Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
Anselm Grun Ramona Robben
Ustalać granice - szanować granice
Aby nasze wzajemne relacje były udane - impulsy duchowe
JEBNOCSC HERDER
Kielce 2006
Strona 1
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
Spis treści
Wprowadzenie
1. Granice zapobiegają kłótniom
O równowadze między bliskością a dystansem
2. Naruszenie granic
O nadużyciach i przywłaszczeniach
3. Granica jest czymś świętym
O respektowaniu i ochronie swojej przestrzeni
4. Żyjemy w obrębie ustalonych granic
O pysze i pokorze
5. Granice należy poznać
O jasnych regułach i koniecznych niesnaskach
6. Zdystansowanie się może być zbawienne
O zdrowej agresji i dystansie
7. Nie pozwolić naruszyć własnych granic
O presji zewnętrznej i własnym centrum
8. Ludzie nie posiadający granic
O postępowaniu z emocjami
9. Nie odczuwać własnej granicy
O żądzy i chorobie duchowej
10. Przyznać się do własnych ograniczeń
O tłumieniu i szczerości
11. Kiedy mamy już wszystkiego dosyć
O poczuciu winy i niepotrzebnym gniewie
12. Strategie odgradzania się i zachowania dystansu
O koniecznej samoobronie
13. Granice decydują o relacjach
O strachu przed utratą miłości i o udanej miłości
14. Przekraczać granice
O wyzwaniach i odwadze
15. On da pokój twoim granicom
O warunkach udanych relacji
16. Nie zważała na swoje ograniczenia
O środkach przeciw wyczerpaniu i wypaleniu się
17. Przekroczyć wskazania
O podwójnym obliczu naruszenia przykazań
18. Bezgraniczny pokój
O wielkiej tęsknocie i walkach we własnym sercu
19. Ograniczyłeś dni mojego życia
O prawdziwej mądrości sędziwego wieku
20. Granica śmierci
O pokoju w skończoności
Strona 2
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
21. Przejść ze śmierci do życia
O życiu w pełni
Zakończenie
1. Granice zapobiegają kłótniom
O równowadze między bliskością a dystansem
Konflikty interesów
Wytyczanie granic jest bardzo znanym tematem. Również w Biblii zajmuje on centralne
miejsce. W historii Izraela odzwierciedla się historia ludzkości, a historia Izraela
rozpoczyna się od Abrahama. Abraham słyszy wezwanie Boga, aby wyruszył ze swojej
ojczyzny do kraju, który On mu wskaże. Granice jego własnego kraju stały się dla niego za
ciasne. Bóg rozkazuje mu opuścić tę ograniczoną przestrzeń, w której żył dotychczas.
Abraham posłuchał tego polecenia, wziął swoją żonę i swego bratanka Lota wraz z całym
mieniem, które wypracowali. Kraina Negeb, po której chodzili Abraham i Lot wraz ze swym
dobytkiem, była już za ciasna dla ich nich. Wybuchały ciągłe spory między pasterzami
Abrahama i Lota; pewnego razu Abraham rzekł do Lota: „Niechaj nie będzie sporu między
nami, między pasterzami moimi a pasterzami twoimi, bo przecież jesteśmy krewnymi.
Wszak cały ten kraj stoi przed tobą otworem. Odłącz się ode mnie! Jeżeli pójdziesz w
lewo, ja pójdę w prawo, a jeżeli ty pójdziesz w prawo, ja - w lewo" (Rdz 13,8-9). Lot
poszedł więc na wschód, a Abraham na zachód. Osiadł w Ziemi Ka-naan. Chociaż
Abraham zostawił za sobą dawne granice, musi zaraz wyznaczyć nowe, aby on i jego
bratanek Lot mogli żyć w pokoju.
Jest to sytuacja znana nam wszystkim. Abraham i Lot są krewnymi. Mimo to pojawia się
konflikt interesów. Dochodzi do kłótni, ponieważ nie ma wystarczającej ilości pastwisk dla
bydła należącego do obydwu. Podobne historie zdarzają się również i dzisiaj. Bracia
prowadzą sklep, ale dla dwóch jest tu za ciasno. Zamiast więc ciągle się kłócić,
rozdzielają się i uzgadniają, jak podzielić dobytek. Jeśli będą żyć i pracować zachowując
ustalony dystans, będą żyć w spokoju. Jeśli będą za blisko siebie, zaczną pojawiać się
konflikty.
W każdej rodzinie może przydarzyć się coś podobnego. Odnosi się to nie tylko do
stosunków z rodzeństwem, ale też z rodzicami. Na naszej drodze życia potrzebujemy
najpierw bliskości rodziców i rodziny. Kiedyś przyjdzie taki czas, że będzie nam w tym
środowisku za ciasno. Lepiej więc pokojowo się rozdzielić. Na swojej drodze życia muszę
stworzyć własny obszar i wyruszyć do kraju, który Bóg dla mnie przygotował. Relacje
bliskości i dystansu muszą nabrać nowego kształtu, abyśmy mogli budować trwały pokój.
Obszary rozwoju
Podobne historie znam z mojego środowiska zakonnego. Wśród misjonarzy, którzy w
1888 r. wyruszyli z St. Ottilien do Afryki Wschodniej, byli prawdziwi zapaleńcy, żądni
przygód i pełni energii do pracy. Mieli jednak problemy ze sobą wzajemnie. Jeśli tacy
zapaleńcy mają się zabrać wspólnie do jakiegoś dzieła, po jakimś czasie dojdzie na
pewno do sporów. Tak więc jeden poszedł na wschód, a drugi na zachód. W ten sposób
rozszerzyli obszar misyjny i tam, gdzie działali, odnosili wielkie sukcesy. Było więc z nimi
tak, jak z Abrahamem i Lotem. Tylko dlatego mogli urzeczywistniać swoje idee, ponieważ
podzielili między siebie obszar pracy. W taki sposób powstała zdrowa rywalizacja. Gdyby
pozostali na jednym terenie, zwalczaliby się i blokowali nawzajem. Ich pragnienie
niezależności i podział obszaru stały się błogosławieństwem dla wszystkich.
Ważna jest równowaga między bliskością a dystansem. Ciekawe jest uzasadnienie, jakim
Strona 3
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
posługuje się Abraham przed rozstaniem się ze swoim bratankiem Lotem: „Jesteśmy
krewnymi". Właśnie z powodu tak bliskiego pokrewieństwa muszą się rozdzielić, aby
każdy mógł żyć spokojnie w obrębie swoich własnych granic. Zbytnia bliskość może
doprowadzić nawet między braćmi do konfliktów. Mimo istniejącego porozumienia zacznie
dochodzić do kłótni, jeżeli będą mieszkać za blisko siebie. Historia biblijna argumentuje to
w ten sposób, że było za mało obszaru dla dwóch stad bydła. Jest to przykład, mający,
nam uzmysłowić, że każdy człowiek potrzebuje przestrzeni dla własnego rozwoju.
Potrzebuje wolności, aby mógł żyć tak, jak mu to odpowiada. Jeśli przy tym ciągle wchodzi
komuś w drogę, pojawiają się konflikty, chociaż istnieje jakaś nić osobistego
porozumienia. W rodzinach nie jest inaczej niż w innych wspólnotach, w których ludzie
żyją na wąskim obszarze. W konsekwencji, obojętnie czy na poju prywatnym, czy
zawodowym, wszyscy wzajemnie się kontrolują i ograniczają w swojej możliwości rozwoju.
Aby członkowie jakiejś wspólnoty mogli żyć w zgodzie, należy ustanowić jasne granice.
Obszar zadań powinien być jasno rozdzielony, aby każdy mógł odpowiednio rozwijać
swoje zdolności. Konieczna jest też dobra współpraca, gotowość do przestrzegania
określonych terminów i zachowywanie zarówno granic własnych, jak i tych należących do
innego obszaru. Odpowiednia równowaga między bliskością a dystansem we wzajemnym
współżyciu odnosi się do całkiem praktycznych spraw, choćby tych związanych na
przykład z przestrzenią. Konieczna jest możliwość wycofania się w swoje cztery ściany.
Jeśli dom jest za bardzo akustyczny, jeśli pokoje nie mają dobrej izolacji i ciągle słyszy się
kaszel sąsiada, to taka bliskość szybko spowoduje powstanie agresji. Tylko wtedy, kiedy
można się wycofać, będzie się chętnie przebywało z innymi. Potrzeba więc bliskości i
dystansu, wspólnego przebywania i wycofania się, obszaru zależności i wolności,
samotności i wspólnoty.
Po drugiej stronie raju
W czasie rozmów z ludźmi mającymi problem z wytyczaniem granic, słyszy się czasami:
„Rozumiemy się przecież tak dobrze!" Ten, kto buduje wyłącznie na wzajemnym
zrozumieniu, nie zauważa często granic, których potrzebuje, aby trwało to porozumienie z
innymi. Jeśli jest się zawsze razem, pojawiają się problemy. Odnosi się to również do
każdego małżeństwa. Również tam każda kobieta i każdy mężczyzna potrzebuje własnej
przestrzeni, aby być sam(a) ze sobą. Kobiety opowiadają często, że problemy pojawiły się
wówczas, kiedy mąż odszedł na emeryturę. Siedzi teraz tylko w domu. Wcześniej
rozumieli się bardzo dobrze. Spędzanie wspólnego czasu ograniczało się do poranków,
wieczorów i weekendów. Takie granice zapewniały harmonię. Lecz teraz, kiedy mąż jest
bez przerwy w obecności żony, ona odczuwa nadmiar bliskości i to wywołuje u niej
agresję. Agresja jest oznaką, że potrzeba więcej dystansu. Żona czuje, że również dla
męża nie jest dobre ciągłe siedzenie w domu. Również na emeryturze potrzebny jest mu
obszar, na którym mógłby się angażować, poświęcić swojemu hobby. Pewien
emerytowany dyrektor szkoły opowiadał mi kiedyś, jak początek emerytury stał się dla
niego i jego żony niemal horrorem. Sam najpierw musiał pogodzić się z tym, że nie był już
w centrum i nie funkcjonował w dawnych ramach. Nie chciał jednak przyznać się, że ta
zmiana jest dla niego tak trudna. Swoje problemy przenosił więc na żonę, którą za
wszystko krytykował. W końcu zrozumieli oboje, że tak dalej być nie może. Znaleźli więc
rozwiązanie i uzgodnili odpowiedni podział dnia, który przewidywał dla każdego pewien
czas spędzony oddzielnie. Pozwoliło im to znowu poczuć się ze sobą dobrze i żyć w
spokoju.
Terapeuta rodzin Hans Jellouschek za przyczynę wielu problemów w małżeństwie uważa
zbytnią bliskość partnerów, którzy sądzą, że muszą jakby stapiać się w miłości. Jednak
Strona 4
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
partnerzy, którzy chcieliby żyć w taki sposób, nigdy nie będą prawdziwie sobą. W
konsekwencji zaczną cierpieć z powodu zbyt intensywnej bliskości. Nie będą potrafili
również cieszyć się wystarczająco swoją seksualnością. Pojawią się obawy i ustawiczne
kłótnie. Małżeństwo może być udane tylko wtedy, kiedy zostanie zachowana równowaga
między dystansem a bliskością. Wiele par, które skarżą się na ciągłe konflikty w swoich
związkach, nie rozumie, kiedy terapeuta mówi im: „Jesteście zbyt blisko siebie!" Uważają
raczej, że ich ciągłe kłótnie są wynikiem zbyt dużego dystansu. Jellouschek twierdzi, że
„kłótnia jest wynikiem uczepienia się drugiej osoby." Radzi więc małżonkom, aby zapewnili
sobie więcej swobody i wolności, aby każde miało swój osobny pokój lub jeden wolny
dzień w tygodniu, który spędzi osobno. Niektórzy na takie rady reagują strachem i
twierdzą, że będzie to pierwszym krokiem w kierunku rozstania. Jednak tylko wtedy, kiedy
małżonkowie zapewnią sobie własne granice, będą żyć w trwałym pokoju. Nie istnieje
trwałe zespolenie. Mówiąc językiem biblijnym: anioł zabrania nam wstępu do raju. W
naszym obecnym życiu nie możemy wrócić do raju nieprzerwanej jedności. Żyjemy tu i
teraz - między bliskością i dystansem, między jednością i oddzieleniem. Raj ostatecznej
jedności jest dopiero przed nami, kiedy przez śmierć połączymy się z Bogiem, ze sobą
samym i z innymi.
Zewnętrzne i wewnętrzne oddzielenie
Młode pary, które mieszkają jeszcze w rodzinnym domu, cierpią często z powodu zbytniej
bliskości rodziców. Żona ma wrażenie, że mąż ciągle chodzi do matki i u niej szuka
pocieszenia, kiedy pojawiają się między nimi konflikty. Często też pokoje nie są od siebie
wystarczająco oddzielone. Nierzadko powodem trudności staje się teściowa, która bez
zapowiedzi zjawia się w mieszkaniu młodych, jak gdyby była u siebie. Jest oczywiście
wygodnie, jeśli teściowa przypilnuje dzieci, a młodzi mają trochę wytchnienia. Kiedy
jednak wciąż krytykuje ich styl wychowania pociech, kłótnie są nie do uniknięcia. Różnice
zdań na temat tego, co jest dobre dla dzieci, są często zarzewiem konfliktów. Najgorzej
może być wtedy, kiedy synowa złości się, że babcia daje dzieciom zbyt dużo cukierków,
ale nie potrafi wytyczyć jej jasnych granic i wyraźnie powiedzieć, że ona, jako matka, chce
sama przejąć odpowiedzialność za wychowanie swoich dzieci. Atmosfera staje się w
takich sytuacjach coraz bardziej napięta. Konieczna jest wtedy nie tylko zewnętrzna
rozłąka, ale jasne wewnętrzne odgrodzenie się. W przeciwnym wypadku rodzina nie
będzie mogła się rozwijać. Synowa potrzebuje swojego własnego pola działania, jak
Abraham i Lot, aby rodzina mogła wzrastać i sama rozwiązywać swoje konflikty.
Wewnętrzna izolacja jest często trudniejsza niż zewnętrzna. Młodzi mogą wciąż krążyć
wokół tego, co rodzice lub teściowie powiedzieli albo co myślą o nich lub o ich dzieciach.
Kiedy odwiedzają rodziców, czują się natychmiast kontrolowani, obserwowani i zmuszani
do określonego sposobu postępowania. W takim układzie ważne jest wewnętrzne
odgrodzenie się. Matka czy ojciec mają prawo myśleć, co chcą. Mogą wyrazić swoje
życzenia i mieć też swoje zdanie. Nie muszę się z tego powodu denerwować. Jeśli
wyznaczę jasną granicę oddzielającą mnie od rodziców, będę mógł żyć z nimi w zgodzie.
Nie będę czuł się ciągle ograniczany w swojej wolności. Sam zdecyduję, kiedy będę mógł
spełnić ich życzenia, a kiedy nie. Nie będę wówczas pod presją przekonywania ich o
prawidłowości mojego zdania. Oddzieliłem się od nich i respektuję ich sposób patrzenia i
oceniania świata.
Jeśli spędza się ze sobą dużo czasu i chciałoby się wszystko robić razem, może
wytworzyć się napięta atmosfera, jak w przypadku pasterzy Abrahama i Lota. Jeżeli ideał
chrześcijańskiej wspólnoty ceni się bardzo wysoko, tak jak na przykład we wspólnocie
klasztornej, zapomina się często o tym, że agresja jest rzeczą ludzką i normalną, że
Strona 5
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
problemy domagają się właśnie stworzenia większej przestrzeni wolności. Zamiast
umożliwić zdrowy dystans, apeluje się najczęściej do miłości bliźniego, że należy się
nawzajem znosić i szanować. Moralne apele nie przynoszą jednak pożądanych skutków,
jeśli warunki zewnętrzne konieczne do dobrego współżycia nie są traktowane poważnie.
Dzieje się wręcz odwrotnie, ciągłe napominanie, aby bardziej się wzajemnie miłować i
rozumieć, stwarza nową agresję lub wewnętrzne zamknięcie się w sobie. O wiele
korzystniejsza byłaby wtedy trzeźwa analiza, dlaczego pokojowe współżycie jest takie
trudne. Ta analiza z pewnością wykazałaby, że nie została zachowana równowaga
między dystansem a bliskością.
2. Naruszenie granic
O nadużyciach i przywłaszczeniach
Respektowanie różnic
Stara historia o Abrahamie i Locie jest pouczająca dla nas również w innym aspekcie. Lot
osiadł w Sodomie. Sodoma i Gomora to miasta, w których panuje zły duch. Dwa anioły
Pańskie odwiedzają Lota w Sodomie, aby sprawdzić, czy ludzie są tam rzeczywiście tak
źli. Lot przyjmuje ich przyjaźnie do swojego domu. „Zanim jeszcze udali się na spoczynek,
mieszkający w Sodomie mężczyźni, młodzi i starzy, ze wszystkich stron miasta otoczyli
dom, wywołali Lota i rzekli do niego: „Gdzie tu są ci ludzie, którzy przyszli do ciebie tego
wieczoru? Wyprowadź ich do nas, abyśmy mogli z nimi obcować!'" (Rdz 19,4-5). Lot
próbuje powstrzymać mężczyzn przed tym wykroczeniem. Oni jednak powalili go i próbują
wyważyć drzwi. Aniołowie porazili wtedy tych mężczyzn ślepotą, tak że nie mogli znaleźć
wejścia do domu Lota.
Mężczyźni z Sodomy naruszają granice innych ludzi. Chcieliby mieć kontakty seksualne z
obcymi mężczyznami i naruszają prawo gościnności, które w starożytności było w równym
stopniu ważne tak dla Żydów, jak i Greków. Nie zważają na granicę, którą prawo
gościnności otacza każdego obcego. Gość był nietykalny. W jego osobie przychodziło do
domu coś boskiego. W naszym opowiadaniu pod postacią dwóch mężczyzn przychodzą
do Lota aniołowie. Jednak mężczyźni z Sodomy chcą ich wykorzystać. Chcieliby
zaspokoić swoją pożądliwość. Nie rozumieją, że obcy muszą być chronieni przed ich
ingerencją. Mamy tutaj ekstremalne naruszenie granic. Takie wykorzystywanie często
odbywa się w sposób bardziej subtelny. Obcy są tu w jakiś sposób „przywłaszczani".
Zostaną zaakceptowani tylko wtedy, kiedy będą zachowywać się tak, jak my. To, co obce,
nie wyjaśnione, tajemnicze i nie zrozumiane dla nas, nie jest akceptowane. W Trzeciej
Rzeszy „bratanie się" było wyrafinowanym sposobem zniewalania ludzi i obdzierania ich z
indywidualności.
W mediach czytamy i słyszymy dziś ciągle o podobnym naruszaniu granic. Istnieją ludzie,
którzy nie respektują godności dziecka i wykorzystują je seksualnie. Żądza czyni ich
ślepymi na godność dzieci. Również mężczyzna, który gwałci kobietę, stracił wszelkie
poczucie obowiązujących granic. Istnieją jednak nie tylko ekstremalne przykłady gwałtów i
wykorzystywania seksualnego. Sposoby naruszania granic są też o wiele subtel-niejsze.
Można przekroczyć granicę również w czasie rozmowy. Każdy ma poczucie istnienia
własnej granicy, drugi człowiek może ją naruszyć, jeśli będzie kierował się tylko swoimi
potrzebami. Nie jest wtedy zdolny do wczucia się w potrzeby innych. Są mężczyźni, którzy
nie mogą powstrzymać się od dotykania kobiet i kiedy zwróci im się uwagę, mówią, że po
prostu nie są tacy pruderyjni, jak to jest przyjęte najczęściej w społeczeństwie i chcą tylko
obdarzać bezinteresowną bliskością. Jednak za takim usprawiedliwieniem kryje się
jedynie egoizm i przemilczane własne potrzeby.
Strona 6
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
W czasie rozmów terapeutycznych i duszpasterskich doświadczamy, jak wspomniałem już
wcześniej, że zainteresowani pomocą w tej szczególnej sytuacji przekraczają niekiedy
granice. Jak skończą opowiadać o sobie, odwracają role i sami chcą odgrywać
terapeutów. Pełni współczucia stwierdzają nagle, że terapeuta źle wygląda i pytają go o
jego kłopoty. On zaś potrzebuje terapeutycznego dystansu, żeby im pomóc. Niektórzy
wymagający terapeutycznej pomocy nie chcą dostrzegać tej granicy.
Pod płaszczykiem pomagającego
Istnieje też oczywiście niebezpieczeństwo naruszenia granic przez terapeutę czy
duszpasterza. Dzieje się tak wtedy, kiedy identyfikują się oni z obrazem archetypicznym.
C. G. Jung nazywa tę identyfikację z archetypem inflacją. Człowiek staje się wtedy ślepy
na granice drugiego. Jeśli kobieta w czasie rozmowy skarży się, że nie ma nikogo, kto by
ją objął, byłoby źle, gdyby terapeuta czy duszpasterz identyfikował się z archetypem
pomagającego. Mógłby objąć ją wtedy pod „płaszczykiem pomagającego" i nie
zauważyłby wcale, że w ten sposób zaspokaja swoją własną potrzebę czułej bliskości. Nie
oznacza to, że nie powinniśmy w ogóle okazywać bliskości, jeśli jest to stosowne.
Potrzeba jednak delikatnego wyczucia, aby właściwie odczytać, co drugiemu człowiekowi
wyjdzie na dobre. Ten, kto identyfikuje się z obrazem pomagającego, traci poczucie
odrębności drugiej osoby. Jest pod wpływem swojego własnego wewnętrznego obrazu i
pragnie „zalać" drugiego swoją bliskością. Nie jest świadomy swoich własnych potrzeb.
Sądzi, że mógłby objąć drugą osobę, ponieważ ona tego potrzebuje. W takim przypadku
on sam tego potrzebuje, ale nie potrafi przyznać się przed sobą do swojego pragnienia
bliskości. Każdy człowiek ma potrzebę bliskości. Sztuka i dyscyplina towarzyszenia
polegają na tym, aby uświadomić sobie te pragnienia i jednocześnie się od nich
zdystansować.
Tak samo niebezpieczny w towarzyszeniu jest archetyp uzdrowiciela. Wynikiem rozmów
ma być uzdrowienie i często tak się dzieje. Jeśli jednak terapeuta czy duszpasterz
identyfikuje się z archetypem uzdrowiciela, przecenia swoje siły, zaprzecza istnieniu
własnych granic. Przyciąga do siebie chorych ludzi i przypisuje to swojemu
uzdrawiającemu promieniowaniu. Pewna kobieta opowiadała, że jakiś kapłan stwierdził, iż
może ją uleczyć ze zranień spowodowanych wykorzystywaniem seksualnym. Polecił jej
przychodzić co cztery tygodnie na rozmowę i do spowiedzi. Podczas rozmowy ją
obejmował. Kobieta była zmieszana, ale uważała, że on chce przecież dobrze, jest
znanym i lubianym księdzem. Pomyślała, że być może sama jest /byt sztywna i zamknięta
w sobie. Kiedy opowiadała o tym dwadzieścia lat później, przypomniała sobie zapach jego
potu. Dopiero z czasem zrozumiała, że on w ten sposób zaspokajał swoją potrzebę
bliskości.
Jest wielu duszpasterzy, którzy przyciągają do siebie ludzi ogarniętych depresją. Jeśli
usłyszą, że jakaś kobieta korzystała już dość długi czas z pomocy terapeutycznej i nie
odniosło to pożądanych skutków, pojawia się u nich archetyp uzdrowiciela oraz ambicja
uleczenia będącej w depresji kobiety. Na początku kobieta jakby rozkwita, ponieważ
doświadcza z jego strony otwartości, jednak również on „dojdzie" w końcu do swoich
granic i wtedy odepchnie ją od siebie. Zranienie pojawiające się pod wpływem tego
doświadczenia jest o wiele bardziej głębokie niż lecznicze działanie wcześniejszych
rozmów. Duszpasterz powinien zdać sobie z tego sprawę i pytać sam siebie, czy ma
prawo próbować pomóc danemu człowiekowi. Granica jest w takim wypadku płynna,
potrzeba ogromnego wyczucia, aby ją u siebie dostrzec. Jeśli sami rozwiniemy u siebie tę
wrażliwość, będziemy potrafili uszanować granice innych. Być może będziemy wstanie
okazać innym bliskość i zrozumienie, które stanie się dla nich uzdrawiające. Uzdrowienie
Strona 7
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
jest jednak zawsze darem, my nie możemy być jego autorami. Terapeuta i duszpasterz nie
są zbawicielami dla tych, których prowadzą.
Doświadczenia wykorzystywania
Na rozmowy przychodzą też czasem kobiety, które zostały wykorzystane seksualnie przez
terapeutę. Często chciały przez terapię uleczyć ranę, która powstała przez
wykorzystywanie ich w dzieciństwie. Potem trafiły do terapeuty, który na początku
okazywał im wiele zrozumienia i bliskości, a one czuły się rozumiane. W takiej atmosferze
nie zauważyły, że terapeuta zaczyna przekraczać granice. Pewna terapeutka, która
pracuje z kobietami wykorzystywanymi seksualnie, zauważa, że granicę tę przekraczają
najczęściej terapeuci z „kręgów ezoterycznych". Opowiadają o świadomości kosmicznej, w
której chcieliby pomóc uczestniczyć pacjentom, chcieliby przekazać im doświadczenie
jedności. Jednak za takimi ideami kryją się czasem własna niedojrzałość i własne
pragnienia. Tacy terapeuci wykorzystują zranienie swoich pacjentów dla zaspokojenia
swoich potrzeb. Podbudowują wtedy swoją niedojrzałość, ukrywając ją pod przykrywką
filozoficznych teorii o jedności i zespoleniu. Takie ideologizowanie sprawia, że nie
dostrzega się prawdy i to jest niebezpieczne dla pacjenta.
Terapeuci, którzy rozmawiają ze swoimi pacjentami o jedności, zespoleniu, nie doznają w
związku z przekroczeniem granic żadnego poczucia winy. Uważają, że wyświadczają
przysługę, pomagając potrzebującemu włączyć się w kosmiczną jedność. Często wraz z
przekazywaniem idei zespolenia traci się wyczucie osobowości poszczególnego
człowieka. Ostatecznie takie marzenia o zespoleniu nie są niczym innym jak regresją w
rzekomo rajski stan, w którym wszystko było jednością. Razem z zatraceniem osobowej
odrębności człowieka znika również poczucie winy. Winę zdolny jest odczuwać tylko ten,
kto ma świadomość granic, które poprzez grzech przekracza. Zanikanie poczucia winy nie
pozostaje oczywiście bez dalszych konsekwencji. Poczucie winy umiejscawia się często w
innych obszarach duszy i pacjentka już właściwie nie wie, kim jest. Traci wyczucie siebie i
popada często w głębokie zwątpienie, traci grunt pod nogami.
Kobietom, które były wykorzystywane seksualnie, nie jest łatwo rozwinąć naturalne
poczucie własnych granic. Wahają się wtedy między chęcią zamknięcia się przed innymi,
aby nie zostać już więcej zranionymi, i potrzebą otwarcia się. Czasami decydują się na
otwartość, którą terapeuta może zrozumieć jako zaproszenie do wykorzystywania.
Dlatego bardzo ważne jest, aby terapeuta czy duszpasterz mieli wyraźne poczucie
własnych granic i granic pacjentki. Jeśli pomagający sam potrafi zachować granicę i
jednocześnie okazać bliskość, umożliwi pacjentce zrozumienie zdrowej relacji bliskości i
dystansu.
Kobieta, która została w młodości zgwałcona, staje się przez to bardzo wrażliwa na ludzi,
którzy naruszają jej granice. Jeśli na przykład spaceruje z dziećmi w parku i jakiś starszy
mężczyzna chce poczęstować dzieci czekoladkami i je pogłaskać, ona nie uważa tego za
uprzejmość starszego człowieka, lecz odczuwa coś w rodzaju przesady i nadużycia.
Sądzi, że nie jest to dojrzała forma bezinteresownej uprzejmości, ale że ten starszy
człowiek chce zaspokoić swoje potrzeby. Takie niebezpieczeństwo zawsze może się
pojawić. Nauczyciele i kapłani są narażeni na niebezpieczeństwo, że w pracy z uczniami i
ministrantami pod przykrywką serdeczności i życzliwości mogą dążyć do zaspokajania
własnych potrzeb. Czasami dla dzieci jest to bardzo piękne, że nauczyciel lub kapłan nie
stwarzają granic; mogą się wtedy koło nich bawić, ale mogą też z czasem odczuć, że nie
jest to całkiem bezinteresowne. Człowiek nie posiadający granic zachęca również dzieci,
aby zapomniały o swoich granicach. Może dojść wówczas do nadużyć i głębokich zranień.
Strona 8
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
Drugi człowiek aniołem
Wspomniana historia biblijna mówi o aniołach, którzy przybyli do Lota w gościnę. To jest
wyraźny obraz (rodzaj wskazówki), mający nas uchronić przed naruszeniem granic, gdyż
wskazuje, że każdy człowiek jest zawsze aniołem. W nim przychodzi do mnie coś, co
wymyka się mojej ingerencji, coś świętego, delikatnego. Człowieka powinienem szanować
jak anioła, czyli Posłańca Bożego. W innych ludziach objawia się coś boskiego, jeśli to
uszanuję, będę mógł się tym cieszyć. Jeśli nie, stanę się ślepy na swoje własne potrzeby.
W opowiadaniu biblijnym aniołowie porażają mieszkańców Sodomy ślepotą. Bóg
spuszcza na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia, również to jest doskonałym obrazem
odzwierciedlającym analizowaną sytuację. Kto wykorzystuje seksualnie dziecko, ten nie
tylko rani je bardzo głęboko, ale skazuje też sam siebie; mówiąc językiem biblijnym: staje
się ślepy i sam sobie przygotowuje zagładę.
3. Granica jest czymś świętym
O respektowaniu i ochronie swojej przestrzeni
Pod ochroną bóstwa
Granice były dla ludzi zawsze czymś świętym. Granica oddziela i chroni oraz przydziela
ludziom obszary ziemi. Dopiero sprawiedliwy podział ziemi umożliwia narodom pokojową
egzystencję. To samo stwierdzamy, obserwując historię i świadomość Izraelitów: sam Bóg
ustanowił granice dla narodu izraelskiego. Święte były również granice istniejące między
ludźmi w narodzie izraelskim. Księga Przysłów przestrzega przed przesuwaniem granicy:
„Nie przesuwaj pradawnej miedzy, ustalonej przez twoich przodków" (Prz 22,28 i 23,10). A
w Księdze Powtórzonego Prawa Bóg nakazuje Izraelitom: „Nie przesuniesz miedzy swego
bliźniego, postawionej przez przodków na dziedzictwie otrzymanym w kraju, który dał ci w
posiadanie Pan, Bóg twój" (Pwt 19,14). Naród izraelski nie był osamotniony w takim
rozumieniu granic, ale przejął poglądy świata antycznego.
We wszystkich kulturach granice są pod szczególną ochroną bóstwa. Odnosi się to nie
tylko do granic kraju, ale też do granic na miedzy lub tych, które należy zachowywać
budując dom. Już Grecy mieli wyraźne przepisy odnoszące się do odległości granicznych,
których należało przestrzegać przy budowie domu, sadzeniu drzew oliwnych, kopaniu
studni, a nawet przy ustawianiu pszczelich uli. Rzymianie nie tylko rozbudowali przepisy
prawne regulujące granice, ale same granice miały dla nichjwięty charakter i co roku
obchodzili święto zwane termirwĘmi były to kamienie graniczne. Czczono je jako ist#
pojęcie „termin" pochodzi właśnie od tego rzymskiego słowa. Gdy ustalimy z kimś jakiś
termin, wyznaczamy sobie pewną granicę, której mają trzymać się obie strony.
Na oznaczenie granic Rzymianie mieli kilka określeń. Granicę zwali finis, co oznacza też
„koniec". Na granicy kończy się obszar władzy króla i prawo uzyskiwania korzyści przez
sąsiada. Granica przypomina mi o końcu moich własnych zdolności i możliwości. Innym
łacińskim określeniem granicy jest słowo limes. Limes jest wynikiem rozgraniczenia przez
odmierzenie (limitatió). Istnieją liczne starożytne pisma o odmierzaniu pól i placów
budowy. Granica pokazuje, co mi zostało wymierzone, co jest moją miarą, moim „limitem".
Prawo rzymskie przykładało dużą wagę do przestrzegania granic i do tego, aby każdemu
oddać to, co mu się należy. Prawo chroni granicę i tym samym człowieka.
Ochrona duszy
Przestrzeganie zewnętrznych granic jest ważne także dla ludzkiej duszy. Człowiek
potrzebuje ochrony swoich granic, aby nie „rozpadł się" wewnętrznie i zachował swoją
tożsamość. Zrozumieliśmy to pod wpływem opowiadania pewnej kobiety. Kupiła niewielki
Strona 9
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
dom, obszar koło jej domu nabył zaś bogaty człowiek. Zaczął on szykanować tę kobietę i
naruszać ciągle jej granice. Na drodze prowadzącej do domu składował materiały
budowlane, zastawiał dojazd swoimi samochodami. Nawet upomnienia z gminy nie
powstrzymały go przed naruszaniem granic. Dla tej kobiety była to nie tylko obraza
zewnętrzna. Nie czuła się bezpieczna, gdyż była ze wszystkich stron gnębiona. Sąsiad
nie respektował ani jej zewnętrznej, ani wewnętrznej granicy.
Pewien mężczyzna opowiadał, jak wielką niepewność wewnętrzną wywołało w nim
włamanie do jego domu. Najbardziej bolała nie tyle szkoda materialna, co uczucie, że ktoś
głęboko naruszył jego wewnętrzną granicę. Nie czuł się już pewnie we własnym domu.
Naruszenie granic przez napastnika było dla niego rodzajem świętokradztwa, które
napełniło jego dom. Przez włamanie została naruszona nie tylko zewnętrzna granica
domu, ale był to jednocześnie zamach na osobę właściciela.
