A. WSTP
Wobec ogłoszenia w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej
Polskiej dekretów Rządu i rozporządzeń Ministra
Sprawiedliwości w sprawie warunków i sposobu rehabilitacji
osób wpisanych do niemieckiej listy narodowej i przekazania
procedury rehabilitacyjnej sądom, prokuratorom i władzom
państwowym i bezpieczeństwa, uważam sobie za obowiązek
zakomunikowania władzom pewnych informacji i faktów,
przeważnie nieznanych ogółowi społeczeństwa polskiego.
Informacje o stanowisku zajętym przez śp. generała
Sikorskiego, szefa Rządu Polskiego, wobec maskowania się
Polaków w ogóle a t. zw. palcówki i niemieckiej listy
narodowej na Śląsku w szczególności, ułatwią władzom,
decydującym o rehabilitacji, sprawiedliwą i rzeczową ocenę
faktów i osób, zamieszkałych w czasie przeprowadzenia
palcówki i niemieckiej listy narodowej nie tylko w obrębie
przedwojennego województwa śląskiego, ale i w całej Polsce.
Rozdział B Poglądu na rozwój sprawy narodowościowej
w województwie śląskim w czasie okupacji niemieckiej
wyjaśnia, że stanowisko, zajęte przez przeważną część
Polaków śląskich w sprawie palcówki i niemieckiej listy
narodowej opierało się na uprzednio zasięgniętej decyzji i
zgodzie szefa ówczesnego Rządu Polskiego, generała
Sikorskiego.
Po zajęciu Śląska przez niemców i usunięciu władz polskich,
cywilnych i wojskowych, my, biskupi śląscy, byliśmy jedynym
autorytetem polskim w województwie śląskim. W czasie
okupacji niemieckiej pozostaliśmy na Śląsku jeszcze przez
półtora roku aż do przymusowego wywiezienia nas do
Krakowa, W dniu 28 lutego 1941 r. W tym okresie wielu
Polaków zwracało się do nas po wskazówki i decyzje.
strona 4:
Przed wojną niemcy na Śląsku maskowali się jako Polacy.
Wchodzili jako Polacy do polskich urzędów i organizacyj.
Znali działaczy polskich, wiedzieli o wszystkim, mogli
informować władze niemieckie o zamierzeniach polskich,
zdołali skutecznie paraliżować zabiegi polskie. Po wybuchu
wojny ci właśnie zdrajcy informowali władze niemieckie o
polskich agitatorach i organizacjach, powodując śmierć
wielu i straty ciężkie.
To dało pochop do projektu, aby w podobny sposób
maskować się wobec niemców i udając niemców pozostać na
miejscu, przenikać ich organizacje, zorganizować wywiad,
ratować ludzi, paraliżować zabiegi wrogie polskości.
Nie chcąc samodzielnie decydować w tak doniosłej sprawie
narodowej, jeszcze W pazdzierniku 1939 r. przesłałem śp.
generałowi Sikorskiemu, szefowi Rządu Polskiego, obszerne
piśmienne sprawozdanie o stosunkach wytworzonych na
ziemiach polskich, a specjalnie na Śląsku, przez zarządzenia
okupantów. Pragnienie niemców, wykazania jak największego
przyrostu niemczyzny na zabranych ziemiach polskich,
umożliwiło maskowanie się Polaków. Celem było uniknięcie
wysiedlania Polaków i pozbawienia ich majątku oraz
zachowanie o ile możności polskiego stanu posiadania na
ziemiach okupowanych. Wierzyliśmy przecież, że wojna
zakończy się klęską Niemiec w niezadługim czasie.
Projekt ten Rząd Polski uznał za słuszny, p. generał Sikorski
oraz inni członkowie Rządu Polskiego kilkakrotnie przez
rozgłośnie wyrazili swą zgodę i polecali Polakom maskowanie
się.
Mnóstwo Polaków na Śląsku czekało na odpowiedz Rządu i
słyszało ją. Sprawozdanie moje w tej sprawie referował z
polecenia gen. Sikorskiego na Radzie Narodowej p. Arka
Bożek, obecnie wicewojewoda śląsko-dąbrowski.
A. Bożek, po zaakceptowaniu projektu maskowania się przez
Rząd Polski i Radę Narodową, kilkakrotnie osobiście
nawoływał kraj przez rozgłośnie do ukrywania się pod
maskami volksdeutsch i niemieckiej listy narodowej.
Ks. prałat Zygmunt Kaczyński z Warszawy, pózniej minister
oświaty w rządzie Mikołajczyka, wyjechawszy w marcu 1940
r. za granicę, na moją prośbę zareferował ponownie Rządowi
Polskiemu o przebiegu maskowania się. Rząd Polski, nie
zmieniając pierwotnej decyzji, stale podtrzymywał
strona 5:
polecenie maskowania się Polaków i utrzymania tym
sposobem w granicach możliwości stanu posiadania
polskiego wśród zalewu niemczyzny.
Polecenie maskowania się wydal Rząd Polski wszystkim
Polakom, którzy mogli i chcieli z niego skorzystać. Nie
wszyscy mogli. Zależało to przede wszystkim od nastawienia
niemców. Najłatwiej udawało się maskowanie na Śląsku
dlatego, że niemcy uważali Śląsk za kraj niemiecki, oraz
ponieważ tu było wiele rodzin mieszanych pod względem
narodowym.
W Wielkopolsce i na Pomorzu wszystkich Polaków uważano
za agitatorów i wykluczono zgoła myśl, że można by ich
dopuścić do niemieckości.. Stąd z możliwości maskowania
się na tych ziemiach Polacy korzystać mogli tylko w rzadkich
wypadkach wyjątkowych, np. wobec urodzenia i wychowania
się w Niemczech, posiadania urzędu niemieckiego, krewnych
niemców itd.
Rząd Polski tę samą linię podtrzymywał także wtedy. gdy
niemcy żądali w GG oświadczenia się urzędników Polaków,
że nie czują się zobowiązanymi w sumieniu przysięgą
wierności, złożoną Rządowi Polskiemu. Rząd Polski udzielił
swego zezwolenia takie i na ten sposób maskowania się.
P. Arka Bożek i ks. prałat Zygmunt Kaczyński wrócili do Polski
i są świadkami stanowiska, zajętego przez gen. Sikorskiego i
Radę Narodową wobec kwestii maskowania się Polaków.
Wobec rozstrzygnięcia wątpliwości przez szefa ówczesnego
Rządu Polskiego uważałem się za uprawnionego
i obowiązanego do wydania Polakom województwa
śląskiego następujących dyrektyw:,
1. Poleciłem podwładnemu mi duchowieństwu, prowincjom
zakonnym, a przez nie i poszczególnym zakonnikom i
zakonnicom, aby przy palcówce oświadczyli, że przechylają
się do niemieckości. Tak bowiem wyrażał się formularz
palcówki .
To samo polecenie powtórzyłem, gdy zapowiedziano t. zw.
niemieckie listy narodowe. Ówczesny Rząd Polski, jak wyżej
wspomniano, wyrazu ponownie zgodę na tę nową formę
maskowania się.
strona 6:
Ponieważ chodziło o to, aby kapłani polscy nie opuścili swych
polskich parafian i nie osłabili przez to ich odporności wobec
okupanta, poleciłem im, aby za wszelką cenę starali się
pozostać na miejscu, a w razie nieprzyjęcia ich do niemieckiej
listy narodowej, aby wnieśli odwołanie do wyższej instancji.
Chodziło o przedłużenie czasu pozostania na dawnych
placówkach.
2. Zgromadzeniom zakonnym i klasztorom poleciłem, aby z
klasztorów niemieckich sprowadzili sobie niemieckich
zakonników i zakonnice, którzy by reprezentowali ich wobec
władz niemieckich. Taktyka ta chroniła rzeczywiście polskich
zakonników i zakonnice przed wysiedleniem i
sparaliżowaniem ich pracy.
3. Organizacjom polskim, dopytującym się o dyrektywy,
zakomunikowałem decyzję generała Sikorskiego, o ile
jeszcze o niej nie wiedziano z rozgłośni zagranicznych.
4. Poszczególnym osobom świeckim pytającym o wskazówki,
udzielałem instrukcji w tym samym kierunku.
Polakom z innych dzielnic, zwracającym się do mnie po
radę czy wskazówki, komunikowałem także decyzję Rządu
Polskiego, zaznaczając, że korzystanie ze sposobności
maskowania się, celem ocalenia siebie i swego majątku na
miejscu, jest zgodnym z decyzją Rządu Polskiego.
