Najwyzszy Czas 14 2011

background image

I

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Rok XXII

Nr 14 (1089)

2 kwietnia 2011

Cena 5 zł

Rok XXII

Nr 14 (1089)

2 kwietnia 2011

Cena 5 zł

w tym 8% VAT

w tym 8% VAT

www.nczas.com

Putin
kontra
Miedwiediew

Putin
kontra
Miedwiediew

Tajemnice

drogiego

cukru

Tajemnice

drogiego

cukru

Kongres prawicy już

za dwa tygodnie

Kongres prawicy już

za dwa tygodnie

INDEKS 366692 ISSN 0867-0366

background image

II

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Za wszelkie pomyłki przepraszamy, prosimy
o wyrozumiałość i nadsyłanie nam informacji
o dostrzeżonych błędach.

LISTY

Palikot, czyli mniej niż pajac
W relacji ze spotkania z p.Palikotem

(„Mordowanie jak wyrób kiełbasy”,
„NCz!” nr 13) panowie Gładysz i Stel-
mach nazwali go komikiem. Otóż jest to
spore nadużycie, bowiem sztuka komedio-
wa jest chyba jedną z najtrudniejszych.
Wystarczy przypomnieć sobie role choćby
śp. Ireny Kwiatkowskiej, której talentu i
warsztatu wywodzącego się z ciężkiej pra-
cy będzie nam coraz bardziej brakować.
Kilka lat temu temat porównań podjął rów-
nież w jednej ze swoich piosenek kabaret
Elita. Chodziło w niej o to, by nie nazywać
Sejmu kabaretem, bo to obraźliwe dla…
kabaretu. Krótko pisząc: Palikot to nie ko-
mik! To zwykły pajac – i to małą literą.

PS Właśnie sobie uświadomiłem, że

mogą się odezwać producenci i kolekcjo-
nerzy pajaców z… protestami przeciwko
takiemu porównaniu :-)

Dariusz Siedlecki

Od Redakcji: I pomyśleć, że sympaty-

cy p.Palikota (również kilku Czytelników
„NCz!”, od których dostaliśmy listy) kie-
dyś widzieli w nim nowego Stańczyka...
W kontekście prawdziwej diwy polskich
komedii, śp. Ireny Kwiatkowskiej, warto
przypomnieć wywiad, którego udzieli-
ła „Gazecie Wyborczej” (dodatek „Duży
Format”, http://tiny.pl/hd1x2). Za życia
urzekała talentem. U jego kresu swoim głę-
bokim realizmem, pogodzeniem z losem
oraz... sympatią dla Radia Maryja zasko-
czyła nawet dziennikarzy Agory!

Partia Wolności
Bardzo się cieszę, że podejmowane są

próby zorganizowania wspólnej platfor-
my wyborczej partii prawicowych. Mam
jednak zastrzeżenie w stosunku do nazwy,
którą proponuje Pan Tomasz Sommer, a
mianowicie Narodowa Platforma Prawi-
cy
. Już samo użycie słowa „platforma” źle
się kojarzy. Poza tym słowom „prawica”
i „narodowy” 20 lat prania mózgów i no-
womowy nadało zupełnie inny wydźwięk.
Bądźmy dyplomatami, bo zależy nam na
wyborcach i na jak największej liczbie zwo-
lenników (szczególnie młodzieży). Gra słów
ma znaczenie. Chciałabym zaproponować
inną nazwę – może „Partie Wolności”. Na-
zwa krótka, słowo „wolność” wpisuje się w
program takich partii jak UPR, WiP (umiło-
wanie wolności w każdym aspekcie).

Dorota Palimeris

Od Redakcji: Narodowa Platforma

Prawicy to wciąż jeszcze nazwa robocza.
Prawdopodobnie propozycje nazwy będzie
można zgłaszać na konwencie (16 kwiet-
nia, godz. 11.00, Pałac Kultury i Nauki w
Warszawie). Nazwa Partia Wolności może
być już zarejestrowana. Pod takim szyl-

dem startował m.in. Kornel Morawiecki
w wyborach parlamentarnych w 1991 roku
(z programem m.in. ograniczenia zasiłków
dla bezrobotnych, ale i wprowadzenia płat-
nych robót publicznych).

Oblicza postępu, oblicza „innowacji”
W Państwa piśmie to nie będzie reklama,

aczkolwiek od kłębka do nitki też można
trafi ć, więc zastanówcie się, czy nie le-
piej to przemilczeć... Do rzeczy. Gubernia
III RP pospołu z UE nie nadąża za czasem.
Kiedy wszędzie wkoło homopropaganda
jest normą, wymienione podmioty bezczel-
nie udają, że jest to coś nowego. Nawet
innowacyjnego! 500.000 zł z kieszeni po-
datnika: „Other Way Travel Sp. z o.o. pro-
wadził internetowe biuro podróży dla osób
homoseksualnych. Operacyjną działalność
spółka rozpoczęła w lutym 2011 r. InQbe
Sp. z o.o. objęła 10.000 udziałów o war-
tości nominalnej 50,00 zł każdy, w zamian
za wkład pieniężny w łącznej wysokości
500.000,00 zł, co stanowi 49,99% udziałów
w kapitale zakładowym Other Way Travel
Sp. z o.o.”. InQbe Sp. z o.o. (inqbe.pl) redy-
strybuuje pieniądze pozyskane z UE na „in-
nowacyjne” projekty. Efekt do obejrzenia
na http://gohot.pl/index.php. Niestety, już
nie mogę powiedzieć „już się zaczęło”. Ale
mogę się modlić, żeby już się skończyło.

Jakub Wilk

Od Redakcji: Dziękujemy za informacje

o kolejnym obliczu unijnej „innowacyjno-
ści”. Całą listę podobnie odkrywczych pro-
jektów (tylko z 2009 roku!) znajdzie Pan
tutaj: http://tiny.pl/h9jsr (streszczenie na
nczas.com). Wśród licznych dofi nansowa-
nych przedsięwzięć szczególnie wyróżnia
się wysoce „innowacyjny” panoramiczny
serwis turystyczny dla Wrocławia i Dolne-
go Śląska (765.680 zł dotacji), internetowa
wyszukiwarka ofert i produktów z branży
motoryzacyjnej (820.700 zł), portal uczel-
niany (618.819 zł), vortal (w praktyce...
blog!) technologiczny (833.760 zł), strona
o sporcie (838.909,91 zł) itp., itd.

Filosemici kontra Sommer
W numerze 12 (1087) „NCz!” został

opublikowany list pani Wacławy Wrotniak
do redaktora naczelnego pisma, pana To-
masza Sommera. Chciałbym się odnieść
w paru słowach zarówno do samej treści
listu, jak i do odpowiedzi pana Sommera.
Moim zdaniem, rację w kwestii stosunku
Polaków do Żydów ma pan redaktor, któ-
ry zauważa: „przecież gdyby społeczeń-
stwo [polskie] miało takie skłonności,
rozprawiłoby się z Żydami bez pomocy
Niemców – i to już wieki temu (…)”. Na
poparcie tych słów można by przytoczyć
opinię mecenasa Władysława Siły-Nowic-

kiego. Pisząc o problemie mniejszości ży-
dowskiej w Polsce, tak go skonstatował:
„Przy wszystkich jednak nieuniknionych
kontrowersjach, przy bardzo wielu tzw.
trudnościach obiektywnych na wielką
skalę – trzeba powiedzieć jedno: nie z
Polski uciekali Żydzi do Europy, ale z
Europy do Polski”. Niewątpliwa racja.
Natomiast rozważając problem udziału
Polaków w „tym niechlubnym dziele” –
milczące przyzwolenie Polaków na Holo-
kaust – należy stwierdzić, że takowego nie
było. Wystarczy powiedzieć o Janie Mos-
dorfi e. Człowiek, którego nazwano by dziś
(i pewnie tak nazywano) antysemitą,
podczas okupacji niemieckiej znalazł się
w Oświęcimiu i tam z innymi członkami
Stronnictwa Narodowego niósł – oczywi-
ście w ramach możliwości – pomoc Ży-
dom, chociaż był równie jak oni narażony
na śmierć. Autorka listu napisała o Pola-
kach, którzy mordowali Żydów, podając
przykład Stanisława Radonia. Nie moż-
na zaprzeczyć temu, że tacy Polacy byli,
ale – jak zauważa pan Sommer – zostali
przez resztę społeczeństwa napiętnowani,
a nieraz byli i zabijani (jak w przypadku
wyżej wymienionego Radonia). Lecz to, że
tacy byli, nie dowodzi faktu współpracy
Polaków z Niemcami. Dość powiedzieć,
że na ziemiach polskich, wśród Polaków,
nie znalazła się żadna osoba na miarę
Quislinga czy Pétaina, a fl itrujący z Niem-
cami Wacław Krzeptowski, omamiony
ideą Goralenvolku, został przecież przez
Polaków za to odpowiednio „wynagro-
dzony”. I ostatnia rzecz: przecież najwięk-
szą narodowością, która otrzymała tytuły
„Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”,
są właśnie Polacy.

Patryk Pietrasik

background image

III

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

T

YGODNIK

KONSERWATYWNO

-

LIBERALNY

Najwyższy CZAS!

Nr 14 (1089) 2 kwietnia 2011

Indeks 366692, ISSN 0867-0366

Założyciel:

J

ANUSZ

K

ORWIN

-M

IKKE

Redaktor Naczelny:

T

OMASZ

S

OMMER

Redaktor Prowadzący:

R

OBERT

S

WACZYŃSKI

Publicyści:

Stanisław Michalkiewicz,

Marek Jan Chodakiewicz

(Waszyngton),

Kataw Zar (Tel Awiw),

Adam Wielomski,

Marian Miszalski,

Wojciech Grzelak

(Gornoałtajsk),

Krzysztof M. Mazur, Marek

Arpad Kowalski, Rafał Pazio,

Tomasz Teluk, Marcin Masny.

Okładka:

Radosław Watras

Opracowanie grafi czne

i łamanie:

Robert Lijka RLMedia

Korekta i adiustacja:

Maciej Jaworek

Adres do korespondencji:

ul. Lisa Kuli 7/1,

01-512 Warszawa,

E-mail:

redakcja@nczas.com.pl

Strona internetowa:

www.nczas.com

Sklep internetowy:

www.nczas.com/sklep

książki można zamawiać

także telefonicznie pod nr:

796 207 936

Wydawca:

3S M

EDIA

S

P

.

Z

O

.

O

.

ul. Lisa Kuli 7/1,

01-512 Warszawa,

NIP 113-23-46-954,

REGON 017490790,

Tel/fax. 0-22 831 62 38

Druk:

Drukarnia Bałtycka Sp. z o.o.

ul. Wosia Budzysza 7

80-612 Gdańsk

www.drukarniabaltycka.com.pl

E-prenumerata:

http://

ewydanie.nczas.com/

Biuro reklamy:

tel.: 606 88 88 82

Prenumerata:

Prenumeratę pocztową prowadzi

Redakcja. Koszt w prenumera-

cie krajowej wynosi 229 złotych.

Zamówienia dokonuje się po prostu

poprzez wpłatę tej sumy na konto

63 1910 1048 2256 0156 5988 0003,

podając jednocześnie dokładny ad-

res, na który ma być wysyłane pismo.

Prenumerata wysyłana priorytetem

(teoretycznie powinna wszędzie do-

cierać w środę) kosztuje 289 zł.

Reklamacje dotyczące prenumeraty

proszę zgłaszać pod nr: 796 207 936

lub na adres mailowy:

reklamacje@nczas.com.pl

Sprzedaż i kolportaż za granicą

wymagają pisemnej zgody Wydawcy.

Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany

tytułów, skracania i redagowania nadesła-

nych tekstów, nie zwraca materiałów nie

zamówionych, nie ponosi odpowiedzialno-

ści za treść ogłoszeń.

Redakcja zastrzega sobie prawo do

nieopłacania materiałów opublikowa-

nych w internecie za wiedzą ich au-

torów w przypadku opublikowania ich

wcześniej niż dwa tygodnie po mo-

mencie wydrukowania ich w tygodniku

„Najwyższy CZAS!”.

F

OT

. R. G

RAD

OD

REDAKTORA

W Moskwie
o Smoleńsku i Gradzie

PRZYKRY WYBÓR

Jeśli JE Barack Hussein Obama

wypowiedział Libii wojnę bez
zgody Kongresu – to popełnił
przestępstwo federalne kwalifi -
kujące Go do impeachmentu...

...ale jeśli posłał samoloty na

Libię, nie wypowiadając wojny,
to zgodnie z Konwencją Ha-
ską powinien być ścigany jako
zbrodniarz wojenny – i powie-
szony, z szacunkiem należnym
Laureatowi pokojowej Nagrody
Nobla.

JKM

M

iniony tydzień spędziłem w Mo-
skwie, gdzie kończyłem rozpraco-
wywanie sprawy masowych mor-
dów dokonanych przez Sowietów

na Polakach w latach 1937-1938. Wydaje mi
się, że dotarłem do wystarczającej liczby ma-
teriałów i być może na koniec roku uda mi się
skończyć pierwszą w historiografi i monogra-
fi ę poświęconą tym wydarzeniom.

Przy okazji dowiedziałem się, że moskiew-

ska Polonia od lat stara się zainteresować tym
mordem polskie władze – a ma ku temu spe-
cjalne powody, bo dosłownie każda polska
rodzina w Moskwie straciła kogoś w wyni-
ku tego ludobójstwa. Niestety starania te nie
przyniosły żadnego rezultatu. Po prostu polscy
dyplomaci najwyraźniej boją się poruszania
tego tematu. I są już tego efekty. Otóż naszym
rodakom nie udało się w Moskwie odzyskać
dosłownie nic z przedrewolucyjnej własno-
ści, podczas gdy inne narodowości odzyskały
– i to całkiem sporo. Wysyłani na placówkę
do Moskwy przedstawiciele RP robią bowiem
wszystko, by „nie jątrzyć”, wskutek czego nie
mają żadnego wpływu i Rosjanie traktują ich
jako „pożytecznych idiotów”.

Podczas rozmów z Rosjanami oczywiście

zawsze wypływał temat katastrofy smo-
leńskiej. Rosjanie doskonale rozumieją, że
Polacy przypisują im odpowiedzialność, a
ustalenia tzw. ofi cjalnych komisji ds. badania
katastrofy nie mają tu żadnego znaczenia. –
Moim zdaniem, sam Putin by tego nie zrobił;

musiał mieć jakieś porozumienie z jakimiś
Polakami – powiedział mi nawet jeden ze
współpracowników moskiewskiego „Memo-
riału”, nie wiedząc zapewne, że taką opinią
wpisuje się w retorykę „Zeszytów Smoleń-
skich”. Nie upierał się zresztą przy tej tezie –
gdy powiedziałem, że równie dobrze mógł w
tej sprawie zawinić polsko-rosyjski bardak,
czyli bałagan, bezproblemowo zgodził się i z
takim wyjaśnieniem katastrofy.

Oczywiście podczas wizyty w Moskwie nie

mogło się obejść bez typowego „razgawora
o żyzni
”, który przeciągnął się do później
nocy. Podczas tej rozmowy opowiedziałem
swojemu interlokutorowi m.in. o procesie,
jaki „Najwyższemu CZASOWI!” wytoczyła
fi rma małżonki ministra Aleksandra Grada.
Strasznie go to rozśmieszyło. – U nas też
była fi rma żony mera Łużkowa, a teraz fi rmy
nie ma, żona uciekła, a i sam Łużkow szyku-
je się do ucieczki. A tyle procesów wcześniej
powygrywała! Ciekawe, czy u was też tak
będzie – powiedział.

O tym pewnie przekonamy się za jakieś

pół roku. Na razie zbliża się przeniesiona ze
stycznia kolejna rozprawa. Konkretnie od-
będzie się 1 kwietnia 2011 roku o godzinie
11.00 w Sądzie Okręgowym w Warszawie,
al. Solidarności 127, w sali 117. Jeśli ktoś z
Państwa chciałby wystąpić na rozprawie w
charakterze publiczności w sam Prima Apri-
lis, to zapraszam serdecznie!

T

OMASZ

S

OMMER

background image

IV

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

WASIUKIEWICZ

KTO CZYTA

KTO CZYTA

, NIE BŁĄDZI

Premier Putin ma szczególne poczucie humoru. Fronda.pl:

W największej serbskiej świątyni – cerkwi św. Sawy w Belgra-
dzie – premier Rosji Władimir Putin odznaczony został przez
patriarchę Serbskiej Cerkwi Prawosławnej Ireneusza Orderem
św. Sawy. To najwyższe prawosławne odznaczenie serbskie,
przyznawane od 1883 r. za szczególne zasługi w sferze ducho-
wej, oświatowej i humanitarnej. (...) Rosyjski polityk modlił się
przed ikoną św. Sawy, przed którą zapalił także świeczkę. Gdy
go zapytano, w jakiej intencji się modlił, odpowiedział, że o
zdrowie i wieczny odpoczynek dla ofi ar zamachów bombowych
w 1999 r. Wywołało to komentarze części serbskich obserwa-
torów, którzy przypomnieli, że według zamordowanego przez
rosyjskie służby specjalne Aleksandra Litwinienki, to właśnie
otoczenie Putina stało za dokonaniem tych zamachów.

Europoseł Janusz Wojciechowski ciekawie o wyroku na byłego

prezydenta Izraela – Salon24.pl: Mosze Kacaw został skazany
przez sąd w Tel Awiwie na siedem lat więzienia za gwałty na
kobietach. Po wyroku były prezydent rozpłakał się i krzy-
czał, że jest niewinny, że padł ofi arą fałszywych oskarżeń. (...)
Z informacji prasowych wynika, że zanim rozpoczął się proces
Kacawa, sąd w Tel Awiwie zaproponował mu układ. Jeśli się
przyzna do winy i dobrowolnie podda karze bez procesu, wte-
dy otrzyma karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. Kacaw
układu nie przyjął, zażądał procesu i zapowiedział, że przed
sądem udowodni swoją niewinność. Proces się odbył i Kacaw
został skazany na siedem lat. No i teraz jest pytanie: za co został
skazany na te siedem lat? Każdy powie, że za gwałty, za to, że
skrzywdził biedne kobiety. A ja powiem: nie. Propozycja ukła-
du jednoznacznie wskazuje, że sprawiedliwość w odniesieniu
do samych gwałtów sąd wycenił na karę w zawieszeniu, czyli
w gruncie rzeczy żadną. Gdyby Mosze Kacaw przyznał się do
owych gwałtów, wyszedłby z sądu owszem, cokolwiek moralnie
obity, ale nie siedziałby w więzieniu ani jednego dnia. (...) Ale że
się nie przyznał – to posiedzi siedem lat. Nie za gwałty tylko za

to, że zadarł z sądem. (...) I taką sprawiedliwość obecna władza
chce wprowadzić w Polsce. Minister sprawiedliwości przygoto-
wuje projekt zmian w procedurze karnej, dzięki którym dobro-
wolne poddanie się karze będzie możliwe we wszystkich spra-
wach, nawet w sprawach o zabójstwo. To będzie krótka piłka:
przyznajesz się, przyjmujesz dobrowolnie (tak to się nazywa
– dobrowolnie) niski wyrok, czy mamy cię sądzić? (...) Ja, niżej
podpisany były sędzia rejonowy, okręgowy, apelacyjny i naj-
wyższy, na tyle dobrze znam sprawiedliwość, że powiem pań-
stwu szczerze: ja się tej negocjowanej sprawiedliwości boję.

„Puls Biznesu” o kolejnym osiągnięciu naszych drogich okupan-

tów: Przepisy ustawy o ochronie danych osobowych stosuje się
do przetwarzania danych osobowych w kartotekach, skorowi-
dzach, księgach, wykazach i innych zbiorach ewidencyjnych.
Zasadą jest więc, że dane przetwarzane poza zbiorem nie będą
podlegać przepisom ustawy o ochronie danych osobowych.
Od tej zasady został przewidziany ważny wyjątek. Jeżeli dane
osobowe przetwarzane są w systemie informatycznym, prze-
pisy ustawy stosuje się nawet w wypadku, gdy dane są prze-
twarzane poza zbiorem. Przetwarzanie danych osobowych to
nie tylko ich zbieranie, opracowywanie, zmienianie i inne tego
typu operacje na danych. Pod pojęciem przetwarzania danych
osobowych rozumie się też ich utrwalanie, udostępnianie i
przechowywanie. W związku z tym sam zapis danych osobo-
wych np. na dysku komputera stanowić będzie przetwarzanie
danych osobowych i będzie podlegać ustawowemu reżimowi.
(...) Przedsiębiorca przesyłający dane osobowe przez e-mail
powierza ich przetwarzanie dostawcy usługi poczty elektro-
nicznej. Aby uniknąć zarzutu naruszenia przepisów o ochronie
danych osobowych, powinien zawrzeć z dostawcą usług umowę
o powierzeniu mu przetwarzania tych danych, w przeciwnym
razie może narazić się na zarzut naruszenia ustawy i ingerencję
Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.

KL

background image

V

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

KRAJ

PUBLICYSTYKA

FELIETON

INNE DZIAŁY

VI

Postęp w kraju

VII

Katastrofa państwowa

– L

ESZEK

S

ZYMOWSKI

X

Dlaczego cukier jest drogi?

– M

AREK

Ł

ANGALIS

XI

Piramida fi nansowa OFE

– R

AFAŁ

P

AZIO

XII

Gdzie są innowacje?

– M

AREK

Ł

ANGALIS

XIV

Od rzemyczka do koniczka

– M

ARIAN

M

ISZALSKI

XV

Występek sprzedaje się dobrze

– K

RZYSZTOF

M. M

AZUR

XVII

Kogo widzę w Nowej Prawicy?

– J

ANUSZ

K

ORWIN

-M

IKKE

XVIII

Topienie „Marzanny Podatko-

wej” – F

ILIP

W

IKIERAK

, P

IOTR

Ś

WINIONOGA

XIX

Postęp w świecie

XXI

Libia: Rebelia słaba, Kaddafi bez-

silny – O

LGIERD

D

OMINO

XXIII

Stany Zjednoczone – Polska:

O dyplomacji z Jankesami, czyli jak wymie-
niać się rezolucjami – P

AWEŁ

Ł

EPKOWSKI

XXVI

Rosja: Infl acja dusi Rosjan

– A

NTONI

M

AK

XXVII

Niemcy: Będzie euro-Ordnung!

– T

OMASZ

M

YSŁEK

XXXIV Postępy postępu
XXXVII

Spór w rodzinie

– W

OJCIECH

G

RZELAK

XL

Polska nie jest najważniejsza

– A

DAM

D

ANEK

XLI Federacjonizm nie gryzie
– A

RTUR

R

UMPEL

XLII Libertarianin numer jeden
– J

AKUB

W

OZINSKI

XXXV

M

AREK

J

AN

C

HODAKIEWICZ

XLIV

J

ANUSZ

K

ORWIN

-M

IKKE

XLV

S

TANISŁAW

M

ICHALKIEWICZ

XLVI

A

DAM

W

IELOMSKI

XLVII

B

ARBARA

B

UONAFIORI

XLVII

M

AREK

A

RPAD

K

OWALSKI

XLVIII

Największe Głupstwo Tygodnia

XLVIII

Szachy

XLIX

Brydż

XLIX W pajęczynie
L

Czarna Księga

LI

Film

W

NUMERZE

RUMUNIA WYKUPI MOŁDAWIĘ

Gospodarka Republiki Mołdawii jest w

opłakanym stanie. Rząd tego kraju zacie-
śnia przyjazne więzy z Rumunią, a przy
okazji wystawia na sprzedaż wszystko, co
się da. Firmy oraz inwestorzy rumuńscy
zacierają już ręce, ale czy Rosja pozwoli
im na opanowanie mołdawskiej gospo-
darki? Rząd w Kiszyniowie już w lipcu
zamierza przeprowadzić wspólne obrady
z rządem rumuńskim.

Czytaj na stronie XXXIII.

SMOLEŃSK

– KATASTROFA PAŃSTWOWA

Na łamach „Najwyższego CZASU!”

przedstawiamy wyniki dziennikarskiego
śledztwa w sprawie katastrofy smoleń-
skiej. Dlaczego prezydent Lech Kaczyń-
ski oraz jego najbliżsi współpracownicy
zginęli? Czy na pewno wiemy już wszyst-
ko na temat tego tragicznego zdarzenia?
Kto jest winien?

Czytaj na stronie VII.

Rebelia słaba,

Kaddafi bezsilny

Jak zakończą się rządy płk. Muammara Kaddafi ego w Libii?

Zachód stoi przed problemem, kto miałby zastąpić dyktatora

i jakie są możliwe rozwiązania obecnego konfl iktu. Na razie siły

sprzymierzone dokonują nalotów na rezydencję Kaddafi ego.

Ciekawa staje się kwestia, gdzie libijski przywódca się chroni

– znany jest przecież z tego, że nie wchodzi do budynków mających

więcej niż jedno piętro

Więcej na stronie XXI.

F

OT

. W

IKIPEDIA

XXIX

Francja: Małe tsunami politycz-

ne – B

OGDAN

D

OBOSZ

XXXI

Izrael: Kurnik reedukuje Kacawa

– K

ATAW

Z

AR

XXXIII

Rumunia wykupi Mołdawię

– M

AREK

A. K

OPROWSKI

background image

VI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

POSTĘP W KRAJU

Wg „Wiado-

mości” TVP,

urzędnicy państwo-
wi, którzy chcą mieć
dostęp do informacji
niejawnych, muszą
wypełniać ankietę
bezpieczeństwa
osobowego, która
liczy 26 stron i za-
wiera pytania o życie
intymne urzędników
– oprócz danych
osobowych i pytań
dotyczących wieku,
wykształcenia, czy
sytuacji majątkowej
znajdują się i takie
dotyczące stosunków
małżeńskich i poza-
małżeńskich.
Wg ABW, pytania są
jak najbardziej uza-
sadnione i wynikają
z praktyki przyjętej
w państwach NATO,
gdzie są pewne wspólne standardy w
zakresie weryfi kowania osób. Infor-
macje podane w ankiecie są bezpiecz-
ne, bowiem „ankieta bezpieczeństwa
osobowego po wypełnieniu stanowi
tajemnicę prawnie chronioną i podlega
ochronie przewidzianej dla informacji
niejawnych”.

Ciekawe, jak będą weryfi kować prawdę,

szczególnie tą o stosunkach pozamałżeń-
skich? Będą podsyłać agentów w typie
osławionego agenta Tomka i agentki w
rodzaju pamiętnej Anastazji?

JE Bogdan Klich, szef MON, przy-

znał, że pomimo gotowości zakazał
wykonywania lotów na drugim polskim
Tu-154M z najważniejszymi osobami w
państwie na pokładzie. Ponoć zależy to
od stanowiska strony rosyjskiej. Można
tym samolotem wykonywać loty szkolne
i eksperymentalne, ale na razie nie będzie
latał z VIP-ami.

Mądry Klich po szkodzie.

Sejm i Bundestag chcą upamiętnić

20-lecie Polsko-Niemieckiego Traktatu
o Współpracy i Dobrym Sąsiedztwie
wspólnym posiedzeniem obydwu
parlamentów. Na razie delegacja pol-
sko-niemieckiej grupy parlamentarnej
Sejmu odbyła trzydniową podróż po
Niemczech, a podczas wizyty posłowie
oceniają m.in. osiągnięcia i porażki
związane z realizacją traktatu. Ponoć w
rozmowach bilateralnych między Polską
a Niemcami unika się ostatnio tematów

związanych z trudną historią i uwaga
kierowana jest na przyszłość.

To miło ze strony Niemców, że starają

się unikać tak drażliwych kwestii jak fakt
rozpętania przez Polskę II wojny świato-
wej czy masowej eksterminacji ludności
niemieckiej przez Polaków.


JEm. Anioł kard. Amato, prefekt

Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych,
zapowiedział, że proces kanonizacyjny
śp. Jana Pawła II będzie „bardzo szybki”,
choć z „rygorystycznym” przestrzega-
niem reguł. Ujawnił, że już są sygnały
o przypadkach wymaganego cudu.

Co prawda mawiano, że co nagle, to po

diable, ale rzecz jasna w tym wypadku
nie może to mieć miejsca, tym bardziej że
reguły będą przestrzegane rygorystycz-
nie, a i cuda jak raz się objawiły.

Nowelizacja ustawy o prawach pacjen-

ta i Rzeczniku Praw Pacjenta umożliwi
pacjentom dochodzenie odszkodowań za
błędy medyczne bez wstępowania na dro-
gę sądową, a jedynie administracyjnie.
Do poradni medycznych można będzie
się też zapisywać się on-line. Wprowa-
dzone zostaną również urzędowe ceny i
marże leków refundowanych oraz zlikwi-
dowane zostaną staże lekarskie.

No to może należy uczynić krok dalej

– dopuścić do leczenia uzdrawiaczy i
znachorki?

Sejm odrzucił projekt nowelizacji usta-

wy o świadczeniach rodzinnych autor-

stwa PiS, który zakładał wprowadzenie
zasiłku „drożyźnianego” w wysokości
600 zł, wypłacanego rodzicom, jednemu
z rodziców albo opiekunowi dziecka
(do 18. roku życia), jeżeli dochód rodzi-
ny w przeliczeniu na osobę byłby poniżej
1008 zł. Wprowadzenie nowego zasiłku
kosztowałoby polskich podatników ok.
2,5 mld zł rocznie.

Oczywiście PiS nie miał szansy prze-

pchać tej (jak najbardziej lewicowej)
inicjatywy, ale teraz chętnie wykorzysta
to w kampanii wyborczej przeciw „bez-
dusznym liberałom”.

Wg „Rzeczpospolitej”, Polska może

stracić 46 mld zł, bo nie wprowadzi-
ła unijnej dyrektywy. 19 grudnia ub.
roku minął bowiem termin, do którego
polskie władze powinny były wprowa-
dzić zapisy dotyczące bezpieczeństwa
na drogach, które nakazują przeprowa-
dzenie ocen pod kątem bezpieczeństwa
ruchu i okresowe zewnętrzne audyty.
Obowiązkowo trzeba to robić przy
inwestycjach na drogach należących do
Transeuropejskiej Sieci Transportowej.
W Polsce dotyczy to ponad tysiąca
kilometrów dróg. Spełnienie unijnych
wymagań jest warunkiem koniecznym
do otrzymania dotacji na budowę dróg.
Dodatkowo Polskę może czekać postę-
powanie karne o naruszenie unijnego
prawa, wszczynane standardowo, ale też
możliwość utraty miliardów euro.

Znaczy się będziemy budować jeszcze

mniej dróg!

Wg resortu infrastruktury, budowa

centralnego lotniska to konieczność.
Port miałby powstać koło 2020 roku,
kosztowałby 3,1 mld euro, a jego otwar-
cie mogłoby iść w parze z... zamknię-
ciem Okęcia. Prace powinny zacząć się
już w 2013 roku, a port mógłby zostać
oddany do użytku w 2020 roku. Za kilka
lat kompletnie zatka się warszawskie
Lotnisko Chopina, a jego rozbudowa
z powodu położenia blisko miasta i ze
względów środowiskowych jest mocno
utrudniona. Budowa centralnego portu
lotniczego nie spowoduje zahamowania
rozwoju lotnisk regionalnych, ucierpi
jedynie łódzki port. Powstanie nowego
lotniska spowoduje jednorazowy wzrost
polskiego PKB o 2,86 mld zł,
czyli 0,21%.

Natomiast niezależni fachowcy zwra-

cają uwagę, że budowa nowego lotniska
teraz już nie ma sensu, bo koło Berlina
powstaje nowe, wielkie lotnisko, które
Warszawie odbierze pasażerów, więc
„Chopin” się niestety nie zatka.

JE Donald Tusk przyznał w programie

TVN 24, że powiększająca się armia urzęd-

ników to jego bezdyskusyjna porażka. Uwa-

ża on, że samo staranie się nie jest wystar-

czającym usprawiedliwieniem, gdyż jemu

i ministrom zabrakło determinacji.

Nie bardzo wiemy, co w tej sytuacji robić. Skła-

dać wyrazy współczucia? Jakoś pocieszać?

F

OT

. www

.premier

.gov

.pl

background image

VII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KRAJ

P

atrz, załoga żyje – tak powiedział
do kolegi jeden z rosyjskich stra-
żaków, który 10 kwietnia 2010 r.
w pobliżu lotniska Siewiernyj ga-

sił pożar powstały po katastrofi e polskie-
go samolotu. Drugi strażak odpowiedział
coś niezrozumiale, po czym... skierował w
stronę kokpitu dodatkowy strumień wody.
Scenę zarejestrował niewielką kamerą
obecny na miejscu ratownik. Następnie
nagranie umieścił na popularnym interne-
towym portalu z fi lmami. Ujęcia są o tyle
zaskakujące, że wskazują na całkowitą
bierność rosyjskich strażaków w sytuacji,
gdy pojawiła się informacja, że ktoś mógł

przeżyć katastrofę

tupolewa.

Kilka godzin

później guberna-

tor obwodu smo-

leńskiego wystąpił

w mediach i ofi cjal-

nie potwierdził, że

wszyscy obecni na

pokładzie zginęli.

Przez 11 miesięcy

próbowaliśmy odpo-
wiedzieć na pytanie,

co i dlaczego wyda-
rzyło się 10 kwietnia
pod Smoleńskiem.

Poddaliśmy krytycz-
nej analizie ofi cjalne

ustalenia Międzypaństwowego Komitetu
Lotniczego. Rozmawialiśmy z dziesiąt-
kami osób: politykami, prokuratorami,
krewnymi ofi ar, pilotami, ekspertami,
funkcjonariuszami tajnych służb. Z prze-
prowadzonego przez nas dziennikarskiego
śledztwa wynika, że tylko dwie informacje
podane przez Rosjan są prawdziwe: licz-
ba pasażerów obecnych na pokładzie (96)
oraz miejsce tragedii (wojskowe lotnisko
Siewiernyj pod Smoleńskiem). Wszystkie
pozostałe informacje to kłamstwa, fałszer-
stwa i wielopiętrowe manipulacje. Nie-
prawdziwa jest choćby ofi cjalna godzina
katastrofy – 8:41. Dowodzi tego rosyjski
protokół dotyczący awarii w smoleńskiej
elektrowni – uszkodzenia wywołanego

zerwaniem linii energetycznej przez lecą-

cy samolot. Awarię usunięto po 8:41 i

wówczas włączyły się syreny alar-

mowe. Moment ten zarejestro-

wał nieznany do dziś autor

fi lmu nagranego te-
lefonem komór-

kowym. Wcześniej

przez ponad 20 se-

kund biegł na miejsce

tragedii, gdzie leżał pol-

ski samolot. Oznacza to,

że do katastrofy doszło co

najmniej pół minuty wcze-

śniej niż podali to Rosjanie.

Tajny ośrodek nasłuchowy

polskiego wywiadu wojskowe-

go tuż przed godziną 8:40 zareje-

strował dwa następujące po sobie

wybuchy w okolicach lotniska Siewier-

nyj. Również przed godziną 8:40 wybu-
chy zarejestrowały amerykańskie satelity
szpiegowskie. Z kolei tuż po 8:40 pierwszą
informację o katastrofi e podał dziennikarz
Polsatu Wiktor Bater.

Wystrzały z makarowa

Chwilę po tragedii nieznany i nieziden-

tyfi kowany do dziś człowiek nagrał tele-
fonem komórkowym to, co zobaczył na
miejscu. Swoje nagranie zamieścił w inter-
necie i ślad po nim zaginął. Autora do dziś
nie zidentyfi kowano. Na nagraniu słychać
tajemnicze odgłosy przypominające wy-
strzały z broni palnej. Już kilka dni później
Rosjanie ogłosili, że znaleźli autora fi lmu,
który słyszał, jak wybuchała amunicja w
magazynkach ofi cerów BOR towarzyszą-
cych Lechowi Kaczyńskiemu. Przesłucha-
nie Rosjanina wykazało jednak, że dyspo-

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

tupolewa.

Kilka godzin

później guberna-

tor obwodu smo-

leńskiego wystąpił

w mediach i ofi cjal-

nie potwierdził, że

wszyscy obecni na

pokładzie zginęli.

Przez 11 miesięcy

próbowaliśmy odpo-
wiedzieć na pytanie,

co i dlaczego wyda-
rzyło się 10 kwietnia
pod Smoleńskiem.

Poddaliśmy krytycz-
nej analizie ofi cjalne

elektrowni – uszkod

zerwaniem linii energ

cy samolot. Awari

wówczas włąc

mowe. Mo

wał nie

k

k

pr

kun

trage

ski s

że do

najmn

śniej ni

Tajny o

polskiego w

go tuż przed

strował dwa n

wybuchy w okolica

nyj. Również przed g
chy zarejestrowały am
szpiegowskie. Z kolei
informację o katastrofi
Polsatu Wiktor Bater.

Wystrzały z mak

Chwilę po tragedii n

tyfi kowany do dziś c
fonem komórkowym
miejscu. Swoje nagran
necie i ślad po nim zag
nie zidentyfi kowano. N
tajemnicze odgłosy p
strzały z broni palnej.
Rosjanie ogłosili, że z
który słyszał, jak wyb
magazynkach ofi cerów
cych Lechowi Kaczyń
nie Rosjanina wykaza

Jak i dlaczego pod Smo-
leńskiem zginęli prezydent
Lech Kaczyński i jego
najbliżsi współpracowni-
cy? Dziennikarskie śledz-
two autora „Najwyższego
CZASU!”.

L

ESZEK

S

ZYMOWSKI

Katastrofa państwowa

JUŻ PIERWSZE ZDJĘCIA

ZROBIONE

PO KATASTROFIE

POKAZUJĄ ŚLADY

BŁOTA NA KOŁACH

I GOLENIACH

SAMOLOTU.

WSKAZUJĄ ONE, ŻE

MASZYNA DOTKNĘŁA

KOŁAMI ZIEMI.

ROZWIĄZANIEM

TEJ ZAGADKI SĄ

ZDJĘCIA WYKONANE

PRZEZ SATELITY

NASA I PRZEKAZANE

W TRYBIE ŚCIŚLE

TAJNYM POLSKIM

SŁUŻBOM.

background image

VIII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KRAJ

nuje telefonem,
który nie ma
funkcji nagry-
wania. Ponadto
technicy rosyjscy na miejscu
tragedii zabezpieczyli magazyn-
ki wraz z bronią BOR-owców.
Wszystkie były pełne. Wy-
klucza to prawdziwość wersji
przedstawionej przez rosyj-
skiego „świadka”. Dopiero
po wielu miesiącach w labo-
ratorium kryminalistycznym
ABW udało się przeprowadzić
dokładne badana fonoskopijne i
odszyfrować wszystkie dźwięki. Pa-
dają tam słowa „Nie zabijajcie nas” oraz
odgłosy zidentyfi kowane jako wystrzały
z pistoletów typu Makarow – używanych
bardzo często przez rosyjskich milicjantów
i funkcjonariuszy służb specjalnych.

Kłamliwy raport

Jeszcze 10 kwietnia wszczęte zostało

śledztwo dotyczące okoliczności katastro-
fy. Ze strony rosyjskiej prowadził je Mię-
dzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK),
związany towarzysko i biznesowo z ludźmi
Władimira Putina. Śledczy MAK oparli
swoje dochodzenie na przepisach konwen-
cji chicagowskiej z 1944 roku, choć dotyczy
ona lotów cywilnych. Tymczasem przelot
tupolewa do Smoleńska był lotem wojsko-
wym. – Przemawia za tym kilka argumen-
tów – mówi dr Tadeusz Augustynowicz, były
menadżer portu Londyn Heathrow, ekspert
w dziedzinie kontroli lotów. – Tupolew był
zarejestrowany jako maszyna wojskowa, a
nie cywilna; należał do Sił Powietrznych, a
nie do linii lotniczych; obsługiwała go zało-
ga wojskowa, a nie cywilna.

Augustynowicz zwraca również uwagę, że

przelot został już wcześniej zgłoszony przez
MON jako przelot wojskowy. Konwencja
chicagowska nie miała więc zastosowania.
Postępowanie powinno być oparte na pol-
sko-rosyjskiej umowie z 1993 roku dotyczą-
cej współpracy przy wyjaśnianiu katastrof
wojskowych statków powietrznych. Żeby
było jeszcze ciekawiej: o tym, że stosowana
będzie konwencja chicagowska, poinformo-
wała szefowa MAK Tatiana Anodina. Pre-
miera polskiego rządu nawet nie zapytano
o zdanie. Pytany o tę sprawę Donald Tusk
na konferencji w styczniu 2011 roku powie-
dział dziennikarzom, że nie wie, kto, kiedy
i w jakich okolicznościach podjął decyzję o
zastosowaniu konwencji chicagowskiej.

Sam MAK dwukrotnie zaś publikował

wyniki swoich prac. Za pierwszym razem,
w czerwcu 2010 roku, odtajniono steno-
gramy z rozmów pilotów zapisane na tzw.
czarnych skrzynkach. Zdaniem ekspertów,

są sfałszowane. Po pierwsze: stenogramy
trwają dłużej niż trwa łączny czas zapisu
urządzenia. Po drugie: z zapisów na ostat-
nich stronach wynika, że nawigator samo-
lotu, porucznik Artur Ziętek, wypowiedział
jedno słowo, zanim skończył wypowiadać
poprzednie, co jest niemożliwe. Rosjanie
odmówili stronie polskiej udostępnienia re-
jestratora FDR, czyli tzw. czarnej skrzynki
zawierającej parametry lotu. – Przyczyną
katastrofy był błąd pilotów – mówiła na
konferencji prasowej szefowa MAK Ano-
dina. Wg niej, niedoświadczeni piloci zlek-
ceważyli zakaz lądowania, nie wykonali ko-
mendy „horyzont”, czyli polecenia odejścia
na drugi krąg, i zdecydowali się lądować w
ekstremalnie trudnych warunkach. W efek-
cie samolot zahaczył skrzydłem o brzozę,
odwrócił się i uderzył w ziemię na grzbiecie.
Według MAK, wszyscy pasażerowie zginę-
li na miejscu. Była całkowita wina strony
polskiej i właściwe zachowanie Rosjan.

Diagnoza wybuchu

Raport MAK ma same słabe strony. Na

wieży w Smoleńsku zainstalowano sprzęt
rejestrujący rozmowy kontrolerów, jednak
tego dnia miał się zepsuć. Funkcjonował
tam również rejestrator pozwalający na
fi lmowanie samolotów podchodzących do
lądowania, jednak poprzedniego dnia za-
brano go do naprawy. Na płycie lotniska
czekać mieli ofi cerowie BOR, jednak osta-
tecznie nie było ich tam, bo znaleźli się w
Lesie Katyńskim wraz z członkami delega-
cji, którzy przybyli wcześniej pociągiem.

