Plotkara 2

background image

CECILY VON ZIEGESAR

WIEM, śE MNIE KOCHACIE

plotkara 2

Przekład Alicja Marcinkowska

Tytuł oryginału YOU KNOW YOU LOVE ME

Jestem twoją Wenus, jestem twoim ogniem.

Na twoje żądanie.

Bananarama Wenus

background image

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie!

Witajcie w Nowym Jorku, na Manhattanie, w jego najelegantszej cz

ęś

ci - Upper East Side,

gdzie moi przyjaciele i ja mieszkamy w olbrzymich, bajecznych apartamentach i chodzimy do

ekskluzywnych prywatnych szkół. Mo

ż

e i nie jeste

ś

my najmilszymi lud

ź

mi na

ś

wiecie, ale

nadrabiamy to urod

ą

i gustem. Nadchodzi zima. To ulubiony sezon całego miasta i mój te

ż

.

Chłopcy przesiaduj

ą

w Central Parku, gdzie graj

ą

w pitk

ę

, czy te

ż

robi

ą

cokolwiek innego, co

tylko chłopcy mog

ą

robi

ć

o tej porze roku, a w ich włosach i swetrach pełno jest suchych li

ś

ci. I

te ich zaró

ż

owione policzki... jak si

ę

temu oprze

ć

?

Ju

ż

czas wyci

ą

gn

ąć

karty kredytowe i uderzy

ć

do Bendel's i Barneysa po nowe odjazdowe

buty, seksowne rajstopy kabaretki, krótkie wełniane spódniczki i cudowne kaszmirowe

sweterki. O tej porze roku miasto jest bardziej błyszcz

ą

ce i my chcemy błyszcze

ć

razem z

nim!

Niestety, to równie

ż

czas pisania poda

ń

do college'u. Wszyscy pochodzimy z takich rodzin i

chodzimy do takich szkół, gdzie nieubieganie si

ę

o przyj

ę

cie do jednego z najlepszych

college'ów nie wchodzi w gr

ę

. A ju

ż

totalnym obciachem byłoby, gdyby ci

ę

do

ż

adnego nie

przyj

ę

li.

ś

yjemy pod presj

ą

, ale ja si

ę

nie daj

ę

. To nasz ostatni rok w szkole

ś

redniej i musimy

sobie maksymalnie pou

ż

ywa

ć

, a jednocze

ś

nie dosta

ć

si

ę

do wybranego college'u. W naszych

ż

yłach płynie najlepsza krew na Wschodnim Wybrze

ż

u i jestem pewna,

ż

e wykombinujemy,

jak to rozegra

ć

,

ż

eby jednocze

ś

nie i mie

ć

ciastko, i je zje

ść

. Jak zawsze. Znam kilka

dziewczyn, które te

ż

nie poddaj

ą

si

ę

presji...

Na celowniku

B razem z ojcem wybiera okulary słoneczne u Gucciego na Pi

ą

tej Alei. Jej ojciec nie mógł si

ę

zdecydowa

ć

, czy kupi

ć

te z ró

ż

owymi, czy niebieskimi szkłami, wi

ę

c kupił obie pary. Wow! On

naprawd

ę

jest gejem! N z kumplami w Barnes & Noble na skrzy

ż

owaniu Osiemdziesi

ą

tej

Szóstej z Lexington sprawdza w Nieoficjalnym przewodniku po college'ach, gdzie najlepiej si

ę

imprezuje. S siedzi u kosmetyczki w salonie Avedy w centrum. D rozmarzonym wzrokiem

przygl

ą

da si

ę

ły

ż

wiarzom w Centrum Rockefellera i bazgrze w notatniku. Bez w

ą

tpienia

poemat o S - ale powiało romantyzmem! A B woskuje sobie lini

ę

bikini w Salonie J. Sisters.

Przygotowuje si

ę

na...

background image

CZY B JEST NAPRAWD

Ę

GOTOWA NA KOLEJNY KROK?

Nawija o tym od ko

ń

ca wakacji, kiedy razem z N wrócili do miasta. Ci

ą

gle razem. Ale potem

pojawiła si

ę

S i N zacz

ą

ł zerka

ć

w jej stron

ę

, wi

ę

c B postanowiła go ukara

ć

i kazała mu

czeka

ć

. Ale teraz S ma D, a N obiecał,

ż

e b

ę

dzie wierny B. Ju

ż

czas. A poza tym,

ż

adna z nas

przecie

ż

nie chce i

ść

do college'u jako dziewica. B

ę

d

ę

trzyma

ć

r

ę

k

ę

na pulsie.

Wiem,

ż

e mnie kochacie

plotkara

i mie

ć

ciastko, i zje

ść

ciastko

- Za Blair, mojego misiaczka - powiedział pan Harold Waldorf, unosząc

kieliszek z szampanem, żeby stuknąć nim o kieliszek Blair. - Nadal jesteś moją małą

dziewczynką, nawet jeśli nosisz skórzane spodnie, a z twojego chłopaka jest kawał

chłopa. - Idealnie opalony ojciec Blair posłał uśmiech Nate'owi Archibaldowi, który

siedział obok niej przy stoliku. Pan Waldorf wybrał na ich specjalną kolację Le

Giraffe, bo restauracja była mała, przytulna i modna, jedzenie bajeczne, a wszyscy

kelnerzy mówili z wyjątkowo seksownym francuskim akcentem.

Blair Waldorf sięgnęła ręką pod obrus i ścisnęła kolano Nate'a. Blask świec

sprawiał, że czuła się napalona. Gdyby tylko tata wiedział, co planujemy na potem,

myślała upojona. Stuknęła się kieliszkiem z ojcem i upiła potężny łyk szampana.

- Dzięki, tato. Dzięki, że przejechałeś taki kawał drogi, tylko po to, żeby się ze

mną zobaczyć.

Pan Waldorf odstawił kieliszek i osuszył usta serwetką. Jego paznokcie

błyszczały - miał perfekcyjny manikiur.

- Och, kochanie, wcale nie przyjechałem tu dla ciebie. Przyjechałem, żeby się

pokazać. - Przechylił głowę i wydął usta jak model pozujący do zdjęcia. - Czyż nie

wyglądam fantastycznie?

Blair wbiła paznokcie w nogę Nate'a. Musiała przyznać, że ojciec rzeczywiście

wygląda fantastycznie. Zrzucił prawie dziesięć kilogramów, był opalony, miał

cudowne ciuchy od francuskich projektantów i ogólnie wyglądał na szczęśliwego. Ale

Blair i tak była zadowolona, że zostawił swojego chłopaka w ich winnicy we Francji.

background image

Nie była jeszcze gotowa, by przyglądać się, jak jej ojciec publicznie okazuje uczucie

innemu facetowi, niezależnie od tego, jak świetnie wyglądał.

Wzięła do ręki menu.

- Możemy zamówić?

- Dla mnie stek - oświadczył Nate. Nie zamierzał robić ze swojego

zamówienia wielkiej sprawy. Chciał po prostu mieć wreszcie tę kolację z głowy. Nie

żeby miał coś przeciwko siedzeniu w restauracji z nowym wcieleniem ojca Blair;

właściwie to była całkiem niezła zabawa - zrobił się taki gejowaty. Ale Nate nie mógł

się doczekać, kiedy pójdą do Blair, która w końcu zamierzała dać za wygraną.

Najwyższy czas.

- Dla mnie też - powiedziała Blair i zamknęła menu, nawet nie zaglądając do

środka. - Stek. - I tak nie zamierzała się opychać, nie dzisiaj. Nate przysiągł jej, że na

dobre skończył z Sereną van der Woodsen, jej koleżanką z klasy i byłą najlepszą

przyjaciółką. Był gotów poświęcić Blair całą swoją uwagę. Miała gdzieś, co zje na

kolację, stek, małże czy móżdżek - dzisiaj wreszcie straci cnotę!

- To ja też - powiedział jej ojciec. - Trois steak an poivre - oświadczył

kelnerowi idealną francuszczyzną. - I nazwisko twojego fryzjera. Masz cudowną

fryzurę.

Blair spaliła cegłę. Porwała z koszyczka na stole kawałek chleba i zagryzła na

nim zęby. Głos ojca i jego maniery kompletnie się zmieniły od czasu ich ostatniego

spotkania przed dziewięcioma miesiącami. Wtedy był poważanym konserwatywnym

prawnikiem w garniturze, nie budził żadnych skojarzeń. A teraz na pierwszy rzut oka

widać, że jest gejem - wyskubane brwi, lawendowa koszula i dobrane do niej

skarpety. I to jest jej ojciec.

W zeszłym roku cale miasto mówiło o ujawnieniu się jej ojca i późniejszym

rozwodzie rodziców. Teraz wszyscy przeszli już nad tym do porządku dziennego i

pan Waldorf mógł spokojnie prezentować wszem wobec swoją przystojną twarz. Ale

to wcale nie znaczy, że inni goście Le Giraffe nie zwracali na niego uwagi.

- Widziałeś jego skarpetki? - szepnęła podstarzała dziedziczka do znudzonego

męża. - Szaro - różowe w romby.

- Nie wydaje ci się, że przesadził z żelem? Myśli, że jest Bradem Pittem, czy

co? - zapytał swoją żonę znany prawnik.

- Ma lepszą figurę od swojej byłej żony, mówię wam - zauważył jeden z

kelnerów.

background image

Rzeczywiście, to było bardzo zabawne. Dla wszystkich z wyjątkiem Blair.

Jasne, chciała, żeby ojciec był szczęśliwy, a skoro jest gejem, w porządku. Ale czy

musiał się z tym tak obnosić?

Spojrzała przez okno na latarnie uliczne. Z kominów luksusowych domów

przy Sześćdziesiątej Piątej unosiły się kłęby dymu.

W końcu przyniesiono sałatki;

- To jak, nadał wybierasz się w przyszłym roku do Yale? - zapytał pan

Waldorf, nadziewając na widelec cykorię. - Właśnie tam pcha cię serce, Blair? Do

mojej starej uczelni?

Blair odłożyła widelec i wyprostowała się na krześle, spoglądając swoimi

niebieskimi oczami wprost na ojca.

- A gdzie indziej miałabym pójść? - powiedziała, jakby uniwersytet w Yale był

jedyną uczelnią na świecie.

Nie rozumiała, dlaczego ludzie składają podania do sześciu, siedmiu uczelni,

niektórych tak beznadziejnych, że mówiło się na nie „koło ratunkowe”. Ona była

jedną z najlepszych uczennic ostatniej klasy prywatnej szkoły dla dziewcząt

Constance Billard, elitarnej żeńskiej szkoły z obowiązkowymi mundurkami, na

Dziewięćdziesiątej Trzeciej. Wszystkie absolwentki Constance podejmowały studia

na dobrych uczelniach - Ale Blair nigdy nie poprzestawała na tym, co po prostu dobre.

Musiała mieć wszystko najlepsze, nie zgadzała się na żadne kompromisy. A według

niej najlepszy college to Yale.

Ojciec roześmiał się.

- Czyli wszystkie inne uczelnie jak Harvard czy Cornell powinny przesłać ci

listowne przeprosiny, że w ogóle zawracają ci głowę, prosząc o dołączenie do grona

ich studentów?

Blair wzruszyła ramionami i zaczęła oglądać paznokcie - miała świeżo

zrobiony manikiur.

- Po prostu chcę iść do Yale, to wszystko.

Nate nie cierpiał szampana. Tak naprawdę to miał ochotę na piwo, choć

zawsze się krępował zamawiać piwo w takim miejscu jak Le Giraffe. Zawsze robili z

tego wielką sprawę i przynosili ci oszronioną szklankę, do której nalewali potem

heinekena, jakby był absolutnie wyjątkowym trunkiem, a nie zwykłym browarem, jaki

możesz dostać na meczu koszykówki.

- A ty, Nate? - zapytał pan Waldorf. - Gdzie składasz podanie?

background image

Blair była już i tak porządnie zdenerwowana perspektywą utraty dziewictwa,

gadka o studiach jeszcze pogarszała sprawę. Odsunęła krzesło i podniosła się, żeby

pójść do toalety. Wiedziała, że to obrzydliwe i powinna z tym skończyć, ale kiedy się

denerwowała, musiała puścić pawia. To był jej jedyny zły nawyk.

Właściwie to nie do końca prawda, ale o tym później.

- Nate idzie do Yale razem ze mną - powiedziała i przemaszerowała pewnie

przez restaurację.

Nate odprowadził ją wzrokiem. Proste brązowe włosy miała rozpuszczone na

nagie plecy. Wyglądała bardzo sexy w nowym topie z czarnego jedwabiu i obcisłych

skórzanych spodniach opinających biodra. Wyglądała jakby już to robiła wiele razy.

Skórzane spodnie zwykle sprawiają takie wrażenie.

- Więc i ty będziesz studiować w Yale? - zapytał pan Waldorf, kiedy Blair

odeszła.

Nate spojrzał spod zmarszczonych brwi na swój kieliszek z szampanem.

Naprawdę bardzo mu się chciało piwa. I naprawdę nie sądził, żeby udało mu się

dostać do Yale. Nie możesz się rano upalić, a potem napisać test z matematyki, i

jeszcze oczekiwać, że cię przyjmą do Yale - po prostu się nie da. A ostatnio właśnie

tak wyglądało jego życie. Przypalał, i to sporo.

- Chciałbym dostać się do Yale. Ale zdaje się, że Blair będzie zawiedziona.

Mam za słabe stopnie.

Pan Waldorf puścił do niego oczko.

- Tak miedzy nami, Blair chyba trochę za surowo ocenia pozostałe uczelnie.

Nikt nie mówi, że musisz koniecznie iść do Yale. Jest mnóstwo innych szkół.

Nate pokiwał głową.

- Właśnie. Brown wydaje się całkiem niezły. Mam tam rozmowę w przyszły

weekend. Chociaż to też pewnie będzie porażka. Dostałem tróję z ostatniego testu z

matematyki i nie chodzę na żadne zajęcia dla zaawansowanych - przyznał. - Blair i tak

nie uważa Browna za prawdziwą szkołę. No wie pan, bo mają mniejsze wymagania i

lak dalej.

- Blair stawia sobie poprzeczkę niemożliwie wysoko - powiedział pan

Waldorf, popijając drobnymi łyczkami szampana; jego mały palec był wyprostowany.

- Ma to po mnie.

Nate rzucił okiem na innych gości restauracji. Zastanawiał się, czy biorą go i

pana Waldorfa za parę. śeby zadać kłam ewentualnym spekulacjom, podciągnął

background image

rękawy swojego kaszmirowego zielonego swetra i odchrząknął w bardzo męski

sposób. Blair dała mu ten sweter w zeszłym roku i ostatnio ciągle go nosił, by

upewnić ją, że nie zamierza jej opuścić ani zdradzić, ani w ogóle jej zmartwić. - Sam

nie wiem - powiedział, sięgając do koszyka na pieczywo po bułkę i łamiąc ją

gwałtownie na pół. - Byłoby świetnie wziąć sobie rok wolnego i żeglować razem z

moim tatą albo robić coś w tym stylu.

Nate nie rozumiał, dlaczego w wieku siedemnastu lat trzeba zaplanować sobie

całe życie. Będzie jeszcze mnóstwo czasu na dalszą naukę po rocznej czy nawet

dwuletniej przerwie na żeglowanie po Morzu Karaibskim czy narciarskie szaleństwa

w Chile. Ale wszyscy jego koledzy z męskiej szkoły Świętego Judy planowali iść

prosto do college'u, a zaraz potem zrobić magistra. A według Nate'a było to jak

wyrzeczenie się życia, nie zastanowiwszy się nawet, co tak naprawdę chciałoby się

robić. On na przykład uwielbiał plusk chłodnych fal Atlantyku rozbijających się o

dziób jego łodzi. Uwielbiał gorące promienie słońca na plecach, kiedy wciągał żagle.

Uwielbiał, kiedy słońce, zasnuwając się zielenią, topi się w oceanie. Zdawał sobie

sprawę z istnienia wielu takich przyjemności i chciał doświadczyć wszystkich.

O ile tylko nie będzie się to wiązało ze zbyt wielkim wysiłkiem. Nie lubił się

przemęczać.

- No cóż, Blair nie będzie zadowolona, jak się dowie, że zamierzasz sobie

zrobić dłuższe wakacje. - Pan Waldorf zachichotał. - Zakłada, że razem pójdziecie do

Yale, a potem się pobierzecie i zawsze będziecie szczęśliwi.

Nate nie spuszczał wzroku z Blair, kiedy z wysoko uniesioną głową wracała

do stolika. Pozostali goście w restauracji też się jej przyglądali. Nie była najlepiej

ubraną, najszczuplejszą czy najwyższą dziewczyną na sali, ale bił od niej jakiś blask,

silniejszy niż od pozostałych. I Blair o tym wiedziała.

Na siół wjechały steki i Blair rzuciła się na swój, popijając go szampanem i

dopychając górą purée. Przyglądała się seksownemu pulsowaniu skroni Nate'a, kiedy

przeżuwał. Nie mogła się doczekać, kiedy stąd wyjdą. Nie mogła się doczekać, kiedy

wreszcie zrobi to z chłopakiem, z którym planowała spędzić resztę życia. Lepiej już

być nie mogło.

Nate nie mógł nie zauważyć, jak mocno Blair ściska swój nóż. Pokroiła mięso

na duże kawałki i rozszarpywała je gwałtownie. Zastanawiał się, czy równie ostra

będzie w łóżku. Dużo się wcześniej zabawiali, ale to on zawsze był bardziej

agresywny. Blair przeważnie tylko leżała, mrucząc jak bohaterki filmów, kiedy on

background image

obdarzał ją pieszczotami. Ale dzisiaj sprawiała wrażenie zniecierpliwionej i

wygłodzonej.

Oczywiście, że była wygłodzona. Przed chwilą się wyrzygała.

- W Yale nie serwują takiego jedzenia, misiaczku - rzekł pan Waldorf do

córki. - Będziesz wcinała pizzę i taco z całą resztą akademika.

Blair zmarszczyła nos. Nigdy wcześniej nie jadła taco.

- Nie ma mowy - powiedziała. - Tak czy inaczej, nie będziemy mieszkać z

Nate'em w akademiku. Będziemy mieć własne mieszkanie. - Pogłaskała kostkę Nate'a

czubkiem buta. - Nauczę się gotować.

Pan Waldorf spojrzał na Nate'a spod uniesionych brwi.

- Szczęściarz z ciebie - zażartował.

Nate wyszczerzył zęby w uśmiechu i zlizał purée z widelca. Nie zamierzał

mówić teraz Blair, że jej słodkie małe marzenie o wspólnym mieszkaniu w New

Haven jest jeszcze bardziej absurdalne od myśli, że mogłaby jeść taco. Nie chciał

powiedzieć niczego, co mogłoby ją zdenerwować.

- Przymknij się, tato - powiedziała Blair.

Talerze już były puste. Zniecierpliwiona Blair obracała na palcu pierścionek z

rubinem. Pokręciła głową, że nie chce kawy ani deseru, i wstała, żeby jeszcze raz

udać się do damskiej toalety. Dwa razy w ciągu jednego posiłku to przegięcie, nawet

jak na nią, ale była tak zdenerwowana, że nie mogła się powstrzymać.

Chwała Bogu, że w Le Giraffe były miłe, intymne toalety.

Kiedy wróciła, z kuchni wyłonił się cały personel. Szef kuchni trzymał tort

udekorowany migoczącymi świeczkami. Było ich osiemnaście, wliczając w to jedną

dodatkową, na szczęście.

O Boże.

Blair podeszła do stolika ciężkim krokiem w swoich kozaczkach na obcasie ze

spiczastymi nosami i usiadła. Posłała ojcu wściekłe spojrzenie. Dlaczego musiał

narobić tyle zamieszania? Jej urodziny były dopiero za trzy tygodnie. Osuszyła

jednym łykiem kolejny kieliszek szampana.

Kelnerzy i kucharze otoczyli stolik. A potem zaczęli śpiewać Happy birthday.

Blair chwyciła rękę Nate'a i mocno ją ścisnęła.

- Zrób coś, żeby przestali - szepnęła.

Ale Nate siedział bez ruchu, szczerząc się jak ostatni dupek. Właściwie

podobało mu się, kiedy Blair była czymś zakłopotana. Nieczęsto się jej to zdarzało.

background image

Ojciec wykazał więcej zrozumienia. Kiedy zobaczył, jak bardzo Blair jest

nieszczęśliwa, przyspieszył tempo i szybko zakończył piosenkę. Personel uprzejmie

zaklaskał, a potem wszyscy wrócili do swoich obowiązków.

- Wiem, że jest jeszcze trochę czasu - powiedział przepraszająco pan Waldorf.

- Ale już jutro muszę wracać, a siedemnaste urodziny to poważna sprawa. Nie

sądziłem, że będziesz miała coś przeciwko.

Coś przeciwko? Nikt czegoś takiego nie lubi. Nikt!

Blair bez słowa zdmuchnęła świeczki i przyjrzała się tortowi. Był kunsztownie

udekorowany marcepanowymi butami na wysokich obcasach, wędrującymi cukrową

Piątą Aleją, obok cukierkowego modelu jej ulubionego sklepu Henri Bendeta. Coś

przepięknego.

- A to dla mojej małej fetyszystki... - Ojciec, cały rozpromieniony, wyciągnął

spod stołu zapakowany prezent.

Blair potrząsnęła pudelkiem, z wprawą eksperta rozpoznając głuchy, dudniący

dźwięk, jaki wydaje para nowych butów. Rozdarła papier. Manolo Blahnik - było

wydrukowane złotymi literami na wieku pudełka. Blair wstrzymała oddech i zdjęła

pokrywę. W środku znajdowała się para przepięknie wykonanych skórzanych

sandałków na uroczych, małych obcasikach.

Trčs fabulous.

- Kupiłem je w Paryżu - powiedział pan Waldorf. - Wypuścili zaledwie

kilkaset par. Założę się, że nikt inny nie ma takich w Nowym Jorku.

- Fantastyczne! - westchnęła Blair.

Podniosła się i przeszła na drugą stronę stolika, żeby uściskać ojca. Tymi

butami całkowicie wynagrodził jej publiczne upokorzenie. Były niewiarygodnie

cudowne i wiedziała już, co włoży później na upojną noc z Nate'em. 'tylko te sandałki.

Nic więcej.

Dzięki, tato!

do czego tak naprawd

ę

słu

żą

schody metropolitan museum of

art

background image

- Usiądźmy z tylu - powiedziała Serena van der Woodsen, prowadząc Daniela

Humphreya do Serendipity 3 na Sześćdziesiątej Wschodniej. Ciasną, staromodną

knajpkę, w której serwowano hamburgery i lody, wypełniali rodzice ucztujący z

dziećmi, kiedy nianie miały wolne. Piskliwie wrzeszczały maluchy na cukrowym

haju, a zmęczone kelnerki biegały tam i z powrotem, taszcząc olbrzymie szklane

miski z lodami, mrożoną czekoladę i superdługie hot dogi.

Dan zamierzał zabrać Serenę w jakieś bardziej romantyczne miejsce, ciche i

słabo oświetlone. Gdzieś, gdzie mogliby trzymać się za ręce, rozmawiać i lepiej

poznać. Gdzieś, gdzie nie rozpraszaliby ich wściekli rodzice, wydzierający się na

małych chłopców o zwodniczym wyglądzie aniołków w nudnych koszulach i

spodniach od Brooks Brothers. Ale Serena chciała przyjść właśnie tutaj.

Może naprawdę miała ochotę na lody, a może jej oczekiwania co do tego

wieczoru nie były aż tak duże ani romantyczne jak jego.

- Czy to nie cudowne? - wykrzyknęła entuzjastycznie. - Razem z moim bratem

Erikiem przychodziliśmy tu raz w tygodniu na miętowy deser lodowy. - Otworzyła

menu. - Nic się nie zmieniło. Super.

Dan uśmiechnął się i odgarnął z oczu swoje rzadkie brązowe włosy. Prawda

była taka, że zupełnie go nie obchodziło, gdzie jest, dopóki jest z nią.

Był z West Side, a Serena ze wschodniej części miasta. Mieszkał z ojcem,

samozwańczym intelektualistą i wydawcą mało znanych poetów z kręgu bitników,

oraz z młodszą siostrą, Jenny, która chodziła do dziewiątej klasy w Constance Billard

- w tej samej szkole uczyła się Serena. Mieszkali w zrujnowanym mieszkaniu, które

nie było remontowane od lat czterdziestych ubiegłego wieku. Jedyną osobą, która w

ogóle tam sprzątała, był ich olbrzymi kot Marks, prawdziwy ekspert w zabijaniu i

pożeraniu karaluchów. Serena natomiast mieszkała ze swoimi bogatymi rodzicami,

członkami zarządów wszystkich większych instytucji w mieście, w ogromnym

apartamencie na ostatnim piętrze; apartament został urządzony przez sławnego

dekoratora i rozciągał się z niego widok na Metropolitan Museum of Art oraz Central

Park. Serena miała pokojówkę i kucharkę, którą mogła poprosić o upieczenie ciasta

lub cappuccino, kiedy tylko przyszła jej na to ochota.

Więc co robiła z Danem?

Natknęli się na siebie parę tygodni temu na castingu do filmu reżyserowanego

przez Vanessę Abrams, przyjaciółkę Dana i szkolną koleżankę Sereny. Serena nie

dostała roli i Dan prawie stracił nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy, ale

background image

spotkali się ponownie w barze na Brooklynie. Od tamtej pory dzwonili do siebie i

choć widzieli się jeszcze parę razy, to była ich pierwsza prawdziwa randka.

Serena wróciła do miasta w zeszłym miesiącu, po tym jak ją wyrzucili ze

szkoły z internatem. Na początku była podekscytowana powrotem do Nowego Jorku,

ale wkrótce przekonała się, że Blair Waldorf postanowiła się z nią więcej nie

zadawać, tak samo jak reszta dawnych przyjaciół. Serena nadal nie wiedziała, co

takiego strasznego zrobiła. Zgadza się, w zasadzie nie utrzymywała z nikim kontaktu,

i owszem, może za bardzo chwaliła się tym, jak dobrze bawiła się w minione wakacje

w Europie. Tak dobrze, że nie pojawiła się na początku roku w Hanover Academy w

New Hampshire i właśnie przez to wyleciała.

W jej dawnej szkole Constance Billard byli bardziej wyrozumiali. To znaczy -

szkoła jako instytucja była bardziej wyrozumiała, bo na pewno nie jej koleżanki.

Serenie nie pozostała w Nowym Jorku ani jedna przyjazna dusza, więc była

zachwycona Danem. Poza tym poznawanie kogoś tak innego od siebie było

superzabawą.

Dan miał ochotę uszczypnąć się za każdym razem, kiedy patrzył w

ciemnoniebieskie oczy Sereny. Był w niej zakochany, od kiedy ujrzał ją po raz

pierwszy na imprezie w dziewiątej klasie, i miał nadzieję, że teraz, dwa i pół roku

później, ona też się w nim zakocha.

- Weźmy największe desery z całego menu - powiedziała Serena. - Potem

możemy się zamienić, żeby się nam nie znudziło.

Zamówiła potrójny deser lodowy o smaku mięty z dodatkowym sosem toffi, a

Dan wziął lody kawowo - bananowe. Mógłby zjeść wszystko, co tylko zawierało w

sobie kawę. Albo tytoń.

- To coś dobrego? - zapytała Serena, wskazując wystającą z kieszeni płaszcza

Dana książkę.

Dan miał przy sobie Przy drzwiach zamkniętych Jeana Paula Sartre'a,

egzystencjalną opowieść o czyśćcu.

- Tak. Z jednej strony to całkiem zabawne, a z drugiej przygnębiające - odparł

Dan. - Ale zdaje się, że jest w tym dużo prawdy.

- A o czym to jest?

- O piekle.

Serena roześmiała się.

- Wow! Zawsze czytasz takie książki?

background image

Dan wyłowił kostkę lodu ze swojej szklanki z wodą i włożył do ust.

- Znaczy jakie?

- No na przykład o piekle - powiedziała Serena.

- Nie, nie zawsze. - Właśnie skończył czytać Cierpienia młodego Wertera, co

było o miłości. I piekle.

Lubił myśleć o sobie jako udręczonej duszy. Uwielbiał powieści, sztuki i

wiersze, które ukazywały tragiczną absurdalność życia. To idealnie zgrywało się z

kawą i papierosami.

- Mam problem, jeśli chodzi o czytanie - wyznała Serena.

Pojawiły się ich desery. Ledwie widzieli siebie nawzajem przez góry lodów.

Serena zanurzyła w misce specjalną długą łyżkę i wycięła ogromny, doskonały

kawałek. Dan zachwycał się jej szczupłym przegubem, naprężonymi mięśniami ręki,

złocistym połyskiem jej jasnych włosów. Zamierzała właśnie pochłonąć

nieprzyzwoicie wielki deser lodowy, ale dla niego była boginią.

- To znaczy, oczywiście potrafię czytać - ciągnęła Serena. - Mam tylko

problem ze skupieniem uwagi. Moje myśli błądzą i nagle zaczynam się zastanawiać,

co będę robić wieczorem. Albo co muszę kupić w drogerii. Albo myślę o czymś

zabawnym, co zdarzyło mi się przed rokiem i tak dalej. - Przełknęła lody i spojrzała w

wyrozumiałe brązowe oczy Dana. - Po prostu nie mogę się skupić - powiedziała ze

smutkiem.

To właśnie Danowi najbardziej podobało się w Serenie. Potrafiła być

jednocześnie smutna i szczęśliwa. Była jak samotny, roześmiany anioł, unoszący się

nad powierzchnią ziemi, zachwycony, że może latać, a jednocześnie cierpiący na

samotność. Przy Serenie wszystkie zwyczajne rzeczy stawały się czymś niezwykłym.

Dan drżącymi rękami odciął łyżeczką czubek swoich oblanych czekoladą

bananowych lodów i przełknął w milczeniu Chciał powiedzieć, że będzie jej czytać.

śe zrobiłby dla niej wszystko. Kawowe lody roztopiły się, przelewając nad brzegiem

pucharka. Dan usiłował uspokoić serce, żeby nie wyskoczyło z piersi.

- W zeszłym roku mieliśmy w Riverside świetnego nauczyciela angielskiego -

rzekł, odzyskując równowagę. - Mówił, że najlepszym sposobem na zapamiętanie

tego, co się czyta, jest czytanie po kawałku. Delektowanie się słowami.

Serena uwielbiała sposób mówienia Dana. Uśmiechnęła się i oblizała usta.

- Delektowanie się słowami - powtórzyła, unosząc kąciki ust.

Dan przełknął kolejną łyżkę bananowego deseru i sięgnął po wodę. Boże, ale

background image

była piękna.

- Hm, zdaje się, że jesteś wzorowym, piątkowym uczniem i pewnie już

złożyłeś podanie o wcześniejsze przyjęcie do Harvardu, co? - Serena, wyjęła ze

swojego deseru złamaną laskę cukierka i zaczęła go ssać.

- Nic z tych rzeczy - odparł Dan. - Pojęcia nie mam, co będzie. To znaczy,

wiem na pewno, że chcę pójść na jakąś uczelnię, gdzie mają dobry program dla

przyszłych pisarzy, ale jeszcze nie wiem gdzie. Nasz doradca dał mi długaśną listę

uczelni: i mam wszystkie katalogi, ale nadal nie wiem, co robić.

- Ja też. Pewnie wkrótce wybiorę się do Brown - powiedziała mu Serena. -

Mój brat tam studiuje. Chcesz się przejechać?

Dan zanurkował w głębinę jej oczu, usiłując zorientować się, czy Serena żywi

do niego tak samo namiętne uczucia, jak on do niej. Czy kiedy powiedziała: „Chcesz

się przejechać?”, miała na myśli: „Spędźmy razem weekend, trzymając się za ręce,

patrząc sobie głęboko w oczy i całując bez końca”? A może znaczyło to: „Jedźmy

razem, bo zawsze fajniej jest z kimś znajomym”? Tak czy inaczej, nie mógł odmówić.

Nie dbał o to, czy chodzi o Brown, Loserville czy miejski college. Serena zapytała go,

czy chce jechać, i odpowiedź brzmiała „tak”. Pojechałby z nią wszędzie.

- Brown - powiedział Dan, jakby się ciągle nad tym zastanawiał - - Powinni

mieć świetny program dla pisarzy.

Serena pokiwała głową, przeczesując palcami swoje długie jasne włosy.

- Więc jedź ze mną.

Pojedzie. Oczywiście, że pojedzie. Dan wzruszył ramionami.

- Pogadam o tym z moim ojcem.

Starał się, żeby zabrzmiało to niedbale. Nie chciał, by Serena wiedziała, że w

środku cały podskakuje jak uradowany szczeniak. Bał się, że może ją przestraszyć.

- Okay, gotów? No to zamiana - powiedziała Serena, podsuwając mu swoją

miskę.

Zamienili się miskami i spróbowali swoich deserów. Kiedy ich kubki

smakowe zarejestrowały nowe smaki, skrzywili się i wystawili języki. Lody miętowe i

kawowe po prostu nie pasowały do siebie. Dan miał nadzieję, że nie jest to żaden

znak.

Serena zabrała z powrotem swoją miskę i na nowo zaatakowała lody. Dan

zjadł jeszcze trochę, a potem odłożył łyżkę.

- Uff! - westchnął, odchylając się do tyłu na krześle i trzymając się za brzuch. -

background image

Wygrałaś.

Serena też odłożyła łyżkę, choć zjadła dopiero połowę porcji i odpięła górny

guzik dżinsów.

- Chyba jest remis. - Zachichotała.

- Chcesz pójść na spacer? - odważył się zapytać Dan, zaciskając swoje drżące

palce u rąk i nóg tak mocno, że aż mu zsiniały.

- Chętnie - odparła Serena.

Na Sześćdziesiątej było bardzo cicho jak na piątkowy wieczór. Kierowali się

na zachód, w stronę Central Parku. Na Madison zatrzymali się przed Barneysem i

zapatrzyli w okno wystawowe. W środku, w dziale z kosmetykami nadal kręciło się

za kontuarami parę osób, przygotowując się na wzmożony ruch w sobotni poranek.

- Nie wiem, co bym zrobiła bez Barneysa. - Serena westchnęła, jakby ten dom

handlowy ocalił jej życie.

Dan był w Środku tego sławnego domu towarowego tylko raz. Puścił wodze

wyobraźni i kupił na kartę kredytową ojca smoking od bardzo drogiego projektanta,

fantazjując o tym, że właśnie w tym smokingu tańczy z Sereną na wspaniałym

przyjęciu. Ale potem przemówiła rzeczywistość. Nie cierpiał wytwornych przyjęć i

jeszcze do niedawna myślał, że Serena nie zamieni z nim nawet dwóch słów. No i

zwrócił smoking.

Teraz uśmiechnął się na to wspomnienie. Serena zamieniła z nim

zdecydowanie więcej niż dwa słowa. Zaproponowała mu wspólny weekend. Może

zakochają się w sobie. Może nawet skończy się tak, że pójdą do tego samego college'u

i spędzą razem resztę życia.

Spokojnie, Dan. Znowu odzywa się twoja bujna wyobraźnia.

Na Piątej Alei, obok parku, odbili w górę i przeszli obok Hotelu Pierre, gdzie

w dziesiątej klasie oboje byli na szkolnym balu. Dan pamiętał, jak przyglądał się

Serenie i żałował, że jej nie zna - Serena siedziała roześmiana przy stole z

przyjaciółmi, ubrana w zieloną sukienkę bez ramiączek, a jej włosy migotały. Już

wtedy był w niej zakochany.

Minęli gabinet ortodonty Sereny i Frick, starą rezydencję, w której teraz

znajdowało się muzeum. Dan miał ochotę włamać się do środka i całować Serenę na

jednym z pięknych starych łóżek. Chciał, by tam razem zamieszkali, niczym uchodźcy

w raju.

Szli dalej Piątą Aleją, mijając apartamentowiec prey Siedemdziesiątej Drugiej,

background image

w którym mieszkała Blair Waldorf. Serena znała Blair od pierwszej klasy i setki razy

była u Waldorfów, ale teraz nie była już tam mile widziana.

Nie mogła udawać, że nie ponosi za ten stan żadnej winy. Wiedziała, co

najbardziej ubodło Blair. Nie chodziło tylko o to, że Serena odcięła się od ich

nowojorskiej paczki, czy balowała w Europie, kiedy rozwodzili się rodzice Blair. Tak

naprawdę kres ich przyjaźni położył fakt, że Serena spała z Nate'em tamtego lata, tuż

przed wyjazdem do nowej szkoły.

Było to zaledwie dwa lata temu, a miała wrażenie, jakby przydarzyło się to

jakiejś innej dziewczynie w zupełnie innym życiu. Z Blair i Nate'em zawsze się

przyjaźnili. Miała nadzieję, że Blair potraktuje całe zdarzenie jako jedną z tych

szalonych rzeczy, jakie zachodzą miedzy przyjaciółmi i jej wybaczy. To był czysty

przypadek. A poza tym Blair nadal miała Nate'a. Tyle że dowiedziała się o wszystkim

dopiero ostatnio i nie zamierzała odpuścić.

Serena pogrzebała w torebce, wyciągnęła papierosa i włożyła do ust.

Zatrzymała się i pstryknęła zapalniczką. Dan patrzył, jak Serena zaciąga się, a

następnie wypuszcza w chłodne powietrze chmurę szarego dymu. Owinęła się swoim

znoszonym brązowym płaszczem Burberry.

- Może usiądziemy na chwilę przed Met - zaproponowała. - Chodź.

Wzięła Dana za rękę i szybko pokonali dziesięć przecznic dzielących ich od

Metropolitan Museum of Art. Zaciągnęła go do połowy schodów i usiadła. Mieszkała

w apartamentowcu po drugiej stronie ulicy. Jej rodzice wyszli na jakąś imprezę

charytatywną czy też otwarcie wystawy i ciemne okna świeciły pustkami.

Puściła rękę Dana, który zaczął się zastanawiać, czy zrobił coś nie tak. Nie

potrafił odgadnąć jej myśli, co doprowadzało go do szaleństwa.

- Razem z Blair i Nate'em przesiadywaliśmy na tych schodach całymi

godzinami, nawijając o wszystkim i o niczym - powiedziała tęsknie Serena. - Czasami

nawet, kiedy mieliśmy iść na jakieś przyjęcie, Blair i ja stroiłyśmy się, robiłyśmy

makijaż i tak dalej, a potem pojawiał się Nate z butelką czegoś mocniejszego,

kupowaliśmy fajki i po prostu olewaliśmy przyjęcie, bo lepiej było posiedzieć tutaj. -

Jej oczy zalśniły łzami.

- Czasami żałuję... - głos jej się załamał. W zasadzie sama nie wiedziała,

czego dokładnie żałuje, ale była już zmęczona tym podłym samopoczuciem z powodu

Blair i Nate'a. - Przepraszam - pociągnęła nosem, spoglądając w dół na swoje buty. -

Mam nadzieję, że cię nie zanudzam.

background image

- No co ty - powiedział Dan.

Chciał znowu wziąć ją za rękę, ale schowała dłoń w kieszeni. Dotknął więc jej

łokcia. Odwróciła się do niego. To była jego szansa. Bardzo chciał powiedzieć jej coś

pięknego i przepojonego namiętnością, ale nie potrafił. Spiesząc się, by nie

sparaliżowały go nerwy, nachylił się i pocałował ją delikatnie w usta. Ziemia zatrzęsła

się w posadach. Całe szczęście, że siedział. Kiedy się odsunął, oczy Sereny

błyszczały.

Otarła nos wierzchem dłoni i uśmiechnęła się do niego. Następnie uniosła

brodę i też go pocałowała. Było to lekkie muśnięcie dolnej wargi, a potem Serena

pochyliła głowę i oparła o jego ramię. Dan zamknął oczy, żeby się opanować.

O Boże! Ciekawe, co myśli, zastanawiał się gorączkowo. Dlaczego nic nie

mówi?

- Gdzie wy, westsidersi, spędzacie wolny czas? - zapytała Serena. - Macie tam

jakieś miejsce jak to?

- W zasadzie nie. - Objął ją ramieniem. Nie miał teraz ochoty na rozmowę.

Chciał wziąć ją za rękę, skoczyć z klifu do rozświetlonego przez księżyc morza i

leżąc na plecach, unosić się z nią na falach. Chciał ją jeszcze raz pocałować. I jeszcze

raz. I jeszcze. - Czasami, w ciągu dnia, chodzę na przystań. A nocami po prostu

szwendamy się po ulicach.

- Przystań - powtórzyła Serena. - Zabierzesz mnie tam?

Dan pokiwał głową. Zabrałby ją wszędzie.

Czekał, aż Serena uniesie głowę, żeby mogli się znowu pocałować. Ale Serena

cały czas tuliła się do jego ramienia, wdychając papierosowy zapach płaszcza Dana,

co działało kojąco na jej nerwy.

Siedzieli tak jeszcze przez chwilę. Dan był jednocześnie zbyt zdenerwowany,

szczęśliwy i oszołomiony, żeby nawet zapalić papierosa. Miał nadzieję, że tak zasną,

a potem obudzą się w różowym świetle poranka, ciągle spleceni ramionami.

Kilka minut później Serena się odsunęła.

- Lepiej już pójdę, bo jeszcze tu zasnę. - Wstała, nachyliła się i pocałowała

Dana w policzek. Zadrżał, kiedy jej włosy otarły się o jego ucho. - Zobaczymy się

niedługo, okay?

Dan skinął głową. Naprawdę musiała już iść? Bał się, by przypadkiem nie

wymknęły się słowa, które cały wieczór cisnęły się mu na usta. - Kocham cię. Wciąż

się obawiał, że mógłby ją wystraszyć.

background image

Patrzył, jak Serena z rozwianymi włosami przebiega przez ulicę. Portier

przytrzymał jej drzwi. Zniknęła w środku.

Serena jechała na górę windą, pobrzękując kluczami w kieszeni płaszcza. Parę

tygodni temu siedziałaby w piątkowy wieczór w domu, jedynie w towarzystwie

telewizora, i użalała nad sobą. Miała szczęście, że zaprzyjaźniła się z Danem.

Dan siedział na schodach Met jeszcze jakiś czas, aż na ostatnim piętrze

budynku po drugiej stronie ulicy zapaliły się światła. Wyobrażał sobie, jak Serena

zdejmuje w holu buty, a płaszcz rzuca na krzesło, zostawiając pokojówce do

odniesienia. Potem pewnie przebierze się w długą białą koszulę nocną z jedwabiu i

usiądzie przed lustrem w pozłacanej ramie, szczotkując swoje długie jasne włosy jak

bajkowa księżniczka. Dotknął palcem dolnej wargi. Naprawdę ją pocałował? Tyle

razy całował ją w snach i teraz trudno mu było uwierzyć, że to wydarzyło się

naprawdę.

Podniósł się, potarł oczy i wyciągnął ręce wysoko nad głowę. Czuł się

świetnie. Zabawne - znienacka stał się jednym z tych facetów, których zwykle

nienawidził, kiedy czytał o nich w książkach. Był najszczęśliwszym facetem na

świecie.

drugie podej

ś

cie

- Nie rozumiem, dlaczego musisz jechać do Brown w ten sam weekend, kiedy

ja jadę do Yale! - krzyknęła do Nate'a Blair z łazienki.

Nate leżał na jej łóżku, szurając paskiem Blair po narzucie, bawiąc się w ten

sposób z Kitty Minky, błękitną rosyjską kotką. Światło było zgaszone, paliły się

świece, z odtwarzacza leciała Macy Gray, a Nate był bez koszuli.

- Nate, dlaczego?! - powtórzyła niecierpliwie Blair. Zaczęła się rozbierać,

zrzucając ubrania na stertę na podłodze łazienki. Planowała, że w ten weekend pojadą

razem do New Hampshire. Mogliby wypożyczyć samochód i zatrzymać się w jakimś

romantycznym hotelu, zupełnie jakby byli w podróży poślubnej.

- Właśnie na ten weekend wyznaczyli mi w Brown rozmowę - odezwał się w

background image

końcu Nate. - Przykro mi. - Wyszarpnął pasek spomiędzy łap Kitty Minky i strzelił

nim w powietrzu nad jej głową, aż przestraszona pognała do szaty. Potem przekręcił

się na wznak i czekał, wpatrując się w sufit.

Ostatnim razem, kiedy już mieli uprawiać seks, Nate wygadał się, że robił to z

Sereną tamtego lata, przed jej wyjazdem. Po prostu uważał, że Blair powinna się

najpierw dowiedzieć, że: A) nie jest to jego pierwszy raz, B) robił to z jej byłą

najlepszą przyjaciółką. Oczywiście kiedy się przyznał, Blair nie chciała już tego

zrobić. Była wściekła.

Na szczęście już miał to za sobą. Tak jakby.

Blair skończyła zapinać swoje nowe buty i spryskała się perfumami. Zamknęła

oczy i policzyła do trzech. W ciągu tych trzech sekund w jej głowie wyświetlił się

krótki film - wyobrażała sobie niesamowitą noc, którą za chwilę przeżyją z Nate'em.

Byli kochankami z dzieciństwa, przeznaczonymi sobie nawzajem. Oddawali się sobie

całkowicie. Otworzyła oczy i jeszcze raz przejechała szczotką po włosach,

przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądała na pewną siebie i gotową.

Wyglądała na dziewczynę, która zawsze dostaje, czego chce. Była dziewczyną, która

pójdzie do Yale i poślubi ukochanego chłopaka. Gdyby tylko nie miała tak dużych

dziurek od nosa, a za to większe piersi... ale nieważne.

Pchnęła drzwi od łazienki.

Nate spojrzał na nią i ze zdziwieniem zorientował się, że jest już podniecony.

Może to przez ten szampan albo stek. Zamknął oczy, po czym ponownie je otworzył.

Nie, Blair naprawdę wyglądała zajebiście. Chwycił ją za rękę i pociągnął na siebie.

Zaczęli się całować; ich usta i języki grały w tę samą grę, która trwała już od dwóch

lat. Ale tym razem ich gra nie miała przypominać czterogodzinnej rozgrywki w

monopol, kiedy już wszyscy gracze mają dość i odchodzą od stolika. Ta gra dokądś

zmierzała i nie zamierzali przestać, dopóki nie wykupią wszystkiego, co tylko

wpadnie im w ręce.

Blair zamknęła oczy i wyobrażała sobie, że jest Audrey Hepburn w Miłość po

południu. Uwielbiała stare filmy, zwłaszcza te z Audrey Hepburn. W tych filmach

nigdy nie pokazywali, jak bohaterowie uprawiają seks. Sceny miłosne były zawsze

bardzo romantyczne i w dobrym guście - mnóstwo długich, przepełnionych uczuciem

pocałunków, cudowne ciuchy, fryzury super. Blair starała się leżeć z wyciągniętymi

rękami i szyją, żeby czuć się wyższą, szczuplejszą i bardziej zmysłową w ramionach

Nate'a.

background image

Nate niechcący wbił jej w żebra łokieć.

- Aj! - jęknęła, odsuwając się. Nie chciała, żeby to zabrzmiało, jakby się bała,

ale się bała, trochę. Audrey Hepburn nigdy nie dostała po żebrach od Cary'ego Grama,

nawet przez przypadek. Traktował ją delikatnie jak porcelanową lalkę.

- Przepraszam - wymamrotał Nate. Sięgnął po poduszkę i wsunął ją pod Blair,

tak że leżała teraz na niej wygodnie. Uniosła głowę i zarzuciła sobie seksownie włosy

na twarz, a potem ugryzła Nate'a w ramię, zostawiając na jego skórze siad w kształcie

białego „o”.

- Proszę, tak to się kończy, jak mnie krzywdzisz - powiedziała, wachlując

rzęsami.

- Obiecuję, że będę ostrożny - rzekł poważnie Nate, przesuwając rękę po jej

biodrze, a potem wzdłuż nogi.

Blair wzięła głęboki oddech, próbując się zrelaksować. Nie było jak w scenach

miłosnych z jej ulubionych starych filmów. Nie myślała, że to będzie takie realne i

niezręczne.

Nic nigdy nie wygląda równie dobrze jak w filmach, co nie znaczy, że nie jest

przyjemne.

Nate pocałował ją miękko, a ona położyła mu rękę na karku. Odważnie

sięgnęła drugą ręką w dół, usiłując rozpiąć jego skórzany pasek od spodni.

- Zaciął się - powiedziała, szarpiąc za metalową sprzączkę. Paliły ją policzki, z

czego nie była zadowolona. Nigdy wcześniej nie miała tak nieskoordynowanych

ruchów.

- Ja to zrobię - zaproponował Nate. Szybko rozpiął pasek.

Blair spojrzała na stary obraz przedstawiający jej babkę jako młodą

dziewczynę trzymającą koszyk z różanymi płatkami. Nagle poczuła się kompletnie

obnażona.

Odwróciła się do Nate'a i patrzyła, jak ściąga spodnie, wierzgając nogami.

Przód jego bokserek w biało - czerwone paski sterczał jak namiot.

I wtedy otworzyły się drzwi wejściowe, po czym zamknięto je z trzaskiem.

- Jest tam kto? - zawołała matka Blair.

Blair i Nate zamarli. Matka Blair i Cyrus, jej nowy facet, wyszli do opery. Nie

powinni wracać jeszcze przez parę godzin.

- Blair, kochanie? Jesteś tam? Mamy z Cyrusem ekscytujące wieści!

- Blair?! - donośny głos Cyrusa odbił się echem od ścian.

background image

Blair odepchnęła Nate'a i podciągnęła kołdrę pod szyję.

- Co robimy? - szepnął Nate, Wsunął dłoń pod kołdrę i dotknął brzucha Blair.

Błąd. Nigdy nie dotykaj brzucha dziewczyny, dopóki cię o to nie poprosi.

Inaczej poczuje się gruba.

Blair ze wzdrygnięciem odsunęła się od niego i opuściła nogi na podłogę.

- Blair?! - Głos jej matki dobiegał tuż zza drzwi sypialni. - Mogę na chwilę

wejść? To ważne -

O rany!

- Chwila! - krzyknęła Blair. Rzuciła się do szafy po spodnie od dresu. - Ubieraj

się - syknęła do Nate'a. Zrzuciła ze stóp sandałki, pospiesznie naciągnęła spodnie i

starą bluzę ojca z logo Yale. Nate z powrotem włożył spodnie i zapiął pasek. Drugie

podejście zaliczone.

- Gotowy? - szepnęła Blair.

Zawiedziony Nate pokiwał w odpowiedzi głową.

Blair otworzyła drzwi sypialni i zobaczyła swoją matkę czekającą w holu.

Eleanor Waldorf rozpromieniła się na widok córki; na policzkach miała wypieki, po

części od czerwonego wina, po części z podniecenia.

