I rynek i państwo
Noblista Amartya Sen 2009-04-06, ostatnia aktualizacja 2009-04-03 16:52:35.0
Czy potrzebny nam rynek? Jak najbardziej. Ale też państwo, które dostarcza usług publicznych, dba o
edukację i świadczenia dla ubogich, usuwa nierówności. Klasyk kapitalizmu byłby za
Rok 2008 był rokiem kryzysów. Najpierw mieliśmy kryzys żywnościowy, uderzający zwłaszcza w biednych konsumentów,
przede wszystkim w Afryce. Towarzyszył mu rekordowy wzrost cen ropy. Wreszcie dość nieoczekiwanie, jesienią,
nastąpiło globalne załamanie koniunktury, które pogłębia się z zastraszającą szybkością.
Rok 2009 przyniesie najpewniej dramatyczne pogorszenie. Ucierpiały wielkie fortuny - ale najbardziej ucierpią
najbiedniejsi.
Wyłania się z całą ostrością pytanie o istotę kapitalizmu - o to, czy wymaga on zasadniczej zmiany. Niektórzy obrońcy
wolnorynkowego kapitalizmu opierają się wszelkim reformom przekonani, że niesłusznie obarcza się system
odpowiedzialnością za przejściowe problemy. Te przypisują błędom rządów (np. administracji Busha) lub jednostek (np.
temu, co McCain nazwał podczas kampanii wyborczej "chciwością Wall Street"). Inni widzą defekty obecnego systemu
ekonomicznego i myślą o alternatywnych rozwiązaniach coraz częściej nazywanych "nowym kapitalizmem".
Idea "starego" i "nowego" kapitalizmu odegrała ważną rolę podczas paryskiego sympozjum "Nowy świat, nowy kapitalizm"
z udziałem prezydenta Sarkozy'ego i byłego premiera Blaira, którzy agitowali za zmianą. Wypowiadająca się w tym
samym duchu kanclerz Angela Merkel przedstawiła niemiecką koncepcję rynku "socjalnego", ograniczonego pakietem
konsensusów, tj. alternatywną wersję kapitalizmu (choć Niemcy nie radzą sobie z kryzysem szczególnie lepiej).
Oprócz doraźnych strategii antykryzysowych niezbędna jest długofalowa wizja przemian społecznych. Pojawiają się trzy
kwestie.
• Czy potrzebujemy „nowego kapitalizmu”, czy raczej mniej monolitycznego systemu gospodarowania zbudowanego z
różnych, wybieranych pragmatycznie instytucji i realizującego wartości społeczne dające się lepiej bronić na gruncie
etycznym? Chcemy „nowego kapitalizmu” czy może nowego świata?
• Druga kwestia dotyczy potrzebnej dziś formuły ekonomicznej - zwłaszcza na czas kryzysu. Co myśleć o zaleceniach
ekonomistów uniwersyteckich dla ekonomistów praktyków, a zwłaszcza o odradzaniu się, wraz z zaostrzaniem się
kryzysu, keynesizmu? Jakie instytucje i priorytety winniśmy wziąć pod uwagę w dobie kryzysu?
• Rozważając długofalowe zmiany, winniśmy pomyśleć - i to pomyśleć szybko - o tym, jak wydobyć się z kryzysu jak
najmniejszym kosztem.
Jak piwowar z piekarzem
Jakie cechy decydują o "nowej" lub "starej" kapitalistyczności systemu? Dlaczego to, co uzyskamy w wyniku
zreformowania obecnego kapitalistycznego systemu gospodarczego, mielibyśmy nadal nazywać kapitalizmem? Za cechę
kapitalizmu uznaje się powszechnie rynkowy charakter zawieranych transakcji. Archetypowe właściwości kapitalizmu to
poleganie na zysku jako podstawowej motywacji i na osobistych korzyściach wynikających z własności prywatnej. Lecz
skoro tak, czy systemy gospodarcze Europy i Ameryki są rzeczywiście kapitalistyczne?
Zamożne kraje świata - kraje europejskie, USA, Japonia, Singapur czy Australia - od dawna wykorzystują umowy i inne
płatności realizowane poza rynkiem. Są to zasiłki dla bezrobotnych, emerytury i inne świadczenia społeczne, a także
edukacja czy lecznictwo. Uprawnienia w tych sferach nie są związane z własnością prywatną ani z prawem własności.