Zastanawiające jest, że w ciągu kilku mi-

nut na lotni-

sko Siewiernyj

przyjechało aż

180 członków

ekip ratunkowych:

lekarzy, pielęgniarek,

policjantów i straża-

ków. Była sobota rano

i zebranie tylu osób i

sprzętu w ciągu kilku

minut było niemoż-
liwe. – Wyglądało to
tak, jakby tych ludzi

zgromadzono wcze-

śniej, planując wypa-

dek prezydenta – mówi
Siergiej R. Orłow,
współautor monografi i
na temat smoleńskiej
katastrofy, opartej na
opracowaniach i wyli-

czeniach międzynarodowych ekspertów.
Co więcej: tupolewem sterowali najbar-
dziej doświadczeni piloci w polskich Si-
łach Powietrznych, którzy kilka tygodni
wcześniej, wracając z misji ratunkowej na
Haiti, potrafi li przylecieć do Polski mimo
uszkodzonego autopilota. Kontrolerzy lotu
mówili „pas wolny”, co oznaczało rozkaz
lądowania i nie pozostawiło polskiej za-
łodze wyboru (w lotnictwie wojskowym
pilot nie może odmówić lądowania). Ten
fakt obarcza winą za katastrofę samych
kontrolerów. Samolot nie mógł się prze-
wrócić na grzbiet wskutek uderzenia o
brzozę, bo nigdy wcześniej nie było takie-
go przypadku. – W 1987 roku radziecki ił,
który rozbił się w Lesie Kabackim, ścinał
jedno drzewo za drugim i nie odwrócił się
na grzbiet – zauważa Janusz Więckowski,
emerytowany pilot PLL LOT. Prof. zw. fi -
zyki, dr hab. Mirosław Dakowski, nauko-
wo podważył wersję MAK. Z wyliczeń,
które wykonał i przedstawił prokuraturze,
wynika, że widoczne na zdjęciach ślady
pęknięcia wskazują, iż doszło do rozerwa-
nia poszycia kadłuba, a nie do wgniecenia.
Wskazuje to na wybuch. Zdaniem profeso-
ra, po uderzeniu samolotu o ziemię musiał-
by powstać głęboki krater, a nic takiego nie
miało miejsca. Wg Dakowskiego, przecią-
żenie w momencie uderzenia o ziemię nie
było śmiertelne i nie mogło doprowadzić
do śmierci pasażerów. Tego samego zda-
nia jest major rezerwy Robert T. – były
pirotechnik BOR, który przeanalizował
wygląd zwłok widocznych na zdjęciach
i doszedł do wniosku, że noszą one ślady

dto

y na miejscu
czyli magazyn-

BOR-owców.

pełne. Wy-

wość wersji
rzez rosyj-

”. Dopiero

ach w labo-

alistycznym

zeprowadzić
fonoskopijne i
ystkie dźwięki. Pa-

Nie zabijajcie nas” oraz

kowane jako wystrzały

Makarow – używanych

nut na

sko Siewi

przyjechało

180

czło

ekip ratunkow

lekarzy, pielęgn

policjantów i s

ków. Była sobota

i zebranie tylu o

sprzętu w ciągu

minut było nie
liwe. – Wygląda
tak, jakby tych

zgromadzono w

Padają słowa „Nie zabijajcie nas” oraz

odgłosy zidentyfi kowane jako wystrzały

z pistoletów typu Makarow – używanych

bardzo często przez rosyjskich milicjantów

i funkcjonariuszy służb specjalnych.

background image

IX

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KRAJ

wybuchu bomby próżniowej. Wskazywał
na to m.in. szary pył pokrywający zwłoki
i ślady linii ognia. Wersję tę potwierdzają
zeznania okolicznych świadków, którzy
zeznawali, że słyszeli dwa następujące po
sobie wybuchy. A bomba próżniowa – jako
jedyna – wybucha dwukrotnie, niszcząc i
zapalając wszystko dookoła.

Wersję o wybuchu potwierdza szereg in-

nych czynników. Już pierwsze zdjęcia zro-
bione po katastrofi e pokazują ślady błota na
kołach i goleniach samolotu. Wskazują one,
że maszyna dotknęła kołami ziemi. Roz-
wiązaniem tej zagadki są zdjęcia wykonane
przez satelity NASA i przekazane w trybie
ściśle tajnym polskim służbom. Widać na
nich m.in. trzy kreski wyżłobione w ziemi.
Amerykańscy technicy powiększyli zdjęcia
i wyskalowali je. Okazało się, że odległość
trzech linii odpowiada rozstawowi kół Tu-
154M. Zdjęcia satelitarne pozwoliły obli-
czyć, że szczątki samolotu znajdowano w
promieniu 1500 m, podczas gdy fragmenty
iła, który rozbił się w Lesie Kabackim, siła
wybuchu rozrzuciła w promieniu zaledwie
400 metrów. Tymczasem ił uderzył w ziemię
z większą prędkością i miał pięć razy więcej
paliwa. Ważne są również zeznania pilotów
Jaka 40, którzy półtorej godziny wcześniej
wylądowali w Smoleńsku z dziennikarza-
mi na pokładzie. Dowódca jaka, porucznik
pilot Artur Wosztyl, zeznał, że radiolatarnie
naprowadzające były wadliwie rozmiesz-
czone i źle naprowadzały pilotów. Wosztyl
szczęśliwie wylądował, bo zobaczył pas.
Kapitan Protasiuk musiał zaś zdać się na
radiolatarnie. Wszystko to prowadzi do
wniosku, że piloci tupolewa, mistrzowie
pilotażu, wadliwie naprowadzeni przez
kontrolerów i radiolatarnie posadzili sa-
molot w błocie, w smoleńskim lesie, a tam
chwilę później doszło do wybuchu bomby
próżniowej, która zabiła większość pasa-
żerów, a ci, którzy przeżyli, zostali dobici
strzałami z pistoletów.

Ogromne fałszerstwo

Tuż po katastrofi e rozpoczęła się zakrojo-

na na szeroką skalę akcja zacierania śladów.
Nocą z 10 na 11 kwietnia w Zakładzie Me-
dycyny Sądowej odbyła się sekcja zwłok
prezydenta. Uczestniczył w niej Naczel-
ny Prokurator Wojskowy, płk Krzysztof
Parulski. – W trakcie tej sekcji pomylono
fragmenty ciał i w trumnie mojego brata
znalazła się noga generała Kwiatkowskie-
go – mówi Jarosław Kaczyński. Zwłoki
pozostałych ofi ar zabrano do prosektorium
do Moskwy, gdzie przez kilkadziesiąt go-
dzin zajmowali się nimi rosyjscy patolodzy.
Rodziny rozpoznały część zwłok, ale... na
tym się skończyło. Po kilku dniach rosyj-
skie samoloty wojskowe przywoziły do

Polski zalutowane metalowe trumny, w
których miały znajdować się zwłoki ofi ar.
Nikomu z rodzin nie pozwolono zajrzeć do
trumien, aby na własne oczy przekonać się,
czy przywieziono faktycznie ofi ary. W efek-
cie po kilku tygodniach rodziny Zbigniewa
Wassermanna i Przemysława Gosiewskiego
wystąpiły z wnioskami o przeprowadze-
nie ekshumacji zwłok, jednak prowadząca
sprawę prokuratura do dziś nie zrealizowała
tych wniosków. – Jeśli okaże się, że w trum-
nach przywieziono zwłoki innych osób, a
nie pasażerów polskiego tupolewa, będzie-
my mieli do czynienia z niewyobrażalnym
skandalem – mówi Bogdan Święczkowski,
były prokurator, w czasach PiS szef Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Pasywa Gazpromu

Tragiczna śmierć polskiego prezydenta,

zacieranie śladów, matactwo i kompromi-
tacja polskiej prokuratury stanowiły zwień-
czenie gry prowadzonej przez lata w Polsce
przez rosyjskie tajne służby. Gra ta zaczęła
się w latach 90., a jej celem było podporząd-
kowanie Polski rosyjskim wpływom. Głów-
ną drogą do tego celu było uzależnienie Pol-
ski od rosyjskich surowców – głównie ropy
i gazu. W latach 2009-2010, wskutek kata-
strofalnej polityki polskiego rządu, Rosjanie
przejęli kontrolę nad spółką EuRoPol Gaz
SA, odpowiadającą za tranzyt rosyjskiego
gazu. Od lata 2009 roku rząd Tuska starał
się umorzyć 1,2 miliarda zł długu koncerno-
wi Gazprom, który dostarcza do Polski gaz.
Prezydent to torpedował i groził komisją
śledczą. Popierał go Aleksander Szczygło
– szef BBN, Władysław Stasiak – szef Kan-
celarii Premiera, Aleksandra Natalli-Świat –
wiceprzewodnicząca PiS, wiceprzewodni-
cząca sejmowej Komisji Finansów Państwa.
Wszyscy przeciwnicy umowy gazowej zgi-

nęli w Smoleńsku. 10 dni po katastrofi e, gdy
obowiązki głowy państwa pełnił Bronisław
Komorowski, prezesem spółki EuRoPol
Gaz SA został Aleksandr Miedwiediew,
wiceszef Gazpromu. Podpisał on umowę
umarzającą długi. Konsekwencją było pod-
pisanie nowej umowy gazowej z Rosją,
która do 2037 roku uzależniła nasz kraj od
dostaw rosyjskiego surowca. – Podpisanie
tej umowy i anulowanie długów Gazpro-
mowi to akt kryminalnej zdrady stanu –
uważa Jarosław Kaczyński. Jeszcze przed
południem 10 kwietnia, tuż po wypadku,
ludzie Bronisława Komorowskiego na-
tychmiast weszli do Kancelarii Prezydenta.
– Z informacji, które do nas docierały,
wynika, że zaczęli od przejmowania ma-
teriałów po byłych Wojskowych Służbach
Informacyjnych – mówi Joachim Brudziń-
ski, sekretarz generalny PiS. W efekcie
materiały przejęte po WSI (zlikwidowa-
nych przez Antoniego Macierewicza) zo-
stały w części spalone i zniszczone. Co
ciekawe, Bronisław Komorowski przejął
obowiązki głowy państwa w sytuacji, gdy
nie było jeszcze ofi cjalnego aktu zgonu Le-
cha Kaczyńskiego. Zaś samo przemówie-
nie żałobne, które Komorowski wygłosił
10 kwietnia w południe, znalazło się na
stronie internetowej publicznego medium...
o godzinie 5:57, a więc 90 minut przed od-
lotem samolotu do Smoleńska.

Od 2009 roku prezydent prowadził rów-

nież negocjacje w sprawie nowego sojuszu
wojskowego – tzw. Sojuszu Północnego.
Miało to być porozumienie o współpracy
wojskowej zawarte między państwami
skandynawskimi, Wielką Brytanią, Polską
i krajami bałtyckimi w sprawie udzielania
sobie wzajemnej pomocy w sytuacji agresji
militarnej. – Było to porozumienie bardzo
niewygodne dla Rosji – ocenia Romuald
Szeremietiew, były minister obrony. – Je-
śli chcielibyśmy bronić tezy o zamachu z
10 kwietnia, to jego prawdziwej przyczyny
upatrywałbym właśnie tutaj.

Jeśli nawet – jak utrzymują przeciwnicy

„spiskowej teorii dziejów” – katastrofa z
10 kwietnia nie była zamachem, lecz nie-
szczęśliwym wypadkiem, to wypadek ten
bardzo pomógł umocnić rosyjskie wpływy
i interesy w Polsce.

L

ESZEK

S

ZYMOWSKI

PS Więcej szczegółów na temat okoliczności
wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku w książce
Leszka Szymowskiego „Zamach w Smoleńsku”,
wydawnictwo Bollinari Publishing House,
Warszawa, 2011. Dystrybucja: United ExPress
Sp. z o.o., ul. Marii Konopnickiej 6, lok. 227,
00-491 Warszawa, tel. 22 3390541, 502 202 900;
książkę będzie można również kupić w kioskach w
całym kraju oraz zamówić przez internet na stronie
www.warszawskagazeta.pl.

background image

X

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

O

becna sytuacja jest zupełnie
inna od tamtej. Wtedy była to
zwykła psychologia i rzucenie
się w jednym czasie kilkunastu

milionów konsumentów na jeden artykuł
powszechnego użytku. Dodatkowo me-
dia napędzały koniunkturę (tak jak dziś),
powodując strach przed gorzką herbatą.
Dziś już jesteśmy w Unii, więc sytuacja
jest po stokroć gorsza. Przyczyn, dla któ-
rych brakuje cukru, jest kilka.

Po pierwsze – limity produkcyjne. Polska

już nie może wyprodukować tyle cukru, ile
zażyczy sobie (z różnych pobudek) konsu-
ment. Skoro więc limity są niższe od zapo-
trzebowania, oczywiste jest, że gdy nagle
wzrośnie popyt, to nieproporcjonalnie do
tego popytu musi wzrosnąć cena. Polska
ma przyznany przez Komisję Europejską
limit produkcji wynoszący 1,58 miliona
ton. Jest to znacznie poniżej naszego po-
tencjału produkcyjnego. W 2000 roku Pol-
ska produkowała około 2 milionów ton cu-
kru. Jest rzeczą jasną, że gdy się urzędową
decyzją obcina możliwości produkcyjne o
ponad 20%, to tylko po to, by chronić pro-
ducentów, którzy dostaną limity na koszt
konsumenta. Chyba że się cukier zaimpor-
tuje. Np. w 2008 roku import tego artykułu
wyniósł około 244 tysięcy ton, głównie z
Niemiec i Francji.

Po drugie – brak konkurencji. Przed wej-

ściem do Unii postanowiono połączyć lo-
kalne cukrownie w monopol Polski Cukier.
Jak wiadomo, monopol służy tylko pra-
cownikom i akcjonariuszom monopolu, ale
na pewno nie klientom. Tak było tuż przed

wejściem do Unii, ale w tzw. międzyczasie

na rynek powchodziły zagraniczne fi r-

my. Obecnie Polski Cukier otrzymuje

ok. 550 tys. ton limitów produk-

cyjnych, czyli znacznie mniej
niż niemieckie fi rmy działa-

jące w Polsce (Nordzucker –

132 tys. ton, Südzucker –

352 tys. ton, Pfeifer & Langen –

372 tys. ton, co daje razem 856 tys. ton).
Trudno jednak uznawać rynek cukru za
otwarty na konkurencję. Jeżeli jakaś fi rma
chciałaby produkować w Polsce cukier
(w końcu nie jest to zaawansowany tech-
nologicznie produkt), to najpierw musiała-
by ustawić się w kolejce do urzędnika po
pozwolenie i przyznanie limitu (kosztem
obecnych fi rm). Trudno wyobrazić sobie
większy absurd.

Po trzecie – nagonka medialna. Nie-

trudno zgadnąć, kto korzysta na obecnym
zainteresowaniu cukrem. Są to głównie
niemieckie fi rmy, które na rynku polskim
sprzedają już drożej niż na swoim rodzi-
mym. Oczywiście należy sprzyjać otwar-
tości polskiego rynku na zagranicznych
inwestorów; niestety na rynku cukru
mamy do czynienia ze zwykłym admini-
stracyjnym reglamentowaniem produkcji,
na czym przypadkiem najwięcej zyskują
niemieckie przedsiębiorstwa.

Po czwarte – słabsze zbiory bura-

ka cukrowego w 2010 roku. Na każ-
dym normalnym rynku słabsze zbiory
oznaczają zwiększony import lub nie-
znaczny wzrost cenowy. Obecna, ponad
100-procentowa zwyżka cen nie może
być wytłumaczona słabszymi zbiorami.
Gdyby rynek był uwolniony, po prostu
producenci przewietrzyliby zeszłoroczne
magazyny po nieznacznie wyższej cenie.
Ponieważ niestety tak nie jest, musimy
borykać się z sytuacją galopujących cen.

Rynek cukru jasno jak na dłoni poka-

zuje bolączkę administracyjnej kontroli
nad rynkiem. Nie dość, że brakuje towa-
ru, którego jeszcze przed wejściem do
UE w Polsce było pełno, to jest on czte-
rokrotnie droższy niż przed wejściem
do Unii. Czy ktoś jeszcze pamięta, że w
2003 roku w sklepie detalicznym można
było kupić cukier po złotówce? Obecne
6 złotych to wina wtrącania się urzęd-
ników i polityków w relacje pomiędzy
klientami a producentami.

Dlaczego cukier jest drogi?

Tuż przed wejściem Polski
do Unii Europejskiej cukier
podrożał w krótkim czasie
o około 100%, by za parę na-
stępnych miesięcy stanieć.
Ale cena nie wróciła już
do poziomu sprzed unijnej
akcesji. Ludzie kupowali
po 50 i więcej kilogramów,
napędzając gorączkę ceno-
wą i czyszcząc magazyny
producentów. Znam nawet
jednego człowieka, który
jeszcze dziś słodzi cukrem
kupionym w 2004 roku.

M

AREK

Ł

ANGALIS

M

M

M

M

M

A

M

M

A

M

M

M

M

ok

ok

ok

ok

ok

o

o

o

o

o

o

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

cy

y

y

y

y

y

y

y

y

y

jn

jn

jn

jn

jn

jn

jn

jn

n

n

jn

j

j

j

j

j

j

j

j

j

j

j

y

y

y

y

ni

ni

ni

ni

ni

n

ni

i

ni

ni

n

n

n

ż

ż

ż

ż

ż

ż

ż

ż

ż

ż

j

j

j

KRAJ

ZNALEZIONE W INTERNECIE

background image

XI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KRAJ

D

yskusja dotyczyła jednak kwestii
bardzo złożonych. Rozmówcy za-
stanawiali się między innymi, czy
rozwiązania rządowe zmniejszą

inwestycje OFE w akcje, czy nie. Rząd za-
proponował umożliwienie zaangażowania
większej procentowo sumy w takie inwesty-
cje. Jednak do tej pory nie wykorzystywano
limitu 40 procent, a dopuszczalny ma wyno-
sić 60 procent. Jeśli nie będzie wykorzysty-
wany większy limit, będzie kogo obarczyć
winą za zbyt niskie zyski. Podobnie stanie
się, gdy spadną notowania na giełdzie. Ta-
kich pułapek jest oczywiście więcej.

Piramida fi nansowa

Profesor Rybiński zauważa, że rząd w

końcu sięgnął po emerytury, bo braku-
je pieniędzy. Przyrównuje proponowany

system emerytalny, co do zasady, do Bez-
piecznej Kasy Oszczędności Lecha Gro-
belnego czy piramidy fi nansowej Bernar-
da Madoffa. Grobelny oferował bardzo
wysokie odsetki od lokat, dużo wyższe niż
banki, i dopóki przychodzili nowi klienci,
dopóty mógł obecnym klientom te odset-
ki wypłacać. Ale gdy napływ ustał, BKO
stała się niewypłacalna, a Grobelny uciekł
za granicę. Ludzie odzyskali tylko jedną
czwartą swoich oszczędności.

Propozycja rządu polega na tym, żeby

zabrać środki z OFE, pieniądze wydać na
bieżące potrzeby, a na kontach kompu-
terowych zapisać, że ZUS w przyszłości
wypłaci wysokie odsetki, liczone jako
suma wzrostu PKB i wzrostu infl acji.
W kalkulacjach trzeba było przyjąć wyso-
kie odsetki, żeby sztucznie wykazać, iż w
nowym systemie emerytury nie będą niż-
sze niż w starym. – Dopóki napływają nowi
klienci, czyli pracujący płacący podatki i
składki ZUS, można wypłacać te wysokie
odsetki. Ale gdy społeczeństwo zacznie się
szybciej starzeć i liczba płacących składki
gwałtownie spadnie, po odsetki zgłosi się
więcej osób, to będzie tak, jak w przy-
padku piramidy Grobelnego – zauważa
prof. Rybiński. – Ludzie odzyskają tylko
część tego, co zapisano na ich kontach.
W uzasadnieniu, które przygotował rząd,
tego nie widać, bo celowo przyjęto skrajnie
optymistyczne i nierealistyczne założenia,
radykalnie zresztą odstające od założeń
OECD i Komisji Europejskiej – dodaje.

Zauważa także, że piramida będąca skut-

kiem reformy emerytalnej rozciąga się na
gigantyczną skalę. Twór Grobelnego zawa-
lił się po kilku miesiącach. Rządowy sys-
tem zawali się po kilkudziesięciu latach.

Narastanie długu

Zabiegi rządu zmierzające do powstrzy-

mania procesu narastania długu publicz-
nego dotyczą jedynie jawnej części długu,
a więc takiej, która odpowiada łącznej
wartości wyemitowanych przez rząd ob-
ligacji. Zabieg przekierowania do ZUS-u
dużej części składki trafi ającej tymczasem
do OFE zmniejsza dług jawny, zwięk-
szając dług ukryty. Ukryta część długu to
zobowiązania ZUS-u w stosunku do przy-
szłych emerytów. Księgować się będzie
(zgodnie z propozycjami rządu) większą
składkę na ich kontach w ZUS-ie. Takie-
go rozwiązania broni się uzasadnieniem,
że za dług jawny rząd musi płacić odsetki,
zaś za dług ukryty odsetek nie płaci.

Telewizyjna debata ministra
fi nansów Jacka Rostow-
skiego z Leszkiem Balcero-
wiczem zgromadziła przed
telewizorami około
3 milionów widzów. Od razu
zaczęto szukać zwycięzcy,
chociaż chyba ważniejsze
jest podsumowanie, że
przyszli emeryci stracą
na rządowych zmianach
w systemie emerytalnym,
a całe rozwiązanie przypo-
mina piramidę fi nansową.
Profesor Krzysztof Rybiński
ocenia, że debata Balcero-
wicz-Rostowski dotyczyła
antyreform i psucia pań-
stwa (Rostowski psuje,
a Balcerowicz próbuje
go powstrzymać).

Piramida fi nansowa OFE

R

AFAŁ

P

AZIO

Prof. Rybiński:

Twór Grobelnego

zawalił się po kilku

miesiącach. Rządowy

system zawali się

po kilkudziesięciu

latach.

background image

XII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KRAJ

Jednak jest to wprowadzanie opinii pu-

blicznej w błąd. Odsetki od długu jawne-
go trzeba płacić już dziś. Natomiast odpo-
wiednikiem odsetek od długu jawnego są
przyrosty kapitału zapisywanego na kon-
tach w ZUS-ie z tytułu dorocznych walo-
ryzacji. Tymczasem kwot wynikających z
przeprowadzanych waloryzacji płacić nie
trzeba, ale zwiększają one odpowiednio
emerytury, które w przyszłości ZUS bę-
dzie obowiązany wypłacać.

Przypomina to spłatę odsetek od za-

ciągniętego długu fi nansowaną nowymi
emisjami obligacji. Przekonując spo-
łeczeństwo do swoich propozycji, rząd
podaje argument, że stany kont w zrefor-
mowanym ZUS-ie będzie waloryzował w
sposób korzystny dla przyszłych emery-
tów, a więc stopami wyższymi niż stopy
odsetek płaconych od obligacji. Oznacza
to, że rząd woli zamienić dług niżej opro-
centowany na wyżej oprocentowany.

Pozew przeciw rządowi

– Po konsultacji z prawnikami poważ-

nie rozważam uruchomienie akcji spo-
łecznej polegającej na zorganizowaniu
pozwu zbiorowego obywateli przeciw
rządowi o utracone korzyści wynikają-
ce z proponowanej zmiany w systemie
emerytalnym – stwierdza prof. Krzysz-
tof Rybiński. – Oceniam, że w wyniku
proponowanych rozwiązań przeciętny
emeryt za 40 lat straci kapitał emerytal-
ny w wysokości kilkudziesięciu tysięcy
złotych, co oznacza niższą emeryturę –
dodaje.

Według prof. Rybińskiego, Polska ma

szansę stać się krajem starych, schoro-
wanych ludzi. Społeczeństwo jest obcią-
żane coraz wyższymi podatkami (VAT,
akcyza, PIT, CIT, opłata za wieczyste
użytkowanie, która już przyjmuje skalę
podatku katastralnego wprowadzanego
tylnymi drzwiami). Pojawia się tzw. po-
datek bankowy, za który trzeba będzie
zapłacić wyższymi opłatami i wyższymi
odsetkami od kredytów, oraz podatek dla
fi rm farmaceutycznych, który może po-
zbawić polskie fi rmy możliwości prowa-
dzenia badań w dziedzinie farmacji i bio-
technologii, a w dłuższej perspektywie
doprowadzi do znaczącego wzrostu wy-
datków na leki. Już dziś polscy seniorzy
są jednymi z najbardziej schorowanych
ludzi w Europie.

– Zadłużamy się szybciej niż za cza-

sów Gierka. Z powodu nieudolnego rzą-
dzenia w fi nansach publicznych zaczęło
brakować pieniędzy. Zamiast zacząć
oszczędzać, politycy sięgają do naszych
kieszeni – przypomina prof. Rybiński.

R

AFAŁ

P

AZIO

A

naliza dokonana przez eko-
nomistów Banku Światowe-
go jest jak najbardziej trafna,
lecz proponowane rozwiąza-

nia już niekoniecznie.

Bank Światowy

Bank Światowy powstał w wyniku kon-

ferencji w Bretton Woods w 1944 roku.
Jego głównym celem miało być fi nanso-
wanie odbudowy powojennej Europy i
Japonii. Jak to zwykle bywa z organiza-
cjami biurokratycznymi powołanymi do
jednego tylko celu, wraz z wypełnieniem
tego celu biurokraci muszą wymyślić
nowy. Obmyślono więc, że Bank Świa-
towy będzie wspierał poprzez pożyczki
kraje rozwijające się w Azji, Ameryce
Łacińskiej i Afryce. Dziś niesieniem po-
mocy dla państw rozwijających się w ra-
mach pracy w banku zajmuje się ponad
10 tysięcy urzędników, opłacanych rów-
nież przez polskiego podatnika (sama
administracja Banku Światowego ma
kosztować w tym roku ok. 1,8 miliarda
dolarów). Ponadto poprzez liczne publi-
kacje i raporty Bank Światowy chce słu-
żyć jako kopalnia pomysłów reform dla
państw na dorobku. W ostatnim czasie w
Polsce zrobiło się głośno o Banku Świato-
wym jako mocno wspierającym powsta-
nie naszej sławnej na cały świat reformy
emerytalnej pod tytułem OFE. Tylko że
zamiast zapowiadanych (nie wiadomo,
czy z inspiracji doradców banku) emery-
talnych palm na Hawajach, okazało się,
że dług publiczny wzrósł ponad miarę, a
spodziewane emerytury mają być niższe
niż z ZUS. Można powiedzieć, dzięki
Bankowi Światowemu mieliśmy mieć
godziwe emerytury, a jedyne, co nam
zostało, to pałace i marmury w zagra-
nicznych instytucjach finansowych. Za-
tem gdy przez pracowników tego banku
postulowane są jakieś rozwiązania dla
Polski, należy z największą starannością
się temu przyglądać, by móc ocenić, czy
te zmiany są dobre dla polskich polity-
ków, zwykłych Polaków czy międzyna-

rodówki finansowej. Bo rozwiązania,
jakie serwował jeszcze w zeszłym roku
naszym emerytom bank, mówiły o tym,
żeby podnieść składkę do OFE a wraz
z nią... wiek emerytalny. Czyli według
pracowników tego banku najlepszym
rozwiązaniem jest płacenie składek
najlepiej aż do śmierci i jak najkrótsze
przebywanie na emeryturach. Oczywi-
ście jest to najlepsze rozwiązanie dla...
Nie trzeba być geniuszem intelektu i lo-
giki, by zgadnąć dla kogo.

Zacofany kraj

W swojej najnowszej publikacji Bank

Światowy postanowił sprawdzić, jak Pol-
ska realizuje nakreślone strategiczne cele
dla Europy do 2020 roku. Te cele to:

– 75% ludzi w wieku od 20 do 64 lat po-

winno być zatrudnionych (w Polsce obec-
nie 64,9%);

– 3% PKB powinno być przeznaczane

na badania i rozwój (w Polsce 0,59%);

– współczynnik uczniów porzucających

szkoły powinien wynosić poniżej 10%
(w Polsce 5,3%);

– dla wieku 30-34 lat co najmniej 40%

ma posiadać wyższe wykształcenie
(w Polsce 32,8%);

– liczba ludzi zagrożonych biedą i wy-

kluczeniem nie powinna przekraczać
1,5 miliona (obecnie w Polsce 10,4 miliona).

Oczywiście jeśli spojrzeć na te cele, wi-

dać od razu, że kreślił je urzędnik, chcąc
sztucznie formować strukturę społeczną.
O ile pierwszy i ostatni wskaźnik można
jeszcze uznać za rozsądne (w końcu le-
piej, jak ludzie w wieku produkcyjnym
pracują, a nie wyciągają socjal), o tyle
trzy środkowe wymagają zastanowienia.
Niepotrzebne sztuczne naginanie wskaź-
ników edukacyjnych, tylko po to, by osią-
gnąć jakieś bezsensowne cele ustanawia-
ne przez instytucje międzynarodowe, nie
znające realiów poszczególnych państw,
doprowadzi do dalszego obniżenia po-
ziomu zarówno edukacji podstawowej i
gimnazjalnej (tylko po to, by uczniowie
nie porzucali szkół), jak i wyższej (by

Polska gospodarka nie jest w najlepszym stanie. Tak wy-
nika z raportu Banku Światowego „Europa 2020 a Polska:
intensyfi kacja rozwoju i podnoszenie konkurencyjności
poprzez zwiększenie poziomu zatrudnienia, podnoszenie
kwalifi kacji i innowacje”
ogłoszonego 21 marca tego roku.

Gdzie są innowacje?

M

AREK

Ł

ANGALIS

background image

XIII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

podobne sumy na badania. Najpierw mu-
simy zbliżyć się poziomem życia do tych
państw poprzez wykorzystanie wszyst-
kich możliwych i dostępnych już tam
rozwiązań technologicznych, a dopiero
później możemy myśleć o naprawdę in-
nowacyjnych pomysłach i nowoczesnych
wynalazkach. Skoro „innowacje” są w
dużej większości fi nansowanie z pań-
stwowych pieniędzy, to nie oczekujmy,
że z tego naprawdę urodzą się jakiekol-
wiek nowe wynalazki. Tylko prywatne
przedsiębiorstwa mogą dać Polsce praw-
dziwe innowacje, a te na razie zajęte są
przyswajaniem wszelkich dostępnych na
świecie nowoczesnych technologii, nie
mówiąc o zmaganiach z tubylczą admini-
stracją. Dopiero po zrównaniu poziomem
z najnowocześniejszymi technologicznie
państwami świata możemy zacząć pró-
bować rozwijać cokolwiek nowego.
To tak jakby w Fabryce Samochodów
Małolitrażowych kazać na początku lat
90. po produkcji „malucha” przejść do
najnowocześniejszego mercedesa klasy
S. Jest to praktycznie niemożliwe z wie-
lu względów, poczynając od czynnika
ludzkiego (czy pracownik produkujący
„maluchy” przestawi się z dnia na dzień
na luksusowy samochód?), poprzez do-
stępne zasoby (problemy z kooperanta-
mi i jakością ich produkcji), aż po moż-
liwości techniczne (brak odpowiednich
maszyn). Dlatego postulowanie zwięk-
szania wydatków na badania i rozwój,
szczególnie z pieniędzy podatnika, to na
dzień dzisiejszy wyrzucanie pieniędzy
w błoto. Oczywiście jakieś wydatki w
tym zakresie są potrzebne, dlatego że

nie każda myśl technologiczna przystaje
do polskich warunków – i między innymi
dostosowywaniem rozwiązań do lokal-
nego rynku powinni zajmować się spece
od badań, ale wydaje się, że prywatne
przedsiębiorstwa same wiedzą najlepiej,
bez pomocy urzędników państwowych,
co jest u nas wymagane. A nam potrzeb-
ne jest najpierw zmniejszenie różnic
technologicznych choćby w stosunku
do Niemiec, zanim zaczniemy pouczać
Hansa i Helmuta, jak mają wdrażać na-
sze pomysły.

Taką drogę spokojnego rozwoju tech-

nologicznego przeszła między innymi
Japonia po II wojnie światowej, gdy w
latach 50. ubiegłego wieku postawiła
głównie na kopiowanie technologii do-
stępnych w Stanach Zjednoczonych czy
zachodniej Europie. Dopiero po przy-
swojeniu wszelkich technik i ich zrozu-
mieniu tamtejsi inżynierowie i przedsię-
biorstwa mogły zacząć konkurować – co
miało miejsce od początku lat 70. – na
światowym rynku nowoczesnych tech-
nologii. Obecnie taką drogę przechodzą
Chiny. Do niedawna uznawani tylko za
kopistów powielających dostępne pro-
dukty i schematy, Chińczycy powoli
zaczynają proponować własne rozwią-
zania (choćby w zakresie kolejnictwa
czy kosmonautyki), by w perspektywie
najbliższych dwóch dekad wykonać ol-
brzymi skok technologiczny.

Wskazówką dla Polski nie jest dziś

zwiększanie państwowych wydatków
na badania i rozwój, tylko propozycja
takich ułatwień dla przedsiębiorstw, by
mogły najpierw konkurować na świato-
wych rynkach w tradycyjnych techno-
logiach. Dopiero wtedy i tylko wtedy
wydatki na badania i rozwój w masowej
skali będą miały ekonomiczny sens. Ale
o tym powinny zdecydować przedsię-
biorstwa na własny rachunek i za własne
pieniądze, a nie urzędnik państwowy z
ministerstwa nauki czy analityk Banku
Światowego za pieniądze podatnika,
które pewnie poszłyby na zmarnowa-
nie. Co nie zmienia faktu, że Polska jest
obecnie krajem raczej zacofanym tech-
nologicznie (szczególnie w stosunku
do naszego zachodniego sąsiada). Jest
wiele chlubnych wyjątków w niezli-
czonej liczbie dziedzin, gdzie Polacy
nadążają za rozwiązaniami zachodni-
mi, ale to nie zmienia faktu, że nasza
gospodarka nie jest w stanie sprostać
najnowocześniejszym wyzwaniom
technologicznym na światowym rynku
– tym bardziej że nie potrafi jeszcze za-
spokoić wielu podstawowych potrzeb
przeciętnego Kowalskiego.

Polskie wydatki na badania

i rozwój są na dość niskim

– w porównaniu z najlepszymi –

poziomie.

KRAJ

wypełnić wskaźnik 40% osób z wyż-
szym wykształceniem w wieku 30-34
lat). Najprościej osiągnąć obydwa cele
przez dalsze obniżenie wymagań. Nie
ma to najmniejszego przełożenia na ry-
nek pracy, który nie potrzebuje więcej
osób z wydumanymi tytułami magistra
od nie wiadomo czego, tylko ludzi do
konkretnej roboty. Takie są prawa popy-
tu i podaży, że jeśli naprodukuje się osób
z wyższym wykształceniem dla samego
wyższego wykształcenia, to w cenie będą
fachowcy po zawodówkach i technikach.
I zamiast 75-procentowego współczynni-
ka zatrudnienia wśród osób w wieku pro-
dukcyjnym, będziemy mieli całą masę
sfrustrowanych magistrów, wściekłych
na wszystkich dookoła, że ulegli złudze-
niu łatwości w zdobyciu swojego „wy-
kształcenia”, z racji którego powinni od
razu dostawać najlepsze dostępne na ryn-
ku pracy stanowiska. Sposobem na akty-
wizację potencjalnych pracowników jest
dla Banku Światowego podwyższenie
wieku emerytalnego dla kobiet i zrów-
nanie go z męskim. Jest to znowu najła-
twiejsze dla szybkiego podreperowania
statystyk. Wyliczono nawet, że gdyby
w Polsce pracowało tyle starszych osób,
co w Niemczech, nasz produkt krajowy
brutto byłby o sześć procent wyższy niż
obecny.

Bardzo ciekawie wygląda propozycja

zwiększenia wydatków na badania i roz-
wój. Polskie wydatki są na dość niskim –
w porównaniu z najlepszymi – poziomie.
Ale w 2008 roku zaledwie kilka państw
na świecie mogło się pochwalić nakła-
dami ponad 3% PKB (Szwecja, Japonia,
Finlandia i Stany Zjednoczone). Prawdzi-
wym problemem nie jest ilość środków
przeznaczanych na badania i rozwój, tyl-
ko to, kto je wydaje. Tylko 25% środków
w Polsce pochodzi z prywatnych przed-
siębiorstw, reszta to pieniądze państwo-
we lub międzynarodowych instytucji
(np. Unii Europejskiej). W USA czy po-
dobno socjalistycznej Szwecji pieniądze
z budżetu państwa na badania i rozwój
nie przekraczają 30% ogółu nakładów. W
większości pieniądze pochodzą prywat-
nych instytucji. Analitycy Banku Świa-
towego postulują w tej materii między
innymi zwiększenie nakładów ze środ-
ków publicznych. Nie bardzo wiadomo
tylko po co. Polska jest na takim etapie
rozwoju gospodarczego, że jeszcze dłu-
go będzie importerem wielu rozwiązań
technologicznych. Takie jest prawo roz-
woju gospodarczego. Nie łudźmy się, że
nagle staniemy się bardziej innowacyjni
od Amerykanów, Finów czy Szwedów,
w związku z czym musimy przeznaczać

background image

XIV

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KRAJ

N

iemal równolegle powstał Ruch
Autonomii Śląska, toteż już tyl-
ko kwestią czasu było, kiedy
zażąda autonomii Śląska. Teraz

RAŚ ma już lokalne przedstawicielstwo w
samorządzie, a samo tylko Towarzystwo
Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku
Opolskim „wydrukowało 180 tys. ulotek
zachęcających do podania narodowości
niemieckiej w spisie powszechnym” roz-
poczynającym się 1 kwietnia – informuje
prasa. Ostro jadą.

Autonomia Śląska coraz bliżej. Czy

najpierw powstanie jakiś „region trans-
graniczny”, euroregion, dla wzmocnienia
Niemców i narodu śląskiego – czy najpierw
autonomia, a potem ten region? No a dalej
marszruta prosta: podatki do niemieckiej
stolicy tego euroregionu, może jakiś plebi-
scycik po drodze – i po herbacie.

Wobec takiej perspektywy „debata” Balce-

rowicz-Rostowski wyglądała jak rozmowa
o przysłowiowej d*** Maryni. Zrozumia-
łem z niej tyle, że p.Balcerowicz wolałby,
żeby rząd premiera Tuska pożyczał forsę
nadal od OFE (dając im łatwo i przyjemnie
zarabiać na chlebek z kawiorem), podczas
gdy p.Rostowski wolałby, aby rząd Tuska
pożyczał forsę gdzie indziej, dając zarobić
komu innemu, chyba za granicą, n’est ce
pas
? Bo i gdzie indziej?

Toteż chociaż wydaje się, że p.Balcero-

wicz optuje za mniejszym złem (abstra-
hując od tego, czy lobbuje dla OFE, czy
nie), to jego słynny geniusz fi nansowy
będzie musiał ustąpić przed lobby potęż-
niejszych lichwiarzy.

Z forsą na świecie robi się gorąco. Mo-

żemy nawet mieć poważne kłopoty z bu-

dową dróg i autostrad za unijny szmal, a to
dlatego, że UE postawiła swymi „dyrek-
tywami” ciężkie warunki jego przydziału.
Jeden z tych warunków to zmniejszenie
liczby śmiertelnych wypadków na dro-
gach o połowę poprzez „realizację unij-
nego programu” w Polsce, wymagającego
zmian „w prawie o ruchu drogowym, w
prawie budowlanym i w prawie o policji”.
Powód? Zabiurczne urzędasy w UE wyli-
czyły, że „koszt społeczny jednej śmier-
telnej ofi ary wypadku drogowego wynosi
1 milion euro”! Ten „koszt społeczny”
– co to właściwie za zwierzę?... I ten
„milion euro”... Jaką metodą liczony? Pe-
wien znajomy ekonomista powiedział mi,
że taką metodą można wyliczać i „zysk
społeczny” z „jednej ofi ary śmiertelnej”
– i kto wie, czy nie wyliczyć „zysku spo-
łecznego” jeszcze większego...

(Nawiasem mówiąc: jeżdżę samocho-

dem od ponad 30 lat i we wszystkie nie-
bezpieczne sytuacje, w jakie popadłem,
popadłem z własnej winy lub z winy inne-
go kierowcy – nigdy z powodu złej jako-
ści drogi czy złego oznakowania. Właśnie
gdy to lekceważyłem, bywało niebez-
piecznie...)

Druga dyrektywa unijna uzależnia

przydział unijnego szmalu od „audytu
zewnętrznego” konkretnej inwestycji
drogowej na okoliczność poszanowania
środowiska... Ba! Czy jest w ogóle jaka-
kolwiek inwestycja, co do której powie-
dzieć można, że „szanuje środowisko”?

Najpierw, nie wiedzieć dla-
czego (bo przecież obywa-
tele są równi wobec prawa),
wyodrębniono w konstytucji
„mniejszości narodowe” i
obdzielono je przywilejami
wyborczymi. Tak ukonsty-
tuowała się parlamentarna
reprezentacja niemieckiej
mniejszości narodowej,
która bez tego przywileju
zapewne w ogóle w parla-
mencie by nie zaistniała
– jakże by zarejestrowała
swe komitety wyborcze w
kilku co najmniej wojewódz-
twach, co jest warunkiem
zarejestrowania listy wybor-
czej do Sejmu?... Szalenie
pobudziło to kandydatów na
inne „mniejszości narodo-
we” i rozpoczęły się sądowe
podchody o zarejestrowanie
„narodowości śląskiej”.

ŚLĄSK: KIEDY AUTONOMIA, KIEDY PLEBISCYT?

DEBATA O D... MARYNI

KOSZT

SPOŁECZNY – Z PALCA I SUFITU

NIE PIJ PIWA, PIJ SZAMPANA!

Od rzemyczka do koniczka

M

ARIAN

M

ISZALSKI

AUTONOMIA ŚLĄSKA

CORAZ BLIŻEJ?

F

OT

. W

IKIPEDIA

background image

XV

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KRAJ

Chyba tylko nasadzanie drzew i krzewów.
Chodzi więc o napędzanie, wymuszanie
zamówień na „wysokie technologie” w
branży „ochrony środowiska” – ma się ro-
zumieć u producentów zagranicznych.

Widać zatem, że biurokratom z Bruk-

seli idzie o wyśrubowanie warunków
przydziału euroszmalu, o grę na zwłokę
i podniesienie kosztów tych inwestycji
(na które, obok euroszmalu, i tak musi-
my dopożyczać za granicą pieniądze!).
Taka jest zresztą „fi lozofi a europomocy
biednym”. To tak jakby – zamiast leczyć
– powiedzieć biednemu alkoholikowi:
nie pij byle czego za swoje, ja ci poży-
czę forsę na wykwintne trunki, procenty
odbiorę sobie z majątku twojej rodziny, a
potem wezmę was wszystkich na łaska-
wy czarny chleb z wodą...

Co mówił Milton Friedman? „Wy nie

naśladujcie krajów bogatych w tym, co
robią teraz – wy róbcie to, co one robiły,
gdy były biedne”.

A tymczasem bankrutuje i Portugalia.

