1
#10
Numer #10 Sierpień 2009 Cena: 10 zł (w tym 7% VAT)
TAD WITKOWICZ
Porozmawiaj z amerykańskim miliarderem
polskiego pochodzenia
str. 10
REDAKCYJNE
Wstępniak #10
5
Listy do redakcji
6
FUNDACJA
Relacja Narodziny Wojownika
9
LUDZIE I SUKCES
Tadeusz „Tad” Witkowicz
10-13
Damian Daszkiewicz
14-15
Andrzej Wyszyński
16-17
WIEDZA I UMIEJĘTNOŚCI
Jak gry komputerowe symulują życie
18-20
Rekrutacja bez tajemnic cz. 3
22
Kredyty
24
Czy milioner powinien
umieć przemawiać
26-27
Czego Mrówka i Jim Rohn nauczyli
mnie o biznesie
28-29
PRACA I BIZNES
10 przykazań przedsiębiorcy
30-32
Misja Strategie Sukces
34-36
Kiedy małe dzieci płaczą
37
Nasze komputery,
wasze oprogramowanie
38
Magia seriwsów społecznościowych
39
Aktywny Inwestor
40-41
EKONOMIA I GOSPODARKA
Uwolnić przedsiębiorczość
42-43
Pierwsze dni kryzysu w USA
44-45
Rządy Fachowców
48-50
W NUMERZE
#10
2
#10
3
#10
4
#10
5
#10
red. naczelny
Kamil Cebulski
k.cebulski@millionaire.pl
Zarząd redakcji:
Agata Sara Malinowska
as.malinowska@millionaire.pl
Grażyna Dobromilska
g.dobromilska@millionaire.pl
Redakcja
Andrzej Hanisz
a.hanisz@millionaire.pl
Tomasz Nawrot
t.nawrot@millionaire.pl
Tomasz Urbaś
t.urbas@millionaire.pl
Łukasz Nowak
l.nowak@millionaire.pl
Katarzyna Strzechmińska
k.strzechminska@millionaire.pl
Andrzej Blikle
a.blikle@millionaire.pl
Magdalena Szarafin
m.szarafin@millionaire.pl
Adam Hycnar
a.hycnar@millionaire.pl
Jan M. Fijor
jm.fijor@millionaire.pl
Maciej Budzisz
m.budzisz@millionaire.pl
Katarzyna Budzis
k.budzis@millionaire.pl
Piotr Mazurowski
p.mazurowski@millionaire.pl
Katarzyna Szafranowska
k.szafranowska@millionaire.pl
Tomasz Wykowski
t.wykowski@millionaire.pl
Michał Jankowiak
m.jankowiak@millionaire.pl
www.millionaire.pl
poczta@millionaire.pl
Witam wszystkich czytelników
Millionaire
Magazine.
Dzisiaj
występuję w nowej roli. Jest to rola
redaktora naczelnego. Wracam więc
po blisko 8 latach na tę samą funkcję,
którą pełniłem jeszcze zanim moja
przygoda z biznesem się rozpoczęła.
Wspólnie z Adrianem Florkiem (byłym
red. nacz.) podjęliśmy taką decyzję
ze względu na to, że nasz magazyn oraz
naszą fundację czeka cała seria różnych
zmian i przewartościować.
Najważniejszą zmianą jest decyzja o
uruchomieniu drukowanej wersji maga-
zynu. Tak, tak. Kiedy blisko 2 lata temu
powstawał Milionaire Magazine, zakła-
daliśmy, że będziemy tworzyć go w po-
staci elektronicznej, ale z myślą zbu-
dowania zespołu, który byłby w stanie
stworzyć redakcję pisma drukowanego.
Jest mi zatem niezmiernie miło poinfor-
mować, że po wydaniu 10 numerów pi-
sma, podejmujemy tę próbę i jest wielce
prawdopodobne, że kolejny numer ma-
gazynu będzie miał także postać druko-
waną.
W
związku
z
tym
naszą
redakcję czeka dużo zmian. Trzeba
przeorganizować wszystko. Począwszy
od strony internetowej, jakości tekstów,
a na składzie pisma skończywszy.
Wszystko to po to, aby tworzyć
dla was, moi drodzy, coraz lepsze pismo,
na coraz wyższym poziomie.
Tak więc, czytacie Państwo ostatni
numer Millionaire Magazine w znanej
wam formie. A jaka będzie nowa?
Myślę, że bardziej atrakcyjna.
Przede wszystkim powstanie nowa
strona internetowa magazynu, która
będzie spełniać także formę małego
portalu. Będą tam publikowane newsy
oraz część artykułów z aktualnych
numerów.
Magazyn stanie się płatny. Każdy jego
numer będzie kosztował 10 zł. Będzie
można go kupić jednorazowo bądź
w prenumeracie. Będzie dystrybuowany
tylko i wyłącznie w wersji drukowanej,
ale, jak już wspomnieliśmy, część
artykułów będzie publikowana na naszej
stronie internetowej.
Najprawdopodobniej początkowo
będzie można go kupić tylko i wyłącznie
za pomocą internetu. Myślę jednak,
że bardzo szybko będziemy w stanie
wyprodukować tyle magazynów, że
będzie także dostępny w sieciach Ruchu
bądź Kolportel.
Zmiany zachodzą także w samej
redakcji. Przy pracy nad magazynem
zaangażowane są dziesiątki naszych
redaktorów i współpracowników, którzy
tak naprawdę tworzą to pismo. Redakcja
ciągle jest w ruchu. Do tworzenia
magazynu dołączają się co chwilę
nowe osoby. Zapraszamy każdego, kto
chciałby spróbować swoich sił w pracy
redaktora. Pracy przy magazynie starczy
dla wszystkich, a jestem pewny, że dla
wielu praca w redakcji będzie wspaniałą
drogą do późniejszego własnego
biznesu.
Ja przeżyłem dokładnie taką drogę,
kiedy blisko 9 lat temu postanowiłem
założyć magazyn elektroniczny o
grach komputerowych. Budowałem go
kilka miesięcy, zebrałem wokół siebie
wspaniałych ludzi, których serdecznie
pozdrawiam, i działaliśmy. To przy
pracy nad podobną do Millionaire
Magazine gazetą stawiałem pierwsze
kroki w biznesie. Nauczyłem się
handlować reklamą i poznałem bardzo
dobrze rynek drukarski.
Moim największym marzeniem
wtedy było sprawić, aby tworzone przez
nas pismo ukazało się na papierze.
Wymieniłem na ten temat dziesiątki
maili i odbyłem wiele spotkań, ale,
niestety, tego marzenia nie spełniłem.
Jak się okazało, zostało ono jedynie
odłożone na kilka lat, aby dzisiaj stało
się to w postaci Millionaire Magazine.
Myślę, że pierwszy drukowany
numer Millionaire Magazine ukaże
się na początku października. Już
rozpoczęliśmy nad tym prace i nie
poddamy się łatwo.
Stąd także moja serdeczna prośba
do Was, moi drodzy czytelnicy. Piszcie
do nas do redakcji wszelkie swoje
uwagi, sugestie, prośby czy pytania.
Tworzymy to pismo dla was i bez
waszych wskazówek nie uda nam się
zorganizować tak pracy, aby każdy
kolejny numer magazynu był coraz
wyższej jakości.
Piszcie, które artykuły wam się
podobają, które się wam nie podobają.
O czym lubicie czytać, jakie macie
problemy. Każda wiadomość od was jest
dla nas bezcenna, gdyż każda koryguje
nasz kurs do sukcesu.
To tyle na dzisiaj. Oddaję wam więc
10 numer Millionaire Magazine. Mam
nadzieję, że wam się spodoba. Życzę
przyjemnej lektury i z niecierpliwością
oczekuję na wasze maile.
Wolności i sukcesów
Cebulski Kamil
k.cebulski@millionaire.pl
LISTY
DO REDAKCJI
Serdecznie zapraszamy każdego do kontaktu z naszą re-
dakcją. Każda opinia i uwaga na nasz temat jest bardzo
mile widziana. Może macie także jakieś sugestie związane
z magazynem lub propozycje tematów na artykuły czy cie-
kawe osoby do wywiadów? Jeżeli tak to napiszcie nam o
nich –
poczta@millionaire.pl
.
6
#10
7
#10
JD:
Szanowny
Panie
Redaktorze
Naczelny
MM uprzejmie proszę
o zwrócenie uwagi na
bzdury, które wydaliście
w 9 numerze MM, chyba,
że pan też je podziela.
Rozumiem, że osoba, która
napisała artykuł o MLM
posiada “doświadczenie”
na ten temat w związku
ze sprzedażą produktów
Oriflame i chciałaby, żeby
tak było, jak napisała.
Z pewnością miało to na
celu pozyskanie nowych
konsultantów do tej firmy,
a temat MLM-u miał być
tylko narzędziem.
Odp: Zaręczam Pana, że
Magda Bienia związana jest
z MLM od dawna i osiągnę-
ła w tej dziedzinie znacznie
więcej niż opisuje w artyku-
le. To tak odnośnie faktów.
Zgadzam się jednak z Panem.
Również uważam, że w opu-
blikowanym tekście pojawi-
ło się za dużo autopromocji.
Sprawa ta oraz kilka innych
sprawiły, że w zeszłym mie-
siącu Adrian Florek ustą-
pił z funkcji red. nacz. a ja
przejąłem tę rolę i wprowa-
dzam zmiany. Podstawowy-
mi zmianami będzie właśnie
pilnowanie merytoryki tek-
stów, pozyskanie nowych re-
daktorów (dołączył ostatnio
do nas np. prof. Andrzej Bli-
kle i Tomasz Urbaś, napraw-
dę wybitni specjaliści) oraz
w bliskiej przyszłości (paź-
dziernik 2009) wprowadze-
nie płatnego magazynu oraz
jednocześnie ukazanie się
na papierze, między inny-
mi w kioskach. Już spoglą-
dając na #10, znajdzie Pan
dużo zmian, również, my-
ślę, jakościowych. Liczę, że
po zapoznaniu się z nowym
numerem również podzieli
się Pan swoją krytyczną opi-
nią, gdyż pozytywne opinie
dają nam dobry nastrój, ale
negatywne popychają nas do
przodu. Pozdrawiam. KC.
MJ: Przeczytałem artykuł
w MM#9, a raczej wywiad z
hinduską, która otworzyła
w Polsce restaurację,
która się przyjęła i działa
już 15 lat. Mam pytanie,
co muszę zrobić, gdybym
chciał otworzyć taką samą
restaurację tylko w innym
mieście, jakieś umowy się
podpisuje czy coś? Jak coś
takiego wygląda?
Pytanie chyba nie do nas, a
do pani Anity, właścicielki
restauracji. To. jak się z nią
dogadasz i czy się dogadasz,
to już Twoja sprawa. Nie
wiem, dlaczego ludzie
mają jakieś wewnętrzne
przeświadczenie,
że
na wszystko są wzory,
formularze,
licencje
wprowadzone przez rząd.
Wsiadasz w samochód,
jedziesz do Szczecina i za
kilka godzin rozmawiasz
z panią Anią, która, znając
przedsiębiorców,
pilnuje
swojej restauracji jak oka w
głowie. Wydaje mi się, że z
takim pytaniem to zaczynasz
od “dupy strony”, a zaczynać
trzeba zawsze od początku.
RO: Czy nie myśleliście m
oże o
zorganizowaniu jakiegoś
sklepiku z materiałami
pomocniczymi
dla
p o c z ą t k u j ą c y c h
przedsiębiorców, książki/
filmy/poradniki podatkowe
itp. Myślę, że przy MM
byłby to dobry dodatek.
Nie, nie myśleliśmy, aby
coś takiego wprowadzić.
Mijałoby się to z celami
pisma i rozwodniło naszą
działalność.
Chcemy
skupić się na tworzeniu
markowego, praktycznego
pisma, tworzonego przez
praktyków dla praktyków.
Kamil Cebulski
k.cebulski@millionaire.pl
8
#10
9
#10
No i przyszedł czas na sprawozda-
nie z naprawdę niesamowitej impre-
zy – Narodziny Wojownika. Kiedy
wpadłam przez przypadek na stronę
www.narodzinywojownika.pl
w kwietniu, strasznie zdziwiłam się,
że tak późno tu dotarłam, i ucieszyłam,
że jeszcze nie za późno, żeby się zapi-
sać. Było mi wstyd, że nie dość dobrze
przeglądałam projekty fundacji ;)
w końcu to już III edycja tego świet-
nego spotkania.
Miało być sprawozdanie, to lecimy po
kolei. Tak mi się udało, że do miejsca
spotkania nie miałam daleko, ponieważ
Kamil wspaniałomyślnie zorganizował
Wojownika pod Rypinem (więc nieda-
leko Torunia), w pięknym miejscu, nad
jeziorem wśród lasów i koni ( w końcu
byliśmy w Ranczo Konik ;)
Na miejscu czekało wiele atrakcji:
paintball – zorganizowany przez Piotr-
ka, młodego przedsiębiorcę, który, jak
się okazało, z powodu przyczyn loso-
wych wiózł cały sprzęt (ponad 100kg)
pociągiem z Zielonej Góry, co osobiście
uważam na wyczyn niesamowity. Taką
chęć do rozwijania biznesu się chwali.
Jak się później okazało, tak zaimpono-
wał swoim wyczynem, że podczas MJM
we Wrocławiu Piotrek dostał od Kami-
la Cebulskiego w użytkowanie auto do-
stawcze, które w firmie Kamila już nie
jest tak bardzo przydatne.
firewalking – świetnie przygotowane
miejsce do chodzenia po rozżarzonych
węglach
grill – który tak naprawdę przez te 3
dni w ogóle nie przestał się palić
ludzie – a więc kontakty z niezwykle
ciekawymi przedsiębiorcami, czyli coś
bezcennego, dlaczego ludzie potrafią
jechać przez pół Polski. W tym roku
na imprezie organizowanej przez
naszą fundację zjawiło się po-
nad 80 osób. Nie sposób było
poznać dokładnie każego, ale
kilka biznesów się na tym
spotkaniu narodziło.
Przy okazji spotkania
odbyło się również
zakończenie roku
szkolnego Alter-
natywnej Szko-
ły
Biznesu
i Rozwoju Osobistego (
www.asbiro.
pl
). Dyplomy wręczali osobiście prezes
szkoły Kamil Cebulski i jeden z wykła-
dowców Krzysztof Pauch.
Również przy okazji miało odbyć się
spotkanie redaktorów naszej szanow-
nej gazety, jednak sporej grupie osób
nie udało się dotrzeć do nas. Pojawi-
łam się tylko ja we własnej osobie i re-
daktor Maciej Budzisz. Co nie znaczy,
że nie porozmawialiśmy sobie bardzo
miło na temat redakcyjnych planów na
przyszłość, których wyniki widzicie
właśnie w nowej odsłonie naszego pi-
sma.
A na kolejną, IV edycję Narodzin
Wojownika zapraszam was już dziś
w przyszłym roku. Podobnie wspania-
łych atrakcji na pewno nie zabraknie
i na pewno będziecie się świetnie ba-
wić.
Agata Sara Malinowska
as.malinowska@millionaire.pl
9
NARODZINY WOJOWNIKA
N A R O D Z I N Y
WO J O W N I K A
Sprawozdanie z imprezy
10
#10
11
#10
C
o jest potrzebne do osiągnięcia suk-
cesu: samozaparcie i ciężka praca;
oczy i uszy szeroko otwarte, żeby nie
zmarnować szansy, która nigdy się nie
powtórzy; nawiązywanie kontaktów
z niemal wszystkimi, czy po prostu
szczęście?
U
ważam, że aby osiągnąć sukces
w życiu, trzeba spełnić trzy warunki:
znaleźć okazję i ją rozpoznać, mieć siłę
charakteru oraz konsekwentnie działać.
Na szczęście liczyć można raczej przy
kupowaniu biletu na loterii.
W
biznesie szansą może być zmia-
na koniunktury, taka, jaką była
zmiana ustroju w Polsce 20 lat temu,
późniejsza prywatyzacja lub pojawienie
się Internetu. Takie okoliczności tworzą
luki rynkowe, które można wykorzy-
stać, tworząc działalność gospodarczą.
Wielu Polaków wzbogaciło się przy ta-
kich okazjach. Podałem przykład Inter-
netu, bo na tym się trochę znam. Poja-
wienie się go spowodowało, że firmy
masowo zaczęły zakładać własne stro-
ny internetowe. Równocześnie zaczęły
się na rynku pojawiać firmy oferujące
rozwiązania problemów, które powsta-
ły tylko dlatego że pojawił się Internet.
Problemy, takie jak wyszukiwanie da-
nych (wyszukiwarki internetowe), za-
bezpieczenie przed hackerami (firewal-
l’e), zabezpieczanie się przed wirusami
(programy antywirusowe), brak odpo-
wiednich programów komputerowych
lub komputerów (serwerów) dały zało-
życielom nowych firm okazję do stwo-
rzenia fortun.
J
a założyłem trzy firmy, wykorzy-
stując pojawienie się nowych tech-
nologii, takich jak światłowody, sieci
komputerowe i Internet. Dzisiaj takimi
nowymi rynkami jest rynek alternatyw-
nych źródeł energii, zielonych techno-
logii czy biotechnologii. One wykreują
nowe firmy.
W
życiu jest podobnie, nawet po-
rażki mogą stworzyć okazję do
zaplanowania sobie lepszego jutra. Je-
śli zaś chodzi o siłę charakteru, to przy
jej budowie najważniejsze są: zdolność
krytycznego myślenia, kreatywność,
pracowitość i wytrwałość. Spotykam
wielu ludzi z planami na biznes, którzy
pałają nieuzasadnionym optymizmem.
Po prostu nie spojrzeli na swój pomysł
krytycznie i uważają, że jakoś to się zro-
bi, byle inwestor w nich zainwestował.
Podobnie jest z ludźmi, którzy uważają,
że życie im się jakoś ułoży i z Bożą po-
mocą jutro będzie lepiej.
P
ewien znajomy, szef firmy Ventu-
re Capital z Bostonu powiedział mi
niedawno, że na 200 biznesplanów, któ-
re rozpatruje, godnych zainwestowania
jest najwyżej jeden, natomiast spośród
dziesięciu przedsięwzięć, w które in-
westuje, na dwóch zarabia, na dwóch –
trzech odzyskuje swoją lokatę, a na po-
zostałych pięciu traci. Ja też inwestuję
jako anioł biznesu i mam podobne staty-
styki. Są one mimo wszystko lepsze od
gry w ruletkę, dlatego wciąż inwestuję.
Do sukcesu potrzebne jest jednak scep-
tyczne podejście samego pomysłodaw-
cy, by najpierw przekonał samego sie-
bie, że nie marnuje czasu i pieniędzy
swoich i inwestora. Podobnie jest w ży-
ciu, krytyczne spojrzenie na swoją sytu-
ację, analiza swoich plusów i minusów
są podstawą planowania poprawy sytu-
acji. Tego większość ludzi niestety nie
chce robić lub nie potrafi.
K
reatywność jest konieczna, bo trze-
ba wymyślić jakieś nowe rozwią-
zanie. Przy zakładaniu firmy musimy
zaoferować coś, czego klienci nie mogą
kupić od innych, istniejących firm. Pra-
cowitość i wytrzymałość idą w parze, bo
większość ludzi, w tym również założy-
ciele biznesów, poddają się za szybko.
K
onsekwentne działanie to tak jak
bieg maratoński. Tak jak w ma-
ratonie trzeba rozłożyć siły, tak aby
przebiec 42km i przybiec na me-
cie w czołówce, tak samo jest w życiu
i biznesie. Firmy upadają, bo nie osią-
gają zaplanowanych wyników, wydając
przy tym wszystkie pieniądze.
N
ajlepsza rada, jaką kiedykolwiek
otrzymałem, pochodziła od sze-
fa znnanej amerykańskiej firmy, Ana-
log Devices, który powiedział: Zaplanuj
swoje działanie jak najdokładniej, zrób
pierwszy krok i sprawdź, czy wyniki są
takie, jakich oczekiwałeś, jeśli tak, to
rób następny krok, jeśli nie, to cofnij się,
przemyśl następny krok i dalej, tak krok
po kroku aż osiągniesz sukces. Tę zasa-
dę można zastosować do każdej działal-
ności w życiu.
J
akie były początki? Pierwsza praca,
pierwsze zarobione pieniądze.
S
tudia skończyłem w 1975, sytuacja
na rynku pracy w Kanadzie, gdzie
wtedy mieszkałem, dla młodych ludzi
była opłakana. Dostałem jednak jed-
ną ofertę pracy jako inżynier od świa-
tłowodów. Przyjęli mnie, bo zaprezen-
towałem się jako młody, wykształcony,
entuzjastyczny i z potencjałem chłopak.
Nie miałem jednak żadnych kwalifika-
cji bo studiowałem fizykę, a ta nie ma
wiele wspólnego z zawodem inżynier-
skim. Nie mając wyjścia, musiałem się
uczyć elektroniki, wkuwając podręczni-
ki, bo obawiałem się, że firma zorientu-
je się w moich brakach i mnie zwolni.
Udało się dzięki ciężkiej pracy wieczo-
rami i w weekendy. Pracowałem w tej
firmie 3 lata, później przeniosłem się do
USA. Zarobki były marne, zarabiałem
$1,000 na miesiąc, co po opłaceniu po-
datków dawało jakieś $700 miesięcznie.
No ale to już były własne pieniądze, a
nie pożyczki czy stypendia.
K
iedy odczuł Pan wyraźną popra-
wę finansową i komu ją zawdzię-
cza?
P
ierwszy raz poczułem grunt pod sto-
pami dwa lat po założeniu własnej
firmy. Po dwóch latach wysiłku firma
zaczęła wreszcie przynosić zyski. Wtedy
mój wspólnik i ja kupiliśmy sobie samo-
chody firmowe, bo obaj jeździliśmy gra-
tami, a w USA bez samochodu, zwłasz-
cza w biznesie, nie da się funkcjonować.
Po raz pierwszy poczułem, że może coś
z tego życia będzie. Po trzech latach
firma weszła na giełdę (NASDQ) i zo-
stałem multimilionerem, na razie tylko
na papierze; na tyle były wycenione
moje udziały. Później giełda nurkowała,
a moje udziały straciły ponad 90 procent
swej wartości. Trzeba było je sprzeda-
wać, gdy stały wysoko, ale wtedy tego
nie wiedziałem. Nauczyłem się dopiero
na błędach.
