Obrączka u mężczyzny... przeszkoda czy wabik?
Kiedyś obrączka na męskim ręku była znakiem stop: „nie podrywaj go,
zajęty”. Dziś coraz częściej jest zachętą. Jak symbol jakości. „Żonaty” to w
wolnym tłumaczeniu: „stabilny; nie gej”. A czasem: „doskonały do skoku w
bok, bo dyskretny”. Z ręką na sercu: ile z nas tak myśli? I dlaczego?
Pewien stołeczny bon vivant, startując do mężatek, mawiał: „nie ma takiego wagonika,
którego nie można odczepić”. Zwykle miał rację. I mało kogo gorszyły jego podboje, bo facet
uwodziciel już dawno wpisał się w obyczajowy pejzaż. Znakiem czasów jednak są kłusujące
bez skrupułów panie. Statystyki pokazują, że ponad 30% kobiet rozbiło cudze związki i
przejęło „odbitych” partnerów. Aż 85% panów przyznaje, że bywa kuszonych do zdrady. Jak
zauważa nasz ekspert: rozluźniły się obyczaje, lecz nie zmieniła potrzeba kontaktu z drugą
płcią. A mężczyzn na poziomie (smutna prawda) nie wystarczy dla wszystkich. Stary dowcip
mówi, że oni są jak telefon: albo pomyłka, albo zajęci. Z pierwszym przypadkiem niewiele da
się zrobić, ale z drugim... I pewnie byłoby to zabawne, gdyby nie fakt, że może dotyczyć
naszych mężów.
Elżbieta, 39 lat, historyk sztuki
Każda żona musi być czujna
"Ręce precz od mojego męża!” Takie ostrzeżenie mam ochotę umieścić na furtce, obok
tabliczki: „Uwaga, zły pies” – mówi Elżbieta. – Może to odstraszy kobiety, które polują na
cudzych mężów? Obrączka bowiem, niestety, już nie działa – stwierdza z żalem. Gdy wiele
lat temu zakładała ją mężowi na palec, myślała: „ Oto pięć gramów czystego szczęścia”. Za
dużo, jej wystarczyłaby zaledwie kropla. – Byliśmy tacy zakochani. Pisaliśmy sobie wiersze.
Te od Piotra znam na pamięć. Ulubiony zaczyna się słowami: „Dam ci miłość nie tak ulotną
jak skrzydła motyla. / I prawdę, zwyczajną, w słońcu i w deszczu” – recytuje cicho. Poznaj
smak wierności Gdy kończy, jej oczy wilgotnieją, bo teraz przyszła pora na kolejny wiersz.
Smutny. O tym, że osiem lat później pojawiła się na horyzoncie kobieta, dla której obrączka
na palcu jej męża nie miała znaczenia. Kochanka. – Nigdy go nie napisałam. Nie jestem
gotowa, rana zbyt boli – tłumaczy. Równie bolesne było spotkanie z tą kobietą. Ela tak
właśnie o niej mówi: „ta kobieta”. – Musiałam ją poznać. Zapytać, dlaczego kradnie mi męża.
Dla mnie wabik? „żonaty” zawsze znaczyło „niedostępny”, „poza zasięgiem”. Czemu dla niej
nie? Co się stało z babską solidarnością? – pyta z goryczą. Chce pominąć milczeniem, w jaki
sposób zdobyła jej adres, gdzie się spotkały, czy była od niej ładniejsza, mądrzejsza. – To
nieważne. Ważne, co od niej usłyszałam – mówi Elżbieta. Przed spotkaniem wzięła tabletkę
na uspokojenie. Bała się, że zacznie płakać, rozpaczać. Nie chciała się poniżać. Ale każde
słowo tamtej było jak szpila w serce. – Gdy dwoje ludzi lgnie do siebie, pokonają każdą
przeszkodę. A najprostszą z nich jest obrączka – obwieściła rywalka. Miała 45 lat, prowadziła
firmę odzieżową. Była po rozwodzie i szukała zapomnienia. Ramiona żonatego mężczyzny
wydały się jej do tego stworzone. I to jakiego mężczyzny! Piotr, ceniony naukowiec,
gwarantował romans na poziomie. Zaczęli się widywać, brnęli w kłamstwa, sekrety. To
dodawało pikanterii. Zakazany owoc smakuje lepiej. – Zapytałam ją, czy ma wyrzuty
sumienia – wspomina Ela. Odpowiedzi nie zapomni do końca życia. „Nie mam żadnych. Ja
tylko wypełniam lukę między panią a mężem. Nie moja wina, że powstała. Trzeba było dbać
o partnera, wtedy nie dałby się skusić”. Dalej? – Darujmy sobie wyciskacze łez. Krótko: mąż
wrócił do mnie, a ja mu wybaczyłam. Ona? Po rozstaniu z nim przysłała mi e-mail, że leczy
złamane serce. Żałosne – krzywi się Ela. – Nauka dla mnie? Odkryłam świat, w którym
wartości utraciły znaczenie. Już nie ufam, jestem czujna. Nie wiem, ile razy trzeba zdradzić,
by docenić smak wierności?