Granica nas chroni. Dotyczy to nie tylko zewnętrznej granicy naszej nieruchomości, ale
również granicy naszej duszy. Istnieją ludzie, którzy nie mają wyczucia naszych granic. W
takich przypadkach próbujemy intensywnie się bronić, uważamy ich za niemiłych i
unikamy kontaktu z nimi. Mogą oni też nie respektować naszych granic czasowych. Jeśli
umówimy się z nimi na rozmowę, przychodzą z dużym opóźnieniem i to nie dlatego, że
stali w korku, lecz dlatego, iż nie traktują poważnie naszego czasu. Mamy ograniczony
czas rozmów, a oni nie mogą skończyć swoich opowiadań. Inni znów dzwonią późno w
nocy i nie zauważają, że o tej porze nie powinno się już przeszkadzać. Są ludzie, którzy
dzwonią o 22.00 i sądzą, że należy zająć się teraz ich problemami.
Wyczucie naturalnej granicy zanikło dzisiaj u wielu osób. Zaczynamy tęsknić za
świętością granic, tak podkreślaną przez Rzymian w czasie święta terminaliów. Granica
jest pewnym tabu, którego nie powinno się naruszać. Aby człowiek mógł żyć w harmonii i
prawidłowo się rozwijać, potrzebuje świętości swoich granic. Jest to ważnym warunkiem
dobrego samopoczucia i uzdrowienia człowieka. Do kultury stosunków międzyludzkich
należy zachowywanie granic. Jeśli ktoś panoszy się ciągle kosztem sąsiada, rani i
znieważa go w ten sposób. Człowiek naruszający granice oddziela się ostatecznie przez
swoje zachowanie od reszty wspólnoty ludzkiej. Nie chcemy mieć do czynienia z ludźmi,
dla których granica nie jest świętością. Tworzy się w ten sposób błędne koło. Ponieważ
ktoś czuje się samotny, narusza granicę drugiego, aby wymusić jego bliskość. Przez takie
zachowanie sam się odgradza i staje się niezdolny do prawdziwego spotkania i
nawiązania relacji. Izoluje się coraz bardziej.
W czasie kursów proponuje się często dobre ćwiczenie, mające pomóc w dostrzeganiu
granic innych ludzi. W pokoju, w pewnym oddaleniu od siebie stają dwaj uczestnicy.
Jeden stoi, a drugi powoli podchodzi do niego. Ten stojący mówi „stop", kiedy poczuje, że
większa bliskość naruszyłaby jego granicę. Każdy w takiej sytuacji reaguje inaczej. To, co
dla jednego będzie przyjemne, dla drugiego będzie nieprzyjemne. Każdy ma poczucie
swojej osobistej granicy, wielu ma nawet fizyczne wyczucie tego, gdzie znajduje się ich
granica. Musimy też nauczyć się chronić naszą granicę i umieć ją zasygnalizować innym.
Drugi człowiek może sam z siebie nic o niej nie wiedzieć. Musimy mu o tym powiedzieć
lub ukazać mu przez nasze zachowanie, gdzie znajduje się owa granica. Każdy jest
odpowiedzialny za swoje granice.
Święta przestrzeń
Fakt, że granice były czymś świętym dla Greków i Rzymian, można rozpoznać też po
słownictwie. Łacińskie słowo oznaczające świętość to sanctus. Pochodzi ono od sancire,
co znaczy „odgraniczać, odgradzać". Świętość jest więc wyraźnie odgrodzona. Grecy
mówią o temenos, o czymś świętym i niedostępnym, co zostało odgrodzone od reszty
Strona 10
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
obszaru. To, co święte - jak widzimy już po semantyce słowa - nie jest dostępne dla
każdego. Można przekroczyć ten obszar tylko pod określonymi warunkami. Tylko kapłan
ma nieograniczony dostęp do tego, co święte. Tylko on może przekraczać granicę między
profanum a sacrum. Co jest święte, jest też ukryte przed światem i nie ma on nad tym
władzy. Grecy wędrowali w poszukiwaniu świętości do Delf i tam spali na świętym
obszarze, w świątyni. Sen w świątyni miał przynosić uzdrowienie. Zanurzenie w obszarze
świętości jest dla człowieka czymś korzystnym, bo tutaj nie ma dostępu świat wraz ze
swoim hałasem, swoją miarą, swoimi oczekiwaniami. Grecy uważają, że święte może
uzdrowić. Jeśli świętości nie będą posiadać jasnych granic, mogą zaniknąć.
Aby schronić się przed ingerencją świata, mogę wejść w święty obszar. Istnieje jednak też
we mnie takie święte miejsce, do którego nie mają dostępu ludzie ze swoimi
oczekiwaniami i roszczeniami. Muszę chronić ten wewnętrzny obszar. Czasami sen
objawia nam, że nie chroniliśmy się wystarczająco. Pewna kobieta opowiadała, że ciągle
jej się śni, iż w jej pokoju znajdują się obcy ludzie. W czasie rozmowy okazało się, że tak
bardzo troszczy się o innych, iż nie jest w stanie uchronić przed nimi nawet swojego
prywatnego obszaru, jakim jest jej pokój. Inni ludzie mieli dostęp do wszystkich obszarów
jej duszy. Sen był więc przestrogą, aby lepiej odgrodzić swój najgłębszy i święty obszar.
Również w starych opowiadaniach, w legendach i bajkach znajdujemy informacje o
świętości granicy. Legenda o świętym Egidiuszu opowiada na przykład, że chroniły się u
niego wszystkie zwierzęta, kiedy król szedł na polowanie. U niego znajdowały
bezpieczeństwo. Wokół świętego istniał krąg, którego nie mógł przekroczyć żaden
myśliwy. Myśliwi stawali jak wrośnięci i nawet ich psy nie mogły przekroczyć tej granicy.
Król czuł, że dzieje się coś dziwnego i poprosił o pomoc biskupa. Kiedy obaj dotarli do
obszaru, w którym mieszkał święty, a psy myśliwskie znowu zaczęły zawracać, jeden
myśliwy wystrzelił i strzałą ranił świętego. On jednak nie potrzebował dla wyleczenia rany
żadnego ziemskiego lekarstwa, które mu oferował król. Chciał, aby ta rana przez całe
życie przypominała mu Boga. Strzała wtargnęła w świętą przestrzeń, w której mieszkał
Egidiusz, ale nie w wewnętrzne i święte miejsce w duszy pustelnika. Ono pozostało bez
rany. Strefa emocjonalna w nas może być zraniona przez agresję innych. Jednak
najgłębszy obszar w nas, w którym mieszka Bóg, jest chroniony przed wszelkimi
zranieniami.
Przesłanie bajek
W bajce Dziewczynka bez rąk jest mowa o tym, jak pobożna córka młynarza zaznacza
kredą wokół siebie krąg. Najpierw myje się, tworzy w sobie czysty krąg, z którego usuwa
wszelkie zło i ciemność. Diabeł, któremu ojciec obiecał swoją córkę, nie może wedrzeć się
do tego chronionego obszaru.
Należy również dzisiaj zastanowić się nad tym, co przedstawia ta bajka w metaforycznych
obrazach. Tam, gdzie otacza człowieka to co dobre i czyste, nie przedrze się zło ani
negatywne emocje. W tym kontekście szczególnie jasno została ukazana oczyszczająca
siła wody. Kiedy diabeł rozkazuje młynarzowi zabrać wodę, żeby córka nie mogła się
umyć i oczyścić, ona zaczyna płakać i zrasza swoje ręce łzami. Czyste ręce powstrzymują
diabła przed zbliżeniem się do niej. Głębokie przesłanie bajki ma odniesienie również do
nas. Jeśli będziemy chronić w nas tę wewnętrzną przestrzeń, która jest czysta, wtedy zło
nie będzie miało nad nami żadnej władzy. Wielu ludzi nie potrafi się jednak odciąć od zła,
które jest wokół. Wchłaniają oni w siebie wszystkie depresyjne i negatywne nastroje ze
swojego otoczenia. Nie potrafią bronić się przed emocjami, które na nich nacierają. Tym
właśnie ludziom bajka chce powiedzieć, aby utworzyli wokół siebie przestrzeń, która
będzie ich chronić od złego.
Strona 11
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
Bajka o Jorindzie i Joringelu opowiada również o takiej przestrzeni ochronnej. Jest to
jednak teren należący do czarownicy. Ta stara kobieta mieszka w zamku. Kto zbliży się
do niego na odległość stu kroków, musi się zatrzymać i nie jest w stanie ruszyć się z
miejsca dotąd, aż ona go nie uwolni. Kiedy ten obszar przekroczy jakaś panna,
czarownica zamieniają w ptaka. Tak też dzieje się z Jorindą, narzeczoną Joringela. Oboje
podeszli zbyt blisko zamku. Jorindą została zamieniona w słowika, Joringel nie może
ruszyć się z miejsca. Czarownica wybawia go za pomocą zaklęcia. Musi on jednak odejść
stamtąd bez swojej narzeczonej.
Najmuje się później u pewnego chłopa jako pasterz owiec. W tym czasie we śnie uzyskuje
informację, jak może wyzwolić Jorindę i unieszkodliwić zaklęcie. Musi znaleźć
krwistoczerwony kwiat, kryjący w sobie wielką perłę. Kiedy go znajdzie, może przeniknąć
w zaczarowany krąg. Joringel uwalnia swoją narzeczoną i inne panny, które były
zamienione w ptaki. Czarownica zostaje zaś za pomocą tego kwiatu pozbawiona swojej
mocy.
Bajka pokazuje, że istnieją granice, których nie można przekroczyć bez poniesienia
ryzyka. Joringel musi znaleźć najpierw krwistoczerwony kwiat z perlą. Oznacza to, że
musi przejść przez cierpienie. Tylko w taki sposób będzie zdolny do dojrzałej miłości, w
której złączy się ze swoją narzeczoną. Dopóki oboje będą zakochani, będą zaniedbywać
swoje granice. Kto żyje tęsknotą za zupełnym zespoleniem, ten -jak mówi bajka - dostaje
się pod panowanie czarownicy. Czarownica uosabia tu wyparte aspekty kobiecości. Brak
zachowywania własnych granic prowadzi do kontaktów symbiotycznych. Wtedy
mężczyzna nie ma prawdziwego dostępu do kobiety, ale zamienia się jakby w kamień, a
kobieta odlatuje jak słowik.
Verena Kast, zajmująca się psychologią głębi, wyjaśniła tę bajkę w bardzo interesujący
sposób. Uważa, że Joringel wywyższył swoją narzeczoną, tak że stała się ona słowikiem.
O śpiewie słowika mówi się, że jest pełen smutku, tęsknoty, a jednocześnie uwodzi i
pobudza, lecz pozostaje nieosiągalny. W symbiozie kobieta staje się prawie
nadczłowiekiem, ale przez to kimś nieosiągalnym, jakby nie-człowiekiem.
Joringel zostaje uwolniony za pomocą zaklęcia. Czarownica zbytnio się nim nie interesuje.
On musi przejść swoje własne etapy rozwoju, aby stać się zdolnym do dojrzałej postawy
wobec swojej narzeczonej. Pierwszym krokiem jest pasanie owiec. Paść, oznacza strzec
jakiejś całości; bajkowi bohaterowie strzegą siebie, zbierają swoje siły witalne. Później z
pomocą przychodzi sen, który ukazuje drogę prowadzącą do ukochanej. Krwistoczerwony
kwiat z białą perłą Yerena Kast tłumaczy jako symbol „zjednoczenia w cielesnej i
mistycznej miłości". Perła jest jednocześnie obrazem centralizacji. Joringel odkrył swoją
głębię. Stał się też zdolny do miłości, która akceptuje konkretną kobietę z jej ciałem i w
miłości do niej odkrywa jednocześnie pierwiastek transcendentny. To już nie jest miłość,
która zniewala, ale która w spotkaniu z kobietą dotyka czegoś, co jest ukryte przed
wszelaką ingerencją. Doświadczenie transcendencji w miłości do konkretnej kobiety, która
jest widziana w swojej ludzkiej ograniczoności, uwalnia Joringela od jego symbiotycznych
pragnień, ponieważ teraz nie doświadcza już symbiozy ze swoją narzeczoną, ale
symbiozy w transcendencji. Ona mu oczywiście nie przeszkadza, ale dopiero umożliwia
dojrzałą miłość do konkretnej kobiety.
Opowieść o śpiącej królewnie
Podobny motyw granicy pojawia się w bajce o śpiącej królewnie. Śpiąca królewna zostaje
przeklęta przez pewną kobietę. W wieku piętnastu lat ma się ukłuć wrzecionem i umrzeć.
Inna kobieta może jedynie złagodzić tę klątwę, zamieniając śmierć na stuletni sen. Mimo
troskliwych zabiegów rodziców, aby usunąć wszystkie wrzeciona, los dosięga dziewczynę.
Strona 12
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
Nie tylko ona zapada w sen, ale również cały zamek, rodzice, dworzanie, a nawet
zwierzęta. Wokół zamku wyrasta wysoki żywopłot z cierni. Pojawiają się książęta, którzy
próbują przedrzeć się przez te zarośla i uwolnić śpiącą królewnę, o której legenda głosi,
że jest najpiękniejszą damą, jaką tylko można sobie wyobrazić. Jednak owi bohaterowie
giną wśród cierni żywopłotu. Dopiero kiedy po stu latach pewien młody mężczyzna bez
strachu w sercu chciał przekroczyć tę granicę, jego zamiar powiódł się. Ciernie
przemieniają się w piękne kwiaty, które pozwalają mu wkroczyć do pałacu.
Również tutaj jest mowa o granicy. Dziewczyna w wieku piętnastu lat odkryła swoją
seksualność i zraniła się na niej. Jeszcze nie umie „obchodzić się" z nią właściwie. To
sprawia, że potrzebuje dokoła siebie żywopłotu z cierni. Z jednej strony tęskni za
mężczyzną, z drugiej zaś broni się przed tym. Obawia się kolejnych zranień, dlatego kłuje
tych, którzy chcą ubiegać się o jej rękę. Niektóre dziewczyny stwarzają wokół siebie taki
właśnie żywopłot z cierni, który przyciąga chłopców. Jednak kiedy tylko on chce się
jeszcze bardziej zbliżyć, chowają się za ten nieprzenikniony mur.
Cierniowy żywopłot symbolizuje też granicę czasową. Piętnastoletnia dziewczynka nie
umie jeszcze prawidłowo obchodzić się z wrzecionem. Musi spać sto lat, zanim będzie
zdolna do miłości. Liczba sto jest obrazem pełni. Śpiąca królewna musi najpierw stać się
w pełni sobą, aby mógł ją zdobyć mężczyzna. Granica utworzona przez płot z cierni
gwarantuje jej bezpieczny czas i obszar dojrzewania. Po stu latach ciernie zamieniają się
w kwiaty. Teraz dopiero zapraszają one księcia, aby podszedł do śpiącej królewny.
Zauważamy, że również w naszym życiu istnieją granice czasowe, których musimy
przestrzegać. Chcielibyśmy czasami coś wymusić, ale jest to niemożliwe. Musimy czekać,
aż nadejdzie właściwy czas. Odnosi się to do miłości między mężczyzną i kobietą, ale też
do ważnych decyzji w naszym życiu. Musimy czasem poczekać, aż przyjdzie właściwy
moment do podjęcia dojrzałych decyzji. W takich sytuacjach należy przestrzegać granicy
czasowej, w przeciwnym razie - jak pokazuje bajka - zatrzymamy się na cierniach,
pokaleczymy się poprzez rozmyślania i gwałtowne próby wymuszenia decyzji.
4. Żyjemy w obrębie ustalonych granic
O pysze i pokorze
Istota granicy
Księga Hioba opowiada historię, która porusza ludzi wszystkich czasów. Hiob doświadczył
w swoim cierpieniu, jak bardzo może boleć fakt, kiedy Bóg wyznacza człowiekowi jakieś
granice. Zaczął wołać: „Skoro dni jego są wyznaczone, liczba miesięcy u Ciebie, kres
wyznaczyłeś im nieprzekraczalny, odwróć od niego wzrok - niech odpocznie, niech cieszy
się dniem najemnika!" (Hi 14,5-6). Hiob doświadcza granic swojego życia. Miał
zgromadzone wielkie bogactwa i posiadał zdrową rodzinę. Teraz wszystko zostało mu
zabrane. Widzi, że Bóg wyznaczył każdemu człowiekowi jego granice: granicę życia,
granicę sił i tego, co może osiągnąć.
Filozofia mówi nam, że człowiek jest istotą ograniczoną. „Jest skazany na określone, tzn.
również ograniczone, sytuacje historyczne, kulturowe i społeczne, które tworzą ramy jego
egzystencji." Tak sformułował to Heinrich Fries. Horyzont, w ramach którego żyjemy, jest
ograniczony, jak również nasze życie w kontekście historycznym. Otrzymaliśmy
określonych rodziców, określone miejsce i kraj, w którym wyrośliśmy. Również nasze
zdolności nie są nieograniczone. Tęsknimy wprawdzie za nieskończonością, lecz
doświadczamy, że nie możemy osiągnąć wszystkiego, czego pragniemy. Nasze
pragnienia i tęsknoty wychodzą poza ciasne granice, które wyznaczył nam Bóg. Co
osiągamy, jest tylko częścią; nie możemy wymazać naszych granic. Chcielibyśmy żyć
Strona 13
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
możliwie jak najdłużej, jednak - postuluje Fries - „temu życiu zostały wyznaczone granice
przez nieszczęścia, katastrofy naturalne, zagrożenie ze strony ludzi, przez cierpienie i
choroby ciała i duszy." Takie stwierdzenie nie jest oczywiście tylko negatywne. Nasze
granice pomagają nam odkryć, kim jesteśmy. Doświadczenie ograniczeń, które prowadzi
do granicy naszej wytrzymałości, może być dla nas zagrożeniem. Równocześnie jest
szansą osobowego wzrostu; pomaga nam rozwinąć nowe możliwości życia. Filozofia
egzystencjalna opisała takie doświadczenie granic jako wezwanie do innego spojrzenia
na naszą egzystencję. Doświadczenie granic zmusza mnie do stawiania pytań
przekraczających mnie i moje możliwości - ostatecznie kierują mnie one ku Bogu.
Dla Hioba to sam Bóg jest Tym, który postawił naszemu życiu granice. Jego historia uczy,
że pokora polega na powiedzeniu „tak" granicom, które Bóg dla nas ustanowił.
Doświadczam tej granicy we wszystkim, co robię. Kiedy piszę, nie zawsze wychodzi
wszystko tak, jak to sobie wyobrażałem. Kiedy coś organizuję, zawsze coś pozostaje nie
do końca wyjaśnione. Granice nie istnieją tylko w moich iluzjach. Skoro tylko chciałbym
urzeczywistniać moje idee, natrafiam na ograniczenia.
Mogę buntować się przeciwko tym granicom, ale to nic nie pomoże. Film Mur doskonale
obrazuje tę sytuację. W pewnej scenie ukazani są dwaj mężczyźni stojący przed murem.
Jeden z nich godzi się z istnieniem tej granicy. Drugi zaś wciąż biega wokół niej, wreszcie
wybija głową dziurę w murze. Jednak to zwycięstwo przypłaca życiem. Ten drugi człowiek
przechodzi wtedy przez otwór. Zaledwie tylko przekroczył tę granicę, zjawiła się przed nim
następna. Istnieje wiele murów, wiele granic, które nas otaczają. Istotne jest, jak będziemy
się zachowywać w obliczu tych naszych granic. Problem pojawia się wtedy, kiedy ktoś
chce „przebić głową mur". W konsekwencji - w sensie przenośnym lub dosłownym -
możemy przypłacić to życiem.
Możemy też zaakceptować granice i obchodzić się z nimi kreatywnie. Istnieje też
możliwość wyparcia granic. To jednak nie jest dobrą alternatywą. Życie staje się wtedy
nudne i bezsensowne. Muszę stawić czoła granicom i otrzeć się o nie. Często jest to
bolesne, ale wytwarza zdrowe napięcie między akceptowaniem granic a pokonywaniem
ich.
Duchowość każe patrzeć inaczej na granice ustanowione przez Boga. Rozpoznaję je i są
one dla mnie znakiem mojej skończoności, cechą stworzenia. Dla św. Benedykta oznaką
pokory jest uznanie i zaakceptowanie swojej skończoności i ograniczoności. W rozdziale
o pokorze św. Benedykt mówi o mnichu, który uznaje swoje granice, nawet jeśli
przychodzi mu to z trudem. „Znosi on wszystko bez zmęczenia i ucieczki, gdyż Pismo
mówi, że kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Niech więc twoje serce będzie
mocne i znosi Pana!" Wytrwałość jest cnotą, której się oczekuje od mnicha, jeśli czuje się
skrępowany przez granice narzucone mu przez wspólnotę, opata i Boga. Pozostając
wytrwałym, będzie mógł w ten sposób wzrastać. Jego granice wskażą mu bezgranicznego
Boga. Bóg jest poza granicami, umożliwia nam pogodzenie się z naszymi ograniczeniami.
Granice czasu
Czas jest granicą, której doświadczamy wszyscy w bolesny sposób. Nasz czas jest
ograniczony. Jako dzieci mogliśmy się ciągle bawić, wtedy nie zważaliśmy na czas. A
teraz mamy ciągle jakieś terminy, będące jakby kamieniami granicznymi naszych
możliwości i obowiązków. Czas, który możemy poświęcić na pracę, spotkania, czytanie i
zabawę, jest ograniczony. Rytm biologiczny wyznacza nam naturalne granice. Męczymy
się i dochodzimy do indywidualnej granicy naszych osiągnięć. Niektórzy chcą
przechytrzyć czas, planując coraz więcej, aż wreszcie gromadzimy zbyt dużo zadań w
jednym momencie, gdyż każda minuta musi być wykorzystana. Jednak przyjdzie taka
Strona 14
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
chwila, że nie będziemy już w stanie postrzegać czasu i cieszyć się nim.
Bolesnej granicy czasu doświadczamy wszyscy wtedy, kiedy zbliża się starość.
Zauważamy, że wszystko nie idzie już nam tak łatwo, jak dawniej. Niektórzy chcą
przeskoczyć granicę czasu, uważają, że mogą we wszystkim postępować tak, jak
postępowali dotychczas. Niezważanie na granice czasu często daje o sobie znać
pogorszeniem zdrowia. Przez odejście na emeryturę, co jest umową społeczną, również
nakładane są na nas granice. Niektórzy przyjmują tę zmianę pozytywnie i cieszą się z
powodu otwierającej się przed nimi wolności, dla innych jest to bolesna granica. Nie mogą
pogodzić się z tym, że pewne decyzje są podejmowane bez nich, że żyją już bez
terminarza, który świadczył o ich ważności. Ich życie zmienia się z dnia na dzień.
Odpowiednie traktowanie granicy czasu, jaką jest emerytura, stanowi sztukę, której trzeba
się uczyć. Szczególnie obecnie, kiedy ludzie żyją coraz dłużej, opanowanie tej sztuki jest
ważnym duchowym zadaniem.
Granice wzrostu
Społeczeństwo boleśnie przeżywa świadomość niemożliwości osiągania
nieograniczonego wzrostu. Naukowcy z Club ofRome już przed kilkudziesięciu laty
zwrócili nam uwagę na „granicę wzrostu". W1972 roku ukazał się ich słynny Raport o
sytuacji ludzkości, który tę sytuację prognozował. Od tego momentu wyblakła ideologia
bezgranicznego wzrostu. Również gospodarka nie może rozwijać się bez końca.
Wszystko, produkcja i konsumpcja, ma swoje granice. Ludzie nie mogą jeść i pić w
dowolnych i nieograniczonych ilościach, firmy nie mogą wytwarzać całych stosów
produktów. Rynek zbytu jest ograniczony. Również na obszarze gospodarczym nie można
pominąć podstawowej zasady, że wszelka ludzka działalność ma swoje granice, nawet
jeśli nasze pragnienia i tęsknoty wykraczają poza te granice. Nasza tęsknota znajdzie
ujście albo w pełnej euforii ideologii wzrostu, której rzeczywistość będzie chciała sprostać,
albo przeniesie się na cele niematerialne. Ostatecznie nasza najgłębsza tęsknota
zostanie spełniona tylko wtedy, kiedy wzniesie się ponad ludzkie ograniczenia i skieruje
się ku Bogu, który stoi poza wszelkimi granicami.
Prawdziwa mądrość
Wielu ludzi, podobnie jak Hiob, ociera się boleśnie o swoje granice. Mają swoje ustalone
wyobrażenie o życiu i nie chcą zaakceptować stawiania im jakichś ograniczeń. Ktoś na
przykład wbił sobie do głowy, że musi studiować matematykę, jeśli nie da rady, nie potrafi
uznać porażki. Niektórzy chcą osiągnąć wyznaczony przez siebie cel za wszelką cenę.
Często są przez to przeciążeni i zapadają na jakąś chorobę. Do uznania swoich granic
potrzebna jest pokora. Przeciwieństwem pokory jest pycha. Kierując się nią, identyfikuję
się z bohaterami nie posiadającymi żadnych ograniczeń, nie bojącymi się niczego, z
uzdrowicielem, który może wszystkich uzdrowić czy też z obrazem kogoś, kto potrafi
wszystkim pomóc, z wyobrażeniem osoby, która umie wykonać wszystko, co zechce.
Jeden z mitów greckich opowiada o tym, co dzieje się z człowiekiem, który nie chce uznać
swoich granic. Prometeusz jest obrazem człowieka, który nie zauważa osobistych ludzkich
granic. Kradnie bogom ogień; bierze coś, co się ludziom nie należy. Za karę zostaje
przykuty do skał Kaukazu. Orzeł codziennie wydzio-buje jego wątrobę, która wciąż się
odtwarza. Drapieżny ptak jest symbolem nieograniczonej fantazji, która skłoniła go do
tego czynu, i wskazuje Prometeuszowi w sposób bolesny na jego granice.
Możemy - j ak Hiob - ocierać się o nałożoną na nas przez Boga granicę. Możemy
próbować, czy uda nam się chociaż trochę ją przeskoczyć. Być może uważaliśmy ją za
zbyt małą. Mądrością jest jednak uznanie, że Bóg nałożył na nas granice, których nie
Strona 15
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
potrafimy przeskoczyć: granicę naszych zdolności, granicę naszego ciała i ducha, a
wreszcie - granicę naszego życia. Chociaż wysiłki medyczne mogą wydłużyć nasze życie,
śmierć jednak przyjdzie. Prawdziwą mądrością jest żyć w obliczu i ze świadomością
końca, a nie wypierać się własnej ograniczoności.
5. Granice należy poznać
O jasnych regułach i koniecznych niesnaskach
Ochrona przed przeciążeniem
Kohelet był mędrcem, który połączył ze sobą mądrość Greków i Rzymian. Obserwował
ludzi oraz ich zachowanie i stwierdził, że „nie zna człowiek swego czasu" (Koh 9,12).
Uwaga wypowiedziana przez mędrca na temat wszystkich ludzi odnosi się dzisiaj
szczególnie do dzieci. Wielu rodziców ma dziś problemy z wyznaczeniem dzieciom ich
granic, dlatego wiele dzieci wzrasta bez jasno ustanowionych zasad. Nasze pociechy w
ogóle nie wiedzą, gdzie się znajdują jakieś granice i w czym nie mogą posuwać się za
daleko. Hamburski pedagog Jan-Uwe Rogge w swojej książce Dzieci potrzebują granic z
humorem, ale i stanowczością wezwał rodziców, aby wyznaczyli dzieciom wyraźne
granice. W przeciwnym razie rodzic nie ma prawa skarżyć się, że dzieci robią z nim, co
chcą. „Ustanowić granice, oznacza wzajemnie się szanować i respektować w swojej
osobowości" (J-U. Rogge).
Wielu rodzicom jest trudno wyznaczyć granice swoim dzieciom, ponieważ chcą dla nich
jak najlepiej. Często sami cierpieli z tego powodu, że ich rodzice wyznaczyli im zbyt
ciasne granice, a ich przekroczenie łączyło się z karami. Chcieliby zaoszczędzić tego
swoim dzieciom. Ze strachu, aby nie zgotować swoim dzieciom takich samych
doświadczeń, w ogóle nie ustanawiają granic. Jednak przez takie postępowanie nie
pomagają ani sobie, ani dzieciom, ponieważ nie mogą one otrzeć się o granice, których
nie ma. Otarcie się wywołuje ciepło, ustanawianie granic jest więc oznaką miłości.
Wychowanie, które nie stawia granic, dzieci przyjmują nie jako przejaw wolności i miłości,
ale jako obojętność i brak zainteresowania. To jest dla dzieci w pewnym sensie
przeciążeniem i czyni je agresywnymi.
Konsekwencje w wychowaniu
Dzieci, którym nie postawiono żadnych jasnych granic, czują się zmuszone do
zaznaczania swojej obecności, aby wreszcie doświadczyć granic stawianych im przez
rodziców. Rogge uważa, że: „stanowczość stwarza granice tam, gdzie ich nie ma, jeśli
panuje niepewność, dzieci zaczynają naruszać granice, aby przekonać się, jak daleko
mogą się posunąć." Rodzice nie ustalający granic są często terroryzowani przez swoje
dzieci, aż wreszcie „wybuchają". To wpędza dzieci w jeszcze większą niepewność, gdyż
nie ma żadnych jasnych zasad i nie czują się one traktowane poważnie. Niektórzy rodzice
próbują ustanowić granice, ale nie są konsekwentni w swoim postępowaniu i pozwalają,
aby dzieci nimi manipulowały. Dzieci doskonale wyczuwają, w jaki sposób mogą wpływać
na rodziców. Niektóre z nich rządzą rodzicami, wzbudzając wyrzuty sumienia, inne zaś
grożą, że sobie coś zrobią lub zarzucają rodzicom brak miłości i zainteresowania. Kto
ustanawia granice, musi być również konsekwentny, w przeciwnym razie dzieci nie będą
na nie zważały. Rogge mówi o tym bardzo wyraźnie: „Kto ignoruje ciągłe przekraczanie
granic przez dzieci, jest w stosunku do nich obojętny, przyczynia się nie tylko do
wzmocnienia w nich postawy niszczycielskiej, ale przeszkadza w wykształcaniu się
poczucia własnej wartości, niszczy uczucie wzajemnego respektu i szacunku."
Wielu rodziców nie ustanawia granic, ponieważ nie chce uchodzić za staromodnych.
Strona 16
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
Dzieci wiedzą dokładnie, jak mogą sprawić, żeby rodzice mieli wyrzuty sumienia. Mówią
wtedy często: „Wszyscy to mogą. Wszyscy to mają. Tylko wy jesteście tak staromodni i
macie wąskie horyzonty, nie pozwalając mi na to." Potrzebna jest wewnętrzna jasność i
pewność, aby nie poddać się takim próbom manipulacji. Inni rodzice nie ustanawiają
żadnych granic, ponieważ obawiają się konfliktów. Z pewnością ten, kto ustanawia
granice, naraża się na krytykę dzieci, a ta jest często bardzo ostra. Dzieci nauczyły się z
mediów, jak na wystarczająco dużo sposobów dokuczać rodzicom stawiającym im
wymagania. Kiedy moja siostra wyznaczyła swojemu trzynastoletniemu synowi jakąś
granicę, najpierw zaczął płakać, a potem zaczął robić jej wyrzuty, że jest staromodna.
Jednak po kilku tygodniach stwierdził: „Wy przynajmniej się o mnie troszczycie. Inni
rodzice pozwalają na wszystko, żeby mieć spokój." Mój siostrzeniec czuł, że granica
została ustanowiona nie z powodu odrzucenia czy dla jakiegoś „widzimisię", ale właśnie
dla poważnego traktowania go. Matka odważyła się przeciwstawić dziecku, ponieważ jej
na nim zależało. Syn to zaakceptował, chociaż z początku w sposób naturalny próbował
przeciwstawić się, chcąc wywołać u niej wyrzuty sumienia.
Psychologia rozwojowa mówi, że to przede wszystkim ojciec ustanawia granice. Jednak
wielu ojców nie wypełnia tego zadania. Mężczyźni chcą uchodzić raczej za ojców pełnych
zrozumienia niż za zbyt autorytatywnych. Jeśli jednak zrezygnują ze swojej roli ojca,
dzieci nie odnajdą nigdy swojej własnej tożsamości, bo nie będą wiedziały, czym się mają
kierować. Statystyki wykazują, że dzieci wychowane bez ojców częściej naruszają prawo,
ponieważ nie nauczyły się, gdzie są ich granice, nie były też upominane, aby trzymały się
ustalonych granic. Psychiatra Horst Petri, który napisał książkę o braku ojców, zestawia
wyniki empirycznych projektów badawczych i stwierdza (szczególnie w przypadku
chłopców, którzy nie mieli ojca) „wyraźną skłonność do naruszania reguł, przekraczania
granic i agresywnego zachowania, która - napotykając na niekorzystne warunki -
nierzadko może przerodzić się w demoralizację i zachowania kryminalne." Petri stwierdza,
że chłopcy cierpią z powodu braku ojca bardziej niż dziewczęta. Ojciec odgrywa
szczególnie ważną rolę w kształtowaniu się sumienia i we „wpojeniu norm społecznych i
standardów zachowań." Jeśli ojciec nie wypełnia swojego zadania, istnieje
niebezpieczeństwo, że chłopcy nigdy nie nauczą się przestrzegania granic. Uważają
później, że świat musi dostosowywać się do nich. Takie nierealistyczne nastawienie do
rzeczywistości sprawia, że młodzi mężczyźni często ponoszą klęskę, jak tylko pojawią się
w ich życiu pierwsze trudności i zostaną im nałożone granice w postaci zasad, nakazów i
zakazów.
Czego dzieci naprawdę pragną
Rodzice nie postępują prawidłowo, jeśli chcą być zawsze wyrozumiali i tylko delikatnie
napomkną coś o złym zachowaniu swoich pociech. Dzieci później pogardzają tylko taką
„paplaniną". Czują wyraźnie, że rodzice są tchórzliwi i boją się konfrontacji z dzieckiem.
Rodzic mówi wtedy: „Denerwujesz mnie." Dzieci nie tylko potrzebują, ale pragną rodziców,
którzy jasno określają swoje wymagania. Dopiero wtedy, kiedy wszystko jest jasno
określone, mogą z dzieckiem stanąć do otwartej konfrontacji. Jednak wielu rodziców boi
się tego. Rodzic chce okazywać jedynie zrozumienie i ostatecznie sam doświadczać
zrozumienia dzieci, a powinno się raczej poważnie traktować swoją rolę ojca i matki.
