Psychologia sukcesu
Najlepsza inwestycja
4
Co ma stres do zarobków?
5
Master Mind, czyli Twoje Własne Grono Mentorskie 6
Asertywność
10
Chcesz, czy tylko mówisz, że chcesz?
11
Dorosłe dzieci
12
Jakość życia
14
Ludzie sukcesu
Wanda Loskot
16
Paweł Sygnowski
18
Leszek Czarnecki
28
Wiedza i umiejętności
Pachnący biznes, czyli sprzedaż w Oriflame
30
Myśl przelana na papier i nie tylko...
32
Dlaczego karteczki są lepsze
od programów komputerowych?
33
Własny biznes, czyli jak założyć firmę...
34
Prawo i Finanse
Wyjście z inwestycji giełdowej
36
Millionaire Magazine to największy Polski magazyn traktujący
o przedsiębiorczości i rozwoju osobistym. Powstał w połowie
2007 roku i od tego czasu systematycznie buduje swoją bazę
prenumeratorów darmowego wydania elektronicznego.
Obecnie darmowy magazyn elektroniczny prenumeruje 2495
osób, a stronę on-line generuje około 2 tys. unikalnych
odwiedzin w miesiącu. Statystyki te od samego początku
istnienia magazynu systematycznie się zwiększają.
W przypadku zamówień na artykuły sponsorowane, linki
sponsorowane, reklamę tekstową lub graficzną w magazynie
oraz mailing do Subskrybentów, prosimy o kontakt z
redaktorem naczelnym magazynu.
Redaktor Naczelny
Adrian Florek
Redaktor Naczelny
Adrian Florek
Skład (na podstawie wersji html)
Grzegorz Jeżewski
Grażyna Dobromilska
Jolanta Gajda
Martyna Jacenko
Marek Jacenko
Magdalena Bienia
Millionaire Magazine to e-gazeta
rozpowszechniana drogą elektroniczną za
pomocą poczty e-mail. Zapisując się na
prenumeratę zyskujesz to, że każdy numer z
momentem ukazania się trafia od razu do
Ciebie. Aby zostać prenumeratorem, wystarczy
zapisać się na listę, podając imię, nazwisko i
oczywiście adres e-mail.
Ponadto za zapisanie się dostaniesz:
Nagranie z wystąpieniem Kamila Cebulskiego
"Jak zmiana światopoglądu doprowadziła do
sukcesu"
z konferencji Myśleć Jak Milionerzy
Właśnie oddajemy kolejny numer naszego
czasopisma w wasze ręce. Cieszę się, że
#3 Millionaire Magazine, który ukazał się
miesiąc temu, zdobył tak wielu czytelników.
W tym numerze mamy coś specjalnego, otóż
znajdziemy tutaj plan konferencji Myśleć Jak
Milionerzy prowadzonej przez Fundacje KCBE,
a także konkurs z wartościowymi nagrodami
oraz drugi wywiad z Pawłem Sygnowskim.
Przeczytamy także artykuły nowych
redaktorów, którzy dołączyli w nasze szeregi i
dokładają ogromnych starań, by ich artykuły
były najlepsze. Nad poprawną składnią i
poprawą błędów w artykułach sprawuje pieczę
Grażyna Dobromilska, za co pragnę jej
podziękować z tego miejsca.
Mam także propozycję dla czytelników, którzy
chcą się sprawdzić w roli redaktorów, takie
osoby zapraszam do kontaktu ze mną,
każdemu zapewniamy świetną zabawę i
zdobywanie umiejętności pracy w zgranym
zespole.
Życzę udanej lektury!
Redaktor Naczelny
Adrian Florek
KONKURS!
KONKURS!
W konkursie mogą brać udział jedynie osoby,
które zapisały się do prenumeraty, jeśli
jeszcze tego nie zrobiłeś zrób to teraz!
Prawidłowo odpowiedź należy wysłać na e-mail:
wpisujemy prawidłową odpowiedź np. A,B,C lub
D. Na odpowiedzi czekamy do 15 IV 2008
roku. Lista osób, które zwyciężyły zostanie
opublikowana w kolejnym numerze Millionaire
Magazine. Oto pytanie:
Jak brzmi rodowe nazwisko Zygmunta Solarz-
Żak:
A.Zygmunt Żak
B. Zygmunt Kruk
C. Zygmunt Krok
D.Zygmunt Sołowow
Nagrodami w konkursie są:
I.
MIEJSCE:
Książka Kamila Cebulskiego „MYŚLEĆ
JAK MILIONERZY”
(Czyli odpowiedź na pytanie, dlaczego
biedni biednieją, a bogaci się bogacą?)
II.
MIEJSCE:
Książka Kamila Cebulskiego „EFEKT
MOTYLA”
(Jak jedna decyzja może wpłynąć na całe
Twoje życie i zaważyć nad biedą lub
bogactwem?)
III.
MIEJSCE:
Jeden odcinek z konferencji MJM,
która odbyła się w 2007 roku.
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
22
33
SPIS TREŚCI
SPIS TREŚCI
NASI REDAKTORZY
NASI REDAKTORZY
PRENUMERATA
PRENUMERATA
WSTĘPNIAK
WSTĘPNIAK
REKLAMA
REKLAMA
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad
inwestowaniem?
Czy myślałeś kiedyś o zakupie akcji
lub jednostek funduszu
inwestycyjnego?
Czy rozważałeś kiedyś możliwość
inwestowania w nieruchomości?
A może trzymasz część swoich
pieniędzy na lokacie lub koncie
bankowym?
Widzisz, jeśli jesteś taki jak ja, to z pewnością
nieraz o tym myślałeś i zastanawiałeś się nad
tym, co byłoby najlepszą z możliwych inwestycją
dla Ciebie.
Każda z nich posiada różny poziom ryzyka, no,
może oprócz konta i lokaty, ale jest jedna cecha,
która je łączy.
W każdej z tych możliwości, w których ryzyko
jest duże, istnieje pewien czynnik, który je
drastycznie obniża!
Ok, możesz sądzić, że inwestowanie na giełdzie
czy też w fundusze jest niebezpieczne i
jednocześnie zastanawiać się, jak wiele mógłbyś
na tym zyskać.
Chciałbym jednak, żebyś zwrócił uwagę na
jeszcze jedną formę inwestycji, inwestycji, w
której szanse powodzenia sięgają niemal 100%!
Inwestycja w ten instrument pozwoli Ci czuć się
pewnie w większości sytuacji, jakie spotkasz na
swojej drodze - i to nie tylko w sferze finansowej!
Im dłużej będziesz się nad tym zastanawiał, tym
mocniej uświadomisz sobie, jaki ogromny
potencjał tkwi w tej możliwości i możliwe, że
zaraz będziesz chciał wiedzieć, jak wiele
możesz zyskać.
No więc ile możesz zyskać? 100, 200, 300 a
nawet więcej %! W rzeczywistości nie ma
ograniczeń (oprócz tych, które stworzysz sam w
swojej głowie)!
Zanim skończysz czytać ten materiał, będziesz
gotowy do zainwestowanie w to największe na
świecie aktywo i będziesz podekscytowany tym,
jak wiele możesz osiągnąć dzięki niemu!
Oto fakt dla Ciebie: tym największym aktywem,
w które powinieneś inwestować jesteś Ty sam!
Twoja wiedza, Twój rozwój są praktycznie
nieograniczone!
Jeśli zainwestujesz w siebie (głównie czas oraz
trochę pieniędzy, bo wiedza przecież kosztuje),
w swój rozwój, w nabycie nowych umiejętności,
wiedzy itd. to Twoje życie wskoczy na nowy
poziom!
Podniesiesz przez to swoją wartość, a czyniąc
to, zwiększysz jednocześnie jakość swojego
życia.
Czy już w pełni uświadamiasz sobie, jak wielki
potencjał w Tobie tkwi?
Pamiętasz, kiedy byłeś w szkole średniej?
Możliwe, że jeszcze nie wiedziałeś, co chcesz
robić w życiu i nie miałeś pojęcia, na co Ci się
przyda zdobyta tam wiedza. A skoro nie
wiedziałeś na co Ci to wszystko, to też nie
przykładałeś do tego większej wagi.
Teraz już jest inaczej, wiesz już, czego chcesz
(wiesz, prawda?) i żeby to zdobyć, musisz po
prostu zainwestować w rozwój samego siebie.
Pozwól, że zadam Ci pytanie: kiedy czytałeś
ostatnio jakąś książkę ze swojej dziedziny?
Kiedy wziąłeś udział w jakimś szkoleniu
sprzedażowym, motywacyjnym itp.?
Jeśli jesteś podobny do mnie, to z pewnością
nieraz o tym myślałeś, ba, już byłeś praktycznie
co do tego przekonany...
...ale później nie dokonałeś zamówienia...
...przeglądałeś ofertę wiele razy, wracałeś do
niej, już już byłeś zdecydowany i... nic!
Skąd ja to znam! Tak niestety myślą ludzie
porażki, którzy nie potrafią przezwyciężyć
swoich złych przekonań.
Dla nich to tylko zbędny wydatek, nie pomyślą o
korzyściach, jakie z tego wyniosą, nie mają na
uwadze własnego rozwoju, ale narzekać, że nic
w ich życiu się nie zmienia, to potrafią
doskonale!
Na szczęście ostatnio coraz częściej udaje mi
się takie przekonania pokonać!
Jeśli wiem, że coś poprawi jakość mojego życia,
poprawi stan mojej wiedzy, zwiększy moją
wartość, da mi potężnego kopa do działania to
to po prostu zamawiam!
Wiem, że zwróci mi się to wielokrotnie w ciągu
najbliższych miesięcy, lat, a nawet całego życia!
Można mieć przecież czasem wątpliwości, a
jednocześnie chcieć coś w życiu zmienić i
działać!
Czy uświadomiłeś już sobie, jaka wielka moc w
Tobie tkwi? Jak wiele możesz jeszcze zrobić?
Czy zdałeś już sobie sprawę, że sam jesteś
swoim największym aktywem i od tego, jak o
siebie zadbasz, zależy jakość Twojego życia?
Wybór należy do Ciebie!
Daniel Janik
Szef nie śpi - szef odpoczywa.
Szef nie je - szef regeneruje siły.
Szef nie pije - szef degustuje.
Szef nie flirtuje - szef szkoli personel.
Kto przychodzi do szefa ze swoimi przekonaniami -
wychodzi z przekonaniami szefa.
Kto ma przekonania szefa - robi karierę.
Szanuj szefa swego - możesz mieć gorszego.
Szef nie wrzeszczy - szef dobitnie wyraża swoje
poglądy.
Szef nie drapie się w głowę - szef rozważa decyzje.
Szef nie zapomina - szef nie zaśmieca pamięci
zbędnymi informacjami.
Szef nie myli się - szef podejmuje ryzyko.
Szef nie zdradza swojej żony - szef wyjeżdża w
delegacje.
Szef się nie spóźnia - szefa zatrzymują ważne
sprawy.
Jeśli chcesz żyć i pracować w spokoju - nie
wyprzedzaj szefa w rozwoju.
Właśnie opublikowano zaskakujące wyniki
ankiety na temat stresu przeprowadzonej w
lutym 2008 przez portal
Kilka faktów.
Osiemdziesiąt siedem procent spośród osób
bardzo słabo zarabiających w ogóle nie radzi
sobie w sytuacji stresowej. Z zarabiających
przeciętnie już „tylko” połowa osób (51%) w
sytuacji stresowej sobie w ogóle nie radzi.
Za to połowa najlepiej zarabiających świetnie
sobie radzi w praktycznie każdej sytuacji
stresowej. To ponad pięć razy lepiej niż
zamożni (9%), dwanaście razy lepiej niż dobrze
zarabiający (4%), pięćdziesiąt! razy lepiej niż
przeciętnie i słabo zarabiający (po ok. 1%).
Od następnego numeru, co numer będziemy
publikować kolejne odcinki kursu. Dowiemy się
jak w siedmiu prostych krokach zamienić stres w
relaksującą energię.
Marek Jacenko
Rozmowa dwóch dyrektorów:
- Wiesz, ostatnio kupiłem sobie automatyczna
sekretarkę. No mówię ci, super! Wygląda jak
kobieta, i to taka, za którą mężczyźni się na plaży
oglądają, a ile potrafi!
- No to pokaz to cudo.
To ten go zaprosił do gabinetu. Wchodzi sekretarka,
fakt, laska, że hej, no i pyta, czego się napiją. Jeden
zażyczył sobie kawy, drugi herbaty. No i za chwilę
patrzą, a ona nalewa z jednego palca kawę, z
drugiego herbatę (miała wbudowany ekspres do
kawy i herbaty). Dyrektor podyktował jej tekst - za
chwilkę podłączyła się do drukarki i miał wydruk. itd.
Po pewnym czasie zadzwonił telefon, no i dyr.
właściciel sekretarki mówi do kumpla:
- Wiesz, muszę odebrać, a ty możesz wypróbować,
co jeszcze ona potrafi.
Wyszedł, rozmawia przez telefon, nagle po paru
minutach słyszy potworny wrzask.
- Rany Julek, zapomniałem mu powiedzieć, ze ona
ma w d*.*ie temperówkę do ołówków!!!
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
44
55
N ajlep s za inw es tyc ja
N ajlep s za inw es tyc ja
Co ma stres do zarobków
Co ma stres do zarobków
?
?
H U M O R
H U M O R
metoda pracy zwiększająca możliwości
twojego umysłu... wg „przepisu” Wandy
Loskot.
W listopadzie 2007 roku Wanda Loskot
zaproponowała
nam
nową metodę
współpracy
w
obrębie
Klubu
Przedsiębiorcy - powoływanie spośród nas 4-
5-osobowych zespołów Master Mind, czyli
Super Umysł do rozwiązywania problemów.
Wanda udostępniła nam formularz
zgłoszeniowy, w którym pisaliśmy jak długo
jesteśmy w Klubie Przedsiębiorcy, ile mamy za
sobą sesji głównego szkolenia klubowego "Jak
Zapewnić Sobie Dynamiczny i TRWAŁY Rozwój
Firmy Bez Wysokich Nakładów", co jest naszą
główną siłą, jaką wnosimy do Master Mind, i co
jest naszą główną słabością.
Wanda ustaliła skład naszej grupy po
mistrzowsku. Pasujemy do siebie jak „ćwiartki
jabłka” - nie piszę „połówki”, bo jest nas 4 osoby
:-)
Od razu w naszym Master Mind 3 (trzeci z kolei
zespół) zauważyliśmy, że jego efekty
skuteczności są zachwycające.
Idea Master Mind ma swe źródło w sposobie
rozwiązywaniu problemów za pomocą trustu
mózgów.
W swojej najsłynniejszej książce Myśl... i bogać
się! jako jedno z praw sukcesu Napoleon Hill
wymienił posiadanie trustu mózgów. Trust
mózgów to grupa doradców, osób z którymi
możesz porozmawiać na trapiące problemy.
„Trust mózgów” można określić jako
„koordynację wiedzy i wysiłków, w atmosferze
harmonijnego współdziałania dwóch lub więcej
osób w zamiarze osiągnięcia konkretnego celu”.
Z kolei Napoleon Hill ideę tej współpracy
zaczerpnął od Andrew Carnegie. A pisze o tym
tak w rozdziale X - Dziewiąty krok do bogactwa:
Musisz posłużyć się nie tylko własnym
umysłem Umysł ludzki porównać można do
baterii elektrycznej. Ogólnie wiadomo, że zespół
baterii elektrycznych wytwarza więcej energii od
baterii pojedynczej. Jest też faktem dobrze
znanym, że pojedyncza bateria wytwarza
energię proporcjonalnie mniejszą od energii
wytwarzanej przez zespół baterii.
Umysł działa na podobnej zasadzie.
Ma to związek z faktem, że niektóre umysły są
wydajniejsze od innych i nasuwa wniosek, że
grupa umysłów skoordynowana (lub powiązana)
w duchu harmonijnej współpracy dostarczy
więcej energii myślowej od umysłu
pojedynczego, podobnie jak zespól baterii
elektrycznych dostarczy więcej energii od baterii
pojedynczej.
Przenośnia ta wykazuje z całkowitą pewnością,
że zasada „trustu mózgów” stanowi sekret
władzy uzyskanej przez ludzi, którzy otaczają
się innymi ludźmi o wydajnych umysłach.
Wynika też stąd kolejne stwierdzenie,
przybliżające nas do zrozumienia psychicznego
aspektu zasady „trustu mózgów”: kiedy zespół
umysłów współdziała harmonijnie, połączona
energia wytworzona w wyniku tego zespolenia
staje się dostępna dla każdego z umysłów
wchodzących w skład zespołu.
Bardzo dobrze wiadomo, że Henry Ford
zaczynał swą działalność życiową przygnieciony
biedą, brakiem wykształcenia i niewiedzą.
