musieliby posiadać
wszechwiedzę, żeby rozumieć konkretne potrzeby każdego konsumenta.
John Goodman i Gerald Musgrave tak komentują powyższy dylemat
w książce Patient Power (Władza pacjenta): „Jeśli wybór lekarza jest proble-
mem złożonym, to wybór polityka, który wyznaczy biurokratę, aby ten
wybierał lekarza, jest jeszcze bardziej złożony”. Im bardziej proces decy-
zyjny oddala się od konsumenta, tym mniej prawdopodobne staje się do-
konanie odpowiednich, najwłaściwszych i skutecznych wyborów.

Przed określeniem jakiejś dziedziny gospodarki jako „wyjątkowej”

politycy oraz urzędnicy państwowi muszą zanalizować niepowodzenia
wcześniejszej kontroli gospodarki oraz zobaczyć, jakie są owoce polityki
interwencyjnej w innych krajach. Niestosowanie się do podstawowych
praw ekonomii i brak ich zrozumienia zaburza proces dostarczania i kon-
sumpcji dóbr oraz usług w całej gospodarce, nie wyłączając opieki zdro-
wotnej. Natomiast stosowanie się do nich jest korzystne zarówno
z punktu widzenia interesu konsumentów jak i organizatorów opieki
zdrowotnej. Ekonomiczne „prawa” rządzące rynkiem kierują się logiką
i obowiązują we wszystkich dziedzinach gospodarki, bez wyjątku.

Tłum. Jan Kłos

background image

Robert Higgs

Robert Higgs

59. Państwo musi regulować rynek artykułów

medycznych ze względów bezpieczeństwa

59. Państwo musi regulować rynek

Amerykanie podróżujący za granicą ze zdumieniem odkrywają, iż

mogą swobodnie kupować leki, które w Stanach Zjednoczonych sprzeda-
je się tylko na receptę. Jeśli zachorują i wymagają leczenia, można im po-
móc, można nawet ratować ich życie lekami czy aparatami medycznymi,
których nikt, nie wyłączając samych lekarzy, nie może legalnie nabyć na
rynku amerykańskim. Wobec takich doświadczeń niektórzy podróżnicy
zastanawiają się, czy ścisła kontrola zakupu towarów medycznych
w Ameryce naprawdę poprawia naszą opiekę zdrowotną.

Obecnie znakomita większość Amerykanów w ogóle nie wie, co to

jest wolny rynek towarów medycznych. Uważają oni, iż to tylko państwo
powinno decydować, jakie leki i jakie urządzenia medyczne mogą być
sprzedawane. Ludziom się wydaje, że bez ochronnego nadzoru ze strony
państwa rynek zaleją podrabiane leki i buble, bo zwykli konsumenci nie
potrafią rozróżnić tego, co pomaga, od tego, co szkodzi.

Pogląd taki jest dziwaczny, jako że przecież wobec innych rynków

zwykle nie mamy takich zastrzeżeń. Choć większość z nas wie bardzo
mało o elektryczności i technice samochodowej, nie obawiamy się na
ogół, że sprzedający dostarczą nam niebezpieczne urządzenia elektryczne
albo wadliwie skonstruowane samochody. Polegamy w tym przypadku na
niezależnych, prywatnych firmach oceniających te produkty, takich jak
Laboratoria Towarzystw Ubezpieczeniowych (Underwriters' Laboratories)
oraz Związek Konsumentów (Consumer's Union), a także na opinii Biur
Lepszego Biznesu (Better Business Bureaus) oraz na reputacji, jaką ma na
rynku firma-producent. Rozumiemy, że producentami kieruje silna moty-
wacja, by sprzedawać nam produkty o dobrej jakości, bowiem w przeciw-

background image

242

ROBERT HIGGS

nym razie stracą klientów albo – w przypadkach ekstremalnych – będą
musieli tłumaczyć się przed sądem.

Dlaczego wolny rynek towarów medycznych nie może działać tak

efektywnie jak inne rynki? Odpowiedź brzmi, że owszem, może, i obec-
nie pomimo ostrej kontroli ze strony rządu w znacznym stopniu działa
efektywnie. Weźmy na przykład aparaturę medyczną. Ludzie kupujący
urządzenia podlegające ścisłej kontroli to zwykle profesjonaliści znający
swoje rzemiosło – lekarze, technicy, administratorzy czy inni pracownicy
szpitali. Klienci ci nie zasięgają opinii rządu oczekując ważnej informacji
dotyczącej towarów, jakie są na rynku. Zamiast tego posługują się infor-
macją, jakiej dostarcza im rynek, biorąc pod uwagę takie prywatne publi-
kacje jak Health Devices Alerts, Journal of Emergency Medical Services czy Clini-
ca: World Medical Device & Diagnostic News
. Podobnie lekarze i farmaceuci
nie pytają rządu, jakie mają kupić leki czy inne artykuły medyczne – prze-
ciwnie, zwracają się do reprezentantów producentów oraz prywatnych
źródeł, takich jak Medical Letter on Drugs and Therapeutics oraz M. D. Buyli-
ne
. Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne (American Medical Association)
przez wiele lat prowadziło program przyznawania certyfikatów dla pro-
duktów o określonej wartości. Obecnie prywatne zarządy szpitali ocenia-
ją leki z uwagi na ich przydatność i decydują, czy mogą one znaleźć się
w ich oficjalnych wykazach.

A co ze zwykłymi konsumentami? Gdyby pozwolono im kupować

bez ograniczeń, czy nie staliby się łatwymi ofiarami znachorów i sprze-
dawców cudownych maści? Otóż nie. W każdym razie nie w większym
stopniu, niż ma to miejsce na innych rynkach, na których handluje się
skomplikowanymi i potencjalnie niebezpiecznymi towarami. Przed ro-
kiem 1938, kiedy Amerykanie mogli kupować bez recepty każdy lek, jaki
tylko chcieli, wielu pacjentów nabywało jedynie lekarstwa zapisane przez
ich lekarzy. Inni opierali się na alternatywnych źródłach informacji,
uwzględniając opinie godnych zaufania członków rodziny oraz sąsiadów,
którzy dany produkt stosowali. Wolny rynek artykułów medycznych
przed rokiem 1938 działał prawie tak samo dobrze, jak rynki na wentyla-
tory, kosiarki czy drabiny – co oznacza, że chociaż konsumenci czasami
szkodzili samym sobie wskutek nieprawidłowego używania nabytych
produktów, to jednak szkody te stanowiły raczej wyjątek niż regułę.

background image

59. PAŃSTWO MUSI REGULOWAĆ RYNEK

243

Jednakże od 1938 roku tylko Biuro do Spraw Leków i Żywności

USA. (U. S. Food and Drug Administration – FDA) decydowało, jakie arty-
kuły medyczne można sprzedawać w Stanach Zjednoczonych. Ta insty-
tucja państwowa, do gruntu paternalistyczna, ostentacyjnie zamierza
chronić nas przed nami samymi. FDA wymaga, by każdy produkt me-
dyczny znajdujący się na rynku w Stanach Zjednoczonych najpierw uzy-
skał certyfikat bezpieczeństwa i skuteczności przechodząc rygorystyczne,
dokładnie opracowane, drogie i czasochłonne procedury testujące. Żeby
przeskoczyć płotki, stawiane przez FDA, trzeba wydać setki milionów
dolarów, przy czym czas trwania testów może wynieść dziesięć lat albo
nawet więcej. W rezultacie leki i aparatura zwykle stają się dostępne kon-
sumentom zagranicznym dużo wcześniej, niż uzyskują zezwolenie na
sprzedaż w USA. A bywa i tak, że niektóre, mimo że są z powodzeniem
stosowane za granicą, nigdy nie uzyskują aprobaty FDA.

Czy to ostrożne państwowe testowania ocala życie leczących się?

Odpowiedź, niestety, brzmi: „nie” – przynajmniej nie wtedy, kiedy ktoś
bierze pod uwagę nie tylko negatywne, ale także i pozytywne skutki.
Rzecz jasna życie niektórych ludzi zostaje ocalone, kiedy zapobiega się
wprowadzeniu na rynek dóbr, które mogłyby spowodować niebezpiecz-
ne skutki uboczne. Jednak badania, prowadzone przez wybitnych specja-
listów, takich jak farmakolog William Wardell z Uniwersytetu Rochester
i ekonomiści Henry Grabowski i John Vernon z Duke University wska-
zują, że liczba osób, którym ocalono życie w wyniku skrupulatnego te-
stowania nowych leków jest dużo mniejsza niż liczba tych, którzy życie
utracili, ponieważ dostęp do leków oraz aparatury medycznej ratującej
życie był utrudniony. Ironia tej sytuacji polega na tym, że rząd, który
przypuszczalnie ratuje nas przed nami samymi odpowiadał za co naj-
mniej dziesiątki tysięcy przypadków przedwczesnej śmierci i niewypowie-
dzianego cierpienia, którego można było uniknąć. Same $-blokery

76

, któ-

re FDA trzymało przez dziesięć lat poza rynkiem Ameryki, mogły ocalić
10 000 ludzkich istnień rocznie.

Poza tym, że regulacje FDA spowolniły procedury dopuszczania

nowych produktów na rynek, zniechęciły one też producentów do udo-

76

$-blokery – leki blokujące receptory typu $, które normalnie pobudzane są

przez adrenalinę, hormon stresu. $-blokery obniżają ciśnienie tętnicze krwi i spowalniają

czynność serca, co u osób zagrożonych zawałem mięśnia sercowego zmniejsza prawdo-

podobieństwo wystąpienia kolejnego zawału. Przykładem $-blokera jest stosowany

w Polsce propanolol [red.].

background image

244

ROBERT HIGGS

skonalania swoich produktów. Jeśli do kosztów badań i rozwoju doda się
jeszcze koszty związane z dostosowywaniem się do wymagań wymusza-
nych przez rządowe regulacje, to – biorąc także pod uwagę opóźnienia
związane z oczekiwaniem na rządowe zezwolenia na sprzedaż – dosko-
nalenie wielu potencjalnie pożytecznych towarów przestaje się opłacać.
Z badań Grabowskiego, Vernona oraz innych ekonomistów wynika, iż
zaostrzanie i rozszerzanie zakresu wymagań FDA związane z testowa-
niem produktów i autoryzowaniem ich przez Kongres w 1962 roku,
gwałtownie obniżyło poziom innowacji w przemyśle leków. Drastyczna
redukcja liczby certyfikatów FDA, przyznawanych nowym i udoskonalo-
nym urządzeniom medycznym, jaka miała miejsce w ostatnich latach, od-
działała tak samo zniechęcająco na wynalazców i konstruktorów dosko-
nalących sprzęt medyczny.

Poddając państwowej kontroli nasz rynek produktów medycznych

Amerykanie doświadczyli ogromnej i niepotrzebnej szkody. FDA, przy-
pisująca sobie udział w ratowaniu życia obywateli, prawdopodobnie spo-
wodowała jednak – jeżeli weźmiemy pod uwagę całą jej działalność –
utratę życia przez większą liczbę Amerykanów, niż podczas razem wzię-
tych wojen koreańskiej i wietnamskiej, zaś ludność przeszła ogromne
i niepotrzebne cierpienia. Rządowi, któremu nie można ufać w prostych
sprawach szybkiego dostarczenia przesyłek pocztowych ani skutecznego
naprawiania dróg, nie można tym bardziej powierzać naszego zdrowia
czy życia. Dopóki Amerykanie nie zrozumieją rzeczywistych konsekwen-
cji pozornej państwowej ochrony i potrzeby uwolnienia się od chorobli-
wego paternalizmu państwa, dopóty statystyka śmiertelności będzie
rosła.

Tłum. Jan Kłos

background image

Terree P. Wasley

Terree P. Wasley

60. Państwowa opieka zdrowotna

funkcjonuje w Kanadzie

60. Państwowa opieka funkcjonuje w Kanadzie

Od 1971 roku we wszystkich prowincjach Kanady obywatele mają

zapewnione powszechne ubezpieczenie szpitalne i lekarskie. Rząd fede-
ralny pokrywa część kosztów, a prowincje odpowiadają za resztę. Kana-
dyjczycy mogą swobodnie wybierać szpitale i lekarzy i praktycznie bez-
pośrednio nic nie płacą. Na opłacanie tego systemu składa się mieszani-
na podatków, zwykle w postaci podatku dochodowego oraz podatków
od płac i sprzedaży. Mieszkańcy powyżej 65 roku życia otrzymują usługi
bez ponoszenia składek ubezpieczeniowych, podobnie jak osoby i rodzi-
ny nie posiadające wystarczających środków. Suma składek ubezpieczeń
zdrowotnych pokrywa około 20 % całości budżetu ubezpieczeń.

W porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi pacjenci w Kanadzie

mają mniejszy dostęp do nowych technologii. Na przykład w Stanach
Zjednoczonych istnieje 2 000 aparatów do rezonansu magnetycznego,
w Kanadzie tylko 15

77

. Cała prowincja Nowej Fundlandii, w której żyje

579 000 mieszkańców, dysponuje tylko jednym tomografem komputero-
wym, podczas gdy Tucson, miasto w Arizonie, o podobnej liczbie miesz-
kańców, ma ich jedenaście

78

. Seattle, w stanie Waszyngton (liczba ludno-

ści pół miliona) posiada więcej tomografów niż Kolumbia Brytyjska,
gdzie mieszkają trzy miliony osób

79

.

77

Lee Smith, A Cure for What Ails Medical Care, Fortune, July 1, 1991, str. 44.

78

Dane dotyczące Nowej Fundlandii pochodzą z Neighborly Advice on Health Care

Michaela A. Walkera, The Wall Street Journal, June 8, 1988. Dane dotyczące Tucson opra-

cował dr Daniel Anawy z Oddziału Medycyny Nuklearnej szpitala św. Józefa w Tucson.

79

Don Feder, The High Cost of National Health Insurance, Human Events, 15 czerwca

1991.

background image

246

TERREE P. WASLEY

Z powodu braku dostępnej technologii rząd kontroluje rodzaj oraz

częstotliwość wielu badań diagnostycznych. Jeśli kogoś boli głowa, to nie
od razu wysyła się go na badanie tomografem komputerowym, i może
będzie musiał na takie badanie czekać kilka tygodni. W Nowej Fundlan-
dii pilne wskazanie do wykonania testu Papanicolau [metoda badania
zmian zachodzących w śluzówce pochwy – przyp. tłum.], który pozwala
zwykle na wczesne wykrycie raka szyjki macicy, z reguły trwa dwa mie-
siące

80

.

Wielu ekspertów podziela zdanie, iż Kanada obniżyła koszty badań

częściowo poprzez ograniczanie liczby pewnych procedur, jak np. opera-
cji uzyskania „wieńcowego przepływu omijającego

81

czy wykonywania

angiogramów. W Ottawie pacjent chory na serce może czekać cztery
miesiące na operację naczyń wieńcowych

82

. W Toronto okres ten może

przedłużyć się do roku

83

. Kanada posiada jedynie 11 ośrodków, w któ-

rych przeprowadza się operacje serca; jeden na 2,3 miliona mieszkańców
– według AMA. W Stanach Zjednoczonych istnieją 793 takie ośrodki; je-
den na 300 000 osób. Oczywiście długie listy oczekujących na zabieg po-
zostają w niezgodzie z ideą państwowej opieki zdrowotnej (w której każ-
dy miałby zapewnioną dobrą opiekę zdrowotną)

84

.

Brak łóżek szpitalnych coraz bardziej staje się w Kanadzie normą.

Taka sytuacja spowodowała, że we wrześniu 1989 roku przedstawiciele
szpitala im. Księżny Małgorzaty, jednego z najlepszych ośrodków onko-
logicznych, ogłosili zamknięcie przyjmowania nowych pacjentów na

80

Tamże.

81

Coronary bypass surgery, w Polsce zwana w żargonie lekarskim „bajpassem” [red.].

82

Michael Malloy, Heath, Canadian Style, The Wall Street Journal, 22 kwietnia 1988.

83

Feder, High Cost.

84

Instytut Frasera w Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej opublikował pierwsze

ogólne naukowe opracowanie list oczekujących w kanadyjskim systemie opieki zdrowot-

nej. Średni czas oczekiwania na 20 najmniej dostępnych zabiegów w Kolumbii Brytyjskiej

wahał się od sześciu tygodni – w przypadku zabiegu wyłyżeczkowania śluzówki macicy –

do 33 tygodni, jeśli chodzi o operację przegrody. Wycięcie migdałków u dziecka wymaga

14 tygodni oczekiwania, zaś histerektomia – 16. Około 522 dzieci czeka na wycięcie mig-

dałków, a 206 kobiet na histerektomię [wycięcie macicy – przyp. tłum.]. Dodatkową in-

formację na temat różnych procedur i różnego czasu oczekiwania można uzyskać w pra-

cy autorstwa Stevena Globermana i Lorna Hoye Waiting Your Turn: Hospital Waiting Lists

in Canada, Critical Issues Bulletin (Vancouver, B. C.: Fraser Institute, maj 1990).

background image

60. PAŃSTWOWA OPIEKA FUNKCJONUJE W KANADZIE

247

okres sześciu tygodni

85

. W Brampton, Ontario, Thomas Dickson, naczel-

ny chirurg szpitala Peel Memorial stwierdza: „Mamy za mało łóżek. Cza-
sami musimy odłożyć operację z powodu braku łóżek

86

.

Lekarzom w Kanadzie wcale nie powodzi się lepiej niż ich pacjen-

tom. Ich dochody są ograniczone. Jeśli w prowincji Quebec kwartalny
dochód brutto lekarza ogólnego (przed odliczeniem podatków oraz in-
nych opłat) osiągnie wartość 37 102 dolary USA, rząd wypłaci mu jedy-
nie 25 % wynagrodzenia, jakie zwykle otrzymuje przez pozostałą część
kwartału

87

.

Według dra Williama Goodmana, specjalisty z Toronto strajkujące-

go od 1986 roku, „biurokratyczne wprowadzenie obowiązujących norm
dla lekarzy i szpitali prowadzi wprost do lecznictwa państwowego, ta-
śmowego i administracyjnego. Diagnoza medyczna zostaje stopniowo za-
stąpiona przez komputery, które obsługują niespecjaliści, politycznie mia-
nowani medyczni administratorzy. Decyzje, jaki zakres opieki medycznej
będzie dostępny, podejmują obecnie kanadyjscy biurokraci do spraw me-
dycyny, a nie poszczególni pacjenci w porozumieniu z ich osobistymi le-
karzami

88

.

Lekarze, którzy mieli już dość takiego systemu, przestali praktyko-

wać albo wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych. Dr Goodman zauwa-
ża, że „emigracja albo wczesne przejście na emeryturę wielu najlepszych
lekarzy pozostawiły ogromne luki wśród medycznej, szpitalnej i uniwer-
syteckiej hierarchii

89

.

Jedynym wyjściem dla wielu pacjentów sfrustrowanych brakiem

dostępu do dobrego leczenia stał się wyjazd do Stanów. Kanadyjczycy
mogą przecież kupować polisy ubezpieczeniowe pokrywające koszty le-
czenia w Ameryce. Skoro 90 % Kanadyjczyków mieszka w obszarze 100
mil od granicy ze Stanami, mogą oni bez trudu przyjechać samochodem
do któregoś z kilkunastu wielkich miast Ameryki. Pozwala im to uciec
przed racjonowaniem usług medycznych i kolejkami do lekarza w ich oj-

85

Michael Specter, Health Care in Canada: A Model With Limits, Washington Post, 18

grudnia 1989.

86

Molloy, op. cit.

87

The Crisis in Health Insurance: A Look at the Canadian Alternative, Consumer Reports,

wrzesień 1990, str. 614.

88

William E. Goodman, Canadian Medicare: A Road to Serfdom, Amerykańskie Sto-

warzyszenie Lekarzy i Chirurgów, zeszyt nr 1012, sierpień 1990, str. 9, 11.

89

Tamże, str. 9.

background image

248

TERREE P. WASLEY

czyźnie. Magazyn Hospitals podaje, iż w ciągu pierwszych pięciu miesięcy
1989 roku połowę pacjentów poddanych zabiegowi litotrypsji (metoda
bezinwazyjnego kruszenia kamieni nerkowych) w Szpitalu Centralnym
w Buffalo stanowili Kanadyjczycy

90

. Michael Billett, założyciel Ośrodka

Doraźnej Pomocy Kardiologicznej w Windsorze, po tym jak sam był
zmuszony udać się do Stanów na operację serca, wyznał, że w 1990 roku
jego organizacja umożliwiła 600 pacjentom poddanie się operacji w Sta-
nach Zjednoczonych. Klinika w Cleveland przyjmuje co roku w przybli-
żeniu 100 Kanadyjczyków na operację serca

91

.

Zwolennicy systemów znacjonalizowanej opieki zdrowotnej twier-

dzą, że Kanada wydaje dużo mniej na opiekę zdrowotną niż Stany; po-
sługują się przy tym danymi porównującymi wydatki na opiekę zdrowot-
ną w obu krajach względem ich produktu narodowego brutto (GNP).
W 1967 roku oba kraje wydały na opiekę zdrowotną z grubsza tę samą
część swojego GNP, to jest około 6 %. Do roku 1971, od którego prak-
tycznie zaczęły funkcjonować główne elementy kanadyjskiego systemu
opieki zdrowotnej, oba kraje wydawały niewiele ponad 7 %. W 1987
roku udział wydatków państwowej służby zdrowia Kanady w GNP wy-
nosił 9 %, a w Stanach 11 %

92

.

Porównywanie wydatków na służbę zdrowia w obu krajach jedynie

w odniesieniu do ich GNP to metoda błędna i niedokładna. Uzyskanie
kontroli kosztów w wydatkach na służbę zdrowia nie jest wynikiem lep-
szego systemu, lecz szybszego wzrostu GNP. Stowarzyszenie Ubezpie-
czenia Zdrowotnego w Ameryce (The Health Insurance Association of Ame-
rica
– HIAA) przeprowadziło badanie porównujące wydatki służby zdro-
wia w Kanadzie i USA w okresie 1967-1987

93

. Wyniki tego badania wy-

kazały prawie identyczne wskaźniki wzrostu wydatków na służbę zdro-
wia tak w Kanadzie jak i w Stanach Zjednoczonych

94

.

90

Stuart A. Wesbury, Jr., Doctors After Hours, The Washington Post, 18 marca 1990,

str. B3.

91

John Goodman, Wrong Prescription for the Uninsured, The Wall Street Journal, 11

czerwca 1991.

92

Edward Neuschler, Canadian Health Care: the Implications of Public Health Insurance

(Washington, D. C.: The Health Insurance Association of America, czerwiec 1990).

93

Tamże.

94

Wydatki na opiekę zdrowotną na głowę mieszkańca w Ameryce wzrosły z oko-

ło 700 dolarów w 1967 roku do około 1 600 w 1987. W Kanadzie wzrost ten wynosił

background image

60. PAŃSTWOWA OPIEKA FUNKCJONUJE W KANADZIE

249

Zwolennicy rozwiązania kanadyjskiego utrzymują, że jedną z głów-

nych przyczyn, dzięki której Kanada osiągnęła niższe koszta opieki zdro-
wotnej niż Stany Zjednoczone, jest bardziej skuteczny i mniej kosztowny
w administrowaniu system, oparty właśnie o scentralizowaną biurokrację.
Twierdzą oni, że monopol państwa potrafi redukować opłaty i nie powo-
duje kosztów marketingu istniejących w naszym, amerykańskim, syste-
mie. Jednakże już studenci ekonomii wiedzą, że na dłuższą metę wszyst-
kie monopole stają się coraz bardziej nieefektywne ze względu na brak
bodźca do konkurencji i w rezultacie ich działanie generuje coraz więk-
sze koszty. Jeśli dokładnie porównamy koszty, jak to zrobiono w anali-
zach HIAA, znikają oszczędności przypisane systemowi kanadyjskiemu,
co obala twierdzenia o efektywności systemu. Ponadto szacunki kosztów
systemu kanadyjskiego zwykle nie uwzględniają kosztów biurokratycz-
nych spowodowanych zbieraniem i redystrybucją podatków przeznaczo-
nych na służbę zdrowia.

Innym problemem tego systemu powodującym, podobnie jak

w Stanach, rosnące koszty opieki zdrowotnej, jest to, że pacjenci za swoje
leczenie płacą mało albo nic. Ta „mała albo żadna” opłata prowadzi do
wzrostu popytu na usługi, a to z kolei prowadzi do spiralnego wzrostu
kosztów oraz niekontrolowanych wydatków z państwowego budżetu.
Jednakże w krajach, gdzie budżet państwowej służby zdrowia określają
politycy, rosnący popyt na tanie usługi medyczne przewyższa podaż fun-
duszy rządowych, co prowadzi do chronicznych braków, niedostatków
oraz racjonowania usług i artykułów medycznych. Kontrola cen, racjono-
wanie oraz lista oczekujących powstrzymują wzrost wydatków na służbę
zdrowia, ale jakim kosztem pacjentów?

Prasa amerykańska rzadko pisze o pewnym ciekawym fakcie. Otóż

przyjęta w roku 1990 ustawa (oznaczona jako C-69) istotnie zredukowała
i być może ostatecznie wyeliminuje w Kanadzie finansowanie służby
zdrowia ze środków federalnych. Ustawa ta stopniowo redukuje transfer
opłat za leczenie z Ottawy do prowincjonalnych instytucji ochrony zdro-
wia i jak można sądzić, w ciągu dziesięciu lat doprowadzi do śmierci ka-
nadyjskiego systemu państwowej służby zdrowia. Najwidoczniej pań-
stwowa służba zdrowia w Kanadzie jednak nie funkcjonuje.

Tłum. Jan Kłos

w przybliżeniu od 600 dolarów w 1967 roku do 1 500 w 1987.

background image
background image

CZĘŚĆ VII

PRZEMYSŁ ROLNY

background image
background image

E. C. Pasour, Jr.

E. C. Pasour, Jr.

61. Państwo powinno wspierać rolnictwo

– kręgosłup Ameryki

61. Państwo powinno wspierać rolnictwo

Ze względu na uzależnienie od pogody oraz nieprzewidywalne wa-

runki rynkowe ryzyko stanowi istotną cechę rolnictwa. Dlatego też mówi
się, iż interwencja państwa jest dobroczynna, ponieważ pomaga rolnikom
stawiać czoło niepewności i skutecznie konkurować na rynku, tak w kra-
ju jak i za granicą. Można dyskutować z tym stwierdzeniem na dwóch
płaszczyznach. Po pierwsze łatwo wykazać, że programy rolnicze funk-
cjonują nie ze względu na „interes publiczny”, lecz pod wpływem
„mlecznych”, „cukrowych” i innych rolniczych grup nacisku. Po drugie,
państwowe próby stabilizowania rolnictwa są udaremniane w wyniku ko-
lizji z podskórnymi problemami informacyjnymi i motywacyjnymi, które
są nierozerwalnie związane z mechanizmami politycznymi.

Silne zaangażowanie rządu federalnego w rolnictwo amerykańskie

trwa już od dłuższego czasu. Pięćdziesiąt lat temu, w czasie Wielkiego
Kryzysu

95

uruchomiono liczne programy Nowego Ładu Roosevelta, ta-

kie jak na przykład podtrzymywanie cen, subsydia kredytowe, kupony na
żywność i inne formy subsydiowanych działań „żywnościowych”. Wydat-
ki na te programy, sięgające około 65 miliardów dolarów w roku podat-
kowym 1993, rosły systematycznie w czasie ich funkcjonowania, pomimo
tego, że warunki gospodarcze zmieniły się w tym samym czasie w sposób
istotny.

Istnieje olbrzymi rozziew pomiędzy tym, co się mówi o pomocy

rządowej świadczonej rolnictwu, a rzeczywistością programów rolni-
czych. Zastanówmy się, na ile poniższa grupa frazesów znajduje potwier-
dzenie w rzeczywistości.

95

Patrz przyp. 38 na str. 93.

background image

254

E. C. PASOUR, JR.

P r o g r a m y r o l n i c z e s ą k o r z y s t n e d l a c a ł e g o

s p o ł e c z e ń s t w a. Gdyby zniesiono programy rolnicze, podatnicy zy-
skaliby na tym, a konsumenci mogliby kupować wiele produktów żywno-
ściowych po cenach dużo niższych od tych, które obecnie płacą. Na
przykład ograniczenia w postaci kontyngentów, nakładane na import,
służą do prawie dwukrotnego zawyżenia ceny cukru na rynku krajowym
w stosunku do poziomu światowego.

S u b s y d i a r o l n i c z e s ą k o n i e c z n e , b y p o m ó c

d r o b n y m r o l n i k o m. W rzeczywistości na programach rolniczych
bardziej korzystają wielcy farmerzy. Departament Rolnictwa Stanów-
Zjednoczonych (United States Department of Agriculture) przyznaje, iż dwie
trzecie rządowych sum przydziela się 15 %, najbogatszym, spośród far-
merów Ameryki, a średni dochód z farm produkujących żywność „prze-
mysłowo” jest o 25 % wyższy niż średni dochód rodziny amerykań-
skiej

96

. Co więcej, w przypadku drobnych rolników przeciętnie cały ich

dochód pochodzi ze źródeł pozarolniczych.