- Zauważyłaś, że coś się zmieniło? - zapylała, poruszając w powietrzu palcami

lewej dłoni. Na jej serdecznym palcu błyszczał olbrzymi złoty pierścionek z

brylantem. Wyglądał jak tradycyjny pierścionek zaręczynowy, tyle że był jakieś cztery

razy większy. Śmiechu warte.

Blair stała jak skamieniała w drzwiach sypialni i wpatrywała się w

pierścionek. Czuła na uchu oddech Nate'a, który stał za nią. śadne z nich nie

powiedziało ani słowa.

- Cyrus poprosił mnie o rękę! - wykrzyknęła matka Blair. - Czy to nie

cudowne?

Blair przyglądała się jej z niedowierzaniem.

Cyrus Rose łysiał i miał szczeciniaste wąsiki. Nosił złotą bransoletkę i ohydne

dwurzędowe garnitury w prążki. Jej matka spotkała go minionej wiosny w dziale z

kosmetykami Saksa. Szukał perfum dla swojej matki i Eleanor zaoferowała mu

pomoc. Blair pamiętała jeszcze ten dzień i te perfumy.

- Dałam mu nawet swój numer - powiedziała jej matka po powrocie do domu,

chichocząc. Blair miała ochotę puścić pawia. Ku obrzydzeniu i konsternacji Blair

Cyrus rzeczywiście zadzwoni! i potem dzwonił już ciągle. A teraz zamierzali wziąć

background image

ślub.

W tym momencie na końcu korytarza pojawił się Cyrus Rose.

- I co o tym myślisz, Blair? - zapytał, puszczając do niej oko. Miał na sobie

niebieski dwurzędowy garnitur i błyszczące czarne buty. Był czerwony na twarzy,

miał wytrzeszczone oczy jak napompowana żaba i wielki brzuchol. Zatarł grube

dłonie, za którymi znajdowały się włochate nadgarstki ozdobione tandetną złotą

biżuterią.

Będzie miała ojczyma. Zebrało się jej na wymioty. I to by było na tyle, jeśli

chodzi o utratę dziewictwa z ukochanym chłopcem. Film zwany jej życiem stawał się

coraz bardziej absurdalny i tragiczny.

Zacisnęła usta i sztywno musnęła policzek matki.

- Moje gratulacje, mamo - powiedziała.

- Grzeczna dziewczynka - zagrzmiał Cyrus.

- Gratuluję, pani Waldorf - rzekł Nate, drepcząc obok Blair Czuł się

niezręcznie, uczestnicząc w tak intymnej sytuacji rodzinnej. Czy Blair nie mogła po

prostu kazać matce zaczekać i porozmawiać z nią rano?

Pani Waldorf ściskała go bez końca.

- Czy to nie cudowne? - powtarzała. Nate nie był tego taki pewny.

Blair westchnęła z rezygnacją i podreptała boso korytarzem, żeby

pogratulować Cyrusowi. Śmierdział serem pleśniowym i potem. Na czubku nosa rosły

mu włosy. I to on miał być jej ojczymem. Ciągle nie mogła w to uwierzyć.

- Tak się cieszę, Cyrusie - powiedziała sztywno. Wspięła się na palce i

przyłożyła swój gładki, chłodny policzek w pobliże jego gorących, zarośniętych ust.

- Jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie! - Cyrus dal jej odrażająco

mokrego całusa w policzek.

Blair wcale nie czuła się szczęśliwa.

Eleanor uwolniła w końcu Nate'a.

- Nie zamierzamy czekać - oznajmiła. - Weźmiemy ślub w sobotę po Święcie

Dziękczynienia. To już za trzy tygodnie!

Blair zamurowało. Sobota po Święcie Dziękczynienia? Ale wtedy są jej

urodziny. Jej siedemnaste urodziny.

- Wesele wyprawimy w hotelu St. Claire. I chcę mieć dużo druhen. Moje

siostry i twoje przyjaciółki. Oczywiście ty będziesz starszą druhną. Pomożesz mi

wszystko zaplanować. Będziemy się świetnie bawić, Blair - paplała jej matka jednym

background image

tchem. - Po prostu kocham śluby!

- W porządku - odparła Blair głosem zupełnie wypranym z emocji. - Mam

powiedzieć tacie?

Eleanor na chwilę zamilkła.

- No właśnie, jak tam ojciec? - zapytała, ciągle rozpromieniona. Nic nie mogło

ostudzić jej radości.

- Świetnie. - Blair wzruszyła ramionami. - Dostałam od niego buty. I tort.

- Tort? - zapytał z wielkim zainteresowaniem Cyrus.

Co za wieprz, pomyślała Blair. Dobrze chociaż, że ojciec wyprawił jej

wcześniejsze urodziny, bo nie zapowiadało się, że w jej właściwe urodziny będzie

dobra zabawa.

- Przepraszam, że nie przynieśliśmy nic do domu, ale zupełnie zapomniałam.

Eleanor przejechała dłonią po ustach.

- Cóż. i tak nie mogłabym nawet spróbować. Panna młoda musi uważać na

figurę! - Spojrzała na Cyrusa i zachichotała.

- Mamo... - odezwała się Blair.

- Tak, skarbie?

- Nie masz nic przeciwko, że pójdziemy z Nate'em do mnie pooglądać

telewizję?

- Oczywiście, że nie. Idźcie - odparła jej matka, uśmiechając się

porozumiewawczo do Nate'a.

Cyrus puścił do nich oczko.

- Dobrej nocki, Blair. Na razie, Nate.

- Dobranoc, panie Rose - powiedział Nate i wrócił za Blair do jej sypialni.

W chwili kiedy zamknął za sobą drzwi, Blair rzuciła się twarzą w dół na

łóżko, zakrywając głowę rękami.

- Nie przesadzaj, Blair. - Nate usiadł na skraju łóżka i gładził ją po stopie. -

Cyrus jest w porządku. Mogło być gorzej, nie? Mógłby być totalnym dupkiem.

- On jest totalnym dupkiem - mruknęła Blair. - Nienawidzę go. - Nagle

zapragnęła, żeby Nate po prostu wyszedł, zostawiając ją, by mogła w spokoju

cierpieć.

Nate położył się obok i zaczął bawić się jej włosami.

- A czy ja jestem totalnym dupkiem? - zapytał. - Nie.

- Nienawidzisz mnie?

background image

- Nie - odpowiedziała Blair w narzutę.

- Chodź do mnie. - Nate pociągnął ją za rękę. Wsunął ręce pod jej bluzę z

nadzieją, że powrócą do tego, na czym skończyli. Pocałował ją w szyję.

Blair zamknęła oczy, próbując się odprężyć. Mogła to zrobić. Mogła pójść na

całość, uprawiać seks i mieć milion orgazmów, nawet jeśli jej matka i Cyrus byli w

sąsiednim pokoju. Mogła...

Wcale nie. Chciała, żeby jej pierwszy raz był doskonały, a zrobiło się zupełnie

do kitu. Jej matka i Cyrus pewnie właśnie zabawiali się w sypialni. Na samą myśl o

tym czuła się. jakby obłaziły ją wszy czy coś takiego.

Wszystko było nie tak. Zupełnie do bani. Jej życie było kompletną katastrofą.

Odsunęła się od Nate'a i ukryła twarz w poduszce.

- Przykro mi. To nie był odpowiedni czas na cielesne rozkosze. Czuła się jak

Joanna d'Arc grana przez Ingrid Bergman w pierwszej ekranizacji - piękna, nietknięta

męczennica.

Nate zaczął na nowo bawić się jej włosami i głaskać po plecach. Miał

nadzieję, że Blair zmieni zdanie, ale z uporem trzymała twarz wbitą w poduszkę.

Zastanawiał się, czy w ogóle zamierzała to z nim zrobić.

Podniósł się po kilku minutach. Zrobiło się już późno, był znudzony i

zmęczony.

- Muszę iść do domu - powiedział.

Blair udała, że go nie słyszy. Była zbyt przejęta dramatyzmem swojej

nieszczęsnej sytuacji.

- Zadzwoń do mnie - powiedział Nate.

I wyszedł.

S postanawia si

ę

nie łama

ć

W sobotni poranek obudził Serenę głos matki.

- Mogę wejść?

- O co chodzi? - zapytała Serena, siadając na łóżku. Ciągle nie mogła się

przyzwyczaić, że znowu mieszka z rodzicami. Było to dość upierdliwe.

Drzwi lekko się uchyliły.

background image

- Mam ci coś do powiedzenia - oznajmiła matka.

Serena w zasadzie nie miała za złe matce, że ją obudziła; nie chciała tylko, by

myślała, że może wpadać do jej pokoju nieproszona, kiedy tylko przyjdzie jej na to

ochota.

- Słucham - rzuciła, sprawiając wrażenie bardziej rozdrażnionej, niż była w

rzeczywistości.

Pani van der Woodsen weszła do pokoju i usiadła w nogach łóżka. Miała na

sobie granatowy jedwabny szlafrok od Oscara dc la Renta i granatowe kapcie. Jej

falujące, rozświetlone pasemkami jasne włosy były zebrane w luźny kok na czubku

głowy, a blada cera miała perłowy połysk, efekt stosowania od wielu lat kremu La

Mer. Pachniała Chanel No. 5.

Serena podciągnęła kolana pod brodę i przykryła nogi kołdrą.

- Co się dzieje? - zapytała.

- Przed chwilą dzwoniła do mnie Eleanor Waldorf. A z czym? Zgadnij!

Serena przewróciła oczami; jej matka przechodziła samą siebie, by wytworzyć

napięcie.

- No co jest?

- Wychodzi za mąż.

- Za tego Cyrusa?

- Naturalnie. A niby za kogo? - odparła jej matka, strzepując wyimaginowane

pyłki ze szlafroka.

Serena zmarszczyła brwi, zastanawiając się, jak Blair przyjęła te nowiny.

Zapewne bez zbytniego zadowolenia. Choć Blair nie była ostatnio dla niej zbyt miła,

Serena ciągle przejmowała się swoją starą przyjaciółką.

- Niezwykłe jest to - ciągnęła pani van der Woodsen - że zamierzają to zrobić

ot tak. - Pstryknęła swoimi ozdobionymi pierścionkami palcami.

- Co masz na myśli?

- Świąteczny weekend - szepnęła jej matka, unosząc brwi, by podkreślić

niezwykłość tej sytuacji. - Sobota po Święcie Dziękczynienia. Na tę sobotę

wyznaczona jest data ślubu. I Eleanor chce, żebyś była jej druhną. Blair na pewno

zapozna cię ze wszystkimi szczegółami. Jest starszą druhną.

Pani Waldorf wstała i zaczęła ustawiać porozwalane na komodzie Sereny

buteleczki z perfumami, małe pudełeczka z biżuterią od Tiffany'ego i tubki z fluidem

Stila.

background image

- Co za pomysł! - jęknęła Serena, zamykając oczy. Sobota po Świecie

Dziękczynienia. To już za trzy tygodnie.

Serena zdała sobie sprawę, że właśnie wtedy Blair ma urodziny. Biedna Blair.

Uwielbiała swoje urodziny. To był jej dzień. Ale najwyraźniej nie w tym roku.

I co ją czeka jako druhnę, kiedy Blair ma być starszą druhną? Czy specjalnie

załatwi jej sukienkę, która w ogóle nie będzie na nią pasować? A może dosypie jej

czegoś do szampana? Każe jej przemaszerować nawą w parze z Chuckiem Bassem,

najbardziej oślizłym typem z kręgu ich znajomych? To wszystko było zbyt straszne,

żeby nawet o tym myśleć.

Matka ponownie usiadła na łóżku i zaczęła bawić się włosami Sereny.

- Coś nie tak, skarbie? - zapytała zmartwiona. - Myślałam, że zachwyci cię

perspektywa bycia druhną.

Serena otworzyła oczy.

- Boli mnie głowa, to wszystko - westchnęła, owijając się kołdrą. - Chyba

jeszcze trochę sobie polezę i pooglądam telewizję, dobrze?

Matka poklepała ją po nodze.

- W porządku. Przyślę ci Deidre z kawą i jakimś sokiem. Zdaje się, że kupiła

też croissanty.

- Dzięki, mamo.

Pani van der Woodsen podniosła się i podeszła do drzwi. W progu zatrzymała

się i odwróciła, posyłając córce promienny uśmiech.

- Jesienne śluby są zawsze urocze. To wszystko jest ekscytujące.

- Tak - powiedziała Serena, napuszając poduszkę. - Będzie świetnie.

Kiedy matka wyszła, Serena przekręciła się na drugi bok i patrzyła przez

chwilę za okno, obserwując, jak ptaki zrywają się z wierzchołków drzew otaczających

Met. Potem sięgnęła po telefon i wcisnęła guzik, pod którym miała zakodowany

numer Erika w Brown. Zawsze kiedy potrzebowała duchowego wsparciu, dzwoniła

do brata. Drugą ręką włączyła pilotem telewizor. Na Nickelodeon leciało akurat

SpongeBob SquarePants. Wpatrywała się w ekran niewidzącym wzrokiem, słuchając

w słuchawce sygnału; trzy dzwonki, cztery.

Po szóstym dzwonku Erik wreszcie odebrał.

- Tak?

- Hej - powiedziała Serena. - Co porabiasz?

- Właściwie to jeszcze śpię. - Głośno zakaszlał. - O cholera.

background image

Serena uśmiechnęła się szeroko.

- Sorki. Ciężka noc, co?

Tylko jęknął w odpowiedzi.

- Dzwonię do ciebie, bo właśnie się dowiedziałam, że matka Blair wychodzi

za mąż za tego faceta, Cyrusa. Nie wydaje mi się, żeby znali się dość długo, ale to

szczegół. W każdym razie mam być druhną, a Blair jest starszą druhną, co znaczy...

W zasadzie sama nie wiem, co to znaczy. Ale jestem pewna, że sprawa będzie

śmierdzieć.

Czekała przez chwilę na odpowiedź. Nie doczekawszy się powiedziała:

- Zdaje się, że jesteś za bardzo skacowany, żeby teraz o tym gadać, co?

- Tak jakby - odparł Erik.

- Okay, nie ma sprawy. Zadzwonię później. - Była zawiedziona. - A w ogóle to

myślałam o tym, żeby cię odwiedzić Może w przyszły weekend?

- W porządku. - Erik ziewnął.

- Okay, na razie. - Rozłączyła się.

Wypełzła spod kołdry, wstała z łóżka i poszła, powłócząc nogami, do łazienki,

gdzie przyjrzała się uważnie swojemu odbiciu w lustrze. Szare bokserki wisiały na jej

tyłku, koszulo z Panem Bąbelkiem była przekręcona i opadała jej z ramienia. Na

jednym policzku widniała zaschnięta smużka śliny.

Oczywiście ciągle wyglądała jak gorąca laska.

- Grubas - powiedziała Serena do swojego odbicia. Sięgnęła po szczoteczkę i

zaczęła powoli myć zęby, myśląc o Eriki Choć balował nawet więcej od niej, udało

mu się utrzymać w szkole z internatem i dostać do Brown. Erik był dobrym synem, a

Serena złą córką. To takie niesprawiedliwe.

Zmarszczyła z determinacją brwi, szorując zawzięcie zęby trzonowe.

I co z tego, że wyleciała ze szkoły z internatem, miała marne stopnie, a

jedynym dodatkowym zajęciem było nakręcenie tego zwariowanego filmiku na

Festiwal Filmowy uczennic ostatniej klasy Constance Billard? Pokaże wszystkim, że

nie jest taka beznadziejna, jak myślą - dostanie się do dobrego college'u, jak na

przykład Brown, i zostanie kimś.

Nie żeby już teraz nie była kimś wyjątkowym. Zapadała wszystkim w pamięć.

Wszyscy uwielbiali jej nienawidzić. Nie musiała robić nic, żeby błyszczeć - sama z

siebie błyszczała mocniej niż cała reszta.

Splunęła pastą do umywalki.

background image

Tak, z całą pewnością pojedzie w przyszły weekend do Brown, nawet jeśli

szanse na odniesienie sukcesu nie były zbyt duże. Może jej się poszczęści. Zwykle

miała fart.

szcz

ęś

ciarz i nieszcz

ęś

nica

- Dziwoląg - szepnęła Jenny Humphrey do swojego odbicia.

Stała przed lustrem, wstrzymując oddech i mocno wypinając brzuch do

przodu. Ale i tak nie sterczał tak bardzo jak jej cycki - olbrzymie, zwłaszcza jak na

dziewczynę z dziewiątej klasy. Jej różowa koszula nocna sprawiała wrażenie

trójkątnego namiotu, który opadał z piersi do kolan, przykrywając wystający brzuch i

krótkie nogi. Rozrosła się do przodu, zamiast urosnąć w górę, jak Serena van der

Woodsen z ostatniej klasy Constance Billard, którą Jenny wprost uwielbiała. Przez te

wielkie cycki Jenny nie miała nadziei, że kiedykolwiek będzie wyglądać choć w

części tak dobrze jak Serena. Były zmorą jej życia.

Wypuściła powietrze i ściągnęła koszulę, żeby przymierzyć nowy czarny top,

który kupiła wczoraj po szkole w Urban Outfitters. Szamocząc się, przeciągnęła go

przez ramiona i naciągnęła w dół, na piersi. Spojrzała w lustro. Nie miała już dwóch

wielkich cycków - jej piersi zlały się w bezkształtną masę monstrualnej wielkości.

Wyglądała jak zdeformowana.

Założyła swoje ciemnobrązowe kręcone włosy za uszy i zdegustowana

odwróciła się od lustra. Wciągnęła stare szkolne spodnie od dresu i poszła do kuchni,

by napić się herbaty. Jej starszy brat, Dan, właśnie wyłonił się ze swojego pokoju.

Zawsze rano wyglądał przerażająco, ze swoimi potarganymi włosami i przekrwionymi

oczami. Ale dzisiaj jego oczy były duże i błyszczące, jakby przez całą noc był na

nogach, pojąc się kawą.

- No i...? - zapytała Jenny, kiedy oboje weszli do kuchni.

Patrzyła, jak Dan wsypuje do kubka rozpuszczalną kawę i zalewają gorącą

wodą z kranu. Nie był zbyt wymagający, jeśli chodzi o kawę. W milczeniu stał przy

zlewie, mieszając w kubku łyżeczką i przyglądając się wirującej brązowej pianie.

- Wiem, że wczorajszy wieczór spędziłeś z Sereną - powiedziała

zniecierpliwiona Jenny, splatając ręce na piersi. - I jak było? Pewnie niesamowicie?

background image

W co była ubrana? Co robiliście? Co mówiła?

Dan upił łyk. Jenny zawsze strasznie się ekscytowała wszystkim, co miało

związek z Sereną. Uwielbiał się z nią drażnić.

- No, powiedz coś. Co robiliście? - nalegała Jenny.

Wzruszył ramionami.

- Byliśmy na lodach.

Jenny położyła dłonie na biodrach.

- Wow! Co za gorąca randka.

Dan tylko się uśmiechnął. Miał gdzieś, czy przez niego siostra dostanie świra;

nie zamierzał wyjawić jej nic więcej. To było zbyt cenne, zwłaszcza kwestia z

całowaniem. Napisał już nawet wiersz na ten temat, żeby móc się tym bez końca

rozkoszować. Zatytułował go Słodycz.

- Ale co jeszcze robiliście? Co Serena mówiła? - szturchnęła go Jenny.

Dolał do kubka gorącej wody.

- Nie wiem... - zaczął. I wtedy zadzwonił telefon.

Oboje zerwali się, żeby odebrać. Dan był szybszy.

- Cześć, Dan, tu Serena.

Przycisnął słuchawkę mocno do ucha, wyszedł z kuchni i usiadł na oknie w

małym pokoju. Przez zakurzoną szybę widział dzieciaki szalejące na rolkach w

Riverside Parku i jasne, jesienne słońce połyskujące w oddali na wodzie Hudsonu.

Wziął głęboki, uspokajający oddech.

- Cześć - powiedział.

- Słuchaj, to dość dziwna prośba, ale mam być druhną na tym głośnym ślubie

za trzy tygodnie i zastanawiałam się, czy nie poszedłbyś ze mną, no wiesz, jako moja

osoba towarzysząca.

- Jasne - odparł Dan, zanim zdążyła powiedzieć coś więcej.

- To wesele matki Blair Waldorf - ciągnęła Serena. - No wiesz, tej

dziewczyny, z którą się kiedyś przyjaźniłam.

- Jasne - powtórzył Dan. Wyglądało na to, że Serena nie tylko chce, żeby z nią

poszedł, ale co więcej, potrzebuje jego moralnego wsparcia. Poczuł się nagle ważny i

zebrał się na odwagę. Zniżył głos do ledwie słyszalnego szeptu, na wypadek gdyby

Jenny podsłuchiwała go z drugiego pokoju. - I naprawdę chętnie pojadę też z tobą do

Brown, jeśli chcesz.

- Jasne. - Serena na moment umilkła. - Hm, chyba wyjadę w następny piątek

background image

po szkole. W piątki mamy skrócone zajęcia. A ty?

Zabrzmiało to trochę, jakby Serena zapomniała już, że proponowała mu

wspólny wyjazd. Ale Dan uznał, że widocznie się przesłyszał.

- W piątki kończę o drugiej - odpowiedział.

- Okay, więc moglibyśmy się spotkać na Grand Central. Zamierzam podjechać

pociągiem do Ridgefield, gdzie mamy wiejską rezydencję, skąd bym wzięła samochód

zarządcy - powiedziała.

- Brzmi nieźle.

- Będzie super. - W głosie Sereny słychać było większy entuzjazm. - I dzięki,

że zgodziłeś się pójść ze mną na to wesele. Kto wie, może będzie dobra zabawa?

- Mam nadzieję. - Dan nie widział możliwości, by w jej towarzystwie mógł się

nudzić. Ale będzie musiał wykombinować coś przyzwoitego do ubrania. Powinien był

zatrzymać ten smoking z Barneysa.

- Hm, będę kończyć. Pokojówka wrzeszczy, żebym przyszła na śniadanie -

powiedziała Serena. - Zadzwonię jeszcze do ciebie, żeby pogadać o przyszłym

weekendzie, okay?

- Dobra.

- To cześć.

- Cześć. - Dan odłożył słuchawkę, zanim z jego ust wyrwało się jeszcze coś.

Kocham cię.

- To była ona, prawda? - zapytała Jenny, kiedy wrócił do kuchni.

Wzruszył ramionami.

- Co mówiła?

- Nic.

- Tak, jasne. Słyszałam, jak szeptaliście - wytknęła mu Jenny.

Dan wyciągnął bajgla z papierowej torby i przyjrzał się mu uważnie. Był

spleśniały. Też mi niespodzianka. Ich ojciec nie był bynajmniej najlepszą gosposią na

świecie. Jak miał pamiętać o zakupach w spożywczym czy przejechaniu mopem po

podłodze, kiedy był zajęty pisaniem esejów wyjaśniających, dlaczego jeden z poetów,

o którym nikt nie słyszał, miał być kolejnym Allenem Ginsbergiem. Dan i Jenny

przeważnie żywili się chińskim żarciem na wynos.

Dan wyrzucił torbę z zapleśniałymi bajglami i znalazł w kredensie nową

paczkę chipsów ziemniaczanych. Rozdarł torebkę i wepchnął do ust garść chipsów.

Lepsze to niż nic.

background image

- Musisz być takim irytującym dupkiem? - zapytała Jenny. - Wiem, że to była

Serena. Dlaczego mi po prostu nie po wiesz, co mówiła?

- Chciała, żebym poszedł z nią na jakiś ślub. Matka tej Blair wychodzi za mąż

i Serena będzie druhną. Chce, żebym jej towarzyszył.

- Idziesz na ślub pani Waldorf? - Jenny aż się zachłysnęła. - Gdzie to będzie?

- Nie wiem, nie pytałem - wzruszył ramionami.

Jenny zjeżyła się.

- Nie mogę w to uwierzyć. Cały czas razem z ojcem byliście zapiekłymi

wrogami tych wszystkich wytwornych dziewczyn, z którymi chodzę do szkoły, i ich

bogatych rodzin. A teraz ty umawiasz się z ich królową i jesteś zapraszany na

niesamowite śluby. To niesprawiedliwe!

Dan wepchnął do ust kolejną garść chipsów.

- Przykro mi - wymamrotał.

- Mam tylko nadzieję, że nie zapomniałeś, kto ci uświadomił, że masz szanse

u Sereny - powiedziała wzburzona Jenny Cisnęła gniewnie zużytą torebkę herbaty

ekspresowej do zlewu. - Zdajesz sobie sprawę, że o tym ślubie będą pisać w prasie,

może nawet w „Vogue”? Nie mogę uwierzyć, że tam idziesz.

Ledwie jej słuchał. Wyobrażał sobie, jak jedzie z Sereną pociągiem, trzymając

ją za ręce i tonąc w ciemnej głębi jej oczu.

- Mówiła coś o jutrze? - zapytała Jenny.

Dan spojrzał na nią pustym wzrokiem.

- Serena, Vanessa i ja mamy się spotkać jutro w barze chłopaka Vanessy w

Williamsburgu, żeby obejrzeć film, który pomogłyśmy zrobić Serenie na nasz szkolny

festiwal filmowy. Upewnić się, że wszystko jest zapięte na ostatni guzik.

Kolejne puste spojrzenie.

- Myślałam, że może cię zaprosiła.

Zero reakcji.

Jenny westchnęła, doprowadzona do rozpaczy. Zdała sobie sprawę, że Dan jest

kompletnie chory z miłości. Nie zdoła wyciągnąć od niego żadnych informacji. Co za

beznadzieja. Nawet nie zapytał, dlaczego w sobotni ranek chodzi po domu w czarnym

topie. Nagłe poczuła się przeraźliwie samotna. Zawsze mogła liczyć na towarzystwo

brata, ale teraz doprowadzał ją do szału.

Koniecznie musiała poszukać sobie nowych przyjaciół.

background image

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Ś

LUB ROKU

O tej porze roku zwykle jest do

ść

nudno i a

ż

do sezonu

ś

wi

ą

tecznych przyj

ęć

nie dzieje si

ę

nic

szczególnego. Ale matka B zapewniła nam wszystkim temat do plotek. No bo jak długo zna

si

ę

ze swoim nowym facetem? Dwa, trzy miesi

ą

ce? Gdybym to ja zamierzała sp

ę

dzi

ć

z kim

ś

reszt

ę

ż

ycia, czy chocia

ż

by weekend, chciałabym pozna

ć

t

ę

osob

ę

lepiej. W ka

ż

dym razie

słyszałam,

ż

e prawdziwy z niego tandeciarz, wi

ę

c naprawd

ę

warto b

ę

dzie zobaczy

ć

ten

ś

lub

na własne oczy. Ale jak B zamierza si

ę

dobrze bawi

ć

, maj

ą

c S na głowie? Czuj

ę

,

ż

e szykuje

si

ę

niezła afera. Mo

ż

e by

ć

ostro. Jejku! Nie mog

ę

si

ę

doczeka

ć

!

Wasze e - maile

P: Cze

ść

P,

Nie wiem, czy ju

ż

o tym wiesz, ale B b

ę

dzie miała nowego braciszka. Chodz

ę

z nim

do tej samej klasy, ale on tu niezbyt pasuje. Ale jest całkiem milutki.;)

Bronx Kat

O: Cze

ść

. BronxKat,

Mog

ę

tylko powiedzie

ć

,

ż

e ta cała sprawa ze

ś

lubem robi si

ę

coraz ciekawsza!

P: Cze

ść

P,

słyszałam,

ż

e ojciec b przekazał yale jaki

ś

milion dolarów, wi

ę

c nie b

ę

dzie si

ę

musiała zbytnio stara

ć

,

ż

eby j

ą

przyj

ę

li, a tak poza tym, zało

żę

si

ę

,

ż

e n i b nie

wyl

ą

duj

ą

w przyszłym roku w tym samym college'u. jak my

ś

lisz?

mól ksi

ąż

kowy

O: Cze

ść

, mól,

Na razie powstrzymam si

ę

od robienia zakładów. B jest bardziej nieprzewidywalna,

ni

ż

si

ę

wydaje...

background image

P

A SKORO JU

ś

O COLLEGE'U MOWA...

Nadszedł czas, kiedy wszystkie powinny

ś

my odchodzi

ć

od zmysłów, przegl

ą

da

ć

zdj

ę

cia w

katalogach uczelni, wyobra

ż

a

ć

sobie, jak rozmawiamy z przystojniakami na zielonych

trawnikach przed wielkimi, poro

ś

ni

ę

tymi bluszczem ceglanymi budynkami. Nadszedł czas,

ż

eby zastanowi

ć

si

ę

nad wszystkimi zawalonymi testami i pracami społecznymi, jakie

olały

ś

my, i kopn

ąć

si

ę

w tytek za swoje lenistwo i głupot

ę

. Nadszedł czas, kiedy kujony staraj

ą

si

ę

o wcze

ś

niejsze przyj

ę

cie, przez co my, normalni ludzie, czujemy si

ę

jak

ś

mieci. Ale ja si

ę

nie dam zdołowa

ć

. Oto mój przepis na opanowanie stresu w ostatniej klasie liceum: zmieszaj

jednego przystojniaka z now

ą

par

ą

cudownych skórzanych kozaczków, nowym kaszmirowym

sweterkiem, całonocn

ą

imprez

ą

i kilkoma drinkami. Potem długi poranek w łó

ż

ku i gor

ą

ca

czekolada. Zaczniecie wypełnia

ć

swoje podania do college'u, kiedy b

ę

dziecie odstresowane, i

gotowe. Widzicie? Nie ma si

ę

czym przejmowa

ć

.

Na celowniku

N gra w tenisa ze swoim ojcem w Asphalt Green. B siedzi w kinie na Osiemdziesi

ą

tej Szóstej

na jakim

ś

filmie akcji ze swoim młodszym bratem. Pewnie woli ogl

ą

da

ć

, jak faceci strzelaj

ą

do

siebie z płon

ą

cych helikopterów ni

ż

siedzie

ć

w domu z mam

ą

i dyskutowa

ć

o sukniach,

tortach oraz dostawcach. S kupuje perfumy w Barneysie. Mówi

ę

wam, ta dziewczyna jest tam

praktycznie codziennie. D bazgrze w swoim notatniku na przystani obok Siedemdziesi

ą

tej

Dziewi

ą

tej. Pewnie kolejny wiersz miłosny o S. J zwraca czarny top w Urban Outfitters.

Wkrótce napisz

ę

wi

ę

cej!

Wiem,

ż

e mnie kochacie

plotkara

B jest gotowa na wszystko,

ż

eby tylko n jej znowu zapragn

ą

ł

- Chodź, kochanie, zjesz naleśnika! - zawołała pani Waldorf w głąb korytarza.

- Kazałam Myrtle, żeby były cienkie, tak jak lubisz.

Blair otworzyła drzwi sypialni i wystawiła głowę.

- Chwileczkę, ubieram się.

- Nie musisz, skarbie. Cyrus i ja jeszcze jesteśmy w pidżamach - powiedziała

żywo matka Blair. Rozwiązała pasek swojego zielonego jedwabnego szlafroka. Cyrus

miał taki sam. Kupili je wczoraj u Saksa, po przymiarce obrączek ślubnych u Cartiera.

background image

Potem poszli do mrocznego, przytulnego baru King Cole w hotelu St. Regis na

szampana. Cyrus nawet zażartował, że mogliby wynająć sobie pokój. To było takie

romantyczne.

Obrzydliwość.

- Poczekajcie chwilę - powtórzyła uparcie Blair i matka wycofała się do

jadalni. Blair usiadła na skraju łóżka, przyglądając się swojemu odbiciu we

wbudowanym w szafę lustrze. Właśnie okłamała matkę. Nie spała już od dawna i była

kompletnie ubrana. Miała na sobie dżinsy, czarny golf i buty. Nawet pomalowała

paznokcie na ciemnobrązowy kolor, zgodnie ze swoim nastrojem.

Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najuczciwszy w świecie?

Na pewno nie Blair - w każdym razie nie dzisiaj.

Przez całą sobotę była wkurzona. Poszła spać wkurzona i obudziła się w

niedzielny poranek tak samo wkurzona. W zasadzie wyglądało na to, że będzie

permanentnie wkurzona przez resztę życia. Nate nie próbował się z nią skontaktować

od piątku. Ciągle była dziewicą. Jej matka wychodziła za mąż za ostatniego idiotę. I

tak się jakoś złożyło, że data ślubu pokrywała się z jej urodzinami, najważniejszymi w

życiu.

O tak, jej życic to kompletna katastrofa.

Ale skoro już chyba się nie mogło nic pogorszyć, a ona była głodna, wstała i

poszła zjeść te naleśniki z matką i Cyrusem.

- Oto i ona - zagrzmiał Cyrus. Poklepał siedzenie obok siebie. - Chodź, siadaj.

Posłusznie usiadła. Przeniosła widelcem kilka naleśników z półmiska na swój

talerz.

- Nie bierz tego z dziurą w środku - powiedział jej jedenastoletni brat Tyler. -

Jest mój. - Tyler był ubrany w koszulkę z Led Zeppelin, a na głowie miał zawiązaną

czerwoną bandanę. Chciał zostać dziennikarzem muzycznym specjalizującym się w

rock and rollu i wzorował się na Cameronie Crowe, reżyserze filmowym, który w

wieku zaledwie piętnastu lat był w trasie z Led Zeppelin. Tyler posiadał olbrzymią

kolekcję płyt winylowych i trzymał pod łóżkiem zabytkową fifkę, w której można

było na przykład przypalać trawkę. Nie żeby kiedykolwiek z niej korzystał. Blair

martwiła się, że Tyler wyrasta na dziwaka, który będzie miał problemy ze

znalezieniem sobie przyjaciół. Ale jej rodzice uważali to wszystko za urocze, dopóki

wychodził codziennie rano do szkoły Świętego Jerzego w garniturku od Brooks

Brothers jak grzeczny chłopiec i miał otwartą drogę do dobrej szkoły z internatem.

background image

W świecie Blair i jej przyjaciół wszyscy rodzice byli tacy sami - dopóki ich

dzieci czegoś naprawdę nie spieprzyły, przynosząc im wstyd, mogły bez

najmniejszego problemu robić, na co tylko przyszła im ochota. Właśnie ten błąd

popełniła Serena. Przegięła i dała się przyłapać, a coś takiego było nie do przyjęcia.

Powinna była bardziej uważać.

Blair polała naleśniki syropem klonowym i zwinęła je jak burrito, tak jak

lubiła.

Matka oderwała grono z kiści winogron w misce i włożyła Cyrusowi do ust.

Mruczał radośnie, kiedy je przeżuwał i w końcu przełknął. Potem wysunął usta jak

ryba, prosząc o więcej. Pani Waldorf zachichotała i dała mu kolejne grono. Blair

turlała swoje zwinięte naleśniki w syropie, ignorując to niesmaczne przedstawienie.

- Cały poranek rozmawiałam przez telefon z facetem z St. Claire - powiedziała

do niej matka. - Jest bardzo ekstrawagancki i strasznie trzęsie się nad wystrojem.

Naprawdę komiczny człowiek.

- Ekstrawagancki? Chodzi ci o to, że jest gejem? Nie ma nic złego w słowie

„gej”, mamo.

- Tak, no cóż... - matka jąkała się niezręcznie. Nie chciała używać słowa „gej”.

Była żoną takiego... - To zbyt upokarzające.

- Zastanawiamy się, czy nie zarezerwować kilku apartamentów w hotelu -

powiedział Cyrus. - W jednym mogłybyście, dziewczyny, przebierać się i czesać. Kto

wie, może niektórzy goście będą tak wstawieni, że będą chcieli się zdrzemnąć, żeby

jakoś dotrwać do rana. - Roześmiał się, puszczając oczko do matki Blair.

Apartamenty?

Nagle Blair wpadła, na genialny pomysł. Razem z Nate'em! mogliby mieć

swój apartament! Czy istnieje bardziej idealne miejsce i okoliczności na utratę

dziewictwa niż siedemnaste urodziny w apartamencie hotelu St. Claire?

Odłożyła widelec, otarła delikatnie kąciki ust serwetką i uśmiechnęła się

słodko do matki.

- A możecie zarezerwować apartament dla mnie i moich przyjaciół? - zapytała.

- Oczywiście. To świetny pomysł.

- Dzięki, mamo - powiedziała Blair, uśmiechając się do swojej filiżanki z

kawą. Nie mogła się doczekać, kiedy powie o tym Nate'owi.

- Jest tyle do zrobienia - westchnęła z obawą jej matka. Nawet podczas snu

układam listy spraw do załatwienia.

background image

Cyrus ujął jej dłoń i pocałował. Na palcu Eleanor błysnął brylant.

- Nie martw się, króliczku - powiedział Cyrus, jakby zwracał się do dwulatki.

Blair wzięła do ręki ociekający syropem zrolowany naleśnik i wsadziła do ust.

- Naturalnie chcę, żebyś się we wszystko angażowała, Blair - powiedziała jej

matka. - Masz taki dobry gust.

Blair wzruszyła ramionami, żując z wypchanymi policzkami.

- I nie możemy się już doczekać, kiedy poznacie Aarona - dodała Eleanor.

Blair przestała ruszać szczęką.

- Jakiego Aarona? - zapytała z pełnymi ustami.

- Mojego syna - powiedział Cyrus. - Chyba wiedziałaś, że mam syna, prawda?

Potrząsnęła głową. Nie wiedziała nic o Cyrusie. Był dla niej przypadkowo

spotkanym facetem, który właśnie poprosił jej matkę o rękę. Im mniej o nim

wiedziała, tym lepiej.

- Jest w ostatniej klasie w Bronxdale Prep. Bystry chłopak. Przeskoczy!

dziesiątą klasę. Ma dopiero szesnaście lat, a już kończy szkołę i idzie do college'u! -

oznajmił z dumą Cyrus.

- Robi wrażenie, prawda? - dodała Eleanor. - A poza tym prawdziwy z niego

przystojniak.

Blair sięgnęła po kolejny naleśnik z półmiska. Miała gdzieś opowieści Cyrusa

i matki o jakimś dziwaku, który pewnie nosi w kieszeni paralizator i dla zabawy

przeskakuje z klasy do klasy. Mogła sobie wyobrazić Aarona: chudsza, pryszczata

wersja Cyrusa z przetłuszczonymi włosami, aparatem korekcyjnym na zębach i w

beznadziejnych ciuchach. Oczko w głowie tatusia.

- Ej, to moje! - krzyknął Tyler, uderzając nożem w widelec Blair. - Oddawaj.

Blair dopiero teraz zauważyła, że naleśnik miał pośrodku dziurę wielkości

palca.

- Sorry - powiedziała i podsunęła swój talerz Tylerowi pod nos. - Masz.

- To jak, zostaniesz dziś w domu, żeby mi pomóc? - zapytała jej matka. - Mam

całą górę katalogów i magazynów ślubnych do przejrzenia.

Blair nagle odsunęła krzesło i wstała. Chyba nie mógł już istnieć gorszy

sposób na spędzenie dnia.

- Przykro mi, ale już wcześniej miałam coś zaplanowanego.

Skłamała, choć była przekonana, że jak tylko skończy rozmowę z Nate'em,

rzeczywiście będzie miała plany na dzisiaj. Mogli obejrzeć jakiś film, pójść na spacer

background image

do parku, posiedzieć trochę u niego, porozmawiać o ich nocy w St. Claire...

Akurat!

- Sorki, ale umówiłem się w parku z Anthonym i chłopakami, żeby pograć w

piłkę - powiedział Nate. - Mówiłem ci o tym wczoraj.

- Wcale nie. Wczoraj mówiłeś, że musisz spędzić trochę czasu ze swoim

ojcem. Powiedziałeś, że może dzisiaj coś porobimy - narzekała Blair. - Już w ogóle

cię nie widuję.

- No cóż, ale ja właśnie idę do parku - odparł Nate. - Przykro mi.

- Ale ja chciałam ci coś powiedzieć. - Blair starała się, by zabrzmiało to

tajemniczo.

- Co takiego?

- Naprawdę wolałabym powiedzieć ci o tym osobiście.

- Daj spokój, Blair - zniecierpliwił się Nate. - Muszę iść.

- Okay. Niech ci będzie. Chciałam ci powiedzieć, że moja matka i Cyrus

wynajmują na wesele pokoje w St. Claire. A ponieważ to będzie akurat w moje

urodziny i tak dalej, pomyślałam, że może to byłby idealny czas dla nas, żeby... no

wiesz... zrobić to.

Nate milczał.

- Nate? - zapytała Blair.

- Tak?

- No i co o tym myślisz?

- Sam nie wiem - odparł. - Brzmi niezłe. Słuchaj, muszę już kończyć, okay?

Blair przycisnęła słuchawkę kurczowo do ucha.

- Nate, czy ty mnie jeszcze kochasz?

- Zadzwonię do ciebie później, dobra? Cześć.

Odłożyła słuchawkę i zapatrzyła się na perski dywan na podłodze sypialni.

Naleśniki przemieszczały się nieswojo w jej żołądku. Ale nie miała nawet czasu, żeby

pomyśleć o wetknięciu sobie palców do gardła - musiała opracować jakiś plan

działania.

Dzisiaj już nie zobaczy się z Nate'em i prawdopodobnie nie spotkają się w

tygodniu, nie z jej setką zajęć ponadprogramowych i jego treningami. W przyszły

weekend ona pojedzie do Yale, a on do Brown. Nie mogła pozwolić, by Nate był

przez cały tydzień na nią zły za to, że go odtrąciła w piątkowy wieczór; sama też nie

background image

zamierzała się zamartwiać, że on jest na nią wściekły. Musiała coś zrobić.

Gdyby tylko mogli przeżyć romantyczną kłótnię, jak para z filmów. Najpierw

by wrzeszczeli, raniąc się wzajemnie, aż ona by zaczęła płakać. Chwyciłaby torebkę,

potem płaszcz, szamocząc się ze zdenerwowania z guzikami. A potem, kiedy

roztrzęsiona otwierałaby drzwi, by na zawsze zniknąć z jego życia, podszedłby do

niej, objął ramionami i mocno przytulił. Odwróciłaby się do niego, spoglądając przez

chwilę badawczo w jego oczy, a potem całowaliby się namiętnie. Na koniec błagałby

ją, żeby została, a później by się kochali.

Prawdziwe życie było takie nudne, ale Blair wiedziała, jak podgrzać

atmosferę.

Wyobraziła sobie, jak idzie do Nate'a w długim czarnym płaszczu, w

jedwabnym szalu na głowie i olbrzymich ciemnych okularach od Chanel,

przesłaniających jej twarz. Zostawia mu specjalny podarunek i znika w nocnych

ciemnościach. A kiedy on rozpakuje prezent, poczuje jej perfumy i za nią zatęskni.

Zupełnie zapominając, żeby włożyć palce do gardła, Blair podniosła się i

chwyciła torebkę, gotowa zaatakować Barneysa.

Ale co kupić chłopakowi, żeby przypomniał sobie, że cię kocha i pragnie

bardziej niż kiedykolwiek przedtem?

Hm. Trudna sprawa...

na gor

ą

cym uczynku

- Po co do mnie znowu dzwonisz? - zapytał zrzędliwie Erik.

- Ciebie też milo słyszeć - zażartowała Serena. - Dzwonię, by ci powiedzieć,

że w przyszły weekend na sto procent będę w Brown. Mam umówioną rozmowę na

dwunastą w sobotę.

- Okay. Zwykle balujemy w nocy z soboty na niedzielę. Mam nadzieję, że ci to

nie przeszkadza.

- Chyba żartujesz - roześmiała się Serena. - Super. Aha, pewnie przyjedzie ze

mną jeden znajomy.

- Jaki znajomy? - zapytał Erik.

- Ten Dan, z którym ostatnio się trochę spotykam. Polubisz go, mogę się

background image

założyć.

- Świetnie. Słuchaj, w zasadzie nie mam teraz czasu. Muszę kończyć.

Serena zdała sobie sprawę, że najprawdopodobniej brat nie jest teraz sam.

Zawsze miał przynajmniej ze trzy dziewczyny równocześnie, z którymi na zmianę

sypiał.

- Ale z ciebie ogier. No dobra. Do zobaczenia wkrótce. Rozłączyła się i

podeszła do szafy, żeby znaleźć coś do ubrania.

W środku były te same nudne ciuchy co zawsze. Ale w przyszłym roku idzie

do college'u. Może nawet dostanie się do Brown? Chyba zasługiwała na to, żeby

kupić sobie coś nowego?

Wciągnęła znoszone dżinsy Diesla i czarny kaszmirowy sweter, szykując się

na wyjście do jej ulubionego miejsca na całym świecie - do Barneysa.

W sklepie tłoczyli się już mieszkańcy Upper East Side, którzy nie mogli się

oprzeć, by tam nie wstąpić. Jasno oświetlony gwarny parter, gdzie znajdowały się

szklane gabloty wypełnione biżuterią, cudownymi rękawiczkami i jedynymi w swoim

rodzaju torebkami, lady zastawione luksusowymi kosmetykami - wszystko to

sprawiało, że każdy dzień wydawał się Gwiazdką. Na stoisku Creed Serena

podziwiała piękne szklane buteleczki z perfumami z takim samym zachwytem, jaki

widać na twarzy małego dziecka w sklepie z zabawkami. Skierowała się do stoiska

Kiehla, gdzie skusił ją słoik głęboko oczyszczającej, naturalnej maseczki do twarzy z

gliny. Oczywiście miała już tyle kosmetyków, że wystarczyłoby jej na kolejnych

dziesięć lat, ale uwielbiała wypróbowywać ciągle nowe. To pewien rodzaj

uzależnienia.

Ale nic w tym złego. Są o wiele gorsze nałogi.

Już miała zapytać sprzedawcę, czy maseczka nadaje się do cery suchej, kiedy

zobaczyła znajomą postać zmierzającą prosto do działu dla mężczyzn.

Była to Blair Waldorf. Serena odstawiła słoiczek z maseczką i poszła za nią.

Blair nie była pewna, czy znajdzie to, czego szuka, bo sama nie wiedziała,

czego właściwie szuka. Nate'owi nie zaimponują kolejny sweter czy eleganckie

skórzane rękawiczki. Musiała dla niego znaleźć coś niepowtarzalnego. Sexy, ale nie

wulgarnego. Coś absolutnie super, co uświadomi Nate'owi, że ciągle ją kocha i

pragnie jej. Ruszyła prosto do działu z bielizną.

background image

Najpierw natknęła się na stół zawalony kolorowymi bawełnianymi

bokserkami. Dalej, na wieszakach, wisiały supermiękkie, puchate szlafroki kąpielowe

i flanelowe bluzy od pidżamy; półki były zapełnione pudelkami z klasycznymi

białymi slipami i stringami. Nic z tego się nie nadawało. A potem Blair zauważyła

wieszak z szarymi, kaszmirowymi, ściąganymi w pasie spodniami od pidżamy.

Zdjęła jedną parę z wieszaka. Made in England, głosiła metka. Cena: $360.00.

Były swobodne, ale jednocześnie wyszukane. Eleganckie, a do tego tak miękkie i

delikatne, że na mysi o tym, jak ocierają się o skórę Nate'a, Blair poczuła przypływ

macierzyńskich uczuć. Zgniotła spodnie w dłoniach i przycisnęła do policzka. Zapach

świetnego kaszmiru wypełnił jej nozdrza i Blair zamknęła oczy, wyobrażając sobie

Nate'a tylko w tych spodniach, z jego obnażoną, doskonałą klatą, jak nalewa im po

kieliszku szampana w ich apartamencie hotelu St. Claire.

Zdecydowanie były sexy. Musiała je mieć - co do tego nie było żadnych

wątpliwości.

Serena udawała, że jest niezwykle zainteresowana puchatym, czerwonym

szlafrokiem kąpielowym Ralpha Laurena w rozmiarze XL. Szlafrok był dość duży,

żeby zasłonić ją przed wzrokiem Blair, ale jednocześnie zawieszony na takiej

wysokości, że spokojnie mogła ją obserwować. Zastanawiała się, czy Blair kupuje coś

dla Nate'a. Najprawdopodobniej. Szczęściarz! Te spodnie od pidżamy, którym się

przyglądała, były wprost cudowne.

W dawnych dobrych czasach Blair poprosiłaby Serenę o pomoc w wyborze

prezentu dla Nate'a. Ale to już była przeszłość.

- Szuka pani czegoś na prezent? - zapytał sprzedawca, zbliżając się do Sereny.

Istny paker; był łysy i opalony, a jego garnitur wyglądał, jakby miał za chwilę

eksplodować.

- Nie, ja... - Serena urwała. Nie chciała, żeby facet zaczął ciągać ją po sklepie,

pokazując jej różne rzeczy; byłoby to zbyt ryzykowne. - Tak. Dla brata. Przyda mu się

nowy szlafrok kąpielowy.

- To jego rozmiar? - zapytał sprzedawca, wskazując szlafrok, na który właśnie

patrzyła.

- Tak, będzie idealny - powiedziała Serena. - Biorę go. - Podążyła wzrokiem

za Blair, która szła do kasy ze swoimi spodniami od pidżamy. - Mogę dać panu kartę

tutaj? - zapytała sprzedawcę, odwracając się do niego, by zatrzepotać długimi

background image

rzęsami.

- Tak, oczywiście - odpowiedział, ściągając szlafrok z wieszaka i biorąc od

niej kartę. - Zaraz wracam.

- To prezent - powiedziała Blair sprzedawcy za ladą, podając mu swoją kartę.

Ale choć widniało na niej jej imię i nazwisko, karta nie była tak naprawdę jej. Była to

karta do rachunku matki. Rodzice nie dawali jej kieszonkowego, tylko pozwalali

kupować wszystko, w granicach rozsądku. Spodnie od pidżamy dla Nate'a za blisko

czterysta dolców, kiedy do świąt było jeszcze daleko, w zasadzie nie mieściły się w

kategorii „w granicach rozsądku”, ale już ona znajdzie jakiś sposób na przekonanie

matki, że ten zakup był absolutnie niezbędny.

- Przykro mi, proszę pani - powiedział sprzedawca - ale pani karta kredytowa

została unieważniona. - Oddał jej kartę. - Może ma pani jakąś inną?

- Unieważniona? - powtórzyła Blair z wypiekami na twarzy. Coś takiego jej

się jeszcze nie zdarzyło. - Jest pan pewien?

- Absolutnie. Może chce pani skorzystać z telefonu, żeby zadzwonić do

swojego banku?

- Nie, dziękuję - powiedziała Blair. - Wrócę innym razem.

Schowała kartę do portfela, wzięła spodnie od pidżamy i odwróciła się,

zmierzając z powrotem do wieszaka, z którego je zdjęła. Przelewający się przez ręce

kaszmir był tak miękki... Nie mogła opuścić bez nich sklepu. A tak w ogóle, co jest

grane? Przecież pieniądze tak po prostu nie wyparowały z konta matki. Jednak nie

mogła teraz do niej zadzwonić, żeby o to zapytać, skoro wychodząc z domu, skłamała,

że idzie z Nate'em do kina.