Równie dobrze wiadomo, że w niewiarygodnie
krótkim okresie dziesięciu lat pan Ford pokonał
wszystkie te upośledzenia, a w ciągu
dwudziestu pięciu lat stał się jednym z
najbogatszych ludzi w Ameryce. Zechciejcie
teraz skojarzyć ten fakt z pewną informacją
uzupełniającą, że najszybciej dokonywane
osiągnięcia pana Forda dały się zauważyć od
czasu, gdy stał się osobistym przyjacielem
Thomasa A. Edisona, a zaczniecie rozumieć,
jakie znaczenie może mieć wpływ jednego
umysłu na drugi. Postąpcie jeszcze o krok dalej,
by stwierdzić fakt, że najbardziej zadziwiające
osiągnięcia pana Forda datują się od chwili, w
której zawiązał spółkę z Harveyem Firestonem,
Johnem Burroughsem i Lutherem Burbankiem
(z których każdy rozporządzał wielkimi
możliwościami umysłowymi), a znajdziecie
kolejny dowód na to, że władza może stać się
wynikiem przyjacielskiego sojuszu umysłów.
Ludzie opierają się na naturze, obyczajach i
władzy myślowej innych, z którymi
stowarzyszają się w duchu zrozumienia i
harmonii. Przez swój związek z Edisonem,
Burbankiem, Burroughsem i Firestonem, pan
Ford wzmocnił swe władze umysłowe
zsumowaną treścią inteligencji, doświadczenia,
wiedzy i sił duchowych tych czterech ludzi.
Master Mind wg „przepisu” Wandy Loskot
w Klubie Przedsiębiorcy
wyobraź sobie jak to będzie, gdy będziesz
przebywać co tydzień w gronie sprzymierzeńców
osobiście zaangażowanych w twój sukces /Wanda
Loskot/
Wanda przygotowała w Klubie Przedsiębiorcy
specjalne audio, by nam o idei Master Mind
opowiedzieć i zachęcić do zgłaszania się do
tych grup. Wanda lubi posługiwać się
sentencjami dla podkreślenia istoty jakiegoś
problemu. Ja też lubię aforyzmy. W jednym
zdaniu zawiera się morze słów.
Wg Wandy najlepiej ideę Master Mind określają
słowa króla Salomona:
Niczym żelazo ostrzy żelazo, tak jeden umysł
ostrzy drugi umysł /król Salomon/
Bo podstawowym powodem, dla którego warto
stać się członkiem takiego zespołu jest po
prostu to, że człowiek staje się mądrzejszy :-)
Drugim jest zwiększenie odporności na
trudności, gdy ma się za towarzystwo inne
osoby, które pomogą wyjść z dołka.
A trzecim - zwiększenie motywacji. Motywacja
zależy w znacznym stopniu od środowiska, w
jakim się znajdujemy i do czego nas to
środowisko skłania. Stajemy się jak ludzie, z
którymi przebywamy. Stajemy się jak ludzie,
którzy nam radzą i do których rad
przywiązujemy wagę. Czy ludzie w twoim
środowisku ciągną cię w kierunku twoich celów,
czy ludzie ci w ogóle wiedzą, jakie masz cele?
Zespół Master Mind to grupa osób silnie
zmotywowanych w kierunku osiągania
powodzenia w każdej dziedzinie swojego życia.
Nasz klubowy Master Mind opiera się na
współpracy osób prowadzących swoje
niezależne biznesy.
Spotykamy się co tydzień na godzinnej
telekonferencji na Skypie w gronie partnerów, z
którymi możemy regularnie rozmawiać na temat
realizacji swoich planów. Wykorzystujemy swoje
doświadczenia i pomysły, by pomagać sobie
wzajemnie w rozwiązywaniu problemów.
Wymaga to ogromnej dyscypliny, by spotkanie
nie przeradzało się w spotkanie towarzyskie,
gdzie sobie tylko ktoś z kimś pogada. Jak
Wanda ostrzega, wiele takich grup się rozpada z
tego powodu, że członkowie rozmawiają na
wiele tematów, a czas leci, mają coraz mniejsze
rezultaty, to nie jest usystematyzowane.
Kluczem do sukcesu jest to, by Master Mind był
usystematyzowany.
Oto najważniejsze wskazówki Wandy, jak
zabrać się za stworzenie takiej grupy Master
Mind, żeby to dawało jak najlepsze rezultaty:
1. Ostrożnie wybierz osoby, które zaprosisz
do swojego MM. Wybierz 4-5 osób, które
zechcą się z tobą spotykać raz na tydzień
w celu wzajemnego wsparcia w rozwoju
firmy. To muszą być osoby, które chcą i
które to interesuje. Nie chodzi o to, by
kogoś do tego przekonywać. Jeśli
opowiesz komuś o tym i tej osobie nie
„zabłysną oczy”, lepiej daj sobie spokój od
razu.
2. To może być spotkanie osobiste, w twoim
miejscu zamieszkania, w jakiejś cichej
kawiarni. Albo to może być na linii
konferencyjnej, np. na Skypie. Można
zorganizować cotygodniowy chat. Ma to
swoją zaletę taką, że członkami jednego
Master Mind mogą być ludzie mieszkający
w odległych miejscach (w moim MM3 ja
jestem z Kraśnika, dwie koleżanki z
Warszawy, kolega ze Śląska).
3. Ogromnie ważne, żeby wybrać osoby
mające sprzyjające cechy. Po pierwsze,
wybierz osoby, które już są gotowe do
tego, by zainwestować swój czas. Nie
takie, które dopiero się zastanowią, kiedy
znajdą czas, może kiedyś w przyszłości...
Osoby te muszą być wytrwałe, bo
spotkania Master Mind to są spotkania na
dłuższą metę, niezależnie od tego, czy
ludzie widzą rezultaty już po pierwszych 4
tygodniach. Osoby, które potraktują to
jako jedno ze swoich głównych
zobowiązań. Będą się pojawiać na
spotkaniach systematycznie, bez
wymówek.
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
66
77
Master Mind,
Master Mind,
czyli Twoje Własne G rono M entorskie!
czyli Twoje Własne G rono M entorskie!
Po drugie. Wybierz osoby, które są
wrażliwe. Nie nadwrażliwe. Chodzi o
osoby, które nie boją się pokazać własnej
twarzy, są „przezroczyste’, nie udają, są
otwarte. Nie ukrywają się pod maską „u
mnie wszystko w porządku”. Tacy ludzie
nie chcą pomocy, więc ogromnie trudno
im pomóc. I ci ludzie, którzy nie są z tobą
szczerzy, nie mogą pomóc tobie. Szukaj
więc ludzi, którzy zechcą, żeby ta grupa
Master Mind poznała ich prawdziwe „ja”.
Udawanie w Master Mindzie nic nie daje,
nie będziecie w stanie wykorzystać siły
Master Mindu. Siła Master Mindu polega
na tym, że ludzie tu nie mają sobie
niczego do udowodnienia i niczym nie
próbują sobie imponować.
4. Ustal czas na regularne spotkania.
Zaplanuj 1 godzinę na spotkanie.
5. Musisz się wstrzymać od jakiegokolwiek
krytycyzmu i pojawiać się z całkowicie
pozytywnym nastawieniem, w duchu
pomagania innym. Ogromnie ważne, żeby
każdy uczestnik rozumiał, ze kluczem do
sukcesu tych spotkań jest wzajemny
szacunek do każdego uczestnika z
osobna i także szacunek do całej grupy.
Kluczem jest także szacunek dla czasu,
który uczestnicy poświęcają na te
spotkania - bez szacunku dla czasu nie
ma szacunku dla osób, do których ten
czas należy.
Jak przebiega spotkanie Master Mind?
6. Czas przeznaczony na osobę w
zależności od ilości osób to 12-15 minut.
W naszym MM3 mamy 4 osoby, więc jest
to ok. 15 minut na osobę. Co tydzień
zmienia się osoba łącząca telekonferencję
na Skypie, tzw. moderator. Pozwala to
przy okazji nabyć umiejętności panowania
nad organizacją spotkań i „bycia
prowadzącym”.
1. Spotkanie zaczyna się chwilą
medytacji albo nawet ciszy. Pomaga to
wyłączyć się z otaczającego świata i
przenieść uwagę na grupę Master
Mind (w naszym MM3 moderator miło
każdego z osobna wita po imieniu).
2. Następny punkt spotkania to dobre
wiadomości. Każda osoba ma 1 minutę
na to, by podzielić się jakąś jedną
dobrą wiadomością ze swojego życia,
coś pozytywnego, co się wydarzyło w
ciągu ostatniego tygodnia
3. Po tej rundzie następuje kolejna runda.
Każda osoba ma po 1 minucie, żeby
powiedzieć, co jest jej w tym tygodniu
potrzebne.
4. Po tej rundzie moderator decyduje, ile
każdy uczestnik ma do dyspozycji. To
się zmienia w zależności od potrzeb,
jakie uczestnicy wyrazili. Ktoś ma
drobny problem, a ktoś potrzebuje tym
razem i 20 minut na omówienie
swojego. Warto być elastycznym. Bo
ogromnie ważne jest, żeby się trzymać
limitu czasowego. Każdy ma swoje
zobowiązania. Ważne, by nie
przekraczać limitu 1 godziny na
spotkanie Master Mind. Ważne jednak
też, by było go dostatecznie dużo, bo 5
minut na osobę to stanowczo za mało.
Dlatego optymalny skład na Master
Mind to jest 4-5 osób.
7. Teraz każdy członek grupy po kolei
przedstawia swój problem i każdy członek
grupy dokłada swoją cegiełkę, pomagając
zależnie od potrzeb radą albo opinią.
Czasami wystarczy sama pochwała i
przyklaśnięcie pomysłowi. To powinien
być jeden problem ze względu na limit
czasowy całego spotkania.
8. Każdy ma teraz pół minuty na
podziękowanie konkretnym osobom, które
mu najbardziej pomogły swoimi uwagami.
9. Teraz każda osoba zobowiązuje się do
wykonania czegoś konkretnego przed
następnym spotkaniem, z czego może
być rozliczona.
10.Każdy zapisuje swoje zobowiązanie w
swoim własnym dzienniku albo na
specjalnym formularzu grupy. Dobrze jest,
żeby osoba prowadząca spotkanie za
tydzień miała te dokumenty przed sobą,
ale nie jest to konieczne.
11.Na koniec wszyscy sobie przyrzekają, że
nikt nie będzie nadużywać poufałości,
dyskrecji i że wszystko, co zostało
powiedziane na Master Mind nigdy nie
wyjdzie
poza
grupę.
Ja jestem Master Mindem i jego efektami
zachwycona. Na początku w
systematycznym
wykonywaniu
zobowiązań trzymało mnie właściwie to,
że zbliża się godzina telekonferencji, ja
się do czegoś zobowiązałam, a tu... nie
zrobione. Więc „na szybko” przed MM
realizacja. Teraz już tak nie jest. Nie
kończę zadań w popłochu, pracuję
systematycznie. O morzu pomysłów nie
wspominając. Czy „zatrzymań”, gdy
zaplanuję coś, co rozmija się z „laserową
koncentracją” na mojej głównej grupie
docelowej :-)
Oczywiście, wszyscy moi znajomi i przyjaciele
są poinformowani, że pewne godziny mojego
dnia są „święte”, więc nie ma mowy w tym
czasie o odwiedzinach, o gadaniu na Skypie.
Idea Master Mind zyskała też zachwyt - ten
„błysk w oku” - kilku osób z mojego otoczenia
i to właśnie stało się powodem napisania
niniejszego „przepisu”.
Zachwycił się tą metodą pracy-współpracy kilku
osób Michał Jankowiak podczas jego wizyty u
mnie w Kraśniku na Alternatywnych Lekcjach
Przedsiębiorczości, gdy w ciągu tych dwóch
intensywnych dni kontaktu razem i razem...
gada się o tym i o tym :-)
Także mój syn. On to ciągle ma „zatrzymania”
wieczorem w rozmowie na Skypie - teraz nie
mogę rozmawiać, Master Mind, webcast
Wandy... No i jego też „wkręciła” idea
konferencji w kilka osób w celu rozwiązania
wspólnego problemu.
Ponieważ jednak z synem zwykle piszę na
Skypie w godzinach późno-wieczornych, więc
nasze telekonferencje w gronie kilku osób - czyli
ja, syn motor internetowego projektu
wyszukiwania połączeń komunikacyjnych i nasz
programista - robimy w formie tele-chatów na
Skypie. Ale nie jest to najlepsza metoda, bo
mieszają się wypowiedzi. Co prawda robię z tej
dyskusji potem uporządkowany tekst w Wordzie/
No i „burzy mózgów” sprzyja jednak łączenie
mówionej telekonferencji na Skypie. Szybciej
przedstawia się pomysły.
A więc zachwyć się :-) ideą Master Mind i
skorzystaj w swojej grupie dyskusyjnej,
szkoleniowej.
Wanda mi dała „zielone światło” na ten
szczegółowy opis.
PS. Ale podkreślam jeszcze raz - twórcą
struktury Master Mind w takim zakresie jest
www.klubprzedsiebiorcy.com
http://sukcestwojejfirmy.com/
Grażyna Dobromilska
Wpada gość do baru.
- Kelner, podaj pan piwo zanim się zacznie.
Kelner podał piwo, a gość po chwili znowu:
- Kelner, podaj pan piwo zanim się zacznie.
Sytuacja taka powtarza się kilka razy i gdy już nieźle
podpity gość znowu wola:
- Kelner! Jeszcze jedno zanim się zacznie! - kelner
nie wytrzymuje i pyta:
- Panie, a kto za to zapłaci?
- Oho, zaczyna się...
Wściekły profesor wchodzi do sali wykładowej i
mówi:
- Wszyscy nienormalni proszę wstać!!!!
Nikt się nie rusza. Po dłuższej chwili wstaje jeden
student.
- No, proszę! - mówi ironicznie profesor i pyta się
studenta.
-Czemu uważa się pan za nienormalnego??
- Nie uważam się za nienormalnego, ale głupio mi,
że pan profesor tak sam stoi....
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
88
99
HUMOR
HUMOR
Asertywność, wydaje się być pojęciem, które
rzadko kiedy gości w naszych wypowiedziach,
mało kto używa tego słowa, które tak na prawdę
jest bardzo ważne w życiu każdego z nas i
występuje bardzo często w naszym zachowaniu,
choć nie zdajemy sobie z tego sprawy!
Zastanówmy się na początku czym w ogóle jest owa
asertywność. Jest to termin z pewnością trudny do
jednoznacznego sformułowania, nie można tego
określić w kilku słowach. Jest wiele definicji i każda z
nich zawiera częściowo trochę prawdy, my jednak
przyjmijmy, że to możliwość wyrażania siebie, swojej
opini w danym temacie, zajmowania
zdecydowanego stanowiska w danej sprawie.
Na pierwszy rzut oka, wydaje się, iż nie jest to nic
trudnego i pewnie myślisz, po co czytam ten artykuł,
skoro jestem w pełni osoba asertywną! Wyobraźmy
sobie jednak taką sytuację, iż rozmawiasz ze swoim
najlepszym przyjacielem i w pewnej kwesti się z nim
nie zgadzasz, jednak nie chcesz wywołać kłótni,
więc przychylasz się do jego zdania, choć tak na
prawdę myślisz inaczej. Twoje zachowanie w tym
momencie nie jest, nawet w najmniejszym stopniu
asertywne...
Idąc dalej i opuszczając na chwilę przykłady,
zastanówmy się co składa się na asertywne
zachowanie.
Może wydawać Ci się to dziwne, jednak duże
znaczenie tutaj ma kontakt wzrokowy, postawa
ciała, mimika twarzy, ton, modulacja i natężenie
głosu. Po krótce zastanówmy się nad
poszczególnymi składnikami.
Kontakt wzrokowy należy utrzymywać z osobą z
którą rozmawiamy, osobiście nie wyobrażam sobie
sytuacji, kiedy to rozmawiam z drugim człowiekiem,
a przez cały ten czas patrzę się np. na lampę...
Należy jednak pamiętać, aby nie wpatrywać się za
bardzo w naszego rozmówce, gdyż może go to
zdeprymować, a więc warto od czasu do czasu
popatrzyć się na jakiś inny przedmiot.
Z postawy ciała możemy dużo się dowiedzieć, przy
odpowiedniej wiedzy, będziemy mogli odczytać z
ruchów naszego rozmówcy co chcę nam przekazać
niewerbalnie. Oprócz tego przy konwersacji, duże
znaczenie ma jak osoby rozmawiające mają ułożone
względem siebie ciała i tu znów przykład, nie
wyobrażam sobie sytuacji, podczas której dwie
osoby chcące wymieć zdania w pewnej ważnej
kwestii, siedzą do siebie plecami...
Mimika twarzy jest również bardzo ważna, jednak
należy jej używać z rozsądkiem. Czy widziałeś
kiedyś człowieka, który chcąc wyrazić swą frustrację
w danej sprawie, jednocześnie śmiał się? Trzeba
pozwolić, aby to co mówimy pokrywało się z tym,
jaki mamy wyraz twarzy, nie możemy się blokować,
bo wtedy czując się spięci nie zachowujemy się
naturalnie.
Na koniec ton, modulacja i natężenie głosu, czyli
nadanie tego co chcemy powiedzieć odpowiedniej
formy.
Jest to jeden z ważniejszych składników, niektórzy
twierdzą, że opanowując to sztukę odnosimy połowę
sukcesu...