Poważniejsze osobistości wiedziały, że rząd generała
Sikorskiego zgodził się na ten sposób postępowania i
informowały analogicznie zwracających się do nich po radę.
Większość zatem Polaków na Śląsku, rejestrując się na
niemiecką listę narodową, czyniła to w przeświadczeniu, że
pozostaje w zgodzie z poleceniami Rządu Polskiego i nie
popełnia w ten sposób zdrady narodowej. Inni zaś szli drogą
wskazaną im przez większość. Czy i jak dalece poszczególne
osoby zawiniły, czy mianowicie nadużyły drogi wskazanej
do szkodzenia Polakom, wykaże niewątpliwie indywidualne
badanie każdego, jego zachowanie się i postępowanie w
czasie okupacji.
My zaś, biskupi, oświadczyliśmy w palcówce i przy
przesłuchach przez gestapo przynależność do narodowości
strona 7:
polskiej, aby uniknąć przypuszczenia, iż innym polecaliśmy
maskowanie się, aby siebie samych uchronić przed
ewentualnymi pózniejszymi zarzutami.
Sądzę, że wyjaśnienia powyższe przyczynią się do ułatwienia
pracy sądom, prokuraturom i innym władzom
zainteresowanym i pozwolą im zrozumieć lepiej odrębną
sytuację, która się wskutek zgody Rządu Polskiego na
maskowanie się wytworzyła, nie tylko w obrębie województwa
śląskiego, ale w całej Polsce.
B. Pogląd na rozwój sprawy narodowościowej
w województwie śląskim
w czasie okupacji niemieckiej
I. Od wybuchu wojny do listopada 1939 r.
Władze polskie nie taiły się przed wybuchem wojny z opinią,
iż Śląsk ulegnie zajęciu przez wojska niemieckie. Wobec tego
ewakuowano urzędy, urzędników, sprzęt i akta. Biskupom i
duchowieństwu proponowano to samo. Odmówiliśmy,
uważając za swój obowiązek wytrwanie z powierzonym nam
ludem w zlej czy dobrej doli. Duchowieństwu poleciłem
okólnikiem, wydanym przed wybuchem wojny, aby pozostało
na miejscu i zezwoliłem na wyjazd tylko wtedy, gdyby parafia
cała uległa przymusowemu wysiedleniu.
Z chwilą wkroczenia wojsk niemieckich do Katowic i innych
miast Śląska ujawniły się następujące grupy ludności:
1. Niemcy rodowici, którzy zawsze jawnie się przyznawali do
swej narodowości i częściowo już należeli do partii narodowo-
socjalistycznej, częściowo byli jej przeciwnikami lub
obojętnymi wobec niej.
2. Krypto-niemcy, zdrajcy, którzy udawając przed wojną
Polaków, zajmowali poważne stanowiska w polskich
urzędach i organizacjach, a po wkroczeniu wojsk niemieckich
natychmiast zrzucili maskę. Chlubili się, okazując dowody na
to, że od pięciu i więcej lat już byli tajnie członkami partii
hitlerowskiej i stali na jaj usługach, szpiegowską czyniąc
robotę. Ci właśnie ludzie, na mocy swej znajomości polskiego
życia organizacyjnego, spowodowali śmierć i wywiezienie do
obozów ogromnej liczby działaczy. polskich i młodzieży.
strona 8:
3. Renegaci, ludzie polskiego pochodzenia, nieuświadomieni
jeszcze narodowo, oraz karierowicze i pragnący zarobić na
koniunkturze. Ci z niegodnym i świadczącym o braku
charakteru zapałem podkreślali swój nowy patriotyzm
niemiecki. Niemcy zwali ich pogardliwie: Septemberdeutsche
albo Konjunkturdeutsche.
4. Poiacy, wierni przekonaniom polskim, tworzący przeszło
80% ludności Śląska i przekonani, że niemcy nie zwyciężą, a
Polska znów odzyska państwowość swoją.
Wśród niemców rodowitych, którzy zawsze otwarcie za
niemców się podawali, spotkało się niekiedy ludzi uczciwych,
nie biorących udziału w politycznej pracy hitleryzmu, byli
nawet wrogami hitleryzmu. Członkowie partii niemiecko-
katolickiej śp. dr. Panta zaciekle zwalczali hitleryzm w prasie i
życiu organizacyjnym. Istniały organizacje niemieckich
katolików, które odżegnywały się zasadniczo od hitleryzmu,
nie godzącego się z ich katolickimi przekonaniami. Po
wkroczeniu niemców organizacje te zostały rozwiązane,
majątek ich skonfiskowany, a działacze jak Janiszowski, dr.
Rojek i i. [i inni] uwięzieni.
Władze partyjne i organizacje hitlerowskie w tym okresie
straszliwie prześladowały i mordowały Polaków, znanych jako
działaczy narodowych. Co chwila słychać było o egzekucjach.
Na rynku i ulicy Zamkowej rozstrzelano mnóstwo młodzieży i
powstańców. Blisko setkę dziewcząt- harcerek zakatowano w
zniesionym obecnie muzeum. Jęki i krzyki biednych ofiar
rozlegały się wokoło. Co chwila odzywały się krótkie salwy z
podwórza więziennego przy ulicy Mikołowskiej i z parku
miejskiego, a Polacy, słysząc je, modlili się za zabijanych.
Członkowie SS, SA, Freikorpsów i innych organizacji
bojowych niemieckich, załatwiając swe osobiste porachunki z
Polakami, po nocach wyciągali ich z mieszkań, z więzienia
nawet, bili i mordowali. Masowo wysyłano działaczy polskich
do obozów koncentracyjnych, do prac okopowych w
najtrudniejszych warunkach i wśród zimy, nie tając się z tym,
że wysyła się ich na śmierć. Ilu ich zginęło, jeszcze nie
wiadomo. Kapłanów kilku zamordowano zaraz w pierwszych
dniach, zabrano do obozów i więzień ogółem około
stupięćdziesięciu, nie licząc kleryków i zakonników.
Zakatowano tam przeszło 39-ciu. Blisko czter-
strona 9:
dziestu wysiedlono do Gubernatorstwa, około trzydziestu do
Reichu , kilkunastu, usuniętym z posad, pozwolono pozostać
w diecezji, ale bez możności spełniania funkcji
duszpasterskich. Ogółem wydalono przeszło 140-tu
kapłanów, czyli że trzecią część stanu duchownego usunięto
tym sposobem z diecezji i pracy kapłańskiej. 20-tu kapłanów
diecezji jeszcze przebywa w więzieniach i obozach.
Tak wyglądał pierwszy, krótki okres życia Śląska pod
okupacją niemiecką.
II. Maskowanie się Polaków
Decyzja Rządu Polskiego
Drugi okres rozpoczął się w listopadzie 1939 r. t. zw.
palcówką t. j. wydaniem nowych dowodów osobistych z
odciskiem palców. Palcówka była obowiązkową legitymacją
wszystkich mieszkańców województwa śląskiego. Przy
zapisach do niej każdy mieszkaniec Śląska miał orzec na
piśmie, czy uważa się za Polaka, czy też przychyla się
jak palcówka to określa, do narodowości niemieckiej.
Informatorzy donieśli nam, że za pomocą palcówki ma się
stwierdzić narodowość Polaków celem wysiedlenia i
pozbawienia ich mienia i pracy, podobnie jak się to stało w
województwie poznańskim.
Zdawaliśmy sobie sprawę, że wysiedlenie uświadomionych i
dobrych Polaków ze Śląska grozi:
a) powiększeniem liczby głodujących w t. zw.
Gubernatorstwie Gen. wysiedleńców Polaków o 700 900
tysięcy,
b) zastąpieniem urzędników i załóg polskich w hutach,
kopalniach i fabrykach śląskich urzędnikami i załogami
niemieckimi,
c) osłabieniem ducha narodowego wśród narodowo mniej
uświadomionymi,
d) zatopieniem i zagazowaniem kopalń, zastygnięciem
wysokich pieców z powodu braku nad nimi opieki w chwili
odzyskania niepodległości Polski i ucieczki załóg i urzędników
niemieckich, czyli przerwą w produkcji przemysłowej Śląska
na czas przynajmniej jednego roku. To przecież oznaczałoby
pozbawienie Polski głównego ośródka ciężkiego przemysłu w
chwili odwrotu niemców,
strona 10:
gdy prawidłowe działanie tego ośrodka decydowało o kwestii
życiowej dla Polski.
Względy te wymagały absolutnie, aby kopalń, hut i fabryk nie
pozbawiano urzędników, kierowników i załóg polskich.