Najbardziej przyczynili się do tego
sukcesu inwestorzy, a raczej anio-
łowie biznesu, którzy zaryzykowali
po $11,000 każdy na zakup udziałów
w firmie założonej przez dwóch mło-
dych chłopaków bez doświadczenia w
biznesie.
J
ak pomnażał Pan zarobione przez
siebie pieniądze?
P
omnażałem pieniądze, zakładając
następne firmy, w sumie założyłem
ich trzy. Teraz założyłem czwartą, bo to
jedyna metoda na inwestycje, która mi
wychodzi.
TAD WITKOWICZ
Znad Bugu na Wallstreet
Młodzi ludzie są mądrzy, dobrze wykształceni, naprawdę są
fajni, tylko warunki jeszcze dalej nie są takie, jakie powinny,
żeby ten biznes się rozkręcał, ale powoli to się da zrobić, wy-
daje mi się. Mam nadzieję, że więcej ludzi takich podobnych
jak ja, zaangażuje się. Co jest ważne, czego w Polsce widzę
brak, to angażowanie się ludzi, którzy już zarobili pieniądze.
Polaków, którzy mają własne firmy. Nie angażują się, tak jak
w Stanach w startupy. W Ameryce takie osoby angażują się,
biorą udział w radach nadzorczych, są doradcami, aniołami
biznesu, opowiadają na konferencjach, spotykają się z mło-
dymi przedsiębiorcami. W Polsce nie jest to jeszcze praktyko-
wane tak mocno. Nie wiem, dlaczego…
12
#10
13
#10
C
zy ryzykował Pan kiedyś duże
pieniądze i je stracił?
I
nwestując w czyjeś firmy, czy to
na giełdzie czy już jako anioł bizne-
su, straciłem kilka razy. Nie poddaję
się jednak i inwestuję dalej, ucząc się
na błędach.
J
aka jest wg Pana najlepsza forma
pomocy biednym?
W
edług mnie jest tylko jeden spo-
sób na pomoc biednym, eduka-
cja. Trzeba ludzi uczyć fachu i zdolności
krytycznego myślenia. Chyba mało jest
biednych pielęgniarek, hydraulików,
mechaników samochodowych, inżynie-
rów czy lekarzy. Zdolność myślenia daje
możliwość realistycznej analizy własnej
sytuacji i alternatyw, które są możliwe,
np. wyjazd do innego rejonu, gdzie ła-
twiej o prace. Ludzie, którzy zdają się
na hojność rządu czy łaskę Boga, mają
zagwarantowaną...biedę. Pomoc rządo-
wa rzadko da możliwość życia na pozio-
mie wyższym niż ubóstwa, a Bóg raczej
nie daje jedzenia czy dachu nad głową.
Wyjątkiem tu są ludzie chorzy lub ułom-
ni, którym społeczeństwo powinno za-
pewnić wsparcie.
C
o sprawia, że chce Pan inwestować
w młodych Polaków i dlaczego
akurat tutaj?
O
d 19 lat współpracuję z młody-
mi ludźmi w Polsce. Dwie z mo-
ich firm miały poważną działalność
w Gdańsku i w sumie zatrudniały po-
nad 250 inżynierów. Z doświadczenia
więc wiem, że w Polsce są ludzie mą-
drzy, wykształceni, pracowici i zdolni
do osiągnięć na światowej arenie bizne-
su. Są pewne luki i jako inwestor wiem,
że to są okazje na zarobienie pieniędzy.
W
czym nasza polska młodzież
różni się od amerykańskiej?
D
ziewiętnaście lat temu, kiedy za-
czynałem inwestować w Polsce,
polska młodzież była nieśmiała, nie
była pewna siebie, młodzi ludzie łatwo
ulegali i łatwo się poddawali autoryte-
tom. To zresztą chyba była cecha więk-
szości Polaków. Dzisiaj młodzi Polacy
po studiach niewiele się różnią od Ame-
rykanów. Jeśli chodzi o ludzi, którzy
zgłaszają się do mnie z pomysłem na
biznes, to różnica jest jednak dość duża.
W Polsce ludzie zaraz po studiach lub
nawet jeszcze studiując, planują zało-
żenie biznesów. W USA biznesy zakła-
dają raczej ludzie po kilkuletnim stażu
pracy w branży, a więc mający jakieś
doświadczenie. Z jednej strony bra-
wo za entuzjazm Polaków, z drugiej,
szansę na sukces mają raczej znikomą,
bo nie mają żadnego doświadczenia.
Ostatnio angażuję się, między innymi w
Akademickie Inkubatory Przedsiębior-
czości, po to, aby uczyć młodych Pola-
ków o procesie zakładania biznesu.
C
zy myśli Pan może o powrocie
z emigracji do Polski?
N
ie, korzenie są już zbyt głębokie
w USA, jednak ciągle uważam się
za Polaka i tego nic nie zmieni.
P
rośba o komentarz sentencji
„pieniądze szczęścia nie dają”.
Prawda, czy nie.
N
a pewno mając pieniądze, ma się
łatwiej o szczęście. Szczęście dla
każdego wygląda inaczej i każdy musi
sobie je realistycznie zdefiniować. Dla
mnie ważnym było i jest określić sobie
to, co jest najważniejsze, i tak działać,
aby cele, nie tylko finansowe, ale i oso-
biste, osiągnąć. Nie ma lepszego uczu-
cia niż świadomość, że człowiek osią-
gnął to, co chciał, i to, co było dla niego
najważniejsze. Czuje wtedy samospeł-
nienie i swoją wartość, a to chyba naj-
bliżej jak można dojść do szczęścia.
C
zy trzeba wyjeżdżać z kraju,
żeby się dorobić?
K
iedyś na pewno tak, teraz już nie-
koniecznie, bo koniunktura coraz
bardziej sprzyja zakładaniu własnych
biznesów, co według mnie jest najlep-
szym sposobem na dorobienie się. Nie-
stety, w Polsce dalej istnieją zbiuro-
kratyzowane ustawy, które znacznie
utrudniają zakładanie własnego biz-
nesu. W dodatku są wysokie podatki
typu składki ZUS i VAT, jak też wyma-
gania sprawozdań i raportów, za które
mała firma musi płacić wysokie stawki
za księgowych, adwokatów i notariuszy.
Wszystko to trzeba opłacać nawet wte-
dy, kiedy firma nie ma jeszcze żadnych
dochodów, nie mówiąc już o zyskach.
W
co do tej pory zainwestował
Otago Capital.
O
tago zainwestował w 8 firm,
w tym 5 z Polski. Z piątki polskiej
pozostała jedna, na której się
koncentrujemy, bo ma bardzo
duży potencjał nie tylko w
Polsce, ale przed wszystkim
za granicą, o co mi najbardziej
chodzi. Moją strategią inwe-
stowania jest wyszukiwa-
nie firm, które mogą zbudo-
wać swój produkt lub usługę
w Polsce, przetestować jego ry-
nek w Polsce, a później wypro-
wadzić na rynki zagraniczne.
J
akie błędy popełniają
ludzie, pisząc
biznesplany?
N
ieuzasadniony optymizm
o wielkości rynku, słabo
zidentyfikowany „target”, brak
unikalnej wiedzy w branży,
w której chce się założyć biz-
nes, niedocenianie konkuren-
cji i przekonanie, że wystar-
czy mieć nowy i unikalny
produkt i go reklamować,
a klienci sami zaczną kupo-
wać, bo alternatywne roz-
wiązania są bez znaczenia,
a także, że dochody będą ro-
sły szybko i tylko patrzeć,
jak zrobią się z tego miliony.
C
o
dzieje
się
z zapowiadaną już rok
temu publikacją dla przed-
siębiorców o tym jak pisać
biznesplany?
W
iem, że wiele osób czy-
ta to, co napisałem, ale
kiedy z nimi rozmawiam, czu-
ję, że większość z nich nie do-
cenia wagi moich argumen-
tów. To chyba efekt różnicy
między ich teorią i moją prak-
tyka. Ostatnio brałem udział
w paru epizodach Szkoły Mi-
lionerów prowadzonej przez
AIP (Akademickie Inkubato-
ry Przedsiębiorczości), gdzie
rozpracowywałem projekty
biznesowe kandydatów, za-
dając pytania w celu poznania
założeń projektów.
Okazuje się, że choć zapozna-
li się z moimi materiałami,
nie są przygotowani do kon-
frontacji z trudnymi pytania
inwestora.
Z Tadem Witkowiczem rozmawiali:
Kamil Cebulski
k.cebulski@millionaire.pl
Jan M. Fijor
jm.fijor@millionaire.pl
Autobiografia Tada Witkowicza
Od nędzy do pieniędzy
14
#10
15
#10
Maciej Budzisz: Co to
za
najskuteczniejsze
narzędzie
w e-biznesie?
Damian Daszkiewicz: Jest nim wielo-
krotny autoresponder (często jest nazy-
wany również inteligentnym autorespon-
derem). Jednym z wielu przedstawicieli
tej klasy programów jest FUMP.
MB: W jaki sposób działa?
DD:
Zwykły autoresponder działa
na zasadzie, że wysyłając do ko-
goś e-mail z automatu, otrzymuje-
my odpowiedź np. Od dnia 10-08-
2009 do 21-08-2009 jestem na urlopie.
W ważnych sprawach proszę skontakto-
wać się pod numerem telefonu xxxx.
Bardziej dowcipne osoby dodają
odpowiedzi w stylu: Przez najbliższe
dwa tygodnie nie będzie mnie
w biurze z przyczyn zdrowotnych. Po
powrocie proszę zwracać się do mnie
“Małgorzato”, a nie “Tomaszu” ;-).
Niektórzy wykorzystali tę właściwość
do wysyłania w ramach odpowiedzi
zwrotnej np. aktualnego cennika. Ale
odpowiedź była jednorazowa i e-mail
potencjalnego klienta był tracony.
Wielokrotny autoresponder nie tylko
odpowiada na wiadomość, ale zapa-
miętuje adres e-mail nadawcy. Tak więc
może wysłać do adresata cyklicznie kil-
ka wiadomości (codziennie inną). Moż-
na również wysłać do adresata specjal-
ną wiadomość (niezależnie od tego, jak
długo dany adres e-mail jest w bazie da-
nych) np. z informacją o powakacyjnej
wyprzedaży.
MB: Czym jest wielokrotny
autoresponder, a czym nie?
DD: Jest narzędziem do podtrzymywa-
nia kontaktów z klientem. Nie jest cu-
downym przyciskiem na zwiększenie
sprzedaży o 1000% ;-)
MB: Gdzie znajduje zastosowanie?
DD:
Jedynym ograniczeniem jest
ludzka pomysłowość. Podam kilka
przykładów wykorzystania wielokrot-
nych autoresponderów, z jakimi się spo-
tkałem:
1)Kurs e-mailowy – czasami ktoś może
posiadać jakiś produkt, który moż-
na sprzedać dopiero po wyedukowa-
niu klienta. Np. nie każdy może zdawać
sobie sprawę z tego, jakie zalety niesie
ze sobą posiadanie sklepu internetowe-
go. Można napisać kurs, gdzie codzien-
nie przez np. 7 dni dana osoba dostaje
garść praktycznych informacji. Na koń-
cu owego kursu (gdy klient, już zostanie
wyedukowany) można napisać, że my
wdrażamy sklepy internetowe. Co naj-
ważniejsze, to właśnie wielokrotny au-
toresponder pilnuje, aby każdy otrzymał
odpowiednią lekcję!
2)Szkolenie nowych pracowników –
parę dni temu dowiedziałem się, że mój
znajomy nagrał kilka prostych filmików,
które omawiają różne zagadnienia
związane z pracą w danej firmie.
I stworzył darmowy kurs e-mailowy,
gdzie codziennie jest wysyłany link do
strony z 1 filmikiem. Dzięki temu nowy
pracownik już na starcie nie jest znie-
chęcany do obejrzenia długiego 3-go-
dzinnego filmu, tylko codziennie przez
kilkanaście dni ogląda krótkie filmiki.
Mój znajomy jest bardzo zadowolony,
gdyż nie marnuje czasu na szkolenie no-
wego pracownika :-)
3)Przykład podobny do poprzednie-
go. Przez pierwsze pół roku funkcjo-
nowania PP MapaZdrowia nic się nie
działo (partnerzy generowali pojedyn-
cze sprzedaże). Zacząłem pisać kurs e-
mailowy z poradami dotyczącymi pro-
mowania produktów. Nagle w ciągu
jednego miesiąca sprzedaż wygenero-
wana przez partnerów gwałtownie po-
szybowała do góry!!
4)Wysyłanie porad związanych z bran-
żą, w której działamy. Np. można pro-
wadzić sklep sprzedający części samo-
chodowe, a klientom wysyłamy co jakiś
czas (np. co tydzień, przez 3 miesiące)
porady związane z konserwacją samo-
chodu. Dzięki temu budujemy świado-
mość marki, zdobywany zaufanie klien-
ta, a przy okazji delikatnie reklamujemy
swój sklep internetowy
5)Obsługa posprzedażowa – wysyła-
nie porad związanych z użytkowaniem
danego produktu (do wszystkich osób,
które nabyły dany produkt). Przy okazji
można polecać produkty uzupełniające
dany produkt (np. ktoś, kto kupił komór-
kę, może być zainteresowany kupnem
w przyszłości ładowarki samochodo-
wej, zapasowej baterii, albo słuchawki
bezprzewodowej)
MB: Jakie są skutki jego
działania?
DD:
1. Zwiększenie liczby klientów
2. Budowanie świadomości marki
3. Budowanie wizerunku eksperta
4. Edukowanie klientów
5. Obsługa posprzedażowa
MB: A są jakieś negatywy?
DD: Tak :-)
Często po kampaniach mailingowych
następuje zwiększenie ilości klientów.
Tak więc przez kilka dni od chwili
puszczenia mailingu jest więcej e-maili
i telefonów z pytaniami od potencjalnych
klientów.
Być może zabrzmiało to zabawnie, ale
jeśli sprzedajesz produkt fizyczny, to
wysyłka mailingu do klientów może
się wiązać ze zwiększonym zapotrze-
bowaniem na dany towar. Więc pomyśl
o zrobieniu zapasów. Jeśli nie wiesz,
o ile zwiększy się sprzedaż po wysłaniu
mailingu, to zamiast wysłać mailing np.
do 10 000 potencjalnych klientów wy-
ślij testowo do 1 000 i zobacz, co się sta-
nie. Przykładowo jeśli po wysłaniu ma-
ilingu do 1 000 osób, sprzedasz ekstra
10 sztuk danego produktu to będziesz
wiedział, że wysyłając mailing do pozo-
stałych 9000 osób
należy się liczyć
ze sprzedażą oko-
ło 90 sztuk pro-
duktu i będziesz
mógł zrobić od-
powiedni zapas
na magazynie.
MB: Na rynku
spotkałem dwie
wersje tego na-
rzędzia: abona-
mentową,
za-
instalowaną na
serwerze
do-
stawcy,
oraz
wersję do zain-
stalowania na
„naszym” ser-
werze.
Czym
one się różnią?
DD: Wersje zainstalowane na serwerze
dostawcy są prostsze w obsłudze (nie
trzeba niczego u siebie instalować, co jest
dobre dla osób “nietechnicznych”). Nie
musisz się martwić o ręczne tworzenie
backupów, trudniej jest “coś zepsuć”
(gdyż dostawca oprogramowania dba
o to, aby wszystko działało, jak należy).
Wadą tego rozwiązania jest wyższa cena
(płaci się abonament).
Wersja zainstalowana na własnym
serwerze wydaje się być trudniejsza
w obsłudze (powiem szczerze: jeśli
ktoś nie ma odrobiny wiedzy technicz-
nej, niech skorzysta z oprogramowania
instalowanego na serwerze dostawcy).
Ale ma też kilka zalet: zazwyczaj pła-
ci się jednorazową opłatę oraz adresy
e-mail są na naszym serwerze (dla nie-
których jest to bardzo ważny argument,
gdyż np. duże firmy nie wyobrażają so-
bie tego, aby ktoś obcy mógł grzebać
w ich bazach mailowych) i ma się nad
wszystkim większą kontrolę np. gdy
w FUMPie dodałem nową lekcją kur-
su, to poszła ona od razu do wszystkich
osób, które wczoraj otrzymały poprzed-
nią lekcję.
W pewnym oprogramowaniu instalowa-
nym na serwerze dostawcy nieraz taka
nowo dodana lekcja wychodzi dopiero
po kilku godzinach (pewnie jest to zwią-
zane z tym, że nasz e-mail został dodany
do kolejki, ale nie wyszedł od razu).
MB: Rozumiem, że to nie wszystkie
różnice. Według Ciebie, która jest
najistotniejsza?
DD: Jako, że jestem „osobą technicz-
ną”, to dla mnie największą zaletą jest
fakt, że „wszystko jest u mnie”.
MB: Jeśli decydujemy się na wersję
instalowaną na naszym serwerze, to
musimy to zrobić sami, czy robi to
ktoś za nas?
DD: Są dwie opcje: FUMP standardo-
wo jest sprzedawany w wersji do samo-
dzielnej instalacji (wraz z instrukcją ob-
sługi). Jeśli ktoś potrafi zainstalować np.
wordpressa, to z instalacją FUMPa nie
powinien mieć problemów.
Natomiast w ofercie mamy też FUM-
Pa z usługą instalacji na serwerze klien-
ta (jest to ukłon w stronę osób „nietech-
nicznych”). Osoby chcące zamówić
FUMPa z usługą instalacji powinny się
najpierw ze mną skontaktować i podać
informacje, na jakim serwerze chcą za-
instalować FUMPa (chcę uniknąć sytu-
acji, gdy FUMPa kupuje osoba mają-
ca stronę na serwerze, który nie spełnia
wymagań technicznych, jakich wymaga
FUMP).
MB: Którą wersję Ty polecasz?
DD: Jest to pytanie z cyklu: jaki
samochód mi polecasz? Wiadomo, inny
samochód jest dobry dla małej rodziny
do jeżdżenia po zakupy do najbliższego
hipermarketu, a inny dla osoby chcącej
przewozić meble z jednego końca Polski
na drugi.
MB: Dziękuję za rozmowę.
Maciej Budzisz
m.budzisz@millionaire.pl
www.f13.pl
WYWIAD Z DAMIANEM DASZ-
KIEWICZEM
wywiad
z
D
AMIANEM
D
ASZKIEWICZEM
specjalistą z dziedziny Programów Partnerskich
S
zukając sposobu na rozwój naszego biznesu, testujemy różne rozwiązania. Jedne są
dobre, inne nie sprawdzają się w profilu naszej działalności, a niektóre, to tylko strata
pieniędzy. Są również narzędzia, bez których nie wyobrażamy sobie pracy. Które z takich
narzędzi jest najskuteczniejsze? W rozmowie z Damianem Daszkiewiczem, managerem
dwóch programów partnerskich, autorem kilku książek, porozmawiamy o jednym z takich
narzędzi.
16
#10
17
#10
TN: Dlaczego zdecydował się Pan
na działanie w systemie marketingu
sieciowego i dlaczego właśnie w firmie
FM Group?
AW: Wiedziałem, że w marketingu
sieciowym jest siła. Byłem wcześniej
w innych tego typu przedsięwzięciach
i tam poznałem zalety tego systemu.
Produkty są dostarczane bezpośrednio
do klienta. Dystrybutor ma osobisty
kontakt z klientem. Produkt jest
przedstawiany w domu, w pracy w
komfortowych warunkach, często przy
kawie lub herbacie. Nie ma w tym
systemie reklam, pośredników, dużo
czasu poświęca się klientowi. Firmę FM
Group wybrałem ze względu na bardzo
dobrą ofertę. W poprzednich tego typu
przedsięwzięciach też były znakomite
wyroby, ale nie na kieszeń przeciętnego
Polaka. W firmie FM Group założenie
jest takie, że produkty są bardzo dobre
jakościowo i w przystępnej cenie.
TN: Czy pracował Pan kiedyś
na etacie?
AW: Prawdę mówiąc, zawsze chciałem
mieć wolny zawód, mieć własny biz-
nes. Zawsze robiłem coś, co ludziom
było potrzebne i było to pierwsze na
rynku. Na początku w każdym z inte-
resów nie miałem żadnej konkurencji.
W latach 80., będąc w Niemczech, wpa-
dłem do kontenera, chcąc zobaczyć, co
jest w środku. Okazało się, że była to
używana odzież. Postanowiłem ją im-
portować do kraju. W dzień otwarcia
sklepu klienci wyłamali drzwi z futry-
ny. Tak ich było dużo. Był to bardzo tra-
fiony pomysł, który przyniósł spory do-
chód. Potem, jako pierwszy w Polsce,
otworzyłem duży punkt skupu surow-
ców wtórnych. Wcześniej istniały tylko
małe kioski przyjmujące surowce. Mo-
imi odbiorcami była wtedy fabryka pa-
pieru oraz huta.
TN: Jak było na początku w FM
Group?
Było trudno czy też łatwo
i przyjemnie?
AW: Zawsze na początku jest trudno.
Dużo czasu trzeba poświęcić i włożyć
dużo pracy w zbudowanie bazy
klientów. Jest to inwestycja, która po
czasie procentuje. Ludzie z czasem
poznają produkt, chcą go mieć i wtedy
rozpoczyna się konkretna praca,
wprowadzanie ludzi do biznesu.
TN: Czy kiedykolwiek miał Pan
myśl, aby zrezygnować z tego typu
zarobkowania?
AW: Dlaczego miałbym rezygnować,
skoro ta praca przynosi mi zadowo-
lenie i niemałe pieniądze? Cieszę się
tym, co robię. Mam nie normowa-
ny czas pracy. Spotykam się z mnó-
stwem ludzi, nawiązuję nowe kon-
takty.
TN: Co dla Pana jest najważniejsze
w MLM?
AW: Ludzie. Możliwość spełniania
się i realizacji marzeń. MLM daje
możliwość radykalnej zmiany sytu-
acji finansowej na lepsze. Daje nieza-
leżność, dysponowanie własnym cza-
sem, brak przełożonego nad sobą.
TN: Czy pieniądze dają Panu
szczęście?
AW: Pieniądze w moim przypad-
ku są dodatkiem do spokojne-
go życia. Sprawiają, że nie mam
zmartwień związanych z ich bra-
kiem, pożyczkami. Dają stabiliza-
cję w sferze materialnej. Dla mnie
szczęście oznacza, że jestem zdro-
wy, że mogę działać w takiej firmie,
że prowadzą ją rozsądni szefowie.
TN: Czy inwestuje Pan?
AW:
Pieniądze
inwestuję
w organizację szkoleń dla moich dys-
trybutorów, w rozwój struktury.