Jan-Uwe Rogge przytacza ciekawy przykład. Będąc u pewnej matki, która skarży się na
swojego syna nie przestrzegającego żadnych reguł, zapytał, czego tak właściwie ma się
trzymać jej dziecko. Wówczas stało się jasne, że nie ustanowiła żadnych wyraźnych
granic. Wyszła z założenia, że syn sam przecież powinien wiedzieć, co ma robić; w
konsekwencji on stawał się coraz bardziej nieznośny. Kiedy matka rozmawiała z
Strona 17
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
pedagogiem, syn wtargnął do pokoju i krzyknął, że chce pić. Powiedziała, że może sobie
wziąć z lodówki sok, jaki chce. Wziął sok pomarańczowy. Zaraz jednak znowu przyszedł,
ponieważ sok był dla niego za zimny. Kiedy matka odesłała go, żeby wziął sobie, co chce,
znowu przyszedł z płaczem. Upuścił butelkę na podłogę, a ona się stłukła. Kiedy Jan-Uwe
Rogge porozmawiał z chłopcem, okazało się, że wie on dokładnie, jak ma wyprowadzić
matkę z równowagi i chętnie z tego korzysta. Kiedy matka nie może już z nim wytrzymać,
bije go, ale robi jej się zaraz tak przykro, że syn może wtedy u niej wszystko uprosić.
Terapeuta zapytał, jak matka powinna wtedy zareagować, wówczas chłopiec powiedział:
„Kiedy robię coś źle, powinna mi o tym powiedzieć!" Następnie wyjaśnił pedagogowi,
dlaczego tak sprowokował matkę: „Chciałem zobaczyć, jakie są granice jej wytrzymałości."
Jednocześnie zauważył: „Z panem nie mógłbym tak postępować, czuję to, ale chętnie bym
spróbował."
Ta historia pokazuje wyraźnie, że dzieci chcą, aby rodzice jasno powiedzieli o swoich
oczekiwaniach wobec nich. Jeśli jedynie starają się być wyrozumiali, obciążają tym swoje
dzieci. Rodzice mówią wtedy do swojego własnego dziecięcego „ja", a nie do własnych
dzieci. Dzieci pragną granic, aby w starciu z nimi poznać siebie i mieć oparcie w
rodzicach. Wymaga to od rodziców gotowości do ostrzejszych dyskusji i, w przypadku
konfliktu, odwagi do przyjęcia stwierdzeń, że są „staromodni" i „głupi".
6. Zdystansowanie się może być zbawienne
O zdrowej agresji i dystansie
Zbawienna odmowa
Również w odniesieniu do omawianego problemu pojawią się zaskakujące odkrycia, jeśli
spojrzymy na osobę Jezusa. Ewangelista Marek przedstawia Jezusa jako uzdrowiciela, do
którego przychodzą tłumy chorych, aby uleczył ich z dolegliwości. Kiedy podeszła do
Niego pewna Syrofenicjanka i prosiła Go o uzdrowienie córeczki, Jezus z początku nie
okazał chęci pomocy (Mk 7,24-30). Chce się wycofać; zwraca też uwagę na jej
zachowanie.
W czasie spotkań biblijnych, kiedy czytany i analizowany jest powyższy fragment, kobiety
często denerwują się z powodu takiego postępowania Jezusa. Wyobraźmy sobie tę
scenę: Jezus wraz z uczniami udał się w okolice Tyru i chciał pozostać w ukryciu, aby nie
przeszkadzały Mu polityczne niepokoje w Galilei. Można by powiedzieć, że wybrał się za
granicę i ukrył w klauzurze, aby być tylko ze swoimi uczniami, a tu przychodzi do Niego
Syrofenicjanka i pada Mu do stóp. Można sobie wyobrazić, jak musiała obejmować Jego
stopy. Prosi Go, aby uzdrowił jej córkę, która była opętana przez złego ducha. Jezus
jednak odmawia; nie wysłuchuje natychmiast jej prośby, ale pokazuje, dlaczego jej córka
została opętana. Wyjaśnia matce, że była za bardzo zatroskana o własne sprawy i
zaniedbała córkę. Ostry ton Jezusa wobec proszącej o pomoc kobiety szokuje i irytuje
czasami niektórych czytających Biblię. Mają oni przed oczyma obraz Jezusa, który jest
zawsze gotowy do pomocy i jest im trudno zrozumieć tę odmowę. Rozumieją tę odmowę
jako odrzucenie, jednak historia pokazuje, że było inaczej. Właśnie przez odmowę
następuje uzdrowienie.
Matki i córki
Jezus, odmawiając z początku proszącej kobiecie, umożliwia jej zdystansowanie się
wobec własnej córki. Relacje między matką i córką tylko wtedy będą układały się dobrze,
jeśli obie będą umiały rozłączyć się. Oczywiście nie oznacza to całkowitej rozłąki; córka
potrzebuje matki, aby w relacji z nią rozwinąć swoją własną kobiecą tożsamość. Jeśli
jednak granice będą płynne, córka nie odnajdzie swojej własnej tożsamości. Niejasność
Strona 18
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
będzie jak opanowujący ją demon; młoda kobieta nie będzie w stanie poradzić sobie sama
ze sobą. Również matka nie będzie wiedziała, jak ma postępować z córką. Może sądzić,
że córka jest opętana przez złego ducha, a w rzeczywistości będzie to brak granicy, który
doprowadzi do konfliktu między matką i córką. Psychoterapeutka Thea Bauriedl nazywa
taką symbiotyczną relację między matką i córką „relacją pozbawioną granic". Jeśli ta
relacja nie będzie posiadała żadnych granic, córka nie będzie wiedziała, na jakim znajduje
się gruncie. Straci świadomość własnych uczuć i przywłaszczy sobie uczucia matki; nie
będzie potrafiła powiedzieć, co sama właściwie czuje. Niektóre córki reagują na ten brak
granic całkowitą izolacją. Odgradzają się od matki tak mocno, że to ją rani. Matka czuje
się bezradna w stosunku do córki - nie będzie potrafiła zbliżyć się do niej, ale nie
przestanie się nią zajmować. Thea Bauriedl, kiedy dotyka tematu relacji pozbawionych
granic, mówi o podwójnym przywiązaniu. Dziecko chciałoby kochać matkę, ale
jednocześnie myśli, że matka boi się tej miłości, a więc tłumi uczucie. To podwójne
przywiązanie czyni córkę niezdolną do normalnych kontaktów. Ludzie ją pociągają,
pragnie ich miłości, ale tłumi ją z obawy, aby nie stworzyć zbyt dużej bliskości, bo ludzie
mogą nie chcieć jej miłości.
Zewnętrzne i wewnętrzne zdystansowanie się
Relacje między matką i córką, które są pozbawione granic, mają dla córki fatalne
konsekwencje. Pewna kobieta w dzieciństwie słyszała od matki wciąż powtarzane zdanie:
„Jeśli nie będziesz grzeczna, to umrę." Owo wezwanie do posłuszeństwa było nie tylko
moralnym upomnieniem, ale poważną groźbą. Spowodowało, że ta kobieta była od matki
całkowicie uzależniona. Jak popełniła jakiś błąd, opanowywał ją strach, że zrani matkę i
przez to sprowadzi na nią śmierć.
Taka relacja pozbawiona granic jest ogromnym obciążeniem również dla matki. Nie potrafi
ona poradzić sobie z córką i nie rozumie jej postępowania. Próbuje wtedy okazać jej
jeszcze więcej bliskości, przez to często rozpieszcza córkę, aby uspokoić swoje sumienie.
Uważa, że popełniła jakieś błędy wychowawcze i chciałaby je teraz naprawić, lecz
wszystko staje się jeszcze bardziej zagmatwane. Jezus dodaje matce odwagi, aby umiała
zdystansować się wobec córki. Powinna dostrzec też swoje potrzeby i zważać na własne
granice. Jeśli będzie potrafiła zdystansować się wobec córki, ta odnajdzie własną życiową
przestrzeń, w której rozkwitnie i rozwinie własną tożsamość.
Wiele córek cierpi z tego powodu, że matka często naruszała ich granice. Nie mogły
zamknąć się w swoim pokoju, matka czytała ich pamiętnik, nie miały własnej przestrzeni,
w której mogłyby czuć się pewnie. Kiedy takie córki dorosną, mają ciągle wrażenie, że
matka będzie bezustannie się wtrącać. Mają często problemy z dystansem wobec innych
ludzi i własnych dzieci; przejmują nieświadomie niezdolność swojej matki do dystansu.
Wewnętrznie czują się wciąż obserwowane i oceniane przez matkę. Później same mają
problemy z dystansem wobec swojej rodziny czy wobec wymagań koleżanek z pracy.
Zachęta Jezusa przynosi uzdrowienie. Córka może stać się sobą i „oddzielić się" od
matki. Tylko wtedy, kiedy będzie istniał jakiś dystans między matką i córką, powstanie
owocna relacja, w której córka rozpozna pozytywne wartości przekazane jej przez matkę.
Takie kobiety będą też zdolne do zachowywania w życiu zdrowego dystansu i
odgradzania się od zewnętrznych oczekiwań.
Nie chodzi tu tylko o zewnętrzny dystans. W czasie rozmów i udzielania porad spotykam
następujące przypadki: Wiele córek jest wewnętrznie związanych z matką. Nawet jeśli
zachowały zewnętrzny dystans, przejęły nieświadomie niekorzystną stronę osobowości
matki. Matka była na zewnątrz zawsze uprzejma i gotowa do pomocy, ale nieświadomie
przekazywała swoją niechęć do życia. Córka nie wie, dlaczego czasami czuje się taka
Strona 19
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
zmęczona życiem, jakby sparaliżowana, dopiero w czasie terapii uświadamia sobie, że
żyje ciemną stroną osobowości swojej matki. Potrzeba nieraz długiego czasu, aby
zdystansować się wewnętrznie wobec swojej matki. Czy tego chcemy, czy nie, inni mają
wpływ na naszą podświadomość. Kiedy uświadomimy sobie to, co było dotychczas
nieświadome, będziemy mogli powoli odgradzać się od ciemnej strony osobowości matki.
Tej ciemnej strony będziemy jednak co jakiś czas doświadczać, nawet jeśli się od niej
zdystansujemy. Sztuka polega na tym, aby dostrzec tę ciemną stronę, a następnie
odgrodzić się od niej. Kiedy czuję się przygnębiona, mogę powiedzieć: „To znowu ciemna
strona osobowości mojej matki. To nastrój depresyjny. Zostawię go przy niej." Jeśli
rozpoznam nieświadomy wpływ mojej matki, może pojawić się we mnie siła do aktywnego
wzięcia życia w swoje ręce. Dystansując się od tej ciemnej strony, odkryję drzemiące we
mnie siły.
Zdrowy dystans
Kobiety często opowiadają, że jest im trudno zdystansować się wobec matek
wymagających opieki. Chciałyby same pielęgnować swoje matki i ułatwiać im starość, ale
wkrótce zauważają, że zaczynają chodzić do matki z pewnym oporem wewnętrznym i
denerwują się, kiedy matka wyrazi jakieś życzenie. Pewna kobieta powiedziała: „Kiedy
wychodzę od matki, czuję się słabsza i wyczerpana." Przyjmuje ona na siebie
niezadowolenie matki i to ją rani. W takiej sytuacji szczególnie konieczne jest zachowanie
dystansu. Pewną pomocą byłaby krótka medytacja przed odwiedzinami u matki, aby
„zebrać się w sobie". Im bardziej ktoś jest zakorzeniony w swoim wnętrzu, tym mniej inny
człowiek może naruszyć jego granicę. Dostrzegam pragnienia matki. Nie bronię się przed
tym, ale po prostu przyjmuję je do wiadomości. Później staram się rozeznać, które
życzenia mogę spełnić, a które nie. W ten sposób staje się możliwy nie ograniczający
mnie, wolny i jednocześnie pełen miłości kontakt z matką, który będzie pomocny dla obu
stron.
Pomocne też będzie „oddanie" matce uczuć, które spostrzegamy u siebie w czasie
odwiedzin u niej. Wyobrażam sobie na przykład, jak u matki może wyglądać
niezadowolenie, które ja teraz odczuwam. Wtedy zrodzi się we mnie raczej współczucie
dla tej starszej osoby, która nie potrafi zaakceptować sama siebie, jest wewnętrznie
rozdarta i rozżalona. Takie spojrzenie pomoże mi traktować matkę z większą cierpliwością
i łagodnością, pozwoli również nie przeciążać się. Nie mogę zapobiec pojawianiu się we
mnie negatywnych uczuć po spotkaniu z niektórymi ludźmi. Często przejmuję te
negatywne uczucia, które tkwią w innych. Po moich własnych uczuciach mogę rozpoznać
stan innych osób; oddając te ich uczucia z powrotem, zacznę konfrontować się ze swoimi
własnymi. Zamiast agresji odczuję wewnętrzną jasność, zamiast niezadowolenia
współczucie, zamiast nastroju depresyjnego swoją własną siłę. W czasie spotkań emocje
innych „przechodzą" przez moją własną granicę. Jeśli sobie to uświadomię, będę w stanie
zachować dystans. Zostawię innym ich emocje i spojrzę na nie ze zdrowym dystansem,
bez oceniania czy potępiania ich.
7. Nie pozwolić naruszyć własnych granic
O presji zewnętrznej i własnym centrum
Całkiem w swoim wnętrzu
Kto jest zakotwiczony we własnym wnętrzu, jest odporny na zranienia i naruszenie
własnych granic. Ewangelista Marek opisuje to w kilku scenach: Jezus jest całkowicie
sobą i nie pozwala się wytrącić z wewnętrznej równowagi, żeby inni mówili Mu, co ma
Strona 20
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
robić. Wręcz przeciwnie: zachowuje suwerenność. Wie, kim jest i czyni to, co uważa za
słuszne. Jego przeciwnicy chcieliby Nim kierować i wywierać na Niego presję, jednak nie
udaje im się przedrzeć przez granice, które On wyznacza.
Dwie sceny są w tym kontekście szczególnie pomocne; jedna - z Ewangelii według św.
Marka (Mk 3,1-6) - przedstawia Jezusa idącego w szabat do synagogi, jak przystało na
pobożnego Żyda. Ujrzał tam mężczyznę z uschniętą ręką. Zaraz też przejął inicjatywę i
powiedział do niego: „Podnieś się na środek!" (Mk 3,3). Jezus mógłby tylko się
przysłuchiwać i pogrążyć w modlitwie, jednak czuje wewnętrzny impuls, który każe Mu
uzdrowić tego mężczyznę. Jednocześnie ma świadomość tego, że obserwują Go
faryzeusze. Szukają powodu, aby Go oskarżyć. Jeśli uzdrowi w szabat chorego nie
będącego w niebezpieczeństwie śmierci, będą mieli podstawę do oskarżenia. Jezus nie
daje się zastraszyć faryzeuszom. Stawia im też jasne, ale i ostre pytanie: „Co wolno w
szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie uratować czy zabić?" (Mk 3,4). Jezus
jest Tym, który aktywnie działa. Zmusza swoich przeciwników do jakiejś reakcji. Oni są
jednak zbyt tchórzliwi. Nie mają odwagi odpowiedzieć, ponieważ pytanie postawione im
przez Jezusa demaskuje ich prawdziwy zamiar. Jeśli będą obstawać przy zachowywaniu
przepisów w szabat, będzie to opowiedzenie się za złem, czyli niszczeniem życia. Nie
potrafią szczerze przyznać się do tego, a więc milczą. Jezus nie daje im nad sobą żadnej
władzy. Spogląda tylko „na nich dookoła z gniewem, zasmucony z powodu
zatwardziałości ich serc" (Mk 3,5).
Gniew j est siłą, która pomaga mi zdystansować się od drugiego człowieka i wyznaczyć
jasną granicę. „Ty jesteś tam, a ja tu. Możesz być taki, jaki chcesz. Nie robię ci wyrzutów.
Ja pozostanę jednak przy moim zdaniu. Możesz mieć twarde i nierozumne serce, ale to
jest twój problem. Nie pozwolę, aby to miało na mnie wpływ." Jezus czyni to, co uważa
naprawdę za słuszne. Nie uwzględnia oczekiwań faryzeuszy, nie pozwala, żeby
przekroczyli Jego granicę i swoją rygorystyczną postawą mówili Mu, co ma robić. Jest
niezależny, działa, kierując się głosem własnego wnętrza. Inni chcieliby naruszyć Jego
granice, ale On do tego nie dopuszcza. Chroni się przed ich ingerencją.
Wewnętrzna harmonia
Często kierujemy się oczekiwaniami i osądami innych. Nie obstajemy przy tym, co
uważamy za słuszne. Jak tylko presja z zewnątrz staje się zbyt mocna, opuszczamy nasz
teren. Uwzględniamy poglądy innych i dopasowujemy się do nich. Niszczymy przez to
własne poglądy; wszystko staje się płynne. Dopasowujemy się do otoczenia i tracimy
przez to szacunek dla nas samych. Jeśli zbyt często dopasowywaliśmy się do oczekiwań
innych, tracimy poczucie własnej tożsamości i nie wiemy już, czego chcemy. Nie mamy już
łączności z własnymi uczuciami. Pozwalamy, aby mówiono nam z zewnątrz, jak mamy się
czuć i jak postępować. To prowadzi coraz bardziej do wyobcowania i oddalenia od
naszego wnętrza. Pozwalamy innym przekraczać osobiste granice i kierować naszym
wewnętrznym obszarem. Fascynująca jest wolność Jezusa. Bunt pomaga Mu
jednoznacznie odgrodzić się od faryzeuszy i wewnętrznie uwolnić się od ich wpływu. Ma
oparcie w swoim wnętrzu i czyni to, co uważa za stosowne. Tęsknimy za taką wolnością i
przejrzystością. Taką postawę Jezus przypłacił życiem, jednak wewnętrzna harmonia jest
dla Niego ważniejsza niż oklaski tłumów.
Jest jeszcze inna scena, która ukazuje, że Jezus kieruje się w swoim działaniu
wewnętrznym przekonaniem i wolnością, nie ma potrzeby usprawiedliwiania się. My
często próbujemy usprawiedliwiać się, kiedy mówimy „nie". Sami chcielibyśmy się
tłumaczyć, dlaczego tego czy tamtego teraz nie możemy uczynić. Jezus rezygnuje z
takich tłumaczeń, czyni tak, jak uważa za słuszne. Nie pozwala też manipulować swoimi
Strona 21
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
wypowiedziami. Sam przejmuje inicjatywę. Stawia innym pytania, zamiast samemu
odpowiadać na zadane. Zawsze kiedy czujemy się zmuszeni do udzielenia innym
odpowiedzi na wszystkie pytania, pojawia się niebezpieczeństwo, że pozwolimy się
przycisnąć do muru. Będziemy musieli się bronić i usprawiedliwiać, aż nagle zauważymy,
że pozwoliliśmy innym naruszyć nasze granice i wmusić w nas nie swoje reguły gry. Jezus
postępuje całkiem inaczej. Kieruje się swoim wnętrzem i nie pozwala, aby z zewnątrz
mówiono Mu, co ma robić. Nie daje się też zmusić do uzasadniania swojego
postępowania, ale raczej stawia innym pytania, które ich nurtują. Ukazuje im ważność
problemów za pomocą granicy, której nie mogą przekroczyć.
Postępować suwerennie
Święty Marek przedstawia nam jeszcze inną scenę, z której możemy uczyć się od Jezusa
wolności. Kilku faryzeuszy i zwolenników Heroda przychodzi do Jezusa i chce Go złapać
w pułapkę. Próbują najpierw zawładnąć Nim poprzez pochlebstwa i nazywanie Go
Mistrzem, który zawsze mówi prawdę. Już takie z pozoru pozytywne traktowanie jest
próbą naruszenia granicy i zawładnięcia Nim. Niektórzy stają się bezbronni wobec
mnogości prawionych komplementów. Wystarczy się im przypo-chlebić, aby nie mówili już
tego, co naprawdę myślą. Próbują potwierdzić komplement za pomocą słów i zachowania.
Nie są już całkowicie sobą. Jezus jest jednak odporny na takie manipulacje w
niewłaściwym kierunku; pozostaje sobą i nie pozwala kierować własną osobą.
Zwolennicy Heroda stawiają Mu podstępne pytanie: „Czy wolno płacić podatek cezarowi,
czy nie? Mamy płacić, czy nie płacić?" (Mk 12,14). Obojętnie, jak Jezus odpowiedziałby,
można by Mu coś zarzucić. Jeśli powie, że należy płacić cezarowi podatek, będzie miał
przeciwko sobie pobożnych Żydów. Odwrócą się od Niego rozczarowani i powiedzą, że
jest po stronie Rzymian. Jeśli uzna, że nie należy płacić, będzie miał przeciw sobie
zwolenników Heroda. Oskarżą Go przed Herodem i Rzymianami. Nawoływanie do
sprzeciwiania się płaceniu podatków było wystarczającym powodem, aby kogoś
zaaresztować i zgładzić. Faryzeusze sami nie byli zgodni co do tej kwestii. Raczej byli
przeciw podatkom, ale jednocześnie byli za bardzo tchórzliwi, żeby swój pogląd obrócić w
czyn. I tak oszukiwali się nawzajem. Jezus nie daje się w to wciągnąć, nie pozwala na
żadne manipulacje. Również na tym polu podejmuje inicjatywę i rozkazuje faryzeuszom:
„Przynieście mi denara, chcę zobaczyć" (Mk 12,15). Faryzeusze przynoszą Jezusowi
denara i przyznają, że widzą na nim podobiznę cezara. Jezus przez moment obmyśla
strategię działania. Nie wdaje się w niepotrzebne rozważania. Pyta przeciwników, czyja
podobizna jest przedstawiona na denarze. Odpowiadają, że cezara, wtedy Jezus mówi
coś, co wyraża Jego wewnętrzną wolność i zamyka usta pytającym: „Oddajcie więc
cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga" (Mk 12,17). Chodzi o
system gospodarczy, budowę dróg, infrastrukturę, sprawy pieniężne. Wszystko to należy
do cezara. W ten sposób nie odpowiedział na ich pytanie o płacenie podatków.
Powiedział tylko, że mieszkańcy mają oddać to, co otrzymali od cezara, ale siebie
samych, swoje człowieczeństwo otrzymali od Boga, powinni więc zwrócić je Bogu. Nad
tym wszystkim nie ma władzy żaden cezar. Człowiek należy do Boga, a nie do jakiegoś
władcy. Takiej odpowiedzi Jezusa zwolennicy Heroda nie mogli już nic zarzucić.
Zdarza się często, że poprzez stawiane nam pytania dajemy się wmanewrować w dziwną
sytuację. Podam całkiem prosty przykład. Ktoś dzwoni i chciałby ustalić z nami termin
spotkania i rozmowy. Kiedy odpowiadamy, że nie mamy, niestety, żadnego wolnego
terminu, ów człowiek nie akceptuje naszej odmowy, ale drąży dalej. Często zaczynamy się
denerwować i wyliczamy wszelkie możliwe uzasadnienia, dlaczego nie mamy akurat
czasu. Czujemy się wtedy bezradni i przyciśnięci do muru. W podobnych codziennych
Strona 22
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
sytuacjach pomocne będzie spojrzenie na powyższy przykład. Jezus nie daje się
zniewolić, działa suwe-rennie. Ponieważ postępuje z wewnętrzną wolnością, nie
denerwuje się, lecz pozostaje spokojny i rzeczowy. Zawsze kiedy kierujemy się taką
wewnętrzną wolnością i kiedy ją czujemy, możemy spokojnie powiedzieć „nie", nie czując
się zmuszonym do żadnej obrony. Zaznaczenie własnej granicy i pozwolenie, aby się nie
usprawiedliwiać, jest drogą, która oszczędza nam energii i siły. Jezus pokazuje, że nie
powinniśmy ustępować z pozycji działającego. Jeśli nawet w czasie rozmowy telefonicznej
będziemy samodzielnie decydować, to „odcięcie się" od pragnień innych nie będzie
kosztowało nas zbyt wiele energii. Jeśli jednak zaczniemy się usprawiedliwiać i
uzasadniać naszą odpowiedź, to już pozwoliliśmy rozmówcy przekroczyć nasze granice.
Jest on już w naszej wewnętrznej przestrzeni. Wtedy zaczynamy uważać, że możemy się
go pozbyć tylko przez nowe i lepsze usprawiedliwienia. Jezus chce nam pokazać coś
innego. Nie muszę się usprawiedliwiać, mówię to, co uważam za słuszne - to wystarczy.
Nie muszę koniecznie starać się o to, aby inni zrozumieli moją odmowę i uznali ją za
zasadną, wystarczy, że powiedziałem „nie". To, co ktoś pomyśli, to już jego sprawa, nie
muszę zaprzątać sobie tym głowy.
Konieczne rozróżnienia
W czasie towarzyszenia duchowego dowiadujemy się o wielu strategiach, dotyczących
przekraczania granic innych ludzi. Pewna kobieta opowiadała o wzbudzaniu w niej przez
przyjaciela poczucia winy, kiedy próbowała zachować dystans. Ponieważ jest wrażliwa,
poczucie winy jest jej piętą Achillesa. Jak tylko przyjaciel przypisuje jej winę za trudności
w ich związku, ona nie potrafi się bronić, ponieważ wymaga od siebie perfekcji. Stawia
sobie pytanie, czy aby ich związek jest udany, czy aby nie powinna wykazać jeszcze
więcej miłości i cierpliwości? Jeszcze groźniejszą strategią wymuszenia otwarcia czyichś
granic jest groźba popełnienia samobójstwa. Kiedy przyjaciel grozi, że coś sobie zrobi,
jego przyjaciółka nie odważy się bronić więcej swoich granic. Pozwala wymuszać na sobie
kompromisy, które ją coraz bardziej poniżają. Każdy z nas ma jakąś piętę Achillesa. Przez
nią drugi człowiek może wedrzeć się do naszego wnętrza, a my nie będziemy w stanie się
bronić. Dla jednego taką piętą jest opinia innych ludzi, dla drugiego własny perfekcjonizm i
troska o to, aby nikogo nie zranić i nikogo o nic nie posądzić. Potrzeba daru
rozeznawania, aby rozpoznać, co jest naprawdę wolą Bożą, a gdzie pozwalamy innym na
wywieranie na nas nacisku, co narusza, bardziej lub mniej, nasze granice i czyni nas
coraz słabszymi.
Pewna kobieta po zakończeniu terapii ciągle otrzymywała telefony od swojego terapeuty.
Obiecywał jej, że może ją uleczyć, że jeśli spędzi z nim noc, nauczy się swobodnego
podchodzenia do seksualności. Dzięki niemu może stać się znów zdolna do miłości. On
może wyjaśnić jej w sposób psychologiczny, że jest zamknięta w sobie, a przez
wypieranie seksualności doświadcza stanów depresyjnych, że jej wszystkie trudności
wynikają stąd, iż nosi jeszcze w sobie dawne poglądy na temat seksualności. Kobieta
czuła się przez te telefony „przyciskana". Nie była samodzielna i niezależna wewnętrznie,
jeszcze nie odkryła swojej tożsamości. Była jeszcze za bardzo uzależniona od tego, co
mógłby powiedzieć jej terapeuta, gdyby się wzbraniała. Rozważanie wewnętrznej wolności
Jezusa mogłoby jej uświadomić, że nie może dać się zniewalać i wciąż się
usprawiedliwiać. Byłaby wtedy w stanie odwrócić role i zapytać terapeutę: „Do czego
potrzebujesz swoich idei wyzwolenia? Dlaczego nie potrafisz się uwolnić od pragnienia
spania ze swoimi pacjentkami?" Wtedy byłaby wewnętrznie wolna i nie czułaby przymusu
do usprawiedliwiania się. Raczej sama postawiłaby terapeutę w niezręcznej sytuacji.
Musiałby zejść ze swojego tronu terapeuty i skonfrontować się ze swoimi własnymi
Strona 23
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
pragnieniami.
8. Ludzie nie posiadający granic
O postępowaniu z emocjami
Ludzie bezbronni
Istnieją ludzie nie mający żadnych granic, również Ewangelia dostarcza nam kilka
przykładów. Sw. Jan w piątym rozdziale swojej Ewangelii opisuje uzdrowienie mężczyzny,
który chorował od 38 lat. Liczba 38 odnosi się do wyjścia Izraelitów z Egiptu. Izraelici
właściwie już po dwóch latach przyszli w pobliże granicy Ziemi Obiecanej. Jednak z
powodu przeciwstawiania się Bogu musieli za karę wędrować jeszcze 38 lat przez
pustynię, „aż wyginęło w obozie całe pokolenie mężów zdatnych do walki" (Pwt 2,14).
Człowiek, który choruje już od 38 lat, jest jakby pozbawiony broni. Nie potrafi się już
bronić. Jego choroba polega na tym, że nie umie się już zdystansować i odseparować.
Jest przedstawicielem tych, którzy nie posiadają granic. W ten sposób kieruje na siebie
wszystko, co jest negatywne w jego otoczeniu, wchłania to w siebie i identyfikuje się ze
wszystkimi słabościami wokół. Spotykamy czasami ludzi, którzy wszystko odnoszą do
siebie. Kiedy ktoś się śmieje, wtedy myślą, że to z nich, a jak ktoś jest smutny,
natychmiast szukają winy w sobie i zadają pytanie, co złego zrobili. Kiedy w tramwaju
widzą młodych ludzi rozmawiających ze sobą, mają wrażenie, że rozmowa jest na ich
temat. Tacy ludzie nigdy nie są zanurzeni w swoim wnętrzu, tylko kierują się
oczekiwaniami, nastrojami innych. Kto odnosi do siebie wszystkie wypowiedzi innych i
wchłania w siebie ich uczucia i nastroje, nie wie już, kim tak naprawdę jest. Tacy ludzie
tracą grunt pod nogami. Jak coś nie powiedzie się w ich grupie, natychmiast oskarżają
siebie. Jeśli ktoś jest z jakiegoś powodu niezadowolony, zadają sobie pytanie, czy to
czasem nie stało się przez nich, a może zrobili coś złego?
Zagrożenie przez „zlanie się"
W języku terapii używa się terminu „ludzie konfluentni". Określenie łacińskie confluere
znaczy „zlewać się". Jeśli zleją się dwie rzeki, nie będzie widoczna już granica między
nimi. Ich woda zmiesza się. Istnieją też konfluentni terapeuci. Wchłaniają w siebie uczucia
innych. Nie zachowują dystansu do tego, co porusza pacjenta. Przez to nie mogą
prawidłowo im towarzyszyć. Nie są w stanie oddać im z powrotem ich uczuć. Istnieją jakby
w innym i „zlewają się" z nim. To prowadzi do braku przejrzystości i uzależnienia. Jeden
od drugiego uzależnia się i nie może być już mowy o wsparciu i pomocy. Terapeuta
okazuje bezgraniczne wsparcie, bo sam go ogromnie potrzebuje. W ten sposób jednak
nie pomaga, ale czerpie z tych, którym towarzyszy i powinien pomóc. Tak naprawdę to on
sam potrzebuje wsparcia i kierownictwa, jest ślepy na potrzeby i granice innych.
Tacy konfluentni ludzie istnieją też w rodzinach, kiedy na przykład syn lub córka nie żyją
własnym życiem, ale wtapiają je w życie matki czy ojca. Myśli matki są też w córce lub
synu i odwrotnie. Kiedy syn lub córka powinni podjąć jakąś decyzję, nie są w stanie
odróżnić swojego głosu wewnętrznego od głosu ojca. Myślą tak jak ojciec, nie istnieje
żadna granica między nimi a ojcem. W takiej konfluentnej rodzinie istnieje wewnętrzne
zamieszanie. Przez to powstaje mieszanka emocjonalna, a w konsekwencji nikt nie
znajduje swojego miejsca. Każdy jest przeniknięty emocjami drugiej osoby - wszystko się
zlewa i powstaje nieprzenikniony chaos.
Mieszanina emocji istnieje też w grupach, przede wszystkim w firmach. Współpracownicy
nie potrafią wewnętrznie się odgrodzić i nie posiadają żadnych granic. Zespalają się z
uczuciami i nastrojami innych. Takie uwikłanie w mieszankę emocjonalną jest bardzo
Strona 24
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
niebezpieczne. Nie czuje się wtedy żadnego oparcia, traci się orientację. Nie widzi się
swoich granic i swojej tożsamości. Nie jestem już wolny ani zdolny do samodzielnego
myślenia i podejmowania decyzji, jeśli opanowują mnie emocje innych. Nie wiem już,
gdzie są moje własne myśli i w jakim stopniu mój sposób odczuwania zarażony jest
klimatem panującym na zewnątrz.
Nie tylko emocje innych wdzierają się do mnie, ale także ich ciemne strony. A te są
jeszcze bardziej niebezpieczne, ponieważ nie dostrzegam ich świadomie. Nie wiem,
dlaczego ogarnia mnie nastrój depresji i złości. Wyparta agresja kierownika wnika do
mojej duszy, a ja o tym nic nie wiem. Szef jest może na zewnątrz całkiem miły, jednak jego
stłumiona agresja czyni mnie agresywnym. Na zewnątrz zachowuje się on poprawnie, ale
jego zachowanie sprawia, że tkwiący w nim brak akceptacji siebie albo nawet pogarda dla
ludzi wnikają we mnie bardzo subtelnie. Często nie wiemy, dlaczego w jakimś miejscu
czujemy się zmęczeni, rozdrażnieni, wyczerpani, a nawet bywamy w nastroju
depresyjnym. W takiej sytuacji musimy najpierw rozpoznać, co z zewnątrz ma na nas
wpływ. Następnie należy wytyczyć tym wpływom wyraźną granicę. Sposobem na
uwolnienie się od emocji i ciemnych stron innych ludzi jest dobre zakotwiczenie w swoim
wnętrzu. Jeśli mam dobry kontakt ze sobą samym, wtedy nastroje innych tak łatwo nie
wedrą się we mnie. Czasami pomaga też położenie ręki na sercu, żeby sobie
przypomnieć: „Nie wpuszczę do mojego serca negatywnych emocji innych ludzi. One są
ich problemem. Zostawię je dla nich. Ochronię moje serce od destrukcyjnego wpływu
innych. Jestem w swoim wnętrzu."