R z ą d o w e p r o g r a m y r o l n i c z e s p r a w i a j ą , ż e r o l -

n i c t w o s t a j e s i ę b a r d z i e j r e n t o w n e. Programy rolnicze
dostarczają jedynie chwilowych zysków i nie czynią nic, by podnieść
opłacalność w dłuższej skali czasu

97

. Spodziewane zyski z wyższych cen

produktów, jakie otrzymują rolnicy, szybko są pochłaniane przez wyższe
ceny ziemi, koszty upraw i inne wydatki rolnicze. Stąd tylko ci, którzy po-
siadają gospodarstwa specjalistyczne, zyskują na programach rządowych,
kiedy ceny produktów rosną, jako że przystępujący do tych programów
później odkrywają, iż spodziewane zyski z subsydiów rządowych znoszo-
ne są wyższymi kosztami produkcji rolniczej.

R z ą d m o ż e z m n i e j s z y ć r y z y k o p r o d u k c j i r o l n i -

c z e j n i e o b c i ą ż a j ą c p o d a t n i k ó w. Twierdzi się, że można sta-
bilizować rynki, nie obciążając konsumentów, poprzez ustalenie dolnej
granicy cen na konkurencyjnym poziomie rynkowym. W rzeczywistości
rządowi planiści w żaden sposób nie są w stanie określić, jaka będzie
cena równowagi rynkowej, zanim nastąpią siewy. Ponadto nie należy

96

William A. Niskanen i Stephen Moore, How to Balance the Budget by Reducing Spen-

ding, Policy Analysis nr 194 (Washington, D. C.: Cato Institute, 22.04.1993), str. 19.

97

E. C. Pasour, Jr., Agriculture and the State: Market Processes and Bureaucracy (New

York: Holmes and Meier, 1990), rozdz. 12.

background image

61. PAŃSTWO POWINNO WSPIERAĆ ROLNICTWO

255

oczekiwać, że urzędnicy państwowi będą mieli tak dokładne informacje,
dotyczące warunków podaży i popytu, jakie mają uczestnicy rynku, anga-
żujący na tym rynku swoje własne pieniądze. Jednakże nawet gdyby
urzędnicy b y l i w s t a n i e określić przyszłe warunki rynkowe, można
sądzić że celowo ustalą cenę powyżej poziomu konkurencyjnego, starając
się zdobyć poparcie wyborców (lub inne korzyści polityczne).

Jednym słowem państwowe programy rolnicze tak naprawdę de-

formują sposób wykorzystania środków i często p o w i ę k s z a j ą raczej
niż zmniejszają niestabilność rynku. Jeżeli przeanalizujemy sytuację, to ła-
two okaże się, że to właśnie działania władz odpowiadają za pojawienie
się momentów braku stabilizacji na rynkach rolniczych, z podkreśleniem
jako głównych przyczyn niestabilności inflacyjnej polityki monetarnej
i podatkowej, subsydiowanych kredytów i restrykcji handlowych.

Jeśli zatem na programach rolniczych zyskuje niewielu kosztem

wielu, dlaczego istnieją one już od pół wieku? Otóż po pierwsze dlatego,
że mechanizmy polityczne często dopuszczają do głosu małe grupy, ma-
jące na celu uzyskanie silnie skoncentrowanych korzyści przy bardzo roz-
proszonych kosztach. Na przykład zyski z programu ochrony krajowych
producentów cukru urastają średnio do kwoty ponad 200 000 dolarów
rocznie na każdego producenta cukru oraz produktów pochodnych, co
pozostaje w ostrym kontraście do obciążeń. Przy średnim rocznym spo-
życiu cukru, wynoszącym mniej niż 50 kilogramów na osobę, koszty po-
noszone przez średnią rodzinę amerykańską są niższe niż 100 dolarów
rocznie. Zatem nic dziwnego, że to raczej interesy cukrowników niż kon-
sumentów wygrywają powtarzającą się batalię polityczną, kiedy co roku
w Kongresie dyskutuje się nad programem ochrony krajowych produ-
centów cukru.

Po drugie działania polityczne są zorientowane „na krótką metę”.

Politycy preferują programy, które przynoszą korzyści szybko i benefi-
cjenci są zadowoleni – koszty zaś odczuwane są jak najpóźniej (najlepiej
dopiero po następnych wyborach!). A właśnie eliminacja wszelkich pro-
gramów ochrony i subsydiowania rolnictwa musiałaby spowodować
koszty odczuwalne natychmiast – przy korzyściach pojawiających się po-
woli. Rezygnacja z ochrony na przykład krajowych producentów cukru
spowodowałaby natychmiastowy spadek zysków cukrowników.

Po trzecie ustawodawcy mają motywację, by zbyt dużo wydawać,

ponieważ budżet federalny jest jak morze czy powietrze – nikt go nie po-

background image

256

E. C. PASOUR, JR.

siada, ale wielu ma do niego dostęp, gdyż stanowi wspólną własność.
Taka sytuacja prowadzi do dystrybucji funduszy państwowych w drodze
protekcji pomiędzy wyborców

98

, w efekcie czego zyski obejmują miesz-

kańców danego rejonu, zaś koszty ponoszą wszyscy podatnicy w Stanach
Zjednoczonych. Stąd głosujący na danym obszarze, zdając sobie sprawę
z tego, że pieniądze federalne nie wydane lokalnie będą przesłane gdzie
indziej, naciskają nawet na najbardziej konserwatywnych członków Kon-
gresu, żeby „sprowadzili wieprzowinę do domu

99

.

Czy konieczne są interwencje rządowe, mające wesprzeć i ustabili-

zować rolnictwo? Nie. Działalność gospodarcza rolników może być
z powodzeniem regulowana przez mechanizmy konkurencji na wolnym
rynku, czego dowodzi fakt, że ponad połowa wszystkich płodów rolnych
w USA jest produkowana i sprzedawana jedynie na podstawie sygnałów
płynących z rynku. A przy tym w miarę jak wzrasta uzależnienie rolnic-
twa Ameryki od międzynarodowego handlu i rynku produktów rolni-
czych, programy ochrony krajowego rolnictwa redukują konkurencyjność
amerykańskich produktów rolniczych i coraz bardziej działają na nieko-
rzyść produkcji rolnej.

Podsumowując, można stwierdzić że interwencje rządowe w rolnic-

twie tłumaczyć należy raczej jako „niepowodzenie rządu” niż jako „nie-
powodzenie rynku”. W rzeczywistości jedynie poprzez mechanizmy wol-
nego rynku nasze narodowe zasoby rolnictwa mogą być użyte najbardziej
efektywnie i najlepiej służyć rolnikom, konsumentom oraz podatnikom.

Tłum. Jan Kłos

98

W oryginale pork barrel (beczka wieprzowiny), co w pewnym stopniu odpowiada

polskiemu idiomowi „kiełbasa wyborcza”. Różnica polega na tym, że pork barrel oznacza

beneficja, jakie uzyskują wyborcy danego polityka p o jego wyborze, w wyniku fawory-

zowania ich przy rozdziale funduszy państwowych. Ponieważ politykowi przysparza to

wielorakich korzyści, przede wszystkim jednak poparcia w kolejnych wyborach, uważane

jest za działanie na rzecz własnej reelekcji na koszt państwa, co oznacza w praktyce na

koszt wszystkich podatników [red.].

99

Właśnie pork barrel – beczkę wieprzowiny. Patrz przyp. wyżej.

background image

Gary G. Galles

Gary G. Galles

62. Państwo powinno stabilizować rynki rolnicze

62. Państwo powinno stabilizować rynki rolnicze

Wydajność przemysłu rolniczego, uzależniona od zmienności po-

gody i plonów, jest wysoce zmienna – co z kolei prowadzi do fluktuacji
cen. To zaś z kolei sprawia, że rolnicy domagają się od rządu ingerencji
i „ustabilizowania” rynków rolniczych (rzecz jasna, w imieniu konsumen-
tów); są to prośby, których rząd bardzo chętnie słucha. Jednakże skut-
kiem jest „stabilizacja” nie rynków, a cen daleko powyżej tego, co wypro-
dukuje rynek, jako że kontrola rządu opróżnia kieszenie konsumentów
w imieniu producentów, zapobiegając naturalnym reakcjom wolnego ryn-
ku, jakie mogłyby równoważyć koszty i ceny.

Jednym z obszarów, w którym owa państwowa „stabilizacja” z ra-

mienia producentów przejawia się drastycznie jest regulacja marketingo-
wa, ustanowiona dla producentów cytrusów. Regulacja ta tworzy kartele
plantatorów cytrusów, składając w ich ręce władzę równą władzy rządu.
Ustanawia ona zarządzające komitety producentów, w których reprezen-
tacja poszczególnych producentów zależy od ich wielkości. Prowadzi to
do takiej dominacji firmy Sunkist, że raport Zarządu Drobnej Przedsię-
biorczości (Small Business Administration) z roku 1982 stwierdza: „Roczna
polityka marketingowa Administracyjnego Komitetu Cytrynowego (The
Lemon Administrative Committee
) rozpoczyna się w Sunkist”. Komitet ten
ma prawo ustanawiania tygodniowych kontyngentów i ograniczania ilości
świeżych pomarańcz i cytryn, jakie może sprzedać każdy plantator. Pomi-
mo uzasadnienia, kryjącego się za polityką stabilizacji cen, zakładającego,
że plantatorzy nie są zdolni do racjonalnego wprowadzania na rynek
swoich plonów bez pomocy rządu, rzeczywistym skutkiem restrykcji
i kontyngentów jest wzrost cen świeżych cytrusów. Świeże owoce, które

background image

258

GARY G. GALLES

w wyniku ograniczeń nie mogą być sprzedane, muszą zgnić lub zostać
przerobione na soki i inne mniej dochodowe produkty pochodne.

Niestety ta „stabilizacja rynkowa” nie osiąga założonych celów. Ba-

dania wykazały, iż ceny cytryn wahają się bardziej niż ceny innych owo-
ców nie objętych regulacjami marketingowymi (np. grejpfrutów, limon
i pomarańczy z Florydy), których rynki z pewnością nie są chaotyczne.
Letnie ceny cytryn niekiedy dwukrotnie przewyższają ceny zimowe, jako
że ogranicza się gwałtownie ich sprzedaż w okresie najwyższego popytu
w miesiącach letnich (i również dlatego, że Sunkist blokował technologię
pakowania w folie termokurczliwe, tak by sezon efektywnej sprzedaży cy-
tryn nie uległ rozszerzeniu). Nawet badania Departamentu Rolnictwa
Stanów Zjednoczonych (United States Department of Agriculture) z 1981
roku, departamentu, którego istnienie zależy właśnie od kontynuacji ta-
kiej antykonsumenckiej polityki, ujawniły, że tego rodzaju regulacje mar-
ketingowe w rzeczywistości zwiększyły fluktuację cen przez hamowanie
umów zawieranych z wyprzedzeniem na przyszłe rynki, które to umowy
od dawna stanowią skuteczny mechanizm redukowania skoków cen. Ba-
dania przeprowadzone przez Biuro Zarządzania i Budżetu (Office of Ma-
nagement and Budget
– OMB) z 1982 roku doprowadziły do podobnych
wniosków. Wyniki tych badań do tego stopnia zagroziły monopolowi
Sunkist na rynku cytrusowym, że firma ta nakłoniła Kongres do wydania
zakazu dalszych badań przez OMB skutków regulacji marketingowych.

Obrońcy regulacji odrzucają zarzuty masowego marnotrawstwa,

chociaż ogromny procent zmarnowanych plonów na rynku cytrusów na-
leży do codzienności. Plantatorzy pomarańcz zostali zmuszeni do sprze-
dawania 40 % swoich zbiorów na przetwory albo pozostawienia ich do
zgnicia, w przypadku cytryn zaś wskaźnik ten zbliżył się do 75 %. Przy-
kładowo w roku 1983 tylko 60 % zbiorów pomarańczy dopuszczono do
sprzedaży jako owoce świeże, zaś ponad 50 % zbiorów cytryn przezna-
czono na przetwory, zamiast je sprzedać amerykańskim konsumentom
jako świeże owoce.

Obecnie niewiele owoców pozostawia się na zgnicie. Niemniej wy-

nika to tylko z tego, że owoce, które nie mogą być sprzedane świeże, są
sprzedawane do jakiegoś innego, mniej wartościowego użytku, dopóki
ceny ze sprzedaży będą przewyższały koszty produkcji. Jak to ujął jeden
z satyryków – dzisiaj możesz znaleźć sok cytrynowy we wszystkim

background image

62. PAŃSTWO POWINNO STABILIZOWAĆ RYNKI ROLNICZE

259

oprócz lemoniady. Niestety większość świeżych owoców jest nadal mar-
nowana poprzez kierowanie ich na rynek mniej wartościowych prze-
tworów.

Obrońcy regulacji marketingowych dowodzą także, że nie obniżają

sprzedaży, ponieważ produkcja znacznie wzrosła. Wszelako wielkość
produkcji to nie to samo co ilość sprzedanych świeżych owoców w sytu-
acji, w której sprzedaż jest bardzo ograniczana. W rzeczywistości tylko
dlatego, że zarządzenia marketingowe nie pozwalają plantatorom na
sprzedaż większej ilości świeżych owoców, akceptują oni niższe ceny
w zamian za trzecią część swoich zbiorów, które w większości przezna-
czone są na inne rynki (dobrowolnie przecież nie sprzedawaliby za 10
dolarów na jednym rynku czegoś, co mogliby sprzedawać za 20 na
innym).

Regulacje marketingowe podnoszą ceny świeżych owoców cytruso-

wych o 30 do 40 %. Wobec tego faktu nie pomagają nawet propagando-
we wysiłki lobby przemysłu cytrusowego, dowodzącego że ograniczenie
zarządzeń marketingowych spowodowałoby drastyczne straty producen-
tów i ignorującego całkowicie to, że zarządzenia te nie pozwalają obecnie
konsumentom na zyski wynikające z niższych cen. Ponadto powyższy ar-
gument oznaczałby, że w ogóle nie sposób zrezygnować z jakiejś polityki
rządowej, która okrada konsumentów, bo zawsze krzywdziłoby to tych,
którzy na tej polityce zyskują.

Nawet eksportowanie nadmiaru produkcji cytrusów po zaniżonych

cenach traktuje się raczej jako zysk niż marnotrawstwo. Różnica cen net-
to świeżych owoców, jakie można kupić w Stanach Zjednoczonych i, na
przykład, w Japonii (która importuje te owoce, pomimo 40 % cła na po-
marańcze) wskazuje, że eksport do Japonii to nic innego jak marnotraw-
stwo. A jednak członkowie kartelu cytrusowego wskazują jedynie na do-
chody wynikające z eksportu i twierdzą, że sprzedaż produktu krajowego
o wartości 15 000 dolarów do Japonii za 9 000 dolarów daje 9 000 dola-
rów zysku dla amerykańskich producentów – nie ujawniając 6 000 dola-
rów strat.

Zarządzenia marketingowe w rzeczywistości zwiększają marno-

trawstwo stymulując produkcję. Wysokie ceny za świeże owoce, które są
skutkiem takiej polityki, opartej o kontyngenty sprzedaży proporcjonalne
do wielkości produkcji, zachęcają plantatorów do uprawiania jak najwięk-
szej ilości owoców, które będą przeznaczone na przetwory, by uzyskać

background image

260

GARY G. GALLES

prawo sprzedawania większej ilości świeżych owoców (dla cytryn stosu-
nek ten wynosi w przybliżeniu cztery owoce na przetwory przy jednym
sprzedanym jako świeży). Te zawyżone ceny prowadzą także do zaburzeń
na rynku, który pomimo wysokiej produkcji krajowej i dużego eksportu,
zachęca do importu owoców cytrusowych do Stanów, co dodatkowo ob-
niża sprzedaż owoców amerykańskich; w konsekwencji owoce amerykań-
skie zostają zepchnięte na mniej wartościowe rynki.

Gdyby jakaś prywatna grupa zechciała zorganizować kartel prze-

mysłu owocowego kosztem konsumenta, przegrałaby, bowiem nie zdoła-
łaby przeprowadzić korzystnych dla siebie regulacji prawnych i obronić
się przed konkurentami. Presja rynku zniszczyłaby jej wysiłek. Inaczej
jest w przypadku państwa. Zatem, jak to zresztą czyni wiele gałęzi prze-
mysłu, producenci cytrusów odciągnęli rząd od jego właściwej, prawnej
roli – czyli obrony praw własności i dobrowolnych umów – i wykorzy-
stali w ten sposób, że stał się ich instrumentem grabieży gwarantowanej
przepisami. Powtórzmy jeszcze raz: za retoryką rządowej dobroci nakie-
rowanej na pokonanie „niepowodzeń rynku” nie ma nic, poza zorganizo-
waną próbą użycia własnych możliwości przymusu – by kraść.

Tłum. Jan Kłos

background image

CZĘŚĆ VIII

SZTUKA, MEDIA, EDUKACJA

background image
background image

Melvin D. Barger

Melvin D. Barger

63. Możemy polegać na politycznej bezstronności

mediów

63. Możemy polegać na bezstronności mediów

Do jakiego stopnia można polegać na dziennikarzach, którzy po-

przez słowo pisane czy drogą elektroniczną informują nas o sprawach
politycznych kraju? Czy możemy oczekiwać, że prezentowane przez nich
sprawy polityczne są ujmowane w sposób niezależny od ich osobistych
poglądów i preferencji? A jeśli nie, to co można zrobić, by naprawić ten
stan rzeczy?

Przedmiot stronniczości w mediach jest i powinien stanowić spra-

wę kłopotliwą dla zwolenników wolności. Chodzi tu o Pierwszą Popraw-
kę

100

, która ciągle stoi jak samotna latarnia morska pośrodku świata ki-

piącego od interwencjonizmu i etatyzmu. Nikt, kto głosi libertariańskie
zasady, nie poda ręki tym, którzy chcieliby użyć środków przekazu stron-
niczo, jako narzędzia do podkopania wolności prasy, i dla promowania
potem pod przymusem swoich własnych poglądów politycznych. Liber-
tarianie rozumieją problemy związane z niezależnością mediów i próbami
przymuszania ich do stronniczości i są zwolennikami pokojowych i kon-
struktywnych dróg porozumienia z wszystkimi środkami przekazu.

Pierwszy krok na drodze zrozumienia problemu stronniczości me-

diów polega na uznaniu, że najlepsi z dziennikarzy nie zniekształcają fak-
tów ś w i a d o m i e, by dezorientować społeczeństwo albo promować
jakiś program polityczny. Oprócz kilku znanych przykładów, takich jak
fiasko stacji telewizyjnej NBC promującej pickupy firmy General Motors
w audycjach Dateline, świadoma stronniczość nie jest regułą. A tak na-
prawdę chodzi o to, że większość reporterów i redaktorów ma swoje po-
glądy, które wpływają na dobór wiadomości, ich przetwarzanie i prezen-

100

Patrz przyp. 2 na str. 19.

background image

264

MELVIN D. BARGER

towanie. W realiach dzisiejszego świata są oni uwarunkowani tak, że silny
i wyraźny interwencjonizm postrzegają jako rzecz konieczną i nieunik-
nioną. Być może ludzie podający wiadomości nawet nie zdają sobie spra-
wy z tego, że rutynowy reportaż może odzwierciedlać interwencjoni-
styczne nachylenie; skoro jednak rząd na wszystkich szczeblach władzy
mocno angażuje się w sprawy gospodarcze i społeczne, to codzienne
wiadomości odzwierciedlając ten stan rzeczy siłą propagują poglądy poli-
tyczne – właśnie interwencjonistyczne. Ostatnio na przykład artykuł
o zdarzeniu w Toledo

101

podkreślił fakt, że „dekarz bez uprawnień” pra-

cował na dachu budynku, w którym wybuchł pożar. Wydarzenie to za-
kłada powiązanie pomiędzy zawodowymi uprawnieniami a bezpieczeń-
stwem przeciwpożarowym, które raczej nie istnieje.

To samo nastawienie umysłów uwidacznia się wtedy, kiedy pojawia-

ją się problemy w biznesie i przemyśle tam, gdzie jeszcze nie są one obję-
te regulacjami prawnymi. Doniesienia będą niezmiennie wskazywały na
fakt, że dane przedsiębiorstwo nie podlega regulacjom, będą też
z upodobaniem cytowani politycy, którzy wyrażą potrzebę wprowadzenia
regulacji, by uniknąć podobnych problemów w przyszłości. Politycznym
skutkiem takich działań jest zawiadamianie o wprowadzeniu kolejnych
regulacji bez jakiegokolwiek komentarza i bez informacji o tym, że
zwiększona w wyniku regulacji kontrola nad gospodarką jest albo niepo-
trzebna, albo nawet szkodliwa.

Polityczna stronniczość mediów wyrasta także z potrzeb ich wła-

snej organizacji. Wielkonakładowe czasopisma oraz przedsiębiorstwa ra-
diowo-telewizyjne to firmy nastawione na zysk, zaś ich podstawowym in-
teresem jest ochrona własnych komercyjnych korzyści, zysków i możli-
wości. Jak w przypadku innych wielkich korporacji tak i te pogodziły się
z wtargnięciem władzy państwa w ich sferę działania, a nawet zaakcepto-
wały je, sądząc że tak właśnie powinno być. Chociaż Pierwsza Poprawka
pozostawia organizacjom mediów swobodę działania w zakresie doboru
wiadomości oraz ich opracowania, to jednak ich działalność jest regulo-
wana na niezliczone inne sposoby. A przecież dostarczanie wiadomości
musi przynosić zysk, co oznacza że media muszą sobie jakoś radzić
z licznymi federalnymi i stanowymi ciałami politycznymi. I tak jak wielkie
przedsiębiorstwa w innych obszarach gospodarki, media są atakowane

101

W stanie Ohio.

background image

63. MOŻEMY POLEGAĆ NA BEZSTRONNOŚCI MEDIÓW

265

i zagrożone przez grupy interesów, które używają polityków jako swoich
sprzymierzeńców. A wszystko to odgrywa swoją rolę w kształtowaniu
wiadomości prezentowanych przez media.

Redaktorzy i wydawcy, chociaż głoszą niezależność i oddanie praw-

dzie, rzadko popierają sprawy, które zagrażają trwaniu ich własnych insty-
tucji. Widać to najlepiej na przykładzie niepowodzenia długotrwałej wal-
ki największych gazet o zlikwidowanie koncesjonowania radiowych i tele-
wizyjnych środków przekazu. Dobre reportaże i celne komentarze praso-
we mogłyby zahamować rosnący nacisk, jaki wywiera obecnie rząd by
kontrolować i kształtować programy telewizyjne. Nacisk ten jest możliwy
jedynie dzięki koncesjonowaniu nadawania programów telewizyjnych.
Jednakże ogromne organizacje zajmujące się dostarczaniem informacji
prasowych powstrzymywały swoją opozycję milcząco przystając na fakt,
że koncesjonowanie i regulacja to także niedogodna sytuacja komercyjna
dla ich największych konkurentów – stacji telewizyjnych – w walce o do-
lary agencji reklamowych.

Wiele mówi się na temat oczywistego liberalnego

102

nachylenia, ja-

kie obecnie obserwujemy u wielu wpływowych dziennikarzy. The Media
Elite
publikując badania z roku 1986 podaje:

103

Dzisiaj najwybitniejsi dziennikarze zajmują politycznie stanowisko liberalne; są to

ludzie wyalienowani z tradycyjnych norm oraz instytucji. Większość z nich umieszcza sie-

bie na lewo od centrum i regularnie głosuje na demokratów. Wszelako nie podzielają oni

liberalizmu Nowego Ładu typowego dla biedoty, wyznając raczej liberalizm społeczny

miejskiego mądrali. Popierają silne państwo opieki socjalnej w ramach kapitalizmu, jed-

nakże bardzo różnią się od całości społeczeństwa, jeśli chodzi o wywołujące podziały

problemy społeczne, jakie wyłoniły się w latach 60-tych (aborcja, prawa homoseksuali-

stów, prawa dla grup mniejszościowych i kobiet itd.). Wielu z nich wyalienowało się

z „systemu” i przyjęło postawę krytyczną wobec światowej roli Ameryki. Chcieliby oni

pozbawić tradycyjne ośrodki władzy ich wpływów i wzmocnić wpływy przywódców Mu-

rzynów, grup konsumentów, intelektualistów oraz… mediów.

Nie jest już tajemnicą, że takie „przesunięcie w lewo” istnieje, staje

się też ono niekiedy problemem w czasie wyborów, kiedy podejrzewa się
dziennikarzy, że zbyt mocno krytykują pewnych kandydatów „traktując
ulgowo” swoich faworytów. Rzeczywiście może się to czasami wydarzyć,

102

Patrz przyp. 20 na str. 36.

103

S. Robert Lichter, Stanley Rothman i Linda S. Lichter (Bethesda, Md.: Adler &

Adler, Publishers, Inc., 1986), str. 294.

background image

266

MELVIN D. BARGER

jednak bardziej kłopotliwą jest stronniczość, z jaką dziennikarze ciągle
podchodzą do problemów i grup przez siebie preferowanych, ignorując
jednocześnie fakty i argumenty, które mogą zaszkodzić ich faworytom.

Czy istnieją jakieś rozsądne rozwiązania problemu stronniczości

mediów? Czy w kraju, który ceni sobie wolność prasy, można jakoś wy-
eliminować problem stronniczości w podawaniu wiadomości? Owszem,
można, jeśli krytycy tej praktyki zachowają szacunek dla wolności, uczci-
wości, czy nawet poczucie humoru. Ważnym jest też, by pamiętać, że
choć nie zawsze najbardziej popularne środki przekazu przedstawią nam
bezstronny politycznie punkt widzenia, to wiele innych publikacji i źró-
deł informacji może nam dostarczyć potrzebnych wiadomości. Innymi
słowy: tam gdzie zachowuje się i chroni wolność prasy, problem stronni-
czości mediów sam będzie się korygował. A oto kilka spraw, jakie trzeba
mieć na uwadze:

1. P r o f e s j o n a l i ś c i o d m e d i ó w m a j ą w ł a s n y c h

k r y t y k ó w w s w o i m z a w o d z i e. Nieważne jaki problem się dys-
kutuje, znajdzie się pewna liczba dziennikarzy i reporterów, którzy wyja-
śnią, gdzie komentarz jest błędny, stronniczy czy nieadekwatny. Chociaż
ci stronniczy są czasem aż aroganccy w swojej stronniczości, większość
dziennikarzy nadal stara się nie dać powodu do nawet najmniejszej uwagi
zarzucającej im brak profesjonalizmu w swoich komentarzach.

2. S t r o n n i c z y r e p o r t a ż d a j e k r y t y k o m i o p o -

n e n t o m m o ż l i w o ś ć p r e z e n t o w a n i a s w o i c h w ł a s n y c h
p o g l ą d ó w. Ludzie narzekają na stronniczy reportaż, mają jednak
możliwość wyrażania swoich opinii w „listach”, wystąpieniach politycz-
nych czy artykułach. Niekiedy nieuczciwe potraktowanie kogoś w gazecie
czy telewizji może przynieść mu nawet polityczną korzyść.

3. T a m g d z i e i s t n i e j e w o l n o ś ć p r a s y, z a w s z e

p o j a w i ą s i ę o d m i e n n e g ł o s y i p o g l ą d y, a p r o p o r -
c j o n a l n i e d o t e g o p o j a w i s i ę p e w i e n p o z i o m n i e z a -
d o w o l e n i a z m e d i ó w. Jeśli chodzi o media amerykańskie, zostało
to dobitnie pokazane zdumiewającym wybiciem się Rusha Limbaugh

104

104

Rush Limbaugh, popularny dziennikarz amerykański prowadzący cotygodnio-

we audycje telewizyjne typu talk-shaw. Jego książka The Way Things Ought to Be ukazała się

w polskim przekładzie pod tytułem Właściwy porządek rzeczy, Wyd. Kobieta Ltd., Chicago

1996 [red.].

background image

63. MOŻEMY POLEGAĆ NA BEZSTRONNOŚCI MEDIÓW

267

jako rzecznika konserwatyzmu. Jego sukces jest w historii Ameryki bez-
precedensowy. Nienawidzony przez jednych i uwielbiany przez innych,
Limbaugh zagrał rzecz jasna na uczuciach, jakie tłumy żywią do sposobu
traktowania ich własnych poglądów przez media. Rzecz nie tylko w jego
osobistych zdolnościach, chodzi też o to, że dostarczył on „odpowiedzi
rynku” na potrzebę, która już istniała. A tam gdzie na rynku informacji
jest wolność, zawsze pojawią się rzecznicy niezaspokojonych i czasem
nawet niewyartykułowanych, chociaż istniejących, potrzeb.

4. S p o s ó b , w j a k i m e d i a p o d a j ą w i a d o m o ś c i , t o

t y l k o c z ę ś ć p r o c e s ó w, k t ó r e z a j m u j ą s i ę n a s z y m
p o l i t y c z n y m p u n k t e m w i d z e n i a. Choć często się mówi, że
gazety kontrolują wydarzenia polityczne, to nie zawsze okazuje się to
prawdą. Istnieje przecież spora liczba politycznych działań, które pono-
szą klęskę, choć popiera je jedyna gazeta w mieście. Dotyczy to zwłasz-
cza problemów podatkowych, kiedy kilka osób rozprowadzających for-
mularze

105

potrafi obalić propozycję, za którą stoją najpopularniejsi przy-

wódcy i politycy. Trzeba także pamiętać, że obywatele rozdający formula-
rze to także „media” i że ich działania są też wyrazem praw gwarantowa-
nych przez Pierwszą Poprawkę.