TN: Czy Pana zdaniem, jest Pan
człowiekiem przedsiębiorczym?
AW: Tak. Bardzo dobrze się czuję
w działalności biznesowej. Nie boję się
trudnych wyzwań.
TN: Co jest potrzebne do tego,
aby być przedsiębiorczym?
AW: To według mnie kwestia charakte-
ru, wrodzonych predyspozycji, wytrwa-
łości, konsekwencji. W pewnej mierze
to jestem nawet uparty. To też entuzjazm
i optymizm, sprawa pewnej charyzmy.
Nie załamuję się, jeśli jakieś przedsię-
wzięcie nie daje mi zadowolenia. Szu-
kam i rozpoczynam nowe. Życie traktu-
ję na luzie.
Nie rozpamiętuję, gdy ktoś mi zrobi
krzywdę. Idę do przodu. Nie narzekam
na to, jak jest, na politykę itp. Nie
dążę do sukcesu za wszelką cenę, nie
po głowach innych.
Tomek Nawrot
t.nawrot@millionaire.pl
ANDRZEJ WYSZYŃSKI
Andrzej Wyszyński to człowiek, który pokochał Multi Level Marketing i odniósł w nim
wielki sukces. Jest jedną z Diamentowych Orchidei. To miano przysługuje najlepszym
dystrybutorom firmy FM Group Polska. Działa w niej od samego początku istnienia
przedsiębiorstwa. Firma zajmuje się dystrybucją wysokiej jakości perfum oraz domowych
środków czystości w przystępnej cenie.
18
#10
19
#10
Gry komputerowe – strata
czasu czy edukacja?
C
zęsto zdarza mi się dyskutować
na ten temat. Czy gry komputero-
we faktycznie są takie złe, zabijają czas,
odwracają naszą uwagę od rzeczy waż-
nych? A może jest w nich coś takiego,
co można wykorzystać na własną ko-
rzyść przy tworzeniu swojej drogi do fi-
nansowej wolności.
S
potykam się z powszechnym zda-
niem, że gry są tylko stratą nasze-
go czasu i są bezużyteczne. Chciałbym
zaprezentować Ci inny punkt widzenia.
Być może spodoba Ci się takie podej-
ście, a być może będzie to potwierdze-
nie Twoich przekonań. Niezależnie od
tego, co uważasz, chciałbym zadać Ci
teraz pytanie:
J
akie są różnice pomiędzy graniem
w grę np. typu RPG (Role Playing
Game – wcielasz się w bohatera), gdzie
przez pewien czasu gromadzisz i budu-
jesz zasoby, wykonujesz pewne misje,
aby przejść całą grę, a doświadczaniem
tych samych uczuć w realnym świecie?
J
ak to jest być wolnym finansowo
w grze, a jak to jest doświadczać
tego w realu? Czy możemy się tego
doświadczenia z gry „nauczyć”? Poniżej
przedstawiam kilka spostrzeżeń:
1. Doświadczenie dostatku
R
zadko kiedy w grze komputerowej
interesuje Cię cena zasobu, bo
możesz mieć, cokolwiek zechcesz.
Raczej nie mówisz do siebie: Nie mogę
sobie na to pozwolić, nie stać mnie na
to. Kiedy masz milion złota i zarabiasz
kolejny 1000 w turze, to nie przejmujesz
się, czy coś kosztuje 10 czy 50 sztab
złota. Przestajesz zastanawiać się, co jest
najtańsze. Kupujesz to, co chcesz. Masz
to, co chcesz. I tylko od Ciebie zależy,
czy dane dobro jest drogie, czy tanie,
w zależności od Twoich przychodów.
G
ra wtedy staje się ciekawsza, daje
więcej satysfakcji i przyjemności.
Gdy w grze jednak zaczyna brakować Ci
zasobów finansowych, wtedy gra może
być mniej zabawna. Trudniej przejść
kolejne misje, nie mogąc pozwolić so-
bie na zakup dodatkowego wyposażenia
i ochrony. Innymi słowy, musisz więcej
pracować, by przeżyć, kiedy masz mało
zasobów, aniżeli wtedy, kiedy stać Cię
na wszystkie zabezpieczenia i bronie.
C
o ciekawe, kiedy masz mnóstwo
zasobów, kiedy jesteś w stanie za-
kupić wszystkie zabezpieczenia i bro-
nie, zaczynasz kierować uwagę na inne
aspekty tej gry, takie jak np. współpraca
z innymi graczami itp.
JAK GRY KOMPUTEROWE
SYMULUJĄ ŻYCIE
Zaczynasz kierować swoją uwagę
z „produkcji złota” na coś innego, co
Cię interesuje i pozwala dalej cieszyć
się grą. W innym przypadku po prostu
myślisz o zakończeniu gry.
K
iedy masz wszystkiego pod
dostatkiem, chętniej współpracujesz
z innymi, chętniej im pomagasz i
wyciągasz z tarapatów, w jakie wpędzili
się w niemocy finansowej.
2. Strach przed utratą
W
grze na różne sposoby musisz
lub chcesz chronić swoje zaso-
by przed utratą. Daj Twoje zasoby ko-
muś, kto nie umie zdobyć takich zaso-
bów, a zobaczysz, jak w mig potrafi je
roztrwonić. Kupi akcesoria, które są
nieadekwatne, łatwo i szybko je utraci
i będzie nadal w sytuacji, w której był
na początku.
A
le Ty nawet mimo rozdania swo-
jego złota, nadal wiesz, jak je ro-
bić i w każdej chwili znasz co najmniej
kilka sposobów, jak szybko je zdobyć.
Nie obawiasz się ich utraty, bo wiesz,
że równie szybko jesteś w stanie to od-
budować. Wiedza i doświadczenie jest
Twoim największym zasobem. Wiesz,
co świadomie wybrać, aby osiągnąć za-
mierzony efekt. Nie sabotujesz swojego
działania kupowaniem zbędnych zaso-
bów (wg Kiyosakiego: pasywów), któ-
re obciążają Cię zbyt mocno. Idziesz
w konkretne miejsce, aby zdobyć okre-
ślone akcesoria, a potem wykonujesz
misje niezbędne do zarabiania złota.
N
a tym polega sukces
graczy, że nie
obawiają się utra-
ty zasobów.
G r a j ą
i cieszą
s i ę
grą. Zdobywają wszystko, czego tylko
pragną, i nie obawiają się zdobywać
wszystkiego, co najlepsze.
C
o nie oznacza, że z minimalną ilo-
ścią złota i zasobów nie można
przejść całej gry. Można, jak najbar-
dziej. Jednak dostęp do niewielkich za-
sobów często uniemożliwia dotarcie
do ciekawych i przyjemnych przygód.
Utrudnia samą grę, bo zamiast skupić
się na przyjemniejszych jej aspektach,
niejako „męczymy się”, żeby coś się
udało zrobić.
C
o zrobić żeby mieć mało zasobów
w grze? Po prostu zacząć robić
rzeczy, które zabierają złoto z naszego
skarbca. Wydawać je na mało przydat-
ne zasoby oraz przestać robić rzeczy, za
które dostajemy złoto. Zamiast tego mo-
żemy biegać w kółko, lub jeździć samo-
chodami (jak np. w GTA).
To może być zabawne i przyjemne, ale
nie ma co oczekiwać za to złota.
3. Nie wiem, co zrobić
W
realnym życiu ludzie często na-
rzekają i tłumaczą: Nie wiem, jak
mam robić pieniądze albo Ja tego nie
potrafię, TO nie dla mnie, Nie mam zna-
jomości, Nie mam pomysłu. Wszystko
po to, by usprawiedliwić swoje finanso-
we braki.
H
ej! W grze komputerowej, kiedy
widzisz narastający dług, a chcesz
zdobyć coś więcej niż napis „game over”,
zaczynasz szukać misji, które generują
dochód. Żadne wielkie odkrycie, ale...
J
ak wielu ludzi znasz, którzy mają 30
misji dziennie do wykonania, ale tylko
jedna z nich przynosi dochód, z czego
pozostałe 29 ten dochód pomniejsza do
minusa. Od razu przychodzi Ci do głowy
X powinien zrobić to i to – wtedy wyjdzie
z dołka albo Niech idzie do pracy,
zamiast żebrać na wino. Są ignoranci,
którym to nie przeszkadza.
C
zytasz Millionaire Magazine.
Na szczęście nie jesteś ignorantem.
Chcesz więcej niż game over. Dostrzeż
więc, ile misji jest dookoła Ciebie, któ-
re tylko czekają na „przejście”. Jest tyle
misji, które przyniesie Ci dochód. Jest
tyle wśród nich, które mógłbyś zrobić
od zaraz, ale... no właśnie. Sam odpo-
wiedz sobie, które misje chcesz wyko-
nywać.
K
iedy grasz w grę i nie wiesz, jak
zdobyć złoto... Jak możesz to od-
kryć? Czy rozwiązaniem jest chodzenie
w kółko i narzekanie, że nie wiesz, co
zrobić?? Nie uważasz, że to byłoby głu-
pie?? Jak więc odkryć Co zrobić, żeby
mieć? Co robisz w grze? Pytasz innych
graczy, czytasz solucje, próbujesz do
skutku, eksperymentujesz? A może je-
steś oszustem samego siebie i szukasz
kodów? Każdy wybiera według wła-
snego uznania, ale na litość: nie biegasz
przez kilka lat po grze i nie narzekasz,
że nie wiesz, co zrobić, prawda?
4. Budowanie bogactwa
W
ybieranie odpowiednich misji
zgodnie z posiadanymi talenta-
mi. Cały dowcip polega na tym, że bu-
dowanie bogactwa nie jest trudne. Ku-
pujesz 4 domy i zastępujesz je hotelem.
Zarabiasz więcej niż wydajesz, a nad-
wyżki stale inwestujesz. Inwestujesz
w siebie. Tworzysz aktywa, które zara-
biają na Twoje pasywa. Twoje biznesy
zarabiają na Two- je wydatki, a Ty
cieszysz się ży-
ciem i robisz to,
co chcesz
robić. Gra tego
uczy w spo-
s ó b
p o d -
20
#10
21
#10
świadomy. Wdraża Ci do głowy ten spo-
sób myślenia. Jeśli zgadzasz się z tym
schematem, zarówno w grze, jak i w re-
alu, zaczyna Ci się powodzić coraz le-
piej.
J
eśli jesteś raczej „przyjacielski”
w stosunkach z innymi, lubisz spra-
wiać innym przyjemność, cieszysz się
z bycia w towarzystwie, wybieranie mi-
sji wojennych raczej jest przeciw Tobie,
aniżeli po Twojej myśli. Lub jeśli jesteś
zdobywcą wojennym, to budowanie re-
lacji z innymi będzie się ograniczało
do ich poddaństwa, prawda?
A
w życiu... No w życiu to bywa
różnie.. Rodzice chcieli, żebyś został
lekarzem, bo lekarze to zarabiają... I są
szanowani.. A Ty zawsze chciałeś być
pilotem. Latać ogromnym Boeingiem.
Wybieranie misji, które narzuca Ci ktoś
inny jest dopuszczalne, ale... Sam sobie
odpowiedz, jakie są skutki. Gra uczy, że
to Ty podejmujesz decyzje.
C
elem gry jest zabawa. Przyjemność
rozrywki. Fajne emocje i doświad-
czenia. Nieważne, czy gra jest eduka-
cyjna, strategiczna, strzelanka czy karty.
Chcesz mieć frajdę z gry, czy tak? Wy-
bieranie misji, które trwają pół życia,
a które wcale mogą Ci tej radości nie
dać, sprawia, że gra jest beznadziejnie
nudna. Kręci Cię wojenka, a tu ciągle ja-
kieś sojusze i pakty. Kręci Cię zdobycie
technologii, a tu ciągle zadania wojsko-
we. I tu otwiera się nowy punkt widze-
nia:
J
ak wybrać misję, którą chcę realizować
i z której chcę mieć frajdę, a także
osiągnąć określone zasoby? Kiedy się
dobrze rozejrzysz, możesz dostrzec, że
zdobywać technologie możesz na różne
sposoby. Wojną, przyjacielską wymianą,
budując relacje biznesowe, albo przez
nagłe oświecenie itp. Generować radość
z gry również. Generować dochód także,
jak najbardziej.
N
iektóre z misji dadzą bezpośredni
efekt, a niektóre z nich będą tyl-
ko wstępem do większej części, z której
to dopiero popłynie frajda. Pewnie do-
brze rozumiesz, że forsa jest tylko zaso-
bem do osiągnięcia innych celów. Forsa
sama w sobie jest Ci nieprzydatna. To
tylko papier. To tylko cyferki określają-
ce jej ilość w skarbcu. Chcesz ją zamie-
nić na przyjemności, emocje, uczucia..
Wykonujesz misję (np. chodzenie do
pracy), żeby dostać pieniądze, a potem
zamienić je na emocje.
W
grze często wypełniasz misje, które
nie są przyjemne i lekkie, ale za to
dają dużo zasobów, albo są przyjemne,
ale mało dochodowe. Większość jednak
czasu w grze spędza się na misjach, które
są i dochodowe i przyjemne. Możesz to
robić w grze... Robisz to też w realnym
życiu. Koniec końców to Ty wybierasz
misje i przygody. W grze wybór misji
jest ograniczony. Real daje ogromne
możliwości wyboru. Możesz wybrać,
co zechcesz. Możesz robić, co zechcesz.
Możesz spędzić życie, tak jak chcesz.
Ty wybierasz.
N
apisanie tego artykułu było dla
mnie mini przygodą, misją, któ-
rej celem było uświadomienie Ci moż-
liwości wyboru. Zamiast biegać w kół-
ko i narzekać, że nie wiesz, co zrobić,
może warto sięgnąć do tutoriali i so-
lucji. Przyjdź na Myśleć Jak Milione-
rzy. Porozmawiaj z przedsiębiorcami
w swoim otoczeniu. Rozwiń pomysł,
który od jakiegoś czasu chodzi Ci po
głowie. Potraktuj go jak misję w grze.
Nie wiesz, jaki będzie finalny rezultat,
ale w grze się tym do końca nie przej-
mujesz. Bawisz się i cieszysz samym
graniem. Baw się i ciesz także tą misją.
Eksperymentuj. Pytaj. Szukaj sposo-
bów, aby to się zrealizowało. Wybieraj
misje, które są przyjemne i dochodowe.
Wybieraj też te, z których mimo chwilo-
wego dyskomfortu wyciągniesz pienią-
dze, które z kolei zamienisz na przyjem-
ności.
Świadomie wybieraj gry, w które chcesz
grać. Życie to jedna wielka gra, tylko o
większej wirtualizacji niż cokolwiek in-
nego co do tej pory udało się człowieko-
wi stworzyć. Ucz się z uproszczenia rze-
czywistości, jakim są gry komputerowe.
Wyciągaj z nich tyle umiejętności, ile
jesteś w stanie. Wyciągaj z niej tyle za-
bawy, ile potrafisz. Jeżdżąc super bryką
w grze – czujesz przyjemność jej pro-
wadzenia i posiadania. Jeśli Ci to wy-
starczy – OK. Ale w pewnym momen-
cie zaczniesz się zastanawiać, jakby to
było mieć takie auto w realu. I to jest
ten moment, w którym powinieneś za-
cząć wybierać misje, które Cię do tego
celu zbliżą.
G
ry komputerowe nie są złe. Nie są
stratą czasu, dopóki Ty tak uwa-
żasz. Piloci wojskowi zanim wsiądą do
samolotu, muszą wylatać pewną ilość
godzin w symulatorze. A Ty? Od razu
wsiadasz za stery samolotu? Kiedy jed-
nak chcesz więcej niż wirtualnego lata-
nia samolotem – zacznij świadomie wy-
bierać misje, które przyciągną Cię do
tego w realnym świecie. Idź do szkoły
lotniczej. Zapisz się na kurs szybow-
cowy, spadochroniarski albo leć samo-
lotem z miasta do miasta jako pasażer.
Sam wybierasz jak bardzo intensywne
emocje chcesz mieć. Baw się i miej fraj-
dę z życia.
Łukasz Nowak
l.nowak@millionaire.pl
Gry Komputerowe uczą lepiej niż książki!
Potwierdzają to badania naukowców z Uniwersytetu Harvarda. Naukowcy
wierzą, że interaktywne gry takie jak Warcraft czy Second Life mogą być
pożyteczne. Dzieci uczą się z nich umiejętności, które mogą być przenoszone
do realnego życia. Co więcej – specjaliści twierdzą, że taka forma nauki jest
lepsza od biernego uczenia się z książek.
Doświadczenia laboratoryjne pokazały, że młodzież angażuje się dużo bardziej
w nauczanie przez komputer, a tym samym może w tym samym czasie wchłonąć
więcej wiedzy – powiedział w czasopiśmie „Science” profesor Chris Dede z
Harvard University. Jak argumentują naukowcy, w odróżnieniu od wykładów,
gry można dostosować do tempa użytkowników
Nie wszyscy jednak podzielają tę opinię. Sceptycy obawiają się, że gry są
zbyt uzależniające i przez to ich charakter edukacyjny może zostać zakłócony.
(Źródło www.sfora.pl)
11
WIEDZA I UMIEJĘTNOŚCI
Przygotowując się do rozmowy kwa-
lifikacyjnej warto pamiętać o kilku pod-
stawowych i podawanych powszechnie
zasadach. Brzmią banalnie, ale są nie-
zbędne, aby cały proces, jakim jest roz-
mowa rekrutacyjna, mógł zakończyć
się sukcesem. Dlatego należy pamiętać
o tym, aby:
Sprawdzić adres, pod jakim znajduje
się siedziba firmy, w której mamy spo-
tkanie i wyjść wystarczająco wcześnie,
żeby się nie spóźnić,
Ubrać się właściwie (wskazana jest
dyskretna i wyważona elegancja),
Zebrać jak najwięcej informacji
o firmie, do której idziemy na rozmowę
kwalifikacyjną.
To ostatnie przyda się bezapelacyjnie.
Dobre wrażenie zrobisz na pracodawcy,
jeżeli potrafisz odpowiedzieć na pytanie
dotyczące historii i profilu działalności
firmy. Bardzo często rekrutujący badają,
jak przygotowaliśmy się do spotkania.
Dlatego warto dowiedzieć się, od kiedy
firma istnieje na rynku, czym się zajmuje,
ile osób zatrudnia. W wielu przypadkach
informacje takie można bez kłopotu
znaleźć na stronie internetowej firmy.
Przed pójściem na rozmowę kwali-
fikacyjną koniecznie przejrzyj CV,
jakie wysłałeś do danego pracodawcy,
i przygotuj się do odpowiedzi na ewen-
tualne pytania związane z informacjami
zawartymi w dokumencie (ukończone
szkoły, doświadczenie zawodowe, za-
interesowania itp.). Zastanów się także,
co jesteś w stanie zaoferować firmie. Ja-
kie twoje umiejętności i doświadczenia
będą mogli wykorzystać. Przemyślenie
odpowiedzi na podobne pytania ułatwi
Ci odnalezienie się w toku prowadzenia
rozmowy. Niemożliwe jest przewidze-
nie wszystkich pytań, jakie mogą się po-
jawić, jednak wiele z nich bywa podob-
nych, dlatego warto się do odpowiedzi
na nie przygotować. Jeżeli zależy Ci na
danej pracy, musisz być do tego przeko-
nany. Jeżeli sam nie będziesz przekona-
ny, że jesteś odpowiednią osobą na dane
stanowisko, to nie dostrzeże tego rów-
nież osoba dokonująca rekrutacji.
Idąc na spotkanie, przypomnij sobie na-
zwisko i stanowisko osoby, z którą je-
steś umówiony. Na spotkanie przyjdź
punktualnie. Nie wypada się spóźnić,
jednak przyjść dużo za wcześnie też nie
jest w dobrym tonie.
Podczas rozmowy kwalifikacyjnej
pierwsze wrażenie jest najważniejsze.
W tym przypadku, jak rzadko kiedy,
prawdziwe jest powiedzenie jak nas
widzą, tak nas piszą. Szczególnie, gdy
na prezentację swojej osoby mamy tylko
kilkadziesiąt minut.
Podczas przywitania przedstaw się i
zdecydowanym ruchem podaj rekrutu-
jącemu rękę (rękę zwykle wyciąga kon-
sultant, bo to on jest gospodarzem).
Wybierając miejsce do siedzenia, usiądź
wygodnie, nie przesadzaj jednak ze zbyt
luźną pozycją. Kiedy osoba rekrutująca
zadaje pytanie, przechyl ciało lekko w
jej kierunku, kiedy odpowiadasz, mo-
żesz się delikatnie odsunąć. Nie przesa-
dzaj z gestykulacją i ekspresją.
Zrób wszystko, aby sprawić dobre
wrażenie. Patrz prosto w oczy, od-
powiadaj zwięźle tematycznie na za-
dane pytania. Jeżeli twoje zdener-
wowanie widać, to przyznaj się do
tego. Lepiej okazać lekkie zdener-
wowanie niż zbytnią pewność siebie.
Nie przerywaj rekrutującemu w trakcie
zadawania pytania, nie wyrywaj się z
odpowiedzią. Może się okazać, że oso-
ba rekrutująca chce zapytać o coś in-
nego niż z początku mogło się to wy-
dawać. Odpowiadaj pełnymi zdaniami,
jasno, zwięźle, na temat. Staraj się mó-
wić krótkimi zdaniami, ale nie odpowia-
daj też monosylabami.
W trakcie rozmowy warto zaintereso-
wać się swoim przyszłym pracodawcą.
W tym celu zapytaj o zakres przyszłych
obowiązków, szansę rozwoju, w jaki
sposób i czy w ogóle będziesz miał oka-
zję wykorzystać swoje umiejętności.
Po rozmowie podziękuj rekrutującemu
za poświęcony czas, i zaproszenie na
rozmowę kwalifikacyjną. Zapytaj, kiedy
dokładnie możesz spodziewać się wyni-
ku rozmowy i w jaki sposób zostaniesz
o tym poinformowany.
Pamiętaj, że podczas rozmowy nie
możesz: zaczynać rozmowy pytaniem
o zarobki, odpowiadać bez zastanowienia
na zadane pytania, krytykować byłych
pracodawców.
Rozmowa kwalifikacyjna to etap, pod-
czas którego możesz przekonać przy-
szłego pracodawcę o swoich atutach i
kompetencjach lub utwierdzić w prze-
konaniu, że dla Ciebie to już ostatni etap
waszej współpracy. Wszystko zależy od
ciebie, dlatego tak ważne jest to, jak się
do rozmowy przygotujesz. Tutaj Ty sam
jesteś swoją wizytówką i od ciebie tyl-
ko zależy, jak ta wizytówka zaprezentu-
je się na tle konkurencji.