Wewnętrzne źródło
Spojrzenie na wspomnianą historię uzdrowienia z Ewangelii św. Jana pokazuje nam, jak
możemy podchodzić do takich sytuacji. Jezus uzdrawia człowieka nie posiadającego
granic. Nie czyni tego poprzez pogrążanie się we współczuciu i użalanie się nad nim.
Wszystkie uzdrowienia wynikają stąd, że Jezus odczuwa współczucie, które sprawia, że
otwiera się On na innych. W przypadku niektórych ludzi jest konieczne, żeby nawiązać
kontakt z ich sercem. Jednak w stosunku do człowieka nie posiadającego granic takie
otwarcie się byłoby zabójcze. Bardziej pomocna jest w tym przypadku metoda
konfrontacyjna. Jezus stawia przed chorym wyzwanie, pytając go o jego wolę: „Czy
chcesz wyzdrowieć?" (J 5,6). Chory musi sam chcieć uzdrowienia. Nie może zrzucić tego
na terapeutę czy kierownika duchowego. Chory opowiada Jezusowi swoją historię.
Wyjaśnia Mu, dlaczego choruje. Powodem choroby jest brak człowieka, który mógłby mu
pomóc. Inni mają lepszą sytuację niż on. Jezus nie przyjmuje wyjaśnień chorego. Nie
okazuje mu, jak bardzo go rozumie, ale konfrontuje z jednoznacznym rozkazem: „Wstań,
weź swoje łoże i chodź!" (J 5,8). Temu człowiekowi współczucie nie pomoże, ono
spowodowałoby tylko, że zacząłby użalać się nad sobą i pogłębiać bolesne położenie.
Jezus konfrontuje go z siłą, tkwiącą w nim mimo jego choroby. Wzywa go, aby wstał i
szedł o własnych siłach, a nawet rozkazuje mu. Nosze, które są znakiem własnej
niepewności i choroby, powinien zachować i wziąć pod pachę. Choroba, słabość, różne
zahamowania nie powinny go powstrzymywać przed życiem. Powinien inaczej obchodzić
się ze swoimi blokadami, traktować je inaczej, wziąć swoje nosze i iść z nimi. Może być
niepewny i pełen uprzedzeń, ale mimo to powinien otworzyć się na ludzi. Powinien iść do
ludzi z tymi zahamowaniami i nie pozwolić, żeby go izolowano od życia. Może się to udać
tylko wtedy, kiedy uniezależni się od ludzi i nie będzie przyjmował do serca ich myśli i
osądów, lecz zacznie kierować się swoim wnętrzem. Jezus nie musi wnosić chorego do
wody, aby ten wyzdrowiał. Konfrontuje go z jego wewnętrznym źródłem, które bezustannie
w nim tryska.
Strona 25
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
„Zalani" przez obcych
Brak granic jest często oznaką choroby psychicznej. U ludzi psychotycznych niezdolność
do odseparowania się przybiera ogromne rozmiary. Urasta to nawet do manii
prześladowczej. Pewien młody mężczyzna opowiadał, że ludzie z sekty mieli wpływ nawet
na jego potrzeby fizjologiczne; w swoim pokoju nie mógł już czuć się bezpiecznie. Ludzie
z sekty także z oddali manipulowali jego myślami. Mania prześladowcza każe nam
myśleć, że nasze rozmowy telefoniczne są podsłuchiwane, że inni wtargną do naszego
mieszkania mimo mocnych zamków i alarmu. To, co choroba przedstawia nam w takiej
drastycznej formie, znamy chyba wszyscy - tylko w mniejszym natężeniu. Również my
mamy wrażenie, że myśli innych przenikają nas, że jesteśmy zarażeni myślami, które mają
wpływ na nasze społeczeństwo. Czasami łapiemy się na tym, że nasze myśli nie
pochodzą od nas, ale przyjmujemy wszystko, co napiera na nas ze wszystkich stron. Jeśli
dołączamy do jakiejś grupy, tracimy poczucie własnej tożsamości. Nieświadomie
dopasowujemy się do otoczenia. Przejmujemy od innych nawet sposób mówienia.
Zanurzamy się w ich nastrojach i zapominamy, co tak naprawdę sami czujemy.
Ludzie nie posiadający granic nie mają łatwego życia w naszym przepełnionym bodźcami
społeczeństwie. Wydarzenia z obcych krajów poprzez media przenikają granice ich
domów i serc. Niepokojące meldunki z rejonów objętych wojną lub kryzysem napływają ze
wszystkich stron i przeszkadzają im żyć własnym życiem. Osoby bez granic kierują się
tym, co usłyszały i zobaczyły w telewizji. Chociaż dobrze jest odczuwać współczucie dla
udręczonych ludzi, pozostanie pod wpływem całej biedy tego świata może być
niebezpieczne i przeszkadzać w życiu. W takiej sytuacji musimy być zdolni do
odseparowania się.
Odseparować się, nie oznacza stać się nieczułym na cierpienie świata, ale samemu
ustanawiać granice, w których przypadkach mogę dopuścić do siebie nędzę ludzką, a w
których samemu się chronić, aby móc żyć w tym świecie jak człowiek. Dobrym sposobem
na odseparowanie się od cierpienia świata jest modlitwa za ludzi, o których tragedii
słyszymy. Kiedy modlę się za innych, współodczuwam z nimi, ale ich cierpienie nie
pustoszy i nie wykańcza mnie. Oddaję wszystko Bogu w nadziei, że On nie zostawi tych
ludzi samych. Innym sposobem jest zaangażowanie się w konkretny projekt pomocy tym
ludziom lub wspieranie ich finansowo. Musimy jednak zrozumieć, że istnieją granice
również w konkretnej pomocy. Nie możemy angażować się codziennie tylko w sprawy
ofiar przemocy czy katastrof naturalnych, o których donosi nam telewizja.
9. Nie odczuwać własnej granicy
O żądzy i chorobie duchowej
Brak umiaru jako zagrożenie
Żądza nie jest chorobą tylko naszych czasów. Brak umiaru zawsze zagrażał człowiekowi.
W Ewangelii św. Łukasza Jezus podaje przykład bogatego człowieka, który oczekiwał
dobrych żniw. Zastanawiał się: „Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów."
Wreszcie powiedział: „Zrobię tak - zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam
zgromadzę całe moje zboże i dobra. I powiem sobie: Masz wielkie dobra, na długie lata
złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!" (por. Łk 12,17-19). Za pomocą takiego monologu
Łukasz formułuje nasze własne myśli. Kiedy odnosimy sukcesy, uważamy, że musimy je
jeszcze zwiększyć. Bogaty człowiek reprezentuje ludzi, którzy nie znają żadnego umiaru i
nigdy nie mają dość. To żądza każe temu człowiekowi wyburzyć stare spichlerze, aby
wybudować większe. Jezus pozwala wtedy przemówić Bogu do tego człowieka: „Głupcze,
Strona 26
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś
przygotował?" (Łk 12,20). Ów człowiek sądził, że może bez ograniczeń pomnażać swoje
bogactwa i zacząć wreszcie używać życia.
Człowiek z Ewangelii symbolizuje chorobę zwaną żądzą. Ludzie nią ogarnięci nie
posiadają żadnych granic. Upijają się, straciwszy miarę. Jak tylko zaczną pić, nie potrafią
przestać. Pewna kobieta cierpiąca na bulimię opowiadała, że w czasie jedzenia traci
poczucie granic, musi po prostu dalej jeść. Sprawa nie zakończyła się jednak na bulimii.
Brak poczucia granic objawił się w niezdolności do zachowania dystansu wobec innych.
Żądza, według psychologa Teodora Boveta, jest czymś, co ma zastąpić brak matki.
Uzależniony człowiek pozostaje na poziomie rozwoju dziecka. Nie chce opuścić
przytulnego gniazda, gdzie może mieć wszystko, czego tylko zapragnie. Istota żądzy
polega na braku umiaru i niezdolności do zaprzestania jakiejś czynności. Wszystko może
być źródłem uzależnienia, na przykład: alkohol, lekarstwa, narkotyki, praca, papierosy,
kawa, gry, pieniądze, książki, seks, relacje z innymi. Karl Jaspers spojrzał na przyczynę
żądzy z perspektywy filozoficznej i stwierdził, że kryje się za nią „szczególnie wzmożona
pustka". Często jest to brak doświadczenia bezpieczeństwa ze strony matki. Węgierski
psychoterapeuta i twórca analizy losowej Leopold Szondi określił żądzę jako
„permanentną protezę sprzeniewierzonej matki". Wprawdzie człowiek ogarnięty żądzą
doświadczył niejednokrotnie poczucia bezpieczeństwa ze strony matki, ale nie odważył
się uczynić samodzielnego kroku i wyjść z ciepłego gniazdka w realia tego świata, który
nie będzie spełniał wszystkich jego pragnień.
Podatność i uzależnienie
Na zaburzenia związane z uzależnieniem podatni są przede wszystkim ci ludzie, którzy
posiadają wysoki stopień wrażliwości na nieprzyjemne uczucia i niską zdolność
tolerowania frustracji. Obie cechy ukazują niezdolność do zachowania dystansu. Ludzi
podatnych na żądze ogarniają negatywne uczucia. Nie potrafią oni odseparować się
wewnętrznie od tych uczuć, dlatego też nie są zdolni do odcięcia się od świata
zewnętrznego. Cechą żądzy jest uzależnienie. Nie można już żyć bez alkoholu,
nadmiernego jedzenia, pracy. Żądza jest ostatecznie wypartą tęsknotą. Człowiek taki
tęskni za absolutnym bezpieczeństwem i miłością. Oczekuje od rzeczy zewnętrznych
spełnienia swojej tęsknoty; do tego potrzebuje coraz więcej pieniędzy, narkotyków,
poświęconej mu uwagi. Jednak żadne pieniądze, żaden sukces nie potrafią zaspokoić
pragnienia miłości - nie nasyci się więc on nigdy. Prawdą są słowa, które wypowiedział
kiedyś Andre Gide: „Najgorsze jest to, że nie można się nigdy wystarczająco upić."
Tak samo niebezpieczne jak uzależnienia od określonych substancji, np. alkoholu lub
lekarstw, są tak zwane uzależnienia niesubstancjalne, np. hazard, pracoholizm,
uzależnienie od relacji z innymi ludźmi, od seksu i chęci imponowania. Pracoholizm jest
obecnie w społeczeństwie nawet honorowany. Uważa się, że pracoholicy są szczególnie
pracowici i dlatego mają dużą wartość dla firmy. Pracoholik pracuje wprawdzie dużo, ale
niewiele z tego wynika. Ponieważ potrzebuje pracy, nie potrafi oderwać się od niej i nawet
swój wolny czas musi wypełniać pracą. Nie potrafi wytrzymać ze sobą w swojej
przeciętności; udowadnia swoją wartość poprzez pracę i kryje się pod jej przykrywką. Nie
mając dystansu do pracy, nie potrafi być kreatywny i zdolny do innowacji. Trzyma się
pracy ze wszystkich sił, ponieważ potrzebuje jej jak tarczy, która musi go chronić przed
krytyką i zakwestionowaniem jego wartości. W swoim pracoholi-zmie nie dostrzega już
granic własnych możliwości. W końcu zacznie kiedyś protestować również jego ciało.
Pracoholicy cierpią na syndrom burnout, czują się wypaleni, towarzyszy temu pustka
wewnętrzna, cierpią na serce i choroby układu krążenia. Kto chce zawsze pracować
Strona 27
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
sprawnie i wydajnie, zaczyna cierpieć na chroniczną niezdolność do skutecznego
działania. Chciałby czegoś dokonać, ale po prostu nie jest już w stanie. Zmęczenie, brak
zapału i ogólna niechęć są zdrową reakcją jego psychiki na przesadne dążenie do
sukcesu. Psychologowie szacują, że w samych Niemczech żyje ponad 200 tysięcy ludzi
uzależnionych od pracy.
Uzdrawiająca rezygnacja
: Pewien urzędnik pracuj ący w banku opowiadał mi, j ak niektórzy, szczególnie młodzi
ludzie, chcieliby odnosić nieskończone sukcesy na giełdzie. Uważają, że mogą kupić rano
jakieś akcje, a wieczorem sprzedać je za podwójną cenę. Tak powstaje typowe
uzależnienie. Jednak taki brak umiaru przyniósł wielu ruinę finansową. Również na
giełdzie nie wszystko jest za darmo. Kto nie potrafi się ograniczać, tego zgubi jego brak
umiaru. Zdolność do powiedzenia „nie", do poprzestania na tym, co mam, zanika obecnie
coraz bardziej. Społeczeństwo kusi nas do tego, abyśmy chcieli mieć wszystko bez
umiaru. Można nawet pościć bez umiaru, świadczy o tym anoreksja, którą bardzo trudno
wyleczyć. Niektórzy poszczą do przesady, ponieważ chcieliby być tak szczupli, jak
pokazuje się to w reklamach. Jedni tracą miarę w jedzeniu, inni w głodzeniu się.
Do wyleczenia z uzależnienia konieczna jest zdolność do rezygnacji. Oznacza to
zdolność do zdystansowania się. Ograniczam się w jedzeniu i piciu, w pracy i zarabianiu
pieniędzy, w kupowaniu i grach. Aby dziecko zdrowo się rozwijało, musi przyjąć
ograniczenia wypływające z realiów. Nie może ono sięgać w każdej chwili po pierś mamy.
Nie w każdym momencie można jeść - wszystko ma swoje granice. Ludzie, którzy nie
nauczą się rezygnować, nie są zdolni do rozwinięcia silnej osobowości. Silna osobowość
jest jednak warunkiem odrzucenia pokus żądzy. Człowiek uzależniony ma też fałszywy
obraz siebie. Aby uwolnić się od uzależnień, konieczna jest prawidłowa ocena siebie.
Musimy uwolnić się od iluzji, że jesteśmy najwięksi, najlepsi i najbardziej inteligentni.
Musimy się ograniczyć do tego, kim jesteśmy, zgodzić się na siebie samego i swój
charakter.
Droga przemiany
Inny sposób pozbycia się uzależnienia polega na przemianie żądzy w tęsknotę. Kiedy
jesteśmy opanowani przez żądzę, kierujemy nasze tęsknoty na rzeczy ograniczone.
Potrzebujemy wtedy coraz więcej nowych obiektów pragnień. Nie potrafimy przestać coraz
więcej pić i pracować. Kiedy jednak skierujemy naszą tęsknotę na Boga, który jest
nieograniczony, wtedy nasz stosunek do rzeczy ograniczonych nabierze prawidłowych
proporcji. Nie będziemy oczekiwać od wina, że rozwiąże wszystkie nasze problemy.
Będziemy potrafili się nim cieszyć, ale jednocześnie będziemy świadomi, że nie zawsze
możemy być w radosnym nastroju, że musi też przyjść smutek i rozczarowanie.
Kiedy jesteśmy uzależnieni od jakichś substancji, szybko odkryjemy nasze granice.
Alkoholik zauważy w końcu, że może zapić się na śmierć. Trudniej zauważyć te granice
wtedy, kiedy jesteśmy uzależnieni od spraw niesubstancjalnych, np. hazardu, pracy,
relacji z innymi. Lecz również w tym wypadku droga uzdrowienia prowadzi przez
przemianę żądzy w tęsknotę. Muszę stanąć twarzą w twarz z tęsknotą, która kryje się za
nieprzerwaną pracą. Może jest to tęsknota za uznaniem, byciem ważnym, za życiowym
sukcesem? A może jest to ucieczka przed moją przeciętnością, której chciałbym zejść z
drogi poprzez swoją pracę? Dla św. Benedykta praca jest ważnym duchowym wyzwaniem.
Po moim stosunku do niej mogę zauważyć, czy chowam się za nią i wykorzystuję ją jako
żądzę, czy też wypływa ona z wewnętrznego źródła Ducha Świętego. Jeśli praca wypływa
ze źródła Bożego Ducha, będę w stanie dużo pracować i nie odczuję wyczerpania. Będzie
Strona 28
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
w niej też coś radosnego, a nie tylko agresja, którą charakteryzują się wszyscy
pracoholicy. Jeśli czyjaś praca wypływa z brudnego źródła jego ambicji, perfekcjo-nizmu
lub żądzy, ten zanieczyszcza swoje otoczenie wypartymi pragnieniami. Kiedy w czasie
pracy zacznę obserwować swoje uczucia i ciało, wtedy rozpoznam, z jakiego źródła
czerpię motywację do pracy.
Według św. Benedykta praca musi być ograniczana przez modlitwę i medytację, przez
chwile odpoczynku i wspólne posiłki. Porządek dnia zakonników, ustalony przez św.
Benedykta, wyznacza różnym potrzebom właściwe proporcje. Zewnętrzna granica
nałożona na pracę ma za zadanie zaprowadzać wśród zakonników porządek. Jeśli ktoś
nie potrafi przestać pracować, oznacza to, że stracił w życiu właściwą miarę. Kiedyś w
końcu zacznie strajkować jego ciało i zmusi go do zaakceptowania własnych ograniczeń.
Również to przychodzi wielu ludziom z trudnością. Sądzą, że muszą bez jakichkolwiek
ograniczeń popędzać własne ciało, aby wykonać zamierzony plan. Ostatnią granicę
wyznacza nam śmierć. Doświadczył tego człowiek z przypowieści opowiadanej przez
Jezusa. Jeszcze tej samej nocy Bóg zażądał jego duszy - wszystkie jego plany spełzły na
niczym.
Utracone wyczucie
Nie tylko ludzie z uzależnieniami, także ludzie ze skłonnościami psychotycznymi stracili
poczucie własnych granic. Znam przypadek mężczyzny cierpiącego na schizofrenię.
Przez dłuższy czas może bawić się w towarzystwie krewnych i przyjaciół, rozmawiać z
gośćmi całkiem normalnie i rozumnie; wszystko jest w porządku. Aż w końcu miarka się
przebiera. Matka czuje, że przekroczył już swoją granicę, odciąga go na bok i chce
opuścić z nim towarzystwo. On jednak uważa, że jest wspaniale i chciałby nadal pozostać
ze wszystkimi. Jeśli jednak pozostanie dłużej, dostanie ataku psychotycznego. Jego
choroba polega właśnie na nieświadomości własnych ograniczeń. Taka osoba może
utrzymywać kontakt z innymi tylko przez jakiś określony czas, potem traci wewnętrzną
równowagę. Człowiek chory sam jednak nie zauważa, kiedy przebywanie z ludźmi nie
wychodzi mu na dobre. Nie ma wyczucia, kiedy lepiej zrobiłaby mu samotność.
Ów brak poczucia granic jest typową oznaką manii. Kiedy ludzie cierpiący na objawy
maniakalno-depresyjne wchodzą w fazę nasilenia się stanów chorobowych, tracą wszelką
miarę. Zamawiają u firm ogromne ilości materiałów, których w ogóle nie potrzebują, za
które nie są w stanie zapłacić. Pracują bez umiaru. Nie potrzebują wcale snu. Są rześcy i
uważają, że mogliby pracować przez całą dobę. Tacy ludzie mogą przestraszyć swoje
otoczenie. Należy liczyć się z tym, że mogą uczynić coś, co wpędzi ich w poważne
problemy. Oni sądzą jednak, że mają nad wszystkim kontrolę. Czasami mania objawia się
w nieprzerwanym i niekończącym się mówieniu. Ma się wrażenie, że ludzie mówią bez
brania oddechu. W każdym razie nie ma szans samemu coś powiedzieć, gdyż nie
jesteśmy dopuszczeni do głosu.
Na rozmowy przychodzą czasami tacy ludzie nie posiadający granic. Nie mają oni
„poczucia sytuacji" w czasie rozmowy. Po tym, jak w nieprzerwanym monologu opowiedzą
już wszystko o sobie, zmieniają nagle rolę i chcą odgrywać terapeutę. Pytają doradcę, jak
mu się powodzi, dlaczego wygląda tak mizernie albo podchodzą zbyt blisko - po prostu
naruszają jego granice. Dla terapeuty takie rozmowy są bardzo nieprzyjemne. Ludzie nie
posiadający granic prowokują nas, abyśmy szczególnie uważnie strzegli naszych granic.
W przeciwnym razie będziemy mieć wrażenie, że sami się gubimy. Traci się jednak wiele
energii na obronę własnych granic przed takimi ludźmi. Terapeuci są zasypywani
potokiem słów i nie mają możliwości zwrócenia uwagi, że ich czas jest ograniczony.
Denerwują się, że rozmawiali z pacjentem dłużej niż trzeba. Niektórzy ludzie dopiero
Strona 29
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
wtedy zaczynają mówić o najważniejszych problemach, kiedy terapeuta ma już zamiar
kończyć rozmowę. Rozmowa się przeciąga, a kiedy pacjenci zauważają, że jej czas
dobiega końca, zaczynają płakać i prawie uniemożliwiają zakończenie wizyty. Potrzeba
dobrego wyczucia własnej granicy, aby pozostać konsekwentnym i czuwać nad własną
granicą czasową.
O tym, że obecnie u wielu zanika wyczucie własnych granic, a ta strata występuje nie
tylko u ludzi chorych, ale stała się problemem społecznym, świadczy sukces wielu
telewizyjnych programów typu talk-show, w których przed oczami milionów ludzie
odkrywają sprawy najbardziej osobiste. Intymność jest upubliczniana w coraz to nowszych
odcinkach, według określonego wzoru, będącego jakąś formą uzależnienia. Prowadzący
wyciągają ze swoich gości możliwie najwięcej informacji o ich sferze prywatnej.
Prywatność - jak świadczy o tym już samo słowo -jest czymś oddzielonym,
odgraniczonym, osobnym. Kiedy zanikają granice między prywatnością a tym, co jest
publiczne, widzowie stają się żądnymi podniet podglądaczami, którzy muszą zaspokajać
swoją potrzebę demaskowania intymności obcych ludzi, ponieważ sami są coraz mniej
zdolni do własnej uporządkowanej intymności. Taki brak granic nie wychodzi na dobre ani
„aktorom", ani widzom. Jest oznaką choroby naszych czasów.
10. Przyznać się do własnych ograniczeń
O tłumieniu i szczerości
Fałszywe wyobrażenia ideałów
Poznanie własnych ograniczeń i przyznanie się do nich przed samym sobą jest zawsze
procesem bardzo bolesnym. Uważamy, że zawsze jednak moglibyśmy uczynić coś więcej.
Moglibyśmy pracować tyle samo, ile nasz kolega z pracy lub przyjaciel albo spać tak
krótko, jak tamten. Nie przyznajemy się chętnie do swoich ograniczeń, ponieważ
wypadlibyśmy wtedy w porównaniu z innymi jako ludzie mniej wartościowi. Musimy uznać,
że nasze psychiczne i fizyczne możliwości są ograniczone, że nasze możliwości w pracy i
życiu prywatnym nie są nieskończone, że nie uporamy się z każdym konfliktem. Musimy
również przyznać się wobec samych siebie i zaakceptować fakt, iż ograniczone są
również nasze zdolności. Nie każdy ma zdolność do nawiązywania kontaktów z ludźmi.
Nasza zdolność kierowania innymi, rozwiązywania konfliktów, radzenia sobie z
problemami nie jest być może tak rozwinięta, jak u tego czy tamtego człowieka. Wielu nie
potrafi też zaakceptować swoich ograniczeń finansowych. Dotąd wydawali w czasie
urlopu ogromne sumy pieniędzy, a teraz z jakichś powodów muszą oszczędzać i przyznać
się przed innymi, że na tę czy ową podróż nie mogą sobie pozwolić. Przyznanie się do
naszych ograniczeń jest sprawą bolesną i wymaga pokory. Pokora oznacza odwagę
wyznania prawdy, odwagę zejścia w realia naszego życia i naszej duszy, ku prawdzie o
naszej kondycji psychicznej.
Najchętniej przymknęlibyśmy oczy na nasze ograniczenia; jesteśmy w tym podobni do
niewidomych z Ewangelii (J 9,1-12). O wiele chętniej, co jest zrozumiałe, identyfikujemy
się z idealnym obrazem samych siebie: z ideałem człowieka uprzejmego i gotowego do
pomocy, który chętnie słucha i pomaga, jeśli zajdzie taka potrzeba; z ideałem pracownika,
któremu można wiele zlecić i zaufać, który nie odrzuci żadnego zadania i niczego się nie
przestraszy. Identyfikujemy się z obrazem człowieka, który ma nad wszystkim kontrolę i
osiąga wszystko, co sobie postanowił; z ideałem mężczyzny wspaniałego, młodego i
odnoszącego sukcesy lub z ideałem dynamicznej i wyemancypowanej kobiety.
Jednak takie identyfikowanie się z idealnym obrazem czyni nas ślepymi na naszą własną
rzeczywistość. Żyjemy już od dłuższego czasu ponad nasze zdrowotne możliwości, aż
Strona 30
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
nasze ciało wyraźnie i jednoznacznie upomni nas, że nie możemy sobie już dłużej
pozwolić na taki tryb życia. Tak było na przykład z nauczycielką, która sądziła, że jest w
swojej szkole niezbędna. Skarżyła się, oczywiście, że ma zbyt dużo pracy, ale nie miała
na tyle odwagi i zdecydowania, aby posłuchać sygnałów swojego ciała i duszy, dlatego jej
skóra zaczęła „strajkować". W konsekwencji musiała wziąć roczny urlop zdrowotny, aby
zająć się leczeniem swojej skóry. Ponieważ nie akceptowała swoich granic, organizm sam
wskazał jej rzeczywistą sytuację i istniejące granice. Musiała opuścić szkołę na dłużej;
może nie zdarzyłoby się to, gdyby wcześniej ograniczyła trochę ilość godzin.
Uzdrowienie ślepca
Jeśli ktoś zbyt długo ignoruje swoją sytuację i rzeczywiste możliwości, stopniowo przestaje
je dostrzegać. Ślepca uzdrowionego przez Jezusa możemy sobie wyobrazić jako
człowieka, który od urodzenia nie mógł patrzeć na rzeczywistość, gdyż była zbyt okrutna.
Odwracanie głowy stało się dla jego duszy czymś niezbędnym do życia. Jako dziecko nie
uporał się z brutalnością i smutkiem towarzyszącymi życiu. Takie tłumienie ogranicza
życie, a powstałe cierpienie wymusza szukanie uzdrowienia.
Spotkałem pewną kobietę, która swoje dzieciństwo przedstawiała zawsze w lepszym
świetle. Było w niej coś, co doprowadzało do powstawania konfliktów między nią a innymi
ludźmi. Kiedy przyznała się przed sobą, że jej dzieciństwo w związku z biedą czasów
powojennych było bardzo smutne, zaczęła dopiero rzeczywiście szukać pomocy.
Wcześniej uważała, że to inni ponoszą winę za jej problemy. Przez długi czas nie potrafiła
ujrzeć swojego dzieciństwa takim, jakim było w rzeczywistości. To usuwało jej grunt pod
nogami. Idea szczęśliwego dzieciństwa była jedyną rzeczą, której mogła się trzymać.
Takiej sytuacji nie można zbyt szybko krytykować i całkowicie potępiać. Niekiedy nie
pozostaje nam nic innego, jak przymknąć oko na te sprawy. Dzieci czasami zamykają
oczy i uważają, że nikt ich nie widzi, że są wtedy same. Czynią tak najczęściej wtedy,
kiedy zrobią coś, co sprawia im ból i inni nie powinni tego widzieć. Jednak zamykanie
oczu nie jest rozwiązaniem dla ludzi dorosłych. Jeśli niemal stale będziemy zamykać
oczy, w końcu przestaniemy całkiem widzieć.
Jezus uzdrowił ślepca po tym, jak splunął na ziemię i zmieszał swoją ślinę z prochem.
Potem położył tę papkę na oczach niewidomego, jak gdyby chciał przez to powiedzieć:
„Pogódź się z tym wszystkim, co skromne, z „brudem", który jest w tobie. Zrozum, że
powstałeś z prochu ziemi, która jest dla ciebie ciężarem. Dopiero kiedy zaakceptujesz
swoją ziemską sytuację i pogodzisz się z brudem w sobie, będziesz mógł naprawdę
przejrzeć i ujrzeć rzeczywistość taką, jaka jest naprawdę." Jezus ukazuje za pomocą papki
z prochu ziemi znaczenie pokory. Jest ona odwagą zaakceptowania swojego ziemskiego
życia, odwagą dostrzeżenia brudu własnej duszy i zaakceptowaniem tego wszystkiego.
Człowiek będzie w stanie tylko wtedy pogodzić się ze swoimi ciemnymi stronami, jeśli w
ten brud zostanie wpleciona miłość i delikatność, którą okazał ślepcowi Pan Jezus.
Delikatnie położył mu na oczach papkę z prochu i śliny, jakby chciał mu przez to
powiedzieć: „Dobre jest to, jaki jesteś. Brud również trzeba zaakceptować. Musisz go
przyjąć z miłością." Słowo humilitas, oznaczające pokorę, ma coś wspólnego z humorem.
Ten, kto akceptuje siebie takiego, jakim jest, ma w sobie wewnętrzny pokój. Potrafi śmiać
się z siebie samego. Ma poczucie humoru. Pokora oznacza mocne stanie obiema nogami
na ziemi. Nie bujam w obłokach i nie pogrążam się w nierealnych marzeniach. Kto mocno
stoi na ziemi, dostrzega też swoje granice. Wie, że powstał z ziemi i dlatego jego
możliwości są ograniczone.
Odwaga przyjęcia prawdy
Strona 31
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
Potrzeba dużo odwagi, aby otwarcie i szczerze przyjrzeć się swojej historii życia i
przyznać się do swoich zranień. Rany mojego dzieciństwa wskazują na to, iż nie mogę od
siebie oczekiwać cudów. Rany mogą zostać przemienione i uzdrowione, ale tylko wtedy,
kiedy przyznam się do nich. Wyznanie zranień wymaga akceptacji granic. Jeśli w
dzieciństwie czułem się opuszczony, wtedy jako dorosły przy każdym pożegnaniu będę to
sobie przypominał, dlatego bardzo trudno będą mi przychodziły pożegnania. Jeśli będę
miał tego świadomość i uznam tę sytuację za część mnie, wtedy nie będę ciągle
zadręczać się szukaniem czegoś nowego. Potrzebuję poczucia bezpieczeństwa, żeby to
wewnętrzne dziecko tkwiące we mnie dorosło i osiągnęło taką stabilność, która pomoże
mu przyjmować pożegnania. Zranienia odkrywają moje granice, których nie wolno mi
przeskakiwać. Jeśli przymknę oczy na te sytuacje i będę zmuszać się do pokonywania
swoich granic, doznam tylko niepowodzeń. Jeśli sam nie odważę się otworzyć oczu,
zostaną mi one brutalnie otwarte przez niepowodzenia.
Na polu zawodowym spotykamy często ludzi, którzy wzbraniają się przed akceptacją
swoich ograniczeń. Każdy widzi, że jest im trudno spełnić wymagania, czekające na
nowych stanowiskach. Oni sami jednak uważają, że są najzdolniejszymi pracownikami,
jakich można sobie tylko wymarzyć. Czasami idą do szefa i proszą o podwyżkę, ponieważ
pracują podobno ponadprzeciętnie. Trudno jest wskazać takim ludziom ich ograniczenia.
Każdy w zakładzie czuje, że taki współpracownik jest przeciążony, on sam zaś uważa, że
jest zdolny do nadzwyczajnych osiągnięć. Najwyraźniej potrzebuje owej ślepoty, żeby nie
patrzeć w oczy swojej przeciętności. Taki człowiek potrzebuje kogoś, kto - jak Jezus -
powiedziałby mu jasno i jednoznacznie całą prawdę i jednocześnie uczynił to w sposób
bardzo delikatny. Pomogłoby mu to zaakceptować fakt pewnych ograniczeń i pogodzić się
z tym, iż powstał z prochu ziemi i nie może zdobywać nieba o własnych siłach.
W czasie terapii potrzeba często wiele trudu i wysiłku, aby zachęcić kogoś do
zaakceptowania swoich ograniczeń. Wielu nie chce dostrzec prawdy o sobie, a przyczynę
swoich problemów widzi w trudnych relacjach z innymi. Uważają, iż ich niepowodzenia
pochodzą z braku zrozumienia ze strony innych, z ich niedojrzałości i ciasnoty. Z powodu
zbyt małego wsparcia, nie są w stanie żyć w pokoju; wytwarzają różne teorie na temat
swojego stanu, żeby tylko uciec przed rzeczywistością. Trzymają się uporczywie
skonstruowanych przez siebie wyobrażeń, nawet jeśli ktoś z zewnątrz szybko zauważy, iż
odpowiedzialność za ten stan jest zrzucana jedynie na innych, a sam zainteresowany nie
chce wziąć jej na siebie. Jeśli tylko terapeuta wyrazi swoje spostrzeżenia i odczucia,
pacjent stwierdza, że to nie pasuje do jego wyobrażenia o samym sobie albo szuka
nowych powodów, by usprawiedliwić swoje zachowanie i odeprzeć spostrzeżenia
terapeuty.
„Idź i obmyj się w sadzawce Siloe!", powiedział Jezus do ślepca. W takich przypadkach
potrzeba pełnego miłości, a jednocześnie konsekwentnego sposobu na otwarcie oczu
tym, którzy nie chcą widzieć prawdy, czyli spostrzegać rzeczy takich, jakimi są.