Media informują, że „młodzi, wykształce-
ni z dużych miast” Portugalczycy chętnie
emigrują do Brazylii, a nawet... do Ango-
li, gdzie „lepsze perspektywy” i „większe
tempo wzrostu”. I po co było Portugalii
członkostwo w Unii Europejskiej?

Socjalistyczny rząd podał się do dymi-

sji, bo parlament nie zaakceptował jego
planu „cięć budżetowych”. Więc naj-
pierw zadłużyli kraj i obywateli, a na ko-
niec jeszcze „cięcia budżetowe”? Czort z
socjalistami („socjały nudne i ponure (...)
podskakiewicze pod kulturę”), ale cieka-
we, że na odchodne premierowi wyrwały
się takie mniej więcej słowa: „Jeśli mój
plan cięć zostanie odrzucony, będziemy
musieli (!) przyjąć pomoc europejską w
wysokości 75 miliardów euro i utracić
suwerenność”.

Tym kończy się przyjmowanie „pomo-

cy” na życie ponad stan i futrowanie ro-
dzimych biurokracji. Mechanizm wydaje
się prosty: najpierw ta pomoc uzależniona
jest od „dopłat własnych” – ale że bied-
ni nie mają forsy na te „dopłaty własne”,
muszą pożyczać od międzynarodowych
lichwiarzy; gdy pożyczona forsa obrośnie
tłustymi procentami i sama tylko obsłu-
ga długu grozi bankructwem – szuka się
„cięć budżetowych” i oszczędności w kie-
szeniach obywateli; czasami udaje się ich
jeszcze trochę podoić (Grecja), czasami
jednak buntują się nawet w parlamencie
(Portugalia); wtedy znajduje się koło ra-
tunkowe dla bankruta, pomoc z Funduszu
Rezerwowego – ale nie za darmo, to drogo
kosztuje: suwerenność. Niestety, rozmaite
mądrale nie wyliczyły jeszcze „kosztów
społecznych” utraty suwerenności.

J

uż z pierwszej tabeli dotyczącej
ogółu przestępstw wynika, że w
2010 roku stwierdzono takowych
grubo ponad milion, a konkretnie

1.151.157, a liczba osób podejrzanych w
związku z tymi przestępstwami wyniosła
516.154. Co więcej, w tej liczbie prze-
stępstw aż 778.919 było przestępstwami
kryminalnymi, a skoro mowa o najcięż-
szych zbrodniach, to jedynie w ubiegłym
roku dokonano 680 zabójstw, 1567 zgwał-
ceń, a także 140.085 kradzieży z włama-
niem. Okazuje się, że od 1999 roku w wy-
niku czynu przestępczego straciło życie
11.580 osób – wielkość równa przeciętnej
liczebności powiatowego miasta – nato-
miast w tym samym okresie stwierdzo-
no blisko 3 mln przypadków kradzieży
z włamaniem. Na wspomnianej stronie
są prezentowane także tzw. statystyki
dnia i akurat wtedy, kiedy sprawdzałem
dane, można było przeczytać, że w dniu
poprzednim tylko na gorącym uczynku
złapano 919 sprawców. Człowiek, który
nie spotyka się na co dzień z przemo-

cą, zbrodnią i ogólnie nie zastanawia się
nad tą ciemną stroną codziennego życia,
może po zapoznaniu się z przytoczonymi
danymi doznać pewnego psychicznego
dyskomfortu, każącego podejść do drzwi
i sprawdzić, czy zostały na pewno dobrze
zamknięte. Ale co ciekawe, na tej samej
stronie można było także – jako jedną z
pierwszych – przeczytać informację, że
„Polacy czują się bezpiecznie i lepiej oce-
niają pracę Policji”.

Nie chciałbym dalej rozwijać wątku

przestępczości w Polsce, a jedynie zesta-
wić przytoczone i niekwestionowane dane
z danymi i stawianymi na ich podstawie
wnioskami, które – jak już zostało wspo-
mniane na wstępie – zawarł w swojej ko-
lejnej książce Gross, a właściwie państwo
Grossowie, gdyż Irena Grudzińska-Gross
została wymieniona jako współpracownik
głównego autora. To zestawienie owych
pozornie ze sobą nie związanych danych
ma pokazać, że prowadzenie merytorycz-
nych sporów z takimi hucpiarzami jak
Grossowie jest całkowicie bezzasadne,

Z

APRASZAMY

NA

WYKŁAD

T

OMASZA

S

OMMERA

W

L

UBLINIE

Wykład Tomasza Sommera pt. „Ludo-

bójstwo Polaków w Związku Sowieckim
w latach 1937-1938” odbędzie się 31 mar-
ca 2011 roku (czwartek) w sali obrad Rady
Wydziału Humanistycznego UMCS w Lu-
blinie (sala nr 9), tzw. Nowy Humanik,
w godz. 18.00 – 20.00.

Serdecznie zapraszam. Podczas spotkania bę-

dzie można nabyć książki Tomasza Sommera.

Przewodniczący SH KND WH UMCS Lublin

Jacek Drozd

Obserwując medialny harmider i spory prowadzone wokół
kolejnego „dzieła” Jana Tomasza Grossa, postanowiłem
sprawdzić pewne całkiem współczesne statystyki. Staty-
styki te prezentowane są na internetowej stronie Komendy
Głównej Policji i muszę przyznać, że zrobiły na mnie nawet
większe wrażenie, niż się tego spodziewałem.

K

RZYSZTOF

M. M

AZUR

Występek

sprzedaje się dobrze

background image

XVI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KRAJ

gdyż może nas w końcu doprowadzić do
momentu, kiedy zaczniemy zaprzeczać,
by w Polsce była możliwość zaistnienia
jakiejkolwiek formy przestępczości. Tym-
czasem dane o współczesnej przestępczo-
ści są naprawdę zatrważające, a należy
pamiętać, że hitlerowska okupacja i wa-
runki wojenne nie wpływały dyscyplinu-
jąco na tzw. społeczny margines, a wręcz
przeciwnie. A przecież z drugiej strony
współczesna Polska pod względem prze-
stępczości nie przoduje w gronie państw
europejskich, a tym bardziej na świecie.
Tymczasem mając pod ręką takie dane o
przestępczości jak na początku przedsta-
wione i wplatając je w kilka wątków kon-
kretnych spraw kryminalnych – czy nie
można by sprokurować pozycji zatytuło-
wanej roboczo np. „Państwo występku”
czy jakoś w tym stylu?

Tego, że w czasie okupacji występowało

tzw. szmalcownictwo, można być pewnym
nawet nie na podstawie świadectw i doku-
mentów z tamtych czasów (vide książka
„Szanowny panie gistapo...”), ale na pod-
stawie tego, z czym mamy do czynienia
całkiem współcześnie. Wiemy doskonale,
że najwięcej tajnych współpracowników
Służba Bezpieczeństwa zwerbowała w
okresie, kiedy PRL zaczynał już powoli
chwiać się w swoich fasadach (bo funda-
menty zachował nienaruszone do dzisiaj).
Obecnie, jak wiadomo, SB już nie działa,
ale funkcjonuje wiele innych służb, do
których mogą zwrócić się osoby, którym
życie bez takiej współpracy wydaje się
mniej wartościowe. Piszą więc tysiącami
donosy do urzędów skarbowych, ZUS-
ów, agencji rolniczych i innych instytucji
zabierających lub rozdających pieniądze.
Donosy do PiP-ów i inspekcji piszą byli
pracownicy z zemsty na pracodawcy,
której powód jest często bardzo błahy.
Jak opowiadają ci, do których takie do-
nosy trafi ają, czasami donosiciel lepiej
zna i szacuje rozmiary majątku tego, na
którego donosi, niż sam właściciel. Do
donosów załączane są szczegółowe opisy
mieszkań – w celu lepszej identyfi kacji
przez kontrolujących przedmiotu, którego
źródło fi nansowania może być wątpliwe.
Co ciekawe, często takie donosy chociaż
prawdziwe w części odnoszącej się do sta-
nu majątku, nie potwierdzają się w części
sugerującej przestępcze źródła fi nanso-
wania tego majątku. Bo mało kto chwali
się, że wybudował dom, kupił samochód
czy wyposażenie mieszkania za uciążliwy
kredyt, który będzie musiał spłacać przez
następne, najlepsze lata swojego życia.
Opowiadano mi również o człowieku,
który sam jeden doniósł – dosłownie – na
całą wieś, w której mieszkał, i co najcie-

kawsze, przeprowadzona kontrola nie
wykazała ani jednego uchybienia w spra-
wach będących przedmiotem donosu. Czy
mając dane o współczesnej skali donosi-
cielstwa i wplatając je w kilka konkret-
nych spraw, nie można by sprokurować
chwytliwej książeczki o współczesnym
szmalcownictwie, zatytułowanej roboczo
np. „Uprzejmie donoszę...”.

Bo przecież książki o peerelowskich taj-

nych współpracownikach, o występującej
wtedy kolaboracji z władzą, a nawet o kon-
kretnych kapusiach są publikowane i co
ciekawe, ci sami, którzy tak ochoczo dążą
do demaskowania polskiej odpowiedzial-
ności za okupacyjną eksterminację Żydów,
akurat w tych znacznie lepiej udokumen-
towanych sprawach każą betonować archi-
wa i znajdują tysiące powodów, aby takich
delatorów usprawiedliwiać. Jakoś też nie
wywołuje gorących sporów sprawa służ-
by Polaków w Wehrmachcie (pomijając
jedną sprawę pewnego dziadka pewnego

Puszcza cz. IV

Żubr
Do Łosia
Nic
Nie ma

DARIUSZ BRZÓSKA-BRZÓSKIEWICZ

D

premiera), a przecież na półkach księgar-
skich spoczywają całkiem współczesne
wydawnictwa szacujące tę liczbę na ok.
300 tys. osób, a czytałem też o szacunkach
na poziomie prawie pół miliona. Dowodzi
to tylko, że w sprawach relacji polsko-ży-
dowskich nie chodzi o fakty i ich rzetelne
przedstawienie oraz wytłumaczenie okre-
ślonych postaw, tylko o propagandę słu-
żącą celom całkiem odmiennym od tych
ofi cjalnie deklarowanych. Propaganda ta
jest bardzo skuteczna, gdyż odwiedzając
ostatnio kilka księgarń, zauważyłem, że
już z daleka na ich witrynach pyszniło się
nowe dziełko państwa Grossów. Dziełko,
które jest – wbrew podtytułowi – niczym
innym niż tandetną ekstrapolacją skrajnych
przestępczych zachowań na całą narodową
zbiorowość, a jedyną sensowną reakcją na
takie geszefty jest ich bojkot.

W wydanej jeszcze w latach 60. ub. wieku

książce Sergiusza Piaseckiego pt. „Czło-
wiek zamieniony w wilka” można znaleźć
taki m.in. fragment dialogu pomiędzy jej
bohaterami: „A słyszał pan o Żydzie, który
rządzi gettem jak dyktator? Nazwisko jego
Gens. Nazywają go również Gęś albo Gęs.
A Niemcy go wołają Gans. (...) Otóż on
właśnie zorganizował policję żydowską,
która niby podlega Judenratowi. Zadaniem
tej policji było utrzymywanie porządku w
gettach. Ale Gens stał się wnet zaufanym
gestapo. A teraz rządzi gettem według swej
woli. Wyznacza kontyngenty Żydów na
stracenie. Wykrywa schroniska Żydów w
getcie i na mieście. Jest otoczony gwardią
swoich zaufanych policjantów. Ma swoich
szpiclów wśród Żydów w getcie (...). Nie
wiem. Może wysługuje się gestapowcom?
Może chce ocalić siebie? Może pragnie
nasycić się władzą nad rodakami? Może
nawet się mści za jakieś krzywdy doznane
od Żydów? (...)”.

Wprawdzie to tylko beletrystyczna pro-

za, ale owo „może” odnosi się do zadzi-
wiająco realnych możliwości, mających
zastosowanie do każdego człowieka na
ziemi, niezależnie od narodowości.

K

RZYSZTOF

M. M

AZUR

Jakoś nie wywołuje gorących

sporów sprawa służby Polaków

w Wehrmachcie (pomijając

jedną sprawę pewnego dziadka

pewnego premiera)

background image

XVII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KRAJ

Na Kongres Nowej Prawicy moż-

na przyjechać bez rezerwacji. Jednak
osoby, które zgłoszą się przez internet
(np. na blogu http://korwin-mikke.pl )
będą miały (w miarę wolnych miejsc)
zagwarantowane miejsca siedzące)

P

rzed tygodniem nakreśliłem naj-
ważniejsze zadania Nowej Pra-
wicy. Pora napisać, kogo chce-
my widzieć w Sali Kongresowej

Pałacu Kultury i Nauki.

Przede wszystkim: kogo NIE chcemy

widzieć? Nie chcemy widzieć ofi cjal-
nych przedstawicieli partyj wchodzą-
cych w skład „Bandy Czworga”. Oczy-
wiście w PO, PiS, a nawet w PSL i SLD
mogą się znaleźć jednostki podzielające
nasze poglądy i uważające, że teraz już
nadszedł czas na ich realizację. Wita-
my je gorącym sercem, bo większa jest
radość w Niebie z jednego grzesznika
nawróconego niż z 99 sprawiedliwych.
Natomiast nie ma mowy o rozmowach z
przedstawicielami organizacyj utworzo-
nych przez służby specjalne w celu znie-
wolenia mieszkańców ziem pomiędzy
Bugiem a Odra i Nysą.

Osobną kwestią jest PJN. Osoby i polity-

ka obecnego kierownictwa tej organizacji
uniemożliwiają formalne z nią porozumie-
nie – ale zakładamy, że większość Człon-
ków tej partii naprawdę pragnie zmienić

obecny ustrój na normalny i tylko nawyki
polityczne utrudniają im dostrzeżenie wła-
ściwej drogi. Doceniamy ich szczere chęci.

Generalnie natomiast staramy się nie

przyciągać ludzi uwikłanych już w
obecne mechanizmy władzy. Takie oso-
by są na ogół nieodwracalnie skażone
– bo nabrały szkodliwych nawyków.
Część być może potrafi je przezwycię-
żyć – ale będziemy bacznie obserwo-
wać ten proces.

Widzimy w Sali Kongresowej szero-

kie spektrum Prawicy – od anarchistów
(ale nie anarchosyndykalistów!!!) po
narodowców (ale nie narodowych socja-
listów!!!). od ludzi z PiS (ale nie oszo-
łomów) po ludzi z PO (ale nie złodziei i
popleczników złodziei).

Podzielam opinię WCzc. Grzegorza Na-

pieralskiego, że do jesieni z tych ogłoszo-
nych przez bezpiekę i dyżurnych dzienni-
karzy jako „prawicowe” partyj PiS i PO
zostaną wióry. Ale wraz z nimi odejdą
relikty PRL: PSL i SLD. Rozpoczyna się
nowe rozdanie – a ONI nie mają już w
rękach żadnych atutów.

Ogólnie: od dwudziestu lat mieliśmy wy-

bór: popierać tych, co być może (ale gło-
wy za to nie dam!) znają się nieco na go-
spodarce i polityce, ale za to kradną – albo
tych, którzy być może są uczciwi (lecz
ręki sobie za to nie dam uciąć!), ale za to są
naiwni bądź niedouczeni. Idziemy do tych
wyborów, by wreszcie Polacy mieli szan-
sę zagłosować na tych, którzy znają się na
polityce i gospodarce – i trzymaniem się
partyj nie dających dostępu do koryta udo-
wodnili, że nie zamierzają wykorzystywać
zajętych pozycyj do nieuczciwego wzbo-
gacania się kosztem innych.

Wszystkich, którzy chcą to popierać,

chciałbym zobaczyć 16 kwietnia w Sali
Kongresowej PKiN.

J

ANUSZ

K

ORWIN

-M

IKKE

Z

wieści dochodzących z kręgów zbliżonych do sekre-
tariatów sądów sytuacja w UPR jest taka: sądy odmó-
wiły rejestracji p.Magdaleny Kocikowej jako Prezeski
UPR, odmówiły (nie jest to wiadomość potwierdzona)

uznania kol. Stanisława Żółtka jako Prezesa UPR – ale obydwa
te procesy czeka jeszcze apelacja, ewentualnie kasacja. Nato-
miast na (moim zdaniem, całkowicie nielegalnym) konwen-
tyklu zwołanym przez nieuznawanego przez żadną ze stron
p.Bolesława Witczaka na Prezesa wybrano p.Bartosza Józwiaka
– i zacznie się proces o wpisanie do KRS tego nazwiska.

Zapowiada się kolejny rok procesów – zapewne o pietruszkę.
Natomiast wyjaśniła się sytuacja WiP. Przypominam, że zda-

niem Sądu, jeśli istnieje np. PSL, to możliwa jest rejestracja
partii typu „PSL-Lewica” – natomiast nie jest możliwa rejestra-
cja partii „Lewica-PSL”. Dlatego warunkiem zarejestrowania
UPR-WiP było wyrejestrowanie WiP – czego po trzech miesią-
cach walki z pocztą, sekretariatami itp. udało się wreszcie do-
konać – od 24 marca WiP formalnie nie istnieje. Najprawdopo-
dobniej więc w momencie, gdy otrzymają Państwo ten numer,
UPR-WiP będzie już zarejestrowana. Ale nie mówmy „Hop!”...

27 marca odbył się zaś Konwentykl UPR-WiP. Konwentykl –

z uwagi na opóźnienie w rejestracji – przedłużył do 30 czerwca
swoje upoważnienia do działania jako władza (niemal) absolut-
na w Partii. Następnie wybrał na Prezesa UPR-WiP kol. Janusza
Korwin-Mikkego. Prezes bezzwłocznie (na podstawie Art. 10 Statu-

tu – oraz postanowienia Konwentów WiP i UPR) przyjął w poczet
Członków UPR-WiP wszystkich Członków WiP i zapowiedział
przyjęcie Członków UPR (Rada Sygnatariuszów UPR dopiero na
16 kwietnia – przed Kongresem Prawicy – zwołała Konwentykl
UPR, by zgodnie ze statutem UPR umożliwić wszystkim Człon-
kom UPR bycie jednocześnie Członkami UPR-WiP).

Następnie Konwentykl postanowił, że do 30 czerwca (lub do

chwili zwołania Konwentu) funkcje Rady Głównej sprawować
ma Zarząd. Do Zarządu wybrał zaś Kolegów, którzy zostali
potem wybrani na Wiceprezesów: Stanisława Żółtka, Roberta
Maurera, Adama Wocha i Mieczysława Burcherta. Prezes zgod-
nie ze statutem powołał kol. Dariusza Kalmusa na Skarbnika,
a kol. Jacka Judkiewicza na Sekretarza UPR-WiP.

Konwentykl zalecił też Prezesowi, by nie łączył Kongresu

Nowej Prawicy (taką nazwę zalecił!) z Konwentem UPR-WiP.
Prezes odpowiednio odwołał zapowiedziane zwołanie Konwen-
tu UPR-WiP. Ponadto Konwentykl ustalił sładkę miesięczną na
15 zł (5 zl od młodzieży do 24 roku życia)

Konwentykl wybrał Radę Sygnatariuszów (kol.kol. Michal

Marusik, Andrzej Paciej i Tomasz Skóra) i Straż (kol.kol. Michał
Biegała, Stefan Kramarski, Krzysztof Pawlak, Jerzy Szałaciński,
Jarosław Szatan) UPR-WiP, nie powołał Sędziów Zwyczajnych,
mianując ad interim trzech Sędziów Nadzwyczajnych Sądu Na-
czelnego. I wydał kilka niewiążących, ale istotnych zaleceń.

Na czym zakończył pracowite obrady.

Konwentykl UPR-WiP
i sytuacja w tych partiach

Kogo widzę w Nowej Prawicy?

background image

XVIII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

21

marca 2011 roku Tarnowski Oddział Stowarzysze-
nia KoLiber zorganizował topienie marzanny. Nie
była to jednak zwykła marzanna. Wydarzenie to
miało bardzo nietypowy oraz symboliczny charak-

ter i dotyczyło spraw bardzo istotnych dla nas Polaków – rosną-
cych podatków. Młodzi KoLibranci puścili z nurtem tarnowskiego
Wątoku „Marzannę Podatkową” w postaci odciętego fragmentu
ogromnego banknotu. Celem happeningu było uświadomienie nie-
którym, jak duża część naszych ciężko zapracowanych pieniędzy
pompowana jest w państwową machinę marnotrawstwa.

Jak powszechnie wiadomo, zima jest stanem uśpienia/mara-

zmu dla natury. Wiosną zaś – ku uciesze naszych małoletnich
rodaków, licznie topiących zimowe marzanny – przyroda bły-
skawicznie odradza się i rozwija. Wysokie podatki są swoistą
zimą dla gospodarki. Niestety „nie wszyscy” to rozumieją, a
perspektywa przyszłości pokazuje, że niełatwo będzie o gospo-
darczą wiosnę w naszym kraju.

Dlatego też Tarnowski Oddział Stowarzyszenia KoLiber po-

stanowił opowiedzieć się przeciwko obecnemu uciskowi po-
datkowemu i jednocześnie przyczynić się do działania na rzecz
„uświadamiania społeczeństwa”. W tym celu sporządzony zo-
stał półtorametrowy banknot symbolizujący kwotę, jaką przed-
siębiorca musi przeznaczyć na wypłatę dla pracownika. Około
trzy czwarte powierzchni „setki” zajęły wszelkiego rodzaju da-
niny na rzecz państwa, zaś pozostała cześć przedstawiała to, co
realnie po opodatkowaniu pozostaje pracującemu Polakowi.

Młodzi zwolennicy minimalizacji podatków zebrali się na

mostku nad Wątokiem w okolicach Bulwarów, by na począ-
tek wysłuchać krótkiego przemówienia Piotra Gładysza – re-
aktywatora tarnowskiego KoLibra. Następnie kilku członków
stowarzyszenia zajęło się odcięciem nieopodatkowanej części
banknotu od uciążliwych sąsiednich fragmentów. Po chwili, ku
uciesze zgromadzonych, odizolowane płonące podatki podda-
ły się okrutnej sile grawitacji, zaś ich los pozostał jedynie w
wodach Wątoku. Nasz miejski potok udowodnił, że wpływa do
Tarnowa z prawej strony – i szybko rozprawił się ze znienawi-

dzonymi symbolami obecnego systemu. Na szczęście nie poja-
wił się żaden ratownik podatków, co może oznaczać, że coraz
mniej ludzi wierzy w lewicowe ideały, a walczyć należy z oszu-
stami, którzy na obecnym systemie chcą się jedynie dorobić.

W skład „Marzanny Podatkowej” weszło kilka najważniejszych,

a co za tym idzie – najbardziej znienawidzonych podatków. Pierw-
szym jest „ZUS”. Co prawda przymus ubezpieczeń społecznych
ofi cjalnie podatkiem nie jest, jednakże działa tak samo jak inne
podatki, w dodatku będąc największym obciążeniem dla przecięt-
nego Polaka. Kolejną ofi arą był podatek obrotowy, czyli VAT.
Podniesienie tegoż podatku w tym roku to nie chwilowy kaprys
– w ciągu kolejnych lat ma on wzrastać! Zdecydowanie dotknie to
osoby ubogie oraz przeciętnych Polaków, dlatego Stowarzyszenie
Koliber postanowiło utopić wszelkie pomysły tego typu. Utopio-
na została także akcyza. Kraje Unii Europejskiej, w tym Polska,
nakładają ogromne podatki na paliwo. W naszym kraju wynoszą
one 55% ceny benzyny, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych
– zaledwie kilka procent. Odbija się to nie tylko na naszych port-
felach, ale także na jakości oferowanych paliw, gdyż mniejsze
stacje, jak tylko mogą, starają się na nas odbić mniejszy obrót
związany ze wzrostem cen. Podobnie rzecz ma się z alkoholem i
papierosami. Szacuje się, iż alkohol przemycany zza wschodniej
granicy stanowi aż 10% całkowitej konsumpcji w Polsce. Ostat-
nim topielcem był podatek dochodowy. Można uznać, iż jest to
najbardziej absurdalny z głównych podatków. Cóż bardziej znie-
chęca ludzi do pracy niż bezpośrednie jej opodatkowanie?

Wszystko, co zostało z tarnowskiej „Marzanny”, to mały jej

fragment, czyli to, co zostaje dla nas po odprowadzeniu wszyst-
kich absurdalnych podatków i składek na rzecz państwa. Miej-
my nadzieję, że tym razem marzanna jest nie tylko symbolem
pożegnania zimy, ale również pożegnania tego, do czego nasze
kolejne rządy się przyzwyczaiły, czyli okradania nas wszyst-
kich, również tarnowian. Wszyscy wierzymy, że wiosna w tym
roku przyniesie nam nie tylko piękną pogodę, ale także rozpocz-
nie cykl zmian – zmian na lepsze.

F

ILIP

W

IKIERAK

, P

IOTR

Ś

WINIONOGA

KRAJ

Topienie „Marzanny Podatkowej”

background image

XIX

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

POSTĘP W ŚWIECIE

POSTĘP W ŚWIECIE

EUROPA
Stowarzyszenie Rodzin Katyń 2010

wystąpiło z apelem, by Unia Europejska
zaangażowała się w śledztwo w sprawie
przyczyn katastrofy smoleńskiej.
PE najpierw zbada, czy petycja jest
dopuszczalna, tzn. czy leży w kompeten-
cjach UE, co zajmuje miesiąc, maksy-
malnie dwa w sprawach wrażliwych.
Jeśli petycja zostanie uznana za dopusz-
czalną, wówczas Komisja Petycji zwróci
się do KE o jej przeanalizowanie i wyda-
nie opinii. Petycja zarzuca zaniedbania
podczas prowadzenia śledztwa,
a interwencja UE miałaby na celu pomóc
polskiej stronie wypełniać swoje traktato-
we obowiązki.

Słuszna decyzja – ostatecznie prawdzi-

wa władza jest w Brukseli.

P. Józef Socrates, premier Portugalii,

podał się do dymisji, gdyż jego oszczęd-
nościowy plan nie zdobył w parlamencie
poparcia. Wg mediów, przedterminowe
wybory i powołanie nowego gabine-
tu, zwiększą szanse na przyjęcie przez
Portugalię pomocy ze strony MFW, którą
rząd w Lizbonie dotychczas odrzucał.
Kolejny, czwarty program naprawy
fi nansów państwa przewidywał dalsze
cięcia wydatków publicznych, w tym
m.in. zmniejszenie emerytur o wartości
powyżej 1500 uro o 3,5-10%, ograni-
czenie refundacji leków, racjonalizację
wydatków na szkolnictwo i redukcję
fi nansowania samorządów lokalnych.

Niech Portugalia zwróci się o pomoc

do Brazylii – do swojej byłej posiadłości
zamorskiej, która gospodarczo kwitnie.
Może nawet w ramach rewanżu uczyni-

łaby sobie z Portugalii
kolonię?

Podczas szczytu w

Brukseli nie rozmawiano
ponoć o antykryzyso-
wym wsparciu Portuga-
lii, które szef eurogrupy,
p.Jan Klaudiusz Juncker,
oszacował w razie po-
trzeby na 75 mld €uro.

Tak, jesteśmy zdecy-

dowanie za tym, żeby
pomogła Brazylia.

Ponad 10 tys. portu-

galskich uczniów szkół
średnich oraz studentów
uniwersytetów publicz-
nych i prywatnych pro-
testowało w Lizbonie,
Porto, Coimbrze, Evo-
rze, Faro oraz Guardzie

przeciw redukcji państwowych dopłat
do stypendiów akademickich.

No nie dziwota – jak się dowiedzieli, że

będzie zrzuta na ich kraj w wysokości
75 mld €uro…

Na szczycie rozmawiano za to o Japonii

i wzmocnieniu bezpieczeństwa jądro-
wego w UE. Przywódcy Unii przyjęli
pakiet środków gospodarczych, który
ma wzmacniać wspólną walutę €uro i
jej stabilność, powołali stały antykryzy-
sowy mechanizm ratowania w potrzebie
krajów strefy €uro oraz zainaugurowali
pakt na rzecz konkurencyjności, otwarty
także dla krajów spoza €urolandu, zwany
„Paktem €uro plus”. Pula środków na
ratowanie krajów strefy €uro dostępna
w obecnym, tymczasowym funduszu
wzrośnie do 440 mld €uro – z obecnych
250 mld €uro.

Ależ się nadęli! Powołali mechanizmy

i pakty, a i tak o wszystkim na koniec
decydować będą Niemcy.

Do „Paktu €uro plus” przyłączyły się

kraje spoza strefy euro: Polska, Dania,
Litwa, Łotwa, Rumunia i Bułgaria. Pakt
zakłada zbliżanie narodowych polityk
gospodarczych i jest pokłosiem pomy-
słów zaprezentowanych przez Francję
i Niemcy, by zacieśnić integrację w
ramach €urolandu poprzez silniejsze
zarządzanie gospodarcze. Przewiduje
koordynację w wybranych dziedzinach,
takich jak konkurencyjność i klimat dla
prowadzenia biznesu, innowacje, zatrud-
nienie czy stabilność fi nansów publicz-
nych albo koordynacja podatkowa.

Komentarz – jak wyżej.

Na apel dwóch głównych

związków zawodowych w Bruk-
seli manifestowało ok. 20-30 tys. osób,
paraliżując częściowo belgijską stolicę.
Doszło do starć z policją, która musiała
użyć armatek wodnych. Demonstrujący
sprzeciwiają się pomysłom likwidacji
dorocznej indeksacji płac w Belgii.

I pomyśleć: manifestacja jak się patrzy,

zadymy aż miło, policja w akcji – czyli
wszystko w normie, tyle że Belgia ciągle
bez rządu! Można? Można.

Hiszpański Sąd Najwyższy zakazał

działalności powstałej niedawno w Kraju
Basków partii separatystycznej Sortu.
Ugrupowanie to nie będzie mogło zostać
wpisane do rejestru partii i tym samym
wziąć udziału w majowych wyborach
komunalnych. Wg sędziów, Sortu w
niewystarczający sposób odcina się od
terrorystycznej baskijskiej organizacji
ETA i widać, że jest ona następczynią
zakazanego ugrupowania Batasuna, które
uchodziło za polityczne skrzydło ETA.

Jeszcze do niedawana doniesienia

z Kraju Basków były dla nas swego
rodzaju egzotyką. Ale patrząc na rosnące
tendencje separatystyczne na Śląsku…

KE chce wzmocnić europejski sektor

transportowy – na rozbudowę infrastruk-
tury transportowej w ciągu 20 lat UE
planuje wydać łącznie 2,5 biliona euro.
Priorytetem UE jest przejście z transportu
drogowego na transport kolejowy, co zda-
niem urzędników z Brukseli przyczyniło-
by się do poprawy jakości środowiska.

Coś nam się wydaje, że wcześniej wyko-

lei się sama UE.

AMERYKA
Senacka grupa zorganizowana przez

stan Teksas przedstawiła propozycję
podwyżek różnego typu opłat (poza po-
datkami), które mają przynieść władzom
dodatkowe 5 mld $ do budżetu. Ponieważ
senatorowie obiecywali Teksańczykom,
że dla zmniejszenia dziury budżetowej
nie posuną się do podwyżek podatków,
proponują m.in. podniesienie opłat za
wydanie prawa jazdy czy też zwiększenie
opłat za naukę w college’ach.

Przypomina to zabiegi ortodoksyjnych

żydów w czasie szabasu, by ominąć jakiś
zakaz.

Władze stanu Arkansas przygotowały

program cięć podatkowych, które w
sumie mają wynieść 35 mln $ – głównym
punktem programu ma być obniżenie
podatku od sprzedaży spożywczej, który
już teraz wynosi tylko 2%. Zmniejszone

Neonazistowska NPD w wyborach

w Saksonii-Anhalcie zdobyła 4,6% głosów

i chociaż przedstawiciele tej partii nie we-

szli do magdeburskiego landtagu, zebrali

więcej głosów niż współrządząca w Niem-

czech FDP. Wg Deutsche Welle, ich popu-

larność wśród młodych jest alarmująca.

No może, tyle że wiele wskazuje na to, iż ta

cała NPD to twór tamtejszej bezpieki.

F

OT

. W

IKIPEDIA

background image

XX

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

POSTĘP W ŚWIECIE

też zostaną podatki od sprzętu wykorzy-
stywanego przez fabryki oraz od używa-
nych samochodów, a także obciążenia dla
samotnych rodziców.

Znacznie bardziej niż w Teksasie podo-

ba się nam w Arkansas.

P. Filip Moffett, przedstawiciel Tea Party,

który będzie kandydatem na kolejnego gu-
bernatora Kentucky, zasugerował, że stan
ten powinien zrezygnować z podatków
dochodowych. Opowiada się też prze-
ciwko interwencjonizmowi rządowemu,
zaznaczając, że Amerykanie są wolnymi
i przedsiębiorczymi ludźmi, którzy nie
potrzebują pomocy rządu federalnego.

A już w Kentucky chcielibyśmy za-

mieszkać!

Przebywający z wizytą w Salwadorze

JE Barack Obama zaoferował Ameryce
Środkowej 200 mln $ na pomoc w walce
z przestępczością. Poszczególne państwa
regionu same zadecydują, jak dokładnie
zainwestować otrzymane środki.

Jakieś 175 milionów trafi w ręce ma-

fi osów i skorumpowanych urzędników
różnych szczebli.

Władze Kuby przyznały już 171 tys.

pozwoleń na samozatrudnienie, dzięki
czemu w Hawanie rozwija się handel,

sprzedaż żywności i
usługi fryzjerskie.

A prostytucja

kwitnie, jak kwitła od
lat, bez specjalnych
pozwoleń na samo-
zatrudnienie.

Brazylia otrzyma

kredyt w wysokości
3 mld $ od Banku
Eksportu i Importu
Stanów Zjednoczo-
nych na zakup ame-
rykańskich towarów
i usług. 2/3 kredytu

trafi do państwowej
kompanii naftowej
Petrobras, a reszta
zarezerwowana jest
na projekty infra-
strukturalne zwią-
zane z przygotowa-
niami Brazylii do
Mistrzostw Świata
w piłce nożnej w
2014 roku i Igrzysk
Olimpijskich w 2016
roku.

Ci to będą mieli co

kraść! I Mundial,

i Igrzyska Olimpijskie. U nas tylko
Euro 2012, ale i tak jest nieźle.
Już słychać o aferach przy budowie
stadionu w Poznaniu.


Wg biura statystycznego Indec, w 2010

roku argentyńska gospodarka rozwijała
się w tempie aż 9,2%, co mocno kon-
trastuje z wartością z 2009 roku, kiedy
to gospodarka Argentyny rozwinęła się
zaledwie o 0,9%. P. Mercedes Marco
del Pont, szefowa banku centralnego,
przewiduje, że w tym roku PKB Argenty-
ny wzrośnie o 6%.

Argentyna? No cóż, mamy bogatą tra-

dycję emigracji do tego kraju.

ŚWIAT
JE Ali Abd Allah Salah, prezydent

Jemenu, zaprosił młodych ludzi, którzy
domagają się jego ustąpienia, do szczere-
go i otwartego dialogu. Zapowiedział on,
że ustąpi z urzędu po wyborach parla-
mentarnych, które odbędą się do stycznia
2012 roku. Przed stołecznym uniwersy-
tetem siły bezpieczeństwa po raz kolejny
krwawo rozprawiły się z antyrządowymi
demonstrantami, zabijając ponad 50 osób
i raniąc ponad 100.

Dialog dialogiem, choćby nawet jak naj-

bardziej szczery, ale jakąś selekcję wstęp-
ną rozmówców trzeba przeprowadzić.

Deutsche Welle poinformowało, że

zamrożenie kont bankowych płk. Mu-
ammara Kaddafiego nie jest dla niego
aż tak bolesne, gdyż ma on ponoć 150
ton złota rezerwy wartości 6,5 mld $.
MFW twierdzi, że jego rezerwy złota
należą do największych na świecie
i zalicza się on do 25 światowych
potentatów. Faktycznie bogactwa tego
może być jeszcze więcej i jego war-
tość rośnie, ponieważ „wiosna ludów”
w krajach arabskich wywołała także
zwyżkę cen złota.

Może jednak warto wziąć udział w

tej wojence? Tyle że nas i tak by nie
dopuścili do choćby kilograma złota.
My to co najwyżej pomagalibyśmy zała-
dowywać skrzynie na samoloty trans-
portowe.

Parlament turecki zaakceptował decyzję

rządu w Ankarze o udziale w działaniach
morskich w ramach międzynarodowej
operacji przeciwko Muammarowi Kadda-
fi emu. Turcja wyśle cztery fregaty, jedną
łódź podwodną oraz okręt wspomagający
w ramach wsparcia operacji na morzu.

A jak tam się ma nasza fregata? Pływa

jeszcze?

Najwyższa Rada Wojskowa, która

przejęła władzę w Egipcie, chce prze-
prowadzenia we wrześniu wyborów
parlamentarnych, a następnie nie później
niż w ciągu trzech miesięcy powinny się
odbyć wybory prezydenckie. Egipcjanie
zaakceptowali w referendum noweliza-
cję konstytucji, umożliwiającą szybkie
przeprowadzenie wyborów. Jednak wielu
uczestników ruchu protestacyjnego, który
11 lutego doprowadził do obalenia Mu-
baraka, nie ukrywa rozczarowania takim
obrotem rzeczy.

Rozczarowania to dopiero będą, gdy

się okaże, że mimo obalenia okrutnego
satrapy nie wiedzieć czemu manna nie
chce lecieć z nieba,

Tygodnik „Nikkei” poinformował, że

japoński rząd szacuje, iż całkowity koszt
zniszczeń spowodowanych przez potężne
trzęsienie ziemi z 11 marca wyniesie od
15 do 25 bilionów jenów (od 185 do
308 mld $). P. Kaoru Yosano, minister
gospodarki, ma przedstawić szczegó-
łowe dane dotyczące zniszczenia dróg,
domów, fabryk i pozostałej infrastruktu-
ry, ale nie uwzględnia spadku aktywności
gospodarczej spowodowanej brakami
w dostawach prądu i awarii elektrowni
jądrowej Fukushima.

Na biednego nie trafi ło, ale w obliczu

rywalizacji z Chinami cios jest bolesny.

Niemiecki rząd zdecydował

o przejęciu przez siły Bundeswehry

dodatkowych zadań w Afganistanie,

by w ten sposób odciążyć sojuszni-

ków zaangażowanych w interwencję

wojskową w Libii. Na rozszerzenie

mandatu musi jeszcze zgodzić się

parlament.

Ciekawe, Niemców bardziej interesuje
opium niż ropa?

background image

XXI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

F

OT

. W

IKIPEDIA

Z

achód stoi przed dylematem: zezwalająca na międzynarodową
zbrojną interwencję rezolucja ONZ nic nie mówi o jakiejkol-
wiek zmianie reżimu w Trypolisie; z drugiej strony oczywiste
jest, że jak długo Kaddafi pozostawać będzie u władzy, wszyst-

kim Libijczykom nie godzącym się z jego rządami grozi realne śmiertel-
ne niebezpieczeństwo. Pierwszy tydzień nalotów na Libię to dni chaosu
i wielkiej improwizacji. Nie wiadomo było, kto dowodzi całą akcją; nie
sprecyzowano nawet konkretnego celu całej operacji. Jedno, z czym zga-
dzano się w politycznych gabinetach Londynu, Paryża i Waszyngtonu, to
pewność, że dla pułkownika Kaddafi ego nie ma miejsca w przyszłej Li-
bii. „Nie można sobie wyobrazić stabilnej, pokojowej i demokratycznej
Libii z dyktatorem wciąż pozostającym na swoim urzędzie” – stwierdziła
amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton. Ale jak skończyć z jego
obłąkańczym reżimem? Są trzy możliwe rozwiązania.

Pierwsze: Kaddafi ginie podczas nalotu. Ze względu na rezolucję ONZ

scenariusz ten nie może być ofi cjalnie przedstawiany jako część określo-
nego planu. Prędzej jako „efekt uboczny” któregoś z nalotów. Druga moż-
liwość: rebelianci obalają znienawidzonego dyktatora. Z punktu widzenia
Zachodu jest to najmniej problematyczne i najmilej widziane rozwiązanie.
Ot, naród sam rozprawił się ze swoim ciemiężycielem i Libijczycy po-
dążą swoją własną drogą do demokracji. Szkopuł jednak tkwi w tym, że
rebelianci są bardzo słabi militarnie – i dlatego nikt rozsądnie myślący nie
wierzy w taki scenariusz. Pozostaje jeszcze trzecia ewentualność: Kaddafi
dobrowolnie ustępuje i udaje się na wygnanie. Nie jest to utopia, bo – jak w
ubiegłym tygodniu zdradziła Hillary Clinton – amerykański wywiad wie,
że ludzie z najbliższego otoczenia dyktatora dyskretnie sondują zaprzyjaź-
nione z nim państwa, czy i na jakich warunkach gotowe byłyby ugościć
nowego „emigranta”. Takie rozwiązanie, zdaniem zachodnich przywód-
ców, byłoby najlepszym sposobem na uniknięcie przewlekłej wojny do-
mowej w Libii. Jednak perspektywa, że Kaddafi uniknąłby postawienia
przed międzynarodowym trybunałem, jest dla nich trudna do przełknięcia.
Którym z tych trzech torów potoczą się przyszłe wydarzenia?

Odpowiedź mogą sugerować naloty na rezydencję dyktatora. W sobot-

nią noc pięć głośnych eksplozji wstrząsnęło kompleksem Bab al-Azizia w
Trypolisie. To już trzeci raz od czasu rozpoczęcia „Świtu Odysei” alianci
bombardowali rezydencję Muammara Kaddafi ego – pod pretekstem, że
znajduje się w niej bardzo ważna infrastruktura wojskowa, główny punkt
dowodzenia. I po części te tłumaczenia są zgodne z prawdą, bo przecież
gdyby nawet w Bab al-Azizia były tylko gołe ściany, to sam dyktator jest
głównodowodzącym armią i jedyną osobą wydającą strategiczne rozkazy.
Jego „wyeliminowanie” jest najprostszym sposobem całkowitego spara-
liżowania przeciwnika. A swoją drogą jest naprawdę ciekawe, gdzie pod-
czas bombardowań czy ostrzału rakietowego chowa się Kaddafi . Słynie
przecież z tego, że nigdy nie wejdzie do budynku mającego więcej niż
jedno piętro, gdyż boi się, że mogłyby zwalić się mu na głowę tony gruzu.
Czy zatem nie lęka się zejścia do schronu? Nie boi się, iż mógłby zostać,
że tak powiem, żywcem pogrzebany?