Polacy powinni zatem pozostać na Śląsku mimo
trudności i niebezpieczeństw. Zachować na zewnątrz
charakter polski i pozostać na Śląsku było niemożliwym
wobec nastawienia partii hitlerowskiej, zdecydowanej na
usunięcie ze Śląska wszystkich i wszystkiego, co nosiło
wyrazne cechy polskie.
Polacy zwracali się do nas, biskupów, jako do jedynego
polskiego autorytetu na Śląsku z zapytaniem, co czynić.
Innych powag narodowych już tu nie było.
Prosili o decyzję, o wskazanie sposobu, który by Polakom
umożliwił pozostanie na Śląsku, aby mogli opiekować się
słabymi na duchu braćmi i Strzec przemysłu.
Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że władze niemieckie
najmniejszego nie miały prawa do tego, aby nas
zobowiązywać w sumieniu do wyznawania narodowości w
tym tylko celu, aby mogły łatwiej mordować, wysiedlać i
prześladować Polaków.
Wobec tego powstała myśl, aby się tak maskować, jak
niemcy się maskowali za czasów polskich. Nie chciałem o
tym decydować samodzielnie.
Zapowiedz palcówki uprzedziła jej wprowadzenie w życie o
przeszło miesiąc. Było więc dość czasu, aby zasięgnąć
decyzji miarodajnych instancji, zwłaszcza, że kontakty z
zagranicą nie były jeszcze przecięte, a dzięki Konsulatowi
Włoskiemu były dla mnie łatwe, szybkie i bezpieczne.
Chcąc pójść drogą pewną, przedłożyłem projekt i
pobudki maskowania się głowie Rządu Polskiego,
generałowi Sikorskiemu. Generał Sikorski wyraził zgodę
swą na maskowanie się przez rozgłośnie radiową. Walkę
czynną o Polskę mówił między innymi prowadzą
wojska na frontach, wy zaś w kraju macie zadanie: bronić
frontu wewnętrznego, wszelkimi siłami i sposobami
utrzymać się na miejscu, nie pozwolić usunąć się ze
Śląska, bronić waszych placówek pracy . Nieco pózniej
Rząd Polski przez rozgłośnię w Tuluzie potwierdził
kilkakrotnie obszerniej decyzję swoją i zachęcał Polaków do
strona 11:
pozostania i maskowania się. Świadków, którzy słyszeli te
oświadczenia Rządu, nie brak.
Gdy więc miarodajna dla mnie instancja narodowo-
państwowa maskowanie się Polaków uznała za krok właściwy
w interesie Państwa i Narodu polskiego, miałem zupełne
prawo, pytającym wskazać tę drogę.
Ważniejsze osobistości i organizacje polskie powiadomiłem o
decyzji Rządu Polskiego, ogółowi jednak ze względów
zrozumiałych nie można było tego komunikować.
Wykonując konsekwentnie plan, nakazałem podwładnym
sobie kapłanom oraz zakonnikom i zakonnicom, aby w
palcówce oświadczyli, że się przychylają ku narodowości
niemieckiej. To samo doradziłem świeckim, wojskowym i
cywilnym. Uznali radę za słuszną i w palcówce przeważnie
zapisali akces do niemieckości, uważając to za fortel
wojenny, celem wywiedzenia w pole nieprzyjaciela.
My zaś, obydwaj biskupi. podaliśmy na palcówce
narodowość polską, aby uniknąć podejrzenia, że innym
poleciliśmy zapisanie się do niemieckości, aby siebie
samych pokryć.
Decyzję tę niezmiernie ważną, doniosłą a niezwykłą,
powziąłem w przeświadczeniu, że to wówczas była jedyna
droga, aby ocalić to, co trzeba było ratować w interesie Polski
a zarazem, że do tej decyzji miałem pełne prawo wobec
zgody Rządu Polskiego.
Olbrzymia większość ludności polskiej na Śląsku poszła za
tymi wskazaniami i pozostała na miejscu jako
Volksdeutsche . W palcówce podali narodowość polską na
ogół ci spośród starszych, którzy i tak zamierzali opuścić
Śląsk, oraz znaczna część młodzieży, która tym sposobem z
początku uchroniła się od poboru do wojska. Pózniej jednak i
to nie pomogło. Nie liczono się jednak z tak długim trwaniem
wojny.
Niespodziewany przy palcówce przyrost rzekomych
niemców, a zmniejszenie się liczby Polaków, jednych
niemców napełnił uczuciem triumfu, u drugich jednak wywołał
konsternację.
Partia hitlerowska postanowiła w każdym razie wysiedlać
Polaków. Zapisy do palcówki jednak tak im pomieszały
szyki, że gdy na przełomie roku 1939/1940 zorga-
strona 12:
nizowano masowe wysiedlanie z Katowic i Chorzowa, wśród
zagarniętych 800 osób było około 400 prawdziwych niemców.
Powstał wielki krzyk w Berlinie na niedołęstwo partii, która
prześladuje niemców i nie umie odróżnić niemców od
Polaków. Cofnięto wysiedlanie, dopiero po roku dokonano
ponownie masowych wysiedlań tych, co się podali jako
Polacy. Poza tym poprzestano na usuwaniu poszczególnych
rodzin i osób.
Palcówka była tylko wstępem coraz to silniejszego naporu
niemieckiego.
Nabożeństwa katolickie na Śląsku odbywały się głównie w
języku polskim, tam zaś, gdzie większe istniały grupy
niemieckie, także w. języku niemieckim. Zwyczaj ten opierał
się na traktacie mniejszościowym, zawartym między Polską a
Niemcami. Wykonanie kontrolowały międzynarodowe
instancje. Partia hitlerowska, widząc, że zapisy do palcówki
zawiodły, zwróciła uwagę na nabożeństwa polskie. Zaczęto
wyławiać w niektórych miejscowościach uczestników
nabożeństw polskich, badano ich, spisywano, fotografowano
przy wejściu do kościołów. W niektórych parafiach uwięziono
trzech z rzędu proboszczów za to, że odprawiali polskie
nabożeństwa. Przez życzliwych niemców dowiedzieliśmy się,
że kola partyjne zamierzają za pomocą stwierdzenia udziału
w polskich nabożeństwach wyłowić Polaków spośród
volksdeutschów , celem ich masowego wysiedlenia.
Chcąc sparaliżować tę wielce dla nas niebezpieczną akcję
niemiecką, zdecydowałem się na krok bardzo doniosły. Zanim
niemcy zdołali wykorzystać kontrolę nabożeństw polskich do
swoich celów, sparaliżowałem te usiłowania zawieszając
wszystkie nabożeństwa, śpiewy, kazania w języku
polskim, w ogóle używanie języka polskiego w
publicznym życiu Kościoła. Był to nowy sposób
maskowania się Polaków. Język polski pozostał jedynie w
konfesjonale, zakrystii, w prywatnym zetknięciu się z
parafianami polskimi.. Partia hitlerowska była z tego wielce
niezadowolona. Nadzieje wypośrodkowania Polaków za
pomocą kościoła rozwiały się. Zabrakło podstaw do nowych
masowych wysiedlań. Pozostali na Śląsku Polacy milczący,
nie mówiący publicznie po polsku, w domu nawet niekiedy
tając się przed dziećmi, które zbyt łatwo się zdradzały.
strona 13:
Szpiegostwo, podsłuchiwanie pod drzwiami, jakim się
rozmawia w domu językiem były na porządku dziennym. Ale
Polacy pozostali na miejscu, spełniając swój wobec Polski
obowiązek.
Niemcy nie posiadają ani odrobiny zdolności zrozumienia
innych narodów. Umieją w niezwykle skuteczny sposób
zrażać do siebie nawet przyjaciół. Zupełnie zaś nie potrafią
sobie pozyskać innych, umieją ich tylko tyranizować. Partia
hitlerowska składała się w większości z ludzi dzięki
jednostronnemu wychowaniu partyjnemu niezmiernie
ciasnych, a przy tym pewnych siebie i zarozumiałych. Metody
przez nią stosowane, zarówno brutalne jak nieskuteczne,
wywołały na Śląsku skutek wręcz przeciwny zamierzeniom.
Mimo zapisu volksdeutsch , uznawała partia za prawdziwych
niemców tylko członków partii, organizacji partyjnych itp.
Wszyscy inni uchodzili za podejrzanych o polskość lub o
sympatie polskie. Tych postanowiono ukarać. Przemysłowym
urzędnikom i robotnikom wymierzano karę, zmniejszając im
płace gotówkowe o 15 25% i udzielając mniejszych
przydziałów żywnościowych i ubraniowych. Przydziały te
zmniejszały się jeszcze więcej przez proste oszustwa
urzędników niemieckich, którzy przydziały brali dla siebie i
swoich, dla reszty robotników nigdy nie starczyło . Pózniej
karę tę ścieśniono na nieprzyjętych do volkslisty.