Warto tu zaznaczyć, że rzadko kiedy możemy coś
osiągnąć krzykiem, należy zachować w każdej
sytuacji spokój i pamiętać o tym, aby nie dać się
sprowokować, spokojny ton głosu w ciężkich
sytuacjach, pokazuje innym, że jesteśmy osobami
pewnymi siebie...
Czasami również zachowanie asertywne może być
mylone z zachowaniem agresywnym. Uzywając tego
drugiego, zazwyczaj nie wyjdzie to nam na dobre, a
nawet i innym przebywającym z nami, często
tracimy przez to przyjaciół, znajomych. Warto się
więc zastanowić dokładnie przed powiedzeniem
czegokolwiek, gdyż może się to później źle dla nas
skończyć.
Weźmy sobie przykład, jesteśmy w restauracji,
dostaliśmy potrawę przesoloną, osoba asertywna
wezwie spokojnie kelnera do swego stolika i poprosi
spokojnie, ale jednocześnie stanowczo o wymianę
posiłku. Człowiek agresywny natomiast w tej samej
sytuacji wezwie do stoliku kelnera, zacznie krzyczeć
na całą salę i wyzywać go, winiąc za wszystko
właśnie tą osobę.
Podsumowując, warto być osobą asertywną, lub
przynajmniej starać się takową być. Dzięki temu
zyskuje wśród innych szacunek, co w dzisiejszych
czasach jest dużym wyróżnieniem... Jednak, mimo
wszystko nie jest to łatwe zadanie. Trzeba się sporo
napracować, aby móc wreszcie powiedzieć: "Jestem
osobą asertywną"!
Arkadiusz Strach
Zanim przejdę do wstępu, zacznę od sedna...
Jak to jest? Ciągle słyszę od moich znajomych,
że bardzo, ale to bardzo mocno chcą coś
osiągnąć. Chcą osiągnąć to i tamto, a ciągle to
nie następuje. Nie będę ukrywał, że i ja z
niektórymi celami tak miewam...
Fantastyczne wnioski przekazał mi mój przyjaciel,
ale o tym za chwilę...
A Ty? Czego chcesz? O czym marzysz? Co Cię
inspiruje i kręci? Co chcesz osiągnąć? Co od
zawsze chcesz zrobić i osiągnąć?
Opowiem Ci trochę o sobie. Bo widzisz, ja też mam
marzenia. Przeczytałem masę książek
motywacyjnych, o tworzeniu bogactwa, o stawianiu
celów i wyznaczaniu do nich drogi. Można
powiedzieć, że osiągnąłem biegłość w wymyślaniu,
co i jak chciałbym zrobić... Biegłość - a nawet
płynność :-)
Ta płynność objawia się w często modyfikowanych
marzeniach. Co najlepsze - nie osiagnąwszy ich,
jeszcze je zmieniam :-
Motywacja...
No właśnie. Co z nią? Przecież tylu mądrych ludzi
mówi, że codziennie powinniśmy wstawać i się
motywować do osiągnięcia celu... Trzeba być
zdyscyplinowanym... Upartym, cierpliwym i
zmotywowanym... I na dodatek, należy tę motywację
podsycać. Hmm... Ilu nauczycieli, tyle technik
wzbudzania i podkręcania motywacji.
Mówisz, że chcesz...
Wbrew pozorom, że ludzie nie marzą - codziennie
słyszę ludzi, którzy chcą coś osiągnąć, zrealizować.
Mają marzenie, które przekształcili w cel, rozpisali
wszystkie kroki osiągnięcia celu. Każdego dnia choć
przez chwilę wizualizują sobie to z gorącym
pragnieniem spełnienia... Sam robię podobnie... i
co? Realizacji tych celów jakoś nie widać...
A tu nagle mój kolega, który nic nikomu nie
opowiada o marzeniach, o celach kupuje dom,
kupuje samochód i okazuje się, że jego pasywny
przychód 3-krotnie przewyższa jego miesięczne
koszty...
–
Jak
to
zrobiłeś?
-
pytam
- To proste - odpowiedział - Albo czegoś chcesz
albo tylko mówisz, że chcesz...
–
Działanie...
No właśnie. Trzeba działać! Każdy to powtarza... Ale
po co? I jak w ogóle działać? Co dokładnie robić,
żeby "działać"?
–
Widzisz - kontynuował mój znajomy - kiedy
absolutnie czegoś chcesz, to wiesz, co robić. Nie
ma chwili zastanowienia, po prostu działasz i już.
Jak leży 100 zł na ulicy, to się nie zastanawiasz, czy
się schylić, jak wiesz ,że za 10 minut będzie w tv
Twój ulubiony program, to po prostu włączasz
telewizor. Kiedy idziesz grać z kolegami w
koszykówkę, nie zastanawiasz się, czy założyć dwie
niebieskie czy jedną zieloną skarpetkę. Po prostu
idziesz grać.
Kiedy chcesz włączyć komputer, naciskasz power,
wychodząc z domu, ubierasz buty i niewiele się nad
tym zastanawiasz. Kiedy idziesz z kumplami na
piwo, to nie myślisz o tym 2 tygodnie wcześniej. Nie
rozmyślasz, jakie piwo wypijesz. Po prostu idziesz.
Gdybyś miał bilet na mecz w pierwszym rzędzie
sektora dla VIP'ów, to czy w ogóle zastanawiałbyś
się, czy iść? A może powinieneś do tego dnia
codziennie wizualizować sobie ten mecz,
motywować się gorąco do tego, by na niego pójść...
planować, jaką drogą pójdziesz..
Przecież to niedorzeczne!
Powstaje pytanie z sedna wstępu artykułu: To jak?
Chcesz tego czy tylko mówisz, że chcesz...??
Łukasz Nowak
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
Asertywność,
Asertywność,
czyli jak wyrażać s iebie...
czyli jak wyrażać s iebie...
10
10
11
11
C hces z czy tylko mówis z, że chces z?
C hces z czy tylko mówis z, że chces z?
Chciałabym Cię zabrać na chwilę na krótką
wyprawę do okresu Twojego dzieciństwa.
Jakie ono było? Czy jako dziecko byłeś
szczęśliwy? Czy rodzice okazywali Ci, jak
bardzo Cię kochają i jak bardzo są z Ciebie
dumni? Czy z radością chwalili Cię, gdy Ci
się coś udało i wspierali, gdy coś poszło nie
tak? Czy pozwalali Ci mówić o swoich
uczuciach i pragnieniach?
Czy potrafili Cię wysłuchać
- tak po prostu, bez
moralizowania i udzielania
instrukcji, co masz robić?
Jeśli na wszystkie z tych
pytań odpowiedziałeś TAK -
masz dużo szczęścia, bo to
oznacza, że rodzice
zaopatrzyli Cię w dobry i
solidny fundament pod
budowanie
własnego,
udanego życia.
Jeśli czułeś się kochany -
dziś masz zdrowe poczucie
własnej wartości i nie musisz
nikomu udowadniać, że
zasługujesz na miłość. Jeśli
okazywali dumę i radość z
Twoich osiągnięć, dziś wiesz, że to, co robisz
jest ważne i potrzebne. Jeśli wspierali Cię w
chwilach niepowodzeń, masz dziś świadomość,
że niepowodzenia są potrzebne, bo to dzięki nim
uczysz się najwięcej. Jeśli pozwalali Ci mówić o
Twoich uczuciach, dziś nie ma w Tobie ukrytych
pokładów złości czy żalu, które pożerałyby
drogocenną energię - tak potrzebną, by
realizować własne marzenia. Jeśli potrafili Cię
wysłuchać bez narzucania własnych „mądrych”
rozwiązań, nauczyłeś się sam tych rozwiązań
szukać i dziś już wiesz, że jesteś w stanie
samodzielnie pokonać wszelkie problemy. Jeśli
to wszystko było Twoim udziałem - to masz
wzorce, które Cię uskrzydlają i jesteś dziś
prawdopodobnie szczęśliwym i spełnionym
człowiekiem.
A jeśli Twoje wspomnienia są inne? Jeśli
niechętnie wracasz do dzieciństwa, bo niewiele
dobrego z niego wyniosłeś? Jeśli czujesz, że
lata wczesnej młodości nie należą do
najszczęśliwszych okresów w Twoim życiu?
Przyczyny mogą być bardzo różne - brak
jednego lub obydwojga rodziców, brak miłości w
domu lub brak umiejętności okazywania jej, brak
zainteresowania,
brak czasu, brak
pieniędzy, brak sił,
brak zdrowia, brak
poczucia
bezpieczeństwa,
brak szacunku,
brak...
brak...
brak...
Takich domów jest
wbrew pozorom
mnóstwo.
Wystarczy zajrzeć
na niektóre fora
internetowe, by
mieć obraz tego,
jakie tragedie -
mniejsze
lub
większe
-
przeżywają rodziny.
Z takich domów
wychodzi się z obciążeniem, które dusi niczym
kamień u szyi. Dość łatwo jest rozpoznać tych
ludzi. Są wśród nich pracoholicy przesiadujący
w pracy od rana do późna w nocy, by udowodnić
sobie i szefowi, że zasługują na uznanie i
szacunek. Są wśród nich ludzie reagujący na
krytykę atakiem i złością, tak, jakby chcieli
wykrzyczeć „Nie jestem tak beznadziejny, jak
próbujesz mi to wmówić tato/mamo!”. Są ludzie
stosujący mobbing i inne formy przemocy, którzy
nie potrafią sobie poradzić z własnymi
traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa. Są
ludzie zalęknieni, którzy boją się coś zmienić
swoim życiu czy podjąć nowe wyzwania. Są
ludzie sfrustrowani i zakompleksieni, którzy nie
widzą dla siebie żadnych perspektyw.
Jeśli dla Ciebie dzieciństwo to ciężar, który Cię
ogranicza, to uświadom sobie jego istnienie i go
zdejmij. Dzieciństwo to przeszłość, tylko jedno z
doświadczeń życiowych. Dziś jesteś dorosłym
człowiekiem i sam
decydujesz
o
sobie. Gdy byłeś
dzieckiem,
wierzyłeś
bezgranicznie
dorosłym,
budując swoje
mniemanie
o
sobie
na
podstawie tego,
co o Tobie mówili
i jak się do Ciebie
odnosili. Dziś
możesz znaleźć
sobie
inne
autorytety - takie,
które będą Cię
wspierać
w
Twoich dążeniach
i którym nie
musisz
udowadniać, że
jesteś
wartościowym
człowiekiem.
Nie
pozwól
nikomu wmówić
Ci, że to, z jakiej
pochodzisz rodziny, decyduje o tym, jak daleko
zajdziesz. O tym decydujesz dziś Ty sam. Sam
budujesz wizerunek własnej osoby - zarówno w
swoich oczach, jak i w oczach innych.
Sam decydujesz o tym, co chcesz osiągnąć i
jakie kroki podejmiesz, by zrealizować swój cel.
Jeśli dzieciństwo to dla Ciebie okres, do którego
niechętnie wracasz, zamknij za sobą drzwi do
przeszłości, a zobaczysz, ile innych drzwi stoi
przed tobą otworem. Przełam stare wzorce i
wyznacz sobie nowe. I ciesz się wolnością.
Na koniec opowiem Ci pewną anegdotę z życia
szkolnego mojego syna. Było to, zdaje się, w
trzeciej klasie podstawówki, gdy jego klasa brała
udział w szkolnych rozgrywkach w grze w dwa
ognie. Nie szło im zbyt dobrze - przegrali z
dwiema klasami i czekali na swój ostatni mecz -
z klasą sportową. Przed decydującym meczem
padły z ust jego wychowawczyni słowa, które
nigdy nie powinny były
paść z ust nauczyciela:
„NIE MACIE SZANS”. To
brzmiało jak wyrocznia, ale
klasa się nie poddała. I
wiesz, co Ci powiem?
Wygrała ten mecz :)
Jeśli
kiedykolwiek
usłyszałeś kiedyś od
rodzica, nauczyciela czy
kogokolwiek innego, że nie
masz szans - pamiętaj, że
TEN CZŁOWIEK MÓGŁ
SIĘ MYLIĆ. Ty możesz
wygrać swój mecz. I uda Ci
się to, o ile tylko - zamiast
rozczulać się nad sobą i
winić przeszłość za swe
dzisiejsze niepowodzenia -
przejmiesz
pełną
odpowiedzialność
za
własne życie.
Jolanta Gajda
autorka ebooków z serii
ABC Mądrego Rodzica
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
D o r o s ł e d z i e c i
D o r o s ł e d z i e c i
13
13
12
12
Ten temat, chociaż dotyczy każdego,
dość rzadko jest poruszany.
Najczęściej chyba ze strachu, że
może okazać się, że dana osoba
może wypaść (określając ogólnie) w
niekorzystnym świetle. Dotyczy to
oceny innych, jak również
samooceny. No cóż, powszechnie
spotykamy zachowanie typu „struś”,
czyli „chowanie głowy w piasek” i
udawanie, że czegoś niema, lub coś
nie dzieje się, ewentualnie nas nie
dotyczy. Ponieważ ludzie mają
tendencje do „zadawania się” z
podobnymi sobie, więc dla tych
innych z tego „towarzystwa”
wszystko uchodzi za normalne i
kółeczko zamyka się na
„samozadowoleniu”.
Z racjonalnego punktu widzenia, taki
model zachowania i życia jest
przedziwny, gdyż do dyspozycji na tym
świecie mamy tylko jedno życie
(niektórzy twierdzą, że ileś tam wcieleń,
ale nikt tego nie sprawdził, a tym
bardziej nie udowodnił). Nawet,
gdybyśmy mieli do dyspozycji więcej
żyć, to nie powód, by marnować czas,
jaki mamy teraz. Dlatego warto żyć jak
najlepiej i najpełniej.
Przytłaczająca większość ludzi przechodzi przez
swoje życie w ten sposób, że przed śmiercią
(nawet w wieku 90, czy 100lat), robiąc
podsumowanie swoich dokonań, jest
zawiedziona lub niezadowolona, albo dalej
stosuje „strusią politykę” i „rżnie głupa”. Niemal
wszyscy powiedzą wtedy, że dzieciństwo było
lepsze lub gorsze (zależy, jak komu udało się), a
później, to była szkoła, praca, dzieci i wysiłek
związany z ich wychowaniem i wykształceniem
by „wyszli na porządnych ludzi”.
Ludzie mówią: pracowałem, pracowałem,
straciłem zdrowie, a teraz nie jestem w stanie
normalnie żyć ze swojej emerytury, bo...
To „bo”, to: leki są drogie, nie wystarcza mi od
jednej wypłaty emerytury lub renty do drugiej,
rewaloryzacja dała mi kilka złotych, wszystko
jest drogie itd.
Jestem lekarzem i na co dzień mam do
czynienia z takimi ludźmi i przytoczone powyżej
wypowiedzi stanowią standard. Jednym z takich
pytań zadawanych na samym początku jest: „a
ile kosztują najtańsze...”. Jak ja coś kupuję, to
przedtem też często pytam o cenę i to jest
normalne, ale dla emerytów z reguły
najważniejsze jest, by to coś było najtańsze. To
pytanie jest dla nich priorytetem. Najtańsze,
niekoniecznie znaczy dobre, a co dopiero
najlepsze. Czasem tanie rzeczy są też dobre,
ale dobre z reguły kosztują więcej.
Obserwując od lat to zjawisko, nasuwają się
pytania i wnioski.
Ważny wniosek (niestety bardzo przykry): polski
emeryt codziennie jest bohaterem, bo
codziennie walczy o przeżycie ze swojej
emerytury, będącej w tym przypadku „zdobyczą”
komunistycznego systemu, a realizowanej przez
równie komunistyczny ZUS (niektórzy
rozszyfrowują ten skrót jako Zakład Utylizacji
Składek). Mimo tego codziennego bohaterstwa,
emeryt nie dostaje żadnych odznaczeń, czy
medali, a państwo traktuje go jako uciążliwy dla
budżetu balast.
Jeszcze ważniejszą jest kwestia: dlaczego tak
jest, z czego wynika taka sytuacja, dlaczego jest
to tak powszechne? oraz całe mnóstwo innych
pytań.
Wyciągając wnioski z powyższych rozważań
nasuwa się refleksja, że życie tych ludzi było
obiektywnie dość marnej jakości (nawet, jeżeli
sami tego tak nie ocenili, lub nie zdają sobie z
tego sprawy). Właściwie, to jakiś marazm,
dni i lata podobne do siebie, aż wszystko
zakończone jest śmiercią. Na pytanie, co
wartościowego pozostawili po sobie,
odpowiedź brzmi nic lub prawie nic.
Oczywiście wychowali dzieci, przedłużyli
żywot gatunku, ale to robi cała flora i
fauna, więc w przypadku ludzi mamy
prawo oczekiwać czegoś więcej.
Przytłaczająca większość ludzi na świecie
żyje bez jakiegokolwiek konkretnego celu,
więc czas „przecieka im przez palce” i
efekty
są
nijakie.
Z tego właśnie wynika ich kiepska jakość
życia. Skoro nie kierują własnym życiem,
to kierują nim inni według własnych
potrzeb i priorytetów, co np. świetnie
widać w przedsiębiorstwach. Oddając
decydowanie o swoim życiu innym, od
razu stawiają się w bardzo złej sytuacji.