Niekiedy na rozmowę przychodzą ludzie, którzy bardzo uprzejmie i chętnie opowiadają o
sobie. Jednak ma się wrażenie, że nie są jeszcze „całkiem u siebie". Chciałoby się nimi
potrząsnąć, żeby poczuli samych siebie i dostrzegli prawdę o sobie. Im bardziej
zachęcamy ich do obserwacji własnych uczuć, tym bardziej zamykają się. Chociaż mówią
o swoich uczuciach, pozostaje to wszystko w sferze rozumowej, która nie dopuszcza
emocji. Ma się wrażenie, że odgrywają rolę grzecznego i chętnego do pomocy ucznia, nie
mają jednak kontaktu ze swoim wnętrzem. Terapeuta czy ojciec duchowny musi wykazać
się w takiej sytuacji wielką cierpliwością i dobrocią. Musi uwolnić się od chęci i ambicji
koniecznego ukazania innym prawdy o nich samych. Jeśli pozostanie wobec ślepca tak
delikatny jak Jezus, drzwi mogą się nagle same otworzyć. Nasz rozmówca znajdzie wtedy
Strona 32
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
prawdopodobnie odwagę, aby umyć oczy w „sadzawce Siloe". W bliskości
towarzyszącego mu człowieka będzie w stanie otworzyć oczy i ujrzeć rzeczywistość taką,
jaka jest naprawdę.
11. Kiedy mamy już wszystkiego dosyć
O poczuciu winy i niepotrzebnym gniewie
Zbawienne wycofanie się
Jak reagujemy, kiedy mamy już wszystkiego dosyć, kiedy wszystko zdaje się nas
przerastać i nie wiemy, co robić dalej? Takie sytuacje przydarzają się nie tylko nam.
Ważne jest, żebyśmy nauczyli się akceptować swoje granice. Ewangelista Łukasz
opowiada nam, że Jezus bardzo często wycofywał się w samotność, aby modlić się. We
fragmencie z Ewangelii św. Łukasza jest napisane: „W tym czasie Jezus wyszedł na górę,
aby się modlić, i całą noc trwał na modlitwie do Boga" (Łk 6,12). Jezus czuje, że musi
znaleźć dla siebie chwilę, kiedy nikt Mu nie będzie przeszkadzał, dlatego wycofuje się i
szuka samotności. Nie skarży się, że ludzie ciągle Go o coś pytają i czegoś od Niego
chcą. Wyciąga z tego logiczne wnioski i opuszcza ludzi, udając się na górę, gdzie w
samotności odnajduje potrzebną Mu przestrzeń i w czasie modlitwy zanurza się w swoim
wewnętrznym źródle. Doświadcza jedności z Ojcem. Zjednoczenie z Ojcem chroni Go
przed „pochłonięciem" przez ludzi. Po całej nocy spędzonej na modlitwie Jezus wybiera
spośród swoich uczniów Dwunastu Apostołów. W czasie modlitwy zrozumiał, że musi
zlecić zadanie innym, aby nie naruszyć swoich granic. Podobnie jak Mojżesz, również
Jezus dostrzega swoje granice. Mojżesz zlecił zadania starszyźnie, żeby nie nieść ciężaru
ponad siły. Jezus powołał uczniów i posłał do sąsiednich miast, aby głosili ludziom Jego
naukę i uzdrawiali chorych. Zlecił im takie zadania, które sam wykonywał. Jezus, Boży
Syn, uwzględniał osobiste granice.
Konfrontacja z własnymi granicami może wywołać poczucie winy, dlatego wielu nie ma na
to odwagi i wycofuje się. Pewne osoby myślą sobie: Może mógłbym pomóc temu lub
tamtemu albo wygłosić wykład? Jakoś to zawsze będzie. Pozwalają też, aby inni wmówili
im poczucie winy: „Jesteś egoistą. Myślisz tylko o sobie. Nie zauważasz moich potrzeb."
Przeciw takim zarzutom prawie nie można się bronić. Ponieważ poczucie winy jest
nieprzyjemne i chciałbym go uniknąć, spełniam życzenia otaczających mnie ludzi. Aby
uniknąć poczucia, że inni mnie wykorzystują, wmawiam sobie na różne sposoby, że to jest
wola Boża. Robię przecież coś dobrego -jestem potrzebny i pozwalam się wykorzystywać.
Próbuję nawet zwiększyć swoją niezdolność do zachowywania dystansu i odcięcia się.
Czynię z niej cnotę i jestem z tego dumny. Taka postawa zacznie się jednak kiedyś mścić.
Moje granice dadzą w końcu o sobie znać i zacznę odczuwać złość. Będę zły na tych
wszystkich ludzi, którzy ciągłe czegoś ode mnie chcą, a taka reakcja jest oznaką, że nie
akceptuję swoich granic. Wolę być zły na innych, niż przyznać się do swoich ograniczeń.
Wyjaśnić poczucie winy
Pewna kierowniczka domu starców angażowała się w sprawy pensjonariuszy bez reszty.
Ciągle przekraczała swoje granice, a nieprzerwaną pracę tłumaczyła wolą Jezusa, który
przecież chciał, żeby troszczyć się o biednych i chorych. Tym argumentem religijnym
przysłaniała swoje rzeczywiste potrzeby. Powodem jej przepracowania się było szukanie
uznania. Przyznanie się do tego wymaga pokory. Łatwiejsze jest natomiast ukrywanie
potrzeby uznania pod przykrywką pozytywnie brzmiącej ideologii. Dusza owej kobiety
skapitulowała, a ona uświadomiła sobie, że te duchowe aspiracje nie miały swego źródła
w woli Bożej, ale w szukaniu własnego uznania. To spowodowało, że przyszła do nas i
Strona 33
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
poprosiła o kierownictwo duchowe. Mówiła, że nie umie już poczuć własnego serca. Nie
rozumie języka swojej duszy. Nie potrafi wsłuchać się w głos wewnętrzny. Fałszywa
pobożność zamknęła jej uszy, tak że nie była już zdolna usłyszeć w swoim wnętrzu
cichego głosu Boga. W takich sytuacjach należy sobie uświadomić, że Jezus przebywał
przez całą noc na górze, aby się modlić, a potem w samotności i ciszy usłyszeć
autentyczny głos Boga.
Pewien bardzo zajęty burmistrz pisał w liście, że psychicznie i fizycznie jest już na skraju
wytrzymałości. Lubi swoją pracę i cieszy się, że może rozmawiać z tak wieloma ludźmi.
Czuje jednak, że nie chce się już angażować w sprawy regionu. W tej sytuacji jego
koledzy powiedzieli mu, że jest egoistą i myśli tylko o sobie. Przemawiano do niego nawet
używając pobożnych argumentów: Bóg chce, żeby przejął odpowiedzialność za
społeczeństwo. Takie uwagi wywołały w nim wyrzuty sumienia. Być może Bóg chce, żeby
nadal się angażował i nie zważał na swoje granice? Każdy jest wrażliwy na coś, co tak
naprawdę nie odnosi się do jego osoby. My także jesteśmy skłonni przejmować się, mieć
poczucie winy z powodu podsuwanych sugestii. Nie potrafimy się przed tym bronić, a
jednak trzeba to przetrzymać. Również dlatego, a raczej przede wszystkim dlatego, że
poczucie winy jest nieprzyjemne, należy się z nim skonfrontować i zaakceptować swoje
własne granice. Nie mam żadnej pewności, że powinienem przestać się aż tak bardzo
angażować. I nie mogę powiedzieć z całym przekonaniem, że to jest wolą Bożą. Muszę
jednak iść za swoim wewnętrznym wyczuciem. Jeśli czuję mocny i wyraźny sprzeciw
wobec przejęcia większej odpowiedzialności, wtedy mogę zaufać, że jest to wola Boża.
Sam znam swoje możliwości. Nie mogę pozwolić, żeby inni ustalali, jakie mam granice.
Muszę bronić swojej granicy nawet w obliczu ryzyka, że koledzy broniący własnych
interesów lub ludzie z otoczenia nazwą mnie egoistą.
Być może ludzie z mojego otoczenia dobrze wiedzą, jak mną najlepiej manipulować.
Wystarczy, że mnie pochwalą i powiedzą, że nikt nie robi czegoś tak dobrze, jak ja, a
zaraz pozwolę się namówić do tego, czego bym po spokojnym zastanowieniu nigdy nie
uczynił. Inni wiedzą czasami, gdzie jest moja pięta Achillesa i jak trafić do mnie przez mój
słaby punkt. W końcu zacznę się na nich denerwować. Jestem zły na ludzi, którzy ciągle
czegoś ode mnie chcą, ale tak naprawdę jestem zły na siebie samego. Inni ludzie mają
prawo pytać mnie, czy mogę zrobić to lub owo, a ja mam prawo odmówić i wycofać się,
jeśli jest to konieczne. Nie muszę zaraz z tego powodu usprawiedliwiać się i tłumaczyć.
Pewien ksiądz przekonał się kiedyś, jak trudno pozbyć się potrzeby szukania
usprawiedliwienia. Przez długie lata chciał w swojej parafii dogodzić wszystkim. Z czasem
poczuł wielką potrzebę kontemplacji. Czuł ogromne pragnienie modlitwy i przebywania w
ciszy. Spowodowało to jednak ostry konflikt między nim a parafią. Ludzie nie rozumieli, że
ich kapłan potrzebuje czasu na modlitwę. On zaś na modlitwie odkrył, co tak naprawdę
jest najważniejsze. Nie pozwolił, aby traktowano go tylko jak zwierzchnika Kościoła, który
ma reprezentować czasami zeświecczone chrześcijaństwo. Modlitwa uczyniła go
wrażliwym na wszystko, czego Bóg naprawdę oczekuje od jego parafii, na prawdziwe
potrzeby i tęsknoty ludzi. Nie pozwolił już, aby inni poprzez swoje roszczenia tak łatwo
nim manipulowali.
Pewna kobieta opowiadała, że nie może dojść do porozumienia ze swoją matką. Stawia jej
ona ciągłe żądania. Matka wymaga od dorosłej córki, żeby ta przychodziła do niej co
tydzień w odwiedziny i codziennie dzwoniła. „Mam już tego dosyć. Kiedy jadę do niej,
zaczynam odczuwać złość. Wystarczy tylko kilka uwag matki, żebym zaczęła się
denerwować. Podnoszę na nią głos. Potem jest mi z tego powodu przykro." Powiedziałem
tej kobiecie: „Dlaczego jest pani zła na matkę? Ona może wyrażać swoje oczekiwania. Ma
do tego prawo. A pani może odmówić. Musi pani decydować, jakie oczekiwania jest pani
Strona 34
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
w stanie spełnić, a jakich nie. Nie może pani zostawiać tej decyzji matce." Kobieta nie
potrafiła odmówić, ponieważ chciała być zawsze grzeczną córeczką mamusi. Ponieważ
nie umiała prawidłowo docenić własnej wartości i zaakceptować swoich granic, złość
skierowała ku matce. W rzeczywistości była rozczarowana sobą. Spojrzenie na
zachowanie Jezusa niech będzie pomocą w prawidłowym postępowaniu: On nigdy się nie
skarżył, że ludzie czegoś od Niego oczekują. Dostrzegał swoje granice i akceptował je.
Czynił w danym momencie to, co mógł. Nie usprawiedliwiał się przed innymi. Szedł za
swoim wewnętrznym impulsem.
Wyczuć, co należy czynić
W tradycji zakonu benedyktyńskiego istnieje rozwinięte wyczucie odpowiedniego
traktowania trudności i reguł, które stawia przed nami dzień powszedni wraz ze swoimi
żądaniami. Założyciel zakonu miał na myśli przede wszystkim ekonoma, który jest
odpowiedzialny za wszystkie finansowe i gospodarcze sprawy klasztoru. Jeśli wspólnota
jest większa, musi poszukać sobie pomocników i rozdzielić wszelkie prace, żeby ze
spokojem mógł wykonywać powierzone mu zadania. Po łacinie nazywa się to aeąuo
animo - „ze spokojem". Jest to pojęcie z filozofii stoickiej, dla której ważne było
zachowanie w każdej chwili wewnętrznego pokoju i ciszy, gdyż nie można pozwolić, aby
szarpały nami emocje. Filozofia stoicka jest zdania, że jesteśmy odpowiedzialni za siebie i
nasze granice. Jeśli nie będziemy się przeceniać i mierzyć zbyt wysoko, lecz
sprawiedliwie rozdzielimy naszą pracę, będziemy pracować z wewnętrznym spokojem.
Jeśli się denerwujemy, nie możemy przypisywać winy innym. Ostatecznie to my sami
jesteśmy odpowiedzialni za naszą irytację. Złościmy się na samych siebie, ponieważ nie
akceptowaliśmy naszych granic. Aby w naszej duszy panowała równowaga, musimy nie
tylko limitować naszą pracę, ale zmienić też nasze do niej nastawienie. Nie możemy
przekraczać wewnętrznej granicy. Wszystko, co robimy, ma wpływ na nasze emocje,
jednak praca wraz ze swoimi konfliktami nie może mieć wstępu do sanktuarium naszej
duszy. Za to jesteśmy sami odpowiedzialni i nie możemy nikogo oskarżać. Św. Benedykt
wiedział, że musi zachęcić ekonoma, aby akceptował swoje granice. Potrzeba pokory, aby
uznać, czego mogę oczekiwać od siebie samego, a co powierzyć innym.
12. Strategie odgradzania się i zachowania dystansu
O koniecznej samoobronie
„Jezus robi sobie wolne"
Jezus rozesłał swoich uczniów, aby nawoływali ludzi do nawrócenia, wypędzali demony,
uzdrawiali chorych. Uczniowie wrócili po wykonanej pracy i opowiadali Mu z dumą o
swoich sukcesach. Możemy sobie wyobrazić, jaki powstał chaos, ponieważ każdy chciał
opisać swoje wielkie czyny. Jezus wyciąga z tego konsekwencje i mówi do uczniów:
„Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco" (Mk 6,31).
Jezus stosuje strategię dystansu. Widzi, że nie może odesłać każdego proszącego o
pomoc. Powiedzenie „nie" i wyjaśnienie, że potrzebuje się trochę czasu dla siebie,
kosztowałoby zbyt dużo energii. Pan udaje się z uczniami na miejsce, gdzie będą tylko
sami. Tam będą mogli w spokoju opowiedzieć o swojej działalności oraz wypocząć i
zebrać nowe siły. Szuka więc zewnętrznej przestrzeni, w której mógłby się schronić i
odgrodzić od ludzi. Potrzebuje jej, aby być sam na sam z uczniami i mieć czas na
rozmowę z nimi. Jezus ma również swoje potrzeby i nie może być w każdej chwili dla
wszystkich. W książeczce dla dzieci, która nosi tytuł: Jezus robi sobie wolne, zostało to
zobrazowane w humorystyczny sposób. Przedstawiono, że Jezus był bardzo wyczerpany i
Strona 35
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
postanowił na pewien czas zrobić sobie wolne i mieć trochę czasu dla siebie. Wędruje po
okolicy i podziwia widoki. Cieszy się ruchem i swobodą. Obserwuje wschody i zachody
słońca. Nagle zaczyna odczuwać wyrzuty sumienia, gdyż uważa, że powinien być dla
ludzi. Mogą Go potrzebować. Wówczas Bóg Ojciec pokazuje Mu, że wszędzie tam, gdzie
przechadzał się z taką radością, zaczynają wytryskać źródła. A tam, gdzie przystanął,
żeby obserwować słońce, rozkwitły kwiaty. Jezus zauważył więc, że Jego wolny czas nie
był daremny, ale przyniósł więcej błogosławieństwa niż wytężona praca.
Konkretna pomoc
Ilekroć dam się komuś namówić do czegoś, czego tak naprawdę nie chciałem, irytuję się.
W końcu obmyśliłem sposoby, które mają mnie ochronić przed złością na samego siebie i
pomóc w lepszym i bardziej konsekwentnym zdystansowaniu się. Pierwszym krokiem
będzie odczekanie, pozostawienie sobie czasu do namysłu zanim odbiorę telefon. Będzie
to moment porządkowania uczuć i stawiania pytań. Co za tym przemawia? Czy pójście
tam ma sens? Czy mam na to ochotę? Może wszystko we mnie wzbrania się przed tym?
Może czuję się wykorzystywany? Muszę wsłuchać się w swoje uczucia. Jeśli dostrzegam
w sobie niechęć i opór, mogę następnego dnia odmówić.
Drugim sposobem będzie zarezerwowanie sobie chwil do własnej dyspozycji. Wcześniej
przyjmowałem interesantów nawet w niedzielę po południu. Nie było powodu, żeby
odmawiać, jak ktoś prosił o rozmowę. Teraz niedzielne popołudnie i jeden wieczór w
tygodniu zarezerwowałem dla siebie. Jak ktoś przychodzi z prośbą, mogę spokojnie
odmówić. W tym czasie nic i nikogo nie przyjmuję. To są chwile ciszy i wycofania się, w
których nie jestem do dyspozycji. Każdy potrzebuje w swoim życiu takiego osobistego
obszaru, który będzie dla niego święty. Świętością nazywamy to, co jest ukryte przed
światem. Rytuały mogą pomóc nam chronić ten obszar. Stwarzają świętą przestrzeń, która
jest wolna od napierających na nas ustawicznie żądań i wymagań. Czas, który rezerwuję
tylko dla siebie, jest w tym sensie czasem świętym, ponieważ ma dla mnie wartość, której
nie zakwestionują żadne inne wartości. Ten święty czas pozwala mi odetchnąć, zagłębić
się w sobie i w Bogu. Czuję wtedy uzdrawiającą moc, która leczy moje rany i rozjaśnia
moje ciemności.
Bóg podarował narodowi izraelskiemu święty czas szabatu. Szabat jest po to, aby
wypocząć i zdystansować się wobec naporu terminów. Bóg wzywa ludzi do świętowania
szabatu. Należy chronić to, co jest święte. W przeciwnym razie świętowanie straci swoje
uzdrawiające działanie. Dla chrześcijan takim świętym czasem jest niedziela. W naszych
niespokojnych czasach, kiedy to różne interesy i nastroje społeczne chciałyby coraz
bardziej wyprzeć niedzielę, tym bardziej ważne jest świętowanie jej jako czasu, w którym
nikt nie będzie decydował o nas, a my będziemy mogli robić to, co jest dobre dla naszej
duszy i ciała. Wielu ludzi wypełnia niedzielę różnymi formami aktywności. Fałszuje lub
spłyca się przez to sens niedzieli, kiedy to powinniśmy świadomie wycofać się w sferę
prywatną i odłożyć zadania nakładane na nas z zewnątrz.
Trzecim sposobem jest omówienie swoich spraw z inną osobą. Wtedy zobaczę wyraźniej
wagę problemu. Omawiając go z kimś innym, łatwiej rozpoznam, czy nie ulegam ponownie
swoim dawnym przyzwyczajeniom, aby zawsze wszystkim dogodzić. Jeśli omawiam jakąś
sprawę w grupie, inni dostarczają mi informacji mówiących o tym, co może być tylko
dobrze zakamuflowanym fałszem. Wtedy słyszę, że grupa już pewne osoby pytała,
dowiaduję się, jak postąpiła i możemy wspólnie zastanowić się, jak należy zareagować na
takie czy inne zachowanie. W czasie rozmowy telefonicznej mam wrażenie, że
wygłoszenie jakiegoś wykładu czy poprowadzenie kursu jest najważniejszą rzeczą na
świecie. Kiedy omawiam tę sprawę w grupie, zauważamy, że wymagania proszącego są
Strona 36
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
niejasne, a jego potrzeby względne. Chciał tylko wywrzeć nacisk i manipulować mną. W
rzeczywistości sam dokładnie nie wie, czego właściwie chce. Innym sposobem,
pomagającym przyjrzeć się sprawom kierowanym do nas z zewnątrz, jest superwizja.
Opowiadając drugiej osobie o poważnym traktowaniu naszych terminów i zobowiązań,
zauważamy, że nie zawsze jesteśmy wystarczająco konsekwentni.
Kryteria jasności spraw
Takie sposoby są pomocne w zachowaniu dystansu, gdyż nie można ich zastosować
przypadkowo, ale jedynie w konkretnych sytuacjach. Zakładają wyjaśnienie tego, czego
naprawdę chcę i co mogę uczynić. Bez odpowiedniej strategii pragnienie odgrodzenia się
zostanie często niespełnione. Oczywiście strategie nie zawsze pomagają i nie można ich
absolutyzować.
Również Jezus doświadczył, że Jego strategia odgradzania się nie zawsze odnosiła
skutek. Ewangelista Marek pisze: „Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i
zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich wyprzedzili" (Mk 6,33). Tak więc z
chwili odpoczynku z uczniami nie pozostało nic. Ludzie nie zważali na pragnienia Jezusa,
aby spędzić jakiś czas w samotności. Swoje potrzeby uważali za najważniejsze. Chcieli
koniecznie widzieć Jezusa i najwyraźniej dopięli swego, gdyż Jezus był dla nich pełen
współczucia: „byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać o wielu
[sprawach]" (Mk 6,34). On też z pewnością był często w rozterce między potrzebą
przebywania sam na sam z uczniami a świadomością potrzeb ludzi, których
przyprowadziła do Niego ich duchowa nędza. W tym momencie nie widział nikogo, kto
mógłby odpowiednio zaradzić tym potrzebom. Czuł się posłany przez Boga, aby otwierać
tym ludziom oczy na sprawy najistotniejsze i mówić im o Bogu, który kocha ich
bezwarunkowo. Chciał otworzyć im drogę prowadzącą do życia, gdyż widział, że w
przeciwnym razie zbłądzą.
Kiedy próbujemy odgrodzić się od innych, zawsze stajemy przed takim dylematem.
Kierowane do nas pragnienia innych ludzi są często uzasadnione. Czy nie powinniśmy
czasem zaniedbać własne potrzeby, aby zająć się tymi, którzy potrzebują naszej pomocy?
Takich pytań nie można zbyt łatwo zbywać. Trzeba się nad nimi zastanowić. Ważne jest
przy tym wsłuchanie się we własne uczucia. Czy zapomnienie o swoich potrzebach i
zwrócenie się ku ludziom czyni mnie wewnętrznie bardziej wolnym? Czy może powstaje
we mnie opór? Może czuję, że jestem wykorzystywany? Może wpadam w pułapkę i
przeceniam się, sądząc, że jestem jedynym, który może pomóc? Czy odpowiadam w tym
momencie na wezwanie Boże? A może identyfikuję się z archetypem proroka, misjonarza
lub nawet wybawcy? Może sądzę, że ludzie mnie potrzebują, ponieważ głoszę im
nadzwyczajną nowinę? Wąska jest granica między rzeczywistym słuchaniem wezwania
Bożego a przecenianiem siebie, czyli myśleniem, że ludzie są zdani na moją pracę i na to,
co im powiem. Nigdy nie będę miał stuprocentowej pewności, że postępuję dobrze. Muszę
żyć z tą niepewnością. W konsekwencji będę musiał czasami znieść uwagi innych:
„Piszesz takie piękne książki, ale dla mnie nie masz czasu. Sycisz się sukcesem, zamiast
zająć się człowiekiem, który naprawdę jest w potrzebie." Takie słowa mogą wywołać we
mnie poczucie winy, nawet jeśli wiem, że są subtelną formą manipulacji. Oczywiście nie
mogę nigdy twierdzić z całą pewnością, że poprzez taką czy inną decyzję wypełnię wolę
Bożą. Mogę tylko powiedzieć, że teraz ani nie mogę, ani nie chcę. Czy dany człowiek to
zrozumie, to już zależy od niego. Muszę być w stanie znieść jego oburzenie i
rozczarowanie mną.
13. Granice decydują o relacjach
Strona 37
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
O strachu przed utratą miłości i o udanej miłości
Nowe źródło relacji
Najważniejszym powodem, dla którego jest nam tak trudno odseparować się, jest strach
przed odrzuceniem, strach, że możemy przestać być lubiani, spowodujemy naruszenie lub
zerwanie relacji. W rzeczywistości jest odwrotnie: akceptacja własnych granic stwarza
zdrowe relacje. Doświadczam, że inni rozumieją i respektują moją odmowę, a nawet staje
się ona powodem do szczerej rozmowy o sytuacji mojej i pytającego, niż gdybym
natychmiast powiedział „tak". Odmowa nie oznacza odtrącenia drugiej osoby, ale jest
propozycją nawiązania kontaktu w nowy sposób, który odpowiada zarówno mnie, jak i tej
drugiej osobie. Jeśli zawsze mówię „tak", jestem wprawdzie przez wszystkich lubiany, ale
automatyczne mówienie „tak" niszczy zdrowe relacje. Jeśli umiem zachować dystans, inni
mogą uczyć się ode mnie i znaleźć odwagę do samodzielnego powiedzenia „nie".
Pomogę im uwolnić się od wyrzutów sumienia, kiedy sami będą musieli powiedzieć „nie".
Będą się czuli wolni i pozwolą mi zachować moją wolność.
Spotkanie zmartwychwstałego Jezusa z Marią Magdaleną ukazuje nam, że zachowanie
dystansu tworzy relacje (J 20,1-18). Maria Magdalena wstaje wczesnym rankiem i pełna
tęsknoty idzie do grobu. Szuka Umiłowanego swojej duszy. Chciałaby jeszcze raz
zobaczyć Jezusa i dotknąć Go, chociaż jest martwy. Jednak grób jest pusty. Kobieta trzy
razy mówi o tym, że zabrano Pana z grobu i nikt nie wie, gdzie Go położono. Za trzecim
razem zwraca się do rzekomego ogrodnika: „Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi,
gdzie Go położyłeś, a ja Go zabiorę" (J 20,15). Wierzy, że może wziąć zwłoki i dotknąć je.
W tym momencie Jezus zwrócił się do niej po imieniu: „'Mario!' A ona, obróciwszy się,
powiedziała do Niego po hebrajsku: 'Rabbu-ni'" (J 20,16). W tym krótkim dialogu
następuje zjednoczenie. Iskra duchowej miłości między nią a Jezusem zabłysła na nowo.
Chciałaby tę miłość najchętniej zachować. Obejmuje Jezusa. On jednak mówi do niej: „Nie
zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca" (J 20,17). Jezus zachowuje
dystans. Nie pozwala się zatrzymać. Ten dystans nie niszczy jednak istniejącej relacji, ale
umożliwia relację na innej płaszczyźnie. W drugim człowieku istnieje coś, co jest dla nas
niedostępne. Ta głębia, która jest również w nas, to najbardziej wewnętrzne „miejsce
ciszy", jest dla innych niedostępne i możemy je spokojnie chronić. Maria Magdalena czuje,
że Jezus zwraca się do niej w duchu miłości. Spotkała Go i doświadczyła nowego wymiaru
relacji, która uczyniła ją szczęśliwą i wolną. Może rozłączyć się z Jezusem, ponieważ
słowo miłości, które usłyszała, jest mocniejsze niż zdystansowanie się. Zachowanie
dystansu pogłębia jej miłość.
Niebezpieczeństwa w miłości
Doświadczenie małżonków, iż zbyt duża bliskość jest w jakimś stopniu niszcząca, nie jest
czymś nowym. Również oni potrzebują co jakiś czas trochę dystansu. Muszą się
rozłączyć, aby odczuli ponowną chęć bycia razem. Jeśli pary żyją w zbyt dużej bliskości,
wzmagają się ich nastroje gniewu i złości. Niektórzy sądzą wówczas, że już nigdy nie
będzie między nimi porozumienia. Uważają, że muszą zawsze odczuwać miłość, będąc
razem. Nie rozumieją, iż agresja jest wezwaniem do zarezerwowania sobie większej
przestrzeni. Za bardzo tkwią w ideale miłości zawsze obecnej.
Obok zbytniej bliskości istnieje jeszcze inne niebezpieczeństwo czyhające na miłość, a
jest nim wykorzystywanie drugiej osoby dla swoich celów. Psychoterapeuta Hans
Jellouschek mówi w tym kontekście o „rozszerzeniu własnego ja". Nie dostrzegam drugiej
osoby w jej odmienności i odrębności. Patrzę na nią tylko przez pryzmat pomocy, której
może mi udzielić, abym zrealizował siebie. W drugim człowieku szukam tylko
Strona 38
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
rozszerzenia własnego „ja". W takiej postawie psychoterapeuta dostrzega powód rozpadu
wielu małżeństw. Partnerzy chcą tę drugą osobę mieć tylko dla siebie, zawładnąć nią. Nie
mają szacunku dla tego, co w partnerze jest dla nich niedostępne. W drugim człowieku
istnieje przestrzeń, do której nie mam wstępu. Można to zauważyć na przykładzie
spotkania Jezusa i Marii Magdaleny: drugi człowiek nosi w sobie tajemnicę, która
przerasta jego i mnie. Jeśli uszanuję tę tajemnicę, nasze relacje i nasz związek będą
udane. Jeśli potrzebuję drugiej osoby tylko do mojej własnej realizacji, będę zawsze
zawiedziony. Hans Jellouschek przeciwstawia tendencji do wykorzystywania partnera
tylko do własnych celów zdolność do oddania się. Wielu ludzi boi się dzisiaj oddania.
Uważają, że zatracą przez to siebie, lecz oddanie jako przekroczenie swoich granic jest
warunkiem prawdziwej relacji z drugim człowiekiem i jedności z nim.
Doświadczenia będące wynikiem rozmów z wieloma parami ukazują jeszcze inny sposób
na udany związek. Jellouschek mówi, że para musi zachować równowagę między „ja" a
„my", między autonomią a bliskością, między dawaniem a przyjmowaniem. Jeśli ktoś chce
wszystko robić sam, odseparowuje się od drugiego tak mocno, że nie można zbudować
już wspólnej przestrzeni, która jest konieczna dla rozwinięcia się relacji partnerskiej.
Równowaga musi być zachowana również w dawaniu i braniu, jeśli jedna strona tylko
daje, zacznie czuć się w końcu wykorzystywana. A przyjmujący będzie stawał się coraz
bardziej pasywny i pozbawiony pomysłów. Tylko wtedy, kiedy oboje będą dawać i
przyjmować, powstanie owocna relacja, która nie będzie nikogo ograniczać.
Peter Schellenbaum wspomina o mówieniu ,,'nie' w miłości", o „agresji między
kochającymi się". Zdrowa relacja potrzebuje niekiedy agresji jako siły pozwalającej
zachować dystans i żywotność związku. Jeśli w prawidłowy sposób będę bronił swoich
granic, ta druga osoba będzie wiedziała, czego się może spodziewać. Będzie
respektowała moje granice i sama poczuje się traktowana poważnie w swoich granicach.
Partnerzy będą umieli budować prawidłowe relacje tylko wtedy, kiedy wyraźnie zdefiniują
ten aspekt. Będą często usuwać granice w miłości, aby się jednoczyć. Ale potem znów je
ustanowią, aby móc się wzajemnie komunikować.
O odwadze klarowności
Henri Nouven w książce Słuchałem ciszy opowiada o kilkumiesięcznym pobycie w
klasztorze trapistów w Gennessee. Przytacza swoje rozmowy z opatem klasztoru. Nouven
szuka w tych rozmowach sposobu na lepsze zachowanie dystansu, kiedy już wróci do
domu i do swojej codziennej pracy. Opat radzi mu, aby wyznaczył sobie określony czas,
który będzie należał tylko do niego i do Boga. Ten wyraźnie określony czas wniesie więcej
klarowności w jego relacje z przyjaciółmi. Jeśli zdecyduje się przeznaczać na medytację
określone chwile, jego przyjaciele będą go w tym wspierać: „Odkryję wkrótce, że wszyscy,
do których przemówi! ten styl życia, będą chcieli mieć w nim swój udział. Mówiąc inaczej:
wyraźny, widoczny i jasno określony styl życia stworzy mi możliwość nawiązywania
lepszych kontaktów z ludźmi i pomoże stworzyć kryterium, według którego będę mógł
oceniać, z kim chcę mieć bliższy kontakt, a z kim dalszy".
Jeśli ktoś wie, że nie jestem osiągalny, ponieważ medytuję, będzie respektować moje
granice. Zadzwoni do mnie ze spokojnym sumieniem wtedy, kiedy będę miał czas.
Granice wprowadzają we wzajemne relacje klarowność, a przez to wolność.
Kiedy Henri Nouven mówi o relacjach między swoimi przyjaciółmi, odnosi się to również
do współżycia w rodzinach. Czasami słyszymy o ludziach, którzy odczuwają strach przed
Świętami Bożego Narodzenia i związanymi z nimi wyzwaniami emocjonalnymi. Wielu
ucieka w obce strony, aby nie brać udziału w świątecznych spotkaniach w rodzinnym
kręgu. Powodem oporu przed spędzaniem świąt w gronie rodzinnym jest dążenie do tego,
Strona 39
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
aby być przez cały czas razem. W tych grudniowych dniach wszyscy jesteśmy pod presją
wzajemnych oczekiwań. Uważa się, że należy wszystko robić wspólnie: wspólnie jeść,
grać, razem iść na mszę świętą. Jeśli bezustannie przebywa się w grupie, nie powinno
dziwić, że zaczyna rodzić się agresja. Również w rodzinie potrzebuję wolnej przestrzeni,
aby cieszyć się wspólnotą. Spędzanie wielu dni razem nie wychodzi na dobre. Pewna
studentka opowiadała, że jej matka była zdenerwowana, kiedy córka chciała iść w czasie
świąt na samotny spacer. Odbierała to jako zerwanie wspólnoty rodzinnej. Jak została w
rodzinie, obecni nie mieli sobie zbyt wiele do powiedzenia. Dążenie czy zobowiązanie,
żeby wszyscy byli razem, jest śmiertelne dla prawdziwej wspólnoty.
„Nie zatrzymuj mnie!"
Miłość, która zniewala, ogranicza drugiego i powoli sama znika. Miłość potrzebuje
postawy, którą widzimy w jednoznacznych słowach Jezusa: „Nie zatrzymuj Mnie!" Jeśli
ktoś czuje się zniewolony, będzie próbował za wszelką cenę zerwać więzy i uwolnić się
lub zacznie odsuwać się od tej miłości. Aby miłość pozostała żywa, potrzeba zarówno
bliskości, jak i dystansu. Konieczna jest nie tylko jedność, ale też rozdzielenie się.
Potrzebna jest świadomość, że nie możemy tylko dysponować drugim, takie uznanie
tajemnicy jego osoby, aby miłość miała czym oddychać, aby była przyjaznym
schronieniem, a nie więzieniem.
