Ks. Bronisław Sroka Sl
Dlaczego nadużywa się oskarżeń
o nacjonalizm i antysemityzm ?
List otwarty do pana R. Musielaka
autora artykułu pt. "Nie ma zgody !" zamieszczonego
w Toruńskim Informatorze Solidarności,
nr 11/211 z r. 1988
Na zaproszenie działaczy "Solidarności" w Toruniu wygłosiłem w tamtejszym Kościele
XX. Jezuitów Kazanie na Mszy św. za Ojczyznę. Było to dnia 31 sierpnia 1988 r. W
kazaniu swym pragnąłem podjąć ważny dziś, moim zdaniem, problem, który możnaby
krótko
zatytułować:
"O potrzebie patriotyzmu w życiu narodowym Polaków".
Stwierdziłem wtedy, że tym,
co stanowi największą siłę Każdej ludzkiej wspólnoty, jest ożywcza idea; idea
posiadająca moc Jednoczenia serc ludzkich, która ukazuje sens walki, cierpienia i
wspólnego działania. Bez tej scalającej idei żaden naród nie byłby w stanie żyć i działać
normalnie. Można wyróżnić dwie idee szczególnie pożyteczne w życiu ludzkich
społeczności. Są to: Religia i patriotyzm. Naród ożywiany przez te dwie twórcze idee, to
naród zdrowy i silny. Natomiast naród bezideowy, pozbawiony wiary w swoje
posłannictwo, odarty z szacunku dla samego siebie - niczego wielkiego nie dokona. Jest
to naród bez przyszłości, który nie wie, czego należy chcieć l dokąd trzeba dążyć. Jakże
łatwo staje się on łupem obcej manipulacji oraz sługą cudzych interesów...
Patriotyzm niezbędny jest wspólnocie narodowej zwłaszcza w momentach
przełomowych. Gdyby na początku naszego wieku nie ożywiała Polaków silna
świadomość narodowa oraz głęboki patriotyzm, nie udałoby się im wybić na
Niepodległość! Atoli niezbędnym warunkiem umocnienia uczuć patriotycznych w
społeczeństwie jest znajomość ojczystej historii. Historia jest pamięcią narodu! Ona to
rodzi ów tak niezbędny w życiu zbiorowym szacunek dla własnej kultury i tradycji; ona
dostarcza na całe pokolenia wzorców osobowych i uczy właściwych postaw
społecznych; z niej można czerpać doświadczenie i mądrość na trudne "dziś". Dlatego
też sprawą niezmiernie doniosłą w życiu narodów jest troska o właściwy przekaz
ojczystej historii. Albowiem jedynie taka historia, która nieci wiarę we własne
możliwości i budzi uznanie dla wysiłku minionych pokoleń, zdolna jest natchnąć naród
do współczesnych wielkich dokonań. Nic przeto dziwnego, iż każdy wróg, który pragnie
obezwładnić naród, dąży z reguły do tego, aby zohydzić historię usidlanej przez siebie
ofiary!...
W kazaniu swym starałem się także przedstawić różnicę pomiędzy zdrowym
patriotyzmem, a nacjonalizmem. Patriotyzm jest naturalną i całkowicie zrozumiałą
miłością do własnego narodu; jest - jak wspomnieliśmy - szacunkiem dla jego kultury,
tradycji i historii. nacjonalizm natomiast jest zwyrodniałą formą patriotyzmu.
Nacjonalista wynosi swój naród do poziomu wartości absolutnej, wartości "uber alles",
przed, którą ustąpić muszą nawet takie wartości jak religia, jak prawo moralne. I w
tym właśnie wyniesieniu własnego narodu ponad wartości etyczne mają swe źródło
hitlerowskie zbrodnie wojenne. Jednakże nacjonalista to przede wszystkim człowiek
ograniczony, niezdolny do tego, ażeby dostrzec pozytywne cechy także u innych
narodów. Przeto w ograniczoności swojej uznaje własny naród za coś lepszego od
innych, więc gardzi innymi...