Jak mają mieć dobrą jakość swego życia,
skoro to nie oni o nim decydują.
Jeżeli decyzja pochodzi z zewnątrz, to
nigdy nie będzie optymalną dla danej
osoby, nawet, gdyby podejmowali ją ludzie o jak
najlepszych intencjach, a co dopiero, gdy mają
na względzie wyłącznie swoje cele, a tak jest
naogół. Bardzo dobrze widać to w systemach
totalitarnych, gdzie władza narzuca sposób
myślenia, życia, wiarę, wyznacza, co jest
najważniejsze, nie licząc się ze zdaniem ludzi.
Warto żyć jak najlepiej, ale o tym napiszę w
następnym artykule.
Tomasz Rezner
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
J a k o ś ć ż y c i a ?
J a k o ś ć ż y c i a ?
14
14
15
15
czyli... o ekspercie ds. rozwoju
małych firm i Klubie Przedsiębiorcy
Wanda Loskot o sobie:
Bez fałszywej skromności powiem, że wielu zalicza
mnie do czołówki ekspertów od spraw rozwoju
małych firm...
Dzięki Internetowi pracuję z klientami na czterech
kontynentach,
moje artykuły są publikowane w setkach
wydawnictw, tłumaczone na przeróżne, czasem
niezrozumiałe dla mnie języki, np. chiński.
Jako tzw. autorytet, zapraszana jestem na różne
konferencje, targi i seminaria, gdzie mi sporo płacą
za to, co kocham robić najbardziej, czyli mówić
innym, co oni mają robić :-)
Żeby osiągać sukcesy stale, konsekwentnie, trzeba
mieć kogoś, do kogo można się zwrócić w każdej
chwili z problemem i czuć ten osobisty kontakt. Jak
sportowiec. Stąd określenie takiego doradcy jak
Wanda - trener, coach.
To zagrzewa do kolejnych wysiłków w naturalnych
chwilach obniżonego nastroju czy przemęczenia
nadmiarem obowiązków, gdy gonisz przed siebie,
gonisz, dajesz z siebie wszystko, a tu się piętrzy
jeszcze taka góra spraw... Powoli... Lepiej
systematycznie, w swoim tempie niż zrywem, a
potem długo nic. A potem? Jak tyle stracone, to i tak
nie dogonię tej szansy, więc w ogóle sobie
odpuszczę...
A już zupełnie złudne jest wrażenie, że wystarczy
obłożyć się biblioteką mądrych książek. Zapłacę raz
i stale mam. No tak. Masz. Ale masz także masę
wątpliwości, nawet drobnych problemów. A tu
konkurencja dyszy na karku, nie ma się kogo w
otoczeniu poradzić. Nie mówiąc o pytaniu o zdanie
znajomych czy rodziny. Najprostsza ich odpowiedź,
daj sobie spokój. Nie poradzisz.
Wanda podąża za klientem. Ja poczułam jej wielką
szczególną opiekę, gdy dostałam po zapisaniu się
do Klubu Przedsiębiorcy od niej tradycyjną pocztą
pierwszą kartę motywacyjną z sentencją:
Nasza największa potrzeba życiowa to ktoś, kto
spowoduje, że wykażemy się tym, na co nas
naprawdę stać. /Ralph Waldo Emerson/
Wiem, że mam duże możliwości. Ale przygnębiła
mnie moja geograficzna grupa docelowa. Coraz
mniej i mniej klientów na szybki dochód z tzw. „małej
poligrafii”, bo ludzie pokupowali sobie tanie drukarki
atramentowe i „dziergają” sami. Że błądzą, bo
ważne są dwa elementy: marketing + kompozycja
projektu, to oddzielny temat.
Co mi po całej półce w regale własnych wspaniale
złożonych książek i albumów i bycia ekspertem w tej
dziedzinie, skoro to dwie, trzy publikacje rocznie? Ilu
w 40-tysięcznym mieście, łącznie z noworodkami,
może być klientów na wydawnictwa, na które trzeba
„wyłożyć” minimum 20 tysięcy złotych?
Rozwijam pod kierunkiem Wandy skrzydła. Pracuję
metodycznie i z rozwagą. Udaje mi się wszystko!
Ja jestem Wandą zachwycona. Odpowiada mi jej
mentalność, bawi poczucie humoru. Wanda jest
wielką przyjaciółką, czuje się jej życzliwość i oddanie
„mojej sprawie”, gdy na Forum - o czym dalej -
dyskutuje o moim problemie, nie szczędząc swojego
drogocennego czasu, że notatki z tej dyskusji
zajmują mi w Wordzie 23 strony... Do dyskusji
włączają się też inni przedsiębiorcy, członkowie
Klubu. To rzesza ogromnie mądrych, równoważnych
z Wandą partnerów.
Tobie się mogą te zachwyty wydać naiwne. Ale
Wanda otwarcie mówi, że nie zabiega o KAŻDEGO
klienta. Jeśli ona ci nie odpowiada, to i TY jej nie
odpowiadasz i ona cię nie chce w Klubie.
Wanda chce mieć w Klubie wyłącznie ludzi
otwartych, „przezroczystych” pod względem uczuć i
myśli, lojalnych, zmotywowanych. Bo tylko tacy
ludzie pod jej kierunkiem osiągną sukces. I dopiero
wtedy jest możliwy sukces Wandy, której wizją jest
pomaganie właścicielom małych firm, by ich biznesy
rosły jak na drożdżach.
Budowanie Firmy Swoich Marzeń, czyli Klub
Przedsiębiorcy
Zasadniczym celem Klubu jest przerabianie 8-
miesięcznego kursu JAK ZAPEWNIĆ SOBIE
Dynamiczny i TRWAŁY Rozwój Firmy Bez
Wysokich Nakładów. Ogrom materiałów
szkoleniowych w postaci plików tekstowych, video,
mp3 i narzędzi, jakie Wanda przygotowała, jest
szokujący. :-)
Kluczem do sukcesu jest poddanie się nowemu
sposobowi myślenia. Określenia wizja, plan
marketingowy, budowanie więzi z klientem są
znane. Ale nie wystarczy wiedzieć, co trzeba robić.
Najważniejsze, by robić to co wiemy, że trzeba robić
nie raz, nie dwa, ale konsekwentnie, ile trzeba. I
wiedzieć, JAK to robić.
Wanda przypomina mailem co parę dni o naszych
zadaniach w jego przerabianiu. Wiadomo,
autoresponder. Ale maile osobiste, świetnie
przygotowane. Więc to jest dla mnie „zatrzymanie”.
Aha! To trzeba realizować teraz, a ja „w lesie”!
Grażyna, do roboty!
STALE JEST OBECNA z komentarzami tekstowymi
NA FORUM ZAPYTAŃ przedsiębiorców - członków
Klubu. To z kolei już zupełnie osobiste „na żywo”
coachingi, mimo że godzina konsultacji Wandy poza
Klubem jest bardzo kosztowna, 575 dolarów za
godzinną rozmowę telefoniczną.
Uczą, pobudzają pomysły, podsuwają błyskawicznie
rozwiązania. Podsycają także podekscytowanie i
poczucie mocy :-) A zaraz za tym idą nowe pomysły
i nowe! To jak „burza mózgów”.
Im więcej pytam, tym więcej odnoszę korzyści. Moje
przykładowe „wątki:
Ekskluzywne gadżety,
podziękowania, dyplomy - 8 stron notatek w
Wordzie, Tekst w sygnaturce do artykułu prasowego
- 16 stron, Tekst reklamy do książki Kamila
Cebulskiego - 6 stron.
Zaglądam potem do tych notatek wielokrotnie. A
moje materiały są coraz lepsze.
Takie Forum daje też... ogromne poczucie
bezpieczeństwa, że grupa w każdej chwili, przy
każdym problemie mnie wesprze. Nie spotykamy się
tu z negatywnym ściąganiem na ziemię, nikt tu nie
mówi, ech tam, machnij ręką, wybierasz się z
motyką na Słońce. Pomysły, pomysły...
Wanda pilnuje, by na Forum nie było pogaduszek,
tylko konkretne problemy mogące się przydać
wszystkim. Szkoda czasu każdego z nas na TYM
Forum na czytanie „bzdur”.
W KAŻDY CZWARTEK odbywa się jej godzinny
WEBCAST mówiony ”na żywo” - ODPOWIEDZI NA
PYTANIA CZŁONKÓW KLUBU. Kto pyta, nie
błądzi. I uczy się błyskawicznie :-) A niektóre
problemy nawet by mi nie przyszły do głowy. Wanda
w momencie analizuje temat w swojej głowie i...
snuje opowieść jak problem rozwiązać. Z każdego
webcastu mam ok. 8-9 stron notatek A4 odręcznych.
To następna kopalnia porad.
Klub miesięcznie kosztuje TYLKO 45 DOLARÓW.
Gdyby przeanalizować moje korzyści, gdyby
przeanalizować konstrukcję Klubu, to można dojść
do wniosku, że ja co miesiąc dostaję wiedzę wartą
wiele tysięcy dolarów. A przynajmniej można było ją
liczyć w setkach dolarów.
Na moją prośbę Wanda udostępniła dla Czytelników
Millionaire Magazine video o działalności Klubu
http://klubprzedsiebiorcy.com/klub-dzialalnosc/
konieczności uprzedniego zapisywania się na
newsletter. Przeczytaj, posłuchaj Wandy. Zachwyć
się, ile można odnieść korzyści i z kim można mieć
do czynienia :-)
Parę miesięcy temu Wanda zaproponowała nam
powoływanie spośród członków Klubu 4-5-
osobowych zespołów Master Mind Super Umysł do
rozwiązywania problemów. Od razu w naszym MM3
zauważyliśmy, że jego efekty skuteczności są
zachwycające.
Master Mind to osobny ważny temat. Warty uwagi i
zastosowania. Zapraszam cię więc do drugiego
swojego tekstu poniżej.
PS. Możesz tymczasem gratisowo poznać jak
Wanda rozwiązuje problemy i jakim językiem
przemawia, zaglądając na blog Wandy Sukces
Twojej Firmy, lub rozwiązać swój problem na
bezpłatnych comiesięcznych webcastach. Szukaj
informacji o tym w moich Ulubione/Marketing
http://madgraf.eu/index.php?id=7&idd=2
Grażyna Dobromilska
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
W a n d a L o s k o t
W a n d a L o s k o t
16
16
17
17
MILLIONAIRE
MILLIONAIRE
POLECA
POLECA
... czyli rozmowa z Pawłem
Sygnowskim
Gdy porównujemy wymogi szkolne z
naszych czasów z materiałem do nauki, jaki
mają dziś nasze dzieci, ogarnia nas
współczucie. Dzieci i młodzież wchłaniają w
siebie masę informacji i często dzieje się to
kosztem ogromnej ilości czasu i energii. Nie
musimy jednak patrzeć bezradnie na ich
zmagania - możemy im pomóc, pokazując im
przeróżne pomocne strategie i techniki, które
sprawią, że nauka zajmie im mniej czasu, a
przy tym będzie skuteczna i ... przyjemna.
Jak to zrobić? Zagadnęłam o to Pawła
Sygnowskiego, specjalizującego się w
zgłębianiu i praktykowaniu metod
efektywnego wykorzystywania umysłu.
Rozmowa z Pawłem Sygnowskim
Rozmawia: Jolanta Gajda
JG: Jesteś autorem wielu świetnych publikacji
na temat skutecznych metod uczenia się,
szybkiego czytania i zapamiętywania. Twoje
ebooki cieszą się dużą popularnością i trafiają
niejednokrotnie na listę bestsellerów
wydawnictwa Złote Myśli. Skąd się wzięło u
Ciebie zainteresowanie tą stosunkowo nową dla
Polaków tematyką?
PS: Mówiąc krótko: ze szkoły. Generalnie nie
miałem nigdy z nauką większych problemów.
Jednak naprawdę imponował mi jeden z moich
kolegów, który był zdecydowanie najlepszym
uczniem nie tylko w naszej klasie, ale także w
całej szkole podstawowej. Zaprzyjaźniłem się z
nim. Pewnego razu, przy okazji mojej wizyty w
jego domu, wspomniał mi ogólnie, o istnieniu
jakichś sposobów i technik, które on
wykorzystywał w trakcie nauki i twierdził, że to
właśnie dzięki nim jest tak dobrym uczniem. Siłą
rzeczy zainteresowało mnie to i chciałem
uzyskać więcej szczegółów, ale los chciał, że
właśnie wtedy przeprowadził się do innego
miasta i mój kontakt z nim się definitywnie urwał.
Nie posiadałem w tamtym czasie własnego
komputera, więc korzystałem ze szkolnego na
lekcjach informatyki, usiłując znaleźć jakieś
informacje. Niestety, musiałem się ograniczyć
tylko do polskojęzycznych stron (z angielskim
byłem wtedy na bakier), więc to, co znalazłem,
było tandetne, nazbyt ogólnikowe i wyjątkowo
ciężkostrawne - słowem: szalenie niskiej jakości.
Nic też mi nie dały wizyty w pobliskich
bibliotekach, które albo nie dysponowały
publikacjami na interesujący mnie temat, albo
posiadały jedynie "cegły", czyli opasłe tomy,
pisane suchym językiem, traktujące o
teoretycznych aspektach funkcjonowania naszej
pamięci oraz ewentualnie zawierające opis
poszczególnych doświadczeń i eksperymentów.
Lektura takich pozycji kompletnie nic mi nie
dała.
W związku z powyższym zarzuciłem temat, po
czym wróciłem do niego w czasach liceum,
gdzie nauki było potwornie dużo, a czasu i chęci
do jej opanowania szalenie mało. Materiał
szkolny był dla mnie często nudny, suchy i mało
praktyczny, więc poświęcanie tak dużej ilości
czasu na jego przyswajanie uważałem za
bezsensowne. Jednak zależało mi na tym, aby
ukończyć liceum nie tylko dzięki
wspaniałomyślności nauczycieli, ale po prostu
posiadać wysokie oceny i zawdzięczać to tylko i
wyłącznie samemu sobie.
Miałem wtedy już własny komputer z dostępem
do Internetu. Znalazłem człowieka, który
prowadził własny serwis oraz newsletter na
interesujący mnie temat. Szybko nawiązałem z
nim współpracę, zostając redaktorem jednego z
działów w jego serwisie i dalej to już potoczyło
się samo - zająłem się tym zawodowo.
Podsumowując: chodziło mi po prostu o
znalezienie sposobu na to, by całą tę naukę,
która pochłaniała mnóstwo cennego czasu,
załatwić szybko, sprawnie i możliwie
bezboleśnie, aby móc znaleźć czas na to, co
mnie wówczas naprawdę interesowało.
JG: - No właśnie - często jest tak, że uczniowie -
bez względu na wiek - traktują naukę jako coś
nudnego i uciążliwego. Czują się sfrustrowani,
bo osiągane przez nich efekty są często
niezadowalające i niewspółmierne do włożonego
wysiłku i czasu. Dlatego coraz częściej mówi się
o tym, że obecny system edukacyjny jest
przestarzały. Szkoła, zalewając dzieci i młodzież
ogromną masą informacji, zupełnie nie uczy ich
tego, jak sobie z tym ogromem nowej wiedzy
radzić. Jakie są Twoim zdaniem
najpoważniejsze błędy w standardowych,
dotychczas stosowanych sposobach nauki?
PS: Zacznijmy od sprecyzowania tego, co to
właściwie są standardowe metody nauki?
Problem polega na tym, że nie ma takich metod.
Bo czy ktoś uczy w szkole tego, jak należy się
uczyć? Nikt. Już w szkole podstawowej (a nawet
w przedszkolu) cała nauka przez duże "N"
zaczyna się od tego, że nauczyciel przerabia
określony temat, według określonego programu.
Od razu, bez zbędnych wstępów.
Zauważ, że nauka naszych dzieci nie zaczyna
się od przekazania im istotnych informacji
odnośnie sposobu pracy naszego umysłu oraz
jego praktycznego wykorzystania do
zdobywania wiedzy. Nikt im nie mówi, jak mają
się uczyć. Zamiast tego są od razu puszczane
na głęboką wodę. Nic dziwnego, że tak szybko
toną, zalewane ogromem informacji, które
muszą w większym lub mniejszym stopniu sobie
przyswoić. A tego przecież nie potrafią, bo
zazwyczaj nie wiedzą, jak w ogóle się za to
zabrać. Zaczynają chować się w swojej własnej
muszli, zamykając się na nowe informacje.
Budzi się w nich lęk, a tym samym
utrwalają w sobie fałszywe
wyobrażenia o szkole, nauce,
swoich własnych zdolnościach
umysłowych. Stąd potem takie
komentarze, jak: "szkoła jest
nudna", "nauka jest trudna i nic
nie daje", "jestem głupi", "nie
potrafię się tego nauczyć" itd.
Pójdźmy jednak dalej, bo oto
można dojść do wniosku, że to
sama szkoła wytwarza u swoich
uczniów pewne negatywne
wzorce tego, jak należy się uczyć.