Już miała odwiesić spodnie, kiedy zauważyła, że sprzedawca zdążył już

usunąć z nich zabezpieczający plastikowy identyfikator. Zauważyła też, że zostało

jeszcze mnóstwo szarych kaszmirowych dołów od pidżamy. Czy naprawdę będą mieli

coś przeciwko, jeśli je sobie po prostu... weźmie? Przecież chciała za nie zapłacić.

Poza tym zostawiła tu już tyle pieniędzy, że zasłużyła na drobny upominek.

Serena czekała, aż wróci napakowany sprzedawca ze szlafrokiem kąpielowym,

którego wcale nie miała zamiaru kupować, i potwierdzeniem zapłaty. Patrzyła, jak

Blair zaczęła odwieszać spodnie od pidżamy, z czego nagle zrezygnowała.

- Potrzebny jest mi pani podpis na paragonie - powiedział Serenie sprzedawca.

background image

Odwróciła się, a on jej podał dużą czarną torbę firmową sklepu, w której znajdował

się starannie zapakowany w czarne pudełko szlafrok.

- Dzięki. - Serena wzięła wydruk, uklękła na podłodze i podpisała się,

podkładając pod kwitek pudełko ze szlafrokiem. Widziała, jak przykucnięta pomiędzy

wieszakami z flanelowymi bluzami od pidżamy Blair upycha pospiesznie do torebki

kaszmirowe spodnie.

Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Właśnie była świadkiem kradzieży!

- Dziękuję panu bardzo. Podniosła się, wcisnęła wydruk sprzedawcy do ręki,

chwyciła swoją torbę i skierowała się do wyjścia. Chociaż nie zrobiła nic złego,

widok kradnącej Blair sprawił, że się tak czuła. Wreszcie znalazła się na ulicy.

Skręciła w Madison i ruszyła szybkim krokiem. Torba z zakupami obijała się

rytmicznie o jej nogę. Poszła do Barneysa, bo chciała kupić sobie coś fajnego, a

wracała z olbrzymim męskim szlafrokiem kąpielowym. I po co śledziła Blair? A tak

w ogóle co, u diabła, wyprawiała Blair? Dlaczego kradła? Przecież nie była w ciężkiej

sytuacji materialnej ani nic takiego.

Tak czy inaczej, sekret Blair był bezpieczny. Serena nie miała komu o tym

powiedzieć.

Blair wyszła z Barneysa i z walącym sercem skręciła w Madison. Nie włączył

się żaden alarm i wyglądało na to, że nikt za nią nie idzie. Udało się! Naturalnie

wiedziała, że kradzież jest złem, zwłaszcza jeśli ma się kupę pieniędzy na zakupy, ale

i tak czuła się podjarana, bo zrobiła coś kompletnie sprzecznego Z prawem. Było tak,

jakby dostała w filmie rolę femme fatale zamiast prostej, przewidywalnej dziewczyny

z sąsiedztwa. A poza tym to jednorazowy wyczyn. Nie zamierzała zamienić się w

nałogową złodziejkę sklepową.

A potem zobaczyła coś, co sprawiło, że stanęła jak wryta. Z końca przecznicy

połyskiwały w słońcu długie jasne włosy Sereny van der Woodsen, która czekała na

zmianę światła. Z ramienia zwisała jej duża czarna torba firmowa Barneys. I tuż

zanim weszła na pasy, odwróciła się, spoglądając prosto na Blair.

Blair spuściła głowę, udając, że patrzy na swojego roleksa. Cholera!,

pomyślała. Widziała mnie? Widziała, jak kradnę spodnie od pidżamy?

Otworzyła torebkę i zaczęła w niej grzebać, szukając papierosów. Kiedy

uniosła wzrok, sylwetka Sereny, która już minęła skrzyżowanie, rozpływała się w

oddali.

background image

A nawet jak mnie widziała, co z tego?, uspokajała się Blair. Zapaliła papierosa

trzęsącymi się palcami. Serena mogła wypaplać, komu tylko chciała, że widziała, jak

Blair Waldorf kradła u Barneysa, a i lak nikt by jej nie uwierzył.

Idąc dalej, włożyła rękę do torebki, gładząc palcami miękkie kaszmirowe

spodnie. Nie mogła się doczekać, kiedy Naleje włoży i zrozumie, co do niego czuje i

będzie ją kochał bardziej niż dotąd. I nic, co mogłaby powiedzieć Serena, nie będzie

miało znaczenia.

Nie tak szybko. Obdarowywanie kogoś kradzionymi rzeczami nie wróży

dobrze. Wszystko może obrócić się przeciwko tobie w najbardziej niespodziewany

sposób.

zbiórka na brooklynie

- Co ty tu robisz? - zapytała Vanessa Abrams Dana, kiedy razem z Jenny

pojawił się w The Five and Dime.

- Chciałem zobaczyć, jak wyszedł film Sereny - rzekł niedbale.

Taaak, jasne, pomyślała Vanessa. A mnie się zdaje, że raczej przyszedłeś

ślinić się na widok jej kościstego tyłka.

- Sereny jeszcze nie ma - powiedziała, kiedy zaczęli się rozglądać po knajpie.

Mgliście oświetlony bar był prawie pusty, jedynie przy stoliku z tyłu siedziało dwóch

dwudziestokilkuletnich gości, którzy czytali niedzielnego „Timesa” i palili papierosy.

- Ale jest już wpół do drugiej. - Jenny spojrzała na zegarek. - Mieliśmy się

spotkać o pierwszej.

Vanessa wzruszyła ramionami.

- No wiecie, jaka ona jest.

To była prawda, rzeczywiście wiedzieli. Serena zawsze się spóźniała. Nie żeby

Dan i Jenny mieli jej to za złe. Zaszczytem była dla nich sama jej obecność. Ale

Vanessę doprowadzało to do szału.

Podszedł Clark i przeczesał palcami krótko ostrzyżone czarne włosy Vanessy.

- Chcecie się czegoś napić? - zapytał.

Vanessa uśmiechnęła się szeroko do niego. Uwielbiała, kiedy Clark dotykał ją

na oczach Dana. Należało się mu. Clark był barmanem w The Five and Dime, barze

background image

znajdującym się w dole ulicy, przy której Vanessa mieszkała razem ze swoją starszą

siostrą. Ruby. Miał dwadzieścia dwa lata, czerwone baczki i przepiękne szare oczy.

Poza tym był jedynym facetem, przy którym nie czuła się dziwaczna czy jak ostatni

pasztet. Przez cały czas myślała, że Clark leci na Ruby, jej cudowną starszą siostrę,

która nosiła skórzane spodnie i dawała czadu na basie w zespole grającym w tym

barze. Ale okazało się, że Clark od początku był zainteresowany Vanessą.

- Jesteś inna niż wszyscy - powiedział jej. - Podoba mi się to.

Vanessa faktycznie była inna. Zwłaszcza na tle jej szkolnych koleżanek z

Constance Billard. One mieszkały z bogatymi rodzicami w apartamentach przy Piątej

Alei. Vanessa mieszkała w małym mieszkanku nad hiszpańską winiarnią w

Williamsburgu na Brooklynie. Wychowywała się w Vermont, a kiedy skończyła

piętnaście lat, tak długo prosiła i urabiała swoich rodziców artystów, aż ulegli i

pozwolili jej zamieszkać w Nowym Jorku razem z Ruby. Jedynym warunkiem było,

że odbierze porządne wykształcenie w sztywniackiej szkole Constance Billard.

Szkolne koleżanki Vanessy właściwie nie wiedziały, co o niej myśleć. Podczas gdy

one robiły sobie pasemka i spędzały czas na zakupach, Vanessa goliła głowę

maszynką i polowała na dżinsy oraz koszulki bez firmowych naszywek, wyłącznie

czarne i totalnie niekobiece.

Poznała Dana, kiedy oboje zostali uwięzieni na klatce schodowej podczas

głupiego przyjęcia w dziesiątej klasie, i od tamtej pory byli przyjaciółmi. W ciągu

minionego roku spędzili razem mnóstwo czasu i Vanessa się w nim zabujała. Ale dla

Dana istniała tylko jedna dziewczyna: Serena van der Woodsen.

Vanessa miała szczęście, że spotkała Clarka i próbowała dać sobie spokój z

Danem, ale to nie było takie łatwe. Za każdym razem, kiedy widziała jego bladą twarz

i trzęsące się, prawie ptasie dłonie, odczuwała zawroty głowy. Dan naturalnie nie miał

o niczym pojęcia. Był po prostu dla niej miły albo zupełnie ją ignorował, kiedy w

pobliżu znajdowała się Serena, co wcale nie ułatwiało sprawy.

Siostra Dana, Jenny, pracowała z Vanessą przy tworzeniu „Rancora”,

szkolnego magazynu o sztuce, którego naczelną była Vanessa. Jenny naprawdę

świetnie radziła sobie z kaligrafią, a poza tym była niezłym fotografem - miała do

tego talent. Jenny i Vanessa pomagały też razem Serenie przy filmie. Poprosiła je o to,

a nikt nie potrafił odmówić Serenie. Ale Jenny nie miała żadnego powodu, żeby

przyjaźnić się z Vanessą. Vanessa - dziwak totalnie na bakier z modą, nie była

dziewczyną, którą Jenny mogłaby podziwiać.

background image

- Mogę prosić kawę po irlandzku? - zapytał Dan. To był jego ulubiony napój,

bo głównie składał się z kawy.

- Jasne - odparł Clark.

- A ja colę - powiedziała Jenny. Nie przepadała za alkoholem, z wyjątkiem

szampana.

- To będziemy oglądać ten film Sereny czy nie? - Dan obrócił się na stołku

przy barze.

- Musimy zaczekać na Serenę, głąbie - przypomniała mu Jenny.

Vanessa wzruszyła ramionami.

- Ja już i tak mam tych filmów po dziurki w nosie. Od trzech tygodni nie

robiłam nic innego.

Vanessa każdej nocy siedziała do późna, pracując nad swoim filmem na ich

szkolny festiwal filmowy. Ten sam film zamierzała dołączyć do podania na

nowojorski uniwersytet. Marzyła, żeby w przyszłym roku dostać się na uniwerek w

Nowym Jorku i specjalizować się w filmie. Chciała zostać sławnym reżyserem, zrobić

coś na miarę takich kultowych dziel jak Zagadka nieśmiertelności czy Ghost Dog,

droga samuraja, ale ostatnie dokonania odniosły lekką porażkę.

Jej film był adaptacją jednej sceny z Wojny i pokoju Tołstoja. Główną rolę

męską odtwarzał Dan, a partnerowała mu Marjorie, dziewczyna z dziesiątej klasy,

która wiecznie żuła gumę i nie miała za grosz talentu aktorskiego. Vanessa

postanowiła zaangażować Marjorie, choć Serena była wprost stworzona do tej roli; po

prostu nie mogła znieść, jak podczas próby Dan robi do Sereny maślane oczy. Co za

fatalny błąd. To była scena miłosna, a pomiędzy Danem i Marjorie nie było ani

odrobiny iskrzenia. Vanessie zbierało się na śmiech, kiedy na to patrzyła, ale

przeważnie była bliska płaczu. Totalna beznadzieja. Miała nadzieję, że jury festiwalu

filmowego skupi się na jakości zdjęć, a pominie dialogi i grę aktorską, które były

zupełnie do bani.

Z kolei z projektu Sereny wyszła najbardziej artystyczna w swojej prostocie

filmowa perełka, z jaką Vanessa miała kiedykolwiek do czynienia. Ledwie mogła na

ten film patrzeć. A najbardziej wkurzające było to, że stało się tak zupełnie przez

przypadek. Serena nie miała zielonego pojęcia, co robi, ale jakimś cudem wyszedł z

tego fascynujący film. Czysty geniusz. Naturalnie ten film był tak dobry głównie

dlatego, że większość ujęć nakręciła Vanessa. Nie mogła uwierzyć, że pomogła

Serenie zrobić taki gorący kawałek, nie czerpiąc z tego żadnych profitów.

background image

Dan spoglądał na zegarek już pięćdziesiąty raz w ciągu ostatniej minuty. Był

tak podjarany, że praktycznie sikał po nogach.

- Jezu! Może po prostu do niej zadzwonisz? - burknęła niecierpliwie Vanessa.

Zazdrość wyzwalała w niej najgorsze instynkty.

Dan już dawno temu zapisał sobie w komórce numer Sereny. Wyciągnął

telefon z kieszeni płaszcza i zsunął się ze stoika; chodził tam i z powrotem, czekając,

aż Serena podniesie słuchawkę. W końcu włączyła się automatyczna sekretarka.

- Cześć, tu Dan. Czekamy na ciebie na Brooklynie. Gdzie jesteś? Zadzwoń do

mnie, jak tylko będziesz mogła. No dobra. Na razie. - Starał się, żeby jego głos

brzmiał nonszalancko, ale to było nie do wykonania. Gdzie ona się podziewała?

Wrócił do baru i wdrapał się na stołek. Naprzeciw niego stała parująca kawa

po irlandzku, udekorowana górą bitej śmietany. Cudownie pachniała.

- Nie było jej w domu - powiedział, podmuchał na kawę i upił gigantycznego

łyka.

Serena wjeżdżała właśnie windą do swojego apartamentu, kiedy uświadomiła

sobie, jaki numer wycięła. W windzie jechała z nią starsza kobieta w futrze z norek,

ściskając dodatek towarzyski niedzielnego „Timesa”. Była niedziela. Serena powinna

być na Brooklynie, analizować z Vanessą i Jenny ostatnie poprawki do jej filmu. I

powinna tam być już od godziny.

- Cholera - mruknęła pod nosem.

Kobieta w norkach przed wyjściem z windy posłała jej piorunujące spojrzenie.

Za czasów jej młodości młode dziewczęta mieszkające przy Piątej Alei nie ubierały

się w dżinsy ani nie przeklinały publicznie. Chodziły na bale kotylionowe, nosiły

rękawiczki i perły.

Serena też mogła bawić się w rękawiczki i perły, ale po prostu wolała dżinsy.

- Cholera - mruknęła ponownie, rzucając klucze na stolik w przedpokoju.

Ruszyła pospiesznie do swojego pokoju, gdzie błyskała lampka automatycznej

sekretarki. Odsłuchała wiadomość.

- Cholera - powiedziała po raz trzeci. Nie spodziewała się, że Dan też tam

będzie. A że nie miała numeru na komórkę ani do Dana, ani do Jenny, tylko ich

domowy numer, nie mogła zadzwonić.

Przybita, zdała sobie sprawę, dlaczego wyleciało jej to z głowy. Nie chciała

jeszcze raz oglądać swojego filmu, zwłaszcza w obecności innych. To był jej

background image

pierwszy film i miała co do niego pewne wątpliwości, choć Vanessa uważała, że jest

super.

Nie był to typowy film. Był to w zasadzie film o robieniu filmu, kiedy nie

masz żadnych aktorów i nie znasz się na sprzęcie. Jak dokument w środku

dokumentu. Serena świetnie się bawiła przy jego realizacji; nie była tylko pewna, czy

film będzie miał jakikolwiek sens dla tych, którzy jej nie znali. Ale Vanessa była taka

tym podjarana, że Serena poszła na całość i zgłosiła swój film na ich szkolny festiwal

filmowy. Nagrodą za pierwsze miejsce była wycieczka na festiwal w Cannes w maju,

ufundowana przez ojca Isabel Coates, sławnego aktora.

Serena była już w Cannes, i to wiele razy, więc nie obchodziła jej ta nagroda.

Ale byłoby super wygrać, zwłaszcza że zarówno Blair, jak i Vanessa zgłosiły swoje

filmy, a obie chodziły na zajęcia z filmu dla zaawansowanych, podczas gdy ona nie

miała w tej dziedzinie żadnego doświadczenia.

Znalazła na biurku listę swoich klasowych koleżanek z Constance Billard i

wybrała domowy numer Vanessy Abrams.

- Cześć, tu Serena - powiedziała, kiedy włączyła się automatyczna sekretarka. -

Kompletnie zapomniałam, że byłyśmy na dzisiaj umówione. Przepraszam. Ale ze

mnie ofiara. To co, widzimy się jutro w szkole, okay? Na razie.

Potem wybrała domowy numer Dana.

- Słucham? - odezwał się szorstki głos.

- Pan Humphrey? - zapytała. W odróżnieniu od Sereny i większości jej

znajomych Dan nie miał swojej prywatnej linii telefonicznej.

- Owszem, a o co chodzi?

- Czy jest może Dan? - zapytała. - Mówi jego przyjaciółka, Serena.

- Ta ze złotymi ramionami i malinowymi ustami? Ta ze skrzydłami zamiast

dłoni?

- Słucham? - spytała, kompletnie zaskoczona. Ojciec Dana był szurnięty, czy

co?

- Dan pisze o tobie wiersze - wyjaśnił pan Humphrey. - Zostawił na stole swój

notatnik.

- Aha. Może mu pan przekazać, że dzwoniłam?

- Naturalnie. Jestem pewien, że będzie zachwycony.

- Dziękuję. Do widzenia. - Odłożyła słuchawkę i zaczęła obgryzać paznokieć

kciuka; weszło jej to w nawyk w zeszłym roku w szkole z internatem. Myśl, że Dan

background image

pisze o niej wiersze, sprawiła, że była jeszcze bardziej zdenerwowana niż przed

chwilą, kiedy dowiedziała się, że Dan zamierza oglądać jej film. Czyżby Dan był nią

zainteresowany bardziej, niż myślała?

O tak. Był.

- Nie sądzę, żeby przyszła. - Jenny ziewnęła. - Pewnie zeszłej nocy była do

późna na jakiejś imprezie. - Lubiła myśleć o Serenie jako o królowej nocy, która

całymi godzinami sączy szampana i tańczy na stołach.

I jeszcze jakiś czas temu byłaby to prawda.

- Ale ja i tak chciałbym zobaczyć jej film - powiedział Dan, odgarniając z oczu

zmierzwione włosy i uśmiechając się przebiegle do Vanessy. - Może byśmy go

obejrzeli u ciebie?

Vanessa wzruszyła ramionami.

- Ja raczej dziękuję. Widziałam już ten film ze czterysta razy. - Naprawdę

chodziło o to, że nie zniosłaby, gdyby musiała siedzieć obok Dana i patrzeć, jak ślini

się na widok Sereny niczym zakochany szczeniak. To było ponad jej siły.

- Uważam, że nie powinieneś oglądać tego filmu bez zgody Sereny -

powiedziała Danowi Jenny. - Skąd wiesz, że chciał laby, żebyś go w ogóle oglądał?

- Na pewno nie będzie miała nic przeciwko - stwierdza Dan.

Vanessa nie mogła strawić obsesyjnej wręcz niecierpliwość błyszczącej w jego

oczach. Dala mu swoje klucze od mieszkania.

- Ja posiedzę tu z Clarkiem, a wy idźcie obejrzeć ten film. Jest w

magnetowidzie w pokoju Ruby. Spokojnie, Ruby wyjechała na weekend.

Jenny pokręciła głową.

- Nie chcę go oglądać bez Sereny - upierała się.

Dan wziął klucze i wstał. Był zawiedziony, że Serena nie pojawiła się

osobiście, ale nie ma mowy, żeby przepuścił taką okazję.

- Okay. Sam go obejrzę.

Jenny obróciła się na stoiku barowym, popijając colę i odprowadzając

wzrokiem brata.

- Ej, macie może w tym roku historię Ameryki z Peterson? - Vanessa zapytała

Jenny, próbując nawiązać rozmowę. - Ludzie ciągle gadają głupoty, że jest ostatnią

ćpunką, ale kiedy mieliśmy raz zebranie uczniów i nauczycieli, powiedziała mi o

swojej chorobie. Właśnie dlatego trzęsą się jej ręce. Super, że mi o tym powiedziała.

background image

Jest niesamowita.

Jenny nadal obracała się na swoim stołku.

- Historię Ameryki będziemy mieć dopiero w przyszłymi roku - powiedziała

chłodno. Nie wiedziała, dlaczego nagle Vanessa zrobiła się dla niej taka miła.

Vanessa spodziewała się cieplejszej reakcji.

- A, pewnie macie teraz historię Europy? Sorry, nie pamiętam już niczego z

dziewiątej klasy - powiedziała.

- Tak. Beznadzieja. - Jenny zeskoczyła ze stoika i zaczęła szamotać się z

guzikami swojej kurtki Diesla. - Chyba złapię jakąś taksówkę do domu. Do

zobaczenia.

- Cześć - powiedziała Vanessa.

Starała się być miła i co z tego? Chciałaby móc raz na zawsze wyrzucić Dana i

jego paskudną siostrzyczkę ze swojego życia. śeby oderwać od nich swoje myśli,

zapatrzyła się na wypięty tyłek Clarka, który uzupełniał lodówkę butelkowym piwem.

- Hej, facet! - krzyknęła do niego. - Czuję się samotna.

Clark spojrzał przez ramię i przesłał jej całusa.

Dzięki Bogu, mam Clarka, pomyślała. Gdyby tylko był bardziej...

Gdyby tylko był Danem.

J gra w piłk

ę

z du

ż

ymi chłopcami

- Może mnie pan tułaj wysadzić? - zapytała Jenny.

Taksówkarz zdecydował się wjechać w Roosevelta po zjechaniu z mostu w

Williamsburgu i próbował teraz przedostać się na drugą stronę, na West Side od

Siedemdziesiątej Dziewiątej, ale wszystko było tak zakorkowane, że od dziesięciu

minut stali na tych samych światłach. Jenny patrzyła, jak wskazania taksometru ciągle

idą w górę, choć oni stoją w miejscu. Taksówka kosztowała ją już tyle, że mogłaby

kupić sobie za tę kasę trzy błyszczyki MAC. W końcu stwierdziła, że dłużej tego nie

wytrzyma. Był piękny jesienny dzień. Mogła się przejść.

Zapłaciła taksówkarzowi, wyskoczyła na chodnik na skrzyżowaniu

Siedemdziesiątej Dziewiątej z Madison i ruszyła w stronę Central Parku. Słońce

świeciło nisko na niebie i Jenny mrużyła oczy. idąc szybkim krokiem przez piątą

background image

Aleję. Wreszcie znalazła się w parku. Ścieżki były przysypane suchymi liść. mi, a w

powietrzu unosił się zapach palonego drewna i hot dogów z wózków ulicznych

sprzedawców. Szła, rozkopując liście, ręce miała wbite w kieszenie kurtki, a wzrok

spuszczony na swoje błękitne pumy. Rozmyślała o Danie. Czy zdawał sobie sprawę,

jaki jest beznadziejny? Było zupełnie tak, jakby kompletnie zatracił własną

osobowość i każdą minutę swojego życia poświęcał na wielbienie Sereny. Wiedziała,

że pisze łzawe wierszydła o Serenie, bo go na tym przyłapała.

Kiedy zatnę się przy goleniu, myślę o twoich zębach na moich ustach

i ból staje się rozkoszą.

Udało jej się przeczytać te wersy, zanim Dan zabrał notatnik. To więcej niż

żałosne.

Użyteczne było to, że skoro Dan spotykał się z Sereną, Jenny mogła jakby

nigdy nic podejść do Sereny w szkole i po prostu zacząć z nią rozmawiać, choć

Serena była najfajniejszą laską w Nowym Jorku, a Jenny tylko zwykłą

dziewiątoklasistką. Ale jeśli Serena odkryje, jakim beznadziejnym przypadkiem jest

chory z miłości Dan, ucieknie z krzykiem. A jeśli Serena będzie miała tak dość Dana,

że nigdy więcej nie będzie chciała rozmawiać także z nią, to co wtedy? Jeszcze trochę

i Dan wszystko zepsuje.

Szła parkiem, nie zwracając uwagi na to, dokąd się kieruje. W końcu znalazła

się na skraju Owczej Łąki i weszła na trawę.

Jakieś sto metrów dalej paru chłopaków grało w piłkę nożną. Nie mogła

oderwać od nich oczu, zwłaszcza od jednego. Jego włosy świeciły w słońcu

miodowozłotym blaskiem, kiedy zwinnie przeprowadził piłkę obok kumpli i posłał ją

do prowizorycznej bramki z ich swetrów i plecaków. Był opalony, a na widok jego

umięśnionych nagich ramion serce w Jenny zadrżało.

Nagle piłka wystrzeliła w powietrze, a po wylądowaniu potoczyła się do jej

stóp.

Jenny wpatrywała się w nią z wypiekami na twarzy.

- No dalej, kopnij! - krzyknął jeden z chłopaków.

Uniosła wzrok. To był ten złotowłosy chłopiec, który stał zaledwie dziesięć

metrów od niej z rękami na biodrach. Jego zielone oczy błyszczały. Policzki miał

zaczerwienione, czoło zroszone potem. Miała ochotę go posmakować. Nigdy

background image

wcześniej nie widziała takiego przystojniaka ani nie doświadczała podobnych uczuć

jak teraz.

Oderwała od niego wzrok i skoncentrowała się na piłce, przygryzając wargę w

skupieniu, kiedy zrobiła zamach nogą, a następnie kopnęła piłkę z całej siły.

Ale zamiast polecieć w stronę chłopaków, piłka wystrzeliła pionowo w górę,

nad jej głowę. Jenny zatkała dłonią usta. Była potwornie zażenowana.

- Mam ją! - krzyknął złotowłosy chłopiec.

Podbiegł do Jenny. Piłka spadła z nieba i odebrał ją na główkę, posyłając z

powrotem do kumpli; mięśnie na jego karku napięły się w cudowny sposób.

Zatrzymał się i odwrócił do Jenny.

- Dzięki - powiedział zziajany. Stał tak blisko, że Jenny czuła jego zapach.

Wyciągnął rękę. - Jestem Nate.

Jenny wpatrywała się przez chwilę w jego dłoń, a potem ją ujęła..

- Jennifer - przedstawiła się. Jennifer brzmiało o wiele doroślej i bardziej

wyrafinowanie niż Jenny. Postanowiła, że od tej chwili będzie Jennifer.

- Chcesz z nami pograć? - zapytał Nate, kiedy wymieniali uścisk dłoni. Miała

tak słodką twarz i tak bardzo starała się dobrze kopnąć piłkę... Cóż, nie mógł się temu

oprzeć.

- Hm... - mruknęła Jenny z namysłem. Wtedy Nate zauważył jej piersi. O

ludzie, były naprawdę wielkie. Nie mógł pozwolić, żeby odeszła, zanim Jeremy i

reszta chłopaków będą mogli rzucić na nią okiem.

Faceci. Wszyscy są tacy sami.

- Chodź - powiedział. - Jesteśmy porządnymi gościami. Słowo.

Jenny zerknęła na pozostałych trzech chłopaków, upewniając się, że nie ma

wśród nich Chucka Bassa. Parę tygodni temu wypiła odrobinę za dużo szampana na

eleganckim przyjęciu i pozwoliła Chuckowi Bassowi zaciągnąć się do damskiej

toalety. Wprawdzie tylko ją pocałował, ale zrobiłby o wiele więcej, gdyby nie przybyli

jej na ratunek Dan z Sereną. Chuck nawet nie zapytał jej o imię. Co za dupek.

Ale Chucka tu nie było.

Wzruszyła ramionami.

- Okay - powiedziała.

Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Słyszała o Nacie na

przyjęciach i ze szkolnych plotek; była pewna, że to musi być ten Nate. Był

największym przystojniakiem na całym Upper East Side i właśnie jej zaproponował,

background image

żeby spędzili razem trochę czasu! Było tak, jakby wyszła z drugiej strony szafy i

znalazła się w świecie spełnianych marzeń, zostawiając daleko za sobą żałosnego,

opętanego miłością brata i jego głupią poezję.

Nate poprowadził Jenny do swoich kumpli, którzy przerwali grę i siedzieli na

trawie, popijając niebieską gatoradę.

- Chłopaki, to jest Jennifer - rzekł z błogim uśmiechem na twarzy. - Jennifer,

to są Jeremy, Charlie i Anthony.

Jenny uśmiechnęła się do chłopaków, a oni uśmiechnęli się do jej biustu.

- Miło cię poznać, Jennifer - powiedział Jeremy Scott Tomkinson z uznaniem.

Był mały i chudy, spodnie khaki miał pobrudzone trawą, ale w świetnej fryzurze z

długimi baczkami i gęstą grzywą wyglądał jak angielski gwiazdor rocka.

- Chodź, siadaj z nami - Anthony Avuldsen miał jasne włosy i urocze piegi na

nosie, a ręce umięśnione nawet bardziej od Nate'a, ale Jenny i tak wolała Nate'a.

- Właśnie mieliśmy przypalić co nieco - odezwał się Charlie Dern,

wymachując małą fajką. Na głowie miał istną burzę brązowych, niesfornych włosów i

był strasznie wysoki. Kiedy siedział ze skrzyżowanymi nogami, kolana miał prawie

przy uszach. Trzymał na brzuchu małą plastikową torebkę pełną trawki.

- Nie masz nic przeciwko, Jennifer? - zapytał Nate.

Wzruszyła ramionami, usiłując sprawiać nonszalanckie wrażenie, choć była

lekko zdenerwowana. Jeszcze nigdy nie przypalała.

- Jasne, że nie - powiedziała.

Razem z Nate'em usiedli na trawie obok chłopaków. Charlie podpalił fajkę,

zaciągnął się głęboko i podał ją Nate'owi.

Jenny przyglądała się, w jaki sposób Nate trzyma fajkę. Miała ochotę

spróbować, ale nie chciała, by się zorientowali, że to jej pierwszy raz.

Nate miał nadęte od dymu policzki, kiedy podał fajkę Jenny. Ujęła ją w lewą

rękę i podniosła do ust, tak jak on przed chwilą. Nate podpalił jej główkę fajki,

pstrykając kilka razy zapalniczką, zanim zaskoczyło. A potem Jenny się zaciągnęła.

Czuła, jak dym wypełnia jej płuca, ale nie była pewna, co dalej.

- Masz. - Podała fajkę Anthony'emu, rozpaczliwie próbując zatrzymać dym.

- Niezłe - zauważył Charlie, kręcąc głową z podziwem.

Jenny łzawiły oczy.

- Dzięki - powiedziała, wypuszczając kącikami ust odrobinę dymu.

- Jezu, ale mocny ten materiał. - Nate potrząsnął swoją złotą głową.

background image

- Wow! - potaknęła Jenny. W końcu wypuściła resztę dymu. Czuła się

niesamowicie dobrze.

Fajka zatoczyła kółko i znowu do niej wróciła. Tym razem Jenny podpaliła ją

sama, powielając sposób, w jaki robili to chłopcy, starając się, by wypadło to

swobodnie. I znowu trzymała dym w płucach, dopóki mogła wytrzymać bez kaszlu.

Miała wrażenie, że gałki oczne zaraz jej eksplodują.

- To mi coś przypomina - powiedziała, podając fajkę do Anthony'ego. - Nie

pamiętam co, ale coś na pewno.

- Taaak - zgodził się Jeremy.

- Mnie to przypomina lato - rzekł Anthony.

- Nie, to nie to. - Jenny zamknęła oczy. Ojciec wysłał ją w wakacje na

hippisowsko - artystyczny obóz w góry Adirondack. Musiała pisać wierszą o

środowisku, śpiewać pieśni pokojowe po hiszpańsku i chińsku oraz tkać koce dla

bezdomnych. Cały obóz śmierdział sikami i masłem orzechowym. - Moje wakacje

były do bani. To, o czym myślę, jest przyjemne, jak Halloween, kiedy się jest małym

dzieckiem.

- Właśnie. - Nate leżał na wznak i przyglądał się pomarańczowym liściom

trzęsącym się na drzewach nad ich głowami. - Jest dokładnie jak w Halloween.

Jenny leżała obok. Normalnie nigdy by nie zrobiła czegoś takiego, bo kiedy

leżała, jej cycki rozlewały się na boki i wybrzuszały ubranie, tak że wyglądała, jakby

była zdeformowana. Ale ten jeden raz nie przejmowała się swoimi cyckami. Było

przyjemnie po prostu leżeć obok niego, oddychać tym samym powietrzem.

- Kiedy byłam mała, zamykałam oczy i myślałam, że nikt mnie nie widzi,

skoro i ja nie widzę nikogo - powiedziała, zasłaniając ręką oczy.

- Ja też. - Nate był całkiem odprężony, jak pies, który po długim biegu drzemie

przed kominkiem. Ta Jennifer jest naprawdę miła i nie ma wobec niego żadnych

oczekiwań; czuł się z nią cudownie.

Gdyby tylko Blair wiedziała, jak łatwo go uszczęśliwić.

- Kiedy jest się młodszym, wszystko wydaje się takie proste, nie? - Jenny

język się rozwiązał i nie mogła się powstrzymać od mówienia. - A im jesteś starszy,

wszystko staje się bardziej skomplikowane.

- Właśnie - potwierdził Nate. - Tak jest z college'em. Nagle musimy sobie

zaplanować, co będziemy robić przez resztę życia, i próbować zaimponować ludziom,

jacy to my jesteśmy mądrzy i we wszystko zaangażowani. O co mi chodzi? Czy nasi

background image

rodzice mają po osiem lekcji dziennie, grają w szkolnej drużynie, redagują gazetę i

uczą nieprzystosowane dzieci, w dodatku dzień w dzień? Nie.

- To szaleństwo - przyznała Jenny. Miała jeszcze mnóstwo czasu, żeby poczuć

presję związaną z dostaniem się do college'u, ale potrafiła wczuć się w czyjąś

sytuację. - To znaczy, mój ojciec przez cały dzień tylko czyta i słucha radia. Jakim

cudem my musimy mieć tyle na głowie?

- Nie wiem - westchnął Nate ze zmęczeniem. Sięgnął po dłoń Jenny i oplótł jej

palce swoimi.

Jenny czuła, że zaraz się roztopi; jej ciało od strony Nate'a było gorące i całe

buzowało. Odnosiła wrażenie, że ich dłonie stopiły się w jedność. Przez cale swoje

życie nie czuła się tak wspaniale.

- Ej, a może chcesz pójść do mnie, żeby coś przekąsić? zapytał Nate,

pocierając kciukiem jej kostki u ręki.

Jenny skinęła głową. Wiedziała, że nie musi nic mówić. Nat i tak ją słyszał.

Nie do wiary, jak szybko może się zmienić cale życie. Skąd mogła wiedzieć,

kiedy rano się obudziła, że właśnie dzisiaj się zakocha?

obsesja D

Na początku Dan czuł się trochę jak perwer, skoro miał samotnie oglądać film

Sereny w mieszkaniu Vanessy i Ruby. Ale kiedy tylko wziął sobie szklankę coli z ich

starej brązowej lodówki, usadowił na skraju niezasłanego materaca Ruby i wcisnął

Play, zapomniał o wszelkim skrępowaniu.

Kamera zrobiła najazd na błyszczące czerwone usta Sereny.

- Witajcie w moim świecie - powiedziała ze śmiechem. Potem jej usta zaczęły

iść, a raczej to Serena zaczęła iść. Kamera cały czas była skupiona na jej ustach,

zmieniało się tylko tło. - Przywołuję taksówkę - mówiła Serena. - Ciągle jeżdżę

taksówkami. Idzie na to mnóstwo kasy.

Obok zatrzymał się samochód i usta wsiadły na tylne siedzenie.

- Jedziemy teraz do centrum. Do Jeffreya. To wspaniały dom handlowy.

Jeszcze nie wiem, czego szukam, ale jestem pewna, że to znajdę.

Kamera pozostała na jej ustach, które milczały przez całą drogę. W tle grała

background image

muzyka. Coś francuskiego z lat sześćdziesiątych. Może Serge Gainsbourg. Za

zamazanymi oknami taksówki migały przelotnie scenki z nowojorskich ulic.

Dan ściska! kurczowo swoją szklankę z colą. Prawdziwą mordęgą było

widzieć same usta Sereny. Czuł się tak, jakby miał zaraz zemdleć.

- No i jesteśmy - powiedziały w końcu usta Sereny. Kamera wysiadła za

czerwonymi ustami z taksówki, podążyła za nimi przez wielkie szklane wejście do

rozświetlonego białego sklepu. - Patrzcie na te bajeczne ubrania - zamruczały usta.

Były odrobinę uchylone, kiedy Serena lustrowała zawartość sklepu. - Jestem w niebie.

Dan trzęsącymi się dłońmi grzebał w kieszeni spodni w poszukiwaniu

papierosa. Zapalił jednego, potem drugiego, kiedy kamera zwiedzała sklep razem z

ustami Sereny, które zatrzymały się, żeby najpierw pocałować małą brązową torebkę

ze zdjęciem psa, a potem przeciągnąć wyszywanymi cekinami rękawiczkami z angory

po obiektywie kamery. W końcu usta znalazły sukienkę, której po prostu nie mogły

się oprzeć.

- Jest idealnie czerwona - mówiły z zachwytem. - Ostatnio mam fazę na

czerwony. Okay. Zaraz ją przymierzę.

Dan zapalił trzeciego papierosa.

Kamera przemieściła się za ustami Sereny do przymierzalni.

- Ale tu zimno - powiedziała Serena. - Mam nadzieję, że nie będzie za mała.

Nie cierpię, kiedy coś jest na mnie za małe. - Jej włosy, nagie ramiona, szyja, ucho,

wszystko to było widoczne przez ułamek sekundy w lustrze, ale nieostro. Dan ledwie

mógł na to patrzeć.

A potem...

- No i proszę! - wykrzyknęły usta. Kamera powoli odjechała do tyłu, ukazując

Serenę w całości, paradującą w cudownej czerwonej sukience. Była boso, paznokcie u

stóp miała pomalowane na czerwono. - Niesamowita, prawda? - Serena klasnęła w

ręce i obróciła się, a sukienka zawirowała wokół jej kolan. Znowu rozbrzmiała

francuska piosenka i nastąpiło zaciemnienie.

Dan opadł na materac. Czuł się jak naćpany. Chciał być teraz z Sereną. Te

usta! Chciał je całować bez końca.

Wyciągnął z kieszeni płaszcza komórkę i wszedł w książkę, żeby wybrać

numer.

- Halo? - Serena podniosła słuchawkę już po pierwszym dzwonku.

- Tu Dan - powiedział łamiącym się głosem. Ledwie mógł oddychać.

background image

- Cześć. Słuchaj, strasznie przepraszam, że zapomniałam o spotkaniu z wami.

Vanessa pewnie była nieźle wkurzona, co?

Dan zamknął oczy.

- Właśnie obejrzałem twój film - powiedział. Sięgnął po pilota i wcisnął

przewijanie.

Serena na moment zamilkła. Była zakłopotana.

- Och... I co myślisz?

Wziął głęboki oddech.

- Myślę... - Czy mógł to powiedzieć? Mógł? Wszystko zawierało się w dwóch

słowach. Mógł je teraz powiedzieć i mieć to za sobą. Mógł.

Nie, nie mógł.

- Jest niesamowity - powiedział w zamian. Stchórzył w ostatniej chwili.

- Poważnie?

- Uhm.

- A co myśli o nim twoja siostra? Widziała wcześniej tylko niektóre kawałki.

Było tego o wiele więcej, ale w końcu razem z Vanessą okroiłyśmy to tak, że został

tylko motyw z ustami.

- Jenny nie chciała oglądać bez ciebie. Jestem tu sam. Vanessa dała mi klucze.

- Czuł się dziwnie, przyznając się do tego, ale nie chciał kłamać.

- Och... - Serena przypomniała sobie, jak dowiedziała się, że Dan pisze o niej

wiersze. A teraz oglądał w samotności jej film u Vanessy? Nie chciała popadać w

paranoję, ale w tej sytuacji...

- Nie mogę się już doczekać przyszłego weekendu - rzekł Dan, siadając. -

Myślisz, że mógłbym spróbować umówić się na rozmo...?

- Świetnie - przerwała mu Serena. - Czyli widzimy się w piątek, tak? Grand

Central, piętnasta.

- Okay. - I to już wszystko? Już po rozmowie?

- Cześć. - Rozłączyła się. Nie chciała przeciągać tej rozmowy, na wypadek

gdyby Dan miał powiedzieć coś tak poważnego, z czym nie mogłaby sobie poradzić. I

tak już wszystko zaszło dalej, niż się spodziewała.

- Cześć - powiedział Dan. Jeszcze raz wcisnął Play na pilocie. W głowie ciągle

mu się kotłowało i nie był w stanie jasno myśleć, zupełnie jakby ten film rzucił na

niego urok. Nic się nie stanie, jeśli obejrzy go jeszcze raz, prawda?

Hm... Czujecie obsesję? I nie mówimy tu bynajmniej o perfumach.

background image

łagodne

ż

eglowanie

- Nigdy nie byłam w takim wielkim domu - powiedziała Jenny. Dom był

dwupiętrowy, w oknach stały pomalowane na zielono skrzynki z pelargoniami, a z

dachu spuszczał się kaskadami bluszcz. Drzwi zabezpieczał skomplikowany system

alarmów i zamków, a kamery filmowały wszystko od frontu i tyłu.

Nate wzruszył ramionami, wprowadzając kod, by wyłączyć alarm.

- Jest zupełnie tak samo, jakby się mieszkało w apartamencie - powiedział. -

Tyle że są schody.

- Taaak... Chyba tak. - Nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo jest

oczarowana.

Nate wprowadził ją do środka. Podłoga w holu była z czerwonego marmuru.

W rogu stał ogromny kamienny lew. Ktoś włożył ma na głowę futrzany kapelusz. Pod

schodami znajdował się ogromny salon. Na wszystkich ścianach wisiały oryginalne

dzieła znanych mistrzów. Jenny sądziła, że udało się jej rozpoznać niektóre z nich.

Renoir. Sargent. Picasso.

- Moi rodzice interesują się sztuką - rzekł Nate, kiedy zauważył, jak Jenny się

przygląda obrazom. A potem zauważył coś jeszcze. Na stoliku pod ścianą stał jakiś

pakunek. Na bileciku widniało jego imię. Nate podszedł i rozdarł kopertę.

Z przodu bileciku było wydrukowane klasyczną czcionką nagłówkową

Tiffany'ego: BLAIR PAIGE WALDORF. Jego treść głosiła: Dla Nate'a. Wiesz, że Cię

kocham. Blair.

- Co to? - zapylała Jenny. - Masz może urodziny czy co?

- Nie. - Nate wepchnął bilecik z powrotem do koperty, podniósł pudełko i

schował na dno szafy. Nie był nawet ciekaw, co znajduje się w środku. Pewnie jakiś

sweter albo woda kolońska. Blair zawsze dawała mu prezenty bez powodu, tylko żeby

przykuć jego uwagę. Czasami bywała taka wymagająca.

- To co byś zjadła? - zapytał, prowadząc Jenny korytarzem do kuchni. - Nasza

kucharka piecze niesamowite ciasteczka czekoladowe. Założę się, że zostało ich

jeszcze trochę.

- Kucharka? - powtórzyła Jenny, idąc za nim. - Naturalnie, macie kucharkę.

background image

Nate znalazł puszkę z ciastkami na olbrzymim marmurowymi blacie. Wsadził

sobie czekoladowe ciasteczko do ust.

- Moja mama nie jest zbyt dobra w kuchni.

Pomysł, by jego matka, francuska księżniczka, miała zrobić tosta, był

świetnym dowcipem. śywiła się w restauracjach albo na przyjęciach obsługiwanych

przez firmy cateringowe. Rzadko kiedy nawet pojawiała się w kuchni.

- Spróbuj. - Podał Jenny ciastko.

- Dzięki. - Jenny była zbyt podekscytowana, by jeść. Istniało ryzyko, że ciastko

rozpuści się w jej spoconej dłoni.

- Chodźmy na górę - zaproponował Nate. - Tędy będzie najszybciej.

Jenny wstrzymała oddech. Nigdy wcześniej nie była sam na sam z chłopakiem

u niego w domu i było to trochę przerażające, Ale bardzo chciała ufać Nate'owi. Był

zupełnie inny od tego okropnego Chucka Bassa, który próbował ją wykorzystać na

przyjęciu. Chuck na początku wydawał się nawet całkiem kręcący, ale nawet nie

zapytał, jak miała na imię. Nate był miły. Wyglądało na to, że naprawdę jest

zainteresowany tym, by ją bliżej poznać. A Jenny była naprawdę zainteresowana tym,

by mu na to pozwolić.

Poprowadził ją przez boczne drzwi, a potem wąskimi schodami na górę. Jenny

naczytała się dość książek Jane Austen i Henry'ego Jamesa, by się domyślić, że szli

schodami dla służby. Na drugim piętrze Nate otworzył drzwi i wyszli na szeroki

korytarz oświetlony światłem wpadającym z góry przez świetliki. Minęli olejny

portret małego chłopca w marynarskim ubranku, który trzymał drewnianą łódkę.

Jenny odgadła, że to był Nate.

Nate otworzył następne drzwi.

- To mój pokój.

Jenny weszła za nim do środka - Pomijając zabytkowe łóżko w kształcie sań i

supernowoczesne, naprawdę odjazdowe biurko z megacienkim laptopem, jego pokój

wyglądał całkiem normalnie. Łóżko było przykryte flanelową narzutą w zielono -

czarną kratę, po podłodze walały się porozrzucane płyty DVD, w rogu stał chwiejny

stos hantli, z szafy wypadały buty, a na ścianach wisiały klasyczne plakaty z

Beatlesami.

- Fajny pokój. - Jenny usiadła nerwowo na brzegu łóżka. Obok na nocnym

stoliku zauważyła model łodzi. - śeglujesz?

- Tak. Razem z ojcem budujemy łodzie. W Maine. - Podał model Jenny. - W

background image

tej chwili pracujemy nad tą. To łódź wycieczkowa, więc ma cięższy kadłub niż łodzie

wyścigowe, które budowaliśmy, dotąd. Najpierw popłyniemy nią na Karaiby. A potem

może nawet do Europy.

- Naprawdę? - Jenny przyglądała się uważnie modelowi. Nie mogła sobie

wyobrazić, jak można przepłynąć przez Atlantyk czymś tak małym i delikatnym. - A

jest tam toaleta?

Nate uśmiechnął się.

- Jasne. Tutaj. - Wetknął mały palec do kabiny. Znajdowały się tam malutkie,

owalne drzwi z napisem WC. - Widzisz?

Jenny pokiwała z fascynacją głową.

- Chciałabym nauczyć się żeglować.

Nate usiadł obok niej.

- Może pojedź ze mną do Maine. Nauczyłbym cię - rzeki cicho.

Jenny odwróciła się do niego, wpatrując się badawczo swoimi dużymi

brązowymi oczami w jego szmaragdowe.

- Mam dopiero czternaście lat.

Nate uniósł rękę i dotknął jej kręconych brązowych włosów, przeczesując je

delikatnie palcami. A potem cofnął dłoń.

- Wiem - powiedział. - Nic nie szkodzi.

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

WSZYSCY TO ROBI

Ą

!

Nawet ja mam na koncie zwini

ę

cie kitkata ze stoiska z gazetami na rogu w pi

ą

tej klasie.

Zrobiłam to, bo taki był zakład, ale nadal dr

ę

cz

ą

mnie podszyte wyrzutami sumienia nocne

koszmary. Nie przyłapiecie mnie na kradzie

ż

y torebek z Prady czy bielizny od Armaniego. Ale

niektóre dziewczyny nie mog

ą

si

ę

powstrzyma

ć

.

background image

Winon

ę

Ryder przyskrzyniono, kiedy kradła jakie

ś

ciuszki z butiku w Los Angeles. Przysi

ę

gała,

ż

e po prostu przygotowuje si

ę

do nowej roli. Taaak, jasne. A teraz B. Była tak dobra,

ż

e nie

dała si

ę

przyłapa

ć

. Oczywi

ś

cie przy kradzie

ż

y te

ż

trzeba si

ę

kierowa

ć

dobrym gustem.

Kradzie

ż

, powiedzmy, ta

ś

my izolacyjnej z Ace Hardware czy papieru toaletowego z CVS

byłaby swego rodzaju ujm

ą

. Co innego kaszmirowe spodnie od pid

ż

amy. To si

ę

dopiero

nazywa pokazaniem klasy. Jednocze

ś

nie sugeruje powa

ż

ne skłonno

ś

ci psychotyczne.

Jeszcze troch

ę

, a B b

ę

dzie kradła jaguary i mercedesy!

Na celowniku

B zanosi prezent dla N do jego domu, a

ż

e go wtedy nie ma, zostawia paczk

ę

pokojówce. D

wychodzi z mieszkania V na Brooklynie i idzie pieszo prawie cał

ą

drog

ę

do siebie na Upper

West Side. To si

ę

nazywa spacer. Pewnie musiał si

ę

troch

ę

ochłodzi

ć

. S gryzie paznokcie i

czyta Przy drzwiach zamkni

ę

tych w The Corner Bookstore na skrzy

ż

owaniu

Dziewi

ęć

dziesi

ą

tej Trzeciej z Madison.

Zapewne robi to,

ż

eby móc lepiej zrozumie

ć

D. Mała J opuszcza dom N z olbrzymim

u

ś

miechem. Miło

ść

to wspaniała sprawa. Ale ostro

ż

nie J - bananowy chłopiec nie jest

najodpowiedniejszym typem do zakochania si

ę

.

Dla tych, którzy nie s

ą

w temacie... Bananowy chłopiec [rzeczownik], elitarna wersja zwykłego

ć

punka. Nosi kaszmirowe swetry. Lubi przypala

ć

trawk

ę

- bardzo. Nie przepada za

zobowi

ą

zaniami. Ale mo

ż

e N nas zaskoczy.

Wasze e - maile

P: Hej P,

Co s

ą

dzisz na temat starszych chłopaków umawiaj

ą

cych si

ę

z młodszymi

dziewczynami?

ś

mijka

O: Cze

ść

,

ś

mijka,

Wszystko zale

ż

y od ró

ż

nicy wieku i okoliczno

ś

ci. Na przykład, je

ś

li jeste

ś

na

ostatnim roku college'u i umawiasz si

ę

z kim

ś

z drugiej klasy szkoły

ś

redniej,

powiedziałabym,

ż

e cierpicie na syndrom Woody'ego Allena (sprawa z Soon Yi

Previn). Ale je

ś

li osoba z ostatniej klasy ogólniaka chodzi ze studentem pierwszego

roku, wszystko jest w porz

ą

dku. Lekkim przeci

ą

ganiem struny jest natomiast, kiedy

kr

ę

c

ą

ze sob

ą

uczniowie pierwszej i ostatniej klasy szkoły

ś

redniej. A wszystko i tak

układa si

ę

lepiej, kiedy to dziewczyna jest młodsza, głównie dlatego,

ż

e dojrzewamy

o wiele szybciej - pod wszelkimi wzgl

ę

dami.

P

P: Cze

ść

, Plotkara,

background image

Jestem prawie pewna,

ż

e widziałam, jak B kradnie butelk

ę

szamponu Aveda w

Zitomer. A przecie

ż

nie cierpi na brak pieni

ę

dzy. Je

ś

li ma jakich

ś

prawdziwych

przyjaciół, powinni zorganizowa

ć

jej pomoc.