5. B ą d ź c i e o s t r o ż n i i s c e p t y c z n i w s t o s u n k u d o

t e g o , c o c z y t a c i e i s ł y s z y c i e w ś r o d k a c h p r z e k a z u .
A j e s z c z e b a r d z i e j m i e j c i e s i ę n a b a c z n o ś c i w o b e c
t y c h , k t ó r z y c h ę t n i e w y k o r z y s t a l i b y w a s z e n i e z a -
d o w o l e n i e , b y z n i s z c z y ć w o l n o ś ć s ł o w a. Na obszarze
działań komercyjnych niezadowolenie konsumentów z pewnych produk-
tów czy usług stało się pretekstem dla istotnego ograniczenia wolności
osobistej pod pozorem naprawiających sytuację regulacji prawnych. Kon-
sumenci „wyszli” na tej transakcji z rządem dużo gorzej, niż na transak-
cjach niekorzystnych dla społeczeństwa zawieranych na wolnym rynku.
Dzisiaj wielu z nas nie jest zadowolonych ze środków przekazu, działają-
cych na rynku dostarczającym informacji oraz idei. Chociaż jednak nie
możemy mieć zupełnego zaufania do mediów i wierzyć, że prezentują

105

Formularze, które wypełniają i na których podpisują się podatnicy, protestujący

przeciw jakiejś inicjatywie władz, najczęściej fiskalnej. W przeciwieństwie do naszych li-

stów protestacyjnych, które były jedynie wyrazem woli i poglądów osób protestujących,

w Stanach Zjednoczonych przy odpowiednio wielu podpisach i wypełnionych formula-

rzach władze są zmuszone do zmodyfikowania lub zarzucenia swojej „oprotestowanej”

inicjatywy [red.].

background image

268

MELVIN D. BARGER

nam bezstronny punkt widzenia na sprawy polityczne, powinniśmy pole-
gać na naszym własnym zdrowym rozsądku i umiłowaniu wolności, któ-
re pozwolą nam podejść do stronniczości mediów w sposób konstruk-
tywny. Tam gdzie istnieje zrozumienie i akceptacja wolności, będzie także
istniała odpowiednia równowaga pomiędzy sprawdzonymi i wyważonymi
informacjami, korygującymi informacje i wiadomości stronnicze.

Tłum. Jan Kłos

background image

Paul A. Cleveland i Benjamin L. Crawford

Paul A. Cleveland i Benjamin L. Crawford

64. Finansowanie sztuki ze środków publicznych

wspiera kulturę narodową

64. Finansowanie sztuki ze środków publicznych

Często twierdzi się, iż subwencje rządowe wspierające sztukę, takie

jak dotacje dla orkiestr symfonicznych, oper, zespołów tanecznych, mu-
zeów, teatrów – wspierają rozwój kultury. Z takiego podejścia wynikło
też utworzenie Narodowego Funduszu Wspierania Sztuk (National En-
dowment for the Arts
); jego zwolennicy zachwalają go na wiele różnych spo-
sobów. Na przykład Maya Angelou w swoim artykule zatytułowanym
Sztuka i polityka społeczna podkreśla, iż należy uwolnić sztukę z wszelkich
„okowów”, ponieważ pomaga ona ludziom „stać dumnie wyprostowa-
nym”. Stanie wyprostowanym pozwala z kolei ludziom przetrwać próby
i ciężary życia. Angelou pisze:

106

Siła czarnej Ameryki, by przeciwstawić się procom, strzałom, linczującym tłumom

i złośliwemu pomijaniu sięga bezpośrednio do literatury, muzyki, tańca i filozofii, które

odziedziczyliśmy i które, pomimo prób ich wykorzenienia, pozostają w naszym społe-

czeństwie do dzisiaj.

Autorka stawia sprawę jasno. Uważa, że państwo powinno subsy-

diować sztukę, by uwolnić czarnych artystów Ameryki z „okowów”, jakie
ograniczają ich zdolność wypowiadania się. Wszelako powstają tu dwa
pytania: co zakuwa czarnego (czy w ogóle jakiegokolwiek) artystę w kaj-
dany i dlaczego subsydia państwowe mają usunąć te kajdany?

Zanim odpowiemy na te pytania, musimy rozważyć sposoby działa-

nia władz i naturę sztuki. Istnieje kilka kryteriów oceny działania, takich
jak choćby skuteczność i uczciwość; ponieważ Angelou koncentruje się

106

Andrew Buchwalter, wyd., Arts and Public Policy, Culture & Democracy (Boulder,

Colorado: Westview, 1992), str. 29.

background image

270

PAUL A. CLEVELAND I BENJAMIN L. CRAWFORD

na uczciwości, zastanówmy się czy rządowe subsydia sztuki naprawdę
prowadzą do większej sprawiedliwości.

Żeby przeanalizować powyższy problem musimy najpierw zastano-

wić się, czym jest dotacja i w jaki sposób jest fundowana. Dotacje pań-
stwowe muszą pochodzić z budżetu rządu, który tworzony jest z różnych
form opodatkowania. Opodatkowanie zawsze zawiera w sobie element
przymuszenia obywateli, by pozbyli się części swojej materialnej własno-
ści w celu finansowania programów rządowych. Zatem ci, którzy rzeczy-
wiście muszą płacić na subsydia dla artystów, już nie mają wyboru i to
oni w rzeczywistości zostają skutecznie „skrępowani kajdanami” płacąc
za coś, za co może chcą, ale też być może nie chcą płacić. Jedyne „uwol-
nienie”, według argumentacji Angelou, dotyczy więc artystów: teraz
mogą oni swobodnie, w imię sztuki, oferować coś zniewolonej do pokry-
wania kosztów dotacji większości podatników. Jeśli uznamy, że niewol-
nictwo jest niesprawiedliwe, to dotowanie sztuki nie jest uczciwe i już tyl-
ko na tej podstawie powinno być odrzucone.

Pozostaje nam zatem zbadać naturę samej sztuki i celu, jaki przy-

świeca nam przy jej konsumpcji. Najlepiej wyraził naturę sztuki Leonard
Peikoff. Twierdzi on, iż zadaniem sztuki „nie jest udowadnianie, lecz po-
kazywanie, konkretyzowanie sensu życia artysty, czy będzie on prawdziwy
czy fałszywy

107

. Sztuka może przekazać ludzkie emocje związane z ja-

kimś problemem i skonkretyzować je, tak że ludzie zyskują lepsze wza-
jemne zrozumienie oraz lepsze zrozumienie różnorakich doświadczeń
życiowych. Sztukę najczęściej opisuje się jako zwierciadło społeczeństwa,
zwierciadło, w którym możemy zobaczyć własne odbicie; niemniej jed-
nak, by to odbicie miało wartość, musi być komunikatywnym.

Sztuka może wychowywać i oświecać. By mogła spełniać te funk-

cje, musi komunikować. Artysta usiłuje komunikować innym przez kon-
kretyzację emocji, tak by konsument mógł lepiej zrozumieć jakiś kon-
kretny problem, sytuację czy odczucie. Komunikacja może zachodzić
między pokoleniami lub wewnątrzpokoleniowo. Może być międzyrasowa
i wewnątrzrasowa. W każdym przypadku komunikujący się pragną uzy-
skać lepsze zrozumienie poprzez konsumpcję sztuki i tylko oni mogą po-

107

Leonard Peikoff, Objectivism: The Philosophy of Ayn Rand (New York: Penguin,

1991), str. 438.

background image

64. FINANSOWANIE SZTUKI ZE ŚRODKÓW PUBLICZNYCH

271

wiedzieć, czy jakiś konkretny wysiłek konkretnego artysty rzeczywiście
przekazuje jakiś znaczący komunikat-przesłanie, czy też nie.

Mając definicję sztuki i jej zadania rozważmy inne pytanie: jaka po-

lityka rządu najlepiej pozwoli sztuce na zapewnienie znaczącej komunika-
cji pomiędzy artystą i konsumentami sztuki? Odpowiedź powinna być
oczywista. Skoro konsument jest jedyną osobą, która może ocenić, czy
nastąpiła jakaś znacząca komunikacja czy też nie, jedynie konsument jest
w stanie wybierać. Dotacje rządowe eliminują ten wybór i umożliwiają ar-
tystom wybór tego, co będą tworzyli, niezależnie od rezultatu – czy rze-
czywiście komunikuje on cokolwiek istotnego odbiorcom.

Argument za wprowadzeniem reguł wolnego rynku do sfery two-

rzenia i sprzedawania sztuki jest oczywisty. Sztukę otacza bardzo wielka
dwuznaczność, wydaje się zatem rzeczą ze wszech miar rozsądną, żeby
każda osoba decydowała o rodzaju, ilości oraz jakości sztuki, jaką chce
konsumować. Wtedy konsumpcja ta będzie oparta na korzyściach, jakie
zyskuje konsument, który jako jedyny jest w stanie ocenić wagę przesła-
nia otrzymanego od artysty. Wszelkie popieranie i wychwalanie kultury
będzie też wtedy owocem skutecznego komunikatu pewnej prawdy, któ-
rej wcześniej nie dostrzeżono.

Czy artysta ma jakieś ważne przesłanie do przekazania społeczeń-

stwu? Jeśli tak, pozwólmy mu spróbować komunikować się poprzez jego
sztukę. Jeśli przesłanie spotka się z odbiorem, artysta dowie się, jak ludzie
reagują na jego pracę, ale rząd nigdy nie będzie w stanie wymusić takiego
przesłania, które sztuce nadaje jej wartość. W sytuacji całkowicie wolne-
go rynku wszelka dyskusja o artystycznych standardach, które należy
promować, staje się sprawą sporną. Każda jednostka sama wybiera po-
między tym, co jest wartościowe a tym, co nie jest wartościowe, a także
co jest obrażające, a co nie.

Spory dotyczące dopuszczenia sił rynkowych by decydowały, co ze

sfery sztuki ma odnieść sukces, a co upaść, tak naprawdę pochodzą od
artystów pechowych, którzy mówią, lecz nikt ich nie słucha. Sfrustrowa-
ne brakiem odzewu ze strony odbiorców sztuki osoby te, popierane
przez garstkę konsumentów pragnących subsydiowania ich konsumpcji,
podjęły udaną próbę nacisku na Kongres, by im zapewnił odbiorców.
W rzeczywistości pragną oni „uwolnić” siebie przez zniewolenie innych.
Prawdziwej wolności nigdy nie zdobywa się tą drogą.

background image

272

PAUL A. CLEVELAND I BENJAMIN L. CRAWFORD

Ktoś mógłby twierdzić, że [wolny rynek] zdusi wszelką innowację

w sztuce. Jest to jednak twierdzenie słabe. Jeśli artysta jest naprawdę za-
interesowany przesłaniem, które ma nadzieję przekazać masom, będzie
nieustannie szukał nowych dróg jego przekazywania. Można mieć na-
dzieję, że jeśli przesłanie jest prawdziwe, a nie fałszywe, ktoś zacznie
w końcu słuchać. Również prawdziwy komunikat, jednak taki, którego
nikt nie usłyszał, nie stwarza powodu do państwowych subwencji. Dla
każdego powinno być też sprawą oczywistą, że nawet zniewolenie od-
biorców i zmuszenie ich do słuchania nie gwarantuje tego, że rzeczywi-
ście usłyszą oni przesłanie. Zatem argument o „zduszeniu innowacji”
upada. Jałowym jest zmuszanie ludzi do słuchania przesłań, nawet waż-
nych. Jedynym, co może wyniknąć z takiego „przymuszającego” podej-
ścia do konsumpcji sztuki, jest jeszcze większa alienacja artystów spośród
odbiorców ich dzieł.

Tłum. Jan Kłos

background image

Melvin D. Barger

Melvin D. Barger

65. Dotacje rządowe są potrzebne,

by sztuka mogła przetrwać

65. Dotacje rządowe są potrzebne

Kim jest artysta? Jak można go odkryć i pomóc mu? Jak możemy

się upewnić, że znaleźliśmy prawdziwą sztukę i że zachowamy ją dla do-
bra całej ludzkości i przyszłych pokoleń?

Według niektórych artyści to gatunek zagrożony, który może wygi-

nąć, jeśli nie otrzyma specjalnej pomocy i nie otoczy się go troską. Wyda-
je się, że właśnie na gruncie takiego poglądu rodzi się usilne dążenie, by
uczynić z podtrzymywania sztuki konieczną i ważną funkcję państwa.
Amerykanów szczególnie beszta się za to, że nie popierają hojnych dota-
cji na rzecz sztuki. Podczas gdy wiele państw europejskich popiera arty-
stów i przedsięwzięcia artystyczne, w Stanach Zjednoczonych entuzjazm
przejawiany wobec takich działań jest mniejszy. Jeszcze niedawno artyści
wszelkiej maści uważani byli za niezależną grupę ludzi, którzy naprawdę
nie chcieli niczyjej opieki i pomocy.

Ustanowienie Narodowego Funduszu Sztuk (National Endowment

for the Arts – NEA) w 1965 roku stało się dla państwowego mecenatu
punktem zwrotnym. Fundusz ten wkrótce stał się przemysłem przyno-
szącym 180 milionów dolarów rocznie i cieszącym się poparciem rządu
federalnego. Obecnie wciąż słychać głosy wpływowych osób, domagają-
cych się od państwa i władz lokalnych zwiększenia funduszów NEA i co-
raz większych subwencji na rzecz sztuki. Niezmiennie pojawia się też ar-
gument, jakoby sztuka bez pomocy rządu federalnego i jeszcze większe-
go niż obecne zaangażowania finansowego miała w przyszłości słabnąć,
aż w końcu umrze.

Odpowiedź zwolennika wolnego rynku brzmi: artyści powinni być

wspierani przez jednostki i organizacje prywatne w sposób dobrowolny

background image

274

MELVIN D. BARGER

i koncyliacyjny. Jest to szczególnie ważne dla wszystkich gałęzi sztuk wi-
zualnych i przedstawieniowych, bowiem takie sprawy jak wolność słowa,
przekonania i wypowiedzi są w ich przypadku ważne – i zagrożone.
W wolnym społeczeństwie rzeczą istotną jest to, by rządy zachowały tę
samą neutralność wobec sztuki, jaką mają zachować wobec religii i prasy.
Ludzie zajmujący się sztukami wizualnymi i przedstawieniowymi doma-
gają się szerokiego zakresu wolności w ich dążeniu do pełnego wyrażania
siebie. Nie ma właściwie żadnego usprawiedliwienia dla państw, które
zdejmują sztuki ze sceny, zakazują wydania książki, ingerują w koncerty
albo zabraniają wystaw malarstwa czy fotografii.

Jednakże jeśli artyści mają być wolni od przymusu i ingerencji

władz, muszą też unikać popełniania tego fatalnego błędu, jakim jest
zwracanie się do rządu o pomoc wszelkiego rodzaju – przy jednocze-
snym oczekiwaniu wolności dla swojej sztuki. Wiele się o tym mówiło
w ostatnich latach, kiedy artyści opłakiwali działanie cenzury, polegającej
na tym, że niektórzy urzędnicy państwowi oponowali wobec dzieł arty-
stycznych, uznanych przez siebie za obsceniczne, a finansowanych przez
NEA. A przecież jest oczywiste, że artyści otrzymujący rządowe dotacje
muszą podporządkować się pewnej linii politycznej, a przynajmniej spo-
dziewać się reakcji politycznych wobec swoich dzieł.

Niezależnie od tego, czy się na to zgadzają czy też nie, artyści

otrzymujący pomoc rządową stali się najemnikami państwa i muszą pod-
dać się pewnej politycznej kontroli. Nawet jeśli nie mówi się tego otwar-
cie, przyjęcie dotacji zakłada podpisanie zgody na stosowanie się do róż-
norodnych politycznie warunkowanych wskazówek. W praktyce na przy-
kład dotacje rządowe dla artystów są czasami tak rozdawane, iż fawory-
zują pewne grupy mniejszościowe. I chociaż wielu przystaje na takie pre-
ferencje, mamy tu do czynienia z celem politycznym, a nie artystycznym.
Przecież gdyby dotacje miały wspierać najlepszą twórczość artystyczną,
byłyby przydzielane jedynie na podstawie jakości dzieł.

Istotnym pytaniem jest tutaj następujące: czy sztuka w systemie

wolnorynkowym przetrwa? Odpowiedź brzmi: wolność jest niezastąpio-
ną przy tworzeniu i zachowaniu dobrej sztuki. Większość dzieł sztuki, ja-
kie obecnie powstają, tworzą artyści, którzy pracują sami lub realizują
przedsięwzięcia komercyjne, oddane w służbę sztuce. Spora część doko-
nań artystycznych w przeszłości jest także zasługą jednostek, czasami na-

background image

65. DOTACJE RZĄDOWE SĄ POTRZEBNE

275

wet przy hamujących działaniach władz. Jednocześnie dużą część wytwo-
rów sztuk pięknych nabywają indywidualni nabywcy albo organizacje
traktując to jako inwestowanie lub tworzenie kolekcji, co powoduje, że
nabyte dzieła znajdują się pod ścisłą ochroną i są otoczone troską. Poza
rzadkimi wyjątkami można być pewnym, że handlarze dziełami sztuki
i ich nabywcy lepiej je zachowają, niż rozmaite organizacje biurokratycz-
ne, które pracują jako agendy władz i pod kontrolą rządu.

Trzeba także zauważyć, że nie istnieje jednolita definicja prawdzi-

wej sztuki. Jest to pole otwarte dla pozy, fałszu i pretensjonalności. Nie-
jednokrotnie to wpływowe elity decydują o tym, że pewni ludzie stają się
artystami, zupełnie ignorując czy nawet potępiając innych, których prace
i dokonania artystyczne są cenione przez ogół społeczeństwa. Przyjrzyj-
my się takim właśnie kontrowersjom a odkryjemy, że nawet zwolennicy
elit nie są zgodni co do tego, na czym polega prawdziwy talent czy dobra
sztuka. Wielu z nich będzie w sposób nieuczciwy nastawionych krytycz-
nie i wrogo do rywali i artystów, których praca nie dosięga ich własnego
standardu. Wobec tego, że z natury sam świat sztuki jest podzielony,
trudno uwierzyć, że jakiś organ rządowy wybierze spośród artystów
prawdziwych zwycięzców i przegranych.

Mitem jest także twierdzenie, iż wielcy artyści, których będą uwiel-

biały przyszłe pokolenia, są źle traktowani w swojej epoce. Jeśli zaniecha-
my państwowego poparcia dla sztuki, głosi ten pogląd, będziemy skazy-
wali kolejnego van Gogha czy Mozarta na nędzną egzystencję. Ale prze-
cież nawet nie wiemy, czy przedstawiciele NEA wiedzą, jak troszczyć się
o przyszłego van Gogha czy Mozarta, ani czy wiedzą jak go znaleźć mię-
dzy tysiącami ujawniających wcześnie oznaki talentu i ubiegających się
o dotacje. Musimy także uwzględnić fakt, że wielu utalentowanych arty-
stów, tak w przeszłości jak i obecnie, przeżywa problemy osobiste, które
są przyczyną ich kłopotów. Wydaje się, że trudno byłoby znaleźć grupę
ludzi bardziej niechętnych do pracy w warunkach ograniczeń i zaleceń,
będących skutkami rządowych dotacji, niż artyści.

Ogólnie biorąc można stwierdzić, że sam rynek najlepiej pracuje na

rzecz uwiecznienia sztuki. Artyści wszelkiej maści są lepiej traktowani
i sowiciej nagradzani w warunkach kwitnącej gospodarki rynkowej, niż
w jakimkolwiek systemie finansowanym przez rząd. Wydaje się, że obec-
nie istnieje więcej zawodów i rentownych zajęć związanych ze sztuką, niż
kiedykolwiek wcześniej w historii. W samych tylko Stanach Zjednoczo-

background image

276

MELVIN D. BARGER

nych żyje wielu ludzi zajmujących się sztuką przedstawieniową i wizualną,
których dochody roczne wyrażają się liczbami sześciocyfrowymi, wielu
też ludzi pracuje w dziedzinach zapewniających wystarczającą ilość wol-
nego czasu, by poświęcić się „konsumpcji” dzieł sztuki i działalności ar-
tystycznej. Jednocześnie uczelnie i uniwersytety to wielcy sponsorzy dzia-
łań związanych ze sztuką. Rynek komercyjny rozwija także nowe techno-
logie i systemy, które wzmacniają wyraz artystyczny: urządzenia elektro-
niczne w muzyce, ogromna poprawa systemów dźwiękowych i obrazów
ruchomych, lepsze materiały dla malarzy i rzeźbiarzy, bardziej wydajne
metody druku.

Jeśli nawet rynek się chwieje albo przez jakiś czas trwa na nim bes-

sa, sztuka przetrwa i nie ma potrzeby obawiać się ani o jej przyszłość, ani
o przyszłość indywidualnych artystów. Ludzka dążność do wyrażania się
w różnych formach sztuki jest głęboko zakorzeniona i posiada długą hi-
storię. Sztuka naprawdę stanowi część duszy człowieka, a nie jego rządu,
i potrafi przetrwać na swój sposób i swoimi własnymi drogami. Jest czę-
ścią ludzkiej egzystencji i naszego ciągłego dążenia w górę.

Tłum. Jan Kłos

background image

Walter Block

Walter Block

66. Wychowanie seksualne

powinno odbywać się w szkołach

66. Wychowanie seksualne w szkołach

Jest to zagadnienie wywołujące ostatnio zażarte spory. Niektórzy

rodzice bardzo pragną, by ich dzieci otrzymały pełne wykształcenie, zaś
studiowanie ludzkiej płciowości uważają za rzecz dla dobrze wykształco-
nej osoby istotną. Inni, po przeciwnej stronie barykady, głośno i dobitnie
przedstawiają swoje stanowisko: twierdzą otóż, że te sprawy powinno się
pozostawiać w gestii domu czy kościoła, albo w ogóle o nich nie ro-
zmawiać.

No i jak tu rozwiązać ten problem? Cóż, istnieją dwa i tylko dwa

rozwiązania; wszystkie pozostałe to po prostu kombinacje i permutacje
tych dwóch skrajnych przypadków.

Pierwsza metoda to użycie przymusu. Sprawę rozstrzyga dyktator

albo demokratyczny głos całej społeczności, albo rada szkoły czy bur-
mistrz, rada miejska czy też komitet rodzicielski. Jakkolwiek zostanie tą
metodą rozwiązany problem, przegrani będą zmuszeni do przyjęcia sta-
nowiska tych, którzy wygrali. Cokolwiek byśmy bowiem uczynili, istnieje
tylko jedna alternatywa: albo mamy wychowanie seksualne w szkole, albo
nie. Jedna z dwu grup, niezależnie czy to będą zwolennicy czy przeciwni-
cy, musi z konieczności być niezadowolona.

Druga metoda to przyjęcie systemu prywatnej przedsiębiorczości.

Wtedy nie istnieje taka rzecz, jak publiczna szkoła. Wszystko jest prywat-
ne. Każdy zarząd konkretnej prywatnej szkoły określa w sprawie edukacji
seksualnej swoje własne stanowisko. W związku z tym w jednych szko-
łach wychowania seksualnego w ogóle nie ma, w innych natomiast stano-
wi ono centralny punkt całego doświadczenia edukacyjnego. W większo-
ści zaś przypadków przedmiot ten traktowany jest z umiarem.

background image

278

WALTER BLOCK

W takich okolicznościach każdy może być zadowolony. Rodzice

popierają szkoły, których program najlepiej odzwierciedla ich własny
punkt widzenia na tę sprawę. Mając do dyspozycji dziesiątki, jeśli nie set-
ki, instytucji edukacyjnych w każdym mieście, bez wątpienia można bę-
dzie znaleźć taką, która będzie w tym konkretnym zakresie odpowiadać
każdemu z rodziców.

Rozważmy teraz pewną analogię. Zamiast zastanawiać się nad kwe-

stią „czy powinniśmy mieć wychowanie seksualne w szkołach”, zapytaj-
my na przykład „czy każda restauracja powinna podawać pizzę”.

Gdyby powyższą kwestię można było rozwiązać w taki sam spo-

sób, jak podeszliśmy do problemu wychowania seksualnego, nasz system
[żywienia zbiorowego] wyglądałby zgoła inaczej. Rząd prowadziłby więk-
szość restauracji. Wszyscy obywatele musieliby płacić za te publiczne re-
stauracje, niezależnie od tego, czy do nich chodzą czy też nie. Ci nato-
miast, którzy uczęszczają do prywatnych, musieliby płacić podwójnie: raz
za posiłki w restauracji według wyboru i drugi raz, poprzez podatki, za
sieć restauracji publicznych. Ponadto ludzie byliby przypisani oficjalnie
do jednej publicznej restauracji, która znajduje się w pobliżu. Jeśli zaś
chodzi o problem pizzy, wszystkie publiczne restauracje albo miałaby ten
produkt, albo nie. Nie istniałyby restauracje specjalizujące się w różnych
kuchniach ani też ludzie wybierający to, co odpowiada ich kulinarnym
upodobaniom. W efekcie zarówno miłośnicy pizzy jak i jej wrogowie by-
liby niezadowoleni.

Recz w tym, że rynek w porównaniu z państwem jest prawie nie-

ograniczenie elastyczny. Dzieje się tak nawet wtedy, kiedy wolny rynek
edukacyjny porównuje się z edukacyjnym socjalizmem. W dodatku sys-
tem zysku i straty obowiązujący przedsiębiorstwa na wolnym rynku dąży
do wyeliminowania tych przedsiębiorców, którzy nie są w stanie zaspoko-
ić swoich klientów. Niech tylko firma prywatna wykonująca usługi dla
szkoły podstawowej zrobi coś w sprawie wychowania seksualnego w spo-
sób niezgodny z poglądami rodziców, a już pierwszy klient odchodzi do
konkurenta – a za nim być może następni. Zupełnie inaczej wygląda to
w przypadku państwowych biurokratów od wychowania: ci mają bardzo
słabą motywację, by zaspokajać wymogi ich zniewolonych odbiorców –
jeśli rodzice nie akceptują takiej czy innej polityki edukacyjnej, to tym go-
rzej dla nich; w każdej sytuacji i tak muszą nadal płacić podatki szkolne.

background image

66. WYCHOWANIE SEKSUALNE W SZKOŁACH

279

Dowodem poprawności naszego punktu widzenia niech będzie

fakt, że po prostu n i e i s t n i e j e żaden problem „pizzy w restaura-
cjach”, który by obecnie dokuczał społeczeństwu. Sama myśl jest absur-
dalna. Wszelako przyczynę, dzięki której uniknęliśmy tego szczególnego
kłopotu stanowi fakt, iż rynek funkcjonuje w dużej mierze bez naszej
zgody czy nawet wiedzy. Najlepszym sposobem odpowiedzi na wyzwa-
nie, jakie stawia wychowanie seksualne w szkołach, jest sprywatyzowanie
całego szkolnictwa i pozwolenie każdemu rodzicowi na samodzielne de-
cydowanie w tej sprawie.

Istnieje jednak pogląd, że nauczanie jest zbyt ważnym zagadnie-

niem, by można je było pozostawić wolnej przedsiębiorczości, a zatem
musi się nim zająć państwo. Z pewnością jest prawdą, że wykształcenie
jest istotnym czynnikiem, pozwalającym człowiekowi dobrze przeżyć
swoje życie. Człowiek niewykształcony żyje tylko w połowie. Ale jedze-
nie też jest ważne. A skoro znaleźliśmy sposób karmienia ludzi w sposób
skuteczny i dostępny, nie naśladując kołchozów systemu sowieckiego, ich
stołówek, sklepów spożywczych i tak dalej, to z pewnością możemy to
samo uczynić także w przypadku systemu szkolnictwa.

Podsumowując trzeba powiedzieć, że sposób rozwiązania kwestii

wychowania seksualnego (jak też innych pozornie trudnych do rozwiąza-
nia problemów, jak dowożenie dzieci do szkoły autobusem, modlitwa
w szkołach oraz dyskusje wokół filozofii wychowania) polega na pozwo-
leniu rynkowi na działanie. Rynek jest najbardziej produktywną i moralną
instytucją gospodarczą, jaką zna człowiek; z pewnością poradzi sobie
i w tym przypadku.

Tłum. Jan Kłos

background image
background image

CZĘŚĆ IX

HANDEL ZAGRANICZNY I GOSPODARKA

ŚWIATOWA

background image
background image

William H. Peterson

William H. Peterson

67. Handel międzynarodowy to całkiem coś innego

i dlatego winno nim kierować państwo

67. Handel międzynarodowy to coś innego

„Jestem za wolnym handlem ze wszystkimi krajami” – pisał Tho-

mas Jefferson w liście do Elbridge Gerry w roku 1799.

„Musimy konkurować, nie wycofywać się” – powiedział prezydent

William Jefferson Clinton w roku 1993 na temat handlu międzynarodo-
wego.