O co dokładnie chodzi? Otóż
nauczyciel generalnie robi swoje,
czyli przerabia z uczniami materiał
według programu Ministerstwa
Edukacji i od czasu do czasu
sprawdza jego znajomość. Jak to
robi? Odpytuje ustnie, robi
kartkówki, różnego rodzaju
sprawdziany i testy.
Czego uczą się uczniowie, będąc
odpytywani w ten sposób? Przede
wszystkim tego, że istnieje tylko jedna
prawidłowa odpowiedź na zadane pytanie.
Jaka? Dokładnie taka, jaka została
sformułowana w podręczniku szkolnym, lub
taka, którą podyktował do zeszytu nauczyciel. A
skoro istnieje tylko jedna prawidłowa odpowiedź,
to wystarczy dokładnie nauczyć się na pamięć
tego określonego materiału i po sprawie.
Właśnie uczenie się na pamięć możemy nazwać
standardową metodą nauki.
Warto uświadomić sobie, że to, co popularnie
nazywamy "kuciem", jest szalenie nudne,
monotonne i ma tę ciekawą właściwość, że
niejako wyłącza czy usypia nasz mózg. Wtedy
już nie zastanawiamy się nad tym, czego
właściwie się uczymy i o co chodzi w danym
temacie, ale uczymy się "jak leci", czyli
zawalamy naszą pamięć mnóstwem zupełnie
abstrakcyjnych, niezrozumiałych i często
bezsensownych naszym zdaniem informacji.
Nasz umysł nie może w żaden sposób odnieść
tychże informacji do tego, co już wiemy i nie
potrafi dostrzec dla nich jakiegoś praktycznego
zastosowania, więc nie widzi sensu w tym, by w
ogóle je zapamiętywać. Dla niego są to po
prostu oderwane od siebie treści. Nic też
dziwnego, że umysł broni się przed ich
przyswojeniem, co dla nas automatycznie
oznacza ogromne trudności z nauczeniem się
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
Jak efektywnie się uczyć?
Jak efektywnie się uczyć?
18
18
19
19
nowego materiału. To z kolei sprawia, że nauka
zaczyna być postrzegana jako nudna, trudna,
niepraktyczna i pozbawiona sensu.
Czyż można się wobec tego dziwić, że tak
szalenie popularne jest uczenie się według
schematu "3 Z", czyli zakuć, zdać, zapomnieć?
Takie podejście sprawia, że ktoś, kto uczy się
kilkanaście dobrych lat, po zakończeniu całej
formalnej edukacji może niewiele wiedzieć czy
pamiętać z tego, czego się uczył. Pozostanie mu
jedynie wspomnienie całej masy zaliczonych
sprawdzianów, testów i egzaminów, ale czy o to
właśnie chodzi w uczeniu się? Absolutnie nie.
Może właśnie dlatego mamy w Polsce
stosunkowo mało naprawdę wykształconych
osób, a za to całą masę magistrów, którzy nie
zawsze mogą się pochwalić konkretną wiedzą. I
może dlatego, między innymi, wielu z nich ma
poważne trudności z odnalezieniem swojego
miejsca w aktualnej rzeczywistości.
Podsumowując: jakie są wady nauki na pamięć?
Po pierwsze: taka nauka nie pobudza szarych
komórek do myślenia i ruchu. Nie stawia pytań,
nie sprawia, że się nad czymś zastanawiamy,
np. dlaczego to jest tak, a nie na odwrót? Jest
monotonna i nudna, a nasz umysł nie znosi
monotonii i robienia stale tego samego.
Uczenie się na pamięć to nic innego jak
przyswajanie oderwanych od siebie zrębów
informacji z przeróżnych dziedzin. Dla naszego
umysłu to wszystko jest jak czarna dziura: nie
wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi, a nowe
informacje ciągle napływają.
"Kucie" angażuje w 99% tylko naszą lewą
półkulę, przez co nie możemy skorzystać z
dobroczynnego efektu pracy obu półkul
jednocześnie. Taka nauka jest bardzo
wyczerpująca - stąd nasze trudności z
koncentracją i potrzeba robienia częstych
przerw, które jeszcze bardziej wydłużają proces
nauki.
Co więcej, twój umysł nie rozumie, dlaczego ma
sobie przyswajać te wszystkie informacje, nie
widzi ich praktycznego zastosowania. Dla niego
to są zwykłe informacyjne śmieci i tak też je
traktuje.
Czyż trzeba wymieniać dalej?
JG: - Powiedziałeś, że rozpoczynając naukę
najpierw powinniśmy się dowiedzieć, JAK się
uczyć. Wiele interesujących informacji na ten
temat znalazłam w Twoich publikacjach.
Przykładem jest chociażby „Szybka nauka dla
wytrwałych”
), gdzie podajesz cały szereg
ciekawych i praktycznych wskazówek na temat
efektywnego wykorzystywania naszego umysłu.
Oczywiście nie jesteśmy w stanie omówić ich
tutaj wszystkich. Może jednak zdradziłbyś kilka
sposobów na to, co robić, by mózg przyswajał
nowe informacje szybko i skutecznie?
PS: Cała nauka - że tak to nazwę - o sztuce
uczenia się stanowi określoną całość. Na nią
składają się poszczególne techniki, metody i
zasady postępowania, które nie tylko ułatwiają
uczenie się czegoś nowego, ale także przydają
się ogólnie w życiu.
Nie można jednak koncentrować się na
pojedynczym elemencie tego systemu, na
pojedynczej technice, metodzie czy zasadzie,
gdyż to tylko przysłoni nam obraz całości, który
jest niezwykle ważny, jeśli nauka ma być
skuteczna. Trzeba podejść do tematu bardziej
globalnie, spojrzeć na naukę jako na proces,
który wymaga odpowiedniej strategii.
Strategia to nic innego jak planowanie -
nakreślenie w ogólnych zarysach kolejnych
etapów działania, ze skoncentrowaniem się na
celach, które chcemy osiągnąć. Strategia
uczenia się to ustalanie tego, co i dlaczego
chcemy/musimy sobie przyswoić oraz jak to
zrobić najlepiej.
Weźmy dla przykładu naukę w szkole.
Pierwszym krokiem powinno być zawsze
odpowiedzenie sobie na pytanie, DLACZEGO
uczymy się określonego przedmiotu. To, w
dalszej kolejności, pozwoli zdecydować o tym,
JAK się go uczyć.
Zdarza się tak, że dany przedmiot po prostu
lubimy, jest on dla nas interesujący, ciekawy,
życiowy, praktyczny. Dlatego też chcemy
zdobywać coraz więcej informacji w jego
obrębie. Ale bywa też tak, że jakiś przedmiot jest
przysłowiową "kulą u nogi". Zupełnie nas nie
interesuje, jest nudny, niepraktyczny i wydaje się
być do niczego niepotrzebny. W każdym z tych
przypadków podejdziemy do nauki inaczej.
Jeśli ktoś uczy się tylko po to, by zaliczyć test, to
na pewno nie potrzebuje wiedzieć i umieć
wszystkiego. Jeśli natomiast uczy się, bo jest
ciekaw i chce wiedzieć więcej, to będzie szukać
informacji i zdobywać wiedzę, nie oglądając się
na wymogi nauczyciela czy program nauki
danego przedmiotu.
Motywacja do nauki może być jeszcze inna -
uczeń chciałby na przykład dostać ocenę bardzo
dobrą czy nawet celującą. Ale tutaj - uwaga.
Trzeba pamiętać, że każda ocena jest
subiektywna. Nie chodzi wcale o to, czy Ty
UMIESZ na ocenę "bardzo dobry" czy
"celujący", ale o to, by PRZEKONAĆ
NAUCZYCIELA danego przedmiotu, że na taką
ocenę zasługujesz. A to jest istotna różnica.
W takim przypadku trzeba najpierw ustalić, co
jest ważne dla nauczyciela, czego on wymaga i
oczekuje, a potem dopiero uczyć się pod kątem
tych właśnie wytycznych. Jak to ustalić? Zwykle
wystarczy poobserwować, w jaki sposób
nauczyciel omawia określony temat, na czym się
koncentruje, a najlepiej jest go po prostu
bezpośrednio o to zapytać.
Jak więc widać z przytoczonych przykładów,
cele nauki mogą być różne. Ale dopiero znając
ten cel oraz posiadając świadomość tego, czego
tak naprawdę trzeba się wyuczyć, można
przystąpić do wyboru metody czy techniki, dzięki
której w przyjemny sposób trwale lub mniej
trwale nauczysz się tego, czego potrzebujesz.
JG: W przyjemny sposób nauczysz się tego,
czego potrzebujesz? - to dla niektórych zabrzmi
pewnie jak bajka :) A wszystko zależy przecież
od doboru metody. Czy mógłbyś podać przykład
techniki, która jest przyjemna, a jednocześnie
skuteczna?
PS: Jak najbardziej - chociażby Metoda
Łańcuchowa. Jest to najprostsza, ale
jednocześnie
szalenie
skuteczna
mnemotechnika z prawdziwego zdarzenia. Służy
głównie do zapamiętywania różnych informacji
umieszczonych w postaci szeregu (łańcucha) -
przy czym zupełnie obojętne jest, czy informacje
te są w jakiś logiczny sposób powiązane ze
sobą czy też nie.
Poszczególne elementy do zapamiętania należy
za pomocą skojarzeń połączyć w określoną
całość (kojarząc każdy element danego szeregu
z następnym), czyli w barwną historyjkę, na
którą składają się wszystkie poszczególne
skojarzenia.
Zilustruję to na przykładzie. Wyobraź sobie, że
przygotowałaś listę rzeczy do kupienia, którą
chciałabyś zapamiętać. Do tego idealnie nadaje
się właśnie metoda łańcuchowa, gdyż
poszczególne pozycje tej listy tworzą coś na
kształt łańcucha.
Załóżmy, że lista zakupów do zapamiętania
wygląda następująco:
mleko,
makaron,
monitor,
kufel do piwa,
czapeczka,
grill.
Jak to zapamiętać? Wystarczy połączyć
wszystkie elementy w jakąś historyjkę. Dużym
problemem może okazać się zapamiętanie
pierwszego elementu łańcucha, jako że to od
niego dopiero powstają wszystkie kolejne
skojarzenia. Aby ten problem wyeliminować,
wystarczy powiązać go jakoś z samym sobą.
JG: Mógłbyś podać przykład takiej historyjki?
PS: Oczywiście. Wyobraź sobie, jak wychodzisz
z domu, obładowana pustymi torbami na zakupy
i udajesz się prosto na wieś do gospodarza,
którym jest zwykła krowa. Płacisz jej za mleko i
przechodzisz do mleczarni, gdzie zamiast krów
znajdują się... ludzie. Doisz jednego z nich i ze
swoim mlekiem odchodzisz stamtąd po
angielsku. W drodze do domu mija Cię jadący
makaron, który rozrzuca dookoła ciężarówki.
Uchylasz się przed jedną lecącą prosto na
Ciebie i jednocześnie polewasz pędzący
makaron odrobiną mleka. To sprawia, że
makaron nieruchomieje, a Ty spokojnie ładujesz
go do swojej torby.
Zadowolona, przechodzisz obok sklepu
komputerowego, gdzie banda dzieciaków rozbija
nowiuśkie monitory o głowy przechodniów. Łup -
dostajesz jednym z nich. Na szczęście zarówno
głowa, jak i monitor wytrzymują tę próbę i
wychodzą ze zderzenia bez szwanku ;) Nie
namyślając się długo, pakujesz monitor do
plecaka. Ten jednak w międzyczasie się włączył
i z jego ekranu poleciały na ulicę kufle do piwa,
roztrzaskując się o bruk. Aby ratować sytuację,
zdzierasz z głowy jednego z dzieciaków czapkę,
zakrywasz nią monitor i wszystko razem
pakujesz do plecaka.
Uff - nagle zrobiło Ci się szalenie gorąco.
Patrzysz do góry i spostrzegasz, że
przypadkowo znalazłaś się na ogromnym grillu
olbrzymów. Jeden z nich wziął Cię za smakowity
kąsek i nałożył sobie na talerz. Nic nie pomagają
twoje krzyki. Olbrzym ze smakiem zjada Cię
razem ze wszystkimi sprawunkami.
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
20
20
20
20
21
21
JG: No, muszę przyznać, że ta cała historia
przyprawiła mnie o lekkie dreszcze :)
PS: I o to chodzi - im bardziej dziwna i
absurdalna będzie opowieść, tym lepiej zostanie
zapamiętana. Po wymyśleniu podobnej historyjki
można ją sobie jeszcze raz odtworzyć na
ekranie swojego umysłu, wypisując
jednocześnie poszczególne pozycje listy
zakupów. Jeśli pamiętasz wszystkie elementy w
odpowiedniej kolejności, to świetnie. Jeśli nie, to
należy się cofnąć do tego fragmentu, w którym
pojawił się zapomniany element i wzmocnić
zaprezentowane tam skojarzenie poprzez
chociażby dodanie większej ilości szczegółów.
Jeśli ktoś nigdy nie miał do czynienia z tą
metodą, to wymyślona tu historyjka może mu się
wydać głupia i trudna do wyobrażenia. Jest to
jednak tylko kwestia odpowiedniej ilości ćwiczeń
i oswojenia się z tą techniką. Warto podkreślić,
że każdy powinien tworzyć swoje własne
skojarzenia - te wykorzystane przeze mnie
należy potraktować jedynie jako swoisty
drogowskaz na drodze do tworzenia własnych
obrazów.
Wymyślając podobne opowieści, trzeba jedynie
pamiętać o paru istotnych punktach:
•
akcja - im więcej się dzieje, tym lepiej.
Jeśli doisz krowę - człowieka, to może on
(lub ono:)) gryźć, kopać?, smagać Cię
swoim ogonem itp. Byle co, byle się tylko
coś działo.
•
ilość - w mleczarni nie ma dwóch czy
trzydziestu krów, ale trzysta miliardów.
•
wielkość - kufel do piwa nie był
standardowej wielkości, ale tak wielki, że
zakrywał całe miasto.
•
zamiana - wyobraź sobie coś zamiast
czegoś albo w miejsce tego czegoś.
Zamiast gospodarza jest krowa, zamiast
krowy jest człowiek.
•
synestezja - skojarzenie powinno
odwoływać się do jak największej ilości
zmysłów. Krowa człowiek nie tylko cię
gryzie (dotyk), ale także wydziela
obrzydliwy zapach (węch), przeklina
(słuch) i wygląda jakby była w stanie
postępującego rozkładu (wzrok).
Wykorzystując powyższe zasady (wszystkie lub
niektóre), szybko można nabrać wprawy w
tworzeniu własnych skutecznych skojarzeń.
Są jeszcze inne możliwości wykorzystania tej
metody - zainteresowanych odsyłam do moich
publikacji czy innej literatury na ten temat. Co
najważniejsze, ta mnemotechnika daje
nieograniczone możliwości zapamiętania
dowolnego szeregu elementów na tak długo jak
chcesz - bez względu na to, czy to będzie lista
6-ciu przedmiotów, 20-tu czy 50-ciu. W miarę
upływu czasu wszystkie skojarzenia okażą się
zupełnie niepotrzebne, a zapamiętany szereg
elementów stanie się cząstką twojej wiedzy, do
której masz nieograniczony dostęp - kiedy tylko
potrzebujesz.
JG: Myślę, że metoda łańcuchowa, o której
opowiedziałeś, świetnie nadaje się nawet dla
małych dzieci. Ich bogata wyobraźnia szybko
poradzi sobie z wymyśleniem odpowiednich
powiązań
pomiędzy
poszczególnymi
elementami listy. Samo znajdywanie skojarzeń
wywoła na pewno mnóstwo śmiechu i będzie
wspaniałą zabawą dla całej rodziny.
A co mógłbyś doradzić osobom, które uczą się
języka obcego i mają problem z przyswojeniem
sobie dużej ilości słówek?
PS: Wiele o metodach pomocnych w nauce
słówek pisałem w swoich ebookach „
”, gdzie można znaleźć dokładne
wskazówki na temat tego, co robić, by obco
brzmiące słowa wchodziły nam do głowy szybko
i bez większego wysiłku. Nie będę się więc tutaj
powtarzał.
Opiszę natomiast skrótowo dwie metody nauki
dowolnego języka obcego, które są proste, w
miarę łatwe i skuteczne, co przetestowałem na
własnej skórze.
Pierwsza to metoda stworzona przez znanego
głównie z odkrycia starożytnej Troi, Niemca -
Henryka Schliemanna, który także był poliglotą
własnego chowu. Samodzielnie nauczył się
kilkunastu języków, w tym m.in. polskiego oraz
arabskiego. Co ciekawe, tych języków uczył się
zadziwiająco szybko ze średnią prędkością
około jednego nowego języka na rok.
Jak to zrobił? Pomijając sprawę pewnego
talentu oraz naturalnych predyspozycji do nauki
języków obcych, cała jego nauka daje się
sprowadzić do następującej instrukcji:
bardzo dużo słuchać języka, którego
chcemy się nauczyć,
jeszcze więcej czytać w tym języku,
codziennie
pisać
samodzielnie
wypracowania na dowolne, wymyślone
tematy,
dawać swoje wypracowania do
sprawdzenia nauczycielowi, który poprawi
ewentualne błędy formalne w piśmie i
mowie,
poprawionej pracy (już bez błędów)
nauczyć się na pamięć i na następny
dzień "wyrecytować" nauczycielowi z
pamięci bez korzystania z jakichkolwiek
pomocy.
