Mateusz Witkowski
Uniwersytet Gdański
Postmodernistyczna narracja historyczna na przykładzie twórczości Andrzeja Barta
Historia
stanowi
konstytutywny
czynnik
kształtujący
to,
co
nazywamy
postmodernizmem. Amy J. Elias w swojej monografii traktującej o postmodernistycznej
prozie historycznej dowodzi, iż refleksja nad przeszłością jest elementem, który przewija się
w każdym z trzech wyróżnionych przez nią akademickich dyskursów na temat
postmodernizmu: epistemologicznym, społeczno-kulturowym i estetycznym
1
. Jak zauważa:
Postmodern literature (...) seems hyperconsciously aware that the drive to write and know
history may be a futile endeavor, at worst an imperialist drive to control the past, at most a
Hollywood-inspired move to profit from history’s revision and simulation. (...) what is left to
postmodernists in this between-state of belief is only «metahistory», the ability to theorize and
ironically desire history rather than access it through discovery and reconstruction.
2
Historia, zdaniem Elias, to coś, czego postmodernistyczny pisarz nieustannie pożąda i czego
jednocześnie nie może posiąść. Nie rości sobie on prawa do wiarygodności, rozumianej jako
możliwość rekonstrukcji historii i przedstawienia jej taką, jaką była. Wskazuje natomiast na
swoje kreacyjne możliwości, które pozwalają przekroczyć mu epistemologiczne granice,
które stawiają sobie historycy. Linda Hutcheon z kolei w „samoświadomym wymiarze
historii” upatruje istotnego czynnika określającego – obok autorefleksyjności i
intertekstualności – powieść postmodernistyczną, w szczególności zaś jej inkarnację w
postaci historiograficznej metapowieści. W tej postmodernistycznej wersji powieści
historycznej przeszłość nie jest jednak przedmiotem prostej – i pewnej – referencji. Wiara w
możliwość obiektywnej i pełnej reprezentacji minionych wydarzeń, towarzysząca
historiografom przez długi czas, minęła bezpowrotnie
3
. „Historiograficzna metapowieść dąży
do umiejscowienia się w dyskursie historycznym nie wyrzekając się swej autonomii jako
fikcji. Jest to rodzaj poważnie ironicznej parodii, która osiąga oba cele: interteksty historii i
fikcji przybierają równorzędny (aczkolwiek nie równy) status w parodystycznym
1
Por. A.J. Elias, Sublime Desire. History and Post-1960s Fiction, Baltimore 2001, s. XXI-XXVIII.
2
A.J. Elias, op.cit., s. XVII.
3
Por. L. Hutcheon, Historiograficzna metapowieść. Parodia i intertekstualność historii, tłum. J. Margański [w:]
Postmodernizm. Antologia przekładów, red. R. Nycz, Kraków 1997, s. 378-379.
przeformowaniu tekstualnej przeszłości zarówno «świata», jak literatury”
4
. Opatrzenie
„świata” przez Lindę Hutcheon cudzysłowem nie jest bez znaczenia, w przypadku twórczości,
o której mowa, nie ma bowiem mowy o dostępie do rzeczywistości jako takiej, nie
zapośredniczonej przez teksty.
W
ostatnim
dwudziestoleciu
najpełniej
i
najbardziej
konsekwentnie
postmodernistyczny projekt historyczny realizuje, jak sądzę, Andrzej Bart. Jest on autorem
siedmiu powieści, z których cztery (Rien ne va plus, Pociąg do podrózy, Don Juan raz jeszcze
oraz Fabryka muchołapek) mogą z pewnością zostać zakwalifikowane jako historiograficzne
metapowieści. Dziwić więc musi fakt, iż wobec burzliwych polemik dotyczących
postmodernizmu na gruncie polskiej literatury, twórczość tego pisarza nie znalazła jeszcze
swojego miejsca w badaniach literaturoznawczych, tym bardziej, że zyskała ona – jak się
wydaje – akceptację w środowisku krytycznoliterackim, o czym świadczą choćby nagrody i
nominacje do nich, które Bart otrzymał. Niniejszy artykuł jest próbą częściowego wypełnienia
tej luki, z pewnością jednak nie rości sobie pretensji do pełnego opisu zjawiska. Brakuje w
nim choćby ujęcia komparatystycznego, które wymagałoby prześledzenia związków
pomiędzy prozą Barta a utworami z kręgu amerykańskiego postmodernizmu czy też polskimi
powieściami historycznymi – Teodora Parnickiego, Kazimierza Brandysa itd.