Szpiegula

O: Cze

ść

, Szpiegula,

Dzi

ę

ki za rad

ę

. Ale naprawd

ę

nie wydaje mi si

ę

,

ż

eby to byt teraz najwi

ę

kszy

problem B. Widziała

ś

ju

ż

tego go

ś

cia, który ma by

ć

jej ojczymem?

P

FESTIWAL FILMOWY UCZENNIC OSTATNIEJ KLASY SZKOŁY CONSTANCE BILLARD

Swój udział zgłosiły V, B i S. V zaprezentuje swoj

ą

krótkometra

ż

ówk

ę

na bazie Wojny i

pokoju; B poka

ż

e przeróbk

ę

pierwszych dziesi

ę

ciu minut

Ś

niadania u Tiffany'ego; a S pojawi

si

ę

ze swoim... dziełem. Rywalizacja jest ostra. Zarówno V, jak i B my

ś

l

ą

,

ż

e maj

ą

wygran

ą

w

kieszeni. S uwa

ż

a,

ż

e nie ma

ż

adnych szans. Przyjmuj

ę

zakłady!

Wiem,

ż

e mnie kochacie

plotkara

B i V nie mog

ą

si

ę

doczeka

ć

ko

ń

ca szkoły

- Gdzie to będzie?

- Ilu będzie gości?

- Ile będzie miała druhen?

- W co się ubierzesz?

- Z ilu pięter będzie się składał tort?

- Zaprosili twojego ojca?

Blair wstrzymała oddech. Czekała w kolejce w szkolnej stołówce razem z Kati

i Isabel. Ale nie była nawet głodna, już nie. Kati zaczęła to całe wkurzające

przesłuchanie, wspominając, że widziała naprawdę odjazdową suknię ślubną w

„Vogue” z lat sześćdziesiątych. Suknia była cała wyszyta malutkimi kryształkowymi

stokrotkami, miała białą, aksamitną lamówkę i wielką białą, również aksamitną

kokardę z tyłu. Potem Isabel zapytała Blair, czy jej matka zamierza włożyć tradycyjną

białą suknię ślubną, czy może coś innego, i teraz Blair była otoczona podnieconymi

dziewczynami, które zarzucały ją gradem pytań na temat wesela matki. Co gorsza, nie

background image

tylko koleżanki z ostatniej klasy uważały, że mają prawo poznać wszystkie szczegóły.

Becky Dormand i jej irytujące kumpele z dziewiątej klasy praktycznie ciągnęły Blair

za czarny kaszmirowy sweter, łykając żarłocznie każdy kąsek weselnych nowin. W

pobliżu kręciło się też kilka innych dziewięcioklasistek w nadziei na usłyszenie

czegoś, czym mogłyby się potem przechwalać przed znajomymi.

- To przecież nic wielkiego - powiedziała niecierpliwie Blair. - Była już

wcześniej mężatką.

- Kto będzie druhnami? - zapytała Becky Dormand.

- Ja, Kati, Isabel... - Blair przesunęła swoją tacę po blacie i wzięła jogurt

kawowy. - Serena i moje ciotki - dodała szybko.

Na półce na wysokości jej oczu leżały na małych białych talerzykach kuszące,

oblane karmelem czekoladowe ciasteczka z orzechami. Wzięła jedno, przyjrzała się,

czy nie ma jakichś ukrytych defektów i położyła na tacę. Nawet jeśli zdecyduje się je

zjeść, potem zawsze może je zwymiotować.

Nie było to wiele, ale przynajmniej miała choć taką kontrolę nad swoim

życiem.

- Serena? - powtórzyła Becky ze zdumieniem. - Naprawdę?

- Tak - odparła wściekle Blair. - Naprawdę.

Gdyby nie była przewodniczącą szkolnej Rady Pomocy Społecznej, szefową

Klubu Francuskiego oraz przewodniczącą wszystkich liczących się młodzieżowych

komitetów w mieście, kazałaby się Becky odpieprzyć - Ale musiała dbać o swoją

reputację; była wzorem do naśladowania.

Wrzuciła na talerz kilka liści szpinaku i polała je dressingiem z pleśniowego

sera. Następnie podniosła tacę i ruszyła w stronę stolików. Dziewczyny z klas od

pierwszej do ósmej już zjadły, więc jadalnia była wypełniona uczennicami szkoły

średniej, które plotkowały o sobie nawzajem, dziobiąc jedzenie.

- Słyszałam, że Blair robi sobie liposukcję przed weselem matki, żeby dobrze

wyjść na zdjęciach w „Vogue” - poinformowała przyjaciółki dziewiątoklasistka.

- Myślałam, że już miała - zażartowała inna. - Dlatego zawsze nosi czarne

rajstopy. śeby ukryć blizny.

- Słyszałam, że Nate ją zdradza, ale Blair z nim nie zerwie, dopóki nie zrobią

im wspólnych zdjęć na weselu - wtrąciła się Becky Dormand. - Czy to nie typowe?

Serena van der Woodsen siedziała samotnie przy stoliku zajmowanym zwykle

przez Blair i czytała książkę. Upięła swoje jasne włosy w kok i miała na sobie czarny

background image

sweter z dekoltem w szpic, który włożyła na gołe ciało. Siedziała ze skrzyżowanymi

nogami, a jej krótka, bordowa spódniczka sprawiała całkiem szykowne wrażenie.

Serena wyglądała jak modelka Burberry czy Miu Miu.

Właściwie to wyglądała lepiej niż modelka, bo nie starała się dobrze wyglądać

- taka po prostu była.

Blair odwróciła się i ruszyła do stolików pod oknami. To, że jej matka

poprosiła Serenę, by była jej druhną, nie oznaczało jeszcze, że Blair musi się do niej

odzywać.

Kiedy były młodsze, razem się kąpały. Co weekend zostawały u siebie

nawzajem na noc; uczyły się wtedy całować na poduszkach, wydzwaniały dla jaj do

ich nawiedzonej nauczycielki biologii z siódmej klasy i całe noce chichotały. Serena

wspierała Blair, kiedy ta dostała okres pod koniec ósmej klasy i była przerażona

tamponami. Razem też upiły się po raz pierwszy. I obie kochały Nate'a jak brata. Tak

było na początku -

Ale Serena wyjechała dwa lata temu do szkoły z internatem i wszystkie

wakacje balowała w Europie, jedynie od czasu do czasu przysyłając Blair jakieś

pocztówki. Było to szczególnie bolesne, kiedy ojciec Blair ogłosił, że jest gejem, i jej

matka wystąpiła o rozwód. Blair nie miała nikogo, komu mogłaby się wtedy zwierzyć.

No i jeszcze pozostawała jedna drobnostka - Serena i Nate ze sobą spali,

podczas gdy Blair jeszcze z nim tego nie zrobiła.

Więc kiedy Serena wróciła do miasta, Blair postanowiła odpłacić jej za to, że

tak ją swego czasu olała, i zażądała od reszty wspólnych znajomych, by też ją

ignorowali. Dzięki niej Serena została towarzyskim wyrzutkiem.

Blair usiadła i zaczęła gniewnie dziobać swoją sałatkę. Gdy wyszła wczoraj z

Barneysa, siedziała przez chwilę na parkowej ławce, czekając, aż Serena zniknie jej z

oczu. A kiedy w końcu wróciła do domu, matka poinformowała ją, że właśnie

zamknęła rachunek i otworzyła nowe wspólne konto z Cyrusem. Nowa karta

kredytowa Blair powinna się zjawić za dzień lub dwa. To wyjaśniało, czemu nie

mogła zapłacić kartą. Dzięki za info, mamo.

Blair znalazła w swojej szafie fajne pudełko, do którego zapakowała spodnie

od pidżamy. Owinęła wszystko ślicznym srebrnym papierem, przewiązała czarną

wstążką, a potem zaniosła do domu Nate'a. Ale Nate nie zadzwonił do niej wczoraj

wieczorem z podziękowaniem. O co mu właściwie chodziło?

Kati i Isabel usadowiły się naprzeciw Blair.

background image

- Dlaczego po prostu nie powiesz mamie, że nie chcesz, żeby Serena była

druhną? - Isabel próbowała przemówić Blair do rozsądku. Zebrała swoje gęste

brązowe włosy w węzeł na czubku głowy i upiła łyk chudego mleka. - Jestem pewna,

że by cię posłuchała.

- Normalnie powiedz mamie, że ty i Serena już się nie przyjaźnicie - dodała

Kati. Wyciągnęła z herbaty swoje jasne kręcone włosy. Jej włosy zawsze wszędzie

wpadały.

Blair spojrzała ukradkiem na Serenę. Matka już rozmawiała z panią van der

Woodsen; Serena wiedziała, że ma być druhną. I choć to było niezwykle kuszące, nie

mogła poprosić matki, żeby odwołała zaproszenie. To byłoby w złym stylu. Blair nie

chciała ryzykować, dając Serenie jakikolwiek powód do niezadowolenia, na wypadek

gdyby Serena widziała, jak kradnie te spodnie z Barneysa. Serena mogłaby ją

obsmarować na całym Upper East Side.

- Już za późno - powiedziała Blair, wzruszając ramionami. - Ale w sumie aż

lak bardzo mnie to nie rusza. Po prostu przejdzie z nami przez kościół w takiej samej

sukience, nic wielkiego. Przecież nie będziemy musiały się razem bawić ani nic

takiego.

Nie była to do końca prawda. Jej matka planowała coś w rodzaju uroczystego

lunchu i dnia piękności dla wszystkich druhen, ale Blair udawała, że to się nie dzieje

naprawdę.

- Jakie będziemy mieć sukienki? Wybrałyście już coś z mamą? - zapytała Kati,

nadgryzając ciastko. - Proszę, powiedz, że nie będziemy musiały ubierać się w nic

obcisłego. Obiecałam sobie, że zrzucę do Bożego Narodzenia jakieś pięć kilo. a tylko

popatrz, jak opycham się tym głupim ciastkiem!

Blair przewróciła oczami i zamieszała jogurt.

- A czy to ma jakieś znaczenie, co włożymy?

Isabel i Kati spojrzały na nią. Nie wierzyły własnym uszom. Oczywiście, że to

miało znaczenie!

Kiedy dziewczyna taka jak Blair mówi podobne brednie, wiesz, że coś jest nie

tak.

Blair zjadła łyżeczkę jogurtu, nie zwracając na nie uwagi. Co się im wszystkim

stało? Nie mogliby po prostu przestać ględzić o tym ślubie i zostawić ją w spokoju?

- Nie jestem głodna. - Wstała nagle. - Pójdę wysłać jakieś maile albo co.

Kati wskazała nietknięte ciastko na jej tacy.

background image

- Będziesz je jadła? - zapytała.

Blair pokręciła głową.

Kati przeniosła ciastko na tacę Isabel.

- Możemy się podzielić - powiedziała.

Isabel skrzywiła się i oddała ciastko Kati.

- Jak masz na nie ochotę, to jedz.

Blair zabrała swoją tacę i pospiesznie się oddaliła. Nie mogła się doczekać

cholernego końca szkoły.

Jenny zauważyła Serenę w tej samej chwili, kiedy weszła do jadalni z filiżanką

herbaty i bananem. Serena siedziała sama i coś czytała. Jenny ruszyła w jej stronę.

- Mogę się przy siąść? - zapytała.

- Jasne - odparła Serena, zamykając książkę. Czytała Cierpienia młodego

Wertera Goethego. Jenny nic to nie mówiło.

Serena zauważyła, że Jenny przygląda się książce.

- Twój brat mi ją polecił. Kompletnie nie rozumiem, jak może czytać takie

badziewie. Okropna nuda. - Właściwie to Dan wcale lej książki nie polecał,

wspomniał tylko, że ją czytał. Było to o gościu, który miał totalną obsesję na punkcie

jednej dziewczyny. Mógł myśleć i pisać tylko o niej. Było to dość przerażające.

Jenny roześmiała się.

- Powinnaś zobaczyć jego wiersze.

Serena zmarszczyła brwi. śałowała, że faktycznie nie może zobaczyć wierszy,

które pisał Dan, skoro wyszło na to, że część jest najprawdopodobniej o niej.

- Obiecasz, że nie wygadasz, jeśli nie dokończę tego? - Zamknęła książkę.

- Będę milczeć jak grób - przyrzekła Jenny. - O ile nie powiesz mu, że

uważam jego wiersze za strasznie nudne.

- Masz moje słowo - powiedziała Serena.

Jenny spojrzała ukradkiem pod stolik. Jak zwykle Serena miała na sobie

bordową plisowaną spódnicę wełnianą z domieszką poliestru, strój nieoficjalnie

zarezerwowany dla frajerek z siódmej klasy. Tyle że wyglądała w niej zachwycająco.

Jak zawsze.

- Wiesz, jesteś chyba jedyną dziewczyną z ostatniej klasy, która nosi bordową

spódnicę od mundurka - zauważyła Jenny.

Serena wzruszyła ramionami.

- Uważam, że jest super. Granatowy się szybko nudzi, a noszenie szarego

background image

sprawia, że nie możesz więcej patrzeć na ten kolor. A ja lubię szary.

Jenny chodziła w szarym mundurku.

- Chyba masz rację - przytaknęła. - Mam szare spodniej których nigdy nie

wkładam. Może to dlatego. - Odchrząknęła. Tak naprawdę to chciała porozmawiać z

Sereną na temat Nate'a.

- Przepraszam, że wczoraj nawaliłam - powiedziała Serena. - Kompletnie

zapomniałam, że miałam się spotkać z tobą i Vanessą.

- Nie ma sprawy - zaczęła mówić Jenny - bo potem przeżyłam niesamowite...

- Cześć, dziewczyny! - Vanessa Abrams stanęła przy ich stoliku. Miała na

sobie czarne rajstopy, które maskowały jej masywne kolana. - Co słychać?

- Hej. Sorry za wczoraj - odezwała się Serena.

Vanessa wzruszyła ramionami.

- W porządku. I tak mam już dosyć oglądania w kółko tych filmów. - A

zwłaszcza twojego, pomyślała gorzko. Jest piekielnie dobry.

Serena skinęła głową.

- Siadaj.

Jenny posłała Vanessie wściekle spojrzenie. Chciała mieć Serene tylko dla

siebie.

- Dzięki, ale nie mogę - powiedziała Vanessa. - Hm, Jenny, musimy wywołać

zdjęcia reportażu do kolejnego wydania? „Rancora”. Jest tego ze dwadzieścia rolek, a

w tej chwili nie ma absolutnie nikogo w ciemni. Mogłabyś mi pomóc?

Jenny spojrzała na Serenę, która wzruszyła ramionami i wstała.

- Ja i tak muszę się zbierać. Mam spotkanie w sprawie college'u z panią Glos.

Zapowiada się kupa zabawy.

- Przed chwilą u niej byłam - stwierdziła Vanessa. - Uważaj, znowu leci jej

krew z nosa.

Pani Glos miała żółtą cerę i częste krwotoki z nosa. Wszystkie dziewczyny

były przekonane, że cierpi na jakąś okropną chorobę zakaźną. Jeśli dała ci jakiś

prospekt czy pożyczyła katalog reklamowy college'u, powinnaś czytać w

rękawiczkach. Albo przynajmniej umyć po wszystkim ręce w gorącej wodzie.

- Super - zachichotała Serena. - No dobra, zobaczymy się później.

Vanessa usiadła, czekając, aż Jenny dokończy swojego banana.

Jenny zjadła ostatni kawałek i zawinęła skórkę w papierową serwetkę.

- Gotowa? - zapytała Vanessa.

background image

Jenny wzruszyła ramionami.

- Właściwie to nie mogę. Muszę wydrukować na następną lekcję referat z

historii. Sorry. - Podniosła się.

Vanessa zmarszczyła brwi.

- Rozumiem. Ale daj znać, kiedy będziesz miała trochę czasu. Naprawdę

potrzebuję pomocy.

- Okay - rzuciła beztrosko Jenny. - Odezwę się. A, czy mogłabyś od tej pory

mówić do mnie Jennifer zamiast Jenny? Bardzo mi na tym zależy.

- W porządku. Jennifer.

- Dzięki.

- Jenny ruszyła pospiesznie do pracowni komputerowej. Może Nate przysłał

jej maila!

Vanessa patrzyła, jak Jenny idzie do wyjścia, zastanawiając się, jakim cudem

zamieniła się w taką wyniosłą zdzirę. Myślała, że zadając się z Jenny, będzie się

czuła, jakby była bliżej Dana, ale to ją tylko wkurzało. Jenny była taka sama jak

pozostałe sześćset dziwacznych uczennic w Constance - płytka i zarozumiała.

Vanessa też już się nie mogła doczekać końca szkoły.

amor omnia vincit

GADU - GADU

Od: Bwaldorf@constancebillard.edu

Do: Narchibald@constancebillard.edu

Bwaldorf: hej natie

Bwaldorf: zaraz tu oszaleję, wszyscy chcą gadać tylko o tym ślubie, jakby mnie to coś

obchodziło.

Bwaldorf: nate? wiem, że wisisz na necie, spotkasz się ze mną dzisiaj po francuskim klubie?

Bwaldorf: znalazłeś prezent, który ci wczoraj zostawiłam?

Bwaldorf: nate????

Bwaldorf: okay.

GADU - GADU

Od: Narchibald@constancebillard.edu

Do:Jhumphrev@constancebillard.edu

background image

Narchibald: Hej Jennifer.

Jhumohrev: hej

Narchibald: chcesz się ze mną spotkać po szkole w parku?

Jhumphrev: hm, ok. co będziemy robić?

Narchibald: nie wiem. a co byś chciała?

Jhumohrev: nie wiem. twoi kumple też tam będą?

Narchibald: nie, tylko ja. nadal chcesz przyjść?

Jhumphrey: jasne, możemy się nawet spotkać przed twoją szkolą, jeśli chcesz.

Narchibald: spotkajmy się przed Met.

Jhumphrey: okay, na ra.

Jenny wylogowała się, czując się wspaniale. Ciągle była w dziewiątej klasie,

ale miała na imię Jennifer, a po szkole spotykała się z Nate'em, największym

przystojniakiem z ostatniej klasy w całym mieście. Będzie musiała olać Vanesse i

„Rancora”, ale absolutnie warto. Gdyby była Danem, napisałaby miłosny wiersz o

tym, jaki cudowny jest Nate i jak zawiłe są koleje przeznaczenia, które połączyło

dwoje ludzi niemających ze sobą nic wspólnego, i że jest im pisany tragiczny koniec.

Ale Jenny była raczej optymistką i poprzestała na misternym wykaligrafowaniu Fani

Jennifer Archibald z tyłu swojej szarej podkładki pod myszkę.

Nie śmiać się. Tak właśnie robią dziewczyny z dziewiątej klasy, kiedy się

zakochają.

Po drugiej stronie miasta, w Riverside Prep brat Jenny Dan wysyłał właśnie

mailem Serenie swój najnowszy wiersz miłosny zatytułowany Kiedy umarłem po raz

ostatni.

Twoja lina otula moją szyję, skaczę.

Twoje usta całują mnie, kiedy opadam, i opadam spokojnie...

- Chodź, dziwaku! - zawołał jego kumpel, Zeke Freedman, z drzwi pracowni. -

Spóźnimy się na łacinę.

Arno ergo sum, pomyślał Dan. Kocham, więc jestem.

- Jestem zajęty - powiedział. Wklepał adres Sereny w Constance.

- Cóż, po prostu nie chcę zostać potem za karę po lekcjach - rzucił Zeke. -

Pograsz później w kosza w parku?

background image

- Okay - odparł z roztargnieniem Dan. - Zobaczymy się w parku.

- Zaczął na szybko pisać maila, żeby wysłać go razem z załącznikiem.

Droga Sereno,

nadchodz

ą

cy weekend zapowiada si

ę

cudowniej

Na sobot

ę

mam umówiona rozmow

ę

i dostan

ę

od ojca

fors

ę

ekstra. Nie mog

ę

si

ę

ju

ż

doczeka

ć

.

Zał

ą

czyłem wiersz, który napisałem dzi

ś

rano.

Mam nadziej

ę

,

ż

e Ci si

ę

spodoba.

B

ę

d

ę

na boisku do koszykówki niedaleko Ł

ą

ki, gdyby

ś

chciała sp

ę

dzi

ć

ze mn

ą

troch

ę

czasu po szkole.

U

ś

ciski,

Dan

Amor omnia vincit! . Miło

ść

wszystko zwyci

ęż

y.

z D jest coraz gorzej

Jenny stała przed budynkiem Met, starając się nie zwracać uwagi na faceta

leżącego za nią na schodach. Miał rozpięte i spodnie i była prawie pewna, że jego

penis jest na wierzchu.

Człowiek przyzwyczaja się do pewnych widoków, kiedy mieszka w mieście,

ale i tak budzi to odrazę.

Jenny bardzo chciała się stamtąd odsunąć, ale właśnie tu umówiła się z

Nate'em i nie chciała ryzykować, że się rozminą.

- Spadaj! - krzyknął facet w rozpiętych spodniach do jakiegoś turysty.

Uliczny sprzedawca hot dogów stojący nieopodal na chodniku rozmawiał

przez komórkę. Jenny podeszła bliżej, by słyszeć treść rozmowy; miała nadzieję, że

dzwoni na policję. Ale wyglądało na to, że rozmawia ze swoją matką czy kimś takim,

bo w kółko powtarzał tylko jedno słowo: „dobrze”.

Ktoś dotknął jej ramienia.

- Cześć, Jennifer.

Odwróciła się.

background image

- Cześć. - Uśmiechnęła się do Nate'a. Skrępowana uniosła ręce do twarzy i

założyła za uszy swoje niesforne brązowe loki. - Cieszę się, że jesteś. Ten gość mnie

stresuje.

- No - powiedział Nate. Objął ją ramieniem. - Chodź, zmywamy się stąd.

Pod wpływem jego dotyku cała krew napłynęła Jenny do mózgu. - Okay -

zachłysnęła się, opierając się o Nate'a. - Chodźmy.

Nate obejmował ją przez całą drogę do parku; zmierzali na Owczą Łąkę.

Znaleźli miłe, nasłonecznione miejsce i usiedli na trawie, twarzami do siebie, ze

skrzyżowanymi nogami, a ich kolana się stykały. Było to takie przyjemne, że Jenny

zastanawiała się, czy przypadkiem nie śni. Ze wszystkich dziewczyn w całym mieście

Nate lubił właśnie ją. To było niewiarygodne.

- Zaraz przyjdą moi kumple. Mam nadzieję, że nie będzie ci to przeszkadzać -

powiedział, wyciągając z kieszeni woreczek z trawką.

- Jasne, że nie. - Wzruszyła ramionami, choć była zawiedziona.

Nate wyciągnął z torebki garstkę zielska i wysypał na bibułkę, którą następnie

wprawnie zwinął w małego grubego skręta, po czym polizał papier, żeby go skleić.

Zaproponował Jenny, żeby przypaliła, ale odmówiła.

- Mnie jest tak dobrze. - Wiedziała, że mogło to zabrzmieć nie całkiem

przekonująco, ale siedząc tak blisko Nate'a, faktycznie czuła się jak na lekkim haju.

Nie chciała kompletnie stracić głowy.

- Super. - Nate wrzucił skręta do torebki i wepchnął ją z powrotem do kieszeni

płaszcza.

Jenny odetchnęła z ulgą. Chciała poznawać bliżej Nate'a kiedy był sobą, a nie

totalnie upalony.

- To jak, jeździsz w weekendy do różnych college'ów? - zapytała. - Wiesz już,

gdzie chciałbyś się dostać?

- Tak - odparł Nate, marszcząc brwi. - Ale też zastanawiam się, czy nie zrobić

sobie wolnego na jakiś rok czy dwa, żeby żeglować z ojcem. Może nawet mógłbym

wystartować w Pucharze Ameryki.

- Wow! - Jenny była pod wrażeniem. - Brzmi super.

- A może zrobię sobie trzyletnią przerwę? Wtedy moglibyśmy do college'u

pójść razem. - Nate wziął ją za rękę. Miała takie malutkie paluszki.

Oczy Jenny napotkały spojrzenie Nate'a i przez chwilę uśmiechali się do

siebie. Nate oparł głowę o jej ramię. Pachniała jak świeże pranie. Nie mógł się

background image

nadziwić, jak swobodnie się przy niej czuje. Przed spotkaniem z Blair zwykle musiał

przypalić albo wychylić kilka drinków, żeby jakoś znieść jej wieczne planowanie i

gadanie na temat przyszłości. Z Jennifer nie musiał być na haju ani pod gazem.

O Boże! - pomyślała Jenny. Zaraz mnie pocałuje.

Zamknęła oczy. Cała aż drżała z podniecenia. Nate pachniał sosnowymi

igłami, a jego głowa była taka ciepła.

- Jennifer - zamruczał sennie. Uniósł głowę i potrząsnął swoimi

miodowozłotymi włosami. - Dobrze mi z tobą. - Wzrokiem błądził po jej twarzy,

zatrzymując się w końcu na ustach.

Jenny zachichotała. Nie było wątpliwości - zaraz ją pocałuje.

- Cześć, Archibald! - ktoś krzyknął. - Zostaw trochę dla nas!

Wow! Naprawdę świetne wyczucie czasu.

Anthony, Jeremy i Charlie zmierzali do nich przez trawę. Jeremy niósł piłkę

do nogi. Nate szybko wstał, odsuwając się od Jenny.

- Hej - przywitał ich swobodnie. - A więc jesteście.

- Cześć, chłopaki - powiedziała Jenny, podnosząc się powoli i strzepując ze

swojego mundurka zabłąkane źdźbła trawy. Wie była zachwycona, że przyszli.

- To co, skręcisz nam dużego, smakowitego jointa? - zapytał Anthony na

widok plastikowej torebki wystającej z kieszeni Nate'a.

- Stary, ja już jestem upalony jak smok - skłamał Nate. Wyciągnął woreczek z

kieszeni i rzucił Anthony'emu. - Jeden jest już skręcony.

- Dzięki. - Anthony opadł na trawę i zabrał się do rzeczy. - Cholera, tego mi

było trzeba - mruknął. - Doradca truł mi przez ostatnią godzinę o college'u.

- Nie przypominaj mi o nim - żachnął się Jeremy.

Jenny obgryzała paznokcie; czuła się nieco pominięta. Spojrzała na Nate'a, ale

on porwał piłkę z rąk Jeremy'ego i z przejęciem dryblował ją między nogami.

- To jeszcze nic. Mój ojciec ględzi mi na temat college'u już od ósmej klasy -

rzekł Charlie. - Już rozmawiał z dziekanem na wydziale prawa w Yale, zupełnie jakby

chciał ich uprzedzić, że się tam pojawię. Mógłby trochę wyhamować, nie?

- Ale w ten weekend jedziemy do Brown, prawda? - zapytał Jeremy.

Brown. Jenny nadstawiła uszu. Właśnie tam wybierali się w nadchodzący

weekend Dan i Serena.

- Jasne - przytaknął Nate.

Podał piłkę do Jenny, a ona kopnęła ją lekko z powrotem do niego i

background image

uśmiechnęła się. Chciała, by wiedział, że naprawdę nie ma nic przeciwko

towarzystwu jego kumpli ani ciągłej gadaninie o college'u, kiedy ona była dopiero w

dziewiątej klasie. Cieszyła ją myśl, że tak naprawdę Nate wcale nie jest upalony jak

smok i że powiedział jej o swych wątpliwościach, czyby nie zrobić sobie wolnego

przed pójściem do college'u. Wiedziała o nim więcej niż jego najlepsi kumple!

- No dobra - powiedział Nate. - Gramy.

Jenny żałowała tylko, że Nate spasował, kiedy pojawili się inni chłopcy i

ostatecznie jej nie pocałował.

Dan siedział na ławce, czekając na Zeke'a i Serenę. W każdym razie Zeke miał

być na pewno. A w razie gdyby pojawiła się Serena, Dan każe Zeke'owi iść do diabla i

zostawić ich samych.

Właśnie od tego są przyjaciele.

Wetknął sobie camela do ust. Dłonie mu się trzęsły. Od lunchu zdążył wypić

sześć filiżanek kawy, a poza tym był zdenerwowany na myśl o ponownym spotkaniu z

Sereną, zwłaszcza jeśli przeczytała jego wiersz. Wyjął z kieszeni notatnik i przyglądał

się niewidzącym wzrokiem kilku ostatnim wersom. W każdej chwili Serena mogła

przybiec, zarzucić mu ręce na szyję, całując do utraty tchu i płacząc, że była taka

bezduszna, nie pojawiając się w niedzielę, i powtarzając bez końca, jak bardzo

podobał się jej jego wiersz. I że go kocha.

Albo i nie.

Zaciągnął się zbyt gwałtownie, prawie wypluwając płuco, a potem przypalił

kolejnego papierosa od tego, którego właśnie kończył. Zamierzał palić jednego za

drugim, dopóki Serena się nie pojawi. Może będzie już martwy, kiedy w końcu

przyjdzie, ale przynajmniej będą razem.

Wydychając dym, zapatrzył się na trawę. Niska dziewczyna z wielkimi

cyckami i kręconymi brązowymi włosami grała w nogę z czterema chłopakami,

których znał trochę z widzenia. To była jego siostra Jenny. Od kiedy to przesiadywała

w parku z tymi nudnymi, nadętymi dupkami z Upper East Side? Ciekawe, czy był

wśród nich Chuck, ten zboczeniec? Zaniepokojony Dan już miał się podnieść, ale

zrezygnował. Wyglądało na to, że Jenny dobrze się bawi, a poza tym nie widział

nigdzie Chucka. Mógł zachować się jak upierdliwy starszy brat i pójść tam, żeby

popsuć im całą zabawę, albo po prostu siedzieć na tyłku, pozwalając Jenny na chwilę

radości. Z miejsca, w którym siedział, mógł mieć na nią oko, no a tak w ogóle. Jenny

background image

powinna poznawać nowych ludzi, zwłaszcza teraz, kiedy on spotykał się z Sereną i

miał dla niej mniej czasu.

No, tak jakby spotykał się z Sereną. O ile się pojawiała.

- Hej, muszę już iść do domu - powiedziała Jenny, podając piłkę do Nate'a.

- Okay. Wkrótce się do ciebie odezwę. - Przyciągnął ją do siebie i pocałował w

policzek.

Niemal się przewróciła.

- Cześć! - pisnęła, machając do trzech pozostałych chłopaków. Potem

odwróciła się i odeszła szybko w stronę Central Park West, żeby nie posikać się w

majtki. Nie mogła się już doczekać, kiedy znowu spotkają się z Nate'em. Sam na sam.

- Stary, a co Blair na tę twoją nową łalunię? - zapytał Nate'a Anthony, kiedy

Jenny zniknęła. Podpalił nowego skręta, wziął macha i podał Jeremy'emu.

- To nie jest żadna moja lalunia, człowieku - powiedział Nate. - To po prostu

fajna dziewczyna, którą przypadkiem spotkałem. - Wzruszył ramionami. - Lubię ją.

- Ja też ją lubię. - Jeremy podał skręta Nate'owi. - Ale Blair nie będzie

zachwycona, jak się dowie, że spędzasz wolny czas z laską z dziewiątej klasy zamiast

z nią. Mam rację?

Nate wziął jointa i zaciągnął się głęboko.

- Nie musi się o niczym dowiedzieć - burknął, starając się zatrzymać w

płucach dym, a potem go wypuścił. - Stary, przecież nie zamierzam rzucić Blair dla

Jennifer. To nic poważnego.

- Jasne - zgodził się Charlie, przejmując skręta.

Nate przyglądał się żarowi na końcu jointa. Był świadomi że nie powiedział

prawdy. To było coś poważnego. Nie wiedział tylko, co z tym zrobić.

Człowiek musi być wyjątkowo ostrożny, mając do czynienia z taką

dziewczyną jak Blair. Wiedział, na co ją stać, i niezbyt mu się to podobało.

- Sorry za spóźnienie, dupku - powiedział Zeke, odbijając piłkę do kosza o

głowę Dana. - Chodź, idziemy grać.

Dan uniósł głowę znad notatnika. Właśnie zaczął pisać kolejny wiersz,

zatytułowany Złamane stopy.

Drzazgi, przebite opony, odłamki szkła.

Przeznaczenie dzierży swój topór niesprawiedliwości.

background image

Upadek.

Wiersz mówił o pragnieniu bycia w pewnym miejscu z pewną osobą i

niemożliwości dotarcia do celu. Serena najwyraźniej utknęła gdzieś, wbrew swej

woli, usychając z tęsknoty za Danem, marząc o tym, aby być z nim. Może była gdzieś

w metrze, uwięziona pomiędzy stacjami. A on utkwił w parku z Zeke'em.

- Cześć - powiedział Dan, chowając notatnik do torby i podnosząc się. - Miło,

że wpadłeś.

- Pieprz się. Miałem korki z matmy, przecież wiesz - odparł Zeke, kozłując

piłkę.

Szli w stronę boiska do kosza.

- Taaak, no cóż, powinieneś bardziej się przykładać do matmy - rzekł Dan. -

Wtedy nie potrzebowałbyś korków.

- A ty powinieneś się wypieprzyć, bo jesteś beznadziejny.

- Co to miało znaczyć? - Dan rzucił torbę przy siatce otaczającej boisko i

ściągnął płaszcz.

Zeke tańczył wokół z piłką. Miał lekką nadwagę i szerokie biodra jak

dziewczyna, ale był najlepszym koszykarzem w Riverside Prep. Nie do wiary.

- Ostatnio jesteś ciągle zajęty i wiecznie nie w humorze - powiedział. - Coraz

trudniej z tobą wytrzymać.

Dan wzruszył ramionami i rzucił się do przodu, żeby odebrać mu piłkę.

- Co mogę powiedzieć? Mam dziewczynę. - Odskoczył do Bu, kozłując przez

boisko. Nie popisał się, piłka minęła kosz o jakieś trzydzieści centymetrów.

- Nieźle, frajerze. - Zeke podbiegi, przejmując odbitą piłkę. - Dziewczynę? -

zapytał, kozłując w miejscu. Widać było, jak mu drga brzuch pod białą koszulką. -

Mówisz o Vanessie?

Dan potrząsnął głową.

- Ma na imię Serena. Nie znasz jej. W ten weekend razem jedziemy na

rozmowę w college'u.

- Wow! - Zeke odwrócił się, żeby popędzić z piłką do drugiego kosza. Nie

wyglądało na to, żeby był pod wielkim wrażeniem.

Dan patrzył, jak jego przyjaciel idealnie zdobywa kosza z wyskoku. Stał

nieruchomo, kiedy Zeke przykozłował piłkę z powrotem.

- Czyli to coś poważnego, tak? - zapytał, rzucając do Dana.

background image

Dan złapał piłkę, dalej nie ruszając się z miejsca. Nic był pewien, co

odpowiedzieć. Dla niego z pewnością to było coś poważnego. Ale czy Serena w tej

chwili mówiła swoim przyjaciołom o Danie, jej nowym chłopaku? Czy fantazjowała o

ich wspólnym weekendzie?

Niezupełnie.

Dokładnie w tym samym czasie Serena siedziała u dentysty, bo miała ubytek

do zaplombowania. Była głodna i lekko wkurzona, że będzie musiała poczekać, aż

przejdzie jej znieczulenie, by mogła coś zjeść.

Niezbyt to poetyckie.

Przeczytała już wiersz Dana i nic wiedziała, co ma z tym zrobić. Była

przyzwyczajona do zainteresowania ze strony chłopaków, ale nie w takim wydaniu.

Dan przeistaczał się powoli w nawiedzonego wielbiciela i naprawdę zaczynało ją to

niepokoić.

B zyskuje nowego braciszka

- Na jakie pytania się przygotowałaś? - zapytała pani Glos. Było środowe

popołudnie i pani Glos dawała Blair wskazówki odnośnie jej sobotniej rozmowy w

Yale. - Musisz ich przekonać, że interesujesz się sprawami ważnymi dla Yale, a nie że

ubiegasz się o przyjęcie tam tylko ze względu na reputację uczelni, bo jesteś

dzieckiem jednego z jej absolwentów.

Blair pokiwała niecierpliwie głową. Co ta Glos sobie myślała? śe jest jakąś

kretynką czy co?

Pani Glos rozprostowała nogi i dotknęła opatrunku na kostce. Tułów miała

krępy i kanciasty jak u faceta, ale - zdaniem Blair - nadspodziewanie zgrabne nogi jak

na pięćdziesięcioletniego doradcę do spraw college'u.

- Zamierzam ich zapytać, czy istnieje możliwość wyjazdu do Francji na

pierwszym roku. Zapytam też o zaplecze sportowe i warunki mieszkaniowe. Dowiem

się, jakie trzeba spełniać wymogi, żeby móc się udzielać w samorządzie studenckim.

A, i zapytam ich jeszcze o perspektywy pracy - powiedziała Blair. Nagrała sobie to

wszystko na dyktafon.

- Grzeczna dziewczynka. Udowodnisz dzięki temu, że nie tylko dobrze się

background image

uczysz, ale również masz szerokie zainteresowania i chętnie udzielasz się społecznie.

- Pani Glos zamknęła akta Blair i wsunęła z powrotem do szuflady biurka. - Poradzisz

sobie śpiewająco. - Jesteś więcej niż gotowa.

Blair podniosła się. Doskonale wiedziała, że jest gotowa. Przygotowywała się

do tego przez całe życie.

- Dziękuję, pani Glos. - Sięgnęła po gałkę od drzwi. - Jeśli dobrze pójdzie,

mogę ubiegać się o wcześniejsze przyjęcie i zapomnieć o rozglądaniu się za innymi

uczelniami, prawda?

- Cóż, nie zaszkodziłoby przyjrzeć się jeszcze jakimś innym college'om, może

byś znalazła nawet coś, co by ci bardziej odpowiadało - powiedziała pani Glos,

przykładając do nosa chusteczkę higieniczną. - Ale nie widzę powodu, dla którego nie

mieliby cię przyjąć w Yale.

- Świetnie. - Blair uśmiechnęła się i wyszła. Była z siebie zadowolona.

Kiedy wróciła do domu, od razu zauważyła, że jest jakoś inaczej. Cały hol był

zastawiony walizkami i pudłami. Na wielkim telewizorze w bibliotece leciało na cały

regulator TRL. Słyszała też drapanie psich pazurów o drewnianą podłogę, a na gałce

od drzwi zobaczyła wiszącą smycz.

Weszła do środka i rzuciła plecak na podłogę w holu. Przywitał ją ogromny

bokser, który podbiegł do niej truchtem i szturchnął głową w krok.

- Hej powiedziała, odpychając psi nos. - Odpieprz się. - Zerknęła w głąb

długiego korytarza. - Mamo!

Z sypialni matki wyszedł Cyrus Rose ubrany w swój ulubiony jedwabny

czerwony szlafrok od Versacego i bambusowe sandały. Wyglądał na niezwykle

zrelaksowanego.

- Witaj, Blair! - ryknął; podszedł, szurając nogami, i wziął ją w niedźwiedzi

uścisk. - Twoja matka jest w wannie. Już oficjalnie się wprowadziłem. Aaron i

Mookie również!

- Mookie? - zapytała Blair, odsuwając się do tyłu .Nie chciała być zbył blisko

Cyrusa, kiedy najprawdopodobniej nie miał pod szlafrokiem żadnej bielizny.

- Pies Aarona! Niezły z niego łobuziak. Cha, cha! Łobuziak Mookie. - Cyrus

pstryknął swoimi grubymi, ozdobionymi złotem palcami. - Mamy Aarona przeważnie

nie ma, a on nie chce ciągle siedzieć sam w wielkim domu w Scarsdale, mając tylko

Mookiego do towarzystwa, więc postanowił zamieszkać z nami. Jak mówi twoja

mama, im więcej, tym weselej!

background image

Blair stała jak zamurowana, nie wierząc własnym uszom. Mookie podszedł do

niej od tyłu i zaczął obwąchiwać jej tyłek.

- Mookie, nie wolno! - powiedział Cyrus ze śmiechem. - Chodź tu, piesku.

Chodź, pomożesz mi poznać Blair z Aaronem. Idziemy. - Chwycił psa za obrożę i

zaprowadził go do biblioteki.

Blair zdawała sobie sprawę, że w zasadzie powinna za nim pójść, ale nie

ruszyła się z miejsca; nadal była w szoku.

Chwilę później zza drzwi biblioteki wyłoniła się głowa w krótkich brązowych

dredach. Głowa należała do chłopaka w wieku Blair, miał duże brązowe oczy, bladą

cerę i czerwone, uniesione w kącikach usta.

- Cześć - powiedział. - Jestem Aaron. - Ruszył w stronę Blair, głośno tupiąc

swoimi ciężkimi butami, żeby wymienić z nią uścisk dłoni. Na jego rozdartym T -

shircie widniał wyblakły wizerunek Boba Marleya. Workowate spodnie miał nisko

opuszczone, tak że wystawały mu znad nich bokserki, co oczywiście nie umknęło

uwagi Blair.

Fuj?

Blair dotknęła jego ręki niemal samymi koniuszkami palców i odsunęła się.

- Czyli będziemy teraz współlokatorami - powiedział Aaron, ciągle z

uśmiechem.

Naprawdę. Fuj.

- Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe, ale musiałem zamknąć

kota w twojej sypialni, bo trochę mu odbiło z powodu Mookiego. Strasznie napuszył

ogon. - Roześmiał się, potrząsając dredami.

Blair posłała mu piorunujące spojrzenie.

- Muszę odrobić lekcje - powiedziała i ruszyła do swojego pokoju,

zatrzaskując drzwi przed samym nosem Aarona.

Kiedy już była sama, chwyciła kotkę i rzuciła się na łóżko. Kitty Minky wbiła

się pazurami w jej sweter.

- Już w porządku, skarbie - mruczała Blair, przyciskając kotkę do piersi.

Zacisnęła mocno oczy i schowała głowę w jej miękkim futrze, życząc sobie, żeby cały

świat szlag trafił.

Przez dłuższy czas leżała nieruchomo, nie otwierając oczu. Może jeśli zostanie

w tej pozycji odpowiednio długo, wszyscy o niej zapomną i nie będzie musiała być

dłużej Blair Waldorf . i wieść swojego coraz bardziej beznadziejnego życia. Mogłaby

background image

stać się kimś innym, ale nadal studiować w Yale. W końcu po wielu latach

nieustających poszukiwań Nate by ją odnalazł. Byłoby jak na starym, czarno - białym

filmie, kiedy bohaterka doznaje amnezji i zaczyna nowe życie, a nawet zakochuje się

w nowym facecie, ale mężczyzna, którego kochała wcześniej, nie daje za wygraną i

wytrwale jej szuka, i znajduje, i się oświadcza, choć ona nawet nie pamięta jego

imienia. Ale kiedy on daje jej swój stary szal, przesiąknięty zapachem dawnych

czasów, ona sobie wszystko przypomina, zgadza się wyjść za niego i od tej pory już

są zawsze szczęśliwi.

Napisy końcowe przewinęły się w jej głowie przy łagodnej melodii granej na

skrzypcach.

Kiedy wszystko inne zawodziło, Blair zawsze mogła przenosić się myślami w

świat filmów. Ale lepiej będzie, jeśli nie przyzna się do tego przed komisją

rekrutacyjną w Yale. Mogliby uznać ją za psycholkę.

W końcu uwolniła Kitty Minky z objęć i usiadła. Chwyciła pilota i wcisnęła

Play. Zawarczał magnetowid i po chwili zaczęła się w kółko odtwarzać pierwsza

scena Śniadania u Tiffany'ego - Audrey Hepburn, ciągle wystrojona po nocy

spędzonej poza domem, jadła o świcie croissanty naprzeciw Tiffany'ego. To był jej

film, który zgłosiła na ich szkolny festiwal filmowy. Audrey je croissanty przy

temacie muzycznym z Ucznia czarnoksiężnika i podziwia brylanty na wystawie

Tiffany'ego. I jeszcze raz, przy starej piosence Duran Duran - Girls on Film. A potem

był Rocket - boy Liz Phair i jeszcze parę innych piosenek. Za każdym razem Blair

dostrzegała w tej scenie coś nowego i nigdy nie miała dość. Miała nadzieję, że jury

festiwalu, który odbywał się w przyszły poniedziałek, będzie odbierać to podobnie do

niej.

Rozległo się pukanie do drzwi i Blair przewróciła się na drugi bok, żeby

zobaczyć, kto ma czelność jej przeszkadzać. To był Aaron. Mookie prześliznął się

między jego nogami i wpadł do pokoju. Kitty Minky popędziła z wrzaskiem do szafy.

- Mookie, nie! - warknął Aaron, chwytając psa za obrożę. - Sorry - powiedział,

spoglądając przepraszająco na Blair. Wyciągnął psa za drzwi i pacnął go po zadku. -

Niedobry pies!

Blair, z brodą opartą na dłoniach, przyglądała się Aaronowi, z każdą sekundą

nienawidząc go coraz bardziej.

- Masz ochotę na piwo? - zaproponował.

Nie odpowiedziała. Nie cierpiała piwa.

background image

Aaron spojrzał na ekran.

- O, dokopałaś się do tego starego gniota.

Blair wyłączyła telewizor. Nie pozwoli, żeby Aaron obrażał jej film. Już i tak

wyrządził dość szkód.

- Wiem, że musisz czuć się dziwnie, że się tak nagle wprowadziliśmy i z

powodu tego całego ślubu, i w ogóle - rzekł Aaron. - Ale pomyślałem sobie, że

gdybyś chciała pogadać albo co, byłoby super.

Blair cały czas przyglądała mu się chłodno, marząc o tym, żeby w końcu dal

jej spokój.

Aaron odchrząknął.

- Właśnie spędziłem trochę czasu z Tylerem, telewizja, piwko i tak dalej. To

znaczy, ja piłem piwo, on tylko colę. W każdym razie wydaje się, że on nie ma

żadnych wątków co do tej całej sytuacji. Fajny z niego dzieciak.

Blair zamrugała ze zdziwienia. Czy temu dupkowi się wydaje, że prowadzą

rozmowę?

- Okay - powiedział Aaron. - Słuchaj, później wychodzimy wszyscy na

kolację. Jestem jaroszem, więc idziemy do wegetariańskiej restauracji. Mam nadzieję,

że nie masz nic przeciwko. - Cofnął się, czekając przez chwilę na jakąś odpowiedź.

Nie doczekawszy się, uśmiechnął się z rezygnacją i zamknął drzwi.

Blair przycisnęła do brzucha poduszkę. Oczywiście, że był jaroszem. To takie

typowe. śałowała, że nie ma pod ręką surowego mięsa, by mu cisnąć w twarz.

No co? Czy wszyscy oczekiwali, że zgotuje gorące powitanie swojemu

nowemu przyszywanemu bratu, tylko dlatego że teraz mieszkał z nimi, popijał piwko,

jakby był panem domu, i zadawał się Tylerem niczym starszy, troskliwy braciszek?

Pseudohippis jeden. No cóż, mogli wsadzić sobie ten pomysł w swoje tłuste dupska.

W każdym razie wyjeżdżała na ten weekend i wkrótce będzie już w Yale. Na

zawsze uwolni się od tej szopki. Może gdyby powiedziała Nate'owi, co się stało,

zrobiłoby się mu jej żal i mimo wszystko pojechałby z nią do New Haven?

Sięgnęła po telefon przy łóżku.

- Co jest? - Nate odebrał po piątym sygnale. Był upalony.

- Cześć, to ja - powiedziała Blair odrobinę drżącym głosem. Nagłe zaczęło się

jej zbierać na płacz.

- Cześć.

Blair przekręciła się na plecy i zapatrzyła na sufit. Kitty Minky wyjrzała z

background image

szafy; jej oczy płonęły na żółto.

- Hm, zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zmieniłeś zdania i nie chciałbyś

pojechać ze mną do Yale... - głos jej się załamał. Zaraz chyba naprawdę się popłacze.

- Nie, chłopaki strasznie się napalili na naszą małą wycieczkę - odparł Nate.

- Rozumiem - powiedziała Blair. - Po prostu... ta cała sprawa ze ślubem... a

teraz jeszcze... - urwała. Po jej policzkach pociekły łzy.

- Ej, płaczesz? - zapytał Nate.

Z oczu Blair popłynęła kolejna fala łez. Nate wydawał się laki odległy. Była

zbyt zdenerwowana, żeby mu teraz wszystko tłumaczyć. Nawet nie podziękował jej

za prezent. Co jest, do cholery?

- Muszę kończyć - pociągnęła nosem. - Zadzwoń do mnie jutro, okay? •

- Dobra - powiedział Nate, ale Blair mogła się założyć, że nie zadzwoni.

Pewnie nie będzie nawet pamiętał, że rozmawiali. Był za bardzo upalony.

- Cześć.

Rozłączyła się. Rzuciła telefon na łóżko i przejechała paznokciami po

narzucie. Kitty Minky wyszła ostrożnie z szafy i wskoczyła na łóżko.

- Wszystko w porządku, skarbie - powiedziała Blair, głaszcząc kotkę po

głowie. Uniosła ją i położyła sobie na brzuchu. - Już dobrze.

Kitty Minky zamknęła oczy i ułożyła się wygodnie w ciepłych fałdach swetra,

mrucząc z zadowoleniem. Blair żałowała, że ona nie ma nikogo, przy kim czułaby się

tak dobrze. Myślała, że tym kimś będzie Nate, ale okazał się tak samo zawodny i

beznadziejny jak wszystko inne w jej zafajdanym życiu.

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

SPRAWY RODZINNE

background image

Wiem,

ż

e nienawi

ść

to bardzo mocne słowo i tak dalej, ale wszystko w porz

ą

dku: jeste

ś

my

nastolatkami. To zupełnie normalne,

ż

e czasami nienawidzimy swoich rodziców. Wolno nam

równie

ż

nienawidzi

ć

rodze

ń

stwa, starszego czy młodszego, które nas wkurza, a zwłaszcza tak

zwanego przyszywanego rodze

ń

stwa, z którym nie jeste

ś

my nijak spokrewnieni i o które nie

prosili

ś

my.

Ale je

ś

li okazuje si

ę

,

ż

e ten niechciany, przyszywany brat jest całkiem milutki, i z tego co

wiem, jest te

ż

niezłym gitarzyst

ą

i jednym z najsłodszych chłopców na całym

ś

wiecie, to chyba

mo

ż

na by okaza

ć

troch

ę

dobrej woli. Niewinny flirt ze swoim przyszłym przyszywanym bratem

nie jest niczym zakazanym czy niezdrowym. To całkiem sympatyczne zaj

ę

cie, a jakie

wygodne, je

ś

li si

ę

mieszka pod tym samym dachem! Tak sobie tylko my

ś

l

ę

, bo nie wygl

ą

da na

to,

ż

eby Blair brała tak

ą

opcj

ę

pod uwag

ę

.