Naloty na rezydencje Kaddafi ego podsycają debatę, jaki jest właściwy

cel zachodniej akcji zbrojnej w Libii. Czy rzeczywiście po prostu chodzi
o ochronę ludności cywilnej – jak to przewidziano w rezolucji 1973 Rady
Bezpieczeństwa ONZ? Czy też jest to najprostsza droga do skończenia
z libijską dyktaturą? Wychodząca w Bejrucie gazeta „Daily Star” daje
odpowiedź, cytując anonimowego urzędnika brytyjskiego MSZ, który
pozwolił sobie szczerze palnąć, że celem „Świtu Odysei” jest utrzymanie
„jednolitej Libii rządzonej przez otwarty i demokratyczny rząd centralny,
ale nie prowadzonej przez Kaddafi ego”.

Takie stawianie sprawy wydaje się logiczne. Od tygodni zachodni przy-

wódcy wzywali Kaddafi ego do ustąpienia. Wszystkie nałożone na Libię
sankcje miały przede wszystkim być boleśnie odczuwane przez jego ro-
dzinny klan. A Międzynarodowy Trybunał Karny wziął się za zbadanie,
czy libijskiego dyktatora nie należałoby sądzić za zbrodnie przeciwko
ludzkości. Wszystkie te wysiłki miały jeden cel – pozbyć się Kaddafi e-
go. Oczywiście podejmując akcję zbrojną, jak ognia unikano przyzna-

Międzynarodowym interwentom
wystarczył tydzień nalotów, by do-
słownie uziemić całe siły powietrzne,
jakimi dysponuje libijski dyktator
płk Muammar Kaddafi . Jego samolo-
ty i śmigłowce bojowe albo zostały
zniszczone, albo nie mogą podnieść
się do lotu. Kompletnie zdewastowa-
no pasy startowe libijskich lotnisk
i systemy naprowadzania. Ale to
jedyny sukces. Nie widać bowiem
nawet najmniejszych oznak, by re-
belianci mieli wystarczające siły do
podjęcia ofensywy w stronę stolicy
kraju – Trypolisu. Na dodatek, cho-
ciaż nie rozpoczęła się jeszcze inter-
wencja lądowa, w szeregach koali-
cjantów już zatliła się mała wojna
na słowa o to, co w Libii robić dalej.

WOJNA W LIBII

Rebelia słaba,

O

LGIERD

D

OMINO

Kaddafi bezsilny

background image

XXII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

Polityczni macherzy, tacy

jak David Cameron, celowo

pozostawiają kwestię

przyszłości Kaddafi ego bez

jasnej odpowiedzi

nia się, że jej powodem jest chęć obalenia
Kaddafi ego. A wszelkie podejrzenia, że o to
właśnie i wyłącznie chodzi, były z miejsca
dementowane. „Nie do nas należy wybór
władzy w Libii, to należy wyłącznie do Li-
bijczyków” – głosił z zakłamaniem szef dy-
plomacji brytyjskiej William Hague. Bo jest
jednak uderzająca różnica między tym, co
mówią politycy, a tym, co mówią wojskowi.
Generałowie tacy jak Carter Ham, główno-
dowodzący Amerykanami w Afryce, czy
szef brytyjskiego sztabu David Richards
przyznają bez ogródek, że atak na Kaddafi e-
go nie ma nic wspólnego z rezolucją ONZ.
Chodzi o usunięcie, pozbycie się człowieka,
który nie jest już akceptowany przez wła-
sne społeczeństwo, który stał się powodem
rewolty, który w odwecie masakruje swój
kraj. Na takie proste stawianie sprawy mogą
sobie pozwolić tylko wojskowi. Polityczni
macherzy, tacy jak David Cameron, celo-
wo pozostawiają kwestię przyszłości Kad-
dafi ego bez jasnej odpowiedzi. Brytyjski
premier zapytany w Izbie Gmin, czy libijski
przywódca jest głównym i uzasadnionym
celem ataku, odpowiedział wymijająco:
„Wszystkie cele zostały wybrane zgodnie z
rezolucją ONZ”. Takie postawienie sprawy
może doprowadzić do przekonania, że jedy-
nie zabicie Kaddafi ego jest efektywną drogą
wiodącą do pełnej ochrony ludności cywil-
nej w Libii. I pewnie jest to prawda. Tylko
że żaden polityk nie ośmieli się tego powie-
dzieć wprost. W ubiegłym tygodniu koali-
cjanci osiągnęli wreszcie kompromis, aby to
NATO przejęło kontrolę nad operacjami w
Libii. Bo jakkolwiek może się to wydawać
dziwne, przez bity tydzień interwenci hasali
nad Libią niby na własną rękę, bez formal-
nego dowódcy. Takie pospolite ruszenie. Aż
dziw, że nie pozderzali się w powietrzu, nie
ostrzelali nawzajem.

Państwa NATO dość długo próbowały

porozumieć się co do roli, jaką ma pełnić
Sojusz w operacji w Libii. Amerykanie –
którzy de facto kontrolowali całą operację –
wprost palili się, by jak najszybciej pozbyć
się tego brzemienia. Stany są już uwikłane
w dwie wojny toczone w państwach muzuł-
mańskich (Irak, Afganistan) i nie chcą, by
poprzez pełne zaangażowanie się w Libii
utożsamiano je jako największego wroga
świata islamu. Dlatego naciskali, by to So-
jusz Atlantycki fi rmował interwencję. NATO
ma wystarczające możliwości i doświadcze-
nie w koordynowaniu nowoczesnych mię-
dzynarodowych operacji wojskowych, by
podjąć się tego zadania – twierdzili wojsko-
wi doradcy prezydenta Baracka Obamy.

Ale z takim stanowiskiem nie zgadzali się

Francuzi, którzy jako pierwsi wysłali swe sa-
moloty nad Libię. Twierdzili, że NATO ma
w świecie arabskim złą reputację. Przema-

wiając w parlamencie, minister spraw zagra-
nicznych Alain Juppé stwierdził, że Francja
wspiera utworzenie politycznego komitetu
złożonego z przedstawicieli państw koali-
cji. I to taki komitet sterowałby działaniami
w Libii. Stanęło na kompromisie. Zakłada
on, że „przywództwem politycznym” ma
zajmować się „grupa kontaktowa” złożo-
na z krajów uczestniczących w operacjach
w Libii, w tym państw arabskich, które nie
należą do NATO. Z kolei rola NATO ma
polegać na kierowaniu działaniami woj-
skowymi. Dowodzić będzie Kanadyjczyk,
gen. Charles Bouchard.

Turcja blokowała porozumienie, ponie-

waż uważała, że jakakolwiek misja NATO,
w tym wprowadzanie strefy zakazu lotów,
musi ograniczać się do ochrony cywilów,
przestrzegania embarga na dostawy broni i
dostarczania pomocy humanitarnej.

Podczas gdy politycy niczym piloci bujali

w obłokach, wojskowa generalicja głowiła
się wciąż nad tym, co zazwyczaj ustala się
jeszcze przed wyruszeniem na wojnę: jak
głęboko mają się zaangażować wojska w
Libii? Jakie są cele działania? Jaka będzie
strategia wycofania się z tego kraju?

Idealny koniec misji to widok sił libij-

skiej opozycji, które pod osłoną koalicyj-
nych samolotów triumfalnie wjeżdżają do
Trypolisu i utrącają Kaddafi ego. Pomarzyć
dobra rzecz! Nawet po wprowadzeniu nad
Libią strefy zakazu lotów, gdy koalicyjne
samoloty niszczą każdy reżimowy samo-
lot, każdy jego czołg czy działo w zasięgu
wzroku, rebelianci nie odnieśli żadnego
zachęcającego sukcesu. Wyraźnie widać,
że bez wsparcia z zewnątrz są słabi. Gdyby
zostali pozostawieni na pastwę Kaddafi e-
go, ten zdmuchnąłby ich niczym świecę.

Energia powstańców wyczerpała się w

pierwszych tygodniach rewolty, kiedy to
opozycja robiła postępy, zwyciężała. Ale

na początku marca Kaddafi otrząsnął się z
marazmu, zebrał swe siły i zaczął odbijać
miasta zagarnięte wcześniej przez opozycję.
Wprowadzenie strefy zakazu lotów dopro-
wadziło do patowej sytuacji. Pod bombami
i rakietami siły Kaddafi ego nie są w stanie
wykonać żadnego ruchu. Opozycjoniści są
zaś nadal zbyt słabi, by odzyskać utracony
teren, nie mówiąc już o podjęciu jakiejkol-
wiek próby dotarcia do stolicy kraju.

O ich możliwościach bojowych kiepsko

mówią nawet koalicjanci. To nie są zorga-
nizowane oddziały – to raczej wiecujący
tłum. Naoglądali się w telewizji obrazów
z Tunezji czy Egiptu, gdzie protestujący-
mi kierowali rzutcy, wykształceni, młodzi
bourgeois, i pomyśleli: dlaczegoż by nie
zrobić podobnej rewolucyjnej zawieruchy
w Libii? Ale w przeciwieństwie do Tune-
zji czy Egiptu, Kaddafi się nie cackał. Bez
skrupułów skierował przeciwko nim woj-
sko. Rozpoczęła się rzeź i domowa wojna.

Niezależnie od tego, czy Libijczyków wy-

stępujących przeciwko Kaddafi emu nazwie-
my rebeliantami, powstańcami czy po prostu
opozycją, pozostają oni wciąż wielką niewia-
domą, nawet dla międzynarodowych wo-
jennych koalicjantów. Ich szeregi to barwna
zbieranina odtrąconych byłych reżimowych
dyplomatów i wojskowych oraz lekarzy,
nauczycieli i urzędników, którzy dla sprawy
chwycili za broń. Jeden z przywódców rebe-
lii, Abdel-Hakim al-Hasidi, przyznaje też, że
w powstańczych oddziałach walczą bojowni-
cy Al-Qaidy i inni wojujący islamiści.

„Świt Odysei” trwa już drugi tydzień. Na

miasta i oddziały wierne Kaddafi emu spa-
dły tysiące bomb, setki pocisków samo-
sterujących. Zachodnie samoloty strącają
wszystko, łącznie z muchami, co tylko znaj-
dzie się w powietrzu nad Libią. Pomimo tej
nawały dyktator trzyma się mocno w stolicy
i dominuje w całej Trypolitanii. Jego od-
działy szturmowały Misrat i Zawiyah – je-
dyne miasta na zachodzie kraju opanowane
przez rebeliantów. Na wschodzie usiłowały
zaś wyprzeć ich z miasta Ajdabiya, utraco-
nego parę dni wcześniej. Co ciekawe – jeśli
wierzyć agencjom i relacjom samych rebe-
liantów – przy kontratakach siły Kaddafi ego
miały tu wsparcie własnego lotnictwa! Czy
to tylko bajania wystraszonych ludzi? Czy
też zachodni koalicjanci tak nie do końca
panują w przestworzach?

Antyreżimowi powstańcy dzierżą władzę

w Cyrenajce, tj. na wschodzie kraju, z Ben-
ghazi jako swą stolicą. Są pod parasolem
zachodnich samolotów. Zarówno rebe-
lianci, jak i siły lojalne wobec Kaddafi ego
są zbyt słabi, aby przejść do kontrataku i
unicestwić przeciwnika lub choćby zdobyć
nową połać kraju.

O

LGIERD

D

OMINO

F

OT

. W

IKIPEDIA

background image

XXIII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

P

rzyjazd Obamy do Polski to
drogi i bezsensowny zbytek, w
który bawi się polska dyploma-
cja. Niegdyś media lewicowe z

upodobaniem wyliczały koszty wizyt pa-
pieskich w Polsce. Może więc czas, żeby
prawicowa prasa wytknęła koszt wizyty
socjalistycznego „mesjasza z Chicago”,
który przybywa, żeby za miliony dola-
rów z kieszeni podatników USA i Polski
przez kilka godzin szczerzyć zęby do
kamer, głupawo poklepując Tuska i Ko-
morowskiego po ramieniu. Potem będzie
moralizatorskie orędzie do Polaków, w
którym syn kenijskiego emigranta bę-
dzie nas pouczał, czym jest demokracja
i państwo prawa. Jest niemal pewne, że
44. prezydent USA będzie mistrzowsko
omijał tematy ważne z punktu widzenia
obronności naszego kraju, a skupi się
jedynie na temacie restytucji rzekome-
go mienia pożydowskiego zagrabionego
przez nazistów i władze PRL.

Restytucja mienia?

Zacznijmy od Indian

W lipcu 2008 roku Komisja Spraw Za-

granicznych Izby Reprezentantów USA
przegłosowała rezolucję wzywającą
Polskę do „natychmiastowego przyjęcia
ustawy o zwrocie mienia” zagarniętego
najpierw przez nazistów, a potem przez
komunistów.

Równie dobrze polski Sejm mógłby

wydać rezolucję wzywającą rząd Stanów
Zjednoczonych do zwrotu terenów nale-
żących do Dakotów.

W przeciwieństwie do restytucji mie-

nia pożydowskiego w Polsce, taki zwrot

majątku plemionom wielkich prerii byłby
całkowicie uzasadniony pod względem
prawnym i stanowił największe odszko-
dowanie w dziejach świata.

Od 1778 do 1887 roku Senat Stanów

Zjednoczonych zatwierdził 370 traktatów
regulujących stosunki między państwem
amerykańskim a Narodami Tubylczy-
mi zamieszkującymi terytorium USA.
Większość z tych traktatów dotyczyła
wyznaczenia autonomicznych obszarów
przeznaczonych dla plemion indiańskich,
nazywanych pogardliwie „rezerwatami”
lub „terytoriami wydzielonymi”. Niektóre
traktaty były tak napisane, żeby w szybkim
czasie pozbawić Indian ich własności. Na
przykład w jednym z takich dokumentów
istnieje klauzula, że ziemia pozostanie
indiańska, „jak długo trawa będzie rosła,
a rzeka płynęła”. W języku angielskim
brzmi to bardzo poetycko: until the grass
will grow, and the rivers will fl ow
. Nieste-
ty z poezją ma niewiele wspólnego.

Wystarczyło zmienić bieg rzeki lub wy-

puścić na terytoria indiańskie gigantyczne
stada bydła zadeptujące trawę, żeby umo-
wa straciła ważność, a ziemia przeszła na
własność rządu federalnego.

Zanim delegacja starszyzny plemiennej

dotarła do Waszyngtonu w celu docho-
dzenia swoich praw, ich ziemię w „maje-
stacie” prawa i całkowicie zgodnie z trak-
tatem zajmowali biali osadnicy in absente
reo
. I chociaż dochodziło do procesów od-
szkodowawczych, to ich skutek był raczej
mizerny. Przydzieleni przez rząd adwoka-
ci Dakotów bezradnie rozkładali dłonie,
twierdząc, że nastąpiło masowe zasiedlenie
i zasiedzenie przez białych osadników ob-

STANY ZJEDNOCZONE – POLSKA

O dyplomacji

z Jankesami,

czyli

jak wymieniać

się rezolucjami

P

AWEŁ

Ł

EPKOWSKI

Zapowiadana na koniec
maja wizyta prezydenta Ba-
racka Obamy w Polsce wy-
wołuje wielkie emocje w pol-
skich mediach. Z większości
komentarzy prasowych bije
jakaś urojona nadzieja, że
ta wizyta przyniesie Polsce
bliżej niezidentyfi kowane ko-
rzyści. Nie trzeba być jasno-
widzem, żeby wiedzieć, jakie
dwa tematy rozmów będą
dominować. Polacy będą
znowu nudzić o zniesieniu
wiz, a Amerykanie uparcie
wracać do tematu restytucji
mienia pożydowskiego.
Z góry więc można przyjąć,
że wizyta 44. prezydenta
USA w Polsce jest tylko
drogą i nikomu niepotrzebną
kurtuazją.

background image

XXIV

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

szarów należących do Indian. „Co mamy
zrobić? Zawracać wielką rzekę ludzi ki-
jem?” – takie pytania retoryczne były od-
powiedzią na indiańskie roszczenia.

Odszkodowania były odkładane w cza-

sie, a Indianie byli spychani na jałowe
obszary górskie lub półpustynne, gdzie
dziesiątkował ich głód i choroby przy-
wiezione z Europy. Nikt nie zamierzał za-
trzymać wielkiej fali ludzkiej pobudzonej
w 1851 roku słynnym hasłem: Go west,
young man
, autorstwa Johna Soule’a, wy-
dawcy „Terre Haute Express”.

To w tamtym czasie Horace Greeley

przekonywał czytelników „New York
Tribune”: „jeżeli nie masz rodziny lub
przyjaciół, którzy mogliby ci doradzić, to
posłuchaj mnie (...). Odwróć swoją twarz
w kierunku Wielkiego Zachodu i zmierzaj
tam bez wytchnienia, aby zbudować swój
dom i swoje szczęście”.

Los Indian był przesądzony, a 370

traktatów miało drugorzędne znaczenie.
Zresztą niezależnie od ratyfi kacji przez
amerykański Senat, aż 45 z nich nigdy
nie zostało podpisane przez rząd Stanów
Zjednoczonych.

Amerykański holokaust

Profesor David Edward Stannard z Uni-

wersytetu Hawajskiego opublikował w
1992 roku pracę historyczną, która wstrzą-
snęła amerykańską opinią publiczną. Książ-
ka „American Holocaust: The Conquest

of the New World” opisywała dobitnie i
szczegółowo proces zagłady rdzennych
mieszkańców obu kontynentów amerykań-
skich. Na podstawie zebranych dokumen-
tów, przekazów, prac innych naukowców i
badań archeologicznych profesor Stannard
doszedł do wniosku, że łączna liczba ofi ar
polityki antyindiańskiej zabitych w ciągu
500 lat obecności Europejczyków na pół-
kuli zachodniej wyniosła ponad 100 milio-
nów osób.

Jest to liczba szacunkowa. Przypuszcza

się, że przekracza ona łączną liczebność
ofi

ar nazizmu, komunizmu, epidemii

Hiszpanki oraz zagłady Ormian.

Większość wiarygodnych źródeł histo-

rycznych wskazuje, że w wyniku wojen
z armią amerykańską, a później w czasie
kurateli rządu Stanów Zjednoczonych
nad narodami indiańskimi zginęło ponad
11 milionów ludzi. Ich majątek stanowiła
ziemia ukradziona w wyniku działań wo-
jennych lub zwyczajnej lichwy.

Od kiedy w 1841 roku dr Elijah White

– pierwszy agent indiański działający na
rzecz rządu USA – przywiódł do doliny
Willamette pierwszy konwój ze 125 ame-
rykańskimi osadnikami, rdzenne narody
Ameryki Północnej utraciły obszar po-
równywalny wielkością z terytorium Unii
Europejskiej.

Do dzisiaj jednak ogromne przestrzenie

zachodnich stanów USA formalnie należą
do Indian, chociaż rząd federalny syste-

matycznie odmawia wysiedlenia białych
osadników z tych obszarów lub wypła-
ty odszkodowań. Sytuacja do złudzenia
przypomina stan prawny z obszarów po-
łożonych na Zachodnim Brzegu Jordanu.

Kolejni gospodarze Białego Domu zda-

ją się zapominać, że niektóre obszary
należące do Indian nigdy nie były objęte
traktatami. Formalnie są więc nadal tery-
torium Dakotów.

Rzeczpospolita Polska w ramach riposty

na rezolucję dotyczącą restytucji mienia
pożydowskiego mogłaby uznać obszar
Newady, Idaho oraz niektóre tereny obu
Dakot, Arizony, Waszyngtonu, Oregonu,
Minnesoty, Nebraski oraz Nowego Mek-
syku za terytorium suwerennego narodu
Dakotów. To samo dotyczy obszarów ob-
jętych traktatami. Przecież treść jednego
z nich gwarantuje, że: „póki trawa będzie
rosnąć i rzeki będą płynąć, żaden obywa-
tel USA bez zgody plemienia Dakotów nie
wkroczy na tereny Dakotów przyznane im
w tym traktacie”.

Jak to więc jest z tym amerykańskim

„państwem prawa”? Chciałoby się za poetą
zapytać pana Obamę: „Czemu to, prała-
cie, nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?”

Prawa plemion wchodzących w skład

narodu Dakota z obszaru Wielkich Rów-
nin są systematycznie łamane od ponad
130 lat. Materiał dowodowy w procesach
wytoczonych rządowi federalnemu jest
tak gigantyczny, że trudno uwierzyć, żeby

F

OT

.

WIKIPEDIA

Profesor David Edward Stannard z Uniwersytetu

Hawajskiego oszacował, że łączna liczba ofi ar

polityki antyindiańskiej zabitych w ciągu 500 lat

obecności Europejczyków na półkuli zachodniej

wyniosła ponad 100 milionów osób

background image

XXV

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

którykolwiek sędzia amerykański był w
stanie go przeczytać i przeanalizować w
ciągu swojej całej kariery zawodowej.

Setki pozwów o odszkodowania i

zwrot mienia Indian nie dotyczą jedy-
nie spraw z dalekiej przeszłości. Także
obecnie są łamane podstawowe prawa
tej mniejszości etnicznej w USA. Admi-
nistracja Obamy, podobnie jak przedtem
rząd George’a W. Busha, systematycz-
nie łamie prawo w kwestii eksploata-
cji obszarów nazywanych rezerwatami
indiańskimi. Klasycznym przykładem
może być wydobycie ropy naftowej w
Montezuma Creek w stanie Utah. Ob-
szar ten formalnie należy do Rezerwatu
Nawahów, ale od lat 50. XX wieku jest
tam wydobywana ropa naftowa. For-
malnie rząd federalny wypłaca społecz-
ności indiańskiej odszkodowania za wy-
korzystanie ich terenów. Są to wszakże
ochłapy w porównaniu z dochodami
kompanii naftowych. W dodatku od lat
z niewiadomych przyczyn odszkodowa-
nia dostają także nie należący do ple-
mienia Nawaho mieszkańcy pobliskich
miejscowości. W dodatku ich odszko-
dowania są 20-krotnie większe od tych,
które trafiają do rezerwatów.

Rezolucja rezolucją,

a sprawiedliwość

jest po naszej stronie

Amerykanie lubią pouczać „ludy wa-

salne”, jak należy przestrzegać praw
obywatelskich. Szczęśliwie polska klasa
polityczna, choć skłócona i przegadana,
nie daje się nabierać na amerykańskie
zagrywki w postaci rezolucji senackich
w sprawie zwrotu rzekomego mienia po-
żydowskiego.

Jest tajemnicą poliszynela, że w Wa-

szyngtonie rosną wpływy środowiska
żydowskiego. Swoją drogą to intrygują-
ce, że mniejszość stanowiąca zaledwie
1,7% ogółu ludności Stanów Zjednoczo-
nych ma największe wpływy polityczne i
zajmuje blisko połowę najważniejszych
stanowisk w państwie. Klasycznym
przykładem takich wpływów może być
utworzenie w Departamencie Stanu spe-
cjalnego etatu zastępcy sekretarza stanu
USA ds. Holokaustu.

Zdumiewa ta poprawno-polityczna nad-

gorliwość, nie poparta przecież żadnym
uzasadnieniem historycznym. W 1939
roku, kiedy hitlerowskie Niemcy napa-
dły na Polskę, los społeczności żydow-
skiej w Polsce był traktowany w Stanach
jako kwestia trzeciorzędna. Waszyngton,
już wówczas zdominowany przez urzęd-
ników pochodzenia żydowskiego, wyka-
zał najwyższy stopień obojętności wobec

doniesień o eksterminacji europejskich
Żydów. A przecież prasa amerykańska
od lat informowała społeczeństwo o sto-
sunku władz III Rzeszy do tej grupy et-
nicznej.

Obecnie urząd zastępcy sekretarza sta-

nu ds. Holokaustu piastuje Stuart Eizen-
stat – znany prawnik i człowiek wyjąt-
kowo dobrze zorientowany w sprawach
amerykańskiego establishmentu. Wska-
zują na to obszerne informatory jego
autorstwa: „Who is who in American
Lawyers” („Kto jest kim wśród amery-
kańskich prawników”) oraz „Who is who
in American Jewry” („Kto jest kim wśród
amerykańskich Żydów”).

Znamienne, że chociaż Stuart Eizenstat

zajmuje się sprawami Holokaustu, to pod-
lega sekretarzowi stanu w ramach sekcji
międzynarodowej polityki ekonomicznej.

A na czym owa międzynarodowa po-

lityka ekonomiczna polega? Między in-
nymi na takich sprawach jak naciski na
rząd polski w sprawie restytucji mienia
pożydowskiego. Jest oczywiste, że taka
operacja jest obecnie nierealna. W jaki
sposób można udokumentować istnienie
domów, nieruchomości czy przedwojen-
nych zakładów produkcyjnych, nie mó-
wiąc już o mieniu ruchomym zagrabio-
nym przez nazistów?

Waszyngton namawia więc polski

rząd do wypłaty odszkodowania zbio-
rowego dla wszystkich obywateli ame-
rykańskich pochodzenia żydowskiego.
Chodzi o niebagatelną kwotę około
65-70 mld dolarów.

Znamienne, że Polska już raz takie od-

szkodowanie wypłaciła. 16 lipca 1960
roku został podpisany między rządami
PRL i USA układ regulujący wypłatę
40 milionów dolarów tytułem restytucji

mienia pożydowskiego. Artykuł II tego
układu brzmi: „Suma zapłacona rządowi
USA w myśl art. I niniejszego układu zo-
stanie rozdzielona w sposób i zgodnie z
metodą podziału, zastosowanymi wedle
uznania Rządu USA”.

Zaś artykuł IV wyraźnie podkreśla: „Po

wejściu w życie niniejszego układu Rząd
USA nie będzie przedstawiał rządowi
polskiemu ani nie będzie popierał rosz-
czeń obywateli USA do Rządu Polskie-
go, o których mowa w art. I niniejszego
układu” (pisownia oryginalna).

Zgodnie z tym artykułem w przypad-

ku pojawienia się nowych roszczeń ze
strony obywateli amerykańskich „Rząd
Polski przekaże je Rządowi Stanów
Zjednoczonych”, ten ostatni zaś będzie
się dalej sam rozliczał ze swoimi oby-
watelami.

Sprawa jest jasna i rozstrzygnięta od

51 lat. Należy o niej przypomnieć pre-
zydentowi Barackowi Obamie pod ko-
niec maja. To człowiek sympatyczny i
podobno całkiem rozsądny, może więc
przekaże swojemu otoczeniu nasze
oczywiste racje.

Gdyby jednak kwestionował umo-

wę polsko-amerykańską z 1960 roku,
zawsze pozostaje nam w myśl zasady
Seneki: Ab alio exspectes, alteri quod
feceris
(co zrobisz drugiemu, oczekuj
od niego) uchwalenie rezolucji sejmo-
wej wzywającej rząd USA do restytucji
gigantycznego mienia Dakotów oraz
wypłaty odszkodowań dla niewinnych
ofiar przemocy w Guantánamo. Podob-
ną rezolucję należałoby także skierować
do Tel Awiwu z żądaniem zwrotu mająt-
ku ponad 700 tysięcy uchodźców pale-
styńskich.

P

AWEŁ

Ł

EPKOWSKI

Polska już raz wypłaciła odszkodowanie. 16 lipca 1960 roku został

podpisany między rządami PRL i USA układ regulujący wypłatę

40 milionów dolarów tytułem restytucji mienia pożydowskiego.

Artykuł II tego układu brzmi: „Suma zapłacona rządowi USA w myśl

art. I niniejszego układu zostanie rozdzielona w sposób i zgodnie

z metodą podziału, zastosowanymi wedle uznania Rządu USA”.

background image

XXVI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

J

est to efek-
tem wielu
przyczyn –
m.in. kry-

zysu, który ogarnął
Rosję wraz z więk-
szością gospodarek
świata, a zwłaszcza
infl acji, która zże-
rała Rosję w 2010
roku. Wymknę-
ła się ona spod
kontroli i daleko
przekroczyła za-
planowane wskaź-
niki. Najbardziej
zdrożała żywność,
bo w porównaniu
z 2009 rokiem aż o
12,9 procent. Prze-
ciętnie zaś wskaź-
nik infl acji wyniósł
w 2010 roku 8,8 procent. W 2011 roku
Włodzimierz Putin zapowiadał, że nie do-
puści do wzrostu infl acji i będzie się starał
nałożyć cugle na wzrost cen, zwłaszcza
artykułów żywnościowych, których dro-
żenie bezpośrednio uderza w najbiedniej-
szych. Za strategiczny cel swego gabinetu
uznał utrzymanie infl acji w przedziale
6-7 procent! Do deklaracji tej skłonił fakt,
że 2011 rok to ostatni rok przed wyborami
prezydenckimi i parlamentarnymi w Ro-
sji, więc elektorat powinien wiedzieć, że
jest rządzony przez skuteczny gabinet.

Część analityków przestrzegała, że za-

powiedź rosyjskiego premiera to czcze
przechwałki, niemożliwe do zrealizowa-
nia. Włodzimierz Tichomirow z Towa-
rzystwa Inwestycyjnego „Otkrytie” twier-
dził, że ceny żywności będą rosły jeszcze
co najmniej przez pierwszą połowę 2011
roku i Putin przy pomocy dekretów nie
zatrzyma tego procesu. Jego zdaniem, na
ich poziom będzie oddziaływać nie tyl-
ko wysokość cen na światowym rynku,
ale także niska konkurencyjność rosyj-
skiej gospodarki, a zwłaszcza jej sektora
żywnościowego. Według Tichomirowa,
w 2011 roku infl acja w Rosji może wy-
nieść 12-13 procent. Inny analityk, Aleksy
Moisiejew z BTB Kapitał, jest większym
optymistą. Uważa on, że infl ację w Ro-
sji w bieżącym roku uda utrzymać się w

przedziale 8,5-9 procent. Twierdzi jednak,
iż będzie to możliwe pod warunkiem, że
władze przy okazji roku wyborczego nie
będą drukować pustych pieniędzy w celu
podniesienia pensji pracownikom sfery
budżetowej lub wypłacenia dodatkowych
świadczeń socjalnych itp. Tego zaś wy-
kluczyć nie można. Zwłaszcza że zdaniem
ekspertów SuperokuIob.ru, mimo że sy-
tuacja przedsiębiorstw się poprawia, to
ich właściciele ani myślą podnosić pensji
swym pracownikom do poziomu sprzed
kryzysu, w rezultacie czego przeciętnemu
Rosjaninowi żyje się źle.

Najczarniejsze prognozy

Obecna fala infl acyjna jeszcze bardziej

niż dotąd uderzyła Rosjan po kieszeni.
Teraz muszą oszczędzać praktycznie na
wszystkim. Przede wszystkim zaś na je-
dzeniu. Co trzeci Rosjanin – jak wynika z
sondażu portalu – przyznaje, że jego rodzi-
na przeszła tej wiosny na bardzo chudą die-
tę. Nieurodzaj w minionym roku i wzrost
światowych cen ropy naftowej spowodo-
wały, że sprawdziły się najczarniejsze pro-
gnozy. Infl acja znacząco się nasila i ceny
żywności poszybowały w górę. Tylko do
marca infl acja przekroczyła już 3,1 pro-
cent! Jest to swoisty rekord, nawiązujący
do tradycji Rosji z lat dziewięćdziesiątych.
Prezydent Dymitr Miedwiediew wezwał

Pomimo iż władze zapew-
niają, że kryzys w Rosji
został już przełamany, a
jej gospodarka osiągnęła
poziom przedkryzysowy, to
przeciętni obywatele tego
nie odczuwają. Aż 80 proc.
Rosjan jest zmuszonych
wciąż oszczędzać i żyje
gorzej niż przed kryzysem.
Rosjanie oszczędzają na
wszystkim, głównie jednak
na jedzeniu, lekarstwach,
benzynie i usługach ko-
munalnych. Takie wyniki
przyniósł sondaż przepro-
wadzony przez portal Su-
perokuIob.ru.

ROSJA

Infl acja dusi Rosjan

A

NTONI

M

AK

arty
żen
szy
uzn
6-7
że 2
prez
sji,
jest

Cz

pow
prze
nia.
rzys
dził
co n
roku
zatr
ich
ko

l

PRZECIĘTNIE WSKAŹNIK

INFLACJI W ROSJI WYNIÓSŁ

W 2010 ROKU 8,8 PROCENT

Nie wiadomo, czy odkładane „środki naftowe”

nie zostaną użyte w charakterze „kiełbasy

wyborczej”, by przekupić na rzecz partii władzy

np. rencistów i emerytów, znajdujących się

naprawdę w trudnej sytuacji

background image

XXVII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

co prawda wszystkich członków rządu do
walki z infl acją, ale wątpliwe jest, by komi-
sja złożona z pięciu ministrów, kierowana
przez wicepremiera Igora Szuwałowa, zdo-
łała wiele zdziałać. Ministrowie wchodzą-
cy w skład tej komisji na co dzień walczą
z infl acją, osiągając mierne rezultaty. Jest
wśród nich m.in. minister fi nansów Aleksy
Kudrin, który walką z infl acją zajmuje się
od... 10 lat. Szereg reform mających dopro-
wadzić do obniżenia cen i wprowadzenia
do gospodarki mechanizmów rynkowych
okazało się nieudanych i przyniosło na-
wet odwrotny skutek. Reforma rosyjskiej
energetyki zaowocowała podniesieniem
cen energii elektrycznej o ponad 15 pro-
cent. W niektórych regionach wzrost ceny
jest jeszcze wyższy. Reforma zainicjowana
przez Anatola Czubajsa doprowadziła w
wielu regionach do całkowitego zmono-
polizowania rynku energii. Zakłady ener-
getyczne zaczęły dyktować ceny swojego
produktu w sposób całkowicie swobodny.
Nawet sam Miedwiediew orzekł, że jeżeli
proceder ten nie zostanie ukrócony, ceny
energii elektrycznej będą niedługo wyższe
niż w USA. Szarzy obywatele są obecnie
zmuszeni do ograniczenia używania prądu
i wszystkich urządzeń, których funkcjono-
wanie jest z nim związane – w tym m.in.
komputerów, nie mówiąc już o pralkach i
lodówkach.

„Kiełbasa naftowa”

Pokonanie infl acji zależy przede wszyst-

kim od sytuacji gospodarczej kraju. Fakt,
że nadal dławi ona ekonomikę Rosji i do-
skwiera szarym obywatelom, świadczy, że
kryzys w Rosji nie został jeszcze pokona-
ny, a jej gospodarka wciąż nie potrafi wyjść
na prostą. Nawet wysokie ceny ropy nie są
w stanie rozpędzić rosyjskiej ekonomiki i
w pewnej mierze działają przeciwko niej.
Powodują bowiem wzrost cen wewnątrz
kraju. Minister fi nansów Aleksy Kudrin
przyznał, że infl acja w Rosji w pierwszym
półroczu przekroczy zaplanowany wskaź-
nik. Putin polecił mu, by wszystkie dodat-
kowe zyski, jakie otrzyma z wysokich cen
ropy naftowej, odkładał na specjalny ra-
chunek, zamiast przeznaczać je na zwięk-
szenie wydatków, ale czy to nałoży cugle
infl acji, nie wiadomo. Nie wiadomo też,
czy te odkładane „środki naftowe” nie zo-
staną jednak użyte w charakterze „kiełbasy
wyborczej”, by przekupić na rzecz partii
władzy np. rencistów i emerytów, znaj-
dujących się naprawdę w trudnej sytuacji.
W 2010 roku ich emerytury wzrosły o
8 proc., podczas gdy cena koszyka najpo-
trzebniejszych artykułów podskoczyła o
23 procent. Trzeba będzie więc jakoś tych
najbiedniejszych przekupić.

T

e plany rządowego Berlina, Pa-
ryża i unijnej Brukseli zostały
szumnie nazwane „Paktem
na rzecz euro plus”.

Zapewne chodzi o to, że
mają w nim uczestniczyć
państwa z walutą euro
„plus” pozostałe chętne
z UE – chętne do euro-
socjalizmu. Być może
jednak bardziej właściwa,
szczególnie w obliczu po-
stępującego właśnie fi nansowego
krachu Portugalii, byłaby nazwa zawiera-
jąca słowa „euro minus”. Bo strefa euro
jako całość, pomijając same Niemcy, Au-
strię czy Holandię, słabnie gospodarczo i
fi nansowo od lat – nie tylko wobec Chin
czy USA, ale nawet wobec takich euro-
pejskich gospodarek i systemów walu-
towo-fi nansowych jak Wielka Brytania,
Szwecja czy Dania. Kraje te zachowały
bowiem własną walutę i m.in. dzięki temu
rozwijają się szybciej, są też silniejsze i
zdrowsze gospodarczo niż krajowa prze-
ciętna dla strefy euro.

Tymczasem w przeddzień brukselskiego

„szczytu”, ku rozczarowaniu i zgorszeniu
licznych eurokratów, parlament Portugalii
odrzucił plan tamtejszego rządu – racjo-
nalnych oszczędności i reform. Wskutek
tego już parę godzin później ważna agen-
cja ratingowa Fitch mocno obniżyła tzw.
rating Portugalii – aż o dwa stopnie: z
„A plus” do „A minus”. Socjalistyczna i
rozrzutna Portugalia, podobnie jak Gre-
cja, jest już więc – przynajmniej w oczach
międzynarodowych lichwiarzy i „rynków
fi nansowych” – w strefi e „euro minus”.
I teraz będzie ciągnąć do tej strefy „mi-
nus” pobliską oraz podobnie socjalistycz-
ną i zadłużoną Hiszpanię.

W każdym razie uchwalony 25 marca

„Pakt na rzecz euro plus” jest formal-

nie porozu-

mieniem mię-

dzyrządowym,

a nie unijnym.

Dotyczy tych zagad-

nień i sfer finansowych oraz gospodar-
czych państw politycznej waluty UE,
co do których władze UE nie miały do
tej pory prawie żadnych faktycznych
kompetencji: spraw budżetu i dozwolo-
nej wysokości długu, systemu podatko-
wego, systemu emerytalno-rentowego
czy regularnych indeksacji płac. „Pakt
na rzecz euro” ma zapewnić między in-
nymi „utrzymanie konkurencyjności”
kluczowych dziedzin gospodarki przez
eurokraje. Temu służy planowane uza-
leżnienie ewentualnego wzrostu płac w
instytucjach państwowych i świadczeń
emerytalnych od wzrostu wydajności
pracy, ustawowe podniesienie wieku
emerytalnego – „proporcjonalnie” do
faktycznego poziomu starzenia się da-
nego społeczeństwa – oraz przebudowa
systemu podatkowego. Przebudowa w
taki sposób, aby w przyszłości była ob-
ciążona fiskalnie przede wszystkim kon-
sumpcja (poprzez wzrost VAT i innych
obciążeń), a nie praca (przez podatki
dochodowe i inne). W tym wypadku
poszczególne kraje mają mieć większą
swobodę i prowadzić bardziej elastycz-
ną politykę, niż to pierwotnie planowa-

Wygląda na to, że 24-25 marca rządowy Berlin i rządowy
Paryż przeforsowały w końcu ścisły nadzór nad polity-
ką fi nansowo-gospodarczą krajów waluty euro. Kolejny
„szczyt” szefów rządów w Brukseli już chyba przesądził
o utworzeniu eurorządu i europaństwa – na razie w gronie
17 państw i państewek, które (w większości) tracą tym sa-
mym swoją dotychczasową suwerenność.

WIEŚCI Z EURO-RZESZY

Będzie euro-Ordnung!

T

OMASZ

M

YSŁEK

go Berlina, Pa-

ukseli zostały

ne „Paktem
plus”.

że

po-
nsowego

nazwa zawiera-

Bo strefa euro

Ni

A

nie porozu-

mieniem mię-

dzyrządowym,

a nie unijnym.

D t

t h

d

(

ę

)

ą y

chczasową suwerenność.

background image

XXVIII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

no w Berlinie – będą same decydować,
w jaki sposób i jak szybko wprowadzać
te nowe regulacje w życie.

Euro-minus

Narodowe budżety, zanim zostaną

uchwalone i ustawowo wprowadzone w
poszczególnych eurolandach, wcześniej
każdego roku mają być poddawane do-
kładnej kontroli i akceptacji władz UE
w Brukseli. Podobnie jak wysokość do-
puszczalnego budżetowego deficytu i
państwowego długu. Kraj, który wyła-
mie się z tych finansowych ograniczeń
i limitów „Paktu” choćby w jednym
punkcie, ma być automatycznie karany
wielomiliardową grzywną – ograniczo-
ną jednak do poziomu 0,5 proc. PKB
danego kraju.

Najbardziej surowe regulacje mają

dotyczyć samych państwowych finan-
sów. Do już istniejącego w prawie UE
przepisu o maksymalnie dozwolonym
3-procentowym deficycie budżetu doj-
dzie zobowiązanie o konieczności utrzy-
mania długu poniżej poziomu 60 proc.
PKB. Ponadto takie zobowiązanie każde
państwo ma zapisać w swoim konstytu-
cyjnym prawie krajowym. Jeśli zadłuże-
nie przekroczy wyznaczony eurolimit,
dany kraj będzie musiał systematycznie
obniżać swój dług o co najmniej 5 proc.
każdego następnego roku. Za niewypeł-
nienie tego obowiązku też będzie grozić
finansowa kara – w postaci konieczno-
ści zdeponowania dużej gotówki, w wy-
sokości ok. 0,2 proc. PKB danego kraju,
na nieoprocentowanym koncie Komisji
UE w Europejskim Banku Centralnym.

W razie dalszego zwlekania przez jakiś

kraj z redukcją długu te zdeponowane
pieniądze przepadną jednak w biuro-
kratycznych czeluściach UE. Będzie
więc niewątpliwy „minus”. Euro-minus
– przynajmniej dla danego, a mocno za-
dłużonego kraju.

Niemiecka cena

Pomimo balansowania Portugalii na

granicy niewypłacalności, wydaje się,
że niepowodzenie wspomnianych po-
litycznych i finansowych planów Ber-
lina, Paryża i unijnej Brukseli mógłby
spowodować chyba tylko jakiś nagły
krach całego finansowego systemu euro
i UE – na co jednak na razie nie zano-
si się, przynajmniej do czasu ewentu-
alnego krachu Hiszpanii i Włoch. Jest
natomiast pewne, że tworzony właśnie
nowy system finansowo-walutowy jest
ceną, za jaką władze Niemiec zgodziły
się znacznie powiększyć istniejący od
maja ub. roku tzw. Europejski Fundusz

Gwarancji Finansowej (EFSF). W za-
mian za zgodę 16 innych rządów na nie-
mieckie warunki „Paktu na rzecz euro”
Berlin poparł (postulowane przez unij-
ną Brukselę i rządy zagrożonych ban-
kructwem krajów) zwiększenie EFSF z
obecnych 250 do 440 mld euro – choć
w praktyce w większej mierze dopiero
od roku 2013. Pełne 440 miliardów ma
być przygotowane do roku 2017 – jak
sobie zażyczył rząd RFN. Z puli Fundu-
szu państwa potrzebujące wsparcia będą
mogły uzyskać wielomiliardową pomoc
w formie oprocentowanych kredytów.