Katarzyna Strzechmińska
strzechminska@gmail.com
B
rawo, pierwszy sukces już za Tobą. Zostałeś zaproszony
na rozmowę kwalifikacyjną, co oznacza, że twoje
dokumenty aplikacyjne zrobiły pozytywne wrażenie
na osobie dokonującej wstępnej selekcji. Pora na kolejny
etap, w którym musisz się obronić i udowodnić, że to
właśnie Ty, a nie ktoś inny, jesteś najwłaściwszą osobą
do pracy na danym stanowisku.
22
#10
23
#10
WIEDZA I UMIEJĘTNOŚCI
REKRUTACJA BEZ
TAJEMNIC cz. 3
Ponieważ niektórzy pewnie poczuli
niepokój po przeczytaniu tego, co na-
pisałam, postaram się przybliżyć tro-
chę temat i pokazać, że nie taki dia-
beł straszny, jeżeli będziemy wiedzieli
o kilku fundamentalnych prawdach do-
tyczących kredytów.
Z założenia kredyty nie są czymś złym,
wręcz przeciwnie, umożliwiają kredy-
tobiorcy spełnienie pewnych posunięć
finansowych, które bez kredytu były-
by nieosiągalne, np. kupno domu czy
mieszkania, czy kredyt pod zastaw po-
siadanego już domu na jakieś inwesty-
cje.
Zatem na początek wyjaśnię, że chodzi
głównie o kredyty na duże kwoty i dłu-
gie terminy. Takimi się dzisiaj zajmie-
my, ponieważ to one najczęściej bywają
przyczyną kłopotów, jeżeli kredytobior-
ca popełni jakieś błędy przy zawieraniu
umowy. Można by powiedzieć, jakie
błędy, przecież po taki kredyt udajemy
się najczęściej do banku, czyli instytu-
cji, w której pracują kompetentni ludzie
i na pewno nami pokierują i wszystko
wyjaśnią. Tak, zgadza się, taki pracow-
nik banku jest dokładnie przeszkolony
z tego rodzaju kredytu, który proponuje
jego bank, na wypadek, gdyby trafił na
klienta, który się doskonale w temacie
porusza i będzie zadawał pytania.
Nie liczyłabym jednak na to, że pracow-
nik banku zrobi nam rozległe szkolenie
i będzie godzinami wyjaśniał zasady, ro-
bił symulacje i porównywał oferty. Dla-
tego idąc do banku, powinniśmy zwrócić
uwagę na kilka istotnych elementów:
1) Pierwsza zasada to taka, że nie może-
my się spieszyć, w końcu kredyt bierze-
my na 20 lub 30 lat i warto poświęcić te-
raz nawet 2 lub 3 tygodnie na zgłębienie
tematu niż podpisać umowę na tak dłu-
gi okres na niekorzystnych dla nas wa-
runkach.
2) Druga zasada, która mówi, że im ła-
twiej załatwić formalności w banku, tym
zazwyczaj warunki umowy są dla nas
mniej korzystne. Dlaczego? To proste,
jeżeli bank na wstępie nie będzie bardzo
wnikliwie sprawdzać naszej zdolności
kredytowej, nie będzie wymagać dodat-
kowego poręczenia, to koszty zawarcia
kredytu będą musiały pokryć ewentual-
ne straty banku w przypadku naszej nie-
wypłacalności (choćby chwilowej ).
3) Jeżeli chcemy porównywać oferty
banków, to nie patrzmy, że na plakacie
wielkimi literami napisano, NAJNIŻ-
SZE OPROCENTOWANIE – to wcale
nie oznacza taniego kredytu. Zapytajmy
o koszty rzeczywiste. Nie tylko opro-
centowanie jest ważne, banki mają pra-
wo ustalić opłatę za zawarcie umowy,
koszty manipulacyjne, mają wbudowa-
ne w umowy polisy na życie i polisy ma-
jątkowe. Proszę mnie źle nie zrozumieć,
nie neguję tego, że polisa jest potrzebna,
ale mamy wolny rynek i tyle ofert, że
sami mamy prawo zdecydować, gdzie,
na jaką kwotę i za jaką składkę się ubez-
pieczymy. Często jest tak, że klient
nawet nie zdaje sobie sprawy, że ma
po kilka ubezpieczeń, które się dublują,
a tak naprawdę za te wszystkie składki
mógłby wykupić sobie dużo lepszą po-
lisę i co najważniejsze, dopasowaną do
jego potrzeb.
4) Po czwarte, jeżeli bank nam powie,
że mamy zdolność kredytową na np.
200 000 zł i stać nas na ratę wysokości
1 500 zł miesięcznie, to musimy wziąć
pod uwagę fakt, że naszym obowiąz-
kiem jest zadbanie o to, żebyśmy w ra-
zie zachwiania naszych finansów mieli
rezerwę finansową. Przyjmujemy zasa-
dę, że musimy regularnie odkładać i in-
westować kwotę, która stanowi co roku
równowartość 2% kwoty wziętego kre-
dytu. Zilustruję to na przykładzie: nasz
kredyt wzięliśmy na 200 000 zł – 2%
z tego to 4 000 zł, przeliczając to na re-
gularne miesięczne wpłaty wychodzi
nam, że powinniśmy inwestować około
330 zł miesięcznie. Mamy w ten spo-
sób pieniądze, które zabezpieczą nas na
wypadek utraty pracy, spadku docho-
dów czy zwiększenia wydatków. Je-
żeli uważamy, że nie stać nas na taki
luksus, to lepiej zapomnijmy o braniu
kredytu, bo tak naprawdę, nie stać nas
na niego, niezależnie od tego, co mówi
bank. Banki wyliczają zdolność kredy-
tową, posługując się danymi statystycz-
nymi, dotyczącymi kosztów utrzymania
na jednego członka rodziny na danym
terenie. Nie biorą pod uwagę, czy ktoś
jest rozrzutny, że mogą mu się urodzić
trojaczki itp.
5) Kolejna sprawa to fakt, że kredyty
mieszkaniowe, bo o takich głównie
mówimy, to często kredyty walutowe.
Są one zazwyczaj korzystniejsze, ale w
długim przedziale czasowym musimy
się liczyć z wahaniem ceny danej waluty
i możliwością okresowego wzrostu raty.
6) Pamiętajmy, że decyzja o kredycie
może zaważyć na naszym życiu w znacz-
nym stopniu, dlatego wszystko musi być
przemyślane, przeliczone, a oferty róż-
nych banków rzetelnie porównane. Nie
żałujmy na to naszego czasu i energii,
a zaoszczędzimy pieniądze i będziemy
mieć mniej stresów.
7) Wspominaliśmy o polisach wbu-
dowanych w kredyt jakby z automa-
tu. Zdarza się też czasem, że bank wy-
maga tylko polisy na kupowane przez
nas mieszkanie, a nie wymaga poli-
sy na życie. Nie cieszmy się, to nie
jest powód do radości. Jeżeli chcemy
być spokojni, to przynajmniej jedno
z małżonków (to generujące większy
dochód ) powinno mieć polisę na ży-
cie przynajmniej na kwotę, którą jeste-
śmy winni bankowi, albo większą, żeby
w razie śmierci po spłaceniu banku zo-
stało jeszcze coś dla naszej rodziny.
KREDYTY!
O
dnosząc się do artykułu
z numeru 9 MM ,,Dzie-
sięć antyrad dla finansów go-
spodarstw domowych”, dzisiaj
słów kilka o kredytach.
Katarzyna Budzis
k.budzis@millionaire.pl
www.kbs-walbrzych.pl
24
#10
25
#10
26
#10
27
#10
Dawniej było dużo prościej. Sprze-
dażą zajmowaliśmy się od czasu do cza-
su. Mniej było okazji do handlu, inne
potrzeby i zdecydowanie mniej natar-
czywych informacji. Wybieraliśmy się
raz w tygodniu na bazar aby zaopatrzyć
się w niezbędne produkty i sprzedać na-
sze wyroby. Potem wracaliśmy do domu
i spędzaliśmy czas na rutynowych zaję-
ciach żyjąc w przeświadczeniu bezpie-
czeństwa i spokoju przez większość na-
szego życia. Jak bardzo musiał różnić
się tamten świat od dzisiejszego? Pomy-
ślcie o czasach, kiedy sól była białym
złotem. W kopalni takiej jak Wieliczka,
jedną z jaskiń exploatowano przez prze-
szło trzysta lat! Pewność zatrudnienia
na kilka pokoleń!
A dziś. Ile razy zetknęliśmy się z za-
chwalaniem towaru patrząc tylko od
dzisiejszego poranka? Ogłoszenie w ga-
zecie, na które tylko rzuciliśmy okiem,
plakat który mignął prawe niezauważo-
ny, radiowy spot który prawie puścili-
śmy mimo uszu jadąc samochodem czy
reklama w telewizji, przy której zmieni-
liśmy kanał. Wszystko to sprzedaje nie
tylko produkty. Także idee, opinie, mar-
ki, poglądy polityczne – co tylko moż-
na sobie wyobrazić. Perswazja to bardzo
wielki biznes.
Aby poradzić sobie z tą presją i na
koniec dnia zachować kilka złotych w
kieszeni, ludzie rozwinęli w sobie wy-
jątkową odporność. Wszystkie te żąda-
nia – zróbcie to, kupcie tamto – przy-
tłoczyłyby nas i sparaliżowały, gdyby
nie nasze grube skóry i zdolność igno-
rowania tego natarczywego gwaru. Dla
wszystkich tych, których interesy zale-
żą od umiejętności przekonywania in-
nych, czyli dla wszystkich przyszłych
milionerów prowadzących działalność
gospodarczą, kluczem do sukcesu jest
przebicie się przez cały ten zgiełk i do-
prowadzenie do sprzedaży.
Na szczęście jednak sekret sprzeda-
ży jest taki sam jak zawsze – dobra pre-
zentacja. Opowiadanie sprzedaje – to
całkiem proste. Na dodatek zdolność
przemawiania jest wrodzonym składni-
kiem ludzkiej psychiki, Opowiadanie to
coś co wszyscy potrafią i wszyscy ko-
chają. Dlatego między innymi jednym z
najbardziej dochodowych biznesów jest
przemysł filmowy. To przecież nic in-
nego jak znana jeszcze z czasów pre-
historycznych umiejętność opowiada-
nia historii doprowadzona do cyfrowej
perfekcji. Zdolność prezentowania jest
w nas tak głęboko wbudowana, że ma
nawet swoje miejsce w ludzkim geno-
mie. Gen FOXP2, odkryty w 2001 roku
przez profesora Anthon’ego Monaco na
Oxford University naukowcy uznają za
jedynie pierwszy w całej grupie genów
odpowiedzialnych za umiejętność po-
sługiwania się językiem i narracji. Tak
więc wszyscy jesteśmy urodzonymi
opowiadaczami – począwszy od pozio-
mu komórkowego.
Skoro zatem wszyscy potrafimy opo-
wiadać, a opowiadania mają zasadnicze
znaczenie dla sprzedaży, to dlaczego
niektórzy sprzedają pomysły i produkty
lepiej niż inni?
Z opowiadaniem jest tak jak z bie-
ganiem. Każdy wie jak się biega, choć
mało kto był w stanie przebiegnąć 1000
Czy milioner powinien
umieć przemawiać?
metrów w czasie poniżej 2,5 minuty.
Doskonałego biegacza od przeciętnego
różni wiele, ale najważniejsze to to, że
potrafi rozróżnić każdy mięsień i jego
wagę dla szybkiego dotarcia do mety.
Wie, jak stawiać stopy oraz jak długie
dobierać kroki. Poznał bieganie na wy-
lot. Jeśli chcemy osiągać sukcesy na
polu opowiadania, powinniśmy także
poznać reguły, metody oraz przećwi-
czyć wystąpienia publiczne, aby roz-
winąć w sobie tę umiejętność. Badania
wykazały, że wystąpienia przed publicz-
nością (niezależnie czy kilku czy też kil-
kuset osobową) paraliżują większość lu-
dzi bardziej niż strach przed śmiercią.
Są metody, dzięki którym można zapa-
nować nad tym uczuciem i w zdecydo-
wany sposób usprawnić swoje zdolno-
ści oratorskie. Dlaczego nie skorzystać
z odpowiednich treningów i szkoleń z
wystąpień, skoro i tak nas takowe w dzi-
siejszym świecie nie ominą?
Jak wiele zależy od umiejętności pre-
zentowania swoich pomysłów, wizji,
produktów i usług? Wystarczy pomyśleć
o tych co odnieśli sukces, którzy zapisali
się w historii, a zawdzięczają to swoim
oratorskim zdolnościom prezentowania
wizji. Malowanie obrazów w umysłach
potencjalnych inwestorów czy parterów
biznesowych jak też klientów stanowi o
sukcesie przedsięwzięcia. Gdyby po wi-
zycie w ponad trzystu bankach, Walt Di-
sney nie podjął kolejnego opowiedze-
nia swojej historii o przyszłym wielkim
projekcie „Najszczęśliwszego miejsca
na ziemi” – Disneylandu, nie mieliby-
śmy dziś okazji do odwiedzenia jedne-
go z tych wspaniałych parków rozrywki.
Zawdzięczając umiejętności rozpoście-
rania wielkiej wizji emerytowany po-
rucznik Sanders przekonał inwestorów
do rozpoczęcia tworzenia znanego dziś
wszystkim KFC. 27 września 2004 roku
w Londynie odbyło się oficjalne ogło-
szenie projektu Virgin Galactic. Eks-
centryczny milioner i charyzmatyczny
biznesmen Richard Branson rozpoczął
swoje przemówienie słowami: “Leci-
my w kosmos. Ten dzień jest historycz-
nym momentem, przybliżającym re-
alizację marzeń wielu milionów ludzi
o kosmicznych podróżach.” To kolej-
ny przykład, jak wiele zależy od umie-
jętności prezentowania i zarażania in-
nych swoimi wizjami. Imperium Virgin
do którego obecnie należy ponad 200
przedsiębiorstw na całym świecie nie
powstałoby bez charyzmy jego twórcy,
o której nikt by się nie dowiedział, gdy-
by ten nie umiał przemawiać.
Patrząc na inspirujące nas postaci
świata biznesu, wielkich przywódców
oraz charyzmatycznych milionerów,
jedno jest pewne. W pojedynkę wiele
się nie osiągnie. Piękne słowa znajdują
się jako epitafium na grobie znanego mi-
lionera i filantropa Dale’a Carnegie’go:
Tu spoczywa ten, który wiedział, jak
zgromadzić wokół siebie zdolniejszych
niż on sam. Potrzebujemy innych ludzi
do realizacji swoich marzeń. Przyjdzie
nam to o wiele łatwiej, jeśli przy okazji
współpracy pomożemy im w osiąganiu
ich celów. Czy to będzie na poziomie
naszego biznesu, znajomości towarzy-
skich czy w innych relacjach, umiejęt-
ność przekonywania innych do naszych
wizji przez malowanie słowami obra-
zów w ich umysłach to jedno z podsta-
wowych narzędzi i cenna umiejętność
przyszłego milionera.
Piotr Mazurowski
p.mazurowski@millionaire.pl
www.piotrmazurowski.pl
Wszyscy, codziennie, podejmujemy dwojakiego rodzaju
działania. Coś sprzedajemy (nasze produkty, usługi, wie-
dzę, idee, wizje) oraz opowiadamy historie. Sprzedajemy,
ponieważ tak zorganizowany jest nasz świat. Tak funkcjo-
nuje społeczeństwo. Opowiadamy, ponieważ tak zorgani-
zowany jest ludzki umysł. Historie są kluczami do umy-
słów. Jeśli chcemy coś sprzedać, musimy przekonać kogoś
by to kupił.
28
#10
29
#10
W pewnym królestwie żył mądry
władca. Pewnego dnia zwołał wszyst-
kich swoich mędrców i filozofów i dał
im zadanie. Mam wspaniały pierścień,
pod którym chcę ukryć treść mądrości,
która pomoże mi w nagłej potrzebie.
Ten, kto wymyśli taką mądrość, otrzyma
sowitą nagrodę.
Mędrcy i filozofowie myśleli i głowi-
li się nad tym, lecz nikomu nie udało się
wymyślić nic, co mogłoby zmieścić się
w pierścieniu. Potrafili pisać długie trak-
taty, przemawiać godzinami, ale streścić
mądrość w trzech słowach? Nikt tego
nie potrafił.
Król miał wiernego sługę, który po-
magał mu już w wielu sytuacjach. Pa-
nie – powiedział sługa – ja znam
takie przesłanie. Kiedyś na dwór Two-
jego ojca przyjechał wielki mistyk, który
w nagrodę za moją pracę przekazał mi tę
mądrość. Po czym zapisał na karteczce
trzy słowa. Korzystaj z tego tylko wtedy,
gdy nie będzie już wyjścia, gdy wszystko
inne zawiedzie – dodał na koniec. A król
schował karteczkę do pierścienia. Już
wkrótce miał z niej skorzystać...
Zastanawiasz się pewnie, jaki to ma
związek z filozofią mrówki? Bardzo
duży!
Ostatnio oglądałyśmy z córką w par-
ku wielkie mrowisko i krzątające się
mrówki. Opowiadałam Oldze o mrów-
kach i wtedy podeszła jeszcze matka z 6
letnim synkiem.
Mamo? – za-
pytał chłopiec –
A dlaczego te
mrówki tak biega-
ją? Ach synku! –
odpowiedziała kobie-
ta – One ciężko pracują, żeby
wyżywić swoje dzieci i poklepała go
po głowie.
One wcale ciężko nie pracują – po-
wiedziałam do Olgi, aby zmienić to
przekonanie. – Mają po prostu dobrą
filozofię.
Bo widzisz, jak masz dobrą filozofię
to nie musisz ciężko pracować. Mrówki
mają filozofię sukcesu. Zasadza się ona
na trzech podstawowych zasadach.
#1. Mrówka nigdy się nie poddaje.
Jeśli zagrodzisz lub odetniesz mrów-
ce drogę, będzie szukać innego przej-
ścia. Będzie sprawdzać wszystkie moż-
liwości. W górę, w dół, dookoła, byle
tylko znaleźć rozwiązanie.
Jak długo mrówka będzie szukać
wyjścia? Aż je znajdzie.
To jest dobra filozofia. Filozofia suk-
cesu.
Pewnego dnia królestwo władcy zo-
stało zaatakowane, a on sam uciekał
konno przed zabójcami. Był sam, a ich
było wielu. Uciekając pędził przez las,
aż w końcu dotarł na krawędź przepaści.
Nie miał gdzie uciec, a za sobą słyszał
stukot kopyt koni zabójców. Nie mógł
jechać dalej... Nie było innego sposo-
bu...
I gdy wydawało mu się, że to już
koniec, przypomniał sobie o pierście-
niu. Wyjął małą karteczkę i przeczytał
przesłanie, które brzmiało: To też minie.
Wielka cisza nastała, gdy król przeczy-
tał ponownie zdanie: To też minie. Stu-
kot kopyt ucichł i zabójcy zgubili ślad
króla. Zagrożenie minęło. Był uratowa-
ny.
Król wrócił do swoich ludzi, zebrał
wojska i wyruszył na wojnę, aby od-
zyskać królestwo. Zwyciężył wrogów
i wrócił do stolicy w chwale.
Gdy wjeżdżał do miasta, tłumy wi-
watowały, ludzie świętowali, tańczy-
li i ucztowali. Król był dumny z siebie.
Podczas uczty zobaczył śpieszącego do
niego sługę.
#2 Mrówka myśli o zimie całe lato
Zawsze dziwiło mnie, gdy mój part-
ner po zamknięciu jednego cyklu cisnął,
aby jednocześnie świętując, brać się za
kolejne rzeczy. Bardziej do mnie prze-
mawiała filozofia na wszystko jest odpo-
wiedni czas i również byłam zaskoczo-
na, że ciśnienie wzrastało szczególnie
pod koniec miesiąca. I trzeba było w po-
śpiechu zrobić bardzo dużo w krótkim
czasie.
Pamiętasz na pewno chociażby
z przeszłości przed sprawdzianami
czy egzaminami strategie o kurcze, jesz-
cze tylko 2 dni!
Mrówki całe lato gromadzą zapasy.
Każdego dnia wyruszają na poszuki-
wanie jedzenia, znoszą je do mrowiska
i ruszają ponownie. Wiedzą, że zima jest
nieuchronna i zbliża się wielkimi kroka-
mi.
Wyobraź sobie w środku lata, jak
jedna mrówka mówi do drugiej: Szybko,
szybko, zima, zima, pokarm, pokarm,
szybko, szybko.
Ludzie często postępują zgoła od-
miennie. Zamiast myśleć o szukaniu
nowych rozwiązań, poświęcać czas na
działania i planować z wyprzedzeniem,
mówią: Teraz jest dobrze. Cieszmy się
i dajmy na luz.
Zawieszają działania i nic nie robią.
Aż zaczyna się źle dziać, brakuje zaso-
bów, pieniędzy, czasu i wtedy... Szaleń-
cza praca, zarwane noce, stres.
Aby tego uniknąć, myśl jak mrówka.
Gdy jest dobrze, ciesz się tym i jedno-
cześnie działaj z myślą o przyszłości.
#2 Mrówka myśli o lecie całą zimę
Kiedy nadchodzi zima, mrówki ko-
rzystają z zapasów i koncentrują się
na tym, że już wkrótce zaświeci słońce
i będzie lato. To pomaga przetrwać na-
wet najtrudniejszy okres.
Wcześniej, gdy wszystko szło nie po
mojej myśli, wydawało się mi się, że to
już nigdy się nie skończy. Jedna prze-
szkoda goniła drugą w szaleńczym tem-
pie. Czy zawsze już tak będzie? – pyta-
łam siebie zdołowana.
Teraz, gdy znam filozofię mrówki,
jest inaczej. Wiem, że nawet najsroższa
zima minie i wszystko wróci do normy.
Zachowuję spokój i działam, wiedząc,
że kiedy przyjdzie wiosenna szansa,
muszę być gotowa.
Sługa podszedł do króla i powiedział:
Panie, wyjmij mądrość z pierścienia
i przeczytaj ją teraz. Jak to? – zdziwił
się władca – przecież jestem zwycięz-
cą, a nie przegranym bez wyjścia. Ten
mistyk powiedział mi, że ta mądrość
jest nie tylko na czas klęski, lecz także
na czas przyjemności” – odparł stary
sługa.