Jednak na początku obecnej kadencji, Departament Handlu Sta-

nów Zjednoczonych (United States Commerce Department) zarzucił 19 zagra-
nicznym firmom uprawianie „dumpingu” stali na rynku amerykańskim,
czyli jej domniemaną sprzedaż w Stanach Zjednoczonych po cenach niż-
szych niż na rynku krajów pochodzenia towaru. Departament nałożył
tymczasowe cło w wysokości do 109,22 %. Wprowadzenie cła było
w efekcie embargiem na zagraniczną stal wprowadzonym z dnia na
dzień. Pogorszyło to także konkurencyjną pozycję sektorów gospodarki
amerykańskiej korzystających ze stali, przedsiębiorstw takich jak produ-
cenci rur, samochodów oraz lodówek.

Taki dwulicowy język sterowanego handlu oczywiście odpowiada

Waszyngtonowi. Jest to próba zamglenia języka negocjacji w czymś, co
ekonomista Milton Friedman nazywa waszyngtońskim „żelaznym trójką-
tem”, w skład którego wchodzą ustawodawcy, urzędnicy i grupy repre-
zentujące określone interesy (w tym także wielki biznes). Friedman twier-
dzi, że w sytuacji, kiedy zagraniczny rząd subsydiuje swoje towary eks-
portowe, to mimowolnie dotuje on także konsumentów w krajach im-
portujących te towary – jest to dar, którego nie wolno odmawiać. Konsu-
menci winni mieć „wolny wybór”, to znaczy powinni decydować o tym
co kupują, bez względu na źródło pochodzenia towaru. Takie jest też

background image

284

WILLIAM H. PETERSON

znaczenie terminu „wszechwładza konsumenta” używanego tak często
przez W. H. Hutta i Ludwiga von Misesa.

Kierowany handel, z drugiej strony, decyzję wyboru oddaje „żela-

znemu trójkątowi”, uzyskując współpracę ustawodawców za pieniądze
komitetów działań politycznych (political action committee). W związku
z tym odszyfrowanie wymijających stwierdzeń interwencjonistów w spra-
wach wolnego handlu i kierowanego handlu nie jest łatwe, bowiem inter-
wencjoniści nie zawsze mówią to, co mają na myśli i nie zawsze też mają
na myśli to, co mówią.

Chcę tu stwierdzić, że kierowany handel lekceważy logikę konku-

rencji czy to krajowej, czy zagranicznej. Lekceważy korzyści płynące
z geograficznego podziału pracy i dlatego także lekceważy cały handel.
Handel może funkcjonować tylko wtedy, gdy zawierane transakcje są ko-
rzystne zarówno dla sprzedającego, jak i kupującego. W handlu między-
narodowym kierowany handel opiera się rzekomo na potrzebie „wzajem-
ności”. Mówi się, że zmniejszenie ceł w jednym kraju jest uzależnione od
podjęcia przez partnerów handlowych tego kraju podobnych kroków.
Oto i cała filozofia „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” genewskiej organi-
zacji o nazwie „Układ Ogólny w Sprawie Ceł i Handlu” (General Agre-
ement on Tariffs and Trade
– GATT), która blisko osiem lat spędziła na sta-
raniach, by uzyskać zatwierdzenie swych redukcji ceł w ramach tak zwa-
nej rundy urugwajskiej. Zasada wzajemności lub kierowany handel pole-
gają więc głównie na gadaniu o mądrości idei komparatywnych korzyści.
Jak pisał Adam Smith w Bogactwie narodów

108

:

Jeżeli jakiś zagraniczny kraj może dostarczyć nam towar taniej, niż my sami jeste-

śmy go w stanie wyprodukować, to lepiej kupmy go od nich … dla siebie i dla części na-

szego przemysłu, która wykorzysta go w sposób pozwalający nam uzyskać pewną prze-

wagę. W ten sposób przemysł krajowy nie poniesie uszczerbku, będzie jedynie musiał

znaleźć sposób swojego funkcjonowania przynoszący największą korzyść.

Tak więc kiedyś wielki biznes popierał wolny handel – w pełni

i bez żadnych zastrzeżeń – tzn. szeroką międzynarodową konkurencję,
jednostronną wolną wymianę (w razie potrzeby), pełną władzę konsu-
menta i jego prawo wolnego wyboru. Wzajemność nie była jedynie
zwodniczą taktyką.

108

Patrz przyp. 65 na str. 191.

background image

67. HANDEL MIĘDZYNARODOWY TO COŚ INNEGO

285

Rozważmy przykład z przeszłości. Miejsce – Wielka Brytania, czas

– lata 20-te, 30-te i 40-te XIX wieku. Był to okres obowiązywania ustaw
zbożowych (Corn Laws) wprowadzonych w roku 1815, nakładających wy-
sokie cła na import zboża w celu utrzymania dochodów ziemiaństwa po
zakończeniu wojen napoleońskich, a wraz z którymi zakończyła się fran-
cuska zbrojna ingerencja w brytyjski handel. Ustawy zbożowe kładły
ciężkie brzemię okresu pokojowego na barkach robotników i ubogich,
wywołując gwałtowną zwyżkę cen chleba i utrzymując tę grupę często-
kroć na granicy głodu. Na taką scenę wkraczają dwaj biznesmeni, zwo-
lennicy wolnego handlu z branży tekstylnej z Manchesteru – John Bright
i Richard Cobden. Obaj wchodzą do Parlamentu, aby bezpośrednio to-
czyć walkę o wolny handel. Obaj popierają i propagują cele Ligi Przeciw-
ko Ustawom Zbożowym (Anti-Corn Law League), XIX-wiecznej inicjaty-
wy zgoła odmiennej od dzisiejszych protekcjonistycznych grup interesów
handlowych. Celem Ligi było całkowite obalenie ustaw zbożowych, bez
żadnych „jeżeli”, „i” czy „ale”. Liga publikowała całe tony literatury pro-
pagandowej. Agitowała poprzez ówczesne środki masowego przekazu za
jednostronnym, wolnym handlem.

John Bright odznaczał się szczególną elokwencją w czasie swych

podróży po kraju, kiedy promował wolny handel. Mówił – „Chleba na-
szego powszedniego daj nam dzisiaj” – mając na myśli chleb nie obciążo-
ny wysokimi dotacjami. Atakował posiadaczy ziemskich jako „Cornserwa-
tystów

109

, którzy w pogardzie mają wspólne dobro koncentrując się wy-

łącznie na interesach własnej klasy i sprawując kontrolę nad Parlamen-
tem w celu niedopuszczenia na rynek obcego zboża i utrzymania wyso-
kich czynszów dzierżawnych. Dowodził, że protekcjonizm otworzył bra-
mę dla odwetowych ceł przeciwko eksportowi wyrobów produkowanych
w Anglii i jednocześnie pozbawił ubogich taniego chleba.

Liga rozpowszechniała argumenty za wolnym handlem, czasami

w formie rymów, takich jak następujące

110

109

Gra słów, od ang. „corn” – zboże i „conservative” – konserwatysta [przyp. tłum.].

110

W oryginale:

While the burden remains on our backs,

Let the shout for repeal ne'er relax,

Till, like Jericho's wall, Protection will fall,

And give us our loaf without the tax.

lub

Free trade will be the link to bind

background image

286

WILLIAM H. PETERSON

Choć brzemię ciężkie gnie nam kark,

O ustaw kres nie zmilknie głos,

Aż jak Jerycha mur Protekcja runie,

I od podatku wolny da nam chleb.

Lub:

Wolny handel niczym ogniwa,

Jeden kraj z drugim złączy

I pogodzi prawo człeka,

Z prawami wszystkich braci.

W sposób zgoła niezamierzony atak Ligi, Brighta i Cobdena na

protekcjonizm dał początek nowemu myśleniu, nowej szkole ekonomii –
Szkole Manchesterskiej, którą stworzyła grupa biznesmenów i ekonomi-
stów popierających nie tylko wolny handel, ale także koncepcję polityki
minimalnej ingerencji państwa w sprawy ekonomiczne [fr. laissez faire,
funkcjonujące w angielszczyźnie – red.]. Jednak decydujący argument
w debacie nad wolnym handlem przyszedł nie w formie retorycznego
stwierdzenia, lecz w postaci grzyba – zarazy – która zaatakowała planta-
cje ziemniaków w Stanach Zjednoczonych w roku 1843, a następnie
szybko dotarła do Europy, w szczególności do Irlandii. Następstwem
tego był wielki głód w Irlandii (ziemniaki stanowiły tam podstawę poży-
wienia), a sytuację pogorszyły jeszcze bardziej gwałtownie rosnące ceny
chleba w tym kraju. Ogółem około 240 000 Irlandczyków umarło z gło-
du lub chorób wywołanych niedożywieniem, co zapoczątkowało masową
emigrację do Ameryki, Australii i Kanady.

Premier Robert Peel, zaszokowany rozwojem wypadków, zaczął

wspierać ideę uchylenia ustaw zbożowych i 26 czerwca 1846 roku jego
propozycja w sprawie uchylenia weszła w życie. Jednostronnie. Koniec
kierowanego handlu. O wzajemne zmniejszenie ceł ze strony swych part-
nerów handlowych Wielka Brytania ani nie prosiła, ani ich nie ujrzała.
I w taki właśnie sposób Wielka Brytania weszła we wspaniałą erę wolne-
go handlu, ekspansji przemysłowej i wyższego standardu życia, odnoszą-
cego się także do robotników i biednych. Co więcej, Wielka Brytania sta-

Each nation to the other;

'Twill harmonize the rights of man

With every fellow brother.

background image

67. HANDEL MIĘDZYNARODOWY TO COŚ INNEGO

287

ła się nawet najpotężniejszym na świecie mocarstwem ekonomicznym
XIX wieku.

A więc jednostronny wolny handel i wszechwładza konsumenta.

Jakaż różnica w porównaniu z poglądami dzisiejszych zwolenników kie-
rowanego handlu.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Lawrence W. Reed

Lawrence W. Reed

68. Ameryka konsumuje zbyt dużo światowych

zasobów

68. Ameryka konsumuje zbyt dużo

Kilka lat temu raport roczny Narodów Zjednoczonych podaje Sta-

ny Zjednoczone jako kraj zużywający 115 540 kilowatogodzin energii na

osobę w ciągu roku. W tym samym czasie każdy mieszkaniec maleńkiego

Burundi położonego w centralnej Afryce zużywa zaledwie 120 kilowato-

godzin. Przypuszczam, że Amerykanin nadal średnio zużywa około ty-

siąc razy więcej energii niż przeciętny mieszkaniec Republiki Burundi.

Czy wobec tego mamy czuć się winni? Czy Burundi zużywa mniej

energii dlatego, że Ameryka zużywa jej za dużo? Czy energia światowa to

kawał placka, z którego Ameryka zachłannie wyrywa więcej, niż jej się

należy, kosztem Burundczyków naszej planety? Czy Burundczykom le-

piej by się powodziło, gdyby Ameryka zubożała?

Podobne pytania pojawiły się, kiedy przeczytałem w pewnej gaze-

cie oświadczenie człowieka nazywającego siebie zwolennikiem ochrony

zasobów naturalnych. Charakteryzując Stany Zjednoczone człowiek ten

powiedział: „Jeśli 7 % światowej populacji zużywa 40 % energii, jaką ta

populacja dysponuje, to jest to hańba”. W jego rozumieniu można to tłu-

maczyć jedynie „zachłannością”.

A przecież energia nie jest jedyną rzeczą, którą Ameryka zużywa

w ilości większej niż jej udział w światowej populacji. Zjadamy także wię-

cej niż 7 % światowej produkcji frytek i brukselki. Mamy w mieszkaniach

więcej niż 7 % światowego zasobu instalacji wodno-kanalizacyjnych, apa-

ratów słuchowych i piłek do tenisa. Używamy więcej niż 7 % światowej

liczby samochodów, autobusów, ciężarówek, mikrobusów, traktorów, lot-

ni, trycykli i deskorolek. Czytamy ponad 7 % światowej ilości książek

oraz słuchamy ponad 7 % wszystkich wykładów i przemówień, jakie są

background image

68. AMERYKA KONSUMUJE ZBYT DUŻO

289

wygłaszane na świecie. I być może nasz udział w światowym bezsensie

też jest większy, niż te 7 %.

Naszemu krytykowi najwidoczniej nigdy nie przyszło do głowy, że

Ameryka konsumuje więcej, ponieważ produkuje więcej. I taka jest praw-

da – ponad 7 % światowej produkcji frytek, piłek do tenisa, deskorolek

i mnóstwa innych rzeczy. Gdybyśmy danej rzeczy najpierw nie wyprodu-

kowali, nie moglibyśmy jej potem konsumować albo sprzedać za coś,

czego bardziej potrzebujemy. To nie hańba, że Amerykanie zużywają

40 % światowej energii, jeśli oczywiście jest to prawidłowa liczba. To ra-

czej zasługa dla naszej pomysłowości, twórczości, produktywności, na-

szego talentu wprowadzania w czyn zdolności otrzymanych od Boga.

Gdybyśmy ograniczyli zużycie energii tylko do 7 % jej światowej produk-

cji, żylibyśmy krócej, w sposób mniej zdrowy i dużo bardziej bolesny. By-

łoby nas mniej, i to nie z wyboru. Ponadto reszcie świata także gorzej by

się powodziło; nikt przecież nie zyskuje, jeśli jego sąsiedzi, nauczyciele

czy też partnerzy handlowi niszczą samych siebie. Jeśli można nad czymś

lamentować, to tylko nad przyczyną, dla której Burundi produkuje i kon-

sumuje, praktycznie w każdej dziedzinie, tak niesamowicie mało. Nie są-

dzę, żeby „zachłanność” Ameryki miała na to jakikolwiek wpływ.

Czy warto utrzymywać czyste autostrady, chronić środowisko, prze-

twarzać odpadki, mniej marnotrawić i skuteczniej wykorzystywać zasoby?

Oczywiście że tak. Jednakże nie oznacza to, że musimy traktować zawar-

tość śmietnika jak bezcenne skarby. Nie oznacza to, że wydanie dolara,

by zaoszczędzić 10 centów, ma sens. Nie oznacza to też, że na planecie,

której powierzchnię dopiero co zaczęliśmy zeskrobywać, wkrótce zabrak-

nie zasobów naturalnych. Nie oznacza to, że nasza zdolność tworzenia,

ulepszania i sięgania wyżyn technologii nagle się skończyła. I z pewno-

ścią nie oznacza to, iż ze wstydem powinniśmy zwiesić głowy, ponieważ

pokazaliśmy światu, jak przejść od Forda Modelu T do pojazdów ko-

smicznych w czasie krótszym, niż większości ludzi zabrało przejście od

błotnistej drogi do utwardzonej nawierzchni.

Problemów światowych jest wystarczająco dużo, przy czym nikt nie

poczuwa się do obowiązku, by po prostu produkować więcej. To, że

Ameryka zużywa w każdej chwili więcej niż 7 % światowej produkcji

energii, jest w rzeczywistości pseudoproblemem. Zajmowanie się nim

jest po prostu stratą czasu.

Tłum. Jan Kłos

background image

David Osterfeld

David Osterfeld

69. Rozwój krajów Trzeciego Świata

wymaga pomocy zagranicznej

69. Kraje Trzeciego Świata wymagają pomocy

Powszechnie panuje opinia, że kraje Trzeciego Świata, aby się roz-

wijać, wymagają pomocy zagranicznej. W założeniach logicznych, leżą-
cych u podstaw tego frazesu, istnieje wewnętrzna sprzeczność. Jeżeli po-
moc zagraniczna – to znaczy transfer kapitału z krajów bogatych do kra-
jów biednych – byłaby konieczna dla zapewnienia rozwoju, rozwój nigdy
nie mógłby nastąpić, ponieważ w pewnym momencie w przeszłości
wszystkie kraje były biedne, a w związku z tym nie było krajów, które po-
moc taką mogłyby przekazać. A zatem fakt, iż w niektórych krajach świa-
ta nastąpił rozwój przeczy stwierdzeniu, że pomoc zagraniczna jest ko-
nieczna dla rozwoju.

Jednak jeśli pomoc zagraniczna nie jest konieczna do osiągnięcia

rozwoju, to może przynajmniej go ułatwia? Niestety, historia mówi sama
za siebie. Pomoc zagraniczna nie tylko nie pomaga, ale zwykle wyrządza
krzywdę ludziom i społeczeństwom, które oficjalnie ma wspierać.

Studium Banku Światowego opublikowane w roku 1986 zawiera

wnioski końcowe, z których wynika, że przedsięwzięcia finansowane
z funduszy tej instytucji „stanowią przygnębiający obraz braku efektyw-
ności, strat, obciążeń budżetowych, produktów i usług miernej jakości
oraz minimalnych osiągnięć.” W innych analizach Banku Światowego
przyznaje się, że 75 % przedsięwzięć „pomocowych” tej instytucji ukie-
runkowanych na rolnictwo afrykańskie, o wartości wielu miliardów dola-
rów, zakończyło się fiaskiem, że blisko 60 % podobnych przedsięwzięć
na całym świecie można określić jako „całkowite porażki” lub doszukać
się w nich „poważnych niedociągnięć” oraz że 60 % przedsięwzięć, które
ocenione zostały jako uwieńczone sukcesem, nie można było kontynu-

background image

69. KRAJE TRZECIEGO ŚWIATA WYMAGAJĄ POMOCY

291

ować siłami krajów otrzymujących pomoc po zakończeniu okresu pomo-
cy zewnętrznej. Natomiast w raporcie z roku 1989 Agencja Rozwoju
Międzynarodowego (Agency for International Development – AID), która zaj-
muje się koordynacją pomocy zagranicznej udzielanej przez Stany Zjed-
noczone przyznała, że w zbyt wielu przypadkach udzielenie pomocy po-
wodowało zamiast planowanego pobudzenia uzależnienie danego kraju
od tej pomocy i że nawet tam, gdzie rozwój zanotowano, „w całości da-
nego przedsięwzięcia wspieranie rozwoju [gospodarczego] odgrywało
rolę jedynie drugorzędną”. Spośród dziesiątków krajów, które otrzymały
wsparcie ze strony USA, AID była w stanie przytoczyć zaledwie trzy
przykłady przedsięwzięć uwieńczonych sukcesem: Japonię, Południową
Koreę oraz Tajwan. Nawet jednak w tych przypadkach ocena nie jest
bezsporna. Japonia to przypadek odbudowy, a nie rozwoju. Zadanie,
w obliczu którego stanęła Japonia pod koniec lat 40-tych było zadaniem
relatywnie prostym, polegającym na odbudowie gospodarki zniszczonej
przez wojnę, o wiele prostszym niż zadanie pobudzenia rozwoju. Jeśli zaś
chodzi o dwa pozostałe kraje, to spektakularne wyniki gospodarcze Taj-
wanu i Południowej Korei zanotowano dopiero po zakończeniu realizacji
szeroko zakrojonych projektów pomocy gospodarczej na terenie tych
krajów.

Jednym z powodów, dla których pomoc zagraniczna kończy się po-

rażką jest to, że ze swej natury tworzy ona niewłaściwe bodźce, które
czynią dalszy rozwój zgoła niemożliwym. Przykładem może być tu Mi-
kronezja. Kiedy w roku 1945 Mikronezja stała się terytorium powierni-
czym USA, zakazano tam prywatnych inwestycji, a Mikronezyjczycy
otrzymali darmowe ubrania, jedzenie i inne rzeczy niezbędne do życia.
Wielu lokalnych biznesmenów i rolników doprowadziło to do bankruc-
twa, a motywacja do pracy została poważnie nadszarpnięta. W miarę
gwałtownego spadku wydajności, Mikronezyjczycy znaleźli się w błęd-
nym kole: im bardziej podupadała gospodarka, tym więcej pomocy za-
granicznej otrzymywali, a im więcej otrzymywali pomocy, tym bardziej
podupadała gospodarka. W okresie 1947-1985 terytorium to zamieszki-
wane przez niespełna 150 000 ludzi otrzymało pomoc wartości 2,4 mi-
liarda dolarów. Produkcja rolna spadła o ponad połowę, a import pro-
duktów spożywczych, dawniej produkowanych na miejscu, wzrósł pię-
ciokrotnie. Jeden z urzędników skarżył się: „Nie mamy techników, hy-

background image

292

DAVID OSTERFELD

draulików, elektryków, […] bo rząd USA dał nam wszystko nie prosząc
nas, byśmy cokolwiek zrobili sami.”

Nie chodzi o to, że Mikronezyjczycy są leniwi. Chodzi jedynie o to,

że zareagowali oni racjonalnie na bodźce, które im stworzono. Nagradza-
jąc nieproduktywną postawę zniechęcano do ciężkiej pracy, doprowadza-
jąc jednocześnie lokalnych producentów do bankructwa. Pomoc zagra-
niczna nie tylko pozbawiła lokalną społeczność wszelkich umiejętności,
ale także wstrzymała proces kształtowania się odpowiednich postaw –
przedsiębiorczości, zaradności i samowystarczalności – postaw stanowią-
cych kamień węgielny rozwoju.

Jeżeli pomoc zagraniczna nie przynosi spodziewanych efektów, to

po co ją kontynuować? I znów musimy przyjrzeć się motywacjom.

„Przemysł” udzielania pomocy jest zyskownym biznesem zatrud-

niającym setki wiceprezesów, dyrektorów i zewnętrznych konsultantów
zarabiających grubo ponad 100 000 dolarów rocznie, nie licząc wysokich
dodatków. Jednak ci wszyscy pracownicy zajmujący się świadczeniem po-
mocy nie są zbytnio zainteresowani zwalczaniem ubóstwa, do którego to
celu zostali oficjalnie zatrudnieni. Przeciwnie, większa bieda oznacza
większy budżet. To prawda, że przedsiębiorcy działający na rynku też nie
mają większej skłonności do służenia innym: to geniusz rynku koreluje
interes własny i służbę innym. Lekarzom teoretycznie mogłoby bardziej
zależeć na rozszerzeniu choroby, niż jej zwalczaniu, ale poczekalnia każ-
dego lekarza, który by tak postąpił szybko zaczęłaby świecić pustkami,
a jego dochody by spadły. W odróżnieniu od tej sytuacji – jako że pomoc
zagraniczna nie pochodzi z dobrowolnych zakupów na wolnym rynku,
lecz z dochodów podatkowych państwa – pracownicy świadczący tę po-
moc mogą odnosić korzyści nie służąc innym.

Następnym czynnikiem jest ten, że agencje udzielające pomocy po-

winny zajmować się, i zajmują się, podziałem pieniędzy, a nie ich zarabia-
niem. W konsekwencji awans w tych agencjach „pomocowych” zależy
w większym stopniu od wypełnienia lub przekroczenia zaplanowanych
kwot uruchomionych kredytów, niż od zastanawiania się nad ich jakością,
tak jak muszą robić to banki komercyjne. A ponieważ łatwiej jest „wyro-
bić normę” kilkoma dużymi pożyczkami niż większą liczbą mniejszych,
istnieje motywacja, by „iść na całość” – według zasady „im więcej tym le-
piej”. A to z kolei często służy grupom reprezentującym określone inte-

background image

69. KRAJE TRZECIEGO ŚWIATA WYMAGAJĄ POMOCY

293

resy w krajach rozwiniętych. Zwykle ponad 80 % wszystkich środków
przekazanych krajom Trzeciego Świata jako pomoc wydawanych jest
w rzeczywistości w krajach „pierwszego świata” na zaopatrzenie. Nie dzi-
wi więc fakt, iż największymi zwolennikami pomocy zagranicznej są duże
korporacje.

I wreszcie, ponieważ pomoc nie trafia bezpośrednio do biednych,

lecz udostępniana jest władcom państw-adresatów pomocy, którzy kieru-
ją część funduszy do własnej kieszeni, asygnowanie środków finanso-
wych w oparciu o potrzeby sprawia, że w żywotnym interesie władców
krajów Trzeciego Świata leży pozostawienie swych obywateli w biedzie.
Im biedniejszy kraj, tym więcej pomocy otrzymuje jego władca, a im
większe tempo rozwoju, tym mniejsze kwoty transferów pomocowych.
Wcale nie dziwi więc fakt, iż władcy niektórych z tych biednych krajów
należą do najbogatszych ludzi na świecie, a ich fortuny warte są miliardy
dolarów.

Nagradzając próżniactwo i piętnując zaradność i ciężką pracę, po-

moc zagraniczna zakłóca proces kształtowania tych postaw, które są nie-
zbędne do zagwarantowania rozwoju gospodarczego. Natomiast upoli-
tycznienie gospodarki prowadzi do zastąpienia procesów wolnego rynku
– gdzie ludzie mogą się bogacić tylko i wyłącznie służąc innym – proce-
sem, przy którym niektórzy ludzie bogacą się kosztem innych. Krótko
mówiąc, wyżej opisanego typu pomoc udzielana przez zagranicę jest
w rzeczywistości krzywdą wyrządzaną przez zagranicę.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Henry Hazlitt

Henry Hazlitt

70. Uprzemysłowienie zapewnia postęp

w krajach nierozwiniętych

70. Uprzemysłowienie zapewnia postęp

W kołach rządowych w prawie każdym „nierozwiniętym” państwie,

dawniej czy dzisiaj, pokutuje przekonanie, że gospodarczy ratunek kraju
leży w uprzemysłowieniu.

Między dobitnymi przykładami wymienić należy Egipt z jego zapa-

łem do budowy tam oraz Indie z ich manią na punkcie państwowego
przemysłu stalowego. Jednak przykłady można znaleźć wszędzie. We
wczesnych latach 60-tych w czasie podróży do Argentyny natknąłem się
na typowy przypadek tego rodzaju. Władze tego kraju wprowadziły za-
kaz importu zagranicznych samochodów w celu stworzenia krajowego
przemysłu motoryzacyjnego, który nie tylko montowałby samochody, ale
także produkował do nich części. Pewne poważne zagraniczne firmy sa-
mochodowe, w tym i amerykańskie, otworzyły tam swoje zakłady. I wte-
dy obliczono szacunkowo, że koszt wyprodukowania samochodu w Ar-
gentynie będzie dwa i pół raza wyższy, niż koszt sprowadzenia samocho-
du wyprodukowanego za granicą. Przedstawiciele rządu Argentyny po-
dobno się tym za bardzo nie zmartwili. Argumentowali, że krajowy prze-
mysł samochodowy „daje miejsca pracy” i kieruje kraj na drogę industria-
lizacji.

Czy naprawdę przedsięwzięcie to było w interesie społeczeństwa

argentyńskiego? Na pewno nie było ono w interesie argentyńskich na-
bywców samochodów, którzy zostali zmuszeni do zapłaty, dajmy na to,
półtora raza więcej za samochód, niż przy sprowadzeniu go bez cła lub
z minimalną opłatą skarbową. Argentyna skierowała kapitał, siłę roboczą
i materiały do branży produkcji samochodów – zasoby i środki, które
mogły być w innej sytuacji wykorzystane w sposób bardziej efektywny

background image

70. UPRZEMYSŁOWIENIE ZAPEWNIA POSTĘP

295

i skuteczny (na przykład do produkcji większej ilości mięsa, zboża lub
wełny, aby płynące z tego dodatkowe dochody wykorzystać na przykład
na zakup samochodów, zamiast do ich produkcji).

Efektem uprzemysłowienia wymuszonego przez państwo lub przez

państwo dotowanego jest obniżenie ogólnej wydajności oraz podniesie-
nie kosztów, które muszą ponieść konsumenci, a także większe zuboże-
nie kraju, niżby to miało miejsce bez tego uprzemysłowienia.

Jednak autorzy zakazu importu mogliby na to odpowiedzieć przy-

taczając dawny argument tak zwanego „przemysłu w powijakach” (infant
industries
) – branż wymagających ochrony państwa w początkowej fazie
ich rozwoju – argument odgrywający tak ważną rolę w naszej wczesnej
historii taryf celnych. Mogą oni twierdzić, że po ustanowieniu własnego
przemysłu samochodowego, będzie można rozwijać krajową wiedzę fa-
chową, umiejętności, zwiększać wydajność i efektywność, co pozwoli ar-
gentyńskiemu przemysłowi samochodowemu stać się nie tylko samofi-
nansującym się sektorem gospodarki, ale także sektorem zdolnym kon-
kurować z zagranicznymi producentami samochodów. A przecież nawet
jeżeli te argumenty byłyby słuszne, jasne jest, że chroniona lub dotowana
branża musi być uważana za stratę, a nie zysk dla danego kraju tak długo,
jak długo istnieje konieczność utrzymania wspierających ją dotacji. A na-
wet gdyby w końcu udało się stworzyć samofinansujący się przemysł sa-
mochodowy, to i tak nie udowodniłoby to, że straty poniesione w okresie
jego cieplarnianego wzrostu były uzasadnione. Kiedy warunki w danym
kraju dojrzewają do tego, by powstała tam nowa branża zdolna do kon-
kurencji z podobnymi branżami w innych krajach, prywatni przedsiębior-
cy tworzą ją bez oglądania się na subsydia rządowe i zakazy dotyczące za-
granicznej konkurencji. Dowiedziono tego wiele razy w USA – na przy-
kład, kiedy nowa branża tekstylna na Południu Stanów konkurowała
z powodzeniem z od dawna już wtedy funkcjonującą branżą tekstylną
Nowej Anglii.

W tej manii uprzemysławiania tkwi jeszcze jedno błędne założenie,

a mianowicie takie, że rolnictwo jest zawsze mniej dochodowe niż prze-
mysł. Jeżeli tak by było w istocie, to jak wyjaśnić powodzenie tak dobrze
prosperującego rolnictwa we współczesnych krajach uprzemysłowio-
nych?

