ost postpolityka

background image

Władza trochę od niechcenia
Dwa tygodnie temu na łamach "Europy" Ireneusz Krzemiński postawił tezę, że już wkrótce możemy mieć do
czynienia z całkowitą hegemonią Platformy Obywatelskiej na scenie politycznej. Ta hegemonia grozi jego
zdaniem znaczącym intelektualnym zubożeniem polskiej polityki. Z Krzemińskim polemizował Tadeusz
Szawiel, wskazując, że obawy związane z monopolem PO są znacznie przesadzone, zaś ewentualne
zwycięstwo Donalda Tuska w wyborach prezydenckich bynajmniej nie gwarantuje wzmocnienia pozycji jego
partii.

Dziś głos w tej dyskusji zabiera David Ost, amerykański znawca spraw Polski i Europy Środkowo-Wschodniej.
W jego opinii trudno mówić o grożącej nam hegemonii PO, jako że partia ta nie wykazuje żadnych typowo
hegemonicznych zapędów. W przeciwieństwie do rządzącego wcześniej PiS nie próbuje wywierać wpływu na
wszystkie dziedziny życia. Nie chce nawracać obywateli na żadną ideologię i nie prowokuje ciągłych
konfliktów. Stąd wynika ogromne poparcie, jakim wciąż cieszy się w społeczeństwie.

David Ost*:

Platforma zyskuje dzięki temu, że nie ma hegemonicznych skłonności

Perspektywa zdobycia przez Platformę Obywatelską na wiele lat pełni władzy skłania do postawienia dwóch
ważnych, ale odrębnych względem siebie pytań. Pierwsze: czy będziemy mieli do czynienia - jak określił to
niedawno Ireneusz Krzemiński na łamach "Europy" - z hegemonią PO? I drugie: czy partia Donalda Tuska,
mając swojego prezydenta i swój rząd, zachowa jedność?

Konflikt z elitą i rozczarowanie ideologią

Kiedy w latach 2002 - 20003 pisałem książkę "Klęska Solidarności", uważałem, że w Polsce pełnię władzy
przejmie na długo to ugrupowanie, któremu uda się zorganizować gniew społeczny. W roku 2005 gniew ten
skutecznie zorganizowało Prawo i Sprawiedliwość, ale po wygraniu wyborów zgromadzony kapitał poparcia
został przez tę partię zmarnowany. PiS słusznie postawiło na grupy niezadowolonych, lecz gdy przyszło mu
rządzić, nadal trzymało się wyłącznie takiego elektoratu. To był błąd. Nie można sprawować władzy bez
poparcia przynajmniej jakiejś części elity gospodarczej, a jeszcze trudniej robić to w sytuacji, gdy zraziło się do
siebie również elitę intelektualną. Tymczasem PiS weszło w konflikt z całą tą elitą.

Zanim Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, dla establishmentu nie miało znaczenia, kto rządzi. Spory
ideologiczne między partiami nie przekładały się na ich realny stosunek do wiodących grup ekonomicznych.
Każda władza była wobec elity gospodarczej przychylna. Dopiero PiS to zmieniło. Choć partia ta nigdy nie
uprawiała polityki skierowanej bezpośrednio przeciw owej elicie, to jednak zagrażała jej interesom za sprawą
swego stosunku do Unii Europejskiej oraz języka nieustannych konfliktów. Tymczasem okazało się, że wielu
spośród tych Polaków, którzy poparli w roku 2005 hasło Polski solidarnej, nie ma tak ideologicznego
nastawienia jak formacja Jarosława Kaczyńskiego. Nie do zniesienia było dla nich pouczanie społeczeństwa
przez rządzącą ekipę. Zwłaszcza gdy propaganda nacjonalizmu zderzała się z konkretną rzeczywistością, czyli
korzyściami płynącymi z członkostwa Polski w UE.