Już 21 marca ministrowie fi nan-

sów państw strefy euro ustalili, że
ten eurofundusz otrzyma dodatkowe
80 mld euro rzeczywistego kapitału –
gotówki. Do tej planowanej kwoty Niem-
cy mają dać prawie 22 mld euro, w tym
połowę tej kwoty do lipca 2013 roku
Reszta – tj. brakujące 110 miliardów
euro – ma pochodzić z gwarancji i porę-
czeń kredytowych rządu RFN i pięciu in-
nych rządów najbogatszych państw unii
walutowej. Łączna suma eurorządowych
gwarancji i poręczeń ma wynieść do roku
2013 aż ok. 620 mld euro – z czego na
władze i banki Niemiec ma przypaść pra-
wie 170 miliardów.

Eurosceptycy

Co najmniej od początku marca do no-

wego „Paktu” odnoszą się krytycznie
rządy Wielkiej Brytanii, Szwecji, Czech
i Węgier, a w mniejszym stopniu Danii
i Rumunii. Nie mogą one jednak zablo-
kować tego kontrowersyjnego i ryzy-
kownego europaktu, bo ma on charakter
umowy międzyrządowej, a nie umowy
w ramach UE. Rządy te zapowiedziały
więc jedynie, że do tego „Paktu” nie
przystąpią. Premierzy rządów wymie-

nionych sześciu państw, a także Polski,
Bułgarii, Litwy i Łotwy, podpisali rów-
nież list otwarty brytyjskiego premiera
Camerona do polityków UE. W liście
tym premier Cameron domagał się obro-
ny zasad wspólnego rynku, liberalizacji
handlu i otwarcia strategicznych sekto-
rów każdej europejskiej gospodarki na
większą konkurencję. Zdaniem brytyj-
skiego premiera, dzięki powszechnemu
w Europie przestrzeganiu takich zasad
dochód całej „Wspólnoty Europejskiej”
mógłby wzrosnąć już w najbliższych la-
tach aż o 140 mld euro.

Wydaje się jednak, że rządom Niemiec,

Francji czy Hiszpanii mniej chodzi o za-
początkowanie w Europie dużego wzro-
stu gospodarki czy o zdrowe zasady
wolnej konkurencji i wolnego handlu, a
znacznie bardziej o zachowanie dotych-
czasowych własnych systemów socjal-
nych, praw i przywilejów oraz dotych-
czasowej pełnej kontroli nad własnymi
gospodarkami i bankami.

Tym niemniej zawarty „Pakt na rzecz

euro” jawi się w opinii niektórych nie-
mieckich komentatorów jako „najwięk-
sza europejska reforma od czasu wpro-
wadzenia waluty euro w roku 1999”.
Bo zapewni ona „więcej pieniędzy” i
finansowych zabezpieczeń, a jednocze-
śnie „ostrzejsze kary za brak finansowej
dyscypliny i bardziej zgodną, jednolitą
politykę gospodarczą”, co w przyszło-
ści powinno zapobiegać „kryzysom
zadłużenia” („Frankfurter Allgemeine
Zeitung”).

Czy zawarty już „Pakt” rzeczywiście

zapobiegnie krachowi strefy euro, okaże
się już zapewne najdalej za kilka miesię-
cy – w przypadku „kryzysu zadłużenia”
Portugalii, a następnie Hiszpanii.

T

OMASZ

M

YSŁEK

Grecja i Portugalia są już – przynajmniej w oczach międzynarodowych

lichwiarzy i „rynków fi nansowych” – w strefi e „euro minus”

background image

XXIX

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

W

dodatku w obozie UMP
trwa wyraźny spór o trakto-
wanie FN. Niektórzy chcie-
liby powtórzenia manewru

z „frontem republikańskim”, który zasto-
sowano już w wyborach prezydenckich w
2002 roku, gdy Jakub Chirac, konkurujący
w drugiej turze z przewodniczącym FN Ja-
nem Marią Le Penem, uzyskał poparcie so-
cjalistów. Czołowi politycy UMP chcą tym
razem popierać w drugiej turze wyborów
kantonalnych kandydatów lewicy, ale pre-
zydent Sarkozy okazuje się ostrożny i przy-
wołuje swoich ministrów do porządku. Cała
dyskusja odbywa się zaś w perspektywie
zbliżających się wyborów prezydenckich.

Frekwencja w wyborach kantonalnych

była jak na Francję bardzo niska i wy-
niosła zaledwie 45%. Zgodnie z przewi-
dywaniami, najwięcej głosów padło na
Partię Socjalistyczną (25,04%). Rządząca
UMP otrzymała 17,07% głosów, a trzeci
był Front Narodowy z wynikiem 15,18%.
Front Lewicy (komuniści) uzyskał 9%,
Europa Ekologia-Zieloni – 8,28%, rady-
kalna lewica (trockiści i antykapitaliści
z NPA) – niemal 6%. Wyniki Frontu są
znacznie lepsze, jeżeli odjąć głosy z kan-
tonów, w których ta partia nie startowa-
ła. Wówczas okazuje się, że PS dostała
24,1%, ale drugi jest już FN z wynikiem
19,2%, wyprzedzając UMP (17,2%).

Front Narodowy w drugiej turze będzie

ubiegał się o zwycięstwo w 394 kantonach
i ma szansę wprowadzić swoich radnych
do władz 50 departamentów. W 204 kan-
tonach przeciwnikiem kandydatów FN
będą socjaliści, a w 37 – komuniści.

Najlepsze wyniki uzyskał Front

w departamentach: Var (27,54%),
Bouches-du-Rhône (26,86%), Alpes-Ma-
ritimes (25,85%), Vaucluse (25,84%),
Aube (24,80%), Aisne (23,33%), Nord
(23,09%), Hérault (22,93%), Pas-de-Ca-
lais (22,86%) i Seine-et-Marne (21,64%).
Wynik powyżej 20% partia ta odnotowała
ogółem w 22 departamentach. Uwagę
zwraca Metz, gdzie kandydatka Frontu,
Franciszka Grolet, z wynikiem 26,4%
zajęła pierwsze miejsce – przed merem-
socjalistą Dominikiem Grosem (26,1%)
– i Marsylia. W tym ostatnim mieście FN
uzyskał wynik, który miał w połowie lat
80., zdobywając ponad 30% głosów.

Warto tu przypomnieć, że pod koniec

ub. roku podniesiono próg wejścia do
drugiej tury wyborów kantonalnych z 10
do 12,5%. Miała to być zapora właśnie dla
FN. Bariera okazała się za niska...

Dobry wynik partii Maryny Le Pen spo-

wodował, że przed drugą turą odżyła idea
powołania wspólnie z lewicą „frontu re-
publikańskiego”, który zagrodziłby drogę
kandydatom FN do elekcji. Pomysł taki
poparł niemal od razu centrowy MoDem
(Ruch Demokratyczny). Sporo takich gło-
sów pojawiło się także w obozie rządzącej
UMP. Aby zatrzymać FN, kandydatów le-
wicy gotowi byli poprzeć m.in. ministrowie
obecnego rządu: Natalia Kosciuszko-Mo-
rizet, Jan Ludwik Borloo, Waleria Pecresse
czy marszałek Senatu Gerard Larcher. Ideę
taką poparł nawet sam premier Franciszek
Fillon. Najgłośniej zabrzmiał jednak głos
obecnego szefa MSZ Alana Juppé, który
mówił, że w dniu, w którym doszłoby do
koalicji UMP z FN, wystąpiłby ze swej
partii. Juppé wezwał wprost do „głosowa-
nia na kandydatów republikańskich”.

W tym miejscu warto przytoczyć małą

ciekawostkę: Juppé jest też merem Bor-
deaux, a w Żyrondzie Front Narodowy
walczy z PS o sześć kantonów. Jedną z
kandydatek FN jest tu (Libourne) kuzynka
Ségolène Royal – niedawnej kandydatki na
socjalistycznego prezydenta. Anna Krysty-
na Royal wygrała z kandydatem UMP o
55 głosów (20,90% przeciw 19,46%). Jest
wdową, matką 10 dzieci, członkinią Frontu
od 1983 roku. Wchodzi w skład komitetu
centralnego tej partii. Kiedy Alan Juppé
wyklucza rodzinę Royal z „obozu republi-
kańskiego”, ma to swoisty smaczek.

Pomysł tworzenia „frontu republi-

kańskiego” podzielił jednak polityków
UMP. Krystian Vanneste stwierdził np.,
że jeśli naprzeciw kandydata Frontu staje
kandydat skrajnej lewicy, wyborcy UMP
powinni głosować na osobę „bliższą idei
wolności”. Bardziej wstrzemięźliwy od
kolegów w potępianiu FN był też wystę-
pujący w imieniu prezydenta Franciszek
Copé, który oświadczył, że nie będzie
żadnego „frontu republikańskiego” i choć
każdy rozumie, iż sami „nie będziemy
głosować na kandydatów FN”, to „sza-
nujemy wolny wybór naszych obywa-
teli”. Ministrów rządu przywołał też do
porządku sam prezydent Mikołaj Sarko-
zy. Zażądał, by nie zajmowali osobnych

Wyniki wyborów kantonal-
nych we Francji wywołały
coś w rodzaju małego tsu-
nami na tutejszej scenie po-
litycznej. Spadku notowań
rządzącej UMP i wzrostu
popularności Frontu Naro-
dowego pod kierownictwem
Maryny Le Pen niby można
się było spodziewać, ale
rzeczywistość okazała się
dla rządzących szczególnie
przykra.

B

OGDAN

D

OBOSZ

Z NOTATNIKA UNIJNEGO AGITATORA

Małe tsunami polityczne

FRONT NARODOWY

W DRUGIEJ TURZE

BĘDZIE UBIEGAŁ SIĘ

O ZWYCIĘSTWO W 394

KANTONACH I MA SZANSĘ

WPROWADZIĆ SWOICH

RADNYCH DO WŁADZ

50 DEPARTAMENTÓW.

W 204 KANTONACH

PRZECIWNIKIEM

KANDYDATÓW FN

BĘDĄ SOCJALIŚCI,

A W 37 – KOMUNIŚCI.

background image

XXX

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

stanowisk w sprawie drugiej tury wybo-
rów, bo sprawowanie przez nich funkcji
rządowych odróżnia ich od innych poli-
tyków i nakłada pewne obowiązki. Jako
ministrów obowiązuje ich „solidarność
kolektywna” i prezentowanie wspólnego
stanowiska całego rządu.

Francuska interwencja w Libii

Minister obrony Gerard Longuet nie ma

szczęścia. Sprawuje swoją funkcję dopie-
ro od końca lutego tego roku, a już stanęły
przed nim wyzwania, jakich Francja nie
miała od lat.

Wiele osób pyta o motywy tak zdecydo-

wanej interwencji Francuzów w Libii. Moż-
liwych odpowiedzi jest kilka. Może tu np.
rzeczywiście chodzić o kurczące się popar-
cie społeczne dla prezydenta Sarkozy’ego.
Większość Francuzów od dawna uważa
Kaddafi ego za wyjątkowo niesympatycz-
nego dyktatora, a informacje o wyczynach
jego bojówek wobec opozycji usprawie-
dliwiają w ich oczach interwencję zbrojną.
Społeczną popularność interwencji potwier-
dzają także relacje medialne pokazujące ra-
dość „wyzwalanych” Libijczyków.

Kolejny powód interwencji to chęć odro-

bienia przez Paryż opóźnienia w poparciu
„arabskiej wiosny ludów”. Francja zacho-
wywała się wyjątkowo wstrzemięźliwie
w przypadku Tunezji, a jej minister obro-
ny sugerowała nawet udzielenie pomocy
obalanemu dyktatorowi. Paryż przespał
także wydarzenia w Egipcie. Francuscy
politolodzy zwracali uwagę, że kraj ten
„traci” Afrykę Północną na rzecz znacznie
bardziej zdecydowanych Amerykanów.

Kiedy mowa o motywach postępowania

Sarkozy’ego, można też brać pod uwagę
czynnik osobisty. Kaddafi mocno się na-
raził francuskiemu prezydentowi, kolpor-
tując informacje o tym, że Libia wspierała
fi nansowo jego kampanię.

I jest wreszcie czynnik „europejski”. Nie-

chęć Paryża do zaangażowania w operację
libijską całego NATO może być powodo-
wana także budową konkurencyjnej struk-
tury militarnej. Na dobrą sprawę po raz
pierwszy od roku 1956 i interwencji francu-
sko-brytyjskiej podczas nacjonalizacji ka-
nału sueskiego wojska tych dwóch krajów
prowadzą dużą wspólną akcję militarną.

Ciekawe jest tu stanowisko USA, które

chyba dały się przez Sarkozyego zmani-
pulować. Nad Sekwaną mówi się zresztą
wprost o „partii pokera”, którą francuski
prezydent rozgrywa z Obamą. Trochę
wmanewrowani w interwencję Ameryka-
nie chcieliby obecnie poszerzyć odpowie-
dzialność na całe NATO, co odebrałoby
także praktyczne przywództwo tej ope-
racji Francuzom. Różnice w podejściu do

operacji w Libii są duże. W odróżnieniu
od Francuzów, Amerykanie nie są zbyt
entuzjastycznie nastawieni do wciągania
ich w kolejną wojnę. Zresztą zaangażo-
wanie w Libii różni się nawet leksykalnie.
To, co dla USA jest „Świtem Odysei”, dla
Francuzów nosi nazwę „Harmattan” (go-
rący, suchy i porywisty wiatr, wiejący w
Afryce znad Sahary, z kierunku północne-
go i północno-wschodniego).

Minister obrony Longuet podkreśla jed-

nak sukcesy militarne. W ciągu trzech dni
rozmontowano libijskie siły powietrzne i
przeciwlotnicze, zniszczono też dziesiąt-
ki pojazdów opancerzonych i czołgów,
co częściowo powstrzymało ofensywę sił
wiernych Kaddafi emu na miasta pozosta-
jące w rękach rebeliantów. W pierwszej
fazie akcji przeciw Libii zaangażowanych
było francuskich 20 samolotów: osiem
typu Rafale (Szkwał) Dassault, dwa Mi-
rage’e 2000-D, dwa Mirage’e 2000-5, a
także samoloty-cysterny i Awacsy. W kie-
runku Libii wypłynął również z Tulonu
lotniskowiec „Charles de Gaulle” razem
z fregatami „Dupleix” i „Aconit” oraz
tankowcem „La Meuse”. Na lotniskowcu
także znajdują się samoloty Rafale i zmo-
dernizowane Super Étendard.

Minister tłumaczył przy okazji, dlacze-

go Paryż nie chce mieszać w operację
NATO. Jego zdaniem, szybkość decyzji
odgrywa w tej akcji rolę większą niż po-
zyskane w ten sposób dodatkowe środki
militarne. Decyzje trzeba podejmować
niemal natychmiast, a siły anglo-amery-
kańsko-francuskie mają współdziałanie
operacyjne zsynchronizowane i przećwi-
czone od lat. O ile więc strona militarna
zaangażowania w Libii nie przedstawia
żadnych problemów, to pewne napięcia
pojawiają się od strony politycznej. Wg
ministra, w przypadku objęcia operacji

nadzorem NATO decyzyjność polityczna
skomplikuje się jeszcze bardziej.

Ta pośrednia krytyka NATO przez mi-

nistra obrony Francji, jako instytucji w
pewien sposób zbyt zbiurokratyzowanej
i upolitycznionej, wydaje się interesująca
także dla Polaków, którzy czasami zadają
sobie pytanie o realność gwarancji bezpie-
czeństwa ze strony Paktu. Jak przychodzi
co do czego, to jednak lepiej opierać się
na własnych siłach.

Regulowanie islamu

Francja chce narzucić reguły islamowi.

Zgodnie z zapowiedziami, Unia na rzecz
Ruchu Ludowego (UMP) organizuje
5 kwietnia specjalny konwent poświęcony
problemom islamu we Francji. Politycy
i specjaliści dyskutują nad możliwością
wprowadzenia decyzji administracyjnych,
które regulowałyby funkcjonowanie religii
muzułmańskiej we Francji. Zadanie takie
narzucił prezydent Sarkozy, który uważa,
że problem jest dość pilny, bo jego kraj
„płaci obecnie za ślepotę polityki migra-
cyjnej lat 80. i uznanie islamu za swoiste
tabu, podobnie jak kwestii laickości”. Sar-
kozy chce stworzenia islamu francuskiego,
a nie tylko obecności islamu we Francji.
Zebrani mają znaleźć odpowiedź na pyta-
nie, jak to zrobić.

Ścieżkę przetarła tu już ustawa o zaka-

zie noszenia burek. Teraz chce się admi-
nistracyjnie ograniczyć takie zjawiska jak
np. publiczne modły muzułmanów, zagra-
niczne fi nansowanie budowy meczetów
czy import imamów – dość często rady-
kalnych – z zagranicy. Temat islamu sta-
nie się zapewne także przedmiotem pre-
zydenckiej kampanii wyborczej w 2012
roku. Prezydent dość śmiało wszedł na
podwórko rezerwowane dotąd dla Frontu
Narodowego i chce pokazać, że nie tylko

Wg raportu Urzędu Bezpieczeństwa Jądrowego (ASN), w 2010

roku doszło do ponad tysiąca awarii we francuskich elektrowniach

atomowych

F

OT

. W

IKIPEDIA

background image

XXXI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

nie boi się podejmować tematu ekspansji
islamu, ale też potrafi w „cywilizowany”
sposób tę kwestię rozwiązywać.

Konieczność bezpośredniego zmierzenia

się z problemem zrodziła także codzienna
praktyka. Informacje płynące od służb poli-
cyjnych i administracji pokazują, że wspól-
noty muzułmańskie coraz częściej używają
w stosunku do władz lokalnych metody
faktów dokonanych, wymuszając respekto-
wanie przez świecką administrację swoich
praw religijnych. Wywiad wewnętrzny do-
nosi także o coraz bardziej antyzachodnim i
radykalnym nauczaniu imamów.

Konwent dyskutować będzie m.in. o licz-

bie potrzebnych muzułmanom meczetów,
kształceniu imamów i fi nansowaniu miejsc
kultu. Spodziewane są propozycje konkret-
nych uregulowań administracyjnych doty-
czących takich obszarów jak szkoła czy
ulica. Mają to być zarówno ustawy parla-
mentarne, jak i dekrety władz samorządo-
wych. Zamierza się także doprowadzić do
polubownych uzgodnień pomiędzy wspól-
notami islamskimi a władzami lokalnymi.

Tysiąc awarii

w elektrowniach atomowych

Na wieść o awarii japońskiej elektrowni

jądrowej francuskie władze niemal na-
tychmiast zarządziły inspekcję własnych
siłowni tego typu. Politycy zaczęli zaś
uspokajać społeczeństwo, że elektrownie
made in France są wyjątkowo bezpiecz-
ne i niegroźne. Wydaje się jednak, że tak
bezpiecznie wcale nie jest.

Wg raportu Urzędu Bezpieczeństwa Ją-

drowego (ASN), w 2010 roku doszło do
ponad tysiąca awarii we francuskich elek-
trowniach atomowych. Były one niegroź-
ne, ale były... Trzy z nich zaliczono do
drugiego poziomu ryzyka. Niektórzy eks-
perci uważają, że te wypadki mogą świad-
czyć o niedostatecznym funkcjonowaniu
systemów bezpieczeństwa. Francja ma
bardzo rozbudowany system elektrowni
tego typu (19 elektrowni i 58 reaktorów),
ustępując pod tym względem jedynie Sta-
nom Zjednoczonym. Dwaj najwięksi kon-
struktorzy elektrowni atomowych to także
fi rmy francuskie – EDF i Areva. Jednak
pewne problemy pozostają i widać je było
m.in. podczas budowy przez Francuzów
elektrowni w Wielkiej Brytanii.

Z jądrowego biznesu nikt nad Sekwaną

nie zrezygnuje. Jednak pomimo zapew-
nień naukowców i polityków, sondaże po-
kazują, że ponad 60% Francuzów chcia-
łoby przeprowadzenia referendum w tej
sprawie i zmian w polityce energetycznej.
Niepokojący raport ASN na razie trafi a do
parlamentu.

B

OGDAN

D

OBOSZ

B

ezlitosna żydowska Temida
grozi dowaleniem Kacawowi
dodatkowych dwóch lat sepa-
racji, chwilowo zawieszonych,

jeśli przymknięty i niedbale reedukowany
Kacaw dopuści się molestacji seksualnej
bądź gwałtu na strażniczce więziennej lub
na pani od psychosocjologii, wizytującej
go w celi.

Żydostan wyraża zdanie

Przymknięcie Kacawa spowodowało

niekończące się dyskusje na falach radia
Głos Kurnika, na hebrajskiej plazmie i
na forach internetowych, gdzie mało kto
podnosi, że głównym błędem Kacawa
było dopuszczenie się czynów lubieżnych.
Głosy znawców kurnikowych obyczajów,
prawników i socjologów wyrażają głów-
nie opinię, że Kacawa czeka przymknię-
cie z winy dwóch niedopatrzeń: po pierw-
sze – poproszony przez byłą sekretarkę,
niejaką pannę „A”, o zadośćuczynienie
fi nansowe w wysokości pół miliona sze-
kli, powinien był Kacaw wszcząć nego-
cjacje co do wysokości odszkodowania
za molestację, gwałt i wreszcie usunięcie
z posady w Domu Prezydenckim, stano-
wiące karę nałożoną na „A” za objawy
sprzeciwu. Ale Kacaw uniósł się hono-
rem, odmówił wypłacenia pannie „A” od-
szkodowania, jakiego żądała, i poskarżył
się radcy prawnemu rządu, Mazuzowi, że
jest szantażowany za niewinność, popie-
rając skargę nagraniem „A” relacjonują-
cej, czego się dopuścił.

Zdaniem roztropnego żydostanu, kolej-

nym błędem Kacawa było demonstracyj-
ne odrzucenie porozumienia zawartego z
prokuraturą, która chcąc uniknąć procesu
kompromitującego Kurnik, rzuciła Kaca-
wowi koło ratunkowe. Proponowała za
Mazuzem, by łasy na damskie wdzięki
prezydent przyznał się do ludzkich wy-
kroczeń w rodzaju głaskania sekretarek
po nogach i prawienia im komplementów
o zabarwieniu seksualnym, za co miał
dostać małe pół roku w zawieszeniu. Ale

Kacaw odmówił podpisania cyrografu i
wybrał drogę sądową, „mającą ujawnić
prawdę”.

Czyżby seksprezydent poszedł w zaparte

za namową trzech orłów kurnikowej pale-
stry, którzy na porozumieniu z prokuratu-
rą nie skasowaliby milionów szekli, jak za
obronę zbereźnika przed sądem?

Religijni za nim murem

Kacaw jest mojżeszowym dewotem,

przestrzega mycwot (nakazów religij-
nych), całuje mezuzę, modli się pięć razy
dziennie, jada koszernie i bywa na dwo-
rach rabinackich, dzięki czemu w chwili
klęski sądowej stanęło za nim społeczeń-
stwo tropikalnych dosów (religijnych Ży-
dów). Ortodoksyjne media, lekceważące
zwyczajowo prawa kobiet, forsują teorię,
że jeszcze na długo przed wyrokiem sądo-
wym postawiła Kacawa pod pręgierzem
szeroko kolportowana dea (opinia) kata-
wim hilonim
(niewierzących pismaków)
i pyskatych feministek, prześladujących
prezydenta na plazmie i na łamach laickich
tabloidów. „W atmosferze zorganizowa-
nej nagonki na prezydenta skrzyknięty ad
hoc
zespół sędziowski (któremu, o zgro-
zo, przewodniczył sędzia Arab!) uwierzył
rozhisteryzowanym sekretarkom Kacawa
i dopuścił się drakońskiego wyroku”.

Za niewinnością byłego prezydenta opo-

wiadają się także jego pobratymcy gene-
tyczni, Sefardyjczycy (Żydzi przybyli z
krajów arabskich), widzący w skazaniu
rodaka niegodziwy spisek białych Żydów,
zauszników Oszusta Pokojowego Peresa,
nie mogących pogodzić się z awansem
Sefardyjczyka z Kiriat Malachi na naj-
wyższe stanowisko państwowe.

Pierwszy taki wypadek

Daremnie szukać po Wikipediach za

innym państwem, którego prezydent po-
wędrowałby za kraty za gwałty, molesta-
cje seksualne i kłamstwa na sali sądowej.
Takoż więc ósmy prezydent tropikal-
nych Żydów może przynajmniej pocie-

Na podstawie orzeczenia sądowego piętnującego językiem
praojców pracowite i wieloletnie sex-story
Moszego Ka-
cawa były bezpruderyjny prezydent, nałogowy gwałciciel
i molestator sekretarek wyląduje 8 maja br. pod kluczem
celem poddania się przymusowej reedukacji, obliczonej
na siedem chudych lat.

FAKSEM Z TEL AWIWU

Kurnik reedukuje Kacawa

K

ATAW

Z

AR

background image

XXXII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

szać się w heroicznym półmroku kicia,
że nie naśladował jakiegoś podrzędne-
go kacyka-Latynosa. Hebrajska witryna
www.ynet.co.il próbowała wprawdzie do-
brać Kacawowi towarzystwo, publikując
zdjęcie Wilusia C. z panną Lewiński, ale
nie zdołała zdewaluować nadziei żydosta-
nu, liczącego na odnotowanie osiągnięcia
Kacawa w Księdze Rekordów Guinnessa.
Kacaw pozostał bezkonkurencyjny, bo
sympatyczna para Wiluś & Lewiński (obar-
czona ponoć przez Mosad zadaniem osią-
gnięcia amnestii dla kurnikowego szpiega
Pollarda, kiblującego dożywocie w amery-
kańskim pudle) przypadła sobie do gustu i
o żadnych gwałtach nie było mowy.

Natomiast zwyrodnialec Kacaw orga-

nizował sobie niewybredne lubieżności
kosztem niejakiej „A” (po hebrajsku alef)
z Domu Prezydenckiego krótko po innej
„A” z Ministerstwa Turystyki, po „L”
(lamed) i szeregu innych sekretarek, które
wstrzymane wstydem nie pobiegły na ko-
misariat. W tym kontekście przypomnie-
nie afery Wilusia, po której pozostały tyl-
ko rogi na głowie Hilarzycy, potwierdza
symptomatyczną niedorzeczność hebraj-
skiej witryny ynet.

Wszechmocny był ostrożniejszy

JE Żydowski Pan Bóg – Prześwietny

Askenazyjczyk pełen miłości i dobroci,
królujący Narodowi Wybranemu z wyżyn
Nieboskłonu i przestrzeni okołoziemskiej,
upstrzonej aktualnie satelitami próbują-
cymi namierzyć pułkownika Kaddafi ego
– zaczął Torę od drugiej litery alfabetu,
„B” (bet), pisząc b’ reszit (czyli „na po-
czątku”), a nie od litery „A” (alef), bo nie
chciał leatchil (zaczynać) poczynań od
„A” – jak sefardyjski głupek Kacaw.

Gabinet kiblujących cieni

W kurnikowym więzieniu Ajalon – gosz-

czącym na wybiegu i w okratowanych
apartamentach prezydenta, premiera, czo-
łowych ministrów i szeroką reprezentację
byłych posłów Knesetu – można by po-
wołać wysoce elokwentny rząd cieni, mo-
gący pod przywództwem Olmerta Chciwe
Łapska poprowadzić żydostan do świetla-
nej przyszłości, kiedy koalicja Netanjahu
znajdzie się za burtą z winy podstępnych
knowań Rusożyda Liebermana bądź dzię-
ki przebudzeniu się żydostanu. Cyniczna
para prześmiewców – pismak „NCz!” i
jego partner do gry w szachy Zar – roz-
dzielając stanowiska w więziennym rzą-
dzie cieni, brała pod uwagę, że Chciwe
Łapska, podkablowany przez przyjaciela,
powiernika, kasjera i adwokata Mese-
ra, będzie jedynym premierem Kurnika
bieżącym za kraty w ślad za Kacawem,

Hirschsonem i szajką utytułowanych zło-
dziei, pasożydujących na kasie i zasobach
naturalnych sztejtla. W ubiegły czwartek,
po rewelacjach 10. programu kurnikowej
telewizji, musieliśmy jednak zrewidować
listę na niekorzyść Olmerta. Wyszło bo-
wiem na jaw, że Netanjahu, po pamiętnym
wykopaniu z posady premiera za nieudol-
ność, przyzwyczaił się latać odrzutowca-
mi i stawać z żoną Sarą w przednich hote-
lach Nowego Jorku, Paryża i Londynu na
koszt zasobnych sponsorów, żydowskich
multimilionerów, a także mojżeszowych
instytucji fi nansowych i charytatywnych.
Ten zwyczaj nie nosił cech przestępstwa,
kiedy Netanjahu był postacią pozarządo-
wą i pozaknesetową. Ale niestety fruwa-
nie Netanjahu na cudzy koszt trwało na-
dal także po jego powrocie do polityki. Po
ponownym zajęciu fotela w Knesecie i po
przejęciu teki ministra skarbu Beniamin
Netanjahu – przyzwyczajony do prze-
mieszczania się po świecie bez sięgania
po kartę kredytową – nadal korzystał z
szerokiego gestu przyjaciół od wielkiego
biznesu, fundujących mu właściwe passe
partout, królewskie suity hotelowe, bilety
lotnicze pierwszej klasy bądź przenoszą-
cych męża Sary prywatnymi odrzutowca-
mi. Dopiero po odzyskaniu teki premiera
– przechwyconej chwilowo przez Buraka,
a później przez Olmerta Chciwe Łapska
– Netanjahu mógł wreszcie wystrzelić na
wiwat, podziękować zamożnym sponso-
rom i wojażować z równym splendorem
na rachunek Kurnika.

Rewelacje wyłożone na plazmie, kwity

opiewające na dziesiątki tysięcy dolarów
i widoki królewskich suit hotelowych
goszczących Netanjahu z Sarą zniesma-
czyły tropikalny żydostan pospolity, który
sam by chętnie pofruwał i pobiesiadował
w luksusach, podejmowany przez multi-
milionerów. Stąd groźne dla Netanjahu
żądania wysuwane pod adresem Proku-
ratury Generalnej i Kontrolera Państwa,
nagabywanych o przebadanie związków
premiera syjonistycznego sztejtla z czoło-
wymi postaciami wielkiego kapitału, pro-

wadzącymi w Kurniku ożywione interesy
i liczącymi na poparcie rządowe.

10. program telewizji dowodzi, że dys-

ponuje materiałem mogącym postawić
Netanjahu przed sądem pod zarzutem
korupcji. Innymi słowy: pechowy Olmert
Chciwe Łapska może stracić na rzecz Be-
niamina Netanjahu fotel premiera w wię-
ziennym gabinecie cieni...

Tydzień po tygodniu

Nie ma tygodnia, dnia ani godziny, by

żydostan musiał się obejść bez wysoce in-
trygujących wydarzeń, czerpanych z życia
polityczno-kryminalnego Kurnika. Kon-
trowersje, napięcia i gorące emocje pod-
sycane przez zastępy lobbystów, kłótnie i
porozumienia zawierane przez wodzire-
jów jaczejek partyjnych, posłów Knesetu,
tajkunów (oligarchów) miejscowych i zza
Oceanu, działających na scenie syjoni-
stycznego sztejtla tropikalnych Żydów
– górują nad fabułą hebrajskich seriali te-
lewizyjnych. Zamiast śledzić na plazmie
romantyczne perypetie, kto z kim, gdzie i
kiedy – tropikalny żydostan pospolity pa-
sjonuje się zagadką, czy właściciele Kur-
nika, trzymający na garnuszku partie po-
lityczne sztejtla, Kneset z jego komisjami
i szajkę desperatów dzierżących władzę
nad żydostanem, zdołają wybronić przed
mojżeszowym fi skusem swoje miliardo-
we dochody z gazu i nafty...

Niby nic, a cieszy

Czołowym wydarzeniom pasjonującym

tropikalnych Żydów – posłaniu do kicia
zbereźnika Kacawa, którego popiersie
odlane z brązu nadal stoi w parku oka-
lającym Dom Prezydencki, zainstalowa-
niu antyrakiet kipa ha barzel (Żelazna
Mycka), mających przechwycić Kassa-
my i Grady Hamasu, zamachowi terrory-
stycznemu na przystanku autobusowym
w Jerozolimie i przyłapaniu Netanjahu
na korupcji zorganizowanej – udało się
przebić renomowane sensacje międzyna-
rodowe. Tragiczne trzęsienie ziemi w Ja-
ponii i wojna domowa w Libii, gdzie siły
zbrojne NATO, skrzyknięte przez Obamę
przeciwko egzotycznemu pułkownikowi
Kaddafi emu, stanęły po stronie wywro-
towców i Al-Qaidy – zeszły w Kurniku
na odległy plan, na równi z wyzbytym
wdzięku i nieprzyzwoicie nudnym koń-
cowym odcinkiem telewizyjnego Wiel-
kiego Brata, gdzie zgodnym wyrokiem
żydostanu nagroda miliona tropikalnych
szekli zdaje się podążać w kierunku pan-
ny Nofar Moor – osoby o ciemnej, trudnej
urodzie, niewyparzonym pysku i obceso-
wych, śródziemnomorskich manierach.

K

ATAW

Z

AR

Panna Nofer Moor

z hebrajskiego Wielkiego

Brata. Seksprezydent Kacaw

wyleciałby na niej jak na minie.

background image

XXXIII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ś

SWIAT

prywatyzacyjne. W sprawę są mocno za-
angażowani: prezydent Rumunii Trajan
Băsescu, szef Ministerstwa Spraw Za-
granicznych Rumunii Teodor Baconschi
i szef mołdawskiego MSZ Jerzy Leancă.
Na forum prywatyzacyjnym ma zostać
też sfi nalizowane połączenie sieci ener-
getycznej i gazowej Mołdawii i Rumunii,
co ma wreszcie uwolnić Mołdawię od za-
leżności w tej dziedzinie od Moskwy.

Parlament zatwierdzi

Spis przedsiębiorstw przeznaczonych

do prywatyzacji musi jeszcze zatwier-
dzić mołdawski parlament, ale to wydaje
się raczej tylko formalnością. Sytuacja
fi nansowa republiki jest tak tragiczna, że
najprawdopodobniej żadne z ugrupowań
nie będzie protestować przeciwko idei
prywatyzacji ekonomiki.

Niektórzy mołdawscy eksperci sugerują

co prawda, że jest jeszcze za wcześnie, by
mówić o rumuńskiej ekspansji w gospo-
darce mołdawskiej, i w najbliższych tygo-
dniach wszystko się może zmienić. Igor
Bocian twierdzi np., że Rosja na pewno
nie porzuci Mołdawii i zrobi wszystko, by
utrzymać w niej swoje wpływy.

Dyrektor rosyjskiego Instytutu Pro-

blemów Globalizacji, Michał Dieliagin,
traktowany przez Kiszyniów jako jeden z
głównych ekspertów od Mołdawii, uwa-
ża jednak, że obecna prywatyzacja bę-
dzie nastawiona na opanowanie gospo-
darki republiki nie tylko przez rumuński,
ale i europejski kapitał. Jego zdaniem,
słaba ekonomicznie Rumunia nie będzie
bowiem w stanie połknąć mołdawskiej
gospodarki, potrzebującej ogromnych
inwestycji. Rosyjski ekspert zwraca też
uwagę, że część mołdawskich przedsię-
biorstw byłaby konkurencyjna dla ru-
muńskich.

Bukareszt, nie Moskwa

Szczególnie wytwórnie win, wytwarza-

jące wina porównywalne z francuskimi,
mogłyby wykończyć rumuńskie fi rmy
winiarskie. Rosyjski ekspert zwraca
też uwagę, że zdecydowana większość
przedsiębiorstw mołdawskich znajduje
się na lewym brzegu Dniestru, kontro-
lowanym przez Naddniestrzańską Repu-
blikę Mołdawską, która twardo trzyma
prorosyjski kurs. Nawet i on zgadza się
jednak, że od momentu wspólnego posie-
dzenia rządów Mołdawii i Rumunii karty
w Kiszyniowie będzie rozdawał Buka-
reszt, a nie Moskwa.

Podsumowując, można stwierdzić, że

rumuńscy politycy udowodnili, iż przy
odrobinie konsekwencji można wszystko
– nawet przesunąć granice.

K

iszyniów ogłosił wielkie pla-
ny prywatyzacyjne. Rumuńscy
politycy od razu zaczęli zacie-
rać ręce. Liczą, że rumuńskie

fi rmy wezmą w niej udział i wykupią
cały mołdawski potencjał gospodarczy,
przyspieszając integrację Mołdawii z
Rumunią. Eksperci potwierdzają ich na-
dzieje. Sugerują, że w obecnej prywa-
tyzacji podmioty rosyjskie nie wezmą
udziału, bo nie będzie to dla nich opła-
calne. Twierdzą, że granica interesów
rosyjskich leży na Dniestrze i za tą rzeką
Rosjanie nie będą inwestować. Oferta
Kiszyniowa jest jednak interesująca i nie
wiadomo, czy rosyjski biznes ją zlekce-
waży. Na sprzedaż wystawione zostały
bowiem wszystkie strategiczne obiekty:
lotniska, elektrownie, gazociągi, fi rmy,
czyli praktycznie wszystko, czego do tej
pory Kiszyniowowi nie udało się sprze-
dać. Władze Mołdawii do takiej decyzji
zostały przymuszone przez tragiczną
sytuację fi nansową republiki. Obecnie
nie mają środków na wypłaty pensji dla
sfery budżetowej. Długi zaciągnięte na
uregulowanie należności płacowych dla
„budżetowców” już przewyższyły war-
tość wypłat dla nich przeznaczanych. By
mieć środki na regulowanie wobec nich
należności, rząd mołdawski podniósł
taryfy na światło, gaz i energię cieplną.
Wiadomo jednak, że w ten sposób moż-
na działać tylko na krótką metę. Trze-
ba też bowiem spłacać długi uprzednio
zaciągnięte. Te zaś tylko w ubiegłym
roku wzrosły o 44,3 proc. i wynoszą

1116,17 mln dolarów. By uzyskać tę
kwotę, Kiszyniów musi sprzedać prak-
tycznie wszystko, co mu pozostało.

Wszystko na przetarg

Ministerstwo Gospodarki Mołdawii

wystawiło zatem do przetargów prywa-
tyzacyjnych wszystko, co tylko miało
do dyspozycji. Chętni mogą więc kupić
Północne i Północno-Zachodnie Sieci
Elektroenergetyczne, wszystkie elektro-
ciepłownie w stolicy, stołeczne przedsię-
biorstwo wodociągowo-kanalizacyjne, a
także państwowe jeszcze przedsiębiorstwa
Moldtransenergo, Moldresurs, Radioko-
munikacja, międzynarodowy port lotni-
czy Kiszyniów, wojskowy port lotniczy
Mărculeşti, mołdawski Sbierbank, linię
lotniczą Air Moldova. Władze republiki
postanowiły wystawić na sprzedaż także
jedyny w republice rosyjskojęzyczny te-
atr – Rosyjski Kiszyniowski Teatr Drama-
tyczny im. Czechowa.

Rumuńscy inwestorzy już ogłosili, że

wezmą udział w mołdawskiej prywaty-
zacji. Wiedzą, że mogą liczyć na popar-
cie Kiszyniowa. Obecny rząd Mołdawii,
nie zważając na prorosyjskie sympatie
większości mołdawskiego społeczeń-
stwa, zamierza w lipcu br. przeprowadzić
wspólne obrady z rządem rumuńskim.
Świadczy to wyraźnie, że Kiszyniów
wziął ofi cjalnie kurs na integrację z Bu-
karesztem i w niej widzi panaceum na
wszystkie kłopoty gospodarcze republi-
ki. Posiedzeniu rządów ma towarzyszyć
wielkie mołdawsko-rumuńskie forum

Rumunia kontynuuje ofensywę na terenie Mołdawii, nie
marnując żadnej okazji do umocnienia tam swych wpły-
wów. Okazję do jej nasilenia daje wielka prywatyzacja,
która w Mołdawii zacznie się w drugiej połowie br. Kiszy-
niów, przymuszony tragiczną sytuacją fi nansową kraju,
chce wystawić na sprzedaż wszystko, co tylko ma jeszcze
do dyspozycji. Takiej gratki Bukareszt z pewnością nie
przepuści, tym bardziej że Mołdawia chce sprzedać strate-
giczne fi rmy, z energetycznymi włącznie.

RUMUNIA-MOŁDAWIA

Rumunia wykupi

Mołdawię

M

AREK

A. K

OPROWSKI

background image

XXXIV

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Ze względu na rosnący pro-

blem otyłości w USA tamtejszy
Federalny Urząd Transpor-
towy (FTA) najpraw-
dopodobniej zmieni
regulacje dotyczące
przewozu pasażerów
autobusami. Propo-
nuje on podniesie-
nie średniej wagi
pasażera w autobusie
z prawie 69 kg do ponad
79 kg. To oznacza, że
zmniejszy się dopusz-
czalna liczba osób do
przewożenia autobusami.
Urzędnicy chcą także, aby
w autobusach było wię-
cej miejsca dla stojących
pasażerów.

Uwaga! To się dzieje w

USA, a nie w komunistycznej Korei!
Federalny Urząd Transportowy zajmuje
się ustalaniem, ilu i jakich pasażerów
może wsiąść do autobusu! Już widzimy
te kilkuletnie badania tej kwestii, nara-
dy, spory specjalistów od usadzania lu-
dzi w autobusach, działania lobbystów
reprezentujących firmy transportowe…
I tę kupę dolarów, która na to pójdzie.
USA to ciągle bogaty kraj.

Na włoską wyspę Lampedusa codzien-

nie przybywa po kilkuset nielegalnych
imigrantów z północnej Afryki, głównie
z Tunezji. Obecnie na małej wyspie
jest prawie 4,5 tysiąca przybyszów,
czyli tyle samo, co mieszkańców. Dla
uchodźców brakuje miejsca nie tylko w
jedynym ośrodku dla imigrantów, ale
również pod gołym niebem... Na razie
uciekinierzy z Afryki są przewożeni na
Sycylię. Mieszkańcy Włoch buntują się
przeciwko tej sytuacji i domagają się
natychmiastowego rozwiązania kryzysu.

Skoro wyspa nieduża, to jakieś lokalne

tsunami mogłoby rozwiązać problem…

P. Janek Alemanno, burmistrz

Rzymu, oficjalnie zwrócił się

do włoskiego Ministerstwa

Spraw Wewnętrznych,

aby nie umieszczało

stolicy na liście miast,

do których mogą zostać

skierowani uciekinierzy
przybywający z północ-

nej Afryki. Ponoć wcze-

śniej p.Robert Maroni,

szef MSW, ogłosił, że

wszystkie regiony Włoch

pozytywnie odpowiedzia-

ły na apel o znalezienie na

swoim terytorium miejsc

dla łącznie dla spodziewa-

nej liczby 50 tys. uchodź-

ców, którzy mogą przybyć w

rezultacie kryzysu libijskiego.

Również p.Letycja Moratti,

burmistrz Mediolanu, oświadczyła
dzisiaj, że jej miasto nie jest w stanie
przyjąć więcej imigrantów.