Krzysztof Uniłowski niezbędnego warunku dla uznania danej powieści za
postmodernistyczną upatruje – wydaje się, że słusznie – w „manifestacyjnym podkreślaniu w
samym tekście jego fikcjonalności”
5
. Taki gest służy w historiograficznej metapowieści
kwestionowaniu możliwości przedstawienia historii w sposób charakterystyczny dla
tradycyjnego powieściopisarstwa historycznego, korzystającego najczęściej z realistycznych
środków obrazowania i maskującego swój z gruntu interpretacyjny charakter. To
„podkreślanie fikcjonalności” dokonuje się w powieściach Barta przynajmniej na dwa
sposoby. Po pierwsze, przez wyraźnie zaznaczone wątki autotematyczne; po drugie, przez
wykorzystanie elementów fantastycznych, które niejednokrotnie determinują konstrukcję
czasoprzestrzenną powieści.
Ów autotematyczny charakter pełni fundamentalną rolę w powieściach Andrzeja
Barta. Najwyrazistszą jego realizację odnaleźć można w Fabryce muchołapek, powieści
zaliczanej do kolejnej fali literatury o Holocauście. Autor empiryczny zostaje tutaj wyraźnie
zaznaczony, naruszając tym samym granice pomiędzy fikcją i rzeczywistością. Narrator partii
pierwszoosobowych sam siebie nazywa twórcą Fabryki muchołapek i Rien ne va plus, a także
4
L. Hutcheon, op.cit, s. 379.
5
K. Uniłowski, Skądinąd. Zapiski krytyczne, Bytom 1998, s. 67.
kilku krótkich filmów dotyczących Łodzi, wydanych pod tytułem Złe miasto?. Wspomina
również o pracy nad filmem traktującym o łódzkim getcie, przytaczając dowcip, który
rzeczywiście wygłoszony został (zostanie? – nie wiemy wszak, co było pierwsze – powieść
czy scenariusz) przez aktora w Radegast
6
. Losy owego narratora toczą się niejako równolegle
do procesu sądowego – ma on tego pełną świadomość, o czym świadczy przekonanie o
„dwoistości sytuacji”, w jakiej się znajduje, wyrażone w jednym z komentarzy do własnego
dziennika, którego fragmenty znajdują się w powieści. Jego główna rola natomiast polega na
nieustannym podważaniu świata przedstawionego i realności mających w nim miejsce
wydarzeń. Mamy tu do czynienia z poetyką sennych halucynacji, czy też swego rodzaju
dysfunkcji psychicznej, o której narrator wielokrotnie wspomina:
Co muszę sobie oddać, nie przestraszyłem się zbytnio, może dlatego, że nie pierwszy raz w
życiu mój biedny mózg tak się rozdokazywał. (…) Mimo pewnej ulgi po zrozumieniu sytuacji,
w jakiej się znalazłem, zaraz wyrzuty sumienia, bo gdzieś tam chłop kosi, murarz buduje, a ja
sobie majaczę. (FB, 85-86)
7
Tego już było za wiele nawet na malignę czy podwójny atak natręctw. (FB, 107)
Owe halucynacje traktowane są ambiwalentnie, często są umyślnie przez narratora
wzmacniane poprzez działania chroniące przed wyzdrowieniem. Wiązałoby się ono bowiem z
powrotem do przestrzeni, która w immanentnym świecie Fabryki muchołapek ma najbardziej
„realny” charakter:
Zapis w dzienniku z 8 września świadczy, że któraś, pewnie lewa, półkula mózgu myślała o
„Fabryce muchołapek”. W lewej więc, jeśli przy niej pozostać, umiar i pisarski spokój, prawa
natomiast, bezbronna, wciąga mnie na drugą stronę, i to dosłownie, bo wariactwo wygrywa
na całej linii. (FB, 117)
Za pomocą tego typu autotematycznych wypowiedzi Andrzej Bart wydaje się wskazywać
czytelnikowi na analogie pomiędzy procesem twórczym a chorobą umysłową, czy też raczej
swego rodzaju oderwaniem od rzeczywistości. Taki zabieg daje odbiorcy możliwość
wniknięcia w tajniki pisarskie autora, choć cały czas musi być on ostrożny w braniu
6
Film dokumentalny zrealizowany w 2008 roku, w reżyserii Borysa Lankosza, na podstawie scenariusza
Andrzeja Barta.
7
Cytaty z utworów Andrzeja Barta podaję według następującego porządku: FM: A. Bart, Fabryka muchołapek,
Warszawa 2008; RNVP: A. Bart, Rien ne va plus, wyd. 3, Warszawa 2010.
wskazówek pierwszoosobowego narratora za pewniki, ponieważ narrator ów nieustannie
żongluje prawdą, poddającą się falsyfikacji, oraz fikcją, będącą jedynie wytworem wyobraźni.
