84
ÂWIAT NAUKI LIPIEC 2004
RECENZJE
Tak jak we wszystkich innych rodzajach
pop-artu w literaturze popularnonauko-
wej rynek te˝ jest zarzucany co i raz dzie-
∏ami, ogl´dnie mówiàc, niezbyt dobrymi,
ale od czasu do czasu pojawiajà si´ na
nim pozycje wybitne albo w ka˝dym ra-
zie wyjàtkowe. Nie jestem do koƒca prze-
konany, czy ksià˝ka João Magueijo jest
przyk∏adem wybitnej popularyzacji fizy-
ki, ale bez wàtpienia jest ona czymÊ zu-
pe∏nie wyjàtkowym. Tym, co wyró˝nia t´
ksià˝k´, jest pasja jednoczàca autora, je-
go sportretowanych przyjació∏ i wspó∏-
pracowników oraz niemego bohatera,
przewijajàcego si´ na jej kartach – Alber-
ta Einsteina.
Zanim opowiem, o czym traktuje
Szybciej ni˝ Êwiat∏o, niech wolno mi b´-
dzie rozpoczàç od ostrze˝enia: czytelni-
ku, nie przyglàdaj si´ obwolucie! Wbrew
temu bowiem, co chce nam wmówiç wy-
dawca, Magueijo nie jest „m∏odym ge-
niuszem, który rzuci∏ wyzwanie Ein-
steinowi”. Nie jest te˝ prawdà, ˝e – jak
pisze cytowany na skrzyde∏ku obwoluty
recenzent z New York Review of Books –
„m∏ody portugalski naukowiec stworzy∏
teori´, która wstrzàsn´∏a Êwiatem fizy-
ki teoretycznej”. Magueijo nie jest ani
specjalnie m∏ody (ma 35 lat), ani – na
szcz´Êcie! – w najmniejszym nawet stop-
niu nie stwarza w swojej ksià˝ce wra˝e-
nia, ˝e uwa˝a si´ lub powinien byç uwa-
˝any za geniusza. Jego teoria zmiennej
pr´dkoÊci Êwiat∏a mo˝e byç, co prawda,
uwa˝ana za ide´ cokolwiek niekonwen-
cjonalnà, ale takimi w∏aÊnie ideami ˝y-
wi si´ fizyka teoretyczna; stanowià one
w istocie o sensie funkcjonowania tej
dziedziny nauki. Tylko takie szalone idee
pozwalajà bowiem na prze∏amanie za-
dziwiajàcej inercji naszych nieskompli-
kowanych umys∏ów i dotarcie do praw-
dziwego obrazu przyrody. I nie ma w ˝y-
ciu uczonego niczego, co da si´ porów-
naç z uczuciem, jakie ogarnia cz∏owieka,
kiedy raptem wszystkie rachunki zaczy-
najà mu si´ zgadzaç i nagle, nie wiado-
mo skàd, pojawia si´ pewnoÊç, ˝e w∏a-
Ênie w tej chwili obcuje z absolutem.
Umiej´tnoÊç przekazania tego ulotne-
go wra˝enia jest w∏aÊnie tym, co czyni
Szybciej ni˝ Êwiat∏o ksià˝kà wyjàtkowà.
Opisujàc odczucia, jakie musia∏y ogar-
nàç Einsteina, kiedy odkry∏, ˝e jego teo-
ria wzgl´dnoÊci dok∏adnie t∏umaczy nie-
zrozumia∏e na gruncie obowiàzujàcej
wówczas fizyki newtonowskiej harce
Merkurego, Magueijo pisze (bez wàtpie-
nia, równie˝ opierajàc si´ na w∏asnych
doÊwiadczeniach): „Jak wynika ze wspo-
mnieƒ Einsteina, przez kilka dni by∏ tak
podekscytowany, ˝e nie móg∏ nic robiç
i trwa∏ pogrà˝ony w stanie zamrocze-
nia. Przemówi∏a do niego sama Natura.
Nieraz mówi∏em, ˝e fizyka mo˝e daç
porzàdnego kopa adrenaliny. Einstein
w tamtym momencie chyba skrajnie
przedawkowa∏”. A w innym miejscu:
„Niestety, takie przygody nie zdarzajà
si´ cz´sto w nauce. Ale kiedy si´ zdarza-
jà, dzia∏ajà jak ogromny zastrzyk adrena-
liny, któremu nie dorównuje nic innego.
Byç mo˝e w∏aÊnie dlatego naukowcy sà
cz´sto szurni´ci”.
Powy˝sze fragmenty znakomicie ilu-
strujà, o czym w istocie jest ta ksià˝ka.