Coś się nam wydaje, że uchodźcy nie-

specjalnie przejmą się nieumieszczeniem
Rzymu na owej liście. Tym bardziej że
zapewne nie znają włoskiego.

P. Mojżesz Kacaw, były prezydent Izra-

ela, został skazany na siedem lat więzie-
nia za dwukrotny gwałt i inne przestęp-
stwa seksualne, a także za wywieranie
nacisków na oskarżające go ofi ary i
świadków oraz utrudnianie pracy wymia-
ru sprawiedliwości. Ponoć po wyroku
były prezydent rozpłakał się, twierdząc,
że wygrało kłamstwo, a kobiety wiedzia-
ły, że kłamią. Sędzia orzekł, że wyrok
ma znaczenie symboliczne, a prezydenta
należy ukarać surowo, gdyż dopuścił
się tych aktów w czasie, gdy piastował
wysokie stanowiska.

Wszystko możemy powiedzieć o naszym

prezydencie, ale jakoś trudno nam sobie
wyobrazić go gwałcącego kogokolwiek.
Nawet konstytucję.

Siły ISAF przekonują Afgańczy-

ków, że nie chcą zostać w ich kraju na
zawsze. Wojsko rozdaje odbiorniki na
korbkę, prosi też o informacje o bom-
bach. Ludzie dzwonią z wyzwiskami,
ale niekiedy informują o bojownikach
walczących z afgańskim rządem i
koalicją.

Ciekawe, czy wśród tych wyzwisk

jest pewne popularne słowo na „k”,
które byłoby trwałym wkładem naszych
wojsk w cywilizacyjny awans Afgani-
stanu?

Państwo bułgarskie domaga się od

byłego cara i premiera (2001-2005),
Symeona Sakskoburggockiego, zwrotu
trzech pałaców odzyskanych przez
niego pod koniec lat 90. Do sądu
wpłynęły trzy sprawy wytoczone w
imieniu państwa przez resort budow-
nictwa. Za bezprawne korzystanie z
nieruchomości państwo żąda odszko-
dowania w wysokości 110 tys. lewów
(ok. 55 tys. €uro). Adwokaci mini-
sterstwa zastrzegają, że suma ta może
wzrosnąć. Legalność zwrotu majątków
rodziny carskiej zakwestionowano
formalnie, kiedy wyszło na jaw, że w
dokumentacji jednego z aktów restytu-
cji popełniono błąd i Sakskoburggoc-
kiemu oddano 450 ha lasów w górach
Riła, choć nie zostały one znacjonali-
zowane w 1946 roku.
W grudniu 2009 roku parlament
uchwalił zakaz dysponowania odzy-
skanymi dobrami przez byłego cara i
jego siostrę. Symeon zaskarżył tę de-
cyzję w Międzynarodowym Trybunale
Praw Człowieka w Strasburgu.

Kto daje i odbiera...

Armia USA, która obecnie bierze

udział w trzech wojnach, rozpoczę-
ła kolejną ważną misję. Tym razem
zajmie się szkoleniami swoich żołnie-
rzy, jak ci mają się zachowywać np. w
wypadku zauważenia całujących się
kolegów. W związku z anulowaniem
zasady „Nie pytaj, nie mów” (ang.
Don’t ask, don’t tell) w armii USA
dozwolony jest jawny homoseksualizm.
Dlatego też władze wojskowe wysłały
swoim żołnierzom, których łącznie jest
2,2 mln, specjalne materiały szkolenio-
we dotyczące poszanowania homo-
seksualnych praktyk. Nie podano ceny
przygotowania tak wysokiej liczby
materiałów szkoleniowych.

Teraz, według instrukcji, kolega-żoł-

nierz powinien spytać, czy nie potrzeba
potrzymać karabinów, by nie przeszka-
dzały w pieszczotach.

JE Mikołaj Dowgielewicz, minister ds. prezyden-

cji Polski w UE, zapewnia, że nasz kraj jest do

niej doskonale przygotowany.

Do ustalenia zostały jeszcze tylko

drobne szczegóły, jak np. jadłospisy na

spotkania ministrów w Warszawie i do-

pięcie rezerwacji w hotelach... Priorytety

polskiej prezydencji to ustalenie strategii

pokryzysowej i próby dostosowania unijnej

gospodarki do zmieniających się czasów, wspólna polityka

bezpieczeństwa oraz polityka sąsiedztwa.

Symbolem naszej prezydencji, która ma prezentować nasz kraj jako

nowoczesny, będzie wiejski bączek, jakim bawiły się dzieci za króla
Ćwieczka. Ileż z tego może być żartów: że rząd zbija bąki, że coś kręci,
że puści na całą Europę bączka…

POSTĘPY POSTĘPU

Sił

ków
zaw
korb
bach
ale n
walc
koal

er ds. prezyden-

z kraj jest do

a

o-

ety

egii

U

U

U

U

cy pro-

amtejszy

por-

ad

mi.

aby

ę-

ch

P. Janek A

Rzymu,

do w

Sp

a

s

s

w

po

ły

swo

dla

nej l

ców,

rezulta

background image

XXXV

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

V KOLUMNA

Islamiści

w amerykańskim domu

MNA

P

atrzymy z wyższością zza oce-
anu na Europę Zachodnią i jej
muzułmański problem. Getto-
izacja, alienacja, terroryzm. Tak

to się jawi tutaj. W amerykańskim im-
perium przypominają się nam I RP i jej
Tatarzy. No, ale nawet nasi Lipkowie się
zbuntowali i dwie chorągwie przeszły na
stronę osmańską. Potem wrócili, bo zdzi-
wili się, gdy sułtan potraktował ich jak
niewolników, a w Polsce byli przecież
wolnymi ludźmi, szlachtą.

A co z amerykańskimi muzułmanami?

Z jednej strony są inni niż ich europej-
scy pobratymcy, asymilują się dobrze,
wspinają cywilizacyjnie, amerykanizują.
Z drugiej strony jednak dzielą z innymi
muzułmanami pewne islamistyczne kon-
cepcje i uprzedzenia. Działa też prężny
ekstremistyczny margines. Wyszło to nie-
dawno podczas przesłuchań w Kongre-
sie USA, które zorganizował poseł Peter
King – ten, co Polakom usiłował pomagać
w sprawie Smoleńska.

Ogólnie jest tak, że każda grupa et-

niczna przybywająca do USA stara się
odtworzyć swój dom ze starego kraju.
Stąd etniczne skupiska polskie, włoskie
czy irlandzkie, które powstawały w XIX
wieku. Stąd kuchnia etniczna, rozmaite
stowarzyszenia, kluby, szkoły, odrębne
kościoły. Na przykład Chorwaci mają
własne i Wietnamczycy też – mimo że
w obu wypadkach są to świątynie kato-
lickie. Naturalnie można sobie chodzić
do kościołów pobudowanych i utrzy-
mywanych przez inne grupy etniczne.
Stąd konserwatysta Alan Keyes śpiewał
w chórze w „polskim” kościele św. Jana
Kantego w Chicago u ojca Karłowicza,
a nie w którymś z kościołów katolickich
wybudowanych przez społeczność mu-
rzyńską Illinois czy Maryland.

Po pewnym czasie następuje nieubła-

galnie asymilacja i wszystko zaczyna się
mieszać. W zintegrowanych, zamerykani-
zowanych społecznościach, gdzie wnuki i
prawnuki różnych emigrantów mieszają
się z WASP-ami, kościoły są po prostu
katolickie, uniwersalne, wspólne. W mie-
szanych rodzinach niekatoliccy mężowie
uczęszczają na mszę z katolickimi żona-

mi. Właściwie żadna grupa etniczna nie
ma tam monopolu na dominację. Kluby,
stowarzyszenia oraz szkoły w takich miej-
scach też są zintegrowane. Tymczasem w
etnicznych enklawach nawet publiczne
szkoły mają charakter zgodny z miejsco-
wą specyfi ką narodowościową (mimo rzą-
dowej inżynierii społecznej wyrażającej
się w dowożeniu dzieci z innych dzielnic).
A szkoły przykościelne zwykle zdomino-
wane są przez grupę etniczną zamieszku-
jącą daną parafi ę. Pokrewne mechanizmy
oddziaływały również wśród społeczności
żydowskiej i jej synagog oraz szkół.

Podobnie jest teraz wśród muzułma-

nów. Masowa emigracja muzułmańska do
Ameryki jest raczej świeżej daty. Trudno
stwierdzić, ilu mamy wyznawców pro-
roka. W 2000 roku Council on American
Islamic Relations twierdził, że jest ich
5 milionów. Wg sondażu grupy Pew z 2007
roku, w USA ma mieszkać 2,3 mln muzuł-
manów. A Obama w propagandowym od-
locie podczas przemówienia w Egipcie w
2009 roku podał, że jest ich 7 milionów.
Brian T. Kennedy („It’s never the economy,
stupid”, „Imprimis” nr 1, vol. 40, styczeń
2011 r.) szacuje, że w Ameryce mieszka co
najmniej 3 mln mahometan.

Przyjechali i – podobnie jak inni – za-

częli odtwarzać swój dom. A nie był to
dom islamu (Dar al-Islam), gdzie muzuł-
manie rządzą, lecz raczej enklawa etno-
kulturowa o rozmaitym stopniu przywią-
zania do religii. No bo przecież zupełnie
inne są skupiska somalijskie w getcie
w St. Louis w stanie Minnesota, a inny
niemal ekskluzywny „Little Teheran” w
Westwood w Los Angeles. Inni są ludzie,
inna kultura, inne zwyczaje, inny poziom
społeczno-ekonomiczny. Tutaj nierzad-
ko afrykańscy koczownicy przeniesieni
z plemiennych chatynek do blokowisk,
a tam kwiat inteligencji teherańskiej,
często monarchiści, na wysokim pozio-
mie technicznym i intelektualnym. Tylko
religia ta sama – islam, choć w St. Paul
sunnicki, a w Westwood szyicki.

Jeśli mówimy o pewnej stałej w islam-

skim mikrokosmosie USA, to jest nią
obecność saudyjskich pieniędzy w wielu
muzułmańskich społecznościach. Natu-

ralnie chodzi o sunnitów. Podkreślmy, że
saudyjscy sponsorzy preferują specyfi cz-
ną interpretację Koranu, jego wykładnię
według sekty wahabitów (często zwany-
mi też salafi tami). Salafi ci uważają, że
inni muzułmanie – wszyscy szyici oraz
część sunnitów – nie są „prawdziwymi”
muzułmanami. Są mięczakami, bowiem
nie interpretują Koranu jako przykazania
do stałej „świętej wojny.” Jest to interpre-
tacja dość surowa – warto to uwypuklić
również ze względu na perspektywę sau-
dyjskiego meczetu w Warszawie. A obok
surowej teologii jest specyfi czna geopo-
lityka i ideologia. Na przykład w Islamic
Saudi Academy w Alexandrii w stanie
Wirginia – a jest to szkoła dla dzieci od
pierwszej do dwunastej klasy – nie uczy
się o Izraelu. Nie ma takiego państwa na
mapach, jest natomiast „Twór Syjoni-
styczny” (The Zionist Entity). Można spo-
tkać i inne podobne ciekawostki.

A jak jest meczet, to obok niego rośnie

medresa (szkoła) oraz centrum kultural-
ne, ludzie się spotykają, modlą, gadają,
przyjaźnią, wymieniają informacje. Jed-
nym słowem: z muzułmanami jest tak jak
z innymi grupami etnicznymi. Podobnie
jak inni emigranci, także mahometanie
odtworzyli sobie pewien mikrokosmos
ich poprzedniego świata, przynajmniej
częściowo. Ale czas nieubłaganie płynie
i większość muzułmanów raczej dobrze
amerykanizuje się.

Mimo to, podobnie jak wśród wcze-

śniejszych emigrantów, na muzułmań-
skim marginesie gnieżdżą się patologie.
Podczas gdy przybywający do Ameryki
pod koniec XIX i na początku XX wie-
ku Europejczycy środkowi, wschodni i
południowi przywlekali ze sobą czasami
plagi lewackich ideologii, jak socjalizm
czy anarchizm, współcześni emigranci
muzułmańscy przywieźli ze sobą rady-
kalny islamizm.

Sto lat temu sondaży nie było, a więc

nie można powiedzieć, do jakiego stop-
nia emigranci byli przeżarci patologią
rewolucji socjalnej. W tej chwili jednak
zbadano społeczność islamską USA i z
zaskoczeniem skonstatowano, że skrajne
poglądy islamistyczne są bardzo rozpo-

background image

XXXVI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

V KOLUMNA

wszechnione. Jeśli przyjąć szacunek, że
mamy w Ameryce 3 mln ludności muzuł-
mańskiej, to 150 tys. osób (5%) wypowia-
da się pozytywnie o Al-Qaidzie. Około
240 tys. (8%) uważa, że „bombowe ataki
samobójcze są czasami usprawiedliwione
w obronie islamu”. Wśród młodych odset-
ki te są dużo wyższe – przedziale od 18 do
29 lat zgadza się z tym ostatnim twierdze-
niem 15% respondentów. Ponadto 60%
badanych uważa się najpierw za muzuł-
manów, a dopiero potem za Amerykanów.
Można skonstatować, że pewna część,
wcale niemała, społeczności mahometań-
skiej identyfi kuje się z metodami i celami
rozmaitych skrajnych grup, w tym także
terrorystycznych.

Na przykład ekstremistyczne Bractwo

Muzułmańskie (Muslem Brotherhood)
operuje w USA za pomocą organizacji
zewnętrznych, takich jak Islamic Society
of North America czy Council on Ameri-
can Islamic Relations. Ich młodzieżówki
działają na wielu uniwersytetach. Cał-
kiem niedawno bojówka islamistów i
świeckich narodowych socjalistów arab-
skich brutalnie zakłóciła przemówienie
ambasadora Izraela na Uniwersytecie
Kalifornijskim w Davis. Zresztą – tak
jak w innych przypadkach – mamy tu do
czynienia z kuriozalną miksturą skrajnego
lewactwa (narodowo-socjalistycznego) i
fundamentalizmu religijnego. W tej chwi-
li zwolennicy tego ostatniego nadają ton
zorganizowanej społeczności muzułmań-
skiej Ameryki.

Islamiści operują w USA od mniej więcej

30 lat. W 1987 roku przedstawiciele Brac-
twa Muzułmańskiego otwarcie wytyczyli
cele i zadania swojej organizacji: „w kraju
i na świecie wspiera sprawy mahometan
(...), rozszerza religijną bazę muzułmań-
ską, zamierza zjednoczyć i skierować wy-
siłki muzułmanów, prezentuje islam jako
cywilizacyjną alternatywę oraz popiera
Globalne Państwo Islamskie, gdziekol-
wiek ono jest”. Czyli Bractwo ambitnie
chce przejąć władzę w USA. Nazywa to
„procesem cywilizacyjno-dżihadystycz-
nym”. W jego ramach „Bractwo Muzuł-
mańskie (Ilkhwan) musi zrozumieć, że ich
praca w Ameryce jest swego rodzaju wiel-
kim dżihadem eliminującym i niszczącym
cywilizację zachodnią od środka”.

Dżihad nie poprzestaje na USA. Nie-

którzy amerykańscy „święci wojownicy”
wspięli się na wysokie szczeble w hierar-
chii terrorystycznej islamizmu. Oto kilka
przykładów, które ostatnio opisał kato-
licki neokonserwatysta Marc Thiessen
(nota bene syn łączniczki AK z Powsta-
nia Warszawskiego) w „The Washington
Post” („Al-Qaeda’s American-bred Le-

adership”, 10 marca 2011 r.), a potwierdza
wiele innych źródeł.

„Marszałkiem polnym” Al-Qaidy jest

Adnan Shukrijumah (Szukridżuma). Ten
syn imama urodził się w Arabii Saudyj-
skiej, przyjechał do Ameryki jako dziec-
ko, wychował w Nowym Jorku, został
obywatelem USA. Tutaj skończył studia.
Pod koniec lat 90. znalazł się w Afganista-
nie w obozach terrorystycznych. Wyzna-
czono mu misję: wysadzić w powietrze
blokowisko lub apartamentowiec w USA.
Na szczęście wysłany przed nim na zwia-
dy konwertyta na islam José Padilla wpadł
i spisek nie doszedł do skutku. Podobnie
szczęśliwie skończył się spisek mający na

celu wysadzenia metra w Nowym Jorku,
którą to operację miał przeprowadzić Naj-
ibullah Zazi na zlecenie Shukrijumaha. W
tej chwili Shukrijumah dowodzi wszyst-
kimi taktycznymi operacjami Al-Qaidy,
powołując się na duchowy mandat Osamy
bin Ladena. Powtórzmy: szefem operacyj-
nym Al-Qaidy jest obywatel amerykański,
który żył w USA przez 15 lat.

Czołowym ideologiem Al-Qaidy na Pół-

wyspie Arabskim (autonomicznej emana-
cji tej organizacji, głównie operującej w
Jemenie) jest Anwar al-Awaki, urodzony
w USA. Rodzice wrócili z nim do Jeme-
nu, gdy był dzieckiem, ale na studia udał
się do Ameryki. Al-Awaki ma licencjat in-
żynierski i magisterium z edukacji. Potem
poświęcił się teologii, stał się najbardziej
ognistym kaznodzieją islamistycznym w
USA. Wg niektórych źródeł przechowy-
wał ich, a wg innych tylko „konsultował
się” z co najmniej dwoma uczestnikami
zamachów terrorystycznych z 11 wrze-
śnia 2001 roku, naturalnie przed faktem.
Jest duchowym doradcą terrorystów is-
lamskich od Kanady przez Nigerię do
Jemenu. W tej chwili miesza się w próby
obalenia jemeńskiego rządu. A większość
swego życia spędził w USA.

Przyjrzyjmy się też somalijskiej orga-

nizacji salafi ckiej Młodzież (Al-Shabab
albo Al-Qaida we wschodniej Afryce).
Wg ekspertów The Jamestown Foun-
dation, przywódcą Młodzieży jest Abu
Mansoor al-Amriki, czyli „Amerykanin”.
Naprawdę nazywa się Omar Hammami.
Jego matka to chrześcijanka (baptystka),
a ojciec – muzułmanin, Syryjczyk. Ham-
mami urodził się i wychował w Alaba-
mie. W gimnazjum przeszedł na islam i
po treningu duchowym w miejscowym
meczecie wyjechał na dżihad do Somalii.
Prawdopodobnie to właśnie al-Amriki
wpadł na pomysł, aby rekrutować znu-
dzonych małolatów somalijskiego po-
chodzenia ze slumsów w St. Louis na
samobójców-bombowców. Zindoktryno-
wano ich w medresach w USA i około
dwudziestu zwabiono do Somalii. Nie
jest to jakiś wielki wysyp radykalnych
islamistów w USA. Ale wykształceni w
Ameryce pojedynczy salafi ci są na pew-
no prominentni w strukturach terrory-
stycznych.

Mimo wszystko więc muzułmanie ame-

rykańscy mają organizacyjnie, ideowo i
teologicznie więcej wspólnego ze swo-
imi współwyznawcami w Europie, niż to
się ogólnie wydaje. Wynika to z natury
islamu. Po pierwsze: większość natural-
nie wierzy w wyższość swojej religii. Po
drugie: wielu wyznawców proroka uwa-
ża, że późniejsze przykazania Mahome-
ta, triumfalistyczne, bojowe i buńczucz-
ne, są ważniejsze niż jego wcześniejsze
sądy, umiarkowane i tolerancyjne.
W rezultacie na przykład przyjmuje się,
że „muzułmanie nie mogą zaprzyjaźnić
się z niewiernym z wyjątkiem oszu-
kania go
w celu konwersji, podboju
czy zniszczenia”. To wynika z sury 3,
werset 28, która wyraża doktrynę taquiy-
ya
, oraz z sury 5, werset 51: „Nie bierz-
cie chrześcijan i żydów za przyjaciół i
obrońców swoich”. Basuje temu sura 9,
werset 5: „walcz i zabijaj niewiernych,
gdziekolwiek ich znajdziesz, oraz rób na
nich zasadzki wg wszelkich forteli wo-
jennych. Ale jeśli się nawrócą i podej-
mą modlitwy, i zajmą się dobroczynno-
ścią, przyjmij ich do siebie”. A jeśli się
nie nawrócimy? No to sura 9, werset 29
dyktuje: „walcz przeciw tym, którzy nie
wyznają Allaha (...) ani prawdziwej wia-
ry, nawet jeśli wywodzą się z 40 ludów
Księgi; zwalczaj ich, dopóki nie zapłacą
ci dobrowolnie poddańczego podatku
(dżizja) i nie poczują się podbici”.

Gdy 5 listopada 2009 r. major Nidal Ma-

lik Hasan latał z pistoletem po bazie w
Fort Hood Texas, mordując 13, a raniąc
29 żołnierzy amerykańskich i wykrzyku-

Znak ekstremistycznego

Bractwa Muzułmańskiego

background image

XXXVII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

PUBLICYSTYKA

jąc „Allahu akbar!” („Allah jest wielki”),
było to odzwierciedleniem zarówno jego
własnej psychozy, jak również przyswo-
jonych patologicznych elementów teolo-
gii islamskiej oraz ideologii radykalnych
fundamentalistów religijnych. Hasan był
tzw. samotnym wilkiem (lone wolf) –
terrorystą operującym pojedynczo. Ale
zarówno sam przyznał się do inspiracji
islamistycznej, jak też jeden z czołowych
autorytetów islamistów, Anwar al-Awlaki,
podkreśla, że Hasan to jego student. Mor-
derca uczęszczał przez jakiś czas do jego
meczetu w stanie Wirginia, a po ucieczce
imama do Jemenu utrzy-
mywał z nim kontakt
przez e-mail. Jednak co
ciekawsze, amerykańska
generalicja jak jeden mąż
publicznie zaprzeczała,
jakoby czyn ten miał coś
wspólnego z islamskim
ekstremizmem.

Media tzw. mainstre-

amowe też starały się
przemilczeć ten aspekt
masakry. Co więcej, me-
dia traktują islamistycz-
ne organizacje w USA
tak, jakby to były po
prostu zwykłe stowarzy-
szenia praw mniejszości.
Pisali o tym ostatnio Gary
J. Schmitt i Peter Sker-
ry („Peter King Hearing:
Why Won’t Media-or Mu-
slims-Address Islamism
in America?”, „The Christian Science
Monitor”, 10 marca 2011 r.). Takie podej-
ście wynika z politycznej poprawności i
z przesądu multikulturalizmu, który karze
czcić wszelkie kultury mniejszościowe, a
lekceważyć czy wręcz niszczyć cywiliza-
cję zachodnią.

Na dłuższą metę jest to naturalnie sa-

mobójcze. I nie tylko w dziedzinie idei.
Oto w imię demokracji, tolerancji i mul-
tikulturalizmu Departament Stanu USA
podał do sądu miejscowe kuratorium
w stanie Illinois za to, że kierownictwo
jednej ze szkół odmówiło nauczycielce
matematyki, Safoorah Khan, trzech tygo-
dni wolnego, aby mogła ona odbyć piel-
grzymkę do Mekki. Prawnicy prezydenta
Obamy doszli do wniosku, że chodzi o
dyskryminację religijną (Jerry Markton,
„Justice Department sues on behalf of
Muslim teacher, triggering debate”, „The
Washington Post”, 22 marca 2011 r.). To
jest wręcz komiczne. Dzięki takiej in-
terpretacji „dyskryminacji” każdy może
teraz zażądać wolnych od pracy, kiedy
mu się podoba. Wystarczy wymyślić ja-

kiś powód religijny. Inne, znacznie groź-
niejsze wydarzenie miało miejsce w Los
Angeles, gdzie muzułmańscy działacze
polityczni potrafi li wymusić na burmi-
strzu, aby zakazał policji kontynuowania
„projektu nanoszenia centrów salafi tów
na mapę” (the Salafi st mapping project).
Przedsięwzięcie polegało na tym, że po-
licja obserwowała i odnotowywała więk-
sze skupiska i gniazda wyznawców tej
ekstremalnej interpretacji Koranu.

Przykład idzie z góry. Wspomniałem

polit-pop, pisząc o zachowaniu generali-
cji po ataku w Fort Hood. Ale głównym

źródłem takich zinstytucjonalizowanych
aberracji jest Biały Dom, o czym pisze
Sebastian L. von Gorka (z tych średnio-
wiecznych Górków polskich, co to w
1848 r. na Węgry na pomoc powstaniu
poszli, a potem się zmadziaryzowali,
siedzieli w czerwonym więzieniu z karą
śmierci za katolickie podziemie antyko-
munistyczne, walczyli przeciw komunie
w 1956 roku, a następnie uciekli do An-
glii, gdzie się Sebastian urodził – „Suc-
cess in the GWOT has made us unsafe”,
14 marca 2011 r.). Gdy Obama przejął
władzę, skończyła się „globalna wojna z
terroryzmem”, a zaczęło się poszukiwa-
nie wymówek. To nie radykalna interpre-
tacja Koranu, a „bieda, brak wykształce-
nia i bezrobocie” powodują terroryzm.
Kontrterroryzm powinien przestać być
uważany za główny czynnik tamujący
terroryzm. Należy użyć państwowych
funduszy, aby usunąć „biedę, brak wy-
kształcenia i bezrobocie”. Tym sposobem
usunie się rzekome przyczyny terrory-
zmu. Naturalnie jest to nieporozumienie.

To prawda, że terroryści często rekrutu-

ją biednych, niewykształconych i bezro-
botnych. Ale to jest normalne w każdym
ruchu radykalnym dążącym do władzy.
Takich ludzi przecież łatwiej zindoktry-
nować i zmanipulować. Tacy ludzie nie
mają wiele do stracenia. Jednak szefostwo
Al-Qaidy wcale nie wywodzi się z takich
kręgów, lecz z elity. Kierownictwo partii
bolszewickiej przed 1917 rokiem też nie
pochodziło z proletariatu. Odróżniajmy
więc mięso armatnie od kadr ruchu. To
do tych ostatnich skierowany jest kolo-
rowy magazyn „Inspire” („Inspirować”),
wychodzący w Jemenie po angielsku.

Błogosławi go al-Awaki.
A można się z niego z na-
uczyć, jak robić bomby.
To nie jest publikacja dla
prymitywów. Jest to publi-
kacja dla anglojęzycznych,
a więc wykształconych
muzułmanów, szczególnie
amerykańskich.

Z tych wszystkich po-

wodów służby specjalne
USA spodziewają się, że
następny poważny atak
terrorystyczny w Amery-
ce zostanie przeprowa-
dzony lokalnymi siłami –

Amerykanie będą zabijać
Amerykanów.

A my dodamy od siebie:

choć taki czarny scenariusz
jest prawdopodobny, na ra-
zie terrorystom nie udało
się przeprowadzić swoich

planów w USA. Dlaczego? Po pierw-
sze: dobra praca kontrwywiadowcza. Po
drugie: współpraca tych amerykańskich
muzułmanów, którzy są amerykańskimi
patriotami. W wielu wypadkach bowiem
informacje o radykalnych działaczach,
ich kaznodziejstwie, planach i współ-
pracownikach pochodzą od obywateli
i ochotników, którzy sprzeciwiają się
salafi tom. Jest ich bardzo wielu wśród
muzułmanów w USA. Większość jest na-
turalnie bierna. Ale aktywna mniejszość
antyradykałów daje odpór terrorystom.

I w tym momencie przypominają mi się

chorągwie tatarskie w I RP. Przypominają
mi się polscy muzułmanie, spod Wilna i
z Podlasia, którzy bili się w każdym po-
wstaniu i dali na służbę Polsce swoją eli-
tę. W końcu przypomina mi się Szwadron
tatarski w 13. Pułku Ułanów Wileńskich.
Mam nadzieję, że w Wojsku Polskim kul-
tywuje się ich tradycję. Może niedługo
trzeba będzie ich posłać na salafi tów, co
meczet w Warszawie rychtują. Niech nasi
Lipkowie przejmą świątynię!

M

AREK

J

AN

C

HODAKIEWICZ

PRZYPOMINAJĄ MI SIĘ CHORĄGWIE TATARSKIE

W I RP. PRZYPOMINAJĄ MI SIĘ POLSCY

MUZUŁMANIE, SPOD WILNA I Z PODLASIA,

KTÓRZY BILI SIĘ W KAŻDYM POWSTANIU I DALI

NA SŁUŻBĘ POLSCE SWOJĄ ELITĘ.

background image

XXXVIII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

PUBLICYSTYKA

D

żamahirijja Ludowo-Socjali-
styczna ma w największym z
posowieckich państw nadal
wielu sympatyków. Jest to spu-

ścizna epoki komunizmu: przewrotem
dokonanym przez Kaddafi ego bolszewicy
byli szczerze ucieszeni. Wzorujący się na
Gamalu Naserze wódz rewolucji 1 wrze-
śnia wydawał się ważnym sojusznikiem w
sowieckim planie przemalowania na czer-
wono Afryki zrzucającej kajdany kolonia-
lizmu. Ostatecznie Kaddafi wybrał kolor
zielony o własnym, beduińskim odcieniu,
niemniej jego polityka najczęściej odpo-
wiadała linii Moskwy.

Kaddafi potrafi . A Putin?

Obecnie pomysł instalowania komuni-

zmu na Czarnym Lądzie został zarzuco-
ny, jednak Rosja nie zamierza przecież
rezygnować z umacniania swoich wpły-

wów w obrębie
tego kontynentu.
Szczególnie spodo-
bało się Rosjanom
usunięcie z Libii
wojskowych baz
amerykańskich.
Naloty USA na to
państwo w 1988
roku oburzyły lud
miast i wsi ZSRS.
Jeśli jakiś kraj ma
na pieńku ze Sta-
nami Zjednoczony-
mi, a Waszyngton
stosuje wobec nie-

go sankcje czy też
inne represje, jest
to już dostateczny
powód, aby społe-
czeństwo rosyjskie
wzięło jego stronę.
Decydującą rolę
odgrywa tu właści-
wy Rosjanom kom-
pleks – widzą oni
w Ameryce swoje-
go najważniejsze-
go rywala, którego

niestety wciąż nie są w stanie doścignąć.
Rosja nie jest nawet dla Ameryki god-
nym przeciwnikiem w grze o świat, a
przynajmniej nie tym jedynym, co dodat-
kowo rozwściecza dziedziców sowiec-
kiego imperium, nie wiadomo dlaczego
przekonanych, że ich powołaniem jest

uszczęśliwienie całej Ziemi systemem
opartym na mocnym ograniczeniu jed-
nostkowej wolności.

Włodzimierz Putin nazwał rezolucję

nr 1973 Rady Bezpieczeństwa ONZ,
sankcjonującą operację wojskową prze-
ciwko Kaddafiemu, „wyprawą krzyżo-
wą”. Takiego samego określenia użył
libijski lider. Ponadto rosyjski premier
zarzucił Waszyngtonowi brak „logiki i
sumienia” w kwestii Trypolisu. Niemal
natychmiast na te słowa zareagował pre-
zydent Federacji Rosyjskiej. Zdaniem
Miedwiediewa, należy być „maksymal-
nie powściągliwym w oświadczeniach,
które charakteryzują obecne wydarzenia
w Libii”. – W żadnym wypadku nie na-
leży używać wyrażeń, które w gruncie
rzeczy prowadzą do konfliktu cywi-
lizacji – oświadczył prezydent Rosji.
– W rodzaju „krucjat” itd. W przeciw-
nym razie może skończyć się to bardzo
źle, trzeba o tym pamiętać.

Cień krzyżowca

Wyprawy krzyżowe, jako zjawisko

nierozerwalnie powiązane z historią
Kościoła zachodniego, na Wschodzie
zawsze miały złą sławę, a w czasach
bolszewickich były traktowane jako
klasyczny niemal przykład imperiali-
stycznego ekspansjonizmu skierowane-
go przeciwko krajom Trzeciego Świata.
Taki obowiązujący pogląd kształtował
umysły sowieckiego ludu. Na zasadzie
mentalnej inercji katolicyzm jest w Ro-
sji wciąż demonizowany, Watykan to
dla większości poddanych Putina i Mie-
dwiediewa symbol skrajnego zacofania,
a samo słowo „inkwizycja” jeży włosy
nawet na głowach moskwian mieszka-
jących w najbliższym sąsiedztwie placu
Łubiańskiego. Parokrotnie w rozmowach
z Rosjanami przekonałem się o niezwy-
kłej żywotności propagandowej blagi ce-
sarza Nerona – pouczano mnie bowiem,
że to chrześcijanie podpalili Rzym. Po-
proszeni o szczegóły moi rozmówcy ich
nie podawali, poprzestając na stwierdze-
niu: „bo wszyscy o tym wiedzą”.

Na ogół dla Rosjan krucjaty jakościo-

wo nie różnią się od najazdów tatarskich.
Wszyscy w Rosji pamiętają poruszają-
cą scenę z fi lmu Sergiusza Eisensteina
„Aleksander Newski” z 1938 roku, w
której zakuci w stal rycerze w płaszczach
ze znakiem krzyża (w pierwszej wersji
fi lmu na ich hełmach były swastyki) ci-
skają do ognia niewinne ruskie pacholęta
na oczach zrozpaczonych matek. Krzy-
kom palonych żywcem akompaniuje
biskup mamroczący łacińskie wersety i
mnich, który rzępoli na fi sharmonii, przy

Prezydent Rosji po raz
kolejny – jak to skrzętnie
odnotowały media – „pod-
jął zaoczną polemikę” z
premierem Putinem. W tak
subtelny sposób kremlow-
scy komentatorzy określają
pojawiającą się od czasu do
czasu różnicę zdań pomię-
dzy wybitnymi przywódcami
kraju. Tym razem jej powo-
dem była Libia.

Spór w rodzinie

W

OJCIECH

G

RZELAK

ROSYJSKI DWUGŁOS W SPRAWIE LIBII

ZAINTRYGOWAŁ ZAGRANICZNYCH

KOMENTATORÓW. NIEKTÓRZY

UPATRUJĄ W TYM RODZAJ TEATRU,

KTÓRY MOSKWA ODSTAWIA JEDYNIE

NA POKAZ; INNI UTRZYMUJĄ, ŻE TO

KOLEJNY INCYDENT ŚWIADCZĄCY

O NARASTANIU KONFLIKTU NA

SZCZYTACH WŁADZY ROSYJSKIEJ.

R

YS

. S. J

O

ŁKIN

background image

XXXIX

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

PUBLICYSTYKA

czym obaj ci słudzy Kościoła mają twa-
rze profesjonalnych degeneratów. Nic
zatem dziwnego, że termin „krucjata”
używany był chętnie przez komunistycz-
ną propagandę – także w Polsce Ludowej
gazety pisały o „krucjacie Reagana” pod-
jętej przeciwko państwom ponad wszyst-
ko miłującym pokój, a niemieckiego
kanclerza Konrada Adenauera chętnie
rysowano w stroju Krzyżaka.

Cóż, bliżej zapewne Putinowi do Mu-

ammara Kaddafi ego niż do Gotfryda z
Bouillon lub Rajmunda z Tuluzy – i nie
chodzi tu bynajmniej o dystans czaso-
wy dzielący rosyjskiego przywódcę od
krzyżowców z XI stulecia, ale o dość
istotne cechy osobowości. Wydaje się,
że premier Rosji – współczesny polityk,
Rosjanin, wychowanek systemu bolsze-
wickiego, wieloletni funkcjonariusz so-
wieckiej bezpieki – miałby pewne trud-
ności ze zrozumieniem subtelnych idei,
jakie przyświecały prawdziwym obroń-
com Sancti Sepulchri. Nie należy zapo-
minać, że ćwierć wieku temu Trypolis
wspierał szczodrze międzynarodowy ter-
roryzm, którego liczne odmiany cieszyły
się wtedy także znaczną przychylnością
Moskwy. Dziejowa ironia sprawiła, iż
muzułmańscy asasyni, być może szkole-
ni także za libijskie pieniądze, stali się u
progu XXI wieku poważnym problemem
w kraju Putina.

Interesy na czele

Miedwiediew, choć skrytykował wła-

snego mentora, wypomniał również Za-
chodowi, że rozpoczął działania wojsko-
we w Libii bez porozumienia z Rosją. Ale
niezwłocznie dodał, że Rosja całkowicie
świadomie i niezależnie doprowadziła do
przyjęcia rezolucji ONZ przeciw Kadda-
fi emu, choć miała wobec niej zrozumiałe
zastrzeżenia. Wezwał także do zapobie-
żenia „rozpełzaniu się” libijskiego kon-
fl iktu po obszarze Afryki. – To, co dzieje
się w Libii – powiedział prezydent Rosji
– związane jest ze skandalicznymi kroka-
mi, jakie przedsięwziął rząd libijski, oraz
przestępstwami, jakich dokonał on prze-
ciwko własnemu narodowi. Nie wolno o
tym zapominać, bowiem wszystko inne to
następstwo tych działań.

Jednak Dymitr Miedwiediew zastrzegł

się, że Rosja nie weźmie czynnego
udziału w bombardowaniu Libii ani na-
wet w blokadzie przestrzeni powietrznej
nad tym państwem. – Nie wyślemy tak-
że żadnych kontyngentów, jeżeli, nie daj
Boże, operacja ta wejdzie w fazę naziem-
ną, a tego na razie wykluczyć nie mogę
– stwierdził prezydent Rosji.

Na pocieszenie dorzucił, że jego kraj

gotów jest podjąć się pośrednictwa w
pokojowych rozmowach z Libią, ale na
razie nie ma tam z kim prowadzić takich
rokowań. – Będziemy zadowoleni, jeśli
nasze możliwości przydadzą się w tej sy-
tuacji; mamy niezłe kontakty w świecie
arabskim – pochwalił się Miedwiediew.

Rosyjski dwugłos w sprawie Libii za-

intrygował zagranicznych komentato-
rów. Niektórzy upatrują w tym rodzaj
teatru, który Moskwa odstawia jedynie
na pokaz; inni utrzymują, że to kolejny

R

E

K

L

A

M

A

WŁODZIMIERZ PUTIN NAZWAŁ REZOLUCJĘ

NR 1973 RADY BEZPIECZEŃSTWA ONZ,

SANKCJONUJĄCĄ OPERACJĘ WOJSKOWĄ

PRZECIWKO KADDAFIEMU, „WYPRAWĄ

KRZYŻOWĄ”. TAKIEGO SAMEGO OKREŚLENIA

UŻYŁ LIBIJSKI LIDER.

incydent świad-
czący o narasta-
niu konfl iktu na
szczytach wła-
dzy rosyjskiej.
Równie dobrze
jednak może
być to celowa
gra duetu Putin-
Miedwiediew,
prowadzona
symultanicznie
i obliczona na
osiągnięcie ko-
rzyści przy za-
stosowaniu jed-
nej lub drugiej
metody postę-
powania, w za-
leżności od roz-

woju sytuacji.
Wystąpienie
Miedwiediewa
mogło podo-
bać się Zacho-
dowi, ale na
słowa Putina
o „krucjacie”
nastawili uszu

rządzący w co najmniej kilku państwach
położonych w innych częściach globu,
gdzie Rosja także ma przecież swoje
interesy. Trudno również przypusz-
czać, aby Moskwę obchodziła bardziej
sprawa wsparcia rebeliantów, obalenia
Kaddafiego, przywrócenia demokracji
od Tobruku po Zawiję czy też los na-
rodu libijskiego (cokolwiek pojęcie ta-
kiej nacji miałoby oznaczać) niż wpływ
sytuacji w Libii na światowe ceny ropy
naftowej.

R

YS

. S. J

O

ŁKIN

background image

XL

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

PUBLICYSTYKA

P

od względem osobowym jego
jądro tworzą bez wyjątku parla-
mentarzyści – spady z tejże partii.
Nawet nazwa ruchu została zwy-

czajnie zmałpowana z hasła wyborczego
przewodniczącego partii, użytego przezeń
w kampanii propagandowej przed ostatni-
mi wyborami na prezydenta Republiki.

Powstała ostatnio formacja kontynuuje

więc to wszystko, co kisło pod nazwą pra-
wicy przez cały okres straconego dwu-
dziestolecia Republiki Okrągłego Stołu.
W związku z tym nie zasługuje na uwagę
w najmniejszym stopniu, choć zapewne raz
jeszcze znajdzie się mniejsza lub większa
grupa naiwnych, skłonnych dać wiarę de-
klaracjom i obietnicom dokonania zmian w
status quo, składanym co parę lat przez cią-
gle tych samych ludzi, żyjących ze składa-
nia obietnic i deklaracji. Od samego ugrupo-
wania znacznie ciekawsza jest jego nazwa,
ponieważ przypomina ona o problemie, nad
jakim w środowiskach prawicowych czy
szerzej: patriotycznych mało komu chce się
zastanowić. Na pytanie „Czy Polska jest dla
ciebie najważniejsza?” większość członków
tych środowisk bez namysłu odpowiedzia-
łaby twierdząco. Czy jednak naprawdę dla
człowieka prawicy polskiej powinna stano-
wić najwyższe dobro?

Aby móc odpowiedzieć na to pytanie,

trzeba najpierw wyjaśnić, jak właściwie
należy rozumieć pojęcie Polski. Uprasz-
czając do maksimum to niezwykle złożone
i delikatne zagadnienie, da się wyróżnić
przede wszystkim dwa jego najczęściej
spotykane znaczenia.

Po pierwsze – Polska może oznaczać

wspólnotę historyczną, narodową bądź kul-
turową. Kultura narodowa jest niewątpliwe
dobrem, a z samej przynależności do niej,
choć nie dobrowolnej (bo nawet najbardziej
pokrętne liberalne i demokratyczne sofi -
zmaty nie zdołają przedstawić urodzenia się
w konkretnej wspólnocie narodowej i bycia
w niej wychowanym jako „wolnego wy-
boru” dokonywanego przez „jednostkę”),
wynikają określone obowiązki, zwłaszcza
obowiązek jej chronienia i pielęgnowania.
Skoro jednak naród pozostaje wspólno-
tą historyczną (zamkniętą w doczesności,
podległą upływowi czasu), nie należy sta-
wiać go w miejscu absolutu (niezmienne-
go, wiecznego, trwającego poza historią i
czasem). Absolut to dobro bezwzględne,
zaś historycznie ukształtowany naród, choć
cenny, zawsze będzie dobrem względnym.
Wszystkie kultury narodowe (i inne) są

niepowtarzalne, jednokrotne, stanowią hi-
storyczne indywidualności, niemożliwe do
podrobienia gdzie indziej i przez innych
ludzi. Wszystkie kultury narodowe, a nie
tylko jedna, mają wartość i niepowtarzalny
urok; wszystkie zasługują na szacunek i za-
chowanie. Każdy naród jest jakością party-
kularną, a nie uniwersalną, cząstkową, a nie
powszechnie obowiązującą. Kto przestrze-
ga obowiązków wobec własnego narodu,
nie może żywić wrogości ani do innych na-
rodów za to, że istnieją, ani do ich członków
za to, że do nich przynależą (podwórkowy,
etniczny nacjonalizm w stylu endeckim, ją-
trzący dla zasady automatyczną nienawiść
do wszystkiego, co niemieckie, ukraińskie
albo litewskie, to nie duma narodowa, lecz
ideologiczny rynsztok).