Wasze e - maile

P: Cze

ść

, Plotkara,

Słyszałam,

ż

e B jest totaln

ą

kleptomank

ą

. Podobno w przedszkolu ukradła innej

dziewczynce gumki z Barbie, ołówki i inne gad

ż

ety. I

ż

e nie mo

ż

na jej zaprosi

ć

na

noc, bo wyniesie twoje ciuchy. Słyszałam te

ż

,

ż

e zwin

ę

ła zegarek z Tiffany'ego.

Podgl

ą

daczka

O: Cze

ść

, Podgl

ą

daczko,

B nosi tego samego rolexa od dziesi

ą

tej klasy, wi

ę

c akurat to nie musi by

ć

prawda.

Ale dzi

ę

ki za info.

P

P: hej, plotkara,

jestem pewna,

ż

e widziałam N, jak rozmawiał z tak

ą

jedn

ą

dziewi

ę

cioklasistk

ą

z

Constance przed gapem na 86 ulicy.

sowa99

O: Cze

ść

, sowa99,

No i? To

ż

adna nowo

ść

. Musisz si

ę

lepiej postara

ć

.

P

Na celowniku

N kupuje superwielki zestaw rodzinny trawki w swojej zaufanej pizzerii na rogu

Osiemdziesi

ą

tej i Madison. Pewnie przygotowuje si

ę

do weekendowej wyprawy. B i jej nowa,

powi

ę

kszona rodzina sp

ę

dzaj

ą

rado

ś

nie czas na zakupach u Saksa, kompletuj

ą

c

ś

lubny

ekwipunek. Tak wła

ś

ciwie to B sp

ę

dziła wi

ę

kszo

ść

czasu w damskiej przebieralni, d

ą

saj

ą

c

si

ę

. S znowu kr

ąż

y po dziale z kosmetykami w Barneysie, gryz

ą

c paznokcie. D przylepiony do

background image

ławki w Riverside Parku pali jednego papierosa za drugim. J gryzmoli imi

ę

N we wszystkich

sekretnych miejscach w całym mie

ś

cie swoim cudownym charakterem pisma. Moja

podkładka pod mysz była cała zamazana.

CO JEST NIEZB

Ę

DNE ODWIEDZAJ

Ą

CYM COLLEGE

Samochód.

Przyjaciele. Najlepiej tacy, dla których nie jest to sprawa

ż

ycia lub

ś

mierci i nie b

ę

d

ą

sprawia

ć

problemów, je

ś

li postanowicie ola

ć

wypraw

ę

do college'u, siedz

ą

c w zamian w motelowym

pokoju, ogl

ą

daj

ą

c telewizj

ę

i graj

ą

c w pijackie gry.

Ciuchy, w których spokojnie mo

ż

na si

ę

przespa

ć

i nie b

ę

dzie potem szkoda ich porzuci

ć

w

motelowych pokojach, które z pewno

ś

ci

ą

zdemoluje si

ę

po drodze.

Eleganckie łaszki na rozmow

ę

. Ale nie mog

ą

by

ć

zbyt wyszukane, bo inaczej wasz rozmówca

mo

ż

e popa

ść

w kompleks ni

ż

szo

ś

ci. Wi

ę

kszo

ść

z nich nie widzi ró

ż

nicy pomi

ę

dzy Barneysem

i sieci

ą

Wal - Mart.

Małe co nieco (piwo puszkowe, oblane czekolad

ą

donuty Entenmanna, pringles itp.).

Wiem,

ż

e mnie kochacie

plotkara

B ma dosy

ć

- Nie sądzisz, że jest za bardzo w stylu Little Bo Peep? - zapytała matka Blair.

Obróciła się na specjalnym podeście w dziale ślubnym Saksa przy Piątej Alei; dół

białej sukni z satyny i koronki rozłożył się półkoliście wokół jej stóp.

Blair potrząsnęła głową. Widok matki odpicowanej w nadętą białą suknię

ślubną z głębokim dekoltem sprawiał, że zbierało się jej na pawia, ale im szybciej

będą to miały za sobą, tym lepiej. Musiała się przygotować do jutrzejszej rozmowy w

Yale.

- Wygląda całkiem ładnie - skłamała.

- Trochę się wstydzę wystąpić w bieli - zadumała się pani Waldorf. - Już

miałam swoje białe wesele. Może kazać im pofarbować? Mogłaby cudownie

wyglądać w kolorze złocistego beżu lub jasnoliliowym.

- Nie widzę nic złego w bieli. - Blair miała wrażenie, że sprawa z farbowaniem

tylko wszystko wydłuży. Na stylizowanej na zabytkową kanapce czuła się

niewyraźnie.

background image

- Zawsze można pofarbować już po uszyciu - powiedziała sprzedawczyni. -

Możemy zabrać się do dzieła? - Nawet ona zaczynała się już niecierpliwić. Zaliczyły

siedem sukni i trzy kostiumy. Jeśli pani Waldorf chciała, by sukienka była gotowa

zaledwie w dwa tygodnie, powinna trochę przyspieszyć tempo.

Matka Blair przestała się obracać i przyjrzała się uważnie swojemu odbiciu w

dużym lustrze.

- Myślę, że ta mi pasuje najlepiej ze wszystkich, które mierzyłam. Jak

uważasz, Blair?

Blair pokiwała entuzjastycznie głową.

- Dokładnie. Jesteś w niej taka chuda i delikatna.

Chcesz się dostać do serca dziewczyny, powiedz jej, że wygląda na kruchą i

delikatną.

Pani Waldorf uśmiechnęła się zachwycona.

- W takim razie w porządku - zdecydowała. - Zaczynajmy.

Sprzedawczyni zaczęła robić zakładki i upinać suknię szpilkami, mierzyła to i

tamto, zapisując pomiary na kartce papieru. Blair spojrzała na zegarek. Było już wpół

do czwartej. Zapowiadało się, że ta cholerna przymiarka będzie ciągnąć się w

nieskończoność. Co za nuda.

- Znalazłaś coś dla druhen? Spodobało ci się coś? - zapytała matka.

- Jeszcze nie - mruknęła Blair, choć nawet nie rozejrzała się po sklepie. Matka

chciała, by Blair znalazła jakąś wystrzałową kieckę, którą by zamówiły dla wszystkich

druhen. Blair uwielbiała zakupy, ale trudno było się jej ekscytować wyborem tej

konkretnej sukienki. Nienawidziła nosić tych samych ciuchów co inni. W końcu

spędziła większość życia w cholernym mundurku szkolnym.

- Widziałam boską sukienkę w Barneysie. Chloé, tak się chyba nazywała ta

projektantka. Jedwabna, w kolorze czekolady, wyszywana koralikami i na wąskich

ramiączkach. Długa, ukośnie zakończona. Bardzo wyrafinowana. Będzie wyglądać

oszałamiająco na Serenie, z jej szczupłymi nogami i jasną karnacją. Ale obawiam się,

że ciebie mogłaby troszeczkę... pogrubiać.

Blair spojrzała z wściekłością na odbicie matki w lustrze, nie mówiąc ani

słowa. Czyżby sugerowała, że jestem gruba?! Grubsza od Sereny?!

Wstała, podniosła swój plecak.

- Idę do domu, mamo - powiedziała gniewnie. - Nie mam już więcej czasu na

pogaduchy o ciuchach. Na wypadek gdybyś zapomniała, jutro mam rozmowę wstępną

background image

w Yale, która dla mnie jest jakby trochę ważniejsza.

Matka obróciła się zamaszyście, aż sprzedawczyni upuściła poduszeczkę z

igłami.

- Właśnie sobie przypomniałam! - wykrzyknęła pani Waldorf, zupełnie nie

zauważając urażonej nuty w głosie Blair. - Kiedy Cyrus dowiedział się o twoim

planowanym wyjeździe do New Haven, doznał olśnienia.

O nie!

Olśnienie w przypadku Cyrusa - to brzmiało złowieszczo. Blair nadstawiła

uszu, przygotowując się na najgorsze.

- Już wszystko postanowione, Aaron pojedzie z tobą! On też chce się przyjrzeć

Yale i ma samochód w garażu na Lexington - wyjaśniała pospiesznie jej matka. -

Czyż wszystko nie składa się idealnie?

Blair znowu zaczęło zbierać się na płacz. Nie! - chciała krzyknąć. Nic nie jest

idealnie. Wszystko jest do bani! Ale nie zamierzała stracić panowania nad sobą w

dziale ślubnym Saksa. Byłoby to doprawdy żałosne.

- Zobaczymy się później - rzuciła szorstko, odwracając się do wyjścia.

Jej matka zmarszczyła brwi. Biedna Blair! - pomyślała. Musi się bardzo

stresować tą rozmową w Yale.

Blair przeszła dwadzieścia dwie przecznice do domu, walcząc ze łzami

oburzenia. Zastanawiała się, czy nie wyprowadzić się do hotelu Pierre; chciała

zniknąć, a to byłby pierwszy etap. Mogłaby zadzwonić do ojca i zapytać, czy może

zamieszkać razem z nim i jego chłopakiem w ich winnicy we Francji. Mogłaby

nauczyć się wygniatać winogrona, czy cokolwiek tam robili.

Ale musiała dokończyć ostatni rok nauki w Constance. Musiała wreszcie

zrobić to z Nate'em. I musiała dostać się do Yale.

Trzeba jakoś to przetrwać.

Kiedy weszła do mieszkania, Mookie przypędził korytarzem i rzucił się na nią,

liżąc ją po twarzy i entuzjastycznie wywijając tyłkiem. Blair upuściła plecak i usiadła

na podłodze, pozwalając psu, by ją stratował; po jej policzkach ciekły łzy. Oddech

Mookiego śmierdział jak pierdy.

Blair sięgnęła dna.

Aaron wyszedł z biblioteki.

- Hej, co się dzieje? Mookie, nie wolno! - krzyknął, odciągając psa. - Nie

background image

powinnaś mu pozwalać na coś takiego. Jeszcze się w tobie zakocha, a wtedy zacznie

bzykać twoją nogę.

Blair stłumiła szloch i otarła nos wierzchem dłoni.

- To co, jesteś gotowa ruszyć jutro na Yale? - zapytał Aaron, wyciągając rękę,

by pomóc się jej podnieść z podłogi.

Blair zignorowała jego gest. Musiała się napić.

- Nie mogę się już doczekać, żeby się stąd wyrwać - wymamrotała ponuro.

- Jak chcesz, możemy wyjechać zaraz. Wtedy nie będziemy musieli zrywać się

z samego rana, żeby zdążyć na tę twoją rozmowę - rzekł Aaron. Założył swoje dredy

za uszy. Blair nie widziała nigdy wcześniej, żeby ktoś tak robił.

- Zaraz? - Blair podniosła się chwiejnie, korzystając z pomocy Aarona. Nie tak

to sobie zaplanowała. Ale dlaczego nie, do diabła? Będą musieli zatrzymać się w

jakimś hotelu. Będą mieli do swojej dyspozycji samochód. Będą mogli pojechać

gdziekolwiek. Wszystko było lepsze od sterczenia tutaj.

Postanowiła choć raz zrobić coś spontanicznie.

- Okay - zgodziła się, pociągając nosem. - Muszę się tylko spakować.

- Super. Ja też. Hej, Tyler! - zawołał Aaron. Tyler wyłonił się z biblioteki w

samych skarpetach. Był ubrany w jedną z koszulek Aarona z cyklu

ZALEGALIZOWAĆ KONOPIE i miał twarz umazaną czekoladą. - Przykro mi stary,

nie mogę z tobą obejrzeć do końca Reaktywacji - powiedział mu Aaron. -

Wyjeżdżamy z Blair.

- Spoko - odparł Tyler. - Kontynuacje są do bani.

Blair przepchnęła się obok brata i popędziła do swojego pokoju, żeby się

przygotować. Serce jej waliło. Może i nie cierpiała Aarona, ale bardzo chciała się stąd

wyrwać. Byle tylko nie odgrywał troskliwego braciszka ani nie odstawiał innego

badziewia.

rendez - vous na grand central station

Kiedy Serena pojawiła się w barze na górze Grand Central Station, Dan już

tam siedział; palił papierosa i popijał dżin z tonikiem. Wyglądał na zdenerwowanego.

- Cześć - rzuciła zadyszana Serena.

background image

Zawsze była zadyszana, bo zawsze się spóźniała. Dan lubił sobie wyobrażać,

że zstępuje z niebios, żeby dostać się na umówione miejsce. To była daleka droga.

- Nasza kucharka dała mi jakieś kanapki, na wypadek gdybyśmy zgłodnieli -

powiedziała.

Jej kucharka! Cóż, była bajkową księżniczką - oczywiście, że miała kucharkę.

Dan zagrzechotał lodem w szklance. Serena miała na sobie błękitny sweter,

przez co jej oczy były jeszcze większe i bardziej niebieskie niż zawsze.

- Mam wino - powiedział Dan. - Możemy sobie urządzić piknik.

Serena wśliznęła się na stołek barowy obok niego. Barman postawił przed nią

na serwetce kir royale, musujący drink w kolorze lawendy.

- Uwielbiam ten bar - powiedziała, unosząc kieliszek. Barman sam wiedział,

na co ma ochotę. Super!

Dan poczęstował ją papierosem, sobie też wsuną! do ust, i podpalił im obojgu.

Poczuł się jak prawdziwy dżentelmen.

Serena wypuściła dym w kierunku zdobionego sufitu dworca.

- Chyba najbardziej uwielbiam w podróżach dworce, lotniska i taksówki. To

takie... sexy.

Dan zaciągnął się papierosem.

- Taaak - powiedział, choć się z nią zupełnie nie zgadzał. On nie mógł się

doczekać, kiedy już będą na miejscu. A kiedy zostaną wreszcie sami, zamierzał...

Tak?

Nie był pewien, co się wydarzy, ale był przekonany, że na coś się zanosi.

- Polubisz mojego brata Erika - powiedziała Serena, sącząc drinka. - Lubi

sobie pofilozofować. Ale też niezły z niego imprezowicz.

Dan pokiwał głową i odgarnął swoje brązowe loki. Zupełnie zapomniał o

Eriku. O ile szczęście dopisze, Erik będzie balował ze swoimi kumplami z akademika

podczas ich wizyty. Dzięki temu on będzie miał Serenę tylko dla siebie.

Tablice odjazdów i przyjazdów błyskały i turkotały, kiedy pojawiały się na

nich nowe informacje. Na dworcu panował weekendowy tłok. Ludzie pędzili do

pociągów albo kręcili się po hali, czekając na znajomych.

Serena zerknęła na tablicę odjazdów.

- Zostało nam piętnaście minut. - Jeszcze po jednym papierosku na drogę i

powinniśmy się zbierać.

Dan wyciągnął kolejne dwa papierosy i okręcił się na stołku, żeby podać jej

background image

ogień.

- Czytałam twój wiersz - powiedziała Serena. Musiała kiedyś poruszyć ten

temat, a teraz był równie dobry moment jak każdy inny. Wiersz był niezły, tylko

ciągle miała mieszane uczucia.

Dan zamarł.

Kątem oka zauważył czterech skądś mu znajomych chłopaków wchodzących

na dworzec od strony Vanderbilt Avenue. Jeden z nich zatrzymał się i zapatrzył na

Serene.

Nate był upalony, ale nie miał halucynacji. Serena van der Woodsen siedziała

na górze, w dworcowym barze. Miała na sobie białe, rozszerzane ku dołowi sztruksy,

jasnoniebieski sweter z dekoltem w szpic i jej ulubione, brązowe buty z zamszu.

Przez ten sweter jej oczy wydawały mu się jeszcze głębsze i ciemniejsze niż zawsze.

Blair wymusiła na nim przyrzeczenie, że zapomni o Serenie, ale Nate nie był

pewien, czy mu się to uda. Unikał jej, bo zwykłe na widok Sereny bolało go serce.

Ale nie tym razem. Tym razem było jakoś inaczej. Kiedy na nią patrzył,

widział jedynie dawną piękną przyjaciółkę.

- Hej, znam tych chłopaków! - Serena zeskoczyła ze stołka. Zostawiła

palącego się papierosa przy barze i ruszyła do Nate'a.

- Zaczekaj! - wykrzyknął Dan. Nie powiedziała mu, co myśli o jego wierszu.

Patrzył, jak Serena podchodzi do chłopaka, który się jej przyglądał, i całuje go

w policzek. Nagle Dan uświadomił sobie, skąd kojarzy tych chłopaków. To z nimi

jego siostra grała wtedy w parku w piłkę.

- Cześć, chłopcy! - Serena uśmiechała się swoim niepowtarzalnym

uśmiechem. - Dokąd się wybieracie?

To było dla niej typowe; po prostu podeszła, dała Nate'owi buziaka i

powiedziała „cześć”, jakby zupełnie nie zauważyła, że Nate ignorował ją od czasu jej

powrotu do Nowego Jorku w zeszłym miesiącu.

Nie chowała długo urazy. Nie tak jak niektórzy ludzie, których znamy.

- Jedziemy do Brown - powiedział Anthony. - Ale najpierw musimy zabrać

samochód matki Jeremy'ego z New Canaan.

Serenie zaświeciły się oczy.

background image

- Poważnie? My też tam jedziemy! Mój brat studiuje w Brown i zatrzymamy

się u niego. Chcecie jechać z nami?

Nate zmarszczył brwi. Wycieczka do Brown razem z Sereną nie spodobałaby

się Blair - wykraczało to poza zbiór jej zasad stworzonych na jego samotny wyjazd.

Ale kto powiedział, że on musi przestrzegać jakichś zasad?

- Jasne - rzekł Jeremy. - Chyba zapowiada się imprezka.

- Super - powiedziała Serena. - Pewnie też będziecie mogli zostać u mojego

brata. - Odwróciła się i pomachała do bladego, niechlujnego chłopaka zgarbionego

nad barem. - Hej, Dan, chodź tu.

Dan podniósł się i podszedł do nich. Serena zauważyła, że trochę posmutniał.

- Chłopaki, to jest Dan. Dan, to Nate, Charlie, Jeremy i Anthony. Jadą z nami

do Brown.

Serena uśmiechnęła się promiennie do Dana, który próbował zrewanżować się

jej również uśmiechem; naprawdę starał się, ale to było trudne. Dlaczego nie wsiedli

wcześniej do pociągu? Mogliby popijać wino i jeść kanapki Sereny pogrążeni w

błogostanie, a teraz czekała ich podróż z czterema zepsutymi chłopakami ze Świętego

Judy, którzy totalnie zmonopolizują Serenę. Nie będzie żadnego szeptania w

całonocnych barach i trzymania się za ręce pod stolikiem. Nie będą spać razem na

podłodze u jej brata. To nie był już romantyczny weekend za miastem, tylko zwykła

wycieczka do college'u, impreza bez znaczenia.

Buuu!

Dan jeszcze nigdy nie był tak zawiedziony.

- Super - powiedział. śałował, że nie jest teraz w swoim, pokoju, pisząc o tym,

jaki mógłby być ten weekend.

- No, zbieramy się, jak mamy zdążyć na ten pociąg - rzekł Charlie.

Serena wzięła Dana pod rękę i pociągnęła go za sobą w dół schodów.

- Chodź! - krzyknęła, biegnąc.

Potykając się, ruszył za nią. Nie miał wyjścia.

Nate szedł za nimi; było mu trochę smutno. śałował, że nie zabrał kogoś ze

sobą, i nie myślał bynajmniej o Blair.

background image

best western a motel 6

- Może powinniśmy po drodze zahaczyć o Middletown. Przyjrzeć się

Wesleyan - zaproponował Aaron. Uderzy! pięścią w samochodową zapalniczkę i

otworzył szyberdach saaba.

Właśnie wjechali na I - 95 w Connecticut, Blair cały czas milczała, kiedy

Aaron usiłował wydostać się z miasta. Z głośników leciała jakaś radosna, hippisowska

muzyczka reggae. „Chcesz dodać smaku swojemu życiu...”

Blair nigdy wcześniej nic takiego nie słyszała. Ściągnęła buty i już w samych

skarpetkach położyła stopy na deskę rozdzielczą.

- Nie ubiegam się o przyjęcie nigdzie indziej poza Yale - powiedziała. - Ale

możemy wstąpić do Wesleyan, jeśli chcesz.

Aaron wyciągnął papierosa z zabawnego pudełka i podpalił go. Skinął głową

na Blair. - Skąd wiesz, że się na pewno dostaniesz?

Wzruszyła ramionami.

- Planowałam to jeszcze, kiedy byłam mała. To trawka?

- O nie - rzekł Aaron z szerokim uśmiechem. - Ziołowe. Chcesz spróbować?

Blair skrzywiła się i wyciągnęła z torebki paczkę merit ultra lights.

- Wolę te.

- To cię kiedyś zabije - stwierdził Aaron. Wjechał na Środkowy pas i zaciągnął

się głęboko. - Te są w stu procentach naturalne.

Blair patrzyła z wściekłością za okno. Naprawdę nie miała ochoty słuchać o

cudownych właściwościach specjalnych papierosów Aarona.

- Dzięki, ale nie skorzystam. - Miała nadzieję, że położy kres ich rozmowie.

- Próbuję się zorientować, czy dużo imprezujesz - powiedział Aaron. - Coś mi

mówi, że kiedy rozpuścisz włosy, możesz ostro zaszaleć.

Wciąż patrzyła za okno. Właściwie to miał rację, ale miała zupełnie gdzieś, co

o niej myślał. Niech sobie myśli, co chce. r Raczej nie. - Zaciągnęła się papierosem.

- Masz chłopaka?

- Tak.

- Ale on nie chce iść do Yale?

background image

- Nie. To znaczy, chce - poprawiła się Blair - tylko w ten weekend jedzie z

kumplami do Brown.

- Rozumiem. - Aaron pokiwał głową.

Sposób, w jaki to powiedział, potwornie rozwścieczył Blair. Było zupełnie tak,

jakby czytał w myślach i wiedział, że praktycznie błagała Nate'a na kolanach, żeby

pojechał z nią do New Haven, ale on odmówił.

Niech szlag trafi Aarona. Przez niego czuła się jak śmieć.

- Słuchaj, naprawdę nic ci do tego - warknęła. - Po prostu tam jedźmy, okay?

Aaron potrząsnął głową i wskazał pudełko z ziołowymi papierosami, które

odłożył na tablicę rozdzielczą.

- Na pewno nie chcesz? Trochę byś się dzięki nim uspokoiła.

Pokręciła głową.

- Okay. - Zjechał na lewy pas i przyspieszył do stu czterdziestu.

Blair spojrzała na jego dłoń na dźwigni biegów. Paznokieć od kciuka miał

zasiniony, fioletowo - czarny, i nosił srebrny pierścionek w kształcie węża. Gdyby nie

był jej przyszłym bratem, można by to uznać za całkiem sexy.

Ale był.

Dan był zbyt przygnębiony, żeby nawet myśleć o upaleniu się razem z

kumplami Nate'a na tylnym siedzeniu. Przez całą podróż pociągiem do Ridgefield

Serena, Nate i jego kumple gadali o rzeczach, o których Dan nie miał pojęcia. Barach,

o których nigdy nie słyszał, czy różnych miejscach, w których nigdy nie żeglował ani

nie grał w tenisa. W minione wakacje pracował dorywczo w księgarni na Broadwayu i

w delikatesach. W księgarni dostawał gratis książki, a w delikatesach mógł pić tyle

kawy, ile tylko chciał. Było świetnie. Ale nie podzielił się tym z nimi. Z całą

pewnością nie było to nic olśniewającego.

Wiedział, że Serena nie kreuje się na snobkę. Nie była taka. Nie musiała się

wspinać po kolejnych stopniach drabiny społecznej - urodziła się na samym jej

szczycie. Przygnębiało go tylko to, że nie chciała być z nim sama, tak jak on chciał

być z nią. Gdyby było inaczej, nie zamieniłaby ich miłego, kameralnego weekendu w

rozbujaną imprezkę.

- Kto chce?! - krzyknęła Serena z siedzenia obok kierowcy. Odwróciła się i

pokazała chłopakom sześciopak piwa.

- Ja! - wrzasnęli wszyscy czterej, łącznie z Nate'em, który prowadził.

background image

- Nic z tego, Nate - powiedziała Serena. - Musisz zaczekać, aż się

zatrzymamy.

- Daj spokój - rzucił Nate. - Byłem naćpany, kiedy zdawałem prawko.

- Przykro mi - odparła Serena, podając piwo Charliemu. - Sam chciałeś byś

kierowcą, tatuśku. Teraz musisz ponieść konsekwencje.

Anthony roześmiał się i kopnął w oparcie fotela Nate'a.

- Tatuśku, daleko jeszcze?

- Zamknąć się tam z tyłu! - krzyknął szorstko Nate. - Bo będę musiał się

zatrzymać i przetrzepać ci tyłek.

Tylne siedzenie wybuchnęło śmiechem.

Dan siedział zgarbiony przy oknie, patrząc na przelatujące poboczem

billboardy przy I - 95, dysząc nienawiścią do Nate'a i jego kumpli. Najpierw ukradli

mu siostrę, a teraz dziewczynę. Jakby nie mieli jeszcze wszystkiego, o czym tylko

można zamarzyć, cholera, w dodatku podanego na srebrnej tacy. Wiedział, że nie jest

sprawiedliwy, ale miał to gdzieś. Był wkurzony.

Sięgnął do kieszeni po camela; dłonie bardzo mu drżały.

Jedno było pewne. Nie wyruszył w tę podróż na darmo. Jutro będzie musiał

zaliczyć tę cholerną rozmowę w Brown.

Aaron zauważył drogowskaz na Motel 6 jakieś trzydzieści kilometrów przed

New Haven i skręcił na zjeździe.

- Co robisz? - zapytała Blair. - Jeszcze nie jesteśmy na miejscu.

- Tak, ale to Motel 6. Jesteśmy wystarczająco blisko - odparł Aaron, jakby to

wszystko wyjaśniało.

- A co jest takiego cudownego w tym motelu?

- Jest czysto. Tanio. Mają kablówkę. I automaty, które się kołyszą.

- Myślałam, że zatrzymamy się w jakimś miłym pensjonacie z obsługą do

pokoju - powiedziała Blair. Nigdy wcześniej nie była w motelu.

- Zaufaj mi - rzekł Aaron, zatrzymując się przed recepcją.

Blair siedziała ponuro w samochodzie, kiedy Aaron poszedł ich zameldować.

Starał się zachowywać zwyczajnie i udawał, że wcale nie jest zepsutym, bogatym

dzieciakiem. To było takie irytujące. Nie czuła się najlepiej, podjeżdżając pod motel

czerwonym saabem z chłopakiem w dredach. Parking był kiepsko oświetlony, a we

wszystkich oknach motelu były zaciągnięte zasłony. Wyglądało to jak miejsce, w

background image

którym ludzie znikają, uciekając od dawnego życia.

Aaron wrócił z jednym kluczem.

- Mieli tylko jeden pokój wolny. Ale jest tam duże łóżko. Nie masz nic

przeciwko?

Na pewno się spodziewał, że będzie zszokowana i zażąda własnego pokoju.

- W porządku - powiedziała. Mogła to znieść.

Aaron wsiadł do samochodu i wyjechał z piskiem z parkingu, wracając na

główną drogę.

- A teraz gdzie jedziemy? - zapytała Blair. Nie cierpiała jego sposobu bycia.

Robił, na co tylko miał ochotę, nigdy nie licząc się z jej zdaniem.

- Jest jeszcze jedna fajna sprawa z siecią Moteli 6. Zawsze są przy nich tanie

delikatesy. - Aaron skręcił na parking przed Shop'n'Save i wyciągnął z portfela kartę

kredytową Shop'n'Save swojej matki. - Chodź, przepuścimy trochę kasy.

Blair przewróciła oczami.

Przynajmniej wiedział, jak korzystać z karty.

Nate wytrwale prowadził, aż w końcu poczuł, że dłużej tego nie wytrzyma. Od

dwóch i pół godziny jego kumple zaśmiewali się na tylnym siedzeniu, a on musiał

napić się piwa.

- Zjeżdżam - powiedział. - Wdziałem reklamę Best Western. Są w porządku,

nie?

- Razem z rodziną zatrzymaliśmy się w apartamencie Best Western, kiedy

odwoziliśmy moją siostrę na obóz - powiedział Dan. - Fajnie było.

- Mają apartamenty? - zapytał Jeremy. - Myślałem, że Best Westerns to

motele.

- Była obsługa do pokoju. - Dan jakby się bronił. - I pełna lodówka drinków.

- No to koniecznie musimy wziąć apartament - stwierdził Charlie.

Dan zamknął oczy i modlił się, żeby akurat w tym motelu sieci Best Western

nie było żadnych apartamentów. Ciągle istniała nadzieja, że on i Serena wylądują

sami w jednym pokoju. Mogło być jeszcze lepiej, niż myślał.

Łóżko w Motelu 6 było zawalone przekąskami. Chrupki Ahoy, fritosy,

ziemniaczane prażynki, bezmleczny pudding czekoladowy, szwajcarski ser, donuty,

krakersy Ritz, no i oczywiście piwo w puszkach.

background image

- Założę się, że na TNT leci coś dobrego - powiedział Aaron, opadając na

łóżko. Otworzył z trzaskiem piwo i sięgnął po pudełko swoich specjalnych

papierosów.

Blair napuszyła poduszkę i oparła się o zagłówek, podciągając zgrabnie kolana

pod brodę. Nigdy wcześniej nie robiła czegoś takiego - nie jadła śmieciowego żarcia,

nie piła piwa i nie oglądała kiepskich programów w telewizji w motelowym pokoju z

chłopakiem, którego ledwie znała. Było to coś... innego.

- Wezmę jedno - mruknęła cicho.

Aaron, nie odrywając oczu od telewizora, podał jej piwo. Błysnął srebrny

pierścionek w kształcie węża.

- A nie mówiłem? Szklana Pułapka 2. Super.

- I jeszcze bym zapaliła - powiedziała Blair.

Aaron odwrócił się, unosząc w uśmiechu kącik ust.

- Działają naprawdę odprężająco - uprzedził.

- Okay - mruknęła Blair spokojnie.

Przez kitka ostatnich dni żyła w ciągłym stresie. Dlaczego nie miałaby się

zrelaksować?

Aaron rzucił jej papierosa i podał pudełeczko zapałek.

- Tylko uważaj, nie zaciągaj się za szybko, bo spalisz sobie płuca.

Blair przewróciła zirytowana oczami. Umiała palić. Irytował ją też napis z tyłu

koszulki Aarona: WŁADZA DLA LUDZI. Uważał, że jest taki świetny, superliberalny

i uświadomiony politycznie. Zapaliła zapałkę i podniosła do papierosa. Po prostu

szybka fajka, parę łyków piwa, może donut i zaraz potem pójdzie do łóżka.

Jutro musiała stawić czoło swojej przyszłości.

W apartamencie w Best Western znajdowały się dwa podwójne łóżka i

rozkładana kanapa. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające sceny polowania, a

przez wielkie okno rozciągał się widok na lokalne centrum rozrywki, zamknięte na

zimę. Diabelski młyn na tle ciemnego nieba przypominał opasły szkielet. Dan nie

mógł oderwać od niego wzroku.

Nate i jego kumple zamówili parę rodzajów pizzy i skrzynkę piwa, a teraz

przewracali się po łóżkach, walcząc o pilota. Jeremy chciał oglądać pornosy na

dodatkowo płatnym kanale, Nate stary włoski western na Bravo. Charlie natomiast

chciał zgasić wszystkie Światła, pootwierać okna i puścić płytę Radiohead.

background image

Serena brała prysznic. Dan czuł zapach pary wydobywającej się pod drzwiami

od łazienki. Pachniało lawendą i woskiem. [Serena śpiewała: Voulez - vous couchez

avec moi ce soir?

Tak, Dan chciał z nią dzisiaj spać. Potwornie chciał. Ale nie wyglądało na to,

żeby jego pragnienie miało się spełnić.

- Ej, chłopaki, nie wysmarujcie mi łóżka pepperoni - ostrzegła Serena,

otwierając drzwi łazienki; była owinięta dużym białym ręcznikiem hotelowym.

- A które jest twoje? - zapytał Anthony, głośno bekając.

- Jeszcze nie wybrałam - odparła Serena. - Ale jak będziecie bekać i pierdzieć

na tym, pewnie będę spać na drugim.

Przeszła przez pokój do swojej torby, skąd wyciągnęła szarą bluzę i flanelowe

kraciaste bokserki.

Wszyscy chłopcy bez wyjątku się jej przyglądali. Trudna było tego nie robić.

- I nie zjedzcie całej pizzy - powiedziała Serena, wracając do łazienki, żeby się

przebrać. - Umieram z głodu.

Dan zapalił papierosa; ręce trzęsły mu się jeszcze bardziej niż zawsze.

Podniósł się ze swojego fotela pod oknem, porwał piwo z łóżka i usiadł na kanapie.

Nie miał nic lepszego do roboty. Równie dobrze mógł się upić.

Serena wróciła z łazienki w bluzie i bokserkach. Z piwem i kawałkiem pizzy

usiadła na kanapie obok Dana. Miała szczęście, że pojechali z nimi chłopcy. Wiersz,

który przesłał jej Dan, był o miłości, śmierci i o tym, że tylko ona, Serena, trzyma go

przy życiu. Bardzo lubiła Dana, ale naprawdę powinien wyluzować.

- No to za college - powiedziała, uderzając pizza, o puszkę Dana. - Prawda, że

byłoby fajnie, gdybyśmy wszyscy dostali się do Brown?

Dan pokiwał głową, dopił piwo i wstał po następne. Tak rzeczywiście, byłoby

fajnie, pomyślał.

Cudownie.

Blair leżała w łóżku na wznak, trzymając krakersa nad lewym okiem, a

prawym zezowała na sufit. Do górnego światła wędrował mały pajączek.

- Ohyda. Na suficie jest pająk - powiedziała Aaronowi. Wypiła trzy piwa i

zjadła cztery donuty. A na deser krakersa spryskanego cheddarem w sprayu.

- Wiesz, o czym zapomnieliśmy? - zapytał Aaron, skopując z łóżka puste

puszki po piwie i wrzucając do ust garść fritosów.

background image

- O wodzie? - Blair wchłonęła tyle cukru, soli i tłuszczu, że teraz umierała z

pragnienia.

Te trzy ziołowe papierosy, które wypaliła, bynajmniej nie pomogły.

- Nie - odparł Aaron. - O czymś słodkim.

- Okay - zgodziła się. Kitkat mógłby im dobrze zrobić

Wyszli na paluszkach z pokoju i skierowali się do automatu. Blair wybuchnęła

śmiechem, kiedy zobaczyła dywan w korytarzu. Był brązowy w czerwone zwoje. Kto

urządzał ten motel?

Aaron stał przed automatem ze zmarszczonymi brwiami.

- Nie mogę się zdecydować - powiedział.

Blair stanęła obok niego. Do wyboru mieli kitkaty. twiksy, snickersy i almond

joys. To była trudna decyzja.

- Ile mamy drobnych? - zapytała poważnie.

Aaron wyciągnął dłoń. Mieli dokładnie na dwa i pół batona. Albo na dwa

batony i jakieś gumy.

Blair znowu wybuchnęła śmiechem.

- Mam same szóstki z matmy, a nie potrafię nawet wybrać cholernego batona!

Aaron wrzucił trzy ćwierćdolarówki do otworu. A potem chwycił Blair za

rękę.

- Zamknij oczy i wybieraj.

Poprowadził jej dłoń do automatu, aż jej palce zaczęły ślizgać się po

przyciskach. Blair wcisnęła jeden guzik i usłyszała, jak coś wpadło do kieszeni na

dole automatu. Pochyliła się, żeby to podnieść.

- Poczekaj! - zawołał Aaron, odciągając ją do tylu. - Zróbmy to jeszcze raz, a

potem zobaczymy, co mamy. - Wrzucił do otworu kolejne trzy monety.

Blair próbowała sobie przypomnieć, gdzie znajdował się guzik przypisany

kitkatowi, ale bezskutecznie. Wcisnęła kolejny przycisk i znowu coś wyleciało u dołu

automatu. Blair otworzyła oczy i pospiesznie sięgnęła po ich łup. Almond joy i paczka

Lifesavers.

- Lifesavers? O nie! - wykrzyknęła.

- O tak! - powiedział Aaron, wyrwał jej z ręki batona i uciekł korytarzem.

- Czekaj, to moje! - wrzasnęła i pognała za nim, ślizgając się w skarpetach po

cienkim dywanie. Było dopiero parę minut po drugiej w nocy. Do jej rozmowy

wstępnej zostało niecałe dziewięć godzin i choć Blair nie chciała tego przyznać,

background image

właściwie nieźle się bawiła.

Pal licho Yale.

Dan leżał na kanapie, obok niego cicho pochrapywał Charlie. Po drugiej

stronie pokoju, na jednym z podwójnych łóżek, spala Serena z Anthonym, a może to

był Nate? Otwarte usta przyciskała do poduszki i Dan widział jej przednie zęby

połyskujące w świetle księżyca. Na zewnątrz z ciemności wyłaniali się diabelski młyn

niczym olbrzymie oko, które ich obserwowało. Dan odwrócił się twarzą do ściany.

Chciał wstać i napisać wiersz, ale nie wziął swojego notatnika. Myślał, że będzie zbyt

zajęty przeżywaniem upojnych chwil z Serena, by zechcieć napisać w ten weekend

coś poważnego. Właśnie zaczynał się przekonywać, że nic nigdy nie przebiega

zgodnie z oczekiwaniem.

śycie jest do bani, a potem się umiera. Może właśnie to Sartre starał się

przekazać w swojej sztuce Przy drzwiach zamkniętych.

Dan zrzucił z siebie przykrycie i podniósł się. W drodze do łazienki, gdzie

zmierzał po szklankę wody, musiał minąć łóżko, na którym spali Serena z Nate'em.

To był z całą pewnością Nate - teraz to zobaczył. A na poduszce pomiędzy nimi

znajdowały się ich dłonie... ciasno ze sobą splecione.

Trzymają się za ręce podczas snu.

Dan wziął długopis ze stolika przy łóżku i zamknął się w łazience.

Kiedy odczuwasz niepohamowaną potrzebę napisania chwytającego za serce

poematu o absurdalności ludzkiej egzystencji, może być w ostateczności i papier

toaletowy.

Blair zdawała sobie sprawę, że śpi w dziwny sposób. Pod nosem miała paczkę

chrupek i wciąż była w staniku, ale postanowiła zrobić coś z tym rano. W żołądku

miała ciepłe uczucie sytości i naprawdę powinna zmusić się do wymiotów, jeśli

chciała się dalej mieścić w swoje ulubione skórzane spodnie, ale to leż mogło

poczekać do rana. Przy niej leżał Aaron, który śmiał się przez sen i klaskał w ręce,

jakby przywoływał swojego psa. Woofie? Tak ten pies się nazywa? Blair nie mogła

sobie przypomnieć. Nie mogła sobie nawet przypomnieć, dlaczego tu jest, w obcym

pokoju motelowym obok chłopaka z dredami. Ale było miło zasnąć w zapachu

czekoladowych chrupek i sosnowym dymie jego stuprocentowo naturalnych

papierosów. To przywoływało jej na myśl Nate'a.

background image

Hm.... Wygląda na to, że ktoś wreszcie rozpuści! swoje włosy. Wygląda na to,

że ktoś również zapomniał zamówić w recepcji budzenie na telefon.

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

ZAPOMNIENI

Gdzie, u licha, si

ę

wszyscy podziali? Powinnam si

ę

czu

ć

jak totalna ofiara,

ż

e zostałam w ten

weekend w mie

ś

cie. Rajd po college'ach zaliczyłam ju

ż

latem - okay, wi

ę

c jestem ofiar

ą

. W

ka

ż

dym razie, wiem sporo o tym, które uczelnie s

ą

ś

wietne, a które do bani, a tego czego nie

wiem, mog

ę

si

ę

dowiedzie

ć

z katalogów. Teraz mogłabym pojecha

ć

na wizyt

ę

do college'u

tylko po to,

ż

eby wkr

ę

ci

ć

si

ę

na jak

ąś

imprezk

ę

, i je

ś

li mam by

ć

szczera, my

ś

l

ę

,

ż

e nigdzie

indziej ludzie nie baluj

ą

tyle co my w naszym dobrym starym Nowym Jorku.

Tak czy siak, wszyscy mogli sobie wyjecha

ć

z miasta, ale cały czas jeste

ś

my w kontakcie.

Przejrzyjcie sobie maile, jakie dostaj

ę

.

Wasze e - maile

P: cze plotkara.

pracuj

ę

w motelu 6 pod miastem pomara

ń

czy w connecticut. no wi

ę

c zatrzymuje

si

ę

cudny chłopiec w tym cudnym czerwonym saabie na nowojorskich numerach,

nie? naturalnie musz

ę

zobaczy

ć

, kto z nim jest. dziewczyna wygl

ą

da na niezł

ą

zdzir

ę

i jest zupełnie nie w jego typie, tak czy siak ko

ń

cz

ę

prac

ę

i jad

ę

do domu, ale

wiem,

ż

e na pewno balowali w swoim pokoju, chyba przez cał

ą

noc, bo w całym

holu

ś

mierdzi jakim

ś

dziwnym dymem, kiedy wychodziłam, samochód stal z

ą

czonymi

ś

wiatłami, mam nadziej

ę

,

ż

e je wył

ą

czyli, bo inaczej b

ę

d

ą

mieli dzisiaj

zdechły akumulator.

kiera3

O: cze

ść

, kiera3.

Ups, wygl

ą

da na to,

ż

e B ma ci

ęż

ki poranek.

P

background image

P: Hej Plotkara,

Te

ż

wyruszyłam w pi

ą

tek do Yale i zatrzymałam si

ę

w Motelu 6. Okay. Wiem,

ż

e B i

jej przyszywany brat s

ą

prawie rodzin

ą

i tak dalej. Ale przysi

ę

gam, widziałam jak

migdalili si

ę

na parkingu. Czy to nie obrzydliwe?

MsPink

O: Cze

ść

, MsPink,

Nie chc

ę

ci wierzy

ć

, bo owszem, to obrzydliwe.

P

P: Cze

ść

Plotkara,

Słyszałam,

ż

e gliny zrobiły nalot na Best Western gdzie

ś

w Massachusetts i popsuły

jakim

ś

dzieciakom imprezk

ę

. Wygl

ą

da na to,

ż

e wszyscy zamieszani sp

ę

dzili noc w

wi

ę

zieniu. Pomy

ś

lałam,

ż

e chciałaby

ś

wiedzie

ć

.

Wa

ż

ka

O: Cze

ść

, Wa

ż

ka,

Nie wiem, czy nasi przyjaciele s

ą

na tyle głupi, by da

ć

si

ę

zgarn

ąć

glinom. Mam

nadziej

ę

,

ż

e nie!

P

Na celowniku

Pozosta

ń

my przy mie

ś

cie, okay? J snuje si

ę

z nieszcz

ęś

liw

ą

min

ą

po Central Parku w pi

ą

tek

po szkole. Pewnie rozpaczliwie t

ę

skni, za N. V dopieszcza swój film. W ten weekend urz

ą

dza

pokaz przedpremierowyw Five and Dime. Odwa

ż

na jest, moim zdaniem. D kupuje nowe

golarki w drogerii na Czterdziestej Drugiej przed udaniem si

ę

na dworzec Grand Central w

pi

ą

tek. Pewnie chce by

ć

ś

wie

ż

utki i idealnie ogolony dla S. A kupuje

ś

mieszn

ą

kartk

ę

z serii

Hallmark w pi

ą

tek, w drodze po samochód. Ciekawe dla kogo? To tyle na razie. Jestem

pewna,

ż

e b

ę

dzie wi

ę

cej, kiedy wszyscy wróc

ą

do miasta.

Trzymajcie r

ę

k

ę

na pulsie.

Wiem,

ż

e mnie kochacie

plotkara

nast

ę

pny poranek

Słońce wpadło przez okno, przypuszczając szturm na paczkę chrupek na tyle

background image

mocny, by je rozpuścić. Blair poczuła lepki zapach roztopionej czekolady i obudziła

się. Przekręciła się, wpadając na Aarona, a potem przekręciła się na drugą stronę,

miażdżąc napoczętą paczkę fritosów.

- Cholera - mruknęła pod nosem. Podniosła zegarek do oczu. O jedenastej

miała rozmowę w Yale. Była już dziesiąta, a ona leżała z twarzą w paczce fritosów w

zapuszczonym motelu w jakiejś dziurze w Connecticut. - Do diabla! - wrzasnęła,

zrywając się z łóżka. - Aaron! Wstawaj natychmiast!

Trudno byłoby nie zauważyć paniki w jej głosie.

- Która jest? - wymamrotał Aaron. Usiadł, potrząsając sennie głową.

- Trzy po dziesiątej! - zaskrzeczała Blair, grzebiąc w swojej torbie. Nie zadała

sobie nawet trudu, by powiesić na wieszaku ubrania, więc spódnica, w której miała

udać się na rozmowę, była cała pomięta. Co się z nią działo? Czyż nie był to

najważniejszy dzień w jej życiu?

- Nie przejmuj się - powiedział Aaron.

Nie powinien był otwierać buzi.

- Zamknij się! - wrzasnęła Blair, rzucając w niego czarnym mokasynem od

Gucciego. - To wszystko twoja wina!

Aaron sięgnął ręką pod przykrycie, żeby podrapać się po tyłku.

- Niby co?

- Po prostu zamknij się - powiedziała Blair. Zwinęła swoje ubrania, poszła

ciężkim krokiem do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi.

- Pójdę zobaczyć w recepcji, czy dają tu kawę! - zawołał do niej Aaron. -

Wymelduję nas i poczekam na ciebie przy samochodzie.

Zwiesił nogi na podłogę i wciągnął dżinsy. Potem podniósł się i przyjrzał

swojemu odbiciu w lustrze. Jeden z dredów stał mu pionowo na samym czubku

głowy, a koszulkę miał umazaną czekoladą. Wzruszył ramionami. To nie on miał dziś

rozmowę. Włożył kurtkę i chwycił klucze od pokoju. Nie ma mowy, żeby Blair

obwiniała go za spieprzenie jej życia. Zawiezie ją tam na czas.

Blair szorowała się z furią pod prysznicem, powtarzając w myślach

przygotowane odpowiedzi na czekające ją pytania.

Dlaczego Yale...? Bo to najlepsza szkoła. Nie idę do college'u po to, żeby się

bawić. Chcę mieć najlepszych wykładowców, najlepszy wybór oferowanych kursów i

najlepsze warunki. Nie chcę po prostu przetrwać jakoś kolejnych czterech lat. Chcę,

by ciągle stawiano przede mną nowe wyzwania.

background image

Powiedz mi coś o sobie. Jakiego typu jesteś osobą...? Jestem bardzo

zorganizowana (chichot). Moi znajomi uważają, że jestem przesadnie dokładna.

Jestem ambitna. Nie mogę znieść myśli, że mogłabym być w jakiejś dziedzinie po

prostu przeciętna. Jestem stanowcza. Zawsze staram się dać z siebie wszystko. Zdaje

się, że jestem też odrobinę uparta. Dużo udzielam się towarzysko. Organizuję

przyjęcia i imprezy charytatywne. Staram się być na bieżąco z wydarzeniami

politycznymi, ale muszę przyznać, że mając tyle lektur szkolnych, nie czytam

codziennie gazet. Kocham zwierzęta. Staram się być troskliwą córką i siostrą, i

sprawiać mojej rodzinie przyjemne niespodzianki.

Kto jest dla ciebie wzorem do naśladowania...? Są dwie takie osoby.

Jacqueline Kennedy Onasis i Audrey Hepburn. Obie były niezwykłymi, silnymi,

szanowanymi, pięknymi kobietami. Pełnymi gracji.

Blair zakręciła kurek i chwyciła ręcznik. Nie zdążę już umyć włosów. Miała

nadzieję, że nie zalatują dymem. Przyjrzała się uważnie swojej twarzy w lustrze.

Miała podpuchnięte oczy, a nad lewą brwią wyskoczył jej mały różowy pryszcz.

Spryskała twarz tonikiem ogórkowym i wklepała pod oczy krem La Mer. W każdym

razie i tak do Yale nie będą jej przyjmować na podstawie wyglądu. Wciągnęła

jasnoniebieską, zapinaną na guziki bluzkę od Calvina Kleina, plisowaną, czarną

spódniczkę DKNY i czarne rajstopy. Potem zaczesała włosy do tyłu, w luźny koński

ogon. No. Wyglądała na dziewczynę, która lubi przesiadywać w księgarniach,

zaczytując się w poezji. Wyglądała na osobę inteligentną i poważną.

Grzebała chwilę w kosmetyczce, szukając puderniczki. Rozprowadziła jasny

róż po policzkach, na grzbiecie nosa i czole. Potem przejechała bezbarwnym

błyszczykiem po ustach. Bardziej już nie mogła być przygotowana.

Ignorując nerwowe sensacje, które odczuwała w przeładowanym żołądku,

upchnęła swoje rzeczy do torby, wsunęła na stopy skórzane mokasyny od Gucciego,

włożyła czarny wełniany płaszcz i wyszła z pokoju. Była zorganizowana, ambitna,

stanowcza, uświadomiona politycznie... Zeszła ze schodów i otworzyła drzwi na

parking. Maska saaba była uniesiona. Aaron nachylał się nad silnikiem,

przymocowując jakąś klamrę do akumulatora. Blair zatrzymała się i zassała

powietrze. Co, u diabła, stało się z tym cholernym samochodem?

Aaron odwrócił się i spojrzał na nią.

- Akumulator zdechł - powiedział. - Pewnie zostawiliśmy zapalone światła na

całą noc.

background image

- Zostawiliśmy? - Blair upuściła torbę i tupnęła ze złością nogą. - No i co ja

mam teraz zrobić?

- Kierowniczka motelu podłączy swój akumulator do naszego, żeby silnik

zaskoczył - powiedział Aaron, zakładając dredy za uszy. - Jest okay.

- Wybacz, ale wcale nie jest okay. Powinniśmy już tam być!!! - wrzasnęła

Blair, choć Aaron stał tuż przed nią.

Tleniona blondynka po czterdziestce zatrzymała się obok saaba starym

brązowym suburbanem. Wyskoczyła z wozu, zostawiając zapalony silnik.

- Zróbmy to szybko - powiedziała do Aarona. - Nie lubię wychodzić, kiedy

telefon się urywa. - Uniosła maskę swojego samochodu.

Blair ponownie spojrzała na swój zegarek. Była dziesiąta trzydzieści.

- Jak daleko jest do Yale? - zapytała.

- Chodzi o uniwersytet? Ze czterdzieści kilometrów - powiedziała kobieta. -

Mój syn tam studiuje. Dojazd zajmuje mu jakieś dwadzieścia minut.

Blair zmarszczyła brwi. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że dzieci ludzi

pokroju osób zarządzających motelami mogły dostać się do Yale.

- Ile zajmie odpalenie tego samochodu?