Tę ostrożność znów sam narrator do pewnego stopnia sugeruje w komentarzach do
przytaczanych przez siebie fragmentów dziennika:
Celowo sięgam po zapis w dzienniku z 3 września, aby udowodnić przede wszystkim sobie
samemu, że nawet w miarę obiektywny zapis potrafi ominąć sedno. (FB, 8)
W dzienniku więc nieznośna pospolitość. (…) nawet słowem się nie zająknę o podskórnym
nurcie życia. Aż chce się powątpiewać we własną szczerość, bo w zapiskach ani śladu
podróży, którą przyszło mi odbyć. (FB, 36)
To nieustanne podważanie epistemologicznych wartości własnego dziennika pełni dwojaką
funkcję. Z jednej strony wskazują na fakt, iż każdy tekst, nawet taki, który z racji swej
pierwotnej – i zgoła naiwnej – definicji nosi znamiona intymności i szczerości, nie potrafi się
obronić przed przemilczeniami, pominięciami i deformacją obrazu jego autora. Z drugiej
strony w jakimś stopniu paradoksalnie uwiarygodnia to, co zostało w owym dzienniku
pominięte. Działa tu zasada podobna do tej, na jakiej opierają się teorie spiskowe – ów
„podskórny nurt” i podróż na miejsce sądu nie znalazły swojego wyrazu w dzienniku, więc
tym bardziej mają rzeczywisty charakter.
Fikcjonalność przedstawienia uwypuklają także elementy fantastyczne wprowadzone
do powieści. W Pociągu do podróży Bart wykorzystuje motyw podróży w czasie, w Fabryce
muchołapek tematyzuje proces dochodzenia do prawdy historycznej poprzez przedstawienie
swego rodzaju sądu ostatecznego, w Rien ne va plus zaś wprowadza elementy magiczne,
związane z umieszczeniem świadomości narratora w namalowanym na jego zamówienie
portrecie. Na ostatnim z wymienionych przykładów prześledzić można sposób
funkcjonowania w prozie Barta kategorii punktu widzenia.
Badania nad perspektywiką i powiązaną z nią kategorią punktu widzenia mają
charakter ze wszech miar interdyscyplinarny, namysł nad nimi dotyka bowiem fundamentów
poznania w ogóle, a poznania mniej lub bardziej zrygoryzowanego, tj. naukowego, w
szczególności. Zagadnienia te od kilkudziesięciu lat zajmują centralne miejsce w
rozważaniach z zakresu metodologii i filozofii historii, wprowadzone zostały także do nauk
filologicznych – od teorii literatury przez kognitywistykę po teorie komunikacji
8
. W zakresie
teorii historiografii stanowią one przedmiot zwrotu postmodernistycznego, który rozwijał się
w opozycji do poglądów obiektywistów historycznych, traktujących pisarstwo historyczne
jako neutralny pod wszelkimi względami wehikuł tzw. prawdy historycznej. Głównymi
orędownikami nowego podejścia do historiografii byli Hayden White i Frank Ankersmit,
których hasło brzmiało: „Odrzuć wszelkie punkty widzenia, a nie pozostanie ci nic
sensownego”
9
.
Można wyróżnić trzy elementy składające się na termin „punkt widzenia”, czy też trzy
sposoby jego rozumienia. Pierwszy ma charakter formalny i skupia się na aspekcie
czasoprzestrzennym. Charakter drugiego wyznacza aspekt przedmiotowy, który łączy się z
wiedzą o świecie, doświadczeniami, psychiką, tłem kulturowym i społecznym narratora
(zarówno w literaturze jak i w historiografii) i/lub bohatera. Trzeci element wskazuje na
aspekt ideologiczny/polityczny.
10
W innym ujęciu tej kategorii (czy też focusu) mówić
można, za Gerardem Genettem, o trzech rodzajach ogniskowania/fokalizacji: 1) zerowej, gdy
narrator mówi tak, jakby wiedział wszystko, czy też więcej niż bohater, 2) zewnętrznej, gdy
narrator wie i widzi mniej co bohater oraz 3) wewnętrznej, gdy wie tyle samo co bohater.