Obecna dominacja Platformy jest więc poniekąd rezultatem rozczarowania rządami PiS. Ale PO nie musiała się
zbytnio wysilać, aby taką pozycję osiągnąć. Zdobywanie władzy oraz jej sprawowanie to w przypadku
Platformy procesy odbywające się siłą inercji. PO zarzuca się bierność. Ale to dzięki pozostawieniu wielu sfer
życia społeczeństwu cieszy się ona poparciem znacznej jego części. Zwykłym ludziom odpowiada sytuacja, w
której rządzący im się nie narzucają. Tego nie rozumieli przywódcy PiS.

Trudno zatem mówić o hegemonii w przypadku ugrupowania, które rządzi trochę jakby od niechcenia. PO tym
się różni od PiS i pozostałych partii, że nie traktuje ogromnego poparcia społecznego jako mandatu do
podporządkowania sobie państwa, gospodarki czy mediów. U działaczy Platformy nie widać takiej chęci
posiadania władzy za wszelką cenę, jaka cechuje aktywistów innych formacji. Polakom może się to tylko
podobać, więc nie mają nic przeciwko oddaniu prezydentury i rządu w ręce ludzi, którzy demonstrują
zdystansowany stosunek do polityki.

background image

Znamienne, że PiS nie zdołało nabrać społeczeństwa na czarny wizerunek PO jako partii oligarchów. Takie
zabiegi przynosiły efekty tylko do roku 2005. Macierzysta partia Donalda Tuska, Kongres Liberalno-
Demokratyczny, została w pierwszej połowie lat 90. napiętnowana jako "aferałowie" i zniknęła ze sceny
politycznej. Natomiast wszyscy zwycięzcy kolejnych wyborów - niezależnie od deklarowanej opcji ideowej -
wygrywali je, szermując mniej lub bardziej socjalnymi hasłami sprzeciwu wobec brutalności transformacji
kapitalistycznej lub wobec oligarchicznej elity gospodarczej. Kampania wyborcza Platformy z roku 2007
okazała się pod tym względem swoistym przełomem.

Antykapitalistyczny populizm w odwrocie

To, że Polacy nie ulegają dziś - tak jak jeszcze 5 lat temu - propagandzie antykapitalistycznej, a gniew
społeczny nie organizuje poparcia dla sił politycznych, świadczy o konsekwencjach transformacji, jaka
dokonała się w ciągu minionych dwóch dekad. Polska upodobniła się do Zachodu - również pod tym względem,
że nie ma już wielkiej klasy robotniczej w wielkich fabrykach. Istnieje swoisty konsensus wokół "welfare state",
które nie jest tak opiekuńcze, jak postulowali to socjaldemokraci w latach 70., ale pozostaje obowiązującym
modelem. Kapitalizm potrzebuje konsumentów i woli względnie usatysfakcjonowanych pracowników, którzy
nie przyczyniają się do wybuchów społecznego niezadowolenia. Zachowanie podstawowego "welfare state"
jest warunkiem takiego stanu rzeczy, a politycy PO mają tego świadomość.

Platforma staje więc także wobec problemu przeformułowywania podziałów ideowo-politycznych, zwłaszcza
przez lewicę. Zmiana struktury społecznej w Polsce, podobnie jak na Zachodzie, oznacza, że dziś podstawowa
tożsamość lewicy nie może już opierać się na kontestacji kapitalizmu ani na odwoływaniu się do etosu klasy
robotniczej, które charakteryzowało działaczy pierwszej "Solidarności". Lewicowość coraz bardziej odnosi się
do kwestii kulturowych takich jak obecność kobiet w sferze publicznej, tolerancja dla grup etnicznych,
rasowych, religijnych i różnych orientacji seksualnych oraz globalna solidarność wyrażająca się niesieniem
pomocy finansowej i materialnej ubogim regionom świata. Tak rozumianej lewicowości PO oczywiście nie
akceptuje, ale też jej nie zwalcza, co z kolei robiło PiS.