Aaron podał kobiecie klamerki od przewodów rozruchowych. Roześmiał się.

- Hm, może wystarczy pięć minut, ale równie dobrze mogą minąć ze dwie

godziny - powiedział, puszczając oczko do kierowniczki motelu.

Blair założyła ręce na piersi.

- Nie mamy dwóch godzin!

Aaron otworzył drzwi saaba i zapalił silnik, wciskając parę razy pedał gazu,

żeby się upewnić, że silnik jest dość rozgrzany i mogą jechać. Nie wyłączając silnika,

skinął na Blair, żeby wsiadała.

- Masz szczęście. - Jeszcze raz puścił oczko do kierowniczki motelu. Kobieta

zgasiła swój samochód, a Aaron wyciągnął kable, zamknął maskę saaba i wsiadł za

kierownicę. Wyciągnął z kurtki kopertę i podał ją Blair.

Rozdarła kopertę. W środku była śmieszna kartka z serii Hallmark z

wizerunkiem małej dziewczynki. DLA MOJEJ SIOSTRA głosił napis. Z OKAZJI JEJ

WYJĄTKOWEGO DNIA.

- Gotowa? - zapytał Aaron.

Blair zamknęła kartkę.

- Jedź już, proszę - zarządziła. Dotknęła pryszcza na czole. Zdawało się, że

background image

rósł gwałtownie z każdą mijającą minutą.

Co jest twoją największą silą...? Nigdy się nie poddaję.

A największą słabością...? Jestem odrobinę niecierpliwa. Ale tylko odrobinę.

Tak, jasne.

J zdobywa si

ę

na uprzejmo

ść

- Może wyjdziesz sobie pobiegać albo co? - zasugerował Rufus Humphrey

córce w sobotni poranek. Drapał się po kępce siwych, szorstkich włosów wystających

zza dekoltu pożółkłego podkoszulka. - Twoja matka była biegaczką.

Jenny skrzywiła się. Nie cierpiała rozmów o swojej matce.

- Mama biegała tylko ze swoim osobistym trenerem. Sypiali ze sobą,

pamiętasz?

Ojciec wzruszył ramionami.

- Chodzi mi tylko o to, że wyglądasz na znudzoną. - Chcesz pójść ze mną do

kina?

- Nie. - Jenny popijała małymi łyczkami herbatę. - Wolę zostać w domu i

pooglądać telewizję.

- W porządku, tylko oglądaj coś pouczającego. No wiesz, jak Ulica

Sezamkowa. - Ojciec pacnął ją po czubku głowy sobotnim „Timesem” i poszedł do

łazienki.

Jenny została przy kuchennym stole, wpatrując się w kubek. Marks, ich

zapasiony kot, wskoczył na stół i zaczął obwąchiwać jej ucho.

- Nudzę się - powiedziała mu Jenny. - Ty też?

Marks usiadł i polizał swój wielki brzuch - Potem zeskoczył ze stołu i poszedł

do swojej miski z kocią karmą.

Zaczął jeść bez większego entuzjazmu.

Jenny podniosła się i otworzyła lodówkę. Stała przez chwilę, przyglądając się

jej zawartości. Szwajcarski ser. Grejpfrut. Skwaśniałe mleko. Pudełko płatków

kukurydzianych, schowane do lodówki przed karaluchami. Samotny muffin.

Zadzwonił telefon.

Jenny nie ruszyła się. I tak wiedziała, że to nie do niej. Nate, Dan, Serena -

background image

wszyscy wyjechali.

Telefon dzwonił i dzwonił, i dzwonił.

- Jenny, do cholery! - wrzasnął ojciec z łazienki.

Zatrzasnęła drzwi lodówki i podniosła słuchawkę.

- Słucham? - powiedziała.

- Cześć, Jennifer, tu Vanessa.

- Cześć.

- Jest Dan?

- Nie. Dan wyjechał na ten weekend z Sereną do Brown. Nie powiedział ci?

- Nie.

- To dziwne.

- Taaak. Ale ostatnio prawie wcale ze sobą nie rozmawiamy - przyznała

Vanessa.

- Och. - Jenny wróciła do lodówki i znowu ją otworzyła. Szwajcarski ser.

Mogłaby go stopić i polać nim muffina.

- Okay, no cóż, skoro go nie ma, to nie ma - powiedziała Vanessa. Słychać

było, że jest naprawdę zawiedziona. Zawiedziona i zraniona.

Cala farsa Vanessy z jej cudownym starszym chłopakiem ani na moment nie

zamydliła oczu Jenny. Vanessa była śmiertelnie zakochana w Danie. Gdyby Dan jej

powiedział, że ożeni się z nią, jeśli zapuści włosy, zacznie nosić żywe kolory i będzie

się gimnastykować, Vanessa by to zrobiła. W zasadzie Jenny jej współczuła.

Odstawiła ser z powrotem na półkę. Postanowiła być miła.

- Słuchaj, chcę ci zadać pytanie, ale może ci się wydać dziwne. Chciałabyś coś

dzisiaj porobić? Ze mną?

Nastąpiła krótka chwila ciszy. Vanessa wahała się.

- Jasne - powiedziała. - W południe robię pokaz mojego filmu w Five and

Dime. Mogłabyś przyjść, a potem byśmy coś porobiły razem.

Jenny zamknęła drzwiczki i oparła się o lodówkę. Vanessa nie była jej

ulubienicą, ale co innego mogłaby robić, skoro Nate wyjechał?

- Okay. To do zobaczenia w barze.

Kto wie? Może ona i Vanessa mogłyby nawet zostać przyjaciółkami.

background image

jak zrobi

ć

wra

ż

enie no rozmowie wst

ę

pnej

- Dziękuję, że zaczekałaś - powiedział mężczyzna mający przeprowadzić z

Blair rozmowę kwalifikacyjną, wchodząc do zimnej, niebieskiej poczekalni biura

rekrutacyjnego Yale.

Blair siedziała sztywno na skraju potężnego fotela od ponad piętnastu minut.

Aaron prawie stuknął parę osób, żeby tylko dojechać na czas, a potem musiała czekać.

Teraz nerwy miała w kompletnej rozsypce.

- Witam! - szepnęła, zrywając się na równe nogi. Wyciągnęła rękę. - Nazywam

się Blair Waldorf.

Wysoki opalony mężczyzna z siwiejącymi skroniami i błyszczącymi zielonymi

oczami ujął jej dłoń i potrząsnął.

- Miło mi cię poznać. Jestem Jason. - Odwrócił się i poprowadził Blair do

swojego gabinetu. Blair zauważyła, że miał trochę zbyt opięte spodnie na tyłku. -

Proszę, siadaj - powiedział, krzyżując nogi i wskazując obity niebieskim aksamitem

fotel naprzeciwko siebie.

Przypominał Blair jej ojca.

Usiadła i założyła nogę na nogę. Bardzo chciało jej się sikać. Na spódniczce

miała kocią sierść, czego wcześniej nie zauważyła.

- No to opowiedz mi o sobie - powiedział Jason, uśmiechając się do niej

swoimi sympatycznymi zielonymi oczami. Zielonymi jak u Nate'a.

- Hm - zaczęła Blair. Nie mogła sobie przypomnieć, czy na to pytanie miała

przygotowaną odpowiedź. Wydawało się to takie ogólnikowe. Opowiedz mi o sobie.

Od czego zacząć?

Bez końca obracała na palcu pierścionek z rubinem. Naprawdę bardzo chciało

się jej sikać.

Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.

- Jestem z Nowego Jorku. Mam młodszego brata. Moi rodzice się rozwiedli.

Mieszkam z mamą, która wkrótce ponownie wychodzi za mąż, a mój tata mieszka we

Francji. Jest gejem. Uwielbia chodzić na zakupy. Mam kota, a mój nowy przyszywany

brat Aaron psa. Mój kot nienawidzi tego psa, więc nie wiem, jak to wszystko się

background image

ułoży. - Urwała, by zaczerpnąć powietrza i uniosła wzrok. Zdała sobie sprawę, że

przez cały czas, kiedy mówiła, przyglądała się czarnym sznurowanym butom Jasona.

To było niedopuszczalne. Powinna nawiązać kontakt wzrokowy. Powinna wywrzeć

na nim wrażenie.

- Rozumiem - rzekł uprzejmie Jason. Zapisał coś w notatniku.

- Co piszesz? - zapytała Blair, nachylając się, żeby zobaczyć.

Dobry Boże, to z całą pewnością była kolejna niedopuszczalna akcja.

- Robię drobne notatki - powiedział Jason, zasłaniając swoje uwagi dłonią. -

Więc powiedz mi, dlaczego jesteś zainteresowana akurat Yale?

Na to pytanie była przygotowana.

- Chcę tego, co najlepsze. Jestem najlepsza i zasługuję na to, co najlepsze -

powiedziała pewnie Blair. Zmarszczyła brwi. Nie zabrzmiało to dobrze. Co się z nią

działo? - Mój tata studiował w Yale - dodała pospiesznie. - Wtedy nie był jeszcze

gejem.

- Doprawdy? - Jason zmarszczył brwi i coś zanotował.

Blair ziewnęła dyskretnie w zwiniętą dłoń. Była potwornie zmęczona i

piekielnie uciskały ją buty. Rozprostowała nogi, oparła łokcie o kolana i zsunęła ze

stóp pięty butów. Tak było lepiej.

Tylko że teraz wyglądała, jakby siedziała na sedesie.

Kiedy Jason pisał, błyskały jego złote, ozdobione monogramem spinki do

mankietów. Jej ojciec też miał takie spinki, kiedy tamtego wieczoru zabrał ją na

urodzinową kolację. Tamtego wieczoru, kiedy moce piekielne wydostały się na

wolność.

- Możesz mi opowiedzieć o ulubionej książce, jaką ostatnio czytałaś? - zapytał

Jason, unosząc wzrok.

Blair wpatrywała się w niego, szukając w pamięci tytułu jakiejś książki,

jakiejkolwiek, ale nie mogła sobie przypomnieć absolutnie żadnej.

Kubuś Puchatek? Biblia? Słownik... na litość boską, to naprawdę nie takie

trudne.

I nagle coś zaskoczyło w mózgu Blair. A może raczej jej mózg kompletnie się

wyłączył i coś innego przejęło jego obowiązki.

Nie jest to zalecane w czasie rozmów wstępnych do college'u.

- Nie mogłam zbyt wiele czytać w ciągu paru ostatnich miesięcy - wyznała

Blair drżącymi ustami. Zamknęła oczy, jakby odczuwała ból. - Wszystko jest nie lak.

background image

To był jej powrót - była główną bohaterką tragicznego filmu zwanego jej

życiem. Wyobraziła siebie, jak patrzy w morze, stojąc na wyludnionej plaży, ubrana w

modny czarny trencz. Deszcz i słona woda smagały jej twarz, mieszając się ze łzami.

- Ukradłam spodnie od pidżamy - ciągnęła dramatycznie Blair. - Dla mojego

chłopaka. Nie mam pojęcia, co mnie do tego popchnęło, ale myślę, że to jakiś znak,

nie uważasz? - Zerknęła na Jasona. - Nate nawet mi nie podziękował.

- Nate?

Jason poruszył się niezręcznie w swoim fotelu. Blair wyciągnęła chusteczkę

higieniczną z pudełka na jego biurku i głośno wydmuchała nos.

- Myślałam, żeby z tym wszystkim skończyć. Mówię poważnie, naprawdę to

rozważałam. Ale staram się być dzielna) i dalej to ciągnąć.

Jason przesiał pisać. Za oknem przebiegł chłopak w bluzie z logo Yale.

- A co ze sportami? Interesujesz się sportem?

Blair wzruszyła ramionami.

- Gram w tenisa. Ale w tej chwili interesuje mnie jedynie to, by zacząć

wszystko od początku. Zacząć nowe życie. - Całkiem zsunęła but z prawej stopy,

którą założyła na lewe kolano i zaczęła masować sobie palce. - To wszystko jest takie

trudne - dodała ze znużeniem w głosie.

Jason założył nasadkę na swój długopis i schował go do kieszeni koszuli. -

Hm... masz może do mnie jakieś pytania?

Blair przestała rozcierać palce i postawiła stopę z powrotem na podłogę.

Przesunęła się z fotelem do przodu i wyciągnęła; rękę, by dotknąć kolana Jasona.

- Jeśli obiecasz mi, że zostanę przyjęta wcześniej, obiecuje, że będę

najlepszym studentem, jaki kiedykolwiek studiował w Yale - powiedziała żarliwie. -

Możesz mi to obiecać, Jason?

O mój Boże! śegnaj Yale, witaj miejscowy college'u!

Jason poszperał po omacku w kieszeni, wyciągnął długopis i dopisał coś w

swoim notatniku, podkreślając podwójną linią.

Zgadnijmy, co napisał. Błazenada?

- Zobaczę, co da się zrobić. - Podniósł się i ponownie wyciągnął rękę. -

Dziękuję. - Potrząsnął dłonią Blair. - Powodzenia.

Blair wcisnęła pięty z powrotem w buty i uśmiechnęła się do niego ujmująco.

- Do zobaczenia przyszłą jesienią - powiedziała.

A potem wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.

background image

Jakby jeszcze nie zdążyła zrobić wystarczającego wrażenia.

zgadnijcie, kto dostanie si

ę

do brown

- Myślałam, że będę bardziej zdenerwowana - powiedziała Serena, tupiąc

nogami w kupie suchych liści przed Corliss Bracken House, małym ceglanym

budynkiem, w którym mieściło się biuro przyjęć Uniwersytetu Brown.

Obudziła się w łóżku hotelowym, trzymając Nate'a za rękę. Kiedy otworzył

oczy chwilę później, uśmiechnęli się do siebie i Serena wiedziała, że wszystko między

nimi będzie dobrze. Ciągle jeszcze mieli na głowie Blair i nigdy już nie będą ze sobą

tak blisko jak kiedyś, ale z oczu Nate'a zniknęła podejrzliwość, tak samo jak tęsknota.

Serena była po prostu jego starą przyjaciółką. Była bezpieczna.

- Ja też nie jestem zdenerwowany - stwierdził Nate. - No bo jaki jest najgorszy

scenariusz? śe mnie nie przyjmą? I co z tego?

- Właśnie - przyznał Dan, choć był naprawdę zestresowany. Czuł, że

przesadził z kofeiną - był cały spocony i roztrzęsiony. Tego ranka przesiedział dwie

godziny w holu Best Western, czytając gazetę i pijąc jedną kawę za drugą, kiedy

reszta dopiero zbierała się z betów. Zaciągnął się ostatni raz camelem, po czym cisnął

peta w krzaki. - Gotowi, żeby wejść?

- Przedtem powiedzmy sobie nawzajem coś optymistycznego - zaproponowała

Serena, owijając się płaszczem.

- Albo i nie. - Nate dal jej lekkiego kuksańca w ramię.

- Aj - zachichotała Serena, oddając mu. - Młotek!

Dan skrzywił się ze wzrokiem wbitym w swoje buty. Wkurzało go, jak ci

dwoje czuli się ze sobą swobodnie. Serena odwróciła się i pocałowała Dana w

policzek.

- Powodzenia - szepnęła.

Jakby nie był jeszcze dość zdenerwowany.

A potem odwróciła się i pocałowała również Nate'a.

- Połamania nóg - powiedział Nate, otwierając drzwi.

Rozmowę z Sereną przeprowadzał starszy mężczyzna o przeszywającym

background image

spojrzeniu niebieskich oczu i z krzaczastą siwą brodą. Nie zadał sobie nawet trudu,

żeby się przedstawić. Po prostu usiadł i zarzucił ją gradem pytań.

- Zostałaś wyrzucona ze szkoły z internatem. - Bębnił palcami o swoje solidne

dębowe biurko, zerkając w jej akta. Podniósł wzrok i zdjął okulary. - Jak to się stało?

Serena uśmiechnęła się uprzejmie. Czy koniecznie musiał zacząć od tak

drażliwego tematu?

- Po prostu nie wróciłam na czas na rozpoczęcie roku szkolnego. -

Rozprostowała swoje doskonałe nogi, po czym ponownie je skrzyżowała, mając

nadzieję, że nie błysnęła za bardzo udami. Miała barowo krótką spódniczkę.

Surowo zmarszczył siwe brwi.

- Można powiedzieć, że trochę wydłużyłam sobie wakacje - wyjaśniała dalej. -

Nie spodobało się im to. - Wsadziła kciuk do ust, żeby wgryźć się w paznokieć, ale

zaraz go wyjęła. Poradzi sobie.

- Rozumiem. A gdzie byłaś? Utknęłaś na jakiejś wyspie na Pacyfiku?

Pracowałaś dla Korpusu Pokoju? - burknął. - Budowałaś latryny w Salwadorze? Czy

co?

Potrząsnęła głową. Nagle poczuła, że jej potwornie wstyd.

- Byłam na południu Francji - pisnęła.

- Aha. Jesteś dobra z francuskiego? - Ponownie założył okulary i zerknął w

dokumentacje Sereny. - We wszystkich prywatnych szkołach dla dziewcząt w Nowym

Jorku zaczynacie naukę francuskiego jeszcze w przedszkolu, tak?

- W trzeciej klasie - powiedziała Serena, zakładając włosy za uszy. Nie da się

zastraszyć temu faciowi.

- Czyli po tym, jak we Francji kazali ci spakować manatki, przyjęła cię stara

szkoła? - zauważył. - To miło z ich strony.

- Tak - przyznała Serena. Wolałaby, żeby nie zabrzmiało to aż tak potulnie.

Spojrzał na nią.

- I teraz już się pilnujesz?

Staram się - odpowiedziała Serena z najbardziej ujmującym uśmiechem.

Kobieta przeprowadzająca rozmowę kwalifikacyjną z Nate'em miała na imię

Brigid. W zeszłym roku skończyła Brown, a że bardzo pokochała tę uczelnię, dostała

pracę w komisji rekrutacyjnej. Za dodatkową kasę wieczorami telefonowała,

zabiegając o darowizny od byłych studentów. Była bardzo żywiołowa.

background image

- No to opowiedz mi o swoich zainteresowaniach - powiedziała z pogodnym

uśmiechem, a w policzkach zrobiły się jej dołeczki. Miała bardzo krótkie jasne włosy

i budowę gimnastyczki. Przysiadła na skraju swojego biurka, twarzą do Nate'a. W

dłoni trzymała mały biały notatnik.

Nate kręcił się na niewygodnym drewnianym krześle naprzeciw niej. Nie

przygotowywał się do tej rozmowy, bo nie był nawet pewien, czy w ogóle chce iść od

college'u zaraz po szkole. Będzie musiał improwizować.

- Chyba najbardziej interesuje mnie żeglarstwo - zaczął. - Razem z tatą

budujemy łodzie w Maine. A latem biorę udział w wyścigach. Chciałbym znaleźć się

w załodze startującej w Pucharze Ameryki. To mój cel.

Zastanawiał się, czy nie wyszedł na jakiegoś żałosnego, zbzikowanego na

punkcie żaglówek pojeboja, ale Brigid pokiwała entuzjastycznie głową.

- Jestem pod wrażeniem.

Wzruszył ramionami.

- Zdaje się, że więcej czasu poświęcam na żeglowanie niż na naukę - przyznał.

- Cóż, jeśli coś naprawdę cię pasjonuje, nie zwracasz uwagi na wysiłek.

Ciężka praca staje się wspaniałą zabawą. - Brigid uśmiechnęła się promiennie i

zapisała coś w notatniku. Zupełnie, jakby właśnie potwierdził jedną z jej ulubionych

życiowych zasad.

Nate potarł kolana i nachylił się do przodu.

- Chcę tylko powiedzieć, że moje stopnie pewnie są za słabe na Brown.

Brigid odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się, prawie spadając z biurka. Nate

wyciągnął rękę, żeby ją przytrzymać.

- Dzięki - powiedziała, prostując się. - Słuchaj, kompletnie zawaliłam w

szkole średniej biologię, a mimo to dostałam się tutaj. Wiem, to może być

zaskakujące, ale nam w Brown chodzi o coś więcej niż stopnie. Interesują nas ludzie,

a nie roboty z samymi szóstkami.

Nate miał wrażenie, jakby dosłownie przyznał się, że nie jest zainteresowany

dostaniem się do Brown, a ona robiła wszystko, by nabrał ochoty spróbować.

- Macie tu jakąś załogę żeglarską? - zapytał.

Brigid pokiwała energicznie głową.

- Najlepszą!

- A więc dużo czytasz - zauważyła wychudzona Marion, która przeprowadzała

background image

rozmowę wstępną z Danem. Siedziała przycupnięta na skraju swojego krzesła i robiła

jakieś notatki na fiszce; patykowate nogi oplotła tak, że przypominały precel. - No

dobrze, wymień dwie książki i powiedz, dlaczego jedna podoba ci się bardziej od

drugiej.

Dan odchrząknął i przełknął ślinę. Czuł, że język ma tak wysuszony i kruchy,

iż w każdej chwili może się odłamać i wypaść na podłogę. Zastanawiał się, jak radzi

sobie Serena. Miał nadzieję, że wszystko u niej dobrze.

- Cierpienia młodego Wertera Goethego - rzekł w końcu. - I Hamlet Szekspira.

- Dobrze. - Marion zapisała jakąś uwagę. - Kontynuuj.

- Wiem, że miał wyjść na dzielnego księcia i żołnierza, ale ja uważam, że

Hamlet jest żałosny - powiedział Dan. Marion uniosła brwi. - Bardziej mogę się

identyfikować z Werterem - ciągnął. - Jest poetą. śycie toczy się w jego głowie, ale

wydaje się, jakby był... jakby był zakochany w całym świecie. Nie może się

powstrzymać, żeby o tym nie pisać.

- Naprawdę uważasz, że Werter jest mniej żałosny od Hamleta? - zapytała

Marion.

- Tak - odparł Dan; czuł się już pewniej. - Wiem, że Hamlet miał dużo na

głowie. Jego ojciec został zamordowany, ukochana dziewczyna traci rozum,

przyjaciele go zdradzają, jego własna matka i ojczym chcą jego śmierci.

Marion pokiwała głową, klikając długopisem.

- Zgadza się. A jedynym problemem Wertera jest jego miłość do Lotty, która

tak naprawdę nie odwzajemnia jego uczucia i jest już zaręczona. Ma na jej tle

prawdziwą obsesję. Powinien zacząć żyć własnym życiem.

Dan zassał powietrze. Marion dotarła do samego sedna. Widział to teraz jak na

dłoni. On był Werterem, a Serena to Lotta. Nie była w nim zakochana. Była już zajęta

- w końcu widział, jak trzyma się z Nate'em za ręce.

A on, Dan... powinien zacząć żyć własnym życiem.

Objął głowę dłońmi; cały się trząsł. Obawiał się, że zaraz może się rozpłakać.

- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem swobody, z jaką dyskutujesz o

literaturze - stwierdziła Marion, robiąc więcej notatek.

Dan nie uniósł wzroku. Teraz już wszystko było jasne. Serena go nie kochała.

Marion jeszcze kilka razy kliknęła swoim długopisem.

- Daniel?

background image

Rozmówca Sereny pociągnął się za brodę i spojrzał na nią zmrużonymi

oczami.

- Czytałaś ostatnio jakieś dobre książki? - zapytał.

Serena wyprostowała się, intensywnie myśląc. Chciała wywrzeć na nim

wrażenie. - Przy zamkniętych drzwiach, Jean Paul Sartre - powiedziała niepewnie,

przypominając sobie książkę polecaną jej przez Dana, którą ledwie zaczęła i oddała.

- To nie książka, tylko sztuka - odparł brodacz. - Pełna niezadowolonych w

piekle.

- Uważam, że to było zabawne - utrzymywała Serena, przypominając sobie,

jak Dan mówił, że go to rozśmieszyło. - Piekło to inni ludzie i to wszystko -

zażartowała. Nic więcej nie zapamiętała z książki.

- Tak, można tak powiedzieć. Cóż, może po prostu jesteś ode mnie bystrzejsza

- powiedział brodacz, choć było jasne, że w to nie wierzy. - Czytałaś to po francusku?

- Mais bien sur! - wykrzyknęła Serena, kłamiąc jak z nut.

Facet zmarszczył brwi i coś zanotował.

Serena naciągnęła spódniczkę na kolana. Czuła, że nie idzie zbyt dobrze, ale

nie była pewna dlaczego. Odnosiła wrażenie, że jej rozmówca nie zamierza nawet dać

jej szansy, jakby miał coś przeciwko niej, zanim jeszcze przekroczyła próg jego

gabinetu. Może właśnie opuściła go żona, która była Francuzką albo miała jasne

włosy jak ona. A może właśnie umarł jego pies.

- Czym jeszcze się zajmujesz? - zapytał ogólnikowo. Nie zabrzmiało to wcale,

jakby był tym naprawdę zainteresowany.

Serena przechyliła głowę.

- Nakręciłam film - powiedziała. - To coś w rodzaju eksperymentu. Nigdy

wcześniej nie zrobiłam żadnego filmu.

- Próbujesz nowych rzeczy, podoba mi się to - powiedział brodacz. Wydawało

się, że przez chwilę spojrzał na nią przychylniejszym wzrokiem. - O czym jest ten

film?

Serena siedziała na dłoniach, by powstrzymać się od obgryzania paznokci. Jak

miała opisać swój film, żeby on to zrozumiał? Nawet ona go do końca nie łapała, choć

sama go zrobiła. Wzięła głęboki oddech.

- No cóż, kamera śledzi każdy mój krok, cały czas pozostaje w zbliżeniu.

Najpierw podąża za mną przez centrum do taksówki. A potem jestem w tym

cudownym sklepie na Czternastej ulicy i tam sobie chodzę, opisując różne rzeczy. A

background image

później przymierzam sukienkę.

Facet znowu zmarszczył brwi i Serena zdała sobie sprawę, że zabrzmiało to,

jakby była kompletną idiotką. Spuściła wzrok na swoje czarne buty, stukając

obcasami jak Dorotka, która próbowała przenieść się z powrotem z krainy Oz do

Kansas.

- Można powiedzieć, że to kino artystyczne - dodała słabo. - Musiałby pan to

zobaczyć, żeby zrozumieć, o co mi chodzi.

- Pewnie tak - odparł facet, niezbyt starając się ukryć pogardę. - Masz może

jakieś pytania do mnie?

Serena usiłowała znaleźć coś takiego, co by zatarło wcześniejsze, niezbyt

dobre wrażenie. „Okaż im swoje zainteresowanie” - zawsze mówiła pani Glos.

Wpatrywała się w podłogę, a ze zdenerwowania pojawiły się jej na powiekach

maleńkie kropelki potu. Co by zrobił jej brat w tej sytuacji? Zawsze udawało mu się

wykaraskać z tarapatów. Pieprzyć ich - to było jego ulubione powiedzonko.

Właśnie, pomyślała Serena.

Bardzo się starała. Jeśli ten facio nie chciał z jakiegoś powodu dać jej szansy,

to go pieprzyć. Nie musiała wcale iść do Brown. Owszem, Erik tam studiował, ale ona

mogła wymyślić dla siebie coś innego i rodzinka będzie musiała po prostu to

zaakceptować. Jak powiedział Nate, przyjechali tu tylko na rozmowę, więc co z tego,

jeśli się nie dostanie? Mogła próbować gdzie indziej.

Uniosła wzrok.

- Jakie tu macie jedzenie? - zapytała, doskonale zdając sobie sprawę z

beznadziejności swojego pytania.

- Prawdopodobnie nawet się nie umywa do tego, które jadłaś na południu

Francji - odparł brodacz z drwiącym uśmieszkiem. - Coś jeszcze?

- Nie - powiedziała Serena, podnosząc się, by wymienić uścisk dłoni. Jak dla

niej ta rozmowa była już skończona. - Dziękuję. - Jeszcze raz posłała mu swój

najlepszy uśmiech, po czym wyszła z wysoko uniesioną głową.

Tym razem nie dopisało jej szczęście, ale nadal była niesamowita, jeśli chodzi

o zachowanie spokoju.

- No dobrze, opowiedz mi o czymś, co ostatnio czytałeś - powiedziała Brigid. -

O jakiejś książce albo artykule. O czymś, co cię zainteresowało.

Nate zastanawiał się. Nie przepadał za czytaniem. Tak naprawdę to ledwie

background image

udawało mu się przebrnąć przez książki, które musieli czytać na angielski. Z

pewnością nie czytał dla przyjemności. Ale wspomniała o artykule... Musi się coś

znaleźć.

I przypomniał sobie. Razem z kumplami znaleźli artykuł o trawce w pigułce.

Czyste THC. śadnych chemikaliów, żadnych paprochów, koniec ze zwijaniem.

Oczywiście tabletka ta była tworzona z myślą o chorych, ale Nate'owi i jego kumplom

co innego chodziło po głowie.

- Czytałem w „Timesie”, że robią tabletkę, która zawiera czyste THC. Ma być

podawana pacjentom chorym na raka i AIDS, żeby łatwiej im było znieść ból. Ale to

bardzo kontrowersyjne. Wszyscy chyba się boją, że tabletka może trafić na ulice. To

naprawdę ciekawe.

- Fascynujące - powiedziała Brigid. - THC? Co oznacza ten skrót?

- Tetrahydrocannabinol - powiedział Nate bez zająknięcia.

Brigid pochyliła się z przejęciem do przodu, ponownie ryzykując upadek z

biurka.

- Tabletka, o której mówisz, została stworzona w laboratorium przez

genialnych naukowców, żeby trafić do chorych za pośrednictwem dobrze

wyszkolonych lekarzy. A mimo to może stać się katalizatorem do rozwoju nowej ery

w świecie narkotyków i przestępstwa.

- Właśnie - Nate pokiwał głową.

- Wiesz, mamy w Brown obóz koncentracyjny zwany wydziałem nauk ścisłych

i technologii, który jest na bieżąco z tego rodzaju nowinkami - powiedziała Brigid. -

Powinieneś się tym zainteresować.

- Okay. - Nate znowu odnosił wrażenie, że Brigid nie da mu spokoju, dopóki

nie postanowi spróbować szczęścia w Brown. Była jego przepustką.

- A może ty masz jakieś pytania do mnie? - zapytała Brigid.

A co tam, pomyślał Nate. Co mi zrobi, idę na całość.

- No więc, nawet jeśli nie mam najlepszych stopni, czy mimo to mógłbym

ubiegać się o wcześniejsze przyjęcie?

Blair by go zabiła, że kompletnie olał Yale, ale Nate uświadomił sobie, że już

go nie obchodzi, co myśli Blair. Naprawdę by się odstresował, gdyby mógł złożyć

podanie tylko na jedną uczelnię, zostać przyjęty, a potem zdecydować, czy podjąć

studia. Gdyby dostał się do Brown, mógłby przypłynąć z Maine łodzią, którą

zbudowali z ojcem, i trzymać ją gdzieś niedaleko szkoły. Byłoby super. Wziął głęboki

background image

oddech, napinając mięśnie łydek. Cholera, czuł się świetnie.

- Koniecznie złóż wcześniej podanie - zachwyciła się Brigid. - To dowiedzie

twojego zaangażowania. Uwielbiamy to.

- Super - powiedział Nate. - Zrobię tak.

Nie mógł się doczekać, kiedy opowie Jennifer o tym, jak świetnie jest w

Brown.

- Sam też piszesz, prawda. Daniel? - zapytała łagodnie Marion.

Dan odsunął z oczu dłonie i oszołomiony rozejrzał się po gabinecie. Marion

miała na regale mnóstwo książek o mężczyznach, kobietach i związkach. Mógł ją

sobie wyobrazić, jak siedzi w swoim gabinecie zwinięta w fotelu i, popijając bulion,

czyta Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus.

Może powinien poprosić ją o pożyczenie tej książki.

- Co piszesz? - ciągnęła go za język Marion.

- Głównie wiersze. - Wzruszył z przygnębieniem ramionami.

Pokiwała głową.

- Jakie?

Dan spuścił wzrok na swoje wytarte zamszowe buty. Jego szyja i policzki

oblały się żarem.

- Miłosne - wymamrotał. O Boże! Nie mógł uwierzyć, że wysłał ten wiersz

Serenie. Pewnie myślała, że jest beznadziejnym dziwadłem.

- Rozumiem. - Marion parę razy kliknęła długopisem, czekając, aż Dan

rozwinie temat.

Ale on siedział bez słowa, patrząc przez okno na płomienne jesienne liście

ozdabiające miasteczko uniwersyteckie. Wyobraził sobie, jak razem z Sereną

przechadzają się ręka w rękę po trawnikach, dyskutując o książkach, sztukach i

poezji. Widział oczami wyobraźni, jak robią razem pranie w suterenie ich akademika,

siedząc na klapie pralki, kiedy ich ubrania wirują bez końca.

Teraz nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego w ogóle chciał iść do Brown.

Wszystko wydawało się zupełnie bezcelowe.

- Przepraszam - powiedział, wstając. - Muszę iść.

Marion rozplotła nogi.

- Dobrze się czujesz? - zapytała z niepokojem.

Dan potarł oczy i ruszył do drzwi.

background image

- Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza. - Otwierając drzwi, uniósł rękę. -

Dziękuję.

Na zewnątrz zapalił papierosa i spojrzał na Van Wickle Gates, oficjalne

wejście na teren Uniwersytetu Browna. Czytał w katalogu, że brama ta jest używana

dwa razy do roku. Jej skrzydła otwierają się do środka, kiedy nowi studenci zaczynają

uroczyście pierwszy rok, i na zewnątrz, by wypuścić absolwentów po ceremonii

zakończenia.

Wyobraził sobie siebie i Serenę, jak maszerują przez bramę w odświętnych

togach.

Wyobrażał już sobie tyle różnych rzeczy, że nie byłby zdziwiony, gdyby sama

Serena okazała się wytworem jego wyobraźni.

Ale nie.

- Hej, Dan, wynosimy się stąd! - zawołała Serena z samochodu. - Mój brat

szykuje beczkę piwa.

Dan zgasił papierosa. Cudownie, stary - pomyślał z sarkazmem. Doprawdy,

nie mógł się doczekać, żeby napić się piwa i pozbijać bąki z ledwo znanymi kolesiami

w college'u, do którego się nie dostanie, bo właśnie przeszedł załamanie nerwowe na

rozmowie kwalifikacyjnej. Miał wielką ochotę powiedzieć Serenie i całemu

towarzystwu, że pójdzie złapać autobus do domu.

Ale kiedy się odwrócił, zobaczył złote włosy Sereny rozświetlone słońcem, jej

blade palce połyskujące na kierownicy, jej uśmiech. Nie zapomniał dzięki temu o

swoich problemach, ale wystarczyło, by podszedł i wsiadł do samochodu.

Przynajmniej miał nowy materiał do swojej przygnębiającej poezji.

wojna i pokój

Jenny była zadowolona, że przyszła na pokaz filmu Vanessy w Five and Dime,

bo na widowni oprócz Clarka znajdowała się jeszcze tylko jedna osoba. Ale Vanessie

chyba to nie przeszkadzało.

- Siadaj - powiedziała, kiedy Jenny weszła. - Właśnie zaczynamy. - Przeszła na

tyły sali i przyciemniła światło. Telewizor nad barem migotał na niebiesko.

- Zaczekaj - rzucił Clark zza kontuaru. - Muszę się odlać.

background image

W barze unosił się stęchły zapach papierosów i rozlanego piwa. Przy

kontuarze siedziała samotnie dziewczyna w niebieskich skórzanych spodniach i

odważnej czarnej koszulce. Na bicepsie miała wytatuowaną małpę. Jenny usiadła

obok niej.

- Cześć. - Dziewczyna wyciągnęła do niej dłoń całą w srebrnej biżuterii. -

Jestem Ruby, starsza siostra Vanessy.

- Jennifer - powiedziała Jenny. - Ładny masz tatuaż, Ruby.

- Dzięki. Będę piła colę. Też chcesz?

Jenny kiwnęła głową i Ruby machnęła swoim świetnym czarnym kokiem,

odwracając się do drzwi łazienki.

- Hej, facet, przynieś nam colę! - krzyknęła.

Z łazienki wyłonił się Clark.

- Do usług! - odkrzyknął.

- Lubię, kiedy zarabia na swoje pieniądze - zażartowała Ruby.

Vanessa klapnęła obok Jenny i kopnęła zniecierpliwiona nogi swojego stołka.

- Będziemy w końcu oglądać czy nie?

Ostatnio znowu ogoliła głowę. Wyglądało to jajowato i bardzo dziwnie. Jenny

zastanawiała się, czy powinna powiedzieć coś w stylu „Fajna fryzura”, ale stwierdziła,

że zabrzmiałoby to nieszczerze.

Clark napełnił colą dwie szklanki i przesunął je po barze. Wcisnął Play w

odtwarzaczu, wyszedł zza kontuaru i objął Vanessę w pasie.

- A teraz nasza cudowna prezentacja - zapowiedział jak konferansjer.

Vanessa skrzywiła się.

- Po prostu oglądaj - burknęła.

Jenny nie odrywała wzroku od telewizora. Kamera tańczyła Dwudziestą

Trzecią, podążając za Marjorie Jaffe, uczennicą dziesiątej klasy z Constance, która

kierowała się do Madison Square Parku. Miała kręcone rude włosy i zielony szal z

metką Kelly.

Kelly w kolorze zieleni - coś znakomitego, jeśli ma się to na sobie dla jaj. Ale

wyglądało na to, że Marjorie traktuje to bardzo poważnie.

Przeszła przez ulicę do parku. Przystanęła, a kamera skoncentrowała się na jej

twarzy. Marjorie leniwie żuła gumę, wypatrując kogoś. W kąciku ust wyskoczył jej

pryszczyk, który zapomniała zamaskować korektorem. Wyglądało to dość

obrzydliwie.

background image

W końcu chyba znalazła obiekt swoich poszukiwań. Kamera podążała cały

czas za nią, kiedy Marjorie pospieszyła do parkowej ławki. Na ławce Dan leżał na

wznak, z odrzuconą jedną ręką, dotykając palcami ziemi. Miał pomięte ubranie i

rozwiązane buty. Na jego piersi leżała szklana fajka, a we włosach miał śmieci.

Kamera zawisła nad jego nieruchomym ciałem. Słońce chyliło się ku zachodowi i

policzki Dana błyszczały pomarańczowym różem.

Jenny upiła łyk coli. Jej brat naprawdę przekonująco wcielił się w rolę ćpuna.

Marjorie uklękła obok Dana i ujęła jego dłoń.

Dan się nie poruszył. A potem powoli otworzył oczy.

- Spałeś? - zapytała Marjorie, przyglądając się jego twarzy. Parę razy mlasnęła

gumą i otarła nos wierzchem dłoni.

- Nie, od długiego czasu przyglądałem się tobie - powiedział Dan cicho. -

Wyczułem, że tu jesteś. Nikt oprócz ciebie nie daje mi takiego poczucia błogiego

spokoju... co za lekkość! Mam ochotę płakać z radości.

Jenny wiedziała, że film jest adaptacją jednej sceny z Wojny i pokoju Tołstoja.

Było trochę dziwnie słyszeć brata mówiącego jak ktoś z dziewiętnastego wieku, a z

drugiej strony było to całkiem fajne.

Marjorie zaczęła sznurować Danowi buty, ciągle międląc swoją gumę. Nie

wyglądało wcale na to, że stara się wczuć w swoją rolę. Po prostu tam była. Jenny nie

potrafiła stwierdzić, czy ten zabieg jest celowy.

Zanim jeszcze dokończyła wiązać mu buty, Dan usiadł i złapał ją za

nadgarstki. Fajka stoczyła się na ziemię i roztrzaskała.

- Nataszo, tak bardzo cię kocham! Bardziej niż kogokolwiek innego na

świecie! - zachłysnął się, próbując się wyprostować, a potem z powrotem opadł na

ławkę, jakby w bólu.

- Spokojnie, żołnierzu - powiedziała Marjorie. - Bo dostaniesz zakrzepicy.

Ruby wybuchnęła śmiechem.

- Ta dziewczyna jest niesamowita! - zawołała.

Cicho! - Vanessa spiorunowała ją wzrokiem.

Jenny wpatrywała się w ekran. Dan chciał podnieść fifkę, ale zostały po niej

tylko odłamki szkła.

- Ostrożnie! - Marjorie pogrzebała w kieszeni i wyciągnęła listek gumy. -

Masz. - Podała gumę Danowi. - Supermocna.

Dan wziął gumę i położył ją sobie na piersi, jakby był zbyt wyczerpany, żeby

background image

odwinąć ją z papierka i włożyć do ust. Zamknął oczy i Marjorie ponownie wzięła go

za rękę. Kamera powoli przechodziła w ujecie panoramiczne, omiatając parkowe

trawniki. Zatrzymała się chwilę na gołębiu, który dziobał na ziemi zużytą

prezerwatywę, a potem pomknęła Dwudziestą Trzecią na zachód, nad Hudson,

obserwując chowające się za horyzont słońce. Ekran zasnuł się czernią.

Vanessa wstała i zapaliła światło.

- A co się stało w końcu z tym gołębiem i prezerwatywą? - zapytał Clark.

Wszedł za bar i wyciągnął z lodówki butelkę corony. - Podać coś komuś?

- To wyraz moich emocji - wyjaśniła Vanessa. - Nie musi mieć jakiegoś

głębokiego sensu.

- Jak dla mnie to było komiczne. - Ruby przechyliła szklankę i wessała się w

kostkę lodu. - Jeszcze coli, proszę - powiedziała do Clarka.

- To wcale nie miało być śmieszne - stwierdziła gniewnie Vanessa. - Książę

Andrzej jest umierający. Natasza już go więcej nie zobaczy.

Jenny widziała, że Vanessa za wszelką cenę stara się nie spuszczać z tonu.

- Uważam, że zdjęcia są świetne - powiedziała. - Zwłaszcza końcowe ujęcia.

Vanessa spojrzała na nią z wdzięcznością.

- Dzięki. Ale zaraz, nie widziałaś filmu Sereny, prawda? Jest naprawdę dobry.

- No tak - odparła Jenny. - Ty odwaliłaś cale filmowanie?

Taaak. - Vanessa wzruszyła ramionami.

- A tak poważnie, twój film jest niezły, ale ja wolę Planetę małp - zażartowała

Ruby.

Vanessa przewróciła oczami. Jej siostra bywała czasem taka niedojrzała.

- Bo jesteś debilką - odparowała.

- Podobało mi się - rzekł Clark. Upił łyk piwa. - Choć nie załapałem do końca,

o co chodziło.

- Tam nie ma nic do załapywania - powiedziała Vanessa, doprowadzona do

rozpaczy.

Jenny nie miała ochoty siedzieć z nimi i słuchać, jak się kłócą. Przyjechała do

Williamsburga, żeby się rozerwać, a nie katować.

- Hej, chcesz pójść coś zjeść? - zapytała Vanessę.

Vanessa porwała ze stołka przy barze swój płaszcz i wciągnęła na siebie.

- Jasne. Idziemy.

background image

Poszły do arabskiej knajpki i zamówiły humus z gorącą czekoladą.

- Powiedz, Jennifer, jak to możliwe, że z takimi zderzakami nie masz ze

siedmiu chłopaków? - zapytała Vanessa, wskazując klatkę piersiową Jenny.

Jenny była tak zażenowana, że nawet nie zwróciła uwagi, jak bardzo pytanie

Vanessy było niegrzeczne.

- Cóż... w zasadzie... mam chłopaka.

- Tak?

- Tak. Tak jakby. - Jenny poczerwieniała, przypominając sobie, że w parku

Nate niemal ją pocałował. Obiecał, że zadzwoni do niej, jak tylko wróci z Brown.

Pociła się na samą myśl o tym.

Kelnerka przyniosła im gorącą czekoladę.

Vanessa przysunęła się bliżej z krzesłem i zaczęła dmuchać w kubek.

- No to opowiedz mi o nim.

- Ma na imię Nate i jest w ostatniej klasie u Świętego Judy. Trochę przypala,

ale jest naprawdę miły i zupełnie bezpretensjonalny, no wiesz, jak na chłopaka, który

mieszka w chacie za jakiś miliard dolców.

Vanessa pokiwała głową.

- Uhm. - Najwyraźniej był to chłopak, na jakiego ona nie zwróciłaby

najmniejszej uwagi. - No i co, chodzicie na randki? Nie jest trochę... no wiesz, za

stary?

Jenny tylko się uśmiechnęła.

- Jemu to nie przeszkadza. On... on mnie lubi. - Dmuchnęła uszczęśliwiona w

kubek i gorąca para owionęła jej policzki.

Vanessa zamierzała zapytać, czy Jenny okazała jakoś Nate'owi, że chętnie by

się z nim przespała. To by wyjaśniało, dlaczego ją tak bardzo lubi.

- Nawet się jeszcze nie całowaliśmy ani nic - ciągnęła Jenny, zanim Vanessa

zdążyła zapytać. - I dlatego tym bardziej go lubię. Nie jest oślizgły, wiesz? Nawet nie

gapił się na mój biust.

- Wow! - Vanessa była pod wrażeniem.

- W każdym razie - dodała Jenny, popijając czekoladę - wyjechał na ten

weekend do Brown. Ciekawe, czy wpadnie tam na Dana.

- Może. - Vanessa wzruszyła ramionami, starając się sprawiać wrażenie, że jej

to nie obchodzi. Miała już dość, że za każdym razem, kiedy tylko ktoś wspomni o

Danie, dostawała gęsiej skórki.

background image

Kelnerka przyniosła humus; Vanessa zatopiła w nim pitę.

Jenny wiedziała, że Vanessa nadal ma fioła na punkcie Dana - jej film był tego

dowodem. Ale Dan był teraz z Sereną. A skoro Dan był z Sereną, Jenny miała do niej

nieograniczony dostęp, tak jak zawsze tego chciała, prawda?

Zanurzyła w humusie mały paluszek, podniosła do ust i zaczęła ssać w

zamyśleniu. Dan - czy był z Sereną, czy nie - jest takim samym ponurakiem. Kiedy

zastanowiła się nad tym głębiej, uświadomiła sobie, że wcale nie potrzebuje, żeby ci

dwoje ze sobą chodzili, by kumplować się z Sereną. W końcu pomogła jej przy filmie.

Mogła z nią rozmawiać, kiedy tylko chciała. Nie była już tylko młodszą siostrą Dana.

Była Jennifer, była sobą i miała superchłopaka, który wkrótce kończył szkołę.

Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do Vanessy. Może mogłaby jej pomóc.

- Wiesz, Serena próbowała przeczytać jedną z ulubionych książek Dana -

powiedziała. - I kompletnie jej się nie podobała. Nawet nie zdołała jej dokończyć.

- No i...? - Vanessa zmarszczyła brwi.

Jenny wzruszyła ramionami. - Po prostu nie wydaje mi się, żeby do siebie

pasowali, to wszystko.

- I to mówi dziewczyna, która była gotowa lizać Serenie stopy, gdyby tylko ją

o to poprosiła?

Jenny otworzyła usta, żeby powiedzieć coś w swojej obronie, a potem je

zamknęła. To była prawda. Łaziła za Sereną jak zakochany szczeniak. Ale koniec z

tym. Teraz nazywała się Jennifer.

- Myślę tylko, że jeśli nadaj czujesz coś do Dana, powinnaś coś z tym zrobić, i

tyle. Mogłabyś się zdziwić.

- Akurat! - Vanessa chwyciła trójkątną pitę i rozdarła ją gniewnie na pół.

- A właśnie że tak.

Vanessa nie lubiła być przez nikogo pouczana, zwłaszcza przez jakąś

smarkulę. Ale Jenny wydawała się szczera, a jeśli także ona miała być szczera z samą

sobą, musiała przyznać, że faktycznie ciągle zależy jej na Danie.

Przejechała dłonią po swojej prawie łysej głowie i spojrzała Jenny prosto w

oczy.

- Tak myślisz? - zapytała.

Jenny przechyliła głowę. Vanessa była całkiem ładnie zbudowana. Z odrobiną

szminki mogłaby właściwie uchodzić za dziewczynę. Poza tym nie była nawet w

połowie tak twarda i dziwna, jak udawała.

background image

- Może byś musiała odrobinę zapuścić włosy. Już jesteście przyjaciółmi. Teraz

musicie tylko przejść na następny poziom.

Dajcie dziewczynie chłopaka, a od razu stanie się ekspertem od związków.

B kompletnie puszczaj

ą

nerwy

- Jak poszło? - zapytał Aaron, kiedy Blair wróciła po rozmowie. Siedział na

masce saaba, brzdąkając na gitarze i paląc kolejnego ziołowego papierosa. Czuł się w

Yale jak w domu.

- Chyba dobrze - powiedziała niepewnie Blair. Rzeczywistość jeszcze do niej

nie dotarła. Otworzyła drzwi, usiadła w fotelu i ściągnęła buty. - Czuję, że zrobił mi

się pęcherz. Cholerne buty.

Aaron też wsiadł do samochodu.

- O co cię pytali?

- No wiesz, dlaczego akurat Yale i takie tam - mruknęła ogólnikowo Blair.

Cała ta rozmowa stała się dla niej tylko mglistym wspomnieniem. Była zadowolona,

że już po wszystkim.

- Czyli nic nadzwyczajnego - stwierdził Aaron. - Na pewno świetnie ci poszło.

- Taaak. - Blair odwróciła się i sięgnęła po swoją torbę. Na tylnym siedzeniu

leżały Opowiadania wybrane Edgara Allana Poe.

Blair przypomniała sobie jedno z pytań: „Możesz mi opowiedzieć o ulubionej

książce, jaką ostatnio czytałaś?”

O nie!

Nagle cały koszmar powrócił.

Zaczęła się wiercić, drżąc.

- Cholera - szepnęła.

- Co?

- Zawaliłam sprawę. Kompletnie wszystko spieprzyłam.

- Co masz na myśli?

Blair potarła pryszcza nad brwią.

- Zapytał mnie, czy ostatnio przeczytałam jakąś dobrą książkę. I wiesz, co

powiedziałam?

background image

Aaron potrząsnął głową.

- Co?

- Powiedziałam mu, że niczego nie czytałam, bo moje życie to kanał.

Przyznałam się do kradzieży w sklepie. Powiedziałam mu, że miałam ochotę ze sobą

skończyć.

Aaron tylko się jej przyglądał szeroko otwartymi oczami.

Blair spojrzała za szybę, na piękne miasteczko uniwersyteckie. Chciała

studiować w Yale od czasu, kiedy po raz pierwszy przyjechała z ojcem na mecz

futbolowy Yale z Harvardem w jakiś weekend dla absolwentów; miała wtedy sześć

lat. Yale to było jej przeznaczenie. Tak dużo pracowała. Dlaczego nie wychodziła już

na żadne imprezy w tygodniu? Bo cały czas się uczyła. Była tak pewna, że się

dostanie, a w ciągu kilku krótkich chwil wszystko zawaliła. Jak po tym wszystkim

spojrzy ludziom w twarz?

Aaron położył rękę na jej ramieniu.