Jest ona bowiem osobistà „historià na-
ukowej spekulacji” (taki jest, niezwykle
trafny, podtytu∏ oryginalnego wydania an-
gielskiego), opowieÊcià o kolejach ˝ycia
m∏odego fizyka, od pierwszych lat stu-
diów podyplomowych a˝ po niekwestio-
nowany sukces naukowy, zwiàzany ze
stworzeniem nowej teorii. Teorià tà jest,
jak ju˝ pisa∏em, koncepcja zmiennej pr´d-
koÊci Êwiat∏a. Jak zapewne wiadomo ju˝
ka˝demu gimnazjaliÊcie, w teorii wzgl´d-
noÊci Einsteina pr´dkoÊç Êwiat∏a jest sta-
∏a, niezmienna w przestrzeni i w czasie
(choç podkreÊliç nale˝y, ˝e niezmiennoÊç
ta nie by∏a w czasach Einsteina – i nie zo-
sta∏a po dziÊ dzieƒ – zweryfikowana do-
Êwiadczalnie). Pod koniec lat dziewi´ç-
dziesiàtych Magueijo, pracujàc poczàt-
kowo z Andreasem Albrechtem, a póêniej
z Johnem Barrowem, zwróci∏ uwag´, ˝e
rezygnacja z tego podstawowego postula-
tu teorii wzgl´dnoÊci pozwala na skon-
struowanie wewn´trznie spójnej teorii,
która rozwiàzuje paradoksy standardo-
wego modelu kosmologicznego Wielkie-
go Wybuchu. Teoria ta stanowi dziÊ uzna-
nà (acz niezbyt popularnà) alternatyw´
dla paradygmatu kosmicznej inflacji, kon-
cepcji, zgodnie z którà WszechÊwiat w
poczàtkowym, bardzo krótkim, okresie
swojego istnienia rozszerza∏ si´ znacznie
szybciej ni˝ obecnie. Przyst´pny i Êwietnie
napisany, popularny wyk∏ad wspó∏cze-
snej kosmologii i jej korzeni – teorii
wzgl´dnoÊci Einsteina – przewija si´ na
kartach ksià˝ki, szczególnie w jej pierw-
szej cz´Êci, ale nie jest, w moim przekona-
niu, jej najwa˝niejszym elementem.
Tym, co w Szybciej ni˝ Êwiat∏o najistot-
niejsze (i tym, co zwróci∏o na t´ ksià˝k´
uwag´ krytyków i czytelników), jest bez-
kompromisowy atak Magueijo na sposób
funkcjonowania brytyjskiej i Êwiatowej
nauki. W Szybciej ni˝ Êwiat∏o mamy wi´c
znakomity opis paranoicznych niemal˝e
zachowaƒ naukowców podczas konferen-
cji w Aspen i bezprzyk∏adny, niezwykle
agresywny atak na brytyjski establish-
ment naukowy. Autor nie waha si´ nazy-
waç kierownictwa swojej macierzystej
uczelni „naukowymi alfonsami”, którzy
„koncentrujà si´ na swych p´pkach i zu-
˝ywajà czas na mieszanie si´ w ˝ycie in-
nych ludzi. [...] Bycie paso˝ytem jest te-
raz nie tylko znacznie ∏atwiejsze, ale
równie˝ znacznie lepiej p∏atne”.
Ale najwa˝niejszà chyba tezà ksià˝ki
Magueijo jest jego gwa∏towny sprzeciw
wobec funkcjonowania nauki opartej na
publikacjach w recenzowanych czaso-
pismach. Niezorientowanemu czytelni-
kowi wyjaÊniam, ˝e ka˝dy naukowiec
(równie˝ w Polsce) powinien od czasu
do czasu uzyskiwaç jakieÊ oryginalne wy-
niki i og∏aszaç je publicznie. S∏u˝à temu
periodyki naukowe, zazwyczaj nale˝àce
do elitarnego klubu, zwanego Listà Fila-
delfijskà. Aby artyku∏ móg∏ byç w takim
Historia naukowej spekulacji
PASJONUJÑCA OPOWIEÂå O TWORZENIU NAUKI I KULISACH ˚YCIA NAUKOWCÓW. JERZY KOWALSKI-GLIKMAN
SZYBCIEJ NI˚ ÂWIAT¸O
João Magueijo
T∏um. Janusz Skolimowski
Wydawnictwo AMBER
Warszawa 2003
Lubimy historie innych ludzi. Opisy wydumanych
przygód gwiazd showbiznesu i polityków, zaspoka-
jajàc nasze wÊcibstwo, zwi´kszajà nak∏ady pism
brukowych. I nie tylko. Wszak Diogenes Laertios pi-
sa∏ swe ˚ywoty i poglàdy s∏ynnych filozofów dla kon-
kretnej publicznoÊci, nie zaÊ do szuflady, a lektur´ szacownego mie-
si´cznika Wiedza i ˚ycie wielu czytelników zaczyna od koƒca, gdzie od
lat profesor Andrzej Kajetan Wróblewski raczy smacznà strawà – opowie-
Êciami o wielkich uczonych.