Pewna kobieta opowiadała, że czuła się w małżeństwie zniewolona. Jak tylko pragnęła o
czymś sama zadecydować, jej mąż chciał dokładnie wiedzieć, co robi. Był zazdrosny o to,
że może ona zrobić coś lub pomyśleć o czymś, do czego on nie ma dostępu. Ujawnia się
tutaj najwyraźniej strach, iż kobieta mogłaby samodzielnie myśleć i wykonać coś, co
dałoby jej wolność, nad którą on nie będzie miał już władzy. Inna kobieta mówiła, że mąż
żąda od niej, aby opowiadała mu, jak dokładnie wyglądała jej terapia, co się wtedy
zdarzyło. Tak ujawnia się jego obawa o to, że mogłaby coś o nim opowiadać. Mąż nie
pozwala jej chodzić na prywatną terapię. Takie więzienie, jak pokazuje doświadczenie,
długo się nie ostoi. Albo wspólne życie zamieni się w piekło, albo jedno z nich odejdzie ze
związku czy ucieknie w chorobę. Jeśli chcą tego uniknąć, muszą od nowa odbudować
swoje życie małżeńskie, w którym zagości zaufanie i wolność.
14. Przekraczać granice
O wyzwaniach i odwadze
Przykład wewnętrznej wolności
Granice nie są czymś absolutnym. Mogą stać się w pozytywnym sensie jakimś
wyzwaniem. Znów możemy zobaczyć na przykładzie Jezusa, o co w związku z tym chodzi.
On w swoim życiu często przekracza granice. Ewangelista Łukasz nazywa Go Boskim
Wędrowcem, który przyszedł z nieba na ziemię, aby iść razem z nami i przypominać nam
o tym, że jesteśmy dziećmi Boga. Już same Jego narodziny stanowią przekroczenie
granicy. Jak tylko Maryja poczęła Jezusa, opuszcza swój dom i udaje się przez góry do
krewnej Elżbiety. Maryja i Józef muszą też uciekać ze swojej ojczyzny, aby w Betlejem dać
się zapisać, gdyż ogłoszono spis ludności. W czasie tej podróży przyszedł na świat Jezus.
Ucieczka „zaprowadziła Go" do Egiptu. Przez całe swoje życie Jezus będzie wędrowcem,
który przekracza granice społeczne i religijne: granice pogardzanych przez Żydów
Samarytan, grzeszników, celników i pogan. Aż wreszcie przekracza granicę śmierci i
wstępuje przez zmartwychwstanie w życie wieczne.
Możemy z całą pewnością stwierdzić, że Jezus nie pozwala, aby kierowano Jego życiem z
zewnątrz. Opiera się również ostrzeżeniom faryzeuszy: „Wyjdź i uchodź stąd, bo Herod
Strona 40
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
chce Cię zabić" (Łk 13,31). Jezus nie zezwala, żeby wrogo nastawiony Herod wyznaczał
Mu granice. Idzie swoją własną drogą i wypełnia swoje powołanie. A faryzeuszom
odpowiada: „Idźcie i powiedzcie temu lisowi: Oto wyrzucam złe duchy i dokonuję
uzdrowień dziś i jutro, a trzeciego dnia będę u kresu. Jednak dziś, jutro i pojutrze muszę
być w drodze, bo rzecz to niemożliwa, żeby prorok zginął poza Jeruzalem" (Łk 13,32-33).
Jezus nie pozwala Herodowi kierować sobą. Nazywa go lisem, który jest przebiegły i
chytry, ale w porównaniu z lwem jest tylko niepokaźnym zwierzęciem. Uczniowie nazwą
potem Jezusa Lwem z Ju-dy. Nie pozwala On na ograniczanie siebie przez lisa. Lew sam
ustanawia granice, w obrębie których chce działać. Jezus ukazuje nam poprzez te słowa,
że Herod chce uchodzić za wielkiego i jest wplątany w intrygi, ale ostatecznie nie ma
żadnej władzy. Jezus działa tak długo na obszarze objętym władzą Heroda, jak uważa to
za słuszne. W Jeruzalem ukończy swe dzieło, a stanie się to poprzez śmierć z miłości do
ludzi. Taki koniec nie został Mu jednak wyznaczony przez ludzi, lecz przez Boga. Jezus
czuje w sobie wewnętrzną granicę i z własnej woli ją akceptuje.
W czasie Jego wędrówki przychodzą też do Jezusa inni ludzie. Są zafascynowani Jego
wewnętrzną wolnością, siłą oddziaływania i chcą Go naśladować. Pierwszy mężczyzna
mówi do Niego z pełnym przekonaniem i świadomością: „Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się
udasz" (Łk 9,57). Jezus stawia mu jednak warunki: „Lisy mają nory i ptaki podniebne -
gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć" (Łk 9,58).
Wielu chciałoby dokonać czegoś w życiu, ale nie bierze pod uwagę niedogodności.
Niemal wszyscy chcieliby zawsze pozostać w spokojnym gnieździe, w ciasnych granicach,
w których czują się bezpiecznie. Boją się rozszerzyć swoje granice; z powodu
odgradzania się, niczego nie dokonują. Nawet nie potrafią odkryć, ile w nich tkwi
potencjału, a wszystko ze strachu przed opuszczeniem znanego im gniazda i jasno
wyznaczonego obszaru. Kto chce iść za Jezusem, musi wyruszyć w drogę i nie bać się
wiejących wiatrów. Musi opuścić dom i pójść w obce strony, w nieznane obszary, gdzie
nie będzie wiedział, czy sprosta wyzwaniom i czy znajdzie miejsce, gdzie mógłby
odpocząć. Kto jednak boi się nieznanego, nigdy nie wykorzysta swojej siły i swoich
możliwości. Będzie wciąż tylko korzystał z sił, które czuł do tej pory. Jego życie
pozostanie bezowocne. Kto kieruje się w swojej pracy jedynie przepisami, nie będzie
szczęśliwy. Jego życie będzie wprawdzie wygodne, ale nudne, bez ożywiającego
napięcia. Człowiek powinien być w stanie opuścić swoją ciasną przestrzeń i nie bać się
spróbować swoich sił. To będzie oczywiście oznaczało jakąś stratę. Kto walczy, może
zostać zraniony.
Zablokowana aktywność
Psycholog Margrit Erni mówi, że ludzie, którzy za mało od siebie wymagają, szukają
często form aktywności, które „w normalnych warunkach znajdują się najczęściej poniżej
ogólnego poziomu moralnego. Zablokowana aktywność może mieć negatywne
konsekwencje psychiczne. Granica stanie się tutaj niebezpiecznym ograniczeniem, które
nie tylko hamuje, ale też zatruwa." Potrzebujemy wyzwań i dokonań, które są konieczne
dla naszego zdrowia. Kto unika wyzwań i woli urządzić się w ciepłym gniazdku dobrego
samopoczucia, nie będzie się rozwijał. Dostrzeże u siebie wkrótce zgorzknienie i
wewnętrzną truciznę. Abraham Maslow mówi, że niektórzy uciekają przed własnym
potencjałem wzrostu. Dla nich, jak pisze Erni, „to ograniczanie własnych oczekiwań, ten
strach przed pełnym zaangażowaniem się, to dobrowolne samookaleczanie, rzekoma
głupota, fałszywa pokora, są w rzeczywistości niczym innym, jak strachem przed
wspaniałością i wielkością." Tacy ludzie nie ufają swojemu powołaniu, które otrzymali od
Boga. Sztucznie się umniejszają, obawiają się wyjść poza swoje granice i w ten sposób
Strona 41
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
sami się okaleczają. Czytałem gdzieś fragment pewnej piosenki religijnej: „Me wąskie
granice, me ciasne spojrzenie przynoszę Ci, Panie. Odmień je i rozszerz. Proszę o Twe
zmiłowanie!" Niech Bóg przełamie nasze ciasne granice i rozszerzy je. Ciasne granice są
oznaką strachu i wewnętrznego braku wolności. Szerokie serce, które jest według św.
Benedykta oznaką prawidłowej duchowości, przełamuje tę ciasnotę. Kto chce prowadzić
życie duchowe, musi pozostawić za sobą ciasne granice samoograni-czania się i
tchórzliwości i mieć odwagę wkroczyć w dal ukazaną mu przez Boga.
Nieprawdziwe życie
Dopiero kiedy opuszczę swoją granicę, doświadczę, czym ona jest. Kto nie będzie miał
nigdy odwagi, aby przekroczyć swoją granicę, tego życie skarłowacieje. Erich Fried
napisał wiersz, przedstawiający dramatyczny obraz człowieka, który ze strachu przed
przeciążeniem w ogóle nie podejmuje żadnych wyzwań. W końcu jego nieprawdziwe życie
staje się dla niego samego ciężarem.
„Nieprawdziwe życie
też się kończy
być może wolniej
jak bateria
w latarce
której nikt nie używa
ale to nic nie pomoże
jeśli (powiedzmy szczerze)
latarka
po wielu latach
zechce zabłysnąć
nie wyda już światła
a j eśli j ą zaświecisz
znajdziesz tylko swoje kości
zupełnie przeżarte
a mógłbyś świecić."
Przyszedł do mnie pewien młody mężczyzna. Przerwał liceum w drugiej klasie. Zaczął się
uczyć zawodu elektryka, lecz przerwał również tę naukę już po pół roku. Do szkoły
ogrodniczej chodził przez rok. Zawód ten także mu nie pasował. Matka zawsze usuwała
mu spod nóg wszystkie trudności. Jak tylko musiał przezwyciężać w szkole pierwsze
trudności, poddawał się i wracał do ciepłego gniazdka mamy. Tam panuje znane ciepło,
ale również ciasnota, w której nie będzie mógł rozwinąć swoich możliwości i ułożyć sobie
życia. Musi opuścić tę ciasnotę, aby posuwać się naprzód. Kiedy zapytałem go o
wymarzony zawód, powiedział, że chciałby być dziennikarzem sportowym w telewizji.
Jednak, poza jedynym listem, który pozostał bez odpowiedzi, ów mężczyzna nie podjął
żadnych prób, aby osiągnąć swój cel. Siedząc w ciepłym gniazdku przy mamie, rozmyślał
tylko o innym świecie, do którego chciałby uciec. To były iluzje, ciepłe i bardzo
bezpieczne. Kiedy mu powiedziałem, że dzień powszedni w telewizji jest tak samo nudny,
jak nużąca jest praca w ogrodnictwie, zaczął marzyć, jak to musi być cudownie zdawać
sprawozdanie o meczu piłki nożnej lub wyścigach. Jest jednak mało prawdopodobne, że
zdobędzie wymarzony zawód. A z całą pewnością nie podejmie się tego zadania, jeśli nie
opuści rodzinnego gniazdka i nie przekroczy nałożonych sobie granic.
Niektórzy ludzie nie mają odwagi opuścić swojego gniazdka, ponieważ sami zostali
opuszczeni. Kobieta, w której tkwi głęboko bolesne doświadczenie rozwodu jej rodziców,
opowiadała, że matka trzyma ją przy sobie słowami: „Jeśli mnie opuścisz, to umrę." Ta
Strona 42
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
trzydziestotrzyletnia osoba mieszka jeszcze ciągle z matką. Odczuwa jednak boleśnie
ciasnotę, która ją ogranicza, lecz jako dziecko rozwiedzionych rodziców boi się, że straci
jeszcze matkę. Ojciec po prostu od nich odszedł. Jest w niej głęboki strach, że jeśli opuści
matkę, będzie się czuła bardzo osamotniona. Zostaje więc nadal w gnieździe, chociaż
cierpi z tego powodu. Taki człowiek potrzebuje doświadczenia wewnętrznej siły,
zakorzenienia w swoim wnętrzu, aby być w stanie opuścić „zewnętrzne środowisko", które
go ogranicza.
Szczególnie trudno jest opuścić matczyne gniazdo, ale należy też oderwać się od ojca.
Podam tu przykładową scenę z Biblii. Do drugiego mężczyzny, który chce koniecznie
naśladować Jezusa, ale pragnie najpierw iść pogrzebać swojego ojca, Jezus mówi:
„Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże" (Łk 9,60). Ten
młody mężczyzna chciał wprawdzie iść własną drogą, ale miał zamiar najpierw poczekać,
aż umrze ojciec i zostaną uregulowane sprawy spadkowe. Kto jednak czeka, aż umrze
ojciec, nie znajdzie nigdy swojej drogi. Będzie patrzył zawsze na ojca i jego oczekiwania.
Ze strachu, aby go nie zranić, będzie się dostosowywać, zamiast żyć własnym życiem.
Dla Żydów grzebanie umarłych było najwyższym obowiązkiem i honorem. Jezus szokuje
młodego mężczyznę swoją radykalną wypowiedzią, że zmarli mają grzebać swoich
umarłych. Dla tego mężczyzny ojciec jest już więc martwy. Wewnętrzne uzależnienie od
ojca jest dla niego wyrazem bycia martwym. Kto czyni tylko to, co powie ojciec, nie żyje
prawdziwie. Kto czeka, aż ojciec umrze, sam już jest nieżywy. Aby syn mógł samodzielnie
żyć, ojciec musi umrzeć w jego wnętrzu. Czasami śni się nam, że ojciec umarł. Taki sen
pokazuje, że uwolniliśmy się od niego wewnętrznie, że nie patrzymy na siebie z
perspektywy jego autorytetu. Czasem taki sen uświadamia nam, że mamy pozwolić ojcu
umrzeć w nas samych i zdystansować się do niego. Oznacza to, że tylko ten, kto słucha
swojego głosu wewnętrznego, który rozbrzmiewa w sercu, jest w stanie przekroczyć tę
wąską granicę, którą nałożył mu ojciec. Dobrzy ojcowie wysyłają swoich synów i swoje
córki w drogę. Dodają im odwagi, aby sami szukali swojej drogi i poszli nią. Ojcowie,
którzy wciskają swoje dzieci we łasne oczekiwania, są ostatecznie martwi i powinniśmy
pozostawić ich samych.
Zawierzyć wewnętrznemu głosowi
Na ile moja osobista droga przez życie może pozostać wolna? Przytoczę tutaj ponownie
historię z Nowego Testamentu. Do Jezusa przyszedł pewien mężczyzna i powiedział:
„Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu." Jezus
mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje
się do królestwa Bożego" (Łk 9, 61-62). Te słowa Jezusa znajdujemy tylko w Ewangelii
św. Łukasza. Kiedy prorok Elizeusz zapytał swojego mistrza Eliasza, czy może pożegnać
się ze swoją rodziną, otrzymał pozwolenie. Jezus nie udziela zgody na taką prośbę. Jego
odpowiedź jest bliska poglądom filozofii greckiej. Łukasz wykłada słowa Jezusa tak, aby
były zrozumiałe dla ówczesnego świata greckiego. Wielu chciałoby iść swoją drogą, inni
pragną przekroczyć granicę swego ojczystego kraju. Na ten krok powinna zezwolić własna
rodzina i wyrazić swoją akceptację, lecz jeśli wszyscy mają być jednomyślni co do mojej
drogi, to nie będzie to już moja własna droga. Jezus dodaje nam odwagi, abyśmy szli
obranym przez nas szlakiem, nawet jeśli rodzina i przyjaciele tego nie rozumieją.
Naśladować Jezusa, oznacza iść za głosem wewnętrznym, za głosem Boga, który mówi
mi, jaką drogą mam kroczyć. Głos Boga rozpoznam po panującej we mnie harmonii. Kiedy
przy podejmowaniu decyzji będę odczuwał w sobie pokój, wolność i radość, mogę być
pewny, że ten głos pochodzi od Boga, który jest sprawcą powstania takiej decyzji. Jest on
ważniejszy niż głosy domowników. Muszę iść za głosem wewnętrznym, nawet jeśli ludzie
Strona 43
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
w moim otoczeniu chcieliby mnie powstrzymywać. Nie potrzebuję poklasku innych.
Wewnętrzna pewność wystarczy, aby iść zdecydowanie jakąś konkretną drogą.
Wzrastać wraz z celami
Jezus mówi nam w przypowieści, jak mamy iść po naszej drodze życia: kto orze pole, nie
może ciągle patrzeć na bruzdy, które pozostawił za sobą, bo inaczej będą krzywe. Musi
patrzeć przed siebie i nie upewniać się ciągle, czy wszystko było w porządku. Jezus
zachęca nas, abyśmy nie patrzyli na siebie z perspektywy przeszłości i doświadczeń
wcześniejszych ograniczeń, lecz odważnie szli do przodu. Oracz nie wie, na jak długo
wystarczy mu sił, ale dopóki orze, nie powinien ustawać. Tak długo, jak ktoś będzie miał
cel przed oczyma, będzie miał też siłę do pracy. Cele uaktywniają nowe potencjały.
Friedrich Schiller zauważył trafnie, iż „człowiek wzrasta wraz z celem". Tego patrzenia
naprzód nie można oczywiście absolutyzować. Muszę również prawidłowo ocenić swoje
własne siły. Jeśli jednak będę spoglądać wstecz na siły, które miałem kiedyś, nie dowiem
się nigdy, ile mi ich jeszcze pozostało. Siła wzrasta wraz z celem. Kto obiera sobie jakiś
cel i dąży do niego, dostrzeże swoje możliwości, pokona swoje dotychczasowe
ograniczenia i napotka następne. Powinien wtedy zatrzymać się na nich do tego
momentu, aż poczuje nowy impuls do zmagania się z nimi. Dopiero kiedy pokonam swoje
ograniczenia, dowiem się, gdzie leży ich kres. Kto nigdy nie dochodzi do granic ani poza
nie, nie dojdzie daleko. Ciągłe pielęgnowanie dobrego samopoczucia stanie się w końcu
nudne. Kto pokonuje swoje ograniczenia, ma przede wszystkim lepsze samopoczucie.
W czasie rozmów spotykamy ludzi, którzy chowają się w cieniu swoich ograniczeń.
Obawiają się, aby w społeczeństwie nie posiadającym granic, sami nie pozostali bez nich.
Strach ten jest uzasadniony. Kto jednak nim będzie się kierował, tego życie będzie coraz
ciaśniejsze. Znikną wyzwania stawiane przez życie. Tacy ludzie nie będą w stanie
czymkolwiek się zachwycić. Będą się obawiać, aby czegoś nie stracić, wyruszając w
drogę i pokonując swoje ograniczenia poprzez zaangażowanie się w jakąś sprawę. W ten
sposób ich życie stanie się bezowocne. Będą skarżyć się na nie, zamiast zdobyć się na
odwagę i wyruszyć na szerokie pola życia.
Jezuita Alfred Delp, który był więziony przez gestapo, w obliczu grożącej śmierci z rąk
nazistów, napisał na kartce: „Wolność stanie się udziałem człowieka, kiedy przekroczy on
swoje ograniczenia." W ciasnocie więzienia Delp doświadczył wewnętrznej wolności,
której mu nikt nie był w stanie odebrać, nic nie mogło jej zakłócić - nawet śmierć. W czasie
pierwszych nocy spędzonych w więzieniu Delp niemal się nie załamał, tak okrutne
spotykały go tortury. Jednak po kilku dniach aresztu pokonał granicę swojego cierpienia i
osiągnął taką wolność, która zdumiała nawet jego oprawców. W największej zewnętrznej
niewoli otworzył się na nieograniczoność Boga. Swoje doświadczenia - spisane rękami
zakutymi w kajdany - przekazał przyjaciołom na wolności ze słowami: „Trzeba skierować
żagle na powiew nie mający końca, wtedy dopiero poczujemy, do jakiej podróży jesteśmy
zdolni."
15. On da pokój twoim granicom
O warunkach udanych relacji
Obietnica
Pewna chińska bajka ilustruje obietnicę i marzenie o pokoju: „Kiedy nieuchronnie zbliżała
się wojna między sąsiednimi krajami, dowódcy wrogiego obozu rozesłali szpiegów, aby ci
dowiedzieli się, z której strony najłatwiej zaatakować sąsiedni kraj. Kiedy szpiedzy przybyli
z powrotem, powiedzieli swoim dowódcom, że jest tylko jedno miejsce na granicy, które
Strona 44
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
umożliwia łatwą napaść na kraj. Tam jednak mieszka dobry rolnik wraz ze swoją piękną
żoną. Bardzo się kochają i podobno są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Mają też
dziecko. Jeśli wejdziemy do kraju przez tę małą szczelinę, zniszczymy to szczęście, nie
możemy więc rozpoczynać wojny. Chociaż dowódcy różnie na to patrzyli, do wojny nie
doszło, jak może się chyba każdy domyślić."
Granica nie może zostać naruszona, ponieważ mieszka w jej pobliżu szczęśliwe i
pobożne małżeństwo z dzieckiem. Jest to piękny obraz pokoju, który Bóg zapewnia
naszym granicom. Wydaje nam się to w dzisiejszych czasach, ponieważ tyrani tego świata
i możni zarządzający gospodarką nie będą raczej troszczyć się o szczęście prostego
rolnika i jego żony. Dla nich są ważniejsze ich własne interesy. A jednak władcy i możni
posiadają poczucie tego, iż nie wolno niszczyć szczęścia. Przy każdej granicy na tym
świecie mieszkają ludzie, którzy nie pragną niczego więcej, jak żyć w pokoju, radości i
szczęściu, a każde naruszenie granicy niszczy ludzkie szczęście. Jeśli możni tego świata
pomyślą o szczęściu prostych ludzi, sprawdzi się to, co Bóg nam obiecał - On zapewni
pokój naszym granicom.
W Biblii znajdziemy piękny obraz tego pokoju, który Bóg ludziom nie tylko obiecuje, ale
też ich nim obdarza. W czasie śpiewania psalmów często poruszają mnie wersy psalmu
147: „Chwal, Jerozolimo, Pana, chwal Boga twego, Syjonie! Umacnia bowiem zawory
bram twoich i błogosławi synom twoim w tobie. Zapewnia pokój twoim granicom, nasyca
ciebie najczystszą pszenicą" (Ps 147, 12-14). W powyższych wersetach został
przedstawiony obraz spokojnego miasta okrążonego murami, które chronią przed atakiem
wroga. Wewnątrz ludzie czują się bezpiecznie i spokojnie. Mają udział w pełni życia, które
zsyła im Bóg. Mogą z wdzięcznością sycić się pszenicą darowaną przez Niego.
Polityczne i religijne wytyczanie granic
Wersety psalmu 147 możemy rozumieć w kontekście politycznym i psychologicznym. W
sensie politycznym ukazują nam, jak ważne jest, aby narody uznawały własne granice i
granice krajów sąsiednich. Wojny zawsze naruszają granice -jeden naród chce rozszerzyć
swoje kosztem drugiego. To prowadzi do wojny. Kiedy inne narody umocnią się, odeprą
atak i rozszerzą swoje granice. Pokój wymaga jasno wyznaczonych granic i wzajemnej ich
akceptacji. Nie bez powodu dla starożytnych granice były czymś świętym.
Dla Izraelitów ważne były nie tylko granice polityczne, lecz również religijne, które chroniły
ich przede wszystkim na obczyźnie. W czasach Jezusa Żydzi byli rozrzuceni po całym
świecie. Jednak odgradzali się od zwyczajów ludzi ze swojego otoczenia. Trzymali się
swoich przepisów, reguł związanych z żywieniem, praktykowali obrzezanie. Utworzenie
granic religijnych pomogło im wzmocnić poczucie przynależności do własnej grupy
narodowej i zachować swoją tożsamość na obczyźnie. Obecnie istnieje
niebezpieczeństwo utraty naszej tożsamości religijnej. Dostosowujemy się do warunków
społecznych i nie mamy odwagi zachować zdrowego dystansu. Dystans nie oznacza
wyłączenia się. Kto tworzy getto, może wzniecać agresję przeciw ludziom ze swojego
otoczenia. Kto jednak likwiduje granicę, traci siłę i klarowność. Wkrótce nie będzie już
wiedział, kim właściwie jest i gdzie są jego korzenie.
Partnerstwo - granice wewnętrzne i zewnętrzne
To, co odnosi się do obszaru politycznego, jest ważne również w kontaktach osobistych.
Zarówno w małżeństwie, jak i we wspólnocie i w pracy musimy respektować swoje granice
i granice innych ludzi. Już na to wskazywałem: wiele małżeństw rozpada się, gdyż jedna
osoba wciąż narusza granice drugiej, ciągle kontroluje i ingeruje w nią. Udany związek
zależy od prawidłowego traktowania granic własnych i drugiego człowieka. Jest to
Strona 45
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
szczególnie ważne w fazie zakochania. Wspomniana psychote-rapeutka Margrit Erni
wskazuje na następujące niebezpieczeństwo: „Fascynacja pierwszą miłością nie chce
dostrzegać granic drugiego człowieka, uważa rzeczy niemożliwe za osiągalne, stawia
wyzwania, wymagania, wreszcie rozpada się." Sądzimy, że można przeskoczyć wszystkie
różnice. Wkrótce jednak okazuje się, że wzięło się ślub nie tylko z partnerem czy
partnerką, ale też z całą rodziną, jej społecznymi i kulturowymi warunkami. Uważa się, że
nie jest konieczne zważanie na różnicę wieku. Jednak po kilku latach przychodzi bolesne
doświadczenie zróżnicowania wiekowego i wewnętrznego oddalenia od siebie, gdyż
wcześniej nie brało się pod uwagę tych różnic.
W małżeństwie partnerzy zauważają, iż noszą w sobie granice, będące wynikiem ich
własnej historii. Każdy w procesie ychowania otrzymał coś, czego tak łatwo nie może się
pozbyć. Dopiero wspólne życie pokazuje, że reakcje na zachowanie drugiej osoby zostały
ukształtowane przez naszą matkę i ojca. Dostrzeganie tego jest bolesnym procesem.
Tylko ten, kto uświadomi sobie ów wpływ, będzie mógł go najpierw zaakceptować, a
później powoli przezwyciężać. Jiirg Willi, który zajmował się problemem udanych relacji
małżeńskich, uważa, że małżeństwo będzie szczęśliwe tylko wtedy, kiedy partnerzy
wyraźnie wyznaczą wewnętrzne i zewnętrzne granice. Od zewnątrz małżonkowie muszą
odgrodzić się od swoich dawnych rodzin: „Partner ma pierwszeństwo przed rodzicami i
rodzeństwem. Neurotyczne rodziny próbują za pomocą różnych manewrów obronnych
nadal trzymać przy sobie córkę czy syna." Nowa rodzina musi stworzyć sobie taki
bezpieczny obszar, w obrębie którego będzie mogła doświadczyć pokoju, który jest
obiecywany w Biblii. Jeśli rodzina jest dobrze zespolona, będzie też chętnie otwierać swój
dom dla innych. Rodzice muszą zachować dystans wobec własnych dzieci. Nie mogą
ujawniać dzieciom każdego napięcia. Niedobrze jest, kiedy ojciec lub matka w momencie
wspólnych konfliktów naruszają granicę dziecka i wykorzystują je jako radcę lub stronnika,
któremu przekazują wszystkie problemy o swoim współmałżonku. Takie naruszanie granic
jest dla dziecka zbyt dużym obciążeniem i może mieć dla niego fatalne skutki.
Zdaniem Erni tak samo ważne w partnerstwie jest wytyczanie wewnętrznych granic. „W
relacji symbiotycznej brakuje zdrowego wewnętrznego odcięcia się; chciałoby się tworzyć
całkowitą jedność, zatracić się w drugim. Ten piękny romantyczny ideał harmonii
potrzebuje na zewnątrz szczególnie mocnego wału obronnego. Własna idylla,
przeżywana jako coś niepowtarzalnego, nie może być zakłócana przez obce wpływy."
Zbyt wiele bliskości i ciągłe przebywanie razem przeszkadzają drugiemu być sobą. Nie
można już budować jedności, nie tracąc przy tym wojej tożsamości. Hans Jellouschek
mówi o „totalnych roszczeniach" skierowanych ku drugiemu. Kiedy jest się zakochanym,
ma się wrażenie samowystarczalności we dwoje. Nie potrzebujemy żadnych przyjaciół.
Jesteśmy bezwzględnie szczęśliwi. Taki stan jednak nie może być zachowany bez szkody
wyrządzonej małżeństwu. Jellouschek przypuszcza, że powodem totalnych roszczeń
skierowanych do partnera jest zanik relacji międzyludzkich w pracy i w społeczeństwie
oraz ograniczenie ich do spraw służbowych, które „pozostawiają człowieka z jego
pragnieniem ciepła i bezpieczeństwa. Ma to oczywiście skutki w relacjach partnerskich.
Potrzeba prawdziwej relacji jest kierowana tylko do jednej osoby. Od niej oczekuje się
przy wieczornym spotkaniu napełnienia pustej przestrzeni powstałej w ciągu dnia."
Warunki dobrej współpracy
W firmie często pojawiają się kłopoty, kiedy kierownicy przekraczają swoje granice i
mieszają się w sprawy innych. Zamiast zajmować się swoimi problemami, drążą problemy
innych. Dobra atmosfera w pracy wymaga jednak zachowania granic. Jeśli ktoś ciągle
wtrąca się w mój resort lub załatwia moje sprawy, zaczynam się denerwować. Powstaje
Strona 46
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
niepotrzebny zamęt. Potrzeba wyraźnie wyznaczonych granic, aby wszyscy dobrze i
chętnie pracowali. Udana współpraca wymaga dobrego porozumiewania się, a do tego
konieczne jest otwarcie się na inne obszary. Istnieją firmy, w których każdy dział buduje
swoje własne „królestwo", oddzielające go od innych. Takie ciasne granice są często
wznoszone ze strachu lub przesadnej żądzy władzy. Z takimi ludźmi jest bardzo ciężko
pracować, gdyż interesują się tylko swoim działem. Obie sprawy są ważne: wyraźne
wyznaczenie granic i ich przepuszczalność jako warunek spokojnej i udanej współpracy.
16. Nie zważała na swoje ograniczenia
O środkach przeciw wyczerpaniu i wypaleniu się
Ryzyko przeceniania siebie
Nierealistyczna i zbyt wygórowana ocena samego siebie jest zawsze ryzykiem. Żądza
władzy może zaślepić i przez to stać się niebezpieczeństwem. W Lamentacjach pobożny
Izraelita wyraża swój ból z powodu zniszczenia Jerozolimy w roku 586 przed Chrystusem.
Opisuje popełniane w tym mieście grzechy, które wzbudzają odrazę u wszystkich ludzi. A
oto powód grzechów: „Nie pamiętała o przyszłości; wielce ją poniżono, nikt nie śpieszy z
pociechą" (Lm 1,9). Ponieważ Jerozolima nie pamiętała o przyszłości, została obrócona w
perzynę. Izrael przecenił swoje siły. Pertraktował z obcymi siłami i sądził, że w ten sposób
utrzyma swoją pozycję. Królowie jednak byli ślepi na ogólnoświatowe zależności
polityczne. Przymykali oczy na swój brak znaczenia i swoje ograniczenia. To
doprowadziło do upadku miasta i niewoli babilońskiej. Jerozolima nie tylko została
zniszczona, ale nie ma też żadnego pocieszyciela. Ludzie wokół mają poczucie, że sama
ponosi winę za swoje zniszczenie.
To, co zostało przedstawione w kontekście historycznym w odniesieniu do Jerozolimy,
odnosi się również do nas, zarówno do wspólnot, jak i indywidualnych osób. Ludzie,
którzy nie zważają na swoje ograniczenia, przeceniają się. Wznoszą wieżę, nie mając na
to środków. Już Jezus ostrzegał, aby nie chcieć budować większego domu, jeśli nie
pozwalają na to warunki, własna psychika: „Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie
usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył
fundament, a nie zdołałby wykończyć. Wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego:
„Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć" (Łk 14, 28-30). Kto nie potrafi
zaakceptować swoich ograniczeń, narazi się na drwiny i kpiny, jak tylko ludzie zauważą
jego zbyt wygórowane plany i przecenianie siebie. Będzie słyszał wtedy następujące
uwagi: „On zawsze zadzierał nosa. Myśli, że wie lepiej." Ludzie, którzy mają zbyt wysokie
mniemanie o sobie, zaczynają budować dom swojego życia, którego ukończenie
przerasta ich inteligencję, siłę woli i możliwości psychiczne. Podam przykład, który
najczęściej się powtarza: ktoś wspina się na coraz wyższe stopnie kariery, które
przewyższają jego zdolności. Nie potrafi się przyznać, że zadania go przerastają, lecz
udaje na zewnątrz kogoś lepszego. Swoją energię poświęca na stwarzanie i utrzymywanie
własnego wizerunku człowieka pewnego siebie. A za tą fasadą kryje się małe i zalęknione
„ja". Ponieważ owo „ja" boi się ośmieszyć, chowa się za zasłoną. Kiedyś w końcu ten
domek z kart się roz-padnie. Człowiek pewny siebie nie spotka się jednak na zewnątrz ze
współczuciem, ale zetknie się z krytyką. Do niego odnoszą się słowa z Lamentacji: „Nikt
nie śpieszy z pociechą."
Realistyczna ocena samego siebie
Aby moje życie było udane, muszę rozpoznać, przyjąć i pokochać swoje ograniczenia. Mój
duchowy potencjał ma swoje granice. Mogę i powinienem próbować rozszerzać te
Strona 47
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
granice, ale nie będę mógł tego robić w nieskończoność. Moje ciało ma też swoje
ograniczenia. Istnieją fizyczne i duchowe ograniczenia, które, jak mówi Erni, „przy
lekceważeniu doprowadzą do samozniszczenia". Jeśli będę wciąż przeciążony, naruszę w
końcu granicę, która prowadzi do choroby.
Powodem przeciążania się jest ciągłe porównywanie się z innymi. Nie czuję swoich
ograniczeń, ponieważ wymagam od siebie tak samo dużo, jak sąsiad lub pragnę
zarabiania takich samych pieniędzy, jak mój znajomy. Kto przez lata żyje w taki sposób i
ma zbyt wysokie wymagania względem siebie, sam sobie szkodzi. Jego ciało i dusza
zaczną się poddawać i zmuszą go do zwolnienia tempa.
Psychologowie znają zjawisko psychicznej dekompensacji. Podam przykład: ludzie nie
zwracali uwagi na swoje emocjonalne i psychiczne ograniczenia. Pozwolili innym na zbyt
bliskie relacje lub nie dostrzegli zewnętrznych obciążeń. Pracowali bez przerwy, nie
zważając na swoje psychiczne ograniczenia. Stali się przez to niezdolni do dostrzegania
swoich niemożności. Dziwią się, że ciało nagle tak gwałtownie reaguje i wzbraniają się
przed poważnym potraktowaniem wysyłanych przez nie sygnałów. Ale nadchodzi czas, że
nie mogą już spokojnie spać, nie potrafią się wyłączyć. Mają wrażenie, że cały świat się
zatrzymuje i zaraz zniknie, nie potrafią już kierować swoją psychiką. Brak umiaru jest
powodem choroby. Realizm w ocenianiu własnych możliwości może zapobiec takim
chorobom.