Ale człowiek należy do wielu wspólnot

naraz, więc wiążą go powinności nie tyl-
ko wobec narodowej wspólnoty kultury.
W niektórych sytuacjach obowiązki wo-
bec poszczególnych wspólnot mogą się ze
sobą kłócić, stawiając go przed koniecz-
nością dokonania dramatycznego wyboru.
Czy pierwszeństwo zawsze będzie mieć
lojalność względem narodu? Zupełnie od-
miennego rodzaju wspólnotę tworzy Ko-
ściół. Narody, kultury i w ogóle wspólnoty
historyczne są względne (co nie odbiera
im wartości), natomiast Kościół opiera się
na prawdzie absolutnej i bezwzględnej,
jednej dla całego wszechświata. Narody to
wspólnoty partykularne, podczas gdy Ko-
ściół jest wspólnotą uniwersalną i mieści
w sobie wszystkie narody. „Cel tego, co
częściowe, i jego doskonałość, leży w tym,
co całościowe, zatem i porządek częściowy
znajduje swój cel i doskonałość w porządku
całościowym. A zatem dobro porządku czę-
ściowego nie wykracza poza dobro porząd-
ku całościowego, lecz raczej przeciwnie,
nie dosięga go”*. Używając profańskich
kategorii, tam, gdzie interes narodu popada
w konfl ikt z interesem Kościoła, trzeba bro-
nić racji Kościoła – przeciw racjom narodu.
Trafnie ujął ten problem polski nacjonalista:
„Jesteśmy katolikami nie tylko dlatego, że
Polska jest katolicka, bo gdyby nawet była
muzułmańska, prawda nie przestałaby być
prawdą, tylko trudniejszy i boleśniejszy
byłby dla nas, Polaków, dostęp do niej.
Jesteśmy katolikami nie tylko dlatego, że
doktryna katolicka lepiej rozstrzyga trud-
ności, a dyscyplina konfl ikty, ani dlatego,
że imponuje nam organizacja hierarchicz-
na Kościoła, zwycięska przez stulecia, ani
dlatego wreszcie, że Kościół ocalił i prze-

Na scenie politycznej Repu-
bliki Okrągłego Stołu poja-
wiła się niedawno kolejna
„nowa jakość” – ugrupowa-
nie o wyzywającej nazwie
Polska Jest Najważniejsza.
Nowe stronnictwo jest nowe
wyłącznie we własnych
zapewnieniach. Powstało
drogą secesji z jednej z par-
tii współtworzących okrze-
pły kartel parlamentarny,
spowodowanej zresztą nie
różnicami w programach,
lecz wewnętrznymi rozgryw-
kami personalnymi.

Polska nie jest najważniejsza

A

DAM

D

ANEK

background image

XLI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Federacjonizm
nie gryzie

P

an Krzysztof M. Mazur w swo-
im artykule „OFE a »żydow-
skie« majątki” cały obszer-
ny akapit poświęcił mojemu

tekstowi „Nie tędy droga do śląskiej
autonomii”, nie mającemu nic wspól-
nego ani z OFE, ani też z żydowskimi
majątkami. Szczególnie nie spodobała
mu się moja teza, że federalizacja nie
osłabia państwa. Dla obalenia tej tezy
wysunął kilka argumentów, ale niczego
nie udowodnił, bo argumenty jego są
zupełnie chybione.

Wymienił mianowicie kilka państw

federacyjnych, które rozpadły się
(Związek Sowiecki, Jugosławia, Cze-
chosłowacja) lub stoją na krawędzi
rozpadu (Belgia). Nie zauważył jed-
nak, że przyczyną ich rozpadu jest nie
federacyjność, a wielonarodowość.
Z tejże wielonarodowości połączonej z
dominacją jednego z narodów (Rosja-
nie, Serbowie, Czesi) zrodziły się silne
tendencje separatystyczne, czy raczej
narodowowyzwoleńcze nacji zdomi-
nowanych, które w sprzyjających im
okolicznościach rozerwały te państwa
od środka. Pisałem to już zresztą w po-
przednim tekście.

Nie federacjonizm osłabia i rozbija

państwa, lecz separatyzm. Realnie zna-
czących tendencji separatystycznych ze
strony jakiejkolwiek grupy narodowej,
etnicznej czy religijnej w dzisiejszej
Polsce zaś nie ma. Imputowanie tako-
wych tendencji Ruchowi Autonomii
Śląska – co p.Mazur zdaje się czynić w
słowach: „Bo aż tacy głupi to my nie
jesteśmy, aby uwierzyć, że w przypad-
ku takich ruchów jak RAŚ chodzi wy-
łącznie o »autonomię«” – ma wszelkie
znamiona oszczerstwa. Znamienny jest
przykład Belgii, na którą autor też się
powoływał. Państwo to jest rozrywane
przez fl amandzki separatyzm od kilku
dziesiątków lat, zaś federacyjny charak-
ter posiada dopiero od lat siedemnastu.
Ustanowienie szerokiej autonomii po-
szczególnych regionów nie było przy-
czyną kryzysu jedności państwa, ale
lekarstwem na ów kryzys, nie całkiem

zresztą nieskutecznym. Autonomia nie-
kiedy bowiem potrafi leczyć separatyzm
– i to bardzo skutecznie. Tak się stało w
Hiszpanii, gdzie nadanie niektórym re-
gionom szerokiej autonomii znacznie
osłabiło separatyzm baskijski i kata-
loński. Jest to całkowicie zrozumiałe.
Mniej radykalni separatyści poczuli się
z czasem usatysfakcjonowani rozwią-
zaniami autonomicznymi i wycofali się
z aktywnej działalności. Na placu boju
pozostała tylko garstka radykałów, któ-
rych wpływ z czasem coraz bardziej
topnieje. Znane są też przypadki od-
wrotne. Likwidacja autonomii Kosowa
w 1989 roku przyspieszyła proces roz-
padu Jugosławii i uczyniła go znacznie
gwałtowniejszym. Pierwszą Rzeczpo-
spolitą zgubił brak autonomii południo-
wej Rusi, czyli dzisiejszej Ukrainy, a
nie jej istnienie na Litwie, w Prusach
Królewskich czy Inflantach.

Jest więc niemal oczywiste, że w pań-

stwach wielonarodowych autonomia
prowincji zdominowanych przez narody
mniejszościowe jest wręcz konieczno-
ścią, jedynym ratunkiem dla jedności
państwa wobec narastającego separaty-
zmu. Polska współczesna na szczęście
nie ma takich problemów. Nieprzypad-
kowo w poprzednim tekście powołałem
się na przykład Austrii, która podobnie
jak Polska jest państwem praktycznie
jednonarodowym. U nas federacja i au-
tonomia są wyborem, który warto roz-
ważyć, a nie koniecznością. Pozwolę
sobie zacytować fragment znakomitego
tekstu profesora Jacka Bartyzela poświę-
conego tematowi regionalizmu: „Należy
po prostu kierować się tą ogólną dy-
rektywą postępowania, jaką jest zasada
pomocniczości – pojęta zgodnie z jej
prawdziwym znaczeniem, tzn. wypeł-
nianiem przez struktury wyższego rzędu
jedynie tego, co organizmy mniejsze,
począwszy od rodzin, nie są w stanie
zrealizować samodzielnie”. Tę zasadę,
której hołdują zarówno katolicyzm, jak i
konserwatyzm, znacznie lepiej realizuje
państwo federacyjne aniżeli unitarne.

A

RTUR

R

UMPEL

POLEMIKA

kazał nam w spuściźnie wszystko to, co w
cywilizacji antycznej było jeszcze zdrowe i
nie spodlone, ale dlatego, że wierzymy, iż
jest Kościołem ustanowionym przez Boga”.
Autorem tych słów był dr Jan Mosdorf
(1904-1943), pierwszy przywódca Obozu
Narodowo-Radykalnego.

Po drugie – Polska może oznaczać pań-

stwo bądź szerzej: geopolityczny ośrodek
siły. Posiadanie własnego państwa lub
ośrodka siły również jest wielkim dobrem,
dlatego zasługuje na ochronę i wsparcie, ale i
tego dobra nie należy uważać za bezwzględ-
ne. Ani suwerenność państwa, ani jego nie-
podległość nie jest absolutem. Suwerenność
to w gruncie rzeczy konstrukcja wymyślona
przez nowożytnych fi lozofów prawa i poli-
tyki dla uzasadnienia emancypacji państwa
spod praw boskich, skutkującej rozwojem
raka laicyzmu. Tam, gdzie popadają one
w konfl ikt, prawica powinna wspierać pra-
wa boskie przeciw suwerenności państwa.
Człowiek prawicy dystansuje się również
od orientacji bezkrytycznie niepodległościo-
wej, głoszącej, że naród musi mieć własne
państwo, nawet czerwone czy różowe, byle
niepodległe. Podległość innemu ośrodkowi,
który zaprowadziłby i utrzymywał w Polsce
konserwatywny ład społeczno-polityczny,
byłaby wręcz dobrą perspektywą w porów-
naniu do stanu obecnego. Rozbiory zaszko-
dziły Polsce nie tyle z powodu samej utraty
bytu państwowego i podporządkowania
ziem polskich zewnętrznym centrom, ile ra-
czej z powodu zaprowadzenia na nich przez
te centra rozwiązań i idei oświeceniowych.
Zupełnie inaczej natomiast wypada ocenić
rządy zaborców w tych okresach albo dzie-
dzinach, w których prowadziły one politykę
zachowawczą, zwalczając siły wrogie po-
rządkowi opartemu na tradycji. Zarówno
jałtański, jak i obecny układ geopolitycz-
ny jawią się jako szkodliwe z powodu nie
samego podporządkowania polskiej pań-
stwowości zewnętrznym ośrodkom, lecz
złej orientacji ideowo-politycznej tych
ośrodków: komunistycznego charakteru
Układu Warszawskiego i RWPG zintegro-
wanych wokół Związku Sowieckiego oraz
liberalnego charakteru Unii Europejskiej
zintegrowanej wokół Niemiec i NATO
zintegrowanego wokół Stanów Zjednoczo-
nych Ameryki.

Jakkolwiek by defi niować Polskę, dla lu-

dzi prawicy Polska nie jest najważniejsza.
Zajmuje ona ustalone i ważne miejsce w
hierarchii dóbr i przedmiotów lojalności
– ale nie miejsce najwyższe. Najważniej-
sze pozostaje panowanie boskiego ładu i
tradycji, a nie tego czy innego państwa,
narodu lub partykularnej kultury.

* Dante, „De Monarchia”, Księga pierwsza,
VI 1 (przeł. Władysław Seńko).

background image

XLII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

L

ibertarianizm to ruch, którego
powodzenie zawsze zależy od
istnienia dwóch rodzajów lu-
dzi: najwyższej klasy naukow-

ców, takich jak Murray Rothbard czy
Hans-Hermann Hoppe, oraz działaczy,
osób publicznych, „intelektualnych
przedsiębiorców” – jak nazywał ich
Murray Rothbard. Ponieważ Rothbard
był przede wszystkim teoretykiem, od
początku swojej kariery poszukiwał
osoby, która potrafiłaby nadać liber-
tarianizmowi znamiona prężnego i
wpływowego ruchu. W latach 70. funk-
cję tę miał pełnić Edward Crane, szef
Instytutu Katona, jednakże z powodu
rozwodnienia przez niego idei liberta-
riańskich ich współpraca dobiegła w
latach 80. kresu. Instytut Katona ist-
nieje wprawdzie do dziś, ale niekiedy
ciężko dostrzec różnice dzielące go od
szeregowego republikańskiego think
tanku
. Po rozejściu się z Cranem Ro-
thbard zaprzyjaźnił się z Llewelynem
Rockwellem, który za zgodą żony Lu-
dwiga von Misesa, Margit, założył In-
stytut Misesa. Rockwell od ponad 30
lat dzielnie wywiązuje się z roli naczel-
nego animatora libertariańskiego życia
intelektualnego.

Istnienie fundacji, organizowanie kon-

ferencji oraz wydawanie teoretycznych
dzieł byłoby jednak bezowocne z punk-
tu widzenia popularyzacji ruchu bez
osób takich, jak Paul i Woods. Dzięki
niezwykłej swobodzie wypowiadania
się oraz łatwości w wyjaśnianiu nawet
najbardziej zawiłych kwestii wprowa-
dzili do libertarianizmu zupełnie nową
jakość. Ich twarze i głosy są znane nie
tylko czytelnikom niszowych pism, ale
i osobom z wielu innych kręgów.

Woods to człowiek, który imponuje

pracowitością: mając niespełna 40 lat
zdążył już wydać 11 książek oraz na-
pisać setki artykułów. Bywa często za-
praszany jako komentator do stacji Fox
News, w której jego antypaństwowe
poglądy nie są wcale przyjmowane jako
intelektualna ciekawostka. Za sprawą
swojej ostatniej książki „Nullification:
How to Resist Federal Tyranny in the
21st Century” Woods stara się uzmy-
słowić Amerykanom ich libertariańskie,
antyfederalne korzenie. Wykazując, że
w ostatnim czasie rząd w Waszyngtonie
zaczyna coraz bardziej narzucać stanom
swoją wolę w niemal wszystkich kwe-
stiach, postanowił pokazać, że federal-
ny Lewiatan stoi w jawnej sprzeczności
z zasadami wyłożonymi w Konstytucji
USA. W konserwatywnej stacji Fox
Woods aktywnie przekonuje widzów, że

W tym roku amerykański senator Ron Paul będzie obcho-
dził swoje 76. urodziny, co zaczyna powoli stawiać go w
rzędzie weteranów walki o wolność. Jeżeli ktoś obawia się,
że ten najpowszechniej znany libertariański działacz będzie
niedługo musiał zejść ze sceny, nie zostawiając po sobie
następcy, może odetchnąć ze spokojem. Od niedawna
wciąż jasną gwiazdę Paula zaczyna coraz bardziej przy-
ćmiewać Thomas Woods Junior.

Libertarianin

numer jeden

J

AKUB

W

OZINSKI

F

OT

. W

IKIPEDIA

PUBLICYSTYKA

background image

XLIII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

PUBLICYSTYKA

szacunek dla tradycji oznacza liberta-
riańskie odrzucenie instytucji państwa.

Poprzednia książka Woodsa „Melt-

down: A Free-Market Look at Why the
Stock Market Collapsed, the Economy
Tanked, and Government Bailouts Will
Make Things Worse” niemal natych-
miast stała się bestsellerem, nawet w
rankingu „New York Timesa” – amery-
kańskiego odpowiednika „Gazety Wy-
borczej”. W pracy tej autor bardzo ob-
razowo i przystępnie pokazał przyczyny
obecnego kryzysu oraz przekonywał, że
specjalne programy ratunkowe wpro-
wadzane przez rząd jedynie pogarszają
sprawę.

Strona internetowa Woodsa nie sta-

nowi jedynie – jak to zazwyczaj bywa
w przypadku wielu osób publicznych –
wizytówki z podstawowymi informacja-
mi na temat własnej osoby, lecz praw-
dziwą kopalnię wiedzy i informacji.
Niemal codziennie można tam znaleźć
wideokomentarz Woodsa dotyczący
najnowszych wydarzeń oraz innych cie-
kawych tematów. Oprócz tego, że Wo-
ods jest świetnym publicystą i mówcą,
ma też godną pozazdroszczenia wiedzę
z zakresu ekonomii. Jego internetowy
serwis stanowi wspaniały przewodnik
po świecie austriackiej szkoły ekono-
micznej – Woods przygotował obszerną
bibliografię, odsyłającą do nawet naj-
bardziej szczegółowych kwestii.

Swoją wiedzę z zakresu ekonomii z

powodzeniem stosuje w książkach, ar-
tykułach i wystąpieniach. Jako że jest
wierzącym katolikiem (jak sam twier-
dzi, nawrócił się pod wpływem udania
się na tradycyjną mszę), jedną z najważ-
niejszych kwestii, które porusza, jest
spójność wyznania katolickiego z liber-
tarianizmem podbudowanym ekonomią
austriacką. Polskiemu czytelnikowi
znane są jego książki: „Kościół a wolny
rynek” – jak dotąd najlepsze omówienie
nauki społecznej Kościoła w perspekty-
wie ekonomii wolnorynkowej i liberta-
rianizmu – oraz „Jak Kościół katolicki
zbudował zachodnią cywilizację” –
wyczerpujące historyczne omówienie
związków między kapitalizmem a ka-
tolickim średniowieczem. Za pierwszą
z tych prac uzyskał prestiżową nagrodę
Templetona, a na podstawie tego opra-
cowania nakręcił dla katolickiej stacji
EWTN cykl programów telewizyjnych,
stanowiących ilustrację tez zawartych w
książce.

Thomas Woods to także niestrudzony

przeciwnik amerykańskiego welfare-
warfare state
, które stało się bożkiem
zarówno Demokratów, jak i Republi-

kanów. Ostro, w duchu prawdziwie
libertariańskim, występuje przeciwko
każdej zagranicznej interwencji wojsk
USA (np. ostatnio przeciwko nalotom
na Libię). Ruchowi antywojennemu
poświęcił nawet jedną ze swych ksią-
żek: „We Who Dared To Say No To
War”, która szczegółowo opisała ame-
rykański ruch pacyfistyczny od 1812
roku do czasów współczesnych. Woods
nie bał się także napisać przedmowy
do kamienia obrazy dla amerykańskiej
propaństwowej prawicy: „The Betrayal

of the American Right” autorstwa Mur-
raya Rothbarda, w której ojciec liberta-
rianizmu opisywał, jak powojenna pra-
wica zdradziła ideały starej prawicy,
oraz ukazywał miejsce libertarianizmu
jako znajdującego się „na lewo od le-
wicy i na prawo od prawicy”.

Obok wymienionych powyżej ksią-

żek Woods, z wykształcenia historyk,
doczekał się w Polsce także dwóch
innych tłumaczeń: „Niepoprawnej po-
litycznie historii Stanów Zjednoczo-
nych” oraz „W obronie zdrowego roz-
sądku” – zbioru esejów wydanych przy
okazji jednej z wizyt autora w Polsce.
Niewykluczone, że pojawią się kolej-
ne, co odbędzie się na pewno z korzy-
ścią dla polskiego czytelnika.

Energia i pomysłowość, z jakimi Wo-

ods szerzy idee libertariańskie wśród

coraz większej liczby osób, sprawiają,
że – nie umniejszając zasług Rona Paula
– wysuwa się on na czoło całego ruchu.
Choć to Paul jest nadal gwiazdą interne-
tu i nadzieją dla wielu członków Good
Old Party, to właśnie Woods pokazuje,
że można być jednocześnie libertariani-
nem i osobą publiczną, pozostając za-
razem poza strukturami partii politycz-
nych i mainstreamowych mediów.

Z naszej polskiej perspektywy istnie-

nie Thomasa Woodsa Juniora jest tym
bardziej do pozazdroszczenia Stanom
Zjednoczonym, że najczęściej medial-
ni obrońcy ortodoksji katolickiej mają
silnie propaństwowe skłonności. Woods
(aktywny członek ruchu Tradycji Ka-
tolickiej) broni Kościoła i głoszonych
przez niego wartości w sposób całkowi-
cie zgodny z libertarianizmem. Wszyst-
kim tym, którzy uważają, że stoimy
przed alternatywą: lewicująca demo-
kratyczna posoborowość lub tradycyjny
katolicyzm wsparty na silnych prawico-
wych rządach, polecam jak najpilniej-
szą lekturę książek Woodsa, w których
wyjaśnia on, na czym polega prawdzi-
wie katolicki duch w teorii społecznej i
ekonomicznej.

A stronę www.tomwoods.com radzę do-

dać do ulubionych natychmiast po prze-
czytaniu tego artykułu.

KSIĄŻKA WOODSA

„MELTDOWN: A FREE-

MARKET LOOK AT WHY

THE STOCK MARKET

COLLAPSED, THE

ECONOMY TANKED,

AND GOVERNMENT

BAILOUTS WILL MAKE

THINGS WORSE” NIEMAL

NATYCHMIAST STAŁA

SIĘ BESTSELLEREM,

NAWET W RANKINGU

„NEW YORK TIMESA”

– AMERYKAŃSKIEGO

ODPOWIEDNIKA „GAZETY

WYBORCZEJ”.

R

E

K

L

A

M

A

background image

XLIV

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

FELIETON

FELIET

T

T

T

T

T

T

T

T

T

T

Ex

Oriente Lux???!?

G

dym miał 10 lat, moim ulubionym był dowcip o Jó-
zefi e Wissarionowiczu Dżugaszwilim, który rankiem
wychodzi z sypialni na balkon, przeciąga się i mówi:

„Witaj, Słoneczko!”

A Słoneczko grzecznie:
„Witajcie, towarzyszu Stalin!”.
A po południu tow. Stalin przerywa pracę, wychodzi z gabine-

tu na inny balkon i mówi: „Jak się masz, Słoneczko!”

A Słoneczko przymilnie:
„Zdrowia Wam życzę, towarzyszu Pierwszy Sekretarzu”.
A pod wieczór Stalin po ciężkiej pracy wychodzi na inny bal-

kon i mówi:

„Bądź zdrowe! Do jutra, Słoneczko!”.
A Słoneczko – nic!
„Słoneczko?!” – pyta zaniepokojony

Stalin – „Dlaczego mi nie odpowiadasz?”

„Bo teraz mam Cię w nosie – jestem już

na Zachodzie!”.

Gdy to piszę, za oknem już zmierzch,

Słoneczko dawno jest na Zachodzie, za
Wielką (no, nie największą – ale zawsze
Wielką) Wodą.

I co ono tam widzi?
My tu walczymy z zalewem biurokracji i

agresją polityków – a ważne rzeczy dzieją
się w Hondurasie. Radzę bacznie je obser-
wować – i wyciągać wnioski:

http://www.prensa-latina.cu/index.php?option=com_

content&task=view&id=274733&Itemid=1.

Oto parlament i „rząd” wzięły się za uporządkowanie szkol-

nictwa. Jak wnoszę z tego artykułu, postanowiły przekazać
szkolnictwo w gestię władz lokalnych. Na co zaprotestowały
związki zawodowe nauczycieli – twierdząc, że zaraz te szkoły
sprywatyzują.

Z czego pierwszy wniosek: albo samorządy są rozsądniejsze

od rządów – albo ichni „ZNH” myli się w swojej ocenie.

Nauczyciele protestują tak gwałtownie, że „rząd” Republiki

używa wojska, policji – i co najmniej jeden nauczyciel został
zabity!!!

Ciekawe, że władze Hondurasu są w tej sprawie zjednoczone.

Parlament uchwalił ustawę, „rząd” chce ją wykonać – a prezy-
dent wywalił z roboty 1200 najzacieklejszych „protestantów”,
zastępując ich wynajętymi łamistrajkami.

To jest, powtarzam, bardzo ważna próba sił. Związki nauczy-

cielskie są lewicowe – i uważają się za uprawnione do decydowa-
nia za nauczycieli. I mają wśród nich, jak widać, spore poparcie.

A władze poszły na konfrontację. Miejmy nadzieję, że ją wygra-

ją i złamią opór komuny okopanej w pokojach nauczycielskich.

A przy okazji: w USA chyba pojawił się nowy Barry Goldwa-

ter. Śp. Goldwater (tak, oczywiście, Jego rodzice to Goldwas-
sery z Polski) był chyba przez pięć kadencyj senatorem z Ari-
zony – najbardziej chyba prawicowego stanu w USA. Startował
na prezydenta, osiągając rekordową (in minus) liczbę głosów:
28%. Jednak osiem lat później śp. Ronald Reagan z takim sa-
mym programem wygrał wybory.

Czasy się zmieniają...
Życzę powodzenia p.Filipowi Moffetowi – kandydatowi TEA Par-

ty („TEA” jak „Taxed Enough Already!” = „Już dostatecznie opo-

datkowani”...) na gubernatora Kentucky. Można Go posłuchać tu:

http://www.youtube.com/watch?v=H0Y5WYPYTDI.
Aha: i jeszcze: p.Ludwik Fortuño, gubernator Puerto Rico, pod-

sumował swoją działalność zmniejszającą podatki słowami: „rząd
powinien pozostawić większą część pieniędzy w kieszeniach ludzi
– nie tylko dlatego, że je zarobili, lecz także dlatego, że to ludzie, a
nie rząd, wiedzą, co jest najlepsze dla nich i dla ich rodzin
”.

To wszystko, niestety, na drugiej półkuli.
A teraz czytam wiadomości ze strefy, nad która zapadła noc:
Grupa 31 czołowych doradców niemieckiego ministra fi -

nansów skrytykowała oświadczenia Berlina w kwestii udziału

Niemiec w pakiecie pomocowym dla
krajów strefy euro, ostrzegając, że może
on „zaszkodzić rozwojowi gospodarcze-
mu eurolandu oraz grozi przeciążeniem
fi nansowym Niemiec i innych państw
udzielających pomoc”.

Zgodnie ze zmianami, Niemcy nie

będą musiały tylko w samym 2013 roku
wpłacić na pakiet pomocowy olbrzymiej
sumy 11 mld euro, ale będą płacić pięć
mniejszych rat, które w latach 2013-
2017 złożą się na jeszcze większą kwotę,
wynoszącą aż 22 mld euro. Wg założeń
eurokratów, pieniądze te będą wykorzy-
stywane na „pomaganie” zadłużonym
krajom strefy euro i utrzymywanie sta-

bilności wspólnej waluty.

Doradcy p.Wolfganga Schäuble ostrzegają jednak, że umowa

ta potwierdza „błędy w polityce fi nansowej i kontrolowaniu
rynków fi nansowych” oraz oznacza wyciąganie „za uszy” nie-
rozsądnych bankrutów przez państwa bogatsze.

Portugalski parlament odrzucił program oszczędnościowy,

który jest niezbędny do uzyskania pomocy fi nansowej UE.

Wszystkie partie opozycyjne odrzuciły w środowym głoso-

waniu najnowsze propozycje rządowe dotyczące ograniczenia
wydatków publicznych i podniesienia podatków.

Decyzja pociągnie za sobą najprawdopodobniej dymisję

mniejszościowego rządu JE Józefa Socratesa.

Włoski rząd zamierza chronić strategiczne dla państwa

fi rmy przed przejęciami przez zagranicznych inwestorów.
W środę wściekłość włoskiego biznesu wywołała infor-
macja o przejęciu wielkiego pakietu udziałów w serowym
koncernie Parmalat przez francuskiego giganta Lactalis.
Rząd zapowiedział, że zamierza wprowadzić zapisy chro-
niące włoskie kompanie przed tego typu praktykami.
– Mamy nadzieję, że to pozwoli Parmalatowi zostać we wło-
skich rękach – powiedział p.Maurycy Fugatti, deputowany z
Ligi Północnej, która jest członkiem koalicji w rządzie JE Syl-
wiusza Berlusconiego
.

Po prostu robi się niedobrze. Nie dość, że wszystko tu pada –

to jeszcze parlamenty starają się, by nic świeżego nie pojawiło
się na rynku, a gazety usłużnie im w tym pomagają.

Gdy Słoneczko rano się pojawi, to nie wiem, jak będzie pa-

trzeć na Europę.

Chociaż może po prostu już od dawna nie patrzy na ten przy-

lądek Wielkiej Azji...

J

ANUSZ

K

ORWIN

-M

IKKE

ZGODNIE ZE ZMIANAMI,

NIEMCY NIE BĘDĄ MUSIAŁY

TYLKO W SAMYM 2013

ROKU WPŁACIĆ NA PAKIET

POMOCOWY OLBRZYMIEJ

SUMY 11 MLD EURO,

ALE BĘDĄ PŁACIĆ PIĘĆ

MNIEJSZYCH RAT, KTÓRE

W LATACH 2013-2017 ZŁOŻĄ

SIĘ NA JESZCZE WIĘKSZĄ

KWOTĘ, WYNOSZĄCĄ AŻ

22 MLD EURO.

background image

XLV

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

FELIETON

Skąd się biorą

bezbronni cywile?

N

areszcie pozbyliśmy się niepewności. Jeszcze do
niedawna łamaliśmy sobie głowy nad tym, co wła-
ściwie dzieje się w Libii. Wiadomo było jedynie,
że nie ma tam wojny, bo już Radio Erewań dawno

wojnę wykluczyło na rzecz walki o pokój. Czy jednak w Li-
bii toczy się walka o pokój? To nie było takie oczywiste, bo
przecież uczestnicy „koalicji chcących” nie twierdzili bynaj-
mniej, że walczą o pokój. Przeciwnie – prezydent Obama pu-
blicznie powiedział, iż chodzi o to, że Kaddafi musi odejść.
Ale czy odejście Kaddafiego oznacza
pokój? Nikt tego nie obiecuje. Zatem
co właściwie dzieje się w Libii, jak to
zdefiniować? Kiedy tak cały świat się
męczył, nasi Umiłowani Przywódcy
toczyli narady i rada w radę uradzili,
że w Libii trwa „kinetyczna operacja
militarna”. Świat odetchnął z ulgą – w
Libii nie dzieje się nic osobliwego, to
zwyczajna operacja militarna, tyle że
„kinetyczna”. Takie słowa są! „Kine-
tyczna” – owszem, to wiele wyjaśnia
(„Industrializacja – racja, pożytek z
niej. Indus – rozumiem, trializacja – już
mniej”) – ale niestety również „militarna”. Ale jakże inaczej,
skoro jej celem i głównym powodem jest ochrona bezbron-
nych libijskich cywilów?

Właśnie jeden z Czytelników zwrócił mi uwagę na rewe-

lacje podawane przez prawicowo-liberalnego dziennikarza
włoskiego Franco Bechisa, który twierdzi, że przygotowania
do obrony libijskich cywilów francuska razwiedka rozpo-
częła już w listopadzie ubiegłego roku. Najwyraźniej skądś
wiedzieli – ale w końcu, jako razwiedka, coś tam muszą wie-
dzieć – że tyran Kaddafi szczególnie zawzięty jest właśnie na
cywilów, zwłaszcza tych bezbronnych. Wszystko podobnież
zaczęło się od tego, że 20 października ubiegłego roku na lot-
nisku w Tunisie z samolotu libijskich linii lotniczych wysiadł
z całą rodziną Nuri Mesmari – szef protokołu na dworze Kad-
dafiego, jedna z najgrubszych ryb tamtejszego tyrańskiego
reżymu, prawa ręka pułkownika. Jego wizyta w Tunezji trwa-
ła zaledwie kilka godzin. Nie wiadomo, z kim się tam spotkał
i o czym rozmawiał – ale Bechis twierdzi, że właśnie wtedy
„przerzucił most” do tych, którzy później podnieśli rebelię w
Cyrenajce. Nazajutrz Mesmari wylądował w Paryżu, oficjal-
nie gwoli odbycia operacji. I rzeczywiście – został zopero-
wany, ale nie przez lekarzy, tylko przez francuską razwiedkę,
która natychmiast się nim zaopiekowała. Został umieszczo-
ny w hotelu Concorde Lafayette, gdzie wkrótce pojawili się
wysłannicy francuskiego prezydenta – o czym świadczyła
obecność błękitnych limuzyn przed hotelem. W apartamen-
tach Mesmariego odbywały się długie narady, w następstwie
których 18 listopada do Benghazi udała się dziwna francuska
delegacja. Urzędnikom francuskiego Ministerstwa Rolnictwa
towarzyszyli biznesmeni – a to z France Export Céréales, a
to z France Agrimer, a to z Soufflet – słowem: ekspedycja
na papierze czysto handlowa, ale tak naprawdę byli to po-
przebierani za biznesmenów wojskowi i razwiedczykowie.
W Benghazi spotkali się m.in. ze wskazanym przez Mesma-
riego pułkownikiem libijskiego lotnictwa Abdullahem Geha-

nim. Według informacji przekazanych francuskim kup-
com zbożowym przez Mesmariego, był on gotów przejść na
drugą stronę, a poza tym miał dobre kontakty z dysydentami
tunezyjskimi. Ci tunezyjscy dysydenci czerpali natchnienie
od rezydujących tymczasowo w Paryżu przywódców tamtej-
szych partii opozycyjnych, no a z kolei ci przywódcy – od
francuskiej razwiedki, która na tej zasadzie ich obecność
tam tolerowała. Te kontakty, ma się rozumieć, przebiegały
w wielkiej tajemnicy, ale podejrzliwego tyrana coś jednak

tknęło. 28 listopada wysłał on list goń-
czy za Mesmarim. Kanałami dyplo-
matycznymi dotarł ten list do Francji.
Trochę to Francuzów skonfundowało,
ale dla pozorów 2 grudnia postanowili
Mesmariego aresztować, to znaczy po-
zostawili go w tym samym apartamen-
cie hotelu Concorde Lafayette i nazwali
to aresztem domowym. Wtedy Mesmari
oficjalnie poprosił Francję o azyl poli-
tyczny. Kaddafi trochę się zirytował i
nawet miał z tego powodu pretensję do
swego ministra spraw zagranicznych
Mussy Kussy, ale poprzez umyślnego

wezwał Mesmariego do powrotu, obiecując, że mu „przeba-
czy” – oczywiście jeśli tylko wróci. Tym postillon d’amour
był Abdullah Mansour, szef publicznej telewizji libijskiej –
ale Francuzi zatrzymali go w hotelu. 23 grudnia przybywają
do Paryża następni wysłannicy: Charrant, Fathi Bokhris i All
Ounes Mansouri – ale po drodze musieli się odwrócić, bo –
jak twierdzi Bechis – po 17 lutego to oni właśnie podnieśli
bunt w Benghazi. I rzeczywiście – Francuzi nie tylko nic im
nie robią, ale nawet asystują podczas kolacji z Mesmarim w
luksusowej restauracji przy Polach Elizejskich. Dzięki temu
dowiadują się wszystkiego, co trzeba, o obronności reżymu
starego tyrana, no i przede wszystkim, ile wywiózł za granicę
i gdzie schował forsę. I wprawdzie 24 stycznia szef tajnych
służb tyrana w Cyrenajce, generał Audh Saaiti, aresztuje puł-
kownika Gehaniego, ale jest już za późno – przewieziony do
Trypolisu pułkownik do spółki z Francuzami staje na czele
tamtejszych bezbronnych cywilów.

To dlatego właśnie francuski prezydent Mikołaj Sarkozy

wyjaśnił, że Francja tak skwapliwie podjęła się uczestnictwa
w „kinetycznej operacji militarnej” ze względu na „nasze
międzynarodowe sumienie”. To niespodzianka prawie tak
samo zaskakująca jak pogłoska rozpowszechniana przez by-
łego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju, Lecha Wałę-
sę, jakoby Jan Kobylański oferował mu 200 tysięcy dolarów
w zamian za odpowiednie ruchy kadrowe w dyplomacji, a
on tych pieniędzy nie przyjął. Nieprawdopodobne – ale czyż
wypada zaprzeczać? Jasne, że nie wypada – zwłaszcza w sy-
tuacji, gdy Sąd Apelacyjny w Gdańsku niedawno jednak na-
kazał Krzysztofowi Wyszkowskiemu przeprosić byłego pre-
zydenta naszego państwa za agenta „Bolka”, chociaż jeszcze
w sierpniu ubiegłego roku orzekł odwrotnie, a przecież od
tamtej pory w stanie faktycznym sprawy nic zmienić się nie
mogło. Bo to nie stan faktyczny się zmienia. To czasy się
zmieniają, a wraz z nimi również mądrości etapu.

S

TANISŁAW

M

ICHALKIEWICZ

PREZYDENT OBAMA

PUBLICZNIE POWIEDZIAŁ,

IŻ CHODZI O TO, ŻE

KADDAFI MUSI ODEJŚĆ. ALE

CZY ODEJŚCIE KADDAFIEGO

OZNACZA POKÓJ? NIKT

TEGO NIE OBIECUJE.

ZATEM CO WŁAŚCIWIE

DZIEJE SIĘ W LIBII, JAK TO

ZDEFINIOWAĆ?

background image

XLVI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

PRO FIDE REGE ET LEGE

OFE, czyli fałszywa alternatywa

S

pór o Otwarte Fundusze Eme-
rytalne wszedł w fazę rozstrzy-
gającą, czego znamieniem było
starcie ministra Jacka Vincent-

Rostowskiego z prof. Leszkiem Balce-
rowiczem. Widzę, że dużo osób nawet
dało się na ten wielki cyrk nabrać i pa-
sjonowało się tą debatą, w której Bal-
cerowicz twierdził, że broni własności
prywatnej, a Rostowski ripostował, że
wcale na nią nie nastaje.

Zacznijmy więc od zdefi niowania ter-

minu „własność prywatna”. W sposób
klasyczny zdefi niował ją Kodeks Napo-
leona (art. 544): „własność jest swobodą
używania i nadużywania rzeczy”. Inny-
mi słowy: jeśli coś jest moje, to mogę to
zgodnie z prawem sprzedać, zniszczyć,
podpalić, oddać, zapisać w spadku. Czy-
li mogę tego czegoś „używać”, a nawet
„nadużywać”. Pytanie: czy pieniądze
zgromadzone w ZUS lub OFE są wła-
snością?

Sprawa ZUS jest prosta: to klasyczna

socjalistyczna (złodziejska) instytucja,
gdzie można wpłacić każdą kwotę, aby
potem otrzymać groszową zapomogę na
„pogodną starość”. Wpłacać pieniądze
do ZUS to jakby je wrzucić to miski klo-
zetowej i spuścić wodę. Sytuacja w przy-
padku OFE jest niewiadoma – o ile bo-
wiem ZUS jest złodziejstwem w czystej
postaci, to OFE sprawia wrażenie „nie-
zależnego” i „prywatnego”. Nie kierują
nim bowiem politycy, lecz menedżero-
wie o dobrych powiązaniach polityczno-
biznesowych. Kim są ci menedżerowie,
nie wiem, bowiem nikt ich na oczy nie
widział. Powierzenie im pieniędzy to jak
kupowanie kota w worku. Ale nie ma
problemu: jeśli ktoś chce, może trzymać
sobie pieniądze na emeryturę czy to w
ZUS, czy to OFE.

Rzecz tylko w tym, że nie wolno mnie

do tego zmuszać. Jeśli własność jest
„swobodą używania i nadużywania rze-
czy”, to mam prawo moje 100 złotych
wpłacić na ZUS, do OFE lub nie wpła-
cić nigdzie. Własność polega na tym, że
jest moja i tylko moja w sposób abso-
lutny. Jeśli więc chcę, mogę w ogóle się
nie ubezpieczyć. Jeśli państwo zmusza
mnie, abym część pieniędzy wpłacał
na jakikolwiek fundusz emerytalny, to
pozbawia mnie własności. Dzieje się
tak nawet wtedy, gdy mam „osobiste
konto”. Z OFE co roku przychodzi do
mnie wydruk zgromadzonych składek.
Ooooo, mam tam równowartość dobre-

go samochodu. Rzecz tylko w tym, że
te pieniądze są moje tylko tytularnie.
Użytkuje je OFE lub ZUS i nie pyta się,
czy ja w ogóle sobie tego życzę. Liberal-
na reforma systemu emerytalnego musi
zacząć się od zniesienia przymusu ubez-
pieczeń społecznych. Jeśli pieniądze w
OFE czy ZUS rzeczywiście są moje, to
muszę mieć prawo je wycofać w każdej
chwili. Jestem gotowy podpisać przy
tym zobowiązanie, że: „Wycofując moje
pieniądze z osobistego konta oszczędno-
ściowego, zobowiązuje się nie wysuwać
roszczeń względem budżetu państwa po
zakończeniu pracy zawodowej”. Pro-
szę bardzo – zabieram moje pieniądze i
podpisuję wam taki kwit!

Jeśli nie mogę wycofać swoich wpłat,

to znaczy to, że te pieniądze nie są moje,
a mam do nich tylko pusty tytuł wła-
sności. Oglądając debatę Balcerowicz-
Rostowski, czułem się jak osoba okra-
dziona, która ogląda dwóch mafi osów
kłócących się o walizkę ze zrabowanymi
mi pieniędzmi. W amerykańskich fi lmach
gangsterskich często jest taka scena, jak
dwaj gangsterzy ganiają się samochodami
i gdy zrównają się na drodze, wzajemnie
próbują się z niej wypchnąć, uderzając
się bokami pojazdów. I tak było w tym
przypadku: reprezentujący interesy OFE
Balcerowicz uciekał przed reprezentują-
cym ZUS Rostowskim, który co chwila
uderzał go w bok samochodu, krzycząc:
„Oddaj pieniądze!”. Po której stronie
jestem w tym kryminale? Po niczyjej,
gdyż oni walczą o (pierwotnie) moje pie-
niądze, które mi wspólnie odebrali. Dla-
czego mam kibicować jednemu gangowi
przeciwko drugiemu, gdy obie mafi e są
zgodne, że pieniędzy mi nie oddadzą? To
spektakl dla gawiedzi, gdzie każdy „bro-
ni interesu emerytów”, a w sumie ma ich
w wiadomym miejscu.

Na gruncie logiki socjalizmu propo-

zycja Rostowskiego jest słuszna. Po co

socjalistyczne państwo ma się dzielić
zyskami z jakimiś OFE? Po co wpłacać
pieniądze do OFE, aby potem te ostat-
nie kupowały państwowe obligacje? Nie
lepiej każdemu z nas dać co roku pań-
stwową obligację? Po cholerę nam taki
przymusowy pośrednik?

OFE pomnażają (podobno) nasze pie-

niądze, lokując je w obligacjach i akcjach.
Te pierwsze mają dawać lokatę pewną, te
drugie są lokatami wyższego ryzyka. Tak
tłumaczy nam to Balcerowicz, dowodząc,
że OFE są niezbędne. Byłem ostatnio w
moim banku, gdzie m.in. chciałem zało-
żyć lokatę terminową. Sympatyczna pani
w okienku powiedziała mi te oto słowa:
„Dziś lokat nikt nie zakłada. Proponuję
Panu albo lokatę niższego ryzyka, gdzie
kupujemy głównie obligacje, albo lokatę
wyższego ryzyka, którą będziemy grać
na giełdzie”. Po debacie Balcerowicz-
Rostowski zrozumiałem, że ta Pani za-
proponowała mi dokładnie to samo, co
proponują mi OFE: inwestycję w obliga-
cje lub inwestycję w akcje.

W takim razie pytanie: po co mi OFE,

często mieszczące się aż w dalekich kra-
jach, skoro dokładnie tę samą usługę ofe-
rują 300 metrów od mojego domu? Wię-
cej – oferują mi lepszą usługę, bowiem
mogę w każdej chwili te lokaty skasować
i zrezygnować z dalszego oszczędzania.
Mój bank oferuje mi dokładnie to samo,
co OFE, nie żądając w zamian przymu-
su wpłat. Bank obiecuje mi ten sam, ale
liberalny i wolnościowy system groma-
dzenia własności z myślą o emeryturze.