Urzędnicy Polacy, zwłaszcza kolejowi, nabywali sobie
chętnie kawałek ziemi i budowali na niej mały domek.
Rodzina uprawiała ogródek, hodowała trochę warzyw,
świnkę, kozę. Takich było tysiące. Teraz. niemcy nagle
obwieszczają, że wszelka własność nieruchoma
podejrzanych o polskość ludzi, przechodzi na państwo, w
ręce Treuhandgesellschaft . Dotychczasowy właściciel ma
płacić czynsz ze swego dobytku, dopóki go nie usuną i nie
oddadzą domu i dobytku nowemu właścicielowi,
prawdziwemu niemcowi.
Nie trudno sobie wyobrazić, jak te kroki niemieckie oburzyły
do, głębi zainteresowanych. Wielu chwiejnych wkrótce
wyleczyło się z sympatii proniemieckich. Ślązak jest twardy i
honorny . Gdy mu przy wypłacie co tydzień powtarzano, że
mu się potrąca część wynagrodzenia, bo jest podejrzany o
polskość, nawet słabo uświadomiony powiedział sobie: jeśli
tak, to na złość wam będę Polakiem .
strona 14:
A gdy do tego dołączono niezręczne oddziaływanie szkoły
niemieckiej, próby zwalczania religii, naigrawanie się z niej,
usuwanie napisów polskich ze sztandarów kościelnych, na
grobach itd., postęp uświadomienia polskiego stawał się
coraz szybszy i gwałtowniejszy, a odraza do niemców coraz
powszechniejszą. Dał temu wyraz w rozmowie ze mną jeden
z czołowych niemców katolików zwolennik hitleryzmu, zmarły
już Strozik, który, ubolewając nad niezręcznością partii ,
oświadczył: Czego wojewoda Grażyński nie zdołał dokonać
przez dwanaście lat wytężonej pracy, partia hitlerowska
dokonała w ciągu jednego roku spolonizowała cały Górny
Śląsk .
Ewolucja ta rozwinęła się tak niezwykle szybko, że gdy nas
biskupów wywieziono ze Śląska w półtora roku po inwazji
niemieckiej, a rodacy z innych dzielnic Polski dopytywali się o
stosunki narodowe na Górnym Śląsku, mogłem z
zadowoleniem i bez przesady oświadczyć, że Górny Śląsk
nie był nigdy tak polskim, jak nim test obecnie.
III. Partia kwalifikuje
Widząc, że zapisy do palcówki nie wyjaśniły sprawy
przynależności narodowej, niemcy w roku 1941 zmienili
taktykę. Postanowili, że oświadczeniu zainteresowanych o
narodowości dowierzać nie można. Odtąd partia sama
będzie decydowała o tym, kogo zaliczyć do wspólnoty
niemieckiej a kogo odrzucić. Zaczęli więc kwalifikować
poszczególnych ludzi i dzielić na Polaków i niemców. Wynik
był taki, że w powiecie rybnickim i pszczyńskim partia
zaliczyła tylko 20% ludności do niemców, a 80% do Polaków.
Znakomite zresztą i na pewno nie podejrzane świadectwo
polskości tych powiatów. Gdy partia rezultat swych prac
przedłożyła władzom berlińskim, te przysłały natychmiast
specjalnego delegata, który zawiesił uchwały,
przedstawicielom partii zrobił awanturę, że niedołężnie
pracują i na błędnych podstawach działają, skoro po dwóch
latach niemieckiego panowania na ziemi śląskiej, sami
zaliczyli 80% ludności do Polaków. Gdyby tak być miało
naprawdę, wyzwolenie Śląska spod jarzma polskiego nie
miałoby sensu , oświadczył delegat na zebraniu partii.
strona 15:
Snadz wyniki tej akcji w innych powiatach były podobne,
skoro całą sprawę kwalifikacji narodowościowej zarzucono i
cofnięto. Polacy pozostali na miejscu.
IV. Niemieckie listy narodowe.
(Volksliste)
Rozróżnić należy reichsdeutsch" od volksdeutsch".
Reichsdeutsch" są wszyscy, którzy w chwili wybuchu wojny
mieszkali na przedwojennym terytorium Rzeszy, bez
względu na narodowość. W Rzeszy nie rozróżniano
Polaków od niemców. Wszyscy nasi rodacy z Bytomskiego,
Raciborskiego, Opolskiego, Kozielskiego, wszyscy należeli do
kategorii reichsdeutsch . Tam bowiem ani nie było
narodowościowych palcówek, ani kwalifikowania
narodowościowego, ani volkslisty.
Volksdeutsch" natomiast byli wszyscy niemcy,
mieszkający poza obrębem Rzeszy, na ziemiach, które
należały do Polski lub innych państw, jak Rumunia, Rosja,
państwa bałtyckie. Do volksdeutschów zaliczano więc
zarówno rodowitych niemców jak i
nowosfabrykowanych.
Są Polacy, którzy nie należą do żadnej grupy volkslisty i
nie mają leż niemieckiego wykazu osobistego jako
Polacy. Są to ci, którym udało się ukryć, oraz ci, których
podejrzewano o polskość, ale dochodzenie i badania jeszcze
nie były ukończone.
Niemiecką listę narodową (volkslistę) ustanowiono w roku
1941 wyłącznie dla ziem, należących do Państwa
Polskiego. Na innych ziemiach Śląska poza województwem
śląskim listy zatem pierwotnie nie miały zastosowania.
Zaprowadzili jednak pózniej listy także w Alzacji i Lotaryngii.
Władzom partii hitlerowskiej zależało na wcieleniu w
województwie śląskim do społeczności niemieckiej jak
największej liczby ludzi. Niższe, lokalne i powiatowe
czynniki partyjne natomiast ostrzyły sobie zęby na majątek
Polaków i dlatego dążyły do tego, aby jak najwięcej
zamożnych gospodarzy zaliczyć do Polaków. Tak się stało,
jak wyżej powiedziano, w powiatach rybnickim i pszczyńskim
ku niezadowoleniu władz centralnych partii.
strona 16:
Mimo pozornego panowania niemczyzny na Górnym. Śląsku
partia hitlerowska z kwestią polską na skutek
maskowania się Polaków jako volksdeutsch nie umiała
sobie dać rady. Wypływały coraz to nowe pomysły.
Ostatecznie, chcąc stworzyć możliwość wchłonięcia jak
najwięcej Polaków ze Śląska do niemczyzny, wymyślono 4-
ro klasową volkslistę. Volkslisty dotyczyły wyłącznie osób,
mieszkających w dniu 1. 9. 1939 r. na ziemiach polskich, nie
odnosiły się do ziem dawnego Reichu .
1-szą klasę tworzyli zasadniczo niemcy, przedwojenni
członkowie partii hitlerowskiej oraz tajnych i jawnych
organizacji hitlerowskich na ziemiach polskich.
II klasa, to zasadniczo niemcy rodowici, którzy co prawda nie
byli członkami organizacji hitlerowskich, ale co najmniej
posyłali swe dzieci do niemieckich szkól mniejszościowych,
występowali jako niemcy i byli członkami niemieckich
organizacji kulturalnych i społecznych.
III i IV klasa zasadniczo były przeznaczone dla osób
pochodzenia nieniemieckiego, więc Polaków. Zaliczano do
jednej lub drugiej zależnie od tego, czy partia uznała
większe lub mniejsze zbliżenie do niemieckości. Kogo nie
przyjęto nawet do IV-tej klasy, był przeznaczony na
wysiedlenie do Gubernatorstwa albo do Francji lub w głąb
Niemiec, do pracy. Rodziny takich ludzi rozrywano, majątek
zabierano. Kto chciał pozostać, musiał starać się o uzyskanie
jakiejś klasy, zwłaszcza klasy III-ciej, która dawała większą
rękojmię bezpieczeństwa. Klasę IV-tą wcześniej chciano
wysiedlić do Reichu . Wszyscy mieszkańcy województwa
śląskiego bez wyjątku podlegali przymusowo klasyfikacji
do volkslisty. Uchylić się od składania volkslisty i jej
klasyfikacji nie było można, chyba ukrywać się lub usuwając
się do Gubernatorstwa Generalnego . Polak, który w myśl
hasła, wydanego przez Rząd Polski, pragnął pozostać na
Śląsku, musiał stawić wniosek o volkslistę.
Z chwilą rozpoczęcia kwalifikowania do volkslisty rozpoczął
się nowy okres gwałtownej korupcji partyjnych urzędników.