Grażyna, 43 lata, nauczycielka
Straciłam i męża, i przyjaciółkę
Sobotnie popołudnie, trzy lata temu. Grażyna robi porządki w domu. Wiesza w szafie ubrania
męża. Z kieszeni kurtki wypada klucz. Podnosi go z podłogi i… blednie. Doskonale go zna!
To klucz, nietypowy, do mieszkania Renaty, najlepszej przyjaciółki. – Nogi się pode mną
ugięły – wspomina. Tatusiu, nie odchodź! Przez tydzień żyła na emocjonalnej huśtawce: nie
chciała uwierzyć, że chodzi o romans, bała się zapytać. Przecież byli z mężem parą niemal
idealną: rzadko się kłócili, potrafili iść na kompromis. Na dodatek Marek zawsze podkreślał,
że nie przepada za Renatą. Mówił, że jest zbyt towarzyska, lubi imprezować, brać od życia
jak najwięcej. – Faktycznie, była naszym przeciwieństwem: oboje lubiliśmy domową ciszę,
nudziły nas przyjęcia – przyznaje. Nie dopuszczała myśli, że Renata mogłaby być zdolna do
takiej podłości. Wszyscy, tylko nie ona. Przecież znały się od dzieciństwa. Wiedziały o sobie
wszystko, znały każdy sekret, były jak siostry. Gdy małżeństwo Renaty przechodziło kryzys,
Grażyna ją wspierała. Potem, kiedy przyjaciółka odeszła od męża, pomogła jej znaleźć
niedrogie mieszkanie do wynajęcia. To samo, do którego klucz miał w kieszeni jej Marek.
„To niemożliwe – odganiała złe myśli i łudziła się: Wszystko musi się jakoś wyjaśnić”. W
końcu, pełna nadziei, zebrała się w sobie i pokazała Markowi klucz. – Bez wstydu przyznał,
że zakochał się w Renacie. I zamierza się z nią związać, bo będą mieć dziecko. Szok. Nie
mogłam się ruszyć, mówić, oddychać. Chciałam nie czuć, nie żyć – opowiada Grażyna. Dzień
później Marek wyrzucił ich jedenaście wspólnych lat do kosza: wyprowadził się z domu. –
Bez słowa zabrał rzeczy i nawet nie pożegnał się z dziećmi. Nasz pięcioletni synek prosił:
„Tatusiu, nie idź!” – opowiada. Nie zareagował. Córka, dziesięcioletnia, zamknęła się w
swoim pokoju, płakała. Potem? – Poznałam, co to piekło. Podwójna zdrada boli bardzo
mocno. Wiele miesięcy zajęło mi wyjście z depresji. Chodziłam na terapię do psychologa –
przyznaje. – Razem z nim starałam się zrozumieć, dlaczego najbliższe osoby zrobiły mi coś
tak strasznego. On był sprawdzony. Najbardziej bolała zdrada przyjaciółki. – To jej
wypłakiwałam się, gdy między mną a Markiem coś zaczęło się psuć. Czułam, że on się ode
mnie oddala. Coraz później wracał z pracy, coraz częściej wyjeżdżał w delegacje, zaczął
kupować drogie koszule. Skąd mogłam wiedzieć, że powodem jest romans właśnie z Renatą?
Naiwna zwierzałam się jej ze swoich obaw: „Czuję, że on kogoś ma. Co robić?” – pytałam. –
Pocieszała mnie: „Może ci się tylko wydaje? Spokojnie, nie rób gwałtownych ruchów. I nie
martw się: nie on jeden na świecie” – Grażyna cytuje słowa przyjaciółki. – A Renata
wiedziała, co mówi: miała wielu mężczyzn. Flirt i uwodzenie to były jej żywioły. Nawet na
własnym weselu kokietowała kolegów swojego męża. Wiedziała, że jest seksowna i działa na
facetów – ocenia. Ale dlaczego zabrała się za Marka? – Zadałam jej to pytanie. Przez telefon.
Byłam za słaba, by spojrzeć jej w oczy. Powiedziała: „ Czułam się samotna, a on był
sprawdzony. Znałam jego plusy i minusy, nawet jaki jest w łóżku. Wszystko mi opowiadałaś.
Po co miałam daleko szukać?”.
