CIA i Solidarność
Czytelnik CIA, Pią, 2006-09-01 09:45
Publicystyka
Ujawnienie przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę akt z tzw. moskiewskiej
pożyczki KPZR dla PZPR wywołało burzę. Politycy PiS chcą, by sprawą zajęła się
projektowana przez nich superkomisja Prawdy i Sprawiedliwości. Może warto byłoby w
ramach tak popularnej obecnie polityki historycznej zbadać także finansowanie NSZZ
„Solidarność”, m.in. przez CIA, na przełomie lat 80. i 90, które dokonywało się w ramach
tajnej dyrektywy nr 32.
O ile sprawa „moskiewskiej pożyczki” wraca jak bumerang i jest wykorzystywana co kilka lat
przez prawicę do rozprawienia się z lewicą, to już nad finansowaniem „S” panuje zmowa
milczenia. Poprawność polityczna nakazywała argumentować, że pomoc dla związku była
moralnie uzasadniona, pozwoliła zbudować demokrację, odzyskać niepodległość etc. Nawet
politycy SLD rzadko podnosili ten drażliwy temat.
W 1993 r., kiedy prokuratura umorzyła sprawę moskiewskich pieniędzy, Leszek Miller
wystąpił do organów ścigania, by zbadały nielegalne, jego zdaniem, finansowanie
„Solidarności”.
– Dysponowałem dokumentem, który był rozliczeniem amerykańskiego Funduszu na rzecz
Demokracji. Przesłałem, zdaje się, ten dokument do prokuratury. Oczywiście, zostało to
okrzyknięte jako rewanż i wydaje mi się, że śledztwo w tej sprawie zostało umorzone –
powiedział nam Miller. W 2000 r. Sojusz przygotował projekt sejmowej uchwały ws.
powołania komisji śledczej, która zbadałaby finansowanie „S”, ale szybko się z tego wycofał.
Potem do sprawy już nie wracano.
Przypomnijmy, że w 1992 r. Carl Bernstein, jeden z najbardziej znanych amerykańskich
dziennikarzy, który w 1974 r. wraz z Bobem Woodwardem ujawnił aferę Watergate,
opublikował w amerykańskim tygodniku „Time” artykuł pt. „Święte przymierze” o relacjach
między USA a Watykanem w sprawach Polski i w ogóle walki z blokiem wschodnim.
Wyjawił, że 7 czerwca 1982 r. ówczesny prezydent USA Ronald Reagan i papież Jan Paweł II
zawarli porozumienie, którego celem było udzielenie maksymalnej pomocy zdelegalizowanej
wówczas „S”.
„(...) Zanim w 1989 roku przywrócono »Solidarności« status legalnej organizacji, przeżywała
ona rozkwit w podziemiu zaopatrywana i karmiona w dużej mierze przez sieć utworzoną pod
auspicjami Ronalda Reagana i Jana Pawła II oraz korzystając z porad udzielanych za
pośrednictwem tej sieci” – pisał m.in. Bernstein (cytujemy za „Forum” z 1 marca 1992 r. –
przyp. red). Według niego, do Polski przemycano tony sprzętu – telefaksy, maszyny
drukarskie, nadajniki radiowe, aparaty telefoniczne, krótkofalówki, kamery wideo,
fotokopiarki, komputery. „Pieniądze dla zdelegalizowanego związku pochodziły z funduszy
CIA, Narodowej Fundacji na rzecz Demokracji oraz tajnych kont Watykanu i zachodnich
związków zawodowych” – twierdził Bernstein.
18 lutego 1992 r. Janusz Pałubicki, ówczesny wiceszef „S” i p.o. skarbnika związku, pytany
na konferencji prasowej o kwoty, które związek dostał z Zachodu, wyjawił, że „zaczęło się od
110 tys. dolarów w 1982 roku, a skończyło na 1,5 mln dolarów w 1989 roku”. Konkretną
kwotę wymienił też Jerzy Milewski, były szef biura „S” w Brukseli. Przyznał, że w ciągu 7 lat
„S” otrzymała ok. 7 mln dolarów.
We wrześniu 2004 r. Adam Grzesiak, drukarz podziemnego wydawnictwa Nowa i współautor
książki „Bujajcie się!”, mówił m.in. w wywiadzie dla „TRYBUNY”: – Prawdą jest, że
ż
yliśmy za pieniądze Reagana. Nie jest zresztą żadną tajemnicą, że pieniądze i sprzęt płynęły
z różnych ośrodków na świecie. Prawdą jest, że dużo zarabialiśmy, ale też dużo
pracowaliśmy.