Kwalifikowanie stało się nierzadko zupełnie dowolne i
kupne. Zależało zwykle od niskich funkcjonariuszy partii.
Ręka rękę myje. Przekupstwo, alkohol, przysługi, przyjaznie,
decydowały o decyzjach partyjnych.
strona 17:
Na tle samowoli większych i mniejszych dygnitarzy partyjnych
pojawiły się rozmaite niespodzianki. Zależnie od humoru,
łapówki, alkoholu i przysług, przyznano niejednemu Polakowi,
nawet wbrew jego życzeniom, lI-gą klasę. Z drugiej strony
ludzie, którzy raczej się zaliczali do niemców, niekiedy
otrzymali III lub IV klasę, jeśli się posprzeczali z decydującymi
czynnikami.
Pózniej władze partyjne, bez żadnego wniosku i wbrew woli
zainteresowanych przenosiły Polaków z IV-tej klasy lub III-ciej
do II-giej, aby móc syna powołać do wojska. Nieprzyjęcie
klasy znaczyło pójść do obozu koncentracyjnego.
Sprawa volkslist i stosunek Polaków do nich był dalszym
ciągiem maskowania się, wysiłkiem, aby się nie dać usunąć z
terenu, aby wytrwać na miejscu, pilnować sprawy polskiej. Że
przy tym raz po raz pojawiali się ludzie bezideowi, nie zmienia
głównej linii. Któż może twierdzić, że wszyscy Polacy, wobec
których nikt nie podnosi kwestii narodowościowej, są bez
zarzutu? Iluż tam takich, co np. denuncjowali swych braci
Polaków wobec niemców, a teraz udają wielkich patriotów,
gdy konfidenci spalili biura policji niemieckiej i tym samym
zniszczyli dowody kompromitujące. Istnienie takich ludzi bez
wartości nie zmniejsza wartości całego społeczeństwa.
Dochodzenia rehabilitacyjne stwierdzą, ile kto wart.
Nie zdołano kwalifikacji do volkslist przeprowadzić u
wszystkich. Są ludzie, mieszkający na Śląsku, a nie
mający w ogóle volkslisty, gdyż byli podejrzani o polskość,
a badania nie zostały ukończone.
Volkslisty były ostatnim wyczynem partii hitlerowskiej na
ziemiach śląskich. Stanowią one dowód bezradności i
wielkiego bałaganu, wprowadzonego do pojęć niemieckich
przez maskowanie się Polaków.
Sprawę volkslisty przedłożono także Rządowi Polskiemu.
Szef Rządu, generał Sikorski, przez radio kilkakrotnie polecił
zapisywanie się do niemieckiej listy narodowej, widząc w tym
środek obrony narodowej a nie zdrady. Nie brak świadków,
którzy słyszeli jego oświadczenie. Analogiczne stanowisko
zajął Rząd Polski wobec żądania, które niemcy stawili
urzędnikom polskim w GG, aby oświadczyli, że nie czują się
zobowiązani w sumieniu przysięgą wierności,
strona 18:
złożoną władzom polskim. Rząd Polski oświadczył, że
oświadczenie to można złożyć, bo ono i tak nie
obowiązuje i nie stanowi zdrady narodu.
Przebieg zmierzającej ku zgermanizowaniu województwa
śląskiego akcji partii hitlerowskiej i nadaniu mu oblicza
niemieckiego, jej zmiany, wahania i ostateczne
niepowodzenie, świadczą nie tylko o braku orientacji w partii.
Akcja ta oddała Śląskowi poważną przysługę w innym
kierunku wywołała zwlokę i chwiejność w dziedzinie
poboru do wojska. Nie było na Śląsku powszechnego
poboru do wojska aż do roku 1941, poza przymusowymi
ochotnikami .
W maju 1944 r. odbyło się na zameczku prezydenta we Wiśle
zebranie dygnitarzy partyjnych, na którym dysputowano
narodowościowe sprawy Śląska. Gauleiterowi Brachtowi
gorzkie czyniono wyrzuty, że pozwolił się wprowadzić na
błędną drogę, że cała sprawa kwalifikowania Polaków i
volkslist była nonsensem i opózniła zaciąganie Ślązaków
do wojska. Trzeba było nie bawić się w przeciąganie
Polaków do obozu niemieckiego, lecz od razu rozpisać
powszechny pobór do wojska. Rozpoczęto z tym o trzy lata
za pózno. Dyskusja była tak gorąca wśród rozżalonych
partyjników, że doszło do strzelaniny i rozlewu cennej krwi
niemieckiej. Gauleiterowi Brachtowi partia udzieliła wotum
niezaufania. Dodano mu dwóch stróżów, pilnujących, aby
nowych nie popełniał błędów.
Są dowody, że wojsko niemieckie słabą miało pociechę z
żołnierzy śląskich. W armii polskiej znajduje się mnóstwo
Polaków ze Śląska, którzy w czasie wojny przeszli na stronę
rosyjską, poddali się i dziś są żołnierzami armii polskiej.
Uczynili to nieraz w oryginalny sposób. Z niemieckich
kancelarii batalionowych nadchodziły do rodzin śląskich
urzędowe doniesienia o śmierci bohaterskiej licznych
żołnierzy wraz z dokumentami, papierami i dobytkiem.
Rodziny płakały, zamawiały nabożeństwa za zmarłych.
Pózniej się wykazało, że rzekomi polegli dostali się do niewoli
lub zdezertowali i przeszli na stronę rosyjską. Mając przyjaciół
w kancelarii batalionu wysyłali doniesienia O śmierci swej,
aby rodziny nie narazić na prześladowanie gestapo. W kilku
wypadkach jednak policja wpadła na trop oszustwa.
Poległo wielu Ślązaków, ale gdyby pobór
strona 19:
był się rozpoczął o kilka lat wcześniej, straty byłyby
wielokrotnie większe.
Dwie Ślązaczki, oczywiście volksdeutschki , pracowały w
pewnej ważnej wojskowej centrali telefonicznej. Uwięziono je
pózniej i wysłano do obozu koncentracyjnego pod zarzutem
szpiegostwa na rzecz Polski. Często przynosiły ciekawe
wiadomości. Pewnego dnia generał frontowy telefonował do
swych władz w kwaterze głównej i zażądał, aby Ślązaków
odwołano z frontu, ponieważ swoim nastrojem polskim i
antyniemieckim demoralizują im pułki frontowe. Domagał
się wycofania Ślązaków z frontu i wysłania ich do fabryk lub
do garnizonów. Rzeczywiście wkrótce pojawiło się
rozporządzenie w tym kierunku.
V.
Rozporządzenia rehabilitacyjne przewidują możliwość
rehabilitacji począwszy od dwójki niemieckiej listy
narodowej. Należenie do volkslisty otwierało Polakom
możliwości wspierania i zwalniania rodaków z więzień i
obozów koncentracyjnych. Trójki i czwórki były mniej
pożyteczne, gdyż władze niemieckie, zwłaszcza policja, z
nimi wcale nie chciały rozmawiać, raczej grożono im, że sami
mogą pójść do obozu. Z dwójkami rozmawiano, mieli dostęp
do władz, mogli łatwiej zaproponować łapówkę lub inny
sposób przekonywania. Im zawdzięczamy zwolnienie wielu
uwięzionych z więzień i obozów koncentracyjnych. Jeśli
działacze polityczni zwolnieni z obozów i więzień sądzą, że
uzyskali wolność dzięki swej poczciwej twarzy lub dla braku
dowodów winy, mylą się grubo. Zawsze za tym tkwiła
poważna praca i wysiłek kogoś, kto za tym chodził, miał drogi
otwarte i mógł przekonywać niemców, że więzień jest
nieszkodliwy, że ma zasługi wobec niemców itd. Byli
dwójkarze którym kilkudziesięciu Polaków zawdzięcza
zwolnienie z obozów koncentracyjnych i życie. Czy Polska ich
za to będzie karała?
A iluż to więzniów w obozach koncentracyjnych i jeńców
zachowały przy życiu olbrzymie ilości paczek żywnościowych
i odzieżowych wysyłanych przez śląskich volksdeutschów ?
Wysyłano paczki do osób zupełnie nieznanych, jedynie w
imię miłości wspólnej polskiej Ojczyzny!
strona 20:
Ocaliło się na Śląsku sporo ludzi, ukrywających się przez lata
cale. Wielu szukanych przez policję niemiecką uszło tylko
dzięki niepodejrzanym o polskość volksdeutschom . Bez nich
i ich pomocy życie narodowe na Śląsku w czasie wojny
byłoby skarlało, a straty wartościowych ludzi jeszcze byłyby
znaczniejsze.