Użyłem w tym miejscu pewnego znamiennego przykładu, choć z góry wiedziałem, że
wywoła on w pewnych kręgach określoną reakcje. Otóż niedawno temu "Wolna Europa"
publikowała na swych falach powieść A.Szczypiorskiego "Początek". Autor tej powieści
usiłuje obarczyć Naród Polski winą za zagładę milionów Żydów. Miota przy tym
niekulturalne wyzwiska pod adresem Polaków. Pisze mianowicie, jak to w blasku
płonącego Getta Warszawskiego widać było twarze żydowskich bojowników, a w nich
"całą historię ludzkości". Lecz w tymże blasku odbijały się "złośliwe pyski" SS-manów, a
tuż obok nich "bezmyślne pyski Polaków". Oto, jak w praktyce objawia się nacjonalizm!
Oczywiście, że tego rodzaju zestawienie Polaków ze zbrodniarzami niemieckimi
uznałem w swym kazaniu za wysoce niestosowne w stosunku do Narodu, który sam
poniósł z rąk tychże zbrodniarzy milionowe ofiary. Ów zaś passus o "bezmyślnych
pyskach Polaków" potraktowatem po prostu jako wulgarna, karczemną obelgę,
niegodną człowieka kulturalnego. Wyraziłem przy tym zdziwienie, że tak antypolski
tekst mógł znaleźć miejsce w programie Rozgłośni Polskiej Radia "Wolna Europa"!...
Oświadczyłem następnie, iż nadal działają dziś w Polsce siły, które, jak za czasów
brutalnego komunizmu stalinowskiego, usiłują oderwać Naród Polski od Wiary
Chrystusowej; od tej idei, która na przestrzeni dziejów okazała się najcenniejszą
wartością Narodu. Dziś siły te działają, niestety, nie tylko po stronie władz
komunistycznych. Przeniknęły one do opozycji, a nawet wkradły się do "Solidarności".
Dowodem na to są choćby niektóre artykuły, zamieszczane w prasie niezależnej. Np.:
drwi się tam złośliwie z religijności Lecha Wałęsy, wytacza niesprawdzone zarzuty
przeciw Księdzu Prymasowi itp. Jako konkretny przykład podałem tu artykuł niejakiej p.
Lewandowskiej, zamieszczony w 114 numerze Bydgoskiego IS. Autorka obraża tam
dosłownie uczucia ludzi wierzących, kpiąc ze Mszy św. za Ojczyznę. Postawiłem
pytanie, kogo tacy ludzie reprezentują i w czyim działają imieniu? Czy "Solidarność",
która wypłynęła z serca Narodu Chrześcijańskiego upoważnia ich do prowadzenia wojny
podjazdowej przeciw Katolicyzmowi?! Czy nie są to raczej różnego rodzaju
kryptostalinowcy, dający w dalszym ciągu upust swej nienawiści do Katolickiej Tradycji
Polaków? Oczywiście, owi pogrobowcy stalinizmu powołują się dziś skwapliwie na
przysługujące im prawo wolności słowa (pamiętamy, co to byli za "miłośnicy wolności
słowa"!). Ale czy wolność słowa daje komukolwiek prawo do obrażania ludzkich
sumień? Czegoś podobnego nie spotka się dziś nawet w Trybunie Ludu!
Na zakończenie stwierdziłem, że w obliczu tych i im podobnych faktów, które stanowią
istotne zagrożenie dla naszych wartości narodowych, obowiązuje nas daleko posunięta
czujność. Czujność wobec tych sił, które próbują karykaturyzować obraz naszych
dziejów, które od czasów stalinowskich wysilają się nieustannie, aby oderwać Polskę od
Chrystusa i prowadzą swą obłędną walkę z tzw. "polskim nacjonalizmem", czyli po
prostu usiłują wydrzeć Polakom ich zdrowy patriotyzm.