11
Przyjęcie danego punktu widzenia – zarówno w planie ogólnym, jako globalna
perspektywa wyznaczana przez daną opowieść, jak i w planie partykularnym, jako
jednostkowe rozwiązania fabularne – ma w przypadku rozpatrywanych tu powieści Andrzeja
Barta znaczenie fundamentalne. Powoływanie do literackiego życia narratora, który
przyjmuje punkt widzenia tak charakterystyczny – we wszystkich trzech, wymienionych
wcześniej, aspektach: formalnym, przedmiotowym i aksjologicznym – jak narrator w Rien ne
va plus jest gestem, którego nie można sprowadzić do zwykłego konceptu, mającego przykuć
uwagę czytelnika. Po pierwsze, ściśle ogranicza on krąg percepcyjnych możliwości narratora,
co jest bezpośrednim efektem jego sytuacji ontologicznej. Będąc czystą świadomością
wkomponowaną w obraz, nie może on w żaden sposób zmieniać swego położenia w stosunku
8
Zob. symptomatyczne w tym względzie tomy pokonferencyjne: Punkt widzenia w języku i w kulturze, red. J.
Bartmiński, S. Niebrzegowska-Bartmińska, R. Nycz, Lublin 2004; Punkt widzenia w tekście i w dyskursie, red. J.
Bartmiński, S. Niebrzegowska-Bartmińska, R. Nycz, Lublin 2004.
9
Sformułowanie za: J. Pomorski, Punkt widzenia we współczesnej historiografii, [w:] Punkt widzenia w języku i
w kulturze, red. J. Bartmiński, S. Niebrzegowska-Bartmińska, R. Nycz, Lublin 2004, s. 13. W artykule tym
znaleźć można także zwięzłe przedstawienie najważniejszych stanowisk w historiografii ostatnich
kilkudziesięciu lat, zarówno tych postmodernistycznych i konstruktywistycznych, jak i im przeciwnych.
10
Zob. Z. Muszyński, Punkt widzenia a relatywizm, [w:] Punkt widzenia w języku i w kulturze, red. J.
Bartmiński, S. Niebrzegowska-Bartmińska, R. Nycz, Lublin 2004, s. 34-35.
11
Zob. A. Łebkowska, Pojęcie focus w narratologii – problemy i inspiracje, [w:] Punkt widzenia w tekście i w
dyskursie, red. J. Bartmiński, S. Niebrzegowska-Bartmińska, R. Nycz, Lublin 2004, s. 221.
do otaczającego go świata. Bierność tę jednak stara się nieustannie tuszować, używając
nagminnie czasowników w pierwszej osobie liczby mnogiej, co z jednej strony podkreśla jego
zależność od aktualnego dysponenta obrazu, z drugiej zaś tworzy iluzję bycia w pełni
upodmiotowionym, a więc i zdolnym do podejmowania (i egzekwowania) decyzji:
W mieście z trudem znaleźliśmy przyzwoitą kwaterę. (...) W zamku nad rzeką żołnierze
rosyjscy indagują nas dokładnie. [podkr. moje – M.W.] (RNVP, 47)
Konsekwencją tak a nie inaczej ograniczonej perspektywy jest wymuszone i przypadkowe
uczestnictwo w określonych wydarzeniach. Zmusza ona ponadto narratora do nieustannego
snucia, mniej lub bardziej umotywowanych, domysłów, czy wręcz do konfabulacji. Taki
charakter ma choćby wstępna partia utworu, traktująca o podróży z Włoch do Polski, a
kończąca się niedwuznaczną konstatacją:
Tak właśnie wyglądała moja podróż do Polski, a w każdym razie tak mogła wyglądać [podkr.
moje – M.W.], gdyż poza krótką chwilą w gospodzie, kiedy to zdążyłem się zakochać, resztę
czasu spędziłem w płaskim pudle i po latach jestem skazany na domysły. (RNVP: 26)
Po drugie, przyjęty w Rien ne va plus punkt widzenia ma wyraźne implikacje
przedmiotowe. Świat postrzegany przez narratora ma dla niego charakter obcy i często
niezrozumiały. Determinuje także stosunek opowiadającego do opisywanych miejsc, osób i
sytuacji. Przede wszystkim jest on wszystkiego ciekaw – ciekawość zresztą była
pierwszorzędną motywacją umowy zawartej z Solterinim, malarzem o ponadnaturalnych
umiejętnościach. Narrator, Tommaso d`Arcipazzi, sam siebie bowiem określa jako „chcącego
zawsze widzieć więcej, niż można zobaczyć” (RNVP, 32). Inną cechą charakteru wpływającą
na narratorski punkt widzenia jest skłonność do gier, zwłaszcza o znamionach hazardu, i
szeroko rozumianej zabawy. Prowadzi to do przedstawiania poszczególnych wydarzeń –
zarówno tych o charakterze historycznym, jak i o proweniencji stricte fikcjonalnej – w
ramach gier, których zasady zazwyczaj oparte są na obstawianiu, któregoś z możliwych
rozwiązań:
(...) rozszyfrowywanie ich [napływających nowin] jako żywo przypominało prawidła gry
logistycznej i z chęcią obstawiałem w myślach różne warianty teatru wojennego (...).