I to wszystko.
Wcześniej mówiliśmy, że uczenie się na pamięć
jest dla celów szkolnych szkodliwe. W tym
przypadku jednak uczenie się przygotowanych
przez siebie i poprawionych wypracowań daje
nam spore korzyści: gotowy warsztat słówek,
zdań, fraz, wypowiedzi itp.
W czasie rozmowy w obcym języku nasz umysł
sam będzie nam podsuwał określone słówka,
zdania pasujące do naszej wypowiedzi, a będzie
je czerpał z naszego pamięciowego warsztatu.
Nie istnieje żadne naukowe opracowanie tej
metody, nie spotkałem się także z żadną szkołą
językową, która ją stosuje. Nie ulega jednak
wątpliwości, że jest to metoda bardzo
czasochłonna i kosztowna (choćby ten
nauczyciel), wymaga mnóstwa wysiłku, ale jest
piekielnie skuteczna. Polecam.
Teraz o drugiej metodzie, która także pochodzi
zza naszej zachodniej granicy. Za jej twórcę
uznaje się panią Verę Birkenbihl. Jej metoda
składa się z trzech następujących punktów:
1. Dekodowanie.
Na początek musimy sobie przygotować
dowolny tekst w języku, którego się
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
22
22
23
23
uczymy. Najlepiej, jeśli to będzie dialog na
określony temat.
W tym punkcie naszym zadaniem jest
przetłumaczenie słowo w słowo tego
tekstu na język polski. Należy korzystać z
różnych tłumaczy oraz słowników. Gotowe
tłumaczenie powinno wyglądać mniej
więcej tak:
I am smart.
Ja jestem sprytny.
2. Słuchanie aktywne.
Potrzebne nam jest także nagranie tekstu
w języku obcym. W tym punkcie słuchamy
nagrania i jednocześnie czytamy jego
polskie tłumaczenie, które sporządziliśmy
wcześniej.
3. Słuchanie bierne.
Wykonujemy dowolną czynność, a
jednocześnie słuchamy nagranego tekstu
obcojęzycznego. Nie chodzi tutaj, aby go
słuchać aktywnie, świadomie. Niech on po
prostu rozbrzmiewa w tle, na tyle cicho,
żeby coś słyszeć, ale żeby nas to nie
rozpraszało.
To wszystko odnośnie tej metody.
Jakie ona daje korzyści?
zawsze rozumiemy niemalże 100%
tego, o co chodzi w danym tekście
(zdarzają się zwroty trudne do
przetłumaczenia albo zwroty,
których w ogóle nie można
przetłumaczyć - stąd te niemalże
100%),
osłuchujemy się z brzmieniem
poszczególnych słów oraz zwrotów,
a jednocześnie wiążemy dany
dźwięk z określonym znaczeniem
(tak robią też małe dzieci: najpierw
słyszą dźwięk, a potem uczą się, co
on oznacza). Wiązanie brzmienia ze
znaczeniem zawsze dokonuje się w
pewnym kontekście, czyli nie jest to
coś oderwanego od siebie.
transportujemy
do
naszej
podświadomości melodię oraz
intonację języka, co potem
zaprocentuje przy mówieniu oraz
czytaniu w tym języku.
Więcej na temat samej metody w książce autorki
pt. „
Jak szybko i łatwo nauczyć się języka
”.
Zaprezentowana metoda ma jedną wadę - może
być trudno znaleźć odpowiednie materiały do jej
zastosowania (przypominam - nie wystarczy
sam tekst, ale potrzebne jest także jego
nagranie). To faktycznie jest problem, ale od
czego mamy Internet.
Pod
poniedziałku do piątku) właśnie to, co trzeba :).
A więc nagrany tekst w języku angielskim w
formie dialogu (z wprowadzeniem do tematu
dialogu, a także jego podsumowaniem lub
krótkim komentarzem), a także jego autentyczne
nagranie. Jedynie w czwartki zamiast dialogu
mamy .... - dalej nie zdradzę. Sprawdzenie tego
pozostawiam ciekawskim :)
JG: Mówiliśmy tutaj o różnych skutecznych
technikach, które są pomocne w nauce i
zapamiętywaniu. Tak naprawdę jednak proces
nauki zaczyna się od momentu, kiedy uczeń
sięga po podręcznik i zaczyna czytać zadany
mu materiał. Czytanie to bardzo ważna
umiejętność, gdyż pozwala nam na poszerzanie
swojej wiedzy i zdobywanie kolejnych
umiejętności, więc warto mu poświęcić trochę
uwagi. Ostatnio coraz większe zainteresowanie
wzbudza tzw. szybkie czytanie. Co się właściwie
kryje pod tym pojęciem i czy poleciłbyś uczniom
taką metodę czytania?
PS: O szybkim czytaniu krąży wiele fałszywych
mitów i poglądów.
Po pierwsze należy z całą mocą powiedzieć, że
szybkie czytanie nie jest rozwiązaniem
wszystkich możliwych problemów z dowolną
formą nauki. Po drugie, szybkie czytanie nie jest
przeznaczone dla wszystkich.
Aby dobrze to zrozumieć, zacznijmy od
określenia, czym szybkie czytanie właściwie
jest. Szybkie czytanie to nic innego jak
forma/sposób odbioru drukowanej informacji.
Pod wyrazem odbiór kryją się następujące
czynności:
•
znalezienie określonej informacji,
•
przyswojenie jej,
•
zapamiętanie.
Aby w ogóle szybkie czytanie miało jakiś sens,
należy dobrze określić CEL czytania danego
tekstu. Wbrew pozorom takie cele mogą być
zupełnie różne, np.:
znalezienie odpowiedzi na określone
pytanie,
znalezienie określonej informacji (np.
pewnej liczby, nazwiska, cytatu itp.),
nabycie ogólnego rozeznania w danym
temacie,
czytanie dla przyjemności.
Nie są to wszystkie możliwe cele czytania, ale te
najpopularniejsze. Dwa pierwsze z nich nadają
się do szybkiego czytania. Trzeci cel -
warunkowo. Ostatni - absolutnie nie.
Dlaczego?
wiedząc jakiej informacji szukamy,
będziemy starali się
ustalić, gdzie właściwie
możemy ją znaleźć. Nie
chodzi tutaj tylko o
znalezienie odpowiedniej
pozycji książkowej, ale
przede
wszystkim
przeszukanie
określonych rozdziałów
czy
fragmentów
zawierających
(najprawdopodobniej)
poszukiwane przez nas
informacje,
wiadomo z góry, że poza
poszukiwanymi przez
nas informacjami, nie
interesuje nas cała
reszta nie ma więc
potrzeby czytać całej
książki,
jeśli szukamy konkretnej informacji (w
postaci liczby, określenia itp.) nie ma
nawet potrzeby czytania treści danego
rozdziału; wystarczy prześlizgiwanie się
po tekście,
niekiedy wystarczy przejrzeć sam indeks,
aby znaleźć to, czego szukamy,
podstawą jest analiza spisu treści oraz
ewentualnych
komentarzy
do
poszczególnych rozdziałów zwykle
zawierających
streszczenie
jego
zawartości.
Wierz lub nie, ale takie dziwne czytanie, to
właśnie jest szybkie czytanie. Zauważ, że
można to także porównać do aktywnej pracy z
tekstem, gdzie nie "poruszamy się" po danym
tekście tak, jakby prawdopodobnie oczekiwał
tego jego autor, ale podporządkowujemy jego
strukturę naszym celom.
Innymi słowy, chodzi tu o nic innego jak tylko
ustalenie, czego szukamy, dokonanie
odpowiedniej analizy źródła oraz dotarcie do
potrzebnej informacji. Całą resztę możemy
zignorować.
Podstawą jest dokładne i konkretne określenie,
czego chcemy, czego potrzebujemy, a to wcale
nie jest takie proste jakby się mogło wydawać.
Dlatego też, jeśli chcemy coś przeczytać, aby
zdobyć ogólną orientację w danym temacie, lub
dla czystej przyjemności, to szybkie czytanie nie
jest nam do niczego potrzebne, a nawet może
nam zaszkodzić.
Szybkie czytanie to szukanie i
analizowanie. Nie ma tutaj
miejsca na zachwycanie się
nad stylem, językiem danego
tekstu. Nie ma miejsca na
"wczuwanie się" w tekst. Dla
takich celów i przeżyć
właściwy
jest
nasz
dotychczasowy
sposób
czytania, czyli ten, który
znamy ze szkoły, a który daje
się
sprowadzić
do
następującego schematu:
znajomość liter/głosek -
znajomość
sylab
-
znajomość wyrazów -
znajomość zdań
Pamiętasz jak uczono Cię
czytania? Najpierw poznawałaś litery, potem
uczyłaś się sylab, a w dalszej kolejności
składania z nich wyrazów. No i w końcu
przychodził czas na pełne zdania. Taki sposób
czytania jest wolny i mało efektywny w czasie
poszukiwania konkretnej informacji, ale dzięki
niemu:
•
możemy zachwycać się literackimi
walorami danego tekstu,
•
nic lub zgoła nic nam nie umknie, bo
przeczytamy wszystko z określonym
stopniem koncentracji.
Nie ulega jednak wątpliwości, że większość
pracy zawodowej polega na umiejętności
szybkiego wyszukiwania oraz przyswajania
nowych informacji i w takim kontekście jedynym
efektywnym sposobem na zrealizowanie tego
typu zadań jest właśnie szybkie czytanie.
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
24
24
25
25
JG: W swoich publikacjach podajesz wiele
praktycznych ćwiczeń na wytrenowanie
szybkiego czytania. Czy trudno jest nabyć tę
umiejętność? Jakie są Twoje doświadczenia w
tym zakresie?
PS: Trudno podać jakąś generalną zasadę,
uniwersalny sposób na opanowanie
umiejętności szybkiego czytania.
Jest to szalenie indywidualna sprawa. Wiadomo
jednak, że im wcześniej zacznie się trening
szybkiego czytania, tym potem jest łatwiej i
"czyta się" szybciej, bo ten sposób czytania
staje się naturalny. Ma to związek z
wyeliminowaniem nabytych wcześniej błędnych
nawyków czytania, które przyswajamy
nieustannie - począwszy od
przedszkola, a skończywszy
na szkole podstawowej. Stąd
też rosnąca tendencja
wysyłania małych dzieci na
kursy szybkiego czytania.
Osoba, która czyta tradycyjnie,
będzie miała - zwłaszcza na
początkowym etapie nauki
szybkiego czytania - ogromne
problemy, gdyż będzie musiała
uporać się najpierw z błędnymi
nawykami. To jest podobnie
jak z rzucaniem palenia
papierosów. Ktoś, kto palił
tydzień czy miesiąc, może nie
mieć w ogóle większych
problemów z rzuceniem
palenia, ale gdy ktoś pali od
kilkunastu lat, to już jest wielki,
ogromny problem.
Ja właśnie byłem w takiej sytuacji. Z ideą
szybkiego czytania spotkałem się już w szkole
podstawowej, ale tak naprawdę to tym tematem
zainteresowałem się w liceum i przez kilka
długich lat miałem problemy z powracającymi
nawykami błędnego sposobu czytania. To nie
jest w żadnym razie tragedia czy porażka, gdyż
ogromna większość osób ma podobne
tendencje - zwłaszcza jeśli chodzi o
fonetyzowanie (czyli wypowiadanie czytanych
słów głośno lub w myślach), które sprawia
zdecydowanie najwięcej problemów. Co jednak
ciekawe, choć eliminacja fonetyzacji uznawana
jest za jeden z fundamentów szybkiego
czytania, to część badań tego nie potwierdza i
niektórzy trenerzy szybkiego czytania
opowiadają się za pozytywną rolą fonetyzacji w
rozumieniu czytanych tekstów. Według nich
fonetyzacja paradoksalnie skraca czas pracy
nad danym tekstem, czyli przyczynia się do jego
szybkiego przeczytania.
Jednak, aby nie popadać w zbyt zawiłe
wyjaśnienia, moja osobista metoda na
opanowanie umiejętności szybkiego czytania
daje się sprowadzić do następującej listy
kroków:
zdobyć dokładną i rzetelną wiedzę o
szybkim czytaniu. Nie od rzeczy byłaby
wizyta w szkole szybkiego czytania.
przeprowadzić osobistą analizę i ustalić,
czy faktycznie potrzebujemy tej
umiejętności czy nie. Jeśli nie, to odpuścić
sobie temat. Jeśli tak, to...
przeprowadzić kolejną
analizę.
Ustalić
najlepszy
sposób
trenowania dla siebie,
po czym zgromadzić
wszystkie potrzebne
rzeczy, materiały oraz
sformułować osobisty
plan wskazujący, co
należy robić i w jakiej
kolejności. Trzeba sobie
odpowiedzieć
na
pytania: co, jak i po co
oraz jak to sprawdzić.
następnie trzymać się
zasady znanej ze
sportu, czyli ćwiczyć,
ćwiczyć i jeszcze raz
ćwiczyć.
Szybkie
czytanie to praktyczna
umiejętność i bez
nieustannego, ciągłego treningu nic się
nie osiągnie.
Nie jest ważne, ile Ci naprawdę zajmie
opanowanie umiejętności szybkiego czytania.
Ważne jest, żeby wiedzieć, że jest nam ona
naprawdę potrzebna i trenować w sposób
odpowiadający
naszym
naturalnym
predyspozycjom oraz indywidualnej sytuacji.
Warto pamiętać, że każdy z nas jest inny, więc
wszelkie generalne metody i sposoby na
opanowanie szybkiego czytania wcale nie
muszą Ci odpowiadać i wcale nie musisz z nich
korzystać. Możesz to po prostu zrobić po
swojemu, ale do tego potrzebna jest wiedza,
stąd ważna rola w zdobywaniu informacji o
szybkim czytaniu w ogóle i także o sobie
samym.
JG: Niedawno wyszedł Twój najnowszy ebook
zatytułowany „
”. Do kogo
jest skierowany i czego czytelnik może po nim
oczekiwać?
PS: Ebook „
” skierowany
jest do osób początkujących w tematyce
koncentracji. Przy jego pisaniu przyświecała mi
ogólna myśl, iż tak naprawdę bardzo wiele w
tym, czy osiągniemy powodzenie w naszej
działalności (jakakolwiek by ona nie była) zależy
od naszej umiejętności skoncentrowania się na
jej wykonywaniu.
Wiadomo, że całą masę różnych umiejętności
można nabyć jedynie poprzez praktykę. Jednak,
jeżeli ćwiczymy coś w praktyce, ale
jednocześnie robimy coś innego, albo mamy na
głowie inne sprawy, o których ciągle myślimy, to
ćwiczenie tej naszej umiejętności będzie
stanowić tylko tło dla jakichś spraw pobocznych.
To z kolei negatywnie odbije się na efektywności
całego ćwiczenia. To jest właśnie brak
koncentracji.
Wierzę, że każdy z nas doświadczył tego
zjawiska, kiedy był całkowicie pochłonięty
robieniem czegoś i zapominał o Bożym świecie.
Wówczas nie zdawał sobie nawet sprawy, ile
czasu minęło podczas wykonywania tej
czynności. Z drugiej strony każdy z nas miał
sytuację, kiedy musiał zrobić coś ważnego i to
szybko, ale nie był w stanie, bo ciągle myślał o
czymś innym, a więc nie mógł się
skoncentrować.
Informacje o tym, czym właściwie jest
koncentracja, co ona daje i jak ją osiągnąć, daje
mój ebook. Przy czym podkreślam, że nie jest to
tylko sucha teoria, ale podaję mnóstwo różnych
ćwiczeń pomagających uzyskać stan
koncentracji wtedy, kiedy jest on potrzebny.
JG: Rzeczywiście w każdym Twoim ebooku
można znaleźć mnóstwo praktycznych ćwiczeń,
które pozwolą - przy odrobinie wytrwałości -
osiągnąć dobre rezultaty w przyswajaniu
nowych informacji i nowych umiejętności.
Jestem pewna, że rodzice - mając podstawową
wiedzę na temat funkcjonowania naszego
umysłu oraz znając różne metody zwiększania
jego efektywności - podejdą do sprawy edukacji
dzieci bardziej mądrze i świadomie. Będą
potrafili mu pomóc wtedy, gdy dziecko - siedząc
od dłuższego czasu nad książką - powie:
mamo/tato, nic mi nie wchodzi do głowy. A to się
zdarza dość często.
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
--
Paweł Sygnowski - autor ebooków edukacyjnych
wszystko
o właściwym użytkowaniu Twojego mózgu.
Jolanta Gajda - redaktorka serwisu
autorka ebooków z serii „
Praktycznie wszystko o właściwym
użytkowaniu Twojego mózgu
Szefie, muszę dostać podwyżkę, ja z tej pensji nie
mogę wyżyć!
- Niech się Kowalski lepiej zastanowi, jak wyżyje bez
tej pensji...
Do restauracji przychodzi dwoje dorosłych ludzi i
zamawiają zupę pomidorową. Za 5 minut przychodzi
kelner i podaje kapuśniak. Pani na to: to miała być
pomidorowa, a pan przyniósł kapuśniak!!!