Tak w streszczeniu przedstawiało się nasze toruńskie kazanie. I jakby na
potwierdzenie, że moje nawoływania do czujności nie są bynajmniej bezpodstawne, w
11 numerze TIS ukazał się artykuł pana Musielaka pod wielce wojowniczym tytułem
"Nie ma zgody!". Ze względu na jego wymowę przedstawię artykuł ów przynajmniej w
istotnych urywkach:
Nie ma zgody! Na Mszę św. z okazji 8 rocznicy Porozumień Sierpniowych poszedłem z nadzieją wysłuchania
mądrego kazania O. Wołoszyna. Okazało się, że homilię wygłosił ks. Sroka... Gdy słuchałem jego słów
ogarniało mnie coraz większe przerażenie. Tak czarnosecinnego tekstu nie pamiętam chyba od 1968 r., gdy
partyjni ideolodzy pouczali o niebezpieczeństwie syjonizmu. Ks. Sroka w nowy, twórczy sposób zdefiniował
różnicę między nacjonalizmem a patriotyzmem. Różnica ta polega jego zdaniem na tym, że dla nacjonalisty
najwyższą wartością jest naród, a patriota pierwsze miejsce rezerwuje Bogu... Zwrócę uwagę na konsekwencje
takiej definicji. A więc nie wierząc w Boga nie można być patriotą? Ciekawe, a raczej groźne! Dowiedziałem
się także, że naród polski zawsze potrafił się ustrzec przed nacjonalizmem. A pogromy żydowskie np. w
Kielcach, denuncjowanie Żydów w czasie wojny, antysemicka nagonka w r. 1968 - to chyba sprawki
krasnoludków? Zaprezentowane przez ks. jezuitę pojęcie patriotyzmu, polegające na przedstawianiu
nieprawdziwej, wyidealizowanej historii Polski, pomijające wszystko, co w tej historii złe, podłe, niegodne,
rozpływające się nad tym, że Konstytucja 3 Maja wyprzedziła o kilka miesięcy Konstytucję Francuska, z
moim [!] rozumieniem patriotyzmu się nie godzi. Nawiasem mówiąc ks. Sroka zapomniał dodać, że
konstytucję polską i francuską coś jeszcze różniło - ta druga została wprowadzona w życie... Ciekawe zresztą,
czy wg ks. Sroki święci byli Żydzi mordowani w Kielcach, czy może ich mordercy?... Traktowanie historii
jako ideologii "ku pokrzepieniu serc" przynosi więcej szkody, niż pożytku. Ks. Sroka oburzyłby się zapewne
na określenie go jako antysemity, jednak jego homilia zmusza mnie do tego, aby go tak nazwać. Insynuacje na
temat "lewicy laickiej", "szowinizmu" (żydowskiego, oczywiście), "miernego pisarzyny A.Szczyplorskiego"
(na podstawie sfałszowanego cytatu z jego Książki), na temat obcych (w domyśle narodowo), którzy
spenetrowali "Solidarność", są wystarczającym powodem do tego... Nie ma zgody! Nie ma zgody na
antysemityzm, zwłaszcza w ramach "Solidarności". Walczyć o "Solidarność" będę zarówno z Komunistyczną
władzą, jak i z nacjonalistycznymi, zawłaszczającymi ją kapłanami. W mojej [!] "Solidarności" nie ma
miejsca na różne traktowanie wierzących i niewierzących, Polaków żydowskiego i każdego innego
pochodzenia. Nikt nie ma prawa narzucać jej nacjonalistycznej, bogoojczyźnianej ideologii! A może ja się
mylę? Ks. Sroka dostał za swe nacjonalistyczne kazania burzliwe oklaski od obecnych na mszy członków
"Solidarności"... Ja nie o taką "Solidarność" walczę!
R. Musielak
Tyle pan Musielak. Trzeba przyznać, że mocno go to wszystko wytrąciło z równowagi.
Musiało się mu bardzo moje kazanie niepodobać, skoro aż tak się, biedny,
zdenerwował!... Cóż poradzić. Jeszcze się taki nie narodził, któryby wszystkim
dogodził... Niech mi jednak wolno będzie odpowiedzieć choć na niektóre jego zarzuty.
Otóż, po pierwsze, wyznaję pokornie, iż najzupełniej niezasłużenie przypisuje mi
p.Musielak zasługę stworzenia "nowej i twórczej" - jak się pięknie wyraził - definicji
nacjonalizmu, niestety, wstyd mi niezmiernie, ale to nie ja! Definicję tę zaczerpnąłem
bowiem z podręcznika "Katolickiej etyki społecznej", której autorem jest
współzałożyciel Tygodnika Powszechnego, Ks. Jan Piwowarczyk- (Londyn 1960, s. 291).