Syndrom burnout: dwa środki zaradcze
Obecnie mówi się o „syndromie burnout". Występuje on szczególnie często u ludzi
wykonujących wolne zawody: u nauczycieli, duszpasterzy, lekarzy i u innych osób
pracujących w służbie zdrowia, rehabilitantów oraz u psychologów. Tylko ten, kto się pali,
może się wypalić. Ludzie działający społecznie posiadają często wielkie ideały. Chcieliby
być zawsze dyspozycyjni dla innych. Te ideały przesłaniają im często własne potrzeby.
Ludzie ci wciąż coś dają, ale rzadko otrzymują. Na początku poświęcanie się dla innych
sprawia im wiele radości. Jeśli jednak ich zaangażowanie nie zostanie wystarczająco
wynagrodzone lub będzie nawet wykorzystywane, mogą pojawić się u nich zgorzknienie,
cynizm i ironia. Ponieważ zbyt mało zważali na siebie samych, staną się bardziej twardzi i
nieczuli nie tylko wobec siebie, ale też wobec innych, którym chcieliby pomóc. Ich
idealizm gdzieś umknie i pozostanie rozczarowanie i poczucie ciągłego wykorzystywania.
Istnieją dwa środki zaradcze przeciw temu „wypaleniu się". Pierwszy odnosi się do
czynników zewnętrznych. Muszę rozpoznać swoją miarę, dotyczącą możliwości dawania.
Muszę czuć sygnały swojego ciała i wiedzieć, kiedy mam już dość. Potrzebuję zdolności
odgrodzenia się. Muszę nauczyć się rezerwować dla siebie wolne godziny i ograniczyć
ilość wykonywanej pracy. Muszę wiedzieć, na ile mogę sobie pozwolić. Mogę oczywiście
spróbować rozszerzyć swoje granice, gdyż poznam je tylko wtedy, kiedy dojdę na ich
kraniec. Nie wolno mi jednak przez dłuższy czas żyć ponad swoje możliwości i
nieustannie naruszać osobiste granice.
Drugi środek zaradczy odnosi się do nastawienia wewnętrznego. Jeśli ktoś daje coś
innym, ponieważ sam potrzebuje wsparcia, wypali się bardzo szybko. Zmęczenie i
wyczerpanie są oznaką, iż nie czerpiemy sił z naszego wnętrza, ale z mętnych źródeł. W
każdym z nas tryska źródło Ducha Świętego, które nas orzeźwia i dodaje nowej energii.
Często jednak czerpiemy ze źródła perfekcjonizmu lub ambicji, ze źródła własnych
potrzeb lub chorych wzorców. Jeśli daję po to, aby być zauważonym, stracę szybko
poczucie własnych ograniczeń, a to grozi wyczerpaniem. Widać to na podstawie
opowiadania pewnej kobiety. Wysprzątała i przystroiła cały dom. Chciała, żeby mąż
wreszcie zauważył jej dobry gust i jej troskę o niego, o rodzinę. Kiedy mąż wrócił z pracy,
Strona 48
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
nic nie spostrzegł. Ona wtedy była ogromnie rozczarowana, gdyż tak bardzo się
zaangażowała, aby zostać wreszcie dostrzeżoną i znaleźć uznanie. Cokolwiek by nie
powiedzieć o braku uwagi jej męża, do niej odnosi się następujące stwierdzenie: jeśli daję,
ponieważ potrzebuję akceptacji, tracę poczucie samego siebie i swoich ograniczeń. Jeśli
nie mam kontaktu ze sobą, nie umiem prawidłowo ocenić swoich granic.
Wewnętrzny pokój jako cel
Wielu ludzi przez całe lata nie zważa na swoje ograniczenia. W końcu ciało zaczyna
podupadać na zdrowiu, a dusza stawia opór wobec stałego przeciążenia. Reaguje
nierzadko zwątpieniem, depresją, a w ekstremalnych przypadkach zaburzeniami i
chorobami psychicznymi. Taki człowiek może również stawać się agresywnym. Zamiast
pracować dla innych, zaczyna walczyć przeciw nim. Jego dusza poddaje się i zamiast
troszczyć się o bliźnich, staje się egoistyczna i „zapatrzona" we własne potrzeby. W takich
sytuacjach rozpoznanie swojej miary byłoby szczególnie ważne. Tylko ten może ją
znaleźć, kto nawiąże kontakt ze swoim wnętrzem.
Jedynym sposobem nawiązania kontaktu ze swoim wnętrzem jest modlitwa i medytacja.
W czasie medytacji muszę „pójść" do wewnętrznego źródła, do źródła Ducha Świętego.
Jeśli zacznę czerpać z tego źródła, wytryśnie ono też we mnie. Odczuwając radość z
wykonywanej pracy, będę bardziej odporny na wyczerpanie. Z pewnością po jakimś
czasie odczuję zmęczenie, ale będzie to dobre zmęczenie. Będę miał poczucie
spełnienia. Wyczerpanie i wypalenie jest czymś innym; wtedy odczuwam pustkę i
niezadowolenie. Takie zmęczenie paraliżuje mnie, mimo wyczerpania nie mogę spać.
Dlatego tak ważne jest wsłuchiwanie się w swoją duszę i ciało, zapytywanie samego
siebie, czy nie odczuwam niezadowolenia, wypalenia, zgorzknienia, zatwardziałości.
Takie odczucia są pouczającymi symptomami i oznaką tego, iż czerpię z mętnego źródła.
Aby znaleźć umiar i odpowiednią granicę, muszę wziąć pod uwagę zarówno wewnętrzne,
jak i zewnętrzne aspekty. Nie wystarczy przestrzegać zewnętrznych granic, jeśli buntuje
się moje nastawienie wewnętrzne. Jeśli czerpię z mętnego źródła, to mimo zacieśnienia
granic, nie znajdę wewnętrznego spokoju. Będę czuć się wyczerpany i przeciążony.
Potrzebny jest jeszcze wewnętrzny pokój. Św. Benedykt wymaga od ekonoma, aby
wykonywał swoją pracę z równowagą i spokojem - aequo animo. Aby osiągnąć
wewnętrzną równowagę, konieczne jest odkrycie swojego wewnętrznego źródła. Jeśli
moja praca będzie miała swój początek właśnie w tym źródle, wtedy nie zignoruję swoich
ograniczeń. Nie muszę również sztywno ustalać swoich granic. Wewnętrzna równowaga
wskaże mi, iż działam w ich obrębie. Jeśli pojawią się we mnie inne uczucia,
niezadowolenie, oschłość lub poczucie bycia wykorzystywanym, będzie to dowód, iż nie
żyję w zgodzie ze swoimi wewnętrznymi i zewnętrznymi granicami. Wtedy nadchodzi czas
na świadome zmiany postępowania.
1 7. Przekroczyć wskazania
O podwójnym obliczu naruszenia przykazań
O siatce nakazów
Nakazy i zakazy są częścią życia. Doświadczenie pokazuje, że często są naruszane albo
też nie zauważamy ich. Prorok Izajasz stwierdza z odcieniem rezygnacji i skargi: „Ziemia
została splu-gawiona przez swoich mieszkańców, bo pogwałcili prawa, przestąpili
przykazania" (Iz 24,5). Historia pokazuje nam, iż ludzie przekraczają Boże przykazania.
Już w Raju Bóg zakazał Adamowi i Ewie jeść owoców z drzewa rosnącego w środku
ogrodu. Adam i Ewa nie trzymali się tego zakazu. Naruszenie przykazania jest jak
Strona 49
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
przekroczenie granicy. Nie ma człowieka, który choć raz nie przekroczyłby granicy
przykazań. Człowiek potrzebuje najwyraźniej przykazań i wskazówek. Są one jak płot,
który wprawdzie ogranicza życie, ale stwarza poczucie bezpieczeństwa. Jednak człowiek
odczuwa czasami ten „płot przykazań" jako zbyt ciasny. Chciałby go przeskoczyć. Często
sama tylko ciekawość popycha go do wdrapania się na płot i spojrzenia, co jest po drugiej
stronie.
Nauka „Dzieciątka Maryi"
Ten motyw pojawia się w wielu bajkach, na przykład w bajce o Dzieciątku Maryi. Pewien
ubogi drwal nie był już w stanie wyżywić swojego dziecka. Przekazał więc córeczkę
Marysię Matce Niebieskiej. Ta wzięła dziecko do Raju i otaczała je najlepszą opieką.
Dobrze mu było w pobliżu tak dobrej Matki.
Kiedy dziewczynka miała czternaście lat, Maryja wybrała się w podróż i przekazała jej
klucze do trzynastu drzwi Królestwa niebieskiego. Dwanaście drzwi może otworzyć, ale
trzynastych nie wolno jej otwierać pod żadnym pozorem. Dziewczynka otwiera dwanaście
drzwi. Za każdymi siedzi jeden Apostoł otoczony wspaniałym blaskiem. Dziewczynka nie
mogła jednak zaznać spokoju i otworzyła trzynaste drzwi, chociaż aniołowie ostrzegali ją
przed tym. Ona jednak nie mogła oprzeć się ciekawości. Za tymi drzwiami ujrzała Trójcę
Świętą siedzącą w ogniu i blasku. Patrzyła zdumiona i dotykała palcem promieni. Jej
palec stał się nagle złoty. Dziewczynkę ogarnął strach, serce tłukło jej się w piersi.
Kiedy Maryja wróciła z podróży, zażądała z powrotem trzynastu kluczy. Wtedy zobaczyła,
że dziewczynka miała złoty paluszek. Trzy razy Maryja zapytała dziewczynkę, czy
otwierała trzynaste drzwi. Ta za każdym razem zaprzeczała. Musiała więc zostać
wydalona z nieba. Żyła najpierw na odludziu. Pewnego razu znalazł ją królewicz i młoda
panna tak mu się spodobała, że ją poślubił. Nie mogła jednak w ogóle mówić. Urodziła
troje dzieci i za każdym razem przychodziła do niej Maryja i pytała ją, czy otwierała
trzynaste drzwi. Ta zawsze zaprzeczała. Potem Maryja wzięła jedno jej dziecko do nieba.
Ludzie z otoczenia króla zaczęli uważać królową za czarownicę, która połyka własne
dzieci i skazali ją na spalenie na stosie. Kiedy ogień już zaczynał płonąć, królowa
krzyknęła: „Tak, uczyniłam to!" W tym momencie niebo otworzyło się, przyszła Maryja,
zgasiła ogień i oddała jej dziecko.
Najwyraźniej dziewczynka musiała otworzyć te drzwi. Córka musi naruszyć zakaz matki i
zebrać własne doświadczenia. To wyprowadzają w obce okolice, ale właśnie tam
odnajduje swoją drogę. Najpierw jej życie przepełnione jest kłamstwem, znajduje się w
coraz większych tarapatach dotąd, aż będzie gotowa przyznać się do kłamstwa w swoim
życiu.
Eugen Drewermann interpretuje tę bajkę pod kątem rozwoju młodej dziewczyny, która żyje
na początku u boku matki i pozostaje pod jej wpływem. Musi uwolnić się z tego zaklętego
kręgu i doświadczyć swojej seksualności. Musi pójść za swoją tęsknotą i pragnieniem
odkrycia tajemnicy miłości otwierającej niebo. Naruszenie granicy powoduje konfrontację
najpierw z samą sobą i powoduje cierpienie. Na pustkowiu otaczają ją jedynie ciernie.
Tęskni za miłością. Nikt nie potrafi przekroczyć granic, które wzniosła wokół siebie. Kiedy
wreszcie królewicz przecina mieczem żywopłot z cierni, znajduje młodą pannę i zaczyna
pałać do niej miłością, ona jednak pozostaje niema. Nie potrafi mówić o przekroczeniu
nakazów rodzicielskich. Musi raczej iść tą drogą, aby jej życie było potem w pełni udane.
W rozwoju każdego syna i każdej córki konieczne jest naruszenie zakazów rodzicielskich,
gdyż to pozwala dziecku zebrać własne doświadczenia. To przekroczenie zakazów niesie
ze sobą wiele niebezpieczeństw. Jednym z nich jest kłamstwo; z jednej strony nadal
chciałoby się być grzecznym dzieckiem, a z drugiej przychodzi poczucie, że już dawno nie
Strona 50
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
jest się pod wpływem matki. Nie ma się jednak odwagi w obliczu matki i ojca
reprezentować własnego sposobu na życie. Istnieje obawa, że zrani się rodziców lub
zostanie się przez nich odrzuconym. Dopiero w ostatniej chwili, w największym
niebezpieczeństwie, Dziecko Maryi jest zdolne do odrzucenia kłamstwa i przyznania się
do swojego czynu. Czuje, że dopiero wtedy życie naprawdę się zaczyna. Matka nie jest
wcale taka surowa, jak dziecko sobie wyobrażało. Chce tylko, żeby umiało przyznać się
do swoich czynów. Prawda wyzwala dziewczynę. W bajce tkwi następujący morał:
Najgorsze jest nie tyle przekroczenie zakazu, co niewiara w przebaczenie i życie w
egzystencjalnym kłamstwie.
Rycerz Siwobrody
Podobny motyw jak w bajce o Dzieciątku Maryi znajdujemy w bajce o Rycerzu
Siwobrodym. Pewien młynarz miał trzy piękne córki. Człowiek podający się za szlachetnie
urodzonego podarował im chusty. Niedługo potem zjawił się we młynie i poprosił o rękę
jednej z córek. Najstarsza córka zgodziła się. Zamieszkała w bogatym zamku, ale jej mąż
okazał się w rzeczywistości rycerzem rozbójnikiem. Pokazał jej cały zamek, może ona
wejść do wszystkich komnat, tylko do tej z żelaznymi drzwiami nie wolno jej zaglądać.
Kiedy rycerz wraz ze swoimi towarzyszami wyrusza na podbój, przekazuje swojej żonie
klucze do całego zamku, również klucz do komnaty z żelaznymi drzwiami. Daje jej też
kolorowe jajo, na które ma bardzo uważać i mieć je zawsze przy sobie.
Po wyjeździe męża żona otwiera żelazne drzwi. Opanował ją wnet ogromny strach, kiedy
zobaczyła leżące tam zwłoki. Jajo upadło na podłogę, prosto w kałużę krwi. Nie można go
było już wyczyścić.
Kiedy rycerz wrócił do domu, zauważył, że żona otwierała żelazne drzwi i kazał ją ściąć.
Ten sam los spotyka drugą córkę. Trzecia jest bardziej przebiegła. Ukryła jajo pod
pierzyną, a głowy dwóch sióstr włożyła do worka. Kiedy mąż przyszedł, pokazała mu
nietknięte jajo. Poprosiła go, aby pojechał z nią do jej rodziców. Zabrała ze sobą worek z
głowami swoich sióstr. W domu urządza wielkie przyjęcie. Jako ostatnie danie przynosi
głowy swoich sióstr. Jej mąż chce wtedy uciec lub zapaść się pod ziemię ze strachu.
Zostaje jednak złapany przez czekających na zewnątrz uzbrojonych mężczyzn i
zaprowadzony przed sąd. Inni rozbójnicy przyszli w nocy do młyna, żeby ich napaść, ale
pewnej odważnej służącej udaje się uciąć głowy wszystkim po kolei.
W tej bajce żona musi przekroczyć zakaz męża, żeby stać się wewnętrznie bardziej
niezależną i uwolnić się od tyranii. Musi zostać ujawniona jego skłonność do przemocy,
aby ona mogła się z niej wyswobodzić. Trzeciej siostrze z pomocą przychodzi sen, który
sprawia, że ufa swojej sile i mądrości. Wyrywa się z więzienia, które zgotował jej mąż.
Gdyby nie naruszyła zakazu, przez cały czas tkwiłaby w „koncepcji życiowej" swojego
męża.
W bajce o Rycerzu Siwobrodym można doszukać się elementu egzystencjalnego, na który
zwrócił uwagę Peter Schellen-baum, chociaż w trochę innym kontekście. Stwierdził, że
wielu małżonków boi się wyjść spod wpływu ukochanego człowieka, gdyż będący pod
wpływem obawia się samotności. Strach wyraża się w wypowiedziach typu: „Jeśli wymknę
się spod twojej władzy, jeśli zlikwiduję twój wpływ na mnie, jeśli nie będę już twoją
marionetką, wtedy przestaniesz się mną interesować i nie będziesz mnie kochać."
Według Petera Schellenbauma również w miłości ważne jest mówienie „nie", aby związek
nie stał się nudny i aby - jak to się dzieje w relacji symbiotycznej - nie pojawiła się wobec
partnera nienawiść i resentymenty. Tylko wtedy, kiedy partnerzy zaakceptują swoją inność
i odrębność, zaczną żyć autentyczną miłością. Jeśli tylko będą od siebie uzależnieni,
zacznie się w nich zbierać narastający gniew i wspólne życie stanie się niemożliwe.
Strona 51
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
Konieczne jest, jak twierdzi Schellenbaum, niespełnienie niektórych oczekiwań drugiej
osoby, nawet jeśli ona tego nie rozumie i odczuwa jakąś obcość ze strony partnera czy
partnerki. „Świadomość obcości stwarza duchowy warunek miłości. Powodem gasnięcia
miłości w wielu małżeństwach jest brak tlenu wolności, autonomii, niepewności i
samotności."
Zgubić cel - znaleźć cel
Biblia mówi o naruszaniu i przekraczaniu przykazań. W języku łacińskim odpowiednikiem
tego jest słowo transgredior, co oznacza: „wychodzę poza granicę". To słowo może zostać
użyte w następującym wersie psalmu: „Mur przeskakuję dzięki mojemu Bogu" (Ps 18,30).
Psalmista wyraża tutaj swoje zaufanie w pomoc Bożą przy przeskakiwaniu murów wroga i
dążeniu do zwycięstwa nad wrogami. Przeskakiwanie nakazów może nas czasami
wyswobodzić. Może też prowadzić w ślepy zaułek, z którego już nie będzie wyjścia. Nie
mogę na stałe tkwić na zakazanym obszarze. Byłoby to - mówiąc językiem bajek -
zarówno dla „Dzieciątka Maryi", jak i dla „Rycerza Siwobrodego" śmiertelne. Człowiek
potrzebuje wolności, aby mógł zajrzeć za granicę zakazów i wyjść poza nią, aby
przekonać się, co jest tą właściwą granicą. Pojawia się tutaj ważne pytanie: Czy granica,
którą rozumiem jako przykazanie Boże, odpowiada rzeczywiście Jego woli, czy też jest
wynikiem wychowania? Czy jest ona przykazaniem mojego superego, czy Boga? Aby to
stwierdzić, muszę czasem przekroczyć dany zakaz. Najważniejsze jest, abym umiał mówić
o swoim naruszeniu granic i przyznać się do tych „wykroczeń". Tylko w takim wypadku
określona sytuacja nie stanie się życiowym kłamstwem, prowadząc do utraty mowy (jak w
bajce o Dzieciątku Maryi) czy do bezradności (jak w bajce o Rycerzu Siwobrodym).
Carl Gustaw Jung stwierdza, iż tylko człowiek niezwykle naiwny i nieświadomy może
mówić, iż „jest w stanie uniknąć grzechu". Nawet jeśli Jung, podobnie jak św. Paweł, nie
ma zamiaru namawiać nas do grzechu, to jednak wskazuje na to, iż nie ma możliwości
całkowitego uniknięcia grzechu. Grzech pierworodny opisany w Biblii jest rozumiany przez
wielu eg-zegetów jako droga rozwoju samoświadomości. Człowiek przekracza Boży zakaz
i w tym momencie otwierają mu się oczy. Poznaje różnicę między dobrem a złem, w jakimś
sensie dorasta. Nie możemy pozostać w raju łona matki, w którym wszystko jest
nieokreślone. Musimy trzymać się przykazań Bożych. One są dla nas drogowskazem. Nie
możemy jednak ciągle robić sobie wyrzutów, jeśli wykroczyliśmy poza ściśle określoną
granicę przykazań. W języku greckim odpowiednikiem słowa „grzeszyć" jest hamartanein -
„zbłądzić", „pomylić się". Grzech oznacza zgubienie celu, pominięcie tego, co jest
właściwe. To jednak konieczne, aby ponownie odnaleźć cel. Grzech będący błądzeniem
trzeba oczywiście traktować poważnie. Jeśli jednak rozumiemy go w tym sensie, nie
będzie obciążał nas przez całe życie. Zostanie usunięty przez przebaczającą miłość
Boga, która zapewnia, iż On akceptuje nas ze wszystkimi naszymi próbami, potknięciami i
pomyłkami i prowadzi nas do celu - ochrania swoją opiekuńczą ręką.
1 8. Bezgraniczny pokój
O wielkiej tęsknocie i walkach we własnym sercu
Wyobrażenie uniwersalne
Pokój jest czymś uniwersalnym, ogólnym. W czasie Świąt Bożego Narodzenia słyszymy
obietnicę proroka Izajasza: „Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany...
Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic" (Iz 9,5-6). Pokój bez granic
odpowiada naszym najgłębszym tęsknotom. Tęsknimy za pokojem, który nie byłby
związany ani z ograniczeniami naszej własnej psychiki, ani z granicami kraju. Pokój
Strona 52
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
powinien przekroczyć wszystkie granice i zapanować na całym świecie. Ewangelista
Łukasz przedstawił narodziny Jezusa jako przyjście prawdziwego Księcia Pokoju. W
przeciwieństwie do cesarza Augusta, który w Cesarstwie Rzymskim wprowadzał pokój
siłą, Biblia ukazuje nam zupełnie inną koncepcję pokoju: Jezus przynosi pokój całemu
światu poprzez bezbronność swojej miłości. Rezygnuje z wszelkich zewnętrznych oznak
władzy. Człowiek ufa miłości, która objawia się w bezbronnym Dziecięciu i rozświetla mrok
w stajni ubóstwa. Przy Jego narodzinach aniołowie śpiewają: „Chwała Bogu na
wysokościach, a na ziemi pokój ludziom, w których sobie upodobał" (Łk 2,14). Ten pokój
nie zamyka się w granicach Izraela czy Cesarstwa Rzymskiego. Jest udziałem wszystkich
ludzi, których Bóg sobie upodobał. Nie zna granic, gdyż pochodzi od Boga.
Wielcy obrońcy pokoju, tacy jak Mahatma Gandhi i Martin Lu-ther King, walczyli o niego
nie tylko w obrębie granic własnego kraju. Mieli na uwadze zawsze cały świat. Pokój, do
którego dążyli, miał obejmować wszystkich ludzi. Musimy dziś patrzeć z bólem, jak
narody, które głoszą hasła pokoju, nie osiągają go, gdyż najpierw myślą tylko o sobie i
sądzą - jak Rzymianie - iż mogą wywalczyć go jedynie zbrojnie. Pokój, o którym mówi
Jezus, „rozsadza" granice i otwiera je. Nie jest to pokój osiągnięty przemocą, ale pokój
pochodzący z serca i skierowany do wszystkich ludzi. Pokój Jezusa jest udziałem w
bezgranicznej miłości. O miłości mówi św. Paweł: „Miłość nigdy nie ustaje" (1 Kor 13,8).
Przezwycięża granice dzielące ludzi i narody, nie uznaje również granic w nas samych.
Żyć w harmonii z samym sobą
Zaraz na początku tych rozważań pojawia się pytanie, jak mamy osiągnąć pokój, który
bierze początek w naszym własnym sercu i przekracza granice ludzkich serc. W opisie
narodzin Jezusa św. Łukasz uświadamia nam, iż Boży pokój może urzeczywistnić się
także w nas. Tak jak Jezus zstępuje z tronu niebieskiego na ziemię, tak również my
musimy opuścić tron naszych zbyt wygórowanych ideałów i zejść na niziny tej ziemi. Pokój
nie może zostać narzucony z góry, musi zostać zaszczepiony - szczególnie w miejscach
niepokoju. Palestyna była wtedy krajem niespokojnym, podobnie jak dziś. Rzymianie
okupowali ten kraj, a lud czuł się uciskany. Walczący ludzie dokonywali ciągle aktów
sabotażu. W takich czasach przyszedł na świat Jezus. Bóg ma odwagę stać się
bezbronnym Dzieckiem. Nie przychodzi ze swoją mocą, lecz z bezbronnością miłości.
Pokój musi pochodzić z wnętrza, a nie od władzy zewnętrznej. Pokój powstanie tylko
wtedy, kiedy będziemy żyć w zgodzie i harmonii sami ze sobą. Tylko ten będzie
zadowolony z siebie, kto skoncentruje się na teraźniejszości, na danej chwili, kto uwolni
się od swoich pragnień i powie „tak" wszystkiemu, czym jest i co posiada.
Każdy odczuwa w sobie tęsknotę za pokojem. Jeśli będziemy wobec siebie szczerzy,
odkryjemy też obszary pełne niepokoju, miejsca, w których czujemy się rozdarci. Musimy
pozwolić, aby pokój przeniknął te objęte niepokojem obszary naszej duszy, wewnętrzny
chaos, duchowe zmagania i walki, które rozgrywają się we wnętrzu człowieka. Jeśli pokój
zapanuje we wszystkich obszarach naszego wnętrza, pokona również granice dzielące
nas od innych ludzi: granice między ubogimi i bogatymi, między Żydami i Grekami, między
mężczyznami i kobietami, między starszymi i młodszymi, granice między różnymi
kulturami i religiami. Nie będziemy więcej czuli potrzeby odgradzania się od inaczej
myślących. Będziemy życzyć im pokoju, który gości w naszych sercach.
Pokój ma wymiar duchowy oraz zasięg zarówno psychologiczny, społeczny, jak i
polityczny. Ewangelista Łukasz rozpoczyna opowiadanie historii Jezusa od okrzyku
aniołów przy Jego narodzeniu: „...a na ziemi pokój ludziom...". Kiedy Jezus krótko przed
swoją śmiercią wjeżdża uroczyście do Jerozolimy, tłum ludzi woła do Niego:
„Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na
Strona 53
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
wysokościach" (Łk 19,38). Przez narodzenie Jezusa na ziemię zstąpił Boży pokój. Przez
Jego śmierć na krzyżu wstąpił do nieba. Podczas swojego życia Jezus wprowadził pokój
we wszystkie obszary ludzkiej egzystencji - wszystko przeniknął swoim pokojem. Jezus
jest według Łukasza, jak już zostało podkreślone, Boskim Wędrowcem, który towarzyszy
nam w drodze i przekracza wszystkie ludzkie granice, granice między sprawiedliwymi i
grzesznymi, między mężczyznami i kobietami, między Żydami i poganami. Jako Boski
Wędrowiec Jezus przynosi nam w darze swój pokój. Poprzez Jego śmierć na krzyżu pokój
ten przenika największy ucisk i najgłębsze cierpienie, jakie może nas spotkać, cierpienie
śmierci. Teraz pokój panuje już nie tylko na ziemi, ale i w niebie. Również w naszym życiu
powinien on przeniknąć wszystkie obszary, wtedy stanie się pokojem bezgranicznym,
pokojem sięgającym nieba.
Pokój emanuje
Jeśli jakiś człowiek jest pełen pokoju, odczuwają to również inni ludzie z jego otoczenia.
Jest on bardziej promienny, a jego pokój pokonuje bariery dzielące ludzi i narody. Taki
człowiek jest jakby zaczynem, który wszystko przenika i przemienia. Potrzebujemy dzisiaj
ludzi, którzy zabiegają o pokój nie tylko dla swojej grupy społecznej, ale którzy są nim tak
napełnieni, iż jest on zdolny przeniknąć granice ludów i kultur, obdarzać wszystkich ludzi
swoją wewnętrzną mocą. Tacy ludzie są niezbędni - szczególnie w dzisiejszych czasach,
kiedy pod przykrywką haseł religijnych wybucha przemoc, a nowy konflikt kultur i religii
pociąga za sobą zgubne skutki. Wszyscy jesteśmy wezwani do rozwinięcia w sobie tej
wewnętrznej siły. Abyśmy byli zdolni do takiego bezgranicznego pokoju, musi on najpierw
przekroczyć granice w nas samych. Musi ogarnąć wszystkie obszary naszej duszy,
również te, które najchętniej byśmy zamknęli, ponieważ wydają nam się obce. Tylko
wtedy, kiedy obce w nas zostanie przeniknięte pokojem, zacznie on emanować z naszego
wnętrza i przenikać całe nasze otoczenie, wszystko na zewnątrz.
W czasach globalizacji czujemy, że nie wystarczy, gdy dwa sąsiednie narody żyją obok
siebie w zgodzie. Wszystkie narody muszą żyć w zgodzie. Politycy umiejący patrzeć z
szerszej perspektywy, zrozumieli, iż ponoszą odpowiedzialność za pokój na całym
świecie. Dlatego powinni się angażować, jeśli w obcych krajach wybuchają konflikty,
mogące doprowadzić do wojny domowej. Troska o stabilność w innych regionach jest
troską o pokój światowy, który pokonuje wszelkie granice. W naszym świecie, w którym
jest tyle powiązań i zależności, nie istnieją żadne „wyspy szczęśliwych".
Janne Haaland Matlary, była przewodnicząca Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Norwegii w latach 1997-2000, jest dla mnie przedstawicielką tych, którzy w pełni pojęli tę
ważną kwestię. Jako chrześcijański polityk, angażowała się bezustannie w sprawy
solidarności i sprawiedliwości w rejonach objętych wojną. Był to jej wkład w rozszerzanie
pokoju bez granic. Nie jest ona jedyną osobą działającą na rzecz pokoju. Takich ludzi jest
wielu. Wszyscy mający władzę i poczuwający się do odpowiedzialności, a szczególnie
politycy chrześcijańscy, mają za zadanie wykraczać poza interesy swoich krajów i
angażować się w sprawę pokoju na całym świecie połączonym tak wieloma
zależnościami. Wszyscy możemy mieć w tym swój udział, każdy według swoich
możliwości, każdy na swoim miejscu.
19. Ograniczyłeś dni mojego życia
O prawdziwej mądrości sędziwego wieku
Dokonać duchowego dzieła
Nasze życie ma swoje granice. Hiob zrozumiał, że Bóg ograniczył dni jego życia (Hi
Strona 54
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
10,20), a zrozumienie przemijania naszych dni jest według Biblii oznaką mądrości.
Widzimy nieraz, iż niektórzy starsi ludzie nie chcą dostrzec granicy swojej starości.
Nierzadko wiele już osiągnęli, ponieważ jednak nie potrafią zachować odpowiedniego
dystansu, niszczą swoje dzieło. Odnosi się to do polityków, którzy nie chcą słyszeć o
odejściu, ale również do psychoterapeutów, mistrzów duchowych, którzy nie czują, że
nadszedł już czas wyłączenia się. Nie chcą zrozumieć, że wiek jest granicą ich
działalności. Mądrzy ludzie w starszym wieku potrafią się wycofać.
C.G. Jung, będąc w starszym wieku, napisał list do kogoś, kto chciał go jeszcze
koniecznie odwiedzić: „Samotność jest dla mnie uzdrawiającym źródłem, które nadaje
sens mojemu życiu. Mówienie jest dla mnie nierzadko udręką, potrzebuję coraz częściej
milczenia, trwającego nieraz kilka dni, żeby oderwać się od marności słów. Mój czas już
mija i spoglądam wstecz, nie mogąc robić nic innego. Odchodzenie samo w sobie jest
wielką przygodą, ale nie tym, o czym chciałoby się wiele mówić. Pan spodziewa się
duchowej i intelektualnej wymiany, na którą nie mogę sobie pozwolić nawet z najbliższymi.
Reszta jest milczeniem! Zrozumienie tego staje się z każdym dniem wyraźniejsze. Znika
wszelka potrzeba wymiany myśli." Jung w starości nie był pod presją ogłaszania całemu
światu swojej mądrości. Miał poczucie spełnienia swojego dzieła. Teraz pozostało jeszcze
dzieło wewnętrzne, którym musi zająć się sam. Słowa Junga przypominają mi pewnego
starszego współbrata, który leżał już na łożu śmierci. Krewnych, którzy go odwiedzili,
odesłał szybko do domu. Pragnął spokoju. Ten ostatni krok chciał uczynić w milczeniu.
Ten, kto stracił poczucie granicy nakładanej mu w starości przez Boga, chce bez końca
komunikować się ze światem. Uważa, że świat potrzebuje koniecznie jego słów, że musi
jeszcze zmieniać i napełniać swoją mądrością istniejącą rzeczywistość. Oznaką mądrości
jest oderwanie się od siebie i swojej pozornej wiedzy, zaakceptowanie, iż milczenie może
teraz więcej uczynić, niż powtarzanie już tyle razy wypowiedzianych słów. Z szacunku
wobec dokonań tak wielkich osobistości nikt nie ma odwagi wypowiedzieć krytycznego
słowa.
Oderwanie i zaangażowanie
W Biblii jest mowa o różnych przypadkach. Słyszymy o ludziach, którzy na starość
wycofują się z działalności, ale też o takich, którzy dopiero w późniejszym wieku mają
szczególną misję do wypełnienia, jak na przykład Symeon i Anna. Symeon za
natchnieniem Ducha Świętego idzie do świątyni i w Dziecięciu Józefa i Maryi rozpoznaje
„światło na oświecenie pogan". Biorąc Dziecko na ręce, modli się: „Teraz, o Władco,
pozwól odejść słudze Twemu w pokoju" (Łk 2,29). Wie, że dzieło jego życia zostało już
ukończone. Jednak musiał wypowiedzieć te prorockie słowa, aby wskazać na zbawienie,
które Bóg przygotował przez to Dziecko. Anna ma już 84 lata. Przebywa ciągle w świątyni
i wielbi Boga. Nie jest przywiązana do swojej pracy, ale oddana modlitwie. Kiedy Maryja i
Józef wnoszą Dziecię do świątyni, podchodzi i wypowiada nad Nim prorocze słowa. Czuje
się przynaglona przez Ducha Świętego do tej wypowiedzi, mającej na celu objawienie
ludziom znaczenia tego Dziecka.
