Mocna odpowiedź Polski na raport MAK
Członkowie Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, fot. PAP/Radek
Pietruszka
Członkowie Komisji MSWIA, powołanej w celu wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej,
zaprezentowali podczas konferencji prasowej w Warszawie swoje wnioski. Jerzy Miller,
przewodniczący komisji, podkreślił, że nie zaprezentuje ona "nowych wątków, ale te wątki, które
MAK pominął". Była to odpowiedź Polski na ujawniony w zeszłym tygodniu raport
Międzypaństwowej Komisji Lotniczej, który spotkał się z negatywną reakcją w Warszawie. Z
ustaleń polskich śledczych wynika, że kontrolerzy z wieży lotniska w Smoleńsku popełnili wiele
błędów.
Komisja wyświetliła najpierw dwa filmy z lotu Iła-76 i korespondencję z wieżą lotniska w
Smoleńsku. Ił-76 pomimo trudnych warunków wylądował na lotnisku. Zestawiono następnie dwa
nagrania. Jedno pokazywało wylot polskiego Tu-154 z warszawskiego Okęcia, drugie - lądowanie
Iła-76.
Załoga Tu-154 dostała nieodpowiednie dane?
Z filmu wynika, że kierownik lotów był zaskoczony sytuacją, którą obserwował z wieży w
Smoleńsku. Pomimo tego Ił-76 dostał zgodę na wykonanie drugie podejścia do lądowania, choć
widzialność była poniżej 400 metrów, a więc poniżej poziomu lotniska. W tych warunkach Ił-76 nie
powinien był dostać zgody na lądowanie. Z ustaleń Komisji wynika, że Jak-40 wylądował bez
zgody kierownika lotów. Ten ostatni jednak pochwalił po rosyjsku ("Mołodiec") pilota, że udało mu
się posadzić maszynę.
Z ujawnionej rozmowy telefonicznej kontrolerów wynika, że kontrolerzy lotów wiedzieli zanim
tupolew wzniósł się w powietrze, że pogada w Smoleńsku jest tak zła, że lądowanie będzie
niezwykle trudne. Zdaniem członków polskiej komisji badającej katastrofę Tu-154, różnice w
informacjach podawanych polskiemu Jakowi-40 i rosyjskiemu Iłowi-76 pozwalają wątpić, czy
wieża w Smoleńsku podawała właściwe dane.
Zaskakująca pogoda w Smoleńsku
Mgła w Smoleńsku pojawiła się nieoczekiwanie, a zastępca dowódcy bazy płk Nikołaj
Krasnokutski już o godz. 7.41 w rozmowie z oficerem operacyjnym o kryptonimie "Logika" mówił,
że dla polskiego samolotu potrzebne jest lotnisko zapasowe - wynika z ujawnianych w Warszawie
nagrań. Według tych zapisów Krasnokutski informując o mgle nad lotniskiem mówił do "Logiki":
"Nie wyrabiam, Smoleńsk przykryło". Dodawał, że tej mgły nie przewidywała poranna prognoza
meteo.
Oficer o kryptonimie "Logika" informował Krasnokutskiego, że "duża tutka" (polski tupolew - red.)
wystartowała już z Warszawy. - To trzeba dla niego szukać zapasowego - mówił Krasnokutski i
dodaje, że może to być podmoskiewskie Wnukowo. - Zrobi kontrolne zejście do swojego minimum
- dodał jeszcze "Logika".Te słowa padają o 7.41; samolot wystartował z Okęcia o 7.27.
Nie tylko kabina Tu-154 nie była sterylna
Komisja ujawniła, że jeden z oficerów z wieży, płk Mikołaj Krasnokutski, nie miał prawa
rozmawiać z polskim Tu-154. Jak powiedział mjr Robert Benedict, jeden z ekspertów komisji,
"MAK odnosi się do sterylności kabiny tupolewa, rozmawia się o tym, że w kabinie tupolewa były
osoby postronne, a w tej sytuacji na wieży w Smoleńsku zastępca dowódcy bazy, który nie ma
uprawnienia do wydawania, czy też do prowadzenia korespondencji radiowej, prowadzi tę
korespondencję radiową z tupolewem".