To jemu należą się więc laury, a nie mnie! Bo on to właśnie stwierdza, że nacjonalizm
to taka postawa, w której stawia się własny naród ponad wszelkie inne wartości, a więc
także ponad Religię i ponad prawo moralne. (A swoją drogą, panie Musielak, dobrze by
było zapoznać się bliżej z mysią społeczną Kościoła, skoro tak lubi się Pan na nią
powoływać!).
Po wtóre, co do zarzutu, że uprawiam historię "Ku pokrzepieniu serc", to z całą
niewinną prostotą, na jaką mnie tylko stać, przyznaję Panu rację. Istotnie, niekiedy
spoglądam na historię Polski także i pod tym kątem, by mogła ona służyć m.in. "ku
pokrzepieniu serc"! I pomimo anielskiej nieomal delikatności mego sumienia nie mogę
jakoś uznać tego za grzech. Absolutnie! Wychodzę bowiem z założenia, że historia jest
własnością narodu, przeto naród ma niezaprzeczalne prawo czerpać z niej dowoli, jak
ze skarbnicy - co zechce i ile zechce! A zatem nie tylko "ku przestrodze", nie tylko dla
zdobywania mądrości, lecz także "ku pokrzepieniu serc"! Z takiego właśnie założenia
wychodził Mickiewicz, gdy głosił swe Prelekcje Paryskie; do tegoż wniosku doszedł
(bodajże!) - i Sienkiewicz, pisząc Trylogię. Widzi Pan więc, panie Musielak, że jestem
raczej w dobrym towarzystwie. Takiego towarzystwa nie muszę się wstydzić! Atoli co
do pańskiego w tym względzie towarzystwa, to zgłaszam poważne zastrzeżenia. Do
towarzystwa tego zaliczyć bowiem należałoby niejakiego Apuchtina, pożal się Boże,
kuratora carskiej oświaty. Jeszcze u schyłku XIX w, pedagog ów lękał się srodze, ażeby
snadź studium ojczystych dziejów nie wlało w polskie serca zbyt wiele otuchy, przez to
nie wzbudziło fali "zgubnego polskiego nacjonalizmu". W czasach zaś bardziej
nowożytnych, tj. w latach okupacji niemieckiej, zarówno Prelekcje Paryskie, jak i
Trylogia, umieszczone zostały na ścisłym indeksie hitlerowskim jako dzieła
"nacjonalistyczne"! (głównie ze względu na swą moc krzepienia polskich serc). Widać
stąd, że zarówno Apuchtin, jak i Adolf (i jeszcze paru innych, nam współczesnych),
cierpieli na tę samą, b. groźną do otoczenia fobię. Otóż, panowie ci czuli paniczny lęk
przed tzw. "polskim nacjonalizmem"! Wyznam Panu otwarcie, że niepokoją mnie u
Pana podobne objawy...
Po tej monstrualnej wizji historii Polski, którą stworzył stalinizm i którą usiłowano nas
straszyć przez z górą 40 lat, czas popatrzeć na nasze dzieje jakoś bardziej normalnie.
Czemu zatem nie mielibyśmy wydobyć z naszej historii tych wartości. Jakże
prawdziwych i autentycznych, które budziłyby naszą nadzieję? Bardzo nam dziś
potrzeba nadziei. Próbujmy więc czerpać ją także z naszej przeszłości. Doświadczaliśmy
już nieraz w momentach trudnych, że przeszłość naszego Narodu zawiera w sobie
potężne źródła nadziei. Trudno więc, Panie Musielak, ja poprawy nie obiecuję! Nie
mogę zaprzestać głoszenia tej "wyidealizowanej" - jak ją Pan nazywa - historii Polski,
choćby miało to Pana i pańskich kolegów jeszcze mocniej przerazić. Zapewniam Pana
zresztą, że historia Polski "ku pokrzepieniu serc", a więc ta wizja naszych dziejów, którą
ukazali nam Mickiewicz i Sienkiewicz, Korzon i W.Sobieski, jest bez porównania bardziej
prawdziwa, uczciwsza i pożyteczniejsza od tej z importu, która przedstawia dzieje
naszego Narodu jako jedno długie pasmo burd antysemickich (vide, chociażby artykuł
p. Musielaka w nr 11 TES).