Popularnym argumentem zwolenników industrializacji za wszelką

cenę jest to, że nie ma kraju rolniczego, który byłby tak bogaty, jak kraje

background image

296

HENRY HAZLITT

uprzemysłowione. Jednak argument taki to stawianie konia przed wozem.
Kiedy gospodarka w kraju typowo rolniczym bogaci się (jak we wcze-
snych Stanach Zjednoczonych), tworzy ona kapitał, który może być zain-
westowany w krajowy przemysł, dzięki czemu dochodzi do zróżnicowa-
nia struktury produkcyjnej kraju obejmującej tak rolnictwo, jak i prze-
mysł. Dywersyfikacja taka jest wynikiem bogactwa, a nie odwrotnie.

Wielkim błędem planistów gospodarczych na całym świecie jest ich

przekonanie, że tylko oni wiedzą dokładnie, jakie towary i w jakiej ilości
powinien produkować ich kraj. Ich arogancja nie pozwala im zauważyć,
że system wolnego rynku i wolnej konkurencji, w którym każdy może in-
westować swoją pracę lub kapitał w sposób, jaki wydaje mu się najbar-
dziej dochodowy, jest w stanie rozwiązać ten problem nieporównywalnie
lepiej.

Tłum. Marek Albigowski

background image

Russell Shannon

Russell Shannon

71. Import likwiduje miejsca pracy

71. Import likwiduje miejsca pracy

Wydaje się to takie oczywiste. Codziennie oglądamy na ulicach sa-

mochody wyprodukowane w Niemczech i Japonii. Nasze sklepy pełne są
ubrań z Tajwanu oraz butów importowanych z Portugalii i Węgier. Gdy-
by wszystkie te towary wyprodukowano w USA, pomyślcie tylko, ile
miejsc pracy dałoby to Amerykanom. Gdyby tylko udało się zatrzymać tę
inwazję towarów z importu, czy nie pozwoliłoby to zmniejszyć bezrobo-
cia w jednej chwili do zera?

Konstytucja Stanów Zjednoczonych pozwala rządowi podejmować

działania w celu ograniczenia importu. Artykuł I, Rozdział 8 nadaje
Kongresowi uprawnienia do „regulowania obrotu handlowego z obcymi
państwami

111

A więc mamy cła i kontyngenty na stal, wyroby tekstylne,

orzeszki ziemne i milion innych produktów. Dlaczego nie nałożyć dal-
szych ograniczeń i nie przywrócić pracy wszystkim Amerykanom?

Większość z nas nie zauważa błędu w takim rozumowaniu. Około

12 % naszego produktu krajowego brutto to towary kupowane przez ob-
cokrajowców. Jeżeli więc przestaniemy kupować towary z Niemiec i Japo-
nii, Węgier i Tajwanu, to za co obywatele tych krajów będą kupować na-
sze produkty? Chyba nie mają zwyczaju tapetowania swych mieszkań ma-
łymi podobiznami George'a Washingtona, z czego wynika, że dolary,
które im przekazujemy, oni z kolei wykorzystują, by kupić na przykład

111

§ 8. Kongres będzie miał prawo:

nakładać i ściągać podatki, cła, opłaty i akcyzy, spłacać długi, stanowić w sprawach

obrony i powszechnego dobra Stanów Zjednoczonych, wszystkie jednak podatki, opłaty

i akcyzy mają być jednolite na całym obszarze Stanów Zjednoczonych;

[…]

regulować obrót handlowy z obcymi państwami, pomiędzy Stanami i z plemiona-

mi indiańskimi;

background image

298

RUSSELL SHANNON

amerykańskie zboże, samoloty lub kasety video z amerykańskimi filma-
mi. Jeżeli przestaniemy kupować towary zagraniczne, pozbawimy pracy
farmerów zajmujących się produkcją zboża, inżynierów w przemyśle lot-
niczym oraz producentów filmów video.

A poza tym, jeżeli nasz rząd nałoży restrykcje na towary, które ku-

pujemy z zagranicy, co zrobią rządy tych krajów? Odpłacą nam pięknym
za nadobne! Oni też umieją w to grać – i grają. Nie tak dawno, kiedy gro-
ziliśmy ograniczeniem importu odzieży z Chin, Chińczycy odpowiedzieli,
że jeżeli podejmiemy takie kroki, oni odpłacą nam tym samym ogranicza-
jąc import amerykańskiej soi. Kiedy poinformowaliśmy Wspólnotę Eu-
ropejską, że nie potrzeba nam tak dużych ilości wyrobów zbożowych,
oni odpowiedzieli, że też poradzą sobie z mniejszą ilością naszych orze-
chów włoskich i cytryn. „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie!”

Czy oznacza to, że w każdym przypadku wprowadzenia restrykcji

handlowych skierowanych przeciwko naszym produktom przez inne kra-
je winniśmy reagować ustanawianiem takich samych barier? Pod koniec
roku 1992 prezydent Bush zagroził nałożeniem wysokich ceł na francu-
skie wina i inne produkty w nadziei, że doprowadzi to do przyspieszenia
negocjacji w sprawie obustronnego obniżenia ceł w ramach Układu
Ogólnego w Sprawie Ceł i Handlu (General Agreement on Tariffs and Trade).
Strategia ta przyniosła efekty, ale nie możemy liczyć, że tak będzie za każ-
dym razem. Reakcja może być inna, przynosząc w efekcie dalszą eskala-
cję, tak jak w przypadku wyścigu zbrojeń. W międzyczasie nasze koszty
utrzymania rosną, nasza stopa życiowa obniża się, a konsumenci mają
bardziej ograniczone możliwości wyboru na rynku pozbawionym impor-
towanych wyrobów.

Nawet jeżeli nie następuje zagraniczny odwet lub odmowa zakupu

naszych produktów w odpowiedzi na restrykcje, które nakładamy, nasze
cła i kontyngenty mogą obrócić się przeciwko robotnikom w innych
branżach przemysłu amerykańskiego. Co się stanie, jeżeli próbując chro-
nić miejsca pracy w naszym przemyśle stalowym ograniczymy import sta-
li? Zakłady Chrysler, Ford i General Motors będą musiały płacić za stal
więcej niż BMW, Volvo i inni zagraniczni rywale. To z kolei stawia ame-
rykańskich producentów samochodów w konkurencyjnie niekorzystnej
sytuacji i zmniejsza zatrudnienie wśród pracowników przemysłu samo-
chodowego.

background image

71. IMPORT LIKWIDUJE MIEJSCA PRACY

299

W książce Ekonomia w jednej lekcji

112

Henry Hazlitt wskazał, że

„sztuka” ekonomii polega na umiejętności określenia wtórnych efektów
polityki rządu. Nie zawsze jest to łatwe zadanie, szczególnie w przypadku
barier handlowych. Na przykład, w pewnej sprawie sprzed wielu lat zwią-
zanej z ograniczeniem importu zagranicznych butów analiza wykazała, że
ustanowienie barier mogło pomóc utrzymać około 20 000 miejsc pracy
pracowników branży produkcji obuwia, jednak w związku z faktem, iż
restrykcje nałożone na import obuwia zwiększyłyby ceny butów
i zmniejszyły sprzedaż obuwia, około 12 000 miejsc pracy ekspedientów
sprzedających buty zostałoby zagrożonych.

Jeżeli restrykcje importowe nie przynoszą spodziewanych efektów,

to dlaczego autorzy Konstytucji zawarli w niej punkt pozwalający na ich
stosowanie? Czyżby nienajszczęśliwsza pomyłka w skądinąd wspaniałym
dokumencie? Otóż powodem dopuszczenia barier handlowych wydaje
się być chęć stworzenia źródła dochodów dla władz federalnych w posta-
ci ceł. W tamtym czasie państwo wciąż obciążone było ogromnym dłu-
giem zaciągniętym w czasie wojny, a uregulowania Artykułów Konfede-
racji praktycznie całkowicie skrępowały ręce władzom centralnym, jeśli
idzie o ich możliwości pozyskiwania dochodów.

Winniśmy sobie również zdawać sprawę z faktu, iż liczba miejsc

pracy maleje także z innych powodów niż import. Przykładowo w ostat-
nich latach Amerykanie spożywają ze względów dietetycznych więcej
drobiu i mniej wołowiny. Zmiana ta ugodziła boleśnie hodowców bydła.
Supermarkety pakują zakupy w torby plastikowe, a nie papierowe, co do-
prowadziło do zmniejszenia się zatrudnienia w zakładach produkujących
papierowe torby. Takie zmiany w zakresie preferencji klientów oraz tech-
nologii nie mają absolutnie nic wspólnego z importem. Jeżeli chronimy
naszych robotników, którzy tracą pracę dlatego, że Amerykanie decydują
się kupować więcej produktów pochodzących z zagranicy, to dlaczego
w podobnych przypadkach nie chronić zatrudnienia w różnych regionach
kraju? Dlaczego nie chronić lokalnych miejsc pracy przed konkurencją ze
strony sąsiednich miast?

Wreszcie zastanówmy się nad tym, co przyniósł nam rozwój tech-

nologiczny. Człowiek wynalazł samochód, statek, samolot i pociąg, wy-
budował wspaniałe mosty i sieci dróg. Wszystko to pozwoliło przyspie-
szyć transport towarów na świecie, wzbogacając nas wszystkich i pozwa-

112

Patrz przyp. 37 na str. 85.

background image

300

RUSSELL SHANNON

lając nam cieszyć się różnorodnością owoców pracy innych ludzi. Czy
w kontekście całego tego postępu wysiłki ustanowienia sztucznych barier
w handlu w formie ceł i kontyngentów nie są po prostu niedorzeczne
i nie bazują na naszej niewiedzy na temat prawdziwych skutków istnienia
barier handlowych? Dlatego musimy zdać sobie sprawę z błędów w ro-
zumowaniu i odrzucić żądania ustanowienia wszelkich takich barier.
Umożliwienie ludziom prowadzenia handlu z wszystkimi tymi, z którymi
mają ochotę go prowadzić, przyczynia się do zwiększenia możliwości
osiągnięcia przez nich maksymalnego dobrobytu.

Tłum. Marek Albigowski

background image

William R. Allen i William Dickeneider

William R. Allen i William Dickeneider

72. Deficytowy bilans w handlu

odbija się niekorzystnie na gospodarce krajowej

72. Deficytowy bilans w handlu

Większość ludzi potrafi sprytnie zadbać o swe własne dochody, wy-

datki oraz oszczędności. Jednak na ogół nie są oni zainteresowani lub
obeznani z przepływem środków wydatkowanych i inwestowanych, który
następuje pomiędzy społeczeństwem naszego kraju i innymi krajami
świata. A ich pojęcie na temat tego przepływu – którego podsumowanie
stanowi bilans płatniczy – ukształtowane zostało przez dziennikarzy
i polityków.

Niech nas strzegą wszyscy święci! Z pomocą niewinności i przebie-

głości dziennikarzom i politykom udało się rozpowszechnić wiele nie-
prawdziwych przekonań na temat bilansu płatniczego. Spróbujmy wyka-
zać błędy i nonsensowne założenia niektórych z nich.

Nie jest prawdą, że transakcje międzynarodowe zdominowały go-

spodarkę Stanów Zjednoczonych. Ogon handlu światowego nie merda
psem gospodarki krajowej. Transakcje wymiany i transakcje inwestycji za-
granicznych uwzględnione w bilansie płatniczym są niemałe, lecz i tak
stanowią one zaledwie niewielką część ogromnej gospodarki USA. Na-
wet po znacznym wzroście w okresie od połowy lat 60-tych do 80-tych
dzisiejszy eksport i import towarów stanowią niespełna 10 % produktu
krajowego brutto każdy.

Nie jest prawdą, że bilans płatniczy jest niezrównoważony. Bilans

płatniczy to księgowy rachunek transakcji dokonywanych pomiędzy
mieszkańcami Stanów Zjednoczonych oraz resztą świata prowadzony
w oparciu o metodę podwójnego zapisu. Ogólnie rzecz biorąc, jedna
strona tego zapisu stanowi podsumowanie wszelkich płatności w dola-
rach dokonywanych przez nasze społeczeństwo na rzecz obcokrajowców,

background image

302

WILLIAM R. ALLEN I WILLIAM DICKENEIDER

druga natomiast strona pokazuje wykorzystanie tych dolarów przez oby-
wateli obcych krajów. W taki czy inny sposób obcokrajowcy wykorzystują
każdy dolar, który od nas otrzymują, tak więc obie strony tego zapisu
muszą być równe: bilans płatniczy jest zawsze zrównoważony.

Nie jest prawdą, że zapisywane są tylko zakupy i sprzedaż towarów.

Bilans płatniczy to coś więcej niż jedynie „bilans handlu” towarami. Pod
uwagę branych jest wiele innych spraw. Każda z nich oddzielnie jest prze-
ważnie niezbilansowana, jednak wszystkie razem równoważą się. Import
towarów o wiele przewyższa eksport towarów, jednak „deficyt” ten wy-
równywany jest „nadwyżkami” w takich kategoriach jak usługi, inwesty-
cje oraz dochody z inwestycji.

Nie jest prawdą, że idealny scenariusz rozwoju handlu zakłada zbi-

lansowany handel towarami ze wszystkimi krajami. Bez względu na to
czy handel ogółem jest zbilansowany czy nie, oczywiście występują przy-
padki poważnego deficytu w handlu z niektórymi krajami i niewielkiego
deficytu z innymi; czasami jest to deficyt netto importu, a czasami deficyt
netto eksportu.

Nie jest prawdą, że importowanie towarów jest nieodpowiedzialną

praktyką lub oznaką słabości. Obywatele, gospodarstwa domowe i firmy
czerpią z zakupu towarów pewne korzyści. Jeżeli część tych wyrobów
produkowana jest za granicą, korzyści te czerpiemy z wykorzystania za-
granicznych zasobów i obcego potencjału produkcyjnego. Korzyści pły-
nące z handlu wynikają z tego, co otrzymujemy (import), a nie z tego, co
oddajemy (eksport).

Nie jest prawdą, że duże roczne deficyty w handlu towarami w la-

tach 80-tych, których szczyt nastąpił w latach 1986 i 1987, wynikały
z niekontrolowanego kupowania przez USA towarów z zagranicy. Udział
wydatków na import towarów w produkcie krajowym brutto jest teraz
prawie taki sam, jaki był w roku 1979, natomiast w latach późniejszych
zanotowano jedynie nieznaczne odchylenia od tego „odniesieniowego”
poziomu. Podobnie udział eksportu towarów w produkcie krajowym
brutto jest w chwili obecnej prawie na poziomie roku 1979, przy czym
jego wielkość spadła znacznie w połowie lat 80-tych, by następnie wrócić
do poprzedniego poziomu w latach kolejnych. Wielkość importu utrzy-
mywała się na wyrównanym poziomie i towarzyszyła stabilnej pozycji na-

background image

72. DEFICYTOWY BILANS W HANDLU

303

szej gospodarki w latach 80-tych, podczas gdy eksport spadł wraz z osła-
bieniem się reszty gospodarki światowej.

Nie jest prawdą, że nasz import przeznaczany jest wyłącznie do

bezpośredniej konsumpcji. Część z tego, co dziś importujemy, pozwala
nam osiągnąć większą wydajność jutro. Ponad 40 % obecnego importu
towarów obejmuje materiały przemysłowe i środki produkcji – dobra in-
westycyjne, których udział w imporcie rośnie stale od roku 1980.

Nie jest prawdą, że importowanie kapitału jest niepożądane. Ko-

rzystanie z zadłużenia, podobnie jak wydatki może być zjawiskiem pozy-
tywnym i mądrym, pod warunkiem zapewnienia efektywnego wykorzy-
stania zasobów i środków. Nasza wczesna historia stabilnego wzrostu go-
spodarczego jest po części odbiciem długotrwałego, rozsądnego importu
kapitału w okresie przed I Wojną Światową. Napływ kapitału nie tylko
może być procesem korzystnym, ale czasami wprost nie sposób go unik-
nąć: bilans importu w handlu towarów i usług jest w sposób nieuchronny
finansowany (równoważony) przez zagraniczne inwestycje tu w kraju. Je-
żeli dokonamy zakupu zagranicznych towarów i usług za 100 dolarów,
z których później zagraniczni kontrahenci wykorzystają tylko 90 dolarów
na zakup naszych towarów i usług, to wtedy ta różnica 10 dolarów pozo-
stająca w ich rękach zostaje zainwestowana w majątek amerykański.
Temu deficytowi 10 dolarów w naszym bilansie towarów i usług odpo-
wiada kwota 10 dolarów w pozycji napływ kapitału.

Nie jest prawdą, że znaczny napływ kapitału netto notowany w la-

tach 80-tych wynikał po prostu z dużego wzrostu zagranicznego zadłu-
żenia USA. Napływ kapitału netto odzwierciedlał również gwałtowny
spadek w zakresie naszych pożyczek udzielanych zagranicy. Cały świat,
w tym także mieszkańcy USA, uznali tę właśnie gospodarkę za miejsce
relatywnie atrakcyjne do inwestowania. W latach 80-tych obcy kapitał
płynął do USA szerokim strumieniem, podczas gdy kapitał amerykański
najczęściej pozostawał na miejscu.

Nie jest prawdą, że federalne deficyty budżetowe były w znacznej

i w coraz większej części finansowane przez zadłużenie zagraniczne.
Udział zadłużenia federalnego u obcokrajowców – około 13 % – jest
mniejszy niż pod koniec lat 70-tych.

Nie powinniśmy dać się zwariować naszym międzynarodowym ra-

chunkom. Handel to handel, a inwestycje to inwestycje, bez względu na
to czy ludzie zajmujący się handlem i inwestorzy są mieszkańcami tego

background image

304

WILLIAM R. ALLEN I WILLIAM DICKENEIDER

samego kraju, czy też dzielą ich granice polityczne państw. Jeżeli między-
narodowy handel i inwestycje pozostawi się ludziom, którzy motywowani
są chęcią osiągnięcia zysku ekonomicznego, a nie manipulacjom pań-
stwowych agencji, staną się one naturalnym i pożytecznym rozszerze-
niem gospodarki krajowej. Jeżeli będziemy dużo i dobrze pracować,
oszczędzać, inwestować i gospodarować i jeżeli utrzymamy otwarty ry-
nek, na którym wolni ludzie mogą wykorzystywać posiadane przez siebie
zasoby w sposób, jaki uważają za najlepszy, będzie się nam dobrze wio-
dło, a bilans płatniczy zadba sam o siebie.

Tłum. Marek Albigowski

background image

CZĘŚĆ X

ZASOBY I ŚRODOWISKO NATURALNE

background image
background image

Lawrence W. Reed

Lawrence W. Reed

73. Państwo jest kluczem do ochrony środowiska

73. Państwo chroni środowisko

Kiedy mówi się o „ochroniarstwie” (environmentalism) wielu zakłada,

że rząd jest w sprawach ochrony środowiska jedyną liczącą się stroną. Ta-
kie twierdzenia słychać ze strony radykalnych „środowiskowców” (envi-
ronmentalists
), postrzegających prywatną przedsiębiorczość jako czarny
charakter, a sektor publiczny jako postać bez skazy. Coraz większa liczba
naukowców i specjalistów od polityki społecznej podważa jednak ten po-
gląd, popierając to, co nazywa się „postępowym ochroniarstwem” (pro-
gressive environmentalism
). Według nich rząd w roli protektora przegrał
z kretesem i w rzeczywistości dosyć często odgrywa rolę grabieżcy.
Postępowi ochroniarze sądzą, że najlepszą drogą ochrony środowiska jest
wzmocnienie pozycji prywatnych właścicieli. Troszczysz się o to, co jest
twoją własnością; ale o to, co należy do „wszystkich”, nikt się nie
troszczy.

Raport Narodowego Centrum Analizy Politycznej (National Center

for Policy Analysis) z Dallas zatytułowany Progressive environmentalism: A Pro-
Human, Pro-Science, Pro-Free Enterprise Agenda for Change
(Postępowe ochro-
niarstwo – proludzki, pronaukowy i popierający wolną przedsiębiorczość
plan zmian) zawiera wiele przykładów ilustrujących problem. I tak Za-
rząd Lasów Stanów Zjednoczonych (United States Forest Service) wykorzy-
stuje pieniądze podatników, by budować drogi (osiem razy więcej niż cał-
kowita długość Systemu Autostrad Międzystanowych Stanów Zjedno-
czonych (United States Interstate Highway System)) do terenów zagrożonych
ekologicznie w Górach Skalistych i na Alasce, tak by drwale mogli ścinać
drzewa. Biuro Zarządu Ziemi (The Bureau of Land Management) subsydio-
wało zniszczenie trzech milionów akrów środowiska fauny przy użyciu

background image

308

LAWRENCE W. REED

wyrywających wszystko na swojej drodze urządzeń łańcuchowych, by
zwiększyć obszar pastwisk dla trzody.

Chociaż rząd federalny posiada tylko 4,7 miliona akrów bagien i za-

chęcił do zniszczenia bagien prywatnych, około 11 000 prywatnych
„Klubów kaczki” (duck clubs) zdołało uchronić od zniszczenia od pięciu
do siedmiu milionów akrów bagien.

Osoby prywatne i organizacje, w tym nawet firmy nastawione na

zysk, działały też na rzecz uratowania dużej ilości zwierząt zagrożonych
przez skutki państwowych subwencji – w innych miejscach ratowały sza-
tę roślinną zagrożoną antyproduktywną polityką rządową. Są to sprawy,
o których rzadko mówią radykalni ochroniarze i inni zwolennicy szero-
kiego zakresu władzy państwowej.

Podobnych przykładów dostarcza nam raport Instytutu Badawcze-

go Pacyfiku do Spraw Badania Polityki Społecznej (Pacific Research Institute
for Public Policy Research
) zatytułowany Free Market Environmentalism z 1991
roku autorstwa Terry'ego L. Andersona i Dona R. Leala:

W Anglii i Szkocji, gdzie istnieją prawa własności do łowienia w pewnych rzekach

i strumieniach, utworzono prywatne dobrowolne stowarzyszenia, by skutecznie chronić

te prawa przed zagrożeniami nadmiernego połowu i zanieczyszczenia. Zwykle rzeki

i strumienie nie mają swoich prywatnych właścicieli (są „własnością publiczną”) i stąd

mają niewielu prawdziwych opiekunów i obrońców.

Ponieważ w USA brakuje dobrze zdefiniowanych praw własności

wód przybrzeżnych, praktycznie wszystkie większe komercyjnie warto-
ściowe gatunki są w tych wodach nadmiernie odławiane, a ich zasoby
ubożeją. Natomiast tam, gdzie ławice ostryg znajdują się w prywatnych
rękach lub gdzie tereny połowu łososia są dzierżawione, zasoby są – jak
pokazują to badania – troskliwie utrzymywane, oczywiście ze względu na
bezpośrednie zainteresowanie finansowe użytkowników.

Jeśli się nad tym zastanowimy, podstawowe założenia filozofii wol-

norynkowego ochroniarstwa nabierają sensu. Ludzie w większości przy-
padków nie zaśmiecają swojego własnego podwórka, chociaż mogą wy-
rzucać opakowania na cudzy chodnik albo – częściej – na drogi publicz-
ne. I na wielką skalę odkrywamy obecnie, że w tych krajach, gdzie rząd
posiada pełną kontrolę nad środowiskiem (takich jak Europa Wschodnia

background image

73. PAŃSTWO CHRONI ŚRODOWISKO

309

czy były Związek Sowiecki, kiedy panował tam jeszcze komunizm), kata-
strofa ekologiczna to normalna kolej rzeczy.

W naszej epoce zwiększonego zainteresowania ochroną środowiska

nie wysuwajmy pochopnych wniosków, zwłaszcza takich, że rozwiązanie
problemów środowiskowych wymaga większego zaangażowania rządu
z jego kosztowną biurokracją. Postępowi środowiskowcy usiłują nam po-
wiedzieć, że odpowiednie bodźce w ramach wolnych rynków i własności
prywatnej dużo lepiej wykonają to zadanie.

Tłum. Jan Kłos

background image

Walter Block

Walter Block

74. Prywatna przedsiębiorczość

powoduje zanieczyszczanie środowiska

75. Prywatna przedsiębiorczość zanieczyszcza

Zanim rozstrzygniemy czy ten frazes jest prawdziwy czy nie, musi-

my zdefiniować użyte w nim terminy.

Zanieczyszczenie to sprawa względnie prosta. Odnosi się do wła-

sności prywatnej przekraczającej granice: odpadki transportowane są
z posiadłości jednej osoby do posiadłości drugiej w sposób bezpośredni
czy też pośredni. Ważne jest to, byśmy właśnie w taki sposób interpreto-
wali zanieczyszczanie, w przeciwnym bowiem razie można je łatwo po-
mieszać z czymś, co je przypomina tylko powierzchownie, jest zaś wła-
ściwie czymś innym, a mianowicie wywozem odpadów. W tym ostatnim
przypadku produkty uboczne procesu przetwórstwa dóbr czy usług są
wychwytywane przez firmę, która je wytworzyła. Firma ta wywozi je, nie
naruszając praw innych osób, fizycznych czy prawnych. Nie mamy tu do
czynienia z żadnym rodzajem „wycieku”, ani też „skutków ubocznych”
działających na szkodę osób trzecich. Zatem definicja, jaką tu omawiamy,
nie jest definicją prawną, lecz fizyczną. Pod względem analizy chemicznej
niemożliwe jest odróżnienie zanieczyszczenia od składowania odpadów.
W obu przypadkach odpady mogą posiadać w swoim składzie również te
same składniki chemiczne.

Najprostszym przykładem zanieczyszczenia według powyższej ter-

minologii jest sytuacja, kiedy pan Jones wyrzuca swoje śmieci na trawnik
pana Smitha. Byłby to przypadek zanieczyszczenia bezpośredniego. Wer-
sja pośrednia ma miejsce wtedy, kiedy istnieje pośrednik pomiędzy Jone-
sem i Smithem, taki jak powietrze czy woda. Tutaj Jones najpierw spala
swoje odpady, a wiatr przenosi ten sam materiał do Smitha, na jego traw-
nik czy do jego płuc. I zamiennie Jones mógłby zrzucać swój materiał

background image

75. PRYWATNA PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ ZANIECZYSZCZA

311

odpadowy do rzeki oddziaływając w sposób negatywny na Smitha, który
mieszka w dole rzeki i musi teraz pić już zanieczyszczoną wodę, nawad-
niać nią ogród czy myć się w niej.

Nietrujące składowanie odpadów odbywa się wówczas, kiedy ama-

torzy baseballu opuszczają stadion zaśmiecony skorupami orzeszków
ziemnych i puszkami po piwie. W tym przypadku nie zachodzi żadne
„przekraczanie granicy”, jako że w ceny biletów wliczone są koszty
sprzątania. Zarząd stadionu dobrowolnie wywozi odpadki. Innym przy-
kładem byłoby wynajęcie sprzątaczki do czyszczenia czyjegoś domu.
Śmieci mogą leżeć wszędzie, ale to nie jest zanieczyszczenie; sprzątaczka
zgodziła się przecież czyścić dom właściciela.

Na czym, z kolei, polega prywatna przedsiębiorczość? Nie mieści

się ona w systemie gospodarczym, w którym rząd zapewnia specjalne
przywileje (subsydia, ochrona przed konkurencją) wspierające biznes.
Wręcz przeciwnie, wolna przedsiębiorczość jest systemem gospodarczym
opartym mocno na fundamencie praw prywatnej własności. Wykroczenia
i kradzież to rzeczy absolutnie nie przystające do systemu wolnego ryn-
ku. Rynek stanowi współgranie całej dobrowolnej wymiany (zatrudnie-
nie, handel wymienny, kupno, dzierżawa, sprzedaż itd.) pomiędzy wza-
jemnie zgadzającymi się stronami. W warunkach czystego i nie zanie-
czyszczonego kapitalizmu typu laissez faire, jedyną funkcją państwa jest
ochrona osoby i własności przed fizycznym atakiem z zewnątrz.

Teraz możemy już złożyć razem te dwa elementy. Zanieczyszczenie

– jak widzieliśmy – to ostatecznie agresja, naruszenie praw jednej osoby
przez inną. Wszelako istota prywatnej przedsiębiorczości polega dokład-
nie na zapobieganiu takiemu biegowi wydarzeń. Można zatem powie-
dzieć bez obawy popadnięcia w sprzeczność, że prywatna przedsiębior-
czość nie prowadzi do zanieczyszczania. Jednakże takie postawienie spra-
wy to daleko za mało. Właściwie już określenie „zanieczyszczenie na
wolnym rynku” jest samo w sobie sprzeczne. Do takiego stopnia do ja-
kiego i s t n i e j e wolna inicjatywa, nie może istnieć zanieczyszczenie;
jest ono przeciw prawu. Do takiego stopnia, do jakiego istnieje zanie-
czyszczenie, istnieje prima facie dowód na to, iż prawne podłoże kapitali-
zmu zostało złamane: że prawo chroniące przed wykroczeniami nie jest
egzekwowane, że prawa chroniące własność prywatną nie są przestrzega-
ne. Zanieczyszczanie jest wykroczeniem albo przekraczaniem granicy; je-
dyna funkcja rządu w państwie wolnej przedsiębiorczości polega na za-

background image

312

WALTER BLOCK

pobieganiu takiemu (lub innym) naruszeniu praw własności. Stąd te dwie
dziedziny zupełnie do siebie nie przystają.