Specjalną kategorię tworzą starcy, emeryci. Emerytury im nie
wypłacano, o ile się nie wykazali wysoką klasą listy. Skarb
polski emerytury nie mógł płacić. Niemcy zaś im, jako
nieszkodliwym, chętnie przyznawali wysoką klasę listy, chcąc
się pochwalić wielkim przyrostem liczby niemców. Czy ci
dwójkarze-emeryci mieli umierać z głodu?
Sporo ludzi pracy oraz zakonnic otrzymało dwójkę, bo byli
niemcom potrzebni do pracy jako szoferzy, urzędnicy
przemysłowi, jako pielęgniarki. Dano im dwójkę bez
wniosku, bez pytania.
Dochodzenia rehabilitacyjne w tej grupie niemieckiej listy
narodowej będą miały wdzięczne zadanie rozróżnienia plew
od ziarna polskiego.
Po zeszłej wojnie, gdy Górny Śląsk przyłączono do Polski,
niejedną wyrządzono Śląskowi krzywdę. Nie znano Śląska i
ludu śląskiego. Państwowość polska przez 600 lat nie
zajmowała się Śląskiem. O polskość Śląska przez wieki
nie troszczono się. Przecież to niemal cud, że Śląsk tyle
zachował polskości, że nie roztopił się w morzu
germańskim jak inne, więcej na zachód wysunięte
plemiona słowiańskie.
Inteligencji polskiej poza kapłanami nie było na Śląsku.
Nie było tych, którzy w innych dzielnicach Polski krzewili i
budzili świadomość polską. Śląski lud był skazany
wyłącznie na siebie.
Jedyna organizacja, która sprawiła, że lud śląski nie
zatracił swej mocy, że na Siąsku nigdy nie było
analfabetów polskich, to Kościół katolicki. On w
zaciszu życia kościelnego podtrzymywał i pielęgnował język i
obyczaj polski. Śpiew kościelny, kazania polskie, modlitewniki
polskie, były głównym nauczycielem i ostoją mowy i języka
polskiego.
Polskość bierna, zwyczajowa, poczęła się zamieniać w
świadomą dopiero pod koniec XIX wieku, pod wpływem
takich ludzi jak ks. Radziejewski, mec. Osuchowski,
Napieralski, a zwłaszcza Korfanty, i dzięki założonej przez
nich prasie oraz organizacjom polskim.
strona 21:
Proces uświadomienia narodowego na Górnym Śląsku nie
jest jeszcze zakończony i nie ogarnął jeszcze wszystkich
mieszkańców Śląska pochodzenia polskiego. Dzięki
drugiemu zmartwychwstaniu i objęciu zachodnich dzielnic
Śląska, Polska może ocalić jeszcze dla siebie resztę
polskości na Śląsku Opolskim. Ostatnia to chwila, aby ocalić
najmłodsze pokolenie. Krytyczna to chwila, gdy można też
niezręcznością zniszczyć i zgasić tlejące jeszcze w domach
śląskich iskry polskości.
W tej samej rodzinie znalezć można niekiedy ludzi o chwilowo
niemieckich przekonaniach lub ludzi chwiejnych, narodowo
jeszcze niezdecydowanych. Pod wpływem oddziaływania
wolnej Polski, działania polskiej szkoły i polskich organizacji,
liczba niezdecydowanych narodowo Ślązaków, a nawet
rzekomych niemców polskiego pochodzenia malała z każdym
rokiem. Proces ten duchowy w ciekawy nieraz przejawia się
sposób.
Przed ośmiu laty umarł młody kapłan mej diecezji, śp.
Ryszard C., syn powstańca polskiego z r. 1863, który go
odumarł wcześnie. Wychowany w niemieckim otoczeniu, nie
znał języka polskiego do 21-go roku życia. Nauczył się go
dopiero w seminarium duchownym jako dorosły człowiek.
Powołałem go na sekretarza generalnego katolickich
organizacji niemieckich. Stykał się bezustannie z coraz
bujniejszym polskim życiem religijnym i kulturalnym diecezji
katowickiej. Odzywać się poczęła w nim dusza polska.
Wkrótce zaczął tłumaczyć innym niemcom polskiego
pochodzenia, że jeśli u niemca, pochodzącego z polskiej
rodziny odezwie się duch polski, słusznym jest i
sprawiedliwym, pójść za tą myślą. C. padł ofiarą jakiejś
infekcji, która w ciągu tygodnia przyprawiła go o śmierć.
Rozwój i powrót ducha polskiego jednak w nim już takie
poczynił postępy, że w majaczeniach gorączkowych, gdy
chory każdy wraca do ojczystego języka, on mówił już tylko
po polsku. Byłem przy jego łożu śmiertelnym.
Wobec takiego rozwoju odradzania się duszy polskiej, tym
więcej potrzeba ostrożności i mądrości przy załatwianiu
spraw narodowościowych. Polska musi ratować każdą kroplę
krwi polskiej. Zbyt mało ma ludzi, zbyt wielu pochłonęła
katastrofa wojenna, aby Polska. mogła uronić, lub broń Boże,
odepchnąć człowieka, w którym chociażby
strona 22:
słaba tli iskra polskości, opartej o krew polskich jego
przodków! Zakrawa na bolesną ironię i świadczy o
zupełnej nieznajomości sprawy, jeśli się wymawia polskim
volksdeutschom , pozostałym na Śląsku, że dzięki
przynależeniu do niemieckiej listy narodowej opływali we
wszystko, korzystali z przywilejów itd. Trzeba było tu pozostać
i poznać te miody!
Poza Śląskiem volksdeutsche może mogli korzystać z
przywilejów, na Śląsku naprawdę ani kokosów nie
zdobywali, ani w dostatku nie opływali.
Ciężkie, niemal męczeńskie było na Śląsku życie Polaka,
bezustannie narażonego na szpiegostwo, zmuszanego do
tajenia swych uczuć narodowych, do ukrywania się, do
narażania swych dzieci na wpływy hitleryzmu.
Aatwiejsze o wiele, swobodniejsze i radośniejsze było życie
na wygnaniu w GG, w otoczeniu rodaków, wśród dzwięków
nieskrępowanej mowy polskiej. Znam to. Byłem tu i tam.
Miałem stałe, ścisłe kontakty ze Śląskiem przez cały czas
wygnania. Wiem, że Śląsk kocha Polskę, że wielu jest w
drodze do pełnego rozkwitu polskości. Lękam się tylko, aby
ci, co nie znają przeszłości i osamotnienia śląskiego ludu
polskiego, co nie rozumieją powolnej ewolucji narodowej
narażonego na wpływy germanizacji a zdanego tylko na
siebie ludu, ci, co sądzą, że lud śląski powinien już dziś tak
myśleć i czuć jak oni, którzy od młodości wy- rośli w
atmosferze pełnej kultury polskiej, lękam się, aby ci
właśnie, w nadmiarze zle stosowanego patriotyzmu nie
odepchnęli raczej tych, co są na drodze do Polski, i nie
powstrzymali procesu zbliżenia do polskości tych, co
pozbawieni pomocy ze strony polskiej, nie ze swej winy byli
przez tyle pokoleń narażeni na wpływy germanizacyjne.
VI.
Maskarada na Górnym Śląsku udała się. Swój cel osłęgła.
Pewnie, że strat nie zabrakło, ale polskie załogi hut,
kopalń i fabryk pozostały na miejscu, gdy nadeszły
oswabadzające Śląsk wojska radzieckie i polskie, Ślązacy
nie pozwolili zniszczyć przemysłu.
Żadna fabryka nie stanęła, wyjąwszy dla braku surowca.
Żadna huta nie zagasła, żadna kopalnia nie uległa zaga-
strona 23:
zowaniu lub zatopieniu, śląskie załogi polskie spełniły
swój obowiązek wobec Polski ocaliły przemysł śląski!
Nadszedł czas likwidacji maskowania, czas rehabilitacji. Kto
zawinił, niech poniesie zasłużoną karę. Kto poszedł drogą, na
którą Rząd Polski się zgodził, nie zawinił, jeśli się innych nie
dopuścił przewinień wobec swego narodu.
Komu ani dochodzenia ani świadkowie nie wykażą winy,
odzyska pełne prawa obywatelskie po badaniach dokładnych,
sprawiedliwych i opartych na prawie!
Przywrócenie spokoju i ładu prawnego w dziedzinie
obywatelstwa polskiego będzie wielkim i ważnym owocem
dekretów i rozporządzeń rehabilitacyjnych.