A skorośmy już przy historii, to muszę Pana zapewnić, że się Pan szpetnie myli
twierdząc, jakoby Konstytucja 3 Maja nie została wprowadzona w życie. Funkcjonowała
ona bowiem bez zarzutu przez blisko 16 miesięcy (tyle mniej więcej ile wynosił okres
legalnej działalności "Solidarności"). Naród prowadził nawet wojnę w jej obronie. Potem
zaś przestała obowiązywać, bynajmniej nie z winy Polaków. Tak więc pańska nieładna
sugestia, jakoby Polaków stać było jedynie na ogłaszanie doniosłych dokumentów, a nie
na ich realizację, jest niezbyt prawdziwa (mówiąc b. łagodnie).
Niech Pan pozwoli, że przejdę do następnego pańskiego zarzutu. Przyznać muszę, iż
dopiekł mi on nieco. Oto bowiem zarzuca mi Pan niegrzecznie, że ja niby sfałszowałem
tekst Szczypiorskiego... Nie, Panie Musielak, ja naprawdę niczego nie fałszowałem!
Owszem, rozumiem Pański wstyd za przyjaciela, ale trudno! Stało się! W opowieściach
Szczypiorskiego napisane jest czarno na białym o "bezmyślnych pyskach Polaków"!
Tego się niczym już zabejcować nie da! Słowa te pozostaną już na zawsze jako miernik
poziomu kultury niektórych pisarzy!...
I wreszcie ostatni zarzut, jaki p. Musielak raczył przeciw mnie wytoczyć. Oskarża mnie
on mianowicie o to, że jestem brzydkim rasistą i antysemitą, aczkolwiek argumenty,
którymi usiłuje podeprzeć swe oskarżenia są, raczej mizerne! Jest coś zaiste obłędnego
i maniakalnego w tym ustawicznym węszeniu przez niektóre środowiska, wszędzie i we
wszystkim - przejawów nacjonalizmu, antysemityzmu, bądź czego tam jeszcze!
Przypomina to do złudzenia tę historyczną kampanię, którą w okresie stalinowskim
rozpętano przeciw tzw. "wrogom klasowym", "kułakom", "elementom obcym ideowo" i
innym "agentom imperializmu". To zbrodnicze polowanie na czarownice miało wówczas
swój określony cel: jego reżyserom chodziło najwyraźniej o to, aby przemocą i
terrorem oderwać społeczeństwo polskie od jego tradycyjnych wartości i narzucić mu
mentalność sowiecka. (Służyć temu miał m.in. sztucznie narzucony zakaz mówienia o
pewnych istotnych sprawach, czyli tzw. tematy "tabu"). Jak wszystko, co absurdalne,
kampania ta miała zakończyć się wreszcie fiaskiem. Dziś budzi powszechną odrazę!
Podobny koniec można wywróżyć i tej nagonce, której także Pan jest popularyzatorem.
Powiem otwarcie pański zarzut jakobym był zaprzysiężonym antysemitą jest
nieuczciwym chwytem propagandowym, często dziś stosowanym przez ludzi pańskiego
pokroju. W mym odczuciu antysemityzm jest grzechem przeciw człowieczeństwu,
podobnie jak pogarda dla Murzynów, Cyganów itp. Jest to bowiem postawa, w której
gardzi się kimś za to jedynie, że jest Żydem - bez żadnych innych powodów. Przeto
podaję Panu uroczyście do wiadomości, że ja tego grzechu nigdy nie popełniłem
podobnie jak ogromna większość moich Rodaków. Starałem się traktować Żydów na
równi z przedstawicielami innych narodów. Czemu zresztą miałbym ich traktować
inaczej, niż np. Cyganów, Tatarów, czy Arabów!? Na jakiej więc podstawie oparł Pan ów
zarzut, żem antysemita? Co innego gdybym ubliżał Żydom, gdybym - przypuśćmy -
zwymyślał ich od bezmyślnych pysków żydowskich, lub chciał im świadomie szkodzić,
godząc w ich tradycję narodową; O! Wtedy tak! Wtedy z całą słusznością mógłby mnie
Pan nazwać groźnym nacjonalistą i antysemitą, ponieważ byłbym nim w istocie! Lecz ja
niczego podobnego nie popełniłem. Dlaczego zatem nadużywa Pan w stosunku do mnie
tego rodzaju oskarżeń?