Jest oczywiście prawdą, iż wiele krajów, w wielu regionach świata,

w wielu epokach, u w a ż a n o za opierające się na zasadach wolnej
przedsiębiorczości, a jednak cierpiały one z powodu zanieczyszczenia
środowiska. To jednak świadczy tylko o nieadekwatności języka. Rozważ-
my jeden taki przykład, a mianowicie Stany Zjednoczone w XIX wieku.
Prawie do roku 1830 sądy opierały swoje decyzje w „przypadkach uciążli-
wości” (teraz nazwalibyśmy je sporami środowiskowymi) na odpowied-
nio dużym przybliżeniu do prawnego sytemu wolnej przedsiębiorczości.
Jeśli rolnik był w stanie wykazać, że lokomotywa wyrzucała iskry, które
zapalały jego stogi siana, mógł uzyskać odszkodowanie. Jeśli gospodyni
domu skarżyła się, że dymy z fabryki brudziły jej pranie, które wieszała
na sznurach, to zwykle zarządzenie brzmiało: zaprzestać i powstrzymać
się. Osoby mieszkające w dole rzeki, które padły ofiarą zanieczyszczenia,
otrzymywały rekompensatę w postaci zakazu wyrzucania odpadów do
rzeki wydanego osobom zamieszkałym w górze rzeki.

W tych warunkach było sprawą jasną, że producenci musieli wziąć

pod uwagę skutki, jakie ich działalność wywiera na osoby trzecie. Istniały
silne bodźce do stosowania spalarni odpadów, do używania droższego
antracytu zamiast bardziej zanieczyszczonego choć tańszego węgla
z dużą zawartością siarki, do zakładania filtrów na kominy, angażowania
się w badania i rozwój na rzecz zmniejszenia uciążliwości dla środowiska.
Zaczęło nawet powstawać „sądownictwo środowiskowe”, mające na celu
określanie winy za zanieczyszczanie. A gdy wszystko inne zawiodło, wła-
ściciel kolei, fabryki oraz ten „mieszkający w górze rzeki” mogli płacić
swoim ofiarom tyle, by je usatysfakcjonować, zamieniając w ten sposób
zanieczyszczenie na składowanie odpadów oraz „uwewnętrzniając” to,
co poprzednio było wyrzucane na zewnątrz.

Jednakże w latach 50-tych XIX wieku i później nowa filozofia za-

częła przenikać środowiska prawnicze. Zdecydowano, iż „dobro publicz-
ne” wymaga rozwoju gospodarki. W obliczu rosnącej wagi orzeczeń sę-
dziów można to było osiągnąć jedynie poprzez wspieranie produkcji. Za-
tem kiedy skrzywdzona ofiara zanieczyszczenia stawiała się w sądzie, sły-
szała, iż ostatecznie „…naszym pierwszym celem jest wspieranie wzrostu
dochodu narodowego. By to zrealizować, musimy pozostawić wolną rękę

background image

75. PRYWATNA PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ ZANIECZYSZCZA

313

tym, którzy zanieczyszczają. Wasze samolubne prawa własności stoją na
drodze większego dobra dla większej liczby ludzi i muszą być usunięte
na bok”.

W takich warunkach wszelkie motywacje pro-środowiskowe i jed-

nocześnie zorientowane „rynkowo” zostały gwałtownie osłabione.
Uprzednie działania, korzystne dla środowiska, płynęły zarówno z samo-
lubstwa jak i dobrej woli. Teraz tylko to ostatnie mogło działać, to, na
czym – według Adama Smitha – nie można było tak bardzo polegać.
W końcu dlaczego firma nastawiona na zysk miałaby stosować czyste pa-
liwo albo martwić się o filtry na kominach, kiedy prawnie nie była odpo-
wiedzialna za szkody? Nieliczne grupy biznesmenów, którzy czuli się od-
powiedzialni na gruncie zasad moralnych, znajdowały się na pozycji nie-
korzystnej ze względów konkurencyjnych. Były bardziej zagrożone ban-
kructwem.

Wynikający stąd kryzys środowiskowy nie jest wynikiem wolnej

przedsiębiorczości, lecz czegoś zupełnie przeciwnego.

Tłum. Jan Kłos

background image

Richard L. Stroup i Jane S. Shaw

Richard L. Stroup i Jane S. Shaw

75. Jedynie państwo jest na tyle dalekowzroczne,

by mogło zachować zasoby naturalne

dla przyszłych pokoleń

75. Zachować zasoby dla przyszłych pokoleń

Wielu ludzi uważa, że prywatne przedsiębiorstwa oraz indywidual-

ne osoby działają w sposób krótkowzroczny i są zainteresowane tylko
bezpośrednimi zyskami. Sądzą oni, że prywatnemu sektorowi nie można
powierzyć ochrony zasobów naturalnych dla przyszłych pokoleń. W ich
mniemaniu jedynie rząd jest organem niezależnym i na tyle obiektyw-
nym, by przedłożyć długofalową ochronę zasobów naturalnych nad do-
raźne zyski z ich eksploatacji.

Pogląd powyższy tłumaczy utworzenie na początku XX wieku Za-

rządu Lasów Stanów Zjednoczonych (United States Forest Service). Wobec
postępującego wyrębu lasów przez ich prywatnych posiadaczy ludzie
wpływowi, włączając prezydenta Teodora Roosevelta, zaczęli obawiać się
„głodu drewna”. Zarząd Lasów miał zatem być publiczną agencją, która
zarządzałaby lasami państwowymi „długofalowo”. Później, w latach 30-
tych, Harold Hotelling, wybitny ekonomista zajmujący się zasobami na-
turalnymi, ostrzegał, iż światowe zasoby naturalne będą się kurczyć ze
względu na korzyści osobiste eksploatujących je i apelował o rządową
kontrolę ich wykorzystania.

Wskazane wyżej poglądy są błędne z dwóch następujących powo-

dów: po pierwsze – prywatne przedsiębiorstwa oraz jednostki działają w
sposób bardziej dalekowzroczny, niż wielu ludzi sądzi, i po drugie – to
właśnie rządy postępują w sposób krótkowzroczny.

Natura własności prywatnej zmusza przedsiębiorstwa i jednostki

do wzięcia pod uwagę przyszłości. Jeśli będą one skoncentrowane jedynie
na własnym interesie, jak to zakładają teorie ekonomiczne, będą korzy-

background image

75. ZACHOWAĆ ZASOBY DLA PRZYSZŁYCH POKOLEŃ

315

stać ze swojej własności w celu zdobycia większego bogactwa dla siebie.
Skoro wartość własności dzisiaj zależy od przyszłych zysków z tej wła-
sności, działania redukujące te przyszłe zyski obniżają jej aktualną war-
tość. Zatem właściciele, którzy pragną zwielokrotnić swój majątek, są za-
interesowani takim zabezpieczeniem zasobów, by nadal w przyszłości
przynosiły one zyski. Ogólnie mówiąc prowadzi to do dobrego zarzą-
dzania.

Taki bodziec do właściwego zarządzania istnieje nawet w przypad-

ku majątku przedsiębiorstw zarządzanych przez osoby kierujące się cela-
mi doraźnymi (takie, które nie spodziewają się, że będą jeszcze pełniły
swoją funkcję, kiedy ich decyzje przyniosą zyski). Aktualne ceny akcji
przedsiębiorstw odzwierciedlają wiedzę dostępną ludziom na rynku. Ak-
cjonariusze pragnący zwiększyć swój majątek włączają informację o przy-
szłych skutkach decyzji w cenę, jaką chcą płacić za akcje przedsiębior-
stwa. Jeśli okaże się, że działania zbiorowe powiększają przyszłą wartość
firmy, cena akcji wzrośnie; jeśli działania zredukują spodziewaną wartość,
ceny spadną.

Wprawdzie akcjonariusze zwykle pragną zachować wartość swoje-

go majątku, niemniej jakieś osoby czy przedsiębiorstwa mogą wybrać
konsumpcję swoich zasobów teraz, nawet jeśli to oznacza redukowanie
wartości ich majątku. Rynek dopuszcza też istnienie innych osób, które
nie zgadzają się na takie doraźne konsumowanie – jeśli ktoś myśli, że ja-
kiś rodzaj zasobów naturalnych (powiedzmy las czy kopalnia miedzi) bę-
dzie mieć większą wartość w przyszłości, może go kupić, by zachować
jako bogactwo naturalne (albo zainwestować w nie, by przyniosło więcej
w przyszłości). Historycznie rzecz ujmując działania tego typu prowadzą-
ce do ochrony czy inwestycji przyniosły dobre rezultaty. O ile wiemy,
żadne nieodnawialne bogactwo naturalne nigdy tak naprawdę nie zniknę-
ło. Wręcz przeciwnie, inwestycje w ochronę i nowe zasoby obniżyły ceny
większości kopalin (po uwzględnieniu inflacji).

Ci, którzy inwestują w zachowanie zasobów na przyszłość, to czę-

sto spekulanci. Działają oni „dla przyszłości” w sposób podobny do
tego, w jaki pośrednicy kupujący owoce i warzywa na Florydzie i dostar-
czający je do Nowej Anglii działają na rzecz mieszkańców Nowej Anglii.
Natomiast w odróżnieniu od sektora prywatnego, w którym rynek i war-
tość zainwestowanego kapitału wymuszają troskę o przyszłość, urzędnicy
państwowi zwykle nie otrzymują żadnych sygnałów z rynku co do tego,

background image

316

RICHARD L. STROUP I JANE S. SHAW

jak ich decyzje wpływają na przyszłość i mają bardzo słabą motywację,
by kierować się wpływem swoich działań na krytykę w przyszłości. Jakie-
kolwiek altruistyczne uczucia mogliby oni żywić wobec przyszłych poko-
leń, giną one zwykle pod naporem aktualnych politycznych realiów.

Dla polityków perspektywa ponownych wyborów jest tak silnym

bodźcem, że ich horyzont działań obejmuje czasowo dwa albo cztery
najbliższe lata. By zachować swoje stanowisko, politycy muszą myśleć
o nagradzaniu swoich wyborców teraz. W przeciwnym razie uprzedzą ich
konkurenci. Wyborcy i politycy, przeciwnie niż inwestorzy na rynku, nie
mają do dyspozycji żadnych zmian w cenach rynkowych jako sygnałów
o przyszłych zyskach i kosztach aktualnych działań. Ponieważ ich osobi-
sty majątek nie jest zagrożony, brak im podstaw, by analizować swoje de-
cyzje pod kątem ich potencjalnego oddziaływania. Jeśli zasoby naturalne,
które państwo posiada, nie podlegają transakcjom handlowym na rynku,
rzadko zna się ich wartość kapitałową. Kiedy z kolei rządy „wyprzedają
przyszłość”, redukując wartość majątku narodowego powierzonego ich
pieczy, generalnie nikt nie potrafi sensownie ocenić korzyści i strat.

Czyż wyborcy nie patrzą w przyszłość? Owszem, ale też na pewno

nie śledzą dokładnie działań polityków. Wyborcy jako grupa kontrolują
rząd, niemniej w czasie wyborów indywidualny głos nigdy nie jest decy-
dującym. Wyborca, który dokładnie rozważy sprawy, nie będzie w stanie
wpłynąć na wynik wyborów. Jest zmuszony dzielić koszty (ale i zyski)
rozstrzygnięć w konsekwencji głosowania grupowego. A skoro wyborca
nie może rozstrzygać o wyborze, jego motywacja do szukania dokład-
nych informacji jest słaba. W interesie wyborcy bardziej leży dokładne
badanie i ważenie decyzji, jaki samochód kupić, niż na jakiego kandydata
głosować, jako że indywidualna decyzja dotycząca marki samochodu jest
zawsze rozstrzygająca. Zatem wyborcy pozostają w dużo większej nie-
wiedzy co do rządu, niż co do decyzji, które dotyczą ich własnego mająt-
ku. Dlatego preferuje się posunięcia polityczne dające krótkoterminowe
widoczne korzyści, nawet jeśli ich przyszłe koszty są wysokie.

Jednym ze znaków wynikającej stąd krótkowzroczności rządu jest

lichy stan większości naszej narodowej infrastruktury: dróg, mostów, ko-
lei i systemów wodnych. Ten lichy stan jest ogólnie znany. Na przykład
George Peterson z Instytutu Urbanistyki wskazuje, że „jeśli urzędnicy
państwowi wybierają pomiędzy ograniczaniem utrzymania i konserwacji

background image

75. ZACHOWAĆ ZASOBY DLA PRZYSZŁYCH POKOLEŃ

317

infrastruktury a ograniczaniem aktualnych usług, albo pomiędzy obcina-
niem wydatków na infrastrukturę a zwalnianiem pracowników państwo-
wych, to ich podejście zawiera w sobie nastawienie wymierzone przeciw-
ko ochronie kapitału”. Autor wykazuje, iż konsekwencje zaniedbań
utrzymywania infrastruktury mogą się nie ujawniać przez cztery czy sześć
lat, co „w polityce oznacza całe życie”.

Innym przykładem wadliwych działań rządu, jeśli chodzi o zabez-

pieczenie przyszłych pokoleń, jest tendencja rządów do płacenia ogrom-
nej części płac robotników sektora państwowego z funduszy emerytal-
nych, czyli kosztów, które są przenoszone na przyszłych wyborców. Pry-
watne fundusze emerytalne są dużo lepiej zabezpieczone, po części dlate-
go, że akcje towarzystw ubezpieczeniowych mają swoje kursy giełdowe
odbijające stan finansowy instytucji.

Jeśli chodzi o zachowanie zasobów naturalnych, sprawa wygląda

tak samo. Chociaż może się wydawać, że rząd chroni naturalne środowi-
sko dla przyszłości, tak jak w 1964 roku, kiedy to Kongres uchwalił Akt
o Przyrodzie (The Wilderness Act) – to właściwie reaguje on tylko na silne
żądania aktualnych politycznych grup nacisku. Kiedy przyjrzymy się po-
czynaniom rządu mającym na celu gospodarowanie ziemią lub jej ochro-
nę, stwierdzamy, że sprawy ochrony są odłożone na bok, a nawet czasem
zupełnie ignorowane. Troska o przyszłe pokolenia często znajduje się na
dole listy priorytetów, ponieważ rząd kontrolowany jest w istocie przez
aktualne realia polityczne.

Tłum. Jan Kłos

background image
background image

CZĘŚĆ XI

PERSPEKTYWY FILOZOFICZNE I ETYCZNE

background image
background image

Ronald H. Nash

Ronald H. Nash

76. Prywatna przedsiębiorczość

sprzyja chciwości i samolubstwu

76. Prywatna przedsiębiorczość sprzyja chciwości

Często atakuje się prywatną przedsiębiorczość, czy kapitalizm

w ogóle, zarzucając mu umacnianie wielu cech charakterologicznych po-
zostających w niezgodzie z wartościami moralnymi i religijnymi. Na tej
podstawie usprawiedliwia się następnie polityczną interwencję na prywat-
nych rynkach twierdząc, że politycy, rządowi biurokraci oraz liberalni

113

członkowie elit to dobrzy ludzie, kierujący się czystymi motywami; ich
zaangażowanie się w rynek nie tylko będzie odzwierciedlać ich moralną
wyższość, lecz nieuchronnie przyniesie korzyść także masom. Błędy ta-
kiego rozumowania omówiono gdzie indziej w tej książce. Tutaj chcę za-
jąć się inną istotną sprawą: podważeniem bezmyślnego utożsamiania ka-
pitalizmu z chciwością i samolubstwem.

Jeśli przyjmiemy tradycję chrześcijańską jako wzór, Biblia rzeczywi-

ście potępia samolubstwo. Rzecz jednak w tym, że nie należy nigdy mylić
samolubstwa z zupełnie odmienną cechą – własną korzyścią. Kiedy Jezus
nakazał nam kochać naszego bliźniego jak samego siebie (Mt 22, 39), za-
aprobował tym samym zasadę korzyści własnej. Jeśli jakaś osoba kieruje
się samolubstwem, szuka swojego własnego dobrobytu, nie zważając na
dobro innych. Jednak jeśli osoba ta kieruje się korzyścią własną, może
dążyć do osiągnięcia dobrobytu w taki sposób, który nie krzywdzi in-
nych. I rzeczywiście: z dokładnych analiz gospodarki rynkowej możemy
się dowiedzieć, w jaki sposób z działania na własną korzyść przez jedną
osobę wynikają korzyści niemałej liczby innych osób.

Troska o to, co zdarzy się mojej rodzinie czy mnie samemu, nie jest

niczym grzesznym. W rzeczywistości Nowy Testament potępia tych, któ-

113

Patrz przyp. 20 na str. 36.

background image

322

RONALD H. NASH

rzy nie żywią takiej troski (1 Tm 5, 8). W związku z tym, że dobrowol-
ność wymiany, charakterystyczna dla wolnego rynku, przynosi obopólną
korzyść wymieniającym, samolubstwo nie jest wewnętrzną cechą kapitali-
zmu. Ludzie, którzy wymieniają [dobra] według zasad rynkowych, biorą
udział w działaniach, które przynoszą korzyść zarówno im jak też innym.
Reguły wolnego rynku zobowiązują ludzi do znajdowania sposobów po-
magania sobie i jednocześnie pomagania innym, niezależnie od tego, czy
robią to świadomie czy nieświadomie.

Rynek jest instrumentem pozwalającym ludziom na osiąganie jed-

nostkowych celów w sposób dobrowolny i pokojowy. Trudno zrozumieć,
w jaki sposób dążenie do indywidualnych celów, co umożliwia rynek,
może być utożsamiane z samolubstwem. Nawet w przypadku szukania
korzyści finansowych trzeba przyjąć wiele wątpliwych założeń, by na-
zwać je samolubstwem. Skoro korzyść może być środkiem do innych ce-
lów, to może ona być użyta na sposób samolubny albo altruistyczny. Ry-
nek stanowi w związku z tym jedynie odzwierciedlenie wartości ludzi,
którzy się nim posługują. Poszukiwanie celów, nawet korzyści, nie jest per
se
samolubne. Co więcej, mniej produktywni członkowie społeczeństwa
nie mogą uzyskać pomocy od bardziej produktywnych, dopóki system
gospodarczy nie produkuje przynajmniej tyle, żeby wystarczyło dla
wszystkich. Dopiero wtedy jest możliwa prywatna i państwowa działal-
ność charytatywna – w ten sposób reguluje to wolny rynek.

Fałszem jest także twierdzenie, że rynek zachęca do chciwości.

Właściwe rozumienie działania rynku pokaże nam, jak w rzeczywistości
neutralizuje on chciwość. Ktoś może pożądać z całej siły własności inne-
go człowieka, jednakże dopóki chroni się prawa drugiej strony, chciwość
tej pierwszej nie może zaszkodzić. Chciwość nigdy nie jest w stanie za-
szkodzić innej osobie, dopóki jej prawa są chronione ograniczeniami
prawdziwego systemu kapitalistycznego, który zakazuje aktów przemocy,
fałszerstwa i kradzieży. Jeśli jakiś człowiek pragnie zaspokoić swoją chci-
wość w warunkach systemu wolnorynkowego, będzie musiał ofiarować
innym coś, czego oni pragną w zamian. Jego chciwość musi doprowadzić
go do wytworzenia produktu lub zorganizowania usługi, którą wniesie do
dobrowolnej wymiany z innymi. Zatem każda osoba, która pragnie od-
nieść sukces w systemie rynkowym, musi mieć na uwadze innych. Każdy

background image

76. PRYWATNA PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ SPRZYJA CHCIWOŚCI

323

musi zapytać siebie, czego chcą inni ludzie i jak on może najlepiej zaspo-
koić ich potrzeby.

Zestawmy to wszystko z całkowicie odmienną sytuacją, jaka istnieje

w gospodarkach, gdzie przedstawiciele państwa ingerują w procesy ryn-
kowe. W ramach gospodarki socjalistycznej i interwencjonistycznej ludzie
kierujący się chciwością i samolubstwem nie muszą troszczyć się o po-
trzeby i pragnienia innych, którzy mają być źródłem zysku. Wystarczy tyl-
ko, na przykład, przekupić jednego czy dwóch urzędników państwo-
wych, którzy za łapówkę odwdzięczą się odpowiednimi przywilejami.
W systemie rynkowym natomiast działająca chciwość to paradoks. Rynek
jest jednym z obszarów życia, na którym wymaga się troski o innych.
Miast dawać upust chciwości, mechanizmy rynkowe umożliwiają zaspo-
kajanie naturalnych ludzkich pragnień w sposób pokojowy. Alternatywą
wolnej wymiany są przemoc i przymus – atrybuty gospodarki socjali-
stycznej oraz interwencjonistycznej.

Tłum. Jan Kłos

background image

Sanford Ikeda

Sanford Ikeda

77. Wolę bezpieczeństwo od wolności

77. Wolę bezpieczeństwo od wolności

Rezygnacja z wolności na rzecz bezpieczeństwa to trochę tak jak

wybór śmierci przez ścięcie niż z przyczyn naturalnych; świadomość mo-
mentu kiedy i czyje ręce opuszczą topór jest jakimś pocieszeniem, nie-
mniej po egzekucji martwy jednakowo nie może odwrócić biegu wyda-
rzeń.

Na szczęście wybór pomiędzy bezpieczeństwem a wolnością nie

jest tak beznadziejny, jak wybór rodzaju śmierci, choć jego waga pozosta-
je nie zmniejszona. W rzeczywistości w pewnym sensie w ogóle nie ma
wyboru pomiędzy wolnością i bezpieczeństwem, jako że świadomość
pełnej wolności osobistej w społeczeństwie obywatelskim wymaga wła-
ściwie rezygnacji z części swojej osobistej autonomii. (Przez „bezpieczeń-
stwo” zwykle rozumiemy ochronę przed niebezpieczeństwami, które
mogą być realne, potencjalne albo nawet całkowicie nieznane. „Wolność”
odnosi się do zdolności osoby do korzystania z prawa dokonywania do-
browolnych wyborów; by zapewnić sobie najbardziej osobistą wolność,
musimy uznać warunkową i ściśle ograniczoną władzę pewnych ludzi
(np. policji) do użycia przymusu i zniewolenia, wymierzonych przeciwko
osobom i grupom, które dopuszczają się agresji lub nią grożą). W pew-
nych granicach jednak istnieje wymiana: może ona zawierać obietnicę
całkowitej ochrony przed niebezpieczeństwem w zamian za pełną utratę
autonomii, albo – co zdarza się częściej – częściowe poświęcenie wolno-
ści w zamian za pewne dostrzeżone bezpieczeństwo.

Błędem byłoby odrzucić postawę tych, którzy znajdując się w bez-

nadziejnych okolicznościach czy sytuacji uważają, że rezygnacja z części
czy całej wolności jest najbardziej skutecznym rozwiązaniem ich proble-
mów. Dla wielu na przykład okowy wydają się być jedyną alternatywą dla

background image

77. WOLĘ BEZPIECZEŃSTWO OD WOLNOŚCI

325

nędzy. Ci, którzy znajdują się w mniej pilnej potrzebie, mogą uważać, że
utrata pewnej części wolności warta jest obietnicy jakiegoś zabezpiecze-
nia przed głodem, chorobami i niewiedzą. Dla nich żywność, opieka me-
dyczna i edukacja finansowane z podatków stanowią środek pomiędzy
dwiema skrajnościami: niewolnictwem z jednej strony, a tym, co nazywają
„wolnością bycia biednym” z drugiej. Niemniej takim poglądom, nieza-
leżnie od ich szczerości, zaprzeczają dwa fakty: ten, że dużo łatwiej stra-
cić wolność, niż ją odzyskać, i ten, że poświęcenie wolności otwiera dro-
gę niepewności.

„Dużo łatwiej zrezygnować z wolności, niż ją odzyskać.” Dlaczego

tak miałoby się dziać? Przede wszystkim wybranie mniejszej wolności
oznacza poświęcenie samego prawa wyboru. I choć istnieje pewien mar-
gines „wyboru” nawet z lufą pistoletu przystawioną do czoła („Pieniądze
albo życie!”), nie jest to jednak sytuacja, którą zwykle utożsamiamy
z prawdziwym wyborem. Zatem rezygnacja z wolności oznacza pozby-
wanie się prawa dokonywania prawdziwych wyborów, także wyboru od-
zyskania swojej wolności. Inaczej niż w przypadku ryzyka i zysku przy
prowadzeniu interesów, wymiany „wolności za bezpieczeństwo” w społe-
czeństwie nie da się dokonać proporcjonalnie. Kiedy raz obywatele odda-
dzą państwu władzę podejmowania za nich decyzji, państwo ją przyjmuje
i nie rezygnuje z niej nawet wtedy, kiedy byłoby to dla obywateli najlep-
szym wyjściem; rezygnacja bowiem hamowałaby dążenie do realizacji ra-
czej interesów państwa niż interesów obywateli.

„Poświęcanie wolności dla bezpieczeństwa ostatecznie sprawia, że

wszyscy obywatele czują się mniej bezpiecznie.” Przede wszystkim uza-
leżnienie się od kogoś zamienia po prostu jeden rodzaj niepewności na
inny, i to bardziej podstępny. W kontekście wyboru politycznego „więk-
sze bezpieczeństwo” oznacza złożenie większej władzy nad naszym ży-
ciem w ręce tych, którzy pracują dla państwa. Dokonywanie wyborów
w obliczu tego samego niebezpiecznego i niepewnego świata pozostaje
w gestii obcych osób, aczkolwiek istnieje znikome prawdopodobieństwo,
że osoby te będą wiedziały lepiej, niż my sami, jakie są nasze indywidual-
ne problemy, zdolności i cele. Jeśli władza państwowa posiada mniejszą
wiedzę o faktach ważnych dla nas, jak możemy mieć zaufanie, że dokona
za nas lepszych wyborów, niż gdybyśmy to uczynili sami, nawet jeśli sta-
nowi zespół miłych i życzliwych nam ludzi? (Możemy sobie oczywiście
wyobrazić jak zachowaliby się, gdyby nie byli mili i życzliwi.) Oddawszy

background image

326

SANFORD IKEDA

wolność ponosilibyśmy mniejszą odpowiedzialność za nasze życie, co
jednak nie miałoby żadnego znaczenia (albo bardzo małe) dla zwiększe-
nia naszego osobistego bezpieczeństwa. Absolutne bezpieczeństwo jest
taką samą ułudą jak tzw. „sprawiedliwość społeczna”. Jesteśmy bezpiecz-
ni na tyle, na ile swobodnie możemy korzystać z wyników naszej pracy
i naszych zdolności twórczych potrzebnych do sprostania wymaganiom
życia.

Wreszcie, preferowanie bezpieczeństwa wobec wolności zwykle

kończy się ograniczaniem wolności i jednoczesnym rozszerzaniem się
władzy państwowej. A dzieje się tak dlatego, że kiedy państwo chroni wy-
brane osoby lub grupy przed niebezpieczeństwem, jakie grozi każdemu
członkowi społeczeństwa, siłą rzeczy ci niechronieni wystawieni są na
większe niebezpieczeństwo i czują się mniej bezpiecznie. W miarę jak
maleje bezpieczeństwo niechronionych, tym usilniej i w sposób bardziej
usprawiedliwiony żądają oni dla siebie bezpieczeństwa gwarantowanego
przez państwo (z towarzyszącą temu utratą wolności). Zatem – na przy-
kład – program państwowy gwarantujący zasiłki dla niepracujących ozna-
cza, że przynajmniej niektórzy pracujący muszą uczestniczyć w kosztach
tych zasiłków ze swoich własnych, niegwarantowanych dochodów. Ci,
którzy najdotkliwiej odczują ten dodatkowy ciężar, będą oczywiście także
poczuwali się do żądania od państwa rozszerzenia gwarancji (lub czegoś
podobnego) dla siebie. A jeśli państwo spełni to żądanie, wszyscy pozo-
stali pracownicy pozostający bez gwarancji będą odczuwali jeszcze więk-
szą niepewność. Tym sposobem eskalacja żądań bezpieczeństwa prowa-
dzi do rozszerzenia zakresu władzy państwowej i upadku wolności. Osta-
tecznym owocem tego procesu, jak łatwo możemy dostrzec, wcale nie
jest prawdziwe bezpieczeństwo, lecz jego dokładne przeciwieństwo.

Uciekajmy spod tej gilotyny, póki jeszcze możemy.

Tłum. Jan Kłos

background image

Benjamin A. Rogge

Benjamin A. Rogge

78. To społeczeństwo jest winne, nie ja

78. To społeczeństwo jest winne, nie ja

Podczas 63,7 % wszystkich rozmów, jakie przeprowadziłem spra-

wując funkcję dziekana College'u Wabash, osoba rozmawiająca ze mną
wskazywała, kto jest winien. A w 99,6 % przypadków, w których powsta-
ło pytanie o winę, odpowiedź była ta sama: nie ja.

Gdyby były to po prostu zwykłe przypadki wykręcania się, mogli-

byśmy wszyscy pokiwać głowami nad utratą starego ducha skruchy wyra-
żającego się słowami: „Tak, Ojcze, to ja ściąłem tę wiśnię

114

, i zająć się

czymś innym, jak choćby zagrożeniem, jakie stanowi dla stabilności ziemi
góra śniegu nagromadzona na pokrywach lodowych na biegunie. Jednak-
że wymawianie się od odpowiedzialności to rzadko tak prosta sprawa –
i stąd ten artykuł.

