Lubimy historie innych ludzi. Opisy wydumanych
przygód gwiazd showbiznesu i polityków, zaspoka-
jajàc nasze wÊcibstwo, zwi´kszajà nak∏ady pism
brukowych. I nie tylko. Wszak Diogenes Laertios pi-
sa∏ swe ˚ywoty i poglàdy s∏ynnych filozofów dla kon-
kretnej publicznoÊci, nie zaÊ do szuflady, a lektur´ szacownego mie-
si´cznika Wiedza i ˚ycie wielu czytelników zaczyna od koƒca, gdzie od
lat profesor Andrzej Kajetan Wróblewski raczy smacznà strawà – opowie-
Êciami o wielkich uczonych.
Autor tych felietonów, Êwietny fizyk i znakomity popularyzator nauki, pod-
jà∏ si´ zadania bardzo trudnego. Postaci, które odbi∏y si´ trwa∏ym pi´tnem
w historii nauki, by∏y zazwyczaj osobowoÊciami niezwykle z∏o˝onymi,
cz´sto zagadkowymi, o których mo˝na pisaç ca∏e tomy zarówno nauko-
wych, jak i popularnych rozpraw. Weêmy choçby Johannesa Keplera, ge-
nialnego hipochondryka, ciàgle n´kanego przeciwnoÊciami losu i rodzin-
nymi k∏opotami. Arthur Koestler poÊwi´ci∏ mu znacznà cz´Êç swoich
s∏ynnych Lunatyków. Andrzej K. Wróblewski poÊwi´ciç móg∏ mu zaledwie
trzy strony maszynopisu. I jak sobie z tym poradzi∏? Eksponujàc niezwy-
kle smacznà histori´ z ˝ycia wielkiego astronoma – proces wyboru kan-
dydatki na drugà ˝on´. W historii tej, jak w soczewce skupiajà si´ ró˝no-
rodne wàtki losu i osobowoÊci Keplera, tragizm miesza si´ z groteskà,
wielkoÊç z przyziemnoÊcià. „Uczeni sà przede wszystkim ludêmi, majà,
jak ka˝dy, przywary, cnoty i upodobania; wi´kszoÊç z nich, poza pracà na-
ukowà, wiedzie te˝ – nierzadko burzliwe – ˝ycie prywatne” – pisze Wró-
blewski w przedmowie do drugiego tomu czy raczej drugiego pocztu
Uczonych w anegdocie, ksià˝ki b´dàcej zbiorem felietonów opublikowa-
nych na ∏amach Wiedzy i ˚ycia w latach 1999–2004.
OpowieÊci publikowane w kolejnych numerach periodyku zebrane ra-
zem w ksià˝ce zaczynajà mówiç Êwie˝ym g∏osem. Autor, komponujàc
zbiór, u∏o˝y∏ historie chronologicznie, zaczynajàc od Archimedesa, a koƒ-
czàc na wielkim, zmar∏ym w 1989 roku polskim fizyku, Jerzym Pniew-
skim. Na kartach ksià˝ki przewijajà si´ postacie znane wszystkim dosko-
nale, jak wspomniany Kepler, Benjamin Franklin czy Karol Linneusz,
choç odnalezione przez Wróblewskiego anegdoty z ich ˝ycia przedstawia-
jà aspekty dla wi´kszoÊci czytelników nowe. Odbràzowiajàc postacie
znane choçby ze szkolnych lekcji, autor Uczonych w anegdocie odkry-
wa równie˝ wielkich badaczy, którzy z ró˝nych wzgl´dów podpadli histo-
rii i nies∏usznie zostali zapomniani, by wspomnieç Roberta Hooke’a.