Król wyjął karteczkę i przeczytał: To
też minie. Patrzył ze spokojem na cie-
szących się ludzi, na śmiechy, taniec
i radość.
Katarzyna Szafranowska
m.szafranowska@millionaire.pl
www.synergia.org
Czego mrówka i Jim Rohn na-
uczyli mnie o sukcesie
Czego Jim Rohn i mrówka
nauczyli mnie o zarabianiu?
Kim jest Jim Rohn?
Jest popularnym amerykańskim mo-
tywacyjnym i biznesowym trenerem,
który organizuje seminaria dla dużych
przedsiębiorstw i osób prywatnych
już od ponad 40 lat. Jest autorem wie-
lu książek, które zakresem obejmują
przywództwo, biznes umiejętności sa-
modzielnego rozwoju, kontakt z klien-
tami, i motywacji.
Kariera:
+ Prowadzenie seminarów/szkoleń od
ponad 39 lat
+ Na jego szkoleniach zasiadło ponad
6000 widzów i 4 miliony ludzi na ca-
łym świecie
+ W 1985 roku, Jim wygrał CPAE
Award from the National Speakers As-
sociation
+ Milioner, przedsiębiorca i biznesmen
pomagający innym osiągnąć wszystko
co jest potrzebne do życia i biznesu
+ Jim Rohn jest autorem ponad 17
książek audio i wideo
+ Jest określany mianem jednego z
najbardziej wpływowych myślicieli
naszych czasów
+ Jim motywował i szkolił całe poko-
lenia trenerów rozwoju osobistego, jak
również setki menedżerów z najwięk-
szych firm Ameryki
30
#10
31
#10
Istnieje mnóstwo
reguł, którymi
powinien się kierować
każdy przedsiębiorca,
ale nawet, gdy nie może
ich przestrzegać, to
na pewno nie powinien
o nich zapominać.”
I Chcę być bogaty
Ta maksyma powinna przyświecać
każdemu przedsiębiorcy podczas reali-
zowania swoich marzeń o własnej fir-
mie. Choć bycie bogatym w naszym
społeczeństwie jest często źle postrze-
gane, głównie przez nauki kościoła
(Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho
igielne, niż bogatemu uda dostać się
do nieba), to wcale złe nie jest. Nieza-
leżność finansowa i bezpieczeństwo fi-
nansowe jest podstawą funkcjonowania
w państwie opartym na rynku kapitali-
stycznym. Dążenie do bycia bogatym
lub po prostu milionerem powinno być
traktowane jako przejaw trzeźwego my-
ślenia o życiu. Nie ma milionera, który
wzbogaciłby się, nie dzieląc się swoimi
pieniędzmi z innymi. Praca ludzka jest
cały czas podstawą funkcjonowania
przedsiębiorstw, więc przedsiębior-
ca zawsze część zysku przezna-
cza na wypłaty i pozwala boga-
cić się innym.
II Nie
poddawaj
się
Choć brzmi to dość trywial-
nie, to wiara w sukces i upar-
te dążenie do wyznaczonych celów
jest jednym z podstawowych kryteriów
sukcesu. Wielkie organizacje nie two-
rzą się z dnia na dzień, lecz całymi lata-
mi. Wytrwałość w realizowaniu planów
powinna cechować każdego przedsię-
biorcę nastawionego na osiąganie suk-
cesu. Wiele osób poddaje się już przed
stworzeniem własnego biznesu, bo nie
mogą znaleźć odpowiedniego pomysłu
na biznes. Każdy pomysł może być do-
bry, tylko trzeba go odpowiednio rozwi-
jać i starać się rozwiązywać problemy
stojące na drodze do realizacji wszyst-
kimi możliwymi sposobami. Często za-
pominamy, że wokół nas są osoby, któ-
re mogą pomóc nam w najtrudniejszych
problemach. A może wystarczy sięgnąć
po jedną z książek napisanych przez ko-
goś, kto początki tworzenia własnego
biznesu ma już za sobą? Pamiętaj, aby
zawsze szukać rozwiązań do końca.
III To, co masz zrobić
jutro, zrób dzisiaj
Przysłowie, które w języku polskim
zakorzeniło się już dawno
temu, obecnie jest częściej
spotykane w postaci To,
co masz zrobić dzi-
siaj, zrób pojutrze,
a będziesz mieć
dwa dni wolne-
go. Dla przed-
siębiorców zaj-
mujących się
własnym biz-
nesem druga wersja nie jest nawet
śmieszna. Własna firma wymaga po-
święcenia swojego czasu. Przy inten-
sywnym rozwoju własnej działalności
będzie nam zawsze brakowało czasu,
dlatego już teraz staraj się wykorzysty-
wać swój dzień pracy do maksimum.
Dobra organizacja własnego czasu spra-
wia, że możemy skupić się na rzeczach
najważniejszych i pilnych dla dobrego
funkcjonowania przedsiębiorstwa. Je-
śli nie wiesz, jak sprawić, by nadmiar
wolnego czasu zamieniać w pożyteczną
pracę, to może czas nadrobić zaległości
i poczytać Podstawy organizacji i zarzą-
dzania.
IV Nie walcz z systemem
System, czyli dobrze funkcjonująca,
złożona organizacja z wieloma różnymi
zależnościami między elementami sys-
temu. Z jakim systemem masz nie wal-
czyć? Z tym, który został ci odgórnie
narzucony przez państwo. Prawo jest
podstawą funkcjonowania państwa, od-
nosi się do wszystkich aspektów życia
i jest nierozerwalnie związane z gospo-
darką państwa. Jeśli nie jesteś jednym
z kilkuset ambitnych polityków, któ-
rzy chcą dla naszego, a przede wszyst-
kim, dla swojego dobra, zajmować się
uchwalaniem prawa w parlamencie, to
wpływu na system nie masz. Zamiast
zamartwiać się tym, że prawo jest skom-
plikowane, chociażby to podatkowe,
spróbuj poświęcić swój czas na pozna-
wanie go. Doświadczeni przedsiębiorcy
wiedzą, że łatwiej, prościej i taniej jest
kupić sobie kodeks pracy i wiedzieć, do
czego, jako pracodawca prawo się ma,
niż sądzić się z pracownikami, którzy
starają się wykorzystywać naszą nie-
wiedzę. Może właśnie podczas studio-
wania przepisów regulujących funk-
cjonowanie przedsiębiorstw na rynku,
znajdziesz paragrafy lub luki prawne,
które będą twoją furtką do sukcesu.
V Pamiętaj, aby
inwestować zyski
Ludzie pracujący na etacie nie mają
zwyczaju inwestowania kapitału. Za-
zwyczaj wybierają jedną z dwóch opcji,
przejadają pieniądze już w pierwszym
miesiącu po wypłacie lub też oszczędza-
ją swoje zarobki, w celu przejedzenia
ich w późniejszym okresie. Wydawanie
pieniędzy jest sztuką i nie można mylić
oszczędzania z inwestowaniem. W firmę
zawsze można wpompować pieniądze,
ale ważne jest, by robić to mądrze. Po-
czątkujący przedsiębiorcy lub inwesto-
rzy starają się kierować intuicją, wierząc
w swoją nieomylność i szczęście. Od in-
tuicji dużo pewniejsza jest matematyka
i sam pewnie nie raz słyszałeś, że dobrze
przygotowany biznesplan jest podstawą
sukcesu twojej firmy. Pieniądze mają tę
zaletę, że można je policzyć, dlatego in-
westycje oparte o planowanie są dużo
lepszym rozwiązaniem niż liczenie na
łut szczęścia. Może warto już teraz prze-
znaczyć część zarobionych pieniędzy
nawet na małą inwestycję zamiast kupo-
wać te wszystkie niezbędne rzeczy, bez
których każdy potrafiłby się obejść?
VI Ucz się na błędach
(bliźniego swego)
Nie myli się ten, kto nic nie robi –
przysłowie powtarzane przez moją bab-
cię jest nadzwyczaj prawdziwe. Każdy
ma prawo do popełnienia błędu, choć po-
winniśmy robić wszystko, aby tych błę-
dów popełniać jak najmniej. Prowadze-
nie własnej działalności to ciągłe ryzyko
i na każdym kroku jest bardzo dużo moż-
liwości pomyłki. Błędy mają to do sie-
b i e ,
że są
nie-
spodziewane, niechciane i najczęściej
popełniane nieświadomie. Aby się ich
ustrzec, warto sprawdzić, jak zaczynali
inni i z jakimi pomyłkami sami na po-
czątku się spotkali. Warto skorzystać
z biblioteki lub księgarni i poczytać
o ludziach sukcesu, którzy nierzad-
ko własne pomyłki traktują jako do-
świadczenie kształtujące ich późniejszą
przedsiębiorczość. Można też poszukać
informacji w Internecie i przejrzeć fora
internetowe związane z własnym bizne-
sem. A czemu nie wybrać się na konfe-
rencję Myśleć jak Milionerzy organi-
zowaną przez Kamila Cebulskiego, na
której swoimi doświadczeniami dzielą
się osoby, które osiągnęły mniejszy, jak
i większy sukces w prowadzeniu wła-
snej firmy.
VII Nie będę miał
konkurencji lepszej
ode mnie
Hasło bardzo treściwe i zrozumiałe,
choć trudne do realizacji. Konkuren-
cja zawsze będzie istniała, niezależnie,
czy tego chcemy, czy nie. Wolny rynek
jest stworzony dla przedsiębiorstw, któ-
re z założenia mają rywalizować mię-
dzy sobą w walce o klienta. W róż-
nych branżach różnie się ta konkurencja
kształtuje, jednak zawsze są sposoby na
pokonanie konkurencji. Jednymi ze spo-
sobów są innowacje i wprowadzanie
nowoczesnych, wcześniej nie znanych
rozwiązań. Szczególnie wtedy, gdy
stworzymy produkt lub usługę, które są
trudne do podrobienia. Zawsze można
też wzorować się, brać to, co najlepsze,
od innych, udoskonalać i wprowadzać
do własnej firmy. Tworzenie przewa-
gi konkurencyjnej jest bardzo trudne
i wymaga wielu przygotowań. Bada-
nie rynku i konkurencji jest niezbęd-
n e ,
jeśli chcemy być lepsi od in-
nych. Na szczęście, dzięki
Internetowi i prawie nie-
10
PRZYKAZAŃ
PRZEDSIĘBIORCY
32
#10
33
#10
ograniczonemu dostępowi do informacji,
możemy się dobrze przygotować i spraw-
dzić, z jaką konkurencją przyjdzie się
nam zmierzyć w naszym biznesie. Naj-
lepszym przykładem determinacji w po-
konaniu konkurencji jest misja firmy Ko-
matsu, którą w 1962 roku Y. Kawai uznał
za główny cel firmy: Pobić Caterpil-
lara, czyli ówczesnego największe-
go producenta maszyn budowlanych
na świecie. Komatsu się to nie udało, jed-
nak z podupadłej japońskiej fabryki stali
się drugim co do wielkości producentem
maszyn ciężkich na świecie.
VIII Nie będę pochopnie
podejmował decyzji
Umiejętność podejmowania decyzji jest
jedną z najbardziej cenionych umiejęt-
ności wśród menedżerów. Prowadze-
nie firmy to ciągłe podejmowanie decy-
zji. Decydowanie o wszystkich aspektach
funkcjonowania organizacji to wiel-
ki przywilej, ale równie wielka odpo-
wiedzialność. Dobra decyzja to przemy-
ślana decyzja. Należy zawsze starać się
o zebranie możliwie największej ilości
informacji na temat, w którego kwestii
przyjdzie nam podejmować decyzję. Czę-
sto z braku czasu decydujemy o rzeczach
pochopnie, bez zastanowienia. Robimy
tak najczęściej pod wpływem impulsu,
z tym problemem najczęściej stykamy się
na zakupach w supermarkecie. Co zro-
bić, aby podejmować tylko dobre decy-
zje? Podstawą jest podważanie własnych
przemyśleń, szukanie minusów w możli-
wościach, na które się decydujemy. Gdy
musimy o czymś zdecydować, to zazwy-
czaj pierwsze rozwiązanie wydaje nam
się najlepsze, gdy postaramy się znaleźć
w nich minusy, to łatwiej przyjdzie nam
otworzyć się na inne rozwiązania. Cza-
sami warto też poprosić osobę trzecią o
szukanie błędów w rozwiązaniach, które
przyjęliśmy za najlepsze.
IX Pamiętaj, że praca jest
dla ludzi
Niełatwo jest znaleźć dobrego pracowni-
ka, jeszcze trudniej jest kogoś zwolnić. Na
początku, gdy zaczynamy prowadzić wła-
sny biznes, to staramy się wszystko robić
sami. Zazwyczaj robimy to, by ograni-
czać koszty, ale w wyniku wprowadza-
nych oszczędności często pozbawiamy
siebie szansy na większe zyski. Szczegól-
nie w działalności usługowej osoby, które
zdecydowały się pracować na własny ra-
chunek, nie chcę dzieli się ani pracą ani
zarobionymi pieniędzmi, trzymając biz-
nes w rodzinie. Zyski osiąga się z zain-
westowanego kapitału, który powinno się
inwestować również w ludzi. Opanowa-
nie podstaw zarządzania zasobami ludz-
kimi jest jednym z kryteriów sukcesu na-
szej organizacji. Może właśnie poprzez
samodoskonalenie siebie będziemy w sta-
nie doskonalić naszą kadrę pracowników.
X Nigdy nie poprzestawaj
na tym, co masz
Chciwość to bardzo zła cecha. Jednak
nie można mylić dążenia do tego, co
dla nas najlepsze, z byciem skąpym. Ci,
którzy nie idą do przodu, cofają się. Je-
śli będziemy potrafili cieszyć się z tego,
co mamy, to nauczymy się być szczęśli-
wymi ludźmi. Jednakże, gdy skończymy
poprzestawać na tym, co mamy, to na-
uczymy się dzielić naszym szczęściem
z innymi. Gdy mamy wszystkiego ponad
miarę, to możemy zacząć dzielić się tym,
co mamy. Jeżeli dążymy do sukcesu, to
zawsze będziemy starali się zdobywać
wszystkiego więcej. Dlatego, że mier-
nik sukcesu jest względny, a każdy mały
sukces przybliża nas do osiągnięcia cze-
goś większego, co może stać się naszym
głównym celem. Pamiętaj, że sukces
do ciebie nie przyjdzie, sam musisz
do niego dążyć i wyznaczać sobie nowe
cele.
Tomasz Wykowski
t.wykowski@millionaire.pl
Nie wierzyłem. Gdy kilka lat temu zacząłem uczestniczyć
w różnego rodzaju konferencjach naukowych na polskich
uczelniach zastanawiałem się ilu z uczących się tam
studentów samodzielnie wybrało kierunek swoich studiów.
Ilu z nich wie, co chce osiągnąć w życiu, czy chociaż w
którą chcą iść stronę. Podczas większości swoich wystąpień
zadawałem to pytanie – ciekawiło mnie, czy świadomość
młodych ludzi zmienia się i ewoluuje. Okazało się wręcz
odwrotnie.
34
#10
35
#10
Sam słyszałem je wiele razy. Gdy
zakładałem swoją pierwszą firmę, byłem
tak szczęśliwy, że chciałem podzielić
się tym ze znajomymi z uczelni. Jakież
było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem
od większości z nich, że przecież mi
się nie uda i że żeby być trenerem
i prowadzić szkolenia trzeba skończyć
studia i przebyć kilkuletnią praktykę.
Nie wiem, czy przemawiała przez nich
zazdrość, czy po prostu negatywne
programy wgrane do ich mózgów przez
społeczeństwo. Najważniejsze, że część
mnie, którą nazywam Buntownikiem,
była silniejsza.
Pierwsze szkolenie poprowa-
dziłem, mając niespełna
20 lat.
Wyobraź sobie
małego, chu-
dego czło-
wieczka,
wyglą-
dają-
c e -
go
n a
1 5 -
16 lat,
prowa-
d z ą c e g o
s z k o l e n i e
z
hipno-
zy, przed pu-
bliką średnio dwa
razy starszą od niego.
Człowieczek ten trząsł
się (miał jeszcze fo-
bię wystąpień publicz-
nych), a na początku
szkolenia głos drżał
mu jak galareta.
To byłem ja.
I mimo całe-
go stresu i nie-
pewności, któ-
re to dostałem
od naszego „kochanego” systemu edu-
kacji, poprowadziłem je tak, że byłem z
siebie kosmicznie dumny. Co pozwoli-
ło mi to osiągnąć? Gdy w mojej głowie
pojawiała się jakakolwiek myśl o pod-
daniu się, patrzyłem na ogromne, wspa-
niałe obrazy, które pojawiały się przed
moimi oczami. Widziałem w nich sie-
bie, w przyszłości, za wiele lat. Byłem
w nich doświadczonym przedsiębior-
cą, pewnym siebie hipnotyzerem, tera-
peutą i coachem. Widziałem, jak two-
rzę biznes oparty na pomocy innym
ludziom, latam własnym helikopterem,
mam posiadłość na pięknej wyspie i
cudowną rodzinę. I właśnie ta wizja
od lat utrzymuje mnie na drodze
do celu.
Pamiętaj, kim jesteś i kim
chcesz się stać
Kim jesteś? Nie znając Cię zupełnie,
nie wiedząc, gdzie i w jakich okoliczno-
ściach czytasz ten tekst, mogę z pełnym
przekonaniem powiedzieć, że jesteś wy-
jątkową, jedyną w swoim rodzaju, peł-
ną potencjału istotą. Mogę też powie-
dzieć, że jeszcze nie wierzysz w siebie
tak mocno, jak na to zasługujesz. Wi-
dzisz, od lat szkolę ludzi i pomagam im
się rozwijać. Uczestniczyłem w ogrom-
nych zmianach i przeobrażeniach – lu-
dzie, z którymi pracowałem, czasem w
ciągu kilku minut, godzin czy dni potra-
fili nauczyć się kierować swoimi emo-
cjami, czytać kilkadziesiąt razy szybciej
niż przeciętny człowiek, tworzyć sku-
teczny i bogaty biznes. Ty też możesz i
jeśli oprzesz ten potencjał na misji ży-
ciowej, żadna siła Cię nie powstrzyma
przed osiągnięciem sukcesu w życiu.
Według mnie misją życiową są naj-
ważniejsze i najwyższe wartości, któ-
re chcemy realizować w życiu. Nie
jest nią wielki dom, dobrze płatna pra-
ca czy nawet prywatny samolot. Mi-
sją życiową może być zabawa, radość,
szczęście, miłość, spełnienie, wol-
ność, zdrowie i wszystkie emocje i sta-
ny, które dają Ci poczucie, że jesteś
na właściwym miejscu, że to, co robisz,
ma sens i, że jesteś dobrym człowie-
kiem.
Jak ją odnaleźć? Zaproponuję Ci teraz
2 ćwiczenia, moim zdaniem, najlepsze
na początkowej drodze szukania swojej
misji życiowej.
Ćwiczenie pierwsze –
Marzenia
Przygotuj sobie kilka czystych kartek
i długopis. Usiądź przed pierwszą
i rozluźnij się. Popatrz na swoją kartkę
i przyrównaj ją do siebie. Jest czysta
– wolna od jakichkolwiek schematów
i ograniczeń. Nie ma na niej przeszłości.
Jest absolutnie wolna, możesz napisać
na niej co tylko chcesz, bez względu
na „nie można”, „to jest trudne”, „nie
wypada”, „nie powinno się”, „muszę”
i innych chorych i ograniczających
instalacji.
Zapisz na niej, na samej górze: „Ja”. Te-
raz przypomnij sobie wszystkie marze-
nia ze swojego życia, wszystkie pięk-
ne cele i pragnienia, nawet te, w które
w pewnym momencie przestałeś lub
przestałaś wierzyć. Opisz krótko, jakie
umiejętności, nawyki, cechy charakteru
sprawią Ci niesamowitą radość. Zwróć
uwagę nie na to, kim chcieli Cię stwo-
rzyć inni – rodzice, „przyjaciele”, ale na
to KIM TY CHCESZ BYĆ. I najważ-
niejsze – za wszelką cenę nie odchodź
od kartki dopóki cała, nawet najdrob-
niejsze jej miejsca, nie będą zapisane.
Może to na początku sprawić trudność,
mogą przychodzić myśli, że to bez sen-
su czy inne wymówki. To znak, że ja-
kaś część Ciebie boi się samorealizacji
– i potrzebuje od Ciebie wsparcia i pew-
ności siebie. Gdy już skończysz pierw-
szą kartkę, weź kolejną. Zapisz na niej:
„Inni ludzie” i w podobny sposób za-
pisz, jakimi ludźmi chcesz się otaczać,
co chcesz im dać, kogo chcesz poznać,
jakie związki i relacje chcesz budować.
Na kolejnych kartkach zapisz: „Rodzi-
na”, „Biznes” lub „Kariera”, „Ducho-
wość” i te sfery Twojego życia, które
uważasz za najważniejsze. Gdy skoń-
czysz, rozłóż przed sobą wszystkie kart-
ki i patrząc na nie, zacznij tworzyć obra-
zy w swojej wyobraźni. Zobacz w nich,
jak w przyszłości realizujesz wszystko
to, co właśnie zaplanowałeś lub zapla-
nowałaś. Daj czadu – niech obrazy będą
wspaniałe i kolorowe, przeżywaj je, bę-
dąc głównym bohaterem swoich ma-
rzeń.
Ćwiczenie drugie –
Łańcuchy wartości
Na kolejnej kartce wypisz jak najwięcej
czynności, które lubisz wykonywać
i do których nie musisz się sztucznie
M I S J A
STRATEGIA
S U K C E S
Na przeciętną grupę 50 studentów,
jedna do trzech osób miała wyznaczone
dalekosiężne cele – planowała swoją
karierę lub biznes lub już pracowała
na osiągnięcie swoich marzeń. Co robiła
reszta? Najczęściej studiowała, bo tak
pokierowała nimi rodzina lub nie dostała
się na wymarzone studia. Co za głupota!
– pomyślałem. Co za marnotrawienie
energii i czasu…
Wielokrotnie w swoim życiu pracowa-
łem z ludźmi mającymi 40-50 lat, dobrze
zarabiającymi, jeżdżącymi samocho-
dami wysokiej klasy, mającymi rodzi-
nę… Na pierwszy rzut oka wydawało
mi się, że mają wszystko, co potrzebne
do szczęścia. A jednak mówili, że nic,
tak naprawdę, nie osiągnęli w życiu. Py-
tałem ich – Jak to? Przecież masz żonę,
dzieci, dom, samochód? Odpowiadali, że
niby
t a k ,
ale to
nie ich
życie. To
nie oni wy-
brali taką rze-
czywistość, tylko
ich rodzice
i znajomi. Często sami
nie osiągali nic, ale czy
to z frustracji, czy to
z nudów, zamieniali się
w
życiowych mentorów
i mówili: Człowieku, daj
spokój. Życie to nie za-
bawa ani bajka, ustat-
kuj się, znajdź dobrze
płatną, bezpieczną pra-
cę! Być może słowa
te brzmią dla Ciebie
znajomo?