Autor tych felietonów, Êwietny fizyk i znakomity popularyzator nauki, pod-
jà∏ si´ zadania bardzo trudnego. Postaci, które odbi∏y si´ trwa∏ym pi´tnem
w historii nauki, by∏y zazwyczaj osobowoÊciami niezwykle z∏o˝onymi,
cz´sto zagadkowymi, o których mo˝na pisaç ca∏e tomy zarówno nauko-
wych, jak i popularnych rozpraw. Weêmy choçby Johannesa Keplera, ge-
nialnego hipochondryka, ciàgle n´kanego przeciwnoÊciami losu i rodzin-
nymi k∏opotami. Arthur Koestler poÊwi´ci∏ mu znacznà cz´Êç swoich
s∏ynnych Lunatyków. Andrzej K. Wróblewski poÊwi´ciç móg∏ mu zaledwie
trzy strony maszynopisu. I jak sobie z tym poradzi∏? Eksponujàc niezwy-
kle smacznà histori´ z ˝ycia wielkiego astronoma – proces wyboru kan-
dydatki na drugà ˝on´. W historii tej, jak w soczewce skupiajà si´ ró˝no-
rodne wàtki losu i osobowoÊci Keplera, tragizm miesza si´ z groteskà,
wielkoÊç z przyziemnoÊcià. „Uczeni sà przede wszystkim ludêmi, majà,
jak ka˝dy, przywary, cnoty i upodobania; wi´kszoÊç z nich, poza pracà na-
ukowà, wiedzie te˝ – nierzadko burzliwe – ˝ycie prywatne” – pisze Wró-
blewski w przedmowie do drugiego tomu czy raczej drugiego pocztu
Uczonych w anegdocie, ksià˝ki b´dàcej zbiorem felietonów opublikowa-
nych na ∏amach Wiedzy i ˚ycia w latach 1999–2004.
OpowieÊci publikowane w kolejnych numerach periodyku zebrane ra-
zem w ksià˝ce zaczynajà mówiç Êwie˝ym g∏osem. Autor, komponujàc
zbiór, u∏o˝y∏ historie chronologicznie, zaczynajàc od Archimedesa, a koƒ-
czàc na wielkim, zmar∏ym w 1989 roku polskim fizyku, Jerzym Pniew-
skim. Na kartach ksià˝ki przewijajà si´ postacie znane wszystkim dosko-
nale, jak wspomniany Kepler, Benjamin Franklin czy Karol Linneusz,
choç odnalezione przez Wróblewskiego anegdoty z ich ˝ycia przedstawia-
jà aspekty dla wi´kszoÊci czytelników nowe. Odbràzowiajàc postacie
znane choçby ze szkolnych lekcji, autor Uczonych w anegdocie odkry-
wa równie˝ wielkich badaczy, którzy z ró˝nych wzgl´dów podpadli histo-
rii i nies∏usznie zostali zapomniani, by wspomnieç Roberta Hooke’a.