Gospodarka rynkowa opiera się na maksymalizacji zysków, ale też na szeregu innych działań, jak bezpieczeństwo
publiczne i świadczenia społeczne, dzięki którym odeszliśmy daleko od gospodarki rządzonej samym rynkiem. System
zwany kapitalizmem działa sprawnie także dzięki takim instytucjom, jak: opłacana z funduszów publicznych edukacja,
opieka zdrowotna czy komunikacja.
Czy możemy zatem jeszcze mówić o kapitalizmie? Idea ta odegrała ważną historyczną rolę, ale jej użyteczność mogła się
już wyczerpać.
W swoich pionierskich pracach Adam Smith pokazał użyteczność i dynamizm gospodarki rynkowej, jak też dlaczego
dynamizm ten funkcjonuje. Przedstawił pouczającą diagnozę mechanizmów rynkowych nabierających dynamiki na jego
oczach. Opublikowane w 1776 r. "Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów" były kolosalnym wkładem w
zrozumienie tego, co z czasem zaczęto zwać kapitalizmem. Smith pokazał, jak bardzo oswobodzenie handlu przyczynić
się może do generowania bogactwa przez specjalizację produkcji, podział pracy i wykorzystanie na ogromną skalę
działalności gospodarczej.
Nauki te nie straciły nic na aktualności (analiza mechanizmów handlu zagranicznego, za którą Paul Krugman dostał w
zeszłym roku Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii, wiązała się ściśle z proroczymi intuicjami Smitha). XVIII-wieczna
teoria rynku i kapitału zaowocowała analizami, które osadziły trwale system rynkowy w głównym nurcie ekonomii.
Badaniu pozytywów kapitalizmu działającego poprzez mechanizmy rynkowe towarzyszyło jednak odkrywanie jego
ciemnych stron. Socjalistyczni myśliciele, zwłaszcza Marks, przedstawili mocne argumenty przeciw kapitalizmowi. Jednak
nawet Smith rozumiał dobrze ogromne problemy, jakie spowodowałoby poleganie na samym rynku i dążeniu do zysku.
Pierwsi obrońcy rynku, w tym sam Smith, nie twierdzili bynajmniej, że jest on wyłącznym gwarantem doskonałości ani że
wystarczy motywacja, jaką jest zysk.
Motywem wymiany jest korzyść własna (nic prócz niej nie jest - pisał Smith - potrzebne, by wyjaśnić, dlaczego piekarze,
piwowarzy, rzeźnicy i konsumenci handlują ze sobą), jednak gospodarka funkcjonuje dzięki zaufaniu między partnerami
tych umów. Kiedy robieniu biznesu - m.in. działalności banków - towarzyszy przeświadczenie, że obietnice mogą być i
będą dotrzymane, stosunki między pożyczkodawcami i pożyczkobiorcami układają się dobrze na zasadach wzajemności.
Smith pisał o sytuacji, w której "ludzie w jakimś kraju do tego stopnia ufają fortunie, prawości i roztropności bankiera, że
wierzą, iż zawsze spłaci na każde żądanie wszelkie przedstawione mu weksle - weksle tyle warte ile złoto i srebro,
wskutek pewności, że w każdej chwili mogą być na nie wymienione". Wyjaśniał też, dlaczego bywa inaczej - moim
I rynek i państwo
http://wyborcza.pl/2029020,76842,6463889.html?sms_code=
1 z 4
2010-10-12 01:04
zdaniem nie zdziwiłyby go specjalnie obecne kłopoty firm i banków wywołane powszechnym lękiem i brakiem zaufania
skutkującym zamrożeniem rynków kredytowych.
Państwo opiekuńcze pojawiło się znacznie później, warto więc wspomnieć o jego szczerej trosce o biednych i
upośledzonych. Najwyraźniejszym defektem mechanizmu rynkowego jest to, czego mechanizm ten nie załatwia. W
swoich analizach wykraczał Smith daleko poza koncepcję niewidzialnej ręki rynku. Bronił państwa dostarczającego usługi
publiczne, takie jak edukacja i świadczenia dla ubogich, zarazem niepokoił się nierównościami i ubóstwem w skądinąd
prosperującej gospodarce rynkowej.