Wygrałem nawet, co prawda razem z Baudim, nie wierząc rozpowszechnionej wiadomości o
zdobyciu dużego miasta (...). Przegrałem do charge d`affaires dworu saskiego, schorowanego
człowieka, mającego w tym względzie odmienne zdanie. (RNVP, 37-38)
Przedmiotowe rozumienie kategorii punktu widzenia poza psychicznymi atrybutami narratora
skupia się także na jego kulturowych uwarunkowaniach, które z jednej strony ograniczają
jego możliwości poznawcze i często są przyczyną nieporozumień, z drugiej strony natomiast
pozwalają dostrzec to, czego z innych pozycji obserwacyjnych nie można zobaczyć. Ten
aspekt w powieści będącej przedmiotem naszej uwagi ma równie doniosłe konsekwencje, co
aspekt formalny. Osiemnastowiecznego włoskiego szlachcica wywodzącego się „ze starego
sieneńskiego rodu” charakteryzuje szereg przekonań i stereotypów, a także ściśle określona
wiedza o świecie, jaką mógł nabyć w trakcie swego życia. Jest zatem monarchistą, którego
żywot „pośmiertny” zaczyna toczyć się w momencie silnego kryzysu europejskich monarchii,
w dodatku w kraju okupowanym, w którym postać władcy kojarzona jest niewątpliwie
pejoratywnie. Jest obyty, orientuje się we współczesnym mu życiu politycznym, co pozwala
mu na mniej lub bardziej trafne obserwacje. Zna się na sztuce, czego efektem jest choćby
dość fachowy opis włoskich mebli w domu Cotelliego. Z drugiej strony obcy mu jest
„skrzypiący” język polski, źle interpretuje niektóre wydarzenia:
Podobnie dobrego mniemania byli o nich [o wojskach rosyjskich wkraczających do
Warszawy podczas insurekcji kościuszkowskiej] ojcowie miasta, gdyż za małą podnietą w
postaci specjalnej dyspozycji postanowili okazać wdzięczność zwycięzcom i zasłużonemu w tej
mierze generałowi ofiarowali szczerozłotą tabakierkę, z herbem miasta i stosownym napisem
dziękczynnym. (RNVP, 45)
Nie jest także w stanie zrozumieć niektórych spraw, choćby negatywnej opinii Polaków o
królu Stanisławie Auguście Poniatowskim. Jednak należy w tym miejscu zwrócić uwagę, iż
zaplecze kulturowe narratora zmienia swą postać wraz z rozwojem akcji. Nie tylko bowiem
uczy się on języka, który jest przecież najistotniejszym nośnikiem kultury, ale także
demokratyzuje swoje poglądy i niejednokrotnie przyjmuje perspektywę otaczających go
Polaków:
Nie uwierzyłem, przypisując wieść zręcznemu posunięciu propagandy sił wrogich, mówię
wrogich, tak jakbym miał jakikolwiek stosunek do walczących stron, ale niechże już będzie.
(RNVP, 38)
O mechanizmie, który leży u podstaw zmiany świadomości narratora będzie mowa nieco
później. W tym miejscu zaznaczyć jednak wypada jeszcze, iż taki stan rzeczy wiąże się z
komplikacją w ramach fokalizacji, o której była mowa wcześniej. Badacze zajmujący się w
tym kontekście retrospektywną narracją pierwszoosobową (z taką mamy do czynienia w
powieści Barta) wskazują bowiem na fakt jednoczesnego funkcjonowania w jej ramach
jednego narratora i dwóch punktów ogniskujących, z których jeden – chronologicznie
późniejszy – ma charakter nadrzędny i służy rekonstrukcji drugiego, wcześniejszego i, jeśli
można tak to ująć, „bardziej” procesualnego, nieustannie przeistaczającego się w czasie.
12
Po trzecie, narracyjna perspektywa w Rien ne va plus nie jest obojętna aksjologicznie.
Opisywanie ponad dwustu lat, polskiej przede wszystkim, historii z punktu widzenia obcego,
przynajmniej z początku niezaangażowanego emocjonalnie w swoiste dla nas procesy
dziejowe, ma donośne znaczenie. Pozwala spojrzeć z dystansem na przedstawiane
wydarzenia, co owocuje nieraz błyskotliwymi, trafnymi i niekiedy bolesnymi dla polskich
czytelników obserwacjami. Narrator występujący w pozycji obcego ma także większe prawo
do popełniania błędów czy nadinterpretacji.