- I to zupa i to zupa! Odpowiada kelner. Małżeństwo
zamawia frytki i schabowego. Kelner podaje
ziemniaki i mielonego. Oburzony pan zapytał się
kelnera: dlaczego przyniósł nam pan nie to, co
chcieliśmy? Na to kelner: I to kotlet i to ziemniaki.
(...) Na koniec obiadu kelner podał rachunek.
Zdenerwowana pani spytała kelnera: dlaczego tak
drogo? A jej mąż nie czekając na odpowiedź,
szepnął coś pani do ucha i zaczął wyciągać z
kieszeni papier toaletowy, po czym podał go
kelnerowi. Zdziwiony zapytał: czemu dał mi pan
papier toaletowy? Na to pan: I TO PAPIER I TO
PAPIER.
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
26
26
27
27
HUMOR
HUMOR
Leszek Czarnecki w 2008r
został
najbogatszym
Polakiem, i jako jeden z
trzech Polaków znajdował się
na liście najbogatszych ludzi
świata magazynu Forbes.
Jest twórcą Europejskiego
Funduszu Leasingowego i
głównym akcjonariuszem
spółki Getin Holding.
Urodził się we Wrocławiu w
1962. Jest doktorem nauk
Ekonomicznych
oraz
absolwentem
Politechniki
Wrocławskiej.
W czasie studiów zaczął współpracę z
Zakładem Usług Podwodnych. W 1986 założył
Przedsiębiorstwo Hydrotechniki i Inżynierii TAN
które zajmowało się prowadzeniem robót
podwodnych. Czarnecki nie tylko zarządzał
firmą ale też wykonywał prace pod wodą, po
pewnym czasie stał się głównym udziałowcem
firmy.
Mimo, iż spółka przynosiła dobre zyski,
postanowił ją sprzedać. Gdy zauważył ile
kosztuje go wynajęcie samochodu postanowił
zająć się leasingiem. W 1901r. założył
Europejski Fundusz Leasingowy. Leasing w
Polsce był nowością więc Czarnecki miał
praktycznie wolną rękę do
działania. Pierwszy oddział
umieścił na przedmieściach
Głogowa, jednakże nikt tam
nie zaglądał więc trzeba
było go zamknąć. Za drugim
razem spróbował w
Warszawie i to był strzał w
dziesiątkę. Firma zaczęła
się szybko rozwijać. Na
początku wypożyczał tylko
samochody, jednak z
czasem rozwinął działalność
na
leasing
sprzętu
biurowego i nieruchomości.
W 2000r. spółka zadebiutowała na giełdzie
Londyńskiej, zyski ze sprzedaży akcji
przeznaczono na rozwój. Rok później Czarnecki
sprzedał EFL francuskiemu bankowi Credit
Agricole za ok 900mln zł, oraz objął 25 procent
nowo powstałej spółki Credit Agricole Polska.
Jednak po pewnym czasie rozstał się z tą
spółką, gdyż nie był w stanie z nią
współpracować, został za to ukarany zakazem
działalności leasingowej do 2004r.
Sprzedał swoje udziały w CA i zaczął skupować
akcje Getin Service Provider, spółkę, która
zajmowała się dotychczas branżą internetową.
Leszek Czarnecki nie chciał się zajmować
usługami internetowymi, a firmę wykorzystał
jako platformę do budowy grupy
finansowej.
Dotychczasową
działalność internetową przeniósł do
innej firmy, którą sprzedał pod koniec
2004r za 400tys zł. Zaczął skupować
akcje innych banków i firm. W tym
samym roku podpisał umowę kupna
przez Getin 71,21 procent akcji
Górnośląskiego
Banku
Gospodarczego, który później został
przekształcony w Getin Bank. W skład
spółki Getin wchodzą m. in. Getin
Bank, Noble Bank (utworzony przez
Czarneckiego bank dla zamożnych
klientów) który z kolei posiada 100
procent akcji spółki doradztwa
finansowego Open Finance.
W skład Getinu należy też 60 procent rosyjskiej
firmy leasingowej Carcade Rosja. Sytuacja w
Rosji przypominała trochę tą w Polsce w latach
90-tych, czyli nie było tam praktycznie firmy
leasingowej. Czarnecki wiązał z nią wielkie
nadzieje, jednak brak dostępu do kapitału i
odpowiedniej kadry sprawiły, iż ta inwestycja nie
była udana.
Zainwestował w Arkady we Wrocławiu i kupił
najwyższy wrocławski wieżowiec Poltegor. Ma w
planach stworzyć tam wrocławską wersję
manhattanu mającym zostać wrocławskim
centrum biznesowym.
Leszek Czarnecki jest obecnie właścicielem
51,25% akcji Getin Holding SA,
79,48% akcji Towarzystwa
Ubezpieczeniowego
Europa,
spółki deweloperskiej LC Corp
SA, oraz banku ukraińskiego
Prikarpattya Bank.
Mimo jego wielkiej i szybkiej
kariery, pozostał wierny swojemu
hobby – nurkowaniu. Jest jednym
z najlepszych polskich nurków, w
2003r. zanurzył się na głębokość
194m czyli głębiej niż jakikolwiek
inny Polak. Nurkował m. in. w
Meksyku na półwyspie Jukatan i
w jaskiniach przypominających
szwajcarski ser, RPA w jaskiniach
Boesmansgat. Miał również w
planach polecieć w kosmos,
jednak jak dotychczas nie udało
mu się zrealizować tego marzenia.
Jest to człowiek, który uważany jest za
wizjonera, jego pomysły zwykle wyprzedzają o
kilka kroków pomysły jego rywali. Bardo szybko
podejmuje decyzje finansowe, nie musi podczas
negocjacji wspierać się sztabem ekspertów,
gdyż znakomicie się na tym zna. Potrafi bez
skrupułów sprzedać swoje dzieło i zacząć
tworzyć nową firmę od podstaw. Na a jego
przykładzie widzimy, że droga do bogactwa nie
musi sie składać z wyrzeczeń, wręcz przeciwnie
to właśnie ona umożliwia realizowanie marzeń,
hobby (specjalistyczny sprzęt do nurkowania
jest strasznie drogi).
Grzegorz Jeżewski
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
28
28
29
29
Leszek Czarnecki
Leszek Czarnecki
Oriflame
– firma
kosmetyczna mająca
już przeszło 40 lat
tradycji
i
doświadczenia
w
produkcji i sprzedaży
naturalnych
kosmetyków, w tym
roku będzie obchodziła
17-lecie
swojego
istnienia w Polsce. Z
Firmą aktualnie współpracuje prawie 2
miliony Konsultantów na całym świecie,
istnieje w 59 państwach. Z roku na rok notuje
wzrost sprzedaży (w Polsce w minionym
roku wyniósł ponad 17%) o kilkanaście
procent wyższy od tempa rozwoju rynku
kosmetycznego (w Polsce rośnie w tempie
ok. 3%), co świadczy o tym, iż coraz większa
liczba osób staje się Klientami Oriflame.
To również najlepszy dowód na to, że warto
właśnie teraz podjąć współpracę z Oriflame, bo
jest nie tylko godnym zaufania partnerem w
biznesie, ale przede wszystkim stwarza
ogromne szanse rozwoju i daje możliwość
uzyskiwania godnych zarobków.
Dlaczego Oriflame?
Co sprawia, że nasze kosmetyki są wyjątkowe?
Jakie możliwości oferujemy?
Wszystko po kolei…
Albo od końca ;)
Osoby współpracujące z Oriflame mogą czerpać
dochody z dwóch źródeł:
pierwsze z nich to tzw. „zysk
natychmiastowy”, czyli minimum 30 %
marży ze sprzedaży każdego produktu,
drugi to budowa własnej sieci dystrybucji,
czyli biznes w systemie MLM.
Sprzedaż w Oriflame to przede wszystkim
odkrywanie potrzeb i rozbudzanie pragnień
Klientów. To indywidualne podejście do
każdego z nich. Swoją drogą, takim zasadami
kierować powinien się każdy Sprzedawca,
niezależnie od tego czy
sprzedaje kosmetyki,
piece, szafy czy
ubezpieczenia na życie
albo
samochody.
Sprzedaż ma być
zawsze
transakcją
wygrana – wygrana,
czyli
przynoszącą
obustronne korzyści.
Klient zadowolony, to
dobry Klient, a jeśli
dodatkowo oprócz rozwiązania jego problemów,
sprzedamy mu siebie (tzn. polubi nas, będzie
mógł na nas liczyć, jak na prawdziwego
przyjaciela, który zawsze chce dla niego dobrze)
z pewnością będzie wierny. Jeffrey J.Fox w
swojej książce
"Jak zostać mistrzem
marketingu" pisze, że Klient robi z nami
interesy z dwóch powodów: po pierwsze
dlatego, że poprawiamy jego samopoczucie, po
drugie dlatego, że potrafimy rozwiązać jego
problemy. Jeśli uda nam się połączyć obie
składowe będziemy nie do pokonania.
Oczywiście niezwykle istotnym elementem
sprzedaży jest odpowiednie przygotowanie
się. Po pierwsze każdy Konsultant powinien
mieć stworzoną swoją listę znajomych, czyli spis
osób, które kojarzy że istnieją i teoretycznie się
myją. Rodzina (bliższa i dalsza), przyjaciele,
znajomi ze wszystkich klas, szkół, kursów i
zajęć, na które uczestniczyliśmy, powinni
znaleźć się na takiej liście w pierwszej
kolejności. Dalej znajomi rodziców, naszych
znajomych (jak to mówią „przyjaciele moich
przyjaciół są moimi przyjaciółmi” i „wróg mojego
wroga jest moim przyjacielem”, więc należy na
listę wpisać każdego, kto przychodzi nam do
głowy), instruktorzy i nauczyciele, lekarze, panie
ze sklepów, osoby, które obsługują nas w
różnego rodzaju instytucjach, to wszystko nasi
potencjalni Klienci, więc grzechem byłoby
zapomnieć o ich wpisaniu na listę znajomych.
Przy tworzeniu takiej listy bez znaczenia jest
wiek, płeć, stopień zażyłości z drugą osobą, czy
odległość jaka nas dzieli. Napiszę to jeszcze
raz: do wpisania na listę znajomych nadaje się
każdy!
Dopiero po stworzeniu takiego spisu,
teoretycznie myjących się ludzi, przystępujemy
to działania. Najlepiej z każdą z tych osób
umówić się na spotkanie, na którym prócz
katalogu zaprezentujemy kosmetyki. Warto przy
tym pamiętać, że kobiety i mężczyźni różnią się
od siebie sposobem podejmowania decyzji przy
zakupie… Mężczyźni dokonując zakupów
kierują się głownie potrzebami logicznymi,
takimi jak: wartość użytkowa, korzyść
posiadania, oszczędność, komfort, wpływ na
zdrowie. Kobiety natomiast w czasie zakupów
chcą
zaspokoić
swoje
potrzeby
psychologiczne:
radości,
szczęścia,
satysfakcji, prestiżu („jestem ważna i
osiągnęłam sukces, dlatego to kupuję),
naśladowania ludzi sukcesu. Na dokonywanie
zakupów ma również wpływ to, czy troszczymy
się o kogoś czy nie – kobiety kupują, bo
kochają, troszczą się o
innych. Z natury są
ciekawe, chcą poznać
coś
nowego,
sprawdzić,
przetestować i lubią
zmiany, dlatego cenią
sobie różnorodność
wyboru. Prezentacja
oferty
zawsze
powinna
być
dopasowana
do
naszego rozmówcy.
Kolejny krok to
przygotowanie swojej
osoby. Jak Cię widzą tak Ci zapłacą, więc
szczególnie ważne jest wrażenie jakie
wywierasz na Kliencie, podczas pierwszych 20
sekund waszego kontaktu. To od tego będzie
zależał sukces Twojej sprzedaży. Dlatego
zawsze warto zastanowić się co ubrać i jak
wyglądać, by przypadkiem nie zaprzepaścić
sobie szansy na udaną transakcję. Oczywiście
uśmiech na twarzy i pozytywne nastawienie to
podstawa, ale ważne jest również to, co drzemie
w naszej podświadomości, czyli wiara w firmę,
produkt i siebie.
Jak odkryć potrzeby Klienta? W niezwykle
prosty sposób… należy zadawać właściwe
pytania i co ważne, aktywnie słuchać. Tak, by
nasz rozmówca czuł, że rozmawia z kimś, kto go
rozumie i chce mu pomóc.
Jakie najcenniejsze rady mogę przekazać
osobom, które są Konsultantami i chcą
zwiększyć swoją sprzedaż oraz tym, którzy
planują rozpocząć przygodę ze sprzedażą (nie
tylko w Oriflame)?
1. Stwórz listę znajomych – czyli bazę min.
100 osób (na początek powinno
wystarczyć)
2. Wybierz 20 osób z listy i przygotuj pod ich
kątem ofertę (dobierz po 5 kosmetyków
dla każdej, zastanów się w jaki sposób je
przedstawić, jakie korzyści odniesie Twoja
ciocia kupując właśnie TEN krem, właśnie
od Ciebie…)
3. Na spotkaniach słuchaj aktywnie, zadawaj
pytania otwarte (czyli takie, na które
rozmówca
musi
odpowiedzieć używając
nieco więcej słów niż tylko
„tak” lub „nie”), by poznać
jego potrzeby.
4. Zawsze sprawdzaj, czy
dobrze rozumiesz, co
Klient ma na myśli
stosując parafrazę (np.
„Czyli rozumiem, że jest
Pani zainteresowana…”)
5. Podsumuj rozmowę z
Klientem
i
zbierz
zamówienie, spytaj „Co
mogę dla Pani zamówić?”,
„Na kiedy mam dostarczyć
produkty?”
6. Doceniaj swojego Klienta, dbaj o niego.
Składaj życzenia z okazji urodzin, pytaj
jak rodzina, dorzucaj próbki do
zamówienia itp.
Zawsze pamiętaj, że nim Klient kupi od
Ciebie, Ty musisz kupić Klienta.
Magdalena Bienia
Dyrektor Klubu Oriflame
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
Pachnący biznes
Pachnący biznes
,
,
czyli s przedaż w Oriflam e...
czyli s przedaż w Oriflam e...
30
30
31
31
Ludzie starając się przekazać wiedzę, od
dawnych czasów przekazywali ją słownie,
przez co przekaz gubił się po drodze.
Piśmiennictwo i papier utrwaliły myśli
ludzkie na wieki... A co nam przynosi XXI
wiek? To ewolucja papieru do różnych form
elektronicznych.
Lubię czytać książki o interesującej mnie
tematyce, myślę, że ty również. Mam na myśli
normalne książki papierowe. Ale są również
książki elektroniczne, tzw. e-booki do czytania
na ekranie komputera lub za pomocą innego
urządzenia mogącego wyświetlać tekst tzw.
czytnika e-booków, np. Sony eBook Reader,
iRex iLiad Reader, Hanlin eBook Reader.
Coraz częściej stosuje się w nich tzw.
elektroniczny papier, o właściwościach
zbliżonych do tradycyjnego papieru. Pamięć
takiego „e-book readera” to 64 MB z
możliwością jej rozszerzenia poprzez karty
pamięci SD. Wg producenta pozwala to na
przechowywanie ok. 7500 stron tekstu czyli ok.
20 książek po 375 stron każda. Odpada brak
miejsca i bałagan na półce.
Idealnie, ale jest jedno ale - cena. Samo
urządzenie kosztuje min. 1000 zł + ceny e-
booków.
Logika nakazuje, aby e-book był tańszy od
wersji papierowej, ponieważ nie trzeba wydawać
pieniędzy na papier, druk, dystrybucję. Wg mnie
e-book powinien kosztować ok. połowy ceny
wersji drukowanej. A jak jest w rzeczywistości?
Niestety, ceny e-booków dorównują
niejednokrotnie cenom książek papierowych.
Ekstremalny przykład sytuacji, że e-book jest
droższy od wersji papierowej i to z twarda
okładką! mamy w ebooks.com, gdzie książka
elektroniczna
kosztuje 15,29 dolara, a wersja papierowa w
amazon.com 14,37 dolara! To akurat przykład
amerykański, ale i u nas sprawa ma się
podobnie.
Za chwilę przykład. Przedtem jednak zadam ci
pytanie, którą wersję wybierzesz? Na 99%
domyślam się, że wybierzesz wersję papierową.
Oto przykład
Różnica 1,21 zł. Ta sama zawartość. Przy czym
do wersji drukowanej dołączona jest płyta DVD,
a do e-booka nie!
Jeszcze wystarczy dodać, że przy wersji
papierowej, wybierając odbiór w salonie w
swoim mieście, nie ponosimy kosztów przesyłki.
Dla mnie w tej sytuacji wybór jest oczywisty.
Wybrałem wersję papierową i jestem z tego
zadowolony.