Niejasna granica między rynkiem jako mechanizmem koniecznym i wystarczającym była przyczyną pewnych
nieporozumień co do jego pojmowania przez Smitha. Bronił on np. rynku żywności i krytykował rządowe ograniczenia
prywatnego handlu zbożem, co często interpretowano jako argument przeciw interwencjonizmowi państwowemu,
mającemu rzekomo pogarszać sytuację głodujących.
Smith bronił jednak prywatnego handlu w tym tylko sensie, że kwestionował przekonanie, wedle którego kontrolowanie
handlu żywnością zmniejszy ciężar głodu. Nie przeczy to w żadnej mierze potrzebie działań rządowych uzupełniających
funkcjonowanie rynku przez tworzenie miejsc pracy i dochodów (np. przez programy zatrudnieniowe). Jeśli bezrobocie
gwałtownie wzrośnie wskutek złej sytuacji ekonomicznej lub złej polityki, sam rynek nie wykreuje dochodów tych, którzy
pracę stracili.
Nowi bezrobotni będą, jak pisał Smith, "albo głodować, albo będą zmuszeni do utrzymywania się przez żebractwo lub
czyny jeszcze bardziej haniebne". Smith odrzuca interwencje antyrynkowe, ale nie te, które z rynkiem współpracują,
próbując załatwić sprawy przezeń pomijane.
Smith nie posługuje się terminem "kapitalizm", ale trudno też znaleźć w jego pracach argumenty na rzecz wystarczalności
sił rynkowych lub konieczności zaakceptowania dominacji kapitału. W "O bogactwie narodów" pisał o roli wartości
wykraczających poza zysk, ale we wcześniejszej, opublikowanej dokładnie ćwierć milenium temu "Teorii uczuć
moralnych" poddał wyczerpującej analizie potrzebę działań niesprowadzających się do żądzy zysku. "Roztropność" to -
twierdził - "cnota ze wszystkich najbardziej dla człowieka użyteczna", ale "ludzkie uczucia, sprawiedliwość, szczodrość i
obywatelska postawa to przymioty najbardziej użyteczne dla innych".
Smith uważał, że rynek i kapitał sprawdzają się na swoim gruncie, ale wymagają wsparcia innych instytucji - w tym służb
publicznych, jak szkoły, i wartości innych niż zysk; wymagają też hamulca i korekty innych instytucji, np. dobrze
pomyślanych regulacji i programów dla biednych przeciwdziałających destabilizacji, nierównościom i
niesprawiedliwościom. Myśląc o alternatywnej wizji działalności gospodarczej uwzględniającej pragmatyczny wybór usług
publicznych i przemyślanych uregulowań, nie oddalimy się od reform, które przewidywał Smith, krytykując kapitalizm, a
zarazem go broniąc.
W rękach utracjuszy
Kapitalizm pojawił się wraz z systemem praw i praktyk ekonomicznych chroniących prawo własności i umożliwiających
funkcjonowanie opartej na niej gospodarki. Wymiana handlowa nie mogła zaistnieć, dopóki reguły biznesowej moralności
nie umożliwiły trwałej i niekosztownej filozofii umów - kiedy nie musimy nieustannie pozywać partnerów i unieważniać
kontraktów. Inwestowanie w produkcję nie kwitłoby, gdyby nie malały korzyści osiągane dzięki korupcji. Kapitalizm
nastawiony na zysk korzystał zawsze ze wsparcia innych wartości.
Moralne i prawne zobowiązania i odpowiedzialność związana z transakcjami stały się trudniejsze do wyśledzenia wskutek
szybkiego rozwoju rynków wtórnych, obejmujących derywaty i inne instrumenty finansowe. Pożyczkodawca, który skłonił
oszukańczo pożyczkobiorcę do nierozsądnego ryzyka, może teraz wcisnąć swoje aktywa stronie trzeciej niemającej nic
wspólnego z pierwotną transakcją. Odpowiedzialność wielce ucierpiała, wzrosła więc znacznie potrzeba nadzoru i
regulacji.
A mimo to w tym samym czasie skurczył się dramatycznie nadzór rządowy wskutek wiary w samoregulacyjne zdolności
rynku, zwłaszcza w USA. Im bardziej potrzebny był nadzór, tym mniej go było. Zapowiadało to katastrofę, która
ostatecznie się wydarzyła w zeszłym roku, przyczyniając się w wielkiej mierze do nękającego dziś świat kryzysu
finansowego. Skutkiem braku regulacji działań finansowych są nie tylko nielegalne praktyki, lecz także spekulacyjny
przerost, wedle Smitha owocujący powszechną pogonią za zyskiem.