Zdzisława zamurowało. Bez słów objął
córeczkę. Za chwilę Dagmarka uśmie-
chała się i znów świat uśmiechał się
do niej.
Tę autentyczną historię opowiedział
mi znajomy przedsiębiorca całkiem
niedawno. Dzisiaj Dagmarka już daw-
no jest panią Dagmarą, matką i żoną,
i sama tej historii nie pamięta.
Choć wszystko wydarzyło się dwa-
dzieścia pięć lat temu, to dla ojca była
to lekcja niezwykła. Na tyle niezwy-
kła, że kiedy ją opowiadał, przeżywał
na nowo. Wciąż była mocnym doświad-
czeniem.
Doświadczeniem miłości. Doświad-
czeniem przyjaźni. Doświadczeniem
niezwykłym i dla ojca i dla córki.
Tata poczuł, czym jest miłość, i Dag-
mara poczuła, czym jest miłość, i to było
doświadczenie obojga. Oboje nauczy-
li się kochać. Rodzic na swoim i dziec-
ko na swoim poziomie rozumienia i od-
czuwania. Rodzic od dziecka. Dziecko
od rodzica.
Uczymy się przez doświadczanie.
Uczymy się całe życie. Ci, którzy uczą
się całe życie i od każdego: dziecka,
dorosłego, przyjaciela, wroga, kolegi,
przyrody, kamieni, natury, pogody i Bóg
wie, czego jeszcze, są mądrymi ludźmi.
Widząc i wiedząc więcej, stwarzają wię-
cej możliwości. Są bardziej elastyczni.
Lepiej radzą sobie z wyzwaniami ży-
cia.
Ci, którzy już się wszystkiego na-
uczyli i wiedzą lepiej, doradzają, prze-
konują, wpływają, manipulują, ocenia-
ją, wartościują, sami siebie zatrzymują
w miejscu.
Dagmara miała szczęście mieć ko-
chających rodziców.
Bywa też tak, że możesz mieć
zewnętrznie wszystko (stanowisko,
majątek, dom, rodzinę), ale miałeś pe-
cha, bo gdy byłeś dzieckiem, ktoś Cie-
bie zatrzymał, nie przytulił. Zatrzymał
w rozwoju emocjonalnym nie dając mi-
łości, ciepła, wiary, nadziei, radości,
czułości i siły.
A dlaczego zatrzymał? Najczęściej
dlatego, że sam tego nie miał. Jeżeli nie
miał, to też nie bardzo mógł dać, bo nie
wiedział, co dać.
A może zamiast miłości nauczyłeś
się nienawiści, bo tylko tym dyspono-
wali najbliżsi?
Kiedy tak jest, to rzeczywiście prze-
baczenie jest rozwiązaniem. Tylko,
że przebaczenie to za mało. Potrzebu-
jesz pokochać, bo rozwiązaniem za-
wsze jest miłość. A tak naprawdę sądzę,
że przyjaźń. Przyjaźń do siebie. Przy-
jaźń do otoczenia. Tego niegdyś nauczał
Jezus. Tego nauczają mądrzy ludzie.
Tyle mądrość, ale jak tego osobiście
doświadczyć? Jak poczuć miłość? Jak
poczuć przyjaźń? Jak zacząć kochać
i być kochanym? Kiedy nie mamy ta-
kich doświadczeń?
Rozwiązaniem jest dostrzeganie mi-
łości. Dostrzeganie przyjaźni. Zobacz,
jak kochają zwierzęta. Zobacz, jak ko-
chają inni, i poczuj to. Podaruj sobie
uczucie miłości. Kochaj i Bądź kocha-
na, kochany. Stań się miłością. Stań się
przyjaźnią. Pokochaj siebie. Przytul sie-
bie, jak przytulił tata Dagmarę.
Zacznij czule rozmawiać ze sobą
i wszystkimi Twoimi komórkami, na-
rządami. Szczególnie, kiedy bolą. Przy-
tul je. Weź na ręce. Podaruj im ciepło.
Miłość. Przyjaźń.
Zacznij od siebie i tylko od siebie,
bo to jedyne, na co masz faktyczny
wpływ.
Rozmawiaj ze sobą czule i z miło-
ścią, i z mądrością.
Zaobserwuj swoje reakcje. Reakcje
swojego ciała na słowa, które wypo-
wiadasz do siebie. Poczuj – Jak reaguje
Twoje ciało, kiedy zwracają się do Cie-
bie inni?
Słowem obserwuj siebie i swoje
uczucia. Mam taką propozycję. Kiedy
czujesz się źle, to popatrz na siebie z dy-
stansu. Stań jakby obok i obserwuj sie-
bie.
Natomiast, kiedy poczujesz się do-
skonale, to patrz na świat swoimi oczy-
ma.
Teraz, spodziewaj się niezwykłego.
Spodziewaj się wysokiego, niezwykłe-
go lotu, a może odlotu. Leć coraz wyżej
i doświadczaj niezwykłego. Doświad-
czaj odczuć do tej pory nie znanych.
Stwarzaj nowe jeszcze piękniejsze, jesz-
cze wznioślejsze i bardziej zmysłowe.
I nie mówię tu o przyjemności. Zwa-
żaj lepiej, ile przyjemności jesteś w sta-
nie wytrzymać. Mówię tutaj o praw-
dziwym życiu i radości życia. Zgadnij,
czym dla Ciebie jest radość życia? Jakie
doświadczenia ją wzmacniają?
Czym dla Ciebie jest miłość?
Czym dla Ciebie jest przyjaźń?
I poznaj sercem i ciałem i duszą
wszystkie barwy miłości. Wszystkie
barwy przyjaźni!
Ty jesteś Światem, całym światem.
Świat nie istnieje dla Ciebie bez Cie-
bie. Kiedy odejdziesz, odejdzie świat.
Twój świat. Twój świat to jedyny Twój
cielesny świat, więc stwarzaj go dla sie-
bie jak najlepiej. Napełniaj go miłością,
przyjaźnią i mądrością.
Czego byś nie chciał, to i tak najważ-
niejsza jest miłość.
Choć tak naprawdę to świadomość
miłości.
Andrzej Hanisz
a.hanisz@millionaire.pl
KIEDY MAŁE
DZIECI PŁACZĄ
motywować. Może to być np.: spanie,
jedzenie, spotkania ze znajomymi,
jazda na rowerze, sport itp. Najlepiej,
jeśli wypiszesz ich przynajmniej
dwadzieścia. Skoncentruj się następnie
na pierwszej z nich i zadaj sobie pytanie:
Co mi to daje? Zapisz odpowiedź
i zadaj do niej ponownie to samo
pytanie. Dojdź tą drogą do wartości, przy
której pytanie Co mi to daje nie będzie
miało odpowiedzi. Może to wyglądać
następująco:
Lubię spać – co mi to daje? -> relaks –
co mi to daje? -> dobre samopoczucie
– co mi to daje? -> zdrowie – co mi to
daje? -> życie
Ostatnią wartość nazywamy w NLP
wartością rdzeniową. Wartość ta
jest zawsze pozytywna i jest jednym
z Twoich najsilniejszych motywatorów.
Teraz kolej na wyznaczenie strategii
życiowej. Strategia jest rozwinięciem
misji – jest dokładnym planem jej
realizacji.
Rozłóż przed sobą wszystko, co napi-
sałeś lub napisałaś, i weź do ręki kolej-
ną czystą kartkę. Ułóż ją w poziomie i
na samej górze narysuj poziomą linię.
Będzie to Twoja linia czasu. Na jej po-
czątku, po lewej stronie, zaznacz punkt,
który będzie symbolizował dzisiej-
szy dzień. Na drugim końcu, po prawej
stronie, zaznacz punktem moment za 3,
5 lub 10 lat. Podziel teraz linię na 10-
12 odcinków, rozpoczynając od aktual-
nego dnia, przechodząc przez moment
za miesiąc, za dwa miesiące, pół roku,
rok, dwa lata itp.
Patrząc na swoje marzenia (1 ćwiczenie)
i wartości rdzeniowe (ćwiczenie 2),
zaplanuj swoje cele i wszystko, co
chcesz osiągnąć i zrealizować pod koniec
okresu, który sobie wyznaczyłeś lub
wyznaczyłaś. Skuteczne wyznaczanie
celów zaczynamy właśnie od celów
dalekosiężnych. Od marzeń i inspiracji.
Pamiętaj, aby wyznaczając swoje cele,
robić to z odwagą i wiarą w siebie
i odrzucić wszelkie bariery typu: „to
trudne” czy „niemożliwe”. Twoja
świadomość ma wyznaczyć cel.
Ostatnia ważna sprawa – to, co wyzna-
czysz sobie na dziś i jutro, ZRÓB KO-
NIECZNIE. Jeśli tego nie wykonasz,
przejdź przez ćwiczenie od początku
albo zapomnij o swoich marzeniach…
Jeśli Twoje szczęście, spełnienie i oso-
bisty suk-
ces nie są dla Ciebie na tyle ważne, że za-
czniesz działać, nie jesteś człowiekiem,
ale owcą, robiącą to, co inni i osiągającą
tylko to, co zwyczajne i normalne.
A przecież to nieprawda, czyż nie?
I jeszcze jedno – coś, co bardzo czę-
sto powtarzam na swoich wystąpie-
niach: gdzieś tam w przyszłości czeka
na Ciebie moment, w którym za-
czniesz coraz częściej płakać ze szczę-
ścia. Czuć się absolutnie spokojnie
i bezpiecznie. Szczęśliwie i radośnie.
Bez żadnych problemów i konfliktów
wewnętrznych. Tylko od Ciebie zależy,
czy do niego dojdziesz. Tylko od Ciebie
zależy, czy osiągniesz sukces. Co więc
postanawiasz?
Michał Jankowiak
m.jankowiak@millionaire.pl
Mała Dagmarka płakała, idąc obok tatusia, pogrążonego w rozmowie z panią mece-
nas. Kiedy zniecierpliwiony spytał, co się stało? Poważnie odpowiedziała:
Nie wiesz o tym, że kiedy małe dzieci płaczą, to trzeba je przytulić!
36
#10
37
#10
38
#10
39
#10
W
prawdzie mówi się, że kryzys nie
sprzyja innowacjom (bo trzeba
oszczędzać!), ale to tylko do pewnego
stopnia prawda. To dzięki innowacjom
możliwa jest obniżka kosztów i/lub
poprawa produktywności.
J
ednym z rozwiązań, któremu war-
to się przyjrzeć bliżej, jest koncep-
cja bring your own PC to work (przy-
nieś swój prywatny PC do pracy). Jest
to koncepcja, która w Europie konty-
nentalnej nie jest zbytnio rozpowszech-
niona, za to znana (i stosowana) jest
w Wielkiej Brytanii oraz w USA.
S
ą pewne grupy zawodowe, których
przedstawiciele najczęściej są wy-
posażeni w lepsze, szybsze kompute-
ry w domu niż w pracy (chociażby in-
formatycy i grupy pokrewne). Często
jest tak, że ludzie korzystają z firmowe-
go komputera nie tylko w celach służ-
bowych oraz z prywatnego – wykonu-
jąc pracę dla firmy. Niektórzy pracują w
domu, korzystając z prywatnego sprzę-
tu, a w pracy poświęcają kilka minut,
aby np. przeczytać prywatne e-maile
(podczas gdy inni w tym samym czasie
wychodzą na papierosa lub też prowa-
dzą niekoniecznie służbową rozmowę
telefoniczną). Stąd też sztywny podział
na prywatne i służbowe użytkowanie
komputera nie jest chyba możliwy. I to
jest właśnie przesłanka, która doprowa-
dziła do powstania koncepcji bring your
own PC to work.
M
amy do czynienia z sytuacją: użyt-
kujemy sprzęt dla celów prywat-
nych oraz służbowych, w domu, w pra-
cy, może też w pociągu albo na lotnisku.
Nie ma większego sensu używać wielu
komputerów tylko dlatego, że znajduje-
my się o różnych porach dnia w różnych
miejscach (praca, dom), zdecydowanie
lepszym rozwiązaniem jest możliwość
wykonywania tych wszystkich czynno-
ści przy użyciu jednego komputera. Tę
samą kwestię można byłoby zresztą po-
stawić w odniesieniu do tego, czy ma
sens użytkowanie dwóch samochodów
(prywatnego i służbowego – stąd szereg
firm udostępnia samochody służbowe
również do użytku prywatnego), czy też
dwóch telefonów komórkowych.
K
orzyści z rozwiązania „dwa
w jednym” są chyba jasne. Teraz
przyjrzyjmy się innym, mniej popular-
nym aspektom (i jak je rozwiązać):
Bezpieczeństwo
Czy jesteśmy w stanie zagwarantować,
że korzystając z własnego komputera,
nie przyniesiemy do firmy wirusów? To
właściwie nie jest problem, bo widząc
w tym ryzyko, należałoby praktycz-
nie zabronić korzystania z pen-drivów,
CD-ROMów, dyskietek, a może nawet
z Internetu…
Koszty
D
laczego mamy płacić za coś, co
użytkujemy służbowo? Właściwie
nie musimy tego robić. Często praco-
dawcy, stosujący rozwiązanie w posta-
ci bring your own PC to work, refundują
pracownikowi pewną stałą kwotę, która
jest związana z nabyciem/posiadaniem
własnego komputera w celach służbo-
wych, a to, co pracownik kupuje do-
datkowo w porównaniu ze standardem
oferowanym przez firmę, obciąża jego
budżet prywatny.
Utrzymanie
Kwestię utrzymania komputera pry-
watnego, użytkowanego w celach służ-
bowych, można śmiało wykorzystać
w kierunku stworzenia sytuacji win-
win: w przeważającej większości przy-
padków należy oczekiwać, że pra-
cownicy będą otaczać większą troską
prywatny sprzęt niż ma to miejsce w
przypadku sprzętu służbowego. Korzy-
sta na tym pracodawca. Ale ten właśnie
pracodawca może uczynić miejsce pra-
cy bardziej przyjaznym dla pracownika,
umożliwiając mu korzystanie z zasobów
firmowych w odniesieniu do prywatne-
go komputera: weźmy chociażby możli-
wość skorzystania z kompetencji działu
IT w przypadku instalacji nowego opro-
gramowania dla celów prywatnych.
Ogólne zasady IT
obowiązujące w firmie
C
o w przypadku, kiedy my mamy np.
inny system operacyjny niż uży-
wany w naszej firmie? Albo nasz edy-
tor tekstów odbiega od firmowego? Tu-
taj stosuje się dwa rozwiązania: można
zobowiązać pracowników do zachowy-
wania dokumentów w formacie przyję-
tym w firmie. Drugą możliwość oferu-
je wykorzystanie wirtualnych pulpitów
(virtual desktops), które są zaopatrzone
w standardowe oprogramowanie wyko-
rzystywane w naszej firmie.
I
tak naprawdę, jeżeli dobrze się
zastanowimy, na pewno dojdziemy
do wniosku, że koncepcja bring your
own PC to work coś w sobie ma…
Magdalena Szarafin
m.szarafin@millionaire.pl
www.szarafin.info
NASZE KOMPUTERY
WASZE OPROGRAMOWANIE
czyli bring your own PC to work
Jakiś czas temu słyszeliśmy „wasz prezydent, nasz premier“. Jednak nie o polityce będzie
ten tekst. Przynajmniej nie o polityce w skali makro, właściwie będzie to tekst o polityce
firm. O innowacyjnym rozwiązaniu o nazwie bring your own PC to work.
MAGIA SERWISÓW
SPOŁECZNOŚCIOWYCH
czyli jak dostać pracę dzięki kontaktom
P
omysł na ten artykuł nasunął
mi się całkiem przypadkowo:
poszukując materiałów dot. Legal
Process Outsourcing, natknęłam się
na firmę-dostawcę usług prawni-
czych, Total Attorneys. Jej strategia
rekrutacyjna, oparta na aktywności
w serwisach społecznościowych, wy-
dała mi się interesująca….
T
otal Attorneys jest firmą zatrudnia-
jącą 215 specjalistów w Chicago
oraz 12 osób w Indiach. Założyciel tej
firmy, Ed Scanlon, stosuje dosyć cieka-
wą strategię rekrutacyjną: jego pracow-
nicy to osoby posiadające szereg kon-
taktów w serwisach społecznościowych,
jak Twitter, Ning, Facebook, Bebo, Lin-
kedIn i in. Jak sam mówi, ludzie tacy
mogą dostarczyć firmie nowych, cen-
nych pracowników oraz pomysłów. Ale
czy to jedyny powód ich rekrutacji?
L
inkedIn posiada ok. 39 mln użyt-
kowników w 200 krajach świata –
a więc odpowiada to liczbie mieszkań-
ców Polski. Co sekundę dołącza do tej
społeczności nowy członek, co świad-
czy o ogromnym wzroście tego serwisu.
Z kolei Facebook posiada aż 200 mln(!)
zarejestrowanych użytkowników.
N
ic więc dziwnego, że twórcy oma-
wianych serwisów znajdują się na
liście najbogatszych ludzi świata. Dla
przykładu, ubiegłoroczne przychody ze
sprzedaży Facebook wyniosły ok. 300
mln USD, a firma ta nie zatrudnia na-
wet 1000 pracowników. Zaś jej przygo-
da zaczęła się bardzo skromnie – na
początku 2004 r. student Uniwersyte-
tu Harvard, Mark Zuckerberg, stworzył
wraz z grupą kolegów serwis społeczno-
ściowy online, w ramach którego zareje-
strowani użytkownicy mogą odszukiwać
i kontynuować szkolne znajomości oraz
wymieniać wiadomości i zdjęcia. Utwo-
rzenie kodu źródłowego strony zajęło
mu 2 tygodnie. Jako że serwis bardzo
szybko uzyskał ogromne zainteresowa-
nie wśród studentów i osiągnął sukces
na Harvardzie, szybko zapadła decyzja
o ekspansji na inne uczelnie.
L
atem 2004 r. Zuckerberg i gru-
pa jego znajomych przenieśli się
do Palo Alto w Kalifornii, gdzie wyna-
jęli tam niewielki dom, który posłużył
im za pierwsze biuro.
P
o upływie zaledwie 3 lat, w 2007 r.
prasa doniosła, ze firma Microsoft
kupiła część akcji Facebook. Było to
1,6% za kwotę 240 mln USD. Szacun-
kowa wartość Facebook to 15 mld $.
Z
szeregu badań (np. badania Edel-
man Trust Barometer) wynika, że
ludzie mają tendencję do darzenia za-
ufaniem osób, które lubią – przyznało
to aż 60% respondentów, podczas gdy
jeszcze w 2003 r. było to zaledwie 22%!
Z kolei spada zaufanie do firm, autory-
tetów, a nawet uniwersytetów i podob-
nych instytucji.
S
erwisy społecznościowe można po-
równać do ogromnych bankietów,
na których pije się koktajle, nawiązuje
znajomości, uprawia small-talk, ale nie
kupuje się żadnych produktów. Jednak-
że: jeżeli chcemy coś kupić, często py-
tamy o poradę przyjaciół i znajomych.
I w tym właśnie leży potencjał serwisów
społecznościowych: dzięki kontaktom
interpersonalnym buduje się potencjal-
ny rynek na pro-
dukty i usługi.
Czyli, jak można przyjąć,
im więcej kontaktów dana osoba posia-
da, tym bardziej powinna być atrakcyjna
na rynku pracy – i na innych rynkach.
T
en fakt uświadamia sobie coraz
więcej przedstawicieli świata biz-
nesu. To, co było dobre wczoraj, nie
wystarcza już dzisiaj, a tym bardziej
nie będzie wystarczające dla sprostania
wyzwaniom jutra. I właśnie firmy, któ-
re czerpią wnioski z badań podobnych
do powyższych, już przygotowują stra-
tegię na najbliższe lata. Dostrzegają one
rosnącą potęgę serwisów społecznościo-
wych, do których przeniosły się trady-
cyjne bankiety (chociaż te też się jesz-
cze odbywają).
I
zapewne również i z tego względu
networkerzy są tak chętnie widziani
w firmie Scanlona: są oni warci o wiele
więcej niż wynosi ich roczna pensja.
M
yślałam, że na tym kończy się ta
historia. Myliłam się. Powiedzia-
łam wcześniej, że serwisy społeczno-
ściowe mają w sobie pewną magię, czyż
nie? Naprawdę tak jest.
P
onieważ chciałam, żeby więcej osób
miało dostęp do tego tekstu, wstawi-
łam link do jego anglojęzycznej wersji
w serwisie Twitter. I oto zrzut z ekranu,
zrobiony przed chwilą:
Magdalena Szarafin
m.szarafin@millionaire.pl
www.szarafin.info
40
#10
41
#10
O tym, jak ważne w dzisiejszych
czasach jest inwestowanie pieniędzy, wie
praktycznie każdy z nas. Zastanawiam
się dosyć często, dlaczego w takim
razie tak dużo osób podchodzi do tego
tematu po macoszemu. Z jednej strony,
jest świadomość, z drugiej natomiast
– brak działania. Czym spowodowana
jest ta niekonsekwencja? Przychodzą
mi do głowy dwa powody. Po pierwsze,
mnogość możliwości inwestycyjnych.
Po drugie zaś, brak rzetelnej wiedzy, która
pozwalałaby osiągać satysfakcjonujące
zyski.
Dzisiaj w Polsce działa kilkaset fundu-
szy inwestycyjnych, które lokują na-
sze pieniądze w różnego rodzaju in-
strumenty finansowe. Pytanie tylko,
w co konkretnie warto zainwestować?
Cóż, doradcy inwestycyjni zawsze za-
proponują Ci taki produkt finansowy,
za który otrzymają największą prowizję
– nawet jeśli będą musieli Cię w żywe
oczy okłamać i wcisnąć kit, na którym
stracisz mnóstwo pieniędzy.