- A tak jest? To znaczy, chcesz ze sobą skończyć?

- Nie. - Pierś jej falowała, kiedy po policzkach popłynęły łzy wściekłości. -

Chociaż pewnie powinnam po tej rozmowie.

- Naprawdę kradłaś w sklepie?

- Zamknij się! - burknęła, zrzucając z ramienia jego dłoń. - To wszystko twoja

wina. Trzymałeś mnie do późna na nogach. Powinnam przyjechać rano pociągiem, tak

jak planowałam.

- Ej, to nie ja kazałem ci gadać bzdury - zwrócił jej uwagę. - Mimo wszystko

nie przejmowałbym się tym. Rozmowa wstępna to jeszcze nie wszystko, zaledwie

jakaś jedna piąta całego procesu. Ciągle masz szanse. A nawet jeśli się nie dostaniesz,

jest jeszcze z milion innych dobrych szkól, do których możesz pójść.

Blair usiłowała sobie przypomnieć, jak przebiegła reszta rozmowy. Może to

drobne potknięcie nie miało aż takiego znaczenia.

A potem przypomniała sobie, co zrobiła na samym końcu.

- O Boże! - Walnęła głową o zagłówek.

Aaron włożył kluczyk do stacyjki i zapalił silnik.

- No co?

- Pocałowałam go.

- Kogo?

- Tego faceta, z którym miałam rozmowę. Pocałowałam go w policzek przed

background image

wyjściem. - Dolna warga jej drżała, po twarzy potoczyło się więcej łez. - To była

kompletna błazenada.

- Wow! - Aaron był pod wrażeniem. - Pocałowałaś faceta na rozmowie

kwalifikacyjnej? Założę się, że ty pierwsza coś takiego zrobiłaś.

Nie odpowiedziała. Odwróciła się do okna, skuliła ramiona i żałośnie płakała.

Co teraz powie ojcu? Co powie Nate'owi? Tyle mu truła, że nie myśli poważnie o

Yale, a sama zamieniła swoją rozmowę wstępną w farsę.

- Wiesz co? - powiedział Aaron, wycofując samochód z parkingu. - Myślę, że

powinniśmy stąd spadać, zanim zadzwonią po gliny, nie? - Uśmiechnął się, podniósł z

podłogi brudną serwetkę z Dunkin' Donuts i podał ją Blair, żeby wydmuchała nos.

Blair pozwoliła, by serwetka z powrotem opadła na podłogę. Nie mogła

zrozumieć, jak się w to wpakowała. Podróżowała brudnym samochodem z przesadnie

optymistycznym wegetarianinem z dredami, który wkrótce miał zostać jej przyrodnim

bratem. Siedziała do późna w nocy, opychając się śmieciowym jedzeniem i żłopiąc

piwo. Wymiękła na rozmowie wstępnej i pocałowała obcego faceta, całkowicie

przekreślając swoją przyszłość. Tego typu rzeczy nie przydarzały się jej. Dotyczyły

frajerów z problemami. Aktorów, którzy przychodzili ciągle na castingi, ale nigdy nie

dostali głównej roli. Ludzi, którzy mieli kiepskie włosy, problemy z cerą, koszmarne

ubrania i brak ogłady towarzyskiej. Blair ponownie dotknęła pryszcza na czole. O

Boże! W co ona się zamienia?

- Chcesz pojechać na jakieś śniadanie? - zapytał Aaron, wjeżdżając na główną

drogę przez New Haven.

Blair zatopiła się w swoim fotelu. Nie mogłaby niczego przełknąć. Nigdy

więcej.

- Po prostu zawieź mnie do domu - powiedziała ze wstrętem.

Aaron puścił płytę Boba Marleya i skierował się na autostradę. Blair

tymczasem wyglądała za okno, usiłując znaleźć jakieś powody do życia.

W poniedziałek był ich szkolny festiwal filmowy. Jeśli wygra, będzie mogła

dodać do swojej listy kolejne osiągnięcie i, być może, w Yale przymkną oko na

sprawę jej niefortunnej rozmowy wstępnej. Może wybaczą jej to dziwaczne

zachowanie, bo w końcu była artystką. A jeśli mimo to nie dostanie się do Yale,

mogłaby zacząć kreować się na artystkę pełną gębą, zacząć ubierać się wyłącznie na

czarno jak ta dziwaczka Vanessa i ubiegać się o przyjęcie na Uniwersytet Nowojorski

albo Pratt. A jeśli nie wygra? Będzie miała jeszcze jedną pozycję do dodania na listę

background image

powodów, dlaczego jej życie jest w totalnej rozsypce.

Jakby nie było jeszcze dość, na przyszły weekend jej matka zaplanowała dzień

piękności i uroczysty lunch z druhnami. A ona, Blair, będzie musiała być miła i

tryskać entuzjazmem. Może nawet będzie musiała rozmawiać z Sereną. Hura, hura!

A w sobotę za dwa tygodnie będzie w końcu ten wielki dzień - wesele. I jej

urodziny. Dzień, w którym miała wreszcie stracić dziewictwo z Nate'em. Zacisnęła

oczy, próbując przywołać obraz, który sobie wcześniej wymarzyła - Nate otwiera

butelkę szampana w ich hotelowym apartamencie, ubrany w seksowne kaszmirowe

spodnie od pidżamy. Ale jej głowę wypełniła zupełnie inna wizja. Wyobraziła sobie,

jak pies Aarona biegnie do niej truchtem z jakimś listem w zaślinionej paszczy. List

jest na papierze firmowym Yale, a jego treść brzmi: „Droga pani Waldorf, z żalem

informujemy, że pani podanie o przyjęcie do Yale zostało odrzucone. Dziękujemy, że

pani próbowała, życzymy udanego życia. Z poważaniem. Komisja Rekrutacyjna

Uniwersytetu Yale”.

Blair otworzyła oczy. Nie! - powiedziała sobie stanowczo. Nie jest frajerką.

Niezależnie od wszystkiego dostanie się do Yale. Pójdą tam razem z Nate'em.

Zamieszkają razem i będą to robić, kiedy tylko będą chcieli. To było życie, które sobie

wymarzyła, i tak właśnie będzie.

Odwróciła się do Aarona.

- Zaraz po powrocie zadzwonię do mojego ojca i poproszę, żeby przekazał

Yale jakąś darowiznę - powiedziała z determinacją. Właściwie nie było to żadne

przekupstwo, prawda? Coś takiego jest przecież na porządku dziennym! A poza tym

nie była złą uczennicą ani nic takiego.

Ale na pewno facet, z którym miała rozmowę wstępną, nie zapomni tak

szybko tego pocałunku. Jej ojciec będzie musiał zrobić naprawdę dużą darowiznę.

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

background image

KTO JEST Z KIM?

Czy D ju

ż

kompletnie odpu

ś

cił sobie S? Czy S zwodzi D celowo, czy nie jest niczego

ś

wiadoma, na ten swój cudowny sposób? A czy N faktycznie traktuje J powa

ż

nie? To znaczy,

czy naprawd

ę

zamierza porzuci

ć

B, kiedy ta jest w potrzebie? Dla dziewczyny z dziewi

ą

tej

klasy?? Mo

ż

ecie obstawia

ć

.

TO BYŁO NIEUNIKNIONE

Władze Uniwersytetu Yale wła

ś

nie poinformowały o przekazaniu uniwersytetowi Winnicy

Waldorfa; do programu zaj

ęć

został dopisany nowy przedmiot: zarz

ą

dzanie winnic

ą

. Studenci

maj

ą

produkowa

ć

własne wino, które b

ę

dzie sprzedawane przez lokalnych kupców, z nazw

ą

uniwersytetu na etykiecie. Co semestr grupa studentów b

ę

dzie mieszka

ć

i pracowa

ć

w nowej

winnicy uniwersyteckiej na południu Francji, doskonal

ą

c si

ę

w sztuce wyrobu wina, degustuj

ą

c

francuskie potrawy i szkol

ą

c j

ę

zyk. B

ę

d

ą

mówili po francusku jak rodowici Francuzi. Winnica

rozkwitnie tego lata dzi

ę

ki hojno

ś

ci przewiduj

ą

cego rodzica.

Wygl

ą

da na to,

ż

e tatu

ś

wyzbywa si

ę

maj

ą

tku, ale B i tak b

ę

dzie musiała zaczeka

ć

do

kwietnia, zanim dowie si

ę

, czy została przyj

ę

ta, tak jak reszta nas. To napi

ę

cie mnie zabija!

Wasze e - maile

P: Cze

ść

P,

Słyszałam par

ę

rzeczy o wszystkich filmach bior

ą

cych udział w szkolnym festiwalu

filmowym (te

ż

chodz

ę

do Constance). Uwa

ż

am,

ż

e powinna wygra

ć

B. Powa

ż

nie.

Wiem,

ż

e jej film mo

ż

e wydawa

ć

si

ę

troch

ę

monotonny, ale maj

ą

w nim by

ć

wykorzystane te superefekty jak z klipów na MTV, Chodz

ę

z ni

ą

na zaj

ę

cia z filmu i

jest najlepsza z monta

ż

u, wi

ę

c zało

żę

si

ę

,

ż

e wyszło całkiem fajnie. S nie wie

nawet, jak wł

ą

czy

ć

kamer

ę

, a filmy V s

ą

zawsze takie pretensjonalne. To tyle.

Deszczowy Dzie

ń

O: Cze

ść

, DeszczowyDzie

ń

,

My

ś

lałam,

ż

e film B b

ę

dzie tam troch

ę

nie na miejscu, ale chc

ę

ci wierzy

ć

na słowo.

Wszystko zale

ż

y od decyzji s

ę

dziów w poniedziałek. A przegrani zawsze okazuj

ą

swoje rozgoryczenie na ró

ż

ne oburzaj

ą

ce sposoby. Nie mog

ę

si

ę

doczeka

ć

!

P

Na celowniku

J i V robi

ą

zakupy w Domsey w Williamsburgu. V nawet kupuje klasyczn

ą

mał

ą

czarn

ą

. Musi

jej naprawd

ę

zale

ż

e

ć

na D. B i A wpadaj

ą

na jej matk

ę

, jego ojca i organizatora ich wesela w

background image

drodze do ich mieszkania na Siedemdziesi

ą

tej Drugiej ulicy. B nie wygl

ą

dała na szcz

ęś

liw

ą

. D,

S, N i ich kumple wysypuj

ą

si

ę

z Grand Central w niedzielne popołudnie. Cała szóstka

wygl

ą

da na skacowanych, ale to

ż

adna nowo

ść

.

I JESZCZE JEDNO

Przed nami

Ś

wi

ę

to Dzi

ę

kczynienia, wi

ę

c czas podzi

ę

kowa

ć

za to, co mamy. No wi

ę

c...

dzi

ę

kuj

ę

za te

ś

wietne skórzane spodnie w Intermix i cudowny skórzany płaszczyk, który

dorwałam w Scoop. Dzi

ę

kuj

ę

te

ż

za wszystkich chłopców, których znam, i tych, których

jeszcze nie poznałam, i za to,

ż

e z wiekiem robi

ą

si

ę

coraz fajniejsi. I dzi

ę

kuj

ę

wam wszystkim,

ż

e ci

ą

gle odstawiacie jakie

ś

numery, dzi

ę

ki czemu mam zawsze o czym plotkowa

ć

.

Wi

ę

cej wkrótce.

Wiem,

ż

e mnie kochacie

plotkara

a zwyci

ęż

czyni

ą

jest...

Pani McLean, dyrektorka szkoły Constance Billard, wydala rozporządzenie, że

uczennice ze starszych klas będą zwolnione z dwóch ostatnich lekcji w poniedziałek,

by uczestniczyć w festiwalu filmowym. Dziewczyny z klas od siódmej do dwunastej

wypełniły audytorium. Nad podestem zwisał z sufitu olbrzymi biały ekran.

Uczestniczki konkursu siedziały w pierwszym rzędzie, wśród nich Blair, Vanessa i

Serena. Arthur Coates, sławny aktor, ojciec Isabel, stał na podeście, szykując się do

wygłoszenia mowy i przedstawienia filmów.

Serena siedziała na końcu rzędu, pod oknem, przyglądając się elegancko

ubranym przechodniom paradującym po Dziewięćdziesiątej Trzeciej. Paznokcie miała

już kompletnie obgryzione i nierówne, a w zaciągniętych czarnych rajstopach wielkie

oczko od kostki aż do uda.

I tak wyglądała świetnie. Jak zawsze.

Ale nerwy ją zżerały. Film to jej jedyny projekt w ramach zajęć dodatkowych.

Wygrana była w jej wypadku jedynym sposobem na udowodnienie władzom uczelni,

że jest kimś więcej niż tylko dziewczyną, którą wyrzucono z francuskiej szkoły, bo

nie raczyła wrócić na czas po wakacjach i olała pierwsze tygodnie nauki, czy

dziewczyną z kiepskimi stopniami. Nie była kompletną nieudacznicą. Była kreatywna.

background image

Miała duże możliwości. Miała dobry gust. A jeśli nie będą potrafili tego dostrzec, to

pieprzyć ich... Racja?

Vanessa też była zdenerwowana, choć nie dawała nic po sobie poznać.

Siedziała bezwładnie na swoim krześle, ryjąc iksy na wierzchu swojego czarnego

segregatora i spoglądając z wściekłością nad czubkami swoich martensów na

drewnianą podłogę audytorium. Miała gdzieś, że Ruby i Clark nie rozumieli jej filmu.

Jenny powiedziała, że jej się podobało. I nawet jeśli cała historia nie wyszła tak, jak

chciała, a pomiędzy Danem i Marjorie nie było zupełnie iskrzenia, zdjęcia były

doskonałe. Jeszcze zanim nawet zaczęła robić ten film, liczyła na wygraną. To by

przesądziło sprawę jej wcześniejszego przyjęcia na Uniwersytet Nowojorski.

Blair odczuwała sensacje żołądkowe z wielu różnych powodów. Dzwoniła do

Nate'a, wysyłała mu e - maile, próbowała go złapać na Gadu - Gadu, od kiedy tylko

wróciła do miasta w sobotę po południu, a on nie odpowiadał. Zeszłego wieczoru

chciała przypuścić szturm na jego dom, żeby się przekonać, o co chodzi, ale matka

zaciągnęła ją na degustację do hotelu St. Claire, żeby pomogła wybrać menu na jej

wesele. Tak jakby Blair coś obchodziło, czy quenelle nie jest za bardzo rybiaste, a sos

do sałatki zbyt tłusty. W końcu stanęło na czterech daniach i musiała przysłuchiwać

się niedorzecznej dyskusji jej matki z organizatorem wesela, czy aranżacje kwiatowe

powinny być wysokie, czy raczej niskie - kwiaty na długich łodygach czy krótko

przycięte. Wysokie oznaczały, że ludzie będą mieli problem, żeby coś nad nimi

zobaczyć. Niskie za to nie były aż tak imponujące. W końcu postanowili pójść na

kompromis, tak jakby nie było to najbardziej oczywiste rozwiązanie na świecie.

Kiedy wróciła do domu, na sekretarce była wiadomość od ojca, który pytał, jak

poszła jego misiaczkowi rozmowa wstępna w Yale. Blair nie oddzwoniła.

Wspomnienie tej beznadziejnej rozmowy prześladowało ją jak cuchnący cień i nie

chciała o tym z nikim rozmawiać. Rozmowa na ten temat byłaby jak przyznanie się do

porażki, a ona nie czuła się jeszcze na to gotowa. W zamian wysłała ojcu radosnego e

- maila o tym, jak bardzo facet, który przeprowadzał z nią rozmowę, był

zafascynowany winem i że od łat starał się dodać zarządzanie winnicą do listy zajęć.

Nie wspomniała nic o faktycznym przebiegu rozmowy; napisała tylko, że jakaś

darowizna zabezpieczy jej, już dość pewne” miejsce w Yale. Tymi paroma zdaniami

sprawiła, że jej ojciec zapragnął ponad wszystko podarować Uniwersytetowi Yale

background image

całą swoją posiadłość. Blair była mistrzynią perswazji.

A dzisiejszy konkurs filmowy był dla niej kolejną szansą na odmianę jej losu.

Coś musiało się zmienić. Po prostu musiało.

- Witam wszystkich serdecznie - powiedział pan Coates, błyskając swoim

notorycznie olśniewającym uśmiechem. Jako nastolatek grał w serialu telewizyjnym,

po dwudziestce zdobyli platynowy album i nagrał pełno seksownych klipów. Teraz

był gwiazdą i grał w reklamach Pepsi. - Mam dzisiaj przyjemność przedstawić kolejne

pokolenie nowych talentów przemysłu filmowego.

Potem zrobił krótki wywód na temat historii kobiet w filmie. Marylin Monroe.

Audrey Hepburn. Elizabeth Taylor. Meryl Streep. Nicole Kidman. Julia Stiles.

Potem zapowiedział pierwszy film - Sereny. Światła zostały przyciemnione i

rozpoczęła się projekcja.

Serena czuła nerwowe łaskotanie w żołądku, kiedy patrzyła na swój film, który

oglądała już chyba po raz setny. Mimo to film trzymał w napięciu. Co więcej, w

zasadzie zaczęła być z niego dumna.

- Hm. Chyba można użyć słowa „dziwne”? - szepnęła Becky Dormand do

swojego oddziału dziewiątoklasistek.

- O mój Boże. Ale dziwkarsko wygląda w tej sukience, nie? - szepnęła Rain

Hoffstetter do Laury Salmon w ostatnim rzędzie, gdzie siedziały najstarsze

dziewczyny.

- I dokładnie widać było jej goły cycek w lustrze przebieralni - odszepnęła

Laura.

Kiedy ekran zasnuł się czernią i zapaliły się światła, widownia zaczęła bić

brawa. Nie był to jakiś dziki, niepohamowany, histeryczny aplauz, ale całkiem solidne

oklaski. Ktoś zagwizdał i Serena wyciągnęła szyję, żeby go zlokalizować. To był pan

Beckham, który uczył filmu. A ona nawet nie chodziła na jego zajęcia.

- Słyszałam, że nawet nie zrobiła tego filmu sama - szepnęła Kati Farkas do

Isabel Coates. - Zapłaciła sławnemu reżyserowi, żeby go za nią nakręcił.

Isabel pokiwała głową.

- No, chyba chodzi o Wesa Andersona - powiedziała.

Następnie pan Coates zapowiedział dwa kolejne filmy. Pierwszy był zapisem

rozmowy Carmen Fortier z jej dziewięćdziesięcioczteroletnią babcią, która toczyła się

głównie wokół korzyści wynikających z oglądania Ulicy Sezamkowej i raczej nie

background image

miała zbyt wielkiego sensu. Kolejny film był o tym, jak Nicki Button jeździ po swojej

wiejskiej posiadłości w Rumson w New Jersey; nudne jak flaki z olejem, zwłaszcza

kiedy wyliczała imiona wszystkich wypchanych zwierząt, jakie uzbierały się im przez

lata. Świrek. Larry. Szczekacz. Ralf. Chrum - pieprzony - Chrum.

No kogo to, u diabła, obchodziło?

Dziewczyny klaskały uprzejmie, a potem pan Coates zapowiedział film

Vanessy.

Gdy na wielkim ekranie pojawiła się Marjorie ze swoją porośniętą rudymi

lokami głową, Vanessa zaczęła nerwowo chichotać. Rzadko się śmiała czy nawet

uśmiechała publicznie, ale Marjorie była tak śmieszna, że nie mogła się powstrzymać.

Cała aż się trzęsła ze śmiechu i musiała odwrócić wzrok. Siedząca obok niej Blair

Waldorf skrzyżowała nogi w ten swój sukowaty sposób i posłała Vanessie

nieprzyjemne spojrzenie. Potem kamera przesunęła się pieszczotliwie nad leżącym

Danem i Vanessa przestała się śmiać. Boże, był taki piękny.

Kiedy film dobiegł końca, na sali przez chwilę panowała cisza. Potem zaczęła

klaskać Jenny, a zawtórowała jej reszta dziewiątoklasistek. Pan Beckham głośno

zagwizdał i sala wybuchła brawami.

- Super, Marjorie! - zawołały dziewczyny z dziesiątej klasy.

- Ten motyw z prezerwatywą był naprawdę obrzydliwy - szepnęła Kati do

Isabel na końcu sali.

- Co to w ogóle było? - zapytała Laura.

- Ta dziewczyna jest naprawdę pomylona - stwierdziła Rain.

W końcu nadeszła kolej Blair.

Blair przyciskała swojego palmpilota kurczowo do piersi, kiedy Audrey

Hepburn na okrągło jadła swojego croissanta. Z tyłu audytorium jej przyjaciółki

tańczyły w rytm muzyki, a kiedy film się skończył, zaczęły głośno klaskać.

- To było super - powiedziała Isabel do Kati. - Prawda?

- Absolutnie - zgodziła się Kati.

- Niezłe - szepnęła Becky Dormand do swoich przyjaciółek. - Zwłaszcza że nie

miała na to zbyt dużo czasu, bo jest zajęta wypełnianiem formularzy z prośbą o

przyjęcie do wszystkich uczelni na Wschodnim Wybrzeżu.

- Słyszałam, że nawet jak dostanie się do Yale, będzie musiała przełożyć

rozpoczęcie studiów o rok, by poddać się w tym czasie intensywnej terapii - dodała

jakaś inna dziewiątoklasistka.

background image

- Pewnie chodzi ci o tę sprawę z jej nowym bratem? Słyszałam, że sypiają ze

sobą, od kiedy tylko się wprowadził - powiedziała Becky.

- Obrzydliwość! - wykrzyknęły pozostałe dziewczyny.

Wreszcie Arthur Coates wstał. W dłoni trzymał białą kopertę.

- Wiecie, że tak naprawdę nie ma tu ani zwycięzców, ani przegranych - zaczął.

Blair przełknęła nerwowo ślinę. Tak, tak, tak. No, otwieraj tę pieprzoną

kopertę.

- A zwyciężczynią jest...

Chwila ciężkiego napięcia.

- Serena van der Woodsen!

Kompletna cisza.

Potem wstała Vanessa i zagwizdała przeciągle, jak nauczyła ją siostra.

Wolałaby sama wygrać, ale film Sereny był dobry i pieprzyć to - czuła dumę, że się do

tego przyczyniła. Kiedy Jenny zobaczyła Vanessę, również wstała i zaczęła głośno

klaskać. Potem podniósł się pan Beckham i krzyknął: „Brawo”, a wtedy do aplauzu

przyłączyła się reszta szkoły.

Serena podeszła do podestu oszołomiona szczęściem i odebrała nagrodę - dwa

bilety do Cannes na wiosenny festiwal filmowy; nagroda obejmowała również trzy

noce w pięciogwiazdkowym hotelu. Wahała się, zakładając za uszy swoje błyszczące

jasne włosy, w końcu nachyliła się do mikrofonu.

- Chciałabym, żeby przyszły tu jeszcze dwie dziewczyny - powiedziała. -

Vanessa Abrams i Jennifer Humphrey. Nie poradziłabym sobie bez ich pomocy.

Vanessa pokazała Jenny język przez audytorium, a potem podeszła do podium

i stanęła obok Sereny. Było nie było, to ona wszystko filmowała. Zasługiwała na

jakieś uznanie, bo dzięki niej ten film w ogóle wypalił.

Serena uścisnęła dłoń Vanessy i wręczyła jej bilet na samolot.

- Dzięki - szepnęła. - Chcę, żebyś to wzięła.

Jenny przedarta się podniecona po kolanach swoich koleżanek z klasy i

podeszła do Sereny i Vanessy. Serena pocałowała ją w policzek i wcisnęła jej do ręki

drugi bilet.

- Jesteś niesamowita - powiedziała.

Jenny spiekła raka. Nigdy wcześniej nie stała przed całą salą.

To się nie dzieje naprawdę, myślała Blair. Siedziała sztywno, zamknęła oczy.

To się jej tylko śniło. Była dopiero trzecia nad ranem. Poniedziałek się jeszcze nie

background image

zaczął. Minie parę godzin, zanim wejdzie dumnie na podest w swoim liliowym

sweterku, żeby odebrać nagrodę od pana Coatesa.

Otworzyła oczy. Serena nadal uśmiechała się promiennie do widowni. To było

takie irytujące.

A Blair nadal grała w najbardziej przygnębiającym filmie, jaki kiedykolwiek

powstał. Filmie, który był jej życiem.

udr

ę

czony romantyk nie jest w stanie odmówi

ć

- Wygrałam! - wykrzyknęła Serena.

Dan kopnął rozbitą butelkę po West End Avenue i przycisnął komórkę do

ucha.

- Co takiego? - zapytał, starając się nie okazać zainteresowania.

- Festiwal filmowy - wyrzuciła jednym tchem. – Podobało im się! Nie mogę

uwierzyć. Vanessa nawet powiedziała, że mogłabym pomyśleć o jakiejś szkole

artystycznej. Mogłabym zostać filmowcem!

- Świetnie. - Dan nie potrafił wymyślić bardziej stosownej odpowiedzi. Za

każdym razem, kiedy słyszał głos Sereny, czy tylko o niej myślał, czuł się jakby był na

torturach.

- W każdym razie chciałam tylko, żebyś wiedział, skoro widziałeś ten film i w

ogóle - powiedziała Serena.

Cisza.

- Dan?

- Tak?

- Tylko upewniam się, że dalej tam jesteś. Tak czy owak - nawijała dalej - w

ten weekend będę musiała zaliczyć takie tam pierdoły związane z przygotowaniem do

ślubu, więc pewnie nie będziemy mogli się spotkać. Ale nadal idziesz ze mną na to

wesele, prawda?

Dan potrząsnął głową. Odmów jej, nakazywał mu rozum.

- Obiecałeś - przypomniała mu Serena.

- Jasne - powiedział. Jego serce za każdym razem wygrywało.

- Super! - wykrzyczała Serena. - Okay, zadzwonię później. Cześć.

background image

Rozłączyła się. Dan usiadł na dolnym stopniu schodów czyjegoś domu i

drżącą dłonią zapalił papierosa. Może przesadzał? Czy to możliwe, że wszystko źle

zrozumiał? Może Serenie zależało, przynajmniej trochę?

To już było coś, czym można się było łudzić.

I coś, czym można się było bez końca zadręczać.

J po prostu lepiej smakuje

- I co, podobało ci się w Brown? - zapytała Jenny Nate'a. Siedzieli przy stawie

z łódkami w Central Parku, patrząc, jak mali chłopcy puszczają swoje łódeczki

między leniwymi kaczkami i unoszącymi się na powierzchni wody liśćmi. Nate

trzymał ją za rękę i było tak przyjemnie, że Jenny nie dbała o to, czy rozmawiają, czy

też nie.

- Uhm - mruknął Nate. - To znaczy, ciągle muszę dobrze zaliczyć ten semestr,

napisać esej i tak dalej. Ale naprawdę nie myślałem o tym, żeby od razu w przyszłym

roku iść do college'u, wiesz? A teraz jestem tym nawet podjarany. - Uniósł dłoń Jenny

do swojej twarzy i przyglądał się jej malutkim paluszkom.

- Co robisz? - zachichotała.

- Nie wiem. Ale cieszę się, że cię widzę - uśmiechnął się do niej. - Jennifer,

myślałem o tobie przez cały weekend, a teraz jesteś tu ze mną.

- Ja też o tobie myślałam - powiedziała z nieśmiałym uśmiechem. Znowu

zastanawiała się, czy Nate ją pocałuje.

- Chodziło mi coś niegrzecznego po głowie, kiedy byliśmy w parku - ciągnął

Nate. - No wiesz, kiedy przyszli moi kumple.

Jenny pokiwała głową. Tak?

- Chciałem wtedy coś zrobić - powiedział Nate. - Powinienem był pójść na

całość i po prostu to zrobić.

Tak, tak!

Nate przyciągnął ją do siebie. Oboje mieli otwarte oczy i uśmiechali się w

trakcie pocałunku.

Jenny całowała się z dwoma chłopakami jednego razu na przyjęciu, kiedy grali

w butelkę, ale całowanie się z Nate'em! było najwspanialszym wydarzeniem w jej

background image

całym życiu. Czuła, że zaraz wybuchnie ze szczęścia.

Nate był zaskoczony, jak dobrze całowała. Było o wiele lepiej, niż kiedy

całował się z Blair. Jennifer po prostu smakowała lepiej. Jak donut albo waniliowy

shake.

Odsunął się, ciągle patrząc na jej zaczerwienioną ze szczęścia twarz.

Jennifer nie wiedziała nic o Blair, a Blair nie wiedziała nie o Jennifer.

Ignorował telefony Blair i zasadniczo udawał, że w ogóle nie istnieje, ale jak długo

mógł coś takiego ciągnąć? Wcześniej czy później będzie musiał coś powiedzieć.

Nie był tylko pewien co.

pedikiur w kwa

ś

nym mleku

Po drobnych zakupach u Chanel na parterze Eleanor Waldorf i jej druhny

wjechały windą na górę centrum odnowy o szumnej nazwie Frederic Fekkai Beauté de

Provence przy Pięćdziesiątej Siódmej ulicy. Blair, jej matka, Kati, Isabel, Serena i

ciotka Blair Zo Zo przybyły tam, by poddać się zabiegom pielęgnacyjnym stóp i dłoni

w mleku i miodzie, zaliczyć maseczki błotne i, naturalnie, pogadać o weselu. Później

wybierały się na lunch do Daniela, ulubionej restauracji Eleanor Waldorf. Tam miała

się z nimi spotkać druga ciotka Blair, Fran, omijając pedikiur, bo nie cierpiała, kiedy

ktoś dotykał jej stóp.

Salon piękności przypominał zatłoczoną restaurację, tyle że nie pachniało tu

jedzeniem, ale szamponem i żelem Frederica Fekkai. Był duży i jasny, pracownicy

biegali tam i z powrotem, obsługując kobiety w beżowych, przypominających

szpitalne szlafrokach, które chroniły ubrania. Wszystkie kobiety miały takie same

platynowe i czerwonawe pasemka we włosach. Był to charakterystyczny kolor dla

Upper East Side.

- Ciao, mes cheries! - zawołał Pierre, miody chudy Japończyk, który pracował

w recepcji. - Trzy z was pójdą teraz na pedikiur, a pozostałe na oczyszczanie twarzy.

Proszę bardzo za mną, za mną!

Blair nie wiedziała zupełnie, jak to się stało, ale za chwilę już siedziała

pomiędzy Sereną i swoją matką, mocząc dłonie i stopy w miskach pełnych ciepłego

mleka z miodem, a Kati, Isabel i jej ciotka miały nakładane maseczki w innej części

background image

salonu.

- Prawda, że przyjemnie? - zagruchała matka Blair, zapadając się w swój fotel.

- Moje mleko Śmierdzi - stwierdziła Blair. śałowała, że nie postanowiła

spotkać się z pozostałymi w restauracji, tak jak to zrobiła ciotka Fran.

- Ostatnio robiłam pedikiur w wakacje - powiedziała Serena. - Moje stopy są

w tak okropnym stanie, że nie zdziwiłabym się, gdyby przez nie skwaśniało mleko.

Ja też bym się nie zdziwiła, pomyślała złośliwie Blair.

- Co robimy z paznokciami? - zapytała manikiurzystka jej matkę,

rozmasowując jej palce.

- Chcę, żeby były zaokrąglone, ale nie spiczaste - odparła Eleanor.

- A ja chcę kwadratowe - powiedziała Serena swojej manikiurzystce.

- Ja też - powiedziała Blair, choć z trudem przeszło jej przez gardło

stwierdzenie, że chce czegoś takiego samego jak Serena.

Manikiurzystka Blair poklepała ją żartobliwie po nadgarstku.

- Jesteś taka spięta. Rozluźnij się. To ty jesteś panną młodą?

Blair spojrzała na nią pustym wzrokiem.

- Nie, to ja - odpowiedziała wesoło jej matka. - To mój drugi raz - szepnęła,

mrugając irytująco do manikiurzystki.

Blair poczuła, że jej mięśnie napinają się jeszcze bardziej. Niby jakim cudem

miałaby się rozluźnić?

- Widziałam w Barneysie cudowne kaszmirowe spodnie od pidżamy - paplała

dalej jej matka. - Pomyślałam, że może kupię Cyrusowi parę w prezencie ślubnym. -

Zwróciła się do Blair. - Myślisz, że chodziłby w nich?

Serena zerknęła nerwowo na Blair, zastanawiając się, czy powinna coś

powiedzieć. Teraz miała szansę ją przytemperować i odpłacić za to, że była taką

zdzirą. Mogłaby powiedzieć coś w stylu: „Blair, czy to nie ciebie widziałam, jak w

zeszłym tygodniu kupowałaś w Barneysie takie spodnie?” Ale Blair robiła się coraz

bardziej czerwona na twarzy i Serena nie miała serca, by cokolwiek powiedzieć. A

może raczej miała za dużo serca. Blair już i tak się nie popisała tą sprawą z kradzieżą,

Serena nie chciała pogrążać jej jeszcze bardziej.

- Nie wiem, mamo - powiedziała żałośnie Blair. Swędział ją kark. Może ma

alergię i będzie musiała iść do szpitala?

Manikiurzystki skończyły masować ich dłonie i przeniosły się na niskie

stołeczki, żeby natrzeć im stopy i kostki olejkiem lawendowym.

background image

- Nie mówiłaś mi jeszcze, jak poszło ci w Yale - stwierdziła matka Blair z

błogo zamkniętymi oczami.

Blair wierzgnęła nogą; na podłodze utworzyła się kałuża mleka.

- Ostrożnie - poprosiła manikiurzystka.

- Przepraszam - powiedziała Blair. - Było w porządku, mamo, naprawdę super.

Serena westchnęła.

- Ja też byłam w zeszły weekend na rozmowie. W Brown. Było okropnie.

Wydaje mi się, że facet, który ją ze mną przeprowadzał, miał akurat zły dzień.

Zachowywał się jak palant.

Brown? Serena była w zeszły weekend w Brown? W głowie Blair włączyły się

syreny alarmowe, dzwonki, gwizdki, a wszystko wyło przeraźliwie głośno.

- Jestem przekonana, że poszło ci lepiej, niż myślisz, skarbie - zapewniła

Serenę pani Waldorf. - Te rozmowy wstępne są naprawdę okropne. Zupełnie nie

rozumiem, dlaczego wywierają na was tak dużą presję.

Blair wychlapała na podłogę kolejną mleczną kałużę. Nie mogła usiedzieć

spokojnie. Chciała, by manikiurzystka odczepiła się od jej nogi.

- Kiedy miałaś tę rozmowę? - zapylała Serenę.

- W sobotę - odparła Serena. Nie była pewna, czy powinna wspomnieć, że był

tam i Nate. Miała przeczucie, że raczej nie.

- O której godzinie? - pytała dalej Blair.

- O dwunastej.

Niech to jasny szlag!

- Nate też miał rozmowę w Brown - rzuciła wyzwanie Blair. - Też był

umówiony na sobotę o dwunastej.

Serena wzięła głęboki oddech.

- Tak, wiem, Widziałam go.

Blair naprężyła ze złości stopę. Co u licha? Manikiurzystka pacnęła ją w nogę.

- Spokojnie - powiedziała.

- Nate nie zadzwonił do mnie od czasu powrotu - warknęła Blair. Zmrużonymi

oczami wpatrywała się w profil Sereny.

Serena wzruszyła ramionami.

- Nate i ja w zasadzie już ze sobą nie rozmawiamy.

Z pewnością nie zamierzała wspomnieć o tym, że spała z Nate'em na jednym

łóżku w pokoju hotelowym i obudzili się ze splecionymi dłońmi. Ani że upili się

background image

beczkowym piwem na imprezie u Erika i rzygali w krzakach za jego domem. Jednak

nie rozmawiali ze sobą po powrocie do miasta - to akurat była prawda.

- A tak w ogóle, gdzie podziewa się Nate? - ziewnęła matka Blair. Masaż stóp

działał na nią usypiająco. - Nie widziałam go od wieków.

- Ja też - syknęła Blair. Była pewna, że ma to coś wspólnego z Sereną. -

Ciekawe dlaczego.

Serena wiedziała, że Blair czeka na jakieś wyznanie z jej strony. Zamknęła

oczy.

- Nie patrz na mnie - powiedziała i w tej samej chwili tego pożałowała.

Wyszło tak, jakby niemal sama się o to prosiła.

Blair podniosła się gwałtownie, rozlewając mleko z miseczek na dłonie na

podłogę i prawie przewracając wanienkę na stopy.

- Ojej! - pisnęła manikiurzystka, ześlizgując się ze stołka i lądując tyłkiem w

kałuży mleka.

- Blair, co ty wyprawiasz?! - krzyknęła matka Blair.

- Przepraszam - wydusiła z siebie Blair. Do oczu cisnęły się jej gorące łzy

wściekłości. - Nie mogę już tu dłużej wysiedzieć. Idę do domu. - Spojrzała w dół na

manikiurzystkę. - Przepraszam za ten bałagan. - I wyszła ciężkim krokiem z salonu,

ślizgając się na mokrej kafelkowej podłodze.

- O co jej chodziło? - matka Blair zapytała Serenę. Martwiła się o córkę, ale

nie zamierzała biec za Blair i zrezygnować tym samym z przyjemności rozpieszczania

przez manikiurzystkę.

Serena potrząsnęła głową. Nie miała nic wspólnego z problemami Blair i

Nate'em, choć oczywiście zżerała ją ciekawość. No i też trochę martwiła się o dawną

przyjaciółkę, niezależnie od tego, jak Blair była dla niej ostatnio paskudna. Chyba

przechodziła drobne załamanie nerwowe.

- Pewnie denerwuje się tym weselem - powiedziała Serena, choć była pewna,

że sprawa ze ślubem była jedynie kroplą w morzu problemów Blair. - Wiesz, jaka ona

jest.

Matka Blair pokiwała głową.

background image

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

NIKT NIE ZROBIŁBY TEGO LEPIEJ

W zwi

ą

zku z jej dramatycznym wyj

ś

ciem, B omin

ę

ły zabiegi piel

ę

gnacyjne twarzy Frederica

Fekkai, a szkoda, bo drobne upi

ę

kszenie zawsze robi człowiekowi lepiej. Omin

ę

ło j

ą

równie

ż

to, jak K i I upijały si

ę

białym winem w restauracji Daniel, zapewniaj

ą

c jej matk

ę

,

ż

e B i N

jeszcze nie skonsumowali swojego zwi

ą

zku. Przegapiła krzy

ż

owy ogie

ń

pyta

ń

, w który wzi

ę

ły

Seren

ę

ciotki odno

ś

nie jej planów zwi

ą

zanych ze studiami, i straciła olbrzymi czekoladowy

suflet. Miejmy nadziej

ę

,

ż

e nie przegapi wesela - wszyscy i tak si

ę

b

ę

d

ą

ś

wietnie bawi

ć

bez

niej, ale to ona dostarczy całemu wydarzeniu dramaturgii.

Wasze e - maile

P:

Słyszałam,

ż

e S spała ze wszystkimi jurorami festiwalu filmowego, wi

ę

c to chyba

nic dziwnego,

ż

e wygrała.

sisi

O: Hej, sisi,

Spała ze wszystkimi? Nawet z dziewczynami?

P

P: cze plotkara,

jak leci? chc

ę

ci tylko powiedzie

ć

,

ż

e chocia

ż

nigdy si

ę

nie spotkali

ś

my, my

ś

l

ę

,

ż

e

jeste

ś

superlask

ą

. tak przy okazji, jestem chłopakiem, chciałem ci te

ż

powiedzie

ć

,

ż

e byłem w

ś

rod

ę

po szkole w parku i widziałem J i N. jej trudno nie zauwa

ż

y

ć

, to

znaczy jej górnej połowy, wygl

ą

dali na bardzo zadowolonych ze spotkania, je

ś

li

wiesz, co mam na my

ś

li. Goodie

background image

O: Cze

ść

, goodie,

Hm, dzi

ę

ki za komplement. I wielkie dzi

ę

ki za sensacyjn

ą

wiadomo

ść

. Wygl

ą

da na

to,

ż

e N i J spotykaj

ą

si

ę

codziennie po szkole. Biedna B.

P

Na celowniku

B kr

ąż

y ulicami pomi

ę

dzy domami S i N, próbuj

ą

c przyłapa

ć

ich na gor

ą

cym uczynku. J i N

siedz

ą

w bibliotece publicznej na Dziewi

ęć

dziesi

ą

tej Szóstej i si

ę

ucz

ą

. Jak miło! N

najwyra

ź

niej jest zdecydowany dosta

ć

si

ę

do Brown i do... serca J. S stoi w swoim oknie,

ubrana w br

ą

zow

ą

sukienk

ę

od Chloe - matka B kupiła te sukienki wszystkim swoim druhnom.

Wiem,

ż

e powinna mie

ć

najlepsz

ą

figur

ę

na Pi

ą

tej Alei, ale słyszałam,

ż

e wygl

ą

da odrobin

ę

biodrza

ś

cie. Pewnie za du

ż

o

ś

mieciowego

ż

arcia na Rhode Island, co? N odbiera swój

ś

lubny

smoking od Zellera. A B widziano na meczu hokeja w Madison Square Garden razem z jej

starym i nowym bratem. Pewnie nawet mecz hokeja jest lepszy od przesiadywania z przyszł

ą

pann

ą

młod

ą

i rozentuzjazmowanymi przyjaciółkami druhnami. Cho

ć

trudno w to uwierzy

ć

.

Do wielkiego dnia został ju

ż

niecały tydzie

ń

.

ś

ycz

ę

wam cudownego

ś

wi

ę

ta Dzi

ę

kczynienia,

tylko nie ob

ż

erajcie si

ę

za bardzo, bo nie zmie

ś

cicie si

ę

w swoje weselne ciuszki!

Wiem,

ż

e mnie kochacie

plotkara

superfaceci i seksowne druhny

- W tej sukience wyglądam, jakbym miała w udach silikonowe implanty -

narzekała Kati, szturchając swoje nogi, kiedy przyglądała się swojemu odbiciu w

lustrze.

- A jak mi poszarza cerę - jęknęła Isabel. Trochę kremu Lubriderm

rozprowadziła po ramionach. - Powinnam była kupić ten brązowy podkład w

Sephorze - dodała, wydymając wargi.

Blair stoczyła się z łóżka w apartamencie hotelu St. Claire i chwyciła swoją

sukienkę - długą, brązową i lśniącą, z maciupkimi perłowymi koralikami, których

rządek biegł ukośnie przez górę sukienki. Dwa delikatne, również wyszywane

ramiączka. przytrzymywały górę jak naszyjnik.

Zrzuciła z siebie biały hotelowy szlafrok i wciągnęła sukienkę przez głowę.

Materiał przylgnął do jej ciała, ale wcale nie czuła, by ją opinał - czuła się świetnie.

background image

Blair przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. W tej sukience wcale nie miała

szerokich bioder. Wyglądała wystrzałowo. Wczoraj zaliczyła woskowanie,

depilowanie, peelling, saunę i nawilżanie od cebulek włosów aż po paznokcie u stóp

w salonie piękności Aveda na Spring Street. We włosach miała nowe złocisto -

beżowe pasemka, a wizażysta matki pokrył całe jej ciało połyskującym, pachnącym

pudrem. Blair napuszyła włosy, które właśnie zostały ułożone przez stylistę matki.

Nie obchodziło jej, że Isabel i Kati nie są zadowolone ze swoich sukienek. Nate nie

będzie mógł dzisiaj oderwać od niej rąk. Co więcej, sukienka idealnie pasowała do

sandałów, które dostała od ojca na urodziny. Wyciągnęła buty z torby i zaczęła je

zapinać. Była zadowolona, że może pozostać wierna ojcu nawet na weselu matki.

- Wiem, że mnie pragniesz - powiedziała do swojego odbicia, udając, że

rozmawia z Nate'em. Wyglądała nieziemsko i zdecydowanie była gotowa, żeby to

zrobić.

- Wszystko załatwione - powiedziała Serena, wyłaniając się z łazienki w

chmurze słodkich perfum. Również i na niej sukienka wyglądała świetnie, ale Blair

starała się nie patrzeć. Spisała się na medal, ignorując Serenę przez całe popołudnie,

kiedy je malowano i czesano. Nie widziała żadnego powodu, żeby teraz zacząć

zwracać na nią uwagę.

Rozległo się pukanie do drzwi.

- Hej, to ja - powiedział Aaron. - Jesteście gotowe?

Blair otworzyła drzwi. Na korytarzu stali Aaron i Tyler, obaj w smokingach.

Aaron krótko przyciął swoje dredy, więc teraz sterczały mu na wszystkie strony.

Wyglądał jak gwiazda rocka na rozdaniu nagród Grammy. A Tyler, z grzecznym

przedziałkiem na włosach i wzorowo zawiązaną muszką, ten jeden raz, wyglądał jak

idealny młody dżentelman. Musiała przyznać, że obaj wyglądali uroczo.

- Wow! - wykrzyknął Aaron. - Zajebista sukienka.

Tyler pokiwał twierdząco głową.

- Naprawdę świetnie wyglądasz, Blair.

Zmarszczyła brwi, rozkoszując się ich zainteresowaniem.

- Nie sądzicie, że mnie pogrubia?

Prawdziwa królowa dramatu.

- Daj spokój, Blair. - Aaron potrząsnął głową. - Wiesz, że wyglądasz jak ostra

sztuka.

- Naprawdę tak myślisz? Blair wykrzywiła twarz w grymasie.

background image

- Taaak. Mookie też tak uważa. Powiedział mi. Musiałem go zostawić w

domu, bo na pewno chciałby pojeździć sobie na twojej nodze, widząc cię w tej

sukience.

- Odpieprz się - warknęła Blair, rozkoszując się każdą minutą. Odwróciła się

do Kati, Isabel i Sereny. - Chodźcie. Miejmy to za sobą.

Kiedy dziewczyny wychodziły z pokoju, Blair rzuciła okiem na olbrzymie

łóżko. Okay, kilka następnych godzin to będzie prawdziwe piekło. I owszem, nie

miała zielonego pojęcia, gdzie pójdzie w przyszłym roku na studia. Ale dzisiaj były

jej urodziny i tej nocy straci dziewictwo z Nate'em właśnie w tym łóżku.

- Czy ty, Cyrusie Solomonie Rose, bierzesz Eleanor Wheaton Waldorf za

prawowitą małżonkę, żeby ją kochać i jej służyć, w zdrowiu i chorobie, dopóki śmierć

was nie rozdzieli? - zapytał unitariański duchowny z ołtarza małego kościoła

wszystkich wyznań Stanów Zjednoczonych.

- Tak.

- A czy ty, Eleanor Wheaton Waldorf, bierzesz Cyrusa Solomona Rose'a za

prawowitego małżonka, żeby go kochać i mu służyć, w zdrowiu i chorobie, dopóki

was śmierć nie rozdzieli?

- O, tak.

Misty Bass przesunęła się na niewygodnej drewnianej ławce.

- Wytłumacz mi raz jeszcze, dlaczego tak szybko zdecydowali się na ten ślub -

szepnęła do Titi Coates.

Pani Coates przybliżyła się do przyjaciółki i spojrzała na nią wymownie zza

błękitnej woalki opadającej z jej olśniewającego toczka z pawimi piórami.

- Słyszałam, że wyczyściła się z pieniędzy. To było dla nic jedyne wyjście,

żeby nie popaść w długi.

Pani Archibald nie mogła się powstrzymać, musiała się wtrącić.

- Słyszałam, że zakochała się w jego letniej posiadłości w Hamptons -

powiedziała, nachylając się do uszu Misty i Titi. - Chciała od niego odkupić, ale nie

zgodził się sprzedać. Wiec wymyśliła inny sposób, żeby dostać ją w swoje ręce.

- Jak myślicie, długo to małżeństwo potrwa? - zapytała Misty z

powątpiewaniem.

Titi uśmiechnęła się zjadliwie.

- A jak długo mogłabyś żyć z czymś takim?

background image

Przyglądały się Cyrusowi Rose'owi w szarym, prążkowanym garniturze,

kremowej koszuli, krawacie i kamizelce. Był jeszcze bardziej czerwony na twarzy niż

zwykle. Miał przy sobie złoty zegarek kieszonkowy, a na butach białe skórzane getry.

Getry? Co on sobie myślał, że to bal kostiumowy? Eleanor wyglądała promiennie,

mimo swojej śmiesznej ciemnoróżowej sukienki od Little Bo Peep. Jej niebieskie

oczy błyszczały od łez szczęścia, a szyja, nadgarstki i uszy od rodowych brylantów.

Ale co ważniejsze, druhny i ich partnerzy...

Blair ściskała kurczowo swój bukiet lilii, nie spuszczając oczu z Nate'a, nie

zważając na to, co się wokół niej dzieje. Kilka dni temu Nate w końcu przysłał jej

niezbyt jasnego e - maila, w którym pisał, jak mu przykro, że nie widzieli się przez

jakiś czas, ale musiał pojechać do Maine, by spędzić z rodziną Święto

Dziękczynienia. Blair natychmiast odpisała, pisząc, jak bardzo jest zdenerwowana i

podniecona czekającą ich nocą. Nate nie odpowiedział, więc mogła tylko mieć

nadzieję, że wszystko się rozwiąże, kiedy znowu się spotkają.

O ile w drogę nie wejdzie im ta zdzira Serena.

Blair starała się go przyłapać, jak przypatruje się Serenie pożądliwie, ale Nate

twardo obserwował ceremonię, a jego zielone oczy migotały w rozświetlonym

świecami kościele.

Postanowiła choć raz być optymistką.

Może myliła się co do nich. Pal licho Serenę - Nate był podniecony na myśl o

tej nocy tak samo jak i ona. Niby dlaczego wyglądał tak dobrze? Dosłownie

emanował seksem.

Tak jak ona.

Sukienka przylegała do jej ciała jak kondom i Blair nic miała na sobie

absolutnie nic więcej, oprócz elastycznych, zakończonych u góry koronką pończoch.

No i jej urodzinowych butów, oczywiście.

Blair była gotowa, Seksmaszyna z bukietem.

Więc dlaczego Nate nawet na nią nie spojrzał?

Nate obserwował przebieg ceremonii, udając zainteresowanie, żeby uniknąć

kontaktu wzrokowego z Blair. Zauważył, że wyglądała niezwykle atrakcyjnie, ale to

go tylko zmartwiło - jak miał sobie z tym wszystkim poradzić? W kieszeni miał

ulubiona pióro Jennifer, które mu dała przed jego wyjazdem na Święto

Dziękczynienia, żeby o niej pamiętał. Nie mógł jej przyprowadzić na ślub z

background image

oczywistych powodów. Ale obiecał, że spotka się z nią później w hotelowym barze,

żeby mogła go zobaczyć! w smokingu. Obiecał jej również, że powstrzyma się od

spalenia dużego skręta przed uroczystością. Teraz tego żałował. Będzie musiał stawić

czoło Blair zupełnie na trzeźwo. Wepchnął rękę do kieszeni i ścisnął pióro. Na samą

myśl o tym był roztrzęsiony.