Żądnych zysku entuzjastów wysokiego ryzyka zwie Smith "utracjuszami i marzycielami" - to trafny opis niedawnych
emitentów subprime'owych hipotek [kredyt subprime - o wyższym niż standardowe oprocentowaniu]. Omawiając np.
ustawy antylichwiarskie, postulował Smith, by prawo państwowe chroniło obywateli przed utracjuszami i marzycielami
oferującymi nierozsądne pożyczki: "Znaczna część kapitału krajowego nie trafiłaby do rąk tych, którzy
najprawdopodobniej uczyniliby zeń najzyskowniejszy użytek, tylko do tych, którzy najpewniej go zmarnują i zniszczą".
Cicha wiara w samonaprawcze zdolności rynku, odpowiedzialna w znacznej mierze za deregulację w USA, kazała
ignorować poczynania utracjuszy i marzycieli w sposób, który zszokowałby Smitha.
Obecny kryzys gospodarczy jest w znacznej części skutkiem ogromnego przecenienia mądrości procesów rynkowych.
Kryzys pogłębia się wskutek lęku i braku zaufania do rynków finansowych i, generalnie, wszelkiego biznesu - reakcji
widocznych w zachowaniach rynku po ogłoszeniu planów stymulacyjnych, w tym skalkulowanego w lutym tego roku na
787 miliardów dolarów planu administracji Obamy. Tak się składa, że problemy te dostrzegł w XVIII w. Smith, choć nie
dostrzegli ich ci, którzy sprawowali ostatnio rządy, zwłaszcza w USA - a jakże chętnie cytowali oni Smitha jako obrońcę
nieskrępowanego rynku.
Choroba pesymizmu
Smitha cytuje się ostatnio szeroko, ale jeszcze większego uznania doczekał się John Maynard Keynes. Skumulowana
dekoniunktura, którą właśnie obserwujemy i która coraz bardziej przypomina Wielki Kryzys lat 30., ma niewątpliwe
keynesowskie cechy: spadek dochodów jednych obniża ich siłę nabywczą, co z kolei obniża dochody innych itd.
Jednak Keynes może nas ocalić tylko w części - żeby zrozumieć obecny kryzys, trzeba czegoś więcej. Ekonomistą mniej
dziś znanym jest rywal Keynesa Arthur Cecil Pigou, który studiował w tym samym czasie co on w Cambridge. Większą niż
Keynes uwagę zwracał na ekonomiczną psychologię i jej wpływ na cykle biznesowe - także na zaostrzenie się recesji,
która jak dziś może przemienić się w kryzys. Ekonomiczne fluktuacje przypisywał po części "przyczynom
psychologicznym", zmiennym nastrojom ludzi, których działania wpływają na stan przemysłu - błędom niesłusznego
optymizmu i niesłusznego pesymizmu w biznesowych prognozach.
I rynek i państwo
http://wyborcza.pl/2029020,76842,6463889.html?sms_code=
2 z 4
2010-10-12 01:04
Poza keynesowskim efektem błędnego koła dekoniunktury jesteśmy też pod silnym wpływem błędów chybionego
pesymizmu. Pigou skupiał się zwłaszcza na potrzebie odmrożenia w takiej sytuacji rynku kredytowego; przewidywał
"częstsze lub rzadsze bankructwa zależnie od tego, czy wskutek załamania się popytu pożyczki bankierskie będą
łatwiejsze bądź trudniejsze do uzyskania".
Mimo ogromnych zastrzyków dostarczanych amerykańskiej i europejskiej gospodarce banki i instytucje finansowe
niechętnie odmrażają rynek kredytów. Padają też inne biznesy, częściowo wskutek zmniejszonego popytu, ale też w
obawie przed jeszcze mniejszym przyszłym popytem w klimacie powszechnego przygnębienia (Pigou pisał o chorobie
pesymizmu).