Dzisiejszy George Washington na uniwersytecie czy gdzie indziej

powiada: „Tak, to ja ściąłem wiśnię, ale…” i tutaj następuje 10 lub 90 mi-
nut wyjaśniania, mającego wyraźnie na celu doprowadzenie mnie do łez
i uzyskanie przebaczenia wszystkiego, po czym winowajca wraca do
domu, by ponownie naostrzyć swoją siekierę.

Mali George'owie mówią dzisiaj: „Tak, to ja ściąłem wiśnię, ale

niech pan wysłucha c a ł e j sprawy. Wszyscy koledzy w akademiku mó-
wili mi, że taka jest tradycja, żeby ścinać wiśnie”. „No to co? – pytam. –
Czy którykolwiek z nich to rzeczywiście kiedyś zrobił?” – „No, nie wiem,
ale skoro taka jest tradycja, to sam pan widzi, i przy braku odpowiednie-

114

Autor nawiązuje tutaj do biografii George'a Washingtona zatytułowanej The

Life and Memorable Actions of George Washington autorstwa pastora Weemsa, napisanej

w 1800 roku. Otóż według nieco hagiograficznego przekazu Washington jako chłopiec

ściął wiśnię i następnie przyznał się do tego. Historia ta przywoływana jest dla wskazywa-

nia wzoru uczciwości i odwagi cywilnej [red.].

background image

328

BENJAMIN A. ROGGE

go ducha szkoły, sądziłem, że robię szkole przysługę, kiedy ścinałem to
nędzne drzewo”.

Rozmowa może też wyglądać tak: „Ten profesor, wie pan, powie-

dział nam, żebyśmy zebrali kilka okazów flory leśnej; mógł nam przecież
powiedzieć, jakie drzewa ściąć, ale szczerze mówiąc to ja nie rozumiem
połowy z tego, co mówi. Naprawdę myślałem, że chodzi mu o wiśnię.
A właściwie nie było mnie w klasie, kiedy zadał to zadanie. Kolega zapi-
sał je w zeszycie. I co ja poradzę na to, że mógł się pomylić. W każdym
razie gdyby dyżurny obudził mnie na czas, zdążyłbym na zajęcia i wie-
działbym, że profesorowi chodziło o zebranie liści z krzaków jagodo-
wych”.

Omawialiśmy dotąd prostsze przypadki. Przejdźmy teraz do bar-

dziej złożonych. W tym przypadku mały George mówi do swojego ojca:
„Tak, tato, ściąłem wiśnię, ale po prostu nic na to nie mogłem poradzić.
Ty i mama zawsze przebywacie poza domem, a kiedy przychodzicie, je-
dyne co od was słyszę, to żebym poszedł poćwiczyć przerzucanie dolara
przez Rappahannock

115

. Myślę, że ściąłem to drzewo, żebyście zwrócili

na mnie trochę uwagi. Nie możecie mnie za to winić, prawda?”

Przykłady te mogą być mniej lub bardziej powikłane. A oto kolejny.

W tym przypadku młody George wynajął sobie bystrego prawnika, który
przeczytał wszystkie nowości książkowe na temat socjologii przestęp-
stwa. Prawnik tak broni G. W. w sądzie: „To prawda, że ten młody czło-
wiek ściął drzewo. Dowód rzeczowy leży w pierwszych dziesięciu rzę-
dach sali sądowej. Nie ma też wątpliwości, że uczynił to z premedytacją
i w złej woli. Nie możemy zaprzeczyć, że w ten sam sposób zrównał
z ziemią połowę wszystkich wiśni w Północnej Wirginii. Ale czy mamy
winić tego chłopaka? Czy może on być pociągnięty do odpowiedzialno-
ści za swoje czyny? Nie. Prawdziwe przestępstwo popełniło społeczeń-
stwo, które go ukształtowało, a nie on. On jest tylko produktem otocze-
nia, ofiarą systemu społecznego, który rodzi wszelkiego rodzaju prze-
stępstwa. Urodzony w biedzie [tutaj odchodzimy od przykładu George'a

115

George Washington mieszkał w dzieciństwie na farmie rodziców, położonej

nad rzeką Rappahannock. Podobno, kiedy jako dorosły przekraczał nieznaną rzekę, prze-

rzucał najpierw monetę (dolara), żeby się przekonać, czy można ją przemierzyć łodzią,

zwłaszcza podczas mgły. Odgłos monety upadającej po drugiej stronie oznaczał, że brzeg

jest niedaleko. Mówi się, że tak właśnie uczynił, kiedy przekraczał rzekę Delaware (co

przedstawiono na znanym obrazie F. Leutze'a) [przyp. tłum.].

background image

78. TO SPOŁECZEŃSTWO JEST WINNE, NIE JA

329

Washingtona], wychowany w slumsach, krzywdzony przez rodziców…”
i tak dalej w podobnym tonie. Prawnik zamyka swoją mowę, wskazuje
palcem na mnie i dramatycznym głosem mówi: „To pan, panie Dziekanie
Rogge, jako członek społeczeństwa, które wydało na świat to młode
monstrum, jest tak samo winny jak on, tak samo zasługujący na karę, jak
ten młody człowiek”. I chłopcu się upiekło. Dostaje sześć miesięcy w za-
wieszeniu, a mnie wsadzają w pociąg i wywożą z miasta.

I jeszcze jedna możliwość, którą chcę przywołać. W tym przypadku

prawnik powołuje na świadka znanego psychoanalityka, który po zbada-
niu młodego człowieka zwalnia go z wszelkiej świadomej odpowiedzial-
ności za przestępstwo, składając oświadczenie przesycone żargonem tej
półnauki, a zatem zeznanie niejasne i trochę pornograficzne. Okazuje się
bowiem, że „drzewo wiśni to symbol falliczny, zaś działanie chłopca jest
podświadomą i perwersyjną reakcją na powszechny kompleks kastracji.”
Czy to może zbyt daleko posunięta wizja? Bynajmniej. Richard LaPiere
tak pisze w swojej książce The Freudian Ethic:

…Freudowska nauka o człowieku nie jest ani jasna, ani prosta. Niemniej ci freu-

dyści, którzy skupili się na przestępcy, stworzyli teorię czynu przestępczego oraz taką in-

terpretację podejścia społecznego, którą każdy może pojąć. Przyjmują oni otóż za coś zu-

pełnie naturalnego fakt, że istoty ludzkie naruszają prawo – każde prawo, poczynając od

prawa regulującego prędkość samochodów, a kończąc na prawie zabraniającym odbiera-

nia życia innej osobie. Zaś freudowskie wyjaśnienie przestępstwa zwalnia jednostkę od

całej osobistej odpowiedzialności za to łamanie prawa, za czyn przestępczy, zrzucając

winę bezpośrednio na barki abstrakcji – czyli społeczeństwa. Współczesne społeczeń-

stwo jest szczególnie okrutne dla jednostki, gdyż nakłada na nią tak wiele ograniczeń,

często sprzecznych ze sobą, a jednocześnie żąda też od niej wiele tego, co naturalnie, jak

jednostka sądzi, do niej nie należy. Czyny przestępcze jednostki są wobec tego, według

wyznawców Freuda, jedynie wyrazem podstawowej patologii społeczeństwa. Karanie jed-

nostki za grzechy społeczeństwa jest rzeczą równie daremną jak próba leczenia trądziku

poprzez leczenie pryszczy, które są tylko jego objawem.

Dokąd nas to wszystko prowadzi? Kogo mamy winić? Cóż, nikogo,

albo raczej wszystkich. Etyka freudowska wyeliminowała grzech (i –
rzecz jasna – tym samym wyeliminowała także cnotę).

Osobiście nie zgadzam się z tym. Nie mogę przyjąć takiego poglą-

du na człowieka, który czyni go bezbronnym pionkiem albo jego id, albo
jego społeczeństwa. Nie przeczę, że umysł każdego z nas to ciemna
i złożona komora, nie przeczę też temu, że otoczenie ukierunkowuje jed-
nostkę, zgadzam się nawet na to, że rodzice mogą mieć potencjalnie

background image

330

BENJAMIN A. ROGGE

zgubny wpływ. Prawdę mówiąc po kilku miesiącach urzędowania jako
dziekan byłem gotowy zalecić, by college przyjmował odtąd jedynie sie-
roty. Ale w akcie upartej wiary obstaję przy tym, że to, co składa się na
człowieka, to właśnie jego potencjalna zdolność do zwycięstwa zarówno
nad sobą jak i swoim otoczeniem. Jeśli taka zdolność jest naprawdę dana
każdemu z nas, czy też wszyscy ją posiadamy, to wynika stąd, iż jesteśmy
w sposób nieuchronny, ogromny i raz na zawsze odpowiedzialni za
wszystko, co robimy. Odpowiedź na pytanie „kto ponosi winę?” brzmi
zawsze: „Mea Culpa, ja”.

Taka filozofia jest trudna. Chrześcijanin może mieć nadzieję, że

chociaż jego grzechy mogą nie zostać nigdy wymazane, to jednak zawsze
może dostąpić łaski Bożej, jakimkolwiek by był grzesznikiem. Niechrze-
ścijanin musi znaleźć jakieś inne źródło siły, a wierzcie mi, nie jest to
łatwe.

Co to ma wspólnego z naszym codziennym życiem, na uniwersyte-

cie czy poza nim? W zasadzie wszystko. Oznacza bowiem, że jako stu-
denci przestajemy winić naszych nauczycieli, przyjaciół z klasy, rodziców,
szkoły czy społeczeństwo, czy nawet dyżurnego za nasze własne błędy
i wady. Oznacza to, że jako nauczyciele czy administratorzy uczelniani
przestajemy winić studentów, zarząd, przytłaczającą presję społeczeństwa
(czy nawet nasze żony) za własne niepowodzenia.

Dla nas zaś jako jednostek oznacza to, że przestajemy się usprawie-

dliwiać sami przed sobą i że wszystkie wiśnie, które ścięliśmy, będziemy
wciąż nosić w naszych sumieniach. Oznacza to, że mówimy razem z Ka-
sjuszem: „Wina nasza, drogi Brutusie, nie leży w gwiazdach, pod którymi
się urodziliśmy, lecz w nas samych”. To trudna filozofia, niemniej jedyna,
jaką człowiek dotąd wymyślił, dająca nadzieję.

Tłum. Jan Kłos

background image

Tibor R. Machan

Tibor R. Machan

79. Wszyscy ludzie powinni wykonywać jakiś rodzaj

pracy na rzecz państwa

116

79. Ludzie powinni pracować na rzecz państwa

Co oznacza praca na rzecz państwa? Istnieją różne wersje tej idei,

niektóre popierane przez socjalistów, inne nawet przez konserwatystów.
Istota owej pracy czy służby dla państwa polega na tym, że ludzie którzy
osiągnęli wiek dojrzały, otrzymawszy za darmo wszelkiego rodzaju
wsparcie od społeczeństwa, powinni być wdzięczni i odpłacić się, okazać
wdzięczność wykonując jakąś pracę dla tych, którzy się dla nich poświę-
cali. Ale to nie wszystko. Skoro przeszłe pokolenia uczyniły tak wiele na
rzecz żyjących obecnie, to chodzi tu po prostu o zwykłą uczciwość, o to
mianowicie, że członkowie tej ostatniej grupy powinni odpłacić się kolej-
nym pokoleniom.

Takie postawienie sprawy wydaje się mieć jakiś sens, w rzeczywisto-

ści jednak jest bezsensowne. Z moralnego punktu widzenia bowiem naj-
gorszą stroną takiego podejścia jest traktowanie dobrowolnych darów
tak, jak gdyby miały one uzasadnić zobowiązanie do rekompensaty. Ktoś,
kto daje komuś jakąś rzecz wartościową, nie będąc o to proszonym, nie
ma prawa żądać zapłaty. Bo gdzie tutaj szacunek dla wyboru? Czy nie jest
to w rzeczywistości okrutny żart, którym ktoś zobowiązuje drugą osobę?

116

W oryginale national service, co oznacza jakąkolwiek służbę, zwykle obowiązko-

wą i kierowaną przez państwo do wykonywania zadań przez nie wskazanych. Stanowi

analogię do obowiązkowej służby wojskowej. Obecnie jednak pod wpływem ruchów pa-

cyfistycznych służbę wojskową zastępuje się np. pracą w domu starców (jak choćby

w Niemczech). W Stanach Zjednoczonych, gdzie nie istnieje obowiązkowa służba woj-

skowa, terminem national service określa się program wprowadzony przez prezydenta Clin-

tona, który ma na celu umożliwienie młodym ludziom wykonywania pożytecznej pracy

dla kraju (podobnie do działalności Korpusu Pokoju), takiej jak nauczanie, praca w żłob-

kach, szpitalach itd., w zamian za finansową pomoc podczas studiów [przyp. tłum.].

background image

332

TIBOR R. MACHAN

Gdyby takie postępowanie było uprawnione, moglibyśmy wejść na drogę
zniewalania kolejnych pokoleń ludzi drogą dawania im po prostu czegoś
wartościowego, czego oni mogą w ogóle nie chcieć, nie mając też ochoty
na ponoszenie kosztów niechcianych darów.

Trzeba sobie również uświadomić, że gdyby przeszłe pokolenia,

które pozostawiły nam pewne wartości, nie posiadały wystarczających
powodów, by to czynić, uczyniłyby coś innego. Czy można sobie w ogóle
wyobrazić, iż Szekspir, Dante, Rembrandt, Hugo, Newton czy Chopin
pracowali po to, byśmy byli im dłużni, żeby wzbudzić w nas poczucie
wdzięczności i spowodować nasze zobowiązania wobec przyszłych po-
koleń? A może raczej doszli oni do swoich ogromnych artystycznych, na-
ukowych i innych dokonań dlatego, że mieli po temu swoje powody;
chcieli coś osiągnąć w życiu niezależnie od rzeczy tak nieokreślonej jak
nadzieja na jakiś rodzaj zapłaty? Taki właśnie wniosek wydaje się najbar-
dziej prawdopodobny, choćby z tego tylko względu, że wszyscy wiemy, iż
nie mamy kontroli nad tym, co ludzie w przyszłości zrobią, jak ocenią
nasz wkład i jakie będzie on miał dla nich znaczenie.

Jednym słowem sama idea, że ludzie robiąc coś dla innych stawiają

tych ostatnich wobec wymuszonych zobowiązań, jest moralnie cyniczna
i w znacznej mierze głupia (niezależnie od tego, że ta czy inna osoba
może wymyślić coś lub badać fakty właśnie pod tym kątem). Sensowniej
będzie założyć, że ci, którzy stworzyli wartości kultury oczekiwali nagród
przynajmniej od tych, którzy żyli obok nich i z którymi mogli uzgadniać
warunki. Co uczynili ponadto, uczynili bo mieli po temu ważny powód,
niezależnie od tego, co „w zamian” zrobiliby inni, zwłaszcza członkowie
przyszłych pokoleń. Nie odrabiam zadań domowych moim dzieciom ani
też nie pomagam uczniom w mojej klasie czy przyjacielowi przy przepro-
wadzce lub w znalezieniu pracy dlatego, że oczekuję jakiejś zapłaty albo
by obciążyć długiem beneficjenta. To, co robię w tych przypadkach samo
stanowi, jak gdyby, w szerokim sensie nagrodę wspólną dla mnie i benefi-
cjenta. A w innych przypadkach płacą mi ci, którzy świadomie umówili
się ze mną bym dostarczył im coś, co mogę wyprodukować.

Nie sposób także zgadnąć, jak przy pracy na rzecz państwa można

by było określić, ile kto przez to zyskał z owoców pracy tych, którzy żyli
przed nim – i ile w konsekwencji sam ma pracy wykonać. Przypuśćmy, że
dużo zyskałem dzięki pracy pewnych ludzi, którzy już odeszli. Osobiście

background image

79. LUDZIE POWINNI PRACOWAĆ NA RZECZ PAŃSTWA

333

na przykład przeżyłem wspaniałe chwile czytając W. Somerseta Maugha-
ma, oglądając taniec Freda Astaire'a i Ginger Rogers, słuchając niezliczo-
nych piosenkarzy bluesowych i jazzowych wykrzykujących swoje melo-
die, słuchając tętniącej muzyki wielkich kompozytorów, zachwycając się
obrazami, rzeźbami i architekturą wielkich artystów na całym świecie.
(Często żałuję, że nie mogę im powiedzieć, ile radosnych chwil przeży-
łem dzięki ich osiągnięciom, i ciągle próbuję stworzyć jakąś małą odę, by
oddać cześć ich twórczości.) Czy mam jednak przez to rozumieć, że
moja praca dla narodu zrekompensuje ich trud? W żaden sposób. Korzy-
ści jakie otrzymałem, nie mogą być zrekompensowane. Można mieć tylko
nadzieję, iż ci, którzy ich dostarczyli, zostali odpowiednio nagrodzeni za
swojego życia samym faktem stworzenia tych wspaniałych rzeczy. Żaden
biurokrata czy polityk żadną miarą nie potrafi ocenić, ile dla mnie zna-
czyło zetknięcie się z tymi wielkimi dziełami. W ogóle nie sposób je wy-
cenić, a udawanie, że jest to możliwe, jest po prostu obrazą godności ich
twórców.

Nie, i jeszcze raz nie: idea pracy dla państwa stanowi nieuczciwy

chwyt, by zyskać nieopłacaną pracę kosztem prostodusznych i łatwo-
wiernych ludzi, wprowadzić jeszcze jeden rodzaj niedobrowolnych
świadczeń. Co więcej, tak jak w przypadku innych prób alokacji środków
metodą centralnego (nawet jeśli kierującego się demokratycznymi zasada-
mi) planowania, praca dla państwa jest marnotrawieniem ludzkiego wy-
siłku. Kto może lepiej powiedzieć niż wolni ludzie pozostający ze sobą
w stosunkach dobrowolnych umów w warunkach rynkowych, jaka praca
i gdzie powinna być wykonana? Kto posiada bożą wszechwiedzę, by za-
decydować, że duża grupa młodych ludzi powinna pracować raczej, po-
wiedzmy, w jadłodajniach Manhattanu niż pomagać naukowcom w zna-
lezieniu inteligencji w przestrzeni kosmicznej? Jakie zasady oceny będą
leżały u podstaw systemu pracy dla państwa: wytyczne filozofów, socjo-
logów, ekonomistów, psychologów czy urbanistów?

Praca dla państwa to jeszcze jedna myśl, która rodzi swoisty rodzaj

„tragedii wspólnoty

117

: większość grup społecznych pragnęłaby natural-

nie zbierać korzyści, jakie według ich wyobrażenia ta praca przynosi. Ze
względu jednak na to, że służbę tę wykonuje się niezależnie od rynkowej
ceny pracy, nie będzie końca nadużyciom i naciągnięciom. Zostaną pod-
jęte niezliczone projekty o nikłej, jeśli w ogóle dostrzegalnej wartości

117

Patrz przyp. 33 na str. 71.

background image

334

TIBOR R. MACHAN

społecznej. Wszystkie te projekty Administracji Postępu Pracy (Works
Progress Administration
) w okresie Nowego Ładu, tak zachwalane przez
niektórych entuzjastów jako wielki wkład do naszej kultury, nie mają żad-
nej wymierzalnej wartości, jako że nie powstały na drodze wolnej wymia-
ny, co jest jedyną rozsądną i godną zaufania drogą poznania, jaką wartość
dla ludzi posiadają dobra i usługi, z włączeniem wykształcenia, nauki
i sztuki. Dzieje się tak nie dlatego, że nie istnieją wspólne wartości, tylko
dlatego, że pojawiają się one rzadko, zaś cała reszta w systemie oceny to
rzeczy bardzo szczegółowe, wyspecjalizowane, a nawet zindywidualizo-
wane. To co jest dla mnie obiektywną wartością, może nie być taką dla
ciebie. To tak jak leczenie – pomimo pewnych ogólnych wspólnych zale-
ceń „to tak, tamto nie”, szczegóły są wysoce zróżnicowane, zależnie od
pacjentów.

A więc praca dla państwa to zła idea, bo: a) nikt nie może być do

niej moralnie zobowiązany jeżeli nie miał wcześniej szansy, by zastanowić
się, czy może to zobowiązanie przyjąć (dlatego też rodzice mylą się my-
śląc, że dzieci są im coś winne, chyba że wyszli daleko poza powołanie
wynikające z ich osobiście przyjętego obowiązku, a dziecko miało możli-
wość powiedzenia „nie”), b) ci, którzy pozostawili nam wiele dobrego,
byśmy mogli z tego korzystać w naszym życiu, najprawdopodobniej mieli
po temu swoje powody, niezależne od chęci nałożenia na nas pewnego
zobowiązania, pozwalające im uzyskać za swój wkład sprawiedliwe na-
grody w ciągu ich życia; c) niemożliwe jest oszacowanie wartości zarów-
no tego, co było dla nas korzystne w spadku po minionych pokoleniach,
jak i tego, jaką wartość posiada nasza własna praca, a to ze względu na
wielkie zróżnicowanie istot ludzkich; d) proces ten wywołałby znaną nam
z innych sytuacji „tragedię wspólnoty”, w tym przypadku wyrastającą
z postrzegania powszechnej służby jako rodzaju dobra publicznego,
z którego wszyscy mogą korzystać.

Rzecz jasna taka powszechna służba może się wydawać dobrym

rozwiązaniem, jeżeli żyjemy w państwie o rozbudowanym systemie ubez-
pieczeń społecznych. W sytuacji wielkich wydatków rządowych na cele
socjalne obywatele mogą łatwiej przyswoić sobie ideę odpłacania za ko-
rzyści publiczne przekazane im przez przeszłe pokolenia. Co na przykład
z podstawowym, średnim i wyższym kształceniem, jakie „my” „im” za-
pewniamy? A co z bezpłatnymi plażami, drogami, muzeami, opieką szpi-

background image

79. LUDZIE POWINNI PRACOWAĆ NA RZECZ PAŃSTWA

335

talną i wszystkimi innymi słodkościami, jakich dostarcza państwo opieki
socjalnej?

Wszelako wszystko to jest jedną wielką mistyfikacją. Gdybyśmy,

jako obrońcy państwa z bogatym systemem ubezpieczeń, otrzymywali te
wszystkie dobra, dlaczego mielibyśmy żądać płacenia za nie w postaci
służby państwu i innych prac? I czy coś w ogóle sprawia, że idea rozda-
wania nam tych łakoci jest prawnie uzasadniona? Czy już teraz można jej
użyć dla usprawiedliwienia uzyskiwania od nas niedobrowolnych świad-
czeń? W rzeczywistości samo państwo opieki społecznej jest przez nie-
których ostro krytykowane: po części dlatego, że prowadzi do pomiesza-
nia pomiędzy usługami państwowymi, jakie powinniśmy otrzymać
w pierwszym rzędzie, np. kompetentna ochrona naszego prawa do życia,
wolności i własności (za co my mamy jedynie uiścić opłatę za usługę),
a tymi wszystkimi opiekuńczymi jałmużnami, które – jak się okazuje –
wcale nie są jałmużnami, lecz niedobrowolnie zaciąganymi długami. Za-
tem system rozbudowanej opieki społecznej bynajmniej nie pomaga
w usprawiedliwianiu „pracy dla państwa”.

Dobre uczynki świadczone innym same powinny stanowić nagro-

dę; w każdym razie nie powinno się ich spełniać z myślą o nagrodzie.
Zostawmy proces wzajemnego świadczenia korzyści dobrej woli świad-
czących – lub jasno sformułowanym regułom wymiany.

Tłum. Jan Kłos

background image

Leonard E. Read

Leonard E. Read

80. Jeśli rząd nie zaradzi niedoli, to kto?

80. Jeśli rząd nie zaradzi niedoli, to kto?

Odpowiedzi na to pytanie-frazes może nam udzielić prezydent

Grover Cleveland, kiedy zawetował kredyt kongresowy w wysokości
10 000 dolarów na zakup ziarna dla Teksasu nękanego suszą. Prezydent
powiedział:

Zawsze można polegać na przyjaźni i dobroci naszych obywateli, że pospieszą

z pomocą ich współbraciom w potrzebie…. Pomoc rządu federalnego w takich przypad-

kach rozbudza oczekiwania ojcowskiej troski ze strony państwa i osłabia to, co jest naszą

narodową cechą – czyli upór. Jednocześnie uniemożliwia wyzwolenie w ludziach tych do-

brych uczuć i takiego postępowania, jakie umacniają więzy wspólnego braterstwa.

Bez wątpienia wielu kongresmenów, którzy głosowali za kredytami,

szczerze pytało siebie: „Jeśli rząd federalny nie uratuje tych biednych
Teksańczyków, to kto?” Prezydentowi Clevelandowi wystarczyło zaweto-
wanie tego posunięcia i napisanie powyższego wyjaśnienia. Ale my, jako
zwykli obywatele, nie posiadamy innej władzy poza rozumem i perswa-
zją. Co moglibyśmy zatem powiedzieć? Istniałaby tylko jedna uczciwa
odpowiedź: „Nie jestem jasnowidzem, żeby wiedzieć, kto pomoże tym
ludziom. Wiem natomiast, że Teksańczycy ze swojej własnej inicjatywy
i dysponując swoimi własnymi środkami lepiej zadbają o siebie, niż jaka-
kolwiek liczba polityków naśladujących Robin Hooda i stosujących teorie
Karola Marksa.”

Pytanie: „Jeśli rząd nie zaradzi biedzie, to kto?” jest nielogiczne.

Nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie „kto?”. Tym sposobem autor
frazesu bez walki osiąga swój cel, chyba że ktoś uważa się za jasnowidza
albo ukazuje fałsz pytania.

background image

80. JEŚLI RZĄD NIE ZARADZI NIEDOLI, TO KTO?

337

Każdy czytelnik poniższego tekstu może się sam przekonać, pa-

trząc na swoje osobiste doświadczenie, że zaradzenie biedzie to sprawa
nie do przewidzenia. Nieraz już każdy z nas, nie mając żadnych goto-
wych wzorów, był świadkiem niedoli, a potem podjął kroki, by jej zara-
dzić – ze swoich własnych dochodów!

Do lat 30 tego wieku, zanim rząd federalny przyjął odpowiedzial-

ność za „pomoc”, nikt nie był w stanie przewidzieć, kto i komu pośpie-
szy na ratunek; a jednak od 1623 roku nie zanotowano w naszym kraju
żadnej klęski głodu czy śmierci głodowej. W narodzie, który żył zasada-
mi wolności, a rząd miał bardziej ograniczoną władzę niż w innych pań-
stwach, nie było takiej biedy jak gdzie indziej, za to był ogólnie większy
dobrobyt, niż to gdziekolwiek zanotowano w historii. Społeczeństwa
obarczone biurokracją nie notują żadnego przypadku przyjścia z pomocą
wolnym społeczeństwom; zawsze działo się odwrotnie.

Dobroć to cnota osobista. Kiedy rząd nie podejmuje się subwencji,

rozdawania „pomocy”, miliony osób dorosłych stają na straży chroniąc
siebie i innych przed niedolą. Ich dobroczynna energia służy w całości
zaradzaniu niedoli, odnajdując ją w swoim sąsiedztwie w każdym szcze-
góle, oceniając i pospieszając na ratunek – owocami swojej pracy.
A w przeszłości, w sytuacji jakiejś poważnej klęski, nieraz następowało
dobrowolne gromadzenie środków, nawet do wysokości przekraczającej
potrzeby.

Co się dzieje, kiedy państwo przejmuje inicjatywę? Dobroć ustępuje

miejsca polityce. Fundusze zebrane pod przymusem są rozdane jednost-
kom zależnie od kategorii grupowej, klasowej czy zawodowej. I nie przy-
pomina to już dobroci, lecz jest okradaniem Piotra, by zapłacić Pawłowi.
Ponadto kiedy państwo buduje koryto i napełnia je owocami, które wy-
rwało obywatelom, przybywa nowych roszczących pretensje do korzysta-
nia z tego koryta i problem, jaki państwo miało rozwiązać, zaostrza się.

Nie chodzi tu tylko o tak zwane „programy pomocy”, opierające

się na tytułowym wytartym frazesie, lecz o większość innych przypadków
państwowych interwencji, dokonywanych pod hasłem: „Jeśli państwo
tego nie załatwi, to kto?” Jeśli państwo nie wyrówna gór i nie zapełni do-
lin, nie osuszy bagien i nie nawodni pustyń, nie zbuduje autostrad i kana-
łów wodnych, nie wyśle ludzi na Księżyc i nie obieca ludziom księżyca
oraz nie zrealizuje tysiąca i jednego innych projektów – jeśli państwo nie
zrobi tych rzeczy, czyli nie zmusi podatników do ich zrobienia, to kto?

background image

338

LEONARD E. READ

Otóż nikt. Najczęściej pada odpowiedź, że prawdopodobnie nikt przy
zdrowych zmysłach nie pomyślałby o ich zrobieniu na swoje własne ry-
zyko i za swoje własne pieniądze. Jednak kiedyś może nadejść taki czas,
kiedy jakaś pomysłowa osoba dostrzeże sposób na zrobienie jednej czy
więcej z tych rzeczy, z nadzieją na zysk, i podejmie się tego. Nie sposób
jednak określić z góry, kim będzie ten pionier. Najlepszym, co można
uczynić, jest pozostawienie ludziom wolności, ponieważ tylko wśród wol-
nych ludzi pojawiają się pionierzy.