EWA, 35 lat, pracuje w agencji PR
Kobieta największym wrogiem kobiety? Przewrotne, ale prawdziwe – przyznaje Ewa,
atrakcyjna trzydziestopięciolatka. O takich jak ona mówi się: „kobieta z klasą”. Gustownie
ubrana, zadbana, elegancka. – To tylko ładne opakowanie, w środku jestem zła i próżna –
śmieje się. – Nieustannie muszę czuć, że robię wrażenie na facetach. Błysk pożądania w ich
oczach jest mi potrzebny jak powietrze. Nieważne, kim jest ten mężczyzna: mężem koleżanki
czy kolegą z pracy – opowiada. Uwielbia testować swoją kobiecość. – Gdy dostrzegam
interesującego mężczyznę, od razu zaczynam go kokietować. Odruch bezwarunkowy –
twierdzi. Jak wtedy, gdy na firmowym przyjęciu poznała Rafała. – Wysoki, w dobrze
skrojonym garniturze, z kuszącym dwudniowym zarostem. Posyłając mu zalotne spojrzenie,
pomyślałam: „Ciacho”. Flirtowałam z nim cały wieczór. Następnego dnia znajoma z pracy
zapytała: „Czy wiesz, z kim się wczoraj zabawiałaś? To mąż tej X z telewizji”. Zastrzygłam
uszami. Skoro taka kobieta, która może mieć każdego, wybrała właśnie jego, musi być
wyjątkowy. Natychmiast jego akcje wzrosły o sto procent, a mnie skoczył poziom adrenaliny
– opowiada. Okazja do następnego spotkania nadarzyła się szybko. Tak jak miała nadzieję,
wspólna kolacja firmowa przeciągnęła się, a oni we dwoje przenieśli się do baru. Nie
wytrzymała i zaczęła wypytywać go o jego sławną żonę. Gdy się zwierzył, że kiepsko gotuje,
zapewniła, że ona jest Kurtem Schellerem w spódnicy. Żona miała stłuczkę? „Ja nigdy”. –
Złapałam się na tym, że szukałam o niej informacji w internecie, nagrywałam jej programy. I
szczerze jej nie znosiłam. Stała się moją rywalką. Oddzielała mnie od faceta, który intrygował
mnie coraz bardziej. Stanęłam na rzęsach, by mieć z nim częsty kontakt zawodowy. Zaczęłam
się z nim zaprzyjaźniać – mówi. Dwa miesiące usilnych starań sprawiły, że króliczek dał się
złapać. Ale do Ewy dotarło, że to facet jak każdy inny. – Ekscytowała mnie jedynie
świadomość, komu go kradnę – przyznaje.
Dorota, 30 lat, menedżer
Romans z żonatym jest... bezpieczny
Letni wieczór. Dorota, atrakcyjna singielka, spieszy się na przyjęcie, które zorganizowało
wrocławskie wydawnictwo. Do restauracji wchodzi spóźniona. Nie ona jedna. W szatni
dostrzega przystojnego mężczyznę. Uśmiechają się do siebie. Już ich coś łączy: oboje są
spóźnieni. „Muszę usiąść obok tego przystojniaka” – myśli Dorota, zaskoczona nieco swoją
determinacją. – Uroczy, spodobał mi się. Gdy dostrzegłam na palcu obrączkę, ucieszyłam się:
„Oto kandydat na bezpieczny romans” – wspomina. Zaczęła kalkulować: skoro nie jest
wolny, nie będzie chciał po tygodniu wprowadzić się do mnie ani domagał się prania
skarpetek. Ten etap miała za sobą. Szukała romantyzmu, przygody. Bliskości? – Tak, ale pod
kontrolą choćby małżeńskiej smyczy – tłumaczy. Przyjemnie, bez zobowiązań „Działam” –
postanowiła. – Jego żona? Nie obchodził mnie ten problem. Czy ktoś mnie żałował, gdy
mojego byłego uwodziły inne? Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie – zasłania się przysłowiem.
Jeszcze tego samego wieczoru wręczyła mu swoją wizytówkę. Zadzwonił, a jakże. Zaczęli się
spotykać. Jemu też odpowiadał taki układ: przyjemność bez zobowiązań. – Dajemy sobie
dobry seks, miłe rozmowy, czasem wspólnie wyjeżdżamy za granicę. Potem każde wraca do
swego życia. I o to chodzi! Jest mi z tym dobrze – zapewnia. – Niczego więcej nie oczekuję.
Na razie – zastrzega.