Wielkà zaletà ksià˝ki jest pióro jej autora, lekkie, precyzyjne i – kiedy trze-
ba – dowcipne. Umieszczona na koƒcu obszerna bibliografia pokazuje,
˝e w przeciwieƒstwie do autorów piszàcych do pism popularnych Andrzej
K. Wróblewski nie korzysta z wyobraêni jako êród∏a swojej wiedzy.
Na goràcej zach´cie do lektury móg∏bym t´ recenzj´ zakoƒczyç, ale wpa-
d∏a mi przypadkowo w r´ce ksià˝ka Propaganda scjentystyczna Toma-
sza Woêniaka (IFiS PAN, Warszawa 2000). TwórczoÊci Wróblewskiego,
a zw∏aszcza felietonom o uczonych publikowanym w Wiedzy i ˚yciu
Woêniak poÊwi´ca w niej ca∏y rozdzia∏. Nurtuje go pytanie, w jakim ce-
lu Wróblewski pisze swoje historie. Po wnikliwej analizie cel ten jawi
si´ prosto i jasno: Wróblewski jest scjentystycznym propagandystà, sto-
sujàcym w swych opowieÊciach ró˝ne zabiegi retoryczne, których efek-
tem ma byç okreÊlona, owej propagandzie s∏u˝àca wizja nauki i wielkich
uczonych. Woêniak klasyfikuje typy przytoczonych anegdot i przypisu-
je im funkcjonalne znaczenie. Starajàc si´ za wszelkà cen´ odkryç praw-
dziwy cel i metod´ dzia∏alnoÊci autora Anegdot, zap´dza si´ tak daleko,
˝e zapomina postawiç hipotez´ najprostszà – mo˝e Wróblewski pisze
swe felietony dlatego, ˝e lubi, just for fun, jak mawiajà Amerykanie, dla
uciechy w∏asnej i czytelników, takich jak ja. Zamiast tego rzuca grom-
ko: „Wróblewski wypreparowa∏ dykteryjki z innych gatunków mowy i
nagromadzi∏ je obok siebie, adresujàc do nowego kr´gu odbiorców. Za-
bieg ten wydaje si´ ca∏kiem niewinny – ma zresztà d∏ugà tradycj´ w li-
teraturze – a jednak w tym przypadku okaza∏ si´ wielce wa˝àcy, gdy˝ ele-
ment Êrodowiskowego folkloru przemieni∏ w narz´dzie propagandy”.
Cytat ten dedykuj´ wszystkim, którzy chwytajà za pióro – za rogiem czy-
hajà interpretatorzy, egzegeci i hermeneutycy, którzy wynajdà dla tekstów
pisanych z niewinnych (pozornie, jak si´ przekonujemy) pobudek wyja-
Ênienia, o jakich filozofom si´ nie Êni∏o.
n
UCZENI W ANEGDOCIE. POCZET 2 Andrzej K. Wróblewski
Prószyƒski i S-ka, Warszawa 2004
LIPIEC 2004 ÂWIAT NAUKI
85
periodyku opublikowany, musi przejÊç
przez sito recenzji. I tu zaczyna si´ pole
do nadu˝yç. Recenzent, którego wybiera
redakcja czasopisma, ma zastrze˝onà
anonimowoÊç i zawsze mo˝e wykorzy-
staç to, co napisze, do za∏atwienia oso-
bistych porachunków, a w atmosferze
ciàg∏ego „wyÊcigu szczurów” o animozje
przecie˝ nietrudno. A tymczasem lista
publikacji jest jedynym Êwiadectwem do-
robku naukowca: bez publikacji nie ma
tytu∏ów ani awansów.
Wydaje mi si´, ˝e w swoim ataku na
czasopisma recenzowane Magueijo ma
jednak tylko cz´Êciowo racj´. Jest praw-
dà – i sam doÊwiadczy∏em tego wielo-
krotnie – ˝e proces recenzowania prac
nie zawsze jest uczciwy i cechuje go
spory konserwatyzm w stosunku do no-
watorskich idei oraz mo˝e nawet zbyt
daleko posuni´ta tolerancja wobec po-
mys∏ów (i nazwisk!) ju˝ uznanych. Nie-
stety nikt, w tym równie˝ Magueijo, nie
wpad∏ na lepszy pomys∏ selekcji prac na-
ukowych, selekcji koniecznej chocia˝by
po to, by zatamowaç zalew pseudonau-
ki i zachowaç wysokie standardy publi-
kacji. Co wi´cej, wydaje mi si´, ˝e fina∏
zmagaƒ Magueijo z recenzentami Physi-
cal Review Êwiadczy jednak o tym, ˝e
ostatecznie prace naprawd´ wartoÊcio-
we doczekujà si´ jednak publikacji.
G∏ównà, niepowtarzalnà si∏à ksià˝ki
Magueijo jest umiej´tne wymieszanie
pasjonujàcej opowieÊci o nauce z bar-
dzo prawdziwà i osobistà historià ˝ycia
naukowca. Podejrzewam, ˝e z ràk ko-
goÊ innego moglibyÊmy otrzymaç dzie∏o
zupe∏nie niestrawne, chwa∏a wi´c auto-
rowi za to, ˝e potrafi∏ t´ wybuchowà mie-
szank´ podaç w tak znakomity sposób!
W ksià˝ce tej zwyk∏y czytelnik znajdzie
interesujàcy wyk∏ad idei, którymi ˝yje
wspó∏czesna fizyka, naukowiec zaÊ – wy-
krzyczane g∏oÊno to, co na uniwersytec-
kich korytarzach zwyk∏o si´ mówiç szep-
tem. To bardzo du˝o jak na jednà
niewielkà ksià˝k´.
n
Màdre wÊcibstwo
EDWIN BENDYK
POLECAMY