Jednym z problemów, z jakimi musi się uporać administracja Obamy, jest to, że realny kryzys spowodowany m.in.
finansową niegospodarnością pogłębił się wielokrotnie wskutek zapaści psychologicznej. Kroki, jakie rozważa się teraz w
Waszyngtonie i gdzie indziej celem regeneracji rynku kredytów, to m.in. subsydia obwarowane surowymi wymaganiami,
rządowe zakupy toksycznych aktywów, ubezpieczenie niezdolności kredytowej i nacjonalizacja banków (to przeraża wielu
konserwatystów tak samo, jak oddanie pod prywatną kontrolę środków publicznych przekazanych bankom martwi ludzi
zatroskanych problemem odpowiedzialności).
Słaba reakcja rynku na dotychczasowe poczynania administracji dowodzi, że politykę tę trzeba każdorazowo oceniać
wedle jej oddziaływania na psychikę producentów i konsumentów, zwłaszcza w Ameryce.
Bismarck lepszy od Keynesa
Jest jeszcze jedna ważna różnica między Pigou i Keynesem. Keynes interesował się maksymalizacją łącznego dochodu,
mniej zaś jego nierówną dystrybucją i opieką społeczną - Pigou jest nie tylko autorem klasycznego studium o ekonomii
socjalnej, ale też jako pierwszy zastosował skalę ekonomicznej nierówności jako główny wskaźnik ekonomicznego
szacowania i polityki.
Ponieważ cierpienie najbardziej upośledzonych wymaga najpilniejszej naszej uwagi, przyjazna współpraca między
biznesem i rządem nie może kończyć się na zgodnym koordynowaniu wzrostu gospodarczego. Planowane reakcje na
kryzys i pomysły wykraczające poza generowanie wzrostu uwzględniać muszą społecznych nieudaczników. Kryzys
uderza najsilniej w rodziny zagrożone bezrobociem, pozbawione świadczeń medycznych, niedoprzywilejowane
społecznie i ekonomicznie. Uwagi wymagają ich problemy, z którymi teoria Keynesa słabo sobie radzi.
Trzeci obszar, w którym Keynes wymaga uzupełnienia, to opieka społeczna, o której nawet Otto von Bismarck miał chyba
więcej niż on do powiedzenia. O tym, że gospodarka rynkowa miewa spore problemy z zagwarantowaniem świadczeń
socjalnych (np. edukacja czy opieka zdrowotna), wiedzieli dobrze czołowi współcześni ekonomiści, m.in. Paul Samuelson
i Kenneth Arrow. Jest to oczywiście problem długofalowy, ale warto zauważyć, że załamanie koniunktury uderza
zwłaszcza w tych, którzy nie mają ubezpieczenia zdrowotnego.
Kiedy nie istnieje system społecznej opieki zdrowotnej, każdy przypadek utraty zatrudnienia może owocować dalszym
wykluczeniem z systemu wskutek utraty dochodów lub związanego z zatrudnieniem prywatnego ubezpieczenia. W USA
bezrobocie sięga dziś 8 proc., co jest odbierane jako kolosalna deprywacja. Warto spytać, jak uniknęły totalnego
załamania kraje europejskie, które - jak Francja, Włochy i Hiszpania - od dziesięcioleci żyją ze znacznie wyższym
bezrobociem. Odpowiedzią jest po części europejskie państwo opiekuńcze, gwarantujące bezrobotnym znacznie większe
zabezpieczenia socjalne niż USA i zapewniające wszystkim podstawową opiekę medyczną.
Rzuca się w oczy, zwłaszcza w USA, niezdolność rynku do zapewnienia powszechnej opieki zdrowotnej - także w
Chinach, gdzie po zniesieniu w 1979 r. powszechnej opieki zdrowotnej pogorszył się poziom zdrowotności i skróciła
oczekiwana długość życia. Przed reformą każdy Chińczyk miał zagwarantowaną, choć prymitywną, opiekę zdrowotną
administracji centralnej lub lokalnej. Kiedy Chiny zrezygnowały z niewydajnych rolniczych spółdzielni, komun i centralnie
sterowanego przemysłu, ich PKB rósł szybciej niż gdziekolwiek w świecie. Ale zarazem kraj wyzbył się powszechnej
opieki zdrowotnej - teraz ubezpieczenie zdrowotne trzeba było kupować indywidualnie.