Krzysztof Uniłowski proponując swoją koncepcję postmodernistycznego tekstu (w
oparciu o myśl Rolanda Barthesa), stwierdza, iż nie dysponuje on „uprzywilejowaną,
wyróżnioną perspektywą (autora, narratora, narratora-bohatera), jak też nie operuje wielością
punktów widzenia (i ośrodków mowy), zza której wyłaniać by się miały mgliste kontury
Prawdy”
13
. Zgadzam się z tą tezą, z drobnym jednak wyjątkiem – powieść
postmodernistyczna bowiem (przynajmniej w wydaniu Andrzeja Barta) wciąż korzysta z
„wielości punktów widzenia”. Czyni tak zaś w celu wykazania, iż „prawda” o historycznych
wydarzeniach i postaciach jest niczym innym, jak społecznie ustaloną interpretacją
przeszłości. Próbę zobrazowania sposobu w jaki taka interpretacja się dokonuje jest proces
przeprowadzony na przywódcy łódzkiego getta, Chaimie Rumkowskim, w Fabryce
muchołapek. Jego myśli i motywacje nie są czytelnikowi dostępne. Rekonstruuje je on na
podstawie zeznań świadków, oskarżycielskich tyrad prokuratora i mów obrończych
Bornsteina, który nota bene sam nie jest przekonany co do niewinności swojego „klienta”.
Rekonstrukcja ta jest w dodatku niepełna, szczątkowa, tak jak szczątkowe są relacje z
przesłuchań. Zmusza do stawiania pytań, na które tekst nie odpowiada. Wróćmy jednak do
12
A. Łebkowska, op. cit., s. 222.
13
K. Uniłowski, Polska proza innowacyjna w perspektywie postmodernizmu. Od Gombrowicza po utwory
najnowsze, Katowicw 1999, s. 27.
próby ustalenia pozycji, jaka przyznana została Rumkowskiemu na czas procesu. Zwróćmy
przy tym uwagę, że sądzony jest człowiek stary, o przygarbionej sylwetce, zachowujący się w
sposób, który wskazuje na swego rodzaju starczą demencję – miewa infantylne napady złości,
podczas których nerwowo stuka laską o podłogę. Resztki władczości jakie mu pozostały są
już tylko groteskowym wspomnieniem gettowego władyki. Warto przytoczyć słowa, których
ton tak rozśmieszył widownię, ponieważ to jedyne słowa wypowiedziane przez
Rumkowskiego w ciągu procesu:
Nic nie osłabiam, bo nie muszę się bronić! Nie wiem, kim jesteście i jakie macie prawo sądzić
mnie lub choćby mówić o mnie. I nikt mnie nie zmusi do rozmowy z wami! (56)
Ważne to zdanie, bo świadczy o tym, że nie wie on w jakiej sytuacji się znalazł i, co więcej,
uprawomocnia stwierdzenie, iż jest li tylko marionetką w spektaklu, który jest odgrywany.
Poczucia, że jest on przedmiotem, a nie podmiotem procesu, nie można się wyzbyć, ani na
moment. Jego obraz, wyłaniający się w trakcie lektury powieści, stanowi projekcję osób
mających z nim styczność. Obraz to mglisty, niejednorodny i wewnętrznie sprzeczny. Sumą
bowiem różnych punktów widzenia nie jest w istocie przedstawienie pełniejsze, lepiej
umotywowane i dookreślone, lecz aporia, niemożność dotarcia do jakiejkolwiek prawdy. Stąd
też salomonowy wyrok sędziego, który stwierdza, iż jedyną karą wymierzoną
Rumkowskiemu będzie pamięć o nim. Andrzej Bart dowodzi w ten sposób, iż nawet mając
pełny dostęp do źródeł – na świadków powoływani są wszakże wszyscy ci, którzy mają
cokolwiek do powiedzenia w sprawie oskarżonego – nie jesteśmy w stanie zrekonstruować
minionych wydarzeń na tyle dobrze, by móc wydać o nich jakikolwiek niepodważalny sąd.
Istotny dla odczytania powieści Barta, będących tu przedmiotem naszej uwagi, jest
fakt, iż rezygnują one z przedstawienia wydarzeń historycznych samych w sobie. Zarówno w
Rien ne va plus, jak i w Fabryce muchołapek, mamy do czynienia wyłącznie z
zapośredniczonymi relacjami o nich, tekstami, które nigdy nie są w stanie przekroczyć
narzuconych przez język granic. W ten sposób Bart rekonfiguruje nie tyle historię, rozumianą
jako mające rzeczywiście miejsce wydarzenia, co nadbudowane nad nią – i w istocie będące
jej jedynym, dostępnym nam wehikułem – teksty, które mniej lub bardziej wyraźnie
ujawniają swój interpretacyjny charakter.