C. Domówienie
Wyżej podane uwagi napisałem przed 14 czerwca 1945.
Obecnie sprawa rehabilitacji już jest w pełnym toku. Trójki i
czwórki niemieckiej listy narodowej mocą rozporządzeń
Rządu Polskiego rehabilitują się składaniem deklaracji
wierności wobec Polski i odzyskują pełne prawa
obywatelskie. Sprawa dwójek przechodzi przez sądy
specjalne.
I. Rząd Polski i zebranie Krajowej Rady Narodowej przyjęli
zasadę wygłoszoną przez generała Zawadzkiego, wojewodę
śląsko-dąbrowskiego, że należy ratować każdą kroplę krwi
polskiej, chociażby bardzo już uległa wpływom germanizacji.
Polska potrzebuje ludzi. Nie powinna stracić nikogo, w którym
krąży krew polska, wyjąwszy zbrodniarzy lub zdecydowanych
zdrajców. Premier Ministrów w przemówieniu na Krajowej
Radzie Narodowej jeszcze silniej podkreślił dążenie
Polski do zachowania narodowi polskiemu każdego
Polaka, chociażby się był bardzo oddalił od polskości.
Premier oświadczył, że do obywateli polskich zaliczy się i
przyjmie chętnie nawet tych Polaków, którzy mieszkając za
granicą, porzucili lub stracili obywatelstwo polskie i
przybrali obce.
Przyjęcie obywatelstwa w obcym państwie na pewno jest
objawem daleko większego dobrowolnego oddalenia się od
polskości, aniżeli przyjęcie listy narodowej niemiec-
strona 24:
kiej pod naciskiem warunków a za wyrazną zgodą Rządu
Polskiego. Widać z tego zdecydowaną wolę Rządu Polskiego
do przebaczenia i przygarniania rozproszonych okruchów
polskości.
Rozprawy rehabilitacyjne idą, ale o dziwo, jakże rozmaicie!
Są województwa w których zdawałoby się, że niektóre
wpływowe osobistości sabotują wyrazną wolę Rządu
Polskiego, aby z miłością przygarniać to; co polskie, a
natomiast skwapliwie i z prawnie nieuzasadnioną surowością
żądają, aby do nieszczęśników z listą narodową stosowano
represje, wykraczające daleko poza wolę i rozporządzenie
Rządu. Są wypadki, w których jakiś przedstawiciel władz
samowolnie odbiera dwójkarzowi dowód i niszczy go, lub
oświadcza, że dwójka to właściwie jedynka, której nie
przysługuje prawo rehabilitacji. Są to objawy karygodnej
samowoli. Obywatel generał Zawadzki mówił niejednokrotnie
o ludziach, u których urząd, a zwłaszcza posiadanie karabinu,
wywołało zawrót głowy i mniemanie, że im wszystko wolno.
Rozumie się, że niemiec nie może być rehabilitowanym.
Polska chce być państwem narodowym i nie chce mieć na
swoim terytorium niemców nawet t. zw. dobrych. Natomiast
dekrety rehabilitacyjne wykazują a oświadczenia
przedstawicieli władz kompetentnych potwierdzają, że Polska
nie chce odpychać od siebie ludzi polskiego pochodzenia,
chce ratować każdą kroplę krwi polskiej. Kto się
przeciwstawia tej tendencji, sabotuje wolę Państwa
Polskiego, krzywdzi Polskę, zmniejszając jej potencjał
narodowy.
Państwo Polskie ustanowiło sądy i procedurę rehabilitacyjną,
aby się odgrodzić od niemców, którzy by się chcieli wcisnąć
bezprawnie w społeczeństwo polskie, ale nie chce się
odgrodzić od Polaków, od ludzi, w których płynie krew polska.
Żadna władza, żaden sąd rehabilitacyjny nie ma prawa
Polaka zamienić w niemca i wyrzucić poza nawias
społeczeństwa polskiego człowieka pochodzenia polskiego,
który chce być Polakiem, i który nie popełnił zbrodni, za którą
winno go się postawić przed sąd karny. Wniosku lub przyjęcia
niemieckiej listy narodowej nie zalicza Rząd Polski jeszcze do
takich zbrodni, inaczej nie ustanowiłby możliwości
rehabilitacji. A gdy się uwzglę-
strona 25:
dni fakt, że Rząd Polski śp. generała Sikorskiego wyraznie
upoważnił Polaków do maskowania się t. zw. volkslistą
niemiecką, gdy się uwzględni, że ten sam Rząd zgodził się na
to, aby Polacy, pełniący w czasie okupacji w GG funkcje
urzędników niemieckich, podpisywali deklaracje, że nie czują
się już związanymi przysięgą wierności złożoną Rządowi
Polskiemu, gdy się doda, że obecny Rząd Polski Polaków,
którzy obce przyjęli obywatelstwo i wyrzekli się polskiego,
także przyjmuje do pełni obywatelstwa polskiego, widać
wyraznie, że Polska chce ratować krew polską, a nie
odpychać i potępiać.
Nie wolno używać, podwójnej miary. Jeśli się chce potępić
tych, co za zgodą Rządu Polskiego a pod przymusem
warunków przyjęli volkslistę, czemu się nie potępia i tych, co
również za zgodą Rządu Polskiego podpisali deklarację, aby
nie stracić posady? Czemu pozwala się na to, aby ci, co
podpisali ową deklarację, byli dziś sędziami tych, którzy za
zgodą Rządu zgodzili się na volkslistę z konieczności, ratując
swoje mienie, pragnąc pozostać na miejscu, w swoim domu,
na swej roli?
II. Pojawiły się nawet głosy i wnioski, aby cofnąć i znieść
wszystkie ustawy rehabilitacyjne i wszystkich z listą
narodową uznać za niegodnych, aby byli Polakami, pozbawić
ich majątku itp. Skąd płyną takie tendencje i wołania,
niewątpliwie niemądre i szkodliwe z punktu widzenia
interesów Polski, której ludzi tak bardzo potrzeba? Kluczem
do rozwiązania tej zagadki, do zrozumienia tych głośnych
pseudopatriotów, to często pospolite szabrownictwo, interes
osobisty, a nie interes Polski.
Na dwa zródła, z których płynie świadomy lub nieświadomy
sabotaż rehabilitacyjny, warto zwrócić uwagę władzom i
organom sprawiedliwości. Pierwsze, to chęć żerowania na
dwójkarzach . Procesy rehabilitacyjne ogłasza się publicznie
w pismach itd., podając adresy dokładne, wzywa się
ogłoszeniem do podnoszenia zarzutów.
Otóż nie brak szlachetnych ludzi, którzy przeczytawszy listę
kandydatów do rehabilitacji, zwracają się do nich z żądaniem:
Albo mi zapłacisz tyle a tyle, albo świadczę, żeś był zawsze
wrogiem polskości . Aatwy i znakomicie dochodowy interes.
Rzecz tym więcej grozna, że są miejscowości, w których
wystarczy niesprawdzony
strona 26:
zarzut osoby bardzo mało wartościowej, aby rehabilitację
udaremnić wbrew licznym świadectwom poważnych Polaków
na korzyść danej osoby.
Drugi sposób żerowania na nieszczęściu ludzkim wyrasta z
innego przepisu rozporządzenia rehabilitacyjnego.
Rehabilitowanemu Polakowi zwraca się zabrany majątek.
Tymczasem w mieszkaniu rehabilitującego się siedzi już ktoś
inny, dom jego już sobie upatrzyła lub zabrała jakaś osoba,
instytucja, meble stoją dawno w cudzym mieszkaniu.
Dopuścić do rehabilitacji, to znaczy oddać dom, mieszkanie,
meble itd. prawowitemu właścicielowi. Uderza się wówczas w
nutę patriotyzmu, czyni się wszystko, aby rehabilitację
udaremnić. Bywają nawet instytucje polskie, którym tak się
spodobał zakład czy dom rehabilitującego się, że uważają
sobie za obowiązek obywatelski wszelkimi sposobami
przeciwdziałać rehabilitacji, aby im nie odebrano zakładu.
Wystarczają przecież niekiedy zarzuty nieudowodnione i
niebadane, aby odrzucono wniosek rehabilitacyjny.
Odrzucenie zaś wniosku o rehabilitację grozi karami i
konsekwencjami, jakie na mocy wyroków sądowych spotykają
najcięższych tylko zbrodniarzy a więc śmierć obywatelska
razem z konfiskatą majątku, natychmiastowe zaaresztowanie
i przewiezienie do obozu czy więzienia bezterminowego,
często oznacza to śmierć fizyczną.