Serena też była roztrzęsiona, choć patrząc na nią, nikomu by to nawet nie

przyszło do głowy. Za każdym razem, kiedy profesjonaliści przyłożyli swoją rękę do

jej makijażu czy fryzury, efekt był zniewalający. Jej złote włosy błyszczały, skóra

promieniowała, policzki były zaróżowione, a brązowa sukienka opinała jej ciało,

akcentując wąskie biodra, krzywiznę pleców i długie, cudowne nogi.

Ale w środku Serena była w lekkiej rozsypce.

Po pierwsze i najważniejsze, martwiła się o Dana. Zachowywał się dziwnie.

Nie mogła się z nim spotkać przed ślubem, ale rozmawiała z nim zeszłego

wieczoru. Tak jakby. To ona cały czas mówiła. Dan tylko pochrząkiwał i w końcu

powiedział, że zobaczą się na uroczystości. Serena nie wiedziała, co się z nim dzieje,

ale z całą pewnością coś się działo.

Martwiła się również o Blair, chociaż Blair przez cały dzień ją ignorowała.

Dziewczyny stały obok siebie i Serena dosłownie czuła, jak od Blair bije napięcie; w

powietrzu niemal fruwały ładunki elektrostatyczne.

Z drugiej strony przejścia brat Sereny, Erik, puścił do niej oczko. Wyglądał w

smokingu jak książę. Męski odpowiednik Sereny: złote włosy, niebieskie oczy,

wysoki z piegowatym nosem i uroczymi dołeczkami w policzkach. Kiedy Serena

opowiedziała mu o rozmowie w Brown, Erik, tak jak się można było tego

spodziewać, skwitował to dwoma słowami: „Pieprzyć ich”.

Nie była to może najbardziej optymistyczna porada, jakiej jej kiedykolwiek

udzielono, ale Serena szanowała propagowaną przez brata filozofię beztroski: w jego

przypadku świetnie się sprawdzała. Poza tym i tak teraz zastanawiała się poważnie

nad jakąś szkołą artystyczną.

Odwróciła głowę, próbując wypatrzyć Dana, ale nie dostrzegła nigdzie jego

brązowych, rozczochranych włosów między tłumem olśniewających kapeluszy i

natapirowanych fryzur. Zastanawiała się, czy w ogóle raczył się pojawić.

Dan siedział bezwładnie w ławce na końcu; dłonie pociły mu się jak szalone, a

background image

on starał się nie słuchać krążących wokół niego uszczypliwych plotek.

- Jest jeszcze bardziej tandetnie, niż się spodziewałam - szepnęła jakaś

kobieta.

- Co, u licha, ona ma na sobie? - odszepnęła jej sąsiadka.

- A co powiesz o nim? - szydziła pierwsza.

- I te sukienki druhen. Czysta pornografia!

Dan nie miał pojęcia, o czym one mówią. Dla niego wszyscy wyglądali

olśniewająco, zwłaszcza Serena. Próbował doprowadzić się do porządku, ale jego

zdarte czarne mokasyny w ogóle tu nie pasowały, a koszula nie była nawet dobrze

wyprasowana. Nigdy wcześniej nie czuł się bardziej nie na miejscu niż teraz.

Ale Serena chciała, żeby przyszedł, więc był. Jagnię gotowe na rzeź.

- Teraz pan młody może pocałować pannę młodą - oświadczył duchowny.

Cyrus chwycił Eleanor w pasie. Blair przycisnęła swój bukiet do brzucha, żeby

nie puścić pawia.

Nie był to długi pocałunek, ale każde publiczne okazywanie sobie uczuć przez

ludzi w wieku twoich starych wystarczy, żeby ci się zebrało na haftowanie.

Cyrus roztrzaskał owinięty w serwetkę kieliszek od wina, a mężczyzna przy

pianinie zagrał pierwsze akordy marsza weselnego.

W końcu byli małżeństwem!

Goście weselni podążyli za młodą parą wzdłuż przejścia, a potem wyszli z

kościoła.

Już na zewnątrz, na chodniku Pierwszej Alei, Blair podeszła na paluszkach od

tyłu do Nate'a i jej oddech owionął jego ucho.

- Tęskniłam za tobą - zamruczała.

Nate obrócił się na pięcie i zmusił do uśmiechu.

- Cześć. Moje gratulacje, Blair - powiedział, całując ją w policzek.

Zmarszczyła brwi.

- Czego ty mi gratulujesz? To jest chyba najgorszy dzień w moim życiu. -

Przysunęła się do niego. - No, chyba że coś z tym zrobisz.

- Co masz na myśli? - Nate nadal się uśmiechał.

- To, że nie mam na sobie bielizny. - Wypaliła prosto z mostu. Była zbyt

wyczerpana, żeby bawić się w słowne gierki.

- Aha. - Nate przestał się uśmiechać. Wbił ręce w kieszenie, gładząc palcami

background image

pióro Jenny.

- Nawet nie złożyłeś mi jeszcze życzeń urodzinowych. - Blair wydęła wargi.

Poklepała kieszenie Nate'a. - Prezentu też dla mnie nie masz.

Dłoń Nate'a zacisnęła się na piórze, chowając je przed nią.

- Może poprosisz tamtego gościa, żeby zrobił nam zdjęcie? - zaproponował

zdesperowany.

Fotoreporter z „Vogue'a” pracowicie pstrykał romantyczne fotki Cyrusa i

Eleanor z tyłu ich bentleya. Blair podeszła do niego i pociągnęła za rękaw.

- Zrobi mi pan zdjęcie z moim chłopakiem? - zapytała go radośnie.

Ale kiedy się odwróciła, Nate'a już nie było.

Serena, zgodnie z obietnicą, czekała na ulicy, aż Dan wyłoni się z kościoła.

Podszedł do niej ze zwieszoną głową, szurając nogami.

- Sorry za to wszystko - powiedziała Serena, ściskając go lekko. - Mam

nadzieję, że nie było to dla ciebie zbyt dziwaczne.

- Było w porządku. - Dan wsunął ręce do kieszeni swojego smokingu.

- No cóż, dla mnie to było dziwne. A ja znam tych ludzi.

Wydawała się szczerze wdzięczna, że tam był, i postanowił odrobinę

wyluzować.

- Świetnie wyglądasz - rzekł.

Serena uśmiechnęła się.

- Ty też. Chodź. - Pociągnęła Dana za sobą do czekającej limuzyny, wepchnęła

go na tylne siedzenie. - Jedźmy się upić.

Mieli cały samochód dla siebie. Danowi strasznie podobał się zapach

skórzanych obić. Siedział blisko Sereny. Ich nogi się stykały.

- Dzięki, że ze mną przyszedłeś - powiedziała Serena.

Dan odwrócił głowę i spojrzeli sobie w oczy. Samochód już miał oderwać się

od krawężnika. Serena miała wrażenie, że Dan zamierza powiedzieć coś głębokiego.

Wtedy otworzyły się drzwiczki i Nate wetknął głowę do środka.

- Cześć - rzucił zadyszany. - Mogę się z wami zabrać? - Nie było mowy, żeby

utknął sam na sam z Blair w samochodzie.

Zza jego pleców wyłonił się Erik.

- A ja? - zapytał. Rzucił na siedzenie butelkę brzoskwiniowego schnappsa. -

Przyniosłem piciu.

background image

Serena przesunęła się szybko, żeby zrobić miejsce.

- Im więcej, tym weselej! - wykrzyknęła rozradowana.

Dan nie odezwał się ani słowem. Zapalił papierosa.

przyj

ę

cie weselne to

ś

rednia impreza

- Musisz być podekscytowana.

- Gratulacje, skarbie!

Blair nie przewidziała w scenariuszu na ten wieczór przyjmowania gratulacji,

a jej matka i Cyrus uparli się, by jak najbardziej przeciągnąć ten koszmar. Twarz ją

bolała od uśmiechania się i miała już dość ludzi, którzy ją całowali, tak samo jak

zapewniania ich, że jest bardzo szczęśliwa ze względu na mamę. Dobre sobie. Co

gorsza, musiała pozować do zdjęcia z ustami przyciśniętymi do tłustego czerwonego

policzka Cyrusa. Obrzydliwość.

- Naprawdę można z nią zabalować - usłyszała, jak mówi komuś Aaron. Stał

obok niej i powtarzał wszystkim, jak bardzo się cieszy, że ma taką fajną nową siostrę.

Blair wiedziała, że mówi to z ironią. Miała ochotę go walnąć.

Wszystkiego najlepszego, Blair, pomyślała gorzko. Jak tylko skończy się ta

komedia z przyjmowaniem gratulacji, znajdzie Nate'a i przeprowadzi z nim poważną

rozmowę. Czy on nie widział, jak bardzo go teraz potrzebowała? Niczego nie

rozumiał?

- Przynajmniej zrobili to jak należy - szepnęła Misty Bass do męża, kiedy

przeszli obok bohaterów wieczoru i ich rodzin, wchodząc do eleganckiej sali balowej

hotelu St. Claire, gdzie odbywało się przyjęcie weselne. Sala mieniła się srebrem;

były białe obrusy, kryształy, świece. W rogu siedziała harfistka, brzdąkając

dyskretnie. Kelnerzy w białych marynarkach roznosili wysokie kieliszki ze złotym

szampanem i odprowadzali gości do wyznaczonych stolików.

Gdyby Blair zaangażowała się w sprawę rozlokowania gości przy stolach,

wszystko mogłoby wyglądać odrobinę inaczej, a tak Serena, Dan, Nate i Erik siedzieli

przy jednym stoliku (Serena między Nate'em i Danem). Naprzeciw nich znalazł się

Chuck Bass, najmniej ulubiona osoba Sereny i Dana w całej okolicy. Przylizał do tyłu

background image

swoje ciemne włosy na żel. Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej wyglądał na fiuta.

(Fiut [rzeczownik], gruboskórny, arogancki, irytujący palant. Zwykle, ale nie

zawsze, niski i łysy. Myśli, że jest najbardziej męskim facetem na sali).

Chuck był nieprzyzwoicie przystojny, prosto jak z reklamy płynu po goleniu.

Fiutem był z charakteru.

Siedział między Kati i Isabel, które ciągle wierciły się w swoich przyciasnych

sukienkach.

Dan zaczął przypatrywać się rządkowi srebrnych sztućców.

- To nie takie trudne - powiedział ironicznie Chuck. Wskazał łyżkę od zupy. -

Po prostu zacznij od brzegu, a dalej pójdzie samo.

- Dzięki - mruknął Dan ponuro. Wytarł swoje wilgotne dłonie w spodnie od

smokingu. Nie powinien był tu przychodzić.

Kelnerzy przynieśli pierwsze danie. Zupę krem z dyni, dla uczczenia Święta

Dziękczynienia, i wielki kosz ciepłych bułek.

- Naprawdę, już się pogubiłem - ciągnął Chuck, narzucając zebranym przy

stole swój parszywy sposób bycia. Wycelował nożem od pieczywa w Serenę. - Jesteś

z nim? - zapytał, machając nożem w stronę Nate'a. - Czy z nim? - wskazał nożem

Dana.

Erik roześmiał się.

- Tak właściwie - rzekł sarkastycznie - są we trójkę. Nate od zawsze leciał na

Dana. Serena ich sobie przedstawiła.

Serena zamieszała swoją zupę i przepraszająco zerknęła na Dana.

- Jestem z Danem - powiedziała. - A on pewnie mnie teraz nienawidzi.

Dan wzruszył ramionami.

- Wcale nie.

Ale zastanawiał się, jak brzmi prawdziwa odpowiedź na pytanie Chucka.

Jesteś z nim? To jak, była? Była?

W końcu wszyscy goście złożyli gratulacje i Blair wraz ze swoją nową,

powiększoną rodziną udała się do głównego stołu. Siedziała pomiędzy Aaronem i

Tylerem, praktycznie plecy w plecy z Nate'em. Nie mogła w to uwierzyć. Serena i

Nate siedzieli obok siebie przy sąsiednim stole, a ona była skazana na swoją rodzinę.

Koszmar!

Odchyliła się do tyłu na swoim krześle i szepnęła Nate'owi do ucha:

background image

- Możemy porozmawiać? Po przemówieniach?

Nate pokiwał niepewnie głową. Spojrzał na zegarek. Niedługo pojawi się

Jennifer. Istniała możliwość, że uda mu się uniknąć rozmowy z Blair.

Zadowolona, Blair jednym haustem wypiła kieliszek szampana. Jeśli ma w

końcu stracić dziewictwo z Nate'em, chciała być rozluźniona.

- Spokojnie, księżniczko - ostrzegł Aaron. - Nie chciałbym, żebyś mnie

obrzygała.

- Dlaczego nie? - Uniosła kieliszek, żeby kelner go napełnił. - Mogłoby ci to

dobrze zrobić.

Cyrus mamrotał pod nosem, czytając zapiski ze stosu fiszek; ćwiczył swoją

przemowę.

- Nie denerwuj się, kochanie. - Eleanor poklepała go po ramieniu. - Po prostu

bądź sobą.

Blair przewróciła oczami i wychyliła kolejny kieliszek szampana. To była

najgorsza rada, jaką kiedykolwiek słyszała.

Kelnerzy zabrali talerze po zupie i rozlali więcej szampana. Cyrus Rose pocił

się jak świnia. Uniósł widelec i brzdęknął nim o swój kieliszek. Blair nie mogła

wytrzymać już ani chwili dłużej. Przepłukała szampanem usta, odwróciła się na

krześle i pociągnęła za rękaw marynarki Nate'a.

- Chodźmy już teraz - wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Nate odwrócił się i spojrzał na nią.

- Ludzie, bardzo was proszę o chwilę uwagi! - Cyrus nadal uderzał widelcem

w kieliszek.

- Chodź! - zarządziła Blair.

Nate spojrzał na zegarek. Jennifer miała zjawić się za kilka minut. Nie ma

mowy, żeby kazał jej czekać, bo sam będzie się gdzieś szwendał z Blair, pozwalając,

by wypłakiwała się na jego ramieniu.

- Ale Cyrus właśnie wygłasza mowę - powiedział.

Blair wbiła mu paznokcie w ramię.

- No właśnie. Chodźmy.

Nate potrząsnął głową. Wziął głęboki oddech, potem wypuścił powietrze.

- Uspokój się - powiedział do Blair i odwrócił się.

Blair wpatrywała się w tył głowy Nate'a z niedowierzaniem. Nie była pewna,

czy dobrze go usłyszała. Swędział ją nagi tyłek, o który ocierała się sukienka. To się

background image

nie dzieje naprawdę, przekonywała siebie. Nate wcale nie zachował się jak dupek i jej

nie obraził. To wszystko działo się w jej głowie.

Cyrus odchrząknął.

- Blair! - syknęła jej matka z drugiej strony stołu.

Aaron chwycił ją za rękę i odwrócił twarzą do ich stolika.

- Nie bądź niegrzeczna - powiedział.

Na sali zapadła cisza; wszyscy czekali na przemówienie Cyrusa.

- Dziękuję wam za przybycie - zaczął. - I dziękuję, że zmieniliście swoje

świąteczne plany, żeby być tu z nami. - A potem zaczął wygłaszać tę samą żałosną

przemowę, którą Blair słyszała już od tygodnia; Cyrus ćwiczył ją, chodząc tam i z

powrotem po korytarzu ich apartamentu przy Siedemdziesiątej Drugiej, w

kaszmirowych spodniach od pidżamy, takich samych, jakie ukradła dla Nate'a.

Siedziała bez ruchu, patrząc, jak bąbelki szampana unoszą się z dołu kieliszka

ku górze. Głowa chyba jej zaraz eksploduje.

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Ś

LUBNE OGŁOSZENIE „NEW YORK TIMESA”

Eleanor Wheaton Waldorf, dama z towarzystwa Upper East Side, i Cyrus Solomon Rose,

inwestor budowlany, wst

ą

pili dzi

ś

w zwi

ą

zek mał

ż

e

ń

ski, w atmosferze skandalu, plotek i intryg.

Poznali si

ę

u Saksa ubiegłej wiosny i od tamtej pory prawie si

ę

nie rozstawali. Kiedy si

ę

spotkali, ona cierpiała na brak pewno

ś

ci siebie, bo pierwszy m

ąż

porzucił j

ą

dla innego

m

ęż

czyzny. Ale dzi

ę

ki Cyrusowi o wszystkim zapomniała. Cyrus zakochał si

ę

w jej u

ś

miechu,

nowej, odchudzonej sylwetce oraz olbrzymim apartamencie przy Pi

ą

tej Alei, i nie zamierzał ju

ż

ich wypu

ś

ci

ć

z r

ą

k. Nie mógł si

ę

równie

ż

doczeka

ć

,

ż

eby opu

ś

ci

ć

swoj

ą

obł

ą

kan

ą

na punkcie

operacji plastycznych

ż

on

ę

. Eleanor zakochała si

ę

w radosnym usposobieniu Cyrusa, jego

seksownej fizjonomii

Ś

wi

ę

tego Mikołaja i niesamowitym domu na pla

ż

y w Bridgehampton.

Czy

ż

nie s

ą

dla siebie stworzeni?

background image

Panna młoda jest córk

ą

bogatego inwestora Tylera Augusta Waldorfa, ju

ż

nie

ż

yj

ą

cego, i damy

z towarzystwa, Mirabel Antoinette Kattrel Waldorf, równie

ż

nie

ż

yj

ą

cej - Ma dwoje dzieci; córka,

Blair Cornelia Waldorf ma siedemna

ś

cie lat, a syn, Tyler Hugh Waldorf jedena

ś

cie. Pan młody

jest synem Jeremiaha Leslie Rose'a, byłego rabina synagogi w Scarsdale, ju

ż

nie

ż

yj

ą

cego, i

Lynne Dinah Bank, emerytowanej dekoratorki wn

ę

trz, która mieszka w Meksyku. Jego syn,

Aaron Elihue Rose, ma siedemna

ś

cie lat.

Po absurdalnie krótkim okresie narzecze

ń

stwa tych dwoje zawarto dzi

ś

zwi

ą

zek mał

ż

e

ń

ski.

Młodzi zdecydowali si

ę

na

ś

lub w ko

ś

ciele wszystkich wyzna

ń

Stanów Zjednoczonych,

poniewa

ż

on jest

ż

ydem, a ona protestantk

ą

i

ż

adne z nich nie chciało zmienia

ć

wyznania.

Obecnie trwa przyj

ę

cie weselne w luksusowym hotelu St. Claire przy Sze

ść

dziesi

ą

tej

Pierwszej Wschodniej. W menu znalazła si

ę

potrawa o nazwie quenelle, czyli rybi mus, i jest

wielce prawdopodobne,

ż

e je

ś

li popije si

ę

j

ą

zbyt du

żą

ilo

ś

ci

ą

szampana, mo

ż

na si

ę

powa

ż

nie

rozchorowa

ć

. Młoda para sp

ę

dzi miesi

ą

c miodowy na jachcie na Morzu Karaibskim; przez ten

miesi

ą

c ich dzieci zostan

ą

w domu, pozostawione same sobie.

Hm, zapowiada si

ę

interesuj

ą

co!

Panna młoda przyj

ę

ła nazwisko nowego m

ęż

a, tak samo jak jej syn Tyler. Jej córka Blair

pozostaje niezdecydowana, „Nie ma mowy” - brzmiała jej odpowied

ź

, kiedy ostatnio j

ą

o to

zapytano. Poprzednie mał

ż

e

ń

stwa obojga młodych zako

ń

czyły si

ę

rozwodem. Swego czasu

towarzyszyła temu atmosfera skandalu, ale wznie

ś

my za nich potrójny toast - ruszyli naprzód!

Wracam na przyj

ę

cie!

Wiem,

ż

e mnie kochacie

plotkara

cheek to cheek

- Mam nadzieję, że czeka na nas w holu - powiedziała zdenerwowana Jenny.

- Nie martw się - uspokajała ją Vanessa. - Znajdziemy go.

Przeszły przez obrotowe drzwi hotelu St. Claire i zaczęły się rozglądać po

okazałym holu. Obie miały na sobie małe czarne w stylu lat sześćdziesiątych, które

kupiły po dziesięć dolców w Domsey w Williamsburgu. Sukienka Jenny była obszyta

gagatowymi koralikami, a Vanessy miała aksamitne wstawki w spódnicy.

Vanessa miała na sobie również czarne kabaretki, po raz pierwszy w życiu.

Obie wyglądały bardzo retro i niezmiernie słodko.

- Tam jest! - zapiszczała Jenny, rzucając się w stronę Nate'a, który siedział

sztywno na krześle w rogu, popijając szampana.

- To dobrze - powiedziała Vanessa, nagle czując się kompletnie nie na

background image

miejscu. Co miała ze sobą zrobić, kiedy Jenny i jej bogaty chłopaczek będą się

obmacywać? - Zobaczymy się przy barze.

Utrzymywała, że przyszła tylko po to, by wspierać moralnie Jenny, ale

naturalnie miała swoje ukryte powody. Istniała szansa, że natknie się na Dana, kiedy

na przykład będzie szedł do toalety. A wtedy nie będzie miała więcej poczucia

zmarnowanego czasu, że wbiła się w sukienkę.

- Cześć, Jennifer - powiedział Nate, całując Jenny w policzek. Wziął ją za

rękę.

- Cześć - powiedziała Jenny z błyszczącymi z podniecenia oczami. Chłonęła

wzrokiem lśniące sznurowane buty Nate'a, jego elegancki smoking, jego pofalowane

złotobrązowe włosy, jego migoczące zielone oczy. - Wyglądasz... naprawdę świetnie.

Nate uśmiechnął się.

- Dzięki. Ty też.

- To co chciałbyś robić?

- Posiedźmy tu trochę, dobra?

- Okay - powiedziała Jenny.

Nate poprowadził ją do małej sofy w cichym kącie niedaleko baru.

- Chyba napiję się tylko wody mineralnej. - Jenny krzyżowała nogi i na powrót

je rozprostowywała; była zdenerwowana. - Czuję się jakoś dziwnie.

- Jasne - odparł Nate. Kiedy pojawił się kelner, złożył zamówienie; - Dwie

wody.

Wow. Naprawdę był reformowalny.

Ponownie ujął dłoń Jenny i położył ją sobie na kolana. Jenny zachichotała.

Czuła się nieswojo, będąc z Nate'em w hotelowym barze, zamiast w parku czy u niego

w domu. Miała wrażenie, że wszyscy hotelowi goście się im przyglądają.

- Nie denerwuj się - szepnął Nate. Uniósł jej małą dłoń i czule pocałował.

- Staram się. - Zamknęła oczy, wzięła głęboki oddech i oparła głowę o ramię

Nate'a. Łatwo się było rozluźnić, kiedy była z Nate'em. Czuła się przy nim

bezpieczna. Otworzyła oczy i zobaczyła, że Nate się do niej uśmiecha swoimi

błyszczącymi, zielonymi oczami.

- Mam przeczucie, że będę miał przez to kłopoty - powiedział, jakby na to

czekał.

- Jak to? - Jenny zmarszczyła brwi.

background image

- Nie wiem. - Nie miał zamiaru wyjaśniać Jenny, że za ścianą znajduje się jego

dziewczyna, Blair, prawdopodobnie uzbrojona i niebezpieczna. - Po prostu mam takie

przeczucie.

Jenny ujęła jego dłoń i uścisnęła.

- Nie martw się - uspokajała go. - Nie robimy nic złego.

- Więc - powiedziała matka Blair, kiedy Cyrus skończył wygłaszać mowę, a na

stół wjechały quenelle i organiczna sałata. - Rozmawialiśmy z Cyrusem i Trierem o

naszym nazwisku.

- A co z nim? - zapytała Blair. Szturchnęła quenelle widelcem. - Co to ma

być?

- Nie pamiętasz? - zdziwiła się jej matka. - Zdecydowałyśmy się na to podczas

degustacji.

Blair spróbowała odrobinę.

- Smakuje jak kocie żarcie. - Odsunęła talerz i ujęła swój kieliszek z

szampanem.

- No więc - ciągnęła jej matka - Tyler zgodził się przyjąć nazwisko Rose. Ja

już to zrobiłam. Zostałaś tylko ty.

Blair kopnęła nogę od swojego krzesła. Nie pierwszy raz poruszali ten temat.

- Zmieniasz nazwisko? - zapytała brata z niedowierzaniem.

Tyler pokiwał głową.

- Tak postanowiłem. Tyler Rose. Brzmi super, nie? Jakbym był DJ - em.

- Dokładnie - przyznał Aaron. Zniżył głos. - Przy deklach Tyler Rose,

specjalnie dla was na żywo, prosto z Siedemdziesiątej Drugiej ulicy.

- Zamknij się - mruknęła Blair. Jakby jej drugie imię nie było wystarczająco

beznadziejne, teraz jeszcze usiłowali uszczęśliwić ją jeszcze bardziej beznadziejnym

nazwiskiem? Blair Cornelia Rose? Niech się wypchają. - Już ci mówiłam. Nie

zmienię nazwiska.

Matka zrobiła zawiedzioną minę.

- Och, byłoby miło, gdybyśmy wszyscy nosili jedno nazwisko. Jak prawdziwa

rodzina.

- Nie - upierała się Blair.

Cyrus uśmiechnął się do niej życzliwie.

- Znaczyłoby to bardzo dużo dla mnie i dla twojej matki, gdybyś to

background image

przynajmniej jeszcze sobie przemyślała.

Blair zacisnęła usta, żeby powstrzymać się od krzyku. Której części słowa

„nie” nie zrozumieli? Odwróciła się do tyłu, by spojrzeć na Nate'a, ale jego krzesło

było... puste. Dlaczego jej życie jest jak jeden wielki kanał?

Rybia papka podeszła jej do gardła, zmieszana z musującymi litrami

szampana, które w siebie wlała. Blair zatkała usta ręką i uciekła od stolika.

Serena i Erik ze swojej rybiej papki robili rzeźby. Quenelle było zbyt

obrzydliwe do jedzenia, a ponieważ zespół nie zaczął jeszcze grać, nie mieli nic

innego do roboty. Erik zagarnął talerz Nate'a i ustawili jedna na drugiej trzy ciapiaste

rzeźby w kształcie ryb, łącząc je w całość dwiema koktajlowymi słomkami. Erik znał

się na rzeczy - w końcu studiował w Brown architekturę.

A Danowi quenelle smakowało. Jadł powoli, zbierając się na odwagę.

- Hej, możemy chwilę pogadać? - zapytał w końcu Serenę, kładąc dłoń na stół

obok jej talerza, żeby zwrócić na siebie uwagę.

- Jasne.

- Nie zwracajcie na mnie uwagi - powiedział Erik, umacniając stos quenelle

kulkami masła. - Mam robotę.

- Co jest? - zapytała Serena. Założyła włosy za uszy i nachyliła się do Dana,

całkowicie się na nim koncentrując.

Dan spojrzał w jej niebieskie oczy, usiłując znaleźć to, czego szukał. Coś, co

by go przekonało, że był głupkiem, tak się zamartwiając. śe Serena kocha go równie

mocno, jak on ją. Ale nie widział nic, oprócz błękitu.

- Chciałem tylko powiedzieć, że nie miałem zamiaru... nie chciałem... kiedy

wysłałem ci tamten wiersz, myślałem... - Dan nie był już pewien, co próbował

powiedzieć. Zabrzmiało to tak, jakby przepraszał, a wcale nie było mu przykro. Nie

było mu przykro z żadnego innego powodu oprócz tego, że oczy Sereny były

niebieskie i nic więcej.

- A, nie przejmuj się tym. - Serena upiła łyk szampana i zaczęła zabawiać się

brzegiem obrusa. - Po prostu trochę za bardzo się wczułeś, to wszystko - dodała.

Za bardzo się wczułeś? - zastanawiał się Dan. Co to miało znaczyć?

I nagle zaczęła grać orkiestra jazzowa.

- Och, uwielbiam tę piosenkę! - wykrzyknęła Serena. Grali Cheek to cheek.

Przepadała za banalnymi piosenkami.

background image

- Panie i panowie, państwo młodzi! - ogłosił lider zespołu. Cyrus i Eleanor

Rose podnieśli się i powoli przeszli tanecznym krokiem na parkiet, kiwając na swoich

gości, żeby się przyłączyli.

Chuck chwycił Kati i Isabel za ręce, i zaczął z nimi wirować; jego dłonie od

razu ześliznęły się z ich pleców na tyłki.

- Chcesz zatańczyć? - zapytała Dana Serena. Podniosła się i wyciągnęła do

niego rękę.

Dan spojrzał na nią zranionym wzrokiem; rzeczywiście, za bardzo się

wczuwał.

- Nie, dzięki. - Wstał, kierując się do wyjścia. - Chyba pójdę zapalić.

Serena wiedziała, ze jest zmartwiony, ale co mogła zrobić? Wyglądało na to,

że niezależnie od tego, co powie czy zrobi, Dan zawsze znajdzie jakiś powód, żeby

się umartwiać. Taki już był. Dzięki temu miał o czym pisać.

Ona zaś była beztroska i wolała lekko podchodzić do życia, tak jak jej brat.

Wychyliła kieliszek szampana i chwyciła Erika za rękę, żeby oderwać go od

babraniny w jedzeniu.

- Czy dziewczyna nie może się już zabawić? - zapytała go, chichocząc z lekką

desperacją.

Erik podniósł się.

- Ta dziewczyna z pewnością może - powiedział, biorąc siostrę w ramiona, po

czym odchylił ją widowiskowo do tyłu.

I to była prawda. Serena zawsze znalazła jakiś sposób, żeby się zabawić. Po

prostu noc była ciągle młoda...

amor omnia vincit - miło

ść

wszystko zwyci

ęż

y

-

Widziałeś mojego brata? - zapytała Jenny Nate'a. - Dobrze się bawi?

Nate otworzył pstryknięciem swoją srebrną zapalniczkę Zippo i przypalił

papierosa.

- W zasadzie to nie zwróciłem uwagi - przyznał.

- Na pewno tak. - Jenny rozejrzała się po dekadenckim wystroju hotelu. Niby

jak mogło być inaczej?

background image

Nate wypuścił obłok dymu w sufit. Jenny upiła łyk swojej wody.

- A ty dobrze się bawisz? - zapytała.

Nate oparł głowę o jej nagie ramię. Pachniała pudrem dla dzieci i odżywką do

włosów Finesse.

- O wiele lepiej bawię się teraz, kiedy jestem tutaj - powiedział.

- Naprawdę? - Jenny nadal nie mieściło się w głowie, że Nate w ogóle ją

polubił. A teraz jeszcze jej mówi, że woli siedzieć z nią tutaj niż tańczyć na jednym z

największych przyjęć weselnych roku?

Nate przechylił głowę i zaczął całować jej szyję, a potem, kierując się po linii

szczęki, dotarł do jej ust. Jenny zacisnęli powieki i oddała mu pocałunek. Czuła się

jak księżniczka z bajki i nie chciała się nigdy obudzić.

Dan wśliznął się na stołek przy końcu hotelowego baru i zamówił podwójną

szkocką z lodem. Drżącymi rękami wyciągnął z kieszeni płaszcza camela i zapalił.

Łzy potoczyły się na zwisającego z jego ust bezwładnie papierosa, zgiętego i

przemoczonego. Dan chwycił z baru długopis i narysował na serwetce wielkie czarne

X. Na nic więcej nie było go stać.

Wszystkie te dramatyczne wiersze o miłości, które napisał, miały zapobiec

prawdziwej tragedii, odpędzić nawet myśl, że Serena go nie kocha. Ale taka była

prawda. Serena go nie kochała.

Zaskakujące, że nie płakał po niej aż tak bardzo - bardziej dotknęło go to, co

powiedziała.

Za bardzo się wczuwał. Jest frajerem, który odstrasza ludzi, bo nikt nie potrafi

zrozumieć jego wrażliwości.

Pierś mu drżała od tłumionego szlochu i opadł na bar, opierając czoło o brzeg

szklanki. Nagle, kątem oka dostrzegł znajomą szopę brązowych kręconych włosów,

wielki biust, drobne ciało.

To była jego siostra.

A obok niej, z rękami krążącymi po jej wielkim biuście i drobnym ciele,

siedział ten bogaty dupek, Nate.

Dan nie był w nastroju, żeby przyglądać się spokojnie, jak jego młodsza

siostra jest molestowana przez zaćpanego bananowego chłoptasia z haszem zamiast

mózgu. Wychylił swoją szkocką i wstał.

background image

Gdy Blair już wyrzygała swoją porcję quenelle, wyszła przed hotel, żeby

zapalić papierosa i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Nie trwało to długo.

Ponieważ był listopad i przemarzła na wylot, wróciła zaraz do środka, kierując się do

damskiej toalety, żeby trochę się ogarnąć.

Kiedy tylko przepłucze usta, przygładzi włosy, nałoży na wargi nową warstwę

szminki MAC Spice i spryska się perfumami, pójdzie poszukać Nate'a i zabierze go

na górę, do ich apartamentu. Miała już dość tego wszystkiego. To były jej urodziny i

chciała je przeżyć po swojemu.

Ale kiedy w drodze do toalety przechodziła obok baru, stanęła jak wryta. W

rogu Nathaniel Archibald - jej Nate - całował małą dziewiątoklasistkę.

Muzyka przeszła w crescendo, a potem zamarła. Główna bohaterka zadrżała;

oczy miała okrągłe jak spodki.

Czuła się tak. jakby została postrzelona w brzuch. Nate sprawiał wrażenie

całkowicie rozluźnionego i szczęśliwego. On i ta dziewczyna - jak ona ma na imię,

Ginny? Judy? - trzymali się za ręce. Uśmiechali się do siebie i coś słodko mamrotali.

Wyglądali na zakochanych.

Tego z całą pewnością nie było w scenariuszu.

I kiedy tak na nich patrzyła z fascynacją i przerażeniem, uświadomiła sobie

coś strasznego. Nigdy wcześniej nie przeżyła większego zawodu. Było to gorsze

nawet od myśli, że nie dostanie się do Yale.

Nate nie był jej mężczyzną, głównym bohaterem jej filmu. Nie padnie do jej

stóp, nie będzie kochać jej i tylko jej. To aktor drugoplanowy, frajer, który zniknie z

ekranu przed finałową sceną. A skoro tak było, to ona go nie chciała.

Blair odwróciła się z oczami zasnutymi łzami rozczarowania i po raz trzeci

skierowała się do damskiej toalety. Musiała zapalić, ale chciała to zrobić w jakimś

ciepłym, ustronnym miejscu.

- Zabieraj łapska od mojej siostry - warknął Dan, wymachując swoim tlącym

się camelem w stronę Nate'a.

- Przestań - poprosiła Jenny. - Wszystko w porządku.

- Nic nie jest w porządku! - Dan uśmiechnął się szyderczo do swojej młodszej

siostry. - Nic nie wiesz.

Nate ścisnął nogę Jenny, żeby dodać jej otuchy, i wstał. Poklepał delikatnie

Dana po ramieniu.

background image

- Spoko, stary. Jesteśmy przyjaciółmi. Wiesz przecież.

Dan potrząsnął głową. Po jego twarzy ciekły gniewne łzy kapiąc na

marmurową podłogę.

- Nie dotykaj mnie.

- O co ci chodzi? - zapytała Jenny, podnosząc się. - Upiłeś się?

- Chodź, Jenny. - Dan złapał ją za rękę. - Idziemy do domu.

Jenny wyrwała się.

- Nie! - krzyknęła.

- Ej, stary - powiedział Nate. - Może ty pójdziesz do domu. Dopilnuję, żeby

Jennifer bezpiecznie wróciła.

- Taaak, nie wątpię - odparował Dan. Znowu sięgnął po rękę Jenny.

- Hej, Dan! - dobiegł od baru sarkastyczny dziewczęcy głos. - A może

pójdziesz napisać o tym wiersz? Powinieneś trochę ochłonąć.

Dan, Jenny i Nate unieśli wzrok. To była Vanessa, która przysiadła na stołku

barowym w swojej czarnej sukience. Usta miała pomalowane ciemnoczerwoną

szminką. W brązowych oczach widać było rozbawienie. Głowę miała wygoloną jak

żołnierz, a skórę tak bladą, że aż świeciła. Wyglądała bajecznie.

Przynajmniej dla Dana.

Najbardziej zdumiewające były jej oczy. Dlaczego nigdy wcześniej tego nie

zauważył? Nie były po prostu brązowe, tak jak Sereny niebieskie. Mówiły do niego.

Mówiły słowa, które chciał słyszeć.

- Cześć - powiedziała Vanessa tylko do Dana.

- Cześć. Co tu robisz?

Zsunęła się ze swojego stoika, podeszła, objęła Dana ramieniem i pocałowała

w policzek.

- Stawiam ci drinka. Chodź.

jak zwykle B siedzi w toalecie, ale tym razem jest tam takie S

Kiedy skończyła się piosenka Cheek to cheek, zespół zagrał Putting on the

Ritz. Serena i Erik udawali Ginger Rogers i Freda Astaire'a, robiąc przedstawienie w

swoim rogu parkietu. Serena wesoło wymachiwała rękami, starając się zachować

background image

beztroskę, być duszą imprezy. Ale nie mogła przestać myśleć o zbolałej minie Dana.

A potem napatoczył się Chuck.

- Mogę? - zapytał, przesuwając swoją łapę z sygnetem po talii Sereny i

spychając na bok Erika.

Serena nie mogła znaleźć lepszego powodu, żeby przestać tańczyć.

- Nie ma mowy - powiedziała.

Zeszła z parkietu i porwała z krzesła swoją torebkę. Może powinna złapać

Dana w barze i pocieszyć go jakoś przy papierosie.

Ale kiedy poszła do baru, zobaczyła, że Dan się już pocieszył... za sprawą

Vanessy. Obejmowała go ramieniem i choć nadal była łysa, a na nogach miała

martensy, jej twarz była łagodniejsza i słodsza niż kiedykolwiek wcześniej. Było tak,

bo Vanessa patrzyła na Dana, Dan patrzy! na nią i byli w sobie zakochani!

Serena poszła dalej, prosto do damskiej toalety. Nadal miała ochotę zapalić,

ale nie chciała psuć im romantycznej chwili.

Blair przysiadła na umywalce na końcu toalety, paląc jednego papierosa za

drugim. Słyszała, że ktoś wszedł, ale nie odwróciła głowy. Zbyt pochłaniało ją

rozpatrywanie własnego nieszczęścia.

Istniała duża szansa, że nie dostanie się do Yale, mimo oburzająco hojnej

darowizny jej ojca. Nawet nie nosiła już tego samego nazwiska co reszta jej rodziny.

Ciągle była dziewicą. Nate jej nie kochał. Było tak, jakby stała się kimś zupełnie

innym, nawet się o to nie starając. Jakby wpadła pod samochód, doznała amnezji i

żyła dalej, nawet nie zdając sobie sprawy, że przeżyła jakiś wypadek.

Z nosa ciekło jej na sukienkę. Nie wiedziała już nawet, czy płacze, czy po

prostu kapie jej z nosa. Czuła się jak sparaliżowana.

- Hej, Blair, wszystko w porządku? - zapytała nieśmiało Serena. Blair nie

miała wprawdzie kłów, ale i tak potrafiła być groźna.

Blair spojrzała przez ramię i pokiwała głową. Kosmyki włosów przylepiły się

do jej mokrych policzków, tusz się rozmazał.

Serena podeszła do niej ze zwitkiem papierowych ręczników.

- Mam w torebce przybory do makijażu, jeśli czegoś potrzebujesz.

- Dzięki - powiedziała Blair, biorąc ręczniki. Wydmuchała nos, aż jej ramiona

zadrżały z wysiłku. Była wyczerpana.

- Wszystko w porządku? - powtórzyła pytanie Serena.

background image

Blair uniosła wzrok i zobaczyła w jej oczach szczerą troskę. Niewiarygodne,

ale prawdziwe. A Blair zachowywała się wobec niej tak podle!

- Nie - przyznała. - Nie jest w porządku. - Jej pierś zafalowała, kiedy wyrwał

się z niej szloch. - Moje życie to kanał.

Jedno z wyszywanych ramiączek sukienki Blair zsunęło się w dół. Serena

delikatnie je poprawiła.

- Widziałam, jak kradłaś w Barneysie spodnie od pidżamy.

Blair spojrzała na nią ze zdumieniem.

- Ale nikomu nie powiedziałaś, prawda?

- Słowo.

Blair westchnęła i spojrzała na swoje śliczne buty.

- Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. - Dolna warga jej drżała. - Nawet mi nie

podziękował.

Serena wzruszyła ramionami.

- Pieprzyć to. - Znalazła w torebce szczotkę oraz paczkę papierosów. Wyjęła

dwa papierosy, jednego podała Blair. - To twoje urodziny - powiedziała.

Blair skinęła głową i wzięła papierosa. Zaciągała się nim niepewnie, po twarzy

ciekły jej łzy. A potem głośno czknęła.

Wyglądała żałośnie. Serena starała się z całych sil powstrzymać śmiech,

starając się nie wypaść z roli. Przygryzła usta mocno, żeby się pohamować. Po jej

policzkach popłynęły łzy.

Blair spojrzała na Serenę z wściekłością. Ale kiedy otworzyła usta, żeby

powiedzieć jej coś nieprzyjemnego, znowu głośno czknęła. Rzuciła przekleństwo i

zachichotała.

A kiedy już zaczęła, nie mogła przestać. Serena też. Cudownie było się tak

śmiać! Po ich twarzach spływała mascara, z nosów kapało na podłogę, a wszystko to

sprawiało, że śmiały się jeszcze bardziej.

Kiedy w końcu się uspokoiły, Serena zaczęła szczotkować Blair włosy.

- No to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - powiedziała z papierosem

między zębami, patrząc na Blair w lustrze. - Powiedz, jak będzie bolało.

Blair zamknęła oczy i opuściła ramiona. Ten jeden raz nie myślała o swojej

rozmowie wstępnej w Yale, utracie dziewictwa z Nate'em czy popieprzonej rodzince.

Nie była gwiazdą żadnego filmu. Rozkoszowała się delikatnymi pociągnięciami

szczotki po włosach.

background image

- Nie boli - powiedziała dawnej przyjaciółce. - Jest okay.

kto opuszcza przyj

ę

cie, a kto si

ę

wkr

ę

ca

- Nie sądzę, żeby Vanessa zamierzała wyjść ze mną - szepnęła Jenny do

Nate'a, wskazując głową Vanessę i Dana, którzy z pochylonymi głowami siedzieli

razem przy barze.

- A kto powiedział, że wychodzisz? - zapytał Nate.

Jenny wygładziła sukienkę na udach. Całowali się przez chwilę z Nate'em i jej

się zadarła.

- A nie chcesz wrócić na przyjęcie? No wiesz, jesteś drużbą, powinieneś tam

być.

Nate przechylił szklankę i zmiażdżył zębami kostkę lodu. Już go nie

obchodziło, czy ktoś widział ich razem. Łącznie z Blair. Chciał, żeby wszyscy

zobaczyli.

- Wracam, ale zabieram cię ze sobą.

- Nie ma mowy! - Jenny była jednocześnie przerażona i podekscytowana. - Nie

mogę!

Ale naturalnie aż się paliła, żeby pójść na to przyjęcie. Mogła nawet znaleźć

się na zdjęciu w „Vogue'u”!

- Chodź. - Nate podniósł się i wyciągnął do niej rękę. - Zatańczmy.

Dan upił duży łyk szkockiej i odstawił szklankę na bar. Vanessa stała tuż obok

w swoich seksownych kabaretkach.

- Założę się, że pewnie uważasz mnie za kompletnego frajera, mam rację? -

zapytał, odwracając się, by spojrzeć w roześmiane oczy Vanessy. Znowu się

zastanawiał, jak mógł ich wcześniej nie zauważyć.

- No cóż, jesteś frajerem - powiedziała Vanessa, zakładając nogę na nogę jak

dama. Wzięła garść orzeszków z miseczki na barze i wrzuciła sobie do ust.

- Ale i tak mnie kochasz, racja? - Wpatrywał się w nią uważnie.

Vanessa strzepnęła na podłogę baru jakiś pyłek ze swoich kabaretek. Nie

mogła uwierzyć, że właśnie flirtuje z Danem. Nawet jeszcze nie zerwała z Clarkiem!

background image

Ale było całkiem fajnie zabawić się w dziwkę.

Nachyliła się i pocałowała Dana w jego drżące wargi.

- Racja - powiedziała z buzią pełną orzeszków.

- Mieliśmy dziś z Nate'em uprawiać tu seks - powiedziała Blair, opadając na

łóżko w hotelowym apartamencie i ściągając buty. Mięśnie nóg miała zupełnie luźne

z wyczerpania.

Serena postanowiła, że nie będzie przeciągać struny, pytając, co poszło nie tak.

Zdjęła sukienkę przez głowę i cisnęła ją na fotel w rogu. W samych skąpych

majteczkach z białej satyny poszła do łazienki i włożyła biały puchaty szlafrok.

Przyniosła szlafrok również dla Blair.

Blair wzięła szlafrok i wyswobodziła się z sukienki.

- Nie patrz - uprzedziła. - Nie mam na sobie bielizny.

Serena roześmiała się i utkwiła wzrok w suficie.

- Nie mów. Na woskowaniu też byłaś, racja?

Blair uśmiechnęła się. Serena znała ją aż za dobrze.

- Tak - przyznała. - Co za strata. - Zrzuciła sukienkę na podłogę. - A teraz

dostałam od tego cholerstwa wysypki.

Serena poszła włączyć telewizor.

- Ciekawe, czy mają tu kanał Playboya. Mogłybyśmy pooglądać pornosy i

zamówić piwo do pokoju - zażartowała. Przyniosła do łóżka pilota i usiadła.

- Daj mi to. - Blair wyrwała Serenie pilota z ręki. - To moje urodziny. - Skoro

nie będzie uprawiać seksu, może przynajmniej popatrzy na American Movie Classics.

Na tym kanale zawsze puszczali filmy z Audrey Hepburn. - Obejrzymy film, a potem

pójdziemy do jakiegoś klubu, co?

- Dobra. - Serena układała poduszki na kupę, żeby się o nie oprzeć. - A

możemy zamówić pizzę? Umieram z głodu.

Blair przesunęła się do końca łóżka, tak że siedziała tuż obok Sereny. Skakała

po kanałach, aż w końcu znalazła AMC. Właśnie zaczęło się Śniadanie u Tiffany'ego.

Usadowiła się wygodnie, opierając głowę o poduszki, ledwie parę centymetrów od

Sereny, a kosmyki jej brązowych włosów zmieszały się z jasnymi lokami Sereny.

Dziewczyny patrzyły, jak Audrey Hepburn przemyka po swoim mieszkaniu i

flirtuje z nowym sąsiadem. Śpiewały na głos razem z nią piosenkę Moon River na

schodach pożarowych i liczyły, ile miała zwariowanych kapeluszy.

background image

Audrey Hepburn była szczupła, pewna siebie i zawsze wiedziała, co

powiedzieć. Nosiła niesamowite ciuchy i była przepiękna. Dokładnie taka chciała być

Blair.

Westchnęła ciężko.

- Nie jestem wcale podobna do Audrey, co?

Serena uśmiechnęła się, nie odrywając oczu od ekranu.

- Jesteś bardzo podobna - powiedziała.

A Blair postanowiła uwierzyć, że powiedziała to szczerze.

tematy wstecz dalej wyślij pytanie odpowiedź

Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by

nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.

hej, ludzie

!

Na celowniku

ź

ny sobotni wieczór: D i V wychodz

ą

z hotelu St. Claire, trzymaj

ą

c si

ę

za r

ę

ce. Zaraz, czy

ona przypadkiem nie ma ju

ż

chłopaka? J i N je

ż

d

żą

po Central Parku doro

ż

k

ą

. Mato

oryginalne, ale słodkie. B i S imprezuj

ą

w Patchouli w

ś

ródmie

ś

ciu, ta

ń

cz

ą

c do upadłego w

swoich jednakowych sukienkach. Niedziela: S odzyskuje paczk

ę

z domu N. Pó

ź

niej S i B id

ą

do działu m

ę

skiego w Barneysie i podrzucaj

ą

kaszmirowe spodnie od pid

ż

amy z powrotem na

wieszak. Normalnie dobre samarytanki!

Wasze e - maile

P: Cze

ść

. Plotkara,

Po pierwsze, potrafisz dokopa

ć

. Po drugie, nie martw si

ę

o B. Jej matka i ojczym

wyje

ż

d

ż

aj

ą

na miesi

ą

c w podró

ż

po

ś

lubn

ą

, wi

ę

c wszyscy b

ę

dziemy u niej na maksa

imprezowa

ć

. Wiem, bo te

ż

tam mieszkam.;)

PodwójneA

O: Cze

ść

, PodwójneA,

Kto powiedział,

ż

e si

ę

martwi

ę

? Do zobaczenia na imprezce!

background image

P

Pytania i odpowiedzi

Kiedy wszyscy zmieniaj

ą

swoich chłopaków i dziewczyny jak r

ę

kawiczki, trudno przewidzie

ć

,

co si

ę

dalej wydarzy!

Czy B i S pozostan

ą

w przyja

ź

ni?

Czy B i N zostan

ą

„tylko przyjaciółmi”?

Czy B znajdzie prawdziw

ą

miło

ść

? I czy w ko

ń

cu straci cnot

ę

?

Czy V rzuci swojego chłopaka,

ż

eby by

ć

z D?

Czy D b

ę

dzie szcz

ęś

liwy? I czy przestanie pisa

ć

wiersze?

Czy N i J zostan

ą

razem?

Czy S spotka kogo

ś

, kto b

ę

dzie potrafił przyku

ć

jej uwag

ę

na dłu

ż

ej ni

ż

pi

ęć

minut?

Czy ja kiedykolwiek przestan

ę

o nich wszystkich plotkowa

ć

?

Nie ma mowy.

Do nast

ę

pnego razu.

Wiem,

ż

e mnie kochacie

plotkara


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
PLOTKA
Plotkara 10 Ziegesar Cecily von Nigdy ci nie skłamię (Would I Lie To You)
Plotkara 9 Tylko w Twoich snach
Ziegesar?cily von Plotkara Nie zatrzymasz mnie przy sobie
Inne religie, PROTESTANTYZM, PROTESTANTYZM: antyklerykalni plotkarze często za wzór katolikom stawia
Plotkara 12 Zawsze będę cię kochać
Ziegesar von?cily Plotkara Nie zatrzymasz mnie przy sobie
pamiec CMOS Baker 2007 plotka
Ziegesar von?cily Plotkara Nigdy Ci nie sklamie
Ziegesar?cily von Plotkara Tylko w Twoich snach
Ziegesar?cily von Plotkara Wiem, że mnie kochacie
Ziegesar?cily von Plotkara Bo jestem tego warta
Ziegesar?cily von Plotkara Nikt nie robi tego lepiej
Boy - Plotka o weselu, Polonistyka, Młoda Polska

więcej podobnych podstron