Esencję traktowania wszelkich tekstów-znaków przez Barta zawiera przytoczona w
Rien ne va plus przez Sophie Krzywopalczastą historia jej wuja, miłośnika gier karcianych.
Doświadcza on przemiany duchowej pod wpływem tajemniczego misjonarza, który uczy go
paradoksalnej gry, w której karty nie mają żadnych ustalonych wartości. Są one bowiem
ustalane każdorazowo przez graczy. Karta do gry to uznana przez wielu postrukturalistów
metafora znaku z teorii de Saussure'a. Jedna jej strona (ta bez oznaczeń) to znaczące jako
materialny nośnik, odwrotna zaś to znaczone, czyli pojęcie umysłu, do którego odnosi się
znaczące: desygnat. W metafizycznie pojmowanym języku (de Saussure) i w tradycyjnych
grach, w jakie zwykł grać wuj Sophie, wszystko opiera się na przekonaniu, że pojęcia ukryte
za symbolami i wartości kart pod spodem są znane wszystkim (użytkownikom języka i
graczom) i niezależne od danego punktu widzenia, a zatem: ustalone, powszechne i
intersubiektywne. Kiedy karty pozbawione zostają oznaczeń i ich wartość zaczyna zależeć
tylko od woli poszczególnych graczy (albo kiedy znaki języka poczynają oznaczać różne
rzeczy dla różnych ludzi, a zatem znaczenia – przypisane im pojęcia – stają się subiektywne i
wymienne), gra robi się tak skomplikowana i wątpliwa, że nie można już ustalić wspólnie i
zgodnie wyniku rozgrywki (odpowiednio: kiedy znaki – na skutek rozchwiania binarnego
modelu znaku i języka – poczynają denotować różnie z różnych perspektyw, coraz
trudniejsze staje się porozumienie i zrozumienie, a zatem obiektywna i pewna wiedza o
ludziach i rzeczach). Bartowski hrabia rozpoznał, co kryje się groźnego w takiej rozgrywce, i
rozszerzył jej szaleństwo na całą rzeczywistość – w końcu przecież za taką kartę do gry,
której wartość zależałaby tylko od jego woli i kontekstu sytuacyjnego, bierze w końcu własną
tożsamość: signifiant, jakim jest jego osoba, nadaje inne, niż dotychczasowe, signifie: jest
hrabią Orgazem, a nie szlachcicem transylwańskim. Jego własne "ja" staje się przedmiotem
gry, on sam zaś: XVII-wiecznym prorokiem postmodernizmu. Zresztą, jak się dowiadujemy
później, historia Drakuli-Orgaza może być całkowicie zmistyfikowana: piękna Sophie to
jakaś córka bednarza czy drukarza, a jej anegdota stanowi rodzaj parabolicznej autorefleksji –
to przecież ona stanowi kobietę bez tożsamości, która bawi się przybieraniem coraz to
nowych masek, ról i biografii. W zależności od sytuacji, raz jest hrabiną, raz odaliską zbiegłą
z haremu, raz oszustką, raz faworytą Katarzyny II, innym zaś jeszcze razem – polską
patriotką. Sophie sama z siebie uczyniła znak bez trwałego desygnatu, a zatem jej w istocie
dotyczy przypowieść o Orgazie. Znamienny jest tutaj fragment, w którym zapytana przez
niemieckiego lekarza, co myśli o powstańcach listopadowych, odpowiada mu, że jako żona
drugiego męża Polaka jest dumna z walczących, zaś jako żona trzeciego męża –
niemieckiego kupca – boi się, iż zgubią kraj.
Jeśli język (w analogii do talii kart), w którym poznajemy świat, stanowi system
symboli odniesionych do intersubiektywnych i uspołecznionych pojęć wpisanych w nasze
umysły, związek naszego poznania z rzeczywistością zostaje zerwany: nie poznajemy
bowiem świata, ale jego pojęciowy obraz, ustalony przez jakiś wspólnotowy konsensus,
mówiąc i pisząc zatem piszemy tekst o tekście. Bohater zaklęty w obrazie potwierdza to
rozpoznanie: nie wychodzi nigdy z salonów, w których kwitnie życie społeczne, rzadko widzi
coś na własne oczy, niemal zawsze za to poznaje świat przez teksty, przez opowiadania
innych, które – nie oszukujmy się – nigdy nie są jakimiś specyficznymi spojrzeniami, ale
potwierdzają z grubsza powszechne zapatrywania społeczeństwa polskiego w danej epoce.