Na tym tle pojawiają się takie kwiatki jak wniosek pewnego
członka Rady Narodowej większego miasta, aby dekrety
rehabilitacyjne zmienić. o tyle, aby sąd, orzekający
rehabilitację, mógł rehabilitowanego ukarać konfiskatą całego
lub części majątku.
Gdy z ciekawości dowiadywałem się bliższych szczegółów,
przekonałem się, że wnioskodawca widząc, że rehabilitacji
nie zdoła przeszkodzić, a łudząc się, że wzburzeniem opinii
publicznej zdoła wpłynąć na sędziów i ławników chciał
wyrokiem sądowym uzyskać na własność meble
rehabilitowanego Polaka, które sobie był już przywłaszczył
bezprawnie. Szabrownictwo, ubrane w płaszcz patriotyzmu,
już wiele wyrządziło krzywd ludziom, ale większe jeszcze
sprawie polskiej.
III. Przemówienie wojewody śląsko-dąbrowskiego,
generała Zawadzkiego o sprawie weryfikacji i rehabilitacji
Polaków, wygłoszone na Wojewódzkiej Radzie Narodowej,
cała akcja w tym kierunku wszczęta przez wojewodę, opór,
strona 27:
na który akcja ta napotyka w powiatach, świadczą
najwymowniej o tym, jak wielkie sprawie polskiej wyrządza
krzywdy rzekome patriotyczne szabrownictwo i jak silnym
jest front szabrowników usiłujących dla własnego osobistego
zysku odtrącić od polskości Polaków, którzy zgodnie z wolą
Rządu Polskiego maskowali się. Oczywiście Polacy tacy mieli
majątek i starali się go ocalić maskowaniem się. Wśród nich
jest mnóstwo specjalistów Polsce potrzebnych, rzemieślników
artystycznych, przemysłowców specjalnych, są ogrodnictwa i
hodowle, mniejsze ale Polsce niezbędne warsztaty, które
właściciele chcieli ocalić przed hitlerowcami, przyjmując z
konieczności listę niemiecką. Wyłączenie tych ludzi, Polaków,
z polskiego społeczeństwa jest po prostu naigrawaniem się z
woli Rządu. Do maskowania się upoważniała ich zgoda
Rządu Polskiego. Jeśli ci ludzie dopuścili się jakiej zbrodni
wobec Narodu polskiego, słusznie należy im się kara, ale nie
za maskowanie się, lecz za przewinienia na innym polu
popełnione.
Powołane do udziału w procedurze rehabilitacji władze, idąc
za rozporządzeniami i wskazaniami Rządu Polskiego, dążyć
winny do ratowania dla Polski każdego Polaka z miłością i
sprawiedliwością a bez ulegania animozji i nastrojom
wyrosłym na tle przewrażliwionego patriotyzmu, a przeważnie
płynącego ze zródeł patriotycznego szabrownictwa. Wielkie
to i nad wyraz ważne zadanie procedury rehabilitacyjnej, aby
segregując plewę od ziarna i przypatrując się pilnie a
krytycznie zarówno podnoszonym zarzutom, jak i motywom
tych, którzy je podnoszą, naprawiać 210 wyrządzone wielu
Polakom, których odpycha się od polskości nieraz tak łatwo,
skazuje się ich na najcięższe kary wbrew prawu i
wskazaniom Rządu Polskiego.
IV. Wyrok sądu rehabilitacyjnego jest ostateczny. Przeciw
wyrokowi, decydującemu o życiu i śmierci obywatelskiej,
narodowej i nawet fizycznej, nie ma odwołania do wyższej
instancji. Najcięższemu zbrodniarzowi przysługuje prawo
odwołania się, aby mógł osiągnąć zmianę wyroku powziętego
mylnie wskutek niedostatecznego uwzględnienia dowodów na
korzyść oskarżonego lub wskutek błędów i niedostatków w
procedurze sądowej. Prawo ogólnie uznaje, że sąd mimo
badań sumiennych mylić się może lub ulec nadmiernie
wpływom wymowy oskarżyciela czy świadków.
strona 28:
Chcąc przyśpieszyć załatwienie rehabilitacji wykluczono
wyższe instancje. Zdawałoby się, że wskutek tego badanie
sprawy powinno być tym więcej ostrożne, sumienne,
wszechstronne, a przy tym życzliwe. Chodzi przecież o to,
aby Polaka nie niemca, ani nie zbrodniarza, wyłączyć ze
społeczności polskiej i skazać go na najcięższą karę, na
śmierć obywatelską i napiętnowanie. Czy przestrzega się
dostatecznie tej ostrożności? Czy przesłuchuje się świadków
jak należy? Czy bada się sumiennie i odważa dowody pro i
contra? Czy przy przeprowadzaniu procedury
rehabilitacyjnej nie oddziałują nadmiernie na rozstrzygnięcie
opinie osobiste osób, mających bezpośredni interes w tym,
aby wyrok był negatywny? Znam wypadki, w których
zabraniano świadkom odwodowym odezwania się a słuchano
tylko obciążających. Słuszności zarzutów nie badano w
ogóle, a obrony nie dopuszczano. Są wypadki, że ludzi,
którzy wielkie oddawali w czasie wojny usługi Polakom i
polskości z narażeniem siebie samych, odsądza się od
polskości na mocy niesprawdzonych zarzutów jednej czy
drugiej skądinąd mało wiarogodnej osoby, a odrzuca się w tej
samej sprawie świadectwa korzystne kilkudziesięciu prawych
Polaków.
Na polu rehabilitacji dzieją się rzeczy straszliwe. Zamiast
ratować Polaków, którzy za zgodą Rządu Polskiego chcieli
uniknąć zniszczenia warsztatów pracy przez niemców, którzy
pod grozą obozu koncentracyjnego zmuszeni wnieśli o listę
narodową, piętnuje się ich, odrzuca i skazuje na najcięższą,
jaką Polska zna karę bez możności odwołania, bez
możności poddania wyroku kontroli wyższej instancji, bez
możności wykazania niesłuszności wyroku. Każdemu
złodziejaszkowi, każdemu oszczercy, zasądzonemu na kilka
dni więzienia czy grzywnę, przysługuje prawo odwołania się
do wyższej instancji, a w tej sprawie, w której chodzi o więcej
aniżeli życie i śmierć, nie ma wyjścia żadnego, chyba prawo
łaski,. o które wnieść można tylko wtedy, jeśli sąd wyrokujący
poprze wniosek.
Zasądzeni już nie mają głosu. Nie mają nawet możliwości
dalszych starań. Z reguły aresztuje się ich wprost ze sali
sądowej.
Gdy zaś zasądzeni i oskarżeni już głosu nie mają, uważam
to sobie jako Biskup i Polak za obowiązek, zwrócić w
interesie dobra Polski uwagę na błędy popełniane przy
strona 29:
rehabilitacji, na konieczność poddania rewizji obecnej
procedury rehabilitacyjnej i stworzenia instancji odwoławczej,
która by mogła poddać kontroli wyroki pierwszej instancji.
Przede wszystkim zaś apeluję do wszystkich, którzy o
sprawach rehabilitacyjnych decydują i wpływ na nie
wywierają, aby nie ulegali pochopnie wpływom pokątnym i
interesownym, ani nawet przewrażliwionym ale
krótkowzrocznym opiniom ludzi poczciwych, lecz aby sądy
swe opierali i wyroki wydawali po dokładnym i krytycznym
zbadaniu świadków i dowodów, ściśle na zasadzie ustaw
rehabilitacyjnych i tendencyj Rządu Polskiego, zawsze
pamiętając, że Rząd Polski generała Sikorskiego wyraził
zgodę na maskowanie się Polaków wobec niemców.
Katowice, dnia 22 listopada 1945 r.
Stanisław Adamski; Biskup Katowicki
[KONIEC]
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
POGLĄDY NA WSZECHŚWIATRozwój Duchowy Poglądy Na ŚwiatKomu zależy na upadłości narodowego przewoźnika Nasz Dziennik, 2011 03 14Współczesne poglądy na powstawanie erozji zmineralizowanych tkanek zębówWybrane poglady na wychowanie(1)Czas na Gwardię Narodową po polsku(2)Poglądy na temat roli chromu (III) w zapobieganiu i leczeniu cukrzycyMoje słuszne poglądy na wszystkoLeszek Kołakowski Moje słuszne poglady na wszystko(fragment)przejecia i polaczenia na rynku narodowych funduszy inwestycyjnychNowe poglądy na patogenezę dystrofiiRozwój poglądów na budowę atomuPoglądy na leczenie i rehabilitację patologii łąkotkowejwięcej podobnych podstron