O Reaganie, CIA i pieniądzach „Solidarności” w książce „Victory, czyli zwycięstwo” pisał
też Peter Schweizer.
Wiele wskazuje na to, że byli liderzy „S” nigdy nie rozliczyli się ze środków, które
otrzymywali z Zachodu.
Na II zjeździe związku na początku lat 90. padł nawet wniosek, by związek rozliczył się z
tych pieniędzy. Wystąpił jednak wówczas ks. prałat Henryk Jankowski, który dał delegatom
słowo honoru, że wszystko jest w porządku i na tym się skończyło. – Rzeczywiście to
rozliczenie było operetkowe, ale słabo to pamiętam – wspomina Zbigniew Marcin
Kowalewski, działacz pierwszej „S”, który uczestniczył w tym zjeździe jako gość.
Jeden z wątków całej sprawy ujrzał światło dzienne przy okazji afery z finansowaniem
niemieckiej CDU. Były kanclerz Helmut Kohl publicznie oświadczył, że tajne konta jego
partii wykorzystywane były przez zachodnioniemiecki wywiad BND do finansowania
opozycji w Polsce w okresie stanu wojennego i później.
W lipcu 2000 r. pod koniec rządów AWS i Mariana Krzaklewskiego Akcja chciała powołać
komisję śledczą, która zbadałaby procesy rozporządzania m.in. majątkiem PZPR i sprawę
tzw. moskiewskiej pożyczki. Sojusz w odpowiedzi zgłosił wówczas projekt uchwały w
sprawie powołania komisji do zbadania procesów rozporządzania majątkiem „Solidarności”.
W projekcie zapisano m.in., że do szczególnych zadań komisji należałoby wyjaśnienie
okoliczności przekazania majątku 10-milionowego NSZZ „S” z 13 grudnia 1981 r.
milionowemu NSZZ „S” z 31 grudnia 1999; rozliczeniem środków przekazanych związkowi
ze źródeł CIA w latach osiemdziesiątych; z nielegalnych kont niemieckiej CDU
pochodzących z wywiadu BND; z rozliczeniem środków finansowych i nieruchomości
uzyskanych przez „S” od Komisji Likwidacyjnej RSW i następnie zbytych na rzecz
zagranicznych koncernów prasowych.
Do powstania komisji nie doszło. Sojusz wycofał wniosek pod wpływem polityków
ówczesnej Unii Wolności, którzy apelowali o nierozdrapywanie historycznych ran i budowę
politycznego konsensusu w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Wątpliwości
jednak zostały.
Kowalewski pisał w ub. roku w „TRYBUNIE”, że „niewiele jest precedensów takiego
załgania historii »pierwszej Solidarności«, jakiego jesteśmy świadkami”. Stan wojenny zastał
go w Paryżu, gdzie współtworzył Komitet Koordynacyjny NSZZ „Solidarność”.
„Do naszego komitetu codziennie przychodziły pocztą dosłownie stosy czeków od zwykłych
ludzi i ogniw związkowych na pomoc dla »Solidarności« i rodzin internowanych. Te czeki
opiewały na niewielkie sumy, ale było ich tyle, że robił się z tego poważny fundusz.
Wiosną 1982 r. było to 7 mln franków (ok. 1 mln dolarów)” – relacjonował Kowalewski na
łamach Trybuny. – To był okres, w którym „S” otrzymywała pomoc finansową z organizacji
związkowych. Potem została ona zastąpiona pomocą z innych źródeł, o których można
poczytać w książce Bernsteina – mówi Kowalewski. – Szybko zostałem usunięty z władz „S”,
ale do tej pory nie wiem, czy choćby te pierwsze pieniądze zostały rozliczone.
Jedną z niewielu osób, które rozliczyły się z pieniędzy otrzymywanych z Zachodu, był Józef
Pinior, obecny eurodeputowany SdPl. – Rzecz polegała na tym, że jako skarbnik zarządu
dolnośląskiej „S” przed stanem wojennym dokonał operacji wyprowadzenia kasy z banku, bo
przewidywał jakiś niedobry rozwój sytuacji. Operacja się udała. To był jedyny wypadek w
Polsce, że któryś z zarządów regionalnych związku wycofał pieniądze i na pierwszym po
1989 r. regionalnym zjeździe związku rozliczył się z nich – opowiada Kowalewski. – To był
zresztą jedyny region, który podziękował za pomoc zachodnim związkom zawodowym –
podkreśla.
Jarosław Karpiński