Gdyby ten e-book kosztował 9,90 zł, kupiłbym
wersję elektroniczną, gdyż zapłaciłbym mniej,
miałbym zaoszczędzone pieniądze. Jednak co
zrobić, kiedy nie ma wersji drukowanej, a
książka jest wydana tylko w formie e-booka i to
jeszcze w dość sporej cenie? Ja w tym
momencie wyrażam swój głos tak jak podczas
głosowania w wyborach do Sejmu. Tak i tutaj -
wybieram. Jeśli produkt zawiera to, czego klient
oczekuje, ale posiada zbyt dużą cenę, to jako
klient - wybieram tańszy produkt. Dlatego
szukam książki papierowej o podobnej tematyce
w lepszej cenie.
Osobiście preferuję wersje papierowe, bo
wygodniej mi się czyta niż z ekranu. Jeśli jednak
za kilka lat w takim tempie będą się rozwijać
przenośne czytniki książek elektronicznych i
technika pójdzie do przodu tak szybko jak w
przypadku przenośnych
, gdzie
jeszcze 10 lat temu pierwszy odtwarzacz miał 64
MB pojemności i kosztował ok. 1000 zł, a dziś
wersja 1GB kosztuje ponad 10 razy mniej - to i
ja sobie takiego sprawię. Obecnie czytam
książki papierowe oraz słucham książek w wersji
audio na przenośnym odtwarzaczu mp3, co i
tobie polecam - to duża oszczędność czasu, np.
możesz słuchać książki, stojąc w długiej kolejce
lub jadąc samochodem.
Jeśli wolisz prasę i książki w formie
elektronicznej lub w wersji audio to zapraszam
do
Krzysztof Rutkowski
…czyli o nauce języków
Iloma językami mówisz, tyle razy jesteś
człowiekiem (J.W. Goethe)
Czy uczysz się języków z głęboko
humanistycznych powodów, o których mawiał
Goethe, czy też znajomość języków jest Ci
konieczna w biznesie czy podróżach, ważne,
żebyś uczył się w najbardziej efektywny sposób.
Metod usprawnienia nauki języka jest mnóstwo.
W tym artykule opowiem Ci o jednej z nich.
Czy zauważyłeś, że w czasie ostatnich
kilkunastu lat mamy do czynienia z epidemią
dysleksji, dysgrafii i innych dys- wśród dzieci w
wieku szkolnym? Kiedyś w podstawówkach nie
było dzieci z tymi przypadłościami. Zakładam
oczywiście, że pedagodzy i psycholodzy
uczciwie diagnozują to schorzenie, a nie po
prostu zwalniają uczniów z obowiązku nauki
prawidłowego pisania i czytania. Więc może
moda?
Obserwując znajome dzieci, zauważam pewną
zależność: one bardzo rzadko piszą i czytają.
Oglądają dużo telewizji, grają w gry
komputerowe. Nauczyciele nie zadają im pisania
wypracowań.
Nie piszą listów, tylko e-maile. Ich dłoń straciła
kontakt z długopisem (piórem) i papierem. Nie
wykorzystują pamięci kinestetycznej i nie
uaktywniają tej części mózgu, która odpowiada
za odbiór i przetwarzanie bodźców zmysłu
dotyku. „Dłoń pamięta” - to zdanie utkwiło mi w
pamięci po zajęciach z kinezjologii edukacyjnej.
Dłoń człowieka XXI wieku coraz mniej pamięta
jak się pisze.
W zasadzie, kogo to obchodzi? Czy stanie się
coś złego, jeżeli przyszłe pokolenia będą pisać
góra przez „u”? Może oprócz dyskomfortu
estetycznego u niektórych, katastrofa się nie
stanie. Mnie też by to nie obchodziło, ale wiem
jak to fatalnie wpływa na naukę języków obcych.
Uważam, że zastosowanie jak największej liczby
zmysłów podczas uczenia się języka
zwielokrotnia efekty. To dlatego ci, którzy uczą
się np. słówek z programów komputerowych,
osiągają często gorsze wyniki niż Ci, którzy uczą
się z pomocą książki, zeszytu, kasety czy płyty?
Wielozmysłowe uczenie się (MSL - Multi
Sensory Learning) to oddzielny temat. Teraz
napiszę, jak możesz sprawić, żeby nauka
słówek z karteczek (fiszek) była znacznie
bardziej efektywna niż dotychczas.
Dla tych, którzy jeszcze nie uczyli się z fiszek,
szybka definicja takowej: jest to karteczka,
najlepiej mała sztywna tekturowa, na której na
jednej stronie jest napisane słówko lub zwrot w
języku ojczystym, a na drugiej w języku obcym.
Jest to świetna metoda uzupełniająca do
różnych kursów językowych. W takim zestawie
najlepiej działa. Po przerobieniu danej części
kursu, uczeń może nosić ze sobą w teczce czy
torebce zestaw fiszek ze słówkami i zwrotami z
tej części materiału.
Uważam, że najlepsze fiszki to takie, które
zrobisz sam. Jest to łatwiejsze niż myślisz: w
sklepach papierniczych są dostępne zestawy
tekturowych karteczek. Na jednej stronie takiej
karteczki napisz słowo w języku obcym, na
drugiej (najlepiej innym kolorem) to samo słowo
w języku polskim. Aby nauka była jeszcze
bardziej efektywna, dodaj zdania z nowym
słowem, z jakimi łączy się przyimkami, itp. Mniej
pracochłonną metodą jest korzystanie z
dostępnych na rynku gotowych fiszek. Obok
wydrukowanego słowa w języku obcym napisz
to samo słowo własną ręką i charakterem pisma.
Pamiętaj, że ręka pamięta!
Masz swój komentarz do artykułu? Napisz do
mnie na
Martyna Jacenko, z wykształcenia finansista i
konsultant biznesowy. W szkole najgorsze
stopnie dostawała z muzyki i języka rosyjskiego,
co dawało raczej małe szanse na zostanie
poliglotą. Obecnie włada biegle trzema językami
obcymi. Uważa, że każdy może się nauczyć
języka obcego, a kluczem do sukcesu jest
wewnętrzna motywacja i umiejętne
wykorzystanie możliwości swojego umysłu.
Prowadzi serwis internetowy
poświęcony nauce języków obcych.
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
M yś l przelana na papier i nie tylko...
M yś l przelana na papier i nie tylko...
Dlaczeg o karteczki są lepsze od prog ramów komputerowych?
Dlaczeg o karteczki są lepsze od prog ramów komputerowych?
32
32
33
33
Należy zacząć od rzeczy
podstawowej – pomysłu na
biznes, który ma szanse na
powodzenie. Nasza działalność
nie może być jedną spośród
wielu tego rodzaju usług.
Trzeba zwrócić uwagę na
konkurencję, która będąc lepiej
rozwinięta od naszej ledwo
powstałej firmy nie pozwoli
nam się przebić. Dlatego trzeba
dobrze
przeanalizować
miejscowy rynek pomyśleć o
działalności dopasowującej się
do potrzeb nabywców.
Jednym ze sposobów analizy
przedsiębiorstwa i otoczenia jest biznesplan.
Pozwala on opisać swój pomysł na działalność,
sprawdza jej realność, mocne i słabe strony
przedsięwzięcia, pomaga kontrolować firmę w
trakcie jej realizacji i działania. Jest również
podstawą przy wystąpieniu o kredyt. Biznesplan
powinien zawierać m.in. następujące elementy:
streszczenie; zarys planowanego
przedsięwzięcia,
opis celów; elementy, które zamierza
osiągnąć przedsiębiorca,
opis usługi/produktu; charakterystyka
produktu lub świadczonej usługi, w jaki
sposób produkt/usługa będzie się
wyróżniać na rynku, innowacyjność,
elementy wpływające na wyjątkowość
przedsięwzięcia,
charakterystyka rynku;
charakterystyka
potencjalnych klientów,
opis
konkurencji,
przewaga
konkurencyjna,
organizacja firmy i
zarządzanie; struktura
firmy, zatrudnienie,
komunikacja,
analiza SWOT; mocne i
słabe
strony
przedsięwzięcia,
szanse i zagrożenia,
przewidywane efekty
ekonomiczne;
określenie
spodziewanych zysków w określonym
przedziale czasowym.
Format biznesplanu może się różnic w
zależności od tego, dla jakiego typu inwestora
jest przygotowany. Dobrze przygotowany
biznesplan to połowa sukcesu.
Po okresie długotrwałego planowania można
przystąpić do uruchomienia własnej działalności.
Wiąże się to z koniecznością odwiedzenia kilku
instytucji. Procedura zakładania działalności jest
różna w zależności od typu działalności.
Generalnie można wyróżni następujące kroki
podczas zakładania firmy:
1. Rejestracja działalności gospodarczej:
następuje poprzez wpis do ewidencji
działalności gospodarczej lub rejestrację
w Krajowym Rejestrze Sądowym – w
zależności od formy organizacyjnej
zakładanego
przedsiębiorstwa.
Działalność
indywidualną
należy
zarejestrować w urzędzie gminy zgodnie z
miejscem naszego zamieszkania. Po 14
dniach organ ewidencyjny wyda decyzję o
wpisie do ewidencji. W przypadku spółki
cywilnej każdy ze wspólników rejestruje
się osobno w swoim urzędzie gminy.
Natomiast rejestracji spółki handlowej
dokonuje się w sądzie rejestrowym
poprzez złożenie pisemnego wniosku o
wpis do Krajowego Rejestru Sądowego.
Na decyzję podobnie jak w wypadku
działalności indywidualnej otrzymuje się w
przeciągu 14 dni od daty złożenia
wniosku.
2. Rejestracja w systemie REGON: dokonuje
się jej w wojewódzkim urzędzie
statystycznym wg miejsca zamieszkania
przedsiębiorcy. Po rejestracji firma
otrzymuje numer REGON, którym
przedsiębiorca posługuje się podczas
prowadzenia działalności.
3. Wyrobienie pieczątki: musi się na niej
znajdować przynajmniej pełna nazwa
firmy, siedziba firmy i nr REGON.
4. Otwieranie rachunku bankowego: można
go otworzyć w dowolnym banku.
5. Rejestracja działalności gospodarczej w
urzędzie
skarbowym:
każdy
przedsiębiorca otwierający działalność
gospodarczą zobowiązany jest do
zgłoszenia tego w ciągu 7 dni do
urzędu skarbowego. Zgłoszenie
do US jest związane z
obowiązkiem
odprowadzania
podatków. Rejestrując się
otrzymujemy NIP (Numer
Identyfikacji
Podatkowej).
Jednocześnie
dokonujemy
rejestracji zakresie podatku od
towarów i usług oraz podatku
akcyzowego. W zależności od
rozmiarów rocznych przychodów
możemy ubiegać się o zwolnienie
z płacenia podatku VAT.
6. Zgłoszenie obowiązku w zakresie
ubezpieczeń:
każdy
przedsiębiorca ma obowiązek w
ciągu 7 dni przekazać do ZUS
informacje
dotyczące
odprowadzanych miesięcznych
składek. Obecnie podstawa
stawki wynosi 30% minimalnego
wynagrodzenia (ok. 260zł).
7. Zgłoszenia do organów kontroli: w
zależności od typu i potrzeb
działalności niekiedy trzeba ją
zgłosi do wyspecjalizowanych
instytucji, które będą sprawowały
nadzór nad bezpieczeństwem
działalności.
Jak widać zakładanie firmy wymaga
odwiedzenia
wielu
instytucji,
wypełnienia wielu wniosków. Jednak wbrew
pozorom czynności te nie są skomplikowane i
pozwolą
nawet
niedoświadczonym
przedsiębiorcom je wykonać. Procedury
zakładania działalności gospodarczej wciąż
ulegają uproszczeniu, co bez wątpienia działa
na korzyść młodych przedsiębiorców.
Mateusz Smoter
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
Włas ny biznes ,
Włas ny biznes ,
czyli jak założyć włas ną firmę
czyli jak założyć włas ną firmę
34
34
35
35
W jednym z poprzednich
artykułów pisałem, że
warto oszczędzać i
inwestować w fundusze
akcyjne, aby po 20-stu
kilku latach być wolnym
finansowo. Zakładałem
wtedy stały 12% zysk z
inwestycji ale rzadko kiedy
zdarza się taka sytuacja.
Giełda ma to do siebie, ze
charakteryzuje
się
okresami wzrostu (rynek
byka, hossa) i okresami
spadków
(rynek
niedźwiedzia,
bessa).
Podam 2 przykłady, ile
zainwestowane 1000 zł w
różnych okresach dało
zysku. Obliczenia oparte na
zwrotach indeksu WIG w
danym okresie.
1. Jeśli zainwestowalibyśmy 1000 zł na
początku 1994 roku na GPW i wyszli z
inwestycji pod koniec 2002 roku to
mielibyśmy na koncie 1200 zł, czyli
zarobilibyśmy jedynie ok. 20%! Przez 9 lat
tylko 20% zysku - mniej niż z lokat
bankowych w tamtym okresie!
Jest to typowy przykład bessy na giełdzie.
Nie byłaby to zbyt dobra inwestycja -
rzekłbym, że byłaby to zła inwestycja,
gdyż więcej zarobilibyśmy z lokat. Ktoś
mógłby się przez to zniechęcić do giełdy i
przestać inwestować, a to poważny błąd.
Spójrzmy na poniższy przykład.
2. Jeśli zainwestowalibyśmy 1000 zł na
początku 2003 roku (lub po prostu
kontynuowali naszą inwestycję z
przykładu 1) i wyszli z inwestycji czerwcu
2007, to z 1000 zł zrobiłoby się ok. 4400
zł, czyli 3,4 razy więcej niż
zainwestowaliśmy i to w czasie o
połowę krótszym niż w pierwszym
przykładzie! Jest to typowy przykład
hossy na giełdzie.
Co z tych 2 przykładów wynika?
Dwie ważne sprawy, kiedy wejść i kiedy
wyjść z inwestycji (przy czym wg mnie
wyjście z inwestycji jest ważniejsze od
wejścia). Wejść w inwestycje można
prawie w każdym momencie, ale powinno
się wchodzić, gdy akcje są w „dołku”
(dołek nie znaczy dno - dno jest to
najniższy poziom ceny akcji w całej jej
historii).
Przeanalizuję to na przykładzie jednego z
funduszy akcyjnych -
Arka akcji.
Gdybyśmy
kupili
udziały w tym
funduszu 1.12.1999
roku, to wg wyceny
były one warte 10 zł
(tyle co w momencie
debiutu w kwietniu
1998 roku). Czyli
weszliśmy
w
inwestycję i teraz jest
pytanie, kiedy z niej wyjść? Ja sugeruję,
aby obserwować notowania i założyć
sobie taki limit (próg wyjścia), że kiedy
notowanie udziału spadnie o 10 % poniżej
najwyższej wartości, to wychodzimy z
inwestycji. Kiedy wzrasta wartość
jednostki, to za każdym razem podnosimy
poziom, od którego liczymy minus 10%.
Ale kiedy wartość jednostki spada, to nie
zmniejszamy poziomu, tylko bierzemy
poziom najwyższy, jaki wystąpił.
Próg wyjścia jest wartością, którą można
przesuwać. Może to być np. 15%, zależy
to od tego, czy notowania mają dużą czy
małą zmienność. Przy małej zmienności
lepszy jest poziom 10%, przy większych
wahaniach - 15% lub nawet 20%.
Przejdźmy teraz do rzeczywistych
notowań historycznych funduszu Arka
akcji.
Data
wartość max poz. wyjścia (max - 10%)
01.12.1999
10
-
-
03.01.2000
11,9
11,9
10,7
01.02.2000
12,7
12,7
11,43
01.03.2000
13,8
13,8
12,42
27.03.2000
14,5
14,5
13,05 - najwyższy poziom
od startu
03.04.2000
13,8
14,5
13,05
14.04.2000 13,37 14,5
13,05
17.04.2000 12,73 14,5
13,05 - wyjście z
inwestycji, gdyż wartość
bieżąca jest mniejsza od
poz. wyjścia (12,73<13,05)
Zysk ok. 20% (po odjęciu
podatku) w niecałe pół
roku.
Oczywiście najlepiej byłoby
wyjść z inwestycji w dniu
27.03.2000r., gdy kurs był
najwyższy, niestety wtedy
nie było wiadomo, czy kurs
w następnych dniach się
zwiększy czy spadnie, a
tak ta metoda dobrze
zastosowana chroni przed
dużymi stratami.
A co działo się dalej? Aż do sierpnia 2003 roku
wartość jednostki nie przebiła poziomu 14, a
najniższa wartość jednostki wyniosła 9,35 w
październiku 2002 roku (najlepszy czas na
pierwsze/ponowne wejście w tę inwestycję).
Nie poddawaj się emocjom, nie myśl czy
sprzedać czy jeszcze przetrzymać, bo może
wzrośnie. Chodzi tu o tzw. psychologię
inwestora.
Używaj systemu, aby liczby automatycznie
powiedziały ci, czy już czas wyjść z inwestycji
czy jeszcze nie. Musisz tylko sam ustalić próg
wyjścia: czy będzie to 10% czy 20%. To zależy
jak zmienna jest twoja inwestycja.
O innych metodach bezpiecznego inwestowania
możesz przeczytać w tej książce.
Krzysztof Rutkowski
Millionaire Magazine
4
/2008
Millionaire Magazine
4
/2008
Wyjście z inwestycji giełdowej
Wyjście z inwestycji giełdowej
36
36
37
37