MAŁGORZATA, 32 lata, pracuje w administracji szpitala
Byłam kochanką, zostałam żoną
Nie jestem bezduszna, a moje serce nie jest zdalnie sterowane. Nie planowałam, że zakocham
się w żonatym. Stało się – opowiada Małgorzata, filigranowa szatynka. – Jego obrączka? Była
przeszkodą, która nie pozwalała cieszyć się tą miłością bez poczucia winy. Była też
magnesem, który jednocześnie przyciągał i odpychał. W głowie słyszałam na przemian:
„Pragnę” i „Uważaj!” – przyznaje. – Zamykałam drzwi za Michałem i zaraz pojawiała się
myśl: „Co ja robię? Przecież on jest z inną kobietą, ma dzieci. Nie mogę rozbić rodziny,
budować szczęścia jej kosztem”. A potem: „To na chwilę, niech się jeszcze trochę nim
nacieszę”. Jednak byłam słaba, nie potrafiłam oprzeć się mężczyźnie, do którego nie
powinnam rościć sobie praw – mówi. Najgorsze jednak było potępienie ze strony bliskich.
„Czy chciałabyś się znaleźć na miejscu żony Michała?” – pytała z wyrzutem przyjaciółka.
„Jak byś się czuła, gdyby twój ojciec odszedł do innej?” – krytykowała matka. „Wycofam się,
muszę” – obiecywała sobie. Ale sił wystarczało jej jedynie do najbliższego spotkania z
Michałem. – Często myślałam o jego żonie. Wiedziałam, że go kocha. Może już się domyśla i
cierpi? Nie chciałabym być na jej miejscu. Ale moje też nie było komfortowe. Miałam
trzydziestkę na karku, marzyłam o własnej rodzinie – mówi. Któregoś dnia zrozumiała: też
ma prawo do szczęścia. Odważyła się zagrać va banque: „Ona albo ja”. Odetchnęła z ulgą,
gdy usłyszała: „Chcę być z tobą”. – Od dwóch lat jesteśmy małżeństwem. Obrączki? Nie
nosimy. Życie pokazało, że niewiele znaczą. Liczy się to, co między ludźmi. To, co błyszczy
na palcu, jest bez znaczenia.
Katarzyna, 35 lat, prawnik
Mój mąż oparł się kusicielce
Dom Katarzyny, prawniczki, i jej męża Jakuba, architekta, wygląda jak soplicowski dworek
przeniesiony w dwudziesty pierwszy wiek. – Kuba sam go projektował. Wprowadziliśmy się
trzy lata temu, choć o mały włos zamiast przeprowadzki byłby rozwód. Wszystko przez jeden
głupi list – opowiada gospodyni. Mam sprawne hamulce. To był koniec listopada, Katarzyna i
Jakub mieszkali wtedy w bloku. – List znalazłam pod wycieraczką. Był adresowany do mnie
– mówi Kasia. Jego treść brzmiała: „Szanowna Pani, piszę te słowa w chwili, gdy Pani mąż w
sąsiednim pokoju romansuje ze swoją podwładną. Pewnie po pracy jak zwykle pojadą na
obiad, a później do hotelu. Cała firma już o tym plotkuje, więc w odruchu kobiecej
solidarności postanowiłam to Pani powiedzieć. Sama też byłam kiedyś zdradzona”. –
Przeczytałam i ścięło mnie z nóg – wspomina. – Kobieta nie podpisała się, mimo to zasiała
we mnie niepokój. Stanęły mi przed oczami obrazy z małżeńskiego życia: ciągły brak czasu
męża, jego zapracowanie, oddalenie – wylicza. – Z drugiej strony nigdy dotąd mnie nie
zawiódł. Zawsze miał powodzenie u kobiet, ale miał także zasady. Mawiał: „Wierność
wyklucza konkurencję”. Wierzyłam mu. Lecz ten nieszczęsny anonim strasznie zamieszał mi
w głowie. Nie uwierzysz, ale zamiast zapytać męża, czy ma romans, postanowiłam go śledzić.
Nie sądziłam, że jestem do tego zdolna – zapewnia. – A jednak! Czyhałam pod jego firmą,
obserwowałam, z kim wychodzi, dokąd jedzie. Miałam nawet specjalny kalendarz, w którym
zapisywałam każdy jego krok – wyznaje ze wstydem. Po tygodniu zabawy w detektywa
poczuła do siebie obrzydzenie. Zwłaszcza że niczego nie odkryła. – Postanowiłam przestać
się wygłupiać. Gdy Jakub wrócił z pracy, pokazałam mu list. Potem długo i szczerze
rozmawialiśmy – mówi. Przyznała się do śledzenia męża, a on – że nie dał się uwieść. – Jedna
z jego podwładnych kokietowała go, próbowała flirtować. To była młoda i ładna dziewczyna,
prawdopodobnie liczyła, że dzięki romansowi z szefem ustawi się w firmie. A może po prostu
jej się spodobał? Kuba przypuszczał, że to ona napisała anonim. Z zemsty, iż odrzucił jej
zaloty – mówi. Zapytała, czemu nie skorzystał z okazji. Spojrzał spod okularów. – Mam
obrączkę na palcu i wciąż sprawne hamulce. Moralne…