Nasze poznanie, podobnie jak gra w karty, jest zabawą poza rzeczywistością, rozumieniem
tekstu, i wszystko jeszcze w miarę dobrze funkcjonuje, gdy gramy według jakichś reguł, tzn.
gdy wartości kart i znaków są równe i jasne dla wszystkich, ale u Barta jest inaczej: karty
straciły swoje stałe wartości, a znaki nie są już opatrzone intersubiektywnym sensem, ale
indywidualnymi znaczeniami, przylepionymi do nich przez jednostki bądź jakieś lokalne
społeczności. Sens, znaczone, jest czymś względnym, lokalnym, ograniczonym do danej
perspektywy. Najlepiej uzmysławia to sytuacja włoskiego szlachcica na obrazie: poznaje po
swojej śmierci świat, słuchając i czytając teksty, opowieści, relacje ludzi najpierw z innego
kręgu kulturowego (on jest wszak Włochem, cywilizowanym Europejczykiem, który styka się
z dziwnym wschodnim ludem), później zaś z innej epoki i zupełnie innych czasów. W
epizodzie drugowojennym bohater mówi, że nie poznaje, nie doświadcza, ale czyta nasze losy
z księgi narodu polskiego i to jest trafne ujęcie jego sytuacji poznawczej: czyta książkę,
wynikłą z innej kultury niż jego. Czyta, i nie rozumie do końca, ponieważ znaki, z których
Polacy tkają swoje opowieści, znaczą co innego dla nich, a co innego dla niego. Kiedy Polacy
buntują się wobec carów, on – arystokrata i państwowy legalista z XVIII wieku – na początku
wydaje się oburzony, rewolucja francuska wydaje mu się wstrętna: on bowiem postrzega
królów jako uświęconych tradycją i prawem władców, a Polacy i Francuzi – jako
ciemiężycieli i zaborców. Ten sam znak niesie inne znaczenie.
Wszystko, co wiemy o świecie i jako świat doświadczamy to, zdaje się mówić Bart,
reprezentacja świata, świat zapośredniczony w języku i tekstach, "światopogląd" albo
"światoobraz", który jest intersubiektywnym tekstem, aktualizowanym u każdego człowieka
indywidualnie, obrazem świata zamkniętym w pojęciach i obrazach. Narrator Rien ne va plus
usytuowany jest na trzeciej warstwie poznawczego zapośredniczenia: jeśli Polska, naród
polski, jest sam w sobie społecznym i intersubiektywnym tekstem, zbiorem skomponowanych
odpowiednio pojęć i opowieści (zwanych tradycją, narodową kulturą, historią jako narracją o
zdarzeniach itd.), bohaterowie poboczni, przywołani w książce, odtwarzają bądź parafrazują
ten tekst w swoich indywidualnych wypowiedziach i perspektywicznych interpretacjach, i
szlachcic z obrazu czyta dopiero te, fragmentaryczne i cząstkowe, teksty uczestników danej
tradycji i danego wycinka historii. Na tej podstawie konstruuje on własną interpretację, która
stanowi spójną i całościującą narrację o wypadkach. Jego poznanie świata jest zatem
podwójnie zapośredniczone.
Historia Tommasa d`Arcipazziego jest historią rozumienia, hermeneutycznej pracy, i
pomocne wydaje się w jej opisie – odrestaurowane po Arystotelesie w XX wieku – pojęcie
hermeneutycznego koła. Podmiot rozumienia wychodzi ku rzeczom (ku światu), bada ich
znaczenie i jego kontekst, identyfikując te znaczenia i konteksty, także dzięki odniesieniu do
swojego światopoglądu, tradycji, z której wyrósł, predyspozycji, całej wiedzy itd., po czym
wraca z obrazami tak zinterpretowanych (zrozumianych) przedmiotów "do siebie",
ubogacając nimi swój dotychczasowy obraz świata, modyfikując ów obraz, a zatem
zmieniając nieco – dzięki poznaniu – także strukturę samego siebie jako podmiotu z określoną
wiedzą o świecie. Można powiedzieć, że Bartowski narrator w tym przypadku stanowi
doskonały przykład do słów Hansa-Georga Gadamera: „W taki właśnie sposób – zawsze od
całości do części i z powrotem do całości – przebiega ruch naszego rozumienia. Jego zadanie
polega na rozszerzaniu na kolejne koncentryczne kręgi jedności rozumianego sensu.
Zestrojenie wszystkich szczegółów w całość jest w każdym przypadku probierzem trafności
rozumienia. Brak takiego zestroju równa się niepowodzeniu próby zrozumienia"
14
.
14
H.-G. Gadamer, Koło jako struktura rozumienia, przeł. G. Sowinski, [w:] Wokół rozumienia. Studia i szkice z
hermeneutyki, Kraków 1993, s. 227.