Wolność stwarza wszelkie możliwości, czy to w przedsięwzięciach

dobroczynnych czy przy działaniach na wolnym rynku, by to co najlep-
sze – a nie najgorsze – pięło się nieustannie w górę.

Tłum. Jan Kłos

background image

Thomas J. Shelly

Thomas J. Shelly

81. Od każdego według jego zdolności,

każdemu według jego potrzeb

81. Od każdego według jego zdolności

Pracując jako nauczyciel w szkołach prywatnych i publicznych od-

kryłem, że większość uczniów w zasadzie bez wątpliwości akceptuje so-
cjalistyczno-komunistyczną ideę odbierania „od każdego według jego
zdolności” i dawania „każdemu według jego potrzeb”. Usiłując wyjaśnić
fałsz kryjący się za tym frazesem stosowałem niekiedy następujące postę-
powanie.

Jeśli zdolniejsi i ciężej pracujący uczniowie napisali klasówkę na

piątkę, proponowałem odjąć im dwa stopnie i dać je uczniowi, który na-
pisał na dwójkę. W ten sposób każdy przyczyniłby się zależnie od swoich
zdolności, bo wszyscy zaliczyliby test, i każdy otrzymałby według swoich
potrzeb. I w ten sposób poprzestawiałem stopnie wszystkich uczniów.
W wyniku otrzymałem „wspólny” stopień pomiędzy trójką a trójką z mi-
nusem, czyli minimum potrzebne do zaliczenia klasówki, czy do prze-
trwania. Potem zastanawiałem się wspólnie z uczniami nad prawdopo-
dobnymi wynikami, jakie dałoby rzeczywiste zastosowanie tytułowej so-
cjalistycznej zasady przy wystawianiu ocen.

Po pierwsze, bardzo twórczy uczniowie, a tacy zawsze stanowią

mniejszość tak w szkole jak i w życiu, szybko straciliby motywację do
pracy. Dlaczego miałbyś się starać o dobry stopień, jeśli część twojej pra-
cy zostaje ci „na mocy prawa” odebrana i przekazana komu innemu? Po
drugie, mniej twórczy uczniowie, stanowiący większość tak w szkole jak
i gdzie indziej, byliby przez jakiś czas zwolnieni z konieczności studiowa-
nia czy tworzenia.

Ten socjalistyczno-komunistyczny system trwałby dopóty, dopóki

ci zdolni nie osiedliby na mieliźnie albo nie zostali ściągnięci w dół do

background image

340

THOMAS J. SHELLY

poziomu tych miernych. Wtedy „władza”, żeby wszyscy mogli przetrwać,
nie miałaby już innego wyjścia, jak tylko wprowadzenie systemu przymu-
sowej pracy i karanie nawet tych mało zdolnych. Ci, rzecz jasna, bardzo
by narzekali, nic z tego nie rozumiejąc.

Na koniec kierowałem dyskusję z powrotem na idee wolności

i przedsiębiorczości, na gospodarkę rynkową – gdzie każda osoba ma
wolność wyboru i jest odpowiedzialna za swoje własne decyzje oraz za
to, co zdołała zdobyć. Ku mojemu zadowoleniu większość uczniów zro-
zumiała, co miałem na myśli, kiedy wyjaśniałem, że socjalizm nawet
w demokracji prowadziłby ostatecznie do śmierci za życia dla wszystkich
z wyjątkiem „władzy” i kilku z ich ulubionych lokajów.

Tłum. Jan Kłos

background image

John A. Sparks

John A. Sparks

82. Jeśli nie dostaniemy naszej części z pieniędzy

państwowych, to weźmie je ktoś inny

82. Pieniądze państwowe weźmie ktoś inny

Ciągle słyszy się, czy to na spotkaniach rady miejskiej, czy w dysku-

sjach radnych okręgowych albo w gronie członków stanowych ciał usta-
wodawczych twierdzenie, że jeśli jakaś instytucja państwowa nie weźmie
swojej części pieniędzy federalnych albo dotacji stanowych, to wtedy
przejmie tę część pieniędzy inny zarząd miasta, okręg miejski czy stan.
Nagłówki prasowe obecnie aż huczą o tych prawodawcach, którzy dosta-
ją miliony na lokalne czy stanowe projekty; niezależnie od tego, czy pro-
jekt dotyczy ścieżki do joggingu, rozbudowy biblioteki, budowy domu kul-
tury czy mostu. Rzadko zdarza się, by o realizacji jakiejś lokalnej inwesty-
cji nie pisały gazety informując, że to właśnie stanowe czy też federalne
dolary ją umożliwiły. Politycy z dumą opowiadają, jak to lokalni miesz-
kańcy wykazali się rozsądkiem, kiedy przejęli państwowe fundusze, za-
miast pozwolić innym na ich zagrabienie.

Tytułowy wytarty frazes interwencjonizmu to w rzeczywistości

zbiór kilku błędnych poglądów złożonych w jeden. Po pierwsze ci, któ-
rzy opowiadają się za udziałem w państwowej jałmużnie twierdzą, że
obywatele otrzymują jedynie pieniądze z podatków, które sami zapłacili.
Przez to właśnie rozumie się otrzymanie „swojej części”. Naturalnie
w miarę jak państwo redystrybuujące coraz bardziej się rozrasta, obywa-
tele czują się coraz bardziej usprawiedliwieni, kiedy usiłują przejąć część
państwowego majątku. Prawdę mówiąc żaden lokalny urzędnik nie obli-
cza, ile jego obywatele naprawdę zapłacili w postaci podatków, żeby wy-
znaczyć granicę tego, co mogą otrzymać w postaci państwowych dotacji.
Prawda jest taka, że politycy obecnie zwykle czują się dumni z tych
ogromnych „spadków”, jakie ich miejscowe okręgi otrzymują w porów-

background image

342

JOHN A. SPARKS

naniu z tym, co otrzymali ich poprzednicy, kiedy pełnili swój urząd, czy
też w porównaniu z tym, ile otrzymują inne sąsiednie okręgi. Nikt już na-
wet nie udaje, że chce otrzymać tyle samo, to znaczy zebrać dotacje w
kwocie równej wpłaconym podatkom. Panuje mentalność człowieka,
który stał się ofiarą kradzieży, i teraz sam okrada cudze kieszenie, nie
dbając o to, ile zabiera swoim ofiarom.

Drugi fałszywy składnik frazesu to pogląd, że dotacje, o których tu

mowa, pochodzą od państwa. Ostatecznie oczywiście żaden rząd federal-
ny, stanowy czy lokalny nie może rozdawać pieniędzy, dopóki najpierw
nie otrzyma ich od obywateli w postaci podatków albo – jak w niektó-
rych przypadkach – z pożyczki. W rzeczywistości dotacje to ostatni sto-
pień procesu redystrybucji, w którym państwo już porwało innym cenne
środki, które „daje”, i już oderwało sobie część, by pokryć administracyj-
ne koszty redystrybucji. Zatem na przykład jeśli Moline w stanie Illinois
(rozważamy przypadek hipotetyczny) otrzymuje dotację federalną wspie-
rającą budowę ścieżki do joggingu, wielu innych ludzi w takich miastach
jak Decatur w stanie Georgia, Jackson w stanie Michigan czy Hartford
w stanie Connecticut, jak też ludzie w dziesiątkach tysięcy okręgów, miast
i w całych Stanach Zjednoczonych będą mieli mniej dolarów do wydania
na swój wypoczynek. Rozbudowa biblioteki finansowana przez państwo
(lub stan) w Erie w stanie Pensylwania będzie oznaczała, że inni miesz-
kańcy Pensylwanii w Sharon, Harrisburgu i Waynesburgu będą posiadali
mniej pieniędzy na zakup własnych książek i gazet. Co jest zyskiem dla
jednych, stanowi stratę dla innych. Czy można jednak sprawić, żeby oby-
watele to zrozumieli, zmieniając treść tabliczek pamiątkowych, jakie zwy-
kle zdobią te miejsca publicznych inwestycji? Na przykład czy wyborcy
z Moline nie mieliby mniej powodów do wspierania projektu, gdyby treść
tabliczki przy wejściu na ścieżkę joggingu była następująca: „Tę Publiczną
Ścieżkę Joggingu w Moline wybudowano dzięki ofiarności naszych
współobywateli z Decatur w stanie Georgia, z Jackson w stanie Michigan
i Hartford w stanie Connecticut oraz wielu innych bezimiennych, którzy
mają teraz mniej niż my”?

Potrzebne jest to, by obywatele zachęcili swojego politycznego re-

prezentanta do wyzbycia się przynęt w postaci funduszy z różnych wyż-
szych szczebli państwowych. Następnie powinni poprzeć tego reprezen-
tanta w jego wysiłkach na rzecz kampanii skierowanej przeciwko redy-

background image

82. PIENIĄDZE PAŃSTWOWE WEŹMIE KTOŚ INNY

343

strybucji, która trwa nadal. Jeśli Moline zrezygnuje ze swojej ścieżki do
joggingu (która przecież ostatecznie powinna być wspierana przez upra-
wiających jogging, a nie przez całe społeczeństwo), a następnie wyjaśni
swoje powody, inni mogą przekonać się do takiej drogi działania.

U podstaw tego zagadnienia leży problem natury moralnej. Cho-

ciaż obecnie podstawowe zasady moralne stosowane są w życiu publicz-
nym rzadziej niż kiedyś, nie ma powodu by przez wytrwałe wyjaśnianie
nie uzyskać zmiany postaw i odejścia od postawy „naciągnij brata”. Taka
zmiana podejścia może się dokonać jedynie pod warunkiem, że ktoś po-
wie: ”Jeśli nie weźmiemy tych pieniędzy rządowych, pieniądze zostaną
w kieszeniach naszych współobywateli, a my uczynimy dobrą rzecz
i może zaczniemy wydobywać się z bagna redystrybucjonizmu, w jakim
się znaleźliśmy”.

Tłum. Jan Kłos

background image

Leonard E. Read

Leonard E. Read

83. Im bardziej złożone jest społeczeństwo,

tym większej kontroli rządowej potrzebuje

83. Więcej kontroli rządowej

Podczas pewnego seminarium rektor wyższej szkoły argumentował

w następujący sposób: „Wasz wolny rynek, własność prywatna, teorie
rządu o ograniczonej władzy byłyby wszystkie słuszne 100 lat temu czy
wcześniej, kiedy sytuacja była prosta, ale dzisiaj w warunkach złożonej
gospodarki na pewno się nie sprawdzają. Im bardziej złożone jest społe-
czeństwo, tym większa potrzeba rządowej kontroli; to wydaje się być ak-
sjomatem”.

Wykazanie fałszywości powyższego stanowiska, często spotykane-

go, jest rzeczą ważną, ponieważ podziela je wielu ludzi, a prowadzi ono
bezpośrednio i w sposób logiczny do socjalistycznego planowania. Oto
jak odpowiedział rektorowi członek grupy seminaryjnej:

„Weźmy możliwie najprostszą sytuację, po prostu Pan i ja. Następ-

nie załóżmy, że ja jestem tak mądry jak każdy z prezydentów Stanów
Zjednoczonych, piastujących swój urząd za Pana życia. Przy takich zało-
żeniach, czy naprawdę myśli pan, że byłbym na tyle kompetentny, by wy-
muszać, co Pan powinien wynaleźć, jaką płacę Pan za to otrzyma, jak
i z kim będzie Pan współpracował? Czy raczej mój brak kompetencji nie
jest aż nader oczywisty w takim najprostszym z wszystkich społe-
czeństw?

Przejdźmy teraz z tej prostej, dwuosobowej sytuacji do bardziej

złożonego społeczeństwa, do wszystkich ludzi w tym pokoju. Jak pan są-
dzi, jakie musiałbym posiadać kompetencje, by na wszystkich wymuszać
ich twórcze działania? Albo rozważmy naprawdę złożoną sytuację – 255
milionów ludzi w naszym kraju. Gdybym zasugerował, że przejmę kiero-
wanie ich życiem oraz miliardami transakcji, jakich dokonują, uważałby

background image

83. WIĘCEJ KONTROLI RZĄDOWEJ

345

mnie pan za ofiarę halucynacji. Czy nie jest raczej tak, że im bardziej zło-
żona jest gospodarka, tym bardziej ograniczający i hamujący wpływ ma
na twórczy wysiłek społeczeństwa kontrola rządowa? Przecież to oczywi-
ste. Im bardziej złożona jest nasza gospodarka, tym bardziej powinniśmy
polegać na cudownych, samoprzystosowujących się procesach swobod-
nego działania ludzi. Żaden umysł człowieka ani też żadne połączenie
umysłów nie jest w stanie ogarnąć, nie mówiąc już o inteligentnym kon-
trolowaniu, niezliczonych wymian ludzkiej energii dokonujących się
w prostym społeczeństwie, a co dopiero mówić o złożonym”.

Wątpię, żeby ów rektor jeszcze raz wygłosił wyjściowy „aksjomat”.
Odsłanianie fałszywości poglądów można porównać do niekończą-

cego się gaszenia pożaru poszycia lasu przez uderzanie kocem; niemniej
działanie to ma charakter samodoskonalący jak też użyteczny w tym sen-
sie, że korzystne jest w ogóle każde działanie stawiające opór fałszowi.
Co więcej, czyjaś zdolność do ukazania fałszu, czyli taktyka negatywna,
wydaje się być nieraz koniecznym wstępem do skutecznego wprowadza-
nia następnie tego, co pozytywne. Dopóki ktoś nie wykaże swoich kom-
petencji intelektualnych przy demaskowaniu socjalistycznych błędów, do-
póty, można sądzić, nie będzie on zdolny do zdobycia szerokiego popar-
cia dla swoich poglądów na temat cudów dokonywanych przez wolnych
ludzi.

Ze wszystkich błędnych poglądów, jakie słyszeliśmy na temat

„okrągłych stołów” czy też jakich nauczano w szkołach, nie ma ani jed-
nego, który nie mógłby zostać w przejrzysty sposób sprostowany. Wy-
starczy tylko się do tego przyłożyć.

Fundacja na Rzecz Edukacji Ekonomicznej (Foundation for Economic

Education) pragnie pomóc tym, którzy chcieliby demaskować błędy i fał-
sze i podkreślać zalety wolności. Im więcej będzie takich działań i pomo-
cy w nich, tym lepiej.

Tłum. Jan Kłos

background image
background image

Indeks osób

INDEKS OSÓB

Indeks osób

Adams John.................................................79

Anderson Terry L.....................................308
Angelou Maya..................................269, 270

Arrow Kenneth J........................................68
Astaire Fred...............................................333

Ayau Manuel.............................................127
Baruch Bernard..........................................94

Bastiat Frédéric.........................................136
Billett Michael...........................................248

Böhm-Bawerk Eugen................................81
Brady Nicholas...........................................98

Brandeis Louis............................................94
Bright John.......................................285, 286

Buckley William F., Jr...............................134
Burger Warren............................................63

Bush George....................................201, 298
Calderon Roberto............................235, 236

Callahan Daniel........................................238
Carter ................................................100, 101

Castro Fidel...............................................229
Cezar .........................................................125

Chopin Fryderyk......................................332
Clayton .....................................................181

Cleveland Grover.............................248, 336
Clinton................................17, 134, 201, 283

Cobden Richard...............................285, 286
Dante Alighieri.........................................332

Dickson Thomas......................................247
Emerson .....................................................79

Farnese Aleksander..........................196, 197
Fields .........................................................217

Filburn ........................................................75

Fiske John..................................................195

Ford Henry...............................100, 125, 190
Frankfurter Felix.........................................94

Franklin Benjamin......................................21
Friedman Milton..............................214, 283

Friedman Rose..........................................214
Galbraith John Kenneth...................68, 134

Galen ...........................................................29
Gerry Elbridge.........................................283

Gewirth Alan..............................................68
Gogh van...................................................275

Goodman John................................240, 247
Grabowski Henry............................243, 244

Greaves Jr., Percy L......................................9
Greenspan Alan..........................................98

Gross Barry R...........................................214
Hayek Friedrich August von.............48, 135

Hazlitt Henry.....................85, 156, 294, 299
Hood Robin........................................91, 336

Hotelling Harold......................................314
Hugo Victor..............................................332

Hutt W. H..................................................284
Jefferson Thomas. .18, 20, 21, 23, 117, 144,

283

Jezus Chrystus....................................60, 321

Johnson Hugh......................................94, 95
Kirzner Israel..............................................50

Lane Rose Wilder 56, 75, 84, 124, 274, 288,

289, 291, 334

LaPiere Richard........................................329
Leal Don R................................................308

Lenin............................................................10

background image

348

INDEKS OSÓB

Limbaugh Rush................................266, 267

Lincoln Abraham.............................128, 229
Locke John..................................................21

Madison James.............................21, 97, 119
Marks Karol...47, 49, 61, 81, 145, 180, 224,

225, 336

Maugham Somerset.................................333

McAdoo William G....................................94
Mill John Stuart..........................................68

Mises Ludwig von...........49, 52, 53, 54, 284
Mozart ......................................................275

Murray Charles.............................59, 83, 110
Musgrave Gerald......................................240

Nader Ralph................................................68
Newton Izaak...................................238, 332

Nixon Richard M.......................95, 100, 129
Peek George................................................94

Peel Robert.......................................247, 286
Peikoff Leonard.......................................270

Penny J. C....................................................80
Peterson George.......................................316

Rawls John...................................................68
Reagan Ronald..........21, 100, 130, 134, 201

Rembrandt ...............................................332
Rogers Ginger...........................................333

Roosevelt Franklin Delano 94, 95, 253, 314

Rushdoony ...............................................151
Samuelson Paul...........................................47

Schumpeter Joseph..................................203
Sherman ...................................................181

Slovenko Ralph....................................62, 63
Smith Adam.....73, 106, 181, 184, 191, 192,

193, 194, 284, 313

Smuts Robert..............................................84

Spencer Herbert...................................34, 35
St. Germain Fernand.................................99

Stalin Józef....................................24, 30, 229
Sutherland George.....................................24

Szekspir William.......................................332
Thoreau ......................................................79

Tse-tung Mao............................................229
Veblen Thorstein........................................61

Vernon John.............................144, 243, 244
Walton Sam.................................................80

Wardell William........................................243
Washington George.......129, 144, 297, 327,

329

Webb Sydney...............................................30

Wickard........................................................75
Wright Jim...................................................99

background image

Indeks rzeczowy

INDEKS RZECZOWY

Indeks rzeczowy

administracja państwowa...........................78

Affirmative Action........................70, 213, 214
Artykuły Konfederacji...............................42

artyści.........................................................274
b-blokery...................................................243

bezpieczeństwo a wolność......................324
bezrobocie.................................................228

biblioteki......................................................71
bieda....................................................95, 140

powszechna..............................................36

biedni.........................................................147

biurokracja...................................................52
bomba demograficzna.............................149

budżet................................................129, 138
cage hotels.......................................................82

cena

maksymalna............................................196

urzędowa................................................197

chciwość....................................................321

czynsze.........................................................83
darmowe buty...........................................141

deficyt................................................143, 160

budżetowy..............................................138

Deklaracja Niepodległości.....18, 22, 33, 79
Deklaracja Praw Człowieka......................28

demokracja ekonomiczna..........................43
deregulacja................................103, 104, 106

dług państwowy........................................132
dobra konsumpcyjne................................124

dobro publiczne.......................................312
dobrobyt....................................................151

doktryna konsumencka...........................145

dotacje........................................................341

drogi prywatne..........................................168
dyskryminacja.....................................38, 212

au rebours.................................................214

dziennikarze..............................................263

eksploatacja

pracowników.........................................219

zasobów naturalnych............................314

Federalist Papers.............................................41

głód...................................125, 163, 195, 285

na Ukrainie...............................................30

w Chinach.................................................29
w Irlandii................................................286

gospodarka

planowa...................................................179

socjalistyczna.........................................323

handel................................................176, 283

bilans płatniczy......................................301
GATT.............................................284, 298

import.....................................................302
kierowany...............................................284

międzynarodowy...........................283, 301
restrykcje................................................298

ustawy zbożowe.....................................285
wolny.......................................................283

import a miejsca pracy.............................297
inflacja...............................................109, 143

informacje gospodarcze............................56
infrastruktura...........................166, 169, 316

interwencja

państwa...................................................126

polityczna...............................................321

background image

350

INDEKS RZECZOWY

interwencjonizm..................9, 134, 177, 341

inwestycje państwowe.....................153, 166
Karta Praw.........................25, 33, 42, 44, 79

kartel..........................................................260
kasy oszczędnościowo-pożyczkowe.........98

kobiety.......................................................212

dyskryminacja........................................214

faworyzowanie.......................................215
położenie................................................212

prawa.......................................................212

konkurencja.......80, 175, 176, 181, 193, 210

na rynku pieniężnym............................144

konsumpcja.......................................126, 288

a produkcja.............................................289
zasobów..................................................288

kontrola

badań diagnostycznych.........................246

cen..........................................90, 91, 92, 95
czynszu.........83, 85, 86, 88, 89, 90, 92, 95

federalna...................................................75
finansów...................................................96

handlu.......................................................96
państwa nad gospodarką...........59, 69, 93

płac............................................................95
rynku.......................................................244

korzyść własna..........................................321
koszty produkcji.......................................224

kryzys a rząd................................................93
laissez faire...................................................191

lekarz..........................................................236
libertarianie..................................................61

libertarianizm............................................263
lotnictwo....................................................103

media

przesunięcie w lewo..............................265

stronniczość...........................................263

medycyna upaństwowiona..............235, 236

miejsca pracy......................10, 159, 201, 294

a import..................................................297

a państwo.......................................201, 205
chronienie...............................................202

niszczenie...............................................203
publiczne................................................159

tworzenie................................................202

minimalne wynagrodzenie.........................11

monopol państwowy................................167
monopole..................................................181

nadwyżka budżetowa...............................137
nieskuteczność sądowa........................68, 73

niewidzialna ręka......................................191
Nowy Ład...................................94, 253, 334

obowiązek

a prawo.....................................................18

powstrzymywania się..............................20

ochrona

przed rynkiem..........................................47
środowiska.............................................307

a państwo

307

a prawa własności

308

a prywatna przedsiębiorczość

310

Ojcowie Założyciele......................22, 26, 36

opieka

socjalna..................................143, 163, 164

zdrowotna......................................235, 238

jako towar

238

koszty

249

państwowa

245

oszczędności.....................................122, 230
pacjent........................................................235

państwo jako producent..........................135
Państwo Dostatku....................................170

parytet złota..............................................128
planowanie

centralne...........................................57, 112
gospodarcze.............................................55

płaca...........................................................228

minimalna..............................161, 226, 230

regulowanie............................................228

podatki......................................127, 164, 167

jako konfiskata.........................................30

pomoc

federalna.............................................75, 76
w potrzebie............................................336

zagraniczna.............................................290

a rozwój

290

podział pieniędzy

292

porażka

291

Poprawka

background image

INDEKS RZECZOWY

351

Czwarta.....................................................25

Druga........................................................34
Piąta...........................................................25

Pierwsza.............................19, 44, 263, 264

postęp technologiczny...............................60

praca...........................................................176

a państwo...............................................205

dla społeczeństwa.................................331
dzieci.................................................84, 229

gwarantowana........................................205
jako koszt produkcji..............................224

jako towar...............................................224
na rzecz państwa...................................331

nieopłacana............................................333
sezonowa................................................222

warunki...................................................229
wydajność...............................................227

pracowitość...............................................122
pracownik..................................................219

eksploatacja............................................219
sezonowy................................................222

prawa............................................................17

a przywileje...............................................32

a wolności.................................................22
człowieka..................................................26

jako roszczenia.........................................21
kobiet......................................................212

negatywne..........................................33, 35
obywatelskie.............................................37

pozytywne.......................20, 33, 35, 68, 72
własności............................................24, 34

prawnicy w USA.........................................62
prawo

a obowiązek.......................................18, 33
a przywilej.................................................17

do oferowania..........................................18
do pracy....................................................32

do uczciwego zysku..............................179
do wyżywienia..........................................28

do życia...............................................13, 33
Równej Wolności Spencera....................35

problem produkcji....................................145
produkcja...................................................145

dóbr.........................................................126

program emerytalny.................................136

programy...................................................215

państwowe..............................................153

pomocy...................................................337
rolnicze...................................................254

protekcjonizm.............................................13
prywatna przedsiębiorczość....................321

a chciwość..............................................321

przeludnienie.............................................148

przestępstwo.............................................328
przyrost naturalny....................................148

kontrola..................................................149
zahamowanie.........................................148

redystrybucja........................48, 97, 136, 339

produkcji................................................124

regulacje

marketingowe........................................259

marnotrawstwo......................................258
państwowe................................................68

polityczne.................................................10

reklama......................................................185

roboty publiczne.......................................205
rolnictwo....................................................253

interwencje rządowe.............................256
rentowność.............................................254

stabilizowanie rynków..........................257
subsydiowanie........................................253

rozbita szyba.............................................156
równość dochodów..................................121

rynek....................................................47, 176

a biedni...................................................141

a chciwość..............................................322
artykułów medycznych.........................241

mieszkań...................................................87
stabilizacja..............................................257

wolny................................................58, 175

socjalizm......................................................49

spekulacja..................................................195
społeczeństwo..........................................344

konieczność kontroli.............................344
obywatelskie.............................................13

złożoność...............................................344

Społeczeństwo Bogactwa........................171

sprawiedliwość..........................................209
statystyka..................................110, 111, 113

subsydia

rolnictwo................................................253

rolnicze...................................................254

background image

352

INDEKS RZECZOWY

zniesienie..................................................21

System Rezerwy Federalnej..............98, 110
szkoły.........................................................277

a państwo...............................................279
a prywatna przedsiębiorczość..............277

a przymus...............................................277

sztuka

a dotacje..................................................273
a wolny rynek................................271, 274

finansowanie..........................................269
subwencje...............................................269

świadczenia emerytalne...........................118
teoria spływania........................................134

teoria wartości...........................................228
tragedia wspólnoty.............................71, 333

ubóstwo...................127, 143, 144, 148, 150
uczciwy zysk..............................................178

uprawnienia socjalne................................119
uprzemysłowienie.....................................294

wymuszone przez państwo..................295

urzędnik.......................................................54

ustawodawstwo

nadmierne..........................................63, 64

ograniczenie.............................................66
państwowe................................................63

pracy........................................................229

ustawy antymonopolowe.........................182

ustawy antytrustowe..............................181
zbożowe.................................................285

uzdolnienia................................................121
Wielki Kryzys..............11, 94, 107, 108, 109

Wielki Skok.................................................29
wina............................................................330

władza

jej ograniczenie........................................41

ograniczona.......................................44, 60

własność prywatna...............................31, 40

wojna

I światowa........................................94, 108

II światowa...............................................95

wolność........................................................41

a bezpieczeństwo...................................324

wolny rynek......................................191, 322

a kobiety.................................................212
a sztuka...........................................271, 274

wychowanie seksualne.............................277
wydatki

federalne.................................................117
nadmierne..............................................139

państwa..........................................137, 155
rządowe..........................................128, 159

wojskowe................................................156

wynagrodzenie sprawiedliwe...................209

wzrost gospodarczy...................................57
zabezpieczenie socjalne.............................12

załamanie się rynku.............................68, 69
zanieczyszczanie środowiska............74, 310

a prywatna przedsićbiorczość..............310

zarządzanie

biurokratyczne.........................................53
w biznesie.................................................53

zasoby naturalne.......................................314

a państwo...............................................314

eksploatacja............................................314

zatrucie powietrza......................................73

zatrudnienie..............................................161
zmowa producentów...............................182

związki zawodowe...............80, 81, 223, 227
zysk uczciwy..............................................178

żelazne prawo płac...................................224
żłobki i przedszkola.................................216


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Polscy przedsiębiorcy czyli stracone złudzenia
POJĘCIE I ZAKRES POLITYKI GOSPODARCZEJ
Polityka Gospodarcza I
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Polityka gospodarcza, red B Winiarski
pomocna tabelka, Politologia UMCS (2005 - 2010) specjalność samorząd i polityka lokalna, Międzynarod
07, Politologia, Politologia II, Polityka Gospodarcza
Polityka naukowa i innowacyjna jako obszar polityki gospodarczej, SZKOLNY, polityka gospodarcza
Działalność gospodarcza gminy, Ekonomia- studia, Polityka społeczna
relacje Eu-Us, Politologia UMCS (2005 - 2010) specjalność samorząd i polityka lokalna, Międzynarodow
zmiany na politycznej i gospodarczej mapie świata
Nowe centra potęgi gospodarczej i politycznej
bank centralny jako instytucja polityki gospodarczej (15 str, Bankowość i Finanse
szwajcaria1, POLITOLOGIA (czyli to czym zajmuję się na co dzień), Polityka Lokalna w ujęciu porównaw
Miedzynarodowa polityka handlowa, Collegium Civitas, Miedzynarodowe stosunki gospodarcze MSG
Mniejsza o ministra i NFZ, Polityka gospodarcza- semestr VI

więcej podobnych podstron