Platforma wobec problemów kulturowych zajmuje stanowisko dwuznaczne. Ale na tym polega właśnie
problem dzisiejszych formacji liberalnych sprowadzających wolność do wolności gospodarczej. Lekceważenie
sfery kulturowej powoduje, że w kwestiach jej dotyczących współcześni liberałowie godzą się ze status quo
kraju, w którym działają. We Francji czy w krajach skandynawskich aprobują oni swobody obyczajowe,
natomiast w Polsce powstrzymują się przed ich wprowadzaniem, ponieważ nie chcą konfliktu z Kościołem i
konserwatywną częścią społeczeństwa. Poza tym PO tym się też różni od innych liberalnych ugrupowań
zachodnich, że funkcjonuje w kraju narodowościowo i religijnie jednolitym. Liberalizm Platformy nie jest więc
na razie testowany w takich sprawach jak stosunek do imigrantów z krajów arabskich i muzułmańskich.

Nadmierne oczekiwania liberalnej inteligencji

To wszystko powoduje, że w Polsce Platforma bywa krytykowana i atakowana nie tylko przez PiS i kręgi
prawicy narodowej, ale również z przeciwnej strony - przez środowiska lewicowe oraz te, które odnoszą
liberalizm również do kwestii kulturowych. PO zarzuca się, że w istocie jest partią konserwatywną i
drobnomieszczańską. Tkwi w tym pewne istotne nieporozumienie. Inicjatywa w dziedzinie przemian
kulturowych nie wychodzi od partii politycznych, lecz od środowisk opiniotwórczych i ruchów społecznych. W
USA takie zmiany nie zaczęły się od Partii Demokratycznej, ale właśnie od zdeterminowanej części
społeczeństwa, które niejako zmusiło Demokratów do prowadzenia określonej polityki.

Platformę krytykuje także polska inteligencja, co szczególnie dało o sobie znać przy okazji niedawnych
kontrowersji wokół projektu ustawy medialnej. To jednak wyłącznie echo sytuacji, jaka miała miejsce w
okresie rządów PiS. Stary etos inteligencki powrócił wówczas w rozmaitych protestach wobec polityki Prawa i
Sprawiedliwości. Intelektualiści liczyli chyba na to, że Platforma się im odwdzięczy za rzekome przyczynienie
się do obalenia rządów tamtej ekipy. PO natomiast tego nie robi, bo właściwie nie ma po co. Jeśli chodzi o
obalenie rządów PiS, to tak naprawdę decydująca okazała się w tym przypadku słabość samej tej partii. (PiS
mogło utrzymać się przy władzy, nawet mając opozycję w postaci inteligencji liberalnej, gdyby posiadało
mądrzejsze kierownictwo niepodejmujące codziennej walki ze społeczeństwem). W Polsce politycy nie mają
dziś istotnego kontaktu z intelektualistami. Można nad tym ubolewać, tym niemniej takie są realia. Jeśli polska

background image

inteligencja nie pozbędzie się przekonania o swoim wyjątkowym znaczeniu politycznym, straci resztkę
politycznego wpływu. W końcu może ją spotkać los Unii Wolności - kompletny brak zrozumienia zarówno ze
strony elity politycznej, jak i reszty społeczeństwa, a w efekcie marginalizacja.

Tymczasem monopol Platformy jest w pewnym sensie wzorem dla polityki UE. Wielu europejskich
przywódców patrzy z zazdrością na PO. Unia Europejska, wbrew obiegowym mitom o jej rzekomym
socjalizmie, realizuje politykę neoliberalną: otwieranie gospodarek narodowych na wpływy z zewnątrz,
ograniczanie praw związków zawodowych, prywatyzacja wielkich zakładów państwowych. W poszczególnych
krajach europejskich rządząca elita neoliberalna musi się w tych sprawach zmagać z silną opozycją. Ale
Platforma ma za przeciwnika opozycję słabą, uciekającą od debaty gospodarczej ku sporom kulturowym i
historycznym. Słabość Prawa i Sprawiedliwości nie zmienia jednak faktu, że jest ono partią hałaśliwą, stale
rzucającą PO kłody pod nogi. To sprawia, że pełnia władzy w rękach Platformy nie jest równoznaczna z nudą
charakteryzującą politykę w krajach, w których występuje monopol jednego ugrupowania. Ataki PiS są jednak
motywowane przede wszystkim walką o władzę. Kiedy partia Jarosława Kaczyńskiego krytykuje neoliberalną
politykę PO wobec polskiego przemysłu stoczniowego, świadczy to o niemałej hipokryzji, bo PiS bowiem,
będąc u władzy, zrobiło niewiele dla ratowania polskich stoczni.