Ze stenogramu z rozmów rosyjskich kontrolerów wynika, że tuż po nieudanym podejściu do
lądowania w Smoleńsku rosyjskiego Iła-76 stwierdzili, że trzeba powiedzieć Polakom, że "nie mają
po co startować" z Okęcia. Na zestawieniu lotów - najpierw Iła-76 i Tu-154M, a później polskiego
Jaka-40 i tupolewa - zamieszczono polskie tłumaczenie rozmów kontrolerów ze Smoleńska.
Wynika z nich m.in., że sytuacja była bardzo nerwowa, a na wieży padły wulgarne słowa.
Komenda "Horyzont" padła za późno
Kontrolerzy nie informowali załogi Tu-154, że samolot nie znajduje się prawidłowo na ścieżce.
Upewniali pilotów, że nie ma żadnych odchyleń od toru lotu.
Gdy kierownik strefy lądowania podał Tu-154 komendę "horyzont", samolot znajdował się 70
metrów poniżej ścieżki. Komenda ta powinna paść wcześniej, wszyscy w wieży ustalili wcześniej,
że minimalna wysokość, do jakiej będą sprowadzać samolot, wynosiła 100 metrów. Samolot był 70
metrów niżej. Wieża nie informowała więc samolotu, że schodzi z kursu.
Kierownik lotów wieży w Smoleńsku był zdziwiony danymi podawanymi przez stację
meteorologiczną - powiedział jeden z członków polskiej komisji komentując pokazaną prezentację.
Prezentacja zawierała wypowiedź z godz. 8.33: "Ten z meteo niepoczytalny czy co, on podaje teraz
800", podczas gdy - jak zaznaczył w komentarzu jeden z polskich ekspertów - faktyczna
widoczność wynosiła wtedy 200-300 metrów, a kontrolerzy widzieli, że od 7.09 warunki się
pogarszają. O 8.34 Krasnokutski meldował jakiemuś generałowi, że "podchodzi do trawersu".
Dodał, że "wszystko włączone, wszystko gotowe". Według polskiego eksperta Krasnokutski nie
zameldował zaś nic o złej pogodzie i o tym, że nie jest w stanie przyjąć polskiego samolotu.
Bierna postawa Rosjan
Jak ocenili polscy eksperci, płk Krasnokutski, podczas sprowadzania polskiego samolotu Tu-154 na
lotnisko w Smoleńsku, przyjął "bierną pozycję", a w pewnym momencie z jego wypowiedzi
wynika, że pozostawia w gestii pilotów, co zdecydować po ewentualnym nieudanym podejściu do
lądowania. Podczas nagrania, które pokazuje lot Tu-154, padają też niepublikowane dotąd
wypowiedzi pilotów.
O godz. 8.35 z kokpitu słychać: "Musimy się na coś zdecydować"; później: "Tam jest obniżenie".
Na zaprezentowanych nagraniach słychać też słowa z kokpitu: "Nic nie widać" i komendę kapitana
Arkadiusza Protasiuka: "Odchodzimy". Pada ona na trzy sekundy przed poleceniem z wieży:
"Horyzont".
W tym samym czasie płk Krasnokutski - jak oceniają polscy eksperci - domagał się od swoich
przełożonych, żeby podano mu lotnisko zapasowe dla tupolewa, bo chce wiedzieć co ma zrobić z
polskim samolotem. Według polskiej komisji, po tych konsultacjach pułkownik przyjmuje bierną
postawę. Padają słowa Krasnokutskiego: "Przede wszystkim przygotuj go na drugi krąg. A... na
drugi krąg i koniec". A dalej: "Sam podjął decyzję... niech sam dalej....". Według polskich
ekspertów, w ten sposób pułkownik zostawił załogę na własną odpowiedzialność.