Dlaczego tak się dzieje? To proste –
niektóre z towarzystw inwestycyjnych
sponsorują takich doradców. Krótko
mówiąc, układ jest taki – Wy proponu-
jecie klientom nasze usługi, a w zamian
za to my sowicie Was wynagrodzimy. To
przerażające, ale niestety właśnie tak
wygląda sytuacja na rynku. O tym, co
dzieje się na forach internetowych czy
w specjalistycznych portalach finanso-
wych, nie muszę chyba wspominać.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – nie
możemy już ufać doradcom, ponie-
waż to może zniweczyć nasze wszel-
kie oszczędności. Jak pokazała nam
boleśnie historia, strategia „Kup i trzy-
maj” także przestała się sprawdzać. Nie
daj się nabrać na gierki marketingowe
typu Nasz fundusz inwestycyjny zarobił
średniorocznie 15% w ciągu ostatnich
3 lat! Wow, cóż za imponujący wynik.
Sprawdźmy zatem, jak wygląda ten re-
zultat na prawdziwych liczbach:
Inwestycja: 10 000 zł
Rok 2006
60%
16 000 zł
Rok 2007
-70% 4 800 zł
Rok 2008
55%
7 440 zł
60% + 55% – 70% = 45%, co
podzielone na 3 lata daje 15% zysku.
Nieźle, tylko matematycznie nie ma to
absolutnie żadnego uzasadnienia, bo
mamy o 2 560 zł mniej kapitału, co
oznacza tylko tyle, że na naszej inwe-
stycji straciliśmy 25,6%! Oczywiście
o tym spoty reklamowe nie były już ła-
skawe nas poinformować… Naturalnie,
to tylko hipotetyczny przykład i fikcyjne
dane. Niemniej jednak, otwiera oczy na
to, w jak perfidny sposób jesteśmy ma-
nipulowani przez otoczenie.
Wniosek jest tylko jeden – musimy
przejąć inicjatywę i zadbać sami o naszą
drogę inwestycyjną. Na końcu artyku-
łu znajdziesz adres strony internetowej,
na której będziesz mógł przeprowa-
dzić symulację dla swojej inwestycji
i zobaczyć, jak można uzyskiwać re-
alne zyski, będąc inwestorem aktyw-
nym. Jako Czytelnik magazynu Mil-
lionaire Magazine, otrzymasz również
kod rabatowy, umożliwiający Ci udział
w szkoleniu, na którym poznasz wyjąt-
kowe strategie, umożliwiające osiągnię-
cie takich efektów.
Każdy z nas jest inwestorem –
w mniejszym bądź większym stopniu.
Inwestujemy swój czas po to, aby zdo-
być nową wiedzę. Inwestujemy swoje
pieniądze, aby wróciły do nas w jeszcze
większej ilości. Problem jednak polega
na tym, że wielu z nas jest inwestorami
pasywnymi. Oznacza to, że powierzamy
swoje pieniądze innym w nadziei na to,
że oni właściwie się nimi zaopiekują i…
czekamy.
Właśnie z owym czekaniem jest naj-
większy błąd, jaki możemy popełnić.
Bardzo często biorę udział w różnych
szkoleniach z dziedziny finansów oraz
szeroko pojętych inwestycji. Czy wiesz,
jaka rada jest tam najczęściej udzielana?
Inwestuj długoterminowo, regularnie
dokładając do puli jednakową kwotę.
Po kilku, może kilkunastu latach bę-
dziesz mieć pewność, że osiągniesz
zysk. Zadziała procent składany oraz
średnia cena zakupu.
Co się jednak stanie, kiedy planowa-
na realizacja zysku z Twojej inwestycji
przypadnie zaraz po kryzysie? Przecież
może się tak zdarzyć, gdyż średnio co
5 – 6 lat mamy wysokie spadki na gieł-
dzie, a co kilkadziesiąt lat gigantyczne
wręcz załamania rynku. Chyba nie mu-
szę tłumaczyć, jak opłakane w skutkach
mogą się wtedy okazać Twoje inwesty-
cje. Oczywiście, być może coś zarobisz.
Pytanie tylko, czy w perspektywie kil-
ku czy kilkunastu lat to „coś” będzie
dla Ciebie satysfakcjonujące?
Sam widzisz, że nie warto pozostawać
biernym wobec swoich zainwestowa-
nych pie-
n i ę d z y .
Osoby, które będą Ci udzielały takich
„fachowych” porad, nigdy nie wezmą
odpowiedzialności za swoje słowa. Ina-
czej – w przypadku straty części kapita-
łu nikt Ci pieniędzy nie zwróci. Dlatego
też trzeba samemu wziąć odpowiedzial-
ność za własne inwestycje.
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać
– pomyślisz. Okazuje się, że wcale
nie taki diabeł straszny, jak go malują.
Nawet dla przeciętnego Kowalskiego,
który wcale nie ma ochoty zagłębiać się
w zasady funkcjonowania instrumentów
finansowych, ani tym bardziej śledzić
rynku, istnieją sprawdzone strategie
(techniki, metody – nazwij to jak chcesz)
na to, aby generować stabilny dochód.
Są dwie wiadomości – dobra
i zła. Dobra jest taka, że faktycznie nie
wymaga to jakichś szczególnych zdol-
ności. Wystarczy sprawdzona wie-
dza. Zła natomiast jest taka, że nieste-
ty, aby zarobić konkretne pieniądze,
potrzeba tutaj czasu. Pytanie tylko,
czy podejmiesz decyzję i zaczniesz pra-
cować na swoją finansową przyszłość,
czy też pozostawisz wszystko losowi
i wciąż będziesz tkwił w tym samym
miejscu, w którym jesteś dzisiaj?
Moja historia z inwestycjami zaczę-
ła się około 6 lat temu. Wówczas bar-
dzo popularne w Internecie były firmy
umożliwiające zara-
b i a -
nie za pomocą klikania
w banery reklamowe.
Myślę, że wiele osób
pamięta te czasy. Jakiś
czas później pojawi-
ły się piramidki finan-
sowe oparte o system
płatności e-gold. Róż-
nego rodzaju przed-
sięwzięcia, gdzie po-
dobno można było
zarobić szybko i ła-
two górę pieniędzy.
No właśnie – po-
dobno.
Z
doświadczenia
mogę
napisać,
że takie sposoby nie
istnieją. Chwytałem
się
absolutnie
wszystkiego,
co
charakteryzowało
s
i
ę
współczynnikiem ROI (ang. return of
investment – zysk z
inwestycji). Na ogół jest
tak, że jeżeli uda
Ci
się
zarobić
na jednej
rzeczy, to
stracisz
na
innej – często
nawet więcej.
I tak przez te wszyst-
kie pseudoinwestycyj-
ne przedsięwzięcia za-
interesowałem się Giełdą
Papierów Wartościowych,
rynkiem walutowym Forex
oraz funduszami inwestycyjny-
mi. Wydawać by się mogło, że to
już konkretne rynki, które w spo-
sób względnie bezpieczny pozwala-
ją pomnażać pieniądze. Rzeczywiście
tak jest, ale pod jednym warunkiem. A
mianowicie, że będziesz posiadał odpo-
wiednią strategię.
Wiele osób powie Ci, że na funduszach
inwestycyjnych nie da się zarobić. Ale
to tak naprawdę oznacza tylko i wyłącz-
nie tyle, że te osoby nie zarobiły albo
wręcz potraciły swoje oszczędności.
Czy warto się ich słuchać? To zależy…
Jeżeli masz ochotę powielać ich błędy,
to zdecydowanie nie warto. Natomiast,
jeśli myślisz o prawdziwych zyskach, to
trzeba by było się zastanowić głębiej
nad tym tematem.
Co byś zrobił z dodatkową sumą pie-
niędzy? Być może wyjechałbyś na
wymarzone wakacje. Może wybu-
dowałbyś taki dom, w jakim zawsze
chciałeś mieszkać. Może kupiłbyś
sobie nowy samochód. A może ze-
chciałbyś spełnić marzenia innych
osób. Cokolwiek by to nie było, z
pewnością warto jest o to powal-
czyć.
W porządku. Przejdźmy zatem
do konkretów i przyjrzyjmy się
potencjalnym zyskom, które
mogą spotkać aktywnych inwe-
storów, bo przecież dążymy do
tego, aby właśnie nimi się stać.
Oczywiście wszystkie zaprezen-
towane tutaj wyliczenia są hi-
storyczne i nie gwarantują tego
, iż
wyniki powtórzą się w przyszło-
ści, natomiast owa historia poka-
zuje, że jest to zbliżony cykl.
Inwestycja: 50 000,00 zł
Od dnia: 23 czerwca 1992
Do dnia: 4 lipca 2009
Zysk roczny: 25,53%
Do wypłaty: 2 335 146,72 zł
Być może uznasz, że 17 lat to dużo.
Pamiętaj jednak, że rozmawiamy tu-
taj o bezpiecznej strategii generowania
przychodów. Który z instrumentów fi-
nansowych spełniających ten warunek,
pozwoli Ci na osiągnięcie tego typu zy-
sków? Zobaczmy, co by się stało, gdyby
Twoja inwestycja została dokonana 5 lat
temu – czyli uwzględniając dość duży
okres bessy.
Inwestycja: 50 000,00 zł
Od dnia: 2 marca 2004
Do dnia: 5 marca 2009
Zysk roczny: 14,11%
Do wypłaty: 117 210,83 zł
Całkiem nieźle, biorąc pod uwa-
gę mało sprzyjającą koniunkturę.
Gdzie kryje się tajemnica? Oczywiście
w strategii. Poeksperymentuj z liczbami
i sam się przekonaj, co daje tak napraw-
dę aktywne inwestowanie.
Adam Hycnar
a.hycnar@millionaire.pl
Aktywny
Inwestor
Dlaczego warto być aktywnym inwestorem?
42
#10
43
#10
Tę jakość mierzą m.in. Instytut
Frasera oraz Bank Światowy i nazywają
ją indeksem wolności gospodarczej
(Tab.1).
W rankingu Instytutu Frasera spośród
krajów członkowskich UE za nami są
jedynie Bułgaria i Rumunia, w rankin-
gu Banku Światowego wyprzedają nas
również i one. A dzieje się tak, mimo
że ― zapewne jako jedyny kraj na świe-
cie ― mamy i stale ulepszamy Ustawę
o swobodzie działalności gospodarczej.
Jak pisze w swojej znakomitej
książce Konstytucja wolności Friedrich
August von Hayek:
Różnica pomiędzy wolnością a swo-
bodami jest taka, jak między sytuacją,
w której wszystko jest dozwolone, co nie
jest zabronione przez ogólne normy (to
jest wolność, przyp. AJB), a sytuacją,
w której zabronione jest wszystko, co nie
jest wyraźnie dozwolone (a to są swobo-
dy, przyp. AJB). (s.33).
Problem z ustawą o swobodach nie leży
więc w tym, że jest zła, ale w tym, że
w ogóle myśli się o takiej właśnie dro-
dze uwalniania polskiej gospodarki
od barier stawianych przez państwo.
A ile jest tych barier, pokazuje raport
Bariery administracyjne związane z po-
dejmowaniem i prowadzeniem działal-
ności gospodarczej w Polsce — oce-
na przygotowany przez IPSOS w 2004
roku na zamówienie Banku Światowe-
go Raport zawiera ponad 300 stron i od
jego opublikowania praktycznie nic się
nie zmieniło.
A oto cytat z syntetycznej części tego
raportu:
...stosowane obecnie procedury przygo-
towywania projektów aktów prawnych
przez rząd są wadliwe, regulacjom usta-
wowym nie towarzyszą stosowne akty
wykonawcze i do tego nadal nie dopra-
cowaliśmy się w Polsce usystematyzo-
wanej oceny ekonomicznych skutków
regulacji prawnych. Tym samym gospo-
darka narażona jest na niekontrolowany
przyrost zapisów powodujących nieuza-
sadnione koszty działalności gospodar-
czej oraz krępujących rozwój przedsię-
biorczości.(…)
Aby ustawa o swobodzie zmierzyła się
ze wszystkimi tymi barierami, musiała-
by zawierać co najmniej dwa razy wię-
cej stron niż cytowany raport. I oczy-
wiście bałagan byłby jeszcze większy.
Jednakże problem techniczny zwią-
zany z taką ustawą nie jest wcale naj-
ważniejszy. Aby lepiej zilustrować
kuriozalność samego pomysłu, posłu-
żę się pewnym przykładem. Wyobraź-
my sobie, że w jakimś kraju parlament
uchwala ustawę o swobodzie wycho-
dzenia z domu na ulicę. Ustawa określa,
kto ma prawo wychodzić, kiedy ma pra-
wo wychodzić, gdzie wyrabia się prze-
pustki itp.
Oczywiście, każdy powie, że ist-
nienie
takiej
ustawy
świadczy
o tym, że nie tylko nie ma żadnej wol-
ności, ale też, że nikt nawet o niej nie
myśli. I taką właśnie ustawę mieliśmy
w latach 1980. w stanie wojennym.
Czym jest więc wolność gospodarcza
i jak się ją mierzy? Instytut Frasera podaje
pięć obszarów, w których mieszczą
się 42 atrybuty wolności. Cytuję ich
nazwy we własnym tłumaczeniu, a dla
pewności podaję również sformułowania
oryginalne:
Wielkość rządu mierzona
1.
jego wydatkami, podatkami
i zaangażowaniem
w przedsięwzięcia gospodarcze
(Size of Government:
Expenditures, Taxes,
and Enterprises). Oczywiście
im „większy” rząd, tym
niższa ocena w rankingu.
Struktura systemu
2.
legislacyjnego i pewność prawa
do własności (Legal Structure
and Security of Property Rights)
Dostęp do :dobrych”
3.
pieniędzy (Access to Sound
Money). Dobroć pieniądza
jest mierzona jego podażą,
poziomem inflacji i prawem
do posiadania dewizowych
rachunków bankowych.
Wolność handlu
4.
międzynarodowego (Freedom
to Trade Internationally).
Przepisy dotyczące bankowości,
5.
prawa pracy i warunków
prowadzenia przedsiębiorstw
(Regulation of Credit, Labor,
and Business). Dla oceny
warunków prowadzenia
przedsiębiorstw mierzy się m.in.
biurokratyczne i podatkowe
koszty ich prowadzenia
oraz poziom korupcji.
Warto zauważyć, że w obu wcześniej
przytoczonych rankingach w ścisłej
czołówce znalazły się kraje, które nie są
ani duże, ani liczne, ani bogate w zasoby
naturalne: Singapur i Hong Kong. Za to
w końcówce znalazły się kraje zasobne
we wszystko poza dobrym prawem ―
Chiny i Rosja.
Andrzej Blikle
a.blikle@millionaire.pl
UWOLNIĆ PRZEDSIĘBIORCZOŚĆ
Jak pokazują liczne badania, prosperity kraju i jego
obywateli nie zależy ani od położenia kraju, ani
od jego wielkości, ani od liczby mieszkańców, ani
od posiadania surowców naturalnych. Zależy
od jednej tylko rzeczy ― od jakości prawa związa-
nego z gospodarką.
44
#10
45
#10
W
końcu stycznia 2009 r. (prawdo-
podobnie 28) na antenie C-SPAN
wystąpił członek Izby Reprezentantów
USA Paul Kanjorski (demokrata polskie-
go pochodzenia). W Izbie pełni funkcję
przewodniczącego jednej z podkomisji
Komisji Rynków Kapitałowych.
P
oczątek nagrania to telefon widza
mającego za złe, że plan Paulsona
wpompowania do amerykańskich ban-
ków setek miliardów dolarów przynosi
korzyści wyłącznie bankierom. Zaata-
kowany kongresman ujawnił szokujące
kulisy załamania systemu bankowego w
USA.
O
powiedział, że 11 września 2008 r.
ok. godz. 11.00 przed południem
nastąpił zmasowany odpływ z Systemu
Rezerwy Federalnej środków pienięż-
nych w kwocie 550 mld dolarów w ciągu
1-2 godzin. Po stwierdzenie uszczuple-
nia środków Departament Skarbu in-
terweniował, zasilając system bankowy
kwotą 105 mld dolarów. Okazało się to
jednak kwotą niewystarczającą i wstrzy-
mano transfer środków. Według szacun-
ków, gdyby nie wprowadzenie blokady
z systemu Rezerwy Federalnej do
godz. 14.00, wycofano
by 5,5 bln dola-
rów.
Kanjorski wskazywał na te okolicz-
ności jako uzasadnienie planu Paulso-
na. Stwierdził, że gdyby nie wpompo-
wanie do banków 700 mld dolarów, to
konieczne byłoby wykupienie toksycz-
nych aktywów na kwotę kilku bilionów
dolarów. Przyznał także, że sytuacja jest
wyjątkowa i w ogóle nie wiadomo, czy
znajdzie się bezpieczne rozwiązanie.
Kongresmani zostali powiadomi o sytu-
acji już w dniu 15 września 2008 r. przez
sekretarza skarbu i przewodniczącego
Rezerwy Federalnej.
N
ie mamy podstaw, żeby kwestiono-
wać autentyczność nagrania. Kan-
jorski ma pewne problemy ze ścisłym
opisem zdarzeń (mówi o elektronicz-
nym ataku na banki amerykańskie), ale
naszym zdaniem, podane przez niego
fakty układają się w logiczną całość.
R
ezerwa Federalna jest centralnym
bankiem USA. Jako centralny bank
państwa prowadzi konta banków amery-
kańskich i konta zagranicznych instytu-
cji finansowych krajów, z którymi USA
prowadzą operacje gospodarcze. Rezer-
wa Federalna nie prowadzi kont przed-
siębiorstw lub ludności. W dniu 11
września 2008 r. zauważono, że z kont
banków amerykańskich w Rezerwie
Federalnej ubywają środki pienięż-
ne. Zgodnie z podstawowymi za-
sadami rachunkowości oznacza
to, że środki te były jednocześnie
księgowane na innych kontach.
Przerwanie operacji przy jed-
noczesnym podkreśleniu, że
środki wypływały z Rezerwy Federal-
nej pozwala nam stwierdzić, że środki
te były księgowane na koncie (kontach)
jakiejś zagranicznej w stosunku do USA
instytucji finansowej. Początkowo trak-
towano te przelewy jako zjawisko natu-
ralne, stąd przeprowadzono interwencję
zasilającą rynek pieniężny dla przeciw-
działania zmniejszeniu płynności. Po
zorientowaniu się co do skali operacji,
została ona przerwana, co w praktyce
oznacza ogłoszenie niewypłacalności
systemu bankowego USA.
C
zy był to jakiś atak elektroniczny,
jak twierdzi Kanjorski? Uważamy
za mało prawdopodobne, aby Rezerwa
Federalna przez dwie godziny księgo-
wała przelewy z kont banków amerykań-
skich do jakiejś instytucji zagranicznej
bez ważnego i nie budzącego wątpliwo-
ści zlecenia. Jaka mogła być podstawa
tych gigantycznych przelewów? Kan-
jorski sam wskazał na ten tytuł, opisu-
jąc dylemat z toksycznymi aktywami.
Uważamy, że w dniu 11 września 2008
r. doszło do legalnego rozliczania po-
zycji spekulacyjnych zajętych na dery-
watach (instrumentach finansowych).
Banki amerykańskie poniosły klęskę
w spekulacji i w tym dniu rozpoczę-
to rozliczanie pozycji przez przelew do
zwycięzcy. Po zorientowaniu się, co do
skali strat na spekulacji i idących za nimi
rozliczeń międzybankowych, sztucz-
nie przerwano rozliczenia, pozostawia-
jąc niespłacone zobowiązania banków
amerykańskich wobec jakiejś instytucji
zagranicznej. Jednocześnie w związku
z dokonanymi przelewami środków na
kwotę 550 mld dolarów, w trybie nagłym
rząd USA z pieniędzy podatników zała-
tał dziurę transferem do amerykańskich
banków kwoty 700 mld dolarów. Nadal
pozostał otwarty problem spełnienia zo-
PIERWSZE DNI KRYZYSU W USA
Czy obecny kryzys to zwykły cykl koniunkturalny, jak chcą
nam wmówić politycy, czy może sprawa jest bardziej skom-
plikowana? Naprawdę chciałbym, żeby opisywane tu hipo-
tezy były zdarzeniem niemożliwym.
bowiązań na kwotę kilku bilionów dola-
rów, przypuszczamy, że nie mniejszą niż
5,5 bln dolarów, które szacunkowo mia-
ły wypłynąć tylko 11 września 2008 r.
Te aktywa określane jako toksyczne na-
dal obciążają banki amerykańskie i ktoś
za granicą oczekuje ich spłaty.
K
to to jest? Podkreślmy, że władze
amerykańskie wiedzą, kto to jest.
Znają bowiem konta, na które przepły-
nęło 550 mld dolarów. Nieujawnianie
tych podmiotów dowodzi politycznego
charakteru sprawy. Jakim podmiotom
banki amerykańskie są winne ok. 5,5 bln
dolarów z tytułu nieudanych transakcji
spekulacyjnych.
Z
asadniczo nie musimy czekać na
odpowiedź. Sami poszukajmy. Mu-
simy przypatrzeć się dużym gospodar-
kom z silnymi bankami mającymi duże
rezerwy dewizowe. Tylko takie kraje
mogły skutecznie pokonać bankierów
amerykańskich w spekulacji. Na pierw-
szy ogień idzie strefa euro. Jest to dobry
kandydat, zważywszy na animozje po-
między socjalistycznymi władzami Unii
a jankeskimi kapitalistami. Ale problem
w tym, że na spekulacji poległy i banki
europejskie. Poufny raport Komisji Eu-
ropejskiej mówi o stratach banków eu-
rosystemu na kwotę 13,7 bln euro na sa-
mych derywatach. Dyskutując na temat
tych strat, przyznaliśmy, że są one mało
prawdopodobne i dopuściliśmy możli-
wość, że jest to dezinformacja. Musi-
my zweryfikować to stanowisko. Ujaw-
nienie strat banków amerykańskich na
przynajmniej 5,5 bln dolarów oznacza,
że banki europejskie mogły rzeczywi-
ście stracić na spekulacji derywatami
13,7 bln euro. Pozwala to zawęzić ob-
szar poszukiwań. Przeciwnikiem ban-
ków amerykańskich i europejskich mu-
siał być ktoś wyjątkowy. Zasadniczo jest
tylko jeden taki przeciwnik o olbrzymiej
dotąd bardzo dynamicznej gospodarce
z gigantycznymi rezerwami walutowy-
mi powstałym dzięki nadwyżce handlo-
wej. Jest to druga gospodarka świata,
której PKB po uwzględnieniu parytetu
siły nabywczej stanowi ok. 50 % PKB
USA. To Chiny. Można jeszcze rozwa-
żać Japonię, ale stagnacja gospodarcza,
która trawi ją od lat oraz obecny silny
kolaps gospodarczy, wskazują, że Japo-
nia też była ofiarą spekulacji.