Chiny miały z tym problem, gdy PKB szybował pod niebiosa, mają go tym bardziej teraz, gdy ich gospodarka gwałtownie
zwalnia. Pekin próbuje przywrócić powszechne ubezpieczenie zdrowotne - podobnie rząd Obamy. I w Chinach, i w USA
jest wiele do zrobienia - to podstawowy punkt walki z kryzysem gospodarczym i długofalowej transformacji obu krajów.
Jak to robią w Indiach
Odnowa keynesowskiej teorii sprowadza się w znacznej mierze do ekonomicznej analizy i polityki, ale sieć trzeba
zarzucić szerzej. Keynesa uważa się często za rebelianta współczesnej ekonomii, jednak de facto stał on się guru
nowego kapitalizmu skupionego na próbach ustabilizowania fluktuacji gospodarki rynkowej. Smith i Pigou uchodzą za
ekonomistów konserwatywnych, jednak od nich, a nie od Keynesa i jego kontynuatorów, pochodzi wiele rozsądnych
spostrzeżeń na temat roli instytucji nierynkowych i promowanych przez nie niedochodowych wartości.
Kryzys jest okazją do zajęcia się długofalowymi problemami, przyjrzenia się od nowa utrwalonym schematom. Pozwala
przyjrzeć się od dawna pomijanym problemom, takim jak ochrona środowiska i opieka zdrowotna, a także transport
publiczny - kwestii zaniedbanej od dziesięcioleci i nadal spychanej na margines.
Jak pokazuje przykład hinduskiego stanu Kerala, można zorganizować stosunkowo niskim kosztem państwową służbę
zdrowia dla wszystkich. Odkąd Chińczycy zrezygnowali z powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, stan Kerala, który
nadal je ma, w sposób znaczący zdystansował Chiny, gdy chodzi o oczekiwaną długość życia i takie wskaźniki jak
śmiertelność niemowląt, mimo o wiele niższego dochodu na głowę ludności. A więc biedne kraje też mają szansę.
Jednak największe wyzwania stoją przed Ameryką, która ma najwyższe w świecie wydatki per capita na zdrowie, ale w
sferze opieki zdrowotnej stosunkowo marne osiągnięcia (40 mln obywateli nie ma gwarancji żadnych świadczeń). W
amerykańskich dyskusjach o reformie opieki zdrowotnej skupiamy się nadmiernie na systemie kanadyjskim - systemie
publicznej opieki zdrowotnej, który bardzo utrudnia opiekę prywatną - podczas gdy w Europie Zachodniej państwowa
służba zdrowia obsługuje wszystkich, ale dopuszcza też prywatną praktykę i prywatne ubezpieczenie tych, którzy mają
pieniądze i chcą je wydać w ten sposób. Nie jest jasne, dlaczego bogaci, którym wolno kupować jachty i inne luksusy,
nie mieliby przeznaczyć swoich pieniędzy na rezonans magnetyczny i tomografię komputerową.
Możemy podjąć wiele kroków, które odmieniłyby nasz świat, jeśli tylko posłuchamy Adama Smitha, który zalecał wielość
instytucji i motywacji.
Obecny kryzys nie domaga się moim zdaniem "nowego kapitalizmu", tylko nowego pojmowania starych idei - Smitha i
Pigou, o których, niestety, zapomnieliśmy. Trzeba też trzeźwego zrozumienia tego, jak funkcjonują instytucje publiczne,
I rynek i państwo
http://wyborcza.pl/2029020,76842,6463889.html?sms_code=
3 z 4
2010-10-12 01:04
od rynków po instytucje państwa - jak mogą one wykraczać poza doraźne rozwiązania i współtworzyć gospodarczo
przyzwoitszy świat.
przeł. Sergiusz Kowalski
*Amartya Sen ur. w 1933 r., filozof i ekonomista indyjski, profesor m.in. Uniwersytetu Harvarda i Cambridge. Laureat
Nagrody Nobla z ekonomii w 1998 r. W Polsce wyszły jego książki „Nierówności. Dalsze rozważania” (2000) i „Rozwój i
wolność” (2002)
Tekst ukazał się w "New York Review of Books" 26 marca br. (vol. 56, no 5)
Tytuł, śródtytuły i skróty od redakcji "Gazety"
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl -
http://wyborcza.pl/0,0.html
© Agora SA
I rynek i państwo
http://wyborcza.pl/2029020,76842,6463889.html?sms_code=
4 z 4
2010-10-12 01:04