Niestety, jakieś 98% ludzi w Polsce

kompletnie nie rozumie, że spór Balce-
rowicza z Rostowskim to tylko zasłona
dymna i dyskusja nie dotyczy tego, co
naprawdę jest ważne, czyli istoty wła-
sności prywatnej, którą jest „swobodą
używania i nadużywania rzeczy”. Wa-
runkiem szacunku dla własności jest
zniesienie przymusu ubezpieczeń spo-
łecznych. No tak, ale wtedy nie poży-
wiliby się naszymi pieniędzmi ani po-
litycy obsadzający ZUS, ani koledzy
polityków obsadzający OFE. Jak patrzę
dookoła, ludek zrozumiał z debaty tyl-
ko tyle, że Rostowski „nie miał racji, bo
przerywał Balcerowiczowi”. Dodam, że
specjalista od pijaru powiedziałby jesz-
cze, że stracił dwa punkty, gdyż dwu-
krotnie pił wodę, co jest klasycznym
błędem marketingowym. Tyle lud zro-
zumiał i kropka.

A

DAM

W

IELOMSKI

background image

XLVII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

KĄCIK PRAWDZIWEJ KOBIETY

NAIWNY CYNIK

B

ARBARA

B

UONAFIORI

M

AREK

A

RPAD

KOWALSKI

K

ażdej z nas może się trafi ć, że nie
mamy akurat Mężczyzny, który
potrafi łby nas utrzymać. Wtedy

idziemy zarabiać pieniądze.

Powiedzmy jednak jasno: my, kobiety, jesteśmy

od wydawania pieniędzy. Umiemy nimi szastać,
umiemy oszczędzać. W miarę potrzeby. Natomiast
od pracy to są Mężczyźni.

My pracujemy: umilamy Im życie; prowadzimy

Im domy; pomagamy w wielu dziedzinach, z ży-
ciem towarzyskim na czele; przekazujemy Im bar-
dzo ważne plotki, które Oni mogliby przegapić.

To jest nasza praca. Pomysł, by kobiety nosiły

cegły na budowach czy pchały taczki z cementem,
jest absurdalny. Nie do tego nas pan Bóg stwo-
rzył. Czy czytałaś w Piśmie Świętym, że Madonna
pracowała???

Nie – znalazła sobie św. Józefa – i to On ciesielką i

stolarką utrzymywał Rodzinę. Jeżeli jednak musisz
zarabiać pieniądze poza domem, bo nie znalazłaś
sobie żadnego Mężczyzny godnego miana twoje-
go Mężczyzny – to musisz znaleźć sobie zajęcie, w
którym będziesz dobra. Czyli zajęcie kobiece.

Nie, to feministki zacinają zęby i pchają te taczki

z cementem albo noszą cegły. A potem się dziwią,
że „kobieta zarabia tylko 49% tego co Mężczyzna”.
Przy noszeniu cegieł Mężczyzna ważący tyle co ty

zarobiłby na akord nie 49%, lecz 30% tego
co koźlarz.

A ciekawe, ile by zarobił Mężczyzna ha-

ftujący? Sądzę, że 49% tego co ty.

Dlatego nie bądź idiotką. Nie pchaj się do takiej

pracy, w której kobieta zarabia 49% tego co Męż-
czyzna. Znajdź sobie pracę, w której Mężczyzna
zarobiłby 49% tego co kobieta!

Oczywiście mężczyźni wiotcy, słabi fi zycznie

mogliby wyspecjalizować się w hafcie i wyprzeć
nas również z tego zawodu. Jednak nasze prapra-
pramyszy mądrze wpoiły w Mężczyzn, że pewnymi
pracami nie wypada im się zajmować. Więc się nie
zajmują.

Dzięki temu w razie prawdziwej potrzeby zawsze

sobie jakąś tam kobiecą pracę znajdziemy. O, jakie
mądre były nasze praprapramyszy!

Ale tak naprawdę to pracując przy haftowaniu blu-

zek dla Amerykanek, rozglądaj się za Mężczyzną,
który mógłby pracować na ciebie.

I gdy znajdziesz – a na pewno znajdziesz – to

zostaw to haftowanie tym, które sobie Mężczyzny
znaleźć nie umiały.

Jak mówiły nasze przodkinie, Rzymianki, na wi-

dok ciał synów poległych w boju:

Vae victis!
Bo ty wygrałaś – one przegrały.

Praca

Z

darzyło mi się kilka telefonów w ciągu
ostatniego miesiąca czy dwóch. Dzwoniły
agencje badawcze starające się dowiedzieć

o moich opiniach na temat wydarzeń kulturalnych,
opinii o handlu, poglądów na bankowość itd. Za
każdym razem jednak stawiano warunek, że an-
kietowany powinien być między dziewiętnastym
a trzydziestym dziewiątym rokiem życia. Jestem
grubo po trzydziestym dziewiątym roku życia,
więc przepraszano mnie. Od człowieka w tym wie-
ku opinie nie są zbierane.

Wszystkie te telefony dowodziły niezdarności i

zdecydowanego braku profesjonalizmu u ankiete-
rów. Bo dzwonili na ślepo, nie wiedząc ile lat sobie
liczę. Liczyli na to, że im się uda, że wśród wyko-
nanych telefonów natrafi ą na kogoś w odpowiednim
przedziale wiekowym. Takie sondaże na chybił trafi ł
świadczą o żałosnym nieporozumieniu, bo ankieter
nigdy nie wie, na kogo się natknie. Ślepy los. A nuż
się uda. Jaką wartość mają takie przypadkowe bada-
nia? Mam wrażenie, że żadną. Tym bardziej że mógł-
bym skłamać, a że nie mam skrzypiącego i drżącego
głosu, mógłbym odmłodzić się telefonicznie o 30 lat,
bo wtedy zmieściłbym się w granicach wymaganego
przez agencje wieku. Przecież przez telefon nikt tego
nie sprawdzi. Wyobrażam sobie, że telefony wybie-
rane są z książki telefonicznej spod dużego palca na
zasadzie, że może uda się trafi ć na pożądanego infor-
matora. Socjologia spod budki z piwem.

Po drugie i ważniejsze: to właśnie owo wymaganie

górnej granicy wieku. Weźmy za przykład owo pyta-

nie o wydarzenia kulturalne. Widocznie uznano, że
osoby po czterdziestce nie mają na ten temat nic do
powiedzenia, bo są za stare. Czy to znaczy, że mają
przymierzać się już do trumny? Albo – by nie ucie-
kać się do tak drastycznego mniemania – nie mają
nic do powiedzenia na ten temat? Bo albo ze względu
na wiek i głęboką starość nie śledzą wydarzeń kultu-
ralnych i nie uczestniczą w nich, albo w przypadku
młodszych, liczących od 40 do 65 lat, nie mają na to
czasu, zajęci pracą zarobkową, a w wolnych chwi-
lach tkwią w domu przed telewizorami, nie czytając
książek, nie słuchając koncertów, nie chodząc do kin
lub teatrów czy na jakieś inne imprezy.

Młodsze zaś osoby, te poniżej dziewiętnastego

roku życia, też nie czytają, nie słuchają i nie uczest-
niczą, bo według – jak mniemam – założeń są zbyt
młode i nie mają nic do powiedzenia. I w jednym, i
w drugim przypadku – młodsi i starsi – znów mamy
do czynienia z socjologią spod budki z piwem, bo
nie umiem inaczej nazwać tej pseudobadawczej
dolnej i górnej granicy wieku.

Chcę być wyrozumiały. Może te badania czy an-

kiety mają na celu zebranie opinii wśród ludzi aku-
rat w tym wieku. Założenie równie dobre jak każde
inne. Ale co ma z niego wynikać? Bo to ogranicze-
nie badawcze świadczy o bezmyślności, a wyniki
takiej ankiety nadają się do kosza, gdyż nie widzę w
niej żadnego logicznego założenia. Sama metodolo-
gia badawcza też nadaje się do śmieci.

Ale jestem zadowolony z eliminowania mnie w

tego rodzaju badaniach. Przynajmniej nie muszę
tracić czasu i odpowiadać na bzdurne pytania.
Mogę go natomiast wykorzystać na coś bardziej
pożytecznego.

Między 19 a 39

background image

XLVIII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

R

EDAGUJE

K

ATARZYNA

R

ADZIEWICZ

ROZRYWKA

n

ajwiększe

ZI

R

EDAGUJE

K

ATARZYNA

R

ADZ

g

łupstwo

t

ygodnia

CZARNY KOŃ

Amber 2011

W

tegorocznych zmaganiach w
Monako właściwie od początku
w walce o najwyższy stopień

podium liczyli się dwaj zawodnicy: Lewon
Aronian i Magnus Carlsen. Jak się okaza-
ło, po ostatniej rundzie każdy z nich został
zwycięzcą jednego typu rozgrywek. W par-
tiach szybkich młody Norweg pobił swoich
rywali na głowę, wyprzedzając następnego
w stawce Ormianina aż o 2,5 pkt. Niestety
Carlsen nie dotrzymał kroku swojemu ry-
walowi w drugiej części rywalizacji. Aro-
nian w partiach na ślepo nie miał sobie rów-
nych i zakończył turniej z 1,5 pkt. przewagi
nad następnym Viswanathanem Anandem.
Dzięki temu został bezsprzecznym triumfa-
torem tegorocznych rozgrywek, a Carlsen,
który w grze na ślepo był dopiero szósty,
musiał zadowolić się drugim miejscem.

Aronian – Həşimov, Monako, 2011

Posunięcie Czarnych

Po zaledwie 13 posunięciach powstała

bardzo nietypowa pozycja: żaden z graczy
nie zrobił roszady, a Aronian nawet nie za-
czął rozwijać fi gur na skrzydle królewskim,
tylko od razu przeszedł do szturmu pion-
kowego. Musiało to zaskoczyć Həşimova,
który zaczął popełniać niewielkie niedo-
kładności: 14...g5. To posunięcie Azera za
bardzo otwiera pozycję, pozwalając Aro-
nianowi na szybkie wprowadzenie fi gur do
gry: 15.Gd6 Hd8 16.h:g5 Sg8 17.g6 f:g6
18.Gd3 Sge7 19.Sge2 Kf7 20.Gc7 Hd7
21.Gb6 e5
. Pozycja Białych, jeszcze przed
chwilą całkowicie wygrana, stała się tylko
lepsza. Posunięcie 21...e5 pozwoliło Vüqa-
rowi Həşimovowi na chwilę oddechu.
22.Gc5 We8. Chwila ta jednak nie trwała
długo, a Ormianin nie wypuścił już zwy-
cięstwa z rąk, kończąc partię w pięknym

stylu: 23.G:e7 H:e7 24.S:d5
Hd8 25.g5 Wh8 26.G:g6+
Kf8 27.Sf6 Ke7 28.W:c6 b:c6
29.H:e5+ Kf8 30.Hf4 Ke7
31.Sh7 W:h7 32.Hf7+ Kd6 33.G:h7 H:g5
34.Wg1 Ge6 35.W:g5
. 1–0.

Bisguier – Fischer, Bay City, 1963

Posunięcie Czarnych

Na pierwszy rzut oka aktywność białych

fi gur i przewaga materialna pionka mogą
być przytłaczające, jednak wszystkie fi gu-
ry Artura Bisguiera są skoncentrowane na
skrzydle hetmańskim, co ogranicza bardzo
ich zdolności obronne. Ten atut wykorzystał
były mistrz świata, Robert Fischer, i zagrał:
34...S:h2! Przeciwnik przyjął ofi arowaną
fi gurę, co zakończyło się natychmiastową
przegraną: 35.K:h2 H:f2+ 36.Kh1 Gg4.
0–1. Szansę na dłuższą grę dawała wymia-
na Hetmanów: 35. Hf4, jednak również ten
wariant prowadził do przegranej (35...H:f4
36.g:f4 S:f1 37.W:f1 Ga6).

Hubert Phillips

„The Week-End Problems”, 1932

Białe zaczynają i remisują

Jedyną słuszną strategią jest doprowa-

dzenie do pata. Tylko jak tego dokonać?
1.Sd6+! e:d6. Nie ma wyboru... 2.Ga6!
H:a6
. Znów groziła utrata Hetmana.
3.Wg8+ W:g8. Trzeba bić: (po Kc7 nastą-
piłoby Hb8×) 4.Hb8+! K:b8. I znów trze-
ba zabić, pozostawiając Białe bez możli-
wości posunięcia. Pat!

W

tym tygodniu

Nagrodę Kwaśne-

go Ogórka za Najwięk-

sze Głupstwo Tygodnia otrzymuje
p.Jarosław Kaczyński, który do-
strzegł, że w sklepach Biedronki jest
tanio – z czego wyciągnął wniosek,
że „jest to sklep dla najbiedniej-
szych”
.

W rzeczywistości jest na ogół od-

wrotnie: z dwóch rodzin średnio za-
możnych ta, która robi sporo zakupów
w Biedronce, po jakimś czasie staje
się zamożniejsza od tej, która zaku-
py robi w Almie albo Mini-Europie!
Biedni to ci, którzy nie umieją kupo-
wać tanio.

Inna sprawa to to, że wielu jest bied-

nych, bo i tu, i tam kupują alkohole.
Nie zmienia to faktu, że p.Prezesowi
Kaczyńskiemu należy się Ogórek.

[a.f.]

tym

Nagro

background image

XLIX

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

J

ANUSZ

M

IKKE

Augurzy pokonali Connectorów

ROZRYWKA

W PAJĘCZYNIE

http://www.worldbank.org

I czegóż to dowiemy się, odwiedzając

stronę Banku Światowego? Już podtytuł
witryny intryguje: „Praca dla świata wol-
nego od biedy”. Trudno ocenić tak ogól-
ne i emocjonalne hasło, które prawdopo-
dobnie nic ze sobą nie niesie. Jedno jest
pewne: Bank Światowy zatrudnia rzesze
pracowników, za pieniądze których na
pewno można uratować niejednego bied-
nego człowieka na Ziemi.

http://moldawia.geozeta.pl

Podstrona „Geozety” – serwisu geogra-

fi czno-podróżniczego. Kopalnia wiedzy
na temat Mołdawii – młodego państwa
powstałego po rozpadzie ZSRS. W tej re-
publice, której bardzo blisko – i nie tylko
z powodu języka – do Rumunii, można
zwiedzić wiele ciekawych miast oraz
spróbować wybornych win.

http://www.rankingofe.com

Fundusze OFE – to Ci dopiero wyzwanie.

Witryna jest kompendium wiedzy na temat
Otwartych Funduszy Emerytalnych. Obok
rankingu autorzy wyjaśniają nam, co to jest
OFE, zamieszczają tzw. „kalkulator emery-
tury”, odpowiadają na najprostsze pytania
związane z fi larami, a nawet zachęcają do
natychmiastowego przystąpienia do OFE
on-line. A jak ktoś sobie życzy, to może na-
wet zmienić Fundusz.

R

ozgrywki o Drużynowe Mistrzo-
stwo Polski weszły w fazę meda-
lową. Connectorzy w meczu z uty-

tułowanymi Augurami prowadzili 41-39,
gdy przyszło rozdanie:

Na obu stołach licytacja biegła: pas –

pas – 1

– 2

– pas – 3

– kontra – pas –

i p.Krzysztof Kotorowicz powiedział od-
ważnie 3

BA

. Jak widać, kontrakt jest nie

do zdarcia – a po naturalnym ataku, jak w
rozdaniu,

8-ką (lub

Królem) wypada z

ręki 10 lew.

W Klozecie otwarcie 1

było sztuczne,

silne. P. Olgierd Rodziewicz-Bielewicz (E)
ocenił słusznie, że 4

, 4

ani 4

nie idą, a

na 3

BA

zabrakło Mu odwagi – więc spaso-

wał. Jednak tak jak karty leżą 3

z kontrą

nie można obłożyć, bo E nie ma dojścia
Trefl em, by połączyć atuty. 530

430 dało

Augurom 14 IMP zysku.

Obrona Pikami dobrze im wychodziła:

Po dwóch pasach p.Bartosz Chmurski

otworzył bluffowym 1

BA

. P. Stanisław Za-

krzewski wszedł 2

(na Kierach), a P. Ma-

riusz Puczyński skontrował. S „uciekł” w
2

. Pas – i N spasował (!??). Byłby to bar-

dzo dobry wynik – ale bluffy nie do końca
się udają: E dał kontrę. Pas – i W uciekł w
2

. Dostał kontrę (??) – a E uciekł w 2

BA

.

Kontra – i 3

. Kontra – i to się ustało.

Na drugim stole Augurzy zagrali 6

BA

i po wiście w Piki wygrali bez trudu. Jed-

nak również po wiście w Karo grę się
wygrywa: wystarczy przepuścić

Damę,

drugie Karo zabić

Waletem, zgrać

Asa,

pociągnąć wszystkie Trefl e i

AK; E musi

się odrzucić od Kara lub Kiera...

Obrona szlemika przez 3

x byłaby jednak

nieopłacalna gdyby Connectorzy nie zgubili
co najmniej dwóch lew. N zgrał

AK i za-

grał

3. P. Ewa Miszewska zabiła

Damę

Asem i odwróciła...

Waletem (prosząc o

wist w Kiery). A bez trzech to tylko 500...
990-500 = 10 IMP dla Augurów.

W tym rozdaniu obie strony zbłądziły:

Jak widać, na podwójnym impasie

DW

wychodzi tu 5

– a i przeciwko szlemikowi

ciężko się bronić! Każdy wist w czerwony
kolor wypuszcza go od razu (niektóre dają
13 lew...), a i po optymalnym, czyli

3,

E ma problem, co zrobić po zgraniu sze-
ściu Trefl i, gdy w stole zostaną

AK97

KD8 ? Wysinglowanie któregokolwiek

Asa wypuszcza. Gdy zostawi się

DW5

AW

AD, wypuszcza też położenie

Damy na zagraną

10-kę lub niepołoże-

nie

Damy na zagrane

8-kę lub

6-kę!

W Klozecie jednak licytacja Augurów
biegła: 1

(kontra) – 1

(na Kierach) –

3

– 3

– 3

BA

– 4

– pas...

Kontrakt po zagraniu w Karo, odwrocie

w Trefl e i podłożeniu

Waleta jest bez jed-

nej – jednak p.Talar nic nie wiedział o Ka-
rach partnera, więc oddał najgorszy wist:

3-ką... P. Krzysztof Buras zabił podłożo-

nego

Waleta i – spokojny, że Mu E

Asa

nie zedrze – wyszedł

Królem. E zabił i od-

wrócił Pikiem. Rozgrywający utrzymał się

9-ką, zgrał

Damę, na

Króla wyrzucił

Waleta i w niezrozumiały dla mnie sposób

nie zrobił nadróbki. W Open para Miszew-
ska-Zakrzewski odstawiła licytację: 1

(1

) – 1

(na Kierach) – 2

– 2

– 3

BA

4

– 5

– 5

(S chyba uznała, że 5

było

cue-bidem) – 6

– 6

– pas...

P. Jacek Kalita zawistował w Karo – i było

bez trzech. Bez kontry, ale 11 IMP straty.

A D W 9 3 2
D 9
7 6
W 7 2

6
W 10 7 4
K D W 4
A K D 9

K 5 4
8 6 3
A 5
10 8 5 4 3

10 8 7
A K 5 2
10 9 8 3 2
6





N

W E

S

A 2
A K D 8 5 3
7 3
A D 8

D W 9 6 5 4
10 2
10 8 6
9 2

8 7
W 9 6 4
K D 9 5
W 10 7

K 10 3
7
A W 4 2
K 6 5 4 3





N

W E

S

10 8 6

K 10 5
A K D W 10 9 8

4 3 2
10 9 2
8 6 4 2
7 6 2

D W 5
A W 4
A D 9 7 3
5 3

A K 9 7
K D 8 7 6 4 3
W
4





N

W E

S

background image

L

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

F

OT

. www

.best

fi lm.pl

kwota

tytułem

Koszt prenumeraty:

Ce na nu me ru po je dyn cze go:

4,40 zł

; Ce na nu me ru po dwój ne go:

6,40 zł

; Ce na bez numerów 1-14/2011

nazwa odbiorcy

3S Media Sp. z o.o.

ul. Lisa Kuli 7/1

01-512 Warszawa

3S Media Sp. z o.o.
01-512 Warszawa ul. Lisa Kuli 7/1

Prenumerata tygodnika „Najwyższy CZAS!”

Prenumerata tygodnika

„Najwyższy CZAS!” za 2011 rok

167 zł

167 zł

Sto sześćdziesiąt siedem złotych

za 2011 rok

63 1910 1048 2256 0156 5988 0003

63 1910 1048 2256 0156 5988 0003

167 zł

Prenumerata tygodnika

„Najwyższy CZAS!”

za 2011 rok

data podpis

Słownie:

Do zapłaty:

Pre nu me ra ta re dak cyj na jest wy sy ła na we wtor ki

o godz. 13.00 pocz tą zwy kłą. Czas do tar cia za le ży

od spraw noś ci Pocz ty Pol skiej SA.

Uwaga: Na blankiecie proszę wpisać dokładny adres

pod który ma być wysyłana gazeta

nr rachunku odbiorcy

nazwa zleceniodawcy

Prenumerata wysyłana jest poprzez Pocztę Polską we wtorki. Prenumerata priorytetowa powinna docierać do adresatów krajowych we środy, natomiast zwykła po 3-4 dniach.

Prenumerata zagraniczna priorytetowa dochodzi w ciągu 2-3 dni, na zwykłą trzeba czekać średnio 7-10 dni, a czasem nawet do 2 tygodni.

W prenumeracie zwykłej krajowej numer zwykły kosztuje 4,40 złotego, a podwójny 6,40 złotego. Pieniądze prosimy wpłacić na nasze konto podane w powyższym kuponie

z dopiskiem „Prenumerata 2011”.

Koszt

nazwa odbior

3S Med

ul. Lisa

01-512

63 1910 1

167 zł

Prenumer

„Najwyższ

za 2011 ro

Pre nu me r

o godz. 13

od spraw n

Uwaga: Na

pod który

gg

nr rachunku

nazwa zlecenio

P

P

P

P

P

P

P

P

P

P

P

P

P

P

Pr

Pr

P

Pr

P

Pr

r

e

en

e

en

en

um

um

um

umer

eratttt

ataa wy

w syyła

łann

PRENUMERA

T

A

2011

Szanowni Państwo, oto cennik prenumeraty na 2011 rok. We wpłacie prosimy podać dokładne nazwisko i adres wraz

z kodem pocztowym oraz numerem telefonu. Prosimy przypilnować Panie na poczcie, by na przelewie znalazły się kompletne informacje –

dzięki temu unikniemy reklamacji.

Kraj: prenumerata zwykła – 229 złotych, prenumerata priorytetowa – 289 złotych; Europa, Rosja i Izrael: prenumerata zwykła – 419 złotych, prenumerata priory-

tetowa – 549 złotych; Stany Zjednoczone i Kanada: prenumerata zwykła – 449 złotych, prenumerata priorytetowa – 689 złotych; Australia i Oceania: prenumerata zwykła

– 449 złotych, prenumerata priorytetowa – 969 złotych.

Biurokratyczni jeźdźcy apokalipsy

Prof. Witold J. Kieżun w sławnym emigracyjnym mie-

sięczniku „Kultura” (nr 630) opublikował tekst o czterech

jeźdźcach apokalipsy polskiej biurokracji: gigantomanii,

luksusomanii, korupcji i arogancji władzy. Mimo że tekst

ukazał się prawie 11 lat temu, w jednym z ostatnich wydań

pisma, którego redaktorem naczelnym przez ponad 50 lat był

Jerzy Giedroyc, prawie nic nie stracił ze swojej aktualności.

Regularnie na łamach „NCz!” demaskujemy luksusomanię i

korupcję, które na każdym szczeblu władzy przejawiają się

w wielu formach. W czasie rządów Platformy Obywatelskiej

gmach na Wiejskiej wyjątkowo często nawiedza również

arogancja. Do kanonu pijarowskiego nadęcia przeszła m.in.

sławna wypowiedź Donalda Tuska o braku konkurencji, z

którą można by przegrać. Wciąż niestety z procesem trans-

formacji administracji publicznej wiąże się „systematyczny

wzrost zatrudnienia, a jego skala może być określana jako

gigantyczna”. Profesor Kieżun krytykował rozrost z 46 tys.

do 126,2 tys. urzędników, jaki miał miejsce od 1990 do 1998

roku. Obecnie podatnicy muszą wykarmić 462,9 tys. biuro-

kratów, którzy rocznie produkują tysiące aktów prawnych!

Jak wyliczył Marcin Bonicki (przetargipubliczne.pl), infl a-

cja prawa jest gigantyczna: w roku poprzedzającym wpro-

wadzenie stanu wojennego wydano 117 aktów prawnych; w

rekordowym 2004 roku z sejmowych komisji wypełzło ich

2889 (

21.032 strony w Dzienniku Ustaw). Prawie siedem lat

po akcesji do struktur unijnych Dzienniki Ustaw wciąż za-

wierają średnio 14 tys. stron prawnych regulacji (np.

18.350

w 2009 roku). Urzędnicy – dzieci państwowej gigantomanii

– często całkiem nieźle żyją z prowadzenia szkoleń i wykła-

dów, na których uczą, jak wykorzystać luki w przepisach,

stworzonych często przez nich samych (w tekście „Biurokra-

tyczny rekord świata” zamieszczonym w nr. 8/2010 „NCz!”

zjawisko napędzanej przez biurokrację

luksusomanii opisał Henryk Roliński).

Ostatnio na infl ację prawa zareagowało samo

Ministerstwo Finansów! Zamiast jednak zapowie-

dzi ukręcenia głowy ustawodawczej gigantomanii, podwładni

Jacka Rostowskiego dali wyraz wyjątkowej arogancji. Resort

domaga się bowiem podwyżki opłat za wydanie przez fi skusa

interpretacji przepisów prawa podatkowego!

Według ustaleń

serwisu wyborcza.biz, fi rmy zamiast 40 zł miałyby płacić...

1000 zł za każdą pomoc w przeprawie przez legislacyjną dżun-

glę! Podwyżkę o 2400 proc. ministerstwo uzasadniło... chę-

cią urealnienia rzeczywistych kosztów wydania interpretacji,

za które doradcy podatkowi, radcy prawni i adwokacji biorą

znacznie większe pieniądze! Innymi słowy: urzędnicy – często

współautorzy prawniczej gmatwaniny – pozazdrościli więk-

szych pieniędzy pracującym komercyjnie kolegom! Według

wyliczeń ministerstwa, w 2009 roku średni koszt wydania in-

terpretacji podatkowej wyniósł 1072 złote. Utrzymanie Biura

Krajowej Informacji Podatkowej, do którego tylko dwa lata

temu zdesperowane i poirytowane jakością polskiego prawa

podmioty gospodarcze zapukały 30 tys. razy (!), kosztowało

30 mln złotych...

Jerzy Giedroyc umieścił w swoim gabinecie we francu-

skim Maisons-Laffi tte okładkę ostatniego wydania pisma

„Le Combat”, na którym wzorowała się emigracyjna „Kul-

tura”

. Z pierwszej strony współtworzonego przez Alberta Ca-

musa pisma do końca życia Giedroycia spoglądał nagłówek:

Silence, on coule! („Cisza, toniemy!”). Niestety również Pol-

ska przedsiębiorczość – rozszarpywana przez biurokratycz-

nych jeźdźców apokalipsy – powoli tonie w morzu regulacji

kolejnych Dzienników Ustaw.

I

NKWIZYTOR

background image

LI

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

FILM

„RYTUAŁ” („The Rite”), USA, 2011. Reżyseria: Mikael Håfström. Wykonawcy: Anthony Hopkins,

Colin O’Donoghue, Alice Braga, Rutger Hauer i inni. Dystrybucja: Warner Bros.

„RYTUAŁ” („The Rite”), USA, 2011. Reżyse

i

i

ri

a:

Mikael Håfström.

W

W

Wykonawcy: Anthony Hopkins,

Colin O’Donoghue, Alice Braga, Rutger Hauer i inni. Dystrybucja: Warner Bros.

Nauka egorcyzmów

W

amerykańskim repertuarze kin obserwujemy ostatnio
niewiele zmian. Ciekawe, że przyznający ostatnie
Oskary członkowie Akademii nie znaleźli lepszego
fi lmu od brytyjskiego utworu „Jak zostać królem”,

który cieszy się u nas także wielkim powodzeniem u widzów. Ame-
rykańskie produkcje z ubiegłego roku znalazły się na dalszym planie.
Fakt ten nie może dziwić, bowiem w produkcji amerykańskiej nie
znajdujemy ostatnio zbyt wiele rarytasów. W bieżącym programie
naszych kin są regularne hollywoodzkie obrazy gatunkowe, m.in. ko-
media („Sex story”), fantastyka („Zielony szerszeń”, „Władcy umy-
słów”, „Wojna o Los Angeles”) i dramaty obyczajowe, jak „Figh-
ter” – świetnie zrealizowana, oparta na autentycznej historii historia
boksera z problemami. Jednak niektórzy producenci hollywoodzcy
wykonują czasem pozytywne gesty, odbiegające od ideologii poli-
tycznej poprawności. Niezwykły fi lm „Rytuał” sprawił już pewien
kłopot recenzentom z prasy branżowej, którzy fi lmy o tematyce re-
ligijnej traktują zazwyczaj lekceważąco i pogardliwie. Zjawisko to
stale się pogłębia, co powoduje, że tradycja chrześcijańska schodzi
dziś na kompletny margines kultury popularnej. Przykładem niech
będzie krytyczna recenzja tego obrazu w miesięczniku „Film”, gdzie
zapowiadane są wszystkie premiery danego miesiąca.

Twórcy „Rytuału”, ekranizacji wydanej niedawno po pol-

sku książki „Obrzęd. Tajemnice współczesnych egzorcyzmów”
Matta Baglio, sprawili wszystkim niedowiarkom kłopotliwą nie-
spodziankę. Producenci tego utworu zrealizowali kilka lat temu
znany u nas obraz „Egzorcyzmy Emily Rose” o podobnej tema-
tyce. Nakręcony w konwencji psychologicznego dreszczowca
„Rytuał” spodobał się nawet watykańskiemu organowi „L’Osse-
rvatore Romano”, co się rzadko ostatnio zdarza. Jak bowiem wspo-
mniałem, mamy obecnie do czynienia z zalewem obrazów o wymo-
wie jednoznacznie antychrześcijańskiej i antykatolickiej, pełnych
makabrycznych bzdur, jak w przypadku „Kodu Da Vinci”. Okazało
się jednak, że przynajmniej niektórzy fi lmowcy wierzą jeszcze w
diabła i przypomnieli sobie „Egzorcystę” – wielki przebój kinowy

z lat 70. ubiegłego wieku. „Rytuał” sprawia nawet wrażenie wy-
znania wiary katolickiej przez jego autorów. Mottem utworu są sło-
wa papieża Jana Pawła II o obecności demonów we współczesnym
świecie. Książka Baglio ma charakter reportażu o spotkaniu młode-
go wątpiącego księdza z doświadczonym egzorcystą. Znajdujemy
tam także naukowe refl eksje na temat natury opętań przez demony i
wskazówki, jak je odróżnić od chorób psychicznych.

Twórcy fi lmu musieli – jak często bywa w przypadku ekraniza-

cji literatury – skoncentrować się na ukazaniu przebiegu drama-
tycznej akcji i odtworzeniu rytuału egzorcyzmów. Odbiegli więc
nieco od literackiego oryginału, będącego połączeniem reportażu,
kreacji i wykładu naukowego. W mrocznej atmosferze, przepeł-
nionej tajemnicą zmagań z demonami, obserwujemy dramatycz-
ne zmagania z szatanem doświadczonego ojca Lucasa, któremu
asystuje młody amerykański seminarzysta Michael, uczęszcza-
jący na kurs dla egzorcystów w Watykanie. Wartością fi lmu jest
niezwykła i dramatyczna kreacja wybitnego aktora brytyjskiego,
Sir Anthony’ego Hopkinsa, w roli Walijczyka, o. Lucasa. Hopkins
grał już w swojej bogatej karierze role szekspirowskie, seryjnego
mordercę, wyrafi nowanych kamerdynerów, arystokratów, a ostatnio
wystąpił nawet w komedii Woody’ego Allena. Tutaj kreuje księdza
walczącego z diabłem. Młody Michael, patrząc na te zmagania z
szatanem, stopniowo przełamuje swe wątpliwości i włącza się w eg-
zorcyzmy. W znakomitym i podwójnym w pewnym sensie zakoń-
czeniu akcja ulega dramatycznemu przyspieszeniu. Twórcy kończą
konfl ikt sceptycznego racjonalizmu i autentycznej wiary w sposób
akceptujący wiarę. Od strony fi lmowej fi lm został zrealizowany
bardzo starannie, z położeniem nacisku na kreacje aktorskie. Ulice,
zakątki i wnętrza Rzymu nie przypominają tu uroczego folderu o
urokach Wiecznego Miasta. Wchodzimy bowiem w mroczny świat
wiecznego zagrożenia przez demony i ciemne strony natury ludz-
kiej. „Rytuał” można potraktować nie tylko jako dreszczowiec, lecz
także jako skrócony teologiczny wykład na temat egzorcyzmów.

M

IROSŁAW

W

INIARCZYK

background image

LII

NR 14 (1089)

2 KWIETNIA 2011

Dla osób chcących zorientować

się w podstawach szkoły jest to

fundament. Niezwykle pożytecz-

na zwłaszcza w dobie kryzysów
ekonomicznych. Nie mamy wąt-

pliwości, że wiek XXI to wiek po-
wrotu ekonomii wolnorynkowej.

CE NA: 29,90 zł

To pierwsze

podsumowanie ustaleń

na temat katastrofy

smoleńskiej.

Wyrób sobie własne

zdanie kto jest winny!

CE NA: 28,90 zł

Opus ma gnum pa pie ża wol no -
ścio wej eko no mii. Je śli chcesz

do wie dzieć się jak na praw dę

dzia ła go spo dar ka i jak mo gła -

by dzia łać gdy by nie so cja li -

stycz ne ab sur dy, mu sisz się

z tą książ ką za po znać.

CENA: 99 zł

Jest to książka napisana

w sposób prosty i mądry. Jej

zasadniczym motywem jest

kryzys zapoczątkowany w 2008

roku i zgodnie z tezą autora,

trwający nadal. Autor rozprawia

się z mitem keynesizmu.

CE NA: 26,90 zł

Prezentowana satyra jest

opisem polskiej rzeczywistości

na Kresach, widzianej oczami

wyzwolicieli. Sergiusz Piasecki

w humorystycznej formie

pokazał zderzenie się dwóch

różnych światopoglądów.

CE NA: 17,90 zł

Tego polska historografia jeszcze

nie widziała! Zbiór dokumentów

pisanych ręką Józefa Stalina, Mi-

kołaja Jeżowa i Henryka Jagody

dotyczący ludobójstwa popełnio-

nego przez Sowietów na Pola-

kach w latach 1937-1938.

CENA: 28,90 zł

Au

tor „NCz!”

Tom pierwszy antologii najlep-

szych tekstów NCZ! (1990-

1996). Jest to zbior artykułów

tych autorów, którzy w naszym

konserwatywno-liberalnym

świecie, szczególny akcent kła-

dli i kładą na konserwatyzm.

CENA: 28,90 zł

Au

tor „NCz!”

Czyżby Tomasz Teluk stracił

wiarę w libertarianizm? Drugie,

poprawione wydanie jego książ-

ki o najbardziej radykalnych

zwolennikach niczym nieograni-

czonej swobody to krytyka wol-

nościowej idei!

CE NA: 20,99 zł

Au

tor „NCz!”

Ro sja za czy na zno wu gro zić.

Ale czym jest tak na praw dę dzi -

siej sza Ro sja? Od po wiedź da je

w swo jej książ ce Woj ciech Grze -

lak, któ ry chciał w Rosji osiąść

na sta łe, ale ostatecz nie roz my-

ślił się. Do wiedz się dla cze go!

CENA: 28,90 zł

Stanisław Michalkiewicz

wyjaśnia w pierwszym wywia-

dzie-rzece co to jest razwied-

ka, czym jest „Żywa Cerkiew”

i kapitalizm kompradorski

oraz kim są polscy żydofile.

Musisz to wiedzieć!

CENA: 28,95 zł

Nie jest kolejną pozycją z ga-

tunku spiskowej teorii dziejów.

Autor, proponuje poddać ruchy

masońskie badaniom, by do-

wiedzieć się, kim są ich uczes-
tnicy, jak zdobywają pieniądze

i dlaczego zależy im na tajności.

CE NA: 42,90 zł

Aby za ku pić książ kę za po śred nic twem na szej księ gar ni pro szę wpła cić na kon to

73 1500 1777 1217 7009 1480 0000

(3S Media Sp. z o.o., ul. Lisa Kuli 7/1,

01-512 Warszawa) od po wia dnią kwotę oraz w tre ści prze ka zu po dać jej ty tuł oraz swój do kład ny ad res (z kodem pocztowym) i numer telefonu. Ce nę książ ki pro szę po więk -

szyć o koszt prze sył ki w wy so ko ści

9 zł.

Książ ki wy sy ła ne są pocztą.

Np: „Li ber ta ria nizm” – koszt 20,99 + 9 = 29,99.

ZAMÓW MIN. 6 KSIĄŻEK – WYSYŁKA BĘDZIE GRATIS!

Chcesz zabrać swoją ulubioną lekturę na wakacje lub
w podróż, masz mało miejsca w bagażu...
– Kup książkę w wersji elektronicznej!
Łatwa nawigacja, szybka wysyłka, mniejsze koszty!

Satyry polityczne

Janusza Szpotańskiego

często cytowane przez

Stanisława

Michalkiewicza zgrupo-
wane w trzech cyklach:

Gnom, Caryca, Szmaciak.

CE NA: 29,90 zł

Autor pokazuje, że nie trzeba
być mędrcem i nie wystarczy

mieć racje, by zostać autoryte-

tem moralnym, cytowanym,

rozchwytywanym i pokazy-

wanym w mediach, jako drogo-

wskaz wiedzy i cnoty.

CE NA: 34,90 zł

Au

tor „NCz!”

Au

tor „NCz!”

Au

tor „NCz!”

Au

tor „NCz!”

Au

tor „NCz!”

Au

tor „NCz!”

Au

tor „NCz!”

Historia ruchu anarcho-indywi-

dualistycznego w USA. Od ko-

lebki aż po grób. Mało znana

w Polsce tematyka. Autor opi-

suje kolejne fazy rozwoju tego

kierunku ideowego i osobiste

losy jego twórców.

.

CE NA: 22,90 zł

Najbardziej niepoprawna

książka o Unii Europejskiej

na całym świecie! Powstała

na podstawie „Postępu w Eu-

ropie” „Postępu Postępu”

z „NCz!”. Pośmiej się z nami

z uniokratów!

CE NA 18,90 zł

Jest to książka-legenda.

Została przetłumaczona na wie-

le języków. W latach trzydzie-

stych zrobiła karierę na obu pół-

kulach i odegrała znaczącą rolę

w ukazaniu, kto i jak „robił”

Rewolucję Październikową.

CE NA: 34,90 zł

Tego jeszcze nie było! Pierw-

szy wywiad-rzeka z Januszem

Korwin-Mikkem przeprowa-
dzony przez Tomasza Som-

mera. Jeśli chcesz dowiedzieć

się kim naprawdę jest JKM to

jest to pozycja obowiązkowa.

CENA: 24,99 zł

Aby za ku pić książ kę w wersji elektronicznej (e-book) za po śred nic twem na szej księ gar ni pro szę wpła cić na kon to

73 1500 1777 1217 7009 1480 0000

su mę od po wia da ją cą war to ści książ ki oraz w tre ści prze ka zu po dać jej ty tuł oraz swój ad res mailowy na który wyślemy e-booka.

w wersji
elektronicznej

CENA: 18,95 zł

Liberalna wizja mediów daje jed-

nostce możliwość doboru dowol-

nego filtra w ich wyborze. Komer-

cjalizacja telewizji i gazet jest

w stanie odpowiednio regulować

rynek i – przede wszystkim

– ograniczyć wpływy polityczne.

CENA: 28,90 zł

Au

tor „NCz!”

w wersji
elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji
elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji
elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji
elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji
elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji
elektronicznej

CENA: 18,95 zł

w wersji
elektronicznej

CENA: 14,95 zł

NOWOŚĆ

NOWOŚĆ

NOWOŚĆ

NOWOŚĆ

NOWOŚĆ

NOWOŚĆ

NOWOŚĆ

NOWOŚĆ

Oto pierwszy wywiad-rzeka z najbardziej niepokor-

nym polskim filozofem Bogusławem Wolniewiczem,

związanym ze środowiskami skupionymi wokół Radia

Maryja. Jego teksty publikuje m.in. „Najwyższy

CZAS!” i „Rzeczpospolita”. To jeden z najostrzejszych

krytyków upadku cywilizacyjnego i moralne-

go Europy. Znany z niezwykle cel-

nych, a jednocześnie bezlito-

snych i bezkompromi-

sowych analiz sytuacji

politycznej.

KSIĘGARNIA „NCz!”

KSIĘGARNIA „NCz!”

e-book, czyli...
...wersja elektroniczna

Kto stoi za zielonym terrorem?

Dlaczego UE tak łatwo ulega

szaleństwom ekologów?

CE NA: 21,80 zł

w wersji
elektronicznej

CENA: 14,95 zł

Pierw sza w Pol sce książ ka pre -

zen tu ją ca po li tycz nej uspra wie dli -

wie nia wy mu sza nia po dat ków.

CE NA: 18,95 zł

Książka opisująca historię

naszego wieku. Autor z nie-

zwykłą starannością pokazu-

je przebieg historii.Książkę

czyta się jak powieść!

Tom I

CENA: 33,9 zł

Tom II

CENA: 39 zł

Pakiet

CENA: 70 zł

www.nczas.com

www.sklep-niezalezna.pl

NOWOŚĆ!
Już w sprzedaży!

NOWOŚĆ!
Już w sprzedaży!

w wersji
elektronicznej

CENA: 18,95 zł CE NA: 28,9 zł

NOWOŚĆ

NOWOŚĆ


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Najwyzszy Czas 15 2011
14 2011
2003 11 14 2011
Prawo cywilne ćw.14 2011-05-09, Prawo Cywilne
Czas pracy w 2011 roku 23 przykładowe grafiki ebook
RocznikiPsychologiczne 14 2011 nr2 B5 s141 158 System rodzinny
Dominik Kustra, Najwyższy czas odkurzyć Biblię
RocznikiPsychologiczne 14 2011 nr2 B5 s215 218
Prawosławne Nabożeństwa Niedzielne czas 14 ton 6
Kiedy polskie złoto wróci do kraju Michal Wroblewski (Najwyższy Czas!}
patomorfologia wyklad 2 14 10 2011 2
Czas wolny - 14-16, KONSPEKTY KSM
KPF w Neurologii wykad 3 (14 01 2011)
2011 03 05 21;14;04

więcej podobnych podstron