Monopol i pluralizacja dominującej partii

Przyszłość Platformy trzeba więc rozpatrywać również w kontekście tego, co stanie się z Prawem i
Sprawiedliwością. PiS po prawdopodobnej przegranej Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich straci
na znaczeniu. Jarosław Kaczyński stanie wobec trudnych wyborów. Być może przywództwo PiS przejmie za
jakiś czas Zbigniew Ziobro. Niewykluczone również, iż przegrane wyborcze Prawa i Sprawiedliwości
spowodują jego rozpad. Tak czy inaczej, aby pozostać na polskiej scenie politycznej, PiS musi złagodzić swój
język, podobnie jak uczyniły to inne europejskie partie nacjonalistyczne (np. w Austrii).

Silna pozycja Platformy może natomiast paradoksalnie skutkować wewnętrzną pluralizacją tego ugrupowania.
Długotrwałe sprawowanie pełni władzy oznacza, że nie można wykluczać, iż PO pójdzie śladami
meksykańskiej Partii Rewolucyjno-Instytucjonalnej czy japońskiej Partii Liberalno-Demokratycznej.
Polegałoby to na kooptacji do niej polityków z innych formacji i środowisk, którzy ujrzeliby szansę na
realizację swoich pomysłów właśnie w ramach Platformy. Za zapowiedź tego można w jakimś stopniu uznać
start w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy PO tak różnych pod względem proweniencji ideowo-
środowiskowej osób jak Danuta Huebner i Marian Krzaklewski.

Wchodzeniu do Platformy - podobnie jak w USA do neoliberalnej Partii Demokratycznej - ludzi o poglądach
lewicowych może sprzyjać to, że PO zdaje się być w istocie partią światopoglądowo pustą. Jej wybory ideowe
są silniej uwarunkowane aktualną sytuacją niż głębokimi przekonaniami kierownictwa. W latach 2001 - 2005
program Platformy kształtował się w opozycji wobec SLD, potem zaś w sporze z PiS. Dlatego wiele zależy od
ludzi, którzy wejdą do PO w najbliższych latach oraz od tego, co stanie się z PiS i w jakim kierunku podążać
będzie polityka europejska. Istotne znaczenie może też mieć postawa tych, którzy będąc zdecydowanymi
przeciwnikami Prawa i Sprawiedliwości, z niezadowoleniem patrzą na rosnącą hegemonię Platformy. Może się
wówczas okazać, że neoliberalne oblicze PO - uwarunkowane w dużym stopniu rywalizacją z PiS - ulegnie
zmianie.

David Ost *David Ost, ur. 1955, profesor politologii w Hobart and William Smith Colleges w stanie Nowy

Jork, wykładał również na Uniwersytecie Warszawskim i Central European University. Od lat 70. blisko

związany z polską opozycją demokratyczną. Jest autorem wielu artykułów i książek o przemianach w Europie

Środkowo-Wschodniej, m.in. "Solidarity and the Politics of Anti-Politics" (1990), "Workers After Workers'

States" (2001) oraz "Klęska Solidarności. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie" (wyd. pol. 2007).

W "Europie" nr 269 z 30 maja br. opublikowaliśmy jego tekst "Ideologowie runęli w przepaść".

http://www.newsweek.pl/artykuly/wladza-troche-od-niechcenia,43619,1/print


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Depresja ost
Wykład nr14 ost
OST WYKLAD Z MIZ[1]., pedagogika
kinetyka flotacji ost
Ost
CH obr handlu zagranicznego og wg krajow I XII 2011 wyn ost
Logistyka ost Pytania na egzamin magisterski
Obiekty hotelarskie super ost
patofizjologia ost wykad, WSZKiPZ, semestr III, medycyna egz
DENON DCD CX3 OST C1486
7ND TRD asortmenty specyfikacje 2015 ost
dekonstr ost
Biologia opracowanie 14 ost
TS ost wyk sciaga
3 Marksowska teoria społeczeństwa (Ost)

więcej podobnych podstron