Należy się Panu jeszcze jedno wyjaśnienie; Stwierdzając mianowicie, iż nie jestem
żadnym antysemitą, nie wyrzekam się przez to mojego prawa do uzasadnionej krytyki
pod adresem Żydów, podobnie jak nigdy nie wyrzeknę się mego oczywistego prawa
pod adresem Niemców, Rosjan, czy Cyganów. Skoro zatem stwierdzam - i nikt nie
może przeciw temu zaprotestować, ponieważ taka jest prawda historyczna - że wielu
Niemców winnych jest zbrodni ludobójstwa wobec obywateli Polskich, lub że Rosjanie
deportowali na Sybir miliony Polaków, na takiej samej zasadzie wolno mi powiedzieć,
że wiele ciężkich zbrodni, dokonanych na Polakach w okresie stalinowskim, ciąży na
osobach pochodzenia żydowskiego. Takie oparte na faktach stwierdzenie nie jest
żadnym przejawem antysemityzmu. I niech Pan zechce to zrozumieć!
Na zakończenie wytoczę i Ja przeciw Panu pewien zarzut, choć wyznać muszę - gdzież
mi tam do pańskiego tupetu! Otóż artykuł Pana, a zwłaszcza jego zakończenie, nosi na
sobie wszelkie znamiona starannie zaplanowanej nagonki, przeprowadzonej zgodnie z
klasycznymi zasadami współczesnej socjotechniki: kategorycznie protestować (bez
względu na wartość argumentów, którymi się dysponuje), wymachiwać piąstkami,
rozdzierać szaty, oburzać się - byle głośno, byle z tupetem! Oto jedna z bardziej
prymitywnych, choć tym nie mniej skutecznych form manipulacji społecznej (znamy ją
już od dość dawna!). Oto wola Pan na zakończenie pełen szlachetnego oburzenia: "Nie
ma zgody na antysemityzm" (Którego się Pan ponoć dopatrzył w moim Kazaniu). I
dalej jakby w uniesieniu "Nikt nie ma prawa narzucać ('Solidarności') nacjonalistycznej,
bogoojczyżnianej ideologii!" - A to ci dopiero! Któż więc ma prawo narzucać jej swoją
ideologię? Pan? Sądzi Pan, że posiada jedyny monopol na narzucanie światu swych
mocno zlewicowanych poglądów? Oj, nieładnie, panie Musielak, nieładnie! A gdzież u
licha zasady pluralizmu? Coraz uprzejmiej kłania się tu towarzysz Berman, ze swymi
znanymi, stalinowskimi metodami ''dyktatury proletariatu"!
Kończąc, chciałbym wyrazić Panu, panie Musielak, moje szczere wyrazy politowania.
Świadom bowiem jestem, jak nieswojo przy swoich poglądach, musi się Pan czuć wśród
ogółu członków naszej "Solidarności". Ów ogół składa się przecież z ludzi, którzy jak
sam Pan smętnie zauważył, kwitują "burzliwymi oklaskami" "nacjonalistyczne i
bogoojczyźniane" kazania jakiegoś tam księdza - "antysemity"! Ale taka już jest ta
Polska "Solidarność", w ogromnej swej większości chrześcijańska i patriotyczna! I nic
Pan na to nie poradzi! Przeto rozumiem pański ból... Na przyszłość radzę jednak
zachować większą powściągliwość w szafowaniu takimi przymiotnikami, jak
"nacjonalistyczny", "antysemicki", "bogoojczyźniany" etc. Trąci to bowiem
niedwuznacznie tym okresem, w którym tak wiele było przeróżnych "odchyleń
nacjonalistycznych", "wstecznictwa ideowego", "religianckiego obskurantyzmu" i czego
tam jeszcze? Po co się narażać na różne brzydkie podejrzenia!
Ks. Bronisław SroKa SI
Bydgoszcz, dnia 20 października 1988 r.
Powyższy odpis został wykonany przez Ruch Narodowy;
ul. 22 Lipca 22/2 A, 81-726 Sopot