Bóg czasami zleca starszym ludziom jakieś szczególne zadanie, ale najczęściej pragnie
tych potrafiących oderwać się od siebie samych i swoich dzieł i gotowych zdać się
całkowicie na Jego wolę. Jeśli tacy mędrcy zabiorą głos, ich słowa będą wolne od chęci
zmieniania świata. Będzie to głos przeniknięty Słowem Boga i zabrzmi tylko w takim
momencie, w którym chciałby przemówić sam Bóg.
Jeśli starsi ludzie zaakceptują swoje ograniczenia związane z wiekiem, ich życie
przyniesie nowe owoce. Przecież jeśli ktoś w wieku 60 lat chciałby pracować w firmie tak,
jak w wieku 30 lat, poczuje szybko swoje ograniczenia. Inżynier (w wieku 58 lat) pracujący
Strona 55
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
na stanowisku kierowniczym chciał być zawsze najszybszy w grupie. Doprowadziło to do
zbytniego przeciążenia organizmu. Z powodu licznych nadgodzin zaczął cierpieć na
bezsenność. Musiał dopiero nauczyć się oderwania od pragnień młodości i pogodzenia
się ze swoimi ograniczeniami. Wkrótce odkrył, iż posiada inne zdolności, a mianowicie
jest w stanie wzbudzać w młodych ludziach pewność i zaufanie. Najważniejsza nie była
jego szybkość działania, ale doświadczenie życiowe i mądrość. Ta mądrość staje się
widoczna wtedy, kiedy ludzie zaakceptują i pogodzą się ze swoim czasowym
ograniczeniem.
Biblia mówi o Sarze i Elżbiecie, które w późnym wieku poczęły i urodziły dzieci. Również
jest to piękny przykład, że w późnym wieku pojawia się jeszcze coś, co nie jest naszym
dziełem, ale darem łaski Bożej. W Ewangelii św. Łukasza anioł Gabriel wyjaśnia Maryi
poczęcie przez starszą już Elżbietę: „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego" (Łk
1,37). Jeśli starsi ludzie zdadzą się całkowicie na Boga, może przydarzyć się im coś
wielkiego, a owoc wzrastający w nich może stać się błogosławieństwem dla wielu. Jest to
jednak zawsze łaska i działanie Boga, które pojawiają się wtedy, kiedy człowiek
zaakceptuje swoje ograniczenia i bezradność.
Indiańska legenda
Istnieje piękna legenda indiańska o dwóch starszych kobietach, uznanych za osoby
niepotrzebne, które należy utrzymywać. Zostały one porzucone w czasie wędrówki przez
szczep Nomadów, aby umarły w samotności. Obie kobiety czują się głęboko zranione.
Wkrótce potem jedna z nich rzekła: „Skarżymy się, nie jesteśmy zadowolone. Mówimy
tylko o tym, że nie ma nic do jedzenia, że kiedyś było tak dobrze, chociaż w
rzeczywistości nie było o wiele lepiej. Uważamy, że już jesteśmy tak bardzo stare. Kiedy
przez tyle lat przekonywałyśmy młodych ludzi, że jesteśmy bezradne, oni uwierzyli, iż nie
jesteśmy już potrzebne na tym świecie." Kobiety nie poddają się. Walczą o przeżycie.
Znajdują odwagę i siłę, aby przeżyć. Aż pewnego razu przyczyniają się do uratowania
swojego szczepu. Znajdują same tyle ryb i zabijają tyle królików, że są w stanie przeżyć, a
nawet robią zapasy z suszonych ryb i mięsa. Ich szczep popada w międzyczasie w wielką
biedę. W przypływie zwątpienia, z wielkimi wyrzutami sumienia przywódca wysyła
posłańców, aby odszukali obie starsze kobiety. Ci odnajdują je w nienajgorszym stanie.
Kobiety zachowują na początku dystans, gdyż czują się bardzo zranione. Chciałyby też
sprawdzić, jak bardzo szczepowi na nich zależy. Posłańcy odpowiadają za kobiety swoim
życiem. One ulegają w końcu prośbom i dzielą się ze szczepem swoimi zapasami. Szczep
ma jednak mieszkać w pewnej odległości od nich. Dopiero z czasem przyjmują odwiedziny
gości. I nagle rodzi się nowa wspólnota. Staruszki uratowały życie członkom szczepu nie
tylko poprzez swoje zapasy, ale dzięki własnej woli przetrwania i mądrością nauczyły
młodych prawidłowego traktowania ludzi starszych i słabszych. Obie staruszki, które
wcześniej z takim bólem uskarżały się na niedogodności życia, rozwinęły niespodziewane
zdolności i siłę. Jest to piękny przykład starszych, którzy zapominają o swoim bólu i
odkrywają w sobie nowe możliwości, dla wielu innych osób w podeszłym wieku.
Nowe możliwości
Mój były mistrz nowicjatu, ojciec Augustyn, który był dla mnie uosobieniem mądrości,
powiedział mi kiedyś, że nigdy nie pomyślałby, iż starość może być taka trudna. Patrząc z
zewnątrz, miałem zawsze wrażenie, że jego starość jest udana. Z pewnością wiele siły
kosztowało go wycofanie się, zaakceptowanie dolegliwości i cierpliwe ich znoszenie.
Przyjęcie ograniczeń starości, oznacza zaakceptowanie cierpienia. Jako organista ojciec
Augustyn cierpiał z tego powodu, iż jego palce nie były już tak sprawne, jakby sobie tego
Strona 56
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
życzył. Często po obiedzie, kiedy sądził, że kościół jest pusty, siadał do organów i
zaczynał improwizować. Zawsze też znaleźli się ludzie zachwyceni jego grą. Z jego
muzyki emanowała cisza, spokój, mądrość, tęsknota i miłość. Ta nowa jakość gry stała się
możliwa dzięki zaakceptowaniu własnych ograniczeń. Jego gra stawała się dla niejednego
słuchacza błogosławieństwem.
Państwo ustanowiło wiek emerytalny. W 65 roku życia jest się zmuszonym do
zakończenia pracy zawodowej. Niektórzy cieszą się z emerytury, gdyż wówczas mogą
mieć więcej czasu dla siebie. Nie wszyscy jednak potrafią dobrze przyjąć tę sytuację i
cierpią na „szok emerytalny". Nie są już ważni, nie mają nic do powiedzenia. Pewien
profesor uniwersytecki opowiadał mi, jak trudno było mu zaakceptować, że już nie ma
sekretarki, która spisywała wszystkie jego prelekcje naukowe i wykłady. Niektórzy zaś po
przejściu na emeryturę wpadają w depresję lub uciekają w nadmierną aktywność. W
klasztorze nie mamy wieku emerytalnego. Starsi bracia mogą pracować tak długo, jak
zechcą. Ma to wiele zalet, ale niesie też ze sobą niebezpieczeństwa. Niektórzy nie
potrafią oderwać się od swoich zadań. Zarówno w klasztorze, jak i poza nim wielką sztuką
jest przyjęcie granicy wieku ze spokojem. Obecnie, kiedy ludzie są coraz starsi, byłoby
dobrze, gdyby nauczyli się tej sztuki.
20. Granica śmierci
O pokoju w skończoności
Drogi ucieczki powodowane strachem
Człowiek w swoim życiu stanie kiedyś przed granicą śmierci. Oznaką mądrości będzie
zaakceptowanie jej. Nawet psalmista modli się: „O Panie, mój kres pozwól mi poznać i
jaka jest miara dni moich, bym wiedział, jak jestem znikomy" (Ps 39,5). Heinrich Fries
nazwał śmierć najbardziej ekstremalną formą doświadczenia granicy. Filozof Karl Jaspers
mówi o doświadczeniach granicznych, które należą do ludzkiej egzystencji, którym
musimy stawić czoła; zaliczamy do nich: cierpienie, walkę, grzech i śmierć. Tylko wtedy
człowiek wzniesie swoje życie na „duchowy, zasadniczy poziom egzystencji", wprowadzi
je w transcendencję, która pozwoli mu żyć naprawdę. Życie będzie pełne dopiero wtedy,
kiedy człowiek zaakceptuje i nie będzie wypierał ze swojej świadomości granicy śmierci.
Amerykański psycholog Irwin Yalom ukazał poprzez swoją psychoterapię egzystencjalną,
iż dla procesu terapeutycznego konieczne jest, aby człowiek „rozprawił się" ze strachem
przed śmiercią. Yalom krytykuje psychoanalizę Zygmunta Freuda właśnie z tego powodu,
że nigdy nie zajęła się tą tematyką. Twierdzi on, że człowiek będzie w stanie tylko
wówczas uzdrowić swoje neurotyczne postawy życiowe, kiedy będzie zajmował się
śmiercią i pogodzi się z nią. Psycholog wskazuje na istnienie dwóch sposobów ucieczki
od strachu przed śmiercią i tym samym swoją ograniczonością.
Może to być próba bycia kimś szczególnym. Człowiek stara się myśleć, że jest
szczególnie uzdolniony i wszelkie zasady oraz ograniczenia nie odnoszą się do niego,
tylko do innych. Ludzie, którzy tak żyją, tworzą sobie iluzje, aby zejść z drogi granicy
stawianej przez śmierć.
Druga możliwość ucieczki to przylgnięcie do „wielkiego ratownika". Może nim być
terapeuta, mąż lub żona czy jakiś duchowy przewodnik. Uwielbia się jakiegoś człowieka i
próbuje się przebywać ciągle w jego pobliżu. Oczekuje się ostatecznie jego udziału w
przezwyciężeniu śmierci. Na przewodnika przenosi się nadzieję własnej nieśmiertelności.
Nie dostrzega się jego granic, błędów i ludzkiej słabości, lecz go prawie ubóstwia. Ucieka
się przez to przed koniecznym krokiem: przed spotkaniem z własną śmiercią i własną
ograniczonością. Jeśli tacy ludzie, którzy w cieniu przewodnika nie uznali swojej
Strona 57
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
ograniczoności, zostaną rozczarowani i jeśli doświadczą opuszczenia, będzie im jeszcze
trudniej pogodzić się z własnym ograniczeniem.
Zaproszenie do życia
Czy życie człowieka można będzie uznać za udane, to zależy od jego sposobu
traktowania ostatniej granicy. Mój stosunek do tej ostatniej granicy będzie uzależniony od
tego, czego oczekuję po drugiej stronie życia. Jeśli ktoś wierzy, że po śmierci nie ma już
niczego, będzie starał się wypierać myśl o śmierci i traktować umieranie jako los, który
spotyka tylko innych. He-inrich Fries sformułował to w następujący sposób: „Można
protestować przeciw granicy, wzbraniać się przed nią, ale zawsze doświadczy się
daremności tych poczynań. Z tego wyłania się postawa traktująca życie jako absurd, jako
przekleństwo i bezsens, jako bezwartościową namiętność." Postawa chrześcijańska
polega na uznaniu granicy śmierci i zarazem na wierze w to, iż dla Boga owa granica nie
istnieje. Wiara chrześcijańska mówi: Bóg oczekuje nas z miłością po drugiej stronie życia.
Jezus Chrystus przez swoje zmartwychwstanie przezwyciężył granicę śmierci. Słowa
miłości, wypowiedziane przez Niego na ziemi, będą towarzyszyły nam w godzinie śmierci.
Kto wierzy w Boga i życie wieczne, ten wszelkie ograniczenia doświadczane na ziemi
będzie traktował jako zapowiedź przekroczenia granicy śmierci poprzez
zmartwychwstanie. Dla człowieka wierzącego śmierć nie jest przekleństwem losu, lecz -
jak mówi Heinrich Fries - „bramą prowadzącą do wolności i będącą uwieńczeniem życia,
które nie zna już śmierci."
Jezus w swojej mowie pożegnalnej stwierdza, że idzie na śmierć, aby przygotować nam
miejsce (J 14,2). Przekracza granicę śmierci i idzie do Boga, aby u Niego przygotować
nam mieszkanie. W czasie Eucharystii wierni świętują uobecnienie, a zarazem pamiątkę
pokonania przez Jezusa granicy śmierci. Została usunięta granica między niebem i
ziemią, między życiem i śmiercią - możemy skierować nasz wzrok ponad nią. To
spojrzenie nie jest zatarciem granicy śmierci czy ucieczką przed dostrzeganiem jej, lecz
ma nam dodać odwagi, abyśmy zaakceptowali granicę naszej śmierci. Tylko wtedy
zaakceptujemy granicę śmieci, jeśli uwierzymy, iż jest w nas coś, czego ta granica nie
dotyczy. Tym czymś jest w nas miłość. Gabriel Marcel zdefiniował miłość następująco:
„Kochać człowieka to powiedzieć mu: 'Ty nie umrzesz!'" Miłość przekracza granicę
śmierci, ale równocześnie ją akceptuje.
Granica śmierci zachęca nas do zaakceptowania naszej ludzkiej ograniczoności i
jednocześnie nieograniczoności, którą obdarzył nas Bóg. Trzeba nauczyć się żyć z tym
napięciem. Dopiero wtedy będziemy w stanie przyjąć granicę śmierci. Stanie się ona
zachętą, aby żyć świadomie i intensywnie tu i teraz i rozkoszować się przedsmakiem pełni
życia. Nie muszę umieszczać wszystkiego w tym ograniczonym czasie. Dla niektórych
granica śmierci jest powodem nakładania na siebie zbyt dużej ilości obowiązków. Ciągły
się pośpiech, w który wpadają, jest protestem przeciw granicy nakładanej im przez śmierć.
Sądzą, iż muszą jak najwięcej dokonać, przeżyć i rozwinąć jak najwięcej zdolności. Ta
presja dokonań sprzeciwia się zaakceptowaniu naszej ograniczoności. Jeśli zgodzę się
na nią, wtedy będę wdzięczny za każdą chwilę i zacznę przeżywać ją w całej pełni. W tym
krótkim czasie, na którym skoncentruję całą swą uwagę, będę miał udział we wszystkim.
W tym ograniczonym czasie doświadczę nieograniczoności wieczności. Pozostanę
człowiekiem ograniczonym przez śmierć i w ograniczeniu doświadczę jednocześnie
boskiego przezwyciężenia wszelkich granic.
21. Przejść ze śmierci do życia
O życiu w pełni
Strona 58
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
Życie wieczne - teraz
Śmierć j est kwestią dotykaj ącą nas nie tylko przy końcu naszego ziemskiego życia.
Ewangelista Jan dostrzega w swojej Ewangelii jeszcze inną granicę, którą musimy
przekroczyć. Nie jest to granica naszej śmierci fizycznej, która spotyka każdego przy
końcu jego życia. Przecież wszyscy są tu w zasięgu śmierci. Prawdziwe życie oznacza
według Jana życie wiarą. Wiara jest dla Jana wykraczaniem poza zasięg śmierci i
wchodzeniem w obręb życia. Kto wierzy, ten „ze śmierci przeszedł do życia" (J 5,24).
Parafrazując słowa Jana, można by powiedzieć: „Przeniósł się ze śmierci do życia".
Można to porównać jakby do zmiany mieszkania. Śmierć jest jak mieszkanie, z którego
człowiek nie może wyjść. Obszar śmierci jest naznaczony ślepotą, powierzchownością,
brakiem orientacji, bezsensem, pustką i wyobcowaniem. Widzimy tylko powierzchnię
rzeczywistości. Zadowalamy się światem i jego miarą sukcesu i uznania, wsparcia i
potwierdzenia. Kto wierzy, ten widzi świat takim, jaki jest naprawdę. Umie spojrzeć pod
powierzchnię rzeczywistości. Wiara jest dla Jana przekraczaniem granicy. Kto wierzy, ten
przekracza to, co widzialne, dostrzega sedno rzeczy. Widzi je jako wyraz stwórczej miłości
Boga i w sobie samym dostrzega życie Boże. Konfrontuje się z własnym wnętrzem i tam
znajduje Boga, który do niego mówi i otwiera mu oczy na tajemnicę miłości, która go
przenika. Słuchanie i wiara są dwoma sposobami przejścia z wyobcowania do
prawdziwego życia, z bezsensu w sens, z ciemności do światła. Przez wiarę i słuchanie
człowiek jest zdolny zrozumieć samego siebie. Słuchanie słów Jezusa uzdrawia go i
oczyszcza, tak że nie będzie potrzebował już sądu. Już teraz przeszedł ze śmierci do
życia. Na tym polega według Jana życie wieczne. Wierzący posiada już tutaj życie
wieczne, gdyż ma w sobie życie Boże.
Życie wieczne nie oznacza dla Jana w pierwszym rzędzie życia po śmierci, ale
odpowiednią jakość życia. Jest to życie skrywające w sobie wieczny boski pierwiastek.
Ponieważ śmierć nie ma żadnej władzy nad boskim życiem, życie wieczne przetrwa
śmierć. Nie jest ono poddane granicy śmierci i czasu. Życie wieczne nie posiada czasu
trwania, lecz jest życiem w każdym momencie, życiem w pełni.
O sensie rytuałów
We wszystkich religiach występują rytuały związane z przejściem w kolejny etap życia.
Mają one za zadanie pomóc człowiekowi przekroczyć w życiu określoną granicę. W
czasie tych rytuałów zwraca się uwagę na to, co Jezus obiecał uczniom, a mianowicie, że
przez wiarę już teraz przeszli ze śmierci do życia. Przejście napawa nas strachem,
ponieważ nie wiemy, co nas czeka po drugiej stronie. Rytuały mają na celu przezwyciężyć
ten strach. Ważne rytuały towarzyszą narodzinom człowieka, jego dorastaniu, zawieraniu
małżeństwa, chorobie i śmierci. Na początku każdej drogi człowiek przekracza jakąś
granicę. Jest to granica nie tylko czasowa, ale też wewnętrzna. Przekraczając granicę
czasową, wchodzimy w inny obszar, który przez pryzmat rytuałów jest widziany jako
miejsce wewnętrzne. Rytuały mają nam pomóc wyjść z ciasnego obszaru i wejść w
bezgraniczną przestrzeń Boga. Rytuał pomaga nam przejść z obszaru śmierci do domu
życia. Uczymy się ostatecznego przejścia ze śmierci, gdzie czeka na nas fizyczne
obumieranie, do życia. Poprzez śmierć przekraczamy ostatecznie próg życia wiecznego,
życia Bożego. Już na zawsze będziemy mieszkać w domu życia i miłości.
Indywiduacja i mistyka
W osobie Jezusa Chrystusa Bóg przeniknął naszą ludzką naturę swoim boskim życiem.
Przekroczył dzielącą Go od nas granicę i zjednoczył się z nami. Jan w swojej Ewangelii
Strona 59
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
odpowiedział na tęsknotę ludzi za zjednoczeniem. W dzisiejszych czasach wzrosła
tęsknota za zjednoczeniem się z Bogiem na drodze mistycznego doświadczenia i
przekroczeniem wszelkich granic. Pojawia się jednak niebezpieczeństwo, iż w tym zaniku
granic stracimy swoją własną tożsamość. Według C.G. Junga zespolenie jako
rozpłynięcie się własnej indywidualności jest cofnięciem się wparticipation mystique, jaką
znano u początków dziejów. Tam nie ma już różnicy między podmiotem a przedmiotem.
Według Junga zadaniem terapii jest rozwiązanie participation mystique, przezwyciężenie
symbiozy, aby człowiek mógł stać się całkowicie sobą. Jung nazywa to procesem
„indywiduacji". Jest ona, jak ustaliła Verena Kast, „procesem mającym za cel rozwój
indywidualnej osobowości". Tęsknota za zespoleniem jest więc cofnięciem się, regresją,
ucieczką do matki, z którą jest się symbiotycznie związanym. Mistyka chrześcijańska
utrzymywała zawsze, iż przy wszelkim zjednoczeniu człowiek zachowuje swoją
tożsamość. Wspomina ona nawet o śmierci własnego „ja", ale ma na myśli oderwanie się
od swojego „ego", rezygnację z egocentrycznego zawłaszczania Boga dla siebie. Śmierć
„ego" oznacza zanurzenie się w Bogu, ogołocenie, żeby Bóg mógł się w nas
urzeczywistniać. Spotkanie z „Ty" Boga wymaga, żebym zrezygnował z ciasnoty własnego
„ja", aby stać się jedno z tak innym ode mnie Bogiem. W tym zjednoczeniu pozostaje
dwoistość „ja" i „Ty". W zjednoczeniu z Bogiem odbywa się to, co Martin Buber nazwał
tajemnicą prawdziwego spotkania: „Staję się sobą przy Tobie". Znajduję swoje prawdziwe
„ja" dopiero wtedy, kiedy opuszczę swoje ciasne „ego" i wejdę w zupełnie inne „Ty" Boga.
Verena Kast uważa, iż przeżycia mistyczne św. Teresy z Avila były doświadczeniem
zjednoczenia z Bogiem. Nie przeszkodziły jej jednak w działalności i zaangażowaniu w
świecie. To uwalnia Teresę od zarzutu, że „jest tylko symbiotyczna i zatraciła swoją
indywidualność". Według Vereny Kast ważne jest, abyśmy w mistycznym zjednoczeniu z
Bogiem dostrzegali jednocześnie dzielącą nas od Niego granicę. W przeciwnym razie
dojdzie do niezdrowego zespolenia się i ostatecznie do zaniku osoby. To nie będzie
żadna indywiduacja, własny rozwój, ale samounicestwienie. Jeśli w zjednoczeniu z
Bogiem nie zapomnę o dzielącej nas granicy, wtedy doświadczenie jedności będzie dużą
pomocą na drodze prowadzącej do mojego własnego „ja".
Sobór Chalcedoński przedstawi! bardzo jasno a zarazem genialnie definicję tego, co
dzieje się podczas zjednoczenia z Bogiem. Sobór mówi o wcieleniu Boga w osobie
Jezusa Chrystusa. Jezus jest prawdziwym człowiekiem i prawdziwym Bogiem. To, co
boskie, zostało zawarte w tym, co ludzkie, ale jedno z drugim nie zmieszało się. Człowiek
nie unicestwia się w Bogu, ani Bóg w człowieku. Człowiek staje się jedno z Bogiem, ale
pozostaje sobą, nadal doświadcza swojej kruchości i słabości. Zjednoczenie mistyczne
nie staje się regresją, lecz dopełnieniem naszego człowieczeństwa. Jeśli stajemy się
jedno z Bogiem, jeśli życia Bożego nie można już oddzielić od naszego, ale nie miesza
się ono z naszym, wtedy docieramy do naszego własnego „ja", jednoczymy się z
pierwotnym i prawdziwym obrazem Boga w nas samych. Granica między nami a Bogiem
pozostaje, nawet jeśli dochodzi do zjednoczenia.
Osobista relacja
Granica między Bogiem a człowiekiem jest warunkiem prawdziwej relacji. Jest to relacja
miłości, relacja bardzo osobista. Tam, gdzie ta relacja zostaje rozwiązana, gdzie człowiek
zanurza się w Bogu jak fala w morzu, tam nie ma już żadnej winy, ponieważ nie ma osoby,
która mogłaby grzeszyć. Grzech jest już tylko iluzją. Dla niektórych jest to fascynujące,
ponieważ bardzo ubolewają, iż w chrześcijaństwie mówi się o winie i grzechu. Chcieliby
przekroczyć wąską granicę grzechu, ale przez to uniemożliwiają ostatecznie osiąganie
coraz pełniejszej świadomości i zacierają swoje granice. Taka mistyka jedności traci
Strona 60
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
wyczucie ludzkich granic. Kto jednak nie akceptuje granic, narusza je de facto, nie
zauważając tego. O kimś, kto czuje się zraniony, mówi się później, iż jest nieoświecony, a
jego zranienie jest czystym wymysłem. W prawdziwym zjednoczeniu nie może być
żadnych zranień. Przekonałem się wystarczająco często, że ludzie mówiący o jedności,
nie mieli wyczucia dla granic innych osób wokół siebie. Jeśli inni nie podzielali tego
poczucia jedności, byli natychmiast porzucani. A ten, kto zranił, czuł się niewinny. Pewien
duchowy guru powiedział kobiecie: „Jest pani sama odpowiedzialna za swoje cierpienie.
Sama sprawia sobie pani ból." Zraniło ją takietwierdzenie bardzo głęboko. Oczywiście są
ludzie, którzy zwiększają swoje cierpienie poprzez tworzenie sobie iluzji o życiu
pozbawionym cierpień. Istnieje „wzmacnianie" własnego cierpienia
I przez wyobraźnię. Jednak ta kobieta doświadczyła w swoim życiu naprawdę wiele zła ze
strony innych osób. Zamiast wsłuchać się w jej historię, przewodnik duchowy stworzył
sobie gotową teorię o jej cierpieniu, które rzekomo nie istnieje w rzeczywistości, ale
jedynie w jej fantazji. Jest to wygodna i niesprawiedliwa teoria, w której brak jest wyczucia
ludzkich relacji, istnieje nieczułość na innych oraz ich realne cierpienie. Jeśli ktoś
argumentuje, że krzyk cierpiącego świadczy tylko o tym, iż nie jest on człowiekiem
uduchowionym, ten „obwarowuje się" w rzeczywistości koncepcją jedności i nie dopuszcza
do siebie drugiego człowieka.
Nieuznawanie grzeszności człowieka i „rozpływanie się" w jedności z Bogiem jest
wygodne. Stanowi jednak niebezpieczny krok w regresję, w stronę nieświadomości -
przeciwieństwo indywidualizacji Junga. Prawdziwa „mistyka zjednoczenia" w rozumieniu
Ewagriusza z Pontu i Mistrza Eckharta zważa zawsze na ludzkie granice. Mistycy
chrześcijańscy nie ukrywają grzeszności, ale widzą w niej nawet znak godności człowieka.
Ponieważ człowiek może wybierać między światłem i ciemnością, między życiem i
śmiercią, może popełnić grzech. Grzech wskazuje zawsze na wolność osoby ludzkiej.
Właśnie bycie człowiekiem stanowi godność.
Ostatnie przekroczenie granicy
Przejście ze śmierci do życia stanowi dla Jana przejście z naszej ludzkiej egzystencji,
która definiuje się poprzez świat i jego miarę, w świat Boga, w świat, w którym patrzymy
na siebie z duchowej perspektywy, jesteśmy przeniknięci miłością, przyjęci przez Boga
bezwarunkowo oraz napełnieni życiem Boga. Największą granicą, którą człowiek musi
pokonać, jest granica prowadząca do Boga. Kto przejdzie przez tę granicę, ten znajdzie
prawdziwe życie. Możemy ją przekroczyć, ponieważ Bóg przekroczył ją dla nas poprzez
swoje człowieczeństwo. Nie możemy jednak dokonać tego świadomie. To musi się
dokonać samo, jest zawsze darem i łaską. Możemy przygotować się do tego tylko przez
modlitwę i kontemplację. Możemy próbować wykraczać poza ten świat przez wiarę. Ale
nie możemy wyjaśnić, w jaki sposób znajdziemy się nagle po drugiej stronie tej granicy i
zjednoczymy z Bogiem. To jest cudem Jego łaski, wyzwaniem przekraczającym nas
samych, ekstazą miłości, gdyż opuszczamy nasze „ego" i rzucamy się w objęcia Boga.
Wtedy odnajdziemy się w Nim, będziemy z Nim nierozdzielnie zjednoczeni, lecz nie
zmieszani.
Zakończenie
Pisząc o granicach, sami doświadczaliśmy często naszych własnych ograniczeń. Ciągle
czuliśmy, jak trudno jest zachować prawidłowy dystans nie w sposób zimny i szorstki, lecz
pozostając w dobrej relacji z tymi, którym wyznaczamy jakąś granicę. Zobaczyliśmy
Strona 61
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
również, jak często ludzie próbują naruszyć nasze granice. Potrzeba dużej konsekwencji i
wewnętrznego pokoju, aby nie dać się przez to zbić z tropu czy zdenerwować.
W czasie wymiany doświadczeń na temat granic i tego, jak ludzie traktują tę sprawę,
stwierdziliśmy, że kobiety i mężczyźni również pod tym względem bardzo różnią się od
siebie. Mężczyźni, którzy czują się zranieni w swoich granicach, wycofują się i zamykają w
sobie. Chcą sami się ze wszystkim uporać. Pozostają w swoim świecie milczenia lub
pracy, aż rana się zagoi. Kobiety zaś mają potrzebę wypowiedzenia swoich doświadczeń i
zranień. Chciałyby wyjaśnić sytuację poprzez komunikację. Ostatecznie jednak każdy
człowiek - kobieta czy mężczyzna - ma odmienny sposób ustanawiania i szanowania
granic oraz reagowania na zranienia. Aby wzajemne relacje były udane, potrzeba
naszego szacunku wobec cudzej odmienności i posiadania ograniczeń. Wróćmy do
wspomnianych na początku słów Romaina Rollanda: „Powinniśmy własne i cudze
ograniczenia nie tylko szanować, ale nawet kochać. To jest klucz do udanego życia, klucz
do szczęścia".
Również po napisaniu tej książki nie mamy żadnej gwarancji, iż uda się nam zawsze
zachowywać dystans. Czujemy, że wraz z wiekiem musimy nauczyć się innego
postępowania z ograniczeniami. Granice stają się węższe. Naszym zadaniem jest ciągłe
odkrywanie i ochrona tych granic. Ważne jest również rozwinięcie w sobie wyczucia
granic innych ludzi oraz respektowanie ich. Nie możemy swoich granic uważać za normę
obowiązującą także innych. Każdy ma swoje własne granice i sposób podchodzenia do
nich. Nie mamy prawa tego osądzać.
Zajmując się tematem granic, uświadomiliśmy sobie, że jest on poruszany i bardzo
widoczny w Biblii i bajkach. Aby życie ludzkie było udane, konieczne jest prawidłowe
traktowanie granic. Te stare teksty wciąż nam uświadamiają, iż szanowanie granic jest
warunkiem udanych i owocnych relacji. Relacje będą wtedy prawidłowe, jeżeli będę
szanował granice swoje i innych, a jednocześnie je rozszerzał. Relacje karmią się
respektowaniem i przekraczaniem granic. Jeśli zatrzymam się przed swoją granicą, będę
mógł patrzeć na innych tylko z przodu, jeśli jednak za szybko przeskoczę granicę własną i
drugiego człowieka, zamiast prawdziwego spotkania z nim dojdzie do zawłaszczania lub
zbyt szybkiego zespolenia. Prawdziwe spotkanie odbywa się zawsze na granicy. Będę
potrafił zaakceptować drugiego jako „ty" w jego odmienności, jeśli uszanuję jego granicę.
Jednocześnie w prawdziwym spotkaniu pojawia się zawsze wychodzenie poza granice.
Coś ode mnie przepływa do drugiej osoby i odwrotnie. Ponad granicami odbywa się jakaś
wymiana. Jednak wymiana zakłada granice; bez granic wszystko się zlewa, nie ma jasnej
wymiany. Wszystko rozpływa się w nieokreślonej mieszaninie emocjonalnej.
Relacja między przyjaciółmi i małżonkami będzie udana tylko wtedy, jeśli obie strony
znajdą odpowiednie proporcje bliskości i dystansu, ustanawiania granic i wykraczania
poza nie. Prawidłowe traktowanie własnych i cudzych granic jest warunkiem przetrwania
relacji partnerskich. Szanowanie i przekraczanie granic jest zawsze wędrówką po
krawędzi. Zbyt duży dystans spowoduje wyschnięcie relacji, zbyt mały zaś doprowadzi do
„przyklejania się" do drugiej osoby, co sparaliżuje żywą relację. Prawidłowe traktowanie
granic jest sztuką. Tej sztuki zachowania równowagi musimy się uczyć przez całe życie.
Nie można nigdy powiedzieć, że już się tę sztukę opanowało. Trzeba ciągle regulować
stosunek zachowania granicy do jej przekraczania, zależnie od wieku, jak i wewnętrznych
i zewnętrznych predyspozycji partnerów.
Również stosunek między Bogiem a człowiekiem jest uzależniony od prawidłowego
traktowania granic. Człowiek tęskni za jednością z Bogiem. Istnieje jednak
niebezpieczeństwo, iż za bardzo pogrąży się w tej tęsknocie i zniszczy swoją tożsamość.
Klasyczna forma bycia „nierozdzielnym, ale nie zmieszanym" wskazuje drogę,
Strona 62
Anselm Grün OSB - Ustalać granice - szanować granice
prowadzącą do zjednoczenia z Bogiem, takiego zjednoczenia, które jednocześnie szanuje
i zachowuje granicę między Bogiem a człowiekiem. Najwyższa godność człowieka - jak
mówili dawni mnisi - polega na zjednoczeniu z Bogiem podczas modlitwy, aby jednak być
z Nim jednością, muszę przekroczyć granice mojego własnego „ego". Muszę zdobyć się
na dystans do siebie, abym nie pragnął zawłaszczać Boga i wpychać Go w swoje wąskie
„ego". Jednocześnie nie mogę rozpłynąć się w Bogu, bo jedność stanie się regresją,
skazaną na niepowodzenie próbą powrotu do jedności w łonie matki. Prawdziwe
zjednoczenie przeskakuje granicę między Bogiem a człowiekiem i jednocześnie ją
zachowuje. Również w zjednoczeniu Bóg pozostaje Bogiem, a człowiek człowiekiem.
Mądrość człowieka polega na akceptacji tej granicy między Bogiem a człowiekiem.
„Podstawą wiedzy jest bojaźń Pańska" (Prz 1,7). Mieć bojaźń Pańską, to być dotkniętym
przez Boga, przez Boga będącego Kimś innym, niepojętą tajemnicą, z głębi której zwraca
się do mnie drugie „Ty", aby wyjść mi na spotkanie i zjednoczyć się ze mną.
Temat granic dotyka więc wszystkich obszarów naszego życia: naszej pracy, stosunku do
siebie samych, naszych relacji z innymi i życia duchowego. Na tych wszystkich
płaszczyznach ważne jest ustanawianie i szanowanie granic. Życzymy wszystkim
czytelnikom znalezienia właściwej miary w ustanawianiu granic, w przekraczaniu ich oraz
szanowaniu, aby wszelkie relacje układały się zawsze pomyślnie, a życie było coraz
szczęśliwsze.
Strona 63