W
ysuwamy hipotezę, że bankierzy
amerykańscy i europejscy przy
pełnej wiedzy, akceptacji, a być może
i zachęcie ze strony polityków, prowa-
dzili olbrzymie spekulacje z instytucja-
mi chińskimi, które zakończyły się kata-
strofalną klęską.
R
ozmiar tej klęski można porównać
do termojądrowej bomby finanso-
wej. Długi banków amerykańskich i eu-
ropejskich przekraczają wielokrotnie
ich kapitały własne.
Paul E. Kanjorski (ur. 2 kwietnia 1937) to polityk amerykański polskiego pochodzenia, członek
Partii Demokratycznej. Od 1985 roku jest przedstawicielem jedenastego okręgu wyborczego
wPensylwanii w Izbie Reprezentantów Stanów Zjednoczonych (źródło: wiki).
46
#10
47
#10
58
W istocie systemy bankowe Ameryki
i Europy są niewypłacalne. Sięgają one
łącznie mniej więcej PKB tych gospo-
darek. Oznacza to, że zwycięzca spe-
kulacji, prawdopodobnie Chiny, mają
uprawnione roszczenia do mniej wię-
cej 10 % majątku narodowego (zie-
mi, przedsiębiorstw, banków) Ameryki
i Europy. To dlatego Kanjorski wyka-
zuje bezradność i mówi, że nie wie, jak
to się zakończy. Tę bezradność wykazu-
ją wszyscy politycy i bankierzy. Chiny
nie są partnerem, który pozwoli zamieść
brudy pod dywan. To kraj o innej niż
zachodnia kulturze i mentalności spo-
łeczeństwa, który właśnie wysuwa się
do światowego przywództwa.
P
rzegrani spekulanci zmierzają do
konfrontacji. Zaprzestali spłaty zo-
bowiązań, które sami pozaciągali. Poja-
wia się retoryka wojenna o elektronicz-
nym ataku na banki. Z tej perspektywy
zupełnie inaczej wygląda np. kwestia
tarczy antyrakietowej czy obecności
Ameryki w Afganistanie. Spekulacje
narastały od kilku lat i świetnie orien-
towano się, z kim podjęto walkę. To nie
przed Iranem miała osłaniać tarcza anty-
rakietowa, to nie Talibowie są głównym
celem zajęcia przyczółku u granic Chin.
P
ostępujący rozkład narodowych go-
spodarek jako efekt niewypłacal-
ności banków zwiększa ryzyko kon-
frontacji zbrojnej. Gospodarka chińska
odczuwa dolegliwości spadku obrotów
handlu zagranicznego. Dziesiątki milio-
nów bezrobotnych Chińczyków może
pałać żądzą odwetu na sprawcach go-
spodarczej katastrofy, którymi są bez
wątpienia zachodni politycy i bankie-
rzy. Chiński potencjał nuklearny pozwa-
la na zaatakowanie wszystkich centrów
światowych finansów, tj. tych miejsc
gdzie rodziła się spekulacja i zaprzesta-
no spłaty długów.
W
tej konfrontacji Polska musi zająć
stanowisko neutralne. Polska nie
powinna płacić rachunku za bankierów
spekulantów z Ameryki i Europy.
Chwała Bogu nie uczestniczyliśmy w tej
spekulacji, aczkolwiek władze Polski,
jako członkowie Unii o tym wiedziały.
Musimy być przygotowani na każdy
scenariusz.
W
najgorszym wariancie nasi rodacy
w Zachodniej Europie i USA po
potwierdzeniu narastania konfrontacji
z Chinami powinni opuścić duże
ośrodki miejskie, przede wszystkim,
te które są siedzibami głównych
instytucji finansowych. Uważamy, że
najbezpieczniejszym miejscem dla
Polaków jest Polska, mimo że powrót
milionów rodaków spotęguje zapaść
gospodarczą. Przetrwanie narodu jest
warte takiej ceny.
P
o ustąpieniu obecnych skompromi-
towanych władz Polski podejmie-
my mediację w celu pokojowego roz-
wiązania konfliktu. Niezależnie od tego
w jaki sposób ulegnie rozwiązaniu pro-
blem toksycznych aktywów, czeka nas
odbudowa zniszczonych gospodarek
w tym systemów finansowych. W celu
uniknięcia powtórki z historii odbudo-
wany system finansowy powinien za-
pewniać bezpieczeństwo poprzez:
1
Przywrócenie państwom monopolu
emisji pieniądza i niedopuszczenie
do kreowania pieniądza przez banki
komercyjne,
2
Zakaz
łączenie
działalności
d e p o z y t o w o - k r e d y t o w e j
z bankowością inwestycyjną,
3
Zakaz używania derywatów na
giełdach papierów wartościowych,
rynkach pieniężnych, walutowych oraz
surowcowych.
P
ociągniemy do odpowiedzialności
sprawców kataklizmu. Bankierzy i
politycy zamieszania w spekulacje do-
żywotnio nie będą mogli sprawować
funkcji publicznych i w instytucjach
finansowych. Będą pod państwowym
przymusem do końca życia usuwać wła-
snymi rękoma potworne skutki konfron-
tacji zbrojnej, a w przypadku znalezienia
rozwiązania pokojowego pod takim-
że przymusem fizyczną pracą przyczy-
niać się do odbudowy zniszczonych go-
spodarek narodowych. Nie dopuścimy
do odpowiedzialności zbiorowej wobec
niewinnych osób. To nie Żydzi są win-
ni katastrofy. To przestępcy bankierzy
i politycy, często o żydowskim pocho-
dzeniu, dopuścili się zbrodni wobec pra-
cujących w pokoju narodów, i oni po-
niosą za to odpowiedzialność.
W
iemy, że Polska przetrwa nadcho-
dzący kataklizm. Podkreślamy,
my w to nie tylko wierzymy, my to wie-
my.
Tomasz Urbaś
t.urbas@millionaire.pl
Wpowiedź Paula Kanjorskiego:
www.youtube.com/watch?v=pD8viQ_DhS4
Relacja z rozmowy z Paulem Kanjorskim:
www.meritum.us/2009/02/18/kulisy-finansowego-911-elektroniczny-atak-na-banki/
Depesza agencyjna o stratach w eurosystemie:
http://www.finanse.wp.pl/drukuj.html?wid=10867675
Cenzurowany artykuł w Telegraph:
www.telegraph.co.uk/finance/financetopics/financialcrisis/4590512/European-
banks-may-need-16.3-trillion-bail-out-EC-dcoument-warns.html
Pierwotna wersja artykułu w Telegraph:
h t t p : / / f o r u m . g a z e t a . p l / f o r u m / 7 2 , 2 . h t m l ? f = 1 7 0 0 7 & w = 9 1 2 0 7 5 4 3
ZOBACZ TAKŻE
EKONOMIA I GOSPODARKA
48
#10
49
#10
N
a konferencji, jaka odbyła się
w końcu maja br. w pałacu prezy-
denckim, pośród pięciu b. ministrów fi-
nansów, czworo z zaproszonych (Osia-
tyński, Kołodko, Lutkowski, Borowski)
to wyznawcy paradygmatu Johna May-
narda Keynesa o stymulowaniu gospo-
darki wydatkami publicznymi. Piąta,
czyli Zyta Gilowska, to jedna z grupki
czterech, może pięciu znanych polskich
ekonomistów – Leszek Balcerowicz,
Jan Winiecki, Witold Kwaśnicki, Jacek
Rostowski czy zmarły niedawno Wie-
sław Wilczyński – którzy rozumieją teo-
rię ekonomii i odrzucają utopijne i fał-
szywe założenia teorii Lorda Keynesa.
Pod tym względem jesteśmy i tak
w znacznie lepszej sytuacji niż Amery-
kanie. Szefem Krajowej Rady Gospo-
darczej, która jest najwyższym ciałem
doradczym prezydenta Obamy, jest syn
dwóch wybitnych profesorów ekonomii
oraz siostrzeniec laureata nagrody No-
bla, Paula Samuelsona, Larry Summers,
do niedawna także rektor uniwersytetu
Harvarda. Cała rodzina wyznaje poglą-
dy z pogranicza skrajnego interwencjo-
nizmu i socjalizmu. Najbardziej aktyw-
ni amerykańscy laureaci ekonomicznej
nagrody Nobla, Paul Krugman i Joseph
Stiglitz to czystej wody socjaliści, choć
utrzymują, że są wolnorynkowymi in-
terwencjonistami. Podobne poglądy
ma urzędujący minister Skarbu, Timo-
thy Geithner i szef banku centralnego
(FED), Bob Bernanke.
J
ak to możliwe, że ludzie tej klasy,
światowa czołówka ekonomistów,
nobliści i kandydaci do przyszłych Na-
gród Nobla wyznają poglądy sprzeczne
ze zdrowym rozsądkiem? Już widzę te
głosy oburzenia; cóż za ignorant! Niko-
mu nie znany niedouk śmie kwestiono-
wać kwalifikacje Noblistów?! To bez-
czelność! Na swoją obronę mam nie
byle jaki autorytet, mianowicie Tho-
masa S. Kuhna1, który w swym wieko-
pomnym dziele pt. Struktura rewolucji
naukowych zwraca uwagę, że naukow-
cy w każdej dziedzinie wiedzy dążą
do przyjęcia pewnej matrycy teoretycz-
nej, wizji podstawowej, paradygmatu.
Raz przyjęty paradygmat nie jest spraw-
dzany czy kwestionowany, a dalsze ba-
dania stają się albo jego zastosowania-
mi, albo wyjaśnianiem niedoskonałości
paradygmatu, który jest uznaną prawdą,
nawet wtedy, gdy okaże się, że jest fał-
szywy. Paradygmat nie trwa, rzecz ja-
sna, wiecznie. Z chwilą pojawienia się
zbyt dużej ilości faktów przeczących
mu zostaje ostatecznie wyparty przez
nowy, lepszy paradygmat. To wszystko
jednak trwa.
P
aradygmat Ptolomeusza, że „Słoń-
ce kręci się wokół Ziemi” prze-
trwał jeszcze aż 180 lat po ogłoszeniu
przez Kopernika O obrotach ciał niebie-
skich, w których polski astronom dowo-
dził czegoś przeciwnego. Przyjęcie no-
wego paradygmatu Kopernika nie było
łatwe ze względu na ówczesną doktry-
nę kościelną. Nieco krócej, ale też po-
nad pół wieku, trwał paradygmat znany
jako teoria flogistonu. Paradygmat Key-
nesa okazał się fałszywy jeszcze zanim
powstał. Obalił go Ludwig von Mises
w Teorii pieniądza i kredytu, wydanej
w roku 1912, czyli 97 lat temu. Praktyka
uczy, że do obalenia go uczeni potrzebu-
ją więcej czasu. Szczególnym utrudnie-
niem jest charakter paradygmatu Keyne-
sa i samych uczonych. Teoria Keynesa
jest wyjątkowo interwencjonistyczna, a
więc polityczna, czyli służy rządzącym.
Gros ekonomistów zatrudnianych jest
przez instytucje państwowe bądź quasi
państwowe, np. uniwersytety czy wyż-
W trakcie debaty w TVN24, z udziałem kilku znanych polskich ekonomistów i poświęco-
nej przyczynom obecnego kryzysu i sposobom przeciwdziałania mu, Ryszard Bugaj, do-
radca prezydenta RP powiedział, że praprzyczyną kryzysu była nadmierna konsumpcja
na kredyt w Stanach Zjednoczonych. Na pytanie prowadzącego: Co w takim razie robić,
żeby przeciwdziałać kryzysowi? Stymulować konsumpcję na kredyt – odpowiedział prof.
Bugaj bez cienia zażenowania. Czy trudno się potem dziwić, że Lech Kaczyński krytyku-
je rządzących za to, że z jednej strony nie zwiększają deficytu budżetowego, z drugiej zaś,
że go zwiększają.
RZĄDY FACHOWCÓW
John Maynard Keynes, (ur. 5 czerwca 1883 w Cambridge, zmarł 21 kwietnia 1946 w Firle, Wielka
Brytania), angielski ekonomista, twórca błędnej teorii (Keynesizmu) interwencjonizmu państwowe-
go w dziedzinie ekonomii i finansów państwowych. Pod koniec lat 1970. nastąpił odwrót od teorii
Keynesa, a popularność zaczęły odzyskiwać szkoły ekonomiczne wychodzące z zasad klasycznej eko-
nomii. (wiki)
sze uczelnie prywatne przez rządy sub-
sydiowane. A ponieważ bliższa koszu-
la ciału, zatrudnieni tam ekonomiści
bardziej dbają o swój etat niż o praw-
dę, która może ich tego etatu pozbawić.
O takich ludziach mówi się...etatyści.
Ich wiedza poprzez media przenika do
opinii publicznej, która myśli, że wie,
o co w gospodarce chodzi. Ignorancja
rodzi ignorancję.
A
o co w gospodarce chodzi? John
Maynard Keynes dokonał w ekono-
mii „głównego nurtu” właściwie trzech
rewolucyjnych zmian. Oto jego pomy-
sły:
1
Zanegował klasyczną strukturę pro-
dukcyjną, która wcześniej wygląda-
ła mniej więcej tak: praca, oszczędno-
ści, inwestycje, produkcja, konsumpcja,
wprowadzając w jej miejsce strukturę
swoją: konsumpcja (w warunkach kry-
zysowych na kredyt), inwestycje i pro-
dukcja.
2
Przyjął, że oszczędności są rywa-
lem konsumpcji, gdy tymczasem są
one jedynie konsumpcją odłożoną
w czasie, z której finansuje się kre-
dyt;
3
Zignorował
podstawowy
fakt natury świata mówiący,
że żyjemy w świecie dóbr rzad-
kich, co oznacza, że wszystkie
zasoby, jakimi dysponujemy,
występują w niedoborze. Pod
dostatkiem jest tylko powie-
trza i dlatego za powietrze nie
płacimy. Wszystko inne (pra-
ca, surowce, energia, czas)
trzeba albo kupować, albo dys-
trybuować w jakiś inny spo-
sób (przydziały, talony, system
kartkowy etc.).
N
iestety, co pomysł, to pudło. Nie
można konsumować, gdy się nie
wyprodukuje. To nie konsumpcja sty-
muluje produkcję, jest raczej odwrot-
nie. Aby to zrozumieć, wystarczy doko-
nać wizualizacji cyklu ekonomicznego
w wykonaniu pierwszego producen-
ta na Ziemi albo rozbitka, jak Robin-
son Cruzoe, rozpoczynającego proces
przetrwania na bezludnej wyspie. Żeby
konsumować, musieli najpierw coś wy-
produkować. Nie skonsumowana część
produkcji posłużyła im do zakupu (wy-
miany) środków produkcji (inwestycji),
a tym samym, do wzrostu produkcji.
Dlatego właśnie gros programów sty-
mulujących produkcję za pomocą kon-
sumpcji, propagowanych przez rządy Ja-
ponii, Stanów Zjednoczonych, Niemiec
etc. albo nie działa, albo po chwilowej
poprawie (Japonia) wywołuje jeszcze
większe turbulencje na rynku. Ostatnie
dane Banku Światowego – wbrew po-
glądom Roberta Zoellicka, prezesa tej
instytucji, który również jest wyznaw-
cą paradygmatu Keynesa – dowodzą,
że program stymulujący prezydenta
Obamy osiągnie korzystne skutki, z tym
że nie w USA, Japonii i Niemczech, lecz
w... Chinach i Indiach. Można mieć na-
dzieję, że także w Polsce, ponieważ my
nadal produkujemy to, do czego rządy
pozostałych krajów Unii zachęcają swo-
ich obywateli, czyli dobra konsumpcyj-
ne. Potwierdza to Al Hunt z Bloom-
berg Television, mówiąc, że o ile
w Stanach Zjednoczonych ro-
śnie bezrobocie i spada pro-
dukcja, o tyle w Indiach
i Chinach przewiduje
się znaczny wzrost
gospodarczy.
Oba
te fakty
mają wspólne źródło, są nim amerykań-
skie programy stymulujące.
J
ednakże największym grzechem
Keynesa było zignorowanie faktu
„rzadkości” zasobów i zastąpienie go
„nadmiarem”. Uczynił to, negując wy-
myślone przez francuskiego ekonomi-
stę Jean Baptiste Say’a prawo mówią-
ce, że „każda podaż (produkcja) ma
swój popyt”, a nie odwrotnie, jak tego
chciał Keynes. Jeśli popyt jest za mały,
jak to bywa w sytuacjach kryzysowych,
wystarczy go pobudzić, drukując albo
pożyczając pieniądze. Za te pieniądze
ludzie kupią towary, których – jak za-
łożył Keynes – jest w bród, tylko lu-
dzi na nie nie stać i w ten sposób go-
spodarka ruszy. Problem w tym, że jeśli
pieniądz jest skutkiem produkcji, to za
pieniądzem wykreowanym przez rząd
czy bank centralny produkcji, a więc
dóbr i usług nie ma. Jest on pusty. Je-
śli zatem część pieniędzy nie ma po-
krycia w towarach, zamiast nadmiaru,
będziemy mieć do czynienia z niedo-
borem. W sytuacji wzrostu popytu przy
stałej podaży wzrosną ceny. Efekt, jaki
Keynes chciał osiągnąć, czyli zwiększe-
nie siły nabywczej ludności neutralizo-
wany jest przez wyższe ceny wywołane
inflacją, czyli spadkiem siły nabywczej
pieniądza. Dlatego pakiety stymulujące
nie działają. To Say, a nie Keynes miał
rację. Najpierw jest produkcja, potem
konsumpcja, a nie odwrotnie. Pakiety
stymulujące tworzą więc inflację, wy-
wołując na dodatek, co najmniej dwa
dodatkowe i bardzo szkodliwe zjawiska.
Jedno to protekcjonizm i wiążący się
z nim pośrednio transfer majątku z kie-
szeni jednych oby-
wateli do kieszeni
drugich.
Co gorsza,
z a b i e -
ra się
Ludwig Heinrich Edler von Mises (ur. 29 września 1881 we Lwowie, zm. 10 października
1973 w Nowym Jorku) – ekonomista austriacki. Przedstawiciel szkoły austriackiej
w ekonomii, w poglądach na gospodarkę reprezentował stanowisko leseferystyczne.
Udowodnił, że niemożliwe jest racjonalne funkcjonowanie gospodarki planowej.
Stanowisko to wywołało w okresie międzywojennym szeroką dyskusję teoretyczną
50
#10
51
#10
Siła nabywcza dolara (1800-2000)
producentom i daje bankrutom. Pro-
tekcjonizm to wspierania własnych
firm, czyli dyskryminowanie „obcych”.
Od dawna wiadomo, że jest to – w prze-
ciwieństwie do wolnej wymiany, która
jest korzystna dla wszystkich – zjawisko
dla wszystkich niekorzystne i kryzyso-
genne. Co więcej, pieniądze przeznacza-
ne na stymulację gospodarki, nawet te
stanowiące deficyt budżetowy czy kre-
dyt, pochodzą z kieszeni podatnika. Po-
datki płacą ci, którzy osiągają dochód.
Adresatem programów stymulujących
jest firma znajdująca się na krawędzi
bankructwa lub po bankructwie. Karze-
my w ten sposób producenta dóbr, a na-
gradzamy nieudacznika. Jest to gwóźdź
do gospodarczej trumny.
Z
wolennicy utrzymania własności
państwowej w gospodarce posłu-
gują się mniej więcej takim argumen-
tem: państwo jest mocne i bogate, może
lepiej zarządzać majątkiem. A stać je
na wyrafinowane analizy i ekspertyzy,
stać na zatrudnienie fachowców, któ-
rzy pokierują majątkiem lepiej niż by to
zrobili obywatele, których na takie wy-
rafinowane analizy nie stać. To, co na-
pisałem powyżej dowodzi, że jednak
taka wnikliwa analiza nie wystarczy.
Dlaczego? Primo, z powodu przywią-
zania ekspertów do paradygmatów. Se-
cundo, ponieważ – co wykazał Friedrich
von Hayek – gospodarka jest zbyt skom-
plikowana, aby jedna osoba czy nawet
grupa najwybitniejszych ekspertów była
w stanie ogarnąć tę złożoność. Pomi-
jam takie argumenty, jak słabszą mo-
tywację polityków i pokusę nadużycia.
A więc myli się Timothy Geithner, twier-
dząc, że „do zakończenia obecnego kry-
zysu wystarczy dobra wola rządu”. Gros
najpoważniejszych problemów gospo-
darczych ma swoje źródło właśnie w in-
terwencjach politycznych w gospodar-
kę. Przykładem takich interwencji jest
właśnie wiara w cudowne rozmnożenie
majątku a la Keynes, w zaniżanie stóp
procentowych poniżej poziomu ryn-
kowego w celu poprawy koniunktury,
a w Polsce np. wspieranie upadających
przedsiębiorstw, jak stocznie czy kole-
je państwowe. Jeśli przyjąć, że pośred-
nią przyczyną obecnego kryzysu była
ekspansja kredytowa, która doprowa-
dziła do boomu na rynku nieruchomości
w Stanach Zjednoczonych, jest to do-
wód na to, że same chęci polityków nie
wystarczą. W tym wypadku dobrym
chęciom polityków chcących ułatwić
nabycie nieruchomości przez uboższych
towarzyszy rekordowa ilość przejęć
z tytułu niewypłacalności.
Stąd receptą na wyjście z kryzysu musi
być zaprzeczenie zasadom, które do nie-
go doprowadziły. Trzeba przywrócić
prawo J.B. Saya. Zaprzestać w związku
z nim programów stymulujących. Po-
zwolić na likwidację firm, które sobie
nie radzą, gdyż nie radząc sobie, mar-
notrawią zasoby, których nam braku-
je. To samo w przypadku bezrobocia
i cen; nie tworzyć miejsc pracy, nie
przeciwdziałać spadającym cenom po-
przez zwiększanie inflacji. Rządowi nie
wolno wspierać biznesu. Biznes, a nie
podatnicy, odpowiada za swoje błędy.
Rząd ma wspierać rynek. Tym bardziej,
że interwencje kosztują masę pienię-
dzy, dyskryminują producentów mająt-
ku, promują bankrutów, a co najgorsze,
transferują majątek z kieszeni tych, któ-
rych rząd nie lubi, do kieszeni tych, któ-
rzy cieszą się jego względami.
Jan M Fijor
jm.fijor@millionaire.pl
www.fijor.com
59
EKONOMIA I GOSPODARKA
52
#10
4 strona okładki