Wielkà zaletà ksià˝ki jest pióro jej autora, lekkie, precyzyjne i – kiedy trze-
ba – dowcipne. Umieszczona na koƒcu obszerna bibliografia pokazuje,
˝e w przeciwieƒstwie do autorów piszàcych do pism popularnych Andrzej
K. Wróblewski nie korzysta z wyobraêni jako êród∏a swojej wiedzy.
Na goràcej zach´cie do lektury móg∏bym t´ recenzj´ zakoƒczyç, ale wpa-
d∏a mi przypadkowo w r´ce ksià˝ka Propaganda scjentystyczna Toma-
sza Woêniaka (IFiS PAN, Warszawa 2000). TwórczoÊci Wróblewskiego,
a zw∏aszcza felietonom o uczonych publikowanym w Wiedzy i ˚yciu
Woêniak poÊwi´ca w niej ca∏y rozdzia∏. Nurtuje go pytanie, w jakim ce-
lu Wróblewski pisze swoje historie. Po wnikliwej analizie cel ten jawi
si´ prosto i jasno: Wróblewski jest scjentystycznym propagandystà, sto-
sujàcym w swych opowieÊciach ró˝ne zabiegi retoryczne, których efek-
tem ma byç okreÊlona, owej propagandzie s∏u˝àca wizja nauki i wielkich
uczonych. Woêniak klasyfikuje typy przytoczonych anegdot i przypisu-
je im funkcjonalne znaczenie. Starajàc si´ za wszelkà cen´ odkryç praw-
dziwy cel i metod´ dzia∏alnoÊci autora Anegdot, zap´dza si´ tak daleko,
˝e zapomina postawiç hipotez´ najprostszà – mo˝e Wróblewski pisze
swe felietony dlatego, ˝e lubi, just for fun, jak mawiajà Amerykanie, dla
uciechy w∏asnej i czytelników, takich jak ja. Zamiast tego rzuca grom-
ko: „Wróblewski wypreparowa∏ dykteryjki z innych gatunków mowy i
nagromadzi∏ je obok siebie, adresujàc do nowego kr´gu odbiorców. Za-
bieg ten wydaje si´ ca∏kiem niewinny – ma zresztà d∏ugà tradycj´ w li-
teraturze – a jednak w tym przypadku okaza∏ si´ wielce wa˝àcy, gdy˝ ele-
ment Êrodowiskowego folkloru przemieni∏ w narz´dzie propagandy”.
Cytat ten dedykuj´ wszystkim, którzy chwytajà za pióro – za rogiem czy-
hajà interpretatorzy, egzegeci i hermeneutycy, którzy wynajdà dla tekstów
pisanych z niewinnych (pozornie, jak si´ przekonujemy) pobudek wyja-
Ênienia, o jakich filozofom si´ nie Êni∏o.
n
UCZENI W ANEGDOCIE. POCZET 2 Andrzej K. Wróblewski
Prószyƒski i S-ka, Warszawa 2004
LIPIEC 2004 ÂWIAT NAUKI
85
periodyku opublikowany, musi przejÊç
przez sito recenzji. I tu zaczyna si´ pole
do nadu˝yç. Recenzent, którego wybiera
redakcja czasopisma, ma zastrze˝onà
anonimowoÊç i zawsze mo˝e wykorzy-
staç to, co napisze, do za∏atwienia oso-
bistych porachunków, a w atmosferze
ciàg∏ego „wyÊcigu szczurów” o animozje
przecie˝ nietrudno. A tymczasem lista
publikacji jest jedynym Êwiadectwem do-
robku naukowca: bez publikacji nie ma
tytu∏ów ani awansów.
Wydaje mi si´, ˝e w swoim ataku na
czasopisma recenzowane Magueijo ma
jednak tylko cz´Êciowo racj´. Jest praw-
dà – i sam doÊwiadczy∏em tego wielo-
krotnie – ˝e proces recenzowania prac
nie zawsze jest uczciwy i cechuje go
spory konserwatyzm w stosunku do no-
watorskich idei oraz mo˝e nawet zbyt
daleko posuni´ta tolerancja wobec po-
mys∏ów (i nazwisk!) ju˝ uznanych. Nie-
stety nikt, w tym równie˝ Magueijo, nie
wpad∏ na lepszy pomys∏ selekcji prac na-
ukowych, selekcji koniecznej chocia˝by
po to, by zatamowaç zalew pseudonau-
ki i zachowaç wysokie standardy publi-
kacji. Co wi´cej, wydaje mi si´, ˝e fina∏
zmagaƒ Magueijo z recenzentami Physi-
cal Review Êwiadczy jednak o tym, ˝e
ostatecznie prace naprawd´ wartoÊcio-
we doczekujà si´ jednak publikacji.
G∏ównà, niepowtarzalnà si∏à ksià˝ki
Magueijo jest umiej´tne wymieszanie
pasjonujàcej opowieÊci o nauce z bar-
dzo prawdziwà i osobistà historià ˝ycia
naukowca. Podejrzewam, ˝e z ràk ko-
goÊ innego moglibyÊmy otrzymaç dzie∏o
zupe∏nie niestrawne, chwa∏a wi´c auto-
rowi za to, ˝e potrafi∏ t´ wybuchowà mie-
szank´ podaç w tak znakomity sposób!
W ksià˝ce tej zwyk∏y czytelnik znajdzie
interesujàcy wyk∏ad idei, którymi ˝yje
wspó∏czesna fizyka, naukowiec zaÊ – wy-
krzyczane g∏oÊno to, co na uniwersytec-
kich korytarzach zwyk∏o si´ mówiç szep-
tem. To bardzo du˝o jak na jednà
niewielkà ksià˝k´.
n
Màdre wÊcibstwo
EDWIN BENDYK
POLECAMY